background image

PULP FICTION 

VINCENT VEGA 

John Travolta 

JULES WINNFIELD 

Samuel L. Jackson 

MIA WALLACE 

Uma Thurman 

THE WOLF 

Harvey Keitel 

PUMPKIN 

Tim Roth 

HONEY BUNNY 

Amanda Plummer 

FABIENNE 

Maria de Medeiros 

MARSELLUS WALLACE Ving Rhames 

LANCE 

Eric Stolz 

JODY 

Rosanna Arquette 

CAPTAIN KOONS 

Christopher Walken 

BUTCH COOLIDGE 

Bruce Willis 

Scenariusz i reżyseria 

Quentin Tarantino 

Produkcja 

Lawrence Bender 

Casting by 

Ronnie Yeskel 

 

Gary M. Zuckerbrod 

Muzyka 

Karyn Rachtman 

Kostiumy 

Betsy Heimann 

Scenografia 

David Wasco 

Redakcja 

Sally Menke 

Zdjęcia 

Andrzej Sekula 

Współprodukcja 

Bob Weinstein 

 

Harvey Weinstein 

 

Richard N. Gladstein 

Executive Producers 

Danny DeVito 

 

Michael Shamberg 

 

Stacey Sher 

background image

PULP FICTION 

scenariusz: 

Quentin Tarantino 

Przełożyła 

Elżbieta Gałązka 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wydawnictwo Da Capo 

Warszawa 1997 

background image

Tytuł oryginału 

PULP FICTION 

 

Copyright © 1994 by Quentin Tarantino 

Cover © by Firooz Zahedi 

Back cover photo © by Linda Chen 

 

 

Opracowanie okładki Stefan Nyka 

Skład i łamanie 

 

MILANÓWEK 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

For the Polish translation 

Copyright © 1997 by Wydawnictwo Da Capo 

 

For the Polish edition 

Copyrigh © 1997 by Wydawnictwo Da Capo 

 

Wydanie I 

ISBN 83 - 7157 - 022 - 8 

 

Printed in Germany 

by ELSNERDRUCK - BERLIN 

background image

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PULP (pulp) - rzeczownik; 

1. Miękka, wilgotna, bezkształtna masa 

2. czasopismo  lub  książka  o  skandalizującej  treści  drukowane  na  szorstkim  papierze 

pośledniego gatunku 

American Heritage Dictionary: New College Editioned22 

 

 

WNĘTRZE, KAFEJKA - RANEK 

 

Zwykła kafejka w stylu Denny's czy Spires w Los Angeles. Jest około 9:00 rano. Lokal nie jest 

zatłoczony, ale całkiem sporo klientów popija kawę, przeżuwa bekon i wcina jajecznicę. 

 

Dwoje  z  tych  ludzi  to  Młody  Mężczyzna  i  Młoda  Kobieta. Młody  Mężczyzna  mówi  z  lekkim 

akcentem  typowym  dla  brytyjskiej  klasy  robotniczej  i,  podobnie  jak  większość  swoich 

rodaków, pali papierosy tak, jakby właśnie wychodziły z mody. 

 

Trudno  określić  pochodzenie  Młodej  Kobiety  ani  odgadnąć  jej  wiek;  każde  jej  działanie 

przeczy  temu,  co  robiła  przedtem.  Chłopak  i  dziewczyna  siedzą  w  boksie.  Prowadzą  szybki 

dialog w stylu „His Girl Friday”. 

background image

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Mowy nie ma. Za duże ryzyko. Skończyłem z tym gównem. 

MŁODA KOBIETA 

Zawsze tak mówisz. Wciąż to samo: koniec, nigdy więcej, za duże ryzyko. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Zawsze to mówię i zawsze mam rację. 

MŁODA KOBIETA 

Ale za dzień, dwa o tym zapominasz. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Koniec ery zapominania, wchodzimy w erę pamiętania. 

MŁODA KOBIETA 

Kiedy tak trujesz, wiesz, kogo mi przypominasz? 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Rozsądnego człowieka. 

MŁODA KOBIETA 

Kaczkę. 

(naśladując kaczkę) 

Kwa, kwa, kwa, kwa, kwa... 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Głowa do góry, bo słyszysz to ostatni raz. 

Naprawdę  mam  zamiar  z  tym  skończyć,  więc  już  nigdy  nie  będę  kwakał,  że  chcę  z  tym 

skończyć. 

MŁODA KOBIETA 

Po dzisiejszym skoku? 

 

Chłopak i dziewczyna wybuchają śmiechem, przez co w rozmowie następuje przerwa. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Tak, ale dziś jeszcze pokwaczę. 

 

Pojawia się Kelnerka z dzbankiem kawy. 

KELNERKA 

Dolać państwu kawy? 

MŁODA KOBIETA 

O tak, dzięki. 

background image

 

Kelnerka nalewa Młodej Kobiecie kawy. Młody Mężczyzna zapala kolejnego papierosa. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Ja dziękuję. 

 

Kelnerka oddala  się. Młody Mężczyzna  zaciąga  się dymem. Młoda Kobieta dodaje do kawy 

całe tony śmietanki i cukru. Młody Mężczyzna od razu wraca do tematu. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

No bo wiesz, ryzyko jest takie samo, jak, kurwa, przy obrabianiu banków. 

A nawet większe. Banki to pestka. W bankach federalnych nie stawiają nawet oporu. Mają to 

w  dupie,  są  ubezpieczeni.  Na  bank  federalny  idziesz  bez  spluwy.  Słyszałem,  że  jeden  gość 

podał tylko kasjerowi telefon bezprzewodowy, a drugi gość w słuchawce powiedział: „Mam 

tu twoją córeczkę. Oddaj mu cały szmal, bo ją sprzątniemy.” 

MŁODA KOBIETA 

I poskutkowało? 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Kurwa,  przecież  ci  mówię!  Ten  palant  poszedł  na  bank  z  telefonem.  Nie  ze  spluwą,  nie  z 

gnatem, ale z pierdolonym telefonem! Zgarnął całą kasę, a tamci nawet palcem nie kiwnęli. 

MŁODA KOBIETA 

A co z dziewczynką? 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Nie wiem. Pewnie w ogóle  nie było żadnej dziewczynki. Chuj z dziewczynką, nie chodzi o 

nią, ale o to, że faceci obrobili bank za pomocą telefonu. 

MŁODA KOBIETA 

Hmm. Chcesz się przerzucić na banki? 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Nie, chcę ci tylko wykazać, że to dużo łatwiejsze niż to, co robiliśmy. 

[MŁODA KOBIETA 

Więc nie chcesz robić banków? 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Nie... to się zawsze kończy tak samo: albo cię pukną, albo dostajesz dwudziestkę.] 

MŁODA KOBIETA 

                                                

 Teksty w nawiasach kwadratowych zostały usunięte z ostatecznej wersji filmu

 

background image

Więc koniec z monopolowymi? 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

A o czym my tu mówimy? Tak, koniec z monopolowymi. Zresztą to już nie to, co dawniej. 

Teraz prowadzą je sami cudzoziemcy. Wietnamcy, Koreańcy... ni chuja po angielsku. Mówisz 

takiemu:  „Wyłóż  forsę  z  kasy!”.  A  ten  za  cholerę  nie  wie,  czego  od  niego  chcesz.  I  zbyt 

emocjonalnie reagują. Jeśli dalej będziemy w to brnąć, któryś z żółtków tak nas wkurwi, że 

będziemy musieli go zabić. 

MŁODA KOBIETA 

Nie mam zamiaru nikogo zabijać. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Ja  też  nie  chcę  nikogo  zabijać.  Ale  tak  się  teraz  porobiło,  że  albo  my,  albo  oni.  A  jak  nie 

żółtek,  to  któryś  z  tych  pierdolonych  Żydków  ze  sklepikarskiej  rodziny.  Dziadzio  Mosze  z 

magnum pod ladą. Tu żaden numer z telefonem nie przejdzie. Koniec z tym, do kurwy nędzy, 

wycofujemy się. 

MŁODA KOBIETA 

I co dalej? Etat? 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

(śmieje się) 

W życiu! 

MŁODA KOBIETA 

Więc co? 

 

Chłopak przywołuje Kelnerkę. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Garçon! Kawa! 

 

Następnie patrzy na swoją dziewczynę. 

Ten lokal. 

 

Do stolika podchodzi Kelnerka i dolewa mu kawy. 

KELNERKA 

(z wyższością) 

„Garçon” to „chłopiec”. 

 

background image

Odchodzi. 

MŁODA KOBIETA 

Ten lokal? Kawiarnia? 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

A  bo  co?  Nikt  nie  napada  na  knajpy,  więc  czemu  nie?  W  barze,  w  monopolowym  czy  na 

stacji  benzynowej  na  widok  gnata  od  razu  rozwalą  ci  łeb.  Ale  w  restauracji  działasz  z 

zaskoczenia. Nie spodziewają się napadu. Nie w tym stopniu. 

MŁODA KOBIETA 

(coraz bardziej zainteresowana pomysłem) 

Założę się, że w takim miejscu nikt by nie strugał bohatera. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Zgadza  się.  I,  tak  jak  banki,  knajpy  są  ubezpieczone.  Szef  ma  to  głęboko  w  dupie.  Zrobi 

wszystko,  żebyś  się  wyniosła,  zanim  mu  zaczniesz  rozwalać  klientów.  Kelnerki?  Olewka. 

Żadna nie zasłoni kasy własną piersią. Na zmywaku chłopcy dostają dolara za godzinę. Srają 

na to, że ktoś okrada szefa. A klienci siedzą z ustami pełnymi żarcia i nawet nie wiedzą, co 

jest grane. Wtryniają omlet i nagle widzą przed nosem spluwę. 

 

Widać, że Młodej Kobiecie pomysł coraz bardziej się podoba. 

 

Przyszło mi to do głowy, kiedy obrabialiśmy nasz ostatni monopol. 

Pamiętasz, jak ciągle ktoś tam wchodził? 

MŁODA KOBIETA 

Tak. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

A ty wpadłaś na pomysł, żeby im zabrać portfele. 

MŁODA KOBIETA 

Aha. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

To był ekstra pomysł. 

MŁODA KOBIETA 

Dziękuję. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Z portfeli zgarnęliśmy więcej szmalu niż z kasy. 

MŁODA KOBIETA 

background image

Fakt. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

W knajpach jest dużo ludzi. 

MŁODA KOBIETA 

I dużo portfeli. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Sprytnie wykombinowane, co? 

 

Młoda  Kobieta  spogląda  na  salę  pod  kątem  świeżo  zdobytej  wiedzy.  Widzi  gości  zajętych 

jedzeniem,  zatopionych  w  rozmowie.  Zmęczone  kelnerki  przyjmujące  zamówienia. 

Pomocników  zbierających  naczynia.  Kierownika  marudzącego  coś  do  kucharza.  Na  ustach 

Młodej Kobiety wykwita uśmiech. 

MŁODA KOBIETA 

Całkiem sprytne. 

(przekonana) 

Jestem gotowa, zróbmy to, tu i teraz. No już. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Dobra,  tak  jak  poprzednim  razem,  pamiętasz?  Ty  panujesz  nad  gośćmi,  ja  biorę  na  siebie 

obsługę. 

MŁODA KOBIETA 

Mhm. 

 

Całują  się,  a  następnie  oboje  wyciągają  swoje  trzydziestki  dwójki  i  kładą  je  na  stole.  On 

patrzy na nią, ona na niego. 

MŁODA KOBIETA 

Kocham cię, Dziubasku. 

MŁODY MĘŻCZYZNA 

Kocham cię, Misiu - Pysiu. 

 

W  tej  samej  chwili  Dziubasek  i  Misio  -  Pysio  chwytają  za  rewolwery,  wstają  z  miejsc  i 

przystępują  do  obrabowania  restauracji.  Dziubasek  wybiera  działanie  à  la  opanowany 

profesjonalista.  Misio  -  Pysio  miota  się  jak  nawiedzona,  w  gorącej  wodzie  kąpana 

psychopatka. 

DZIUBASEK 

background image

(wrzeszczy do wszystkich) 

Ludzie, zachować spokój! To napad! 

MISIO - PYSIO 

Niech któryś z was, pojebańców, spróbuje drgnąć, a rozpierdolę wszystkich w drobny mak! 

CIĘCIE 

NAPISY CZOŁOWE 

PULP FICTION 

WNĘTRZE. CHEVY ROCZNIK 1974 (W RUCHU) - RANEK 

 

Stary,  żrący  benzynę  jak  smok,  brudny  biały  chevy  nova  z  1974  roku  toczy  się  opanowaną 

przez bezdomnych uliczką Hollywood. Na przednim siedzeniu jedzie dwóch mężczyzn - czarny 

i biały - obaj ubrani w tanie czarne garnitury, na szyi wąskie krawaciki, na całość narzucone 

długie,  zielone  prochowce.  Nazywają  się  Vincent  Vega  (biały)  i  Jules  Winnfield  (czarny  . 

Jules prowadzi. 

JULES 

No dobra, opowiedz mi o hasz - barach. 

VINCENT 

Dobra. A co chcesz wiedzieć? 

JULES 

Hasz jest tam legalny, tak? 

VINCENT 

Tak, legalny, ale nie na sto procent. Nie możesz wejść do pierwszej lepszej knajpy i zacząć 

jarać skręta. Robisz to we własnym domu albo w specjalnym lokalu. 

JULES 

W hasz - barze? 

VINCENT 

Widzisz, to wygląda tak: wolno ci kupować, wolno posiadać, a jeśli jesteś właścicielem hasz - 

baru, wolno ci też sprzedawać. Wolno mieć przy sobie działkę, ale... ale to i tak nieistotne, bo 

-  słuchaj  uważnie!  -  gliniarze  mogą  cię  wprawdzie  zatrzymać,  ale  nie  mogą  cię  przeszukać. 

Rozumiesz? Gliniarze w Amsterdamie nie mają do tego prawa. 

JULES 

Rany, w takim razie, jadę do Amsterdamu. I to, kurwa, już. 

VINCENT 

Miałbyś tam jak w raju, stary. Ale wiesz, co jest w Europie najzabawniejsze? 

background image

JULES 

Co? 

VINCENT 

Drobne różnice. To znaczy, mają tam zasadniczo to samo gówno co my, ale ich gówna są ciut 

inne. 

JULES 

Przykład? 

VINCENT 

Możesz  wejść  do  kina  i  kupić  sobie  piwko.  I to  nie  takie  w  papierowym  kubku.  Normalne 

piwo, na szklanki. A w Paryżu to nawet w McDonald'sie podają piwo. „Wiesz jak tam mówią 

na ćwierćfunciaka z serem? 

JULES 

Nie mówią „ćwierćfunciak z serem”? 

VINCENT 

Nie,  bracie,  tam  mają  system  metryczny,  więc  za  cholerę  nie  kapują,  co  to  takiego 

ćwierćfunciak. 

JULES 

To jak na niego mówią? 

VINCENT 

„Royale z serem”. 

JULES 

„Royale z serem”. A jak mówią na Big Maca? 

VINCENT 

Big Mac to Big Mac, ale oni mówią „Le Big Mac”. 

JULES 

„Le Big Mac”. A jak mówią na Whoppera? 

VINCENT 

Nie wiem, nie jadam w Burger Kingu. Wiesz, co w Holandii dają do frytek zamiast keczupu? 

JULES 

Co? 

VINCENT 

Majonez. 

JULES 

Nie pierdol... 

background image

VINCENT 

Sam widziałem. Aż pływają w tym gównie. 

JULES 

Fuj! 

WNĘTRZE. CHEVY (BAGAŻNIK) - RANEK 

 

Bagażnik  chevy  otwiera  się,  Jules  i  Vincent  sięgają  do  środka,  wyjmują  dwa  colty 

samopowtarzalne, kaliber 45, ładują je i odbezpieczają... 

JULES 

Do tej roboty lepsze byłyby karabiny. 

VINCENT 

Ilu ich tam jest? 

JULES 

Trzech albo czterech. 

VINCENT 

Licząc z naszą wtyczką? 

JULES 

Nie jestem pewien. 

VINCENT 

Więc może ich tam siedzieć i z pięciu? 

JULES 

Niewykluczone. 

VINCENT 

Kurwa, trzeba było zabrać karabiny. 

 

Zamykają bagażnik. 

CIĘCIE 

PLENER. 

PODWÓRKO BUDYNKU MIESZKALNEGO - RANEK 

 

Vincent i Jules, zamiatając połami identycznych, długich płaszczy po ziemi, przechodzą przez 

podwórko hollywoodzkiego bloku mieszkalnego utrzymanego w stylu hacjendy. 

 

Kamera jedzie obok, filmując z boku. 

background image

VINCENT 

Jak jej na imię? 

JULES 

Mia. 

VINCENT 

Mia. Jak poznała Marsellusa? 

JULES 

Nie wiem, pewnie normalnie, jak ktoś kogoś poznaje. Była aktorką. 

VINCENT 

Tak? Widziałem ją w czymś? 

JULES 

Jedyną większą rolę zagrała w pilocie. 

VINCENT 

W pilocie? Co to jest pilot? 

JULES 

Oglądasz seriale telewizyjne? 

VINCENT 

W ogóle nie oglądam telewizji. 

JULES 

Ale  jesteś  świadom  istnienia  wynalazku  zwanego  telewizją,  w  którym  to  wynalazku 

puszczane są seriale? 

VINCENT 

Tak. 

JULES 

Zanim  zaczną  produkcję  serialu,  kręcą  jeden  odcinek  i  ten  odcinek  nazywają  „pilotem”.  A 

potem pokazują go  ludziom, którzy zatwierdzają  seriale do produkcji  i którzy decydują, czy 

chcą  produkować  dalsze  odcinki.  I  albo  go  zatwierdzają  i  wychodzi  z  tego  serial,  albo  nie 

zatwierdzają  i  gówno  z  tego  wychodzi.  A  ona  zagrała  właśnie  w  takim,  z  którego  gówno 

wyszło. 

 

Wchodzą do budynku. 

WNĘTRZE. 

OKOLICE RECEPCJI (BLOK MIESZKALNY) - RANEK 

 

background image

Vincent i Jules przechodzą przez recepcję i czekają na windę. 

JULES 

Pamiętasz  Antwana  Rockamorę?  Tego  pół  -  Murzyna,  pół  -  Samoańczyka?  Ksywa  „Tony 

Rocky Horror”. 

VINCENT 

Może i tak. Taki gruby? 

JULES 

Wcale nie gruby, tylko z nadwagą. Nic dziwnego, jest Samoańczykiem. 

VINCENT 

Chyba wiem, o kim mówisz. A bo co? 

JULES 

Marsellus spuścił mu niezły wpierdol. W mieście gadają, że to z powodu żony Marsellusa. 

 

Nadjeżdża winda, obaj panowie do niej wsiadają. 

VINCENT 

Za co? Ruchał ją? 

JULES 

Nie, nie, nie, nie, nie. Nic z tych rzeczy. 

VINCENT 

To co jej zrobił? 

JULES 

Masaż stóp. 

VINCENT 

Masaż stóp? 

 

Jules kiwa potakująco głową. 

 

Tylko tyle? 

 

Jules kiwa potakująco głową. 

 

A co zrobił Marsellus? 

JULES 

Posłał do niego paru kiziorów, ci go wywlekli na patio i spuścili z balkonu. 

background image

Czarnuch zleciał cztery piętra w dół. A na dole był ogródek pod szkłem, taki mały inspekcik - 

czarnuch spadł prosto w szkło. Od tamtej pory cierpi na zaburzenia mowy. 

 

Drzwi windy otwierają się, Jules i Vincent wychodzą. 

VINCENT 

Ja cię kręcę... 

WNĘTRZE. 

KORYTARZ W BUDYNKU MIESZKALNYM - RANEK 

VINCENT 

Zawsze powtarzam, że bawiąc się zapałkami można się poparzyć. 

JULES 

To znaczy? 

VINCENT 

Jak można masować stopy nowej żonie Marsellusa? 

JULES 

Nie sądzisz, że Wallace przesadził? 

VINCENT 

Pewnie Antwan nie spodziewał się aż takiej reakcji, ale jakiejś reakcji musiał oczekiwać. 

JULES 

To tylko masaż stóp... to nic nie znaczy. Sam masuję stopy mamie. 

VINCENT 

Nie, on dotykał poufale nowej żony Marsellusa. Czy to gorsze . niż lizanko? Nie. Ale ten sam 

kaliber. 

 

Jules zatrzymuje Vincenta. 

JULES 

Zaraz, zaraz, zaraz... Lizanko i masaż stóp to, kurwa, dwie różne sprawy. 

VINCENT 

Ale z tej samej parafii. 

JULES 

Z  zupełnie  innej  parafii.  Słuchaj,  może  ty  masujesz  inaczej  niż  ja,  ale  dotykanie  stóp  jego 

żony  i  wsadzanie  języka  w  jej  najświętszą  świętość  to  zupełnie  inny  kaliber,  zupełnie  inna 

parafia, to całkiem inny sport. Masaż stóp jeszcze nic nie znaczy. 

VINCENT 

background image

Masowałeś komuś stopy? 

JULES 

Nie pouczaj mnie w temacie masażu. Jestem, kurwa, mistrzem masowania stóp. 

VINCENT 

Dużo masowałeś? 

JULES 

A jak. Mam świetną technikę. Żadnych łaskotek. 

VINCENT 

A robiłeś kiedyś masaż stóp facetowi? 

 

Jules spogląda na niego przeciągle - został wpuszczony w maliny. 

JULES 

Spierdalaj. 

 

Rusza dalej korytarzem. Vincent, z uśmieszkiem na ustach, podąża parę kroków za nim. 

VINCENT 

Ilu facetom? 

JULES 

Spierdalaj. 

VINCENT 

Wiesz, nogi mnie bolą, masaż dobrze by im zrobił. 

JULES 

No, no, no. Przymknij się, bo zaczynasz mnie wkurwiać. To te drzwi. 

 

Obaj przystają przed drzwiami z numerem 49. Szepczą. 

 

Którą masz godzinę? 

VINCENT 

(spogląda na swój zegarek) 

Siódmą dwadzieścia dwie rano. 

JULES 

Jeszcze za wcześnie. Zaczekajmy chwilę. 

 

Odchodzą kawałeczek od drzwi, zwróceni twarzami do siebie, wciąż szepcząc. 

background image

 

Słuchaj, to, że nie masuję stóp facetom, nie daje Marsellusowi prawa, by spuszczać Atwana w 

pierdoloną  szklarnię  i  to  tak,  żeby  czarnuchowi  odebrało  mowę.  Tak  się,  kurwa,  nie 

postępuje. Gdyby chciał mi to zrobić, musiałby mnie wpierw znieczulić, bobym kutasa zabił, 

kapujesz? 

VINCENT 

Nie mówię, że to jest w porządku, ale ty twierdzisz, że masaż stóp nic nie znaczy, a ja mówię, 

że  jednak  coś.  Wymasowałem  miliony  damskich  stóp  i  zawsze  to  coś  znaczyło.  Udajemy 

tylko, że nic. I w tym tkwi cały urok. To coś zmysłowego, ale o tym się nie mówi, chociaż i 

ona wie, i ty wiesz, i Marsellus to, kurwa, wiedział, a Antwan powinien to, kurwa wiedzieć 

lepiej. Kiedy w grę wchodzi żona, poczucie humoru wysiada. Rozumiesz mnie? 

JULES 

Ciekawa koncepcja... No dobra, wczujmy się w nastrój. 

VINCENT 

Mówiłeś, że jak jej na imię? 

JULES 

Mia. Czemu tak się interesujesz żoną Grubego? 

VINCENT 

Marsellus wyjeżdża na Florydę i prosił mnie, żebym się nią zajął pod jego nieobecność. 

JULES 

Zajął się nią? 

 

Wyciąga palec i przykłada go jak pistolet do skroni. 

VINCENT 

Nie  w  ten  sposób!  Mam  ją  gdzieś  zabrać,  rozerwać.  Dopilnować,  żeby  się  nie  czuła 

opuszczona. 

JULES 

Wybierasz się z żoną Wallace'a na randkę? 

VINCENT 

To nie randka. To tak jakbyś wziął żonę kumpla do kina albo coś. Ty tylko... no wiesz... miłe 

towarzystwo i tyle. 

 

Jules patrzy na niego bez słowa. 

 

background image

To nie randka. 

 

Jules patrzy na niego bez słowa. 

 

[Zobaczysz będę grzeczny. 

 

Jules potrząsa głową i mruczy coś pod nosem. 

JULES 

Suka zabije więcej czarnuchów niż czas. 

VINCENT 

Co takiego? 

JULES 

Nic. Wczujmy się w nastrój. 

VINCENT 

Co powiedziałeś? 

JULES 

Gówno powiedziałem. Do roboty. 

VINCENT 

Nie rób sobie jaj, coś mówiłeś, powtórz. 

JULES 

(mówiąc o robocie) 

Zależy ci na tym? 

VINCENT 

Chcę, żebyś powtórzył, co mówiłeś. 

JULES 

Za trzydzieści sekund te drzwi się otworzą, więc zbierz się do kupy... 

VINCENT 

Jestem w kupie. 

JULES 

1 nie pierdziel. Przestań myśleć o tamtym i zbierz się do kupy,  jak przystało na szkolonego 

zawodowca.] 

WNĘTRZE. MIESZKANIE (NUMER 49) - RANEK 

 

Trzech młodych chłopców, najwyraźniej zaskoczonych najściem, siedzi  przy stole założonym 

background image

hamburgerami, frytkami i napojami. 

JULES 

Cześć, chłopaki. 

 

Dwaj mężczyźni wchodzą do środka. 

Trzej młodzieńcy przyłapani z zaskoczenia to: 

MARVIN 

Czarny chłopak, który otworzył drzwi. W miarę rozwoju wydarzeń wycofa się w kąt. 

ROGER Młody blond surfingowiec z fryzurą „stadko mew”. 

BRETT 

Biały  młodzik  o  wyglądzie  studenta  elitarnej  szkoły,  z  ulizaną  fryzurą;  siedzi  przy  stole 

trzymając w dłoni ogromnego, cieknącego hamburgera. 

 

Vincent i Jules przejmują kontrolę nad pomieszczeniem, trzymając ręce w kieszeniach. Jules 

zagaja rozmowę. 

JULES 

Co u was słychać? 

 

Brak odpowiedzi. 

(do Bretta) 

Jestem na haju, czy zadałem ci pytanie? 

BRETT 

U nas wszystko w porządku. 

 

Kiedy Jules i Brett prowadzą rozmowę, Vincent przechodzi za młodych Facetów. 

JULES 

Wiecie, kim jesteśmy? 

 

Brett przecząco kręci głową. 

Jesteśmy  wspólnikami  waszego  kontrahenta,  Marsellusa  Wallaces'a.  Chyba  pamiętacie 

swojego kontrahenta, co? 

 

Brak odpowiedzi. 

(do Bretta) 

background image

Pozwól, że zgadnę. Ty jesteś Brett, zgadza się? 

BRETT 

Tak. 

JULES 

Tak też myślałem. Pamiętasz, jak robiłeś biznes z Marsellusem Wallace'em, prawda, Brett? 

BRETT 

Pamiętam go. 

JULES 

I bardzo dobrze. Widzę, że przerwaliśmy wam z Vincentem śniadanko. Wybaczcie. Co jecie? 

BRETT 

Hamburgery. 

JULES 

Hamburgery! Fundament każdego pożywnego śniadania. Jakie to hamburgery? 

BRETT 

Cheeseburgery. 

JULES 

Nie, nie, nie, nie, nie. Pytam, gdzie je kupiliście. W McDonald's, w Wendy's, w Jack - in - the 

- Box, gdzie? 

BRETT 

Big Kahuna. 

JULES 

W  Big  Kahuna.  To  ta  hawajska  sieć  hamburgerowni.  Słyszałem,  że  mają  bardzo  smaczne 

hamburgery. Nigdy tam nie jadłem, faktycznie smaczne? 

BRETT 

Są dobre. 

JULES 

Mogę się poczęstować? 

BRETT 

Oczywiście. 

JULES 

To twój, prawda? 

BRETT 

Tak. 

 

background image

Jules bierze hamburgera i odgryza spory kęs. 

JULES 

Mmmmm, to jest naprawdę smaczny hamburger. 

(do Wincenta) 

Vincent, jadłeś kiedyś hamburgera z Big Kahuna? 

VINCENT 

Nie. 

 

Jules wyciąga do niego bułkę. 

JULES 

Chcesz gryzą? Są naprawdę pyszne. 

VINCENT 

Nie jestem głodny. 

JULES 

Ale  jeśli  lubisz  hamburgery,  spróbuj  kiedyś  takiego.  Sam  rzadko  je  jadam,  bo  moja 

dziewczyna jest wegetarianką. A to znaczy, że i ja w pewnym stopniu jestem wegetarianinem. 

Ale lubię smak dobrego hamburgera, o tak. 

(do Bretta) 

Wiesz, jak mówią we Francji na ćwierćfunciaka z serem? 

BRETT 

Nie. 

JULES 

Powiedz mu, Vincent. 

VINCENT 

Royale z serem. 

JULES 

Royale z serem. Wiesz, czemu go tak nazwali? 

BRETT 

Bo mają system metryczny? 

JULES 

Patrz pan, jaki z Bretta mózgowiec! Cwany z ciebie skurwiel. Zgadza się. System metryczny. 

(pokazuje na firmowy papierowy kubek) 

Co tu masz? 

BRETT 

background image

Sprite'a. 

JULES 

Sprite, świetnie. Pozwolisz mi zapić hamburgera tym pysznym napojem? 

BRETT 

Proszę bardzo. 

 

Jules chwyta kubek i pociąga łyk. 

JULES 

Mmmmmmm, to jest to! 

(do Rogera) 

Ty, „stadko mew”, wiesz, po co przyszliśmy? 

 

Roger kiwa potakująco głową. 

 

Więc może powiesz mojemu koledze Vinceowi, gdzie schowaliście towar. 

MARVIN 

Jest tam... 

JULES 

Ciebie, kurwa, o nic nie pytałem. 

(do Rogera) 

Więc jak mówiłeś? 

ROGER 

W szafce. 

 

Vincent zagląda do szafki, schyla się, a następnie wyciąga z niej mały czarny neseser. 

VINCENT 

Jest. 

 

Vincent  manipuluje  przy  zamkach  i  otwiera  neseser.  Nie  widzimy,  co  jest  w  środku,  ale  od 

zawartości bije słaby Mask. Vincent patrzy na nią jak skamieniały. 

JULES 

Cieszymy się? 

 

Skamieniały Vincent nie odpowiada. 

background image

 

Vincent! 

Vincent podnosi wzrok na Julesa. 

 

Cieszymy się? 

 

Vincent zamyka neseser. 

VINCENT 

Tak, cieszymy się. 

BRETT 

(do Julesa) 

Słuchaj,  jak  się  nazywasz?  Już  wiem,  że  tamten  ma  na  imię  Vincent,  ale  twojego  nie 

dosłyszałem. 

JULES 

Mam na imię Pitt, a tobie nie pomoże żaden kit. 

BRETT 

Chcę  tylko,  żebyś  wiedział,  jak  żałujemy,  że  tak  się  pochrzaniło  między  nami,  a  panem 

Wallace'em. Kiedy w to wchodziliśmy, mieliśmy jak najlepsze intencje... 

 

Kiedy Brett mówi, Jules wyciąga pistolet i trzykrotnie strzela Rogerowi w pierś, zrzucając go 

z krzesła. 

 

Vince uśmiecha się do siebie. Ten Jules ma styl. 

 

Brett  sra  w  spodnie.  Nie  płacze,  nie  skamle,  ale  jest  tak  przerażony,  że  wydaje  się,  że  za 

chwilę imploduje. 

JULES 

(do Bretta) 

Wybacz. Czy przerwałem ci wątek? Nie chciałem tego. Proszę cię, mów dalej. Zdaje się, że 

ostatnio wspomniałeś coś o „najlepszych intencjach”. 

 

Brett nie może wydusić z siebie ani słowa. 

 

No,  co  jest?  Ach,  skończyłeś?  Pozwól  mi  na  replikę.  Jak  byś  mi  opisał  wygląd  Marsellusa 

background image

Wallace'a? 

