rozdział 10 11

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Rozdział 10


Cassie skoncentrowała się uważnie na nauczycielu sztuki. Klasa opuściła już
Orangerie*
i jego skarby, siedzieli teraz w słońcu, patrząc jak Signor Poldino
gestykuluje entuzjastycznie pokazując Jardin des Tuileries*. Dzięki Bogu nic nie
malował, ale tylko przy obrazach wielkich mistrzów mógł się zrelaksować.

- Zapamiętajcie Les Nymphéas*, - wykrzykiwał drobny nauczyciel, kołysząc się na
piętach w radosnym podnieceniu. - Niech ma wpływ na wasze oczy i serca! Myślcie
o strukturze i świetle, wzorujcie się na tych pejzażach. Patrzcie oczami Moneta!
Używajcie kolorów! Wyzwalajcie emocje!
- A może użyjemy kamery? - mruknął znajomy angielski głos, niosąc się w czystym
jesiennym powietrzu. -Technologia jest bardziej zaawansowana, niż w czasach
Moneta.

Keiko przyłożyła swój szkicownik do twarzy, parskając śmiechem. Signor Poldino
poczerwieniał, Jake rzucił Richardowi paskudne spojrzenie, a Cormac zmarszczył
brwi i wykrzyknął.- Daj spokój, Richard.
- Dosyć. - Rzuciła Ayeesha. - Dalej Signor Poldino. Proszę kontynuować. Niektórzy z
nas zostali całkiem oszołomieni przez lilie wodne. I chcą dowiedzieć się więcej.

Poldino posłał jej wdzięczny uśmiech.- Zostawię was teraz. Pospacerujcie w
ogrodzie. Proszę wrócić tu, – spojrzał na swój staromodny kieszonkowy zegarek, - …
za dwie godziny. Jestem pewien, że niektórzy przyniosą zachwycające rysunki. -
Uśmiechnął się do Ayeeshy i Cormaca, a następnie do Cassie.

- Boże. - Richard wymruczał do Perry, wstając i przeciągając się. - Ayeesha
zamieniła się w nieznośną skromnisię. A z naszym starym irlandczykiem jest już źle.
Perry zaśmiał się.- Myślę, że ona mu się podoba.
- Perry! zawołała Keiko nagląco.
- Idź, zostałeś wezwany. Postaraj się o dobrze wypaść Sokole Wędrowny*. Nie chcę,
by mój współlokator miał słabe wyniki, świadczące o mnie.
Z pochlebczym, zdławionym chichotem, Perry odszedł.



* Musee de l'Orangerie – galeria sztuki impresjonistów i post-impresjonistów.
* Jardin des Tuileries – Ogrody Tuileries ciągną się na długości 1 km między placem
de la Concorde a placem Carrousel.
* Les Nymphéas - Lilie Wodne (Nenufary) – cykl ok. 250 obrazów Claude Moneta.
Przedstawiają one ogród malarza w Giverny; powstawały przez 30 ostatnich lat życia
artysty
* Sokole Wędrowny – W oryg. Peregrine

(sokół wędrowny) Perry - Peregrine

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Richard objął ramieniem Cassie, poczuła jak bicie jej serca przyśpieszyło, gdy się ku
niej pochylił. - Chodź zobaczyć moje rysunki - powiedział uwodzicielsko.
- Ha ha, - powiedziała, nie odwracając się. Gdyby tylko wiedział jak blisko jest tego
by go uderzyć. Ale którą z jego dwóch twarzy? Nie, lepiej kontynuować udawanie, że
wszystko jest w porządku. Cassie nie chciała kłócić się z nim przy wszystkich.
Sprawił, że już była dość zażenowana.
- Przepraszam. To nie było śmieszne. Chodź i zostań moją muzą, śliczna Cassie.

