ANNE MARIE WINSTON
Ż
ona potrzebna od zaraz
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tannis Carlson uchyliła drzwi prowadzące do piwnicy i przystanęła na betonowym
chodniku. Brrr! Piętnaście stopni to dość wysoka temperatura jak na styczeń w
Wirginii, lecz osoba paradująca jedynie w ręczniku na gołym ciele przyjmuje taką
aurę bez entuzjazmu. Niestety, byli właściciele domu kupionego przed siedmiu laty
umieścili wannę do masażu wodnego i gorących kąpieli na zewnątrz, nie zaś w
obszernej piwnicy. Trzeba się było zahartować.
Tannis odważnie wyszła do ogrodu. Zerknęła na sąsiednią posesję, by sprawdzić,
czy może się rozebrać bez świadków. Uniosła wieko ogromnej wanny, spod
którego buchnęła obficie para niknąca szybko w chłodnym powietrzu. Drzewa
otaczające niewielkie podwórko, a także wysoki drewniany płot, chroniły ją przed
spojrzeniami ciekawskich sąsiadów… a raczej sąsiada. Tom… Nie! Dość
rozmyślań. Trzeba z tym skończyć raz na zawsze.
Rzuciła ręcznik na ogrodowe krzesło i szybko wspięła się po drewnianych
schodkach. Przystanęła na chwilę, by sprawdzić czubkami palców temperaturę
wody, a potem zanurzyła się w parującej kąpieli.
Oho, trochę przesadziła z tym ciepłem! Poderwała się, wskoczyła na obramowanie
wanny i zerknęła na termometr. Czterdzieści stopni. Woda nie była wcale zbyt
gorąca. Tannis wolniutko zanurzyła się po raz drugi. Postanowiła nie włączać
sprężarki tłoczącej powietrzne bąbelki. Lubiła pławić się w ciepłej wodzie i leniwie
rozmyślać o niebieskich migdałach. Temperatura kąpieli była w sam raz.
Cudownie! Tannis zanurzyła się jeszcze głębiej. Zmartwienia długiego szkolnego
dnia z wolna traciły znaczenie. Niestety, Tannis miała również takie problemy, z
którymi o wiele trudniej się było uporać. Mimo woli zastanawiała się niemal bez
przerwy, jak zarobić dość pieniędzy, by uniknąć sprzedaży ukochanego domu i
opłacić pensjonat, w którym przebywała matka. Czemu tego rodzaju usługi muszą
być horrendalnie drogie? Dlaczego nauczycielska pensja nie wystarcza na
opędzenie podstawowych potrzeb?
Czas spojrzeć prawdzie w oczy, Tannis Anne, westchnęła w głębi ducha. Musisz
podjąć dodatkową pracę. To będzie ciężka, fizyczna harówka. Na myśl o tym
ogarnęła ją rozpacz. Codzienne lekcje w sali, gdzie roiło się od pełnych energii
czwartoklasistów, to ciężki kawałek chleba – nawet dla nauczyciela kochającego
swój zawód. Trudno będzie stawić czoło nowemu wyzwaniu, ale praca na dwóch
etatach okazała się koniecznością. Inne rozwiązanie nie wchodziło w grę. Tannis
nie miała żadnego wyboru. Poza dyplomem nauczycielskim nie zdobyła
dodatkowych, bardziej popłatnych kwalifikacji. Mogłaby, rzecz jasna, dawać
korepetycje, ale to dorywcze zajęcie.
Postanowiła złożyć podania o pracę w miejscowych magazynach. Miała nadzieję,
ż
e przy odrobinie szczęścia znajdzie posadę urzędniczki; mogłaby pracować
popołudniami oraz w sobotę i niedzielę. Kto wie, czy jakiś bank nie zatrudni jej w
charakterze kasjerki…
– Ale ci dobrze!
Tannis drgnęła jak oparzona i omal nie krzyknęła, ale natychmiast rozpoznała
głęboki, przyjemny głos sąsiada, Toma Hayesa. Zdawała sobie sprawę, że
ś
wiadomość i pamięć niewiele tu znaczyły. Tajemniczy szósty zmysł sprawił, że
całym ciałem zareagowała od razu na jego nadejście. Zawsze i wszędzie
wyczuwała mimo woli obecność tego mężczyzny. Po chwili serce, które przez jakiś
czas kołatało niespokojnie, odnalazło zwykły rytm, lecz Tannis nadal czuła, że cała
drży z przejęcia i podniecenia.
– Tom, ty łobuzie! Dostanę przez ciebie ataku serca. – Brakło jej tchu nie tylko
dlatego, że była wystraszona. Miała nadzieję, że mężczyzna niczego się nie
domyślił. – Jak śmiesz się tu zakradać?
– Chciałbym z tobą porozmawiać – oznajmił sąsiad, nie próbując się
usprawiedliwić. – Dzwoniłem, ale nie podnosiłaś słuchawki. Gdy zobaczyłem twój
samochód, ucieszyłem się, że wróciłaś do domu. Amy zdradziła mi, że kąpiesz się
często wieczorami, a więc postanowiłem wpaść na chwilę.
– Dzieci już śpią? – Tannis zmrużyła oczy, by lepiej widzieć Toma w kłębach pary
unoszącej się znad wanny. Stał przy schodkach z nogą opartą na stopniu i łokciem
na kolanie. Był ubrany w dżinsy, ciepłą marynarkę zarzuconą na ramiona i
flanelową koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Zza jej rozchylonych brzegów
wyglądały ciemne włosy porastające szeroki tors. Wystarczyło jedno spojrzenie, by
Tannis poczuła znajomy ucisk w okolicach żołądka. Nie podniecaj się tak, Tannis
Anne, powtarzała w duchu. To nie jest mężczyzna dla ciebie.
Jasne. Nie powinna robić sobie żadnych nadziei. Niestety, wciąż pamiętała, jak się
całowali do utraty tchu na ciemnej werandzie. Zniecierpliwiona, próbowała
odsunąć natarczywe wspomnienie. Tamten pocałunek był głupim wybrykiem. Od
czterech lat żałowała swego postępku.
W głębi serca przyznała uczciwie, że podczas spotkań z Tomem Hayesem z trudem
panuje nad sobą. Tak było od chwili, gdy ujrzała po raz pierwszy męża swojej
przyjaciółki Mary. Zdawkowy powitalny uścisk dłoni Toma przyprawił Tannis o
silny dreszcz; poczuła, że cierpnie jej skóra na całym ciele. Zastanawiała się,
dlaczego ten jeden jedyny mężczyzna działa na nią w ten sposób.
Sąsiad Tannis wcale nie był urodziwy; nie przypominał wyśnionego księcia z bajki.
Ostre rysy twarzy miały w sobie tyle ciepła i uroku, co granitowe urwiska, lecz
zniewalająca silą, którą emanował ten potężnie zbudowany mężczyzna, przyciągała
młodą kobietę niczym magnes. Naprawdę piękne były tylko jasnozielone oczy
Toma. Gdy się złościł, nabierały szmaragdowego odcienia, natomiast kiedy był w
dobrym humorze, lśniły w nich złociste iskierki. Ilekroć zapominał o kłopotach i
wybuchał śmiechem, jego surową twarz opromieniał męski urok i chłopięcy
wdzięk. W takiej chwili żadna kobieta nie była w stanie mu się oprzeć.
Na szczęście dla Tannis rzadko bywał pogodny i roześmiany. Po śmierci żony,
która przed trzema laty umarła na raka, stał się prawdziwym ponurakiem. W
oczach sąsiadki pozostał jednak wyjątkowo przystojnym mężczyzną.
– Tak, dzieci już śpią. – Głos Toma przerwał rozmyślania Tannis i sprawił, że
natychmiast przypomniała sobie, o co pytała.
Mężczyzna zamilkł.
– Co masz mi do powiedzenia? – rzuciła po chwili.
– Jebbie twierdzi, że zabrakło ci pieniędzy na naprawę samochodu.
Tannis oniemiała, usłyszawszy tę uwagę. Widoczne zza obłoku pary jasnozielone
oczy wpatrywały się w nią tak intensywnie, jakby mogły czytać w myślach.
– Jebbie ma za długi język – mruknęła Tannis. Postanowiła odtąd nie rozmawiać o
swoich sprawach w obecności wścibskiego sześciolatka. – Moje kłopoty finansowe
nie powinny cię obchodzić. Nawiasem mówiąc, możesz uspokoić syna. Auto jest
już naprawione. Miałam kłopoty z gaźnikiem.
– Skąd Jebbie wie, że zabrakło ci pieniędzy na tę naprawę?
– Na pewno dowiedział się przypadkowo. – Tannis westchnęła ciężko. Tom był
uparty i dociekliwy. – Musiał słyszeć jakąś rozmowę telefoniczną. Na szczęście w
porę zdobyłam pieniądze. Wróćmy do tematu. Czemu zawdzięczam twoją
niespodziewaną wizytę?
– Chcę zaproponować ci pracę.
Domyśliła się od razu, co to za oferta. Zapewne chodzi o dwójkę dzieci
osieroconych przez Mary.
Mary… Natychmiast przypomniała sobie ostatnią prośbę umierającej przyjaciółki.
Ich rozmowa miała dramatyczny przebieg.
– Tannis… możesz mi coś obiecać? – zapytała chora słabym głosem. W ostatnich
dniach życia bardzo cierpiała.
– Wiesz, że w każdej sytuacji możesz na mnie liczyć. Słucham.
– Pomóż Tomowi wychować Amy i Jebbie'ego. Sam nie da sobie rady.
Tannis z trudem wykrztusiła obietnicę. Miała ściśnięte gardło. Mary była taka
dobra i wyrozumiała. Tannis czuła, że nie zachowała się wobec niej lojalnie.
Gotowa była wiele poświęcić, byle tylko cofnąć czas i wymazać z przeszłości
tamten nieszczęsny pocałunek!
Tydzień po owej rozmowie Mary umarła.
Tom nie przyjął żadnej pomocy. Twierdził uparcie, że doskonale sobie poradzi. Był
tak oschły, że Tannis poczuła się dotknięta. Długo było jej przykro z tego powodu.
– Czyżbyś zapomniał, że pracuję w szkole, Tom? – rzuciła nieufnie, odpowiadając
na pytanie sąsiada. – Czy twoim zdaniem powinnam rzucić tę posadę?
– Wykluczone! Mam na myśli dodatkową pracę, którą można pogodzić z
nauczaniem.
– A konkretnie?
– Pani Cutter oznajmiła dziś, że odchodzi z końcem miesiąca – odparł wykrętnie
Tom. Miał na myśli kobietę, która od śmierci Mary codziennie wyprawiała dzieci
do szkoły i opiekowała się nimi po lekcjach.
– Fatalnie. Dzieci bardzo ją lubią.
– Owszem. – Tom wszedł na drugi schodek i stanął bliżej wanny. Tannis zanurzyła
się nieco głębiej. – Zastanawiałem się, czy nie mogłabyś opiekować się moimi
pociechami. One cię uwielbiają. Płaciłbym ci taką samą pensję, jaką dostaje pani
Cutter. Poświęcałabyś dzieciakom najwyżej trzy godziny dziennie.
Ta propozycja miała swoje dobre strony. Tom był prawnikiem; jako notariusz
pracował w stałych godzinach. Czasami skarżył się, że wybrał okropnie nudną
specjalność; wciąż tylko akty własności i testamenty. Tannis, rzecz jasna, nie
mogła przyjąć do wiadomości takiej opinii. Wszystko, co dotyczyło tego
niezwykłego mężczyzny, wydawało się jej intrygujące. Tak czy inaczej, było
rzeczą niemal pewną, że o piątej Tom wraca do domu. Wieczory miałaby wolne.
– Muszę to przemyśleć – odparła.
Tom mruknął coś z irytacją. Najwyraźniej oczekiwał, że sąsiadka bez wahania
przyjmie jego ofertę.
– Zdążysz to rozważyć do soboty?
Tannis chętnie przystała na takie rozwiązanie. Skinęła głową. Tom odzyskał dobry
humor.
– Doskonale. Może przyjdziesz do nas na kolację? Dzieci od dawna błagają, żebym
cię zaprosił. Porozmawiamy spokojnie, gdy pójdą spać.
– Zgoda. Co mam przynieść? – spytała, dokładając starań, by jej słowa brzmiały
pogodnie i uprzejmie.
– Nic. Sam przygotuję kolację. Czekamy o piątej.
Odwrócił się i odszedł. Tannis znowu powróciła myślami do przeszłości. Wyraźnie
stanęło jej przed oczyma wspomnienie nieszczęsnego wieczoru sprzed czterech lat.
Wszystko zdarzyło się wkrótce po tym, jak Mary zachorowała. Pewnego dnia Tom
pokłócił się z żoną. Tannis nie wiedziała, co było powodem sprzeczki. Gdy Mary
poprosiła ją o popilnowanie dzieci, zgodziła się od razu. Jebbie miał wtedy dwa
lata; Amy była w drugiej klasie. Mary oznajmiła, że musi porozmawiać z Tomem
w cztery oczy.
Małżonkowie poszli do kina i na kolację. Tannis spędziła wieczór w ich domu,
zajmując się maluchami. Tom i Mary wrócili około jedenastej. Tannis
zaprotestowała, gdy mąż przyjaciółki postanowił ją odprowadzić. Miała do
przejścia zaledwie kilkadziesiąt metrów, ale był nieugięty. Gdy znaleźli się na
werandzie, długo milczał, stojąc bez ruchu.
– Jak minął wieczór? – zapytała uprzejmie, by wyrwać go z zamyślenia.
– Nie był udany, jeśli mam być szczery.
Tannis nie pytała o szczegóły. Nie interesowały jej małżeńskie kłopoty sąsiadów.
– Kłóciliśmy się… Chodzi o to, że mamy odmienne zdanie co do rodzaju terapii,
jaki powinna wybrać moja żona – oznajmił po chwili Tom. Odwrócił się do Tannis
plecami i wcisnął ręce w kieszenie. Długo milczał, a potem westchnął głęboko. –
Boże, tak strasznie się boję. Jak mam bez niej żyć? Jeśli umrze…
– Nic nie mów. – Pod wpływem nagłego impulsu objęła mężczyznę
współczującym gestem i położyła dłoń na jego ustach. – Nie wywołuj wilka z lasu.
Za wcześnie na takie przypuszczenia. Lekarz na pewno ją przekona.
Tom wolno położył ręce na ramionach Tannis i powiedział:
– Proszę, pomóż mi. Potrzebuję cię.
Objął ją mocniej i przyciągnął do siebie. Czuła, że jej serce zaczyna szybciej bić,
ale nie była zaniepokojona. Sądziła, że Tom pragnie współczucia i pociechy, którą
mogła mu ofiarować. Nie protestowała, gdy przytulił ją.
– Już dobrze, Tom. Wiem, co… – Niespodziewanie poczuła usta mężczyzny na
swoich wargach. Ogarnął ją żar, jakby dotknęła płomienia i nie doznała bólu.
Próbowała się wyrwać, ale uścisk był zbyt silny. Nagle straciła panowanie nad sobą
i posłusznie rozchyliła wargi. Wsunęła palce we włosy Toma, który jęknął i objął ją
z całej siły. Poczuła śmiałą pieszczotę natarczywego języka.
Jak długo trwał ten namiętny, zachłanny pocałunek? Nie miała pojęcia. Za krótko.
Zbyt długo.
Wreszcie odezwało się poczucie winy. Jakiś wewnętrzny głos huczał jej w uszach.
Przecież to mąż twojej najlepszej przyjaciółki!
Pragnęła ulec temu mężczyźnie, lecz wzięła się w garść i odepchnęła go.
– Co my robimy, Tom? – szepnęła bez tchu. To wystarczyło, by odzyskał
panowanie nad sobą. Nagle znieruchomiał, ale nie wypuścił jej z objęć. Po chwili
odezwała się znowu: – Tom, bardzo mi się podobasz, ale oboje jesteśmy
przywiązani do Mary i nie chcemy jej zranić.
– Masz rację. – Tom zbliżył czoło do jej twarzy. – Nie wiem, co mnie napadło.
– Pełnia księżyca robi z ludzi szaleńców – odparła, próbując wszystko obrócić w
ż
art. – To miał być przyjacielski uścisk. Chyba trochę przesadziliśmy. Puść mnie i
zapomnijmy raz na zawsze o całej sprawie. – Tom skinął głową, lecz nie wypuścił
jej z objęć.
W końcu Tannis odepchnęła go delikatnie. Cofnął się i westchnął głęboko.
– Ach, Tannis, jesteś wspaniała. Mary i ja zawsze możemy na ciebie liczyć. Nigdy
nas nie zawiedziesz. Dzięki, że uratowałaś szaleńca przed jego własną głupotą.
Ż
adne z nich przez długie cztery lata nie wspomniało ani słowem o tamtym
incydencie. Tannis nigdy nie wątpiła, że Tom naprawdę kochał Mary. Gdy żona
całkiem opadła z sił, otoczył ją czułą opieką i całymi dniami przesiadywał w
sypialni przy łóżku chorej.
Tannis powoli wracała do rzeczywistości. Tom odszedł. Jego sąsiadka zanurzona
po szyję w gorącej wodzie daremnie próbowała się odprężyć. Wieczorna kąpiel
straciła dla niej cały urok. Mamrocząc coś ze złością, sięgnęła po ręcznik, wyszła z
wanny i pobiegła w stronę drzwi do piwnicy. Zmierzyła krytycznym spojrzeniem
kosz wypełniony po brzegi rzeczami do prania, stosy dekoracji świątecznych,
narzędzi oraz innych użytecznych drobiazgów. Jeremy na pewno wykorzystałby
ten widok jako pretekst do jednej ze słynnych pogadanek o powinnościach
skrzętnej pani domu.
Dla niego każda sposobność była dobra, by udzielić ukochanej żonie napomnienia i
skarcić niepoprawną bałaganiarę, przyznała w duchu Tannis. Bałagan bałaganem,
lecz właścicielka tego kramu z różnościami świetnie orientowała się w pozornym
chaosie i potrafiła bez trudu odnaleźć każdy przedmiot. Podłoga też była dość
czysta, bo Tannis raz w tygodniu odkurzała piwnicę. Przed kilku laty postanowiła
raz na zawsze, że nie dopuści, by ktokolwiek zatruwał jej życie nadmiernymi
wymaganiami.
Tysiące razy powracała myślą do tamtych dni, gdy była młoda i zakochana po
uszy. Naprawdę uwielbiała Jeremy'ego. Pewnie dlatego tak się przejmowała jego
napomnieniami i wiecznym marudzeniem, że w domu panuje bałagan. Urabiała
sobie ręce po łokcie, pragnąc zasłużyć na pochwałę, ale mąż dostrzegał same
niedociągnięcia. Wiele czasu upłynęło, nim Tannis przysięgła sobie w końcu, że
prędzej umrze, niż pozwoli kolejnemu mężczyźnie, by odebrał jej wiarę w siebie.
W sobotnie popołudnie Tannis zapukała do drzwi sąsiedniego domu. Otworzyła jej
Amy.
– Cześć, Tannis!
Młoda kobieta zachichotała mimo woli. To było silniejsze od niej. Widok był
porażający. Miała przed sobą modnie ubraną dwunastolatkę w kusej dżinsowej
spódniczce, ledwie wystającej spod ogromnej, wściekle różowej bluzy o
przydługich rękawach. Szczuplutkie nogi dziewczynki opięte były leginsami z
różowej koronki, a grube bawełniane skarpety układały się wokół kostek w
malownicze obwarzanki. Całości dopełniały tenisówki i koński ogon związany
nylonowym szalem.
– Cześć, Amy. Wyglądasz interesująco – rzuciła z przekąsem.
Dziewczynka nie wyczuła sarkazmu w jej głosie.
– Dzięki. Tata powiedział, że spódnica jest za krótka, ale czy mężczyzna jest w
stanie to ocenić? Jak uważasz? Za krótka? – Amy spojrzała wyczekująco na
sąsiadkę i przechyliła głowę na bok.
– Myślę, że dla dwunastolatki jest w sam raz, lecz gdybyś była starsza o rok lub
dwa, chyba przyznałabym rację tacie.
– Naprawdę? – Amy posmutniała.
– Doskonale wyglądasz w mini, zwłaszcza że masz długie nogi jak twoja mama,
ale gdy podrośniesz i chłopcy zaczną się na ciebie gapić, powinnaś bardziej uważać
na to, jak się prezentujesz i co masz na sobie.
– Chodzi o to, żeby ich nie prowokować strojem i zachowaniem? – rzuciła
domyślnie Amy. Tannis skinęła głową.
Nagle w drzwiach stanął Tom. Miał dziwny wyraz twarzy. Nie był zły.
Przypominał raczej winowajcę. Tannis pomyślała, że wygląda jak Jebbie, który
pewnego dnia zjadł wszystkie ciastka przygotowane z okazji szkolnego zebrania
rodziców i nauczycieli, a potem okropnie się rozchorował. Nie było czasu na dalsze
porównania. Tannis musiała się przywitać z sąsiadem.
– Dzięki, że to powiedziałaś – rzucił ponuro Tom. – Próbowałem wyjaśnić Amy, o
co mi chodzi, ale rozsądne słowa brzmią inaczej w ustach ojca uważanego za
starego nudziarza.
– Tata nieustannie krytykuje mój styl ubierania.
Tannis obserwowała z niedowierzaniem wykrzywione złością rysy twarzy
urodziwej dziewczynki. Nie wiedziała, jak zareagować. Niespodziewanie wyszło
na jaw, że upodobania nastolatek w dziedzinie mody to drażliwy temat, który nie
nadaje się do towarzyskiej konwersacji.
– To normalne, że ojcowie zamartwiają się o swoje córki. Czasami rodzice nie
potrafią jasno wyrazić, co im leży na sercu.
Amy westchnęła demonstracyjnie i energicznie pokiwała głową, aż podskoczyła
brązowa kitka na czubku głowy.
– Jeśli tak jest, to mój tata powinien zdobyć w tej dziedzinie złoty medal. Ciągle
tylko marudzi. Mama na pewno nie krytykowałaby moich ciuchów. Pozwoliłaby
mi nosić wszystko, na co mam ochotę.
Tom rozumiał, co knuje jego sprytna córeczka, ale zachował spokój.
– Nie wymądrzaj się, Amy. Możesz się ze mną spierać, ale nie rób tego przy
gościu.
Skarcona dziewczynka poczerwieniała na twarzy, odwróciła się i pomknęła ku
schodom.
– Jak możesz! Nie jestem małym dzieckiem! – krzyknęła na odchodnym. Wbiegła
na piętro; po chwili rozległo się głośne trzaśnięcie drzwiami. Tannis obserwowała
tę rodzinną scenkę rozszerzonymi ze zdumienia oczyma. Wielkie nieba! Nigdy nie
przypuszczała, że Amy może się tak zachować.
– Ale kompromitacja – westchnął Tom, spuszczając wzrok. Po chwili uniósł głowę
i popatrzył na sąsiadkę pociemniałymi z żalu oczyma. – Wejdź i rozgość się. Nie
będę ukrywał, że takie utarczki zdarzają się niemal codziennie.
– Nie zazdroszczę ci. Niestety, z każdym rokiem będzie gorzej. Dobrze pamiętam
moje szczenięce lata – oznajmiła żartobliwym tonem, gdy szli korytarzem w stronę
kuchni i pokoju dziennego.
– Czy to oznacza, że wszystkie młode pannice tak się zachowują, kiedy zaczynają
dorastać? Dzięki Bogu, że chłopcy reagują inaczej. Nie sądzę, abym potrafił stawić
czoło dwóm córkom.
– Gdzie jest Jebbie? – Tannis postanowiła zmienić temat.
– Sue Sanderston z sąsiedniej ulicy zawiozła go na basen. Jej syn Miles i Jebbie
chodzą do tej samej klasy.
– Znam Sanderstonów. Sympatyczna rodzina.
– Miło mi to słyszeć – rzucił z ulgą Tom. – A co sądzisz o rodzicach Charliego
Swansona? Mały już dwukrotnie zapraszał Jebbie'ego do siebie, ale jego rodzice w
ogóle się do mnie nie odezwali. Postanowiłem cię wypytać, co to za ludzie. Na
pewno widujesz w szkole tego chłopca i coś o nim wiesz.
– Swanson jest rozrabiaką, ale nie wykluczam, że dobry z niego dzieciak. Niestety,
słyszałam to i owo o jego rodzicach. Na twoim miejscu poważni? bym się
zastanowiła, czy takie środowisko jest odpowiednie dla Jebbie'ego. Lepiej niech
zaprosi kolegę do domu.
Podczas rozmowy Tannis sięgnęła po talerze i serwetki leżące na szafce. Zaczęła
nakrywać do stołu. Tom milczał. Odwróciła się pospiesznie. Stał przy kredensie
mocno wsparty rękoma o blat, jakby zabrakło mu sił. Czołem przywarł do
kuchennej szafki. Oczy miał zamknięte. Tannis była przerażona.
– Co się stało? – spytała niespokojnie.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Wychowywanie dzieci w pojedynkę to ogromnie wyczerpujące zajęcie –
westchnął ciężko Tom.
Jego uwaga dotyczyła Jebbie'ego, ale niewątpliwie myślał także o Amy.
Dziewczynka uciekła do swego pokoju, lecz na dole wciąż wyczuwało się napiętą
atmosferę. Tannis była ogromnie zaniepokojona niedawną utarczką, chociaż nie
dała tego po sobie poznać.
– Domyślam się, że trudno ci decydować samemu o wszystkim, co dotyczy Amy,
zwłaszcza jeśli mała się buntuje, ale przypomnij sobie, co przeżywałeś, będąc w jej
wieku.
– Amy była do niedawna miłą, posłuszną dziewczynką. – Palce Toma zacisnęły się
jeszcze mocniej na kuchennym blacie. – Nagle stała się taka obca. Nie mam
pojęcia, jak z rozmawiać z własną córką. Co się z nią dzieje?
Głos mężczyzny przepojony był zmartwieniem. Tannis nie zamierzała się wtrącać
w domowe sprawy Toma, ale było jej go żal, więc podeszła i ze współczuciem
pogłaskała zgnębionego ojca po ramieniu. Ten niewinny gest natychmiast
przyprawił ją o zmysłowy dreszcz. Szybko cofnęła rękę, jakby się sparzyła. Z
trudem znalazła odpowiedź na pytanie.
– Wszystkie nastolatki tak się zachowują, a zatem…
– Amy ma zaledwie dwanaście lat! – krzyknął Tom. W ogóle nie zareagował na jej
dotyk. – Dopomina się o cienkie pończochy i szminkę. Gdyby się nie wstydziła, na
pewno zażądałaby biustonosza. To ponad moje siły! Czy do ojcowskich
obowiązków należy wyjaśnianie, jak radzić sobie z owłosionymi nogami? – Tom
spojrzał z irytacją na sąsiadkę.
Tannis uśmiechnęła się, chociaż mężczyzna sprawiał wrażenie głęboko przejętego
własnymi kłopotami. Współczująco popatrzyła mu w oczy.
– Czy zgodzisz się, żebym ci pomogła uporać się z tymi problemami? Chętnie
zabiorę Amy do sklepu i kupię jej ładną bieliznę oraz inne damskie fatałaszki. Jeśli
pozwolisz, żeby u mnie przenocowała, nauczę ją golić nogi. Będziesz miał
gwarancję, że obejdzie się bez rozlewu krwi podczas…
Tom nie odrywał wzroku od Tannis. W końcu spostrzegła, że spogląda na jej usta, i
zamilkła w pół słowa. Rozmowa, którą prowadzili, stała się nagle ogromnie
krępująca. Czyżby Tom doszukiwał się w niewinnej propozycji ukrytych
podtekstów? Odchrząknęła i zaproponowała nieśmiało:
– Może dokończę nakrywać do stołu? Po zapachu poznaję, że kolacja jest prawie
gotowa.
Tom zamrugał powiekami i wrócił do rzeczywistości. Najwyraźniej był
zakłopotany szczerością okazaną w niedawnej rozmowie.
– Amy się tym zajmie. Jesteś naszym gościem.
– Chętnie pomogę… – zaczęła Tannis, wzruszając ramionami, ale Tom był już
przy schodach.
– Amy, proszę zejść i nakryć do stołu. – Minęło kilka minut, nim dziewczynka
pojawiła się na dole. Powitała Tannis promiennym uśmiechem. Nie zwracając
uwagi na ojca, sięgnęła do szuflady po sztućce i resztę zastawy.
Tannis obdarzyła ją spojrzeniem pełnym wdzięczności i ciepła. Nie znosiła kłótni.
Wszelkie awantury, nawet jeśli nie dotyczyły jej osobiście, powodowały, że czuła
się winna i zakłopotana.
– Jak sobie radzisz w szkole, Amy? Dobrze zaczęłaś rok? Cieszę się, że twoją
wychowawczynią została pani McCann.
– Szkoła jest fajna. – Amy energicznie potrząsnęła końskim ogonem i podeszła do
stołu. – Niestety, pan Sykes to okropny nudziarz. Codziennie przychodzi do pracy
w krawacie! Co za szczęście, że nie został naszym wychowawcą.
Tannis o mało nie zaczęła chichotać na samą myśl o statecznym matematyku. Z
trudem zdobyła się na łagodny, wyrozumiały uśmiech.
– Nadal uczysz się grać na pianinie? Chętnie posłuchałabym jakiegoś utworu.
– Owszem, wciąż gram. – Ku rozczarowaniu Tannis rysy dziewczynki znowu
wykrzywiła złość. – Wcale nie mam na to ochoty. Te lekcje są okropnie…
monotonne. Chyba wiesz, co mam na myśli. – Nie uszło uwagi Tannis, że Amy
zmierzyła ojca nieprzyjaznym spojrzeniem. Postanowiła ratować sytuację.
– Za moich szkolnych czasów jedna z koleżanek akompaniowała chórowi, do
którego należało wielu fajnych chłopców. Często się z nimi umawiała. Żałowałam
z całego serca, że nie umiem grać na pianinie.
Amy popatrzyła na Tannis z zainteresowaniem, ale głośno oznajmiła:
– Masz okazję to nadrobić. Zastąp mnie podczas lekcji.
W tej samej chwili drzwi otworzyły się szeroko i do kuchni wpadł mały Jebbie.
– Cześć, Tannis! Zjesz z nami kolację?
– Cześć, Jebbie. Bardzo chętnie. – Tannis z ulgą przyjęła powrót chłopca.
Zaczynała powoli żałować, że dała się namówić na wizytę u Hayesów. – Co u
ciebie?
– Wszystko dobrze. Ja i Miles wzięliśmy dziś prysznic po lekcji pływania, całkiem
samodzielnie, w zamykanych kabinach.
– Doroślejesz z dnia na dzień, prawda? – spytała z naciskiem Tannis i patrzyła na
chłopca, udając wielkie zdumienie.
– No. – Jebbie energicznie kiwnął głową z niezłomną pewnością siebie
uradowanego sześciolatka. Kiedy się uśmiechnął, Tannis zauważyła, że brakuje mu
zęba. Chłopczyk pokazał jej ogromną rękawicę. – Gram teraz w baseball. Dziś
udało mi się odbić wszystkie podania.
– I co z tego? – prychnęła Amy. – Każdy głupi potrafi odbić dobrze podaną piłkę.
– Właśnie, że nie! – odparł wojowniczo Jebbie. Najwyraźniej miał ochotę pokazać
siostrze język.
– Muszę przyznać ci rację, Jebbie. Sama byłam zawsze marnym zawodnikiem.
Puszczałam niemal wszystkie piłki.
Tannis przyciągnęła chłopca do siebie i przyjacielskim gestem zwichrzyła mu
krótko i modnie obcięte włosy. Ponad jego głową porozumiewawczo mrugnęła do
Amy, mając nadzieję, że córka Toma uzna to za dyskretną zachętę do
pobłażliwości właściwej osobom starszym i dojrzalszym. Ku jej zadowoleniu Amy
odpowiedziała znaczącym uśmiechem. Nastrój gościa i domowników od razu się
poprawił. Tannis gawędziła przyjaźnie z dziećmi, gdy Tom postawił przed nimi
potrawkę z kurczaka i doskonale przyprawioną sałatkę ze szpinaku.
– Gdzie się nauczyłeś tak gotować? – zapytała Tannis, ledwie zaczęła jeść.
– Z książek kucharskich – odparł spokojnie Tom.
– To prawda – potwierdziła Amy – ale był już taki moment, mniej więcej rok temu,
kiedy zaproponowałam tacie, że podejmę się gotowania.
– Mieliśmy po dziurki w nosie tych wstrętnych parówek – dorzucił Jebbie.
– Parówki bardzo mi smakują – odparł Tom, wzruszając ramionami.
– Mnie również – oznajmiła Amy. Pokiwała głową z politowaniem, ale patrzyła na
ojca życzliwie. – Chodzi o to, że wcale nie muszę ich jeść codziennie, tatku.
Po kolacji Tannis sprawnie zapędziła dzieciaki do kuchni, żeby pomogły ojcu w
zmywaniu. Potem rozsiedli się na kanapie i zagrali w loteryjkę. Amy okazała się
najlepsza, a Jebbie pozieleniał z zazdrości. Rozegrali więc z kolei partyjkę jego
ulubionej, prościutkiej gry w karty. Pobił wszystkich i wyraził głośno swoją radość.
Zrobiło się późno i Tom wysłał swoje pociechy do łóżka.
Tannis żałowała, że dzieci poszły. W ich obecności czuła się bezpieczniej. Oboje z
Tomem unikali w rozmowie trudnych tematów. Spodziewała się, że przy pierwszej
okazji sąsiad zapyta, co postanowiła w sprawie pracy, którą jej zaproponował.
