PROLOG
Spencer Ashton uważnie obserwował zachęcające kołysanie bioder
kobiety zmierzającej do drzwi jego biura. Taniec godowy rozpoczął się tuż po
zakończeniu rozmowy kwalifikacyjnej.
Dokonał już wyboru. Dziewczyna była młoda, chętna i wystarczająco
ambitna, by objąć stanowisko asystentki. Parsknął rozbawiony i obrócił się z
fotelem w kierunku zamglonej panoramy San Francisco.
Odrobina ambicji u sekretarki nie zaszkodzi, pomyślał cierpko.
Przynajmniej będzie znała swoje miejsce. Nadmiar ambicji z czasem wywołuje
niezadowolenie i nasilenie żądań finansowych.
Pomyślał o swojej żonie. Lila Jensen była sekretarką doskonałą. Bystrą i
seksowną. Ożywczy powiew po nużącym, wieloletnim związku z Caroline
Lattimer. Dzisiaj, po siedemnastu latach małżeństwa i urodzeniu trójki dzieci,
Lila była wciąż na tyle rozsądna, by niekiedy ugryźć się w język lub odwrócić
wzrok. Jako Lila Ashton miała pożądaną pozycję, a on - upragnioną swobodę.
Z pewnością nie brakowało jej ani sprytu, ani przenikliwości.
Ta nowa sekretarka będzie niezła. Wystarczająco jasno dała mu do
zrozumienia, że chętnie wykona każde polecenie. Odetchnął głęboko,
usatysfakcjonowany sposobem, w jaki jego umięśniona klatka piersiowa
naprężyła drogi materiał wykonanej na zamówienie koszuli. Dziewczyna nie
mogła mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat, czyli o połowę mniej niż on. Z
uśmiechem poklepał się po płaskim, umięśnionym brzuchu. Spencer Ashton
wciąż wyglądał doskonale i był wprost nieprzyzwoicie bogaty.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Z przyjemnego stanu samozadowolenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- O co chodzi? - rzucił szorstko. Kimkolwiek był gość, powinien zostać
zatrzymany w sekretariacie.
- Drzwi uchyliły się lekko i do środka zajrzała dziewczyna, z którą
dopiero co przeprowadził rozmowę.
- Przepraszam, że przeszkadzam, panie Ashton. Tylko słówko, jeżeli
można.
Do diabła, jeszcze nawet nie zaczęła pracy. Przełknął reprymendę i
przywołał na twarz przyjemny uśmiech.
- Wcale mi pani nie przeszkadza. - Donna? Debbie? Nie mógł sobie
przypomnieć jej imienia.
- Pańska sekretarka po prostu spakowała torbę i wyszła. Głupia baba.
Wyobraziła sobie, że przepytywane przez niego kobiety są jej potencjalnymi
następczyniami, i odeszła, zanim zdołał rozwiązać z nią umowę o pracę i
zapłacić za milczenie. W myślach zganił się za lekkomyślność.
Obrzucił spojrzeniem stojącą przed nim brunetkę, nie kryjąc podziwu.
- W takim razie mam nadzieję, że może pani zacząć od jutra.
Po raz kolejny, z błyskiem w oku, odrzuciła włosy do tyłu. Przekaz był
jasny.
- Mogę zacząć od zaraz, panie Ashton - odpowiedziała niskim głosem.
- Doskonale.
- Właśnie - odezwała się rzeczowo, zbliżając się do biurka i podając mu
cienką białą kopertę. - Dostarczono to przed chwilą. Nie otwierałam. Jest
oznakowana jako poufna i do rąk własnych.
Skinął i obojętnym gestem odebrał od niej kopertę, skoncentrowany na
łagodnym falowaniu jej biustu, doskonale widocznym po zdjęciu żakietu.
- Dziękuję.
- Zadomowiłam się już przy biurku - dodała z uśmiechem. - To ja panu
Anula & pona
sc
an
da
lous
bardzo dziękuję.
Odwróciła się, żeby wyjść, ofiarując mu ponownie widok swojego
ponętnego tyłeczka.
- Jeszcze chwilę. - Dorie? Jak, u diabła, mogła mieć na imię?
- Słucham pana?
- Być może będzie pani musiała zostać dziś trochę dłużej - rzucił jej
niewinne spojrzenie - żeby się zapoznać z procedurami i polityką firmy
Ashton-Lattimer.
- Nie ma problemu, panie Ashton.
Odłożył list na puste biurko i podniósł słuchawkę telefonu. Zamierzał
uprzedzić Lilę, że zamiast wracać do domu, jak zamierzał wcześniej, spędzi tę
noc w mieszkaniu w mieście.
Wybierając prywatny numer winnicy w Napa, zerknął na kopertę. Dane
odbiorcy wypisano drukiem, adresu zwrotnego nie było.
Rozerwał kopertę palcami i syknął, kiedy ostry kant papieru przeciął mu
skórę. Będzie musiał nauczyć... jakkolwiek miała na imię, żeby otwierała
wszystkie jego listy.
- Rezydencja Ashtonów.
Rozpoznał głos gospodyni, Ireny, więc nie bawił się w uprzejmości.
- Daj mi Lilę.
- Oczywiście, panie Ashton. Jedną chwileczkę. Czekając, aż żona
podejdzie do telefonu, wyssał z palca smużkę krwi i wyciągnął z koperty
złożoną kartkę. Na biurko wypadł żółtawy wycinek z gazety. Cóż to, u diabła,
miało być?
Podobnie jak adres, notka napisana była na maszynie. Jeden akapit. Bez
daty i bez podpisu. Ssąc krwawiący palec, przeczytał pierwsze zdanie i
przeszył go nagły lęk.
„Bigamia jest niezgodna z prawem".
Anula & pona
sc
an
da
lous
Przełknął gorycz własnej krwi i czytał dalej:
„Załączony fragment to nekrolog Sally Barnett Ashton. Niestety wydaje
się, że w gazecie popełniono pomyłkę. W akapicie trzecim stwierdza się, że
pani Sally Barnett Ashton w momencie zgonu była rozwiedziona z mężem,
Spencerem Ashtonem. W rzeczywistości jednak rozwodu tego nigdy nie
przeprowadzono. Dokładne poszukiwania pozwalają stwierdzić, że
dokumentów rozwodowych nie znaleziono ani w Crawley w stanie Nebraska,
ani w San Francisco w stanie Kalifornia. Zgodnie z prawem obu stanów
oznacza to, że mąż Sally Barnett Ashton nie mógł się ponownie ożenić, dopóki
ona żyła. Jeżeli by to zrobił, taki związek byłby niezgodny z prawem, a jego
skutki nie miałyby mocy prawnej. Druga pani Ashton byłaby z pewnością
zainteresowana informacją, że jej małżeństwo, a następnie ustalenia dotyczące
rozwodu były nieważne w świetle prawa".
Spencer poczuł, jak ogarnia go furia.
Podniósł wycinek i wpatrzył się w nekrolog kobiety, do której
poślubienia został zmuszony przed ponad trzydziestoma laty. Na marginesie
zauważył odręcznie napisaną notkę.
„To straszny wstyd dowiedzieć się o czymś takim".
Zacisnął pięści równie mocno, jak miał ściśnięty żołądek. Nikt nie będzie
szantażował Spencera Ashtona. Nikt się nie odważy. Zabiłby kogoś takiego
gołymi pięściami.
- Witaj, kochanie - usłyszał śpiewny głos Lili. - Wybacz, że kazałam ci
czekać. Nie mów mi tylko, że nie wracasz do domu.
Odraza i coś niepokojąco bliskiego strachowi ścisnęło go w piersi.
- Oczywiście, że wracam. - Wpatrzony w zamknięte drzwi myślał o
nowej sekretarce. Jeszcze będzie na to czas. Tej nocy wszystko przemyśli. -
Wyjdę stąd około szóstej.
- Doskonale, kochanie. Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o urodzinach
Anula & pona
sc
an
da
lous
Paige. Urządzamy je w sobotę, ale to dzisiaj twoja córka kończy dziesięć lat.
- Oczywiście, jak mógłbym zapomnieć?
Odłożył słuchawkę, nie mówiąc nic więcej, i znowu wziął do ręki list.
Kiedy krople krwi ze zranionego palca splamiły papier, wstrząsnął nim dreszcz
grozy.
Zaklął i darł kartkę tak długo, aż pozostały tylko drobne strzępki, które
wrzucił do kosza.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Kupił pan przy stoliku czwartym!
Młotek licytatora stuknął w podium i czterysta pięćdziesięcioro gości
posiadłości Ashtonów wybuchnęło chórem wiwatów. Licytacja randki z
atrakcyjną blondynką - numer siedemnasty - przebiegła błyskawicznie.
Dziewczyna miała oczywiście imię i licytator nawet je wypowiedział, ale
Paige Ashton łatwiej zapamiętywała numery niż imiona. Teraz, kiedy numer
siedemnasty został sprzedany i zapłacony, do końca aukcji pozostały jeszcze
tylko trzy dziewczyny. Potem rozpoczną się tańce.
Doroczna aukcja Bachelorette Candlelighters była wielkim
widowiskiem, starannie przygotowanym w najdrobniejszych szczegółach.
Paige trochę się niepokoiła, jak wypadnie tym razem. Była to jej
pierwsza samodzielnie przygotowywana impreza. Megan byłaby z niej dumna,
gdyby tylko nie musiała się zmagać z dolegliwościami pierwszej ciąży. Paige
miała zamiar opowiedzieć wszystko siostrze następnego dnia. Może w ten
sposób udałoby im się uniknąć rozmowy na temat śmierci ich ojca i spekulacji
dotyczących wykrycia sprawcy.
- Tiffany Valencia gdzieś znikła. - Szept połaskotał szyję Paige i
Anula & pona
sc
an
da
lous
sprawił, że zjeżyły jej się włoski na karku.
- W takim razie weźcie numer dziewiętnasty.
Młoda stażystka z domu aukcyjnego potrząsnęła głową.
- Nie da rady. Wyszła na dymka.
- To znaczy, że nie ma trzech kolejnych dziewcząt?
- Zróbmy przerwę.
- Żadnych przerw - rzuciła Paige. - To zakłóciłoby rytm aukcji. Chodzi
przecież o zebranie jak największej sumy. Gdzie, u diabła, jest osiemnastka?
Eee, to znaczy Tiffany?
- Przypuszczam, że wyszła z chłopakiem - wyjaśniła stażystka
przepraszającym tonem.
Paige przewróciła oczami.
- Powinien był zapłacić za tę przyjemność!
Stażystka wzruszyła ramionami i spojrzała na scenę, skąd zerkał na nie
licytator.
- Trzeba uprzedzić George'a. Nie potrafi improwizować. Paige nie
traciła czasu.
- Sprowadź zespół, a ja pomówię z George'em. Musi wytrzymać, dopóki
jej nie znajdziemy. - Wzięła głęboki oddech i potarła zwilgotniałe nagle dłonie.
Nie była tak śmiała jak uczestniczki aukcji i wyjście na scenę bardzo
przyspieszyło rytm jej serca.
Kiedy weszła w krąg świateł reflektorów, rozmowy przycichły. Ktoś z
tyłu zagwizdał z uznaniem.
Chyba uznali, że jest następną kandydatką! Paige rzuciła tłumowi
przepraszający uśmiech i potrząsnęła głową. Światła oślepiły ją na tyle, że
widziała tylko kilka twarzy na samym froncie. Jedna z nich należała do jej
kuzyna, Walkera, zdziwionego i rozbawionego zarazem.
- Oto następna kandydatka! - Licytator uciszył rozentuzjazmowany
Anula & pona
sc
an
da
lous
tłum. - Paige Ashton, numer osiemnasty. Krew odpłynęła Paige z głowy do
walącego dziko serca.
- Nie, wcale nie! - Jej zaprzeczenie zginęło w ogólnym zgiełku. Stała
przed tłumem podchmielonych facetów, gotowych wybuchnąć aplauzem na
widok jakiejkolwiek kobiety.
- Ile masz lat, Paige?
- Dwadzieścia dwa - rozpoznała głos Walkera i zobaczyła jego psotny
uśmieszek. Pochylony do sąsiada nie zauważył wściekłego spojrzenia, jakim
go obdarzyła.
- Czekamy na oferty za dwudziestodwuletnią piękność o dobrze znanym
nazwisku i twarzy anioła.
Wszystko byłoby lepsze niż te palące wypieki na policzkach.
- Pięć setek!
O Boże! Naprawdę licytowali! Podniosła dłoń, żeby ich powstrzymać,
ale licytator pochwycił ją i okręcił wokół siebie niczym Fred Astaire.
- Tylko pięćset? Popatrzcie na tę młodą piękność, smukłą, słodką i
elegancką.
- Sześćset pięćdziesiąt!
- Słyszę sześćset pięćdziesiąt. Czy usłyszę sześćset siedemdziesiąt pięć?
Nogi Paige odmawiały posłuszeństwa. O Boże, błagała w myśli, niech to
się już skończy.
- To pomyłka, George - szepnęła do licytatora niskim, szorstkim głosem.
- Ja nie.
- Siedemset!
- To już lepiej! - wykrzyknął George do mikrofonu. - Czekamy na
siedemset pięćdziesiąt!
Ktoś podał wyższą kwotę i licytator powtórzył głośno:
- Osiemset pięćdziesiąt! - Dziewięćset!
Anula & pona
sc
an
da
lous
George znów obrócił Paige dookoła. Przed jej oczami mignął Walker,
wciąż pogrążony w rozmowie z jakimś mężczyzną, którego nie zdołała
rozpoznać.
- Dziewięćset pięćdziesiąt! - krzyknął ktoś z tyłu sali. Gwar przycichł na
moment, zapewne dlatego, że zbliżyli
się do tysiąca dolarów, sumy, która zazwyczaj kończyła licytację. Jej
kuzyn, słuchający słów nieznajomego, roześmiał się i odchylił do tyłu,
zasłaniając oślepiające Paige światło.
- Tysiąc dolarów! - padło z głębi sali.
Paige usłyszała te słowa, ale jej wzrok przykuła para wpatrzonych w nią
szarych oczu. Po krzyżu przebiegł jej dreszcz.
- Tysiąc pięćset! - Okrzyk rozległ się z głębi tłumu z lewej strony, ale
Paige nie mogła oderwać wzroku od przystojnego nieznajomego, który patrzył
wprost na nią.
Kim był? Kogo Walker tu dziś zaprosił? Nieznajomy uśmiechnął się
lekko. Kimkolwiek był, z pewnością podbił niejedno kobiece serce.
- Dwa tysiące! - Paige, zarumieniona z podniecenia, ledwo usłyszała
kolejną ofertę rzuconą tym razem z prawej strony sali.
Licytator aż zapiał z ukontentowania.
Paige wciąż nie mogła oderwać wzroku od nieznajomego.
Mężczyzna mrugnął. Tak lekko i delikatnie, że nikt poza nią nie mógł
odczytać sekretnego przesłania. Paige zadrżała.
- Dziesięć tysięcy dolarów.
Licytator zamarł ze wzrokiem wlepionym we frontowy stolik.
- Czy ja dobrze słyszę... ?
Niemożliwe. On nie mógł tego powiedzieć. Mężczyzna o szarych,
wilczych oczach wstał. Kpiący uśmieszek przeobraził się w szeroki uśmiech
drapieżcy.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Dziesięć tysięcy dolarów za pannę Paige Ashton.
Na długą chwilę w sali zapadła cisza i uderzenie młotka aukcyjnego
zabrzmiało jak wystrzał. Pod Paige ugięły się kolana.
- Gratulacje, kupił pan sobie prawo zaproszenia jej na kolację!
Nieznajomy ani na chwilę nie oderwał od niej wzroku.
- Warte każdego pensa!
- Po co, u diabła, to zrobiłeś?
Matt Camberlane uśmiechnął się rozbawiony pytaniem Walkera
Ashtona.
- Nie mogłem patrzeć, jak się męczy - odpowiedział, znów mrugając do
Paige. Wiedział jednak, że to tylko część prawdy. Tak piękna kobieta
zasługiwała na coś lepszego niż kolacja z którymś z obecnych na sali typów.
Walker rzucił Mattowi ostrzegawcze spojrzenie.
- To moja kuzynka. Nie brała udziału w aukcji. Mówiłem ci, że jest
organizatorką tej imprezy.
- Właśnie dlatego chciałem ją uratować. - Matt zrobił minę niewiniątka,
co, jak dobrze wiedział, zupełnie nie działało na jego przyjaciela. - Wiesz
przecież, że wyrzekłem się płci przeciwnej. Ty jesteś szczęśliwy z Tamrą, ale
ja nie mam zamiaru was naśladować. - Swój punkt widzenia podkreślił,
wychylając kielich doskonałego wina pinot noir Ashtonów.
Usłyszał parsknięcie Walkera.
- Widziałem, jak na nią patrzyłeś, więc cię ostrzegam. To moja kuzynka,
wychowywaliśmy się razem i jest dla mnie jak siostra. Ostatnie miesiące były
dla niej bardzo trudne.
- Spokojnie, Walkerze. Nie jestem nią zainteresowany. Chciałem tylko
spełnić dobry uczynek.
Jego uwadze nie uszedł jednak błysk inteligencji w oczach o kształcie
migdałów, a także, co okazało się dużo bardziej interesujące, ponętnie
Anula & pona
sc
an
da
lous
zaokrąglona sylwetka.
- Źle się tam czuła, nie zauważyłeś? Poza tym to zbiórka na zbożny cel.
Zanim Walker zdołał odpowiedzieć, licytator wywołał numer
dziewiętnasty i szczupła rudowłosa dziewczyna wślizgnęła się na podium.
Matt przemknął pomiędzy okrągłymi stolikami i zniknął za aksamitną kurtyną.
Przez chwilę stał nieruchomo w ciemności, poszukując wzrokiem
kobiety, która wywołała zamęt w jego myślach.
- Nie wiem, kim pan jest, ale jestem panu winna dziesięć tysięcy
dolarów.
Matt odwrócił się do Paige, pomimo bardzo wysokich obcasów ledwo
sięgającej jego brody. Stała z ramionami skrzyżowanymi na piersi w postawie
wyzywającego oporu, ale w jej wielkich oczach barwy morskiej wody odnalazł
odrobinę bezbronności. W dłoniach, niby tarczę, trzymała notatnik.
- Najwyraźniej nie zrozumiała pani zasad gry - powiedział, ogarniając
spojrzeniem jej doskonałą cerę i lekko rozchylone wargi. - To ja jestem pani
winien dziesięć tysięcy dolarów. A pani zechce tylko przyjąć moje zaproszenie
na kolację.
Potrząsnęła głową.
- Nie. Pan się pomylił. Ja nie brałam udziału w aukcji. Rozczarowanie
zaparło mu dech w piersiach.
Paige z uśmiechem wyciągnęła do niego dłoń.
- Paige Ashton. Asystentka organizatora aukcji.
Ujął wyciągniętą dłoń i przytrzymał o sekundę dłużej, niż wypadało przy
podobnej okazji.
- Matt Camberlane. Najgorętszy uczestnik tej licytacji.
- Matt Camberlane? Z Symphonics?
- Tak jest. Więc zechce pani przyjąć zaproszenie na kolację? -
Najchętniej ze śniadaniem, dodał w myśli, wyobrażając ją sobie nagą w
Anula & pona
sc
an
da
lous
kosztownej pościeli.
- Bardzo mi przykro, panie Camberlane - zauważył, jak bierze głęboki
oddech - ale nie mogę.
- Nie mogę? Nie wiem, co znaczy to słowo - odpowiedział.
Lekki rumieniec zabarwił jej policzki. Niewątpliwie miała mnóstwo
uroku. Przy lalkowatych ślicznotkach z wybiegu wyglądała jak ręcznie
wydmuchiwane szkło wobec plastiku. Była autentyczna, delikatna i wrażliwa.
- Przykro mi - powtórzyła. - Licytował pan zły numer.
- Przeciwnie. - Położył palec na jej ustach, żeby zamilkła. - Nie mogłem
wybrać lepiej.
Cofnęła się, unikając jego dotyku.
- Obawiam się...
- Z pewnością nie chciałaby pani pozbawić biednych rodziców chorych
dzieci korzyści z tej aukcji i pani pracy przy jej organizacji.
- Powiedziałam już, że zwrócę panu pieniądze.
Zbliżył się, ale już jej nie dotknął, chociaż miał na to wielką ochotę. -
Jeszcze raz powtarzam: nie ma mowy o pomyłce.
- Dziesięć tysięcy to o wiele za dużo. Wzruszył ramionami i uśmiechnął
się blado.
Z głośnika za ich plecami rozległ się głos licytatora.
- Kupił dżentelmen przy stoliku jedenastym. I tak kończymy naszą
aukcję.
- To chyba koniec pani pracy na dzisiaj? - Już sobie wyobrażał
romantyczną przechadzkę przy księżycu.
Licytator mówił dalej, odpowiadając przy tym na jego pytanie.
- Ale noc się jeszcze nie skończyła. Życzymy wszystkim dobrej zabawy!
Głośnik zająknął się i zamilkł, pozostawiając ich patrzących na siebie w
nagłej, nieoczekiwanej ciszy.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Muszę wracać do pracy - powiedziała w końcu. - Jeszcze raz dziękuję.
Pańska hojna oferta z pewnością pomoże rodzinom dzieci chorych na raka.
Jedna z dziewcząt nie wyszła na scenę. Numer osiemnasty. - Spojrzała na
swoją listę.
- Tiffany Valencia. Świetna dziewczyna. - Spojrzała na niego. - Umówię
was.
Wyjął jej notatnik z ręki i upuścił go na drewnianą podłogę z głośnym
klapnięciem.
- Nie interesuje mnie Tiffany Valencia - powiedział spokojnie. -
Zapłaciłem dziesięć tysięcy dolarów za Paige Ashton.
Pod jego uważnym spojrzeniem zbladła.
- Czy zawsze dostaje pan to, czego pan chce, panie Camberlane?
- Zawsze. - Mrugnięcie złagodziło nieco surowość tego stwierdzenia. -
A teraz chcę ciebie. Te szczere słowa i zmysłowy sposób, w jaki je wypowie-
dział, sprawiły, że Paige przeszył dreszcz.
Coś jednak nie pozwoliło jej wierzyć, że ten człowiek mógł się aż do
tego stopnia zainteresować właśnie nią.
Schyliła się po swój notatnik, ale on był szybszy i podniósł go, zanim
zdołała ugiąć wciąż słabe kolana.
- Zaczęli grać - powiedział.
- Tak? - Zdziwiła się, jak mało obchodziła ją teraz aukcja. - No cóż,
muszę...
- Zatańczyć ze mną.
- Pracuję - przypomniała mu.
- Wcale nie. Tańczysz.
Niesłychane. Ten facet był naprawdę zdeterminowany. Czyżby tak
bardzo jej pożądał? To nierealne przypuszczenie przyprawiło ją o zawrót
głowy. A może to raczej jego silna dłoń oparta na jej biodrze, kiedy prowadził
Anula & pona
sc
an
da
lous
ją na parkiet. Bez słowa przyłączyli się do tańczących par. Kiedy przyciągnął
ją do siebie, zauważyła, że jego serce bije tak samo mocno jak jej. Nie
wiedzieć dlaczego, ogarnęło ją radosne upojenie.
Nie odważyła się spojrzeć na niego, gdy swobodnie objął ją w pasie. Co
właściwie wiedziała o tym człowieku?
Założył odnoszącą obecnie sukcesy firmę Symphonics, zajmującą się
oprogramowaniem komputerowym w dziedzinie muzyki. Stworzył nowe
możliwości walki z piractwem i zarobił na tym miliony. Przed dziesięciu laty
studiował w Berkeley razem z Walkerem, ale nie wiedziała, że przyjaźnią się
do dziś.
Kołysali się w rytmie piosenki. Jej włosy muskały jego kanciasto
zarysowaną szczękę. Paige na chwilę przymknęła oczy i przypomniała sobie,
jak łagodniał jej zarys, kiedy Camberlane się uśmiechał.
Miała wielką ochotę przesunąć dłońmi po wysokogatunkowym lnie jego
białej koszuli tylko po to, żeby poczuć pod spodem twardą muskulaturę.
Z westchnieniem uzmysłowiła sobie, że powinna się odezwać. Cóż,
kiedy obojętne rozmówki w tańcu nigdy nie były jej mocną stroną. Była typem
obserwatoria. A Matt był fascynującym obiektem.
- Możesz być z siebie dumna - szepnął jej do ucha. Wdzięczna za szansę
nawiązania rozmowy odchyliła się do tyłu i spojrzała w stalowoszare oczy.
- Chyba wszystko poszło dobrze - odpowiedziała.
- Miałem na myśli twój występ na scenie.
- To nie był żaden występ. Chciałam tylko uprzedzić licytatora, że nie
pojawi się jedna z dziewcząt.
- To znaczy, że miałem szczęście. - Jego uśmiechu nie dało się określić
inaczej jak lubieżny.
Wszystko wskazywało na to, że jest mężczyzną, z którym nie wolno
igrać. Ale też z całą pewnością on nie zamierzał igrać z nią. Nigdy nie
Anula & pona
sc
an
da
lous
pociągała silnych mężczyzn. Prawdopodobnie odstraszał ich jej ojciec albo
nudziła jej introwertyczna osobowość.
Spróbowała się odsunąć, ale trzymał ją blisko przy sobie.
Rozpoznała ostatnią zwrotkę piosenki. Taniec dobiegał końca. Ulga
walczyła w niej z rozczarowaniem.
- Naprawdę muszę teraz wrócić do pracy. Proszę...
Nie puszczając jej ręki, dotknął jej brody i zwrócił jej twarz ku sobie.
- Czy ty się mnie boisz, Paige? Nie mylił się.
- Co za bezsensowne pytanie. Głupio mi po prostu, że wydałeś...
- W takim razie dlaczego drżysz?
Starała się opanować, a przez głowę przebiegały jej kolejne bzdurne
tłumaczenia: zimno, obowiązki itp.
Nie zamierzała wyjawiać, że to on był przyczyną jej rozterek.
- Mieszkasz w Bay? - spytała i natychmiast uświadomiła sobie, że to
zabrzmiało tak, jakby ją interesowało, gdzie mieszka. Jakby to coś dla niej
znaczyło.
- Mieszkam w Half Moon Bay, w pobliżu mojego biura w San Mateo.
Przyjechałem do Napa na weekend, więc możemy zacząć naszą randkę od
zaraz i zakończyć w poniedziałek, jeżeli zechcesz.
Zalała ją fala gorąca. Chciała. Nawet bardzo.
- Albo zamówię stolik na jutro - dodał.
Dlaczego? Dotychczas mężczyźni nie flirtowali z Paige Ashton. Była
zbyt powściągliwa i bystra, by grywać w tę grę. Zamknęła oczy i oparła mu
czoło na ramieniu.
Przyciągnął ją bliżej.
- Czy to oznacza „tak"?
- Nie.
Roześmiał się cicho.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Więc „być może"?
- Nie.
Prawie przytknął wargi do jej policzka tak, że poczuła jego ciepły
oddech.
- Czy to oznacza „zastanowię się i dam ci znać, Matt"? Ogarnęło ją
gorące pragnienie, by posmakować jego ust.
- Zastanowię się i dam ci znać, Matt.
- Wiem, że się zgodzisz.
Czyżby? Poza seksapilem Matt Camberlane emanował niezwykłą
pewnością siebie. Wdychając jego samczy zapach, Paige uświadomiła sobie,
że to właśnie przyprawiało ją o drżenie.
Taniec się skończył i Paige umknęła Camberlane'owi. Zobaczył ją w sali,
jak instruuje kelnerów i asystentów odnośnie do zmiany oświetlenia i
nagłośnienia, rozstawienia stolików, wymiany kieliszków i szklanek. Wyraźnie
starała się go unikać. Doczekał do zakończenia imprezy, już dobrze po półno-
cy. W międzyczasie wypisał czek na dziesięć tysięcy dla Candlelighters of
Northern California i napił się wina z Walkerem i jego narzeczoną Tamrą.
Żadne z nich nie wspomniało o kuzynce i licytacji. Kiedy tłum znacznie się
przerzedził, personel zaczął zbierać nakrycia i składać krzesła.
Matt wciąż czekał w nadziei, że Paige wróci.
Pogadał z liderem pakującego instrumenty zespołu muzycznego i
dowiedział się, że fortepian należy do rezydencji Ashtonów. Usiadł i zagrał
pierwsze takty „Come Fly with Me". Zaskoczony basista zespołu podniósł
głowę znad zwoju rozplątywanych kabli.
- Dawne dobre czasy, co?
Matt uśmiechnął się tylko. Rzeczywiście czuł się spadkobiercą Sinatry.
Przymknął powieki i zobaczył... żółty jedwab. Fale miękkich,
złotobrązowych włosów. Zielone..., a może niebieskie, w zależności od
Anula & pona
sc
an
da
lous
oświetlenia, oczy w kształcie migdałów.
Uśmiechnął się, wspominając, jak tulił ją w tańcu. Taka drobina, a
jednak potrafiła przeciwstawić się jego woli. W tańcu też nie chciała mu się
poddać. Wspomniał jej szczupłe nogi przylegające do jego własnych i
delikatne piersi oparte o jego twarde mięśnie.
Od czasów, kiedy Matt z podobnym entuzjazmem zabiegał o kobietę,
minęło wiele lat. Po Brooke stał się ostrożny i pozwalał sobie tylko na seks bez
zobowiązań.
Brooke Carlysle nie złamała mu serca, ale zostawiła na nim głębokie
blizny wydrapane akrylowymi paznokciami, wystarczająco bolesne, by nie
chciał ponownie podejmować ryzyka. Nie kochałem jej, pomyślał teraz, ale
ufałem, a ona mnie zawiodła i to było znacznie gorsze.
Otworzył oczy i błądził wzrokiem po elegancko urządzonym wnętrzu. Z
pewnością była to jedna z najpiękniejszych sal bankietowych na świecie.
