Jan Twardowski
Rachunek dla dorosłego
Polski Zwi
ą
zek Niewidomych
Zakład Wydawnictw i Nagra
ń
Warszawa 1991
Tłoczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa
"Ludowa Spółdzielnia
Wydawnicza",
Warszawa 1982
Pisał J. Podstawka
Korekty dokonali
St. Makowski
i D. Jagiełło
Od autora
Wiersze to jeszcze jeden
sposób mówienia do drugiego
człowieka - i do samego siebie.
S
ą
tacy, co uwa
ż
aj
ą
,
ż
e
człowiek, który je tworzy, szuka
własnych prze
ż
y
ć
. Czy o to tylko
chodzi? Wydaje si
ę
,
ż
e powinien
odnajdywa
ć
t
ę
prawd
ę
, która go
przerasta, t
ę
, która stale si
ę
mu wymyka. Prawda ta jest tak
obszerna,
ż
e chocia
ż
było tylu
wspaniałych poetów, wci
ąż
pojawiaj
ą
si
ę
nowi i podejmuj
ą
jeszcze raz ten sam trud.
Pochłania mnie wiara, ale
wiara, która nie jest statyk
ą
,
zatrzymaniem si
ę
, lecz ci
ą
głym
odkrywaniem na nowo tajemnicy.
Pochłania mnie pragnienie
zgł
ę
bienia tre
ś
ci wspólnych nam
wszystkim, szukaj
ą
cym odpowiedzi
na nasze ludzkie l
ę
ki,
wynikaj
ą
ce mi
ę
dzy innymi z
poczucia samotno
ś
ci czy trwogi
wobec spraw ostatecznych.
Ś
wiat mo
ż
na zaakceptowa
ć
,
je
ś
li si
ę
dostrze
ż
e warto
ść
czy
nawet wi
ę
cej - urok dramatu,
jaki jest składnikiem
ż
ycia.
Cho
ć
to takie zadziwiaj
ą
ce.
Mo
ż
na przyj
ąć
tak
ż
e wiele innych
spraw, jak na przykład
ró
ż
norodno
ść
typów ludzkich,
którym wspólna jest jednak
potrzeba rozwi
ą
zywania tajemnicy
ż
ycia.
Jest poznanie naukowe,
intelektualne, oparte na
ła
ń
cuchu logicznie biegn
ą
cych
my
ś
li, ale poezja posługuje si
ę
,
według mnie, poznaniem
intuicyjnym i dlatego mo
ż
e by
ć
na pozór nielogiczna i
zdumiewaj
ą
co trafna zarazem. Bo
rodzi si
ę
z wyobra
ź
ni i
pod
ś
wiadomo
ś
ci, tajemniczej
gł
ę
bi człowieka. Potrafi od razu
wskoczy
ć
w
ś
rodek sprawy, obj
ąć
cało
ść
.
Wspaniała i urzekaj
ą
ca jest
miło
ść
człowieka. Dlaczego
jednak próbuj
ę
mówi
ć
o niej w
paradoksach? - na przykład: "S
ą
tacy co si
ę
na zawsze kochaj
ą
i
dopiero wtedy nie mog
ą
by
ć
razem" albo "miło
ść
to
samotno
ść
co ł
ą
czy
najbli
ż
szych". My
ś
l
ę
,
ż
e stale
kochamy to, co jest wi
ę
ksze od
nas. Znowu zawsze ta wymykaj
ą
ca
si
ę
prawda.
Zachwyca mnie otaczaj
ą
cy nas
ś
wiat, jego kolor, d
ź
wi
ę
k,
zapach, ró
ż
norodno
ść
. Wracam do
starego Linneusza, który nazywał
po imieniu zwierz
ę
ta, ptaki,
ro
ś
liny. Długo i cierpliwie
uczyłem si
ę
przyrody, czytam
ksi
ąż
ki przyrodnicze. Zbieram
zielniki. Kiedy si
ę
mówi tyle o
człowieku, o ró
ż
nie pojmowanym
humanizmie - widz
ę
urok szpaka,
wilgi, dzikiego królika,
szorstkowłosego wy
ż
ła. Juliusz
Słowacki w znanej strofie z
"Beniowskiego" pisze,
ż
e Bóg
jest Bogiem rozhukanych koni, a
nie pełzaj
ą
cych stworze
ń
, s
ą
dz
ę
,
ż
e jest tak
ż
e Bogiem chrz
ą
szczy,
mrówek, biedronek i szczypawek.
Czy takie widzenie przyrody
nie uczy nas pokory?
Przecie
ż
to samo
ś
wiatło pada
i na ludzi, i na koniki polne, i
na
ś
wierszcze.
Ś
wiat dany nam jest w sposób
rzeczywisty, a nie tylko
wyobra
ź
niowy. Nie istnieje jako
pomy
ś
lenie czy poetycka rzecz.
Jest zbiorem rzeczy
egzystuj
ą
cych. I dlatego lubi
ę
nazywa
ć
po imieniu drzewa,
kwiaty, kamienie. Daleki jestem
od operowania, tak powszechnego
dzi
ś
, znakami: ptak, zwierz
ę
,
ryba, li
ść
, kwiat. Widz
ę
bowiem
dzi
ę
cioła, kosa, bociana,
słonia, pstr
ą
ga,
ś
laz, borsuka,
wrotycz, makol
ą
gw
ę
- konkretny,
nie anonimowy
ś
wiat. Wiem,
ż
e
li
ść
wi
ą
zu drapie,
ż
e gryka
ro
ś
nie na czerwonej łodydze,
ż
e
gile maj
ą
nosy grube, a dudki
krzywe,
ż
e pstr
ą
gi s
ą
szaroniebieskie, a wilcza jagoda
brunatnofioletowa.
Zdumiewam si
ę
i zachwycam
urod
ą
i dziwno
ś
ci
ą
widzialnego i
niewidzialnego
ś
wiata. To, co
widzialne, dotykalne, pozwala
okre
ś
li
ć
granice niewiadomego i
niepoznawalnego. Bez tej jedynej
bliskiej miary
ś
wiata nie dałoby
si
ę
te
ż
dostrzec i poj
ąć
jego
nieuchwytnych tajemnic.
Interesuje mnie wi
ę
c wszystko:
ptaki, kwiaty, owady, kamienie.
I zamiast o katedrach i gotykach
wol
ę
pisa
ć
o drzewach, które
maj
ą
w sobie co
ś
ze wspomnienia
raju.
Ś
wiat jest naprawd
ę
cudowny...
Artysta nie fotografuje
rzeczywisto
ś
ci. My
ś
l
ę
,
ż
e je
ś
li
patrzy na przyrod
ę
, nie musi jej
analizowa
ć
, dostrzega jej pewne
elementy w zale
ż
no
ś
ci od swoich
prze
ż
y
ć
. Chłopiec, który wr
ę
cza
ukochanej ró
żę
, nie my
ś
li o tym,
ż
e owad zranił si
ę
o jej kolec.
Liczymy siedem, pi
ęć
albo dwie
kropki na biedronce - nie
wiedz
ą
c,
ż
e jest drapie
ż
nikiem.
Czy jednak jest to tylko
okrucie
ń
stwo? Mo
ż
na dostrzec w
przyrodzie nawet humor.
Pasikonik ma oczy na przednich
nogach, koliber leci tyłem,
kowalik chodzi do góry ogonem. A
ja lubi
ę
humor dyskretnego
u
ś
miechu, który rodzi si
ę
na
przykład z zestawienia rzeczy
nieoczekiwanych.
Obce s
ą
mi retoryka, dydaktyka
i patos. Próbuj
ę
pisa
ć
wiersze,
które nie byłyby manifestami.
Lepiej niech nie nawołuj
ą
i nie
nawracaj
ą
. Niech nios
ą
swoje
tre
ś
ci w łagodnym zawieszeniu, w
zaufaniu, w
ż
arliwej otwarto
ś
ci
na
ż
ycie i jego powszednie
sprawy. Niech podejmuj
ą
dialog
ze wszystkimi postawami. My
ś
l
ę
,
ż
e kto, jak kto, ale poeta
powinien by
ć
towarzyszem
wierz
ą
cych i niewierz
ą
cych.
Szuka
ć
tego, co ł
ą
czy, a nie
dzieli.
Tylko szczero
ść
prze
ż
ycia
zbli
ż
a ludzi i mo
ż
e przekonywa
ć
.
Nie znosz
ę
ironicznego grymasu.
Czy nie podwa
ż
a on czasem samego
faktu ludzkiej egzystencji? Jak
ju
ż
wspomniałem, lubi
ę
humor.
Dostrzegam w nim
ś
wiadectwo
pokory, wewn
ę
trzne ciepło,
próbuj
ę
dystansu. Nieraz
wydobywa go staro
ś
wiecki rym.
Dla mnie najwi
ę
kszym dramatem
jest dramat wolnej woli
człowieka, dramat wyboru
pomi
ę
dzy dobrem a złem. Dramat
moralno
ś
ci. Jakie to
przera
ż
aj
ą
ce,
ż
e to wła
ś
nie
człowiek mo
ż
e mordowa
ć
,
krzywdzi
ć
, wywoła
ć
wojn
ę
. Ale
przecie
ż
i w
ś
wiecie upadaj
ą
cego
człowieka mo
ż
na dostrzec tyle
po
ś
wi
ę
cenia, miło
ś
ci, dobroci,
ż
alu. Nie tylko Ojca Kolbe, ale
i Janusza Korczaka. Nawet na
dramat patrz
ę
oczyma
staro
ż
ytnych, którzy w dramacie
nie widzieli tragedii rozpaczy,
ale niezrozumiałe działanie.
Wydarzenia miały gł
ę
bi
ę
perspektywiczn
ą
, były symbolem
niesko
ń
czono
ś
ci i ukazywały
tajemnic
ę
. Dramat mógł by
ć
oczyszczeniem, trudn
ą
drog
ą
do
dobra.
Tyle si
ę
dzisiaj mówi o
pokoleniach artystów, o
pokoleniu młodych,
ś
rednich i
starych. Pami
ę
tamy,
ż
e w okresie
pozytywizmu przeciwstawiano
starym pokolenie młodych. Jednak
wtedy były to tak zwane
pokolenia "ludzkie" w dokładnym
tego słowa znaczeniu. Dzisiaj
pokolenia niezwykle pr
ę
dko si
ę
zmieniaj
ą
. Nadpływaj
ą
jak fale.
Trwaj
ą
nieraz tylko pi
ęć
lat.
Mówi si
ę
: nowa albo stara fala.
Ci, którzy uwa
ż
aj
ą
si
ę
za
lepszych od innych tylko
dlatego,
ż
e s
ą
młodzi - kuj
ą
przeciwko sobie bro
ń
, bo
przecie
ż
tak szybko nazw
ą
ich
starymi. Nie patrz
ę
wi
ę
c na wiek
autora, znajduj
ę
nieraz
młodzie
ń
cze wiersze pisane przez
starych i starcze młodych. Nie
boj
ę
si
ę
form tradycyjnych. Nie
ś
ledz
ę
kierunków, nurtów i
tendencji przejawiaj
ą
cych si
ę
w
poezji. Pisz
ę
tak, jak mi
dyktuje my
ś
l. Razi mnie
błyszcz
ą
ce nowatorstwo po to
tylko, aby zadziwi
ć
. My
ś
l
ę
,
ż
e
autor, który umie szczerze
zdumiewa
ć
si
ę
otaczaj
ą
cym go
ś
wiatem - mo
ż
e odkrywa
ć
jego
stałe tajemnice, niezale
ż
nie od
garbu lat, które d
ź
wiga.
Jan Twardowski
Wiersze
* * *
(Bo
ż
e spraw...)
Bo
ż
e spraw
ż
ebym nie zasłaniał
sob
ą
Ciebie@ nie zawracał Ci
głowy kiedy ustawiasz pasjanse
gwiazd@ nie tłumaczył stale
cierpienia - niech zostanie jak
skała ciszy@ nie spacerował po
Biblii jak paw@ nie liczył
grzechów l
ż
ejszych od
ś
niegu@
nie załamywał r
ą
k nad Okiem
Opatrzno
ś
ci@
ż
eby serce moje
nie toczyło si
ę
jak krzywe
koło@
ż
ebym nie tupał na tych
co stan
ę
li w połowie drogi
mi
ę
dzy niewiar
ą
a ciepłem@
a zawsze wiedział
ż
e nawet
najwi
ę
kszego
ś
wi
ę
tego@ niesie jak
lich
ą
słomk
ę
- mrówka wiary@
Rachunek dla dorosłego
Jak daleko odszedłe
ś
@ od
prostego kubka z jednym uchem@
od starego stołu ze zwykł
ą
cerat
ą
@ od wzruszenia nie na
niby@ od sensu@ od podziwu nad
ś
wiatem@ od tego co nagie a nie
rozebrane@ od tego co wielkie
nie tylko z daleka ale i z
bliska@ od tajemnicy nie
wykładanej na talerz@ od matki
która patrzała w oczy
ż
eby
ś
nie
kłamał@ od Polski z ran
ą
@
ty stary koniu@
Nie mog
ę
trafi
ć
Wszystko si
ę
pozmieniało nie ma
małych dworów@ pachn
ą
cych
owocami i past
ą
do podłóg@ z
zazdrostkami w oknach z lawend
ą
w szufladzie@ ko
ś
ciół te
ż
nieco
inny. Spokojny cho
ć
przecie
ż
@
bez cichej i dyskretnej prababci
łaciny@ stara si
ę
by Boga było
lepiej wida
ć
@ lecz Bóg kocha
naprawd
ę
wi
ę
c jest niewidzialny@
dworce przebudowano ju
ż
nie mog
ę
trafi
ć
@ na peron gdzie kogo
ś
ż
egnałem na zawsze@ długopis
karierowicz nieboszczyk
atrament@
niebo morze i góry zostały te
same@
Co zgin
ę
ło
Szukam co było zgin
ę
ło@
gwiazdy nie ruszyły si
ę
z
miejsca@ nie zmieniły adresu@
ksi
ęż
yc staro
ś
wiecki został po
dawnemu@ cho
ć
ju
ż
podeptany@
tak jak przedtem@ półtora
miliona gatunków chrz
ą
szczy@ w
dalszym ci
ą
gu kaczka ma
dwana
ś
cie tysi
ę
cy piór@ wiatr
kr
ę
ci si
ę
w kółko tak stale
potrzebny
ż
e bezradny@ zgodnie
z planem w
ę
druje w marcu łoso
ś
w
gór
ę
rzeki@ niebieski i szary@
gryfon wystawia ptaki wodne
unosz
ą
c przedni
ą
łap
ę
@ g
ęś
tylko
pod skrzydło chowa głow
ę
@ je
ś
li
mrówki si
ę
zgubi
ą
to si
ę
same
odnajd
ą
@ bo mrowisko zawsze
przy drzewie od południowej
strony@ podobno małp przybywa -
nie ubywa@
tylko człowiek stale si
ę
gubi@ urodzony dezerter@
Wszystko co dawne
Dlaczego dom rodzinny wida
ć
cho
ć
go nie ma@ i lamp
ę
co
zgaszono trzydzie
ś
ci lat temu@
i psa co szczekał gro
ź
nie a
chciał nas powita
ć
@ wci
ąż
rzeczywiste to co niemo
ż
liwe@
czemu to co nie jest chlebem
wa
ż
niejsze od chleba@ czemu ci
co odeszli s
ą
bardziej obecni@
i nawet dawna miło
ść
co
straszyła grzechem@ stroi miny
zabawne bo stała si
ę
duchem@
miło
ść
to samotno
ść
co ł
ą
czy
najbli
ż
szych@ st
ą
d czyste nawet
co jest zbyt gor
ą
ce@ fotografie
prawdziwe - bo ju
ż
niepodobne@
cho
ć
by
ś
nie chciał sta
ć
w
miejscu i tylko si
ę
ś
pieszył@
jak nagietki co kwitn
ą
przed
dziewi
ą
t
ą
rano@
czemu ból pisze wiersze@ nie
idiotka r
ę
ka@ wszystko po to by
pyta
ć
@ co nas ł
ą
czy z ciałem@
Stare fotografie
Tylko fotografie nie licz
ą
si
ę
z czasem@ pokazuj
ą
babci
ę
jak
chud
ą
dziewczynk
ę
@ z wiosn
ą
na
czerwonych gał
ę
ziach wikliny@
jej piłk
ę
sprzed pół wieku i
wróble jak li
ś
cie@ jej
warkoczyk tak wierny jak anioł
prywatny@ jej skakank
ę
jak
prawd
ę
bez łez i po
ż
egna
ń
@
biskupa w krótkich majtkach na
wysokim płocie@ fotografie
najch
ę
tniej ocalaj
ą
dziecko@
wol
ą
u
ś
miech ni
ż
ostre
dogmatyczne niebo@ równie
ż
serce co si
ę
dyskretnie
spó
ź
niło@ pokazuj
ą
wakacje
bezlitosne lato@ z psem
spotkanie pomi
ę
dzy pszenic
ą
i
owsem@ zwłaszcza gdy
ż
ycie
ucieka jak balon@ i
ś
limak
chodzi z domem swym bezdomny@
kamie
ń
z twarz
ą
królewsk
ą
który
nie skamieniał@ przed dworem co
si
ę
spalił siostry cienkie w
pasie@ dowcipne cho
ć
zegarek im
płakał na r
ę
kach@ wspomnienie
szóstej klasy stygn
ą
ce jak
perła@ z dyrektorem jak ssakiem
niewinnym po
ś
rodku@ umarł nie
zmartwychwstał by odej
ść
jak
człowiek@ staw po
ż
ółkły jak
topaz i
ż
ab
ę
z talentem@ kiedy
szczygieł z ogrodu przenosi si
ę
w pole@ nawet traw
ę
co zawsze
wykr
ę
ci si
ę
sianem@ krajobraz
co ju
ż
przeszedł dawno w
geografi
ę
@ i oczy ju
ż
za
wielkie by sta
ć
je na rozpacz@
Oda do rozpaczy
Biedna rozpaczy@ uczciwy
potworze@ strasznie ci tu
dokuczaj
ą
@ morali
ś
ci
podstawiaj
ą
ci nog
ę
@ asceci
kopi
ą
@
ś
wi
ę
ci uciekaj
ą
jak od
jasnej cholery@ nazywaj
ą
ci
ę
grzechem@ lekarze przepisuj
ą
proszki
ż
eby
ś
sobie poszła@ a
przecie
ż
bez ciebie@ byłbym
stale u
ś
miechni
ę
ty jak prosi
ę
w
deszcz@ wpadałbym w ciel
ę
cy
zachwyt@ nieludzki@ okropny
jak sztuka bez człowieka@
niedorosły przed
ś
mierci
ą
@ sam
obok siebie@
ś
eby wróci
ć
Mo
ż
na mie
ć
wszystko
ż
eby
odej
ść
@ czas młodo
ść
wiar
ę
własne siły@
ś
wi
ę
tej pami
ę
ci
dom rodzinny@ skrzynk
ę
dla
szpaków i sikorek@ miło
ść
wiadomo
ść
nieomyln
ą
@
ż
e nawet
Pan Bóg niepotrzebny@
potem ju
ż
tylko sama ufno
ść
@
trzeba nic nie mie
ć
@
ż
eby
wróci
ć
@
Ś
wi
ę
ty gapa
Kochał - ale nikt go nie
chciał@
ś
pieszył si
ę
- nikt na
niego nie czekał@ kołatał - kto
inny otwierał@ biegł z sercem -
droga si
ę
urwała@ jeszcze
t
ę
sknił za kim
ś
przez furtk
ę
ogrodu@
- nie chce nie dba
ż
artuje@
wró
ż
yli mu z li
ś
ci@
i było pusto wkoło@ jakby
ś
wiat powiedział@ na wieki
wieków amen@ ju
ż
tylko przez
grzeczno
ść
@
O stale obecnych
Mówiła
ż
e naprawd
ę
mo
ż
na
kocha
ć
umarłych@ bo wła
ś
nie oni
s
ą
uparcie obecni@ nie
zasypiaj
ą
@ maj
ą
okr
ą
gły czas
wi
ę
c si
ę
nie spiesz
ą
@ spokojni
poniewa
ż
niczego nie
wyko
ń
czyli@ nawet gdyby si
ę
paliło nie zrywaj
ą
si
ę
na równe
nogi@ nie połykaj
ą
tak jak my
przera
ż
onego sensu@ nie udaj
ą
ani lepszych ani gorszych@ nie
wydajemy o nich tysi
ą
ca s
ą
dów@
zawsze ci sami jak olcha do
ko
ń
ca zielona@ znaj
ą
nawet
prywatny adres Pana Boga@ nie
deklamuj
ą
o miło
ś
ci@ ale
pomagaj
ą
znale
źć
zgubione
przedmioty@ nie starzej
ą
si
ę
odmłodzeni przez
ś
mier
ć
@ nie
strasz
ą
pustk
ą
pełn
ą
erudycji@
nie ł
ą
cz
ą
ś
wi
ę
to
ś
ci z apetytem@
bli
ż
si ni
ż
wtedy kiedy
odje
ż
d
ż
ali na chwil
ę
@
przechodz
ą
obok z niepotrzebnym
