Pulp fiction Tarantino Quentin

background image

PULP FICTION

VINCENT VEGA

John Travolta

JULES WINNFIELD

Samuel L. Jackson

MIA WALLACE

Uma Thurman

THE WOLF

Harvey Keitel

PUMPKIN

Tim Roth

HONEY BUNNY

Amanda Plummer

FABIENNE

Maria de Medeiros

MARSELLUS WALLACE Ving Rhames

LANCE

Eric Stolz

JODY

Rosanna Arquette

CAPTAIN KOONS

Christopher Walken

BUTCH COOLIDGE

Bruce Willis

Scenariusz i reżyseria

Quentin Tarantino

Produkcja

Lawrence Bender

Casting by

Ronnie Yeskel

Gary M. Zuckerbrod

Muzyka

Karyn Rachtman

Kostiumy

Betsy Heimann

Scenografia

David Wasco

Redakcja

Sally Menke

Zdjęcia

Andrzej Sekula

Współprodukcja

Bob Weinstein

Harvey Weinstein

Richard N. Gladstein

Executive Producers

Danny DeVito

Michael Shamberg

Stacey Sher

background image

PULP FICTION

scenariusz:

Quentin Tarantino

Przełożyła

Elżbieta Gałązka

Wydawnictwo Da Capo

Warszawa 1997

background image

Tytuł oryginału

PULP FICTION

Copyright © 1994 by Quentin Tarantino

Cover © by Firooz Zahedi

Back cover photo © by Linda Chen

Opracowanie okładki Stefan Nyka

Skład i łamanie

MILANÓWEK

For the Polish translation

Copyright © 1997 by Wydawnictwo Da Capo

For the Polish edition

Copyrigh © 1997 by Wydawnictwo Da Capo

Wydanie I

ISBN 83 - 7157 - 022 - 8

Printed in Germany

by ELSNERDRUCK - BERLIN

background image

PULP (pulp) - rzeczownik;

1. Miękka, wilgotna, bezkształtna masa

2. czasopismo lub książka o skandalizującej treści drukowane na szorstkim papierze

pośledniego gatunku

American Heritage Dictionary: New College Editioned22

WNĘTRZE, KAFEJKA - RANEK

Zwykła kafejka w stylu Denny's czy Spires w Los Angeles. Jest około 9:00 rano. Lokal nie jest

zatłoczony, ale całkiem sporo klientów popija kawę, przeżuwa bekon i wcina jajecznicę.

Dwoje z tych ludzi to Młody Mężczyzna i Młoda Kobieta. Młody Mężczyzna mówi z lekkim

akcentem typowym dla brytyjskiej klasy robotniczej i, podobnie jak większość swoich

rodaków, pali papierosy tak, jakby właśnie wychodziły z mody.

Trudno określić pochodzenie Młodej Kobiety ani odgadnąć jej wiek; każde jej działanie

przeczy temu, co robiła przedtem. Chłopak i dziewczyna siedzą w boksie. Prowadzą szybki

dialog w stylu „His Girl Friday”.

background image

MŁODY MĘŻCZYZNA

Mowy nie ma. Za duże ryzyko. Skończyłem z tym gównem.

MŁODA KOBIETA

Zawsze tak mówisz. Wciąż to samo: koniec, nigdy więcej, za duże ryzyko.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Zawsze to mówię i zawsze mam rację.

MŁODA KOBIETA

Ale za dzień, dwa o tym zapominasz.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Koniec ery zapominania, wchodzimy w erę pamiętania.

MŁODA KOBIETA

Kiedy tak trujesz, wiesz, kogo mi przypominasz?

MŁODY MĘŻCZYZNA

Rozsądnego człowieka.

MŁODA KOBIETA

Kaczkę.

(naśladując kaczkę)

Kwa, kwa, kwa, kwa, kwa...

MŁODY MĘŻCZYZNA

Głowa do góry, bo słyszysz to ostatni raz.

Naprawdę mam zamiar z tym skończyć, więc już nigdy nie będę kwakał, że chcę z tym

skończyć.

MŁODA KOBIETA

Po dzisiejszym skoku?

Chłopak i dziewczyna wybuchają śmiechem, przez co w rozmowie następuje przerwa.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Tak, ale dziś jeszcze pokwaczę.

Pojawia się Kelnerka z dzbankiem kawy.

KELNERKA

Dolać państwu kawy?

MŁODA KOBIETA

O tak, dzięki.

background image

Kelnerka nalewa Młodej Kobiecie kawy. Młody Mężczyzna zapala kolejnego papierosa.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Ja dziękuję.

Kelnerka oddala się. Młody Mężczyzna zaciąga się dymem. Młoda Kobieta dodaje do kawy

całe tony śmietanki i cukru. Młody Mężczyzna od razu wraca do tematu.

MŁODY MĘŻCZYZNA

No bo wiesz, ryzyko jest takie samo, jak, kurwa, przy obrabianiu banków.

A nawet większe. Banki to pestka. W bankach federalnych nie stawiają nawet oporu. Mają to

w dupie, są ubezpieczeni. Na bank federalny idziesz bez spluwy. Słyszałem, że jeden gość

podał tylko kasjerowi telefon bezprzewodowy, a drugi gość w słuchawce powiedział: „Mam

tu twoją córeczkę. Oddaj mu cały szmal, bo ją sprzątniemy.”

MŁODA KOBIETA

I poskutkowało?

MŁODY MĘŻCZYZNA

Kurwa, przecież ci mówię! Ten palant poszedł na bank z telefonem. Nie ze spluwą, nie z

gnatem, ale z pierdolonym telefonem! Zgarnął całą kasę, a tamci nawet palcem nie kiwnęli.

MŁODA KOBIETA

A co z dziewczynką?

MŁODY MĘŻCZYZNA

Nie wiem. Pewnie w ogóle nie było żadnej dziewczynki. Chuj z dziewczynką, nie chodzi o

nią, ale o to, że faceci obrobili bank za pomocą telefonu.

MŁODA KOBIETA

Hmm. Chcesz się przerzucić na banki?

MŁODY MĘŻCZYZNA

Nie, chcę ci tylko wykazać, że to dużo łatwiejsze niż to, co robiliśmy.

[MŁODA KOBIETA

Więc nie chcesz robić banków?

MŁODY MĘŻCZYZNA

Nie... to się zawsze kończy tak samo: albo cię pukną, albo dostajesz dwudziestkę.]

MŁODA KOBIETA

Teksty w nawiasach kwadratowych zostały usunięte z ostatecznej wersji filmu

.

background image

Więc koniec z monopolowymi?

MŁODY MĘŻCZYZNA

A o czym my tu mówimy? Tak, koniec z monopolowymi. Zresztą to już nie to, co dawniej.

Teraz prowadzą je sami cudzoziemcy. Wietnamcy, Koreańcy... ni chuja po angielsku. Mówisz

takiemu: „Wyłóż forsę z kasy!”. A ten za cholerę nie wie, czego od niego chcesz. I zbyt

emocjonalnie reagują. Jeśli dalej będziemy w to brnąć, któryś z żółtków tak nas wkurwi, że

będziemy musieli go zabić.

MŁODA KOBIETA

Nie mam zamiaru nikogo zabijać.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Ja też nie chcę nikogo zabijać. Ale tak się teraz porobiło, że albo my, albo oni. A jak nie

żółtek, to któryś z tych pierdolonych Żydków ze sklepikarskiej rodziny. Dziadzio Mosze z

magnum pod ladą. Tu żaden numer z telefonem nie przejdzie. Koniec z tym, do kurwy nędzy,

wycofujemy się.

MŁODA KOBIETA

I co dalej? Etat?

MŁODY MĘŻCZYZNA

(śmieje się)

W życiu!

MŁODA KOBIETA

Więc co?

Chłopak przywołuje Kelnerkę.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Garçon! Kawa!

Następnie patrzy na swoją dziewczynę.

Ten lokal.

Do stolika podchodzi Kelnerka i dolewa mu kawy.

KELNERKA

(z wyższością)

„Garçon” to „chłopiec”.

background image

Odchodzi.

MŁODA KOBIETA

Ten lokal? Kawiarnia?

MŁODY MĘŻCZYZNA

A bo co? Nikt nie napada na knajpy, więc czemu nie? W barze, w monopolowym czy na

stacji benzynowej na widok gnata od razu rozwalą ci łeb. Ale w restauracji działasz z

zaskoczenia. Nie spodziewają się napadu. Nie w tym stopniu.

MŁODA KOBIETA

(coraz bardziej zainteresowana pomysłem)

Założę się, że w takim miejscu nikt by nie strugał bohatera.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Zgadza się. I, tak jak banki, knajpy są ubezpieczone. Szef ma to głęboko w dupie. Zrobi

wszystko, żebyś się wyniosła, zanim mu zaczniesz rozwalać klientów. Kelnerki? Olewka.

Żadna nie zasłoni kasy własną piersią. Na zmywaku chłopcy dostają dolara za godzinę. Srają

na to, że ktoś okrada szefa. A klienci siedzą z ustami pełnymi żarcia i nawet nie wiedzą, co

jest grane. Wtryniają omlet i nagle widzą przed nosem spluwę.

Widać, że Młodej Kobiecie pomysł coraz bardziej się podoba.

Przyszło mi to do głowy, kiedy obrabialiśmy nasz ostatni monopol.

Pamiętasz, jak ciągle ktoś tam wchodził?

MŁODA KOBIETA

Tak.

MŁODY MĘŻCZYZNA

A ty wpadłaś na pomysł, żeby im zabrać portfele.

MŁODA KOBIETA

Aha.

MŁODY MĘŻCZYZNA

To był ekstra pomysł.

MŁODA KOBIETA

Dziękuję.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Z portfeli zgarnęliśmy więcej szmalu niż z kasy.

MŁODA KOBIETA

background image

Fakt.

MŁODY MĘŻCZYZNA

W knajpach jest dużo ludzi.

MŁODA KOBIETA

I dużo portfeli.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Sprytnie wykombinowane, co?

Młoda Kobieta spogląda na salę pod kątem świeżo zdobytej wiedzy. Widzi gości zajętych

jedzeniem, zatopionych w rozmowie. Zmęczone kelnerki przyjmujące zamówienia.

Pomocników zbierających naczynia. Kierownika marudzącego coś do kucharza. Na ustach

Młodej Kobiety wykwita uśmiech.

MŁODA KOBIETA

Całkiem sprytne.

(przekonana)

Jestem gotowa, zróbmy to, tu i teraz. No już.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Dobra, tak jak poprzednim razem, pamiętasz? Ty panujesz nad gośćmi, ja biorę na siebie

obsługę.

MŁODA KOBIETA

Mhm.

Całują się, a następnie oboje wyciągają swoje trzydziestki dwójki i kładą je na stole. On

patrzy na nią, ona na niego.

MŁODA KOBIETA

Kocham cię, Dziubasku.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Kocham cię, Misiu - Pysiu.

W tej samej chwili Dziubasek i Misio - Pysio chwytają za rewolwery, wstają z miejsc i

przystępują do obrabowania restauracji. Dziubasek wybiera działanie à la opanowany

profesjonalista. Misio - Pysio miota się jak nawiedzona, w gorącej wodzie kąpana

psychopatka.

DZIUBASEK

background image

(wrzeszczy do wszystkich)

Ludzie, zachować spokój! To napad!

MISIO - PYSIO

Niech któryś z was, pojebańców, spróbuje drgnąć, a rozpierdolę wszystkich w drobny mak!

CIĘCIE

NAPISY CZOŁOWE

PULP FICTION

WNĘTRZE. CHEVY ROCZNIK 1974 (W RUCHU) - RANEK

Stary, żrący benzynę jak smok, brudny biały chevy nova z 1974 roku toczy się opanowaną

przez bezdomnych uliczką Hollywood. Na przednim siedzeniu jedzie dwóch mężczyzn - czarny

i biały - obaj ubrani w tanie czarne garnitury, na szyi wąskie krawaciki, na całość narzucone

długie, zielone prochowce. Nazywają się Vincent Vega (biały) i Jules Winnfield (czarny .

Jules prowadzi.

JULES

No dobra, opowiedz mi o hasz - barach.

VINCENT

Dobra. A co chcesz wiedzieć?

JULES

Hasz jest tam legalny, tak?

VINCENT

Tak, legalny, ale nie na sto procent. Nie możesz wejść do pierwszej lepszej knajpy i zacząć

jarać skręta. Robisz to we własnym domu albo w specjalnym lokalu.

JULES

W hasz - barze?

VINCENT

Widzisz, to wygląda tak: wolno ci kupować, wolno posiadać, a jeśli jesteś właścicielem hasz -

baru, wolno ci też sprzedawać. Wolno mieć przy sobie działkę, ale... ale to i tak nieistotne, bo

- słuchaj uważnie! - gliniarze mogą cię wprawdzie zatrzymać, ale nie mogą cię przeszukać.

Rozumiesz? Gliniarze w Amsterdamie nie mają do tego prawa.

JULES

Rany, w takim razie, jadę do Amsterdamu. I to, kurwa, już.

VINCENT

Miałbyś tam jak w raju, stary. Ale wiesz, co jest w Europie najzabawniejsze?

background image

JULES

Co?

VINCENT

Drobne różnice. To znaczy, mają tam zasadniczo to samo gówno co my, ale ich gówna są ciut

inne.

JULES

Przykład?

VINCENT

Możesz wejść do kina i kupić sobie piwko. I to nie takie w papierowym kubku. Normalne

piwo, na szklanki. A w Paryżu to nawet w McDonald'sie podają piwo. „Wiesz jak tam mówią

na ćwierćfunciaka z serem?

JULES

Nie mówią „ćwierćfunciak z serem”?

VINCENT

Nie, bracie, tam mają system metryczny, więc za cholerę nie kapują, co to takiego

ćwierćfunciak.

JULES

To jak na niego mówią?

VINCENT

„Royale z serem”.

JULES

„Royale z serem”. A jak mówią na Big Maca?

VINCENT

Big Mac to Big Mac, ale oni mówią „Le Big Mac”.

JULES

„Le Big Mac”. A jak mówią na Whoppera?

VINCENT

Nie wiem, nie jadam w Burger Kingu. Wiesz, co w Holandii dają do frytek zamiast keczupu?

JULES

Co?

VINCENT

Majonez.

JULES

Nie pierdol...

background image

VINCENT

Sam widziałem. Aż pływają w tym gównie.

JULES

Fuj!

WNĘTRZE. CHEVY (BAGAŻNIK) - RANEK

Bagażnik chevy otwiera się, Jules i Vincent sięgają do środka, wyjmują dwa colty

samopowtarzalne, kaliber 45, ładują je i odbezpieczają...

JULES

Do tej roboty lepsze byłyby karabiny.

VINCENT

Ilu ich tam jest?

JULES

Trzech albo czterech.

VINCENT

Licząc z naszą wtyczką?

JULES

Nie jestem pewien.

VINCENT

Więc może ich tam siedzieć i z pięciu?

JULES

Niewykluczone.

VINCENT

Kurwa, trzeba było zabrać karabiny.

Zamykają bagażnik.

CIĘCIE

PLENER.

PODWÓRKO BUDYNKU MIESZKALNEGO - RANEK

Vincent i Jules, zamiatając połami identycznych, długich płaszczy po ziemi, przechodzą przez

podwórko hollywoodzkiego bloku mieszkalnego utrzymanego w stylu hacjendy.

Kamera jedzie obok, filmując z boku.

background image

VINCENT

Jak jej na imię?

JULES

Mia.

VINCENT

Mia. Jak poznała Marsellusa?

JULES

Nie wiem, pewnie normalnie, jak ktoś kogoś poznaje. Była aktorką.

VINCENT

Tak? Widziałem ją w czymś?

JULES

Jedyną większą rolę zagrała w pilocie.

VINCENT

W pilocie? Co to jest pilot?

JULES

Oglądasz seriale telewizyjne?

VINCENT

W ogóle nie oglądam telewizji.

JULES

Ale jesteś świadom istnienia wynalazku zwanego telewizją, w którym to wynalazku

puszczane są seriale?

VINCENT

Tak.

JULES

Zanim zaczną produkcję serialu, kręcą jeden odcinek i ten odcinek nazywają „pilotem”. A

potem pokazują go ludziom, którzy zatwierdzają seriale do produkcji i którzy decydują, czy

chcą produkować dalsze odcinki. I albo go zatwierdzają i wychodzi z tego serial, albo nie

zatwierdzają i gówno z tego wychodzi. A ona zagrała właśnie w takim, z którego gówno

wyszło.

Wchodzą do budynku.

WNĘTRZE.

OKOLICE RECEPCJI (BLOK MIESZKALNY) - RANEK

background image

Vincent i Jules przechodzą przez recepcję i czekają na windę.

JULES

Pamiętasz Antwana Rockamorę? Tego pół - Murzyna, pół - Samoańczyka? Ksywa „Tony

Rocky Horror”.

VINCENT

Może i tak. Taki gruby?

JULES

Wcale nie gruby, tylko z nadwagą. Nic dziwnego, jest Samoańczykiem.

VINCENT

Chyba wiem, o kim mówisz. A bo co?

JULES

Marsellus spuścił mu niezły wpierdol. W mieście gadają, że to z powodu żony Marsellusa.

Nadjeżdża winda, obaj panowie do niej wsiadają.

VINCENT

Za co? Ruchał ją?

JULES

Nie, nie, nie, nie, nie. Nic z tych rzeczy.

VINCENT

To co jej zrobił?

JULES

Masaż stóp.

VINCENT

Masaż stóp?

Jules kiwa potakująco głową.

Tylko tyle?

Jules kiwa potakująco głową.

A co zrobił Marsellus?

JULES

Posłał do niego paru kiziorów, ci go wywlekli na patio i spuścili z balkonu.

background image

Czarnuch zleciał cztery piętra w dół. A na dole był ogródek pod szkłem, taki mały inspekcik -

czarnuch spadł prosto w szkło. Od tamtej pory cierpi na zaburzenia mowy.

Drzwi windy otwierają się, Jules i Vincent wychodzą.

VINCENT

Ja cię kręcę...

WNĘTRZE.

KORYTARZ W BUDYNKU MIESZKALNYM - RANEK

VINCENT

Zawsze powtarzam, że bawiąc się zapałkami można się poparzyć.

JULES

To znaczy?

VINCENT

Jak można masować stopy nowej żonie Marsellusa?

JULES

Nie sądzisz, że Wallace przesadził?

VINCENT

Pewnie Antwan nie spodziewał się aż takiej reakcji, ale jakiejś reakcji musiał oczekiwać.

JULES

To tylko masaż stóp... to nic nie znaczy. Sam masuję stopy mamie.

VINCENT

Nie, on dotykał poufale nowej żony Marsellusa. Czy to gorsze . niż lizanko? Nie. Ale ten sam

kaliber.

Jules zatrzymuje Vincenta.

JULES

Zaraz, zaraz, zaraz... Lizanko i masaż stóp to, kurwa, dwie różne sprawy.

VINCENT

Ale z tej samej parafii.

JULES

Z zupełnie innej parafii. Słuchaj, może ty masujesz inaczej niż ja, ale dotykanie stóp jego

żony i wsadzanie języka w jej najświętszą świętość to zupełnie inny kaliber, zupełnie inna

parafia, to całkiem inny sport. Masaż stóp jeszcze nic nie znaczy.

VINCENT

background image

Masowałeś komuś stopy?

JULES

Nie pouczaj mnie w temacie masażu. Jestem, kurwa, mistrzem masowania stóp.

VINCENT

Dużo masowałeś?

JULES

A jak. Mam świetną technikę. Żadnych łaskotek.

VINCENT

A robiłeś kiedyś masaż stóp facetowi?

Jules spogląda na niego przeciągle - został wpuszczony w maliny.

JULES

Spierdalaj.

Rusza dalej korytarzem. Vincent, z uśmieszkiem na ustach, podąża parę kroków za nim.

VINCENT

Ilu facetom?

JULES

Spierdalaj.

VINCENT

Wiesz, nogi mnie bolą, masaż dobrze by im zrobił.

JULES

No, no, no. Przymknij się, bo zaczynasz mnie wkurwiać. To te drzwi.

Obaj przystają przed drzwiami z numerem 49. Szepczą.

Którą masz godzinę?

VINCENT

(spogląda na swój zegarek)

Siódmą dwadzieścia dwie rano.

JULES

Jeszcze za wcześnie. Zaczekajmy chwilę.

Odchodzą kawałeczek od drzwi, zwróceni twarzami do siebie, wciąż szepcząc.

background image

Słuchaj, to, że nie masuję stóp facetom, nie daje Marsellusowi prawa, by spuszczać Atwana w

pierdoloną szklarnię i to tak, żeby czarnuchowi odebrało mowę. Tak się, kurwa, nie

postępuje. Gdyby chciał mi to zrobić, musiałby mnie wpierw znieczulić, bobym kutasa zabił,

kapujesz?

VINCENT

Nie mówię, że to jest w porządku, ale ty twierdzisz, że masaż stóp nic nie znaczy, a ja mówię,

że jednak coś. Wymasowałem miliony damskich stóp i zawsze to coś znaczyło. Udajemy

tylko, że nic. I w tym tkwi cały urok. To coś zmysłowego, ale o tym się nie mówi, chociaż i

ona wie, i ty wiesz, i Marsellus to, kurwa, wiedział, a Antwan powinien to, kurwa wiedzieć

lepiej. Kiedy w grę wchodzi żona, poczucie humoru wysiada. Rozumiesz mnie?

JULES

Ciekawa koncepcja... No dobra, wczujmy się w nastrój.

VINCENT

Mówiłeś, że jak jej na imię?

JULES

Mia. Czemu tak się interesujesz żoną Grubego?

VINCENT

Marsellus wyjeżdża na Florydę i prosił mnie, żebym się nią zajął pod jego nieobecność.

JULES

Zajął się nią?

Wyciąga palec i przykłada go jak pistolet do skroni.

VINCENT

Nie w ten sposób! Mam ją gdzieś zabrać, rozerwać. Dopilnować, żeby się nie czuła

opuszczona.

JULES

Wybierasz się z żoną Wallace'a na randkę?

VINCENT

To nie randka. To tak jakbyś wziął żonę kumpla do kina albo coś. Ty tylko... no wiesz... miłe

towarzystwo i tyle.

Jules patrzy na niego bez słowa.

background image

To nie randka.

Jules patrzy na niego bez słowa.

[Zobaczysz będę grzeczny.

Jules potrząsa głową i mruczy coś pod nosem.

JULES

Suka zabije więcej czarnuchów niż czas.

VINCENT

Co takiego?

JULES

Nic. Wczujmy się w nastrój.

VINCENT

Co powiedziałeś?

JULES

Gówno powiedziałem. Do roboty.

VINCENT

Nie rób sobie jaj, coś mówiłeś, powtórz.

JULES

(mówiąc o robocie)

Zależy ci na tym?

VINCENT

Chcę, żebyś powtórzył, co mówiłeś.

JULES

Za trzydzieści sekund te drzwi się otworzą, więc zbierz się do kupy...

VINCENT

Jestem w kupie.

JULES

1 nie pierdziel. Przestań myśleć o tamtym i zbierz się do kupy, jak przystało na szkolonego

zawodowca.]

WNĘTRZE. MIESZKANIE (NUMER 49) - RANEK

Trzech młodych chłopców, najwyraźniej zaskoczonych najściem, siedzi przy stole założonym

background image

hamburgerami, frytkami i napojami.

JULES

Cześć, chłopaki.

Dwaj mężczyźni wchodzą do środka.

Trzej młodzieńcy przyłapani z zaskoczenia to:

MARVIN

Czarny chłopak, który otworzył drzwi. W miarę rozwoju wydarzeń wycofa się w kąt.

ROGER Młody blond surfingowiec z fryzurą „stadko mew”.

BRETT

Biały młodzik o wyglądzie studenta elitarnej szkoły, z ulizaną fryzurą; siedzi przy stole

trzymając w dłoni ogromnego, cieknącego hamburgera.

Vincent i Jules przejmują kontrolę nad pomieszczeniem, trzymając ręce w kieszeniach. Jules

zagaja rozmowę.

JULES

Co u was słychać?

Brak odpowiedzi.

(do Bretta)

Jestem na haju, czy zadałem ci pytanie?

BRETT

U nas wszystko w porządku.

Kiedy Jules i Brett prowadzą rozmowę, Vincent przechodzi za młodych Facetów.

JULES

Wiecie, kim jesteśmy?

Brett przecząco kręci głową.

Jesteśmy wspólnikami waszego kontrahenta, Marsellusa Wallaces'a. Chyba pamiętacie

swojego kontrahenta, co?

Brak odpowiedzi.

(do Bretta)

background image

Pozwól, że zgadnę. Ty jesteś Brett, zgadza się?

BRETT

Tak.

JULES

Tak też myślałem. Pamiętasz, jak robiłeś biznes z Marsellusem Wallace'em, prawda, Brett?

BRETT

Pamiętam go.

JULES

I bardzo dobrze. Widzę, że przerwaliśmy wam z Vincentem śniadanko. Wybaczcie. Co jecie?

BRETT

Hamburgery.

JULES

Hamburgery! Fundament każdego pożywnego śniadania. Jakie to hamburgery?

BRETT

Cheeseburgery.

JULES

Nie, nie, nie, nie, nie. Pytam, gdzie je kupiliście. W McDonald's, w Wendy's, w Jack - in - the

- Box, gdzie?

BRETT

Big Kahuna.

JULES

W Big Kahuna. To ta hawajska sieć hamburgerowni. Słyszałem, że mają bardzo smaczne

hamburgery. Nigdy tam nie jadłem, faktycznie smaczne?

BRETT

Są dobre.

JULES

Mogę się poczęstować?

BRETT

Oczywiście.

JULES

To twój, prawda?

BRETT

Tak.

background image

Jules bierze hamburgera i odgryza spory kęs.

JULES

Mmmmm, to jest naprawdę smaczny hamburger.

(do Wincenta)

Vincent, jadłeś kiedyś hamburgera z Big Kahuna?

VINCENT

Nie.

Jules wyciąga do niego bułkę.

JULES

Chcesz gryzą? Są naprawdę pyszne.

VINCENT

Nie jestem głodny.

JULES

Ale jeśli lubisz hamburgery, spróbuj kiedyś takiego. Sam rzadko je jadam, bo moja

dziewczyna jest wegetarianką. A to znaczy, że i ja w pewnym stopniu jestem wegetarianinem.

Ale lubię smak dobrego hamburgera, o tak.

(do Bretta)

Wiesz, jak mówią we Francji na ćwierćfunciaka z serem?

BRETT

Nie.

JULES

Powiedz mu, Vincent.

VINCENT

Royale z serem.

JULES

Royale z serem. Wiesz, czemu go tak nazwali?

BRETT

Bo mają system metryczny?

JULES

Patrz pan, jaki z Bretta mózgowiec! Cwany z ciebie skurwiel. Zgadza się. System metryczny.

(pokazuje na firmowy papierowy kubek)

Co tu masz?

BRETT

background image

Sprite'a.

JULES

Sprite, świetnie. Pozwolisz mi zapić hamburgera tym pysznym napojem?

BRETT

Proszę bardzo.

Jules chwyta kubek i pociąga łyk.

JULES

Mmmmmmm, to jest to!

(do Rogera)

Ty, „stadko mew”, wiesz, po co przyszliśmy?

Roger kiwa potakująco głową.

Więc może powiesz mojemu koledze Vinceowi, gdzie schowaliście towar.

MARVIN

Jest tam...

JULES

Ciebie, kurwa, o nic nie pytałem.

(do Rogera)

Więc jak mówiłeś?

ROGER

W szafce.

Vincent zagląda do szafki, schyla się, a następnie wyciąga z niej mały czarny neseser.

VINCENT

Jest.

Vincent manipuluje przy zamkach i otwiera neseser. Nie widzimy, co jest w środku, ale od

zawartości bije słaby Mask. Vincent patrzy na nią jak skamieniały.

JULES

Cieszymy się?

Skamieniały Vincent nie odpowiada.

background image

Vincent!

Vincent podnosi wzrok na Julesa.

Cieszymy się?

Vincent zamyka neseser.

VINCENT

Tak, cieszymy się.

BRETT

(do Julesa)

Słuchaj, jak się nazywasz? Już wiem, że tamten ma na imię Vincent, ale twojego nie

dosłyszałem.

JULES

Mam na imię Pitt, a tobie nie pomoże żaden kit.

BRETT

Chcę tylko, żebyś wiedział, jak żałujemy, że tak się pochrzaniło między nami, a panem

Wallace'em. Kiedy w to wchodziliśmy, mieliśmy jak najlepsze intencje...

Kiedy Brett mówi, Jules wyciąga pistolet i trzykrotnie strzela Rogerowi w pierś, zrzucając go

z krzesła.

Vince uśmiecha się do siebie. Ten Jules ma styl.

Brett sra w spodnie. Nie płacze, nie skamle, ale jest tak przerażony, że wydaje się, że za

chwilę imploduje.

