Rozdział 16
Jagoda objęła przyjaciela, a potem trzymając jego dłonie w swoich, otaksowała go
spojrzeniem od stóp do głowy.
– Wyglądasz wspaniale. – Przede wszystkim cieszyło ją to, że w końcu w jego oczach nie
było tego rozdzierającego duszę smutku. – Dobrze cię znowu widzieć.
– Ciebie też, chociaż jestem ci winien reprymendę.
Zaśmiała się wdzięcznie. Zawsze miała ładny śmiech.
– Nadal jesteś zły na to, że wysłałam do ciebie Kilińskiego? – Zaprowadziła byłego męża
do kuchni, która dawno temu należała do nich. Nawet po rozwodzie przez jakiś czas
mieszkali razem, bo byli wtedy bardzo młodzi, z dala od rodziny i pomagali sobie jak tylko
mogli. Czasami żałowała, że nie było im dane bycie razem. Na szczęście nie straciła jego
przyjaźni i robiła wszystko, aby Michał był szczęśliwy. – Mówiłam ci już, że ja mu tylko
wskazałam drogę do Utopii.
– To inteligentny facet, z resztą sobie łatwo poradził.
– Żałuję, że nie widziałam twojej miny, kiedy go zobaczyłeś.
– Nie przestraszył się. – Wyjrzał przed okno. Wciąż roztaczał się za nim taki sam widok.
Niewielki ogród, nadal pięknie utrzymany, niewiele się zmienił, odkąd był tutaj ostatni raz.
– I za to dla niego wielki plus. Mnie się chyba trochę bał. W każdym razie gdy rozmawiał
ze mną, poszukując ciebie, to bardzo się spinał. – Wstawiła wodę na gaz. – Mam znakomitą
zieloną herbatę, napijesz się?
– Nie. Tylko ty to pijesz. Wiesz, że jej nie lubię. Nalej mi soku, bo kawę niedawno piłem.
– Usiadł przy stole.
– Miałam nosa, wysyłając go do ciebie. Przeczucia nigdy mnie nie mylą. – Otworzyła
lodówkę i wyjęła dzbanek z sokiem. – To dzięki niemu powróciła ta iskierka w twoich
oczach?
– Może. Gdzie jest Mikołaj?
– Wysłałam go do sklepu. Chciałam z tobą chwilę porozmawiać. – Postawiła przed
mężczyzną szklankę napoju i zajęła się robieniem herbaty dla siebie. – On bardzo za tobą
tęsknił. Po powrocie z obozu chciał jechać do ciebie. Ostatnio nie spisałeś się jako ojciec.
Jeden telefon co kilka tygodni…
– Wynagrodzę mu to. Porozmawiam z nim, zrozumie. Jeśli wszystko pójdzie po mojej
myśli, zostanę tu na dłużej.
– Na zawsze? – dopytała, siadając naprzeciwko Michała z herbatą i paczką papierosów.
– Nie. Nie potrafię już żyć w Warszawie. Jednak mój syn będzie wiedział, że ma ojca.
Chcę mu przedstawić Darka.
Jagoda uśmiechnęła się i podrapała po nosie.
– Czyli to jest aż tak poważne?
– Tak. Nie. Nie wiem. – Wstał, zaczynając przechadzać się po kuchni. – Chciałbym. Nie
określiliśmy się. Po prostu jest, jak jest.
– Przez telefon wspominałeś, że zatrzymałeś się u niego.
– Bo to prawda. Nie patrz tak. Nie chcę się śpieszyć.
– Myślę, że już na to za późno, mój drogi – rzuciła, obdarzając go przyjaznym
spojrzeniem. – A co do Mikołaja, to już nie mógł się doczekać twojego przyjazdu. O wilku
mowa.
