Antydatowany "sztorm"
Nasz Dziennik, 2011-03-10
Prognozy warunków meteorologicznych na
lądowanie Tu-154M na Siewiernym przekazane
załodze na Okęciu zawierały precyzyjniejsze
informacje niż dane z biura meteo w Twerze.
Rosjanie jeszcze w nocy przewidywali najmniejszą
widzialność poziomą w zakresie 3000-4000 km, a
najniższe podstawy chmur w granicach 600-1000
metrów. Rano wprowadzili poprawkę - podstawa
chmur 150-200 m oraz widzialność 1500-2000 km.
Co istotne, w tym czasie na lotnisku docelowym występowały już warunki znacznie
poniżej prognozowanych. Mając do czynienia z taką ścieżką działań wojskowych służb
meteo Federacji Rosyjskiej, antydatowanie ostrzeżenia "sztorm" już nie dziwi.
10 kwietnia 2010 roku, jeszcze przed wylotem z Warszawy, załoga Tu-154M od służb
meteorologicznych na Okęciu otrzymała informację dotyczącą prognozowanych warunków
atmosferycznych zarówno na trasie przelotu, jak i na lotnisku Smoleńsk Północny
(Siewiernyj). Dyżurny meteorolog lotniska o godz. 6.10 przekazał nawigatorowi
dokumentację lotniczo-meteorologiczną na wylot, a o godz. 6.20 zapoznał drugiego pilota z
prognozą pogody na lądowanie na lotnisku Smoleńsk "Północ". Przewidywano występowanie
chmur o podstawie 200-300 m oraz widzialność poziomą 3000-5000 m, przy zamgleniu.
Mimo popełnienia błędu w tej prognozie (z powodu braku prognoz z Siewiernego dane
faktycznie odnosiły się do lotniska Smoleńsk Południe) polskie służby meteo przewidywały
wystąpienie chmur niskich warstwowych, czego w ogóle nie prognozowało biuro
meteorologiczne w Twerze, które miało aktualne dane o warunkach atmosferycznych w
rejonie Smoleńska. Mimo to zarówno kierownik stacji meteorologicznej lotniska Smoleńsk
Północny, jak i nadzorująca jego pracę zmiana dyżurna biura meteorologicznego w bazie
lotniczej w Twerze opracowały prognozy pogody, które nijak się miały do rzeczywistości. Co
prognozowali Rosjanie? Jeszcze w dniu wylotu o godz. 3.30 biuro w Twerze dla lotniska
Siewiernyj przewidywało (w chwili lądowania Tu-154M) najmniejszą widzialność poziomą w
zakresie 3000-4000 m, a najniższe podstawy chmur w granicy 600-1000 m. Jak zauważyła
polska komisja, gdyby taka prognoza pogody dotarła do załogi samolotu Tu-154M przed jej
startem, "to i tak nie zapewniłaby załodze właściwej wiedzy o niebezpiecznych zjawiskach
pogody, jakich powinna się spodziewać. Co więcej, prognoza ta mogłaby tylko uspokoić
załogę, że będzie znacznie lepsza pogoda niż prognozowana przez meteorologów w
Warszawie". Nad ranem w Smoleńsku warunki pogodowe zaczęły się pogarszać i o godz.
7.09 były już poniżej minimum lotniska. Tym samym służby meteo w Twerze dokonały
korekty prognozy i o godz. 7.12 sygnalizowały, że warunki mogą być gorsze, niż sądzono, tj.
podstawa chmur 150-200 m przy widzialności 1500-2000 m. W tym czasie na lotnisku
występowały już znacznie gorsze warunki. Z ustaleń polskiej komisji wynika jednoznacznie,
że rosyjskie służby lekceważyły swoje obowiązki. Wprawdzie kierownik stacji
meteorologicznej lotniska Siewiernyj o godz. 7.40 wystawił ostrzeżenie prognostyczne
"sztorm" obowiązujące od 7.40 do 9.00, w którym prognozował wystąpienie niskich chmur o
podstawie 50-100 m oraz silne zamglenie przy widzialności poziomej 1000-1500 m oraz
pojawiającą się falami mgłę przy widzialności 600-1000 m, ale ostrzeżenie to zostało wydane
o 7.40 tylko na papierze. Taka godzina widnieje na dokumencie. Jednak faktycznie - co
wynika z zapisu magnetofonowego na stanowisku kierowania lotów z rozmowy z
meteorologiem - kontroler jeszcze około godz. 8.05 nic nie wiedział o ostrzeżeniu i dopiero
pytał o jego wystawienie. - Zgodnie z rosyjskimi przepisami KL był głównym adresatem
takiego ostrzeżenia. Świadczyć to może, że ostrzeżenie powstało później, po zapytaniu KL -
zauważyli polscy eksperci. Jednak w związku z występującymi warunkami atmosferycznymi
ostrzeżenie było już nieaktualne. Także prognozowane warunki były bardzo zawyżone. To
efekt m.in. złego usytuowania stacji meteorologicznej na lotnisku - w miejscu
uniemożliwiającym prowadzenie jakichkolwiek miarodajnych obserwacji i pomiarów
meteorologicznych. W efekcie przynajmniej część pomiarów nie odzwierciedlała
rzeczywistych warunków panujących w rejonie pasa startowego i podejścia do lądowania.
Jak uznali polscy eksperci, zabezpieczenie meteorologiczne lotu szczególnie ważnego "było
zorganizowane niedostatecznie nie tylko przy starcie z Warszawy [co wytykał stronie polskiej
w swoim raporcie MAK - red.], ale także podczas lotu w przestrzeni powietrznej Federacji
Rosyjskiej, w tym podczas zabezpieczania lądowania samolotu Tu-154M" w Smoleńsku.
Dowodzi temu brak pełnej informacji o pogodzie ze smoleńskiej wieży po nawiązaniu
łączności z Tu-154M, w tym brak danych o widzialności pionowej. Jak oceniono, organizacja
zabezpieczenia meteorologicznego na lotnisku Smoleńsk Północny była nieprawidłowa "nie
tylko dla szczególnie ważnego lotu, ale także zwykłego zabezpieczenia lotów".
Niedopuszczalne jest bowiem, by na stacji meteorologicznej lotniska był tylko jeden
specjalista, z którym nie można nawiązać kontaktu, gdyż ten przez prawie połowę czasu swej
służby dokonuje pomiarów i obserwacji meteorologicznych na zewnątrz budynku. Wiele do
życzenia pozostawiał też poziom prognoz z biura meteo w Twerze. Nie było ono w stanie
przekazać precyzyjnej informacji o aktualnych warunkach pogodowych w zakresie
widzialności i podstaw chmur, choć już wcześniej stacje meteorologiczne w rejonie
Smoleńska obserwowały wystąpienia mgieł. Takie informacje powinny być dostępne
specjalistom tegoż biura jeszcze przed startem Tu-154M z Warszawy.
Katastrofa bez wniosków
W dniu katastrofy strona polska nie posiadała dostępu do danych meteorologicznych z
lotniska Smoleńsk Północny. Znajdowały się one jedynie w rosyjskiej wojskowej służbie
meteorologicznej, na smoleńskiej "wieży" kontroli lotów i w biurze meteorologicznym w
Twerze. Załoga Tu-154M otrzymała dostępne w Polsce informacje pogodowe z lotniska
Smoleńsk Południowy, błędnie przypisane do lotniska Smoleńsk Północny. Pomyłka to efekt
braków w wymianie międzynarodowej informacji meteorologicznych z Rosją, szczególnie w
zakresie lotnisk wojskowych - o czym "Nasz Dziennik" już informował ("Prognoza z
Siewiernego tylko na telefon", 23 listopada 2010 r.).
Wiele do życzenia pozostawia też system prowadzenia obserwacji meteorologicznych na
Siewiernym i przekazywania prognoz do nadrzędnej komórki wojskowej służby
meteorologicznej. Odbywa się to drogą telefoniczną, bez zapisu danych w postaci depesz
METAR czy TAF. To uniemożliwia międzynarodową wymianę danych. Sytuacji nie zmieniła
nawet katastrofa Tu-154M. W efekcie na realizowane po 10 kwietnia 2010 r. loty na
Siewiernyj dane meteorologiczne z tego obiektu wciąż były niedostępne w Polsce.
Marcin Austyn