JULES

(do Bretta)

Wybacz. Czy przerwałem ci wątek? Nie chciałem tego. Proszę cię, mów dalej. Zdaje się, że

ostatnio wspomniałeś coś o „najlepszych intencjach”.

Brett nie może wydusić z siebie ani słowa.

No, co jest? Ach, skończyłeś? Pozwól mi na replikę. Jak byś mi opisał wygląd Marsellusa

background image

Wallace'a?

Brett dalej nie może mówić.

Jules rzuca się i przewraca stolik, usuwając jedyną barierę dzielącą go od Bretta. Brett siedzi

na samotnym krześle przed Julesem, jak więzień polityczny na przesłuchaniu.

JULES

Z jakiego jesteś kraju?

BRETT

(skamieniały)

Co?

JULES

Nie znam kraju o nazwie „Co”. Czy w „Co” mówią po angielsku?

BRETT

(bliski zawału)

Co?

JULES

Angielski, skurwysynu, znasz taki język?

BRETT

Tak.

JULES

Więc rozumiesz, co mówię?

BRETT

Tak.

JULES

No to opisz mi Marsellusa Wallace'a!

BRETT

(ze strachu)

Co?

Jules wyciąga swoją czterdziestkę piątkę i przyciska Brettowi lufę do policzka.

JULES

Powiedz jeszcze raz: „co”! No, powiedz jeszcze raz „co”. Powiedz! Wyzywam cię, kutasie!

Powiedz jeszcze raz swoje kurewskie „co”!

background image

Brett wciska się w oparcie krzesła.

A teraz opisz mi Marsellusa Wallace'a!

Brett zbiera wszystkie siły.

BRETT

No... jest... czarny...

JULES

Dalej!

BRETT

I... jest... jest... łysy.

JULES

Czy wygląda jak kurwa?

BRETT

(bezmyślnie)

Co?

Jules spogląda na Vincenta, który uśmiecha się krzywo. Jules przewraca oczyma i strzela

Brettowi w ramię.

Brett krzyczy, zamieniając się w rozdygotaną, histeryczną galaretę.

JULES

Czy wygląda jak kurwa?!

BRETT

(rozpaczliwie)

Nie.

JULES

Więc czemu chciałeś go wydymać, jak kurwę?

BRETT

(skowyczy)

Nie chciałem.

Jules zniża głos.

background image

JULES

Chciałeś, Brett. Chciałeś go wydymać, a Marsellus Wallace pozwala się dymać wyłącznie

pani Wallace. Czytujesz Biblię, Brett?

BRETT

(przez ściśnięte gardło)

Tak.

JULES

Znam na pamięć jeden fragment, który pasuje jak ulał do sytuacji. Księga Ezechiela, rozdział

25, wers 17. „Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych

ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną

ciemności, bo on jest stróżem brata swego i znalazcą zagubionych dzieci. I dokonam na tobie

srogiej pomsty w zapalczywym gniewie, i na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci;

i poznasz, że Ja jestem Pan, kiedy wywrę na tobie swoją zemstę!”

Dwaj mężczyźni jednocześnie opróżniają magazynki w kierunku siedzącego Bretta. Marvin

pada w kącie niczym sterta łachów.

[Po wyczerpaniu kul podziurawiony jak sito trup siedzi przez chwilę na krześle, po czym

zwala się na podłogę.

Zapada cisza.

Jedyny słyszalny dźwięk to dochodzące z kąta mamrotanie Marvina.

MARVIN

Kurwa mać... kurwa mać... pojebało się... kurwa mać... z zimną krwią...

VINCENT

(wskazując na Marvina)

Twój koleś?

JULES

Tak, Marvin. - Vincent, Vincent - Marvin.

VINCENT

Każ mu się przymknąć, bo działa mi na nerwy.

JULES

Marvin, na twoim miejscu skończyłbym z tym lamentem.

background image

Nagle otwierają się drzwi od łazienki i Czwarty Mężczyzna(równie młody jak

pozostali)wybiega ze srebrnym magnum w dłoni.

CZWARTY MĘŻCZYZNA

Zdychajcie... zdychajcie... zdychajcie... zdychajcie... zdychajcie!

Czwarty Mężczyzna odpala sześć razy w kierunku Vincenta i Julesa. Wydaje przy tym

maniakalny ryk zemsty i ryczy aż do wyczerpania amunicji.

Następnie... wyraz jego twarzy ulega diametralnej przemianie. Grymas „zemsta jest moja”

ustępuje miejsca osłupiałej minie „co jest, kurwa, grane?”.

CZWARTY MĘŻCZYZNA

Nie rozumiem...

Czwarty Mężczyzna pada i znika z kadru, rozdarty na strzępy gradem kul.

WYCIEMNIENIE]

NAPIS NA CZERNI:

„VINCENT VEGA I ŻONA MARSELLUSA WALLACE'A”

ROZJAŚNIENIE

PLAN ŚREDNI – BUTCH COOLIDGE

Rozjaśniający się ekran ukazuje nam Butcha Collidge'a, 26 - letniego czempiona boksu. Butch

siedzi przy stoliku ubrany w czerwono - niebieską kurtkę sportową ze szkoły średniej. Spoza

kadru słyszymy głos mówiącego do niego szefa wszystkich, Marsellusa Wallace 'a. Barwa

jego głosu sugeruje, że jest to skrzyżowanie gangstera z królem.

MARSELLUS

(z offu)

Myślę, że się przekonasz... kiedy będzie już po wszystkim... Myślę, że będziesz

uśmiechniętym i zadowolonym skurwysynem. Chodzi o to, Butch, że teraz masz możliwości.

Ale, chociaż to bolesne, możliwości nie trwają wiecznie. A twoje dni już się kończą. Tak

wygląda brutalna, kurewska prawda o życiu i na tę właśnie prawdę będziesz musiał realnie

spojrzeć. Bo w tej branży jest od chuja nierealnie myślących skurwieli, przekonanych, że ich

dupa zestarzeje się jak wino. Zresztą gdybyś nawet poszedł na całość, kim byś został?

Mistrzem świata w wadze piórkowej. I co z tego? Z takim czymś nie mógłbyś się nawet starać

o kartę kredytową.

background image

Czyjaś dłoń kładzie przed Butchem kopertę pełną pieniędzy. Butch bierze ją do ręki.

W dniu meczu poczujesz może lekkie ukłucie. Odezwie się twoja wkurwiona ambicja. Pierdol

ambicję! Ambicja tylko boli, nigdy w niczym nie pomaga. Zwalcz ją w sobie. Bo za rok,

kiedy będziesz się byczył na Karaibach, powiesz sobie: Marsellus Wallace miał rację.

BUTCH

Doskonale to rozumiem, panie Wallace.

MARSELLUS

W piątej rundzie dasz dupy. Butch przytakuje. Powtórz!

BUTCH

W piątej rundzie dam dupy.

CIĘCIE

WNĘTRZE SAMOCHODU (W RUCHU) - DZIEŃ

Vincent Vega wygląda naprawdę super za kierownicą wiśniowego chevy malibu, kabriolet,

rocznik 1964. Z radia płynie muzyka rockabilly. Tło stanowi kolorowe ujęcie reprojekcyjne.

PLENER. SALLY LEROY'S - DZIEŃ

Sally LeRoy's to duży bar topless przy trasie LAX, będący własnością Marsellusa.

Klasyczne malibu Vincenta wjeżdża z fasonem na prawie pusty parking, by stanąć obok białej

hondy civic.

Vincent puka do drzwi. Słychać zgrzyt zamka, drzwi się uchylają, ukazując elegancika Angola

Dave. Tak naprawdę Dave nie jest wcale Anglikiem, jest młodym Murzynem z Baldwin Park,

prowadzącym dla Marsellusa kilka klubów, w tym Sally LeRoy's.

ANGOL DAVE

Vincent Vega, nasz człowiek w Amsterdamie. Mes Winnfield, nasz człowiek w Inglewood!

Ruszcie dupy i właźcie.

Vincent i Jules (ubrani w szorty i koszulki bawełniane)wchodzą do środka.

Kurna, czarnuchu, co z twoimi ciuchami?

JULES

Nawet nie pytaj.

background image

Angol Dave zatrzaskuje nam drzwi przed nosem.

WNĘTRZE. SALLY LEROY'S - DZIEŃ

VINCENT

Gdzie Graby?

ANGOL DAVE

Tam, załatwia jakiś biznes.

PUNKT WIDZENIA VINCENTA

Butch ściska dłoń zwalistej postaci odwróconej do nas plecami. Zwalista postać to osławiony

i wciąż jeszcze niewidoczny Marsellus.

ANGOL DAVE

(z offu)

Zaczekajcie sekundkę, a kiedy zobaczycie, że białas wychodzi, podejdźcie. A tymczasem

podać wam espresso?

VINCENT

Może kubek zwykłej, amerykańskiej?

ANGOL DAVE

Już podaję. Słyszałem, że na jutro umówiłeś się z Mią?

VINCENT

Na prośbę Marsellusa.

ANGOL DAVE

Znasz ją?

VINCENT

Jeszcze nie.

Angol Dave uśmiecha się pod nosem. Jules chichocze.

Co was tak, kurwa, ubawiło?

ANGOL DAVE

Nic.

JULES

Idę się odlać.

VINCENT

Słuchajcie, nie jestem idiotą. To pierolona żona szefa. Siądę z drugiej strony stolika,

background image

poprzeżuwam z zamkniętymi ustami, pośmieję się z jej dowcipów i nic więcej.

Angol Dave stawia przed Vincem kawę.

ANGOL DAVE

Hej, mam na imię Aloszka, to nie moja broszka.

VINCENT

Więc po jakiego chuja tak mnie podpytywałeś? Kutafon.

Butch podchodzi rozkołysanym krokiem do baru i staje obok Vincenta.

BUTCH

(do Angola Dave'a)

Mogę dostać paczkę Red Apples?

ANGOL DAVE

Z filtrem?

BUTCH

Non.

Kiedy Butch czeka na fajki, Vincent sączy kawę, gapiąc się na niego. Butch odwzajemnia

spojrzenie.

Patrzysz na coś, koleś?

VINCENT

Nie jestem dla ciebie kolesiem, ciołku.

Butch mierzy Vincenta wzrokiem.

BUTCH

Słucham?

VINCENT

Chyba dobrze mnie słyszałeś, tłuku.

Butch odwraca się do niego całym ciałem, kiedy...

MARSELLUS

(z offu)

Vincent Vega wszedł do budynku, rusz tu dupę!

background image

Vincent idzie do przodu znikając z kadru, nie zaszczyciwszy Butcha spojrzeniem. Ruch kamery

na zbliżenie Butcha, który wypełniając kadr wygląda, jakby miał zamiar za chwilę nauczyć

kogoś dobrych manier.

PUNKT WIDZENIA BUTCHA

Vincent ściska i całuje ukrytą w cieniu zwalistą postać, która jest Marsellusem.

Butch podejmuje rozsądną decyzję: skoro ten cham jest kumplem Marsellusa, lepiej dać sobie

na wstrzymanie - do czasu.

ANGOL DAVE

(z offu)

Paczka Red Apples, dolar czterdzieści.

Butch zostaje wyrwany ze swoich myśli o skopaniu komuś dupy. Płaci Angolowi i wychodzi

poza kadr.

PRZENIKANIE

WNĘTRZE. DOM LANCE'A (KUCHNIA) - NOC

ZBLIŻENIE JODY

Kobieta, która najwyraźniej ma słabość do kolczyków. Każde z uszu ma przekłute w pięciu

miejscach. Ma też kolczyki na wardze, na łuku brwiowym i w nosie.

JODY

Pożyczę ci. To wspaniała książka o przekłuwaniu.

Jody, Vincent i młoda kobieta o imieniu Trudi siedzą przy kuchennym stole w podmiejskim

domu w Echo Park. Vince, chociaż siedzi przy tym samym stole, jest wyłączony z rozmowy.

TRUDI

Wiesz, jak jest, uszy przekłuwają pistoletem. Ale chyba nie sutki.

JODY

Zapomnij o pistolecie. Pistolet to zaprzeczenie całej ideologii przekłuwania. Mam kolczyki w

szesnastu punktach ciała, wszystkie były przekłuwane igłą. Po pięć kolczyków w uszach.

Jeden w brodawce lewego sutka. Jeden w prawym nozdrzu. Jeden na lewym łuku brwiowym.

Jeden na wardze. Jeden na łechtaczce. I ćwiek na języku.

Vince słucha tego jednym uchem, wypuszcza drugim, aż do ostatniego zdania.

background image

VINCENT

Przepraszam. Pytam z ciekawości... Po co wbijać sobie ćwiek w język?

Jody patrzy na niego, jakby pytał o najoczywistszą na świecie prawdę.

JODY

Chodzi o seks. To wzbogaca fellatio.

Pomysł jest dla Wincenta całkiem nowy, ale musi przyznać, że nie jest pozbawiony sensu.

Jody kontynuuje rozmowę z Trudi, dając Vincentowi czas na refleksję nad prawdziwością jej

ostatniego stwierdzenia.

LANCE

(z offu)

Vincenzo... Zapraszam do swojego biura.

WNĘTRZE. SYPIALNIA LANCE'A - NOC

Lance to dobiegający trzydziestki młody człowiek o dzikim i rozczochranym wyglądzie, co

idealnie współgra z jego dziką i nieuczesaną osobowością. Przez całe swoje dorosłe życie

sprzedawał narkotyki. Nigdy nie pracował na etacie, nigdy nie wypełniał zeznania

podatkowego, nigdy nie był aresztowany. Ma na sobie czerwoną flanelową koszulę narzuconą

na podkoszulek z napisem „Speed Racer”.

Na łóżku Lance'a leżą trzy torebki heroiny.

Lance i Vincent stają w nogach łóżka.

LANCE

To jest panda z Meksyku. Bardzo dobry towar. To bava, inna, ale równie dobra.

A to choco z niemieckich gór Harcu. Dwie pierwsze kosztują tyle samo: czterdzieści pięć za

uncję. Cena dla znajomych. Ale ta...

(wskazując na choco)

Ta jest ciut droższa, pięćdziesiąt pięć za uncję. Ale kiedy odlecisz, przekonasz się, za co tyle

dopłaciłeś. Pierwszym dwóm też nic nie brakuje. Są bardzo, bardzo dobre. Ale po tej

normalnie dostajesz zajoba.

VINCENT

Pamiętaj, że byłem w Amsterdamie.

LANCE

background image

Czy jestem czarnuchem? Jesteśmy w Inglewood? Nie. Jesteś u mnie w domu. Tu przychodzą

biali, którzy potrafią odróżnić dobry szajs od parszywego szajsu. Stawiam moje prochy

przeciw każdemu gównu z Amsterdamu.

VINCENT

Odważne słowa.

LANCE

Tu nie Amsterdam, Vince. Tu rynkiem rządzi podaż. Kokaina się przeżyła, jak muzyka disco.

Heroina wraca i to, kurwa, w wielkim stylu. Moda retro na lata siedemdziesiąte. Spodnie

dzwony, heroina, to jest na topie.

Vincent wyciąga zwitek banknotów, którym spokojnie można by zadławić konia.

VINCENT

Daj mi zajoba za trzysta. Jeśli będzie dobry, dokupię za tysiąc.

LANCE

Mam nadzieję, że jeszcze będę go miał. Dzielę się z tobą moim prywatnym zapasikiem. Już

taki miły ze mnie gość.

Lance wyciąga coś z drewnianego pudełka.

Skończyły mi się jednorazówki, może być zwykła torebka?

VINCENT

Tak, będzie dobrze.

Lance otwiera drzwi i woła w kierunku kuchni.

LANCE

Dobra. Zaraz ci zapakuję.

(do Jody)

Kochanie, przyniesiesz mi torebki i druciki do zapinania?

JODY

(z offu)

Okay.

Lance zamyka drzwi.

LANCE

background image

Co sądzisz o Trudi? Nie ma faceta, może się spikniecie, razem pofruwacie?

VINCENT

Która to Trudi? Ta z tym gównem na twarzy?

LANCE

Nie, to Jody, moja żona. Vincent i Lance śmieją się z gafy.

VINCENT

Bolesna pomyłka. Nie mogę, jestem umówiony na kolację. Innym razem?

LANCE

No problemo.

Wchodzi Jody. Podaje Lance 'owi torebki i drucik. Lance dzieli heroinę, podczas gdy Vincent

wyjmuje swój niezbędnik(z przyrządami do wstrzykiwania).

VINCENT

Mogę tu sobie strzelić?

LANCE

Mi casa, su casa.

[VINCENT

Mucho gracias.]

Vincent wyjmuje sprzęt z niezbędnika i nie przerywając rozmowy wstrzykuje sobie narkotyk.

LANCE

Wciąż jeździsz malibu?

VINCENT

Wiesz, co jakiś chujek mi przedwczoraj zrobił?

LANCE

Co?

VINCENT

Porysował lakier.

LANCE

To już kurewstwo.

VINCENT

Mów do mnie jeszcze. Stał w magazynie przez trzy lata. Zdążyłem pięć dni pojeździć - pięć

dni - i jakiś kutas się do niego przypieprzył.

LANCE

background image

Takich należałoby zabijać. Bez sądu, bez rozprawy, prosto na egzekucję.

Vincent podgrzewa heroinę.

VINCENT

Dałbym wszystko, żeby móc dupka złapać za rękę. Gdybym go tylko dorwał!

Przebolałbym zadrapania, gdybym mógł go dorwać w swoje ręce, rozumiesz mnie?

LANCE

Co za cham!

VINCENT

Wkurwiające. Nie można tak postępować z cudzym samochodem.

LANCE

Tak się nie robi.

VINCENT

To wbrew zasadom.

ZBLIŻENIE - IGŁA

wbijająca się w żyłę Wincenta.

ZBLIŻENIE - KREW

wpływająca do strzykawki, mieszająca się z heroiną.

ZBLIŻENIE KCIUKA VINCENT

A naciskającego na tłok.

CIĘCIE

[PLENER. DOM MARSELLUS A WALLACE'A - NOC

Vincent idzie przez podjazd prowadzący do domu Marsellusa Wallace'a. Podchodząc słyszy

dochodzącą z domu muzykę, na drzwiach widzi przylepioną taśmą karteczkę. Zrywa ją.

ZBLIŻENIE - KARTKA

Cześć, Vincent.

Ubieram się. Drzwi są otwarte.

Wejdź i zrób sobie drinka.

Mia.

Vincent składa równiutko karteczkę, wsuwa ją do kieszeni, bierze głęboki oddech typu „No to

do dzieła” i przekręca gałkę.

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA WALLACE'A - NOC

Kiedy Vincent przekracza próg, poziom głośności muzyki dochodzącej z wnętrza gwałtownie

background image

wzrasta. Vincent wchodzi do środka, z rękoma w kieszeniach i zaczyna się rozglądać po

mieszkaniu szefa.

VINCENT

(woła)

Halo? Już jestem!

Gdzieś otwierają się drzwi, Vincent zmierza w tamtym kierunku.

WNĘTRZE. GARDEROBA - NOC

Jesteśmy w pomieszczeniu, z którego płynie muzyka. Na pierwszym planie widzimy Mię

Wallace, stojącą nago plecami do nas i rozmawiającą z Vincentem przez szparkę w drzwiach.

MIA

Vincent Vega?

VINCENT

Jestem Vincent. Mia?

MIA

Tak, to ja, miło mi. Jeszcze się ubieram. Po lewej, za kuchnią, znajdziesz barek. Nalej sobie

coś, usiądź w salonie. Będę gotowa za trzy trzepnięcia ogonem.

VINCENT

Nie śpiesz się.

Mia zamyka drzwi. Zanim zdąży się odwrócić i pokazać nam twarz...

CIĘCIE

PONOWNIE VINCENT

stoi tam, gdzie stał, patrzy na zamknięte drzwi, muzyka łomocze.

Powolny najazd kamery na drzwi.

Powolny najazd od ujęcia średniego do zbliżenia Wincenta, zatopionego w myślach o tym, co

się dzieje po drugiej stronie drzwi. Kiedy kamera osiąga zbliżenie, Vincent natychmiast

odchodzi, znikając z kadru. Czar pryska.

Vincent idzie do barku i nalewa sobie drinka.

SERIA ZMIA UN UJĘĆ

muzyka wciąż gra.

Mia wyjmuje z szafy kolekcję sukienek.

background image

Vincent, z drinkiem w dłoni, przechodzi do salonu.

Mia, stojąc plecami do kamery, ubrana w śliczną sukienkę, sprawdza efekt w lustrze. Najazd

kamery. Twarz Mii nadal pozostaje w cieniu.

ZBLIŻENIE - PORTRET MII

wiszący na ścianie pokoju, ukazujący Mię wyciągniętą w zmysłowej pozie na kanapie.

UJĘCIE Z GÓRY - VINCENT

przyglądający się portretowi.

ZBLIŻENIE

Mia rozdrabnia na blacie toaletki sporą działkę kokainy, używając do tego karty kredytowej.

Vincent siedzi na wygodnej, pluszowej kanapie.

ZBLIŻENIE - NOS MII

wciągający działkę przez zwinięty banknot.

Vincent na kanapie z drinkiem w dłoni. Muzyka znienacka cichnie.

ZBLIŻENIE - OTWIERAJĄCY SIĘ ODTWARZACZ CD

Ruch kamery za bosymi stopami Mii, wychodzącej z garderoby, przechodzącej przez jadalnię

i kuchnię do salonu.

UJĘCIE Z KAMERY WIDEO

Mia z kamerą wideo w ręku filmuje Vincenta na kanapie.

Vincent podnosi oczy i spostrzega Mię.

MIA

(z offu)

Uśmiechnij się! Jesteś w kamerze Mii!

VINCENT

Gotowa do wyjścia?

MIA

(z offu)

Jeszcze nie. Najpierw przeprowadzę z tobą wywiad. Czy jesteś spokrewniony z Suzanne

Vega?

VINCENT

Tak, to moja kuzynka.

MIA

(z offu)

background image

Suzanne Vega, piosenkarka folk, jest twoją kuzynką?

VINCENT

Suzanne Vega jest moją kuzynką. Czy została piosenkarką folk, to nic mi o tym nie wiadomo.

Ale ostatnio niewiele świąt Dziękczynienia spędzaliśmy w rodzinnym gronie.

MIA

(z offu)

Teraz zadam ci serię szybkich pytań, które pozwolą mi mniej więcej ustalić, z kim się dziś

wybieram na kolację. Według mojej teorii na pytanie dotyczące tematów naprawdę istotnych

można odpowiedzieć tylko na dwa sposoby. Na przykład ludzie dzielą się na fanów Elvisa i

na fanów Beatlesów. Fani Beatlesów mogą lubić Elvisa. A fani Elvisa mogą lubić Beatlesów.

Ale nikt ich nie lubi w równym stopniu. Gdzieś trzeba dokonać wyboru. I ten wybór świadczy

o tym, kim jesteś.

VINCENT

Coś w tym jest.

MIA

(z offu)

Wiedziałam, że tak to odbierzesz. Pierwsze pytanie: „Brady Bunch” czy „Partridge Family”?

VINCENT

Zdecydowanie „Partridge Family”, nawet nie ma porównania.

MIA

(z offu)

Kto ci się bardziej podobał w „Pogodzie dla bogaczy”, Peter Strauss czy Nick Nolte?

VINCENT

Oczywiście, Nick Nolte.

MIA

Wolisz „Bewitched” czy „Jeannie”?

VINCENT

Zdecydowanie „Bewitched”, chociaż zawsze mi się podobało, jak Jeannie mówiła do

Larry'ego Hangmana „panie”.

MIA

(z offu)

Czy na miejscu Archiego przerżnąłbyś najpierw Betty czy Veronikę?

VINCENT

Betty. Nigdy nie mogłem pojąć, co go pociągało w Veronice.

background image

MIA

(z offu)

Czy wyobrażasz sobie czasem, że bije cię dziewczyna?

VINCENT

Jasne.

MIA

(z offu)

Kto?

VINCENT

Emma Peel z „Pistoletu i melonika”. Albo ta twarda dziewczyna, która chodziła z

Encyclopedia Brown. I Arlene Motika.

MIA

(z offu)

Kto to jest Arlene Motika?

VINCENT

Koleżanka z szóstej klasy, nie znasz jej.

ZBLIŻENIE - MIA

opuszcza kamerę odsłaniając twarz, dzięki czemu możemy się jej po raz pierwszy przyjrzeć.

Po przyjrzeniu się zaczynamy rozumieć, dlaczego Marsellus zachowuje się tak, a nie inaczej.

Mia uśmiecha się olśniewająco.

MIA

Cięcie. Kopiować. Idziemy jeść.]

[[PLENER. DOM MARSELLUSA WALLACE'A - NOC

Vincent podchodzi do domu, wyciąga z drzwi karteczkę.

ZBLIŻENIE - KARTECZKA

Treść karteczki:

Cześć, Vincent.

Ubieram się. Drzwi są otwarte.

Wejdź i zrób sobie drinka.

Mia.

MIA

(głos spoza kadru)

Teksty w podwójnych nawiasach kwadratowych zostały dodane w trakcie kręcenia filmu

.

background image

Cześć, Vincent. Ubieram się. Drzwi są otwarte. Wejdź i zrób sobie drinka. Mia.

ROZJAŚNIENIE DO BIELI

(muzyka start)

ROZJAŚNIENIE

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC

W tle widać wchodzącego Vincenta.

VINCENT

Halo?

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC

Mia, śliczna młoda żona Marsellusa. W tle widać ekrany wideo. Dusty Springfield śpiewa

„Son of a Preacher Man”. Usta Mii zbliżają się do mikrofonu.

MIA

(do mikrofonu)

Vincent.

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC

Vincent odwraca się.

MIA

(przez domofon)

Vincent, mówię przez domofon.

VINCENT

A gdzie... gdzie jest domofon?

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC

MIA

(przez domofon)

Na ścianie, przy dwóch Afrykańczykach.

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC

MIA

(przez domofon)

Na prawo.

Vincent zaczyna iść.

Ciepło. Cieplej. Disco!

Vincent odnajduje domofon na ścianie.

background image

VINCENT

Cześć.

MIA

(przez domofon)

Wciśnij guzik, jeśli chcesz mówić.

VINCENT

(do domofonu)

Cześć.

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC

MIA

(do mikrofonu)

Zrób sobie drinka. Zejdę za dwa kiwnięcia ogonem.

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC

MIA

(przez domofon)

Barek jest przy kominku.

VINCENT

(do domofonu)

Okay.

(oblizuje wargi)

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC

Monitor wideo, na ekranie widać przechadzającego się Vincenta. Dusty Springfield śpiewa

dalej.

Mia przekręca gałkę sterującą ruchem kamery w salonie.

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC

Vincent podnosi butelkę szkockiej. Wącha szyjkę, po czym nalewa sobie szklaneczkę.

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC

Żyletka tnie kokainę na lusterku.

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC

Vincent popija szkocką.

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, GARDEROBA - NOC

Mia wciąga kokainę do nosa.

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA, SALON - NOC

background image

Vincent sączy drinka i przygląda się portretowi Mii.

Ruch kamery za bosymi stopami Mii, która wchodzi do salonu i zdejmuje igłę gramofonu z

płyty. Piosenka Dusty Springfielda cichnie.

MIA

Chodźmy. ]]

PLENER. JACKRABBIT SLIM'S - NOC

W ciągu ostatnich sześciu lat knajpki w stylu lat pięćdziesiątych, pojawiały się w Los Angeles

jak grzyby po deszczu, zmuszając tajskie restauracje do wyścigu o forsę. Wszystkie są

zasadniczo takie same. Wystrój żywcem z komiksu „Archie „, stare szlagiery nieustannie

emanujące z szaf grających, bezczelne kelnerki w białych skarpetkach, jadłospisy z takimi

pozycjami jak Cheeseburger Fatsa Domino, czy Omlet Wolfmana Jacka, oraz wyśrubowane

ceny, jakie za cały ten szajs płaci klient.

Ale jest też Jackrabbit Slim's, gwiazda wśród restauracji w stylu lat pięćdziesiątych. Albo

najgorsza, albo najlepsza, w zależności od punktu widzenia.

Malibu Vincenta podjeżdża pod knajpę. Wielki napis z neonową postacią komiksowego

królika - zawadiaki w czerwonej wiatrówce góruje nad przybytkiem. Pod postacią napis:

Jackrabbit Slim's. Jeszcze niżej hasło: „Najlepsze, na co cię stać po wehikule czasu „.

[[VINCENT

Kurwa, co to za speluna?

MIA

Jackrabbit Slim's. W sam raz dla fana Elvisa.

VINCENT

Daj spokój, Mia, jedźmy gdzieś na stek.

MIA

Tu też podają steki, staruszku. Nie bądź zgredem do...

Mia rysuje w powietrzu kwadrat. Na ekranie pojawiają się przerywane linie, tworząc

kwadrat. Kwadrat „wybucha” i znika.