ciałem@ ocalili znacznie wi
ę
cej
ni
ż
dusz
ę
@
Koło domu
Koło domu rodzinnego@ szła
matka@ o pół drogi od
dzieci
ń
stwa@ czajka@
ś
wi
ę
ty
kaczor niezgrabna pami
ą
tka@ i
kukułka co ostrzega do ko
ń
ca@ z
gwiazd jak zawsze tylko pierwsza
bliska@ przez omyłk
ę
modli si
ę
do
ś
niegu@ gdy wracałem biegły
do mnie drzewa@
wszystko było tak naprawd
ę
@
ż
e nie ma@
Przeszło
ść
Kiedy nie umiałem jeszcze
płaka
ć
i by
ć
powa
ż
nym@ z pani
ą
od francuskiego nie mo
ż
na było
wytrzyma
ć
@ kiedy rysowałem
kredk
ą
sko
ś
ne oczy lisa@ a
wojna jeszcze nie spaliła szafy
z
ż
ółtej czere
ś
ni@
kiedy ławka bez oparcia w
parku była najwygodniejsza@
kiedy układali
ś
my wiersz@
"pewien dziad na swoich z
ę
bach
siadł - nagle krzykn
ą
ł
przera
ż
ony@ kto
ś
mi
ę
ugryzł z
tamtej strony"@ kiedy psy na
dworze szczekały ciszej rano a
gło
ś
niej wieczorem@ kiedy
chciałoby si
ę
do serca przytuli
ć
owc
ę
i wilka@ kiedy nie
mogli
ś
my si
ę
nadziwi
ć
ż
e mo
ż
na
po spowiedzi@ zje
ść
całego
Boga@
na wszystko czas był jeszcze@
dzisiaj ju
ż
go nie ma@
To nieprawdziwe
To nieprawdziwe trudne
nieudane@ ta rado
ść
półidiotka
bólu nowy kretyn@
ż
ale jak
byliny kwiaty zimnotrwałe@
rozum co nie przeszkadza
ż
adnemu
odej
ś
ciu@ miło
ść
której nigdy
nie ma bez rozpaczy@ serce
ciemne do ko
ń
ca cho
ć
jasne
wzruszenia@ pociecha po to
tylko
ż
e prawd
ę
oddala@
ż
uczek
co nas nie zł
ą
czył cho
ć
obleciał
wkoło@
ś
nieg tak bardzo
wzruszony
ż
e niewiele wiedział@
jedna mrówka co zbiegła
nareszcie z mrowiska@ u
ś
miech
twój co za
ż
ycia mi si
ę
nie
nale
ż
ał@
wszystko stało si
ę
drog
ą
@ co
było cierpieniem@
Noc
Noc - gwiazd
ę
przyprowadza@
smutek - biał
ą
brzoz
ę
@ miło
ść
niesie w ofierze czystego
baranka@ spokój - samotno
ść
mrówek gdy wszystkie s
ą
razem@
Wiara stale chce pyta
ć
@ lecz
gardło wysycha@ je
ś
li Bóg jest
milczeniem@ zamilcze
ć
potrzeba@
Nie opowiadajcie
Nie opowiadajcie razem i
osobno@
ż
e nie ma ludzi
niezast
ą
pionych@ bo przecie
ż
moja matka@ łagodna i
nieubłagana@ cała w czasie
tera
ź
niejszym niedoko
ń
czonym@
wychyla si
ę
z nieba@
ż
eby mi
przyszy
ć
oberwany guzik@ kto to
lepiej potrafi@ w czyich
palcach dr
ż
y igła jak drucik
ciepła@ gdy tyle dzisiaj uczu
ć
a mało miło
ś
ci@ i tyle cudzych
kobiet a
ż
adna nie moja@ a
ś
mier
ć
tak bardzo wa
ż
na bo si
ę
nie powtórzy@ i smutek jak
sprzed wojny ostatnia choinka@
a przecie
ż
ta babcia z
przeciwka@ przy stoliku na
kółkach@ z pasjansem co nie
wychodzi@ tak bardzo szybko
ż
yła umarła pomału@ a czasami
tak skryta
ż
e płakała w wannie@
lub ta co z sercem przyszła
wojna j
ą
zabiła@ razem z jasn
ą
torebk
ą
do letniej sukienki@
kto przywróci jej ciało kiedy
nie ma ciała@ jej nos na mnie
skrzywiony@ i kogutek włosów@
Dzieci
ń
stwo wiary
Moja
ś
wi
ę
ta wiaro z klasy
trzeciej b@ z coraz dalej i
bli
ż
ej@ kiedy w ko
ś
ciele było
tak cicho
ż
e ciemno@ a w domu
wci
ąż
to samo wi
ę
c inaczej@
kiedy
ś
wi
ę
ty Antoni ostrzy
ż
ony i
zawsze z grzywk
ą
@ odnajdywał
zagubione klucze@ a Matka
Boska była lepsza bo
przedwojenna@ kiedy nie miała
pretensji do nikogo nawet zmokła
kawka@ a miło
ść
była tak czysta
ż
e karmiła Boga@ wielka i
dlatego mo
ż
liwa@ kiedy
martwiłem si
ę
ż
eby Pan Jezus nie
zachorował@ boby si
ę
komunia
nie udała@ kiedy rysowałem
diabła bez rogów - bo
samiczka@ prosz
ę
ciebie moja
wiaro malutka@ powiedz swojej
starszej siostrze - wierze
dorosłej@
ż
eby nie tłumaczyła@
- dopiero wtedy mo
ż
na naprawd
ę
uwierzy
ć
@ kiedy si
ę
to wszystko
zawali@
Szukasz
Szukasz prawdy ale nie
tajemnic@ li
ś
cia bez drzewa@
wiedzy a nie zdziwienia@ boisz
si
ę
oprze
ć
na tym czego nie
mo
ż
na dotkn
ąć
@ zaczynasz od
sukcesu wielki i zb
ę
dny@ nie
milczysz ale pyskujesz o Bogu@
chcesz by
ć
kochany ale sam nie
umiesz kocha
ć
@ my
ś
lisz
ż
e sobie
zawdzi
ę
czasz wyrzuty sumienia@
nie wiesz
ż
e dowodem na
istnienie jest to
ż
e tego dowodu
nie ma@
inteligentny i taki niem
ą
dry@
Mrówko wa
ż
ko biedronko
Mrówko co nie urosła
ś
w czasie
wieków@
ć
mo od lampy do lampy@
na przełaj i najpro
ś
ciej@
ś
wietliku mrugaj
ą
cy nieznany i
nieobcy@ koniku polny graj
ą
cy
nogami@ wa
ż
ko niewa
ż
ka@ wesoło
oboj
ę
tna@ biedronko nad któr
ą
zamy
ś
liłby si
ę
@ nawet papie
ż
z
policzkiem na r
ę
ku@
człapi
ę
po
ś
wiecie jak ci
ęż
ki
sło
ń
@ tak du
ż
y
ż
e nic nie
rozumiem@ my
ś
l
ę
jak ukl
ę
kn
ąć
@
i nie zadrze
ć
nosa do góry@
a
ż
ycie nasze jednakowo@
niespokojne i malutkie@
Szczegół
Wci
ąż
cało
ść
za wielka i
male
ń
kie sprawy@ czas jak druga
przestrze
ń
i barwinek w cieniu@
ksi
ęż
yc nie doleczony i kminek
przydro
ż
ny@ rozpacz i chłopiec
co bawi si
ę
w klasy@
przy cierpieniu sam Pan Bóg
stan
ą
ł jak milczenie@ i serce
jak szczegół stale niespokojny@
boi si
ę
ż
e małe wi
ę
cej od
wielkiego boli@
Z Tob
ą
Nie cierpienie dla
cierpienia@ nie krzy
ż
dla
krzy
ż
a@ nie pi
ą
tek dla pi
ą
tku@
nie po to aby pyta
ć
@ sk
ą
d co i
dalej@
Wszystko to bez sensu. Za
mało@ lecz po to by by
ć
z
Tob
ą
@ Powiedz. Ba
ć
si
ę
i
zosta
ć
@ skoro Ciebie bolało@
Bez nas
Odejd
ź
my ju
ż
nie wró
ć
my@
nareszcie samotno
ść
b
ę
dzie
sama@ miło
ść
bez ch
ę
ci
posiadania@ Bóg bez pyta
ń
@
rozpacz bez reklamacji@ pi
ę
kno
bez estetyki@ niebo białe po
burzy po deszczu niebieskie@
jeszcze troch
ę
pomarudzi
ostatnie słowo jak bezradny
baran@ jeszcze wiatr szarpnie
oknem bo ciepło spotka zimno@
poskacze zielony pasikonik który
porzucił wielko
ść
@
ż
eby wybra
ć
szcz
ęś
cie@ jeszcze zaboli
długopis co mi został po matce@
ale wszystko b
ę
dzie ju
ż
naprawd
ę
@ bo bez nas@
Kto winien
To tylko nagrzeszyła
ś
wi
ę
toszka maciejka@ ksi
ęż
yc
nieuleczalny co nocami bredzi@
piorun co w ko
ś
ciół trafił by
pszczoł
ę
omin
ąć
@ i rozum
nierozumny słuszno
ść
wci
ąż
bez
sensu@ i ból tak bardzo czysty
ż
e ju
ż
uspokaja@ po
ż
ółkła pora
lata gdy trzeba si
ę
ż
egna
ć
@
popatrze
ć
sobie w oczy gdy dom
pachnie jabłkiem@ a w ulach
dawna cisza wytapiania wosku@
tak łagodna jak bo
ż
ek którego
psy li
żą
@ zabawna parasolka i
długie trzy po trzy@ bo gdy
jemy je
ż
yny kolor warg si
ę
zmienia@ (w takiej chwili
granica przyja
ź
ni niepewna)@
to tylko nagrzeszyła zwyczajna
t
ę
sknota@ lub po prostu
wzajemna nasza nieznajomo
ść
@
ź
rebak
ś
wiatła co biegał
niezgrabnie po
ś
cianie@ serce
co milczy m
ą
drze by mówi
ć
od
rzeczy@ pi
ę
kno po którym cz
ę
sto
zjawia si
ę
nieprawda@
jakimi to drogami miło
ść
wci
ąż
niewinna@ sama do nas
przychodzi i odchodzi sama@
Jest
Jest jeszcze taka miło
ść
@
ś
lepa bo widoczna@ jak
szcz
ęś
liwe nieszcz
ęś
cie@ pół
rado
ść
pół rozpacz@ ile to
trzeba wierzy
ć
@ milcze
ć
cierpie
ć
nie pyta
ć
@ skaka
ć
jak
osioł do skrzynki pocztowej@
ż
ałowa
ć
czego nie było@ by
dosta
ć
nic@ za wszystko@
miej serce i nie patrz w
serce@ odstraszy ci
ę
kocha
ć
@
Ratunku
Eugeniuszowi Zieli
ń
skiemu
Dziki króliku, chrz
ą
szczu
mały@ co
ś
wiecisz jak czerwony
brokat@ wiosennne czajki
czarno_białe@
ś
limaku lekko
ozłocony@ wierny granicie
zielonkawy@ d
ę
bie surowy i
niewinny@ dro
ź
dzie niezgodny i
słowiku@ co podpowiadasz cał
ą
miło
ść
@ od pocałunku do
pobicia@ polny kamieniu
przem
ę
czony@ głosie oboju
troch
ę
suchy@ i fletu - niski
ale lekki@ zapachu szałwii
dobrodziejki@ niby nie
ś
miały a
gorliwy@ i polski
ś
niegu
przedwojenny@ tak podeptany
ż
e
ju
ż
czysty@ wszystkie te
ż
wi
ą
zu
li
ś
cie krzywe@ jak
niegenialnych ludzi dramat@ i
po kolei pa
ń
scy
ś
wi
ę
ci@
niepopularni wi
ę
c prawdziwi@
ratujcie mnie przed
abstrakcjami@
Szukałem
Szukałem Boga w ksi
ąż
kach@
przez cud niemówienia o samym
sobie@ przez cnoty gor
ą
ce i
zimne@ w ciemnym oknie gdzie
ksi
ęż
yc udaje niewinnego@ a
tylu po
ż
enił głuptasów@ w
znajomy sposób@ w ogrodzie
gdzie chodził gawron czyli
gapa@ w polu gdzie w lipcu
zbo
ż
e twardnieje i
ż
ółknie@
przez protekcj
ę
ascety który nie
jadł@ wi
ę
c si
ę
modlił tylko
przed zmartwieniem i po
zmartwieniu@ w ko
ś
ciele kiedy
nikogo nie było@
i nagle przyszedł
nieoczekiwany@ jak
ż
urawiny po
pierwszym mrozie@ z sercem
pomi
ę
dzy jedn
ą
r
ę
k
ą
a drug
ą
@
i powiedział@ dlaczego mnie
szukasz@ na mnie trzeba czasem
poczeka
ć
@
Głodny
Mój Bóg jest głodny@ ma chude
ciało i
ż
ebra@ nie ma
pieni
ę
dzy@ wysokich katedr ze
srebra@
Nie pomagaj
ą
mu@ długie
pie
ś
ni i
ś
wiece@ ma pier
ś
zapadł
ą
@ nie chce lekarstwa w
aptece@
Bezradni@ rz
ą
d ministrowie
ż
andarmi@ tylko miło
ś
ci
ą
@ mój
Bóg si
ę
daje nakarmi
ć
@
Bóg
Ukrył si
ę
najdokładniej by
ś
wiat było wida
ć
@ gdyby si
ę
ukazał to sam byłby tylko@ kto
by
ś
miał przy nim zauwa
ż
y
ć
mrówk
ę
@ pi
ę
kn
ą
zł
ą
os
ę
zabiegan
ą
w kółko@ zielonego
kaczora z
ż
ółtymi nogami@
czajk
ę
składaj
ą
c
ą
cztery jajka
na krzy
ż
@ kuliste oczy wa
ż
ki i
fasol
ę
w str
ą
kach@ matk
ę
nasz
ą
przy stole która tak niedawno@
za długie
ś
mieszne ucho
podnosiła kubek@ jodł
ę
co nie
zrzuca szyszek tylko łuski@
cierpienie i rozkosz oba
ź
ródła
wiedzy@ tajemnice nie mniejsze
ale zawsze ró
ż
ne@ kamienie co
podró
ż
nym wskazuj
ą
kierunek@
miło
ść
której nie wida
ć
@ nie
zasłania sob
ą
@
Skrupuły pustelnika
Tak zaj
ą
łem si
ę
sob
ą
ż
e
czekałem aby nikt nie
przyszedł@ stale prosiłem o
jeden tylko bilet dla siebie@
nawet nic mi si
ę
nie
ś
niło@ bo
ś
ni si
ę
dla siebie ale sny ma
si
ę
dla drugich@ je
ś
li płakałem
- to niefachowo@ bo do płaczu
potrzebne s
ą
dwa serca@
broniłem tak gorliwie Boga
ż
e
trzepn
ą
łem w mord
ę
człowieka@
my
ś
lałem
ż
e kobieta nie ma duszy
a je
ś
li ma to trzy czwarte@
ś
miałem si
ę
z pewnego dziadka
który po pi
ęć
dziesi
ą
tce chciał
si
ę
rozmno
ż
y
ć
@ zało
ż
yłem w
sercu tajn
ą
radiostacj
ę
i
nadawałem tylko swój program@
przygotowałem sobie kawalerk
ę
na
cmentarzu@ i w ogóle
zapomniałem
ż
e do nieba idzie
si
ę
parami nie g
ę
siego@ nawet
dyskretny anioł nie stoi osobno@
Powiedzcie to dalej
Ró
ż
o powiedz ró
ż
y@ szpaku
powiadom szpaka@ ogary
szczekajcie ogarom jak zwykle w
wielu tonacjach@ czaplo
wypaplaj czapli na
ż
ółtych
nogach stoj
ą
c@ mrówko powtórz
to mrówce@ miniemy. Potoczy si
ę
dalej@ ziemia niebo
powietrze@ tylko ten kamie
ń
na
polu@ ten sam wci
ąż
ksi
ęż
yc
przed deszczem@ wiara co pije
ze skały@ bez nas zostanie
jeszcze@
ś
al
Zofii Małynicz
ś
al
ż
e si
ę
za mało kochało@
ż
e si
ę
my
ś
lało o sobie@
ż
e si
ę
ju
ż
nie zd
ąż
yło@
ż
e było za
pó
ź
no@
cho
ć
by si
ę
teraz pobiegło@ w
przedpokoju szurało@ niosło
serce osobne@ w telefonie
szukało@ słuchem szerszym od
słowa@
Cho
ć
by si
ę
spokorniało@
głupi
ą
min
ę
stroiło@ jak lew na
muszce@
Cho
ć
by si
ę
chciało ostrzec@
ż
e pogoda niestała@ bo t
ę
cza
zbyt czerwona@ a sól
zwilgotniała@
Cho
ć
by si
ę
chciało pomóc@
własn
ą
g
ę
b
ą
podmucha
ć
@ w rosół
za słony@
Wszystko ju
ż
potem za mało@
cho
ć
by si
ę
łzy wypłakało@
nagie niepewne@
O głupim Jasiu
Tylu aniołów odeszło@ tyle
umarło goł
ę
bi@ lecz moje serce
uparte...@
Ni to ze złota ni srebra@ nie
płonie krwawym j
ę
zykiem@
pragn
ę
ło lec na ołtarzu@ lecz
kto
ś
je str
ą
cił patykiem@
Upokorzone wstydliwe@ nie
sposób spojrze
ć
mu w oczy@
jak głupi Jasio szcz
ęś
liwe@
pod Jasn
ą
Gór
ę
si
ę
toczy@
Narzekania
Stale narzekamy@ na dziur
ę
w
mo
ś
cie@ na pi
ą
te koło u wozu@
na dwa grzyby w barszczu@ na
kropk
ę
bez i@ na piłk
ę
co łamie
kwiaty@ na szcz
ęś
cie bez
dalszego ci
ą
gu@ na to
ż
e nas
nie wida
ć
@
ż
e wszyscy umieraj
ą
a nie tylko niektórzy@ i jak
nieraz wystarczy kocha
ć
ż
eby
siebie zniszczy
ć
@
ale wci
ąż
potrzeba tego co
niepotrzebne@
Na biurku
Tu le
ż
y mapa co si
ę
cz
ę
sto
zmienia@ po ka
ż
dej wojnie ju
ż
nie taka sama@ tam znaczki
pocztowe znowu troch
ę
inne@
klej niby farba rozpuszczona w
wodzie@ teczka o któr
ą
pies
potr
ą
cił nosem@ pióro wieczne
jak kłamstwo bo wcale nie
wieczne@ przyszły długopisy i
ju
ż
si
ę
nie przyda@ ksi
ąż
ki
pami
ę
tnik damy (chyba dawno
temu)@ mówi
ą
ż
e tylko trzy razy
jej nie było w domu@ w dniu
ś
lubu w dniu chrztu dziecka i
swego pogrzebu@ kalendarz jak
nieszcz
ęś
cie - potwór liczy
milcz
ą
c@ tylko serce odmierza
czas w odwrotn
ą
stron
ę
@ w
szufladzie stary pieni
ą
dz co
wyszedł z obiegu@ z Piłsudskim
- ciekawostka male
ń
ka liryka@
tak czysta
ż
e si
ę
za ni
ą
ju
ż
nic
nie kupuje@ a te fotografie to
moi umarli@ bez których
przecie
ż
niepodobna istnie
ć
@
szlachetni dzi
ś
na pewno skoro
ich nie wida
ć
@
Na dobranoc
Rozgadana wiedza@ wymowna
poezja@ przez radio Szopen
mówi
ć
do mnie b
ę
dzie@
całuj
ę
ci
ę
na dobranoc mój
krzy
ż
yku niemy@ bo milczy tylko
prawda i nieszcz
ęś
cie@
Pytania
Gdzie si
ę
prawda zaczyna a
gdzie rozum ko
ń
czy@ gdzie
miło
ść
mi
ę
dzy nami a gdzie ju
ż
cierpienie@ czy łza czy na
nosie ciepło zimnej wody@ dok
ą
d
razem idziemy by umrze
ć
osobno@
czy słowo jeszcze słowem czy
nagle milczeniem@ czy ciało
wci
ąż
oddala czy tylko
zasłania@ w którym miejscu
odchodzi Pan Bóg oficjalny@ i
nie patrzy w przepisy bo ju
ż
jest prawdziwy@
o
ś
wi
ę
ty krzy
ż
u pyta
ń
jak
niewiele wa
ż
ysz@ gdy małe
głupie szcz
ęś
cie li
ż
e nas po
twarzy@
Czekanie
My
ś
lisz - znowu si
ę
spó
ź
nia@
zaraz si
ę
obra
ż
asz@ marudzisz
jak sikorka ta brzydsza bez
czubka@
kto miło
ś
ci nie znalazł ju
ż
jej
nie odnajdzie@ a kto na ni
ą
wci
ąż
czeka nikogo nie kocha@
martwi si
ę
jak wdzi
ę
czno
ść
ż
e
pami
ęć
za krótka@
miło
ść
dawno przybiegła i
ukl
ę
kła przy nas@ spokojna bo
szcz
ęś
cie porzuciła ciasne@
spróbuj nie chcie
ć
jej wcale@
wtedy przyjdzie sama@
Przez mikroskop
Co ty głuptasie wyrabiasz
najlepszego@ patrzysz przez