Uderzył końcowy akord i przez chwilę trwał z palcami na klawiszach. Z
zamkniętymi wciąż oczami opuścił dłonie na kolana. Muzyka nie zdołała
odegnać bolesnych wspomnień.
Matt Camberlane już dawno nie był biedakiem, który skończył studia w
Berkeley dzięki hojności armii amerykańskiej i programowi ROTC.
Fascynacja elektroniką i umiłowanie muzyki sprawiły, że zdołał zrealizować
swoje młodzieńcze marzenia.
Zaczął grać „I've Got You Under My Skin".
Słodki, czysty głos zaśpiewał pierwszą linijkę. Matt otworzył oczy i
zobaczył żółty jedwab...
Przez chwilę tylko patrzyli na siebie. Spodziewał się, że będzie śpiewała
dalej, ale tak się nie stało i jego dłonie znieruchomiały. W pobliżu rozległ się
łoskot. - Rozmontowują scenę - odezwała się Paige.
- W takim razie to był mój ostatni utwór. - Wstał i podniósł marynarkę z
Anula & pona
sc
an
da
lous
klapy fortepianu. - Masz piękny głos.
Uśmiechnęła się, ale nic nie powiedziała, tylko ruszyła w stronę schodów
na scenę. Poszedł za nią, a kiedy zwolniła kroku, omal na nią nie wpadł.
Odwróciła się i spojrzała na niego.
- Przyjęcie skończone, panie Camberlane. Dla niego jeszcze się nie
zaczęło.
- W takim razie o której mam jutro przyjechać? Jej oczy zwęziły się
niemal niezauważalnie.
- Przykro mi z powodu tego nieporozumienia. Proszę mi pozwolić
załatwić sprawę zwrotu pańskiej wpłaty.
Zauważył, że jej głos załamał się lekko. Podniósł dłonie w geście
kapitulacji.
- Nie chcę słyszeć o żadnym zwrocie. Cieszę się, że mogę wspomóc tak
szczytny cel. To ja powinienem przeprosić.
Wkładając marynarkę, zauważył, że się rozluźniła. Ale czy na jej twarzy
nie malowało się czasem rozczarowanie?
- Wspaniała impreza - dodał. - Doskonale przygotowana. Jestem pod
wrażeniem i chciałbym zarezerwować posiadłość na Halloween.
- Słucham?
- Jest już zajęta?
Potrząsnęła głową i zmarszczyła brwi.
- O niczym nie wiem. A co to za okazja?
- Symphonics wprowadza na rynek nowy produkt, Voice Box, który
pozwala przerobić każdy komputer na urządzenie do karaoke. Wiem, że
rozwiązano już wszystkie problemy. Chciałbym zlecić organizację imprezy dla
co najmniej czterystu pięćdziesięciu osób. - Ogarnął wzrokiem wnętrze. - To
miejsce nadaje się doskonale.
- Do Halloween zostały niecałe cztery tygodnie. - Paige skrzyżowała
Anula & pona
sc
an
da
lous
ramiona w geście powątpiewania. - Zazwyczaj planujemy imprezy z
kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.
- Świat komputerów rozwija się bardzo dynamicznie. Ten produkt musi
trafić na rynek przed Bożym Narodzeniem. Zanim pojawi się konkurencja.
- No, nie wiem...
- Mój dział marketingu jest bardzo sprawny, ale chciałbym osobiście
nadzorować całą imprezę. Spotkajmy się jutro wieczorem. O siódmej. French
Laundry.
W niebieskich... nie, jednak zdecydowanie zielonych oczach zamigotały
iskry rozbawienia.
- Spotkanie biznesowe w jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji
w Kalifornii?
- Takie mam obyczaje. Proszę przynieść umowę i pomysły. - Zapiął
jedyny guzik przy swojej marynarce. - Czysty biznes.
Wyzywająco skrzyżowane ramiona rozluźniły się odrobinę i Matt
zrozumiał, że wygrał.
- Czy mam przyjechać po panią tutaj? Zaprzeczyła szybkim ruchem
głowy.
- Nie. Spotkamy się w restauracji.
- Świetnie. W takim razie do zobaczenia jutro. - Cofnął się o krok,
chociaż całym sercem tęsknił, by uczynić coś wręcz przeciwnego. Ale wszelka
poufałość zaprzeczyłaby „czysto biznesowej" ofercie, jaką właśnie złożył. A
której wcale nie miał zamiaru dotrzymać.
ROZDZIAŁ DRUGI
Matt Camberlane albo planował tę kolację od miesięcy, albo nosił tak
Anula & pona
sc
an
da
lous
znaczące nazwisko, że udało mu się otrzymać przywilej kilku zaledwie
śmiertelników, jakim była rezerwacja w modnej restauracji French Laundry.
Paige, jadąc w kierunku Yountville, mijała po drodze winnice Louret.
Spojrzała na posiadłość, którą zamieszkiwała czwórka jej przyrodniego
rodzeństwa. Nie widziała żadnego z nich od czasu lunchu z Mercedes przed
miesiącem - kolejnego z jej wysiłków, jakie podejmowała, by zlikwidować
rozdźwięk narastający między nimi od dnia tragicznej śmierci ich ojca w maju
poprzedniego roku.
Mercedes była uprzejma, ale najwyraźniej zaaferowana własnymi
sprawami i niezainteresowana przekonywaniem swojego brata do rezygnacji z
próby obalenia testamentu Spencera Ashtona.
Paige doskonale zdawała sobie sprawę z rozmaitych komplikacji w
rodzinie Ashtonów. Cały ten bałagan był dziełem jej ojca, który z właściwą
sobie bezwzględnością porzucił czwórkę dzieci Caroline Lattimer, uznając za
swoją wyłącznie rodzinę, którą stworzył z matką Paige. Mało tego - wykluczył
ich również z grona swoich spadkobierców. Paige kochała ojca. Jako
najmłodsza w rodzinie najbardziej widziała go zawsze w pozytywnym świetle.
No, niezupełnie najmłodsza, poprawiła samą siebie. Przynajmniej odkąd
pojawił się Jack, niespodzianka, dziecko Spencera i jego ostatniej kochanki.
Obiecała sobie w myślach, że w następnym tygodniu spotka się w końcu z ma-
łym Jackiem i spróbuje jeszcze raz dojść do porozumienia z przyrodnim
rodzeństwem.
Zaraz za miastem skręciła w ulicę Waszyngtona i zobaczyła rustykalną
kamienną budowlę w stylu francuskiej pralni parowej z końca XIX wieku.
Obecnie w restauracji i otaczających ją okazałych ogrodach każdego wieczoru
około sześćdziesięciu łakomczuchów mogło cieszyć podniebienie doskonałą
kuchnią. I nikt, no, prawie nikt, nie mógł uzyskać rezerwacji bez przynajmniej
dwumiesięcznego oczekiwania.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Najwyraźniej Matt Camberlane był „kimś".
Znów poczuła to ciepło, które ogarnęło ją w jego towarzystwie
poprzedniego wieczoru. Wygładziła spódniczkę od prostego, niebieskiego
kostiumu, który wybrała na dzisiejszy wieczór, jakby miała nadzieję, że zdoła
tym gestem zatrzeć wrażenie, jakie na niej robił. Na siedzeniu pasażera leżała
skórzana aktówka z gotową do podpisu umową. Czysty biznes.
Poprzedniej nocy jego zachowanie było dalekie od profesjonalnego.
Wywołał w jej ciele i umyśle reakcje, o jakich z pewnością nie uczyli jej w
szkole biznesu. Niby nie brała go poważnie, ale... No cóż, musiał mieć jakiś
powód, skoro z nią flirtował.
Nie była typem kobiety pociągającej mężczyzn; Dość atrakcyjna, ale
miała świadomość swoich braków. W lustrze widziała wielkie,
niebieskozielone oczy, zbyt duże przy jej drobnych rysach, i burzę brązowych
włosów.
Na wspomnienie licytacji potrząsnęła głową. Mężczyźni tacy jak Matt
Camberlane, atrakcyjni ludzie sukcesu, pewni siebie i intrygujący, zazwyczaj
patrzyli na dziewczyny takie jak Paige na przestrzał.
Cóż więc miało oznaczać to tajemnicze iskrzenie pomiędzy nimi zeszłej
nocy?
Znalazła miejsce do zaparkowania obok lśniącego srebrzyście
sportowego wozu, zabrała aktówkę i torebkę i wysiadła.
Natychmiast poczuła zapach żyznej ziemi Napa i uderzający do głowy
aromat świeżego rozmarynu i mięty. Wokół starego budynku rozpościerały się
ogrody pełne lawendy i innych ziół. Chłodny, jesienny powiew wzburzył jej
włosy, kiedy przystanęła zachwycona widokiem świeżo skoszonych, falistych
pól w odcieniach złota i imbiru, oświetlonych zachodzącym słońcem.
Wzięła głęboki oddech i podeszła do niewielkiego, frontowego patio
ocienionego pnącym winem. Tam od razu wyczuła zapach Matta.
Anula & pona
sc
an
da
lous
I cała jej determinacja, żeby traktować to spotkanie czysto biznesowo,
roztopiła się w ciepłym, nieznanym dotąd uczuciu.
Stał odwrócony tyłem, podziwiając przepiękny widok, ubrany w koszulę
barwy złamanej bieli i eleganckie ciemne spodnie. Sportowa kurtka wisiała na
występie skalnym. Zachodzące słońce nadawało jego ciemnobrązowym,
opadającym na kołnierzyk włosom ciepły, złotawy połysk.
Paige zapragnęła ich dotknąć, a potem przesunąć dłonie na ramiona i
umięśnioną pierś. Jej wyobrażenie było bardzo erotyczne.
To spotkanie w interesach, przypomniała samej sobie z niejakim trudem.
- Przepięknie, prawda?
Na dźwięk jej głosu odwrócił się i uśmiechając szelmowsko, obrzucił ją
taksującym spojrzeniem.
- O, tak, wprost wyjątkowo.
Podniósł kurtkę, nie odrywając od niej wzroku.
- Wciąż się do mnie podkradasz - rzucił.
- Przecież stoję zupełnie spokojnie, nie zauważyłeś? Jego spojrzenie
prześlizgnęło się po niej, aż pomyślała, że może powinna była włożyć coś
zapiętego pod szyję zamiast bluzki z dekoltem w „V".
- Nie zdarza mi się czegoś nie zauważyć - wyjaśnił miękko. - Widzę na
przykład, że uzbroiłaś się w aktówkę.
Przełożyła cienką teczkę do drugiej ręki.
- Umowa - wyjaśniła krótko. - Obiecałam mojej siostrze że ustalę z tobą
szczegóły przyjęcia.
Poprowadził ją w kierunku wejścia.
- Walker zdradził mi, że Megan, jako szczęśliwa żona i przyszła mama,
z radością odstąpi ci swoje obowiązki organizatorki.
- To wszystko prawda, ale mam jeszcze mało wprawy. Organizacja
aukcji była moim pierwszym samodzielnym zadaniem.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Doprawdy? Określiłbym je jako wielki sukces. Zerknęła na niego z
ukosa.
- Serdeczne dzięki za szczególnie hojną ofertę. Mrugnął do niej
porozumiewawczo, co przyprawiło ją o bicie serca. W tej samej chwili starszy
maitre pozdrowił Matta z szerokim uśmiechem. Jego zachowanie wskazywało
na pewną zażyłość między nimi.
- Dobry wieczór, panie Camberlane. Pański stolik jest gotowy.
Jego stolik. Zabrzmiało to dość imponująco.
Po chwili siedzieli już przy kameralnym stoliku na dwie osoby
ustawionym przy oknie. Nie wyglądał na miejsce spotkań w interesach. Paige
natychmiast wyobraziła sobie Matta siedzącego tu z innymi kobietami.
Niewątpliwie był stałym bywalcem.
Oddaliła tę myśl i słuchała, jak maitre omawia zalety nowego znawcy
win sprowadzonego niedawno z Francji.
Gdy tylko zostali sami, Matt skupił całą uwagę na niej i przypatrywał się
z natężeniem, które zapierało jej dech w piersiach.
- Nie przedstawiłem cię - wyjaśnił - bo skazałoby cię to na godzinną
dyskusję o winach.
Doskonale wiedziała, o czym mówi.
- Nie podają tu wina Ashtonów.
Wino Ashtonów było dobre, doskonałe w niektórych rocznikach,
zwłaszcza za rządów jej starszego brata Trace'a, ale ekskluzywne restauracje
skłaniały się raczej ku winom droższym i bardziej elitarnym. Takim jak
Louret.
- Nie miałabym nic przeciwko podyskutowaniu o zawartości ich piwnic
- zapewniła go. - I tak do tego dojdzie, kiedy pojawi się ten nowy ekspert. -
Spojrzała z powagą w oczach.
- Niezależnie od obrazu wykreowanego w mediach jestem dumna z
Anula & pona
sc
an
da
lous
nazwiska, które noszę. Skinął głową na znak zgody. - Powinnaś. Nie możesz
ponosić odpowiedzialności za kłopoty, jakich przysporzył rodzinie twój ojciec.
- Nie on sam, tylko fakt, że został zamordowany - poprawiła. - Moje
przyrodnie rodzeństwo jeszcze bardziej rozdmuchało tę sprawę. Chociaż -
bezradnie wzruszyła ramionami - rozumiem ich postawę.
- To bardzo solidarne podejście.
- Rodzina... - Znów spotkały się ich spojrzenia. - Nie wiem, jak dużo
Walker ci powiedział?
- Walker zawsze był bardzo szczery. Jeszcze kiedy dzieliliśmy pokój w
Berkeley, opowiedział mi całą historię o tym, jak jego wuj Spencer wziął na
wychowanie jego i Charlotte.
- Na pewno wspomniał, że mój ojciec powiedział mu, że jego matka
zmarła, chociaż żyła i mieszkała w rezerwacie Siuksów.
- Tak. - Matt skinął głową. - Niczego przede mną nie ukrywał. Ale -
uśmiechnął się smutno - był trochę zakłopotany, odkąd pojawiła się Tamra i
zaczęli wprowadzać program edukacyjny dla Siuksów. O ostatnich
wydarzeniach dowiedziałem się z mediów i pocztą pantoflową.
Kelner, który także wydawał się znać Matta, podszedł, by zapalić świece
i wymienić uprzejmości, ale nie wspomniał o menu. Kolacja w Laundry była
długotrwałą, wieloetapową imprezą, podlegającą dyktatowi kaprysów i
nastrojów sławnego szefa.
Długi, intymny wieczór przy blasku świec i doskonałym winie.
Kelner odszedł i Paige odruchowo sięgnęła po aktówkę.
- Nie mam jeszcze szczegółowego planu twojego przyjęcia...
Spokojnym, płynnym ruchem wyjął jej teczkę z rąk i zamknął. Płomienie
świec zatańczyły od nagłego podmuchu.
- To może poczekać.
Paige rzuciła mu ostre spojrzenie.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Mieliśmy coś przedyskutować.
- Przepraszam. Masz całkowitą rację. - Z wewnętrznej kieszeni
wyciągnął srebrzyste pióro. - Powiedz, gdzie mam podpisać, i będziemy to
mieli z głowy.
Zawahała się i odchyliła na oparcie, przyciskając teczkę do piersi.
- Nie wierzę, żebyś coś podpisał, nie czytając.
- Cała umowa to stwierdzenie, że Symphonics Inc. rezerwuje salę
bankietową rezydencji Ashtonów na przyjęcie w dniu 31 października.
Paige musiała przyznać, że przygotowany dokument rzeczywiście nie
zawiera więcej szczegółów.
- Sporo jest tam napisane drobnym drukiem - powiedziała, odczytując z
jego spojrzenia, że niewiele go to obchodzi. Teraz, kiedy załatwili sprawy
służbowe, ich spotkanie znów nabrało statusu randki. Paige przeszedł dreszcz
niepokoju.
Czuła się na siłach stawić Mattowi Camberlane'owi czoło w sprawach
biznesowych, bo chociaż była najmłodsza w klasie, skończyła szkołę z
wyróżnieniem. Ale randka?
Sięgnął i delikatnie wyjął jej teczkę z ręki.
- Zajmiemy się tym w przyszłym tygodniu - zdecydował. - Spotkajmy
się w moim biurze w poniedziałek. -
Otworzył teczkę, przerzucił papiery i podpisał się na ostatniej stronie. Z
uśmiechem satysfakcji oddał Paige dokumenty.
- Teraz możesz się zrelaksować.
- Taak. No cóż, jestem zrelaksowana. - Zrezygnowana oparła teczkę o
nogę krzesła. W końcu zapłacił za tę randkę.
Pochylił się do przodu, jakby chciał zminimalizować dzielącą ich
przestrzeń.
- Wyobrażam sobie, jakie gorące emocje musi budzić w całej rodzinie
Anula & pona
sc
an
da
lous
zgon i testament twojego ojca. Ciekaw jestem, co ty o tym sądzisz?
- Każda tego typu historia ma dwie strony. To zupełnie zrozumiałe, że
moje przyrodnie rodzeństwo jest zdruzgotane wykluczeniem z dziedzictwa.
Zwłaszcza bracia, Eli i Cole, są zdecydowani odzyskać to, co uważają za swoją
własność.
- Ponieważ rezydencja należała do Lattimerów na długo przedtem,
zanim Spencer nadał jej imię Ashtonów i zatrzymał po rozwodzie z Caroline,
Paige nie mogła nie rozumieć postawy, przyrodnich braci.
- Jest jakiś postęp w śledztwie dotyczącym morderstwa? Media milczą
na ten temat.
Paige przymknęła oczy i westchnęła cicho. Powrócił do niej obraz ojca
zastrzelonego z bliska w swoim biurze.
- Właściwie nie. W tej chwili policja bada doniesienia o próbach
szantażu i tajemnicze konta bankowe. - Głos Paige lekko się załamał.
- Mam wrażenie, że większość Ashtonów... - Matt przerwał i pochylił
głowę, szukając trafnego określenia. - Nie wyglądali na zrozpaczonych
śmiercią twojego ojca.
Rzeczywiście, nie mogła temu zaprzeczyć.
- Był moim ojcem - powiedziała po prostu. - Każdy zasługuje na to, by
go opłakiwać.
Do ich stolika zbliżył się specjalista od win i konwersacja potoczyła się
w tym kierunku. Matt Camberlane znów ją zadziwił, tym razem niezwykle
rozległą wiedzą na temat win.
- Nieźle jak na szefa firmy komputerowej - pochwaliła go z uśmiechem,
gdy ponownie zostali sami.
Roześmiał się.
- To zasługa Walkera. Dobrze mieć takiego eksperta za przyjaciela.
Zawsze pijaliśmy tylko najlepsze wina.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Dla Paige była to szansa, by porozmawiać o nim.
- Czy pracę dyplomową pisałeś właśnie w Berkeley?
- Nie robiłem magisterium - odpowiedział spokojnie. -Wstąpiłem do
wojska.
- Ach, tak?
- Walker ci nie wspominał? Byłem w Berkeley na stypendium
wojskowym, które potem musiałem odpracować.
- Usłyszała w jego głosie ton defensywny i serce ścisnęło jej się
współczuciem.
- Walker przechwalał się tylko, że cudowne dziecko z Symphonics to
jego stary przyjaciel. Jak się czułeś w wojsku?
- Podobała mi się dyscyplina i porządek. Miałem też ciekawą pracę przy
elektronice, naprawdę nowatorskiej. To wszystko stworzyło podwaliny moich
dzisiejszych osiągnięć. Nie powinienem narzekać. - Uśmiechnął się
uwodzicielsko.
- Co do tego, czy jestem cudowny, nie będę się spierał. Dodam tylko, że
już nie dziecko.
- Lubisz flirtować - odparła, próbując zignorować podniecający
niepokój, jaki w niej budził. - A ja nie.
Nie odrywając od niej wzroku, zamknął jej dłonie w swoich.
- Właśnie to w tobie lubię, Paige Ashton. Bardzo łatwo było mu
uwierzyć i bardzo trudno zignorować reakcję własnego ciała.
W spokoju delektowali się smakowitymi daniami uzupełnianymi
doskonałym winem Louret. Zanim podano deser i szampana, Matt był pewien
jednego: pragnął Paige.
Podobała mu się jej spokojna odwaga, żywa inteligencja i sposób, w jaki
drżała jej dolna warga, kiedy zaglądał jej głęboko w oczy. Podziwiał
eleganckie maniery, łatwość błyskotliwej rozmowy i powabny rowek między
Anula & pona
sc
an
da
lous
piersiami.
Tak. Pragnął jej.
- Przejedźmy się - zaproponował, kiedy wyszli na zalane światłem
księżyca patio, jako jedni z ostatnich gości opuszczających restaurację.
Przycisnęła aktówkę do piersi jak skórzany pancerz.
- Dziękuję ci, ale powinnam już wracać.
- Jest sobotni wieczór, Paige. - Zaborczym gestem ujął ją pod ramię.
Zerknął w niebo. - Popatrz, jaki piękny księżyc i gwiazdy, a ja mam nowy
sportowy wóz. Byłabyś pierwszą dziewczyną, która się nim przejedzie.
- Ale nie ostatnią - odparowała szybko. Rzucił jej spojrzenie, udając
zranionego.
- Uważasz mnie za drania?
- Drania? To ludzie jeszcze używają tego słowa? Roześmiał się. Stali już
przy jego samochodzie.
- Ty mi to powiedz. Jesteś bystrą dziewczyną.
- Na tyle bystrą, żeby ci teraz podziękować za wspaniały wieczór. O
której spotkamy się w poniedziałek?
Wyobraził sobie, jak porywa ją w ramiona, wpycha do ferrari, uwozi w
dal i... Zrobił jednak coś wręcz przeciwnego. Usidlenie Paige musiało potrwać
dłużej i wymagało spokojniejszych okoliczności.
- Dostosuję się do ciebie - zaoferował grzecznie. - O której możesz być
w San Mateo?
- O dziesiątej.
- Doskonale. Potem pojedziemy do San Francisco na lunch. Roześmiała
się miękko.
- Jak możesz myśleć o lunchu po tym wspaniałym jedzeniu?
- To przez ciebie jestem stale głodny - wyznał z rozbrajającym
uśmiechem.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Jej oczy pociemniały, sygnalizując, że zrozumiała ukryty sens jego słów.
Cofnęła się o krok.
- Posłuchaj, Matt, staram się nie mieszać spraw służbowych z
prywatnymi.
- W takim razie zniszcz umowę - zażartował. Przytuliła aktówkę do
piersi.
- Nie ma mowy. Nieźle się zabawimy przy okazji twojego przyjęcia.
Będą przebrania, fantastyczna muzyka...
- Przebrania? - Zakrztusił się lekko. - Nie myślałem o tym.
- To Halloween. Bez kostiumów nie da rady. Muszę wiedzieć wszystko
o tym nowym produkcie. Trzeba wymyślić temat przyjęcia.
- Muzyka. Nic innego mnie nie interesuje.
- Doskonale. W takim razie przyjdź jako twój ulubiony piosenkarz. Kto
nim jest?
- Sinatra - odpowiedział bez wahania. - Jestem jego najzagorzalszym
fanem.
Paige uśmiechnęła się słodko. - Więc musisz się w niego wcielić.
- Obyś tylko nie kazała mi śpiewać.
- Mógłbyś zagrać. Zeszłej nocy szło ci całkiem dobrze.
- No, nie wiem. Ale podoba mi się pomysł z kostiumami. Ten nowy
produkt to komputerowe karaoke, więc możemy się świetnie bawić.
- Bardzo dobrze. Przygotuję projekt na poniedziałek. Nie chciał spędzić
niedzieli bez niej.
- Zostaję na noc w Auberge du Soleil, w Napa - powiedział. - Spotkajmy
się jutro i popracujmy nad tym razem.
Myślała o tym samym.
- Spotkanie robocze?
- Nazwij to, jak chcesz, Paige. - Przesunął dłońmi po jej ramionach.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Miał ogromną ochotę dać jej całusa na dobranoc.
Pochylił się ku niej, poczuł, jak sztywnieje, ale gdy tylko ich wargi się
zetknęły, natychmiast się rozluźniła. Już wiedział, że jeden całus to za mało.
- To do jutra? - zapytał, wciąż jeszcze wchłaniając jej oddech. -
Urządzimy sobie piknik w gaju oliwnym Auberge. -Matt niczego nie kochał
bardziej od wygrywania. - Pod jednym warunkiem - dodał.
Odpowiedziała pytającym spojrzeniem.
- Zapomnij o dokumentach. Niech to nie będzie dzień pracy.
Następnego ranka, schodząc na paluszkach po schodach rezydencji,
Paige usłyszała znajome głosy dochodzące z jadalni i poczuła zapach jajek na
bekonie dolatujący z ogromnej kuchni.
Wślizgnęła się do pokoju kredensowego i znalazła dzbanek świeżo
zaparzonej kawy. Po obfitej kolacji poprzedniego wieczoru nie miała ochoty
na nic więcej. A po bezsennej nocy, przepełnionej marzeniami
sprowokowanymi przez pożegnalny pocałunek, z pewnością potrzebowała
kofeiny.
- Nie słyszałam, jak wróciłaś wczoraj, kochanie.
Paige skrzywiła się, słysząc głos matki dochodzący z jadalni. Przełknęła
ironiczną uwagę i rzuciła ogólne „dzień dobry". Lila Ashton może nie była
wzorem rodzicielki, ale na swój sposób troszczyła się o dzieci.
- O której wróciłaś? - Walker swoim zwyczajem zadał pytanie bez
owijania w bawełnę.
Paige wzięła głęboki oddech, upiła łyk mocnej, czarnej kawy i weszła do
jadalni. Jak zwykle stół był nakryty nieskazitelnie białym lnianym obrusem i
zastawiony najdelikatniejszą chińską porcelaną i kryształami. Przez moment
zatęskniła za wygodnym i przytulnym stołem kuchennym, przy którym
mogłaby wypić kawę z kubka i przerzucić niedzielną gazetę, tak jak to robią
normalni ludzie.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Oni do nich nie należeli. Byli Ashtonami.
Uśmiechnęła się, zajmując swoje zwykłe miejsce.
- Co cię tak bawi? - Tamra wyglądała na całkiem zrelaksowaną, czego
nie można było o niej powiedzieć jeszcze przed trzema miesiącami, kiedy
Walker przywiózł ją do domu. Była wówczas wyraźnie przytłoczona
„majestatem" Ashtonów. Walker wyjechał, żeby odszukać dawno zaginioną
matkę, i niespodziewanie znalazł również miłość swojego życia.
Tamra przenosiła spojrzenie ciemnoczekoladowych oczu z Paige na
Walkera i z powrotem.
- Z czego się śmiejesz? - powtórzyła. - Nie odpowiedziałaś na moje
pytanie. - Ani na moje - dorzucił Walker.
Rodzina. Z pewnością dzięki nim życie było... interesujące.
- W Halloween urządzamy promocję nowego produktu Symphonics.
Będzie bal kostiumowy. Przebieramy się za ulubionych piosenkarzy.
- Cudownie! Jak pomysłowo! - zagruchała zachwycona Lila. -
Zastanówmy się... - Jej niebieskie oczy zamigotały.
- Ty - zwróciła się do Tamry - mogłabyś być Cher.
Policzki Tamry zalał rumieniec, potem uśmiechnęła się.
- Ona jest Cherokee, Lilo. Nie dałabym rady.
- Poza tym zbliża się do sześćdziesiątki - dodał Walker, wyciągając
filiżankę do Ireny, która właśnie wniosła dzbanek świeżej kawy.
- Mam nadzieję, że nie mówi pan o mnie, panie Walkerze.
- Gospodyni odezwała się spokojnym tonem, ale jej słowa wywołały
uśmiechy u obecnych.
- Ależ skąd! - zapewnił ją Walker z żartobliwym mrugnięciem. - Ty nie
mogłabyś się zbliżać do sześćdziesiątki.
- Już ją mam, panie Walkerze. - Irena nalała mu kawy. -Ale to bardzo
miło z pana strony.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Jej ciepły uśmiech był przeznaczony dla Walkera, ale dobre uczucia
wypełniły też Paige przysłuchującą się wymianie zdań. Mieli swoje
dziwactwa, ale to była jej rodzina.
Jeszcze raz przyrzekła sobie odwiedzić wkrótce przyrodnie rodzeństwo,
ale zanim zdołała wypić następny łyk kawy, poczuła na sobie intensywne
spojrzenie Walkera. Kiedy chciał się czegoś dowiedzieć, marne były szanse,
żeby się z tego wykręcić.
- A więc - odezwał się - rozumiem, że zawarłaś umowę z samym
dyrektorem naczelnym? Skinęła głową i skupiła się na zawartości filiżanki.
- Uważaj, mała kuzyneczko - powiedział. - Kiedy igrasz z ogniem,
możesz się poparzyć.
Paige poderwała głowę.
- Z niczym nie igram!
Lila przygładziła pasmo włosów barwy merlota i zmarszczyła gładkie
dzięki botoksowi czoło.
- Co właściwie masz ma myśli, Walkerze? Krew napłynęła Paige do
policzków.
- Nic takiego, mamo. - Rzuciła Walkerowi ostrzegawcze spojrzenie. -
Walker ma bujną wyobraźnię.
Zamilkł, ale przyszpilił ją niewzruszonym, przepełnionym mocą
spojrzeniem pół-Siuksa. Tamra delikatnie dotknęła jego ramienia.
- Chyba musimy już jechać do domu - powiedziała miękko. Walker
skinął, a od dotknięcia ukochanej jego spojrzenie
wyraźnie złagodniało. Paige wzrokiem podziękowała Tamrze za
ocalenie, ale jakaś jej cząstka desperacko pragnęła wiedzieć, dlaczego Walker
uważa, że ona igra z ogniem. Zapyta go o to... kiedyś.
Tymczasem ten „ogień" rozgrzał ją i pociągał bardziej niż ktokolwiek do
tej pory. Wciąż pamiętała delikatny pocałunek, głębokie brzmienie głosu,
Anula & pona
sc
an
da
lous
sposób, w jaki wymawiał jej imię, dłonie pianisty i potyczki słowne...