VINCENT

Idź pierwsza, kotku.]]

WNĘTRZE. JACKRABBIT SLIM'S - NOC

W porównaniu z wnętrzem, fasada budynku zaczyna przypominać uroczy angielski pub.

background image

Plakaty z filmów A.I.P. z lat pięćdziesiątych zdobią wszystkie ściany („ROCK ALL NIGHT”,

„HIGH SCHOOL CONFIDENTIAL”, „ATTACK OF THE CRAB MONSTER” i „MACHINE

GUN KELLY”). Boksy, w których siedzą goście, zbudowano z pociętych karoserii modeli z lat

pięćdziesiątych.

Pośrodku sali znajduje się parkiet taneczny. Wielki napis na ścianie głosi: „Zakaz

wchodzenia w butach”. A zatem domorośli beboppersi (a tak naprawdę melrose'owcy) tańczą

twista w skarpetach lub boso.

Z okien nie można zobaczyć ulicy, ale czarno - białe filmy ze scenkami ulicznymi z lat

pięćdziesiątych. Kelnerki i kelnerzy są zrobieni na repliki idoli z lat pięćdziesiątych.: Marilyn

Monroe, Zorra, Jamesa Deana, Donny Reed, Martina i Lewisa, i karla od Philipa Morrisa;

obsługują stoliki w odpowiednio dobranych kostiumach.

Vincent i Mia studiują menu w boksie skleconym z czerwonego edsela z 1959 roku. Buddy

Holly(ich kelner) podchodzi, prezentując na piersi ogromną plakietkę z napisem: „Cześć,

jestem Buddy, miło mi, że jest wam ze mną miło”.

BUDDY

Jestem Buddy. Co wam podać?

VINCENT

Dla mnie stek à la Douglas Sirk.

BUDDY

Wypieczony na chrapko czy krwisty jak cholera?

VINCENT

Krwisty jak cholera... I waniliową colę.

BUDDY

A co tu, Peggy Sue?

MIA

Dla mnie... hamburger à la Durwood Kirby, krwisty... i shake za pięć dolarów.

BUDDY

Shake w jakim smaku: Martin i Lewis czy Amos i Andy?

MIA

Martin i Lewis.

VINCENT

background image

Zamówiłaś shake'a za pięć dolarów?

MIA

A tak.

VINCENT

Shake'a? Czyli mleko z lodami?

MIA

Aha.

VINCENT

I to kosztuje pięć dolarów?

BUDDY

No.

VINCENT

Ale nie dolewacie do niego burbona albo czegoś takiego?

BUDDY

Nie.

VINCENT

Sprawdzam tylko.

Buddy odchodzi.

Vincent rozgląda się po sali. Yuppies tańczą, kolacjowicze wgryzają się w wielkie, soczyste

hamburgery, a idole odgrywają swoje role. Marilyn piszczy, karzeł przywołuje Philipa

Morrisa, Donna Reed zmusza klientów, by wypili mleko, Dean i Jerry strugają głupków.

MIA

I jak?

VINCENT

Jak muzeum żywych figur woskowych.

Vincent wyjmuje kapciuch z tytoniem i zaczyna zwijać sobie skręta.

Po sekundzie przypatrywania mu się...

MIA

Co robisz?

VINCENT

background image

Zwijam sobie skręta.

MIA

Tutaj?

VINCENT

To tylko tytoń.

MIA

O... W takim razie... skręcisz mi jednego, kowboju?

VINCENT

(kończąc lizać bibułkę...)

Weź sobie ten, kowbojko.

Podaje jej gotową fajkę. Mia bierze, przybliża do warg. Nie wiadomo skąd w ręku Vincenta

zjawia się zapalniczka Zippo. Przypala Mii papierosa.

MIA

Dzięki.

VINCENT

Nie ma sprawy.

W tej właśnie chwili odgłosy metra wypełniają całą knajpkę, wprawiając wszystko w drżenie i

klekot. Marilyn Monroe biegnie do kwadratowego wywietrznika w podłodze. Pęd nieist-

niejącego pociągu podwiewa jej białą sukienkę aż za uszy, ona sama wydaje pisk. Restauracja

trzęsie się od braw.

POWRÓT DO MII I VINCENTA

MIA

Marsellus mówi, że właśnie wróciłeś z Amsterdamu.

VINCENT

A tak. Słyszałem, że zagrałaś w pilocie.

MIA

Miałam swoje piętnaście minut.

VINCENT

Co to za film?

MIA

To miał być serial o grupie tajnych agentek, nazwanych Pieszczota Pięciu Pięści.

VINCENT

background image

Jak?

MIA

Pieszczota Pięciu Pięści. Pieszczota, bo byłyśmy sexy. Pięści, bo byłyśmy ostre.

I Pięć, bo było nas jedna... dwie... trzy... cztery... pięć. Była jedna blondyna, Sommerset

O'Neal z serialu „Baton Rouge”, ona grała naszą szefową. Była też jedna Japonka, jedna

Murzynka, jedna Francuzka i jedna brunetka, czyli ja. Każda miała jakieś szczególne

uzdolnienia. Sommerset miała fotograficzną pamięć, Japonka była mistrzynią kung - fu,

czarna - specem od demolki, Francuzka nie miała sobie równych w seksie...

VINCENT

A co było twoją specjalnością?

MIA

Noże. Bohaterka, którą grałam, Raven McCoy, została wychowana przez artystów

cyrkowych. Dorastała ćwicząc się w rzucaniu nożami. Z serialu wynikało, że jest

najgroźniejszą kobietą - nożownikiem świata. Ale ponieważ spędziła młodość w cyrku, miała

też w sobie coś z akrobatki. Potrafiła robić sztuczki magiczne, ewolucje na trapezie... jeśli

twoją życiową misją jest uchronić świat przed zalewem zła, umiejętność wygibasów na

trapezie może się bardzo przydać. I znała trylion starych kawałów, których nauczyła się od

dziadka, starego kabareciarza. Gdyby serial zaskoczył, w każdym odcinku opowiadałabym

jakiś kawał z brodą.

VINCENT

Pamiętasz któryś z nich?

MIA

Miałam szansę opowiedzieć tylko jeden, bo skończyło się na pilocie.

VINCENT

Opowiedz mi go.

MIA

Nie. Jest denny.

VINCENT

Nie bądź taka, mów.

MIA

Nie spodoba ci się, będzie mi wstyd.

VINCENT

Opowiedziałaś go pięćdziesięciu milionom widzów, a mnie się wstydzisz?

Przyrzekam, że się nie będę śmiał.

background image

MIA

(ze śmiechem)

I tego właśnie się boję.

VINCENT

Nie to miałem na myśli, dobrze wiesz.

MIA

Niewyparzony jęzor, co?

VINCENT

Miałem na myśli to, że się nie będę śmiał z ciebie.

MIA

Nieprawda, wcale tak nie powiedziałeś, Vince. Teraz już na pewno nie opowiem, za bardzo

się na ten dowcip napaliłeś.

VINCENT

To nie fair.

Buddy wraca z drinkami. Mia obejmuje wargami słomkę swojego shake 'a.

MIA

Mniam!

VINCENT

Dasz mi łyknąć? Żebym wiedział, jak smakuje shake za pięć dolarów.

MIA

Proszę.

Przesuwa ku niemu szklankę z koktajlem.

Możesz pić przez tę samą słomkę, nie mam robaków.

Vincent uśmiecha się.

VINCENT

Ale ja mogę mieć.

MIA

Z robakami sobie poradzę.

Vincent pociąga przez słomkę.

background image

VINCENT

Cholera! Zajebiście dobry.

MIA

Mówiłam.

VINCENT

Nie wiem, czy jest wart pięciu dolarów, ale zajebiście dobry.

Przesuwa szklankę w stronę Mii.

Następuje pierwsza krępująca przerwa w rozmowie.

MIA

To okropne, nie?

VINCENT

Co?

MIA

Krępujące milczenie. Czemu uważamy ględzenie o bzdetach za warunek czucia się na luzie?

VINCENT

Nie wiem. Dobre pytanie.

MIA

Po tym można poznać kogoś wyjątkowego. Kiedy można zamknąć na minutę ryj i wspólnie

sobie pomilczeć, nie czując skrępowania.

VINCENT

To jeszcze nie ten etap, ale nie martw się, dopiero się poznaliśmy.

MIA

Coś ci powiem. Pójdę przypudrować nosek, a ty tu siedź i wymyślaj, co mi możesz

powiedzieć.

VINCENT

Załatwione.

WNĘTRZE. JACKRABBIT SUM'S

(DAMSKA TOALETA) - NOC

Mia pudruje nosek od środka, wdychając sporą działkę koki z brzegu umywalki. Czuje takiego

kopa, że aż podrzuca głowę.

MIA

(naśladując Steppenwolfa)

background image

O ja pierdolę!

WNĘTRZE. JACKRABBIT SLIM'S

(CZĘŚĆ GASTRONOMICZNA)

- NOC

Vincent zaczyna jeść swój stek „Douglas Sirk”. Przeżuwając kęs, rozgląda się po

pretensjonalnej restauracji.

Mia wraca do stolika.

MIA

Czy to nie miłe, wrócić z kibla i zastać jedzenie na stole?

VINCENT

Dobrze, że cokolwiek dostaliśmy. Buddy Holly wygląda mi na kiepskiego kelnera.

Powinniśmy byli siąść w rewirze Monroe.

MIA

Której? Są tu dwie Marilyn Monroe.

VINCENT

Nieprawda.

Wskazując na obsługującą stolik Marilyn w białej sukience:

To jest Marilyn Monroe...

A następnie, wskazując na Kelnerkę z Blond Włosami w obcisłym sweterku i spodniach

elastycznych, przyjmującą zamówienie od grupy kinomanów.

... a to Mamie Van Doren. Nie widzę Jayne Mansfield, widać ma dziś wolne.

MIA

Mądrala z ciebie.

VINCENT

W porywach.

MIA

Wymyśliłeś coś, co mi możesz powiedzieć?

VINCENT

Chciałem cię o coś spytać, ale wydajesz się miłą osobą i nie chcę cię obrazić.

background image

MIA

Ooo... To mi nie wygląda na bezmyślną, nudną, zapoznawczą gadkę - szmatkę. To brzmi,

jakbyś naprawdę miał coś do powiedzenia.

VINCENT

Pod warunkiem, że obiecasz się nie obrazić.

MIA

Nie mogę ci czegoś takiego obiecywać. Nie mam pojęcia, o co spytasz. Bo możesz mnie

spytać o to, o co chcesz mnie spytać i okaże się, że obraza będzie moją naturalną reakcją. I,

chcąc nie chcąc, złamię obietnicę.

VINCENT

Zapomnij o sprawie.

MIA

To niemożliwe. Próba zapomnienia o czymś tak intrygującym byłaby tylko ćwiczeniem

przelewania z pustego w próżne.

VINCENT

Co ty powiesz?

Mia kiwa twierdząco głową.

MIA

Zresztą przyjemniej jest mówić bez przyzwolenia.

VINCENT

No więc tak. Co sądzisz o zajściu z Antwanem?

MIA

Kto to jest Antwan?

VINCENT

Tony Rocky Horror.

MIA

Wypadł przez okno.

VINCENT

To jedna z wersji. Inna wersja mówi, że mógł go ktoś wyrzucić. A jeszcze inna, że wyrzucił

go Marsellus. I jest jeszcze inna wersja, według której Marsellus wyrzucił go przez okno z

twojego powodu.

MIA

Co ty powiesz?

background image

VINCENT

Słyszałem i taką wersję.

MIA

Kto ci mówił?

VINCENT

Oni.

Mia i Vincent uśmiechają się.

MIA

„Oni” bardzo dużo mówią, co?

VINCENT

Faktycznie, dużo.

MIA

Nie wstydź się, Vincent. Co konkretnie powiedzieli?

Vincent zwleka z odpowiedzią.

Pomogę ci, nieśmiały chłopcze, czy mówili o czynności na literę „p”?

VINCENT

Nie, mówili tylko, że Rocky Horror masował ci stopy.

MIA

I co?

VINCENT

I nic. To wszystko.

MIA

Słyszałeś, że Marsellus wyrzucił Rocky'ego Horrora z czwartego piętra za to, że masował mi

stopy?

VINCENT

Tak.

MIA

I uwierzyłeś w to?

VINCENT

Wtedy to brzmiało całkiem sensownie.

MIA

background image

Wyrzucenie Tony'ego przez okno za rozmasowanie mi stóp wydawało ci się sensowne?

VINCENT

Nie, wydawało mi się lekką przesadą. Ale to nie znaczy, że tak się nie mogło wydarzyć.

Słyszałem, że Marsellus jest wobec ciebie bardzo opiekuńczy.

MIA

Opiekuńczy mąż to jedna sprawa. Ale mąż, który omal kogoś nie zabija za dotknięcie stóp

jego żony, to zupełnie co innego.

VINCENT

Ale tak właśnie było?

MIA

Antwan dotknął tylko mojej dłoni, kiedy mi ją uścisnął w dniu mojego ślubu. Prawda

wygląda tak, że nikt nie wie, za co Marsellus wyrzucił Tony'ego Rocky Horrora przez okno, z

wyjątkiem Marsellusa i Tony'ego. Kiedy faceci zejdą się razem, plotkują jeszcze gorzej niż w

maglu.

[VINCENT

Obraziłaś się?

MIA

Nie. Ale bycie obiektem plotek z magla to ryzyko wkalkulowane w cenę obrączki.

Pociąga łyk shake'a za pięć dolarów, po czym mówi:

Dzięki.

VINCENT

Za co?

MIA

Że spytałeś o moją wersję.

W tej samej chwili z szafy grającej rozlega się wspaniały, „stary ale jary” przebój.

MIA

Chcę tańczyć.

VINCENT

Słabo tańczę.

MIA

Teraz ja się czuję pokrzywdzona. Zdaje się, że Marsellus kazał ci spełniać wszystkie moje

background image

zachcianki. Teraz mam ochotę zatańczyć.

Vincent uśmiecha się i zaczyna ściągać buty. Mia tryumfująco zrzuca swoje. Vincent prowadzi

ją za rękę na parkiet. Zanim zaczną tańczyć, przez ułamek sekundy patrzą sobie w oczy. Po

czym rozpoczynają piekielnego twista. Koncepcja Mii polega na wykonywaniu rytmicznych i

seksownych skrętów ciała, z których Mr Checker byłby bardzo dumny.

Inni tancerze usiłują ich naśladować, jednak tych dwoje kręci kuprami w sposób idealnie

zsynchronizowany. Widać, że złapali wspólny rytm. Uśmiechają się do siebie i wspólnie

śpiewają z płytą ostatnią linijkę przeboju.]

[[Ed Sullivan i Marilyn Monroe stają na scenie.

ED SULLIVAN

(do mikrofonu)

Panie i panowie, nadeszła długo oczekiwana chwila. Sławny na całym świecie konkurs twista

Jackrabbit Slim's!

Goście wiwatują.

Ed Sullivan stoi obok Marilyn Monroe, trzymającej puchar.

Szczęśliwa para wygra to piękne trofeum trzymane przez Marilyn.

Marylin podnosi puchar do góry.

Czy mamy już pierwszych zawodników? Mia podnosi rękę.

MIA

Tutaj!

Vincent reaguje.

Chcę zatańczyć.

VINCENT

Nie, nie, nie, nie, nie, nie.

background image

MIA

(przerywa mu)

Nie, nie, nie, nie, nie, nie. Zdaje się, że Marsellus, mój mąż, twój szef, kazał ci dbać o moje

rozrywki i spełniać moje zachcianki. Teraz mam ochotę zatańczyć. Chcę wygrać. Chcę mieć

to trofeum.

VINCENT

(wzdycha)

No dobrze.

MIA

Tylko się postaraj.

VINCENT

Dobrze, sama chciałaś.

Vincent i Mia wchodzą na parkiet i idą w stronę Eda Sullivana.

ED SULLIVAN

(do mikrofonu)

Brawa dla naszych pierwszych zawodników.

Goście wiwatują.

Vincent i Mia podchodzą do mikrofonu.

A teraz poznajmy naszych pierwszych dzisiejszych zawodników. Młoda damo, jak się pani

nazywa?

Mia chwyta mikrofon.

MIA

(do mikrofonu)

Pani Mia Wallace.

ED SULLIVAN

(do mikrofonu)

A ten młodzian obok?

MIA

(do mikrofonu)

background image

Vincent Vega.

ED SULLIVAN

(do mikrofonu)

Dobra, pokażcie, co umiecie. Zaczynamy!

Mia i Vincent tańczą w rytm piosenki Chucka Berry'ego „You Never Can Tell”. Tańcząc

wykonują dziwne gesty rękoma.]]

WNĘTRZE. DOM MARSELLUSA WALLACE'A - NOC

Drzwi wejściowe otwierają się szeroko, Mia i Vincent wchodzą do domu tańcząc tango i

podśpiewując a cappella piosenkę z poprzedniej sceny. Kończą taniec śmiechem.

A potem...

Oboje stoją naprzeciwko siebie i patrzą sobie w oczy.

VINCENT

Czy to właśnie nazywasz „krępującym milczeniem”?

MIA

Sama nie wiem, jak to nazwać.

(pauza)

Drinki! Muzyka!

Mia oddala się, by zająć się jednym i drugim. Vincent wiesza swój płaszcz na wielkim

wieszaku z brązu, stojącym w alkowie.

VINCENT

Pójdę się odpryskać.

MIA

Aż tak dokładnie nie musisz mnie informować, ale proszę bardzo.

Vincent udaje się do kibla.

Mia podchodzi do odtwarzacza płyt kompaktowych, przesuwa palcem po stosiku płyt i

wybiera jedną z nich: „ Girl, You'll Be a Woman Soon” Urge Overkills. Głośniki wypluwają

bardzo czadową muzykę. Mia tańczy po pokoju, aż znajduje się obok wiszącego na wieszaku

płaszcza Vincenta. Dotyka rękawa. Jest miły w dotyku.

background image

Jej dłoń sięga do kieszeni i natrafia na kapciuch z tytoniem. Jak mała dziewczynka bawiąca

się w kowbojów, nasypuje trochę tytoniu na bibułkę. Naśladując ruchy Vincenta liże brzeg

papieru i zwija całkiem porządnego skręta. Może jest ciut za gruby, ale i tak niezły jak na

pierwszą próbę. Tak przynajmniej uważa Mia. Ponownie sięga do kieszeni i wyciąga

zapalniczkę Zippo. Uderza nią o nogę, usiłując zapalić ją z fasonem, jak Vince. I co wy na to?

Udało jej się! Mia jest szczęśliwa jak pączek w maśle. Tryumfalnie przytyka potężny płomień

do swojego pękatego papierosa, zapala go i energicznie zatrzaskuje wieczko zapalniczki.

Skręt made by Mia trafia do jej ust, Mia zaciąga się długo i przyjemnie. Jej dłoń znów

wędruje do kieszeni płaszcza, by wsunąć tam zapalniczkę. Ale chwileczkę, natrafia na coś

jeszcze. Jej palce chwytają plastikową torebeczkę z białym proszkiem, z zajobem, którego

Vince kupił wcześniej u Lance'a. Z szerokim uśmiechem na ustach Mia podnosi działkę

heroiny do twarzy.

MIA

(tak, jak woła się: bingo!)

Disco! Vince, ty orzeszku kola, schowałeś to przede mną.

CIĘCIE

WNĘTRZE. ŁAZIENKA

(DOM MARSELLUSA WALLACE'A) - NOC

Vincent stoi przy umywalce, myjąc ręce i rozmawiając ze swoim odbiciem w lustrze.

VINCENT

Jeden drink i szlus. Bez chamstwa. Wypijesz drinka, raz, dwa. Powiesz: „Dobranoc”,

wyjdziesz za drzwi, wsiądziesz do wozu i odjedziesz.

SALON

Mia podzieliła nieznaną sobie heroinę na duże smugi na szklanym blacie stolika. Używając

zwiniętej w trąbkę studolarówki, szybko wciąga w nozdrze grubą smużkę.

ZBLIŻENIE - MIA

Odrzuca głowę w tył. Rękoma sięga do nosa (który wydaje się, kurwa, płonąć) , dzieje się coś

niedobrego. Po chwili... totalny odlot...

ŁAZIENKA

Vincent wyciera dłonie w ręcznik, kontynuując swą rozmowę z lustrem.

...to sprawdzian moralności, tego, czy potrafisz być lojalny... Bo lojalność wobec drugiego

background image

człowieka to bardzo ważna sprawa.

SALON

Mia na czworakach usiłuje dopełznąć do łazienki, ale idzie jej to tak, jakby ktoś jej

operacyjnie usunął kości z kolan. Z jej nosa zaczyna ściekać krew. Do akcji włącza się

żołądek i Mia puszcza pawia.

ŁAZIENKA

Vince kontynuuje.

... więc idź tam, wypij drinka, powiedz: „Dobranoc. Milo mi było”, wróć do domciu, w

domciu zwal gruchę. I nic więcej.

Uskrzydlony wygłoszonym do siebie umoralniającym apelem, Vincent jest gotów zmierzyć się

z tym, co go czeka po drugiej stronie drzwi. Wychodzi.

SALON

Podążamy za Vincentem idącym z łazienki do salonu, gdzie zastaje Mię leżącą na plecach

bezwładnie jak szmaciana lalka. Cały przód ubrania umazała sobie krwią i rzygowinami. Jej

usta są szeroko otwarte. Ale nie jest to grymas bólu, wręcz przeciwnie: mięśnie jej twarzy są

tak rozluźnione, że opadła jej szczęka. Na oścież.

Chryste Panie!

Vincent rzuca się jak naoliwiona błyskawica ku ciału Mii. Pochyla się, sprawdza palcami

tętno na jej szyi. Mia lekko się porusza. Zdaje sobie sprawę, że stoi nad nią Vincent, słyszy

jego słowa.

(zmienionym głosem)

Mia! Mia! Co się, do cholery, stało?

Ale jest niezdolna do nawiązania kontaktu. Mia wydaje z siebie kilka ostatnich bełkotliwych

dźwięków, które jednak nie układają się w słowa.

Vincent otwiera jej powieki i odgaduje, co się święci.

(do siebie)

O niech mnie chuj.

(do Mii)

background image

Mia! Mia! Coś ty brała? Odpowiedz mi, kochanie, co zażyłaś?

Mia nie jest w stanie udzielić odpowiedzi. Vincent uderza ją mocno po twarzy.

Vincent zrywa się na nogi i biegnie do swojego płaszcza wiszącego na wieszaku. Przeszukuje

w panice kieszenie. Heroina zniknęła. Vincent wraca prosto do Mii. Podążamy za nim.

(wrzeszcząc do Mii)

Dobra, kochanie, postawię cię na nogi.

Pochyla się i podnosi w ramionach martwy ciężar.

... już stoimy, a teraz przejdziemy do samochodu. Idziemy, uważaj pod nogi.

Idziemy za nim, kiedy pośpiesznie wyprowadza nieprzytomną Mię z domu i targa ją za drzwi.

PLENER. GABLOTA VINCENTA (W RUCHU) - NOC

WSTAWKA SZYBKOŚCIOMIERZA: czerwona strzałka na setce. Vincent jedzie jak wariat

w mieście, w którym nie obowiązują przepisy ruchu drogowego, dodaje gazu na zakrętach i

pod górkę.

WNĘTRZE. GABLOTA VINCENTA (W RUCHU) - NOC

Vincent jedną ręką kręci kierownicą, a drugą zmienia biegi jak Robocop.

Wpatrzony w drogę przed sobą, od czasu do czasu zezuje na Mię.

Mia, z rozdziawionymi ustami, podskakuje jak wypełniony wodą worek.

VINCENT

Tylko mi tu, kurwa, nie umrzyj!

Vincent wyjmuje z kieszeni telefon komórkowy. Wystukuje numer.

Odbierz!

WNĘTRZE. DOM LANCE'A - NOC

O tak późnej porze Lance przeobraził się z dealera i bon - vivanta w otulone szlafrokiem

stworzonko domowe.

Siedzi w wielkim, wygodnym fotelu, w rozciągniętych niebieskich spodenkach

background image

gimnastycznych, w podniszczonej, ale wygodnej koszulce z napisem „ TAFT, CALIFORNIA „

i podziurawionym przez mole szlafroku frotte. Trzyma w dłoni miseczkę Cap'n Crunch i

Crunch Berries. Na stojącym przed nim stoliku widzimy dzbanek z mlekiem, karton, z którego

pochodzą chrupki oraz fajkę do haszyszu spoczywającą w popielniczce.

Na wielkim ekranie stojącego naprzeciwko telewizora widać fragment serialu „ The Three

Stooges”, w którym trzej głupkowie biorą ślub.

KAPŁAN

(EMIL SIMKUS)

(w TV)

Podajcie sobie ręce, turkaweczki.

Dzwoni telefon.

Lance odstawia miseczkę z płatkami i idzie w stronę telefonu.

Ten znów dzwoni.

Jody, jego żona, woła z sypialni, najprawdopodobniej wyrwana ze snu.

JODY

(z offu)

Lance, telefon!

LANCE

(odkrzykuje)

Słyszę!

JODY

(z offu)

Myślałam, że zabroniłeś tym kutafonom tak późno dzwonić!

LANCE

(przy telefonie)

Zabraniałem! I temu kutafonowi zaraz o tym przypomnę!

(podnosi słuchawkę)

Halo, nie wiesz, która godzina? Mieliście do mnie tak późno nie dzwonić!

POWRÓT DO VINCENTA W MALIBU

background image

Vincent w dalszym ciągu jedzie jak nawalony pawian, przyciskając telefon do ucha. Podczas

rozmowy cięcia na zbliżenia obydwu mężczyzn.

VINCENT

Lance, tu Vincent! Mam kurewsko wielki kłopot, jadę do ciebie!

LANCE

Zaraz, powoli. W czym rzecz?

VINCENT

Masz jeszcze ampułkę z adrenaliną?

LANCE

(coś zaczyna mu świtać)

Może.

VINCENT

Musisz mi ją dać, mam tu siksę, która zdycha z przećpania!

LANCE

Nie wieź jej tutaj! Ja nie żartuję, nie waż mi się przywozić do domu jakiejś nawalonej

siusiumajtki!

VINCENT

Nie mam wyboru!

LANCE

Przećpana?

VINCENT

Tak! Umiera!

LANCE

Więc weź się w garść, zawieź ją szpitala i dzwoń do adwokata!

VINCENT

Nie mogę!

LANCE

To nie moje zmartwienie, to ty ją ujebałeś, więc radź sobie sam! Dzwonisz do mnie z

komórki?

VINCENT

Wybacz.

LANCE

Nie znam cię! Kto mówi? Nie przyjeżdżaj tu! Rozłączam się!

VINCENT

background image

Za późno, już tu jestem.

W tej samej chwili, znajdując się w domu Lance'a, słyszymy pisk opon malibu Vincenta. Lance

odkłada słuchawkę, podchodzi do okna i pociąga za sznur. Zasłony rozsuwają się ze świstem,

by ukazać naszym oczom malibu Vincenta wjeżdżające na trawnik i rozbijające się o ścianę

domu. Szyby okna, przez które wygląda Lance, tłuką się od siły wstrząsu.

JODY

(z offu)

Co to było, do cholery?

Lance odskakuje od okna, biegnie do drzwi i wypada na dwór.

PLENER. DOM LANCE'A - NOC

Vincent zdążył już wysiąść z wozu i mocuje się z bezwładnym ciałem Mii.

LANCE

Czyś ty do reszty ocipiał? Wjechałeś wozem w mój pierdolony dom!

Nawijasz mi o prochach przez telefon komórkowy...

VINCENT

Jeśli już skończyłeś się wściekać, to ci powiem, że ta mała zdycha, przynieś natychmiast

strzykawkę!

LANCE

Ogłuchłeś? Nie wezmę tej zaprutej zdziry do domu!

VINCENT

Ta zapruta zdzira to żona Marsellusa Wallace'a. Czy wiesz, kto to jest Marsellus Wallace?

Wiesz?

LANCE

Tak... tak...

VINCENT

Jeśli baba wykorkuje, zostanie ze mnie mokra plama. Ale zanim Wallace przerobi mnie na

mydło, powiem mu, że chociaż mogłeś uratować jej życie, pozwoliłeś jej zdechnąć na

trawniku przed domem. A teraz pomóż mi, pomóż, pomóż. Podnieś ją.

Vincent i Lance podnoszą Mię i niosą ją w stronę domu.

WNĘTRZE. DOM LANCE'A - NOC

Zaczynamy od sypialni Lance'a i Jody.

background image

Jody, leżąca do tej pory w łóżku, odrzuca koc i wstaje. Ma na sobie długi T - shirt z

nadrukiem postaci Freda Flintstone'a.

Kamera trzymana w ręku prowadzi nas za nią; otwiera drzwi i przechodzi przez korytarz do

salonu.

JODY

Lance! Jest wpół do drugiej! Co się tu, kurwa, dzieje?!

