LaurieBenson
Królewskidiament
Tłumaczenie:
BożenaKucharuk
ROZDZIAŁPIERWSZY
Londyn1819r.
Phineas Attwood, lord Hartwick nie po raz pierwszy wyszedł na dach
londyńskiego domu podczas deszczowej nocy, jednak nigdy dotąd nikogo
tamniespotkał.
Mimo paskudnej pogody musiał opuścić gościnne, wygodne łoże
Theodosii.Miałochotęposiąśćjąjeszczeraz,jednakniebyłojużczasu.Jej
mążmógłwrócićladachwila,aHartniemiałnajmniejszejochotygospotkać.
Przezchwilęrozważałmożliwośćzuchwałegowyjściafrontowymidrzwiami,
alelubiłdreszczykemocjitowarzyszącynietypowymsposobomopuszczania
domówprzyjaciółek,nawetpodczasulewy.
Osłaniając oczy przed zimnymi strugami wody, siekącymi mu twarz,
podszedłdokrawędzidachuiniepomnyryzyka,mocnosięwychylił.Wdole,
trzy piętra niżej, ujrzał Mount Street. Nie dostrzegł żadnych występów
w murze, mogących stanowić oparcie dla rąk i nóg, a poza tym dom był
dobrzewidocznyzulicy.
Dachy budynków po lewej kończyły się nad zaułkiem wychodzącym na
ReevesMews.Udałsięwtamtąstronęznadzieją,żeznajdziejakieśelementy
dekoracyjne umożliwiające zejście i już miał się wychylić, gdy jego uwagę
przyciągnąłjakiśruch.
Szczupły mężczyzna zmierzał wzdłuż dachu na tył sąsiedniego budynku.
Najwyraźniej nie tylko Hart musiał pospiesznie zakończyć wizytę.
Nieznajomy okazał się przezorny, miał na sobie pelerynę i kapelusz pastora
dla ochrony przed deszczem. Hart gotów byłby jednak iść o zakład, że
mężczyznaniejestduchownym.
–Pogodapodpsem!–powiedział.
Jego głos zaskoczył nieznajomego, który potknął się i pośliznął na
mokrychdachówkach.Hartwostatniejchwilizłapałgozarękę,ratującprzed
upadkiemdoogrodówmajaczącychwdole.
Wpił palce w ramię mężczyzny, modląc się w duchu, by tamten nie
pociągnąłgozasobą.
–Trzymamcię–wydyszał.–Niespadniesz.
Nieznajomy kurczowo ściskał ręce Harta. Na szczęście posturą
przypominałraczejchłopca;Hartbezwysiłkuwciągnąłgowyżejnadach.
Ulewa ustawała i nad miasto zaczęła wypełzać mgiełka. Hart spodziewał
sięchoćbysłowapodziękowania,leczskulonychłopakmilczał,oniemiałyze
strachu. Hart odgarnął włosy z czoła i baczniej przyjrzał się swemu
towarzyszowi.
–Namiłośćboską,pannoForrester,copanitutajrobi?
Córka amerykańskiego ambasadora wyprostowała się. Jej peleryna się
rozchyliła i wyjrzał spod niej rozpięty kołnierzyk czarnej męskiej koszuli.
Przypomniałsobie,żewidziałjużtęmłodądamęwmęskimstrojuchybarok
temu, na balu maskowym u Finchleyów, gdzie, podobnie jak on, wystąpiła
przebrana za rozbójnika. Jej kształtne nogi były ukryte pod czarnymi
spodniamiiwysokimibutami.
– Chyba nie powie mi pani, że tą drogą zamierzała wyjść z balu
maskowego?–zapytał,starającsięoderwaćmyśliodnógdamy,któreoczami
wyobraźniujrzałoplecionewokółswychbioder.
– Mogłabym zapytać, skąd pan wraca, ale znam odpowiedź. Pańska
schadzkajakzwykleskończyłasięwpośpiechu?
Niezamężnakobietaniepowinnanawetwymawiaćsłowa„schadzka”.Już
wcześniej zdążył się jednak zorientować, że panna Sarah Forrester lubi
szokować szczerością wypowiedzi. Nie zamierzał dać się zapędzić w kozi
róg.
– Wracam ze spotkania z partnerem w interesach. Czy Katrina wie, że
spaceruje pani nocą po londyńskich dachach? – zapytał, chcąc zyskać
przewagę.KatrinabyłaksiężnąLyonsdale,przyjaciółkąpannyForrester.
–Nie.–Szybkouciekłazewzrokiem.Najwidoczniejżonajegoprzyjaciela
była dobrze zorientowana, co wyprawia ta pannica. Zastanawiał się, czy
KatrinapowiedziałaotymJulianowi.
–Jakzamierzałpansięstądwydostać?–zapytała.
– Jest wiele możliwości do wyboru… – To, że nie wiedział, jak zejdzie
zdachu,niemiałowtejchwiliżadnegoznaczenia.
Usłyszelistukotkońskichkopytiturkotpowozu.Obojepodczołgalisiędo
krawędzidachu.Czarnybłyszczącypowózzatrzymałsię,azdomuTheodosii
wybiegłlokajzogromnymparasolem.Hartuśmiechnąłsięwduchu,wporę
opuściłsypialnię.
–GdybyzabawiłpanniecodłużejuladyHelmford,znalazłbysiępanwnie
ladakłopocie–powiedziałaSarah.
Nachwilęzapomniałojejobecności.
Przysunęłasięiwwilgotnympowietrzurozszedłsiędelikatnyzapachbzu.
Brązoweoczyprzyglądałymusięzzaciekawieniem.
–Zostałpankiedyśprzyłapany?
–Nie.
–Nigdy?
– Ani razu – odpowiedział i w tej samej chwili zdał sobie sprawę, że
przyznałsiędoschadzek.Dodiabła!
Deszcz ustał. Sarah usiadła i zdjęła kapelusz, by strzepnąć z niego krople
deszczu.
–Niewiedziałam,żeladyHelmfordjestpanapartnerkąwinteresach.
Byćmożewydawałojejsię,żezyskałanadnimprzewagę,jednakwkrótce
rolemiałysięodmienić.
–Acosprawiło,żeznalazłasiępaninatymdachu?
–Lubiępodziwiaćarchitekturę.
–Architekturę?
– Tak. Weszłam tutaj, żeby dokładnie się przyjrzeć fasadom budynków
naprzeciwko.
–Aleprzecieżpanituniemieszka.
– Oczywiście, że nie. Jaką korzyść odniosłabym z przyglądaniu się
domom,któreznamnapamięć?
–Czytojestnaprawdępaniulubionezajęcie?
Sarah nie miała ochoty zwierzać się osobnikom pokroju lorda Hartwicka.
Żaden łajdak nie będzie okazywał jej wyższości! Nie była jedną z tych
płochych kobiet, które rzucają się mężczyźnie do stóp tylko dlatego, że jest
przystojnyiczarujący.Musiałajednakprzyznać,żeistotniebyłurodziwy.Co
gorsza, ilekroć znajdowała się w jego towarzystwie, miała ochotę mu o tym
powiedzieć.
– Te domy naprzeciw nas są wspaniałym przykładem stylu pana Kenta –
ciągnęła.–Najchętniejspędzałabymnatymdachucałednie,alektośmógłby
mnie zobaczyć. – Nie miała pojęcia, jak wyglądają projekty pana Kenta;
wiedziałajednak,żejestcenionymarchitektem.
–WilliamaKenta?–Hartwickpotrząsnąłgłowąikilkakroplispłynęłomu
potwarzy.
Chcączmienićtemat,zaczęławygładzaćmokrespodnie.
Jegowzroknatychmiastpowędrowałkujejudom.
–Więcdoswychobserwacjiwybierapanideszczowe,ciemnenoce?
– Nadarzyła się okazja i postanowiłam z niej skorzystać. Kiedy tu szłam,
jeszczeniepadało.
–Aha.Ajakudałosiępaniwyjśćzdomu?Czypanirodziceakceptująte
nocnewyprawy?
Musiałazawszelkącenęodwrócićjegouwagę.Zaczęłapowoliprzesuwać
ręką wzdłuż uda. Jednak Hartwick zdumiewająco szybko odzyskał
opanowanie.
– Pytałem o pani rodziców, panno Forrester. Jak udało się pani uśpić ich
czujność?
Cozanieznośnytyp!
–Uważam,żeniepowinnotopanainteresować.
–Toprawda.Niezależyminapanireputacji.Chciałemtylkopodtrzymać
rozmowęztakzjawiskowymnocnymmarkiemjakpani.
–Nieuzyskapanodemnieodpowiedzi.Pańskiuroknamnieniedziała.
–Niepróbowałempanioczarować.Poprostuprowadziliśmyrozmowę.
–Staramisiępanprzypochlebić.
–Nazywającpaniązjawiskowymnocnymmarkiem?Mojadroga,gdybym
chciał naprawdę zrobić na pani wrażenie, powiedziałbym, że wygląda pani
niezwyklekuszącowtychmokrychspodniach.
–Dziękujęzakomplement,alenadalniemamzamiaruzniczegopanusię
zwierzyć.
–Źlemniepanizrozumiała.Niepowiedziałem,żewyglądapanikusząco.
Zasugerowałem, że tak bym powiedział, gdybym chciał wywrzeć na pani
wrażenie.
Miała ochotę mocno go odepchnąć. Jednak zapewne wylądowałby na
plecach i potraktował całą sytuację jako zaproszenie do ulubionej zabawy.
Słyszała,żeuwielbiacielesneuciechy.Wstałaiotarłaręce.
–Naprawdęmuszęjużiść.
Zerwałsięnanogi.
–Aconaprawdępaniturobi?
–Jużpanupowiedziałam.Podziwiamarchitekturę.
–Ajajestempierwszywkolejcedotronu.–Skrzyżowałręcenapiersi.–
Wracapanizespotkaniazjakimśdżentelmenem?
Doszła do wniosku, że małe kłamstwo nie zaszkodzi, a być może
powstrzymaosławionegorozpustnikaodzadawaniadalszychpytań.
–Niewykluczone.
Krążyły liczne plotki na temat jego miłosnych podbojów. Pomyślała, że
może zaryzykować małe wyznanie. Wątpiła, by miał ochotę z kimkolwiek
rozmawiaćnajejtemat.
–Niewykluczone?Acóżtozamężczyzna,żeoczekujeodwiedzinkobiety?
Człowiekhonorusamudałbysiędodamy.
– Mieszkam z rodzicami – odparła, unosząc wzrok ku niebu. – A pan
wydajesiębardziejniepokoićmoimwyjściemniżsamymfaktemspotkania.
– Jestem ostatnim człowiekiem, który miałby ochotę prawić morały. –
Wskazał jeden z domów w dole. – Panno Forrester, on mógłby
z powodzeniem być pani ojcem. Myślałem, że ma pani bardziej
wyrafinowanygust.
Minęła go i rozpryskując wodę w kałużach, ruszyła w stronę
niezamieszkanego domu na końcu szeregu. Hart nie powinien był czynić
uszczypliwych uwag. Lord Baxter, choć nie tak przystojny jak Hartwick
i około dwadzieścia lat starszy, w żadnym razie nie mógł uchodzić za
safandułę. Był po prostu… dojrzały. To dziwne, że miała ochotę bronić
mężczyzny,któregoledwieznała.Bezwiedniezacisnęładłoniewpięści.
Hartwickchwyciłjązaramię.
–Dokądpanizmierza?
–Idęsobiestąd.Spędziłamtujużwystarczającodużoczasu.
–Anibyjakmamystądzejść?
–Nieschodzimy.Powiedziałpan,żemawielemożliwościdowyboru.Ja
mamwłasnądrogę.
–Źlesiępaniczujewmoimtowarzystwie?
–No,nieszczególnie.
Uśmiechnąłsię.
–Terazpanikłamie.
–Sąnatymświeciekobietyodpornenapańskiurok,Hartwick.
–Niewiele.
–Wyglądanato,żejestemjednąznich–powiedziałastanowczymtonem.
–Aterazproszępuścićmojeramię.Muszęjużiść.
–Dobrze,pójdziemykażdeswojądrogą.Aleproszęminiemówić,żenie
podobasiępanitenwieczór.–Skłoniłsięafektowanie.
Musiał przyznać, że cieszy go towarzystwo tej młodej damy.
Przyzwyczajony do myślenia głównie o sobie, nie potrafił jej jednak
właściwie ocenić. Podeszła do lukarny z pionowo osadzonym oknem
i balansując niemal na krawędzi dachu, zaczęła ostrożnie obmacywać ramę.
Jeden fałszywy ruch i zsunie się do ogrodu. Czy miałaby szansę przeżyć
upadek?
–Nacopanczeka?
Hartwickjąchwycił,przyciskającprzytymjejpoliczekdozimnej,mokrej
szyby.Serceomalniewyskoczyłojejzpiersi.
–Niechpanprzestanie!
Puściłją.
–Jeśliplanujepanikolejnewyprawynadach,proszęzwracaćbaczniejszą
uwagęnawarunkipogodowe.
–Powiedziałamjużpanu,żebyradziłsobiesam.
–Zamierzałemtakpostąpić,alewidząc,jakmęczysiępaniztymoknem,
postanowiłempomóc.
–Poradzęsobie.
Pchnęła dolną część okna, lecz nie uchyliło się. Chciał ją wyręczyć, lecz
pacnęłagowrękę.
–Jatozrobię.Sama!
Uniósł ręce w geście poddania. Nie chciał jej denerwować, by nie spadła
iniepociągnęłagozasobą.Wpewnejchwilidobiegłodoniegoskrzypnięcie
uchylanegookna.Sarahwestchnęłazulgąizamknęłaoczy.
–Powinnasiępaninajpierwupewnić,czywśrodkuniemanikogo.Chyba
żeliczypaninamójczariwdziękwraziepojawieniasiępokojówki.
Czytenfacetmusitylegadać?–pomyślała.
–Możepanschowaćswójwdziękdokieszeni.Domjestpusty–oznajmiła,
wsuwającsiędociemnegopokoju.
–Skądpanitowie?–spytał,wchodzączanią.
– Popytałam tu i tam. – Nie musiał wiedzieć, że powiedziała jej o tym
Katrina,gdyrozmawialioEverillach.LadyEverillbyłapoirytowanafaktem,
żewsąsiedztwieznajdujesiępustydom.Tainformacjaokazałasiębezcenna
dla Sarah. Żałowała jedynie, że będzie musiała opuścić budynek
w towarzystwie lorda Hartwicka, próbującego odkryć, z jakiego powodu
znalazłasięnaMountStreetwmęskimprzebraniu.
Przeszła do korytarza. W smugach księżycowego blasku widać było
zakurzonepodłogi.Hartwickszedłzaniąwmilczeniu,dopókinieotworzyła
drzwiprowadzącychnaklatkęschodowądlasłużby.
– Skąd pani wiedziała, że te drzwi wychodzą na klatkę schodową? –
zapytałszeptem.
– Rozkład wnętrz domów przy tej ulicy jest taki sam jak w moim domu,
apozatymniemusipanszeptać.Jesteśmysami.
–Wolęzachowaćostrożność,taknawszelkiwypadek–powiedziałcicho.
–Nigdyniewiadomo,czyktośnieczaisięwpobliżu.
–Mówitopan,żebymnieprzestraszyć?
– Gdybym chciał panią nastraszyć, powiedziałbym o szczurach, pająkach
iinnychstworzeniach,odktórychnajprawdopodobniejroisięwtymdomu.
–Co?–pisnęłaiprzystanęłagwałtownie,takżenaniąwpadł.
–Pocotopanizrobiła?
–Tokarazato,żepróbowałmniepanprzestraszyć.
–Dlaczegoniepozwoliłamipaniiśćprzodem?
–Anibydlaczegomiałabymtozrobić?
– Na wypadek gdyby jednak ktoś tu był. Wydaje mi się, że lepiej bym
sobieporadził.
–Byćmożebympanazaskoczyła.
– Panno Forrester, z każdą chwilą coraz bardziej przekonuję się, że jest
pani niewyczerpanym źródłem niespodzianek, ale jako dżentelmen muszę
nalegać,bypuściłamniepaniprzodem.
Słabe światło wpadające do wnętrza przez brudne okienko pomogło im
bezpiecznie zstąpić ze spiralnie biegnących schodów. Jednak przechyliwszy
się przez drewnianą poręcz, Sarah ujrzała pod sobą ciemność. Czyżby
Hartwick miał rację? Może w tym domu mieszkał ktoś nieznany sąsiadom?
Co będzie, jeśli w mrocznym wnętrzu kryje się jakiś podejrzany typ,
niezadowolony,żektośodkryłjegoobecność?
–Dobrze–powiedziałaszeptem.–Niechpanidziepierwszy.
Droga na dół wydawała się nie mieć końca. Kiedy stanęli na parterze,
Sarahoznajmiła:
– Gdzieś niedaleko są drzwi do tylnego ogrodu. Za furtką jest alejka
prowadzącadouliczki.
–Dobrze.Proszęsięcofnąć,ajaotworzędrzwi.–Hartwickwyciągnąłnóż
zzacholewkibuta;zalśniłostaloweostrze.
–Pocopantonosi?
– Nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi w nocy – odpowiedział
zuśmiechem.
Czuła,żepocąjejsiędłonie.Hartwickpowoliprzekręciłgałkęiwyjrzałdo
holu. Zdjęła rękawiczki, gotowa na wydrapanie napastnikowi oczu w razie
potrzeby.
Boże,obysięokazało,żejesteśmytusami,westchnęławduchu.
Dał jej znak, by poszła za nim. Była mu głęboko wdzięczna za okazaną
pomoc, choć nie chciała się do tego przyznać. Przez cały dzień miała
skurczonyżołądek,myślącoskradaniusiępodachachipustymdomu.Nigdy
wcześniejtegonierobiła.
Doszlidodrzwiprowadzącychdoogrodu.
–Jestpanigotowa?
Kiwnęłagłowąiwzięłagłębokioddech.Jejciałopokryłosięgęsiąskórką.
Kiedy otworzył drzwi i weszli do zachwaszczonego ogrodu, z ulgą
wciągnęliwnozdrzaświeżepowietrze.
–Czyżyczysobiepani,abymodprowadziłjądodomu?–zapytał,patrząc
naniązeszczerymzatroskaniem.
–Nie,dziękuję.Myślałam,żedomjestpusty,alerzeczywiścienigdydość
ostrożności.
– Proszę o tym pamiętać, pogłębiając znajomość z lordem Baxterem –
powiedziałiuśmiechnąłsięprzyjaźnie.
Dopieropochwiliprzypomniałasobie,comunaopowiadała.
–Tak…Bardzopanudziękuję.
Gdy tak patrzyli na siebie w świetle księżyca, zapragnęła nagle przytulić
siędoswegowybawcy.Miałniebieskieoczyigęsteczarnebrwi.Wpatrywała
sięweńjakurzeczona.Jegowzrokdowodził,żewciążmawątpliwościcodo
pobudekjejpostępowania.
Chciałagominąć,leczchwyciłjązarękę.Hartuporczywiewpatrywałsię
wjejusta.Zacząłpadaćdeszcz,lecznawettegoniezauważyła.
–Powinnapanijużiść–rzekłwkońcu.
Skinęłagłową,wcaleniemającochotynarozstanie.
Uśmiechnąłsię.
–Niepodziękowałamipanizauratowanieżycia.
Wyzwoliłarękęzjegouściskuicofnęłasięokrok.
– Proszę nie spodziewać się ode mnie pocałunku. Powinien się pan
zadowolićpocałunkiem,otrzymanymdzisiajodinnejkobiety.
–Adlaczegopaniuważa,żetobyłtylkojedenpocałunek?
Odwróciła się, minęła dziko rozrośnięte krzaki i podeszła do furtki
zkutegożelaza.
– Nie interesują mnie szczegóły pańskiego życia erotycznego –
odpowiedziałaprzezramię,zadowolonazpożegnaniazaroganckimlordem.
Kiedy wsiadła do powozu, czekającego kilka ulic dalej, napotkała
zaciekawione spojrzenie swej najserdeczniejszej przyjaciółki i powiernicy,
Katriny,księżnejLyonsdale.
– Znalazłaś to? – Katrina przesunęła się po wykładanym zielonym
aksamitemsiedzeniuokazałegopowozu,robiącmiejscedlaSarah.
Sarah pokręciła głową, a potem zdjęła kapelusz i pelerynę. Niepotrzebnie
narażała się na niebezpieczeństwo, włamując się do londyńskiego domu
Everillów.
–Przeszukałamjejpokójcalpocalu,alenigdzienieznalazłambransoletki.
Chybamusijądzisiajmiećnasobie.
–Cozamierzaszterazzrobić?
– Nie wiem. Jeśli nie będzie się z nią rozstawać, będę zmuszona zsunąć
bransoletkęzjejręki.
Katrinapodałaprzyjaciółcesuknię,którąSarahmiałanasobienabalu.
–Niebyłociętakdługo…–powiedziała.–Zaczynałamsięmartwić.
–Kiedychciałamjużschodzić,zostałamzatrzymananadachuprzezlorda
Hartwicka.
–Hartwicka?Powiedziałaśmu,cotamrobiłaś?
–Nie.Myśli,żewracałamzespotkaniazlordemBaxterem.
–Uważasz,żetorozsądne?
–Takiewyjaśnieniebyłolepszeniżwyznanieprawdy.Hartwickmawiele
na sumieniu, wątpię, by bawił się w rozsiewanie plotek na tematy
obyczajowe.
–Acoonrobiłnadachu?
–Naprawdęmusiszpytać,żebyznaćodpowiedź?
KatrinazapięłaostatniguziksukniSarah.
–CzyżbyzająłsięowdowiałąsiostrzenicąEverillów?
– Nie. Na szczęście nie było jej dzisiaj w rezydencji, zajrzałam do jej
sypialni.SpędzałczasuladyHelmford.
–Czytenczłowiekkiedykolwiekzainteresujesięniezamężnąkobietą?
– Nie ma na to ochoty, bo się boi, że zostanie zmuszony do ożenku!
Wydaje mi się, że on łatwo się nudzi kobietami. – Sarah zaczęła upinać
włosy.
–Myślę,żepowiniensięożenić.Tobymudobrzezrobiło.Mamwrażenie,
żejestciąglejakiś…niespokojny.
–Współczujękobiecie,którazakochasięwlordzieHartwicku.Maosobie
bardzo wysokie mniemanie i jest tak rozpuszczony powodzeniem, że
zpewnościąniebędzieumiałdochowaćjejwierności.Jakwyglądam?
–Tak,jakbyśnigdynieopuściłasalibalowej.Przykromi,żetwojewysiłki
okazałysiędaremne.
Sarah również nie kryła rozczarowania. Bransoletka mogła oszczędzić
wielukłopotówjejrodzicom.Niespocznie,dopókijejnieznajdzie.
Grawkartyzksięciemregentemstanowiładoskonałąrozrywkę,zwłaszcza
wtedy,gdyksiążęprzegrywał.Hartopadłnaoparciefotelawpobliżuwnęki
okiennej u White’a. Jego przyjaciel, przyszły monarcha, intensywnie
wpatrywałsięwtrzymanewdłonikarty.
PochwiliuniósłwzroknaHarta.
–Niebądźtakizadowolonyzsiebie.
–Niezdawałemsobiesprawy,żejestem.
–Zawszejesteś.Jeszczeniewygrałeśtegorozdania.
–Szybkotraciszpieniądze.Mogęwygrać,bosiępoddasz.
–Nicpodobnego.–Książępowróciłdostudiowaniakart.
Hart upił łyk brandy i popatrzył na zegarek. Dochodziła czwarta rano,
jednak miał wrażenie, że jest dużo później. Zamierzał jak najszybciej
zakończyćgręiudaćsięnaspoczynek.
–Myślę,żekartyniezmieniająsięwzależnościodtego,jakdługosięna
niepatrzy.
–Niepopędzajmnie,mójchłopcze.
Chociaż Hart, mający trzydzieści dwa lata, mógłby być synem księcia, to
wżadnymrazienieczułsięjużchłopcem.
–Dobrze,alegdybymsięzdrzemnął,proszęmnieobudzić,kiedynadejdzie
mojakolej.
Książęwkońcuwybrałkartęiwyłożyłjąnastolik.Hartwygrałrozdanie
i pieniądze. Teraz mógł już w spokoju udać się do domu i porządnie się
wyspać.
–Jeszczejednapartyjka,Hart.
Do diabła! Jak to możliwe, że ten człowiek nie miał już dość
przegrywania?
–Przecieżniemaszjużpieniędzy.
Książę obrócił się ku swoim trzem towarzyszom, chcąc poprosić ich
opomoc,leczmężczyźnispieszniesięoddalili.
–Jesteściekompletniebezużyteczni!Doniczego!–zawołałzanimi.
–Samwidzisz.–Hartziewnął.–Niemożemykontynuowaćgry.
–Tylkojednapartyjka.Możezagramyojakąśprzysługę?
Nie należało rezygnować z podobnej propozycji. Nie wiadomo, kiedy
znajdziesięwpotrzebieibędziezmuszonyprosićopomoc.Zważywszybrak
szczęściaksięcia,Hartbyłpewien,żewygra.
–Dobrze,aletojużnaprawdęostatniraz.
Gdy gra dobiegała końca, książę z triumfalnym uśmiechem wyłożył kartę
nastół.
–Wygrałem.
Hartzniedowierzaniemprzetarłoczy.Dodiabła!Byłterazwinienksięciu
przysługę.Książęregentująłgozałokiećipoprowadziłwrógsali.
–Chciałbymcięocośprosić.
–Domyślamsię.Cośmimówi,żemiałeśtonamyśliprzezcaływieczór.
–Może…
–Trzebabyłozwyczajniepowiedzieć.
– To prawda, ale teraz jesteś zobowiązany długiem karcianym do
wyświadczeniamiprzysługi.
–Iniktinnyniemożezrobićdlaciebietego,ocomniepoprosisz?
–Niemamnikogozaufanego,azależyminadyskrecji.Niemożeszotym
nikomu powiedzieć. Nawet Winterowi. – Skoro nie wolno było informować
o sprawie nawet księcia Winterbourne’a, stojącego na czele tajnych służb,
musiało to być coś naprawdę interesującego. Hart poczuł dreszcz
podniecenia.
–NiemówteżoniczymLyonsdale’owi.Wiem,żesięprzyjaźnicie.
–Będęmilczał,dajęsłowo.
Książę usiadł w fotelu i wskazał Hartowi krzesło stojące naprzeciwko.
Wszystkowskazywałonato,żeniewyjdziestądprzedświtem.
– Rozeszły się pogłoski, że część zaginionych francuskich klejnotów
koronnychzostałaznalezionawLondynie.
Hartwychyliłsięwstronęksięcia.
– Nic mi o tym nie wiadomo. – Zazwyczaj dysponował wiedzą na ważne
tematyjakojedenzpierwszych.Ztrudemstłumiłpoirytowanie.
– Ludwik przesłał mi wiadomość przez swojego ambasadora. Poprosił
o pomoc i ustalenie, gdzie się znajdują. Chciałby je odzyskać. Szczególnie
zależy mu na Sancy, najczystszej wody 55-karatowym diamencie. Należał
niegdyś do Jakuba I, lecz został sprzedany kardynałowi Mazarin, kiedy
pojawiłysiękłopotyfinansowe.
–Acojamamztymwspólnego?
–Chciałbym,żebyśgoodnalazł.
–TochybazadaniedlaMinisterstwaSprawWewnętrznych?
– Castlereigh i ja spotkaliśmy się z nimi i otrzymaliśmy zapewnienie, że
zpewnościąznajdąteklejnoty.
–Czegośtunierozumiem.Skorojużichszukają,tonaczymmapolegać
mojarola?Przecieżniejestemjednymznich.
–Nie,alepracujeszdlaWinteraijesteśbardzosprytny.Chciałbym,żebyś
wykonałtozadaniedlamnie.MinisterstwoSprawWewnętrznychniebędzie
otymwiedzieć.
ByćmożeHartbyłjużzbytzmęczonyalboteżksiążętłumaczyłwszystko
zbytzawile,jakzresztąmiałwzwyczaju.
– Więc chciałbyś, żebym znalazł francuskie klejnoty koronne, których
szukajużMinisterstwoSprawWewnętrznych…iprzekazałjetobie?
–ChodzimitylkooSancy.
–Dlaczego?
– Bo ten akurat diament powinien być nasz. Cudownie będzie mieć
świadomość, że go odzyskałem. Nie mam zamiaru oddawać go Francji. Nie
dopuszczę, by Ludwik ani Castlereigh dowiedzieli się, że diament znajduje
sięwmoimposiadaniu.Francuzimyślą,żezłodziej,Guillot,tużpoprzybyciu
do Anglii umieścił klejnoty w różnych miejscach i ukrył wiadomość, gdzie
znajduje się Sancy, w jakiejś bransoletce. Bransoletkę ostatnio widziano
w Rundell&Bridge. Kupił ją Everill dla swojej żony. Chcąc znaleźć Sancy,
musiszznaleźćtębransoletę.
Hart odgarnął włosy z czoła i uważnie przyjrzał się księciu. Być może
przyjacieltejnocywypiłzadużo.
–No,Hart.Odnajmłodszychlatpociągałycięprzygody.Powinieneśmnie
wręczbłagać,żebymzleciłcitozadanie.Twójwujczęstopowtarzał,żejeśli
uda ci się dożyć dwudziestki, uzna to za istny cud, zważywszy twoje
skłonnościdoszukanianiebezpieczeństw.Noitonaprawdęcud,żeżyjeszpo
tym,jakspadłeśzeskałyniedługopośmiercitwojejmatki.
Hart niespokojnie poruszył się na krześle, przypomniawszy sobie, jak
wwiekusiedmiulatchciałspędzićchwilęwostatnimmiejscu,wktórymstała
jegomatka,zanimutraciłjąnazawsze.
–Więcznajdzieszjądlamnie?–Głosksięciaprzerwałsmutnerozmyślania
Harta.
–Aczywiesz,jakwyglądatabransoletka?Cośmimówi,żeladyEverill
maichsporo.
–Tak,wiem–odparłksiążę,wyraźniezsiebiezadowolony.–Powiedziano
mi, że ma złote kwadratowe elementy i malowidła na porcelanie. Na
kwadratach są wyryte greckie wzory. Złodziej zostawił wiadomość dla
wspólnika, że bransoletka pomoże mu w znalezieniu Sancy. Znajdź tę
bransoletkę,awtensposóbzyskaszkluczdorozwiązaniazagadki.Jesteśmi
winientęprzysługę.
ROZDZIAŁDRUGI
Sarah stanęła przed zamkniętymi drzwiami do jadalni, starając się
przywołać uśmiech na twarz. Nie udało jej się znaleźć bransoletki.
NiepowodzeniemisjiwdomuladyEverillwprawiłojąwstanprzygnębienia.
Nie chciała, by ktokolwiek domyślił się jej prawdziwego nastroju, a nade
wszystkopragnęłauniknąćnieuchronnychpytań.
Siedzący w pokoju śniadaniowym rodzice nie mieli pojęcia o tym, jak
niewiele brakowało, by znów ogarnął ich smutek i przygnębienie. Sarah
przeszłajużwrazznimiprzeztakietapżycia.Modliłasięwduchu,byudało
jejsięznaleźćbransoletkęiniemusiałaznówprzeżywaćznanegokoszmaru.
Zamknęła oczy i wyobraziła sobie galop na końskim grzbiecie wzdłuż
brzegów Long Island na terenie rodzinnej posiadłości. Jej wargi wygięły się
wuśmiechu.
Kiedy weszła do pokoju, usłyszała cichy brzęk sztućców. Matka czytała
list,aojciecprzeglądałgazetę.Skoroniktsięnieodzywał,Sarahzaczęłasię
zastanawiaćnadinnymisposobamizdobyciabransoletki.
Gdynalałasobiefiliżankęczekolady,matkazłożyłalistiuśmiechnęłasię.
–Dzieńdobry.MiłospędziłaśczaszKatriną?
–Dziękuję,bardzomiło.Dawnosięniespotkałyśmynadłużejinareszcie
mogłyśmysięnagadaćdowoli.
– Nigdy nie brakuje wam tematów – skwitowała z uśmiechem matka. –
Katrinabardzoładnieterazwygląda.
– To prawda, ale była trochę niespokojna, bo po raz pierwszy zostawiła
Augustęnawieczór.
– Nic w tym dziwnego. Kiedy po raz pierwszy wyszłam z domu po tym,
jakzjawiłaśsięnaświecie,teżbyłomiciężko.
– Chciała wracać do domu, ledwie powóz zjechał z podjazdu – wtrącił
ojciec,nieunoszącwzrokuznadgazety.
–Oiledobrzepamiętam,nietylkojasięwtedyniepokoiłam–zwróciłasię
domęża,poczymspojrzałanacórkę.–DostałamlistodpaniColter.Zakilka
tygodni Robert przyjedzie do Liverpoolu w interesach. Podobno ma spędzić
tu trzy miesiące. Pomyślałam, że powinniśmy zaprosić go do Londynu. To
byłbytakimiłygest.
–Naprawdęsięnadtymzastanawiasz?
–Tak.MoglibyśmyznaleźćdlaniegomieszkaniewPulteney.
– Zapewne pan Colter nie dysponuje funduszami pozwalającymi mu się
tamzatrzymać.
–Ależdysponuje.Jegorodziniedoskonalesiępowodzi.
Sarahupiłałykczekolady.
– Chętnie się z nim znów spotkam. To mój ulubieniec spośród całej
czwórkisynówpaniColter–ciągnęłamatka.
–Aktórytosyn?
–Przecieżdobrzewiesz–fuknęłapaniForrester.–Tenodwalatastarszy
odciebie,onienagannychmanierach.
–Ten,którynicniemówi?
–Ależmówi.Słyszałam.Skądtepodejrzenia?
–Bowogólesiędomnienieodzywa.
Ojciecodłożyłgazetę.
–Możepoprostunigdyniedałaśmudojśćdosłowa.
–Nicpodobnego.Nigdygoniczymnieodstraszyłam.
–Chodziłomioto,żebyćmożezadużomówiłaśwjegoobecności–rzekł
ojciec,anajegowargachzaigrałuśmieszek.
– Zapewne uważa, że jesteś piękna i to odbiera mu mowę. – Matka
wydawałasięszczerzeotymprzekonana.
– Myślę, że pan Colter i ja nie mamy z sobą wiele wspólnego i z tego
powodutrudnojestnamnawiązaćrozmowę.
–Nonsens.StaraszsięmniezniechęcićdozaproszeniagodoLondynu.
– Nie. Chcę tylko zwrócić uwagę, że nawet jeśli pan Colter zostanie tu
zaproszony,toitaknieoświadczymisięprzedwyjazdem.
– Skąd wiesz? Nie widzieliście się prze dwa lata. Przez ten czas wiele
mogłosięzmienić.
–Ludziesięniezmieniają,mamo.Jeśliniezakochaliśmysięwsobieprzed
dwomalaty,niezakochamysięiteraz.Toniedziaławtensposób.
– A co ty możesz wiedzieć o miłości? Pewnego dnia spojrzysz na niego
idojdzieszdowniosku,żetojestwłaśnietenjedyny.
–Toniemowa–powtórzyłazuporemSarah.
–Nicpodobnego–odpowiedziałazrównymprzekonaniemmatka.
–Wiem,żechceszznaleźćmimiłegoAmerykaninanamęża,ajaniemam
nic przeciwko temu. Jednak pan Colter z pewnością nie jest odpowiednim
kandydatem.
– Nie możesz tego wiedzieć. Co ja mogę poradzić na to, że tak bardzo
chciałabym pewnego dnia zostać babcią? Jestem twoją matką i pragnę dla
ciebietego,conajlepsze.
Sarah zerknęła na ojca, szukając u niego wsparcia, lecz ujrzawszy
rozbawieniemalującesięnajegotwarzy,straciłanadziejęnapomoc.
– O czym jeszcze pisze pani Colter? Chyba nie poświęciła całego listu
synowi? – Boże, tylko nie to! – Może masz dla mnie jakieś wiadomości
onaszychsąsiadach?
– Pani Stevens urodziła drugie dziecko, a pani Anderson piąte. To
dziewczynki.–Posłałacórcewymownespojrzenie.
Sarahupiłakolejnyłykczekolady.
–ASusanPhilpottiJonathanVanHoutenwzięliślub.–Znaczącouniosła
brwi.
–Możekomuścośsięstało?Ktośmiałwypadek?Zachorował?
–Sarah!
–Pytamtylkodlatego,żetakierzeczyteżsięzdarzają.
Ojciec roześmiał się i przyjął list od Baylesa, ich angielskiego służącego.
Sarahzaczerpnęłatchu,dostrzegłszyoficjalnąrządowąpieczęć.
– Zmarł pan Harney – powiedziała matka, odciągając wzrok córki od
zatroskanejtwarzyojca.
Matka znów miała smutny wzrok. Ilekroć otrzymywali podobne wieści,
natychmiastpowracałbóliżalpośmierciAlexandra.
–Szkoda.Byłdobrymczłowiekiem.
–Toprawda.PaniColterpisze,żewdowamajużbardzosłabywzrok.Pani
Harney ma wielkie szczęście, że jej syn mieszka blisko niej. Zabrał ją do
swego domu. – Uniosła listy i wstała. – Zamierzam teraz do niej napisać,
złożę kondolencje od naszej rodziny. Potem napiszę do pani Colter
i powiadomię ją, że chcę zaprosić Roberta do Londynu zaraz po jego
przyjeździedoAnglii.
Po wyjściu matki Sarah nalała sobie kolejną filiżankę czekolady. Poranna
czekoladabyłanajlepszymsposobemnawszystkieproblemy.
Ojciecodłożyłlist.
–Myślę,żetooczywiste,alechciałabymcięzapewnić,żetwojamatkaija
nigdy nie będziemy cię zmuszać do poślubienia mężczyzny, którego nie
kochasz.Mamachcetylkocipomóc.
–PróbujączapoznaćmniezchybakażdymAmerykaninem,którypostawi
stopęnaangielskiejziemi?
– Skoro uważa, że to pomoże ci znaleźć odpowiedniego kandydata na
męża…
– Proszę, przekonaj mamę, żeby nie zapraszała tu pana Coltera. Nie
pasujemy do siebie i oboje o tym wiemy. Uważam go za okropnego
nudziarza, a z kolei on boi się mojego temperamentu. – Spojrzała na kartkę
wrękuojca.–Złewiadomości?
– To list z Waszyngtonu. Nie widać poprawy w sektorze bankowości.
Coraz więcej ludzi otrzymuje odmowę kredytu i musimy zadecydować, jak
traktowaćnaszychrodakówwAnglii.
–Naszarodzinamapowodydoniepokoju?
– Dobrze sobie radzimy i nic nie zagraża naszym stajniom w Ameryce.
Ludziezawszebędąpotrzebowalikoni.NapiszęjednakdoPerkinsaiostrzegę
go,bywykazywałdalekoposuniętąostrożnośćprzyudzielaniukredytów.
Odstawiłafiliżankęnaspodek.
– Byłoby ci łatwiej nadzorować wszystko na miejscu. – Gdyby wyjechali
z Anglii, jej rodzice zapewne nigdy by się nie dowiedzieli o postępku
Alexandra.
–MampełnezaufaniedoPerkinsa.
–Mamnadzieję,żeprezydentMonroecięceni.
–NiechodzioprezydentaMonroe.Chciałbymspłacićdługwobecswojego
kraju…zato,żemogęprowadzićtakie,anieinneżycie.
Rozmowa zmierzała w niebezpiecznym kierunku. Jeśli rozejdą się wieści
ozdradzieAlexandra,ojcieczapewnestracistanowisko.
– Zastanawiałeś się, co będziesz robił, kiedy skończysz dyplomatyczną
misjęwAnglii?
– Wrócimy do Nowego Jorku. Może będę kandydował na jakieś
stanowisko,alboposzukamposadywWaszyngtonie.–Rozsiadłsięwygodnie
w fotelu i upił łyk kawy. – Czy mówiłem ci już, że mój ojciec walczył
wrandzepułkownikaubokuprezydentaWaszyngtonaiwznacznymstopniu
przyczyniłsiędozwycięstwawbitwienaLongIsland?
– Dobrze wiesz, że mi to mówiłeś… wiele razy – odpowiedziała
zuśmiechem.
– W takim razie z pewnością rozumiesz, że nasza rodzina ma patriotyzm
wekrwi.Mójojciecbyłpatriotą,janimjestem,atwójbratokazałsiępatriotą
większym niż my wszyscy. – Po śmierci brata nic tak nie ożywiało ojca jak
rozmowaoumiłowaniukraju.
Cztery dni temu Sarah otworzyła pismo adresowane do ojca, omyłkowo
dołączonedojejkorespondencji.Dowiedziałasięwtedy,żenadawcaposiada
list,któryjejbratnapisałdoangielskiegogenerała,ujawniającdanenatemat
Fortu McHenry. Człowiek ten chciał wymienić ów list za okazały diament,
który można było odnaleźć dzięki wskazówkom znajdującym się na
bransoletceladyEverill.
Gdyby jej ojciec zapoznał się z treścią tego listu, zapewne by tego nie
przeżył. Bała się o jego życie po śmierci Alexandra. Pogodził się z utratą
syna, dopiero gdy uzmysłowił sobie, że Alexander zmarł jako bohater,
broniąc mieszkańców Baltimore tamtej strasznej nocy przed pięcioma laty.
Cobysięstało,gdybyrodzicedowiedzielisię,żeichsynzginąłjakozdrajca?
Musiała znaleźć bransoletkę i diament, by oszczędzić rodzicom cierpień.
Z początku wydawało jej się to łatwym zadaniem, lecz okazało się inaczej.
Niemniejjednaknicniebyłowstaniejejpowstrzymaćodpodjęciadalszych
działań.
Żwir chrzęścił pod stopami Harta, gdy szedł w stronę targowiska koni
TattersallawtowarzystwieJulianaCarlisle’a,księciaLyonsdale.Mijalitłumy
dżentelmenów przybyłych na aukcję. Znajomy zapach siana, niesiony przez
wiatr, mieszał się tu z wonią łajna. Zbliżywszy się do miejsca prezentacji,
Hart ukłonił się panu Tattersallowi i rozejrzał się dokoła w nadziei ujrzenia
pięknegorasowegozwierzęciadoswejstajnikoniwyścigowych.
Julianwychyliłsięzzajegoramienia.
–Cotamwypatrzyłeś?
Hartnieodrywałwzrokuodkaregoczterolatka.
–Chceszstracićfortunęnategokonia?
– Nie bój się, nie stanę na twoim progu z prośbą o wsparcie po utracie
Albany.
–Kamieńspadłmizserca–rzekłJulian.–Aswojądrogąpodczaswizyt
wmoimdomupochłaniaszogromneporcjejedzenia.
– A co ja mogę poradzić na to, że Katrina tak często zaprasza mnie na
obiady?
–Możewiążesiętoztym,żezjawiaszsięunasakuratwporzeobiadu.
Przed ślubem Juliana najczęściej jadali obiady u White’a. Od czasu
studiów w Cambridge wspólnie spożywali wieczorny posiłek. Teraz Julian
wolałjadaćwdomu.Hartniepokazywałsięunowożeńcówprzezmiesiąc,po
czymdoszedłdowniosku,żemałżonkowienudząsięwswoimtowarzystwie
izacząłichregularnieodwiedzać.Nigdynieczułsiętamniechciany,niemiał
wrażenia,żekomukolwiekprzeszkadza.Czyżbysięmylił?
– Chcesz mi dać do zrozumienia, że nie jestem mile widziany w waszym
domu?–zapytałżartobliwymtonem,leczczekającnaodpowiedźczułlekki
niepokój.
– Dobrze wiesz, że możesz do nas przyjść w każdej chwili. Chciałem ci
tylko zwrócić uwagę, że jeśli będziesz dziś licytować za wysoko, będę cię
musiałusynowić.
–Wolałbymzostaćtwoimbratem.Obunambrakujebraci.–Natychmiast
pożałowałtychsłów.Julianwciążprzeżywałutratębrata.–Przepraszam.
–Niemusiszprzepraszać.WkońcupogodziłemsięześmierciąEdwarda.
–Todobrze…alejaktegodokonałeś?
–Katrinapowiedziałamikiedyś,żekażdymajakiścelwżyciu.Kiedygo
osiąga, znajduje sobie następny. Pomyślałem, że Edward osiągnął swój cel.
Topomogłomipogodzićsięzestratą.
Hart nie wierzył własnym uszom. Ludzie, którzy stracili najbliższych,
nigdyjużniebylitacyjakwcześniej.Dobrzeotymwiedział.Wszyscyjego
bliscy,zwyjątkiemJuliana,jużnieżyli.
–Todobrze,żepogodziłeśsięzodejściembrata.Potym,copowiedziałeś,
myślę,żejeślizostanędziśdłużejwtwoimdomu,będęzaproszonynaobiad.
Julianzaśmiałsięcicho.
– Zawsze jesteś u nas mile widziany. Tylko proszę, zachowaj umiar
w wydawaniu pieniędzy. Naprawdę potrzebujesz kolejnego konia
wyścigowego?
–Cozapytanie!Oczywiście,żenie,alechciałbymkupićtegotutaj.Widzę
gowDerby.
–Apomyślałeś,ilemożebyćwart?
–Chybaokołoośmiusetgwinei.
Julianpokręciłgłowązwyrazemdezaprobaty.
–Niemamwsparciażony–rzekłHart.–Niemamtylusłużących,coty.
Jeśli ten koń będzie odpowiednio prowadzony, przyniesie mi prawdziwą
fortunę,nietylkozwyścigów,aletakżejakoogier.
Uciekając przed karcącym wzrokiem Juliana, przyjrzał się zwierzęciu.
Błyszcząca sierść, lśniąca w popołudniowym słońcu, kontrastowała
z wzniesionymi z jasnych kamieni murami giełdy Tattersalla. Prowadzący
i koń na chwilę przystanęli, a potem rozpoczęli paradę przed oczami
zgromadzonych.
Pan Tattersall nieznacznie skinął głową w stronę Harta, potwierdzając, że
właśnietegokoniazaprezentowałmupoprzedniegodnia.
–Panowie,otowspaniały,doskonaleułożony,czteroletniogier,Corinthian.
–ChcesznabyćkoniaoimieniuCorinthian?–Julianparsknąłśmiechem.
–Niezwracamuwaginaimiona.
–Cokolwiekzrobisz,niezmieniajmuimienia.Bardzodoniegopasuje.
Gdy pan Tattersall przedstawiał rodowód Corinthiana, koń stał
nieruchomo,jakbychciał,bygremialniepodziwianojegourodę.
WkońcupanTattersallstuknąłmłotkiemlicytacyjnym.
–Pięćset.
Hartkiwnąłgłową,aTattersallodwzajemniłgest.
–Dziękuję,milordzie.Pięćsetgwineizatowspaniałezwierzę.
–Idziesięć–rozległsięczyjśgłoszlewej.
–Dziękuję.Pięćsetdziesięćgwinei.
–Idziesięć–powiedziałgłośnoHart.
–Doskonale.Dziękuję,milordzie.Pięćsetdwadzieściagwinei.
– I dziesięć – odezwał się ponownie mężczyzna stojący po lewej stronie
Harta.
Taka licytacja mogła się przeciągać w nieskończoność. Hart miał ochotę
podnieśćstawkęopięćdziesiątgwinei,gdyktośzprawejkrzyknął:
–Isto!
PanTattersallkiwnąłgłowąizerknąłnaHarta.
–Dziękuję,milordzie.Sześćsetdwadzieściagwinei.Czyktośdajewięcej?
–Wiedziałeś,żetubędzietwójojciec?–zapytałszeptemJulian.
–Iosiemdziesiąt!–wykrzyknąłHart.
–Dziękuję,milordzie.Siedemsetgwineizatopięknezwierzę.
– Nie miałem pojęcia – odpowiedział Hart. – Nie powiadomiłem go, że
chcę się z nim spotkać. – Usiłował za wszelką cenę zachować spokój
irozsądek.
– I sto! – rozległ się znajomy, tubalny głos. Tym razem przez tłum
przeszedłszmer.OjciecHartanigdyniesiliłsięnasubtelność.
–Dziękuję,milordzie.Osiemsetgwinei.Czyktośdawięcej?
Hartbezzastanowieniarzucił:
–Isto.
–Dziękuję,milordzie.Todaje…
–Idwieście.
– I dwieście pięćdziesiąt! – krzyknął Hart, zanim pan Tattersall zdążył
cokolwiekpowiedzieć.
–Itrzysta.
Dodiabła!Ojciecbyłupartyjakosioł!
–Straciłemrachubę–powiedziałHartdouchaJuliana.
– Tysiąc sześćset pięćdziesiąt. To znacznie przekracza wartość konia –
wycedził Julian przez zaciśnięte zęby. – Nie daj się mu prowokować.
Zakończto.Jesteślepszyodniego.
Problem polegał na tym, że Hart naprawdę chciał kupić tego konia,
a dobrze wiedział, że ojciec cieszy się, mogąc pozbawić syna przyjemności.
Podobne historie często miały miejsce wcześniej. Rozum nakazywał
wycofaniesięzlicytacji,leczemocjezwyciężyły.Jeślipozwoliojcuwygrać,
będziemiałpóźniejdosiebiepretensje.
TerozmyślaniaprzerwałgłospanaTattersalla.
–Cenawynositysiącsześćsetpięćdziesiątgwinei.
Zgromadzenizaczęlirobićzakłady,ktozwycięży–markizBlackwoodczy
jegosyn.Hartwsunąłrękędokieszeniipotarłszczęśliwągwineę.
–Nieróbtego–doradziłJulian.
–Dodajępięćdziesiąt–powiedziałHart.Zamknąłoczy,karcącsięwduchu
zapopędliwość.
Julian jęknął, a głosy obecnych przybrały na sile. Hart niemal ich nie
słyszał,miotającwmyślachwszystkieznaneprzekleństwapodadresemojca.
Popatrzył na pana Tattersalla, usiłującego zachować obojętność mimo tak
wysokiejsumyoferowanejzakoniawartegoopołowęmniej.
– Dziękuję, milordzie. Tysiąc siedemset gwinei. Kto da więcej? –
Odpowiedziałamucisza.TattersallspojrzałwstronęojcaHarta.
Hart czuł narastające mdłości. Nawet nie zerknął w stronę mężczyzny,
którego krew płynęła w jego żyłach, a któremu wiele razy niemalże życzył
śmierci. Z pewnością na twarzy ojca pojawił się złośliwy uśmieszek. Czy
skończył już dzisiejszy pojedynek z synem? Czy w ogóle zdawał sobie
sprawęzwartościkonia?
–Tysiącsiedemsetgwineizatowspaniałezwierzę.Czyktośdawięcej?
Nastąpiła najdłuższa przerwa w życiu Harta. Po chwili rozległ się stukot
młotka.
Miałochotęodetchnąćzulgą,jednakszybkosięopanował,uniósłkapelusz
i skłonił się ojcu z uśmiechem. Niech ten łajdak myśli, że Hart dobrze się
bawił.Niechciałdaćojcudozrozumienia,jakbardzojestrozczarowanyjego
zachowaniem.
Po chwili ojciec i lord Palmer zniknęli w tłumie. Hart nie miał ochoty
więcejwidziećrodzica.Dlaczegotonieonumarłzamiastmatki?Jakąjeszcze
wyrafinowaną torturę wymyśli dla syna? Katrina nie miała racji. Śmierć
dowodzijedynie,żewżyciunależydbaćwyłącznieosiebie.
Stojący obok pospieszyli z gratulacjami dla Harta. Czyżby naprawdę
wierzyli,żejestzadowolonyzwydaniafortunynategokonia?
Julianpostawiłkołnierzsurduta.
–Aterazzapewnijmnie,żewnajbliższymczasieniezamieszkaszumnie
razemzeswoimkoniem.
–Animitowgłowie.Alechętnienapiłbymsiętwojejfrancuskiejbrandy,
tej,którątrzymaszwgabinecie.
–Skądwieszotejbutelce?
–Znalazłemjąmiesiąctemu,kiedyzostawiłeśmniewgabineciesamego.
Julianchwyciłprzyjacielazaramię.
–Przeszukałeśmójgabinet?
–Musiałemsięczymśzająć.Wyszedłeśnadługo.
–Chodziciodzień,wktórymReynoldspoinformowałmnie,żemojażona
urodziłanaszedziecko?
–Tak.
–WidziałemwtedyAugustęporazpierwszy.Owszem,musiałeśdługona
mnieczekać.