 

Brett dalej nie może mówić. 

 

Jules rzuca się i przewraca stolik, usuwając jedyną barierę dzielącą go od Bretta. Brett siedzi 

na samotnym krześle przed Julesem, jak więzień polityczny na przesłuchaniu. 

JULES 

Z jakiego jesteś kraju? 

BRETT 

(skamieniały) 

Co? 

JULES 

Nie znam kraju o nazwie „Co”. Czy w „Co” mówią po angielsku? 

BRETT 

(bliski zawału) 

Co? 

JULES 

Angielski, skurwysynu, znasz taki język? 

BRETT 

Tak. 

JULES 

Więc rozumiesz, co mówię? 

BRETT 

Tak. 

JULES 

No to opisz mi Marsellusa Wallace'a! 

BRETT 

(ze strachu) 

Co? 

 

Jules wyciąga swoją czterdziestkę piątkę i przyciska Brettowi lufę do policzka. 

JULES 

Powiedz  jeszcze raz:  „co”! No, powiedz  jeszcze raz  „co”. Powiedz!  Wyzywam cię, kutasie! 

Powiedz jeszcze raz swoje kurewskie „co”! 

background image

 

Brett wciska się w oparcie krzesła. 

 

A teraz opisz mi Marsellusa Wallace'a! 

 

Brett zbiera wszystkie siły. 

BRETT 

No... jest... czarny... 

JULES 

Dalej! 

BRETT 

I... jest... jest... łysy. 

JULES 

Czy wygląda jak kurwa? 

BRETT 

(bezmyślnie) 

Co? 

 

Jules  spogląda  na  Vincenta,  który  uśmiecha  się  krzywo.  Jules  przewraca  oczyma  i  strzela 

Brettowi w ramię. 

 

Brett krzyczy, zamieniając się w rozdygotaną, histeryczną galaretę. 

JULES 

Czy wygląda jak kurwa?! 

BRETT 

(rozpaczliwie) 

Nie. 

JULES 

Więc czemu chciałeś go wydymać, jak kurwę? 

BRETT 

(skowyczy) 

Nie chciałem. 

 

Jules zniża głos. 

background image

JULES 

Chciałeś,  Brett.  Chciałeś  go  wydymać,  a  Marsellus  Wallace  pozwala  się  dymać  wyłącznie 

pani Wallace. Czytujesz Biblię, Brett? 

BRETT 

(przez ściśnięte gardło) 

Tak. 

JULES 

Znam na pamięć jeden fragment, który pasuje jak ulał do sytuacji. Księga Ezechiela, rozdział 

25, wers 17. „Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych 

ludzi.  Błogosławiony  ten,  co  w  imię  miłosierdzia  i  dobrej  woli  prowadzi  słabych  doliną 

ciemności, bo on jest stróżem brata swego i znalazcą zagubionych dzieci. I dokonam na tobie 

srogiej pomsty w zapalczywym gniewie, i na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci; 

i poznasz, że Ja jestem Pan, kiedy wywrę na tobie swoją zemstę!” 

 

Dwaj  mężczyźni  jednocześnie  opróżniają  magazynki  w  kierunku  siedzącego  Bretta.  Marvin 

pada w kącie niczym sterta łachów. 

 

[Po  wyczerpaniu  kul  podziurawiony  jak  sito  trup  siedzi  przez  chwilę  na  krześle,  po  czym 

zwala się na podłogę. 

 

Zapada cisza. 

 

Jedyny słyszalny dźwięk to dochodzące z kąta mamrotanie Marvina. 

MARVIN 

Kurwa mać... kurwa mać... pojebało się... kurwa mać... z zimną krwią... 

VINCENT 

(wskazując na Marvina) 

Twój koleś? 

JULES 

Tak, Marvin. - Vincent, Vincent - Marvin. 

VINCENT 

Każ mu się przymknąć, bo działa mi na nerwy. 

JULES 

Marvin, na twoim miejscu skończyłbym z tym lamentem. 

background image

 

Nagle  otwierają  się  drzwi  od  łazienki  i  Czwarty  Mężczyzna(równie  młody  jak 

pozostali)wybiega ze srebrnym magnum w dłoni. 

CZWARTY MĘŻCZYZNA 

Zdychajcie... zdychajcie... zdychajcie... zdychajcie... zdychajcie! 

 

Czwarty  Mężczyzna  odpala  sześć  razy  w  kierunku  Vincenta  i  Julesa.  Wydaje  przy  tym 

maniakalny ryk zemsty i ryczy aż do wyczerpania amunicji. 

 

Następnie...  wyraz  jego  twarzy  ulega  diametralnej  przemianie.  Grymas  „zemsta  jest  moja” 

ustępuje miejsca osłupiałej minie „co jest, kurwa, grane?”. 

CZWARTY MĘŻCZYZNA 

Nie rozumiem... 

 

Czwarty Mężczyzna pada i znika z kadru, rozdarty na strzępy gradem kul. 

WYCIEMNIENIE] 

NAPIS NA CZERNI: 

„VINCENT VEGA I ŻONA MARSELLUSA WALLACE'A” 

ROZJAŚNIENIE 

PLAN ŚREDNI – BUTCH COOLIDGE 

Rozjaśniający się ekran ukazuje nam Butcha Collidge'a, 26 - letniego czempiona boksu. Butch 

siedzi  przy stoliku ubrany  w czerwono  -  niebieską kurtkę sportową  ze szkoły średniej. Spoza 

kadru  słyszymy  głos  mówiącego  do  niego  szefa  wszystkich,  Marsellusa  Wallace  'a.  Barwa 

jego głosu sugeruje, że jest to skrzyżowanie gangstera z królem. 

MARSELLUS 

(z offu) 

Myślę,  że  się  przekonasz...  kiedy  będzie  już  po  wszystkim...  Myślę,  że  będziesz 

uśmiechniętym i zadowolonym skurwysynem. Chodzi o to, Butch, że teraz masz możliwości. 

Ale,  chociaż  to  bolesne,  możliwości  nie  trwają  wiecznie.  A  twoje  dni  już  się  kończą.  Tak 

wygląda  brutalna, kurewska prawda o życiu  i  na  tę właśnie prawdę  będziesz  musiał realnie 

spojrzeć. Bo w tej branży jest od chuja nierealnie myślących skurwieli, przekonanych, że ich 

dupa  zestarzeje  się  jak  wino.  Zresztą  gdybyś  nawet  poszedł  na  całość,  kim  byś  został? 

Mistrzem świata w wadze piórkowej. I co z tego? Z takim czymś nie mógłbyś się nawet starać 

o kartę kredytową. 

background image

 

Czyjaś dłoń kładzie przed Butchem kopertę pełną pieniędzy. Butch bierze ją do ręki. 

 

W dniu meczu poczujesz może lekkie ukłucie. Odezwie się twoja wkurwiona ambicja. Pierdol 

ambicję!  Ambicja  tylko  boli,  nigdy  w  niczym  nie  pomaga.  Zwalcz  ją  w  sobie.  Bo  za  rok, 

kiedy będziesz się byczył na Karaibach, powiesz sobie: Marsellus Wallace miał rację. 

BUTCH 

Doskonale to rozumiem, panie Wallace. 

MARSELLUS 

W piątej rundzie dasz dupy. Butch przytakuje. Powtórz! 

BUTCH 

W piątej rundzie dam dupy. 

CIĘCIE 

WNĘTRZE SAMOCHODU (W RUCHU) - DZIEŃ 

Vincent  Vega  wygląda  naprawdę  super  za  kierownicą  wiśniowego  chevy  malibu,  kabriolet, 

rocznik 1964. radia płynie muzyka rockabilly. Tło stanowi kolorowe ujęcie reprojekcyjne. 

PLENER. SALLY LEROY'S - DZIEŃ 

Sally LeRoy's to duży bar topless przy trasie LAX, będący własnością Marsellusa. 

 

Klasyczne malibu Vincenta wjeżdża z fasonem na prawie pusty parking, by stanąć obok białej 

hondy civic. 

 

Vincent puka do drzwi. Słychać zgrzyt zamka, drzwi się uchylają, ukazując elegancika Angola 

Dave. Tak naprawdę Dave nie jest wcale Anglikiem, jest młodym Murzynem z Baldwin Park, 

prowadzącym dla Marsellusa kilka klubów, w tym Sally LeRoy's. 

ANGOL DAVE 

Vincent Vega, nasz człowiek w Amsterdamie. Mes Winnfield, nasz człowiek w Inglewood! 

Ruszcie dupy i właźcie. 

 

Vincent i Jules (ubrani w szorty i koszulki bawełniane)wchodzą do środka. 

 

Kurna, czarnuchu, co z twoimi ciuchami? 

JULES 

Nawet nie pytaj. 

background image

 

Angol Dave zatrzaskuje nam drzwi przed nosem. 

WNĘTRZE. SALLY LEROY'S - DZIEŃ 

VINCENT 

Gdzie Graby? 

ANGOL DAVE 

Tam, załatwia jakiś biznes. 

PUNKT WIDZENIA VINCENTA 

Butch ściska dłoń zwalistej postaci odwróconej do nas plecami. Zwalista postać to osławiony 

i wciąż jeszcze niewidoczny Marsellus. 

ANGOL DAVE 

(z offu) 

Zaczekajcie  sekundkę,  a  kiedy  zobaczycie,  że  białas  wychodzi,  podejdźcie.  A  tymczasem 

podać wam espresso? 

VINCENT 

Może kubek zwykłej, amerykańskiej? 

ANGOL DAVE 

Już podaję. Słyszałem, że na jutro umówiłeś się z Mią? 

VINCENT 

Na prośbę Marsellusa. 

ANGOL DAVE 

Znasz ją? 

VINCENT 

Jeszcze nie. 

 

Angol Dave uśmiecha się pod nosem. Jules chichocze. 

 

Co was tak, kurwa, ubawiło? 

ANGOL DAVE 

Nic. 

JULES 

Idę się odlać. 

VINCENT 

Słuchajcie,  nie  jestem  idiotą.  To  pierolona  żona  szefa.  Siądę  z  drugiej  strony  stolika, 

background image

poprzeżuwam z zamkniętymi ustami, pośmieję się z jej dowcipów i nic więcej. 

 

Angol Dave stawia przed Vincem kawę. 

ANGOL DAVE 

Hej, mam na imię Aloszka, to nie moja broszka. 

VINCENT 

Więc po jakiego chuja tak mnie podpytywałeś? Kutafon. 

 

Butch podchodzi rozkołysanym krokiem do baru i staje obok Vincenta. 

BUTCH 

(do Angola Dave'a) 

Mogę dostać paczkę Red Apples? 

ANGOL DAVE 

Z filtrem? 

BUTCH 

Non. 

 

Kiedy  Butch  czeka  na  fajki,  Vincent  sączy  kawę,  gapiąc  się  na  niego.  Butch  odwzajemnia 

spojrzenie. 

 

Patrzysz na coś, koleś? 

VINCENT 

Nie jestem dla ciebie kolesiem, ciołku. 

 

Butch mierzy Vincenta wzrokiem. 

BUTCH 

Słucham? 

VINCENT 

Chyba dobrze mnie słyszałeś, tłuku. 

 

Butch odwraca się do niego całym ciałem, kiedy... 

MARSELLUS 

(z offu) 

Vincent Vega wszedł do budynku, rusz tu dupę! 

background image

 

Vincent idzie do przodu znikając z kadru, nie zaszczyciwszy Butcha spojrzeniem. Ruch kamery 

na  zbliżenie  Butcha,  który  wypełniając  kadr  wygląda,  jakby  miał  zamiar  za  chwilę  nauczyć 

kogoś dobrych manier. 

PUNKT WIDZENIA BUTCHA 

Vincent ściska i całuje ukrytą w cieniu zwalistą postać, która jest Marsellusem. 

 

Butch podejmuje rozsądną decyzję: skoro ten cham jest kumplem Marsellusa, lepiej dać sobie 

na wstrzymanie - do czasu. 

ANGOL DAVE 

(z offu) 

Paczka Red Apples, dolar czterdzieści. 

 

Butch zostaje  wyrwany ze swoich myśli o skopaniu  komuś dupy. Płaci Angolowi  i  wychodzi 

poza kadr. 

PRZENIKANIE 

WNĘTRZE. DOM LANCE'A (KUCHNIA) - NOC 

ZBLIŻENIE JODY 

Kobieta,  która  najwyraźniej  ma  słabość  do  kolczyków.  Każde  z  uszu  ma  przekłute  w  pięciu 

miejscach. Ma też kolczyki na wardze, na łuku brwiowym i w nosie. 

JODY 

Pożyczę ci. To wspaniała książka o przekłuwaniu. 

 

Jody,  Vincent  i  młoda  kobieta  o  imieniu  Trudi  siedzą  przy  kuchennym  stole  w  podmiejskim 

domu w Echo Park. Vince, chociaż siedzi przy tym samym stole, jest wyłączony z rozmowy. 

TRUDI 

Wiesz, jak jest, uszy przekłuwają pistoletem. Ale chyba nie sutki. 

JODY 

Zapomnij o pistolecie. Pistolet to zaprzeczenie całej ideologii przekłuwania. Mam kolczyki w 

szesnastu  punktach  ciała,  wszystkie  były  przekłuwane  igłą.  Po  pięć  kolczyków  w  uszach. 

Jeden w brodawce lewego sutka. Jeden w prawym nozdrzu. Jeden na lewym łuku brwiowym. 

Jeden na wardze. Jeden na łechtaczce. I ćwiek na języku. 

 

Vince słucha tego jednym uchem, wypuszcza drugim, aż do ostatniego zdania. 

background image

VINCENT 

Przepraszam. Pytam z ciekawości... Po co wbijać sobie ćwiek w język? 

 

Jody patrzy na niego, jakby pytał o najoczywistszą na świecie prawdę. 

JODY 

Chodzi o seks. To wzbogaca fellatio. 

 

Pomysł  jest  dla  Wincenta  całkiem  nowy,  ale  musi  przyznać,  że  nie  jest  pozbawiony  sensu. 

Jody kontynuuje rozmowę z Trudi, dając Vincentowi czas na refleksję nad prawdziwością jej 

ostatniego stwierdzenia. 

LANCE 

(z offu) 

Vincenzo... Zapraszam do swojego biura. 

WNĘTRZE. SYPIALNIA LANCE'A - NOC 

Lance  to  dobiegający  trzydziestki  młody  człowiek  o  dzikim  i  rozczochranym  wyglądzie,  co 

idealnie  współgra  z  jego  dziką  i  nieuczesaną  osobowością.  Przez  całe  swoje  dorosłe  życie 

sprzedawał  narkotyki.  Nigdy  nie  pracował  na  etacie,  nigdy  nie  wypełniał  zeznania 

podatkowego, nigdy nie był aresztowany. Ma na sobie czerwoną flanelową koszulę narzuconą 

na podkoszulek z napisem „Speed Racer”. 

 

Na łóżku Lance'a leżą trzy torebki heroiny. 

 

Lance i Vincent stają w nogach łóżka. 

LANCE 

To jest panda z Meksyku. Bardzo dobry towar. To bava, inna, ale równie dobra. 

A to choco z niemieckich gór Harcu. Dwie pierwsze kosztują tyle samo: czterdzieści pięć za 

uncję. Cena dla znajomych. Ale ta... 

(wskazując na choco) 

Ta jest ciut droższa, pięćdziesiąt pięć za uncję. Ale kiedy odlecisz, przekonasz się, za co tyle 

dopłaciłeś.  Pierwszym  dwóm  też  nic  nie  brakuje.  Są  bardzo,  bardzo  dobre.  Ale  po  tej 

normalnie dostajesz zajoba. 

VINCENT 

Pamiętaj, że byłem w Amsterdamie. 

LANCE 

background image

Czy jestem czarnuchem? Jesteśmy w Inglewood? Nie. Jesteś u mnie w domu. Tu przychodzą 

biali,  którzy  potrafią  odróżnić  dobry  szajs  od  parszywego  szajsu.  Stawiam  moje  prochy 

przeciw każdemu gównu z Amsterdamu. 

VINCENT 

Odważne słowa. 

LANCE 

Tu nie Amsterdam, Vince. Tu rynkiem rządzi podaż. Kokaina się przeżyła, jak muzyka disco. 

Heroina  wraca  i  to,  kurwa,  w  wielkim  stylu.  Moda  retro  na  lata  siedemdziesiąte.  Spodnie 

dzwony, heroina, to jest na topie. 

 

Vincent wyciąga zwitek banknotów, którym spokojnie można by zadławić konia. 

VINCENT 

Daj mi zajoba za trzysta. Jeśli będzie dobry, dokupię za tysiąc. 

LANCE 

Mam nadzieję, że jeszcze będę go miał. Dzielę się z tobą moim prywatnym zapasikiem. Już 

taki miły ze mnie gość. 

 

Lance wyciąga coś z drewnianego pudełka. 

 

Skończyły mi się jednorazówki, może być zwykła torebka? 

VINCENT 

Tak, będzie dobrze. 

 

Lance otwiera drzwi i woła w kierunku kuchni. 

LANCE 

Dobra. Zaraz ci zapakuję. 

(do Jody) 

Kochanie, przyniesiesz mi torebki i druciki do zapinania? 

JODY 

(z offu) 

Okay. 

 

Lance zamyka drzwi. 

LANCE 

background image

Co sądzisz o Trudi? Nie ma faceta, może się spikniecie, razem pofruwacie? 

VINCENT 

Która to Trudi? Ta z tym gównem na twarzy? 

LANCE 

Nie, to Jody, moja żona. Vincent i Lance śmieją się z gafy. 

VINCENT 

Bolesna pomyłka. Nie mogę, jestem umówiony na kolację. Innym razem? 

LANCE 

No problemo. 

 

Wchodzi Jody. Podaje Lance 'owi torebki i drucik. Lance dzieli heroinę, podczas gdy Vincent 

wyjmuje swój niezbędnik(z przyrządami do wstrzykiwania). 

VINCENT 

Mogę tu sobie strzelić? 

LANCE 

Mi casa, su casa. 

[VINCENT 

Mucho gracias.] 

 

Vincent wyjmuje sprzęt z niezbędnika i nie przerywając rozmowy wstrzykuje sobie narkotyk. 

LANCE 

Wciąż jeździsz malibu? 

VINCENT 

Wiesz, co jakiś chujek mi przedwczoraj zrobił? 

LANCE 

Co? 

VINCENT 

Porysował lakier. 

LANCE 

To już kurewstwo. 

VINCENT 

Mów do mnie jeszcze. Stał w magazynie przez trzy lata. Zdążyłem pięć dni pojeździć  - pięć 

dni - i jakiś kutas się do niego przypieprzył. 

LANCE 

background image

Takich należałoby zabijać. Bez sądu, bez rozprawy, prosto na egzekucję. 

 

Vincent podgrzewa heroinę. 

VINCENT 

Dałbym wszystko, żeby móc dupka złapać za rękę. Gdybym go tylko dorwał! 

Przebolałbym zadrapania, gdybym mógł go dorwać w swoje ręce, rozumiesz mnie? 

LANCE 

Co za cham! 

VINCENT 

Wkurwiające. Nie można tak postępować z cudzym samochodem. 

LANCE 

Tak się nie robi. 

VINCENT 

To wbrew zasadom. 

ZBLIŻENIE - IGŁA 

wbijająca się w żyłę Wincenta. 

ZBLIŻENIE - KREW 

wpływająca do strzykawki, mieszająca się z heroiną. 

ZBLIŻENIE KCIUKA VINCENT 

A naciskającego na tłok. 

CIĘCIE 

[PLENER. DOM MARSELLUS A WALLACE'A - NOC 

Vincent  idzie przez podjazd prowadzący do domu Marsellusa Wallace'a. Podchodząc słyszy 

dochodzącą z domu muzykę, na drzwiach widzi przylepioną taśmą karteczkę. Zrywa ją. 

ZBLIŻENIE - KARTKA 

Cześć, Vincent. 

Ubieram się. Drzwi są otwarte. 

Wejdź i zrób sobie drinka. 

Mia. 

 

Vincent składa równiutko karteczkę, wsuwa ją do kieszeni, bierze głęboki oddech typu „No to 

do dzieła” i przekręca gałkę. 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA WALLACE'A - NOC 

Kiedy Vincent przekracza próg, poziom głośności muzyki dochodzącej z wnętrza gwałtownie 

background image

wzrasta.  Vincent  wchodzi  do  środka,  z  rękoma  w  kieszeniach  i  zaczyna  się  rozglądać  po 

mieszkaniu szefa. 

VINCENT 

(woła) 

Halo? Już jestem! 

 

Gdzieś otwierają się drzwi, Vincent zmierza w tamtym kierunku. 

WNĘTRZE. GARDEROBA - NOC 

Jesteśmy  w  pomieszczeniu,  z  którego  płynie  muzyka.  Na  pierwszym  planie  widzimy  Mię 

Wallace, stojącą nago plecami do nas i rozmawiającą z Vincentem przez szparkę w drzwiach. 

MIA 

Vincent Vega? 

VINCENT 

Jestem Vincent. Mia? 

MIA 

Tak, to ja, miło mi. Jeszcze się ubieram. Po lewej, za kuchnią, znajdziesz barek. Nalej sobie 

coś, usiądź w salonie. Będę gotowa za trzy trzepnięcia ogonem. 

VINCENT 

Nie śpiesz się. 

 

Mia zamyka drzwi. Zanim zdąży się odwrócić i pokazać nam twarz... 

CIĘCIE 

PONOWNIE VINCENT 

stoi tam, gdzie stał, patrzy na zamknięte drzwi, muzyka łomocze. 

Powolny najazd kamery na drzwi. 

Powolny najazd od ujęcia średniego do zbliżenia Wincenta, zatopionego w myślach o tym, co 

się  dzieje  po  drugiej  stronie  drzwi.  Kiedy  kamera  osiąga  zbliżenie,  Vincent  natychmiast 

odchodzi, znikając z kadru. Czar pryska. 

 

Vincent idzie do barku i nalewa sobie drinka. 

SERIA ZMIA UN UJĘĆ 

muzyka wciąż gra. 

Mia wyjmuje z szafy kolekcję sukienek. 

 

background image

Vincent, z drinkiem w dłoni, przechodzi do salonu. 

 

Mia, stojąc plecami do kamery, ubrana w śliczną sukienkę, sprawdza efekt w lustrze. Najazd 

kamery. Twarz Mii nadal pozostaje w cieniu. 

ZBLIŻENIE - PORTRET MII 

wiszący na ścianie pokoju, ukazujący Mię wyciągniętą w zmysłowej pozie na kanapie. 

UJĘCIE Z GÓRY - VINCENT 

przyglądający się portretowi. 

ZBLIŻENIE 

Mia rozdrabnia na blacie toaletki sporą działkę kokainy, używając do tego karty kredytowej. 

Vincent siedzi na wygodnej, pluszowej kanapie. 

ZBLIŻENIE - NOS MII 

wciągający działkę przez zwinięty banknot. 

 

Vincent na kanapie z drinkiem w dłoni. Muzyka znienacka cichnie. 

ZBLIŻENIE - OTWIERAJĄCY SIĘ ODTWARZACZ CD 

Ruch kamery za bosymi stopami Mii, wychodzącej z garderoby, przechodzącej przez jadalnię 

i kuchnię do salonu. 

UJĘCIE Z KAMERY WIDEO 

Mia z kamerą wideo w ręku filmuje Vincenta na kanapie. 

Vincent podnosi oczy i spostrzega Mię. 

MIA 

(z offu) 

Uśmiechnij się! Jesteś w kamerze Mii! 

VINCENT 

Gotowa do wyjścia? 

MIA 

(z offu) 

Jeszcze  nie.  Najpierw  przeprowadzę  z  tobą  wywiad.  Czy  jesteś  spokrewniony  z  Suzanne 

Vega? 

VINCENT 

Tak, to moja kuzynka. 

MIA 

(z offu) 

background image

Suzanne Vega, piosenkarka folk, jest twoją kuzynką? 

VINCENT 

Suzanne Vega jest moją kuzynką. Czy została piosenkarką folk, to nic mi o tym nie wiadomo. 

Ale ostatnio niewiele świąt Dziękczynienia spędzaliśmy w rodzinnym gronie. 

MIA 

(z offu) 

Teraz  zadam  ci  serię  szybkich  pytań,  które  pozwolą  mi  mniej  więcej  ustalić,  z  kim  się  dziś 

wybieram na kolację. Według mojej teorii na pytanie dotyczące tematów naprawdę istotnych 

można odpowiedzieć tylko na dwa sposoby. Na przykład ludzie dzielą się na fanów Elvisa i 

na fanów Beatlesów. Fani Beatlesów mogą lubić Elvisa. A fani Elvisa mogą lubić Beatlesów. 

Ale nikt ich nie lubi w równym stopniu. Gdzieś trzeba dokonać wyboru. I ten wybór świadczy 

o tym, kim jesteś. 

VINCENT 

Coś w tym jest. 

MIA 

(z offu) 

Wiedziałam, że tak to odbierzesz. Pierwsze pytanie: „Brady Bunch” czy „Partridge Family”? 

VINCENT 

Zdecydowanie „Partridge Family”, nawet nie ma porównania. 

MIA 

(z offu) 

Kto ci się bardziej podobał w „Pogodzie dla bogaczy”, Peter Strauss czy Nick Nolte? 

VINCENT 

Oczywiście, Nick Nolte. 

MIA 

Wolisz „Bewitched” czy „Jeannie”? 

VINCENT 

Zdecydowanie  „Bewitched”,  chociaż  zawsze  mi  się  podobało,  jak  Jeannie  mówiła  do 

Larry'ego Hangmana „panie”. 

MIA 

(z offu) 

Czy na miejscu Archiego przerżnąłbyś najpierw Betty czy Veronikę? 

VINCENT 

Betty. Nigdy nie mogłem pojąć, co go pociągało w Veronice. 

background image

MIA 

(z offu) 

Czy wyobrażasz sobie czasem, że bije cię dziewczyna? 

VINCENT 

Jasne. 

MIA 

(z offu) 

Kto? 

VINCENT 

Emma  Peel  z  „Pistoletu  i  melonika”.  Albo  ta  twarda  dziewczyna,  która  chodziła  z 

Encyclopedia Brown. I Arlene Motika. 

MIA 

(z offu) 

Kto to jest Arlene Motika? 

VINCENT 

Koleżanka z szóstej klasy, nie znasz jej. 

ZBLIŻENIE - MIA 

opuszcza kamerę odsłaniając twarz, dzięki czemu możemy się jej po raz pierwszy przyjrzeć. 

Po przyjrzeniu się zaczynamy rozumieć, dlaczego Marsellus zachowuje się tak, a nie inaczej. 

Mia uśmiecha się olśniewająco. 

MIA 

Cięcie. Kopiować. Idziemy jeść.] 

[[PLENER. DOM MARSELLUSA WALLACE'A - NOC 

Vincent podchodzi do domu, wyciąga z drzwi karteczkę. 

ZBLIŻENIE - KARTECZKA 

Treść karteczki: 

Cześć, Vincent. 

Ubieram się. Drzwi są otwarte. 

Wejdź i zrób sobie drinka. 

Mia. 

MIA 

(głos spoza kadru) 

                                                

 Teksty w podwójnych nawiasach kwadratowych zostały dodane w trakcie kręcenia filmu

.

 

background image

Cześć, Vincent. Ubieram się. Drzwi są otwarte. Wejdź i zrób sobie drinka. Mia. 

ROZJAŚNIENIE DO BIELI 

(muzyka start) 

ROZJAŚNIENIE 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC 

W tle widać wchodzącego Vincenta. 

VINCENT 

Halo? 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC 

Mia,  śliczna  młoda  żona  Marsellusa.  W  tle  widać  ekrany  wideo.  Dusty  Springfield  śpiewa 

„Son of a Preacher Man”. Usta Mii zbliżają się do mikrofonu. 

MIA 

(do mikrofonu) 

Vincent. 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC 

Vincent odwraca się. 

MIA 

(przez domofon) 

Vincent, mówię przez domofon. 

VINCENT 

A gdzie... gdzie jest domofon? 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC 

MIA 

(przez domofon) 

Na ścianie, przy dwóch Afrykańczykach. 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC 

MIA 

(przez domofon) 

Na prawo. 

 

Vincent zaczyna iść. 

Ciepło. Cieplej. Disco! 

 

Vincent odnajduje domofon na ścianie. 

background image

VINCENT 

Cześć. 

MIA 

(przez domofon) 

Wciśnij guzik, jeśli chcesz mówić. 

VINCENT 

(do domofonu) 

Cześć. 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC 

MIA 

(do mikrofonu) 

Zrób sobie drinka. Zejdę za dwa kiwnięcia ogonem. 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC 

MIA 

(przez domofon) 

Barek jest przy kominku. 

VINCENT 

(do domofonu) 

Okay. 

(oblizuje wargi) 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC 

Monitor  wideo,  na  ekranie  widać  przechadzającego  się  Vincenta.  Dusty  Springfield  śpiewa 

dalej. 

 

Mia przekręca gałkę sterującą ruchem kamery w salonie. 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC 

Vincent podnosi butelkę szkockiej. Wącha szyjkę, po czym nalewa sobie szklaneczkę. 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC 

Żyletka tnie kokainę na lusterku. 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC 

Vincent popija szkocką. 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC 

Mia wciąga kokainę do nosa. 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC 

background image

Vincent sączy drinka i przygląda się portretowi Mii. 

 

Ruch  kamery  za  bosymi  stopami  Mii,  która  wchodzi  do  salonu  i  zdejmuje  igłę  gramofonu  z 

płyty. Piosenka Dusty Springfielda cichnie. 

MIA 

Chodźmy. ]] 

PLENER. JACKRABBIT SLIM'S - NOC 

W ciągu ostatnich sześciu lat knajpki w stylu lat pięćdziesiątych, pojawiały się w Los Angeles 

jak  grzyby  po  deszczu,  zmuszając  tajskie  restauracje  do  wyścigu  o  forsę.  Wszystkie  są 

zasadniczo  takie  same.  Wystrój  żywcem  z  komiksu  „Archie  „,  stare  szlagiery  nieustannie 

emanujące  z  szaf  grających,  bezczelne  kelnerki  w  białych  skarpetkach,  jadłospisy  z  takimi 

pozycjami  jak Cheeseburger Fatsa Domino, czy Omlet Wolfmana Jacka, oraz  wyśrubowane 

ceny, jakie za cały ten szajs płaci klient. 

 

Ale  jest  też  Jackrabbit  Slim's,  gwiazda  wśród  restauracji  w  stylu  lat  pięćdziesiątych.  Albo 

najgorsza, albo najlepsza, w zależności od punktu widzenia. 

Malibu  Vincenta  podjeżdża  pod  knajpę.  Wielki  napis  z  neonową  postacią  komiksowego 

królika  -  zawadiaki  w  czerwonej  wiatrówce  góruje  nad  przybytkiem.  Pod  postacią  napis: 

Jackrabbit Slim's. Jeszcze niżej hasło: „Najlepsze, na co cię stać po wehikule czasu „. 

[[VINCENT 

Kurwa, co to za speluna? 

MIA 

Jackrabbit Slim's. W sam raz dla fana Elvisa. 

VINCENT 

Daj spokój, Mia, jedźmy gdzieś na stek. 

MIA 

Tu też podają steki, staruszku. Nie bądź zgredem do... 

 

Mia  rysuje  w  powietrzu  kwadrat.  Na  ekranie  pojawiają  się  przerywane  linie,  tworząc 

kwadrat. Kwadrat „wybucha” i znika. 

VINCENT 

Idź pierwsza, kotku.]] 

WNĘTRZE. JACKRABBIT SLIM'S - NOC 

W  porównaniu  z  wnętrzem,  fasada  budynku  zaczyna  przypominać  uroczy  angielski  pub. 

background image

Plakaty z filmów A.I.P. z lat pięćdziesiątych zdobią wszystkie ściany („ROCK ALL NIGHT”, 

„HIGH SCHOOL CONFIDENTIAL”, „ATTACK OF THE CRAB MONSTER” i „MACHINE 

GUN KELLY”). Boksy, w których siedzą goście, zbudowano z pociętych karoserii modeli z lat 

pięćdziesiątych. 