Przeczuwała, że nie będzie zadowolony z odpowiedzi. Krążyła po pokoju,
zaglądając do porozkładanych tu i ówdzie książek oraz czasopism. Nagle dobiegł ją
głos stojącego z tyłu Toma.
– Czy zastanawiałaś się nad moją propozycją?
– Owszem. – Skinęła głową. – Niestety…
– Zazwyczaj dzieci są bardzo grzeczne. Amy tylko do mnie odnosi się tak wrogo.
Nie sprawią ci kłopotu. Byłbym spokojniejszy, mając pewność, że są pod opieką
osoby godnej zaufania.
Tannis przeżywała ciężkie chwile. Bardzo chciała pomóc Tomowi, oszczędzić mu
kłopotów i wypełnić daną Mary obietnicę. Poza tym naprawdę lubiła Amy i
Jebbie'ego. Gdyby to było takie proste…
– Tom, nie mogę – powiedziała, odwracając się i ze smutkiem kręcąc głową.
Umilkł na chwilę. – Chciałabym… Wiesz, że jestem bardzo do nich przywiązana.
Niestety, to wykluczone.
– Dlaczego? – wypytywał Tom. Zawziętość malująca się na jego twarzy
dowodziła, że nie dał za wygraną.
Tannis westchnęła. Postanowiła wyznać mu wszystko.
– Potrzebuję dodatkowej pracy – zaczęła wolno.
– Doskonale! W takim razie…
– Niczego nie rozumiesz. Muszę podjąć pracę w pełnym wymiarze godzin. To mi
zajmie popołudnia, soboty i niedziele. Potrzebuję znacznie większej pensji niż ta,
którą mógłbyś mi płacić za opiekę nad dziećmi.
Tom długo milczał. W głębokiej ciszy słychać było tykanie ściennego zegara.
– Po co ci tyle pieniędzy? – zapytał w końcu.
– Przed trzema laty moja matka przeniosła się do pensjonatu dla seniorów –
odparła Tannis, splatając mocno dłonie. – Cierpi na postępujący reumatyzm. Nie
była już w stanie radzić sobie sama.
– Czyżby nie miała żadnych oszczędności? A pieniądze ze sprzedaży domu? –
Tom potrafił szybko znaleźć logiczne argumenty na poparcie własnego stanowiska.
– Owszem, miała niewielki kapitalik, ale to nie wystarczy. Niedługo zabraknie jej
pieniędzy.
– Czy wówczas będziesz musiała płacić rachunki?
– Tak.
– Istnieją tańsze domy opieki, Tannis. Próbowałaś znaleźć coś odpowiedniego?
Zapewne…
– Nie mogę jej tego zrobić – odparła niecierpliwie. – Pensjonat jest uroczy, czysty,
pachnie świeżością. Tam jest zupełnie inaczej niż w rozmaitych domach opieki,
które odwiedzałam. Poza tym mama ceni sobie towarzystwo pełnych werwy
mieszkańców swego pensjonatu. Wyobrażam sobie, jakim ciosem byłaby dla niej
kolejna przeprowadzka. Ogromnie trudno było jej rozstać się z naszym starym
domem i większością zgromadzonych tam rzeczy.
– A co z ubezpieczeniem? – dopytywał się z uporem Tom.
– Można z niego pokryć część kosztów pobytu i leczenia, ale to ciągle za mało.
– Nie przyszło ci do głowy, że matka mogłaby zamieszkać z tobą? Dom jest
obszerny. Wystarczy miejsca dla was obu.
Tannis wyczuła naganę w jego głosie. Jak śmiał ją oceniać, nie znając wszystkich
faktów?
– Moja matka i ja od dawna mamy różne poglądy na wiele spraw. Nie sądzę, żeby
pragnęła się tu sprowadzić. Muszę przyznać, że ja również nie chciałabym z nią
mieszkać.
Zapadła cisza. W pokoju zapanowała przykra atmosfera. Tom wprawdzie milczał,
ale wyraz jego twarzy był nadzwyczaj wymowny.
– Nie masz prawa mnie oceniać, Tom, bo nie wiesz, jak wyglądało nasze wspólne
ż
ycie i jakie zdanie ma na mój temat matka. Po rozwodzie, o który wystąpił
Jeremy, zrobiła mi awanturę. Oznajmiła, że jestem wyrodną córką, ponieważ
zniszczyłam to małżeństwo z powodu kilku drobnych nieporozumień.
– Tannis… – wtrącił Tom, potrząsając głową.
– Wyobraź sobie, że niewiele brakowało, abym po tamtej kłótni pobiegła do mego
eks-małżonka, żeby go błagać o przebaczenie. Jakby nie wystarczyło, że odebrał
mi wiarę w siebie i zniszczył moją miłość! Nawet gdy jego kolejne małżeństwo
okazało się nieudane, matka pozostała przy swoim zdaniu. Ilekroć ją odwiedzam,
wypomina mi, że byłam złą żoną.
Tannis potrząsnęła głową, odwróciła się i zacisnęła powieki, pod którymi czuła
piekące łzy. Powstrzymała je. Nie rozpłacze się w obecności Toma! Drgnęła,
czując dotknięcie jego dłoni na ramionach. Nie słyszała, jak podchodził.
– Tannis… – zaczął chrapliwym szeptem. Odwrócił dziewczynę ku sobie. Jego
muskularną postać dzieliło od niej zaledwie kilka centymetrów, a palący dotyk
ciepłych palców rozgrzewał skórę. Tannis nie była w stanie wykrztusić słowa. Tom
dodał po chwili: – Nie gniewaj się. Wcale nie zamierzam oceniać twego
postępowania. Nikt nie może cię zmusić, żebyś mieszkała z matką. Znam historię
twego małżeństwa. Mary trochę mi o was opowiadała. Postąpiłaś słusznie,
rozstając się z tym człowiekiem. Teraz rozumiem, dlaczego nie możesz się
zaopiekować moimi dziećmi.
– Dzięki za te słowa. – Tannis wysunęła się z ramion Toma. Gdyby nadal ją
obejmował, nie mogłaby ręczyć za siebie. Chrząknęła nerwowo i spojrzała mu w
oczy. – Chciałabym cię prosić o przysługę. – Tom pytająco uniósł brwi. – Czy
możesz napisać o mnie kilka słów? Chodzi o opinię, którą muszę dołączyć do
podania o pracę.
– Chętnie to zrobię – oznajmił z powagą. Jego twarz przybrała nagle osobliwy
wyraz. Nie był to uśmiech, lecz w zielonych oczach pojawiły się nagle wesołe
iskierki.
– Tom? – zaczęła niepewnie. – Coś się stało?
– Ależ nie. – Oczy mu pojaśniały. – Pamiętasz tamten wieczór, gdy cię
pocałowałem?
Niespodziewanie zrobiło się jej gorąco. Nigdy nie przypuszczała, że Tom zechce
do tego wrócić.
– Latami wspominałem nasz pocałunek – wyznał ochrypłym głosem. – Chciałbym
się przekonać, czy tamta namiętność nie była jedynie złudzeniem.
Otworzyła usta, by go skarcić za to zuchwałe wyznanie, ale nim zdołała wykrztusić
słowo, Tom chwycił ją w ramiona i mocno przytulił. Zabrakło jej tchu, gdy poczuła
dotknięcie silnego, muskularnego torsu i muśnięcia czułych warg na ustach.
Znieruchomiała na chwilę, lecz gdy minęło uczucie zaskoczenia, poddała się
rozszalałym zmysłom.
Tom jęknął i objął ją jeszcze mocniej. Wsunął dłoń pod luźny sweter i pieścił nagą
skórę. Drugą ręką objął udo Tannis, najwyraźniej chcąc je unieść. Posłusznie
oplotła nogą jego łydkę, jakby zamierzała wspiąć się po muskularnym ciele. Tom
wsunął biodra między jej uda. Ani na chwilę nie przerwał pocałunku, który stawał
się coraz namiętniejszy i bardziej zaborczy. Mężczyzna poruszał się rytmicznie w
tył i w przód, a Tannis kołysała się razem z nim.
Nie przyszło jej do głowy zaprotestować. Przez wiele lat tłumiła w sobie pożądanie
i tęsknotę. Starała się zapomnieć, jak gwałtownie wybuchła ich namiętność, gdy po
raz pierwszy Tom Hayes trzymał ją w ramionach. To była jedynie chwila słabości!
Od tamtej pory istniał dla niej wyłącznie jako przystojny i zacny mąż przyjaciółki,
która była jej zawsze wyjątkowo bliska.
– Przestań!
Jak mogła tak się zapomnieć? Opuściła ramiona, którymi obejmowała Toma, i
pospiesznie się odsunęła. Próbowała chwycić mężczyznę za nadgarstki, żeby
odepchnąć ręce błądzące po jej ciele.
– Dlaczego? – mruknął gardłowym głosem. Odwróciła głowę, unikając
natarczywych warg, ale Tom nie dał za wygraną i zaczął pieścić jej ucho. Tannis
zanurzyła palce w krótkich, ciemnych włosach mężczyzny i ciągnęła mocno za
czuprynę, póki jego twarz nie znalazła się w bezpiecznej odległości.
– To przecież nierozsądne – odparła. Nadal trzymała Toma za włosy. On jednak
natychmiast wykorzystał fakt, że przestała odpychać jego ręce. Objął Tannis i
przytulił z całej siły. Obojgu zabrakło tchu, kiedy ich ciała ponownie się zetknęły.
Niespodziewanie Tom wybuchnął krótkim, spazmatycznym śmiechem.
– Mam wrażenie, że to najrozsądniejszy postępek, na jaki się w tej sytuacji
zdobyłem.
– Wiesz, co mam na myśli – szepnęła Tannis. Popatrzyła mu w oczy i poczuła się
całkiem bezbronna. Mimo woli zauważyła, że tęczówki, które z daleka wydawały
się zielone, stanowią w gruncie rzeczy cudowną kompozycję barwnych plamek –
brązowych, czarnych, złocistych i szmaragdowych.
– Po co tracić czas na rozmowy, Tannis? Pocałuj mnie.
Tannis z rozkoszą wsłuchiwała się w swoje imię szeptane czule przez Toma, lecz
zachowała jeszcze dość rozsądku, by odmówić jego prośbie. Pokręciła głową,
próbując się otrząsnąć z hipnotycznego zauroczenia.
– Nie. Wyszlibyśmy na idiotów, angażując się teraz uczuciowo.
Wreszcie coś do niego dotarło. Podniósł wzrok i rzucił jej drwiące spojrzenie.
Chłód, który emanował z zielonych oczu, przyprawił ją o nieprzyjemny dreszcz.
– A kto tu mówi o więzach uczuciowych? Pragnę ciebie, ty mnie również. Żadnych
uczuć, żadnego ryzyka. Idealny układ. – Pochylił głowę, by znowu pocałować
Tannis. Potrafił jej zawrócić w głowie, ale czar prysnął niespodziewanie. Nie
oddała pocałunku. Szybko się opamiętała.
Tom nieświadomie odkrył jej czuły punkt, swego rodzaju piętę Achillesową. Po
rozwodzie Tannis była całkiem załamana. Od tamtej pory nikogo nie pokochała.
Rzuciła się w wir pracy i przez kilka lat nie zaprzątała sobie głowy rozważaniami o
przyszłości. Sugestia Toma sprawiła, że nie mogła dłużej chować głowy w piasek.
Gdyby znowu kogoś pokochała, musiałaby oddać mu serce i zdobyć się na
zaufanie. Nie sądziła, by to było możliwe. Gdyby po raz drugi jej marzenia legły w
gruzach, chybaby tego nie przeżyła. Uwolniła się z objęć mężczyzny i szybko
cofnęła się o kilka kroków. Przystanęła i spojrzała mu prosto w oczy.
– Nie masz racji, Tom. Nie byłby to wcale idealny układ, przynajmniej dla mnie. –
Odwróciła się i przez ciemną kuchnię dotarła do drzwi. Chwyciła palto. Tom nie
pospieszył za nią. Tannis zdusiła w sobie ukrywaną w najciemniejszym zakątku
serca idiotyczną nadzieję, że przystojny sąsiad zacznie ją błagać, by została, i mocą
swego uczucia pokona słabnący opór.
Tannis chętnie spacerowała po kolacji. Tom często obserwował sąsiadkę podczas
jej spacerów i kąpieli. Czuł się jak maniak lub opętany żądzą bohater jednego z
wyświetlanych późną nocą dreszczowców. Nie zaniechał podglądania Tannis
nawet po niespodziewanym wybuchu namiętności. Zdawał sobie sprawę, że będzie
go unikała po tym, co między nimi zaszło, ale był zdecydowany nie dopuścić do
zerwania tej znajomości.
Jako prawnik zdawał się często na wyczucie oraz intuicję i doskonale na tym
wychodził. Szósty zmysł podpowiadał mu, że nie wolno rezygnować z Tannis.
Tom unikał na razie dokładniejszej analizy swoich motywów i racji.
Minęło kilka dni od pamiętnej kolacji. Czwartkowy wieczór Amy i Jebbie
postanowili spędzić u kolegów. Na widok Tannis ubranej w dres i sportowe buty
Tom otworzył drzwi wejściowe i ruszył w stronę furtki. Dziewczyna zaniemówiła,
gdy podszedł bliżej. Na jej twarzy pojawił się wyraz paniki; strach wyglądał z
niebieskich oczu. Opanowała się w końcu i powitała go słabym uśmiechem.
– Dobry wieczór, Tom.
– Cześć. Mogę się do ciebie przyłączyć? Pomyślałem, że idziesz na spacer i
postanowiłem zrobić to samo. Dobry przykład zawsze działa. Trzeba dbać o
kondycję.
– Proszę bardzo – odparła, unikając jego wzroku. – Wydawało mi się, że ćwiczysz
rano na przyrządach gimnastycznych.
– Owszem. Wstaję godzinę wcześniej, żeby mieć trochę czasu dla siebie, nim
wpadnę w domowy kierat.
Cholera! Nie powinien był wspominać o kondycji fizycznej. Tannis nie od dziś
znała jego przyzwyczajenia i rozkład dnia. Nerwowo szukał jakiegoś wykrętu.
– Zjedliśmy dziś obfitą kolację. Muszę stracić trochę kalorii.
Tannis nadal stała na chodniku, przyglądając się Tomowi z dziwnym uśmiechem.
Ruszyła dopiero wtedy, gdy ujął ją za łokieć. Natychmiast się od niego odsunęła i
narzuciła ostre tempo marszu. Tom ukradkiem obserwował jej zgrabną, apetycznie
zaokrągloną sylwetkę. Ciekawe, jak by wyglądała bez obszernej bluzy. Mimo
zmęczenia spacerem jego ciało natychmiast zareagowało na niewczesne rojenia.
Dość tych głupstw! Lepiej, by Tannis się nie zorientowała, że spaceruje z facetem,
który bezwstydnie ją podgląda i ukradkiem pożera wzrokiem.
– Pamiętasz, jak zapytałem, co sądzisz o Charliem Swansonie? Poradziłaś, żebym
go zaprosił do nas.
– Nie sądzę, żebym tak to ujęła. – Zdziwiona Tannis uniosła brwi. – Powiedziałam
tylko, że lepiej zaprosić kolegę syna do domu, niż pozwolić Jebbie'emu na wizytę u
rodziny, która nie ma najlepszej opinii. Jak postąpiłeś?
– Zaprosiłem Charliego. Ten chłopak to żywe srebro, prawda?
– Racja. – Tannis parsknęła śmiechem. – Czy wasz dom przetrwał tę inwazję?
– Pozwoliłem chłopakom szaleć w piwnicy – relacjonował Tom. Z ulgą spostrzegł,
ż
e Tannis nareszcie się odprężyła. – Gdy po raz kolejny dobiegł mnie straszliwy
łomot, wkroczyłem do akcji, by sprawdzić, co się tam dzieje.
– No i?
– Stare zabawki i rupiecie walały się po wszystkich kątach, a chłopcy siedzieli na
półkach i udawali spadochroniarzy gotowych do skoku. Zamiast spadochronów
użyli poduszek.
– Jak zareagowałeś? – Popatrzyła na niego oczyma okrągłymi z ciekawości. Tom
uśmiechnął się z ponurą satysfakcją.
– Charlie poznał dzięki mnie uroki wielkiego sprzątania. Piwnicę mam teraz w
idealnym porządku. Ale to nie koniec opowieści. Wieczorem Jebbie bawił się
ż
ołnierzykami podczas kąpieli. Przemawiał do nich. Usłyszałem kilka
interesujących zdań.
– Możesz zacytować? – Znowu się roześmiała. Tom spełnił jej prośbę.
– Chyba mnie nabierasz! – wykrzyknęła.
– Wcale nie. Jebbie powiedział mi, że nauczył się tego od Swansona.
– Ciekawe, skąd Charlie zna takie wyrażenia – rzuciła ironicznie.
W odpowiedzi Tom tylko wzruszył ramionami.
– Ciarki mnie przechodzą, gdy pomyślę, w jakiej rodzinie wychowuje się ten
dzieciak. – Tannis westchnęła. – Jak zareagowałeś?
– Wytłumaczyłem Jebbie'emu, że prawdziwy mężczyzna nie musi używać takich
słów, by inni czuli przed nim respekt. Oznajmiłem, że przekleństwa są dobre tylko
dla mięczaków – Tannis z aprobatą skinęła głową. Tom niespodziewanie zmienił
temat: – Znalazłaś pracę?
Natychmiast pożałował swego pytania. Tannis posmutniała i opuściła głowę.
– Zaklepałam sobie niezłą posadę. Pod koniec tygodnia mam się zgłosić w
restauracji „Emporium” serwującej owoce morza.
– Będziesz kelnerką?
– Nie od razu. Zacznę jako hostessa. Dopiero po kilku miesiącach pójdę na kurs
podawania do stołu. Chciałabym awansować jak najszybciej, bo restauracja cieszy
się dużym powodzeniem. Zatrudnione tam dziewczyny twierdzą, że wychodzą na
swoje dzięki wysokim napiwkom.
– Dwa etaty to ogromny wysiłek – stwierdził ostrożnie Tom. Nie chciał
przestraszyć Tannis, lecz obawiał się, że dziewczyna wkrótce opadnie z sił przy tak
intensywnym trybie życia.
– Wiem – odparła posępnie – ale nie mam innego wyjścia.
Tom zaczął opowiadać anegdoty o swojej pracy, żeby ją rozweselić. Wspominał
rozmaite sprawy majątkowe. Przy okazji padło imię Mary, która przez jakiś czas
zajmowała się jego archiwum.
– Tak, pamiętam. Była niesłychanie energiczna. –Tannis smutno pokiwała głową. –
Przewodniczyła komitetowi rodzicielskiemu i parafialnej komisji charytatywnej,
działała także w ognisku muzycznym. Wyznała mi kiedyś, że czuje się jak artystka
cyrkowa żonglująca mnóstwem piłeczek.
– Mary uwielbiała działać i organizować. Miała tyle obowiązków, że nieustannie
balansowała na granicy kompletnego chaosu. – Tom nie rozumiał, dlaczego nie
odczuwa bólu, rozmawiając z Tannis o zmarłej żonie.
– Kiedy się poznałyśmy, od razu zaczęła snuć w związku ze mną pewne plany –
oznajmiła żartobliwie Tannis. W jej głosie pobrzmiewała wielka serdeczność. –
Postanowiła za wszelką cenę zburzyć mur, który wzniosłam wokół siebie po
rozwodzie, i wciągnąć mnie w wir życia towarzyskiego.
– Starała się, jak mogła – przyznał Tom. – Pamiętasz obiad, na który zaprosiła
ciebie i tego faceta z sąsiedniej ulicy, który ma dziewięć kotów? Nigdy nie
zapomnę twojej miny, gdy opowiadał o problemach ślicznej Muffet, mającej
kłopoty z odruchem wymiotnym po wylizaniu futerka, albo kiedy ubolewał nad
ceną nowej karmy, która przyspieszyła rekonwalescencję kocura chorego na
pęcherz.
– Zawdzięczam ci ocalenie – przypomniała Tannis. – Stwierdziłeś niby
przypadkiem, że jestem uczulona na kocią sierść.
– Facet zmył się dziesięć minut później – dodał Tom z uśmiechem.
– Chyba nigdy ci się nie odwdzięczyłam za tamtą przysługę.
– Wręcz przeciwnie. To ja mam wobec ciebie dług wdzięczności. – Tom nagle
posmutniał. – Gdy Mary zachorowała, nie poradziłbym sobie bez twojej pomocy.
Zajmowałaś się dziećmi, pomagałaś w pracach domowych, siedziałaś przy Mary,
gdy byłem kompletnie wykończony, i…
– Nie zrobiłam…
– Zrobiłaś bardzo dużo – upierał się Tom. – Przeżyłaś to z nami. Byłaś dla Mary
najlepszą przyjaciółką, jaką można sobie wyobrazić.
Oboje zamilkli. Stracili ochotę do rozmowy. Zakończyli spacer, nie mówiąc ani
słowa oprócz cichego „dobranoc”. Tannis pobiegła ku drzwiom swego domu. Tom
chciał ją zawołać i poprosić o spotkanie, ale obawiał się, że dziewczyna odmówi.
Przed tygodniem nie najlepiej się zachował, próbując egoistycznie wykorzystać jej
zmysłową naturę. Dzisiejsza rozmowa pomogła mu naprawić tamten błąd i
odzyskać jej zaufanie. Postanowił zacząć wszystko od nowa.
ROZDZIAŁ TRZECI
Minęły dwa miesiące. Późnym popołudniem znużona Tannis układała w specjalnej
teczce przyniesione do domu klasówki, które właśnie skończyła poprawiać.
Zerknęła na zegar. Czas szykować się do drugiej pracy. Miała nadzieję, że zdąży
jeszcze przygotować sobie kanapkę i przekąsić coś, gdy będzie się przebierała w
mundurek hostessy.
Nie… Przygotowanie posiłku wymagało zbyt wiele zachodu. Poza tym wcale nie
była głodna. Gdy wspinała się z trudem po schodach wiodących do sypialni,
przyszło jej do głowy, że utrata apetytu stanowi jedną z niewielu jasnych stron
harówki na dwóch etatach. Była tak zapracowana, że nie miała czasu myśleć o
jedzeniu. W ciągu ośmiu tygodni schudła pięć kilogramów i mogła nosić ubrania o
numer mniejsze niż przedtem. Była z tego bardzo zadowolona, chociaż znajomi
twierdzili, że okropnie zmizerniała.
Mundurek hostessy przesiąkł zapachem restauracyjnej kuchni, mimo że Tannis
czyściła go starannie po powrocie do domu i prała w każdą sobotę. Poświęcała
drugiej pracy cztery popołudnia i wieczory tygodniowo. Przebierając się,
odruchowo zerknęła w lustro. Bordowy kolor mundurka nie pasował do jej rudych
włosów. Zresztą czy to ważne; i tak nie miała się dla kogo stroić.
Nim minęły trzy kwadranse, była już w restauracji. Weszła do kuchni, pocierając
skronie. Próbowała zapomnieć o dokuczliwej migrenie i skupić się na pracy.
Pieczenie w gardle stanowiło pierwszy sygnał przeziębienia, ale Tannis nie miała
czasu się tym przejmować. Zerknęła ku wejściu, by sprawdzić, czy nie zjawili się
nowi goście, i ruszyła do stolików w głębi restauracji. Pospiesznie zmieniła obrusy
i zastawę. Przypomniała jednej z kelnerek, że obsługiwani przez nią goście proszą
o rachunek. Od drzwi dobiegł donośny odgłos dzwonka. Podeszła, by powitać
klienta.
Podniosła wzrok, przywołała na twarz wymuszony uśmiech i zdrętwiała, widząc
przed sobą Toma.
– Witaj. Zapraszam do naszej restauracji. Za chwilę znajdę ci wolny stolik –
wyrecytowała i odwróciła się na moment, by wydać resztę, na którą czekały dwie
starsze panie. Monety leciały jej z rąk, jakby straciła czucie w palcach. Miała
wrażenie, że oblewa się rumieńcem. Co za pech!
Nie rozmawiała z Tomem od tamtego wieczoru, gdy przyłączył się do niej podczas
spaceru. Widywała go tylko przelotnie, gdy wsiadał do samochodu lub szedł do
domu. Śnił jej się kilka razy. To były sny erotyczne. Po przebudzeniu ogarniał ją
smutek i poczucie osamotnienia. W takich chwilach pragnęła mimo woli, by sen
zmienił się w jawę, lecz zdawała sobie sprawę z daremności takich rojeń. Tysiące
razy z wściekłością przeklinała w duchu zielonookiego donżuana, który zburzył jej
wewnętrzny spokój osiągnięty z tak wielkim trudem. Nim Tom ją pocałował,
naprawdę wierzyła, że w jej świecie nie ma miejsca dla żadnego mężczyzny.
Skończyła wydawać resztę starszym paniom i podbiegła do regału, na którym
leżały karty dań. Wzięła jedną z nich i wróciła do Toma. Uśmiechnęła się szeroko i
opanowała drżenie rąk.
– Przyszedłeś sam? Tam jest wolny stolik – wskazała mu kierunek i odwróciła się.
– Tannis. – Tom chwycił ją za łokieć. – To nie ma sensu.
– O co ci chodzi? – Poczuła ciepło jego dłoni przez tkaninę żakietu. Ogarnęło ją
dziwne oszołomienie. Próbowała się opanować i uwolnić ramię z mocnego uścisku,
ale Tom nie dawał za wygraną.
– Kelnerowanie w tej restauracji nie ma sensu.
– Nie jestem kelnerką, tylko hostessą. Żadna praca nie hańbi. Uważam, że to, co
robię, jest bardzo ważne. – Tannis ruszyła w stronę stolika, który mu wskazała.
Tom podążył za nią, nadal trzymając ją za łokieć.
– Nie udawaj idiotki. Straciłaś na wadze i masz cienie pod oczami. Musisz być
kompletnie wykończona. Na dłuższą metę nie podołasz takiej harówce.
Tannis obawiała się, że Tom ma rację, ale z dumą podniosła głowę i odparła
zdecydowanie:
– Nie sądzę, by troska o potrzeby mojej matki dowodziła, że jestem idiotką. Poza
tym nie mam wyboru.
– Załatwię ci nisko oprocentowany kredyt – zaproponował.
– Ciekawe, na jak długo wystarczy tych pieniędzy. Potrzebuję stałego dochodu. –
Spojrzała ponad ramieniem Toma i dostrzegła właściciela restauracji, stojącego w
drzwiach kuchni. Patrzył na nią karcącym wzrokiem. Dodała z irytacją: – Zajmij
miejsce i pozwól mi odejść. Przez ciebie podpadnę szefowi i ściągnę sobie na
głowę nowe kłopoty.
– Miałem dobre intencje. Chciałem ci zaproponować pomoc – tłumaczył się Tom.
Puścił jej łokieć i opadł na krzesło. Gdy Tannis się odwróciła i chciała odejść,
poczuła, że smukłe palce obejmują jej nadgarstek. Musiała przystanąć.
– Przed paru laty bardzo nam pomogłaś. Dlaczego nie chcesz, żebym ci się
odwdzięczył?
Tannis doznała olśnienia. A więc chodzi o rewanż! Tom próbuje spłacić dług
zaciągnięty podczas choroby Mary. Nie mogła pojąć, dlaczego na myśl o tym
ogarnęła ją czarna rozpacz.
– Obejdę się bez twojej pomocy – odparła. Nie spodziewała się, że jej głos zabrzmi
tak oschle. – Opiekowałam się Mary, ponieważ była mi bardzo bliska. Z tego
samego powodu pomagałam jej rodzinie. Nie życzę sobie, żebyś okazywał mi
wdzięczność.
Przez chwilę ostre słowa zdawały się wibrować w powietrzu. Oczy Toma nabrały
szmaragdowego odcienia.
Gdy się wreszcie odezwał, jego głos był zimny i odpychający. Tannis pojęła, że
nieświadomie dotknęła czułego miejsca i śmiertelnie obraziła swego sąsiada.
– Wybacz. Pomyliłem się – oznajmił. – Zapomnijmy o mojej propozycji.
Tannis nie mogła zapomnieć o niedawnym spotkaniu z Tomem. Minął tydzień.
Przeziębienie dokuczało jej coraz bardziej. Musiała zebrać wszystkie siły, by
walczyć z chorobą. Był dopiero czwartek. Z trudem przywlokła się ze szkoły do
domu i opadła na kanapę stojącą w pokoju dziennym. Teczka była pełna
uczniowskich prac, które należało od razu sprawdzić. Powinna natychmiast zabrać
się do ich poprawiania. Za półtorej godziny musi być w restauracji. Czuła się
fatalnie… Może krótka drzemka przywróci jej siły.
Wolno człapała po schodach. Szumiało jej w głowie, a gardło bolało okropnie.
Przez cały dzień na przemian pociła się i drżała z zimna. Zajrzała do apteczki
szukając leku, który zmniejszyłby nieprzyjemne dolegliwości. Połknęła tabletkę i
wślizgnęła się pod kołdrę. Nagle przypomniała sobie o budziku. Podniosła się i
nastawiła go na pół do piątej. Trzydzieści minut wystarczy na włożenie mundurka i
dojazd do restauracji.
Po przebudzeniu zorientowała się, że pokój tonie w ciemnościach. Ciemno?
Ogarnęła ją nagła panika. Natychmiast odrzuciła kołdrę i usiadła na łóżku. Poczuła
zawrót głowy. Wyciągnęła rękę i chwyciła się drewnianego, chłodnego wezgłowia.
Zamknęła oczy i znieruchomiała na chwilę czekając, aż ustąpi wrażenie
nieprzyjemnego kołysania. Ostrożnie uniosła powieki.
Zegar wskazywał ósmą dwadzieścia dwie.
Dwadzieścia dwie minuty po ósmej!
– Tylko nie to! – Powinna zacząć pracę o piątej. Dlaczego budzik nie zadzwonił?
W pośpiechu naciągnęła mundurek i umyła twarz zimną wodą. Bolała ją głowa.
Miała trudności z utrzymaniem równowagi i krążąc po domu, odruchowo szukała
podpory, żeby nie upaść. Myślała jedynie o tym, by wreszcie pojechać do pracy.
Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał, że owa determinacja nie świadczy najlepiej o
jej rozsądku, ale znękana chorobą kobieta rozumowała zbyt chaotycznie, by w
pełni to sobie uświadomić.
Wsiadła do samochodu i odetchnęła z ulgą. Zawroty głowy minęły. Wkrótce
zaparkowała auto w pobliżu restauracji i pobiegła do tylnego wyjścia. Przed
drzwiami musiała na chwilę przystanąć i oprzeć się o ścianę, ponieważ świat wokół
niej ponownie zaczął wirować.
Wszystko będzie dobrze. Byle tylko wziąć się do pracy.
Gdy wieszała palto w szatni i chowała torebkę do szafki, do kuchni wbiegła
zaaferowana kelnerka.
– Gdzieś ty się podziewała? – wykrzyknęła ze zdumieniem na widok Tannis.
– Zaspałam – odparła chrapliwie. Nie poznała swego głosu. Od wyjścia ze szkoły
do nikogo się nie odzywała. Opuchnięte gardło nie pozwalało wykrztusić słowa.
– Lepiej uważaj na szefa. Okropnie mu podpadłaś.
Tannis skrzywiła twarz. Trzeba przetrwać dzisiejszy wieczór. Po pracy uprosi
właściciela, by dał jej wolny dzień, zwolni się również z lekcji i poleży w łóżku.
Wolnym krokiem ruszyła wzdłuż ściany do holu, gdzie hostessy witały
restauracyjnych gości. Nim zdążyła tam dojść, drzwi otworzyły się szeroko i do
kuchni wpadł zirytowany właściciel.
– Dokąd to? – zapytał, stając w przejściu.
– Bardzo przepraszam… – Z przerażeniem słuchała własnego głosu, który
przypominał stłumiony rechot żaby. – Źle się czułam, zdrzemnęłam się i
zaspałam…
– Zaspałaś? – Okrągła twarz właściciela poczerwieniała ze złości. – Kelnerki dwoją
się i troją, bo muszą sprzątać stoliki i zmieniać nakrycia, kuchnia wydaje posiłki
czterdzieści minut po przyjęciu zamówienia, bo zamiast gotować, sam witam gości
i wydaję resztę, a ty mi mówisz, że zaspałaś?
– Przepraszam – szepnęła. – Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy…
– Jasne – warknął szef. – Nigdy więcej. Zatrudniam wyłącznie pracowników, na
których mogę polegać. Jesteś skończona, paniusiu. Już tu nie pracujesz.
– To niemożliwe! – krzyknęła przerażona Tannis. – Potrzebuję tej posady. Nie
może mnie pan zwolnić. Już nigdy się nie spóźnię.
Szef ruszył do holu.
– Mam mnóstwo roboty – rzucił na odchodnym. – Jutro masz oddać strój i odebrać
należność za ostatnie dni.
Tannis stała bez ruchu, nie mogąc zrozumieć, co oznaczają jego słowa. Wreszcie
pojęła. Została zwolniona! O Boże, co teraz pocznie? Niepewnym krokiem
podeszła do tylnych drzwi. Poczuła zawrót głowy i dotknęła czołem chłodnej
blachy.
– Hej, Tannis! Zapomniałaś o płaszczu – krzyknął za nią zmartwiony kucharz.