- Nie sądzisz, Paige?
Spojrzała na matkę. O czymkolwiek dyskutowali, wyglądało, że powinna
się z nimi zgodzić. Skinęła głową i pociągnęła łyk kawy. Na szczęście w holu
zabrzmiały głosy Megan i Trace'a.
Paige mogła teraz spokojnie obserwować członków rodziny. Zielone
oczy Megan lśniły, kiedy poklepała swój zaokrąglony brzuch. Walker i Tamra
zostali jeszcze kilka minut i rozmowa automatycznie zeszła na testament
Spencera Ashtona i postępy w śledztwie.
- Stephen jest przekonany, że odkrycie tych listów będzie punktem
zwrotnym w sprawie - stwierdziła Lila, mając na myśli adwokata rodziny,
który ostatnio spędzał w rezydencji sporo czasu. - Codziennie spotyka się ze
śledczymi i informuje mnie o każdym kroku.
Brat Paige, Trace, oparł się o ścianę, głęboko poruszony zaistniałą
sytuacją.
- W tej sprawie jest za dużo ślepych zaułków.
- Na tych listach może być DNA, pomimo że niektóre są sprzed ponad
dziesięciu lat. - Mąż Megan, Simon, przytrzymał dla niej krzesło. - Potrzeba
czasu na przeprowadzenie testów.
- To wszystko trwa już za długo. - W głosie Lili zabrzmiała wyraźna
pogarda. - Mam zamiar poprosić Stephena, żeby wpłynął na przyspieszenie
biegu sprawy.
- Rzeczywiście należałoby to już zakończyć - poparł ją Trace.
Paige słuchała, jak zwykle ważąc każdą opinię. Jako najmłodsza i
najspokojniejsza, rzadko wypowiadała się na forum rodziny, kiedy jednak już
to robiła, słuchano jej uważnie.
- We wtorek jadę do Louret - oznajmiła, sama zdumiona swoim
zdecydowaniem. - Chcę jeszcze raz porozmawiać z Mercedes. - I zobaczyć
Anula & pona
sc
an
da
lous
mojego małego braciszka, pomyślała. Nie odważyła się jednak wspomnieć
przy matce o nieślubnym dziecku jej męża.
Jej słowa wywołały burzę komentarzy, ale Paige nie brała w nich
udziału. Wstała i odniosła filiżankę po kawie do kuchni.
Dziś nie miała nastroju ani ochoty na rozstrzyganie spraw rodzinnych.
Jej umysł i ciało przebywały w zupełnie innych rejonach.
Może Matt naprawdę ją polubił, pomyślała po raz piętnasty tego ranka.
Dowie się dzisiaj. A skoro mu zaufała, była bardziej gotowa.
- Czemu się uśmiechasz? - Megan pojawiła się w holu i siostrzanym
gestem objęła Paige w talii. - Te dyskusje są okropnie denerwujące. Ale
chciałabym wiedzieć, co lub kto sprowadził uśmiech na twoją buzię.
Paige spojrzała na siostrę. Ciąża zdecydowanie służyła jej urodzie.
- Ty też o to pytasz? Mój nastrój jakoś wszystkich dziś interesuje.
Megan oparła się o długi, granitowy blat i popatrzyła na Paige.
- Jak poszło wczorajsze spotkanie?
- Dobrze. Mamy umowę - odpowiedziała spokojnie.
- Wyglądasz na zmęczoną. - Megan musnęła delikatnie skórę pod okiem
siostry.
Paige cofnęła się o krok.
- Pracuję za nas obie, nie pamiętasz? A przy okazji, jak twoje
samopoczucie?
- Lepiej - przyznała Megan, obejmując ciężarny brzuch. - Ale nie
zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam. - Jakaś jej cząstka chciała zwierzyć się siostrze z uczuć,
jakie budził w niej Matt Camberlane, powstrzymała się jednak. Nie była
jeszcze na to gotowa. - Chcemy dzisiaj z Simonem obejrzeć dziecinne mebelki
w sklepie z antykami w Calistoga. Jedź z nami - zaproponowała Megan.
- Dziękuję, ale jestem zajęta.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Czym?
- Pracą. - Paige celowo odpowiedziała enigmatycznie. - W niedzielę?
- Mam spotkanie z nowym klientem. - Paige odwróciła się, żeby dolać
sobie kawy, na którą właściwie nie miała ochoty. - Jesteśmy umówieni na
lunch w Auberge.
Megan uniosła pukiel włosów Paige i wyszeptała jej wprost do ucha:
- Brzmi serio. - Zachichotała. - Widziałam Matta Camberlane'a.
- I?
- Gorący facet.
- Ale ja nie.
Megan potrząsnęła głową.
- Zbyt nisko się cenisz, kochanie. Jesteś jeszcze bardzo młoda i
niedoświadczona. Dlatego bądź ostrożna.
Nie była aż tak niedoświadczona. Paige przypomniała sobie miłostkę ze
studiów. Katastrofa. Ostrzeżenia rodziny sprowadzały się do tego samego. Nie
wierzyli, że może zainteresować mężczyznę takiego jak Matt, i uważali, że on
się tylko nią bawi.
No cóż, może się mylili?
Zamiast zwierzyć się siostrze ze swoich myśli, poklepała tylko jej
ciężarny brzuch.
- Widzisz, czym może grozić zaprzyjaźnianie się z klientem?Roześmiały
się obie, wspominając dawne lata.
- A komu to tak wesoło? - rozległ się głos Walkera.
- Nic takiego, Walkerze. Dyskutujemy tylko o różnych możliwych
skutkach relacji z klientem.
Oczy Walkera zabłysły, ale Paige zdołała wymknąć się z kuchni, zanim
zaczął jej zadawać kłopotliwe pytania.
Miała dosyć ostrzeżeń. Wiedziała wszystko o niebezpieczeństwach
Anula & pona
sc
an
da
lous
igrania z ogniem, ale też i to, że ogień oznacza ciepło i radość. Tęskniła do
jednego i drugiego.
ROZDZIAŁ TRZECI
- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś ogryzał oliwkę z precyzją dorównującą
twojej - zauważył Matt, obserwując Paige.
- Nie lubię rozgryzać pestek - wyjaśniła, wyciągając się wygodnie na
piknikowym kocu. - Jestem ostrożna.
- Raczej rozważna - poprawił. Obserwował grę cieni na jej twarzy
oświetlonej słońcem przebijającym się przez gałęzie oliwki. Zachwycała go jej
skóra, mleczna i nieskazitelna.
- Gdyby chodziło o ostrożność, nie byłoby cię tutaj.
Pogryzając oliwkę, skupiła na nim spojrzenie szmaragdowych w tej
chwili oczu. Pasowały kolorem do jej ciemnozielonego swetra.
- Nie jestem pewna, czy mi się to podoba - rzekła. - Co to znaczy, że nie
byłoby mnie tutaj, gdybym była ostrożna? Czyżbyś był niebezpieczny?
- Mógłbym być. - Uśmiechnął się i przysunął do niej. Podobało mu się
to wspólne wylegiwanie się i sposób, w jaki dżinsy opinały jej szczupłe biodra
i smukłe nogi.
Wybrał miejsce w oddali, ale hotelowi goście i tak mogli w każdej chwili
zakłócić ich prywatność.
- Zdaniem Walkera jesteś niebezpieczny. Ale ja myślę... Patrzył na nią
wyczekująco, zachwycony sposobem, w jaki go obserwowała.
- Tak?
- Jesteś słodki. Tak właśnie uważam. Roześmiał się.
- Wspaniale! Słodki ekspert komputerowy! Co jeszcze mi powiesz
Anula & pona
sc
an
da
lous
miłego?
- Jesteś mądry.
- Ty też.
Paige wzruszyła ramionami.
- Powiedz to mojej rodzinie. Przed terminem ukończyłam szkołę,
studiowałam - wszystko nieważne. Dla nich wciąż jestem dzieckiem.
Oparł się na łokciu i obserwował ją.
- Może powinnaś założyć własną firmę? Pokazałabyś rodzinie, że
poradzisz sobie bez ich kontroli.
- Myślałam o tym. - Wyłowiła następną oliwkę z pojemnika. - Ale
najpierw musimy rozwiązać ten nieprzyjemny problem rodzinny. Megan
potrzebuje mojej pomocy. I mam jeszcze jedno ważne zadanie.
- Co takiego?
- Utrzymać pokój w rodzinie. - Jej nieskazitelnie białe zęby zacisnęły się
wokół oliwki, budząc w nim nagłe pożądanie. - Przepadam za oliwkami -
dodała, przymykając oczy.
- Moim zdaniem są lepsze od winogron. Roześmiał się i przysunął
bliżej.
- Takie słowa mogłyby wywołać prawdziwą wojnę w rodzinie winiarzy,
a przecież bardzo ci zależy na pokoju.
Uśmiechnęła się i dalej prowokująco ogryzała oliwkę. Jest znacznie
bardziej rozluźniona niż wczoraj, pomyślał. Zamiast walczyć z jego
zainteresowaniem, zaczęła się nim cieszyć. On przeciwnie, zupełnie nie
potrafił się rozluźnić. Spędzony z nią wieczór pozostawił w nim uczucie nie-
dosytu i napięcia. W nocy nie mógł spać, wciąż prześladowały go wielkie,
szmaragdowozielone oczy. A może były niebieskie? W każdym razie jego
pragnienie wciąż narastało.
Nie potrafił określić, co właściwie podobało mu się w Paige. Subtelna
Anula & pona
sc
an
da
lous
uroda i żywa inteligencja - tak. Ale i coś jeszcze, czego nie umiał sprecyzować.
Jego apartament leżał o dwie minuty drogi od miejsca, w którym się
znajdowali. Czy zdołałby ją tam zwabić? Czy zdoła uwieść tę uroczą kobietę i
obdarzyć ją rozkoszą, o jakiej sam marzył?
Oczywiście, że tak. Uwodzenie nie przedstawiało dla niego żadnej
trudności. A już od bardzo dawna nie spotkał tak wyjątkowej kobiety. Po
rozwodzie z Brooke brał, jak leci, te, które same wpadały mu w ramiona.
Wszystko to były przygody na jedną noc.
Z pewnym wysiłkiem powrócił myślami do chwili obecnej.
- Co byś robiła, gdybyś nie pracowała dla Ashtonów? -Odłamał kawałek
chrupiącego chleba i podał jej.
- Założyłabym własną firmę - odpowiedziała bez wahania.
- Jaką?
- Jeszcze nie wiem. Znam się na księgowości. - Popatrzyła na niego z
uśmiechem. - Pewnie uznasz to za nudne?
- Nie pomyślałbym tak o niczym, co dotyczy ciebie, Paige. - Za
komplement odwdzięczyła mu się uroczym rumieńcem i błyskiem
niedowierzania w oczach.
- Najważniejsze - mówiła dalej - żeby być niezależną. Roześmiał się.
- Między innymi od Walkera. - Ma dobre intencje - przyznała. - Jest
wdzięczny mojemu ojcu za przyjęcie jego i Charlotte do naszej rodziny.
- Ale nie da się ukryć, że cię pilnuje. - Niczym jastrząb, pomyślał. Na
moment przeszyło go poczucie winy. Może nie powinien jej uwodzić. Może
lepiej byłoby... zaczekać.
Jego ciało zdecydowanie sprzeciwiało się temu pomysłowi.
- Doceniam jego troskę. Nie zrozum mnie źle. - Paige wytarła kąciki ust
lnianą serwetką. - To samo z Megan i Trace'em. I lubię pracować dla rodziny,
ale byłoby świetnie robić coś bez związku z Ashtonami, należeć tylko do
Anula & pona
sc
an
da
lous
siebie.
- Piękna kobieta ma do tego najświętsze prawo. - Odsunął dzielący ich
koszyk z pieczywem.
Jej oczy zamigotały ostrzegawczo.
- Znów zaczynasz flirtować.
- Nie mogę się powstrzymać - przyznał. - Prowokujesz mnie.
Zaprzeczyła powolnym ruchem głowy.
- Nigdy nikogo nie prowokowałam do flirtu.
- Skąd tak błędna opinia o sobie samej? - zapytał zdumiony. - Nie
zdajesz sobie sprawy, jaka jesteś atrakcyjna?
- Może trochę - zgodziła się bez przekonania. - Ale z pewnością nie
jestem typem, który podoba się mężczyznom.
- Mnie się podobasz. - Sięgnął przez stół, by pogładzić jej gładką dłoń.
Znów popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
- Nie wierzysz mi?
- Chciałabym ci wierzyć, ale trochę mnie onieśmielasz. Podobnie jak to
wszystko. - Wskazała na odosobniony zakątek, w którym siedzieli.
Splótł palce ich dłoni.
- Kobieta z rodu Ashtonów onieśmielona? Nie ma mowy, nie kupuję
tego.
Ostrożnie przysunęła się do niego. Tak, to będzie łatwe. I dobra zabawa.
Pochylił się nad nią na tyle blisko, by poczuć przebiegający pomiędzy nimi
prąd. Delikatnie pogładził jej jedwabistą skórę na karku. Powieki Paige
zatrzepotały, kiedy lekko musnął płatek ucha, potem delikatnie go przygryzł i
w końcu obrysował językiem jej wargi.
Poczuł, że wstrzymuje oddech.
- Lubisz to - wyszeptał.
Prawie skinęła, otwierając oczy na tyle szeroko, by napotkać jego
Anula & pona
sc
an
da
lous
spojrzenie.
- Lubię ciebie. - To wyznanie nie przyszło jej łatwo.
- Flirtujesz, Paige Ashton.
Roześmiała się, ale on pochylił się szybko i nakrył jej usta swoimi. Z
pasją oddała mu pocałunek.
- Ja ciebie lubię bardziej - szepnął.
Z największym trudem zdołał się od niej oderwać.
- Nie możemy tu zostać - powiedział miękko.
- Nie? - Wyglądała na rozczarowaną.
- Chodźmy do mnie.
Patrzyła na niego dużymi oczami, zagryzając wargi. Matt przełknął
cisnące mu się na usta słowa perswazji. Wybór należał do niej. Nagła decyzja
zabarwiła rumieńcem jej policzki.
- Zgoda.
Nawet u samej Paige to słowo wywołało podniecenie. Tęskniła do
gorących pocałunków i pieszczot.
- Zgoda - powtórzyła, a jej głos zabrzmiał jak u trochę zdziwionej, ale
zachwyconej nastolatki. Czyż nie wiedział, że tego chciała? Czy oczekiwał, że
odmówi? Zdławiła tę myśl, nienawidząc się za własną niepewność, podczas
gdy całe jego zachowanie zdawało się wskazywać na coś wręcz przeciwnego.
Decyzja nie była taka trudna. Matt Camberlane był seksowny,
przystojny, inteligentny i pragnął jej. Jego podniecenia nie dawało się już
ukryć.
Szybkimi ruchami złożył koc i uprzątnął pozostałości pikniku. Chciała
mu pomóc, ale okazał się szybszy.
- Gotowe. - Wyciągnął dłoń, żeby pomóc jej wstać. -Chodźmy.
Obojgu spieszyło się tak samo. Przyciąganie było wzajemne. Na tę myśl
Paige przeszedł radosny dreszcz. Z dłonią w dłoni Matta poczuła się
Anula & pona
sc
an
da
lous
bezpieczna.
W milczeniu wspięli się po kamiennych stopniach i wyszli z zagajnika.
Paige zaledwie rzuciła okiem na imponującą panoramę Rutherford Hills.
Wkrótce znaleźli się przed wejściem do jednego z luksusowych
apartamentów. Serce biło jej mocno, gdy Matt wkładał klucz do zamka.
Wstrzymał się na chwilę z otwarciem drzwi i wolną ręką odwrócił jej twarz ku
sobie.
- Zawsze możesz zmienić zdanie, Paige - powiedział miękko. - Nie
chciałbym, żebyś się czuła... uwiedziona.
Uśmiechnęła się radośnie.
- To ty powinieneś się czuć uwiedziony, Matt - odparła. Pchnął drzwi, a
jego rysy złagodził seksowny półuśmieszek.
- Podoba mi się, jak ze mną flirtujesz.
Nie udało im się dotrzeć do sypialni. Wzajemne pożądanie wzięło górę
nad czasem, przestrzenią i rozsądkiem. Nagle, w najbardziej intymnym
momencie, Matt zastygł nieruchomo.
- Co się dzieje, Paige? - zapytał napiętym, szorstkim głosem.
Potrząsnęła głową.
- Nic.
- Ty płaczesz. - To zabrzmiało jak oskarżenie. Uniosła dłoń do policzka.
Rzeczywiście był mokry.
- Nie mam pojęcia, dlaczego...
Oderwał się od niej i dźwignął do góry. Przeczesał palcami włosy,
unikając jej wzroku.
- Przepraszam cię, Paige. Dałem się ponieść emocjom. Patrzyła na niego
uważnie.
- Zdaje się, że to było obustronne.
W końcu na nią spojrzał, a na jego twarzy widoczne było Zmieszanie.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Uznała, że jej nie chce, że nie pociąga go wystarczająco i nie wie, jak jej
to powiedzieć.
- Zasługujesz na coś lepszego - powiedział miękko. Sprytne, oceniła w
myśli.
Zostało jej jeszcze trochę dumy. Bez słowa wstała, wciągnęła sweter i
przygładziła włosy.
Matt stał obok, ale jej nie dotykał, tylko patrzył pytającym wzrokiem.
- Paige? Nie chciałem cię doprowadzić do płaczu. Sprawdziła, czy ma w
kieszeni kluczyki od samochodu, i popatrzyła w kierunku drzwi. Jak zdoła
przebyć tę niezmierzoną przestrzeń i nie zapłakać ze wstydu i bólu?
- Nie musisz się tłumaczyć, Matt. - Nie potrafiła zapanować nad
brzmieniem głosu. - I wierz mi, że nie zamierzam... - No właśnie. Czego nie
zamierzała? - ...flirtować z tobą.
Przeszła przez pokój, prostując szczupłe ramiona i nie oglądając się.
Dopiero przy samochodzie zorientowała się, że na podłodze został jej stanik.
Czyż nie tak właśnie kończy się igranie z ogniem?
Uruchamiając samochód, obejrzała się na jeszcze zalaną słońcem
Auberge du Soleil. Dlaczego właściwie płakała? Czy tak bardzo brakowało jej
pewności siebie, że zainteresowanie przeciętnego mężczyzny zmieniło ją w
płaczliwą idiotkę?
Nigdy więcej, złożyła sobie w duchu przysięgę. Sparzyła się, to fakt. Ale
nie pozwoli, by dowiedzieli się o tym Walker, Megan czy też Matt
Camberlane.
Nie miała pojęcia, co się stało, ale przecież nie mógł udawać pożądania.
Pragnął jej. I cokolwiek sprawiło, że zmienił zdanie, mógł je zmienić
ponownie.
Wtedy będzie zupełnie inaczej. Ona też go pragnęła i zamierzała go
mieć. Albo przynajmniej uzmysłowić mu boleśnie, co stracił.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Matt podniósł z podłogi zgnieciony skrawek białej koronki, przeklinając
w głębokiej frustracji.
Ależ narozrabiał!
Zamknął oczy i przytulił materiał do policzka, dręcząc się delikatną
wonią lawendy czy może róż, wonią Paige.
Miał ją tak blisko. Zapach, smak, dotyk. I łzy, te łzy, które go
unicestwiły.
Ich widok uświadomił mu, że popełnił błąd. Jak mógł chcieć uwieść
anioła? Domyślał się, że Paige jest dziewicą, a on potraktował ją jak pierwszą
lepszą dziewczynę, która uległa jego urokowi. Krótka rozmowa, kilka szybkich
pocałunków i sypialnia.
Zacisnął powieki. Świadomość, że zachował się tak podle wobec tej
pięknej, szczerej, wspaniałej kobiety, paliła go żywym ogniem.
Do tej pory kobiety w jego życiu oznaczały seks. I nic więcej. Kiedyś to
on został wykorzystany przez kobietę. Teraz odpłacał im tym samym. Brał
odwet za zachowanie swojej żony.
Patrzył na swoje odbicie w łazienkowym lustrze. W uszach brzmiało mu
ciche przyrzeczenie, które złożył przed dwoma laty. Nigdy, przenigdy nie
pozwoli, żeby ktoś znowu podeptał jego serce.
Wsunął dłonie pod zimną wodę, chcąc ugasić trawiący go żar. Żar, który
wywołała obecność Paige.
Nie kłamał, ale ona mu nie uwierzyła. Zasługiwała na coś lepszego niż
przypadkowy seks.
Niestety tylko to mógł zaoferować.
Ktoś kiedyś potraktuje ją jak boginię. Otrze jej łzy, a nie ucieknie z ich
powodu. Być może nawet będzie zdolny zapłakać razem z nią łzami miłości i
wzruszenia.
Obmył twarz zimną wodą.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Tym kimś z pewnością nie będzie Matt Camberlane.
Jutro rano zleci komuś z działu organizację imprezy. A potem zapomni,
że kiedykolwiek spotkał Paige Ashton. Że ją całował. I że tak bardzo za nią
tęsknił.
Problem w tym, pomyślał, że nigdy nie zdoła o niej zapomnieć.
A jednak nie ma innego wyjścia.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Paige zamierzała spotkać się z Mattem w Symphonics Inc., ale kiedy w
holu pojawiła się lekko grubawa asystentka administracyjna, zrozumiała, że
zaraz zostanie spławiona.
- Jestem Eleanor Bradford, asystentka pana Camberlane'a. - Kobieta
wyciągnęła wprawdzie dłoń w geście powitania, ale język jej ciała był
wyraźnie nieprzyjazny. Nie jesteś umówiona, zdawało się mówić
antypatycznie zmarszczone czoło.
- Paige Ashton - przedstawiła się Paige.
Oczy asystentki rozszerzyły się lekko, kiedy ponownie przyjrzała się
Paige. Nazwisko nieodmiennie robiło wrażenie. Bycie znanym daje pewne
korzyści, pomyślała Paige.
- Pan Camberlane oczekuje mnie.
- Tak? - Kobieta nie sprawiała wrażenia przekonanej. Nagle na jej
twarzy błysnęło zrozumienie.
- Ach, już wiem, co się stało. Nie otrzymała pani faksu, który wysłałam
dziś rano.
- Faks? - Paige starała się usilnie wyglądać na skonsternowaną.
- Niestety pan Camberlane był zmuszony anulować umowę, którą
Anula & pona
sc
an
da
lous
podpisał. Tym samym państwa dzisiejsze spotkanie zostało odwołane. Proszę
poczekać, wydrukuję pani kopię. Paige nie zmieniła wyrazu twarzy, chociaż w
jej głowie kotłowało się od pomysłów.
Czy powinna zażądać widzenia z nim? Nie. Zdecydowanie wolałaby go
zaskoczyć i zobaczyć wyraz jego twarzy, kiedy pojawi się bez uprzedzenia.
- Nie będzie pani miała nic przeciwko temu, że pójdę razem z panią i
skorzystam z toalety?
Eleanor zawahała się przez moment, ale skinęła głową.
- Oczywiście, bardzo proszę.
Otworzyła drzwi za pomocą karty magnetycznej. Ludzie zatrudnieni w
Symphonics byli młodzi i na bieżąco z modą. Większość z nich nosiła typowe
mundurki Doliny Krzemowej, czyli dżinsy, i pokryte sloganami koszulki.
Czy Matt też jest tak ubrany? Na myśl o ponownym spotkaniu z nim
Paige przełknęła, starając się nie zwątpić w słuszność swoich poczynań.
Przez całą noc w kółko rozważała tamto spotkanie. Nie sposób było
zarzucić żadnemu z nich fałszu. Reakcje z obu stron były z pewnością szczere.
Dlatego uznała, że ma prawo żądać wyjaśnienia nagłej zmiany
zachowania z jego strony.
Okrążyły salę i weszły w następne drzwi. Z narożnego pokoju dobiegał
aksamitny głos Sinatry.
Paige poczuła przypływ adrenaliny. To musiało być biuro Matta.
Zaniepokoił ją jednak damski śmiech dobiegający z tego właśnie
pomieszczenia.
- Toaleta jest w korytarzyku po lewej stronie - wyjaśniła Eleanor, na
której ani głos Sinatry, ani śmiech zdawały się nie robić wrażenia. - Zanim
pani wróci, znajdę tę umowę.
Korytarz biegł w kierunku przeciwnym niż ten, który kusił Paige.
Ignorując wskazówki Eleanor, posunęła się naprzód. Udało jej się dostrzec
Anula & pona
sc
an
da
lous
brzeg biurka, duże okno z widokiem na staw i grupę drzew oraz kawałek
skórzanej sofy zajmującej jedną ze ścian.
To, co się działo na sofie, zmroziło Paige w mgnieniu oka. Ze swojej
pozycji obserwacyjnej widziała parę długich, zgrabnych nóg, zakończonych
eleganckimi kremowymi czółenkami. Nogi wyprostowały się i skrzyżowały
ponownie, czemu towarzyszył gardłowy śmiech.
- Wiesz, że poradzę sobie ze wszystkim. - Nogi znowu zmieniły
pozycję, bardzo powoli tym razem. - Lepiej niż ktokolwiek inny.
- Potrzebuję twojej pomocy przy tej imprezie, Tesso. - Jego baryton z
łatwością zagłuszył muzykę, ale nie łomot krwi w uszach Paige.
- Spokojna głowa, Matty. - Matty? - Z pewnością uda mi się zadowolić
twoich gości. Zaraz poszukam odpowiedniego miejsca.
Eleanor odwróciła się i spojrzała w kierunku korytarza.
- Na lewo, panno Ashton.
Czy to znaczyło, że nie brał już pod uwagę rezydencji Ashtonów? W
takim razie Paige o mało co nie znalazła się w ogromnie krępującej sytuacji.
Zignorowała przecież nie tylko przysłany o ósmej rano faks, ale i chłodną w
tonie wiadomość mailową od Matta dotyczącą tego samego tematu.
Paige odwróciła się na pięcie i popędziła w kierunku toalety z szybkością
pozwalającą Eleanor przypuszczać, że była o krok od katastrofy.
W środku oparła obie dłonie na blacie i popatrzyła w lustro. Nie widziała
twarzy tej kobiety, ale czy to miało jakieś znaczenie? Przypuszczalnie była
wysoką, szczupłą, perfekcyjnie zbudowaną blondynką, o zmysłowym głosie i
nogach zdolnych zatrzymać ruch uliczny.
Odebrała Paige pracę i zainteresowanie Matta.
A niech to!
Czyżby pracowała przez całą noc i przyjechała do San Francisco tylko po
to, żeby zostać w podobny sposób wymanewrowaną przez parę zgrabnych
Anula & pona
sc
an
da
lous
nóg?
Zmarszczyła nos, rozważając mankamenty swojego wyglądu.
Zdaniem Megan miała delikatną buzię, a zdaniem matki drobna kość
charakteryzowała szlachetnie urodzonych. Jej fryzjer starał się, jak mógł, by
dodać blasku jej włosom. A figura? Przebiegła dłońmi po brzoskwiniowej
dzianinie, tak starannie wybranej tego ranka, ze względu na profesjonalny, ale i
bardzo kobiecy krój.
Z całą pewnością poprzedniego wieczoru Matt Camberlane nie miał do
niej zastrzeżeń.
- Nie poddam się - wyszeptała do swojego odbicia. - Nie wyjdę, dopóki
się nie dowiem, co go wczoraj wystraszyło. - Zamierzała zrealizować swoje
plany i odzyskać kontrakt.
Usłyszała szmer otwieranych drzwi. Rzut oka na znajome czółenka
uzmysłowił jej, kto wszedł. Nie blondynka, tylko brunetka, ale poza tym
wysoka, szczupła, bez skazy. W hebanowych oczach kobiety połyskiwało
rozbawienie, a na wargach igrał lekki uśmieszek.
Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej, przypomniała sobie
starą maksymę.
Dwadzieścia dwa lata w pobliżu Spencera Ashtona nauczyły ją
przynajmniej tego.
- Dzień dobry! - odezwała się Paige, odwracając się od umywalki. -
Pracuje pani tutaj?
Kobieta zatrzymała się w drodze do kabiny, dopiero teraz zauważając
Paige.
- Owszem. Jestem Tessa Carpenter. Pracuję w dziale marketingu. A
pani?
- Paige Ashton. - Wyciągnęła rękę. - Jestem umówiona na spotkanie.
Tessa uniosła starannie uformowaną brew, jak gdyby zdumiona faktem,
Anula & pona
sc
an
da
lous
że nic o tym nie wie. - Z...?
- Z Mattem Camberlane'em.
To ją zainteresowało. Ciemne oczy bacznie zlustrowały Paige.
- Właśnie od niego wyszłam - oznajmiła, uśmiechnęła się i ruszyła w
stronę kabiny. - Chyba jest teraz w lepszym nastroju niż dziś rano.
- Och! - Paige odwróciła się do lustra i otworzyła torebkę. - To zabawne.
Przez cały weekend był w doskonałym humorze.
Tessa zmroziła ją wzrokiem.
- Czyżby?
Paige musnęła wargi szminką.
- Owszem.
- A gdzie go pani widziała?
- Na aukcji. Na kolacji. Na pikniku. - Paige obserwowała, jak Tessa
blednie. - Jemy dziś razem lunch.
- Jest dopiero dziesiąta - odpowiedziała wolno. - Trochę za wcześnie na
lunch.
Paige obejrzała wargi w lustrze, zamknęła torebkę i złośliwie
uśmiechnięta skierowała się do drzwi. Tessa Carpenter i jej długie nogi nie
zdołają jej powstrzymać. Miała przed sobą cel. Nie wiedziała jeszcze jak, ale
dostanie się do jego biura i rozpali od nowa iskrę między nimi.
Zdecydowanie pchnęła drzwi i stanęła twarzą w twarz z Mattem
Camberlane'em.
- Paige? - Matt, wychodzący właśnie z męskiej toalety, aż zamrugał,
niepewny, czy dobrze widzi.