 

Pośrodku  sali  znajduje  się  parkiet  taneczny.  Wielki  napis  na  ścianie  głosi:  „Zakaz 

wchodzenia w butach”. A zatem domorośli beboppersi (a tak naprawdę melrose'owcy) tańczą 

twista w skarpetach lub boso. 

 

Z  okien  nie  można  zobaczyć  ulicy,  ale  czarno  -  białe  filmy  ze  scenkami  ulicznymi  z  lat 

pięćdziesiątych. Kelnerki i kelnerzy są zrobieni na repliki idoli z lat pięćdziesiątych.: Marilyn 

Monroe, Zorra, Jamesa Deana, Donny Reed, Martina i  Lewisa, i  karla  od Philipa  Morrisa; 

obsługują stoliki w odpowiednio dobranych kostiumach. 

 

Vincent  i  Mia  studiują  menu  w  boksie  skleconym  z  czerwonego  edsela  z  1959  roku.  Buddy 

Holly(ich  kelner)  podchodzi,  prezentując  na  piersi  ogromną  plakietkę  z  napisem:  „Cześć, 

jestem Buddy, miło mi, że jest wam ze mną miło”. 

BUDDY 

Jestem Buddy. Co wam podać? 

VINCENT 

Dla mnie stek à la Douglas Sirk. 

BUDDY 

Wypieczony na chrapko czy krwisty jak cholera? 

VINCENT 

Krwisty jak cholera... I waniliową colę. 

BUDDY 

A co tu, Peggy Sue? 

MIA 

Dla mnie... hamburger à la Durwood Kirby, krwisty... i shake za pięć dolarów. 

BUDDY 

Shake w jakim smaku: Martin i Lewis czy Amos i Andy? 

MIA 

Martin i Lewis. 

VINCENT 

background image

Zamówiłaś shake'a za pięć dolarów? 

MIA 

A tak. 

VINCENT 

Shake'a? Czyli mleko z lodami? 

MIA 

Aha. 

VINCENT 

I to kosztuje pięć dolarów? 

BUDDY 

No. 

VINCENT 

Ale nie dolewacie do niego burbona albo czegoś takiego? 

BUDDY 

Nie. 

VINCENT 

Sprawdzam tylko. 

 

Buddy odchodzi. 

 

Vincent  rozgląda  się  po  sali.  Yuppies  tańczą,  kolacjowicze  wgryzają  się  w  wielkie,  soczyste 

hamburgery,  a  idole  odgrywają  swoje  role.  Marilyn  piszczy,  karzeł  przywołuje  Philipa 

Morrisa, Donna Reed zmusza klientów, by wypili mleko, Dean i Jerry strugają głupków. 

MIA 

I jak? 

VINCENT 

Jak muzeum żywych figur woskowych. 

 

Vincent wyjmuje kapciuch z tytoniem i zaczyna zwijać sobie skręta. 

 

Po sekundzie przypatrywania mu się... 

MIA 

Co robisz? 

VINCENT 

background image

Zwijam sobie skręta. 

MIA 

Tutaj? 

VINCENT 

To tylko tytoń. 

MIA 

O... W takim razie... skręcisz mi jednego, kowboju? 

VINCENT 

(kończąc lizać bibułkę...) 

Weź sobie ten, kowbojko. 

 

Podaje jej gotową fajkę. Mia bierze, przybliża do warg. Nie wiadomo skąd w ręku Vincenta 

zjawia się zapalniczka Zippo. Przypala Mii papierosa. 

MIA 

Dzięki. 

VINCENT 

Nie ma sprawy. 

 

W tej właśnie chwili odgłosy metra wypełniają całą knajpkę, wprawiając wszystko w drżenie i 

klekot.  Marilyn  Monroe  biegnie  do  kwadratowego  wywietrznika  w  podłodze.  Pęd  nieist-

niejącego pociągu podwiewa jej białą sukienkę aż za uszy, ona sama wydaje pisk. Restauracja 

trzęsie się od braw. 

POWRÓT DO MII I VINCENTA 

MIA 

Marsellus mówi, że właśnie wróciłeś z Amsterdamu. 

VINCENT 

A tak. Słyszałem, że zagrałaś w pilocie. 

MIA 

Miałam swoje piętnaście minut. 

VINCENT 

Co to za film? 

MIA 

To miał być serial o grupie tajnych agentek, nazwanych Pieszczota Pięciu Pięści. 

VINCENT 

background image

Jak? 

MIA 

Pieszczota Pięciu Pięści. Pieszczota, bo byłyśmy sexy. Pięści, bo byłyśmy ostre. 

I  Pięć,  bo  było  nas  jedna...  dwie...  trzy...  cztery...  pięć.  Była  jedna  blondyna,  Sommerset 

O'Neal  z  serialu  „Baton  Rouge”,  ona  grała  naszą  szefową.  Była  też  jedna  Japonka,  jedna 

Murzynka,  jedna  Francuzka  i  jedna  brunetka,  czyli  ja.  Każda  miała  jakieś  szczególne 

uzdolnienia.  Sommerset  miała  fotograficzną  pamięć,  Japonka  była  mistrzynią  kung  -  fu, 

czarna - specem od demolki, Francuzka nie miała sobie równych w seksie... 

VINCENT 

A co było twoją specjalnością? 

MIA 

Noże.  Bohaterka,  którą  grałam,  Raven  McCoy,  została  wychowana  przez  artystów 

cyrkowych.  Dorastała  ćwicząc  się  w  rzucaniu  nożami.  Z  serialu  wynikało,  że  jest 

najgroźniejszą kobietą - nożownikiem świata. Ale ponieważ spędziła młodość w cyrku, miała 

też  w  sobie  coś  z  akrobatki.  Potrafiła  robić  sztuczki  magiczne,  ewolucje  na  trapezie...  jeśli 

twoją  życiową  misją  jest  uchronić  świat  przed  zalewem  zła,  umiejętność  wygibasów  na 

trapezie  może  się  bardzo przydać. I znała trylion starych kawałów, których  nauczyła  się od 

dziadka,  starego  kabareciarza.  Gdyby  serial  zaskoczył,  w  każdym  odcinku  opowiadałabym 

jakiś kawał z brodą. 

VINCENT 

Pamiętasz któryś z nich? 

MIA 

Miałam szansę opowiedzieć tylko jeden, bo skończyło się na pilocie. 

VINCENT 

Opowiedz mi go. 

MIA 

Nie. Jest denny. 

VINCENT 

Nie bądź taka, mów. 

MIA 

Nie spodoba ci się, będzie mi wstyd. 

VINCENT 

Opowiedziałaś go pięćdziesięciu milionom widzów, a mnie się wstydzisz? 

Przyrzekam, że się nie będę śmiał. 

background image

MIA 

(ze śmiechem) 

I tego właśnie się boję. 

VINCENT 

Nie to miałem na myśli, dobrze wiesz. 

MIA 

Niewyparzony jęzor, co? 

VINCENT 

Miałem na myśli to, że się nie będę śmiał z ciebie. 

MIA 

Nieprawda, wcale tak nie powiedziałeś, Vince. Teraz już na pewno nie opowiem, za bardzo 

się na ten dowcip napaliłeś. 

VINCENT 

To nie fair. 

 

Buddy wraca z drinkami. Mia obejmuje wargami słomkę swojego shake 'a. 

MIA 

Mniam! 

VINCENT 

Dasz mi łyknąć? Żebym wiedział, jak smakuje shake za pięć dolarów. 

MIA 

Proszę. 

 

Przesuwa ku niemu szklankę z koktajlem. 

 

Możesz pić przez tę samą słomkę, nie mam robaków. 

 

Vincent uśmiecha się. 

VINCENT 

Ale ja mogę mieć. 

MIA 

Z robakami sobie poradzę. 

 

Vincent pociąga przez słomkę. 

background image

VINCENT 

Cholera! Zajebiście dobry. 

MIA 

Mówiłam. 

VINCENT 

Nie wiem, czy jest wart pięciu dolarów, ale zajebiście dobry. 

 

Przesuwa szklankę w stronę Mii. 

 

Następuje pierwsza krępująca przerwa w rozmowie. 

MIA 

To okropne, nie? 

VINCENT 

Co? 

MIA 

Krępujące milczenie. Czemu uważamy ględzenie o bzdetach za warunek czucia się na luzie? 

VINCENT 

Nie wiem. Dobre pytanie. 

MIA 

Po tym można poznać kogoś wyjątkowego. Kiedy można zamknąć na minutę ryj i wspólnie 

sobie pomilczeć, nie czując skrępowania. 

VINCENT 

To jeszcze nie ten etap, ale nie martw się, dopiero się poznaliśmy. 

MIA 

Coś  ci  powiem.  Pójdę  przypudrować  nosek,  a  ty  tu  siedź  i  wymyślaj,  co  mi  możesz 

powiedzieć. 

VINCENT 

Załatwione. 

WNĘTRZE. JACKRABBIT SUM'S 

(DAMSKA TOALETA) - NOC 

Mia pudruje nosek od środka, wdychając sporą działkę koki z brzegu umywalki. Czuje takiego 

kopa, że aż podrzuca głowę. 

MIA 

(naśladując Steppenwolfa) 

background image

O ja pierdolę! 

WNĘTRZE. JACKRABBIT SLIM'S 

(CZĘŚĆ GASTRONOMICZNA) 

- NOC 

Vincent  zaczyna  jeść  swój  stek  „Douglas  Sirk”.  Przeżuwając  kęs,  rozgląda  się  po 

pretensjonalnej restauracji. 

 

Mia wraca do stolika. 

MIA 

Czy to nie miłe, wrócić z kibla i zastać jedzenie na stole? 

VINCENT 

Dobrze,  że  cokolwiek  dostaliśmy.  Buddy  Holly  wygląda  mi  na  kiepskiego  kelnera. 

Powinniśmy byli siąść w rewirze Monroe. 

MIA 

Której? Są tu dwie Marilyn Monroe. 

VINCENT 

Nieprawda. 

 

Wskazując na obsługującą stolik Marilyn w białej sukience: 

 

To jest Marilyn Monroe... 

 

A  następnie,  wskazując  na  Kelnerkę  z  Blond  Włosami  w  obcisłym  sweterku  i  spodniach 

elastycznych, przyjmującą zamówienie od grupy kinomanów. 

 

... a to Mamie Van Doren. Nie widzę Jayne Mansfield, widać ma dziś wolne. 

MIA 

Mądrala z ciebie. 

VINCENT 

W porywach. 

MIA 

Wymyśliłeś coś, co mi możesz powiedzieć? 

VINCENT 

Chciałem cię o coś spytać, ale wydajesz się miłą osobą i nie chcę cię obrazić. 

background image

MIA 

Ooo...  To  mi  nie  wygląda  na  bezmyślną,  nudną,  zapoznawczą  gadkę  -  szmatkę.  To  brzmi, 

jakbyś naprawdę miał coś do powiedzenia. 

VINCENT 

Pod warunkiem, że obiecasz się nie obrazić. 

MIA 

Nie  mogę  ci  czegoś  takiego  obiecywać.  Nie  mam  pojęcia,  o  co  spytasz.  Bo  możesz  mnie 

spytać o to, o co chcesz mnie spytać i okaże się, że obraza będzie moją naturalną reakcją. I, 

chcąc nie chcąc, złamię obietnicę. 

VINCENT 

Zapomnij o sprawie. 

MIA 

To  niemożliwe.  Próba  zapomnienia  o  czymś  tak  intrygującym  byłaby  tylko  ćwiczeniem 

przelewania z pustego w próżne. 

VINCENT 

Co ty powiesz? 

 

Mia kiwa twierdząco głową. 

MIA 

Zresztą przyjemniej jest mówić bez przyzwolenia. 

VINCENT 

No więc tak. Co sądzisz o zajściu z Antwanem? 

MIA 

Kto to jest Antwan? 

VINCENT 

Tony Rocky Horror. 

MIA 

Wypadł przez okno. 

VINCENT 

To jedna z wersji. Inna wersja mówi, że mógł go ktoś wyrzucić. A jeszcze inna, że wyrzucił 

go  Marsellus.  I  jest  jeszcze  inna  wersja,  według  której  Marsellus  wyrzucił  go  przez okno  z 

twojego powodu. 

MIA 

Co ty powiesz? 

background image

VINCENT 

Słyszałem i taką wersję. 

MIA 

Kto ci mówił? 

VINCENT 

Oni. 

 

Mia i Vincent uśmiechają się. 

MIA 

„Oni” bardzo dużo mówią, co? 

VINCENT 

Faktycznie, dużo. 

MIA 

Nie wstydź się, Vincent. Co konkretnie powiedzieli? 

 

Vincent zwleka z odpowiedzią. 

 

Pomogę ci, nieśmiały chłopcze, czy mówili o czynności na literę „p”? 

VINCENT 

Nie, mówili tylko, że Rocky Horror masował ci stopy. 

MIA 

I co? 

VINCENT 

I nic. To wszystko. 

MIA 

Słyszałeś, że Marsellus wyrzucił Rocky'ego Horrora z czwartego piętra za to, że masował mi 

stopy? 

VINCENT 

Tak. 

MIA 

I uwierzyłeś w to? 

VINCENT 

Wtedy to brzmiało całkiem sensownie. 

MIA 

background image

Wyrzucenie Tony'ego przez okno za rozmasowanie mi stóp wydawało ci się sensowne? 

VINCENT 

Nie,  wydawało  mi  się  lekką  przesadą.  Ale  to  nie  znaczy,  że  tak  się  nie  mogło  wydarzyć. 

Słyszałem, że Marsellus jest wobec ciebie bardzo opiekuńczy. 

MIA 

Opiekuńczy  mąż  to  jedna  sprawa.  Ale  mąż,  który  omal  kogoś  nie  zabija  za  dotknięcie  stóp 

jego żony, to zupełnie co innego. 

VINCENT 

Ale tak właśnie było? 

MIA 

Antwan  dotknął  tylko  mojej  dłoni,  kiedy  mi  ją  uścisnął  w  dniu  mojego  ślubu.  Prawda 

wygląda tak, że nikt nie wie, za co Marsellus wyrzucił Tony'ego Rocky Horrora przez okno, z 

wyjątkiem Marsellusa i Tony'ego. Kiedy faceci zejdą się razem, plotkują jeszcze gorzej niż w 

maglu. 

[VINCENT 

Obraziłaś się? 

MIA 

Nie. Ale bycie obiektem plotek z magla to ryzyko wkalkulowane w cenę obrączki. 

 

Pociąga łyk shake'a za pięć dolarów, po czym mówi: 

 

Dzięki. 

VINCENT 

Za co? 

MIA 

Że spytałeś o moją wersję. 

 

W tej samej chwili z szafy grającej rozlega się wspaniały, „stary ale jary” przebój. 

MIA 

Chcę tańczyć. 

VINCENT 

Słabo tańczę. 

MIA 

Teraz  ja  się  czuję  pokrzywdzona.  Zdaje  się,  że  Marsellus  kazał  ci  spełniać  wszystkie  moje 

background image

zachcianki. Teraz mam ochotę zatańczyć. 

 

Vincent uśmiecha się i zaczyna ściągać buty. Mia tryumfująco zrzuca swoje. Vincent prowadzi 

ją  za rękę na parkiet. Zanim zaczną tańczyć, przez ułamek sekundy patrzą sobie  w oczy. Po 

czym rozpoczynają piekielnego twista. Koncepcja Mii polega na wykonywaniu rytmicznych i 

seksownych skrętów ciała, z których Mr Checker byłby bardzo dumny. 

 

Inni  tancerze  usiłują  ich  naśladować,  jednak  tych  dwoje  kręci  kuprami  w  sposób  idealnie 

zsynchronizowany.  Widać,  że  złapali  wspólny  rytm.  Uśmiechają  się  do  siebie  i  wspólnie 

śpiewają z płytą ostatnią linijkę przeboju.] 

 

[[Ed Sullivan i Marilyn Monroe stają na scenie. 

ED SULLIVAN 

(do mikrofonu) 

Panie i panowie, nadeszła długo oczekiwana chwila. Sławny na całym świecie konkurs twista 

Jackrabbit Slim's! 

 

Goście wiwatują. 

 

Ed Sullivan stoi obok Marilyn Monroe, trzymającej puchar. 

 

Szczęśliwa para wygra to piękne trofeum trzymane przez Marilyn. 

 

Marylin podnosi puchar do góry. 

 

Czy mamy już pierwszych zawodników? Mia podnosi rękę. 

MIA 

Tutaj! 

 

Vincent reaguje. 

 

Chcę zatańczyć. 

VINCENT 

Nie, nie, nie, nie, nie, nie. 

background image

MIA 

(przerywa mu) 

Nie, nie, nie, nie, nie, nie. Zdaje się, że Marsellus, mój mąż, twój szef, kazał ci dbać o moje 

rozrywki i spełniać moje zachcianki. Teraz mam ochotę zatańczyć. Chcę wygrać. Chcę mieć 

to trofeum. 

VINCENT 

(wzdycha) 

No dobrze. 

MIA 

Tylko się postaraj. 

VINCENT 

Dobrze, sama chciałaś. 

 

Vincent i Mia wchodzą na parkiet i idą w stronę Eda Sullivana. 

ED SULLIVAN 

(do mikrofonu) 

Brawa dla naszych pierwszych zawodników. 

 

Goście wiwatują. 

 

Vincent i Mia podchodzą do mikrofonu. 

 

A  teraz  poznajmy  naszych  pierwszych  dzisiejszych  zawodników.  Młoda  damo,  jak  się  pani 

nazywa? 

 

Mia chwyta mikrofon. 

MIA 

(do mikrofonu) 

Pani Mia Wallace. 

ED SULLIVAN 

(do mikrofonu) 

A ten młodzian obok? 

MIA 

(do mikrofonu) 

background image

Vincent Vega. 

ED SULLIVAN 

(do mikrofonu) 

Dobra, pokażcie, co umiecie. Zaczynamy! 

 

Mia  i  Vincent  tańczą  w  rytm  piosenki  Chucka  Berry'ego  „You  Never  Can  Tell”.  Tańcząc 

wykonują dziwne gesty rękoma.]] 

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA WALLACE'A - NOC 

Drzwi  wejściowe  otwierają  się  szeroko,  Mia  i  Vincent  wchodzą  do  domu  tańcząc  tango  i 

podśpiewując a cappella piosenkę z poprzedniej sceny. Kończą taniec śmiechem. 

 

A potem... 

 

Oboje stoją naprzeciwko siebie i patrzą sobie w oczy. 

VINCENT 

Czy to właśnie nazywasz „krępującym milczeniem”? 

MIA 

Sama nie wiem, jak to nazwać. 

(pauza) 

Drinki! Muzyka! 

 

Mia  oddala  się,  by  zająć  się  jednym  i  drugim.  Vincent  wiesza  swój  płaszcz  na  wielkim 

wieszaku z brązu, stojącym w alkowie. 

VINCENT 

Pójdę się odpryskać. 

MIA 

Aż tak dokładnie nie musisz mnie informować, ale proszę bardzo. 

 

Vincent udaje się do kibla. 

 

Mia  podchodzi  do  odtwarzacza  płyt  kompaktowych,  przesuwa  palcem  po  stosiku  płyt  i 

wybiera jedną z nich: „ Girl, You'll Be a Woman Soon” Urge Overkills. Głośniki wypluwają 

bardzo czadową muzykę. Mia tańczy po pokoju, aż znajduje się obok wiszącego na wieszaku 

płaszcza Vincenta. Dotyka rękawa. Jest miły w dotyku. 

background image

 

Jej dłoń sięga do kieszeni i natrafia na kapciuch z tytoniem. Jak mała dziewczynka bawiąca 

się  w  kowbojów,  nasypuje  trochę  tytoniu  na  bibułkę.  Naśladując  ruchy  Vincenta  liże  brzeg 

papieru  i  zwija  całkiem  porządnego  skręta.  Może  jest  ciut  za  gruby,  ale  i  tak  niezły  jak  na 

pierwszą  próbę.  Tak  przynajmniej  uważa  Mia.  Ponownie  sięga  do  kieszeni  i  wyciąga 

zapalniczkę Zippo. Uderza nią o nogę, usiłując zapalić ją z fasonem, jak Vince. I co wy na to? 

Udało jej się! Mia jest szczęśliwa jak pączek w maśle. Tryumfalnie przytyka potężny płomień 

do swojego pękatego papierosa, zapala go i energicznie zatrzaskuje wieczko zapalniczki. 

 

Skręt  made  by  Mia  trafia  do  jej  ust,  Mia  zaciąga  się  długo  i  przyjemnie.  Jej  dłoń  znów 

wędruje  do  kieszeni  płaszcza,  by  wsunąć  tam  zapalniczkę.  Ale  chwileczkę,  natrafia  na  coś 

jeszcze.  Jej  palce  chwytają  plastikową  torebeczkę  z  białym  proszkiem,  z  zajobem,  którego 

Vince  kupił  wcześniej  u  Lance'a.  Z  szerokim  uśmiechem  na  ustach  Mia  podnosi  działkę 

heroiny do twarzy. 

MIA 

(tak, jak woła się: bingo!) 

Disco! Vince, ty orzeszku kola, schowałeś to przede mną. 

CIĘCIE 

WNĘTRZE. ŁAZIENKA 

(DOM MARSELLUSA WALLACE'A) - NOC 

Vincent stoi przy umywalce, myjąc ręce i rozmawiając ze swoim odbiciem w lustrze. 

VINCENT 

Jeden  drink  i  szlus.  Bez  chamstwa.  Wypijesz  drinka,  raz,  dwa.  Powiesz:  „Dobranoc”, 

wyjdziesz za drzwi, wsiądziesz do wozu i odjedziesz. 

SALON 

Mia  podzieliła nieznaną sobie heroinę na duże smugi na szklanym blacie stolika. Używając 

zwiniętej w trąbkę studolarówki, szybko wciąga w nozdrze grubą smużkę. 

ZBLIŻENIE - MIA 

Odrzuca głowę w tył. Rękoma sięga do nosa (który wydaje się, kurwa, płonąć) , dzieje się coś 

niedobrego. Po chwili... totalny odlot... 

ŁAZIENKA 

Vincent wyciera dłonie w ręcznik, kontynuując swą rozmowę z lustrem. 

 

...to  sprawdzian  moralności,  tego,  czy  potrafisz  być  lojalny...  Bo  lojalność  wobec  drugiego 

background image

człowieka to bardzo ważna sprawa. 

SALON 

Mia  na  czworakach  usiłuje  dopełznąć  do  łazienki,  ale  idzie  jej  to  tak,  jakby  ktoś  jej 

operacyjnie  usunął  kości  z  kolan.  Z  jej  nosa  zaczyna  ściekać  krew.  Do  akcji  włącza  się 

żołądek i Mia puszcza pawia. 

ŁAZIENKA 

Vince kontynuuje. 

 

...  więc  idź  tam,  wypij  drinka,  powiedz:  „Dobranoc.  Milo  mi  było”,  wróć  do  domciu,  w 

domciu zwal gruchę. I nic więcej. 

 

Uskrzydlony wygłoszonym do siebie umoralniającym apelem, Vincent jest gotów zmierzyć się 

z tym, co go czeka po drugiej stronie drzwi. Wychodzi. 

SALON 

Podążamy  za  Vincentem  idącym  z  łazienki  do  salonu,  gdzie  zastaje  Mię  leżącą  na  plecach 

bezwładnie jak szmaciana lalka. Cały przód ubrania umazała sobie krwią i rzygowinami. Jej 

usta są szeroko otwarte. Ale nie jest to grymas bólu, wręcz przeciwnie: mięśnie jej twarzy są 

tak rozluźnione, że opadła jej szczęka. Na oścież. 

 

Chryste Panie! 

 

Vincent  rzuca  się  jak  naoliwiona  błyskawica  ku  ciału  Mii.  Pochyla  się,  sprawdza  palcami 

tętno na jej szyi. Mia lekko się porusza. Zdaje sobie sprawę, że stoi nad nią Vincent, słyszy 

jego słowa. 

(zmienionym głosem) 

Mia! Mia! Co się, do cholery, stało? 

 

Ale jest niezdolna do nawiązania kontaktu. Mia wydaje z siebie kilka ostatnich bełkotliwych 

dźwięków, które jednak nie układają się w słowa. 

 

Vincent otwiera jej powieki i odgaduje, co się święci. 

(do siebie) 

O niech mnie chuj. 

(do Mii) 

background image

Mia! Mia! Coś ty brała? Odpowiedz mi, kochanie, co zażyłaś? 

 

Mia nie jest w stanie udzielić odpowiedzi. Vincent uderza ją mocno po twarzy. 

 

Vincent zrywa się na nogi i biegnie do swojego płaszcza wiszącego na wieszaku. Przeszukuje 

w panice kieszenie. Heroina zniknęła. Vincent wraca prosto do Mii. Podążamy za nim. 

(wrzeszcząc do Mii) 

Dobra, kochanie, postawię cię na nogi. 

 

Pochyla się i podnosi w ramionach martwy ciężar. 

 

... już stoimy, a teraz przejdziemy do samochodu. Idziemy, uważaj pod nogi. 

 

Idziemy za nim, kiedy pośpiesznie wyprowadza nieprzytomną Mię z domu i targa ją za drzwi. 

PLENER. GABLOTA VINCENTA (W RUCHU) - NOC 

WSTAWKA SZYBKOŚCIOMIERZA: czerwona strzałka na setce. Vincent jedzie jak wariat 

w mieście, w którym nie obowiązują przepisy ruchu drogowego, dodaje gazu na zakrętach i 

pod górkę. 

WNĘTRZE. GABLOTA VINCENTA (W RUCHU) - NOC 

Vincent jedną ręką kręci kierownicą, a drugą zmienia biegi jak Robocop. 

Wpatrzony w drogę przed sobą, od czasu do czasu zezuje na Mię. 

 

Mia, z rozdziawionymi ustami, podskakuje jak wypełniony wodą worek. 

VINCENT 

Tylko mi tu, kurwa, nie umrzyj! 

 

Vincent wyjmuje z kieszeni telefon komórkowy. Wystukuje numer. 

 

Odbierz! 

WNĘTRZE. DOM LANCE'A - NOC 

O  tak  późnej  porze  Lance  przeobraził  się  z  dealera  i  bon  -  vivanta  w  otulone  szlafrokiem 

stworzonko domowe. 

 

Siedzi  w  wielkim,  wygodnym  fotelu,  w  rozciągniętych  niebieskich  spodenkach 

background image

gimnastycznych, w podniszczonej, ale wygodnej koszulce z napisem „ TAFT, CALIFORNIA „ 

i  podziurawionym  przez  mole  szlafroku  frotte.  Trzyma  w  dłoni  miseczkę  Cap'n  Crunch  i 

Crunch Berries. Na stojącym przed nim stoliku widzimy dzbanek z mlekiem, karton, z którego 

pochodzą chrupki oraz fajkę do haszyszu spoczywającą w popielniczce. 

 

Na  wielkim  ekranie  stojącego  naprzeciwko  telewizora  widać  fragment  serialu  „  The  Three 

Stooges”, w którym trzej głupkowie biorą ślub. 

KAPŁAN 

(EMIL SIMKUS) 

(w TV) 

Podajcie sobie ręce, turkaweczki. 

 

Dzwoni telefon. 

 

Lance odstawia miseczkę z płatkami i idzie w stronę telefonu. 

 

Ten znów dzwoni. 

 

Jody, jego żona, woła z sypialni, najprawdopodobniej wyrwana ze snu. 

JODY 

(z offu) 

Lance, telefon! 

LANCE 

(odkrzykuje) 

Słyszę! 

JODY 

(z offu) 

Myślałam, że zabroniłeś tym kutafonom tak późno dzwonić! 

LANCE 

(przy telefonie) 

Zabraniałem! I temu kutafonowi zaraz o tym przypomnę! 

(podnosi słuchawkę) 

Halo, nie wiesz, która godzina? Mieliście do mnie tak późno nie dzwonić! 

POWRÓT DO VINCENTA W MALIBU 

background image

Vincent w dalszym ciągu jedzie jak nawalony pawian, przyciskając telefon do ucha. Podczas 

rozmowy cięcia na zbliżenia obydwu mężczyzn. 

VINCENT 

Lance, tu Vincent! Mam kurewsko wielki kłopot, jadę do ciebie! 

LANCE 

Zaraz, powoli. W czym rzecz? 

VINCENT 

Masz jeszcze ampułkę z adrenaliną? 

LANCE 

(coś zaczyna mu świtać) 

Może. 

VINCENT 

Musisz mi ją dać, mam tu siksę, która zdycha z przećpania! 

LANCE 

Nie  wieź  jej  tutaj!  Ja  nie  żartuję,  nie  waż  mi  się  przywozić  do  domu  jakiejś  nawalonej 

siusiumajtki! 

VINCENT 

Nie mam wyboru! 

LANCE 

Przećpana? 

VINCENT 

Tak! Umiera! 

LANCE 

Więc weź się w garść, zawieź ją szpitala i dzwoń do adwokata! 

VINCENT 

Nie mogę! 

LANCE 

To  nie  moje  zmartwienie,  to  ty  ją  ujebałeś,  więc  radź  sobie  sam!  Dzwonisz  do  mnie  z 

komórki? 

VINCENT 

Wybacz. 

LANCE 

Nie znam cię! Kto mówi? Nie przyjeżdżaj tu! Rozłączam się! 

VINCENT 

background image

Za późno, już tu jestem. 

 

W tej samej chwili, znajdując się w domu Lance'a, słyszymy pisk opon malibu Vincenta. Lance 

odkłada słuchawkę, podchodzi do okna i pociąga za sznur. Zasłony rozsuwają się ze świstem, 

by ukazać naszym oczom malibu Vincenta  wjeżdżające na trawnik i  rozbijające się o ścianę 

domu. Szyby okna, przez które wygląda Lance, tłuką się od siły wstrząsu. 

JODY 

(z offu) 

Co to było, do cholery? 

 

Lance odskakuje od okna, biegnie do drzwi i wypada na dwór. 

PLENER. DOM LANCE'A - NOC 

Vincent zdążył już wysiąść z wozu i mocuje się z bezwładnym ciałem Mii. 

LANCE 

Czyś ty do reszty ocipiał? Wjechałeś wozem w mój pierdolony dom! 

Nawijasz mi o prochach przez telefon komórkowy... 

VINCENT 

Jeśli  już  skończyłeś  się  wściekać,  to  ci  powiem,  że  ta  mała  zdycha,  przynieś  natychmiast 

strzykawkę! 

LANCE 

Ogłuchłeś? Nie wezmę tej zaprutej zdziry do domu! 

VINCENT 

Ta  zapruta  zdzira  to  żona  Marsellusa  Wallace'a.  Czy  wiesz,  kto to  jest  Marsellus  Wallace? 

Wiesz? 

LANCE 

Tak... tak... 

VINCENT 

Jeśli  baba  wykorkuje,  zostanie  ze  mnie  mokra  plama.  Ale  zanim  Wallace  przerobi  mnie  na 

mydło,  powiem  mu,  że  chociaż  mogłeś  uratować  jej  życie,  pozwoliłeś  jej  zdechnąć  na 

trawniku przed domem. A teraz pomóż mi, pomóż, pomóż. Podnieś ją. 

 

Vincent i Lance podnoszą Mię i niosą ją w stronę domu. 

WNĘTRZE. DOM LANCE'A - NOC 

Zaczynamy od sypialni Lance'a i Jody. 

background image

 

Jody,  leżąca  do  tej  pory  w  łóżku,  odrzuca  koc  i  wstaje.  Ma  na  sobie  długi  T  -  shirt  z 

nadrukiem postaci Freda Flintstone'a. 

 

Kamera trzymana w ręku prowadzi nas za nią; otwiera drzwi i przechodzi przez korytarz do 

salonu. 

JODY 

Lance! Jest wpół do drugiej! Co się tu, kurwa, dzieje?! 

 

Wchodząc do salonu widzi Vincenta i Lance'a stojących nad Mią, ułożoną na środku podłogi. 

 

Od tego momentu ruchy kamery stają się nerwowe, jak w reportażu z pogotowia, z tą jednak 

różnicą, że tutaj nikt nie ma zielonego pojęcia, co robi. 

JODY 

Kto to? 

 

Lance podnosi wzrok na żonę. 

