Amber Kell Moon Pack Extra Christmas Tree Magic

background image

~ 1 ~

background image

~ 2 ~

Anthony wpatrywał się w drzewko pośrodku swojego salonu. Ścięte drzewo.

Zwrócił uwagę na swojego partnera, Silvera, który stał dumnie przy swojej ofierze.

- Zamordowałeś drzewo i wniosłeś jego zwłoki do naszego domu? Niczego się nie

nauczyłeś podczas naszego czasu razem?

Mogli nie być długo razem, ale Silver powinien zasięgnąć opinii Anthony'ego o

wycinaniu drzew, by obchodzić święta.

Silver zmarszczył brwi.

- Nie zamordowałem tego! Dostałem z farmy drzewek. Rosło, żeby być ścięte!

- Drzewo nie jest kurczakiem ani krową, żeby rosło, a potem było zjedzone jak

pożywienie, to jest niewinna roślina ścięta po to, żebyś mógł na niej powiesić świecące
rzeczy przez kilka tygodni! – Oburzenie wypełniło głos Anthony'ego. Zdusił swój
gniew. Magia ledwie mieściła się w jego ciele, trzaskając przez niego, skłonna do ujścia
i zniszczenia tego paskudztwa w jego salonie.

- Myślałem, że ci się spodoba. – Zranienie zabarwiło głos Silvera.

Anthony westchnął, nie mogąc powstrzymać słów przed ucieczką z jego ust.

- Myślałeś, że spodoba mi się martwe drzewo. Moja matka jest leśną czarownicą. –

Co jego partner sobie myślał?

- Oh. – Ramiona Silvera opadły. Anthony westchnął. Podszedł do swojego

kochanka i zawinął ramiona wokół pasa Silvera. – Pomyślałem, że będziesz chciał
udekorować je razem ze mną. Nie mamy ostatnio zbyt wiele czasu dla siebie.

Anthony pocałował delikatnie Silvera w usta.

- W porządku. Dopóki jest świeżo ścięte mogę to naprawić.

- Jak chcesz to zrobić?

- O tak. – Anthony się obrócił, a potem wyciągnął ręce w kierunku drzewa. Zamknął

oczy, skupiając się w sobie. Mógł to naprawić. Koncentrując się na nici życia, wciąż
pozostającej w lesie, Anthony pchnął swoją energię w stronę drzewa.

Głośny dźwięk skrzypienia odbił się echem w pokoju. Drzewu urosły korzenie,

które rozpełzły się po podłodze.

background image

~ 3 ~

- Jak miło. A jak zamierzasz utrzymać je przy życiu?

Anthony uśmiechnął się kpiąco.

- Moja magia będzie trzymać je zdrowe aż nie minie Boże Narodzenie. Moc mojej

matki płynie w moich żyłach. Po świętach teleportuję je do lasu.

- Hm, myślałem, że odziedziczyłeś całą swoją moc po stronie swojego ojca. – Silver

przechylił głowę przyglądając się Anthony’emu.

- Moja matka może nie być spokrewniona z bogiem, ale też posiada własną magię.

Nie umniejszaj jej.

- Wiem, że nikogo nie wolno nie doceniać w twojej rodzinie. – Cierpki ton Silvera

wywołał śmiech Anthony’ego.

Ściągnął z siebie koszulę i odrzucił na bok.

- Mam lepsze rzeczy do robienia niż rozmawianie o moich rodzicach.

Silver oblizał swoje wargi.

- Mmm, ja też.

Anthony zrzucił buty zanim zdjął resztę swoich ciuchów. Nikt nie wyglądał równie

ponętnie w skarpetach i niczym więcej.

Niski pomruk Silvera wywołał u Anthony'ego uśmiech. Uwielbiał, kiedy jego

partner tracił trochę swojej kontroli. Silver skoczył, przewracając Anthony'ego na
podłogę. Ochronił czaszkę Anthony'ego przed uderzeniem w twardą podłogę jedną dużą
ręką.

- Czy wspominałem jak bardzo cię kocham? – Oczy Silvera świeciły w

przyćmionym świetle. Zazwyczaj nie martwił się podkręcaniem blasku świateł, jeśli
Anthony’ego nie było w domu, ponieważ zmienni mogli widzieć w ciemności.

- Nie od dzisiejszego ranka. – Anthony udawał, że zastanawia się nad tym. – Oh,

mogłeś zadzwonić do mnie dziś po południu i wspomnieć o tym.

- Dobrze. Nie chciałbym, żebyś zapomniał.

Silver mógł być dużym nieustępliwym alfą dla watahy, ale przede wszystkim był

partnerem Anthony'ego.

background image

~ 4 ~

Anthony zagarnął usta swojego partnera, by powstrzymać dalsze gadanie. Nie chciał

rozmawiać z twardym, umięśnionym facetem przyszpilającym go do podłogi – chciał
seksu. Gorąco przelewało się przez ciało Anthony'ego jak roztopiona lawa, prawie paląc
go od wewnątrz. Nigdy nie będzie miał dość miłości Silvera.

Ich języki toczyły pojedynek o dominację, chociaż wiedział, że to będzie krótka

walka. Silver miał więcej cech alfy i Anthony nie mógł być bardziej szczęśliwy z tego
faktu. Jego krótka zmiana w wilka alfę okazała się być zbyt trudna w ich związku. Był
zadowolony, że miał to już za sobą.

Silver wstał na nogi, a potem sięgnął w dół i podniósł Anthony'ego. Anthony

szybko zawinął nogi wokół pasa Silvera i pozwolił swojemu kochankowi zanieść się do
ich sypialni. Żadne słowa nie były potrzebne. Obydwaj łaknęli więzi pomiędzy sobą.
Dni, które spędzili osobno były trudne, ale niezbędne. Anthony nie po to pracował tak
sumiennie aby zostać architektem, by teraz to wszystko odrzucić, a Silver miał całą
watahę do utrzymania w ryzach. Dzień rozłąki zawsze sprawiał, że powrót do siebie był
bardziej słodki.

Roześmiał się, gdy Silver rzuciło go na łóżko. Duży zmienny zdjął z siebie resztę

swoich ubrań pod rozpalonym spojrzeniem Anthony'ego. Anthony jęknął, gdy Silver
zsunął bieliznę w dół swoich mocnych ud i odsłonił swoją erekcję. Jego usta
zwilgotniały na myśl o degustacji lśniącej kropelki widocznej na czubku kutasa Silvera.

