Jak się wozisz, tak cię piszą
2008-06-24 (18:05)
Symbole statusu bywają różne, dziwaczne i niepojęte czasami, zależne od kultury, wychowania, pozycji społecznej i
narodowości. Jak wszędzie indziej, w Irlandii oceniamy się nawzajem po tym, co widać na pierwszy rzut oka – po
ubiorze, biżuterii. I samochodzie.
Biały dres i ciężko brzęczący nadmiar złotych ozdób zakupionych w Argosie wskazuje niezmiennie na mieszkańca
kryminogennych dzielnic Dublina z aspiracjami. Ten będzie się woził mocno stuningowaną furą z przyciemnianymi
szybami i piłą odciętym tłumikiem, że to niby, im większy hałas, tym większego kopa ma maszyna.
Farmer i żona farmera przy kasie najchętniej widziani bywają w prawie nowym Mercedesie, którym osiągają zawrotne
prędkości 60 km/h. Młoda Irlandka na dorobku prowadzi koniecznie Peugoeta dwieście coś tam, najlepiej w jaskrawym
ubarwieniu. Bogata Irlandka, żona personała z karierą i pozycją społeczną, matka obowiązkowej piątki dzieci, rozjeżdża
się koniecznie olbrzymim dżipem z napędem na dowolną ilość kół, którego nie tylko nie potrafi prowadzić, ale - przede
wszystkim - zaparkować. Nigeryjczycy chętnie wybierają z przyzwyczajenia auta białe, mafia litewska zawsze ma
nieprzejrzyste szyby w swoich podejrzanie nowych dwururkach marki BMW...
Odpowiednio więc można mówić o istnieniu na naszych drogach kategorii "Polak Car". Polak Cars dzielą się ogólnie na
trzy podgrupy. Grupa pierwsza: przyjechałem tu na trzy miesiące, nie mogłem się rozstać z maszyną zakupioną w
ojczyźnie za ciężko uściubione złotówki. Tych jest coraz mniej, ale jednak zdarzają się jeszcze. Jeździmy nimi
kolektywnie, rodzinnie: na lusterku różaniec lub medalik ze Świętym Krzysztofem, na tylnej półce rolka papieru
toaletowego. Taki przenośny polski zestaw wypoczynkowy... Będą owe zestawy starannie jeździć prawym pasem na
drodze szybkiego ruchu, w świętym przekonaniu, że należy on do ruchu wolniejszego, i nic, ale to nic nie przekona ich
inaczej. Nawet fakt, że inni zeźleni Polacy trąbią na nich i migają światłami.
Grupa druga: "wyrwałem się z jarzma i kupiłem se furę na saksach". Tutaj dominują silniki o dużej pojemności, sterane
po irlandzku karoserie i wnętrza osobiście przyozdobione to statuetką gołej babki (wszystko jedno jakiej, byle bez
odzienia), tudzież pluszowe kości do gry, dyndające w sposób turpistycznie genitalijny w okolicach nosa kierowcy. To te
fury widzimy właśnie na zdjęciach w profilach użytkowników portali typu sympatia.pl, zamieszczane tam jako atrybuty
starannie wypracowanego image’u prawdziwego mężczyzny, koniecznie podkreślone delikatnie czapką baseballówką i
adidasami noszonymi do jeansów.
Wreszcie grupa trzecia: ta, stosunkowo nowa, obejmuje Polaków z karierą. Naszą nową klasę rodaka, która zadomowiła
się w Irlandii, włada biegle językiem, realizuje się we własnym, w kraju nabytym zawodzie, zamiast schowawszy do
szuflady dyplom magistra filozofii podawać kawę zblazowanym city dwellers przeklinając pod nosem na czym świat stoi.
Grupa trzecia lubuje się w autach różnego typu, zależnie od osobistych upodobań i potrzeb, przede wszystkim jednak
drogich, nowych i wypasionych. Tych najtrudniej jest rozpoznać na ulicach. Jeśli nie wypsnie im się jakieś faux pas w
formie dowolnie wybranej środkowoeuropejskiej ozdoby, to trzeba się przyjrzeć twarzy (o dziwo bez wąsa...), by
rozpoznać rodaka.
Samochody-zabawki i symbole statusu społecznego to ciągle jeszcze wśród Polaków głównie domena mężczyzn. Prawie
zawsze, gdy dzwoni do mnie klientka, pytając jak dojechać, oddaje słuchawkę mężowi, bo to on będzie prowadził.
Panie znad Wisły są wożone, a nie wożą się, więc trudno objąć je w ramach jakiegokolwiek podziału motoryzacyjnego.
Są oczywiście wyjątki, które lubią sobie pojeździć, lecz z mojego doświadczenia wynika, że są tak nieliczne, iż trudno
przypiąć im jakąkolwiek metkę.
Jedna powiada, że sprowadziła z Anglii Volkswagena 16V tylko dlatego, że było niedostępne w Irlandii – dla mocy i
kopa, bo lubi dziewczyna sobie podeptać. Druga uwielbia samochody maleńkie, bo sama nie może poszczycić się
wybujałym wzrostem i twierdzi, że nawet obecnie prowadzona przez nią Almera nastręcza jej swoją wielkością
kłopotów. Kolejna musi mieć kabriolet, bo świetnie się w nim prezentuje (to prawda, notabene), choć nieco niepokoi
mnie fakt, że następny koniecznie musi być czerwony z bordowym dachem... Polki za kierownicą rozpoznaje się więc na
razie jedynie po urodzie.
(Polski Express)