LANCE 

Przynieś z lodówki ampułkę z adrenaliną. 

JODY 

Co z nią? 

LANCE 

Umiera z przedawkowania! 

JODY 

No to wywal ją stąd na pysk! 

LANCE I VINCENT 

(stereo) 

Przynieś zastrzyk! 

JODY 

Nie wydzierajcie się na mnie! 

 

Wściekła odwraca się na pięcie, znika w kuchni i szuka zastrzyku w lodówce. 

Przenosimy się do pokoju, po którym miotają się dwaj mężczyźni. 

VINCENT 

background image

(do Lance 'a) 

Dobraliście się jak w korcu maku. 

LANCE 

Mów coś do niej, dobra? Ona poszuka zastrzyku, ja przyniosę poradnik medyczny. 

VINCENT 

Na chuj ci poradnik? 

LANCE 

Żeby przeczytać, jak to się robi. Nigdy nie robiłem zastrzyku z adrenaliny! 

VINCENT 

Masz ją w domu od sześciu lat i ani razu nie używałeś? 

LANCE 

Nie musiałem! Nie urządzam sobie orgietek z małolatami! Moi znajomi potrafią zapanować 

nad własnym hajem! 

VINCENT 

Dobra, przynieś go. 

LANCE 

Przyniosę, jak mi pozwolisz. 

VINCENT 

Kurwa, czy ja cię trzymam? 

LANCE 

Przestań gadać do mnie i zacznij mówić do niej! 

 

Idziemy za Lancem, który wybiega z salonu, by znaleźć się w... 

POMIESZCZENIE GOSPODARCZE 

pełne całej masy rupieci. Zaczyna przerzucać histerycznie stertę barachła, szukając książki i 

powtarzając w nieskończoność: „No! No! No!” 

 

Spoza kadru słyszymy: 

VINCENT 

(z offu) 

Szybciej, przekręca się! 

LANCE 

(odkrzykuje) 

Szukam tak szybko jak potrafię! 

background image

 

Lance kontynuuje swoje chaotyczne poszukiwania. 

 

Słyszymy z salonu głos Jody rozmawiającej z Vincentem. 

JODY 

(z offu) 

Czego on szuka? 

VINCENT 

(z offu) 

Jakiejś książki medycznej. 

 

Jody woła do Lance'a. 

JODY 

(z offu) 

Czego szukasz? 

LANCE 

Mojego czarnego poradnika medycznego! 

 

Szuka dalej, przewracając różne rzeczy i potykając o różne pierdoły. W drzwiach staje Jody. 

JODY 

Czego szukasz? 

LANCE 

Mojej małej czarnej pierdolonej książeczki. Czegoś w rodzaju podręcznika dla pielęgniarek. 

JODY 

Nigdy tu takiej nie widziałam. 

LANCE 

Uwierz mi, mam taką. 

JODY 

Skoro jest taka ważna, czemu nie trzymasz jej z ampułką? 

 

Lance odwraca się ku niej. 

LANCE 

Nie wiem! Przestań się mnie czepiać! 

JODY 

background image

Ty będziesz jej szukał, a ona nam wykituje na dywanie. W tym bajzlu nic nie znajdziesz. Od 

pół roku powtarzam ci, żebyś tu posprzątał... 

LANCE 

Kochanie, zabiję cię, jeśli się nie zamkniesz. 

VINCENT 

(z offu) 

Rusz tu tyłek, pierdol tę książkę! 

 

Lance kopie ze złością stertę rupieci i znika z kadru, idąc do salonu. 

SALON 

Vincent pochyla się nad Mią i cicho do niej przemawia, kiedy do pokoju wpada Lance. 

VINCENT 

Przestań się opieprzać i zrób jej ten zastrzyk! 

 

Lance  pochyla  się  nad  czarną  skrzynką  przyniesioną  przez  Jody.  Otwiera  ją  i  zaczyna 

przygotowywać strzykawkę. 

LANCE 

Tymczasem zdejmij jej bluzkę i ustal, gdzie jest serce. 

 

Vincent rozdziera jej bluzkę. 

 

Jody, która straciła nieco z tego, co się dzieje, wpada do pokoju. 

VINCENT 

Precyzyjnie? 

LANCE 

Pewnie, że precyzyjnie! Mam jej zrobić zastrzyk w serce, więc muszę być precyzyjny! 

VINCENT 

Tak dokładnie to nie wiem, gdzie jest serce. Chyba tu... 

 

Vince wskazuje na prawą pierś Mii. Lance rzuca okiem i potakuje. 

LANCE 

Tu. 

 

Podczas gdy Lance szykuje zastrzyk, Vincent patrzy na Jody. 

background image

VINCENT 

Daj mi gruby marker. Masz taki? 

JODY 

Co? 

VINCENT 

Jest mi potrzebny gruby marker! Może być zwykły flamaster, ale najlepszy byłby marker. 

JODY 

Zaczekaj. 

 

Jody  podbiega  do  biurka,  otwiera  szufladę  i  z  nadmiernego  zapału  wyciąga  ją  całkiem  z 

mebla, rozsypując jej zawartość (rachunki, papiery, długopisy) na ziemię. 

 

Zastrzyk jest już gotowy. Lance podaje Vincentowi strzykawkę. 

LANCE 

Gotowe. Powiem ci, co robić. 

VINCENT 

Nie, nie, nie, nie. Ty jej zrobisz zastrzyk. 

LANCE 

Nie, to ty jej zrobisz. 

VINCENT 

W życiu czegoś takiego nie robiłem. 

LANCE 

Ja też nie i teraz też nie mam zamiaru tego robić. To ty ją tu przywiozłeś, więc ty jej zrobisz 

zastrzyk. Kiedy to ja ci przywiozę konającą siksę do domu, ja ją będę reanimował. 

 

Jody dołącza do zgromadzenia, przynosząc wielki, gruby czerwony pisak. 

JODY 

Znalazłam. 

 

Vincent  wyrywa  jej  marker  z  dłoni  i  maluje  wielką  czerwoną  kropą  na  ciele  Mii.  Pod  nią 

znajduje się serce. 

VINCENT 

Dobra, co mam robić? 

LANCE 

background image

Robisz  jej zastrzyk z adrenaliny prosto  w serce. Ale serce  jest osłonięte przez mostek, więc 

musisz się przez niego przebić. Musisz uderzyć ją igłą, jakbyś dźgał ją nożem. 

 

Lance demonstruje na czym polega dźganie, co do złudzenia  przypomina ruchy monstrum z 

filmu „The Shape” mordujące dzieci w noc Halloween. 

VINCENT 

Mam ją dziabnąć? 

LANCE 

Jeśli chcesz, żeby igła przebiła się do serca, musisz bardzo mocno uderzyć. 

Kiedy już się wkłujesz, dociśniesz tłok. 

VINCENT 

I co będzie dalej? 

LANCE 

Sam jestem ciekaw. 

VINCENT 

Kurwa, to nie żarty! 

LANCE 

Powinna się ocknąć, o... 

(strzela palcami) 

...tak. 

 

Vincent podnosi igłę wysoko nad głowę, niczym nóż do ciosu. Patrzy w dół na Mię. 

 

Stan Mii szybko się pogarsza. Za chwilę już nic jej nie pomoże. 

 

Oczy Vincenta zwężają się. Jest gotów. 

VINCENT 

Licz do trzech. 

 

Lance klęczy na ziemi obok Vincenta; nie wie, czego się spodziewać. 

LANCE 

Raz. 

 

Czerwona kropka na ciele Mii. 

background image

 

Wzniesiona w górę igła, gotowa do ciosu. 

(z offu) 

Dwa. 

 

Wyraz oczekiwania na twarzy Jody. 

 

Strzykawka w powietrzu, jak szykujący się do ataku grzechotnik. 

 

Trzy! 

 

Igła opuszcza kadr, spadając z ogromną siłą. 

 

Vincent opuszcza igłę, wbijając ją Mii w pierś. 

 

Siła uderzenia odrzuca Mii głowę. 

 

Tłok opuszcza się, wypychając adrenalinę przez igłę. 

 

Mia  otwiera  szeroko  oczy  i  wydaje  przeraźliwy  wrzask.  Podnosi  się  do  pozycji  siedzącej  z 

tkwiącą w piersi igłą - i krzyczy. 

 

Vincent, Lance i Jody, którzy siedzieli wokół Mii, odskakują, śmiertelnie przerażeni. 

 

Mia przestaje wrzeszczeć. Powoli zaczyna wciągać w płuca powietrze. 

 

Pozostała trójka, którą odrzuciło aż o pół długości pokoju, trzęsąc się ze strachu, sprawdza, 

czy Mii nic się nie stało. 

LANCE 

Jeśli nic ci nie jest, powiedz coś. 

 

Mia wciąż oddycha, nie patrzy na nich, jednak względnie normalnym głosem mówi: 

MIA 

Coś. 

background image

 

Vincent i Lance przewracają się na plecy, wykończeni i przerażeni bliskością śmierci. 

JODY 

Ktoś chce piwa? 

CIĘCIE 

WNĘTRZE. MALIBU VINCENTA (W RUCHU) - NOC 

Vincent siedzi za kierownicą, odwozi Mię do domu. Oboje milczą, są zbyt roztrzęsieni, by móc 

rozmawiać. 

PLENER 

FRONT DOMU MARSELLUSA WALLACE'A - NOC 

Malibu zajeżdża na podjazd. Mia wysiada bez słowa (wciąż jest otumaniona) i zaczyna iść po 

chodniku w kierunku domu. 

VINCENT 

(z offu) 

Mia! 

Mia odwraca się. 

 

Vincent wysiadł z wozu, stoi na chodniku, oboje dzieli spora odległość. 

 

Masz jakiś pomysł, co z tym dalej zrobić? 

MIA 

A ty? 

VINCENT 

Moim zdaniem Marsellus może przeżyć całe życie i nigdy się o tym nie dowiedzieć. 

 

Mia uśmiecha się. 

MIA 

Możesz spać spokojnie. Gdyby Marsellus się dowiedział, też miałabym przesrane. 

VINCENT 

Wątpię. 

MIA 

Potrafię dochować tajemnicy, jeśli ty potrafisz. 

VINCENT 

Umowa stoi? 

background image

 

Podchodzą do siebie, wyciągają dłonie do uścisku i podają sobie ręce. 

VINCENT 

Buzia na kłódkę. 

 

Mia  puszcza  dłoń  Vincenta  i  bez  słowa  robi  dłońmi  gest:  „Nic  nie  widziałam,  nic  nie 

słyszałam, nic nie powiem”. 

 

Vincent uśmiecha się. 

VINCENT 

Jeśli pozwolisz, pójdę teraz do domu i dostanę zawału. 

 

Mia chichocze. 

 

Vincent odwraca się, by odejść. 

MIA 

Vincent! Czy wciąż chcesz usłyszeć mój kawał z pilota? 

VINCENT 

Jasne. Ale skamieniałem ze strachu i chyba nie będę mógł się śmiać. 

MIA 

Nie będziesz się śmiał, bo wcale nie jest śmieszny. Ale jeśli chcesz, mogę ci go opowiedzieć. 

VINCENT 

Umieram z ciekawości. 

MIA 

No  dobra.  Idą  sobie  trzy  pomidory.  Mama  pomidor, tata  pomidor  i  dziecko  pomidor.  Mały 

pomidorek wlecze się z tyłu za rodzicami. Przejeżdża go walec. 

(wciska obcas w ziemię) 

tata pomidor woła: „Ty, keczup, pośpiesz się!” 

 

Oboje się uśmiechają, ale żadne się nie śmieje. 

MIA 

Na razie, Vince. 

 

Odwraca się i wchodzi do domu. 

background image

ZBLIŻENIE - VINCENT 

Kiedy  Mia  znika  za  drzwiami,  Vincent  stoi  wpatrzony  w  miejsce,  gdzie  przed  chwilą  stała. 

Podnosi  dłoń  do  ust  i  przesyła  jej  całusa.  Następnie  wychodzi  poza  kadr.  Słyszymy  hałas 

silnika i odgłos odjeżdżającego samochodu. 

WYCIEMNIENIE 

ROZJAŚNIENIE 

Fragment  serialu  rysunkowego  „Speed  Racer”.  Speed  opisuje  z  detalami  zalety  swojego 

nowego samochodu wyścigowego „Mac - 5”, tak jak zawsze na początku odcinka. 

 

Spoza kadru słychać głos kobiety... 

GŁOS KOBIETY 

(z offu) 

Butch. 

PRZENIKANIE 

PUNKT WIDZENIA BUTCHA 

Znajdujemy się w salonie skromnego, trzypokojowego mieszkania  w Alhambrze (Kalifornia). 

Jest  rok 1972. Matka Butcha, około  35 lat, stoi w drzwiach prowadzących do salonu. Obok 

niej  stoi  mężczyzna  w  mundurze  Amerykańskich  Sił  Powietrznych.  Kamera  patrzy  z 

perspektywy pięcioletniego chłopca. 

MATKA 

Butch,  wyłącz  na  chwilę  telewizor.  Mamy  ważnego  gościa.  Pamiętasz,  jak  ci  mówiłam,  że 

tatuś umarł w obozie jenieckim? 

BUTCH 

(z offu) 

Aha. 

MATKA 

To jest kapitan Koons. Był w obozie jenieckim z twoim tatą. 

 

Kapitan Koons wchodzi do pokoju, zbliża się do chłopczyka i przyklęka, ich twarze znajdują 

się  teraz  na  tym  samym  poziomie.  Kiedy  się  odzywa,  w  jego  głosie  słychać  lekki  teksański 

akcent. 

KOONS 

Czołem,  mały  człowieczku.  Mój  Boże,  tyle  o tobie  słyszałem.  Widzisz...  przyjaźniłem  się  z 

twoim tatą. Pięć lat przesiedzieliśmy ramię w ramie w tym hanojskim piekle. Mam nadzieje, 

background image

że  ty  czegoś  takiego  nie  przeżyjesz,  ale  kiedy  dwóch  mężczyzn  tak  długo  znosi  wspólną 

niedolę, jak ja i twój tatuś, jeden zaczyna się czuć odpowiedzialny za drugiego. Gdybym to ja 

był tym, który nie doczekał,  major Coolidge rozmawiałby teraz z moim  synem, Jimem. Ale 

los chciał, żebym to ja rozmawiał z tobą, Butch. Mam coś dla ciebie. 

 

Kapitan wyciąga z kieszeni złoty zegarek. 

 

Ten zegarek, który teraz trzymam w ręku, został  kiedyś kupiony przez twojego pradziadka. 

Miało  to  miejsce  podczas  pierwszej  wojny  światowej  w  małym  sklepiku  w  Knoxville,  w 

stanie Tennessee. Kupił go szeregowy Doughboy Ernie Coolidge, w dniu, kiedy wypływał ze 

swoim  oddziałem  do  Paryża.  Był  to  zatem  wojenny  zegarek  twojego  pradziadka, 

wyprodukowany  przez  fabrykę,  która  pierwsza  zaczęła  robić  zegarki  na  rękę.  Przedtem 

używano tylko zegarków kieszonkowych. Twój pradziadek nosił go codziennie, przez calutką 

wojnę.  Kiedy  spełnił  już  swój  zaszczytny  obowiązek,  wrócił  do  domu,  do  twojej  prababci, 

zdjął zegarek i włożył do starej puszki po kawie. I zegarek tam sobie  leżał, aż do dnia, gdy 

ojczyzna  powołała  twojego  dziadka  Dane'a  Coolidge'a,  by  jechał  za  morze  i  walczył  z 

Niemcami. Tym razem była to druga wojna światowa. Twój pradziadek podarował swojemu 

synowi zegarek na szczęście. 

Ale Dane miał mniej szczęścia niż jego ojciec. Służył w piechocie morskiej i został ranny, jak 

wielu jego towarzyszy broni, w bitwie o Wake Island. Twój dziadek stał w obliczu śmierci, 

wiedział  o  tym.  Żaden  z  tych  dzielnych  chłopców  nie  łudził  się  nadzieją,  że  opuści  wyspę 

inaczej  niż  w trumnie.  Na trzy  dni  przed  atakiem  Japończyków,  dziadek  poprosił  strzelca  z 

samolotu  transportowego,  niejakiego  Winockiego,  człowieka,  którego  widział  po  raz 

pierwszy  w  życiu,  o  zawiezienie  złotego  zegarka  jego  maleńkiemu  synkowi,  którego  nie 

zdążył  zobaczyć.  Trzy  dni  później  twój  dziadek  nie  żył.  Ale  Winocki  dotrzymał  słowa.  Po 

wojnie pojechał do domu twojej babci i wręczył maleńkiemu chłopcu złoty zegarek po ojcu. 

Ten  zegarek.  Twój  tata  miał  go  na  ręku,  kiedy  go  zestrzelili  nad  Hanoi  i  kiedy  trafił  do 

wietnamskiego obozu jenieckiego. Wiedział, że żółtki na pewno skonfiskują mu zegarek. Ale 

wiedział też, że to ty powinieneś go otrzymać. Nie mógł pozwolić, by parszywe żółte łapska 

tknęły  dziedzictwo  jego  synka.  Więc  schował  zegarek  w  jedynym  pewnym  schowku.  We 

własnej  dupie.  Przez  pięć  długich  łat  nosił  zegarek  w  dupie.  Umierając  na  czerwonkę 

przekazał  go  mnie  i  sam  przez  dwa  lata  ukrywałem  ten  nieporęczny  kawałek  metalu  we 

własnym  odbycie.  Wreszcie,  po  siedmiu  latach  odesłano  mnie  do  domu.  A  teraz,  mały 

człowieczku, przekazuję ci zegarek twojego ojca. 

background image

 

Kapitan  Koons  wręcza  zegarek  Butchowi.  W  kadrze  pojawia  się  mała  rączka  sięgająca  po 

dar. 

CIĘCIE 

WNĘTRZE. SZATNIA - NOC 

27 - letni Butch Cooligde odziany w bokserskie regalia: spodenki, buty i rękawice. 

 

Leży  na  stole,  robiąc  ostatnie  chrrrr...  przed  wielką  walką.  Niemal  natychmiast  po  zmianie 

ujęcia  budzi  się,  gwałtownie  podskakując.  Wstrząśnięty  dziwacznym  wspomnieniem,  ociera 

spoconą twarz rękawicą bokserską. 

 

Jego trener, Klondike, starszawy cwaniaczek, uchyla lekko drzwi, wtykając do pokoju głowę. 

Za nim, na korytarzu, rozgrywają się dantejskie sceny. 

KLONDIKE 

Już czas, Butch. 

BUTCH 

Jestem gotów. 

 

Klondike wchodzi do środka, zamykając za sobą drzwi i odgradzając nas od dzikiego tłumu. 

Podchodzi do wiszącego na haczyku długiego, żółtego szlafroka. Butch zeskakuje ze stołu. 

Klondike w całkowitym milczeniu pomaga mu włożyć szlafrok, który ma na plecach napis: 

WOJUJĄCY BUTCH COOUDGE. 

 

Dwaj mężczyźni idą  w kierunku drzwi. Klondike otwiera je przed Butchem. Widząc boksera, 

tłum z korytarza, dostaje głupawki. Klondike zamyka drzwi, zostawiając nas samych w cichej, 

opustoszałej szatni. 

WYCIEMNIENIE 

NAPIS: 

„ZŁOTY ZEGAREK” 

ZZA CZARNEJ PLANSZY Z NAPISEM SŁYSZYMY GŁOS: 

SPRAWOZDAWCA NR 1 

Dan, to chyba była najbardziej krwawa, zacięta i brutalna walka w dziejach naszego miasta. 

 

W tle słychać odgłosy totalnego bałaganu. 

background image

ROZJAŚNIENIE 

PLENER. ZAUŁEK (W DESZCZU) - NOC 

W ciemnym zaułku, tuż obok hali sportowej  widzimy zaparkowaną taksówkę. Z nieba równo 

sika  deszcz.  Ruch  kamery  w  kierunku  zaparkowanego  pojazdu.  Z  wnętrza  dobiegają  strzępy 

rozmowy z radia. 

 

Coolige dosłownie uciekł z ringu, zupełnie jakby nie czuł się zwycięzcą. 

Myślisz, że już wiedział o zgonie Wilsona? 

SPRAWOZDAWCA NR 2 

(z offu) 

Jestem przekonany, że tak, Richard. Z mojego  miejsca wiedziałem,  jak  malująca się w jego 

oczach  radość  ustępuje  świadomości  popełnionego  czynu.  W  tej  sytuacji  każdy  uciekłby  z 

ringu. 

PRZENIKANIE 

WNĘTRZE. TAKSÓWKA 

(ZAPARKOWANA/W DESZCZU) - NOC 

Za kierownicą taryfy siedzi kobieta - taksówkarz, Esmarelda Villalobos. Młoda dziewczyna o 

latynoskim wyglądzie popija kawę z parującego białego styropianowego kubka. 

 

Dwaj sprawozdawcy kontynuują swoje rozważania. 

SPRAWOZDAWCA NR 1 

Czy twoim zdaniem dzisiejsza tragedia coś zmieni w świecie boksu? 

SPRAWOZDAWCA NR 2 

Och, Dan, taka tragedia nie może nie wstrząsnąć dogłębnie całym bokserskim światem. Ale 

najważniejsze  jest  to,  by  w  tych  smutnych  tygodniach,  które  nas  czekają,  oczy  Światowej 

Federacji Boksu pozostały skupione na... 

 

Pstryk. Esmarelda wyłącza radio. 

 

Popija łyk kawy, a następnie słyszy w zaułku jakiś hałas. Wysuwa przez okno głowę, by ujrzeć 

co następuje: 

 

Na wysokości mniej więcej trzeciego piętra otwiera się okno. Wypada z niego torba sportowa 

i ląduje w śmietniku poniżej. Następnie Butch Coolidge, wciąż ubrany w bokserskie spodenki, 

background image

buty, rękawice oraz żółty szlafrok, skacze z okna na stertę śmieci. 

 

Na twarzy Esmareldy widać reakcję na ten niezwykły widok. 

 

Z  torbą  w  dłoni,  Butch  wyłazi  ze  śmietnika  i  podbiega  do  taksówki.  Ale  zanim  do  niej 

wsiądzie, zrzuca z siebie szlafrok i ciska go na ziemię. 

WNĘTRZE. TAKSÓWKA 

(ZAPARKOWANA/W DESZCZU) 

- NOC 

Butch,  ociekający  wodą,  niemal  nagi  (gdyby  nie  spodenki,  buty  i  rękawiczki)  wskakuje  na 

tylne siedzenie, zatrzaskując za sobą drzwi. 

 

Esmarelda,  patrząc  prosto  przed  siebie,  rozmawia  z  Butchem  odbijającym  się  w  lusterku 

wstecznym. 

ESMARELDA 

(z hiszpańskim akcentem) 

Czy jesteś tym facetem, po którego miałam przyjechać? 

BUTCH 

Jeśli  to  jest  taksówka,  którą  zamawiałem,  to  jestem  tym  facetem,  po  którego  miałaś 

przyjechać. 

ESMARELDA 

Dokąd? 

BUTCH 

Byle dalej stąd. 

 

Kluczyk przekręca się w stacyjce. Ryk silnika. 

 

Ręka Esmareldy włącza taksometr. 

 

Jej naga stopa spada na pedał gazu. 

PLENER. HALA SPORTOWA (W DESZCZU) - NOC 

Taksówka w szalonym pędzie wypada z zaułka, zostawiając przed budynkiem hali mokry ślad 

na chodniku. 

WNĘTRZE. SZATNIA WILLISA 

background image

(HALA SPORTOWA) - NOC 

Drzwi  szatni  otwierają  się,  Angol  Dave  przepycha  się  przez  rozszalałe  na  korytarzu 

pandemonium, odgradzając się od niego zatrzaśnięciem drzwi. Znalazłszy się w szatni, Angol 

Dave  skrupulatnie  poprawia  garnitur  i  krawat.  [[Przy  drzwiach  stoi  Mia.  Widzi  Vincenta  i 

Angola Dave 'a. 

VINCENT 

Mia. Jak leci? 

MIA 

Świetnie. Nie podziękowałam ci za kolację.]] 

 

W pokoju na stole leży czarny pięściarz Floyd Ray Willis - martwy. Jego twarz wygląda tak, 

jakby wsadził ją do ula. Jego trener klęczy przy nim, opiera głowę o jego pierś i płacze nad 

zwłokami. 

 

Zwalista  postać,  która  jest  Marsellusem  Wallace'em,  stoi  przy  stole,  poklepując  trenera  po 

ramieniu  w  geście  pocieszenia.  Wciąż  jeszcze  dokładnie  nie  widać,  jak  Marsellus  wygląda, 

wiemy tylko, że jest duży. 

 

Mia siada na krześle w końcu pokoju. 

 

Marsellus podnosi wzrok, widzi Angola Dave 'a i podchodzi do niego. 

MARSELLUS 

(z offu) 

I co? 

JULES 

Zwiał. 

MARSELLUS 

(z offu) 

Jestem  gotów  poruszyć  niebo  i  ziemię,  żeby  skurwiela  odszukać.  Jeśli  Butch  zwiał  do 

Indochin,  niech  któryś  z  naszych  czarnuchów  czai  się  w  jego  miseczce  z  ryżem,  żeby  mu 

przykopać w dupę. 

ANGOL DAVE 

Zajmę się tym. 

WNĘTRZE. TAKSÓWKA (W RUCHU) - NOC 

background image

Butch ściąga jedną z rękawic. 

 

Esmarelda obserwuje go w lusterku wstecznym. 

 

Butch usiłuje otworzyć okno, ale nigdzie nie może znaleźć pokrętła. 

BUTCH 

Jak tu się odkręca szybę? 

ESMARELDA 

Tylko ja to mogę zrobić. 

 

Naciska guzik, szyba przesuwa się w dół. Butch wyrzuca rękawicę za okno, po czym zaczyna 

rozsupływać drugą. 

 

Esmarelda nie może dłużej milczeć. 

ESMARELDA 

Ej, mister. 

BUTCH 

(wciąż mocuje się z rękawicą) 

Co? 

ESMARELDA 

Brałeś udział w walce? Tej z radia? Jesteś bokserem? 

 

Druga z rękawic ląduje za oknem. 

BUTCH 

Skąd taki pomysł? 

ESMARELDA 

Nie udawaj. To ty. Wiem, że to ty. Przyznaj się, że to ty. 

BUTCH 

(wycierając się ręcznikiem) 

To ja. 

ESMARELDA 

Zabiłeś tego drugiego boksera. 

BUTCH 

Nie żyje? 

background image

ESMARELDA 

Tak mówili w radiu. 

 

Butch przestaje się wycierać. 

BUTCH 

(do siebie) 

Wybacz, Floyd. 

 

Wyrzuca ręcznik za okno. 

 

Zapada cisza, podczas której Butch szuka w torbie T - shirta. 

ESMARELDA 

Jakie to uczucie? 

BUTCH 

(znajduje koszulkę) 

Co? 

ESMARELDA 

Zabić człowieka. Zatłuc na śmierć gołymi rękami. 

 

Butch wciąga na siebie koszulkę. 

BUTCH 

Jesteś walnięta? 

ESMARELDA 

Nie, po prostu interesuje mnie ten temat. Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto by kogoś zabił. 

Więc... jakie to uczucie, zabić człowieka? 

BUTCH 

Słuchaj, daj mi papierosa, a wszystko ci opowiem. 

 

Esmarelda aż podskakuje z niecierpliwości. 

ESMARELDA 

Zgoda! 

 

Butch pochyla  się do przodu. Esmarelda, nie odrywając  wzroku od jezdni, podaje mu przez 

ramię papierosa. Butch bierze. Następnie, wciąż nie oglądając się za siebie, kobieta podnosi 

background image

rękę, trzymając w niej płonącą zapałkę. Butch zapala papierosa i zdmuchuje płomyk. 

 

Zaciąga się głęboko. 

BUTCH 

No więc... 

 

Patrzy na jej identyfikator. 

 

Esmareldo... Villalobos... To meksykańskie nazwisko? 

ESMARELDA 

Nazwisko jest hiszpańskie, a ja jestem Kolumbijką. 

BUTCH 

Bardzo ładne nazwisko. 

ESMARELDA 

To znaczy „Esmarelda od wilków”. 

BUTCH 

Cholernie fajnie się nazywasz, siostro. 

ESMARELDA 

Dziękuję. A jak ty masz na imię? 

BUTCH 

Butch. 

ESMARELDA 

Butch. To coś znaczy? 

BUTCH 

Jestem Amerykaninem, nasze imiona gówno znaczą. Ale do rzeczy, Esmareldo, co chciałabyś 

wiedzieć? 

ESMARELDA 

Chcę wiedzieć, jakie to uczucie kogoś zabić. 

BUTCH 

Nie wiem. Dopiero ty mi powiedziałaś, że nie żyje. Chcesz wiedzieć, co teraz czuję? 

 

Esmarelda kiwa potakująco głową. 

 

Nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia. [Chcesz wiedzieć czemu, Esmareldo? 

background image

 

Esmarelda kiwa potakująco głową. 

Bo  jestem  bokserem.  I  kiedy  stwierdzisz  ten  fakt,  niewiele  więcej  musisz  o  mnie  wiedzieć. 

Może ten skurwiel, który dziś walczył, był kiedyś bokserem. Jeśli tak, zdechł, zanim postawił 

nogę w ringu. Po prostu skróciłem temu biedakowi mękę. A jeśli nigdy nie był bokserem... 

(Butch zaciąga się dymem) 

Dostał za swoje za przypierdalanie się do mojego sportu.] 

PLENER. BUDKA TELEFONICZNA (W DESZCZU) - NOC 

Ruch kamery na budkę telefoniczną, z której dzwoni Butch. 

BUTCH 

(do telefonu) 

Nie  mówiłem  ci?  Kiedy  się  rozniosło,  że  mecz  jest  kupiony,  stawki  podskoczyły  do  sufitu. 

Gdyby był lepszy, jeszcze by żył. Gdyby nie zasznurował rękawic, czego nigdy nie powinien 

był  robić,  jeszcze  by  żył.  Ale  dość  gadki  o  biednym  i  nieszczęśliwym  panu  Floydzie, 

pogadajmy o bogatym i prosperującym panu Butchu. Ilu bukmacherów obstawiłeś? 

(pauza) 

Ośmiu? Kiedy zbierzesz? 

(pauza) 

Więc jutro, do wieczora, będziesz miał całość? 

(pauza) 

To dobra nowina, Scotty, dobra nowina. Rozumiem, paru gości  będzie  marudzić. Jutro rano 

wyjeżdżamy  z  Fabienne.  Parę  dni  potrwa,  zanim  znajdziemy  się  w  Knoxville.  Następnym 

razem spotkamy się w strefie czasowej Tennessee. 

 

Butch  odkłada  słuchawkę.  Patrzy  na  taksówkę  gotową  zabrać  go,  gdzie  tylko  będzie  sobie 

życzył. 

(do siebie, po francusku, na ekranie napis angielski) 

Fabienne, ukochana moja, rozpoczyna się nasza przygoda. 

CIĘCIE 

PLENER. MOTEL (PO DESZCZU) - NOC 

Taksówka  Esmareldy  podjeżdża  na  parking  motelu.  Deszcz  przestał  padać,  ale  wciąż  jest 

mokro.  Butch  wysiada,  ubrany  w  koszulkę,  dżinsy  i  kurtkę  sportową  ze  szkoły  średniej. 

Nachyla się do okna kierowcy. 

ESMARELDA 

background image

Czterdzieści pięć dolarów sześćdziesiąt. 

BUTCH 

(wręczając jej pieniądze) 

Merci beaucoup. A tutaj małe coś za fatygę. 

 

Butch pokazuje studolarówkę. 

 

W  oczach  Esmeraldy  pojawia  się  blask.  Sięga  po  banknot.  Ale  Butch  trzyma  go  poza 

zasięgiem jej ręki. 

BUTCH 

A gdyby ktoś cię spytał, kogo dziś wiozłaś, co mu powiesz? 

ESMARELDA 

Prawdę. Trzech dobrze ubranych, lekko podpitych Meksykanów. 

BUTCH 

Bon soir, Esmareldo. 

ESMARELDA 

(po hiszpańsku) 

Dobrej nocy, Butch. 