- Chodź tu. – Głos Anthony'ego rozbrzmiał bardziej chropawo niż zwykle.

Silver zbliżył się do łóżka.

- Uwielbiam, kiedy słyszę potrzebę w twoim głosie. Wtedy wiem, że naprawdę

mnie pragniesz.

- Zawsze cię pragnę. Nigdy nie myśl, że jest sekunda w moim życiu, w której nie

jesteś absolutnie potrzebny.

Silver wspiął się na łóżko, wsunął kolana po obu stronach Anthony'ego i przycisnął

go. Wisiał swoim ciałem nad Anthonym, jakby bał się, że go zmiażdży.

- Martwię się czasami, że ty nie odczuwasz tak mocno naszej więzi jak ja. Wilki nie

mają wyboru.

Anthony się uśmiechnął i podniósł ręce, by zacisnąć palce wokół wezgłowia.

- Jestem cały twój. Nigdy nie spojrzałem na innego faceta odkąd jesteśmy razem.

Może nie jestem zmiennym, ale z pewnością jestem sparowany. Żyję dla ciebie, moja

background image

~ 5 ~

miłości. Nigdy w to nie wątp. – Miał nadzieję, że szczerość w jego oczach rozwieje
wszelkie obawy, jakie miał Silver, raz na zawsze. Potężny alfa nie powinien się
martwić, że jego chłopak zamierza robić skoki w bok.

Silver wsunął palce we włosy Anthony'ego, by ułożyć jego głowę.

- Wiem, że to głupie tak się martwić po tym wszystkim, przez co przeszliśmy, ale

uczucia nie zawsze mają sens.

- Pieprz mnie. Oznacz mnie twoim zapachem. – Anthony spróbował wygiąć się w

łuk pod uściskiem Silvera, ale nie miał szczęścia. Jego partner z łatwością trzymał go
nieruchomo. Chyba, że Anthony uwolniłby swoją magię, bo Silver mógł trzymać go tak
w miejscu, dopóki sam nie zechce go puścić.

Silver warknął. Niskie dudnienie zawibrowało przy skórze Anthony'ego i zmusiło

do jęknięcia od tego wrażenia. Zakołysał się, starając się zdobyć więcej kontaktu. Silver
posłuchał go, pochylając się i przyciskając się do jego skóry.

- Więcej. Potrzebuję więcej. – Ból, by mieć swojego partnera wewnątrz siebie,

ścisnął Anthony’ego. Jego ciało zaczęło nucić.

- Uwielbiam, kiedy potrzebujesz mnie tak bardzo, że twoja skóra aż świeci.

Czasami boskie geny Anthony'ego objawiały się silniej niż w innych przypadkach.

Minęło kilka dni, kiedy to ich harmonogramy pozwoliły im w końcu wyrwać godzinkę
tylko dla siebie. Anthony tęsknił za swoim partnerem.

- Pieprz mnie, Silver, proszę.

Nie dbał o to jak desperacko brzmiał. To nie mogło być gorsze od tego jak się czuł.

Silver się uśmiechnął.

- Zawsze dam ci to, czego potrzebujesz, partnerze.

Anthony zadrżał na słowa i sposób, w jaki wilk Silvera patrzył na niego. Bestia

wewnątrz jego kochanka cieszyła się uległością Anthony'ego. Silver ugryzł ramię
Anthony'ego, łącząc przyjemność i ból w równych częściach.

Więź pomiędzy nimi zaskoczyła. Anthony zobaczył siebie oczami swojego

kochanka. Wydał stłumiony śmiech.

- Nikt nie jest tak wspaniały.

background image

~ 6 ~

- Ty jesteś – sprzeczał się Silver. – Szczególnie, gdy jesteś wystawiony i

potrzebujący. Lubię to, gdy jesteś gotowy na pożarcie.

- W takim razie weź mnie. – Cierpliwość Anthony'ego pękła. – Potrzebuję być

pieprzonym teraz.

Koncentrując się na bocznym stoliku, siłą woli uniósł nawilżacz do Silvera.

Silver złapał go w powietrzu.

- Dzięki, kochanie. Myślałem, że może chcesz zrobić to przyjemnie i wolno.

- Byłeś w błędzie. Chcę mocno i szybko. Wolniej możemy to zrobić następnym

razem.

Silver otworzył tubkę nawilżacza i wycisnął na palce zanim się przesunął, by usiąść

między udami Anthony'ego zamiast na zewnątrz nich.

- Unieś się.

Anthony złapał się za nogi i podciągnął je, by pokazać swoją dziurkę.

- Czy tego chciałeś?

- Zawsze. – Silver nie tracił czasu na długie przygotowanie Anthony'ego, ponieważ

obaj byli zbyt zniecierpliwieni. Szybkie przesunięcia palców Silvera sprawiły, że biodra
Anthony'ego się napięły pomimo jego skręconej pozycji. Wygiął się od inwazji swojego
kochanka.

- Więcej. Potrzebuję twojego kutasa. – Nie przejmował się tym, że brzmiał na

zdesperowanego. Jeśli nie on mógł skamleć do swojego partnera duszy to, kto mógł go
błagać?

Patrzył przez zasnute żądzą oczy jak Silver rozprowadza nawilżacz po swojej

erekcji.

- Gotowy?

- Tak.

Silver wcisnął dużą główkę swojego kutasa do tyłka Anthony'ego wolnym,

ostrożnym ruchem. Anthony puścił swoje nogi, a potem zarzucił je wokół swojego
partnera i wepchnął resztę Silvera do swojego wnętrza.

Sapnął i zacieśnił swój chwyt na wezgłowiu łóżka, próbując nie dojść.

background image

~ 7 ~

- Następnym razem bądź ostrożniejszy – warknął Silver. – Mogłeś się skrzywdzić.

- Nic mi nie jest.

- To dobrze. W takim razie mogę przestać być taki ostrożny.

Gorąco buchało z Silvera. Nawet gdyby mieszkali gdzieś na Arktyce, Anthony

mógłby chodzić na krótko tak długo jak trzymałby się blisko swojego kochanka. W
zimowe dni czasami śnił o cieple swojego partnera.