mikroskop@ na
ś
mier
ć
i miło
ść
jednakowo ciemne@ przykładasz
ucho@ szukasz r
ę
k
ą
@
chroboczesz klamk
ą
ż
eby
otworzy
ć
@ cho
ć
serce wie co
teraz a nie wie co potem@
stajesz na głowie
ż
eby
udowodni
ć
@ zapalasz
ś
wiatło@
w
ą
chasz teologi
ę
@ a trzeba@
nie widzie
ć
@ nie słysze
ć
@ nie
dotyka
ć
@ nie wiedzie
ć
@ i
dopiero wtedy uwierzy
ć
@
Dlaczego
Nie wierzysz w siebie
wi
ę
kszego od siebie@ w
ś
mier
ć
mniejsz
ą
od
ś
mierci@ w to
ż
e
mo
ż
na zachorowa
ć
na grzech@ w
to
ż
e samotno
ść
jest zła je
ż
eli
si
ę
przed ni
ą
ucieka@ w to
ż
e
czas krzyczy na całe gardło ale
go nie słyszysz albo udajesz
Greka@ siedzisz smutny jak
Sta
ń
czyk w "Hołdzie pruskim"
oparty na flecie@ nie wierzysz
w nic@ ale dlaczego si
ę
boisz@
Spotkania
Spotkania co przychodz
ą
same@
tak poza nami
ż
e ju
ż
si
ę
nie
dziwisz@
ż
e b
ę
dzie dalej jak
miało by
ć
wszystko@ bo duch był
przedtem zanim szli
ś
my razem@
I dobrze wraca
ć
po nitce do
kł
ę
bka@ a
ż
do rodziców co te
ż
si
ę
spotkali@ najpewniej po raz
pierwszy nic nie wiedz
ą
c o tym@
ż
e
ś
mier
ć
nie b
ę
dzie wa
ż
na tak
jak to spotkanie@ mo
ż
e wiatr
zrywał matce kapelusz słomkowy@
jakby chciał przed mał
ż
e
ń
stwem
jak kogut ucieka
ć
@ w wieczór co
si
ę
zapomniał i stał si
ę
zielony@ rado
ś
ci
ą
najbardziej
mo
ż
na si
ę
przestraszy
ć
@
Spotkania co przychodz
ą
same@
tak dokładnie konieczne
ż
e
zupełnie czyste@ wie o tym
serce jak skrzydło niezgrabne@
w
ż
yciu co bez
ś
mierci byłoby
banałem@
ś
eby odej
ść
od siebie te
ż
trzeba si
ę
spotka
ć
@
Biedna logiczna głowa
Przyjd
ź
to co ni w pi
ęć
ni w
dziewi
ęć
@ i to co trzy po
trzy@ przyjd
ź
dwa razy dwa
wcale nie cztery@ nie tak i tak
dalej ale tak i nie tak dalej@
przyjd
ź
wszystko do góry
nogami@ całkiem inaczej@ pi
ą
te
przez dziesi
ą
te@ godzino
dwunasta szukana w południe@
przyjd
ź
serce razem z drugim i
nagle osobno@ poka
ż
naszej
biednej logicznej głowie@ jak
kotce przyuczonej do porz
ą
dku@
to co niemo
ż
liwe i konieczne@
Bliscy i obcy
Co to si
ę
dzieje@ ksi
ęż
yc
płaski jak dolar@ dom bez
domu@ dwoje bliskich i obcych@
jak po grzechu ka
ż
dy bardziej
samotny@ lato ucieka z ostatnim
motylem na ramieniu@ nawet
zachwyt nie zachwyca@ zimno po
ka
ż
dym słowie@ jedzenie
smutne@ dusza si
ę
nudzi@
wszystko jak długa
ż
yrafa@
tak zawsze@ kiedy si
ę
z
miło
ś
ci wymknie tajemnica@
Telefon milczy
Telefon milczy@ jedna tylko
fili
ż
anka na stole@ ró
ż
a
niczyja@ serce daleko bo obok@
prawda tak jasna
ż
e nieludzka@
kalendarz si
ę
nie
ś
pieszy@
nawet fiołek na odczepnego@
jeszcze jest ale
ś
wiata ju
ż
nie
ma@
Aniele bo
ż
y stró
ż
u mój@
zmówmy pacierz@ bo miło
ść
nie
ż
yje@
Rymowanka
Miło
ść
i rozpacz. Miej mnie w
opiece@ dwa razy ton
ę
w tej
samej rzece@ ból i milczenie tak
jak dwie drogi@ lub z krzy
ż
a
zdj
ę
te r
ę
ce i nogi@ na ławce w
parku nie trzeba wi
ę
cej@ dwie
ci
ę
te rany czas nasz i serce@
Siedmiowiersz
Jak pi
ę
kna jest brzydka
pogoda@ zabawny spó
ź
niony
generał@ surowy wesoły
ś
nieg@
sło
ń
ce rano podłu
ż
ne w południe
okr
ą
głe@ jak chuda goła
pensja@ jak dalekie bliskie
serce@ jak krótkie długie
ż
ycie@
Który
Który stworzyłe
ś
@ pasikonika
jak szmaragd z oczami na
przednich nogach@ czerwon
ą
trajkotk
ę
z w
ą
sami na głowie@
bociana gimnastykuj
ą
cego si
ę
na
ł
ą
ce@ kruka nios
ą
cego brod
ę
z
dłu
ż
szych piór@ barana
znaj
ą
cego tylko drug
ą
liter
ę
łaci
ń
skiego alfabetu@ kolibra
lec
ą
cego tyłem@ słonia
wstydz
ą
cego si
ę
umiera
ć
mo
ż
e
dlatego
ż
e taki du
ż
y@ osła a
ż
tak miłego
ż
e głupiego@
kowalika chodz
ą
cego do góry
ogonem@ zreszt
ą
wszystkich co
nie wiedz
ą
dlaczego ale wiedz
ą
jak@ kanciaste orzeszki buku co
p
ę
kaj
ą
tylko na czworo@ anioła
po nieobecnej stronie - bez
własnego pogrzebu z braku
ciała@
ż
ab
ę
graj
ą
c
ą
jak
nakr
ę
cony budzik@
nie
ś
miertelniki wi
ę
dn
ą
ce - wi
ę
c
prawidłowe i nieprawdziwe@
dyskretn
ą
rozpacz jak pogodne
krakanie@ logiczn
ą
formułk
ę
nad
przepa
ś
ci
ą
@ niezawinion
ą
win
ę
@
psiaka z półopadni
ę
tym uchem@
łz
ę
jak skrócony rachunek@
chyba jeszcze nie powstał na
serio
ś
wiat@ jeszcze trwa Twój
u
ś
miech niedoko
ń
czony@
Westchnienie
Duchu stale pobo
ż
ny twardy i
uparty@ jeste
ś
- a przecie
ż
nigdy ci
ę
nie wida
ć
@ bo przez
grzeczno
ść
udajesz
ż
e ci
ę
wcale
nie ma@ chocia
ż
chcemy ogl
ą
da
ć
r
ę
ce oczy uszy@ robi
ć
miny na
pokaz
ż
eby si
ę
podoba
ć
@
ż
eni
ć
si
ę
by po kwiatach kupowa
ć
jarzyny@
b
ą
d
ź
ju
ż
taki jak jeste
ś
@
lecz nie odchod
ź
od nas@ bo
czas coraz pr
ę
dszy@ a miło
ść
niestała@ od samego siebie
najdalej do nieba@ i ciało
wci
ąż
nie mo
ż
e uspokoi
ć
ciała@
Który stwarzasz jagody
Ty który stwarzasz jagody@
królika z marchewk
ą
@ lato
chrab
ą
szczowe@ cie
ń
wielki
małych li
ś
ci@ zawilec półobecny
bo uwi
ę
dnie zanim go si
ę
przyniesie do domu@ czosnek
nied
ź
wiedzi dla trzmieli@
smutek ro
ś
lin@ wydr
ę
na
krótkich nogach@
ś
limaka co
zasypia na sze
ść
miesi
ę
cy@
niezgrabny
ś
nieg co ma wdzi
ę
k
wi
ę
kszy zanim zacznie ta
ń
czy
ć
@
serce cho
ć
by na chwil
ę
@
spraw@ niech poeci pisz
ą
wiersze prostsze od wspaniałej
poezji@
Postanowienie
Postanawiam pracowa
ć
nad tym@
ż
eby si
ę
pozby
ć
@ byka
retoryki@ wazeliny stylizacji@
galanteryjnych pauz@
wypucowanej składni@ lirycznego
ś
mietnika@
ż
eby zim
ą
przykl
ę
kn
ąć
@ i przynie
ść
Ci
niewykwalifikowan
ą
r
ę
k
ą
@
baranka
ś
niegu@
O łasce zdziwienia
Naucz si
ę
dziwi
ć
w ko
ś
ciele@
ż
e Hostia Naj
ś
wi
ę
tsza tak
mała@
ż
e w dłonie by j
ą
schowała@ najni
ż
sza dziewczynka
z bieli@
a rzesza przed Ni
ą
upada@
rozpłacze si
ę
spowiada -@
ż
e chłopcy z j
ę
zykami czarnymi
od jagód -@ na zło
ść
babciom
wylatuj
ą
c półnago -@ w ko
ś
cioła
drzwiach uchylonych@ milkn
ą
jak
gawrony@ bo ich ko
ś
ciół
zadziwia powag
ą
.@
I pomy
ś
l. Jakie to dziwne@
ż
e
Bóg miał lata dziecinne@ Matk
ę
osiołka Betlejem.@
Tyle tajemnic Judaszów@
m
ę
czennic koszyczków kwiatów -@
i nowe wci
ąż
nawrócenia@
ś
e mo
ż
na nie mówi
ą
c pacierzy@
po prostu w Niego uwierzy
ć
@ z
tego wielkiego zdziwienia.@
Nie
Nie posypujcie cukrem
religii@ nie wycierajcie jej
gum
ą
@ nie ubierajcie w ró
ż
owe
gałgany aniołów fruwaj
ą
cych
ponad wojn
ą
@ nie odsyłajcie
wiernych do fujarki komentarza@
Nie przychodz
ę
po pociech
ę
jak
po talerz zupy@ chciałem
nareszcie oprze
ć
swoj
ą
głow
ę
@ o
kamie
ń
wiary@
Pytasz
Pytasz czy kochaj
ą
umarli@ i
biegniesz w stron
ę
z której nikt
nie wrócił@ jak deszcz po
pierwszym
ś
niegu speszony i
ciemny@ i po kolei przypominasz
sobie@
ż
e kiedy
ś
nie zd
ąż
yłe
ś
@
ż
e
ś
kogo
ś
porzucił@ miałe
ś
si
ę
wyrzec niestety schowałe
ś
@ cho
ć
tylko
ż
ywi rozdaj
ą
pieni
ą
dze@
pytasz czy pami
ę
taj
ą
umarli@
sumienie
ś
ciga jak najstarszy
ogie
ń
@ zagradza drog
ę
kamie
ń
małomówny@ i chcesz jak Polska
po Powstaniu płaka
ć
@ cho
ć
biegniesz w stron
ę
z której nikt
nie wraca@
Wła
ś
nie wtedy
Wła
ś
nie wtedy kiedy
pomy
ś
lałe
ś
@
ż
e papugi
ż
yj
ą
dłu
ż
ej@
ż
e jeste
ś
okrutnie
mały@ niepotrzebny jak kominek
na niby@ w stołowym pokoju@
jak bezdzietny anioł@ lekki jak
20 groszy reszty@ drugorz
ę
dnie
genialny@ kiedy obło
ż
yłe
ś
si
ę
ksi
ąż
kami@ jak człowiek chory@
nie wierz
ą
c w to
ż
e z niewiary@
powstaje nowa wiara@
ż
e ci co
odeszli@ jeszcze raz ci
ę
porzuc
ą
@
ś
wi
ę
ty i pełen
pomyłek@
wła
ś
nie wtedy wybrał ciebie
kto
ś
@ wi
ę
kszy ni
ż
ty sam@ kto
stworzył
ś
wiat tak dobry@
ż
e
niedoskonały@ i ciebie tak
niedoskonałego
ż
e dobrego@
* * *
(Dzi
ę
kuj
ę
Ci...)
Dzi
ę
kuj
ę
Ci po prostu za to
ż
e
jeste
ś
@ za to
ż
e nie mie
ś
cisz
si
ę
w naszej głowie która jest
za logiczna@ za to
ż
e nie
sposób Ci
ę
ogarn
ąć
sercem które
jest za nerwowe@ za to
ż
e
jeste
ś
tak bliski i daleki
ż
e we
wszystkim inny@ za to
ż
e jeste
ś
ju
ż
odnaleziony i nie
odnaleziony jeszcze@
ż
e
uciekamy od Ciebie do Ciebie@
za to
ż
e nie czynimy niczego dla
Ciebie ale wszystko dzi
ę
ki
Tobie@ za to
ż
e to czego poj
ąć
nie mog
ę
- nie jest nigdy
złudzeniem@ za to
ż
e milczysz.
Tylko my - oczytani analfabeci@
chlapiemy j
ę
zykiem@
Ś
pieszmy si
ę
Annie Kamie
ń
skiej
Ś
pieszmy si
ę
kocha
ć
ludzi tak
szybko odchodz
ą
@ zostan
ą
po
nich buty i telefon głuchy@
tylko to co niewa
ż
ne jak krowa
si
ę
wlecze@ najwa
ż
niejsze tak
pr
ę
dkie
ż
e raptem si
ę
staje@
potem cisza normalna wi
ę
c
całkiem niezno
ś
na@ jak czysto
ść
urodzona najpro
ś
ciej z
rozpaczy@ kiedy my
ś
limy o kim
ś
zostaj
ą
c bez niego@
Nie b
ą
d
ź
pewny
ż
e czas masz bo
pewno
ść
niepewna@ zabiera nam
wra
ż
liwo
ść
tak jak ka
ż
de
szcz
ęś
cie@ przychodzi
jednocze
ś
nie jak patos i humor@
jak dwie nami
ę
tno
ś
ci wci
ąż
słabsze od jednej@ tak szybko
st
ą
d odchodz
ą
jak drozd milkn
ą
w
lipcu@ jak d
ź
wi
ę
k troch
ę
niezgrabny lub jak suchy ukłon@
ż
eby wiedzie
ć
naprawd
ę
zamykaj
ą
oczy@ chocia
ż
wi
ę
kszym ryzykiem
rodzi
ć
si
ę
ni
ż
umrze
ć
@ kochamy
wci
ąż
za mało i stale za pó
ź
no@
Nie pisz o tym zbyt cz
ę
sto
lecz pisz raz na zawsze@ a
b
ę
dziesz tak jak delfin łagodny
i mocny@
Ś
pieszmy si
ę
kocha
ć
ludzi tak
szybko odchodz
ą
@ i ci co nie
odchodz
ą
nie zawsze powróc
ą
@ i
nigdy nie wiadomo mówi
ą
c o
miło
ś
ci@ czy pierwsza jest
ostatni
ą
czy ostatnia pierwsz
ą
@
O wróblu
Nie umiem o ko
ś
ciele pisa
ć
@ o
namiotach modlitwy znad mszy i
ołtarzy@ o zegarze co nas toczy
-@ o
ś
wi
ę
tym przystrzy
ż
onym jak
trawa@ o oknach które rzucaj
ą
do wn
ę
trza@ motyle jak małe
kolorowe okr
ę
ty@ o
ć
mach co
smol
ą
ś
wiece jak czarne
oddechy@ o Oku Opatrzno
ś
ci@
które widzi orzechy trudne do
zgryzienia@ o włosach Matki
Bo
ż
ej całych z ciepłego wiatru -@
o tych co nawet
ż
ałuj
ą
zanim
zgrzesz
ą
@
lecz o kim
ś
@ skrytym w
cieniu@ co nagle od łez lekki
gor
ą
cy jak lipiec@ odchodzi
przemieniony w czułe serce
skrzypiec@
i o tobie niesforny wróblu@
co Łask
ą
zdumiony -@ wpadłe
ś
na
zbit
ą
głow
ę
@ do
ś
wi
ę
conej
wody@
O u
ś
miechu w ko
ś
ciele
W ko
ś
ciele trzeba si
ę
od czasu
do czasu u
ś
miecha
ć
@ do Matki
Naj
ś
wi
ę
tszej która stoi na w
ęż
u
jak na wysokich obcasach@ do
ś
wi
ę
tego Antoniego przy którym
wisz
ą
blaszane wota jak
meksyka
ń
skie maski@ do
skrupulata który stale dmucha
spowiednikowi w pompk
ę
ucha@ do
mizernego kleryka którego karmi
ą
piersi
ą
teologii@ do mał
ż
onków
którzy wchodz
ą
c do kruchty
pluszcz
ą
w kropielnicy obr
ą
czki
jak złote rybki@ do kazania
które si
ę
jeszcze nie rozpocz
ę
ło
a ju
ż
sko
ń
czyło@ do tych co
ś
wi
ą
t nie prze
ż
ywaj
ą
ale
prze
ż
uwaj
ą
@ do moralisty który
nawet w czasie adoracji chrupie
ko
ść
morału@ do dzieci które
si
ę
pomyliły i zacz
ę
ły
recytowa
ć
:@ Aniele bo
ż
y nie
bud
ź
mnie niech jak najdłu
ż
ej
ś
pi
ę
@ do pi
ę
ciu pa
ń
chudych i
do pi
ę
ciu pa
ń
grubych@ do
zakochanych którzy porozkr
ę
cali
swoje serca na cz
ęś
ci czułe@ do
egzystencjalisty który jak rudy
lis przenosi samotno
ść
z jednego
miejsca na drugie@ do
podstarzałej łzy która si
ę
suszy
na konfesjonale@ do ideologa
który wygl
ą
da jak strach na
ludzi@
Poka
ż
nam
Ciemna pod powiekami
ś
wi
ę
ta
Teresko@ nie trzymaj stale
ró
ż
@ oklepanych arystokratek@
sztywnych jak wiersze na
imieniny@
poka
ż
nam le
ś
ny
ś
nie
ż
ny
zawilec@ najmniejszy i
nieostatni@ jaskółcze ziele co
leczy kurzajki@
ż
ółty
ż
arnowiec
znad morza@ czerwon
ą
smółk
ę
jak
lep na owady@ przylaszczk
ę
która z ró
ż
owej staje si
ę
niebieska@ wrotycz z zapachem
na kilka metrów@ bławatek jak
wianek@ nieustanny i krótki@
wiosenn
ą
firletk
ę
@ polodowcowy
biały siódmaczek@ mlecze dla
nie ogolonych królików@
gotyckie rdzawe szczawie@
storczyk jak przystojnego
paj
ą
ka@ i wszystkie inne
jeszcze bo
ż
e zielska@ na
których sło
ń
ce staje si
ę
pokarmem@
tyle tego
ż
e nie mo
ż
na si
ę
połapa
ć
@ przy nich nawet ka
ż
dy
uczony - niedouczony@ zwłaszcza
w lipcu kiedy wyła
żą
ma
ś
laki i
rydze@
Rozmowa
Czy lubisz podbiał
ż
ółty@
lipce z ko
ź
lakami@ konwalie w
kł
ą
czach stulone pod ziemi
ą
@
lubczyk co miło
ść
przywraca a
czasem nadziej
ę
@ ksi
ęż
yc
chodz
ą
cy za nami jak ciel
ę
@
ceremonialny lecz bez
r
ę
kawiczek@ poziomki te
najni
ż
sze kminek najpodlejszy@
i lato półniebieskie gdy kwitn
ą
ostró
ż
ki@ co przyjd
ą
jak leniwa
m
ą
dro
ść
od niechcenia@
ż
oł
ę
dzie
co si
ę
dłu
żą
w pa
ź
dzierniku@
zwykły chleb co wie zawsze ile
bólu w hostii@ modlitw
ę
gdy
Ci
ę
prosz
ę
o ulg
ę
rozpaczy@
kota niewiernego ale z
zasadami@ bo najpierw myje
praw
ą
nog
ę
przedni
ą
@
Ale Ty Matko nie my
ś
lisz
ź
le o
nikim@ zawsze tych co si
ę
potkn
ą
gotowa obroni
ć
@ mi
ę
dzy
prawd
ą
a szcz
ęś
ciem najłatwiej
nos rozbi
ć
@ pragniesz spraw
ostatecznych wybierasz
najbli
ż
sze@ i szukasz pewnie
jednej mrówki w lesie@ tak
bardzo spracowanej jakby miała
umrze
ć
@ najzabawniej - jak
człowiek@ w
ś
ród wszystkich
osobno@
Wniebowzi
ę
cie
Nikt nie biegł do Ciebie z
lekarstwem po schodach@ lampy
nie przymru
ż
ono
ż
eby nie
raziła@ nikt nie widział jak
r
ę
ka Twa od łokcia blednie@
pies nie płakał serdecznie
ż
e
pani umiera@ nawet anioł
zaniechał nadymania tr
ą
by@ to
dobrze bo
ś
mier
ć
przecie
ż
za
du
ż
o upraszcza@ a ponadto zbyt
ludzka zła i niedyskretna@ nikt
nie przymkn
ą
ł Twych oczu nie
zasłonił twarzy@ ani w bramie
nie szeptał rozebranym głosem@
o tym co za gło
ś
no słyszy si
ę
w
milczeniu@ Pan uchronił do
ko
ń
ca i zdrow
ą
zostawił@ tylko
kiedy pukano Ciebie ju
ż
nie
było@ nie
ś
mier
ć
ale miło
ść
cał
ą
Ci
ę
zabrała@ je
ś
li miło
ść
jest prawd
ą
to ciała nie wida
ć
@
dzie
ń
był taki jak zawsze.