Podał jej palto i torebkę. – Ten drań jest zawsze bezwzględny. Nie ma ani krzty
wyrozumiałości. Źle wyglądasz, córeńko. Jedź do domu i odpocznij. Po co ci taka
robota?
– Potrzebuję tej posady – mamrotała Tannis, wracając do zaparkowanego obok
restauracji samochodu. Gdy włączyła silnik, poczuła łzy spływające po policzkach.
Zbliżał się termin zapłacenia kolejnej raty kredytu zaciągniętego na dom.
Przeznaczyła na ten cel pensję hostessy. Wkrótce przyjdzie rachunek telefoniczny.
Trzeba zapłacić podatki. Na szczęście należność za pensjonat matki posłała w
pierwszej kolejności.
Skąd weźmie na wszystko pieniądze w przyszłym miesiącu?
Łzy płynęły coraz obficiej. Tannis zaczęła dygotać i szlochać. Jechała powoli. Z
trudem dostrzegała pasy na jezdni. Szumiało jej w głowie. Odetchnęła z ulgą, gdy
zatrzymała się przed swoją bramą.
Dom Toma stał na skraju osiedla, przy ulicy, która kończyła się pętlą. Ruch był tu
niewielki. Tom widział przejeżdżające od czasu do czasu samochody z okna
gabinetu. Czytał właśnie testament jednego z wiekowych klientów, który niedawno
zmarł.
Nie potrafił się dziś skupić na pracy. Od chwili gdy mimochodem dostrzegł z
daleka sylwetkę wsiadającej do małego auta szczupłej, niewysokiej sąsiadki,
nieustannie wspominał niedawny pocałunek. Widział tę pamiętną scenę wyraźnie
jak na filmie.
Pocałował Tannis, ona zaś namiętnie oddała pocałunek. Chwilami odczuwał
wyrzuty sumienia wobec zmarłej żony, ale zdawał sobie sprawę, że Mary nie
miałaby nic przeciwko temu, by znowu dzielił życie z jakąś kobietą. Istota tak
łagodna i kochająca jak ona na pewno cieszyłaby się jego szczęściem. Tom był
jednak przekonany, że czym innym jest związek z osobą nowo poznaną, czym
innym zaś pożądanie najbliższej przyjaciółki Mary. Zmysłowe rojenia o Tannis nie
dawały mu spokoju.
Był zrozpaczony, gdy ta samowolna, uparta i dumna kobieta nie chciała przyjąć
jego pomocy. Postąpiła tak samo jak Mary, która, nie zważając na jego namowy,
odrzucała wszelkie możliwości tradycyjnego leczenia groźnej choroby. Zrobiła tak,
jak chciała; leczyła się u znachorów i zielarzy, a w końcu umarła.
Kolejny samochód minął okno Toma, który odruchowo uniósł głowę, rozpoznając
charakterystyczny warkot silnika. Tannis wróciła.
Jechała z wyłączonymi światłami!
Czy nie powinna być teraz w pracy? Jak można jeździć bez świateł? Przecież jest
ciemno. Zmierzch zapadł przed kilkoma godzinami. Tom odsunął krzesło i stanął
przy oknie, obserwując auto sąsiadki, która zahamowała raptownie przed furtką.
Tom poczuł, że ogarnia go irytacja. Zastanawiał się, czy powinien wyjść z domu i
zapytać ją, co ma oznaczać to dziwne zachowanie. Tannis uchyliła drzwi auta,
wysiadła i… osunęła się na chodnik.
Wielkie nieba, czyżby miała wypadek? Zapewne reflektory zostały stłuczone. Tom
natychmiast wypadł z pokoju i pobiegł ku wyjściu. Nim dotarło do niego, co robi,
klęczał już obok nieprzytomnej Tannis. Serce waliło mu jak młotem, a w skroniach
czuł pulsowanie krwi. Nie dostrzegł żadnych obrażeń. Czyżby Tannis nagle
zachorowała? Okropnie bał się chorób i cierpienia. Od śmierci Mary nawet lekkie
przeziębienie Jebbie'ego lub Amy stanowiło dla niego wystarczający pretekst do
wizyty u lekarza. Zdawał sobie sprawę, że jego niepokój jest przesadny, ale gdy w
grę wchodziło zdrowie dzieci, nie potrafił kierować się rozsądkiem. Na widok
mdlejącej sąsiadki ogarnął go ten sam paniczny strach. Chwycił nadgarstek Tannis
i odetchnął z ulgą, wyczuwając puls. Nadal była nieprzytomna, lecz oddychała
regularnie. Nic nie wskazywało na to, by doznała jakiegoś złamania. Gdy Tom
uniósł powiekę chorej, by sprawdzić reakcję źrenicy na światło, dziewczyna
poruszyła i jęknęła.
– Tannis, to ja, Tom. Mów szybko, co się stało!
– Jestem chora – mruknęła chrapliwie. – Przeziębienie.
Tom poczuł ulgę, gdy Tannis odzyskała przytomność, a zarazem niepokój,
ponieważ było oczywiste, że to wcale nie jest zwykłe przeziębienie.
– Pomogę ci wejść do domu – rzucił, biorąc ją na ręce.
Znalazł w torebce klucz i otworzył drzwi. Bez trudu odszukał po ciemku drogę do
sypialni Tannis i ostrożnie ułożył chorą na łóżku. Była taka delikatna, krucha i
rozpalona. Gdy usiadł obok niej, poczuł lekki zapach perfum. Zirytowany własną
reakcją, sięgnął po telefon stojący na nocnym stoliku. Najpierw zadzwonił do
studentki mieszkającej w sąsiedztwie i poprosił, by przenocowała w jego domu i
przypilnowała dzieci. Antha chętnie się na to zgodziła. Amy i Jebbie poszli już
spać, postanowiła więc zabrać podręczniki, żeby się trochę pouczyć.
– Kto jest twoim lekarzem? – zapytał Tom, pochylając się nad Tannis. Poruszyła
ustami, ale dopiero po chwili wykrztusiła:
– Doktor Ellis. Prywatna klinika w centrum handlowym. – Tom doskonale znał
doktor Ellis. Leczyli się u tej samej osoby.
– Muszę wyjść na chwilę – oznajmił, chociaż nie miał pewności, czy Tannis
rozumie, co do niej mówi. Pobiegł do domu po klucze i palto. Wkrótce zjawiła się
Antha. Wyjaśnił, gdzie przenocuje, i dopilnował, by starannie zamknęła za nim
drzwi. Po powrocie do domu Tannis od razu zatelefonował do znajomej lekarki,
której nie było w domu. Zostawił wiadomość. Wkrótce usłyszał natarczywy
dzwonek. Podniósł słuchawkę natychmiast, żeby Tannis się nie obudziła.
– Słucham?
– Mówi doktor Ellis. Chciałabym rozmawiać z Tannis Carlson.
– Dobry wieczór, pani doktor. Jestem Hayes, sąsiad Tannis. – Tom odetchnął z
ulgą.
– Co się stało? – wypytywała zaniepokojona lekarka.
– Tannis utrzymuje, że się przeziębiła – wyjaśnił – ale moim zdaniem jest
poważnie chora. Ma wysoką gorączkę i potworną chrypę. Oddycha z trudem. Przed
chwilą wysiadła z samochodu i straciła przytomność.
– Jak długo choruje?
– Nie mam pojęcia. Wybiegłem z domu, gdy zobaczyłem przez okno, że mdleje.
Nie wiem, co robić. – Tom był świadomy, że w jego głosie pobrzmiewa
bezradność i panika. Doktor Ellis na pewno wiedziała, co przeżywa jej rozmówca.
– Nie ma powodu do obaw, Tom. Objawy wskazują, że Tannis jest poważnie
chora, ale wyjdzie z tego. Myślałam o wizycie domowej, ale chyba lepiej będzie,
jeśli zbadam ją w klinice. Czy może ją pan przywieźć?
– Przyjadę za pięć minut.
– Mieszkam blisko, więc dotrę tam równie szybko – zapewniła doktor Ellis i
odłożyła słuchawkę. Tannis spala, gdy Tom owijał ją w koc i niósł do samochodu.
Ocknęła się na chwilę w gabinecie lekarki. Dość przytomnie odpowiadała na jej
pytania, ale po chwili powieki zaczęły jej znowu ciążyć.
– Co dolega Tannis? – wypytywał Tom. – Czy trzeba ją umieścić w szpitalu?
– Żadnego szpitala – wtrąciła się pacjentka, otwierając szeroko oczy.
– Jeśli pani doktor Ellis tak postanowi, natychmiast cię tam zawiozę – odparł
zdecydowanie Tom.
– Wykluczone – mruknęła Tannis i popatrzyła błagalnie na lekarkę. – Nie mogę
sobie na to pozwolić.
– Moja sąsiadka pracuje na dwóch etatach, żeby opłacić pobyt schorowanej matki
w pensjonacie dla seniorów – wyjaśnił Tom, wzdychając ciężko, i dodał
zdecydowanie: – Tak czy inaczej, jeśli leczenie szpitalne jest konieczne, proszę nie
zwracać uwagi na jej protesty.
– Tannis jest poważnie chora – stwierdziła zamyślona lekarka. – Czy ktoś mógłby
opiekować się nią przez kilka dni?
– Biorę to na siebie – rzucił Tom, nie zwracając uwagi na Tannis, która energicznie
pokręciła głową.
– Tannis cierpi na zapalenie płuc, a ponadto jest wyczerpana – oznajmiła lekarka. –
Musi trochę odpocząć. Nie mam mowy o pracy na dwóch etatach. Jeśli będzie
regularnie przyjmowała lekarstwa, dobrze się odżywiała i dużo odpoczywała,
szybko odzyska siły. Podam jej teraz środek zmniejszający gorączkę. Zapiszę leki,
które powinna zażyć najpóźniej jutro rano i przyjmować aż do ostatniej tabletki.
Nie wolno przerwać kuracji, choćby nastąpiła poprawa. Tannis powinna dużo pić.
Proszę do mnie zadzwonić, gdyby w ciągu najbliższej doby stan chorej pozostał
bez zmian albo się pogorszył. W takim wypadku konieczne będzie leczenie
szpitalne.
W drodze do domu Tannis zasnęła. Spała tak głęboko, że nawet się nie poruszyła,
gdy Tom niósł ją do sypialni. Mężczyzna odsunął kołdrę i delikatnie ułożył chorą
na łóżku. Przysiadł obok, zdjął jej pantofle i odstawił je do szafki. Przez chwilę
wpatrywał się w drobną postać opatuloną wielkim kocem.
Westchnął ciężko. Mógł, rzecz jasna, położyć Tannis do łóżka w ubraniu, ale z
pewnością byłoby jej niewygodnie. A niech to diabli… Przyznał w duchu, że ma
ochotę rozebrać chorą sąsiadkę nie tylko dlatego, że troszczy się o jej wygody.
Pragnął ją zobaczyć nagą, choćby realizacja tego marzenia miała nastąpić bez jej
woli i wiedzy.
Zachował jeszcze dość rozsądku, by pomyśleć o tym, w co ją przebierze. Zajrzał do
szuflady w poszukiwaniu nocnej koszuli. Następnie powoli zdjął Tannis sweter,
bluzkę i podkoszulek. Zrobiło mu się gorąco, kiedy, rozpinając spodnie, musnął
drżącymi palcami nagą skórę.
Wpatrywał się zachłannie w śpiącą kobietę, która miała na sobie tylko koronkową
bieliznę. Od razu spostrzegł, że schudła bardziej, niż przypuszczał. Była poważnie
chora! Poczuł lęk i wściekłość. Natychmiast wziął się w garść. No i proszę! Tannis
nie chciała przyjąć jego pomocy i skorzystać z taniego kredytu. Oto do czego
doprowadził niepotrzebny upór! Tom pragnął tylko oszczędzić jej kłopotów i
cierpienia.
Tak samo było z Mary.
Po chwili doszedł do wniosku, że nie ma racji. Choroba Tannis nie zagrażała jej
ż
yciu. To było oczywiste. Tom popatrzył na niemal obnażoną dziewczynę, na jej
piersi okryte cienką koronką stanika, przez którą prześwitywały ciemne sutki.
Nagle zabrakło mu tchu. Dość! Zdał sobie sprawę, że postępuje nielojalnie wobec
Tannis. Obawiał się, że wkrótce przestanie nad sobą panować.
Ostrożnie włożył chorej koszulę i okrył jej biust cienką tkaniną, nim sięgnął do
zapięcia stanika. Zdjął go ostrożnie, obciągnął miękki materiał na smukłe nogi,
ułożył je wygodnie na posłaniu, a potem starannie otulił dziewczynę kołdrą i
ciepłym kocem.
Tannis obudziła się w środku nocy. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Miała
okropne pragnienie. Gdy usiadła, by zerknąć na budzik, poczuła zawrót głowy.
Niemal w tej samej chwili zapaliła się nocna lampka.
– Wszystko w porządku, Tannis – zapewnił męski głos. Odruchowo zasłoniła oczy
porażone zbyt ostrym światłem. Natychmiast poznała głos Toma.
– Co robisz o tej porze w mojej sypialni? – dopytywała się, walcząc z chrypą i
bólem gardła.
– Opiekuję się chorą sąsiadką. Chcesz pić?
Tannis skinęła głową. Opuściła rękę zasłaniającą oczy i zmrużyła powieki. Ujrzała
niewyraźnie męską dłoń podsuwającą jej szklankę, lecz gdy spróbowała usiąść na
łóżku, pokój niespodziewanie zawirował. Całkiem opadła z sił. Czuła się bezradna
jak nowo narodzone dziecko.
Tom zdawał się rozumieć, co odczuwa jego podopieczna. Objął ją ramieniem i
uniósł wolno. Tannis była wprawdzie bardzo chora, lecz gdy oparła się plecami o
szeroki tors mężczyzny, nie pozostała obojętna na jego bliskość. Tom przysunął
szklankę do jej warg. Piła chciwie. Chłodny napój łagodził ból gardła.
Gdy odstawił szklankę, Tannis opadła bez sił na poduszkę. Nagle znieruchomiała.
Nie mogła zrozumieć, dlaczego ma na sobie koronkową nocną koszulę. Od lat jej
nie wkładała. Najchętniej sypiała w olbrzymich, bawełnianych podkoszulkach.
– Jak…? Skąd to…? – szepnęła, usiłując przezwyciężyć chrypę. Tom bez trudu
pojął, o co chodzi Tannis. Usiadł na brzegu łóżka i spojrzał jej w oczy.
– Po przyjeździe z kliniki przebrałem cię w nocną koszulę. Pomyślałem, że będzie
ci wygodniej.
– Z kliniki?
Daremnie próbowała sobie przypomnieć, co się z nią działo. Ostatnim wyraźnym
wspomnieniem była nieszczęsna awantura w restauracji. Co powiedział Tom?
Dlaczego ją przebrał w nocną koszulę? Nie potrafiła się w tym połapać. Uczepiła
się innej myśli.
– Byłam u lekarza?
– U doktor Ellis. Nie pamiętasz, jak wróciłaś do domu z restauracji? – Zmartwiona
Tannis bezradnie pokręciła głową. – Przyjechałaś samochodem. Nie włączyłaś
ś
wiateł. Wyjrzałem przez okno, gdy mijałaś mój dom. Zahamowałaś gwałtownie
przed furtką, wysiadłas z auta i natychmiast zemdlałaś.
Wielkie nieba! Tannis zauważyła niepokój w oczach Toma i domyśliła się od razu,
jak bardzo poruszyła go ta niespodziewana choroba. Przecież Mary… Z trudem
wyciągnęła rękę i współczującym gestem dotknęła jego kolana.
– Przykro mi, że cię przestraszyłam.
– Wiem. – Duża, ciepła dłoń mężczyzny objęła jej palce.
– Wracaj do domu. Dam sobie radę – oznajmiła Tannis.
Opiekuńczy sąsiad zmierzył ją surowym spojrzeniem.
– Na wypadek, gdybyś nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji, muszę cię
uprzedzić, że jesteś bardzo chora. Doktor Ellis badała cię w swoim gabinecie i
powiedziała, że przez kilka dni będziesz potrzebowała opieki. Obiecałem, że się
tobą zajmę.
– Twoje dzieci…
– Jest z nimi opiekunka. Przenocuje u nas.
– Nie musisz przy mnie siedzieć. Potrafię o siebie zadbać – szepnęła Tannis.
Okropnie bolało ją gardło, a powieki stawały się coraz cięższe. Tom przykrył ją
kołdrą aż po szyję i zgasił lampę.
– Śpij, Tannis. Masz zapalenie płuc. Obiecałem doktor Ellis, że będę się tobą
opiekował, i dotrzymam słowa. – Po chwili dodał uszczypliwie: – Skoro to, co
ostatnio wyprawiasz, ma stanowić dowód, że umiesz zadbać o siebie, ciekawe, jak
w twoim przypadku wyglądałyby umartwienia.
– Idź do domu. Sama dam sobie radę – powtórzyła zirytowana jego docinkami. W
głowie jej się mąciło. Nie mogła sobie przypomnieć, o czym chciała go
przekonać…
ROZDZIAŁ CZWARTY
W ciągu nocy Tannis budziła się jeszcze dwukrotnie i za każdym razem Tom
podawał jej coś do picia. Nie odzywała się. Miał wrażenie, że nie zdaje sobie
sprawy, kto nad nią czuwa. Gdy około siódmej ostrożnie układał ją na poduszce,
ś
cisnęła nagle jego ramię z siłą, o którą nigdy by nie podejrzewał ciężko chorej
osoby.
– Strój… mundurek hostessy. Muszę go dziś oddać. Właściciel restauracji nie da
mi czeku, jeśli tego nie zrobię. Muszę odwieźć strój…
– Ja się tym zajmę – oznajmił Tom, żeby ją uspokoić, chociaż nie był pewny, czy
znajdzie czas. Tannis nadal się denerwowała.
– Potrzebuję pieniędzy. W tym tygodniu muszę spłacić kolejną ratę kredytu… –
mamrotała uparcie.
– Obiecuję dopilnować wszystkiego. Później omówimy szczegóły – uspokoił ją
ponownie.
Była ogromnie zaniepokojona. Czyżby jej sytuacja finansowa przedstawiała się aż
tak źle? Tom zdawał sobie sprawę, że jego sąsiadka nie jest osobą zamożną.
Potwierdzały to nowiny znoszone przez dzieciaki oraz argumenty, które usłyszał,
gdy odrzuciła jego ofertę pracy. Gorączkowy niepokój Tannis dowodził, że
dziewczyna ma poważne kłopoty i ledwie wiąże koniec z końcem.
– Nie zdołasz wszystkiego załatwić. – Uścisk rozpalonych dłoni zelżał.
Przestraszony Tom ujrzał wielkie łzy w oczach Tannis. Ciężkie powieki opadały
powoli.
– Tannis! – krzyknął i chwycił dziewczynę za ramię, nie pozwalając jej zasnąć. –
Co się stało? Dlaczego płaczesz?
– Och, Tom – odparła, spoglądając na niego żałośnie. – Straciłam pracę. Spóźniłam
się i właściciel restauracji natychmiast mnie zwolnił. – Łzy płynęły coraz obficiej.
Kasztanowate włosy na skroniach stały się wilgotne. – Błagałam, żeby dał mi
jeszcze jedną szansę, powiedziałam, że jestem chora, ale i tak mnie wyrzucił. Co ja
teraz zrobię?
Tom poczuł wzbierający gniew. Jeden rzut oka wystarczył, by uznać Tannis za
osobę godną zaufania. Czy to ma ujść restauratorowi na sucho? Walczył z pokusą,
by pognać natychmiast do tego drania i skręcić mu kark. Łagodnym ruchem otarł
zalane łzami oczy Tannis.
– Coś wymyślimy, gdy wyzdrowiejesz. Nie przejmuj się, kochanie. Zamknij oczy i
ś
pij. Wszystko się ułoży. – Marna to była pociecha, lecz ku zdziwieniu Toma
spełniła swoje zadanie. Tannis zasnęła głęboko, a Tom pogrążył się w
rozmyślaniach. W końcu doszedł do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli wpadnie do
domu, nim chora znowu się obudzi.
Tak jak przypuszczał, pilnująca dzieci Antha wspaniale dawała sobie radę.
Dzwonił do niej wczesnym rankiem i zostawił szczegółowe instrukcje. Zdążyła już
przygotować maluchom drugie śniadanie do szkoły. Jebbie wybiegł przed drzwi,
by powitać ojca.
– Antha powiedziała, że Tannis jest chora, a ty się nią opiekujesz – powiedział
chłopiec drżącym głosem.
Tom zdawał sobie sprawę, czego dotyczą obawy syna.
Na myśl o tym serce ścisnęło mu się z żalu. To niesprawiedliwe, by sześciolatek
wiedział, co znaczy lęk o zdrowie i życie osób, które są mu bliskie.
– Tannis wkrótce wyzdrowieje – zapewnił z przekonaniem w głosie. Ukląkł na
jedno kolano i przytulił syna. – Za kilka dni będziesz mógł ją odwiedzić.
Przypomniał sobie nagle, że powinien zadzwonić do szkoły i usprawiedliwić
nieobecność Tannis. Postanowił zawiadomić o jej chorobie dyrektora, którego znał
osobiście. Za życia Mary regularnie grywali razem w koszykówkę. Szybko
odnalazł numer telefonu. Miał nadzieję, że Harry Tenlow nie obrazi się, że od
samego rana zawraca mu głowę.
– Halo?
– Witaj, Harry, mówi Tom Hayes.
– Cześć, Tom! Dawno się nie widzieliśmy.
Zapadło niezręczne milczenie.
– Bardzo mi brakuje naszych rozgrywek.
Tom rozumiał, co jest powodem zakłopotania jego znajomych.
– Mam sporo obowiązków i nie starcza mi czasu na rozrywki. Dzwonię z innego
powodu.
– O co chodzi?
– Tannis Carlson jest chora. Czy wiesz, do kogo powinienem zatelefonować, żeby
zorganizować szybko zastępstwo na dzisiaj i zapewne na cały następny tydzień, o
ile rekonwalescencja się nie przedłuży?
– Dobrze trafiłeś. Sam planuję zastępstwa – oznajmił Harry, a po chwili dodał: –
Na co choruje Tannis?
– Ma zapalenie płuc. Doktor Ellis twierdzi, że to groźny przypadek, więc przez
jakiś czas Tannis powinna się oszczędzać.
– Idę o zakład, że słabo zna skrupulatną panią Carlson – mruknął Harry. – Ta
dziewczyna pracuje jak zegarek. To jedna z moich najlepszych nauczycielek. W
ogóle nie korzysta ze zwolnień lekarskich. Rzecz jasna, potrzebne będzie stosowne
zaświadczenie, ale Tannis w ogóle nie powinna się martwić tą nieobecnością.
Byłoby dobrze, gdyby w przyszłym tygodniu porozumiała się telefonicznie z
osobą, która przejmie jej obowiązki. Mam nadzieję, że nasza pacjentka szybko
odzyska siły.
– W jej teczce jest mnóstwo uczniowskich prac. Czy to ważne?
– Na razie nie. Mogę zadzwonić do ciebie w niedzielę po południu? Jeśli Tannis
poczuje się lepiej, niech zostawi wskazówki dla swoich zastępców.
– Dzięki za pomoc, Harry.
– Miło mi, że mogłem ci się jakoś przysłużyć. Opiekujesz się Tannis? – zapytał
dyrektor szkoły, nie kryjąc ciekawości.
– Trzeba pomagać ludziom – odparł wykrętnie Tom. – Szczerze mówiąc, moja
sąsiadka nie lubi być zależna od innych.
– Chyba wiem, o czym mówisz – Harry skwitował śmiechem jego słowa. Po chwili
dodał z powagą: – To wspaniała dziewczyna. Gdybym nie był szczęśliwym
małżonkiem… Nieźle trafiłeś, Hayes. Mogło być znacznie gorzej.
Tom osłupiał. Czy Harry sądzi, że mają zamiar się pobrać?
– Ja tylko pomagam sąsiadce, Harry. Jesteśmy zaprzyjaźnieni.
– Rozumiem. – Tom był przekonany, że Harry powiedział to z uśmiechem. –
Powiedz Tannis, że całe grono pedagogiczne życzy jej szybkiego powrotu do
zdrowia. Niech się o nic nie martwi. Wszystkim się zajmę. – Dziękuję. –
Zamyślony Tom odłożył słuchawkę. Po chwili zadzwonił do swojej sekretarki z
prośbą, by zrealizowała recepty, oddała mundurek hostessy i przywiozła mu do
domu część dokumentów. Przez cały czas rozważał słowa Harry'ego.
Tannis obudziła się dość późno. Blade światło zimowego słońca wpadało do
sypialni przez uchylone żaluzje. Pasy cienia i blasku układały się na kołdrze.
Tannis leżała nieruchomo, wspominając ostatnie godziny.
Co było snem, a co jawą?
Pamiętała bardzo wyraźnie okropną awanturę w restauracji. Potem już nic… jakieś
strzępy wspomnień. Przypomniała sobie, że w nocy Tom siedział przy jej łóżku i
niespodziewanie zapalił światło, które okropnie raziło ją w oczy.
Mój Boże, jaka szkoda, że to nie był tylko senny koszmar. Tannis nie miała
wątpliwości, że straciła dodatkową posadę. Czuła się tak chora i wyczerpana, że
nieprędko będzie w stanie zabrać się do szukania nowej.
Musiała podjąć ostateczną decyzję. Wydało jej się zabawne, że poszczególne
możliwości tak jasno rysują się w jej umyśle. Jedna z nich zakładała
przeprowadzkę do Culpeper oraz wynajęcie skromnego mieszkania dla siebie i
matki. W małym miasteczku ceny były o wiele niższe niż Charlottesville. Jeśli w
połowie roku uda się znaleźć pracę w szkole, nauczycielska pensja pozwoli na
wynajęcie opiekunki, która zajmie się matką. Nocami Tannis sama mogła jej
doglądać. To na szczęście nic nie kosztuje. Plan numer jeden miał sporo wad.
Matka będzie na pewno wściekła i przygnębiona kolejną przeprowadzką, a na
domiar złego życie Tannis stanie się piekłem. Ze smutkiem myślała o docinkach,
których nie szczędziła jej starsza pani. Zawsze brała stronę ukochanego zięcia.
Była przekonana, że doskonale wie, kto ponosi odpowiedzialność za rozpad
małżeństwa córki; z pewnością nie był to Jeremy.
Tannis sądziła, że plan numer jeden ma szanse powodzenia, ale niewątpliwie ona
sama przypłaci to ciężką depresją.
Postanowiła szukać innych możliwości. Brała pod uwagę wszelkie rozwiązania,
które zakładały pozostanie w Charlottesville i zatrzymanie podmiejskiego domu,
ale każdy z tych wariantów okazywał się nierealny.
Tannis ogarnęło dobrze znane poczucie bezsilności. Od wielu dni w kółko
powtarzała te same argumenty. Żaden z misternych planów nie miał szans
powodzenia.
Trzeba będzie sprzedać dom.
Westchnęła żałośnie, przygnieciona brzemieniem problemów, które przyszło jej
dźwigać na wątłych barkach. Nie ma innego wyjścia. Dom zostanie sprzedany.
Jeśli Tannis znajdzie niedrogie mieszkanie i przyjmie współlokatorkę, zdoła
opłacić pensjonat matki i zadbać o własne potrzeby, nie wyzbywając się przy
okazji ostatniego grosza. Pieniądze ze sprzedaży domu postanowiła wpłacić do
banku i zostawić na czarną godzinę. Była przekonana, że w przyszłości los także
nie oszczędzi jej kłopotów.
Tak czy inaczej plan numer dwa wyglądał dość zachęcająco. Tannis była
zadowolona, bo jego przyjęcie oznaczało,, że nie będzie musiała stawiać matki
przed koniecznością następnej przeprowadzki ani, uchowaj Boże, mieszkać z nią
pod jednym dachem.
Westchnęła ciężko i wolno usiadła na łóżku. Tym razem szczęśliwie uniknęła
zawrotu głowy, ale nadal była osłabiona. Sięgnęła po szlafrok leżący na pościeli.
Znowu pomyślała o Tomie. Bardzo jej pomógł, gdy zachorowała. Nie miała
wątpliwości, że w jego mniemaniu był to rewanż za opiekę nad Mary. Nagle
zarumieniła się ze wstydu. Tom przyznał, że to on przebrał ją w nocną koszulę
tamtego wieczoru, gdy straciła przytomność. Tannis nie była pewna, czy
kiedykolwiek odważy mu się spojrzeć prosto w oczy.
Ciekawe, gdzie on się podziewa? Poprzedniej nocy budziła się kilkakrotnie. Za
każdym razem Tom podawał jej coś do picia, uspokajał i zachęcał, by ponownie
zasnęła. Pewnie musiał wrócić do domu albo, co bardziej prawdopodobne, poszedł
do pracy.
Praca!
Tannis ocknęła się z letargu i sięgnęła po stojący obok łóżka budzik. Wskazywał
dziesiątą trzydzieści siedem.
Litości! Miała wrażenie, że czas nagle się cofnął. Czy to możliwe, by dzień po dniu
spotykało ją to samo nieszczęście? Jeżeli straci posadę w szkole…
– Dlaczego wstałaś? Marsz do łóżka! – Głos Toma zabrzmiał jak komenda
rozzłoszczonego kaprala. Sąsiad Tannis stał w odległości zaledwie paru kroków z
rękami na biodrach. Rzucił chorej groźne spojrzenie. Tannis w pierwszej chwili
posłusznie wślizgnęła się pod kołdrę, ale natychmiast się zreflektowała. Uniosła
dumnie głowę i spojrzała zuchwale w pociemniałe oczy lśniące szmaragdowym
blaskiem.
– Muszę się ubrać i pędzić do szkoły. Jestem spóźniona. Dlaczego nie nastawiłeś
budzika? – Zapomniała o chrypie, która zniweczyła cały efekt. Kto to słyszał, by
kobieta broniąca swej dumy i niezależności skrzeczała jak żaba.
Tom nie raczył odpowiedzieć na jej pytanie.
– Harry zorganizował już zastępstwo. Znalazł nauczycielkę, która podjęła się
prowadzić za ciebie lekcje przez cały następny tydzień.
– Dyrektor Tenlow… Skąd wiedział o mojej chorobie? – Poczuła ostry ból gardła i
wyczerpana opadła na łóżko. To było ponad jej siły. W ciągu jednej doby starannie
uporządkowany świat został nagle wywrócony do góry nogami. Tom podszedł
bliżej i dotknął łagodnie jej policzka. Ten gest wydał się w pierwszej chwili tak
naturalny, że przestraszona Tannis odsunęła głowę.
– O co ci chodzi?
– Sprawdzam temperaturę. – Tom ponownie dotknął jej twarzy. – Może byś tak
wróciła do łóżka? Nadal masz gorączkę, chociaż jest dużo lepiej niż wczorajszej
nocy.
Wziął z nocnego stolika dwie tabletki oraz szklankę z wodą i podał chorej. Gdy
ujrzała jego minę, nie miała odwagi się sprzeciwić. Potulnie wróciła do łóżka. W
samą porę, bo ledwie trzymała się na nogach. Tom przysiadł obok i położył na jej
dłoni tabletki.
– Połknij. Moja sekretarka, Polly, zrealizowała recepty dziś rano. Im wcześniej
zaczniemy solidną kurację, tym szybciej uporamy się z chorobą – wyjaśnił.
Tannis gapiła się na niego, próbując zignorować dziwny dreszcz, który poczuła,
gdy udo Toma dotknęło przez kołdrę jej biodra.
– Uporamy się? Przecież to ja choruję, ja straciłam pracę, ja zostanę wylana z
kolejnej posady, jeśli natychmiast nie pojadę do szkoły. Tylko mnie… Chwileczkę,
kto zapłacił za lekarstwa?
– Ja. Później zwrócisz mi pieniądze. Na moją prośbę Polly odwiozła także do
restauracji twój mundurek i odebrała czek. Wpłacę pieniądze na twoje konto. Podaj
mi tylko numer.
– Ja… Dzięki, Tom. Doceniam twoją pomoc. Przepraszam, jeśli uważasz mnie za
niewdzięcznicę.
– Wiele ostatnio przeszłaś – odparł pojednawczo Tom. – Dlaczego mi wcześniej
nie powiedziałaś, że masz poważne kłopoty finansowe?
Tannis długo patrzyła mu w oczy bez słowa. Cóż mogła odpowiedzieć na takie
pytanie?
– To przecież wyłącznie mój problem – szepnęła.
– Wiem, że właściciel restauracji wyrzucił cię z pracy. Co teraz zrobisz?
Wzruszyła ramionami i spuściła wzrok. Gapiła się bezmyślnie na zawiły wzór
bawełnianego swetra, który miał na sobie Tom. Mężczyzna westchnął ciężko.
– Powinnaś w końcu zrozumieć, że wymagasz od siebie zbyt wiele. Czy nie zdajesz
sobie sprawy, że mogłaś spowodować wypadek, prowadząc auto w takim stanie?
Co by się stało, gdybym przypadkiem nie zauważył, że zemdlałaś?
– Będę musiała sprzedać dom – oznajmiła bez związku. Zapadła cisza. Po dłuższej
chwili Tannis podniosła wzrok i spojrzała Tomowi prosto w oczy. – Słyszałeś?
Powiedziałam, że będę musiała sprzedać dom. Wynajmę mieszkanie i znajdę
współlokatorkę. Nie mam innego wyjścia – oznajmiła, zaciskając zęby.
– To nie jest jedyne rozwiązanie – powiedział półgłosem Tom.
– Dokładnie wszystko przemyślałam – odparła niepewnie.