W dobrze zsynchronizowanych ruchach, dobrze znanych sobie kochanków, nabijali

się i wysuwali wspólnie w tańcu tak starym jak czas. Nie trzeba było wielkiego wysiłku,
by obaj wyjęczeli swoje zakończenie.

Silver opadł przy Anthonym, ostrożnie się z niego wysuwając, zanim przewrócił się

przy jego boku.

Anthony pogłaskał ramię Silvera, wciąż potrzebując stałego kontaktu ze swoim

partnerem.

- Przykro mi, że nie podobało ci się drzewko – odezwał się Silver. – Chciałem,

żebyś miał miłe Boże Narodzenie.

- W takim razie zawiń kokardkę wokół swojej szyi, a ja rozpakuję cię w świąteczny

ranek. Będziesz moim najlepszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałem.

Silver pocałował Anthony'ego, pocałunek był pełen słodkich obietnic zamiast

gwałtownej namiętności.

- Ubiłeś interes.

- Świetnie. Jutro pójdę zakupić dodatki dla mojego prezentu gwiazdkowego.

Silver zwęził na niego swoje oczy.

- Jakie dodatki?

Anthony się uśmiechnął.

- Nie cierpię rujnować niespodzianki.

Na szczęście ich listonosz nie rumienił się tak łatwo.

***

background image

~ 8 ~

Błyszczące.

Dare leżał na plecach i trącał połyskliwe rzeczy błyszczące się nad nim.

Śliczne.

Połyskujące.

Przygryzł jedną ze zwisających błyszczących rzeczy.

Wypluł to.

Fuj.

Bez smaku.

- Dare.

Obrócił leniwie głowę w stronę ukochanego głosu.

- Do cholery, kocie, mówiłem ci, żebyś zostawił te świecidełka w spokoju. –

Ciężkie kroki się zbliżyły. Dare przewrócił się na brzuch, tak wygodniej było mu bawić
się wiszącymi sznurowadłami przy butach mężczyzny. Jego ogon bił tam i z powrotem,
i kołysał zadem, jakby szykował się trybu skakania.

- Nie skacz na mnie! Co zrobiłeś z tymi prezentami?

Dare wetknął swoją masywną głowę między swoje łapy i zamrugał niewinnie. Czy

to była jego wina, że papier wydawał taki cudowny dźwięk, gdy był darty?

Znajome ręce chwyciły tygrysią głowę Dare’a i znalazł się nos w nos ze złym

zmiennym wilkiem.

- Człowiek, teraz!

Wydając tygrysie westchnienie, żeby jego kochanek wiedział, jaki był irytujący,

Dare zmienił się z tygrysa w człowieka.

- Były takie ładne – zaprotestował, kiedy jego umysł walczył o znalezienie dobrej

obrony. Prezenty z pewnością nie wyglądały już tak ładnie ze śladami tygrysich
pazurów na papierze i obgryzionymi wstążkami.

- Tak, były – powiedział Steven, ale jego głos już nie był zły.

background image

~ 9 ~

Dare zerknął w górę, widząc jak spojrzenie Stevena staje się gorące, kiedy tak

wpatrywał się w nagie ciało Dare’a niczym wygłodniały wilk pożerający wzrokiem
kawałek mięsa.

Bingo.

Dare posłał rozgrzane spojrzenie do swojego kochanka.

- Widzisz coś, co ci się podoba?

- Uwiedzeniem mnie nie wygrzebiesz się z kłopotów. Nawet nie wiesz jak

nienawidzę pakować prezentów.

- W takim razie będę musiał ci się jakoś odwdzięczyć – zamruczał Dare. Pozwolił

temu dźwiękowi przetoczyć się w górę jego piersi. Steven zawsze kochał odgłosy
Dare’a.

Steven ostentacyjnie odwrócił wzrok.

- Nie wiem, czy ci się uda.

Dare złapał szybko ukryty uśmiech Stevena.

- Rozumiem. No cóż, skoro jesteś pewny, że nie mam niczego, czego byś chciał. –

Powoli wstał, wiedząc, że jego kochanek obserwuje go przez lustro w przedpokoju.

- Nie. – Usłyszał powstrzymywany śmiech w głosie Stevena.

- Hmmm. W porządku, więc w takim razie sobie pójdę.

- Nie zamierzasz założyć na siebie jakiś ubrań?

Dare zerknął nad swoim ramieniem i zobaczył, że jego kochanek wpatruje się w

jego tyłek.

- Hmm. Nie muszę się ubierać. Zamierzam odwiedzić naszego sąsiada. Słyszałem,

że wczoraj wprowadził się nowy wilk.

Zrobił kolejny krok.

Niskie warczenie wypełniło pokój, zatrzymując go w miejscu. Może przeciągnął

swoje drażnienie się trochę za daleko. Steven uderzył w Dare’a, posyłając go na
podłogę pod muskularne ciało jego kochanka.

background image

~ 10 ~

- To nie było zabawne, tygrysi chłopcze. – Steven obezwładnił go od ramion do ud i

chwycił ręce Dare’a, więc nawet gdyby chciał nie mógł drgnąć.

- Przepraszam? – zaproponował Dare.

- Przepraszam nie jest dość dobre.

- Pomyślałem sobie, że może jesteś już mną znudzony odkąd zamieszkaliśmy

razem.

Steven przerzucił Dare’a na plecy, jakby był dużym naleśnikiem.

Dare się roześmiał, ale szybko stracił rozbawienie, gdy dostrzegł powagę w oczach

swojego kochanka.

- Nigdy nie musisz próbować wzbudzać mojej zazdrości, mój śliczny kocie. Ilekroć

proponujesz drinka jakiemuś dobrze wyglądającemu zmiennemu, pragnę oderwać mu
głowę. Jak sądzisz, dlaczego już nie czekam na ciebie w klubie? Silver zakazał mi
pokazywać się przy barze, kiedy pracujesz. Mówi, że nie sprzyjam interesom.

Śmiech Stevena przetoczył się przez brzuch Dare’a, czyniąc go twardym i

tęskniącym za swoim kochankiem. Musiał skoncentrować się na słowach Stevena
zamiast na jego ciele.