Uniosła ku niemu twarz i uśmiechnęła się promiennie.
- Jestem trochę wcześniej.
- Wcześniej?
- Nasze spotkanie. - Lekko uniosła aktówkę. - Spodobają ci się te
Anula & pona
sc
an
da
lous
pomysły.
Zasłużył na to. Zasłużył, żeby się teraz przed nią wić. Powinien był
wszystko jej wyjaśnić, zamiast pozwolić, by bezskutecznie biła się z myślami.
Nawet się do niej nie odezwał, jeżeli nie liczyć podłej wiadomości mailowej z
mętnymi rewelacjami na temat opóźnienia we wprowadzeniu produktu na
rynek.
Gestem wskazał pokoje zarządu.
- Moje biuro jest tam, Paige.
Ledwo zdołał opanować pokusę położenia ręki na jej ramieniu, kiedy szli
obok siebie. Nie wolno mu jej dotknąć. Nawet jednym palcem.
- Nie będę, odbierał telefonów - poinformował Eleanor całkowicie
zaskoczoną ich widokiem.
Paige zdawała się doskonale wiedzieć, gdzie znajduje się jego biuro, i
weszła tam przed nim.
- Usiądź. - Odsunął jedno z krzeseł dla gości stojących przed jego
biurkiem, nie chcąc, by siadła na sofie, gdzie przed kilkoma minutami Tessa
Carpenter oblizywała przed nim wargi. Paige Ashton nie była tego rodzaju
dziewczyną.
Kiedy usiadła, brzeg jej brzoskwiniowej sukienki uniósł się nieco,
odsłaniając jedwabiste uda.
Zamknął drzwi i ściszył muzykę.
- Nie wyłączaj Franka z mojego powodu - powiedziała. - Na myśl o
twoim party nucę na okrągło „Under My Skin".
To wyjaśniało sprawę. Nie dostała jego wiadomości. I nawet po tym, jak
zakończył się niedzielny wieczór, stawiła się na spotkanie profesjonalna i
gotowa do współpracy.
Usiadł naprzeciw niej na drugim krześle i wziął głęboki oddech. Nie
mógł już opowiadać jakichś bzdurnych bajeczek. Musiał powiedzieć prawdę.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Paige.
Zanim zdążył coś powiedzieć, zaczęła rozkładać papiery na biurku.
- Popatrz, to jest aranżacja sali...
- Paige, zaczekaj...
- Nie. To ty zaczekaj, aż poznasz całość koncepcji. Otworzył usta, żeby
ją powstrzymać, ale jego wzrok padł na rysunek szarego pilśniowego
kapelusza - znaku firmowego Sinatry. Nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Na każdym stole będzie laptop z innym emblematem natychmiast
kojarzącym się z muzykami - wyjaśniła. - Wargi Micka Jaggera, za duże
okulary Eltona Johna.
Nie mogąc się pohamować, podniósł rysunek i zeskanował go.
- Napracowałaś się wczoraj - powiedział wolno. - Jestem pod
wrażeniem. Nie odpowiedziała, ale rumieńce na jej policzkach pociemniały.
- Nie chciałam tylko siedzieć i myśleć. Co za drań ze mnie, pomyślał.
- Paige. - Nakrył jej dłoń swoją, łamiąc swoje przyrzeczenie. -
Anulowałem tę umowę i dzisiejsze spotkanie.
- Wiem.
Wiedziała? Patrzył na nią bez słowa.
- Dostałam twój faks i mail. Ale chciałam, żebyś to zobaczył, więc
postanowiłam złamać zasady i wedrzeć się tu siłą.
- Uśmiechnęła się zalotnie. - Nieźle, co? Nie wiedział, jak ma
zareagować.
- Nawet całkiem dobrze. Przebić się przez Eleanor to duże osiągnięcie.
- Eleanor to pestka. Tessa strzegła cię znacznie bardziej zazdrośnie.
Wybuchnął głośnym śmiechem.
- Pracuje u mnie.
- Wiem. W dziale marketingu.
- Była tu, żeby mnie poinformować...
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Wiem.
Odchylił się na oparcie.
- Czy jest coś, czego nie wiesz? - zapytał z uśmiechem.
- Nie wiem, czemu wczoraj wieczorem zachowałeś się tak dziwnie.
Zabrakło mu słów. Nie dlatego, że o to zapytała, ale dlatego, że potrafiła
to zrobić tak szczerze i wprost. Był jej winien wyjaśnienie i zaimponowało mu
to, w jaki sposób chciała je uzyskać.
Próbował znaleźć właściwe słowa. Dlatego, że płakałaś? Bo ty chcesz
uczucia, a ja seksu?
Bingo.
Spojrzał jej w oczy. Mógłby się całkowicie zatracić w samym ich
kształcie i malującej się w nich cierpliwości, kiedy czekała na jego
wyjaśnienia.
- Kiedy się rozpłakałaś, uświadomiłem sobie, że związek psychiczny
jest dla ciebie dużo ważniejszy... to znaczy... ja zazwyczaj nie angażuję się
emocjonalnie... - Czuł się jak łajdak. Przerwał nagle, świadomy, że ani na
chwilę nie oderwała od niego wzroku. - Wydaje mi się, że przypadkowy seks
to nie dla ciebie.
Nie odezwała się. Odczekał chwilę i dodał:
- Szanuję cię.
- A to szkoda. - Jak to?
- Za twój szacunek płacę utratą bardzo istotnego dla mnie kontraktu.
- Aż tak ci na nim zależy? Uniosła brew.
- Owszem. Na tyle, by umieć przejść do porządku dziennego nad
niezręczną chwilą... utraty kontroli. - Zgarnęła papiery z biurka. - Chyba że ty
bardzo tego nie chcesz.
Nakrył dokumenty otwartą dłonią.
- Nie tak szybko, panno Ashton.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Spojrzała na niego z pytaniem w oczach i lekkim uśmiechem na
wargach.
- Tak, Matt?
- Podoba mi się ten pomysł.
- Spodziewałam się tego. - Wzruszyła ramionami. - Ale to mój projekt.
Nierozerwalnie związany z rezydencją Ashtonów. - Wyciągnęła papiery spod
jego ręki. - Rozumiem, że szanujesz mnie tak bardzo, że ten projekt nie
zostanie zrealizowany.
Nie mógł się nie roześmiać.
- Wciąż zapominam, że nosisz nazwisko Ashton. Uśmiechnęła się
szeroko.
- Jesteśmy przyzwyczajeni dostawać to, czego chcemy.
- Widzę. Żałuję, że anulowałem kontrakt.
- Tak się złożyło, że mam jeszcze egzemplarz. - Podsunęła mu
dokument i pióro. - Wystarczy, że podpiszesz.
Nie zdawała sobie sprawy, co mu proponuje. Ich wzajemny pociąg był
niemal namacalny. Matt nie czuł się na siłach zapanować nad sobą.
- Ja... nie mogę.
Przysunęła się tak blisko, że czuł kuszący, wykwintny, kwiatowy zapach.
Ten sam co na jedwabnym staniczku, który wrzucił do walizki, wyjeżdżając z
Auberge.
- Nie możesz? - W jej spojrzeniu była słodka obietnica. - A podobno nie
znasz tego słowa.
Podając mu pióro, uśmiechnęła się tryumfalnie.
Dam radę.
Powtarzał te słowa jak mantrę. Da radę pracować z kobietą, która
pociągała go tak bardzo, i nie uwieść jej. Da radę wykorzystać jej doskonałe
pomysły i przedsiębiorczość, nie wskakując jej do łóżka.
Anula & pona
sc
an
da
lous
W końcu nie jest ogłupionym pożądaniem nastolatkiem.
Oddał kluczyki parkingowemu z Ritza-Carltona i obszedł samochód
akurat w porę, by zobaczyć, jak sukienka wysiadającej ze swojego wozu Paige
podjeżdża do góry, odsłaniając ponętne uda.
Uśmiechnęła się do niego promiennie.
Poprowadził ją przez hol w kierunku ulubionej restauracji Terrace.
- Impreza odbędzie się w rezydencji Ashtonów - zapewnił jeszcze raz. -
Twój projekt jest zbyt dobry, by z niego zrezygnować.
Dość liche uzasadnienie podpisania kontraktu, ale skoro go
potrzebował...
Usiedli przy jego ulubionym stoliku na wykładanym cegłą tarasie
otoczonym kwiatami i drzewami, w sąsiedztwie efektownej fontanny.
- To Walker pokazał mi to miejsce - powiedział, kiedy złożyli
zamówienie. - Jeszcze w szkole przychodziliśmy tu na późne śniadania.
Uniosła brwi z niedowierzaniem.
- Eleganckie miejsce jak na studentów z Berkeley.
- Wierz mi, że bywaliśmy też w znacznie mniej eleganckich lokalach. -
Rozłożył lnianą serwetkę na kolanach. -Właśnie to lubiłem u Walkera. Zawsze
wiedział, co dobre.
Ta trafna charakterystyka Walkera rozbawiła ją.
- Objadaliśmy się jak nieboskie stworzenia, oczywiście zawsze na jego
koszt. - Potrząsnął głową w rozbawieniu. - Zanim poznałem Walkera, nawet
nie słyszałem o Ritzu-Carltonie.
Paige upiła łyk wody i popatrzyła na niego uważnie.
- Zeszłej nocy nie powiedziałeś mi prawie nic o sobie i twoim
dzieciństwie. Co się dzieje z twoimi rodzicami?
Dobre pytanie, pomyślał cierpko. - Ojciec odszedł, kiedy byłem
dzieckiem, i nigdy nie próbował nawiązać kontaktu. - Upił łyk wody. Te fakty
Anula & pona
sc
an
da
lous
z jego życia znało zaledwie kilka osób. - Moja mama niedawno zamieszkała w
swoim pierwszym prawdziwym domu i wydaje się, że jej z tym dobrze.
Pomagam jej, więc nie musi pracować. - To tylko biznes, przypomniał sobie.
Nie musi się zagłębiać w bolesne szczegóły. Ale widział zainteresowanie Paige
i spodziewał się, że będzie drążyć temat.
- Co masz na myśli, mówiąc o prawdziwym domu?
- Bez kół.
Zmarszczyła czoło zmieszana.
- Nie rozumiem.
To jasne. Prawdopodobnie nigdy nie widziała przyczepy mieszkalnej.
- Zapomnij o tym. - Otworzył menu. - Polecam żabnicę. Dania z ryb są
tu niezrównane.
Patrzyła na niego przez chwilę. Na wargach miała jeszcze jedno pytanie,
kiedy nagle jej uwagę przyciągnęło coś za jego plecami.
Odwrócił się i ujrzał Walkera Ashtona zbliżającego się do ich stolika.
- O wilku mowa. - Matt odłożył serwetkę na stół i wstał uścisnąć
Walkerowi dłoń.
- Witaj, Matt. - Walker odwzajemnił uścisk dłoni, potem pochylił się i
pocałował Paige w policzek.
- Ostatnio trudno was spotkać oddzielnie.
W jego głosie zabrzmiał ton oskarżenia. A może wyrzutu? Matt wskazał
jedno z pustych krzeseł.
- Siadaj, proszę. Nawet jeszcze nie zamówiliśmy.
- Na moment. - Odsuwane od stołu krzesło zaskrzypiało na ceglanej
podłodze. - Mam lunch z nowym klientem, a o drugiej zabieram Tamrę i
wracamy do Dakoty Południowej. - Odwrócił się do Paige. - Jak tam
planowanie? Pytanie przywołało lekki rumieniec na jej policzki.
- Bardzo dobrze. Ustaliliśmy już prawie wszystko.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- No to - powiódł wzrokiem od jednego do drugiego - co jeszcze robicie
razem?
- Budżet - odpowiedział Matt w przypływie natchnienia.
- Terminy - rzuciła w tym samym momencie Paige. Oboje zignorowali
rozbawione parsknięcie Walkera.
- Matt właśnie mi opowiadał o waszych śniadaniach tutaj w czasach
studenckich.
Walker zerknął na przyjaciela.
- No to chyba powinienem się cieszyć, że zaprosił cię właśnie tutaj, a nie
do któregoś z mniej szacownych lokali, w których bywaliśmy razem.
- Wszystko przed nami, prawda, Matt? - W jej uśmiechu była sama
niewinność. - Bardzo jestem ciekawa tych innych miejsc.
Matt uświadomił sobie, że Paige wcale nie dba o nadanie ich kontaktom
charakteru czysto biznesowego. Także poranne spotkanie w biurze przerywały
długie, powłóczyste spojrzenia.
A kiedy zadzwonił do Tessy z informacją, że wynajął osobę z zewnątrz
do organizacji imprezy, we wzroku Paige malował się autentyczny tryumf.
Nagle Paige odsunęła krzesło od stolika i wstała.
- Przepraszam na moment.
Obaj wstali, kiedy odchodziła, a z racji zbliżonego wzrostu stanęli twarzą
w twarz.
- Myślałem, że to był dobry uczynek. - W głosie Walkera nie było śladu
humoru.
Matt przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, pocierając
podbródek.
- Zaprosiłem ją na lunch, żeby przedyskutować kwestie organizacyjne
zamówionej przeze mnie imprezy. Nie widzę w tym nic złego.
Walker zmarszczył ciemne, gęste brwi rdzennego Amerykanina.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Kiedy ją licytowałeś, powiedziałeś: „spełniam tylko dobry uczynek".
Było ci jej żal, czy coś takiego.
- To prawda. - Poczuł... coś. Nie żal, ale to nie był właściwy moment,
żeby to wyjaśniać. - Ale potem zleciłem jej organizację imprezy. Doskonale
sobie z tym radzi, więc w czym problem?
- Problem może się dopiero pojawić. - Walker zbyt dobrze znał Matta,
by kupić tę wymówkę. Pamiętał też jego dewizę, by już nigdy nie angażować
się w poważny związek. Matt nie ukrywał swojego podejścia do seksu.
- Nie zamierzam pozwolić, by nasza znajomość przekroczyła granice
interesów, Walkerze - dodał Matt, zniżając głos i patrząc przyjacielowi w oczy.
- Nie musisz się o mnie martwić.
- O ciebie ani trochę. - Walker spojrzał w kierunku, gdzie znikła Paige. -
Martwię się natomiast o moją małą kuzyneczkę. Udaje twardziela, ale...
- Ale co?
- Ma miękkie serce.
Wargi i włosy też, dodał w myślach Matt.
- Chyba tak - przyznał głośno.
- Jest nieśmiała. Nieśmiała? Czyżby Walker i inni Ashtonowie nie znali
Paige takiej, jaką on poznał? Z pewnością nie była nieśmiała. Spokojna,
refleksyjna, inteligentna, ale nie nieśmiała.
- To niemożliwe. Ona świetnie wie, jak dostać to, czego chce.
- To tylko pozory - upierał się Walker. - Stara się być tak
uporządkowana jak jej siostra Megan i tak przenikliwa jak jej matka. Ale w
głębi duszy jest krucha i czuła. Ona nie... nie...
- Nie co?
- Nie jest w twoim typie.
O tym można by podyskutować...
- Rozumiem, co chcesz powiedzieć - zapewnił Matt przyjaciela. -
Anula & pona
sc
an
da
lous
Możesz mi zaufać.
Walker szybkim gestem uścisnął go za ramię. Ich przyjaźń trwała zbyt
długo i zbyt wiele razem przeszli, by miał podawać w wątpliwość jego
obietnicę.
- Wiem, Matt. Wiem. - Skinął głową w kierunku pustego krzesła Paige.
- Powiedz jej, że musiałem lecieć.
Walker zniknął w sali jadalnej Terrace, a Matt pochwycił spojrzenie
wracającej do stolika Paige. Jej smukłe biodra kołysały się lekko, a biust
falował łagodnie przy każdym kroku. Kiedy zauważyła, że na nią patrzy,
delikatnie oblizała wargi.
Matt znał kobiety, a ta z całą pewnością miała w głowie coś zupełnie
innego niż budżet i terminy.
Ale złożył obietnicę. Sobie samemu, a co ważniejsze, przyjacielowi.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Paige była pełna uznania dla Matta. Musiała przyznać, że robił, co w
jego mocy, żeby utrzymać czysto biznesowy charakter ich kontaktów.
Ale czy ona nie planowała tego samego na ich pierwszej randce przed
zaledwie kilkoma dniami? I sromotnie poległa, Miała nadzieję, że jego spotka
to samo.
Ich spotkanie, rozpoczęte o godzinie dziesiątej, trwało przez
dwugodzinny lunch i nie zmierzało wcale do końca nawet teraz, kiedy
przechadzali się po parku Girardelli niczym przeciętna para turystów.
Było oczywiste, choć żadne z nich tego nie powiedziało, że nie mają
ochoty się rozstawać. Paige nie oponowała, kiedy Matt zaproponował
przechadzkę. Słońce oświetlało ułożone z ceglanej kostki ścieżki i bujną
Anula & pona
sc
an
da
lous
roślinność w przepięknych jesiennych barwach. Prowadzili luźną rozmowę lub
milczeli odprężeni i Paige czuła się doskonale w takiej sytuacji swobodnej
zażyłości, nie intymnej, ale i nie czysto oficjalnej.
- Nie byłam tu od wieków - powiedziała, kiedy mijali dawną fabrykę
czekolady. - Zdążyłam zapomnieć, jakie to urokliwe miejsce.
Weszli na otoczony drzewami plac i stanęli, podziwiając ręcznie
malowane szyby w oknach. - Nie możemy tak po prostu stąd odejść -
powiedział nagle Matt, biorąc ją za rękę. - Chodźmy do Andrei.
Mocno zacisnęła palce na jego dłoni. Ich spotkanie zdecydowanie
nabierało charakteru randki.
- Do Andrei?
- To syrena z fontanny. - Pociągnął ją w kierunku masywnej rzeźby
przedstawiającej dwie syreny trzymające w ramionach syrenie dzieci,
otoczonej basenem prześwietlonej słońcem wody.
Wyciągnął z kieszeni spodni garść drobnych.
- Wybierz szczęśliwy pieniążek.
Sięgnęła po błyszczącego pensa, on wziął podobny. Zbliżyli się do
łupkowych schodków otaczających fontannę i Matt pochylił się do Paige.
- Andrea słucha, więc niech to będzie naprawdę dobre życzenie.
Paige uśmiechnęła się i rzuciła pieniążek do wody.
- Wiem, czego chcę. - Żeby Matt mnie pocałował, wypowiedziała w
myślach.
Moneta wpadła do fontanny z cichym pluskiem.
- Z pewnością. A ja muszę się chwilę zastanowić.
- Ja wiedziałam od razu.
- Wiesz, co mówią mądrzy ludzie?
- Co mówią?
- Że życzenia trzeba wypowiadać ostrożnie. - To mówiąc, cisnął
Anula & pona
sc
an
da
lous
pieniążek perfekcyjnym łukiem. Woda zafalowała lekko.
- No i czego sobie życzyłeś? - zapytała. Uśmiechnął się lekko.
- Najpierw ty mi powiedz. - A czy wtedy moje życzenie się spełni?
Zastanawiał się przez chwilę. Usiedli na pustej ławce pod
sękatym drzewem, którego liście już zaczynały przybierać barwy złotej jesieni.
- Nie jestem pewien, jak surowa jest pod tym względem Andrea -
odpowiedział w końcu.
- W takim razie nie zaryzykuję - roześmiała się Paige. -Chciałabym,
żeby się spełniło.
Skrzyżował długie nogi i położył ramię na oparciu ławki za jej plecami.
- Może zgadnę? - zaproponował. - Będzie tak, jakbyś mi nie
powiedziała.
Uśmiechnęła się zalotnie, raczej nietypowo dla Paige Ashton.
- Dobrze. Masz trzy próby. Teraz on się roześmiał.
- O, widzę, że mamy zasady. No, dobrze. Niech pomyślę. - Przez chwilę
wpatrywał się w fontannę. - Życzyłaś sobie udanej imprezy.
Patrzyła na niego w milczeniu. Czy był zupełnie pozbawiony
romantyzmu?
- Nie muszę sobie życzyć czegoś, co zależy tylko ode mnie.
- Trafiony. - Zastanawiał się jeszcze przez chwilę. - Wiem. Życzyłaś
sobie szczęścia w życiu.
Potrząsnęła głową.
- Nie odważyłabym się nadużywać sił Andrei do czegoś tak poważnego.
Moje życzenie było bardzo proste. I nie dotyczyło niczego, co mogę zdobyć
sama. To zależy od kogoś innego. - Chodzi o rozwiązanie problemów twojej
rodziny?
O Boże, właśnie tego powinna była sobie życzyć, pomyślała, nagle
czując się winna. On nawet nie pomyślał o pocałunku, a ona nie powinna
Anula & pona
sc
an
da
lous
marnować swojego pensa na coś tak frywolnego, kiedy w jej życiu było tyle
poważnych problemów.
Z trudem zdobyła się, by skinąć głową.
- Tak. Chodziło o rodzinę.
- Czy mógłbym wam w czymś pomóc? - zapytał.
- Nie, chyba że chcesz wdepnąć w bagno wzajemnej nieufności,
oszczerstw, wymuszeń i niewierności.
- To brzmi jak opis moich własnych stosunków rodzinnych. - Roześmiał
się. - Chociaż oczywiście na dużo mniejszą skalę.
- Chyba każdy ma własne upiory - przyznała.
- Raczej tak, tylko twoja rodzina jest oceniana publicznie.
- Nadal chcesz, żeby twoja impreza odbyła się u nas?
- Jak najbardziej - zapewnił ją. - I nadal proponuję ci pomoc, chociaż
pewno niewiele mogę zrobić poza odegraniem roli cierpliwego słuchacza.
Westchnęła.
- Lepiej uważaj, Matt. To, co mówisz, nie pasuje do takiego ambitnego
twardziela.
Mrugnął do niej.
- Próbuję tylko odgadnąć twoje życzenie. To mnie pocałuj, powiedziały
jej oczy.
Przez przyprawiającą o zawrót głowy chwilę wydawało się, że to zrobi.
Rozchylił wargi, źrenice stalowoszarych oczu rozszerzyły się. Zaraz jednak
skierował wzrok na fontannę.
- Przypuszczam, że nie możesz pomóc w sprawach dotyczących mojej
rodziny - powiedziała szybko. - Jutro jadę do Louret spotkać się z moją
przyrodnią siostrą i spróbować się pogodzić.
- Potrzebujesz towarzystwa?
Odchyliła się na oparcie i spojrzała na niego zdziwiona.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Pojechałbyś ze mną?
- Bardzo chętnie. Słyszałem, że to wspaniałe miejsce.
- Winnica zatyka dech w piersiach, ale rodzina...
- Raczej nie odbiera tchu?
Rozbawił ją sposób, w jaki pomagał jej radzić sobie z nieprzyjemnym
tematem.
- Moje przyrodnie rodzeństwo jest wprost wściekłe na ojca, no i
oczywiście na jego inne dzieci, czyli na nas. Ojciec porzucił ich, kiedy poślubił
moją matkę.
- Słyszałem o tym od Walkera.
- Uważają, że biorę stronę ojca.
- A nie jest tak?
Zaprzeczyła gwałtownym ruchem głowy.
- Mówiłam ci już, że nie jestem po niczyjej stronie. Balansuję pośrodku.
- To niebezpieczne stanowisko, Paige - powiedział, gładząc jej ramię. -
Jeśli spadniesz, zrobisz sobie krzywdę.
Uśmiechnęła się smutno.
- Jakoś się trzymam.
- I co chcesz jutro osiągnąć?
Wzruszyła ramionami, ciesząc się jego dotykiem. Zapragnęła wtulić się
w niego i znaleźć ukojenie w ciepłym, dodającym otuchy uścisku.
- Chcę ich odwiedzić. Pokazać, że jesteśmy rodziną i pomimo
dzielących nas różnic powinniśmy się trzymać razem.
- Jakich różnic? - Po pierwsze testamentu mojego ojca.
- Walker wspominał, że chcą go podważyć.,
- Mogą. - Podniosła z ławki kolorowy listek i oglądała go uważnie. -
Mają istotne powody. Na pewno czytałeś w gazetach, że małżeństwo ojca z ich
matką było nieważne. Nigdy się nie rozwiódł z pierwszą żoną.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Owszem, czytałem o tym.
- Straszny bałagan - powiedziała z przepraszającym uśmiechem,
wydmuchując listek w powietrze.
- Nie różnicie się zbytnio od innych rodzin, tylko skala jest większa.
Może te odwiedziny wypadną lepiej, jeśli nie będziesz sama. Mniej jak
śledztwo, a bardziej towarzysko. Naprawdę chętnie z tobą pojadę.
- Zrobiłbyś to? Przysunął się bliżej.
- Może dzięki temu spełni się moje życzenie. Serce zabiło jej mocniej.
- Powiedz mi, czego sobie życzyłeś?
Pochylił głowę tak nisko, że poczuła ciepło jego oddechu.
- Nie mogę, bo się nie spełni.
- Znowu „nie mogę". - Rzuciła mu przekorny uśmieszek. - Zupełnie
jakbym słuchała zdartej płyty.
Megan z udawanym grymasem dezaprobaty postukała
wypielęgnowanym paznokciem w cyferblat zegarka.
- Spotkanie w Symphonics przeciągnęło się - wyjaśniła Paige. - Ominęło
mnie coś ważnego?
- A może raczej mnie? To ty spędziłaś osiem godzin z jednym klientem.
Osiem cudownych godzin, pomyślała Paige i opadła na krzesło, starając
się nie mruczeć z ukontentowania jak zadowolona kotka.
- Mieliśmy dużo do omówienia.
- Na przykład?
- Lista i rozsadzenie gości, zaproszenia, dekoracje.
- O! - Megan odrzuciła długie jasne włosy na plecy i oparła łokcie na
biurku.
- I co jeszcze?
- Koszty, muzyka.
- Pocałował cię?
Anula & pona
sc
an
da
lous
Paige usilnie starała się wyglądać na odpowiednio oburzoną.
- Oczywiście, że nie!
- A ty go pocałowałaś?
- Megan! Nie mam zwyczaju całować się z klientami. Megan mrugnęła.
- Toteż nie mówię o klientach, tylko o tym jednym. Podobno nie można
mu się oprzeć.
- Jakoś sobie radzę. - Taak, rzeczywiście opierała mu się w Auberge. I w
dodatku zostawiła mu bieliznę w prezencie.
- Podobno od rozwodu zmienia dziewczyny jak rękawiczki.
Paige poczuła rozczarowanie. Matt z pewnością miał wiele kobiet, ale
rozwód? Ani słowem nie wspomniał o swoim małżeństwie.
- Nie wiedziałam, że jest rozwiedziony.
- Spotykacie się w interesach, więc...
- Tak. I słowo ci daję, że dzisiaj zakończyliśmy spotkanie uściskiem
ręki.
Megan uniosła brwi.
- A więc następne spotkanie?
- Nie męcz mnie. Jutro wybieram się do Louret. - Wspominałaś o tym
przy śniadaniu. Zamierzasz tam zabrać Matta Camberlane'a?
Paige skinęła twierdząco, przenosząc wzrok na zatokę widoczną w oknie
za biurkiem Megan i udając zainteresowanie długimi popołudniowymi
cieniami.
- Po co? - Nawet nie patrząc, czuła na sobie natarczywy wzrok Megan. -
Co to ma wspólnego z party dla Symphonics?
- No cóż. - Paige zawahała się przez moment. - Nic.
W końcu spotkały się wzrokiem. Megan najwyraźniej oczekiwała
wyjaśnień.
- Zaproponował, że ze mną pojedzie. Żeby rozluźnić atmosferę. Zabiorę
Anula & pona
sc
an
da
lous
go na degustację wina.
- To niemożliwe.
- Megan, przecież nie mamy jutro żadnych imprez. Nie muszę tu być.
- We wtorki nie ma degustacji w Louret.
- To bez znaczenia. Odwiedzę Jillian i Mercedes. Jest tam też Anna
Sheridan.
Chodziło o kobietę, która opiekowała się ostatnim dzieckiem ich ojca,
małym Jackiem. Jego matka zmarła wkrótce po porodzie, ale jej siostra, Anna,
została zaproszona do domu Caroline i Lucasa Sheppardów. Zdaniem Paige
dowodziło to klasy Caroline, drugiej żony Spencera Ashtona.
- Chciałabym zobaczyć tego malca - wyznała. - Jillian mówiła, że jest
śliczny jak z obrazka.
Megan potarła brzuch.
- Widziałam jego zdjęcie. To małe bóstwo. Też chciałabym mieć
chłopca i już móc się na nim skoncentrować. Dlatego zostawiam ci całą robotę
przy party dla Symphonics. - Matt mi pomoże.
- Oby zajmował się party, a nie tobą. Ciało Paige przebiegł gorący
dreszcz.
- Chyba że już to zrobił? - dodała Megan.
Paige nie odezwała się, unikając badawczego spojrzenia siostry.
- Spałaś z nim? - zapytała wprost Megan.
- Nie! - Przynajmniej to było prawdą. - Nie spałam z nim. Ciszę
przerywało jedynie tykanie zegarka na biurku Megan.
- Jeszcze nie - dokończyła spokojnie Paige. Megan patrzyła na siostrę
błagalnym wzrokiem.
- Proszę cię, nie zrób jakiegoś głupstwa.
Paige zerwała się z krzesła w nagłym ataku złości.
- Dlaczego wszyscy poza mną mogą robić, co chcą? Mam dwadzieścia
Anula & pona
sc
an
da
lous
dwa lata, Meg. Nie jestem dziewicą. - Paige skrzyżowała ramiona i popatrzyła
na siostrę. - On mi się podoba i chcę go mieć.
Megan westchnęła. Echo słów Paige pobrzmiewało w pokoju.
- Byłabym hipokrytką, gdybym nie przyznała, że cię rozumiem. Wiem,
jak to jest, bo czuję się tak za każdym razem, kiedy Simon na mnie spojrzy.
Ale nie sądzę, by Matt Camberlane myślał o miłości. Walker mówił mi, że
sparzył się na swoim małżeństwie i jest zdecydowany nie popełnić drugi raz
tego samego błędu.