– Nie sądzę… – Proponuję, żebyś za mnie wyszła.
Wyjść za Toma? Tannis patrzyła z niedowierzaniem w jasne oczy, które
połyskiwały srebrzyście, jakby nagle straciły naturalne szmaragdowe zabarwienie.
Jej postać odbijała się w ciernych źrenicach jak w miniaturowych zwierciadłach.
Czuła się okropnie zakłopotana, ale nie potrafiła odwrócić wzroku. Chyba się
przesłyszała… Czy Tom rzeczywiście zaproponował jej małżeństwo?
– Chcesz, żebym… za ciebie wyszła? – Tom skinął głową. Tannis zdobyła się na
wymuszony uśmiech. – Chyba jesteś chory. Zaraziłeś się ode mnie? Masz
gorączkę?
– Czuję się doskonale. Tannis, wysłuchaj mnie, zanim podejmiesz ostateczną
decyzję – odparł z powagą.
– Tom, nie mogę…
– Cicho. – Położył palec na jej ustach. – Posłuchaj, co mam do powiedzenia.
Tannis poczuła się nagle bardzo zmęczona. Słowa Toma ogromnie ją poruszyły, ale
miała już dość mocnych wrażeń. Walczyła z narastającą sennością, ale mimo
wszystko chciała wysłuchać argumentów Toma.
– Małżeństwo stanowi doskonałe wyjście dla nas obojga – tłumaczył. – Oczywiście
nie ma potrzeby, żebyśmy się zwodzili obietnicami dozgonnej miłości. Każde z nas
ma określone kłopoty i potrzeby, z którymi we dwoje łatwiej się uporamy. – Tom
przysunął się bliżej. Patrzył na Tannis uporczywie, jak drapieżnik czatujący na
upatrzoną ofiarę. – Dzieciom potrzebna jest matka. Amy tęskni do kobiecej opieki i
towarzystwa. Moje pociechy są do ciebie bardzo przywiązane, a więc nawiążesz z
nimi kontakt o wiele łatwiej niż inna kandydatka na moją żonę.
Serce rozbolało Tannis na samą myśl o tym, że Tom mogłyby poślubić jakąś obcą
babę.
– Jeśli za mnie wyjdziesz, nie będziesz musiała zawracać sobie głowy domową
krzątaniną. Chciałbym stworzyć dzieciom i sobie prawdziwą rodzinę. Potrzebuję
pomocy w wychowaniu Amy i Jebbie'ego. Po naszym ślubie mogłabyś nadal
uczyć, o ile tego zechcesz. Zatrudnimy gosposię albo panią do sprzątania. Swoją
pensję mogłabyś wydawać, na co zechcesz, na przykład zadbać o potrzeby matki.
Tannis czuła, że jej opór słabnie. Tom wiedział, co robi. Sprytnie przyparł ją do
muru. Powinna odrzucić jego propozycję, lecz wizja zgodnej, pełnej ciepła rodziny
– jej własnej rodziny – sprawiła, że odzyskała spokój i oddała się marzeniom. Tom
zamknął jej małe dłonie w swoich mocnych rękach.
– Mam w zanadrzu jeszcze jeden argument. Nie wiem, co sądzisz o
macierzyństwie, ale byłbym naprawdę szczęśliwy, gdybyś zechciała urodzić nasze
dziecko. Zawsze marzyłem o sporej gromadce.
Własne dziecko! Tom doskonale wiedział, jakich użyć sposobów, by poruszyć
Tannis do żywego. Uniósł jej dłonie do ust. Przymknął powieki. Dziewczyna nie
odrywała wzroku od jego twarzy. Gdy otworzył zielone oczy rozpłomienione
ogniem namiętności, zabrakło jej tchu. Poczuła zmysłowy dreszcz.
– Tannis… – zaczął głębokim, niskim głosem. Gorący oddech parzył jej dłonie,
które nadal tulił do ust. Po chwili dodał: – Tworzymy dobraną parę. W łóżku
będzie nam cudownie. To jeden z ważniejszych powodów moich oświadczyn.
Obiecuję, że będę ci wierny. – Pochylił się.
Oszołomiona Tannis przymknęła oczy. Nawet gdyby nie była tak wyczerpana, nie
znalazłaby dość sił, żeby go odepchnąć. Silne palce musnęły jej policzki, dotknęły
włosów.
– Spójrz na mnie – szepnął. Gdy uniosła powieki, jego twarz przesłoniła jej
wszystko, a kuszące usta były niebezpiecznie blisko. – Odpocznij i zastanów się
nad moją propozycją. Porozmawiamy, gdy poczujesz się lepiej. – Musnął wargami
jej policzek i usta. Odsunął się i przykrył chorą starannie. – Śpij. Zajrzę do ciebie
po południu.
Zniknęło gdzieś łagodne, czułe brzmienie głosu. Tom był znowu sobą: surowym,
poważnym mężczyzną, w którego obecności Tannis odczuwała przyspieszone bicie
serca.
W południe Tom przygotował dla Tannis bulion z kurczaka. Gdy zjawił się w jej
domu, natychmiast oznajmiła, że ma dość leżenia w łóżku i nie chce być dłużej
zdana na czyjąś łaskę. Samozwańczy pielęgniarz stanowczo uznał, że powinna
odpoczywać jeszcze przynajmniej jeden dzień. Poddała się bez oporu. Zwykle nie
była taka potulna. Tom wydawał się zaskoczony jej ustępliwością.
Tannis przełknęła z trudem kilka łyżek bulionu, ale po chwili odsunęła rękę
karmiącego ją mężczyzny.
– Więcej nie mogę.
– Trudno. Obiecaj mi, że wieczorem zjesz lekką kolację – ustąpił niechętnie.
Tannis z uśmiechem uniosła prawą rękę.
– Przysięgam. – Nagle spoważniała. – Zastanawiałam się nad twoją propozycją… –
Tom poczuł niespodziewanie, że ogarnęła go panika. Tannis na pewno nie zechce
za niego wyjść!
Przerwał jej skwapliwie:
– Muszę teraz wrócić do pracy. Porozmawiamy o tym później. – Odstawił talerz z
rosołem, a potem otulił Tannis kołdrą. Zrobił to odruchowo, jakby poczucie
odpowiedzialności za tę kobietę stało się już cząstką jego natury. W pośpiechu
wybiegł z sypialni chorej sąsiadki.
Amy bardzo się ucieszyła, gdy zaproponował, żeby zaniosła Tannis podwieczorek i
dotrzymała jej towarzystwa. Pod wieczór zjawiła się koleżanka z pracy, która
oświadczyła, że chętnie spędzi u chorej kilka godzin. Tomowi było to na rękę.
Rano przytoczył dość argumentów, by namówić Tannis do przyjęcia swojej
propozycji. Niestety, po południu odniósł wrażenie, że dziewczyna nadal ma sporo
wątpliwości. Musiał się poważnie zastanowić, w jaki sposób przekonać ją do
małżeństwa.
Tannis spała doskonale w piątkową noc. Tom zajrzał do niej na chwilę, nim
zasnęła, ale szybko się pożegnał. Od chwili gdy zaproponował jej małżeństwo,
postępował dość dziwnie. Tannis doszła do wniosku, że się rozmyślił i nie wie, jak
taktownie dać jej do zrozumienia, aby uznała poranną propozycję za niebyłą.
Długo się zastanawiała. W końcu, po wielogodzinnym namyśle, doszła do
wniosku, że jeśli Tom ponowi oświadczyny, wyjdzie za niego i uczyni wszystko,
by stworzyli szczęśliwą rodzinę. Doskonale znała swego sąsiada, i to od najlepszej
strony.
Jedynym niepokojącym aspektem całej sprawy było ich ewentualne pożycie
małżeńskie. Tom nie ukrywał, że to dla niego bardzo istotny aspekt wspólnego
ż
ycia. Na samą myśl o tym, że mieliby sypiać razem i dzielić sekretne przeżycia,
Tannis przebiegł rozkoszny dreszcz. Niestety, Jeremy wyraźnie dał jej do
zrozumienia, że rozczarowała go jako kochanka. Z drugiej strony jednak przy eks-
małżonku nie odczuwała nigdy zmysłowego podniecenia, jakie wzbudzał w niej
Tom najlżejszym dotknięciem. Być może więc i pod tym względem jej obawy
okażą się bezpodstawne.
Sobota minęła Tannis niepostrzeżenie. Chora czuła się nieco lepiej. Wstała z łóżka
i spacerowała po mieszkaniu. Tom zabronił jej wszelkich domowych prac;
obiecała, że nie ruszy palcem. W mniemaniu skrupulatnego mecenasa Hayesa
nawet wkładanie naczyń do zmywarki uchodziło za bardzo wyczerpujące zajęcie.
W niedzielę Tannis miała już dość bezwstydnego leniuchowania, ale jeszcze nie
odzyskała sił; wystarczyło kilka kroków po schodach, by poczuła się kompletnie
wyczerpana.
Tom zjawił się u niej pod wieczór, około szóstej. Przyniósł spory koszyk, z którego
unosiły się nadzwyczaj smakowite zapachy.
– Lasagna, pieczywo, sałatka i kompot wiśniowy – oznajmił, gdy Tannis z
ciekawością zerknęła do środka.
– Niezły z ciebie kucharz. Utyję, jeśli będziesz mnie podkarmiał przez dłuższy
czas. – Dziewczyna ustawiła zawartość kosza na stoliku i z uznaniem pokiwała
głową. Tom zmierzył wzrokiem jej szczupłą postać.
– Doskonale. Powinnaś dużo jeść. Znowu się przyjemnie zaokrąglisz.
– Tom! – krzyknęła oburzona jego śmiałą uwagą. Zarumieniła się, gdy
przypomniała sobie, że jej ciało nie ma już przed nim żadnych tajemnic. – Nie chcę
się zaokrąglić. Pewnie wybrałabym inną metodę odchudzania, ale liczy się przecież
rezultat.
– Podobały mi się twoje okrągłości – odparł szczerze.
Postawił przed nią wypełniony po brzegi talerz. Tannis posłusznie zaczęła jeść.
Nagle odłożyła widelec.
– Nie smakuje ci? – zapytał stojący za nią Tom.
– Czy możesz zostać trochę dłużej? Chciałam porozmawiać o propozycji, którą mi
niedawno złożyłeś.
– Zgoda – odparł krótko.
Tannis z zapałem pałaszowała kolację. Gdy wyjadała owoce z kompotu, przyszła
Amy. Dziewczynka uśmiechnęła się przepraszająco. W ręku trzymała dużą
kopertę.
– Zapomniałam ci ją oddać. Twoi uczniowie prosili mnie o to w piątek. Wyjęłam
dziś zeszyty z torby, żeby odrobić lekcje, i znalazłam tę kopertę.
– Nie odrobiłaś jeszcze pracy domowej? – Tom popatrzył surowo na córkę.
– Zapomniałam – rzuciła opryskliwie Amy. – Zresztą to łatwizna, zaledwie kilka
zadań z matmy.
– Nie wątpię, że poradzisz sobie z nimi bez trudu, ale chodzi o to, żebyś pracowała
systematycznie i starannie odrabiała lekcje. Skoro nie zrobiłaś pracy domowej,
pożegnaj się z Tannis i wracaj do domu.
– Dobranoc – wymamrotała ponuro Amy.
Tannis chwyciła ją za rękę.
– Dzięki za pomoc, Amy. Nie wiem, jak bym sobie dała radę bez takich przyjaciół
jak ty i twój tata.
– Cieszę się, że mogłam ci pomóc – powiedziała dziewczynka i od razu
poweselała. Po chwili dodała z westchnieniem: – Idę odrabiać tę matmę.
Zobaczymy się jutro.
– Wpadnij do mnie, wracając ze szkoły – poprosiła Tannis.
– Chętnie. – Dziewczynka pomknęła do wyjścia. Tom wziął się do zmywania, a
Tannis otworzyła kopertę. Na stół wysypały się listy od uczniów. Oczy
nauczycielki zaszły łzami.
– Co się stało? – Zaniepokojony Tom rzucił ścierkę na kuchenny blat, podszedł do
Tannis i dotknął jej twarzy. – Dlaczego płaczesz?
– Trochę użalam się nad sobą – odparła z niesmakiem. Tom zaprowadził ją do
pokoju dziennego. Usiedli na kanapie ramię przy ramieniu. – Szkoda mi każdego
dnia. Tak krótko mam okazję uczyć i poznawać te dzieci.
– Jesteś nauczycielką z powołania, mam rację? – zauważył Tom, ujmując czule jej
dłoń. Skinęła głową. Sąsiad niespodziewanie zmienił temat. – Tannis,
zastanawiałaś się nad moimi oświadczynami?
– Owszem. Czy propozycja jest nadal aktualni?
– Naturalnie. – Tom dziwnie się jej przyglądał.
– Sądziłam, że zmieniłeś zdanie i masz nadzieję, że odmówię.
– Chcę, żebyś została moją żoną – odparł Tom, spuszczając oczy i patrząc na ich
splecione dłonie. – Wyjdziesz za mnie?
– Rozważyłam wszystkie argumenty – odpowiedziała. – Czuję się zaszczycona
twoją propozycją. Zdecydowałam się na ślub. Obiecuję zrobić wszystko, abyśmy
byli szczęśliwą rodziną.
– Przyrzekam, że będę się tobą opiekować. – Tom puścił dłoń Tannis i spojrzał jej
prosto w oczy. Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął miniaturowe pudełeczko.
Podał je dziewczynie z przepraszającym uśmiechem. – Liczyłem na to, że się
zgodzisz.
Tannis oniemiała. Miała świadomość, że czeka ją małżeństwo z rozsądku. Nie
spodziewała się zaręczynowego pierścionka. Drżącymi rękami otworzyła
pudełeczko. Omal nie krzyknęła na widok lśniącego brylantu oprawionego w złoto.
Pierścionek był piękny i nieco staroświecki.
– Należał do mojej babci – wyjaśnił Tom. – Mary życzyła sobie nowego
pierścionka. Nigdy go nie nosiła. Jeżeli nie lubisz staroci, kupimy inny.
Tannis pokręciła głową. Przez chwilę nie była w stanie wykrztusić słowa.
– Nie waż się tak mówić. Chcę mieć ten pierścionek!
ROZDZIAŁ PIĄTY
Tom z uśmiechem ujął dłoń Tannis i wsunął pierścionek na jej serdeczny palec.
– Jest twój. Teraz należysz do mojej rodziny.
– Dzięki, że o tym pomyślałeś. To dla mnie wyjątkowa chwila. Zdaję sobie sprawę,
ż
e w naszej sytuacji to nie było konieczne – oznajmiła Tannis.
Łza spłynęła po jej policzku. Świeżo upieczona narzeczona próbowała opanować
wzruszenie.
– Wręcz przeciwnie – upierał się Tom. Objął Tannis i posadził sobie na kolanach. –
Jestem szczęściarzem, skoro taka wyjątkowa kobieta jak ty zgodziła się zostać
moją żoną.
Gdy Tannis zarzuciła mu ręce na szyję, pochylił głowę, żeby ją pocałować. Nie
zamierzała się opierać. Namiętnie odwzajemniła pocałunek; rozchyliła usta, czując
na wargach natarczywe dotknięcie języka, a jej dłonie gładziły szerokie plecy
narzeczonego. Był taki zaborczy, taki namiętny, taki męski. Jeremy nie potrafił
nigdy wyzwolić w niej tego rodzaju namiętności podczas nieudanego dwuletniego
pożycia. Gdy była z Tomem, wystarczyło, by objął jej talię i wolno przesunął
dłonie ku piersiom, a już wzdychała z rozkoszy. Jakiś wewnętrzny głos
podpowiadał Tannis, żeby nie pokładała w nowym małżeństwie zbyt wielkich
nadziei. Powtarzała sobie, że łączy ją z Tomem namiętność, nie miłość. To całkiem
odmienne uczucia, skarciła się w głębi ducha… i nagle zapomniała o całym
ś
wiecie, poddając się pieszczotom Toma, który gładził palcami jej piersi. Nadal
siedziała mu na kolanach. Uniosła się zniecierpliwiona, spragniona dotknięcia
silnych rąk. Jej sutki stwardniały pod wpływem nagłej żądzy.
Tom
przeciągał
zwodniczą
pieszczotę,
nie
przerywając
pocałunków.
Rozgorączkowana Tannis chwyciła go za nadgarstek i położyła jego dłoń na swojej
piersi. Zachęcony tym gestem zaczął głaskać nabrzmiałe sutki. Tannis westchnęła,
a podniecony Tom jęknął z zachwytu. Pochylił głowę, a jego rozchylone, wilgotne
usta zaczęły błądzić po obnażonym biuście Tannis.
– To cudowne uczucie – szepnął z uśmiechem, podnosząc wzrok. – Aż nazbyt
cudowne.
– Jak to? – zapytała prostując się.
Usiadła tak, by widzieć jego twarz. Tom na moment wstrzymał oddech.
– Na pewno wiesz, co mam na myśli.
– Nie. – Tannis westchnęła głęboko. W jednej chwili stała się spokojna i
opanowana. – Wydaje mi się, że mało wiem o tych sprawach. Moje pożycie
małżeńskie było dość monotonne. Jeremy'emu wystarczyło pięć minut w ciemnej
sypialni. Nie mogę powiedzieć, żeby kiedykolwiek było mi z nim dobrze. –
Umilkła, a potem dodała z wahaniem: – Obawiam się, że cię rozczaruję.
Tom znieruchomiał, słysząc jej słowa. Wyraziste rysy stężały na moment. Tannis
przemknęło przez myśl, że Tom jest wściekły, ale wyraz jego twarzy zmienił się
nazbyt szybko, by mogła się upewnić. Powoli wygładził ubranie narzeczonej, a
następnie położył dużą, ciepłą dłoń na jej brzuchu. Tannis obawiała się, że przerwał
zmysłowe pieszczoty z powodu jej niefortunnej uwagi.
– Na pewno mnie nie rozczarujesz – oznajmił z niezachwianą pewnością.
Łagodnym ruchem przesunął dłoń pod lewą pierś Tannis, gdzie wyczuwał
pulsowanie jej serca. – Drzemie tu wielka namiętność. Postanowiłem ją obudzić i
wydobyć z ciebie.
– Możesz to zrobić od razu – odparła pokrzepiona tymi słowami i przykryła dłonią
jego rękę.
– Nie. Obiecałem sobie, że poczekam do naszego ślubu. Trudno mi będzie
dotrzymać obietnicy.
– Skoro chcesz być ze mną… Oboje chcemy…
– Bardzo chcę – odparł i czule dotknął wargami ust Tannis. Po chwili stracił głowę
i znowu całował ją do utraty tchu. Gdy w końcu nad sobą zapanował, dodał głosem
nie znoszącym sprzeciwu: – Poczekamy do dnia ślubu. Gdy będziemy się kochać
po raz pierwszy, chcę przez całą noc cieszyć się twoim pięknym ciałem.
Zobaczysz, że będzie nam razem cudownie. Wolałbym podczas pierwszej wspólnej
nocy nie zawracać sobie głowy obawami dotyczącymi niepożądanej ciąży. Mam
szczerą nadzieję, że za jakiś czas przyjdzie na świat nasze dziecko. Lepiej, aby
znajomi nie liczyli tygodni, zachodząc w głowę, kiedy spłodziliśmy potomka.
Jakie śmiałe wyznanie! Tannis spłonęła rumieńcem. Poczuła się zakłopotana, gdy
Tom roztoczył przed nią wizję przyszłego macierzyństwa. Nadal trudno jej było
uświadomić sobie, że z ich związku może przyjść na świat dziecko.
– Chciałabym jak najszybciej zajść w ciążę – oświadczyła.
Tom przypieczętował to wyznanie krótkim, mocnym pocałunkiem.
– Najpierw musimy wziąć ślub. Może w sobotę, za dwa tygodnie?
– Tak szybko? Ależ to szaleństwo! Nie zdołamy się pobrać w tak rekordowym
tempie.
Tom wybuchnął śmiechem, widząc jej przerażoną minę.
– Nic łatwiejszego. Trzeba tylko złożyć dokumenty i ustalić termin w parafii.
Słowa Toma brzmiały przekonująco. Każde z nich miało już za sobą jedną ślubną
ceremonię. Tym razem czekało ich małżeństwo z rozsądku. Woleli sobie
oszczędzić utrapień i pompy hucznego weseliska. Wystarczy skromna uroczystość
z udziałem dzieci i świadków. Z drugiej strony jednak…
– A co z moim domem? Sprzedamy go? Muszę posortować rzeczy i zdecydować,
które z nich warto zatrzymać.
– Zrobimy to razem – postanowił Tom. – Zadzwonię jutro do agencji zajmującej
się nieruchomościami, żeby wycenili budynek i poszukali nabywcy. – To brzmiało
rozsądnie, ale Tannis miała również inne wątpliwości.
– Co powiedzą na ten ślub Amy i Jebbie? Nie sądzisz, że potrzebują więcej czasu,
ż
eby się do mnie przyzwyczaić?
– Przypuszczam, że gdy się dowiedzą o naszej decyzji, będzie im zależało na
pośpiechu tak samo jak mnie. Bardzo cię lubią. Poza tym im prędzej sprzedasz
dom, tym szybciej uwolnisz się od kłopotów finansowych.
– Masz rację. Pobierzmy się w sobotę, za dwa tygodnie.
Pierwszy tydzień minął niepostrzeżenie. Jeszcze nim ukazało się ogłoszenie o
sprzedaży domu, pośrednik znalazł trójkę potencjalnych nabywców. Tom nie
pozwolił Tannis pakować rzeczy, póki nie odzyska sił. Sporządzała jedynie listy
rozmaitych przedmiotów. Po południu Amy, Jebbie oraz ich ojciec zjawiali się u
niej. Przenosili do swego domu rzeczy, które chciała zatrzymać, i pakowali do
pudełek wszystko, co przeznaczyła do sprzedaży.
Jebbie przyjął wiadomość o ślubie ojca ze spokojem.
– Fajnie! – ucieszył się. – Będziesz przychodziła na mecze, żeby mi kibicować jak
inne mamy?
– Oczywiście, Jebbie – obiecała Tannis, wzruszona jego prośbą. Nie umknął jej
uwagi wyraz smutku, który zmienił na chwilę rysy chłopca. – Będę głośno
krzyczała z radości, ilekroć odbijesz piłkę.
Amy dręczyły rozmaite wątpliwości. Pewnego dnia, gdy Tom i Jebbie przenosili
paczki z książkami do sąsiedniego domu, zebrała się na odwagę, by je głośno
wypowiedzieć.
– Tannis… – zaczęła niepewnie.
Przyszła żona Toma domyśliła się od razu, że po raz pierwszy, lecz nie ostatni
przyjdzie jej borykać się z życiowymi problemami dojrzewającej nastolatki. Po
chwili Amy zapytała:
– Czy życzysz sobie, żebym nazywała cię mamą? – Tannis wyczuła niechęć w tych
słowach, chociaż do tej pory dziewczynka zawsze była wobec niej bardzo
serdeczna.
– Nie, Amy, chyba że sama będziesz tego chciała – odparła spokojnie, nie
przerywając układania książek. – Możesz nadal mówić mi po imieniu, jeśli ci to
odpowiada. Wiem, że bardzo kochałaś swoją mamę. Nie będę próbowała zajmować
jej miejsca w twoim sercu.
– Czasami bardzo za nią tęsknię – szepnęła Amy. Wielkie niebieskie oczy zaszły
łzami. Dziewczynka chwyciła na oślep gruby tom i wrzuciła go do pudła. –
Dlaczego musiała umrzeć?
– Sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie. – Tannis uklękła na podłodze
obok Amy. – Życie bywa trudne. Mnie również brakuje twojej mamy. Była moją
najlepszą przyjaciółką. Prowadziłyśmy długie rozmowy. Z nikim tak dobrze mi się
nie rozmawiało.
– Możesz rozmawiać ze mną, na przykład od czasu do czasu powspominać mamę –
odparła dziewczynka po chwili wahania i uśmiechnęła się niepewnie. Tannis
przytuliła ją mocno.
– Dzięki. Chętnie porozmawiam z tobą o Mary. Mam nadzieję, Amy, że w każdej
sytuacji będziemy umiały znaleźć wspólny język.
– Bardzo cię lubię, Tannis, ale czuję się… jakoś dziwnie, gdy myślę, że wkrótce
będziesz żoną taty. Skoro żeni się powtórnie, można by pomyśleć, że całkiem
zapomniał o mamie. Gdyby ona żyła, pozostałabyś naszą sąsiadką.
Tannis skinęła głową.
– Sądzę, że twoje odczucia są całkiem naturalne. Obawiasz się, że chcę zająć
miejsce twojej mamy.
– Chyba tak. Skoro tata się w tobie zakochał, to znaczy, że już o niej zapomniał.
Tannis miała świadomość, że stąpa po niepewnym gruncie. Jak wytłumaczyć
dwunastoletniej dziewczynce, iż Tom wcale nie kocha przyszłej żony, że
postanowił ją poślubić, by zyskać namiętną, wierną kochankę i bratnią duszę, która
mu pomoże uporać się z rodzinnymi problemami? Tannis miała wrażenie, że coś
ś
ciska ją za gardło.
– Nikt z naszej małej gromadki nie zapomni nigdy o twojej mamie. Zawsze będzie
ż
yła w naszych wspomnieniach. Powinniśmy trzymać się razem i często o niej
rozmawiać. W ten sposób w pewnym sensie będzie z nami. Trudno się pogodzić z
tym, że odeszła z tego świata. Wasz ojciec został sam ze swoimi problemami.
Mogę mu pomóc w ich rozwiązaniu. Poza tym twój tata potrzebuje kogoś…
– Wiem, chodzi o seks – wtrąciła z powagą Amy.
Tannis poczuła straszliwe zakłopotanie. A zatem matkowanie nastolatce oznacza i
takie kłopoty!
– Rzecz jasna, masz rację, ale nie o tym mówiłam. Twój ojciec potrzebuje kogoś,
kto byłby dla niego podporą i dzielił z nim życie.
Amy rozważała jej słowa w milczeniu. Tannis gorączkowo szukała dalszych
argumentów, ale po chwili dziewczynka uśmiechnęła się do niej.
– Nigdy mi to nie przyszło do głowy. Tata jest chyba bardzo samotny. Niekiedy
czuję się podobnie, bo jestem teraz jedyną dziewczyną w rodzinie. Cieszę się, że z
nami zamieszkasz. Gdy posprzeczam się z tatą, na pewno będziesz mnie broniła.
Tannis uśmiechnęła się niepewnie. Wolała nie komentować ostatniej uwagi Amy.
Gdy Tom wszedł do pokoju, odczuła taką ulgę, że omal nie rzuciła mu się na szyję.
Czy dobrze robi, pakując się w takie kłopoty? Nie miała pojęcia, jak sprostać
obowiązkom matki, a jej własna rodzicielka nie stanowiła w tej dziedzinie dobrego
wzorca do naśladowania.
Tannis wróciła do pracy w następny poniedziałek.
Czuła się całkiem nieźle, ale pod koniec lekcji była okropnie zmęczona – nie tyle
nauczaniem trzydziestki rozbrykanych dziewięciolatków, co uwagami koleżanek i
kolegów na temat niespodziewanych zaręczyn.
W środę pojechała z Tomem do Culpeper, by zobaczyć się z matką. Uprzedziła ją
telefonicznie o rychłym zamążpójściu i przyrzekła odwiedzić jeszcze przed ślubem.
Zaniepokoiła ją rozmowa z lekarzem, który opiekował się starszą panią. Zadzwonił
w ciągu tygodnia, prosząc o spotkanie. Tannis obiecała przyjechać w środowe
popołudnie, zaraz po lekcjach.
Gdy wjechali na teren pensjonatu, Tom rozejrzał się wokół z zachwytem. Od razu
docenił uroki tego miejsca. Tannis była okropnie zdenerwowana. Gdy weszli do
budynku, wydawała się nieobecna duchem i pogrążona w ponurych myślach.
– Chyba powinniśmy najpierw zobaczyć się z lekarzem – przypomniał Tom, gdy
minęła drzwi gabinetu.
Tannis oprzytomniała i weszła do pokoju, gdzie przyjmował doktor Payton.
Sympatyczny młody człowiek, który zapewne był równolatkiem narzeczonej
Toma, budził respekt i zaufanie. Tannis bardzo go lubiła, a co ważniejsze, udało
mu się zdobyć życzliwość jej matki.
– Witam panią. – Lekarz uścisnął rękę Tannis i spojrzał ze zdumieniem na Toma.
– Panie doktorze, oto mój narzeczony, Tom Hayes. – Po raz pierwszy miała okazję
przedstawić tak przyszłego męża. Słowo „narzeczony” dziwnie zabrzmiało w jej
uszach, zupełnie jakby samą siebie przyłapała na kłamstwie.
Panowie wymienili uścisk dłoni.
– Czy zechciałby pan z nami porozmawiać, zanim odwiedzimy matkę Tannis? –
zapytał Tom.
Doktor Payton z roztargnieniem pokiwał głową.
– Tak. W ubiegłym tygodniu pani matka zachowywała się dość dziwacznie. Można
powiedzieć, że stała się zupełnie… nieprzewidywalna. Muszą się państwo się
liczyć z nagłymi zmianami nastroju, cierpkimi uwagami, wybuchami złości.
– Twierdzi pan, że zachowanie mojej matki jest nienormalne? – zapytała z
przerażeniem Tannis.
– Obawiam się, że w pewnym sensie tak – odparł lekarz. Uśmiechnął się do Tannis,
próbując dodać jej otuchy. Zwrócił się do Toma: – Czy pani Carlson wspomniała
panu, że jej matka potrafi być… ogromnie nieprzyjemna?
Tom skinął głową, a lekarz ponownie zagadnął Tannis:
– Podczas naszych ubiegłorocznych spotkań wielokrotnie słyszałem, że matka
okazuje pani narastającą wrogość. Zauważyliśmy, że podobnie odnosi się do
pielęgniarek i reszty personelu. Przestudiowałem zapisy w jej karcie i doszedłem
do wniosku, że warto przeprowadzić badania specjalistyczne. Istnieje spore
prawdopodobieństwo, że reakcje starszej pani mają podłoże fizjologiczne.
– Sądzi pan, że to choroba może być przyczyną coraz większej złośliwości mojej
matki? – zapytała wprost Tannis. W odpowiedzi lekarz z wahaniem pokiwał głową.
– Jakie badania ma pan na myśli? Czy są dla pacjenta nieprzyjemne lub bolesne?
– W żadnym wypadku. Posłużymy się nowoczesnym sprzętem. Oczywiście,
wymagana jest pani zgoda na przeprowadzenie badań.
Tannis rozważała przez chwilę słowa lekarza. Spojrzała pytająco na Toma.
– Co o tym sądzisz?
– Skoro istnieje przypuszczenie, że twoja matka cierpi na poważną chorobę, która
może zostać zdiagnozowana i wyleczona, powinnaś się zgodzić – odparł bez
wahania.
Tannis pokiwała głową.
– Słusznie. Doktorze Payton, chętnie podpiszę to zezwolenie. – Uśmiechnęła się
niepewnie. – Ciekawe, jak pan zdoła przekonać moją matkę, żeby poddała się
badaniom. A jeżeli odmówi?
– Chyba potrafię tak przedstawić tę sprawę naszej drogiej Madeline, żeby wyraziła
zgodę. – Lekarz uśmiechnął się i sięgnął po formularze. – Zawiadomię panią o
wynikach pertraktacji.
Po spotkaniu z lekarzem Tannis zaprowadziła Toma do pokoju matki. Była
okropnie zdenerwowana. Nim weszli do środka, oznajmiła szeptem:
– Pod żadnym pozorem nie wspominaj, że brakuje mi pieniędzy. Na prośbę lekarza
matka scedowała na mnie wszelkie sprawy finansowe i nie orientuje się w sytuacji.
Sądzi, że nadal posiada znaczne oszczędności pochodzące ze sprzedaży domu oraz
z ubezpieczenia.
– Zgoda. Będzie, jak chcesz – zgodził się skwapliwie Tom i ujął dłoń Tannis.
Poczuł wyrzuty sumienia. Jak mógł podawać w wątpliwość jej przywiązanie do
matki? Ta dziewczyna robiła wszystko, co w jej mocy, aby starsza pani sądziła, że
nadal samodzielnie kieruje własnym życiem. Potrafił sobie wyobrazić, jak istotne
jest owo złudzenie dla osoby w podeszłym wieku.
– Dzięki. Masz dość odwagi, by wejść do jaskini lwów? – Tannis mocno uścisnęła
rękę Toma. Najwyraźniej obawiała się spotkania z matką. Podniosła dumnie głowę
i zapukała.
– Proszę – dobiegł ich stłumiony głos, w którym pobrzmiewała irytacja.
Weszli do środka. Przy niewielkim stoliku siedziała drobna, siwowłosa kobieta.
Pokój był umeblowany antykami, które niewątpliwie stanowiły własność jego
mieszkanki.
– Witaj, mamo. – Tannis przyklękła i pocałowała starszą panią w policzek, a
następnie przedstawiła jej drugiego gościa.
– To jest mój narzeczony, Tom Hayes. Tom, przedstawiam ci Madeline Ransom,
moją matkę.
– Miło mi panią poznać. Tannis wiele mi o pani opowiadała – rzekł uprzejmie
Tom.
– Jestem pewna, że zrobiła ze mnie potwora – odparła siwowłosa kobieta.
Zmrużyła oczy i popatrzyła na przybysza taksującym wzrokiem.