- Nigdy się tobą nie znudzę, mój partnerze – ciągnął Steven. Pochylając się

pocałował Dare’a w usta pocałunkiem, który wyrażał nie tylko pożądanie, ale także
prawdziwe uczucia. – Ten wilk jest wystarczająco szczęśliwy z posiadania kogoś tak
słodkiego jak ty, który również może zmiażdżyć człowieka swoimi zębami. To jest tak
cholernie seksowne.

Dare się roześmiał.

- Jesteś zaniepokojony. Wiesz o tym, prawda?

- Tak. – Uwielbienie błyszczało w oczach Stevena. – I jestem w tobie tak

zakochany, że kiedy widzę cię każdego ranka, ledwie mogę złapać oddech. – Przykrył
dłońmi twarz Dare’a. – Więc rozrywaj każdy prezent w domu, zjadaj świecidełka,
niszcz światełka, ale nigdy mnie nie zostawiaj. Bo jeśli to zrobisz, uprzejmiej byłoby
wyciąć moje serce tępym nożem.

Wzdychając, Dare podniósł głowę i pocałował swojego kochanka.

- Jesteś takim romantykiem.

background image

~ 11 ~

- Wesołych Świąt! – powiedział Steven. – I tak, żebyś wiedział, masz brokat na

zębach.

- Jeśli wyczyszczę zęby, zabierzesz mnie do sypialni i wypieprzysz mój mózg? –

zapytał Dare, pokazując Stevenowi swoją najlepszą nadąsaną minkę.

- A teraz, kto jest romantyczny? – drażnił się Steven. – Chodź, tygrysie, możesz

skończyć niszczenie swoich prezentów jutro.

Dare podążył za swoim kochankiem korytarzem.

- Tylko pamiętaj, że ty to powiedziałeś, dobra?

***

Musiało być doskonałe. Henry dodał niewielkie srebrne kulki do udekorowanego

ciasta. To była wielowarstwowa choinka uzupełniona ozdobami i gwiazdą, owiniętą w
złotą jadalną folię aluminiową, i pokryta kremem z serka śmietankowego. Spędził dnie
nad tym projektem. Małe cukrowe główki wilków i tygrysów wyglądały spomiędzy
zielonych gałęzi sosny. Wiedział, że trochę przesadził, ale Dakota wygadał się, że nigdy
przedtem nie obchodził Bożego Narodzenia.

Oczywiście wilki na wolności nie obchodzą Bożego Narodzenia, ale Henry chciał

podzielić się tą częścią bycia człowiekiem ze swoim wilczym partnerem.

Drzwi do kuchni otworzyły się z rozmachem.

Blond włosa głowa Dakoty złapała wzrok Henry'ego i odciągnęła od ciasta.

- Cześć, kochanie.

Niebieskie oczy wilka złapały i przykuły uwagę Henry'ego. Henry odłożył woreczek

do dekorowania ciasta napełniony lukrem zanim doda niepotrzebną gałązkę do drzewa.

- Wow, wygląda niesamowicie. – Dakota posłał Henry'emu ciepły uśmiech.

Henry się odprężył. Uśmiechy jego ukochanego były jak cenne skarby, rzadko

rozdzielane, ale jaśniejsze niż słońce, kiedy były posyłane.

- Dzięki. Mam nadzieję, że wszystkim będzie się podobało. Ciasto to dyniowy

piernik.

background image

~ 12 ~

- Jestem pewny, że będzie wspaniałe, ale dlaczego nie pozwoliłeś swojemu

cukiernikowi tego zrobić. – Dakota zwęził błękitne oczy na swojego partnera, jakby
mógł wniknąć do umysłu Henry'ego.

Henry wzruszył ramionami. Opuścił głowę, żeby uniknąć przenikającego spojrzenia

Dakoty.

- Zrobiłem to dla ciebie.

Dakota podszedł bliżej, by mógł lepiej przyjrzeć się ciastu.

- Nikt nigdy nie zrobił dla mnie ciasta. – Jego niebieskie oczy wypełniły się

zdumieniem. – Jesteś najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek mi się przytrafiła.

Henry pocałował Dakotę w czoło.

- To dobrze, bo uczucie jest odwzajemnione.

Był tylko połową mężczyzny, żyjącym z dnia na dzień bez większej nadziei na

lepsze życie. Dakota zmieniał wszystko.

- Co robisz podczas Bożego Narodzenia? – zapytał Dakota.

- Cóż, ogólnie spędzam je z przyjaciółmi, odkąd nie mam żadnej rodziny.

Wymieniamy się prezentami i jemy tyle jedzenia, że zapychamy się nim na kilka dni.

Dakota wskoczył na stół przy Henrym, ustawiając się na doskonałej wysokości do

całowania.

- Brzmi świetnie. Ale nie wiem, co ci dać. Wciąż pracuję nad pieniędzmi.

Henry objął Dakotę ręką w pasie.

- Nie martw się o prezent. Mam ciebie i jesteś najlepszą rzeczą, na jaką mogłem

kiedykolwiek mieć nadzieję.

- Ale nadal chcę ci coś dać. – Dakota zmarszczył brwi. – Może poproszę kogoś,

żeby wziął mnie na zakupy.

Henry pocałował czoło Dakoty.

- Jestem pewny, że ktokolwiek z watahy będzie więcej niż szczęśliwy, by pójść z

tobą.

Większość z Watahy Moon była przyjazna i autentycznie lubili się nawzajem.

background image

~ 13 ~

- Zapytam Dare’a.

Henry uniósł brew na swojego partnera.

- Dlaczego Dare’a?

- Bo jest najbardziej przyjazny. Nie mam w sobie tej walecznej połowy wilka alfy.

Mój wilk wie, że Dare jest bardziej niebezpieczny, więc ogólnie jest cicho.

- Ma sens. – Henry próbował nie rozpieszczać Dakoty; zmienny wilk nie chciał,

żeby Henry trząsł się nad nim. Jednak, wiedział, że Dare będzie chronił jego partnera,
kiedy wyjdą.

Dakota ponownie zawrócił swoją uwagę na ciasto.

- Jak to smakuje?

Henry podniósł woreczek do dekorowania ciasta i wycisnął trochę na swój palec.