Powietrze dzwoniło@ pszczołami
co wychodz
ą
rano na pogod
ę
@
tylko ta sama cisza - to
straszne milczenie@ to puste
miejsce przy kubku na stole@
cho
ć
by si
ę
razem z ciałem
opuszczało ziemi
ę
@
Nie s
ą
d
ź
Mój ty w gor
ą
cej
ś
wi
ę
conej
wodzie k
ą
pany@ prosz
ę
ci
ę
nade
wszystko@ nie s
ą
d
ź
przedwcze
ś
nie nikogo@
ani@ ascety który prowadzi do
nieba sam siebie na smyczy@
ani@ skrupulanta który stale
przepisuje swoje sumienie tam i
z powrotem z czystego na
brudno@ ani@ szlachetnych a
nadmuchanych@ ani@ ostrz
ą
cych
sztylet lito
ś
ci@ ani@
ż
mijki
serca@ ani@ deklamuj
ą
cych: -
polna myszka siedzi sobie
konfesjonał z
ą
bkiem skrobie -@
ani@ stukaj
ą
cych do nieba w
kaloszach@ ani@ pesymizmu tak
gł
ę
bokiego
ż
e ka
ż
e szuka
ć
@
ani@ tych dla których
ś
mier
ć
jest tylko ostatni
ą
urz
ę
dow
ą
formalno
ś
ci
ą
@ ani@ tych po
których zostaj
ą
portrety jak
dostojne małpy@
Jeszcze
Jeszcze si
ę
trzymasz własnego
szcz
ęś
cia za włosy@ odkładasz
sobie w byle garnuszku@ piszesz
pami
ę
tnik to znaczy stawiasz
sobie pomnik@ dlatego powietrze
karmi ci
ę
sk
ą
po@ nie prowadz
ą
niewidzialne r
ę
ce@ to co
wielkie nie przychodzi mimo
woli@ ból daremny - bo nie
umierasz@
nie umiesz odda
ć
siebie@
jak
ż
e masz dosta
ć
wszystko@
Wielkanoc
- Ju
ż
ka
ż
dy ból był ze mn
ą
@
powiedział do ucha@ wszystkie
rzeczy paskudne@ g
ę
by
nie
ż
yczliwe@ krew uparta co z
rany potrafi biec ciurkiem@
czas jak ogie
ń
@ kiedy si
ę
głow
ą
chce potłuc o
ś
cian
ę
@ rozpacz@
i nagle wiara jak krzy
ż
yk na
stole@
ż
e
ś
mierci wszystkie
chude i nierozpaczliwe@
Rozmowa
Oto jestem. Chciałbym z
siostr
ą
pomówi
ć
,@ ja - ksi
ą
dz
byle jaki.@ - Prosz
ę
czeka
ć
.
Ju
ż
idzie z ogrodu,@ chocia
ż
nie
chc
ą
jej pu
ś
ci
ć
ptaki.@
Chyba ona. Nie widz
ę
jej
twarzy,@ czy si
ę
modli, czy si
ę
u
ś
miecha@ za zje
ż
on
ą
Karmelu
krat
ą
,@ jak za łupin
ą
orzecha.@
- U nas wszystko tutaj dla
Boga.@ Nawet fartuch
ogrodniczki niebieski,@ nawet
trepki z jednym rzemykiem,@
jakby zdj
ę
te ze
ś
wi
ę
tej
Tereski.@ Czasem
ś
nieg mamy
mokry we włosach@ za oknami -
zmarzni
ę
ty sad.@
Karmelitanko bosa,@ szedłem
tu tyle lat.@
Niewidoma dziewczynka
Matko - mówiła niewidoma
dziewczynka@ tul
ą
c si
ę
do Jej
obrazu -@ poznam Ci
ę
ś
wiatełkami palców@
Korona Twoja zimna
ś
lizgam si
ę
po niej jak po gładkiej szybie@
s
ą
kolory tak ci
ęż
kie
ż
e odstaj
ą
od przedmiotu@ to co złote
chodzi swoimi drogami i
ż
yje
osobno@
Słucham szelestu Twoich
włosów@ id
ę
chropowatym
brzegiem Twojej sukni@ odkrywam
gor
ą
ce
ź
ródła r
ą
k@ pomarszczon
ą
po
ń
czoszk
ę
skóry@ szorstkie
szczeliny twarzy@
ż
wir
zmarszczek@ tkliwo
ść
obna
ż
enia@ ciepł
ą
ciemno
ść
@
sprawdzam szram
ę
jak blizn
ę
po
miło
ś
ci@ zatrzymuj
ę
tu oddech w
palcach@ ucz
ę
si
ę
bólu na
pami
ęć
@ zdrapuj
ę
to co
przywarło ze
ś
wiata jak
ś
mier
ć
niegrzeczna@ wydobywam
puszysto
ść
rz
ę
s@ odwracam łz
ę
@
zbieram nosem zapach nieba@
odgaduj
ę
wreszcie małego Jezusa
z potłuczonym spuchni
ę
tym
kolanem na Twym r
ę
ku@
Tyle tu wsz
ę
dzie spokoju
pomi
ę
dzy słowem a miło
ś
ci
ą
@
kiedy dotykam@ obraz stuka jak
krew@ klejnoty niepotrzebnie
j
ę
cz
ą
@ robaczek piszczy w
trzewiku@ sypie si
ę
szmerem
czas@ pachn
ą
korzonki farb@
milknie ucho Opatrzno
ś
ci@
Palce moje umiej
ą
si
ę
tak
ż
e
u
ś
miecha
ć
@ mi
ę
tosz
ą
c Twój
staro
ś
wiecki szal@ ci
ą
gn
ą
c
r
ę
kaw jak ugłaskanego smoka@
odsłaniam z włosów kryjówk
ę
słuchu@
ż
artuj
ę
ż
e czuwaj
ą
c
mru
ż
ysz lewe oko@ stopy masz
bose - od spodu pomarszczone jak
podbiał@ przecie
ż
nie chodzisz
w szpilkach po niebie@ my
ś
l
ę
ż
e
Ty tak
ż
e nie widzisz@ oddała
ś
wzrok w Wielki Pi
ą
tek@ stało
si
ę
wtedy tak cicho@ jakby
ś
prostowała na zegarku ostatni
ą
sekund
ę
@ i ju
ż
nie pasuj
ą
do
nas
ż
adne powa
ż
ne okulary@
oparła
ś
si
ę
na
ś
wi
ę
tym Janie jak
na białej kwitn
ą
cej lasce@
piszesz dalszy ci
ą
g "Magnificat"
alfabetem Braille'a@ którego
nie znaj
ą
teologowie bo za
bardzo widz
ą
@ tak Ci
ę
sumiennie
zasuwaj
ą
na noc w jasnogórskie
blachy pancerne@
ż
e nie mo
ż
na
pozna
ć
@
To nic@ wystarczy kocha
ć
słucha
ć
i obejmowa
ć
@
Przemin
ę
ło
Ś
wi
ę
ty Kopciuszku odszukany w
cieniu@
ś
wi
ę
ta Dziewczynko z
Zapałkami@
ś
wi
ę
ta Sierotko
Marysiu@
ś
wi
ę
ty Andersenie@
ś
wi
ę
ta Mario Konopnicka@
dzieci
ń
stwo przemin
ę
ło@ stół
rodzinny si
ę
spalił@ czas jak
zadyszana pszczoła@
Anioł stró
ż
ju
ż
na rencie@ bo
i
ś
wiat si
ę
zawalił@
Troch
ę
plotek o
ś
wi
ę
tych
Ś
wi
ę
ci - to tak
ż
e ludzie a nie
ż
adne g
ą
sienice dziwaczki@ nie
rosn
ą
krzywo jak ogórki@ nie
rodz
ą
si
ę
ani za pó
ź
no ani za
wcze
ś
nie@
ś
wi
ę
ci bo nie udaj
ą
ś
wi
ę
tych@ na przystankach
marzn
ą
c przest
ę
puj
ą
z nogi na
nog
ę
@
ś
pi
ą
czasem na jedno
oko@ wierz
ą
w miło
ść
wi
ę
ksz
ą
od
przykaza
ń
@ w to
ż
e s
ą
cierpienia ale nie ma
nieszcz
ęść
@ nie lubi
ą
deklamowanej prawdy@ ani
klimatyzowanego sumienia@ stale
ś
piesz
ą
kocha
ć
@ znajduj
ą
samotno
ść
oddalaj
ą
c si
ę
od
siebie a nie od
ś
wiata@ s
ą
tak
bardzo obecni
ż
e ich nie wida
ć
@
nie l
ę
kaj
ą
si
ę
nowych czasów
które przewracaj
ą
wszystko do
góry nogami@ nie chc
ą
by
ć
równie
ż
um
ę
czeni w słodki sposób
jak na pobo
ż
nych obrazkach@
niekiedy nie potrafi
ą
si
ę
modli
ć
ale modl
ą
si
ę
zawsze@ ch
ę
tnie
wzi
ę
liby na indeks niejedn
ą
dobr
ą
ksi
ąż
k
ę
ż
eby broni
ć
jej
przed głupim czytelnikiem@ nie
nosz
ą
zegarków po to
ż
eby
wiedzie
ć
ile si
ę
spó
ź
ni
ć
@ maj
ą
sympatyczne wady i
niesympatyczne zalety@ boj
ą
si
ę
grzechu jak fotela z fałszyw
ą
spr
ęż
yn
ą
@ nie maj
ą
i dlatego
rozdaj
ą
@ tak słabi
ż
e przenosz
ą
góry@ potrafi
ą
ż
y
ć
i nie dziwi
ć
si
ę
odchodz
ą
cym@ potrafi
ą
umiera
ć
i nie odchodzi
ć
@ mo
ż
na
o nich o wiele m
ą
drzej pisa
ć
ale
po co@ trzymaj
ą
si
ę
przyja
ź
ni
jak gawron kawki@ poznaj
ą
pó
ź
ne lato po niebieskiej
goryczce@ słysz
ą
na pami
ęć
wilgi gwi
ż
d
żą
ce przed deszczem@
bawi
ą
ich jeszcze grzyby
nieprawdziwe@
Wizytacja
Dzieci usiadły w ławkach@
ostrzono ołówki do religii@ za
oknami stukał trójwymiarowy cho
ć
ogładzony deszcz@ jak piechota
wy
ć
wiczonych aniołów@ ksi
ą
dz
czarny jak kos tylko bez
ż
ółtego
dzioba@ rozwi
ą
zywał spadochron
mózgu@ podlizywał si
ę
swemu
sumieniu@ wszystko byłoby jak
najlepiej@ tylko nagle weszła
Matka Boska@ załamała r
ę
ce nad
sucharkiem katechizmu@
Deszcz
Deszczu co padałe
ś
w
ewangelii@ zarówno na dobrych
jak i na złych@ co dzwoniłe
ś
o
dom na skale@ nie zajmuj
ą
si
ę
tob
ą
egzegeci@
co prawda w
ś
wi
ę
tym tek
ś
cie
ale nie na temat@ troch
ę
rozmy
ś
lny chowa rozum jak
przysmak@
ś
wi
ę
ty deszczu nie
ś
wi
ę
ty@
bardziej samotny od anioła@
u
ś
miechu niepogody@
ś
wiadku
nadliczbowy@
przecie
ż
to ty@ obmywałe
ś
@
nogi id
ą
cemu Jezusowi@ jak m
ąż
sprawiedliwy@ o wiele ciszej@
po m
ę
sku@ nie tak jak
Magdalena@
Szept
Nie poparzcie pretensjami
ż
e
ź
le@ nie przemawiajcie z
pozycji siły@ nie wypłaszajcie
ciszy w której układaj
ą
si
ę
wszystkie liczby@ nie
przegadajcie mszy@ nie
dotykajcie za bardzo sumie
ń
-
nie odczytacie ich paluchami@
przytnijcie troch
ę
pazurek
teologa -@
ż
ebym si
ę
nie
zazi
ę
bił od złota -@ mały Jezus
prosi cichutko jak
ś
wierszcz@
Papie
ż
Papie
ż
wyfrun
ą
ł z Rzymu@
samolotem jak
ś
nieg leci -@
całuje prawosławnego błogosławi
ż
ydowskie dzieci@ bez tronu@
tylko łza trz
ę
sie si
ę
jak
taniec@ w wielu ksi
ąż
kach
topnieje zamarzni
ę
te sło
ń
ce@
cieknie z gardła ususzonych
liter -@ heretycy grzej
ą
w
ewangelii pogryzione nogi@
wydmuchuj
ą
niebo na organach@
nadci
ą
ga cały wydział personalny
aniołów@
przedwojenny katolik@
rozło
ż
ył papier -@ skubie pióro
jakby zaczepiał wron
ę
@ pisze
skarg
ę
na Pana Boga@
Do pani doktor
Pani doktor@ w białym
fartuchu@ w podkolankach co
odmładzaj
ą
@ przynosz
ę
pani
serce do naprawy@ Bogu
po
ś
wi
ę
cone@ a takie serdecznie
niezgrabne@ jak nie wyczesany
do ko
ń
ca wróbel@ niezupełne bo
pojedyncze@ nie do pary@
biedakom do wynaj
ę
cia@ od zaraz
i na zawsze@ niemo
ż
liwe i
konieczne@ niewierz
ą
cych
irytuj
ą
ce@ zdaniem kobiet
zmarnowane@ dla anioła stró
ż
a
za ludzkie@ dla
ś
wi
ę
tych
podejrzane@ dla teologów
nieprzepisowe@ dla medyków
niezno
ś
nie normalne@ dla
pozostałych
ż
adne@
połó
ż
je do szpitala@ i
nawymy
ś
laj@
ż
eby si
ę
cho
ć
troch
ę
poprawiło@
Aby si
ę
stało
Gwiazdy by ciemniej było@
smutek by stale dreptał@ oczy
po prostu by kocha
ć
@
wiara by czasem nie wierzy
ć
@
rozpacz by wi
ę
cej wiedzie
ć
@ i
jeszcze ból by nie my
ś
le
ć
@
tylko z innymi przetrwa
ć
@
koniec by nigdy nie ko
ń
czy
ć
@
czas by utraci
ć
bliskich@ łzy
by chodziły parami@
ś
mier
ć
aby
wszystko si
ę
stało@ pomi
ę
dzy
ś
wiatem a nami@
Wieczno
ść
Mieczysławowi Milbrandtowi
Wci
ąż
wieczno
ść
była z nami@
a nam si
ę
zdawało@
ż
e wszystko
jest nietrwałe wci
ąż
troch
ę
na
niby@ jak zaj
ą
c chroniony lub
trzmiel w ostró
ż
kach@
ż
e
ciemno
ść
kapie z zegarka jak z
rany@
ż
e czas zmarnowany stale
i za krótki@ ka
ż
d
ą
miło
ść
zamienia na łzy bardzo drobne@
ż
e dawni zakochani ju
ż
si
ę
nie
całuj
ą
@ bo list najpierw
przybli
ż
a a potem oddala@
dopóki b
ę
dzie poczta ze skrzynk
ą
czerwon
ą
@ i panny złe niezno
ś
ne
a dobre za nudne@ i słów
wszystkich za wiele bo brakuje
słowa@
wci
ąż
wieczno
ść
była z nami@
a nam si
ę
zdawało@
ż
e czas
wszystko wymiecie m
ą
dry i
niech
ę
tny@
ż
e tylko nie odleci
sójka zbyt ostro
ż
na@ bo po to
ż
eby cierpie
ć
trzeba by
ć
bezbronnym@ jak dzieci
ń
stwo na
wsi z królikiem przy sercu@
patrz - mówiłe
ś
- tak wszytko
na oczach si
ę
zmienia@ jak
pasikonik za szybko zielony@
wi
ę
c mo
ż
emy nie pozna
ć
nawet
swego domu@ połó
ż
chocia
ż
no
ż
yczki na tym samym miejscu@
naparstka po mamusi nie oddaj
nikomu@ i trzymaj fotografie bo
Pan Bóg je zdmuchnie@ zwłaszcza
kiedy podbiał zamyka si
ę
na
noc@ a pszczoła rzeczy wa
ż
ne
oznajmuje ta
ń
cem@ i ka
ż
da
chwila ju
ż
nie tera
ź
niejsza@
stale przeszła lub przyszła@
ostatnia i pierwsza@
wci
ąż
wieczno
ść
była z nami@
a nam si
ę
zdawało@
Cierpliwo
ść
Modl
ę
si
ę
do Ciebie o
cierpliwo
ść
@ ale nie o tak
ą
mał
ą
w której si
ę
mog
ą
pomie
ś
ci
ć
ci
ęż
kie grzechy czekania@ na
list@ na kogo
ś
kto wyszedł i
zostawił klucz pod słomiank
ą
@
na oczy nieznajome lecz
potrzebne@ na wspomnienie
szkoły które ugrz
ę
zło w kredzie
na tablicy@ na anioła stró
ż
a
jak na protez
ę
-@ ale o tak
ą
która czeka tylko na Ciebie@ a
Ty przychodzisz albo z kim
ś
bliskim albo sam@ jak ciemno
ść
co ja
ś
niej o
ś
wietla@ jak
niewinno
ść
ś
mierci@ wtedy staje
pomi
ę
dzy nami cisza niby goły@
piesek puszczony bez kaga
ń
ca i
medalu - do nieba@ nawet
dziurawy parasol wzrusza bo ma
druty tak cienkie jak dla
jaskółek@ i nawet nie mamy
pretensji@
ż
e wieczno
ść
niedoko
ń
czona@
ż
e Biblia jest
nadal uparta@ jak nieostro
ż
ne
serce@
ż
e łza wcale nie jest
okr
ą
gła@
ż
e spada ku górze@
tak prosta
ż
e si
ę
znowu wymkn
ę
ła
rozumowaniom@
Razem
Nadzieja i rozpacz@ rado
ść
i
ból@ niewiara i wiara@ czas
coraz szybszy@ trwanie jak
ciemno
ść
@ to za daleko@ i ju
ż
niedługo@ dom pełen bliskich@
i bez nikogo@ człowiek co
szuka@ anioł co nie wie@
tak jak dwa je
ż
e sob
ą
zdziwione@ szukaj
ą
razem
miejsca dla siebie@
W niebie
Trzeba min
ąć
ś
wi
ę
tego Piotra z
ci
ęż
kim kluczem@ Agnieszk
ę
z
barankiem przy twarzy@ Teres
ę
co jeszcze kaszle@ bo marzła w
klasztorze@ trzeba przepycha
ć
si
ę
przez m
ę
czenników@ co
stan
ę
li z krzy
ż
ami i utworzyli
korek@ obok
ś
wi
ę
tego bociana@
obok Agaty co cz
ę
stuje sol
ą
@
obok
ś
wi
ę
tego Franciszka z
wilkiem@ (zdejmuje mu kaganiec
ż
eby mógł poziewa
ć
)@ obok
ś
wi
ę
tego Stanisława z zeszytem
do polskiego@ i widz
ę
wreszcie
moj
ą
matk
ę
@ w nie spalonym
domu@ przyszywa guzik co si
ę
gubił stale@
ile trzeba przej
ść
nieba
ż
eby
j
ą
odnale
źć
@
Jest
Chodzi ze mn
ą
twoje ja@
ubiera si
ę
na niebiesko zielono
w czerwon
ą
kratk
ę
@ mówi
ż
e nie
wierzy@ udaje@ robi miny@
jest - urywa si
ę
jak
ś
cie
ż
ka@
wraca znowu idziemy@ i
wszystkie głupie rozmowy@
sprzed wojny i króla
Ć
wieczka@
nagle co to zdziwienie@
ś
wiatło przykl
ę
ka droga@ to
twoje ja prawdziwe@ przyszło tu
od Boga@
Ile razy
Milczenie podczas rozmowy@
milczenie w li
ś
cie@ milczenie w
ksi
ąż
ce telefonicznej bo numer
tylko został@ milczenie w
milczeniu@ milczenie bo wielkie
szcz
ęś
cie@ milczenie bo miło
ść
przyszła@ a serce w klinice@
milczenie bo dom rodzinny si
ę
przypomniał@ a spadła tylko
mordka
ś
niegu@ milczenie po
milczeniu@ milczenie przed
cenzur
ą
@ milczenie bo pies
zawył jak przed wojn
ą
@
ile razy@ nawet nie wierz
ą
c@
spotykamy si
ę
w innym
ś
wiecie@
Oddzieli
ć
Kopciuszku tobie si
ę
udało@
oddzieli
ć
mak od popiołu@ przez
jedn
ą
noc@
powiedz jak oddzieli
ć
kota od
kotki@ łz
ę
od do
ś
wiadcze
ń
@
smutek od czasu@ m
ą
dro
ść
od
staro
ś
ci@ i nie mie
ć
ju
ż
słonia
lat@
Do samego siebie
ś
ebym pisz
ą
c wiersze nie
wzywał imienia Pana Boga
nadaremno@ nie tłumaczył
Biblii na nie_Bibli
ę
@ nie
przychodził w wilczej skórze
wtajemniczonych@ nie polował na
pi
ę
kne słowa jak na płochliwe
zaj
ą
ce wci
ą
gaj
ą
ce w puste pole@
lub na karasie w tataraku@ nie
udowadniał - to znaczy nie
zam
ę
czał@ nie był zbyt pewny@
(przecie
ż
nawet biała kawa nie
jest biała)@ nie sadzał
sumienia jak spoconej babci na
mi
ę
kkim fotelu@
ż
ebym nie
patrzył w nie jak w okrucie
ń
stwo
pami
ę
ci@ nie odkładał milczenia
na jutro@ nie kochał miło
ś
ci
ą
mniejsz
ą
od miło
ś
ci@ nie
uprawiał zdenerwowanej
teologii@ nie pocieszał bólu@
a nade wszystko
ż
ebym nie chował
twarzy do r
ę
kawa@ nie zamykał
si
ę
w budce poezji -@ kiedy
trzeba mówi
ć
najpro
ś
ciej@ o
Matce Naj
ś
wi
ę
tszej@ o
cierpliwo
ś
ci sakramentów
dłu
ż
szej ni
ż
ż
ycie@ o ciepłym
pomruku schodów po których nios
ą
nadziej
ę