– Jak się czujesz, mamo? – Tannis próbowała ratować sytuację. – Może czegoś
potrzebujesz? Przywiozę następnym razem.
– Przeczytałam to wszystko. – Madeline Ransom wskazała drżącą dłonią stos
książek piętrzących się na stoliku przy drzwiach. – Przypuszczam, że nie
przywiozłaś mi żadnych nowości. Teraz, gdy zostałam tu zamknięta, możesz
zajmować się własnymi sprawami i udawać, że mnie już nie ma na świecie.
Tom dostrzegł łzy w oczach Tannis.
– Pani córka była ciężko chora. Niewiele brakowało, żeby wylądowała w szpitalu.
Przez cały tydzień nie chodziła do pracy – wtrącił.
Tannis na próżno rzuciła mu błagalne spojrzenie, prosząc, by zamilkł. Nie mógł
pozwolić, żeby starsza pani znęcała się w jego obecności nad Bogu ducha winną
ofiarą. Postawił na stole dużą torbę.
– Oto całkiem spora porcja lektury przygotowanej dla pani przez Tannis.
Następnym razem przywieziemy więcej książek i czasopism.
– Och, serdeczne dzięki, panie Hayes! – zawołała starsza pani, uśmiechając się
promiennie. Z jej twarzy zniknął wyraz zajadłości i przekory. Tom gotów był
przysiąc, że mrugnęła do niego porozumiewawczo. – Kto wie, czy to małżeństwo
nie wyjdzie Tannis na dobre. Jest pan równie miły jak Jeremy. Moja córka nie
umiała go przy sobie zatrzymać. Marna z niej gospodyni. I pomyśleć, że uczyniłam
wszystko, by nauczyć tę dziewczynę, jak należy prowadzić dom i dbać o męża.
Tom był wściekły, ale słowa lekarza głęboko zapadły mu w pamięć. Robił dobrą
minę do złej gry i kontynuował uprzejmą rozmowę. Gdy spostrzegł, że Tannis jest
u kresu wytrzymałości, zaczął się zbierać do odejścia.
– Nie wiem, czy Tannis wspominała pani, że jestem ojcem dwojga dzieci. Chyba
już nas wypatrują. Zbliża się pora kolacji. – Trochę się zdziwił, gdy pani Ransom
uprzejmie podała mu rękę i powiedziała:
– Proszę tu przywieźć swoje pociechy. W końcu będą moimi jedynymi wnukami.
Czyżby? Niech pani nie będzie taka pewna, pomyślał Tom. Z radością wyobraził
sobie Tannis z dzieckiem przy piersi. Starsza pani nadal się do niego wdzięczyła:
– Wspaniale, że namówił pan Tannis, by mnie odwiedziła. Może dzięki panu
zmieni się na lepsze i zacznie tu częściej przyjeżdżać. – Spojrzała na córkę ze
złością.
Tom pomyślał o wyrzeczeniach, które narzuciła sobie Tannis dla dobra matki. Ta
ostatnia uwaga bardzo go oburzyła, ale starał się pamiętać, co powiedział lekarz.
– Jestem pewny, że nie będą potrzebne żadne namowy. Tannis bardzo troszczy się
o panią.
Nim Madeline Ransom wymyśliła pełną jadu ripostę, Tom pożegnał się i
wyprowadził narzeczoną z pokoju.
W korytarzu Tannis przymknęła oczy i oparła się ciężko o ścianę. Tom miał
wrażenie, że całkiem zapomniała o jego obecności. Najwyraźniej próbowała wziąć
się w garść. Po chwili odetchnęła głęboko i popatrzyła na towarzyszącego jej
mężczyznę. Miała łzy w oczach, a wyraz jej twarzy stał się łagodniejszy.
– Wybacz, że z konieczności musiałeś wziąć na siebie funkcję rozjemcy. Moja
matka była dziś wyjątkowo złośliwa. Do tej pory ilekroć chciała mnie zranić, robiła
to dyskretnie, w białych rękawiczkach.
– Całe szczęście, że wiedziałem o jej chorobie. Miałem ochotę ją uszczypnąć, gdy
zobaczyłem, że płaczesz ukradkiem.
Tannis parsknęła nerwowym śmiechem.
– Chętnie zrobiłabym to samo. Czy to nie dziwne, że mimo wszystko było mi dziś
trochę lżej na sercu? Świadomość, że mama nie odpowiada za to, co mówi, i jest
poważnie chora, dodała mi sił. Łatwiej znosiłam jej złośliwości.
Wkrótce znaleźli się na parkingu, poza zasięgiem ludzkich spojrzeń. Tom od
dawna marzył, by pocałować narzeczoną. W końcu uległ pokusie. Tannis nie
myślała się opierać. Tom całował ją niecierpliwie, z tłumioną namiętnością.
Rozpiął guziki płaszcza i pieścił biust okryty jedwabną bluzką. Drugą ręką objął
pośladki dziewczyny i przyciągnął jej biodra do swoich. Gdy westchnęła z
rozkoszy, zaczął tracić panowanie nad sobą.
– Tom! – Tannis zreflektowała się pierwsza i odsunęła jego rękę. – Co ty
wyprawiasz? Ktoś nas może zobaczyć!
– Czas okropnie mi się dłuży – mruknął niskim, zmienionym głosem. – Marzę o
tym, żebyś wreszcie spała w moim łóżku, naga i uległa. Chcę cię całować, ilekroć
przyjdzie mi na to ochota. Chcę, żebyś była…
Tannis dotknęła palcami jego ust. Z satysfakcją dostrzegł, że ręka jej drży, a
policzki są zarumienione. Ukryła twarz na jego piersi.
Tom znowu był sobą. Jeszcze tylko trzy dni. Ależ to cała wieczność! Obawiał się,
ż
e oszaleje z niecierpliwości. Objął Tannis ramieniem i delikatnie pocałował w
szyję.
– Wracajmy do domu – zaproponował przyciszonym głosem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Jeszcze tylko jeden dzień. Jutro ślub. Do tej pory Tannis żyła jak we śnie.
Wydawało jej się, że ów dzień nigdy nie nadejdzie. Po ostatniej lekcji wyszła przed
budynek, by pożegnać dzieci wsiadające do szkolnych autobusów, a potem wróciła
do klasy, gdzie przed chwilą zakończyło się małe przyjęcie wydane przez uczniów
na jej cześć. Dostała w prezencie album na ślubne zdjęcia i pamiątki. Pospiesznie
zapakowała klasówki do teczki. Na myśl o rychłym zamążpójściu poczuła znajomy
ucisk w żołądku. Od kilku dni prześladował ją dziwny niepokój.
– Czy jest tu pani Carlson? – Głos Janine, sekretarki dyrektora, przywołał ją do
rzeczywistości.
– Tak. Słucham.
– Cześć, Tannis. Czy mogłabyś zajrzeć do pokoju nauczycielskiego? Ktoś z
rodziców prosi o chwilę rozmowy.
Zaskoczona nauczycielka wyszła z klasy. Po drodze zastanawiała się, kto to może
być i o co mu chodzi. Po namyśle doszła do wniosku, że…
– Niespodzianka!
Osłupiała Tannis stała na progu pokoju nauczycielskiego, kurczowo ściskając
klamkę. Wszyscy pracownicy szkoły tłoczyli się w niewielkiej salce. Na stole
dostrzegła okazały tort i dwa spore pudełka zapakowane w błyszczący papier i
ozdobione kolorowymi wstążkami. Pod sufitem fruwały weselne baloniki. Tannis
rozpłakała się, widząc radosne twarze przyjaciół.
– Banda oszustów! – wymamrotała, uśmiechając się przez łzy. – Ale mnie
nabraliście. Niczego nie podejrzewałam!
Tannis zabrała się natychmiast do odpakowywania prezentów. Powoli
rozwiązywała wstążki, by nacieszyć się tą przyjemnością. Gdy otworzyła pierwsze
pudełko, jej oczom ukazała się okrągła srebrna taca z wygrawerowanymi pośrodku
imionami nowożeńców i datą ślubu. Zaskoczona Tannis nie kryła wzruszenia.
– Dziękuję.
– To okropne, że niektórym tak spieszno do ślubu. Nie masz pojęcia, co
wygadywałam u grawera – perorowała nauczycielka angielskiego, wznosząc oczy
do góry, a pozostali wybuchnęli śmiechem. Nauczycielka ciągnęła opowieść: –
Oświadczyłam, że napis musi być gotowy w piątek rano. Weź pod uwagę, że taca
została kupiona w poniedziałek po południu. Uciekłam się do szantażu!
Tannis skorzystała z ogólnego zamieszania, by wytrzeć zapłakane oczy.
– Otwórz drugi prezent! – rozległy się niecierpliwe głosy.
Tannis odczytała przypiętą do pudełka karteczkę: „Dla Toma od nieutulonych w
ż
alu koleżanek panny młodej”. Tajemniczy prezent kupiły na spółkę pozostałe
nauczycielki czwartych klas. Tannis poczuła, że się rumieni, i spojrzała
podejrzliwie na kolegów.
– Co to jest?
– Otwórz i sama się przekonaj! – usłyszała w odpowiedzi. Policzki jej płonęły, gdy
otwierała pudełko. Odsunęła delikatną bibułkę i ujrzała cieniutką nocną koszulę i
peniuar w cielistym kolorze. Wszystkie panie zgromadzone w pokoju
nauczycielskim westchnęły z zachwytu. Panowie z aprobatą kiwali głowami.
Tannis była trochę zażenowana, ale uśmiechnęła się promiennie.
– To śliczny prezent.
– Tom powinien nam być wdzięczny.
Janine zlitowała się w końcu nad zakłopotaną koleżanką.
– Odsuńcie te papierzyska. Wilmo, czas pokroić tort. Ustawcie się grzecznie w
kolejce, jeśli chcecie dostać kawałek. Pierwszy jest dla Tannis.
Godzinę później obładowana torbami i prezentami narzeczona Toma stanęła na
progu jego domu.
– A cóż to takiego? – Zdumiony gospodarz gapił się na kolorowe paczki.
– Album dostałam od mojej klasy. Koledzy podarowali mi aż dwa upominki. W
białym pudełku są resztki tortu.
– Wspaniale. – Tom natychmiast się ożywił. – Mogę obejrzeć prezenty?
– Proszę bardzo. – Tannis znowu się zarumieniła. Po obejrzeniu tacy Tom nie
omieszkał głośno stwierdzić, że Tannis z pewnością jest w szkole bardzo lubiana.
Na widok jedwabnego kompletu po prostu oniemiał. Podszedł do narzeczonej i
przytulił ją mocno.
– Jeszcze tylko jeden dzień – szepnął, muskając wargami jej usta. – Jutro będziesz
moja.
Przymknęła oczy, spragniona jego pocałunku. Ilekroć myślała o nocy poślubnej,
czuła dziwny niepokój. Pragnęła mu się oddać, lecz zarazem odczuwała lęk,
ponieważ był mężczyzną władczym i zaborczym. To on za każdym razem zaczynał
i kończył namiętne pieszczoty… Tannis zapomniała o wątpliwościach, czując na
wargach natarczywe dotknięcie języka i ciepłą dłoń na swojej piersi. Po chwili
trzasnęły drzwi i rozległ się piskliwy głos Jebbie'ego:
– Wróciłem, tato!
Tom od razu przerwał pocałunek. Tannis nie była w stanie utrzymać się na nogach
o własnych siłach. Powróciły niedawne wątpliwości. Zdawała sobie sprawę, że
gdyby Tom zapragnął wziąć ją tu, na podłodze korytarza, nie odważyłaby się
zaprotestować. To on decydował o wszystkim. Nie uszło także jej uwagi, że
błyskawicznie odzyskał panowanie nad sobą i pospiesznie zapiął guziki jej bluzki,
nim Jebbie wpadł do pokoju, by pokazać ojcu zdjęcie popularnego baseballisty.
Odgłos kropli deszczu uderzających o szyby obudził Tannis w sobotni poranek.
Widok nagich ścian pokoju przypomniał pannie młodej, że dziś ma się odbyć jej
ś
lub. Po raz ostatni zbudziła się jako samotna kobieta, która nie musi zawracać
sobie głowy rodzinnymi obowiązkami. Nim poślubiła Jeremy'ego, wymarzyła
sobie życie rodzinne jako nieskończone pasmo radości i szczęścia. W niespełna
dwa lata jej eks-małżonek zdołał zabić uczucie, którym go darzyła. U boku Toma
nie musiała się lękać tego rodzaju niespodzianek. Małżeństwo z rozsądku
oznaczało gwarancję życiowej stabilizacji.
Za dziesięć jedenasta Tom zapukał do drzwi Tannis. Była już gotowa i oczekiwała
spokojnie jego przybycia, lecz na myśl o tym, że za moment ujrzy swego
przyszłego męża, serce podeszło jej do gardła. Z trudem łapała oddech.
Z ociąganiem podeszła do drzwi i otworzyła je bez pośpiechu. Na widok potężnej
sylwetki Toma doznała wrażenia, że zalewa ją ogromna fala. Czuła się jak morskie
stworzonko walczące z naporem przypływu.
Tom miał na sobie najlepsze ubranie. To jego ślubny garnitur, przemknęło przez
myśl zdenerwowanej pannie młodej. Zniknęło wrażenie ucisku w gardle, ale serce
nadal biło jak oszalałe. Obawiała się, że Tom usłyszy jego uderzenia.
Policzki pana młodego były gładkie i świeżo wygolone. Na ciemnych włosach
połyskiwały brązowe refleksy. Elegancki garnitur doskonale podkreślał
wysportowaną sylwetkę. Do klapy przypięty był różowy pączek róży – taki sam jak
kwiaty w bukiecie, który Tom podał narzeczonej.
Spojrzenie zielonych oczu objęło jej drobną postać; uważnemu obserwatorowi nie
umknął żaden szczegół – od delikatnych kwiatów gipsówki wpiętych we włosy
zaplecione w prosty, francuski warkocz aż po kosztowne, eleganckie lakierki
barwy kości słoniowej, które Tan-nis nosiła tylko od święta.
– Dzięki za kwiaty. Są prześliczne – oznajmiła, przyjmując bukiecik. Była
zmieszana uporczywym spojrzeniem Toma. Wbiła wzrok w różane pączki
ozdobione gipsówką, listkami paproci oraz masą skręconych niczym serpentyny
białych i kremowych wstążek. Tannis uniosła bukiet ku twarzy i z zachwytem
wciągnęła w nozdrza słodki zapach róż.
– Gotowa? – zapytał Tom zmienionym głosem. Mogłoby się wydawać, że jest
bardzo przejęty, ale Tannis nie ufała pozorom. Dlaczego miałby się denerwować?
Przecież to ona musiała zapomnieć o dumie i zdać się na jego pomoc w
rozwiązywaniu swoich problemów. Postanowiła żyć pod jednym dachem z dwójką
dzieci, które mogą jej zarzucić, że chce zająć miejsce ich matki. Zdecydowała się
poślubić mężczyznę, który nigdy jej nie pokocha tak mocno jak…
Co to znaczy? Panna młoda zacisnęła kurczowo dłonie na ślubnym bukiecie.
Analizowała gorączkowo myśl, która nawiedziła ją przed chwilą.
Kochała swego przyszłego męża.
Wielkie nieba! Nie miała odwagi spojrzeć Tomowi w oczy. Od jak dawna żywiła
to uczucie? Jak długo kryła tę miłość w sercu? Czy usunęła ją w cień, by nie
narazić na szwank przyjaźni, która łączyła ją z Mary, potem zaś ukrywała ze
względu na jej pamięć?
– Tannis, jesteś gotowa? – Tom nie miał pojęcia, o czym rozmyślała jego
narzeczona, ale wyraz jej twarzy ogromnie go zaniepokoił. Czyżby w ostatniej
chwili postanowiła się wycofać? Może to istotnie najlepsze rozwiązanie. Gdy
otworzył oczy z samego rana, pomysł ożenku z Tannis nagle wydał mu się
szaleństwem. Nie powinna zajmować miejsca jego zmarłej żony. Przecież kochał
Mary z całego serca. Powtórne małżeństwo wydało mu się zdradą. Postanowił
zaproponować, by rozważyli ponownie nazbyt pospieszną decyzję, ale Tannis
uśmiechnęła się lekko, nie podnosząc wzroku:
– Jestem gotowa, Tom – oznajmiła łagodnie.
Jej cichy głos był równie urokliwy jak rozkosznie zaokrąglona postać. Tom z
trudem panował nad sobą. Było mu wstyd, że zmysły tak szybko wzięły górę nad
zdrowym rozsądkiem. Był świadomy intensywności swego pożądania, gdy
opuszczali razem dom Tannis. Targana wiatrem miękka tkanina sukienki
przylgnęła do ud dziewczyny. Tom nie był w stanie oderwać wzroku od jej nóg.
Żą
dza kierowała nim, gdy prowadził pannę młodą do samochodu i pomagał jej
zająć miejsce. W drodze do kościoła przyszło mu do głowy, że zdecydował się
poślubić tę kobietę, bo obsesyjnie jej pragnął. Szalał ze złości na myśl, że prędzej
czy później inni mężczyźni odkryją drzemiącą w niej zmysłowość, o ile w porę nie
zagrodzi drogi konkurentom.
Pastor oraz jego żona oczekiwali państwa młodych przed kościołem. Po krótkim
powitaniu uczestnicy ceremonii weszli do środka. Duchowny rozpoczął
uroczystość. Zabrzmiały podniosłe zdania, które Tom znał na pamięć. Dopiero
wówczas zrozumiał, jak trudno mu będzie znieść wszystko, co miało za chwilę
nastąpić.
Wyobraził sobie, że to Mary trzyma go za rękę. Stał się znowu młodym
człowiekiem zakochanym po raz pierwszy w życiu i pewnym swego szczęścia.
Przyszłość rysowała się przed nim w jasnych barwach. Przeżywając swój pierwszy
ś
lub nie sądził, że przyjdzie mu kiedyś wymawiać słowa takie jak „rak”, „śmierć” i
„wdowiec”.
Gdy nadszedł czas, by złożyć przysięgę małżeńską kobiecie, która postanowił
wziąć za żonę, nie potrafił spojrzeć Tannis prosto w oczy. Wydawało mu się, że
przebolał stratę, lecz niespodziewanie ogarnął go wielki żal. Patrzył przed siebie,
gdy wymawiał słowa: „póki śmierć nas nie rozłączy” i z kamienną twarzą słuchał,
jak Tannis powtarza za duchownym te same wyrazy.
Jebbie podał Tomowi obrączkę, którą pan młody wsunął na palec oblubienicy.
Amy wręczyła Tannis złoty krążek wybrany przez nią dla oblubieńca. Gdy Tom
dotknął rąk żony, poczuł, że są zimne jak lód. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy.
Gdy ceremonia dobiegła końca (niebu niech będą dzięki, że zdecydowali się na
skromną uroczystość), małżonkowie podpisali dokumenty, przyjęli życzenia od
pastora i jego żony, a następnie pobiegli do samochodu moknąc w strugach
zacinającego deszczu. Pojechali na weselny obiad do restauracji, gdzie Tom
zarezerwował stolik. Usiłował zachowywać się normalnie, chociaż dużo go to
kosztowało, ale trud się opłacił, ponieważ Amy i Jebbie nie spostrzegli, że jest mu
ciężko. Dzieci były w doskonałych humorach i paplały jedno przez drugie. Tom i
Tannis nie musieli podtrzymywać konwersacji, co bardzo im odpowiadało. Oboje
woleli słuchać. Świeżo zaślubionego małżonka zalała fala wspomnień o Mary.
Obrazy powracały z mroku przeszłości, natrętne i uporczywe jak krople deszczu,
który padał od rana. Tom powtarzał sobie bez ustanku, że naprawdę kochał
pierwszą żonę.
Nie mógł zapomnieć o jedynym potknięciu. Dręczyły go wyrzuty sumienia.
Niespodziewanie poczuł niechęć do kobiety siedzącej z nim przy stole. Pamiętał, że
tamtego wieczoru pokłócił się z Mary o sposób leczenia groźnej choroby, ale nie
potrafił sobie przypomnieć, co wówczas mówili.
Z drugiej strony wydało mu się dziwne, że potrafi odtworzyć z najdrobniejszymi
szczegółami wszystko, co zdarzyło się, gdy nocą odprowadził Tannis do domu;
drobna, kształtna postać widoczna w świetle księżyca, nastrój intymności na
zacisznej werandzie… Tannis emanowała ciepłem i dobrocią. Tak bardzo się lękał,
ż
e Mary odejdzie. Od lat czuł się winny, bo niespodziewanie pocałował Tannis, ale
póki jego wargi dotykały chętnych ust sąsiadki, miał pewność, że pragnęła tego
pocałunku równie mocno jak on.
Głównym powodem jego udręki był fakt, że to właśnie Tannis pierwsza
zapanowała nad zmysłami i nie pozwoliła mu posunąć się dalej. Czuł dotknięcie jej
ciepłych rąk, które odpychały go łagodnie. To ona pomyślała o Mary i
przypomniała, że krzywdzą ją mimo woli tym wybuchem namiętności.
Po obiedzie wrócili prosto do domu. Amy i Jebbie przenieśli do mieszkania Toma
ostatnie paczki z rzeczami, które Tannis postanowiła zatrzymać. Panna młoda
krzątała się po małżeńskiej sypialni. Późnym popołudniem Tom zawiózł dzieci do
kolegów, u których miały przenocować. To był jego pomysł, by pierwszą noc
spędzili tylko we dwoje. Sądził, że będą mniej skrępowani. Gdy po powrocie stanął
na progu cichego domu, pożałował swojej decyzji.
Tannis czekała na niego w drzwiach kuchni z łyżką w ręku.
– Postanowiłam ugotować trochę zupy. Będziemy mieli obiad na jutro. Obawiam
się, że trudno nam będzie ustalić godziny posiłków. Każde z nas ma inny rozkład
dnia.
– Nie musisz gotować – mruknął. Był speszony opryskliwym tonem swego głosu. –
Nie ożeniłem się z tobą, żebyś prowadziła dom. – Tom miał wrażenie, że Tannis
zadrżała, słysząc jego słowa, ale nie był tego całkiem pewny.
– Lubię gotować – powiedziała, unikając jego wzroku.
Tom przesunął ręką po włosach. Co teraz? Zamierzał pojechać z Tannis na kolację
do eleganckiej restauracji, a potem iść z nią do łóżka, ale niespodziewanie stracił
wszelką ochotę na takie zaloty. Marzył o chwili samotności. Jego wytrzymałość
miała swoje granice. Nie był w stanie gawędzić przyjaźnie z nowo poślubioną
ż
oną.
– Przywiozłem z biura trochę dokumentów. Muszę nad nimi popracować. Będę w
gabinecie.
Odwrócił się i nim Tannis zdążyła coś powiedzieć, zatrzasnął za sobą drzwi.
Spędził w samotności całe popołudnie. Z miernym skutkiem próbował skupić się
na pracy. Przez jakiś czas w domu panowała martwa cisza. Około szóstej Tannis
poszła na górę. Po odgłosie kroków poznał, że krząta się w sypialni. Nie zeszła
ponownie na dół.
O pół do dziesiątej zdecydował, że nie warto dłużej udawać pracoholika. Czytał
dokumenty i nie rozumiał z nich ani słowa. Zachodził w głowę, co porabia Tannis.
Przez ostatnie pół godziny dreptała tam i z powrotem, na przemian otwierając i
zamykając drzwi. Czyżby zabrała się do sprzątania?
Stanęła mu przed oczyma łagodna i czuła twarz nowo poślubionej żony. Tamtego
wieczora przed kilku laty patrzył w nią jak urzeczony, nim dotknął wargami
kuszących ust. Tannis nie próbowała go zwodzić. Otwarcie wyznała, że Tom się jej
podoba. Nie potrafiła udawać.
Ogarnęło go poczucie winy. W dniu ślubu zachował się jak najgorszy drań. Użalał
się nad sobą, bo tęsknił za Mary, ale Tannis również borykała się z wieloma
przeciwnościami losu. Nadszedł czas, by zapomnieć o przeszłości i zacząć nowe,
wspólne życie. Niepotrzebnie schował się przed żoną w gabinecie. Dzień ślubu
powinien wyglądać całkiem inaczej. Tom odetchnął głęboko. Czas na przeprosiny.
Energicznym gestem rzucił długopis na biurko, dopadł pospiesznie drzwi gabinetu
i, przeskakując po dwa stopnie, pobiegł na górę. Gdy był na piętrze, w otwartych
drzwiach gościnnego pokoju stanęła niespodziewanie Tannis. Miała na sobie nocną
koszulę z grubej, ciepłej tkaniny w drobne kwiatki. Umyła delikatnie umalowaną z
okazji ślubu twarz, ale pozostawiła białe kwiaty we włosach splecionych w
warkocz.
Bawełniana koszula nocna wydała się Tomowi całkiem ładna, lecz nie
przypominała zjawiskowej kreacji z cielistego jedwabiu. Tom marzył, by zobaczyć
Tannis w takim stroju, ale nie przejął się wcale tym drobnym rozczarowaniem. Na
serio zaniepokoił go chłodny uśmiech, którym Tannis skwitowała jego przybycie.
Odwróciła się i zamknęła za sobą drzwi gościnnego pokoju, rzucając na
odchodnym uprzejme „dobranoc”.
– Dobranoc? Co to ma znaczyć, do diabła? Tannis, przecież to nasza noc poślubna!
Usłyszał szczęk zamka.
– To zdumiewające, że w końcu sobie o tym przypomniałeś – dobiegł go
stłumiony, chłodny głos żony.
Dopiero wówczas pojął, że dźwięki, które dobiegały z góry, były odgłosami
przeprowadzki. Tannis przeniosła swoje rzeczy ze wspólnej sypialni do pokoju
gościnnego. Niespodziewanie ogarnęła go wściekłość. I cóż z tego, że unikał jej
przez cały wieczór? Jest teraz jego żoną, więc powinni sypiać razem. Po chwili
przyszło opamiętanie. Dość, Hayes, powiedział sobie w duchu. Czy sądzisz, że
zrobisz na Tannis dobre wrażenie, jeśli zaczniesz się zachowywać niczym
rozwścieczony jaskiniowiec?
Niełatwo mu było opanować złość, ale zdobył się na ten wysiłek. Nie wolno mu
obrażać Tannis. Zasługiwała na lepszy los. Jeśli cierpiał, to na pewno nie z jej
winy. Jak mógł zrobić z niej kozła ofiarnego? Zapukał cicho do drzwi, które przed
chwilą zamknęła mu przed nosem.
– Tannis, czy mogłabyś wyjść na chwilę?
Długo milczała. Gdy przyszło mu do głowy, że postanowiła go zignorować, drzwi
niespodziewanie otworzyły się szeroko i stanęła w nich Tannis. Wyjęła kwiaty z
rudego warkocza. Patrzyła na niego smutnymi, szeroko otwartymi oczami. Była
głęboko dotknięta jego zachowaniem.
– Przepraszam – westchnął z ciężkim sercem, ogarnięty wyrzutami sumienia. –
Dzisiejszy dzień okazał się… bardziej wyczerpujący, niż mogłem przypuszczać.
Mam pomysł. W piwnicy tego domu jest wanna do wodnego masażu, który tak
lubisz. Czy miałabyś ochotę na wspólną kąpiel?
Nie potrafił się zdobyć na nic więcej. Nie mógł obiecać, że wyjaśni żonie, co go
dręczy. Tannis najwyraźniej pojęła, ile wysiłku kosztowała go ta próba nawiązania
kontaktu, bo po chwili milczenia, która Tomowi wydała się długa jak wiek, skinęła
głową.
– Poczekaj. Zaraz włożę kostium kąpielowy i zejdę na dół.
Tom pławił się w bulgoczącej wodzie, gdy Tannis weszła do obszernej piwnicy
jego domu, gdzie stała wanna. Ich domu, poprawiła się od razu. Byli przecież
małżeństwem.
– Wspaniale. Będę mogła zażywać kąpieli pod dachem – oznajmiła pogodnie.
Starała się puścić w niepamięć urazę i zapomnieć o cierpieniu, którego przysporzył
jej Tom. – W pomieszczeniu to dużo większa przyjemność, zwłaszcza przy niskiej
temperaturze.
Tom nie odrywał od niej wzroku, gdy wchodziła do wody, starając się robić to z
wdziękiem. Była zażenowana. Wprawdzie nieco schudła, lecz nie czuła się
zadowolona ze swojej figury. W porównaniu z Mary była, łagodnie mówiąc, dość
zaokrąglona. Usiadła naprzeciw Toma zanurzona po szyję w wodzie falującej pod
wpływem sprężonego powietrza. Zbił ją z tropu szelmowski uśmiech na jego
twarzy. Była zaskoczona tym przypływem dobrego humoru. Przez cały dzień
straszył ponurą miną.
– Co cię tak śmieszy? – zapytała.
– Nic – rzucił od niechcenia. – Zastanawiałem się, dlaczego włożyłaś kostium,
skoro dawniej nie zawracałaś sobie tym głowy?
– Dlaczego włożyłam… – Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. – Podglądałeś
mnie? Ty obrzydliwy gadzie, ty…
– Ale heca! – Tom śmiał się tak serdecznie, że ledwie był w stanie wykrztusić te
słowa. Pochylił się, wziął ją w ramiona i posadził na swoich kolanach. – Nie
miałem pojęcia, jak ci o tym powiedzieć. Przypuszczałem, że będziesz wściekła…
– Wściekła? To mało powiedziane! Sądziłam, że jestem całkiem sama, a
tymczasem podglądał mnie sąsiad o maniakalnych skłonnościach!
Tannis mogła policzyć na palcach jednej ręki okazje, przy których widziała
roześmianą twarz Toma. Zwykle miał bardzo surową, odpychającą minę. Gdy
poweselał, stawał się mniej niedostępny i o wiele przystojniejszy. Czuła przyjemne
ciepło jego ud porośniętych szorstkimi włosami, ale nadal siedziała sztywno
wyprostowana. Nie chciała ulec męskiemu urokowi, którym emanował Tom. Żal,
który narastał przez całe popołudnie, gdy wydawało się, że mąż całkiem zapomniał
o jej istnieniu, a ponadto urażone poczucie godności sprawiły, że chciała dać
nauczkę niecnemu podglądaczowi.
– Własnym uszom nie wierzę! Nie wystarczy ci, że sama mam poważne
zastrzeżenia do swojej figury? Musisz wytykać niedostatki…
– Tannis, zawsze mi się podobałaś, i to bardzo – przerwał jej Tom. Iskierki lśniące
w szmaragdowych oczach przygasły. Mężczyzna posmutniał. – Zdaję sobie
sprawę, że postępowałem niewłaściwie, ale… to było silniejsze ode mnie.
Szczerość Toma rozbroiła Tannis, która odrzuciła złość i spojrzała na wyznanie
męża z innej strony. Powiedział zaledwie przed chwilą, że w jego oczach jest
urodziwą kobietą. Zrobiło jej się ciepło na sercu.
– Zawsze bardzo mi się podobałaś – ciągnął Tom. – Marzyłem, by… – Zamilkł,
objął ciepłą dłonią pełną pierś i popatrzył żonie w oczy. – Wiem, że mnie
pragniesz. Jest nam razem dobrze. Jeśli zechcesz, udowodnię ci, że stanowimy
idealną parę. – Tannis jeszcze się opierała. Miała mu za złe, że przedtem był wobec
niej całkiem obojętny. Po chwili Tom dodał, jakby czytał w jej myślach: –
Przepraszam, że cię zaniedbywałem. Musiałem przemyśleć kilka spraw. Bez tego
nie mógłbym teraz… być z tobą.
Wyznania Toma stanowiły marne usprawiedliwienie, ale Tannis była w nim
zakochana i gotowa przyjąć wszystko za dobrą monetę. Gdy łagodnym ruchem
dotknął jej twarzy i uniósł ku swojej, nie protestowała. Poddała się cudownemu
oszołomieniu, za którym tęskniła długie lata. Miała wrażenie, że pławi się w ogniu.
Była sam na sam z Tomem, z mężczyzną, którego w głębi serca kochała od dawna.
Przez mokrą tkaninę kostiumu czuła dłoń Toma na swojej piersi. Materiał był
cienki; wydawało jej się, że ich ciała się dotykają. Gdy Tom zsunął ramiączka i
odsłonił biust, zawstydzona Tannis ukryła twarz na jego piersi. Po chwili była
naga.
Nie mogła żywić najmniejszych wątpliwości, że Tom jej pragnie. W głębi serca
piastowała nieśmiałą nadzieję… Skoro odczuwał pożądanie i zachwycał się jej
urodą, może pewnego dnia namiętność przerodzi się w miłość.
– Długo o tym śniłem – oznajmił Tom gardłowym głosem.
Pieścił biust Tannis coraz śmielej, aż zabrakło jej tchu. Gdy objął ustami
nabrzmiałą sutkę, jęknęła i wygięła się do tyłu, oszołomiona żądzą, którą zaczęło
pulsować jej ciało. Dotknięcia silnych dłoni stawały się z wolna rozkoszną torturą.
Ręce Toma błądziły po skórze Tannis; muskały talię, biodra i uda. Rozsunęła nogi,
jakby próbowała go zachęcić. Mąż natychmiast skorzystał z zaproszenia. Uniósł ją
lekko, opierając plecami o bok wanny. Tannis poczuła rozkoszny dreszcz, który
przebiegł jej ciało, gdy spieniona woda obmyła wrażliwą skórę ud i łona. Po chwili
poczuła dotknięcie palców Toma. Drgnęła spazmatycznie, tuląc się do niego. W
uszach brzmiały jej czułe słowa wypowiadane niskim, gardłowym głosem. Ukryła
twarz na ramieniu męża. Wstrząsnął nią gwałtowny dreszcz rozkoszy.