- Tak smakuje lukier. – Wysunął palec w jego stronę.

Lodowato niebieskie oczy Dakoty pociemniały. Ponętny uśmiech wykrzywił na

chwilę jego wargi; a potem jego język się wysunął, by zlizać słodkie przybranie. Jak
tylko wszystko zniknęło, zawinął usta wokół palca Henry'ego i possał.

- O, cholera. – Wiedział, że igra z ogniem, ale nie zdawał sobie sprawy jak mocno

płonął.

Jego wilk mógł nie urodzić się człowiekiem, ale szybko pojął, czym jest

uwiedzenie, gdy przyszło do związania się z jego partnerem. Niezdolny oprzeć się
urokowi swojego partnera, Henry uwięził usta Dakoty swoimi własnymi. Jego partner
smakował cukrem i czymś dzikim. Dakota nigdy nie będzie w pełni człowiekiem. Wilk-
zmieniony-w-człowieka wciąż miał skłonności dzikiego zwierzęcia, nawet w swojej
dwunożnej postaci.

Dakota przysunął się do krawędzi stołu, by opleść nogi wokół ud Henry'ego.

- Smakuje wyśmienicie. – Niski głos Dakoty zabrzmiał głębiej; dźwięk osiadł w

męskości Henry'ego i uczynił go twardszym niż wcześniej.

- Cholera, jesteś seksowny – szepnął przy wargach Dakoty, niechętny rozdzielić się

zbyt daleko, by mówić głośniej. Myślał, że będzie sam przez resztę swojego życia.
Budzenie się i znajdowanie Dakoty obok siebie każdego dnia, było wystarczającym

background image

~ 14 ~

prezentem. Wątpił, żeby znalazł dość elokwentne słowa, by przekonać o tym swojego
partnera.

- Jestem pewny, że mogę pomyśleć o innych miejscach do smakowania lukru.

Zanim Henry mógł powiedzieć coś jeszcze, Dakota opadł na kolana i rozpiął

spodnie Henry'ego w szokującym pokazie prędkości i zręczności.

- Nie sądzę, żeby tam był jakiś lukier.

Byłby pierwszym do przyznania się, że jest niechlujnym kucharzem, ale nawet on

nie upuszczał rzeczy do wnętrza spodni.

- Daj mi lukier – zażądał Dakota podnosząc rękę.

Rozbawiony Henry był posłuszny swojemu apodyktycznemu partnerowi.

Dakota niedbale wycisnął lukier na odsłoniętego fiuta Henry'ego.

- No zobacz, jaki jesteś niechlujny. – Dakota potrząsnął smutno głową zanim

odrzucił woreczek do dekorowania ciasta na blat. Henry zachłysnął się na widok tego
jak blisko znalazł się jego ciasta, ale potem jęknął, gdy gorące usta Dakoty połknęły go.

- O, cholera. – Przytrzymał się kurczowo blatu zanim skłonił głowę do swojego

kulinarnego arcydzieła.

- Spokojnie, dziecino. Nie zniszcz tortu. – Dakota wrócił do swojego zadania

obrabiania fiuta Henry'ego, jakby planował zrobić z tego swoją nową religię.

- Jesteś w tym taki dobry – wyjęczał Henry. Wsunął palce we włosy Dakoty,

uważając, żeby nie chwycić je zbyt mocno.

Dakota zanucił swoją zgodę. Wibracja nic nie zrobiła, by ostudzić silną wolę

Henry'ego. Trochę więcej ssania i Henry rozlał się w głębi gardła Dakoty.

- Oh, jesteś taki fantastyczny. – Henry pogłaskał głowę Dakoty, kiedy jego partner

schował go z powrotem do spodni.

Dakota się uśmiechnął.

- Wszystkiego najlepszego.

Henry zwrócił mu uśmiech, taki z kolekcji swoich nieśmiałych.

- To będą bardzo szczęśliwe święta szczególnie z tobą.

background image

~ 15 ~

***

- Zwariowałeś? To nie jest dość dobre! – Viell spiorunował wzrokiem swojego

brata. Diament migotał w słońcu, oślepiając pieszych przez duże wystawowe okno.

- Co jest z nim nie tak? Ludzie lubią diamenty. – Vien zmarszczył brwi na swojego

bliźniaka.

- Gabe zasługuje na coś więcej niż zwykły diament.

- Mamy też szmaragdy i szafiry – pani jubiler przerwała ich bitwę na spojrzenia. Na

szczęście byli w sklepie z kamieniami szlachetnymi prowadzonym przez gnoma, więc
nie dziwiła się, że robili zakupy dla ich partnera.

- Nie. Gabe jest wyjątkowy. Potrzebuje wyjątkowego klejnotu. – Viell zabrał

pierścień od brata i położył z powrotem diament na poduszce zostawionej dla
pierścienia. Diamenty były nudne i będzie trzymał się tego oświadczenia. Żaden czysty
kamień szlachetny nie mógł błyszczeć i świecić tak jak ich partner. Westchnął z
frustracją.

- Spokojnie, bracie, znajdziemy coś. – Vien poklepał go po plecach.

Frustracja Viena przepłynęła przez ich połączenie, dając Viellowi znać, że nie był

jedynym zmartwionym brakiem postępu w znalezieniu prezentu.

- Szukamy już od lipca. Musi być coś w tym mieście, co będzie pasować do naszego

Gabe’a.

- Nosi jakąś biżuterię? – zapytała sprzedawczyni.

Viell wymienił spojrzenie ze swoim bratem.

- Nie, ale Anthony nosi ogromniasty pierścień, a Gabe podziwia Anthony'ego.

Pomyśleliśmy, że może chcieć taki.

- Może powinniście zastanowić się nad tym, co on lubi, zamiast kopiować to, co

mają inni – powiedziała pani jubiler z uprzejmym uśmiechem.

Vien przeczesał palcami swoje włosy.

- Przypatruje się też samochodom.

- Zbyt niebezpieczne. Widziałeś statystykę wypadków? – zapytał Viell.

background image

~ 16 ~

- Racja. Poza tym, tak długo jak wspólnie podróżuje z Anthonym, może zostać

uratowany, jeśli weźmie udział w wypadku.