 

Butch  szczypie  ją  lekko  w  nos,  Esmarelda  uśmiecha  się.  Butch  odwraca  się  i  odchodzi. 

Esmarelda odjeżdża. 

WNĘTRZE. MOTEL 

(POKÓJ NR 6) 

- NOC 

Butch wchodzi i zapała światło. 

 

Na łóżku, plecami do Butcha, zwinięta w kłębek i ubrana, leży francuska narzeczona Butcha, 

Fabienne. 

FABIENNE 

Zgaś. 

 

Butch pstryka, pokój ponownie pogrąża się w mroku. 

BUTCH 

Tak lepiej, ptysiu z kremem? 

background image

FABIENNE 

Oui. Ciężko dziś było w biurze? 

BUTCH 

Dość ciężko. Wdałem się w bójkę. 

FABIENNE 

Biedulek. Przytulisz się do mnie? 

 

Butch kładzie się na łóżku, obejmując Fabienne od tyłu. 

 

Rozmowy Butcha i Fabienne prowadzone są w infantylnym stylu. 

 

Przeglądałam się dziś w lustrze... 

BUTCH 

Aha? 

FABIENNE 

Chciałabym mieć brzuszek. 

BUTCH 

Od patrzenia w lustro zachciało ci się gruszek? 

FABIENNE 

Mieć brzuszek. Brzuszek. Brzuszki są bardzo sexy. 

BUTCH 

No to powinnaś się cieszyć, bo masz brzuszek. 

FABIENNE 

Zamknij się, grubasie! Nie  mam  brzuszka! Mam  trochę tłuszczyku,  jak Madonna w „Lucky 

Star”. Ale to nie to samo. 

BUTCH 

Nie wiedziałem, że jest różnica między brzuszkiem a tłuszczykiem. 

FABIENNE 

Ogromna różnica. 

BUTCH 

Chciałabyś, żebym i ja miał brzuszek? 

FABIENNE 

Nie, mężczyzna z brzuszkiem wygląda jak niedołęga albo jak goryl. Ale kobiety z brzuszkiem 

są  bardzo  sexy.  Reszta  jest  normalna.  Normalna  twarz,  normalne  nogi,  normalne  biodra, 

background image

normalna dupka i nagle wielki, idealnie krągły brzuszek. Gdybym miała brzuszek, nosiłabym 

podkoszulki o dwa numery za małe, żeby go podkreślić. 

BUTCH 

Myślisz, że to się facetom podoba? 

FABIENNE 

Mam gdzieś to, co się podoba facetom. Szkoda, że to, co miłe dla oka i miłe w dotyku, rzadko 

bywa tym samym. 

BUTCH 

Gdybyś miała brzuszek, przyłożyłbym ci w niego pięścią. 

FABIENNE 

Przyłożyłbyś mi pięścią w brzuszek? 

BUTCH 

Prosto w brzuszek. 

FABIENNE 

A ja bym cię udusiła. Zakryłabym ci brzuszkiem twarz i nie mógłbyś oddychać. 

BUTCH 

Zrobiłabyś mi coś takiego? 

FABIENNE 

Tak! 

BUTCH 

Wszystko zabrałaś, ptysiu z kremem? 

FABIENNE 

Tak. 

BUTCH 

Zuch dziewczynka. 

FABIENNE 

A tobie wszystko poszło zgodnie z planem? 

BUTCH 

Nie słuchałaś radia? 

FABIENNE 

Nigdy nie słucham relacji z twoich walk. Wygrałeś? 

BUTCH 

O tak. 

FABIENNE 

background image

A twój przeciwnik? 

BUTCH 

Floyd też się wycofał. 

FABIENNE 

(uśmiecha się) 

Naprawdę?! Nie będzie więcej walczył?! 

BUTCH 

Już nie. 

FABIENNE 

Więc wszystko dobrze się skończyło. 

BUTCH 

To jeszcze nie koniec, kochanie. 

 

Fabienne odwraca się na plecy, Butch kładzie się na niej. Całują się. 

FABIENNE 

Grozi nam straszne niebezpieczeństwo, prawda? 

 

Butch kiwa potakująco głową. 

 

A jeśli nas znajdą, to nas zabiją, prawda? 

 

Butch kiwa potakująco głową. 

 

Ale nas nie znajdą, prawda? 

 

Butch kiwa potakująco głową. 

 

Wciąż chcesz, żebym z tobą pojechała? 

 

Butch kiwa potakująco głową. 

 

Nie chcę być dla ciebie ciężarem ani kłopotem... 

 

Dłoń Butcha wędruje poza kadr i zaczyna głaskać jej krocze. 

background image

 

Fabienne reaguje. 

 

Powiedz to! 

BUTCH 

Fabienne, chcę, żebyś była ze mną. 

FABIENNE 

Na zawsze? 

BUTCH 

Na wieki wieków. 

 

Fabienne odchyla głowę do tyłu. 

 

Butch wciąż pieści jej krocze. 

FABIENNE 

Kochasz mnie? 

BUTCH 

Oui. 

FABIENNE 

Butch? Zrobisz mi oralną przyjemność? 

 

Butch całuje ją w usta. 

BUTCH 

Pocałujesz go? 

 

Fabienne kiwa potakująco głową. 

FABIENNE 

Ale ty pierwszy. 

 

Głowa  Butcha  znika  z  kadru,  by  przystąpić  do  zadawania  oralnej  przyjemności.  W  kadrze 

pozostaje tylko twarz Fabienne. 

(po francusku, na ekranie napisy z tłumaczeniem) 

Butch, ukochany mój, rozpoczyna się nasza przygoda. 

WYCIEMNIENIE 

background image

ROZJAŚNIENIE 

POKÓJ W MOTELU 

Ten  sam  pokój,  tyle  że  pusty.  Z  łazienki  dobiega  do  naszych  uszu  plusk  prysznica.  Ruch 

kamery  w  kierunku  drzwi  łazienki.  Widzimy  Fabienne  w  białym  szlafroku  frotte,  w  którym 

wydaje się tonąć. Suszy włosy ręcznikiem. Butch myje się pod prysznicem. Przez zaparowaną 

szybę widzimy zarys jego nagiej postaci. Butch zakręca wodę i otwiera drzwiczki, wysuwając 

zza nich głowę. 

BUTCH 

Chyba złamałem żebro. 

FABIENNE 

Robiąc mi oralną przyjemność? 

BUTCH 

Nie, matołku, w walce. 

FABIENNE 

Nie nazywaj mnie tak. 

BUTCH 

(głosem debila) 

„Mam na imię Fabby! Mam na imię Fabby!” 

FABIENNE 

Zamknij się, zasrańcu! Nie cierpię tego debilowatego głosu! 

BUTCH 

Przepraszam! Przepraszam! Cofam wszystkie poprzednie słowa. Czy mogę prosić o ręcznik, 

śliczna panno Tulipanno? 

FABIENNE 

To ładne, lubię, jak mnie nazywasz tulipanem. Tulipany są czymś milszym niż debile. 

BUTCH 

Nie nazwałem cię debilem, tylko matołkiem, odszczekuje to. 

 

Fabienne podaje mu ręcznik. 

 

Merci beaucoup. 

FABIENNE 

Butch? 

BUTCH 

background image

(wycierając włosy) 

Tak, babeczko z lukrem? 

FABIENNE 

Dokąd pojedziemy? 

BUTCH 

Jeszcze nie wiem. Gdzie tylko chcesz. Zarobimy na tym kupę szmalu. Chociaż nie tyle, żeby 

do  końca  życia  byczyć  się  jak  pączki  w  maśle.  Może  skoczymy  gdzieś  na  południowy 

Pacyfik. Forsa, którą zarobimy, pozwoli nam się tam dobrze ustawić. 

FABIENNE 

Więc gdybyśmy zechcieli, moglibyśmy zamieszkać na Bora - - Bora? 

BUTCH 

Pewnie.  A  kiedy  Bora  -  Bora  już  cię  znudzi,  możemy  się  przenieść  na  Tahiti,  albo  do 

Meksyku. 

FABIENNE 

Ale ja nie znam hiszpańskiego. 

BUTCH 

Bora - borańskiego też nie znasz. Zresztą meksykański jest łatwy. Donde esta la zapateria? 

FABIENNE 

Co to znaczy? 

BUTCH 

Gdzie jest sklep z butami? 

FABIENNE 

Donde esta la zapateria? 

BUTCH 

Masz świetną wymowę. Ani się obejrzysz, jak staniesz się moją małą mamacitą. 

 

Butch wychodzi z łazienki. Zostajemy z Fabienne, która myje sobie zęby. 

 

Butch rozmawia dalej z pokoju obok. 

BUTCH 

(z offu) 

Que hora es? 

FABIENNE 

Que hora es? 

background image

BUTCH 

(z offu) 

Która godzina? 

FABIENNE 

Która godzina? 

BUTCH 

(z offu) 

Czas spać. Śnij słodko, szarlotko. 

 

Fabienne dalej myje zęby. Obserwujemy ją przez chwilę. Nagle coś sobie przypomina. 

FABIENNE 

Butch. 

 

Wychodzi z łazienki, by go o coś spytać, ale widzi, że zdążył już zasnąć. 

 

Patrzy na niego przez chwilę. 

 

Nieważne. 

 

Wychodzi poza kadr, wracając do łazienki. Szeroki kąt ujęcia pokazuje śpiącego Butcha. 

WYCIEMNIENIE 

ROZJAŚNIENIE 

POKÓJ W MOTELU - RANEK 

To samo ujęcie, co poprzednio, tyle że wczesnym rankiem. Butch wciąż śpi. 

 

Fabienne  myje  zęby,  stojąc  w  drzwiach  łazienki,  by  móc  jednocześnie  oglądać  telewizję. 

Wciąż ma na sobie włochaty szlafrok z poprzedniego wieczora. 

 

W  telewizji:  William  Smith  i  garstka  Aniołów  Piekieł  stają  do  walki  przeciw  całej  armii 

wietnamskiej w filmie „The Losers”. 

 

Butch  budzi  się  nagle  ze  snu,  jakby  ścigał  go  jakiś  okropny  potwór.  Jego  gwałtowny  ruch 

zaskakuje Fabienne. 

FABIENNE 

background image

Merde! Przestraszyłeś mnie. Miałeś zły sen? 

 

Butch patrzy na nią z łóżka szparkami oczu, usiłując skupić wzrok. 

[BUTCH 

Tak... Wciąż myjesz zęby? 

FABIENNE 

Taka już jestem. Myję zęby całą noc aż do rana. Myślisz, że to jakiś objaw? 

 

Fabienne wychodzi do łazienki, wypluć pianę. 

 

Jeśli  ta  uwaga  miały  wydźwięk  sarkastyczny,  jest  za  wcześnie  rano,  by  Butch  mógł  to 

zauważyć.] 

 

Butch,  któremu  wciąż  jeszcze  kleją  się  oczy,  widzi  na  ekranie  telewizora  Anioły  Piekieł 

rozpierdalające w drobny mak wietnamski obóz jeniecki. 

BUTCH 

Co ty oglądasz? 

FABIENNE 

Film o motocyklistach, nie pamiętam tytułu. 

BUTCH 

Oglądasz? 

 

Fabienne wraca do pokoju. 

FABIENNE 

W pewnym sensie. A co? Chciałbyś, żebym to wyłączyła? 

BUTCH 

A możesz? 

 

Fabienne sięga do wyłącznika i gasi telewizor. 

 

Trochę za wcześnie na wybuchy i wojnę. 

FABIENNE 

O czym był? 

BUTCH 

background image

Skąd mogę wiedzieć, ty go oglądałaś. 

 

Fabienne wybucha śmiechem. 

FABIENNE 

Nie, imbecylku, o czym był twój sen? 

BUTCH 

Nie pamiętam. Rzadko pamiętam sny. 

[FABIENNE 

Dopiero się z niego obudziłeś. 

BUTCH 

Fabienne, przecież cię nie okłamuję. Nie pamiętam. 

FABIENNE 

Patrzcie,  jaki  się  z  samego  rana  zrobił  zrzędliwy.  Nie  mówiłam,  że  kłamiesz,  ale  to  trochę 

dziwne, że nie pamiętasz swoich snów. Ja swoje zawsze zapamiętuję. Wiedziałeś, że mówisz 

przez sen? 

BUTCH 

Wcale nie mówię... mówię przez sen? 

FABIENNE 

Wczoraj mówiłeś. 

BUTCH 

I co powiedziałem? 

FABIENNE 

(kładąc się na nim) 

Nie wiem. Nie mogłam cię zrozumieć.] 

 

Całuje Butcha. 

 

Może wstaniesz i pójdziemy na śniadanie do tej knajpki z naleśnikami? 

BUTCH 

Jeszcze jeden buziaczek i już wstaję. 

 

Fabienne daje Butchowi długiego, słodkiego buziaczka. 

FABIENNE 

Zadowolony? 

background image

BUTCH 

Nooo. 

FABIENNE 

Więc wstawaj, leniuszku! 

 

Butch zwleka się z łóżka i zaczyna wyjmować ubrania z walizki, którą przyniosła Fabienne. 

BUTCH 

Która godzina? 

FABIENNE 

Prawie dziewiąta rano. O której mamy pociąg? 

BUTCH 

O jedenastej. 

 

[Widząc, jak się przygląda parze spodni: 

FABIENNE 

Bardzo ładne spodnie. Możesz je założyć do tej twojej ślicznej niebieskiej koszulki? 

 

Butch wyciąga z walizki niebieską koszulkę. 

BUTCH 

Do tej? 

FABIENNE 

Tak. Pasuje. 

BUTCH 

Dobra. 

 

Ubiera się.] 

FABIENNE 

Zamówię sobie duży talerz naleśników z jagodami i syropem klonowym, jaja sadzone i pięć 

kiełbasek. 

BUTCH 

(zaskoczony jej możliwościami) 

A czym to popijesz? 

 

Kończy się ubierać. 

background image

FABIENNE 

(mając na myśli ubranie) 

O tak, bardzo ci ładnie, do picia zamówię sok pomarańczowy w wysokiej szklance i filiżankę 

czarnej kawy. A potem zjem kawałek placka. 

 

Przeglądając zawartość walizek: 

BUTCH 

Placek na śniadanie? 

FABIENNE 

Każda  pora  dnia  jest  dobra  na  placek.  Placek  z  czarnymi  jagodami,  żeby  pasował  do 

naleśników. A na wierzchu cieniutki płatek roztopionego sera... 

BUTCH 

Gdzie mój zegarek? 

FABIENNE 

Tam. 

BUTCH 

Nie ma go. Nie ma. 

FABIENNE 

Szukałeś? 

 

Butch zaczyna przerzucać rzeczy w walizkach w wyraźnym popłochu. 

BUTCH 

Tak, kurwa, szukałem!!! 

 

Rozrzuca ubrania po pokoju. 

 

A co ja, u kurwy nędzy, robię?! Na pewno go wzięłaś? 

 

Fabienne prawie nie może mówić, nigdy nie widziała Butcha w takim stanie. 

FABIENNE 

Yyy... tak... ze stolika nocnego. 

BUTCH 

Z kangurka? 

FABIENNE 

background image

Tak, wisiał na twoim kangurku. 

BUTCH 

Ale tutaj go nie ma. 

FABIENNE 

(bliska łez) 

A powinien być! 

BUTCH 

Tak, powinien, ale go tu nie ma! Więc gdzie jest? 

 

Fabienne jest przerażona i płacze. 

 

Butch ścisza głos, nadając mu jeszcze groźniejszy ton. 

 

Fabienne, ten pierdolony zegarek był pamiątką po moim ojcu. Wiesz, co mój tata przeszedł, 

żeby móc mi go dać? Nie chcę się teraz nad tym rozwodzić. 

Powiem  ci  tylko,  że  dużo  przeszedł.  Resztę  tego gówna  mogłaś  nawet  puścić  z  dymem,  ale 

specjalnie przypominałem ci o zegarku mojego ojca! Zastanów się, brałaś go? 

FABIENNE 

Chyba tak... 

BUTCH 

Chyba? Albo brałaś, albo nie brałaś! To jak? 

FABIENNE 

Brałam. 

BUTCH 

Na pewno? 

FABIENNE 

(roztrzęsiona) 

Nie. 

 

Butchowi puszczają nerwy, zadaje ciosy w powietrze. 

 

Fabienne krzyczy i cofając się, wciska się w kąt. 

 

Butch podnosi motelowy telewizor i rzuca nim o ścianę. 

background image

 

Fabienne wrzeszczy przejęta grozą. 

 

Butch patrzy na nią i nagle się uspokaja. 

BUTCH 

(do Fabienne) 

Nie! To nie twoja wina. 

(podchodzi do niej) 

Zostawiłaś go w mieszkaniu. 

 

Pochyla się nad kobietą, która osunęła się na podłogę. 

 

Dotyka jej dłoni, Fabienne wstrząsa dreszcz. 

 

Jeśli zostawiłaś go w mieszkaniu, to nie twoja wina. Kazałem ci spakować mnóstwo rzeczy. 

Przypominałem  ci  o  nim,  ale  nie  powiedziałem,  jaka  to  ważna  dla  mnie  pamiątka.  Że  całą 

resztę mam w dupie. Powinienem ci był o tym powiedzieć. Przecież nie jesteś jasnowidzem. 

 

Całuje ją w dłoń. Wstaje. 

 

Fabienne wciąż siąka nosem. 

 

Butch podchodzi do szafy. 

FABIENNE 

Przepraszam. 

 

Butch wkłada swoją szkolną kurtkę. 

BUTCH 

Nie musisz. Ale to znaczy, że nie pójdziemy razem na śniadanie. 

FABIENNE 

Dlaczego? 

BUTCH 

Bo muszę wrócić do mieszkania po zegarek. 

FABIENNE 

background image

Czy gangsterzy nie będą cię tam szukać? 

BUTCH 

Dowiem się tego. Jeśli się okaże, że mnie szukają i że są cwańsi, dam nogę. 

 

Podnosząc się z podłogi: 

[FABIENNE 

Kochanie, nie chcę, żeby cię zamordowali przez jakiś głupi zegarek. 

BUTCH 

Po pierwsze, to nie jest głupi zegarek. Po drugie, nie zamordują mnie. I po trzecie, nie bój się. 

Nie pozwolę, by cokolwiek przeszkodziło nam żyć dalej długo i szczęśliwie. 

FABIENNE 

A nasz pociąg? 

BUTCH 

Zostało jeszcze parę godzin.] 

FABIENNE 

Mam straszne wyrzuty sumienia. Widziałam twój zegarek, myślałam, że go wzięłam. Tak mi 

przykro. 

 

Butch przyciąga ją do siebie i bierze jej twarz w dłonie. 

BUTCH 

Nie przejmuj  się, ptysiu z kremem. Choćbyś zrobiła  nie wiem co, nie potrafię  się  na ciebie 

długo złościć. 

(pauza) 

Kocham cię, zapomniałaś? 

(wygrzebuje z portfela kilka banknotów) 

Masz tu trochę pieniędzy, zamów te swoje naleśniki i zjedz wspaniałe śniadanko. 

FABIENNE 

Nie jedź. 

BUTCH 

Wrócę, zanim zdążysz powiedzieć: „placek z jagodami”. 

FABIENNE 

Placek z jagodami. 

BUTCH 

Może nie aż tak szybko, ale szybko. Dobrze? 

background image

FABIENNE 

Okay. 

 

Całuje ją jeszcze raz i rusza w kierunku drzwi. 

BUTCH 

Pa, pa, babeczko z lukrem. 

FABIENNE 

Pa. 

BUTCH 

Pojadę twoją hondą. 

FABIENNE 

Okay. 

 

Butch znika za drzwiami. 

 

Fabienne siada na łóżku i patrzy na pieniądze od Butcha. 

WNĘTRZE. HONDA (W RUCHU) - DZIEŃ 

Butch jadąc ulicą okłada pięściami kierownicę i deskę rozdzielczą. 

BUTCH 

Kurwa w dupę pierdolona mać, mogła zapomnieć tylu rzeczy, ale musiała akurat zapomnieć 

zegarka?!  Specjalnie  jej  przypominałem,  żeby  o  nim  nie  zapomniała.  „Stolik  nocny.  Na 

kangurku”. Mówiłem wyraźnie: „Nie zapomnij zegarka mojego ojca”. 

PLENER. ULICA W MIEŚCIE - DZIEŃ 

Malutka honda zmierza do celu tak szybko, jak jej na to pozwala cherlawy silniczek. 

[WNĘTRZE. HONDA (W RUCHU) - DZIEŃ 

Butch kontynuuje: 

BUTCH 

Co ja, kurwa, robię? Za mocno oberwałem po głowie? Tak, pewnie dlatego. Tak debilny krok 

można tłumaczyć tylko uszkodzeniem mózgu. Zatrzymaj wóz, Butch. 

(jedzie dalej) 

Zatrzymaj wóz, Butch. 

(olewa sam siebie) 

Butch, mówię do ciebie! Noga na pedał hamulca! 

 

background image

Noga Butcha wdeptuje pedał w podłogę. 

PLENER. ULICA W MIEŚCIE - DZIEŃ 

Mała  honda  zatrzymuje  się  pośrodku  ulicy.  Butch  wyskakuje  Z  wozu,  jakby  wybuchł  w  nim 

pożar. 

 

Butch  zaczyna  chodzić  w  tę  i  z  powrotem,  mówi  coś  do  siebie,  nie  zwracając  uwagi  na 

przechodniów i przejeżdżające samochody. 

BUTCH 

Nie  mam  zamiaru.  To  ryzykowne  posunięcie,  a  ja  nie  jestem  ryzykantem.  Tatuś  by  mnie, 

kurwa,  zrozumiał.  Gdyby  był  tu  ze  mną,  powiedziałby:  „Butch,  pozbieraj  się  do  kupy.  To 

tylko  pierdolony  zegarek.  Zgubisz  jeden,  sprawisz  sobie  drugi.  Nie  wystawiaj  na  szwank 

własnego życia, tak nie wolno, bo życie masz tylko jedno”. 

 

Butch przechadza się dalej, ale tym razem w milczeniu. A potem... 

 

To moja wojna. Widzisz, Butch, zapominasz o tym, że ten zegarek to nie tylko przyrząd do 

orientowania się w czasie. Ten zegarek to symbol. Symbol wojennego bohaterstwa twojego 

ojca,  jego  ojca  i  ojca  jego  ojca.  A  ja,  biorąc  forsę  Marsellusa  Wallace'a,  zapoczątkowałem 

wojnę.  To  jest  moja  mała  druga  wojna  światowa.  To  mieszkanie  w  North  Hollywood  jest 

moją  Wake Island. Jeśli spojrzeć  na to pod tym  kątem, zapomnienie  Fabienne  nabiera cech 

fatum.  I  powrót  po  zegarek  wcale  nie  jest  w  takich  warunkach  głupotą.  Może  to  i 

niebezpieczne, ale na pewno nie głupie. Bo po pewne rzeczy w życiu warto wracać. 

 

Stało  się. Butch  znów  przekonał  sam  siebie  do  działania.  Wskakuje  do  auta,  włącza  silnik  i 

odjeżdża.] 

CIĘCIE 

Wskaźnik  parkometru  podnosi  się  w  górę  i  znika  z  kadru,  strzałka  wskazuje  na  pierwszą 

godzinę. 

PLENER. 

RÓG ULICY W DZIELNICY MIESZKALNEJ - DZIEŃ 

Butch nie działa bezmyślnie. Zaparkował wóz kilka przecznic od swojego domu, by zlustrować 

teren przed wkroczeniem do mieszkania. 

PLENER. ZAUŁEK - DZIEŃ 

Butch idzie przez zaułek, dochodzi do większej ulicy i dyskretnie rozgląda się. 

background image

PLENER. ULICA. DOM BUTCHA - DZIEŃ 

Wszystko  wydaje  się  normalne.  Ulicą  przejeżdża  mniej  więcej  tyle  samochodów  ile  trzeba. 

Żaden  z  zaparkowanych  wozów  nie  wygląda  podejrzanie.  W  żadnym  z  nich  nie  siedzi  para 

zakapiorów.  Ogólnie  rzecz  biorąc,  sytuacja  przed  blokiem  Butcha  nie  odbiega  od 

codzienności. 

 

Butch wychyla się zza ceglanego muru, rejestrując najważniejsze dane. 

[BUTCH 

(do siebie) 

Wszystko wygląda cacy. Pozory często mylą, ale tym razem chyba tak nie jest. 

Po  co  marnować  siły  na  obstawianie  mojego  domu?  Musiałbym  być  pierdolniętym  idiotą, 

żeby tu się teraz pokazywać. I właśnie tak ich pokonasz, Butch, wciąż nie doceniają twoich 

możliwości.] 

 

Butch  wychodzi  z  zaułka  i  jest  gotów  na  wszystko.  Przechodzi  przez  ulicę  i  wchodzi  na 

podwórko swojego budynku. 

 

Naprzeciwko bloku Butcha, na rogu, mieści się coś pośredniego między smażalnią pączków a 

japońską  restauracją.  Nad  wejściem  sterczy  wielki  szyld  z  napisem  „Teriyaki  Donut”  i 

plastycznym wyobrażeniem pączka z dziurką, wetkniętego w miskę z ryżem. 

PLENER. DOM BUTCHA. PODWÓRKO - DZIEŃ 

Butch stoi na podwórku typowego dla  północnej  dzielnicy Hollywood bloku mieszkalnego. I 

znów  wszystko  wygląda  normalnie:  pralnia,  basen,  drzwi  do  jego  mieszkania  -  nic  się  nie 

zmieniło. 

 

Butch  wspina  się  po  schodach  do  swojego  mieszkania,  numer  12.  Staje  przy  drzwiach  i 

nasłuchuje. Nic. 

 

Butch powoli przekręca w zamku klucz i cichutko uchyla drzwi. 

WNĘTRZE. MIESZKANIE BUTCHA - DZIEŃ 

Mieszkanie jest nietknięte. 

 

Butch  ostrożnie  wchodzi  do  środka,  zatrzaskuje  drzwi  i  szybko  rozgląda  się  wokół. 

Najwyraźniej nikogo poza nim tu nie ma. 

background image

 

Butch idzie do skromnej kuchni i otwiera lodówkę. Wyciąga kartonik z mlekiem i wypija łyk. 

 

Z kartonikiem w dłoni kontynuuje oględziny mieszkania. Potem idzie do sypialni. 

 

Sypialnia  przypomina  resztę  pomieszczeń  w  tym  mieszkaniu:  jest  sterylna,  wysprzątana  i 

anonimowa.  Jedynymi  bardziej  osobistymi  przedmiotami  są  tu  trofea  bokserskie,  srebrny 

medal  olimpijski, oprawiony  w ramki  egzemplarz „Ring Magazine”  z Butchem na okładce i 

dwa plakaty, jeden z Jerrym Quarrym, drugi z, Georgem Chuvalo. 

 

Oczywiście,  zegarek  leży  tam,  gdzie  przypuszczał:  na  stoliku  nocnym,  powieszony  na  małej 

figurynce kangura. 

 

Butch odstawia mleko na stolik, bierze zegarek, patrzy na godzinę i zapina go sobie na ręku. 

Uśmiecha się, bierze kartonik z mlekiem i wychodzi z sypialni. 

 

Przechodzi  przez  całe  mieszkanie  z  powrotem  do  kuchni.  Otwiera  szajkę,  wyciągając  z  niej 

pudełko „Pop Tarts”. Odstawiając mleko, otwiera pudełko, wyjmuje dwie kromki i wrzuca je 

do opiekacza. 

 

Butch spogląda w prawo i nagle coś zauważa. 

 

Na blacie kuchennym spoczywa mały., czeski pistolet maszynowy M61 z ogromnym tłumikiem. 

BUTCH 

(cicho) 

O kurwa mać. 

 

Podnosi budzący respekt kawał żelastwa i ogląda go. 

 

I wtedy... ktoś spuszcza wodę w klozecie. 

 

Butch spogląda na drzwi łazienki, położonej naprzeciwko kuchni. Ktoś za nimi jest. 

 

Jak przyłapany w grządce sałaty zając, Butch zastyga w bezruchu, nie wiedząc, co ma robić. 

background image

 

Drzwi  otwierają  się  i  z  łazienki  wychodzi  Vincent  Vega,  zapinając  pasek.  W  ręku  trzyma 

powieść „Modesty Blaise” Petera O'Donnella. 

 

Vincent i Butch wlepiają w siebie wzrok. 

 

Vincent kamienieje. 

 

Butch stoi niemal bez ruchu, skierowując lufę M61 w stronę Vincenta. 

 

Żaden z mężczyzn nie odzywa się słowem. 

 

Nagle... z tostera wyskakują z trzaskiem gotowe grzanki. 

 

Tylko tego brakowało, by rozwiązać sytuację. 

 

Palec Butcha pociąga za cyngiel. 

 

Z drugiej strony lufy dobywa się stłumiony ogień. 

 

Ciało  Vincenta  uderzone  20  kulami  naraz  podskakuje  w  górę  i  ląduje  na  drugim  końcu 

łazienki, gdzie rozbija się o szklaną ściankę budki prysznica. 

 

Kiedy Butch zdejmuje palec ze spustu, Vincent jest już unicestwiony. 

 

Butch stoi jak wryty, nie mogąc zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Błądzi spojrzeniem od 

mokrej plamy, która była niedawno Vincentem, do ściskanego w dłoniach gnata. 

 

Butch z należną czcią kładzie M61 z powrotem na kuchennym blacie. 

 

Następnie pośpiesznie opuszcza mieszkanie. 

PLENER. PODWÓRKO - DZIEŃ 

Butch nie biegnie, ale bardzo szybko przemierza podwórko... 

 

background image

... wychodzi przez bramkę, przechodzi przez jezdnię... 

 

... idzie przez zaułek... 

 

... i wsiada z powrotem do wozu, wszystko w jednym ujęciu ze steadicamu. 

PLENER. HONDA - DZIEŃ 

Butch  wrzuca  bieg  i  błyskawicznie  rusza  do  przodu.  Wielki,  promienny  uśmiech  człowieka 

ocalałego z pogromu rozjaśnia mu twarz. 

PLENER. ULICA W DZIELNICY MIESZKALNEJ - DZIEŃ 

Honda skręca w zaułek i powoli przejeżdża obok domu Butcha. 

WNĘTRZE. HONDA - DZIEŃ 

Butch patrzy przez okno na swój były dom. 

BUTCH 

Właśnie tak ich pokonasz, Butch. Wciąż nie doceniają twoich możliwości. 

 

Na  tę  myśl  nasz  bokser  wybucha  głośnym  śmiechem.  Śmiejąc  się,  wrzuca  do  odtwarzacza 

kasetę. Kiedy rozbrzmiewa muzyka, śpiewa razem z taśmą. 

 

Przejeżdża  obok  swojego  budynku,  ale  musi  stanąć  na  światłach  naprzeciwko  „Teriyaki 

Donut”. 

 

Butch wciąż chichocze, wtórując taśmie, kiedy widzimy: 

PRZEZ SZYBĘ SAMOCHODU 

wielkiego bossa we własnej osobie, Marsellusa Wallace'a, wychodzącego z knajpy z tuzinem 

pączków  w  pudelku  i  dwoma  styropianowymi  kubasami  z  kawą.  Schodzi  z  krawężnika  na 

jezdnię, tuż przed samochodem Butcha. Pierwszy raz widzimy Marsellusa w całej okazałości. 

 

Roześmiany chłoptaś przestaje się cieszyć, kiedy widzi, kto przechodzi przez ulicę. 

 

Kiedy  Marcelim  znajduje  się  na  wysokości  wozu  Butcha,  spogląda  automatycznie  w  lewo, 

widzi Butcha, odruchowo idzie dalej... i przystaje! 

DWA ZBLIŻENIA TWARZY: 

„Czy ja naprawdę widzę to, co widzę?” 

Butch  nie  czeka,  aż  wielki  szef  udzieli  sobie  odpowiedzi  na  własne  pytanie.  Wciska  gaz  do 

background image

dechy. 

 

Malutka  honda  uderza  w  Marsellusa,  posyłając  jego,  pączki  i  kawę  na  chodnik,  o  który 

uderzają z prędkością 30 mil na godzinę. 