Nim ochłonęła, Tom wstał i pociągnął ją za sobą. Stali naprzeciwko siebie.
Popatrzyła w dół i ujrzała jego nabrzmiałą męskość. Tom nie dał Tannis
sposobności do podziwiania tego widoku. Podniósł ją i wypchnął do przodu biodra.
Bez wahania oplotła je nogami i zarzuciła mu ręce na szyję.
Tom jęknął. Tannis przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Znowu usłyszała
gardłowy, nabrzmiały żądzą pomruk. Tom odrzucił głowę do tyłu, objął rękoma
pośladki Tannis i zaczął rytmicznie poruszać biodrami. Tannis przywarła do
szerokiego torsu, wtuliła się w ogromnego, zaborczego mężczyznę, który
zawładnął nią całkowicie. Z każdym poruszeniem rozpalał w niej nowy płomień, a
widok zmienionej namiętnością twarzy podniecał ją coraz bardziej. Ciepła woda
bulgocząca w wannie obmywała nagie pośladki. Po raz kolejny wstrząsnął Tannis
dreszcz całkowitego spełnienia, chociaż wydawało jej się to niemożliwe. Zatraciła
się w rozkoszy, niepomna na nic oprócz pieszczoty wzburzonej, ciepłej wody, w
której pogrążyli się, gdy Tomowi zabrakło już sił. Odpoczywali przez chwilę.
Głowa Tannis opadła na ramię Toma. Ich ciała nadal były złączone.
– Chodźmy do łóżka – westchnął Tom. Wypuścił ją z objęć i wstał. – Było
cudownie. Mógłbym tak spędzić całą noc, ale woda jest zbyt gorąca.
Tannis oparła się na nim bezwładnie, gdy pomagał jej wyjść z wanny i otulał
ciepłym szlafrokiem. Całkiem opadła z sił i gotowa była zgodzić się na wszystko.
Tom wydawał się odprężony i zadowolony. Nigdy go takim nie widziała. Jego
namiętność graniczyła z szałem. Jaka szkoda, że tak długo ukrywał się dziś w
ponurym gabinecie.
Tannis zrozumiała w końcu, jak trudny był dla Toma ów dzień. Gdy mąż przyszedł
na górę, miała ochotę go udusić, ale teraz zapomniała o urazie. Może potrzebował
gwałtownego wstrząsu, by zapomnieć o udręce i przeżyciach z okresu pierwszego
małżeństwa. Zapewne odczucia, których przed chwilą doświadczyli, były równie
porażające dla Toma, jak dla niej. To niemożliwe, by zaznał wcześniej tak silnych
namiętności.
Tom luźno owinął biodra ręcznikiem i objął żonę. Ruszyli do sypialni, gdzie
czekało na nich mahoniowe łóżko, w którym od tej pory mieli sypiać razem.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Tannis obudziła się w środku nocy. Dłoń Toma pieściła jej uda, a usta dotykały
nabrzmiałych piersi. Senna i oszołomiona przewróciła się na plecy i objęła dłonią
jego męskość, by odwzajemnić ekscytującą pieszczotę. Rozkoszowała się
intymnym dotknięciem. Tom pozwolił jej na to, lecz jego wytrzymałość miała
swoje granice. W końcu ujął nadgarstki Tannis i uniósł jej ramiona ponad głowę.
Kolanem rozsunął smukłe uda żony, ukląkł i wszedł w nią zdecydowanie.
To było cudowne przeżycie. Okryci wielką kołdrą tworzącą bezpieczny kokon
wokół rozgrzanych ciał kochali się po raz pierwszy w ciemnej, chłodnej sypialni.
Dłonie Tannis sunęły po skórze Toma pokrytej kroplami potu. Mąż unosił ją ze
sobą, a ona posłusznie dawała się prowadzić. Poruszał się coraz szybciej i
pojękiwał cicho, oddychając z trudem. Pieścił żonę coraz zuchwałej. Drżała
spazmatycznie, aż osiągnęła najwyższą rozkosz.
Tom opadł na nią bezwładnie. Był kompletnie wyczerpany i na pół śpiący. Objął ją
mocno i przewrócił się na plecy. Ułożyła się na jego szerokiej piersi wygodnie jak
na poduszce. Nadal byli złączeni.
– Mówiłem ci, że mógłbym tak spędzić całą noc – mruknął. Nim zapadł w sen,
jeszcze raz ją pocałował.
Tannis nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa, ale w głębi serca odczuwała lęk. W
końcu zrozumiała, że poślubiła Toma nie po to, by uniknąć trudności finansowych,
mieć z nim dziecko albo kochać się do szaleństwa. Wyszła za niego z miłości. Od
lat kochała go w głębi serca, chociaż sama przed sobą nie chciała się do tego
przyznać.
Wszystkie jej obawy wynikały z jednej przyczyny: nie mogła liczyć na
wzajemność. Tom jej nie kochał.
Wspaniały aromat przywitał pana domu już od progu. Lasagna. Tom zaniósł teczkę
do gabinetu. Tannis wyjrzała z kuchni. Miała zwyczaj witać go tak każdego
popołudnia. Tom coraz bardziej przywiązywał się do żony.
– Cześć. Obiad będzie gotowy za pięć minut – oznajmiła Tannis i pocałowała go w
usta. Uśmiechnęła się, gdy objął ją w talii, przyciągnął do siebie i oddał pocałunek.
Od dwóch tygodni byli małżeństwem, lecz nie zdołał się nią nasycić.
– Przecież ci mówiłem, że nie musisz codziennie gotować.
– A ja ci na to odpowiedziałam, że wcale nie zamierzam całymi dniami tkwić w
kuchni. Dzisiaj drużyna Jebbie'ego rozgrywa mecz. Musimy być na boisku o
szóstej, więc pomyślałam, że wcześniej przygotuję obiad, żebyśmy mogli zjeść bez
pośpiechu.
– Dzięki. – Tom pochylił głowę, domagając się kolejnego pocałunku. Uwielbiał
tulić w ramionach tę uległą, słodką kobietę. Był ogromnie zadowolony, że
zdecydował sieją poślubić. Starał się okazać żonie, jak wiele dla niego znaczy.
– Tannis, wyprałaś mi strój? – zawołał Jebbie, biegnąc z głośnym tupotem po
schodach. Zawiedziony Tom westchnął i wypuścił żonę z objęć. Rzuciła mu
kokieteryjne spojrzenie, jakby wolała, by nikt im nie przerywał. Uśmiechnęła się
do zatroskanego chłopca i odparła:
– Strój wisi na suszarce. Może sam go przyniesiesz?
Jebbie popędził w stronę drzwi do piwnicy. W tej samej chwili do kuchni weszła
Amy.
– Tannis, odrobiłam już lekcje z angielskiego. Tato, czy muszę iść z wami na ten
idiotyczny mecz?
– Cześć, Amy. Cieszę się, że tak serdecznie witasz ojca, wracającego do domu po
całym dniu pracy – odparł ponuro Tom. Wydawało mu się czasami, że ledwie
przekroczy próg, jego córka umyślnie wszczyna kłótnię.
Amy rozchmurzyła się. Zrozumiała, że ojciec taktownie próbował jej wytknąć brak
ogłady.
– Cześć, tatku – rzuciła z uśmiechem. Znowu przybrała wojowniczą pozę i
zmarszczyła brwi. – Dlaczego nalegasz, żebym poszła na ten mecz? Jebbie gra
przecież jak ostatnia noga.
– Jesteś niesprawiedliwa, Amy – westchnął Tom. – Jebbie jest od ciebie o sześć lat
młodszy. Stara się, jak może.
– Wielkie rzeczy! – burknęła zirytowana nastolatka i energicznie potrząsnęła
końskim ogonem. – Nie znoszę tych idiotycznych rozgrywek. Dlaczego nie
pozwalasz mi zostać w domu?
– Już o tym rozmawialiśmy. Boję się zostawić cię samą na tyle godzin.
– Traktujesz mnie jak małą dziewczynkę. – Amy poczerwieniała ze złości. –
Założę się, że gdyby to zależało od Tannis, nikt by mnie nie zmuszał do oglądania
durnych rozgrywek. – Zerknęła na macochę w nadziei, że zyska w niej sojusznika.
Dziewczyny powinny trzymać się razem.
– Sądzisz, że jesteś zbyt duża, by co tydzień chodzić z rodziną na mecze
Jebbie'ego?
Amy z zapałem pokiwała głową.
– Te rozgrywki są idiotyczne – oznajmiła.
– Wolałabyś zostać w domu?
Dziewczynka odpowiedziała skinieniem głowy i dodała, przeczuwając bliskie
zwycięstwo:
– Będę grzeczna. Obiecuję.
Tom burknął coś pod nosem. Był zirytowany, ponieważ Tannis gotowa była
ustąpić jego rozkapryszonej córeczce. Na szczęście przypomniał sobie, kto w tym
domu podejmuje decyzje. Amy pojedzie na mecz.
– Sądzę, że możemy ci zaufać – oświadczyła Tannis, zerkając na Toma. – Potrafisz
się kierować zdrowym rozsądkiem.
Tom popatrzył na żonę z kamienną twarzą. Jego irytacja z wolna przechodziła w
gniew. Czy to możliwe, by Tannis podważała jego decyzje, i to w obecności Amy?
– Proponuję kompromis, Amy. Chyba nadszedł czas, żebyś zyskała większą
swobodę, ale z drugiej strony ojciec ma prawo niepokoić się o ciebie. – Popatrzyła
błagalnie na Toma, usiłując go skłonić, by okazał nieco dobrej woli. – Dziś nie
mamy czasu na omówienie tego problemu. Proponuję, żebyśmy porozmawiali
spokojnie jutro wieczorem. Na szczęście nie będzie wtedy żadnego meczu. Sądzę,
ż
e uda nam się wynegocjować takie rozwiązanie, które zadowoli was oboje.
Tomowi nie podobała się ta propozycja, musiał jednak przyznać, że jego metody
wychowawcze nie przynosiły ostatnio pożądanych rezultatów. Może Tannis będzie
miała więcej szczęścia.
– Zgoda. Chętnie podyskutuję jutro wieczorem, ale nie spodziewaj się zbyt wiele
po tej rozmowie – przestrzegł Amy.
– Sądzę, że to doskonały pomysł – przyznała dziewczynka, a po chwili dodała,
jakby słowa Tannis nie dotarły do jej świadomości. – A co z dzisiejszym
wieczorem? Mogę zostać?
– Wykluczone – odparła natychmiast Tannis, uprzedzając Toma, który
niewątpliwie zacząłby wrzeszczeć. – Weź książkę na mecz. Nie będziesz tracić
czasu.
Amy zmarszczyła brwi. Tom znał tę minę. Każdego ranka widział ją, gdy przy
goleniu spoglądał w lustro.
– Nie mam ochoty na czytanie! Jestem dostatecznie duża, by zostać w domu! Nie
chcę chodzić na mecze zasmarkanych dzieciaków! – Wybiegła z pokoju z głośnym
tupotem.
– Na nic się nie zdała moja próba załagodzenia konfliktu – rzuciła Tannis,
uśmiechając się niepewnie.
– W jednym muszę przyznać ci rację – odparł Tom. Trudno mu było przyjąć do
wiadomości, że nie musi już samotnie borykać się z problemami wychowawczymi.
Niedawna rozmowa wyraźnie tego dowodziła. – Chyba powinienem stać się
bardziej elastyczny. Lękam się zostawić Amy w domu bez opieki, ale może warto
przedyskutować tę sprawę.
– Owszem. Pogadamy jutro, ale twoja córka musi uczestniczyć w tej rozmowie.
– Zgoda. – Westchnął ciężko. Był przekonany, że jutrzejsze rokowania zakończą
się kolejną awanturą. – Nakryję do stołu, a ty pomóż Jebbie'emu znaleźć strój.
Po obiedzie wyruszyli na stadion. Amy zabrała ze sobą współczesną powieść dla
nastolatek. Ledwie usiedli na drewnianych ławkach, natychmiast zatopiła się w
lekturze. Tannis zabrała torbę pełną klasówek wymagających poprawienia. Od razu
wzięła się do sprawdzania, ale Tom doskonale wiedział, że gdy Jebbie wejdzie na
boisko, żona natychmiast zacznie kibicować chłopcu. Tak właśnie było na
poprzednim meczu. Tom uświadomił sobie, że Tannis jest nie tylko pełną
temperamentu kochanką, lecz także wyrozumiałą opiekunką dla jego pociech.
Szybciej niż przypuszczał, stała się integralną częścią jego rodziny.
Ojciec i syn siedzieli razem na ławce rezerwowych. Tom społecznie pełnił funkcję
pomocnika trenera drużyny Jebbie'ego. Ze zdumieniem odkrył, że wprowadzanie
maluchów w zawiłe arkana baseballu sprawia mu ogromną przyjemność. Dawniej
podczas meczu obawiał się trochę, co strzeli do głowy Amy, siedzącej na widowni.
Musiał przez cały czas towarzyszyć młodym zawodnikom. Teraz, na szczęście,
Tannis miała na nią oko, a więc nie musiał się niczego obawiać.
– Cześć, Hayes! Co tu robisz? Gdybym to ja niedawno się ożenił, znalazłbym
lepszy sposób spędzania czasu niż bieganie po boisku – zażartował jeden z
trenerów.
– Nie udawaj mądrali, Chub. Dzieciaki są dla mnie najważniejsze – odparł z
uśmiechem Tom.
Kolega popatrzył na niego podejrzliwie.
– Nie zafundowałeś żonie miodowego miesiąca? Co się z tobą dzieje? Zdumiewasz
mnie, Hayes. Zapomniałeś, że kobiety uwielbiają romantyczne gesty?
– Jestem bardzo romantyczny – bronił się Tom. – Nie wyjechaliśmy w podróż
poślubną, ale to nie oznacza, że jestem zawziętym dusigroszem.
– Kupiłeś jej kwiaty w tydzień po ślubie? Zabrałeś ją tego pamiętnego wieczoru na
wytworną kolację, żeby spędzić czas tylko we dwoje, bez dzieciaków? Patrzyłeś jej
w oczy i trzymałeś za rękę? Kupiłeś jej w prezencie jedwabną nocną koszulę w
zamian za tę, którą zdarłeś z niej w miłosnym uniesieniu podczas nocy poślubnej?
Tom parsknął śmiechem i zabrał gromadkę sześciolatków na rozgrzewkę. Wkrótce
spoważniał. Uwagi Chuba brzmiały dość sensownie. Tom przyznał w głębi ducha,
ż
e nie najlepiej traktował swoją żonę. Nie przyszło mu do głowy, że wypada od
czasu do czasu kupić jej kwiaty. Jeśli chodzi o jedwabny negliż… Zniknął w
czeluściach szafy. Tom rozumiał, dlaczego nie miał dotąd okazji ujrzeć panny
młodej w prześlicznych jedwabiach. Nie uważał się za tchórza, ale inteligentny
facet ma dość rozsądku, by unikać w rozmowie ze swą połowicą niebezpiecznych
tematów.
Z uwagą obserwował chłopców, którzy właśnie zaczynali mecz. Zacisnął wargi.
Musiał przyznać Chubowi rację. Tannis zasługiwała na szczególne względy.
Należała jej się odrobina romantyzmu. Postanowił, że jeszcze tego samego dnia
zadba, by poczuła się uwielbiana i adorowana.
– Jak się wymawia słowo „boudoir”?
Tannis, która obserwowała uważnie sytuację na boisku, obrzuciła Amy
zdziwionym spojrzeniem i machinalnie podała właściwe brzmienie wyrazu.
– Spotkałaś to słowo w powieści, którą czytasz? – zapytała po chwili.
– Owszem. – Amy wsadziła nos w książkę.
Tannis patrzyła na nią przez chwilę, zastanawiając się, jakąż to książkę
dziewczynka pochłania z takim zapałem. Potem wzruszyła ramionami i
uśmiechnęła się. Postanowiła omówić tę sprawę z Tomem. Kto wie, jakie myśli
lęgną się w głowie nastolatki?
Spojrzała znowu na boisko. Jebbie wszedł już do gry. Świetnie dawał sobie radę.
Tannis z rozczuleniem pomyślała, że tak niedawno był rozwrzeszczanym
niemowlakiem o czerwonej buzi. Gdyby Mary mogła go teraz ujrzeć….
Mary. Przez kilka ostatnich tygodni Tannis unikała wspomnień o przyjaciółce. Nie
miała wobec niej poczucia winy; przeciwnie, sądziła, że Mary byłaby zadowolona,
iż Tom poślubił kobietę bliską jej sercu. Niewątpliwie uznałaby jego wybór za
słuszny, i to nie tylko ze względu na dzieci. Chciała przecież dla Toma oraz dla
swojej serdecznej przyjaciółki jak najlepiej. Na pewno zrozumiałaby, dlaczego
Tannis nie potrafi żyć bez Toma. Ów mężczyzna był jej bliższy niż ktokolwiek na
ś
wiecie.
Właśnie dlatego przestała wspominać Mary. Zdawała sobie sprawę, że dla Toma
ona – Tannis – wcale nie jest najważniejsza. Mógłby istnieć bez niej. Oczywiście,
uważał ją za wspaniałą, namiętną kochankę i cenił za umiejętność radzenia sobie z
domowymi kłopotami, ale nie był zaangażowany uczuciowo. Tannis z żalem i
obawą przypominała sobie długie, nocne godziny; Tom leżał obok niej i przekręcał
się niespokojnie z boku na bok. Była pewna, że podczas bezsennych nocy rozmyśla
o Mary i powierza jej najskrytsze tajemnice.
Skarciła się w duchu za te ponure rozważania. Doszła do wniosku, że oczekuje zbyt
wiele. Przecież dopiero od niedawna są małżeństwem.
Spojrzała znowu na boisko. Do odbicia piłki szykował się sprawny ośmiolatek,
najlepszy zawodnik drużyny przeciwnej. Mocno uderzona piłka poszybowała
wysoko ku prawej stronie boiska. Tannis wyprostowała się i osłoniła dłonią oczy
przed mocnym, popołudniowym słońcem. Jebbie biegał w przód i w tył niepewny,
czy zdoła chwycić piłkę, która leciała w dół niczym pocisk. Chłopiec wyciągnął
ramię. W tej samej chwili piłka uderzyła go w czoło. Zawodnik upadł.
Tannis poderwała się z miejsca, przeskoczyła barierkę i podbiegła do leżącego
nieruchomo dziecka. Serce podeszło jej do gardła. Z tyłu dobiegł ją odgłos kroków
Amy.
Tom pierwszy znalazł się przy synu. Opadł na kolana.
– Jebbie? Jebbie, odezwij się!
Tannis usłyszała wołanie, w którym pobrzmiewał strach. Chłopiec poruszył nogą.
Tannis odetchnęła z ulgą. Powoli się uspokajała. Nim podbiegła, mały odzyskał
przytomność, mruknął coś niewyraźnie i niezdarnie usiłował wstać, ale Tom mu na
to nie pozwolił.
Okazało się, że jedna z matek jest lekarką. Jebbie został przez nią dokładnie
zbadany. Trener położył na czole chłopca woreczek z lodem. Tannis zauważyła
spore zaczerwienienie, które zaczynało właśnie nabrzmiewać. Na pewno mały
będzie miał wielkiego guza, ale odpowiadał przytomnie i bez trudu poruszał
kończynami. Odzyskała spokój, gdy lekarka stwierdziła autorytatywnie:
– Nie grozi ci wstrząs mózgu, chłopcze. Za parę dni będziesz zdrowy jak rybka.
– Co z Jebbie'em? – zapytała drżącym głosem Amy. Tannis przytuliła
dziewczynkę. Doskonale rozumiała jej obawy. Mała straciła niedawno bliską sercu
osobę. Dzisiejszy wypadek zachwiał jej poczuciem bezpieczeństwa.
– Nic mu nie będzie, skarbie, oprócz wielkiego guza na czole.
– Weźcie swoje rzeczy. Spotkamy się przy samochodzie – rzucił Tom, biorąc syna
na ręce.
– Racja. Odpoczynek dobrze mu zrobi. – Tannis ze zrozumieniem pokiwała głową.
Amy mruknęła coś z młodzieńczą arogancją. Gdy tylko przekonała się, że bratu nic
nie grozi i będzie musiała nadal znosić jego wybryki, zaczęła się zachowywać…
normalnie.
– Idę o zakład, że tata zamiast do domu zawiezie nas prosto do szpitala. Dla niego
każde zadrapanie jest poważną raną.
– Jebbie został już zbadany przez lekarza – odparła z uśmiechem Tannis.
– To się nie liczy!
Amy miała rację. Tom pojechał prosto do kliniki. Uprzedził telefonicznie doktor
Ellis, która czekała na nich w izbie przyjęć. Po dokładnym zbadaniu Jebbie'e-go
uspokoiła Toma, że chłopcu nic się nie stało. Oznajmiła, że jedynym
nieprzyjemnym skutkiem wypadku może być lekki ból głowy. Przypomniała na
koniec, jakie są objawy wstrząśnienia mózgu i zaleciła rodzinie staranną
obserwację małego pacjenta. Napełniła lodem gumowy worek i poleciła nadal robić
zimne okłady. Taki był koniec wizyty. Nim dotarli do domu, zrobiło się późno.
Dzieci od razu powędrowały do sypialni.
Tom zszedł na dół. Co kilka minut zaglądał do syna. Tannis kończyła sprawdzać
ć
wiczenia. Mąż usiadł ciężko na kanapie tuż obok niej.
– Mały wygląda nieźle – oznajmił. – Zamierzam nastawić budzik i zaglądać do
niego co godzinę. Zastanawiam się, czy powinien iść jutro do szkoły.
Tannis uśmiechnęła się, wzruszona jego troską.
– Nie sądzę, by należało sprawdzać jego samopoczucie tak często, a poza tym
jestem pewna, że mały pobiegnie jutro do szkoły jak na skrzydłach. Będzie miał co
opowiadać i pokazywać kolegom.
– Rano zdecydujemy – rzucił Tom oschłym tonem.
– Stanowczo za długo samotnie wychowywałeś dzieci – oznajmiła pogodnie
Tannis, chcąc zachęcić męża, by spojrzał na całą sprawę z odrobiną humoru. –
Szkoda, że nie możesz siebie usłyszeć. Gdaczesz niczym zaaferowana kwoka.
Chyba stałeś się nadopiekuńczy.
– Do jasnej cholery, mam to w nosie! Nie dopuszczę, żeby kolejna osoba z mojej
rodziny przeniosła się na tamten świat z powodu zaniedbań w leczeniu! – krzyknął
ze złością.
Cisza panująca w całym domu wzmogła gwałtowność jego wybuchu.
Zdenerwowana Tannis zacisnęła dłonie na sprawdzonych przed chwilą pracach.
Zorientowała się, że Tom jest przygnębiony dzisiejszym wypadkiem o wiele
bardziej niż można by przypuszczać. Co go tak okropnie zirytowało? Czyżby
zrozumiał opacznie jej słowa?
– Twierdzisz, że niewłaściwe leczenie może być przyczyną śmierci. Chodzi ci o
Mary? – zapytała odważnie, próbując zrozumieć, co wyprowadziło Toma z
równowagi. – Przecież miała doskonałą opiekę, i to przede wszystkim dzięki tobie.
Zrobiłeś wszystko, co w ludzkiej mocy.
– A czy zdołałem ją przekonać, by kontynuowała leczenie? Nie protestowałem, gdy
Mary pochopnie zrezygnowała z chemoterapii…
Tannis zaniemówiła. Tom powiedział to z goryczą i złością. Nie przypuszczała, że
ukochany mężczyzna wini siebie za śmierć żony. Czy to było powodem jego
bezsenności?
– Nie jesteś odpowiedzialny za śmierć Mary – tłumaczyła łagodnie, z trudem
szukając właściwych słów. Położyła dłoń na jego ramieniu. – Choroba, na którą
zapadła…
– Wcale nie czuję się winny! – Tom rozzłościł się jeszcze bardziej. Strząsnął z
ramienia rękę Tannis i poderwał się z kanapy. – Zebrałem mnóstwo informacji o tej
chorobie. Mary wiedziała, że istnieje szansa wyzdrowienia, ale ją odrzuciła.
Przekonywałem ją, że powinna iść do szpitala i poddać się chemoterapii oraz
naświetlaniom zalecanym przez lekarzy, ale nie chciała o tym słyszeć.
– Przecież zdajesz sobie sprawę, że wolała nie przeciągać swojej agonii. – Tannis
mówiła spokojnie. Nie okazała, jak bardzo poczuła się urażona, gdy uchylił się
przed współczującym dotknięciem jej ręki. – Mary nie miała szans na
wyzdrowienie. Była tego świadoma. Wolała spędzić czas, który jej pozostał, żyjąc
w miarę normalnie. Dla ciebie i dzieci…
– Powinna walczyć! Jak mogła się poddać i wybrać śmierć? – krzyknął zbolałym
głosem.
– Sądziła, że nie ma innego wyjścia. – Tannis zastanawiała się, jak przekonać
Toma, że podejmując decyzję, Mary brała pod uwagę przede wszystkim uczucia
swego męża. – Postanowiła oszczędzić ci złych wspomnień. Nie chciała, żebyś ją
zapamiętał jako kobietę udręczoną cierpieniem i bólem.
Tannis ujrzała oczyma wyobraźni sceny z ostatniego roku życia przyjaciółki. Mary
stopniowo opadała z sił i zażywała coraz więcej środków przeciwbólowych. Może
to i lepiej, że bliscy chorej nie musieli być świadkami agonii trwającej długie
miesiące czy nawet lata. Tom nie chciał przyjąć do wiadomości takiego
rozumowania.
– Jak mogła podjąć taką decyzję, nie biorąc pod uwagę mojego zdania? –
dopytywał się z goryczą. – To dotyczyło również mojego życia.
– Sądzę, że miała do tego prawo. Zapewne przypuszczała, że nie pogodzisz się z jej
postanowieniem. – Tannis wiedziała, że tak właśnie było. Tom zadręczał Mary,
nalegając, by odwiedzała coraz to nowych specjalistów. – Byłam jej przyjaciółką.
Powierzała mi swoje tajemnice. Wierz mi, te decyzje były dla niej równie trudne
jak dla ciebie jej śmierć.
– Powiadasz, że się przyjaźniłyście? W takim razie dlaczego nie próbowałaś jej
przekonać, żeby kontynuowała terapię? – rzucił drwiąco rozgniewany Tom. Tannis
zrozumiała, że jej słowa wyprowadziły go z równowagi. Zmrużył oczy i popatrzył
na nią ze złością. – A może choroba Mary była ci na rękę? Oboje wiemy, że już
wtedy chętnie byś na mnie poleciała.
Tannis otworzyła usta, by zaprotestować, ale nie mogła wykrztusić słowa.
Zacisnęła dłonie w przypływie złości. Jak w sennym koszmarze spoglądała z
niedowierzaniem na swoje ramię, które uniosło się mimowolnie. Wymierzyła
Tomowi mocny policzek. Klaśnięcie rozległo się donośnie w ciszy spokojnego
domu. Ramię opadło. Gwałtowne pieczenie dłoni uświadomiło Tannis, że
naprawdę spoliczkowała męża.
Tom popatrzył na żonę szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Nagle zrozumiał
swój błąd. Ogarnęły go wyrzuty sumienia. Tannis wiedziała, że okrutne słowa
zostały powiedziane w złości. Tom nie całkiem zdawał sobie sprawę, co mówi.
Cierpienie było jednak zbyt dotkliwe i nie zasłużone, by potrafiła od razu
wybaczyć mężowi. Małżeństwo, które zaczęło nabierać sensu, niespodziewanie
okazało się bolesną pomyłką.
– Nie dopuszczę, żebyś obarczył mnie odpowiedzialnością za nieszczęście,
któremu nikt nie jest winien – oświadczyła. Jej głos niewiele różnił się od szeptu.
Popatrzyła Tomowi prosto w oczy. – Może i leciałam na ciebie, ale nigdy,
przenigdy nie zachęcałam cię do złamania małżeńskiej przysięgi.
Tannis zdawała sobie sprawę, że to podły rewanż, aluzja do tamtego wieczoru
sprzed lat, o którym do tej pory żadne z nich nie wspomniało ani razu. Natychmiast
pożałowała swoich słów. Gdy się uspokoiła, pojęła wreszcie, co dręczy Toma: miał
ż
al do Mary nie o to, że zrezygnowała z terapii. Odczuwał wściekłość, bo umarła.
Rozpacz owdowiałego mężczyzny zamiast osłabnąć z czasem, przerodziła się w
złość i agresję. Nim zdał sobie z tego sprawę i zdołał uporządkować swoje uczucia,
padły straszliwe oskarżenia, które zniweczyły szanse powodzenia drugiego
małżeństwa.
– Idę spać.
Znużona Tannis ruszyła ku schodom. Ukochany mężczyzna złamał jej serce.
Marzenia legły w gruzach.
Umyła twarz i zęby, zajrzała do dzieci i poszła do sypialni. Wahała się przez
chwilę, stojąc na progu. Może lepiej przenocować w pokoju gościnnym? Dobra
myśl.
Czułaby się nieswojo, gdyby miała przespać tę noc obok Toma, jakby nic między
nimi nie zaszło. Jutrzejszy poranek będzie dostatecznie ciężką próbą. Ze względu
na dzieci trzeba udawać, że nic się nie stało.
Oczy zaszły jej łzami.
Gdy Tom wszedł do sypialni, Tannis odwróciła się do niego plecami, nie chcąc
okazać, jak bardzo przez niego cierpi. Stała przed lustrem wiszącym nad komodą,
w którym odbijała się męska sylwetka oraz kobieca twarz pozbawiona wyrazu
niczym maska. Trudno było Tannis zachować obojętność, ale nie miała wyboru.
Zgodziła się wyjść za człowieka, który jej nie kochał. Powinna była przewidzieć,
co to oznacza.
Tom podszedł do żony. Dywan tłumił odgłos jego kroków. Stanął za Tannis.
Patrzyli na swoje odbicia w lustrze.
– Nie kłóćmy się – szepnął Tom.
– Jestem tego samego zdania – szepnęła, odwracając wzrok.
– Tannis, okaż mi trochę cierpliwości. Naprawdę chciałbym, żeby nasze
małżeństwo było szczęśliwe.
Nie umiał znaleźć właściwych słów, lecz Tannis domyśliła się od razu, że to mają
być przeprosiny. Jej serce wezbrało miłością i współczuciem. Żal zniknął,
ustępując miejsca potrzebie ukojenia bólu ukochanego mężczyzny. Tannis chciała
się odwrócić i objąć mocno Toma, ale on ją powstrzymał, kładąc wielkie ręce na jej
ramionach. Podniosła wzrok i zobaczyła w lustrze jego odbicie. Zadrżała ogarnięta
nagłym pożądaniem. Ilekroć się kochali, widziała na twarzy Toma wyraz skupionej
uwagi i ostatecznej determinacji. Tak samo patrzył na nią w tej chwili. Pod
wpływem zaborczego spojrzenia jej sutki nabrzmiały. Tom natychmiast to
dostrzegł.
Silna dłoń o smukłych palcach objęła jej biust. Pod wpływem emanującego z niej
ciepła i łagodnej pieszczoty Tannis wstrzymała oddech. Miała wrażenie, że trawi ją
ogień. Spojrzała w lustro. Nie mogła oderwać oczu od potężnej sylwetki, przy
której wydawała się mała i krucha jak figurka z porcelany. Patrzyła zachłannie na
ciemną czuprynę Toma, który pochylił głowę, obsypując pocałunkami jej kark i
szyję. Dotykał ustami miejsc, gdzie wyczuwał przyspieszony puls. Uszczęśliwiona
Tannis jęknęła. Chciała się odwrócić i wtulić w ramiona ukochanego, ale znowu ją
powstrzymał.
– Poczekaj – szepnął, nie podnosząc głowy. Powoli ściągał jej koszulę, przez cały
czas obserwując lustrzane odbicie żony. Po chwili miała na sobie tylko koronkowy
stanik i spodnie. Tom sięgnął do paska. Zazgrzytał suwak. Spodnie opadły na
podłogę.
Tannis z nie ukrywaną ciekawością patrzyła na swoje odbicie. Tom stał za jej
plecami, błądząc spojrzeniem po obnażonym ciele żony. Czuła, jak muskularna
pierś wznosi się i opada coraz szybciej. Gorący oddech męża palił jej skórę. Tom
objął rękoma jej biodra i przyciągnął do swoich. Opalone dłonie wyraźnie
kontrastowały z jasną skórą. Tannis nie spuszczała z nich wzroku, gdy sunęły
wolno ku górze, objęły talię i zatrzymały się pod biustem okrytym beżową koronką
stanika. Kciuki uniosły się, muskając sterczące sutki.
Tannis drgnęła pod wpływem tego dotknięcia.
– Przyjemnie? – zapytał Tom niskim, zmienionym głosem. Tannis wpatrywała się z
niedowierzaniem w lustrzane odbicie. Tom zsunął delikatną koronkę, odsłonił
piersi, natychmiast przykrył je dłońmi i pogładził delikatnie. Tannis odchyliła
głowę i spojrzała w lustro.
Widok, który ukazał się jej oczom, był niesłychanie podniecający. Tom nadal był
ubrany, ona sama zaś niemal naga. Światło lampy rzucało refleksy na jasną skórę.
Opalone męskie dłonie obejmowały kształtny biust. Tannis czuła, że narasta w niej
żą
dza.
