18
rozdział
5
- Cieszysz się, że Alaric jutro przyjeżdża? -Zapytał Matt.- Przywozi ze sobą swoją
współpracowniczkę Celię, prawda?
Meredith kopnęła go w pierś.
- Auu!- Matt zatoczył się do tyłu z trudem łapiąc oddech mimo kamizelki ochronnej, którą miał
na sobie. Meredith wykonał obrót z wykopem i kopnęła Matta w bok, upadł na kolana z trudem
podnosząc ręce żeby zablokowad cios wymierzony w jego twarz.
- Auu!- Powiedział.- Meredith, przerwa, ok?
Meredith przyjęła pozycję tygrysa, jej tylna noga podbierała jej ciężar podczas gdy przednia
stopa opierała się jedynie na palcach. Jej twarz była spokojna, oczy zimne i skupione. Była gotowa
zaatakowad gdyby Matt wykonał niespodziewany ruch.
Kiedy przyjechał na sparing z Meredith- żeby pomóc jej zdolnościom łowcy utrzymad się na
wysokim poziomie- zastanawiał się dlaczego podała mu kask, ochroniarz na zęby, rękawice i
kamizelkę ochronną podczas kiedy ona miała na sobie jedynie czarny dres.
Teraz wiedział. Nie udało mu się nawet zbliżyd żeby ją uderzyd, a ona lala go bezlitośnie. Matt
włożył rękę pod kamizelkę i pomasował obolały bok. Miał nadzieję, ze nie złamał sobie żebra.
- Gotowy na kolejną rundę?- Powiedziała Meredith, a jej brwi uniosły się.
- Proszę, nie.- Powiedział Matt podnosząc ręce w geście poddania.- Zróbmy sobie przerwę.
Wydaje mi się, że bijesz mnie od kilku godzin.
Meredith podeszła do małej lodówki w kącie jej domowej siłowni i rzuciła Mattowi butelkę
wody, a potem usiadła obok niego na macie.- Przepraszam, zdaje się, że trochę mnie poniosło.
Nigdy wcześniej nie trenowalam z przyjacielem.
Matt rozejrzał się wokół biorąc długi łyk zimnej wody i pokręcił głową.- Nie wiem jak udało ci
się ukrywad to miejsce przez tak długi czas.- Pokój znajdował się w piwnicy, został przerobiony na
idealny pokój do dwiczeo: ostre, srebrne gwiazdy do rzucania, noże, miecze, włócznie różnego
rodzaju były zamontowane na ścianach; worek treningowy wisiał w jednym z narożników, a
manekin do dwiczeo leżał w innym. Podłoga była pokryta matami, zjednały ze ścian była złożona z
samych luster. Na środku przeciwnej ściany wisiała ta najważniejsza włócznie do walki: specjalna
broo do walki z istotami nadprzyrodzonymi, która była przekazywana z pokolenia na pokolenie w
rodzinie Meredith. Była zabójcza, ale bardzo elegancka, miała rączkę pokrytą klejnotami, oba jej
kooce były pokryte kolcami ze srebra, drewna, białego popiołu, a igły były nasączone w trucizną.
Matt przyglądał jej się ostrożnie.
- Cóż, - Powiedziała Meredith odwracając wzrok.- rodzina Suarezów zawsze była dobra w
trzymaniu sekretów.- Zaczęła wykonywad pozycje z taekwondo: cios w tył, podwójny blok pięścią,
cios w lewo, odwrócony środkowe pchnięcie. Robiła to z taką gracją niczym czarny kot w tym
swoim czarnym dresie.
Po chwili Matt zakręcił swoją butelkę z wodą, podniósł się i zaczął naśladowad jej ruchy.
Podwójne kopnięcie od lewej strony, lewy blok, cios obiema rękami. Czuł, ze za nią nie nadąża i
czuł się dziwnie obok niej, ale zmarszczek czoło i skoncentrował się. Zawsze był dobrym
sportowcem. To też będzie w stanie zrobid.
- Poza tym przecież nie przeprowadzałam tu swoich randek.- Rzuciła Meredith na wpół
uśmiechając się.- Wcale nie było tak trudno to ukryd.- Obserwowała Matta w lustrze.- Nie, zablokuj
niżej lewą ręką, a prawą wyżej, w ten sposób.- Pokazała mu jeszcze raz, a on naśladował jej ruchy.
19
- Ok, jasne,- Powiedział tylko w połowie koncentrując się na słowach, bardziej skupionych na
pozycjach.- ale nam mogłaś powiedzied. Jesteśmy twoimi najlepszymi przyjaciółmi.- Poruszył w
przód swoją lewą nogę i powtórzył za Meredith jej tylne uderzenie łokciem. - Mogłaś nam o tym
powiedzied chociażby po całej tej akcji z Katherine i Klausem.- Dodał.- Wcześniej moglibyśmy wziąd
cię za wariatkę.