Wchodząc do salonu widzi Vincenta i Lance'a stojących nad Mią, ułożoną na środku podłogi.

Od tego momentu ruchy kamery stają się nerwowe, jak w reportażu z pogotowia, z tą jednak

różnicą, że tutaj nikt nie ma zielonego pojęcia, co robi.

JODY

Kto to?

Lance podnosi wzrok na żonę.

LANCE

Przynieś z lodówki ampułkę z adrenaliną.

JODY

Co z nią?

LANCE

Umiera z przedawkowania!

JODY

No to wywal ją stąd na pysk!

LANCE I VINCENT

(stereo)

Przynieś zastrzyk!

JODY

Nie wydzierajcie się na mnie!

Wściekła odwraca się na pięcie, znika w kuchni i szuka zastrzyku w lodówce.

Przenosimy się do pokoju, po którym miotają się dwaj mężczyźni.

VINCENT

background image

(do Lance 'a)

Dobraliście się jak w korcu maku.

LANCE

Mów coś do niej, dobra? Ona poszuka zastrzyku, ja przyniosę poradnik medyczny.

VINCENT

Na chuj ci poradnik?

LANCE

Żeby przeczytać, jak to się robi. Nigdy nie robiłem zastrzyku z adrenaliny!

VINCENT

Masz ją w domu od sześciu lat i ani razu nie używałeś?

LANCE

Nie musiałem! Nie urządzam sobie orgietek z małolatami! Moi znajomi potrafią zapanować

nad własnym hajem!

VINCENT

Dobra, przynieś go.

LANCE

Przyniosę, jak mi pozwolisz.

VINCENT

Kurwa, czy ja cię trzymam?

LANCE

Przestań gadać do mnie i zacznij mówić do niej!

Idziemy za Lancem, który wybiega z salonu, by znaleźć się w...

POMIESZCZENIE GOSPODARCZE

pełne całej masy rupieci. Zaczyna przerzucać histerycznie stertę barachła, szukając książki i

powtarzając w nieskończoność: „No! No! No!”

Spoza kadru słyszymy:

VINCENT

(z offu)

Szybciej, przekręca się!

LANCE

(odkrzykuje)

Szukam tak szybko jak potrafię!

background image

Lance kontynuuje swoje chaotyczne poszukiwania.

Słyszymy z salonu głos Jody rozmawiającej z Vincentem.

JODY

(z offu)

Czego on szuka?

VINCENT

(z offu)

Jakiejś książki medycznej.

Jody woła do Lance'a.

JODY

(z offu)

Czego szukasz?

LANCE

Mojego czarnego poradnika medycznego!

Szuka dalej, przewracając różne rzeczy i potykając o różne pierdoły. W drzwiach staje Jody.

JODY

Czego szukasz?

LANCE

Mojej małej czarnej pierdolonej książeczki. Czegoś w rodzaju podręcznika dla pielęgniarek.

JODY

Nigdy tu takiej nie widziałam.

LANCE

Uwierz mi, mam taką.

JODY

Skoro jest taka ważna, czemu nie trzymasz jej z ampułką?

Lance odwraca się ku niej.

LANCE

Nie wiem! Przestań się mnie czepiać!

JODY

background image

Ty będziesz jej szukał, a ona nam wykituje na dywanie. W tym bajzlu nic nie znajdziesz. Od

pół roku powtarzam ci, żebyś tu posprzątał...

LANCE

Kochanie, zabiję cię, jeśli się nie zamkniesz.

VINCENT

(z offu)

Rusz tu tyłek, pierdol tę książkę!

Lance kopie ze złością stertę rupieci i znika z kadru, idąc do salonu.

SALON

Vincent pochyla się nad Mią i cicho do niej przemawia, kiedy do pokoju wpada Lance.

VINCENT

Przestań się opieprzać i zrób jej ten zastrzyk!

Lance pochyla się nad czarną skrzynką przyniesioną przez Jody. Otwiera ją i zaczyna

przygotowywać strzykawkę.

LANCE

Tymczasem zdejmij jej bluzkę i ustal, gdzie jest serce.

Vincent rozdziera jej bluzkę.

Jody, która straciła nieco z tego, co się dzieje, wpada do pokoju.

VINCENT

Precyzyjnie?

LANCE

Pewnie, że precyzyjnie! Mam jej zrobić zastrzyk w serce, więc muszę być precyzyjny!

VINCENT

Tak dokładnie to nie wiem, gdzie jest serce. Chyba tu...

Vince wskazuje na prawą pierś Mii. Lance rzuca okiem i potakuje.

LANCE

Tu.

Podczas gdy Lance szykuje zastrzyk, Vincent patrzy na Jody.

background image

VINCENT

Daj mi gruby marker. Masz taki?

JODY

Co?

VINCENT

Jest mi potrzebny gruby marker! Może być zwykły flamaster, ale najlepszy byłby marker.

JODY

Zaczekaj.

Jody podbiega do biurka, otwiera szufladę i z nadmiernego zapału wyciąga ją całkiem z

mebla, rozsypując jej zawartość (rachunki, papiery, długopisy) na ziemię.

Zastrzyk jest już gotowy. Lance podaje Vincentowi strzykawkę.

LANCE

Gotowe. Powiem ci, co robić.

VINCENT

Nie, nie, nie, nie. Ty jej zrobisz zastrzyk.

LANCE

Nie, to ty jej zrobisz.

VINCENT

W życiu czegoś takiego nie robiłem.

LANCE

Ja też nie i teraz też nie mam zamiaru tego robić. To ty ją tu przywiozłeś, więc ty jej zrobisz

zastrzyk. Kiedy to ja ci przywiozę konającą siksę do domu, ja ją będę reanimował.

Jody dołącza do zgromadzenia, przynosząc wielki, gruby czerwony pisak.

JODY

Znalazłam.

Vincent wyrywa jej marker z dłoni i maluje wielką czerwoną kropą na ciele Mii. Pod nią

znajduje się serce.

VINCENT

Dobra, co mam robić?

LANCE

background image

Robisz jej zastrzyk z adrenaliny prosto w serce. Ale serce jest osłonięte przez mostek, więc

musisz się przez niego przebić. Musisz uderzyć ją igłą, jakbyś dźgał ją nożem.

Lance demonstruje na czym polega dźganie, co do złudzenia przypomina ruchy monstrum z

filmu „The Shape” mordujące dzieci w noc Halloween.

VINCENT

Mam ją dziabnąć?

LANCE

Jeśli chcesz, żeby igła przebiła się do serca, musisz bardzo mocno uderzyć.

Kiedy już się wkłujesz, dociśniesz tłok.

VINCENT

I co będzie dalej?

LANCE

Sam jestem ciekaw.

VINCENT

Kurwa, to nie żarty!

LANCE

Powinna się ocknąć, o...

(strzela palcami)

...tak.

Vincent podnosi igłę wysoko nad głowę, niczym nóż do ciosu. Patrzy w dół na Mię.

Stan Mii szybko się pogarsza. Za chwilę już nic jej nie pomoże.

Oczy Vincenta zwężają się. Jest gotów.

VINCENT

Licz do trzech.

Lance klęczy na ziemi obok Vincenta; nie wie, czego się spodziewać.

LANCE

Raz.

Czerwona kropka na ciele Mii.

background image

Wzniesiona w górę igła, gotowa do ciosu.

(z offu)

Dwa.

Wyraz oczekiwania na twarzy Jody.

Strzykawka w powietrzu, jak szykujący się do ataku grzechotnik.

Trzy!

Igła opuszcza kadr, spadając z ogromną siłą.

Vincent opuszcza igłę, wbijając ją Mii w pierś.

Siła uderzenia odrzuca Mii głowę.

Tłok opuszcza się, wypychając adrenalinę przez igłę.

Mia otwiera szeroko oczy i wydaje przeraźliwy wrzask. Podnosi się do pozycji siedzącej z

tkwiącą w piersi igłą - i krzyczy.

Vincent, Lance i Jody, którzy siedzieli wokół Mii, odskakują, śmiertelnie przerażeni.

Mia przestaje wrzeszczeć. Powoli zaczyna wciągać w płuca powietrze.

Pozostała trójka, którą odrzuciło aż o pół długości pokoju, trzęsąc się ze strachu, sprawdza,

czy Mii nic się nie stało.

LANCE

Jeśli nic ci nie jest, powiedz coś.

Mia wciąż oddycha, nie patrzy na nich, jednak względnie normalnym głosem mówi:

MIA

Coś.

background image

Vincent i Lance przewracają się na plecy, wykończeni i przerażeni bliskością śmierci.

JODY

Ktoś chce piwa?

CIĘCIE

WNĘTRZE. MALIBU VINCENTA (W RUCHU) - NOC

Vincent siedzi za kierownicą, odwozi Mię do domu. Oboje milczą, są zbyt roztrzęsieni, by móc

rozmawiać.

PLENER

FRONT DOMU MARSELLUSA WALLACE'A - NOC

Malibu zajeżdża na podjazd. Mia wysiada bez słowa (wciąż jest otumaniona) i zaczyna iść po

chodniku w kierunku domu.

VINCENT

(z offu)

Mia!

Mia odwraca się.

Vincent wysiadł z wozu, stoi na chodniku, oboje dzieli spora odległość.

Masz jakiś pomysł, co z tym dalej zrobić?

MIA

A ty?

VINCENT

Moim zdaniem Marsellus może przeżyć całe życie i nigdy się o tym nie dowiedzieć.

Mia uśmiecha się.

MIA

Możesz spać spokojnie. Gdyby Marsellus się dowiedział, też miałabym przesrane.

VINCENT

Wątpię.

MIA

Potrafię dochować tajemnicy, jeśli ty potrafisz.

VINCENT

Umowa stoi?

background image

Podchodzą do siebie, wyciągają dłonie do uścisku i podają sobie ręce.

VINCENT

Buzia na kłódkę.

Mia puszcza dłoń Vincenta i bez słowa robi dłońmi gest: „Nic nie widziałam, nic nie

słyszałam, nic nie powiem”.

Vincent uśmiecha się.

VINCENT

Jeśli pozwolisz, pójdę teraz do domu i dostanę zawału.

Mia chichocze.

Vincent odwraca się, by odejść.

MIA

Vincent! Czy wciąż chcesz usłyszeć mój kawał z pilota?

VINCENT

Jasne. Ale skamieniałem ze strachu i chyba nie będę mógł się śmiać.

MIA

Nie będziesz się śmiał, bo wcale nie jest śmieszny. Ale jeśli chcesz, mogę ci go opowiedzieć.

VINCENT

Umieram z ciekawości.

MIA

No dobra. Idą sobie trzy pomidory. Mama pomidor, tata pomidor i dziecko pomidor. Mały

pomidorek wlecze się z tyłu za rodzicami. Przejeżdża go walec.

(wciska obcas w ziemię)

A tata pomidor woła: „Ty, keczup, pośpiesz się!”

Oboje się uśmiechają, ale żadne się nie śmieje.

MIA

Na razie, Vince.

Odwraca się i wchodzi do domu.

background image

ZBLIŻENIE - VINCENT

Kiedy Mia znika za drzwiami, Vincent stoi wpatrzony w miejsce, gdzie przed chwilą stała.

Podnosi dłoń do ust i przesyła jej całusa. Następnie wychodzi poza kadr. Słyszymy hałas

silnika i odgłos odjeżdżającego samochodu.

WYCIEMNIENIE

ROZJAŚNIENIE

Fragment serialu rysunkowego „Speed Racer”. Speed opisuje z detalami zalety swojego

nowego samochodu wyścigowego „Mac - 5”, tak jak zawsze na początku odcinka.

Spoza kadru słychać głos kobiety...

GŁOS KOBIETY

(z offu)

Butch.

PRZENIKANIE

PUNKT WIDZENIA BUTCHA

Znajdujemy się w salonie skromnego, trzypokojowego mieszkania w Alhambrze (Kalifornia).

Jest rok 1972. Matka Butcha, około 35 lat, stoi w drzwiach prowadzących do salonu. Obok

niej stoi mężczyzna w mundurze Amerykańskich Sił Powietrznych. Kamera patrzy z

perspektywy pięcioletniego chłopca.

MATKA

Butch, wyłącz na chwilę telewizor. Mamy ważnego gościa. Pamiętasz, jak ci mówiłam, że

tatuś umarł w obozie jenieckim?

BUTCH

(z offu)

Aha.

MATKA

To jest kapitan Koons. Był w obozie jenieckim z twoim tatą.

Kapitan Koons wchodzi do pokoju, zbliża się do chłopczyka i przyklęka, ich twarze znajdują

się teraz na tym samym poziomie. Kiedy się odzywa, w jego głosie słychać lekki teksański

akcent.

KOONS

Czołem, mały człowieczku. Mój Boże, tyle o tobie słyszałem. Widzisz... przyjaźniłem się z

twoim tatą. Pięć lat przesiedzieliśmy ramię w ramie w tym hanojskim piekle. Mam nadzieje,

background image

że ty czegoś takiego nie przeżyjesz, ale kiedy dwóch mężczyzn tak długo znosi wspólną

niedolę, jak ja i twój tatuś, jeden zaczyna się czuć odpowiedzialny za drugiego. Gdybym to ja

był tym, który nie doczekał, major Coolidge rozmawiałby teraz z moim synem, Jimem. Ale

los chciał, żebym to ja rozmawiał z tobą, Butch. Mam coś dla ciebie.

Kapitan wyciąga z kieszeni złoty zegarek.

Ten zegarek, który teraz trzymam w ręku, został kiedyś kupiony przez twojego pradziadka.

Miało to miejsce podczas pierwszej wojny światowej w małym sklepiku w Knoxville, w

stanie Tennessee. Kupił go szeregowy Doughboy Ernie Coolidge, w dniu, kiedy wypływał ze

swoim oddziałem do Paryża. Był to zatem wojenny zegarek twojego pradziadka,

wyprodukowany przez fabrykę, która pierwsza zaczęła robić zegarki na rękę. Przedtem

używano tylko zegarków kieszonkowych. Twój pradziadek nosił go codziennie, przez calutką

wojnę. Kiedy spełnił już swój zaszczytny obowiązek, wrócił do domu, do twojej prababci,

zdjął zegarek i włożył do starej puszki po kawie. I zegarek tam sobie leżał, aż do dnia, gdy

ojczyzna powołała twojego dziadka Dane'a Coolidge'a, by jechał za morze i walczył z

Niemcami. Tym razem była to druga wojna światowa. Twój pradziadek podarował swojemu

synowi zegarek na szczęście.

Ale Dane miał mniej szczęścia niż jego ojciec. Służył w piechocie morskiej i został ranny, jak

wielu jego towarzyszy broni, w bitwie o Wake Island. Twój dziadek stał w obliczu śmierci,

wiedział o tym. Żaden z tych dzielnych chłopców nie łudził się nadzieją, że opuści wyspę

inaczej niż w trumnie. Na trzy dni przed atakiem Japończyków, dziadek poprosił strzelca z

samolotu transportowego, niejakiego Winockiego, człowieka, którego widział po raz

pierwszy w życiu, o zawiezienie złotego zegarka jego maleńkiemu synkowi, którego nie

zdążył zobaczyć. Trzy dni później twój dziadek nie żył. Ale Winocki dotrzymał słowa. Po

wojnie pojechał do domu twojej babci i wręczył maleńkiemu chłopcu złoty zegarek po ojcu.

Ten zegarek. Twój tata miał go na ręku, kiedy go zestrzelili nad Hanoi i kiedy trafił do

wietnamskiego obozu jenieckiego. Wiedział, że żółtki na pewno skonfiskują mu zegarek. Ale

wiedział też, że to ty powinieneś go otrzymać. Nie mógł pozwolić, by parszywe żółte łapska

tknęły dziedzictwo jego synka. Więc schował zegarek w jedynym pewnym schowku. We

własnej dupie. Przez pięć długich łat nosił zegarek w dupie. Umierając na czerwonkę

przekazał go mnie i sam przez dwa lata ukrywałem ten nieporęczny kawałek metalu we

własnym odbycie. Wreszcie, po siedmiu latach odesłano mnie do domu. A teraz, mały

człowieczku, przekazuję ci zegarek twojego ojca.

background image

Kapitan Koons wręcza zegarek Butchowi. W kadrze pojawia się mała rączka sięgająca po

dar.

CIĘCIE

WNĘTRZE. SZATNIA - NOC

27 - letni Butch Cooligde odziany w bokserskie regalia: spodenki, buty i rękawice.

Leży na stole, robiąc ostatnie chrrrr... przed wielką walką. Niemal natychmiast po zmianie

ujęcia budzi się, gwałtownie podskakując. Wstrząśnięty dziwacznym wspomnieniem, ociera

spoconą twarz rękawicą bokserską.

Jego trener, Klondike, starszawy cwaniaczek, uchyla lekko drzwi, wtykając do pokoju głowę.

Za nim, na korytarzu, rozgrywają się dantejskie sceny.

KLONDIKE

Już czas, Butch.

BUTCH

Jestem gotów.

Klondike wchodzi do środka, zamykając za sobą drzwi i odgradzając nas od dzikiego tłumu.

Podchodzi do wiszącego na haczyku długiego, żółtego szlafroka. Butch zeskakuje ze stołu.

Klondike w całkowitym milczeniu pomaga mu włożyć szlafrok, który ma na plecach napis:

WOJUJĄCY BUTCH COOUDGE.

Dwaj mężczyźni idą w kierunku drzwi. Klondike otwiera je przed Butchem. Widząc boksera,

tłum z korytarza, dostaje głupawki. Klondike zamyka drzwi, zostawiając nas samych w cichej,

opustoszałej szatni.

WYCIEMNIENIE

NAPIS:

„ZŁOTY ZEGAREK”

ZZA CZARNEJ PLANSZY Z NAPISEM SŁYSZYMY GŁOS:

SPRAWOZDAWCA NR 1

Dan, to chyba była najbardziej krwawa, zacięta i brutalna walka w dziejach naszego miasta.

W tle słychać odgłosy totalnego bałaganu.

background image

ROZJAŚNIENIE

PLENER. ZAUŁEK (W DESZCZU) - NOC

W ciemnym zaułku, tuż obok hali sportowej widzimy zaparkowaną taksówkę. Z nieba równo

sika deszcz. Ruch kamery w kierunku zaparkowanego pojazdu. Z wnętrza dobiegają strzępy

rozmowy z radia.

Coolige dosłownie uciekł z ringu, zupełnie jakby nie czuł się zwycięzcą.

Myślisz, że już wiedział o zgonie Wilsona?

SPRAWOZDAWCA NR 2

(z offu)

Jestem przekonany, że tak, Richard. Z mojego miejsca wiedziałem, jak malująca się w jego

oczach radość ustępuje świadomości popełnionego czynu. W tej sytuacji każdy uciekłby z

ringu.

PRZENIKANIE

WNĘTRZE. TAKSÓWKA

(ZAPARKOWANA/W DESZCZU) - NOC

Za kierownicą taryfy siedzi kobieta - taksówkarz, Esmarelda Villalobos. Młoda dziewczyna o

latynoskim wyglądzie popija kawę z parującego białego styropianowego kubka.

Dwaj sprawozdawcy kontynuują swoje rozważania.

SPRAWOZDAWCA NR 1

Czy twoim zdaniem dzisiejsza tragedia coś zmieni w świecie boksu?

SPRAWOZDAWCA NR 2

Och, Dan, taka tragedia nie może nie wstrząsnąć dogłębnie całym bokserskim światem. Ale

najważniejsze jest to, by w tych smutnych tygodniach, które nas czekają, oczy Światowej

Federacji Boksu pozostały skupione na...

Pstryk. Esmarelda wyłącza radio.

Popija łyk kawy, a następnie słyszy w zaułku jakiś hałas. Wysuwa przez okno głowę, by ujrzeć

co następuje:

Na wysokości mniej więcej trzeciego piętra otwiera się okno. Wypada z niego torba sportowa

i ląduje w śmietniku poniżej. Następnie Butch Coolidge, wciąż ubrany w bokserskie spodenki,

background image

buty, rękawice oraz żółty szlafrok, skacze z okna na stertę śmieci.

Na twarzy Esmareldy widać reakcję na ten niezwykły widok.

Z torbą w dłoni, Butch wyłazi ze śmietnika i podbiega do taksówki. Ale zanim do niej

wsiądzie, zrzuca z siebie szlafrok i ciska go na ziemię.

WNĘTRZE. TAKSÓWKA

(ZAPARKOWANA/W DESZCZU)

- NOC

Butch, ociekający wodą, niemal nagi (gdyby nie spodenki, buty i rękawiczki) wskakuje na

tylne siedzenie, zatrzaskując za sobą drzwi.

Esmarelda, patrząc prosto przed siebie, rozmawia z Butchem odbijającym się w lusterku

wstecznym.

ESMARELDA

(z hiszpańskim akcentem)

Czy jesteś tym facetem, po którego miałam przyjechać?

BUTCH

Jeśli to jest taksówka, którą zamawiałem, to jestem tym facetem, po którego miałaś

przyjechać.

ESMARELDA

Dokąd?

BUTCH

Byle dalej stąd.

Kluczyk przekręca się w stacyjce. Ryk silnika.

Ręka Esmareldy włącza taksometr.

Jej naga stopa spada na pedał gazu.

PLENER. HALA SPORTOWA (W DESZCZU) - NOC

Taksówka w szalonym pędzie wypada z zaułka, zostawiając przed budynkiem hali mokry ślad

na chodniku.

WNĘTRZE. SZATNIA WILLISA

background image

(HALA SPORTOWA) - NOC

Drzwi szatni otwierają się, Angol Dave przepycha się przez rozszalałe na korytarzu

pandemonium, odgradzając się od niego zatrzaśnięciem drzwi. Znalazłszy się w szatni, Angol

Dave skrupulatnie poprawia garnitur i krawat. [[Przy drzwiach stoi Mia. Widzi Vincenta i

Angola Dave 'a.

VINCENT

Mia. Jak leci?

MIA

Świetnie. Nie podziękowałam ci za kolację.]]

W pokoju na stole leży czarny pięściarz Floyd Ray Willis - martwy. Jego twarz wygląda tak,

jakby wsadził ją do ula. Jego trener klęczy przy nim, opiera głowę o jego pierś i płacze nad

zwłokami.

Zwalista postać, która jest Marsellusem Wallace'em, stoi przy stole, poklepując trenera po

ramieniu w geście pocieszenia. Wciąż jeszcze dokładnie nie widać, jak Marsellus wygląda,

wiemy tylko, że jest duży.

Mia siada na krześle w końcu pokoju.

Marsellus podnosi wzrok, widzi Angola Dave 'a i podchodzi do niego.

MARSELLUS

(z offu)

I co?

JULES

Zwiał.

MARSELLUS

(z offu)

Jestem gotów poruszyć niebo i ziemię, żeby skurwiela odszukać. Jeśli Butch zwiał do

Indochin, niech któryś z naszych czarnuchów czai się w jego miseczce z ryżem, żeby mu

przykopać w dupę.

ANGOL DAVE

Zajmę się tym.

WNĘTRZE. TAKSÓWKA (W RUCHU) - NOC

background image

Butch ściąga jedną z rękawic.

Esmarelda obserwuje go w lusterku wstecznym.

Butch usiłuje otworzyć okno, ale nigdzie nie może znaleźć pokrętła.

BUTCH

Jak tu się odkręca szybę?

ESMARELDA

Tylko ja to mogę zrobić.

Naciska guzik, szyba przesuwa się w dół. Butch wyrzuca rękawicę za okno, po czym zaczyna

rozsupływać drugą.

Esmarelda nie może dłużej milczeć.

ESMARELDA

Ej, mister.

BUTCH

(wciąż mocuje się z rękawicą)

Co?

ESMARELDA

Brałeś udział w walce? Tej z radia? Jesteś bokserem?

Druga z rękawic ląduje za oknem.

BUTCH

Skąd taki pomysł?

ESMARELDA

Nie udawaj. To ty. Wiem, że to ty. Przyznaj się, że to ty.

BUTCH

(wycierając się ręcznikiem)

To ja.

ESMARELDA

Zabiłeś tego drugiego boksera.

BUTCH

Nie żyje?

background image

ESMARELDA

Tak mówili w radiu.

Butch przestaje się wycierać.

BUTCH

(do siebie)

Wybacz, Floyd.

Wyrzuca ręcznik za okno.

Zapada cisza, podczas której Butch szuka w torbie T - shirta.

ESMARELDA

Jakie to uczucie?

BUTCH

(znajduje koszulkę)

Co?

ESMARELDA

Zabić człowieka. Zatłuc na śmierć gołymi rękami.

Butch wciąga na siebie koszulkę.

BUTCH

Jesteś walnięta?

ESMARELDA

Nie, po prostu interesuje mnie ten temat. Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto by kogoś zabił.

Więc... jakie to uczucie, zabić człowieka?

BUTCH

Słuchaj, daj mi papierosa, a wszystko ci opowiem.

Esmarelda aż podskakuje z niecierpliwości.

ESMARELDA

Zgoda!

Butch pochyla się do przodu. Esmarelda, nie odrywając wzroku od jezdni, podaje mu przez

ramię papierosa. Butch bierze. Następnie, wciąż nie oglądając się za siebie, kobieta podnosi

background image

rękę, trzymając w niej płonącą zapałkę. Butch zapala papierosa i zdmuchuje płomyk.

Zaciąga się głęboko.

BUTCH

No więc...

Patrzy na jej identyfikator.

Esmareldo... Villalobos... To meksykańskie nazwisko?

ESMARELDA

Nazwisko jest hiszpańskie, a ja jestem Kolumbijką.

BUTCH

Bardzo ładne nazwisko.

ESMARELDA

To znaczy „Esmarelda od wilków”.

BUTCH

Cholernie fajnie się nazywasz, siostro.

ESMARELDA

Dziękuję. A jak ty masz na imię?

BUTCH

Butch.

ESMARELDA

Butch. To coś znaczy?

BUTCH

Jestem Amerykaninem, nasze imiona gówno znaczą. Ale do rzeczy, Esmareldo, co chciałabyś

wiedzieć?

ESMARELDA

Chcę wiedzieć, jakie to uczucie kogoś zabić.

BUTCH

Nie wiem. Dopiero ty mi powiedziałaś, że nie żyje. Chcesz wiedzieć, co teraz czuję?

Esmarelda kiwa potakująco głową.

Nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia. [Chcesz wiedzieć czemu, Esmareldo?

background image

Esmarelda kiwa potakująco głową.

Bo jestem bokserem. I kiedy stwierdzisz ten fakt, niewiele więcej musisz o mnie wiedzieć.

Może ten skurwiel, który dziś walczył, był kiedyś bokserem. Jeśli tak, zdechł, zanim postawił

nogę w ringu. Po prostu skróciłem temu biedakowi mękę. A jeśli nigdy nie był bokserem...

(Butch zaciąga się dymem)

Dostał za swoje za przypierdalanie się do mojego sportu.]

PLENER. BUDKA TELEFONICZNA (W DESZCZU) - NOC

Ruch kamery na budkę telefoniczną, z której dzwoni Butch.

BUTCH

(do telefonu)

Nie mówiłem ci? Kiedy się rozniosło, że mecz jest kupiony, stawki podskoczyły do sufitu.

Gdyby był lepszy, jeszcze by żył. Gdyby nie zasznurował rękawic, czego nigdy nie powinien

był robić, jeszcze by żył. Ale dość gadki o biednym i nieszczęśliwym panu Floydzie,

pogadajmy o bogatym i prosperującym panu Butchu. Ilu bukmacherów obstawiłeś?

(pauza)

Ośmiu? Kiedy zbierzesz?

(pauza)

Więc jutro, do wieczora, będziesz miał całość?

(pauza)

To dobra nowina, Scotty, dobra nowina. Rozumiem, paru gości będzie marudzić. Jutro rano

wyjeżdżamy z Fabienne. Parę dni potrwa, zanim znajdziemy się w Knoxville. Następnym

razem spotkamy się w strefie czasowej Tennessee.

Butch odkłada słuchawkę. Patrzy na taksówkę gotową zabrać go, gdzie tylko będzie sobie

życzył.

(do siebie, po francusku, na ekranie napis angielski)

Fabienne, ukochana moja, rozpoczyna się nasza przygoda.

CIĘCIE

PLENER. MOTEL (PO DESZCZU) - NOC

Taksówka Esmareldy podjeżdża na parking motelu. Deszcz przestał padać, ale wciąż jest

mokro. Butch wysiada, ubrany w koszulkę, dżinsy i kurtkę sportową ze szkoły średniej.

Nachyla się do okna kierowcy.

ESMARELDA

background image

Czterdzieści pięć dolarów sześćdziesiąt.

BUTCH

(wręczając jej pieniądze)

Merci beaucoup. A tutaj małe coś za fatygę.

Butch pokazuje studolarówkę.

W oczach Esmeraldy pojawia się blask. Sięga po banknot. Ale Butch trzyma go poza

zasięgiem jej ręki.