chorym -@ o
ś
niegu
który padaj
ą
c na r
ę
ce - uczy
chyba rozdawania@ o Jezusie
który nieraz tak wygl
ą
da mi
ę
dzy
nami@ jakby chodził od nie
swoich do obcych@
Nieobecny jest
Bóg jest tak wielki
ż
e jest
cho
ć
Go nie ma@ tak
wszechmog
ą
cy
ż
e potrafi nie
by
ć
@ wi
ę
c nieobecno
ść
Jego te
ż
si
ę
zdarza@ st
ą
d czasem ciemno
i serce si
ę
tłucze@ poskomli
nawet jak pies niecierpliwy@
nawet wierz
ą
cy nie wierz
ą
po
cichu@ i chc
ą
si
ę
ż
artem
wymkn
ąć
ze wzruszenia@ cho
ć
tak niedawno wierzyli na
pami
ęć
@
ż
e całe
ż
ycie czeka si
ę
na chwil
ę
@
lecz Bóg tak wielki
ż
e Go
czasem nie ma@ mózg jak tulipan
chyli si
ę
zm
ę
czony@ i my
ś
li
biegn
ą
wspóln
ą
pust
ą
drog
ą
@ tak
jak biedronki co si
ę
razem
schodz
ą
@ by przed rozpacz
ą
ukry
ć
si
ę
na zim
ę
@ tylko
milczenie trwa i gwiazdy w
górze@ i ksi
ęż
yc sprawiedliwy -
bo zupełnie nagi@ a wa
ż
ki tak
znikome
ż
e ju
ż
wszystko wiedz
ą
@
i li
ść
ostatni brz
ę
czy wprost z
topoli@ ciemnozielony a pod
spodem biały@
ż
e Nieobecny
jest@ bo wi
ę
cej boli@
Spojrzał
Spojrzał@ na gotyk co stale
stroi
ś
redniowieczne miny@ na
osiemnastowieczny ołtarz jak
barokow
ą
trumn
ę
na szczurzych
łapkach@ na włochate dywany
które zmieniaj
ą
nasze kroki w
skradaj
ą
ce si
ę
koty@ na
ż
yrandol jak dziedziczk
ę
w
krynolinie@ na ja
ś
nie o
ś
wiecony
sufit@ na pyszno pokutne
kl
ę
czniki@ na anioła co stale o
jeden numer za mały@ na li
ś
cie
co w
ś
wietle lampki czerwonej
wydaj
ą
si
ę
czarne@
stan
ą
ł w k
ą
cie załamał odj
ę
te
z krzy
ż
a r
ę
ce@ i pomy
ś
lał@
chyba to wszystko nie dla mnie@
Przyzwyczaili do siebie
Ś
wi
ę
ty Józef
ś
wi
ę
ty Stanisław
Kostka
ś
wi
ę
ty Antoni trzymaj
ą
Dziecko Jezus na r
ę
ku@
opiekunowie wzrusze
ń
@
przyzwyczaili do siebie@ ale
kiedy
ś
noc
ą
kiedy penitenci
pookrywali ju
ż
kołdrami uszy@ w
sierpniu kiedy owady schodz
ą
do
ziemi@ a jesiony za oknem
obejmuj
ą
si
ę
jak skrzydła@
ponownie kwitn
ą
ł
ą
ki i cichn
ą
ptaki@ kto
ś
mi powiedział przez
sen -@ niech ksi
ą
dz we
ź
mie
Dzieci
ą
tko Jezus@ sam je
potrzyma na r
ę
ku@ ustawi si
ę
pod
filarem@ serce mi zadr
ż
ało jak
owies@ a potem l
ę
k - jakby
uciekały okulary -@ - ładne
rzeczy - ksi
ą
dz z Dzieckiem na
r
ę
ku w ko
ś
ciele -@ jedni
powiedz
ą
-
ś
wie
ż
o upieczony
ś
wi
ę
ty@ buty lampkami obstawi
ą
@
inni zaczn
ą
w maszynach do
pisania ostrzy
ć
litery@ anonimem
w kurii oparz
ą
@ krzy
ż
em wska
żą
godzin
ę
@ skrupulanci rozpoczn
ą
cedzi
ć
w siteczku cie
ń
strumienia@ a Dziecko miało
ś
lipka niebieskie@ jak w
Betlejem podstrzy
ż
one włoski@
bezbronne i jeszcze bez ran@ ze
wzruszenia na kl
ę
czkach mówiłem@
co
ś
bez sensu do Matki Boskiej@
Tak ludzka
Nie wierz
ą
ś
wi
ę
tej Annie
wszyscy wa
ż
ni
ś
wi
ę
ci@
ż
e znała
Matk
ę
Bo
żą
w sukience do kolan@
z dowcipnym warkoczykiem i
wesoł
ą
grzywk
ą
@ w sandałach z
rzemykami co były niepewne@
(czy mo
ż
e si
ę
popl
ą
ta
ć
to co
nie
ś
miertelne)@ biegaj
ą
c
ą
jak
wróbel polski po podwórku@
zerkaj
ą
c
ą
do studni orzechowym
okiem@ jak spada całe niebo bez
bli
ż
szych wyja
ś
nie
ń
@ umiej
ą
c
ą
odró
ż
ni
ć
jak pszczoł
ę
najpro
ś
ciej@ zwykłe dobro na co
dzie
ń
od doskonało
ś
ci@ (bo
zawsze s
ą
prawdziwe rzeczy
mniej ogólne)@ poznaj
ą
c
ą
zapachy i uparte smaki@ jak
słodki kwa
ś
ny słony i
najcz
ęś
ciej gorzki@ zwłaszcza
gdy pies wprost z budy nie
archanioł dziwny@ demonstrował
ogonem liryzm prymitywny@
o córko
ś
wi
ę
tej Anny z
najwy
ż
szych obrazów@ tak ludzka
ż
e nie była
ś
dorosł
ą
od razu@
Nienazwane
Jak si
ę
nazywa - to
nienazwane@ jak si
ę
nazywa to -
co zabolało@ ten smutek co nie
ł
ą
czy a rozdziela@ ta przyja
źń
lub inaczej miło
ść
niemo
ż
liwa@
to co biegło naprzeciw a było
rozstaniem@ to wci
ąż
najwa
ż
niejsze co przechodzi
mimo@ ta przykro
ść
byle jaka
jak chłodny skurcz w piersi@ ta
straszna pustka co graniczy z
Bogiem@
to -
ż
e je
ś
li nie wiesz dok
ą
d
i
ść
@ sama ci
ę
droga poprowadzi@
Podobie
ń
stwa
Miło
ś
ci podobna tylko do
miło
ś
ci@ prawdo podobna tylko
do prawdy@ szcz
ęś
cie podobne do
szcz
ęś
cia@
ś
mierci podobna do
ś
mierci@ serce podobne do
serca@ chłopaku z u
ś
miechem od
ucha do ucha@ podobny do tego
jakim byłem kiedy
ś
@
przesta
ń
cie si
ę
nareszcie tak
wygłupia
ć
@ przecie
ż
nawet Bóg
podobny tylko do Boga@ nie
istnieje@
Tyle wieków
Pochwalam chrze
ś
cija
ń
stwo
ż
e
tak długo rosło@ mój Bo
ż
e tyle
wieków@ nawet
ś
wi
ę
ci Twoi co
poczernieli ze starymi
deszczami@ jak turkusy umieraj
ą
c
zieleniej
ą
@ a ono pobiegło do
Matki Naj
ś
wi
ę
tszej@ graj
ą
cej
małemu Jezusowi na laskowym
orzechu@ ubogiej - jak w
grottgerowskiej burce@ tak
prawdziwej -
ż
e ju
ż
bez powrotu@
i skar
ż
yło si
ę
do ucha@
ż
e
si
ę
jeszcze na dobre nie
zacz
ę
ło@
Znowu
Rozpłakała si
ę
Matka Boska@
Józefowi na ucho si
ę
zwierza@
zamiast - Domie złoty@ mówi
ą
do
mnie - złoty@ zamiast Arko@ -
Miarko przymierza@
znowu teraz@ jak na
pocz
ą
tku@ li
ż
e łap
ę
złote
Ciel
ą
tko@
Uparła si
ę
Sprzed lat listy budz
ą
si
ę
jak
borsuk@ fotografie przychodz
ą
rozrzewni
ć
@ nic nie doda
ć
nie
uj
ąć
@ nic nie zostało@
jak to - mówi Matka Boska@ -
nie wybrzydzaj@ uparła si
ę
ż
yje@ dawna miło
ść
- stara
nieboszczka@
Wa
ż
ne
To
ż
e wszystko dzieje si
ę
inaczej@ to cierpienie t
ę
dy
ow
ę
dy@ ten dzie
ń
bez kochanej
r
ę
ki@ ten ból i tak dalej@ ten
mróz
ż
e tylko jeden piec mnie
zrozumiał@ zwłaszcza gdy
kładłem serce do zimnego łó
ż
ka@
ta jesie
ń
lekko chora po tej
stronie
ś
wiata@ ta małpa bez
małpy@
powiedz
ż
e to wła
ś
nie wa
ż
ne@
Pow
ą
zki
Romce Lewandowskiej
Nie chodz
ę
tam by usłysze
ć
ś
piew wilgi@ podpatrzy
ć
jak
mikołajek zakwita od dołu do
góry@ i cie
ń
depcze po
pi
ę
tach@ goni
ą
c wiewiórk
ę
ze
ś
miechem w ogonie@ jak te
ś
ciowe
z zi
ę
ciami porastaj
ą
bluszczem@
gdy nie duch ale pomnik
straszy@ jak czyja
ś
wielka
sława zdechła zupełnie sama@ a
przy nazwisku chodzi robak@
(smutno wci
ąż
ż
ywych kocha
ć
ponad miar
ę
)@ jak na grób Rydza
Ś
migłego opadaj
ą
ciernie@
chodz
ę
dziwi
ę
si
ę
my
ś
l
ę
przemilczam@ ilu młodszych
umarło ode mnie@
Posłuchaj
Mertonie
ś
wi
ę
ty@ Boga
nazwałe
ś
@ Cisz
ą
Milczenia@
to deszcz nakłamał@ tak długo
padał za oknem@ to chłopiec
zmylił@ pewnie zbyt cicho@
liczył króliki na palcach@
posłuchaj krzy
ż
a@ rozpaczy
serca@ wszystko inaczej@ bo
nie jest cisz
ą
@ głazem@
pytaniem@ lecz płaczem@
Pro
ś
ba
Coraz wi
ę
cej Ciebie@ bo
powietrze przejrzyste mi
ę
dzy
ulewami@ czarny las a im dalej
tym bardziej niebieski@ mo
ż
e w
nim szuka grzybów stary smutny
anioł@ co zamiast pozna
ć
miło
ść
wkuwał j
ę
zyk grecki@
a teraz moja pro
ś
ba@ o Matko
Naj
ś
wi
ę
tsza@ by
ć
jak t
ę
cza co
sob
ą
nie zajmuje miejsca@ cho
ć
biegnie jak po schodach od ziemi
do nieba@ Tobie derkacz w zbo
ż
u
Tobie zaj
ą
c w polu@ mrówki co
si
ę
kochaj
ą
ale si
ę
nie lubi
ą
@
pomidor z p
ę
pkiem koszyk z
ma
ś
lakami@ i cierpienie tak
wielkie
ż
e ju
ż
nie ma grzechu@
milczenie które my
ś
li@ rado
ść
co rozumie@
amen - lub inaczej - niech nie
b
ę
dzie mnie@
Bliscy i oddaleni
Bo widzisz tu s
ą
tacy którzy
si
ę
kochaj
ą
@ i musz
ą
si
ę
spotyka
ć
aby si
ę
omin
ąć
@ bliscy
i oddaleni jakby stali w
lustrze@ pisz
ą
do siebie listy
gor
ą
ce i zimne@ rozchodz
ą
si
ę
jak w
ś
miechu porzucone kwiaty@
by nie wiedzie
ć
do ko
ń
ca czemu
tak si
ę
stało@ s
ą
inni co si
ę
nawet po ciemku odnajd
ą
@ lecz
przejd
ą
obok siebie bo nie
ś
mi
ą
si
ę
spotka
ć
@ tak czy
ś
ci i
spokojni jakby
ś
nieg si
ę
zacz
ą
ł@ byliby doskonali lecz
wad im zabrakło@
bliscy boj
ą
si
ę
by
ć
blisko
ż
eby nie by
ć
dalej@ niektórzy
umieraj
ą
- to znaczy ju
ż
wiedz
ą
@ miło
ś
ci si
ę
nie szuka
jest albo jej nie ma@ nikt z
nas nie jest samotny tylko przez
przypadek@ s
ą
i tacy co si
ę
na
zawsze kochaj
ą
@ i dopiero
dlatego nie mog
ą
by
ć
razem@ jak
ba
ż
anty co nigdy nie chodz
ą
parami@
mo
ż
na nawet zabł
ą
dzi
ć
lecz po
drugiej stronie@ nasze drogi
poci
ę
te schodz
ą
si
ę
z powrotem@
To samo
Młodzi co biegn
ą
gromad
ą
@
doro
ś
li co chodz
ą
parami@
starzy przy ko
ń
cu osobno@ tylko
wci
ąż
serce to samo@ pracuje
jak pszczoła po ciemku@ szuka
miło
ś
ci w miło
ś
ci@ przed
ś
mierci
ą
czyst
ą
i wielk
ą
@
Przepiórka
Przepiórko co si
ę
najgło
ś
niej
odzywasz@ zawsze o wschodzie
i zachodzie sło
ń
ca@ prawda
ż
e
tylko dwie s
ą
czyste chwile@ ta
wczesna jasna i tamta o
zmierzchu@ gdy Bóg dzie
ń
daje i
gdy go zabiera@ gdy kto
ś
mnie
szukał i jestem mu zb
ę
dny@ gdy
kto
ś
mnie kochał i gdy sam
zostaj
ę
@ kiedy si
ę
rodz
ę
kiedy
umieram@
te dwie sekundy co zawsze
przyjd
ą
@ ta jedna biała a druga
ciemna@ tak bardzo szczere
ż
e
obie nagie@ tak poza nami
ż
e
nas ju
ż
nie ma@
W szpitalu
Ni to staruszka ni
dziewczynka@ wyczesały si
ę
włosy@ i został jeden chudy
warkoczyk@ mo
ż
e blizna po
li
ś
ciu@
w szpitalu oczy tak smutne jak
w haremie@ w listopadzie kiedy
chomik
ś
miesznie zasypia@ ju
ż
bez lekarza bo zl
ą
kł si
ę
prawdy@
mówiłem o Bogu - nie mogła
zrozumie
ć
@ pytałem o flirty -
pozapominała@ patrz
ą
c na mnie
jak w nadmuchany kołnierz@
prosiła tylko@ abym umył jej
r
ę
ce@ usta twarz@ bo chce
umiera
ć
czysta@
Słowa
Do ostatniej chwili nie
przestawał mówi
ć
@ jakby chciał
j
ę
zyk wyci
ą
gn
ąć
poza
ś
mier
ć
@
kl
ę
cz
ą
c przy jego łó
ż
ku
tłumaczyłem mu@ tam słowa ju
ż
nic nie znacz
ą
@ nie zawracaj
ą
ludziom głowy@ nie mo
ż
na za nie
otrzyma
ć
ż
adnego honorarium@
niemodne jak wiarus dzwoni
ą
cy
nogami@ nie kłami
ą
dłu
ż
ej ni
ż
ż
yj
ą
@ nieporadne jak nie
oblizane jeszcze ciel
ę
@
tłumaczyłem mu
ż
e czeka go@
tylko jedno słowo które jest
milczeniem@
Drzewa niewierz
ą
ce
Drzewa po kolei wszystkie
niewierz
ą
ce@ ptaki si
ę
zupełnie
nie ucz
ą
religii@ a pies bardzo
rzadko chodzi do ko
ś
cioła@
naprawd
ę
nic nie wiedz
ą
@ a
takie posłuszne@
nie znaj
ą
ewangelii owady pod
kor
ą
@ nawet biały kminek
najcichszy przy miedzy@ zwykłe
polne kamienie@ krzywe łzy na
twarzy@ nie znaj
ą
franciszkanów@ a takie ubogie@
nie chc
ą
słucha
ć
mych kaza
ń
gwiazdy sprawiedliwe@ konwalie
pierwsze z brzegu bliskie wi
ę
c
samotne@ wszystkie góry
spokojne jak wiara cierpliwe@
miło
ś
ci z wad
ą
serca@ a takie
wci
ąż
czyste@
ś
eby si
ę
obudzi
ć
ś
eby si
ę
obudzi
ć
rano@
doprowadzi
ć
włosy do
opami
ę
tania@ umy
ć
si
ę
i ubra
ć
@
postawi
ć
czajnik z gwizdkiem@
odgarn
ąć
z okna samotny deszcz@
trzeba si
ę
oprze
ć
na tym co
wymyka si
ę
jak mokry kamyk@
na sekundzie której ju
ż
nie
ma@ na my
ś
li której nie sposób
dotkn
ąć
@ na sile ci
ąż
enia co
oddala tego kogo si
ę
kocha@ bo
nie ku nam wszystko ci
ąż
y@
jeste
ś
my widzialni i
niewidzialni zarazem@ jak
wszyscy ludzie po kolei@ i
dlatego chodzimy po cieniutkim
czasie@ i głosimy gruby
realizm@ rozmawiamy z
umarłymi@ i wyjadamy głupie
komunikaty@ kochamy od razu
dwie osoby niemo
ż
liwe do
kochania@ bo t
ę
co za blisko i
t
ę
za daleko@ i chyba nawet
dlatego umieramy@
ż
eby nas było
wida
ć
i nie wida
ć
@
Wszystko na szpilce
Chodzi anioł stró
ż
po
ś
wiecie@ sprz
ą
ta po miło
ś
ciach
co si
ę
rozleciały@ zbiera jak
ułomki chleba dla wróbli@
ż
eby
si
ę
nic nie zmarnowało@ listy
tam i z powrotem@ telefony od
ucha do ucha@ małe
ś
mieszne
pami
ą
tki co były wzruszeniem@
notes z dat
ą
spotkania ukryty w
czajniku@ blizny po
ś
miechu@
sprzeczki nie wiadomo po co@
ż
ale
jak pojedyncze osy@ flirtuj
ą
ce
osły@
wszystko na szpilce@ to co na
zawsze ju
ż
si
ę
wydawało@
m
ą
dro
ść
przy ko
ń
cu
ż
e nie o to
chodzi@ rado
ść
ż
e si
ę
kocha to
co niemo
ż
liwe@
Gwiazda
Gwiazda według rozkładu jak
tam i z powrotem@ nie tylko by
trzem m
ę
drcom przewróciła w
głowie@ chodzi z teologi
ą
po
wysokim niebie@ grzechem jest
upa
ść
- mówi - nie splami
ę
si
ę
ziemi
ą
@
patrz
ą
astry jesienne zwane
michałkami@ trzy rodzaje
skowronków dwie pary
ś
mieciuszek@ szczypawki królik
z w
ą
sem jak dreszczyk liryczny@
na jedn
ą
kropl
ę
deszczu z
najwy
ż
szego li
ś
cia@ tak
niziutko upadła i taka wci
ąż
czysta@
Poczekaj
Nie wierzysz - mówiła miło
ść
@
w to
ż
e nawet z dyplomem
zgłupiejesz@
ż
e zanudzisz
talentem@
ż
e z dwojga złego
mo
ż
na wybra
ć
trzecie@ w
ż
ycie
bez pieni
ę
dzy@ w to
ż
e
przepiórka
ż
yje pojedynczo@ w
zdart
ą
kor
ę
czeremchy co pachnie
migdałem@ w zmarł
ą
co
ż
ywa
pojawia si
ę
we
ś
nie@ w modnej
nowej spódnicy i rozci
ę
tej z
boku@ w najlepsze najgorsze@ w
profesora co głaszcze kociaka po
r
ę
kach@ w ka
ż
dego łosia co ma
ż
on
ę
kl
ę
p
ę
@ w dziewczynk
ę
z
zapałkami@ w niebo i piekło@ w
diabła i Pana Boga@ w
mieszkanie za rok@
poczekaj jak ci
ę
r
ą
bn
ę
@ to we
wszystko uwierzysz@
Za szybko
Za szybko chcesz wiedzie
ć
wszystko@ ju
ż
masz pretensj
ę
@
do samego Boga
ż
e odło
ż
ył
słuchawk
ę
-@ do własnego
aniooła stró
ż
a
ż
e nietypowy@
nie biały ale serdecznie rudy -
@ podsłuchuje spojrzenia@
podobno na dwóch etatach@
poniewa
ż
fruwa - omija pytania@
(a wsz
ę
dzie tyle pyskatego
cierpienia)@ za pr
ę
dko chcesz
ż
eby wszystko byxło tak proste@
jak seter irlandzki@ ze
ś
wi
ę
tym
Franciszkiem w br
ą
zowych
oczach@ gdy łeb zw
ęż
ony poło
ż
y
na kolanach@ ofiaruj
ą
c ogon -@
wypróbowany przyrz
ą
d do powita
ń
i po
ż
egna
ń
@
Tymczasem spada ciemno
ść
jak
pil
ś
niowy kapelusz@ obłazi nas
chude milczenie@ wiedza wydaje
si
ę
lizaniem@ cho
ć
zawsze
wi
ę
ksza od odpowiedzi@ skomli
chłód zrozumienia@ wszystko
ż
eby nie widzie
ć
jeszcze a ju
ż
wierzy
ć
@
Przezroczysto
ść
O jedno prosz
ę
abym nie
zasłaniał@ był byle jaki ale
przezroczysty@
ż
eby
ś
widział
przeze mnie kaczk
ę
z płaskim
nosem@
ż
ółtego wiesiołka co
kwitnie wieczorem@ wci
ąż
od
pocz
ą
tku
ś
wiata cztery płatki
maku@ serce co w li
ś
cie
wzruszenie rysuje@ (chocia
ż
serce chuligan bo bije po
ciemku)@ pióro co pisze krzywo
kiedy r
ę
ka płacze@ psa co
rozpocz
ą
ł ju
ż
wy
ć
do sputnika@
mrówk
ę