Upewnienie się, że nic nie zrani ich partnera nie było łatwe. Gabe sprzeciwiał się,

kiedy próbowali za bardzo go rozpieszczać. Musieli być przebiegli w tej kwestii.

- Co powiecie na urządzenie tropiące dla moich partnerów.

Viell obrócił się błyskawicznie na dźwięk głosu swojego ukochanego.

- Partnerze! Co ty tutaj robisz?

- Zobaczyłem was przez okno, kiedy wracałem z powrotem ze spotkania.

- Spacerowałeś sam po ulicach? – zapytał Vien twardym tonem.

Gabe zbliżył się do Viena wolnym ostrożnym krokiem.

- Nie przemierzałem ulic, żeby złapać randkę. Dokańczałem omawianie projektu

budynku w mieście. Byłem absolutnie bezpieczny.

Viell podszedł do przodu, by ułagodzić sprawę.

- Po prostu się martwiliśmy.

- Wiem, ale nic mi nie jest. A co wy tutaj robicie? – Spoglądał od jednego bliźniaka

do drugiego. – Nie kupujecie mi biżuterii, prawda?

- Oczywiście, że nie. – Viell zarzucił ramię na barki Gabe’a. – Wiemy, że nie lubisz

krzykliwych rzeczy.

Gabe wzruszył ramionami.

- Nie miałbym nic przeciwko jakiejś prostej obrączce, by pokazać, że należymy do

siebie, ale raczej nie jestem typem lubiącym błyszczące klejnoty.

- Obrączce? – zapytał Vien. Wyrwał Gabe’a z uścisku Viella. – Potrzebujesz dwóch.

Po jednej oznaczającej każdego z nas. Nie chcę obrączki, by oznaczyć mojego brata; to
będzie zbyt bliskie poślubienia go.

Bliźnięta zadrżały.

Viell myślał o tym przez chwilę.

- Może, gdyby były wąskie mógłbyś je złożyć razem.

background image

~ 17 ~

Gabe kiwnął głową, jakby Vien skierował go na właściwe tory.

- Ślubne obrączki dla trojga? – Pani jubiler postukała się w brodę. – Czekajcie,

chyba mam doskonały zestaw. Dajcie mi chwilę.

Zostawiła ladę i skierowała się na tyły do magazynu. Viell czekał niecierpliwie na

jej powrót. Zabawiał się głaszcząc szyję Gabe’a, jego barki i plecy wolnymi,
pociągłymi ruchami.

- Przestań – zrugał go Gabe.

Viell zabrał swoją rękę. Gabe złapał ją i splótł ich palce.

- Nie przeszkadza mi, że mnie dotykasz, ale po prostu nie chcę dojść na środku

sklepu jubilerskiego.

Ciepły uśmiech Gabe’a usunął żądło odrzucenia.

- Weźmiemy ślub – ogłosił Vien.

- Naprawdę? – Uniesiona brew Gabe’a wywołała ostrzegawcze dzwonienie,

brzękanie i co tam jeszcze, które ogłuszyło Viella w jego głowie.

Viell opadł na kolana.

- Czy ty, Gabrielu, miłości mojego życia, uczynisz mi ten honor i formalnie mnie

poślubisz?

Podliż się! Kąśliwy ton Viena w jego głowie prawie rozśmieszył Viella. Celowo

zablokował swojego brata.

Gabe zamrugał, powstrzymując łzy w swoich oczach. Odchrząknął zanim kiwnął

głową.

- Tak.

Viell pocałował rękę Gabe’a.

- Dzięki.

Wstał i wycisnął następny pocałunek na ustach Gabe’a. Kiedy się rozdzielili obaj

odwrócili się do Viena, który skrzyżował swoje ramiona i posłał im cierpkie spojrzenie.

background image

~ 18 ~

- Nie zamierzam cię pytać. Możesz powiedzieć nie tylko po to, by robić trudności.

Będziesz moim mężem i po tym jak skopię mu tyłek, będę dzielił się tobą z moim
bratem, ale nikim innym.

- Czy przynajmniej dostanę całusa? - zapytał Gabe.

Vien zmarszczył brwi.

- Po tym jak dostaniemy obrączki, zabiorę cię do domu, rozbiorę do naga i całego

wycałuję. Do tego czasu musisz się zachowywać.

Gabe się roześmiał.

- No nie wiem. Mam mojego drugiego męża, by dotrzymywał mi towarzystwa.

Zmienny wilk posłał Viellowi słodki uśmiech.

- Chcesz mnie zniewolić, mój przyszły mężu?

Viell prawie dusił się od śmiechu. Wiedział, że Gabe tylko drażni się z Vienem.

Zmienny wilk był tak powściągliwy publicznie, że nikt nigdy nie powiedziałby, iż może
być tak dziki między prześcieradłami.

- Myślę, że musisz się zachowywać dopóki nie dotrzemy do domu.

Gabe wzruszył ramionami.

- Może.

- I jesteśmy! – Pani jubiler wkroczyła ponownie do pomieszczenia machając

zwycięsko pudełkiem. – Prawie zapomniałam o tym pierścieniu. Nasz projektant bawił
się różnymi stylami i wymyślił ten jeden. Niestety nikomu nie podobał się, jako jeden.

Kobieta otworzyła pudełko i pokazała trzy obrączki z trzema kwadratowymi

rubinami. Każda obrączka miała inny kolor. Jedna została utleniona na czarno, druga
była w kolorze miedzi, trzecia była platynowa. Rozdzieliła je i wręczyła po jednej
każdemu mężczyźnie.

Gabe obejrzał podaną mu miedzianą.

- Podobają mi się. Co o tym sądzicie?

Viell kiwnął głową i zobaczył, że jego bliźniak się zgadza.

- Są doskonałe.

background image

~ 19 ~

Vien chrząknął.

- Tak. Są na tyle różne, że nie dostaniemy kopii, a mimo to wyglądają, jakby

pasowały do siebie.

- Weźmiemy je. – Gabe uśmiechnął się na zachwycony pisk jubilera.

Vien zawinął ramię wokół pasa Gabe’a i przyciągnął go bliżej.

- Poślubisz mnie, prawda?