Do kuchni wpadł trzynastolatek z reklamówką w dłoni. Zauważywszy ojca, upuścił torbę
na podłogę, a Jagoda dziękowała samej sobie, że nie kazała mu kupić jajek lub czegoś w
słoikach. Patrzyła, jak radosny chłopiec wpada w ramiona ojca, a ten podnosi go i obraca
wokół własnej osi. Zawsze uważała, że więź ojca z synem jest najsilniejszą, jaka istnieje.
Obaj byli tacy do siebie podobni. Wzruszyła się.
– Mama powiedziała, że będziesz dopiero za godzinę. Super, że jesteś. Chciałem do
ciebie pojechać, ale mama mi zabroniła. Mówiła, że to za daleko, abym sam jechał, a ona
musiała pracować.
– I bardzo dobrze, że jej posłuchałeś. Masz dopiero trzynaście lat i nie powinieneś sam
wybierać się w taką podróż. – Michał poczochrał syna po głowie. – To co, idziemy do zoo, a
potem na lody?
– Pewnie. Pójdziemy jeszcze do Centrum Nauki Kopernik? Raz tam byliśmy z mamą i
było ekstra.
– Pójdziemy.
– Tylko zabierz go też na obiad, jeśli nie chcecie wracać do domu, aby coś zjeść –
poradziła Jagoda. – Zbierajcie się już, bo grudzień was tu zastanie i nie ruszycie na waszą
wycieczkę.
– Poczekaj, tato, tylko zmienię bluzę na taką odjazdową. Zobaczysz. – Chłopiec wybiegł
z kuchni, ślizgając się na kafelkach.
Michał odetchnął. Bał się, że Mikołaj będzie na niego zły, nie zechce się z nim widzieć.
Tymczasem prawdziwym okazało się porzekadło „Strach ma wielkie oczy”.
– On cię uwielbia i myślę, że zaakceptuje Darka. – Wyciągnęła rękę, a przyjaciel podał
jej swoją dłoń. Ścisnęła ją dla otuchy. – Cieszę się, że ci się znów układa.
– Tato, jestem gotowy! – zawołał z przedpokoju Mikołaj.
– Nasz syn ma mnóstwo energii.
– Jak zawsze. Jagoda, jeszcze raz dzięki, że robisz wszystko, aby go wychować na
porządnego człowieka.
– Na takiego, jaki jest jego ojciec.
– Czyli? – Uniósł brew.
– Na cudownego faceta z sercem na dłoni. Jedynym odstępstwem jest to, że uczę go, aby
tego nie ukrywał – dodała. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale syn po raz kolejny zawołał
ojca. – Idź już i powodzenia w dotrzymaniu mu kroku.
Życzenia powodzenia bardzo mu się przydały, bo po tym, jak spędzili kilka godzin w
zoo, oglądając zwierzęta od tych najmniejszych po największe, pojechali najpierw na obiad, a
później do Centrum Nauki, a tam Mikołaj po prostu szalał, jakby był w swoim żywiole.
Wszystko go interesowało, a zwłaszcza najnowsze cuda techniki. Mógł wszystko
wypróbować, dotknąć, opowiadając przy tym o swoim przyjacielu Kacprze, o koleżance,
którą bardzo lubił i która miała na imię Joasia. Mówił nawet, że w przyszłości będzie chciał
się z nią ożenić. Michał już zapomniał, że jego syn w ogóle się nie męczył. Chłopiec całymi
godzinami mógł się ruszać i nie odczuwał zmęczenia. Zawsze tak było. Za to kiedy tylko
nadchodziła noc, zasypiał bardzo szybko.