Meredith wzdrygnęła ramionami i opuściła ręce, Matt zrobił to samo zanim zdał sobie sprawę,
ze te gesty nie były elementem taekwondo.
Teraz stali ramię w ramię, patrząc na siebie w lustrze. Zimna i elegancka twarz Meredith
wyglądała na bladą.- Wychowano mnie żebym zachowała swoje dziedzictwo łowcy jako głęboki,
mroczny sekret.- Powiedziała.- Powiedzenie komuś nie było czymś co w ogóle mogłam rozważad.
Nawet Alaric nie wie.
Matt odwrócił się od lustrzanego odbicia Meredith i spojrzał na prawdziwą dziewczynę. Alaric i
Meredith byli praktycznie zaręczeni. Matt nigdy nie był związany z nimi aż tak poważnie-
dziewczyną, do której kochania było mu najbliżej była Elena i oczywiście to nie wypaliło. Mimo to
wydawało mu się, że jeżeli ofiarowujesz komuś swoje serce to mówisz mu o wszystkim.
- Czy Alaric nie jest naukowcem zajmującym się zjawiskami nadprzyrodzonymi? Myślisz, że nie
zrozumiałby?
Meredith zmarszczyła czoło i jeszcze raz wyruszyła ramionami.- Pewnie by zrozumiał,-
Powiedziała zirytowanym głosem.- ale nie chcę byd częścią jego badao i tez nie chcę go
przestraszyd. Ale skoro ty i reszta wiecie, to będę musiała mu powiedzied.
- Hmm.- Matt jeszcze pomasował swój obolały bok.- To dlatego walisz we mnie tak agresywnie?
Bo boisz się mu powiedzied?
Meredith spojrzałem mu w oczy. Mięśnie jej twarzy nadal były napięte, ale jakiś złowieszczy
błysk pojawił się w jej oczach.- Agresywnie?- Zapytała słodko powracający z powrotem do pozycji
tygrysa. Matt poczuł, że kąciki jego ust mimowolnie wyginają się w uśmiech.- Jeszcze niczego nie
widziałeś.
Elena dotarła do straszliwej restauracji, którą wybrała ciocia Judith. Dzwoniące maszyny z grami
video i stare flippery na żelazne kulki. Wiązanka kolorowych balonów poprzyczepiane do każdego
stolika i muzyczna kakofonia dobiegająca z gardeł kelnerów przynoszących pizzę. I jeszcze tłum
śmiejących się dzieci biegających po podłodze.
Stefan odprowadził ją pod restaurację, ale widząc neonowy napis, odmówił wejścia.
- Nie powinienem wpraszad się na babki wieczór.- Powiedział niejasno, a potem zniknął tak
szybko, że Elena podejrzewała, że użył do tego swoich wampirzych sztuczek.
- Zdrajca.- Wymamrotała zanim ostrożnie otworzyła jasne, różowe drzwi. Po wspólnie
spędzonych czasie na cmentarzu czuła się silniejsza i szczęśliwsza, ale tutaj też przydałoby jej się
jakieś wsparcie.
- Witam w Radosnym Miasteczku.- Wyskrzeczała nienaturalnie radosnym głosem hostessa. -
Stolik dla jednej osoby czy z kimś się pani tu spotyka?
Elena powstrzymała drżenie. Nie wyobrażają sobie, że ktokolwiek mógłby się tutaj wybrad
sam.- Myśle, ze już widzę moją grupę.- Powiedziała uprzejmie widząc, ze ciocia Judith macha do
niej z kąta.
- Czy to jest ten twój pomysł na fajny babski wieczór, ciocia Judith?- Zapytała kiedy dotarła do
stolika.- Wyobrażałam sobie raczej jakieś przytulid bistro.
20
Ciocia Judith skinęła głową w stronę innej części pomieszczenia. Elena wychylając się,
zauważyła, ż Margaret uderza kijkiem w wiszącą słomianą zabawkę.
- Zawsze ciągniemy Meredith za sobą do miejsc dla dorosłych i spodziewamy się, że będzie się
dobrze zachowywała.- Wyjaśniła ciocia Judith.- Pomyślałam, ze teraz jej kolej na robienie czegoś co
będzie jej sprawiało przyjemnośd. Mam nadzieję, ze to nie będzie przeszkadzało Bonnie i
Meredith.
- Naprawdę wyglada na to, że dobrze się bawi.- Powiedziała Elena obserwując swoją młodszą
siostrę. Wspomnienia o Margaret w ostatnim roku były pełne niepokoju: jesienią Meredith była
zaniepokojona tym, że Elena kłóciła się z ciocią Judith i Robertem; potem tajemniczymi
zdarzeniami w Fell's Church, a potem oczywiście była wyniszczona przez śmierd Eleny. Elena
obserwowała ją potem przez okna i widziała jak płacze.
Wycierpiała wiecej niż powinno jakiekolwiek pięcioletnie dziecko, chociaż w ogóle tego teraz
nie pamiętała.
Zajmę się tobą, Margaret, obiecała sobie po cichu patrząc z jaką koncentracją jej siostrzyczkę
praktykuje tą staroświecką karnawałową przemoc. W tym świecie już nigdy więcej nie będziesz
musiała się tak czud.
- Czy czekamy na Bonnie i Meredith?- Zapytała łagodnie ciocia Judith.- Zaprosiłaś je do nas?
- Och.- Powiedziała Elena, brutalnie wyrwana ze swoich myśli. Sięgnęła po garśd popcornu z
koszyka stojącego na środku stołu.- Nie mogłam się dodzwonid do Meredith, ale Bonnie przyjdzie.
Spodoba jej się tu.
- Totalnie mi się podoba.- Zgodził się głos za nią. Elena obróciła się i zauważyła czerwone loki
Bonnie.- A szczególnie wyraz twojej twarzy Eleno.- Brązowe oczy Bonnie błyszczały z podziwu. Ona
i Elena wymieniły długie spojrzenie pełne słów: wróciliśmy, zrobili to co obiecali i Fell's Church
znowu jest takie jakie powinno byd. Nie mogły tego powiedzied na głos przy cioci Judith. Potem
rzuciły się sobie w ramiona.
Elena ścisnęła Bonnie mocno, a Bonnie na moment zanurzyła głowę w ramieniu Eleny. Jej
malutkie ciałko drżało lekko w jej ramionach i Elena zdała sobie sprawę, ze nie tylko ona
balansowała na linii pomiędzy radością, a dewastacją. Tak dużo zdobyli, ale zapłacili za to ogromną
cenę.
- Właściwie,- Powiedziała Bonnie z ostrożnym uśmiechem kiedy już puściły Elenę.- to
wyprawiałam swoje dziewiąte urodziny w bardzo podobnym miejscu. Pamiętasz ten bar Hokey-
Pokey? To tam się chodziło kiedy byłyśmy w podstawówce.- Jej oczy zabłysły, może łzami, ale jej
broda nie zaczęła się trząśd. Bonnie, pomyślała Elena z podziwem, będzie się bawiła nawet gdyby
to miało ją zabid.
- Pamietam to przyjęcie.- Powiedziała Elena tak samo radośnie jak Bonnie.- Na twoim trochę
było zdjęcie jakiegoś bojsbendu.
- Byłam dojrzała jak na swój wiek.- Powiedziała wesoło Bonnie do cioci Judith.- Szalałam za
facetami na długo przed moimi koleżankami.
Ciocia Judith zaśmiała się i pomachała do Margaret żeby do nich podeszła.- Lepiej zamówmy
zanim zacznie się pokaz.- Powiedziała.
Elena z szeroko otwartymi oczami, powiedziała do Bonnie bezdźwięcznie: Pokaz? Bonnie
wyruszyła ramionami i wyszczerzyła zęby.
- Wiecie co będziecie jadły?- Zapytała ciocia Judith.
- Czy maja tu coś poza pizzą?- Zapytała Elena.
- Paluszki z kurczaka.- Odpowiedziała Margaret wspinając się na swoje krzesło.- I hot dogi.
Elena uśmiechnęła się szeroko na widok rozczochranych włosków swojej siostry i jej wyrazu
twarzy tak pełnego szczęścia.- A ty, króliczku, co będziesz jadła?- Zapytała.
21
- Pizzę!- Odpowiedziała Margaret.- Pizzę, pizzę, pizzę.
- W takim razie ja też zjem pizzę.- Zdecydowała Elena.
- To jest tutaj najlepsze.- Przyznała Margaret.- Hot dogi mają dziwny smak.- Zwinęła się na
swoim krześle.
- Eleno, przyjdziesz na mój występ taneczny?- Zapytała.
- A kiedy jest?- Zapytała Elena.
Margaret zmarszczyła czółko.- Pojutrze.- Powiedziała.- Przecież wiesz.
Elena krótko spojrzałem na Bonnie, której oczy rozszerzyły się.- Za nic w świecie bym tego nie
przegapiła.- Powiedziała do Margaret z uczuciem, a jej siostra pokiwała główką i stanęła na swoim
krześle żeby dosięgnąd do popcornu.
Pośród upomnieo cioci Judith i głosu zbliżającego się śpiewającego kelnera, Bonnie i Elena
wymieniły uśmiechy.
Występy taneczne. Śpiewający kelnerzy. Pizza.
Dobrze było dla odmiany pożyd w takim świecie.