Serce Viella zabiło boleśnie na niepewność w głosie jego brata. Jego bliźniak często

cierpiał z powodu braku pewności siebie, chociaż wiedział, że ich partner go kocha.
Długotrwałe złe traktowanie zostawiło swój ślad.

- Poślubię was obu i może wtedy przestaniecie traktować mnie, jakbym był

zrobiony z kryształu.

Vien westchnął.

- Jesteś słodki, moja miłości, ale wątpię, żeby nawet Święty Mikołaj mógł spełnić to

świąteczne życzenie.

Gabe potrząsnął głową, kiedy bliźnięta roześmiały się razem.

***

- Co masz na myśli mówiąc, że gruby mężczyzna przekradnie się kominem w dół i

zostawi ci zabawki? – Kylen wpatrywał się w Sammy’iego, kiedy dziecko perorowało o
mało prawdopodobnej historii, która przeczyła prawom fizyki.

- On zawsze zostawia coś ekstra, jeśli dasz mu ciasteczka i mleko – Sammy

podzielił się w zaufaniu.

Kylen zmarszczył brwi.

- Skoro ten facet ma problemy z wagą wątpię, żeby zostawianie mu ciasteczek przez

miliony dzieci, było dobrym pomysłem. Nie wspominając o tym, że to tylko zachęci go
do włamania się do naszego domu. Farro, słyszałeś tę okropną historię? Nie martw się,
Sammy, będę pilnował domu przed tym intruzem. Może powinniśmy zabarykadować
kominek.

background image

~ 20 ~

Farro spadł z krzesła i kontynuował swój napad śmiechu na podłodze.

- Tatuś ci to wyjaśni. – Sammy poklepał nogę Kylena. – Ja idę spać.

- Dobranoc. – Kylen z roztargnieniem umieścił pocałunek na policzku Sammy’iego.

Patrzył jak mały zmienny wilk maszeruje korytarzem zanim przemówił do swojego
partnera. – Przestań się śmiać. To jest poważna sprawa. Jak ludzie mogą uznawać
kogoś, kto popełnia przestępstwo? I co on daje tym biednym reniferom, by mogły latać?
Założę się, że to są jakieś nielegalne magiczne pigułki.

- Oh, przestań! Proszę kochanie, mój brzuch już więcej nie zniesie. – Farro podniósł

się z podłogi i opadł obok Kylena. – To tylko opowieść. Reprezentuje magię Bożego
Narodzenia. By dawać prezenty tym, których kochasz. Nie obchodziłeś Bożego
Narodzenia w swoim pałacu?

- Nie. Mamy Yuletide

1

, kiedy to dekorujemy na zewnątrz drzewko, ale nie ścinamy

go i nie przyciągamy jego padliny do swoich domów.

- Nasze jest sztuczne, kochany. Silver zadzwonił i ostrzegł mnie, żebym nie

przynosił prawdziwego.

Kylen kiwnął głową.

- To dobrze. Wy ludzie macie dziwne tradycje.

Farro wzruszył ramionami.

- Nie odwołam Świętego Mikołaja, ponieważ boisz się intruzów.

- Nie boję się. – Kylen rozprostował swoje ramiona. – Po prostu lubię być

przygotowany.

- Tak trzymaj, żołnierzu. Największym zmartwieniem jest to, że nie ma dość

papieru do pakowania.

- Dlaczego? Ten Święty-prześladowca go nie przyniesie?

Farro potrząsnął głową.

- Pozwól, że otulę Sammy’iego i upewnię się, że nas nie usłyszy.

Kylen został tam, gdzie był, zastanawiając się, co do diabła się dzieje. Czyżby jego

partner kompletnie oszalał?

1

Yuletide to pogańskie święto religijne, które później zostało przyswojone i porównane do Bożego Narodzenia

background image

~ 21 ~

Czekał niecierpliwie na powrót Farro. Zazwyczaj Kylen lubił czytać Sammy’iemu,

ale był zbyt zapracowany, by skoncentrować się na książeczce Króliczek Fluffy Idzie do
Szkoły
, czy jakiejkolwiek innej, którą Sammy po raz dwudziesty chciał usłyszeć przed
snem.

- Cały otulony. Był taki podekscytowany, że zasnął zanim skończyłem czytać

książkę.

Farro usiadł wygodnie przy swoim partnerze, Kylen uspokajał go przez samą swoją

obecność.

- Ten Święty Mikołaj to nonsens?

Kylen słuchał, kiedy Farro opowiadał mu bajkę o Bożym Narodzeniu, która

całkowicie nie miała sensu. Zaczekał aż Farro skończy zanim się odezwie, by przez
przypadek nie przegapić jakiegoś istotnego faktu. W końcu musiał wyrazić swoją
opinię.

- Dlaczego okłamujesz dziecko?

Farro przewrócił oczami.

- Tak naprawdę to nie jest kłamstwo; to taka mała bujda.

- Naprawdę? Mówienie mu, że magiczny pucołowaty elf przyniesie mu prezenty

jest małą bujdą? Zatem, co uważasz za duże kłamstwo?

- Że dasz się przelecieć dziś wieczorem – powiedział sucho Farro, jego oczy

zwęziły się z irytacji.

- Lepiej będzie jak po prostu powiemy Sammy’iemu prawdę. Możemy powiedzieć

mu rano.

Niski, groźny pomruk Farro nie zachęcał do szczerej komunikacji. Fakt, że Farro nie

miał skłonności do bycia wilkiem alfa sprawiało, że było to bardziej jak ostrzeżenie.

- Jeśli szepniesz choć słówko naszemu synowi, że Święty Mikołaj nie jest

prawdziwy, będziesz spał sam na kanapie aż do następnego Bożego Narodzenia.

- Ale, Farro. To nie ma żadnego sensu.

Farro założył ramiona na piersi.

background image

~ 22 ~

- Nie musi mieć. To jest świąteczna tradycja, by okłamywać nasze dzieci i pozwalać

im wierzyć w Świętego Mikołaja. Burzysz to na swoje własne ryzyko.

Kylen westchnął.

- To w ten sposób będziemy rozstrzygać nasze kłótnie? Będziesz odmawiał seksu?

Kolejne warknięcie wydobyło się z Farro. Bez ostrzeżenia skoczył. Kylen opadł na

poduszki pod ciałem swojego partnera.