Cassie zajęła się porządkowaniem na wpół zgniecionych tubek z farbą.
- Richard, jeśli nie masz nic przeciwko, ja chciałabym … um … zostać sama. -
Wzięła głęboki oddech, spojrzała na niego do góry i zmusiła do uśmiechu. - Nigdy
wcześniej tu nie byłam. To miejsce jest zdumiewające, muszę sobie pomyśleć. Jeśli
pozwolisz.
- Serio? Oczywiście, że nie mam.

Zdziwienie i rozczarowanie brzmiące w jego głosie zabrzmiało prawdziwie. Ale z
drugiej strony, te wszystkie jego komplementy, wiedziała teraz jak dużo są warte.
Przez kilka sekund Richard stał jeszcze przy niej, jakby oczekując, że skłoni ją do
zmiany zdania, aż w końcu odszedł.

Wypuszczone z płuc westchnienie przyniosło ulgę. Cholera. Nie pomyślała, że Ranjit
wciąż tam będzie. Rzucił okiem w jej kierunku, ich oczy spotkały się na ułamek
sekundy, potem bez uśmiechu Hindus się odwrócił.
Ze złością, Cassie odeszła prędko w przeciwną stronę. Musi gdzieś znaleźć miejsce
by zabić dwie godziny, miejsce do rysowania, ponieważ Poldino oczywiście
oczekiwał dobrej pracy z jej strony. Ogrody nie były zbyt duże, a musi unikać
Ranjita. I Richarda. I Jake’a, który był w podłym nastroju. I najlepiej również
Keiko… Kurczę, jej pole manewru było ograniczone.

Gdy była pewna, że jest wystarczająco daleko od każdego z nich, Cassie usiadła na
murku i zaczęła rysować chaotyczne figury w swoim szkicowniku. To była raczej
zabawa, ale wciągnęła ją dużo bardziej niż się tego spodziewała. Gdy już fascynacja
turystów była na wyczerpaniu, a tłumy zmalały, spostrzegła, jak mała dziewczynka
w żółtym płaszczu przeciwdeszczowym, trzyma jaskrawo niebieskie baloniki. To
było to.
Dziecko zauważyło jej zainteresowanie i skrzywiło się. Cassie też. Dziewczynka
wytknęła język, zatem Cassie zrobiła to samo. Szybko szkicowała balon trzymany
kurczowo w jednej ręce, od czasu do czasu strojąc różne miny. Chichotały obydwie,
dopóki rodzic nie chwycił dziecka za rękę i nie pociągnął w stronę galerii.

Cholera! Ona nie miała kołnierzyka, bardziej wyglądało to jak elżbietańska kryza.
Poirytowana, wpatrywała się w puste miejsce, gdzie jeszcze przed chwilką stała
dziewczynka, później jej oczy po raz pierwszy od godziny przeniosły się w inne
miejsce. Aż zabolały z koncentracji, więc je potarła. Ale nadal widziała to samo.
Dwie znajome postacie, zaledwie dwadzieścia metrów dalej.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Ranjit i Jake.

Ranjit siedział na ławce zwrócony w stronę stojącego nad nim Jake'a. Postawa Jake’a
była agresywna, twarz miał wykrzywioną z wściekłości i coś mu nadawał. Ranjit
wyglądał na oszołomionego, jakby był zaskoczony, ale gdy Jake podniósł głos, on też
tak zrobił.

- Jake, wysłuchaj mnie na miłość boską!

Cassie wstała, postępując kilka kroków w ich kierunku. Obie głowy spojrzały na nią
jednocześnie. Bez słowa Jake odwrócił się i odszedł zamaszyście, aż pod jego
stopami zachrzęścił wysypany na alejce żwir. Ranjit usiadł ciężko z powrotem.
Cassie zawahała się, ale postawa chłopaka była tak smutna, że chciała mu pomóc.
Podeszła do niego, próbując wyglądać na obojętną.

- Co to było przed chwilą? Artystyczne różnice?