Świetnie. Megan i Walker dyskutują o jej życiu uczuciowym. I
seksualnym.
- Nie zależy mi na wielkim uczuciu. Po prostu chcę znów to poczuć.
- Znów? - No cóż, coś się zdarzyło w niedzielę, ale nie do końca. -Nie
potrafiła się przyznać, jak było naprawdę. Nawet siostrze.
- Uważaj na siebie, kochanie. Nie chcę, żebyś cierpiała. W nagłym
porywie czułości Paige okrążyła biurko i objęła Megan.
- Obiecuję.
- Gdyby ktoś skrzywdził moją małą siostrzyczkę...
- Nasłałabyś na niego Simona?
- Simona, Walkera i Trace'a.
- Wszystko będzie dobrze - przyrzekła jej Paige. - To dasz sobie jutro
radę beze mnie?
Megan skinęła.
- Jedź spokojnie. I nie daj się.
Paige roześmiała się. Za późno. Już się stało.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Anula & pona
sc
an
da
lous
W świetle późnego poranka posiadłość Ashtonów wyglądała jak
pozłocona. Ciemnokremowy kamień przybrał złotopłowy odcień, który
przypominał Mattowi miodowe smugi we włosach Paige.
Oddalił skojarzenie szybkim ruchem głowy i zaparkował na podjeździe.
Sam nie był pewien, co go skłoniło do złożenia tej niekonwencjonalnej
propozycji.
Chyba jednak chodziło o podniesienie stawki. Matt lubił wyzwania.
Jeżeli naprawdę miał wygrać walkę ze swoim libido, musiał znosić torturę
bliskości pociągającej kobiety.
Po imprezie będzie mógł spokojnie podać jej dłoń i podziękować za
udaną współpracę.
Warto byłoby udowodnić sobie samemu, że stać go na platoniczną
relację z kobietą, która go tak bardzo pociąga fizycznie. Tym bardziej że czuł,
że i on nie jest jej obojętny.
Stać go na to. Obiecał Walkerowi i sobie samemu. Będzie z nią
współpracował, może się zaprzyjaźni, ale nic ponadto.
Zanim zdążył wysiąść, Paige wynurzyła się z cienia występu muru
biegnącego przez całą długość wschodniego skrzydła rezydencji. Kiedy
wstąpiła w blask słoneczny, mógł ją tylko podziwiać. Ubrana od stóp do głów
na jasnożółto przypominała mu osełkę słodkiego, kremowego masła, top-
niejącego od ciepła palców.
Matt mgliście przypomniał sobie jedną ze swoich ulubionych piosenek.
Było tam coś o jedności w świetle księżyca i blasku słońca.
Wysiadł, rzucając spojrzenie pełne aprobaty na jedwabne spodnie
opinające zgrabne biodra i ponętne krągłości rysujące się pod sweterkiem.
Z najwyższym trudem opanował pokusę pocałowania jej.
- Cześć, Matt. - Jej uśmiech był olśniewający jak blask słoneczny. -
Gotów do spełnienia dobrego uczynku?
Anula & pona
sc
an
da
lous
Gest objęcia jej ramieniem wydawał się zupełnie naturalny.
- Skoro tak traktujesz tę wycieczkę... Nigdy nie byłem w Louret i nie
mogę się doczekać degustacji.
Wdzięcznie uwolniła się z jego uścisku i pozwoliła, by otworzył przed
nią drzwi pasażera.
- Obawiam się, że dzisiaj to niemożliwe.
- Nie?
- We wtorki nie ma degustacji, więc wizyta będzie czysto towarzyska. -
Wślizgnęła się do wozu i obdarzyła go promiennym uśmiechem. - Mam
nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
Nie, pod warunkiem, że będziesz się tak do mnie uśmiechała przez cały
dzień, pomyślał.
- Nie ma sprawy. Jestem bardzo ciekaw twojej rodziny.
- Mam nadzieję, że wszyscy będą sympatyczni.
- Wiedzą, że przyjedziesz?
- Wczoraj wieczorem rozmawiałam z Jillian. To właśnie ona organizuje
degustacje. We wtorki ma wolne, więc zaprasza nas do domu. To niedaleko
winnicy. Możemy się przejść. W winnicy na pewno spotkamy jej braci, Cole'a
i Eli'ego.
- Nie bardzo masz ochotę na spotkanie z nimi? Westchnęła.
- W całej tej historii jedynie Jillian zachowała zdrowy rozsądek. Chyba
tylko ona, podobnie jak ja, chciałaby już zakończyć te kłótnie. Dlatego chcę się
spotkać właśnie z nią.
- A Mercedes, jej starsza siostra? - Wiedział z prasy, że Mercedes,
świeżo po ślubie i od niedawna w ciąży, raczej nie żywiła nadmiaru uczuć do
ojca, który ją opuścił.
- Hm, ciężko mi o tym mówić. - Umieściła torbę na podłodze i
usadowiła się wygodnie w głębokim fotelu. - Może ją spotkamy. I ich matkę,
Anula & pona
sc
an
da
lous
Caroline Sheppard. Ale nie przypuszczam, żeby potraktowały nas ciepło.
- Wiedzą od Jillian, że przyjeżdżasz? Skinęła.
- Nie mogą obarczać cię winą za postępowanie twojego ojca. - Popatrzył
na niekończące się pagórki pokryte winnicami należącymi do Ashtonów,
którzy zbili prawdziwą fortunę na produkcji win musujących. Spencer Ashton
dobrze wykorzystał własność Lattimerów po rozstaniu z Caroline i Matt nie
wątpił, że ich dzieci są przepełnione goryczą, tym bardziej że dziadek Caroline
pozwolił Spencerowi zatrzymać winnicę i posiadłość. Ale nie powinny
obwiniać za to dzieci Spencera z drugiego małżeństwa.
- Nie, raczej nie - zgodziła się. - Ale ta bezsensowna rywalizacja między
nami jest faktem. Poza tym są wściekli, zwłaszcza Eli i Cole, że ojciec
wykluczył ich z testamentu. A kiedy się okazało, że małżeństwo ich rodziców
było nieważne, bo ojciec nie rozwiódł się z pierwszą żoną w Nebrasce,
własność posiadłości stała się kwestią sporną.
- Czyżby kwestionowali prawo własności?
- Jeszcze nie. Na razie skupili się na testamencie. Ale kto wie, do czego
dojdzie, jeżeli zdołają go obalić? - Uśmiechnęła się smutno. - Mówiłam ci, ta
rodzina jest całkiem poplątana. A do tego wszystkiego jeszcze śledztwo w
sprawie morderstwa.
- Jest coś nowego? Coś konkretnego, nie to, co powtarzają w kółko
media?
Paige uciekła wzrokiem w przestrzeń.
- Z tego co wiem, to nie. Przesłuchano Granta, kolejnego brata
przyrodniego, ale ma alibi.
Walker wspominał coś o Grancie.
- Jest synem z pierwszego małżeństwa w Nebrasce, tak?
- Tak, to były bliźniaki, Grant i Grace, dzieci Sally Barnett, która
zmarła, zanim pobrali się moi rodzice. Nie mam pojęcia, co się dzieje z Grace,
Anula & pona
sc
an
da
lous
ale Grant przyjechał do Kalifornii przed rokiem, w styczniu, kiedy odkrył, że
jego ojcem jest Spencer Ashton.
Matt uśmiechnął się kpiąco.
- Zdaniem prasy coś go łączy z Anną Sheridan, która jest w pewien
sposób związana z ostatnim' dzieckiem twojego ojca. Niełatwo się w tym
połapać. Żebym tylko nikogo niechcący nie uraził.
Paige roześmiała się.
- Chyba niełatwo ich urazić, ale na wszelki wypadek wszystko ci
wyjaśnię. Anna Sheridan jest siostrą Alyssy Sheridan, ostatniej kochanki
mojego ojca. Alyssa zmarła wkrótce po urodzeniu dziecka, mniej więcej dwa
lata temu. Anna wychowuje Jacka i mieszka w Vines, żeby uniknąć zaintere-
sowania mediów. - I to ona dała Grantowi alibi?
- Tak. Była z nim tamtej nocy, więc został oczyszczony z podejrzeń. A
teraz śledztwo toczy się wokół prób szantażu. Ale zdaje się, że trop znowu
prowadzi donikąd.
- Masz jakieś podejrzenia? Potrząsnęła głową.
- Mojego ojca nienawidziło wiele osób. Z rodziny i spoza niej. Ja go
kochałam i chciałam widzieć w jak najlepszym świetle, ale nawet i mnie
bywało czasami niełatwo.
Usłyszał w jej głosie ból.
- Słusznie próbujesz pogodzić rodzinę, Paige. Nie zmienisz przeszłości,
ale z pewnością możesz wpłynąć na przyszłość.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Jestem jedna i w dodatku najmłodsza. Chyba że policzymy małego
Jacka, ale wątpię, czy przyznają mu prawo głosu.
- Jack będzie dziś w domu? Wzruszyła ramionami.
- Mam taką nadzieję. Od dawna chciałam go poznać. Czuję się trochę
dziwnie z tą świadomością, że jest moim bratem.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Popatrzył na nią zdumiony.
- Dlaczego? Na pewno będziesz wspaniałą starszą siostrą. Przez chwilę
bez słowa obserwowała krajobraz za oknem.
- Nie wiem; Chyba będzie mi stale przypominał o niezdolności mojego
ojca do... Serce Matta ścisnęło się na te słowa. Spencer Ashton był kolejnym
facetem, u którego potrzeby ciała zdominowały umysł.
- Do trzymania pod kontrolą swojego libido? - dokończył za nią.
- To bardzo delikatne określenie.
- Najważniejsze, jak ty znosisz tę sytuację, Paige. - Nakrył jej dłoń
swoją w geście pocieszenia. - Nie masz wpływu na to, co myślą i jak postępują
członkowie twojej rodziny, ale decydujesz o swojej reakcji. I uważam, że
wyciągnięcie dłoni do pojednania jest jak najbardziej słuszne.
Spojrzał na nią przelotnie, odrywając wzrok od drogi, i dostrzegł ciepły
blask w jej oczach.
- Dzięki, Matt. Jesteś dobrym przyjacielem. Przyjaciel. Właśnie tym
chciał dla niej zostać.
- Cieszę się, że mogę ci pomóc. Przymrużyła oczy.
- A myślałam, że chodzi o twoją prośbę do Andrei - rzuciła żartobliwie.
- To też - odparł i żeby uwiarygodnić tę odpowiedź, wziął ją za rękę i
trzymał, dopóki nie musiał zmienić biegu.
Jillian Ashton-Benedict zbiegła do holu Vines po kręconych schodach,
żeby ich powitać. Jak zwykle Paige uderzyła niezwykła uroda przyrodniej
siostry. Wysoka i smukła, odziedziczyła wdzięk swojej matki. W jej
towarzystwie Paige czuła się dobrze, czego nie mogła powiedzieć o reszcie
przyrodniego rodzeństwa. Pewnie trochę dlatego, że obie były w swoich
rodzinach najmłodsze.
- Witaj, Paige. Miło cię widzieć. - Jillian ujęła obie dłonie Paige,
wybawiając ją od rozterki, czy powinny się uścisnąć jak siostry, czy też tylko
Anula & pona
sc
an
da
lous
podać sobie ręce.
-To jest Matt Camberlane - powiedziała Paige szybko. Wspomniała
Jillian poprzedniego wieczoru, że Matt też przyjedzie. Nawet jeżeli jej
przyrodnia siostra rozpoznała dobrze znane nazwisko i była ciekawa, co ich
łączy, dobre maniery nie pozwoliły jej o nic pytać. Niewątpliwy wpływ
wychowania przez Caroline Sheppard, która, co Paige musiała przyznać ze
smutkiem, stała o kilka szczebli wyżej na drabinie klasowej niż jej własna
matka, Lila.
- Miło cię poznać, Matt - powiedziała Jillian ciepło, podając mu dłoń. -
Cieszę się, że mogłeś przyjechać.
Poprowadziła ich na górę, do salonu wypełnionego antykami i
przytulnego jak francuska wiejska rezydencja.
- Mam nadzieję, że będziecie mieli okazję poznać moją przybraną córkę,
Rachel - powiedziała Jillian. - Mama zabrała ją na przejażdżkę konną, ale
wrócą na lunch. Zjecie z nami, prawda?
Jak to zniesie Caroline? Matka Paige z pewnością nie zaprosiłaby
członków drugiej rodziny męża na lunch. Na wspomnienie dnia, kiedy Lila
praktycznie wyrzuciła z domu Mercedes i Jillian, które przybyły z wyrazami
współczucia po śmierci ojca, Paige wciąż płonęła ze wstydu. Ona sama była
wtedy zbyt przygnębiona utratą ojca, by zdobyć się na jakąkolwiek reakcję.
Teraz, gdy tamta scena stanęła jej żywo w pamięci, Paige aż skuliła się
wewnętrznie z zażenowania. I oto niespełna pół roku później Jillian uprzejmie
zaprasza ich na lunch.
- Chętnie - zgodził się Matt, uwalniając Paige od konieczności podjęcia
decyzji. Kiedy usiedli na bladozielonej sofie, rzuciła mu spojrzenie pełne
wdzięczności.
- Będzie nam bardzo miło, ale nie chcielibyśmy sprawiać kłopotu.
Jillian opadła na jeden z foteli.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Ależ skąd. Mamy piękny dzień. Zjemy na zewnątrz. Mercedes nie ma,
ale dołączy do nas Anna, jak tylko ułoży Jacka do drzemki. Grant też
przeważnie jada lunch w domu.
- A Cole i Eli? - Żołądek Paige ścisnął się na myśl o lunchu w
towarzystwie przyrodnich braci, którzy jej nie znosili.
- Są zajęci w winnicy - odpowiedziała szybko Jillian.
- Nadal chcą obalić testament? - Paige postanowiła zapytać od razu,
zamiast krążyć wokół tematu przez cały dzień.
Jillian wzruszyła wąskimi ramionami i Paige poczuła cień nadziei.
- Wszystko, jak wiesz, pozostaje w stanie zawieszenia. Dopóki policja
szuka zabójcy, kwestionowanie testamentu jest dyskusyjne.
Czy to oznaczało, że być może zrezygnują? Paige nie wiedziała, jak
głęboko może drążyć ten temat.
- A jak oni się miewają?
- To trudne chwile dla wszystkich - odpowiedziała Jillian. - Na szczęście
i Cole, i Eli znaleźli miłość i spokój w życiu, za
co jestem Opatrzności niezmiernie wdzięczna.
- Gdyby jeszcze ten spokój mógł dotyczyć ich ojca...
- Naszym ojcem jest Lucas Sheppard - odparła Jillian i po raz pierwszy
jej głos zabrzmiał ostrzej. - Pod każdym względem, oprócz nazwiska.
- Wiem - odpowiedziała Paige. Wszyscy wiedzieli, że Spencer Ashton
wyłącznie przez złośliwość nie zgodził się,by Lucas zaadoptował czwórkę jego
dzieci z poprzedniego małżeństwa. Po rozwodzie z Caroline i ślubie z Lilą
zupełnie się nimi nie interesował.
Paige znów poczuła niesmak i wstyd za zachowanie ojca.
- Cześć, kolego! - Słowa Matta skierowały uwagę Paige na drzwi
wejściowe.
Spod grzywki rudych włosów, a znad dołków w pucołowatych
Anula & pona
sc
an
da
lous
policzkach zerkały na nich zielone jak u Ashtonów oczy.
Paige nie mogła oderwać wzroku od słodkiej twarzyczki o wyrazie
czystej niewinności. Jack. Jej mały braciszek.
- Chodź, kochanie - zachęciła go Jillian. - Gdzie jest ciocia Anna?
Wskazał na drzwi. -Ba.
- W bibliotece? - Jillian wstała i wzięła go za rączkę. -W porządku.
Chodź do nas i poznaj specjalnych gości.
Matt wyciągnął dłoń, żeby przybić z nim piątkę.
- Cześć, mały. Jak leci?
Paige była jak sparaliżowana, a serce tłukło jej się w piersi jak oszalałe.
Nie spodziewała się, że w taki zamęt może ją wprowadzić mężczyzna o
wzroście poniżej metra, ale Jack Sheridan był jej bratem. Krwią z jej krwi.
Dzieckiem jej ojca.
Z całej duszy pragnęła porwać go w objęcia i obsypać czułymi całusami.
- To są Paige i Matt - powiedziała Jillian, przywołując go bliżej. -
Przywitaj się z nimi.
Jego uśmiech był samym wdziękiem. Paige aż westchnęła w bezgłośnym
zachwycie. Tak się uśmiechał jej tata, gdychciał kogoś oczarować. Wdzięk był
jego najskuteczniejszą bronią.
Jack pozdrowił ją gestem, a przed Mattem wyciągnął dłoń do przybicia
piątki. Dokonali rytuału przy wtórze radosnego, dziecięcego śmiechu.
Po chwili wahania Paige wyciągnęła przed siebie obie ręce.
- Przytulisz mnie, Jack?
Trochę niepewny obejrzał się na Jillian.
- Obejmij Paige. - Jillian zachęcająco poklepała go po ramieniu. - Ona
jest twoją... - Na moment w pokoju zapadła cisza. Jillian nie miała pojęcia, jak
wytłumaczyć dwulatkowi ich skomplikowane pokrewieństwo.
- Moją Pay! - wykrzyknął malec, po swojemu zdrabniając jej imię.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Tak! - Paige roześmiała się, ale w oczach miała łzy wzruszenia. -
Jestem twoją Pay. Czy teraz dostanę buziaka?
Przydreptał do niej i z odrobiną nieśmiałości wsunął się w jej otwarte
ramiona. Paige przytuliła go, wdychając słodki zapach małego dziecka, i
ucałowała rude kędziorki.
- Witaj, Jack - wyszeptała. - Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi.
Malec odchylił się do tyłu, żeby na nią popatrzeć zielonymi, szeroko
otwartymi oczami. Paige szukała na małej twarzyczce oznak rodzinnego
podobieństwa.
Nikt nie mógł mieć wątpliwości, czyja krew płynie w jego żyłach. To był
Ashton. Miniatura ojca.
Był także jej bratem.
Uśmiechnął się nieśmiało.
- Pay? - Możesz mnie tak nazywać, kochanie. - Przyciągnęła go bliżej i
jeszcze raz pocałowała. Kiedy podniosła głowę, napotkała skupiony wzrok
Matta.
I nagle dotarło do niej, że gra, którą z nim prowadzi, w uwodzenie i seks,
nie różni się od tej, która powołała do życia to dziecko. Oczywiście w ich
sytuacji nie ma mowy o cudzołóstwie. Nie ma też zobowiązań. A jednak... Czy
potrafi z tym żyć?
W miarę upływu dnia atmosfera w pokoju ulegała zmianom. Wynikało
to z tego, że pojawiały się coraz to nowe osobowości. Paige nie miała czasu,
by rozmyślać o swoich relacjach z Mattem. Postanowiła zachować to na
później.
Wkrótce po Jacku w pokoju zjawiła się Anna Sheridan, drobna, dobrze
ubrana kobieta po trzydziestce. Paige natychmiast zauważyła jej opiekuńczy
stosunek do siostrzeńca. Fakt, że zamieszkała z synem Spencera Ashtona w
domu jego poprzedniej żony, świadczył, że jest gotowa chronić chłopca za
Anula & pona
sc
an
da
lous
wszelką cenę.
Potem do pokoju weszła Caroline Sheppard i atmosfera znów uległa
zmianie.
Paige była ciekawa, jak się zachowa Caroline. Lodowato, obojętnie czy
ciepło? Już po kilku minutach, z ukłuciem zazdrości i podziwu, Paige
uświadomiła sobie, że Caroline Lattimer Ashton Sheppard jest naprawdę kimś.
Od momentu, w którym się pojawiła, trzymając za rękę uczesanego w
warkoczyki brązowookiego chochlika imieniem Rachel, wpatrzonego z
niekłamanym podziwem w Jillian, traktowała ich jak mile widzianych gości. Z
jej swobodnego zachowania i oczywistego zadowolenia z życia jasno
wynikało, że nie żałuje takich, a nie innych kolei swojego losu. Paige
zrozumiała, że za obecne komplikacje dotykające obie rodziny Caroline wini
tylko i wyłącznie Spencera.
Cieszyli się niespiesznym, smakowitym posiłkiem podanym na tarasie z
widokiem na starą powozownię i stajnie, a dalej na wzgórza pokryte winoroślą
odmian pinot noir, merlot, cab i petite verdot.
Do lunchu podano oczywiście własne wina, a Jillian zadziwiła
wszystkich głęboką wiedzą i wyczuciem. Językiem znawców i miłośników
win rozmawiali o winobraniu, bukiecie, rocznikach i trendach.
Matt zachowywał się jak gość idealny. Był zajmujący, czarujący i w
sposób oczywisty odgrywał u boku Paige rolę przyjaciela.
Kiedy pojawił się Grant Ashton, atmosfera znów uległa zmianie. Po
ceremonii powitań i przedstawień masywny mężczyzna o surowym wyglądzie
usiadł obok Anny i zwrócił się do Paige:
- Czy Cole i Eli wiedzą, że tu jesteś? Jillian odpowiedziała pierwsza.
- Są zbyt zajęci, by wracać na lunch.
To może być prawda, pomyślała Paige. Winobranie kończono pod
koniec września. Wiele czerwonych odmian winogron dojrzewało dopiero w
Anula & pona
sc
an
da
lous
tym miesiącu. W winnicy nie brakowało pracy. Bracia albo byli zajęci, albo
nie chcieli siedzieć z nią przy jednym stole.
- Właśnie stamtąd wracam. - Grant rzucił przez ramię spojrzenie w
kierunku winnicy. - Nie za wiele się tam dzieje.
- Niezależnie od wszystkiego - Paige wytrzymała jego spojrzenie -
jestem bardzo wdzięczna za tak ciepłe przyjęcie.
Grant skinął powoli, zanim zwrócił się do Anny i jego napięta twarz
rozluźniła się w ciepłym uśmiechu.
- Gdzie jest Jack?
- Położyłam go przed chwilą w pokoju gościnnym - odpowiedziała
miękko, niemal czule. - Ale musiałam mu przyrzec, że go obudzisz, jak tylko
wrócisz do domu.
Do domu? Czyżby Grant Ashton, twardo stąpający po ziemi farmer z
Nebraski, przybyły do Kalifornii w poszukiwaniu swojego prawdziwego ojca,
nazywał winnice Louret swoim domem? A Anna? Kim dla niego była?
- Pójdę do niego, jak zawoła - obiecał Grant, a potem znów zwrócił się
do Paige. - Jest jakiś postęp w śledztwie?
- Nic konkretnego - odpowiedziała. - Detektywi zajmują się w tej chwili
próbami szantażu.
Grant parsknął i odwrócił się do Anny.
- To musi mieć związek z jego przeszłością.
Na tarasie zapadła niewygodna cisza. Paige przełknęła.
- Z pewnością - odpowiedziała w końcu, wpatrując się we własne
kolana. - Jestem pewna, że tak jest.
- Hej. - Głos Granta skłonił ją do podniesienia głowy. -Cokolwiek to
jest, żadne z jego dzieci nie może brać na siebie odpowiedzialności.
Przez moment nie była w stanie się odezwać. Oto jeszcze jeden brat
stawał po jej stronie. Przemknęło jej przez głowę pytanie, jak to całe, tak
Anula & pona
sc
an
da
lous
różne, bystre, utalentowane, ambitne i dynamiczne potomstwo jednego
mężczyzny może żyć pod jednym dachem, nie tocząc nieustannych wojen.
Obdarzyła Granta promiennym uśmiechem.
- Dziękuję, doceniam twoją postawę.
Z ledwo dostrzegalnym westchnieniem Caroline wstała i przeprosiła
zebranych. Posiłek dobiegł końca. Paige odsunęła krzesło i schyliła się po
stojącą na podłodze torebkę.
W ułamku sekundy dostrzegła drobną dłoń Anny zamkniętą w uścisku
znacznie większej dłoni Granta Ashtona.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Nie chcę jechać do domu.
Matt, wyjeżdżający właśnie z Vines na główną drogę, rzucił Paige
pytające spojrzenie.
- Nie ma sprawy. Dokąd chcesz jechać? Do ciebie, pomyślała.
- Nie czuję się na siłach rozmawiać z rodziną. Liczą na wyczerpujące
sprawozdanie.
To była prawda. Na myśl o powrocie do rezydencji i ogólnorodzinnym
przepytywaniu robiło jej się niedobrze.
Matt przyhamował i obserwował ją przez chwilę.
- Nie przypuszczam, żebyś to mogła długo odwlekać. Chyba nie. Tylko
co miała im powiedzieć?
Że Caroline jest prawdziwą damą, która nie zamierza rujnować sobie
życia walką z cieniami przeszłości? Że Cole i Eli niewzruszenie trwają przy
swoim? Że Jillian nie tylko zaakceptowała gałązkę oliwną, ale podała swoją
własną? Że Anna Sheridan jest czarująca - Grant z pewnością by się z nią
Anula & pona
sc
an
da
lous
zgodził - i że ich fantastyczny mały braciszek jest lustrzanym odbiciem ojca?
To właśnie powinna im powiedzieć. Ale później. Może jutro. Nie chciała
rozstawać się z Mattem i w samotności roztrząsać dylematu ich wzajemnego
przyciągania. Nie chciała się z nim pożegnać uściskiem dłoni i słowami „Do
widzenia, dziękuję, bądźmy w kontakcie".
Jednocześnie jednak nie chciała być tak samo niemoralną łowczynią
przyjemności jak jej ojciec.
- To przekleństwo osób bezstronnych - wymamrotała.
- Co takiego? - Matt wjechał już na autostradę południową prowadzącą
w kierunku rezydencji.
- Staram się zrozumieć racje obu stron, a to bywa trudne. Ale zawsze są
przynajmniej dwa spojrzenia na każdą sprawę.
- No więc, dokąd chcesz jechać?
- Do domu. Roześmiał się.
- Będziesz się musiała zdecydować.
- A ty, dokąd chcesz jechać? Zastanowił się przez chwilę.
- Do domu.
Jej czy jego? Na myśl o pojechaniu do niego zrobiło jej się gorąco.
- Do domu - powtórzyła wolno. - Masz na myśli mój dom?
Rzucił jej niewinne spojrzenie.
- Oczywiście.
Skinęła i następne pół godziny jazdy dzielące ich od rezydencji spędzili
w przyjaznym milczeniu. Kiedy Matt wsunął do odtwarzacza płytę Sinatry,
Paige zamknęła oczy i pozwoliła się unieść muzyce.
Romantyczna, nostalgiczna melodia wprowadziła jąw podobny nastrój.
Spod zmrużonych powiek zerkała na Matta, który cicho wtórował wykonawcy.
Palce dłoni opartej na dźwigni zmiany biegów lekko wystukiwały rytm.
Odwrócił się do niej, nagle poważny.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Coś mi mówi, że nie myślisz o swojej rodzinie.
- Rzeczywiście.
Rzucił jej szybkie spojrzenie i przeniósł wzrok na drogę.
- O naszym party?
- Nie.
- O możliwościach zmiany kierunku jazdy?
- Owszem. Uśmiechnął się.
- Jesteśmy już niedaleko, ale powiedz tylko dokąd, a chętnie cię tam
zabiorę.
- Do domu.
- Teraz już całkiem zamąciłaś mi w głowie.
- Myślałam o twoim domu. Zobaczyła, jak przełyka.
- To jeszcze godzina jazdy na południe.
- Tchórz.
Znowu się uśmiechnął.
- Nazywano mnie już gorzej.
- Jak?
- Dżentelmen.
- Dlaczego gorzej?
- Bo próbuję nim być. A ty mi to uniemożliwiasz.
- Przecież nic nie robię - odpowiedziała obłudnie. - Siedzę sobie tylko i
słucham muzyki.
- Pożerasz mnie wzrokiem i wpraszasz się do mnie. Nie mogła
powstrzymać śmiechu.
- Wcale nie - skłamała. - Robię to, co zwykle. Rozważam racje obu
stron.
Zwolnił przed bramą do rezydencji.
- No i która bierze górę?
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Och... - Niepewność zabarwiła jej ton emocją. Skręcił na podjazd.
- Pozwól, że zdecyduję za ciebie - powiedział. - Powinnaś pojechać do
domu i porozmawiać z rodziną, a potem dobrze się wyspać. Zadzwonię jutro i
umówimy się na następne spotkanie. - Wziął głęboki oddech i podał jej rękę. -
Tak się pożegnajmy, Paige.
Spojrzała na wyciągniętą dłoń, ale jej nie dotknęła.
- To rozsądny sposób postawienia sprawy. Opuścił rękę i spojrzał na
panel kontrolny.
- Podasz mi kod?
Paige oblizała wargi i powoli, przez cały czas patrząc mu w oczy,
odpięła pas. Wygramoliła się z siedzenia, odwróciła i siadła mu na kolanach.
Na plecach czuła kierownicę, ale skoncentrowała się na jego zaszokowanej
twarzy.
- Nigdy nie podajemy nikomu kodu. - Sięgnęła prawą dłonią za okno i
wstukała kod na panelu bramy wjazdowej.
Brama otworzyła się, ale oni siedzieli nieporuszeni.
Paige pochyliła się i przylgnęła biustem do jego klatki piersiowej.
Zobaczyła, jak grafitowe tęczówki ciemnieją z podniecenia.
- Co ty robisz, Paige? - wykrztusił.
- Rozważam racje obu stron - wyszeptała z ustami na jego ustach.
Czuła jego serce bijące tak samo mocno jak jej własne. Byli tak blisko,
dzielił ich tylko oddech. - Dysponujesz fascynującymi argumentami, Paige. -
Jego głos był napięty.
- To przekleństwo osoby bezstronnej.
- Nie powiem, żeby twoja bezstronność na mnie nie działała - rzucił
szorstko. - Ostrzegam, że jeżeli się nie ruszysz, w ciągu trzech sekund zmienię
się z dżentelmena w gorącokrwistego samca.
Paige nie drgnęła.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Dwie sekundy. Zamknęła oczy.
- Jedna.
Wyszeptał jej imię, pochylając się, żeby ją pocałować, ale odwróciła się
dokładnie w tym samym momencie. Potem wyciągnęła dłoń do chłodnego,
biznesowego pożegnania.
- Dziękuję za towarzystwo, panie Camberlane. Kompletnie osłupiały
odwzajemnił jej uścisk.
- Bardzo proszę o telefon do mojego biura, umówimy się na kolejne
spotkanie.
Chwyciła torbę, otworzyła drzwi i wysunęła się z samochodu.
Pomaszerowała podjazdem, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
To nie było fair, pomyślała, ale przynajmniej wyrównałam rachunki.
- Zbiera mi się na wymioty za każdym razem, kiedy wstaję. Przestałam
panować nad własnym ciałem. Znasz to uczucie?
Stracić panowanie nad własnym ciałem? Owszem, Paige dobrze
wiedziała, co Megan ma na myśli. Tylko że jej odczucia nie miały nic
wspólnego z ciążą, wiązały się natomiast bardzo ściśle z nieprzespaną nocą i
erotycznymi fantazjami, które nie pozwoliły jej zasnąć. Włączyła komputer.
- Jest coś zaległego? - zapytała.
- Nie - odparła Megan. - Wczoraj było bardzo spokojnie. Ale opowiedz
mi, jak było w Louret.
- Mówiłam już. - Paige uruchomiła interesujący ją program. - Caroline i
Jillian zachowały się bardzo miło. Grant wciąż tam mieszka.
- Doprawdy? No cóż, miał spore zaległości w kontaktach z
rodzeństwem.
- Przypuszczam, że bardziej niż przeszłość interesuje go teraźniejszość.
Megan milczała przez chwilę, a Paige czekała na następne pytania
dotyczące Granta.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Meg, jesteś tam?
- Mhm, piję herbatę. Widziałaś Jacka?
- O tak, jest fantastyczny.
- Taki uroczy jak na zdjęciu?
- Jeszcze bardziej. To najsłodszy dzieciak pod słońcem. Nazwał mnie
Pay.
- Och!
- Jest świetny. - Paige studiowała kalendarz na monitorze. Miała tylko
dwa spotkania dziś po południu, jedno z ewentualnym klientem, drugie z parą
konsultantów z Doliny Krzemowej, którzy chcieli zorganizować pokaz psów i
kuców.
Zanim Megan zdążyła odpowiedzieć, drzwi pokoju Paige otworzyły się z
rozmachem. W progu stał jej brat, Trace.
- Idź się położyć - poradziła Paige siostrze. - Zajrzę do ciebie za kilka
godzin. - Odłożyła słuchawkę i wstała zza biurka.
- Cześć, Trace. Co się dzieje?
- Cześć. Właściwie chciałem tylko usłyszeć od ciebie, jak było w Vines.
Czemu nie przyszłaś wczoraj na kolację?
- Byłam zajęta. - Fantazjowaniem, dodała w duchu.
- Z Camberlane'em? - Jego żartowi zdecydowanie brakowało finezji.
- Ależ skąd - odpowiedziała szybko. - Nie było mnie cały dzień i
musiałam to nadrobić. A wizyta chyba się udała.
- Eli zrezygnował ze swoich gróźb?
- Tego nie wiem - przyznała. - Caroline jest temu całkowicie przeciwna,
ale Cole i Eli koniecznie chcą zakwestionować testament. Czekają tylko na
wyniki śledztwa.
Trace skrzyżował ramiona, wpatrzony w przyległą, oszkloną werandę
używaną przez Paige jako sala konferencyjna.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Mam nadzieję, że to już nie potrwa długo.
- Ja też - zgodziła się Paige. Zadzwonił telefon na jej biurku.
- Nie będę ci dłużej przeszkadzał.
Paige pochyliła się, żeby zobaczyć, kto dzwoni. Symphonics Inc. Biuro
Dyrektora Naczelnego. Dlaczego serce jej podskoczyło, a w gardle zaschło?
- To klient.
Trace, mijając jej biurko, rzucił okiem na wyświetlacz. - I to chyba twój
ulubiony. - Z braterskim mrugnięciem wyszedł, zostawiając ją samą.
Matt o mało co nie odwiesił słuchawki, zanim odpowiedziała. Dlaczego
natychmiast po wejściu do biura sięgnął po telefon?
- Paige Ashton.
Sam dźwięk jej głosu był odpowiedzią na jego pytanie.
- Nie mów tylko, że nie masz identyfikatora numeru dzwoniącego.
Jej śmiech był niewymuszony i sympatyczny.
- Mam.
- To dlaczego takie oficjalne pozdrowienie?
- Witam tak samo wszystkich klientów. To tak jak z uściskiem ręki.
Ach tak, wiedział coś na ten temat...
- Co u ciebie? - zapytał lekko.
- Doskonale, dziękuję. A u ciebie?
To on chciał utrzymywać kontakty czysto formalne. I wygrał pierwszą
rundę rozgrywki pomiędzy ciałem i umysłem. Ledwo.
- Chciałbym ustalić termin spotkania w sprawie naszego party -
powiedział bardzo oficjalnie.
- Oczywiście. Piątek rano?
- A może sobota wieczór?
Przez chwilę słyszał tylko stukot klawiatury. Sprawdzała terminarz, czy
umyślnie kazała mu czekać?
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Proponuję kompromis, Matt.
Jej głos był jedwabiście gładki. Jak cała Paige. Druga runda będzie
niełatwa, pomyślał.
- Dobrze - zgodził się.
- Umówmy się na piątek po południu. Uśmiechnął się do słuchawki.
- To randka. - Spotkanie robocze.
- Oczywiście - rzucił ze śmiechem. - Dokładnie to miałem na myśli.
Kiedy się rozłączyli, Matt podszedł do okna. Grupa inżynierów siedziała
nad stawem wokół włączonego laptopa.
To jest spotkanie robocze, pomyślał.
Z Paige powinno być zupełnie inaczej. Znów wrócił pamięcią do ich
pierwszego wieczoru.
Potrząsnął głową i usiadł przy biurku. Przez moment miał ochotę
zadzwonić do Auberge i zrobić rezerwację na weekend.
Ale przypomniał sobie jej łzy. I obietnicę daną Walkerowi. Musiało być
platonicznie i biznesowo. Przecież potrafi się opanować. Czy aby na pewno?
Może jednak powinien zadzwonić do tego hotelu w Napa? Na wypadek
gdyby przegrał rundę drugą.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Matt kusił los, pojawiając się o czwartej trzydzieści. W zasadzie było to
wciąż popołudnie, jednak niebezpiecznie bliskie wieczoru i pory kolacji.
Paige weszła do biura dokładnie w chwili jego przyjazdu.
- Na wycieczkę po winnicy jest już za późno - rzuciła z cieniem
oskarżenia w głosie.
Uśmiechnął się lekko i odegrał komedię z powitaniem uściskiem dłoni.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Witaj, Paige.
Odwzajemniła ten nadzwyczaj nijaki gest, dając do zrozumienia, że to
spotkanie w interesach. Zrozumiał.
- Przejdźmy do biura, pokażę ci przygotowaną dokumentację.
Wszedł za nią do obszernego pomieszczenia biurowego, a następnie do
długiego, wąskiego pokoju z dużym oknem. Ledwie rzucił okiem na
fascynujący widok winnic w jesiennej szacie. Jego uwagę przyciągnęły
arkusze rozłożone na stole konferencyjnym.
Wskazała ręką w ich kierunku.
- Przejrzyj to, a ja przyniosę różne wersje zaproszeń. Jak tylko dokonasz
wyboru, wyślemy je do druku. Muszą być gotowe do ręcznego wypisywania
na koniec przyszłego tygodnia. Szybkim krokiem przeszła obok niego, ale
przez cały czas mówiła przez ramię.
- Wynajęliśmy specjalistę od dźwięku, który zajmie się do pasowaniem
muzyki do kostiumów poszczególnych gości tylko muszę wcześniej wiedzieć,
jakie postacie wybrali.
Ze skrzyżowanymi ramionami oparł się o framugę i obserwował ją z
rozbawieniem. Zachowywała się wyraź nie nerwowo, wyrzucając z siebie
informacje z prędkością dźwięku.
Ze swojego punktu obserwacyjnego widział, jak podeszła do biurka, by
coś z niego zabrać. Prześlizgnął się wzrokiem po jej zgrabnej sylwetce
przyodzianej dziś w szare spodnie wystarczająco dopasowane, by podkreślić
kształtne pośladki i prosty czarny sweter, wystarczająco luźny, by
zasygnalizować ciekawą zawartość, ale jej nie ujawnić.
Gdy się. wyprostowała, Matt oderwał się od futryny, bo nie chciał, żeby
zauważyła, że ją obserwował.
- Wspólnie z szefem kuchni przygotowałam trzy propozycje menu,
oczywiście z winem - powiedziała, wracając do pokoju i rozkładając na stole
Anula & pona
sc
an
da
lous
jeszcze więcej papierów.
Spojrzała na zegarek.
- Szkice dekoracji miały dotrzeć na trzecią, ale kurier się spóźnia.
Spodoba ci się to, co przygotowaliśmy dla Madonny.
- Obcisły top? Strzeliła palcami.
- Właśnie. To mi przypomina, że chciałam cię zapytać o przemówienia.
Oczywiście ty i kto jeszcze?
- Top przypomniał ci o moim przemówieniu? - Nie mógł powstrzymać
żartobliwego uśmiechu. - Zwolnij trochę, dobrze? - Czas to pieniądz. Tego nas
uczyli w szkole biznesu. Wysunął krzesło i opadł na nie w udawanym wyczer-
paniu.
- Twoje metody pracy przyprawiają mnie o zawrót głowy, wiesz?
Rzuciła mu zalotny uśmiech.
- Powinieneś mnie zobaczyć, jak się bawię. A w ogóle, to jesteś
rozpaczliwie spóźniony. Nie ma mowy, żebyś zdążył dziś to wszystko
przejrzeć.
- Co wszystko? Wskazała na stół.
- To.
Spojrzał na zegarek.
- Jest dopiero po wpół do piątej. Masz randkę? Uśmiechnęła się
rozbawiona.
- Wiesz co? - Wysunął sąsiednie krzesło. - Usiądź tu i pomóż mi, a
potem pójdziemy na kolację i przedyskutujemy szczegóły.
- Dobrze - zgodziła się w końcu. - Ale mówię poważnie. Jeżeli chcemy
ze wszystkim zdążyć, to musimy się sprężyć, bo mamy naprawdę dużo pracy.
Skinął twierdząco i przysunął się do niej z krzesłem.
- Zacznijmy od układu sali.
Sprawnie znalazła temat w swoich notatkach. Wykonała imponującą
Anula & pona
sc
an
da
lous
pracę przygotowawczą i teraz była mu w stanie przedstawić dwie lub trzy
wersje każdego elementu. Jego wybór zaznaczała od razu na liście.
Zajęty walką z pożądaniem, zdążył już zapomnieć, jak pociągająca jest
Paige. Podobało mu się, jak koncentruje się na każdym szczególe. I sposób, w
jaki przedstawia swoje pomysły. I to jak się spiera, argumentuje i... pachnie. O
tak, jej zapach wyjątkowo go pociągał.
Przysunął się jeszcze trochę bliżej. Ich głowy praktycznie się stykały,
kiedy przeglądali różne warianty zaproszeń, dyskutowali nad listą i
rozsadzeniem gości i zastanawiali się nad propozycjami menu.
- Nie jestem przekonana co do jesiennej sałatki z kaczki - powiedziała,
przygryzając lekko dolną wargę.
- Dlaczego? - Szczerze mówiąc, o wiele bardziej interesował go smak jej
warg niż jakiejkolwiek sałatki.
- Bo przypuszczam, że wolałbyś marynowaną kaczą pierś z orzechami i
kabaczkiem.
Wolałby ją pocałować.
- Owszem.
- Mmm. - Przymknęła oczy i zamruczała zmysłowo, co przyprawiło go
o dreszcz. - Do tego nasze pinot noir. Coś wspaniałego.
Skoro mowa o wspaniałościach, przylgnął wzrokiem do jej warg, a
potem przesunął go na V-kształtny dekolt czarnego swetra.
- Matt - powiedziała miękko.
- Tak?
- Zdaje mi się, że nie uważasz. Roześmiał się i spojrzał jej w oczy.
- Przeciwnie. Ale ta cała rozmowa o marynatach i piersiach, wprawdzie
kaczych, sprawia, że jestem głodny.
Był niebezpiecznie bliski pocałowania jej. Ich wargi dzieliły już tylko
centymetry.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Paige, jesteś tam? - Głos dobiegał z biura Paige.
Paige gwałtownie odsunęła się z krzesłem, nie dość szybko jednak, bo w
progu zdążyła stanąć kobieta. Uśmiechała się szeroko.
- O przepraszam, nie wiedziałam, że masz klienta.
Matt wstał natychmiast, rozpoznając Megan i dwuznaczność jej uwagi.
Paige zerwała się również, wygładzając spodnie i stając dobre dwa metry od
niego.
- Poznałaś już Matta Camberlane'a, Megan. Matt, to moja siostra,
Megan Pearce.
Megan uścisnęła mu dłoń i przytrzymała jego spojrzenie błyszczącymi,
zielonymi oczyma.
- Miło cię znów spotkać, Matt. - Spojrzała na kłębiące się na stole
konferencyjnym papiery i uśmiechnęła się żartobliwie. - Jak wam idzie?
Oczywiście mam na myśli imprezę.
Roześmiał się i od razu polubił jej poczucie humoru.
- Żartujesz? To niewolnicza praca. Nie mogę nawet namówić Paige na
kolację.
Megan uniosła brew i zerknęła na siostrę.
- Och, przypuszczam, że ci się uda.
Wymieniły spojrzenia, a Matt był ciekaw, jak dalece Paige zwierzyła się
siostrze.
- Właściwie już kończymy - powiedział. I chociaż nienawidził tego, co
miał teraz zrobić, wiedział, że to jedyne słuszne rozwiązanie. - Zjesz z nami
kolację na mieście?
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Dzięki, Matt, ale to party w całości należy do Paige. Na pewno macie
jeszcze mnóstwo szczegółów do omówienia.
Paige odkaszlnęła i wzięła się pod boki.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Czy przyszłaś tu specjalnie, Meg, żeby nam coś insynuować, czy też
chcesz się pożegnać przed weekendem?
Megan roześmiała się i położyła dłoń na ramieniu Paige.
- Skoro pytasz, z obu powodów. Ale nie na cały weekend. Wracam jutro
rano. Mamy zebranie rodzinne.
- Naprawdę? - Paige zmarszczyła czoło. - Pierwsze słyszę.
- Detektywi chcą z nami przedyskutować postępy śledztwa.
- W sobotę?
- To jedyny możliwy termin dla Walkera. Przylatuje jutro rano.
Spotkanie jest o jedenastej.
Paige skinęła ze zrozumieniem.
- Dobrze. Mam nadzieję, że jest coś nowego.
- Jak my wszyscy. - Megan odwróciła się do drzwi i napotkała
spojrzenie Matta. - Miło było cię spotkać. Mam nadzieję, że jesteś zadowolony
ze współpracy z naszą firmą.
- Raczej zachwycony.
Megan, wychodząc, parsknęła szczerym śmiechem.
Zgodzili się we wszystkim, nawet co do tego, że do tak wyjątkowo
ciepłego wieczoru pasowało raczej piwo niż wino.
Wsunięci w zaciszny kącik boksu u Downtown Joe, jednej z najbardziej
bezpretensjonalnych restauracji w Napa Valley, Paige i Matt sączyli piwo i
słuchali lokalnych wiadomości z Bruce'em Springsteenem w tle.
Szczupłe palce Paige obejmowały zroszony kufel, a Matt zastanawiał się,
czy powinien sięgnąć przez stół i wziąć ją za rękę. Jak coś tak, wydawałoby
się, oczywistego mogło być powodem takich rozterek?
Zamiast tego stukał palcami w zawsze istniejącą w jego wyobraźni
klawiaturę na krawędzi stołu.
- Gdzie się nauczyłeś grać? - zapytała.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Jestem samoukiem.
- Naprawdę? Nie brałeś lekcji? Omal się nie roześmiał. Nie mogliby
sobie pozwolić na lekcje.
- Nie brałem lekcji, a w domu nie było instrumentu. -W mieszkaniu.
Albo w przyczepie. Albo tam, gdzie Dianne Camberlane akurat kelnerowała,
kiedy był dzieckiem.
- To jak się nauczyłeś?
- Pierwsze pianino, na którym grałem, stało w barze. Było już dość
zniszczone.
- Gdzie to było?
Łyknął piwa, zastanawiając się, ile może zdradzić.
- Miałem jakieś jedenaście lat. Moja mama pracowała wtedy na nocną
zmianę. Nie miała mnie z kim zostawiać, więc zabierała do pracy.
- W barze? - Jej oczy, wyraźnie niebieskie w przyćmionym świetle,
rozszerzyły się ze zdumienia.
Nie tylko, pomyślał złośliwie. W Dragon Lady w Modesto spotykało się
miejscowe środowisko przestępcze. Wzruszył ramionami.
- Tak. Było tam pianino i zacząłem wystukiwać melodyjki.
- Ze słuchu?
- Tak. Miałem dobry słuch. Potem znalazłem w pianinie stare nuty. Były
pożółkłe ze starości, chyba z lat pięćdziesiątych, kiedy strojono to pianino po
raz ostatni.
Uśmiechnęła się, przesuwając palcami po brzegu szklanki.
- Założę się, że to były piosenki Franka Sinatry.
- Zgadłaś. - Uśmiechnął się do wspomnień. - Znałem je, bo moja babcia
je puszczała, kiedy ją odwiedzałem. Zawsze byłem maniakiem techniki.
Zacząłem grać z nut. - Nie maniakiem, tylko geniuszem.
- Nie sądzę. W każdym razie między matematyką i muzyką istnieje
Anula & pona
sc
an
da
lous
bliski związek. Do obu mam naturalną łatwość. Nigdy nie grałem palcówek.
Próbowałem brać lekcje na studiach, ale nauczyłem się tylko, co oznaczają te
wszystkie włoskie słowa.
- Jakie włoskie słowa?
- Fortissimo, diminuendo, pianissimo. Rzuciła mu pytające spojrzenie.
- Bardzo głośno, stopniowo coraz ciszej, bardzo cicho. Są wypisane na
każdych nutach. Zanim poznałem ich znaczenie, grałem na wyczucie.
- Na wyczucie. - Oparła łokcie na stole. - Jesteś bardzo wrażliwy,
prawda?
No właśnie. Zaczyna się runda druga.
- Kocham muzykę. - Nie mógł się oprzeć pokusie przysunięcia się bliżej
i ściszenia głosu. - Czy to oznacza, że jestem wrażliwy?
- Robisz wszystko na wyczucie. - Obserwowała uważnie jego twarz.
- Kieruję się intuicją, jeżeli o to ci chodzi. - Która teraz podpowiadała
mu, by wziął ją w ramiona i skradł pocałunek. - Tak poznałem muzykę, a
potem skończyłem studia i założyłem firmę.
- A rozwiodłeś się w ten sam sposób?
Odchylił się do tyłu, odstraszony bardziej jej ostrym tonem niż faktem,
że nigdy wcześniej nie rozmawiali o jego małżeństwie.
- Przypuszczam, że gdybym wtedy zaufał instynktowi, w ogóle bym się
nie ożenił.
- Więc co się stało?
W biurze podobała mu się jej umiejętność skupienia się na jednym. Ale
teraz temat dotyczył jego.
- To był błąd.
- Jak to?
- Brooke była... - Nienawidził nazywać jej swoją żoną. Obserwował rosę
na szklance. - Moja była żona była kolekcjonerką dóbr.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Wydajesz się zbyt bystry, by dać się złapać poszukiwaczce złota.
- O, nie. - Potrząsnął głową. - Brooke nie była poszukiwaczką złota.
Była bogata z domu. Chciała... Nie wiem właściwie czego. Może ciągle coś
zdobywać? - Na wspomnienie, jak został wykorzystany, ściskało go w
żołądku.
- A ty? Czego ty chciałeś?
Nagle zaschło mu w gardle, ale dzięki łykowi piwa zdołał się szorstko
roześmiać.
- Powoli, kochanie. Wydobyłaś już ze mnie tyle informacji o osobistych
sprawach, jak nikt inny przez całe lata, a teraz chcesz jeszcze więcej?
Obserwowała go bez słowa, tylko jej oczy nieustannie zmieniały barwę.
Niezależnie od aktualnej barwy ich wyraz pozostawał ciepły i serdeczny. Zbyt
serdeczny.
- Tak, chcę szczegółów. Czego oczekiwałeś od tego małżeństwa?
Dobry Boże, kiedy w końcu pojawi się kelner? Zdobył się na luzackie
wzruszenie ramion.
- Tego samego, co każdy chłopak stający w smokingu przed ołtarzem.
Po prostu szczęśliwego życia.
Skinęła z namysłem, nie spuszczając z niego wzroku przepełnionego tym
razem... nieufnością? Sceptycyzmem? Uzasadnionymi zresztą, musiał
przyznać.
- Niestety - ciągnął - poślubiłem osobę, dla której wszystkie te
przyrzeczenia, no wiesz, miłość, szacunek i troska, nie miały żadnego
znaczenia, nie wspominając o czymś tak przyziemnym jak wierność.
Paige pokiwała głową w geście empatii.
- Ale jestem przekonany, że byłem równie winny.
- Na pewno nie! - przerwała mu. - Nie możesz obwiniać siebie, skoro to
twoja żona była niewierna!
Anula & pona
sc
an
da
lous
Podniósł dłoń, żeby powstrzymać jej słodką obronę.
- Poślubiłem ją z niewłaściwych pobudek. Sądziłem, że jej status
społeczny zapewni mi wiarygodność, jakiej nie mogło zapewnić moje
pochodzenie.
Na moment przymknęła oczy, ale kiedy je otworzyła, sceptycyzm ulotnił
się.
- Wiesz co, Matt? Małżeństwo moich rodziców wcale nie było inne.
Moja matka była sekretarką ojca i wyszła za niego dla statusu. A ojciec -
potrząsnęła głową - nawet nie próbował poznać znaczenia słowa monogamia.
- Wiem - odpowiedział spokojnie. - To zawsze dręczyło Walkera.
Dlatego nie wątpię w jego oddanie Tamrze. I dlatego - prawie sięgnął po jej
rękę - założę się, że ty będziesz lojalną i kochającą żoną jakiegoś fajnego
faceta.
Odchyliła się możliwie najdalej do tyłu i spojrzała na niego spod
przymkniętych powiek.
- I od tamtej pory nie chciałeś się już z nikim wiązać?
Czyż runda druga nie miała dotyczyć seksu? Jakim cudem udało jej się
sprowokować go do tej dyskusji?
- Zależy, co rozumiesz pod słowem „wiązać" - odparł z dwuznacznym
uśmiechem. - Jestem zdrowym, trzydziestoletnim facetem z normalnym
apetytem.
- Ja też jestem zdrowa. - Jej spojrzenie było równie dwuznaczne.
Właściwie prowokujące. - I nie narzekam na brak apetytu.
Jego puls przyspieszył.
- Twój apetyt? - zdołał wykrztusić.
Kelner właśnie stawiał przed nimi tacę z hamburgerami i frytkami.
- Doskonałe zgranie w czasie - rzucił Matt, z nadzieją, że jego ulga nie
była zbyt widoczna. - Pani właśnie wspomniała, że jest bardzo głodna.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Wracasz do Half Moon Bay dziś w nocy? - zapytała Paige, kiedy
jechali w niespiesznym piątkowym ruchu.
- Nie. Zamówiłem pokój w Auberge. - Patrzył na nią, z całego serca
pragnąc ją poprosić, by z nim pojechała. Ale to oznaczałoby gruntowną
porażkę w rundzie drugiej.
Podczas obiadu jakoś zdołali się powstrzymać przed wkraczaniem na
niebezpieczne terytorium i rozmową o sprawach osobistych.
Bez ostrzeżenia położyła lekką dłoń na jego udzie. Przez materiał czuł jej
ciepło.
- Przejedziemy się? - zaproponowała.
- Jasne. - Skręcił na Trancas, z daleka od zakorkowanej drogi.
- Silverado Trail? - zapytała. - Czy to nie droga do Auberge?
Milcząco przyrzekł sobie, że nie pojadą do hotelu. Wolał znaleźć się z
nią tam, gdzie nie ma w pobliżu łóżka.
- Pojedziemy nad rzekę. Jest taka piękna noc. Popatrzył na rosnący
księżyc i czyste niebo z milionami
gwiazd. Bardzo romantycznie.
Jechali krętymi drogami pośród winorośli chardonnay, by w końcu trafić
na właściwe skrzyżowanie.
- Dobrze znasz te okolice - pochwaliła go.
- Podoba mi się tutaj. Na emeryturze zamieszkam w Napa.
- Emerytura? Masz trzydzieści lat.
Mógłby przejść na emeryturę nawet w tej chwili, ale wciąż jeszcze miał
masę planów związanych z Symphonics.
- Kiedyś. Około pięćdziesiątki.
- To nie będzie zbyt zabawne - powiedziała z cieniem goryczy w głosie.
- Tylko ty i pianino.
Zrozumiał aluzję i zabolała go. Rzeczywiście. On i pianino. Paige będzie
Anula & pona
sc
an
da
lous
wtedy wychowywała dzieci i pracowała jako wolontariuszka, uszczęśliwiając
jakiegoś typa.
- Przejechaliśmy wjazd do rezerwatu - rzuciła. - Może nie jesteś taki
dobry, jak myślałam.
Nie. Po prostu na moment zagubił się w swoich myślach. Co on
właściwie robi? Przecież to się może skończyć tylko jednym.
- To nie jest dobry pomysł - powiedział napiętym głosem.
Nie odpowiedziała.
Sprawnie zawrócił samochód i pomknął z powrotem, w kierunku jej
domu.
Od chwili, kiedy wszedł do jej biura, Paige płonęła w nadziei i
oczekiwaniu. Teraz gwałtownie wróciła do rzeczywistości. Nie chciał jej.
Tylko że jego zachowanie podczas pierwszego spotkania zdecydowanie
temu zaprzeczało.
Kiedy podjechali pod rezydencję, Matt wyłączył silnik i otworzył drzwi.
Ból, który nie miał nic wspólnego z pożądaniem, ścisnął jej gardło.
Zatrzymała Matta, zanim wysiadł, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Zaczekaj. Co się dzieje?
Jego oczy przybrały odcień granatowy i malowała się w nich głęboka
frustracja, ale nie odezwał się ani słowem.
- Chyba oboje czujemy się dość niezręcznie, prawda? Nie chciałabym
się rozstawać w ten sposób.
Uśmiechnął się smutno.
- Masz charakter rozjemcy, prawda, Paige? Lubisz, kiedy wszystko jest
poukładane.
- Nie wiem. Ale chcę, żeby wszyscy byli szczęśliwi.
- A ty jesteś?
- A ty?
Anula & pona
sc
an
da
lous
Odchylił się na siedzeniu i przeczesał palcami włosy, doprowadzając je
do totalnego nieładu.
- Niech to diabli, nie!
- Dlaczego?
- Jesteś zbyt bystra, żeby nie znać odpowiedzi. Przełknęła i postanowiła
zrezygnować z gierek. Chciała
go. Nie chciała już niczego rozgrywać.
- Pojechałabym z tobą do hotelu - powiedziała po prostu. - Chciałam
tego.
Przymknął oczy.
- Wiem. - W takim razie o co chodzi?
Wsunął jej dłoń pod brodę i uniósł do góry.
- Próbowałem ci to powiedzieć, kiedy pierwszy raz cię pocałowałem.
Wtedy, kiedy o mało co...
- Co takiego? Co chciałeś mi powiedzieć?
- Zasługujesz na coś więcej niż seks bez zobowiązań. Zamknęła oczy.
- Może i tak. Ale teraz, z tobą, nic mnie to nie obchodzi. Chcę ciebie.
Pocałował ją natychmiast gorącymi, niecierpliwymi wargami, rozpalając
w niej płomień. Objęła go za szyję i przyciągnęła bliżej. Tak bardzo go
pragnęła. Jego dłoni, warg, jego ciała na swoim.
Największym wysiłkiem oderwał się od niej. Oddychał szybko i ciężko.
- Odprowadzę cię. - Wysiadł z samochodu, zanim zdążyła się odezwać.
Dlaczego tak uparcie z tym walczył?
Spojrzała na niego, gdy otworzył drzwi. Światło księżyca rysowało
głębokie cienie na jego przystojnej twarzy. Pomógł jej wysiąść i delikatnie
pocałował w czoło.
- Ja ci powiedziałam, czego chcę. A ty? Czego ty chcesz? Odpowiedział
następnym rozdzierającym serce pocałunkiem, przytulając ją mocno do swojej
Anula & pona
sc
an
da
lous
twardej piersi. Otoczyła go ramionami i przylgnęła do niego, bo uginały się
pod nią kolana.
- Pytasz, czego chcę - powiedział szorstko, zanurzając twarz w jej
włosach i wdychając ich zapach. - Nie mogę mieć tego, czego chcę.
Odchyliła się w tył, żeby móc na niego spojrzeć.
- Nie możesz, Matt? Myślałam... Dotknął jej warg, żeby ją uciszyć.
- Nie będę tego miał. Jest różnica między tymi dwiema rzeczami.
Znów zanurzył twarz w jej włosach, a dłońmi przesunął po jej plecach i
biodrach. Potem odsunął ją od siebie.
- Dobranoc, Paige.
Stojąc w drzwiach i patrząc na oddalające się tylne światła ferrari, Paige
podjęła nagłą decyzję.
Może on nie, ale ona zamierzała coś zrobić. Natychmiast.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Matt stał na balkonie swojego apartamentu wpatrzony w oświetlone
światłem księżyca pagórki Napa Valley. Pociągnął duży łyk piwa i przymknął
oczy, gdy chłodny płyn spłynął mu do gardła.
Zamierzał dokończyć piwo, wziąć prysznic i położyć się albo zostać na
tarasie pod gwiazdami i gratulować sobie zwycięstwa w rundzie drugiej. W
żadnym razie nie zamierzał spać.
Co takiego było w tej dziewczynie, że tak bardzo go pociągała? Była
ładna, ale nie uderzająco piękna, jak choćby jej siostra, Megan. Uroda Paige
była urzekająca, delikatna, kobieca i naturalna. Była też subtelnie seksowna.
Ale Paige miała w sobie coś jeszcze. Spokojną inteligencję. Błysk w
zielonych oczach. Szczery uśmiech.
Anula & pona
sc
an
da
lous
No i całowała jak marzenie. Wspomnienie rozgrzało go. Czyżby pora na
zimny prysznic?
Jedyne sensowne wyjaśnienie było takie, że jej pragnął, bo nie mógł jej
mieć. A dlaczego nie mógł?
No tak. Przyrzekł Walkerowi, że jej nie zrani. Paige zasługiwała na coś
lepszego. Poza tym obawiał się, że kiedy już zaspokoiłby pożądanie,
przestałby się nią interesować i musiałby się wykręcać od stałego związku. Już
to sobie wyobrażał:
- Wiem, że szukasz czegoś poważniejszego... - Posłuchaj, jestem
poślubiony mojej firmie i nie interesują mnie inne zobowiązania.
- Jesteś świetną dziewczyną i wiem, że chciałabyś kogoś, na kim można
polegać, ale...
- Nie jestem zainteresowany stałym związkiem...
Nie znosił takich rozmów, a na myśl, że miałby podobną odbyć z Paige.
Piwo nagle straciło smak, a księżyc zaszedł za chmurę, pozostawiając
Matta z uczuciem niesmaku do samego siebie, charakterystycznym dla
człowieka, który tak naprawdę nie chciał patrzeć w przyszłość.
A dlaczego właściwie tak się czuł? Dał sobie radę. Wygrał rundę drugą.
Umysł zwyciężył nad ciałem. Nie poddał się słodkiemu urokowi Paige i
zwalczył nieposkromioną potrzebę zdobycia jej.
Zamarł na odgłos nieśmiałego pukania do drzwi.
Doskonale pamiętał, że umieścił na drzwiach wywieszkę „Proszę nie
przeszkadzać". Nie życzył sobie, żeby personel Auberge to ignorował.
Wolno przeszedł do salonu. Kto mógłby pukać do jego drzwi o
jedenastej wieczorem?
Następna seria była znacznie mniej nieśmiała.
Kto wiedział, że nocuje dzisiaj w Auberge?
- Matt?
Anula & pona
sc
an
da
lous
O Boże! Tyle heroizmu na nic!
Ze ściśniętym gardłem i łomoczącym sercem gwałtownie otworzył
drzwi. Niezdolny wykrztusić słowa, tylko na nią patrzył.
Paige uśmiechała się do niego tym szczerym uśmiechem, który właśnie
wspominał. - Domyśliłam się, że weźmiesz ten sam pokój, więc postanowiłam
spróbować.
Spróbować? Oględnie powiedziane! Zerknęła mu przez ramię.
- Jesteś sam, prawda?
Roześmiał się i otworzył szerzej drzwi. Chciał zapytać, co tu robi, ale to
byłoby pytanie retoryczne. O ile w ogóle zdołałby je sformułować.
Paige Ashton przyjechała za nim do jego apartamentu.
Jego szare komórki nie mogły się z tym uporać.
Wciąż miała na sobie szare dżinsy i czarny sweter, ale inny wyraz
twarzy. To była twarz kobiety, która...
- Masz tego więcej? - Patrzyła na butelkę, którą wciąż trzymał w ręku. -
Zresztą nieważne. - Przeszła przez pokój i rzuciła torbę na sofę, tę samą, na
której tak niedawno prawie ją rozebrał. - Napiję się wody z lodem.
Patrzył na nią bez słowa.
- Naleję sobie, a ty postaraj się oprzytomnieć. To go rozbawiło.
- Nie spodziewałem się ciebie. - Czyżby było go stać tylko na takie
głupawe stwierdzenia? - Co właściwie...? - I głupawe pytania. - Dlaczego tu
jesteś?
W zielonych oczach zamigotał ciepły, zapraszający blask.
- Jeżeli musisz pytać, Matt, to może lepiej zawrócę na pięcie i pojadę do
domu.
- Nie rób tego - odpowiedział szybko. - Przyniosę wodę. Skierował się
do kuchni, a ona wyszła na balkon. Matt nalał wody do hotelowej szklanki i
dorzucił kilka kostek lodu. Czy potrzebowała lodu? Bezwzględnie tak. Musiała
Anula & pona
sc
an
da
lous
ochłonąć. Dołączył do niej i podał jej chłodną szklankę. Zupełnie jakby
pojawienie się u niego o tej godzinie i wspólne picie drinka pod gwiazdami
było dla Paige Ashton najnormalniejszą rzeczą pod słońcem.
Wzięła długi łyk i przymknęła oczy.
- Myślałem o tobie - przyznał.
Jej oczy otworzyły się powoli i spojrzały na niego.
- A co myślałeś?
Nie mógł powstrzymać uśmiechu, zachwycony, że ją widzi.
- Zaryzykuję stwierdzenie, że myślałem o tym samym, o czym ty
myślałaś, wsiadając do samochodu, odrzucając skrupuły i pukając do drzwi, co
do których nie byłaś pewna, czy są moje.
- Taak. Chyba nadajemy na tych samych falach. Odstawiła szklankę na
stolik i oparła się wygodnie,
umieszczając obie dłonie na oparciu sofy. Pozycja, czego nie mógł nie
zauważyć, bardzo jasno komunikująca brak barier i zahamowań.
Kto by przypuszczał, że Paige jest kobietą czynu?
- Chciałbyś wiedzieć, o czym teraz myślę, Matt? Podszedł bliżej i nakrył
jej dłonie swoimi, unieruchamiając ją na sofie.
- Niech zgadnę. Że nie warto opierać się temu, co nas do siebie ciągnie.
W jej oczach zamigotała aprobata.
- I o tym, co to znaczy zranić drugą osobę. Oboje jesteśmy wolni,
polubiliśmy się, a życie jest krótkie. Dlaczego więc temu nie ulec? - ciągnął.
Widział, że się z nim zgadza. - I - mówił dalej - z pewnością uważasz, że
to ty powinnaś wykonać pierwszy, a właściwie drugi ruch, ponieważ już raz
tutaj byliśmy. Wyobrażasz sobie, że ja tego nie zrobię, bo jestem
dżentelmenem, klientem i dobrym przyjacielem twojego kuzyna.
Jej oczy pociemniały.
- Do tej pory miałeś rację. Ale słowo ci daję, że zdanie Walkera nie ma
Anula & pona
sc
an
da
lous
tu nic do rzeczy.
W takim razie może on także powinien przestać myśleć o Walkerze.
- Obiecałem mu - powiedział wolno - że cię nie zranię. Przesunęła
dłońmi po jego ramionach.
- Po pierwsze, nie odpowiadam za Walkera, a po drugie - zaplotła mu
ręce na karku i przyciągnęła bliżej - to nie może ranić.
Podniosła się i pocałowała go bardzo delikatnie.
- Bolało? Matt jęknął.
- Zdefiniuj to słowo.
Oparła się o niego i obdarzyła kolejnym pocałunkiem.
- Jestem już dorosła, Matt - wyszeptała. Przebiegł palcami po napiętych
mięśniach jej karku.
- Zauważyłem.
- Nie wycofam się - przyrzekła.
Znów go pocałowała, i to tak, że wszystkie wątpliwości rozwiały się jak
dym. Zapomniał nawet o perspektywie nieprzyjemnej rozmowy.
Przyjechała do niego, więc wiedziała, co robi, a on nie potrafił z tym
walczyć. Nie potrafił się oprzeć jej ponętnemu ciału i słodkim pocałunkom.
Rozpoczęła się runda trzecia i nie miał żadnych szans.
- Paige, kochanie, czy jesteś pewna?
Jej oczy rozszerzyły się, a ich wyraz był bardzo poważny.
- Matt, nie będę płakać - obiecała spokojnie. - Przysięgam. - Wzięła go
za rękę i splotła palce ich dłoni. - Wiem, co robię. Chcę się z tobą kochać.
Na te słowa jego serce ścisnęło się.
On chciał seksu, a ona uczucia.
Zanim jednak zdążył wyjaśnić tę różnicę semantyczną, ujęła jego dłoń i
wsunęła pod swój sweter. Kiedy uświadomił sobie, że nie miała nic pod
spodem, gwałtownie wciągnął powietrze.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Seks, miłość czy cokolwiek - i tak przegrał tę rundę w chwili, gdy
otworzył drzwi.
Ujął ją pod brodę i uniósł twarz ku górze.
- Jesteś śliczna, Paige Ashton. Wiesz o tym? Jednym szybkim ruchem
zrzuciła sweter przez głowę.
- Sprawiasz, że tak się czuję.
Bez słowa zamknął ją w objęciach, przytulił do swojej szerokiej piersi,
pieścił wygłodniałymi dłońmi i w końcu poprowadził do ciemnej sypialni.
Delikatnie opuścił ją na prześcieradło i obserwował ponętne linie jej
ciała. Ona przyglądała mu się otwarcie, napawając się widokiem muskularnej
piersi.
Kiedy się nad nią pochylił, obrysowała palcem jego wargi.
- Często o tobie myślałam.
- Och! - Roześmiał się miękko. - Ja też.
- A o czym myślałeś w związku ze mną? Pochylił się i delikatnie ją
pocałował.
- Jaka jesteś urocza, mądra i świetna w swojej pracy. Roześmiała się w
szczęśliwym niedowierzaniu.
- Ty też.
Zawtórował jej śmiechem.
- Tak. Ja też. Czasami.
- Wyobrażałam to sobie, wiesz?
- Opowiesz mi o tym? - Wycałował ścieżkę na jej brzuchu, wprost do
guzika od dżinsów. - Czy to nie było czasem tak?
- Ach! - Znów się zaśmiała radośnie. - Naprawdę wielkie umysły myślą
podobnie.
- A teraz ja ci opowiem o mojej ulubionej fantazji - powiedział głosem
nabrzmiałym z pragnienia.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Paige nie była w stanie odpowiedzieć.
- O co prosiłaś Andreę?
Pytanie Matta było pierwszym dźwiękiem, jaki dotarł do Paige, zanim
otworzyła oczy. Przez moment nie mogła się zorientować, co się dzieje.
Przytulona do szerokiej, męskiej piersi wdychała jego ciepły zapach.
- Moje życzenie spełniło się tej nocy. Roześmiał się miękko.
- Chciałaś się ze mną przespać?
Uniosła głowę i pochwyciła błysk wilczoszarego spojrzenia.
- Nie jestem aż taka zachłanna. Chciałam tylko, żeby mnie pocałował.
- Naprawdę? - Wyglądał na całkowicie zaskoczonego.
- A w ciągu ostatnich sześciu godzin pocałowałeś mnie co najmniej sto
razy, więc moje życzenie się spełniło. Zwróciła ku niemu twarz i znów się
pocałowali.
- Sto i jeden - powiedzieli unisono i roześmiali się.
- Ale ty mi nie powiedziałeś, o co prosiłeś Andreę. Bardzo bym chciała
móc spełnić twoje życzenie.
Jak błyskawica przez jego twarz przeleciał cień. Podniósł głowę i
spojrzał na zegarek.
- Już prawie dziewiąta. Zdążysz na to spotkanie o jedenastej?
Zrobiło jej się przykro.
- Tak ci spieszno, żeby się mnie pozbyć? Przyciągnął ją do siebie.
- Naprawdę tak myślisz?
- Wciąż mi nie powiedziałeś, czego sobie życzyłeś. Pocałował ją w
czubek nosa.
- Życzyłem sobie, żeby twój kuzyn mnie nie zabił za uwiedzenie ciebie.
I jeżeli chcesz mnie uchronić, lepiej żebyś poszła do domu i wymyśliła sobie
dobre wytłumaczenie, gdzie spędziłaś noc.
Taka odpowiedź nie usatysfakcjonowała jej. Cała ta rozmowa była
Anula & pona
sc
an
da
lous
jednym wielkim unikiem, ale ponieważ nie chciała mu się naprzykrzać, zaczęła
wstawać.
Złapał ją za rękę i zatrzymał.
- Paige.
- Masz rację. Powinnam już iść.
Przesunął wzrokiem po jej nagim ciele i mogłaby przysiąc, że wyglądał
na rozdartego wewnętrznie. A może przestraszonego?
- Chciałbym cię znowu zobaczyć.
- W przyszłym tygodniu mamy spotkanie.
- Nie o tym mówię. Chciałbym więcej... tego. Na te słowa ścisnęło jej
się serce. Doskonale rozumiała, że on chce seksu. „Więcej tego" rozczarowało
ją.
- Przyjedziesz do mnie wieczorem? - zapytał. - Przygotuję kolację.
Ukryty przekaz był jasny jak słońce. Równie dobrze mógł powiedzieć „I
będziemy mieć siebie na deser".
- Nie wiem - odpowiedziała ostrożnie. Próbowała wymyślić najlepsze
rozwiązanie, co nie było proste, kiedy leżała naga w łóżku z mężczyzną. -
Może po prostu zadzwoń później i jakoś się umówimy.
- Przyjedź koło szóstej i zostań na noc.
Paige czekała na wewnętrzny głos, zazwyczaj pomocny w
podejmowaniu decyzji. Tym razem milczał.
- Dobrze - wyszeptała. - Będę.
Wchodzenie tylnym wejściem jest najstarszą sztuczką na świecie.
Paige zastygła u podnóża schodów przy tylnym wejściu, przełykając
przekleństwo. W kuchni był Walker. Specjalnie podjechała i zaparkowała od
tyłu, żeby wślizgnąć się niezauważona i przebrać przed spotkaniem.
- Dzień dobry! - zawołała, próbując się przemknąć do swojego pokoju
na górze. - Spotykamy się w bibliotece, tak?
Anula & pona
sc
an
da
lous
Nie odpowiadając, pojawił się w drzwiach, a spojrzenie przenikliwych,
ciemnych oczu przygwoździło Paige w miejscu.
- A gdzie ty, u diabła, byłaś?
- Wychodziłam. - Uniosła podbródek, usiłując nie zapominać, że Walker
nie jest jej ojcem ani opiekunem i że ona ma dwadzieścia dwa lata i dyplom
szkoły biznesu.
- Na całą noc? Z Camberlane'em?
Skłamać? To była kompletna strata czasu, a zresztą Paige nie znosiła
kłamstwa. To była jedna z najgorszych cech jej ojca.
- Tak. Na całą noc. Z Mattem.
Westchnęła i spróbowała go ominąć, ale Walker twardo odgradzał ją od
schodów.
- Do diabła, Paige, jak mogłaś być taka głupia?
Ze złości i frustracji zacisnęła pięści, ale udało jej się zachować spokój.
- Sama umiem ocenić, co jest głupie, Walkerze. - Przez myśl
przemknęło jej wspomnienie z ubiegłej nocy. - Ale doceniam twoją troskę. -
Jeszcze raz spróbowała go wyminąć, ale nie ruszył się z miejsca.
- To kobieciarz.
- Słyszałam.
- Znam go, Paige. - Walker potrząsnął głową i skrzyżował ramiona na
piersi. - Zmienia kobiety jak rękawiczki.
- Korzystam z okazji i dobrze się bawię - odpowiedziała ze spokojem,
którego nie czuła. - Lubimy się. Czy to zabronione? .
- Paige, posłuchaj mnie. - Wzrok Walkera złagodniał, jak zwykle wtedy,
gdy dawał braterskie rady. Rady, których do tej pory oczekiwała i które brała
pod rozwagę. - Jemu chodzi tylko o seks. Nie chce się wiązać ani z tobą, ani z
nikim innym.
Serce jej się ścisnęło, ale nie pozwoliła, by Walker to zauważył.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Wiem o tym. Niczego przede mną nie ukrywa.
- Może i tak, ale wierz mi, nie jesteś w jego typie. Ostatniej nocy czuła
się bardzo w jego typie.
- Licytował mnie, nie pamiętasz? - próbowała mówić beztrosko. - Coś
mu się musiało we mnie spodobać.
- Ma swoje słabości. Paige nachmurzyła się.
- Co przez to rozumiesz?
- Było mu cię żal, bo znalazłaś się w nieprzyjemnej sytuacji. - Widząc
jej minę, zaczął się bronić. - Byłem z nim wtedy, Paige. Licytował, bo byłaś
tak okropnie zakłopotana.
- Zapłacił dziesięć tysięcy dolarów - przypomniała mu słabo.
Walker skinął i opiekuńczym gestem położył jej dłoń na ramieniu.
Chciała ją strząsnąć, ale nagle poczuła się wyprana z sił.
- Wiedział, że to na szczytny cel. A ty wyglądałaś tak nieszczęśliwie.
Nieszczęśliwie? Czy Matt też odniósł takie wrażenie?
- Powiedział: „Nie jestem nią zainteresowany. Chciałem tylko spełnić
dobry uczynek".
Wydawało jej się, że słyszy głos Matta.
- Dobry uczynek - powtórzyła nieprzekonywająco.
No cóż, w czasie ich ostatniego spotkania spełnił mnóstwo „dobrych
uczynków".
- I teraz będę musiał go zabić. - Szeroki uśmiech nadał jednak temu
stwierdzeniu charakter żartobliwy.
- Nie zrobisz tego. - Paige nienawidziła łez, które wypełniły jej oczy. -
On... nie chciał. - Nie chciał? Ależ chciał. Nie chciał tylko, żeby Walker
wiedział. - Nie uwiódł mnie. Walker omiótł ją wzrokiem.
- Oczywiście, że to zrobił.
- To ja wszystko zaczęłam - wyznała odważnie. - I nie wierzę, że zrobił
Anula & pona
sc
an
da
lous
to z dobrego serca.
- Paige, jesteś zbyt bystra, by opowiadać takie głupstwa. - Walker objął
ją w braterskim uścisku.
- No cóż, nawet mądrzy ludzie popełniają błędy. - Delikatnie wysunęła
się z jego objęć i wzruszyła ramionami. - Robię to całkiem świadomie.
- Paige? - Popatrzył na nią zaniepokojony. - To zupełnie nie w twoim
stylu.
- Rzeczywiście - zgodziła się z krzywym uśmieszkiem. - Nie w moim.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Paige zmusiła się do skupienia na słowach detektywa Rylanda.
Normalnie bez problemu potrafiła się skoncentrować na konkretnych
informacjach, rozważyć je i wyciągnąć wnioski.
Dzisiaj bystrość umysłu opuściła ją bezpowrotnie, a ciało wciąż
wibrowało przeżyciami ostatniej nocy.
Upiła łyk wody i poprawiła się na skórzanej sofie barwy burgunda, gdzie
zajęła miejsce pomiędzy Megan i Trace'em.
- Wciąż usiłujemy odnaleźć pieniądze z tajemniczego rachunku
bankowego założonego przez pana Ashtona. - Ryland skierował te słowa do
matki Paige, wyprostowanej w wygodnym fotelu.
Podczas gdy detektyw opisywał sprawę konta, które założył Spencer i na
którym następnie zdeponował w ciągu dziesięciu lat grubo ponad milion
dolarów, Paige obserwowała swoją matkę. Jej ciemnokasztanowe falujące
włosy miękko otaczały twarz o wysuniętym podbródku. Niebieskie oczy lalki
wpatrzone były w detektywa, ale czasem omiatały spojrzeniem zebraną
rodzinę. Za jej krzesłem stał w opiekuńczej pozie Stephen Cassidy, który,
Anula & pona
sc
an
da
lous
odkąd Paige pamiętała, nadzorował operacje finansowe Ashtonów. Lila i
Stephen zdawali się porozumiewać bez słów. Po przekątnej pokoju, obok
Charlotty i jej męża, Alexandra Dupree, Walker podpierał jedną z sięgających
od podłogi do sufitu półek z książkami. Jego przystojne czoło przecinała
pionowa zmarszczka.
- Czy macie jakieś nowe tropy? - zapytał z ledwo maskowaną
niecierpliwością.
Paige rozumiała jego zniecierpliwienie. W końcu nie przyleciał z Dakoty
Południowej, żeby znów wysłuchiwać tego samego.
Dan Ryland skinął głową.
- Dlatego tu jesteśmy, panie Ashton. Jak pan zapewne już wie, przed
kilkoma tygodniami pewna nastolatka przyznała, że zapłacono jej za
rozpoznanie Granta Ashtona podczas konfrontacji. W zamian za pobłażliwość
zgodziła się pomóc w sporządzeniu portretu pamięciowego osoby, która jej za-
płaciła.
Partnerka Rylanda, rzeczowa kobieta o nazwisku Nicole Holbrook,
zaczęła rozdawać obecnym rysunki.
Pokój wypełniło niemal namacalne uczucie nadziei. W ciszy, uważnie
studiowali twarz łysiejącego mężczyzny o świdrujących oczach, dobrze po
czterdziestce, jak przypuszczała Paige. Człowieka, który najprawdopodobniej
mógł odpowiedzieć na wiele pytań dotyczących śmierci ich ojca.
- Domyślacie się, kto to może być? - zapytał Trace.
- Nie zidentyfikowaliśmy go jeszcze - odpowiedział Ryland. -
Sprawdzamy w różnych bazach danych. Jak dotąd nic.
- Musi być jakiś sposób, żeby się dowiedzieć, kim jest ten człowiek -
nalegała Lila, patrząc wyzywająco na detektywa. - To trwa już zdecydowanie
zbyt długo. Stephen uspokajającym gestem położył jej dłoń na ramieniu.
- To musi potrwać, Lilo - powiedział miękko.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Przypuszczam, że mogliby nam państwo pomóc - dodał detektyw,
najwidoczniej nieporuszony zarzutem opieszałości.
- Jak? - zapytali jednocześnie Walker i Trace.
- Pokazując ten portret wszystkim pracownikom Ashtonów. - Tym
razem patrzył na Walkera i Trace'a. - Przeglądając taśmy z degustacji i
rozmawiając z pracownikami ochrony w firmie Ashton-Lattimer, odnajdując
zdjęcia osób, które prowadziły interesy ze Spencerem lub innymi członkami
waszej rodziny.
- Czy to czasem nie należy do was? - zapytała Lila.
- Zajmę się firmą Ashton-Lattimer - obiecał Walker, ignorując ciotkę.
- A ja winnicą - przyłączył się do niego Trace. Ryland skinął głową.
- Przechowujemy zdjęcia z każdej odbywającej się tutaj imprezy -
powiedziała Megan. - I prawie każde jest podpisane nazwiskiem.
- Przejrzę dzisiaj filmy z imprez - zaofiarowała się Paige Wątpiła co
prawda, żeby mężczyzna o świdrujących oczach uczestniczył w którejś z nich,
ale był doskonałym pretekstem, by oderwać myśli od rozmowy z Walkerem i
planowanego spotkania z Mattem.
Stephen Cassidy popatrzył twardo na detektywa Rylanda.
- Czy to samo powiedział pan rodzinie Caroline Sheppard?
Detektyw potrząsnął głową.
- Jeszcze nie. Ale wkrótce to zrobimy. - Popatrzył na członków rodziny.
- Ten mężczyzna może dysponować informacjami dotyczącymi morderstwa.
- Albo ma coś przeciwko Grantowi - dodał Trace.
- Rozważaliśmy tę możliwość - zgodził się detektyw. - Sprawdzamy
wszelkie dostępne źródła.
Detektywi zaczęli zbierać się do wyjścia. Walker spojrzał na Paige.
- Mogłabyś zostać jeszcze kilka minut?
Czyżby zamierzał publicznie udzielić jej reprymendy za spędzenie nocy
Anula & pona
sc
an
da
lous
z przyjacielem? Rzuciła mu harde spojrzenie, ale on, zupełnie jakby czytał w
jej myślach, potrząsnął lekko głową.
- Chcielibyśmy, żebyś nam opowiedziała o wizycie w Louret.
Lila odprowadziła detektywów do holu i przekazała Irenie, a kiedy
wróciła do biblioteki, ramiona miała bezradnie opuszczone. Stephen Cassidy
objął ją delikatnie i podprowadził do fotela.
Siedzący obok Paige Trace skrzyżował ręce za głową i westchnął
sfrustrowany.
- Muszą w końcu znaleźć tego faceta.
- Są coraz bliżej - odpowiedział Walker. - Postarajmy się im pomóc.
Lila podniosła dłoń, żeby ich uciszyć.
- Skoro jesteśmy wszyscy razem, pomówmy o innej, ważnej sprawie. -
Zwracała się do wszystkich, ale wzrok miała skierowany na Paige. - Czego się
dowiedziałaś w Louret, Paige? Czy ta kobieta wciąż chce obalić testament
twojego ojca? „Ta kobieta" miało oznaczać Caroline Sheppard. Lila niemal
odmawiała byłej żonie Spencera Ashtona prawa do życia na tym samym
świecie. Wszyscy pamiętali, jak potraktowała córki Caroline, kiedy
zadzwoniły z wyrazami współczucia po śmierci Spencera.
- Prawdę mówiąc, mamo, nie sądzę, żeby Caroline chciała podjąć jakieś
działania w tym kierunku.
- Co za ulga. - Lila rzuciła Stephenowi kolejne porozumiewawcze
spojrzenie.
- Natomiast Eli - mówiła dalej Paige - ma taki zamiar. Trace stłumił jęk.
- Ten facet to skończony tłumok.
- Rozmawiałem z ich prawnikami - poinformował Stephen. - Jeszcze nie
podjęli decyzji, bo czekają na wyniki śledztwa, ale zamierzają zakwestionować
zarówno testament jak i ustalenia rozwodowe.
Lila zbladła, a mina Stephena złagodniała.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Damy sobie radę, Lilo - zapewnił. Trace zerwał się z miejsca.
- Musi być jakiś lepszy sposób niż długi spór sądowy. Normalnie Paige
natychmiast poparłaby brata, ale dziś siedziała tylko wpatrzona w przestrzeń, a
po głowie wciąż kołatały jej się słowa Walkera: „On nie jest tobą
zainteresowany. To był tylko dobry uczynek".
Megan delikatnie dotknęła jej ramienia.
- Wszystko w porządku? - spytała szeptem.
Paige skinęła szybko i zmusiła się, by wrócić do rzeczywistości.
- Szczerze mówiąc, nie mogli być bardziej gościnni - odezwała się. -
Byłam pod wrażeniem ich klasy. Lila przełknęła niegodne damy parsknięcie, a
Trace w geście niedowierzania przeniósł wzrok na sufit.
Chociaż wszyscy byli już zmęczeni konfliktem, Paige musiała przyznać,
że niektórzy członkowie jej rodziny nie są jeszcze gotowi do kroków
pojednawczych.
Ze słów Jillian i Caroline wynikało, że to samo dotyczy ich przyrodnich
braci.
- Postarajmy się pomóc policji zidentyfikować tego mężczyznę -
powiedział Stephen, podnosząc z biurka kopię portretu. - Znalezienie mordercy
jest w tej chwili sprawą najważniejszą.
Co do tego wszyscy byli zgodni.
Do czwartej po południu Paige zdołała przejrzeć setki zdjęć
wydrukowanych i cyfrowych w poszukiwaniu twarzy mężczyzny z
policyjnego portretu. Spojrzała na zegarek i postanowiła popracować jeszcze
trochę, zanim zniknie u siebie na długą, relaksującą kąpiel i prawie godzinne,
staranne przygotowania.
Przypomniała sobie, jak Mattowi podobała się czarna koronkowa
bielizna. Może dzisiaj włoży czerwoną?
Iskierki podniecenia przebiegały jej po krzyżu, kiedy otwierała kolejny
Anula & pona
sc
an
da
lous
folder ze zdjęciami. I raczej nie dlatego, że spodziewała się znaleźć podobiznę
mężczyzny z portretu.
Postarała się zagłuszyć w sobie zarówno głos rozsądku, jak i
wspomnienie słów Walkera. Zamiast tego pozwoliła, by w jej żyłach przez
całe popołudnie wibrowało przyjemne napięcie oczekiwania. Liczyła godziny
do ponownego spotkania z Mattem.
Tymczasem jednak wróciła do zdjęć. Na widok pierwszego z nich jej
serce wykonało gwałtownego fikołka. Z fotografii, jak głosił podpis, spoglądał
na nią Matthias Camberlane oczekujący na rozpoczęcie dorocznej aukcji
Bachelorette na rzecz Candlelighters z północnej Kalifornii.
Z uśmiechem studiowała jego wizerunek, stalowoszare oczy, świetną
figurę i doskonałe ciuchy.
Matthias Camberlane. Jej kochanek.
Według podpisu pod zdjęciem był milionerem i założycielem
Symphonics Inc.
Wolno przeniosła wzrok na inne zdjęcia. Przeglądała je niezbyt uważnie
w poszukiwaniu świdrującego wzroku, w gruncie rzeczy jednak myślała o
szarych oczach Matta. I jego kasztanowych włosach. I stworzonych do grzechu
ustach.
I znów coś znalazła. Te wspaniałe usta muskające ucho dziewczyny
numer jedenaście. Nieduża, energiczna brunetka opierała jedną rękę na jego
ramieniu, a drugą, władczym gestem, na jego szerokiej piersi.
Na innym zdjęciu obejmował ramieniem blondynkę o posągowych
kształtach. Numer cztery, przypomniała sobie Paige. Tara jakaś tam, z San
Francisco.
Na kolejnym zdjęciu stał pomiędzy parą olśniewających rudowłosych
bliźniaczek. Licytowano je do wysokości piętnastu tysięcy za jedną na
specjalną, podwójną randkę.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Paige osunęła się na krzesło.
„Nie jesteś w jego typie, kochanie". Głos Walkera wciąż brzmiał w jej
uszach. „Było mu cię żal".
Zrozumiała, że brat miał rację. Prostolinijna Paige, dziewczyna o
niebieskozielonych oczach i miękkich, brązowych włosach nie mogła się
równać z tamtymi olśniewającymi pięknościami. Torturując sama siebie, Paige
przeczytała załączone notki wydrukowane w kolumnie towarzyskiej kroniki
San Francisco. „Nie mogę uwierzyć, że zostałem przelicytowany", stwierdził
Matt Camberlane. „Naprawdę miałem ochotę na obie".
Nagle odezwał się w niej głos rozsądku.
Jesteś idiotką, Paige Ashton. Nie wiedziałaś, gdzie się podziać na tej
scenie, a on spełnił dobry uczynek.
Ktoś zapukał do drzwi i Paige szybko odwróciła zdjęcie.
- No i jak ci idzie, kochanie? - W drzwiach pojawiła się Megan.
Paige potrząsnęła głową i zamknęła katalog.
- Nic.
- To samo w winnicy. Pomagałam Trace'owi przepytać pracowników. I
nic. - Megan rzuciła jej długie, zaciekawione spojrzenie.
- Simon chce pójść wieczorem do kina. Wybierzesz się z nami?
Paige patrzyła na siostrę, czekając, aż głos rozsądku podpowie jej
najlepsze rozwiązanie.
Dobry uczynek zasługiwał na rewanż.
- Chętnie, Meg. Z przyjemnością.
Matt nigdy wcześniej nie został wystawiony do wiatru.
Usiadł przy fortepianie i obserwował odbicie swoich palców w gładkim
hebanie tańczące w resztkach blasku z kominka.
Zagrał kilka taktów starej, słodko-gorzkiej piosenki Cole'a Portera.
Spojrzał na telefon komórkowy leżący na pudle fortepianu, wyjątkowo dziś
Anula & pona
sc
an
da
lous
milczący, i walczył z pragnieniem usłyszenia głosu Paige.
Może powinien strzelić sobie kolejną szkocką?Rozczarowany podszedł
do okna, przez które dochodził odgłos fal.
Przygotował romantyczną scenerię. Wino, świece, ogień w kominku,
smaczne jedzenie i dźwięki „Ol' Blue Eyes" przenikające każde pomieszczenie
z niewidocznego systemu nagłaśniającego.
Matt nalał sobie drinka, na którego właściwie nie miał ochoty, i zagłębił
się w skórzany fotel. Odstawił szklankę, nie pijąc, i kolejny raz odsłuchał
wiadomość od Paige. Jej głos był suchy i poważny. Nie czuł, żeby było jej
przykro. Zwyczajna, krótka i rzeczowa informacja.
„Tu Paige Ashton". Tak jakby znał jakąś inną Paige. „Spotkanie naszej
rodziny przełożono na wieczór. Wszystkie następne informacje prześlę ci
mailem. Dziękuję".
Co to znaczy na wieczór? Powinien tam pojechać? Zadzwonić do niej?
Wysłać kwiaty? Rzucić kamieniem w okno jej sypialni?
Co, u diabła, się z nim stało? Zadurzył się czy co? A teraz ona wystawiła
go do wiatru.
Podszedł do fortepianu i wziął do ręki telefon. Tak zwyczajnie zostawiła
wiadomość na sekretarce. Coś było nie tak. To niepodobne do Paige. Może coś
się stało? Może...
Zaczął wybierać numer kierunkowy Napa Valley, ale przerwał i
przeczesał palcami włosy. Co się z nim działo?
Usiadł przy fortepianie wpatrzony w telefon. A jeżeli coś się stało?
Bo coś musiało się stać.
Paige nie ma, nie zje z nim romantycznej kolacji przy świecach na patio i
nie zaśnie w jego ramionach. A tak bardzo tego pragnął. Tej nocy. I następnej.
I...Wybrał z pamięci telefonu inny numer.
- Tak? - Walker odebrał po pierwszym sygnale. W jego głosie brzmiało
Anula & pona
sc
an
da
lous
wyraźne zniecierpliwienie.
- Cześć, tu Matt.
Przyjaciel milczał przez chwilę, potem szybko wciągnął powietrze.
- Co się dzieje? Z Paige wszystko w porządku? Matt poczuł ściskanie w
piersi.
- Nie jestem z Paige. Myślałem, że może ty jesteś. Walker roześmiał się
krótko.
- Jeśli nie błąka się po rezerwacie Pine Ridge w Dakocie Południowej,
to nie.
Matt zamrugał i odsunął telefon od ucha w niedowierzaniu.
- Czy wasze spotkanie nie przeciągnęło się do wieczora?
- Chyba masz nie najświeższe informacje, Matt, przyjacielu -
odpowiedział Walker ze śmiechem. - Nasze spotkanie skończyło się przed
lunchem. Zdążyłem przylecieć do domu, do Tamry. Właśnie przerwałeś nam
rendez-vous.
- Przepraszam - wymamrotał Matt. - Musiała zmienić zdanie.
- Chyba jej w tym pomogłem - powiedział Walker spokojnie.
- Co takiego?
- Wpadła na mnie dziś rano.
Matt przełknął, spodziewając się wyrzutów.
- Spędziliśmy ostatnią noc razem.
- Domyśliłem się.
- Co jej powiedziałeś? Walker parsknął.
- Ostrzegłem ją, to wszystko. Podobnie jak ciebie. Ale ona jest dorosłą
kobietą, jak już pewno zauważyłeś. Nie mogę jej kontrolować.
Widocznie jednak Walker miał na nią duży wpływ.
- Nie wiem, jak ci dziękować, Walkerze.
- Widziałem, jak traktowałeś kobiety, które ci się podobały.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Nie zraniłem nikogo rozmyślnie. - Matt przyjął pozycję obronną. - I
nie zamierzam zranić Paige.
Walker milczał. Po chwili usłyszał w tle głos Tamry.
- Nie miałem zamiaru wam przeszkodzić. Przeproś ode mnie Tamrę.
- Posłuchaj, Matt - odezwał się Walker po cichej wymianie zdań z
narzeczoną. - Powiedziałem Paige, że ją licytowałeś, bo było ci jej żal.
- Tak jej powiedziałeś?
- A nie było tak?
Ogarnęła go fala żalu. Tak, przez krótką chwilę to była prawda. I nawet
to powiedział Walkerowi. Ale jedno spojrzenie w niebieskozielone oczy
zmieniło wszystko. Rozmowa, pocałunek, tamta niezapomniana noc...
- Walkerze - powiedział powoli. - Teraz jest zupełnie inaczej.
- Cóż. - W tej jednej sylabie Walker zawarł cały cynizm na jaki mógł się
zdobyć. - Udowodnij to.
- Udowodnić? - Po raz pierwszy od wielu godzin Matt się uśmiechnął.
Niewiele rzeczy w życiu pasjonowało go tak, jak nowe wyzwania.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Paige przez długość stołu konferencyjnego obserwowała Matta, który
studiował przedstawioną mu właśnie listę piosenek. I tak samo jak podczas
poprzednich spotkań w ciągu ostatnich trzech tygodni, a było ich wiele, jej
pusty żołądek zacisnął się.
Pusty, bo Mattowi zawsze udawało się zaaranżować spotkanie w porze
lunchu albo kolacji, a czasem śniadania.
Nie były to randki, ale spotkania przedłużały się w sposób niejako
naturalny. Byli partnerami w interesach, którzy dobrze się ze sobą czuli i lubili
Anula & pona
sc
an
da
lous
wspólnie pośmiać.
Rozmawiali o swoich rodzinach równie dużo jak o pracy. I o swoim
dzieciństwie. O marzeniach. O ulubionych piosenkach, książkach i filmach.
Ani razu jednak w czasie tych spotkań nie wspomnieli spędzonej
wspólnie nocy ani niedoszłej kolacji następnego dnia.
Właśnie dlatego żołądek Paige zaciskał się w kulkę. Już samo patrzenie
na niego sprawiało jej ból. Słuchanie go przyprawiało ją o słabość. Ale
uszczęśliwiała ją praca ramię w ramię przy organizacji party dla firmy Matta.
Do imprezy zostały trzy dni i to spotkanie w jego biurze późnym
piątkowym popołudniem było jedną z ostatnich okazji do kontaktu z nim.
Potem nie będą już mieli wspólnych interesów. Na tę myśl poczuła w gardle
gulę.
Odłożył listę piosenek i zajęli się następnym tematem menu.
- Wprowadziłam trochę zmian w przystawkach - powiedziała,
przygryzając wargę i obserwując jego muskularne ramiona wyłaniające się z
podwiniętych rękawów twarzowe niebieskiej koszuli. Te ramiona tuliły ją
przez jedną, długą noc.
Czy taka noc jeszcze się powtórzy?
Mało prawdopodobne. A okazji, odkąd odwołała tamtą kolację, nie
brakowało.
Ale Matt zachowywał się teraz jak doskonale wychowany gentleman.
Był ciepły, przyjacielski, profesjonalny. Słuchał i dyskutował, rozśmieszał ją,
doradzał, dzielił się swoim zdaniem i gratulował jej każdego udanego pomysłu.
Ale nigdy więcej jej nie pocałował.
Odłożył menu na stół konferencyjny.
- Na ten widok robię się głodny. Pójdziemy do Ellsworth?
Już dwukrotnie byli w tej stylowej restauracji. Za każdym razem dzielili
ten sam przytulny boks i tartę z borowikami. Niczym para dobrych przyjaciół.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Nie chcę.
Rzucił jej zdumione spojrzenie.
- Nie? Już prawie szósta. Ale masz rację, to nie jest odpowiednie
miejsce na piątkowy wieczór. Wolałabyś coś spokojniejszego?
Tak. Twoje mieszkanie. Chętnie zostanę do rana. Na szczęście głos
rozsądku odpowiedział za nią.
- Naprawdę muszę wracać do domu. Mam jeszcze sporo pracy przed
poniedziałkiem i...
Sięgnął przez stół i nakrył jej dłoń swoją, a dotyk jego ciepłych palców
palił jej skórę.
- Nic się nie martw, Paige, party będzie wspaniałe.
- Nie martwię się - odpowiedziała.
- Wydajesz się zdenerwowana.
Zdenerwowana? Nie, była po prostu wściekle, szaleńczo i beznadziejnie
zakochana. Nie mogła już znieść jego platonicznie przyjacielskiego
zachowania w ciągu ostatnich tygodni.
- Wszystko w porządku - skłamała. - Po prostu chcę mieć pewność, że
party będzie bezbłędne.
Ścisnął jej dłoń.
- Wykonałaś wspaniałą pracę. Nie mam ani cienia wątpliwości.
Uwolniła dłoń i zaczęła składać papiery.
- Megan powtarza, że zawsze może pójść źle jakiś drobiazg, o którym
wcale byś nie pomyślał.
Czuła na sobie jego wzrok i puls jej gwałtownie przyspieszył.
- To pomyślmy.
Zastygła z kartkami w dłoni.
- O czym?
- O tym, co mogłoby pójść źle - odpowiedział, jakby to była
Anula & pona
sc
an
da
lous
najistotniejsza sprawa na świecie.
- Och, nie wiem. Brak prądu, mistrz ceremonii łamie rękę, nikt nie
przychodzi. - Uściśniesz mi dłoń na dobranoc i już nigdy cię nie zobaczę,
dodała w myślach. - Cała masa nieprzewidzianych rzeczy może się zdarzyć.
Obserwował ją przez chwilę, która wydawała jej się wiecznością.
Patrzyła mu w oczy, ale nie potrafiła z nich niczego wyczytać.
- Cokolwiek się zdarzy, Paige - powiedział bardzo wolno - to była
ogromna przyjemność pracować z tobą.
Bezskutecznie próbowała przełknąć. Przyjemność.
- To było ciekawe wyzwanie - zdołała odpowiedzieć.
- Dużo się nauczyłem - powiedział, a poważny ton w jego głosie
przyciągnął jej uwagę.
- Na przykład? Roześmiał się miękko.
- Powiem ci, kiedy będzie po wszystkim. Przecież musimy wszystko
formalnie zakończyć.
No cóż, to przynajmniej oznaczało jeszcze jedno spotkanie. Formalne
spotkanie.
Wstała i, słuchając głosu rozsądku, a nie tego, który krzyczał: „Pocałuj
go! Pocałuj go!", zebrała swoje rzeczy i powiedziała:
- Do zobaczenia w poniedziałek.
Zanim zdążył odpowiedzieć, dopadła drzwi ze łzami wiszącymi na
rzęsach.
W swoim biurze na piętrze Paige doskonale słyszała muzykę z sali
bankietowej piętro niżej. Przez otwarte okno dobiegały znajome dźwięki
towarzyszące przyjęciu: śmiechy, rozmowy i brzęk kryształowych szklanek.
Powinna tam być. Sprawdzić, co się dzieje w kuchni, nadzorować
personel, zadbać o gładki przebieg przyjęcia.
Tymczasem uciekała. Unikała kontaktu z Mattem. Spędzała tu na górze
Anula & pona
sc
an
da
lous
przynajmniej kwadrans z każdej godziny, liżąc rany i czyniąc sobie wyrzuty.
Usłyszała trzaśnięcie drzwi wejściowych. Zesztywniała, ale nie poruszyła się,
żeby zobaczyć, kto to.
Czekała w bezsensownej nadziei, że usłyszy znajomy baryton. Czy to
możliwe, żeby przyszedł jej szukać? Żeby przyznał, że...
- Paige? Walker.
Westchnęła rozczarowana. Matt Camberlane, dyrektor naczelny,
najpewniej tańczy właśnie z Tessą Carpenter z działu marketingu.
- Paige? Jesteś tutaj?
- Na werandzie! - odkrzyknęła. Masywna sylwetka Walkera wypełniła
drzwi.
- Dlaczego nie jesteś na dole?
- A dlaczego ty się nie przebrałeś? - odpowiedziała pytaniem.
- Ty też nie.
- Pracuję.
- Ja też.
Uniosła pytająco brew.
- Opiekuję się moją małą kuzyneczką - wyjaśnił z przekornym błyskiem
w ciemnych oczach.
- Nie masz się o co martwić, Walkerze. Matt zachowuje się jak
skończony gentleman. - Niestety, dodała w myślach.
- Nic między nami nie ma.
- Nie powiedziałbym.
Skrzyżowała ramiona i odwróciła się do okna.
- Mylisz się. Jest przyjacielem. Tylko i wyłącznie.
- Jak dobrym przyjacielem? Przymknęła oczy. - Proszę cię. Nawet mnie
nie dotknął. Był wspaniały. Doskonale się z nim pracowało. Rozśmieszał
mnie, dawał rady, słuchał, dyskutował i... - Znów zebrało jej się na płacz.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Spojrzała mu w oczy i w końcu zdobyła się na te słowa: - Jestem w nim
zakochana.
Walker natychmiast otoczył ją ramionami.
- Wiedziałem. Potrząsnęła głową.
- To aż tak widać?
- Szczerze mówiąc, zauważyłem, że to on jest zakochany w tobie.
Paige z całych sił próbowała nie dać się porwać nadziei.
- Mylisz przyjaźń i sympatię z miłością. Przytulił ją czule.
- Nie sądzę. Znam Matta od bardzo dawna i nigdy go takiego nie
wiedziałem.
Spojrzała na niego.
- Jakiego? Uśmiechnął się.
- Poskromionego. Poskromionego?
- Zejdź na dół. Wiele osób, a przede wszystkim jedna, czekają na ciebie
- rzucił Walker znaczącym tonem.
Paige obserwowała go w napięciu. Czy to może być prawda?
Matt stał z boku sceny, trzymając drinka, który dawno już stracił smak.
Udawał, że obserwuje szefową działu zasobów ludzkich przebraną za Arethę
Franklin, ale przede wszystkim rozglądał się uważnie za pewną śliczną
dziewczyną w seksownej czarnej sukience, która wyszła przed kilkoma
minutami.
Za nim nagle pojawił się Walker. Matt chciał rzucić jakiś lekki żart, jak
zwykle, ale Walker był szybszy.
- Paige jest w swoim biurze.
- Co ona tam robi?
- Leczy złamane serce.
Matt odstawił drinka na podłogę i odwrócił się do Walkera.
- Ale ja...
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Wiem. - Walker wyciągnął do niego rękę i uśmiechnął się. -
Powiedziała mi.
Przez moment obaj mężczyźni patrzyli na siebie.
- Kazałeś mi udowodnić, że z nią jest inaczej. Jest. Zrobiłem to.
Walker skinął, patrząc Mattowi w oczy.
- Zadziwiasz mnie za każdym razem, chłopie. Więc co teraz?
Matt uśmiechnął się i przyjacielskim gestem położył Walkerowi dłoń na
ramieniu.
- Następna niespodzianka.
„Aretha Franklin" skończyła swój występ i oklaski przerwały ich
rozmowę.
- A teraz, panie i panowie, zagra dla państwa nasz dyrektor naczelny,
Matt Camberlane.
- On nie umie śpiewać! - krzyknął ktoś z sali.
- To pewne - odpowiedział Matt ze śmiechem, wstępując w krąg światła.
- Ale umiem grać.
Kiedy tłum się uspokoił, usiadł przy fortepianie. W świetle reflektorów
widział tylko pierwszy rząd stolików. Tam siedział, kiedy licytował Paige. Czy
zauważyła wyraz jego twarzy wtedy, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy? A
potem, za każdym razem, kiedy się spotykali?
Dziesięć tysięcy za randkę? Och, zapłaciłby sto tysięcy, żeby tylko była
szczęśliwa. Bez względu na koszty chciał Paige.
Teraz jednak chciał czegoś więcej niż te przelotne chwile szczęścia,
którymi go obdarowała. Chciał spędzić z nią resztę życia.
Zaczął grać pierwsze takty „I Have Got You Under My Skin".
On naprawdę miał ją pod skórą.
Skończył pierwszą zwrotkę i znów rozejrzał się po sali.
Stała tuż przy scenie, wielkie oczy wpatrzone były w niego, rozchylone
Anula & pona
sc
an
da
lous
usta powtarzały słowa piosenki. Podświetlone przez punktowe światło włosy
otaczały jej głowę aureolą barwy miodu.
Kiwnął zapraszająco głową.
- Zaśpiewaj dla mnie - wyszeptał bezgłośnie. Odpowiedziała
najsłodszym uśmiechem. Matt uświadomił sobie, że ją kocha. Znów kiwnął
głową.
- Chodź.
- Jestem w pracy. - Spojrzała na tłum wokół. - Nie mogę.
- Nie możesz? - Kpiąco uniósł brew i szepnął do niej: - Nie wiem, co
znaczy to słowo.
Zobaczył Walkera, który szepnął jej coś do ucha, a ona roześmiała się
miękko. A potem ruszyła w kierunku sceny.
Kiedy usiadła obok niego, spojrzał jej głęboko w oczy. Podniosła
mikrofon i poczekała na pierwsze takty melodii, a potem zaśpiewała. Przez
następne dwie zwrotki nie odrywali od siebie wzroku. W końcu Matt zdjął
palce z klawiatury i uniósł jej brodę do góry.
- Miałaś rację - szepnął. - Nie chodzi o dziesięć rzeczy, których
oczekujesz, ale o tę jedną, której się nie spodziewałaś.
A potem pocałował ją tak, jak do tego tęsknili oboje przez całe tygodnie.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Dawno minęła północ, kiedy ostatni wynajęci pracownicy opuścili
kuchnię i Paige mogła zamknąć salę bankietową. Został tylko jeden człowiek.
Matt, który przez ostatnią godzinę grał składankę na fortepianie, czekając
na nią cierpliwie.
Paige zsunęła szpilki i na bosaka weszła cichutko na scenę. Matt z
Anula & pona
sc
an
da
lous
zamkniętymi oczami grał coś romantycznego. Już dawno był bez marynarki.
Stanęła za nim i delikatnie otoczyła jego pierś ramionami. Pochyliła się i
szepnęła mu do ucha:
- Przyjęcie skończone.
- Nie ma mowy, kochanie - odwrócił się do niej uśmiechnięty
prowokująco. - Ono dopiero się zaczyna.
Paige zalał żar.
- Tylko mi nie mów, że dziś będziemy robić to podsumowanie.
- Właściwie - wstał i wziął ją w ramiona - właśnie taki mam zamiar.
Roześmiała się.
- Ależ z ciebie wymagający klient.
- Nawet sobie nie wyobrażasz. Jego słowa wzbudziły w niej dreszcz
podniecenia.
- Co ty kombinujesz? - zapytała, przytulając się do niego.
- Zostaję dziś w Auberge. - Pochylił głowę i pocałował ją za uchem. - Z
tobą.
W godzinę później byli już na miejscu. Wiaderko ze schłodzonym
szampanem czekało przy zapalonym kominku. Obsługa hotelowa podała lekką
kolację. Pokój wypełniała muzyka, na łóżku leżała świeża pościel.
Zanim wyjechali, Paige przygotowała niewielką torbę, którą Matt
postawił teraz w sypialni.
- Zaplanowałeś to - zaczęła się z nim droczyć.
- Już dawno.
- Słucham?
- Od kiedy przyprawiłaś mnie ó chandrę za pomocą poczty głosowej.
- Matt... Położył jej palec na wargach.
- Postąpiłaś słusznie.
- Wtedy mi się tak nie wydawało. Objął ją i przyciągnął bliżej.
Anula & pona
sc
an
da
lous
- Ale teraz już wiesz, że tak było. Poprowadził ją do stolika.
- Obserwowałem cię cały wieczór. Nic nie jadłaś.
- Byłam zbyt zajęta. - I zbyt zakochana. Podał jej misę z oliwkami.
- Bardzo proszę. Bądź aniołem i pozwól mi patrzeć, jak się znęcasz nad
niewinną oliwką.
Zachichotała i sięgnęła do misy.
- Mmm - wymruczała, odgryzając kawałek.
Zanim zdążyła przełknąć, pochylił się i pocałował ją, odbierając oliwkę.
Dzielili się nią wśród coraz gorętszych pocałunków.
- Och! - wykrztusiła Paige całkiem bez tchu. - Strasznie się nade mną
znęcasz.
Roześmiał się, otwierając szampana.
- Byłaś wspaniała dziś wieczorem. Przygotowałaś najfantastyczniejsze
przyjęcie, jakie kiedykolwiek widziałem.
Wzięła kieliszek i podziękowała mu uśmiechem.
- To nietrudne, kiedy się lubi klienta.
- Ach, tak? Ciekaw jestem, co w nim lubisz.
- Wszystko.
Stuknęli się kieliszkami.
- W takim razie: za sukces i spełnienie naszych marzeń. Upiła łyk i
bąbelki osiadły na jej wargach.
- Opowiedz mi o swoich marzeniach.
Zajrzał w głęboki dekolt w kształcie litery V, a potem delikatnie
przechylił kieliszek, pozwalając, by stoczyła się tam duża kropla.
Opuścił głowę i zlizał ją.
- Marzę, by doprowadzić cię do szaleństwa.
Na potwierdzenie swoich słów wsunął jej dłoń pod spódniczkę,
przebiegając palcami po aksamitnej skórze. Paige zakręciło się w głowie i
Anula & pona
sc
an
da
lous
zamknęła oczy.
Matt bardzo powoli odwrócił ją do siebie.
- Czy wiesz - zapytał - jak często o tym marzyłem w czasie naszych
spotkań?
- Chyba nie częściej, niż ja...
Leżeli mocno przytuleni, kiedy nagle na twarzy Matta pojawił się wyraz
smutku.
- Przepraszam, że wtedy doprowadziłem cię do płaczu.
- Nie. - Paige oparła się na łokciu. - To ja sama. Byłam bardzo
poruszona tym, że zainteresował się mną ktoś taki jak ty.
Teraz Matt przymknął oczy.
- Żartujesz, prawda? Jak taka dziewczyna jak ty, z klasą, mądra,
wykształcona, mogła się zainteresować kimś takim jak ja?
Tym razem to ona uspokoiła go pocałunkiem.
- To coś więcej, Matt. Szaleję za tobą. Objął ją i całował do utraty tchu.
- Pozwól mi cię kochać, Paige - wyszeptał. - Proszę, pozwól mi.
Komórka Paige zadzwoniła w momencie, gdy Matt zaparkował
samochód przy Girardelli Square późnym rankiem następnego dnia.
- Założę się, że to Megan - powiedziała Paige. - Na pewno chce się
dowiedzieć, gdzie się podziewam.
Odebrała telefon, uśmiechając się do Matta.
- Cześć, Megan. Świętujemy nasz sukces. Jestem w San Francisco.
Wszystko w porządku.
Mattowi podobał się sposób, w jaki rodzina troszczyła się o Paige. Na
przekór krążącym plotkom i dawnym, nierozwiązanym tajemnicom, członków
tej rodziny łączyło głębokie uczucie. Trochę im tego zazdrościł, ale tym
bardziej pragnął stać się jednym z nich.
- Masz pozdrowienia - powiedziała Paige, kiedy zakończyła rozmowę.
Anula & pona
sc
an
da
lous
Uśmiechnął się.
- Daj mi telefon - poprosił.
- Co robisz?
- Zaprogramuję ci mój dzwonek. Będziesz od razu wiedziała, że to ja. -
Skończył i rzucił jej tryumfujące spojrzenie. - Posłuchaj.
Z aparatu rozległy się pierwsze takty „I Have Got You Under My Skin".
- Będziesz od razu wiedziała.
Paige wyglądała na przyjemnie zdziwioną.
- Masz zamiar często do mnie dzwonić?
- Czy trzy razy dziennie to dużo?
Roześmiała się, ale chyba mu nie uwierzyła. To dobrze pomyślał. Bo
może będzie dzwonił cztery razy...
- Mamy tu coś bardzo ważnego do załatwienia - powiedział, kiedy
wysiadali z samochodu.
- Tak? - wygładziła dżinsy i objęła go w pasie.
Lubił, kiedy była przy nim tak blisko. Tak powinno być zawsze.
Poczuł ucisk w żołądku. Pragnął czegoś i miał nadzieję, że Paige pragnie
tego samego.
- Dokąd idziemy? - zapytała.
- Odwiedzić starą przyjaciółkę.
Spojrzała na niego pytająco, ale powstrzymała się od dociekań.
Spędzili kolejny wspaniały dzień. Niebo było tak niebieskie, jak bywa
tylko w Kalifornii, a powietrze rześkie i czyste. Aromat czekolady mieszał się
ze słonym zapachem zatoki kiedy tak wędrowali ramię w ramię pośród tłumu
turystów.
W kilka minut dotarli do fontanny.
- Ach! - domyśliła się Paige. - Andrea. Skinął.
- Nie zawiodła nas ostatnio, więc pomyślałem, że znowu damy jej
Anula & pona
sc
an
da
lous
szansę. Kuksnęła go żartobliwie w żebra.
- Chciałam tylko jednego pocałunku, a popatrz, co dostałam. Miałeś
rację, trzeba być ostrożnym przy wypowiadaniu życzeń.
Wziął ją za rękę i podprowadził do kamiennych schodków otaczających
fontannę. Wiatr niósł w powietrze drobniuteńką mgiełkę wodną.
- Nie powiedziałeś mi, czego sobie wtedy życzyłeś, Matt. Wpatrzony w
rozpryskującą się wodę zastanawiał się nad odpowiedzią. Chciał wtedy wygrać
swój zakład o zwycięstwo umysłu nad ciałem.
- Moje życzenie się spełniło - powiedział po prostu. Wyciągnął z
kieszeni garść drobnych, ale kiedy Paige sięgnęła po pieniążek, zacisnął dłoń.
- Zaczekaj - powiedział. - Ja pierwszy.
Spojrzała zdziwiona, ale tylko wzruszyła ramionami.
-W porządku.
- Mam tylko jednego pensa.
- Uważaj więc i nie bądź za poważny - ostrzegła go.
Rzucił pieniążek i obserwował, jak z pluskiem wpada do fontanny.
Potem sięgnął do kieszeni. Paige przez cały czas patrzyła mu w oczy. Kiedy
otworzył dłoń, spojrzała w dół.
Nie odezwała się.
Jego serce biło mocno, gdzieś w oddali rozległo się wołanie mewy. Paige
słyszała tylko szum krwi w uszach.
Powoli uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy.
Jej niebieskozielone tęczówki były mokre od łez i błyszczące ze
szczęścia.
- To nie jest pens, Matt. Uśmiechnął się. - Ale i tak przynosi szczęście.
Obiecuję.
Ujął pierścionek z brylantem tak samo jak pieniążek w dwa palce.
- Mam jedno życzenie. Paige Ashton, chciałbym spędzić resztę mojego
Anula & pona
sc
an
da
lous
życia z tobą.
Chciała się odezwać, ale zabrakło jej słów. Zamrugała i po jej policzku
stoczyła się łza.
Matt, nie odrywając od niej wzroku, przyklęknął na jedno kolano i wziął
ją za rękę.
- Kocham cię, Paige. Nigdy nie spotkałem kogoś tak doskonałego,
słodkiego, mądrego i cudownego jak ty. Kocham cię, bo mnie zmieniłaś i
podarowałaś mi to, co najpiękniejsze w życiu.
Wsunął pierścionek na jej drżący palec.
- Paige, czy wyjdziesz za mnie i uczynisz mnie najszczęśliwszym
facetem na świecie?
Spróbowała się roześmiać, ale wyszedł z tego szloch. Jej wargi drżały,
kiedy próbowała walczyć ze wzruszeniem.
- Kocham cię, Matt, ale zupełnie nie wiem, co powiedzieć.
- Jak to nie wiesz? - rzucił jej karcące spojrzenie. - Powiedz „tak".
- Tak! - Zarzuciła mu ramiona na szyję, a on obrócił ją wokół siebie tak
zamaszyście, że aż poderwało się stadko gołębi. A kiedy ją pocałował, obecni
na placu turyści zaczęli bić brawo.
Aplauz zabrzmiał w ich uszach jak najpiękniejsza muzyka.
Anula & pona
sc
an
da
lous