która widzi rzeczy tylko
wielkie@ wi
ę
c nawet jej
przyjemnie
ż
e jest taka mała@
miło
ść
jak odległo
ść
trudn
ą
do
przebycia@ zło z którym biegnie
cierpienie niewinne@ bliskich
umarłych i nagle dalekich@
jakby jechali bryczk
ą
w siwe
konie@ babci
ę
co mówi do
dziewczynki w parku@ kiedy
b
ę
dziesz dorosła jeszcze mniej
zrozumiesz@ najkrótsz
ą
drog
ę
co
zawsze przy ko
ń
cu@
aby ju
ż
Ciebie tylko było
wida
ć
@
Wi
ę
cej powiedz
ą
Ś
wi
ę
ta Teresa w obrazie jak w
gorsecie@ anioł stró
ż
jak
niedyskretna religia@ ksi
ą
dz
Piotr Skarga z podr
ę
cznikiem
sejmowych kaza
ń
w krtani@ mog
ą
i
ść
poprzez wiersze o Bogu@ nie
pucowani do glansu jak samowar@
a czasem po prostu rozpacz@
wielkie nic chodz
ą
ce pomi
ę
dzy
nami na palcach@ stary Tobiasz
prowadzony przez anioła i psa@
ból rozebrany z gałganów do
naga@ wi
ę
cej powiedz
ą
o Nim@
Pami
ą
tka z tej ziemi
W miło
ś
ci wci
ąż
to samo rado
ść
i cierpienie@ nawet sam Pan Bóg
nie kocha inaczej@ kocha gwizd
kosa co rychło ustaje@ li
ść
klonu co opadnie bo ju
ż
poczerwieniał@ jelenia co
zrzuca rogi po kolei ciemne@
szcz
ęś
cie nieposłuszne to jest
to go nie ma@ kuropatwy co
wszystkie dokładnie pogin
ą
@
cho
ć
stale powracały na to samo
miejsce@ patrzy w krucho
ść
-
radosne
ś
wiadectwo istnienia@
mi
ę
dzy tym co przemija jest si
ę
wci
ąż
na zawsze@ szuka tych
wszystkich co po
ś
mierci
swojej@ ju
ż
nie potrafi
ą
sła
ć
łó
ż
ek po sobie@ na listy
odpisywa
ć
powraca
ć
do domu@ tak
znajomych
ż
e mogli wyj
ść
bez
po
ż
egnania@ o tym
ż
e nie umarli
nie mówi
ć
nikomu@
to tutaj na ziemi jest jeszcze
milczenie@ bo si
ę
idzie do
Niego id
ą
c wci
ąż
od siebie@
wczoraj ciebie widziałem jutro
nie zobacz
ę
@ tak jakbym ju
ż
odnalazł i znów nie mógł
trafi
ć
@ bo serca s
ą
te same
lecz niejednakowe@ w niebie
tak
ż
e krzy
ż
nios
ą
pami
ą
tk
ę
z tej
ziemi@
Sk
ą
d przyszło
Zło jest romantyczne a dobro
za nudne@ dobro wci
ąż
na
ostatku bo zło jest ciekawe@ a
przecie
ż
białych kwiatów
najwi
ę
cej na
ś
wiecie@ dopiero
po nich
ż
ółte a potem czerwone@
czemu si
ę
rozum karmi
tajemnic
ą
@ a chwila niepewno
ś
ci
wci
ąż
sprzyja nauce@ po tylu
rewolucjach biedne ptaki boso@
i
ć
ma tak bardzo mała
ż
e
ż
yje za
krótko@
czemu deszcz słyszysz z góry a
ś
nieg troch
ę
z boku@ i sk
ą
d
nagle przyszło to wielkie
wzruszenie@ jakbym dzwonek z
lat szkolnych przyło
ż
ył do
ucha@ dzieci
ń
stwo co min
ę
ło na
zawsze zostało@ tylko si
ę
z
młodo
ś
ci zrobiła starucha@
R
ę
ce
Twoje r
ę
ce - Mamusiu@ dobre
jak szafirek po deszczu@ jak
czajki towarzyskie@ przyniosły
mnie na
ś
wiat@ kołysały@
ustawiały na podłodze@ sadzały
na stołku@ mówiły
ż
e motyl
dzwoni@
ż
e młodych grzybów nie
sposób rozezna
ć
@ uczyły trzyma
ć
ły
ż
k
ę
by nie trafiała do ucha@
rozró
ż
nia
ć
klon od jaworu@
prowadziły przy oknie po
ciemku@ po ziemi co czernieje
jak szpak@
suche i ciepłe@ za słabe@
ż
eby wyprowadzi
ć
mnie z tego
ś
wiata@
Niebo
Patrzał w niebo@ bizanty
ń
skie
- z białej mozaiki@ gotyckie -
gołe i złote@ renesansowe -
bł
ę
kitne@ barokowe -
brunatno_wełniste@
osiemnastowieczne - szafirowe@
impresjonistyczne - pełne
powietrza@ secesyjne -
ondulowane@ kubistyczne -
kanciaste@ abstrakcyjne -
nieprawdziwe@ i chciał wierzy
ć
w całkiem nowe@ lekkie i
niecałe - jeszcze nie u
ż
ywane@
Aniele bo
ż
y
Aniele bo
ż
y stró
ż
u mój@ ty
wła
ś
nie nie stój przy mnie@ jak
malowana lala@ ale ruszaj w te
p
ę
dy@ niczym zaj
ą
c po zachodzie
sło
ń
ca@
skoro wygania nas@ dziesi
ęć
po dziesi
ą
tej@ ostatni
autobus@ jamnik skacz
ą
cy na
smycz@ smutek jak akwarium z
jedn
ą
złot
ą
rybk
ą
@ hałas@
cisza@ trumna jak pałacyk@
ładne rzeczy gdyby
ś
my
stan
ę
li@ jak dwa
ś
wistaki@ i
zapomnieli@
ż
e trzeba st
ą
d
odej
ść
@
Jak trudno
No wiesz - mówiła matka@
wyrzekłe
ś
si
ę
domu rodzinnego@
kobiety@ dziecka co stale biega
bo chciałoby fruwa
ć
@ wzruszenia
kiedy miło
ść
podchodzi pod
gardło@ a teraz martwi ciebie@
kubek z niebiesk
ą
obwódk
ą
@
puste miejsce po mnie przy
stole@ trzewiki o których
mówiłe
ś
ż
e s
ą
@ tak jak
wszystkie - do sprzedania@ a
nie do noszenia@ zegarek co
chodzi po
ś
mierci@
stukasz w niewidzialn
ą
szyb
ę
@
patrzysz jak czapla w jeden
punkt@ widzisz jak łatwo si
ę
wyrzec@ jak trudno utraci
ć
@
Koło
Chciałem wiar
ę
utraci
ć
lecz
spokój był dalej@ gwiazd
ę
zgasi
ć
- nie drgn
ę
ła cała reszta
ś
wiata@ ptakom lato przedłu
ż
y
ć
- została sikorka@
jasnoniebieska zawsze na
pocz
ą
tku zimy@ chciałem działa
ć
pozmienia
ć
- napomniał mnie
kamie
ń
@ czy
ż
e
ś
zgłupiał do
ko
ń
ca - aktywni czas trac
ą
@
chciałem zw
ą
tpi
ć
- w
zw
ą
tpieniu znalazłem milczenie@
to od czego si
ę
wiara z powrotem
zaczyna@
Ś
cie
ż
ka
Modl
ę
si
ę
ż
eby go nie
ogłoszono
ś
wi
ę
tym@ nie
malowano@ nie wytykano
palcami@ nie o
ś
miecano
ż
yciorysem koniecznym i
niepotrzebnym@ bez fotografii
tak dokładnej
ż
e nieprawdziwej@
bez reklamy
ś
mierci@ bez wiary
wygładzonego szkiełka@ cnót
targanych za uszy@ bez
informacyjnej nalepki@
ż
eby był
ś
cie
ż
k
ą
jak
ż
ycie drobn
ą
@
schylon
ą
jak kłosy@ przez któr
ą
przebiegł Jezus@ nie
ś
miały i
bosy@
Jeszcze nie umiesz
R
ę
ce na krzy
ż
u słabe@ nogi
dawno omdlałe@ serce zwyczajne
jak serce@
chodz
ę
dokoła nie wiem@
ś
piewu dotykam w
ś
piewie@ uczy
mnie niska stokrotka@ jeszcze
nie umiesz tak kocha
ć
@ by si
ę
bez siebie spotka
ć
@
ukl
ę
kn
ę
. W Krzy
ż
twój
zastukam@ otworzysz oczy by
słucha
ć
@ przynosz
ę
moj
ą
ran
ę
@
jak
ż
e mie
ć
miło
ść
cał
ą
@ je
ś
li
tu
ż
ycie niecałe@
O wierze
Jak cz
ę
sto trzeba traci
ć
wiar
ę
@ urz
ę
dow
ą
@ nad
ę
t
ą
@
zadzieraj
ą
c
ą
nosa do góry@
asekuruj
ą
c
ą
@ głoszon
ą
st
ą
d
dot
ą
d@
ż
eby odnale
źć
t
ę
jedyn
ą
@ wci
ąż
jak w
ę
giel
jeszcze zielony@ t
ę
która jest
po prostu@ spotkaniem po
ciemku@ kiedy niepewno
ść
staje
si
ę
pewno
ś
ci
ą
@ prawdziw
ą
wiar
ę
bo całkiem nie do wiary@
Jak długo
Jak długo wierzy
ć
nie
rozumie
ć
@ jak długo jeszcze
wierzy
ć
nie wiedzie
ć
@ ciemno
jak pod bukiem o gładkiej
korze@ poka
ż
si
ę
cho
ć
na
chwil
ę
w ko
ś
ciele - rozebranym
do naga ze
ś
wiecidełek@ jak
ś
wi
ę
ci co nie maj
ą
niczego do
ukrywania@ jak w promieniu
miło
ś
ci promie
ń
przyja
ź
ni@
podaj r
ę
ce którymi odwiedzałe
ś
@
ani za pó
ź
no ani za daleko@ nie
daj nam tak długo wierzy
ć
@
Serce
Cebulo za nerwowa@ firletko
wesoła@ ma
ś
laku w deszczu
lepki@ opie
ń
ko miodowa@
obupłciowa d
ż
d
ż
ownico wi
ę
c dwa
razy smutna@ biedronko kropka w
kropk
ę
@ jak przed pierwsz
ą
wojn
ą
@ czy lat dwadzie
ś
cia
cztery@ czy sze
ść
dziesi
ą
t
dziewi
ęć
@
tak samo serce łazi jak
samotna pszczoła@
Jakby Go nie było
Tak w Pana Boga naprawd
ę
uwierzył@
ż
e mógł si
ę
modli
ć
jakby Go nie było@ i widzie
ć
smutek ogromny na polu@
pszenic
ę
która nie zakwitła w
czerwcu@ i same tylko niewierz
ą
ce
dzieci@ jakby Pan Jezus nie
rodził si
ę
zim
ą
@ i nawet serce
ludzkie niepotrzebne@ bo krew
wariatka gdzie indziej pobiegła@
wierzy
ć
to znaczy nawet si
ę
nie pyta
ć
@ jak długo jeszcze
mamy i
ść
po ciemku@
Wierz
ę
Wierz
ę
w Boga@ z miło
ś
ci do
15 milionów tr
ę
dowatych@ do
silnych jak ko
ń
d
ź
wigaj
ą
cych
paki od rana do nocy@ do 30
milionów obł
ą
kanych@ do ciotek
którym włosy wybielały od
długiej dobroci@ do
wpatruj
ą
cych si
ę
tak zawzi
ę
cie w
krzywd
ę
ż
eby nie widzie
ć
sensu@
do przemilczanych -
ś
pi
ą
cych z
tr
ą
b
ą
archanioła pod poduszk
ą
@
do dziewczynki bez pi
ą
tej
klepki@ do wymy
ś
laj
ą
cych krople
na serce@ do pomordowanych
przez białego chrze
ś
cijanina@
do wyczekuj
ą
cego spowiednika z
uszami na obie strony@ do oczów
schizofrenika@ do raduj
ą
cych
si
ę
z tego powodu
ż
e stale
otrzymuj
ą
i stale musz
ą
oddawa
ć
@ bo gdybym nie
wierzył@ osun
ę
liby si
ę
w
nico
ść
@
Nie płacz
Nie płacz. To tylko krzy
ż
@
przecie
ż
tak trzeba@
Nie dr
ż
yj. To tylko miło
ść
@
jak rana w przylepce chleba@
I ty jak zabawny kos@ co si
ę
kosowej spodziewa@ łatwiej
kiedy si
ę
nie wie@
Zamy
ś
lił si
ę
anioł@ chciał
zabra
ć
głos@ lecz poszedł do
nieba@
Anioł powa
ż
ny
i niepowa
ż
ne pytania
Czy zostałe
ś
aniołem dopiero
po dłu
ż
szym namy
ś
le@ czy
zamiast palca serdecznego masz
tylko wskazuj
ą
cy@ czy
spowiadasz tylko z grzechów
ci
ęś
kich bo lekkie trudno
ud
ź
wign
ąć
@ czy klaszczesz w
dłonie patrz
ą
c na konanie jak na
sytuacj
ę
przedbramkow
ą
@ czy
nigdy nie płaczesz
ż
eby si
ę
nigdy nie u
ś
miecha
ć
@ czy
umiesz uwa
ż
nie bez powodu
słucha
ć
@ czy nie przytulasz si
ę
ż
eby odej
ść
@ czy nie t
ę
sknisz
za ciałem@ za ludzkim
u
ś
miechem@ za dło
ń
mi zło
ż
onymi
w kominek@ za zi
ę
b
ą
co we
wrze
ś
niu opuszcza ogrody@ za
ź
rebakiem zamykaj
ą
cym powieki@
za chrz
ą
szczem o nogach
ż
ółtoczerwonych@ za ka
ż
d
ą
sekund
ą
zawsze ostatni
ą
@ za tym
co nietrwałe i dlatego cenne@
Sprawiedliwo
ść
Gdyby wszyscy mieli po cztery
jabłka@ gdyby wszyscy byli
silni jak konie@ gdyby wszyscy
byli jednakowo bezbronni w
miło
ś
ci@ gdyby ka
ż
dy miał to
samo@ nikt nikomu nie byłby
potrzebny@
Dzi
ę
kuj
ę
Ci
ż
e sprawiedliwo
ść
Twoja jest nierówno
ś
ci
ą
@ to co
mam i to czego nie mam@ nawet
to czego nie mam komu da
ć
@
zawsze jest komu
ś
potrzebne@
jest noc
ż
eby był dzie
ń
@ ciemno
ż
eby
ś
wieciła gwiazda@ jest
ostatnie spotkanie i rozł
ą
ka
pierwsza@ modlimy si
ę
bo inni
si
ę
nie modl
ą
@ wierzymy bo inni
nie wierz
ą
@ umieramy za tych co
nie chc
ą
umiera
ć
@ kochamy bo
innym serce wychłódło@ list
przybli
ż
a bo inny oddala@
nierówni potrzebuj
ą
siebie@ im
najłatwiej zrozumie
ć
ż
e ka
ż
dy
jest dla wszystkich@ i
odczytywa
ć
cało
ść
@
O bólu
W co si
ę
ból mo
ż
e zmieni
ć
@ w
gniew tupanie nog
ą
@ w otwart
ą
ksi
ąż
k
ę
zamkni
ę
t
ą
powoli@ w
modlitw
ę
@ płacz prywatny bo
wprost do poduszki@ list pisany
pi
ęć
razy bez zwi
ą
zku od
rzeczy@ milczenie przy stole@
chodzenie tam i nazad dookoła
prawdy@ dotkni
ę
cie ust
samotnych ły
ż
eczk
ą
herbaty@ w
to co niemo
ż
liwe - jeszcze nie
ostatnie@ w t
ę
sam
ą
znowu
miło
ść
@ ko
ń
cz
ą
c
ą
si
ę
długo@
pozwól Matko wi
ę
c@ niech
dalej boli@
Przyjd
ź
cie
Przyjd
ź
cie potrzaskane klony
jasne i
ż
ółte@ obszarpany z
li
ś
ci grabie dyskretny@
ż
ołnierze z dziurami w głowach@
przyjd
ź
dziewczynko spalona z
łopatk
ą
do piasku@ i chłopcze
co
ś
przed
ś
mierci
ą
grał na
scenie słonia@ przyjd
ź
stara
kwoko na urwanej łapie@
przyjd
ź
cie cierpienia niewinne@
przyjd
ź
cie Adamie i Ewo co
ś
cie
za szybko chcieli wiedzie
ć
co
dobre a co złe@ przyjd
ź
cebulo
co w twoich trzech sukienkach
namawiasz do płaczu@ przyjd
ź
cie
i powiedzcie@
ż
e to nie Jego
wina@
Co zostało we mnie
Nie o grzechy mnie pytaj@ co
zostało we mnie@ ile szczero
ś
ci
tego co ju
ż
było dawno@ ile
u
ś
miechów wcze
ś
niejszych od
my
ś
li@ niewinno
ś
ci jak
długowłosego jamnika@ wiersza w
albumie "kto bibuł
ę
buchnie
niech mu łapa spuchnie"@ snu od
bólu głowy@ li
ś
cia wi
ą
zu co
drapie@ serca widz
ą
cego bez
okularów@ barwy której si
ę
uczyłem jak muzyki@ kamienia
wystrzelonego z procy który nie
doleciał jeszcze do ziemi@
modlitwy szumi
ą
cej jak ogie
ń
@
siostry przy rodzinnym stole jak
niebieska ostró
ż
ka@ pokazuj
ą
cej
mi j
ę
zyk po drugiej stronie
lampy@ słów wci
ąż
czujnych by
nie u
ś
pi
ć
krzywdy@ sumienia tak
wiernego jak anioł i zwierz
ę
@
i tego niewiadomego - co
dalej@
Dzieci
ń
stwo
Zabrałe
ś
mi dzieci
ń
stwo a ono
powraca@ z chłopcem który biega
po lesie za sójk
ą
@ co mieszka
raz wysoko albo całkiem nisko@
po przeszło
ść
trzeba wznie
ść
si
ę
by si
ę
przed ni
ą
schyli
ć
@
zabrałe
ś
moj
ą
młodo
ść
a ona si
ę
zjawia@ mówi jakie nad Polsk
ą
było niebo czyste@ a starczyło
na zawsze by spojrze
ć
raz tylko@
zabierz wszystko co boli@ by
wróciło do mnie@
Wszystko inaczej
A on jest tak jasny
ż
e nic nie
tłumaczy@ bo wiedzie
ć
wszystko
to nic nie wyja
ś
nia
ć
@ st
ą
d
cierpienia po prostu nie wiadomo
po co@ tak od razu bez sensu
ż
e
całkiem prawdziwe@ wszystkie
łzy jak prosiaki chodz
ą
ce po
twarzy@
Bo miło
ś
ci tak pi
ę
kne
ż
e wci
ąż
niemo
ż
liwe@ cho
ć
listy po
staremu i szept w białej
kartce@ spotkania po kolei
wiod
ą
ce w nieznane@ szcz
ęś
cia
co si
ę
nagle obli
ż
e jak ciel
ę
@
i
ś
mier
ć
tak punktualna
ż
e
zawsze nie w por
ę
@ cho
ć
wiadomo
ś
mier
ć
miło
ść
od
ś
mierci ocala@
I jeszcze stare furtki donik
ą
d
i wsz
ę
dzie@ w których kiedy
ś
czekałe
ś
na to co nie przyszło@
wy
ż
eł co chciał ci łap
ę
podawa
ć
na zawsze@ biedronka co wró
ż
yła
ż
e wojny nie b
ę
dzie@
Lecz on wie jak najlepiej -
wi
ę
c wszystko inaczej@ czasem
pro
ś
by nam spełnia
ż
eby nas
zawstydzi
ć
@
Telefon
Przed chwil
ą
nieznajoma nagle
zadzwoniła@ podała adres tego
co wła
ś
nie umierał@ wi
ę
c
poszedłem go szuka
ć
. Wieczór był
zbyt szorstki@ chocia
ż
troch
ę
powolny i ciemny jak wrona@
szli przy mnie oboj
ę
tni co si
ę
nie dziwili@
ż
e sen - ciała
ludzi którzy
ś
pi
ą
- oddziela@
cho
ć
le
żą
obok siebie we
ś
nie s
ą
daleko@ mo
ż
e dlatego bliscy i
tacy samotni@ tak jakby si
ę
bawili jeszcze w chowanego@
miło
ść
bierze nam r
ę
ce i na
krzy
ż
u składa@
szli tak
ż
e niewierz
ą
cy lub
inaczej tacy@ którzy wła
ś
nie w
to wierz
ą
w co wierzy
ć
potrzeba@ biegła jeszcze
dziewczynka co długo krzyczała@
na swojego tatusia
ż
eby nie
umierał@
o wszyscy niewidzialni o nas
zatroskani@ - i ty telefonie
cymbale brz
ę
cz
ą
cy@ co masz
tylko z nami dost
ę
p do
wzruszenia@
mówimy wszyscy razem bo wci
ąż
kogo
ś
nie ma@
Nareszcie
Nie poradził sobie z własnym
ciałem@ wi
ę
c uciekł od niego do
lasu@ nareszcie@ bez r
ą
k co
chciały pisa
ć
o miło
ś
ci@ bez
nóg zabieganych w kółko@ bez
serca co robi głupstwa@ bo
my
ś
li
ż
e jest na dwie osoby@
bez nerwów co wariuj
ą
bez
zmysłów co grzesz
ą
@ bez łzy co
zasłania jak listek figowy@
odetchn
ą
ł jak sło
ń
uczuciowy@
ale drzewa zacz
ę
ły go obmawia
ć
@
ani człowiek ani anioł@ cham.