- Nie powiedziałem niczego o odmawianiu seksu. Ja po prostu nie pozwolę ci się

potem do mnie przytulać.

- Nadal mi się to nie podoba.

Farro błysnął kłami.

- Świetnie. Jeśli jednak Sammy sam odkryje prawdę zamierzam powiedzieć mu, że

to był twój pomysł, by skłamać.

- Zgoda. – Farro uderzył, zatapiając swoje zęby w szyi Kylena.

- O cholera, to takie dobre. – To powinno boleć, te spiczaste siekacze wbijające się

w jego szyję, ale zamiast tego endorfiny przepłynęły przez jego organizm i Kylen wbił
pięty w poduszki kanapy, by znaleźć oparcie i przycisnąć się do swojego partnera.

- Przenieśmy to do sypialni – wyszeptał Farro do ucha Kylena, jego oddech był

gorący.

- O-kej. – Był gotów przysiąc pod przysięgą, że to olbrzymi różowy króliczek

dostarcza prezenty, gdyby tym przyciągnął uwagę Farro. Był łasy na dotyk swojego
partnera.

Pozwolił Farro ściągać się z kanapy i poprowadzić korytarzem. Ledwie uniknął

uderzenia w drzwi, gdy Farro wszedł do ich sypialni.

Farro puścił nadgarstek Kylena, by zdjąć swoje ubranie, odsłaniając dobrze

umięśniony tors i akry gładkiej skóry. Kylen był zadowolony, że zgodził się spędzić
Boże Narodzenie w starym domu Farro. Nie odwiedzali go zbyt często z tymi
wszystkimi obowiązkami Kylena, jako króla, ale nie chciał, by Sammy przegapił swoje
zwykłe świąteczne obchody. Teraz z Farro upuszczającym swoje ubrania na podłogę,
mózg Kylena się zamglił. Wszystkie jego zmartwienia zniknęły wraz z ubraniami jego
partnera.

background image

~ 23 ~

- Jesteś zbytnio ubrany, by oczarować mnie jak należy. – Oczy Farro stały się

wilcze w sposób, w jaki tylko zmienni mogli to zrobić.

- Cholera, jesteś seksowny. – To musiało być powiedziane. Kylen wiedział, że kilka

ostatnich miesięcy było szaleńczo pracowitych, by połączyć dwa królestwa razem, ale
nigdy nie zrobiłby tego bez swojego partnera.

- Cieszę się, że tak myślisz. – Farro rozłożył się na łóżku prezentując swoje ciało dla

przyjemności Kylena.

- O, zdecydowanie tak myślę. – Mając dość swoich ciuchów machnął ręką i pozbył

się ich ze swojego ciała.

- Krętacz, a gdzie mój striptiz?

- Zrobię ci jeden później. W tej chwili chcę pokazać ci jak bardzo cię doceniam.

Kylen wspiął się na łóżko i usadowił przy swoim partnerze na tyle blisko, że

dotykali się od piersi do palców u nóg, ale nie na tyle blisko, by ułożyć swój ciężar na
Farro.

- Możesz położyć się na mnie. Nie złamię się – drażnił się Farro.

- Nie, bo wolę jak mój partner oddycha. Możesz być dużym złym zmiennym, ale

jesteśmy mniej więcej tej samej wielkości. – Kylen przeciągnął językiem przez sutek
Farro, w duchu uśmiechając się, kiedy Farro zassał oddech.

- Rób tak dalej, a nie potrwa długo bym wystrzelił.

- Jestem pewny, że będziesz zdolny pobudzić się ponownie. – Ta zdolność

zmiennych była zdumiewająca.

- Hmm, prawda, ale mam kupę paczek do zawinięcia.

- Nie przemęczaj się, Święty Mikołaju. Rozluźnię cię tylko trochę, a potem

przygotujemy wszystko razem. Jeśli naprawdę nie ma żadnego strasznego elfa
wchodzącego przez komin przyjdę i pomogę, w innym wypadku zamierzam
przygotować mój miecz.

Pierś Farro zadrżała od śmiechu.

- Przepędzisz Świętego Mikołaja?

- Mhmm, by bronić mojej rodziny.

background image

~ 24 ~

Farro przestał się śmiać. Przykrył policzek Kylena i przesunął kciukiem po ustach

Kylena.

- Kocham cię, partnerze. Nawet, jeśli boisz się Świętego Mikołaja.

Kylenowi nawet nie chciało się go poprawiać. Bał się wielu rzeczy. Martwił się

mutantami opanowującymi oba światy, o Sammy’iego dorastającego samotnie i o Farro,
który nie cierpiał życia wśród fae.

- Zrobię wszystko, żebyś był szczęśliwy, nawet mogę kłamać w sprawie tego

grubego elfa.

Uśmiech Farro rozjaśnił dzień Kylena.

- To jest prawdziwa miłość.

Kylen kiwnął głową.

- Tak jest.

Farro przewrócił ich, a potem pocałował Kylena.

- Wesołych Świąt, partnerze.

- To są Wesołe Święta. – Kylen przyciągnął Farro blisko do swojego serca i

wiedział, że miał szczęście zakończyć ten rok z osobami, które kochał.

Tłumaczenie: panda68


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Amber Kell Moon Pack 04 Denying Dare
Amber Kell Moon Pack 7 Getting Gabe
Amber Kell Moon Pack 2 Baiting Ben
Amber Kell Moon Pack 6 Finding Farro
Amber Kell Moon Pack 4 Denying Dare
Amber Kell Moon Pack 3 Courting Calvin
Amber Kell Moon Pack 11 Keeping Kylen
Amber Kell Moon Pack 5 Enticing Elliott
Amber Kell Moon Pack 03 Courting Calvin
Amber Kell Moon Pack Series Attracting Anthony
Moon Pack 14 Needing Noel Amber Kell
Moon Pack 13 Marki Mikeretty Amber Kell
Moon Pack 12 Loving Leif Amber Kell
Amber Kell Supernatural Mates 1 From Pack To Pride Rozdział 1
Amber Kell Supernatural Mates 1 From Pack To Pride Rozdziały 1 5
Hidden Magic 3 Magically His Amber Kell
Amber Kell Supernatural Mates 1 From Pack To Pride Rozdziały 1 2

więcej podobnych podstron