BUTCH

A gdyby ktoś cię spytał, kogo dziś wiozłaś, co mu powiesz?

ESMARELDA

Prawdę. Trzech dobrze ubranych, lekko podpitych Meksykanów.

BUTCH

Bon soir, Esmareldo.

ESMARELDA

(po hiszpańsku)

Dobrej nocy, Butch.

Butch szczypie ją lekko w nos, Esmarelda uśmiecha się. Butch odwraca się i odchodzi.

Esmarelda odjeżdża.

WNĘTRZE. MOTEL

(POKÓJ NR 6)

- NOC

Butch wchodzi i zapała światło.

Na łóżku, plecami do Butcha, zwinięta w kłębek i ubrana, leży francuska narzeczona Butcha,

Fabienne.

FABIENNE

Zgaś.

Butch pstryka, pokój ponownie pogrąża się w mroku.

BUTCH

Tak lepiej, ptysiu z kremem?

background image

FABIENNE

Oui. Ciężko dziś było w biurze?

BUTCH

Dość ciężko. Wdałem się w bójkę.

FABIENNE

Biedulek. Przytulisz się do mnie?

Butch kładzie się na łóżku, obejmując Fabienne od tyłu.

Rozmowy Butcha i Fabienne prowadzone są w infantylnym stylu.

Przeglądałam się dziś w lustrze...

BUTCH

Aha?

FABIENNE

Chciałabym mieć brzuszek.

BUTCH

Od patrzenia w lustro zachciało ci się gruszek?

FABIENNE

Mieć brzuszek. Brzuszek. Brzuszki są bardzo sexy.

BUTCH

No to powinnaś się cieszyć, bo masz brzuszek.

FABIENNE

Zamknij się, grubasie! Nie mam brzuszka! Mam trochę tłuszczyku, jak Madonna w „Lucky

Star”. Ale to nie to samo.

BUTCH

Nie wiedziałem, że jest różnica między brzuszkiem a tłuszczykiem.

FABIENNE

Ogromna różnica.

BUTCH

Chciałabyś, żebym i ja miał brzuszek?

FABIENNE

Nie, mężczyzna z brzuszkiem wygląda jak niedołęga albo jak goryl. Ale kobiety z brzuszkiem

są bardzo sexy. Reszta jest normalna. Normalna twarz, normalne nogi, normalne biodra,

background image

normalna dupka i nagle wielki, idealnie krągły brzuszek. Gdybym miała brzuszek, nosiłabym

podkoszulki o dwa numery za małe, żeby go podkreślić.

BUTCH

Myślisz, że to się facetom podoba?

FABIENNE

Mam gdzieś to, co się podoba facetom. Szkoda, że to, co miłe dla oka i miłe w dotyku, rzadko

bywa tym samym.

BUTCH

Gdybyś miała brzuszek, przyłożyłbym ci w niego pięścią.

FABIENNE

Przyłożyłbyś mi pięścią w brzuszek?

BUTCH

Prosto w brzuszek.

FABIENNE

A ja bym cię udusiła. Zakryłabym ci brzuszkiem twarz i nie mógłbyś oddychać.

BUTCH

Zrobiłabyś mi coś takiego?

FABIENNE

Tak!

BUTCH

Wszystko zabrałaś, ptysiu z kremem?

FABIENNE

Tak.

BUTCH

Zuch dziewczynka.

FABIENNE

A tobie wszystko poszło zgodnie z planem?

BUTCH

Nie słuchałaś radia?

FABIENNE

Nigdy nie słucham relacji z twoich walk. Wygrałeś?

BUTCH

O tak.

FABIENNE

background image

A twój przeciwnik?

BUTCH

Floyd też się wycofał.

FABIENNE

(uśmiecha się)

Naprawdę?! Nie będzie więcej walczył?!

BUTCH

Już nie.

FABIENNE

Więc wszystko dobrze się skończyło.

BUTCH

To jeszcze nie koniec, kochanie.

Fabienne odwraca się na plecy, Butch kładzie się na niej. Całują się.

FABIENNE

Grozi nam straszne niebezpieczeństwo, prawda?

Butch kiwa potakująco głową.

A jeśli nas znajdą, to nas zabiją, prawda?

Butch kiwa potakująco głową.

Ale nas nie znajdą, prawda?

Butch kiwa potakująco głową.

Wciąż chcesz, żebym z tobą pojechała?

Butch kiwa potakująco głową.

Nie chcę być dla ciebie ciężarem ani kłopotem...

Dłoń Butcha wędruje poza kadr i zaczyna głaskać jej krocze.

background image

Fabienne reaguje.

Powiedz to!

BUTCH

Fabienne, chcę, żebyś była ze mną.

FABIENNE

Na zawsze?

BUTCH

Na wieki wieków.

Fabienne odchyla głowę do tyłu.

Butch wciąż pieści jej krocze.

FABIENNE

Kochasz mnie?

BUTCH

Oui.

FABIENNE

Butch? Zrobisz mi oralną przyjemność?

Butch całuje ją w usta.

BUTCH

Pocałujesz go?

Fabienne kiwa potakująco głową.

FABIENNE

Ale ty pierwszy.

Głowa Butcha znika z kadru, by przystąpić do zadawania oralnej przyjemności. W kadrze

pozostaje tylko twarz Fabienne.

(po francusku, na ekranie napisy z tłumaczeniem)

Butch, ukochany mój, rozpoczyna się nasza przygoda.

WYCIEMNIENIE

background image

ROZJAŚNIENIE

POKÓJ W MOTELU

Ten sam pokój, tyle że pusty. Z łazienki dobiega do naszych uszu plusk prysznica. Ruch

kamery w kierunku drzwi łazienki. Widzimy Fabienne w białym szlafroku frotte, w którym

wydaje się tonąć. Suszy włosy ręcznikiem. Butch myje się pod prysznicem. Przez zaparowaną

szybę widzimy zarys jego nagiej postaci. Butch zakręca wodę i otwiera drzwiczki, wysuwając

zza nich głowę.

BUTCH

Chyba złamałem żebro.

FABIENNE

Robiąc mi oralną przyjemność?

BUTCH

Nie, matołku, w walce.

FABIENNE

Nie nazywaj mnie tak.

BUTCH

(głosem debila)

„Mam na imię Fabby! Mam na imię Fabby!”

FABIENNE

Zamknij się, zasrańcu! Nie cierpię tego debilowatego głosu!

BUTCH

Przepraszam! Przepraszam! Cofam wszystkie poprzednie słowa. Czy mogę prosić o ręcznik,

śliczna panno Tulipanno?

FABIENNE

To ładne, lubię, jak mnie nazywasz tulipanem. Tulipany są czymś milszym niż debile.

BUTCH

Nie nazwałem cię debilem, tylko matołkiem, odszczekuje to.

Fabienne podaje mu ręcznik.

Merci beaucoup.

FABIENNE

Butch?

BUTCH

background image

(wycierając włosy)

Tak, babeczko z lukrem?

FABIENNE

Dokąd pojedziemy?

BUTCH

Jeszcze nie wiem. Gdzie tylko chcesz. Zarobimy na tym kupę szmalu. Chociaż nie tyle, żeby

do końca życia byczyć się jak pączki w maśle. Może skoczymy gdzieś na południowy

Pacyfik. Forsa, którą zarobimy, pozwoli nam się tam dobrze ustawić.

FABIENNE

Więc gdybyśmy zechcieli, moglibyśmy zamieszkać na Bora - - Bora?

BUTCH

Pewnie. A kiedy Bora - Bora już cię znudzi, możemy się przenieść na Tahiti, albo do

Meksyku.

FABIENNE

Ale ja nie znam hiszpańskiego.

BUTCH

Bora - borańskiego też nie znasz. Zresztą meksykański jest łatwy. Donde esta la zapateria?

FABIENNE

Co to znaczy?

BUTCH

Gdzie jest sklep z butami?

FABIENNE

Donde esta la zapateria?

BUTCH

Masz świetną wymowę. Ani się obejrzysz, jak staniesz się moją małą mamacitą.

Butch wychodzi z łazienki. Zostajemy z Fabienne, która myje sobie zęby.

Butch rozmawia dalej z pokoju obok.

BUTCH

(z offu)

Que hora es?

FABIENNE

Que hora es?

background image

BUTCH

(z offu)

Która godzina?

FABIENNE

Która godzina?

BUTCH

(z offu)

Czas spać. Śnij słodko, szarlotko.

Fabienne dalej myje zęby. Obserwujemy ją przez chwilę. Nagle coś sobie przypomina.

FABIENNE

Butch.

Wychodzi z łazienki, by go o coś spytać, ale widzi, że zdążył już zasnąć.

Patrzy na niego przez chwilę.

Nieważne.

Wychodzi poza kadr, wracając do łazienki. Szeroki kąt ujęcia pokazuje śpiącego Butcha.

WYCIEMNIENIE

ROZJAŚNIENIE

POKÓJ W MOTELU - RANEK

To samo ujęcie, co poprzednio, tyle że wczesnym rankiem. Butch wciąż śpi.

Fabienne myje zęby, stojąc w drzwiach łazienki, by móc jednocześnie oglądać telewizję.

Wciąż ma na sobie włochaty szlafrok z poprzedniego wieczora.

W telewizji: William Smith i garstka Aniołów Piekieł stają do walki przeciw całej armii

wietnamskiej w filmie „The Losers”.

Butch budzi się nagle ze snu, jakby ścigał go jakiś okropny potwór. Jego gwałtowny ruch

zaskakuje Fabienne.

FABIENNE

background image

Merde! Przestraszyłeś mnie. Miałeś zły sen?

Butch patrzy na nią z łóżka szparkami oczu, usiłując skupić wzrok.

[BUTCH

Tak... Wciąż myjesz zęby?

FABIENNE

Taka już jestem. Myję zęby całą noc aż do rana. Myślisz, że to jakiś objaw?

Fabienne wychodzi do łazienki, wypluć pianę.

Jeśli ta uwaga miały wydźwięk sarkastyczny, jest za wcześnie rano, by Butch mógł to

zauważyć.]

Butch, któremu wciąż jeszcze kleją się oczy, widzi na ekranie telewizora Anioły Piekieł

rozpierdalające w drobny mak wietnamski obóz jeniecki.

BUTCH

Co ty oglądasz?

FABIENNE

Film o motocyklistach, nie pamiętam tytułu.

BUTCH

Oglądasz?

Fabienne wraca do pokoju.

FABIENNE

W pewnym sensie. A co? Chciałbyś, żebym to wyłączyła?

BUTCH

A możesz?

Fabienne sięga do wyłącznika i gasi telewizor.

Trochę za wcześnie na wybuchy i wojnę.

FABIENNE

O czym był?

BUTCH

background image

Skąd mogę wiedzieć, ty go oglądałaś.

Fabienne wybucha śmiechem.

FABIENNE

Nie, imbecylku, o czym był twój sen?

BUTCH

Nie pamiętam. Rzadko pamiętam sny.

[FABIENNE

Dopiero się z niego obudziłeś.

BUTCH

Fabienne, przecież cię nie okłamuję. Nie pamiętam.

FABIENNE

Patrzcie, jaki się z samego rana zrobił zrzędliwy. Nie mówiłam, że kłamiesz, ale to trochę

dziwne, że nie pamiętasz swoich snów. Ja swoje zawsze zapamiętuję. Wiedziałeś, że mówisz

przez sen?

BUTCH

Wcale nie mówię... mówię przez sen?

FABIENNE

Wczoraj mówiłeś.

BUTCH

I co powiedziałem?

FABIENNE

(kładąc się na nim)

Nie wiem. Nie mogłam cię zrozumieć.]

Całuje Butcha.

Może wstaniesz i pójdziemy na śniadanie do tej knajpki z naleśnikami?

BUTCH

Jeszcze jeden buziaczek i już wstaję.

Fabienne daje Butchowi długiego, słodkiego buziaczka.

FABIENNE

Zadowolony?

background image

BUTCH

Nooo.

FABIENNE

Więc wstawaj, leniuszku!

Butch zwleka się z łóżka i zaczyna wyjmować ubrania z walizki, którą przyniosła Fabienne.

BUTCH

Która godzina?

FABIENNE

Prawie dziewiąta rano. O której mamy pociąg?

BUTCH

O jedenastej.

[Widząc, jak się przygląda parze spodni:

FABIENNE

Bardzo ładne spodnie. Możesz je założyć do tej twojej ślicznej niebieskiej koszulki?

Butch wyciąga z walizki niebieską koszulkę.

BUTCH

Do tej?

FABIENNE

Tak. Pasuje.

BUTCH

Dobra.

Ubiera się.]

FABIENNE

Zamówię sobie duży talerz naleśników z jagodami i syropem klonowym, jaja sadzone i pięć

kiełbasek.

BUTCH

(zaskoczony jej możliwościami)

A czym to popijesz?

Kończy się ubierać.

background image

FABIENNE

(mając na myśli ubranie)

O tak, bardzo ci ładnie, do picia zamówię sok pomarańczowy w wysokiej szklance i filiżankę

czarnej kawy. A potem zjem kawałek placka.

Przeglądając zawartość walizek:

BUTCH

Placek na śniadanie?

FABIENNE

Każda pora dnia jest dobra na placek. Placek z czarnymi jagodami, żeby pasował do

naleśników. A na wierzchu cieniutki płatek roztopionego sera...

BUTCH

Gdzie mój zegarek?

FABIENNE

Tam.

BUTCH

Nie ma go. Nie ma.

FABIENNE

Szukałeś?

Butch zaczyna przerzucać rzeczy w walizkach w wyraźnym popłochu.

BUTCH

Tak, kurwa, szukałem!!!

Rozrzuca ubrania po pokoju.

A co ja, u kurwy nędzy, robię?! Na pewno go wzięłaś?

Fabienne prawie nie może mówić, nigdy nie widziała Butcha w takim stanie.

FABIENNE

Yyy... tak... ze stolika nocnego.

BUTCH

Z kangurka?

FABIENNE

background image

Tak, wisiał na twoim kangurku.

BUTCH

Ale tutaj go nie ma.

FABIENNE

(bliska łez)

A powinien być!

BUTCH

Tak, powinien, ale go tu nie ma! Więc gdzie jest?

Fabienne jest przerażona i płacze.

Butch ścisza głos, nadając mu jeszcze groźniejszy ton.

Fabienne, ten pierdolony zegarek był pamiątką po moim ojcu. Wiesz, co mój tata przeszedł,

żeby móc mi go dać? Nie chcę się teraz nad tym rozwodzić.

Powiem ci tylko, że dużo przeszedł. Resztę tego gówna mogłaś nawet puścić z dymem, ale

specjalnie przypominałem ci o zegarku mojego ojca! Zastanów się, brałaś go?

FABIENNE

Chyba tak...

BUTCH

Chyba? Albo brałaś, albo nie brałaś! To jak?

FABIENNE

Brałam.

BUTCH

Na pewno?

FABIENNE

(roztrzęsiona)

Nie.

Butchowi puszczają nerwy, zadaje ciosy w powietrze.

Fabienne krzyczy i cofając się, wciska się w kąt.

Butch podnosi motelowy telewizor i rzuca nim o ścianę.

background image

Fabienne wrzeszczy przejęta grozą.

Butch patrzy na nią i nagle się uspokaja.

BUTCH

(do Fabienne)

Nie! To nie twoja wina.

(podchodzi do niej)

Zostawiłaś go w mieszkaniu.

Pochyla się nad kobietą, która osunęła się na podłogę.

Dotyka jej dłoni, Fabienne wstrząsa dreszcz.

Jeśli zostawiłaś go w mieszkaniu, to nie twoja wina. Kazałem ci spakować mnóstwo rzeczy.

Przypominałem ci o nim, ale nie powiedziałem, jaka to ważna dla mnie pamiątka. Że całą

resztę mam w dupie. Powinienem ci był o tym powiedzieć. Przecież nie jesteś jasnowidzem.

Całuje ją w dłoń. Wstaje.

Fabienne wciąż siąka nosem.

Butch podchodzi do szafy.

FABIENNE

Przepraszam.

Butch wkłada swoją szkolną kurtkę.

BUTCH

Nie musisz. Ale to znaczy, że nie pójdziemy razem na śniadanie.

FABIENNE

Dlaczego?

BUTCH

Bo muszę wrócić do mieszkania po zegarek.

FABIENNE

background image

Czy gangsterzy nie będą cię tam szukać?

BUTCH

Dowiem się tego. Jeśli się okaże, że mnie szukają i że są cwańsi, dam nogę.

Podnosząc się z podłogi:

[FABIENNE

Kochanie, nie chcę, żeby cię zamordowali przez jakiś głupi zegarek.

BUTCH

Po pierwsze, to nie jest głupi zegarek. Po drugie, nie zamordują mnie. I po trzecie, nie bój się.

Nie pozwolę, by cokolwiek przeszkodziło nam żyć dalej długo i szczęśliwie.

FABIENNE

A nasz pociąg?

BUTCH

Zostało jeszcze parę godzin.]

FABIENNE

Mam straszne wyrzuty sumienia. Widziałam twój zegarek, myślałam, że go wzięłam. Tak mi

przykro.

Butch przyciąga ją do siebie i bierze jej twarz w dłonie.

BUTCH

Nie przejmuj się, ptysiu z kremem. Choćbyś zrobiła nie wiem co, nie potrafię się na ciebie

długo złościć.

(pauza)

Kocham cię, zapomniałaś?

(wygrzebuje z portfela kilka banknotów)

Masz tu trochę pieniędzy, zamów te swoje naleśniki i zjedz wspaniałe śniadanko.

FABIENNE

Nie jedź.

BUTCH

Wrócę, zanim zdążysz powiedzieć: „placek z jagodami”.

FABIENNE

Placek z jagodami.

BUTCH

Może nie aż tak szybko, ale szybko. Dobrze?

background image

FABIENNE

Okay.

Całuje ją jeszcze raz i rusza w kierunku drzwi.

BUTCH

Pa, pa, babeczko z lukrem.

FABIENNE

Pa.

BUTCH

Pojadę twoją hondą.

FABIENNE

Okay.

Butch znika za drzwiami.

Fabienne siada na łóżku i patrzy na pieniądze od Butcha.

WNĘTRZE. HONDA (W RUCHU) - DZIEŃ

Butch jadąc ulicą okłada pięściami kierownicę i deskę rozdzielczą.

BUTCH

Kurwa w dupę pierdolona mać, mogła zapomnieć tylu rzeczy, ale musiała akurat zapomnieć

zegarka?! Specjalnie jej przypominałem, żeby o nim nie zapomniała. „Stolik nocny. Na

kangurku”. Mówiłem wyraźnie: „Nie zapomnij zegarka mojego ojca”.

PLENER. ULICA W MIEŚCIE - DZIEŃ

Malutka honda zmierza do celu tak szybko, jak jej na to pozwala cherlawy silniczek.

[WNĘTRZE. HONDA (W RUCHU) - DZIEŃ

Butch kontynuuje:

BUTCH

Co ja, kurwa, robię? Za mocno oberwałem po głowie? Tak, pewnie dlatego. Tak debilny krok

można tłumaczyć tylko uszkodzeniem mózgu. Zatrzymaj wóz, Butch.

(jedzie dalej)

Zatrzymaj wóz, Butch.

(olewa sam siebie)

Butch, mówię do ciebie! Noga na pedał hamulca!

background image

Noga Butcha wdeptuje pedał w podłogę.

PLENER. ULICA W MIEŚCIE - DZIEŃ

Mała honda zatrzymuje się pośrodku ulicy. Butch wyskakuje Z wozu, jakby wybuchł w nim

pożar.

Butch zaczyna chodzić w tę i z powrotem, mówi coś do siebie, nie zwracając uwagi na

przechodniów i przejeżdżające samochody.

BUTCH

Nie mam zamiaru. To ryzykowne posunięcie, a ja nie jestem ryzykantem. Tatuś by mnie,

kurwa, zrozumiał. Gdyby był tu ze mną, powiedziałby: „Butch, pozbieraj się do kupy. To

tylko pierdolony zegarek. Zgubisz jeden, sprawisz sobie drugi. Nie wystawiaj na szwank

własnego życia, tak nie wolno, bo życie masz tylko jedno”.

Butch przechadza się dalej, ale tym razem w milczeniu. A potem...

To moja wojna. Widzisz, Butch, zapominasz o tym, że ten zegarek to nie tylko przyrząd do

orientowania się w czasie. Ten zegarek to symbol. Symbol wojennego bohaterstwa twojego

ojca, jego ojca i ojca jego ojca. A ja, biorąc forsę Marsellusa Wallace'a, zapoczątkowałem

wojnę. To jest moja mała druga wojna światowa. To mieszkanie w North Hollywood jest

moją Wake Island. Jeśli spojrzeć na to pod tym kątem, zapomnienie Fabienne nabiera cech

fatum. I powrót po zegarek wcale nie jest w takich warunkach głupotą. Może to i

niebezpieczne, ale na pewno nie głupie. Bo po pewne rzeczy w życiu warto wracać.

Stało się. Butch znów przekonał sam siebie do działania. Wskakuje do auta, włącza silnik i

odjeżdża.]

CIĘCIE

Wskaźnik parkometru podnosi się w górę i znika z kadru, strzałka wskazuje na pierwszą

godzinę.

PLENER.

RÓG ULICY W DZIELNICY MIESZKALNEJ - DZIEŃ

Butch nie działa bezmyślnie. Zaparkował wóz kilka przecznic od swojego domu, by zlustrować

teren przed wkroczeniem do mieszkania.

PLENER. ZAUŁEK - DZIEŃ

Butch idzie przez zaułek, dochodzi do większej ulicy i dyskretnie rozgląda się.

background image

PLENER. ULICA. DOM BUTCHA - DZIEŃ

Wszystko wydaje się normalne. Ulicą przejeżdża mniej więcej tyle samochodów ile trzeba.

Żaden z zaparkowanych wozów nie wygląda podejrzanie. W żadnym z nich nie siedzi para

zakapiorów. Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja przed blokiem Butcha nie odbiega od

codzienności.

Butch wychyla się zza ceglanego muru, rejestrując najważniejsze dane.

[BUTCH

(do siebie)

Wszystko wygląda cacy. Pozory często mylą, ale tym razem chyba tak nie jest.

Po co marnować siły na obstawianie mojego domu? Musiałbym być pierdolniętym idiotą,

żeby tu się teraz pokazywać. I właśnie tak ich pokonasz, Butch, wciąż nie doceniają twoich

możliwości.]

Butch wychodzi z zaułka i jest gotów na wszystko. Przechodzi przez ulicę i wchodzi na

podwórko swojego budynku.

Naprzeciwko bloku Butcha, na rogu, mieści się coś pośredniego między smażalnią pączków a

japońską restauracją. Nad wejściem sterczy wielki szyld z napisem „Teriyaki Donut” i

plastycznym wyobrażeniem pączka z dziurką, wetkniętego w miskę z ryżem.

PLENER. DOM BUTCHA. PODWÓRKO - DZIEŃ

Butch stoi na podwórku typowego dla północnej dzielnicy Hollywood bloku mieszkalnego. I

znów wszystko wygląda normalnie: pralnia, basen, drzwi do jego mieszkania - nic się nie

zmieniło.

Butch wspina się po schodach do swojego mieszkania, numer 12. Staje przy drzwiach i

nasłuchuje. Nic.

Butch powoli przekręca w zamku klucz i cichutko uchyla drzwi.

WNĘTRZE. MIESZKANIE BUTCHA - DZIEŃ

Mieszkanie jest nietknięte.

Butch ostrożnie wchodzi do środka, zatrzaskuje drzwi i szybko rozgląda się wokół.

Najwyraźniej nikogo poza nim tu nie ma.

background image

Butch idzie do skromnej kuchni i otwiera lodówkę. Wyciąga kartonik z mlekiem i wypija łyk.

Z kartonikiem w dłoni kontynuuje oględziny mieszkania. Potem idzie do sypialni.

Sypialnia przypomina resztę pomieszczeń w tym mieszkaniu: jest sterylna, wysprzątana i

anonimowa. Jedynymi bardziej osobistymi przedmiotami są tu trofea bokserskie, srebrny

medal olimpijski, oprawiony w ramki egzemplarz „Ring Magazine” z Butchem na okładce i

dwa plakaty, jeden z Jerrym Quarrym, drugi z, Georgem Chuvalo.

Oczywiście, zegarek leży tam, gdzie przypuszczał: na stoliku nocnym, powieszony na małej

figurynce kangura.

Butch odstawia mleko na stolik, bierze zegarek, patrzy na godzinę i zapina go sobie na ręku.

Uśmiecha się, bierze kartonik z mlekiem i wychodzi z sypialni.

Przechodzi przez całe mieszkanie z powrotem do kuchni. Otwiera szajkę, wyciągając z niej

pudełko „Pop Tarts”. Odstawiając mleko, otwiera pudełko, wyjmuje dwie kromki i wrzuca je

do opiekacza.

Butch spogląda w prawo i nagle coś zauważa.

Na blacie kuchennym spoczywa mały., czeski pistolet maszynowy M61 z ogromnym tłumikiem.

BUTCH

(cicho)

O kurwa mać.

Podnosi budzący respekt kawał żelastwa i ogląda go.

I wtedy... ktoś spuszcza wodę w klozecie.

Butch spogląda na drzwi łazienki, położonej naprzeciwko kuchni. Ktoś za nimi jest.

Jak przyłapany w grządce sałaty zając, Butch zastyga w bezruchu, nie wiedząc, co ma robić.

background image

Drzwi otwierają się i z łazienki wychodzi Vincent Vega, zapinając pasek. W ręku trzyma

powieść „Modesty Blaise” Petera O'Donnella.

Vincent i Butch wlepiają w siebie wzrok.

Vincent kamienieje.

Butch stoi niemal bez ruchu, skierowując lufę M61 w stronę Vincenta.

Żaden z mężczyzn nie odzywa się słowem.

Nagle... z tostera wyskakują z trzaskiem gotowe grzanki.

Tylko tego brakowało, by rozwiązać sytuację.

Palec Butcha pociąga za cyngiel.

Z drugiej strony lufy dobywa się stłumiony ogień.

Ciało Vincenta uderzone 20 kulami naraz podskakuje w górę i ląduje na drugim końcu

łazienki, gdzie rozbija się o szklaną ściankę budki prysznica.

Kiedy Butch zdejmuje palec ze spustu, Vincent jest już unicestwiony.

Butch stoi jak wryty, nie mogąc zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Błądzi spojrzeniem od

mokrej plamy, która była niedawno Vincentem, do ściskanego w dłoniach gnata.

Butch z należną czcią kładzie M61 z powrotem na kuchennym blacie.

Następnie pośpiesznie opuszcza mieszkanie.

PLENER. PODWÓRKO - DZIEŃ

Butch nie biegnie, ale bardzo szybko przemierza podwórko...

background image

... wychodzi przez bramkę, przechodzi przez jezdnię...

... idzie przez zaułek...

... i wsiada z powrotem do wozu, wszystko w jednym ujęciu ze steadicamu.

PLENER. HONDA - DZIEŃ

Butch wrzuca bieg i błyskawicznie rusza do przodu. Wielki, promienny uśmiech człowieka

ocalałego z pogromu rozjaśnia mu twarz.

PLENER. ULICA W DZIELNICY MIESZKALNEJ - DZIEŃ

Honda skręca w zaułek i powoli przejeżdża obok domu Butcha.

WNĘTRZE. HONDA - DZIEŃ

Butch patrzy przez okno na swój były dom.

BUTCH

Właśnie tak ich pokonasz, Butch. Wciąż nie doceniają twoich możliwości.

Na tę myśl nasz bokser wybucha głośnym śmiechem. Śmiejąc się, wrzuca do odtwarzacza

kasetę. Kiedy rozbrzmiewa muzyka, śpiewa razem z taśmą.

Przejeżdża obok swojego budynku, ale musi stanąć na światłach naprzeciwko „Teriyaki

Donut”.

Butch wciąż chichocze, wtórując taśmie, kiedy widzimy:

PRZEZ SZYBĘ SAMOCHODU

wielkiego bossa we własnej osobie, Marsellusa Wallace'a, wychodzącego z knajpy z tuzinem

pączków w pudelku i dwoma styropianowymi kubasami z kawą. Schodzi z krawężnika na

jezdnię, tuż przed samochodem Butcha. Pierwszy raz widzimy Marsellusa w całej okazałości.

Roześmiany chłoptaś przestaje się cieszyć, kiedy widzi, kto przechodzi przez ulicę.

Kiedy Marcelim znajduje się na wysokości wozu Butcha, spogląda automatycznie w lewo,

widzi Butcha, odruchowo idzie dalej... i przystaje!

DWA ZBLIŻENIA TWARZY:

„Czy ja naprawdę widzę to, co widzę?”

Butch nie czeka, aż wielki szef udzieli sobie odpowiedzi na własne pytanie. Wciska gaz do

background image

dechy.