Bez ciała przy nas stan
ą
ł@ jak
mo
ż
na by
ć
tak nieprzyzwoitym@
ż
eby si
ę
nawet z ciała rozebra
ć
@
Zmieniły si
ę
czasy
Nazywamy go brzydko stró
ż
em@
ka
ż
emy mu sta
ć
pilnowa
ć
@
u
ż
ywamy jak chłopca na posyłki@
kto z nas mu r
ę
k
ę
poda@
po
ż
ałuje
ż
e ma skrzydła za
du
ż
e@ sumienie tak czyste
ż
e
niewygodne@ kolor biały całkiem
niepraktyczny@
ż
ycie obce bo
bez pomyłek@ miło
ść
niecał
ą
bo
bez umierania@
kto z nas go obejmie za
szyj
ę
@ słuchaj - powie -
zmieniły si
ę
czasy@ teraz ja
ci
ę
przed
ś
wiatem ukryj
ę
@
Podzi
ę
kowanie
Dzi
ę
kuj
ę
Ci
ż
e nie jest
wszystko tylko białe albo
czarne@ za to
ż
e s
ą
krowy
łaciate@ blado
ż
ółta psia
trawka@ kijanki od spodu
oliwkowozielone@ dzi
ę
cioły
pstre z czerwon
ą
plam
ą
pod
ogonem@ pstr
ą
gi
szaroniebieskie@
brunatnofioletowa wilcza
jagoda@ złoto co si
ę
godzi z
ka
ż
dym kolorem i nie przyjmuje
cienia@ policzki piegowate@
dzioby nie tylko krótkie albo
długie@ przecie
ż
gile maj
ą
grube a dudki krzywe@ za to@
ż
e niestało
ść
spełnia swe
zadanie@ i ci co tak kochaj
ą
ż
e
broni
ą
bł
ę
dów@ tylko my chcemy
by
ć
wci
ąż
albo_albo@ i jeste
ś
my
na zło
ść
stale w kratk
ę
@
Bezdomna
Modl
ę
si
ę
do swej
ś
wi
ę
tej
wci
ąż
bezdomnej w niebie@ co
mówi do aniołów nie bardzo si
ę
czuj
ę
@ wol
ę
polne kamienie
zwykły
ż
ółty jaskier@ co
kwitnie tak niedługo od kwietnia
do maja@ t
ę
skni
ę
za star
ą
ły
ż
k
ą
i herbat
ą
z mlekiem@
a kto w niebie jest smutny ten
ziemi
ę
rozumie@
Wszystkiego
Indyczek którym głowy nagle
czerwieniej
ą
@ leszczynowej
ś
cie
ż
ki@ dzi
ę
cioła co nie
ś
piewa tylko woła@ koguciego
ogona w którym jest pi
ęć
kolorów@ zielony granatowy
czarny biały i
ż
ółty@ ba
ż
anta
którego wiek poznasz po
pazurach@ motyla co porusza
skrzydłami pi
ęć
tysi
ę
cy razy na
minut
ę
@ sasanki fioletowej na
wzgórzu@ pstrych ptaków co
przylatuj
ą
najpó
ź
niej@ demonów
duszy i ciała@ serca co nie wie
czy było prawdziwe@ psa co
rado
ś
ci nie zna gdy nie ma
ogona@ tych co b
ę
d
ą
c dla siebie
pozostaj
ą
obok@ i w ogóle
wszystkiego@
nie rozumie
ć
do ko
ń
ca@
Nie mów
Jest list który przybiegł jak
kwiczoł@ towarzyski i
hała
ś
liwy@ wzruszenie@ chleb
na stole@ struga od deszczu@
orzech buku czerwonobrunatny@
dziki królik megaloman co udaje
zaj
ą
ca@ szept w starym parku
sprzed dwustu lat@ - słowo
honoru
ż
e zaraz wróc
ę
@
ż
uk który umarł z
przyjemno
ś
ci
ą
@ smutek dozwolony
do ko
ń
ca@ ci co nie przestali
si
ę
kocha
ć
a zacz
ę
li si
ę
lubi
ć
@
cietrzew co drugi raz wraca
przed zachodem sło
ń
ca@ kasztany
ż
yczliwe@ nadzieja jak
ś
wi
ę
ta
krowa@ bo
ż
yły na r
ę
kach
zielone@ lecz linia
ż
ycia
ró
ż
owa@
nie mów miło
ść
@ bo to za
du
ż
o@ nie mów rozpacz@ bo to
za mało@
O nieobecnych
My
ś
lała
ż
e został ju
ż
tylko na
fotografii@ z twarz
ą
bez
oddechu@
Tymczasem w ka
ż
dej chwili@
kiedy zapalała
ś
wiatło@
nakrywała do stołu w
ś
wiecie tak
małym w którym jest ju
ż
wszystko@ wiedz
ą
c
ż
e zm
ę
czenie
jest przynajmniej połow
ą
miło
ś
ci@
ż
e kocha
ć
- to nie
znaczy i
ść
w sw
ą
własn
ą
drog
ę
@
nieefektowna jak zielona cyranka
bez połysku@ wytrwała jak chory
z urojenia który ma w ko
ń
cu
racj
ę
@ kiedy odkrywała
ż
e mo
ż
na
si
ę
modli
ć
maj
ą
c tylko czyste
sumienie@ kiedy odchodziła
ż
eby
wróci
ć
@ z sercem nie skróconym
przez oszcz
ę
dno
ść
@ tak znikoma
ż
e prawdziwa@ sama na wspólnej
drodze@ po obu stronach wiary@
Tłumaczył@
ż
e wieczno
ść
jest
tylko jedna@
ż
e ju
ż
s
ą
razem
chocia
ż
si
ę
nie widz
ą
@
ż
e
miałby ochot
ę
nagada
ć
jej
serdecznie@ cho
ć
by w
przedpokoju ciepłym od ubra
ń
@
przecie
ż
tylko nieobecni s
ą
najbli
ż
ej@
Wigilia
Ju
ż
wzdychał na my
ś
l o Bo
ż
ym
Narodzeniu@ o tym jak naprawd
ę
było@ zacz
ą
ł si
ę
modli
ć
do
ś
wi
ę
tej rewolucji w Betlejem@
od której liczymy czas@ kiedy
znowu zacz
ą
ł merda
ć
puszysty
ogon tradycji@ wprosiła si
ę
choinka@ elegancko ubrana@
mlaskały kluski z makiem@ kura
po wigilii spieszyła na rosół@
potem milczenie wi
ę
ksze ni
ż
ż
al@ i ju
ż
na gwiazdk
ę
szalik
przytulny jak kotka@
ż
eby si
ę
nie ubiera
ć
za cienko@ i nie
kasła
ć
za grubo@ zdrzemn
ą
ł si
ę
na dwóch fotelach@ wydawało mu
si
ę
ż
e słowo ciałem si
ę
stało -
i mieszkało poza nami@ nawet
usłyszał
ż
e za oknem@ przeszedł
Pan Jezus@ prosty jak ko
ś
ciół z
jedn
ą
tylko malw
ą
@ obdarty ze
ś
niegu i polskich kol
ę
d@ za
wcze
ś
nie za pó
ź
no nie w por
ę
@
Drzewa
Brzozo nazbyt wie
ś
niacza aby
rosn
ąć
w mie
ś
cie@ dyskretny
grabie w sam raz na szpalery@
jarz
ę
bino dla drozdów
dzwoni
ą
cych i szpaków@ akacjo z
której nie złote tylko białe
miody@ olcho co jedna masz przy
li
ś
ciach szyszki@ głogu co
chronisz gajówk
ę
krewniaczk
ę
słowika@ jesionie co pierwszy
tracisz li
ś
cie zbli
ż
aj
ą
c nam
jesie
ń
@
Popro
ś
cie Matk
ę
Bo
żą
, aby
ś
my
po
ś
mierci@ w ka
ż
d
ą
woln
ą
sobot
ę
chodzili po lesie@ bo
niebo nie jest niebem je
ś
li
wyj
ś
cia nie ma@
Ewa
Pn
ą
si
ę
cedry ku ptakom. O
Liban@ d
ź
wi
ę
czy potok lepszy od
pociesze
ń
@ po warkoczach
czarnych wiatr przepływa@ w jej
bolesn
ą
wygna
ń
cz
ą
jesie
ń
@
Patrz, zwierz
ę
ta płosz
ą
si
ę
przy skałach@ zdumione twoim
płaczem tu@
Nie płacz, burze
ś
piewaj
ą
chorały@ do pierwszego poza
rajem snu@
Dzie
ń
przekwita jabłoni
ą
. O
r
ę
ce@ blask si
ę
potkn
ą
ł jak
ułudy
ś
lad@
Matko, Twoje oczy dziewcz
ę
ce@
wypatruj
ą
mnie z zamierzchu
lat@
Dlaczego
Dlaczego@
ż
ubr j
ę
czy@ jele
ń
beczy@ lis skomli@ wiewiórka
pryska@ kos gwi
ż
d
ż
e@ orzeł
szczeka@ przepiórka pili@
drozd wykrzykuje@ słonka
chrapi@ sikorka dzwoni@ goł
ą
b
b
ę
bni i grucha@ kwiczoł piska@
derkacz skrzypi@ kawka
plegoce@ jaskółka piskocze@
ż
uraw struka@ drop ksyka@
człowiek mówi
ś
piewa i wyje@
tylko motyle maj
ą
wielkie oczy@
i wci
ąż
jeszcze tyle
przera
ź
liwego milczenia@ które
nie odpowiada na pytania@
Na wsi
Tu Pan Bóg jest na serio pewny
i prawdziwy@ bo tutaj wiedz
ą
kiedy kury karmi
ć
@ jak krow
ę
doi
ć
ż
eby nie kopn
ę
ła@ jak
starannie ustawi
ć
drabink
ę
do
siana@ jak odró
ż
ni
ć
li
ść
klonu
od li
ś
cia jaworu@ tak podobne
do siebie lecz ró
ż
ne od spodu@
a li
ś
ci nie zrozumiesz ani nie
odmienisz@
tu wiedz
ą
ż
e konie staj
ą
głowami do
ś
rodka@
ż
e kos boi
si
ę
bardziej w ogrodzie ni
ż
w
lesie@
ż
e skowronek spłoszony
raz jeszcze za
ś
piewa@ kukułka
tutaj
ż
ywa a nie nakr
ę
cona@
pszczoła wci
ąż
si
ę
uwija raz w
prawo raz w lewo@ a mirt
rozkwita tylko w zimnym oknie@
ptaki te
ż
nie od razu wszystkie
zasypiaj
ą
@ zreszt
ą
mog
ą
si
ę
czasem serdecznie pomyli
ć
@ jak
kto
ś
kto bije
ż
on
ę
by zrani
ć
te
ś
ciow
ą
@ i wiadomo
ż
e sosny
niebieskozielone@ a dziurawiec
to
ż
ółte
ś
wi
ę
toja
ń
skie ziele@
tu Pan Bóg jest jak Pan Bóg
pewny i prawdziwy@ tylko dla
filozofów garbaty i krzywy@
Nie koniecznie na pewno
Jezu na krzy
ż
u od nieba do
ziemi@ miałem mówi
ć
@ nie
pomy
ś
lałem
ż
e słowa umniejszaj
ą
jak ka
ż
da czuło
ść
@ miałem i
ść
z
post
ę
pem@ ale powstrzymał mnie
artykuł "Moda i
ż
ycie
wewn
ę
trzne"@ miałem rozpacza
ć
@
ale s
ą
dziłem
ż
e czasem mo
ż
na
przedosta
ć
si
ę
do nieba@
pomi
ę
dzy niepewno
ś
ci
ą
wiedzy a
pewno
ś
ci
ą
wiary@ pokazuj
ą
c jak
bilet ulgowy - zapłakany
policzek@ miałem udowadnia
ć
@
przeszkodziła mi
ś
mier
ć
- jak
inna ojczyzna -@ wi
ę
c trzymałem
si
ę
tylko Ciebie za palec@
Modlitwa
Który
ś
si
ę
modlił bo było Ci
za ciasno w pacierzu@ który
ś
rozgrzeszył Magdalen
ę
nie
słuchaj
ą
c jej grzechów tylko
łez@ który
ś
nie tłumaczył do
ko
ń
ca cierpienia@ który
wygadanym kaznodziejom kładziesz
do ust g
ą
bk
ę
ciszy@ odsłaniasz
czas jak pi
ę
kno@ który
ś
widział
na audiencji w Betlejem trzech
monarchów na klepisku ziemi@
jak trzy złote placki@ który
masz wi
ę
cej ni
ż
pi
ęć
ran@ który
si
ę
nie gniewasz na ceremonie
niewiary@
Prosz
ę
Ci
ę
o kryjówk
ę
@ w
cienkim k
ą
ciku Twych ludzkich
r
ą
k@ przed zgraj
ą
formuł@
Z Ziemi
ą
kr
ąż
ymy
Z Ziemi
ą
kr
ąż
ymy wokół
sło
ń
ca@ jak drzewo morze głaz@
jak bazalt czarny i spokojny@
co najmniej milion lat@
z głow
ą
nad
ś
mierci
ą
zamy
ś
lon
ą
@ z nierozpoznanym a
koniecznym@ w miło
ś
ci małym
smutkiem serca@ ze
ś
cie
ż
k
ą
któr
ą
odchodzimy@ z listem
wrzuconym po rozstaniu@ zamiast
na poczcie w skrzynk
ę
szpaka@ z
miło
ś
ci
ą
która przeszła obok@
samotni razem i osobno@
tylko jak z tob
ą
dot
ą
d nie
wiem@ dr
żę
ż
e zostajesz z tym
cierpieniem@ co kr
ąż
y tylko
wokół siebie@
Uciekam
Uciekam od obrazkowych ikon@
mówiła Matka Boska@ od
papierowej o mnie abstrakcji@
od pa
ń
jak modnych lalek
pozuj
ą
cych do moich portretów@
od kanonizowanej kosmetyki@
niech maluj
ą
moj
ą
pi
ę
kno
ść
dzieci@ nie
ś
wiadomie z cudown
ą
brzydot
ą
@ pospiesznym kolorem@
z nierównymi od wzruszenia
brwiami@ z ustami od ucha do
ucha@ z rud
ą
mysz
ą
zm
ę
czenia@
w okr
ą
głych łzach jak w
drucianych okularach@ r
ę
k
ą
w
której tyle pierwszego
zdziwienia@
O ko
ś
ciele
Ko
ś
ciele w którym wypadło mi
po raz pierwszy w
ż
yciu@ pi
ć
ustami msz
ę
@ chowa
ć
si
ę
do
konfesjonału któremu stale
odrastaj
ą
uszy@ w którym Matka
Naj
ś
wi
ę
tsza miała złot
ą
koron
ę
i
bose nogi@ w którym obraz
ś
wi
ę
tej Tereski słu
ż
ył latem za
pla
żę
dla much@ drewniany
ś
wi
ę
ty Antoni oblazł z habitu@
ciemny i czysty@
Ko
ś
ciele w którym zieleniała
mied
ź
@ zasłaniano sumienie
listkiem brzozowym@ kolor nieba
wyleniał jak szelest@ smutny
jakby jaskółki umiały tylko
chodzi
ć
@
Ko
ś
ciele z posadzk
ą
od
pacierzy wytart
ą
i krzyw
ą
@
gdzie skrzypiały obcasy@
pluskało korytko wody
ś
wi
ę
conej@ szczekał zegar jak
emerytowany ludo
ż
erca@ z ambon
ą
tak prost
ą
ż
e nie sposób było
zakry
ć
@ na niej
ż
adnym kazaniem
swej własnej twarzy@
Ko
ś
ciele przed którym kl
ę
kał
las@ krzy
ż
odzioby otwierały
szyszki@ łaskotał zaj
ę
czy
szczaw@ cieszyło babie lato jak
grzech za lekki@ fikały
ż
aby a
ka
ż
da
ż
aba ma zawsze czkawk
ę
@
jesieni
ą
czerniały coraz mocniej
szpaki@ zim
ą
sikory sypiały na
mrozie@ parafianki rozbierały
si
ę
ze
ś
niegu@ gdzie zamykałem
Jezusa w tabernakulum zawsze z
cz
ą
stk
ą
czyjego
ś
płaczu@ gdzie
modliłem si
ę
ż
eby nigdy nie by
ć
wa
ż
nym@
Kaznodzieja
Ty co nie zbawiasz dusz
poro
ś
ni
ę
tych słowami@ chro
ń
mnie od pi
ę
knej gładkiej wymowy
ko
ś
cielnej@ od homiletyki na
pi
ą
tk
ę
@ naoliwionych zda
ń
@
proroczych rymów@ zgrabnego
szeptu@ czasem mo
ż
na przecie
ż
przez dziur
ę
własnego kazania
zobaczy
ć
Ciebie@ j
ą
ka
ć
si
ę
-@
chocia
ż
powiedz
ą
@ znowu wyszedł
stał jak rura@ czerwienił si
ę
przez mikrofon@ wszystkie palce
sterczały - jak uszy na
ambonie@
O maluchach
Tylko maluchom nie nudziło si
ę
w czasie kazania@ stale mieli
co
ś
do roboty@ oswajali
stercz
ą
ce z ławek zdechłe
parasole z zawistnymi łapkami@
kl
ę
kali nad upuszczonym przez
babci
ę
futerałem jak
szczypawk
ą
@ pokazywali ró
ż
owy
j
ę
zyk@ grzeszników drapali po
w
ą
sach sznurowadeł@ dziwili si
ę
ż
e ksi
ą
dz nosi spodnie@
ż
e kto
ś
zdj
ą
ł koronkow
ą
r
ę
kawiczk
ę
i
ubrał tłust
ą
r
ę
k
ę
w wod
ę
ś
wi
ę
con
ą
@ liczyli pobo
ż
ne nogi
pa
ń
@ urz
ą
dzali konkurs kto
podniesie szpilk
ę
za łepek@
niuchali co w mszale piszczy@
pieni
ą
dze na tac
ę
odkładali na
lody@ tupali na zegar z którego