– Wciąż nie rozumiem powodu, dla którego chciałeś być obecny przy
porodzie.
Julianuszczypnąłsięwnasadęnosa.
– Chciałem zyskać pewność, że moja żona przeżyje. Nie byłem
zadowolony,żekazałamiczekaćwrazztobąwgabinecie.
–Chętnienapijęsiętejbrandyjaknajszybciej.
–Doskonale,mamyprzedsobącałepopołudnie.
–Icałąbutelkę.
ROZDZIAŁTRZECI
Sarah siedziała w powozie Katriny, słuchając opowieści o pielęgnowaniu
niemowlęcia. Przyjaciółka nie mogła się już doczekać, kiedy znajdzie się
wdomu,bynakarmićAugustę.
Do tej pory Sarah nie miała pojęcia, że jeśli przerwa pomiędzy
karmieniamijestzbytdługa,piersinabrzmiewająistająsięwrażliwe.Jakto
się stało, że miły, pogodny dzień zakupów stał się nudny i uciążliwy?
Owszem, Sarah bardzo się cieszyła, że przyjaciółka została matką, lecz
bardzo brakowało jej dawnych rozmów o mężczyznach, o modzie
i amerykańskiej polityce. Ich poprzednie wyprawy na zakupy trwały wiele
godzin.
–Dojeżdżamy?–spytałaKatrina,wyraźniezaniepokojona.
Sarahspojrzaławokienkopowozu.ZpewnościązjechalizPiccadilly,ale
nierozpoznawałaulic.
–Myślę,żejesteśmyjużniedaleko.
–Jeszczechwila,apokarmzacznieprzeciekać.
–Przeciekać?Toniemożliwe!
–Ależmożliwe!
–Wiem,tylkouważam,żedotegoniedojdzie.
– Twoje opinie nic tu nie pomogą. Co ja pocznę? Służący na pewno
zauważąplamy.–Jęknęła.
–Och!Tojużsięstało?
Katrinaniemusiałaodpowiadać.Najejwdzięcznymniebieskimkaftaniku
pojawiłasięciemnaplama.
–Coterazbędzie?–Spąsowiała.
Powóz się zatrzymał. Popatrzyły na siebie z przerażeniem. Gdy stangret
podszedł do drzwiczek, Sarah szybko zasłoniła biust Katriny swoją białą
bawełnianątorbąznowymijedwabnymipantofelkami.
Od kilku tygodni marzyła o kupnie tych ślicznych pantofelków,
podziwiając je na wystawie. Nie potrzebowała nowej pary butów, miała ich
aż za wiele, jednak te buciki z różowymi satynowymi wstążkami,
opasującyminogiażpołydki,wydałyjejsięwprostcudowne.
Długoniemogłazdecydowaćsięnazakup.Wkońcuzamówiłaodpowiedni
rozmiar.Kiedyprzymierzyłapantofelkigodzinętemu,odniosławrażenie,że
trafiłajejsięnajpiękniejszarzeczwLondynie.Wydałananiewiększączęść
odłożonychpieniędzy,jednakaniprzezchwilęnieżałowała.Pantofelkibyły
ich warte… do chwili, kiedy poświęciła je dla przyjaciółki. Znów spojrzała
w okienko, by nie widzieć, jak Katrina przyciska zniszczone buciki do
ociekającychmlekiempiersi.Zbierałojejsięnapłacz.
Gdy wysunięto schodki, Katrina pobiegła do domu w tempie
nieprzystającymksiężnej.
– Proszę, wejdź – zawołała przez ramię do Sarah. – Chcę z tobą
porozmawiaćnaważnytemat.
Reynolds,sztywnowyprostowanylokajKatriny,przytrzymałciężkiedrzwi
prowadzące do okazałego domu. Usilnie starał się nie gapić na panią
izszacunkiemskłoniłsięprzedSarah.
– Dzień dobry, panno Forrester. Czy zechce pani zaczekać w Złotym
Salonie?
Sarah wiedziała, że karmienie zajmuje Katrinie sporo czasu. Podała
kapeluszipelerynkęReynoldsowi.
–Aczymogłabymzaczekaćwbibliotece,Reynolds?
–Oczywiście.Mamwskazaćdrogę?
–Nie,dziękuję.Dobrzewiem,jaktamtrafić.
Niemiałaochotynudzićsięwsalonie.Zapewnezaczęłabysięzastanawiać,
jakzdobyćbransoletęladyEverilliwpadłabywponurynastrój.Lepiejbyło
zasiąśćzksiążkąwbibliotece.Niedługopotemstanęławprogu,podziwiając
półki zapełniające wszystkie cztery ściany od podłogi aż po sufit. W końcu
pomieszczenia znajdował się potężny rzeźbiony kominek. Mimo ogromnej
powierzchnibibliotekabyłaniezwykleprzytulna.
Podłogaskrzypiała,gdySarahruszyłakupółkom,byznaleźćinteresujące
jąpozycje.
–Przyniosłeśmiherbatę,Reynolds?–Zzaścianyksiążekrozległsięgłos
babkiksięcia,księżnejwdowyLyonsdale.
–Proszęmiwybaczyć,WaszaMiłość,aletotylkoja.
Zza półki wyjrzała drobna siwowłosa kobieta w koronkowym czepku.
Brylantowekolczykiwjejuszachzalśniływświetlesłońca.
–Czymapanimojąherbatę,pannoForrester?
–Nie,WaszaMiłość.
–Wtakimraziecopaniturobi?
Sarahuśmiechnęłasię.Księżnawdowabyłaniezwyklebezpośrednia.
– Czekam na Katrinę. Poszła karmić Augustę. Pomyślałam, że w tym
czasiepoczytamjakąściekawąksiążkę.
BabkaLyonsdale’aprzyjeżdżałanalondyńskisezondoLyonsdaleHouse.
Traktowała Katrinę jak swoją wnuczkę. Była kobietą bystrą, szczerą,
a czasem trzymały jej się figle. Sarah pomyślała, że w późniejszym wieku
chciałabybyćdoniejpodobna.
Staruszka,lekkoutykając,podeszładoSarah.
–Byłyścienazakupach?
–Tak.
–Udałowamsiękupićcośładnego?
–Pojechałyśmyodebraćpantofelki,którewcześniejzamówiłam.
–Ibardzodobrze.Butównigdyzawiele,zwłaszczadlakobiety.
–SzczerzesięzgadzamzWasząMiłością.
– Jeśli szukasz powieści, to są w końcu pokoju. Jak już sobie coś
wybierzesz, proponuję, żebyś poczekała na Katrinę w Karmazynowym
Salonie.Otejporzedniajesttampiękneświatło.
Sarah wyczuła, że słowa księżnej wdowy były bardziej poleceniem niż
propozycją.
–Dziękuję.Znamtensalon.
– To dobrze. – Uśmiech rozjaśnił twarz księżnej wdowy, a jej oczy
rozbłysły. – Chciałabym się dowiedzieć, dlaczego tak długo trwa
przyniesienie mi herbaty. Chyba będę musiała popłynąć do Chin, aby ją
zdobyć.–Podeszładodrzwiipociągnęłasznurdzwonka.
Po niedługim czasie Sarah zdjęła z półki powieść „Waverley”. Treść
okazała się tak zajmująca, że idąc korytarzem, cudem nie wpadła na ścianę.
Po wejściu do salonu usiadła w najbliżej stojącym fotelu i przewróciła
stronicę.
Podskoczyła,słyszącczyjeśchrząknięciezlewej.PrzyokniestałHartwick
z kieliszkiem w dłoni. Miał na sobie czarny strój, tylko jego koszula była
biała.
Podszedł do niej tak blisko, że czubki jego butów omal nie dotknęły jej
pantofelków z koźlęcej skóry. Kiedy ostatnio go widziała, stał w świetle
księżyca,atwarzmiałmokrąoddeszczu.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, jakby nie wiedząc, kto powinien
przerwaćmilczenie.
– Panno Forrester – odezwał się pierwszy. Sprawiał wrażenie
poirytowanegofaktem,żeprzerwałamuchwilesamotności.
–Hartwick.
– Z trudem panią poznałem bez tych spodni. Widzę, że zjawianie się
wnajmniejspodziewanymmomenciestajesiępanizwyczajem.
–Zkoleipannieporazpierwszyprzeraziłmnie,awdodatkuwydajesię
panztegozadowolony.
–Celnariposta.–Wskazałkrzesłostojąceobokjejfotela.–Mogęusiąść?
Kiwnęła głową, a on lekko uniósł jej nadgarstek, by przeczytać tytuł
książki.
Szybkocofnęłarękę.
–CzekamnaKatrinę.
–Domyśliłemsię.
–Niespodziewałamsię,żespotkamtupanaotejporze…samego.
– Ja również czekam. Mój przyjaciel omawia sprawy ze swoim
sekretarzem.Myślę,żeniedługowróci.
–Wróci?Myślałam,żepaniLyonsdalespotykaciesięwjegogabinecie.
– Najwyraźniej nie życzy sobie mojej tam obecności. – Upił łyk
bursztynowegopłynuzkieliszka.–Chybaużyłsłów:„Zakazwstępu”.
–Niepotrafięzgadnąć,dlaczego.
–Chodziobrandy.
Zaskoczona,spojrzałanajegokieliszek.
– Julian towarzyszył mi dzisiaj, gdy kupowałem konia u Tattersalla.
Opijamsukces.Acosprowadzapaniądotegoażnazbytbogatozdobionego
salonu,pannoForrester?
–ByłamzKatrinąnazakupach.TerazKatrinakarmiAugustę.
–Przypuszczam,żeszukałypanienowychpantofelków.
–Skądtoprzypuszczenie?
–Chybaniemusipanizadawaćtegopytania?
Zatrzasnęłaksiążkę.
–Przecieżmogłyśmykupowaćkapelusze,wstążkialbosuknie.
–Toprawda.Acopanikupiła?
–Pantofelki.
–Przepraszam,niedosłyszałem.
–Powiedziałam,żekupiłampantofle.
–Doprawdyzdumiewające.
–Ajajestemniezwyklezaskoczona,żekupiłpankolejnegokonia.Ilema
panichteraz?
–Tobezznaczenia.Agdziesątenowepantofelki?Chybatoniete,które
mapaninanogach?
– Uległy zniszczeniu. Piękne różowe pantofelki, o których od dawna
marzyłam, są w takim stanie, że nigdy nie pokażę się w nich publicznie –
wyznałasmutnymtonem.
– Uległy zniszczeniu? Ale przecież tak niedawno je pani kupiła. Co się
stało?
–Todługahistoria.Jakiejrasykoniapankupił?
–Toczystejkrwiogier,czterolatek.
–Brzmiobiecująco.Musipanbyćbardzozadowolony.
–Jestem.
–Ajednakpanagłoszadajekłamtymsłowom.
–Todługahistoria.–Powoliuniósłkieliszekdowarg.
Zaskoczona, stwierdziła, że z zafascynowaniem przygląda się temu
mężczyźnie, nawet gdy on wykonuje najbardziej prozaiczne czynności.
Bardzozyskiwałprzybliższympoznaniu,gdywychodziłzroliuwodziciela.
– Wracając do spraw, o których wolelibyśmy zapomnieć. Prosiłbym, by
w najbliższej przyszłości nie spacerowała po dachach. Gdybym pani w porę
niezłapał,jużbypaninieżyła.
– Gdybym nie spotkała pana na dachu, nie przestraszyłabym się i nie
potknęła. To pan jest mi winien przeprosiny. – Chciała, by jak najszybciej
zapomniałotamtymspotkaniu.
–Przeprosiny?–parsknął.–Przecieżuratowałempaniżycie!
–Niebyłobytokonieczne,gdybyzignorowałpanmojąobecnośćnadachu.
– Nie wiedziałem, że to pani. Gdybym wiedział, z pewnością bym panią
zignorował.Takczyowak,jestmipaniwinnapodziękowaniezauratowanie
życia. Przyjmuję pani milczenie za wdzięczność i odpowiadam: Cała
przyjemnośćpomojejstronie.
Przewróciłaoczami.
–Awięctojesttaodpowiedź.Rozumieminastępnymrazemniepopełnię
błędu. Kiedy znajdzie się pani w potrzebie, udam, że tego nie dostrzegam.
Czytopaniodpowiada,pannoForrester?
–Otowłaśniemichodzi,milordzie.
Chociaż Hart nigdy by się do tego nie przyznał, coraz bardziej podobały
mu się żartobliwe przekomarzania z panną Forrester i nie miał najmniejszej
ochoty jej ignorować. Rozróżniał dwie kategorie kobiet. Jedne mu się
narzucały,innebałysięjegofatalnejreputacji.SarahForresterwymykałasię
wszystkimklasyfikacjom.Niewiedział,czymmógłbyjąoczarować.Niebył
nawet pewien, czy go choć trochę lubiła. W gruncie rzeczy nie miało to
większego znaczenia, jednak uwielbiał ją prowokować i obserwować jej
reakcje.
Powinien był wrócić tam, gdzie stał, zastanawiając się, jak ukraść
bransoletkę lady Evervill. Należało utrzymywać należyty dystans,
zważywszy, że oboje są stanu wolnego. Tymczasem posłał Sarah czarujący
uśmiechinieruszyłsięzkrzesła.
Westchnęła;jejpiersiokrytepasiastążółto-białątkaninąsukniuniosłysię.
Szybkowypiłkolejnyłykbrandy.
–Czymusimykontynuowaćrozmowę?–spytała.
Roześmiałsię.TaAmerykankamiałatupet.
– Nie musimy. Możemy siedzieć w ciszy. Ja będę popijał brandy, a pani
będzieczytałaksiążkę.
–Niewierzę,bydługowytrzymałpanwciszy.
– Myślę, że i w ciszy można poznać wiele interesujących szczegółów
dotyczącychdrugiejosoby.
–Podzielampańskiezdanie.Aletaksięskłada,żeobojejesteśmyubrani.
Omal nie zakrztusił się brandy. Najwyraźniej spodziewała się podobnej
reakcjinaswesłowa.Cóż,wygrałatęrundę.
Katrinawsunęłagłowędosalonu.
–Sarah…najmocniejcięprzepraszamza…Oo.Dzieńdobry,Hartwick.–
Machnęłaręką,widząc,żeprzyjacielwstaje.–Niewiedziałam,żetujesteś.
– Polecono mi tu zaczekać – powiedziała panna Forrester, nie chcąc, by
Katrinapomyślała,żezależałojejnatowarzystwieHarta.
Tymrazemtoonprzewróciłoczami.
–Wątpię,byKatrinadoszładowniosku,żespędzałatupanizemnączas
zwyboru.
–Poprostuchciałamwyjaśnićsytuację.
W tym momencie do pokoju wszedł Julian. Uniósł brwi na widok kobiet.
Wcześniejnatknąłsięnaksiężnęwdowę.Czyżbyzamierzałazachwilęzjawić
sięwKarmazynowymSalonie?
–Wróciłyściezzakupów?–spytałJulian.
KatrinaposłałaprzepraszającespojrzeniepannieForrester.
– Obawiam się, że w najbliższym czasie moje wyprawy na zakupy
zkoniecznościbędąkrótkie.
Małżonkowie wymienili spojrzenia. Julian kiwnął głową. Czyżby miał
kłopoty finansowe? Hart pomyślał, że chętnie pomoże przyjacielowi
wpotrzebie.
PomyślałowydarzeniachuTattersallaijednymhaustemdopiłbrandy.
Katrinauśmiechnęłasiępromiennie.
– Jak to szczęśliwie się składa, że jesteście tu razem. Chcielibyśmy was
ocośpoprosić.
PannaForresterodłożyłaksiążkęnastolik,zaskoczonawrównymstopniu,
coHart.
–ChodzioAugustę–dodałaKatrina.
Hart nie miał pojęcia o dzieciach. Był jedynakiem i nie widział żadnego
niemowlęcia z wyjątkiem Augusty. W jaki sposób miałby pomóc jej
rodzicom?
Zapewne Katrina po prostu okazała mu uprzejmość. Potrzebowała rady
pannyForrester,leczniechciała,byHartczułsięzlekceważony.Spojrzałna
stojącą obok niego kobietę, która wielkimi oczami wpatrywała się
wprzyjaciółkę.Tak,niemyliłsię,Sarahrównieżczułazaniepokojenie.
–Powiedz,comasznamyśli,Katrino–zachęciła.
KatrinaspojrzałanaJuliana,którystanąłujejboku.
– Moja żona i ja zastanawialiśmy się, czy bylibyście gotowi uczynić nam
zaszczytizostaćrodzicamichrzestnymiAugusty.
Hart spojrzał na pannę Forrester, która nagle zrobiła się cichutka jak
myszka.Wjejoczachdostrzegłłzywzruszenia.
–Katrino,niemusisz…Kupięinnąparę…
–Sarah,nieżartuj.JużwdniunarodzinAugustypomyślałam,żepoproszę,
abyśzostałajejmatkąchrzestną.Jesteśdlamniejaksiostra.
–Naprawdę?
– Oczywiście. Oboje tak uważamy. – Popatrzyła na Juliana, który
uśmiechnąłsiędopannyForrester.
Paniepadłysobiewramiona.Katrinatakżemiałaoczymokreodłez.Hart
nieznosiłpłaczącychkobiet.Zwestchnieniemopadłnakrzesłoiwpatrzyłsię
wnaturalnejwielkościportretktóregośzprzodkówJuliana.Czymógłbyteraz
stądwyjść,nieraniącniczyichuczuć?
Wstałipodszedłdoprzyjaciela.
–Nierozumiemwaszegowyboru–rzekł,kręcącgłową.
– Katrina nalegała, by panna Forrester została matką chrzestną. Są sobie
bardzo bliskie. Nie mogłem się nie zgodzić – powiedział Julian głosem
przeznaczonymjedyniedlauszuHarta.
–Nieotomichodzi…
Julianuśmiechnąłsięnaznak,żerozumie.
–Jestempewien,żebędziedobradlaciebie.
–PannaForrester?Zapewniamcię,żeniemamżadnychzamiarów…
– Mówię o Auguście. Gdyby coś mi się stało, liczę na to, że się nią
zajmiesz.Ciężarodpowiedzialnościmożemiećnaciebiezbawiennywpływ.
– To twoja córka. Gdyby coś ci się stało, zrobię wszystko, żeby miała
dobrą opiekę. Ale w tym celu nie musiałeś mnie wybierać na chrzestnego –
rzekł Hart. Augusta dużo spała i marudziła tylko wtedy, gdy była głodna.
Mieliwięcpodobnezainteresowania.
–Wkażdymrazieczujęsięzaszczycony,żesięzgodziłeś.
DobiegłichgłospannyForrester.
– Ale co będzie, kiedy już wrócę do Ameryki? Być może już nigdy nie
zobaczęwasaniAugusty.
Hartpoczułuciskwżołądku.Czyżbybrandymuzaszkodziła?
KatrinapogładziłaramionapannyForrester.
–Niemyślmyterazotym.Apozatymzrobimywszystko,żebyśmogłanas
odwiedzać. Zawsze chętnie będziemy cię gościć wraz z twoim mężem
idziećmi.
Zmężem?Zdziećmi?Skrzyżowałramionanapiersiach,przypomniawszy
sobie spotkanie na dachu. Czyżby miała już kandydata na męża? Wpadł na
nią w środku nocy na londyńskim dachu i uznał za pewnik, że ucieka ze
schadzki.Uprzejmośćnakazywałamilczenie,choćbyłniezmiernieciekaw,co
przywiodłojąnadach.Chciałbysiętegokiedyśdowiedzieć,najpierwjednak
musiznaleźćtęnieszczęsnąbransoletkę.
ROZDZIAŁCZWARTY
Dopieropotym,jakLyonsdaleiHartwyszlizsalonu,Sarahznówmogła
normalnieoddychać.ObecnośćHartwickawzbudzaławniejniepokój.Teraz,
gdyzostałasamnasamzKatriną,nareszciemogłasięskupić.
–Jeszczerazcięprzepraszam,Sarah,wiem,jakbardzopodobałycisięte
pantofelki…Jesteśprawdziwąprzyjaciółką…Zdecydowałaśsięjepoświęcić
zewzględunamnie.Obiecuję,żekupięcitakiesame.
–Musiałamcośzrobić.Niemogłaśpokazaćsięsłużbiewtymstanie.
–Myślałaś,jakzdobyćbransoletkęladyEverill?
– Tak, rozmyślam o tym zwłaszcza około trzeciej nad ranem, kiedy nie
mogęzasnąćizamartwiamsię,żemoirodzicedowiedząsięopostępkubrata.
Przeszukiwanie domu Everillów było straszne. Nie chciałabym robić tego
ponownie. Ale jeśli lady Everill uprze się paradować w tej bransoletce, to
pozostaniemijąskraśćpodosłonąnocy,gdydamapójdziespać.Tobyłbydla
mnie prawdziwy horror. A co gorsza, bransoletka jest jedynie pierwszym
ogniwemdoodnalezieniadiamentu.Wątpię,bymmogłazatrzymaćjąnatak
długo,żebywyczytaćzniej,gdziejestukryty.
– Powinnaś poćwiczyć zdejmowanie mojej bransoletki. – Katrina
wyciągnęła ramię w stronę Sarah. Wysadzana brylantami i szafirami
bransoletka zalśniła w świetle. – Jeśli dojdziesz do wprawy, będziesz mogła
niepostrzeżenie zsunąć bransoletę z ręki lady Everill przy następnym
spotkaniu.
– Już to ćwiczyłyśmy. Robię to bardzo niezdarnie. – Popatrzyła na
pozłacane sztukaterie na suficie. – Nie mogę dopuścić, by moi rodzice
cierpieli przez tego niegodziwca i jego szantaż. Pozostały dwa tygodnie do
czasu, gdy da mi znać, gdzie mamy dokonać wymiany. Jeśli do tej pory nie
znajdędiamentu…
–Napewnoniemożeszpowiedziećotymojcu?
–Katrino,wolęnieryzykować.Tawiadomośćzniszczyłabyijego,imamę.
Niemamwyboru.
Ichrozmowęprzerwałonadejścieksiężnejwdowy.Zmierzyłajeuważnym
spojrzeniem,apotemrozejrzałasięposalonie.
–WaszaMiłośćkogośszuka?–spytałaKatrina,cofającrękę.
– Nie, nie. Chciałam… trochę poczytać, ale nie mogę znaleźć okularów.
Niepamiętam,gdziejepołożyłam.–OtaksowałaSarahwzrokiemodstópdo
głów.–PannoForrester,paniwciążtutaj?
– Na to wygląda. Czy mogłybyśmy pomóc w poszukiwaniach?- zapytała
Sarah.
–Czego,mojadroga?
–Okularów.
Księżnawdowazmarszczyłabrwiidopieropochwiliprzypomniałasobie,
pocoprzyszładosalonu.
– Ach, tak… To bardzo uprzejme z pani strony, lecz zbyteczne. Proszę
sobienieprzerywaćiniezwracaćnamnieuwagi.
Sarah spojrzała na Katrinę, dobrze wiedząc, że ich rozmowa dobiegła
końca.
Wstałaiwygładziłaspódnicę.
–Powinnamjużiść.
–Odprowadzęciędodrzwi–zaproponowałaKatrina.
–PannoForrester–zawołałaksiężnawdowa,nimzdążyłydojśćdodrzwi.
– Zastanawiałam się, czy pani i jej rodzice interesują się odkryciami
naukowymi.
–T-tak…
– Za kilka dni organizuję spotkanie dla niewielkiego grona przyjaciół.
Zamierzam omówić rozmaite zjawiska, o których słyszałam na wykładach
wRoyalInstitution.
KatrinapodejrzliwieprzyjrzałasiębabceJuliana.
Wieczór wypełniony nudnymi wykładami zupełnie nie interesował Sarah,
mimożeszczerzepodziwiałaksiężnęwdowę.
– Muszę zapytać mamę. Być może przyjęliśmy już jakieś zaproszenie na
tenwieczór.
Księżnawdowazmrużyłaoczy.
–Przecieżjeszczeniepodałamdaty.
Sarahodwróciławzrok,starającsięznaleźćjakieśwytłumaczenie.
– Zaprosiłam już kilkoro przyjaciół – kontynuowała księżna wdowa. –
Tate’ów,Everillówiparęinnychosób.Spotkanieodbędziesięwśrodę.Czy
mamwysłaćzaproszenie?
– Tak, bardzo proszę. Miło będzie spędzić środowy wieczór z dala od
salonówAlmacka.
Trzy dni później Sarah siedziała w Karmazynowym Salonie w Lyonsdale
House i piła herbatę, starając się nie patrzeć na bransoletkę lady Everill. To
z pewnością była bransoleta opisana w liście. Miała kwadratowe złote
elementy i miniaturowe malowidła na porcelanie. Sarah czekała, aż nadarzy
sięokazja,byzsunąćzłotecackozrękidamy.
– Muszę przyznać – powiedziała lady Everill, odstawiając filiżankę na
talerzyk – że zaskoczyła mnie wiadomość, iż uczęszcza pani na wykłady
naukowe.
– W moim wieku nie wolno tracić czasu, Harriet – odrzekła księżna
wdowa. – A po dzisiejszym spotkaniu może zechcesz udać się ze mną na
następnywykład.
MatkaSarahzamieszałaherbatę.
– A co zaplanowała pani dla nas na dzisiejszy wieczór? Zaproszenie było
dośćogólnikowe.
–Chciałamzrobićniespodziankę.
– Zawsze lubiła pani sekrety – powiedziała lady Everill, poprawiając
rękawiczkę.Złotekwadratybransoletyzalśniływświetleświec.
Księżnawdowapochyliłasiękuprzyjaciółce.
– Harriet, jaka piękna bransoletka. Chyba jej jeszcze u ciebie nie
widziałam.
Lady Everill z dumą wyciągnęła rękę w stronę gospodyni wieczoru.
Bransoletabyłateraztakblisko,żeSarahztrudemopanowałachęćzdjęciajej
znadgarstkawłaścicielki.
– To prawdziwe dzieło sztuki – oceniła lady Everill. – Proszę tylko
spojrzećnatemalowidła.Mamteżsłabośćdostarożytnychgreckichwzorów.
Nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miały wyjść z mody. –
ZwróciłasiędoKatriny:–Czyzgodzisiępanizemną?
KatrinaiSarahwymieniłyspojrzenia.
–Jaknajbardziej.Topięknywyrób.
–Atemalowidłaprzywodząnamyślnajwspanialszewspomnienia.
– Mój wzrok nie jest już taki jak dawniej – rzekła księżna wdowa. –
Harriet,bądźtakdobraizdejmijbransoletkę,abymmogładokładniejsięjej
przyjrzeć.
Lady Everill drgnęła, a jej żółty turban przybrany pawimi piórami lekko
zsunąłsięnabok.
–Przecieżstąddoskonalewszystkopanizobaczy.–Podsunęłanadgarstek
prawiepodsamnosksiężnejwdowy.
– Nie musisz podtykać mi ręki pod nos. Podaj mi bransoletkę, żebym
mogłazobaczyćtepięknemalowidła.
–Przecieżjepaniwidzi.
– Niestety, nie, moja droga. A tak szczerze mówiąc, to czyżbyś obawiała
się, że ci popsuję bransoletkę? Jest tak tandetnie wykonana, że może się
złamać?
– Lord Everill nigdy nie kupiłby tandetnego wyrobu. – Lady Everill aż
zatrzęsła się z oburzenia. – Nabył tę bransoletę w firmie Rundell & Bridge,
któraświadczyusługirodziniekrólewskiej.–Dumnieuniosłapodbródek.
–Wtakimrazieniemaszsięczegoobawiać.
Sarah miała wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy jej z piersi. Lady
Everillrozpięłabransoletęipodałaksiężnejwdowie.
Księżna uniosła bransoletkę do oczu i uważnie przyjrzała się złotym
elementom i dwóm niewielkim malowidłom na porcelanie. Kilka razy
obracałaiważyłaozdobęwdłoni.
–Jaksiępanipodoba,pannoForrester?
– Piękna bransoleta – odpowiedziała Sarah, niezadowolona z faktu, że
zwrócononaniąuwagę.
Księżna wdowa otoczyła bransoletą nadgarstek lady Everill i zamknęła
zapięcie.Siadającnakanapie,mocnonadepnęłanalewąstopęSarah.Ktoby
pomyślał,żetadrobnakobietamawsobietylesiły?
– Szczęściara z ciebie, Harriett. Lord Everill ma doskonały gust, jeśli
chodziobiżuterię.–Księżnawdowawypiłałykherbatyipopatrzyłanazegar
na kominku. – Chciałabym, żeby lord Hartwick nauczył się punktualności.
Jeśli nie przyjdzie w ciągu najbliższych dziesięciu minut, będziemy musieli
zacząćbezniego.
Księżna nie wspomniała ani słowem, że zamierza zaprosić lorda
Hartwicka. Sarah miała nadzieję, że Hartowi uda się ożywić towarzystwo.
Uwielbiała się z nim przekomarzać. Nie mogła tylko dopuścić do tego, by
odwróciłjejuwagęodbransoletyladyEverill.
Dziesięć minut później księżna wdowa uznała, że minął już czas
oczekiwania na przybycie Hartwicka i zaprosiła zgromadzonych do
biblioteki. Być może podczas wykładu lady Everill zaśnie, pomyślała Sarah
ipostanowiłausiąśćobokniej.
Kiedy lady Everill wstała, bransoletka zsunęła się z jej dłoni i upadła na
podłogę.PrzezchwilęSarahniedowierzaławłasnemuszczęściu,leczwporę
się opanowała i szybko postawiła stopę na cennej ozdobie. Potem
błyskawicznymruchemwsunęłajądopantofla,udając,żepoprawiawstążkę
przykostce.Miałanadzieję,żebransoletkaniebędziebrzęczećwdrodzedo
biblioteki.
– Proszę mi wybaczyć spóźnienie – zawołał Hartwick, wchodząc do
salonu. Doskonale skrojony frak podkreślał nienaganną sylwetkę. Pod szyją
miałśnieżnobiałyfular.
Księżnawdowaświdrowałagowzrokiem.
– Mieliśmy już zaczynać bez ciebie. Milordzie, potrzebujesz żony, która
zapanowałabynadtwoiminarowami.
–Potrzebujęjedyniezegarka.
– Ustaw się w kolejce, Hartwick – fuknęła. – Później porozmawiamy
otwoimspóźnieniu.
–Jużsięcieszęnatęrozmowę–odpowiedział,uśmiechającsiędoJuliana
iKatriny.
Przyjacielskarciłgowzrokiem.
Hartwick wzruszył ramionami. Po chwili jego wzrok padł na pannę
Forrester.
– Proszę do nas podejść, panno Forrester – zachęciła wdowa. –
Zapewniam,żelordHartwickniegryzie.
–Przynajmniejnieweleganckimtowarzystwie–doprecyzował.
– W takim razie mam szczęście, że znajdujemy się wśród gości księżnej
wdowy. Ale ostrzegam, jeśli pan mnie ugryzie, odpłacę panu pięknym za
nadobne.
–Chciałamniepaniodstraszyć,aosiągnęławprostprzeciwnyefekt.Mam
ogromnąochotęwyciągnąćpaniąztłumuikąsaćnajwspanialszemiejscapani
ciała.
Żaden mężczyzna nie pozwolił sobie dotąd na podobną zuchwałość
w stosunku do niej. Mimo to poczuła całkiem przyjemne łaskotanie
wżołądku.
– Odczekamy chwilę, aż pani ochłonie? A może woli pani stąd ze mną
uciec?
– Nie wszystkie kobiety są podatne na pański urok, Hartwick. Niektóre
znaspotrafiąbeztruduprzejrzećpańskiepochlebstwa.
– Nigdy nie kłamię. Nie przy pani. Zaraz to udowodnię. – Spojrzał jej
woczy.–PannoForrester,jestpanizniewalającopiękna,apaniinteligencja
wpływanamniepobudzająco.Paniciałokusi…
–Proszęsięnatychmiastuspokoić,Hartwick.
Widzączaczepnyuśmiechnajegotwarzy,ztrudemutrzymałapowagę.
Gdyszlikorytarzem,zerknąłnakrajjejsukniizapytał:
–Cośsiępanistałownogę?MożetosprawkaBorehama?
Niestety, nie mogła zrzucić winy za swój dziwny chód na tańczącego
zniedźwiedzimwdziękiemlorda.
–AcopanwienatematlordaBorehama?
– Kiedy studiowaliśmy razem w Cambridge, widywałem wiele kobiet
kulejącychpotańcuzlordem.Acojestpowodemtego,żepaniutyka?
–Nieutykam.
–Proszęmiwybaczyć,alewidzęcoinnego.
–Zbytciasnozawiązałampantofelek.
–Wtakimrazieprzystańmy,żebymogłapanipoprawićwiązanie.
–Supełrozluźnisięprzychodzeniu.
–Nonsens.–ChwyciłSarahzaramięizmusiłdozatrzymaniasię.
Mogła poprawiać wstążkę choćby i sto razy, a nie uczyniłoby to żadnej
różnicy.
– Nie pozwólmy innym na siebie czekać. Zapewniam pana, że nie
odczuwamżadnegodyskomfortu.Wstążkasamasięrozluźni.
Zmierzyłjąuważnymspojrzeniem,apochwilisięuśmiechnął.
–Jestpaniniezwykłąkobietą,pannoForrester.
Doszlidodrzwibiblioteki.Sarahbyłaniezmiernierada,żebransoletkaani
razu nie zabrzęczała. Nie mogła jednak trzymać jej tam przez cały wieczór.
Wkońcuktośinnyzauważy,żedziwniestawiastopę.
HartwickprzyglądałsięmatceSarahrozmawiającejzladyEverill.
–ZostałpanprzedstawionyladyEverill?–zapytałaSarah.
– Owszem, spotkaliśmy się kilka razy, ale nie poruszamy się w tych
samychkręgachtowarzyskich.
–Cóż,zapewnenielubipanrozmawiaćzprzyzwoitkami.
– Unikam tego za wszelką cenę. Nie chcę, by doszły do wniosku, że
szukamnarzeczonej.
Księżna wdowa odchrząknęła, przyciągając uwagę zebranych. Stała
wkońcupokoju,przymasywnymkominku.
– Zaprosiłam tu państwa dzisiaj, chcąc podzielić się niezwykłymi
wiadomościaminatematelektryczności.
Sarah spojrzała na Hartwicka, który mierzył ją wzrokiem. Elektryczność
kojarzyłajejsięjedyniezeksperymentamipanaFranklinaidoświadczeniami
signoraGalvaniego,dotyczącymireakcjitkaneknaprąd.
– Kupiłam maszynę elektryczną – ciągnęła księżna wdowa, wskazując
niewielki cylinder na nóżkach. – To istne cudo. Gdy pokręcimy tą korbką,
segmenty maszyny ulegną elektryzacji i przez ten przewód popłynie prąd. –
Rozejrzałasiępotwarzachgości.–Gdybyktośzpaństwazechciałpokręcić
korbką, moglibyśmy chwycić się za ręce i poczuć przepływ prądu. Czyż to
niewspaniałe?
–Czytobezpieczne?–spytałojciecSarah,wyraźniezaniepokojony.
–Gdybybyłoinaczej,niesprzedawanobytychmaszyn.
–Niechcemisięwierzyć.
– Może pan kręcić korbą, panie Forrester – powiedziała księżna wdowa,
chcącjaknajszybciejdoświadczyćdziałaniaprądu.
OjciecpodszedłdoSarah.
–Niechwytajtegoprzewodu–ostrzegłcicho.
Po śmierci Alexandra ojciec stał się nadopiekuńczy. Gdy była dzieckiem,
pochwalałjejupodobaniedoprzygód.Terazbałsięutracićcórkę.Jakjednak
mógł się spodziewać, że Sarah odmówi sobie tej niezwykłej przyjemności?
Przecieżksiężnawdowazapewniała,żenicnikomusięniestanie.
Kiedy więc wdowa spytała, kto chce potrzymać przewód, Sarah
natychmiastpostąpiłaokrok,awtymsamymmomencieuczyniłtoHartwick.
Popatrzylinasiebiezezdziwieniem.
Usłyszałagłośnechrząknięcieojca.
Księżnawdowacmoknęła.
–Widzę,żetylkolordHartwickipannaForrestermajądośćodwagi.
Katrinaprzyglądałasięmaszynie.
–Jakietouczucie?–zapytała.
– To cudowny impuls – odparła księżna wdowa, patrząc wymownie na
lordaSissinghursta.
–Myślę,żeprzewódpowinientrzymaćmężczyzna–rzekłojciecSarah.–
Mężczyźnisąsilniejsiilepiejzniosąwstrząs.
Hartwickkołysałsięnastopach.
– Proszę się niczego nie obawiać, panie Forrester. Poświęcę się i ocalę
pańskącórkę.
JednakżeSarahchciałapoczućwstrząsjakopierwsza!Dlaczegomężczyźni
zawsze mają być uprzywilejowani? Jako córka dyplomaty często musiała
poskramiać swą naturę i udawać potulną młodą damę. W Ameryce brat
nauczył ją jeździć konno na oklep, bez siodła. Wspinała się po drzewach,
pływała w oceanie i pozwoliła dwóm mężczyznom się pocałować. Była
otwartananoweprzeżycia.
– Siła impulsu będzie taka sama, niezależnie od wagi osoby trzymającej
przewód,panieForrester–powiedziaławdowa.
–Jakdługotopotrwa?–spytałlordEverill.
–Dopókibędziemykręcićkorbkąiwytwarzaćimpuls.
OczyladyEverillstałysięraptemokrągłe.
–Ajakdługomapaniochotęprowadzićtodoświadczenie?
Księżnawdowarozłożyłaręce.
–Zobaczymy,czybędziemysiędobrzebawić.Elektrycznośćpowoduje,że
stają nam włosy na głowie. Można unosić niewielkie kawałki papieru,
przesuwając nad nimi ręką. A jeśli pocałujemy kogoś, kto jest
naelektryzowany,kopnienasprąd.
– To chyba nie jest dobry pomysł – powiedziała Katrina. Cofnęła się
istanęłaobokmęża.
– Czy to znaczy, że między ustami przeskakuje iskra? Czy usta stają
wogniu?–pisnęłaladyEverill.
– Nie, Harriet. – Wdowa ponownie spojrzała na lorda Sissinghursta. –
Przynajmniejtakmipowiedziano.
–O,Boże–jęknąłLyonsdale,skubiącczubeknosa.
SarahpopatrzyłanaHartwicka.Wydawałsięszczerzerozbawiony.
Byłaby skłonna przypuszczać, że księżna wdowa i lord Sissinghurst
całowali się w ramach eksperymentu, jednak oboje dawno przekroczyli już
siedemdziesiątkę.Zapewneludziomwtymwiekupocałunkijużniewgłowie.
Wdowapodeszładomaszyny.
– Zapewniam państwa, że wszystko będzie dobrze. Najpierw wywołamy
iskrę. Nikomu nie stanie się krzywda. Wiem, że jesteście ciekawi działania
tego urządzenia. Nie jestem pierwszą osobą w Londynie, która urządza
wieczorek z elektrycznością. Będziecie mogli się pochwalić, że też braliście
udziałwdoświadczeniu.
– Zdecydowałam, że wezmę udział w tym eksperymencie – powiedziała
szybkoladyEverill.
Pochwilizajejprzykłademposzlipozostaligoście.
– Doskonale – skwitowała wdowa, nie kryjąc podekscytowania. –
Będziemy mieli świetną zabawę. Tylko pamiętajcie, by zdjąć wszystkie
metaloweprzedmioty.Odłóżciebiżuterię,tabakieryitympodobne.
Co teraz miała począć Sarah? Powinna była zgłosić się na ochotnika do
kręcenia korbą. Jak mogła teraz niepostrzeżenie pozbyć się bransoletki? Co
sięstanie,jeślibędziejąmiaławbucie?
–Mojabransoletka!
WszystkiegłowyzwróciłysięwstronęladyEverill,aSarahpoczułazimny
dreszcz.Miaławrażenie,żeobecniwpokojudobrzewiedzą,iżcennaozdoba
znajdujesięwjejpantofelku.
Rozległsięczysty,donośnygłosksiężnejwdowy.
–Cosięstało,Harriet?
–Zginęłamojabransoletka!Och,Eleanor,ktośukradłmojąbransoletkę!
– Nonsens! Musiała ci gdzieś upaść. Wszyscy pomożemy ci jej szukać.
Katrino, ty i panna Forrester przeszukajcie salon. Pamiętasz, gdzie
siedzieliśmy. Harriett, ty, Everill, państwo Forresterowie i ja przeszukamy
korytarz,aty,Julianie,zostańtutajzHartwickiemiuważniesięrozglądajcie.
– A jak wyglądała ta bransoletka? – zapytał wyraźnie zaintrygowany
Hartwick.
– Ma złote elementy z wyrytymi meandrami, na dwóch znajdują się
malowidłanaporcelanie.
Hartwick kiwnął głową. Sarah miała wrażenie, że serce za chwilę
wyskoczyjejzpiersi.Zwolniło,gdyznalazłasięwKarmazynowymSalonie.
– Nie wierzę, by ta bransoletka tak po prostu zsunęła się z ręki – rzekła
Katrina,zamykającdrzwinaklucz.
Zyskały pewność, że księżna wdowa podsłuchała ich rozmowę
poprzedniegodnia.
–Mamtębransoletkęwpantoflu–powiedziałaszeptemSarah.–Dziwne,
żeniedzwoniłamiwbucie,gdyszłamkorytarzem.
– Też jestem zdumiona. Nie wiem, jak to się mogło udać. – Katrina
wysunęła szufladę stolika do gier i wyjęła kawałek papieru i ołówek. Gdy
Sarahschyliłasię,bywydobyćbransoletkęzpantofla,przyjaciółkadodała:–
Pospieszsię.
Bransoletka była dość ciężka. Sarah uważnie przyjrzała się masywnym
elementomizawiaskom,nieznajdującżadnegomiejscanaskrytkę.Umieściła
ozdobę na stole i zaczęła ją rysować na papierze. Chociaż bransoleta nie
miałażadnychnacięćztyłu,Sarahmocnopocierałakażdyelement,chcącsię
upewnić, że niczego nie pominęła. Potem zaczęła opisywać kolory
malowideł.
Skończywszyszkicowanie,wsunęłazłożonąkartkępapieruzagorset.
Zastały lady Everill w bibliotece; wachlowała się i popijała wino.
Lyonsdale przechadzał się w pobliżu drzwi, wpatrując się w dywan pod
stopami.
– Znalazłyśmy pani bransoletkę, lady Everill! – zawołała Katrina, ledwie
przestąpiłypróg.
LadyEverillwjednejchwiliznalazłasięprzySarah,niemalwyrwałazjej
rąkbransoletkęiprzycisnęładopiersi.
–Och,dziękiBogu.
Usłyszeli głuche stuknięcie pod stołem; Hartwick gramolił się na nogi,
pocierającgłowę.
–Copantamrobi?
– Szukałem bransoletki. A co sobie pani myślała? – odpowiedział
zaskakującoszorstkimtonem.
– No widzisz, Harriet – rzekła księżna wdowa. – Nikt nie ukradł twojej
bransoletki.Gdziejąznalazłyście?
– Leżała tuż obok drzwi w salonie. Zapięcie musiało się otworzyć, kiedy
szliśmy do biblioteki. Być może jubiler powinien obejrzeć bransoletkę –
podsunęłauprzejmieKatrina.
– Och, oczywiście – powiedziała lady Everill, wkładając ozdobę do
torebki, po czym owinęła jej satynowy pasek wokół nadgarstka. – Jutro
zaniosęjądosalonuRundell&Bridge.–Teraznawetsforadzikichpsównie
byłabywstaniewyrwaćjejtorebkizrąk.
Kiedy goście zaczęli wracać do biblioteki, Sarah przepełniła wielka ulga,
ajejnastrójznaczniesiępoprawił.Jeślidziękibransoletceznajdziediament,
będzie mogła spać spokojnie, wiedząc, że rodzice nie poznają historii
Alexandra. Straszna prawda mogłaby ich zabić. Oboje przez dwa lata
dochodzili do siebie po śmierci syna. W odzyskaniu względnej równowagi
pomogła im świadomość, że Alexander zginął, walcząc z patriotycznych
pobudek. Czuli dumę z powodu jego poświęcenia. Nie mogła pozwolić, by
ktokolwiekzmąciłtenobraz.
HartpatrzyłnatorebkękurczowościskanąprzezladyEverillimiałochotę
wyładować złość, kopiąc jakiś mebel. Julian powiedział mu, że lord i lady
Everill będą obecni na wieczorku u wdowy, podobnie jak państwo
Forresterowie i Sissinghurst. Wcześniej tego wieczoru zakradł się do domu
lady Everill przy Mount Street, szukając tej przeklętej bransoletki, która,
gdybytojemupoleconoudaćsiędoKarmazynowegoSalonu,spoczywałaby
terazwjegokieszeni.
Nikt nie powinien się domyślić, jak głęboko czuł się zawiedziony. Na
szczęścieumiałukrywaćprawdziweuczucia.
PanForresterodciągnąłcórkęnastronę.Zapewneprosiłją,byniechwytała
przewodu maszyny elektrostatycznej. Panna Forrester starała się go
przekonać i najwyraźniej jej argumenty trafiały na podatny grunt. Hart
doszedłdowniosku,żeForresterowiesądziwnąrodziną.Wszyscyznanimu
ojcowiezabronilibyswymcórkomudziałuweksperymencie.
– Czy wszyscy już wrócili? – Księżna wdowa wspięła się na palce
i rozejrzała po bibliotece. – Tak? To doskonale! Teraz, kiedy lady Everill
odzyskałabransoletkę,możemykontynuowaćdoświadczenie.
HartpodszedłdoJuliana.
–Dziwięsię,żetwojamatkaniezostałazaproszonanadzisiejszywieczór.
Przecieżksiężnawdowazradościąpopieściłabyjąprądem.
– Gdyby moja matka wiedziała, co tu się dzieje, wpadłaby w histerię.
Uważazainteresowanienaukązagroźnedziwactwo.
–Cotylkopobudzatwojąbabkędopogłębianiawiedzy.
–Otóżto.Wcaleniebyłbymzaskoczony,dowiedziawszysię,żekupiłatę
maszynęponiedawnejburzliwejdyskusjizmatką.
–Proszę,wyłóżcieswojemetaloweprzedmiotynatenstół–rzekławdowa.
–LordzieHartwick,pannoForrester,ustalmy,ktomatrzymaćprzewód.
PannaForresterposłałabłagalnespojrzenieojcu.
Tak jak przypuszczał Hart, ojciec westchnął i ledwie dostrzegalnie skinął
głowąnaznakzgody.Sarahnatychmiastpoweselałaiodwróciłasięwstronę
Harta. Powinien był dać jej pierwszeństwo choćby z czystej uprzejmości,
jednakszczerzepragnąłtrzymaćprzewódidoznaćbezpośredniegodziałania
prądu.
Niepodziewanie przyszły mu na myśl jej szczupłe, kształtne nogi.
Wyobraził sobie, że prąd wędruje przez jej ciało, a potem przechodzi na
niego…Poczułrosnącepodniecenie.Zastanawiałsię,czytemperamentSarah
uwidoczniłbysięwgrzemiłosnej.
Nie powinien wyobrażać jej sobie w łóżku. Była niezamężną kobietą
z szanowanej rodziny, a takich unikał jak ognia. Lubił jedynie się z nimi
droczyć.
– Zostawiam decyzję pannie Forrester – powiedział i skłonił głowę
wstronęSarah.
– Dziękuję – odpowiedziała z uśmiechem. – To bardzo miłe z pańskiej
strony.
Bez wątpienia zastanawiała się, co też wpłynęło na zmianę jego decyzji.
Popatrzyła na cylinder z korbką, a potem przeniosła wzrok na Harta.
Zawahałasię.
– Jestem panu wdzięczna, lordzie Hartwick, jednak pozwolę, by to pan
trzymałprzewód.
–Niemamnicprzeciwkotemu,byzrobiłatopani.
–Nalegam.Będędrugawkole,którezachwilęutworzymy.
–Skoropaninalega…
Spojrzałjejwoczy.Wiedziała,żezostałapokonana,jednakniemogłajuż
cofnąćzgody.Odczułgłębokąsatysfakcję.
Kiedystanęliwkole,ojciecSarahpodszedłdoHarta.
–Dziękuję,milordzie.
–Ależjatylkozaproponowałempańskiejcórcepierwszemiejsce.
– Mimo to odmówiła. Nie wiem, jak udało się panu to osiągnąć, jednak
jestem za to bardzo wdzięczny. Pewnego dnia, gdy będzie miał pan własne
dzieci,zrozumiepanojcowskieuczucia.
Hartstanąłjakwryty.Nigdydotądnikt,nawetjegoojciec,nierozmawiał
znimodzieciach.Jegoródwygaśniewrazzjegośmiercią.Niemiałzamiaru
się żenić. Nie widział sensu w przywiązywaniu się do kobiety i zawsze
używałkondomu.Niechciałmiećpotomstwa.Coteżprzyszłodogłowytemu
Amerykaninowi?
Podszedł do maszyny. Księżna wdowa stanęła przed nim z przewodem
wdłoni.
– Jestem pewna, że ci się to spodoba, Hartwick. Już jako mały chłopiec
lubiłeśryzyko.Twojababkanigdyniemogłazrozumieć,dlaczegoodczuwasz
potrzebęłażeniapodrzewachigzymsach.
–Rzeczywiście…Babkapotrząsałapięściąwmojąstronęidomagałasię,
bymnatychmiastzszedłnadół.
– Po śmierci twojej matki byłeś dla niej wszystkim. Bardzo cię kochała
ibałasię,żestracitakżeiciebie.Chciałacięchronićzawszelkącenę.
Odgarnął włosy z czoła, czując się nieswojo. Odczuwał ból na
wspomnienie dobroci i oddania matki. Był małym dzieckiem, gdy spadła ze
skały, a on został zmuszony do radzenia sobie z życiem u boku złośliwego
ojca. Gdyby babka istotnie tak bardzo go kochała, zabrałaby go z piekła,
jakimstałsiędlaniegorodzinnydom.
PannaForresterstanęłaobok,rozpraszającjegomyśli.
–Jesteśgotowa,mojadroga?–zapytałaksiężnawdowa.
Sarahżarliwieprzytaknęła.
–Weźjązarękę,Hartwick–poleciławdowaipodałamuprzewód.
Dłoń panny Forrester była delikatna, szczupła, o długich palcach. Gdy ją
objął,znówogarnęłogopodniecenie.
–Jesteśgotowy,Hartwick?–spytałaSarah,patrzącnaprzewód.
–Tak.
WdowastanęłazdrugiejstronypannyForrester,apotemwszyscychwycili
się za ręce. Pan Forrester zgodził się kręcić korbką. Lady Everill stała obok
niego,niechcącrozstawaćsięztorebką.
Ojciec Sarah powoli pokręcił korbką. Po chwili ciało Harta przeszył ni to
dreszcz, ni to mrowienie. Panna Forrester musiała poczuć to samo, bo
zaśmiałasięcicho.Ichspojrzeniasięspotkały.
SłyszałjużoelektrycznymwyładowaniuprzypocałunkuodTheodosii.Na
przyjęciu u księżnej Skeffington jej mąż chciał ją pocałować po
doświadczeniu z maszyną elektrostatyczną, lecz przeskoczyła między nimi
iskra i zrezygnował. Hart pomyślał, że nic by go nie powstrzymało od
pocałowaniapannyForrester.
Najwyraźniej prąd źle wpływał na jego mózg, skoro tak wiele myślał
owargachpannyForrester.Niepowinienbyłwogóleichzauważyć.
Puścił przewód i delikatne mrowienie ustało. Rozległy się pomruki
niezadowoleniazestronygości,którympodobałosiędoświadczenie.
KsiężnawdowapuściłarękępannyForresteripodeszładostołu,naktórym
leżały kawałeczki papieru. Przesunęła dłonią kilka nad blatem, a małe
kwadraciki uniosły się ku jej dłoni, jakby skierowała je tam magiczna siła.
Wszyscychcielisięprzekonać,jaktodziała.GdyHartpodszedłdostołu,zdał
sobie sprawę, że wciąż trzyma dłoń panny Forrester. Natychmiast ją puścił,
zaskakująctymsiebieiSarah.
– Hartwick – powiedziała, przesuwając dłonią nad blatem – Tak się pan
poczuje, jeśli przyjdzie pan w środę do Almacka. Kobiety będą lgnęły do
panajakteskrawkipapieru.