Malutka honda uderza w Marsellusa, posyłając jego, pączki i kawę na chodnik, o który

uderzają z prędkością 30 mil na godzinę.

Butch wymusza pierwszeństwo i dostaje w bok od złotego camaro Z - 28, honda traci

wszystkie szyby i ląduje na chodniku.

Butch siedzi oszołomiony i ogłupiały w kupie szmelcu, która jeszcze niedawno była hondą

Fabienne. Z nosa płynie mu krew. Z nie uszkodzonego odtwarzacza wciąż sączy się muzyka.

Jakiś przechodzień zagląda do środka.

PRZECHODZIEŃ

Jezu, nic się panu nie stało?

Butch patrzy na niego tępym wzrokiem.

BUTCH

Chyba nie.

Marsellus Wallace leży rozciągnięty na jezdni. Wokół ciała zbiera się tłumek ciekawskich.

CIEKAWSKA NR I

(do pozostałych)

Nie żyje! Nie żyje!

Wrzaski tej wariatki przywracają Marsellusowi przytomność.

Przechodnie pomagają roztrzęsionemu Butchowi wysiąść z wraku.

Otumaniały Marsellus staje na nogi.

CIEKAWSKA NR 2

Jeśli potrzebuje pan świadków w sądzie, chętnie panu pomogę. Ten facet to jakiś pijany

wariat. Potrącił pana, a potem zderzył się z tamtym wozem.

MARSELLUS

(wciąż nie może zebrać myśli)

Kto?

background image

CIEKAWSKA NR 2

(wskazując na Butcha)

On.

Marsellus podąża wzrokiem za palcem Ciekawskiej i dostrzega po drugiej stronie ulicy

wyglądającego jak kupka nieszczęścia Butcha Coolidge'a.

MARSELLUS

A niech mnie chuj.

Zwalisty typ wyciąga czterdziestkę piątkę, tłumek odskakuje w tył. Marsellus rusza w kierunku

Butcha.

Butch widzi wkurwioną postać, idącą chwiejnie w jego stronę.

BUTCH

Sacre bleu.

Marsellus podnosi broń i strzela, ale jest tak obolały, rozdygotany i przymulany, ze dłoń

odmawia mu posłuszeństwa.

Trafia Przypadkową Kobietę w biodro. Kobieta pada na ziemię z wrzaskiem.

PRZYPADKOWA KOBIETA

Boże, postrzelił mnie!

Butchowi więcej nie trzeba. Spada stamtąd.

Marsellus biegnie za nim.

Tłumek ciekawskich stoi zbaraniały.

Butch, kulejąc, podejmuje dziką próbę ucieczki.

Wielki zakapior dyszy żądzą zemsty, podejmując zezowaty, chwiejny pościg.

Butch rzuca się między jadące samochody i wpada do sklepiku z szyldem:

background image

LOMBARD MASONA - DIXONA

WNĘTRZE. LOMBARD MASONA - DIXONA - DZIEŃ

Maynard, o wyglądzie prowincjonalnego buraka, stoi za ladą swojego lombardu, podczas gdy

chaos i zniszczenie meldują się niespodziewanie w jego świecie pod postacią rannego Butcha.

MAYNARD

Słucham pana?

BUTCH

Zamknij się!

Butch błyskawicznie ocenia sytuację, po czym ustawia się przy drzwiach.

MAYNARD

Chwila, moment...

Nim Maynard zdoła dokończyć swoją groźbę, do sklepiku wpada Marsellus. Ale nie udaje mu

się przekroczyć progu, ponieważ na jego twarzy ląduje pięść Butcha.

Kolana gangstera miękną i wielkie cielsko zwala się na plecy.

Ulicą przejeżdżają właśnie dwa wozy policyjne na sygnale.

Butch rzuca się na leżącego, lejąc go jeszcze dwa razy w twarz.

Butch wyjmuje spluwę z rąk Marsellusa, po czym chwyta go za środkowy palec.

BUTCH

Lubisz polować na ludzi, co?

Łamie mu palec. Marsellus wydaje jęk bólu. Teraz Butch umieszcza mu lufę czterdziestki

piątki między oczami, odbezpiecza i zasłania się dłonią przed bryzgiem krwi.

Wiesz co, szefuniu? Przyłapałeś mnie...

MAYNARD

(z offu)

Nie ruszać się!

background image

Butch i Marsellus odwracają się, by spojrzeć na Maynarda, który wycelował w nich wielką

pukawkę.

BUTCH

Słuchaj pan, nie pański interes!

MAYNARD

Od teraz jest mój! Rzuć broń!

Butch rzuca.

A teraz ty, na wierzchu, wstań i podejdź do lady.

Butch powoli podnosi się z ziemi i zbliża się do lady. Kiedy już tam jest, Maynard uderza go z

rozmachem w twarz kolbą swojej pukawki, tak że Butchowi urywa się film.

Kiedy Butch już leży, Maynard ze stoickim spokojem odkłada broń na ladę i podchodzi do

telefonu.

Marsellus Wallace, leżąc na podłodze, patrzy zamglonym wzrokiem, jak Maynard wykręca

numer. Maynard czeka, aż ktoś z drugiej strony linii podniesie słuchawkę. Zaczyna mówić.

(do telefonu)

Zed? Tu Maynard. Pająk złapał właśnie dwie muszki.

Marsellus mdleje.

WYCIEMNIENIE

ROZJAŚNIENIE

WNĘTRZE. ZAPLECZE LOMBARDU - DZIEŃ

PLAN BLISKI – BUTCH I MARSELLUS

związani i przytroczeni do krzeseł. W ustach mają stylizowane sadomasochistyczne kneble z

piłek (rzemień opasujący głowę i mała czerwona piłeczka wetknięta w usta. Obaj są nieprzy-

tomni. Zjawia się Maynard z gaśnicą w dłoni i spryskuje obydwu, aż ociekającym wodą

powraca świadomość. Więźniowie spoglądają na swojego oprawcę.

Maynard staje przed nimi, z gaśnicą w jednej dłoni, pukawką w drugiej i z czterdziestką

piątką Marsellusa za paskiem spodni.

background image

MAYNARD

W moim sklepie zabijam tylko ja albo Zed!

Odzywa się brzęczyk.

To Zed.

Słyszymy, jak po drugiej stronie zasłony Maynard wpuszcza Zeda do sklepu.

Butch i Marsellus rozglądają się wokół siebie. Piwniczkę pod sklepem zamieniono w loch.

Zrozumiawszy, w jakich znaleźli się opałach, Butch i Marsellus spoglądają po sobie, bez

cienia wrogości, ale za to pełni przerażenia, że oto nawarzyli sobie straszliwego piwa.

Maynard i Zed wchodzą przez zasłonę. Zed jest jeszcze bardziej wyrazistą wersją Maynarda,

jeśli to w ogóle możliwe. Nie ma wątpliwości, że obaj wieśniacy są braćmi. Maynard jest

krwiożerczym pitbullem, Zed zabójczą kobrą. Zed wchodzi do piwniczki i staje przed

pojmanymi. Przygląda im się długo, w milczeniu, po czym mówi:

ZED

(do Maynarda)

Obiecałeś na mnie zaczekać.

MAYNARD

Zaczekałem.

ZED

Więc czemu są poharatani?

MAYNARD

Sami się tak urządzili. Bili się. Ten, tutaj, chciał zastrzelić tamtego.

ZED

(do Butcha)

Naprawdę? Chciałeś go zastrzelić?

Butch nie udziela odpowiedzi.

Słuchaj, Grace może stać przed sklepem?

MAYNARD

background image

Dziś nie jest wtorek, prawda?

ZED

Nie, czwartek.

MAYNARD

Może stać.

ZED

Dobra, wyprowadź Pokraka.

MAYNARD

Pokrak chyba śpi.

ZED

Więc trzeba będzie go obudzić, prawda?

Maynard otwiera właz w podłodze.

MAYNARD

(wrzeszczy do otworu)

Wstawaj!

Maynard sięga do dziury i wyciąga smycz. Energiczne szarpnięcie sprawia, że spod podłogi

wychodzi Pokrak.

Pokrak to człowiek od stóp do głów ubrany w czarny skórzany strój masochisty. Na całym

ciele ma jakieś zamki, klamry i ćwieki. Głowę opina mu czarna skórzana maska z otworami

na oczy i otworem na usta(zasuniętym na suwak). Trzymają go pod podłogą, w jamie o

wymiarach jak dla sporego psa.

Zed bierze krzesło, ustawia przed więźniami, a następnie siada. Maynard podaje Zedowi

smycz Pokraka, po czym cofa się.

ZED

(do Pokraka)

Waruj!

Pokrak pada na kolana.

Maynard trzyma się na uboczu, tymczasem Zed taksuje wzrokiem więźniów.

background image

MAYNARD

Którego chcesz najpierw?

ZED

Jeszcze nie wiem.

Następnie małym paluszkiem wskazuje to na jednego, to na drugiego, recytując bezgłośnie

„Ene, duke, like, fake...”.

Butch i Marsellus umierają z przerażenia.

Maynard przenosi wzrok z więźnia na więźnia.

Oczy Pokraka przesuwają się z lewa na prawo i z powrotem.

Zed kontynuuje swoją niemą wyliczankę, poruszając palcem z lewa na prawo. Nagle

nieruchomieje.

PLAN ŚREDNI – BUTCH I MARSELLUS

Po pauzie, kamera przesuwa się w prawo, aż w kadrze zostaje sam Marsellus.

ZED

Wypadło na ciebie, grubasku.

Wstaje. Chcesz tutaj?

MAYNARD

Nie, daj wielkoluda do starego pokoju Russella.

ZED

Brzmi zachęcająco.

Chwyta krzesło Marsellusa i ciągnie je do starego pokoju Russella.

Nie ulega wątpliwości, że Russell był jakimś pechowym skurczybykiem, który miał

nieszczęście wejść do lombardu Masona - Dixona. Dalszy los Russella jest znany tylko

Zedowi i Maynardowi, ponieważ jego stary pokój, pakamera na tyłach zaplecza, jest pusty.

Zanim Marsellus zniknie za drzwiami starego pokoju Russella, wymienia z Butchem

przeciągłe spojrzenie.

background image

MAYNARD

(do Pokraka)

Wstań!

Pokrak wstaje. Maynard przywiązuje smycz do haka w suficie.

Pilnuj go.

Pokrak schyla głowę: tak jest. Maynard znika w starym pokoju Russella. Najprawdopodobniej

znajduje się tam sprzęt stereofoniczny, ponieważ po chwili powietrze wypełniają rytmy

melodii The Judds.

Butch patrzy na Pokraka. Pokrak chichocze pod maską, jakby brał udział w

najzabawniejszym epizodzie komediowym w dziejach filmu.

Zza drzwi słyszymy muzykę country, odgłosy szamotaniny i:

MAYNARD

(z offu)

Chłopak trochę się stawia!

Następnie słyszymy, jak Zed i Maynard biją Marsellusa.

ZED

(z offu)

Chcesz walczyć? Chcesz się bić? Świetnie, lubię się bić!

Butch nieruchomieje, wsłuchuje się w głosy. Po chwili, ogarnięty paniką, stara się

wyswobodzić z więzów.

Pokrak śmieje się dziko.

Sznur wpija się mocno w ciało, Butch nie potrafi się z niego wyplątać.

Pokrak aż się wali po kolanie ze śmiechu.

background image

Zza drzwi dobiega głos:

MAYNARD

Taaak... dobrze, świetnie ci idzie... Oooo, właśnie tak... tak dobrze.

(chrząka coraz szybciej)

Nie ruszaj się... nie ruszaj się, do cholery! Zed, kurwa mać, chodź go przytrzymać!

Butch przestaje się szamotać i podnosi się do góry. Tapicerowane oparcie krzesła odrywa się

bez trudu, jakby nigdy nie było do niego przymocowane.

Pokrakowi na ten widok oczy wychodzą na wierzch.

POKRAK

Huhng?

Pokrak miota się spazmatycznie, usiłując odczepić smycz z haka. Chce krzyknąć, ale z jego

gardła dobywa się jedynie pełny podniecenia gulgot i pochrząkiwanie.

Butch wyplątuje się z więzów, wymierzając Pokrakowi trzy ciosy w twarz. Nokautuje go,

Pokrak pada na kolana, wieszając się na smyczy uwiązanej u sufitu.

Butch wyrywa sobie z ust knebel, po czym cicho wychodzi za czerwoną zasłonę.

WNĘTRZE. LOMBARD - DZIEŃ

Butch podkrada się do drzwi.

Na ladzie leży wielki pęk kluczy z wielką literą „Z” przyczepioną do kółeczka. Butch chwyta

je i już chce uciekać, kiedy jego uszu dobiegają głosy dwóch wsiowych psychopatów

używających sobie z Marsellusem.

Butch dochodzi do wniosku, że nie wolno opuścić nikogo, kto się znalazł w takiej opresji.

Zaczyna się rozglądać po sklepie w poszukiwaniu broni, którą można by rozwalić burakom

łby.

Podnosi złowrogo wyglądający młot, ale odkłada go: za mało zabójczy. Bierze do rąk piłę

łańcuchową, coś przez chwilę rozważa w duszy, po czym odkłada ją na miejsce. Potem

przymierza się do ogromnego, luizjańskiego kija baseballowego. Wreszcie jego wzrok

background image

napotyka to, czego szukał:

Miecz samurajski.

Wisi na wbitym w ścianę gwoździu w ręcznie rzeźbionej drewnianej pochwie, tuż obok neonu

ULUBIONE STAROŚWIECKIE PIWO KORZENNE TATKI. Butch zdejmuje miecz ze ściany i

wyciąga z pochwy. Wspaniały kawałek stali. Wydaje się lśnić własnym blaskiem w świetle

niskowatowej lombardowej żarówki. Butch dotyka kciukiem klingi, by sprawdzić, czy broń nie

jest przypadkiem tylko ozdobą. Nigdy w życiu. Jest ostra jak jasna cholera. Jakby na

zamówienie dla Braci Grimm z piwniczki. Trzymając miecz ostrzem do dołu, à la Takakura

Ken, Butch znika za czerwoną zasłoną, by wziąć sprawy we własne ręce.

WNĘTRZE. ZAPLECZE LOMBARDU - DZIEŃ

Butch przemyka się bezszelestnie po schodach prowadzących do lochu. Zza zamkniętych

drzwi starego pokoju Russella nadal dobiegają nie tracące nic na sile odgłosy sodomii i The

Judds.

WNĘTRZE. STARY POKÓJ RUSSELLA - DZIEŃ

W kadrze pojawia się dłoń Butcha, która popycha przymknięte drzwi. Otwierają się

bezdźwięcznie, ukazując gwałcicieli, którzy zdążyli już zamienić się miejscami. Zed pochyla

się nad Marsellusem, który leży wygięty na drewnianym koniu gimnastycznym. Maynard

przygląda mu się. Obaj stoją plecami do Butcha.

Maynard odwraca się z uśmieszkiem do kamery, gdy tymczasem Butch podkrada się do niego

z mieczem.

Biedny, sponiewierany i wyglądający jak szmaciana lalka Marsellus(w jego ustach wciąż tkwi

czerwona piłeczka), otwiera załzawione oczy, by ujrzeć skradającego się do Maynarda

Butcha. Oczy wychodzą mu na wierzch.

BUTCH

Cześć, buraku.

Maynard odwraca się, by ujrzeć uzbrojonego w miecz Butcha.

Butch wydaje z siebie wrzask... i jednym wspaniałym ciachnięciem rozplątuje Maynardowi

klatkę piersiową, po czym idzie dalej, wycelowując wzrok i ostrze w Zeda.

background image

Maynard stoi w szoku, z rozpłataną klatką, i trzęsie się jak galareta.

Butch, nie spuszczając Zeda z oczu, robi mieczem wymach w tył, nadziewając na niego

Maynarda, po czym wyszarpuje ostrze i wycelowuje je w Zeda. Maynard pada.

Zed odskakuje od Marsellusa w pośpiechu i bada wzrokiem odległość dzielącą czubek miecza

od marsellusowej czterdziestki piątki leżącej w zasięgu jego ręki.

Oczy Butcha śledzą oczy Zeda.

BUTCH

Chcesz tę spluwę, co, Zed? Podnieś ją.

Dłoń Zeda wysuwa się ku spluwie.

Butch ściska rękojeść miecza.

Zed obserwuje Butcha.

Butch wpatruje się w Zeda.

I słychać głos:

MARSELLUS

(z offu)

Odsuń się, Butch.

Butch odsuwa się na bok, odsłaniając stojącego za nim Marsellusa uzbrojonego w strzelbę

Maynarda.

JEBUDU!!!

Zed dostaje w krocze. Pada na ziemię, drąc się z bólu.

Marsellus, patrząc z góry na skowyczącego gwałciciela, wyrzuca dymiącą łuskę ze strzelby.

background image

Butch opuszcza miecz i czeka. Ani słowa, aż do:

BUTCH

Wszystko okay?

MARSELLUS

Nie. Jest kurewsko daleko od okay.

Długa pauza.

BUTCH

Co dalej?

MARSELLUS

Co dalej? Powiem ci, co dalej. Zamówię kilku czarnuchów, żeby tu przyszli i popracowali

nad nim z obcęgami i palnikiem.

(do Zeda)

Słyszysz co mówię, buraku? Jeszcze z tobą nie skończyłem. Zrobię ci z dupy jesień

średniowiecza.

BUTCH

Miałem na myśli ciebie i mnie.

MARSELLUS

Ach, takie „co dalej”? Powiem ci, co dalej między tobą a mną. Już nie ma „mnie i ciebie”.

Koniec i szlus.

BUTCH

Jest git?

MARSELLUS

Tak, jest git. Dwie sprawy: nikomu o tym nie mów. To zostaje między mną, tobą a panem

Kończącym - W - Męczarniach - Swój - Krótki - Zasraniutki - Żywot - Gwałcicielem. Nikogo

więcej to nie obchodzi. Dwa: wyjedź z miasta. Jeszcze dziś. Natychmiast. A kiedy cię nie

będzie, niech cię nie będzie. Straciłeś swoje przywileje w Los Angeles. Umowa stoi?

BUTCH

Stoi.

Pieczętują ją uściskiem dłoni, po czym padają sobie w objęcia.

MARSELLUS

A teraz spierdalaj stąd.

background image

Butch wychodzi ze starego pokoju Russella przez czerwoną zasłonę. Marsellus podchodzi do

telefonu i wybiera numer.

[MARSELLUS

(do telefonu)

Panie Wolf, dzwoni Marsellus. Mam tu pewną sytuację.]

PLENER. LOMBARD MASONA - DIXONA - DZIEŃ

Butch, wciąż sikając po nogach ze strachu, wychodzi z lombardu. Rozgląda się i widzi

zaparkowanego przed sklepem wielkiego niklowanego harleya - choppera na którego baku

pyszni się napis GRACE. Dosiada motoru, wyjmuje z kieszeni kluczyki z przyczepionym do

nich wielkim „Z” i uruchamia bydlaka. Ten budzi się do życia, wydając dźwięki jak rakieta

wchodząca na orbitę. Butch przekręca rączkę i odjeżdża na pełnym gazie.

CIĘCIA OD DO:

WNĘTRZE. POKÓJ HOTELOWY

BUTCHA I FABIENNE - DZIEŃ

Fabienne stoi przed lustrem ubrana w T - shirt z napisem „Frankie mówi: spoko”,

podśpiewując razem z radiem.

PLENER. ULICA W MIEŚCIE - HARLEY

(W RUCHU) - DZIEŃ

Butch jedzie przez miasto, siedząc okrakiem na bydlaku o nazwie GRACE. Patrzy na zegarek

ojca. Jest 10:30.

Na obraz nakłada się melodia z pokoju hotelowego.

PLENER: POKÓJ W MOTELU - DZIEŃ

Butch zajeżdża pod motel na Grace. Zeskakuje i biegnie do pokoju, zostawiając nas na

zewnątrz z motocyklem.

FABIENNE

(z offu)

Butch, tak się niepokoiłam!

BUTCH

Kochanie, bierz radio i torebkę, wyjeżdżamy! Chodź, kochanie, musimy spadać!

FABIENNE

A bagaże?

BUTCH

background image

Pieprzyć bagaże. Szybko, bo spóźnimy się na pociąg!

FABIENNE

(z offu)

Dobrze poszło? Grozi nam niebezpieczeństwo?

BUTCH

Jest świetnie. Tak naprawdę, to jest super. Ale musimy spadać. Czekam na zewnątrz.

Butch wybiega na zewnątrz i wskakuje na siodełko. Fabienne wychodzi z pokoju trzymając

radio i wielką torebkę. Widząc Butcha na harleyu, staje jak wryta.

FABIENNE

Skąd masz motor?

BUTCH

(zapala z kopa)

To nie motor, to harley. Wskakuj.

Fabienne podchodzi powoli do jednośladowego demona.

FABIENNE

A gdzie moja honda?

BUTCH

Wybacz, kochanie, skasowałem ją.

FABIENNE

Nie jesteś ranny?

BUTCH

Nie, najwyżej mam złamany nos. Detal. Wskakuj.

Fabienne stoi w bezruchu.

Butch spogląda na nią.

Musimy, kurwa, jechać!

Fabienne zaczyna płakać.

Butch uświadamia sobie, że w ten sposób nie namówi jej, by wsiadła na motor. Wyłącza silnik

background image

i wyciąga rękę po jej dłoń.

Przepraszam, maleńka.

FABIENNE

Tak długo nie wracałeś, że zaczęły mnie dręczyć straszne myśli.

BUTCH

Wybacz, że się przeze mnie niepokoiłaś. Ale już jest dobrze. Ej, a jak twoje śniadanko?

FABIENNE

(fontanna łez ustaje)

Było smaczne.

BUTCH

Dostałaś naleśniki z jagodami?

FABIENNE

Nie, nie mieli z jagodami. Musiałam wziąć z maślanką. Na pewno jesteś cały?

BUTCH

Maleńka, przeżyłem właśnie najbardziej popierdolony dzień mojego życia. Wskakuj,

opowiem ci po drodze.

Fabienne wsiada na motor. Butch zapuszcza silnik.

FABIENNE

Czyj to motor?

BUTCH

To harley.

FABIENNE

Więc czyj to harley?

BUTCH

Zeda.

FABIENNE

A kto to jest Zed?

BUTCH

Zed zszedł, kochanie. Zed zszedł.

WYCIEMNIENIE

NAPIS:

„AFERA Z BONNIE”

background image

NAPIS ZNIKA

Na czerni słyszymy głosy rozmawiających mężczyzn.

JULES

(z offu)

Czytujesz Biblię, Brett?

BRETT

(z offu)

Tak!

JULES

(z offu)

Znam na pamięć jeden fragment, który pasuje jak ulał do sytuacji. Księga Ezechiela, rozdział

25, wers 17. „Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych

ludzi...

ROZJAŚNIENIE

WNĘTRZE. ŁAZIENKA - DZIEŃ

Jesteśmy w łazience hollywoodzkiego mieszkania, w którym byliśmy przedtem. Tak naprawdę

znajdujemy się w nim w tym samym czasie, co poprzednio. Ale tym razem jesteśmy w łazience

z Czwartym Mężczyzną. Czwarty Mężczyzna przechadza się po niedużym pomieszczeniu,

nasłuchując, co się dzieje w pokoju obok i ściskając mocno swoje ogromne srebrne magnum

357.

JULES

(z offu)

Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną ciemności,

bo on jest stróżem brata swego i znalazcą zagubionych dzieci. I dokonam na tobie srogiej

pomsty w zapalczywym gniewie, i na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci; i

poznasz, że Ja jestem Pan, kiedy wywrę na tobie swoją zemstę!”

TA - TA - TA! JEBUDU! SRU! BAM! BAM! BAM! BAM! BAM!

Czwarty Mężczyzna świruje ze strachu. Wciska się plecami w ścianę naprzeciwko drzwi, z

wyciągniętą przed sobą lufą, zielony na twarzy, gotów przepołowić kulami każdego, kto

będzie na tyle głupi, by wsadzić łeb do łazienki.

Potem słucha, jak rozmawiają z Marvinem, który przyczaił się w kącie.

background image

VINCENT

Twój koleś?

JULES

Tak. Marvin - Vincent, Vincent - Marvin.

Czekanie na nich nie jest chyba najrozsądniejszą strategią. Lepiej będzie otworzyć znienacka

drzwi i rozpieprzyć ich, póki zajmują się własnymi sprawami.

WNĘTRZE. MIESZKANIE - DZIEŃ

Drzwi łazienki otwierają się z hukiem i wypada z niej Czwarty Mężczyzna, celując do

Vincenta i Julesa ze srebrnego magnum, odpalając w ich stronę sześć razy.

CZWARTY MĘŻCZYZNA

Zdychajcie... zdychajcie... zdychajcie... zdychajcie...!

Ruch kamery w kierunku Czwartego Mężczyzny. Wrzeszczy, aż do wyczerpania całej amunicji.

Następnie na jego twarzy maluje się zmieszanie.

PLAN ŚREDNI – JULES I VINCENT

stoją ramię w ramię, nietknięci. Chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, żadna z kul

wystrzelonych przez Czwartego Mężczyznę nikogo nie raniła. Jules i Vincent wymieniają

spojrzenia pt. „ Trafił cię? „ Są równie zakłopotani jak strzelec. Po wymianie spojrzeń,

kierują wzrok na Czwartego Mężczyznę.

CZWARTY MĘŻCZYZNA

Nie rozumiem...

Czwarty Mężczyzna zostaje usunięty ze scenariusza przez kule wystrzelone przez obydwu

panów, które - w przeciwieństwie do jego kul - trafiają do celu. Pada martwy.

Dwaj mężczyźni opuszczają pistolety. Jules, najwyraźniej poruszony, przysiada na krześle.

Vincent, po chwili pełnej szacunku zadumy, otrząsa się. Podchodzi do siedzącego w kącie

Marvina.

VINCENT

Czemu, u kurwy nędzy, nie powiedziałeś nam, że ktoś jest w łazience? Zapomniałeś?

Zapomniałeś, że siedzi tam z pierdoloną armatą?

JULES

Kurwa, powinniśmy już nie żyć.

background image

(pauza)

Widziałeś, z czego do nas strzelał? Gnat był większy od niego.

VINCENT

Magnum.

JULES

Powinniśmy już nie żyć!

VINCENT

Taak... mieliśmy fart.

Jules wstaje, podchodzi do Wincenta.

JULES

Ten szajs to nie był fart. Ten szajs to było coś innego.

Vincent szykuje się do wyjścia.

VINCENT

Tak, możliwe.

JULES

To była... Boska interwencja. Wiesz, co to takiego boska interwencja?

VINCENT

Chyba tak. To znaczy, że Bóg zstąpił z nieba i zatrzymał kule.

JULES

Tak, człowieku, dokładnie to. Właśnie tak było! Bóg zstąpił z nieba i zatrzymał kule.

VINCENT

Czas się zmywać, Jules.

JULES

Nie rób tego! Kurwa, nie rób tego! Nie lekceważ tego szajsu! To był pierdolony cud!

VINCENT

Wyluzuj się, Jules, gówno chodzi po ludziach.

JULES

Ale nie takie.

VINCENT

Chcesz kontynuować tę dysputę teologiczną w wozie czy w pierdlu z gliniarzami?

JULES

Kurwa, powinniśmy już nie żyć, przyjacielu! Byliśmy świadkami cudu i chcę, byś uznał ten

fakt!

background image

VINCENT

Dobra, to był cud. Możemy już iść?

PLENER.

BUDYNEK MIESZKALNY W HOLLYWOOD - RANEK

Chevy nova włącza się do ruchu.

WNĘTRZE. CHEVY NOVA (W RUCHU) - RANEK

Jules siedzi za kierownicą, Vincent na miejscu dla pasażera, Marvin z tyłu.

VINCENT

Oglądasz czasem program „Gliny”? Widziałem raz, jak jeden gliniarz opowiadał, że ostrzelał

bandziora na korytarzu. Wypuścił cały magazynek i nic. Nie trafił. A byli sami na korytarzu.

To dziwne, ale możliwe.

JULES

Jeśli chcesz udawać ślepca, chodź po mieście z owczarkiem. Ale ja mam oczy szeroko

otwarte.

VINCENT

Co to, kurwa, znaczy?

JULES

Koniec. Od tej chwili nie ma mnie w branży.

VINCENT

Chryste Panie!

JULES

Nie bluźnij!

VINCENT

Boże, Jules...

JULES

Mówię ci, milcz!

VINCENT

Ty odpiąłeś!

JULES

Powiem dziś Marsellusowi, że odpadam.

VINCENT

Przy okazji powiedz mu, dlaczego.

JULES

Spokojna głowa, powiem.

background image

VINCENT

Stawiam dziesięć kawałków, że dupa mu odpadnie ze śmiechu.

JULES

Niech odpada, mam to gdzieś.

Vincent odwraca się do tyłu, trzymając od niechcenia swoją czterdziestkę piątkę.