 

Butch  wymusza  pierwszeństwo  i  dostaje  w  bok  od  złotego  camaro  Z  -  28,  honda  traci 

wszystkie szyby i ląduje na chodniku. 

 

Butch  siedzi  oszołomiony  i  ogłupiały  w  kupie  szmelcu,  która  jeszcze  niedawno  była  hondą 

Fabienne. Z nosa płynie mu krew. nie uszkodzonego odtwarzacza wciąż sączy się muzyka. 

Jakiś przechodzień zagląda do środka. 

PRZECHODZIEŃ 

Jezu, nic się panu nie stało? 

 

Butch patrzy na niego tępym wzrokiem. 

BUTCH 

Chyba nie. 

 

Marsellus Wallace leży rozciągnięty na jezdni. Wokół ciała zbiera się tłumek ciekawskich. 

CIEKAWSKA NR I 

(do pozostałych) 

Nie żyje! Nie żyje! 

 

Wrzaski tej wariatki przywracają Marsellusowi przytomność. 

 

Przechodnie pomagają roztrzęsionemu Butchowi wysiąść z wraku. 

 

Otumaniały Marsellus staje na nogi. 

CIEKAWSKA NR 2 

Jeśli  potrzebuje  pan  świadków  w  sądzie,  chętnie  panu  pomogę.  Ten  facet  to  jakiś  pijany 

wariat. Potrącił pana, a potem zderzył się z tamtym wozem. 

MARSELLUS 

(wciąż nie może zebrać myśli) 

Kto? 

background image

CIEKAWSKA NR 2 

(wskazując na Butcha) 

On. 

 

Marsellus  podąża  wzrokiem  za  palcem  Ciekawskiej  i  dostrzega  po  drugiej  stronie  ulicy 

wyglądającego jak kupka nieszczęścia Butcha Coolidge'a. 

MARSELLUS 

A niech mnie chuj. 

 

Zwalisty typ wyciąga czterdziestkę piątkę, tłumek odskakuje w tył. Marsellus rusza w kierunku 

Butcha. 

 

Butch widzi wkurwioną postać, idącą chwiejnie w jego stronę. 

BUTCH 

Sacre bleu. 

 

Marsellus  podnosi  broń  i  strzela,  ale  jest  tak  obolały,  rozdygotany  i  przymulany,  ze  dłoń 

odmawia mu posłuszeństwa. 

 

Trafia Przypadkową Kobietę w biodro. Kobieta pada na ziemię z wrzaskiem. 

PRZYPADKOWA KOBIETA 

Boże, postrzelił mnie! 

 

Butchowi więcej nie trzeba. Spada stamtąd. 

 

Marsellus biegnie za nim. 

 

Tłumek ciekawskich stoi zbaraniały. 

 

Butch, kulejąc, podejmuje dziką próbę ucieczki. 

 

Wielki zakapior dyszy żądzą zemsty, podejmując zezowaty, chwiejny pościg. 

 

Butch rzuca się między jadące samochody i wpada do sklepiku z szyldem: 

background image

LOMBARD MASONA - DIXONA 

WNĘTRZE. LOMBARD MASONA - DIXONA - DZIEŃ 

Maynard, o wyglądzie prowincjonalnego buraka, stoi za ladą swojego lombardu, podczas gdy 

chaos i zniszczenie meldują się niespodziewanie w jego świecie pod postacią rannego Butcha. 

MAYNARD 

Słucham pana? 

BUTCH 

Zamknij się! 

 

Butch błyskawicznie ocenia sytuację, po czym ustawia się przy drzwiach. 

MAYNARD 

Chwila, moment... 

 

Nim Maynard zdoła dokończyć swoją groźbę, do sklepiku wpada Marsellus. Ale nie udaje mu 

się przekroczyć progu, ponieważ na jego twarzy ląduje pięść Butcha. 

 

Kolana gangstera miękną i wielkie cielsko zwala się na plecy. 

 

Ulicą przejeżdżają właśnie dwa wozy policyjne na sygnale. 

 

Butch rzuca się na leżącego, lejąc go jeszcze dwa razy w twarz. 

 

Butch wyjmuje spluwę z rąk Marsellusa, po czym chwyta go za środkowy palec. 

BUTCH 

Lubisz polować na ludzi, co? 

 

Łamie  mu  palec.  Marsellus  wydaje  jęk  bólu.  Teraz  Butch  umieszcza  mu  lufę  czterdziestki 

piątki między oczami, odbezpiecza i zasłania się dłonią przed bryzgiem krwi. 

 

Wiesz co, szefuniu? Przyłapałeś mnie... 

MAYNARD 

(z offu) 

Nie ruszać się! 

 

background image

Butch i Marsellus odwracają  się, by spojrzeć na Maynarda, który  wycelował  w nich  wielką 

pukawkę. 

BUTCH 

Słuchaj pan, nie pański interes! 

MAYNARD 

Od teraz jest mój! Rzuć broń! 

 

Butch rzuca. 

 

A teraz ty, na wierzchu, wstań i podejdź do lady. 

 

Butch powoli podnosi się z ziemi i zbliża się do lady. Kiedy już tam jest, Maynard uderza go z 

rozmachem w twarz kolbą swojej pukawki, tak że Butchowi urywa się film. 

 

Kiedy  Butch  już  leży,  Maynard  ze  stoickim  spokojem  odkłada  broń  na  ladę  i  podchodzi  do 

telefonu. 

 

Marsellus  Wallace,  leżąc  na  podłodze,  patrzy  zamglonym  wzrokiem,  jak  Maynard  wykręca 

numer. Maynard czeka, aż ktoś z drugiej strony linii podniesie słuchawkę. Zaczyna mówić. 

(do telefonu) 

Zed? Tu Maynard. Pająk złapał właśnie dwie muszki. 

 

Marsellus mdleje. 

WYCIEMNIENIE 

ROZJAŚNIENIE 

WNĘTRZE. ZAPLECZE LOMBARDU - DZIEŃ 

PLAN BLISKI – BUTCH I MARSELLUS 

związani  i  przytroczeni  do krzeseł. W ustach mają stylizowane sadomasochistyczne kneble z 

piłek (rzemień opasujący głowę i mała czerwona piłeczka wetknięta w usta. Obaj są nieprzy-

tomni.  Zjawia  się  Maynard  z  gaśnicą  w  dłoni  i  spryskuje  obydwu,  aż  ociekającym  wodą 

powraca świadomość. Więźniowie spoglądają na swojego oprawcę. 

 

Maynard  staje  przed  nimi,  z  gaśnicą  w  jednej  dłoni,  pukawką  w  drugiej  i  z  czterdziestką 

piątką Marsellusa za paskiem spodni. 

background image

MAYNARD 

W moim sklepie zabijam tylko ja albo Zed! 

 

Odzywa się brzęczyk. 

 

To Zed. 

 

Słyszymy, jak po drugiej stronie zasłony Maynard wpuszcza Zeda do sklepu. 

 

Butch  i  Marsellus  rozglądają  się  wokół  siebie.  Piwniczkę  pod  sklepem  zamieniono  w  loch. 

Zrozumiawszy,  w  jakich  znaleźli  się  opałach,  Butch  i  Marsellus  spoglądają  po  sobie,  bez 

cienia wrogości, ale za to pełni przerażenia, że oto nawarzyli sobie straszliwego piwa. 

 

Maynard i Zed wchodzą przez zasłonę. Zed jest jeszcze bardziej wyrazistą wersją Maynarda, 

jeśli  to  w  ogóle  możliwe.  Nie  ma  wątpliwości,  że  obaj  wieśniacy  są  braćmi.  Maynard  jest 

krwiożerczym  pitbullem,  Zed  zabójczą  kobrą.  Zed  wchodzi  do  piwniczki  i  staje  przed 

pojmanymi. Przygląda im się długo, w milczeniu, po czym mówi: 

ZED 

(do Maynarda) 

Obiecałeś na mnie zaczekać. 

MAYNARD 

Zaczekałem. 

ZED 

Więc czemu są poharatani? 

MAYNARD 

Sami się tak urządzili. Bili się. Ten, tutaj, chciał zastrzelić tamtego. 

ZED 

(do Butcha) 

Naprawdę? Chciałeś go zastrzelić? 

 

Butch nie udziela odpowiedzi. 

 

Słuchaj, Grace może stać przed sklepem? 

MAYNARD 

background image

Dziś nie jest wtorek, prawda? 

ZED 

Nie, czwartek. 

MAYNARD 

Może stać. 

ZED 

Dobra, wyprowadź Pokraka. 

MAYNARD 

Pokrak chyba śpi. 

ZED 

Więc trzeba będzie go obudzić, prawda? 

 

Maynard otwiera właz w podłodze. 

MAYNARD 

(wrzeszczy do otworu) 

Wstawaj! 

 

Maynard sięga do dziury i  wyciąga smycz. Energiczne szarpnięcie sprawia, że spod podłogi 

wychodzi Pokrak. 

 

Pokrak  to  człowiek  od  stóp  do  głów  ubrany  w  czarny  skórzany  strój  masochisty.  Na  całym 

ciele ma jakieś zamki, klamry i ćwieki. Głowę opina mu czarna skórzana maska z otworami 

na  oczy  i  otworem  na  usta(zasuniętym  na  suwak).  Trzymają  go  pod  podłogą,  w  jamie  o 

wymiarach jak dla sporego psa. 

 

Zed  bierze  krzesło,  ustawia  przed  więźniami,  a  następnie  siada.  Maynard  podaje  Zedowi 

smycz Pokraka, po czym cofa się. 

ZED 

(do Pokraka) 

Waruj! 

 

Pokrak pada na kolana. 

 

Maynard trzyma się na uboczu, tymczasem Zed taksuje wzrokiem więźniów. 

background image

MAYNARD 

Którego chcesz najpierw? 

ZED 

Jeszcze nie wiem. 

 

Następnie  małym  paluszkiem  wskazuje  to  na  jednego,  to  na  drugiego,  recytując  bezgłośnie 

„Ene, duke, like, fake...”. 

 

Butch i Marsellus umierają z przerażenia. 

 

Maynard przenosi wzrok z więźnia na więźnia. 

 

Oczy Pokraka przesuwają się z lewa na prawo i z powrotem. 

 

Zed  kontynuuje  swoją  niemą  wyliczankę,  poruszając  palcem  z  lewa  na  prawo.  Nagle 

nieruchomieje. 

PLAN ŚREDNI – BUTCH I MARSELLUS 

Po pauzie, kamera przesuwa się w prawo, aż w kadrze zostaje sam Marsellus. 

ZED 

Wypadło na ciebie, grubasku. 

 

Wstaje. Chcesz tutaj? 

MAYNARD 

Nie, daj wielkoluda do starego pokoju Russella. 

ZED 

Brzmi zachęcająco. 

 

Chwyta krzesło Marsellusa i ciągnie je do starego pokoju Russella. 

Nie  ulega  wątpliwości,  że  Russell  był  jakimś  pechowym  skurczybykiem,  który  miał 

nieszczęście  wejść  do  lombardu  Masona  -  Dixona.  Dalszy  los  Russella  jest  znany  tylko 

Zedowi i Maynardowi, ponieważ jego stary pokój, pakamera na tyłach zaplecza, jest pusty. 

 

Zanim  Marsellus  zniknie  za  drzwiami  starego  pokoju  Russella,  wymienia  z  Butchem 

przeciągłe spojrzenie. 

background image

MAYNARD 

(do Pokraka) 

Wstań! 

 

Pokrak wstaje. Maynard przywiązuje smycz do haka w suficie. 

 

Pilnuj go. 

 

Pokrak schyla głowę: tak jest. Maynard znika w starym pokoju Russella. Najprawdopodobniej 

znajduje  się  tam  sprzęt  stereofoniczny,  ponieważ  po  chwili  powietrze  wypełniają  rytmy 

melodii The Judds. 

 

Butch  patrzy  na  Pokraka.  Pokrak  chichocze  pod  maską,  jakby  brał  udział  w 

najzabawniejszym epizodzie komediowym w dziejach filmu. 

 

Zza drzwi słyszymy muzykę country, odgłosy szamotaniny i: 

MAYNARD 

(z offu) 

Chłopak trochę się stawia! 

 

Następnie słyszymy, jak Zed i Maynard biją Marsellusa. 

ZED 

(z offu) 

Chcesz walczyć? Chcesz się bić? Świetnie, lubię się bić! 

 

Butch  nieruchomieje,  wsłuchuje  się  w  głosy.  Po  chwili,  ogarnięty  paniką,  stara  się 

wyswobodzić z więzów. 

 

Pokrak śmieje się dziko. 

 

Sznur wpija się mocno w ciało, Butch nie potrafi się z niego wyplątać. 

 

Pokrak aż się wali po kolanie ze śmiechu. 

 

background image

Zza drzwi dobiega głos: 

MAYNARD 

Taaak... dobrze, świetnie ci idzie... Oooo, właśnie tak... tak dobrze. 

(chrząka coraz szybciej) 

Nie ruszaj się... nie ruszaj się, do cholery! Zed, kurwa mać, chodź go przytrzymać! 

 

Butch przestaje się szamotać i podnosi się do góry. Tapicerowane oparcie krzesła odrywa się 

bez trudu, jakby nigdy nie było do niego przymocowane. 

 

Pokrakowi na ten widok oczy wychodzą na wierzch. 

POKRAK 

Huhng? 

 

Pokrak miota  się spazmatycznie, usiłując odczepić smycz z haka. Chce krzyknąć, ale z jego 

gardła dobywa się jedynie pełny podniecenia gulgot i pochrząkiwanie. 

 

Butch  wyplątuje  się  z  więzów,  wymierzając  Pokrakowi  trzy  ciosy  w  twarz.  Nokautuje  go, 

Pokrak pada na kolana, wieszając się na smyczy uwiązanej u sufitu. 

 

Butch wyrywa sobie z ust knebel, po czym cicho wychodzi za czerwoną zasłonę. 

WNĘTRZE. LOMBARD - DZIEŃ 

Butch podkrada się do drzwi. 

 

Na ladzie leży wielki pęk kluczy z wielką literą „Z” przyczepioną do kółeczka. Butch chwyta 

je  i  już  chce  uciekać,  kiedy  jego  uszu  dobiegają  głosy  dwóch  wsiowych  psychopatów 

używających sobie z Marsellusem. 

 

Butch  dochodzi  do  wniosku,  że  nie  wolno  opuścić  nikogo,  kto  się  znalazł  w  takiej  opresji. 

Zaczyna  się  rozglądać  po  sklepie  w  poszukiwaniu  broni,  którą  można  by  rozwalić  burakom 

łby. 

 

Podnosi  złowrogo  wyglądający  młot,  ale  odkłada  go:  za  mało  zabójczy.  Bierze  do  rąk  piłę 

łańcuchową,  coś  przez  chwilę  rozważa  w  duszy,  po  czym  odkłada  ją  na  miejsce.  Potem 

przymierza  się  do  ogromnego,  luizjańskiego  kija  baseballowego.  Wreszcie  jego  wzrok 

background image

napotyka to, czego szukał: 

 

Miecz samurajski. 

 

Wisi na wbitym w ścianę gwoździu w ręcznie rzeźbionej drewnianej pochwie, tuż obok neonu 

ULUBIONE STAROŚWIECKIE PIWO KORZENNE TATKI. Butch zdejmuje miecz ze ściany i 

wyciąga  z  pochwy.  Wspaniały  kawałek  stali.  Wydaje  się  lśnić  własnym  blaskiem  w  świetle 

niskowatowej lombardowej żarówki. Butch dotyka kciukiem klingi, by sprawdzić, czy broń nie 

jest  przypadkiem  tylko  ozdobą.  Nigdy  w  życiu.  Jest  ostra  jak  jasna  cholera.  Jakby  na 

zamówienie dla  Braci  Grimm z piwniczki. Trzymając miecz ostrzem do dołu,  à la  Takakura 

Ken, Butch znika za czerwoną zasłoną, by wziąć sprawy we własne ręce. 

WNĘTRZE. ZAPLECZE LOMBARDU - DZIEŃ 

Butch  przemyka  się  bezszelestnie  po  schodach  prowadzących  do  lochu.  Zza  zamkniętych 

drzwi starego pokoju Russella nadal dobiegają nie tracące nic na sile odgłosy sodomii i The 

Judds. 

WNĘTRZE. STARY POKÓJ RUSSELLA - DZIEŃ 

W  kadrze  pojawia  się  dłoń  Butcha,  która  popycha  przymknięte  drzwi.  Otwierają  się 

bezdźwięcznie,  ukazując  gwałcicieli,  którzy  zdążyli  już  zamienić  się  miejscami.  Zed  pochyla 

się  nad  Marsellusem,  który  leży  wygięty  na  drewnianym  koniu  gimnastycznym.  Maynard 

przygląda mu się. Obaj stoją plecami do Butcha. 

 

Maynard odwraca się z uśmieszkiem do kamery, gdy tymczasem Butch podkrada się do niego 

z mieczem. 

 

Biedny, sponiewierany i wyglądający jak szmaciana lalka Marsellus(w jego ustach wciąż tkwi 

czerwona  piłeczka),  otwiera  załzawione  oczy,  by  ujrzeć  skradającego  się  do  Maynarda 

Butcha. Oczy wychodzą mu na wierzch. 

BUTCH 

Cześć, buraku. 

 

Maynard odwraca się, by ujrzeć uzbrojonego w miecz Butcha. 

 

Butch  wydaje  z  siebie  wrzask...  i  jednym  wspaniałym  ciachnięciem  rozplątuje  Maynardowi 

klatkę piersiową, po czym idzie dalej, wycelowując wzrok i ostrze w Zeda. 

background image

 

Maynard stoi w szoku, z rozpłataną klatką, i trzęsie się jak galareta. 

 

Butch,  nie  spuszczając  Zeda  z  oczu,  robi  mieczem  wymach  w  tył,  nadziewając  na  niego 

Maynarda, po czym wyszarpuje ostrze i wycelowuje je w Zeda. Maynard pada. 

 

Zed odskakuje od Marsellusa w pośpiechu i bada wzrokiem odległość dzielącą czubek miecza 

od marsellusowej czterdziestki piątki leżącej w zasięgu jego ręki. 

 

Oczy Butcha śledzą oczy Zeda. 

BUTCH 

Chcesz tę spluwę, co, Zed? Podnieś ją. 

 

Dłoń Zeda wysuwa się ku spluwie. 

 

Butch ściska rękojeść miecza. 

 

Zed obserwuje Butcha. 

 

Butch wpatruje się w Zeda. 

 

I słychać głos: 

MARSELLUS 

(z offu) 

Odsuń się, Butch. 

 

Butch  odsuwa  się  na  bok,  odsłaniając  stojącego za  nim  Marsellusa  uzbrojonego  w  strzelbę 

Maynarda. 

 

JEBUDU!!! 

 

Zed dostaje w krocze. Pada na ziemię, drąc się z bólu. 

 

Marsellus, patrząc z góry na skowyczącego gwałciciela, wyrzuca dymiącą łuskę ze strzelby. 

background image

 

Butch opuszcza miecz i czeka. Ani słowa, aż do: 

BUTCH 

Wszystko okay? 

MARSELLUS 

Nie. Jest kurewsko daleko od okay. 

 

Długa pauza. 

BUTCH 

Co dalej? 

MARSELLUS 

Co  dalej?  Powiem  ci,  co  dalej.  Zamówię  kilku  czarnuchów,  żeby  tu  przyszli  i  popracowali 

nad nim z obcęgami i palnikiem. 

(do Zeda) 

Słyszysz  co  mówię,  buraku?  Jeszcze  z  tobą  nie  skończyłem.  Zrobię  ci  z  dupy  jesień 

średniowiecza. 

BUTCH 

Miałem na myśli ciebie i mnie. 

MARSELLUS 

Ach, takie  „co dalej”? Powiem ci, co dalej  między tobą a mną. Już nie  ma  „mnie  i ciebie”. 

Koniec i szlus. 

BUTCH 

Jest git? 

MARSELLUS 

Tak, jest git. Dwie  sprawy:  nikomu o tym  nie  mów. To zostaje  między  mną, tobą a panem 

Kończącym - W - Męczarniach - Swój - Krótki - Zasraniutki - Żywot - Gwałcicielem. Nikogo 

więcej  to  nie  obchodzi.  Dwa:  wyjedź  z  miasta.  Jeszcze  dziś.  Natychmiast.  A  kiedy  cię  nie 

będzie, niech cię nie będzie. Straciłeś swoje przywileje w Los Angeles. Umowa stoi? 

BUTCH 

Stoi. 

 

Pieczętują ją uściskiem dłoni, po czym padają sobie w objęcia. 

MARSELLUS 

A teraz spierdalaj stąd. 

background image

 

Butch wychodzi ze starego pokoju Russella przez czerwoną zasłonę. Marsellus podchodzi do 

telefonu i wybiera numer. 

[MARSELLUS 

(do telefonu) 

Panie Wolf, dzwoni Marsellus. Mam tu pewną sytuację.] 

PLENER. LOMBARD MASONA - DIXONA - DZIEŃ 

Butch,  wciąż  sikając  po  nogach  ze  strachu,  wychodzi  z  lombardu.  Rozgląda  się  i  widzi 

zaparkowanego  przed  sklepem  wielkiego  niklowanego  harleya  -  choppera  na  którego  baku 

pyszni  się  napis  GRACE.  Dosiada  motoru,  wyjmuje  z  kieszeni  kluczyki  z  przyczepionym  do 

nich  wielkim „Z” i  uruchamia bydlaka. Ten budzi  się do życia,  wydając dźwięki  jak rakieta 

wchodząca na orbitę. Butch przekręca rączkę i odjeżdża na pełnym gazie. 

CIĘCIA OD DO: 

WNĘTRZE. POKÓJ HOTELOWY 

BUTCHA I FABIENNE - DZIEŃ 

Fabienne  stoi  przed  lustrem  ubrana  w  T  -  shirt  z  napisem  „Frankie  mówi:  spoko”, 

podśpiewując razem z radiem. 

PLENER. ULICA W MIEŚCIE - HARLEY 

(W RUCHU) - DZIEŃ 

Butch jedzie przez miasto, siedząc okrakiem na bydlaku o nazwie GRACE. Patrzy na zegarek 

ojca. Jest 10:30. 

 

Na obraz nakłada się melodia z pokoju hotelowego. 

PLENER: POKÓJ W MOTELU - DZIEŃ 

Butch  zajeżdża  pod  motel  na  Grace.  Zeskakuje  i  biegnie  do  pokoju,  zostawiając  nas  na 

zewnątrz z motocyklem. 

FABIENNE 

(z offu) 

Butch, tak się niepokoiłam! 

BUTCH 

Kochanie, bierz radio i torebkę, wyjeżdżamy! Chodź, kochanie, musimy spadać! 

FABIENNE 

A bagaże? 

BUTCH 

background image

Pieprzyć bagaże. Szybko, bo spóźnimy się na pociąg! 

FABIENNE 

(z offu) 

Dobrze poszło? Grozi nam niebezpieczeństwo? 

BUTCH 

Jest świetnie. Tak naprawdę, to jest super. Ale musimy spadać. Czekam na zewnątrz. 

 

Butch  wybiega  na  zewnątrz  i  wskakuje  na  siodełko.  Fabienne  wychodzi  z  pokoju  trzymając 

radio i wielką torebkę. Widząc Butcha na harleyu, staje jak wryta. 

FABIENNE 

Skąd masz motor? 

BUTCH 

(zapala z kopa) 

To nie motor, to harley. Wskakuj. 

 

Fabienne podchodzi powoli do jednośladowego demona. 

FABIENNE 

A gdzie moja honda? 

BUTCH 

Wybacz, kochanie, skasowałem ją. 

FABIENNE 

Nie jesteś ranny? 

BUTCH 

Nie, najwyżej mam złamany nos. Detal. Wskakuj. 

 

Fabienne stoi w bezruchu. 

 

Butch spogląda na nią. 

 

Musimy, kurwa, jechać! 

 

Fabienne zaczyna płakać. 

 

Butch uświadamia sobie, że w ten sposób nie namówi jej, by wsiadła na motor. Wyłącza silnik 

background image

i wyciąga rękę po jej dłoń. 

 

Przepraszam, maleńka. 

FABIENNE 

Tak długo nie wracałeś, że zaczęły mnie dręczyć straszne myśli. 

BUTCH 

Wybacz, że się przeze mnie niepokoiłaś. Ale już jest dobrze. Ej, a jak twoje śniadanko? 

FABIENNE 

(fontanna łez ustaje) 

Było smaczne. 

BUTCH 

Dostałaś naleśniki z jagodami? 

FABIENNE 

Nie, nie mieli z jagodami. Musiałam wziąć z maślanką. Na pewno jesteś cały? 

BUTCH 

Maleńka,  przeżyłem  właśnie  najbardziej  popierdolony  dzień  mojego  życia.  Wskakuj, 

opowiem ci po drodze. 

 

Fabienne wsiada na motor. Butch zapuszcza silnik. 

FABIENNE 

Czyj to motor? 

BUTCH 

To harley. 

FABIENNE 

Więc czyj to harley? 

BUTCH 

Zeda. 

FABIENNE 

A kto to jest Zed? 

BUTCH 

Zed zszedł, kochanie. Zed zszedł. 

WYCIEMNIENIE 

NAPIS: 

„AFERA Z BONNIE” 

background image

NAPIS ZNIKA 

Na czerni słyszymy głosy rozmawiających mężczyzn. 

JULES 

(z offu) 

Czytujesz Biblię, Brett? 

BRETT 

(z offu) 

Tak! 

JULES 

(z offu) 

Znam na pamięć jeden fragment, który pasuje jak ulał do sytuacji. Księga Ezechiela, rozdział 

25, wers 17. „Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych 

ludzi... 

ROZJAŚNIENIE 

WNĘTRZE. ŁAZIENKA - DZIEŃ 

Jesteśmy w łazience hollywoodzkiego mieszkania, w którym byliśmy przedtem. Tak naprawdę 

znajdujemy się w nim w tym samym czasie, co poprzednio. Ale tym razem jesteśmy w łazience 

z  Czwartym  Mężczyzną.  Czwarty  Mężczyzna  przechadza  się  po  niedużym  pomieszczeniu, 

nasłuchując, co się dzieje w pokoju obok i ściskając mocno swoje ogromne srebrne magnum 

357. 

JULES 

(z offu) 

Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną ciemności, 

bo  on  jest  stróżem  brata  swego  i  znalazcą  zagubionych  dzieci.  I  dokonam  na  tobie  srogiej 

pomsty  w  zapalczywym  gniewie,  i  na  tych,  którzy  chcą  zatruć  i  zniszczyć  moich  braci;  i 

poznasz, że Ja jestem Pan, kiedy wywrę na tobie swoją zemstę!” 

 

TA - TA - TA! JEBUDU! SRU! BAM! BAM! BAM! BAM! BAM! 

 

Czwarty  Mężczyzna  świruje  ze  strachu.  Wciska  się  plecami  w  ścianę  naprzeciwko  drzwi,  z 

wyciągniętą  przed  sobą  lufą,  zielony  na  twarzy,  gotów  przepołowić  kulami  każdego,  kto 

będzie na tyle głupi, by wsadzić łeb do łazienki. 

 

Potem słucha, jak rozmawiają z Marvinem, który przyczaił się w kącie. 

background image

VINCENT 

Twój koleś? 

JULES 

Tak. Marvin - Vincent, Vincent - Marvin. 

 

Czekanie na nich nie jest chyba najrozsądniejszą strategią. Lepiej będzie otworzyć znienacka 

drzwi i rozpieprzyć ich, póki zajmują się własnymi sprawami. 

WNĘTRZE. MIESZKANIE - DZIEŃ 

Drzwi  łazienki  otwierają  się  z  hukiem  i  wypada  z  niej  Czwarty  Mężczyzna,  celując  do 

Vincenta i Julesa ze srebrnego magnum, odpalając w ich stronę sześć razy. 

CZWARTY MĘŻCZYZNA 

Zdychajcie... zdychajcie... zdychajcie... zdychajcie...! 

 

Ruch kamery w kierunku Czwartego Mężczyzny. Wrzeszczy, aż do wyczerpania całej amunicji. 

Następnie na jego twarzy maluje się zmieszanie. 

PLAN ŚREDNI – JULES I VINCENT 

stoją  ramię  w  ramię,  nietknięci.  Chociaż  wydaje  się  to  nieprawdopodobne,  żadna  z  kul 

wystrzelonych  przez  Czwartego  Mężczyznę  nikogo  nie  raniła.  Jules  i  Vincent  wymieniają 

spojrzenia  pt.  „  Trafił  cię?  „  Są  równie  zakłopotani  jak  strzelec.  Po  wymianie  spojrzeń, 

kierują wzrok na Czwartego Mężczyznę. 

CZWARTY MĘŻCZYZNA 

Nie rozumiem... 

 

Czwarty  Mężczyzna  zostaje  usunięty  ze  scenariusza  przez  kule  wystrzelone  przez  obydwu 

panów, które w przeciwieństwie do jego kul trafiają do celu. Pada martwy. 

 

Dwaj  mężczyźni  opuszczają  pistolety.  Jules,  najwyraźniej  poruszony,  przysiada  na  krześle. 

Vincent,  po  chwili  pełnej  szacunku  zadumy,  otrząsa  się.  Podchodzi  do  siedzącego  w  kącie 

Marvina. 

VINCENT 

Czemu,  u  kurwy  nędzy,  nie  powiedziałeś  nam,  że  ktoś  jest  w  łazience?  Zapomniałeś? 

Zapomniałeś, że siedzi tam z pierdoloną armatą? 

JULES 

Kurwa, powinniśmy już nie żyć. 

background image

(pauza) 

Widziałeś, z czego do nas strzelał? Gnat był większy od niego. 

VINCENT 

Magnum. 

JULES 

Powinniśmy już nie żyć! 

VINCENT 

Taak... mieliśmy fart. 

 

Jules wstaje, podchodzi do Wincenta. 

JULES 

Ten szajs to nie był fart. Ten szajs to było coś innego. 

Vincent szykuje się do wyjścia. 

VINCENT 

Tak, możliwe. 

JULES 

To była... Boska interwencja. Wiesz, co to takiego boska interwencja? 

VINCENT 

Chyba tak. To znaczy, że Bóg zstąpił z nieba i zatrzymał kule. 

JULES 

Tak, człowieku, dokładnie to. Właśnie tak było! Bóg zstąpił z nieba i zatrzymał kule. 

VINCENT 

Czas się zmywać, Jules. 

JULES 

Nie rób tego! Kurwa, nie rób tego! Nie lekceważ tego szajsu! To był pierdolony cud! 

VINCENT 

Wyluzuj się, Jules, gówno chodzi po ludziach. 

JULES 

Ale nie takie. 

VINCENT 

Chcesz kontynuować tę dysputę teologiczną w wozie czy w pierdlu z gliniarzami? 

JULES 

Kurwa, powinniśmy już nie żyć, przyjacielu! Byliśmy świadkami cudu i chcę, byś uznał ten 

fakt! 

background image

VINCENT 

Dobra, to był cud. Możemy już iść? 

PLENER. 

BUDYNEK MIESZKALNY W HOLLYWOOD - RANEK 

Chevy nova włącza się do ruchu. 

WNĘTRZE. CHEVY NOVA (W RUCHU) - RANEK 

Jules siedzi za kierownicą, Vincent na miejscu dla pasażera, Marvin z tyłu. 

VINCENT 

Oglądasz czasem program „Gliny”? Widziałem raz, jak jeden gliniarz opowiadał, że ostrzelał 

bandziora na korytarzu. Wypuścił cały magazynek i nic. Nie trafił. A byli sami na korytarzu. 

To dziwne, ale możliwe. 

JULES 

Jeśli  chcesz  udawać  ślepca,  chodź  po  mieście  z  owczarkiem.  Ale  ja  mam  oczy  szeroko 

otwarte. 

VINCENT 

Co to, kurwa, znaczy? 

JULES 

Koniec. Od tej chwili nie ma mnie w branży. 

VINCENT 

Chryste Panie! 

JULES 

Nie bluźnij! 

VINCENT 

Boże, Jules... 

JULES 

Mówię ci, milcz! 

VINCENT 

Ty odpiąłeś! 