–Zgłaszasiępaninaochotnika,pannoForrester?Możemipanioszczędzić
fatygi.
–Mamprzylgnąćdopana?Nigdywżyciu,chociażzpewnościąbyłobyto
zabawnedlaobserwatorów.–Odeszła,nieczekającnaodpowiedź.
Nicdziwnego,żepannaForresterwciążbyłaniezamężna.Jakimężczyzna
potrafiłbysobieporadzićztakąkobietą?
ROZDZIAŁPIĄTY
Następnego ranka Sarah zasiadła przy oknie sypialni i tak długo
wpatrywałasięwrysunekbransoletki,żezaczęłyjąbolećoczy.Niepotrafiła
znaleźć ani jednego szczegółu, mogącego stanowić wskazówkę, jak dotrzeć
do diamentu. Kiedy po śniadaniu przyszła do niej Katrina i zaproponowała
spacer po Hyde Parku, zgodziła się bez wahania. Pochmurna pogoda nie
zachęcała wprawdzie do przechadzek, jednak umożliwiała odpoczynek od
trudnychłamigłówek.
– Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła, że przyszłam tak wcześnie –
powiedziała Katrina, gdy szły pustą alejką biegnącą wzdłuż ścieżki konnej
RottenRow.
–Obudziłamsięoświcie.Mogłaśprzyjśćnawetwcześniej–odparłaSarah,
uśmiechającsięblado.
–Brakujeminaszychspacerów.
Sarah zrobiło się cieplej na sercu, bo i jej bardzo brakowało wspólnych
wyprawzKatrinąpotym,jakprzyjaciółkazostałamamą.
– Nie boisz się, że znów ci się coś przytrafi? – Spojrzała wymownie na
piersiKatriny.
– Nie. Nakarmiłam Augustę tuż przed wyjściem. Wyciągnęłam wnioski
ztamtejlekcjiiterazstaranniezapisujęporyposiłków.Mogępozwolićsobie
na trzygodzinną nieobecność w domu. Zdążyłaś już przyjrzeć się rysunkowi
bransolety?Możedokonałaśjakiegośodkrycia?
–Byłampewna,żemisięuda,tymczasemspędziłammnóstwoczasunad
tym rysunkiem i nie poczyniłam żadnych postępów. Nie mam pojęcia, jak
znaleźćtendiament.
– Chyba powinnaś powiedzieć o wszystkim rodzicom. Może przyjmą tę
wiadomośćdużospokojniej,niżmyślisz.
– Nie widziałaś moich rodziców po śmierci Alexandra. Nie wiesz, jak
ważna jest dla nich świadomość, że umarł jak bohater. Nie mogę ich
pozbawić tej wiary. Nie mam pojęcia, jak by zareagowali. Nie zniosłabym
widokumoichrodzicówkolejnyrazpogrążonychwbezbrzeżnymsmutku.
Katrinaskinęłagłową.
Sarah była zdumiona, że Katrina po ślubie z Julianem wyjechała
zwiejskiejposiadłości,zostawiającwrodzinnymdomuojca-wdowca.Sarah
nigdybytakniepostąpiła.Rodziceniemielinikogopozanią.OjciecKatriny
niepełniłjużsłużbywdyplomacjiimógłodwiedzaćcórkę,kiedytylkomiał
na to ochotę. Ojciec Sarah po wypełnieniu londyńskiej misji zamierzał
kontynuować karierę w Waszyngtonie. Rodzice nie mogliby wyjeżdżać na
dłużejzWaszyngtonu,żebyodwiedzićjąwAnglii.Niemożewięcwyjśćza
mąż za Anglika, tym bardziej że w przyszłości będzie musiała pocieszać
matkęlubojcapośmierciwspółmałżonka.
–Dlaczegoniechceszmipowiedziećwszystkiego,cowieszobransolecie?
Tobardzoułatwiłobynamrozmowę–rzekłaKatrina.
– Jest w niej pięć kwadratowych elementów. Na pierwszym, trzecim
i piątym są wyryte greckie meandry. Drugi przedstawia most i pagodę.
Czwarty–wieżę…jakbykościelną.Towszystko.Napodstawietychdanych
mamznaleźćdiament.
– Może to jest jakaś mapa? Chodzi mi o te malowidła. Powiedziałaś, że
pierwszeprzedstawiamost.
–Takmisięwydaje,alenieznamLondynunatyledobrze,żebyrozpoznać
temiejsca.Wdodatkuniemamypewności,żechodzioLondyn.
– Nie mówmy o najgorszym. Załóżmy, że te miejsca są tutaj.
Wspomniałaś,żeprzymościejestpagoda.Topowinnonampomóc.
–Nigdyniewidziałampagodyprzyżadnymzlondyńskichmostów.Aty?
–LadyEverillpowiedziała,żejejmążmiałnadzieję,żebransoletkajejsię
spodoba,boprzywodzinamyślwspaniałewspomnienia.
–Możepoprostulubistylorientalny.
–Nie.Myślę,żeladyEverillnaprawdęwidziałatenmost.
–Agdzieznajdujesięichwiejskaposiadłość?
–ChybawHerefordshire.
–Możemostjestwłaśnietam?
–Może…
Niebonadichgłowamipociemniało.Dalszyspacerniemiałsensu.
–Powinnyśmywracaćdodomu–powiedziałaSarah.–Nadciągaburza.
Katrinauniosłagłowę.
– Chyba masz rację. – Wsunęła rękę pod ramię Sarah i skierowała się
wstronęwyjściazparku.–Atawieża?Niczegocinieprzypomina?
–Prawdęmówiąc,chybanigdydotądżadnejsięnieprzyglądałam.
–Alewydajecisię,żetowieżakościoła?
–Takiemamwrażenie.–Sarahwestchnęła.
– Nie trać ducha. Wieczorem porozmawiam z Eleanor. Może będzie
wiedziałacoświęcejnatemattejbransoletki.
– Babka Juliana jest bardzo bystra. Nie chciałabym, aby domyśliła się,
zjakiegopowoduinteresujęsiętąbransoletką.
–Przecieżnikomuniezdradzętwojejtajemnicy!Dobrzewiem,żeEleanor
jestnadzwyczajspostrzegawcza.Możeszmiufać,zadamjejkilkapytań,ale
niepowiem,wjakimcelutorobię.DobrzeradzęsobiezEleanor.Napewno
jutroranobędęmiałacicościekawegodopowiedzenia.
Sarahbardzonatoliczyła.Wmilczeniuzmierzałydowyjścia,aniebonad
nimiprzybierałocorazciemniejsząbarwę.
Tej nocy, podczas gdy Sarah przewracała się na łóżku, Hart przemierzał
uliczkidzielnicyMayfairwtowarzystwieprzyjaciela,lordaAndrewPearce’a.
Na szczęście dookoła było pusto i nikt nie powinien im przeszkodzić we
włamaniu do sklepu Rundell&Bridge. Nie wiadomo, kiedy Andrew mógłby
ponownie pełnić straż przed tylnymi drzwiami. Wiedząc, że pan Rundell
mieszkanapiętrzenadsklepem,staralisięstąpaćbezszelestnie.
–Wątpię,bymójbratpochwaliłto,coterazrobimy–powiedziałszeptem
Andrew,opierającsięoceglanymur.
KsiążęregentprosiłHarta,byniemówiłodiamencienawetbratuAndrew,
odpowiedzialnemuzatajnesłużby.
–Winterowiniepodobałosięwielerzeczy,którerobiliśmy.
Andrewwytężyłwzrok,byprzeniknąćpanującąwokółciemność.
– To prawda… Muszę przyznać, że doskonale wybrałeś czas akcji. Ale
ostrzegam,jeślizobaczę,żektośsięzbliża,będęzmuszonydodziałania.
–Poprostubędęudawał,żewymiotuję.
Hart zdjął skórzane rękawiczki i wsunął je do kieszeni płaszcza. Wolał
mieć nieosłonięte dłonie. Przykucnął koło drzwi. Z oddali dobiegał turkot
powozów.
Sercebiłomumocno.Niechciałzostaćprzyłapanynagorącymuczynku.
–Jakdługotomożepotrwać?–spytałAndrew.
–Mamnadzieję,żeniedługo.
–Oddajeszcośczyzabierasz?
–Będzielepiej,jeślizachowamtowtajemnicy.
–Nodobrze,tylkosiępospiesz.Zanosisięnadeszcz.
PokilkupróbachzeszpilkamidowłosówHartusłyszałcicheszczęknięcie.
Drzwiotworzyłysiębezszelestnieiwszedłdośrodka.
Znalazł się na zapleczu, w niewielkim kwadratowym pomieszczeniu. Na
biurku wspólnika po lewej stronie stały dwie lampy naftowe i dwa ozdobne
srebrne kałamarze, a obok leżały księgi rachunkowe. Po prawej stronie,
naprzeciw okna znajdował się stół warsztatowy zasłany licznymi szkłami
powiększającymi i przeróżnymi narzędziami. Koło niego stała zniszczona
drewniana szafka z głębokimi szufladami. Przed sobą Hart miał ciemną
aksamitnązasłonęzakrywającądrzwidosklepu.
Po chwili zobaczył stojący w rogu sejf. Metal lekko pobłyskiwał
w ciemności. To zapewne tam znajdowały się cenne ozdoby, a wśród nich
bransoletka lady Everill. Sejf przypominał bogato rzeźbioną szafę, widywał
już podobne. Jego ojciec był posiadaczem jednego z nich. Dzięki temu Hart
jużwewczesnejmłodościposiadłumiejętnośćotwieraniazamków.
Doświadczeniemówiłomu,żejeśliwykonaruchszpilkąwniewłaściwym
kierunku,otwarciesejfustaniesięniemożliwe.
Wybrał odpowiedniej długości szpilkę, po czym przystąpił do pracy.
Częstoprzerywałizamieniałsięwsłuch.Wpewnejchwilidobiegłgocichy
szczęk otwieranego mechanizmu. Pogratulował sobie w myślach dobrej
pracy.
Za drzwiczkami ujrzał około dwudziestu długich szufladek. Wszedł na
krzesło i zaczął od górnej. Potem przeszukał kilka następnych, aż wreszcie
wkolejnejznalazłbransoletkęladyEverill.Szybkozawinąłjąwchusteczkę,
włożyłdokieszeniizamknąłsejf.
Gdy odwrócił się w stronę drzwi, skrzypnęła drewniana podłoga.
Zesztywniał,apotemzerknąłnasufit.Mógłterazuciecalboschowaćsiępod
biurkiem.
Wokół panowała cisza. Odliczył do czterech i zaczął nasłuchiwać. Znów
cisza.Ostrożniepodszedłdodrzwi.
–Udałocisię?–zapytałszeptemAndrew,odrywającsięodmuru.
–Tak.
–Todobrze,możeszterazpostawićmidrinkauWhite’a.
–Dziśniemogę,alepoślęcibutelkęnajlepszejbrandyJuliana.–Andrew
równieżmieszkałwAlbanyipowinienotrzymaćbrandywciągunajbliższej
godziny.
–ChceszterazzdobyćbutelkębrandyLyonsdale’a?
–Nie.Mamjąjużwdomu.ZarazpolecęChomersleyowicijądostarczyć.
– Wystarczy, jeśli zrobisz to jutro. Nie mam jeszcze ochoty wracać do
domu.
RozstalisięprzyPiccadilly.AndrewskręciłwStJames’sStreet,doklubu,
aHartudałsiędodomu,byjaknajszybciejprzyjrzećsiębransoletce.
Przepełniała go ogromna radość, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Dla
takichchwilwartobyłożyć.
Niespodziewanie przyszła mu na myśl panna Forrester i ciepło jej
delikatnej dłoni. Gdy trzymali się za ręce, czuł podniecenie. Szybko zmusił
się do opanowania i wmówił sobie, że dziwne doznania powstały pod
wpływemelektryczności.
Wszedł na podjazd wiodący do budynku nieopodal Piccadilly, w którym
mieszkał od roku. W oknach na górnym piętrze paliło się światło.
Chomersley, kamerdyner, zapalał lampę naftową, kiedy Harta nie było
w domu wieczorem. Marnował naftę, niemniej jednak miło było wrócić do
pokoju,niepotykającsięomeble.
Wskakując po dwa stopnie, znalazł się na podeście i wszedł do holu.
Poklepałsiępokieszeni,cieszącsięnamyśl,żewkrótcebędziemógłspłacić
dług honorowy. Odprawił Chomersleya, polecając mu udanie się na
spoczynek, a potem zdjął ubranie, włożył czarny brokatowy szlafrok,
postawiłlampęnabiurkuiwyjąłbransoletę.
Porazpierwszymógłsięjejdokładnieprzyjrzeć.Światłolampypadałona
pięć złotych kwadratowych elementów. W dwa z nich wbudowane były
malowidłanaporcelanie,pozostałemiaływyrytegreckiemeandry.Elementy
wykonane były z litego złota, co wykluczało istnienie skrytki. Przyjrzał się
pierwszemuniewielkiemumalowidłu,przedstawiającemumostipagodę.Był
pewien,żejużgdzieświdziałtenmost.
Zegarnakominkuwskazywałczwartąrano.Hartpostanowiłpołożyćsiędo
łóżka, czując, że po kilku godzinach odpoczynku przypomni sobie, gdzie
znajdujesięmost.
Zgasił lampę i wsunął się pod kołdrę. Po paru minutach już twardo spał.
Przed snem zdążył jeszcze pomyśleć, że książę regent wkrótce dostanie
diament.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Poranneświatłoprzesączałosięprzezbiałezasłonywsalonielondyńskiego
domu Forresterów, nadając żółtym ścianom jeszcze żywszą barwę. Sarah
siedziaławobitymżółtymbrokatemfoteluwpobliżuokna.Starałasięczytać
książkę,leczniemogłasięskupić.Jejuwagęprzyciągałkażdyszmer,każde
poruszenie za oknem, mogące zwiastować pojawienie się przyjaciółki.
Minutyciągnęłysięjakgodziny.Słońcerozpoczęłowędrówkępoleżącymna
środku pokoju dywanie z Aubusson. Sarah zaczynała już tracić nadzieję,
kiedyoznajmiono,żeprzybyłaKatrina.
MatkaSarahuniosłagłowęznadtamborkaiuśmiechnęłasię.
–No,nareszciepoprawicisięhumor.Kręciłaśsięiwierciłaśwtymfotelu
przez cały ranek. Jeśli nie zaciekawiła cię książka, mogłaś znaleźć inne
zajęcie.ZaproponujKatriniespacer.Czuję,żedobrzecizrobiodrobinaruchu
naświeżympowietrzu.
Katrina weszła do salonu i popatrzyła na Sarah wiele mówiącym
wzrokiem, po czym podeszła do jej matki. Z pewnością miała dobre
wiadomości! Chwilę porozmawiała z matką na temat zdrowia księżnej
wdowyiotym,jakważnadlaAugustyjestdobrzeprzespananoc.Przezcały
ten czas Sarah postukiwała nogą o podłogę. Pomyślała, że z całego
towarzystwatoonazpewnościąśpinajkrócej.
W końcu panie umilkły i Sarah mogła zaproponować Katrinie spacer
wogrodzie.
– Wspaniały pomysł, ale jest tak pięknie, że może poszłybyśmy do St
James’s Park? Nigdy tam nie byłam, a powiedziano mi, że jest tam uroczy
mosteknadjeziorkiem.Mogłybyśmypodjechaćmoimpowozemdowejścia,
apotemwyruszyćnaspacer.
Sarahpoczułazawrotygłowy.AwięcKatrinaznalazłamost.Miałaochotę
natychmiastwyściskaćprzyjaciółkę.
–Doskonale!
KatrinapopatrzyłanamatkęSarah.
–Amożepanizechciałabydonasdołączyć?
Naszczęściematkapokręciłagłowąiuśmiechnęłasię.
– Dziękuję, ale mam tu jeszcze parę spraw do załatwienia, a wy chętnie
sobiepoplotkujeciebezemnie.Jateżkiedyśbyłammłoda.
Sarahzerwałasięzfotela.
–Zarazsięprzebiorę!
Po raz pierwszy, wkładając białą spacerową suknię z muślinu, nie
przejmowała się doborem bucików, co bardzo zdziwiło pokojówkę Amelię.
Kiedy kwadrans później weszła do salonu, poprawiając kołnierz zielonego
płaszcza,myślałatylkootym,żeznajdujesięokrokodznalezieniadiamentu.
Wyjąwszy bransoletkę z kieszeni płaszcza, Hart przyjrzał się Chińskiemu
Mostowi, stanowiącemu przedłużenie wysadzanej drzewami alei w St
James’s Park. Obok znajdowały się wysokie latarnie i cztery pawilony
z niebieskimi dachami. Brakowało tylko sześciopoziomowej pagody, która
spłonęłaprzedlatypodczaspokazufajerwerków.
Bezwątpieniamalowidłonabransoletceprzedstawiałomost,naktóryteraz
patrzył.Należałoustalić,jakietomaznaczeniedlamiejscaukryciadiamentu
Sancy. Wybrał godzinę, o której na moście nie powinno być tłumów.
Mleczarkisiedziałyjużwinnejczęściparku,wpobliżuBirdcageWalk,obok
budynków Straży Konnej. Sprytne kobiety dobrze wiedziały, że mężczyźni
przychodzą tu, by z nimi poflirtować i napić się świeżego mleka prosto od
krowy. Po drugiej stronie kanału panował spokój. Małe dzieci i niańki było
słychaćdalekopolewej,gdzieśmiędzydrzewami.
Hartpodejrzewał,żebransoletkazpewnościązawieradokładnewskazówki
prowadzące do odnalezienia diamentu. Jeśli złodziej, Guillot, był na tyle
inteligentny, by posłużyć się bransoletką, z pewnością zadbał także o inne
szczegóły. Zamknął oczy i głęboko zaczerpnął tchu. Dobiegł go delikatny
zapach róż i wilgotnej ziemi. Znów zamknął powieki. Tym razem, gdy je
otworzył,spojrzałnażółtymost,starającsięwychwycićzauważalneróżnice
międzyobrazemarzeczywistością.Cooczywiste,brakowałopagody,aprzez
balustradęprzechylałsięjakiśmężczyzna.
Brakowałoróżu!
Na malowidle po lewej stronie mostu widniała kępa różowych kwiatów.
Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek widział w tym miejscu kwiaty. To
musiałabyćdodatkowawskazówka.
Wszedł na most, zatrzymał się tuż obok mężczyzny, który utrudniał mu
poszukiwania,iuniósłkapeluszwpowitalnymgeście.
– Urocze miejsce, nieprawdaż? Często przychodziłem tu z moją
narzeczoną.
MężczyznazerknąłzukosanaHartaiskinąłgłową.
– Była bardzo piękna – ciągnął Hart. – Miała włosy o barwie słońca
i alabastrową cerę. Uwielbiała piękne suknie. Miała ich w szafie chyba
z pięćdziesiąt. Niestety, umarła. W pobliżu tego mostu, na którym właśnie
stoimy.Skoczyładowody.Tragicznahistoria.–Pociągnąłnosem.
Mężczyznanieznaczniesięodsunął.
Hartzbliżyłsiędoniego.
–Mapanżonę?
Mężczyznapokręciłgłową.
–Jarównieżniemamżony.–Hartchlipnął.–Miałbym,ale…
Mężczyzna przeprosił, że musi już iść i oddalił się szybkim krokiem,
zostawiającHartasamego.
Niewiedział,skądtowszystkoprzyszłomudogłowy.Słowasamepłynęły
z ust. Przed oczami miał twarz kobiety, o której pragnął zapomnieć, lecz
Carolinejużzawszebędziegoprześladować.Nigdyniestałanatymmoście
inigdyniebylizaręczeni,chociażniewielebrakowało,bypoprosiłjąorękę.
Częstozastanawiałsię,czygdybysięzaręczyli,spotkałbyjąpodobnylos?
Przełożyłnogęprzezkamiennąbalustradęizwinniezeskoczyłnabrzeg.Po
chwilistanąłwmiejscu,wktórympowinnyznajdowaćsięróżowekwiaty.
Przeczesywał wzrokiem brzeg. Nie wiedział, czego konkretnie szuka, był
jednak pewien, że domyśli się tego od razu, gdy to zobaczy. W środkowej
części most wznosił się wysoko nad wodą. Przypatrywał się kamiennym
filarom, lecz nic nadzwyczajnego nie przyciągnęło jego uwagi. Spojrzał
wciemnątaflęwodyiodgarnąłwłosyzoczu.
Kiedy się odwrócił, zatrzymał wzrok na przestrzeni pod mostem. Wzdłuż
brzegubiegłaścieżka.Większośćprzechadzającychsiępoparkuzapewnejej
w ogóle nie zauważała, i dzięki temu można było bez trudu ukryć tam
wskazówkę. Na malowidle różowe kwiaty znajdowały się po tej właśnie
stroniemostu,wpobliżuwody.
Stąpając po mokrej trawie, brudząc sobie buty błotem, wszedł pod most.
Przez dobre kilka minut rozglądał się dokoła i nagle rzuciło mu się w oczy
coś istotnego dla rozwiązania zagadki. Na kamiennym bloku jednego
z filarów mostu był wyryty grecki wzór – meander, taki sam jak na
bransoletceladyEverill.
Wyciągnął nóż zza cholewki buta i wsunął go w szczelinę, by podważyć
kamień.Poszłomułatwiej,niżsięspodziewał.Wsunąłrękęwzagłębienieza
kamieniemizacząłjebadać.
Jegopalcenatrafiłynacośmiękkiego.Pochwiliwyjąłzłożonywkwadrat
kawałekbladegopłótna,przewiązanycienkączarnąwstążką.Zawiniątkobyło
zbyt płaskie, by zawierać diament. Rozwiązał supeł i rozłożył płótno.
W środku znajdował się mały żelazny klucz. Następna wskazówka bez
wątpieniazaprowadzigowmiejsceukryciadiamentu.
Schował klucz i płótno do kieszeni płaszcza. Teraz powinien udać się do
White’a i uczcić sukces wyborną brandy i partyjką kart. Jeśli odnalezienie
kolejnejwskazówkiniesprawimukłopotu,książęregentpowinienladadzień
otrzymaćdiament.
Znalazł klucz w samą porę. Na niebie gromadziły się ciemne chmury,
zapowiadając burzę. Idąc alejką w kierunku wyjścia, usłyszał rozmowy
dwóchkobiet.Naciągnąłrondokapelusza,leczzarazjeuniósł,rozpoznawszy
głospannyForrester.
Sarah i Katrina weszły do St James’s Park. Liście niespokojnie szeleściły
nadichgłowami.
– Dziękuję, że namówiłaś stangreta, by pojechał koło kościołów świętego
Jerzego i świętego Jakuba, Katrino. Musiałabym tam iść na piechotę, a to
zajęłobydużoczasu.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Teraz, kiedy już wiesz, że następna
wskazówka może znajdować się w kościele świętego Jakuba, masz o jeden
problemmniej.
–Jesteśpewna,żetotenmost?
– Przecież mówiłam ci już dwa razy. Eleanor twierdzi, że to jest park,
w którym lady Everill spędziła cudowne chwile. Podobno mówiła o tym
wiele razy po otrzymaniu bransoletki. Na malowidle most wygląda trochę
inaczej,aletonapewnojestwłaśnieten.Kilkalattemuwparkuodbywałsię
jakiś festiwal i właśnie wtedy lord Everill po raz pierwszy wyznał żonie
miłość.
Sarahprzystanęła,zaskoczona.
–Wtymwiekuporazpierwszypowiedział,żejąkocha?Niepowinienbył
zdobyćsięnatowyznaniewcześniej?
–MówimyprzecieżolordzieiladyEverill.
Wymieniły porozumiewawcze uśmiechy. Na niebie zaczynały gromadzić
się chmury. Co chwila przysłaniały słońce, a w powietrzu czuło się zapach
deszczu.
– Czuję, że mimo pogarszającej się pogody nie zechcesz teraz wrócić do
powozu i przyjechać tu innym razem? Zanosi się na burzę – powiedziała
Katrina.
Chybaoszalałaś,pomyślałaSarah,zaciskającwargi.
–Wtakimraziesiępospieszmy–rzekłaKatrina,biorącSarahpodrękę.
Zatrzymały się gwałtownie na widok zmierzającego w ich stronę
Hartwicka. Czyżby Sarah była skazana na spotykanie go w najmniej
odpowiednich momentach? Znali się od roku, lecz widywali niezmiernie
rzadko.Teraz,gdyzaczęłaszukaćdiamentu,ciąglestawałjejnadrodze.
–Dzieńdobry.–Uśmiechnąłsięprzyjaźnieiuniósłlaskęzezłotągałką.–
Jakamiłaniespodzianka.
Może dla ciebie, pomyślała Sarah. Pojawienie się Hartwicka opóźniało
rozpoczęcieposzukiwań.Podciągnęłazielonerękawiczkizkoźlęcejskóry.
– Nie wiedziałam, że pan bywa w tym parku. Chyba że przyszedł tu pan
zpowodumleczarek?
–Mówią,żekubekświeżegomlekadoskonalewzmacniaorganizm.
–Awięctodlategopantuprzybył?
–Nietykammleka.WracamzWestminsteru.
Katrinaprzechyliłagłowę.
– Julian narzeka, że nie przykładasz się do swych obowiązków
wparlamencie.
–Nieposzedłemtam,bypracować.Chciałemzkimśsięspotkać.
Pokiwały głowami. Mimo wszystko Sarah wydawało się, że Hartwick
nadszedł z innej strony. Może był w krzakach z jedną z mleczarek? To
przypuszczeniepotwierdzałbystanjegobutów.
– A co sprowadza tu panie? – Wymownie spojrzał w niebo. – Niedługo
rozpętasięburza.Toniejestdobraporanaprzechadzkę.
– Przyszłyśmy tu, żeby zobaczyć pelikany – odpowiedziała Katrina,
uśmiechającsiędoSarah.
Pelikany?Jakiepelikany?–pomyślałaSarah.
– Aha. Nie będę więc pań zatrzymywał. – Uniósł kapelusz. – Proszę do
wolipodziwiaćfaunęiflorę.
Oddalił się, a Sarah poczuła rozczarowanie. Nie mieli okazji pożartować.
Nie próbował się z nią droczyć. Wpadała w złość, gdy ją prowokował,
dlaczegowięczmartwiłjąbrakzainteresowaniazjegostrony?
–Pelikany?–zwróciłasiędoKatriny,unoszącbrwi.
–Eleanorpowiedziała,zewtymparkusąpelikany.Chciałabymzobaczyć
choćjednego.
Sarah odprowadzała wzrokiem Hartwicka do chwili, w której zniknął za
zakrętem. Wiatr przybrał na sile i spadły pierwsze, ciężkie krople deszczu.
Wparkubyłopusto.Powinnywracaćdodomu,jednakwtejwłaśnie chwili
ujrzałyprzedsobążółtymost.Niemogłyterazzawrócić.
To był most z malowidła na bransoletce. Nie miały co do tego żadnych
wątpliwości. Brakowało tylko chińskiej pagody. Mimo ulewnego deszczu
SarahchwyciłaKatrinęzarękęipobiegływstronęjeziorka.Schroniwszysię
pod mostem, zaczęły się śmiać. Sarah zdjęła nakrycie głowy i otrząsnęła
zkropel.Zielonasatynowawstążkawyglądałażałośnie.Zapewnejużsięnie
uda doprowadzić jej do porządku. Spojrzała na jedwabne zielone pantofle,
całewbłocie.Westchnęła.Otozniszczyłakolejnąparębutów.
Deszczowa nawałnica tworzyła teraz wodne kurtyny ze wszystkich stron.
Byłysamepodmostem,aszumdeszczuzagłuszałichrozmowę.
–Księżnawdowamiałarację.Tonapewnotenmost–powiedziałaSarah.
–Awiesz,czegopowinnyśmyszukać?
Przypomniawszy sobie malowidło na porcelanie, Sarah pokręciła głową.
Niemniej jednak zamierzała wypatrywać czegoś wyróżniającego się
z otoczenia, choćby miała szukać cały dzień. Podeszła do ścieżki pod
mostem. Ulewa nie ułatwiała jej zadania, lecz mimo to zobaczyła ślady
dużych,męskichstópwmokrympodłożu.Ktośmusiałodwiedzićtomiejsce
całkiemniedawno.
Uniosła kraj płaszcza i podążyła po śladach. Po co ktoś kręcił się pod
mostem? I dlaczego, sądząc po licznych odciskach stóp, spędził tam sporo
czasu?
Kamiennebloki,zktórychwzniesionofilarmostubyłygładkie,podobnego
kształtuiwielkości.Sarahpodeszłabliżej,dokładnieprzyjrzałasięblokom…
iomalnieupuściłatorebki.Znalazłamotywprzedstawionynabransoletce!
–Katrino!Chodźtutaj!Szybko!
Przyjaciółkaszerokootworzyłaoczynawidokgreckiegowzoruwyrytego
wkamieniu.
–Wyglądajakmeanderzbransoletki.
–Zpewnościątegowłaśnieszukałyśmy.–Sarahwyjęłaztorebkisrebrny
nóżdootwieranialistów.
–Pocogozabrałaśnaspacer?
–Pomyślałam,żemożebędziemymusiałycośwykopać.
Podważyła kamienny prostopadłościan. Ustąpił bez trudu, za nim
znajdowałsięciemnyotwór.
–Widziszcoś?
Sarah znieruchomiała. Może w środku są pająki? Wstrzymała oddech, po
czymwsunęładłońdośrodka.
– Pusto! – Z pewnością było tu coś, co pomogłoby w odnalezieniu
diamentu,leczktośjeuprzedził.–Alenapewnocośtuukryto,tyleżezostało
jużzabrane.
–Jaktomożliwe?Ktowiedział,żewłaśnietunależyszukać?
Sarah czuła mdłości i kręciło jej się w głowie. Ktoś szukał diamentu
i wiedział o znakach na bransoletce. Próbowała zmusić się do opanowania,
leczpomyślałaorodzicachinatychmiastwpadławpanikę.
–Muszędostaćsiędokościoła–wydyszała.
–Kiedy?
– Teraz! Nie ma tu wskazówki, Katrino. To znaczy, że ktoś oprócz nas
szukadiamentuizapewnewieobransoletceladyEverill.Muszęwejśćnatę
wieżę,zanimktośmnieuprzedzi!
– Postaraj się ochłonąć. Jak mamy przeszukać kościół o tej porze?
Zapewnebędątamludzie.Napewnospotkamypastora.
Sarahwiedziała,żeKatrinamarację.Mogłaniepostrzeżeniedostaćsiędo
wieżyjedynienocąiwmęskimprzebraniu.
– Pójdę tam w nocy. Udam, że źle się czuję i zostanę w domu. Miałam
pojechaćzrodzicamidoteatru.
– Nie będę mogła cię dzisiaj zawieźć pod kościół. Chciałabym ci pomóc,
aleprzyjęliśmyjużzJulianemzaproszenienatenwieczór.Jeślipowiemmu,
żeniemogęiść,będziechciałapoznaćpowódi…
– Tym razem nie musisz mi towarzyszyć. To niedaleko od domu. Pójdę
sama. – Wolałaby udać się do kościoła z przyjaciółką, jednak nie miała
wyboru. Jeśli będzie czekać na lepszą okazję, ktoś wcześniej znajdzie drugą
wskazówkę.Nasamąmyślotakiejmożliwościpoczułasięsłabo.Rozumiała
powody, dla których Katrina stawiała teraz na pierwszym miejscu rodzinę,
jednakszczerzeżałowaładni,kiedymiałaprzyjaciółkęnakażdezawołanie.
Katrinawestchnęła.
–Niepodobamisię,żechcesziśćtamsama.Dobrzewiesz,żetobardzo
niebezpieczneprzedsięwzięcie.
– Przebiorę się za mężczyznę. Dżentelmen przechadzający się nocą po
Piccadillyniebudziniczyichpodejrzeń.
–Ajeślinapadnącięzłodzieje?
–PrzecieżMayfairtodośćbezpiecznadzielnica.Wszystkobędziedobrze.
Pozostawało jej mieć nadzieję, że druga osoba szukająca diamentu nie
zdążyłajeszczeodwiedzićkościołaświętegoJakuba.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Hartowi trudno było się oderwać od karcianego stolika u White’a. Tego
dnia szczęście nadzwyczajnie mu dopisywało. Popijając brandy, zgarniał
kolejne wygrane. Miał ochotę po raz kolejny rzucić wyzwanie szczęściu,
pamiętałjednakodługuuksięciaregenta.WkościeleświętegoJakubaczekał
naniegodiament,towłaśnietampowinienbezzwłoczniesięudać.Pozostali
gracze nie kryli ulgi, gdy wstał od stolika. Zmierzając ku wyjściu, odbierał
licznegratulacje.
Wiedział, że kościelna brama od strony Piccadilly jest o tej porze
zamknięta.PrzeszedłwięcJermynStreetdotylnychdrzwi.Dawnozamknięto
już sklepy w modnej dzielnicy, po drodze spotkał jedynie dwóch dandysów
wdrodzedoktóregośzklubów.
Rozejrzał się bacznie dokoła. Drzwi były zamknięte. Klucz znaleziony
wparkuniepasowałdozamka.
Po lewej stronie znajdował się cmentarz otoczony wysokim ceglanym
murem. Ostrożnie minął rzędy grobów i doszedł do dwuskrzydłowych
bocznychdrzwi.Kujegozaskoczeniu,byłyotwarte.
Włożyłkluczdozamka,bysprawdzić,czypasuje.Niepasował.Wszedłdo
środka. Jego kroki rozchodziły się echem po pustym, ciemnym wnętrzu.
Klucz nie otwierał również głównych drzwi. Malowidło na bransoletce
przedstawiałokościelnąwieżę.Wieżaistotniebyłabardzocharakterystyczna
– może chodziło tylko o to, by poszukiwacz rozpoznał kościół? Hart czuł
jednak,żekryjesięzatymcoświęcej.
Znalazł niewielkie łukowate drzwi prowadzące na wieżę i zaczął się
wspinać wąskimi, spiralnymi schodkami. Przeczucie mówiło mu, że jeszcze
tej nocy wejdzie w posiadanie diamentu. W świetle kieszonkowej latarenki
uważnie przyglądał się drewnianym ścianom, szukając greckiego wzoru.
W pewnej chwili uniósł wzrok i ujrzał słabe światło u szczytu schodów.
Natychmiastzgasiłlatarenkę.Wiedziałjuż,żeniejesttusam.
Rytmiczne tykanie uzmysłowiło mu, jak wysoko wszedł. Niedaleko
musiało znajdować się pomieszczenie, w którym znajdował się mechanizm
zegara.Ktośtambyłizapewneznalazłjużdiament.Miałterazdwawyjścia.
Mógł powiedzieć księciu regentowi, że nie znalazł cennego kamienia albo
przekonać się, który pracownik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych go
uprzedziłiskraśćmudiament.
Hart nie znosił przyznawać się do porażek. Jeśli nie dostarczy księciu
diamentu,straciwjegooczach.Pozatymzaciągnąłprzecieżdłughonorowy,
więcmusiałzdobyćSancy.
Wspiąłsięnaschody,szczęśliwienienastępującnażadnąskrzypiącądeskę
iostrożniezajrzałdopomieszczenia.Ktośklęczącyobokmechanizmuzegara
najwyraźniejniezdawałsobiesprawy,żejestśledzony.Rozpoznałkapelusz
pastora, który po raz pierwszy ujrzał w nocy na dachu domu Theodosii. Do
diabła! Czy panna Forrester uparła się, by go prześladować? Miał ochotę
zcałejsiływalnąćpięściąwdrzwi.
Mimo że nie wydał żadnego dźwięku, panna Forrester drgnęła, odwróciła
się,ajejoczyzrobiłysięokrągłezezdumienia.
–Topan–wyszeptałazniedowierzaniem.
–PannoForrester,powinienembyćzaskoczony,widzącpaniątutaj,jednak
ostatniozupełnieniespodziewaniezjawiasiępaniwróżnychmiejscach,więc
nie przeżyłem szoku. – Podał jej rękę i pomógł wstać. Gdy ich dłonie się
zetknęły,pomyślał,żewkrótceichznajomośćmożezmienićswójcharakter.
–Śledzimniepan?–zapytała,mierzącgowzrokiemodstópdogłów.
–Niechpaniniebędzieśmieszna–odpowiedział.–Gdybymchciałpanią
śledzić,szukałbymkobiety,aniekogośwyglądającegojakmójkamerdyner.
–Wtakimraziedlaczegopantuprzyszedł?
–Apani?
Ichspojrzeniasięspotkały.Niezamierzałuciekaćwzrokiem.
– Czemu tak często występuje pani w męskim przebraniu? Przyznaję, że
podoba mi się pani w tych spodniach, niemniej jednak trudno mi zrozumieć
pobudkipanipostępowania.
– Nie domyśla się pan? Kobieta nie powinna sama spacerować nocą. To
niebezpieczne.
–Wtakimraziewogóleniepowinnapaniwychodzićnocązdomu.Tym
razemtakżepodziwiapaniarchitekturę?
–Architekturasakralnajestbardzoinspirująca.
–Znajdujesiępaniwkościelnejwieży.
–Ijakistądwniosek?
–Klęczałapani,kiedytuprzyszedłem.
–Potknęłamsię.–Wysunęłanogęspodpłaszczaipomasowałaudo.
– Niech pani nie liczy na to, że rozproszy moją uwagę swoimi nogami. –
Z niemałym trudem zmuszał się do patrzenia na jej twarz. Dlaczego córka
amerykańskiegoambasadoraszukałaSancy?Jejbuntowniczaminaupewniła
gowprzekonaniu,żenieusłyszywyjaśnienia.Samrównieżniemiałochoty
naszczerewyznania.
– Ktoś tam jest? – Drżący męski głos dobiegł ich od strony podnóża
schodów.Pochwilirozległosięujadaniepsa.
PannaForresterspojrzałanaschody,przerażonanienażarty.Nadolestał
najprawdopodobniej pastor albo wikary. Pracownicy tajnych służb nie mieli
zwyczajuzdradzaćswejobecności.
Nie mogli dać się przyłapać na gorącym uczynku. Hart zdmuchnął
świeczkę w małej latarence, którą panna Forrester postawiła na podłodze.
Chwycił dziewczynę za ramię i ruszył w stronę drabiny prowadzącej na
dzwonnicę.
– Tylko niech pani nie nastąpi teraz na jakąś skrzypiący szczebel –
powiedziałszeptem.
–Anibyskądmamwiedzieć,któreskrzypią?
–Proszęiść–poleciłilekkojąpchnął.
Czuł mocne bicie serca, gdy wspinali się na dzwonnicę. Na górze lekki
wiaterek miło chłodził rozpaloną skórę. Znaleźli się w pułapce. Stali tak
blisko,zeczułciepłojejprzyspieszonegooddechunapoliczku.
Instynkt kazał mu bronić kobiety i zasłonić ją ciałem, gdyby ktoś ich
znalazł.Tasytuacjapobudziłajegowyobraźniędotegostopnia,żezacząłsię
zastanawiać,jakcudowniebyłobypołączyćsięzpannąForresterwmiłosnym
uścisku. Zauważył, że dziewczyna wpatruje się w jego usta. Szybko zmusił
siędoopamiętania.
– Weszłam tu drzwiami od strony cmentarza – szepnęła. – Z plebanii nie
widaćtegowejścia.Towszystkoprzezpana.Cobędzie,jeśliontuwejdzie?
Złapiąnasi…
Położyłpalecnajejustach.
– Bądźmy cicho, może sobie pójdzie. Módlmy się, żeby nie wszedł tu
razemzpsem.
Dobrze słyszalny turkot powozów na Piccadilly mieszał się z odgłosem
oddechów.Nadolerozległosięszuranieirozbłysłożółtaweświatełko.Panna
ForresterkurczowozacisnęłapalcenakamizelceHarta.
W końcu z ulgą wypuściła powietrze z płuc. Światełko widoczne w dole
zniknęłoiterazprzyświecałimjużtylkoblaskksiężyca.
–Możeszjużmniepuścić–wyszeptał.–Poszedł.
Popatrzyła na swoją dłoń, zdumiona, jakby nie zdawała sobie sprawy, że
trzymała się Harta jak ostatniej deski ratunku. Cofnęła ręce i wytarła dłonie
wspodnie.
–Proszęmiwybaczyć.
– To pewnie był pastor. Wybrał się z psem na spacer – rzekł Hart. – Na
pewno zawsze przy tej okazji sprawdza, czy drzwi są zamknięte. Kiedy
zorientował się, że boczne drzwi są otwarte, wszedł do środka, by się
przekonać,żewszystkojestwporządku.Zostawiłemotwartedrzwinawieżę.
–Wtakimrazietopańskawina.
–Proszęspojrzećnatoodinnejstrony.Gdybynieja,mogłabypanimieć
z nim do czynienia. Przypuszczam, że to pani zostawiła boczne drzwi
otwarte.–Wyjrzałspomiędzylistewdzwonnicyizobaczyłwdolemężczyznę
ipsa.–Swojądrogą,jakudałosiępanitutajwejść?
–Drzwibyłyotwarte.Możeprzyczaiłsięgdzieśiczeka,ażwyjdziemy.
–Jużsobieposzedł.
–Skądtapewność?
–Widziałem,jakszedłzcmentarzadodomu.
–Proszęmioddaćmojąlatarenkę.
Podałjejmałąprostokątnąlampkęzmosiądzuiszkła.Podeszładodrabiny.
Pomyślał, że oboje znaleźli się tu nieprzypadkowo. Również wcześniejsze
spotkanie w St James’s Park w pobliżu Chińskiego Mostu nie było dziełem
przypadku.
Z jakiego powodu panna Forrester pragnęła odnaleźć diament? Jak córka
amerykańskiego dyplomaty w ogóle dowiedziała się o istnieniu Sancy? Dla
kogopracowała?
–Dlaczegopanituprzyszła,pannoForrester?
–Apan?
Nie mógł zdradzić zaufania księcia regenta. Wyraz twarzy rozmówczyni
mówił,żeionaniebędzieskłonnadozwierzeń.
–Przyszedłempodziwiaćwidoki–odpowiedział.
–Totakjakja.
Czy to możliwe, że znalazła diament? Musiał dokładnie przeszukać
kościelnąwieżę.
Zauważyła,żeHartniezamierzaodejść.
–Zostajepantutaj?–zapytała,mrużącoczy.
–Jeślizostaniemyprzyłapanirazem,panireputacjalegniewgruzach.
–Martwisiępanomojąreputację?Niemapanterazinnychzmartwień?
– Nie chciałbym zostać zmuszony do poślubienia pani. Powinniśmy się
terazrozstać,itojaknajprędzej.
– Dobrze, zostawiam pana tutaj. Dziękuję za pomoc. – Odwróciła się
izaczęłaschodzićzdrabiny.
Sprawiała wrażenie rozzłoszczonej. Być może obwiniała Harta za
pojawienie się pastora. Musiał się skupić. Panna Sarah Forrester bez
najmniejszego wysiłku mąciła mu umysł i skazywała jego ciało na tortury.
Wydawała mu się niezwykle kusząca, co utrudniało mu życie. A musiał
przecież znaleźć diament. Potarł twarz dłonią, zastanawiając się, dlaczego
panna Forrester także szuka cennego kamienia. Czyżby w całą sprawę
wmieszanibylirównieżAmerykanie?Czyjednakzlecilibytakniebezpieczną
misję kobiecie? Poza tym panna Forrester opuściła wieżę bez żadnych
protestów.Możejużznalazładiament?
Zszedł z drabiny, skrzesał ognia, zapalił latarenkę i oświetlił ściany.
Przyjrzał się nawet dokładnie mechanizmowi zegara. W końcu pochylił się
nad zniszczoną podłogą… i zobaczył deskę ozdobioną wzorem, znajdującą
siędokładnietam,gdzieklęczałapannaForrester.
–Dodiabła!
Długo wpatrywał się w meander wyryty na desce, a potem podważył ją
nożem,którywyjąłzbuta.
Skrytkabyłapusta.
Zwściekłościącisnąłnożem,wbijającgowścianę.AwięcpannaForrester
miała diament! On zaś znalazł klucz otwierający pudełko, w którym ten
diamentsięznajdował.PudełkoiSancyznalazłysięwjejposiadaniu…lecz
nienadługo.
ROZDZIAŁÓSMY
Sarahostrożnieprzekręciłagałkędrzwiprowadzącychztarasudogabinetu
ojca. Znajomy zapach olejku migdałowego zmieszany z wonią tytoniu do
fajkipodziałałnaniąkojąco.
Zapaliła lampę naftową na biurku i przejrzała koperty leżące na owalnej
srebrnej tacy. Wprawdzie minie jeszcze trochę czasu, zanim szantażysta
wyśle ojcu wiadomość z instrukcją, gdzie ma zostawić diament, jednak już
terazobsesyjniesprawdzałapocztę.
Sięgnęła do kieszeni płaszcza i ścisnęła nieotwarty jeszcze pakunek,
owinięty w płótno, który znalazła pod podłogą w kościele świętego Jakuba.
Korciło ją, by rozwiązać czarną wstążeczkę i rozłożyć płótno, jednak
postanowiłaztymzaczekaćdoczasu,ażzdejmiewierzchnieubranie,udasię
dosypialniiprzebierzesiędosnu.Niechciała,byktokolwiekdowiedziałsię,
żewychodziławnocyzdomu.
Tutaj przynajmniej wiedziała, gdzie znajdują się skrzypiące deski.
Starannie unikała następowania na nie, idąc ciemną klatką schodową na
piętro. Znalazłszy się w sypialni, wyjęła swą zdobycz z kieszeni i rozpięła
płaszcz.Sercemocnobiłojejwpiersi,gdyzapalaładwielampynatoaletce.
Głębokozaczerpnęłatchu,rozwiązaławstążkęirozłożyłapłótno.
Wśrodkuznajdowałsięmałyżelaznyklucz.Zmarszczyłaczołoizamyśliła
sięgłęboko.
Cootwierał?Nabransoletceniebyłojużwięcejwskazówek.
Hartwicknieprzypadkowozjawiłsięwkościele.Niebyłoteżprzypadkiem
spotkanie w parku. To bez wątpienia on znalazł przedmiot ukryty pod
mostem.Przypomniałasobiejegozabłoconebuty.Skoroonamiałaklucz,on
zapewne posiadał pudełko z diamentem. Wystarczyło, że podważy wieczko
ijejkluczstaniesięzupełniebezużyteczny.
–Aniechgo…!
Zwinęładłoniewpięścitakmocno,żepaznokciewbiłyjejsięwskórę.Co
miała teraz począć? Chętnie trzasnęłaby z całej siły drzwiami albo zaczęła
tupać w bezsilnej złości. Nie chcąc robić hałasu, szybko przebrała się
w koszulę nocną i peniuar. Wepchnęła wierzchnie ubranie oraz buty do
poszewkinapoduszkęiwsunęłapodłóżko.
Wiele kobiet w Londynie byłoby zachwyconych towarzystwem lorda
Hartwicka. Mógłby się z nimi zabawiać, zamiast wchodzić jej w drogę,
pomyślała.
Zaczęłaprzechadzaćsiępopokoju.O,jakbardzożałowała,żenieudałojej
się dotrzeć do mostu w St James’s Park, zanim zrobił to Hartwick. Miałaby
teraz rozwiązanie zagadki, a jej rodzice nie dowiedzieliby się o zdradzie
Alexandra. Dość już wycierpieli. Musi znaleźć diament i nikt nie może jej
wtymprzeszkodzić.Potemwymienigozadokument.
Ciekawe,dlaczegoHartwickrównieżchciałzdobyćdiament?Podobnobył
bardzo zamożny. Nie potrzebował cennego klejnotu. A może jednak miał
jakieś długi? Jak dowiedział się o całej sprawie? O wskazówkach
z bransoletki lady Everill? Sarah była świadkiem, jak lady Everill
poprzedniegowieczoruwłożyłajądotorebki.Czyżbyukradłdamietorebkę?
Och,dlaczegouprzedziłjąprzytymmoście?
Wiedziała,żeniezaśnie,jeślinieudajejsięukoićnerwów.Pomyślała,że
dobrze zrobi jej kieliszek sherry. Rano wymyśli sposób na wykradnięcie
diamentu od Hartwicka. Wiedziała, gdzie on mieszka. Rzadko bywał
w domu, więc wśliźnięcie się do środka i zabranie kamienia nie powinno
sprawićjejwiększychtrudności.
Przyniosła sobie kieliszek sherry z jadalni i omal nie wylała całej
zawartości, ujrzawszy w swej sypialni Hartwicka. Siedział na jej łóżku,
podparty poduszkami. Jego czarne ubranie wyglądało złowróżbnie na tle
białejpościeli,mimożewkącikachustbłąkałmusięuśmieszek.
Przypomniałasobiejegosłowa,wypowiedzianewkościele.
Niechciałbymzostaćzmuszonydopoślubieniapani.Powinniśmysięteraz
rozstać,itojaknajprędzej.
Przecież ona wcale nie chciała go poślubić! Przede wszystkim był
łajdakiem, niepoprawnym uwodzicielem. A na domiar złego miał tytuł. Ten
Anglik nigdy nie wyjechałby na stałe z kraju, by zamieszkać w Ameryce.
Zresztą to nie miało znaczenia. Był arogancki, nieznośny, nie do
zaakceptowania!Miałaochotęwykrzyczećmutowszystkoprostowtwarz.
Zamknęła za sobą drzwi i wypiła łyk wina. Nie chciała, by lord wiedział,
żeudałomusięwyprowadzićjązrównowagi.
–Siedzipannamoimłóżku.
–Natowygląda.
–Azjakiegopowodu?
–Jedynekrzesłowpanipokojuwydajesięniezbytwygodne,aotejporze
potrzebujęodrobinykomfortu.
–Jakpantuwszedł?
Powoli przewędrował wzrokiem po jej ciele. Szybko zapięła koszulę
wysokopodszyją.
–Bardzopomógłmitreliażnaścianiedomu.Potemwystarczyłojużtylko
przełożyćnogęprzezbalustradęiwejśćdopokoju.
–Askądpanwiedział,żetomójpokój?
–Mignęłamipaniwoknie.
Sprawiał wrażenie odprężonego, najwyraźniej nie zamierzał szybko
opuścić sypialni. Jego obecność wprawiła ją w stan oszołomienia. Przybrał
takswobodnąpozęnajejłóżku!Zmusiłasiędoopanowania.Tenmężczyzna
żył dla flirtu i romansów. Wchodzenie do damskich sypialni stanowiło jego
ulubioną rozrywkę. Musiała jednak przyznać, że prezentował się niezwykle
przystojnie.
Wskazaładrzwibalkonowe.
–Skoroudałosiępanutędywejść,proszęwyjśćtąsamądrogą.Proszę,by
zrobił to pan jak najszybciej i jak najciszej, by nikt pana nie złapał. Nie
chciałabymzostaćzmuszonadopoślubieniapana.
– Rad jestem, że to słyszę. Żaden rozsądny człowiek nie myśli
omałżeństwie.
–Niezamierzasiępannigdypoważniezwiązaćzżadnąkobietą?
–Możnatakpowiedzieć.
Jego przenikliwe spojrzenie dowodziło, że dobrze wie, iż znalazła klucz.
W innym razie nie wszedłby do jej sypialni. Często się z nią droczył, ale
nigdy nie próbował jej uwieść. Nie przypuszczała też, by zamierzał się
chełpić posiadaniem diamentu. To nie leżało w jego interesie. Odstawiła
kieliszeknatoaletkę.
Postukałjednymbutemodrugi.
– Proszę usiąść, panno Forrester. Myślę, że powinniśmy porozmawiać. –
Poklepałłóżkoiodgarnąłwłosyzczoła.
–Niemuszęsiedziećnałóżku,żebypanadobrzesłyszeć.
–Boisiępani,żeniebędziepotrafiłamisięoprzeć,kiedyznajdziemysię
takblisko…napaniłóżku?
Uśmiechnąłsię,ukazującrównebiałezęby.Jegozuchwałośćpsułaogólne
wrażenie – bowiem musiała mu oddać, że fizycznie prezentował się
wspaniale.
– Wiem, że jest pani zbyt uparta, by wyznać prawdę – ciągnął. – W tej
sytuacjizrobiętozapanią.Zdalaodemnieczujesiępanibezpieczniej.
Cozabezczelnytyp!
–NiekażdakobietawLondyniejestczułanapańskiewdzięki.
– Podoba mi się pani w tym stroju, chociaż przyznaję, że bardzo lubię
paniąwspodniach.
– Nie jestem wrażliwa na pochlebstwa i potrafię się panu oprzeć. –
Postanowiładaćmunauczkę,postąpiłaokrokwstronęłóżka.
– Proszę przynieść wino – rzekł, wskazując jej kieliszek. – Mamy przed
sobącałąnociobojebędziemygopotrzebowali.
Miał rację. Sięgnęła po kieliszek i usiadła na łóżku. Hartwick podłożył
dwie poduszki pod jej plecy. Idąc za jego przykładem, wyprostowała nogi
i dopiero po chwili się zorientowała, że lord ma okazję podziwiać jej bose
stopy.
Sięgnąłpokieliszekiupiłłyk.
– Uwielbiam pani prostolinijność – powiedział, patrząc na jej nogi. – To
oczywiścietylkojednazcech,któreupanipodziwiam.Rzadkosięzdarza,by
kobietawypowiadałasiętakjasnoiotwarcie.
Gdyby istotnie była tak szczera, powinna wyznać, że robi jej się gorąco,
i to wcale nie od temperatury panującej w pokoju. To jego bliskość
przyspieszałajejpuls.
– Cóż, oboje dobrze wiemy, że spotkaliśmy się dzisiaj nieprzypadkowo.
Udaliśmysiędokościołazokreślonegopowodu.
Upiłałykwina.
–Zapewneztegosamego.
–Teżtaksądzę.Tyleżezjawiłasiętampaniwcześniejigotówjestemsię
założyćomojegonajlepszegokonia,żepaniwyprawabyłabardziejowocna
niżmoja.
–Ajazakładamsięoparęmoichulubionychpantofelków,żemojanocna
wyprawabyłarównieudana,jakpańskaprzechadzkapoparku.
–Lubiępaniszczerość.Tak,znalazłemsiętuzwymienionychpowodów.
Wszystko wskazuje na to, że oboje szukamy tego samego przedmiotu, ale
każdeznasposiadapołowęcałości.
–Isądzipan,żezrzeknęsięmojejpołowynarzeczpana.Bardzosiępan
myli.
–Nigdybyminieprzyszłodogłowydomagaćsię,byoddałamipanicoś,
co zostało zdobyte w tak imponującym stylu. Naprawdę szczerze panią
podziwiam.Znalazłapaniwsobieodwagę,bywłamaćsiędodomuEverillów
tejnocy,kiedyspotkaliśmysięnadachu.
Widząc,żeSarahzamierzaprotestować,uniósłrękę.
– Dobrze wiem, że była tam pani z tego powodu, więc proszę nie
zaprzeczać.Przyszedłemporozmawiaćotym,cointeresujenasoboje.
–Odachach?
–Odiamentach.Araczejojednymdiamencie.Przestańmyudawać.Oboje
chcemygomieć.
–Przyszedłpantutaj,bysiępochwalićdotychczasowymiosiągnięciami?–
spytała,przechylającgłowę.
–Nigdysięniechwalę.
–Robitopanbezprzerwy.
–Tonieprawda…Nodobrze,chwalęsię,aleniebezprzerwy.Tymrazem
mamcoś,czegopanipotrzebuje.
–Jeślitakjestwistocie,tojakiepostawimipanwarunki?
– Zapytam jedynie, co pani znalazła. Jestem ciekawy z natury. A pani
chybateżchciałabywiedzieć,coudałomisięznaleźć.
–Ajeślipokażępanu,coznalazłam,tozrewanżujemisiępantymsamym?
–Pokażępaniwszystko,cotylkobędziepanichciałazobaczyć.Wystarczy,
żepanipoprosi.
–Łajdak.
–Kusicielka.
–Pochlebca.
–Więcpokażemipaniswojeznalezisko?
Nie miała nic do stracenia, a po obejrzeniu diamentu będzie dobrze
wiedziała,comaukraść.
–Panpierwszy.
Sięgnął do kieszeni i wyjął płócienne zawiniątko wielkości jego dłoni,
przewiązane czarną wstążką. Bardzo przypominało to, które znalazła
wkościele.Niemiałpudełka.
–Skądtozaskoczenie?–zapytał.
–Towłaśnieznalazłpanpodmostem?
– Tak. Proszę tak na mnie nie patrzeć. Nie mam powodu, by kłamać.
Pokażemipaniteraz,coznalazławkościele?
Wstała, podeszła do toaletki, wyjęła klucz zawinięty w płótno i rzuciła
pakunekHartwickowi.Kiedyrozchyliłtkaninę,jegooczyzrobiłysięokrągłe
zezdumienia.
–Nierozumiem–powiedział.–Znalazłapaniklucz?
Kiwnęłagłowąiprzygryzławargę.
–Acojestwpańskimzawiniątku?
Dał znak skinieniem, by wyjęła je z jego ręki i obejrzała zawartość. Oba
zawiniątkaikluczewyglądałyniemalidentycznie.
–Jaktomożliwe,żeobojeznaleźliśmyklucz?–zapytała.
–Nieznalazłapaniniczegoinnego?
– Nie, tylko to znajdowało się w skrytce pod deską. Dokładnie
sprawdziłam.Sątakiesame?–zapytała,oddającmuklucz.
–Nie.Odrobinęsięróżnią.Proszępopatrzeć.Otwierajądwaróżnezamki.
–Nierozumiem.Przypuszczałam,żeznalazłpanpudełko.
–Ajasądziłem,żepanijeznalazła.
– Jak to możliwe, by dwa tropy prowadziły do dwóch kluczy? – Znów
zaczęła przechadzać się po pokoju. – To nonsens. Skąd pan wiedział, jak
znaleźćklucz?
– Wyczytałem to z bransoletki lady Everill. – Wyjął ozdobę z kieszeni
i uniósł tak, że złoto zalśniło w świetle lamp. – Pożyczyłem ją od jubilera,
któremuladyEverilloddałajądonaprawy.Askądpaniwiedziała,żenależy
udaćsiędoStJames’sParkidokościoła?
–Zbransoletki.
–Alekiedyzdążyłasięzniąpanizapoznać?Widziałem,jakoddajejąpani
ladyEverill,potym,jakjązgubiłanaprzyjęciuuksiężnejwdowy.
Wysunęłaszufladkętoaletkiiwyjęłazniejrysunekbransolety.Rozłożyła
papieripodałaHartwickowi.
–Tamtegowieczorumogłamsięnacieszyćbransoletką,zanimoddałamją
ladyEverill.Tenrysunekpomógłmiodczytaćwskazówki.Byłdlamniejak
mapa. Zapewne przeoczyłam coś podczas szkicowania. Musi istnieć jakaś
innawskazówka.
Podałjejbransoletkę.
–Proszęsięprzyjrzeć.Wpatrywałemsięwniącałymigodzinami,szukając
czegoś,cowcześniejumknęłomojejuwadzeiniczegonieznalazłem.
Uważnieoglądałabransoletkęwposzukiwaniuskrytki,leczionaniczego
niedostrzegła.
–Nierozumiem.Dostałamwiadomość,żebransoletkazaprowadzimniedo
diamentu.
–Ktoprzekazałpanitęwiadomość?
–Tonieważne.Aktopowiedziałpanuobransoletce?
–OdpowiemsłowamimojejznajomejAmerykanki:tonieważne.Mapani
swojetajemnice,ajamamswoje.
Byłazadowolonaztakiegoobrotusprawy.NigdyniepowieHartwickowi,
co zrobił jej brat. Stanowiłoby to gwóźdź do trumny jej rodziców,
a w dodatku wieść o tym, że syn amerykańskiego ambasadora okazał się
zdrajcą,
rozeszłaby
się
wśród
znajomych
Hartwicka
z
kręgów
parlamentarnych. Lepiej nie myśleć, co by się wtedy działo w Londynie
iwWaszyngtonie.
Zmrużyłoczy.
– Mam wrażenie, że oboje lubimy wyzwania. Proponuję, żebyśmy
wyłożylikartynastółizawarlizakład.Wiadomo,żeobakluczemająistotne
znaczenie.Czyzgodziłabysiępaninanastępującywarunek:ten,ktopierwszy
znajdzie diament, zdobywa oba klucze. Ten, kto przegrywa, oddaje swój
kluczzwycięzcy.Amożewymienimydostępnenamjużterazinformacjena
tematdiamentu?Obojejesteśmyspostrzegawczy.Połączmynaszesiły.
– Jest pan mężczyzną. Może pan chodzić i jeździć do woli, kiedy tylko
przyjdzie panu na to ochota. Może pan stąd wyjść i udać się po diament,
nawet jeśli to ja pierwsza się domyślę, gdzie on się znajduje. To nie są
uczciwewarunki.
– Proszę mi wybaczyć. Nie przyszło mi to do głowy. W takim razie
ustalmy, że nie rozpoczniemy poszukiwań przed drugą następnego dnia. To
pozwolipaniwymknąćsięzdomupodosłonąnocy.
–Słabopanaznamiwcalepanunieufam.
– Daję pani słowo dżentelmena. Powiem pani wszystko, co wiem
iwstrzymamsięzposzukiwaniem.
Chociaż nie przyszłoby jej do głowy nazwać Hartwicka dżentelmenem
wścisłymtegosłowaznaczeniu,uchodziłzaczłowiekahonorowegoinigdy
niezostałwyrzuconyztowarzystwa.Wprostprzeciwnie,wszędziechętniego
zapraszano,zwyjątkiemdomówpaniennawydaniu.
Wyciągnąłdoniejdłoń.
–Dżentelmenipodająsobieręce,gdyosiągnąporozumienie–rzekł.
Przyjrzałamusięspodzmrużonychpowiek.
–Niejestemdżentelmenem–powiedziała.
Postąpiłokrok.
–Aleznakomiciewyglądapaniwspodniach.
Zdążyła się już przyzwyczaić do jego żartobliwego tonu. Poczuła nawet
pewną ulgę. Jeśli zyska pewność, że Hartwick ma ten kamień, już ona
znajdziesposób,bymugoukraść.Podałamurękę.
Uśmiechnął się i próbował pocałować jej dłoń, lecz szybko wysunęła ją
zciepłegouścisku.
– Może najpierw proszę mi powiedzieć, co pan wie – zaproponowała,
zajmującmiejscenakrześleprzytoaletce.
Usiadłnabrzegułóżkaicichosięzaśmiał.
–Czyzawszeustalapaniwarunki,czyrobitotylkowmojejobecności?
Musiałaprzyznać,żetylkoonwyzwalałwniejtakąpotrzebę.Zawszelką
cenęchciałamuudowodnić,żeniejesttakajakinneznanemukobiety.Była
odnichinteligentniejszaiczęstomuprzypominała,żepotrafiprzejrzećjego
gierki.
–Niewiem,copanmanamyśli.
– Myślę, że dobrze pani wie. Zastanawiam się, czy mogę pani zaufać,
panno Forrester. Boję się, że jeśli pozna pani moje sekrety, a nie wyzna mi
całej prawdy, zyska pani nade mną przewagę. Więc zastanawiam się, czy
powinienem zawrzeć z panią porozumienie. Chyba lepiej będzie, jeśli pani
pierwszaopowiemiswojąhistorię.Cotakiegowiepaniotymdiamencie?
Nie miała mu wiele do powiedzenia. Gdyby wyznała prawdę po jego
wypowiedzi, najprawdopodobniej by jej nie uwierzył. Z drugiej strony nie
powinnaprzejmowaćsiętym,coonsobiepomyśli.
–Wiemtylko,żetocennydiamentsporychrozmiarówiżółtawejbarwy.
– Nie zna pani historii diamentu? Nie wie pani nawet, co sprawia, że jest
takniezwykły?
Wolno pokręciła głową. Najwyraźniej wiedział o diamencie dużo więcej
niżona.
–Acopanwie?
Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę, a potem na jego wargach zaigrał
uśmieszek.
– Ten diament jest znany jako Sancy i najprawdopodobniej został
skradziony wraz z innymi francuskimi klejnotami koronnymi. Bransoletka
powstała w Londynie na zamówienie mężczyzny o nazwisku Guillot, który
podobnowczasierewolucjifrancuskiejukradłnaszyjnik,wktórymosadzony
był diament. Została zaprojektowana tak, by jego wspólnik mógł dzięki niej
znaleźć ukryty diament. Guillot został zamordowany, a jego gospodarz
przejąłwszystkiewartościoweprzedmiotyijesprzedał,byspłacićjegodługi.
Bransoletkaprzezcałelatabyłauważanazazaginioną,leczostatniotrafiłado
firmyRundell&BridgeitamnabyłjąlordEverill.
–AcowiadomoowspólnikuGuillota?
–WróciłdoFrancjiizostałaresztowanyzakradzież.Wśródjegopapierów
francuscyśledczyznaleźlilistodGuillota,zawierającyszczegółowedanena
tematbransoletki.Nicpaniniewienatentemat?
Pokręciłagłową.
– A mimo to wiedziała pani, że bransoletka może panią zaprowadzić do
bardzocennegodiamentu.Jaktomożliwe?
–Otrzymałamtakieinformacje.
–Odkogo?
Gdyby znała odpowiedź na to pytanie, nie musiałaby szukać diamentu.
Mogłabywykraśćlistdowodzącyzdradybrata.
–Wolałabymtegoniemówić.
Wpatrywałsięwniąwmilczeniu.
– Istnieją łatwiejsze sposoby zdobycia pieniędzy na buty – powiedział
wkońcu.
– Będę o tym pamiętała, kiedy następnym razem przyjdzie mi ochota na
zakuppantofelków.
Uśmiechnął się i wyciągnął rękę po bransoletkę. Położyła ją na jego
otwartejdłoni.
– Wiem tylko, że jedynie ta bransoletka może zaprowadzić mnie do
cennegokamienia.–Skrzyżowałaręcenapiersiach.–Mamydwakluczeinic
więcej.Wtakimraziegdziejestdiament?
–Zpewnościącośprzeoczyliśmy,aleniemampojęcia,cotomożebyć.
W korytarzu rozległ się odgłos czyichś kroków. Sarah spojrzała w okno,
zauważającpierwszepromieniesłońca.
–Proszęmioddaćmójklucz.Żadneznasniezbliżyłosięchoćbyokrok
do znalezienia diamentu. Znajdujemy się tam, gdzie byliśmy na początku
rozmowy.
Wstał i spojrzał jej w oczy, jakby nie słyszał kroków ani nie zauważył
świtu. Zachowywał się tak, jakby mieli dla siebie mnóstwo czasu. Powoli
przesunął dłonią wzdłuż jej ramienia, uniósł jej dłoń do warg i pocałował,
apotemoddałklucz.Czuła,żejejciałookrywasięgęsiąskórką.
–Dziękuję,żepodzieliłasiępaniswojąwiedzą.
Ciepło jego oddechu owiewało jej dłoń. Dopiero po chwili zorientowała
się,żeHartwickcośpowiedział.
– Jest pani niezwykłą kobietą, panno Forrester – wyszeptał jej do ucha,
muskającprzytymmałżowinęwargami.Nimzdążyłaochłonąć,byłjużprzy
drzwiachbalkonowych.–Jeślibędziepanichciałasięzemnąskontaktować
poznalezieniudiamentu,tomieszkamwAlbanyprzyPiccadilly.
Wiedziała, że w tym eleganckim budynku mieszkają najbogatsi
kawalerowie z londyńskiej elity. Katrina powiedziała jej kiedyś, że mieszka
tamtakżeHartwick.Todziwne,żezapamiętałatęinformacjęnajegotemat.
Idlaczegotensłynnyuwodzicielwybrałsobiedom,któregoproguniemogła
przestąpićżadnakobieta?
–AmożebędziepanijutronabaluuSkeffingtonów?
–Owszem,będę.
–Wtakimraziejutrosięprzekonamy,czyktóremuśznasudałosięznaleźć
diament.Zapewnejednoznasbędziesięmogłoogłosićzwycięzcą.
Przełożył nogi przez balustradę i zręcznie zszedł po treliażu. Był
wysportowany, szczupły, lecz dobrze umięśniony. Drewniana konstrukcja
mogłaby nie utrzymać ciężaru potężniejszego mężczyzny. Kiedy stanął na
dole, uniósł wzrok i skłonił głowę, a potem szybko zniknął wśród krzewów
tylnego ogrodu. Po chwili zobaczyła, jak podciąga się na kamienny mur
i znika w uliczce za jej domem. Oparła się o drzwi. Powinna była teraz
rozważyćotrzymaneodniegowiadomości,tymczasemmyślałaodotykujego
ustimarzyłaopocałunku.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
W drodze do domu Hart uniósł kapelusz na widok lodziarza ciągnącego
swój wózek po kocich łbach. Jego myśli krążyły wokół panny Forrester.
Niewielebrakowało,byjąpocałował!Zawszedziałałpodwpływemimpulsu
irobiłto,nacomiałochotę.Tegodniawręczrozpaczliwiepragnąłpocałować
Sarah. Nie wiedział jednak, czy ona tego chciała i do czego mogłoby to
doprowadzić.
Odchwili, gdy usiadła obok niegona łóżku, niezwykle kusząca w swoim
nocnymstroju,marzył,byjąposiąśćikochaćsięzniądoutratytchu.Potem,
kiedyjużniemielibysiłysięporuszyć,zasnąłby,trzymającjąwramionach.
Potarł oczy. Nigdy nie przespał nocy z żadną kobietą. Jedną z korzyści
zadawaniasięzmężatkamibyłagwarancja,żenigdyniepoproszą,byzostał
do rana. To mu bardzo odpowiadało. Nie życzył sobie podobnej bliskości.
Agdybyjakiejśkobiecieprzyszłonamyślwśliznąćsiędojegomieszkaniana
miłosne igraszki i nocleg, zostałaby zatrzymana przez portiera już na progu
w Albany. Niejedna dama zdążyła się o tym przekonać. Zamieszkanie
w domu, do którego nie wpuszczano kobiet okazało się doskonałym
posunięciem.
Teraz jednak marzył o tym, by panna Forrester zjawiła się w jego
mieszkaniu w obcisłych spodniach uwydatniających jej zgrabne nogi.
Chciałby też się przekonać, jakie skarby kryła pod jasnożółtym peniuarem.
Ajakwyglądałabyrano,zezmierzwionymiwłosami,oświetlonapromieniami
słońca?
Musiał oderwać się od tych niepokojących myśli i powrócić do rozważań
natematdiamentu.Poniedługimczasieminąłportiernięiwstąpiłnaschody
wiodącedomieszkania.Chomersleyspałnakanapie.Niezależnieodtego,ile
razyHartpowtarzałkamerdynerowi,bynaniegonieczekał,zawszezastawał
gowsalonie.
Przyniósł z sypialni koc i okrył nim Chomersleya, a potem udał się do
gabinetu i po raz setny wpatrzył się w bransoletkę lady Everill. Istnienie
dwóchróżnychkluczywydawałosiępozbawionesensu.Comogłyotwierać?
Corazciężejbyłomuzapanowaćnadopadającymipowiekami.Miałzasobą
nieprzespanąnoc,pełnąniezwykłychwrażeń.
Kładącsiędołóżka,myślałopannieForresterijejpeniuarze.
Wszedł do sali balowej u Skeffingtonów, zastanawiając się, czy panna
Forrester wymyśliła coś w sprawie diamentu. Tego dnia rozmawiał
zksięciemregentem,któryniemiałdlaniegożadnychnowychwiadomości.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych także nie poczyniło żadnych postępów.
Potem Hart odwiedził kilka londyńskich zajazdów, gdzie często plotkowano
oskradzionychprzedmiotach,leczniedowiedziałsięniczegonainteresujący
gotemat.
Zauważył pannę Forrester stojącą przy oknie i rozmawiającą z Katriną.
Prezentowała się nadzwyczaj korzystnie w sukni z wyszywanymi srebrem
ozdobami na linii dekoltu. Kiedy się poruszyła, srebrna nić zamigotała
w pobliżu jej krągłych piersi. Pomyślał, że chciałby ujrzeć je w całej krasie
któregoświeczoru,najchętniejwswoimłóżku.
Żeteżniejestmężatką,pomyślałznutążalu.
Przypadkowemu obserwatorowi mogłaby się teraz wydawać uosobieniem
dystyngowanej damy. Widział jednak, jak co pewien czas czujnie przebiega
wzrokiem salę. Szukała go. Ta myśl przyniosła mu poczucie głębokiej
satysfakcji.
Potrząśnięciem głowy odrzucił włosy z czoła i zapatrzył się na potężny
kryształowy żyrandol z setkami świec. Musiał porozmawiać z panną
Forrester.Postanowiłzaprosićjądotańca.Będziewtedymógłzadaćjejkilka
pytań, nie narażając na szwank jej reputacji. Ciekawe, ile osób zauważy, że
tańczyzniezamężnąkobietąporazpierwszyoddziesięciulat,kiedytojego
partnerkąnaparkieciebyłaCaroline.
Zakładał, że panna Forrester zechce z nim zatańczyć. Nie chciał
doświadczyć upokorzenia. Nie wiedział, co jej strzeli do głowy i to
w przedziwny sposób go pociągało. Była atrakcyjną kobietą, więc możliwe,
żemiałajużpełnykarnecik.Jeślitakbyłowistocie,będziemusiałnakłonićją
doudaniasiędobibliotekialboinnegopomieszczeniawtymdomu.
– Jestem zaskoczony, że się uśmiechasz po tym, jak tyle przepłaciłeś za
konia.
Nie musiał odwracać głowy, by wiedzieć, że to ojciec. Nie chciał patrzeć
wjegostronę.Ichrozmowaitakniepotrwadługo.
Hart oderwał wzrok od panny Forrester i skupił uwagę na innej kobiecie.
Nie chciał, by ojciec się domyślił, która z pań wywołała uśmiech na jego
twarzy.Patrzyłwięcnadamęwszmaragdowejsukni,leczjegomyślikrążyły
wokółojca.
–Niemyślęopieniądzachwydanychnaaukcji.Mamichmnóstwo.
–Któregośdniasięskończą.Cowtedyzrobisz?
–Obojewiemy,żenieprzemawiaprzezciebieojcowskatroska.Nawetnie
próbujmnieprzekonywać,żejestinaczej.
–Animitowgłowie.Niewziąłeśodemniepieniędzyodczasuukończenia
szkoły, za co powinienem być ci wdzięczny. Wiem, że dobrze sobie radzisz
ze stajniami koni wyścigowych i pewnie zainwestowałeś też w coś innego,
ale pytam z ciekawości. Co byś zrobił, gdyby wszystko przepadło? Czy
przypełzłbyśdomniezprośbąopomoc?
Hartbyłpewien,żechoćbyspadłonaniegowielkienieszczęście,nigdyjuż
o nic nie poprosi ojca. Ten człowiek powinien był go pocieszać po śmierci
matki.Powiniengowspieraćidodawaćpewnościsiebie.Tymczasemkrokpo
krokupozbawiałsynawszystkiego,cobyłomudrogie.
Wyprostowałsię.Niebyłjużchłopceminiepozwolinikomuzbliżyćsięna
tyle,byczućpotembólrozstania.Wjegożyciuniepojawisiężadnakobieta,
którąojciecmógłbynakłonićdoodejścia.
Ojciecupiłłykwina.
–TyiLyonsdalezawszebyliściesobiebliscy…jakbracia.Gdybyśwpadł
wtarapaty,pewnieprzyjąłbyciępodswójdach.
Julian był jedynym stałym punktem w życiu Harta. Znali się od
dzieciństwa. Ojcu nigdy nie udało się zniszczyć ich przyjaźni, zapewne
zpowodutytułuJulianaijegoniezwykłegopoczucialojalności.
– W przeciwieństwie do ciebie traktuje mnie jak członka rodziny, więc
przypuszczam, że tak właśnie by postąpił. Jednak wątpię, by zaistniała taka
konieczność. Mam wystarczająco pokaźny majątek. Czyżbyś chciał
doprowadzić mnie do bankructwa w nadziei, że przyjdę do ciebie i będę
błagałopomoc?Wolałbymzostaćkominiarzem.
–Tak,wiem,żedoskonalecisięterazpowodzi.Aleniezależnieodtego,co
myślisz, zapewniam cię, że nigdy nie pomógłbym ci finansowo, nawet
gdybyśprzyszedłdomnienakolanach,cobyłobynawetzabawne.Dałemci
jużwystarczającowiele.Niespodziewajsięodemnieżadnegozasiłku.
–Mamjednaknieodpartewrażenie,żeomijamygłównytemat.Cochcesz
mipowiedzieć?Jestempewien,żetejrozmowieprzyświecajakiścel.
– Chciałbym ci przypomnieć, że w życiu nie można mieć wszystkiego.
Ostatnirazzrezygnowałemsiękonia,żebyśtymógłgokupić.Wprzyszłości
niebędętakiwspaniałomyślny.
–Tenkońkosztowałmnietysiącsiedemsetgwinei.Natwoimmiejscunie
mówiłbymopoświęceniu.Zresztąitakbymcięprzelicytował,nawetgdybyś
kontynuowałzabawę.–SpojrzelisobiehardowoczyiHartpomyślał,żenie
zapłaczewdniuśmierciojca.
Ojciecrozejrzałsięposali.
– Kusząca z niej osóbka – powiedział, szczerząc zęby w drwiącym
uśmiechu.–Myślę,żetosmacznykąsek,ajaktyuważasz?
–Niemampojęcia,okimmówisz.
– Możesz sobie udawać obojętność, ale zdążyłem zauważyć, że się nią
interesujesz.
NiedającHartowiszansynaodpowiedź,odszedł.
Hart natychmiast popatrzył na pannę Forrester, jakby w obawie, że ojciec
możewyrządzićjejkrzywdę.RozmawiałazKatriną,nieświadomaobecności
taknieżyczliwegoczłowieka.SarahniemożepodzielićlosuCaroline.
Do diabła! Jeśli zaprosi ją teraz do tańca, ojciec utwierdzi się w swoim
przekonaniu,żeHartjestniązainteresowany.Będziemusiałskierowaćuwagę
na kobietę stojącą bezpośrednio za nią, na Theodosię! Głęboko zaczerpnął
tchu. Nie rozmawiali, odkąd przed tygodniem wyszedł z jej sypialni
w deszczową noc. Była wspaniałą kobietą i nie należała do tych, które
spodziewają się kolejnych dowodów zainteresowania po schadzce. Nie miał
ochotyspędzaćzniąterazczasu.Jednakojciecniezostawiłmuwyboru.
Zawsze robił to, co chciał. Tymczasem po raz pierwszy zatańczy nie z tą
kobietą,którąpragnąłtrzymaćwramionach.
Szedł w jej stronę. Sarah wstrzymała oddech, udając, że nie widzi, jak
przemierzasalębalową,awszystkiekobietyodwracająsięwjegokierunku.
Katrina coś mówiła, lecz Sarah nie potrafiła rozróżnić słów. Miała nadzieję,
że jej uśmiech wystarcza za odpowiedź i że Katrina nie opowiada o czyjejś
ciężkiejchorobieaniostrasznymwypadku.
Zastygła w tęsknym oczekiwaniu, tymczasem Hart obdarzył ją jedynie
przelotnymspojrzeniemipodszedłdoladyHelmford.
Przecież sam zaproponował, by tego wieczoru porozmawiali na temat
postępówwposzukiwaniudiamentu!Czyutegomężczyznyrozumnigdynie
brałgórynademocjami?
Poczułaniemiłełaskotaniewżołądku.MożeHartdoszedłdowniosku,że
nie jest mu już potrzebna? A może znalazł diament i nie potrzebował obu
kluczy?Niezadałsobienawettrudu,byjejotympowiedzieć.Robiłojejsię
słabonamyśl,żewszedłjużwposiadaniediamentu.
GdyprosiłladyHelmforddotańca,odwróciłasiędoniegobokiem.Miała
ochotę podstawić mu nogę, gdy szedł na parkiet i tylko myśl, że może
zniszczyćprzytympantofelekpowstrzymałająprzedtymkrokiem.
Kątem oka dostrzegła mężczyznę zmierzającego w jej stronę.
Pięćdziesięciokilkuletni,prezentowałsięnadzwyczajprzystojnie.Miałkrótko
ostrzyżonebrązowewłosy,copodkreślałomocnyzarysszczęk.Widaćbyło,
żedoskonalesięczujewświetnieskrojonymczarnymfraku.
Skłoniłsięzszacunkiem.
–Witamdamy–powiedziałmiłymdlauchagłosem.
Katrina lekko zmrużyła oczy. Najwyraźniej nie przepadała za tym
człowiekiem. Gdy rozmawiali o pogodzie, Sarah zdała sobie sprawę, że
przyjaciółka nie kwapi się do dokonania prezentacji. Po chwili stało się
jednak oczywiste, że mężczyzna nie odejdzie, nim nie zostaną sobie
przedstawieni.KatrinaniechętniepoznałająwięczlordemBlackwoodem.
– Panno Forrester – zaczął, pochylając głowę. – Już od pewnego czasu
chciałempaniąpoznać.
–Zjakiegopowodu,milordzie?
–Czytotakiedziwne,żemężczyznapragniezostaćprzedstawionypięknej
kobiecie?
O,nie,tylkoniekolejnyczaruś!
– Poza tym prowadzę interesy w Ameryce. Mam doskonale prosperującą
firmę przewozową i kilka statków regularnie kursujących między naszymi
krajami.Szczodrośćpanirodakównapełniamojekieszenie.
Teraz już dobrze rozumiała, dlaczego Katrina nie chciała ich sobie
przedstawić. Znudzona, spojrzała w stronę Hartwicka i lady Helmford
stojących na skraju parkietu. Prowadzili jakąś zajmującą rozmowę. Czy ta
kobietanierozumiała,żejesttylkojednązdługiejlistyjegokochanek?
–Czyzechciałabypanizemnązatańczyć,pannoForrester?
Zesztywniała.Patrzyłanaparkietniepoto,bydaćlordowiBlackwoodowi
sygnał, że może ją zaprosić do tańca. To wszystko przez Hartwicka! Nie
miała najmniejszej ochoty poświęcać czasu temu obrzydliwie bogatemu
lordowi i słuchać opowieści o tym, jak sprytnie strzyże z pieniędzy
amerykańskieowieczki.
Katrina posłała jej ostrzegawcze spojrzenie. Jednak gdyby Sarah nie
przyjęłazaproszenia,niemogłabytańczyćprzezresztęwieczoru,tymczasem
mężczyźni zapisani w jej karneciku prezentowali się całkiem sympatycznie.
Chciała też pokazać Hartwickowi, że nie czeka, aż zaszczyci ją odrobiną
zainteresowania.
Zmusiła się do uśmiechu, ignorując gniewne błyski w oczach Katriny
i pozwoliła się poprowadzić na parkiet. Blackwood przystanął nieopodal
Hartwicka i lady Helmford. Po chwili z balkonu dla muzyków rozległy się
dźwiękikadryla.
– Czy odwiedziła pani nasz kraj, zanim pani ojciec został mianowany
ambasadorem?–zapytałBlackwood.
–Nie.Jestemtuporazpierwszy.
–Zapewnemiałapanipewneobawy,niewiedziała,cotuzastanie.
– Mój brat był wcześniej w Anglii i bardzo mu się tu podobało. – Miała
ochotępalnąćsięwczoło.NiepowinnaznikimrozmawiaćoAlexandrze.
–Ach,tak.LondynjestzupełnieinnyniżNowyJork.
–Toprawda,aleobamiastasąpełneżycia.–Nienależałoprecyzować,że
jejrodzinnydomznajdujesięnaLongIsland,zdalaodmiejskiegogwaru.To
sprowokowałobyBlackwoodadozadawaniadalszychpytań.
– I mieszkała pani również w Waszyngtonie. Mam nadzieję, że nie
przebywałatampani,gdymiastopłonęło.
–Niebyłomnietamwtedy,aleprzyjaciele,którzyprzeżylipożar,stracili
całydobytek.Widzę,żemapansporowiadomościnamójtemat.
– Powiedziałem już pani, że bardzo zależało mi, byśmy zostali sobie
przedstawieni.Interesujęsiępanią.
Czyżbyjąobserwował?Nachwilęrozdzielilisięwtańcu,akiedyznówsię
połączyli, przywołała na twarz uśmiech, mimo że czuła się coraz bardziej
nieswojo.
–Cudowniepanitańczy–powiedział,obdarzającjąuśmiechem.
–Panteż.
Powinnabyłaterazznaleźćjakiśtematdorozmowy,jednakwolałaznim
tańczyćwmilczeniu.
Po skończonym tańcu odprowadził ją do Katriny. Potem skłonił się,
powiedział,żechętniebyjąlepiejpoznałiodszedł.
Katrinaodprowadziłagowzrokiem.
–Wolałabym,żebyśznalazłajakąśwymówkęijużznimnietańczyła.Nie
lubięgo.
– Chyba nie chcesz, żebym przesiedziała tu wszystkie tańce? Nie miałam
wyboru.
Zanim Katrina zdążyła odpowiedzieć, podeszły do nich matka Sarah
i księżna wdowa. Brylantowa tiara na głowie księżnej lśniła jak krople rosy
w słoneczny dzień. Jednak usta siwowłosej damy były zaciśnięte. Sprawiała
wrażenieniezadowolonej.
– Sarah – odezwała się matka, nie kryjąc zatroskania. – Na przyszłość
staraj się unikać tego dżentelmena. Jej Miłość opowiedziała mi wiele
niepokojącychhistoriinajegotemat.
–Zapewniamcię,żeniejestemnimzainteresowana.
– Radzę ci bardzo uważać – powiedziała księżna wdowa. – Lord
Blackwood bawi się w niewłaściwy sposób. Uwielbia stwarzać problemy,
apotemzcynicznymuśmiechemprzyglądasięrozwojowisytuacji.
–Julianwielemimówiłnajegotemat–wtrąciłaKatrina.–Byłświadkiem,
jakokropnietraktowałswegosyna.
Księżnawdowaodwróciławzrok.
–Wątpię,byJulianznałcałąstraszliwąprawdęnajegotemat.
Sarahczułasięniezręcznie,niemającnicdopowiedzenia.
–Nierozumiem.Ktojesttymsynem?
Katrina otworzyła usta, spiesząc z wyjaśnieniem, lecz księżna wdowa ją
uprzedziła.
–PośmiercilordaBlackwoodatytułprzejdzienaHartwicka.
Sarah obejrzała się przez ramię, szukając w tłumie mężczyzny, z którym
tańczyła.
–TolordBlackwoodjestjegoojcem?Wogóleniesądosiebiepodobni.
KsiężnawdowazczułościąspojrzaławstronęHartwicka.
– Jest bardzo podobny do matki. To była piękna kobieta. To
niesprawiedliwe,żezmarławtakmłodymwieku.
MatkaSarahuporczywiewpatrywałasięwkieliszek.
–Niewiedziałam,żeWaszaMiłośćznałamatkęHartwicka–powiedziała
Katrina.
Sarah pomyślała, że Hartwick zapewne znalazł diament i teraz gratuluje
sobiewduchu,żejąprzechytrzył.Niebyłagotowamuwspółczuć.
Księżnawdowazaniosłasięsuchymkaszlem,przyciągającuwagęnajbliżej
stojącychgości.
–Możeprzyniosęwody?–zaproponowałaSarah.
Księżnapokręciłagłową.
– Nie ma się czym przejmować. Wyglądacie tak, jakbyście się
spodziewały,żeladachwilaumrę.Zapewniam,żekiedynadejdziemójczas,
uczynię to w bardziej spektakularny sposób. Jedna z moich najbliższych
przyjaciółek, księżna Dunbarton, odeszła u Almacka, podczas tańca
z księciem koronnym. Do dziś ludzie o tym mówią. Może z tego właśnie
powodu lord Hartwick nie pojawia się u Almacka. – Umilkła, czekając na
reakcję.
Sarahniezamierzałapołknąćprzynęty.Niestety,zrobiłatoKatrina.
–AcotomawspólnegozHartwickiem?
– Księżna była jego babką ze strony matki. Nasze majątki przylegały do
siebie, a nasze rodziny się przyjaźniły. Hartwick był jej bardzo drogi. Ona
jedyna okazywała mu współczucie i pocieszała po śmierci matki. Myślę, że
miejsce, w którym wydała swoje ostatnie tchnienie, może przywoływać mu
namyślbolesnewspomnienia.
Sarahniezamierzałasięnadnimlitować.
–Kiedyzmarłajegomatka?–Słowajakbysamewyrwałysięzjejust.
– Miał wtedy siedem lat. Straszna tragedia. Był jej oczkiem w głowie.
Któregoś dnia, gdy wiał silny wiatr, spadła z urwiska na terenie ich
posiadłościiroztrzaskałasięoskały.Biednychłopiecprzeżyłtakwielkiszok,
żenieodzywałsięprzezkilkatygodni.Mamwrażenie,żenigdyniepogodził
sięzjejśmiercią.
– Nie można się też pogodzić ze śmiercią dziecka – powiedziała cicho
matkaSarah.
–Toprawda–przyznaławdowaizamyśliłasięnadłuższąchwilę.–Lord
Blackwoodnieuczyniłnic,bypomócsynowi.
– Może lord Blackwood nie wiedział, jak tego dokonać? Albo sam był
pogrążonywżałobie?–podsunęłaSarah,znającuczuciebezradnościwobec
cierpieniainnych.
Księżnawdowaspojrzałajejwoczy.
–LordBlackwoodwogóleniemartwiłsięutratążonyaniżałobąsyna.
Sarahpotarłaszyjęiprzebiegławzrokiemsalęwposzukiwaniuojcaisyna,
leczichjużniebyło.
Podczas jazdy powozem do domu Sarah próbowała opanować narastającą
wściekłość. Hartwick miał mnóstwo okazji, by porozmawiać z nią na balu,
lecz z żadnej nie skorzystał. Najwyraźniej nie potrzebował już klucza. Nie
zamierzałapoddaćsiębezwalki.Jeśliznalazłdiament,powinienbyłjejotym
powiedzieć,aonaobmyśliłabywtedyplan,jakmugowykraść.
Nie miała pojęcia, dlaczego tak bardzo zależy mu na tym bezcennym
kamieniu. Był przecież człowiekiem zamożnym. Może chciał po prostu
zdobyć kolejny okaz do swej kolekcji? Posiadał konie wyścigowe,
romansował z pięknymi kobietami, a teraz zapragnął diamentu, zapewne
wartego fortunę. A może wpadł w długi? Cóż, z pewnością miał swoje
tajemnice.
Po wejściu do domu matka potarła skronie i oznajmiła, że udaje się do
łóżka. Rozmowa z księżną wdową o śmierci otworzyła starą ranę i pani
Forresterpotrzebowałachwilispokoju,bywrócićdosiebie.
Sarah była pewna, że nie zaśnie, dopóki nie znajdzie sposobu na
rozproszenie myśli. Pomyślała o dobrej książce. Rodzinny zbiór książek
znajdował się w gabinecie ojca. Spod drzwi sączyło się światło – ojciec
jeszczenieudałsięnaspoczynek.
Zapukała cicho i weszła, usłyszawszy wypowiedziane pozwolenie. Ojciec
siedziałprzybiurkuistudiowałjakiśurzędowydokument.
–Jakudałsiębal?
–Byłwspaniały.Balezawszesąwspaniałe–odpowiedziała.
–Toznaczy,żejesteśzmęczona–zażartował.
Uśmiechnęła się po raz pierwszy od czasu, gdy zdała sobie sprawę, że
Hartwickwyszedłzprzyjęcia,niezamieniwszyzniąanisłowa.
–Wciążpracujesz?–spytała,podchodzącdobiurka.
– Chciałbym przejrzeć całą korespondencję i napisać notatkę przed
udaniemsięnaspoczynek.Acociebietusprowadza?
–Chciałampoczytaćjakąśksiążkęprzedsnem.
–Jeślipragnieszzasnąć,todamcimojepapiery.Chybabędęmusiałnapić
siękawy,żebyprzebrnąćprzeztęobfitąkorespondencjęzWaszyngtonu.
Uśmiechnęłasię.Niemogłaoderwaćwzrokuodpustejsrebrnejtacy.
–Twójbratczęstoczytałksiążki,kiedyniemógłzasnąć–rzekłojciec.–
Czasamizastanawiałemsię,ilerazyAlexandermusiałczytaćtesameksiążki,
którezabierałwpodróż.Myślę,żewymieniałsięksiążkamizinnymi.
–Tomożliwe.–Gdybylidziećmi,Alexandersiadywałobokniejnałóżku
i czytał jej książki. Często robił to podczas burzy. Musiał się domyślać, że
siostra ma kłopoty z zaśnięciem, leżąc samotnie w łóżku i słuchając
grzmotów. – Byłeś zaskoczony, kiedy się dowiedziałeś, że wstąpił do
marynarkiwojennej?
–Zawszekochałocean.Kiedybyłmałymchłopcem,chodziliśmydoportu,
bymógłpodziwiaćstatki.
–Pamiętam,kiedywypłynąłstatkiemporazpierwszy.Mamatakstrasznie
płakała…Myślałam,żebędziegobłagać,żebyzostał.
– Byłoby nam łatwiej, gdyby mieszkał blisko nas, ale on miał potrzebę
poznawania świata. Cóż byłby ze mnie za ojciec, gdybym zabronił mu
podążać za marzeniami? Wiemy teraz, że nie próżnował w czasie podróży.
MieszkańcyBaltimoretamtejnocyzostaliocaleniprzezludzitakichjaktwój
brat,gotowychpoświęcićżycie,byratowaćinnych.
Miała ochotę wyznać prawdę, nie była jednak w stanie wykrztusić ani
słowa. Poza tym ojciec chorował na serce i omal nie umarł po śmierci
Alexandra.Czymiałbywsobiedośćsił,byznieśćokrutnąprawdę?
Podeszładoojcaipocałowałagowczubekgłowy.
–Zawszebyłeśijesteśnajlepszymzojców.Pamiętajotym.
Z jego oczu wciąż wyzierał smutek. Zapewne gościł już tam na stałe.
Podobno nie można w pełni dojść do siebie po śmierci dziecka. Nawet jeśli
dzieckowchwiliśmiercibyłojużdorosłe.
Będzie musiała znaleźć sposób na wykradzenie diamentu od Hartwicka.
OjciecimatkanigdyniedowiedząsięozdradzieAlexandra.Jejobowiązkiem
byłotegodopilnować.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Hart stał w tylnym ogrodzie domu Forresterów i patrzył na treliaż
ułatwiający drogę do sypialni Sarah. Okna jej pokoju wciąż były ciemne.
Dlaczegotakdługoniewracaładodomu?
Jakaś lampa paliła się na parterze po lewej stronie budynku, rzucając
światło na niewielki taras. Znając rozkład większości okolicznych domów,
przypuszczał, że światło pali się w gabinecie pana Forrestera. Ojciec Sarah
powinien zatrudnić drugiego sekretarza, skoro musiał pracować do tak
późnychgodzin.
Niebyłosensuczekać,skoromógłusiąśćwygodniewsypialniSarah.Był
już dwa metry nad ziemią, gdy dobiegło go czyjeś chrząknięcie. Na chwilę
znieruchomiał,apotemszybkozeskoczył.Pochwiliujrzałprzedsobąpannę
Forrester ubraną w suknię balową. Blask księżyca padł na kieszonkowy
pistoletwymierzonyprostowjegopierś.
Czytakobietazawszemusibyćnieprzewidywalna?
–Copanturobi?–zapytałaostrymtonem.
–Chybaniemuszęwyjaśniać?Wspinałemsiędopanisypialni,alemipani
przeszkodziła.
–Niemapanprawaprzebywaćwmoimogrodzieaniwmojejsypialni.
–Wybaczypani,alemamydoomówieniaważnesprawyimusimyzrobić
tonaosobności.
– Mam zawołać ojca, by wysłuchać jego opinii na ten temat? Jest tam –
powiedziała,ruchemgłowywskazująctaras.Nieopuściłarękizpistoletem.
– Nie zawoła pani ojca, bo mógłbym go poinformować o pani nocnych
wędrówkach po Londynie. Poza tym nie chciałaby pani chyba zostać
zmuszonadozawarciamałżeństwa.
– Miałabym wyjść za mąż? Za pana? Proszę nie opowiadać bzdur. Mój
ojciec dobrze wie, że nigdy się nie zgodzę na zawarcie małżeństwa
zAnglikiemidoniczegobymnieniezmuszał.Natomiastmógłbyużyćbroni.
–Skoromówimyobroni…Niesądzipani,żejużnajwyższyczasodłożyć
pistolet?Przecieżjużpaniwie,żetojasforsowałemmurypanitwierdzy.
Przygryzła wargę, jakby się nad czymś zastanawiając. W końcu opuściła
rękę, w której trzymała broń i dała Hartowi znak, by stanął obok niej
wcieniu.
–Obiecałmipan,żenabaluuSkeffingtonówporozmawiamyodiamencie.
TymczasemignorowałpanmojąobecnośćizaprosiłdotańcaladyHelmford.
Nie wiem, skąd przypuszczenie, że po tym wszystkim będę teraz chciała
zpanemrozmawiać.
–Awięczauważyłapani,żetańczyłemzladyHelmford.
–Pansięprzecenia.Niemampowodu,bybyćzazdrosnąoladyHelmford.
–Byławmoichramionach.
–Znalezieniesięwpańskichramionachtoostatniarzecz,ojakiejmarzę.
–Patrzypaninamojeusta.
–Staramsięwypatrzećjewciemności.
–Niewystarczy,żesłyszypanimójgłos?
–Och,proszęsięuspokoić,bozarazwyciągnępistolet.
–Dlaczegogopaninosiijakgopanizdobyła?
– Mój ojciec dał mi go przed wejściem na pokład statku, którym tu
przypłynęliśmy. Bał się o moje bezpieczeństwo. A noszę go, bo próbuję
znaleźćsporychrozmiarówdiament.Nigdyniewiadomo,cosięmożezdarzy
podczastakichposzukiwań.
–Udałosiępaniznaleźćdiament?
–Nie.Myślałam,żetopangoznalazł,skoroniepodszedłdomnienabalu.
–Nieudałomisięzdobyćżadnychnowychinformacji.
Trudno było się domyślić, czy mu uwierzyła. Zaskoczyło go to, bo
zazwyczajjejreakcjebyłyszczereispontaniczne.Tegodniajejzachowanie
cechowałapowściągliwość.Przeszyłgozimnydreszcz.
–CopowiedziałpaninabalulordBlackwood?
–Toniepowinnopanainteresować.Janiepytam,oczymrozmawiałpan
z lady Helmford. – Uniosła rękę. – Tylko przypadkiem proszę mi tego nie
mówić.Niejestemciekawa.
–Pytampaniątylkodlatego,żebardzodobrzeznamtegoczłowieka.
Zapadłacisza.Sarahzastanawiałasię,copowinnaodpowiedzieć.
–Rozmawialiśmyoniczym,jaktozwyklepodczastańca.
– Ten mężczyzna uwielbia bawić się ludźmi. Jest zręcznym
manipulatorem. Niech pani nie da się zwieść jego doskonałym manierom
i pozornej szczerości. Jest niebezpieczny i bezwzględny w sięganiu po to,
czegopragnie.
Gdyby ostrzegł Caroline przed swym ojcem, wszystko mogłoby potoczyć
się inaczej. Nie zamierzał popełnić tego samego błędu z panną Forrester.
Gotów był uczynić wszystko, by ją chronić. Potrzebował jej i klucza do
zdobyciadiamentu.
– Może to wyda się pani melodramatyczne, ale nalegam, by trzymała się
pani z dala od lorda Blackwooda. To człowiek niemoralny. Niezamężne
kobietyniepowinnysięznimzadawać.
–Tosamomożnapowiedziećopanu.
–Owszem,aleniebyłobytodokońcaprawdą.
–Próbujemniepanprzekonać,żepostępujeetycznie?
–Możepaniązaskoczę,aledopewnegostopniatakwłaśniejest.Gdybym
był skończonym łajdakiem, pchnąłbym panią na ten murek i zaczął całować
panipiękneusta.
Okno w gabinecie ojca uchyliło się. Sarah uniosła dłoń, by położyć palec
nawargachHartwicka.
–Jeślitopanizrobi,topaniąpocałuję–wyszeptał.
Znieruchomiała.
– Potrafię mówić ledwie dosłyszalnym szeptem, panno Forrester. Z kolei
pani reaguje czasem zbyt żywiołowo. Więc powiem krótko: proponuję, by
naszzakładtrwałdoczasuznalezieniadiamentu.Zgadzasiępani?
–Tak.Gdybytopanznalazłdiament,proszęwysłaćdoKatrinywiadomość
przeznaczoną dla mnie. Ja dam jej wiadomość dla pana, jeżeli to ja znajdę
diament.Tochybanajlepszysposóbkomunikacji.
Miała rację. Nie powinna zlecać przekazywania tak ważnych wiadomości
służącym. Z kolei on regularnie bywał w Lyonsdale House i jego obecność
w tam nie wzbudzi podejrzeń. Katrina potrafiła zachować dyskrecję i znała
prawdęnatematpoczynańprzyjaciółki.
–CzyJulianwie,copaniwyprawia?
–ProsiłamKatrinę,bynicmuniemówiła.
–AKatrinawie,żejarównieżinteresujęsiędiamentem?
–Nie.Jeszczejejotymniepowiedziałam.Alezapewniampana,żeKatrina
potrafidochowaćtajemnicy.
Nikt nie powinien wiedzieć, że Hartwick szuka Sancy. Nie powiedział
otymnawetAndrew,którypomógłmuskraśćbransoletkę!Potarłoczy.
–Niepiśnieanisłowanatentemat.Zapewniampana.
–Mamnadzieję,żesiępaniniemyli.
Powinienterazpójśćdodomu.Omówilijużnajważniejszesprawy.Jednak
cośgowstrzymywało.PostanowiłpocałowaćpannęForrester.
Gdypostąpiłkrokwjejstronę,cofnęłasię.
– Muszę już iść do domu. Zniszczę pantofelki, stojąc tu z panem
wwilgotnejtrawie.
–Zpewnościąmapaniwieleinnych.–Zrobiłkolejnykrok.
Staliteraztakblisko,żeniemalstykalisięciałami.Gdybyzdecydowałasię
cofnąć,znalazłabysięwkręguświatłapadającegozgabinetuojca.Nerwowo
oblizaławargi.
Przeczesałwłosypalcami.
–Chcępaniąpocałować.
–Wcześniejniemiałpannatoochoty.
–Miałem,aleporazpierwszyotymmówię.–Musnąłjejdłoń.
Gwałtowniezaczerpnęłatchu.
Pochylił się i dotknął ustami jej warg, a po chwili pogłębił pocałunek.
Przygarnął ją do siebie, a ona zarzuciła mu ręce na szyję i z pasją
odwzajemniałapieszczotywargijęzyka.Czytonaprawdębyłatasamapanna
Forrester, która twierdziła, że wydaje jej się nieatrakcyjny? Lubił całować
kobiety,jednaknigdynieczułsiętakwspanialejakteraz.
Objął dłońmi jej piersi, a potem usiłował wsunąć palce za dekolt sukni,
lecz tkanina nie ustępowała. Zaczął więc obsypywać pocałunkami smukłą
szyję,bypopewnymczasiepowrócićdocałowaniazmysłowychwarg.
Usłyszał jej cichy jęk. A więc ona także go pragnęła, choć wcześniej
przekonywałaichoboje,żejestinaczej.
Uśmiechnąłsięzsatysfakcją.
Iwtedyzcałejsiłynadepnęłamunanogę.
ROZDZIAŁJEDENASTY
Sarah często się zastanawiała, jak by się czuła, gdyby Hartwick ją
pocałował. Teraz, gdy już to wiedziała, wolałaby żyć w błogiej
nieświadomości.Bopieściłjąwargamiidłońmitak,jakbyznałjejciałolepiej
niżona.
Niebyłaprzygotowananatakwielkinatłokdoznań.Całowałoniebolepiej
niż dwaj mężczyźni, którym pozwoliła kiedyś na podobną poufałość. Czuła
rozkosznemrowieniewdolebrzucha,ajejpiersinabrzmiałytak,żenapierały
nagorset.
Miała świadomość, że Hart jej pożąda, i chciała, by czarowne chwile
trwałyjaknajdłużej.
Stanuniesieniaminął,gdyzobaczyła,żetenłotrsięuśmiecha.
Jegouśmiechnatychmiastprzywróciłjądorzeczywistości.Hartbawiłsię
znią,bysięprzekonać,czygopragniejakinnekobiety.Nadepnięciemuna
nogęsprawiłojejsatysfakcjęipomogłoprzywrócićpoczuciegodności.
Kiedysięcofnął,najegowargachwciążigrałuśmieszek.
–Przewidziałem,żemożetopanizrobić.
–Pocałowaćpana?Wyjaśnijmytęsprawę.Topanmniepocałował.
– Mówiłem o nadepnięciu mi na nogę. I wyjaśnijmy sprawę do końca –
paniodwzajemniłamójpocałunek.
Lord Hartwick był najbardziej aroganckim mężczyzną, z jakim miała do
czynienia!
–Proszęsobiedarowaćtezuchwalstwa.
–Musipaniprzyznać,żetobyłwspaniałypocałunek…araczejpocałunki,
skoro tak dba pani o precyzję. Czuję, że długo będę wracał do nich we
wspomnieniach.
–Nienudzisiępanupowtarzanietychsamychkwestiiwszystkimznanym
kobietom?
– Nigdy dotąd nie powiedziałem tego żadnej kobiecie. Zastanawiam się
nawet, czy z tego powodu nie powinienem zacząć pani unikać. Panno
Forrester,stanowipanipoważnezagrożeniedlazatwardziałegokawalera.
Patrzyłnaniąpoważnymwzrokiem.Absolutniesiętegoniespodziewała.
–Powinienjużpaniść–powiedziałaiskrzyżowałaramionanapiersiach.
Patrzyłjejwoczyinietrudnobyłosiędomyślić,czegopragnie.Czuła,że
robijejsięduszno.
–Mamzamiarznówpaniąpocałować–powiedziałszeptem.
Znalazła się w poważnych tarapatach. Ten pocałunek był jeszcze
cudowniejszyniżpoprzedni.
Następnego dnia Sarah i Katrina szły ścieżką wzdłuż Rotten Row. Było
wcześnieiwHydeParkunieroiłosięjeszczeodprzedstawicielilondyńskiej
elity. Sarah miała ochotę poruszyć temat znajomości z Hartwickiem, jednak
nie chciała wyjść na zakochaną gąskę. Wmawiała sobie, że się w nim nie
zakochała.Jakarozsądnakobietapozwoliłabysobienazadurzeniesięwkimś
takimjakHartwick?
– Jak na to, że przyszłaś i wyciągnęłaś mnie na spacer, by o czymś
porozmawiać, jesteś zdumiewająco cicha. – Zanim Sarah zdążyła cokolwiek
powiedzieć,Katrinachwyciłajązaramię.
– Czy ktoś znów próbował się skontaktować z twoim ojcem? – zapytała,
zatroskana.
To pytanie sprawiło, że Sarah poczuła ucisk w żołądku. Musiała przestać
myśleć o tym impertynencie, którego pocałunki przyprawiły ją o zawrót
głowy, skupić się na poszukiwaniu diamentu. Należało mieć na względzie
przedewszystkimdobrorodziny.
–Nie,niebyłojużinnegolistu.
NatwarzyKatrinyodmalowałasięulga.
– Powiedziałaś, że to Hartwick znalazł klucz pod mostem. Boisz się, że
mógłjużznaleźćdiament?
– Nie. Po naszej nocnej rozmowie jestem pewna, że znajduje się równie
dalekoodrozwiązaniatejzagadki,jakja.
– Po nocnej rozmowie? Nie widziałam cię wczoraj w jego towarzystwie,
awyszłaśprzedemną.
–Pobaluwśliznąłsiędomojegoogroduimogliśmyporozmawiać.Chciał
się dowiedzieć, czy znalazłam diament i upewnić się, czy umowa, którą
zawarliśmy,wciążjestaktualna.
–Iniewiesz,copocząćwtejsytuacji?
Nie była pewna, czy w przyszłości chciałaby obracać się w towarzystwie
ludzipokrojulordaHartwicka,jednakterazniemiaławyboru.
– Wiem. Chcę kontynuować nasze spotkania. Powinnam wiedzieć o jego
poczynaniach.
– Dlaczego odnoszę wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego o tym, co
zaszłotejnocymiędzytobąaHartwickiem?
Naprawdęażtakłatwobyłojąprzejrzeć?WielerazywobecnościKatriny
wyrażała się lekceważąco o kobietach, które niemal stawały na głowie, by
zwrócićnasiebieuwagęHartwicka.Powtarzała,żenigdyniezwiązałabysię
zkimśtakim.Mężczyzna,wktórymmogłabysięzakochać,powinienwielbić
tylko ją i być jej oddany bez reszty. Wciąż była pewna, że nie zakocha się
wlordzieHartwicku.Niestety,pozwoliłamusiępocałować…itokilkarazy!
Popatrzyłanaczubkiswoichzielonychbotków.
–CałowałamsięzHartwickiem.
Katrina przystanęła. Sarah postanowiła iść dalej w nadziei, że Katrina ją
dogoni.
Poniedługimczasieznówszłyrazem.
–Jaktomożliwe?Wiedziałam,żeHartwickcisiępodoba,ale…Jak…?
–Chybawiesz,jaktosiędzieje.Alemyliszsięcodomojegostosunkudo
Hartwicka. Uważam, że jest zarozumiały, nieznośny. Nigdy mi się nie
spodoba.
–Zdajemisię,żetadamaprzyrzekazawiele.
– Szekspir? Katrino, cytujesz Szekspira podczas rozmowy o Hartwicku?
Przecieżonchybaztrudemskładalitery.
Przyjaciółkagroźnieuniosłabrwi.
–Jatylkowyrażamswojąopinięnajegotemat–rzekłaSarah.
–Aha.Więcskorozdążyłaśgopoznaćigonielubisz,tocociępodkusiło,
żebygopocałować?
Sarahzacisnęładłoniewpiąstki.
–Toonmniepocałował–oznajmiła,wyraźnieakcentującsłowa.
–Niejestemzaskoczona.Mamnadzieję,żewymierzyłaśmupoliczek.
–Niezupełnie.
–Wtakimraziecozrobiłaś?
–Odwzajemniłampocałunek.
–Dlaczegotozrobiłaś?Przecieżuważasz,żejestzarozumiałyiarogancki.
Adotegotępy.
–Boonwspanialecałuje–wycedziłaSarahprzezzaciśniętezęby.
Katrinazakryłaustadłonią,chcącpowstrzymaćatakśmiechu.
–Cieszęsię,żeudałomisięcięrozbawić.
–Niebądźtakadrażliwa.Tobyłtylkopocałunek.Totypowiedziałaśmi,
że powinnam pocałować Juliana, żeby się przekonać, jak będę się wtedy
czuła.Całowałaśsięzinnymimężczyznami.ZresztąpocałunkiHartwickana
pewnoniebyłyażtakwspaniałe.
Sarah nie miała pojęcia, dlaczego Katrina co chwila wybucha śmiechem.
Kiedyprzyjaciółkawkońcuzdołałasięopanować,powiedziała:
–O,więcjednakbyły.
Sarah potarła czoło, jakby chcąc wymazać wspomnienia pocałunków
Hartwicka.
– Muszę przestać myśleć o tych pocałunkach. Co robiłaś, kiedy Julian
wprawiałcięwtakistan,wjakimjaterazsięznajduję?
Katrinarozłożyłaręce.
–Myślałamonim.Lubiłamwspominaćjegopocałunki.
–Alejamuszęznaleźćdiament,aHartwickijegopocałunkimiwtymnie
pomagają.
–Opowiedzmioinnychmężczyznach,zktórymisięcałowałaś.Byćmoże,
jeśli głębiej się nad tym zastanowisz, dojdziesz do wniosku, że
wpocałunkachHartwickaniebyłonicnadzwyczajnego.
– Kiedy miałam szesnaście lat, ojciec zatrudnił stajennego, Jerome’a. Był
okilkalatstarszyodemnieiwydawałmisiębardzoprzystojny.Uwielbiałam
na niego patrzeć, kiedy na przykład rąbał drwa na opał. Często wybierałam
sięwtedynaprzejażdżkikonne,byletylkopoczućdotknięciejegodłoni,gdy
podtrzymywał mnie przy wsiadaniu. Pewnego wieczoru, kiedy szłam przez
pola,leżałwtrawieipatrzyłnachmury.Chwilęporozmawialiśmy,apotem,
gdy słońce zaczęło zachodzić i niebo przybrało różową barwę, Jerome mnie
pocałował.
–Wtakimrazietentwójpierwszypocałunekbyłpiękny.
–Toprawda.Ażzaparłomidechzwrażenia.AleniedługopotemJerome
przestałunaspracowaćiwróciłwrodzinnestrony.Myślę,żesiębał,cosię
stanie, jeśli mój ojciec domyśli się prawdy. Był bardzo smutny, kiedy
odjeżdżał.Noalejabyłamwtedybardzomłoda.
–Byłktośjeszcze?
–CałowałamsięzpanemMerriweatherem.
–ZJohnemMerriweatherem?Sekretarzemtwojegoojca?
–Tak.
–AleJohnMerriweatherjestokropnymnudziarzem.
–Jegopocałunkiteżbyłyjakieśniemrawe.
–Cocięnapadło?
–Wiesz,żeniechcęwyjśćzamążzaAnglika.Niezamierzamosiedlićsię
w Anglii. Pomyślałam, że jeśli Merriweather dobrze całuje, postaram się
zwrócić na siebie jego uwagę. Gdybym za niego wyszła, mogłabym
zamieszkaćbliskorodziców.
–MyślałaśomałżeństwiezJohnemMerriweatherem?
–Tobyłoniedługopotwoimślubie.Byłampodwrażeniemromantycznej
atmosferytowarzyszącejtemuwydarzeniu.
–Ktojeszczecięcałował?
–Niebyłoinnych.
–Czujeszsięterazlepiej?
–Anitrochę.
–MożemyśliszoHartwickuijegopocałunkach,boznalezieniediamentu
okazujesiętrudniejsze,niżsięspodziewałaś?
To było całkiem logiczne wytłumaczenie i Sarah natychmiast je
zaakceptowała.
Kontynuowały spacer, każda zatopiona we własnych myślach. W pewnej
chwili Katrina spostrzegła idące z naprzeciwka lady Holt i pannę Winthrop.
Ostatnio zaprzyjaźniła się z wdową i jej damą do towarzystwa. Połączyło je
również zainteresowanie literaturą. Choć Sarah lubiła obie damy, nie miała
teraz ochoty na rozmowę. Kiedy Katrina zaproponowała, by dołączyły do
lady Holt z towarzyszką, wymówiła się i podeszła do żelaznej poręczy
odgradzającejalejkęodterenudlajeźdźcówipowozów.
Wodziła dokoła szklanym wzrokiem, zastanawiając się, czy Hartwick
myślioniejioichpocałunkach.Ależbyłanaiwna!
Naglepadłnaniącieńiujrzałaprzedsobąjeźdźcanapotężnymogierze.
– Panna Forrester. – Lord Blackwood uniósł kapelusz. – Jaka miła
niespodzianka. Czy wolno mi powiedzieć, że wygląda pani olśniewająco
wtejsukni?
Powinien był zaczekać, aż go zauważy i dopiero potem podjechać.
Najwyraźniej lord Blackwood nic sobie nie robił z reguł obowiązujących
wcywilizowanymświecie.
– Proszę mi wybaczyć, milordzie. Zaskoczył mnie pan. Nie zauważyłam
panawcześniej.
Uśmiechnął się, słysząc tę subtelną połajankę. Złociste guziki przy jego
granatowym surducie lśniły w słońcu. Jego wygląd, strój do konnej jazdy,
lśniącebuty,atakżeczarnyogierdowodziłyzamożności.
– Wygląda na to, że nie tylko ja lekceważę konwenanse. Spaceruje pani
samotnie po parku – odgryzł się. – Od razu dodam, że podziwiam kobiety,
którerobiąto,nacomająochotę.
–Niejestemtusama–rzekłaSarah,oglądającsięprzezramięnaKatrinę
ijejprzyjaciółki.
– Ach, tak. Powinienem był się domyślić, że przybyła tu pani z Jej
Miłością.Sąpaniesobiebliskie.
Jaknakogoś,ktopoznałjąpoprzedniegowieczoru,wygłaszałzaskakująco
celneuwagi.
–Tak,toprawda.
–CzyrodzinypańprzyjaźniłysięwNowymJorku?
– Nie, mieszkaliśmy w innych częściach stanu. Często jeździ pan konno
otejporze?Myślałam,żejestpanbardzozajętyprowadzenieminteresów.
– Jadę w odwiedziny do znajomego. Często wybieram trasę przez park.
Mogętupodziwiaćpięknewidoki.
Uśmiechnął się lubieżnie. Sarah przeniknął dreszcz obrzydzenia, jednak
odwzajemniłasięuprzejmymuśmiechem.
–Zastanawiamsię,ilerazypowiedziałjużpantoinnymkobietom.
–Czypanizawszejesttakabezpośrednia?
–Niewidzępowodu,bymiałobyćinaczej.
Zeskoczyłzkoniaistanąłobokniej,trzymającwodze.Przeraziłasięniena
żarty,chociażdzieliłaichżelaznabariera.
–Amerykaniesątakcudownienieprzewidywalni.
–ZnapanwieluAmerykanów?
–Tak,alepaniprzyćmiewawszystkich.Możeuczyniłabymipanizaszczyt
i pozwoliła sobie towarzyszyć podczas przejażdżki po parku, abyśmy się
moglilepiejpoznać?
Co pozwalało mu przypuszczać, że miała ochotę spędzić z nim więcej
czasu?
– Zdaję sobie sprawę, jak taka przejażdżka zostałaby odebrana przez
londyńskie towarzystwo – odparła. – Nie chciałabym, by łączono mnie
zmężczyzną,któregoprawienieznam.
Wykrzywił wargi w czymś na kształt uśmiechu, jakby cieszył go ich
słownypojedynek.
– W takim razie mam nadzieję, że uda mi się sprawić, by zmieniła pani
zdanie.–Spojrzałgdzieśpozanią.
Katrina szła w stronę Sarah, mierząc lorda Blackwooda morderczym
spojrzeniem. Cóż, była księżną, a on – markizem. Uniósł kapelusz w geście
powitania.
–LordzieBlackwood–powiedziała,wymawiająctesłowajakbyzodrazą.
– Mam nadzieję, że nie będzie miał pan nic przeciwko, jeśli zabiorę pannę
Forrester.Robisiępóźnoimusimywracaćdodomu.
– Rozumiem. – Zwinnie wskoczył na konia i uśmiechnął się do Sarah,
jednak jego oczy pozostały poważne. – Życzę paniom miłego dnia. –
Zawróciłispiąłkoniadogalopu.
–Wolałabym,żebyśznimnierozmawiała–powiedziałaKatrina.
–Niemiałamwyboru.Podjechałdomnie,zanimzdążyłamgozauważyć.
Szły pieszo do domu Katriny, rozmawiając o książkach poleconych przez
lady Holt i pannę Winthrop. Sarah przestała myśleć o Hartwicku. Ta chwila
wytchnienianietrwałajednakdługo.GdyprzeszłyprzezparkprzyGrosvenor
Square, Sarah spostrzegła konia Hartwicka, uwiązanego do słupka przed
domemprzyjaciółki.
–Czybyłjakiśdzień,wktórymtenczłowieknieodwiedziłtwojegomęża?
– Wcale nie przychodzi codziennie. Julian jest jego najbliższym
przyjacielem,ajazaczynamtraktowaćHartwickajakbrata.
– Nie życzyłabym sobie takiego brata. Ten człowiek to chodzące
utrapienie.
–Itomówikobieta,którasięznimcałowała!
SarahwymierzyłaKatriniesójkęwbok.
– Jeśli koń jest uwiązany na zewnątrz, to znaczy, że wizyta Harta będzie
krótka.-Katrinaprzyjrzałasięzwierzęciu.–Acomiałcidziśdopowiedzenia
lordBlackwood?
–Kilkakomplementów,apozatymzapytał,czyniezechciałabymwybrać
sięznimnaprzejażdżkępoparku.
Reynoldsotworzyłprzednimidrzwi,zanimKatrinazdążyłazastukać.
W holu podały mu kapelusze i rękawiczki, a gdy odszedł, Katrina
popatrzyłaSarahprostowoczy.
–Proszę,powiedz,żeniezrobiszniczegoażtaknierozsądnego.
–Jakośmnieniedziwi,żetesłowazostałyskierowanedopannyForrester.
– Do holu wszedł Hartwick. Uśmiechnął się i zmierzył Sarah powolnym
spojrzeniemodstópdogłów.
–Proszęniepodsłuchiwać–powiedziałaSarah,przybierającobojętnyton.
–Tojednazmoichsłabości.Czymamopowiedziećoinnych?
–Myślę,żewiemjużnapańskitematwszystko,copowinnam.
Katrinachrząknęła.ZapewnenadszedłjużczaskarmieniaAugusty.
–Idź,Katrino–zachęciłaprzyjaciółkęSarah.–Potrafięsięsobązająć.
Przyjaciółka najwyraźniej nie była pewna, czy powinna zostawiać Sarah
zHartwickiem.
–Dobrze,toniepotrwadługo.
HartuśmiechnąłsięiodprowadziłwzrokiemKatrinę.Gdyzniknęłazpola
widzenia,odwróciłsięioblizałgórnąwargę.
– Czy naprawdę nie mógłby być pan odrobinę subtelniejszy? Jeśli będzie
siępantakzachowywał,wkrótcewszyscysiędowiedzą,żesięcałowaliśmy–
powiedziałaSarah.
–Nibyjakmamsięzachowywać?Iproszęniemówić,żenieopowiedziała
paniowszystkimKatrinie.
–Niewiem,copanmanamyśli.
–To,żewie,cozdarzyłosięmiędzynamiwogrodzie.Zyskałempewność,
gdy zobaczyłem jej wahanie, czy powinna zostawić nas samych. Nie
przypuszczałem,żepanibędziesiętymchwaliła.
–Ajanibymamuwierzyć,żepannierozmawiaokobietach.CałyLondyn
huczyotym,zkimpansięcałował.
–Nicpodobnego.Zapewniampanią,żepotrafiędotrzymaćtajemnicy.
–IniepowiepanonasLyonsdale’owi?
– Na miłość boską, nie! Natychmiast zaciągnąłby nas do ołtarza,
przekonany, że wieczór z pewnością nie zakończył się niewinnie. A skoro
obojesobietegonieżyczymy,niezamierzammunicmówić.–Podszedłdo
niej.–To,cozaszłomiędzypaniąamną,powinnopozostaćnaszątajemnicą.
Zwilżyławargęjęzykiem.Natychmiastspojrzałnajejusta.
– Myślałem o tej nocy – powiedział niemal szeptem. – Chciałbym panią
tutajpocałować.
–Tutaj–wholu,czytutaj–wusta?
– Czyżby miała pani ochotę, bym całował inne części jej ciała? Nie
odmówiłbym.
–Jedenpocałunekwystarczy,Hartwick.
–Toniebyłjedenpocałunekiobojewiemy,żenigdyniebędziemymieli
ich dosyć. – Wsunął niesforny kosmyk włosów za jej ucho i delikatnie je
pogładził.
–Proszęsięopamiętać.
–Zachowujęsiębardzopowściągliwie,chociażmiałbymochotęzaciągnąć
paniądotejniszyitamcałowaćtak,żezabrakłobypanitchu.
– Co każe panu przypuszczać, że tylko ja poczuję oszołomienie?
Mogłabympanazaskoczyć.
– Marzę, by pani to zrobiła. Spróbujemy? – Uniósł brwi i ruszył ku
pomieszczeniupodschodami.
Dlaczego tak trudno było mu się oprzeć? Chwycił ją za rękę i pociągnął,
jednakniewstronęschodów,leczdoŻółtegoSalonupoprawejstronie.
–Samjestemzdumiony,jakszybkostajesiępanidlamnienajważniejszą
osobąnaświecie–powiedział,cichozamykającdrzwi.
–Mogłabymtosamopowiedziećopanu.
–Naprawdę?
–Powiempanupo…–Chwyciłagozaklapysurdutaiprzywarławargami
dojegoust,całującgotak,jakbymielisięjużwięcejniezobaczyć.
Jęk,którywydarłsięzjegogardłaświadczyłotym,żedoświadczarównie
intensywnychprzeżyć,coona.
Ściągnęła surdut z jego ramion. Szybko się z niego wyzwolił, po czym
wsunął palce za dekolt jej sukni. Uniósłszy jej piersi westchnął głęboko,
pochylił głowę i zaczął obwodzić językiem brodawkę, a po chwili zaczął ją
ssać. Ogarnięta falą podniecenia, wpiła palce w mocne ramiona rysujące się
pod lnianą koszulą. Nie wiadomo kiedy obrócili się tak, że opierała się
plecamiodrzwi.
– Chciałem to zrobić już w nocy – powiedział, pieszcząc drugą pierś,
ajednocześniewodzącdłoniąpojejudzie.
–Toczemutegoniezrobiłeś?
–Botamtasukniabyłazbytdopasowana.
Naglepoczuła,żeHartwickprzesuwarękąpowewnętrznejstroniejejuda
i dociera palcami aż do najczulszych miejsc. Jak się tam dostał? Kiedy to
zrobił?Niemiałapojęcia.
–Ależjesteświlgotna–wydyszał.
Spłonęłarumieńcem,starałasięodepchnąćjegorękę.
–Wybacz.
– Nigdy za to nie przepraszaj. Chcę, żebyś była mokra. Powiedz, co
czujesz.
Niepotrafiłazebraćmyśli,oszołomionaibezwolna.
–Tojest…cudowne.–Zamknęłaoczy.
–Jesteśtakaciasna…–Wsunąłwniąpalce.
Kręciło jej się w głowie, oddychała z trudem. Miała wrażenie, że stoi na
krawędziprzepaści,gotowadoskoku.
– Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Myślałem o tobie całą noc, leżąc
włóżku. Wyobrażałemsobie, żerozchylam twoje uda,że mojeusta sątam,
gdzieznajdujesięwtejchwilimojadłoń,żepieszczęciętamjęzykiem.–Na
przemian to wsuwał, to wysuwał z niej palce. – Myślałem o tym tak
intensywnie,żeażmusiałemsamsięzaspokoić.
Całowałjąbezopamiętania,ażcichokrzyknęławuniesieniu.
Cofnąłsięiprzyglądałsięjejzuwagą.
– Tysiące razy starałem się sobie wyobrazić, jak wyglądasz, kiedy
doznajeszrozkoszy.Jesteśterazpiękniejszaniżwmoichwyobrażeniach.
Te słowa sprawiły, że przestała odczuwać zakłopotanie. Pocałowała go
wusta.
– Pragnę poznać twój smak, ale bezpośrednio – powiedział, wycierając
palcechusteczką.
–Zawszemusisznazywaćwszystkopoimieniu?
– Mam taką potrzebę w twojej obecności. Nie chciałem ci mówić tego
wszystkiego,niezamierzałemnicrobić.
–Więcdlaczegozrobiłeś?
Włożyłsurdut.
–Niemampojęcia.
Poprawiając stanik, patrzyła, jak Hartwick wygładza rękawy. Dziwiła się,
żepotym,cozaszło,wcalenieczujewstydu.
Pozwolili, by emocje wzięły górę nad rozsądkiem. To się już nie mogło
powtórzyć.
–Niemożemysięcałować.Wkońcuktośnasprzyłapie.
–Maszrację.Tobyłnaszostatniraz.Powinniśmyterazstądwyjść,zanim
przyłapienasksiężnawdowa.Chętniepomógłbymcipoprawiaćsuknię.
–Jeślibędzieszsiędomniezwracałwtensposób,wszyscydomyśląsię,co
robiliśmy.–Otworzyładrzwiiomiotławzrokiempustyhol.
–Chodźmy.
Potarłczołoiposłusznieudałsięzanią.
– No a teraz proszę mi powiedzieć, o czym rozmawiała pani z Katriną.
Tylko nie chcę słyszeć o tym, że zamierza pani znów wciągnąć męskie
spodnienaswekształtnenogi.
– Katrina mówiła mi, że nie powinnam wybierać się do Hyde Parku na
przejażdżkęzpańskimojcem.
–Zmoimojcem?!Niepowiedziałamipaniwczorajotymzaproszeniu.
–Boniezrobiłtegowczoraj.Dzisiajpodjechałdomniewparku.
– Dlaczego zachęca go pani do rozwijania znajomości, skoro ostrzegłem,
bytrzymałasiępaniodniegozdaleka?
–Niezrobiłamniczego,cobygomogłozachęcić.Wyrósłjakspodziemi.
Nawet nie wiedziałam, że jest w parku. Porozmawialiśmy chwilę, a potem
zapytał,czyniewybrałabymsięznimnaprzejażdżkę.
ZauważyłapulsującążyłkęnaskroniHartwicka.
–Icopaniodpowiedziała?
–Odmówiłam.
–Wjakisposób?
Oparłaręcenabiodrach,poirytowanajegonapastliwymtonem.
– Że wiem, co sobie ludzie pomyślą, widząc nas razem w takiej sytuacji
iżesobietegonieżyczę.
–Dlaczego?
– Bo prawie w ogóle go nie znam – odpowiedziała, jakby dziwiąc się, że
pytaocośtakoczywistego.–Niechcęsięznimspotykać.Wjegoobecności
czujęsięjakośdziwnie…Cochwilawprawiamniewzakłopotanie.
Hartwickchwyciłjązaramię,leczzarazjepuścił,jakbyzdumionyswoim
zachowaniem.
–Czyniłpaninieprzystojnepropozycje?Dotykałpani?
–Nicpodobnego.Rozmawiałamznimwsalibalowejipublicznymparku.
To nie są miejsca, w których pozwoliłby sobie na podobną zuchwałość. –
Mimożerozmowybyłyutrzymanewuprzejmymtonie,wzachowaniulorda
Blackwooda było coś głęboko niepokojącego. Widząc jednak, że Hartwick
ztrudemopanowujegniew,postanowiłamuotymniemówić.
– Muszę już iść – powiedział niespodziewanie. – Powtarzam, proszę
trzymaćsięodniegozdaleka.
Ruszyłkudrzwiom.Nigdyniewidziałagowtakimstanie.
–Dokądpanidzie?
–Mampilnąsprawędozałatwienia–burknąłiwyszedł.
Sarah długo patrzyła za nim, zastanawiając się nad nagłą zmianą jego
nastroju.
ROZDZIAŁDWUNASTY
Jechałdodomuojcajaknastracenie.Otospełniałsięnajgorszykoszmar,
jakimógłsobiewyobrazić.OjcieczamierzałposłużyćsiępannąForresterdo
osiągnięcia swych niecnych celów. Hart miał ochotę jak najszybciej
wyładować swój gniew, jednak zdążył się już nauczyć, że najlepszą bronią
w walce z ojcem jest zachowanie spokoju. Zazwyczaj skrywał prawdziwe
uczuciapodmaskąniefrasobliwości.Tymrazemjednakmusiałprzybraćinną
pozę.
Kiedy Hart był dzieckiem, ojciec zwalniał nauczycieli, gdy tylko syn
zdążył się do nich przywiązać. Odetchnął z ulgą, gdy został wysłany do
szkoły z internatem. W latach szkolnych ojciec w ogóle się nim nie
interesował. Po ukończeniu Cambridge stał się samodzielny dzięki
pieniądzom zdobytym w grach hazardowych. Przez całe życie pragnął być
wolny od wpływu i kontroli ojca. Inwestując w konie wyścigowe, zdobył
środkigwarantująceniezależność.
Mimotoojciecznalazłsposób,bymuzaszkodzić,aCarolinezapłaciłaza
to najwyższą cenę. Hart chciał się z nią ożenić, zaś ojciec ze wszystkich sił
starał się do tego nie dopuścić. Hart nie wiedział, z jakiego powodu ojciec
interesujesięterazpannąForrester.Byłpewienjedynietego,żeniepozwoli,
bystałasięofiarąniegodziwca.Zamierzałpołożyćkrestejgrze.Natychmiast.
Minęło wiele lat, odkąd przestąpił próg domu ojca. Czy zostanie
wpuszczonydośrodka?
Chwyciłbłyszczącąmosiężnąkołatkęudrzwiikilkarazygłośnozastukał.
Po chwili drzwi uchyliły się i Hart ujrzał przed sobą Newcomba, służącego
ojca.Hardespojrzeniesługizłagodniałowjednejchwili,gdyzorientowałsię,
ktostoiwprogu.
–Milordzie–powiedziałNewcombiuśmiechnąłsię.Zarazjednaknajego
twarzy pojawił się wyraz zatroskania. Zapewne przypomniał sobie ostatnią
kłótnięHartazojcemoCaroline.
–Czyojciecjestwdomu?
–Zobaczę,czyprzyjmujegości–odpowiedziałsługa,prowadzącHartado
ZłotegoSalonu.
Pokójniezmieniłsięodczasówdzieciństwa;Hartprzypomniałsobie,jak
bawił się w nim z matką. Z czasem te wspomnienia wyblakły. Pamiętał
jednakzapachperfumiwyszywanepantofle,którewidywał,gdychowałsię
pod sofą, a matka śmiała się, udając, że nie może go znaleźć. To był jeden
zniewielupokoi,wktórymprzeżyłmiłechwile.
Minęło dziesięć minut, a Newcomb nie wracał. Hart był pewien, że jego
ojciec jest w domu. W przeciwnym razie zostałby zawrócony od drzwi.
Ojciec rozpoczynał właśnie swoją kolejną grę. Hart nigdy nie przestrzegał
regułnarzuconychprzezojcainiezamierzałzmieniaćswoichzwyczajów.
Wypadł z salonu jak burza i skierował się do gabinetu ojca. Newcomb,
wyraźnieprzerażony,podbiegłdoniegowholu.
–Czymogęokazaćsięwczymśpomocny,milordzie?
Hartzbyłsługęmachnięciemrękiiudałsiędopomieszczenia,doktórego
najczęściejbyłwzywanywdzieciństwie.
Newcombszedłzanim.
– Milordzie, milordzie… – powtarzał, ogarnięty paniką. – Jestem pewien,
żeniebędziejużpanmusiałdługoczekać.
Awięcuojcabyłajakaśkobieta.Dlaczegolosskazałgonaoglądanietego
człowiekawsytuacjach,którychwolałbyniewidzieć?Jednakkiedyotworzył
drzwigabinetu,zezdumieniemstwierdził,żeojciecjestsamipatrzywokno.
SpojrzałnaHartaznadkieliszkawinaiupiłłyk.
– Proszę mi wybaczyć, milordzie – łkał błagalnie Newcomb, stając obok
Harta.–Poprosiłem,żebyzaczekał.
Ojciecposłałkarcącespojrzeniesłudze,poczymprzeniósłwzroknaHarta.
–Znudziłomisięczekanie–rzekłbezceremonialnieHart.
OjciecodprawiłNewcombaruchemgłowy.
Gabinet również się nie zmienił. Ściany wymalowano tak, by sprawiały
wrażenie wnętrza Koloseum. Amfiteatr zapełniały setki ludzkich postaci
w rzymskich strojach. Niektórzy wydawali się pogardliwie spoglądać na
znajdującychsięwgabinecie,twarzeinnychwyrażałyrozbawienie,ajeszcze
inni zajęci byli uprawianiem miłości. Nad wszystkimi unosili się bogowie
z Olimpu, wyłaniający się z chmur namalowanych na suficie. Hart
nienawidziłtegopomieszczenia.
Milczenie przedłużało się, tak jak zawsze. Pamiętał to jeszcze
zdzieciństwa.Niezamierzałpierwszyprzerwaćciszy.
– Zastanawiałem się, ile czasu zajmie ci dojście do wniosku, że nie
zamierzam posłać po ciebie Newcomba – odezwał się w końcu ojciec. –
Czegochcesz?
–Musimyporozmawiać.
Ojciecusiadłwfoteluzapotężnymbiurkiemzmahoniuiwskazałsynowi
miejscepodrugiejstronie.
Jako dziecko Hart siadywał w tym fotelu wiele razy i wysłuchiwał
reprymend za popełnione przewinienia. W myślach nazywał ten mebel
„FotelemRozpaczy”.
–Wolęstać.
Ojciecprzyjrzałmusięuważnie.
–Jaksobieżyczysz.–Opadłnafotel,położyłnoginabiurkuiskrzyżował
nawysokościkostek.
–TrzymajsięzdalekaodpannyForrester.
Natwarzyojcapojawiłsięchytryuśmieszek.
–Niewiedziałem,żejesteśprotektoremtejdamy.
–Dobrzewiesz,żeniejestem.
– A mimo to przyszedłeś, żeby mnie ostrzec, bym nie zawierał z nią
bliższejznajomości.
–Jeszczenawetniezacząłemcięostrzegać.
– Domyślam się, że twoja obecność w moim domu oznacza, że ktoś ci
doniósłomojejdzisiejszejrozmowieztądamą.Działaszbłyskawicznie.
–ByłemuJuliana,apannaForresterprzyszładoLyonsdaleHousezjego
żoną. Porozmawialiśmy chwilę. Nie wiem, z jakiego powodu tak nagle
zainteresowałeś się tą damą, ale szczerze ci radzę, żebyś przestał się jej
narzucać.Onajestprzyjaciółkąksiężnejicórkąamerykańskiegodyplomaty.
NiebędzieszzniąigrałtakjakzCaroline.
Ojciecwciążsięuśmiechał;Hartmiałochotęgouderzyć.
– Naprawdę chcesz rozmawiać ze mną o Caroline? Ostatnim razem nie
miałeśochotysłuchać,jakmiłosięzniązabawiałem.Pragnąłeśtylkozemsty.
Hartznajwyższymtrudemopanowywałchęćponownegorzuceniasięojcu
dogardła.Skrzyżowałręcenapiersiachimocnowpiłpalcewciało.
Dobrzewiedział,cozaszłopomiędzyCarolineajegoojcem.LadyHelena
WentworthzaprzyjaźniłasięzCarolinenaprośbęojca.Wdniubaluzokazji
zaręczynsiostry,HelenapomogłaojcuuwieśćniewinnąCaroline.Jejrodzice
się o tym dowiedzieli i chcieli wyrzucić ją z domu, gdy lord Blackwood
oświadczył, że nie zamierza się z nią ożenić. Na szczęście siostra Caroline
ubłagałaich,bytegonierobili.
Hart o tym wszystkim nie wiedział. W dniu zaręczyn siostry Caroline
przebywałwDover,gromadzącinformacjenatematspiskuprzeciwkoksięciu
regentowi. Dwa tygodnie później, po powrocie do Londynu, dowiedział się,
że Caroline nie przeżyła upadku ze schodów w domu swoich rodziców.
Siostra dała mu list, który znalazła w pokoju Caroline. Na zalanym łzami
papierze opisała całą sytuację i przepraszała za to, co zaszło między nią
aojcemHarta.Nigdyjużsięniedowie,czynosiławłoniedzieckojegoojca
ani czy przypadkowo spadła ze schodów. Skoro jednak zdecydowała się
napisaćdoniegolist,podejrzewał,żerzuciłasięznichcelowo.
–Chciałeśpoprosićjąorękę,nieprawdaż?
TegowłaśniepytaniaHartsięspodziewał.Dobrzeznałojca.
– Co zrobiłem, że zachowujesz się wobec mnie w taki sposób? Że nie
znosiszmoichprzyjaciół?Powiedzmi!–wykrzyknął.
Ojcieczapatrzyłsięwstojącynabiurkukieliszek.
–Powiedzmito!Cosprawia,żeojciecpragniezabraćsynowiwszystko,co
jestmudrogie?Żadenojciecsiętakniezachowuje.Jesteśjakrozpieszczone,
samolubne dziecko, które jako jedyne pragnie mieć najlepsze zabawki.
Kłamiesziprzypochlebiaszsięinnym,boinaczejniktniezwróciłbynaciebie
uwagi.Odwielulatzastanawiamsię,jaktomożliwe,żemojamatkazgodziła
się za ciebie wyjść za mąż. Była o całe niebo lepsza od ciebie. Była
chodzącymdobrem.Atyjesteśnikim!–Czułulgę,wypowiedziawszysłowa,
któreodtakdawnapowtarzałwmyślach.
Ojciecgwałtowniewstałiodkopnąłfotel.
– Myślisz, że była święta, tymczasem beze mnie byłaby nikim! Nikim!
Beze mnie nie miałaby tego wszystkiego. Kiedy się z nią ożeniłem, jej
rodzina tonęła w długach. Nigdy nie obiecywałem jej wierności. Nie
mówiłem nawet, że ją będę lubił. Twój dziadek przekonał mnie jednak,
żebym się z nią ożenił. Wiedziałeś o tym? Uratowałem ich! Ja i moje
pieniądze!–Najegoskroniachuwidoczniłysiępulsująceżyłki.
Hart nigdy nie widział ojca aż tak zdenerwowanego. Pierwszy raz
wspomniałwjegoobecnościmatkę.KiedyHartmiałsiedemlatipatrzył,jak
składanojejtrumnędoziemi,ojciecostrzegłgo,bynigdyniewymawiałprzy
nimjejimienia.
Hartzacisnąłdłonieażdobólu.
– A ty sadystycznie przypominałeś jej o tym każdego dnia. Dobrze to
pamiętam. Byłem tego świadkiem. Wszystko słyszałem. Jesteś potwornym
sukinsynem.
–Toniejajestemsukinsynem!
– A co ja ci zrobiłem, że traktujesz mnie tak haniebnie? Jeśli nie jesteś
sukinsynem,toktonimjest?
– Ty! Bo nie jesteś moim synem! – zawył ojciec. To wyznanie wywołało
uniegoszokrówniewielki,jakuHarta.Szybkonakryłustadłonią.
Tesłowamiałymoctysięcyciosów.Hartzapytałledwiedosłyszalnie:
–Co?
– Chcesz wiedzieć, dlaczego mi na tobie nie zależy? Dlaczego nigdy
o ciebie nie dbałem? To ci powiem. Bo twoja puszczalska matka nie mogła
znieść mojej niewierności i znalazła sobie kochanka. Rozłożyła nogi przed
innym mężczyzną. Twój widok każdego dnia przypominał mi, że
wystrychnęła mnie na dudka! Mnie! Myślała, że nigdy nie dowiem się
prawdy. – Ojciec aż trząsł się z oburzenia, wodząc dokoła nieprzytomnym
spojrzeniem.
–Kłamiesz.
–Nawetniewiesz,jakbardzobymchciał,żebytoniebyłoprawdą.
–Skądwiesz,żeniejestemtwoimsynem?
Ojcieczawahałsię.
– Bo nie sypiałem z nią od miesięcy – warknął. – A tu nagle cud… jest
wciąży.Niejesteśmoimsyneminigdycięzaniegonieuważałem.–Gdyby
niebliskiobłędustanojca,Hartbyłbygotówpomyśleć,żetokolejnazjego
gier.
–Wtakimraziektojestmoimojcem?
Blackwooddopiłwinojednymhaustem.
– Nie chciała mi powiedzieć, mimo że starałem się to z niej wycisnąć
prośbą i groźbą. – Jego twarz ściągnęła się gniewem. – Więc, jak widzisz,
jesteśbękartem.Bękartem,któregoniktniechce.Myślałeś,żepotrzebujęcię
nadziedzica.Ajawolałbym,żebytytułprzeszedłnagamoniowategokuzyna.
Nie zasługujesz na nic! Chcesz wiedzieć, dlaczego zwalniałem twoich
ulubionych nauczycieli? Chcesz wiedzieć, dlaczego przespałem się z tą
dziewczyną? Dlatego, że nie zasługujesz na szczęście. Ja jestem
nieszczęśliwyoddniatwoichnarodzin.
–Dlaczegomówiszmiotymteraz?
Ojciec potrząsał głową, jakby nie potrafił wyjaśnić nagłego wybuchu
emocji.
–Nieobawiajsię,nikomuotymniepowiem–rzekł.
Hart obawiał się jednak czegoś zupełnie innego i właśnie przypomniał
sobie,cogoprzywiodłododomuojca.
–Niedbamoto,czypowieszkomuśprawdęnamójtemat,aleostrzegam
cię, trzymaj się z dala od panny Forrester. Nie musisz jej wciągać w swoje
podłegierki.Onanicdlamnienieznaczy.
–Niechcisięniewydaje,żemożeszmniezwieść.Wiem,cowidzę,kiedy
jesteścierazem.
–Oczycięzawodzą,starcze.Tojestmojejedyneostrzeżenie.Trzymajsię
zdalekaodpannyForrester.
Opuścił gabinet i skierował się ku wyjściu. Musiał zaczerpnąć świeżego
powietrza.Wtejchwiliniebyłwstanietrzeźwomyśleć.
Błąkałsiępoulicachodkilkugodzin.Przezcałeżycieojciectraktowałgo
z odrazą albo w ogóle się nim nie interesował. Gdy Hart był w szkole,
rodziny przyjaciół przysyłały im paczki ze smakołykami, szalikami
i rękawiczkami robionymi na drutach. On nigdy nie dostał żadnej przesyłki
zdomu.Ojcowiekolegówzklasycopewienczasprzyjeżdżalidoszkoły,by
zapytać o postępy synów w nauce. Ojciec przestąpił mury szkoły
wCambridgeporazostatni,gdysamjąukończył.
Tewspomnieniabolałyjakotwartarana.
Zawsze pocieszał się myślą, że choć ojciec go nienawidzi, to jednak jest
zadowolonyzfaktuposiadaniadziedzica.Teraznawettozostałomuzabrane.
Niemiałochotywracaćdopustegodomu.Nawetpośmiercimatkinieczuł
siętakdojmującosamotny.MusiałpójśćdoLyonsdaleHouseiporozmawiać
zJulianem.
DrzwiLyonsdaleHouseotworzyłysięistanąłwnichReynolds.Hartznał
Reynoldsa od dzieciństwa i zawsze stosował się do jego wskazówek,
niezależnie od tego, w jakim pokoju przyszło mu czekać. Tym razem minął
sługę,zanimReynoldszdążyłpowiedzieć,czyJulianjestwdomu.
–ZaczekamnaJulianawgabinecie,jeśligoniema.Proszęmnieodtego
nieodwodzić.
Jak burza wpadł do holu, Reynolds udał się za nim. Hart był tak głęboko
zatopiony w myślach, że nie zauważył przechodzących Sarah i Katriny.
Otworzywszy drzwi gabinetu Juliana, napotkał zdziwione spojrzenie
siedzącegozabiurkiemprzyjaciela.
Zanim Reynolds zdążył wyjaśnić sytuację, Julian odesłał go uniesieniem
ręki.
–Cosięstało?–spytał,wyraźniezaniepokojony.
–Niewiem,odczegozacząć.
–Możebyśusiadł?
–Nie.Wolęstać.–Zacząłprzechadzaćsięprzedbiurkiem.
–Brandy?
Hartpokręciłgłową.Nawetskrzynkabrandyniezmieniłabyfaktu,żejest
bękartem. Julian wstał, przysiadł na brzegu biurka, złożył ramiona na
piersiachiczekał.
–Przyszedłemtuprostoodmojegoojca,araczejodlordaBlackwooda.
–Niepowinieneśbyłdoniegochodzić–rzekłstanowczymtonemJulian.–
Zawszepowtarzałem,żecipomogę,jeślibędzieszpotrzebowałpieniędzy.
–Mamichmnóstwo.Poszedłemwewłasnejsprawie.
–Toznaczy?
– Chciałem położyć czemuś kres, ale być może tylko pogorszyłem
sytuację.Niemampojęcia.
Julian cierpliwie czekał, aż Hart ochłonie na tyle, by mu o wszystkim
opowiedzieć.Hartobawiałsięreakcjiprzyjaciela.Cóż,jeślilordBlackwood
mówiłprawdę,będziemusiałsięzniązmierzyć.
Zatrzymałsięiopuściłwzrok.
–Jestembękartem.–Tesłowabyłypodszytegoryczą.
–Icoterazzrobisz?–spytałJulian,wyraźnieporuszony.
–Nieotochodzi–odparłHart.
–Nienadążamzatobą.
– Jestem bękartem. Dzieckiem z nieprawego łoża, niechcianym. – Każde
następnesłowowypowiadałgłośniejodpoprzedniego.–Onmitopowiedział.
–Twójojcieccitopowiedział?
– Do diabła! Czy ty mnie słuchasz? Poinformowanie mnie o tym, że nie
jestemjegosynem,sprawiłomuwielkąsatysfakcję!
–Jesteśpewien,żesięnieprzesłyszałeś?
Hart chwycił książkę z biurka Juliana i cisnął nią o ścianę. Ten przejaw
złościsprawił,żeJulianzerwałsięnanogi.
–Trudnoźlezinterpretowaćtakiesłowa!
– Zapewne próbuje cię sprowokować. Dlaczego powiedział ci o tym
dopieroteraz?
– Odniosłem wrażenie, że pożałował tego wyznania. Wolałby, żebym nie
wiedziałojegoupokorzeniu.Niechodziłomuomojesamopoczucie.
–Myślisz,żetokłamstwo?
Hart pokręcił głową. Gniew ojca był zbyt siarczysty, zbyt prawdziwy.
Wiedział,żeojciecniekłamie.
–Myślisz,żeużyjetegoprzeciwkotobie?Żecięwydziedziczy?
– Publicznie uznał mnie za syna. Moja matka nie żyje. Co miałby teraz
powiedzieć?Jakiemadowody?
–Więczrobiłto,abyśpoznałprawdę.
–Usprawiedliwiałtymbrakojcowskichuczuć.
–Aha.
Było aż nadto oczywiste, że jedynie dobre wychowanie nie pozwala
Julianowizadaćpytania,którecisnęłosięnausta.
– Nie wiem, kto jest moim prawdziwym ojcem. Wygląda na to, że matka
nigdyotymniepowiedziała…Blackwoodowi.Pewniebałasięjegozemsty
namoimprawdziwymojcu.Kimkolwiekbyłczyjest,chroniłagodokońca.
–Cooznacza,żedarzyłagoprawdziwymuczuciem.
–Albochciałauniknąćskandalu,którywybuchłbyporeakcjiojca.Aniech
goszlag!Onateżnielepsza,żenicminiepowiedziała!Niewiemnawet,kim
jestem.Czyjestemsynemlokaja?Amożekupca?Albojakiegośdżentelmena
ztowarzystwa?
–Wciążjesteśtymsamymczłowiekiem,którymdotądbyłeś.
–Atodobre!Itytomówisz?Przecieżomalnieożeniłeśsięzinnąkobietą,
byletylkochronićarystokratycznąlinięrodziny!
– Proszę, nie mieszaj w to mojej żony – burknął Julian. – Owszem,
musiałem zmierzyć się z faktem, że Katrina jest Amerykanką, ale szybko
zdałemsobiesprawę,żeliczysięjedynieto,żejąkocham.Jeśliktośmiałby
cię przekonywać, że nie powinieneś przejmować się pochodzeniem, to ja
będępierwszy!
Mimo najszczerszych chęci pochodzący ze starego rodu Julian, którego
znamieniciprzodkowiewyróżnialisięmęstwemipoczuciemhonoru,niebył
wstaniezrozumieć,jakczujesięktośnieznającyswoichkorzeni.IlekroćHart
potrzebował wsparcia, zwracał się do przyjaciela. Powinien był znaleźć
pocieszenie w jego słowach, jednak czuł, że przyjście do Lyonsdale House
okazałosiębłędem.
–Chciałbymcipomóc,aleniewiemjak–powiedziałcichoJulian.
–Wiem,żechcesz.
–Możetrochępoboksujemy,żebyśdałupustswojejzłości?
–Toraczejbiałagorączka.Jesteśpewien,żechceszryzykować?Mogębyć
groźny.
– Dam sobie radę – rzekł Julian. – Idę po płaszcz. Pod moją nieobecność
nierozbijajtużadnychprzedmiotów.
Hartpomyślał,żenajgorszejestpoczuciewewnętrznegorozbicia.Pewnego
dnia zostanie markizem Blackwood, lecz kim jest w istocie? Czyja krew
płyniewjegożyłach?
ROZDZIAŁTRZYNASTY
DrzwidogabinetuLyonsdale’aotworzyłysięgwałtownie,apodsłuchujące
z drugiej strony Sarah i Katrina omal nie runęły na podłogę. Tuż przed
zamknięciemdrzwiSarahzobaczyłaHartwickastojącegoprzyoknie.
–Cowytutajrobicie?–Lyonsdalepowoliprzeniósłwzrokzeswejżonyna
Sarah.
– To chyba oczywiste – odpowiedziała Katrina. – Rozmawiałyśmy
w sąsiednim pokoju, ale nagle usłyszałyśmy jakieś poruszenie w twoim
gabinecie.
Uniósłbrwi.
–Jeślidziałosiętozazamkniętymidrzwiami,tobyłaprywatnasprawa.
–Podsłuchiwałam,bobałamsięociebie.
Fuknąłgniewnie,leczzarazpotemsięuśmiechnął.
– Idę po płaszcz. Wybieramy się na salę bokserską. Może pojedynek na
pięściuśmierzytrochęjegogniew.Niewchodźcietam.Onniejestgotówdo
rozmowyzwami.–Pogroziłimpalcemiruszyłwgłąbkorytarza.
KatrinaiSarahwymieniłyspojrzenia.
–Jatamwejdę–powiedziałaSarah,zanimKatrinazdołałasięodezwać.
Nigdy dotąd w Lyonsdale House Sarah nie słyszała wściekłych krzyków
ani odgłosów ciskania czymś o ścianę. W korytarzu pojawił się przerażony
Reynolds, lecz Katrina poleciła mu odejść, zapewniwszy, że Hartwick
zpewnościąniewyrządzikrzywdyjejmężowi.KiedySarahprzyłożyłaucho
dodrzwi,rozpoznałagłosHartwicka.
Poinformowanie mnie o tym, że nie jestem jego synem, dało mu wielką
satysfakcję!
Spojrzały na siebie zaskoczone. Nie udało im się rozróżnić słów
wodpowiedziLyonsdale’a.NiedługopotemJulianotworzyłdrzwi.
–Myślę,żeznamgolepiej,Sarah.Częstonasodwiedza–rzekłaKatrina.
– Właśnie dlatego to ja powinnam z nim porozmawiać. Przy tobie może
bardziej się pilnować. – Z pewnością nie będzie miał takich oporów wobec
mnie,pomyślała.
Katrina zamierzała zaoponować, lecz Sarah zdążyła już wejść do pokoju.
Wzięłagłębokioddech,zamknęładrzwiioparłasięonieplecami.
Musiała tu wejść i się przekonać, w jakim stanie znajduje się Hartwick.
Stał przygarbiony, oparty dłonią o framugę okna i patrzył na tylny ogród.
Zawsze sprawiał wrażenie człowieka, którego nic nie jest w stanie
wyprowadzićzrównowagi.
Tym razem musiał jednak zmierzyć się z bardzo poważnym problemem.
Przeżył szok i był bliski załamania. Podeszła do niego, nie wiedząc, co
powiedzieć.
–Mamnadzieję,żeprzyniosłeśbrandy–mruknął.–Chętniesięnapiję.
–Brandyniepomoże.
Odwróciłsięgwałtownienadźwiękjejgłosu.
–Copaniturobi?
–Składamwizytę.
– Mam na myśli ten gabinet. Proszę wyjść, panno Forrester. Nie mam
ochotytoczyćzpaniąsłownychpojedynków.
– To się doskonale składa, bo zostawiłam swój ostry języczek w domu,
aniechciałabympanazawieść.
Włosy opadły mu na czoło. Podeszła i je odgarnęła. Gdy zamierzała
pogładzićgopogłowie,szarpnąłsię.
–Julianposzedłpopłaszcz.Zarazwychodzimy.
–Wiem.Posiedzętu,dopókiniewróci.
–Niematakiejpotrzeby.–Starałsiębyćuprzejmy,leczprzychodziłomu
toztrudem.
Niepowinnanakłaniaćgodozwierzeń,miałajednakochotęgopocieszyć.
Usiadłanasofieprzykominku.
–Usiądziepankołomnie?
–Wolęstać.
– Pański wybór. – Złożyła ręce na kolanach i rozejrzała się po gabinecie
Lyonsdale’a. Nigdy wcześniej nie odwiedziła tego pokoju. Widać było, że
urzędujewnimmężczyzna.Wnętrzewypełniałypotężnemeble,dużyportret
przodkaopoważnymspojrzeniuwisiałnadkominkiem.Pomyślała,żeobraz
zapewne przedstawia ojca księcia. W końcu zerknęła na Hartwicka.
Przyglądałsięjejwmilczeniu.
–CzytoJuliankazałpaniprzyjśćtutaj,wobawie,żenarobięszkódwjego
gabineciealbosamsobiecośzrobię?
–Nie.Prawdęmówiąc,zabroniłmituwchodzićpotym,jakprzyłapałmnie
napodsłuchiwaniu.
Zacisnąłpowieki,apochwiliwolnopodszedłdosofyiusiadł.
–Czypanikiedykolwiekzastosowałasiędoczyjejśprośby?
–Kiedyprośbystojąwwyraźnejsprzecznościztym,cozamierzamzrobić,
zdarzamisięniezwracaćnaniewuwagi.
– Dlaczego tu przyszłaś? – zapytał cicho, wpatrując się w czubki swoich
butów.
Sercezatrzepotałojejwpiersi,gdywypowiedziałjejimię.
–Bopowinienpanoczymświedzieć.
–Jeśliznalazłapanidiament,proszęmnieotympoinformować.–Spojrzał
naozdobionykasetonamisufit.
– Chciałabym się tym pochwalić, ale nie to zamierzałam powiedzieć. –
Spojrzałamuwoczy.–Wiem,żeAnglicyprzywiązująwielkąwagędotego,
kimbyliichprzodkowie.Systemklasowynadalodgrywatuważnąrolę.
–Możetauwagamiałamipomóc,leczodniosławprostprzeciwnyskutek.
Czujęsięterazjeszczegorzej.
– Proszę pozwolić mi dokończyć – powiedziała stanowczym tonem. –
Mieszkam w Londynie już prawie dwa lata i widzę, że pochodzenie ma tu
wielki wpływ na ocenę człowieka. Nigdy nie będę w stanie tego
zaakceptować.
Patrzyłnaniąwmilczeniu.
– W Ameryce oceniamy człowieka po jego postępowaniu i na podstawie
jego osiągnięć, a nie po tym, kim był jego ojciec albo dziadek. Wartość
człowieka jest tutaj. – Postukała go w pierś nad sercem. – Liczy się to, do
czegosamwżyciudoszedł,kimjest,jakimacharakter.–Wykonałakolisty
ruch ręką. – Ten dom to wspaniały dar przekazywany w spadku kolejnym
pokoleniomznamienitejrodziny.Aletotylkobudynek.Tam,skądpochodzę,
większe wrażenie robi fakt, że ktoś zbudował własny dom. Człowiek sam
decydujeotym,jakbędzieoceniany–dokończyła,wstając.–Myślę,żepod
tymwzględemwypadapancałkiemdobrze.
–Całkiemdobrze?–powtórzyłjakecho.
– Chyba nie spodziewał się pan, że będę mu prawiła komplementy?
Gdybym to zrobiła, nosiłby pan głowę tak wysoko, że nie zmieściłby się
wdrzwiach.
Uśmiechnąłsięblado,coniezmierniepodniosłojąnaduchu.Wartotubyło
przyjść,bywywołaćtensłabyuśmiechnajegotwarzy.
Pochyliła się i pocałowała go w usta. Ten krótki pocałunek miał nieść
pocieszeniebezpobudzaniazmysłów.
– Proszę przemyśleć to, co powiedziałam. Nie wszystko, co angielskie,
musibyćnajlepsze.
Pozostałą część wieczoru Sarah spędziła z rodzicami w teatrze, lecz jej
myśliwciążkrążyływokółHartwicka.Zdałasobiesprawę,żebardzogolubi
iniemożezaznaćspokoju,widzącgonieszczęśliwym.Kiedyprzestawałgrać
rolęuwodzicielaipokazywałprawdziweoblicze,trudnobyłomusięoprzeć.
Wkońcunauczysiężyćzeświadomością,żelordBlackwoodniejestjego
ojcem.Wpewiensposóbżałowała,żestaniesiętobezjejudziału.
GdywdrodzezDruryLanedodomumijaliAlbany,przebiegławzrokiem
okna budynku, zastanawiając się, za którymi znajduje się jego apartament.
Ciekawe, czy po meczu bokserskim Hartwick wrócił do Lyonsdale House,
czy też szukał zapomnienia w ramionach kobiety? Na myśl o tej drugiej
możliwościjejżołądekskurczyłsięboleśnie.
Próbowała przestać myśleć o Hartwicku, zastanawiając się nad sposobem
znalezienia diamentu. Niedługo szantażysta przyśle do jej ojca list
zinformacją,gdziemazostawićcennykamień.
W gotowalni służąca pomogła jej przebrać się do snu. Potem Sarah udała
się do sypialni, zabierając książkę, która, jak sądziła, pomoże jej ukoić
skołatanenerwyiumożliwizaśnięcie.
–Copaniczyta?
Zwrażeniaupuściłaksiążkęnapodłogę.
Hartwick siedział na dywanie przed kominkiem. Miał na sobie to samo
czarne ubranie, w którym widziała go wcześniej. Sprawiał wrażenie
zmęczonego i zagubionego. Ucieszyła się, że przyszedł właśnie do niej,
jednakzarazpotemzdałasobiesprawę,żeniepowinnawiązaćztymżadnych
nadziei.Niebyłaimpisanawspólnaprzyszłość.
– To zbiór poezji Keatsa – odpowiedziała. Podniosła książkę z podłogi
ipołożyłanastolikuprzyłóżku.Postanowiłazachowywaćsiętak,jakbyjego
obecnośćwsypialniniebyłaniczymnadzwyczajnym.
Skubałwłóknadywanu.
–Chciałemsięztobązobaczyć.Muszęztobąporozmawiać.
Serce radośnie podskoczyło jej w piersi. Usiadła obok Hartwicka na
dywanie,skrzyżowałanogiistarannieokryłajespódnicąsukni.
Możnabyłoodnieśćwrażenie,żezapomniałojejobecności.Przezdłuższy
czaswmilczeniuwpatrywałsięwdywan.
–Lubiętenpokój–powiedziałwkońcu.–Pachnietobą…bzem.
–Jateżlubiętenpokój–powiedziała,przygryzającwargę.
–Myślałem,żemasztuwięcejpantofelków.–Rozejrzałsiędokoła.–Czy
tosątwojemeble?
– Wynajęliśmy ten dom z pełnym umeblowaniem. Ale kilka mniejszych
mebli należy do mnie. – Postanowiła wyrwać go z ponurych rozmyślań. –
MieszkaszwAlbany?Kupiłeśumeblowanemieszkanie?
–Nie,kupiłempusteiprzywiozłemswojemeble.
–Wtakimraziezapewneszybkopoczułeśsięwnimjakwdomu.Toduży
plus.
Wjegooczachczaiłsięsmutek.
– Chyba żadne miejsce, w którym mieszkałem, nie stało się dla mnie
prawdziwymdomem.–Wzruszyłramionami.
–Niepolubiłeśżadnego?
Pokręciłgłową.
–Rozumiem,żemaszzupełnieinnedoświadczenia?
–Lubięswojedomy.Najbardziejlubiłamdommojegodzieciństwa.
–Jakwyglądał?
–Wciążnależydomojejrodziny.ZnajdujesięwNowymJorku,niedaleko
NewmarketRacetrackwSalisbury.
–Kołotoruwyścigówkonnych?
– Czułam, że to cię zainteresuje – powiedziała i uśmiechnęła się. – Dom
jest mały, ale bardzo przytulny i wygodny. Kiedy byłam dzieckiem, ojciec
hodował konie rasy narragansett pacer. Dom otaczają pastwiska na lekko
pofałdowanym terenie. Kamienne mury odgradzają nasze ziemie od innych
posiadłości,asłońceświecitamznacznieczęściejniżtutaj.
–Narragansettpacer?
–Tak,tobardzoznanekoniewierzchowewmoimkraju.
–Maszmożebraci,którzyzajmująsięinteresamipodnieobecnośćojca?
TeraztoSarahwpatrzyłasięwdywan.
– Nie. Ojciec zatrudnia zarządcę majątku, który dba także o konie. Mój
jedynybrat,Alexander,służyłwmarynarcewojennejizginąłwczasiewojny.
–Serdecznieciwspółczuję.
Ich spojrzenia się spotkały. Żałowała, że nie może teraz powiedzieć
niczegopochlebnegooAlexandrze.
–Byłaśbardzozwiązanazbratem?
– Kiedyś – tak. Alexander był ode mnie o sześć lat starszy. Jako mała
dziewczynkachodziłamznimpopolach.Wymyślaliśmyróżnegryizabawy.
Nauczył mnie chodzić po drzewach, przeskakiwać przez płoty i jeździć
konno.
–Otoobrazidealnegobrata.
Kiedyśtakibył,pomyślała.
–Chciałbymmiećbrata.
–Żałuję,żeniemogęprzekazaćcimojego.
–Byłbytobardzouprzejmygest.
–Nietakuprzejmy,jakcisięwydaje.
–Wiem,jaktojeststracićkogoś,kogosiękochało–powiedział,zniżając
głosdoszeptu.–Mojamatkazmarła,kiedymiałemsiedemlat,babka–kiedy
miałem dziesięć. Doszedłem do wniosku, że miłość to szkodliwe
iniepotrzebneuczucie.Ludzie,naktórychnajbardziejcizależy,zbytszybko
cięopuszczają.
Zasmuciłyjątesłowa.
– Naprawdę uważasz, że można się odciąć od przeżywania pewnych
emocji?–zapytała.
–Tak.
–AleprzecieżLyonsdalejestcibardzobliski.
–Znamgoniemalodurodzenia.Julianjestwyjątkiem.Aty…wydajeszsię
pogodzonaześmierciąbrata.
Taksądziła,dopókinieotrzymałalistu.
– Było mi bardzo ciężko, kiedy otrzymaliśmy wiadomość o jego śmierci.
Czasamimusiałamsobiewbijaćdogłowy,żeodszedłnazawszeiniewróci
po długiej podróży. Nie miałam okazji, by się z nim pożegnać. Kiedy
widziałam go po raz ostatni, cieszył się doskonałym zdrowiem, uniósł mnie
i okręcił na do widzenia. Trudno jest pogodzić się z tym, że nie ma go już
w żadnym miejscu na świecie. – Pokręciła głową. – W dodatku nie było
nawet jego ciała i nie mogliśmy go pochować… – Głos jej się załamał na
wspomnienie bólu, jaki czuła, czytając list z tragiczną wiadomością.
Dowódca pisał, że Alexander poległ bohaterską śmiercią, broniąc
mieszkańców Baltimore. Po przeczytaniu pierwszych dwóch zdań matka
zaniosłasięszlochemiodłożyłalist.Sarahprzejęłago,byprzeczytaćresztę.
–Bardzomiprzykro–powiedział,ocierającłzęzjejpoliczka.
– Najbardziej cierpieli moi rodzice. Matka przez kilka miesięcy nie
wychodziłazpokoju.Myślałam,żejużnigdyniepojawisięwtowarzystwie.
Ojciec był wtedy senatorem i rzucił się w wir pracy. Mało spał i mało jadł.
Poważniezachorowałnaserceibaliśmysięojegożycie.
Ujął jej rękę w geście pocieszenia, a przecież Sarah powinna się teraz
zajmowaćjegoproblemem.
–Sprawiająwrażeniepogodzonychzlosem.
–Tak,wkońcudoszlidosiebie.Troskliwiezaopiekowałamsięojcemina
szczęście wrócił do zdrowia. Ma słabe serce, ale czuje się teraz dużo lepiej.
Mijał czas, wylaliśmy morze łez, odbyliśmy tysiące rozmów. W końcu
znalazłam coś, co pomogło rodzicom pogodzić się ze śmiercią Alexandra.
Uświadomiłam im, że jego śmierć ocaliła życie wielu mieszkańców
Baltimore. Że to było szlachetne poświęcenie z jego strony. I oni w to
uwierzyli,chwycilisiętegojakostatniejdeskiratunku.
–Aty?Wierzyszwto?
–Pogodziłamsięzjegośmiercią.
– Śmierć mojej matki nie była szlachetnym poświęceniem. Poszła na
spacer,spadłazeskałyiskazałaswojedzieckonaopiekępotwora.
Wsunęła palce w jego włosy. Serce jej się krajało na myśl o chłopcu
skazanymnażyciepodjednymdachemzlordemBlackwoodem.
–WielebnyThomasmówi,żebólpozwalanampoznaćnasząsiłę.
– Łatwo to mówić komuś, kto nie dorastał przy moim… przy
Blackwoodzie. Naprawdę Amerykanie nie oceniają człowieka po jego
pochodzeniu? – spytał. Nietrudno było się domyślić, dlaczego w tych
trudnychchwilachprzyszedłwłaśniedoniej.
–Patrzącnaciebie,niemyślęotwojejrodzinie.Wiem,kimjesteśimyślę
otym,conasspotkało.
–BrakujeciAmeryki?
–Tęskniędootwartychprzestrzeni.Miastasączasemklaustrofobiczne.
–NiezwiedzałaśdotądAnglii?
–Kilkarazybyłamnawsi.
– Powinnaś zwiedzić mój kraj dokładniej. Angielskie krajobrazy wiejskie
nie mają sobie równych. Na pewno ci się spodobają. Poproś Katrinę, by
kazałaotworzyćktórąśzichposiadłości.Będzieszmogłatamzniąpojechać.
– Próbujesz się mnie pozbyć? Chcesz, żebym znalazła się jak najdalej od
diamentu?
– Mam wrażenie, że nie myślałem o tym diamencie przez całe wieki. –
Westchnął. – Nie, nie chcę się ciebie pozbyć, wprost przeciwnie. Sam nie
wiem,dlaczegotaksiędzieje.
Zrobiło jej się cieplej na sercu. Mówił szczerze, a jego oczy nie kłamały.
Umiała wiele wyczytać z czyjegoś spojrzenia. Podczas gdy inne kobiety
omdlewały,rozmawiającokolorzeoczuHarta,Sarahzastanawiałasię,czego
możnasięznichdowiedzieć.
– Dlaczego chcesz zdobyć diament? – To pytanie dręczyło ją od chwili
spotkania w kościelnej wieży. Hartwick był bogaty. Z jakich powodów
potrzebowałSancy?Czyżbytakżebyłszantażowany,amożechciałdołączyć
diamentdoswoichzdobyczydlakaprysu?
–Odłóżmynadziśsprawędiamentu.Niemamochotynatematy,którenas
dzielą.
–Wtakimrazieczymogłabymcijakośpomócwinnejsprawie?
– Wystarczy mi twoja obecność. Dzięki tobie jestem teraz znacznie
spokojniejszy. Myślę jednak, że już nigdy nie będę czuł się sobą. Trudno to
wyrazićsłowami.
–Towszystkospadłonaciebietaknagle…Zczasemzrozumiesz,żejesteś
tymsamymczłowiekiem,którymbyłeśwczoraj.Przepraszam,żetopowiem,
ale jesteś teraz równie irytujący, jak wcześniej. Myślę, że to nie z powodu
twoichprzodków.
Uśmiechnął się nieznacznie, a potem powoli uniósł ich złączone dłonie
iucałowałjejnadgarstek.
–Wtympokojupomyślałem,żezaczynaszmnielubić.
–Skądtamyśl?
– Bo lubisz się ze mną całować. – Delikatnie przyciągnął ją do siebie
i pocałował w usta. Z każdym oddechem stawali się sobie bliżsi. W końcu
znalazła się na dywanie, a Hart – nad nią. Jej peniuar się rozchylił i czuła
lekkiuciskguzikówjegoubrania.Kiedyzacząłsięoniąocierać,dostroiłasię
dojegorytmu.Pojawiłosiędobrzejużjejznanerozkosznemrowienie.Miała
wrażenie,żejestterazdlaniegonajważniejszanaświecie.
Niespodziewanieprzerwałpocałunek,przewróciłsięnaplecyinakryłoczy
ręką.
–Wybaczmi.Wiesz,nacomamochotę.
–Chybawiem…
Uniósłsięnałokciuispojrzałnajejpełnewargi.
– Nie wierzę w instytucję małżeństwa. To nie dla mnie. Chcę, żebyś
wiedziała, że jeśli będziemy robić to dalej, niezwykle ciężko będzie mi
przestać. Pragnę, byśmy stali się jednością, zespolili się tak ściśle, że żadne
znasniebędziewiedziało,ktojestkim.
Był z nią szczery. Nie chciał tak po prostu się z nią przespać, a potem ją
zostawić z nadzieją, że ten akt doprowadzi do stałego związku. Honor nie
pozwalał mu wiązać się węzłem małżeńskim, skoro wiedział, że nie będzie
potrafiłdochowaćwierności.Niemogłagozatowinić.
Pragnąłjej,aonajego.CzykiedykolwiekudajejsięznaleźćAmerykanina,
który pobudzi jej emocje do tego stopnia? Zresztą chodziło nie tylko
o fizyczną fascynację. Stał się jej bliski jak przyjaciel. Może teraz miała tę
jedną,jedynąszansę,byzaznaćprawdziwejrozkoszy?
Pochyliłasięnadnimtak,żeichustaniemalsięzetknęły.
–Nieoczekuję,żesięzemnąożenisz,alezarazemniechcę,żebyśprzestał.
Otworzył usta, lecz szybko przylgnęła do nich wargami. Zamruczał
namiętnie,aonausiadłananimokrakiemizdjęłapeniuar.
Przewędrowałdłońmikuszczytowijejud,unosząckoszulęnocną.
–Marzyłemotakiejchwili…
– Chcę wiedzieć, co czujesz. – Zdjęła mu fular i odrzuciła na dywan,
a potem obwiodła jego szyję palcem i językiem, rozkoszując się jej ciepłem
isłonawymsmakiem.
–Pozwólmizdjąć…
Wstał, powoli rozpiął surdut i kamizelkę. Uklękła, kiedy zaczął wyciągać
koszulę ze spodni. Czy specjalnie robił to z tak nieznośną powolnością?
Czyżbynierozumiał,żepragniegozobaczyćjaknajszybciej?Kiedywkońcu
zdjął koszulę przez głowę, z wrażenia zaschło jej w ustach i głośno
zaczerpnęłatchu.Hartstałterazrozebranydopołowy.
Wstała i postąpiła o krok. Nieśmiało dotknęła jego ramion, a potem
przeniosła dłonie na muskularny tors, pokryty ciemnym, sprężystym
owłosieniem, i na płaski brzuch. Wolno przesunęła palce ku ciemnym
włosomwidocznymnadspodniami.
Chciałaujrzećgocałego.Czyprzypominałposąginagichmężczyzn,które
widywała w muzeach? Bezwiednie odciągnęła pasek spodni. Na wargach
Hartazaigrałdiabelskiuśmieszek.Uniósłbrwiipołożyłręcenabiodrach.
Jegospodniebyłyzapiętenasześćguziczków.Czymogłapozwolićsobie
na wielką zuchwałość i jen rozpiąć? Powinna się wstydzić swej śmiałości,
jednakHartbyłwyraźniezadowolony,żeprzejęłainicjatywę.
Przygryzła wargę i zaczęła rozpinać guziki jeden po drugim. To, co
w końcu ujrzała, było dużo większe niż u posągów w muzeach. W dodatku
wydawałosiężyćwłasnymżyciem.
Zaśmiałsięcicho.
-Wybacz mi. Nic na to nie mogę poradzić. Możesz mi wierzyć, potrafię
tym dokonywać prawdziwych cudów. Chętnie ci to udowodnię, ale dzisiaj
poznaszjedynieczęśćmoichumiejętności.Możeszmnietamdotknąć.
Pogłaskała aksamitną skórę członka, zauważając kropelkę wilgoci na
czubku. Skoro Hartowi podobało się, że była mokra z jego powodu, ten
widok powinien ją chyba cieszyć. Przełknął z trudem i zacisnął jej rękę na
swej męskości, a potem dał jej do zrozumienia, by zaczęła przesuwać palce
wgóręiwdół.
–Połóżmysię–wychrypiał.
Spełniłajegoprośbę,kładącsięnaczerwono-złocistymdywaniewpobliżu
kominka, w którym buzował ogień. Hart przyglądał się jej z wyraźnym
upodobaniem. Podszedł do niej jak drapieżnik osaczający swą ofiarę,
przyklęknął, podciągnął jej koszulę aż po szyję, a potem złączyli się
wdługim,namiętnympocałunku.
Wpewnejchwiliuniósłgłowę.
– Jeśli zrobię coś, co ci się nie spodoba, natychmiast mi o tym powiedz,
aprzestanę.–Wjegooczachpojawiłysięfiglarneiskierki.–Jeślijednakcoś
będziecisiębardzopodobało,toteżmiotympowiedz.
Starałasięzrozumieć,ocomuchodzi.Niebyłotołatwe,boznówzaczęli
się całować i nie była w stanie myśleć. Traktował ją tak, jakby była jego
najdroższymskarbeminiemógłsięniąnacieszyć.Kiedywsunąłwniąpalec,
jęknęłacichutko.
–Hart–wydyszała.
Gdybyprzestałjąpieścić,krzyknęłabyzrozpaczy.To,cozniąwyczyniał,
byłocudowne.Zręcznymiruchamiprowadziłjąkukrawędzirozkoszy.
Wpewnejchwilijegooddechstałsięurywany,chrapliwy.
–Pragnęcię.Teraz–wyszeptałjejdoucha.
Onatakżegopragnęła.Zdjęłakoszulęprzezgłowęirzuciłanapodłogę.
–Niemaszpojęcia,jaknamniedziałasz–zamruczał,patrzącnajejtwarz.
–Wiem,jaktozrobić,żebyśniebyłabrzemienna.
Kiwnęłagłową,okazującmuzaufanie.Wsunąłdłoniewjejwłosyiwnią
wszedł. Wygięła ciało w łuk, a on się cofnął i powtórzył pchnięcie. Za
pierwszym razem poczuła lekkie ukłucie, lecz kiedy zaczął się w niej
rytmicznieporuszać,bólminął.
–Cudowniejestmiećcięwsobie–wyszeptała.
Uśmiechnąłsięiobróciłsiętak,żeznalazłasięnanim.
–Dosiądźmnie–poprosił.
Widząc jej zakłopotanie, pomógł jej przyjąć odpowiednią pozycję. Nie
wiedziałanawet,jakgłębokoijakszybkosięwniejznalazł.Mogłaterazgo
ujeżdżać,ajednocześniecałowaćjegoszyjęiwodzićjęzykiempoobojczyku.
Podobałojejsię,żemożepatrzećnajegozaczerwienionązemocjitwarz.
–Mamtorobićszybciej?–spytała,ajejruchyprzybrałynasile.
–Rób,cochcesz–powiedziałprzezzaciśniętezęby.
Do diabła! Co ona wyczyniała? Hart wiedział, że Sarah jest dziewicą.
Skrzywiłasię,kiedyporazpierwszywniąwszedł,ajednakmiałazręczność
kurtyzany i obejmowała go sobą tak mocno, że nie był pewien, czy uda mu
sięwporęsięzniejwysunąć.
Oparładłonieojegotorsiodrzuciłagłowędotyłu.Długiekędzioryopadły
kaskadą na jej ramiona. Działała instynktownie, niczego nie udając. Nigdy
dotąd nie wydawała mu się tak piękna. Dzięki niej doświadczał nieznanych
rozkoszy,czułsięcudownieżywy.
Była gorąca i wilgotna. Po raz pierwszy zdecydował się nie korzystać
zkondomu,bynicichnierozdzielało.
Przerażała go ta nagląca potrzeba znajdowania się jak najbliżej niej
i pragnął przedłużać rozkoszne chwile w nieskończoność. Nie chciał jednak
miećbękarta,zwłaszczapotym,czegosięodowiedziałosobie,imusiałjak
najszybciej się z niej wysunąć. Niepotrzebnie zachęcał ją do przybrania
pozycjinajeźdźca.Musiałjaknajszybciejobrócićjąnaplecy.
Chciała powrócić do poprzedniej pozycji, lecz jej nie pozwolił, a jego
pchnięciaprzybrałynasile.
Pochwilipoczuł,jakSarahdrżyimocnowpijapalcewjegoplecy.
–Hart…
Odczekałchwilę,apotembłyskawiczniezniejwyszedłiwylałnasieniena
jejbrzuch.
Sercewaliłomuwpiersiachjakmłot,ztrudemłapałoddech.Szybkootarł
jej brzuch fularem, a potem położył się obok niej na dywanie. W pokoju
słychaćbyłoichgłośneoddechyitrzaskaniedrewwkominku.
SekszSarahForresterbyłnajlepszywjegożyciu.Nigdygoniezapomni.
Wpatrywałasięwsufit,trzymającrękęnasercu.
–Czytozawszetakwygląda?
–Nie,tonigdytakniewygląda.
Posmutniała.
–Powiedziałemtakdlatego,żetobyłowspaniałe.Cudowne.
–Och.–Przygryzławargę.–Awięcniewyszłoźle?
–Cozaniedopowiedzenie!
Oparłagłowęojegopierśispojrzałamuwoczy.
–Żałujesz,żetozrobiliśmy?
– Nie żałuję ani jednej chwili. A ty? Żałujesz? – Tego wieczoru czuł się
samotny i zagubiony. Chciał wrócić do Juliana. Przyjaciel już tyle razy mu
pomagał w trudnych chwilach. Mógł też pójść do White’a i szukać
zapomnienia w kartach. Jednak leżąc w wannie po bokserskiej walce
stoczonejzJulianem,uzmysłowiłsobie,żejedynąosobą,któramożedaćmu
ukojenie, jest Sarah. Ta prostolinijna Amerykanka z pewnością nie będzie
surowogoosądzać.Potrzebowałjejzapewnień,żeokolicznościjegonarodzin
nie mają wpływu na to, kim jest. Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że jej
słowapłynąprostozserca.
Nie powinien tak bardzo się od niej uzależniać. W ogóle nie powinien
zawracać sobie nią głowy. A jednak musiał się z nią zobaczyć, i to jak
najprędzej. Chciał jeszcze raz usłyszeć słowa, które wypowiedziała po
południuwgabinecieJuliana.
Iotoleżałobokniejnadywanie,cieszącsięchwilą.Wiedziałprzecież,że
niepowinienjużwięcejzwracaćsiędoniejzprośbąopomocanitrzymaćjej
wramionach.Namyślotym,żeSarahmożeżałowaćtego,cozaszło,krajało
mu się serce. Pozbawił ją dziewictwa. Nigdy nie miał do czynienia
zniewinnąkobietą.Zdającsobiesprawę,żepostąpiłźle,gdybymógłcofnąć
czas,zrobiłbytosamo.Chciałbyćjejpierwszymmężczyzną.
–Żałujesztego,cosięstało,Saro?
Pokręciłagłowąiodrazuzrobiłomusięlżejnaduszy.
– Nie żałuję. Ale chciałabym to zrobić znowu… z tobą. Tymczasem nie
możemytegorobićiniepowinniśmy.Tobyłobyniewłaściwe.
Był rad, że przedstawiła swoje stanowisko. Nie chciałby czuć się
odpowiedzialny za to, że Sarah stanie się rozpustnicą zaliczającą łóżka
kolejnychlondyńskichdandysówprzedpowrotemdoAmeryki.Botakabyła
prawda.Sarahwkrótcewyjedzieirozdzieliichocean.
Powoli wracał do rzeczywistości. Doszedł do wniosku, że należy jak
najszybciejzakończyćtęznajomość.
Delikatnienawinąłpukieljejwłosównapalec.
– Przyznaję ci rację. Nie powinniśmy więcej tego robić, mimo że oboje
bardzo tego chcemy. W końcu zostalibyśmy przyłapani, nawet gdybyśmy
zachowywali jak największą ostrożność. A poza tym pewnego razu nie
zdążyłbym się z ciebie wycofać w porę. Albo bym tego nie zrobił,
zciekawości,jaksiębędęczuł,pozostającwtobiedokońca.
–Zawszejesteśtakiszczeryigadatliwywłóżku?
– Szczery – tak. Co do reszty – nie. Lubię rozmawiać z tobą. Nie wiem,
z jakiego powodu przychodzi mi to tak łatwo. Odkąd cię poznałem, często
wydawałaśmisięirytująca.
Lekkopacnęłagowramię.
–Nieprawda.Tojauznałam,żejesteśirytujący.Tyitwojewłosy.
–Acozłegojestwmoichwłosach?
–Spójrznasiebie.Ciągleopadającinaoczyimusiszpotrząsaćgłową.To
chybajestmęczące?Dlaczegokażeszsięstrzyctak,żepotemgorzejwidzisz?
–Botakmisiępodoba.
–Toirytujące.
Pocałowałkosmykjejwłosówipopatrzyłjejwoczy.
–Jesteśczułaisłodkawłóżku.Mówiszcudownerzeczy.
Ztrudempowstrzymywałaśmiech.
–Nieleżymywłóżku.
Podłożyłrękępodgłowęipopatrzyłnaubraniaporozrzucanepopodłodze,
nadywaninakominek,doktóregonależałodorzucićdrew.
–Tymrazemcitowybaczam,kochanie.Alenastępnymrazemzrobimyto
nałóżku.
Słowawyrwałymusięzust,zanimzdołałsiępowstrzymać.Niepowinien
nawet myśleć, że znów się będą kochali. Nie powinien był pozbawiać jej
dziewictwa, skoro nie miał zamiaru się z nią ożenić. Tak podpowiadał mu
rozum.Ajednakniekłamał,kiedymówił,żeniczegonieżałuje.
Sarahprzygryzławargę.
–Łóżkostoitam.
Ruchem głowy wskazała wygodne łoże z baldachimem. Powinien już iść.
Im dłużej przebywał w pokoju Sarah, tym większa była możliwość, że ktoś
ichnakryje.Byłakusząca,leczniemógłnarazićjejreputacjinaszwank.
–Skoroobojejesteśmyzgodnicodotego,żetobyłnaszostatniraz…
Uśmiechnęłasię.
–Drzwisązamkniętenaklucz?–Uniósłbrwi.
– Zaczęłam je zamykać, odkąd pewien dżentelmen nabrał zwyczaju
zakradaniasiędomojejsypialni.
–Atoniegodziwiec!Cozamierzaszznimzrobić?
Przykucnęłaiwyciągnęłakuniemurękę.
–Mamparępomysłów…
ROZDZIAŁCZTERNASTY
Sarahczułaból,awinęzatoponosiłHart.
–Niemusimysiękłaść–powiedział.–Możeszpoprostupochylićsięnad
łóżkiem.
Minionej nocy kochali się dwa razy, a teraz, stojąc w salonie Everillów,
musiała udawać, że jest w doskonałej formie. Miała nadzieję, że Hart
przynajmniej czuje wyrzuty sumienia. Na szczęście Everillowie urządzali
tegodniajedyniewieczorekmuzycznyinieprzewidzianotańców.
Nieustannie powracała myślami do godzin spędzonych z Hartwickiem.
Traktował ją nad podziw delikatnie, ani razu nie skarcił jej za zbytnią
ciekawość.Anirazuniezawstydziłasięreakcjiwłasnegociała.Byłkochany,
cudowny. Nigdy już nie spotka tak wspaniałego mężczyzny. Kiedy wyjdzie
zamąż,oilewogólekogośpoślubi,będzieudawała,żejestdziewicą.Trudno
jednak będzie uniknąć porównań nocy poślubnej do nocy spędzonej
wramionachHartwicka.
Stłumiła westchnienie i rozejrzała się po salonie. Niezliczone świece
wkryształowymżyrandolunadawałyblaskuklejnotomzdobiącymotaczające
ją damy. Stała nieopodal drzwi wraz ze swą przyjaciółką Olivią, księżną
Winterbourne, i jej siostrą Victorią. Wszyscy obecni czekali na zaproszenie
dosalikoncertowej.
Omawiały właśnie najnowszą premierę w teatrze przy Drury Lane, kiedy
Sarahwyczuła,żedopokojuwchodziHart.ZerknąwszyzzaramieniaOlivii,
zobaczyła,żezmierzakugrupcedżentelmenów,wśródktórychznajdowałsię
mążOlivii.Nicniemówiłotym,żeprzyjdzienawieczorek,aonatakżenie
napomknęłaoswoimzaproszeniu.Czybędziepotrafiłazachowywaćsiętak,
jakbynicsięniestało?
Victoriadotknęłajejramieniaiwskazałagrupkę,wktórejstałHart.
–JesteśzdziwionaobecnościąlordaHartwicka?
O, Boże! Więc jej zainteresowanie było aż tak widoczne? Jak będzie
wyglądałjejdalszypobytwLondynie,jeśliwszyscydokołazorientująsię,że
Hartwickniejestjejobojętny?
–Niewiedziałam,żetakdobrzeznapaństwaEverillów.
Tymrazemudałojejsięwybrnąćzsytuacji.
– Przypuszczam, że to siostrzenica Everillów nalegała, by został
zaproszony.Zauważyłam,żebardzosięnimzainteresowałapośmiercimęża.
Ktośpowinienjejuświadomić,żeHartwickuwodzitylkomężatki.
Sarah zmusiła się do uśmiechu. Na szczęście w chwilę potem Olivia
powróciładoomawianiaprzedstawieniawteatrzeprzyDruryLane.
Widziała, jak Hart rozgląda się po sali. Gdy ich spojrzenia się spotkały,
uśmiechnąłsięporozumiewawczo,cobardzopodniosłojąnaduchu.
Książę Winterbourne powiedział coś do Harta, odwracając jego uwagę.
Jednak gdy książę i jego brat, lord Andrew Pearce, powrócili do przerwanej
rozmowy, Hart znów popatrzył w stronę Sarah. Tym razem otaksował ją
spojrzeniemodstópdogłów.
Victoria przeprosiła przyjaciółki i podeszła do grupki znajomych. Sarah
i Olivia zostały same, lecz, ku ich zaskoczeniu, po chwili dołączyli do nich
mążOliviiiHart.
Wcześniej Sarah zaledwie kilka razy rozmawiała z księciem. Wywarł na
niej doskonałe wrażenie, jednak czuła się onieśmielona w jego obecności.
Byćmożesprawiałtojegoimponującywzrostizwalistasylwetkamożefakt,
że rzadko się odzywał. Niedawno pogodził się z żoną, a Sarah bardzo
polubiłaOlivię.
–Dobrywieczór,pannoForrester–zwróciłsiędoSarah.–Mamnadzieję,
żeupaniwszystkowporządku,arodzicemiewająsiędobrze.
Dygnęła.
– Tak, dziękuję. – Posłała uprzejmy uśmiech Hartowi i lekko skinęła
głową.Powinnazachowywaćsiętak,jakbynicsięniestało.
Książęzwróciłsiędożony,umożliwiającSarahpodziwianieszlachetnego
profilu. Książę miał starannie ostrzyżone włosy i był ubrany w doskonale
skrojonyczarnyfrakijasnoniebieskąjedwabnąkamizelkę.
– Chciałbym, żeby panie pomogły nam w rozwikłaniu zagadki, nad którą
głowimysięzHartwickiem.Zawarliśmynawetzakład–zwróciłsięksiążędo
Olivii. – Hartwick uważa, że portret księcia regenta pędzla Thomasa
Lawrence’a w sali Waterloo w Windsorze przedstawia księcia na koniu.
Powiedziałem mu, że się myli. Czy możecie z łaski swojej uświadomić mu,
żeniemaracji?
Oliviaszerokootworzyłaoczy.
–Iztegopowoduzawarliściezakład?
– Założyliśmy się o czterdzieści gwinei. To był jego pomysł – odrzekł
spokojnymtonemksiążę,niewidzącniczłegowzawarciuzakładuotakmało
istotnyszczegół.
Oliviawestchnęła.
–Przykromi,Hartwick,alenaportrecieniemakonia.Odrazudodam,że
niematamteżżadnegoinnegozwierzęcia,nawypadek,gdybyprzyszłowam
dogłowyzałożyćsięnaprzykładoto,czyjesttampies.
–Jesteśpewna?
SarahusłyszałagłosHartaporazpierwszy,odkądpowiedziałjejdobranoc
iwyszedłprzezbalkon.Jejsercenachwilęzgubiłorytm.
–Najzupełniej–odpowiedziałaOlivia.
–Wtakimraziedziwięsię,żetenportretwisiwsaliupamiętniającejbitwę
podWaterlooinaszezwycięstwo.
– Przecież książę regent nie brał udziału w bitwie – rzekł Winterbourne
lekkopoirytowanymtonem.
Hartspojrzałnaprzyjaciela.
–Idęozakład,żenajednymzobrazówksiążęjestprzedstawionynakoniu.
Winterbournepokręciłgłowąiotarłczoło.
–Niezakładamsięjuż.
–Tytopotrafiszzepsućzabawę.Tonaprawdęcud,żetakdługojesteśmy
przyjaciółmi.
– Próbowałem się ciebie pozbyć, ale nie skorzystałeś z okazji. – Oczy
księciabłysnęływesoło,cozaskoczyłoSarah.Nigdybynieprzypuszczała,że
książęjestobdarzonypoczuciemhumoru.
– Tak… Powinienem był wtedy wyjechać z Londynu, zamieszkać na wsi
i miałbyś kłopot z głowy. Miasto wydaje się czasami klaustrofobiczne,
nieprawdaż,pannoForrester?
Przytoczył jej słowa wypowiedziane minionej nocy. Co on wyprawia?
Czuła,żenajejszyjęwpełzaognistyrumieniec.
Odchrząknęła.
– Odnoszę takie samo wrażenie, milordzie. Lubię miasta, ale najlepiej
czujęsięnawsi,naświeżympowietrzu.
–Podczasprzejażdżkikonnej–dodałHart.–Wmieścieniemazbytwielu
okazjidojazdy.
– Myślę, że jeśli tylko ma się ochotę, znajdą się odpowiednie miejsca –
powiedziałksiążębardziejdożonyniżdoHarta.
Oliviazakrztusiłasięwinem.
–Umiepanijeździćkonno,pannoForrester?–spytałHart.
Zajmowałasięujeżdżaniemwnocy,itoażdwarazy.
–Tak.
–Podobasiępanijazda?
–Nawetbardzo.
Uśmiechnąłsię.
–Całkowiciesięzpaniązgadzam.Niematojakjazda,poktórejsercebije
szybciej.Wolipanigalopczycwał?
Przecież ustalili, że pozwolili sobie na tak śmiałe poczynania po raz
pierwszyizarazemostatni.NiepowinnabyłaflirtowaćzHartem,jednaknie
potrafiłaoprzećsiępokusie.
–Lubięrozmaitość.Jeśliktośtylkogalopujealbotylkocwałuje,ogranicza
sobiegamędoznań.
–Podpisujęsiępodpanisłowami.
Cozałajdak!Czułamrowieniewdolebrzuchairobiłojejsięgorąco.
– Nie wiedziałam, że lubisz wieś – powiedziała Olivia. – Przyjechałaś tu
zWaszyngtonu,więcmyślałam,żewoliszmieszkaćwmieście.
–Bardzolubięmiasta,alebrakujemiotwartychprzestrzeni.
– Wypoczynek na łonie natury ma swoje plusy. – Winterbourne skinął
głową.–Wmieścieniemożnapływać.
–Toprawda–powiedziałaOlivia.–Kąpielwrzececzyjeziorzewspaniale
orzeźwia.
Sarah umiała pływać, lecz była zdziwiona, że kobieta o statusie Olivii
równieżtopotrafi.
–Odwyjazdunawieśpowstrzymujemniejedynieto,żepodróżpowozem
trwatakdługoijestbardzomęczącainudna–rzekłaSarah,przypomniawszy
sobieniekończącąsiędrogędorodowejsiedzibyLyonsdale’ów.
–Ależwcaleniejestnudna–powiedzielijednocześnieOliviaiksiążę,po
czymszybkoodwróciliwzrok.
Hart skorzystał z okazji, by popatrzeć na Sarah. Rozpłomieniony wzrok
mówił jej, że Hart również ma kłopoty z odegnaniem myśli o wczorajszej
nocy.
– Cóż, nie będziemy już dłużej paniom przeszkadzać w rozmowie –
powiedziałHart.–Dziękuję,żerozstrzygnęłapaninaszewątpliwości,Wasza
Miłość.
– Hartwick ma rację. Zostawiamy panie. Panno Forrester, było mi
niezmiernie miło z panią porozmawiać. – Winterbourne skłonił głowę. –
Olivio.
Przyjaciółkauśmiechnęłasięiodprowadziłamężawzrokiem.
–Mężczyźnitodziwnestworzenia.
SarahpodzielałazdanieOlivii.CzyHartcelowojąprowokowałichciał,by
się zaczerwieniła? Nie powinna myśleć o wydarzeniach minionej nocy, nie
tutaj,nieteraz.
Zbliżałasięporakoncertu.PodeszłydonichmatkaSarahiksiężnawdowa.
MatkaprzyjrzałasięSarah,wyraźniezaniepokojona.
–Maszdziwnerumieńce.
Och!StanowczopowinnaunikaćHarta.
–Botujestciepło.
–Przezcałydzieńniejesteśsobą.Mamnadzieję,żeniezłapałaśjakiegoś
choróbska.
–Nicminiejest.Poprostuwtejsalijestbardzociepło.
– Może powinnaś wyjść na taras, zaczerpnąć tchu – zaproponowała
wdowa.
–Pójdęztobą–zaoferowałasięmatka,postępującokrok.
– Niech idzie sama – rzekła wdowa. – Zajmiemy dla ciebie miejsce
wtylnymrzędzie,takżeniktniezauważy,kiedywrócisz.
– Proponuje pani, żebyśmy usiadły z tyłu, bo wie, że zaśnie podczas
koncertu i nie chce, żeby ktoś to zauważył – powiedziała matka Sarah
iuśmiechnęłasię.
– To prawda, ale nie musimy o tym informować wszystkich zebranych.
Panno Forrester, proszę skorzystać z chwili spokoju i odetchnąć świeżym
powietrzem.
Sarahobawiałasię,żejeśliprzejdzieobokHarta,wszyscysiędomyślą,co
działo się między nimi w nocy. Wyszła z salonu akurat w chwili, gdy
proszonogościdosalikoncertowej.
Salabalowasąsiadowałazsalonem,niemusiaławięcprzeciskaćsięprzez
tłum, by się tam znaleźć. Ogromne pomieszczenie było puste i jej kroki
rozchodziły się echem, gdy szła ku drzwiom balkonu. W pewnej chwili
usłyszałazasobąodgłosciężkichkroków.Obróciwszysię,wniebieskawym
blaskuksiężycaujrzałazmierzającegowjejstronęlordaBlackwooda.
–PannoForrester,niewiedziałem,żelubipanipustesalebalowe.Gdybym
wiedział, że tu się pani schowała, dołączyłbym do pani wcześniej. –
Uśmiechnąłsięuprzejmie.
–Weszłamtuzaledwieprzedchwilą.Myślę,żedobrzepanotymwie.
Niewidziałagotegowieczoruimiałanadzieję,żenieprzyjdzienakoncert.
Wiedziała, że Hart odwiedził go w domu, dowiedziawszy się, że nawiązał
zniąrozmowęwparku.SłowaHartasprawiły,żeBlackwoodzdecydowałsię
wyznaćprawdę.SarahwidziałapotemrozpaczHartwickainiemiałaochoty
nauprzejmąrozmowęzlordem.
– Przejrzała mnie pani na wylot – odparł, poprawiając mankiet. –
Przyznaję,żeprzyszedłemtuzapanią.Jestpanipiękna…Przyćmiewaswym
blaskiemwszystkieinnekobietyobecnenasali.
Jegouwaginatematjejwygląduzaczynałyjąmęczyć.
– Nie daję się nabrać na fałszywe komplementy, milordzie. A pan nie
powiniennarzucaćdamieswojegotowarzystwa,kiedyjestsama.
Kącikijegowarguniosłysięwchytrymuśmieszku.
– Podziwiam pani bezpośredniość. Mam wielką ochotę poskromić pani
temperament.
– A więc podziwia pan czy ma ochotę poskromić? Co pozwala panu
myśleć,żechcęsięzmienić?–Wyzywającouniosłapodbródek.
Postąpiłokrok.Sarahnieporuszyłasię,niechcąc,bypomyślał,żesięboi.
Czuła,jakpojejplecachciekniezimnastrużkapotu.
– Zapewniam panią – rzekł, nieznośnie przeciągając słowa – że można
znaleźćprzyjemnośćwzadawaniubólu.
Odpoczątkugadałbzdury,adotegonieznosiłajegoobleśnegouśmieszku,
a jednak w tym momencie przeraziła się nie na żarty. Górował nad nią
wzrostem i miała wrażenie, że przestrzeń wokół nich błyskawicznie się
kurczy. Nie powinna była wchodzić do pustej sali balowej. Ktoś w każdej
chwilimógłtuterazzajrzećidojśćdooczywistegowniosku.
– Proszę mi wybaczyć, milordzie, ale powinnam wrócić do moich
rodzicówiudaćsięnakoncert.–Próbowałagowyminąć,leczchwyciłjąza
ramię.
Popatrzyłanajegodłoń.
–Proszęmniepuścić.
–Jestpanibardzokusząca.Czyktośjużtopanipowiedział?
Zmrużyłaoczy.
–Jeszczerazpanaproszęozabranieręki.
Zbliżyłsiędoniejtak,żepoczułajegogorącyoddechnapoliczku.Drugą
rękąchwyciłjąztyłuzaszyjęimocnoprzycisnąłwargidojejust.Niemiała
szans na ucieczkę. W porę przypomniała sobie, czego przed laty nauczył ją
Alexander.Uniosłakolanoizcałejsiłyuderzyłanapastnikawkrocze.
Odskoczyłizwolniłuścisk.
–Tydziwko!–wychrypiał.
– Musiałam cię powstrzymać. Już wiesz, co cię czeka, jeśli jeszcze raz
strzeli ci do głowy, żeby mnie dotknąć. – To powiedziawszy, puściła się
pędemdodrzwi.
Ledwie znalazła się na zewnątrz, Hart wpadł jak burza do sali balowej
i rzucił się na zaskoczonego Blackwooda. Już po pierwszym ciosie
wymierzonymwszczękę,Blackwoodpadłnaparkiet.
– Ostrzegałem, żebyś trzymał się od niej z daleka! – wykrzyknął Hart,
wymierzającdrugicios.
Blackwood wydawał się przytomnieć, gdy otrzymał trzeci cios. Starał się
odepchnąć Harta, lecz ten siedział mu okrakiem na kolanach. Usiłował
uderzyć go w twarz, lecz cios został zablokowany, a zaraz potem Hart
wykonał kolejny, po czym zaczął okładać Blackwooda pięściami
w zapamiętaniu, sam zręcznie unikając ciosów. W końcu chwycił go za
gardłoimocnościsnął.
Blackwoodowi oczy wyszły na wierzch. Szarpał się, z trudem łapiąc
oddech. Hart mógł go teraz zabić, wystarczyło tylko mocniej ścisnąć szyję.
Oddzieciństwamarzyłotejchwili.
Człowiekaoceniasiępojegopostępowaniuinapodstawiejegoosiągnięć,
aniepotym,kimbyłjegoojciec.Liczysięto,doczegosamwżyciudoszedł,
kimjest,jakimacharakter.
Słowa Sarah rozeszły się nagle echem w jego głowie. Mógł teraz zabić
niegodziwca,aleniebyłdotegozdolny.
Zwolniłuściskiwstał.KopnąłnogiBlackwooda.
– Nie wyrządzę ci krzywdy, bo jestem lepszym człowiekiem niż ty –
powiedział dobitnie. – Ostatni raz cię ostrzegam. Masz trzymać się z daleka
odpannyForrester.–Zacisnąłdłoniewpięści.
Blackwood powoli wstał i otarł rozciętą wargę. W jego nabiegłych krwią
oczachkryłasięnienawiść.
–Nieobchodzimnie,czegosobieżyczysz.Nigdymnietonieobchodziło.
Przez wiele lat żyli z dala od siebie. Dlaczego Blackwood wciąż był
owładniętyobsesją,bymuszkodzić?NagleHartwszystkozrozumiał.
– Nieprawda. To, czego sobie życzę, ma dla ciebie wielkie znaczenie, bo
zawszestarałeśsięmiprzeszkodzić.Niszczyłeśwszystko,cobyłomidrogie.
Tojesttwojasłabość–rzekłpogardliwymtonem.–Wczorajzastanawiałem
się, czemu nie odprawiłeś mojej matki, tak jak uczyniliby to równi tobie
stanemwpodobnejsytuacji.Niemogłempojąć,dlaczegonieodesłałeśjejna
kontynent, by tam urodziła i nie oddałeś mnie na wychowanie jakiejś
rodzinie.DevonshirepostąpiłtakzGeorgianą.Dlaczegonieposzedłeśwjego
ślady?
Uniósłpodbródek.
– Teraz już wiem. Wstydzisz się, że żyję, bo przypomina ci to o tym, że
mojamatkaniechciałaprzymknąćokanatwojełajdactwa.Niezałamałasię,
mimo że traktowałeś ją haniebnie. Spodobała się jakiemuś mężczyźnie.
Sięgnąłpoto,cobyłotwoje,atynawetnieznaszjegoimienia.Gdybyśskazał
ją na wygnanie, powstałyby plotki i w końcu wszyscy domyśliliby się
prawdy.Atyjesteśnatozbytdumny.Niezniósłbyśtakiegoupokorzenia.Bo
przyprawieniecirogówbyłodlaciebiewielkimupokorzeniem,nieprawdaż?
Blackwooddyszałjaksmokzionącyogniem,leczHartnieczułstrachu
– Ale co najgorsze, tym mężczyzną, który posiadł twoją żonę, może być
każdy. Ty nie znasz prawdy, ale wiesz, że ktoś ją zna, dobija cię myśl, że
śmiejesięzciebiezatwoimiplecami.
–Niechcisięniewydaje,żemnierozgryzłeś.
–Niestety,znamcięażzadobrze.Mieszkałemztobą.Obserwowałemcię.
Wiem, co robiłeś, żeby mnie zniszczyć i choć na chwilę poczuć się lepiej.
TrzymajsięodemniezdalekainieśmiejzbliżyćsiędopannyForrester,jej
rodziny ani moich przyjaciół. Jeśli to zrobisz, publicznie ogłoszę, że jestem
bękartem.Tenfaktniemajużdlamniewiększegoznaczenia.Itakniecieszę
sięnieskazitelnąreputacją,zatochętniecałkowiciesięodciebieodseparuję.
Wolębyćznanyjakobękartniżjakotwójsyn.
Przezdłuższąchwilępatrzylinasiebiewmilczeniu,ciężkodysząc.
–Skończyłemztobą–rzekłwkońcuBlackwood.
– Najwyższy czas! W przyszłości sprzedam twoje rodzinne posiadłości
alboprzegramjewkarty.Myślałeśtylkootym,jakmniezranić.Ból,który
mizadawałeś,sprawił,żejestemterazsilniejszyimogęodpłacićcipięknym
zanadobne.
Blackwood rzucił się na Harta w przypływie bezsilnej złości, lecz w tej
właśnie chwili do sali weszli dwaj służący. Szybko oderwali walczących od
siebie.
–Milordowie…
Blackwood strząsnął rękę służącego z ramienia i rzucił Hartowi
nienawistnespojrzenie,poczymwyszedłbalkonowymidrzwiamidoogrodu,
z którego można było przedostać się na uliczkę. Wybrał najlepsze
rozwiązanie, gdyby pojawił się zakrwawiony na koncercie, londyńskie
towarzystwomiałobyoczymplotkowaćprzezwieletygodni.
Hart popatrzył w lustro w złoconych ramach i odgarnął włosy z oczu.
Zzaskoczeniemprzyjąłfakt,żenajegoubraniuniemaśladówkrwi.Możepo
prostuniebyłoichwidaćnaczarnymtle.
Poprosił sługę o przyniesienie brandy. Dostał ją niemal natychmiast. Nie
byłtonajlepszytrunek,jakiegokosztował,jednakpozwalałukoićnerwy.
Dźwięki skrzypiec uświadomiły mu, gdzie znajduje się sala koncertowa.
Pomieszczenie było rzęsiście oświetlone dzięki świecom płonącym
w złoconych kandelabrach i w ogromnym kryształowym żyrandolu. Lady
Everill najwyraźniej była dumna z tego pokoju i chciała się upewnić, że
wszyscy będą mieli dość czasu, by przyjrzeć się wszystkim szczegółom,
poczynając od kremowej barwy ścian po złocone ornamenty na suficie,
przedstawiająceinstrumentymuzyczne.
Stanął przy drzwiach i rozejrzał się po sali, wypatrując wolnego miejsca.
Babka Juliana siedziała w ostatnim rzędzie. Na jego widok uniosła torebkę
zkrzesłaobok.
–Czytomiejscejestwolne,WaszaMiłość?–zapytał,pochyliwszysiędo
jejucha.
– Nie, chłopcze – odpowiedziała i szybko zasłoniła usta dłonią, by ukryć
ziewnięcie.–Aleusiądźnamoimmiejscu,ajasięprzesunęnakoniecrzędu.
Zająwszymiejsce,zauważyłsiedzącątużprzednimladyEverill.
–Czemupanidomusiedzitakdaleko?–zapytałszeptemksiężnęwdowę.
–Bobuziajejsięniezamyka–odpowiedziała.–ApanEbsworthzagroził,
żeniezaśpiewa,jeślibędziesiedziałazprzodu.BiednapaniForrester,chyba
wolałaby być głucha na prawe ucho. Lady Everill mówi coś do niej
nieprzerwanie,odkądzajęłyśmymiejsca.
Siedząca po lewej stronie lady Everill pani Forrester miała kasztanowe
włosymodnieupiętezapomocąwysadzanychszmaragdamigrzebyków.Hart
powstrzymywał się od spoglądania na Sarah. Księżna wdowa była zbyt
spostrzegawczaizpewnościąbytozauważyła.
– Widzę, że masz swój własny sposób na przeżycie tego koncertu –
powiedziała szeptem do Harta, wskazując kieliszek brandy. Przerwała mu
wtensposóbrozmyślanianatematSarah.
Kiedyuniósłkieliszekwstronęksiężnejwdowy,poklepałaswojątorebkę
zniebieskiegojedwabiu.
–Jateżjestemprzygotowana.Mambuteleczkędżinu.Dobrzekomponuje
sięzwiększościąpodawanychtutajponczy.
Musiałudać,żekaszle,bystłumićśmiech.
Wdowanakryłaustadłoniąiziewnęła.
–Mójdrogichłopcze,jestemzbytdelikatna,bychrapać,niemniejjednak,
gdybycośpodobnegomisięprzydarzyło,proszę,dajmikuksańca.
Skinął głową i upił łyk brandy. Potem opadł na oparcie krzesła i spojrzał
wlewo.
Omalsięniezakrztusił.
Sarah siedziała tuż obok niego i patrzyła na niego tak, jakby się
zastanawiała, ile czasu musi upłynąć, nim Hart zda sobie sprawę, że to ona.
Przeniósł wzrok na księżnę wdowę. Starsza kobieta siedziała sztywno
wyprostowana, z zamkniętymi oczami. Czyżby naprawdę zasnęła w takiej
pozycji?
Poczuł delikatny zapach perfum Sarah z nutą bzu. Przypomniał sobie, jak
pachniałajejsypialnia,gdywszedłtamporazpierwszykilkadnitemu.
– To jej się często zdarza – zwróciła się do niego szeptem Sarah. – To
dlategosiedzimyztyłu.
– Nie byłbym wcale zaskoczony, gdyby nie spała i starała się podsłuchać
nasząrozmowę.
Spojrzałanaksiężnęwdowę.
– Myślę, że naprawdę śpi. Myślisz, że potrafiłaby dla kawału udawać ten
charakterystycznyoddech?
Wciążniebyłprzekonany.PrzysunąłsiędoSarah,lekkoprzyciskającnogę
do jej uda. Nie potrafił przebywać blisko niej, nie próbując jej dotknąć
choćbynachwilę.Musiałprzestaćmyślećotym,jakpiękniewyglądałanaga
na dywanie i o tym, jak się czuł, gdy się kochali. Postanowił poszukać
zapomnieniawbrandy.Dobrzejednakwiedział,zjakiegopowodumaochotę
naalkohol.
NachyliłsiędouchaSarah.
–Jaksięczujeszpospotkaniuzmoimojcemwsalibalowej?
–Skądwiesz…?
–Byłemnatarasieiwidziałem,jakgokopnęłaś.Będęuważał,żebycięnie
rozzłościć.
–Byłeśnatarasie?
–Tak.Niewiedziałem,żejesteściewsalibalowej,dopókigoniekopnęłaś
inieuciekłaś.
Wychyliła się do przodu i zerknęła na śpiącą księżnę wdowę. Zacisnęła
usta.
–Zasłużyłsobienato.
–Wiem.Zapewniamcię,żejużcisięniebędzienaprzykrzał.
–Tak.Myślę,żezrozumiałmojeostrzeżenie.
–Nie.Tojaznimporozmawiałem.
–Icomupowiedziałeś?
– Że jeśli jeszcze raz się do ciebie zbliży, rozgłoszę, że nie jestem jego
synem.Ongłębokosięwstydziromansumojejmatki.Zraniłatymjegodumę.
Nie zniósłby drwin i kpiących spojrzeń. Nie bój się, on na pewno już nie
wyrządzi ci krzywdy. – Pogłaskał jej dłoń i zaczepił mały palec ręki o jej
palec,wiedząc,żenikttegoniezauważy.
– Przed twoim wyjściem minionej nocy postanowiliśmy, że nie będziemy
rozwijać naszej znajomości, nie pozwolimy, by władała nami namiętność.
Tymczasemwieczorembezwstydnieflirtowałeśzemnąnaoczachprzyjaciół.
Musiszprzestaćsiętakzachowywać.
Świadomość, że mogą zostać przyłapani na drobnych czułostkach,
dodawałapikanteriicałejsytuacji.
–Czymamciprzypomnieć,żezochotąpodjęłaśflirt?
– Nie powinieneś był do mnie podchodzić, kiedy stałam z przyjaciółką,
skoromiałeśnieczystemyśli.
–Chciałemcitylkoprzypomniećwydarzeniaminionejnocy.
–Niemusiszminiczegoprzypominać.To,cosięstało,głębokozapadłomi
wpamięć.
Lubił, gdy mówiła tak szczerze. Jeśli nie będzie miał się na baczności,
gotówzakochaćsięwniejpouszy.
–Będępamiętałtęnocdokońcażycia.
Mocniejścisnęłajegopalec.
–Przestańzemnąflirtować.
–Dlaczego?Przecieżniktnasniesłyszy.Chybaprzyznasz,żetociekawsze
niżtenkoncert.
Ściągnęławargi,bypowstrzymaćuśmiech.
– No dobrze – powiedział z żalem, wiedząc, że Sarah ma rację. –
W obecności innych powinniśmy rozmawiać tak jak dawniej. Obiecuję, że
będęgrzeczny.
Jej wzrok wyrażał powątpiewanie. Hart postanowił jednak dotrzymać
słowa. Często powściągał zapędy w stosunku do innych kobiet. Tym razem
będzie podobnie. Nie miał zamiaru się żenić, zakochiwać się na zabój. Nie
chciał tracić niezależności. W dodatku Sarah wyraźnie dała mu do
zrozumienia, że nie wiąże z nim poważnych planów, a jej słowa zawsze
płynęłyprostozserca.Dłuższyromanszniezamężnącórkąamerykańskiego
ambasadoraniewchodziłwrachubę.Musiałgozakończyćjaknajszybciej.
A jednak, słuchając śpiewu pana Ebswortha, wciąż byli złączeni palcami,
wtymjedynymuścisku,najakimoglisobiepozwolić.
Nastąpiła krótka przerwa. Muzycy zmieniali nuty, a pan Ebsworth stanął
przy fortepianie. Zgromadzeni na sali cicho wymieniali uwagi. Hart i Sarah
siedzieli w milczeniu, ciesząc się swoją bliskością. Bał się, że jeśli otworzy
usta,Sarahoskarżygoopróbęflirtu,nacozresztąmiałwielkąochotę.
WpewnejchwilidobiegłichgłosladyEverill.
– Nie wiem, dlaczego tak długo trwa naprawienie uszkodzonej zapinki
w mojej bransolecie. Kiedy w tym samym zakładzie jubilerskim usuwano
jednozogniw,trwałotozaledwiejedendzień.
Hartzesztywniał.
–Aledlaczegousuwaliogniwo?–spytałamatkaSarah.
– Bransoletka była na mnie za duża, a poza tym nie podobało mi się
malowidło.
Sarah i Hart spojrzeli na siebie i omal nie zerwali się na nogi. Ostrożnie
wyminąwszy księżnę wdowę, pospieszyli do drzwi. W holu Sarah chwyciła
Hartazaramięipociągnęławstronęniszypodschodami.
–Słyszałeś…
–Najpierwmuszętozrobić.
Niezdążyładokończyćpytania,boprzywarłwargamidojejust.Wiedział,
że nie powinien działać pod wpływem impulsu, jednak nic na to nie mógł
poradzić. Gdy pogłębił pocałunek, poczuł smak pomarańczowego ponczu
Everillównajejjęzyku.Bezwiednieobjąłjejpierśilekkościsnął.
Odepchnęłago.
–Obiecałeś,żebędzieszgrzeczny.
–Bardzosięstaram.
– To staraj się jeszcze bardziej. W twojej obecności nie jestem w stanie
zachowywaćsięprzyzwoicie.
Odgłoszbliżającychsiękrokówpodziałałnanichjakzimnyprysznic.Hart
obróciłSarahwramionachizasłoniłswoimciałem.
Starała się wychylić głowę zza jego pleców, lecz przycisnął ją do ściany
tak, że nie mogła się poruszyć. Nikt nie powinien ich tu zobaczyć. Musieli
znaleźćdiament,iwkońcuotrzymalikolejnąwskazówkę.
–Słyszałaś,jaklady…
–Istniejejeszczejednaczęśćbransoletki–powiedziałaszeptem,ściskając
jego dłoń. – To nasze brakujące ogniwo. Kiedy je znajdziemy, któreś z nas
wejdziewposiadaniediamentu.–Ztrudempanowałanadpodnieceniem.
Kolejny raz zadał sobie pytanie, dlaczego Sarah jest zainteresowana
pozyskaniem diamentu. Nie mógł dać się zwieść jej urokowi. Był rozdarty
pomiędzychęciąuregulowaniadługuhonorowegoapragnieniemofiarowania
tej wspaniałej kobiecie wszystkiego, czego sobie życzyła. Była szczera
i prostolinijna; gdyby zadał jej konkretne pytanie o diament, zapewne
poznałby prawdę. Postanowił położyć kres tym rozmyślaniom. Był coraz
bliżejzdobyciadiamentudlaksięciaregentaimusiałwykazaćsięlojalnością.
Zwłaszczateraz,gdyBlackwoodzachwiałjegopoczuciemwartości.Jeśli,jak
zapewniałagoSarah,człowiekapowinnosięoceniaćwyłącznienapodstawie
jegoczynów,musiałspłacićdług,udowadniająctymsamym,żenieobcejest
mupoczuciehonoru.
Odgarnąłwłosyopadającenaoczy.
– Brakująca część bransoletki musi być gdzieś tutaj. Jesteśmy w domu
państwaEverillów,agospodarzesązajęcibawieniemgości.Toidealnapora
naposzukiwania.Znajdętomalowidło,apotemrazemjeobejrzymy.
–Dlaczegochcesziśćsam?
–Bopotrafięsięporuszaćwciemnościpodamskichsypialniach.
Ściągnęławargiwgniewnąkreskę.
–Dobrzewiesz,żemamwystarczającedoświadczeniewtychsprawach.
–Ajawiem,gdziekobietychowająnajcenniejszeklejnoty.
–Ajajestemkobietą–odparła,zaciskającdłoniewpiąstki.
–Aja…
Nakryłamuustadłonią.
–Przestańtylemówić.
– Sarah, wszyscy zauważą twoją nieobecność. Musisz wrócić na salę. Ja
udam się na poszukiwania. Jeśli znajdę tę część bransoletki, zobaczymy się
znowu. Przyjrzymy się jej, tak jak to ustaliliśmy, a kto pierwszy znajdzie
diament,zachowaobaklucze.
Westchnęłaizaczęłamasowaćskronie,jakbybolałajągłowa.
– Dobrze, idź. Ale daj mi słowo, że wrócisz i oboje będziemy mogli
przyjrzećsięmalowidłu.
Ująłjejdłońiprzyłożyłdoserca.
– Klnę się na swój honor. Masz na to moje słowo. Nie ucieknę
z malowidłem, nie dając ci szansy na przyjrzenie się obrazkowi. A teraz
wracaj do sali koncertowej, zanim księżna wdowa pomyśli, że próbuję cię
posiąśćzajakąśzasłoną.
–Dlaczegoakurattomiałobyjejprzyjśćdogłowy?
–Przecieżzdążyłaśjużtrochępoznaćtękobietę,nieprawdaż?
–Tak,chybamaszrację.
ROZDZIAŁPIĘTNASTY
Sarah niecierpliwie postukiwała stopą w podłogę, w najmniejszym nawet
stopniu niezainteresowana występem pana Ebswortha. Dlaczego Hart tak
długo nie wracał? Była wcześniej w tym domu, w pokoju lady Everill.
Wiedziała, gdzie gospodyni wieczoru przechowuje klejnoty. Hart powinien
był już znaleźć złoty kwadracik. Może wziął nogi za pas? Pomyślała, że
zpewnościąniepostąpiłbywtensposób…chybażemiałjeszczeważniejszy
powód niż ona, by znaleźć diament. Może więc nie zamierzał dotrzymać
słowa? Gdyby to ona znalazła brakującą część bransoletki, dotrzymałaby
warunkówumowy.
Po raz kolejny obejrzała się przez ramię. Tym razem w końcu go
zobaczyła.
Niebyłjednaksam.
Mimo że kobieta miała odwróconą twarz, zajęta szeptaniem czegoś
Hartowi do ucha, Sarah natychmiast rozpoznała lady Helmford, która
mieszkała kilka domów dalej i którą Hart odwiedził tej nocy, kiedy Sarah
spotkałagonadachu.
Czuła, jak ogarnia ją złość. Wolała nie patrzeć na tę parę. Teraz, kiedy
wiedziałajuż,codziejesięmiędzymężczyznąakobietą,trudnojejbyłonie
wyobrażać go sobie z inną. Znała przecież plotki na jego temat. Kiedy się
rozstali, czuła ból niespełnienia. Zdawała sobie sprawę, że Hart jest
podniecony.Czyżbyzaspokoiłżądzezhrabiną?
Zamierzała udawać, że jest pochłonięta słuchaniem koncertu, lecz na
chwilę przed odwróceniem głowy spostrzegła jeszcze, że lady Helmford
mówi coś do Harta, a on w odpowiedzi uśmiecha się i kręci głową. Włosy
opadły mu przy tym na oczy. Zapewne pytała go, czy ma dość jej
towarzystwa.Popatrzyłanaśpiącąksiężnęwdowę.Takobietarównieżdobrze
wiedziała,cozaziółkozHarta.Miałarację.ZapewneposiadłladyHelmford
zajakąśzasłoną…
Teraz wiedziała już, dlaczego tak długo go nie było. Zbierało jej się na
płacz.
Udawała,żezzainteresowaniempatrzynascenę.
Mężczyźnitołajdaki,myślała.Niepotrafiąutrzymaćzapiętegorozporka!
KiedyHartwkońcuusiadłobokniej,miałczelnośćsięuśmiechnąć,jakby
nicsięniestało.Korciłoją,bydźgnąćgołokciempodżebra.
– Mam – powiedział szeptem. – A dlaczego patrzysz na mnie takim
wzrokiem?
–Jakim?
–Takim,jakimteraznamniepatrzysz.Cościętrapi?
– Nie. – Wygładziła spódnicę. Nie powinien wiedzieć, że jest o niego
zazdrosnainajchętniejpodstawiłabynogęjemuiladyHelmford.Czygdyby
obojesięprzewrócilitegosamegowieczoru,wyglądałobytopodejrzanie?
Chciałzahaczyćjejmałypalecswoim,leczcofnęłarękę.
–Naprawdęnicsięniestało?
–Naprawdę.
Gdyby dobrze ją znał i naprawdę mu na niej zależało, powinien się
domyślić, że to nieprawda. Dobrze wiedziałby, co ją trapi i niczego nie
musiałabywyjaśniać.
–Corobiłeśtakdługo?
– Łatwiej jest chodzić po domu, kiedy jego mieszkańcy śpią albo są
nieobecni.Gorzej,jeślidookołaroisięodsłużbyigości.
Popatrzyła na stojącą przy drzwiach lady Helmford, która obdarzyła ją
uśmiechem.
–Gdzietojest?
– W kieszeni mojej kamizelki. Chcesz to wyjąć? – zapytał, a jego oczy
błysnęływesoło.
–Jesteśpewien,żewciążtomasz?Możewypadło?Alboktośtozabrał?
Ściągnąłbrwi.
–Nie…Jesttam,gdzietowłożyłem.–Popatrzyłnaśpiącąksiężnęwdowę
inawolnekrzesłaobokniej.–Mogęcipokazać.
Kątem oka Sarah zauważyła, że lady Helmford zajmuje swoje miejsce
kilka rzędów przed nimi. Kiedy usiadła, Sarah odwróciła dłoń wnętrzem do
góry. Hart sięgnął do kieszeni kamizelki i wyjął z niej niewielki złoty
kwadracik.Obojepochylilisięnadnim,gdySarahgoodwróciła.Malowidło
na porcelanie przedstawiało nagrobek z inicjałami J. H. i płaczącą przy nim
kobietę.Zanimzdołałazebraćmyśli,Hartszepnąłjejdoucha:
–TocmentarzprzykościeleświętegoJakuba.
Spiorunowałagowzrokiem.
–Jużtoobejrzałeś.Tonieuczciwe–powiedziała.
–Nieoglądałemtegomalowidławcześniej.Terazmitoprzyszłodogłowy.
Potrafięszybkomyśleć.
Czyżby chciał ją obrazić, dać jej do zrozumienia, że nie grzeszy
spostrzegawczością?
– Nie patrz na mnie w ten sposób – szepnął, zamykając jej palce nad
złotym kwadracikiem. – To logiczny wniosek. Pierwsza wskazówka
zaprowadziła nas do St James’s Park. Druga na wieżę kościoła świętego
Jakuba. Więc pomyślałem, że nagrobek znajduje się na cmentarzu obok
kościoła.
Mocno zacisnęła palce na kwadraciku. Jeśli diament znajdował się na
cmentarzu,toHartwygrałzakład.
–Ajeślisięmylisz?
–Jeżeliprzychodzicidogłowyinnemiejsce,topowiedz.
Pomyślała, że zapewne doszłaby do tego samego wniosku, gdyby miała
więcejczasudonamysłu.Cozanieznośnytyp!Obejrzałfragmentbransolety,
gdy tylko go znalazł. Była tego pewna. Zanim ponownie usiadł obok, miał
całemnóstwoczasunazastanowieniesię,gdzieznajdujesięnagrobek.Może
nawetmyślałotym,kochającsięzladyHelmford.
–Przyjrzałeśsięjużmalowidłuizyskałeśprzewagę–powiedziała,pilnując
się,byniepodnosićgłosu.Czyuległabypokusiezerknięcianaogniwo,gdyby
to ona je znalazła? Była gotowa na wszystko, by ocalić rodziców. Miała
jednak swój honor i dała słowo. Fuknęła gniewnie. Dlaczego ta sytuacja tak
siępogmatwała?
– Klnę się na swój honor, że nie spojrzałem na malowidło. Rozpoznałem
kształt, zobaczyłem wyryty meander i szybko schowałem fragment
bransoletki do kieszeni. Mogłem zachować swoje podejrzenia dla siebie
ipójśćnacmentarzpodiament.–Wjegogłosiepobrzmiewałgniew.
–Todlaczegotegoniezrobiłeś?
–Terazsamsobiezadajętopytanie.
–Spojrzałeś,chciałeśsiępochwalić,żepierwszyznalazłeśdiament.
–Widzę,żenaprawdęminiewierzysz.
–Niemampowodu,byciufać.
–Posłuchaj…
–Niemaszżadnejpewności,żewpadłeśnadobrytrop.Dopókisiętegonie
dowiemy,niedamcimojegoklucza.
Zacisnąłusta,jakbypowstrzymującsięodkomentarza.Popewnymczasie
potarłrękąwargi.
– Dobrze, a zatem spotkajmy się przy wejściu na cmentarz o trzeciej.
WiększośćmieszkańcówLondynubędziejużspałaiulicepowinnybyćpuste.
Przekonaszsię,żemamracjęiżediamentukrytyjestwłaśnietam.
–Dobrze,przyjdę.
–Liczęnato.I…przynieśswójklucz.
Uniosłanogę,leczszybkowstałiwyszedłzsali,zanimzdążyłanadepnąć
najegolśniącyczarnybut.
Księżyc w pełni oświetlał Jermyn Street, gdy Sarah zatrzymała się przy
ceglanym murze otaczającym cmentarz. Nasunęła kapelusz głęboko na oczy
iczekałanaHarta.Jakdotejpory,dopisywałojejszczęście.Ulicebyłypuste.
Mieli się spotkać o trzeciej, tymczasem było już dziesięć minut później. Na
myśl,żeHartamogłazatrzymaćladyHelmford,zacisnęładłoniewpięści.
Spojrzała w lewo, potem w prawo i w końcu zobaczyła Harta
zmierzającegowjejstronę.Szedłżwawymkrokiem,fantazyjniewymachując
laskązezłotągłówką.Wydawałsięuosobieniembeztroski.
Uniósłkapeluszwpowitalnymgeście.
–Dobrywieczór.Cozaniezwykłespotkanie,starydruhu!
–Spóźniłeśsię–powiedziałazwyrzutem.
–Musiałemsięprzebrać.
–Jateż,ajednakzdążyłamnaczas.
–Czychceszmicośpowiedzieć?
Miała ochotę go spytać, czy odwiedził lady Helmford, jednak nie był jej
mężemaninawetnarzeczonyminiemiaładotegoprawa.Niezabiegałnawet
ojejwzględy.Obojebylizgodnicodotego,żeniepowinnirozwijaćbliższej
znajomości.Wolaławtymmomencieniemyślećopocałunkupodschodami
podczaskoncertu.
– W przeciwieństwie do ciebie, nie mogę wracać do domu, kiedy chcę –
burknęła. – Im później wracam, tym większe są szanse, że zobaczy mnie
któryśzesłużących.
–Przepraszam.Maszswójklucz?
Zacisnęła palce na kawałku metalu spoczywającym w kieszeni. Miała
nadzieję,żeniebędziemusiałasięznimrozstawać.
–Dlaczegotakbardzozależycinatymdiamencie?
Uciekławzrokiem.
– To nie ma znaczenia. Oboje chcemy go zdobyć. I nie możemy go
przeciąć. – Po dłuższej chwili spojrzała mu w oczy. – Chyba że zmieniłeś
zdaniecodochęciodnalezieniadiamentu.
Oszukał ją co do malowidła, nie chcąc, by pierwsza znalazła diament,
a w dodatku przyszedł tu prosto z łoża lady Helmford. Nie zasługiwał na
wyznanieprawdy.Pokręciłagłową.
Niekryłpoirytowania.
–Wciążchcęznaleźćdiament.
Porazpierwszyniepotrafiławyczytaćniczjegotwarzy.
–Mamdlaciebiepropozycję–powiedział.
–Słucham.
– Jestem głęboko przekonany, że diament znajduje się gdzieś tutaj, ale
jeszczegonieznalazłem.Chciałbymdaćciszansę.Obojebędziemyszukali.
Touczciwerozwiązanie.Ktopierwszyznajdziediament,tenwygrywa.
Musiałabybyćszalona,bynieskorzystaćztejpropozycji.
–Zgoda.Przyjmujępropozycję.–Wyciągnęłarękę,aonpotrząsnąłniąjak
wspólnikwinteresach.
– W takim razie do dzieła – rzekł, wskazując kamienne schodki
prowadzącenacmentarzznajdującysiępowyżejpoziomuJermynStreet.
SzybkokiwnęłagłowąiprzeszłaobokHarta.Musiałaznaleźćdiament,by
ocalić rodzinę. Jednak na myśl o grzebaniu w czyimś grobie robiło jej się
niedobrze i nie była pewna, czy powinna przystępować do działania. Może
diamentleżymiędzykośćmijakiegośnieszczęśnika?Możejegoduchbędzie
ją potem prześladował? Mocno przycisnęła dłoń do brzucha i zaczęła
wstępowaćnaschody.
ROZDZIAŁSZESNASTY
Widok Sarah w obcisłych spodniach powinien go podniecać. Tymczasem
nictakiegoniemiałomiejsca.Odrazusiędomyślił,żejestnaniegozła.On
równieżniebyłzachwyconyjejpostępowaniem.
Jakmogłaprzypuszczać,żeokłamałjąnatematmalowidła?Oskarżałago,
że przyglądał się obrazkowi, zanim go jej pokazał. Czuł się jednak trochę
winny. Tak naprawdę, zanim schował zdobycz do kieszeni, zerknął na
malowidło,bysięupewnić,żewłaśnietegoszukał.
Miał doskonałą pamięć i to między innymi dlatego tak dobrze wiodło mu
sięprzykarcianychstolikach.
Być może wracając do sali koncertowej, bezwiednie myślał, gdzie może
znajdowaćsięnagrobek.
Kiedy spotkał Theodosię, natychmiast zapomniał o fakcie, że Sarah i on
wkrótce znów staną się rywalami w wyścigu po diament. Theodosia była
obdarzonapoczuciemhumoruiwdrodzedosaliprowadziliwesołąrozmowę.
W pewnej chwili zaproponowała kolejne spotkanie. Zdążyła się za nim
stęsknić od czasu pamiętnej deszczowej nocy. Uprzejmie odmówił, kłamiąc,
że narzucił sobie wstrzemięźliwość. Theodosia uśmiechnęła się, życzyła mu
powodzeniaiwyraziłanadzieję,żewytrwawswympostanowieniudłużejniż
ona.
Miał ochotę jak najszybciej znaleźć się obok Sarah, wymienić z nią
czułostki, lecz zaszła w niej jakaś przemiana. Stała się dziwnie obca
ipodejrzliwa.Ośmieliłasięnawetoskarżyćgoooszustwo.Nieczułsięztym
dobrze,zwłaszczażeistotniezerknąłnamalowidło.
Pokonawszy schody, zobaczył Sarah czekającą na niego w cieniu,
wpatrującą się w rząd nagrobków pod drzewami, dobrze widocznych
wblaskuksiężyca.
Głęboko zaczerpnął tchu, czując mocne bicie serca. Przeszył go dreszcz
emocji. Przez całe życie starał się dowieść swej wartości, a zwycięstwa we
wszystkichrodzajachrywalizacjiprzychodziłymuzaskakującołatwo.
SpojrzałnaSarah.
–Szukamy nagrobka osoby o inicjałachJ. H. Czy podobnie odczytałaś tę
wskazówkę?
–Tologicznywniosek.
– Więc jak się podzielimy pracą? Decyzję pozostawiam tobie. – To on
powinienkierowaćposzukiwaniamijakopomysłodawcatejeskapady.Wolał
jednak,bySarahsamawybrałaczęśćcmentarza,którązamierzaprzeszukać.
Niechciałsłuchaćpotemoskarżeń,żebyłtujużwcześniejiznalazłnagrobek.
Wydawała się bardzo blada, ale być może tylko tak wyglądała w blasku
księżyca.Głośnoprzełknęłaślinę.
– Obejrzę sześć tylnych rzędów, a ty sześć przednich. To sprawiedliwy
podział.
Skinął głową i podszedł do pierwszego nagrobka. Lady Mary Marow,
JohnieSeaton,ArabelloSeaton,niejesteścietymi,którychszukam,pomyślał.
Niedługo poszukiwania dobiegną końca i któreś z nich wejdzie
w posiadanie diamentu. Dlaczego Sarah tak na nim zależało? Jej rodzina
należała do zamożnych. Z jakiego więc powodu ta młoda dama tak bardzo
pragnęłaznaleźćcennykamień?
Zwolniłkroku.
Sarahapatycznieprzechodziłaodnagrobkadonagrobka.Niewidziałuniej
żadnych oznak podekscytowania. Coś było nie tak. Sarah, którą znał, za
wszelkącenęstarałabysięgopokonać.
Zastanawiał się, jak się zachowa, kiedy powie jej, że znalazł diament.
Musiał znaleźć diament i oddać go księciu regentowi, by uregulować dług.
Jakwielkącenęprzyjdziemujednakzatozapłacić?
Obejrzała się przez ramię i przez chwilę wpatrywali się w siebie
wpanującejdokołaciszy.
Coś, co dotyczyło ich obojga, bezpowrotnie się kończyło. Oboje to czuli.
Ich krótki związek umierał gwałtowną śmiercią. Po odnalezieniu diamentu
Hartniebędziemiałpretekstu,byszukaćokazjidospotkańzpannąForrester.
Nie wpadną już na siebie podczas poszukiwań. Nie będą wspólnie się
zastanawiać, gdzie ukryto kamień. Spotkają się czasem u wspólnych
przyjaciółalbopopatrząnasiebiewjakiejśsalibalowej.
Powiedziała mu, że nie chce za niego wyjść. Nie mógł się z nią kochać,
wiedząc,żektóregośdnianieudamusięwporęopanować.Zbytmocnona
niegodziałała.
Kiedypowróciładooglądanianagrobków,oblałgozimnypot.
Los zawsze zabierał wszystkich, którzy stali się mu bliscy. Był głupcem,
mającnadzieję,żetosięzmieni.Zostałomutylkokilkoroprzyjaciół.
Zamknął oczy i wciągnął rześkie powietrze do płuc. Pozostawi tę sprawę
losowi.JeślitoonpierwszyznajdziediamentizranitymSarah,będziemusiał
nauczyćsięztymżyć.
Jednakkiedyprzechodziłpomiędzynagrobkami,nogiciążyłymujakołów.
Sarahkończyłaoglądaćdrugirządgrobów.Podszedłdonastępnegonagrobka
igłośnozaklął.Szybkoodwróciłagłowęwjegostronę.
J.H.
Nie było pełnego imienia i nazwiska. Malowidło dokładnie przedstawiało
ten właśnie nagrobek. Nie musiał już dalej szukać grobów zmarłych
o podobnych inicjałach. Laska wypadła mu z ręki. Przyklęknął w mokrej
trawieiobwiódłpalcemlitery,jakbyniewierzyłwłasnymoczom.
Sarah podeszła do niego, gwałtownie zaczerpnęła tchu i nakryła wargi
dłonią. Opadła na kolana obok Harta i w milczeniu wpatrywała się
wnagrobek.Jejręcedrżały.
Miał nadzieję, że los oszczędzi mu podobnego widoku. Sarah była
przygnębiona,aonponosiłzatowinę.
–Sarah…
–Wygrałeś.–Przełknęłaztrudem.–Znalazłeśnagrobek.
–Możeniematudiamentu.
–Jest.
Wyciągnąłnóżzzacholewkibuta.
–Comaszzamiarzrobić?
Acosobiewyobrażała?Żedźgniejąnożem,byzdobyćklucz?
–Chcęwykopaćdiament.
–Teraz?–Jejoczystałysięokrągłejakspodki.
–Jesteśmytusami.Jestnoc.Todobraporanaposzukiwania.
–Iniemaszżadnychoporówprzedzbezczeszczeniemczyjegośgrobu?
–Zbezczeszczeniem?Myślisz,żebędęmusiałkopaćażtakgłęboko?
Trzęsłasięnacałymciele.
–Niemogęnatopatrzeć.–Odwróciłasięiruszyłaprzedsiebie.
–Nieodchodźdaleko.Będziemipotrzebnytwójklucz.
Usunąłwarstwędarniiprzezchwilękopałwmiękkiej,wilgotnejziemi.Na
głębokości około dwunastu centymetrów natrafił na przedmiot owinięty
wbrązowąceratę.SpojrzałwkierunkuSarah.
–Mamto.
Obróciła się przez ramię. Podeszła do niego z twarzą ściągniętą bólem
i stanęła obok. Wypełnił niewielką dziurę ziemią i otarł ostrze noża
opodszewkępłaszcza.
– Możemy zabrać to do mojego mieszkania w Albany i tam obejrzeć
zawartość. To blisko stąd, a jestem pewien, że w tym męskim przebraniu
zostanieszwpuszczonadośrodka.Bojęsię,żejeślizabawimytudłużej,ktoś
naszobaczy.
Pokręciłagłową.
–Tozbytdługopotrwa,ajachciałabymjaknajszybciejwrócićdodomu.–
Rozejrzałasiędokoła.–Zróbmytoteraz.
Miał odrobinę nadziei, że zawiniątko nie zawiera diamentu. Może znalazł
tylko kolejną wskazówkę? Przykucnął i położył paczuszkę na kolanach,
apotemprzeciąłsznurek.
Odwinąwszy ceratę, spojrzał na kwadratowe pudełko i był już pewien, że
mawrękuSancy.
Przyklękłanieopodal.
–Znalazłeśgo.
Jej słowa powinny sprawić mu radość. Wygrał zakład. W innych
okolicznościach czułby głęboką satysfakcję. Po przeciwnych stronach
pudełka znajdowały się dwie małe dziurki. To wyjaśniało zagadkę dwóch
kluczy.Wyjąłswójkluczzkieszenikamizelkiiotworzyłjedenzzamków.
Tegowłaśniepragnął…Ajednakczuł,żepootwarciupudełkajegożycie
nigdyjużniebędzietakiesamo.
Bezsłowapodałamudrugiklucz.Doskonalepasowałdodrugiegozamka.
Jednak pudełko się nie otworzyło. Do diabła, co też przeoczył? Czyżby
istniałajeszczejakaśwskazówka?
–Spróbujprzekręcićobakluczerównocześnie.
Przytrzymałapudełko,aHartpostąpiłzgodniezjejradą.Rozległosięciche
szczęknięcie.
–Jaknatowpadłaś?
–Przypadkiem.–Wzruszyłaramionami.
Uniósł wieczko. W środku, na białym jedwabiu, leżał Sancy, bezcenny
diament. W świetle księżyca trudno było określić jego barwę. Książę regent
mówiłjednak,żekamieńjestbladożółty.Uniósłciężkidiamentipołożyłgo
nadłoniSarah.
Popatrzyłananiego,apochwilioddałagoHartowiiwstała.
– Gratuluję, milordzie. Wygrał pan zakład – powiedziała jakby
zrezygnacją.
Milordzie? Tak będzie się odtąd do niego zwracała? Czyżby wspólnie
spędzonechwilenicdlaniejnieznaczyły?
–Coznimzrobisz?–zapytałaniemalszeptem.
– Muszę uregulować dług. Sancy ma stanowić zapłatę. – Smutek Sarah,
który starała się przed nim ukryć, sprawiał mu ból. – A co ty byś zrobiła
ztymkamieniem,gdybyśznalazłagoprzedemną?
–Tojużniemaznaczenia.Wygrałeś.
–Powinniśmyporozmawiać.
–Muszęjużiść.Niedługozacznieświtać.
Musiał przyznać, że honorowo przyjęła porażkę. Nie błagała, by dał jej
diament. Nie płakała. Dotrzymała warunków umowy. Sarah Forrester była
kobietągodnąpodziwu.Włożyłdiamentdopudełkaizamknąłje.
–Odprowadzęcię–zaproponował,wstając.
Pokręciłagłową.
–Toniebyłobyrozsądne.
– Nierozsądne jest samotne chodzenie po Mayfair nocą, nawet w męskim
przebraniu.
–Nigdydotądciętonieniepokoiło.
Tosięzmieniło.Jejlosniebyłmuobojętny,pragnąłsięoniątroszczyć.
Wiedział,żejeśliSarahterazodejdzie,stracijąnazawsze,awjegożyciu
pojawisięprzytłaczająceuczuciepustki.
Myślałotym,gdySarahForresterodwróciłasięiruszyłaprzedsiebie.
ROZDZIAŁSIEDEMNASTY
Szybkim krokiem wracała do domu, bliska rozpaczy. Minęła kluby dla
dżentelmenów w dzielnicy St James’s, przeszła przez Piccadilly i skręciła
w Berkeley Street. Łzy napływały jej do oczu, utrudniając widzenie.
Nieustannie zadawała sobie pytanie, czy mogła zrobić więcej w celu
odzyskania diamentu. Nie, wykorzystała wszystkie możliwości. Hart dał jej
dodatkową szansę na odnalezienie cennego kamienia. Znając jego ambicje
i potrzebę zwyciężania w każdej potyczce, była zaskoczona jego gestem.
Musiała też przyznać, że wygrał w uczciwy sposób. Nie wypadało jej teraz
naruszaćzasadporozumieniaipróbowaćgookraść.
Niemiałanic,comogłabywymienićzalist.
Gdy doszła do Berkeley Square, pojedyncza łza stoczyła się po jej
policzku.Szybkostarłajądłonią,bojącsię,żezachwilęwybuchniepłaczem.
Nazajutrz rano będzie musiała powiedzieć o wszystkim rodzicom. Czuła też
innywielkiciężarnasercu.
Przemknęła przez ogród. Tym razem weszła do środka nie przez gabinet
ojca, jak czyniła to wcześniej, tylko wspięła się do sypialni po treliażu.
Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Gdy przeszła przez
żelazną balustradę balkoniku, jej wzrok natychmiast padł na czerwono-
złocistydywanprzykominku.Zjejgardławydarłsięszloch.Szybkozakryła
usta dłońmi i opadła na podłogę. Straciła wszystko, diament, szansę na
ochronienierodziny…imężczyznę,któregokochała.
Terazbyłajużtegopewna.Kochałago.Byłajednakzbytdumna,byprosić
Harta o kontynuowanie znajomości. Ten mężczyzna robił, co chciał i kiedy
chciał.Potym,jakzobaczyłagozladyHelmford,zyskałapewność,żejedna
kobieta mu nie wystarczy. W dodatku był angielskim lordem, a ona
Amerykanką. Wkrótce rozdzieli ich ocean, byli skazani na życie z dala od
siebie.
Okazała się bardzo nierozsądna, ulegając kobieciarzowi. Jej fascynacja
przerodziłasięwgłębokieuczucie,aświadomość,żeniemadlaniejmiejsca
w sercu Harta, doprowadzała ją do rozpaczy. Odrzuciła kapelusz i oparła
głowę na kolanach. Znajomość z lordem dobiegła końca, trzeba się z tym
pogodzić.
Przepłakała większość nocy, myśląc o ukochanym i o konieczności
wyznaniarodzicomprawdyoAlexandrze.
NastępnegorankaSarahbyłatakzmęczona,żepotykałasięowłasnenogi
i omal nie spadła ze schodów, udając się na śniadanie. Rozkoszując się
zapachami świeżego chleba, czekolady i kawy, przeszła obok Baylesa.
Uświadomiwszy sobie, co sługa trzyma w dłoniach, gwałtownie się
zatrzymała.
–Pocztajużprzyszła?–zapytała,wpatrującsięwniewielkistoslistów.
– Tak, panienko. Właśnie miałem zamiar zanieść korespondencję do
jadalni.
Wyciągnęłarękę.
–Jatozrobię.
Bayles bezradnie wodził wzrokiem pomiędzy nią a listami. Mimo wielu
miesięcy pracy dla Forresterów angielski sługa wciąż czuł się zakłopotany
bezpośredniościąmłodejAmerykanki.
–Przecieżtotylkolisty.Zapewniamcię,żemoirodziceniebędązdziwieni
tym,żejajedostarczę.
–Niezdążyłemjeszczeichpodzielićwedługodbiorców.
–Jatozrobię.
NiechętniewręczyłSarahlisty.Zaczekała,ażodejdzie,poczymszybkoje
przejrzała…ipoczułazawrotygłowy.
Wśród
listów
znajdowała
się
niewielka
koperta
zaadresowana
kulfoniastymi literami do jej ojca. Natychmiast rozpoznała ten charakter
pisma.Wsunęłalistdokieszeniiweszładosalonu.
Krótki list zawierał instrukcję, by ojciec umieścił diament w pudełku
ischowałjepodkamiennąławkąprzyogrodzeniunaStJames’sSquare.Po
otrzymaniudiamentunadawcanatychmiastprześledokumentdowodzącywin
Alexandra.
– Tutaj jesteś! – powiedziała matka, wchodząc do Żółtego Salonu. –
Właśniezamierzałampójśćdotwojejsypialniizobaczyć,cocięzatrzymało.
Jesteśbladajakpapier.Cosięstało?
Sarahzmusiłasiędouśmiechuipokręciłagłową.
–Nic.Źlespałamtejnocy.
Matkaujęłajązarękę.Najejtwarzymalowałosięzatroskanie.
–Chodźzemnądojadalni.Dobrzecizrobifiliżankaczekolady.Pozatym
mamdobrewiadomości.Twójojciecwłaśniemniepoinformował,żewtym
tygodniu przyjedzie do Londynu kapitan Van Syke. To dzielny młody
człowiek, a do tego bardzo uprzejmy. Pamiętasz letni bal wydany przez
prezydentaipaniąMonroetużprzednaszymwyjazdemdoLondynu?
– Chcesz mi powiedzieć, że zamierasz zaprosić kapitana Van Syke’a na
obiad?
Matkauśmiechnęłasię.
–Uważam,żepowinnamtozrobić,skoroznajdziesiętakdalekooddomu.
–Mamo…
– Czy to takie straszne, że chcę ci znaleźć odpowiedniego kandydata na
męża?
Wistocie,niebyłowtymniczłego.Sarahwiedziała,żematkaprzedstawia
jej coraz to innych młodzieńców tylko dlatego, że ją kocha i pragnie jej
szczęścia.NiestetyostatnioSarahzyskałapewność,żeniebędzieszczęśliwa
znikimpróczHartwicka.
Matka była serdeczna i troskliwa, nie powinna cierpieć z powodu win
Alexandra. Sarah postanowiła raz jeszcze stawić czoło niebezpieczeństwu.
Była gotowa na wszystko, byle tylko rodzice nie dowiedzieli się o zdradzie
syna.Powieimprawdę,dopierogdyjejplansięniepowiedzie.
Hartziewnąłgłośno,kiedyprowadzonogokorytarzamiCarltonHousena
spotkaniezksięciemregentem.Ostatniejnocyniezmrużyłoka.Zastanawiał
się,czybędziemógłspaćspokojniepotym,jakoddadiamentksięciu.
Wprowadzono go do jadalni przylegającej do oranżerii, z oknami
wychodzącyminaStJames’sPark.Uznałtozaniezwykłyzbiegokoliczności
– pierwsze wskazówki dotyczące miejsca ukrycia diamentu znajdowały się
właśnietam.Książęsiedziałuszczytustołuijadłciastko.
Ruchemrękizwidelczykiemwskazałfotelposwojejprawejstronie.
–Możebyścośzemnązjadł,chłopcze?
Hartusiadłwfoteluwyściełanymczerwonymaksamitem.
–Wyglądasz,jakbyśmiałzasobąnieprzespanąnoc.Nieznamjej,alemam
nadzieję,żebyłategowarta.
Hartpoczułbolesnyuciskwpiersi.Nastoleznajdowałysięrozmaitetrunki
w kryształowych karafkach. Jednak nawet całe morze alkoholu nie było
wstaniezmniejszyćbólupoutracieSarah.
–Częstujsię,proszę–ciągnąłksiążę,gdysłużącywliberiipostawiłpusty
kieliszekobokHarta.
Hart odsunął kieliszek, co nie uszło uwagi księcia. Przestał jeść
ipodejrzliwiespojrzałnaprzyjaciela.
–Zaczynampodejrzewać,żeniechodziosprawysercowe.
Hartpokręciłgłową.
Książę wyssał kawałek jedzenia spomiędzy zębów. Potem machnął
pulchnąręką,dającsługomznak,byopuścilipokój.
–Maszgo.–Tobyłostwierdzenie,niepytanie.
HartwsunąłrękędokieszeniidotknąłSancyzawiniętegowbiałyjedwab.
Chciał go oddać, by uregulować dług karciany i zyskać uznanie w oczach
księcia.Towłaśnieztychpowodówzadałsobiewieletrudu.Powinienczuć
radość…
–Tak–odparłponurymtonem.
Pucułowatepoliczkiksięciarozciągnęłysięwszerokimuśmiechu.Sięgnął
pokieliszekszampana.
–Wspaniale!Wiedziałem,żecisięuda!–Pochyliłsięnadstołemwstronę
Hartaizniżyłgłosdoszeptu.–Powiedzmi,gdziebyłukryty.
Hart potarł oczy, jakby mogło to wymazać z pamięci ściągniętą bólem
twarzyczkęSarahpotym,jakzdałasobiesprawę,żeutraciładiament.
–Nacmentarzu.
–Ktośsprytnietoobmyślił!Świetniesięspisałeś.–Książęwypiłduszkiem
szampanaioblizałwargi.–Wtakimrazieobejrzyjmygo.
–Coplanujeszznimzrobić?
– Zatrzymam go do czasu, gdy będę potrzebował funduszy. Potem
zapewnegosprzedam,oczywiściezzachowaniemnależytejdyskrecji.Może
nawetpewnegodniapoproszę,abyśmiwtympomógł.
Hart z wahaniem położył cenny kamień na stole. Książę odwinął jedwab
i zajrzał do środka jak dziecko, które po wielu miesiącach przerwy znów
otrzymuje ulubioną zabawkę. Uniósł sporych rozmiarów kamień do światła.
Jasnożółtydiamentzalśniłwpromieniachsłońcawpadającychprzezoknaod
stronyogrodu.
Harta powinna teraz rozpierać duma, tymczasem zbierało mu się na
mdłości.
–Byłempewny,żegoznajdziesz.Świetniesięspisałeś–powtórzyłksiążę.
– Skąd wiedziałeś, że go znajdę? Dlaczego to właśnie ja miałem szukać
diamentu?
– Podziwiam twój umysł. Jesteś bystry i sprytny. Nie miałem żadnych
wątpliwościcodowyboruosobydotegozadania.Maszwekrwizwyciężanie
iosiąganiewyznaczonychcelów.
Hartzapatrzyłsięwsufitiprychnął.
–Gdybybyławtymchoćodrobinaprawdy…
Książę przyjrzał się mu w milczeniu, po czym nalał sobie kieliszek
szampana.
– Nie wierzysz w swoje możliwości? W to, że jesteś stworzony do
wykonywania zadań, jakie ci powierzano? Winter powiedział, że niezwykle
wysoko ceni twoje analizy informacji zebranych przez wywiad w celu
zapewnienia
mi
bezpieczeństwa.
Doskonale
dajesz
sobie
radę
zprowadzeniemstajenkoniwyścigowych.Maszsukceswypisanynaczole.–
Trącił ramię Harta. – Masz to we krwi. – Po tych słowach zajął się
oglądaniemdiamentu.
– Co wiesz na temat mojej krwi, mojego pochodzenia? – zapytał Hart
pozornieobojętnymtonem.Byłzmęczonybrakiemsnu,zastanawianiemsię,
czy aby nie powinien oddać kamienia Sarah, tym, że nie znał prawdziwego
ojca.
Książę w jednej chwili znieruchomiał, a potem machnął ręką, unikając
wzrokuHarta.
Hartwychyliłsiękuniemu.
–Cowiesz?
Książę ułożył diament na białym jedwabiu i uniósł widelczyk. Hart nie
zamierzał jednak odejść z niczym. Chwycił rękę księcia, nim ten zdołał
ponowniezagłębićwidelczykwciastku.
–Co.Wiesz.O.Mojej.Krwi.–wycedziłprzezzęby.
–Niemampojęcia,oczymmówisz.
– Myślę, że dobrze wiesz, o co mi chodzi. Ryzykowałem życie,
zdobywając informacje dla zapewnienia ci bezpieczeństwa. Znalazłem ten
cholernydiament!Dobrzewiesz,jakajestmojaprzeszłość.Czyjakrewpłynie
wmoichżyłach.Wiesz,ktojestmoimojcem.
Książępobladł;widelczykzbrzękiemopadłnablatstołu.
Hartmocniejścisnąłrękęksięcia.
–Powiedzmi,cowiesz.
–TwoimojcemjestBlackwood.
–Znamprawdęitytakżejąznasz.
KsiążęregentwyrwałrękęzuściskuHarta,wstał,podszedłdooknaiotarł
dłoniąspoconeczoło.Hartrównieżwstał,lecznieruszyłsięodstołu.Czekał
na odpowiedź, nie był jednak pewien, czy jest gotowy na zmierzenie się
zprawdą.Niemiałżadnychwątpliwościcodotego,żeksiążęjązna.
–Podejdźtu,mójchłopcze.
Hartchwyciłbutelkęszampanaipostawiłjąwniszyobokokna,nacokole
jednego z naturalnej wielkości marmurowych posągów, przedstawiających
skąpoubranekobiety
Książęzapatrzyłsięwdal.
–Jaktoodkryłeś?
–Blackwoodmipowiedział.
KsiążęgwałtownieodwróciłsięwstronęHarta.
–Todziwne.Powiedziałciotymniedawno?
–Tak.Chociażchybasamniewie,ktouwiódłmużonę.Sądzęjednak,że
ty to wiesz. Przyjaźniłeś się z moją matką. Przychodziłem z nią tutaj, będąc
dzieckiem. Sądzę, że wyznała ci prawdę, a ty, niestety, nie uznałeś za
stosownemiotympowiedzieć.
–Proponuję,żebyśmyusiedli.
–Nie.–Hartstanąłprzedksięciem,zagradzającmudrogę.–Powiedzmi
toteraz.Niemuszęsiedzieć.
–Alemożejamuszę.
–Nieruszyszsięztegomiejsca,dopókiminiepowiesz.
–Niktsiędomnietakniezwraca,chłopcze.Robię,cochcęikiedychcę.
Jestemtwoimregentem!
– I tylko nim chcesz dla mnie być? Dobrze! Myślałem, że jesteśmy
przyjaciółmi, ale widzę, że się myliłem. – Odwrócił się i ruszył do drzwi,
chcącznaleźćsięjaknajdalejodtegomężczyznyidiamentu,zaktóryzapłacił
zbytwysokącenę.
–Nieodwracajsiędomnieplecami!
– Nigdy dotąd mnie o to nie prosiłeś – burknął Hart, zmierzając ku
drzwiom.–Niewymagałeś,bymtraktowałcięjakpoddany.
–Bonimniejesteś.
– I dzisiaj wyraźnie dałeś mi to do zrozumienia. – Nagle się zatrzymał.
Ciężko oddychając, popatrzył na księcia i ruszył w jego stronę. Czując, jak
napinająmusięwszystkiemięśnie,spojrzałksięciuwoczy.–Powiedz,żeto
nieprawda.
Książęnieporuszyłsię.
–Powiedzmi!
–Tosięzdarzyłotylkoraz.
Hart z najwyższym trudem powstrzymywał chęć wymierzenia ciosu
wtwarzksięcia.
–Wyglądanato,żetenjedenrazwystarczył.
– Twoi rodzice byli na przyjęciu w Sussex. Ja również tam byłem.
Blackwood został przyłapany na gorącym uczynku z jedną ze służących.
Twoja matka przeżyła wielkie upokorzenie. Była moją bliską przyjaciółką.
Tegopopołudniaznalazłemjąwgołębnikuipróbowałempocieszyć.
– Rozchylając jej uda? Myślałeś, że to pomoże? Jak mogłeś ją uwieść
wchwili,gdypotrzebowałaprzyjaciela?
Książęuniósłręcewpojednawczymgeście.
–Tonietak.Topoprostusięzdarzyło.Ktojakkto,aletychybapotrafisz
tozrozumieć?
– Nie potrafię! Umiem się powściągnąć! Nie włóczę się po Londynie,
polując na Bogu ducha winne kobiety. Umiem zadbać, by żadna z kobiet,
zktórymisięzadaję,niezaszławciążę!Nieporównujsięzemną!Chybanie
chcesz mi wmówić, że moja matka była dziwką i błagała cię, byś jej
dogodził?
KsiążęnajwyraźniejmiałochotęuderzyćHartawtwarz.
– Uważaj na słowa. Twoja matka była szlachetną, uczciwą kobietą. Nie
pozwolę,byśkalałjejpamięć.
– A więc to ty… Skorzystałeś z okazji, że była załamana i wziąłeś ją jak
swoją!
–Nieróbzemniepotwora.Takwyszło.Toniebyłaniczyjawina.Tosię
poprostuzdarzyło.
–Więctwierdzisz,żejasięzdarzyłem.Ja!Posiadłeśmojąmatkęwjakimś
gołębnikuwSussexidziękitemupojawiłemsięnaświecie.
–Jeślichcesz,żebymżałowałtego,cosięwydarzyłowtedymiędzytwoją
matką i mną, to się nie doczekasz. Nie żałuję. I ani przez chwilę nie
żałowałem,żejesteśmoimsynem.
Tenmężczyznaśmiałnazwaćgosynem!Hartpoczułmdłości.
–Alenieprzyszłocidogłowy,żebymiotympowiedzieć.
– Blackwood uznał cię za swojego syna. Jak mogłem wyznać ci prawdę?
Obiecałemtwojejmatce,żenigdynikomuotymniepowiem.
–Niejestem„nikim”!
–Nie,napewnonie–rzekłłagodnymtonemksiążę.
–Ktootymwie?
–Wszyscyjużnieżyją.
–Ktowie?–powtórzyłpytanie.
–Cooczywiste,wiedziałaotymtwojamatka…itwojababka.Todlatego
przyprowadzała cię do mnie po śmierci twojej matki. Traktowałem cię jak
syna.NiemożesztegopowiedziećoBlackwoodzie.
Tysiące myśli przebiegało przez głowę Harta. A więc dostarczając
Winterowi informacji, mających zapewnić księciu bezpieczeństwo, chronił
własnego ojca. Znał też księżniczkę Charlottę. Chociaż niezbyt często
przebywała na dworze, zostali sobie przedstawieni i kilka razy ze sobą
rozmawiali. Był na jej pogrzebie i opłakiwał jej śmierć wraz z poddanymi.
Charlottabyłajegosiostrą!
Dodiabła!Tooznaczała,żekrólJerzybyłjegodziadkiem!Przyłożyłdłoń
dorozpalonegoczoła.
Książęobserwowałgowmilczeniu.
–Nigdycitegoniewybaczę–rzekłzduszonymgłosemHart.
–Tego,żejestemtwoimojcem?
–Tego,żetylelatmiotymniemówiłeś.
Tymrazemnieobejrzałsięzasiebiewdrodzedowyjścia.
Niedługo potem wałęsał się bez celu po Piccadilly. Jego życie legło
wgruzach.
Nie zamierzał pomagać już Winterowi w ochronie królewskiego domu.
Postanowił powiadomić o tym przyjaciela jeszcze tego dnia. Książę regent,
zwany Prinnym, był jego ojcem. W tej chwili nie czuł wobec niego
wdzięczności.Niebyłpewien,czykiedykolwiekjąpoczuje.
Wjegożyłachpłynęłakrólewskakrew.Miałciotkiiwujów,którymnawet
nie został przedstawiony. Nigdy się nie dowiedzą, że jest członkiem ich
rodziny.
Byłprzeraźliwiesamotny.
Wprzeszłości,gdyogarniałgoponurynastrój,szedłdoJuliana.Przyjaciel
zawsze potrafił poprawić mu nastrój. Ostatnio jednak spokojny, rozsądny
Juliannieumiałgopocieszyćitegodniabyłobyzapewnetaksamo.
PragnąłSarah.Chciałjejowszystkimopowiedzieć.Wiadomość,żewjego
żyłach płynie królewska krew, nie wywoła u niej zakłopotania, a jedynie ją
rozbawi.
Nie wyzna jej jednak prawdy, bo nie może do niej pójść. Musi przestać
o niej myśleć. Ich znajomość się skończyła. Sarah go nie chciała. Nie
zamierzaławyjśćzaniegozamążiwyraźniedałamudozrozumienia,żepo
tym,jakznalazłdiament,niechcemiećznimwięcejdoczynienia.
MusiałwyjechaćzLondynu,możedoParyża?Tomiastokojarzyłomusię
jednakzSancy.ZapewneSarahznienawidziłagozpowodutegodiamentu.
Florencja. Pojedzie do ciepłej, słonecznej Florencji, chociaż nie zna
włoskiego. Na początek zatrudni tłumacza. Potrzebował odmiany
iodpoczynkupoostatnichwydarzeniach.
Przed wyjazdem postanowił jednak uporządkować swoje sprawy i po raz
ostatniodwiedzićJuliana.
ROZDZIAŁOSIEMNASTY
Trzydnipóźniej
–Onaniemanawetroku–powiedziałJulian,mierzącHartapodejrzliwym
spojrzeniem.StaliprzeddomemprzyGrosvenorSquare.
–Wiem.
–Nieumienawetchodzić.
–Doczegozmierzasz?
Julianodchrząknąłipotarłwargi.
–Dobrzetoprzemyślałeś?
–Poprostuprzyjmijprezent.
–Tozbytkosztownyupominek.
–Chciałbym,żebygomiała.
–Niemożegoprzyjąć.
–Nalegam.
FrontowedrzwiogromnegodomuJulianaotworzyłysię.Katrinazbiegłaze
schodów,poprawiającsuknię.
–Pomyślałam,żetoty,Hartwick.
–HartprzywiózłprezentdlaAugusty.
– To bardzo miło z twojej strony – powiedziała, patrząc na ręce Harta.
Zmarszczyłabrwi.–Acotojest?
Julianwskazałczteroletniegoogieraolśniącejczarnejsierści.
Katrinaledwienaniegozerknęłaiszybkoprzeniosławzrokzpowrotemna
Harta.
–Jestpiękny–oceniła.
–HartniedawnokupiłgonaaukcjiuTattersalla.
Zamrugałagwałtownie.
–Tozaniegozapłaciłeś…
– Zdecydowanie za dużo – dokończył Hart, przekładając wodze z jednej
rękidodrugiej.
–HartwyjeżdżadoWłoch,askoroniebędzieobecnynachrzcieAugusty,
chce już teraz ofiarować jej tego konia w prezencie. Powiedziałem, że
Augustaniemożegoprzyjąć.
–Wyjeżdżasz?–spytałaKatrinadziwniewysokimtonem.–Kiedy?
– Kat, nie słyszałaś, co powiedziałem? Hart chce dać Auguście konia
wartegofortunę.
–Doskonalecięsłyszałam–odparła.
Cośbyłonietak.Katrinanigdyniezachowywałasięwtensposób.
– Myślałem, że uda nam się go przekonać, że to zbyt hojny prezent dla
naszejcórki.
PopatrzyłanaJuliana.
–Tak.Maszrację.PorozmawiamzHartem.Proszę,wejdźmydodomu.–
Wykonałazapraszającygestręką.–Chodź.
Juliansięniepoddawał.
– Co tu się dzieje? – zapytał, z niedowierzaniem patrząc na żonę. –
Dlaczegochceszznimrozmawiaćbezemnie?
–Nicpodobnego.
Wziąłsiępodboki.
–Ależchcesz.
–Tonicważnego.
–Skorotak,tomipowiedz.
Przygryzławargę.
–Niestarajsięodwrócićmojejuwagi,Kat.Cosiędzieje?
Hartpoczuł,żeoblewasięzimnympotem.
–ChodzioSarah?
– O Sarah? – powtórzył jak echo Julian, przenosząc wzrok z żony na
przyjaciela.–Aco…Chwileczkę.–ZwróciłsiędoHarta:–Kiedytopanna
ForresterstałasiędlaciebieSarah?
–Niebędziemyotymtutajrozmawiać.–Katrinaruszyławstronędomu.–
Przyślę stajennego, żeby potrzymał twojego konia. Możesz go potrzebować.
SpotkajmysięwKarmazynowymSalonie.
Kilka minut później cała trójka stała w salonie, a Katrina wtajemniczała
Julianawcałąhistorię.
–Niemogęuwierzyć,żetoprzedemnąukrywałaś–burknąłJulian.
–ZawiozłamSarahdodomuEverillów,żebymogłaposzukaćbransoletki.
Pomogłam jej tylko ten jeden, jedyny raz, nie licząc spaceru w St James’s
Park. Ale to było w dzień i Sarah nie była przebrana za mężczyznę. Aha.
PomogłamjejjeszczenarysowaćbransoletkęladyEverill.
Hartczekał,ażKatrinaskończyopowieść.Ilekroćotwierałausta,Hartmiał
wrażenie,żezachwilęoskarżygooodebranieSarahdiamentu.
– Co? Wyszła stąd w męskim przebraniu? – wykrzyknął Julian. –
Siedziałemwgabinecie,aonawyszłastądprzebranazamężczyznę?Ityjej
natopozwoliłaś?
Katrinaskubałaspódnicę.
– Chciałyśmy zachować wszystko w tajemnicy. I to się nam udało, bo
dowiedziałeśsięotymdopieroteraz.
– To pewnie był pomysł mojej babki! Idę o zakład, że to księżna wdowa
dałaSarahmęskieubranie.
– Nie bądź śmieszny. To są ubrania Sarah. Miała je na sobie na balu
maskowym u Finchleyów w zeszłym roku. Twoja babka o niczym nie wie,
więcproponuję,żebyśmówiłciszej.
– Wiem, że Sarah często działa pod wpływem impulsu, ale to, co teraz
wyczynia,toczysteszaleństwo.
TaocenaSarahzirytowałaHarta.Miałochotęstanąćwjejobronie.
– Wiem – ciągnęła Katrina. – Robiłam wszystko, by ją powstrzymać, ale
nie chciała o tym słyszeć. Zaproponowałam, że pojadę z nią, ale przekonała
mnie,żetozłypomysł.Martwięsięonią.Todlategochciałamporozmawiać
z Hartwickiem. – Popatrzyła błagalnym wzrokiem na Harta. – Musisz ją
znaleźć.Poszłanaspotkaniezszantażystą.Niepowinnabyćtamsama.
Więc ktoś szantażował ją w sprawie diamentu? Boże, co ja zrobiłem,
pomyślałHart.
–Dlaczegoniezwróciłaśsięztymdomnie?–JulianująłrękęKatriny.–
DlaczegoprosiszotęprzysługęHarta?
–Bowprzeciwieństwiedoniegozadajeszzadużopytań–odpowiedziała,
lekko zniecierpliwiona. – Poza tym wiem, że mogę mu ufać. Nikomu nie
powiedział, że przed ślubem byliśmy w Richmond. Czuję się winna, że
zdradzamtajemnicęSarah,alebardzosięoniąboję.Miaładzisiajprzekazać
komuśdiament,alenieudałojejsięgozdobyć.Umieściłapustepudełkowe
wskazanymmiejscu.–SpojrzałanaHartawzrokiem,którymówił,żewie,kto
znalazł diament. – Zamierza się przekonać, kto przyjdzie po kamień. Nie
chciała mi jednak powiedzieć, co zamierza potem zrobić. Dobrze wiecie, że
Sarahnajczęściejdziałapodwpływemimpulsu.–Przygryzłakciuk.
Hartpostąpiłokrok.
–Cosięstanie,jeślinieprzekażediamentu?
Katrinauniosłabrwi.
–Myślałam,żewiesz.
Nie wiedział nawet, że ktoś ją szantażował. Do diabła! Powinien był
nalegać, by udzieliła mu odpowiedzi. Gdyby ją o to poprosił, w końcu
wyznałaby mu prawdę. Okazał się potwornym egoistą. Wszystkiemu była
winna jego chora ambicja. Teraz jednak nie miało to już znaczenia. Liczyło
siętylkoto,żektośszantażowałSarah.Coteżtakiegozrobiła,żebyłagotowa
narazićsięnaniebezpieczeństwo?
–Dokądposzła?
–NaStJames’sSquare.
Szybko wyminął Katrinę i ruszył do drzwi. Nie mógł narazić Sarah na
konfrontacjęzszantażystą.
Ptaki ćwierkające w gałęziach drzew zaczynały działać jej na nerwy. Czy
tohałaśliwestadkoniemożepoleciećsobiegdzieindziej?Miaławrażenie,że
jużcałewiekisiedzinaławcenaStJames’sSquare,nieodrywającwzrokuod
kamiennej budowli po prawej stronie. Tam znajdowała się kamienna ławka,
podktórąleżałoterazpudełko.Wpudełkuumieściładrugie,mniejsze,imiała
nadzieję,żeszantażystaulegniepokusieisięgniepozdobycz.
Kątem oka dostrzegła ważkę, która usiadła na jej kolanie. Ważka
przynajmniej była cicha, w przeciwieństwie do nieznośnych ptaków nad
głową. Jednak gdy rozległ się chrzęst żwiru na ścieżce, ważka i ptaki
natychmiast odfrunęły. Sarah miała nadzieję, że przechodzień nie zwróci na
nią uwagi. W ciągu dnia nigdy nie wkładała męskiego ubrania i bała się, że
wystarczyuważnespojrzenie,bydomyślićsię,żejestkobietą.
Przechodzieńnieminąłjejławki,tylkousiadłobok.Nieodwracałasię,by
nie pokazać twarzy. Opanowywała się z trudem tym większym, że instynkt
nakazywałjejucieczkę.
–Załóżnogęnanogę.Będzieszwtedybardziejpodobnadomężczyzny.
Poznałatengłębokiszept.
–Idźstąd,Hartwick.
–Nie.
–Jestemzajęta.
– Ja też. Jestem zajęty upewnianiem się, czy wyglądasz jak mężczyzna.
Usiądźtak,jakciporadziłem.
Byławściekła,leczzastosowałasiędojegorady.Czułasiębardzodziwnie
wtejpozycji.AleżtenHartbyłirytujący!
–Mamwrażenie,żeszukaszguza–powiedziałrzeczowymtonem.
–Skądtoprzypuszczenie?
– Chcesz mnie przekonać, że wolisz nosić spodnie niż sukienki?
Podziwiamtwojąśmiałość.Zobaczymy,czyudacisięwylansowaćtęmodę.
–Proszę,idźjuż.
– Wiem, dlaczego tu jesteś. Nie powinnaś w pojedynkę stawiać czoła
szantażyście.Przyszedłemtu,żebyzaproponowaćcipomoc.
Spojrzałananiegozaskoczona.
–Skądwiesz?
–Katrinamipowiedziała.
Mruknęła coś pod nosem. Czy naprawdę nie miała już nikogo, komu
mogłabyzaufać?
– Nie bądź na nią zła. Martwi się o ciebie. Poza tym nie powiedziała mi
wszystkiego.Wciążniewiem,dlaczegoktościęszantażuje.
Niebyłapewna,czymówiłprawdę.
–Doceniam,żetuprzyszedłeś,boKatrinasięomniemartwi,alenaprawdę
nie musisz sobie robić kłopotu. Możesz teraz do niej pójść i powiedzieć, że
jestemcałaizdrowa.
–Nieprzyszedłemtutajzjejpowodu.Przyszedłemzewzględunaciebie.
Wiedziałem, że będziesz potrzebowała kogoś, kto pomoże ci udawać
mężczyznę. Widziałem cię już w tym ubraniu i zapewniam, że potrzebujesz
doradcy.
Zezłościąszturchnęłagostopąwkolano.
–Doskonalesobieradziłam.
– A czy kiedykolwiek paradowałaś w tym przebraniu w ciągu dnia?
Wyglądasz zbyt pociągająco w obcisłych spodniach. To ubranie jest
niewłaściwiedobrane.Dobrzechociaż,żetymrazemwłożyłaśdługipłaszcz.
–Pociągnąłjązarękaw.–Chwileczkę…CzytoabyniepłaszczJuliana?
– Może. – Wyszarpnęła rękę, starając się skupić na obserwowaniu
kamiennej ławki, jednak bliskość Harta rozpraszała ją. Ponownie trąciła go
stopą.–Idźjuż.
–Niewidzęniczłegowtym,żedwóchkompanówsiedzinaławce,miło
gawędziipodziwiadamy.
–Jakiedamy?
–Jakdługowpatrujeszsięwtęławkę?
–Odkądtuprzyszłam.
–Spójrznamnie.
Czyżby żartował? Jeśli będą bawić się w ten sposób, przeoczy moment
pojawieniasięszantażysty.
Pochyliłsię,owiewającjąciepłymoddechem.
–Spójrznamnie.
Zamierzała tylko na niego zerknąć, lecz gdy spojrzała mu w oczy, nie
potrafiłaodwrócićwzroku.Zauważyła,żepopatrujenakamiennąławkę.
–Jeśliniechceszwzbudzićpodejrzeń,niewpatrujsiętakuporczywiewtę
ławkę.Lepiejbędzie,jeśliposiedzimyturazem.Możnaodnieśćwrażenie,że
patrzęnaciebie,atymczasembędęobserwowałokolicę.
–Robiłamtodyskretnie.
Przewróciłoczami.
– Może szantażysta przyjdzie, kiedy zapadnie zmrok – powiedział. –
W ciemności łatwiej mu będzie niepostrzeżenie wyciągnąć pudełko
zdiamentem.
– Brama na plac jest zamykana o zachodzie słońca. Sądzę, że nie będzie
ryzykował, że ktoś inny zauważy paczkę. W liście polecił zostawić pudełko
podławkąrankiem.
Przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy. Sarah starała się nie patrzeć na
Harta,jednakcopewienczaskątemokazerkałananiego.Przypomniałasobie
dotyk i smak jego ust. Wciąż miała żywo w pamięci widok jego torsu…
iinnychczęściciała.Nigdyniezapomninocyspędzonejprzykominkuwjej
sypialni.CzyHartzdawałsobiesprawę,jaktrudnojestjejsiedziećobokinie
dotykaćgo?Corobiłodczasu,kiedywidzielisięporazostatni?Czyposzedł
doladyHelmford?Amożeznalazłsobieinnąkochankę?
–Jest.
Głos Harta przerwał jej rozmyślania. Zerknęła w stronę kamiennej ławki.
Chudy,wysokimężczyznawkapeluszuidługimbrązowympłaszczupochylił
się i wyjął spod ławki pudełko owinięte w czarną tkaninę. Sarah wstała
iruszyłaprzedsiebie;Hartnatychmiastznalazłsięprzyniej.
–Chcęzobaczyć,dokądidzie–powiedziałaszeptem.–Towszystko.
–Czymoncigrozi?Cosięstanie,kiedyodkryje,żeniemadiamentu?
– On ma list, który opublikuje, jeśli nie dostanie kamienia. Nie mogę do
tegodopuścić.
–Wtakimrazieznajdziemyjakiśsposób,bygopowstrzymać.
Nie spytał o treść listu ani o to, co mogło zaszkodzić jej reputacji.
Powiedział tylko, że powstrzyma szantażystę. Jego postawa pozwoliła jej
zachowaćiskierkęnadziei,żeudajejsięochronićrodzinę.
W pewnej chwili Sarah odniosła wrażenie, że szantażysta jest jej skądś
znany. Przyjrzała mu się uważnie. Ten chód i charakterystyczne ruchy
ramion…
Toniemożliwe!
Puściła się pędem, omal nie wpadając na parę staruszków. Zostawiła za
sobą Harta. Dogoniwszy mężczyznę, chwyciła go za ramię i zmusiła do
odwróceniasię.
Spojrzaławbrązoweoczy,takpodobnedojejwłasnych.
–Sarah?–Jejimiębyłoledwiesłyszalnepośródśpiewuptaków.
Jaktomożliwe,żepatrzyławoczybrata?
–Przecieżnieżyjesz!Dostaliśmywiadomość,żezginąłeśpodczasatakuna
twójokręt.
HartstanąłprzySarah.
Alexander się nie odezwał, uniósł tylko rękę, jakby chcąc powstrzymać
Sarahodzadawaniapytań.
– Dlaczego się z nami nie skontaktowałeś, Alex? Czy wiesz, co myśmy
przeszli?
–Aczytywiesz,przezcojaprzeszedłem?
Uderzyła go w twarz. Mijające ich starsze małżeństwo przyspieszyło
kroku.
–Dlaczegoniepowiadomiłeśnas,żeżyjesz?Dlaczegoniedałeśnamznać?
Czekaliśmy na wiadomość, że morze wyrzuciło twoje ciało na brzeg. Teraz
jużwiem,dlaczegonigdyniedostaliśmytakiejwiadomości.
Brat, którego uwielbiała i podziwiała, żył. Miała ochotę go uścisnąć,
jednakuczucieżalutkwiłowjejsercuzbytgłęboko.Pozwolił,byrodzinago
opłakiwałajakozmarłego!
Spojrzałanapudełkowjegorękuiszybkoprzytknęładłońdoust.Dopiero
terazwpełnizdałasobiesprawę,zjakiegopowoduprzyszedłnaplac.
–Toty?Tyszantażowałeśnaszegoojca?
Chciałapowtórnieuderzyćgowtwarz,lecztymrazemwporęprzytrzymał
jejrękę.
– To dlatego powiedziałem, że nigdy nie uda ci się dobrze naśladować
mężczyzny. Mężczyzna zrobiłby to. – Zupełnie zapomniała o obecności
Harta,któryuderzyłterazAlexandrapięściąwbrzuch.
–Chuligani!–krzyknąłjakiśmężczyzna.–Idźciesiębićgdzieindziej!
Alexander przybrał wyprostowaną postawę. Hart stał naprzeciw niego
ipatrzyłmuprostowoczy.
– Przypuszczam, że pan i siostra macie sobie wiele do powiedzenia.
Proponuję, abyśmy przeszli do mojej rezydencji. To niedaleko stąd. Będę
szedł za panem, a siostra pana poprowadzi. Ostrzegam, że mam w kieszeni
nóżibezwahaniawbijęgowpańskieplecy,gdybyprzyszłopanudogłowy
udaremnićmojeplany.Zrozumiano?
Sarah nigdy jeszcze nie słyszała Harta przemawiającego tak zabójczo
spokojnymtonem.
Po niedługim czasie dotarli do apartamentu Harta i weszli do środka bez
żadnychproblemów.
W normalnych okolicznościach chętnie rozejrzałaby się po salonie,
wktórymsięznajdowali.Terazjednakniebyłonatoczasu.
–Zadawaniepytańzostawiamtobie–zwróciłsięHartdoSarah,poczym
popatrzył na jej brata. – Pamiętaj o mojej obecności. Gdyby przyszło ci do
głowywyrządzićSarahkrzywdę,rzucęwciebietymnożem,aostrzegam,że
trafiambezbłędnie.
Alexanderotarłspoconeczoło,apotemszybkoskinąłgłową.
Patrzyła,jakHartpodchodzidookna,sięgającwdrodzepoksiążkę.Kiedy
zająłmiejscewfotelu,przeniosławzroknaAlexa.
–Totwójmąż?–spytał.
Czyżby Alex myślał, że Hart jako jej mąż pozwoliłby jej włóczyć się po
Londyniewmęskimubraniu?Omalsięnieroześmiała.
–Nalitośćboską,nie!Aterazwszystkomwyjaśnij.
Alexpociłsięobficieiunikałjejwzroku.
– Gra skończona, Alex. Myśleliśmy, że podczas bitwy byłeś w porcie na
swoimokręcie.Toprawda?
– To nie takie proste. Owszem, byłem na okręcie. Ale kiedy
dowiedzieliśmy się, że marynarka brytyjska płynie do Baltimore, wpadłem
w panikę. Chciałem, żeby ta wojna się skończyła. Spalili Waszyngton.
Ponosiliśmy kolejne porażki. Miałem już serdecznie dość walki. Więc nocą
wskoczyłem do wody i popłynąłem do brzegu. Nie myślałem wtedy o tobie
aniorodzicach.Myślałemwyłącznieosobie.Biegłeminieoglądałemsięza
siebie.Wiedziałem,żepapanigdyniezrozumiałbypowodówmojejdezercji.
Jest zbyt wielkim patriotą. Przedostałem się do Nowego Jorku i dostałem
pracę na statku handlowym kursującym między Liverpoolem i Nowym
Jorkiem.WkońcupostanowiłemzostaćwAnglii.Takbyłołatwiej.
–Łatwiej?Chybatylkotobie,bonapewnonienam!Mogłeśdaćznać,że
żyjesz.
–Nie,niemogłem.Myślałem,żetutajnigdysięniespotkamy.Przeżyłem
szok, kiedy przeczytałem w gazecie, że nasz ojciec został mianowany
ambasadorem w Anglii. – Nerwowo oblizał wargi. – Nawiązałem różne
znajomości.Niemiałemjednakprawdziwychprzyjaciół.Zacząłemuprawiać
hazard.
Sarahzabębniłapięściamiwjegotors.
–Napisałeś,żeistniejelist,dowodzący,żeszpiegowałeśdlaAnglików.To
byłokłamstwo.Aterazchceszmiwmówić,żezrobiłeśtowszystkozpowodu
długów?Szantażowałeśwłasnegoojcazpowodudługówkarcianych?
– Mam spore długi. Którejś nocy podsłuchałem rozmowę dwóch
mężczyzn. Mówili, że ten żółty diament z Francji został ukryty gdzieś
w Londynie i że jest wart fortunę. A wskazówki prowadzące do kryjówki
znajdują się na bransoletce jakiejś angielskiej damy. Wszystko dokładnie
zapisałem.Papabyłjedynymznanymmiczłowiekiem,którymógłzdobyćtę
bransoletkę.Niemogłemsamtegozrobić.
–Więcpomyślałeś,żeojciecukradniejądlaciebie?–Pchnęłagomocno.
–Niejestemdumnyztego,cozrobiłem.Byłemwrozpaczy.Pomyślałem,
że to nie będzie dla niego trudne. Jest bardzo inteligentny. Zawsze potrafił
doskonale rozwiązywać problemy. A dlaczego to ty przyniosłaś diament,
anieon?
– Bo on o niczym nie wie, ty głupcze. Nic nie wie o twoim liście. Ja
pierwsza go zobaczyłam i pomyślałam, że oszczędzę rodzicom bólu. Nie
chciałam, by dowiedzieli się, że okazałeś się zdrajcą. Nie potrafiłam jednak
rozpoznaćtwegopisma.
–Pisałemlewąręką.
– Na to starczyło ci sprytu, ale na znalezienie diamentu już nie. – Znów
zaczęła okładać go pięściami. Hart stanowczym gestem odciągnął ją od
Alexa.
–Spokojnie–rzekł,stającpomiędzyrodzeństwem.
Alexpopatrzyłnapudełko.
–Ajednakznalazłaśdiament.Widzisz?Nikomuniestałasiękrzywda.
–Nieznalazłamgo–wycedziłaprzezzaciśniętezęby.–Wpudełkuniema
diamentu.
GdyAlexotworzyłpudełkoiprzekonałsię,żejestpuste,wpadłwpanikę.
–Ale…ale…
– Ktoś mnie ubiegł. Nie ma diamentu, który pozwoliłby ci uregulować
długi.Takjaknieistniejelistpotwierdzającytwojązdradę.
–Ilewynosipańskidług?–zapytałHart.
–Jedenaścietysięcyfuntów.
Tobyłaogromnasuma.
–Jestemwstaniegouregulować.
Osłupiała.NigdyniepoprosiłabyHartaopodobnąprzysługęiniechciała,
byspłacałdługbrata.
– Nie pozwolę ci mu pomóc. Nie po tym, co zrobił. Wyjdź stąd, Alex.
Wracajtam,skądprzybyłeś,dojakiejśnorywLiverpooluczygdzieindziej.
–Zamierzaszimpowiedzieć?
Pokręciłagłową.
–Jeszczeniepodjęłamdecyzji.
Bratprzezchwilęsięwniąwpatrywał,apotemskinąłgłowąiwyszedł.
–Coterazzrobisz?
Głos Harta przywrócił ją do rzeczywistości. Spojrzała w jego oczy
izaczerpnęłatchu,apotembezwiedniecofnęłasięokrok.
–Chciałabymmócdalejudawać,żeAlexnieżyje.Wiem,tostraszne,ale
wtedy nie musiałabym decydować, czy powinnam o wszystkim powiedzieć
rodzicom. Nie mogę myśleć o tym, że tak strasznie cierpieli, bo ten głupek
bałsięrozmowyzojcem.–Potarłaczoło.
Stałnieruchomo,dającjejczasdonamysłu.
–Coonimsądzisz?–zapytała.
Wzruszyłramionami.
–Postąpiłniehonorowo.Aleniewiem,jakwyglądaprawdziwabitwa,więc
nie chcę się wypowiadać na temat jego dezercji. Strach to jedna
z najsilniejszych emocji. Sprawia, że ludzie popełniają czyny, których się
potemwstydzą.Nicjednaknieusprawiedliwiapróbyszantażowaniawaszego
ojca.–Postąpiłkrok,leczzarazsięzatrzymałisplótłdłoniezaplecami.
Potarłaramiona,czującogarniającyjąchłód.
– Myślę, że rodzice powinni poznać prawdę. Alex wysłał list do mojego
ojca, ale zobaczyłam go pierwsza. Robiłam wszystko, by oszczędzić
rodzicom bólu i wstydu. Tylko świadomość, że zginął jak bohater, pomogła
im pogodzić się z jego śmiercią. Bałam się, że serce ojca nie wytrzyma
prawdy, a matka znów zacznie prowadzić życie w odosobnieniu. Jednak
Alexanderżyje.Myślę,żerodzicemusząsięotymdowiedzieć.Ojciecbędzie
mógłzadecydować,cochcezrobićzdługamiAlexandra.Powiemimjeszcze
dziświeczorem.
Uniosłakapeluszzkrzesłaprzydrzwiach.MiałaochotęrzucićsięHartowi
wramionaiznaleźćwnichpocieszenie.
Niemogłajednaktegozrobić.Hartniechciałsięożenić,atooznaczało,że
mu na niej nie zależy. Ona zaś musi być z rodziną, kiedy misja
dyplomatyczna ojca dobiegnie końca. Nie wiedziała, jaka będzie reakcja
rodziców na prawdę o Alexandrze. Ona i Hart nie mieli przed sobą
przyszłości. Gdyby znalazła teraz pociechę w jego ramionach, rozstanie
byłobydlaniejznacznieboleśniejsze.
Pokój, w którym się znajdowała, bardzo jej się podobał. Stały tam
wygodne meble, obrazy przedstawiające konie, a dokoła unosił się zapach
olejkumigdałowego,zapewneześwieżowypolerowanychblatówidrzwi.
– Podoba mi się ten pokój. – Z trudem wydobyła słowa ze ściśniętego
gardła.
Postąpiłokrok,leczpochwilinamysłujedynieskinąłgłową.
–Mnieteżsiępodoba.
Tobyłoichpożegnanie.
Położyłarękęnagałceudrzwi,mającnadzieję,żeniewybuchniepłaczem
przedwyjściemzpokoju.
–Sarah?
Zapewne po raz ostatni zwrócił się do niej po imieniu. Do końca życia
zapamiętatenmiłobrzmiącygłos.
Niemogłasięterazodwrócić.Niechciała,bywidziałwjejoczachłzy.
–Tak?
– Nie kręć tak biodrami, kiedy idziesz. Mężczyźni przeważnie chodzą
inaczej.
Chciałasięroześmiać,jednakokazałosiętozbyttrudnewchwili,wktórej
nazawszeopuszczałaukochanego.
ROZDZIAŁDZIEWIĘTNASTY
Noc minęła Hartowi na wpatrywaniu się w baldachim swego łoża
irozmyślaniuoSarah.Zakilkagodzinudasięwpodróżnawybrzeże,atam
wsiądzienastatekpłynącydoWłoch.Byłpewien,żepowodemwyjazdujest
chęć ucieczki od księcia regenta i Blackwooda. Jednak po kilku godzinach
wspominania pocałunków, pieszczot i rozmów z Sarah doszedł do wniosku,
żeopuszczaAnglięzjejpowodu.
Życie w pobliżu Sarah, bez możliwości pozostawiania z nią w bliskim
związku, byłoby dla niego zbyt bolesne. Już teraz za nią tęsknił. Brakowało
mu jej głosu i uczucia niepewności, co za chwilę powie. Chciał znów
usłyszećjejradosnyśmiechiwidziećjejspojrzeniaskierowanewjegostronę.
Byłajedynąosobą,którajednymuśmiechempotrafiłapodnieśćgonaduchu.
Marzyłteżotym,byznówsięzniąkochać.Czuł,żesądlasiebiestworzeni.
Już w dzieciństwie nauczył się, że nie należy przywiązywać się do ludzi.
Ci,naktórychnajbardziejnamzależy,niemalzawszenasopuszczają.Matka
zginęła tragicznie, spadając ze skały. Babka umarła na serce, gdy miał
dziesięć lat. Potem bardzo zależało mu na Caroline, lecz zostawiła go dla
ojca. Po śmierci Caroline postanowił, że nie otworzy już serca przed nikim,
tyleżeSarahjakośudałosiętamdotrzeć.
Nie chciała jednak dzielić z nim życia i ta świadomość była boleśniejsza
niżciosyzadaneprzezBlackwoodaiksięciaregenta.Kiedyjejbratzapytał,
czy są małżeństwem, zaśmiała mu się w twarz. Powinien był się tego
spodziewać.Przecieżpowiedziałamu,żeniechcezaniegowyjść.
Nie pozostało mu nic innego, jak tylko wyjechać do Włoch i próbować
oniejzapomnieć.Niewiedział,jakdługotamzabawi.Jeśliwtymczasiedo
Londynu przybędzie nowy amerykański ambasador i rodzina Forresterów
opuściAnglię…Cóż,niechtakbędzie.
Jednak gdy do pokoju zajrzało światło poranka, pomyślał, że musi ujrzeć
Sarah choćby tylko ten jeden, ostatni raz. Kiedy Chomersley przyszedł go
obudzić, Hart ponownie rozważył celowość wyjazdu do Włoch. Miałby
wyjechać i nigdy już nie zobaczyć Sarah? Czy może to zrobić, nie
powiedziawszyjej,conaprawdędoniejczuje?
Był człowiekiem, który robił, co chciał i kiedy chciał. A pragnął Sarah
imusiałjejtopowiedzieć.
Podczas krótkiej jazdy powozem do domu Sarah starał się znaleźć słowa,
którewpełniwyrażałybyto,codoniejczuje,jednaknicodpowiedniegonie
przychodziłomudogłowy.Jakmiałdaćjejdozrozumienia,żebardzomuna
niejzależy,skorosamniepotrafiłsobietegowytłumaczyć?
Gdy powóz zatrzymał się przed domem Forresterów, Hart zdał sobie
sprawę, że kiedy ponownie otworzy drzwiczki powozu, jego życie będzie
wyglądałojużzupełnieinaczej.Poprawiłkapelusz,zaczerpnąłtchuiwysiadł.
Podał wizytówkę lokajowi i został wprowadzony do Żółtego Salonu.
Służący miał się dowiedzieć, czy pani przyjmuje gości. Sarah była
niezamężną kobietą i zgodnie z wymogami etykiety przy takim spotkaniu
powinnajejtowarzyszyćmatka.
Nie potrafił spokojnie usiedzieć na miejscu, zaczął się przechadzać po
oświetlonymsłońcempokoju,podziwiającporcelanowefigurkiiwyglądając
przez okno. Bezwiednie pocierał przy tym swoją szczęśliwą monetę
wkieszenikamizelki.
W pewnej chwili otworzyły się drzwi i do salonu weszła Sarah. Trudno
było się nie uśmiechnąć na jej widok. Miała na sobie skromną sukienkę
w żółto-bladoniebieskie paski z białą, muślinową chustą narzuconą na
ramiona, a jej włosy były przewiązane żółtą jedwabną opaską. A więc tak
wyglądała,kiedyprzebywaławdomuiniespodziewałasięgości.Tegodnia
niebyłwstanieczekaćnaporęodpowiedniądozłożeniawizyty,aterazbył
z tego niezmiernie rad. Sarah wyglądała pięknie i na szczęście nie zdążyła
jeszczeupiąćwłosów.
Spojrzałananiego.
–Obciąłeśwłosy.
Nie wiedział, jak go przyjmie po tym, co ostatnio razem przeszli,
azpewnościąniespodziewałsiętakichsłów.
– Tak – odparł, przeczesując kędziory palcami. Chomersley pytał go
kilkanaścierazy,czynaprawdęchceskrócićwłosy.
Podeszładoniegoidotknęłaczubkajegogłowy.
–Dlaczegojeskróciłeś?
–Bomipowiedziałaś,żenielubisz,jakwpadająmidooczu.
–Obciąłeśjezmojegopowodu?
–Mówiłaś,żeirytujeciętenlokopadającyminaoczy.
–Chodziłomioto,żetyjesteśirytujący.Uwielbiałamtenpukielwłosów.
Dlaczego powiedziała mu to dopiero teraz? Czemu była tak
nieprzewidywalna?
– Odrośnie – mruknął, patrząc jej w oczy. Delikatnie pachniała bzem.
Zlubościąwciągnąłtenzapachwnozdrza.
– Wydają mi się trochę dziwne teraz, kiedy są takie krótkie. – Szybko
cofnęłarękę,jakbydopieroterazzdałasobiesprawę,żegodotyka.
–Dziwnewdobrymczyzłymsensie?
–Dziwnieinne.
–Czyrozmawiałaśzrodzicamioosobie,którąwczorajspotkałaś?
Popatrzyła na swoje niebieskie jedwabne pantofelki z wyhaftowanymi
pączkamiróż.
– Tak. Mama płakała potem przez wiele godzin. Sądzę, że głównie
zradości,żeAlexanderżyje.Ojciecbardzodługomilczał,aleniemiałataku
serca. Zamierza wynająć człowieka, który odnajdzie Alexandra. Chce
osobiście porozmawiać z Alexem. Jestem zadowolona, że powiedziałam im
prawdę.Powinnibylijąpoznać.–SpojrzałanaHarta.–Acotyturobisz?–
spytała,składającdłonie.
–Chciałemsięztobązobaczyćprzedwyjazdem.
–Przedwyjazdem?Nawieś?
Pokręciłgłową.
–WyjeżdżamdoWłoch.
Zmarszczyłaczoło.
–DoWłoch?Najakdługo?
–Natyle,ilebędziepotrzeba.
–Potrzeba?Naco?
– Żeby o tobie zapomnieć. Chociaż sądzę, że na to trzeba całego mojego
życia.
–Dlaczegochceszomniezapomnieć?
–Boświadomość,żebędężyłbezciebie,doprowadzamniedorozpaczy.
Chciałbymcięwidywaćcodziennie.Chcęsięztobąśmiaćiwidzieć,jaktwój
nos marszczy się, kiedy coś ci nie smakuje. Pragnę się budzić na dźwięk
twojego głosu i patrzeć, jak opadają ci powieki, kiedy jesteś senna. Chcę
ztobąspacerowaćwsłonecznedni,trzymająccięzarękę.Osłaniaćcięprzed
deszczem i całować się z tobą w blasku księżyca. Zastanawiać się, co
nieoczekiwanegopowiesz.Anadewszystkochcęcięchronićistaćprzytobie
wtrudnychchwilach.Sercemisiękrajenamyśl,żeniebędęmógłtegorobić.
Więcwyjeżdżamispróbujęzapomnieć,żejesteśwszystkim,czegopragnę.
Pojedynczałzawolnostoczyłasiępojejpoliczku.
–Dlaczegoniebędzieszmógłtegorobić?
– Bo ty mnie nie chcesz, a pewnego dnia stąd wyjedziesz. – Przełknął
z trudem. – Nie jestem ideałem, ale wiem, że jesteś dla mnie wszystkim.
Musiałem ci to powiedzieć. Chciałem, żebyś wiedziała, jak się będę czuł,
kiedyrozdzielinasocean.
–Myślę,żejesteśidealny.
Czuł,żełzynapływająmudooczuitogozdziwiło,boprzecieżnigdynie
płakał.Otarłtwarzwierzchemdłoni.
Wpatrywalisięwsiebiewmilczeniu.
–Cotowszystkoznaczy?–zapytałapodłuższejchwili.
–Żejestmibardzosmutno,kiedyniejestemprzytobie.
Uśmiechnęłasięledwiedostrzegalnie.
–Jateżjestemsmutnabezciebie.
–Naprawdę?
Przytaknęła.
–Czujętooddłuższegoczasu.
Ująłjejdłoń.
–Dlaczegomitegoniepowiedziałaś?
– Bo jesteś typem mężczyzny, który nie zadowala się jedną kobietą. Nie
chceszmiećżony.
– To nieprawda. Owszem, dawniej tak myślałem, ale to się zmieniło.
Wmoim życiuzawsze czegośmi brakowało. Kiedyjestem ztobą, nie mam
takiegopoczucia.Niepragnąłemżadnejkobietyodchwili,kiedyujrzałemcię
na dachu w deszczową noc. Od tamtej pory z żadną się nie umówiłem.
Wgłębiduszywiem,żenigdyniebędępragnąłnikogoinnego.
– A lady Helmford? Widziałam cię z nią na wieczorku muzycznym
uEverillów.
– Theodosia i ja jesteśmy przyjaciółmi. To wspaniała kobieta, ale już jej
nie pragnę. Prawdę mówiąc, na tym koncercie powiedziałem jej, że
narzuciłemsobiewstrzemięźliwość.
Uśmiechnęłasię.
–Dlaczego?
–Boniemogęmiećciebie,ajesteśjedynąkobietą,którejpragnę.Bardzo
sięzmieniłem.Wiem,żechcęspędzićżycieztobą.Jednocześniezdajęsobie
sprawę,żezamierzaszwyjśćzaAmerykanina.
Głosmusięzałamał.Sarahprzełknęłaślinę.
– Nie chciałabym żyć z dala od rodziny. Rodzice mnie potrzebują, a ja
potrzebujęich.
Spojrzałnajejudręczonątwarzyczkę.
–Nigdynieśmiałbymprosić,żebyśzostawiłaswoichrodziców.Mamtyle
pieniędzy, że możemy mieć domy w Ameryce i tutaj. Będziemy odwiedzać
twoichrodziców,kiedytylkoprzyjdziecinatoochota.Paręrazyzapewniałaś
mnie,żespodobałobymisiężyciewAmeryce.
Jejoczynapełniłysięłzami.
–Zrobiłbyśtodlamnie?
–Najdroższa,zrobiędlaciebiewszystko.Kochamcię.
Cichutkozaszlochała.
–Naprawdę?
–Przyszedłemtu,botowłaśniechciałemcipowiedzieć.Kochamcię.Nie
mogłem wyjechać do Włoch ze świadomością, że nie usłyszałaś ode mnie
tych słów. Ale nie wiem, co robić. Przeraża mnie siła uczucia, jakim cię
darzę.Bojęsię,żewkońcuzostanęsam.
Podeszładoniego.
–Jesteśwszystkim,czegopragnę.Niepróbujeszmniezmienić.Niekarcisz
mnie za zbyt impulsywne reakcje. Nie przeszkadza ci moja żądza przygód.
Mamwrażenie,żedobrzemnieznaszilubisz.
–Kocham.
–Jateżciękocham.
Oddzieciństwaniktniewypowiedziałdoniegotychsłów.
– Hart, nie mogę ci obiecać, że nie umrę przed tobą. Ale zapewniam, że
każdegodniaspędzonegorazembędęciękochałacałądusząisercem.
Czy mógł to zrobić? Zaryzykować, że jego świat się zawali, gdy coś się
stanie Sarah? Czy będzie jednak umiał bez niej żyć, mając świadomość, że
onamieszkagdzieśzaoceanem?
Ucałowałjejdłoń.
–Teostatniesłowaprzypomnęci,kiedyznówznajdziemysięwłóżku.
–Przecieżniebędzienastępnegorazu.WyjeżdżaszdoWłoch.
–Nigdzieniejadębezciebie.
–Próbujeszmnieocośpoprosić?
–Chybatak.
Uniosłabrwi.
–Czymamopaśćnakolano?–zapytał.
–Rób,couważaszzastosowne.
Przyklęknął.
Pocałunek,jakimgoobdarzyła,powiedziawszy„tak”,byłnajpiękniejszym
wjegożyciu.
– Tak więc będę teraz lady Hartwick. To brzmi bardzo patetycznie, ale
przyzwyczajęsię.MożewAmerycebędępoprostupaniąSarahAttwood.
– To dopiero brzmi dziwnie! A skoro masz zostać moją żoną, powinnaś
dowiedziećsięczegośnatematmojegonazwiska…
Poustaleniu,żepobiorąsięzadwatygodnie,HartzostawiłSarahwŻółtym
Salonie,asamudałsiędopanaForrestera,byprosićgoorękęcórki.Pragnął
honorowo rozpocząć nowy etap w życiu i nawiązać dobre stosunki
z przyszłym teściem. Chyba jeszcze nigdy dotąd nie był tak zdenerwowany
przedrozmowązmężczyzną.
Podczas krótkiej rozmowy Hart musiał zapewnić ojca Sarah, że szczerze
pragnie się z nią ożenić, mimo że wcześniej oficjalnie nie zabiegał o jej
względyispędzilizsobąniewieleczasu.TowłaśniewtedypanForresterpo
raz pierwszy nazwał go synem. Nikt nigdy dotąd tak Harta nie nazywał. To
słowo nikomu nie przeszło przez usta. Matka i babka zwracały się do niego
poimieniu.Wzruszenieścisnęłogozagardło.
Następnym ciekawym, nowym doświadczeniem było spotkanie z matką
Sarah. Nie był przygotowany, że od razu zostanie zaproszony na kolację.
Mielijąwspólniezjeśćjeszczetegowieczoru.PaniForresterpoprosiłaSarah,
bywymieniławszystkieulubionepotrawyHartaikilkaznichznalazłosięna
stole.MatkaSarahzdobyłanawetbutelkęulubionegokoniakuHarta,apotem
przytuliłaprzyszłegozięcia,itoażdwarazy.
ROZDZIAŁDWUDZIESTY
Trzytygodniepóźniej
Sarah stała obok męża na tarasie Lyonsdale House w swojej ulubionej
niebieskiej jedwabnej sukni. Na nogach miała nowe jasnoniebieskie
pantofelki,wyszywanewmaleńkiezłotekluczyki.Świeciłosłońce,achmury
leniwie płynęły po niebie. Dokoła słychać było szmer rozmów najbliższych
jejosób.
Uniosła głowę, ciesząc się ciepłem słońca. Dziecko, które trzymała
w ramionach, mocno się w nią wtuliło. Augusta była uroczą dziewczynką.
Wcześniejzachowywałasiębardzogrzeczniepodczaschrztu,któryodbyłsię
w kościele świętego Jakuba. Spała przez całą ceremonię. To był wspaniały
dzień.
– Kiedy odpływa wasz statek? – zapytał lord Andrew Pearce stojący po
prawejręceHarta.Wypiłłykszampana.
–Zapięćdni–odpowiedziałHart,patrzącnaAugustęwramionachSarah.
–Londynbędziesmutnybezciebie.
–Jestempewien,żedoskonalesobiebezemnieporadzicie.
Przyjaciele wymienili spojrzenia, które pozwoliły się Sarah domyślić, że
lordAndrewmówiłszczerze.
–Popatrztylkonaniego–rzekłHart.–ZimnyWinterzmiękłjakwoskpod
wpływemtegomalca.
Cała trójka spojrzała na księcia Winterbourne’a, który rozmawiał
zLyonsdale’em,trzymającmałegosynkanaramieniu.PoweseluSarahkilka
razy rozmawiała z księciem. Wciąż trochę onieśmielała ją jego władcza
postawa,jednakszczerzepodziwiałajegotalentydyplomatyczne.Byłdobrym
przyjacielem księcia regenta. Hart nie rozmawiał z księciem, od kiedy
dowiedział się, że jest jego synem, jednak zamierzał go odwiedzić za cztery
miesiące,popowrociezAmeryki.
– Nicholas wyraźnie lubi swojego małego braciszka – powiedziała Sarah
do lorda Andrew, patrząc, jak trzymany przez Olivię syn Winterbourne’ów
przekrzywiagłowę,bywywołaćśmiechmłodszegobrata.
NatwarzyAndrewpojawiłsięuśmiechdumnegowujka.
–O,tak.NiktniepotrafirozśmieszyćWilliamatakjakNicholas.
Augusta zaczęła się wiercić; Sarah mocniej przytrzymała swoją córkę
chrzestnąwramionach,apotemzaczęłająkołysać,takjakczyniłatoKatrina,
ilekroćmałamarudziła.Wymieniłauśmiechyzprzyjaciółką.
– Co będziesz robić, kiedy stąd wyjadę? – spytał Hart, otulając miękkim
białymkocykiemramięAugusty.
– Chciałbym na pewien czas wyjechać na wieś – odparł lord Andrew. –
Trzeba się zająć jedną z posiadłości Juliana, a teraz, po narodzinach
Williama,zgłosiłemsięnaochotnika.
–Tobardzouprzejmezpańskiejstrony–rzekłaSarah.
Hartwychyliłsięwjejstronę.
–Onwcaleniejestuprzejmy,tylkouciekaprzedwdowąSkeffington.
–Hart,mówiszokropnerzeczy.
LordAndrewstarałsięukryćuśmiech,jednakzdradziłygowesołeiskierki
woczach.Lekkiwiatrzmierzwiłjegobrązowewłosy.
LordAndrewspojrzałnaSarah.
–Nie.Toprawda.Wstydmi,aletakjest.Takobietaszukamniewszędzie.
Augusta nie przestawała się wiercić i Sara uniosła ją nieco wyżej.
W pewnej chwili mała spojrzała na Sarah i znieruchomiała. O, nie, nie, nie.
Sarah dobrze znała to spojrzenie. Augusta nie może zabrudzić jej nowej
niebieskiej sukienki. Wystarczy, że Katrina zalała matczynym mlekiem jej
ulubioneróżowepantofelki.
Podała Augustę Hartowi. Niezgrabnie wziął ją w ramiona. Czy
kiedykolwiek wcześniej trzymał dziecko? Najwyższy czas, by się nauczyć,
jaknależytorobić.
– Dlaczego… – Popatrzył na rękaw, na miejsce, w którym spoczywała
pupaAugusty,aoczyrozszerzyłymusięzprzerażenia.
Sarahdomyśliłasię,żewjegorękawwsiąkawłaśniegorącastrużka.
Lord Andrew pytająco uniósł brwi, a w chwilę potem wybuchnął
serdecznymśmiechem.
–Tosięzdarzanajlepszym–powiedział,kręcącgłową.
–Aleniemnie–zawołałHart.–Dlaczegotozrobiłaś?Skądwiedziałaś?
Sarahrozłożyłaręce.
–Tomojanowasuknia.Zostałauszytaspecjalnienaceremonięchrztu.Nie
chciałam,byzostałapoplamiona.
–Atojestmójnowyfrak.Pięknieterazwygląda!
– Bardzo mi przykro – odparła. – Tym bardziej, że do twarzy ci w tym
odcieniugranatu.
Zmierzyłjąkarcącymspojrzeniem.
– Ja tylko wyrażam opinię. Ty możesz teraz wejść do środka i pożyczyć
koszulęorazfrakodLyonsdale’a.JaniemogęnosićsukienKatriny.Jestode
mnie wyższa i… – Spojrzała na swe piersi, chcąc dać mężowi do
zrozumienia, że jest hojniej wyposażona przez naturę niż przyjaciółka.
Wolałaniemówićtegonagłos,bylordAndrewniezacząłczynićporównań.
Brat księcia mógł tego nie zauważyć, jako że stał zwrócony w stronę
Winterbourne’aiLyonsdale’a.UsłyszelidziecięcyśmiechWilliama.
WchwilępóźniejlordAndrewwybuchnąłgłośnymśmiechem.
SarahiHartobejrzelisię,ciekawi,cogotakrozbawiło.
Hartwybałuszyłoczy.
–Boże,czyonisięumówili?
Młodszy syn Winterbourne’ów ulał mleko na nienagannie skrojony frak
księcia w odcieniu ciemnego brązu. Winterbourne znieruchomiał
z przerażenia. Lord Andrew szybko podszedł do brata i poklepał go po
ramieniu.
– Myślę, że będziemy musieli pożyczyć od ciebie frak, Lyonsdale –
powiedziała Olivia, tłumiąc śmiech. – Chociaż obawiam się, że może nie
pasowaćnamojegomęża.
– My też potrzebujemy fraka – oznajmiła Sarah, a Olivia natychmiast
przeniosławzroknaHarta.
PodbiegładonichKatrina.WylewnieprzepraszającHarta,uniosłaAugustę
izniknęłazniąwewnętrzudomu,byjąprzebrać.
HartpochyliłsiędouchaSarah.
–Myślę,żemogęzaczekaćzposiadaniemdzieci.Niemusimyichmiećod
razu.
Odetchnęłazulgą.
–Wpełnisięztobązgadzam.
Ichspojrzeniasięspotkały;woczachpojawiłysięfiglarneiskierki.
–Sądzęjednak,żemusimydużoćwiczyć–powiedział.
–Bezwątpienia.
–Aterazmuszęzdjąćzsiebietomokreubranie.
„Hamlet” Akt Trzeci, Scena Druga, przeł. Józef Paszkowski, Wiliam Szekspir – Dzieła
dramatyczne,PIWWarszawa1964.(Przyp.tłumaczki)
Tytułoryginału:AnUnexpectedCountess
Pierwszewydanie:HarlequinMills&BoonLtd,2017
Redaktorserii:GrażynaOrdęga
Opracowanieredakcyjne:GrażynaOrdęga
©2017byLaurieBenson
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2019
WydanieniniejszezostałoopublikowanenalicencjiHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone,łączniezprawemreprodukcjiczęścidzieławjakiejkolwiekformie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych –
żywychiumarłych–jestcałkowicieprzypadkowe.
Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin
EnterprisesLimitedizostałyużytenajegolicencji.
HarperCollinsPolskajestzastrzeżonymznakiemnależącymdoHarperCollinsPublishers,LLC.Nazwa
iznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.
HarperCollinsPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1B,lokal24-25
ISBN9788327645180