VINCENT

Marvin, a co ty o tym wszystkim myślisz?

MARVIN

Nawet nie mam własnego zdania.

VINCENT

No, co ty, Marvin? Musisz mieć jakieś zdanie. Czy twoim zdaniem Bóg zstąpił z nieba i

zatrzymał kule?

Pistolet Wincenta robi BANG!

Marvin dostaje w klatkę piersiową, tuż pod krtanią. Zaczyna gulgotać krwią i dygocze.

JULES

Co jest, kurwa?

VINCENT

Niechcący strzeliłem Marvinowi w gardło.

JULES

Po jaką cholerę to zrobiłeś?

VINCENT

Nie chciałem! Przecież mówię, że to wypadek!

JULES

Widziałem już różne numery...

VINCENT

Wyluzuj się, facet! Zrobiłem to niechcący! Pewnie wjechałeś na jakiś wybój, podskoczyliśmy

i spluwa wypaliła.

JULES

Nie wjechałem na żaden zasrany wybój!

VINCENT

Słuchaj! Nie chciałem skurwiela zabić, pistolet sam wypalił, nie wiem jak!

background image

[Myślę, że najhumanitarniej będzie przerwać jego męczarnie.

JULES

(nie może w to uwierzyć)

Chcesz jeszcze raz do niego strzelić?

VINCENT

Człowiek strasznie się męczy. Tak trzeba.

Marvin, chociaż strasznie cierpi, przysłuchuje się tej debacie, nie wierząc własnym uszom.

Po chwili milczenia:

JULES

To nie fair.

Vincent odwraca się i przykłada Marvinowi lufę do czoła. Oczy Marvina robią się wielkie jak

spodki. Usiłuje wyperswadować Vince'owi ten pomysł, ale kiedy otwiera usta, słychać jedynie

gulgot.

Marvin, chcę cię przeprosić. Nie mam z tym bajzlem nic wspólnego. Uważam, że to zupełnie

pojebana sprawa.

VINCENT

Dobra, Poncjuszu Piłacie, kiedy policzę do trzech, naciśnij klakson. Raz... dwa...

ZBLIŻENIE KIEROWNICY

... trzy.

Jules naciska z całej siły klakson: TUU! i BANG!

Kiedy w kadrze znów pojawiają się dwaj mężczyźni, widzimy, że wnętrze samochodu tonie we

krwi. Obryzgała dosłownie wszystko, nie wyłączając Julesa i Vincenta.

JULES

Panie Jezu Przenajświętszy!

VINCENT

(do siebie)

Kurwa.]

JULES

background image

Patrz, jaki zrobiłeś pieprznik! I jedziemy tak w biały dzień przez miasto!

VINCENT

Sam nie wiem... nie myślałem, że tak bryźnie.

JULES

Więc lepiej teraz o tym pomyśl, skurwysynu! Musimy zjechać z szosy!

Gliny mają to do siebie, że od razu przyuważą, że ktoś jedzie wozem upaćkanym krwią!

VINCENT

Może go do kogoś odstawimy?

JULES

W tej dzielnicy nie ma do kogo! Marsellus nie ma znajomych w Valley.

VINCENT

Nie patrz tak na mnie, to twoje miasto, Jules.

Jules wyciąga telefon komórkowy i zaczyna wybierać jakiś numer.

Do kogo dzwonisz?

JULES

Do kumpla z Toluca Lake.

VINCENT

Gdzie to jest?

JULES

Po drugiej stronie wzgórza, niedaleko wytwórni Burbank. Jeśli Jimmie'ego nie będzie w

domu, mamy przesrane. Bo innych ludzi tu nie znam.

(do telefonu)

Jimmie! Co u ciebie? Tu Jules.

(pauza)

Słuchaj, stary, wkopaliśmy się z kumplem w niezłe gówno. Jesteśmy w wozie, który musi

zjechać z drogi, pronto! Potrzebuję na kilka godzin twojego garażu.

(pauza)

[Jimmie, wiesz, że nie mogę ci o tym opowiadać przez komórkę. Mówię ci tylko, że mamy

nóż na gardle i prosimy cię o udzielenie nam na parę godzin azylu, póki ktoś z naszych ludzi

nas nie poratuje.

(pauza)

Do tej pory już nas nie będzie.

background image

(pauza)

Jimmie, zdaję sobie sprawę z twojej sytuacji. Obiecuję, że nie spieprzę ci życia. Daję ci

słowo, ona nigdy się nie dowie, że u ciebie byliśmy.

(pauza)

Za pięć minut. Na razie.

Składa telefon i odwraca się do Vincenta.

Załatwione. Ale za półtorej godziny wraca z pracy jego żona, więc musimy się do tego czasu

zmyć.

PLENER. DOM JIMMIE'EGO - RANEK

Nova zatrzymuje się przed garażem małego podmiejskiego domku.]

WNĘTRZE. ŁAZIENKA JIMMIE'EGO - RANEK

Jules pochyla się nad umywalką, szorując swoje poplamione krwią dłonie, Vincent stoi za

nim.

JULES

Musisz być dla Jimmie'ego kurewsko grzeczny. Wystarczy jedna głupia uwaga i wykopie nas

za drzwi.

VINCENT

A jeśli nas wykopie, co zrobimy?

JULES

Nie wyjdziemy stąd, póki w parę miejsc nie zadzwonimy. Ale nie chcę, by doszło do

awantury. Jimmie to mój przyjaciel, a nie możesz przecież wpaść do domu przyjaciela i

zacząć go rozstawiać po kątach.

Jules wyprostowuje się i wyciera ręce. Vincent podchodzi do umywalki.

VINCENT

Poproś go tylko, żeby nie bluzgał. Trochę go poniosło na widok Marvina.

JULES

Postaw się w jego sytuacji. Ósma rano. Dopiero wstał. Nie był przygotowany na taki szajs. I

pamiętaj, kto tu komu robi łaskę.

VINCENT

Jeśli w zamian za to ma mną pomiatać, niech sobie wsadzi swoją łaskę w dupę!

background image

Kiedy Vincent kończy wycierać ręce, ręcznik jest czerwony od krwi.

JULES

Coś ty, kurwa, zrobił z ręcznikiem?

VINCENT

Wytarłem nim ręce.

JULES

Trzeba było najpierw je umyć!

VINCENT

Widziałeś, że je myłem!

JULES

Widziałem, że je zamoczyłeś!

VINCENT

Myłem. Krew tak łatwo nie schodzi. Może gdybym miał pumeks, poszłoby mi trochę lepiej.

JULES

Używałem tego samego mydła, co ty, a jednak, kiedy skończyłem, mój ręcznik nie wyglądał

jak jakaś pierdolona podpaska. Dobra, pieprzyć to. Kogo to obchodzi? Ale właśnie taki

drobiazg może doprowadzić do wrzenia. Gdyby on tu wszedł i zobaczył taki ręcznik... Mówię

ci, Vincent, wyluzuj się. Bo jeśli przez ciebie będę się musiał użerać z Jimmie'em... Słuchaj,

nie grożę ci, szanuję cię i w ogóle, ale nie stawiaj mnie w takiej sytuacji.

VINCENT

Jules, jeśli mnie tak ładnie prosisz, nie ma sprawy. To twój kumpel, idź go urabiać.

WNĘTRZE. KUCHNIA JIMMIE'EGO - RANEK

Trzej mężczyźni stoją w kuchni u Jimmie'ego, każdy z kubkiem kawy w ręce. Jules, Vincent i

Jimmie Dimmick, młody człowiek pod trzydziestkę, ubrany w szlafrok kąpielowy.

JULES

Cholera, Jimmie, to produkt dla smakoszy! Wystarczyłaby nam zwykła rozpuszczalna. A ty

nam zaparzasz takie pyszności. Co to za gatunek?

JIMMIE

Przestań, Julie.

JULES

Co?

JIMMIE

Nie jestem tortem, więc nie musicie mnie polewać lukrem. Nie musisz mi mówić, że mam

dobrą kawę. Sam ją kupuję i wiem, że jest dobra. Kiedy Bonnie robi zakupy, przynosi do

background image

domu gówno. Ja się nie szczypię z forsą, bo kiedy piję kawę, lubię się delektować jej

smakiem. Ale w tej chwili moje myśli nie krążą wokół kawy, krążą wokół zdechłego

czarnucha w moim garażu.

JULES

Jimmie...

JIMMIE

Cicho. Pozwól, że zadam ci pytanie, Jules. Czy podjeżdżając tu, zauważyłeś przed domem

szyld: „Przechowalnia zdechłych czarnuchów”?

Jules znów zaczyna mówić: „Jimmie”.

Opowiedz na pytanie. Czy przed moim domem wisi szyld: „Hurtownia sztywnych

czarnuchów”?

JULES

(podejmując żarcik)

Nie, nie widziałem takiego szyldu.

JIMMIE

A wiesz czemu nie widziałeś takiego szyldu?

JULES

Czemu?

JIMMIE

Bo nie prowadzę hurtowni zdechłych czarnuchów!

Jules znów wyjeżdża ze swoim: „Jimmie”.

Nie skończyłem! Czy nie rozumiesz, że kiedy Bonnie tu wróci i znajdzie we własnym domu

trupa, zażąda rozwodu? Bez rozpraw polubownych, bez separacji na próbę... po prostu się ze

mną rozwiedzie. A ja, kurwa, wcale nie chcę rozwodu! Ostatni raz, kiedy poruszaliśmy z

Bonnie ten temat, ma pozostać ostatnim razem, kiedy poruszaliśmy ten temat. Chcę ci pomóc,

Julie, z całego serca. Ale nie mam zamiaru tracić przy tym żony.

JULES

Jimmie...

JIMMIE

Tylko bez żadnych „Jimmie”, dobra? Nie weźmiesz mnie na swoje „Jimmie”. Cokolwiek

background image

powiesz i tak nie zapomnę o miłości do mojej żony. Pracuje na nocną zmianę w szpitalu.

Wróci za niecałe półtorej godziny. Dzwońcie, gdzie chcecie, ściągnijcie swoich ludzi, a

potem wypierdalajcie z mojego domu.

JULES

I niczego więcej nie chcemy. Nie chcemy ci robić koło pióra. Musimy tylko ściągnąć

naszych, żeby nas przewieźli.

JIMMIE

Więc proponuję zacząć dzwonić. Telefon jest w mojej sypialni.

[Jules przechodzi przez pokój:

JULES

(woła za nim)

Prawdziwy z ciebie kumpel, Jimmie!

JIMMIE

(do siebie)

Tak, tak, tak, tak, tak. Prawdziwy ze mnie kumpel. Dobry kumpel, zły mąż, lada chwila były

mąż.

(podnosi wzrok i widzi Vincenta)

A ty, kurwa, coś za jeden?

VINCENT

Nazywam się Vincent. I Jimmie... wielkie dzięki.

Obaj wybuchają śmiechem.

JIMMIE

Nie ma sprawy.]

WNĘTRZE. JADALNIA

MARSELLUSA WALLACE'A - RANEK

Marsellus Wallace siedzi przy stole w jadalni w obszernym, wygodnym szlafroku, pochłania

kopiaste śniadanie i rozmawia przez telefon. Mia podchodzi do stołu.

MARSELLUS

Powiedzmy, że wróci do domu. Jak twoim zdaniem zareaguje?

(pauza)

Kurwa, to oczywiste, że będzie świrować. To żadna odpowiedź. Ty ją znasz, ja nie. Wielka

czy mała jędza?

background image

WNĘTRZE. SYPIALNIA JIMMIE'EGO - RANEK

Jules chodzi po pokoju z telefonem w dłoni.

JULES

Zrozum, czym nam grozi ta cała afera z Bonnie. Jeśli po całym dniu ciężkiej pracy wróci do

domu i zastanie we własnej kuchni bandę gangsterów zajętych cholera wie czym, nie da się

przewidzieć jej reakcji.

[MARSELLUS

Nazwijmy nienazwane.

JULES

Istnieje pewne prawdopodobieństwo, ale to mało możliwe.

MARSELLUS

Czemu „prawdopodobne, ale mało możliwe”?

JULES

Bo gdyby swój trafił na swego, sam bym sprawę rozwiązał, dobrze o tym wiesz. Ale swój nie

trafił na swego. I pomożesz nam wyleźć z tego gówna. Uratujesz nasze tyłki. Bo jeśli mam

stanąć w sytuacji, kiedy mój przyjaciel się wkurwi, bo jego żonę wkurwi twój Vincent, to

kiepsko wszystko widzę.]

MARSELLUS

Rozumiem, Jules. Rozważam teraz wszystkie „a gdyby”.

JULES

Nie chcę słuchać o twoich pierdolonych „a gdyby”. Chcę usłyszeć coś takiego: „Nie ma

sprawy, Jules. Zajmę się tym bajzlem. Wracaj tam, uspokój kolegów i czekaj na odsiecz

kawalerii, która niebawem powinna nadjechać.”

MARSELLUS

Nie ma sprawy, Jules. Zajmę się tym bajzlem. Wracaj tam, uspokój kolegów i czekaj na

Wolfa, który powinien niebawem nadjechać.

JULES

Przyślesz Wolfa?

MARSELLUS

Ulżyło ci?

JULES

Kurwa, czarnuchu, nie musisz już nic więcej mówić.

WNĘTRZE. APARTAMENT HOTELOWY - RANEK

Kamera podgląda przez drzwi apartamentu hotelowego hall główny. Widzimy jakąś gównianą

background image

grę, w którą grają przy fikuśnym gównianym stoliku hazardziści w smokingach i damy w

wymyślnych sukniach wieczorowych. Kamera skręca w prawo odkrywając siedzącego

plecami do nas na łóżku, z telefonem w dłoni, odzianego w smoking Winstona Wolfa, alias

„Wilka”.

Widzimy także, że Wolf ma mały bloczek, w którym robi notatki.

WOLF

(do telefonu)

Ma skłonności do histerii?

(pauza)

O której ma wrócić?

(zapisuje)

Imiona zleceniodawców?

(zapisuje)

Jules...

Zaglądamy do jego notesu. Widzimy zapisaną przez niego stroniczkę:

Riverside Drive, nr 1265

Toluca Lake

1 trup(brak głowy)

Umazany krwią po strzelaninie wóz

Jules (czarny)

WOLF

Vincent... Jimmie... Bonnie...

Zapisuje:

Vincent (Dean Martin)

Jimmie (dom)

Bonnie (9:30)

Zadzwonię około dziesiątej trzydzieści. To pół godziny stąd. Będę tam za dziesięć minut.

background image

Rozłącza się. Nie widzimy jego twarzy.

CIĘCIE

NAPIS NA CZERNI:

„9 MINUT I 37 SEKUND PÓŹNIEJ”

CIĘCIE

PLENER. ULICA JIMMIE'EGO - RANEK

Srebrzyste porsche ścina zakręt prowadzący do domu Jimmie'ego. Mimo prędkości około 135

mil na godzinę, porsche parkuje precyzyjnie przed frontem budynku.

Palec z sygnetem dotyka przycisku dzwonka: BIM - BAM.

WNĘTRZE. DOM JIMMIE'EGO - RANEK

Jimmie otwiera drzwi. Za progiem widzimy odzianego w smoking mężczyznę. Zagląda do

notesu, po czym patrzy na Jimmiego.

WOLF

Ty jesteś... Jimmie? To twój dom?

JIMMIE

Zgadza się.

WOLF

(wyciąga rękę)

Jestem Winston Wolf, rozwiązuję problemy.

JIMMIE

Świetnie, mamy tu jeden.

WOLF

Słyszałem. Mogę wejść?

JIMMIE

Proszę.

[Obaj mężczyźni przechodzą do jadalni.

WOLF

Pragnę przekazać wyrazy wdzięczności od pana Wallace'a za pomoc okazaną w tej sprawie.

Zapewniam cię, Jimmie, że wdzięczność pana Wallace'a to bardzo cenna zdobycz.]

W jadalni, Jules i Vincent podnoszą się.

background image

Ty pewnie jesteś Jules, więc ty musisz się nazywać Vincent. Przejdźmy do konkretów,

panowie. O ile dobrze mnie poinformowano, zegar tyka, zgadza się, Jimmie?

JIMMIE

W stu procentach.

WOLF

Twoja żona, Bonnie...

(zagląda do notesu)

wraca do domu o dziewiątej trzydzieści rano. Czy tak?

JIMMIE

Aha.

WOLF

Zasugerowano mi, że jeśli nas tu zastanie, nie będzie zbytnio zachwycona.

JIMMIE

Ani trochę.

WOLF

Mamy więc czterdzieści minut na ucieczkę z Dogde City, co - jeśli zastosujecie się do moich

wskazówek - powinno w zupełności wystarczyć. W garażu macie jakiegoś trupa, głowy brak.

Zaprowadźcie mnie do niego.

WNĘTRZE. GARAŻ JIMMIE'EGO - RANEK

Trzej mężczyźni trzymają się na uboczu, podczas gdy Wolf ogląda samochód. Oględziny

przeprowadza w ciszy, otwierając drzwiczki, zaglądając do wnętrza, chodząc wokół pojazdu.

WOLF

Jimmie?

JIMMIE

Tak?

WOLF

Zrób coś dla mnie, dobrze? Wydawało mi się, że czuję zapach kawy.

Możesz mi nalać?

JIMMIE

Jasne. Jaką pijesz?

WOLF

Dużo śmietanki, dużo cukru.

Jimmie wychodzi. Wolf kontynuuje oględziny.

background image

Czy powinienem coś o tym wozie wiedzieć? Psuje się, dymi, wyje, czy ma pełny bak?

JULES

Poza wyglądem jest w porządku.

WOLF

Na pewno? Nie chcę w połowie drogi odkryć, że nie ma świateł stopu.

JULES

O ile mi wiadomo, wszystko jest tip - top.

WOLF

To dobrze. Wracamy do kuchni.

WNĘTRZE. KUCHNIA - RANEK

Jimmie podaje Wolfowi kubek kawy.

WOLF

Dziękuję, Jimmie.

Pociąga łyczek, po czym kiwa głową do Jimmie'ego, że kawa mu smakuje. Nakreśla przed

trzema mężczyznami plan działania.

Dobra, po pierwsze, wy dwaj

(ma na myśli Julesa i Wincenta

)włóżcie trupa do bagażnika. Jimmie, widzę, że dom jest dobrze utrzymany. To nasuwa mi

przypuszczenie, że w garażu albo pod zlewem masz całą masę środków, płynów

czyszczących i temu podobnych bzdetów. Zgadza się?

JIMMIE

Tak. Co do joty. Pod zlewem.

WOLF

Świetnie. Chłopcy, weźmiecie je we dwóch do wozu i wyszorujecie wnętrze.

I to raz, dwa, raz, dwa. Sprzątając tylne siedzenie, zbierzcie wszystkie kawałeczki mózgu i

czaszki. Tapicerkę wystarczy obmyć, nie musicie się przesadnie starać, bo nie będziecie z niej

jeść. Wystarczy raz dokładnie przetrzeć. Musicie tylko uprzątnąć to, co się może potem

rozbabrać. Zetrzyjcie wszystkie kałuże krwi. Szyby to inna sprawa. Te trzeba wypucować do

czysta. Weźcie płyn do mycia okien i przyłóżcie się. Jimmie, będę musiał przeprowadzić

rewizję w twojej bieliźniarce. Potrzebuję koców, narzut, kap, kołder. Im grubsze i

ciemniejsze, tym lepsze. Białe się nie nadadzą. Będą nam potrzebne do zasłonięcia tapicerki.

background image

Wyścielimy wszystkie siedzenia i podłogi kołdrami i kocami. Jeśli jakiś gliniarz nas zatrzyma

i zacznie wściubiać ryj do środka, kamuflaż diabli wezmą. Ale z daleka nikt się nie pozna.

Jimmie - prowadź. Chłopcy - do roboty.

Wolf i Jimmie wychodzą, kierując się w stronę sypialni i zostawiając Wincenta z Julesem w

kuchni.

VINCENT

(wołając za Wolfem)

Może byś dodał „proszę”?

Wolf zatrzymuje się i odwraca.

WOLF

Słucham?

VINCENT

Mógłbyś chociaż dodać „proszę”.

Wolf robi krok w jego stronę.

WOLF

Ustalmy coś, chojraku. Nie przyszedłem tu, żeby mówić „proszę”. Jestem tu, żeby wam

powiedzieć, co macie robić. I jeśli macie instynkt samozachowawczy, zrobicie to, co wam

każę, i to raz dwa. Chcę wam pomóc. Jeśli moja pomoc jest niemile widziana, życzę

szczęścia, panowie.

JULES

Ależ to wcale nie tak, panie Wolf. Jesteśmy bardzo wdzięczni za pańską pomoc.

VINCENT

Nie chciałem pana obrazić. Ale nie lubię, gdy mi ktoś rozkazuje.

WOLF

Jeśli przemawiam do was ostro, to tylko dlatego, że czas jest na wagę złota.

Szybko mówię, szybko myślę, a wy macie się szybko uwijać, jeśli chcecie się z tego

wyplątać. Więc ślicznie was proszę i słodko się uśmiecham: wyczyśćcie ten pierdolony wóz.

WNĘTRZE. SYPIALNIA JIMMIE'EGO - RANEK

Jimmie zbiera wszystkie narzuty, kołdry i pościel. Wolf rozmawia przez telefon.

WOLF

(do telefonu)

background image

Chevy nova, rocznik 1974.

(pauza)

Biały.

(pauza)

Nic, poza papraniną w środku.

(pauza)

Około dwudziestu minut.

(pauza)

Nie będą go szukać.

(pauza)

Dobry z ciebie kumpel, Joe. Na razie.

(spogląda na Jimmie'ego)

Jak nam idzie, Jimmie?

Jimmie podchodzi z całym naręczem bielizny pościelowej.

JIMMIE

Nieźle, wszystko poznosiłem. Ale panie Wolf, musi pan coś zrozumieć...

WOLF

Winston, Jimmie... proszę - Winston.

JIMMIE

Okay, musisz coś zrozumieć, Winston. Bardzo chcę wam pomóc i w ogóle, ale to nasza

najlepsza pościel, prezent ślubny od mojego wuja Conrada i cioci Ginny, których już nie ma

wśród nas...

WOLF

Pozwól, że o coś spytam.

JIMMIE

Jasne.

WOLF

Czy twój wujek Conrad i twoja ciocia Ginny byli milionerami?

JIMMIE

Nie.

WOLF

A twój wujek Marsellus jest milionerem. I jestem pewien, że gdyby wujek Conrad i ciocia

Ginny byli milionerami, kupiliby ci komplet mebli do sypialni, co twój wujek Marsellus

background image

uczyni z radością.

(wyciąga zwitek banknotów)

Sam lubię dąb, i tak bym urządził własną sypialnię. A ty, Jimmy? Lubisz dębinę?

JIMMIE

Może być dębina.

WNĘTRZE. GARAŻ - RANEK

Jules i Vincent siedzą w samochodzie, szorując go od środka. Vincent na przednim siedzeniu

myje okna, Jules na tylnym zbiera odpryski czaszki i mózgu. Obaj są dwa razy bardziej

umazani krwią niż poprzednio.

JULES

Kurwa, nigdy ci tego nie wybaczę! Co za obrzydliwy, odrażający szajs!

VINCENT

Jules, nie spotkałeś się z taką filozofią, że kiedy ktoś uzna własną winę, automatycznie

odpuszcza mu się wszystkie złe uczynki?

JULES

Nie wciskaj mi takich pierdoł! Skurwiel, który to wymyślił, nigdy nie musiał zbierać palcami

kawałeczków czaszki z powodu twojej zasranej durnoty.

VINCENT

Mam swój próg wytrzymałości. Toleruję chamstwo, ale tylko do pewnych granic. A ty je

właśnie przekraczasz. Jestem teraz samochodem wyścigowym, a ty docisnąłeś gaz do dechy.

A dobrze wiesz, jakie to niebezpieczne, prowadzić wyścigówkę, kiedy strzałka jest na

czerwonym polu. Mogę eksplodować.

JULES

Ty możesz eksplodować? To raczej ja za chwilę zamienię się w ognisty grzyb, bo jestem

kurewsko wkurwiony! Za każdym razem, kiedy dotykam mózgu, zamieniam się w „Działa

Nawarony”. Jestem tym, o czym opowiadał Jimmie Walker. Zresztą, co ja, kurwa, robię na

tylnym siedzeniu? To ty powinieneś zbierać mózg!

Zamieniamy się, ja będę mył szyby, a ty dokończysz zbierać jego czerep.

WNĘTRZE. CHEVY NOVA - RANEK

Wnętrze wozu zostało wyczyszczone i wymoszczone narzutami i kołdrami. Możecie w to

uwierzyć, albo nie, ale to, co niedawno przypominało objazdową rzeźnię, może teraz od biedy

uchodzić za bliżej nieokreślony pojazd.

Wolf obchodzi samochód dookoła, przyglądając mu się uważnie.

background image

Jules i Vincent stoją z boku, ich ubrania to dosłownie jedna krwawa masa, ale rozpiera ich

widoczna duma z dobrze wypełnionego zadania.

WOLF

Dobra robota, panowie. Może nam się uda.

JIMMIE

To ten sam samochód?

WOLF

Za wcześnie na radosne lizanie się po fiutach. Faza numer jeden, czyszczenie wozu,

zakończona. Przechodzimy do fazy numer dwa, czyszczenie was dwóch.

PLENER. PODWÓRKO ZA DOMKIEM JIMMIE'EGO

Jules i Vincent stoją na podwórku Jimmie'ego, ramię w ramię, w czarnych garniturach

zbryzganych krwią. Jimmie trzyma plastykową torbę na śmieci, Wolf ma w ręku wąż

ogrodowy Z przypominającą pistolet nasadką.

WOLF

Rozebrać się.

VINCENT

Całkiem?

WOLF

Do gołej dupy.

Podczas gdy dwaj mężczyźni wykonują polecenie, Wolf wypala sobie papieroska.

Szybciutko, panowie. Za piętnaście minut lepsza połowa Jimmiego zaparkuje przed domem

samochód.

JULES

Kurewsko chłodny ranek.

VINCENT

Czy to naprawdę konieczne?

WOLF

Wiecie, jak wyglądacie?

VINCENT

Jak?

WOLF

background image

Jak dwaj ziutkowie, którzy przed chwilą rozwalili komuś łeb. Tak, zdjęcie krwawych szmat

jest absolutnie konieczne. Wrzućcie łachy Jimmie'emu do torby.

JULES

Jimmie, tylko nie rób z nią nic głupiego i nie wystawiaj jej przed dom dla śmieciarzy.

WOLF

Spokojnie, bierzemy ją ze sobą. Jim, mydło.

Jimmie podaje gołym już mężczyznom kostkę mydła.

Dobra, panowie. Obaj znacie to na pewno z pierdla. Zaczynamy.

Naciska spust, z węża tryska woda, oblewając obydwu.

VINCENT

Jasna cholera, ale zimna woda!

WOLF

Cieszę się, że to wy, a nie ja, panowie.

Jules i Vincent, dygocząc z zimna przystępują do szorowania.

Nie bać się mydła, rozsmarowywać pianę.

Wolf kończy polewanie, odrzucając wąż na trawę.

Ręczniki.

Jimmie rzuca każdemu z nich po ręczniku, którymi się zawzięcie wycierają.

Wystarczy. Rzuć im ciuchy.

[JIMMIE

Dobra, panowie, w kategorii ubrań pasujących na każdy rozmiar, mamy tu spodenki

kąpielowe, jedne czerwone, drugie białe. I dwie koszulki XL. Jedna z uniwersytetu Santa

Cruz, druga z napisem „Trzymam z głupimi”.

JULES

Wezmę koszulkę „Trzymam z głupimi”.]

background image

ROZJAŚNIENIE NA:

JULES I VINCENT

Ubrani już w kąpielówki i T - shirty. Zupełnie nie przypominają bandziorów w czarnych

garniturach, których widzieliśmy poprzednio.

WOLF

Idealnie. Idealnie. Lepiej byśmy tego nie wymyślili. Wyglądacie jak... Jak wyglądają,

Jimmie?

JIMMIE

Jak przygłupy. Wyglądają jak dwa przygłupy.

Wolf i Jimmie rechoczą.

JULES

Cha, cha, cha. To twoje ubrania, kutafonie.

[JIMMIE

Najwyraźniej wszystko zależy od noszącego.

JULES

Nie mamy takiego doświadczenia w noszeniu ciuchów dla przygłupów, jak ty.]

WOLF

Panowie, śmichy - chichy, aż w końcu wszystkich nas zamkną. Nie każcie, się prosić.

[Idą w stronę domu, by przejść do garażu.

JIMMIE

Zaczekajcie, zanim stąd wyjedziecie, chcę wam zrobić zdjęcie.

JULES

Jimmie, zapomniałeś, że zaraz tu się zjawi twoja żona?

JIMMIE

To potrwa jedną chwilkę.

VINCENT

Nie podoba mi się to.