Miała wrażenie, że Tom czyta w jej myślach. Wolno przesunął dłonie w dół na
płaski brzuch i jeszcze niżej ku rudawym włosom na łonie. Powtórzył tę zmysłową
pieszczotę i niepostrzeżenie zdjął Tannis skąpą bieliznę. Gdy, oszołomiona
dotknięciem jego rąk, ponownie spojrzała w lustro, dostrzegła jedynie odbicie
własnej, całkiem obnażonej postaci. Po chwili Tom znowu stanął za jej plecami.
Był nagi. Na widok jego potężnej sylwetki emanującej męską siłą zapomniała o
całym świecie.
Tom objął biodra żony, uniósł ją trochę i mocno przytulił. Tannis otarła się o niego,
zmysłowo poruszając biodrami. Tom powtórzył tę zachętę do miłosnej gry. Wsunął
rękę między smukłe uda, które Tannis rozsunęła prowokacyjnie.
– Czarownica – szepnął jej do ucha. Jego uśmiech przypominał grymas
drapieżnego zwierzęcia. Stopy Tannis znowu dotknęły podłogi. Pochyliła się do
przodu, opierając dłonie na blacie komody. Nim pojęła, co się dzieje, Tom wszedł
w nią jednym ruchem. Krzyknęła z rozkoszy i zdumienia. Zaczęli poruszać się
zgodnie i rytmicznie jak w zmysłowym tańcu. Ramię Toma objęło ją w talii, a
druga ręka wślizgnęła się między uda. Tannis jęczała spazmatycznie. Nie była w
stanie znieść tak wielkiej rozkoszy. Przymknęła oczy.
– Czarownica – brzmiał jej w uszach ochrypły głos Toma. Podniosła głowę, by
spojrzeć na jego zmienioną pożądaniem twarz, i całkiem straciła głowę.
Kiedy się sobą nasycili, Tom wziął Tannis na ręce i zaniósł do łóżka. W środku
nocy obudził ją i przykrył własnym ciałem. Kochała się z nim, wkładając w ów
zmysłowy akt całkowitego zjednoczenia całą miłość skrywaną w głębi serca.
Kochała mężczyznę, który pragnął tylko jej ciała.
Jego serce należało do Mary.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Amy wybiegła z pokoju dziennego, by powitać ojca, który przywiózł Jebbie'ego z
treningu. W samą porę; obiad był prawie gotowy. Tom popatrzył niespokojnie w
głąb korytarza. Tannis nie wyszła mu na spotkanie.
– Tatusiu, pamiętasz, że dziś wieczorem mamy porozmawiać o tym, czy będę
mogła zostawać sama w domu? – zapytała Amy. Popatrzyła na ojca z nadzieją i
lękiem oczami swojej matki; ten sam kształt i kolor. Tomowi wydawało się przez
chwilę, że to Mary zjawiła się przed nim we własnej osobie. Czekał z rezygnacją,
aż znajomy ból ściśnie mu serce. Chwile mijały. Był ogromnie zdziwiony, nie
czując zwykłego przypływu rozpaczy. Uśmiechnął się do córki z ulgą i radością.
– Porozmawiamy. Zróbmy to po obiedzie, gdy Jebbie pójdzie się bawić z kolegami.
– Cudownie! – Rozpuszczone włosy zatańczyły wokół głowy dziewczynki, która
odwróciła się i pomknęła w głąb korytarza.
– Gdzie jest Tannis?
– W kuchni – rzuciła Amy na odchodnym. – Uczy mnie, jak piec rybę w folii.
Córka wybiegła. Tom powiesił płaszcz w korytarzu. Przystanął na chwilę,
zadumanym wzrokiem mierząc pustą przestrzeń. Po raz pierwszy od dnia ślubu
Tannis nie wyszła mu na spotkanie, gdy wrócił z pracy. Poranek minął spokojnie.
Tom udawał, że nic się nie stało, i próbował zapomnieć o wczorajszej kłótni, ale
Tannis najwyraźniej wciąż była na niego zła.
Cholera, zachował się jak ostatni łajdak! Zdawał sobie z tego sprawę. Nie potrafił
spokojnie rozmawiać o Mary. Natychmiast ogarniała go złość. Tym razem
wyładował się na Tannis. To nieuczciwe; nie powinien był tak postąpić.
Wprawdzie usiłował jej potem okazać bez słów, jak wiele dla niego znaczy, lecz
nie zrozumiała owego przesłania.
Gdy wszedł do kuchni, Tannis podniosła wzrok i uśmiechnęła się. Patrzyła na męża
równie ciepło i serdecznie jak co dzień.
– Cześć – rzuciła krótko.
– Cześć. – Tom okrążył stół i niepewnym ruchem pochylił głowę, by ją pocałować.
Był niemal pewny, że się odsunie, lecz, ku jego radości i zaskoczeniu, przytuliła się
z cichym pomrukiem zadowolenia, który sprawił, że natychmiast zrobiło mu się
gorąco. Gdy pojął, że Tannis nie żywi do niego urazy, poczuł tak wielką ulgę, że
zapomniał o całym świecie. Nie zwracał uwagi, że Amy krząta się po kuchni. Tak
bardzo pragnął Tannis! Uwielbiał swoje dzieci, ale wiele dałby za to, żeby na kilka
chwil pozostać z żoną sam na sam. Całował ją coraz namiętniej, muskając
językiem rozchylone wargi. Tannis przytuliła się do niego z oddaniem i miłością, o
jakiej śnił każdy…
Miłość?
To przypuszczenie było tak niespodziewane, że osłupiały Tom wypuścił Tannis z
objęć i cofnął się, mamrocząc coś niewyraźnie o brudnych rękach Jebbie'ego, które
chłopiec powinien bezwzględnie umyć przed obiadem. Pomknął na górę, myśląc
gorączkowo o Tannis. Usiadł na łóżku w sypialni, żeby się spokojnie zastanowić.
To bardzo prawdopodobne, że Tannis go kocha. Jego męska duma została mile
połechtana. Czy to naprawdę miłość? Tannis rzeczywiście postępuje jak zakochana
kobieta. Nie ulegało wątpliwości, że stanowią dobraną parę. To niemożliwe, by o
ich związku przesądziła jedynie chłodna kalkulacja i zdrowy rozsądek. A jeśli
Tannis… tylko udaje przywiązanie, by uniknąć plotek?
Bzdura! Gdyby istotnie tak było, zachowywałaby pozory jedynie wobec obcych
ludzi oraz dzieci. Decydującym argumentem była jej spontaniczna reakcja na każde
jego dotknięcie i oznakę czułości.
Tom przypomniał sobie pewne zdarzenie, które miało miejsce w ubiegłym
tygodniu. Wrócił do domu bardzo zmęczony po dniu spędzonym na sali sądowej.
Rzadko uczestniczył w rozprawach. Niesmakiem napawał go konflikt, którego
finałem był obecny proces. Córka i syn zmarłego klienta rozpoczęli walkę o
spadek, jeszcze przed pogrzebem. Tom zajmował się wcześniej równie trudnymi
sprawami majątkowymi, ale ludzka chciwość zawsze go oburzała. Nie potrafił
zrozumieć, dlaczego najbliżsi krewni bywają tacy zachłanni.
Nieczęsto zwierzał się Mary ze swoich zawodowych problemów, ale z Tannis było
inaczej. Ciekawiły ją te sprawy. Była nimi szczerze zainteresowana i podobnie jak
mąż oceniała postępowanie innych ludzi. W trudnych chwilach okazywała Tomowi
współczucie. Odnosił wrażenie, że wszystko, co dotyczy jego osoby, jest dla niej
bardzo istotne… że on jest dla Tannis ważny. Po chwili zrozumiał, że
niesprawiedliwie ocenił pierwszą żonę. Mary również interesowała się jego
problemami, lecz okazywała to inaczej. Była tak zajęta dziesiątkami spraw
ważnych dla mieszkańców osiedla, że niekiedy puszczała mimo uszu zwierzenia
Toma. Jednak ilekroć potrzebował wsparcia, stawała za nim murem. Kochała go.
Krąg się zamknął. Tom powrócił do myśli, która stanowiła punkt wyjścia do owych
rozważań. Im dłużej się zastanawiał, tym większą miał pewność, że Tannis jest w
nim naprawdę zakochana. Mnóstwo dowodów świadczyło o tym, że ta mądra i
łagodna kobieta żywi dla niego głębokie uczucie. Na myśl o tym zrobiło mu się
ciepło na sercu. Ogarnęło go poczucie bezpieczeństwa, jakiego od dawna nie
zaznał.
Gdy Tannis przyszła zawołać go na obiad, wstał ochoczo i objął ją ramieniem.
– Wieczorem, gdy dzieci pójdą spać, porozmawiamy sobie, zamiast oglądać film,
zgoda?
– O czym chcesz rozmawiać? – zapytała, nie kryjąc zdziwienia.
– O wspomnieniach z dzieciństwa i tak dalej – odparł, wzruszając ramionami. –
Przyszło mi nagle do głowy, że bardzo mało wiem o kobiecie, którą poślubiłem.
Tannis pokraśniała z zadowolenia. W niebieskich oczach pojawił się blask
szczęścia. Tom zrobił jej tą propozycją ogromną przyjemność.
– Możemy dokończyć rozmowę w wannie. Masaż wodny nas odpręży – oznajmiła,
spoglądając na niego zalotnie.
Tom wybuchnął śmiechem i przytulił żonę.
– W ciepłej kąpieli nie mam nastroju do towarzyskiej konwersacji. Pod wpływem
wysokiej temperatury zwykle tracę głowę.
– Na to właśnie liczę – szepnęła Tannis, wspinając się na palce i całując go w usta.
Kilka godzin później ucichły wszystkie domowe odgłosy. Tom odpoczywał na
mahoniowym łożu, tuląc się do Tannis, którą nadal przykrywał swoim ciałem. Był
senny, zadowolony i syty rozkoszy. Żona poruszyła się w jego objęciach, uniosła
rękę i odgarnęła mu włosy z czoła. Westchnął uszczęśliwiony i przekręcił się na
bok, nie wypuszczając jej z objęć.
– Wiele zmieniłaś w moim życiu.
– Wybacz, ale to brzmi zagadkowo. – Tom czuł, że Tannis się uśmiecha. – Po
szaleństwach, które niedawno miały miejsce w tym łóżku…
– I przedtem w wannie – wtrącił chełpliwie.
– I w wannie – potwierdziła i dokończyła myśl: – Sądzę, że oceniasz mnie
stronniczo i nazbyt pochlebnie.
– Wiem, co mówię. – Tom ułożył Tannis na plecach i spojrzał jej prosto w
niebieskie oczy. – Kochając się z tobą, spełniam najskrytsze marzenia, ale to nie
wszystko. Twoja obecność w tej rodzinie każdemu wyszła na dobre. Dzięki za
pomoc w dzisiejszej rozmowie z Amy. Muszę jej zaufać w drobnych sprawach i
uczyć odpowiedzialności. Czas zrozumieć, że moja córka dorasta. Z wiekiem
będzie coraz bardziej niezależna. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?
– Na pewno byłeś tak skoncentrowany na tym, by życie twoich dzieci płynęło
możliwie normalnie, że zapomniałeś o elastyczności i potrzebie zmian.
– Chyba masz rację. Teraz rozumiem, dlaczego postanowiłem się z tobą ożenić –
oznajmił żartobliwie.
– Ja to wiedziałam od dawna. – Odwróciła się do niego plecami i objęła mocno
poduszkę, jakby ściskała koło ratunkowe. – Jestem świetna w łóżku i pomagam ci
wychowywać dzieci.
Tom był zbity z tropu jej uwagą. Przed chwilą trzymał żonę w ramionach;
rozmawiali jak przystało na czułych kochanków. Niespodziewanie Tannis stała się
zimna i nieprzystępna. Czyżby sądziła, że w takiej sytuacji pozwoli jej zasnąć bez
słowa wyjaśnienia? Dlaczego odwróciła się do niego plecami? Do diabła, przecież
od pierwszej wspólnej nocy spali mocno przytuleni.
Powoli zaczynał rozumieć, co dręczy Tannis. Czyżby istotnie sądziła, że
postanowił się ożenić tylko dlatego, że chciał z nią sypiać i oczekiwał pomocy w
wychowaniu dzieci?
Olśnienie przyszło nagle.
Jasne, że jego żona jest o tym przekonana. Takie wymienił powody, gdy się jej
oświadczał. Przekonywał z wielkim zapałem, jak korzystne jest małżeństwo z
rozsądku.
Tom poruszył się niespokojnie. Nie lubił przyznawać się do błędu, ale pragnął być
szczery wobec siebie i Tannis. Poślubił ją, bo… podświadomie wiedział, że ta
kobieta go kocha. Potrzebował jej miłości. Pragnął, by to uczucie ukoiło ból i
nasyciło go rozkoszą. Błyskawicznym ruchem odwrócił żonę ku sobie i nakrył
ponownie swoim ciałem.
– Tom! – krzyknęła zaskoczona. Unikała jego spojrzenia. – Muszę się wyspać.
Rano idę do pracy.
– Ja również. Problem w tym, że jeśli nie rozwikłamy wszystkich wątpliwości, nie
będę mógł zasnąć. – Dotknął policzka Tannis i popatrzył na nią w skupieniu.
Czyżby spoglądała na niego z żalem? Pochylił głowę i pocałował żonę z czułością,
która ogarniała go zawsze, ilekroć brał ją w ramiona. Odprężyła się z wolna i
oddała pocałunek. – Kochasz mnie? – zapytał z ustami przy jej wargach.
– Dlaczego… ? – Znieruchomiała. Czuł, że jej mięśnie tężeją.
– Powiedz, że mnie kochasz. – Obsypywał jej twarz pocałunkami, objął dłonią
pierś. Tannis jęknęła; nie umiał powiedzieć, czy jest wściekła, czy zadowolona, ale
musiał znać prawdę. – Chcę, żebyś mi to wyznała. Istnieje jeszcze jeden powód,
dla którego cię poślubiłem: potrzebuję twojej miłości. Obiecuję uszanować to
uczucie.
Tannis milczała. Tom czekał cierpliwie na jej odpowiedź. Uniosła ramiona i ujęła
w dłonie jego twarz. Popatrzyła mu w oczy.
– Kocham cię, Tom – wyznała cicho. – Od dawna cię kocham.
– Wiedziałem. – Ogarnęła go szalona radość. Głos mu się załamał. Ukrył twarz we
włosach Tannis i objął ją z całej siły. – Moja ruda czarodziejko, czy wiesz, jak
bardzo jesteś mi potrzebna?
Minęła Wielkanoc. Młodemu lekarzowi udało się namówić matkę Tannis, by
wyraziła zgodę na przeprowadzenie badań, o których wspomniał w rozmowie.
Doktor Payton zastosował lekarstwa, pod wpływem których w zachowaniu starszej
pani zaszły ogromne zmiany na lepsze. Tannis ze zdumieniem stwierdziła, że jej
matka coraz rzadziej pozwala sobie na złośliwe uwagi.
Tom co tydzień jeździł z żoną do pensjonatu dla seniorów i gawędził z teściową.
Starsza pani bardzo go polubiła. Tannis musiała przyznać, że nie było chyba
kobiety zdolnej oprzeć się urokowi Toma Hayesa.
Byli małżeństwem od trzech miesięcy. Ich życie biegło teraz wedle ustalonego
wspólnie rytmu. Tannis w najśmielszych marzeniach nie przypuszczała, że jako
ż
ona Toma będzie taka szczęśliwa. Był troskliwym i opiekuńczym mężem. Często
przynosił jej kwiaty i drobne prezenty. Z powagą zastanawiał się nad
wygłaszanymi przez nią opiniami dotyczącymi wychowania dzieci, przyjmował
ż
yczliwe rady i naprawdę jej słuchał, ilekroć miała coś do powiedzenia. Chętnie
pomagał w pracach domowych i doceniał wszystkie jej wysiłki. Tannis nie
odczuwała przy nim ustawicznego niepokoju i lęku przed mężowską dezaprobatą,
który niszczył jej pewność siebie w poprzednim związku.
Tannis doskonale pamiętała potworny lęk, który ją ogarnął, gdy Tom oznajmił, że
nie poślubił jej po to, by zajmowała się domem. Sądziła wówczas, że mąż podaje w
wątpliwość jej gospodarskie talenty. Z czasem przekonała się, że dla Toma liczy
się przede wszystkim szczęśliwa rodzina, a idealny porządek w domu jest sprawą
drugorzędną.
Chętnie wspominała długie miłosne noce, czułe chwile, gdy kochali się do
szaleństwa. W swoich rozważaniach nie unikała już czułych słów o głęboko
uczuciowym zabarwieniu. Moment, w którym Tom zmusił ją do wyznania prawdy,
okazał się przełomowy dla ich związku. Odkąd długo skrywane uczucia przestały
być tajemnicą, Tannis wykorzystywała każdą okazję, by dać im wyraz. Niekiedy
odczuwała smutek, ponieważ Tom nie odwzajemnił się jej podobnym wyznaniem,
ale szybko przechodziła nad owymi wątpliwościami do porządku dziennego. Była
przekonana, że Tomowi na niej zależy. Cóż z tego, że nie kwapił się, by wyrazić
swoje uczucia?
Z drugiej strony jednak nie traciła nadziei, że pewnego dnia usłyszy wyznanie,
którego tak bardzo pragnęła. To marzenie dodawało jej sił. Stała się nieodłączną
towarzyszką i niezawodną partnerką Toma we wszystkich życiowych sprawach i
miała nadzieję, że pewnego dnia uczucie, którym obdarzał Mary, w naturalny
sposób wygaśnie, a jeżeli nawet coś z niego pozostanie, w sercu Toma znajdzie się
trochę miejsca również dla drugiej żony.
Tannis powróciła do rzeczywistości. Wyrwały ją z zamyślenia głośne okrzyki
dzieci wbiegających do klasy. Trudno było zapanować nad gromadką
rozdokazywanych czwartoklasistów, gdy blask ciepłego majowego słońca wlewał
się przez okna do sali, a lekki wietrzyk poruszał źdźbła trawy na boisku. Tannis
poleciła wyjąć podręczniki. Dzieci pracowały w grupach, a nauczycielka krążyła
wśród nich, odpowiadając na pytania i rozstrzygając wątpliwości. Nagle w
drzwiach stanął dyrektor szkoły, pan Tenlow.
– Proszę iść do sekretariatu. Zastąpię tu panią.
– Co się stało? – Machinalnie podała mu kartkę z konspektem lekcji i ocenami
uczniów, które zapisywała na bieżąco podczas zajęć w grupach.
– Amy źle się czuje. Prosiła, żeby pani do niej przyszła.
Tannis wyjaśniła w pośpiechu, jakie ćwiczenia mają wykonać jej uczniowie, i
wybiegła z klasy. Janinę, szkolna sekretarka, powitała ją w progu kancelarii i
szybko zaprowadziła do gabinetu lekarskiego, gdzie czekała dziewczynka. Przed
drzwiami sekretarka przystanęła na chwilę.
– Możemy zamienić kilka słów, nim spotkasz się z Amy? – zapytała Janine.
Sekretarka miała w szkole opinię osoby zdolnej stawić czoło wszelkim kłopotom.
Pod nieobecność szkolnej higienistki i psychologa pierwsza dowiadywała się o
wszystkich katastrofach.
– Oczywiście. Mów, co się stało.
– Próbowałam rozmawiać z Amy, ale nie rozumiem, o co jej chodzi. Upierała się,
ż
ebym zawołała ciebie.
– Dlaczego? Czyżby zachorowała? Mam zadzwonić do Toma?
– Nie! – Janinę energicznie pokręciła głową. – Chodzi o to, że Amy zaczęła
miesiączkować. To się zdarzyło podczas lekcji.
– Och…
W pierwszej chwili Tannis była kompletnie zbita z tropu. Czyżby Amy nie
wiedziała, jakim przemianom może podlegać organizm dziewczynki w jej wieku?
Może nikt nie zadał sobie trudu, by ją o tym uprzedzić? Z drugiej strony nawet
gdyby Tom nie wywiązał się ze swego zadania, w szkole od piątej klasy odbywały
się pogadanki dotyczące tego rodzaju zagadnień. Na pewno Amy już w ubiegłym
roku wiedziała, czego się spodziewać.
– Czy Amy rozumie, co się z nią dzieje?
– Naturalnie – zapewniła ją sekretarka. – Była trochę zażenowana, jak wszystkie
dziewczynki w takiej sytuacji, ale spodziewała się tego.
– W takim razie nie mam pojęcia, o co tu chodzi. – Tannis bezradnie rozłożyła
ręce.
– Zdaje się, że to ma związek z twoim mężem, Tannis. – Zakłopotana Janinę
odgarnęła kędzierzawe, siwiejące włosy.
– Czyżby?
– Po śmierci pierwszej żony Tom Hayes jest… szczególnie przewrażliwiony na
punkcie zdrowia swoich dzieci. Nawet zwykły katar powoduje, że ciągnie je do
lekarza.
– Owszem. – Niewiele brakowało, by Tannis skwitowała te słowa uśmiechem, ale
się opanowała. – Rzeczywiście ma lekkiego bzika na punkcie zdrowia, ale co to ma
wspólnego z dolegliwościami jego córki?
– Pan Tenlow oznajmił Amy, że po lekcjach jesteś umówiona z rodzicami uczniów
i postanowił zadzwonić do ojca, żeby odwiózł małą do domu. Uznał, że Tomowi
łatwiej będzie się wyrwać z kancelarii niż tobie z pokoju nauczycielskiego. Ledwie
o tym wspomniał, Amy zaczęła histeryzować. Błagała, żeby nie dzwonił do ojca.
Bardzo się zdenerwowała i nie chciała widzieć nikogo prócz ciebie.
– Rozumiem. – Tannis nie była przekonana, czy tak jest w istocie, ale skoro Amy
jej potrzebowała, trzeba stanąć na wysokości zadania. – Mogę porozmawiać z małą
w cztery oczy?
– Naturalnie. – Janinę odetchnęła z ulgą i wymownym gestem wskazała drzwi
gabinetu medycznego. Tannis nacisnęła klamkę i ostrożnie zajrzała do środka.
– Amy? To ja, kochanie. Mogę wejść?
– Tannis! – Śliczna buzia Amy była czerwona i zalana łzami. Dziewczynka rzuciła
się w ramiona macochy i załkała, jakby serce pękało jej z rozpaczy.
Tannis przypomniała sobie, co przeżywała jako nastolatka. Wiedziała, co czuje
mała Amy. Niełatwo jest dziewczynce zrozumieć i przyjąć do wiadomości
osobliwe przemiany zachodzące w jej organizmie. Tannis wiedziała, że w takiej
chwili Amy szczególnie dotkliwie odczuwa brak matki. To dlatego najmniejszy
konflikt rodzinny urastał do rozmiarów katastrofy.
Łagodnym ruchem pogłaskała dziewczynkę po plecach i końskim ogonie; ciemna
kitka na czubku głowy wydawała się nieco oklapnięta.
– Mogę ci jakoś pomóc, kochanie?
– Nie pozwól im dzwonić do taty! – wykrztusiła dziewczynka, podnosząc z
ramienia Tannis zalaną łzami twarz. Powiedziała to błagalnym tonem. Tannis nie
miała pojęcia, co o tym myśleć.
– Przyszłam, żeby z tobą porozmawiać – odparła, unikając składania jakichkolwiek
obietnic, póki nie dowie się, o co właściwie chodzi. – Wyjaśnij mi wszystko po
kolei. Pani McDowell wspomniała, że… właśnie zaczęłaś miesiączkować.
Amy wytarła nos i skinęła głową. Usiadła na kozetce.
– Owszem, ale nie dlatego prosiłam, żeby nie dzwonili do taty. – Dziewczynka
podniosła wzrok i spojrzała na Tannis. – W mojej klasie jest kilka dziewczyn, które
mają już za sobą pierwszą miesiączkę. W krytycznej chwili ich mamy po prostu
zawiozły je do domu. No wiesz, trzeba się przebrać i tak dalej. – Amy była trochę
zakłopotana, ale nie przerwała monologu. – Tannis, dobrze wiesz, jaki jest tata.
Jeśli przyjedzie po mnie do szkoły, wiadomo, co będzie dalej. Natychmiast
zawiezie mnie do lekarza i poleci zbadać. Żadna z dziewczyn nie musiała w takiej
chwili jechać do lekarza – dodała ze łzami w oczach. – Wyobrażasz sobie, jakiego
wstydu narobiłby mi ojciec?
Tannis czuła się w obowiązku bronić Toma, chociaż wiedziała, że przypuszczenia
Amy są słuszne. Prawdopodobnie Tom pojechałby z córką prosto do kliniki.
Desperacko próbowała załagodzić całą sprawę.
– Musisz przyznać, Amy, że wizyta u lekarza po wystąpieniu pierwszej miesiączki
to rozsądny pomysł. Większość rodziców prędzej czy później zawozi córki na
badania kontrolne.
– Owszem – przyznała dziewczynka – ale nie tego samego dnia. Proszę, Tannis,
nie dzwoń do taty.
– Zgoda. Wieczorem trzeba mu wyjaśnić całą sprawę, dobrze?
– Oczywiście.
– Amy?
– Słucham?
– Potrzebujesz czegoś? Mogę ci jakoś pomóc w uporaniu się z tym nowym
kłopotem? Co mam zrobić?
– Chciałabym wrócić do domu. – Oczy dziewczynki znowu zaszły łzami. –
Poplamiłam bieliznę. Nie mam żadnych środków prócz tego, co mi dała szkolna
higienistka. Czy możemy po drodze wstąpić do sklepu i kupić…
– Oczywiście. – Tannis objęła zgnębioną dziewczynkę. – Poczekaj na mnie. Zaraz
kończy się lekcja. Załaduję moje dzieciaki do szkolnego autobusu i pojedziemy
najpierw do sklepu, a potem do domu. Zgoda?
– Tak – odparła Amy.
Tannis z ulgą popatrzyła na jej zapłakaną, lecz uśmiechniętą twarz. Wstała i
jeszcze raz pogłaskała ciemną czuprynę.
– Połóż się i odpocznij. Po dzwonku przyniosę z klasy twoje rzeczy.
Nim minęła godzina, Tannis zajechała pod dom wraz z Amy i Jebbie'em. W
bagażniku leżała torba wypełniona środkami niezbędnymi dla każdej dziewczyny i
kobiety. Chłopiec zabrał się od razu do odrabiania lekcji, a Tannis zrobiła Amy
mały wykład na temat środków higieny i sposobu ich używania. Doszła do
wniosku, że warto szerzej omówić z dziewczynką sprawy dotyczące płci.
Westchnęła z rezygnacją. Niełatwo jest tłumaczyć dwunastolatce tak zawiłe
sprawy! Trzeba podejść do rzeczy ostrożnie i taktownie.
Popołudnie minęło bardzo szybko. Jebbie uporał się z pracą domową i zapytał, czy
może wyjść na podwórko. Amy odpoczywała na kanapie. Mały przyglądał się jej z
ciekawością.
– Co się stało Amy? Zwymiotowała? – dopytywał się bez najmniejszego
skrępowania.
– Nic z tych rzeczy. – Na widok jego zawiedzionej miny Tannis omal nie
wybuchnęła śmiechem. – Po prostu źle się poczuła.
– O rany, tata na pewno pozwoli jej zostać jutro w domu. Nie będzie musiała iść do
szkoły. – W jednej chwili zapomniał o całej sprawie. – Mogę pograć w piłkę z
Milesem? – zapytał.
Gdy Tannis skinęła głową, krzyknął z radości i pognał do wyjścia. Po chwili
rozległ się głośny huk.
– Nie trzaskaj drzwiami – rzuciła ponuro Tannis, podnosząc głowę znad klasówek i
zerkając porozumiewawczo na Amy. Dziewczynka zachichotała.
Tannis wstawiła nadziewanego kurczaka do piekarnika i zabrała się do
przygotowywania sałatki owocowej. Wysypała na talerz ciasteczka i doprawiła sos,
który zamierzała podać z brokułami. Bardzo lubiła gotować smaczne i zdrowe
posiłki dla całej rodziny. Była świetną kucharką. Nawet wiecznie niezadowolony
Jeremy rzadko krytykował jej dania.
Amy doszła już do siebie i wstała, żeby nakryć do stołu. Paplała jak najęta o
swoich planach na kolejny rok szkolny. Bardzo chciała należeć do grupki
dziewczyn dopingujących szkolne drużyny sportowe. Gdy opowiadała o
zbliżających się eliminacjach, Jebbie wrócił z podwórka.
– Ładnie pachnie. Uwielbiam kurczaki – oznajmił, zerkając przez szybkę
piekarnika. Podszedł do kuchennego stołu, wspiął się na palce i zajrzał do salaterki.
– Brokuły. Ohyda! Nienawidzę brokułów.
– Jeśli masz powiedzieć coś nieprzyjemnego, lepiej wcale się nie odzywaj –
skarciła go Tannis. Uśmiechnęła się, żeby chłopiec łatwiej zniósł naganę. – Umyj
ręce. Siądziemy do stołu, gdy tata wróci.
Nim Jebbie zdążył pobiec do łazienki, skrzypnęły wejściowe drzwi.
– Tatusiu! – Chłopiec pomknął w stronę ojca jak strzała. – Złapałem dziś cztery
piłki pod rząd, kiedy grałem z Milesem.
– Świetnie, kolego. Szkoda, że tego nie widziałem – rozległ się niski, ciepły
baryton Toma.
– Idę umyć ręce. Zaraz siadamy do stołu. Wiesz, tato, Amy rozchorowała się dziś
w szkole. Jak myślisz, będzie jadła z nami?
– Amy zachorowała?
Tannis usłyszała odgłos kroków. Tom wbiegł do kuchni. Zamiast czułego
uśmiechu, którym witał ją codziennie, ujrzała rozgniewaną, zaciętą twarz podobną
do gradowej chmury. Całkiem zapomniał o powitalnym całusie.
– Gdzie jest Amy? Co jej się stało?
Tannis zwlekała z odpowiedzią. Popatrzyła uważnie na Toma. Należałoby raczej
zapytać, co się jemu stało. Był wściekły. Tanis nie miała pojęcia, co go tak
wyprowadziło z równowagi.
– Cześć, tato. – Amy skończyła nakrywać do stołu. – Idę umyć ręce. – Cmoknęła
ojca w policzek i nim zdążył się odezwać, wyszła z kuchni i zniknęła w łazience.
– Co tu się dzieje? Jebbie twierdził, że Amy jest chora. – Tom powiedział to cicho i
z pozoru spokojnie, lecz Tannis zdawała sobie sprawę, jak łatwo jej mąż wpada w
złość.
– Sadzę, że jest trochę zażenowana i wstydzi się z tobą rozmawiać – oznajmiła
pojednawczym tonem. Mimo woli splotła dłonie w błagalnym geście i uśmiechnęła
się niepewnie. – Twoja córeczka jest już małą kobietką. Dziś zaczęła
miesiączkować.
– Zaczęła… – powtórzył zdumiony Tom. Wnet ochłonął i ponownie zmarszczył
brwi. – Wszystko w porządku? Co powiedział lekarz?
– Nie byłam z nią u lekarza. Uznałam, że to nie jest konieczne. Trzeba poczekać
kilka dni, aż Amy dojdzie do siebie. Wtedy umówimy się na wizytę. – Tannis była
zdenerwowana. Tom nie dał się ułagodzić.
– Wizyta u lekarza nie jest konieczna? Co ty gadasz, do cholery?
Tannis była przerażona tym niespodziewanym wybuchem.
– Tom, nie myślę…
– Nie myślisz? Chyba jednak ruszyłaś głową, nim postanowiłaś nie wtajemniczać
mnie w sprawy dotyczące zdrowia mojej córki. – Tom przestał wrzeszczeć. Jego
pogardliwy, odpychający, przyciszony głos zatruwał myśli Tannis niczym złowrogi
jad. – Coś pani powiem, droga pani Hayes. Nosisz wprawdzie to samo nazwisko,
co Amy i Jebbie, ale to cię nie upoważnia do podejmowania jakichkolwiek decyzji,
które dotyczą ich zdrowia. To moje dzieci. Tylko ja mam prawo ustalać, co jest dla
nich dobre.
– Ależ Tom, Amy wcale nie jest chora. Nie sądzę…
– Nie masz do tych dzieci żadnych praw, jasne? Absolutnie żadnych. Nie waż się
nigdy więcej decydować o ich sprawach beż porozumienia ze mną. Zrozumiałaś?
O tak, doskonale zrozumiała! Miała wrażenie, że jej serce zamarzło w piersi na lód
i rozprysło się na tysiąc kawałków. W pierwszej chwili poczuła się winna, jakby
istotnie popełniła niewybaczalny błąd i naraziła Amy na śmiertelne
niebezpieczeństwo. Natychmiast przypomniała sobie, co postanowiła przed kilku
laty: żaden mężczyzna nie odbierze jej wiary w siebie. Dość miała ciągłego
poczucia winy i tłamszenia własnych racji. Ogarnęła ją wściekłość.
– Szkoda, że nie możesz posłuchać, co wygadujesz. To bzdury! – krzyknęła,
wpadając w furię. Było jej wszystko jedno. – Wystarczy, że ktoś z twoich bliskich
kichnie, a ty już pędzisz do lekarza. Wiesz, dlaczego do ciebie nie zadzwoniłam? –
Podeszła bliżej i oskarżycielskim gestem skierowała palec ku jego piersi. – Amy
sobie tego nie życzyła. Błagała mnie, żebym cię nie zawiadamiała, ponieważ
doskonale wiedziała, co z tego wyniknie. Skoro nawet twoje dzieci widzą, że robisz
z siebie idiotę, dlaczego ty sam nie potrafisz tego zrozumieć?
– Mniejsza z tym, czy jestem idiotą. Przynajmniej mam pewność, że nikt z rodziny
nie ucierpi z powodu braku opieki lekarskiej. To dotyczy wszystkich: Amy,
Jebbie'ego i ciebie.
Tannis uświadamiała sobie niejasno, że oboje pożałują kiedyś wypowiedzianych w
gniewie słów, ale była zbyt wściekła, by zważać na to, co mówi.
– Wiesz, na czym polega twój problem, Tom? Nadal jesteś zły na Mary, bo
ośmieliła się umrzeć. Dlatego wyżywasz się na mnie. Ja nie jestem Mary! Od
dawna próbuję ci uświadomić ten oczywisty fakt i mam tego wszystkiego powyżej
uszu. Jesteś zły na Mary, bo nie posłuchała twojej rady. Zrobiła to, co uważała za
najlepsze dla siebie. Była przekonana, że i ty nie najgorzej na tym wyjdziesz.
Przyjmij w końcu do wiadomości oczywiste fakty, Tom. Mary wiedziała, że jest
ś
miertelnie chora. Nie chciała przysparzać sobie niepotrzebnych cierpień, bólu i
upokorzeń ani przeciągać ich w nieskończoność. Wolała nie dożyć chwili, gdy w
głębi ducha wszyscy modlilibyśmy się o jej rychłą śmierć jak o…
– Zamknij się! – Tom zrobił krok w jej stronę. Wykrzywiona złością twarz była
odrażająca. – Jak śmiesz wygadywać takie bzdury! – Odwrócił się i z całej siły
uderzył pięścią w drzwi prowadzące do piwnicy. Rozległ się głośny trzask
łamanego drewna. Pięść przebiła deskę na wylot.
W kuchni zapadła cisza.
Tom znieruchomiał na chwilę, a potem odwrócił się, popatrzył na żonę i wyciągnął
do niej rękę. Tannis cofnęła się natychmiast. Dłonie przyłożyła do ust. Nie
pamiętała nawet, kiedy to zrobiła.
Tom zrozumiał nagle, że jest śmiertelnie przerażona. Westchnął głęboko. Jego
twarz powoli łagodniała.
– Tannis, przecież rozumiesz, że nie mógłbym cię uderzyć. Wierzysz mi, prawda?
– powiedział cichym, łagodnym głosem; niedawna wściekłość zniknęła bez śladu.
Tannis spojrzała na jego zakrwawioną i posiniaczoną rękę oraz na podrapane
ramię, które poważnie ucierpiało w starciu z drzwiami. Odwróciła się i sięgnęła do
szafki po apteczkę. Wyjęła z lodówki woreczek z lodem i wsunęła go do czystej
saszetki z płótna. Ułożyła wszystko na kuchennym stole.
– Przemyj i zdezynfekuj rany. Zimny okład zmniejszy opuchliznę. – Obojętny głos
ż
ony brzmiał dziwnie w uszach Toma, który ponownie zrobił krok w jej stronę.
Cofnęła się gwałtownie. Przystanął.
– Kochanie, przecież wiesz, że nigdy cię nie uderzę – powtórzył. Cierpienie
wykrzywiło na moment jego rysy. – Przysięgam.
Niewiele brakowało, by te żarliwe słowa rozbiły mur chłodu i wyniosłości, którym
Tannis się otoczyła. Łzy piekły ją pod powiekami. Odetchnęła głęboko i odrzekła:
– O ile pamiętam, obiecałeś również, że będziesz mnie kochać, czcić i szanować,
ale nie dotrzymałeś słowa. – Tom próbował się bronić, ale nie pozwoliła mu dojść
do słowa. – To małżeństwo było pomyłką. Kocham cię, Tom. Sądziłam, iż potrafię
uleczyć twoje rany, że przy mnie znowu nauczysz się kochać, ale dłużej tego nie
zniosę. Nie mogę patrzeć, jak chora, obsesyjna miłość popycha do zguby ciebie i
dzieci.
Te słowa brzmiały złowieszczo jak pogrzebowa salwa. Tannis nie była w stanie
patrzeć dłużej na zbolałą twarz ukochanego. Obawiała się, że jeśli tu zostanie,
zacznie go błagać na kolanach, by spróbował się zmienić i zapomnieć o dawnych
nieszczęściach. To były nierealne mrzonki. Odwróciła się, otworzyła drzwi i
wyszła z domu.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Co mu strzeliło do głowy? Jak mógł tak postąpić?
Cichy odgłos zamykanych drzwi brzmiał niczym złośliwy chichot przeznaczenia.
Tom wolno pokręcił głową jak człowiek obudzony z nocnego koszmaru i
powracający do rzeczywistości. Bolała go ręka. Uniósł ramię i rzucił okiem na
skaleczenia i siniaki.
Ale widok! Próbował zacisnąć palce i zaklął, czując potworny ból. Sińce
przebarwiały się na niebiesko i fioletowo. Tom nie był pewny, czy kości uległy
złamaniu. Jeśli nie, może się uważać za szczęściarza.
Znowu potrząsnął głową. Miał posępną minę. Nie przypominał sobie, by
kiedykolwiek do tego stopnia stracił panowanie nad sobą. Nawet gdy Mary
zachorowała, potrafił zachować względny spokój. Co mu strzeliło do głowy?
Przypomniał sobie pamiętne słowa Tannis: Jesteś wściekły na Mary, bo ośmieliła
się umrzeć.
Boże miłosierny, czyżby Tannis miała rację? Może istotnie przez wiele lat tłumił w
sobie gniew i złość. Z lękiem przyznał, że to bardzo prawdopodobne. Podszedł do
zlewu, oparł się ciężko o jego brzeg i odkręcił kran. Wsunął rękę pod strumień
ciepłej wody i trzymał, aż temperatura stała się zbyt wysoka dla nadwrażliwej,
poranionej skóry. Ból narastał. Tom krzywił się i klął, ale dokładnie wymył ramię
mydłem, nie zwracając uwagi na okropne szczypanie. Czuł, że dłużej nie zniesie
okrutnych tortur. Pospiesznie wylał na rękę płyn dezynfekujący i zacisnął zęby pod
wpływem przeszywającego bólu. Odetchnął z ulgą, gdy ułożył worek z lodem na
poranionej skórze.
Dokąd poszła Tannis? Z pewnością nie wyniosła się stąd na dobre. Czyżby?
Dopiero teraz Tom poczuł, że macki obezwładniającego strachu ściskają mu
gardło. Zostawiła kluczyki do auta. Na pewno wróci.
Czy to coś zmieni? Po tym, jak się wobec niej zachował, miała prawo odepchnąć
go jak ostatniego łajdaka. Z rozpaczą pomyślał, że Tannis niewątpliwie tak postąpi.
Ty samolubny idioto!
Nagle przyszło mu do głowy, że zachowywał się jak kompletny głupiec, latami
chowając w sercu urazę do Mary za to, że nie posłuchała jego rady. Tannis miała
rację. Powinien był wesprzeć Mary w najtrudniejszych chwilach jej życia, ale nie
stanął na wysokości zadania.
Miał szczęście. Po raz drugi spotkał na swej drodze kobietę, która go pokochała,
chociaż miał sporo wad. Poślubił ją, lecz wkrótce okazało się, że i ona w nagłej
potrzebie nie może liczyć na jego pomoc i zrozumienie.
Jeżeli Tannis właściwie go oceniła (a podejrzewał, że słowa, które rzuciła mu w
twarz,
całkowicie
odpowiadały
prawdzie),
niewiele
miał
na
swoje
usprawiedliwienie; nie mogąc wyładować się na Mary, zadręczał siebie i swoją
rodzinę obsesyjną troską o stan zdrowia jej członków. Te obawy z pozoru
wydawały się usprawiedliwione i mogły uchodzić za nieszkodliwe dziwactwo, ale
prowadziły do zgubnych następstw. Postępował w ten sposób, bo podświadomie
chciał dokuczyć Mary, zupełnie jakby mówił: „No i co? Popatrz! Wymknęłaś mi
się, ale nikomu więcej na to nie pozwolę”.
Gdy się nad tym poważnie zastanowił, musiał przyznać, że tak właśnie rozumował.
Sądził, że walcząc z chorobami, zdoła dokuczyć zmarłej żonie! Postępował jak
głupiec. Mary odeszła. Szczerze przyznał, że w głębi ducha czuł ulgę, bo cierpiała
krótko. Pewnego niedzielnego poranka zasnęła na zawsze; śmierć nastąpiła
zaledwie kilka tygodni po tym, jak choroba przykuła ją do łóżka.
Tom długo nie chciał przyznać, że lekka śmierć była dla Mary wybawieniem.
Wpatrywał się w drogą jego sercu twarz, czując narastającą wściekłość. Pragnął
zemsty. Obcym trudno było zrozumieć targające nim sprzeczne uczucia. Tylko
najbliżsi wiedzieli, co przeżywa.
Tylko ci, którzy go kochali.
Była wśród nich Tannis. Pokochała go, mimo wad, na dobre i na złe. Dopiero teraz
zrozumiał, że może się zmienić na lepsze. Wielkie nieba, jakie to szczęście uwolnić
się wreszcie od brzemienia przeszłości!
Tom czuł się wewnętrznie oczyszczony i pełen energii. Dlaczego wcześniej nie
rozumiał, że zbytnio poddał się rozpaczy? Długo opłakiwał nieżyjącą Mary. Nie
miał pojęcia, co go dręczy, i dlatego nie potrafił się odnaleźć w kolejnym
małżeństwie.
Teraz, gdy uporał się ze swoją przeszłością, na pewno dojdzie z Tannis do
porozumienia. Musi ją tylko przekonać, by dała mu jeszcze jedną szansę. Bez
słowa zamknęła za sobą drzwi, jakby chciała wszystko przekreślić. Może nie
zechce go słuchać. Chyba że…
– Tatusiu?
Tom odwrócił się natychmiast.
Rany boskie, całkiem zapomniał o dzieciach. Amy i Jebbie stali obok siebie na
progu kuchni. Dziewczynka obejmowała ramieniem braciszka, jakby chciała dodać
mu otuchy, ale miała przerażoną minę.
– Cześć, dzieciaki – powitał je z uśmiechem. – Wejdźcie.
Dzieci nie ruszyły się z miejsca.
– Gdzie jest Tannis? – zapytał Jebbie.
– Sądzę, że poszła na spacer – odparł z westchnieniem Tom. – Okropnie się
pokłóciliśmy. Obraziłem ją. – Podniósł skaleczoną i posiniaczoną rękę. –
Zasłużyłem na tytuł idioty roku.
Jebbie zachichotał. Dzieci weszły do kuchni, by obejrzeć ramię ojca. Chłopiec
szeroko otworzył oczy ze zdumienia na widok zniszczonych drzwi.
– Nie popisałeś się, tatusiu – oznajmił.
– Chyba masz rację. Ciekawe, jak wy radzicie sobie z wybuchami złości. Może
stary ojciec czegoś się od was nauczy?
– Mama radziła mi boksować poduszkę. Sam powinieneś tego spróbować –
powiedziała Amy i zaśmiała się cichutko.
Tom pogłaskał córkę po policzku.
– Dobry pomysł, Amy. Następnym razem pewnie go wypróbuję.
– Mam nadzieję, że nie będzie następnego razu – oświadczył z gniewem Jebbie. –
Okropnie się boję, gdy wrzeszczysz na Tannis.
– Obiecuję poprawę. – Tom wiedział, że potrafi dotrzymać słowa. – Jeśli Tannis
zechce mi przebaczyć, nigdy więcej nie podniosę głosu w jej obecności. Na pewno
będziemy się sprzeczać, ale koniec z awanturami.
– Tatusiu? – zagadnęła niepewnie Amy. Na jej twarzy pojawił się dobrze znany
Tomowi wyraz zaciętości i niechęci. – Słyszałam, o czym mówiliście. To moja
wina, że Tannis nie powiadomiła ciebie o moich… dolegliwościach. Prosiłam, żeby
tego nie robiła. Jeśli musisz się na kimś wyżywać, krzycz na mnie.
– Amy, nie zamierzam się na nikim wyżywać. Po prostu…
– Tato, czujemy się idiotycznie, bo z każdym głupstwem każesz nam biegać do
lekarza. Dlaczego nie możemy chodzić do gabinetu raz w roku na kontrolne
badania albo wtedy, gdy poważnie zachorujemy? Przecież innym dzieciom to
zupełnie wystarczy. – Amy powiedziała to z wielkim przejęciem.
Tom był zdumiony i zakłopotany.
– Dlaczego wcześniej nie próbowałaś o tym ze mną porozmawiać?
– Wiedziałam, że nie zwrócisz najmniejszej uwagi na moje argumenty – odparła
Amy.
– Od tej pory będę podejmował decyzje, uwzględniając wasze zdanie i odczucia –
odpowiedział spokojnie Tom. Zdawał sobie sprawę, że córka mówi rozsądnie.
Zasłużył na krytykę. – Miałyście rację, ty i Tannis. Za bardzo lękałem się o wasze
zdrowie. Od dziś każdy w naszej rodzinie ma obowiązek przebadać się raz w roku.
To wystarczy.
– Chyba że naprawdę zachoruje – dodała Amy z promiennym uśmiechem.
– Jasne. – Tom także uśmiechnął się do córki i popatrzył na Jebbie'ego, który nadal
był markotny. – Co cię trapi, kolego?
Chłopiec natychmiast rzucił się w objęcia ojca. Tom syknął, czując ból w
posiniaczonym ramieniu.
– Tatusiu, czy Tannis nas zostawi tak jak mama?
To proste pytanie całkiem zbiło Toma z tropu. Zrobiło mu się ciężko na sercu.
– Nie wiem, Jebbie. – Był winien swoim dzieciom uczciwe wyjaśnienie. – Bardzo
ją obraziłem podczas kłótni…
– Chcę, żeby została! Kocham Tannis. – Wielkie łzy spływały po policzkach
chłopca, który ukrył twarz na piersi ojca.
– Wiem. – Tom gładził synka po plecach niczym rozkapryszone niemowlę.
Kocham Tannis; tak powiedział Jebbie. Tom nasłuchiwał echa tych słów. Ogarnęła
go niespodziewana błogość.
Ja też ją kocham. Dlaczego nie umiał przyznać się do tego wcześniej? Poczuł
nieodpartą pokusę, by wypowiedzieć głośno te słowa.
– Ja również ją kocham i chciałbym, żeby z nami została.
To zdanie brzmiało całkiem nieźle. Też coś! Zabrzmiało wspaniale! Tom uznał, że
nie może czekać, aż Tannis wróci do domu. Musi ją przeprosić i błagać, żeby mu
dała jeszcze jedną szansę. Pragnął wyznać jej miłość, i to natychmiast.
Nagle poczuł w nozdrzach smakowity zapach pieczonego kurczaka. Przyszła mu
do głowy świetna myśl.
– Amy, czy możesz sama przygotować obiad? Poszukam Tannis. Chciałbym z nią
porozmawiać, nim siądziemy do stołu. – Starał się nadać głosowi spokojne,
naturalne brzmienie. Amy poczuła się wyróżniona. Pokraśniała z dumy.
– Oczywiście, tatusiu – odparła uprzejmie. Wzięła braciszka za rękę. Tom miał
ochotę ją ucałować za ten drobny, lecz wielce przemyślany gest. – Jebbie,
pomożesz mi doprawić brokuły i przygotować napoje.
Tannis szła wąską ścieżką biegnącą wokół jeziorka, które znajdowało się na tyłach
osiedla. Z daleka ujrzała Toma, zmierzającego szybko w jej stronę. Natychmiast
poczuła, że sztywnieją jej mięśnie, jakby szykowała się do obrony. Oczywiście
zdawała sobie sprawę, że mąż nie mógłby jej uderzyć i za nic w świecie nie
zrobiłby jej krzywdy, ale wystarczyły okrutne słowa, by poczuła się zbędna i
niewiele warta.
Tom nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ją obraził bezpodstawnym oskarżeniem i
groźbami. Zawsze pragnęła dzielić z kimś życie, pomagać i liczyć na pomoc
najbliższych. Gdy poślubiła Toma, wydawało jej się, że to marzenie zostało
spełnione; mąż nie wyznał jej miłości, ale byli sobie ogromnie bliscy. Mogli na
siebie liczyć. Tannis uznała, że stanowią jedność i wspólnie podejmują decyzje w
sprawach dotyczących dzieci, które znalazły drogę do jej serca.
Tom najwyraźniej miał inny pogląd na tę kwestię. Zaledwie przekroczyła
niewidzialną granicę i zajęła się sprawami, za które chciał sam ponosić
odpowiedzialność, jasno dał jej do zrozumienia, że wszelkie starania dla dobra
rodziny uważał za przejawy zwykłej uprzejmości i nie oczekuje niczego więcej.
Zapewne nigdy się nie zmieni. Tannis uznała, że nie potrafi uleczyć jego ran. Nadal
opłakiwał śmierć pierwszej żony i nie zamierzał pogodzić się z tą stratą, chociaż
terapeuci sądzili, że czas najwyższy, by przyjął do wiadomości smutne fakty.
Gdy przed dwudziestoma minutami zamknęła za sobą drzwi, sądziła, że ich
małżeństwo się skończyło. Było jej ciężko na sercu. Czuła się skrzywdzona,
wyzuta z uczuć. Szła przed siebie i płakała. Nagle zdała sobie sprawę, że nie podda
się tak łatwo. Nie zamierzała opuścić Toma Hayesa.
To zabawne. Czy mogła przypuszczać, że pewnego dnia pomyśli z wdzięcznością o
Jeremym? Do czego to doszło! Dokuczliwy eks-małżonek zmusił ją, by odkryła
swą wewnętrzną siłę. Będzie jej potrzebowała, skoro ma zamiar wydobyć na jaw
prawdziwą naturę ukochanego mężczyzny.
Obserwowała Toma, który maszerował w jej stronę długimi krokami. Promienie
zachodzącego słońca połyskiwały na jego włosach. W sercu Tannis wezbrała
ogromna fala miłości. I udręki. A jeśli Tom uzna, że nie warto próbować? Może
przyjął z ulgą jej nagłe odejście? Nie żałowała podjętych tego dnia postanowień.
Amy nie było potrzebne badanie lekarskie, tylko bratnia dusza, czyli Tannis. Młoda
kobieta była przekonana, że właściwie oceniła sytuację.
Zacisnęła zęby, wpatrzona w surową twarz ukochanego. Obiecała sobie, że jeśli
zacznie ją obwiniać, będzie krzyczała tak głośno i długo, aż przemówi mu do
rozumu. Nie da za wygraną. Nie, tak nie można. Tom jest zapewne głęboko
przekonany o słuszności własnych racji i ma do tego prawo. Bardzo przeżył śmierć
Mary. Tannis postanowiła spokojnie rozmówić się z mężem, wysłuchać jego
argumentów i dać do zrozumienia, że nadal go kocha. Być może nigdy nie usłyszy
z jego ust upragnionego wyznania, ale Tom będzie pewny jej miłości i
zrozumienia. Musi uwierzyć, że Tannis za nic w świecie go nie opuści. Zawsze…
– Och, coś ty narobił! – Na widok pokrytej ranami i siniakami ręki natychmiast
zapomniała o kłótni. – Dzwoniłeś do lekarza? Powinieneś chyba zrobić
prześwietlenie.
Tom przystanął. Zdumiona Tannis popatrzyła na męża. Nie wierzyła własnym
oczom. Sprawiał wrażenie pogodnego, a nawet ubawionego jej zatroskaniem.
– Wydaje mi się, że powodem naszej kłótni były prawie te same słowa.
Powiedział to niemal żartobliwie. Tannis przyglądała mu się z uwagą. Była
całkowicie zbita z tropu. Gdzie się podział tamten rozzłoszczony gbur, od którego
uciekła?
– Może umówimy się, że od dziś nie używamy pewnego słowa na literę l w naszym
domu – zaproponowała, starając się, by jej głos brzmiał wesoło.
Tom spoważniał i przymknął oczy, jakby poczuł wielką ulgę.
– Więc jednak?
– Co jednak?
– Powiedziałaś: w naszym domu. Gdy wyszłaś, przestraszyłem się, że opuściłaś
mnie na dobre.
Tannis z uwagą wpatrywała się w jego pozbawioną wyrazu twarz, stężałą niczym
kamienna maska. Na prawym policzku spostrzegła drgający nerwowo mięsień.
– Chcesz, żeby to nadal był nasz wspólny dom? – zapytała śmiało.
Oczy mu rozbłysły, ale twarz wciąż niczego nie wyrażała. Zawahał się. Tannis
odniosła wrażenie, że jest zdenerwowany i przestraszony, ale trudno jej było w to
uwierzyć. Tom miał nerwy ze stali.
– Błagam, wróć ze mną do domu. Jesteś mi potrzebna. – Nim Tannis pojęła, co się
dzieje, wyciągnął do niej ramiona.
Ogarnęła ją wielka radość. Park oświetlony zachodzącym słońcem wydał jej się
nagle jasny i promienny, jakby spacerowali w lipcowe południe. Zrobiła krok w
stronę Toma i znalazła się w jego objęciach. Otoczyła ramionami mocny tors i
położyła głowę na mężowskim ramieniu. Łzy zakręciły jej się w oczach. Tom nie
wyznał jej miłości, nie usunęli jeszcze powodów dzielącej ich niezgody, ale jedno
było pewne: chciał, żeby z nim została. Tannis uniosła głowę w niemej prośbie o
pocałunek.
Tom przytulił żonę jeszcze mocniej, nie zważając na gapiów, którzy mogliby
obserwować ich czułe pojednanie; stali przecież na skraju osiedla. Całował ją tak
zachłannie, że nie mogła złapać tchu, a nogi ugięły się pod nią. Po chwili zapytał
niepewnie, jakby nie dowierzał własnemu szczęściu:
– Czy to znaczy, że się zgadzasz?
– Oczywiście – stwierdziła, uśmiechając się przez łzy.
Tom wstrzymał oddech i spojrzał na nią zbolałym wzrokiem. Cierpienie
wykrzywiło mu twarz. Tannis posmutniała. Czyżby znowu wspominał Mary?
– Nie jestem ciebie godny. Miałaś rację. Nie dotrzymałem małżeńskiej przysięgi.
– Tom, powiedziałam to w gniewie. Nie miałam na myśli…
– Kocham cię, Tannis – przerwał jej Tom i delikatnym ruchem położył dłoń na
ustach żony. – Powinienem był wyznać ci to wcześniej, ale nie potrafiłem rozeznać
się we własnych uczuciach, póki nie pojąłem, że mogę cię stracić. Jeżeli
postanowisz ze mną zostać, będę cię czcił i szanował aż po kres moich dni. Nie
miałem racji w sprawach dotyczących leczenia. Dopiero ty zdołałaś mi to
uświadomić. Dzięki tobie nauczyłem się rozumieć Amy. Jesteś wspaniałą matką
dla moich dzieci. Pomogłaś mi odzyskać radość życia. Sprawiłaś, że zabliźniły się
stare rany.
– Sam tego dokonałeś. – Tannis nie ukrywała łez. Tyle uczuć kłębiło się w jej
sercu. Tom ją kochał! Co więcej, pojednał się z duchami przeszłości i był gotów
zostawić je w spokoju. – Moja zasługa polega na tym, że w ciebie wierzyłam.
– Chciałbym, abyś zawsze we mnie wierzyła, zawsze mnie kochała.
– Obiecuję – szepnęła.
Tom musnął wargami jej usta. Po chwili całował ją zachłannie, jakby chciał w ten
sposób przypieczętować miłosne wyznania. Gdy uniósł głowę, w jego oczach
pojawił się żal i rozczarowanie.
– Czy koniecznie musimy iść do domu na obiad?
– Obiad! – Tannis popatrzyła na Toma z przerażeniem. Szybko uwolniła się z jego
objęć i ruszyła w stronę osiedla.
– Całkiem zapomniałam! Miejmy nadzieję, że kurczak nie spalił się na węgiel.
– Spokojnie. – Tom objął żonę w talii i mocno przytulił. Tannis odruchowo
zwolniła kroku. – Amy wszystkiego dopilnuje. Powiedziałem dzieciakom, że cię
kocham. Obiecałem, że wrócimy razem do domu.
Tannis przystanęła na środku ulicy i wpatrywała się w męża z otwartymi ustami.
Tom zamknął je delikatnym ruchem ręki.
– Naprawdę im to powiedziałeś? – zapytała Tannis, uśmiechając się niepewnie.
Tom skinął głową.
– Obawiam się, że dopóki nie znajdą się w łóżkach, małe są nasze szanse na
rozkoszne tete-a-tete. Pozostaje nam tylko rozmowa. Czy w takim razie możemy
już teraz umówić się na randkę w ciepłej kąpieli, powiedzmy o dziesiątej
wieczorem?
– Sądzę, że uwzględniłeś w swoich w planach nie tylko rozmowę – odparła, a w jej
głosie brzmiała niecierpliwość i zachęta.
– Och, byłbym zapomniał! – zawołał Tom, gdy stanęli przed bramą ich domu.
Jeszcze raz objął i pocałował Tannis. – Kostium kąpielowy nie będzie ci potrzebny.
EPILOG
To były najszczęśliwsze święta Bożego Narodzenia w życiu Tannis. Skrzywiła się,
próbując usiąść wygodniej w fotelu na biegunach, który otrzymała od męża na
gwiazdkę. Tom i Jebbie leżeli na podłodze w ciepłym świetle choinkowych
lampek, składając wspaniałą kolejkę. Jebbie dostał nowe elementy, które należało
wkomponować w całość.
Po pokoju walały się wstążki i kolorowe papiery oraz mnóstwo świątecznych
prezentów.
Amy wylegiwała się na kanapie. Żuła gumę, wydmuchując od czasu do czasu
ogromne balony, które pękały z trzaskiem. Pochłaniała z zainteresowaniem kolejne
strony „Małej księżniczki”. Tannis kupiła jej na gwiazdkę cały zestaw
doskonałych, klasycznych powieści dla dziewcząt.
Tannis była tak wyczerpana, że powieki same jej się zamykały, chociaż odczuwała
słabe bóle w podbrzuszu. To był niezwykły dzień. Jebbie zerwał się o świcie i
nastąpiło oglądanie prezentów. Potem wyruszyli do Culpeper i zabrali matkę
Tannis na obiad do restauracji. Godzinna jazda samochodem tam i z powrotem nie
jest zalecana przez lekarzy kobietom, które lada dzień mają rodzić. Nie najlepsze
samopoczucie przyszłej matki należało zapewne tłumaczyć trudami podróży.
Warto dodać, że jeszcze tego samego popołudnia Tannis uparła się, że osobiście
przygotuje obiad dla rodziny. Tak się napracowała, piekąc nadziewanego kurczaka,
przygotowując sos oraz ciasto, że gdy zasiedli do stołu, straciła apetyt.
Delikatnie masowała wydatny brzuch, by rozluźnić napięte mięśnie. Ze
zdumieniem myślała, jak bardzo rozciągnięta jest skóra u ciężarnej kobiety.
Opowieści koleżanek wydawały jej się niewiarygodne, póki sama tego nie
doświadczyła…
Tom zerknął na żonę w chwili, gdy skrzywiła się z bólu. Wyraz troski i miłości na
jego twarzy ustąpił miejsca nagłemu zaniepokojeniu. Mruknął coś do Jebbie'ego,
wstał, podszedł do Tannis i ukląkł obok fotela.
– Jak samopoczucie, kochanie? – Delikatnym ruchem położył dłoń na ogromnym
brzuchu. – Za kilka dni, gdy pan Damian raczy wreszcie przyjść na świat,
będziemy się z tego śmiać.
Od paru miesięcy wiedzieli, że ich pierwsze dziecko, poczęte zaraz po ślubie, jest
chłopcem. Tannis okropnie się niecierpliwiła. Marzyła o tym, by wziąć na ręce i
karmić syna Toma.
– Nic mi nie jest – uspokoiła męża, patrząc na niego czule i dotykając wygolonego
policzka. – Wszystko w porządku. Warto było czekać… Och!
Tym razem ból okazał się mocniejszy niż uporczywe dolegliwości, który nękały
Tannis przez całe popołudnie. Na szczęście trwał bardzo krótko. Dłoń Toma
znieruchomiała.
– To był skurcz! Czułem go!
– Niemożliwe. Jestem trochę zmęczona – odparła Tannis. – Bolą mnie plecy. Jutro
poczuję się lepiej.
– Oczywiście, masz rację! – zawołał Tom, wybuchając śmiechem. – Rzecz w tym,
ż
e jutro będziesz mamą. Nie zapominaj, że przeżywałem to dwukrotnie i potrafię
odróżnić skurcz od zwykłego bólu. Jak się czujesz? Marnie?
– Trochę boli…
– A nie mówiłem? Skoro boli, poród na pewno się zaczął. Jak długo to trwa?
– Poczułam się gorzej podczas kolacji. Sądziłam, że wszystkiemu winna jest długa
jazda. – Tannis ogarnęła wielka radość. Tom obdarzył ją promiennym uśmiechem,
przytulił i mocno pocałował.
– Muszę zadzwonić do lekarza i powiedzieć mu, że będzie wkrótce potrzebny.
– Co się dzieje? – Amy rzuciła książkę na stolik i zerwała się na równe nogi. –
Tannis rodzi?
– Musimy się uzbroić w cierpliwość, ale przypuszczam, że jutro zobaczysz
swojego brata.
– O rany! – Amy wybiegła z pokoju, rzucając na odchodnym: – Muszę jak
najszybciej skończyć kocyk. Idę szydełkować.
– Ale fajnie! – zawołał Jebbie, wypełzając spod choinki. – Przyniosę walizkę
Tannis.
– Dzięki, synu. – Tom poklepał chłopca po ramieniu.
Jebbie popędził na górę.
– Co za dzieciaki! Są równie przejęte narodzinami dziecka jak my. – Popatrzył na
ż
onę pogodnymi, zielonymi oczyma. – Nadal chcesz rodzić w szpitalu? Domowy
poród to cudowne przeżycie.
– To wspaniale, że przestałeś zamartwiać się o nasze zdrowie, ale tym razem chyba
trochę przesadziłeś – oznajmiła, spoglądając na niego spod oka. Na widok jego
uśmiechniętej twarzy rozchmurzyła się natychmiast. Od dnia „wielkiej kłótni”
(Jebbie wymyślił tę nazwę) Tom otaczał żonę miłością, o jakiej nie marzyła nawet
w snach.
Poczuła kolejny skurcz. Tom mierzył czas. Ból powracał coraz częściej. Po chwili
mąż spojrzał wymownie na żonę.
– Skurcze następują co trzy minuty. Nie są zbyt silne, ale sądzę, że czas jechać.
– Nie są zbyt silne, powiadasz? – Tannis wzniosła oczy i obrzuciła męża
umęczonym spojrzeniem. – Chyba odwołam przedstawienie. Niech bocian się tu
pofatyguje z naszym dzieckiem.
Tom wycisnął na ustach żony mocny pocałunek i oznajmił:
– Przykro mi, kochanie. Musisz brnąć dalej. – Pogładził brzuch, w którym ukrywał
się jego synek. – Cieszę się, że wkrótce będziemy mieli to za sobą. Czekam z
niecierpliwością na dziecko, ale jeszcze bardziej chciałbym znowu wziąć cię w
ramiona. Strasznie za panią tęsknię, pani Hayes.
Tannis uśmiechnęła się, słysząc to zawoalowane wyznanie. Przed trzema
tygodniami przestali się kochać, zgodnie z zaleceniem lekarza.
– Ja również tęsknię za tobą. I jeszcze za…
– Za czym? – dopytywał się niezadowolony, że jego żona ma jakieś ukryte
marzenia.
– Chciałabym znowu umówić się z tobą na małą randkę. Co myślisz o ciepłej
kąpieli i wodnym masażu? – Uśmiechnęła się tajemniczo. Nagle poczuła kolejny
skurcz i skrzywiła twarz. Bolało tak, że nie mogła wykrztusić słowa.
– Oddychaj, kochanie. Pamiętasz, czego się uczyliśmy? – Zerknął na zegarek. –
Ho, ho. Tylko dwie minuty od poprzedniego skurczu. To idzie szybciej, niż
sądziłem. Zadzwonię do lekarza i pomogę małemu znieść walizkę.
Zerwał się na równe nogi i zamierzał wybiec z pokoju, ale w ostatniej chwili
zmienił zdanie. Ukląkł ponownie obok fotela, objął rękoma brzuch żony i popatrzył
jej prosto w oczy z żarliwością, która zawsze chwytała ją za serce.
– Kocham cię, Tannis. Dzięki, że we mnie nie zwątpiłaś.
Położyła dłonie na jego rękach. Łagodne dotknięcie rozczuliło ją do łez.
– Jestem taka szczęśliwa. Spotkałam ciebie… Nasza miłość tak pięknie rozkwitła.
Za nic w świecie nie zwątpiłabym w ciebie. To by oznaczało, że nie ma już nas.
Wiedziałam, że w końcu otrząśniesz się z przygnębienia i będziesz zdolny do
nowej miłości. Nastał w końcu mój czas.
– Czas na Tannis – dodał z uśmiechem i wstał. Jego żona oddychała rytmicznie,
walcząc z kolejną falą bólu. Gdy już skurcz minął, Tom pomógł jej wstać. – I czas
na ostatni gwiazdkowy prezent. Wkrótce zjawi się nasz synek.