rozchodz
ą
si
ę
osy minut@
wspinali si
ę
jak czy
ż
yki na
sosnach aby zobaczy
ć
@ co si
ę
dzieje w górze pomi
ę
dzy
r
ę
kawem@ a kołnierzem@
wymawiali jak fonetyk otwarte
zdziwione "O"@ kiedy ksi
ą
dz
zacinał si
ę
na ambonie@
- ale Jezus brał je z powag
ą
na kolana@
Szukam
Szukam nie ogłoszonej jeszcze
ś
wi
ę
tej@ tak autentycznej
ż
e
bez obrazka@ patronki pi
ę
kno
ś
ci
nieprzydatnej@ urody dla
nikogo@ przyja
ź
ni zatrzymanej w
listach na dnie szufladki@
zagubionej piłki@ pantofli na
sznurku@ maskotki rozci
ą
gaj
ą
cej
policzek w u
ś
miechu@ futerka
tak taniego
ż
e za drogo wyszło@
spraw zawi
ą
zanych gdzie
ś
tam
poza nami@ zdmuchni
ę
tego
imienia@ tu
ż
przy aniele stró
ż
u
który si
ę
zamy
ś
lił@
ż
e
strze
ż
onego Bóg wła
ś
nie nie
strze
ż
e@
Wtedy@ odnajduj
ę
dwunastoletni
ą
Małgosi
ę
@ co
umarła w szpitalu@ z jedn
ą
ś
ci
ę
t
ą
minut
ą
przy sercu@
pochyliła jak
ś
wierszcz głow
ę
@
z chrypk
ą
w gardle@
Ankieta
Czy nie dziwi ci
ę
@ m
ą
dra
niedoskonało
ść
@ przypadek
starannie przygotowany@ czy nie
zastanawia ci
ę
@ serce
nieustanne@ samotno
ść
która o
nic nie prosi i niczego nie
obiecuje@ mrówka co mo
ż
e
przenie
ść
@ wierzby gajowiec
ż
ółty i przebi
ś
niegi@ miło
ść
co
pojawia si
ę
bez naszej wiedzy@
zielony malachit co barwi
powietrze@ spojrzenie z
nieoczekiwanej strony@ kropla
mleka co na tle czarnym staje
si
ę
niebieska@ łzy podobno
osobne a zawsze ogólne@ wiara
starsza od najstarszych poj
ęć
o
Bogu@ niepokój dobroci@ opieka
drzew@ przyja
źń
zwierz
ą
t@
zw
ą
tpienie podj
ę
te z ufno
ś
ci
ą
@
rado
ść
głuchoniema@ prawda
nareszcie prawdziwa nie
posiekana na kawałki@ czy
umiesz przesta
ć
pisa
ć
@
ż
eby
zacz
ąć
czyta
ć
?@
Wyznanie
Zamykałem wiedz
ę
w
szufladkach@ wymieniałem
paj
ę
czaki stawonogi i kr
ę
gowce@
myliłem na niebie gwiazd
ę
pierwsz
ą
i ostatni
ą
@ nie
rozumiej
ą
c kamieni - nazywałem@
notowałem w zeszycie
spostrze
ż
enia@ wiedziałem
ż
e
kiedy przylec
ą
drozdy i
ż
ółte
pliszki@ mo
ż
na ju
ż
spa
ć
przy
otwartym oknie -@
ż
e po wilgach
i derkaczach przychodzi pierwsza
burza@
ż
e słonka w
ę
druje tylko
w nocy a wy
ż
eł ma brwi nad
oczami@ poznawałem głuszca po
zielonej piersi@ zimorodka po
czerwonych nogach@ dostrzegłem
ż
e wiewiórka jest od spodu
biała@
ż
e czajki kład
ą
dzioby
na ziemi@
ż
e kwiaty zapylane
noc
ą
nie s
ą
nigdy ciemne@
ż
e w
maju kwitn
ą
ro
ś
liny niskie a w
czerwcu wysokie@ mówiono
ż
e
mo
ż
na szuka
ć
prawdopodobie
ń
stwa
i utraci
ć
prawd
ę
@
ż
e prac
doktorskich teraz si
ę
nie czyta
tylko si
ę
je liczy@
ż
e króla
najłatwiej uwie
ść
ale trudno si
ę
do niego dopcha
ć
@
ż
e wi
ę
cej
jest dowodów na istnienie Pana
Boga ni
ż
na istnienie
człowieka@
ż
e piekło to po
prostu
ż
ycie bez sensu@
czytałem na cmentarzu - "Tu le
ż
y
Maria Dymek ducha oddała Bogu@
ziemi - ciało, jezuitom - domek.
Dobrze si
ę
stało"@ Chwytałem
si
ę
jeszcze teologii za r
ę
k
ę
@
pytałem czy anioł spowiadaj
ą
cy
byłby do zniesienia@ dzieliłem
grzechy na
ś
miertelne - to
znaczy ciche - i lekkie -
inaczej hała
ś
liwe@ podgl
ą
dałem
czysto
ść
po obu stronach
ś
niegu@ wreszcie wzruszyłem
ramionami: przecie
ż
wszystkie
słowa sprawiaj
ą
@
ż
e si
ę
widzi
tylko połow
ę
@
Daj nam
Daj nam ubóstwo lecz nie
wyrzeczenie@ rado
ść
ż
e mo
ż
na
mie
ć
niewiele rzeczy@ i
ż
e
pieni
ą
dze mog
ą
by
ć
jak
ś
winie@
i daj nam czysto
ść
co nie jest
ascez
ą
@ tylko miło
ś
ci
ą
- tak
jak
ż
ycie całe@
i posłusze
ń
stwo co nie jest
przymusem@ ale spokojem gwiazd
co te
ż
nie wiedz
ą
@ czemu nad
nami chodz
ą
wci
ąż
po ciemku@
i daj nam sen zdrowy
ś
wi
ą
teczny apetyt@ wiar
ę
bez
nerwów to jest bez po
ś
piechu@ a
zim
ą
jeszcze matk
ę
mi
przypomnij@ w ubogim czystym i
posłusznym
ś
niegu@
Na szarym ko
ń
cu
Wreszcie na szarym ko
ń
cu@
zbaw teologów@
ż
eby nie
pozjadali wszystkich
ś
wiec i nie
siedzieli po ciemku@ nie bili
ró
ż
y po łapach@ nie krajali
ewangelii na plasterki@ nie
szarpali
ś
wi
ę
tych słów za
nerwy@ nie wycinali trzcin na
w
ę
dki@ nie kłócili si
ę
mi
ę
dzy
sob
ą
@ nie zaje
ż
d
ż
ali na
hipopotamie łaciny@
ż
eby si
ę
nie dziwili@
ż
e do nieba
prowadzi@ bezradny szczebiot
wiary@
W kolejce do nieba
Powoli nie tak pr
ę
dko@ prosz
ę
si
ę
nie pcha
ć
@ najpierw trzeba
wygl
ą
da
ć
na
ś
wi
ę
tego@ ale nim
nie by
ć
@ potem ani
ś
wi
ę
tym nie
by
ć
@ ani na
ś
wi
ę
tego nie
wygl
ą
da
ć
@ potem by
ć
ś
wi
ę
tym
tak@
ż
eby tego wcale nie było
wida
ć
@ i dopiero na samym
ko
ń
cu@
ś
wi
ę
ty staje si
ę
podobny
do
ś
wi
ę
tego@
Poza kolejk
ą
Ilu umundurowanych
ś
wi
ę
tych@
kanonizowanych bez poprawek@
moralistów na twardych
podeszwach@ aniołów kipi
ą
cych
jak mleko@
chyba ci
ęż
ko b
ę
dzie czeka
ć
po
ś
mierci na swój s
ą
d
szczegółowy@ ze łz
ą
- jak z
ostatnim osłem@
ale Ty Matko Naj
ś
wi
ę
tsza -
spod ci
ęż
kiej betlejemskiej
gwiazdy@ co otwierasz na nas
oczy jak weneckie okna@ co nie
przemi
ę
kła
ś
w cierpieniu@
przyjmiesz poza kolejk
ą
@
wszystkich niepewnych którym si
ę
zdawało@
ż
e znak zapytania jest
dłu
ż
szy od znaku krzy
ż
a@ tych
którzy niczego nie maj
ą
chocia
ż
niczego nie oddali@
wyczekuj
ą
cych w ogonkach@
narzekaj
ą
cych na lata coraz
szybsze@ wydeptuj
ą
cych na
krzywych obcasach swoje
zbawienie@ nawet tak zalatanych
ż
e nie maj
ą
c czasu@ modlili si
ę
na jednej nodze@
ś
eby nagle zobaczy
ć
Wi
ę
c tak długo trzeba było
rozs
ą
dku sdi
ę
uczy
ć
@ na pytania
logicznie odpowiada
ć
@ nie mówi
ć
bez sensu i od rzeczy@
ż
eby
nagle zobaczy
ć
@
ż
e nadzieja
mo
ż
e by
ć
obok rozpaczy@
niewiara obok wiary@ skakanka
dzieci
ę
ca na podłodze obok
trumny@ dostojnik obok
prosiaka@ prawda z palcem na
ustach@ podopieczny pod kołami
karetki pogotowia@ modlitwa
obok smutnego kotleta na
talerzu@ i ten krzyk: nie
umieraj nie odchod
ź
jeszcze
oka
żę
ci serce@ z którym
uciekałem - obok ciszy@
Niewidzialne
ś
ółknie pora roku@ w
ę
gorze
wyruszaj
ą
w ostatni
ą
podró
ż
@
cisza stamt
ą
d@ wilga dawno
uciekła uczy
ć
polskiego w
Afryce@ barwa niebieska oddala
a zbli
ż
a ró
ż
owa@ starsi
malej
ą
@ niewinni d
ź
wigaj
ą
ci
ęż
ar@ grób si
ę
zarumienił@
opadaj
ą
skrzydła po locie
godowym@ pami
ęć
zmienia
rzeczy@ kamie
ń
usn
ą
ł ze
zm
ę
czenia@ li
ść
osiki si
ę
trz
ę
sie narzeka na ogonek@
krowa ryczy bo ma nieufno
ść
do
j
ę
zyka@ ksi
ęż
yc kawaler stale
tylko jeden@
i jeszcze tyle
niewidzialnego@ bez tego nie
byłoby niczego wida
ć
@
Dzi
ę
kuj
ę
Dzi
ę
kuj
ę
Ci za miło
ść
pr
ę
dk
ą
bez namysłu@ za to
ż
e nie jest
całym człowiek pojedynczy@ za
oczy nagle bliskie i
niebezimienne@ za głos niedawno
obcy a teraz znajomy@ za to
ż
e
nie ma czasu by pisa
ć
list
krótki@ wi
ę
c dlatego si
ę
pisze
same tylko długie@ cho
ć
pisanie
jest po to by szkodzi
ć
pisz
ą
cym@ a miło
ść
wci
ąż
niezr
ę
cznym mijaniem si
ę
ludzi@
ż
e nie mo
ż
na Ci
ę
zabi
ć
w
obronie człowieka@
Dzi
ę
kuj
ę
Ci za tyle bólu
ż
eby
sprawdza
ć
siebie@ za wszystko
co niewa
ż
ne najwa
ż
niejsze@ za
pytania tak wielkie
ż
e ju
ż
nieruchome@
Samotno
ść
Nie prosz
ę
Ciebie o t
ę
samotno
ść
najprostsz
ą
@ pierwsz
ą
z brzegu@ kiedy zostaj
ę
sam
jeden jak palec@ kiedy nie mam
do kogo ust otworzy
ć
@ nawet
strzy
ż
yk cichnie cho
ć
mógłby mi
ć
wierka
ć
przynajmniej jak pół
wróbla@ kiedy
ż
aden poci
ą
g
po
ś
pieszny nie
ś
pieszy si
ę
do
mnie@ zegar przystan
ą
ł
ż
eby
przy mnie nie chodzi
ć
@ od
zachodu sło
ń
ca cienie coraz
dłu
ż
sze@
nie prosz
ę
ci
ę
o t
ę
trudniejsz
ą
@ kiedy przeciskam
si
ę
przez tłum@ i znowu jestem
pojedynczy@ po
ś
ród wszystkich
najdalszych bliskich@
prosz
ę
Ciebie o t
ę
prawdziw
ą
@
kiedy Ty mówisz przeze mnie@ a
mnie nie ma@
Suplikacje
Bo
ż
e po stokro
ć
ś
wi
ę
ty mocny i
u
ś
miechni
ę
ty -@ i
ż
e
ś
stworzył
papug
ę
zaskro
ń
ca zebr
ę
pr
ę
gowan
ą
-@ kazałe
ś
ż
y
ć
wiewiórce i
hipopotamom -@ teologów
łaskoczesz chrab
ą
szcza w
ą
sami -@
dzisiaj gdy mi tak smutno i
duszno i ciemno -@ u
ś
miechnij
si
ę
nade mn
ą
@
Odpowiedzi
Czy stworzyłe
ś
serce przez
grubsz
ą
pomyłk
ę
@ czy dajesz
miło
ść
ż
eby j
ą
odebra
ć
@ czy
kochaj
ą
cych od nas oddalasz na
zawsze@ czy to co rozł
ą
cza nie
ł
ą
czy@ czy to co dzieli nie
ka
ż
e si
ę
spotka
ć
@
czy nie odchodzimy by by
ć
ju
ż
naprawd
ę
@ gdzie trwało
ść
i
krucho
ść
mówi
ą
o wieczno
ś
ci@
gdzie rzeki wracaj
ą
z chmur@
gdzie niebo niesie pomp
ę
@ i
morze nie wysycha@
Miło
ść
Jest miło
ść
trudna@ jak sól
czy po prostu kamie
ń
do
zjedzenia@ jest przewiduj
ą
ca@
taka co grób zamawia wci
ąż
na
dwie osoby@ niedokładna jak
ucze
ń
co czyta po łebkach@ jest
cienka jak opłatek bo wewn
ą
trz
wzruszenie@ jest miło
ść
wariatka egoistka gapa@ jak
jesie
ń
lekko chora z ksi
ęż
ycem
kłamczuchem@ jest miło
ść
co
była ciałem a stała si
ę
duchem@
i ta co nie odejdzie - bo znów
niemo
ż
liwa@
Nie rozdzielaj
Miło
ść
i samotno
ść
@ wzi
ę
ły
si
ę
pod r
ę
ce jak siostry@ id
ą
noga w nog
ę
@ nie rozdzielaj
ich@ nie szarp, łapy przy
sobie@ miło
ść
bez samotno
ś
ci@
byłaby nieprawd
ą
@ samotno
ść
bez
miło
ś
ci rozpacz
ą
@
stała Matka pod krzy
ż
em@ jak
pod srebrnym obrazem@ nie
min
ę
ły trafiły@ do niej te
ż
przyszły razem@
chodzi ksi
ęż
yc jak morał@
albo osioł po niebie@ je
ś
li
były gdzie indziej@ to i
przyjd
ą
do Ciebie@
To nieprawda
ż
e szcz
ęś
cie
Ile buków opadło@ ile szpaków
si
ę
zbiegło@ zim
ą
ł
ą
czył nas
ś
nieg@ potem wrzos optymista@
bo zakwita ostatni@ gotów był
da
ć
nam
ś
lub@
to nieprawda
ż
e szcz
ęś
cie@
najmocniejsze i pierwsze@ jak
król@ Niewidzialny si
ę
zjawił@
krzy
ż
ogromny ustawił@ mi
ę
dzy
tob
ą
a mn
ą
@
Rachunek sumienia
Czy nie przekrzykiwałem
Ciebie@ czy nie przychodziłem
stale wczorajszy@ czy nie
kradłem Twojego czasu@ czy nie
uciekałem w ciemny płacz ze
swoim sercem jak pi
ą
t
ą
klepk
ą
@
czy nie lizałem zbyt czule łapy
swego sumienia@ czy nie
prowadziłem eleganckiego
dziennika swoich
ż
alów@ czy nie
właziłem do ciepłego k
ą
ta
broni
ą
c swej wra
ż
liwo
ś
ci jak
g
ę
siej skórki@ czy nie byłem
mi
ę
kkim despot
ą
@ czy modl
ą
c si
ę
do anioła stró
ż
a - nie chciałem
by
ć
przypadkiem aniołem a nie
stró
ż
em@ czy kl
ę
kałem kiedy
malałe
ś
do szeptu@
Nie tak nie tak
Moja dusza mi nie wierzy@
moje serce ma co do mnie
w
ą
tpliwo
ś
ci@ mój rozum mnie nie
słucha@ moje zdrowie ucieka@
moja miło
ść
umarła@ moje
fotografie rodzinne nie
ż
yj
ą
@
mój dom jest ju
ż
inny@ nawet
piekło zmyliło bo zimne@
nakryłem si
ę
cały
ż
eby mnie
nie było wida
ć
@ ale łza
wybiegła@ i rozebrała si
ę
do
naga@
Notka o autorze
Ksi
ą
dz Jan Twardowski urodził
si
ę
w 1916 roku w Warszawie.
Uko
ń
czył studia polonistyczne i
teologiczne. Debiutował w
czasach gimnazjalnych na łamach
"Ku
ź
ni Młodych". Utwory jego
drukowano w "Tygodniku
Powszechnym", "Twórczo
ś
ci",
"Kulturze", "Wi
ę
zi" i
"Literaturze". Opublikował:
"Powrót Andersena", 1936
"Wiersze", 1959
"Znaki ufno
ś
ci", 1970, 1971
"Zeszyt w kratk
ę
", 1973, 1977
"Poezje wybrane", 1979
"Niebieskie okulary", 1980.
Wiersze Twardowskiego
tłumaczono na kilka j
ę
zyków. W
1980 roku poeta otrzymał nagrod
ę
P$e$n_Clubu za całokształt
twórczo
ś
ci. "Rachunek dla
dorosłego" zawiera wybór
publikowanych ju
ż
utworów Jana
Twardowskiego oraz kilkana
ś
cie
nowych wierszy.