JULES 

Powiem dziś Marsellusowi, że odpadam. 

VINCENT 

Przy okazji powiedz mu, dlaczego. 

JULES 

Spokojna głowa, powiem. 

background image

VINCENT 

Stawiam dziesięć kawałków, że dupa mu odpadnie ze śmiechu. 

JULES 

Niech odpada, mam to gdzieś. 

 

Vincent odwraca się do tyłu, trzymając od niechcenia swoją czterdziestkę piątkę. 

VINCENT 

Marvin, a co ty o tym wszystkim myślisz? 

MARVIN 

Nawet nie mam własnego zdania. 

VINCENT 

No,  co  ty,  Marvin?  Musisz  mieć  jakieś  zdanie.  Czy  twoim  zdaniem  Bóg  zstąpił  z  nieba  i 

zatrzymał kule? 

 

Pistolet Wincenta robi BANG! 

 

Marvin dostaje w klatkę piersiową, tuż pod krtanią. Zaczyna gulgotać krwią i dygocze. 

JULES 

Co jest, kurwa? 

VINCENT 

Niechcący strzeliłem Marvinowi w gardło. 

JULES 

Po jaką cholerę to zrobiłeś? 

VINCENT 

Nie chciałem! Przecież mówię, że to wypadek! 

JULES 

Widziałem już różne numery... 

VINCENT 

Wyluzuj się, facet! Zrobiłem to niechcący! Pewnie wjechałeś na jakiś wybój, podskoczyliśmy 

i spluwa wypaliła. 

JULES 

Nie wjechałem na żaden zasrany wybój! 

VINCENT 

Słuchaj! Nie chciałem skurwiela zabić, pistolet sam wypalił, nie wiem jak! 

background image

[Myślę, że najhumanitarniej będzie przerwać jego męczarnie. 

JULES 

(nie może w to uwierzyć) 

Chcesz jeszcze raz do niego strzelić? 

VINCENT 

Człowiek strasznie się męczy. Tak trzeba. 

 

Marvin, chociaż strasznie cierpi, przysłuchuje się tej debacie, nie wierząc własnym uszom. 

 

Po chwili milczenia: 

JULES 

To nie fair. 

 

Vincent odwraca się i przykłada Marvinowi lufę do czoła. Oczy Marvina robią się wielkie jak 

spodki. Usiłuje wyperswadować Vince'owi ten pomysł, ale kiedy otwiera usta, słychać jedynie 

gulgot. 

 

Marvin, chcę cię przeprosić. Nie mam z tym bajzlem nic wspólnego. Uważam, że to zupełnie 

pojebana sprawa. 

VINCENT 

Dobra, Poncjuszu Piłacie, kiedy policzę do trzech, naciśnij klakson. Raz... dwa... 

ZBLIŻENIE KIEROWNICY 

... trzy. 

 

Jules naciska z całej siły klakson: TUU! BANG! 

 

Kiedy w kadrze znów pojawiają się dwaj mężczyźni, widzimy, że wnętrze samochodu tonie we 

krwi. Obryzgała dosłownie wszystko, nie wyłączając Julesa i Vincenta. 

JULES 

Panie Jezu Przenajświętszy! 

VINCENT 

(do siebie) 

Kurwa.] 

JULES 

background image

Patrz, jaki zrobiłeś pieprznik! I jedziemy tak w biały dzień przez miasto! 

VINCENT 

Sam nie wiem... nie myślałem, że tak bryźnie. 

JULES 

Więc lepiej teraz o tym pomyśl, skurwysynu! Musimy zjechać z szosy! 

Gliny mają to do siebie, że od razu przyuważą, że ktoś jedzie wozem upaćkanym krwią! 

VINCENT 

Może go do kogoś odstawimy? 

JULES 

W tej dzielnicy nie ma do kogo! Marsellus nie ma znajomych w Valley. 

VINCENT 

Nie patrz tak na mnie, to twoje miasto, Jules. 

 

Jules wyciąga telefon komórkowy i zaczyna wybierać jakiś numer. 

 

Do kogo dzwonisz? 

JULES 

Do kumpla z Toluca Lake. 

VINCENT 

Gdzie to jest? 

JULES 

Po  drugiej  stronie  wzgórza,  niedaleko  wytwórni  Burbank.  Jeśli  Jimmie'ego  nie  będzie  w 

domu, mamy przesrane. Bo innych ludzi tu nie znam. 

(do telefonu) 

Jimmie! Co u ciebie? Tu Jules. 

(pauza) 

Słuchaj,  stary,  wkopaliśmy  się  z  kumplem  w  niezłe  gówno.  Jesteśmy  w  wozie,  który  musi 

zjechać z drogi, pronto! Potrzebuję na kilka godzin twojego garażu. 

(pauza) 

[Jimmie, wiesz, że nie mogę ci o tym opowiadać przez komórkę. Mówię ci tylko, że mamy 

nóż na gardle i prosimy cię o udzielenie nam na parę godzin azylu, póki ktoś z naszych ludzi 

nas nie poratuje. 

(pauza) 

Do tej pory już nas nie będzie. 

background image

(pauza) 

Jimmie,  zdaję  sobie  sprawę  z  twojej  sytuacji.  Obiecuję,  że  nie  spieprzę  ci  życia.  Daję  ci 

słowo, ona nigdy się nie dowie, że u ciebie byliśmy. 

(pauza) 

Za pięć minut. Na razie. 

 

Składa telefon i odwraca się do Vincenta. 

 

Załatwione. Ale za półtorej godziny wraca z pracy jego żona, więc musimy się do tego czasu 

zmyć. 

PLENER. DOM JIMMIE'EGO - RANEK 

Nova zatrzymuje się przed garażem małego podmiejskiego domku.] 

WNĘTRZE. ŁAZIENKA JIMMIE'EGO - RANEK 

Jules  pochyla  się  nad  umywalką,  szorując  swoje  poplamione  krwią  dłonie,  Vincent  stoi  za 

nim. 

JULES 

Musisz być dla Jimmie'ego kurewsko grzeczny. Wystarczy jedna głupia uwaga i wykopie nas 

za drzwi. 

VINCENT 

A jeśli nas wykopie, co zrobimy? 

JULES 

Nie  wyjdziemy  stąd,  póki  w  parę  miejsc  nie  zadzwonimy.  Ale  nie  chcę,  by  doszło  do 

awantury.  Jimmie  to  mój  przyjaciel,  a  nie  możesz  przecież  wpaść  do  domu  przyjaciela  i 

zacząć go rozstawiać po kątach. 

 

Jules wyprostowuje się i wyciera ręce. Vincent podchodzi do umywalki. 

VINCENT 

Poproś go tylko, żeby nie bluzgał. Trochę go poniosło na widok Marvina. 

JULES 

Postaw się w jego sytuacji. Ósma rano. Dopiero wstał. Nie był przygotowany na taki szajs. I 

pamiętaj, kto tu komu robi łaskę. 

VINCENT 

Jeśli w zamian za to ma mną pomiatać, niech sobie wsadzi swoją łaskę w dupę! 

 

background image

Kiedy Vincent kończy wycierać ręce, ręcznik jest czerwony od krwi. 

JULES 

Coś ty, kurwa, zrobił z ręcznikiem? 

VINCENT 

Wytarłem nim ręce. 

JULES 

Trzeba było najpierw je umyć! 

VINCENT 

Widziałeś, że je myłem! 

JULES 

Widziałem, że je zamoczyłeś! 

VINCENT 

Myłem. Krew tak łatwo nie schodzi. Może gdybym miał pumeks, poszłoby mi trochę lepiej. 

JULES 

Używałem tego samego mydła, co ty, a jednak, kiedy skończyłem, mój ręcznik nie wyglądał 

jak  jakaś  pierdolona  podpaska.  Dobra,  pieprzyć  to.  Kogo  to  obchodzi?  Ale  właśnie  taki 

drobiazg może doprowadzić do wrzenia. Gdyby on tu wszedł i zobaczył taki ręcznik... Mówię 

ci, Vincent, wyluzuj się. Bo jeśli przez ciebie będę się musiał użerać z Jimmie'em... Słuchaj, 

nie grożę ci, szanuję cię i w ogóle, ale nie stawiaj mnie w takiej sytuacji. 

VINCENT 

Jules, jeśli mnie tak ładnie prosisz, nie ma sprawy. To twój kumpel, idź go urabiać. 

WNĘTRZE. KUCHNIA JIMMIE'EGO - RANEK 

Trzej mężczyźni stoją w kuchni u Jimmie'ego, każdy z kubkiem kawy w ręce. Jules, Vincent i 

Jimmie Dimmick, młody człowiek pod trzydziestkę, ubrany w szlafrok kąpielowy. 

JULES 

Cholera, Jimmie, to  produkt  dla smakoszy! Wystarczyłaby  nam zwykła rozpuszczalna. A ty 

nam zaparzasz takie pyszności. Co to za gatunek? 

JIMMIE 

Przestań, Julie. 

JULES 

Co? 

JIMMIE 

Nie  jestem  tortem,  więc  nie  musicie  mnie  polewać  lukrem.  Nie  musisz  mi  mówić,  że  mam 

dobrą  kawę.  Sam  ją  kupuję  i  wiem,  że  jest  dobra.  Kiedy  Bonnie  robi  zakupy,  przynosi  do 

background image

domu  gówno.  Ja  się  nie  szczypię  z  forsą,  bo  kiedy  piję  kawę,  lubię  się  delektować  jej 

smakiem.  Ale  w  tej  chwili  moje  myśli  nie  krążą  wokół  kawy,  krążą  wokół  zdechłego 

czarnucha w moim garażu. 

JULES 

Jimmie... 

JIMMIE 

Cicho.  Pozwól,  że  zadam  ci  pytanie,  Jules.  Czy  podjeżdżając  tu,  zauważyłeś  przed  domem 

szyld: „Przechowalnia zdechłych czarnuchów”? 

 

Jules znów zaczyna mówić: „Jimmie”. 

 

Opowiedz  na  pytanie.  Czy  przed  moim  domem  wisi  szyld:  „Hurtownia  sztywnych 

czarnuchów”? 

JULES 

(podejmując żarcik) 

Nie, nie widziałem takiego szyldu. 

JIMMIE 

A wiesz czemu nie widziałeś takiego szyldu? 

JULES 

Czemu? 

JIMMIE 

Bo nie prowadzę hurtowni zdechłych czarnuchów! 

 

Jules znów wyjeżdża ze swoim: „Jimmie”. 

 

Nie skończyłem! Czy nie rozumiesz, że kiedy Bonnie tu wróci i znajdzie we własnym domu 

trupa, zażąda rozwodu? Bez rozpraw polubownych, bez separacji na próbę... po prostu się ze 

mną  rozwiedzie.  A  ja,  kurwa,  wcale  nie  chcę  rozwodu!  Ostatni  raz,  kiedy  poruszaliśmy  z 

Bonnie ten temat, ma pozostać ostatnim razem, kiedy poruszaliśmy ten temat. Chcę ci pomóc, 

Julie, z całego serca. Ale nie mam zamiaru tracić przy tym żony. 

JULES 

Jimmie... 

JIMMIE 

Tylko  bez  żadnych  „Jimmie”,  dobra?  Nie  weźmiesz  mnie  na  swoje  „Jimmie”.  Cokolwiek 

background image

powiesz  i  tak  nie  zapomnę  o  miłości  do  mojej  żony.  Pracuje  na  nocną  zmianę  w  szpitalu. 

Wróci  za  niecałe  półtorej  godziny.  Dzwońcie,  gdzie  chcecie,  ściągnijcie  swoich  ludzi,  a 

potem wypierdalajcie z mojego domu. 

JULES 

I  niczego  więcej  nie  chcemy.  Nie  chcemy  ci  robić  koło  pióra.  Musimy  tylko  ściągnąć 

naszych, żeby nas przewieźli. 

JIMMIE 

Więc proponuję zacząć dzwonić. Telefon jest w mojej sypialni. 

 

[Jules przechodzi przez pokój: 

JULES 

(woła za nim) 

Prawdziwy z ciebie kumpel, Jimmie! 

JIMMIE 

(do siebie) 

Tak, tak, tak, tak, tak. Prawdziwy ze mnie kumpel. Dobry kumpel, zły mąż, lada chwila były 

mąż. 

(podnosi wzrok i widzi Vincenta) 

A ty, kurwa, coś za jeden? 

VINCENT 

Nazywam się Vincent. I Jimmie... wielkie dzięki. 

 

Obaj wybuchają śmiechem. 

JIMMIE 

Nie ma sprawy.] 

WNĘTRZE. JADALNIA 

MARSELLUSA WALLACE'A - RANEK 

Marsellus Wallace siedzi  przy stole  w jadalni  w obszernym,  wygodnym szlafroku, pochłania 

kopiaste śniadanie i rozmawia przez telefon. Mia podchodzi do stołu. 

MARSELLUS 

Powiedzmy, że wróci do domu. Jak twoim zdaniem zareaguje? 

(pauza) 

Kurwa, to oczywiste, że będzie świrować. To żadna odpowiedź. Ty ją znasz, ja nie. Wielka 

czy mała jędza? 

background image

WNĘTRZE. SYPIALNIA JIMMIE'EGO - RANEK 

Jules chodzi po pokoju z telefonem w dłoni. 

JULES 

Zrozum, czym nam grozi ta cała afera z Bonnie. Jeśli po całym dniu ciężkiej pracy wróci do 

domu i zastanie we własnej kuchni bandę gangsterów zajętych cholera wie czym, nie da się 

przewidzieć jej reakcji. 

[MARSELLUS 

Nazwijmy nienazwane. 

JULES 

Istnieje pewne prawdopodobieństwo, ale to mało możliwe. 

MARSELLUS 

Czemu „prawdopodobne, ale mało możliwe”? 

JULES 

Bo gdyby swój trafił na swego, sam bym sprawę rozwiązał, dobrze o tym wiesz. Ale swój nie 

trafił  na swego. I pomożesz nam wyleźć  tego gówna. Uratujesz nasze tyłki. Bo jeśli  mam 

stanąć  w  sytuacji,  kiedy  mój  przyjaciel  się  wkurwi,  bo  jego  żonę  wkurwi  twój  Vincent,  to 

kiepsko wszystko widzę.] 

MARSELLUS 

Rozumiem, Jules. Rozważam teraz wszystkie „a gdyby”. 

JULES 

Nie  chcę  słuchać  o  twoich  pierdolonych  „a  gdyby”.  Chcę  usłyszeć  coś  takiego:  „Nie  ma 

sprawy,  Jules.  Zajmę  się  tym  bajzlem.  Wracaj  tam,  uspokój  kolegów  i  czekaj  na  odsiecz 

kawalerii, która niebawem powinna nadjechać.” 

MARSELLUS 

Nie  ma  sprawy,  Jules.  Zajmę  się  tym  bajzlem.  Wracaj  tam,  uspokój  kolegów  i  czekaj  na 

Wolfa, który powinien niebawem nadjechać. 

JULES 

Przyślesz Wolfa? 

MARSELLUS 

Ulżyło ci? 

JULES 

Kurwa, czarnuchu, nie musisz już nic więcej mówić. 

WNĘTRZE. APARTAMENT HOTELOWY - RANEK 

Kamera podgląda przez drzwi apartamentu hotelowego hall główny. Widzimy jakąś gównianą 

background image

grę,  w  którą  grają  przy  fikuśnym  gównianym  stoliku  hazardziści  w  smokingach  i  damy  w 

wymyślnych  sukniach  wieczorowych.  Kamera  skręca  w  prawo  odkrywając  siedzącego 

plecami  do  nas  na  łóżku,  z  telefonem  w  dłoni,  odzianego  w  smoking  Winstona  Wolfa,  alias 

„Wilka”. 

 

Widzimy także, że Wolf ma mały bloczek, w którym robi notatki. 

WOLF 

(do telefonu) 

Ma skłonności do histerii? 

(pauza) 

O której ma wrócić? 

(zapisuje) 

Imiona zleceniodawców? 

(zapisuje) 

Jules... 

 

Zaglądamy do jego notesu. Widzimy zapisaną przez niego stroniczkę: 

 

Riverside Drive, nr 1265 

Toluca Lake 

1  trup(brak głowy) 

Umazany krwią po strzelaninie wóz 

Jules (czarny) 

WOLF 

Vincent... Jimmie... Bonnie... 

 

Zapisuje: 

 

Vincent (Dean Martin) 

Jimmie (dom) 

Bonnie (9:30) 

 

Zadzwonię około dziesiątej trzydzieści. To pół godziny stąd. Będę tam za dziesięć minut. 

 

background image

Rozłącza się. Nie widzimy jego twarzy. 

CIĘCIE 

NAPIS NA CZERNI: 

„9 MINUT I 37 SEKUND PÓŹNIEJ” 

CIĘCIE 

PLENER. ULICA JIMMIE'EGO - RANEK 

Srebrzyste porsche ścina zakręt prowadzący do domu Jimmie'ego. Mimo prędkości około 135 

mil na godzinę, porsche parkuje precyzyjnie przed frontem budynku. 

 

Palec z sygnetem dotyka przycisku dzwonka: BIM - BAM. 

WNĘTRZE. DOM JIMMIE'EGO - RANEK 

Jimmie  otwiera  drzwi.  Za  progiem  widzimy  odzianego  w  smoking  mężczyznę.  Zagląda  do 

notesu, po czym patrzy na Jimmiego. 

WOLF 

Ty jesteś... Jimmie? To twój dom? 

JIMMIE 

Zgadza się. 

WOLF 

(wyciąga rękę) 

Jestem Winston Wolf, rozwiązuję problemy. 

JIMMIE 

Świetnie, mamy tu jeden. 

WOLF 

Słyszałem. Mogę wejść? 

JIMMIE 

Proszę. 

 

[Obaj mężczyźni przechodzą do jadalni. 

WOLF 

Pragnę przekazać wyrazy wdzięczności od pana Wallace'a za pomoc okazaną w tej sprawie. 

Zapewniam cię, Jimmie, że wdzięczność pana Wallace'a to bardzo cenna zdobycz.] 

 

W jadalni, Jules i Vincent podnoszą się. 

 

background image

Ty  pewnie  jesteś  Jules,  więc  ty  musisz  się  nazywać  Vincent.  Przejdźmy  do  konkretów, 

panowie. O ile dobrze mnie poinformowano, zegar tyka, zgadza się, Jimmie? 

JIMMIE 

W stu procentach. 

WOLF 

Twoja żona, Bonnie... 

(zagląda do notesu) 

wraca do domu o dziewiątej trzydzieści rano. Czy tak? 

JIMMIE 

Aha. 

WOLF 

Zasugerowano mi, że jeśli nas tu zastanie, nie będzie zbytnio zachwycona. 

JIMMIE 

Ani trochę. 

WOLF 

Mamy więc czterdzieści minut na ucieczkę z Dogde City, co - jeśli zastosujecie się do moich 

wskazówek - powinno w zupełności wystarczyć. W garażu macie jakiegoś trupa, głowy brak. 

Zaprowadźcie mnie do niego. 

WNĘTRZE. GARAŻ JIMMIE'EGO - RANEK 

Trzej  mężczyźni  trzymają  się  na  uboczu,  podczas  gdy  Wolf  ogląda  samochód.  Oględziny 

przeprowadza w ciszy, otwierając drzwiczki, zaglądając do wnętrza, chodząc wokół pojazdu. 

WOLF 

Jimmie? 

JIMMIE 

Tak? 

WOLF 

Zrób coś dla mnie, dobrze? Wydawało mi się, że czuję zapach kawy. 

Możesz mi nalać? 

JIMMIE 

Jasne. Jaką pijesz? 

WOLF 

Dużo śmietanki, dużo cukru. 

 

Jimmie wychodzi. Wolf kontynuuje oględziny. 

background image

 

Czy powinienem coś o tym wozie wiedzieć? Psuje się, dymi, wyje, czy ma pełny bak? 

JULES 

Poza wyglądem jest w porządku. 

WOLF 

Na pewno? Nie chcę w połowie drogi odkryć, że nie ma świateł stopu. 

JULES 

O ile mi wiadomo, wszystko jest tip - top. 

WOLF 

To dobrze. Wracamy do kuchni. 

WNĘTRZE. KUCHNIA - RANEK 

Jimmie podaje Wolfowi kubek kawy. 

WOLF 

Dziękuję, Jimmie. 

 

Pociąga  łyczek,  po  czym  kiwa  głową  do  Jimmie'ego,  że  kawa  mu  smakuje.  Nakreśla  przed 

trzema mężczyznami plan działania. 

 

Dobra, po pierwsze, wy dwaj 

(ma na myśli Julesa i Wincenta 

)włóżcie  trupa  do  bagażnika.  Jimmie,  widzę,  że  dom  jest  dobrze  utrzymany.  To  nasuwa  mi 

przypuszczenie,  że  w  garażu  albo  pod  zlewem  masz  całą  masę  środków,  płynów 

czyszczących i temu podobnych bzdetów. Zgadza się? 

JIMMIE 

Tak. Co do joty. Pod zlewem. 

WOLF 

Świetnie. Chłopcy, weźmiecie je we dwóch do wozu i wyszorujecie wnętrze. 

I to  raz,  dwa, raz,  dwa.  Sprzątając  tylne  siedzenie,  zbierzcie  wszystkie  kawałeczki  mózgu  i 

czaszki. Tapicerkę wystarczy obmyć, nie musicie się przesadnie starać, bo nie będziecie z niej 

jeść.  Wystarczy  raz  dokładnie  przetrzeć.  Musicie  tylko  uprzątnąć  to,  co  się  może  potem 

rozbabrać. Zetrzyjcie wszystkie kałuże krwi. Szyby to inna sprawa. Te trzeba wypucować do 

czysta.  Weźcie  płyn  do  mycia  okien  i  przyłóżcie  się.  Jimmie,  będę  musiał  przeprowadzić 

rewizję  w  twojej  bieliźniarce.  Potrzebuję  koców,  narzut,  kap,  kołder.  Im  grubsze  i 

ciemniejsze, tym lepsze. Białe się nie nadadzą. Będą nam potrzebne do zasłonięcia tapicerki. 

background image

Wyścielimy wszystkie siedzenia i podłogi kołdrami i kocami. Jeśli jakiś gliniarz nas zatrzyma 

i  zacznie  wściubiać  ryj  do  środka,  kamuflaż  diabli  wezmą.  Ale  z  daleka  nikt  się  nie  pozna. 

Jimmie - prowadź. Chłopcy - do roboty. 

 

Wolf i Jimmie wychodzą, kierując się w stronę sypialni  i zostawiając  Wincenta  z Julesem  w 

kuchni. 

VINCENT 

(wołając za Wolfem) 

Może byś dodał „proszę”? 

 

Wolf zatrzymuje się i odwraca. 

WOLF 

Słucham? 

VINCENT 

Mógłbyś chociaż dodać „proszę”. 

 

Wolf robi krok w jego stronę. 

WOLF 

Ustalmy  coś,  chojraku.  Nie  przyszedłem  tu,  żeby  mówić  „proszę”.  Jestem  tu,  żeby  wam 

powiedzieć,  co  macie  robić.  I  jeśli  macie  instynkt  samozachowawczy,  zrobicie  to,  co  wam 

każę,  i  to  raz  dwa.  Chcę  wam  pomóc.  Jeśli  moja  pomoc  jest  niemile  widziana,  życzę 

szczęścia, panowie. 

JULES 

Ależ to wcale nie tak, panie Wolf. Jesteśmy bardzo wdzięczni za pańską pomoc. 

VINCENT 

Nie chciałem pana obrazić. Ale nie lubię, gdy mi ktoś rozkazuje. 

WOLF 

Jeśli przemawiam do was ostro, to tylko dlatego, że czas jest na wagę złota. 

Szybko  mówię,  szybko  myślę,  a  wy  macie  się  szybko  uwijać,  jeśli  chcecie  się  z  tego 

wyplątać. Więc ślicznie was proszę i słodko się uśmiecham: wyczyśćcie ten pierdolony wóz. 

WNĘTRZE. SYPIALNIA JIMMIE'EGO - RANEK 

Jimmie zbiera wszystkie narzuty, kołdry i pościel. Wolf rozmawia przez telefon. 

WOLF 

(do telefonu) 

background image

Chevy nova, rocznik 1974. 

(pauza) 

Biały. 

(pauza) 

Nic, poza papraniną w środku. 

(pauza) 

Około dwudziestu minut. 

(pauza) 

Nie będą go szukać. 

(pauza) 

Dobry z ciebie kumpel, Joe. Na razie. 

(spogląda na Jimmie'ego) 

Jak nam idzie, Jimmie? 

 

Jimmie podchodzi z całym naręczem bielizny pościelowej. 

JIMMIE 

Nieźle, wszystko poznosiłem. Ale panie Wolf, musi pan coś zrozumieć... 

WOLF 

Winston, Jimmie... proszę - Winston. 

JIMMIE 

Okay,  musisz  coś  zrozumieć,  Winston.  Bardzo  chcę  wam  pomóc  i  w  ogóle,  ale  to  nasza 

najlepsza pościel, prezent ślubny od mojego wuja Conrada i cioci Ginny, których już nie ma 

wśród nas... 

WOLF 

Pozwól, że o coś spytam. 

JIMMIE 

Jasne. 

WOLF 

Czy twój wujek Conrad i twoja ciocia Ginny byli milionerami? 

JIMMIE 

Nie. 

WOLF 

A  twój  wujek  Marsellus  jest  milionerem.  I  jestem  pewien,  że  gdyby  wujek  Conrad  i  ciocia 

Ginny  byli  milionerami,  kupiliby  ci  komplet  mebli  do  sypialni,  co  twój  wujek  Marsellus 

background image

uczyni z radością. 

(wyciąga zwitek banknotów) 

Sam lubię dąb, i tak bym urządził własną sypialnię. A ty, Jimmy? Lubisz dębinę? 

JIMMIE 

Może być dębina. 

WNĘTRZE. GARAŻ - RANEK 

Jules i Vincent siedzą w samochodzie, szorując go od środka. Vincent na przednim siedzeniu 

myje  okna,  Jules  na  tylnym  zbiera  odpryski  czaszki  i  mózgu.  Obaj  są  dwa  razy  bardziej 

umazani krwią niż poprzednio. 

JULES 

Kurwa, nigdy ci tego nie wybaczę! Co za obrzydliwy, odrażający szajs! 

VINCENT 

Jules,  nie  spotkałeś  się  z  taką  filozofią,  że  kiedy  ktoś  uzna  własną  winę,  automatycznie 

odpuszcza mu się wszystkie złe uczynki? 

JULES 

Nie wciskaj mi takich pierdoł! Skurwiel, który to wymyślił, nigdy nie musiał zbierać palcami 

kawałeczków czaszki z powodu twojej zasranej durnoty. 

VINCENT 

Mam  swój  próg  wytrzymałości.  Toleruję  chamstwo,  ale  tylko  do  pewnych  granic.  A  ty  je 

właśnie przekraczasz. Jestem teraz samochodem wyścigowym, a ty docisnąłeś gaz do dechy. 

A  dobrze  wiesz,  jakie  to  niebezpieczne,  prowadzić  wyścigówkę,  kiedy  strzałka  jest  na 

czerwonym polu. Mogę eksplodować. 

JULES 

Ty  możesz  eksplodować?  To  raczej  ja  za  chwilę  zamienię  się  w  ognisty  grzyb,  bo  jestem 

kurewsko  wkurwiony!  Za  każdym  razem,  kiedy  dotykam  mózgu,  zamieniam  się  w  „Działa 

Nawarony”. Jestem tym, o czym opowiadał Jimmie  Walker. Zresztą, co ja, kurwa, robię  na 

tylnym siedzeniu? To ty powinieneś zbierać mózg! 

Zamieniamy się, ja będę mył szyby, a ty dokończysz zbierać jego czerep. 

WNĘTRZE. CHEVY NOVA - RANEK 

Wnętrze  wozu  zostało  wyczyszczone  i  wymoszczone  narzutami  i  kołdrami.  Możecie  w  to 

uwierzyć, albo nie, ale to, co niedawno przypominało objazdową rzeźnię, może teraz od biedy 

uchodzić za bliżej nieokreślony pojazd. 

 

Wolf obchodzi samochód dookoła, przyglądając mu się uważnie. 

background image

 

Jules i Vincent  stoją z boku, ich ubrania to dosłownie jedna krwawa masa, ale rozpiera ich 

widoczna duma z dobrze wypełnionego zadania. 

WOLF 

Dobra robota, panowie. Może nam się uda. 

JIMMIE 

To ten sam samochód? 

WOLF 

Za  wcześnie  na  radosne  lizanie  się  po  fiutach.  Faza  numer  jeden,  czyszczenie  wozu, 

zakończona. Przechodzimy do fazy numer dwa, czyszczenie was dwóch. 

PLENER. PODWÓRKO ZA DOMKIEM JIMMIE'EGO 

Jules  i  Vincent  stoją  na  podwórku  Jimmie'ego,  ramię  w  ramię,  w  czarnych  garniturach 

zbryzganych  krwią.  Jimmie  trzyma  plastykową  torbę  na  śmieci,  Wolf  ma  w  ręku  wąż 

ogrodowy Z przypominającą pistolet nasadką. 

WOLF 

Rozebrać się. 

VINCENT 

Całkiem? 

WOLF 

Do gołej dupy. 

 

Podczas gdy dwaj mężczyźni wykonują polecenie, Wolf wypala sobie papieroska. 

 

Szybciutko, panowie. Za piętnaście  minut  lepsza  połowa Jimmiego zaparkuje przed domem 

samochód. 

JULES 

Kurewsko chłodny ranek. 

VINCENT 

Czy to naprawdę konieczne? 

WOLF 

Wiecie, jak wyglądacie? 

VINCENT 

Jak? 

WOLF 

background image

Jak dwaj ziutkowie, którzy przed chwilą rozwalili komuś łeb. Tak, zdjęcie krwawych szmat 

jest absolutnie konieczne. Wrzućcie łachy Jimmie'emu do torby. 

JULES 

Jimmie, tylko nie rób z nią nic głupiego i nie wystawiaj jej przed dom dla śmieciarzy. 

WOLF 

Spokojnie, bierzemy ją ze sobą. Jim, mydło. 

 

Jimmie podaje gołym już mężczyznom kostkę mydła. 

 

Dobra, panowie. Obaj znacie to na pewno z pierdla. Zaczynamy. 

 

Naciska spust, z węża tryska woda, oblewając obydwu. 

VINCENT 

Jasna cholera, ale zimna woda! 

WOLF 

Cieszę się, że to wy, a nie ja, panowie. 

 

Jules i Vincent, dygocząc z zimna przystępują do szorowania. 

 

Nie bać się mydła, rozsmarowywać pianę. 

 

Wolf kończy polewanie, odrzucając wąż na trawę. 

 

Ręczniki. 

 

Jimmie rzuca każdemu z nich po ręczniku, którymi się zawzięcie wycierają. 

 

Wystarczy. Rzuć im ciuchy. 

[JIMMIE 

Dobra,  panowie,  w  kategorii  ubrań  pasujących  na  każdy  rozmiar,  mamy  tu  spodenki 

kąpielowe,  jedne  czerwone,  drugie  białe.  I  dwie  koszulki  XL.  Jedna  z  uniwersytetu  Santa 

Cruz, druga z napisem „Trzymam z głupimi”. 

JULES 

Wezmę koszulkę „Trzymam z głupimi”.] 

background image

ROZJAŚNIENIE NA: 

JULES I VINCENT 

Ubrani  już  w  kąpielówki  i  T  -  shirty.  Zupełnie  nie  przypominają  bandziorów  w  czarnych 

garniturach, których widzieliśmy poprzednio. 

WOLF 

Idealnie.  Idealnie.  Lepiej  byśmy  tego  nie  wymyślili.  Wyglądacie  jak...  Jak  wyglądają, 

Jimmie? 

JIMMIE 

Jak przygłupy. Wyglądają jak dwa przygłupy. 

 

Wolf i Jimmie rechoczą. 

JULES 

Cha, cha, cha. To twoje ubrania, kutafonie. 

[JIMMIE 

Najwyraźniej wszystko zależy od noszącego. 

JULES 

Nie mamy takiego doświadczenia w noszeniu ciuchów dla przygłupów, jak ty.] 

WOLF 

Panowie, śmichy - chichy, aż w końcu wszystkich nas zamkną. Nie każcie, się prosić. 

 

[Idą w stronę domu, by przejść do garażu. 

JIMMIE 

Zaczekajcie, zanim stąd wyjedziecie, chcę wam zrobić zdjęcie. 

JULES 

Jimmie, zapomniałeś, że zaraz tu się zjawi twoja żona? 

JIMMIE 

To potrwa jedną chwilkę. 

VINCENT 

Nie podoba mi się to. 

JIMMIE 

Wybacz, mój dom, moje zwyczaje.] 

WNĘTRZE. GARAŻ JIMMIE'EGO - RANEK 

Torba na śmieci ląduje w bagażniku na zwłokach Marvina. Wolf zamyka klapę. 

WOLF 

background image

Panowie,  ustalmy  plan.  Jedziemy  teraz  do  warsztatu  Potwora  Joe.  Potwór  Joe  i  jego  córka 

Raquel  rozumieją  nasz  dylemat.  Warsztat  jest  w  północnym  Hollywood,  więc  pominąwszy 

kilka  krętych  uliczek,  zasadniczo  trzymamy  się  Hollywood  Way.  Ja  będę  prowadził  trefny 

wóz.  Jules,  pojedziesz  ze  mną.  Vincent,  jedziesz  za  nami  moim  porsche.  Jeśli  po  drodze 

spotkamy gliny, nie wolno wam nic robić, chyba że ja zrobię to pierwszy. 

(do Julesa) 

Co powiedziałem? 

JULES 

Nic, chyba że. 

WOLF 

Chyba że co? 

JULES 

Chyba że ty zrobisz to pierwszy. 

WOLF 

Oto słowa geniusza. 

(do Vincenta) 

A jak będzie z tobą? Dasz sobie na wstrzymanie? 

VINCENT 

Luz blues, panie Wolf. Pistolet sam wypalił, nie wiem jak. 

WOLF 

Wierzę ci. 

(rzuca Vince'owi kluczyki swojego wozu) 

Dobra,  jeżdżę  zajebiście  szybko,  więc  dawaj  gazu.  Jeśli  zniszczysz  mi  wóz,  Potwór  Joe 

będzie miał dwa trupy do kasacji. 

[JULES 

Czemu tak szybko jeździsz? 

WOLF 

Bo to jest bardzo przyjemne. 

 

Jules i Vincent śmieją się. 

 

Ruszajmy. 

 

Jimmie pokazuje się w drzwiach, z aparatem w dłoni. 

background image

JIMMIE 

Zaczekajcie, chcę zrobić zdjęcie. 

JULES 

Nie mamy czasu, człowieku. 

JIMMIE 

Na jedną fotkę mamy. Stań obok Vincenta. 

 

Jules i Vincent stają obok siebie. 

 

Dobra, koledzy, obejmijcie się ramionami. 

 

Obaj  mężczyźni  patrzą  po  sobie  i  po  długiej  chwili  wahania,  na  ich  twarzach  pojawia  się 

uśmiech. Obejmują się ramionami. 

 

Dobra, Winston, stań z nimi. 

WOLF 

Nie jestem modelem. 

JIMMIE 

Taki byłem wobec ciebie równiacha, a ty olewasz moją jedyną prośbę? 

JULES I VINCENT 

No, panie Wolf... 

WOLF 

Dobra, jedno zdjęcie i jedziemy. 

 

Powolny ruch kamery w stronę aparatu z ustawionym samowyzwalaczem. 

JIMMIE 

(z offu) 

Powiedzcie „pepsi”. 

JULES 

(z offu) 

Nie mam zamiaru mówić „pepsi”. 

JIMMIE 

( z offu) 

Winston, uśmiech! 

background image

WOLF 

Nie uśmiecham się do zdjęć. 

 

Aparat robi zdjęcie, błysk flesza przechodzi w biel ekranu. 

PRZENIKANIE 

Jules i Vincent objęci ramionami stoją obok Jimmiego, który z kolei obejmuje Wolfa. Wszyscy 

się uśmiechają, z wyjątkiem wiecie kogo. 

WNĘTRZE. WARSZTAT POTWORA JOE - RANEK 

Wiston odlicza trzy tysiące dolarów dla starszego mężczyzny w brudnym T - shircie, Potwora 

Joe. Jesteśmy w biurze Joe'go, które wygląda kubek w kubek tak samo jak kantorki wszystkich 

tego rodzaju warsztatów na naszej planecie. Jest to brudny, zasyfiały chlew. 

POTWÓR JOE 

Zawsze to powtarzam i jeszcze raz powtórzę: twój biznes to mój biznes. 

WINSTON 

Zasłużyłem już chyba na kartę stałego klienta. 

POTWÓR JOE 

Coś ci powiem, następnym razem pozbędę się jakiejś części ciała za darmo. 

WINSTON 

A potem złota karta: skasujesz całego nieboszczyka w cenie części ciała. 

 

Śmiech. 

POTWÓR JOE 

Będę to musiał skonsultować z księgową. 

WINSTON 

Gdzie ta twoja wyzuta z moralności córka? 

POTWÓR JOE 

Na podwórzu, źle jej z oczu patrzy. 

PLENER. WARSZTAT POTWORA JOE - RANEK 

Winston  wychodzi  z  kantorku,  podchodzi  do  niego  córka  Potwora  Joe,  Raquel.  Idą  noga  w 

nogę przez podwórze, obejmując się w pasie. 

RAQUEL 

Cześć, narzeczony. 

WINSTON 

Cześć, narzeczona. Wiesz, pożeraczko męskich serc, Joe powinien zmienić nazwę warsztatu 

background image

na „Piękna i Bestia”. 

RAQUEL 

Jesteś nieobiektywny, bo się we mnie zakochałeś. 

WINSTON 

Przyznaję się do winy. 

RAQUEL 

Interesy załatwione, czas na przyjemności. 

WINSTON 

Tak, czas iść spać. 

RAQUEL 

Contre señor Lobo. 

WINSTON 

Masz inną koncepcję? 

RAQUEL 

Oczywiście. 

WINSTON 

O czym myślisz? 

RAQUEL 

O tym, że postawisz mi śniadanie. 

WINSTON 

To źle myślisz. 

RAQUEL 

To nie fair! Nigdy się nie spotykamy. 

WINSTON 

Raquel, całą noc nie spałem. Muszę się wyspać. Rozumiesz chyba koncepcję snu? 

RAQUEL 

Tak,  sen  to  jest  coś,  czym  się  zajmujesz  po  zabraniu  mnie  na  śniadanie.  Musisz  się  z  tym 

pogodzić, bo spełnianie moich zachcianek jest częścią ceny za usługi warsztatu Potwora Joe. 

WINSTON 

Raquel... 

RAQUEL 

Długo  cię  nie  widziałam.  Stęskniłam  się,  idziemy  na  śniadanie.  Jak  zostało  zapisane,  tak 

będzie uczynione. 

 

background image

Opuszczają podwórze.] Jules i Vincent czekają przy porsche Winstona. 

JULES 

Wszystko gra? 

WOLF 

Jakby nic się nie zdarzyło. 

 

Jules i Vincent trącają się piąchami. 

[JULES 

Przepraszam, że się do ciebie przypierdalałem. 

VINCENT 

Miałeś prawo, to ja dałem plamę. 

RAQUEL 

(do Winstona) 

Czuła chwilka?] 

WINSTON 

Chłopcy, to jest Raquel. Pewnego dnia to wszystko będzie jej. 

RAQUEL 

(do chłopców) 

Cześć. Słuchajcie,  jeśli kiedyś zechcą zrobić z serialu „I Spy”  film kinowy, powinniście się 

zgłosić. Co to za stroje? Wybieracie się na mecz siatkówki? 

 

Winston się śmieje, chłopcy jęczą. 

WINSTON 

Zabieram milady na śniadanie. Podrzucić was? Gdzie mieszkacie? 

VINCENT 

Redondo Beach. 

JULES 

Inglewood. 

 

Winston chwyta Julesa za przegub i odstawia pantomimę transu z „Dead Zone”. 

WINSTON 

(zbolałym głosem) 

Wasza przyszłość... widzę w niej... taksówkę... 

(przestając się zgrywać) 

background image

Przykro mi, koledzy, czas spadać. 

(do Raquel) 

Powiedz do widzenia, Raquel. 

RAQUEL 

Do widzenia, Raquel. 

WOLF 

No to na razie. I bez głupich numerów, nawiedzone małolaty. 

Winston odwraca się, by odejść. 

JULES 

Panie Wolf. 

Winston odwraca się. 

To prawdziwa przyjemność oglądać pana w akcji. Twarz Wolfa wykrzywia uśmiech. 

WINSTON 

Mówcie mi Winston. 

 

Odwraca się ponownie. Wsiadając do porsche, prowadzi żartobliwą rozmowę z Raquel. 

 

Słyszałaś  to,  młoda  damo?  Szacunek.  Wiele  mogłabyś  się  od tych  dwóch  okazów  nauczyć. 

Szacunek okazywany starszym jest oznaką charakteru. 

RAQUEL 

Mam charakter. 

WOLF 

Masz charakterek, a to jeszcze nie znaczy, że masz charakter. 

RAQUEL 

Jesteś taki zabawny, skonam ze śmiechu! 

 

Porsche rusza z kopyta. 

Dwaj mężczyźni pozostawieni sami, spoglądają po sobie. 

JULES 

Weźmiemy jedną taryfę? 

VINCENT 

Zjadłbym coś. Skoczysz ze mną na śniadanie? 

JULES 

Jasne. 

background image

WNĘTRZE. KAFEJKA - RANEK 

Jules i Vincent siedzą w boksie. Przed Vincentem piętrzy się stos naleśników i kiełbasek, które 

z apetytem pałaszuje. 

 

Z  kolei  Jules  zamówił  sobie  tylko filiżankę  kawy  i  babeczkę.  Wydaje  się  nieobecny  myślami. 

Kelnerka dolewa obydwu panom kawy. 

VINCENT 

Wielkie dzięki. 

(do Julesa, który tuli w dłoniach filiżankę) 

Chcesz kiełbaskę? 

JULES 

Nie... nie jem wieprzowiny. 

VINCENT 

Jesteś Żydem? 

JULES 

Nie, po prostu nie lubię świniny. 

VINCENT 

Dlaczego? 

JULES 

Świnie to plugawe zwierzęta. Nie jadam plugawych zwierząt. 

VINCENT 

Ale kiełbaski są pyszne. Schabowe są pyszne. 

JULES 

A szczur z rynsztoka może mieć smak ambrozji. Nigdy się tego nie dowiem, a nawet gdybym 

wiedział, że tak jest, nie wezmę  parszywego skurwiela do ust. Świnie śpią  i ryją w gównie. 

Tak robią plugawe zwierzęta. Nie chcę jeść czegoś, co jest na tyle durne, by nie brzydzić się 

własnych odchodów. 

VINCENT 

A psy? Też zjadają własne kupy. 

JULES 

Psów też nie jem. 

VINCENT 

Tak, ale czy uznajesz psy za plugawe zwierzęta? 

JULES 

background image

Nie nazwałbym ich plugawymi, chociaż brudne to one na pewno są. Ale pies ma osobowość. 

A osobowość bardzo wiele zmienia. 

VINCENT 

A zatem  idąc tokiem tych rozważań, gdyby  świnia miała ciekawszą osobowość, przestałaby 

być plugawa? 

JULES 

Musiałaby z niej być kurewsko milutka świnka. Musiałaby być Cary Grantem wśród świń. 

 

Śmieją się. 

VINCENT 

Świetnie. Ożywiasz się. Bo siedziałeś taki milczący. 

JULES 

Siedziałem i myślałem. 

VINCENT 

(z pełnymi ustami) 

O czym? 

JULES 

O cudzie, którego byliśmy świadkami. 

VINCENT 

Którego ty byłeś świadkiem. Ja byłem świadkiem dziwnego przypadku. 

JULES 

Wiesz, co to jest cud? 

VINCENT 

Akt Boga. 

JULES 

A co to jest akt Boga? 

VINCENT 

Chyba coś takiego, kiedy Bóg czyni niemożliwe możliwym. Ale przykro mi, Jules, dzisiejszy 

ranek pod to nie podpada. 

JULES 

Nie rozumiesz, Vinc, że to  nie  ma znaczenia. Osądzasz całą sprawę w niewłaściwy sposób. 

Nie chodzi o to, co się wydarzyło. Być może to Bóg zatrzymał kule, przemienił Colę w Pepsi, 

znalazł  moje  kluczyki.  Ale  nie  tak  należy  do tego  podchodzić.  To  nieważne,  czy  był  to  cud 

spełniający wymogi cudu, czy nie. Ważne jest to, że poczułem dotknięcie Boga. Bóg się w to 

background image

wmieszał. 

VINCENT 

Ale dlaczego? 

JULES 

I właśnie tego, kurwa, nie wiem! Nie wiem, dlaczego. Ale  nie  mogę znów pogrążyć się we 

śnie. 

VINCENT 

Mówisz serio? Naprawdę chcesz się wycofać? 

JULES 

Z branży? Jak najbardziej. 

 

Vincent  zjada  kolejny kęs, Jules popija kolejny łyk kawy. W tle  widzimy Gościa  wołającego 

Kelnerką. 

GOŚĆ 

Garçon! Kawa! 

 

Rozpoznajemy w nim Dziubaska z pierwszej sceny filmu. 

VINCENT 

Dobra, jeśli się wycofasz, czym się będziesz zajmował? 

JULES 

Właśnie  nad  tym  tak  medytowałem.  Najpierw  doręczę  ten  neseser  Marsellusowi.  A  potem 

będę głównie chodził po matce Ziemi. 

VINCENT 

Co to znaczy, „chodził po matce Ziemi”? 

JULES 

No wiesz, jak Caine w „Kung Fu”. Od miasta do miasta, nowi ludzie, nowe przygody. 

VINCENT 

I długo tak będziesz chodził? 

JULES 

Póki Bóg nie wybierze mi miejsca na stałe. 

VINCENT 

A jeśli tego nie zrobi? 

JULES 

Będę czekał, jeśli trzeba - w nieskończoność. 

background image

VINCENT 

Więc postanowiłeś zostać menelem? 

JULES 

Nie, będę po prostu Julesem. Ni mniej, ni więcej. 

VINCENT 

Nie, Jules, będziesz kropka w kropkę jak te dupki żebrzące o 

drobne. Snują się jak banda 

popierdolonych  zombie,  śpią  w  kubłach,  zżerają  to,  co  ja  wyrzucę  do  śmieci,  i  psy  na  nich 

szczają. Jest na takich ludzi odpowiednia nazwa: to menele. 

I  jeśli  nie  będziesz  miał  roboty,  mieszkania  ani  legalnego  dochodu,  będziesz  tylko 

pierdolonym menelem. 

JULES 

I tu, przyjacielu, nasze zdania się różnią. 

VINCENT 

To, co się zdarzyło, było niezwykłe, nie ma co do tego żadnych wątpliwości, ale to nie była 

zamiana wody w wino... 

JULES 

Cuda bywają różne, Vince. 

VINCENT 

Nie opowiadaj mi takich pierdoł! 

JULES 

Jeśli  przerażają  cię  moje  odpowiedzi,  Vincent,  powinieneś  się  powstrzymać  od  zadawania 

pytań. 

[VINCENT 

Kiedy podjąłeś taką decyzję? Siedząc tu nad swoją babeczką? 

JULES 

Tak.  Siedziałem  tu,  piłek  kawę,  jadłem  babeczkę,  wspominałem  całe  zajście  i  nagle 

doznałem, jak to nazywają alkoholicy, „chwili jasności”.] 

VINCENT 

Muszę się odesrać. Ciąg dalszy nastąpi. 

 

Vincent wychodzi do ubikacji. 

 

Jules,  samotny  przy  stoliku,  odgryza  kawałek  babeczki,  kiedy...  Dziubasek  i  Misio  Pysio 

zrywają się na równe nogi z bronią w ręku. 

background image

DZIUBASEK 

Ludzie, zachować spokój! To napad! 

MISIO PYSIO 

Niech któryś z was, pojebańców, spróbuje drgnąć, a rozpierdolę wszystkich w drobny  mak! 

Jasne? 

 

Jules  podnosi  wzrok  i  nie  wierzy  własnym  oczom.  Pod  stołem  sięga  po  swoją  czterdziestkę 

piątkę. Wyjmuje ją i odbezpiecza. 

DZIUBASEK 

Goście siedzą na miejscach, kelnerki na podłogę! 

MISIO PYSIO 

Teraz znaczy teraz! Róbcie to, do kurwy nędzy, albo zginiecie! 

 

Jak  błyskawica,  Dziubasek  przemieszcza  się  w  kierunku  kuchni,  podczas  gdy  Misio  Pysio 

wrzaskami i pogróżkami sieje wśród gości blady strach. 

DZIUBASEK 

Meksykańcy, wynocha z kuchni, już! Hasta luego! 

 

kuchni wychodzi trzech kucharzy i dwóch pomywaczy. 

 

Na ziemię, albo przysmażę wam tyłki, comprenden? 

 

Najwyraźniej comprenden. Odzywa się tęgawy kierownik. 

KIEROWNIK 

Jestem tu kierownikiem, nie chcę żadnych kłopotów... 

 

Podchodzi do niego Dziubasek. 

DZIUBASEK 

Będziesz mi sprawiał kłopoty? 

Staje tui przy nim i przyciska mu do szyi lufę rewolweru. 

 

Co? Będziesz mi sprawiał kłopoty? 

KIEROWNIK 

Nie, nie będę. Nie będę sprawiał żadnych kłopotów! 

background image

DZIUBASEK 

Sam nie wiem, Misiu Pysiu. Facet wygląda mi na typ bohatera. 

MISIO PYSIO 

Nie ryzykuj. Rozwal go! 

 

Goście krzyczą. Jules spokojnie obserwuje, zaciskając dłoń na swojej czterdziestce piątce. 

KIEROWNIK 

Błagam, nie! Nie jestem bohaterem! Jestem tylko kierownikiem kawiarni. Bierzcie, co tylko 

chcecie! 

DZIUBASEK 

Poproś ludzi o współpracę, a będzie po wszystkim. 

KIEROWNIK 

Ludzie, zachowajcie spokój i współpracujcie z nimi, a za chwilę będzie po wszystkim! 

DZIUBASEK 

Spisałeś się, a teraz tyłek na ziemię! 

WNĘTRZE. TOALETA W KAFEJCE - RANEK 

Vincent, siedząc na muszli klozetowej  czyta  „Modesty Blaise”, nieświadom piekła, jakie się 

rozpętało za drzwiami. 

WNĘTRZE. KAFEJKA - RANEK 

Otwiera się szuflada kasy. Dziubasek  przekłada  pieniądze z przegródek do  własnej  kieszeni. 

Potem wychodzi zza łady z dużą torbą na śmieci. 

DZIUBASEK 

Dobra, ludzie, teraz przejdę po sali i zbiorę wasze portfele. Nic nie gadać, tylko wrzucać je do 

torby. Jasne? 

 

Dziubasek chodzi  po sali, zbierając portfele. Jules siedzi  spokojnie z pistoletem gotowym do 

strzału. 

 

Dziubasek  widzi  Julesa  w  boksie,  trzymającego  w  dłoni  portfel  i  leżący  przy  nim  neseser. 

Dziubasek  podchodzi  do  niego  i  odzywa  się  uprzejmiejszym  tonem  i  z  większą  dbałością  o 

maniery. 

 

Do torby. 

 

background image

Jules wrzuca portfel do torby. Dziubasek wskazuje lufą na neseser. 

 

Co tam masz? 

JULES 

Brudy mojego szefa. 

DZIUBASEK 

Szef każe ci je prać? 

JULES 

Kiedy chce, żeby były czyste. 

DZIUBASEK 

To gówniana robota. 

JULES 

Zabawne, właśnie to samo przyszło mi do głowy. 

DZIUBASEK 

Otwórz. 

 

Jules kładzie wolną dłoń na neseserze. 

JULES 

Obawiam się, że nie mogę. 

 

Dziubasek  jest  wyraźnie  zaskoczony  tą  odpowiedzią.  Wycelowuje  rewolwer  prosto  w  twarz 

Julesa i odciąga kurek. 

DZIUBASEK 

Nie dosłyszałem? 

JULES 

Słyszałeś. 

 

Wymiana zdań jest bardzo cicha, nikt jej nie słyszy, ale Misio Pysio wyczuwa, że coś jest nie 

tak. 

MISIO PYSIO 

Co się dzieje? 

DZIUBASEK 

Zdaje się, że trafiliśmy na szeryfa. 

MISIO PYSIO 

background image

Strzel mu w ryj! 

JULES 

Nie chcę podkopywać twojego ego, ale nie pierwszy raz jestem na muszce. 

DZIUBASEK 

Jeśli nie otworzysz teczki, ten raz będzie ostatni. 

KIEROWNIK 

(z podłogi) 

Proszę  nie  stawiać  oporu,  bo  wszyscy  zginiemy!  Niech  pan  im  da,  co  chcą,  to  się  stąd 

wyniosą! 

JULES 

Zamknij pierdolony dziób, tłuściochu! Nie twój zasrany interes! 

DZIUBASEK 

Policzę do trzech, i jeśli nie zdejmiesz łapska z teczki, wpakuję ci cały magazynek w mordę. 

Jasne? Raz... 

 

Jules zamyka oczy. 

 

Dwa... 

 

[Jules  strzela  dwukrotnie  do  Dziubaska  przez  blat  stołu,  powalając  go  na  podłogę.  Nie 

opuszczając boksu, odwraca się do dziewczyny, która wymierza broń w Julesa, ale rozpacz po 

śmierci  Dziubaska  upośledza  jej  refleks.  Dostaje  trzy  kulki  w  pierś.  Padając  na  ziemię  z 

krzykiem, strzela na oślep, trafiając Surfingowca. 

SURFINGOWIEC 

Trafiła mnie! Umieram! Sally! Sally! 

 

Jules  opuszcza  lufę  w  stronę  twarzy  Dziubaska,  który  leży  ranny  u  jego  stóp.  Dziubasek 

spogląda na wielką spluwę. 

JULES 

Źle trafiłeś, Ringo. 

 

Jules strzela prosto w kamerę, oślepiając nas. 

 

Przymknięte oczy Julesa nagle się otwierają.]. 

background image

 

Dziubasek wciąż ma go na muszce. 

DZIUBASEK 

Trzy. 

 

Jules zdejmuje dłoń z nesesera. 

JULES 

Jest twój, Ringo. 

DZIUBASEK 

Otwórz. 

 

Jules naciska zamki, wieczko odskakuje, ukazując Dziubaskowi - ale nie nam - zawartość. Na 

twarzy Dziubaska maluje się zdumienie. Misio Pysio nic nie widzi z drugiego końca sali. 

MISIO PYSIO 

Co tam jest? Co? 

DZIUBASEK 

(cichutko) 

Czy to jest to, co myślę? 

 

Jules kiwa potakująco głową. 

 

To piękne. 

 

Jules kiwa potakująco głową. 

MISIO PYSIO 

Co tam jest, do cholery? 

 

Jules  zatrzaskuje  wieczko,  po  czym  odsuwa  się,  jakby  zapraszał  Dziubaska  do  wzięcia 

neseseru. Dziubasek, cały w skowronkach, pochyla się przez stół, by wziąć neseser. 

 

Ruchem  grzechotnika  wolna  dłoń  Julesa  chwyta  Dziubaska  za  przegub  i  uderzając  o  blat, 

wytrąca mu rewolwer z ręki. Jednocześnie druga ręka Julesa wyłania się spod stołu i wciska 

Dziubaskowi pod brodę lufę czterdziestki piątki. 

 

background image

Misio Pysio dostaje głupawki, macha swoim rewolwerem w kierunku Julesa. 

 

Puść  go!  Puść!  Rozwalę  ci  ten  pierdolony  łeb!  Zabiję  cię!  Zdechniesz  w  męczarniach, 

skurwysynu! 

JULES 

Powiedz kurwie, żeby się uciszyła. Powiedz: „Uspokój się, kurwo!” Powiedz jej to! 

DZIUBASEK 

Uspokój się, kochanie! 

MISIO PYSIO 

Puść go! 

JULES 

(cicho) 

Powiedz jej, że będzie dobrze. 

DZIUBASEK 

Będzie dobrze. 

JULES 

Przyrzeknij. 

DZIUBASEK 

Przyrzekam. 

JULES 

Niech się wyluzuje. 

DZIUBASEK 

Wyluzuj się. 

JULES 

Jak ma na imię? 

DZIUBASEK 

Yolanda. 

 

Rozmawiając z Yolandą, Jules nie patrzy na nią, tylko na Dziubaska. 

JULES 

(do Yolandy) 

Już jesteśmy spokojni, Yolando? Nie wyskoczymy z żadnym głupim numerem? 

YOLANDA 

(płacze) 

background image

Nie rób mu krzywdy! 

JULES 

Nikt nikogo nie będzie krzywdził. Dogadamy się jak trzej Bolkowie. A jacy są Bolkowie? 

 

Brak odpowiedzi. 

 

No, Yolando, jacy są Bolkowie? 

YOLANDA 

(przez łzy, niepewnie) 

Luźni? 

JULES 

Correctomundo! I tacy będziemy. Na luzie. 

(do Dziubaska) 

A teraz, Ringo, ja policzę do trzech i chcę, żebyś w tym czasie odłożył broń i wyłożył łapy na 

stół. Ale pamiętaj, że robisz to na luzie. Gotów? 

 

Dziubasek patrzy na niego. 

 

Raz... dwa... trzy. 

 

Dziubasek  odkłada  rewolwer  i  grzecznie  kładzie  dłonie  na  blacie.  Yolanda  nie  wytrzymuje 

napięcia. 

YOLANDA 

Dobra, a teraz go puść! 

JULES 

Yolando, miałaś się wyluzować. Nie drzyj się, bo mnie denerwujesz. A kiedy się denerwuję, 

zaczynam  się  bać.  A  mając  do  czynienia  z  wystraszonym  skurwielem,  możesz  przez  przy-

padek zarobić kulkę. 

YOLANDA 

(bardziej skora do rozmowy) 

Ostrzegam tylko, że jeśli go skrzywdzisz, umrzesz! 

JULES 

Na to wygląda. Ale ja wcale tego nie chcę i nasz Ringo też tego nie chce. Więc zobaczmy, co 

można w tej sytuacji zrobić. 

background image

(do Ringo) 

A  sytuacja  wygląda  tak.  W  normalnych  warunkach  już  dawno  powiększylibyście  grono 

aniołków. Ale jak raz trafiłeś na okres przełomu w moim życiu. Nie chcę was zabijać, chcę 

wam  pomóc.  Jednak  nie  mogę  wam  oddać  neseseru.  Nie  jest  moją  własnością.  Zresztą  za 

dużo już dziś przez tę teczkę przeżyłem, żeby oddawać ją byle dupkowi. 

VINCENT 

(z offu) 

Co się tu, kurwa, dzieje? 

 

Yolanda skierowuje lufę w stronę nieznajomego. 

 

Vincent, przy drzwiach toalety, stoi celując z pistoletu w Yolandę. 

JULES 

Spoko, Vincent. Jest dobrze. Nic nie rób. Yolanda, spokojnie, kochanie, nic się nie zmieniło. 

Wciąż tylko rozmawiamy. 

(do Dziubaska) 

Powiedz jej, że wciąż jest okay. 

DZIUBASEK 

Jest okay, Misiu Pysiu, wciąż jest okay. 

VINCENT 

(wciąż mierzy z pistoletu) 

Co jest grane, Jules? 

JULES 

Panuję nad sytuacją. Siedź spokojnie i nic nie rób, póki to nie będzie absolutnie konieczne. 

VINCENT 

Dobra. 

JULES 

Yolanda, jak nam idzie, kochanie? 

YOLANDA 

Ja chcę siusiu. Ja chcę do domu. 

JULES 

Wytrzymaj,  kochanie.  Jesteś  świetna.  Ringo  jest  z  ciebie  dumny,  ja  też.  Zaraz  będzie  po 

wszystkim. 

(do Dziubaska) 

background image

A teraz zajrzyj do torby i wyciągnij mój portfel. 

DZIUBASEK 

Jak go rozpoznam? 

JULES 

Po napisie „Wredny matkojebca”. 

 

Dziubasek  grzebie  w  torbie  i  -  jak  można  się  było  spodziewać  -  znajduje  portfel  z 

wyhaftowanym napisem „Wredny matkojebca”. 

 

Tak, to mój wredny matkojebca. Otwórz go i wyjmij gotówkę. Ile tam jest? 

DZIUBASEK 

Około półtora tysiąca dolarów. 

JULES 

Włóż  je  do  kieszeni,  są  twoje.  Jeśli  to  dodasz  do  portfeli  i  pieniędzy  z  kasy,  okaże  się,  że 

zgarnąłeś całkiem niezły łup. 

VINCENT 

Jules, jeśli mu dasz półtora tysiąca zielonych, zastrzelę go, dla zasady. 

JULES 

Nawet palcem nie kiwniesz, morda w kubeł i nie wtrącaj się. Zresztą wcale mu ich nie daję. 

To ja coś za nie kupuję. Chcesz wiedzieć, co kupuję, Ringo? 

DZIUBASEK 

Co? 

JULES 

Twoje życie. Daję ci forsę, żebym cię nie musiał zabijać. Czytujesz Biblię? 

DZIUBASEK 

Rzadko. 

JULES 

Znam  jeden  fragment  na  pamięć.  Ezechiel:  25,  17.  „Ścieżka  sprawiedliwych  wiedzie  przez 

nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia  i 

dobrej  woli  prowadzi  słabych  doliną  ciemności,  bo  on  jest  stróżem  brata  swego  i  znalazcą 

zagubionych  dzieci.  I  dokonam  na  tobie  srogiej  pomsty  w  zapalczywym  gniewie,  i  na  tych, 

którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci; i poznasz, że Ja jestem Pan, kiedy wywrę na tobie 

swoją  zemstę!”  Powtarzam  te  pierdoły  od  lat.  Kto  słyszał  te  słowa,  słyszał  wyrok  śmierci. 

Nigdy  się  nie  zastanawiałem,  co one  znaczą.  Myślałem,  że to  niezły  tekst  do  wygłoszenia  z 

background image

zimną krwią przed skasowaniem klienta. Ale dziś widziałem szajs, który każe mi się nad tym 

zastanowić.  Teraz  myślę,  że  może  to  znaczy,  że  ty  jesteś  zły,  a  ja  sprawiedliwy...  A  pan 

czterdziestka piątka jest pasterzem pilnującym mojej sprawiedliwej dupy w dolinie ciemności. 

A  może  jest  tak,  że  to  ty  jesteś  sprawiedliwy,  ja  jestem  pasterzem,  a  świat  jest  zły  i 

samolubny. To by mi się podobało. Ale to gówno prawda. Prawda jest taka, że ty jesteś słaby. 

A ja jestem tyranią złych ludzi. Ale staram się. Naprawdę, bardzo się staram być pasterzem. 

 

Jules opuszcza lufę i kładzie pistolet na stole. 

 

Dziubasek  patrzy  na  niego,  na  pieniądze,  które  trzyma  w  dłoni,  potem  na  Yolandę.  Ta 

odwzajemnia mu spojrzenie. 

 

Chwytając torbę pełną portfeli, oboje wybiegają pędem za drzwi. 

 

Jules, który ani razu nie wstał z miejsca, siedzi dalej i pociąga łyk kawy. 

(do siebie) 

Zimna. 

 

Odsuwa filiżankę. 

 

Vincent podchodzi do stolika. 

VINCENT 

Myślę, że na nas już czas. 

JULES 

To chyba dobry pomysł. 

 

Vincent rzuca pieniądze na stolik, Jules chwyta neseser. 

 

Następnie, ku zdumieniu Gości, Kelnerek, Kucharzy, Pomywaczy i Kierownika obaj bandyci, 

ubrani w kąpielówki, klapki i koszulki z napisami „UC Santa Cruz” i „Trzymam z głupimi”, 

zabierają swoje czterdziestki piątki i bez słowa opuszczają kafejkę.