Obserwacje dziwnych istot w Meksyku
Mieszkaniec Meksyku dr medycyny Rafael Lara Palmeros twierdzi, że w roku 1989 był
świadkiem razem z dwoma swoimi przyjaciółmi, pewnym inżynierem i architektem, potężnej
operacji prowadzonej pobliżu elektrowni Santa Rosalia położonej niedaleko Laguna Verde w
południowym Meksyku z użyciem ciężkiego sprzętu wojskowego, helikopterów, jeepów etc. oraz
dużej liczby wysokiej rangi oficerów armii meksykańskiej współdziałających z innymi oficerami,
którzy mieli jasną karnację skóry oraz jasne włosy i najwyraźniej nie byli Meksykanami
(przypuszczalnie byli to Amerykanie). Wszyscy oni byli zgromadzeni wokół srebrzysto-szarego,
metalicznego z wyglądu, kulistego pojazdu, na którego powłoce znajdował się duży kwadratowy
bulaj. Obok statku leżały dwa małe nadpalone ciała wielkości małego dziecka o wzroście nie
przekraczającym 1,2 metra.
W pewnym momencie wszyscy trzej znaleźli się na tyle blisko miejsca zdarzenia, że mogli
obserwować wnętrze pojazdu przez kwadratowy bulaj. Wewnątrz nie było jednak niczego
niezwykłego poza dwoma siedzeniami. Skóra istot miała błękitnawy odcień, przypuszczalnie z
powodu silnego nadpalenia, jak sądził dr Palmeros. Ich jednoczęściowe kombinezony wykonane z
metalizowanej tkaniny sprawiały wrażenie, jakby były stopione z ich ciałami (patrz rysunek 2).
Dr Palmeros miał na sobie biały lekarski fartuch i prawdopodobnie wzięto go za członka zespołu.
Wojskowi poddali go i jego towarzyszy dokładnemu przesłuchaniu i w końcu pozwolili im zostać i
obserwować z oddali, co się dzieje. Zabrali im jednak aparaty fotograficzne.
Duże wrażenie na drze Palmerosie wywarła panująca wśród wojskowych atmosfera niesamowi-
tego napięcia i nerwowości.
Fałszywa historia
Zręcznie obmyślana historia, którą opublikowano w prasie, zarówno lokalnej jak i regionalnej,
mówiła, że ten srebrzystoszary kulisty obiekt był wyrzuconą na brzeg przez morskie fale zwykłą
boją.
Po pewnym czasie dr Palmeros dowiedział się, że znalazcą rozbitej
kuli i ciał był miejscowy rolnik Jose Renteria. To on był również tym,
który wyciągnął ciała istot z pojazdu. Kiedy dr Palmeros próbował się z
nim skontaktować, okazało się, że – jak to często bywa – zniknął on
bez śladu i odnalezienie go jest niemożliwe.
Komentując przypadki licznych obserwacji dziwnych i tajemniczych
stworzeń w Meksyku, dr stwierdził, że ta sprawa jest jedną z rzeczy,
które od wielu lat najbardziej go interesują.
Jedno ze zdarzeń, które wywarło na nim niezapomniane wrażenie,
miało miejsce w rejonie Ixtlalamanalco położonym w Meksykańskim
Dystrykcie Federalnym. Było nim uśmiercenie lub okaleczenie dużej
liczby małych zwierząt przez duże czarne, podobne do pantery koty.
Drowi Palmerosowi udało się zabezpieczyć ślady jednego z tych
kotów, których zbadaniem zajęli się na jego prośbę przedstawiciele Niezależnego Uniwersytetu
Meksykańskiego.
Rys. 2. Szkic dra Palmerosa przedstawiający wygląd pojazdu i usytuowanie leżących na ziemi ciał obcych
istot.
Zwierzęta wypuszczone z UFO
Dr Palmeros wyznał również, że miejscowi ludzie często widywali, jak takie pantery były
wypuszczane z „samolotów”. Kiedy zaczął wypytywać ich o bliższe szczegóły, okazało się, że te
„samoloty” były w rzeczywistości długimi cylindrami, z których dolnej części wyłaniały się
zwierzęta! Następnie zwierzęta te dokonywały mordów i znikały (patrz rysunek 3).
Rys. 3. Stworzenie przypominające wyglądem panterę, które widziano, jak wychodzi z pojazdu w
kształcie wvdłużoneeo owalu lub cylindra.
Dr Palmeros oświadczył, że w wielu regionach, a zwłaszcza El Salto i Zapopan, obserwowano
nocą światła nad terenami, na których położone są duże farmy owcze, kozie i drobiarskie.
Jak podaje, w stanie Nayarit znaleziono na przykład sześć martwych ptaków całkowicie
pozbawionych krwi. Znalezisku temu towarzyszyły napływające z tego terenu doniesienia mówiące
o zaobserwowaniu stworzeń przypominających słynne już chupacabry (patrz rysunek 4), często
widywane w Puerto Rico, oraz o wysiłkach zmierzających do wytropienia ich legowisk.
Pewna mieszkanka tego samego regionu, która utraciła wiele zwierząt, znalazła się pewnego
razu oko w oko z małą bladożółtą istotą o dużej głowie i czerwonych oczach. Istota ta sprawiła, że
stała jak sparaliżowana nie mogąc się ruszyć. W następstwie tego zdarzenia doznała poważnego
szoku. Z podanego opisu wynika, że była to istota, którą często widuje się w towarzystwie
chupacabr. Istota ta zwana czasami „albinosem” ma nieco demoniczny wygląd przypominający
bestię rodem z horrorów. Dzięki swojemu bardziej „ludzkiemu” kształtowi i budowie jest jednak
mniej przerażająca od chupacabr (patrz rysunek 5).
Jeden ze świadków, Silva Avila, podaje opis jeszcze innego stworzenia, które widział na własne
oczy:
– Widziałem je z boku, z odległości około 11 metrów. Podniosłem kamień i rzuciłem w nie, ale
nie trafiłem go. Stworzenie obróciło się do mnie przodem, po czym uciekło, przeskakując jednym
susem mierzący 1,8 metra wysokości mur. Miało około 80 cm wzrostu, krótkie, spiczaste uszy na
głowie, takie jak u nietoperza, i błyszczące, jasnoczerwone oczy.
Silva Avila oświadczył również, że stworzenie miało czarną sierść, łączone nogi (tzn. stawy
kolanowe) i dwie niewielkie łapy wyrastające z klatki piersiowej przypominające „przednie łapy
kangura”. Pewnego razu wywołało ono taki popłoch, że musiano wezwać policję, która obrzuciła je
pojemnikami z gazem łzawiącym!
W wielu puertorikańskich raportach można znaleźć opis podobnych stworzeń, lecz tylko w
nielicznych jest mowa o „maleńkich ramionach”. Jedno z takich stworzeń przedstawia rysunek 5. U
przedstawionego na nim stworzenia brak jednak „krótkich, spiczastych uszu na głowie, takich jak u
nietoperza”.
Jak podaje dr Palmeros, w Cuatichan (Meksykański Dystrykt Federalny)
znaleziono 2 martwe świnie i 19 ptaków z charakterystycznymi śladami na
szyi. Przestraszeni tymi zdarzeniami okoliczni mieszkańcy zaczęli malować
lub zawieszać na drzwiach swoich domostw krzyże, licząc, że to ochroni ich
od stworzeń, które to powodują.
9 maja 2000 roku arcybiskup stanu Morelia, Alberto Suarez Inda,
nawoływał wiernych do zachowania spokoju i zapewnił ich, że władze zajmą
się tym w należyty sposób. W jego oświadczeniu czytamy:
„Mają miejsce dziwne zjawiska, których badanie jest niezmiernie
skomplikowane i do których rozwiązania potrzebny jest czas i
odpowiednie środki”.
Z kolei inny biskup, Antonio Camacho Dfaz, wyraził przypuszczenie, że te stworzenia mogą być
wynikiem jakichś wrodzonych wad, powstałych na przykład pod wpływem promieniowania! W
położonym w Sinaola Los Mochis niejaki Benigno Cano widział, jak twierdzi, stworzenie mierzące
około 90 cm wzrostu mające duże ostre zęby, czerwone oczy i „taką jak u smoka” łuskę. Zabiło
dwie jego kaczki, kozę i kilka sztuk drobiu. W Guanajuato w stanie Leon, znanym z wielu
obserwacji UFO, dwaj chłopcy, Jesus Barajas i Julio Bermudez, widzieli stworzenie mające około
1,20 metra wzrostu, czarną skórę i wyłupiaste oczy, które śmignęło z łatwością nad
pięciometrowym płotem i uciekło.
12 maja 2000 roku weterynarz, który dokonywał sekcji okaleczonych
gęsi, oświadczył, że rany są dziełem olbrzymiego nietoperza, który musiał
powstać w wyniku genetycznych manipulacji dokonanych w USA lub
Meksyku!
Nazajutrz taki sam zestaw oświadczeń i zaprzeczeń wygłosili
naukowcy ze Szkoły Weterynaryjno-Zootechnicznej Niezależnego
Uniwersytetu Meksykańskiego, którzy wyrazili przypuszczenie, że
przyczyną masowych okaleczeń zwierząt, do których dochodzi w całym
Meksyku, mogą być zmutowane psy i koty.
Inne warte przytoczenia zdarzenie miało miejsce 1 kwietnia 1996 roku
w stanie Chiapas. Tego dnia Julieta Calderón odkryła nad ranem, że 20
owiec należących do jej stada przebywających na jej posiadłości zostało
zabitych przez nieznanych sprawców. Zwierzęta miały rozdarte gardła, co
według oficjalnej wersji oznacza, że zostały zaatakowane przez psy! Co
było w tym dziwne, żaden z nocnych stróżów bądź pasterzy, a także
myśliwskich psów przebywających w tym czasie na farmie, nie został
zaalarmowany przez owo rzekome stado zdziczałych psów!
Według Jesusa Espinozy Ramireza, technika ministerstwa rolnictwa, nie ma najmniejszych
wątpliwości, że sprawcami tej masakry były psy. Julieta Calderón uważa jednak ten pogląd za
zupełnie niedorzeczny.
Co ciekawe, jeden z jej stróżów, Victor Manuel Samoaya, przypomina sobie, że widział
„mierzące około pół metra wzrostu, nagie (bez sierści) stworzenie o bardzo jasnej skórze, które
czaiło się w zaroślach” (podobne do tego na rysunku 5). W jego zeznaniu czytamy: „Początkowo
myślałem, że to dziecko”. Jeden z jego kolegów próbował pójść za nim, lecz nic z tego nie wyszło.
Przewodniczący Stowarzyszenia Hodowców Owiec stanu Chiapas, Ernesto Sanches Yanini,
podkreślił, że w czasie jego dwudziestoletniej praktyki hodowcy owiec nigdy nie było wypadku, w
którym zginęłoby aż tyle zwierząt w wyniku pojedynczego ataku. Wykluczył również możliwość
ataku przez sforę zdziczałych psów! (Wygląda na to, że krótkowzroczność oficjalnych kół
rządowych ma charakter międzynarodowy).
W nocy 1 maja 1996 roku do podobnych zdarzeń doszło w
Tlalixcoyan (okolice Veracruz). I tym razem niczego nie słyszano,
mimo iż nazajutrz rano znaleziono martwe, pozbawione krwi
zwierzęta.
Właściciel zwierząt, Pedro Hernandez, oświadczył, że:
„Jakiś olbrzymi, skaczący królik zbliżył się do niego na
niewielką odległość, po czym zniknął w krzakach. Miał około 80
cm wzrostu i był ciemnego koloru. Następnego dnia znalazłem
trzy kozy i cztery sztuki drobiu całkowicie pozbawione krwi”.
W stanie Jalisco, zwłaszcza w rejonie Zapopan, doszło do kilku
dalszych mrożących krew w żyłach masowych okaleczeń zwierząt, w
czasie których obserwowano „humanoidalne istoty”.
Wnioski
Przytoczone tu opisy zdarzeń wskazują, że tam, gdzie dochodzi do masowych okaleczeń
zwierząt, obserwuje się zazwyczaj dwa typy stworzeń: często opisywane chupacabry i małe
humanoidy, zwane niekiedy Anomalnymi Jednostkami Biologicznymi, mierzące od 1 do 1,2 metra
wzrostu, mające bladą skórę jak u albinosów, długie ramiona i świecące fosforyzującym blaskiem
czerwone oczy.
Podobnie jak w Puerto Rico, również w Meksyku pojawieniom się małych „albinosów” i
chupachabr towarzyszyły częste obserwacje NOLi oraz nie zidentyfikowanych oddziałów
wojskowych przemieszczających się w nie oznakowanych, czarnych helikopterach, głównie w
rejonie Sinaoly. Jak dotąd nie wiadomo, czy te oddziały należą do armii meksykańskiej, czy innego
kraju. Tak czy inaczej, ostrzegają one miejscową ludność przed opowiadaniem o tym, co widziała.
Ustalenia dra Palmerosa pokrywają się z tym, co od lat opisuje w swoich artykułach Jorge
Martin z Puerto Rico. Oznacza to, że obserwacje dziwnych stworzeń wraz z towarzyszącymi im
NOLami nie są zjawiskiem lokalnym, jak próbują co poniektórzy sugerować, lecz o znacznie
szerszym zasięgu.
Autor: Gordon Creighton
Magazyn UFO NR 4 (48) X-XII 2001