Z cichym jękiem, ukrył twarz w dłoniach. Cassie czekała, z przyjemnością go
obserwując. Podwinięte rękawy odsłaniały złociste ramiona. Jego ręce były piękne i
silne, ale teraz miały białe napięte knykcie.
- Nie chcesz o tym gadać?
- Nie chce. - Odjął ręce od twarzy i popatrzył za Jake’em.- Bo cię lubię Casandro.

Wzruszyła ramionami, pozwalając sobie na uśmiech, którego nie mógł zobaczyć.
Jego szkicownik leżał przy nim półotwarty, zerknęła więc na niego. Ciągle patrzył się
w dal. Spojrzała w dół. To co ujrzała sprawiło, że gwałtownie się wyprostowała.
Jeśli nie sapnęłaby przy tym, mogłaby obejrzeć obraz dokładnie. Ponieważ jednak tak
zrobiła, odwrócił się gwałtownie i ruchem szybkim jak kobra zatrzasnął szkicownik.
Jego i tak ciemne kości policzkowe poczerwieniały.

- Jeszcze nie skończyłem!

Zagryzła wargę, nie mogąc się na niego spojrzeć - Kiedy będę mogła zobaczyć?
- Jeśli kiedykolwiek to skończę - powiedział szorstko, patrząc się na swoje stopy.
- Lepiej już wracajmy.

Nie odezwał się do niej ani słowem, chociaż szła u jego boku całą drogę do
Orangerie. Przybyli ostatni i Cassie poczuła kilka par oczu skierowanych na nich gdy
razem podeszli. Oczy Keiko błyszczały gniewne i dziko: bez wątpienia Katerina
dowie się, że Cassie i Ranjit wyszli zza krzaków razem. Uśmiech Richarda był mniej
pewny niż zwykle; Jake nie patrzył na nic, ani na nikogo.

Przynajmniej Signor Poldino był zachwycony widząc ich razem. Klasnął w swoje
pulchne ręce. - Cudownie. Musimy wracać do szkoły, ale Cassie, Ranjit! Nie mogę
się doczekać, kiedy zobaczę wasze skończone prace.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Mam nadzieję, że Ranjit go skończy, pomyślała Cassie tęsknie. I że pozwoli mi go
zobaczyć. Kreską narysował dwie figurki, które patrzyły na siebie z otwartą radością
i rozbawieniem: mała dziewczyna w żółtym płaszczu przeciwdeszczowym piastująca
w rączce balon i śmiejącą się nastolatkę siedzącą po turecku na murku, która ją
szkicowała. Starsza dziewczyna wyglądała tak beztrosko, że trudno jej było
rozpoznać w niej siebie.

Jednak to była ona.


*


- Oh, pretty woman, - zaśpiewał głos z amerykańskim akcentem.
Cassie podniosła głowę, spodziewając się, że zobaczy Jake’a .
Ale to był Richard. Rzucił swoje książki na biurko Jake’a, wyciągnął krzesło i
gwałtownie usiadł, łącząc ręce za głowę; nieźle naśladował jego pewne siebie
zachowanie.
Cassie spojrzała na niego z ukosa.
- Dobry w tym jesteś.
- W czym?
- W naśladowaniu. Brzmiałeś dokładnie tak jak on.
- O, dziękuję.- Rzucił jej spojrzenie spod długich rzęs.
- Bardzo dobry aktor z ciebie, naprawdę.
- Hm?- Jego ciało naprężyło się nieznacznie.

To przypomniało jej węża. Sposób w jaki pręży się tuż przed atakiem. „Uważaj na
niego, powiedział Jake w restauracji. Otwarta wojna z Richardem mogła być
naprawdę, naprawdę głupia, z więcej niż jednego powodu”.
Nie żeby słuchała rad Jake'a. Ale nie mogła demaskować tajemnic Akademii, przez
darcie kotów z każdym, kto ją wkurzał. „Więc nie złość się, mówiła sobie, policzysz
się z nim później”.
Ponadto, Richard nie był tutaj jedynym dobrym aktorem.
Cassie posłała mu uśmiech, który wywołał na jego twarzy wyraz zadowolenia.

- Gdzie Jake?
- Nie przyjdzie dzisiaj na zajęcia, - nieznacznie uniósł ramiona.- Słyszałem, że nie
czuje się zbyt dobrze. Wiesz, on cierpi na bezsenność. Być może miał szczególnie złą
noc.
- Wstyd, - rzuciła lekko Cassie. - Ty mnie unikasz, czy co?
- Kochanie! - wyprostował się. - To ja myślałem, że ode mnie stronisz.
- Oczywiście, że nie. Byłam tylko zajęta.
- I trochę niewyspana. Prawie spadłem z krzesła, kiedy zobaczyłem cię w drzwiach
świetlicy o drugiej w nocy. - Z niepokojem pochylił się do przodu. - Posłuchaj, jeśli
tak bardzo chcesz zobaczyć to miejsce, mogę spróbować coś zorganizować.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Posłała mu zakłopotany uśmiech.

- Tak naprawdę, to wtedy pogubiłam się w tych korytarzach. Lubię pochodzić sobie
wieczorem, gdy nie mogę zasnąć. Zawsze tak robiłam. Lepsze to niż leżenie i
wpatrywanie się w sufit.
- Mówiąc na sposób angielski - powiedział przeciągając samogłoski Richard. -
Doprawdy lubię obrazy, które wyczarowujesz.
Cassie zaśmiała się.- Powiem to jeszcze raz. Jesteś niepoprawny.

Z przodu klasy ktoś zakaszlał. - Victor Hugo, panie i panowie. Proszę otworzyć na
stronie czternastej.
Madame Lefèvre nie była najtwardszym zwolennikiem surowej dyscypliny w szkole,
a na dodatek była krótkowidzem. Cassie wyczuła brak zainteresowania Richarda
lekcją. Wiercił się i bezmyślnie przerzucał strony książki. W końcu pochylił się.

- Jesteś zainteresowana Few, prawda? - szepnął.
Cassie stuknęła w otwartą książkę palcem wskazującym, udając dezaprobatę. Oparł
się z powrotem i westchnął. Nie minęła jednak minuta, gdy pochylił się ponownie.
- Posłuchaj, mogę ci opowiedzieć co się zdarzy. Widziałem film.
- To jest jakiś film? - szepnęła. - O Few?
Uśmiechnął się. - Złośliwiec! Mam na myśli „Dzwonnika”. On umiera, OK? Nudzi
mnie to. To jak, jesteś zaciekawiona?
- Panuj nad sobą. I cisza.

Stłumił śmiech – Few. Jak bardzo jesteś ciekawa? Chciałabyś do nas należeć?
Cassie zamrugała, odebrało jej mowę. Tego się nie spodziewała. Nisko pochylone
słońce świeciło prosto na nich przez wysokie okna, przez co trudno było zobaczyć
twarz Richarda, ale w jego głosie było coś skwapliwego.
- Mówisz poważnie?
- Mademoiselle Bell!
- Przepraszam.

Cassie próbowała skupić się na książce leżącej przed nią, ale jej koncentracja legła w
gruzach. Należeć do Few! Nie ma lepszego sposobu, aby dowiedzieć się, co się tutaj
dzieje. Ukradkiem jeszcze raz spojrzała na Richarda. Zaskoczyło go to, a jego
spojrzenie było inne, bardziej skupione. Speszony, rzucił jej uśmiech i zwrócił wzrok
ku książce.

Aha! Lubił ją, uświadomiła sobie z rozbawieniem. Ona nie miała zamiaru, dać mu się
oszukać jeszcze raz, ale w rzeczywistości on ją lubił. Był zmuszony do zrobienia z
siebie dziwki, gdy spotkał się z Kateriną tego dnia, tak jak wcześniej udawał
zauroczonego Cassie. Ale nie wiedział, że Cassie przypadkiem go usłyszała. Dawało
jej to przewagę. To było całkiem oczywiste, że nie chciał urazić Kateriny – ale z nią
też nie chciał się kłócić. Oh, to może być interesujące. Stłumiła uśmiech.
Jak dużo masek nosił. Może sam już nie wiedział, która była prawdziwa.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Nie było w tym nic złowieszczego, tylko trochę gry aktorskiej. Uważał na siebie, i
Cassie musiała przyznać, że to przemówiło do jej serca. Ona również to robiła.
Mogła zrozumieć instynkt.

Bądź ostrożna Cassie.” Głos Jake'a jeszcze raz pojawił się w jej głowie,
zmarszczyła brwi. Co zdarzyło się Jake'owi? Zbyt dużo nocnych spacerów, dał jej do
zrozumienia Richard.
Nie był jedynym nieobecnym, Alice też nie było przy biurku.
- Jesteś wielka dla Few, - mruknął Richard.- Niektórzy z nich naprawdę cię lubią.
Oni myślą, że masz … w sobie duszę?
- Tak? - Cassie przypomniała sobie puste biurko trzy rzędy z przodu.- Co stało się
Alice?
- Alice? - Było słychać uśmiech w jego cichym głosie.- Sądzę, że jeszcze ma kaca.
- Od trzech dni? - Cassie uniosła brwi.
- Ona może się znów dopraszać wejścia. Oczywiście była trochę podekscytowana
zaproszeniem do świetlicy. Ty nigdy nie będziesz tak głupia, prawda?

Cassie zmarszczyło brwi. Podekscytowana? Ona tak by tego nie nazwała. Widziała
jak Alice wyglądała; siedziała na krześle ze srebrną filiżanką trzymaną kurczowo w
dłoni, blada skóra, zmatowiałe oczy, bezwładna.
- Nie, - wyszeptała w końcu, przełykając ślinę by zwilżyć wyschnięte gardło – Na
mnie nie tak łatwo jest zrobić wrażenie, słoneczko.
- Wiem, - puścił oko.- Dlatego będziesz idealna. I ktoś już cię rekomendował.
Cassie zdębiała.- Kto? Sir Alric?
- Boże, nie.- Richard spojrzał na nią zaniepokojony.- Nie mów mu, że odbyliśmy tę
rozmowę, jak możesz? Nie jestem upoważniony aby – um – rozmawiać z tobą o tym.
Trzymaj to w sekrecie, OK?
- Jest mało prawdopodobne, że będę miała jeszcze okazję odbyć z nim jakąś miła
pogawędkę. - powiedziała Cassie zimnym tonem. Dlaczego Sir Alric miałby być jej
przeciwny? Oczywiście Richard wciąż był beznadziejnym snobem, jeśli nie mógł się
przyznać do tego, że ją lubi. Wciąż nie była pewna czy go lubi i mu ufa czy nie może
go znieść.

- Więc w takim razie kto? Kto mnie polecił?
- Ktoś bardzo ważny. To wszystko co ty...
- Monsieur Halton-Jones! Może chciałby pan nam przekazać swoje spostrzeżenia na
temat konstrukcji rozdziałów?
- Oczywiście, Madame Lefèvre! - Richard rzucił nauczycielce olśniewający uśmiech
i odchrząknął, otwierając gwałtownie zeszyt.

Cassie dojrzała nerwowy uśmiech, a później ulgę na twarzy Madame. Trochę
poczerwieniała, jakby dostała w policzek. Przecież ośmieliła się zwrócić uwagę
członkowi Few. Serce bije jej teraz mocniej, pomyślała.

Richard wyciągnął długie nogi i skrzyżował je w kostkach. - Biedny Quasimodo, -
zaczął – jego tragedia jest zapowiedziana od początku...

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Rozdział 11

Tego już było dla Cassie za wiele. Jej myśli i podejrzenia były chaotyczne, a o
Victorze Hugo, nie wiedziała więcej niż przed godziną. Jak tak dalej pójdzie, zostanie
wydalona za niekompetencję wcześniej, niż odkryje co się tutaj dzieje. Studenci
przeciskali się koło niej w korytarzu, pędząc do następnej klasy, ale Cassie szła
wolnym krokiem, myśląc z wściekłością o całej tej sytuacji, jednocześnie rozpatrując
swoje możliwości.

Richard nie wspomniałby o ewentualności zostania jedną z Few, gdyby nie było to
prawdopodobne; była tego pewna. Myśląc o Isabelli, jej sumienie odezwało się
boleśnie. Jeśli zostałaby zaproszona do Few, bardzo by to zraniło jej współlokatorkę.
Powinna zwierzyć się Isabelli, czy zostawić ją w błogiej nieświadomości? Na jakie
ryzyko mogła pozwolić sobie w czasie rekrutacji? Roztargniona ledwie wiedziała
gdzie idzie, i do której klasy zmierza.

Dlatego ze strachu niemal wyskoczyła ze skóry, gdy otworzyły się drzwi przy jej
boku.
O mało nie dostała zawału, serce biło jej jak oszalałe.
- Cassie! Miałem nadzieję, że cię złapię.

Natychmiast rozpoznała melodyjny głos, jego wysokość i barwę. I dobrze ponieważ
była tak blisko , że widziała tylko guziki marynarki i elegancki, jedwabny krawat.
- Dzień dobry Sir Alricu. - zamrugała oczami i spojrzała na jego przystojną twarz.
- Znowu się zgubiłaś? - zapytał złośliwie.

Potrząsnęła głową. Za nim widziała jego biuro. Ciemno-zielone zasłony były upięte
złotymi sznurami. Ogromne biurko z mahoniu przytulało się do jednej ściany, za
przestrzenią grubego dywanu. Na środku pokoju umiejscowiony był mniejszy stolik,
na którym stały porcelanowe filiżanki z Sevres* i srebrny czajniczek do herbaty na
podgrzewaczu; dwa blado-żółte fotele przytulały się do niego jak starzy przyjaciele.

Na jednym z foteli siedziała znajoma osoba, która na jej widok zaśmiała się lekko i
zaklaskała słabymi rękoma.
- Casandro, moja droga! - Estelle Azzedine nie próbowała wstać.- Cudownie! Podoba
ci się w Akademii?
- Świetnie. Dobrze. To znaczy, tak podoba mi się bardzo. - Cassie niezręcznie
próbowała się do niej uśmiechnąć – Witam Madame Azzedine.
- Estelle.- Żartobliwie pogroziła jej palcem i zmarszczyła brwi.

Sir Alric popatrzył to na jedną, to na drugą.- Już się spotkałyście?
- W pierwszym dniu pobytu Casandry w szkole. Była tak miła i pomogła mi wejść po
schodach.

* Sevres – miasto niedaleko Paryża słynące z produkcji porcelany

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Uśmiechnął się swym pięknym uśmiechem do starej kobiety.
- Doprawdy? A skoro już mowa o pierwszym dniu twojego pobytu tutaj Cassie; gdy
spotkaliśmy się na korytarzu w tym tygodniu, przypomniało mi się, jak długo już
byłaś w Akademii, zanim się przedstawiłem. Pozwól mi zrekompensować sobie moje
kiepskie maniery. Czy wypijesz z nami herbatę?
Nerwowo zerknęła na zegarek.- Ale ja mam...
- Zajęcia z panem Chelnikovem? Nie martw się tym. Marat!

Cassie prawie podskoczyła. Przysadzisty odźwierny pojawił się cicho za jej plecami.
Jak zwykle miał złowrogi wyraz twarzy i kamienne oblicze.
- Marat. Proszę poinformować Gospodin Chelnikova, że Miss Bell nie będzie dzisiaj
na jego lekcji. Chcę z nią porozmawiać. Przeproś go w moim imieniu.
Marat kiwnął raz głową i cicho odszedł.

- Wejdź, Cassie.- Sir Alric zamknął ciężkie drzwi i przyniósł krzesło, które postawił
naprzeciw Madame Azzedine; ta puściła oko do Cassie.
- Jaka to dla mnie przyjemność. Młode towarzystwo. Czy wykorzystujesz w pełni
możliwości szkoły, tak jak ci zaleciłam Casandro?
- Tak. Tak myślę … - Czując ukłucie winy, przypomniała sobie ostatnią zmarnowaną
godzinę.- Staram się. - Ze smutkiem wzruszyła ramionami.
- Robi to bardzo dobrze. Cassie jest bardzo zdolna w szerokim zakresie
przedmiotów.- Sir Alric spojrzał na Cassie aprobująco.- Myślę, że mogę śmiało
powiedzieć, że jest jednym z najbardziej zdolnych stypendystów, jakiego
kiedykolwiek mieliśmy.

- Cudownie!- Madame Azzedine wyprostowała się. - Inteligentna, tak?
- Rzeczywiście, - powiedział Sir Alric, nalewając Cassie herbatę do delikatnej
filiżanki.
- Jest też bardzo ładna! Masz urzekającą twarz, moja droga. Nigdy nie widziałam
oczu o tak niezwykłym kolorze. Nieprawdaż, Alricu?
- Nie myślałem o tym.- Uśmiechnął się do Cassie konspiracyjnie.- Ośmielam się
twierdzić, że masz rację. Tamtej nocy chciałem ci coś powiedzieć Cassie. Martwi
mnie, że nie sypiasz za dobrze. I mam nadzieję, że to co zobaczyłaś, nie
zbulwersowało ciebie. Pamiętaj, że możesz do mnie przychodzić z każdym
problemem.

- Proszę się tym nie martwić – rzuciła wesoło; zadowolona, że zakończono omawiać
jej wygląd. - Ja nigdy dobrze nie sypiam. A dużo więcej problemów miałam w
Cranlake Crescent.
- Oczywiście. Chyba życie tam nie zawsze było udane? - Spojrzał na nią łagodnie.
Właśnie wtedy zdecydowała, że naprawdę go lubi,
Madame Azzedine odezwała się ponownie. - Opowiedz mi o tym, Casandro. Miałeś
trudne życie?

Zaskoczona Cassie wzięła łyk herbaty. Miała perfumowany smak , który nie bardzo
jej podchodził, ale dało jej to chwilę do namysłu. - Ja … Chyba tak. Nie wiem.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Byłam u kilku rodzin zastępczych. Nie najgorzej, prawda? - Uśmiechnęła się nagle.-
Byłam uciążliwa, tak przypuszczam. Trudna do okiełzania. Zawsze wracałam z
powrotem do Cranlake Crescent.
Nikt cię nie chce, ty mały śmieciu. Nikt!

- Trudna do okiełzania!- Gardłowy śmiech Madame Azzedine przerwał głos Jilly w
jej głowie. - To po prostu oznacza, że masz ducha walki, moja kochana. I jesteś tak
dobra w nauce, pomimo wszystkich trudności – to dobrze, cudownie. Mamy
szczęście, że mamy tutaj Casandrę. Prawda, Sir Alricu?

- W istocie. - Przeniósł się między Cassie a Madame Azzedine, nieznacznie
blokując starszej kobiecie kontakt wzrokowy. Cassie zarumieniła się gwałtownie,
pod potokiem komplementów. Doceniała życzliwość Madame Azzedine Sir Alric
również nie patrzał na nią z dezaprobatą.

Odstawiła szybko swoją filiżankę.- Lepiej już pójdę.
Sir Alric spojrzał na zegarek.
- Tak. Prawdopodobnie, tak będzie lepiej.
Teraz oboje patrzyli na nią, ale tylko jedno z nich uśmiechało się, gdy drzwi
delikatnie zamykały się za nią.


*

- Cassie! Cassie, spójrz na to!
Ponury nastrój Isabelli z ostatni czterdzieści ośmiu godzin wyparował. „Cholera,
myśl
” Cassie zawahała się przed wejściem do ich pokoju.
- Zobacz co mi dał!
Kurcze blade! Nie miała pojęcia, że storczyki mogą być takie duże. Zmutowane
genetycznie, czy co? Czysta, przepiękna biel, musiało to Jake'a kosztować dużo
więcej, niż mógł sobie pozwolić. To był jeden z mniej udanych pomysłów Cassie;
przecież ona nie chciała wzbudzać w Isabelli nadziei.
Chociaż, przynajmniej dotrzymał obietnicy.

- Wiesz, jest w storczykach coś czego nie lubię.- Cassie zmarszczyła nos. - Może
przez te czarne na dziedzińcu, koło posągu? Są takie złowieszcze.
- Ah te! Ulubione Sir Alric’a. Te kwiaty to jakby podpis Akademii, nikt ich nigdzie
indziej nie widział, ani też o nich nie słyszał. Pytałam. Nawet moja mama ich nie zna,
a ona jest w pewnym sensie specjalistą od kwiatów.
- Naprawdę?- Cassie nagle poczuła się nieswojo.
- Och, ale ten storczyk!- Isabella zaśmiała się i pogłaskała delikatnie palcem jeden
nieskazitelny płatek.- Dziewiczy ale seksowny. I taki romantyczny!
Cassie musiała się uśmiechnąć. - Tak. Jest spaniały.
- Podobnie jak Jake, hm? - Isabella złożyła delikatny pocałunek na kwiecie. - Jest też
coś do ciebie Cassie.
- Od Jake? - zapytała Cassie, zaskoczona.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35


Isabella wzruszyła ramionami, wciąż idiotycznie uśmiechając się do storczyka.
- Nie wiem. Nie sadzę, to nie jego charakter pisma. Trzymaj.

Rzuciła kopertę do Cassie, która złapała ją w powietrzu. Zdała sobie sprawę, że to
drogi pergamin. Papeteria Akademii. O, piekło i szatani; Sir Alricowi nie spodobały
się jej maniery przy piciu herbatki? Czy to list wyrzucający ją z Akademii?
Drżącymi rękoma rozcięła kopertę i wyciągnęła list z wytłoczonym wzorem. Cassie
przeczytała go trzykrotnie, zanim zmusiła się do spojrzenia na Isabellę.

- Isabella.- Zadrżały jej usta.
- Co? Co to jest?
- Mam nadzieję, że naprawdę nie dbasz o to. Nie chcę psuć tobie wieczoru.

Powoli, przełykając ślinę, Cassie odwróciła kartkę w kierunku swojej przyjaciółki;
zobaczyła jak uśmiech Isabelli zamiera, gdy czytała:


Darke Akademia

z Biura Few


Twoje imię zostało przedstawione Kongresowi,

jako potencjalnego kandydata na członka Few.

Proszę stawić się w świetlicy Few

12 listopada, o 19.00.

Punktualność wymagana.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 10 11 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Rozdział 10 11
Fanfick którego tytułu wam nie zdradzę rozdziały 10 11
Rozdział 10 i 11
I4 7Powt Materiału Książka rozdziały 1,2,9,10,11,12
Merry Gentry 07 rozdział 10 11
11 Rozdział 10 AFVETV4WIYP4CW2M4R2YYXSLACAD3IGM5PAKGJI AFVETV4WIYP4CW2M4R2YYXSLACAD3IGM5PAKGJI
11 Rozdział 10 Teoria iloczynów nieskończonych
Dlaczego zwierzęta 11 Rozdział 10 – Medycyna komórkowa
11 rozdzial 10 fpwdpe6asqamwf32 Nieznany (2)
Anita Blake 11 Cerulean Sins rozdział 10
Adrian Lara Rasa Środka Nocy 11 Na krawędzi świtu rozdział 10
11 Rozdział 10 Teoria iloczynów nieskończonych

więcej podobnych podstron