Teraz byli na lodach. Drugich tego dnia, ale uległ synowi, mając nadzieję, że Jagoda nie
będzie na niego o to zła. Zbliżało się już popołudnie. Usiedli w ogródku lodziarni większej
niż ta w Utopii. Mikołaj z zadowoleniem pałaszował bardzo duży deser lodowy z bitą
śmietaną, owocami i orzechami. Sobolewski miał nadzieję, że jego syn się po tym nie
pochoruje. On również, bo nie odmówił sobie dużej porcji. Humor miał doskonały nie tylko z
powodu czasu spędzonego z synem, ale również dzięki telefonowi z Luny, do której miał
jutro pojechać, aby raz jeszcze sprawdzić umowę. I prawdopodobnie ją podpisze. Potem
zadzwonił do Darka, by mu o tym powiedzieć. Mężczyzna wyznał, że zajmuje się dalszym
poprawianiem jego tekstu i już nie może doczekać się, aż Sobolewski przyjdzie wieczorem do
domu.
Do domu.
Słysząc to, serce Michała opuściło jedno bicie i poczuł, że chce czegoś więcej z tym
mężczyzną.
– O czym, tato, myślisz? – zapytał trzynastolatek, zajadając się lodami.
– O kimś… – Zastanawiał się, czy już powiedzieć synowi o Darku, czy jeszcze z tym
poczekać. Przecież tak naprawdę nie padły ostateczne deklaracje od strony Kilińskiego, a on
się z tym także nie śpieszył. Jeszcze było tak wcześnie. Ale czy na miłość jest wcześnie?
– Kochasz kogoś? – Zainteresował się chłopiec.
– Hm?
– Tato, jestem już duży. – Mikołaj przewrócił oczami.
– Wiem. Ale nie jestem pewien, czy mogę ci o nim opowiedzieć. Może Darek by tego nie
chciał.
– Czyli ma na imię Darek i go bardzo lubisz. Co dalej? Jaki jest?
Mikołaj, zdaniem Michała i Jagody, zawsze był dojrzalszy i inteligentniejszy niż inne
dzieci w jego wieku. Chyba dlatego oboje nie ukrywali przed synem, że jego tata jest
homoseksualistą. Powiedzieli mu to oboje i dokładnie wytłumaczyli, o co chodzi. Mikołaj
wtedy się roześmiał, dodając: „Wy myślicie, że jestem głupi? Wiem, kto to gej. Dorośnijcie.”
I na tym polegało uświadomienie chłopca.
– A może ty mi opowiedz o Joasi?
– Tatku, nie zmieniaj tematu. Ten Darek zostanie moim wujkiem? I będzie dla ciebie
dobry? Mama mówiła, że wujek Andrzej nie był dobry, a i mnie nie lubił.
Pisarza zaskoczyło to, że wzmianka o jego byłym nie spowodowała już ukłucia w sercu.
Nic mu nie odbierało oddechu, nie sprawiało bólu. Wszystko odeszło. A zawdzięcza to
mężczyźnie, który pewnego dnia pojawił się na progu jego domu i zniewolił, o czym jeszcze
wtedy nie wiedział. Naszła go ochota, aby móc go zobaczyć, chwycić w ramiona. Już się
niczego nie boi.
– Może i będzie wujkiem. Dużo teraz zależy od niego.
– Mama mówi, że w związku jest dwoje ludzi i to jak jest, zależy od obojga. Także od
ciebie także to zależy. – Nastolatek przechylił głowę na bok, wpatrując się w ojca. – Chcesz
go teraz zobaczyć, co nie?
– Skąd to wiesz? – zapytał Mikołaja.
– Bo mama zachowuje się tak samo, jak bardzo chce się spotkać z wujkiem Bartkiem.
Naprawdę mogliby się już pobrać. Dobra, to skończę te lody i mnie odwieziesz. O szóstej ma
wpaść Kacper.
– Mądry z ciebie chłopak i pamiętaj, że bardzo cię kocham.
– Wiem, tatku. I wiem, że nie mogłeś się ze mną widywać, bo musiałeś pobyć sam, ale
wszystko naprawimy – powiedział chłopiec z całą swoją mądrością. – I zabierzemy wujka
Darka do zoo i do Centrum Nauki.
– Ale nie jednego dnia – zastrzegł.
– Dlaczego? – zapytał zdziwiony trzynastolatek.
– Bo Darek nie ma takiej kondycji jak my. Wierz mi, padłby.
– Coś się wymyśli.
Dariusz nie mając pojęcia, że gdzieś tam ktoś o nim mówi, siedział przy biurku i
wprowadzał na komputerze poprawki do kolejnych rozdziałów powieści kochanka. Od kilku
godzin zajmował się wyłącznie tym, czytając w kółko to samo, aby niczego nie przegapić. I
tak za kilka dni znów będzie musiał jeszcze raz wszystko ogarnąć. Tak mu mijały kolejne
minuty. Ledwie dostrzegł, że słońce już zaszło. Nie zauważył też, że do domu wrócił Michał.
Dopiero kiedy mężczyzna objął go, pochylając się nad nim i złożył pocałunek na jego szyi,
powrócił do rzeczywistości.
– Hej. Jak spotkanie z synem?
– Hej. Doskonale. – Odwrócił Darka przodem do siebie i ukucnął przed nim. – Mój
syn… chce cię poznać.
Zaniemówił. Syn Michała chce go poznać? To tak jakby… Jakby oni… Byli razem. Ale
czyż nie są? Bez deklaracji, wyznań, zapewnień i tego, co się z tym wszystkim wiąże.
– Nie chcesz?
Niepokój kochanka prawie złamał Dariuszowi serce. Położył dłonie na jego policzkach.
– Pewnie, że chcę.
– A chcesz…
– Chcę.
– Darek, nie wiesz, o co chciałem zapytać – prychnął. Pomasował dłońmi uda kochanka.
– O to, czy będę z tobą chodził?
– Tak mówią nastolatki. – Sobolewski skrzywił się.
– Przecież wiem, skarbie. Na pewno tego chcesz? – Kiliński uklęknął przed Michałem,
odpychając od siebie fotel na kółkach.
– Być z tobą? Tak. – Wydało mu się to takie łatwe. Czuł się lekko jak nigdy. Z kucek
przeszedł do klęku i czule pocałował Dariusza. – Chcesz być ze mną?
– Miało nie być romantyczności. – Zaśmiał się, zdenerwowany. W duchu bardzo się
cieszył, że został o to zapytany.
– Pieprz to. Odpowiedz, Kiliński.
– Tak. Chcę być z tobą jako moją drugą połową – odpowiedział, po czym objął partnera,
wciskając nos w jego szyję. – Skąd ten nagły krok do przodu?
– Dzisiaj dużo do mnie dotarło. Już mnie nie boli to, co zrobił Andrzej. Za to kiedy o
tobie myślę, wiem, że jesteś dla mnie całym światem. – Poczuł, jak Darek ściska go jeszcze
mocnej, a potem jak drży. – Co jest?
– Nic.
– Kiliński, powiedz co jest.
– Zawsze tego chciałem. – Uniósłszy głowę, zaczął wpatrywać się w oczy Michała. –
Zawsze chciałem, aby miły mężczyzna powiedział, że jestem dla niego całym światem.
– Jedno się nie spełniło – powiedział Sobolewski.
– Co takiego? – Zmarszczył brwi.
– Ten miły mężczyzna. Nie jestem miły.
– Jesteś, tylko o tym jeszcze nie wiesz. Nie zakochałbym się w kimś, kto taki nie jest.
Zapamiętaj to sobie raz na zawsze, Sobolewski.
– Spróbuję. A jak coś, to będziesz mi musiał o tym przypominać – szepnął, a potem
połączył ich usta ze sobą, tak jak pragnął tego od kilku godzin.
Tego wieczoru, kiedy Darek i Michał spędzali ze sobą czas, Agnieszka zakończyła
rozmowę z Kubą i gdy tylko wyłączyła Skype, rozpłakała się z tęsknoty, bezsilności i złości
na samą siebie. Jak mogła chcieć wybierać pomiędzy stabilnością a miłością? Uważała siebie
za głupią i kogoś, kogo Kuba nie powinien był pokochać. Ten mężczyzna pokazał jej, że jest
chciana w jego życiu i sercu, a ona wybrała coś, co tak naprawdę nigdy nie da jej szczęścia.
Czymże są pieniądze, praca, kiedy nie ma się miłości, a samotność krzyczy pośród ścian. Jak
mogła wyjechać i wciąż nie wiedzieć, co robić, kiedy jej serce wręcz wrzeszczało na nią, by
wracała do Jakuba. Tylko z nim może być szczęśliwa.
Wstała od stolika i podeszła do okna. Odsunęła firankę, marząc, by przez szybę zobaczyć
niezwykłe, spokojne miasteczko. Niestety, tak się nie stało. To ją jeszcze bardziej załamało.
Osunęła się na podłogę, ciesząc się, że nikt jej nie może zobaczyć. Nie potrafiła się uspokoić
przez długie minuty. Trzęsła się cała, obejmując rękoma i płakała, nawet nie próbując się
pozbierać. Dała upust bólowi, który wciąż w niej mieszkał od chwili, kiedy wsiadła do
autobusu i opuściła Utopię. Oszukiwała samą siebie, że może tu żyć, może normalnie
pracować… Nie, to już nie było dla niej. To nie tu było jej miejsce.
Wciąż zapłakana podniosła się i pociągając nosem, podreptała do stolika. Usiadła na
krześle i po uruchomieniu pliku tekstowego zaczęła pisać na laptopie. Wiedziała już, co ma
robić.
Darek poczuł na sobie czyjś wzrok. Zamruczał w poduszkę, a potem przez to, że leżał na
brzuchu, przekręcił nieznacznie głowę i otworzył jedno oko. Michał leżał obok, patrząc na
niego. Za nim, przez okno, dostawały się do pokoju promienie porannego słońca. Miał
wrażenie, że nie tak dawno zasnęli, a tu już nastał kolejny ranek. Rozpoczął się pierwszy
dzień ich związku. Nie żałował, że dali tak ogromny krok do przodu. Ileż mieli czekać?
Właściwie od początku nie byli sobie obojętni, a teraz gdy przyszły uczucia, zdeklarowali się.
Żaden z nich jeszcze nie powiedział tych dwóch ważnych słów, ale na to mieli czas. Nawet
bez tego wiedzieli, jaka jest prawda.
– Co mi się tak przyglądasz?
– Lubię patrzeć jak śpisz. – Podążył palcami wzdłuż pleców Kilińskiego.
– Nie ma w tym nic interesującego – powiedział Darek, pomimo że sam nie raz
przyglądał się kochankowi, kiedy ten spał.
– To tylko twoje zdanie. – Pochylił się i musnął ustami ramię partnera. – Umyję się i
pójdę do piekarni po bułki. Zjemy dobre śniadanie.
– Jestem za. Zrobię kakao, co?
– Wyśmienicie. – Jeszcze raz go ucałowawszy, wstał.
Darek nie omieszkał popieścić wzrokiem nagiego ciała, po którym w nocy jego ręce
wytyczały palące ślady pożądania.
– Jesteś niesamowity, wiesz?
Michał obejrzał się na niego.
– Pewnie, że tak.
– I skromny.
– Ma się rozumieć. – Założył szlafrok, mimo że mógł chodzić nago po mieszkaniu.
– Nie zakrywaj się tak. Twoje ciało należy do mnie.
– W nocy było twoje, teraz jest moje. Potrzebuję go. – Puścił mu oczko, a potem wyszedł
z pokoju, by doprowadzić się do porządku.
– Cały jesteś mój! – krzyknął za nim Darek, bo mężczyzna zdążył już wyjść z sypialni, a
po chwili usłyszał śmiech, przez który przebijało szczęście. Sam czuł niezwykłą euforię, która
nie pozwoliła mu ponownie zasnąć. Po tym jak poleżał jeszcze chwilę, w końcu z werwą
podniósł się z łóżka i zasłał je.
Michał w tym czasie wyszedł już po bułki, a Darek mógł wziąć szybki prysznic i ubrać
się. Założył na siebie wyjściowe spodnie i elegancką koszulę, bo po śniadaniu mieli pojechać
do wydawnictwa. Sobolewski nie chciał odkładać tego spotkania i zażądał go jak
najwcześniej. Będąc w kuchni, Kiliński nalał mleka do niewielkiego garnka, włączając pod
nim gaz. Kiedy sypał kakao do kubków, wrócił partner, kładąc bułki na szafce. Milczał, więc
jak tylko Darek zalał mlekiem proszek, robiąc pyszny, pachnący napój nęcący jego nozdrza,
odwrócił się do pisarza.
– Co się stało? – Poczuł niepokój, kiedy zobaczył jego wściekłą minę.
– Nie mogłeś sobie darować? Ty i Agnieszka?
– O co ci chodzi?
Michał wskazał na gazetę leżącą na stole. Kupił ją, bo chciał poczytać, co się dzieje w
świecie, a tymczasem trafił na artykuł tej przebrzydłej Elżbiety Polanowskiej. Artykuł o nim.
– Czytaj.
Młodszy z partnerów wziął gazetę i od razu rzucił mu się w oczy tytuł artykułu „Pisarz
Michał Sobolewski wrócił?” zapisany dużymi literami, a pod nim było zdjęcie oraz tekst.
Polanowska pisała w nim, że dowiedziała się z dobrego źródła, jakim okazali się Agnieszka
Lisiecka i Dariusz Kiliński – osoby pracujące w wydawnictwie Luna – że znany pisarz wraca.
Potem było kilka wyssanych z palca kłamstw o życiu Sobolewskiego. Niby nic, a tak wiele,
co bardzo zdenerwowało jego partnera.
– Nie mam z tym nic wspólnego. Nic jej nie powiedzieliśmy.
– Czyli pytała o mnie.
– Tak, ale…
– I nie mogłeś mi, kurwa, o tym wspomnieć?! Chciałeś to utrzymać w tajemnicy?!
– A co by to dało?! – krzyknął Darek. – Ta cholera przysiadła się do nas i zaczęła
wypytywać…
– Tak, a wy jej wszystko powiedzieliście! Wiesz, że nienawidzę tej kłamliwej suki!
– Wiem, ale nic jej nie powiedzieliśmy! Słuchasz tego, co mówię?!
– Mogłeś mi powiedzieć! Przynajmniej byłbym na to przygotowany! Ta kobieta wymyśla
niestworzone historie, wchodzi w buciorach w życie ludzi i nikogo nie szanuje! Po tym jak
wypisała tyle kłamstw o mnie i o mojej rodzinie, o tym jakich to miałem złych rodziców,
moja mama, najcudowniejsza kobieta na świecie, znalazła się w szpitalu. Polanowska prawie
ją zabiła! A ty słowem nie wspomniałeś, że ta żmija znów drąży! Kurwa mać! Kim ja dla
ciebie jestem?! Takim, kurwa, jesteś partnerem?! Już zatajasz przede mną informacje, które
mnie dotyczą!
– Nie zatajam… Zresztą, pieprz się, Sobolewski! – Rzucił gazetę na stół, po czym
rozsierdzony wyszedł z kuchni.
Michał obejrzał się na niego i uderzył pięścią w szafkę. Niedługo później jego ciało
poszło jej śladem, kiedy został pchnięty na mebel i jęknął, czując ból. Zanim zorientował się
o co chodzi, jego usta zostały porwane w pełnym wściekłości pocałunku. Sapnął i
odpowiedział na niego, a ręce przycisnęły smuklejszego mężczyznę. Darek jednak odsunął się
równie szybko, jak zaatakował kochanka. Wziął go za rękę i pociągnął do sypialni. Tam
pchnął pisarza na łóżko, a potem stojąc nad nim, zaczął rozpinać swoją koszulę.
– Rozbieraj się – rzucił.
Sobolewski przełknął ślinę, a dreszcz ekscytacji przepłynął przez jego ciało. Posłuchał
partnera, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, Darek przygwoździł go do łóżka i zaczął
całować, szepcząc:
– Nigdy na mnie nie krzycz, nie tak. Nic nie powiedziałem tej krowie. Aga też nic. Ktoś
jej donosi i Aga dowie się kto. – Zdjął mu koszulkę i zaczął rozpinać spodnie. – Nigdy nie
zrobiłbym czegoś, co by cię skrzywdziło. Osądziłeś mnie.
– Przepraszam. – Dotykał partnera, gdzie tylko dane mu było sięgnąć, zanim jego ręce
nie zostały dominująco przytrzymane nad jego głową, zamknięte w stalowym uścisku.
– A teraz zamknij się – warknął Darek, ponownie stapiając ich wargi ze sobą, a Michał
chętnie odpowiedział na pocałunek.
Tamtego ranka kochali się jak szaleni, dając i biorąc rozkosz. Rozgrzane ciała splecione
ze sobą zgodnie kołysały się w miłosnym uścisku, umiejętnie przedłużając przyjemność.
Łóżko kilkukrotnie uderzyło o ścianę w rytm silnych pchnięć bioder jednego z kochanków, a
palce drugiego zaciskały się na skołtunionej pościeli, zanim zostały schwytane przez drugie
dłonie tuż przed spełnieniem. A po wszystkim, gdy mężczyźni leżeli przytuleni do siebie,
trochę już zmęczeni, złości już nie było, przeprosiny zostały przyjęte. Serca wciąż biły w
jednym, znanym im rytmie.
– Poniosło mnie – wyszeptał Michał, wtulając nos w szyję Darka. Głęboko oddychał i
miał ochotę zasnąć.
– Wiesz, że ona nie przestanie drążyć. – Przesunął stopą po jego łydce.
– Szuka taniej sensacji. Boję się, ile kłamstw wymyśli. Jest nieobliczalna, ale nie chcę się
już nią przejmować. – Spojrzał w oczy partnera. – Ona się nie liczy. Liczysz się tylko ty,
Darku.
– I umowa, na której podpisanie już jesteśmy spóźnieni.
Michał zamruczał ze zrezygnowaniem. Nie chciał się ruszać z łóżka. Do tego znów
musiał brać prysznic. Jednak wiedział, że ma obowiązki, którymi powinien się zająć, by inni
brali go poważnie. Zanim wstał, raz jeszcze przytulił Darka, czerpiąc siłę z ich bliskości.
Godzinę później, spóźnieni, dotarli na spotkanie w Lunie. Michał przeprosił i zapoznał
się z umową, w której zostały ujęte żądania. Wziął długopis i podpisał ją.
Agnieszka wysiadła na przystanku. Kierowca pomógł jej wyjąć walizkę z bagażnika.
Podziękowała mu uprzejmie, a potem rozejrzała się. Lekki wiaterek rozwiewał jej
rozpuszczone włosy, bawiąc się nimi niczym kochanek. Ciepłe promienie słońca pieściły jej
skórę. Miała na sobie zwiewną, niemalże dziewczęcą białą sukienkę z małymi różowymi
kwiatkami i wygodne sandały tegoż samego koloru co różyczki. Czuła się znakomicie. Znów
była w domu.
Podeszła kawałek, ciągnąć za sobą walizkę na kółkach i przystanęła, ujrzawszy
mężczyznę, który wyrósł przed nią jak spod ziemi. Uśmiechnęła się szeroko, a świat
przysłoniły jej łzy. Nie zdołała niczego powiedzieć, bo znalazła się w jego ramionach.
W ramionach, w których było jej szczęście, miłość i dalsze życie.