JIMMIE

Wybacz, mój dom, moje zwyczaje.]

WNĘTRZE. GARAŻ JIMMIE'EGO - RANEK

Torba na śmieci ląduje w bagażniku na zwłokach Marvina. Wolf zamyka klapę.

WOLF

background image

Panowie, ustalmy plan. Jedziemy teraz do warsztatu Potwora Joe. Potwór Joe i jego córka

Raquel rozumieją nasz dylemat. Warsztat jest w północnym Hollywood, więc pominąwszy

kilka krętych uliczek, zasadniczo trzymamy się Hollywood Way. Ja będę prowadził trefny

wóz. Jules, pojedziesz ze mną. Vincent, jedziesz za nami moim porsche. Jeśli po drodze

spotkamy gliny, nie wolno wam nic robić, chyba że ja zrobię to pierwszy.

(do Julesa)

Co powiedziałem?

JULES

Nic, chyba że.

WOLF

Chyba że co?

JULES

Chyba że ty zrobisz to pierwszy.

WOLF

Oto słowa geniusza.

(do Vincenta)

A jak będzie z tobą? Dasz sobie na wstrzymanie?

VINCENT

Luz blues, panie Wolf. Pistolet sam wypalił, nie wiem jak.

WOLF

Wierzę ci.

(rzuca Vince'owi kluczyki swojego wozu)

Dobra, jeżdżę zajebiście szybko, więc dawaj gazu. Jeśli zniszczysz mi wóz, Potwór Joe

będzie miał dwa trupy do kasacji.

[JULES

Czemu tak szybko jeździsz?

WOLF

Bo to jest bardzo przyjemne.

Jules i Vincent śmieją się.

Ruszajmy.

Jimmie pokazuje się w drzwiach, z aparatem w dłoni.

background image

JIMMIE

Zaczekajcie, chcę zrobić zdjęcie.

JULES

Nie mamy czasu, człowieku.

JIMMIE

Na jedną fotkę mamy. Stań obok Vincenta.

Jules i Vincent stają obok siebie.

Dobra, koledzy, obejmijcie się ramionami.

Obaj mężczyźni patrzą po sobie i po długiej chwili wahania, na ich twarzach pojawia się

uśmiech. Obejmują się ramionami.

Dobra, Winston, stań z nimi.

WOLF

Nie jestem modelem.

JIMMIE

Taki byłem wobec ciebie równiacha, a ty olewasz moją jedyną prośbę?

JULES I VINCENT

No, panie Wolf...

WOLF

Dobra, jedno zdjęcie i jedziemy.

Powolny ruch kamery w stronę aparatu z ustawionym samowyzwalaczem.

JIMMIE

(z offu)

Powiedzcie „pepsi”.

JULES

(z offu)

Nie mam zamiaru mówić „pepsi”.

JIMMIE

( z offu)

Winston, uśmiech!

background image

WOLF

Nie uśmiecham się do zdjęć.

Aparat robi zdjęcie, błysk flesza przechodzi w biel ekranu.

PRZENIKANIE

Jules i Vincent objęci ramionami stoją obok Jimmiego, który z kolei obejmuje Wolfa. Wszyscy

się uśmiechają, z wyjątkiem wiecie kogo.

WNĘTRZE. WARSZTAT POTWORA JOE - RANEK

Wiston odlicza trzy tysiące dolarów dla starszego mężczyzny w brudnym T - shircie, Potwora

Joe. Jesteśmy w biurze Joe'go, które wygląda kubek w kubek tak samo jak kantorki wszystkich

tego rodzaju warsztatów na naszej planecie. Jest to brudny, zasyfiały chlew.

POTWÓR JOE

Zawsze to powtarzam i jeszcze raz powtórzę: twój biznes to mój biznes.

WINSTON

Zasłużyłem już chyba na kartę stałego klienta.

POTWÓR JOE

Coś ci powiem, następnym razem pozbędę się jakiejś części ciała za darmo.

WINSTON

A potem złota karta: skasujesz całego nieboszczyka w cenie części ciała.

Śmiech.

POTWÓR JOE

Będę to musiał skonsultować z księgową.

WINSTON

Gdzie ta twoja wyzuta z moralności córka?

POTWÓR JOE

Na podwórzu, źle jej z oczu patrzy.

PLENER. WARSZTAT POTWORA JOE - RANEK

Winston wychodzi z kantorku, podchodzi do niego córka Potwora Joe, Raquel. Idą noga w

nogę przez podwórze, obejmując się w pasie.

RAQUEL

Cześć, narzeczony.

WINSTON

Cześć, narzeczona. Wiesz, pożeraczko męskich serc, Joe powinien zmienić nazwę warsztatu

background image

na „Piękna i Bestia”.

RAQUEL

Jesteś nieobiektywny, bo się we mnie zakochałeś.

WINSTON

Przyznaję się do winy.

RAQUEL

Interesy załatwione, czas na przyjemności.

WINSTON

Tak, czas iść spać.

RAQUEL

Contre señor Lobo.

WINSTON

Masz inną koncepcję?

RAQUEL

Oczywiście.

WINSTON

O czym myślisz?

RAQUEL

O tym, że postawisz mi śniadanie.

WINSTON

To źle myślisz.

RAQUEL

To nie fair! Nigdy się nie spotykamy.

WINSTON

Raquel, całą noc nie spałem. Muszę się wyspać. Rozumiesz chyba koncepcję snu?

RAQUEL

Tak, sen to jest coś, czym się zajmujesz po zabraniu mnie na śniadanie. Musisz się z tym

pogodzić, bo spełnianie moich zachcianek jest częścią ceny za usługi warsztatu Potwora Joe.

WINSTON

Raquel...

RAQUEL

Długo cię nie widziałam. Stęskniłam się, idziemy na śniadanie. Jak zostało zapisane, tak

będzie uczynione.

background image

Opuszczają podwórze.] Jules i Vincent czekają przy porsche Winstona.

JULES

Wszystko gra?

WOLF

Jakby nic się nie zdarzyło.

Jules i Vincent trącają się piąchami.

[JULES

Przepraszam, że się do ciebie przypierdalałem.

VINCENT

Miałeś prawo, to ja dałem plamę.

RAQUEL

(do Winstona)

Czuła chwilka?]

WINSTON

Chłopcy, to jest Raquel. Pewnego dnia to wszystko będzie jej.

RAQUEL

(do chłopców)

Cześć. Słuchajcie, jeśli kiedyś zechcą zrobić z serialu „I Spy” film kinowy, powinniście się

zgłosić. Co to za stroje? Wybieracie się na mecz siatkówki?

Winston się śmieje, chłopcy jęczą.

WINSTON

Zabieram milady na śniadanie. Podrzucić was? Gdzie mieszkacie?

VINCENT

Redondo Beach.

JULES

Inglewood.

Winston chwyta Julesa za przegub i odstawia pantomimę transu z „Dead Zone”.

WINSTON

(zbolałym głosem)

Wasza przyszłość... widzę w niej... taksówkę...

(przestając się zgrywać)

background image

Przykro mi, koledzy, czas spadać.

(do Raquel)

Powiedz do widzenia, Raquel.

RAQUEL

Do widzenia, Raquel.

WOLF

No to na razie. I bez głupich numerów, nawiedzone małolaty.

Winston odwraca się, by odejść.

JULES

Panie Wolf.

Winston odwraca się.

To prawdziwa przyjemność oglądać pana w akcji. Twarz Wolfa wykrzywia uśmiech.

WINSTON

Mówcie mi Winston.

Odwraca się ponownie. Wsiadając do porsche, prowadzi żartobliwą rozmowę z Raquel.

Słyszałaś to, młoda damo? Szacunek. Wiele mogłabyś się od tych dwóch okazów nauczyć.

Szacunek okazywany starszym jest oznaką charakteru.

RAQUEL

Mam charakter.

WOLF

Masz charakterek, a to jeszcze nie znaczy, że masz charakter.

RAQUEL

Jesteś taki zabawny, skonam ze śmiechu!

Porsche rusza z kopyta.

Dwaj mężczyźni pozostawieni sami, spoglądają po sobie.

JULES

Weźmiemy jedną taryfę?

VINCENT

Zjadłbym coś. Skoczysz ze mną na śniadanie?

JULES

Jasne.

background image

WNĘTRZE. KAFEJKA - RANEK

Jules i Vincent siedzą w boksie. Przed Vincentem piętrzy się stos naleśników i kiełbasek, które

z apetytem pałaszuje.

Z kolei Jules zamówił sobie tylko filiżankę kawy i babeczkę. Wydaje się nieobecny myślami.

Kelnerka dolewa obydwu panom kawy.

VINCENT

Wielkie dzięki.

(do Julesa, który tuli w dłoniach filiżankę)

Chcesz kiełbaskę?

JULES

Nie... nie jem wieprzowiny.

VINCENT

Jesteś Żydem?

JULES

Nie, po prostu nie lubię świniny.

VINCENT

Dlaczego?

JULES

Świnie to plugawe zwierzęta. Nie jadam plugawych zwierząt.

VINCENT

Ale kiełbaski są pyszne. Schabowe są pyszne.

JULES

A szczur z rynsztoka może mieć smak ambrozji. Nigdy się tego nie dowiem, a nawet gdybym

wiedział, że tak jest, nie wezmę parszywego skurwiela do ust. Świnie śpią i ryją w gównie.

Tak robią plugawe zwierzęta. Nie chcę jeść czegoś, co jest na tyle durne, by nie brzydzić się

własnych odchodów.

VINCENT

A psy? Też zjadają własne kupy.

JULES

Psów też nie jem.

VINCENT

Tak, ale czy uznajesz psy za plugawe zwierzęta?

JULES

background image

Nie nazwałbym ich plugawymi, chociaż brudne to one na pewno są. Ale pies ma osobowość.

A osobowość bardzo wiele zmienia.

VINCENT

A zatem idąc tokiem tych rozważań, gdyby świnia miała ciekawszą osobowość, przestałaby

być plugawa?

JULES

Musiałaby z niej być kurewsko milutka świnka. Musiałaby być Cary Grantem wśród świń.

Śmieją się.

VINCENT

Świetnie. Ożywiasz się. Bo siedziałeś taki milczący.

JULES

Siedziałem i myślałem.

VINCENT

(z pełnymi ustami)

O czym?

JULES

O cudzie, którego byliśmy świadkami.

VINCENT

Którego ty byłeś świadkiem. Ja byłem świadkiem dziwnego przypadku.

JULES

Wiesz, co to jest cud?

VINCENT

Akt Boga.

JULES

A co to jest akt Boga?

VINCENT

Chyba coś takiego, kiedy Bóg czyni niemożliwe możliwym. Ale przykro mi, Jules, dzisiejszy

ranek pod to nie podpada.

JULES

Nie rozumiesz, Vinc, że to nie ma znaczenia. Osądzasz całą sprawę w niewłaściwy sposób.

Nie chodzi o to, co się wydarzyło. Być może to Bóg zatrzymał kule, przemienił Colę w Pepsi,

znalazł moje kluczyki. Ale nie tak należy do tego podchodzić. To nieważne, czy był to cud

spełniający wymogi cudu, czy nie. Ważne jest to, że poczułem dotknięcie Boga. Bóg się w to

background image

wmieszał.

VINCENT

Ale dlaczego?

JULES

I właśnie tego, kurwa, nie wiem! Nie wiem, dlaczego. Ale nie mogę znów pogrążyć się we

śnie.

VINCENT

Mówisz serio? Naprawdę chcesz się wycofać?

JULES

Z branży? Jak najbardziej.

Vincent zjada kolejny kęs, Jules popija kolejny łyk kawy. W tle widzimy Gościa wołającego

Kelnerką.

GOŚĆ

Garçon! Kawa!

Rozpoznajemy w nim Dziubaska z pierwszej sceny filmu.

VINCENT

Dobra, jeśli się wycofasz, czym się będziesz zajmował?

JULES

Właśnie nad tym tak medytowałem. Najpierw doręczę ten neseser Marsellusowi. A potem

będę głównie chodził po matce Ziemi.

VINCENT

Co to znaczy, „chodził po matce Ziemi”?

JULES

No wiesz, jak Caine w „Kung Fu”. Od miasta do miasta, nowi ludzie, nowe przygody.

VINCENT

I długo tak będziesz chodził?

JULES

Póki Bóg nie wybierze mi miejsca na stałe.

VINCENT

A jeśli tego nie zrobi?

JULES

Będę czekał, jeśli trzeba - w nieskończoność.

background image

VINCENT

Więc postanowiłeś zostać menelem?

JULES

Nie, będę po prostu Julesem. Ni mniej, ni więcej.

VINCENT

Nie, Jules, będziesz kropka w kropkę jak te dupki żebrzące o

drobne. Snują się jak banda

popierdolonych zombie, śpią w kubłach, zżerają to, co ja wyrzucę do śmieci, i psy na nich

szczają. Jest na takich ludzi odpowiednia nazwa: to menele.

I jeśli nie będziesz miał roboty, mieszkania ani legalnego dochodu, będziesz tylko

pierdolonym menelem.

JULES

I tu, przyjacielu, nasze zdania się różnią.

VINCENT

To, co się zdarzyło, było niezwykłe, nie ma co do tego żadnych wątpliwości, ale to nie była

zamiana wody w wino...

JULES

Cuda bywają różne, Vince.

VINCENT

Nie opowiadaj mi takich pierdoł!

JULES

Jeśli przerażają cię moje odpowiedzi, Vincent, powinieneś się powstrzymać od zadawania

pytań.

[VINCENT

Kiedy podjąłeś taką decyzję? Siedząc tu nad swoją babeczką?

JULES

Tak. Siedziałem tu, piłek kawę, jadłem babeczkę, wspominałem całe zajście i nagle

doznałem, jak to nazywają alkoholicy, „chwili jasności”.]

VINCENT

Muszę się odesrać. Ciąg dalszy nastąpi.

Vincent wychodzi do ubikacji.

Jules, samotny przy stoliku, odgryza kawałek babeczki, kiedy... Dziubasek i Misio Pysio

zrywają się na równe nogi z bronią w ręku.

background image

DZIUBASEK

Ludzie, zachować spokój! To napad!

MISIO PYSIO

Niech któryś z was, pojebańców, spróbuje drgnąć, a rozpierdolę wszystkich w drobny mak!

Jasne?

Jules podnosi wzrok i nie wierzy własnym oczom. Pod stołem sięga po swoją czterdziestkę

piątkę. Wyjmuje ją i odbezpiecza.

DZIUBASEK

Goście siedzą na miejscach, kelnerki na podłogę!

MISIO PYSIO

Teraz znaczy teraz! Róbcie to, do kurwy nędzy, albo zginiecie!

Jak błyskawica, Dziubasek przemieszcza się w kierunku kuchni, podczas gdy Misio Pysio

wrzaskami i pogróżkami sieje wśród gości blady strach.

DZIUBASEK

Meksykańcy, wynocha z kuchni, już! Hasta luego!

Z kuchni wychodzi trzech kucharzy i dwóch pomywaczy.

Na ziemię, albo przysmażę wam tyłki, comprenden?

Najwyraźniej comprenden. Odzywa się tęgawy kierownik.

KIEROWNIK

Jestem tu kierownikiem, nie chcę żadnych kłopotów...

Podchodzi do niego Dziubasek.

DZIUBASEK

Będziesz mi sprawiał kłopoty?

Staje tui przy nim i przyciska mu do szyi lufę rewolweru.

Co? Będziesz mi sprawiał kłopoty?

KIEROWNIK

Nie, nie będę. Nie będę sprawiał żadnych kłopotów!

background image

DZIUBASEK

Sam nie wiem, Misiu Pysiu. Facet wygląda mi na typ bohatera.

MISIO PYSIO

Nie ryzykuj. Rozwal go!

Goście krzyczą. Jules spokojnie obserwuje, zaciskając dłoń na swojej czterdziestce piątce.

KIEROWNIK

Błagam, nie! Nie jestem bohaterem! Jestem tylko kierownikiem kawiarni. Bierzcie, co tylko

chcecie!

DZIUBASEK

Poproś ludzi o współpracę, a będzie po wszystkim.

KIEROWNIK

Ludzie, zachowajcie spokój i współpracujcie z nimi, a za chwilę będzie po wszystkim!

DZIUBASEK

Spisałeś się, a teraz tyłek na ziemię!

WNĘTRZE. TOALETA W KAFEJCE - RANEK

Vincent, siedząc na muszli klozetowej czyta „Modesty Blaise”, nieświadom piekła, jakie się

rozpętało za drzwiami.

WNĘTRZE. KAFEJKA - RANEK

Otwiera się szuflada kasy. Dziubasek przekłada pieniądze z przegródek do własnej kieszeni.

Potem wychodzi zza łady z dużą torbą na śmieci.

DZIUBASEK

Dobra, ludzie, teraz przejdę po sali i zbiorę wasze portfele. Nic nie gadać, tylko wrzucać je do

torby. Jasne?

Dziubasek chodzi po sali, zbierając portfele. Jules siedzi spokojnie z pistoletem gotowym do

strzału.

Dziubasek widzi Julesa w boksie, trzymającego w dłoni portfel i leżący przy nim neseser.

Dziubasek podchodzi do niego i odzywa się uprzejmiejszym tonem i z większą dbałością o

maniery.

Do torby.

background image

Jules wrzuca portfel do torby. Dziubasek wskazuje lufą na neseser.

Co tam masz?

JULES

Brudy mojego szefa.

DZIUBASEK

Szef każe ci je prać?

JULES

Kiedy chce, żeby były czyste.

DZIUBASEK

To gówniana robota.

JULES

Zabawne, właśnie to samo przyszło mi do głowy.

DZIUBASEK

Otwórz.

Jules kładzie wolną dłoń na neseserze.

JULES

Obawiam się, że nie mogę.

Dziubasek jest wyraźnie zaskoczony tą odpowiedzią. Wycelowuje rewolwer prosto w twarz

Julesa i odciąga kurek.

DZIUBASEK

Nie dosłyszałem?

JULES

Słyszałeś.

Wymiana zdań jest bardzo cicha, nikt jej nie słyszy, ale Misio Pysio wyczuwa, że coś jest nie

tak.

MISIO PYSIO

Co się dzieje?

DZIUBASEK

Zdaje się, że trafiliśmy na szeryfa.

MISIO PYSIO

background image

Strzel mu w ryj!

JULES

Nie chcę podkopywać twojego ego, ale nie pierwszy raz jestem na muszce.

DZIUBASEK

Jeśli nie otworzysz teczki, ten raz będzie ostatni.

KIEROWNIK

(z podłogi)

Proszę nie stawiać oporu, bo wszyscy zginiemy! Niech pan im da, co chcą, to się stąd

wyniosą!

JULES

Zamknij pierdolony dziób, tłuściochu! Nie twój zasrany interes!

DZIUBASEK

Policzę do trzech, i jeśli nie zdejmiesz łapska z teczki, wpakuję ci cały magazynek w mordę.

Jasne? Raz...

Jules zamyka oczy.

Dwa...

[Jules strzela dwukrotnie do Dziubaska przez blat stołu, powalając go na podłogę. Nie

opuszczając boksu, odwraca się do dziewczyny, która wymierza broń w Julesa, ale rozpacz po

śmierci Dziubaska upośledza jej refleks. Dostaje trzy kulki w pierś. Padając na ziemię z

krzykiem, strzela na oślep, trafiając Surfingowca.

SURFINGOWIEC

Trafiła mnie! Umieram! Sally! Sally!

Jules opuszcza lufę w stronę twarzy Dziubaska, który leży ranny u jego stóp. Dziubasek

spogląda na wielką spluwę.

JULES

Źle trafiłeś, Ringo.

Jules strzela prosto w kamerę, oślepiając nas.

Przymknięte oczy Julesa nagle się otwierają.].

background image

Dziubasek wciąż ma go na muszce.

DZIUBASEK

Trzy.

Jules zdejmuje dłoń z nesesera.

JULES

Jest twój, Ringo.

DZIUBASEK

Otwórz.

Jules naciska zamki, wieczko odskakuje, ukazując Dziubaskowi - ale nie nam - zawartość. Na

twarzy Dziubaska maluje się zdumienie. Misio Pysio nic nie widzi z drugiego końca sali.

MISIO PYSIO

Co tam jest? Co?

DZIUBASEK

(cichutko)

Czy to jest to, co myślę?

Jules kiwa potakująco głową.

To piękne.

Jules kiwa potakująco głową.

MISIO PYSIO

Co tam jest, do cholery?

Jules zatrzaskuje wieczko, po czym odsuwa się, jakby zapraszał Dziubaska do wzięcia

neseseru. Dziubasek, cały w skowronkach, pochyla się przez stół, by wziąć neseser.

Ruchem grzechotnika wolna dłoń Julesa chwyta Dziubaska za przegub i uderzając o blat,

wytrąca mu rewolwer z ręki. Jednocześnie druga ręka Julesa wyłania się spod stołu i wciska

Dziubaskowi pod brodę lufę czterdziestki piątki.

background image

Misio Pysio dostaje głupawki, macha swoim rewolwerem w kierunku Julesa.

Puść go! Puść! Rozwalę ci ten pierdolony łeb! Zabiję cię! Zdechniesz w męczarniach,

skurwysynu!

JULES

Powiedz kurwie, żeby się uciszyła. Powiedz: „Uspokój się, kurwo!” Powiedz jej to!

DZIUBASEK

Uspokój się, kochanie!

MISIO PYSIO

Puść go!

JULES

(cicho)

Powiedz jej, że będzie dobrze.

DZIUBASEK

Będzie dobrze.

JULES

Przyrzeknij.

DZIUBASEK

Przyrzekam.

JULES

Niech się wyluzuje.

DZIUBASEK

Wyluzuj się.

JULES

Jak ma na imię?

DZIUBASEK

Yolanda.

Rozmawiając z Yolandą, Jules nie patrzy na nią, tylko na Dziubaska.

JULES

(do Yolandy)

Już jesteśmy spokojni, Yolando? Nie wyskoczymy z żadnym głupim numerem?

YOLANDA

(płacze)

background image

Nie rób mu krzywdy!

JULES

Nikt nikogo nie będzie krzywdził. Dogadamy się jak trzej Bolkowie. A jacy są Bolkowie?

Brak odpowiedzi.

No, Yolando, jacy są Bolkowie?

YOLANDA

(przez łzy, niepewnie)

Luźni?

JULES

Correctomundo! I tacy będziemy. Na luzie.

(do Dziubaska)

A teraz, Ringo, ja policzę do trzech i chcę, żebyś w tym czasie odłożył broń i wyłożył łapy na

stół. Ale pamiętaj, że robisz to na luzie. Gotów?

Dziubasek patrzy na niego.

Raz... dwa... trzy.

Dziubasek odkłada rewolwer i grzecznie kładzie dłonie na blacie. Yolanda nie wytrzymuje

napięcia.

YOLANDA

Dobra, a teraz go puść!

JULES

Yolando, miałaś się wyluzować. Nie drzyj się, bo mnie denerwujesz. A kiedy się denerwuję,

zaczynam się bać. A mając do czynienia z wystraszonym skurwielem, możesz przez przy-

padek zarobić kulkę.

YOLANDA

(bardziej skora do rozmowy)

Ostrzegam tylko, że jeśli go skrzywdzisz, umrzesz!

JULES

Na to wygląda. Ale ja wcale tego nie chcę i nasz Ringo też tego nie chce. Więc zobaczmy, co

można w tej sytuacji zrobić.

background image

(do Ringo)

A sytuacja wygląda tak. W normalnych warunkach już dawno powiększylibyście grono

aniołków. Ale jak raz trafiłeś na okres przełomu w moim życiu. Nie chcę was zabijać, chcę

wam pomóc. Jednak nie mogę wam oddać neseseru. Nie jest moją własnością. Zresztą za

dużo już dziś przez tę teczkę przeżyłem, żeby oddawać ją byle dupkowi.

VINCENT

(z offu)

Co się tu, kurwa, dzieje?

Yolanda skierowuje lufę w stronę nieznajomego.

Vincent, przy drzwiach toalety, stoi celując z pistoletu w Yolandę.

JULES

Spoko, Vincent. Jest dobrze. Nic nie rób. Yolanda, spokojnie, kochanie, nic się nie zmieniło.

Wciąż tylko rozmawiamy.

(do Dziubaska)

Powiedz jej, że wciąż jest okay.

DZIUBASEK

Jest okay, Misiu Pysiu, wciąż jest okay.

VINCENT

(wciąż mierzy z pistoletu)

Co jest grane, Jules?

JULES

Panuję nad sytuacją. Siedź spokojnie i nic nie rób, póki to nie będzie absolutnie konieczne.

VINCENT

Dobra.

JULES

Yolanda, jak nam idzie, kochanie?

YOLANDA

Ja chcę siusiu. Ja chcę do domu.

JULES

Wytrzymaj, kochanie. Jesteś świetna. Ringo jest z ciebie dumny, ja też. Zaraz będzie po

wszystkim.

(do Dziubaska)

background image

A teraz zajrzyj do torby i wyciągnij mój portfel.

DZIUBASEK

Jak go rozpoznam?

JULES

Po napisie „Wredny matkojebca”.

Dziubasek grzebie w torbie i - jak można się było spodziewać - znajduje portfel z

wyhaftowanym napisem „Wredny matkojebca”.

Tak, to mój wredny matkojebca. Otwórz go i wyjmij gotówkę. Ile tam jest?

DZIUBASEK

Około półtora tysiąca dolarów.

JULES

Włóż je do kieszeni, są twoje. Jeśli to dodasz do portfeli i pieniędzy z kasy, okaże się, że

zgarnąłeś całkiem niezły łup.

VINCENT

Jules, jeśli mu dasz półtora tysiąca zielonych, zastrzelę go, dla zasady.

JULES

Nawet palcem nie kiwniesz, morda w kubeł i nie wtrącaj się. Zresztą wcale mu ich nie daję.

To ja coś za nie kupuję. Chcesz wiedzieć, co kupuję, Ringo?

DZIUBASEK

Co?

JULES

Twoje życie. Daję ci forsę, żebym cię nie musiał zabijać. Czytujesz Biblię?

DZIUBASEK

Rzadko.

JULES

Znam jeden fragment na pamięć. Ezechiel: 25, 17. „Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez

nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i

dobrej woli prowadzi słabych doliną ciemności, bo on jest stróżem brata swego i znalazcą

zagubionych dzieci. I dokonam na tobie srogiej pomsty w zapalczywym gniewie, i na tych,

którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci; i poznasz, że Ja jestem Pan, kiedy wywrę na tobie

swoją zemstę!” Powtarzam te pierdoły od lat. Kto słyszał te słowa, słyszał wyrok śmierci.

Nigdy się nie zastanawiałem, co one znaczą. Myślałem, że to niezły tekst do wygłoszenia z

background image

zimną krwią przed skasowaniem klienta. Ale dziś widziałem szajs, który każe mi się nad tym

zastanowić. Teraz myślę, że może to znaczy, że ty jesteś zły, a ja sprawiedliwy... A pan

czterdziestka piątka jest pasterzem pilnującym mojej sprawiedliwej dupy w dolinie ciemności.

A może jest tak, że to ty jesteś sprawiedliwy, ja jestem pasterzem, a świat jest zły i

samolubny. To by mi się podobało. Ale to gówno prawda. Prawda jest taka, że ty jesteś słaby.

A ja jestem tyranią złych ludzi. Ale staram się. Naprawdę, bardzo się staram być pasterzem.

Jules opuszcza lufę i kładzie pistolet na stole.

Dziubasek patrzy na niego, na pieniądze, które trzyma w dłoni, potem na Yolandę. Ta

odwzajemnia mu spojrzenie.

Chwytając torbę pełną portfeli, oboje wybiegają pędem za drzwi.

Jules, który ani razu nie wstał z miejsca, siedzi dalej i pociąga łyk kawy.

(do siebie)

Zimna.

Odsuwa filiżankę.

Vincent podchodzi do stolika.

VINCENT

Myślę, że na nas już czas.

JULES

To chyba dobry pomysł.

Vincent rzuca pieniądze na stolik, Jules chwyta neseser.

Następnie, ku zdumieniu Gości, Kelnerek, Kucharzy, Pomywaczy i Kierownika obaj bandyci,

ubrani w kąpielówki, klapki i koszulki z napisami „UC Santa Cruz” i „Trzymam z głupimi”,

zabierają swoje czterdziestki piątki i bez słowa opuszczają kafejkę.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pulp Fiction
Od zmierzchu do świtu Tarantino Quentin
Tarantino Quentin Od zmierzchu do świtu
Bękarty wojny jako postmodernistyczna reinterpretacja historii według Quentina Tarantinox
Od zmierzchu do świtu Scenariusz do filmu Quentina Tarantino z 1995 PL
Quentin Tarantino Od zmierzchu do świtu 2
Od zmierzchu do świtu Scenariusz do filmu Quentina Tarantino z 1995 PL
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Zagubiona, Fan Fiction, Zagubiona miłość, #Rozdziały#
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron