SALLY WENTHWORTH
Duch z przeszłości
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Widok zmarłej żony, zbliżającej się cmentarną alejką - to musi
być szok dla każdego. Dla Alexa też. Twarz mu po bladła i
wyraźnie zesztywniał. Po chwili zrozumiał, kim była ta kobieta i
z ulgą rozluźnił ramiona. Ulga to może niewłaściwe słowo.
Może to było rozczarowanie. Czy chciałby, by to ona była
martwa, a jego żona żyła?
- Ginny! -
Matka zobaczyła ją i pośpieszyła w jej stronę.
W jej objęciach Ginny poczuła znajomy zapach perfum,
wiosenny kwiatowy zapach, zupełnie nieodpowiedni dla kobiety
w średnim wieku.
-
Tak się cieszę, że udało ci się przyjechać. Ojciec też byłby
zadowolony.
Ginny nie widziała ojca ponad dziesięć Jat. Jego nowa rodzina,
pogrążona w smutku, oczekiwała na zdjęcie trumny z karawanu.
Ginny popatrzyła na nich, a potem prawie z niechęcią zwróciła
głowę w stronę Alexa. Nie przypuszczała, że go tu spotka. Nie
chciała go widzieć. Minęło już ponad pięć lat od ich ostatniego
spotkania i rozstania, ale czas n
ie zatarł wspomnień.
-
Cześć, Alex! - Próbowała powiedzieć to normalnie, ale słowa
zabrzmiały zimno i odpychająco.
Bez słowa skłonił głowę i rozmyślnie odwrócił się do niej
plecami, podając matce ramię.
-
Wygląda na to, że zaczynają.
Rozpoczęła się msza. Ginny stała razem z matką. Alex zajął
sąsiednie miejsce obok matki i trzymał jej książeczkę do
nabożeństwa, gdy ocierała oczy koronkową chusteczką. Matka
nie mogła powstrzymać się od płaczu, mimo że rozwiodła się z
mężem ponad szesnaście lat temu. Ginny opłakała ojca, gdy
tylko nadeszła wiadomość o jego śmierci i teraz stała, nie roniąc
łzy, wysoka i szczupła, cała w czerni.
Ojciec Ginny został pochowany w miejscowości, w której jego
rodzina żyła od pokoleń i gdzie się wychował. Tu sprowadził
swoją pierwszą żonę, więc do dziesiątego roku życia Ginny i
Venetia też tu mieszkały. Po rozwodzie rodziców wyprowadziły
się razem z matką. Ale po swojej tragicznej śmierci, Venetia
została pochowana tutaj, na cichym przykościelnym cmentarzu
pod ciemnymi cisami. Gin
ny nie była na jej pogrzebie. Gdy stała
w tym starym, kamiennym kościele, uświadomiła sobie, jak to
musiało wyglądać. Żal nad młodym życiem, tak gwałtownie
przerwanym, głęboki, otępiający ból i rozpacz tych, którzy
kochali jej siostrę i którzy ją utracili. Miała wrażenie, jakby
kamienne ściany przesiąkły tym smutkiem i takie już pozostały.
Alex też musi być nim wypełniony. Zerknęła na niego ponad
głową matki. Jego twarz niczego nie wyrażała, widoczny był
tylko zewnętrzny kontur bez najmniejszego śladu skłębionych
uczuć, kryjących się w środku.
John Barclay został pochowany w rodzinnym grobie w pobliżu
swych przodków. Uroczystość przebiegała skromnie i bez
pośpiechu. Po jej zakończeniu wdowa podeszła do nich.
- Pójdziecie z nami, dobrze?
Żałobnicy zaczęli się rozchodzić, lecz Ginny zwlekała. Kiedy
została sama, przeszła kilka metrów i znalazła się przy innym
grobie. Prosty biały kamień został położony niedawno.
Venetia Warwick, córka Johna i Maureen Barclay, ukochana
żona Alexa. Zmarła w wieku 2 lat, razem z nienarodzonym
dzieckiem.
Ginny stała zapatrzona, starając się poczuć obecność siostry,
lecz jej duch już stąd uleciał. Doświadczała tej bliskości często i
początkowo bardzo silnie, prawie tak, jakby Venetia była w jej
wnętrzu. Były tak blisko siebie jak kiedyś w łonie matki. Jednak
stopniowo Venetia oddalała się od niej, aż Ginny pozostała
sama, z dojmującym uczuciem żalu i smutku.
Ginny nie była przesadnie religijna, jednak w tym spokojnym
miejscu, jeszcze wyraźniej niż w kościele, odczuła potrzebę
modlitwy.
-
Boże, miej w opiece moją siostrę. Niech odpoczywa w pokoju
-
wyszeptała i poczuła, jak słowa ulatują z wiatrem. Po chwili
otworzyła torbę i wyjęła pojedynczą żółtą różę, starannie
zapakowaną w plastikowe pudełko. Venetia zawsze lubiła żółty
kolor,
a róża była jej ulubionym kwiatem. Rozwinęła folię i
schyliła się, żeby położyć kwiat na grobie.
Nagle usłyszała za sobą jakiś krzyk i znienacka ktoś wyrwał jej
różę. Zaskoczona, wyprostowała się gwałtownie i ujrzała za
sobą Alexa, patrzącego na nią z wściekłością. Z nieukrywaną
nienawiścią zamachnął się i odrzucił różę od siebie. Przeleciała
ponad grobem i upadła na stertę zbutwiałej trawy i zielska.
-
Trzymaj się od tego miejsca z daleka - zasyczał ze złością. -
Nie waż się hańbić grobu. Nawet nie raczyłaś przyjechać na jej
pogrzeb!
Przerażona i zaskoczona jego reakcją wytrzeszczyła oczy.
-
Byłam chora - powiedziała obronnym tonem. Zaśmiał się z
pogardą.
-
Chyba zbyt zajęta własną karierą. Dzwoniłem do twojej
agencji w Nowym Jorku, żeby dowiedzieć się, co się z tobą
dzieje. Powiedzieli, że wyjechałaś na kontrakt.
Nie było sensu wyjaśniać, że powiedzieli tak na jej prośbę. Nie
chciała, by ktokolwiek przeszkadzał jej w tych ciężkich
chwilach.
-
Nie przypuszczałam, że zadzwonisz. Dlaczego nie
dzwoniłeś do mnie do domu?
-
Dzwoniłem, ale ciągle było zajęte. - Postąpił krok do tyłu,
jakby nie mógł znieść jej bliskiej obecności. - Po cholerę w
o g ó l
e z to bą rozmawiam. Wyno ś się stąd. Nie jesteś tu n am
potrzebna.
Nam? Czy to znaczy, że zmarła żona ciągle jest przy nim?
Minęły już prawie dwa lata od chwili, gdy Venetia zginęła w
tym koszmarnym wypadku samo
chodowym w gęstej mgle na
autostradzie. Myślała, że zdołał już wrócić do normalnego życia,
ale najwyraźniej cierpiał nadal równie mocno jak ona.
Dzisiejsze
przyjście do tego samego kościoła musiało być dla
niego ciężkim przeżyciem. Ginny odwróciła się, by jeszcze raz
spojrzeć na grób swojej bliźniaczej siostry, ale Alex
niecierpliwie schwycił ją za ramię i odepchnął.
-
Już dobrze, idę.
Wyswobodziła się z jego uchwytu, próbując utrzymać zaciśniętą
dłoń, jednak kropla krwi kapnęła na jego płaszcz.
Otworzył szeroko oczy i po chwili złapał ją za rękę, zmuszając,
mimo oporu, do rozluźnienia palców. Mocno wbity kolec róży
zostawił głębokie zadrapanie. Zbladł i pomyślała, że widok ran
przypomina mu o wypadku.
-
Dlaczego nic nie powiedziałaś?
-
Nic się nie stało. - Próbowała zabrać rękę, ale trzymał ją
mocno.
-
Proszę. - Z wewnętrznej kieszeni wyjął czystą chusteczkę i
podał ją Ginny.
Owinęła chusteczkę wokół dłoni i próbowała zawiązać końce,
ale jedną ręką trudno było to zrobić. Odebrał jej chustkę, szybko
owinął dłoń i związał starannie. Zajęło to tylko kilka chwil.
Ginny po
chyliła głowę. Dotyk jego ciepłych, silnych rąk
spowodował gwałtowny napływ wspomnień. Większość z nich
dotyczyła nocy, którą spędzili razem wiele lat temu. Nocy, która
zajmowała niezmienne miejsce w jej sercu. Ręka jej zadrżała i
Alex spojrzał na nią ostro. Być może też pamiętał, lecz dla niego
to było coś innego. Gdy tylko węzeł był gotowy, odepchnął jej
rękę, jakby budziła w nim wstręt.
Ten gest obudził jej dumę. Z zimnym „dziękuję" uniosła głowę i
odeszła, poruszając się z wdziękiem długonogiej zawodowej
modelki.
Większość żałobników już zniknęła. Matka Ginny stała
pogrążona w rozmowie z grupą sąsiadów, których znała z
dawnych czasów. Ginny przedstawiła się, choć nie było to
konieczne. Wiedziano, że jest bliźniaczką Venetii. Wyrazili jej
współczucie, obrzucając ukradkowymi, pełnymi ciekawości
spojrzeniami. Przy
wykła do tego, odkąd stała się znana, przede
wszystkim jako modelka, a poza tym jako „ktoś".
-
Chcesz iść do nich? - spytała matkę, gdy pozostały same.
-
Chyba tak. Nie na długo, ale chciałabym zobaczyć niektórych
ludzi.
-
Może pójdziemy na piechotę jak inni? Ale jak chcesz, to
mam samochód.
-
Wolę iść - odrzekła. - Chcę zobaczyć, czy coś się zmieniło. -
Rozejrzała się. - A gdzie Alex?
-
Z Venetią - odpowiedziała krótko. Matka rzuciła jej
przenikliwe spojrzenie.
-
Był wściekły, że nie przyjechałaś na pogrzeb Venetii.
- Jest do tej pory.
Ruszyły przez kościelny dziedziniec, przeszły przez krytą
dachem cmentarną bramę i wyszły na drogę, dołączając do
reszty idącej grupkami i parami. Szły z wiatrem i Maureen
Barclay podniosła kołnierz płaszcza.
- W
iesz co, myślę, że to sztuczne futerko, które mi przysłałaś,
nie jest tak ciepłe jak prawdziwe. Dlaczego tak jest, że futro jest
czymś okropnym właśnie teraz, kiedy wreszcie mogłabym sobie
na nie pozwolić?
-
Chyba nie chciałabyś, żeby ludzie z ruchu obrony praw
zwierząt obrzucili cię obelgami albo oblali farbą?
-
O Boże! Czy tak się dzieje w Ameryce?
-
Tam i w większości innych krajów. Rozmawiały o
nieistotnych rzeczach, starannie unikając drażliwych tematów,
aż do chwili, gdy pani Barclay ujęła jej dłoń.
-
Naprawdę bardzo się cieszę, że przyjechałaś. Ale co sobie
zrobiłaś w rękę?
-
Dotknęłam kogoś, kto kłuje.
-
To pewnie Alex. Wiesz, nikt by nie przypuścił, że ktoś taki
opanowany i spokojny jak on może przeżywać tak silnie i
głęboko. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak rozpaczał, jak on
po śmierci Venetii. Było mu jeszcze ciężej z powodu dziecka.
Tak na nie czekali. Ale nie okazywał swych uczuć. Minął dzień
czy dwa i wszystko zdusił w sobie. Jestem pewna, że jeszcze
wszystkiego nie przebolał.
Ginny t
eż była o tym przekonana. Kochała Venetię równie
mocno, a może bardziej niż Alex. Czas nie ukoił tęsknoty i bólu
po jej utracie.
- Co on teraz robi?
- Pracuje naukowo na uniwersytecie w Bristolu. Ten jego
kolega, Jeff Ferguson, też jest tutaj. Chyba ci o tym pisałam.
-
Mamo, przecież dobrze wiesz, jak jest z twoimi listami.
Dostaję od ciebie najwyżej kartki z wakacji, na Boże
Narodzenie i urodziny -
a od śmierci Venetii to i tych nie.
-
Bo to jakoś nie pasuje życzyć ci szczęśliwych urodzin, gdy to
były i jej urodziny.
-
W porządku, przecież rozumiem. Zresztą dzwoniłaś.
-
Ale ty nigdy nie pytałaś o Alexa i Venetię. Zawsze się
zastanawiałam, co wydarzyło się między wami, dlaczego
tak nag le wyjechałaś i zerwałaś wszystk ie k o ntakty.
Zaw
sze byłyście takie zżyte.
-
Zabrzmiała w tym nuta ciekawości, ale Ginny nie
zareag o wała. Gło s matki p rzyb rał twardszy to n .
-
Cokolwiek się wydarzyło, nie mogę zrozumieć, dlaczego
nie przyjechałaś na jej pogrzeb. Wiem, że nie miałaś czasu, ale
to przecież była twoja siostra...
-
Byłam chora - powtórzyła to po raz drugi tego dnia.
- Nigdy nie chorujesz -
powiedziała oskarżycielsko.
-
To Venetia miała zapalenie wyrostka, a nie ty. I ona...
-
Czy musimy teraz o tym mówić? Dzisiaj powinnyśmy myśleć
o ojcu.
Pani Barclay skierowała na nią uparte spojrzenie, w końcu
rozejrzała się i rzekła:
-
Alex już idzie. Miał w samochodzie kwiaty na grób Venetii.
Nie dogonił ich, mimo że nie szły zbyt szybko. Gdy weszły do
domu, Ginny poprosiła siostrę ojca o podręczną apteczkę.
Ciotka oczyściła zadrapanie i przykleiła plaster. Sprała nawet
ślady krwi z chusteczki.
-
Zapakuję ci ją do foliowej torebki. Czyja to chusteczka?
-
Ktoś mi pożyczył. Oddam mu później. Odebrała chusteczkę i
przed schowaniem do
torebki złożyła ją starannie. Uświadomiła
sobie, że wcale nie ma zamiaru jej zwrócić, przynajmniej nie
teraz.
W pokoju byli już wszyscy. Alex, który prawie nikogo nie znał,
stał samotnie ze szklanką czegoś, co wyglądało na dżin z
tonikiem. Po jej wejściu przez chwilę panowała cisza. Była do
tego przyzwyczajona, choć to w Ameryce znano ją bardziej niż
w Anglii. Oczywiście tu uważano ją za swoją, jednak jej ubiór,
sposób bycia i pewność siebie świadczyły o osiągniętym
sukcesie i wzbudzały ciekawość.
Ginny po
deszła do wdowy po ojcu żeby złożyć kondolencje.
Druga pani Barclay przyjęła ją chłodno. Nigdy nie zachęcała
męża do utrzymywania kontaktu z córkami z pierwszego
małżeństwa i po rozwodzie dziewczynki bardzo rzadko gościły
w domu ojca. Wszyscy obecni umiera
li z ciekawości, dlaczego
nie przyjechała na ślub siostry, lecz ona nie miała najmniejszego
zamiaru tego tłumaczyć. Była to tajemnica jej i Venetii i nawet
matka nie znała przyczyn. Alex naturalnie wiedział, ale był
ostatnią osobą, która chciałaby mówić na ten temat.
Jej przyrodnia siostra i brat, nastolatki, stali koło matki.
Przywitała się z nimi i próbowała nawiązać rozmowę, ale byli
zbyt przejęci całą sytuacją. Z dwiema siostrami ojca poszło
gładko.
-
Ojciec był bardzo dumny z twoich sukcesów w Ameryce -
powiedziała jedna z nich. - Zbierał wycinki z gazet na twój
temat i pokazywał wszystkim wokół. Ednie to się zbytnio nie
podobało - dodała z przekąsem, patrząc na wdowę.
Widząc, że ciotki nie darzą wdowy sympatią, Ginny chciała
zmienić temat, lecz druga ciotka dodała:
-
Ojciec tak czekał na narodziny dziecka Venetii i na chwilę,
kiedy zostanie dziadkiem. Po ślubie nieraz zapraszał ją i Alexa
na parę dni i na weekendy. I nagle taka tragedia.
- Tak -
odrzekła Ginny, z twarzą zastygłą jak piękna maska.
Cio
tka już otworzyła usta, by zapytać ją, dlaczego nie
przyjechała na pogrzeb Venetii, lecz gdy zobaczyła wyraz jej
twarzy, nie powiedziała nic. Pośpiesznie zmieniła temat.
-
Wiesz, że ojciec podarował Venetii dom w Bath jako prezent
ślubny?
- Nie, nie wied
ziałam.
Nie chcąc już dłużej mówić o siostrze, Ginny zaczęła
wypytywać o nieobecnych kuzynów i wkrótce rozmowa zeszła
na bezpieczne rodzinne tematy.
Jakąś godzinę później, gdy już zaczęła myśleć o wyjściu,
podeszła do niej matka.
-
Nie miałyśmy jeszcze okazji, żeby pogadać. Gdzie się
zatrzymałaś?
-
Na razie nigdzie. Pożyczyłam samochód na lotnisku i
przyjechałam prosto do kościoła.
- To pojedziesz do mnie -
powiedziała stanowczo pani Barclay.
-
Jak długo zostaniesz w Anglii?
- Jeszcze nie wiem - odpowie
działa ostrożnie Ginny. Cieszyła
się, że widzi matkę, ale z doświadczenia wiedziała, że nie
wytrzymają ze sobą dłużej niż kilka dni. W dodatku pani
Barclay miała zwyczaj planować przyjęcia albo przyjmować
zaproszenia w imieniu Ginny, nie pytając jej uprzednio o zdanie.
-
To pojedziemy razem. Powiem AIexowi. Pewnie ucieszy się,
że może już iść.
Ginny patrzyła za matką, jak przechodziła przez pokój,
zatrzymując się na kilka słów przy grupkach znajomych.
Wreszcie podeszła do Alexa. Była niższa od córki i rozmawiając
z nim musiała podnosić głowę. Po kilku minutach Alex
wyprostował się i z daleka spojrzał na Ginny. Nie odwracając
oczu wytrzymała jego pogardliwy wzrok. W końcu matka
kiwnęła na nią.
-
Ginny. zostawiłam parasolkę w samochodzie Alexa. Czy
mogłabyś ją zabrać? Przy okazji możesz przyprowadzić
samochód.
Zostawiając ich w niezręcznej sytuacji, odwróciła się, by
pogadać ze starą, niewidzianą od szesnastu lat przyjaciółką.
-
Czy już wychodzisz? - Z niechęcią kiwnął głową.
-
Poczekaj chwilę, wezmę płaszcz.
Wyszli z domu, kierując się w stronę kościoła. Czuła wyraźną
wrogość. Szli w milczeniu. Ginny przerwała ciszę.
-
Matka mi mówiła, że nadal pracujesz z Jeffem. Co u niego
słychać?
- Chyba pytasz tylko tak sobie, bez powodu -
odezwał się z sarkazmem. - Gdyby to cię choć trochę
obchodziło, to chyba odpisałabyś na listy, które wysyłał po
twoim wyjeździe.
-
Odpowiedziałam mu na kilka. Nie przypuszczałam, że go
jeszcze zobaczę, więc to nie miało sensu. Lepiej przerwać od
razu -
odparowała.
Poza tym, jego listy zawsze były pełne wiadomości o Venetii i
Aleksie, wiadomości, których nie chciała znać.
-
Więc dobrze, pracuję z nim, a on nadal się nie ożenił. Czy to
chciałaś wiedzieć?
Po jego szorstkich słowach zamilkła, bojąc się, że cokolwiek by
powiedziała, doprowadzi go do furii. Nic nie przychodziło jej do
głowy, wszystko łączyło się ze wspomnieniami bolesnymi dla
obojga. Był jeden wyjątek, ale i to wiązało się z oszustwem.
-
Matka mówiła, że jeszcze nie wiesz, jak długo tu zostaniesz.
- Jeszcze nie mam planu -
odrzekła zaskoczona.
-
Mam kilka spraw, które chciałbym omówić z tobą, zanim
znów wyjedziesz do Ameryki.
- Jakich spraw?
-
Mój prawnik pisał do ciebie po śmierci Venetii. - Ostatnie
słowa powiedział normalnie, ale w oczach pojawił się wyraz
bólu. -
Jesteś wymieniona w jej testamencie.
-
Tak, pamiętam.
-
Ale nie odpowiedziałaś - powiedział szorstko.
- Nie.
Nie było sensu wyjaśniać mu, że przez kilka tygodni była zbyt
chora, żeby cokolwiek zrobić, a gdy już doszła do siebie, nie
mog
ła się zmusić, żeby odpowiedzieć na ten list.
-
Przypuszczam, że teraz, gdy odniosłaś takie
sukcesy i jesteś bogata, rzeczy, które zapisała ci
Venetia, nie mają dla ciebie żadnej wartości. Ale dla niej wiele
znaczyły i chciała, żebyś je miała.
Ginny zadrżała, podniosła wyżej kołnierz płaszcza i ukryła w
nim twarz. Mocno zacisnęła trzymaną w kieszeni rękę, wbijając
paznokcie aż do bólu.
-
Co mam zrobić? - spytała szybko, nie chcąc pokazać po
sobie, jak mocno ją zranił. Uważał ją za osobę bez serca,
niczego nie rozumiał.
-
Zabierz wszystko, jeśli znajdziesz chwilę czasu, zanim znów
wystartujesz do swojej strasznie ważnej kariery - zadrwił.
Poczuła nagłą złość. Dodało jej to sił. Z błyskiem w oczach
zwróciła się w jego stronę.
-
Masz rację, dla mnie jest bardzo ważna. Tak jak twoja dla
ciebie. A ty co teraz robisz, Alex? Nadal wykładasz na
uniwersytecie? Nadal wygłaszasz referaty o laserach na nudnych
konferencjach? Ciągle te same rzeczy od tylu lat?
Jej szyderstwa dotknęły go. Zacisnął usta.
-
To prawda. Ciągle szukam sposobów, żeby poprawić
świat dla takich jak ty pasożytów.
Było jasne, że nie wygra w tej kłótni. Podeszła do samochodu i
zatrzymała się.
-
Myślę, że matka ma twój telefon. Zadzwonię do ciebie, gdy
będę mogła przyjść i zabrać wszystkie rzeczy.
-
Umów się z moim prawnikiem.
Wyjął wizytówkę z portfela i na odwrocie napisał nazwę firmy.
Podał jej, ale nie odchodził. Na jego twarzy pojawiło się
wahanie.
-
Czy jeszcze coś?
Włożył ręce do kieszeni płaszcza - Zauważyła, że twarz ma
mizerniejszą niż kiedyś. Również jej wyraz się zmienił - miał
bruzdy wokół ust, brakowało też entuzjazmu i radości życia,
którą poprzednio promieniował. Była pewna, że teraz nie mruży
oczu w uśmiechu, jak to robił przedtem. We włosach pojawiły
się siwe pasemka, których nie było pięć lat temu.
-
Venetia zapisała ci swój cały osobisty majątek. Obejmuje to
również dom, który dostała od ojca w prezencie ślubnym.
-
Jesteś pewien? - Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
-
Aż za dobrze! - Zacisnął usta. - Prawo własności powinno być
przeniesione na ciebie, bo dom jest od waszego ojca. Ale -
chciałbym go odkupić.
- Dlaczego?
- Zawsze pytasz dlaczego -
parsknął ironicznie. - Pomyśl, w
tym domu Venetia i ja mieszkaliśmy razem. Z nim wiąże się tyle
wsp
omnień. Nie chciałbym, żebyś je zniszczyła. Nie zniósłbym
myśli, że sprowadzasz sobie kochanków do miejsca, gdzie
byliśmy szczęśliwi.
Każde słowo było jak pchnięcie nożem, ale Ginny była zbyt
dumna, by pokazać to po sobie.
-
To ciekawe, nie wiedziałam, że mam tu jakichś kochanków -
powiedziała z drwiną.
-
Jesteś w Anglii dopiero pół dnia, więc jeszcze nie zdążyłaś
sobie znaleźć - odciął się.
-
Myślałam, że jesteś inteligentny i nie wierzysz we wszystko,
o czym piszą gazety. A poza tym, powinieneś się nauczyć nie
obrażać ludzi, z którymi chcesz coś załatwić.
Zadowolona z riposty zaczęła otwierać samochód, ale zanim
przekręciła klucz, Alex podbiegł do niej, schwycił za ramię i
obrócił.
-
Nie wyobrażaj sobie, że chcę...! - krzyknął
doprowadzony do pasji. -
Sprawiłaś Venetii tyle bólu,
odwracając się od niej. To była jedyna rzecz, która mąciła jej
szczęście. A miała tak mało czasu, tylko kilka lat...
Te słowa znów pogrążyły ją w bólu, serce jej się ścisnęło. Aby
to ukryć, powiedziała pierwszą rzecz, jaka jej przyszła do
głowy, i zrobiła to z nonszalancją.
-
Venetia zawsze była kiepskim kierowcą. Twarz Alexa
wykrzywiła wściekłość. Podniósł rękę i mocno uderzył ją w
policzek. Zadrżał i zrobił krok do tyłu, zaciskając ręce, żeby się
opanować.
-
O Boże! Pierwszy raz uderzyłem kobietę, i to taką lafiryndę
jak ty!
Odwrócił się i odszedł chwiejnym krokiem, jakby był chory.
Doszedł do samochodu i oparł się o niego, po chwili wyjął
klucze i otworzył drzwi. Nie spojrzał na nią więcej. Wsiadł i
odjechał szybko, z kamienną twarzą i dłońmi zaciśniętymi z
całej siły na kierownicy.
Ginny popatrzyła za nim, a potem powoli weszła do samochodu.
Kołnierz płaszcza w znacznym stopniu osłabił uderzenie, ale
gdy spojrzała w lusterko, na policzku dostrzegła różowy ślad.
Sta
rannie poprawiła makijaż i gdy ponownie przestąpiła próg
ojcowskiego domu, była tylko nieco bardziej opalona. Matka
oczywiście niczego nie zauważyła. Kiedy wreszcie wsiadły do
samochodu, rozejrzała się wokół.
- A gdzie moja parasolka?
- Co takiego? Ach, parasolka! -
Popatrzyła na nią nieprzytomnie
i wybuchnęła prawie histerycznym śmiechem.
Po kilku dniach zadzwoniła do prawnika Alexa. Musieli
kontaktować się ze sobą, bo wszystko o niej wiedział.
-
Pani szwagier zlecił mi złożenie oferty kupna domu i
przekazanie należnych pani rzeczy.
Rozmawiał z nią rzeczowo, podał proponowaną kwotę dodając,
że cena domu została ustalona przez niezależnego agenta. Ginny
tyle czasu przebywała za granicą, że zupełnie nie orientowała się
w cenach.
-
Sam pan rozumie, że nie mogę się zdecydować, dopóki nie
zobaczę domu.
-
Mogę przysłać pani kopię wyceny. Jeśli chciałaby pani
wysłać kogoś, by dokonał oceny, ustalimy termin, kiedy mógłby
obejrzeć dom.
-
Dziękuję, ale wolałabym zrobić to sama.
-
Naprawdę nie musi się pani fatygować. Mogę wysłać pani...
-
Proszę pana, to mój dom, prawda? - przerwała, zaczynając się
denerwować.
-
Tak, oczywiście. Ale pan Warwick...
Urwał i Ginny domyśliła się, że Alex polecił mu nie dopuścić jej
do domu i załatwić wszystko listownie.
-
Jutro rano przyjadę obejrzeć dom - powiedziała stanowczo. -
Proszę dopilnować, żeby o jedenastej ktoś czekał na mnie. Jaki
to adres?
Niechętnie podał jej adres i objaśnił drogę.
-
Możliwe, że pan Warwick zechce wysłać kogoś ze swojego
biura -
powiedział i położył słuchawkę.
Zimny wiatr ustał i jazda do Bath przez skąpaną w słońcu
okolicę była przyjemnością. Ginny, przyzwyczajona do ruchu
prawostronnego, prowadziła bardzo ostrożnie. Szło jej dobrze,
tylko na rondach i drogach dwukierunkowych miała trochę
problemów. Bath było pięknym miastem. Znała je dobrze i
zawsze lubiła. Gdy były małe, często zabierano je do Bath,
pokazywano muzea, rzymskie łaźnie i piękne kamienne budynki
z czasów króla Jerzego I, zbudowane dla przyjeżdżającej tu
korzystać z wód leczniczych szlachty i ziemiaństwa.
Przyjechała za wcześnie i przez jakiś czas jeździła po mieście,
podziwiając doskonałość architektury Queen's Sąuare, Circus i
Royal Crescent. Za dziesięć jedenasta wyjechała z centrum.
Kierując się wskazówkami prawnika, znalazła się na ulicy
zabudowanej małymi domkami, do których wejścia prowadziły
wprost z chodnika. Zatrzymała się przy numerze 2. Popatrzyła
na dom. Kilka podniszczonych kamiennych schodków
prowadziło do białych drzwi frontowych. Nad nimi było małe,
półkoliste okienko. Po prawej stronie od wejścia znajdowało się
drugie okno. Dom był taki, jak się spodziewała. Venetia na
pewno go lubiła. Wyobraziła sobie siostrę malującą okna,
wieszającą zasłony, wybierającą meble i dywany, tworzącą dom
dla siebie i Alexa.
Nie
spiesząc się, wysiadła z auta i stanęła na chodniku przed
domem, próbując odnaleźć ducha siostry. Czuła jej bliskość,
nawet wyraźniej niż przy grobie, choć nie była pewna, czy
Venetia byłaby zadowolona z jej obecności tutaj.
Nikt na nią nie czekał. Wyprostowała się, podeszła do drzwi i
zadzwoniła. We wgłębieniach i na framudze dostrzegła kurz,
okien też dawno nikt nie mył. Widocznie Alex nie przejmował
się zbytnio domem albo stracił do niego serce.
Spodziewała się zobaczyć kogoś z biura, ale drzwi otworzył
Alex. Zaskoczona, zaczęła się wycofywać.
- Spokojnie -
odezwał się szorstko. - Nie masz się czego
obawiać. - Otworzył szerzej drzwi i cofnął się nieco. - Proszę,
wejdź.
Weszła powoli, przyglądając mu się uważnie. Wyglądał, jakby
miał za sobą bezsenną noc.
-
Słuchaj, nie musisz sam pokazywać mi domu...
-
Przepraszam, że cię uderzyłem - powiedział
martwym głosem.
-
W porządku - odrzekła wzruszając ramionami. - Nic się nie
stało.
Skrzywił usta.
-
Też tak myślę. - Zanim zrozumiała, o co chodzi, dodał: -
Mimo wszystko przepraszam. To było niepotrzebne.
Zabrzmiało to dziwnie.
-
Ja też przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować. Wiesz,
mogę sama obejrzeć dom, nie musisz...
- Nie -
zdecydowanie potrząsnął głową. - Chcę być przy tym.
Nie chcę, nie mogę znieść myśli, że będziesz grzebać w jej
życiu.
Ciągle jeszcze Stali w przedpokoju. Ginny zrobiła kilka kroków
naprzód i odwróciła się.
-
Ona była moją siostrą, Alex. Ja również ją kochałam.
-
Naprawdę? - W jego głosie zabrzmiała ironia.
-
Naprawdę. I ona mnie też kochała. Czy inaczej zapisałaby mi
ten dom i swoje rzeczy?
-
Zostawiła to tobie, bo czuła się winna. Winna twojego wyjazdu
i zerwania.
Ginny zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową.
-
Nie, nie wierzę. Tak nie było.
-
Skąd możesz wiedzieć, co ona czuła?- powiedział szyderczo.
-
Nawet nie raczyłaś do niej napisać.
Nie warto było próbować tłumaczyć mu, jak silne były więzy,
które je łączyły, niemal telepatyczna zdolność wczuwania się w
przeżycia drugiej osoby - nikt, kto tego nie doświadczył, nie
będzie w stanie zrozumieć. Zresztą może ma rację. Może
rzeczywiście Venetia miała jakieś poczucie winy. W ostatnim
roku przed jej śmiercią trochę się od siebie oddaliły.
-
Pokażesz mi dom?
Niechętnie skinął głową i wprowadził ją do pokoju po prawej
stronie.
- To salon.
Był to przyjemny pokój z jasnymi tapetami i zasłonami,
wygodna kanapą przy oknie i fotelami po obu stronach kominka.
Wiszące na ścianach obrazy i ozdobne gzymsy dopełniały
nastroju. Wszystko było pokryte cienką warstewką kurzu, z
wyj
ątkiem fotela i prowadzącej do niego ścieżki, wydeptanej na
dywanie. Instynktownie poczuła, że Alex przychodzi tu opłaki-
wać utraconą żonę i dziecko.
- Nie mieszkasz tu teraz -
powiedziała szybko, chcąc zachować
pozory normalności.
- Nie. Mam mieszkanie przy uniwersytecie. - Ot
worzył
podwójne drzwi. -
Tam jest jadalnia. Kiedyś z okien roztaczał
się wspaniały widok na pola i wzgórza, ale teraz... sama
widzisz.
Ginny podeszła do okna, popatrzyła na leżący niżej, nieco
zapuszczony ogródek, otoczony wysokim murem i widoczne
wyżej dachy nowoczesnych magazynów.
- Kuchnia jest na dole.
Wrócili do przedpokoju, Alex pierwszy zszedł po stromych
schodach. Pomyślała, że dom jest zbudowany na zboczu
wzgórza, bo od ulicy nie było widać niższej kondygnacji. W
c
zasach, gdy dom był zamieszkany, kuchnia musiała być ciepła i
przytulna. Dodatki były z naturalnego drzewa, a na ścianach
wisiały przedmioty z miedzi i brązu, wyraźnie dawno nie
polerowane.
-
Tu był pokój do zmywania naczyń, przerobiliśmy go na
pralnię, a w tej służbówce trzymamy różne rupiecie.
Głos Alexa był zupełnie pozbawiony uczuć, gdy otwierał przed
nią kolejne drzwi. Wrócili do schodów i weszli na samą górę.
-
Tu są tylko dwie sypialnie i łazienka.
-
A co jest tam wyżej?
Ginny wskazała na wąskie schodki między pokojami. Nie była
nawet specjalnie ciekawa, ale odczuła wzrastające
zdenerwowanie Alexa.
-
Poddasze. Kiedyś to była sypialnia dla służby, a teraz są tam
zbiorniki na wodę.
Ginny skinęła głową i czekała na otwarcie drzwi do sypialni,
gdy Ale
x nagle wybuchnął.
-
Proponowałem ci więcej niż dobrą cenę za dom. Dlaczego się
nie zgodziłaś? Przecież nie masz żadnego powodu, przyszłaś tu
tylko, żeby zaspokoić swoją ciekawość!
-
Możliwe. - Zaskoczyła go. - Chciałam zobaczyć miejsce,
gdzie mieszkała Venetia. Chciałam się upewnić, czy jest tak, jak
to sobie wyobrażałam.
-
Wyobrażałaś sobie? - Zmarszczył brwi.
- Tak.
-
Przecież nawet do siebie nie pisałyście. Nie mogłaś widzieć
żadnych fotografii. Chyba, że twoja matka...
Potrząsnęła głową.
-
Nie chodzi o fotografie. To obrazy, które powstały w mojej
wyobraźni. - Spostrzegła drwinę w jego oczach i powiedziała
łagodnie: - Nie mogłeś chyba sądzić, że nie tworzę sobie obrazu
domu mojej siostry. Przecież wiesz, jakie byłyśmy sobie bliskie.
Zobac
zyła grymas niesmaku na twarzy Alexa.
-
To drzwi do większej sypialni? - zapytała.
-
A te do frontowej, trudno zgadnąć, co? Domyślam się, że
chcesz tam wejść.
-
Jak nie chcesz, to może innym razem, gdy będę sama...
-
Nie, skończmy już z tym - odparł ostro. Pchnął drzwi i
wszedł do środka.
W pokoju były bladoniebieskie ściany i biały dywan. Ogromne,
staromodne, chyba wiktoriańskie łóżko, całe z politurowanego
drzewa, było przykryte narzutą zszytą z kawałków w różnych
odcieniach niebieskiego, najwyraźniej roboty Venetii. Ginny
szybko odwróciła wzrok, zdając sobie sprawę, jak przykra jest ta
sytuacja dla Alexa. To miejsce przypominało mu
najintymniejsze,
najszczęśliwsze
chwile
z
Venetią.
Przypominało mu też tę jedyną noc, którą spędził tu dawno temu
z Ginny
. Spojrzała na podłogę. Takie same jak na dole ślady
prowadziły do łóżka, na którym jeszcze pozostało lekkie
wgniecenie.
- Dlaczego nie dbasz o dom? -
zaatakowała go z
nieoczekiwaną gwałtownością. - Venetii byłoby przykro...
-
Pilnuj własnych, cholernych spraw.
Nie słuchała. Podeszła do ściennej szafy, otworzyła ją. Była
pełna ubrań i butów Venetii. Na toaletce przy oknie leżała
kosmetyczka, stały buteleczki perfum. Nad kominkiem wisiał
portret Venetii, jeszcze z czasów panieńskich, kiedy pracowała
jako
modelka. Ginny ledwie rzuciła na niego okiem - identyczną
twarz widziała codziennie w lustrze.
-
Zamieniłeś ten dom w świątynię - powiedziała ze złością.
- Nie -
rzucił krótko.
Uniósł dłonie i przetarł twarz, jakby chciał zetrzeć z niej
uczucia. Podniós
ł głowę.
-
Odkąd Venetia nie żyje, nic mi po tym miejscu. Zapisała je
tobie, razem z resztą rzeczy, ale ty nawet nie raczyłaś odpisać na
mój list, więc miałem związane ręce. Zabrałem tylko swoje
rzeczy i zatrzasnąłem drzwi.
-
Ale wróciłeś.
Bruzdy wokół ust pogłębiły się, skinął głową.
-
Przychodziłem tu wspominać. Byliśmy tu tacy szczęśliwi. -
Urwał nagle. - Łazienka jest z tyłu.
Łazienka była urządzona praktycznie, a duża staroświecka
wanna na wygiętych nóżkach wyglądała zabawnie. Alex
zawahał się przed drzwiami do drugiej sypialni.
- To pokój dziecinny -
powiedziała nagle Ginny. - Nie zdążyła
go wykończyć.
Spojrzał na nią dziwnie, jakby z lękiem.
- Tak. -
Powoli nacisnął klamkę i popchnął drzwi. Zrobiła
krok, zatrzymała się na progu i odwróciła gwałtownie. Nie miała
po co wchodzić - już znalazła to, czego szukała. Venetia była
obecna duchem w tym niewykończonym pokoju dla jej dziecka.
-
Czyżbyś nie chciała wejść? - zadrwił. - Nie powiesz mi, że
wreszcie coś odczuwasz.
Odwróciła się z wściekłością.
-
Może to dziwne dla ciebie, ale nie tylko ty cierpisz. Moja
jedna połowa umarła razem z Venetią.
Roześmiał się głośno z gorzkim niedowierzaniem.
- Ach, tak -
szydził - tak głęboko odczułaś jej stratę, że nawet
nie mogłaś przyjechać na pogrzeb.
-
Właśnie - odparowała - właśnie dlatego nie przyjechałam na
pogrzeb. Odczułam jej utratę. Czułam jej ból i cierpienie.
Czułam wszystko to, co ona czuła w czasie wypadku. Wiem, że
próbowała walczyć, ale rany były śmiertelne. - Zniżyła głos aż
do szeptu, w jej oczac
h pojawiła się rozpacz.
-
A kiedy umarła, kiedy poczułam, że życie z niej uchodzi, też
chciałam umrzeć. Nie miałam już po co żyć. Zawsze byłyśmy
sobie tak bardzo bliskie. Wszys
tko miałyśmy wspólne. Nie
chciałam żyć bez niej.
Zmarszczył brwi, oczy utkwił w jej twarzy.
- O czym ty mówisz?
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się gorzko.
-
Nie przyjechałam na pogrzeb Venetii, bo miałam załamanie
nerwowe. Lekarze jakoś to nazwali, ale prawdziwą przyczyną
było to, że przeżyłam wszystko to, co Venetia - głos jej się
załamał - i też prawie umarłam.
ROZDZIAŁ DRUGI
-
Załamanie nerwowe!
- Tak -
przytaknęła i podniosła rękę do twarzy. - Przez kitka
tygodni, zanim odzyskałam równowagę, przebywałam w
klinice.
-
Nie wierzę. - Zaskoczony potrząsnął głową.
- Nie musisz. -
Odwróciła się i zbiegła po schodach.
Dogonił ją, chwycił za ramię i obrócił do siebie.
-
Gdybyś rzeczywiście miała kryzys nerwowy, to twoja matka
by o tym wiedziała!
-
Była wystarczająco załamana śmiercią Venetii. Nie chciałam
dodatkowo jej martwić, więc poprosiłam mojego agenta, żeby
wszystkim pytającym o mnie mówił, że wyjechałam na kontrakt.
Wzdrygnęła się i na moment zamknęła oczy. Po chwili uniosła
głowę i popatrzyła na Alexa.
-
Nie wierzysz mi! Do cholery, Alex, czy naprawdę myślisz, że
coś innego mogłoby powstrzymać mnie od przyjazdu na jej
pogrzeb?
-
Nie wierzę w to, że mogłaś fizycznie odczuwać to, co Venetia.
Byłaś kilka tysięcy kilometrów stąd. Jak to możliwe? - Spojrzał
na nią z ukosa.
- Nie wiem -
ucięła ze złością. - Wiem tylko, że tak było.
-
Ale to niemożliwe.
Spojrzała na niego z urazą.
-
Oczywiście. Tak jak powiedziałeś, to niemożliwe. Zmienił
się na twarzy.
-
Zawsze miałaś bujną wyobraźnię. A może taki pomysł
spodobał się tobie albo twojemu agentowi? W twoich kręgach to
pewnie by
ła dobra historia. Poczerwieniała.
-
Powiedziałam ci o tym tylko z powodu twoich obsesyjnych
ataków na mnie, że nie przyjechałam na pogrzeb. Teraz już
wiesz, dlaczego.
-
Każdy powód do rozgłosu jest dobry, co?
-
Nikt więcej o tym nie wie - powiedziała z narastającą
wściekłością, zaciskając pięści. - Nikt, tylko ty. I jest
mi wszystko jedno, czy wierzysz mi, czy nie.
Otworzyła drzwi i wybiegła na ulicę. Podszedł do niej, gdy
przetrząsała torebkę, szukając kluczy.
-
Co będzie z domem?
Spojrzała na niego piorunującym wzrokiem, potem odwróciła
się w stronę domu.
-
Jest mój, prawda? I wszystko w środku?
-
Tak. Z wyjątkiem kilku mebli.
-
Więc usuń wszystkie swoje rzeczy do końca tygodnia. Nie
zamierzam sprzedać ci domu i chcę, żebyś się wyniósł. I każ
swojemu prawnikowi natych
miast przesłać mi komplet kluczy.
-
Ginny, nie możesz... - Twarz mu pobladła.
-
Właśnie mogę. Przecież sam powiedziałeś, że jestem zdolna do
wszystkiego. Jeśli mogłam udawać kryzys nerwowy, to równie
dobrze mogę i to zrobić!
Wsiadła do samochodu i odjechała.
Alexowi za bardzo zależało na domu, żeby tak to zostawić.
Ledwie Ginny przyjechała do matki, zatelefonował jego
prawnik, proponując podniesienie sumy.
-
Proszę mu przekazać, że to mnie nie interesuje - odparła
stanowczo. -
W przyszły poniedziałek o dziesiątej rano będę
u pana w biurze odebrać klucze. - I nie słuchając dalszych
wyjaśnień, odłożyła słuchawkę.
Zadzwonił jeszcze dwa razy, ale nie zmieniła zdania.
W czwartek wieczorem przyjechał Jeff Ferguson. Poznała go
pięć lat temu. Wykładał historię na tym samym uniwersytecie,
gdzie pracował Alex. Zaczęło się od wieczoru spędzonego w
czwórkę z Venetią i Alexem. Lubili się wzajemnie. Może z jego
strony byłoby coś więcej, ale szybko się zorientował, że obie
bliźniaczki zwariowały na punkcie Alexa. Jeff był dla niej
oparciem w ciężkich chwilach i do tej pory zachowała dla niego
ciepłe uczucia. Gdy przyjechał, siedziała przy oknie w salonie
matki z notesem na kolanach, ale nie mogła skoncentrować się
na pisanym liście. Usłyszała zatrzymujący się samochód i
zobaczyła wysiadającego Jeffa. Była dopiero szósta po
południu. Nisko zachodzące słońce oblewało wszystko ciepłym
blaskiem. Jeff zatrzymał się i popatrzył na dom. Nadal był
szczupły, ale już nie wyglądał na uczniaka. Może sprawiał to
dobrze skrojony garnitur, chyba znalazł dobrego krawca.
Odgarnął włosy z czoła i poprawił okulary. Pamiętała ten
nerwowy gest. Uśmiechnęła się, rzuciła notes i podbiegła do
drzwi.
-
Cześć Jeff Co słychać? - Wyciągnęła ręce. Przytrzymał je z
uśmiechem.
-
Dziękuję, w porządku. Wyglądasz jeszcze ładniej niż kiedyś.
-
Uważaj, pochlebstwem daleko nie zajedziesz. Wejdź.
Wprowadziła go do salonu.
-
Musimy to uczcić. Czego się napijesz?
-
Może dżinu z tonikiem.
Zrobiła drinka i podała mu szklankę. Patrzył na nią, szczupłą,
ubraną w spodnie i puszysty biały sweter. Zarumienił się, gdy
zobaczył, że to spostrzegła.
-
Słyszałam, że jesteś teraz w Bristolu razem z Alexem -
powiedziała, żeby go rozluźnić.
-
Ściągnął mnie tutaj chyba jakiś rok po swoim ślubie.
-
I jak ci się podoba? - Znów usiadła przy oknie i gestem
zaprosiła go, by się przyłączył. - Musisz mi opowiedzieć.
-
Z przyjemnością. Najlepiej gdzieś przy kolacji. Ale najpierw
muszę ci coś powiedzieć. No więc, nie przyszedłem tu tylko po
to, żeby cię zobaczyć. Zostałem wysłany.
-
Przypuszczam, że przez Alexa. - Wypiła łyk.
- Tak. -
Zawahał się. - Pewnie domyślasz się, po co. Chce,
żebym cię przekonał do sprzedaży domu.
-
Myślisz, że to ci się uda?
-
Skądże. Ale to jego ostatnia szansa. - Roześmiał się.
-
Ale mimo to zgodziłeś się spróbować? Kiwnął głową.
-
Jak mówiłem, chciałem cię zobaczyć.
- A przede wszystkim pomóc AIexowi -
powiedziała ostro.
Poprawił okulary i usiadł obok niej.
-
Nie widziałaś go po śmierci Venetii. Spojrzała na niego
przenikliwie, ale ani w głosie, ani w wyrazie twarzy nie znalazła
potępienia, jedynie rodzaj żalu.
-
Najpierw był w szoku. Wszystko zdusił w sobie. Jeśli ktoś
nie wiedział, co zaszło, to widząc go w pracy, w kontaktach z
ludźmi, nigdy by się nie domyślił. Ale, w miarę upływu czasu,
widać było zmiany, jakie w nim zaszły. Rozpacz zżerała go od
środka. Zamknął dom i wyprowadził się. Udało mi się ściągnąć
go tutaj pod jakimś pretekstem. Chyba tylko to pomogło mu
dojść do siebie.
- Dobry z ciebie przyjaciel -
powiedziała miękko.
-
Zrobiłem, co mogłem. On zrobiłby to samo. - Wyglądał na
zaskoczonego.
-
Nie ożeniłeś się, nie zaręczyłeś czy coś takiego?
- Nie. -
Skrzywił się lekko. - Nie odwodź mnie od tematu. -
Spoważniał. - Alexowi ten dom jest potrzebny. To miejsce,
gdzie może pójść i rozpaczać w spokoju i samotności.
Spojrzała na niego zamyślona, rozważając te słowa, ale w końcu
potrząsnęła głową.
-
Słu ch aj, min ęły p o nad dwa lata. Czy byłeś w tym
domu? Zamienił go w jakąś świątynię. To nie jest normalne.
Jeśli chce ją opłakiwać, może to robić w głębi duszy, nie
musi mieć specjalnego miejsca.
- Nie jestem pewien.
-
Ale ja jestem. Jeśli tracisz b lisk ą o so b ę
, to
odczuwasz jej brak stale, nie możesz się z tego otrząsnąć.
Przez długi czas dochodzi to do twojej świadomości znienacka,
w najdziwniejszych momen
tach, potem uczysz się nad tym
panować. Jeśli chcesz, możesz rozpaczać w samotności, ale nie
musisz mieć do tego specjalnego miejsca. Możesz to robić w
nocy leżąc w łóżku, lecąc samolotem, spacerując po parku.
Gdziekolwiek.
-
Mówisz, jakbyś wiedziała.
- Bo wiem -
odpowiedziała z nagłym gniewem. - Venetia była
moją bliźniaczą siostrą. Nikt nigdy nie będzie mi bliższy niż
ona.
- Przepraszam. - Pop
rawił okulary. - Mam dziwne uczucie, gdy
patrzę na ciebie. Obie jesteście... byłyście... takie podobne. To
zupełnie tak, jakby zmartwychwstała.
-
Chyba często ją widywałeś?
-
Tak, często zapraszała na kolację mnie i jeszcze jakąś
dziewczynę. - Uśmiechnął się. - Zawsze próbowała mnie ożenić.
Pewnie było jej mnie żal.
-
Może chciała, żebyś był szczęśliwy, tak jak ona i Alex -
powiedziała łagodnie.
- Tak. -
Odwrócił się nieco, tak że patrzył prosto na nią. - A co
u ciebie? Jesteś zadowolona ze swojej kariery? A z Alexem -
czy już ci przeszło?
Na to była przygotowana.
-
Po takim czasie? Oczywiście. W moim zawodzie spotyka się
wielu atrakcyjnych mężczyzn.
-
No tak. Teraz jesteś sławna.
-
Przypuszczam, że raczej w tym złym znaczeniu. Przyznaj się,
czytujesz plotki w gazetach?
-
Często łączą cię z facetami o znanych nazwiskach.
-
Oczywiście. Ale to tylko dobra reklama. - Mówiła lekko i z
humorem, ale bez uśmiechu w oczach.
-
Po Nowym Jorku Anglia pewnie wydaje ci się nudna.
Spojrzała na niego. Znów zeszli na osobiste tematy. Położyła
mu rękę na ramieniu.
-
Może zaprosisz mnie gdzieś na kolację i opowiesz o
wszystkim, co się z tobą działo, od czasu gdy wyjechałam.
Nadal nabierasz turystów, tak jak wtedy na tej wystawie? Ciągle
to pamiętam.
- Tak,
to był piękny dzień. - Jeff uśmiechnął się. W
restauracji w Cheltenham, przy indyjskich potrawach,
zatopili się we wspomnieniach. Nie widzieli się jednak długo, a
przedtem spotkali się tylko kilka razy, więc wspomnień nie było
zbyt wiele. Życie, jakie Jeff prowadził, było raczej monotonne,
w dodatku nie chciał wiele mówić o swych osiągnięciach nauko-
wych.
-
W tym roku w lecie wybieram się na wykopaliska do Włoch.
Próbowałem namówić Alexa, żeby ze mną jechał, ale nie chciał.
Ginny nie mogła wyobrazić sobie Alexa, spędzającego długie
godziny na grzebaniu w ziemi. Zwłaszcza w czasie wakacji.
Miał na to zbyt wiele energii.
- Co on zwykle robi? -
spytała.
-
Zimą wyjeżdżali na narty, a latem nad wodę, żeglować na
desce. Byłem z nimi kilka razy, ale zawsze udawało mi się
znaleźć jakieś ruiny i wyrwać się na trochę.
-
Byliście bardzo zaprzyjaźnieni. Cieszę się z tego.
- Mm... -
Popatrzył na nią ze smutkiem. - Nie mam żadnej
rodziny, a z nimi byłem bardzo zżyty. Nigdy nie dali mi odczuć,
że przeszkadzam. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Venetia tęskniła
za tobą. Próbowała ukryć to przed Alexem, ale ja widziałem.
Często opowiadała mi o tobie, szczególnie jeśli pisali coś w
gazetach albo były jakieś zdjęcia. Była dumna z twoich
sukcesów.
-
To miłe. - Ginny popatrzyła w dal.
Jeff zawahał się, patrząc na jej odwrócony profil, wreszcie
przemówił:
-
Venetia powiedziała mi, dlaczego wyjechałaś. Alex
odkrył, że spędził noc z tobą, a nie z nią. Opowiedziała mi o
wszystkim -
że to ty najpierw poznałaś go w samolocie, a w
Londynie, gdy starał się ciebie odnaleźć, ona udała ciebie.
Wiem, że obie się w nim kochałyście, ale dopiero gdy mi to
powie
działa, zrozumiałem, że ty, jakby to powiedzieć, miałaś do
niego większe prawa.
-
Czy powiedziała ci, jak ustaliłyśmy, która zostanie, a która
ma wyjechać?
- Tak. -
Skinął głową. - Powiedziała, że rzucałyście monetą.
Posłała mu zamyślone spojrzenie spod drugich rzęs.
-
Czy Alex wiedział o tym?
-
Nie jestem pewien. Nigdy mi o tym nie wspominał.
-
Nie sądzę, żeby wiedział. Nie wyobrażam sobie, żeby
Venetia mogła mu to powiedzieć. Mimo że ją kochał, na
pewno byłby wściekły - powiedziała zamyślona.
Jeff patrzył na nią, gdy mówiła o Aleksie, ale z jej twarzy nie
mógł nic wyczytać. Była zawodową modelką i potrafiła nie
ujawniać żadnych uczuć.
-
Jeśli już nie zależy ci na Aleksie, to dlaczego nie chcesz
sprzedać mu domu? - zapytał z ciekawością.
Popatrzyła na niego przez chwilę.
-
Czy żaden z was nie pomyślał, że może Venetia celowo
zapisała mi dom? Oczywiście wiem, Alex uważa, że to
dlatego, bo czuła się winna, że to ja wyjechałam, ale może miała
inny powód?
- Jaki?
Nie chcąc być do końca szczera, wzruszyła ramionami.
-
Dostała ten dom od naszego ojca i chciała, żeby pozostał w
naszej rodzinie.
-
Rozumiem. A nie dlatego, że zakładała, że może wrócisz
tutaj i będziesz razem z Alexem? - zapytał domyślnie.
Uniosła podbródek i odrzekła zimnym tonem.
-
Raczej trudno mi sobie wyobrazić, żeby Venetia mogła
myśleć w ten sposób.
- Dlaczego? A czy nie t
o miałaś na myśli? Przez chwilę nie
wiedziała, czy ma się rozzłościć, w końcu westchnęła i
uśmiechnęła się.
-
Zawsze potrafiłeś mnie rozszyfrować.
-
Teraz to już nie jest takie proste. Pięć lat temu byłaś jak
otwarta księga, a teraz... - znów poprawił okulary przyglądając
się jej - teraz zbudowałaś mur wokół siebie. Jesteś zimna i
opanowana. Zrobiłaś karierę. Ale myślę, że teraz jesteś mniej
odporna na ciosy niż byłaś.
- Psycholog -
powiedziała sarkastycznym tonem. Jednak ocenił
ją trafnie.
-
Więc to dlatego nie chcesz pozbyć się domu? Dlatego, że może
ty i Alex...
- Nie -
przerwała ostro. - Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to
zatrzymam ten dom, bo jestem wściekła na Alexa. Gdyby nie
był dla mnie taki nieprzyjemny, to pewnie zostawiłabym mu
dom nawet bez
oglądania. Ale teraz, gdy już go widziałam,
zdecydowałam się. Nie chcę, żeby nadal był taki zaniedbany.
-
Mam mu to powiedzieć?
-
Rzeczywiście. Zapomniałam, że przyszedłeś w konkretnej
sprawie. Oczywiście, powiedz mu. I niech nie traci swojego i
mojego
czasu, aby odwieść mnie od tego.
-
On chodzi tam, gdy jest załamany. Dla niego to rodzaj
sanktuarium.
-
Więc już czas, żeby z tym skończyć - powiedziała stanowczo.
-
To też mu powiedz. - Odepchnęła krzesło i wstała. -
Możemy iść?
W poniedziałek rano zapakowała samochód, pożegnała się z
matką i wyruszyła do Bath. Od Alexa nie było żadnych
wiadomości, więc miała nadzieję, że zrezygnował. Jednak gdy
weszła do biura prawnika odebrać klucze, Alex siedział w
poczekalni. Odłożył gazetę i wstał.
Ginny zatrzy
mała się gwałtownie.
-
Na miłość boską, już ci powiedziałam...
-
W porządku, nie denerwuj się - odparł krótko. - Jako
wykonawca testamentu muszę być przy przepisaniu
domu na ciebie.
- Rozumiem. -
Rozluźniła ramiona.
Usiadła po drugiej stronie poczekalni, krzyżując w kostkach
długie, zgrabne nogi. W dobrze uszytym kostiumie z krótką
spódniczką w kolorze głębokiej czerwieni i z upiętymi z tyłu
włosami zachwycała urodą i niewymuszoną elegancją.
Alex nie siadał. Przyglądał się jej przez chwilę, podszedł do
okna i odwrócił się, wyglądając na zewnątrz.
-
Chyba jest tam coś bardzo ciekawego? - zapytała Ginny
przerywając ciszę.
Po twarzy przemknął mu lekki uśmiech, który znikł, gdy
odwrócił się do niej.
-
Jeff przekazał mi twoją decyzję. Wygląda na to, że sam
jestem sobie winny. Robisz to z przekory.
Kiedy nie odpowiedziała, nagle wybuchnął.
-
Przecież nie będziesz miała z tego żadnego pożytku.
Niedługo wyjedziesz do Ameryki i co wtedy stanie się z
domem? Wynajmiesz go? A może sprzedasz? Dom, gdzie
mie
szkaliśmy, gdzie byliśmy szczęśliwi. Pozwolisz obcymi
ludziom spać w naszym łóżku, dotykać rzeczy Venetii?
-
Jeszcze nie wiem, co zrobię z domem - odrzekła spokojnie. -
Dam ci znać, jak się zdecyduję. A jeśli będę chciała go sprzedać,
to oczywiście ty będziesz pierwszy.
Wyglądał na zaskoczonego, nie spodziewał się po niej aż tyle.
- A do tego czasu?
Poproszono ich do środka, więc nie musiała odpowiadać.
Formalności nie trwały długo. Na koniec Alex wyjął komplet
kluczy i wyciągnął rękę w jej stronę, ale nagle cofnął ją i
położył klucze na biurku. Ginny spojrzała na nie i powoli
podniosła. Miała dziwne uczucie, że jest to jedna z tych chwil,
które decydują o dalszym życiu. Tak jak rzut monetą pięć lat
temu. Ścisnęła je mocno.
-
Czy to wszystko? Dziękuję. - Wstała, podała rękę
prawnikowi i wyszła.
Alex dogonił ją na ulicy. - Jedziesz prosto do domu?
- Tak.
-
Pojadę z tobą. Jest kilka rzeczy, które powinienem ci
pokazać.
- Dobrze. -
Znów była chłodna i energiczna. - Mój samochód
jest tam, na parkingu.
Szli
obok siebie, uważając, by się nie dotykać. Ginny
zastanawiała się, który to już raz idą razem. Poznała go lecąc na
zdjęcia do Paryża, skąd on miał samolot do Sztokholmu na
konferencję naukową.
Wyszli razem z samolotu, ale ich drogi się rozdzieliły. Mieli się
spotkać po odprawie celnej, ale Alexowi nie pozwolono opuścić
sali tranzytowej. Ginny nie do
czekała się przesłanej przez niego
informacji. Ale on nie zrezygnował. Choć nie znał jej nazwiska,
szukał jej po wszystkich agencjach modelek w Londynie. Ginny
była jeszcze za granicą, gdy przyszedł list od niego i Venetia
poszła na spotkanie z nim, nie zdradzając, że to nie ją poznał w
samolocie.
To był pierwszy raz. Potem umawiali się jeszcze na wspólne
bieganie, ale prawdziwy następny raz był później, wtedy gdy
oszukała go i udając Venetię, umówiła się z nim na wspólny
wieczór. Miała później przyznać się do tej zamiany, ale
wspaniały wieczór zamienił się w cudowną miłosną noc. Ginny
wiedziała, że nigdy nie powie mu prawdy.
Jednak w jakiś sposób odkrył prawdę i wściekły na obie, nie
chciał ich więcej widzieć. Właśnie wtedy wpadły na pomysł, jak
go odzyskać. Postanowiły, że jedna z nich musi wyjechać
i nigdy nie wracać.
O tym, która zostanie, miał zdecydować rzut monetą.
Wspominając te chwile Ginny wzdrygnęła się, ale niczego po
sobie nie pokazała. Wiele osób im się przyglądało, ale widzieli
jedynie poruszającą się z gracją wysoką, pozornie pogodną
młodą kobietę i wyższego od niej, przystojnego bruneta o
nieprzeniknionej twarzy i lekko zaciśniętych ustach.
Doszli do samochodu. Otworzyła drzwi. Krótką drogę do domu
przebyli w milczeniu. Część mebli zniknęła - w salonie nie było
sofy, w jadalni stołu i krzeseł, ale i tak dużo rzeczy zostało,
nawet wielkie łóżko w sypialni.
-
Nie zabierasz łóżka?
- Nie jest mo
je. Venetia kupiła je na aukcji i sama odnowiła.
Lubiła to robić.
-
Jak mieszkałyśmy razem w Londynie, to też tak było.
Miałyśmy kilka mebli, które sama odnowiła.
-
Wszystkie są tutaj, razem z innymi.
-
Ale kupiła je za twoje pieniądze. - Odwróciła się i spojrzała
na niego.
-
Nie. Miała swoje. Dawała lekcje dla modelek. Ginny nie
wiedziała o tym. To trochę zmieniało postać rzeczy. Wyobraziła
sobie siostrę z radością przynoszącą wynalezione gdzieś na
aukcjach przed
mioty, którymi upiększała mieszkanie, nadając
mu niepowtarzalny klimat.
-
Odeśle ci to łóżko. - I zanim zdążył coś powiedzieć, dodała: -
Czy zabrałeś już wszystkie swoje rzeczy?
-
Tak. Ale jest jeszcze kilka rzeczy, które należą do ciebie.
Zabrałem je stąd, bojąc się włamania i dzikich lokatorów. -
Wziął aktówkę, którą miał ze sobą, otworzył ją i wyjął kilka
małych pudełeczek.
-
To biżuteria Venetii. Należy do jej osobistego majątku,
wiec przechodzi na ciebie.
Zaczął otwierać pudełeczka i ustawiać je na małym stoliku.
Ginny patrzyła z niedowierzaniem. Niektóre rzeczy poznawała.
Na urodziny i gwiazdkę często dostawały identyczne prezenty.
Ale był też medalion, naszyjnik z pereł, kilka złotych
łańcuszków i bransoletek, które musiała dostać po ślubie. Z
pewnością od Alexa. Jedna z bransoletek była zrobiona ze
złotych ogniwek, do których były umocowane malutkie złote
drobiazgi. Domyśliła się, że pewnie na każdą okazję i rocznicę
ślubu kupował jej kolejny drobiazg - dlatego było ich tak
niewiele, zaledwie kilka. Na koniec otworzył pudełeczko z
pierścionkiem zaręczynowym.
-
Zatrzymałem jej ślubny pierścionek - powiedział z wyraźnym
napięciem w głosie - ale zapłacę ci tyle, ile kosztował.
-
Przestań. Nie miałam pojęcia, że te rzeczy też wchodzą w
skład darowizny. Zabierz je, Alex, zabierz wszystkie.
-
Zapisała je tobie.
-
Więc popełniła błąd. Jestem pewna, że chciałaby, żebyś to ty je
zachował.
Na chwile w jego oczach pojawił się upór i już się bała, że
rozpocznie sprzeczkę, ale gdy znów spojrzał na pierścionek,
twarz mu się zmieniła.
-
Naprawdę tak myślisz?
-
Tak. Zapewniam cię.
Spojrzała na niego, ale nie mogła znieść widoku bezgranicznego
cierpienia malującego się na jego twarzy, gdy sięgał po
pierścionek. Odwróciła się i zbiegła na dół.
Zszedł po kilku minutach. Stała przy oknie, patrząc na ogród.
-
Dziękuję ci - powiedział beznamiętnie. - Jestem ci bardzo
wdzięczny.
Odwróciła się, by spojrzeć na niego.
-
Nie, nie jesteś - powiedziała patrząc przenikliwie.
-
Nienawidzisz mnie za to, że tu jestem i nie oddałam ci domu.
Nienawidzisz
mnie, bo wyglądam tak samo jak Venetia i
przypominam ci ją za każdym razem, kiedy mnie widzisz. A
najbardziej dlatego, że ja żyję, a ona umarła.
Otworzył szeroko oczy, ale niczego nie potwierdził;
-
Jeff przekazał mi wszystko, co powiedziałaś. Łącznie z tym,
że najwyższy czas, żebym się otrząsnął. - W jego głosie
zabrzmiała uraza.
-
Nie powinieneś był go przysyłać, jeśli nie chciałeś usłyszeć
kilku słów prawdy - odpaliła.
Wyglądał, jakby chciał odpłacić jej czymś podobnym, ale
opanował się.
- Przeprasza
m, nie miałem zamiaru znów się kłócić.
Zwłaszcza, gdy mi to zwróciłaś - gestem wskazał aktówkę. -
Naprawdę jestem bardzo wdzięczny. Jestem ci winien...
-
Nic mi nie jesteś winien - przerwała. - Miałeś mi coś
powiedzieć na temat domu.
- No tak. - Z widocz
ną ulgą przyjął zmianę tematu. - Powinnaś
wiedzieć, gdzie są zawory do wody i wyłącznik prądu.
I jak obsługiwać zbiornik ciepłej wody. Pokażę ci.
Zeszli do piwnicy. Pokazał jej, gdzie są kurki odcinające dopływ
wody i odkręcił je. Zdjął marynarkę i poszedł na strych upewnić
się, czy zbiorniki dobrze się napełniają.
-
Powinnaś zainstalować nowy zbiornik na ciepłą wodę -
zawołał do Ginny. - Miałem zamiar to zrobić, ale jakoś nie
mogłem się zebrać. Dlatego zamknąłem dopływ i spuściłem
wodę z instalacji. Bałem się, że może przecieknie i zaleje dom.
Przy
g o t
u j się, żeby p o b
iec n a d ół i zak ręcić
kurek, jeśli zawołam.
-
Mogę ci w czymś pomóc?
-
Patrz uważnie na ten drugi zbiornik.
Woda powoli wypełniała instalację i z rur zaczęły wydobywać
s
ię dziwne odgłosy. Ginny, zaplątana w pajęczynach, nachyliła
się nad zbiornikiem.
-
Chyba wszystko w porządku.
-
Zobacz, czy nie przecieka pod spodem. Spisując rajstopy
na straty, uklękła i obejrzała zbiornik od dołu.
-
Nic nie widzę.
- To dobrze, ch
yba wszystko działa.
Wyprostowali się jednocześnie. Ostrzegające „uważaj" Alexa
przyszło za późno i Ginny mocno uderzyła głową o sufit.
- Ojej! -
Zachwiała się i złapała ręką za głowę.
-
Dobrze się czujesz? - Podbiegł do niej i schwycił za ramię.
-
Tak, chyba tak. Ale jestem głupia.
-
Lepiej zejdź na dół. Poczekaj, pójdę pierwszy, może zrobić ci
się słabo.
Zaczął schodzić, a Ginny za nim, opierając się o ścianę.
Miała wyso kie o bcasy, a sch o d
y były stro me.
Nagle poczuła gwałtowny zawrót głowy i zatrzymała
się.
- Alex! -
W jej głosie zabrzmiała trwoga.
-
W porządku, już jestem.
Objął ją w talii i zniósł na półpiętro. Posadził ją na stojącej przy
oknie kanapce.
-
Zobaczymy, co z twoją głową. - Odgarnął jej włosy. - Nieźle
się uderzyłaś. Trochę krwawi. Poczekaj, przyniosę coś, żeby to
przemyć.
Przyniósł watę i wodę utlenioną. Ginny cofnęła głowę.
-
Będzie szczypać?
-
Nie bądź tchórzem. - Uśmiechnął się. - To dla twojego dobra,
Vene... -
zbladł i urwał gwałtownie. Wbił w nią osłupiałe
spojrzenie, oboje zamarli.
Ginny poczuła, jak serce ściska się jej z żalu. Chciała pogłaskać
go dłonią i pocieszyć, ale czuła, że była to ostatnia rzecz, jakiej
by sobie życzył. Udało jej się opanować.
-
Już się zastanawiałam, ile czasu minie, zanim tak się do mnie
odezwiesz. I tak się dziwię, że dopiero teraz. - Spojrzał na nią z
wyrzutem, więc dodała ostrzej. - Czy zajmiesz się moją głową?
Zaczyna naprawdę boleć.
- Co takiego? -
Jakoś się opanował. - Ach tak, oczywiście.
Wiesz, chyba byłoby łatwiej, gdybyś rozpuściła włosy.
Wyjęła spinki, dotknęła guza na głowie i skrzywiła się lekko.
Gęste, brązowe włosy spłynęły w dół lśniącą kaskadą, sięgającą
połowy pleców. Miękko układające się loki przywodziły na
myśl portrety prerafaelitów.
Alex p
opatrzył na nią z napięciem, wreszcie zajął się
opatrzeniem skaleczenia.
Dotyk jego rąk przyniósł falę słodkich wspomnień tej odległej w
czasie wspólnej nocy. Przypomniała sobie, jak zanurzał dłonie w
jej włosach, całował je w zachwycie. Być może też to pamiętał,
bo ręka mu zadrżała. Mocne pieczenie przerwało te rozmyślania.
-
Już wystarczy, zabierz to. - Jęknęła.
-
Przepraszam, ale trzeba to zdezynfekować. - Wyprostował
się, gdy skończył. - Powinno już być w porządku. Plaster
chyba jest niepotrzebny.
-
Dziękuję. - Wyjęła z kieszeni chusteczkę i otarła łzy, które
napłynęły jej do oczu. - Mam wrażenie, że to ci się podobało.
-
Nie chciałem sprawić ci bólu.
-
Naprawdę? - Wyraźnie mu nie wierzyła. - Nic na to nie
poradzę, że wyglądam tak samo jak Venetia.
-
Ale mogłaś tu nie przychodzić - powiedział ostro. Zrobił
gwałtowny gest. - Przepraszam, miałaś prawo zrobić, co
chciałaś. Kiedy cię widzę, czasami zapominam i myślę, że ona
żyje.
Zszedł do łazienki. Usłyszała, że myje ręce. Po chwili wrócił.
- Ja
k się teraz czujesz?
-
Trochę boli mnie głowa, poza tym dobrze. -
Oczekiwała, że teraz sobie pójdzie, ale zawahał się, coś go
jeszcze dręczyło. - Czy jeszcze coś w sprawie domu?
- Nie. -
Spróbował zrobić kilka kroków, ale podest był zbyt
wąski. Wyglądał jak zwierzę uwięzione w klatce.
-
Chciałem wyjaśnić coś do końca. Kiedy widzieliśmy się
ostatni raz, przed twoim wyjazdem do Ameryki, gdy
dowiedziałem się prawdy - wtedy powiedziałaś, że jesteś we
mnie zakochana.
Przeczuwając co nastąpi, Ginny opuściła głowę, próbując
uciszyć bicie serca. Wreszcie podniosła wzrok i zapytała
chłodno.
-
Więc?
-
Więc chciałbym wiedzieć, co czujesz teraz. Popatrzyła na
niego, starając roześmiać się z niedowierzaniem.
-
Chcesz wiedzieć, czy nadal cię kocham?
- Tak.
Poczuła ucisk w piersiach, aż trudno jej było złapać oddech.
Broniąc się, zaatakowała.
- Dlaczego?
Uśmiechnął się gorzko i usiadł na stopniach naprzeciw niej.
Wciąż był bez marynarki, z podwiniętymi rękawami, trochę
zakurzony. Nadal był szczupły i wysportowany, może tylko
nieco chudszy niż wtedy, gdy go poznała. Większość mężczyzn
zwykle tyje po ślubie - nawet jeśli tak było z Alexem, to nie
zostało po tym ani śladu.
-
Przyszło mi do głowy, że może dlatego tu wróciłaś -
powiedział niepewnie. - I może dlatego chcesz zatrzymać dom.
-
Drgnęła mu szczęka, ale oczy pozostały zimne. -
Pomyślałem, że może chcesz rozpocząć wszystko na
nowo, od miejsca, gdzie przerwaliśmy.
-
A jeśli nawet? - Nie spuszczała oczu z jego twarzy, tylko
palcami nerwowo skubała wypłowiały materiał kanapy.
-
To szczerze ci mówię, że nic z tego - powiedział z mocą. -
To, że kiedyś mi się podobałaś, nie znaczy, że tak jest teraz.
A to, że jesteś siostrą Venetii i wyglądasz dokładnie jak ona,
nie robi żadnej różnicy. W gruncie rzeczy wprost przeciwnie... -
urwał, chcąc podkreślić wagę słów. - Twój widok jedynie
przypo
mina mi Venetię, moją żonę. A kiedy myślę o niej, to
naprawdę nie pragnę nikogo innego.
Nagle pomyślała, jak absurdalna jest ta sytuacja - siedzieć na
zakurzonym półpiętrze i prowadzić taką rozmowę; on w
poplamionej koszuli, ona z guzem na głowie. Ta myśl nieco
złagodziła napięcie i pomogła jej utrzymać kontrolę nad sobą.
Udało się jej roześmiać.
-
No cóż, cieszę się. Już Jeff coś takiego mi powiedział.
Myślisz, że to młodzieńcze zauroczenie trwa nadal? Alex, od
tego czasu minęły lata! Jestem teraz zupełnie inna. Przyznaje, że
wtedy całkiem straciłam dla ciebie głowę, ale wyjazd z Anglii
był najlepszym posunięciem, jakie kiedykolwiek wykonałam.
Dopiero w Ameryce naprawdę zrobiłam karierę. Życie w No-
wym Jorku to zupełnie coś innego niż tu. To niesamowite
miejsce, szczególnie jeśli odnosisz sukcesy.
Przyglądał się jej badawczo, aż się roześmiała.
-
Naprawdę sądzisz, że dlatego wróciłam?
- Sama powiedz.
-
Przykro mi cię rozczarować, ale wiele się zmieniło, również w
moim życiu prywatnym.
-
I p rzez ten czas miałaś wielu - powiedział z
okrucieństwem.
Oczy jej zabłysły, lecz tylko obojętnie wzruszyła ramionami.
- Nie twoja sprawa.
Pod
niósł rękę i przeciągnął dłonią po twarzy.
- Chyba nie. Przepraszam -
dodał krótko. - Twoje życie to
twoja prywatna sprawa. -
Złapał się na tym, że popełnił nietakt i
zerknął na nią.
Nieoczekiwanie Ginny roześmiała się i pochyliła w jego stronę.
-
Słuchaj Alex, jesteś moim szwagrem i zawsze będę mieć dla
ciebie ciepłe uczucia za to, że uczyniłeś Venetię szczęśliwą. Ale
co było, minęło. Gdybym miała jakieś zakusy na ciebie, to czy
nie przyjechałabym wcześniej? Jakbym wróciła natychmiast po
jej śmierci, wślizgnęłabym się w twoje życie tak, że nawet byś
się nie zorientował.
Otworzył usta, chcąc zaprotestować, ale uciszyła go
machnięciem ręki.
-
Możesz protestować, ile chcesz, ale to prawda. Przecież
nawet dzisiaj nazwałeś mnie Venetią, tak czy nie?
-
Tak, ale tylko dlatego, że się skaleczyłaś i przez chwilę
zapomniałem... - odrzekł z niechęcią.
-
Gdybym p rzyjech ała wcześn iej i d o b r
ze się
postarała, to takie chwile byłyby częste. - Potrząsnęła głową,
twarz jej zadrgała. - Nie zrozum mnie źle. Jesteś miłym facetem,
ale ja nie zamierzam do końca życia udawać własnej siostry.
Wreszcie przekonany, Alex wyraźnie się rozluźnił.
-
To dla mnie ulga. Muszę przyznać...
-
Szczęściarz z ciebie - zadrwiła. - Przyjechałam na pogrzeb
ojca, tylko dlatego.
-
Jeśli tylko o to ci chodziło, to po co ci dom?
-
Podoba mi się. Myślałam też o matce. Teraz, gdy zabrakło
Venetii, powinnam częściej ją widywać. Ale po tych kilku
dniach u niej wiem, że nie mogłabym mieszkać razem z nią.
Bath jest w idealnej odległości od Cheltenham, dosyć blisko, ale
i wystarczająco daleko, więc nie byłabym od niej uzależniona za
każdym razem, kiedy przyjadę.
Alex uśmiechnął się. Naprawdę się uśmiechnął!
-
Więc chcesz tu mieć swoje miejsce. Dlaczego wcześniej nie
powiedziałaś?
-
Mówiąc szczerze, od pierwszej chwili byłeś dla. mnie taki
niegrzeczny i nieprzyjemny, że nie miałam zamiaru ci się
zwierzać.
Skinął głową, przyjmując naganę.
-
Przykro mi, ale musisz przyznać, że okoliczności mnie
usprawiedliwiają. Cieszę się z tej rozmowy, atmosfera się
oczyściła. Zresztą, to był pomysł Jeffa.
-
Naprawdę? - spytała oschle. Skrzywił się, słysząc ton jej
głosu.
-
Myślę, że przez te lata jego uczucia do ciebie się nie
zmieniły.
-
Jeśli tak, to niestety jest zakochany tylko we wspomnieniach,
bo
ja zmieniłam się całkowicie.
- To prawda -
potwierdził zamyślony. - On cię już nie
obchodzi?
-
Chyba zawsze tak było. Przypomniawszy sobie powód tej
obojętności, Alex z dezaprobatą wzruszył ramionami. - No tak.
To szkoda. -
Podniósł się. - Lepiej już pójdę.
-
Gdzie mam odesłać łóżko?
-
Łóżko? - Popatrzył przez otwarte drzwi sypialni, zawahał się. -
Zatrzymaj je. Rzeczy, które zabrałem, oddałem na aukcję. Nie
mam gdzie postawić tego łóżka i chyba nie będzie mi potrzebne.
Mimo wszystko dziękuję. - Popatrzył na nią, gdy wstawała. -
Jak się czujesz? Jesteś trochę blada.
-
Trochę boli mnie głowa. Może mógłbyś przynieść z
samochodu moje bagaże?
- Naturalnie. -
Przyniósł wszystko, poruszając się jakby lżej.
Stojąc na najwyższym stopniu wyciągnął rękę. - To do
widzenia.
- Do widzenia Alex. -
Podała mu dłoń i pochyliła się lekko,
całując go w policzek. - Jeśli kiedykolwiek miałbyś ochotę
wpaść, zawsze będziesz miłym gościem.
-
Dziękuję. Doceniam to, ale chyba nie skorzystam. Kiwnęła
głową, a on odwrócił się i odszedł. Patrzyła za nim dziwiąc się,
jak łatwo uwierzył w te wszystkie kłamstwa.
ROZDZIAŁ TRZECI
Nie zważając na ból głowy, Ginny przebrała się w dżinsy i
sweter, przewiązała włosy chustką i zabrała się za sprzątanie.
Zaczęła od salonu i sypialni. Skoncentrowała się na ciężkiej
pracy, zadowolona, że nie ma czasu myśleć o czymś innym.
Najgorsze tylko było to, że stale natykała się na rzeczy, które
przypominały jej Venetię - zeszyt z wycinkami z gazet, koszyk
do robótek ze zrob
ionym do połowy malutkim sweterkiem.
Poczuła łzy w oczach, ale zdecydowanym ruchem włożyła go do
torby na śmiecie, razem z czasopismami i gazetami sprzed
dwóch lat. Uświadomiła sobie, że czas zatrzymał się tu wraz ze
śmiercią Venetii i Alex nie mógł znieść ciężaru wspomnień.
Ginny odkurzała, czyściła, polerowała, aż do chwili, gdy
poczuła się zupełnie wyczerpana. Zmieniła pościel i z ulgą
wyciągnęła się na łóżku. Leżąc tak w pokoju oświetlonym
jedynie światłem księżyca, poczuła się dziwnie. Zaczęła robić
p
lany na następny dzień, usilnie starając się nie myśleć o Venetii
i Aleksie, ich nocach w tym łóżku. Zdecydowała, że na pierwszy
ogień pójdzie kuchnia, żeby mogła zacząć z niej korzystać. Dziś,
wracając z pralni, kupiła coś na wynos w chińskiej restauracji.
Oddała do czyszczenia zasłony z całego domu i teraz księżyc
oświetlał wszystkie wnętrza, stwarzając niesamowity nastrój.
W głowie jej pulsowało i nie mogła zasnąć. Przez kilka godzin
przewracała się z boku na bok, wreszcie wstała i poszła do
łazienki, poszukać środków przeciwbólowych. Nagle
doszedł do niej odgłos lekkiego stukania. Skurczyła się ze
strachu, ale po chwili pojęła, że to kapanie wody. Odetchnęła z
ulgą i na moment, żeby uspokoić rozdygotane nerwy, mocno
zacisnęła ręce na umywalce.
Z
biornik na wodę zaczął przeciekać i woda sączyła się z
łączącej go rury, tworząc na strychu powiększającą się kałużę.
Ginny zeszła do pralni w piwnicy i zakręciła wszystkie kurki,
żeby zabezpieczyć instalację. Nabrała wody do wiaderek i misek
na rano, star
annie wytarła kałużę i włączyła elektryczne
ogrzewanie, żeby przesuszyć strych. Wreszcie znalazła się w
łóżku i zapadła w głęboki sen.
Telefon w domu był wyłączony. Po umyciu się w zimnej
wodzie, Ginny usiadła i zaczęła robić spis rzeczy do załatwienia
w
pierwszej kolejności. Przede wszystkim musi podłączyć
telefon. Wyszła z domu. Kiedy przechodziła obok sąsiedniego
wejścia, pulchna kobieta w różowej podomce właśnie schylała
się po stojące na schodach mleko. Spojrzała na nią, zbladła i
gwałtownie upuściła butelkę.
- Venetia!
-
Już dobrze! - Ginny podbiegła do niej. - Jestem jej siostrą.
-
O Boże! Ale się przeraziłam. - Położyła rękę na sercu i
wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. - Pani jest dokładnie
taka jak ona.
-
Tak. Jesteśmy... byłyśmy... identycznymi bliźniaczkami. -
Spojrzała na potłuczone szkło i rozlane mleko. - Przepraszam
panią za to. Pomogę posprzątać.
-
Słucham? Ach nie, ja to zrobię. Jeszcze nie doszłam
do siebie... -
Opanowała się. - Jestem Clare Kennedy.
- Ginny Barclay. - Wy
ciągnęła dłoń, tamta ujęła ją jeszcze
drżącą ręką.
-
Cieszę się, że nie jesteś duchem — powiedziała z ulgą. - Och,
wybacz, przecież Venetia była twoją siostrą. Pamiętam, że
mówiła o tobie. Jesteś modelką, prawda? Chyba mieszkasz w
Ameryce?
-
Tak. Wygląda na to, że dobrze znałaś Alexa i Venetię.
-
Tak, byliśmy sąsiadami. Teraz pilnowaliśmy trochę
domu, a Alex wpadał do nas, jak tylko tu był. - Spojrzała na nią
z zainteresowaniem. -
Czyżbyś się tu wprowadziła? Wprawdzie
uprzedzał nas, że może coś się zmieni, więc gdy usłyszałam
wczoraj jakiś ruch za ścianą, myślałam, że Alex sprząta dom
przed sprzedaniem czy wynajęciem.
-
Wprowadziłam się. Na razie chwilowo, jeszcze nie wiem, na
jak długo.
-
Może wpadniesz na filiżankę kawy?
-
Dziękuję, ale mam mnóstwo spraw do załatwienia. Może
kupić ci mleko, jak będę robić zakupy?
-
Och, dobrze. To miło z twojej strony. Pierwsze kroki Ginny
skierowała na pocztę, żeby podłączyć telefon, ale gdy już
wypełniła wszystkie formularze, dowiedziała się, że potrwa to
p
rzynajmniej tydzień. Potem, przy pomocy książki
telefonicznej, próbowała znaleźć hydraulika, ale szybka naprawa
okazała się niemożliwa. To Anglia, nie Ameryka, cierpliwości -
napominała siebie, próbując dalej. Najwcześniejszy termin był
za dwa tygodnie. Ja
k wytrzymać dwa tygodnie bez wody?
Przecież to śmieszne! Zawahała się, ponownie podniosła
słuchawkę i wykręciła numer Alexa. Tym razem się udało,
akurat miał przerwę w zajęciach.
-
Alex? Tu Ginny. Przepraszam, że przeszkadzam, ale w nocy
zbiornik zaczął przeciekać i...
-
Czy zakręciłaś zawór i spuściłaś wodę z instalacji?
-
Tak, ale nie mogę znaleźć żadnego hydraulika, żeby założyć
nowy zbiornik.
-
Gdzie próbowałaś?
-
Dzwoniłam do wszystkich po kolei. Wydałam już prawie
wszystkie pieniądze na telefony. W Nowym Jorku hydraulicy są
na wagę złota, ale tu są chyba na wagę platyny!
-
Zostaw to mnie. Spróbuję coś zrobić - powiedział wyraźnie
rozbawiony.
-
Ale jak się ze mną skontaktujesz? British Telecom potrzebuje
tygodnia na podłączenie telefonu!
Zawahał się, w końcu powiedział:
-
Nie martw się, jakoś dam ci znać. Dziś wieczorem będziesz
w domu?
-
Na pewno. Przemarznięta, spragniona i nieumyta, ale będę.
Roześmiał się i położył słuchawkę, nie mówiąc, co zamierza
zrobić.
Ginny wymieniła w banku trochę dolarów, zrobiła zakupy, nie
zapominając o kilku butelkach wody mineralnej i mleku dla
sąsiadki. Wróciła do domu zostawiając po drodze mleko na
progu Clare. Prze
brała się w dżinsy i zabrała za sprzątanie
kuchni. Gdy usłyszała dzwonek, pobiegła do drzwi, myśląc, że
to hydraulik przysłany przez Alexa. Na progu stała Clare.
-
To ja. Przyniosłam powitalne ciasto. To chyba zwyczaj
amerykański?
W środowisku Ginny akurat nie, ale była zbyt dobrze
wychowana, żeby to powiedzieć.
- Och, to cudowne z twojej strony! D
ziękuję. Może wejdziesz?
Z pewnością tylko na to czekała, weszła natychmiast i jednym
spojrzeniem obrzuciła wszystko wokół.
-
Właśnie sprzątałam kuchnię. Napijesz się kawy?
-
Z przyjemnością.
Ginny gestem wskazała jej salon, ale Clare zerknęła tam tylko i
podążyła za nią do kuchni.
-
Dawniej często przychodziłam na kawę do Venetii. Latem
siadywałyśmy w ogrodzie. Zawsze był piękny, pełen kwiatów.
W naszym jest zawsze pełno dziecięcych zabawek i rowerów.
- Macie dzieci?
-
Dwójkę. - Popatrzyła na nią badawczo. - Venetia często
zostawała z nimi.
Nie chcąc się wiązać, Ginny nie podjęła tematu.
-
Przyjaźniłyście się?
-
Tak. Pomagałyśmy też sobie. Obie trochę pracowałyśmy.
Venetia miała lekcje, a ja kuchnię.
- To twój zawód?
- Spróbuj ciasta. -
Uśmiechnęła się. Ginny wzięła duży
kawałek.
- Przepyszne! -
wykrzyknęła z zachwytem. Clare wypytywała
ją o życie w Nowym Jorku.
Ginny zauważyła, że mimo wścibstwa jest bardzo miła. Poza
tym przyszło jej do głowy, że skoro opiekowała się domem dla
Alexa, może zechce robić to też dla niej, gdy wyjedzie.
-
Musisz koniecznie poznać mojego męża Richarda i dzieci.
Wiesz co, w sobotę wydajemy małe przyjęcie. Przyjdź, poznasz
nowych sąsiadów.
-
Dziękuję, chętnie. Czy to jakaś szczególna okazja?
-
Ależ nie - powiedziała lekko. - Spotykamy się tak od czasu
do czasu.
-
Mam nadzieję, że do tej pory naprawią mi ten zbiornik.
Nagle Clare przypomniała sobie o ciastkach zostawionych w
piecyku. Po jej wyjściu Ginny znów wzięła się za sprzątanie.
Żaden hydraulik się nie pokazał, widocznie Alex nie miał więcej
szczęścia niż ona. Ale koło szóstej zadzwonił dzwonek i zamiast
hydraulika zobaczyła Alexa i Jeffa. Jeff był w garniturze, a Alex
miał na sobie stare, poplamione farbą dżinsy. W samochodzie
zobaczyła nowy zbiornik na wodę.
-
Cześć! Jak świetnie! - Wybiegła im na spotkanie.
-
Zamówiłem go i po pracy odebraliśmy go z
magazynu -
wyjaśnił A]ex. - Ale nie wchodził do mojego
samochodu i musieliśmy wziąć samochód Jeffa.
- A co z hydraulikiem?
-
Ja go zastąpię. Jeśli chcesz mieć to naprawione dzisiaj, to
nikogo lepszego nie znajdziesz.
- Och, bardzo chce! -
powiedziała błagalnym tonem. - Cześć
Jeff, jak się masz? - Pocałowała go w policzek.
Wnieśli zbiornik do domu i poszli na strych. Po chwili Jeff
zszedł na dół.
-
Chciałbym zostać i pomóc Alexowi, ale niestety musze iść.
Mam odczyt w towarzystwie historycznym w miejscowości za
Bristolem.
-
Dziękuję. - Podeszła bliżej i powiedziała półgłosem: - Wiem,
że on zna się świetnie na samochodach, ale czy jest równie
dobrym hydra
ulikiem? Może połączy coś źle i wszystko
wybuchnie?
-
Sama się przekonasz. - Spojrzał na zegarek i powiedział z
żalem. - Niestety, muszę już iść. Zaczyna się o siódmej
trzydzieści. Około jedenastej przyjadę zabrać Alexa.
-
Ależ nie, nie ma sen su , żebyś tu p o n ieg o
przyjeżdżał. Odwiozę go do Bristolu.
Zawahał się, wzruszył ramionami.
-
Dobrze, dziękuję. To do zobaczenia.
Gdy odjeżdżał, pomachała mu i poszła na strych, ostrożnie
pochylając głowę. Alex przerwał pracę, gdy ją zobaczył.
-
Mogę w czymś pomóc?
-
Jak twoja głowa?
-
Dziękuję, dobrze.
-
Na razie jeszcze trochę postukam, ale przydasz mi się, jak będę
instalować nowy zbiornik.
Wróciła, gdy skończył stukać młotkiem.
- Jak idzie?
-
Dobrze. Przygotowałem wszystkie połączenia, więc
podn
iesiemy go na chwilę, żeby sprawdzić, czy wszystko
pasuje.
- A jak nie?
-
To jeszcze poprawię.
Pomogła mu podnieść i ustawić zbiornik. Musiał jeszcze coś
poprawić, więc usiadła na podłodze i z uwagą śledziła jego
wprawne poczynania.
- Prawie gotowe.
-
Pewnie jeszcze nie jadłeś? - Domyśliła się i zeszła do kuchni
po kawę i kanapki.
Jadł z apetytem. Ginny wzięła kanapkę i ogarnęło ją
zadowolenie, że tak siedzi z nim po wspólnej pracy. Żaden
galowy wieczór w Nowym Jorku czy Hollywood nie dawał się z
porówn
ać z tą ch wilą na strychu p ełnym k u rzu. I wszystkie, z
takim trudem osiągnięte sukcesy i sława, nie dały jej tyle
przepełniającej serce radości, co zwykłe bycie razem z nim.
-
Zamyśliłaś się.
-
Myślałam o Jeffie - skłamała. - Naprawdę żałował, że nie
może ci pomóc.
-
Tak, on to lubi. Myślę, że on lubi się brudzić. Pewnie dlatego
zajął się archeologią - nie musi szukać wymówek, żeby grzebać
w śmieciach.
-
Dla mnie zawsze był wyrośniętym uczniakiem. -
Uśmiechnęła się.
-
Pewnie dlatego ci się nie podobał.
-
Co masz na myśli?
-
Ktoś, kto wygląda na uczniaka i wzbudza
macierzyńskie uczucia, nie może być w twoim typie. Chociaż
Jeff wcale taki nie jest.
-
Dlaczego uważasz, że nie mam macierzyńskich uczuć? -
spytała z oburzeniem.
-
Interesuje cię tylko kariera. - Roześmiał się. Każdy to
powie. Gdyby ci zależało na domu i rodzinie, już dawno byś coś
zrobiła w tym kierunku.
-
Mam dopiero dwadzieścia sześć lat i mnóstwo czasu przed
sobą.
-
Ale nie zrezygnujesz z kariery. Gdybyś miała dzieci, to
miałabyś związane ręce. Poza tym, to mogłoby ci popsuć
figurę.
Nie wiedziała, czy powinna czuć się tym dotknięta, czy może
ucieszyć się, że zauważył jej figurę.
-
Przecież Venetia chciała mieć dzieci.
-
Venetia chciała mieć rodzinę, podczas gdy ty chciałaś... -
Urwał gwałtownie. - Przepraszam, nie mam prawa cię
krytykować.
- Nie, nie masz. A poza tym, w dzisiejszych czasach kobieta
może mieć rodzinę i jednocześnie robić karierę.
-
Taką jak twoja?
-
A dlaczego nie? Zresztą, jeszcze najwyżej pięć lat będę
m
odelką. To praca dla młodych i stale są potrzebne
nowe twarze. Dlatego staram się przestawić na aktorstwo i pracę
w telewizji.
-
To dlatego twoje nazwisko zawsze pojawia się w
towarzystwie męskich osobistości?
-
To pomaga, oczywiście - przyznała szczerze. - Ale
wystarczy, pokazać się z kimś kilka razy i gazety są
pełne najgorszych plotek na twój temat.
- A to tylko plotki?
-
Co ci się stało? Dlaczego jesteś taki zły? - Postawiła kubek z
kawą i spojrzała na niego.
-
Mnie nic się nie stało. Ale Venetia była twoją siostrą.
Powinnaś pomyśleć o tym, zanim zaczęłaś chodzić z połową
znanych facetów w Nowym Jorku.
-
Do jej śmierci mojego nazwiska nigdy nie łączono z żadnym
mężczyzną. Powinieneś o tym wiedzieć.
Zmroził ją wzrokiem.
- A ten foto
grafik... jak on się nazywał... Blake?
-
Chodzi ci o Simona Blake'a? Był moim sponsorem, a potem
menażerem.
-
Dlaczego był? Już nie jest?
-
Nie, nasze drogi się rozdzieliły. - Odwróciła wzrok.
-
Może nie podobało mu się życie, jakie prowadzisz? -
stwierdził sucho.
-
A może to mnie nie podobało się życie, jakie on prowadził?
Zanim zaczniesz krytykować innych, powinieneś znać
fakty. A może nie jesteś w stanie się powstrzymać od robienia
mi przykrości?
Odwrócił wzrok i przeciągnął ręką po twarzy. Ten gest już
znała. Wzruszył ramionami.
-
Myślę, że nienawidzę cię od momentu, kiedy nie przyjechałaś
na jej pogrzeb. Dwa lata to dużo czasu. Weszło mi to w nawyk. -
Odwrócił się i popatrzył na nią. - Nie mogę tylko zrozumieć
tego, co powiedziałaś o wypadku. Tego, co ty doświadczyłaś.
-
Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Zawsze każda z nas
wiedziała, co odczuwa druga. To dlatego Venetia wiedziała, że
byłam z kimś tej nocy. - Spojrzała na niego i zobaczyła, że to
przypomnienie było błędem.
-
Czy nie cierpiałeś, gdy dowiedziałeś się, co jest z Venetią?
Czy nie byłeś niemal fizycznie chory z rozpaczy, gdy ona
umarła?
-
Naturalnie, ale nie ma w tym nic dziwnego. Ty zaś starasz się
mnie przekonać, że przeżyłaś coś zupełnie irracjonalnego.
Popatrzyła w dal. Oparła głowę na kolanach i utkwiła
wzrok w ścianie poddasza. Myślami była daleko. Zaczęła cicho.
-
Byliśmy na nartach, kiedy to się stało. Miałam właśnie
rozpocząć zjazd, gdy nagle poczułam gwałtowny, paraliżujący
strach
. Nigdy w życiu tak bardzo się nie bałam. Chciałam
krzyczeć, ale nie mogłam. Nagle coś z ogromną siłą uderzyło
mnie w bok i zaraz potem w głowę. Poczułam straszny ból.
Twarz mu zadrgała. Patrzył na nią z napięciem, ale Ginny nie
spojrzała na niego, dopóki nie zaczęła znów mówić.
-
Potem zapadłam w ciemność. Gdy po jakimś czasie doszłam
do siebie, powiedzieli mi, że zasłabłam i spadłam w dół stoku.
Twierdzono, że to dlatego czułam ból, ale ja wiedziałam,
że było inaczej. Wiedziałam, że coś strasznego stało się z
Venetią.
Przerwała i zwilżyła językiem wyschnięte usta.
-
Lekarze nie mogli wytłumaczyć, dlaczego byłam w takiej
depresji, bo, oprócz kilku siniaków, nie stało mi się nic
poważnego. Ale na moją prośbę Simon zadzwonił do matki i od
niej dowi
edzieliśmy się o wszystkim.
-
Byłaś na nartach z Simonem?
- Tak. -
Rzuciła mu szybkie spojrzenie. Zamyśliła się. - Matka
powiedziała, że Venetia jeszcze żyje i żebym przyjeżdżała jak
najszybciej, ale ja wiedziałam, że już za późno. Chciałam
przekazać Venetii całą moją siłę, dać jej znak, że dzielę z nią ból
i cierpienia, tak jak to zawsze robiłyśmy. I wiem, że ona to
czuła.
-
Wmawiasz to sobie, żeby ci było lżej. Nie możesz tego
wiedzieć.
- Nie? -
Odwróciła głowę i spojrzała na niego. - Więc dlaczego
w
chwili śmierci wypowiedziała moje imię?
Otworzył szeroko oczy, twarz mu pobladła.
-
Skąd o tym wiesz? Tylko ja byłem wtedy przy niej. Spojrzała
na niego ze smutkiem, potem bez słowa zabrała puste kubki i
talerze. Czy wierzył jej, czy nie, nie mogła powiedzieć mu
więcej nic, co mogłoby go przekonać.
-
Daj mi znać, kiedy mam puścić wodę.
-
Słucham? - Spojrzał na nią nieprzytomnie. - Ach tak, dobrze.
Już mi niedużo zostało.
Zeszła na dół. Minęło jakieś pół godziny, kiedy zawołał. Woda
powoli wypełniała rury, tak jak dzień wcześniej. Pobiegła na
górę.
- No i jak? Nie przecieka?
-
Poczekajmy, aż się napełni.
Mówił już normalnym głosem i gdy ukradkiem spojrzała na
niego, z ulgą zobaczyła, że twarz ma pogodną. Westchnęła.
Może Alex nigdy nie będzie w stanie zrozumieć tego, co było
między nią i Venetią, ale przynajmniej będzie myśleć o tym
inaczej niż dotychczas.
Upewniwszy się, że zbiornik nie przecieka, Alex obszedł cały
dom i sprawdził, czy kaloryfery nie są zapowietrzone.
-
Rzeczywiście wszystko wysprzątałaś.
-
Dziękuję. Pewnie chciałbyś wziąć prysznic. Położyłam czyste
ręczniki w łazience.
Spojrzał na nią z niechęcią, niezadowolony, że mówi mu, co ma
robić, jednak poszedł do łazienki. Wrócił dwadzieścia minut
później, z głową jeszcze mokrą.
-
Zrobiłam kawy. Tym razem będzie lepsza, ze świeżej wody.
Wyglądało na to, że chciał odmówić, więc szybko dodała:
-
Jest też trochę ciasta od sąsiadki.
-
Od Clare? Wyobrażam sobie, jaka była zaskoczona, gdy
cię zobaczyła.
-
Myślała, że widzi ducha - zgodziła się z uśmiechem. - Już
pewnie wszyscy sąsiedzi wiedzą o mnie.
-
Dobra z niej kobieta, ale niezła plotkara. Pewnie dobrze cię
wypytała. Co jej powiedziałaś?
-
Wszystko, co chciała - o moim życiu w Nowym Jorku.
Kiwnął głową. Wziął kawałek ciasta i spróbował.
-
Może to dlatego Jeff był taki zawiedziony. Nigdy nie mógł
sobie odmówić ciasta od Clare.
-
Ty, jak widzę, też. Zabierz je lepiej ze sobą.
- A ty?
-
Nie zapominaj, że jestem modelką. Ale to się pewnie
skończy, jeśli będę mieć za ścianą kogoś, kto piecze takie ciasta.
Na pewno zaraz okropnie utyje.
Zrobiła żałosną minę i Alex roześmiał się głośno. Zaskoczony
swoim zachowaniem, zmieszał się, skończył kawę i wstał.
-
Lepiej już pójdę.
Nie starając się go zatrzymać, zapakowała ciasto, a on pozbierał
narzędzia.
-
Ile jestem ci winna za zbiornik? Potrząsnął głową.
-
Gdyby dom nadal należał do mnie, i tak musiałbym go
wymienić.
-
Nie, Alex, tak nie może być.
-
Powiedziałem nie - powtórzył stanowczo. - Chodźmy już.
Założyła żakiet i wyszli. Prowadziła samochód, a Alex
wskazywał jej drogę do miasteczka uniwersyteckiego i domu, w
którym mieszkał. Nie zaprosił jej do środka.
-
Dziękuję za zbiornik i czas, który poświeciłeś. Jestem ci
bardzo wdzięczna - powiedziała ciepło.
-
W porządku. Ginny, wiem, że to był wyjątkowy powód, ale
myślę, że będzie lepiej, jeśli więcej się nie spotkamy.
Zacisnęła mocniej ręce na kierownicy.
-
Nigdy? To masz na myśli? - zapytała, starając się pozbawić
głos wszelkich emocji.
-
Tak. Każde z nas ma własne życie, całkowicie odmienne, a
teraz nie mamy ze sobą już nic wspólnego. Więc nie dzwoń do
mnie za każdym razem, kiedy przyjedziesz do Anglii, bo twoje
kurtuazyjne telefony będą tylko stratą czasu.
Musiał przygotować to sobie wcześniej. Mówił tak, jakby to
była jak najbardziej racjonalna decyzja, ale w jego glosie było
wyraźne napięcie.
- Rozumiem. -
Odetchnęła głęboko. - A co, jeśli zdecyduję się
sprzedać dom?
-
Nasi prawnicy dadzą sobie radę.
-
No tak, oczywiście. - Odwróciła się i popatrzyła na niego. -
W
ięc to jest pożegnanie?
- Tak. -
Zawahał się szukając słów, wreszcie
powiedział szybko: - Życzę ci powodzenia, Ginny. Mam
nadzieję, że dostaniesz od życia to wszystko, czego chcesz.
Skinęła głową. Kiedy otwierał drzwi, powiedziała:
- Nie zapomnij
o cieście.
Odjechała, gdy tylko wysiadł. Pamiętała, żeby nie obejrzeć się
za siebie. Już tyle razy robiła to w przeszłości i nigdy nie
znalazła niczego poza smutkiem. Nie mogę się obejrzeć, nie
mogę. Nie pierwszy raz miała zranione serce.
W domu przygotow
ała sobie kąpiel. Leżała w wannie, dopóki
woda nie ostygła. Zaczęła rozpamiętywać zdarzenia tego
wieczoru. Czy przypomnienie tamtej nocy sprawiło, że nie chce
jej więcej widzieć? Ale może przyczyny były inne, może to
widok wy
sprzątanego i znów przytulnego domu? Wszystko
jedno. Założyła nocną koszulę i położyła się do łóżka.
Zapatrzyła się w jasne miejsce na ścianie nad kominkiem, gdzie
przedtem wisiał portret Venetii. Alex zabrał go razem z
meblami. Muszę inaczej urządzić ten pokój, a właściwie cały
dom.
Przynajmniej się czymś zajmę. Albo wrócić do Nowego
Jorku i zabrać się do pracy. Chociaż tamto życie jakoś straciło
swój poprzedni urok.
W Bath o malarzy było tak samo trudno, jak o hydraulików.
Wydzwaniała z budki przez dłuższy czas, wreszcie zniechęcona
poddała się i kupiła kilka puszek farby. Kiedy mieszkały z
Venetią w starym mieszkaniu w East Finchley, same robiły w
nim wiele rzeczy. Na początku czuła się trochę dziwnie, ale
włączyła radio, by odegnać wspomnienia i praca ją wciągnęła.
Kilka dni później niespodziewanie wpadł Jeff. Ginny akurat
malowała sufit w salonie, stojąc na desce umieszczonej między
krzesłem i drabiną.
-
Cześć! Wchodź! - przywitała go. - Jestem cała w farbie, jak
widzisz. -
Ze śmiechem starła z czoła krople farby.
- Nie przypuszcz
ałem, że zastanę cię przy przy czymś takim -
powiedział ze zdumieniem.
-
Nie? A na co liczyłeś? Poprawił okulary.
-
Hm, zapytałem Alexa, czy nie wybiera się do ciebie
zobaczyć, czy zbiornik działa, a on powiedział…
-
Zawahał się.
-
Że nie ma zamiaru tu więcej przychodzić - dokończyła za
niego.
-
Tak. Pomyślałem, że dowiem się, czy u ciebie wszystko w
porządku.
-
Pewnie myślałeś, że załamana będę płakać nad sobą, przyznaj
się. -Spojrzała z rozbawieniem. Przyszło jej to nadspodziewanie
łatwo. - Przecież ci mówiłam,, że już dawno mi przeszło. Jeśli
on nie chce przychodzić dlatego, że ja tu jestem, to jest to
zupełnie zrozumiałe.
-
To niedokładnie to, co on powiedział.
-
Powiedział, że to mnie nie chce więcej widzieć, to masz na
myśli? No cóż, to też można zrozumieć. To nie jest szczególnie
miłe mieć obok siebie kogoś, kto wygląda dokładnie tak samo
jak kobieta, którą kochał.
-
Odwróciła się, wdrapała na deskę i zanurzyła pędzel w puszce
z farbą. - Zresztą może to i dobrze, że więcej nie przyjdzie.
Teraz, gd
y nie ma już tego domu, nic więcej go tu nie trzyma i
może zacznie życie na nowo.
-
Potrafisz przegrywać, Ginny - powiedział szczerze.
- No pewnie. -
Roześmiała się gorzko i mocniej przycisnęła
pędzel do sufitu. Na pokój rozprysnęły się kropelki farby.
-
Może mógłbym ci trochę pomóc przy malowaniu? Popatrzyła
na niego. W tej chwili wolałaby, żeby tu nie przychodził -
niepotrzebnie rozbudził uczucia, stłumione z takim trudem. Ale
z drugiej strony miał jak najlepsze intencje. Opanowała się i
uśmiechnęła z wdzięcznością.
-
Oczywiście. Zwłaszcza, że masz takie długie ręce. Ale co
będzie z twoim ubraniem? Przecież się zmarnuje,
-
Mam w samochodzie trochę starych ciuchów, które zwykle
zabieram na wykopaliska.
-
Świetnie. W takim razie zostawiam ci sufit i biorę się za
ściany.
Rozmawiali niewiele, koncentrując się przede wszystkim na
malowaniu. Poszło im całkiem nieźle i skończyło się kolacją w
restauracji. Następnego dnia Jeff znów przyjechał po południu i
zapro
ponował swoją pomoc w czasie weekendu, ale Ginny
postanowiła pojechać do matki na dwa dni. W poniedziałkowe
popołudnie był znowu i razem wzięli się za przedpokój i schody.
Było to dużo trudniejsze, musieli używać drabin i
prowizorycznych rusztowań. Ginny zrozumiała, że sama nie
poradziłaby sobie.
Clare wpadła na chwilę. Znali się z Jeffem z dawnych czasów i
z przyjemnością znów się spotkali. Jeff kupił od niej dwa ciasta
przekładane kremem, żeby zabrać ze sobą do domu. W tym
tygodniu Ginny zostawiła dla niego najtrudniejsze prace, a sama
zajęła się kuchnią i łazienką, gdzie były mniejsze płaszczyzny
do malowania. Skończyli w czwartek wieczorem i z dumą
przyjrzeli się efektom swojej pracy.
-
A co z drugą sypialnią? - zapytał. - To nie jest dużo roboty.
- J
eszcze nie wiem, co z nią zrobię. - Potrząsnęła głową.
Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się z rozczuleniem. Stare, już
wcześniej poprzecierane dżinsy, teraz były całe pochlapane
farbą, głównie białą. Był w nich podobny do lamparta, tym
bardziej, że włosy też wyglądały, jakby nagle i przedwcześnie
posiwiał.
-
Czy jutro coś planujesz?
-
Dlaczego pytasz? Czy chciałabyś, żebym coś zrobił?
-
Chciałabym, żebyś zmył z siebie tę farbę, założył najlepszy
wieczorowy garnitur i dał się zabrać na kolację, która będzie
podziękowaniem za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
-
Och, to zupełnie niepotrzebne. Całkiem mi się podobało.
Postawiła na swoim i następnego dnia pojechała wieczorem do
Bristolu, żeby go zabrać. Kiedy dotarła do miasteczka
uniwersyteckiego, było jeszcze dość jasno. Wysiadła z
samochodu, żeby zastukać do drzwi, ale Jeff wychylił się przez
okno i zawołał, że już schodzi. Kiwnęła głową i pomachała mu
ręką, wysoka i bardzo szczupła, w długiej, kremowej, mocno
wyciętej sukience, która podkreślała jej figurę i kalifornijską
opaleniznę. Gdy Jeff zamykał okno, Ginny kątem oka
spostrzegła lekki ruch w sąsiedztwie. Instynktownie poczuła, że
to Alex. Nie pomachała ręką, ale nie wchodziła do samochodu,
dopóki Jeff nie zszedł na dół. W garniturze wyglądał bardzo
p
rzystojnie, choć był nieco speszony.
-
Dokąd jedziemy? - zapytał, gdy już znaleźli się w
samochodzie.
Opuszczali właśnie teren uniwersytetu, kiedy Ginny
powiedziała:
-
Wiesz, znalazłam miejsce, gdzie podają rybę z
frytkami i najlepszy na świecie pudding z groszku i siekane
kotlety z wątróbki... - i wybuchnęła śmiechem, widząc
komiczny wyraz konsternacji na jego twarzy.
Popędziła autostradą do Londynu. Po kolacji w
czterogwiazdkowej restauracji poszli potańczyć do nocnego
klubu, a potem pog
rać do kasyna.
-
Zawsze tak się bawisz? - zapytał o czwartej nad ranem, gdy
wreszcie dotarli do samochodu.
-
Kiedyś tak - przyznała. - Ale po jakimś czasie zrozumiałam,
że muszę z tym skończyć, jeśli nadal chcę być modelką.
Więc u sp o k o i
łam się i znów zaczęłam chodzić wcześnie
spać.
-
Może ja poprowadzę? - zaproponował, gdy podeszli do
samochodu, lecz Ginny potrząsnęła głową i usiadła na miejscu
kierowcy. Zrobiła to automatycznie i dopiero po chwili zdała
sobie sprawę, że Alex wcale by jej nie pytał o zdanie, tylko od
razu usiadł za kierownicą. Mogła panować nad Jeffem, ale z
Alexem to było nie do pomyślenia, jeśli sam tego nie chciał.
Przez poprzednie wieczory, kiedy razem z Jeffem odnawiali
dom, nie wspominali Alexa, ale teraz, wracając po ciemku do
Bristolu, nie mogła odegnać od siebie myśli o nim. Jeff trochę
drzemał, półleżąc w sąsiednim fotelu. Nagle, jakby zgadując jej
myśli, powiedział:
-
Wiesz, chociaż Alex nie ma już żadnych praw do domu,
nadal się nim interesuje. Ciągle mnie wypytuje, co robimy, jakie
zmiany wprowadziłaś...
-
Naprawdę? - Starała się, żeby pytanie zabrzmiało zwyczajnie.
-
Tak. Oczywiście powiedziałem mu, że chcesz tylko na nowo
pomalować dom. - Jeff zaśmiał się, rozluźniony po winie i
kolacji. -
Wiesz, wydaje mi się, że on myśli, że ty i ja znów
moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Ilekroć wracam później, zawsze
wpadam na niego.
-
No to dzisiaj się naczekał - powiedziała sucho, aż Jeff
wybuchnął śmiechem.
-
Pewnie się zastanawia, co zaszło. - Popatrzył na nią i
westchnął. - Przypuszczam, że nic nie zajdzie - odpowiedział
sam sobie. -
Oczywiście, że nic. Wiedzieliśmy o tym od
początku.
- Przykro mi, Jeff. -
Na chwilę zdjęła rękę z kierownicy i
dotknęła jego dłoni.
-
Czy dasz się gdzieś zaprosić jutro, a właściwie dzisiaj, tylko
później?
-
Niestety, już jestem umówiona. - Spojrzał na nią pytająco,
ale zamiast się tłumaczyć, powiedziała:
-
Wiesz o tym, że zawsze jesteś miłym gościem. Może wpadłbyś
do mnie na kolację w przyszłym tygodniu?
Aż do Bristolu prawie nie rozmawiali. Gdy Jeff żegnał się i
wysiadał, Ginny zerknęła na okna Alexa. Tak jak przypuszczała,
w pokoju było ciemno, ale zasłony były rozsunięte. Jeśli leżał i
nie spał, mógł zobaczyć światła samochodu. Jeśli nie spał. Jeśli
to go
w ogóle obchodziło. Ale przecież wypytywał Jeffa, co
robią. Chociaż możliwe, że chodziło mu tylko o dom.
Wieczorem starannie wybrała strój na przyjęcie do Clare
Kennedy. Coś zbyt wyszukanego, „nowojorskiego", byłoby
przesadą na zwykłe spotkanie, jednak z drugiej strony, zbyt
skromną kreację Clare mogła odebrać jako lekceważenie. W
końcu wybrała jedwabne wieczorowe spodnie w kolorze
głębokiej czerwieni i odpowiednią do nich bluzkę bez rękawów,
a długie, gęste włosy przewiązała apaszką w tym odcieniu. Na
go
łe stopy założyła sandałki z rzemyków. Paznokcie już
wcześniej pomalowała czerwonym lakierem. Przez większą
część dnia odpoczywała, więc wyglądała świeżo, a makijaż
doskonale zatuszował ślady zmęczenia. Na koniec użyła swoich
ulubionych perfum Joy i spojr
zała na zegarek.
Ósma czterdzieści. Przyjęcie miało się zacząć około ósmej, ale
Ginny nie chciała przyjść pierwsza. Jako modelka wiedziała, jak
zrobić odpowiednie wejście.
Zupełnie gotowa czekała w sypialni i przez uchylone okno
słyszała, jak drzwi wejściowe do domu Clare kilkakrotnie
otwierały się i zamykały. Zastanawiała się, ile przyjdzie osób.
Wzięła torebkę i zbiegła na dół po butelkę wina. Upewniła się,
że wszystko dobrze zamknęła i przeszła kilka metrów do
sąsiedniego wejścia.
Otworzył jej mężczyzna.
-
Witam! Chyba jesteś Ginny Barclay. Spojrzał na nią z
wyraźną aprobatą, dość przeciętny, dobrze po trzydziestce, z
początkiem brzuszka.
- A ty Richard Kennedy.
- Tak, to ja. -
Był zadowolony, że pamiętała jego imię. -
Proszę, wejdź. Bardzo się cieszę, że udało ci się przyjść.
-
Nie mogłabym przepuścić takiej okazji - zapewniła go i
podała mu butelkę. - To mój udział.
-
Och, naprawdę, niepotrzebnie zawracałaś sobie głowę. Ale
tak czy inaczej, dziękuję. - Postawił butelkę na stole w
przedpokoju. - Pozw
ól, że zaprowadzę cię do Clare, a potem
przyniosę ci drinka.
Otworzył drzwi do salonu. Przyjęcie dopiero się zaczęło i
przybyli nie czuli się jeszcze zupełnie swobodnie. Za mało
jeszcze wypili, żeby hałaśliwie rozprawiać i śmiać się głośniej
niż zwykle, w każdym razie gwar nie był aż tak duży, żeby
zagłuszyć rozlegającą się gdzieś dalej muzykę. Gdy Richard
wprowadził ją do środka, w salonie było około dwudziestu osób.
- Clare -
powiedział, przerywając ciszę, jaka zapadła, gdy
zebrani odwrócili się, patrząc na nią. - Przyszła Gin ny. Czeg o
się napijesz? - zapytał, podczas gdy Clare szła w ich stronę.
-
Poproszę białe wino.
-
Cześć Ginny! Chodź, poznam cię z ludźmi. To nasi sąsiedzi z
drugiej strony.
Clare pocałowała ją w policzek i poprowadziła przez pokój,
przedstawiając jej gości. Ginny uśmiechała się, witała, ale
nazwiska do niej nie docierały. I choć jej wzrok jedynie przez
moment prześlizgnął się po nim, w jej świadomość zapadł obraz
wysokiego mężczyzny ze szklanką w ręku, stojącego samotnie
przy
oknie w kącie pokoju. Był ostatnią osobą, do której Clare ją
przyprowadziła. Roześmiała się, wyraźnie zadowolona z siebie.
~ Nareszcie ktoś, kogo nie musze ci przedstawiać!
Postanowiliśmy zrobić ci niespodziankę. Zaprosiliśmy go, bo
pomyśleliśmy, że będziesz się lepiej czuła, jeśli będzie ktoś,
kogo znasz. Och, wybaczcie, znów ktoś dzwoni.
Clare odeszła i nagle zostali zupełnie sami w pokoju pełnym
ludzi. Ginny zwilżyła językiem nagle wyschnięte usta i
powiedziała:
-
Cześć Alex.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Choć Alex miał czas na otrząśnięcie się z początkowego szoku,
to gdy odpowiadał na jej powitanie, w jego głosie pozostało
jeszcze napięcie.
-
Cześć Ginny.
W pierwszej chwili nie wiedziała, co powiedzieć, ale na
szczęście nadszedł Richard Kennedy z kieliszkiem wina. Chciał
pogadać, ale Clare przywołała go z powrotem, więc znów
zostali sami.
-
Nie spodziewałem się, że tu będziesz - powiedział krótko. -
Jeff mówił, że masz jakieś spotkanie.
A więc sprawdził.
-
To właśnie to.
Wypiła łyk wina i odwróciła się nieco od niego, żeby spojrzeć
na pokój. Gdy tylko to zrobiła, poczuła, że jest obserwowana.
Większość osób znała Alexa i Venetię, więc ich widok
wzbudzał ogólną ciekawość.
-
Czy Clare często robi takie rzeczy? - spytała Alexa.
-
Myślisz o przyjęciach? Kilka razy w roku.
-
Nie. Myślę o takich niespodziankach.
- Och, o to ci chodzi -
roześmiał się. - Sądzę, że nie miała
powodu myśleć, że nie będziemy zachwyceni. - Przerwał, jakby
ważąc coś w myślach, wreszcie wydusił: - Słyszałem od Jeffa,
że sama odnawiasz dom?
-
Tak, nie udało mi się znaleźć nikogo, kto mógłby to zrobić w
miarę szybko.
-
Ale podobno już skończone?
-
Tak, z ogromną pomocą Jeffa.
-
Szkoda, że nie zwróciłaś się do mnie, poleciłbym ci kogoś,
kogo już wcześniej zatrudnialiśmy.
Pozostawiła to bez komentarza. Wypiła łyk wina. Przyszło
jeszcze kilka osób i w pokoju zrobiło się ciasno. Clare,
prowadząc jakąś parę, zbliżała się w ich kierunku. Ginny
uśmiechnęła się do niej, gdy nagle usłyszała;
-
Chciałbym zobaczyć, co się zmieniło w domu. Oczywiście,
jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale zaraz odwróciła się, żeby
powitać nowo przybyłych. Clare dokonała prezentacji.
-
Modelka! I bliźniaczka twojej żony! Niesamowite.
Wreszcie poszli sobie.
-
Już mam tego dosyć. - Alex ciągle był spięty. - Nie
powinienem tu przychodzić.
-
To po co przyszedłeś? Zaskoczony, zmieszał się trochę,
- Clare i Richard to moi przyjaciele -
odrzekł po chwili. -
Wiele dla mnie zrobili, gdy potrzebowałem pomocy.
-
Ale to nic powód, żeby przychodzić, jeśli nie masz ochoty.
-
Może już czas, żeby znów zacząć normalnie żyć. Ciągle mi to
mówią.
-
To bez sensu, jeśli sam nie czujesz takiej potrzeby. Nie ma co
się zmuszać, to błąd.
-
Mówisz, jakbyś sama to przeżyła. - Spojrzał na nią
badawczo.
-
Czyżby? - Przyglądała się, jak Clare otwiera drzwi do jadalni
i zaprasza do stołu. - Nareszcie, jestem strasznie głodna. -
Odwróciła się do niego. - Mógłbyś przynieść mi jeszcze jednego
drinka? Białe wino.
Gdy wrócił, zastał ją z talerzem pełnym jedzenia, pochłoniętą
rozmową z dwiema młodymi kobietami. Nie przerywając
podziękowała mu, odbierając kieliszek. Żadna z kobiet nie znała
Venetii, co ułatwiało sytuację. Mieszkały razem, obie były
niezamężne. Zaczynały w różnych zawodach, a teraz
pracowały w przemyśle rozrywkowym i były wspólniczkami w
firmie zajmującej się dużymi imprezami sportowymi. Obie
bardzo zaan
gażowane i ambitne, próbowały namówić Ginny na
zbadanie sytuacji w tej dziedzinie na rynku amerykańskim.
Ginny całkiem nieźle orientowała się w tych sprawach i
rozmowa toczyła się wartko, nawet wtedy, gdy włączono
muzykę i wszyscy zaczęli tańczyć. Richard Kennedy podszedł
do nich.
-
No, dziewczęta - powiedział żartobliwie, choć z pewną
dezaprobatą w glosie - nie pozwolimy, żeby nasze biznesmenki
przegadały cały wieczór. Która pierwsza zatańczy ze mną?
Wszystkie trzy wiedziały, że większość obecnych tu mężczyzn
rozprawia wyłącznie o interesach i nikt im tego nie wypomina,
więc zimno przyjęły jego propozycję. Richard nachylił się i ujął
Ginny
za rękę. Chcąc nie chcąc, wstała. Zaczęli tańczyć.
-
Czym się zajmujesz, Richard?
-
Jestem doradcą finansowym - powiedział, jakby było to coś
zupełnie wyjątkowego. - Pracuję dla kilku dużych firm i
niektórych bogatszych osób z Bath i okolicy.
Spojrzał na nią taksująco.
-
Mógłbym ci pomóc, jeśli chciałabyś zainwestować w Anglii
trochę pieniędzy.
Posłała mu oszałamiające spojrzenie.
-
Wybacz, ale sam powiedziałeś, że nie lubisz gadania o
interesach. Miałeś rację, to takie nudne.
Zamrugał oczami, nie wiedząc, czy mówi serio, czy nabija się z
niego, ale Ginny szybko zmieniła temat, wypytując go o inne
zainteresowania. Płyta się skończyła i Ginny, nie czekając na
nowy utwór, podziękowała za taniec i odeszła. Richard był dość
miły, ale nieco męczący. Poszła poszukać swojego kieliszka.
Musiała przeprosić Alexa i rozmawiającego z nim mężczyznę,
którzy utrudniali jej dostęp do półki.
-
Przepraszam, chciałabym wziąć mój kieliszek.
Mężczyzna odsunął się, ale Alex ani drgnął. Spojrzała na niego
ze zdziwieniem. Je
go twarz miała dziwny, jakby przestraszony
wyraz. Nagle odezwał się szorstko:
-
Zatańczymy?
Nie usprawiedliwiając się ani słowem, że tak pozostawia
swojego rozmówcę, ujął ją za ramię i po kilku schodkach
poprowadził na środek pokoju.
Tańczyli zachowując dystans między sobą, ale sam fakt, że
zrobił coś takiego, zupełnie ją oszołomił. Przedtem tańczyła z
nim tylko jeden raz, gdy razem z Jeffem przyszedł na wydaną
przez firmę kolacje, obejrzeć przygotowany przez nią i Venetię
kabaret. Wtedy jeszcze nie byli wrogami -
był miły i przyjaciel-
ski, traktował ją jak siostrę swojej dziewczyny. To właśnie w
czasie tamtego tańca zrozumiała, że jest w nim zakochana i że
on będzie jedyną i największą miłością jej życia. I wtedy
odszedł do jej siostry.
A teraz? Nie mogła zrozumieć, dlaczego poprosił ją do tańca,
ale nie odzywała się ani słowem, byle tylko tego nie popsuć.
Bojąc się, że nawet najmniejsze zdziwienie może nagle zmienić
jego nastrój, lekko złożyła rękę w jego dłoni i tańczyła, nie
patrząc na niego. Ale nawet i to nie wystarczyło, bo po kilku
minutach mruknął.
- Nie masz ochoty na taniec?
Podniosła oczy i popatrzyła na niego, starając się uciszyć bicie
serca.
- Dlaczego?
- Zawsze odpowiadasz pytaniem na pytanie? Dopiero co
rozmawiałaś z Richardem. Mogłaś nie opowiadać mu tego
wszystkiego, co mi powiedziałaś.
-
Słuchaj, wiem, że powiedziałam dużo niepotrzebnych
rzeczy -
przyznała ze skruchą - ale tak naprawdę wcale z
nim nie rozmawiałam, tylko słuchałam tego, co on mówi.
Po jego twarzy przemknął błysk rozbawienia.
-
Pewnie proponował ci pomoc przy inwestowaniu pieniędzy,
co?
-
Zgadłeś, ale myślę, że nie zrobiłby tego bezinteresownie. Za
darmo mógłby mi tylko poradzić, jakimi sportami mogłabym się
zająć, co czytać i jaki mieć samochód.
Roześmiał się głośno.
-
Venetia też za nim nie przepadała. Za to lubiła Clare.
-
Jest bardzo miła - powiedziała ciepło, dodając w zamyśleniu:
-
Możliwe, że Richard zazdrości jej popularności.
-
Być może.
-
Jeff mi opowiadał, że pracujesz teraz nad zastosowaniem
laserów w medycynie. I że zostałeś profesorem i objąłeś
katedrę fizyki na uniwersytecie. - czy to się tak nazywa?
-
Jeff za dużo gada. Ale na pewno nie powiedział ci, że
zaproponowano mu prestiżowe stanowisko w Oxfordzie?
-
Nie, nic nie mówił. I co, zdecydował się?
-
Będzie ostatnim głupcem, jeśli tego nie zrobi - odpowiedział
szczerze. -
Ale ma jakieś idiotyczne przekonanie, że ja nie dam
sobie rady bez niego.
-
I dlatego tu przyszedłeś - domyśliła się.
-
Jesteś bardzo bystra - potwierdził patrząc na nią. - Zresztą,
zawsze byłaś. Masz rację, to jeden z powodów, dla których tu
przyszedłem. Jeff musi zrozumieć, że mogę się obejść bez
niańki.
-
A jakie są te inne powody, skoro nie miałeś zbytniej ochoty
tu przychodzić?
-
Nie wiem. Może chciałem choć raz wyrwać się z kręgu
znajomych z uniwersytetu. Może poznać nowych ludzi?
-
I sprawdzić, czy możesz tu znów przyjść - sam? -
zaryzykowała.
-
To chyba też. Na takim przyjęciu, nie jest łatwo samotnemu
mężczyźnie.
- Kobiecie jest jeszcze trudniej -
w jej głosie zabrzmiała
niezamierzona gorycz.
Rzucił jej szybkie, badawcze spojrzenie, ale nie podjął tematu.
- Opowiedz mi o swojej pracy -
poprosiła Ginny, przerywając
ciszę.
-
Zanudzę cię - odrzekł krótko.
- Ciebie to nudzi?
-
Nie, oczywiście że nie. - Wyglądał na zaskoczonego.
-
Więc dlaczego dla mnie miałoby być nudne? Zawsze warto
posłuchać, jak fachowiec mówi o swojej dziedzinie.
-
Już teraz wiem, jak skłoniłaś Richarda do gadania.
-
Potrząsnął głową. - To nie jest temat na rozmowę w czasie
tańca. Może kiedy indziej ci opowiem.
Przyciągnął ją trochę mocniej. Czuła uniesienie i podniecenie,
bo wreszcie sprawy zaczynały układać się inaczej. Alex mówił
tak, jakby dopuszczał możliwość, że jeszcze kiedyś się spotkają.
Chwyciła się tego, choć obawiała się wybiegania myślą w
przyszłość. Ale to na razie nie było ważne, liczyło się tylko to,
że trzymał ją w objęciach w tym zatłoczonym, głośnym pokoju,
pełnym obcych ludzi. Wystarczało jej, że czuje na plecach dotyk
jego silnej dłoni i to nie jest sen. A drugą ręką trzyma jej dłoń i
jeśli tylko podniesie oczy, zobaczy jego twarz, szczupłe
policzki, pełne usta i szare oczy ocienione długimi rzęsami.
Twarz, którą pamiętała tak dobrze i o której tak długo marzyła,
nie mając nadziei, że jeszcze kiedyś ją zobaczy.
Muzyka zmieniła się na szybszą i dopiero wtedy się rozdzielili.
Jeszcze oszołomiona, Ginny odnalazła swój kieliszek i została
zagarnięta przez poznane wcześniej dziewczyny. Zaprosiły ją na
lunch następnego dnia. Nie miała nic lepszego w planie, więc
przyjęła zaproszenie. Przez następną godzinę wypiła kilka
drinków i porozmawiała z wieloma gośćmi. Czuła się wspaniale,
odprężona i szczęśliwa, ale wewnętrzne napięcie nie ustępowało
i w miarę upływu czasu dochodziło do niego jeszcze jakieś
oczekiwanie.
O
koło północy młode małżeństwa, które musiały zwolnić
dziewczyny pilnujące dzieci, zaczęły się rozchodzić. Ginny
zerknęła przez salę na Alexa, jakby dając mu sygnał, jaki często
stosowały małżeństwa. Skinął lekko głową, po kilku minutach
oddalił się od swoich rozmówców i podszedł do niej.
-
To co, pokażesz mi, jak pobieliłaś dom?
-
Czyżby Jeff tak słabo to ocenił?
-
Lepszy z niego archeolog niż malarz pokojowy. Pożegnajmy
się z gospodarzami.
Wychodząc nie zwrócili uwagi na ciekawe spojrzenia, które ich
od
prowadzały.
-
Zdajesz sobie sprawę, że natychmiast zaczną to komentować?
-
zapytała Ginny, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi.
Wzruszył ramionami.
-
Musieliby naprawdę bardzo chcieć plotkować. Wyjął z
kieszeni pęk kluczy i otworzył zamki w drzwiach jej
domu. Widząc, że nie oddał jej wszystkich kluczy, nie odezwała
się, nie będąc pewna, czy jest z tego zadowolona, czy nie. Alex
wszedł do salonu i rozejrzał się wokół. Pokój nie tylko był
pomalowany, ale Ginny dokupiła kilka brakujących mebli,
przest
awiła te, które już były, a na ścianach powiesiła kupione w
miejscowej galerii obrazy.
-
Wygląda zupełnie inaczej. - Jego głos nie wyrażał żadnych
uczuć, więc nie wiedziała, co o tym naprawdę myśli.
Zaczął oglądać resztę domu, ale Ginny nie przyłączyła się do
niego, zeszła do kuchni i wróciła do salonu z kawą.
-
Nie zmieniłaś niczego w małej sypialni - powiedział
niepewnie.
- Nie.
-
Z jakiegoś szczególnego powodu? Wziął od niej filiżankę i
usiadł w fotelu.
-
Jeszcze nie wiem, co tam będzie - odpowiedziała szybko,
zawahała się i dodała: - Nie, to nieprawda. Gdy weszłam tam
pierwszy raz, wtedy gdy pokazywałeś mi dom, miałam
wrażenie, że Venetia tam jest. Od tej pory tam nie byłam.
Otworzył szeroko oczy.
-
Ja nic takiego nie czułem, kiedy tam wszedłem. Wcześniej też
nie.
-
Może już tam nic nie ma. Ale na wszelki wypadek niczego nie
będę ruszać.
Spojrzał na nią dziwnie.
-
Nie sądziłem, że coś takiego mogłoby cię powstrzymać. Kiedy
Jeff powiedział o odnawianiu domu, pomyślałem, że chcesz
usu
nąć ślady Venetii. A może też moje - dodał rozmyślnie.
-
Nie mam żadnych powodów, żeby chcieć o niej zapomnieć.
Ani o tobie.
Popatrzył na nią przeciągle i odstawił filiżankę. Pochylił się,
splótł palce i opuścił wzrok.
-
Odkąd przyjechałaś, nie byłem dla ciebie zbyt miły -
mówił szorstko, co nieco osłabiało nutę przeprosin. -
Myślałem o tym przez kilka ostatnich tygodni i doszedłem do
wniosku, że w stosunku do ciebie zawsze czułem się winny. To
dlatego.
- Winny? -
Głos jej zadrżał.
- Tak. Wiedzi
ałem, że obie byłyście we mnie
zakochane. Powiedziałaś mi o tym ostatniego dnia przed twoim
wyjazdem. A ja byłem tak bardzo zakłopotany tym, co
odkryłem. Venetia powiedziała mi kiedyś, że byłem zakochany
w was obu i zupełnie nie zdawałem sobie z tego sprawy. Chyba
miała rację. Oczywiście powinienem natychmiast zerwać z
wami obiema, ale nie zrobiłem tego i pozwoliłem na to, aby
Venetia weszła w moje życie, bo tak naprawdę nie byłem w
stanie się tego wyrzec. A. ponieważ ty wyjechałaś i nie zrobiłaś
najmn
iejszego gestu, żeby nawiązać kontakt, łatwiej przyszło
udawać, że nic się nie stało, ożenić się i żyć tak, jakby cię nigdy
nie było. - Podniósł oczy badając jej reakcję. - Próbowałem
zapomnieć o tobie - i prawie mi się udało.
Nie spuszczał wzroku z jej twarzy, ale tylko bez słowa kiwnęła
głową, nie chcąc mu przerywać.
-
Ale były chwile, kiedy nie mogłem. Gdy widziałem Venetię,
stojącą w słonecznym blasku, przed oczami miałem twój obraz,
jak po wspólnej nocy stałaś na tle porannego słońca, zupełnie
naga i
niewiarygodnie piękna. I jeszcze mnóstwo innych
rzeczy, nawet drobiazgów, które mi ciebie przypominały.
Dlatego czułem się winny. Tej nocy dałaś mi siebie tak po
prostu, tak naturalnie i wspaniałomyślnie. To była
najcudowniejsza noc w całym moim życiu.
Wykrzyknęła coś cicho. Oczy miała otwarte szeroko, bezbronne.
Odpowiedział na niewypowiedziane przez nią pytanie.
-
Tak, to prawda. Czasami udawało mi się odegnać myśli o
tobie. A czasami myślałem, że te plotki o tobie i tych facetach -
to też moja wina, że robisz to ze złości albo z chęci zemsty.
Popatrzyła na niego przeciągle, z sercem wypełnionym radością
na wieść, że myślał o niej przez te wszystkie lata i, tak jak ona,
nie mógł zapomnieć tej nocy. Martwiło ją tylko poczucie winy,
które miał w stosunku do niej. To było niepotrzebne. Jeśli była
przed nimi jakaś przyszłość, chciałaby zbudować ją tylko na
miłości. W głowie jej wirowało.
-
Cieszę się, że pamiętasz tę noc. Dla mnie to też było coś
niepowtarzalnego, zupełnie wyjątkowego. Ale dlaczego czujesz
się winny? Przecież nie mogłeś poślubić nas obu. Uczyniłeś
Venetię szczęśliwą.
-
Mam nadzieję. Biedactwo, miała tak mało czasu. Czasami
czułem się winny, bo będąc z nią myślałem o tobie. - Roześmiał
się cierpko. - Sama widzisz, to szaleństwo. Choćbym nie wiem
jak starał się usunąć ciebie z moich myśli, to po prostu nie
mogło się udać. - Zakrył twarz dłońmi. - Gdy umarła, całe moje
życie legło w gruzach. Byłem nawet zadowolony, że nie
przyjechałaś na pogrzeb. Zacząłem myśleć, że poczucie winy,
któr
e miałem w stosunku do ciebie, nie było niczym
usprawiedliwione, że jesteś zazdrosną intrygantką, od której
udało nam się uwolnić. Musiałem kogoś lub coś nienawidzić.
Zacząłem cię nienawidzić, co przyszło mi tym łatwiej, że nie
zrobiłaś najmniejszego kroku, żeby nawiązać kontakt.
-
Kiedy byłam już w stanie coś napisać, było za późno.
Cokolwiek bym wtedy powiedziała, byłoby nieodpowiednie.
-
Tak by było, masz rację - westchnął. - Kiedy zobaczyłem cię
na pogrzebie twojego ojca, poczułem wściekłość. Myślałem, że
potrafię panować nad sobą, przez jakieś poprzednie półtora roku
byłem jak martwy. To, co wtedy poczułem, zupełnie mnie
zaskoczyło. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, chciałem cię
bić bez opamiętania, bo byłem pewien, że kariera była dla ciebie
ważniejsza od Venetii, bo wyglądałaś dokładnie jak ona i przez
to jeszcze boleśniej poczułem jej utratę. - Urwał i po chwili
dodał:
-
A przede wszystkim dlatego, że twój powrót oznaczał dla
mnie, że muszę znów przemyśleć mój stosunek do ciebie. Nie
chciałem tego robić. To dlatego powiedziałem, że nie chcę cię
więcej widzieć. Chciałem, żeby wszystko zostało, jak było.
Byłem bezpieczny, gdy niczego nie odczuwałem. Nikt już nie
mógł mnie zranić.
-
A teraz? Wzruszył ramionami.
- Przez te kilka ostatnich tygodni
próbowałem zapomnieć o
tobie i wrócić do dawnego życia, ale oczywiście to było
niewykonalne. Raz wyrwany z apatii, znalazłem się w pułapce
bez wyjścia. W dodatku Jeff codziennie opowiadał mi o
kolejnych zmianach, które wprowadzałaś w domu, więc było mi
jeszcze trudniej. -
Popatrzył na nią. - Tego wieczoru, kiedy
zabrałaś go na kolację, myślałem, że na pewno spędzi tę noc z
tobą. Wstyd mi się przyznać, ale zupełnie nie podobał mi się ten
pomysł.
Serce jej zadrżało i pochyliła głowę, aby ukryć nagły blask,
który rozjaśnił jej oczy.
- Dlaczego?
-
Chyba nadal nie mogę się od ciebie uwolnić. Może to głupie,
ale przez te jedną wspólną noc mam poczucie, jakbym miał do
ciebie jakieś prawa. Nie zmieniły tego nawet wszystkie plotki na
twój temat.
-
Czy wreszcie przestałeś czuć się winny? - zapytała łagodnie.
-
Przecież naprawdę nie powinieneś.
-
A ty? Przecież nie tylko odeszłaś ode mnie, ale utraciłaś też
Venetię. Zerwałaś z nami zupełnie.
-
Właśnie tak miało być. Tak się umówiłyśmy - zapewniła go.
-
Zanim zaczęłyście rzucać monetą, żeby zdecydować, która
ma zostać, a która odejść?
Popatrzyła na niego ze zdumieniem.
-
Venetia powiedziała ci o tym? Potrząsnął głową, zmuszając
się do uśmiechu.
-
Nie, zachowała to w tajemnicy.
-
Więc jak... ?
-
Przyglądałem się wam przez okno w hotelu. Wiedziałem, że
zawsze w ten sposób dokonujecie wyboru, a nie było trudno
zgadnąć, o co wtedy chodziło.
-
Ob ie myślałyśmy, że byłby ś wściek ły, g dy byś się o tym
dowiedział.
-
Na początku byłem, ale dzięki Bogu miałem wystarczająco
dużo rozumu, żeby wiedzieć, że moje życie byłoby zupełnie
puste bez jednej z was.
Znów popatrzył jej w oczy.
-
Masz na myśli - bez Venetii - poprawiła go. - Ja też nie
jestem bez winy. Powinnam wycofać się natychmiast, gdy
tylko zd
ałam sobie sprawę, co łączy ciebie i Venetię. I wtedy
wieczorem nie powinnam była udawać, że jestem nią.
Powiedziała to, ale zaraz powróciła uporczywa myśl, której nie
mogła odpędzić. Jak inaczej mogło potoczyć się jej życie, gdyby
na samym początku Venetia nie spotkała się z Alexem,
podszywając się pod nią.
Zniecierpliwiona potrząsnęła głową i wstała.
-
Nie ma sensu wspominać tego, co minęło - powiedziała z
irytacją. - Nie można już niczego zmienić, więc najlepiej o
wszystkim zapomnieć.
-
Czy tak właśnie robisz - żyjesz z dnia na dzień?
- A czy jest inny sposób? -
Uśmiechnęła się.
-
Mówisz, jakbyś nie miała złudzeń.
-
Naprawdę?
Podeszła do okna, zasłoniła zasłony, tłumiąc dobiegające
jeszcze odgłosy przyjęcia u Clare. Odwróciła się do niego i
rzekła stanowczo:
-
Nie ponosisz żadnej odpowiedzialności za to, co się ze mną
stało. Gdybym cię nie poznała, to też pojechałabym do Ameryki
i została modelką. Nasze drogi z Venetią też by się rozdzieliły.
Moje życie nie różniłoby się wiele od tego, jakie teraz
prowadzę.
- Nie?
- Nie -
potwierdziła. - To, co zaszło miedzy nami, wydarzyło
się dawno temu. Bardzo szybko udało mi się zapomnieć o tobie.
Musiałam zapomnieć, bo nie było w tym najmniejszego sensu.
Lubiłam moją pracę i podobało mi się takie życie. Chociaż
oczywiście strasznie mi brakowało Venetii.
-
A gdy umarła? Czy to wtedy zaczęłaś bywać z mężczyznami?
-
zapytał szorstko.
-
Wyjaśnijmy to do końca, Alex. Nie bywam z mężczyznami,
przynajmniej nie w tym znaczeniu, o którym myślisz. Widują
mnie z nimi, a to zupełnie coś innego. A śmierć Venetii nie
miała na to żadnego wpływu. - Zawahała się i westchnęła,
zdając sobie sprawę, że nie ma sensu niczego ukrywać. -
Zaczęłam spotykać się z różnymi mężczyznami kilka miesięcy
po śmierci Venetii. Mogłam zacząć to robić, bo właśnie
wtedy dostałam rozwód.
Gwałtownie odrzucił głowę i zdumiony popatrzył na nią z
niedowierzaniem.
-
Rozwód? Czy chcesz powiedzieć, że byłaś mężatką?
-
Wydaje mi się, że aby dostać rozwód, musisz najpierw wziąć
ślub - powiedziała z wymuszoną wesołością.
-
Ale z kim? Czy Venetia wiedziała? Nigdy mi nawet nie
wspomniała! - Zerwał się na nogi.
-
Nie wiem, czy wiedziała, czy nie. Matka wiedziała, więc
myślę, że powiedziała Venetii, ale ona z pewnością uważała, że
ty nie chc
iałbyś o tym wiedzieć.
-
Powinna była mi powiedzieć.
- Po co? -
zapytała łagodnie. - Przecież dziś wieczorem sam
mówiłeś, że starałeś się wymazać mnie ze swojej pamięci.
Venetia wiedziała o tym i zdecydowała, że lepiej nic ci nie
mówić.
- To by zmieni
ło wiele rzeczy - upierał się. - Kto to był?
Amerykanin?
- Nie -
potrząsnęła głową. - Wyszłam za Simona Blake'a,
fotografika, który ułatwił mi start.
-
Myślałem, że on jest od ciebie dużo starszy. - Zmarszczył
brwi.
-
Prawie dwadzieścia lat.
- To dlateg
o się nie ułożyło?
-
Były tysiące powodów. Przede wszystkim nie mogliśmy
pojąć, dlaczego w ogóle się pobraliśmy. Przez kilka lat
próbowaliśmy to ustalić, ale w końcu poddaliśmy się i
wzięliśmy rozwód.
-
Mówisz o tym tak zwyczajnie. Nie mogę w to uwierzyć -
przyznał wyraźnie zaskoczony.
To wcale nie było takie łatwe, kiedy wreszcie zdecydowali się
na rozwód. W tym też tkwiła jedna z przyczyn jej kryzysu
nerwowego, ale nie chciała mu o tym opowiadać.
-
To było nieporozumienie od samego początku. Oboje
wie
dzieliśmy o tym, ale wtedy wydawało nam się, że tak
właśnie powinniśmy zrobić.
-
Czy rozwód był bardzo... - szukał odpowiedniego słowa -
nieprzyjemny?
Podeszła do kredensu.
-
Masz ochotę na drinka? Może likier czy coś innego?
-
Chcesz powiedzieć, żebym zajął się własnymi sprawami?
- Chyba nie. -
Uśmiechnęła się.
Nalała sobie trochę likieru i usiadła na kanapie.
-
To nie było jakieś straszne przeżycie, raczej smutne.
Nawet dla takiego nieudanego małżeństwa jak nasze, rozwód
jest porażką i pozostawia wrażenie pustki. Byliśmy
przyjaciółmi, zresztą nadal jesteśmy. Nawet przez jakiś czas
byliśmy wspólnikami, aż do... - chciała powiedzieć, aż do czasu
mojej choroby, ale zręcznie zmieniła - aż do chwili, gdy Simon
postanowił powrócić do Anglii.
Nie chciała mówić, że, podobnie jak wielu mężczyzn, Simon nie
znosił choroby. Była w klinice, a on oddalał się od niej i choć
zasypywał ją listami i kwiatami, oboje wiedzieli, że to naprawdę
koniec i że on odejdzie. A gdy już wrócił do Anglii, listy i
kwiaty przesta
ły przychodzić.
-
Domyślam się, że nie mieliście dzieci? Spojrzała na kieliszek.
-
Nie, to nie był taki rodzaj małżeństwa.
- I on jest teraz w Anglii?
-
Tak. I, jak wiem, całkiem dobrze mu się wiedzie.
-
Nie widziałaś się z nim? Potrząsnęła głową,
-
Zadzwoniłam do niego w zeszłym tygodniu, gdy wreszcie
podłączyli mi telefon, ale jego sekretarka powiedziała, że
wyjechał na kontrakt.
-
Nie zadzwonił potem do ciebie?
-
Myślę, że zadzwoni, jak będzie miał ochotę - powiedziała
zwyczajnie. Teraz nic go do tego nie zmusza.
-
Ale z niego głupiec! - Zmarszczył brwi. Popatrzyła na niego
ze zdziwieniem i wybuchnęła śmiechem.
-
Rzeczywiście miałeś rację. Naprawdę jesteś zaborczy!
Wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili po jego twarzy
przebiegł błysk rozbawienia.
-
No, teraz to już naprawdę chcesz, żebym przestał.
-
Potrząsnął głową. - Nadal nie mogę uwierzyć w to wszystko.
Ale cieszę się, że mi to powiedziałaś. Pomyśl, cały czas czułem
się winny, podczas gdy ty zupełnie o mnie zapomniałaś i
wyszłaś za kogoś innego. To tylko świadczy, jaki ze mnie
egoistyczny głupiec.
-
Rozejrzał się. - Czy jest jeszcze trochę kawy?
-
Oczywiście.
Z pełną filiżanką przysiadł koło niej na kanapie. Był
rozluźniony, a z jego twarzy zniknęło napięcie.
Całą historię Ginny opowiedziała lekkim tonem, ale był to
trudny i bardzo nieszczęśliwy okres w jej życiu. Starała się jak
mogła, ale Simon szybko się zorientował, że oddała serce
in n emu i był na tyle bystry, że wszystk ieg o się d o myślił. I
chociaż lubili się bardzo, nie należał do mężczyzn, którzy mogli
się zadowolić drugim planem. Byli sobie bliscy i łączyło ich
wiele dobrych chwil, ale oboje wiedzieli, że ich związek nie ma
przyszłości
Śmierć Venetii przyśpieszyła koniec, posłużyła jako wymówka
do ostatecznego rozstania, którego oboje oczekiwali i któremu
nie starali się zapobiec. Simon, być może celowo, powiedział
kilka słów, które ją zraniły i chciała, żeby odszedł. Jakoś to
wszystko przeżyła i rozwód przeprowadzili polubownie, oboje
wystarczająco zamożni, by uniknąć problemów finansowych.
Simon, który był urodzonym optymistą, wplątał się w kolejne
małżeństwo z modelką.
Był to okres w jej życiu, o którym nie lubiła mówić, choć była
zadowolona, że Alex dowiedział się o wszystkim. Dzięki temu
napięcie miedzy nimi osłabło i znów wszystko mogło się zacząć
od nowa. Odchyliła się na sofie i uśmiechnęła do niego.
- Opowiedz mi teraz o swojej pracy.
Gdy wychodził, była druga w nocy. Muzyka obok ucichła, choć
światła były jeszcze zapalone. Podeszła z nim do wyjścia.
- Dobranoc. -
Stała na najwyższym stopniu, splotła nagie
ramiona, broniąc się przed nagłym chłodem.
- Dobranoc, Ginny -
zawahał się, potem pochylił i lekko
pocałował ją w policzek. - Idź do domu, zmarzniesz.
Została i patrzyła za nim, jak szedł do samochodu, weszła do
środka dopiero wtedy, gdy pomachał jej po raz ostatni. Mimo
późnej pory nie czuła się zmęczona, a nadzieja i oczekiwanie
napełniały ją uniesieniem. Nie byli już dłużej wrogami, być
może zostaną przyjaciółmi, ale czy znów połączy ich miłość?
Byłoby to coś tak cudownego, że aż bała się o tym myśleć. Już
tyle razy z Alexem układało się źle, że nie chciała zapeszyć.
Była zbyt podekscytowana, żeby położyć się spać albo czytać.
Umyła kieliszki i filiżanki i niespokojnie krążyła po domu. Nie
wiedziała, jak to się stało, że w pewnej chwili znalazła się pod
drzwiami pokoju dziecinnego. Powoli ujęła klamkę i weszła do
środka.
Światło księżyca wpadało przez odsłonięte okno i oświetlało
zabawne wzory na tapetach i stojące w rogu dziecinne łóżeczko.
W pokoju panował niezmącony spokój i atmosfera oczekiwania
na coś, co nigdy się nie spełniło. Zrobiła kilka kroków, nie
zapalając światła. Nie czuła już tutaj obecności Venetii.
Podeszła do okna, usiadła na szerokim, zakurzonym parapecie
i p rzyciągając n o g i o p arła się p lecami o ścianę. Nagle
poczuła, że Venetia jest obok.
Nie czuła już chłodu. Ogarnęło ją dziwne ciepło i myślami
znalazła się w minionym świecie ich lat dziecinnych, kiedy
zawsze były razem i wszystko było wspólne. Napłynęły
wspomnienia dawno zapomn
ianych zdarzeń, szczęśliwych
chwil, gdy wszystko je łączyło. Przypomniała sobie i ten smutny
okres, kiedy rodzice się rozwodzili, a one stały się sobie jeszcze
bliższe. Odpędziła złe myśli. Wyobraziła sobie, że jest w jakimś
pięknym, zalanym słońcem miejscu, skąd patrzy na siebie i
Venetie, jak z dziewczynek wyrastają na młode kobiety,
znacznie bardziej ze sobą zżyte niż zwyczajne siostry. Kolejny
żywy obraz stanął jej przed oczami. Piękny, słoneczny dzień,
kiedy we dwie urządziły sobie piknik. Wtedy jeszcze nie znały
Alexa.
Był to chyb a ostatn i raz, k iedy były tylk o we d wie. Mg liste
początkowo wspomnienie nabierało barw i zaczęła dokładnie
przypominać sobie wszystkie szczegóły - jak były ubrane,
miejsca, które oglądały, nawet nazrywane do domu kwiaty.
Słońce świeciło tak mocno, że aż oślepiało. Zobaczyła, że
Venetia odwraca się do niej i z uśmiechem podaje bukiet
polnych kwiatów.
Ginny odwzajemniła uśmiech i wyciągnęła rękę, lecz nagle
poczuła przenikliwy chłód i otworzyła oczy. Siedziała na
parapecie w dziecinnym pokoju. To tylko sen -
pomyślała
rozglądając się wokół - musiałam zasnąć. Ale wspomnienia
wypełniły ją dziwnym ciepłem, wewnętrznym spokojem i
pewnością, że Venetia cieszyła się z jej powrotu.
Resztę nocy przespała twardym snem. Wstała późno, z
w
łaściwym wiośnie i młodości gwałtownym uczuciem radości
istnienia. Wyskoczyła z łóżka, wzięła prysznic i wyszła na długi
spacer. W sięgającym kostek płaszczu przeciwdeszczowym i
męskim kapeluszu chodziła po mieście, a wiatr rozwiewał jej
rozpuszczone włosy. Na straganie koło opactwa kupiła całe
naręcze białego bzu i czerwonych goździków. Zaczęły bić
dzwony, zoriento
wała się, że to południe i pośpieszyła w stronę
domu.
Dochodziła już, gdy wymijający ją samochód zatrzymał się przy
krawężniku. Zobaczyła wysiadającego Alexa. Uśmiechnął się do
niej, gdy podeszła bliżej.
-
Czy to czyjeś urodziny?
-
Tak, natury. To już wiosna - odparła.
- Wiosna? -
zapytał zdziwiony. - Tak, rzeczywiście już wiosna.
Będziesz miała dom pełen kwiatów.
- To nie tylko dla mnie. Chc
ę dać trochę Clare za wczorajszy
wieczór.
-
Ja też tu dlatego jestem - pokazał na pakunek w samochodzie.
-
Wiesz co, może jak wstawisz już kwiaty do wazonów,
pójdziemy razem na lunch?
Znam pub niedaleko stąd, gdzie warto pójść w niedzielę. Założę
się, że od lat nie jadłaś przyzwoitej pieczeni i puddingu
Yorkshire.
-
Rzeczywiście nie. Świetnie! To poczekaj, aż... Och,
przepraszam cię, bardzo mi przykro, ale nie mogę. Umówiłam
się już na lunch, wczoraj na przyjęciu.
- No tak.
Jego twarz miała znów ten wyraz, który, sądziła, minął
bezpowrotnie.
-
Może umówimy się na kiedy indziej? W następną niedzielę?
-
Jeff już coś planuje na następny weekend. Zamknął
samochód i ruszyli w kierunku domu.
Zatrzymał się przy wejściu Clare.
-
Może zadzwonię do ciebie, jeśli będę wybierał się kiedyś w
tę okolicę - powiedział naciskając na guziczek dzwonka.
Drzwi otworzyły się prawie natychmiast. Wszedł do środka, nie
żegnając się z nią. Ginny przełożyła kwiaty, by uwolnić rękę i
wyjąć klucze i weszła do domu. Zostawiła kwiaty w zlewie i
pobiegła do sypialni, żeby się przebrać. Po chwili usłyszała
hałas zamykanych drzwi. Podbiegła do okna i zobaczyła
wracającego do samochodu Alexa. Nie oglądając się wsiadł i
odjechał. Patrzyła za nim z ciężkim sercem i, nie mogąc
opanowa
ć złości i żalu, urywanym szeptem powtarzała: -
Cholera! cholera! cholera!
ROZDZIAŁ PIĄTY
W normalnej sytuacji spotkanie z osobami w zbliżonym wieku i
o podobnych poglądach byłoby dla Ginny dużą przyjemnością,
jednak teraz nie mogła przestać myśleć o tym, jak Alex
odchodził, czując się odrzucony i samotny. Gdyby tylko
zadzwonił do niej wcześniej, mogłaby wymówić się od lunchu i
wszystko byłoby dobrze. Nie chciała dopuścić do siebie myśli,
że pierwszy podmuch mógł zerwać tę kruchą więź, nawiązaną
między nimi wczorajszej nocy. Westchnęła próbując odegnać od
siebie natrętne myśli i skupić się na rozmowie. Chociaż
spotkanie było zaimprowizowane w ostatniej chwili, po krótkiej
rozmowie dziewczyny przedstawiły Ginny swoją propozycję.
-
Zamierzamy rozwinąć działalność i szukamy wspólnika.
Kogoś, kto mógłby zainwestować jakiś kapitał, choć to nie
najważniejsze. Ważne, żeby miał odpowiednie kontakty. Ktoś
taki jak ty.
-
Nie zajmuję się interesami - zaprotestowała - jestem
modelką. Idę tam, gdzie jest praca. Nie ma mowy, żebym mogła
cały dzień siedzieć w biurze.
-
Myślimy o czymś innym. Potrzeba nam kogoś, kto by się
zajmował kontaktami z przedstawicielami innych firm i robił na
nich odpowiednie wrażenie. Ty byłabyś świetna.
Może tak by było. Pomyślała i przyznała, że to dobry pomysł.
Jednak po chwili potrząsnęła głową.
-
Niedługo muszę wracać do Stanów. Jeszcze
zupełnie nie wiem, co będę robić.
-
Ale czy pomyślisz o tym, jeśli zostaniesz w Anglii?
-
Dobrze, ale tylko wtedy, jeśli będzie to rodzaj zlecenia. Nie
mogę być związana, gdybym dostała jakiś atrakcyjny kontrakt.
Jej zgodę przyjęły z entuzjazmem.
Kiedy wróciła do domu, dochodziła piąta. Wcześniej wzięła
trochę kwiatów jako podziękowanie za lunch, teraz zapakowała
jeszcze kilka i poszła do Clare.
-
Dziękuję za wczorajszy wieczór - podała jej bukiet.
-
Och, to mile z twojej strony. Są piękne. Wejdź, napijemy się
kawy.
-
Nie chciałabym przeszkadzać.
-
Wejdź, proszę. Richard śpi, a dzieciaki są u mojej mamy i
wrócą dopiero wieczorem.
N
ie chciały budzić Richarda, więc po cichu zeszły do kuchni.
Zapaliły światło i siedziały przy kawie. Stale włączony piec do
wypieku ciasta dodawał ciepła i przytulności. Z wczorajszego
przyjęcia zostało mnóstwo jedzenia i Clare co chwilę coś
podgryzała.
-
Tak bym chciała by ć tak a szczu p ła jak ty -
powiedziała z zazdrością, rozsmarowując pasztet na kromce
bułki. - Problem w tym, że nie lubię, jak się coś marnuje.
-
To dlatego nie możesz schudnąć - podsumowała Ginny.
Clare popatrzyła na nią ze zdziwieniem i roześmiała się.
-
Jesteś taka sama jak Venetia. - Ugryzła kanapkę.
-
Wydaje mi się, że Alex teraz wygląda lepiej.
-
Tak. Dobrze się bawił. Ja też. Niektórzy sąsiedzi są bardzo
mili.
Clare nie dała za wygraną.
-
Chyba jesteście z Alexem w dobrych stosunkach. Szkoda, że
wyszliście tak wcześnie.
-
Musieliśmy porozmawiać o rodzinnych sprawach -
powiedziała gładko.
Nagle światło zamigotało, na chwilę uspokoiło się i znów
mignęło.
-
Co się stało?
- To pewnie wiatr -
Clare zmarszczyła brwi. -
Instalacja jest stara i światło gaśnie z byle powodu. Dzieci miały
myszki, ale uciekły z klatki i nie możemy ich złapać. Teraz
zdarza się, że przegryzają gdzieś kable i wtedy robi się zwarcie.
Richard oczywiście jest zupełnie nieprzydatny w takich
przypadk
ach, a ja wydaję majątek na elektryka.
-
I założę się, że musisz na niego czekać tygodniami. Ale myśli
Clare zaprzątało coś innego. Zdążając do celu, zapytała
niewinnie.
-
Ciekawe, czy byłaby z was dobra para? Gdyby Alex chciał
znaleźć sobie kogoś, kto mógłby mu zastąpić Venetię, to już
lepiej nie mógłby trafić. Czy to nie byłoby romantyczne? Stracić
ukochaną, a potem zakochać się w jej bliźniaczce.
- Bardzo romantyczne -
zgodziła się Ginny - ale mało
prawdopodobne. -
Podniosła się. - Dziękuję za kawę. Niestety
muszę już iść, czeka mnie kilka telefonów.
- Do Ameryki? -
zapytała z ciekawością. Ginny zastanowiła się
i kiwnęła głową.
- Tak, do Kalifornii.
Pomachała ręką i wyszła, zostawiając Clare pod wrażeniem.
Była pewna, że zaraz powróciła do kuchni, do jedzenia i
tygodników, zadowolona z siebie i z tego. że chciałaby być
szczupła.
Wzięła telefon i usiadła na kanapie. Zawahała się. Miała kilka
zaległych telefonów, ale tak naprawdę była tylko jedna osoba,
do której chciała zadzwonić. Nie była tylko pewna, czy dobrze
zrobi telefonując tak od razu. Nie chciała, żeby domyślił się, jak
bardzo jej na nim zależy. Może byłoby lepiej trochę poczekać i
dać mu czas, żeby zadzwonił pierwszy.
Po zastanowieniu zdecydowała, że jeszcze poczeka, ale dni
mijały, a on nie dawał znaku życia. Telefonował za to jej agent,
dowiedzieć się, kiedy wraca do pracy. Dom w zasadzie był już
gotowy i Ginny powoli zaczynała się nudzić, więc chętnie
zgodziła się, żeby rozejrzał się za czymś dla niej, ale raczej
gdzieś w Europie, bo jeszcze nie chciała wracać do Stanów.
Licząc się z tym, że teraz więcej czasu będzie poza domem,
kupiła telefoniczną sekretarkę i gdy tylko wracała do domu,
natychmiast z niecierpliwością przesłuchiwała taśmę. Niestety
Alex nie dzwonił, choć kilka razy ktoś telefonował i odkładał
słuchawkę bez zostawienia wiadomości. Po tygodniu, gdy
wróciła z pokazu, a Alex nadal się nie odezwał, zdecydowała, że
nie będzie dłużej czekać. Jeżeli nie przychodzi sam, to musi go
jakoś zwabić.
Nie zdejmując płaszcza usiadła na kanapie, próbując coś
wymyślić. Zaczynało się ściemniać. Sięgnęła ręką, żeby zapalić
lampę. Światło zamigotało. To przypomniało jej niedawną
rozmowę z Clare o myszach, które uciekły z klatki. Oczy jej
zajaśniały, zamyśliła się. W którym miejscu myszy mogłyby
przegryźć druty? Najlepsza byłaby pralnia. Łatwo znalazła
gniazdko, przy którym tynk był lekko pokruszony. Powiększyła
nieco otwór, a po wyłączeniu prądu kilka razy przebiła
śrubokrętem kable. Włączyła z powrotem prąd i zrobiło się
zwarcie. Zadowolona p
obiegła na górę. Po chwili zadzwoniła do
Bristolu.
-
Alex, przepraszam, że ci zawracam głowę, ale właśnie
wróciłam do domu i coś stało się z elektrycznością. Nie wiem,
co zrobić, żeby to naprawić.
-
Nic. Niczego nie dotykaj. Zaraz przyjadę. Czekając na
niego, Ginny znalazła kilka świec i zapaliła je w salonie.
Pokój wypełnił się ciepłym, miękkim światłem. Pomyślała, że
tak musiał wyglądać w czasach, kiedy dom został zbudowany.
Spróbowała wyobrazić sobie ludzi, którzy tu mieszkali. Bardzo
mało wiedziała o historii tego domu, ale z pewnością mieszkało
w nim dużo ludzi, którzy przybyli do Bath z nadzieją, że tutejsze
lecznicze źródła przywrócą im zdrowie. O tym, że dla wielu
były to tylko płonne nadzieje, świadczyło mnóstwo inskrypcji,
pokrywających ściany i kolumny największego kościoła w
mieście, który dokładnie obejrzała jakiś tydzień temu.
Pogrążona w takich myślach usiadła na kanapie, ale wkrótce
wróciła do teraźniejszości. Wprawdzie Alex natychmiast
zaofiarował się z pomocą, ale jak będzie się do niej odnosić?
Czy potraktuje ją z rezerwą? Czy ten pierwszy krok, który
zrobili, został zmarnowany? To wszystko było takie dziwne.
Właściwie wcale go nie znała. Poza pierwszym spotkaniem
widywała go rzadko i zwykle z Venetią. Nie mówiąc nic wprost,
próbowa
ła dać mu do zrozumienia, że jest w nim zakochana, ale
Alex źle to zrozumiał i uważał, że chce stanąć między nim i
Venetią. Był na nią wściekły, a ona w desperacji postanowiła
udać siostrę i spędzić z nim jedną cudowną noc. I, będąc
wrogami, przez tę noc zbliżyli się do siebie tak, jak blisko może
być ze sobą dwoje ludzi. Choć byłoby lepiej, gdyby do tego nie
doszło, bo tamtych wspomnień teraz oboje nie mogą wymazać z
pamięci.
Przyjechał akurat wtedy, gdy już zaczęła się obawiać, że się
rozmyślił.
-
Cześć! Dziękuję, że przyjechałeś.
-
Przecież nie mogłem zostawić cię w ciemnościach. Wieczór
był chłodny. Alex był w ciemnym swetrze i dżinsach.
-
Chciałam poprosić o pomoc Richarda, ale Clare mówiła, że
on zupełnie się nie zna na takich rzeczach.
-
Zawsze miał dobrą wymówkę - powiedział udając powagę. -
Taką jak ta: Doradcy finansowi nie zajmują się takimi rzeczami.
-
Tak jak prawdziwi mężczyźni nigdy nie piją mleka.
-
Dokładnie tak. - Roześmiał się i był to najwspanialszy
dźwięk na świecie. - Ale ponieważ jestem tylko zwykłym
profesorem, a nie doradcą finansowym, może lepiej zobaczę, co
się stało.
Kiedy tylko zechcesz -
pomyślała, ale opanowała się,
uświadamiając sobie, że nadal stoją w pogrążonym w
ciemnościach przedpokoju, oświetlonym jedynie wpadającym
pr
zez okienko nad wejściem światłem ulicznej latarni.
-
Mam latarkę. A może najpierw sprawdzisz bezpieczniki?
-
Od tego trzeba zacząć.
Znalezienie poprzerywanych przewodów w pralni nie zabrało
mu dużo czasu. Ginny opowiedziała historyjkę Clare o myszach,
ale popatrzył tylko na otwór.
-
Jakieś myszy!
Nie wiedziała, czy domyślił się, że to ona przerwała kable, ale
było jej wszystko jedno. Świeciła latarką, podczas gdy Alex
łączył druty. Po półgodzinie wszystko było gotowe.
-
Przyjadę jutro i zagipsuję tę dziurę - powiedział kucając, żeby
dokładniej obejrzeć otwór. - Nie chcemy, żeby jakieś myszy
znów się do tego dobrały.
Wyprostował się i spojrzał na nią, po chwili przyjrzał się jej
jeszcze dokładniej.
-
Wyglądasz naprawdę wspaniale.
-
Słucham?
Dopiero po
chwili zdała sobie sprawę, że ma na sobie strój ze
srebrnej lamy, w którym właśnie występowała na pokazie
telewizyjnym.
- To ubranie z pracy.
- A co robisz?
Opowiedziała mu o wszystkim przy filiżance kawy. Wyglądał
na naprawdę zainteresowanego.
- A co z A
meryką? Nie musisz wrócić? Nie boisz się, że
zapomną o tobie?
Ściągnęła twarz i uniosła wyżej podbródek.
-
Chodzi ci o to, że zapomną, jeśli zbyt długo w gazetach nie
będą pisać o mnie i jakichś facetach?
Spojrzał na nią zagadkowo.
-
Nie, nie to miałem na myśli. Chodziło mi o twoją pracę. Nie
jesteś związana jakąś umową czy czymś takim?
-
Pracuję dla kilku domów mody, przeważnie na zlecenie.
Dlatego mogłam przyjechać do Anglii. Pomyślałam, że skoro tu
jestem, to też mogę coś robić. I będą mnie znać po obu stronach
Atlantyku. -
Uśmiechnęła się. - Nawet w Bath proponowano mi
pracę.
-
Naprawdę? Jako modelka?
-
Niezupełnie.
Opowiedziała mu o poznanych dziewczynach i ich firmie.
-
Byłam z nimi w niedzielę na lunchu i zaproponowały mi,
żebym została trzecim wspólnikiem. Wykorzystując moje
kontakty, chcą rozwinąć działalność firmy, a ja byłabym kimś w
rodzaju przedstawiciela.
-
W niedzielę po przyjęciu u Clare? To z nimi byłaś na lunchu? -
spytał zdziwiony.
-
Tak, przecież ci mówiłam. Potrząsnął głową.
- Ni
e, powiedziałaś tylko, że jesteś umówiona na lunch.
A on przypuszczał, że z jakimś mężczyzną. Teraz już było jasne,
dlaczego był taki zły. Na pewno pomyślał, że jest wyjątkowo
szybka, skoro spędzając z nim prawie cały wieczór, zdążyła
jeszcze umówić się z jakimś innym mężczyzną.
-
I co, przyjęłaś ich propozycję?
-
Nie do końca. Powiedziałam, że mogę pracować jedynie w
ramach zlecenia, a poza tym nie wiem jeszcze, jak długo
pozostanę w Anglii.
-
To znaczy, że nie wiesz, kiedy wracasz do Stanów?
Zastanawiała się, o co naprawdę mu chodzi. Czy chciałby, żeby
wyjechała, czy może wolałby, żeby została? A może pytał tylko
z uprzejmości? Spróbowała mówić normalnym tonem.
-
Jeszcze o tym nie myślałam. To miło być znów w Anglii po
tak długim czasie. Tu jest spokojnie, nie ma tego szalonego
tempa... A mój agent w Londynie ma dla mnie sporo propozycji
pracy tutaj i w Europie.
Odstawił filiżankę na stoliczek obok krzesła.
-
Czy jeszcze nikt nie wziął cię za Venetie?
Nie wiedziała, jak mu powiedzieć, że pięć lat, które minęły od
zakończenia przez Venetię kariery modelki, to wystarczająco
dużo, by została zupełnie zapomniana. Potrząsnęła tylko głową.
-
Nie, jeszcze nikt mnie nie pomylił.
-
Po ślubie Venetia rzuciła pracę modelki.
- Tak, wiem.
-
Czy to też było w waszej umowie?
- Tak. -
Zawahała się. - Venetia nie powiedziała ci o tym?
-
To były tematy, których oboje unikaliśmy. - Rozejrzał się po
pokoju, widać było, że myślami cofnął się do czasów, które
minęły. - Chciałem kupić Venetii domek na wsi, ale wasz ojciec
uparł się, że da jej w prezencie ślubnym ten. Venetii on bardzo
przypadł do gustu. Zresztą, zawsze lubiła Bath. Stała się częścią
tego domu.
-
Tak już zostanie - zaświadczyła żarliwie, mając w pamięci to
uczucie bliskości z Venetią, którego doświadczyła tamtej nocy
w pokoju dziecinnym.
Alex wstał i na moment wpadła w panikę, bojąc się, że znów
powiedziała coś złego.
- Nie jestem odpowiednio ubrany do eleganckiej restauracji, a
twój strój nie nadaje się do pubu. Jedno z nas musi się przebrać,
jeśli mielibyśmy pójść gdzieś coś zjeść.
-
Coś mi mówi, że to o mnie chodzi. - Roześmiała się i
wyciągnęła rękę w jego stronę, żeby pomógł jej wstać. Przez
chwilę byli tak blisko siebie, że niemal się dotykali - i Alex się
nie odsunął. Nagły dreszcz przebiegł przez jej ciało i szybko
zabrała rękę, bojąc się, że to zauważy.
-
Daj mi piętnaście minut - powiedziała lekko i skierowała się
w stronę drzwi.
- Tak? Zobaczymy.
Zmyła telewizyjny makijaż, umalowała się delikatnie, założyła
dżinsy i sweter ze znanego domu mody. Złapała żakiet i torebkę
i zbiegła na dół. Wkrótce znaleźli się w samochodzie i
skierowali na drogę prowadzącą za miasto. Ginny była
zachwycona powodzeniem swojego planu. Żeby osiągnąć to, co
już jej się udało, mogłaby bez zastanowienia wyłączyć prąd w
c
ałym mieście. Jednocześnie nie mogła sobie darować, że nie
powiedziała mu jasno, z kim wybierała się wtedy na lunch.
Stracili przez to dwa tygodnie, a ona zaoszczędziłaby sobie
niepokoju i niepewności.
Pub, do którego ją zabrał, znajdował się w niewielkiej
miejscowości leżącej kilka kilometrów od głównej drogi
prowadzącej z Bath do Wells. Był to typowy wiejski pub - sufit
był tak nisko, że wchodząc do środka, oboje musieli pochylić
głowę. Alex był tu chyba częstym gościem, bo gdy tylko
podszedł do baru zamówić drinki, powitał go właściciel.
-
Witamy! Pan Alex Warwick, nie mylę się, prawda? W którąś
niedzielę zagrał pan z nami w krykieta, kiedy zabrakło jednego
gracza. Zawsze pamiętam twarze. Mieliśmy szczęście, że akurat
wtedy przyjechał pan na lunch. To chyba było jakieś trzy lata
temu. Jeszcze zanim pana żona... Bardzo nam przykro.
Zniżył głos, jak zwykle, gdy mówi się o umarłych, ale po chwili
znów się ożywił.
-
Cieszę się, że znów pana widzę. Czym mogę służyć?
-
Poproszę piwo, a dla pani dżin z tonikiem. Właściciel
popatrzył na Ginny i zamarł.
-
Jestem jego szwagierką - powiedziała szybko, patrząc z
zakłopotaniem na Alexa. - Venetia, jego żona, była moją siostrą
-
bliźniaczką.
-
O psiamać, ale się nabrałem!
-
Napijmy się - zaproponował ze spokojem Alex. - A jak tam
krykiet w tym roku?
Porozmawiali kilka minut, wreszcie Alex wziął drinki i
poprowadził ją do małej sali restauracyjnej. Ani słowem nie
skomentował tego, co zaszło, ale Ginny nie chciała tego tak
pozostawić.
-
Chyba często tu przychodziłeś z Venetią?
-
To było jedno z naszych ulubionych miejsc. Teraz jestem tu
po raz pierwszy od czasu, kiedy wyprowa
dziłem się z Bath.
-
Może byłoby lepiej, gdybyśmy poszli gdzieś indziej, w
jakieś nowe miejsce. - Nie mogła ukryć zakłopotania.
Rzucił jej szybkie spojrzenie.
-
Czy czujesz się nieswojo, że przyszliśmy tutaj? Jeśli tak, to
przepraszam.
-
Nie, myślałam, że może ty... Potrząsnął głową.
-
To jest coś, czego trzeba się nauczyć. Tego, że idę gdzieś
sam. Na początku w ogóle nie mogłem się na to zdobyć.
Zagrzebałem się w pracy, cały wolny czas spędzałem w
mieszkaniu, zaniedbałem dom. To Jeff mnie z tego wyciągnął.
Zabierał mnie na tenisa, squasha i inne sporty. Kilka razy
spędziliśmy razem wakacje. Stopniowo zacząłem odwiedzać
miejsca, gdzie wcz
eśniej bywałem z Venetią. Chociaż akurat
tutaj jestem pierwszy raz. Może dlatego, że tu jest dużo bliżej z
Bath niż z Bristo lu . - Spojrzał na nią z wymuszonym
uśmiechem. - Obawiam się, że musisz się przygotować, że będą
cię mylić z Venetią, jeżeli i będziemy pokazywać się razem w
tych stronach.
Ginny poczuła falę radości wypełniającą jej serce. Wszystko
było aż zbyt piękne. Po raz pierwszy od wielu lat zaczęła mieć
nadzieję, że i do niej uśmiechnie się szczęście. Może nie od
razu, ale przynajmn
iej była taka możliwość. Była razem z
Alexem, zostali przyja
ciółmi i duch Venetii nie stał już między
nimi. To był dobry początek i teraz już wszystko mogło się
zdarzyć i zdarzy się, jeśli tylko pragnienia się spełniają.
Wiedziała, że teraz musi być bardzo ostrożna, zostawić w
spokoju jego przeszłość i przekonać, że jest przed nimi
szczęśliwa przyszłość.
Po kolacji Alex odwiózł ją do domu. Zapraszała go, ale nie
chciał wejść do środka. Przyjechał za to następnego dnia i
spędził cały wieczór na uzupełnianiu tynku w „mysiej dziurze" i
innych naprawach. Gdy skończył, usiedli w kuchni przy kawie i
kupionym od Clare cieście.
-
Zrobiłaś już coś w małej sypialni? Zauważyła, że nigdy nie
nazwał tej sypialni pokojem dziecinnym. Nigdy też ani słowem
nie wspomniał o dziecku.
-
A czy chciałbyś, żebym tam coś zmieniła? - spytała ostrożnie.
- Tak -
powiedział zdecydowanym głosem. - Miałaś rację, że
zamieniłem ten dom w świątynię. Było w tym coś
niezdrowego. Teraz, jak razem z Jeffem wszystko odnowiliście,
czuję się tu zupełnie inaczej, dużo lepiej. Ten dom odbieram
inaczej -
jako miejsce, gdzie przez kilka lat mieszkałem.
- Jako jeden z wielu, którzy tu mieszkali.
- Tak. -
Skinął głową, zadowolony, że go rozumie.
-
Myślałam o tym wczoraj, kiedy siedziałam przy świecach. O
tych wszystkich ludziach, którzy w przeszłości zamieszkiwali
ten dom. Ile rzeczy tu się musiało wydarzyć. Ludzie się rodzili,
zakochiwali, przeżywali...
-
Większość z nich. korzystała z leczniczych źródeł, płacąc
najwyższy czynsz, jaki właścicielowi udało się ustalić.
-
Nie jesteś zbyt romantyczny.
-
Venetia też mi to zawsze mówiła. - Spojrzał jej w oczy. - To
co -
zrobisz coś z tą sypialnią?
-
Dobrze. A co zrobić z... ze wszystkimi rzeczami?
-
Wyrzuć je - powiedział stanowczo. - Daj komuś, komu mogą
się przydać albo opiece społecznej czy coś takiego.
- A ubrania Venetii?
-
Jeszcze tu są?- zapytał ze zdziwieniem. Skinęła głową.
-
Też je wyrzuć. - Zawahał się. - Raczej bym nie chciał, żebyś
je zatrzymała i sama nosiła.
-
Nie zrobiłabym tego. Zajmę się tym pokojem w czasie
weekendu.
-
Daj mi znać, jak już pozbędziesz się wszystkiego, to przyjdę
ci pomóc.
-
A co z Jeffem? Pomyśli, że odbierasz mu chleb.
-
Na razie co innego mu w głowie. Jego dawna studentka
przeprowadziła się w te strony i odszukała go. Jeff jest teraz
bardzo zajęty oprowadzaniem jej po Bristolu. - Uśmiechnął się
szeroko.
-
Naprawdę? - Ginny natychmiast się tym zainteresowała. -
Jaka ona jest? Myślisz, że mu się podoba?
Wybuchnął śmiechem.
-
Chciałabyś go ożenić! Jesteś taka sama jak
Venetia. -
Spoważniał, twarz mu się zmieniła. - Przepraszam,
nie powinienem tak mówić.
-
Dlaczego? Byłyśmy do siebie bardzo podobne, i to nie tylko z
wyglądu. - Uśmiechnęła się. - I w przeciwieństwie do ciebie
obie byłyśmy bardzo romantyczne.
Podniósł ręce, jakby się poddawał.
-
Dobrze już, dobrze. Nic nie wiem o tej jego znajomej, wiem
tylko, że na imię ma Kay, skrót od Katherine, skończyła historię
i pracuje w Bristolu.
-
To znaczy, że jest inteligentna.
Ten ton znał już wcześniej i spojrzał na nią zaskoczony.
-
Co, ty też? Venetia zawsze miała kompleks
niższości w stosunku do osób, które skończyły studia. Zawsze
jej powtarzałem, że jest równie dobra jak one.
-
Masz rację. Ale w moim przypadku jest tak, że większość
takich osób, kiedy tylko się zorientuje, że nie chodziłam do
college'u, natychmiast dumnie eksponuje swoją wyższość.
Popatrzył na nią ze zdumieniem i roześmiał się z podziwem,
-
Świetnie! Jesteś dużo bardziej bezpośrednia niż... jesteś
niemożliwie bezpośrednia. To chyba wpływ pobytu w
Ameryce. I twoich sukcesów.
-
Nikomu niczego nie muszę udowadniać, jeśli o to ci chodzi.
-
Nie, nie sądzę, żebyś musiała. - Zamyślił się. - Nigdy
przedtem nie miałem do czynienia z kimś tak znanym jak ty.
Nawe
t trudno mi myśleć o tobie w ten sposób, o tym, że jesteś
za pan brat z bogatymi i sławnymi. Przypuszczam, że ty też
jesteś bogata i sławna?
-
Ja tak o sobie nie myślę. Po prostu udało mi się osiągnąć
sukces w wybranej przeze mnie dziedzinie.
- Jestem p
rzekonany, że to zbyt skromnie powiedziane. Z
pewnością musiałaś włożyć dużo ciężkiej pracy, żeby dojść do
tego, co masz.
- To prawda -
przyznała - to była ciężka praca.
-
Ale odpowiednio opłacana. Pewnie gdybyś chciała, mogłabyś
już jutro przestać pracować?
Trudno było znaleźć odpowiedź na takie pytanie, bo nie
wiedziała, co chciał usłyszeć. Uśmiechnęła się tylko.
-
Dwadzieścia sześć lat to trochę za wcześnie, żeby myśleć o
emeryturze.
Szybko zmieniła temat.
Następnego dnia usunęła wszystkie dziecinne rzeczy z małej
sypialni i zawiozła je do sklepu opieki społecznej w
Cheltenham, wystarczająco daleko, żeby mieć absolutną
pewność, że Alex więcej ich nie zobaczy. Popołudnie spędziła u
matki. Do domu wróciła wieczorem i przez cały następny dzień
pracowic
ie usuwała tapety w kolorowe misie. Kiedy Alex
przyjechał w weekend pomóc jej przy odnawianiu, nie było
żadnych śladów, świadczących o poprzednim przeznaczeniu
pokoju. Alex wszystko zauważył, ale nic nie powiedział i wziął
się za malowanie sufitu.
Ginny p
ostanowiła wykleić pokój tapetą, więc zajęło im to
więcej czasu niż malowanie. Przez weekend i kolejne wieczory
pracowali wspólnie. Poznali się lepiej i ich przyjaźń okrzepła.
Ginny czuła, że Alex jest jej wdzięczny za usunięcie tapet, ale
jednocześnie zdawała sobie sprawę, że nie może zapomnieć,
czym miała być ta sypialnia. W czasie pracy dużo rozmawiali,
trochę o minionych latach, o tym, co robili do tej pory. Tylko
czasem wspo
minali Venetię i Simona, jak osoby, z którymi
łączyła ich przeszłość.
-
Muszę zamówić nowe zasłony i kupić meble do tego pokoju -
stwierdziła Ginny z entuzjazmem, gdy wreszcie pokój był
gotowy.
-
Nie możesz sama uszyć?
Ginny była już tak wyczulona na jego nastroje, że zauważyła
minimalną przerwę, którą zrobił po zakończeniu pytania.
Domyśliła się, że chciał powiedzieć, iż Venetia zawsze sama
szyła firanki, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Pomyślała,
że to dobry znak. To znaczy, że myśli o niej.
-
Nie umiałabym tego dobrze zrobić - przyznała szczerze. - W
szyciu nigdy nie by
łam dobra. Poza tym nie mam czasu.
Cały przyszły tydzień będę pracować w Londynie, chyba
pamiętasz?
-
Zostaniesz tam przez cały tydzień?
-
Tak. Nie opłaca mi się przyjeżdżać tu tylko na noc. Alex
dokończył pracę i wyprostował się.
-
No, jak ci się podoba?
-
Wygląda wspaniale. Zrobiłeś świetną robotę.
-
Oboje zrobiliśmy - uśmiechnął się do niej - i chyba
zasłużyliśmy na drinka.
Wieczór był przyjemny, więc wyszli do ogrodu. Alex popijał
piwo, Ginny wolała koktajl. W ciągu tych dwóch tygodni, kiedy
była jak zawieszona w próżni, czekając na telefon od Alexa,
zrobiła dużo w ogrodzie, ale znów wszystko zarosło i zostało
jeszcze sporo do uporządkowania. Przeszli się po ogródku. Alex
poka
zywał jej różne rośliny, mówił, kiedy zostały posadzone i
gdzie były kupione.
-
To kupiliśmy, żeby upamiętnić pierwszą rocznicę ślubu -
powiedział, wskazując na obsypany żółtymi kwiatami krzak
pnącej róży.
Przez chwilę poczuli smutek, ale Ginny ucieszyła się, że w
końcu rozluźnił się i zaczął z nią rozmawiać o Venetii.
-
Trzeba go trochę przyciąć - zauważyła.
- To prawda.
Nie powiedziała tego celowo, ale Alex poszedł do pralni,
przyniósł drabinę i zardzewiały sekator i zaczął ścinać odrosty.
Ginny w ogrodniczych rękawicach zbierała ścięte gałązki. Nagle
kolec przebił rękawiczkę i wbił się w jej palec.
- Ojej!
-
Skaleczyłaś się?
- Tak. -
Ostrożnie ściągnęła rękawiczkę.
-
Poczekaj, ja zobaczę. - Zszedł na dół i uważnie obejrzał
kciuk. -
Trzeba wziąć pincetkę.
-
Mam w łazience.
Zapadał już zmrok. Poszli do kuchni, gdzie światło było lepsze.
Alex oczyścił skaleczenie wodą utlenioną, potem spróbował
pincetką usunąć kolec.
-
Nie bój się, to nie będzie bolało. Zawsze byłaś małym
tchórzem. -
Pocałował ją w czubek nosa.
-
Pamiętasz, jak kiedyś... - Ujrzał nagły błysk szczęścia w jej
oczach i urwał gwałtownie. Ręka, którą ujmował jej dłoń
gwałtownie zadrżała.
-
Już wszystko dobrze, Alex. - Ginny szybko schwyciła
jego dłoń w swoje ręce.
-
Na chwilę zapomniałem, kim jesteś. Myślałem, że jesteś... -
Twarz mu zbielała.
-
Tego się nie da uniknąć - nie pozwoliła mu skończyć.
-
Tak myślisz?
Uwolnił dłoń i zacisnął pięść. Nie mógł opanować drżenia
szczęki. Odwrócił się, żeby odstawić wodę utlenioną. Po chwili
popatrzył na nią ze smutkiem.
- Nie wiem, c
zy dobrze robimy, Ginny. Gdy cię widzę, jestem z
tobą, w dodatku w tym domu, to przed oczami ciągle mam
Venetię.
Poczuła nagle ukłucie strachu, ale udało się jej powiedzieć: - To
chyba nieuchronne.
- Ale to nic dobrego nam nie przyniesie –
wybuchnął -
szcz
ególnie tobie. Zasługujesz na coś lepszego niż być braną
za kogoś innego, nawet przez chwilę.
-
Przeciągnął ręką po włosach. - Nie chcę myśleć, że tak po
prostu zajmujesz miejsce Venetii.
-
Ja również nie.
-
Może to też jest nieuniknione. Może oboje popełniamy duży
błąd sądząc, że możemy zostać przyjaciółmi. - Popatrzył na
nią zamyślony.
-
A czy nie jesteś teraz szczęśliwszy? - Przygryzła wargi,
starając się opanować.
Z niechęcią pokiwał głową, ale odpowiedział szczerze.
-
Jestem, przyznaję. Tylko myślę, że to nie jest w porządku. To
tak, jakbym zdradzał jej pamięć.
- To bzdura -
odrzekła z taką stanowczością, że aż
poderwał głowę. - Czy naprawdę sądzisz, że Venetia
chciałaby, żebyś do końca życia pozostał pogrążony w
smutku? Rozpaczać po jej utracie, tak. Ale to nie
znaczy, że nie masz już prawa do szczęścia.
-
Czy myślisz, że o tym nie wiem? Łatwo powiedzieć, ale jest
zupełnie inaczej, gdy chcesz to zastosować w praktyce. -
Potrząsnął głową. - Nie wiem, Ginny. Od śmierci Venetii nie
byłem taki szczęśliwy, jak jestem teraz. Może dlatego, że
zaczynam brać się w garść i dobrze się czuję w twoim
towarzystwie, a może dlatego, że podświadomie myślę o tobie
jako o Venetii i udaję przed sobą, że ty jesteś nią? I że ona
ciągle żyje?
-
Och, przestań, nie rób tego, Alex!
-
Myślisz, że chcę? - W nagłym porywie złapał ją za ramię i
ścisnął mocno. - A zresztą, może chcę. Może chcę właśnie tego.
Udawać, że nic się nie stało. Wymazać z pamięci te ostatnie lata.
Żyć tak jak dawniej. - Nie spuszczał z jej twarzy oczu pełnych
smutku i udręczenia. - Więc co, jeśli chodzi mi właśnie o to,
Ginny? Czy zgodzisz się na takie życie?
Tak łatwo byłoby natychmiast powiedzieć: tak, tak, kocham cię
i zrobię wszystko, co zechcesz. Ale to doprowadziłoby tylko do
szaleństwa i samozniszczenia. Wyrwała się i chwytając krzesło
odgrodziła się nim od Alexa.
-
Nie, nie można wracać do przeszłości! To niemożliwe.
Zaczniemy się nienawidzić. Zastanów się.
-
Masz rację. - Zacisnął zęby i na chwilę zamkną! oczy. -
Oczywiście, masz rację. Przepraszam.
Odwrócił się i podszedł do zlewu umyć ręce. Stanęła za nim i
położyła rękę na jego ramieniu. Poczuła, że zesztywniał
gwałtownie. Ze ściśniętym sercem zaczęła go przekonywać.
-
Każdy w twojej sytuacji ma podobne problemy i przeżywa
podobne rozterki. Tak samo czuje, że dopuszcza się zdrady, gdy
pozna kogoś nowego. To, co odczuwasz, nie jest czymś
wyjątkowym.
Zaśmiał się krótko. Wziął ręcznik i odwrócił się do niej.
-
To może nie jest wyjątkowe, ale wyjątkowa jest ta sytuacja.
Popatrz na to ze swojego punktu widzenia, Ginny. Każdy, kto
widzi nas razem, z pewnością uważa, że dążę do tego, żebyś
zajęła miejsce Venetii. Czy naprawdę chcesz tego?
-
Nie obchodzi mnie to, dopóki mam pewność, że ty wiesz, iż
tak nie jest.
-
Ale to tak wyg ląda. - Ze złością wzruszył ramionami.
-
Nie wiem. Znów jesteśmy w punkcie wyjścia. Może byłoby
lepiej, gdybyśmy przez jakiś czas przestali się widywać?
Serce jej zamarło, gdy pomyślała o tych dwóch tygodniach,
kiedy daremnie czeka
ła na jego telefon.
-
Nie sądzę, że to cokolwiek zmieni. Przynajmniej jeśli chodzi o
mnie. Nie widzę powodu, dlaczego nie moglibyśmy być
przyjaciółmi.
-
Przyjaciółmi? - Popatrzył na nią zamyślony. - Zaczynam
myśleć, że zwykła przyjaźń nie wchodzi w grę. Oboje wiemy o
tym. Po tym, co zaszło między nami w przeszłości, teraz może
być tylko albo wszystko, albo nic.
-
Możliwe - przyznała z bijącym sercem. - Ale to nie znaczy, że
nie możemy spróbować. Ja osobiście nie śpieszę się, żeby znów
wpaść w jakiś stały układ i, mówiąc szczerze, wcale nie mam
takiego zamiaru. Przy następnym razie muszę mieć całkowitą
pewność, oczywiście, jeśli w ogóle będzie następny raz.
-
Dla ciebie musi być następny raz - powiedział z mocą. - Nie
możesz być sama, jesteś na to zbyt młoda i zbyt piękna. Jesteś
stworzona do miłości, Ginny. I zasługujesz na to, by być
szczęśliwą.
-
Westchnął. - I może to straszny egoizm z mojej strony, że
trzymam cię, a sam chce jeszcze wszystko przemyśleć, kiedy ty
powinnaś spotkać kogoś, kto mógłby pokochać cię bez żadnych
warunków.
W oczach Ginny pojawił się błysk rozbawienia.
-
A może przywiązujesz za dużą wagę do własnej osoby. Jak
poznam cię lepiej, to może sama nie będę chciała zostać.
Uśmiechnął się nagle uśmiechem, który znała kiedyś.
- Och! Ale
mnie zastrzeliłaś! Może naprawdę masz rację. -
Popatrzył na nią, jakby coś rozważał. - Nie będzie cię tu przez
cały następny tydzień. Przez ten czas, dla naszego dobra,
przemyśl jeszcze raz wszystko, zastanów się, czego oczekujesz i
czy jest przed nami ja
kaś szansa na przyszłość.
- Nawet najmniejsza?
-
Chyba tak. Ale chciałbym, żebyś myślała o sobie, Ginny.
Oboje się zmieniliśmy. Może byłoby dla nas najlepiej,
gdybyśmy to skończyli.
-
A ty? Też masz zamiar to przemyśleć?
-
Wątpię, czy mógłbym myśleć o czymkolwiek innym - skrzywił
się. - To każe się, że zacznę wypisywać twoje imię na tablicy w
sali wykładowej.
-
Dopóki to będzie moje imię, a nie Venetii... - nie mogła się
powstrzymać, pełna rozpaczy i rozczarowania.
-
Znów jesteśmy w tym samym miejscu. - Oczy mu
pociemniały. Skierował się do wyjścia. - Do widzenia, Ginny.
Miłego pobytu w Londynie.
- Alex! -
Pobiegła za nim do przedpokoju. - Czy dasz mi znać?
Musisz mi to obiecać!
-
Oczywiście. I ty też. - Oboje wiedzieli, że to on zdecyduje. -
Kiedy wracasz?
-
W przyszły piątek. Wieczorem, chyba koło dziewiątej.
-
Dobrze. Będę tutaj - albo zostawię ci list. Cześć!
Czuła się zupełnie wyczerpana. Ten tydzień wykończył ją
fizycznie i psychicznie. Nie mogłaby po raz drugi przeżyć tych
dni, w czasie któ
rych bezustannie myślała o Alexie, o tym, co on
myśli i co postanowi. Chciała zadzwonić do niego, ale nie
odważyła się. Bała się, że to obróci się przeciwko niej.
Pracowała dużo, znajdując w pracy ucieczkę i chwilę spokoju.
Sprawy zawodowe szły bardzo dobrze. Rozmawiała ze swoim
agentem, poszła na lunch z producentem, który widział ją
wcześniej w telewizji i chciał zaproponować udział w swoim
programie. Ginny odwiedziła też starych znajomych i, po
krótkim wahaniu, zadzwoniła do Simona. Spotkali się i okazało
się, że nadal są przyjaciółmi. Ginny lubiła go jak dawniej, ale to
było wszystko. Rozstali się w zgodnie. Pozostało jej już tylko
czekanie na koniec tygodnia.
Wreszcie nadszedł i znalazła się w pociągu do Bath. Najlepiej
by było, gdyby Alex czekał na nią na stacji, ale nie przyszedł.
Właściwie nie powiedziała mu, którym pociągiem przyjedzie.
Pociąg się spóźnił, a taksówka wlokła się niemożliwie. Było
jeszcze widno, gdy wreszcie dotarła do domu i trudno było
zgadnąć, czy Alex jest w środku. Taksówkarz wniósł jej bagaże
i aż zaniemówił ze zdziwienia, kiedy zobaczył hojny napiwek.
-
Alex! Alex! Już jestem! - pobiegła do salonu, a potem do
kuchni. Dom wyglądał tak, jak go zostawiła. Spojrzała na
zegarek. Kwadrans po dziewiątej. Wolno weszła po schodach na
gó
rę. Na stoliku w przedpokoju leżało kilka listów, na pewno
położonych tam przez Clare, gdy przyszła podlać rośliny. Na
wycieraczce leżała samotna koperta bez znaczka, której nie
zauważyła, gdy biegiem wpadła do domu. Powoli, z niechęcią
pochyliła się, żeby ją podnieść.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Drżącą ręką wzięła list. Jej oczy wypełniły się łzami i nie mogła
rozpoznać pisma. Otworzyła kopertę i w tym samym momencie
usłyszała dźwięk zamka w drzwiach. Zamarła. Drzwi się
otworzyły i na progu stanął Alex.
Widząc ją, na chwilę zatrzymał się zdumiony, wreszcie wszedł i
zamknął za sobą drzwi.
-
Cześć, Ginny!
Popatrzył na jej bladą, zmęczoną twarz i oczy mli pociemniały.
Słowa przychodziły mu z wysiłkiem.
-
Przyszedłem, żeby ci powiedzieć, że wiele przemyślałem i
chciałbym zacząć wszystko na nowo. Ale wygląda na to, że ty
masz inne zdanie. Oczywiście mogę to zrozumieć. - Skulił
ramiona. -
Jesteś bardzo mądra. Pójdę już i...
Pierwszy szok minął i Ginny odzyskała poczucie rzeczywistości.
-
Alex, zamknij się, dobrze? - Rzuciła się w jego ramiona.
W pierwszej chwili objął ją, zaskoczony nagłą zmianą, ale zaraz
odsunął się nieco i popatrzył jej w oczy.
-
Jesteś pewna?
-
Tak. Nigdy nie miałam żadnych wątpliwości.
-
Dobrze wiedzieć. Przez chwilę...
-
Czy wreszcie mnie pocałujesz? - Poruszyła się niecierpliwie.
Roześmiał się uszczęśliwiony i ustami dotknął jej warg. Nie był
to nawet pocałunek, raczej mgliste przypomnienie czegoś, o
czym już dawno zapomniał. Dotyk jego ust był chłodny,
delikatny i pełen niezdecydowania. Ale Ginny to nie
wystarczało. Po paru chwilach zarzuciła mu ręce na szyję, całym
ciałem mocno przytuliła się do niego i pocałowała go tak, że nie
mógł się jej oprzeć. Westchnął, objął ją mocniej i nie mogąc
opanować drżenia, zaczął całować ją namiętnie. Z uczuciem
sz
częścia Ginny poddała się temu, gubiąc się w uścisku jego
ramion, nie przestając jednak w duchu modlić się żarliwie: -
Boże, spraw, żeby myślał o mnie, spraw, żeby myślał o mnie, a
nie o Venetii.
Pierwszy raz Alex świadomie całował ją, a nie jej siostrę. Dla
Ginny była to tylko krótka chwila, ulotne mgnienie. Alex
wyprostował się i odsunął ją lekko. Drżał, a nad górną wargą
zobaczyła drobniutkie kropelki potu.
-
Przepraszam. Dostałem więcej, niż na to zasłużyłem. -
Popatrzył jej w oczy chcąc, by go dobrze zrozumiała. - To było,
to było piekło, od dawna.
Wiedziała, o czym mówi. Z nią było tak samo. Pięć lat
oczekiwania i tęsknoty za czymś, czego już nigdy nie
spodziewała się odnaleźć. W tym czasie był oczywiście Simon,
ale to nie było to. Simon znał kobiety i umiał się z nimi
obchodzić, a seks z nim dostarczał dużo przyjemności. Jednak
będąc z nim nigdy nie odczuła tego obezwładniającego
pragnienia, radości dawania, wszechogarniającego ciepła i
miłości. Z Alexem było inaczej. Odnalazł miłość i szczęście, nie
miał za sobą niszczących lat wyczekiwania i tęsknoty.
Była pewna, że od śmierci Venetii nie zbliżył się do żadnej
kobiety. Byłoby to dla niego czymś zupełnie niemożliwym.
Nawet wspomnienie tamtej wspólnej nocy było dla niego
przykre. Dlatego musz
ę być opanowana - pomyślała. Niech
Alex przyzwyczai się do tej myśli i niech wszystko potoczy się
własnym biegiem. Czekała tak długo, że jeszcze trochę może
poczekać. Uśmiechnęła się do niego.
-
Okazuje się, że to dobrze, iż się spóźniłeś. Już myślałam, że
nie przyjdziesz. Byłam pewna, że to list od ciebie. - Pokazała
mu kopertę, którą cały czas trzymała w ręku. - Była na
wycieraczce.
-
Dopiero przyjechałaś?
-
Tak, były spore korki.
-
Wiem, dlatego się spóźniłem. - Uśmiechnął się. - Jadłaś już
coś?
- Od lunchu jeszcze nie.
-
To co zrobimy? Możemy gdzieś pójść albo, jeśli wolisz,
wyjdę i kupię trochę chińskiego jedzenia na wynos.
-
Chodźmy gdzieś. Dom dzisiaj nie wygląda zbyt zachęcająco.
Kiwnął głową i Ginny pomyślała, że chyba jest zadowolony,
ja
kby jej decyzja przyniosła mu ulgę. Najwyraźniej nie palił się
do szalonego, gwałtownego romansu. Zgarnęła resztę
korespondencji i weszli do samochodu. Do wiejskiego pubu
było już za późno, więc pojechali do restauracji w Bath.
- Od kogo jest ten list? -
zapytał, gdy już złożyli zamówienie.
Wyjęła list z torebki i szybko przebiegła po nim wzrokiem.
-
Od tych dwóch dziewcząt. Pytają, czy mogę popracować
na przyjęciu, urządzanym podczas rozgrywek tenisowych w
Wimbledonie przez firmę produkującą stroje sportowe.
-
I co o tym myślisz?
-
Dobrze płacą, a ja teraz jestem wolna.
-
Podoba mi się twoje podejście. - Roześmiał się. Ginny
przejrzała resztę listów.
-
To już same rachunki. - Włożyła je z powrotem do torby. -
Bardzo byłeś zajęty, gdy mnie nie było?
- Nie. -
Popatrzył jej w oczy. - Tęskniłem za tobą. Serce jej
mocniej zabiło i rozjaśniły się oczy, ale powiedziała tylko
lekkim tonem:
-
To miło.
-
Myślałem o tobie. To było coś zupełnie innego niż tamto
uczucie samotności, które nie opuszczało mnie od śmierci
Venetii. Tęskniłem za twoją radością życia i entuzjazmem, który
wnosisz do każdej rzeczy.
-
Jeszcze bardziej mi miło - powiedziała łagodnie. - Dziękuję,
cieszę się.
Wyciągnęła rękę przez stół, a on bez wahania ujął ją w swoje
dłonie. Było wspaniale.
-
Opowiedz mi teraz o tych wszystkich fascynujących rzeczach,
które robiłaś w Londynie.
-
Wcale tak nie było, cały czas ciężka praca.
Najważniejszy był pokaz mody. Razem z próbami i występem
dobroczynnym trwał cztery dni. Jeden dzień pracowałam dla
ilustrowanego magazynu jako foto-
modelka i wystąpiłam w
programie telewizyjnym, ale pokażą go dopiero za jakiś czas.
Poza tym odwiedziłam starych znajomych, byłam na kolacji z -
przez chwilę zawahała się - z innym starym znajomym.
- Z Simonem Blakiem? -
Popatrzył badawczo.
- Tak. -
Niechętnie kiwnęła głową.
-
Czyj to był pomysł, twój czy jego?
-
Prawdę mówiąc, mój. W gruncie rzeczy nadal go lubię.
Chciałam się upewnić, czy z nim wszystko w porządku.
- I jak mu leci?
Roześmiała się i wzruszyła ramionami.
-
Wiedzie mu się lepiej niż kiedykolwiek przedtem. Znów się
ożenił, z modelką, i na razie wygląda na to, że jest szczęśliwy.
Ale myślę, że to nie potrwa długo. Za bardzo tęskni za dziećmi i
życiem rodzinnym. Tak naprawdę, to nie powinien był
rozst
awać się z żoną. Miał romans z modelką, żona się o tym
dowiedziała i zamiast to jakoś przeboleć, postawiła mu
ultimatum -
albo ona i dzieci, albo on się wynosi. Zachował się
jak głupiec i odszedł. Ale w głębi serca od początku tego
żałował, tylko oczywiście był zbyt dumny, żeby się do tego
przyznać.
-
Szkoda, że nie zdawałaś sobie z tego sprawy, zanim wyszłaś
za niego.
-
Też tak myślę.
Rzucił jej ostrożne spojrzenie.
-
Nie żałujesz, że za niego wyszłaś?
-
Biorąc pod uwagę tamte okoliczności to nie.
-
Jakie okoliczności?
Potrząsnęła głową. Nie chciała mu mówić, dlaczego wyszła za
Simona. Po utracie Alexa pogrążyła się w takiej rozpaczy, że w
końcu chciała przekonać samą siebie, że nadal jest przed nią
jakieś życie i prawo do szczęścia. Nie rozumiała wtedy, że sama
sobie wyrządza krzywdę, a w związku z Simonem stale miała
poczucie winy, choć on nigdy nie wypomniał jej, że wyszła za
niego z takich pobudek. Powiedział o tym dopiero w ostatnim
okresie, kiedy oboje mieli świadomość, że ich związek się
rozpada i jest to nieuniknione -
i za to do końca zachowa dla
niego wdzięczność.
Alex popatrzył na nią zamyślony, ale nie oponował, gdy,
zmieniając temat, zapytała o Jeffa i jego nową dziewczynę.
-
Nadal z nią chodzi. A co byś powiedziała, gdybyśmy wybrali
si
ę gdzieś razem z nimi? Nasz znajomy ma w Bristolu żaglówkę
i często z Jeffem pożyczamy ją od niego. Moglibyśmy trochę
pożeglować w jakiś weekend.
- Wspaniale! -
zachwyciła się. - Kiedy?
-
Może w następny weekend, jeśli Kay będzie mogła.
-
To muszę sobie kupić coś odpowiedniego.
-
Jesteś taka sama jak Venetia. - Roześmiał się.
-
Ona też zawsze musiała mieć coś odpowiedniego na każdą
okazję.
-
A co w tym złego?
Przyniesiono zamówione potrawy i Ginny zabrała się za
jedzenie, pogrążona w myślach o planowanej eskapadzie.
Cieszyła się na nią, bo oprócz przyjemnego spędzenia czasu, po
raz pierwszy będą z kimś, kto nigdy nie znal Venetii i nie będzie
się dziwić, widząc ją razem z Alexem.
Po kolacji Alex odwiózł ją do domu. Wymówił się od wejścia
mówiąc, że Ginny musi się rozpakować.
-
Zadzwonię jutro i dam ci znać, co z weekendem. Ujął jej dłoń i
po chwili wahania przyciągnął ją bliżej i pocałował. Nie był to
jakiś specjalny pocałunek i Alex uśmiechnął się smutno.
-
Umiem to robić trochę lepiej.
- Wiem -
uśmiechnęła się łagodnie.
- To dobrze. -
Delikatnie dotknął jej policzka.
-
Uważaj na siebie, Ginny.
-
Ty też.
Wysiadła z samochodu i machała, póki nie odjechał. Weszła do
domu lekka i aż nieprzytomna ze szczęścia.
Termin wycieczki został ostatecznie ustalony na przyszły
weekend. Alex zadzwonił do niej następnego dnia rano.
-
Wypływamy w sobotę rano, wracamy w niedzielę
wieczorem. Czy to ci pasuje?
-
Tak, świetnie, - Jednak poczuła się zaskoczona. Nie
przypuszczała, że zostaną na łódce przez noc, spodziewała się,
że pojadą tylko na jeden dzień.
Dzień był piękny i ciepły. Ginny nastawiła pranie i z filiżanką
kawy wyszła do ogrodu. Wyglądał trochę inaczej niż przed jej
wyjazdem. Trawnik był świeżo wystrzyżony, a zbyt wyrośnięte
rośliny pnące się po murze przycięte i podwiązane. Alex musiał
tu przycho
dzić w czasie jej nieobecności. Kwiaty wokół
trawnika były w pełnym rozkwicie, a pnące róże obsypane
żółtym kwieciem tworzyły jasne plamy na tle starego ceglanego
muru. Usiadła na ogrodowym krześle, wystawiając twarz do
słońca i rozkoszując się spokojem ogrodu i zapachem róż. Żółte
róże były ulubionymi kwiatami Venetii. Myśl o siostrze przez
moment wypełniła jej serce nagłym chłodem. Jak często Venetia
siadywała tutaj, ciesząc się życiem, jak ona teraz, i z radością
patrząc w przyszłość? Jej życie było takie krótkie. Tłumiąc w
sobie nieprzyjemne uczucie lęku, Ginny szybko dopiła kawę i
poszła do Clare.
Na weekend Ginny kupiła kilka ciuchów w dobrym sklepie w
Cfteltenham, kiedy pojechała odwiedzić matkę - praktyczne
dżinsy, szorty, podkoszulek w paski i zabawną bluzę z napisem
na plecach. Wybrała też wycięty kostium kąpielowy, który
świetnie podkreślał jej figurę, teraz nieco pełniejszą niż na
początku pobytu w Anglii. Nie martwiła się tym, bo właśnie
takich modelek ostatnio najbardziej poszukiwano.
Umówili się w sobotę wczesnym rankiem. Ginny miała
przyjechać do Bristolu i tam spotkać się z resztą. Odnalazła
Alexa i Jeffa w porcie zajętych wnoszeniem na łódkę takich
ilości jedzenia, jakby wybierali się przynajmniej na tydzień.
Ginny uśmiechnęła się, wyjęła torbę z samochodu i podeszła do
nich dziwiąc się, jak chłopięco i wesoło wyglądają.
-
Cześć! - Alex odebrał jej torbę. Nachylił się i pocałował ją
w usta. Był to znaczący krok naprzód, bo zrobili to na oczach
Jeffa.
-
Cześć! - Posłała uśmiech przeznaczony tylko dla niego,
potem przywitała się z Jeffem, całując go na powitanie.
-
A gdzie jest Kay? Nie mogę się doczekać, kiedy ją poznam!
-
Powinna być lada moment. Umówiliśmy się o siódmej.
- J
uż chyba nie ma gorszej pory! - Powiedziała tak, ale
naprawdę ucieszyła ją poranna jazda samochodem przez uśpioną
okolicę. - Czy mogę wam pomóc?
-
Jeśli chcesz, to możesz poukładać jedzenie w środku.
Alex opisał jej jacht wcześniej. Wiedziała, że ma dziewięć
metrów, nazywa się Lydian, ale nie przypuszczała, że łódka
będzie tak piękna. Kuchnia mieściła się na środku i była
wyposażona w najnowszy sprzęt: lodówkę, kuchenkę
mikrofalową, zmywarko-suszarkę. Nie będzie tak źle, jak
myślała. Zajęła się rozlokowaniem jedzenia, ale po chwili Alex
zawołał:
-
Kay już nadchodzi!
Przeszła nad pojemnikiem z puszkami piwa, wyszła na pokład i
zeszła na nadbrzeże. Kay była w jej wieku, miała bujną, ciemną,
kręconą czuprynę i miły uśmiech. Miała jakieś sto sześćdziesiąt
c
entymetrów wzrostu i gdy podeszła, wszyscy nad nią górowali.
- No nie! -
jęknęła w taki sposób, że wszyscy wybuchnęli
śmiechem.
To był miły początek, szczególnie, gdy po chwili Ginny
stwierdziła:
-
Kay, uwierz mi, tutaj twój wzrost to naprawdę duży atut - z nas
wszystkich tylko ty będziesz mogła wyprostować się w środku.
Wypłynęli z portu na silniku zaraz po zapakowaniu łódki.
Płynęli wzdłuż stromych ścian wąwozu Avon Gorge i pod
wiszącym mostem Clifton, ulubionym przez samobójców.
Potem przez ujście rzeki River Severn skierowali się na otwarte
morze. Ginny, ciesząc się słońcem, siedziała razem z Alexem na
dziobie.
-
Chyba ty i Jeff wiecie, jak prowadzić taką łódkę?
-
Ale sobie przypomniałaś! - Potargał jej włosy i obejmując w
talii przyciągnął do siebie.
D
zień zaczął się wspaniale. Ginny szybko przyzwyczaiła się do
kołysania i żegluga jej się podobała, ale Kay nie czuła się
najlepiej i kiedy wypłynęli na morze, kilka razy znikała pod
pokładem. Ginny zeszła na dół, upewnić się, czy z Kay
wszystko w porządku i zorientować się, jak zaaranżować nocleg.
Łódka była przeznaczona dla ośmiu osób - miała trzy
dwuosobowe kabiny, w tym jedną z podwójnym łóżkiem, a w
kokpicie były dwie dodatkowe koje. Torby mężczyzn leżały
rzucone w jednej z kabin, ale ponieważ nie były rozpakowane,
nic to nie znaczyło.
Żeglowali wzdłuż wybrzeża Somerset i północnego Devon.
Wiatr wypełniał żagle i szybko popychał ich naprzód.
Ginny zabrała się za robienie kanapek na lunch i Kay zeszła na
dół, żeby jej pomóc, ale usiadła tylko, zielona na twarzy.
-
Czy oni często żeglują? - zapytała z desperacją. Czując, że
twierdząca odpowiedź mogłaby oznaczać koniec dla Jeffa,
Ginny odrzekła stanowczo:
-
Myślę, że bardzo rzadko. Gdyby rzeczywiście to lubili, to już
dawno kupiliby sobie żaglówkę, zamiast pożyczać od kogoś.
Spróbuj tego -
podała jej butelkę brandy - w celach leczniczych.
Blade policzki Kay nabrały trochę koloru.
- Chyba od dawna znasz Jeffa?
-
Tak, ale nie widziałam go przez pięć lat, odkąd przeniosłam się
do Ameryki.
-
Ale kiedyś chodziliście ze sobą?
W pierwszej chwili, zajęta robieniem kanapek, Ginny nie
zorientowała się, do czego Kay zmierza. Nagle zdała sobie
sprawę, że jest w podobnej sytuacji, w jakiej ona była z Alexem
i Venetią.
-
Kilka razy spotykaliśmy się w czwórkę - odrzekła starając się,
by zabrzmiało to zwyczajnie.
-
Wygląda na to, że on cię bardzo lubi.
-
Kiedyś, gdy przeżywałam ciężkie chwile, był dla mnie bardzo
miły.
- Ale wolisz Alexa?
Ginny odwróciła się do Kay i uśmiechnęła się.
-
Tak, wolę Alexa.
To rozproszyło jej wątpliwości. Spróbowała się uśmiechnąć.
-
Chciałabym nie czuć się tak źle.
-
Wiesz, może są tu jakieś tabletki przeciwko chorobie
morskiej. Poszukaj.
Udało się znaleźć potrzebne leki i wkrótce Kay dołączyła do
reszty. Rzucili kotwicę w zatoce Lynton i siedząc na zalanym
słońcem pokładzie, zjedli lunch. Kay siedziała z nimi, ale nie
mogła się zmusić do jedzenia. Nie chciała niczego po sobie
pokazać, ale wyraźnie czuła się nie najlepiej.
-
Może wrócimy? - zasugerowała Ginny.
-
Nie, nie. Zaraz poczuję się lepiej. Te tabletki mi pomagają.
Odbili po południu. Kay znów zeszła na dół i Ginny znalazła ją
z butelką brandy.
-
Jesteś pewna, że się dobrze czujesz? Przecież możemy zmienić
kurs i wracać do domu.
-
Nie, wszystko w porządku, naprawdę czuję się dobrze.
Mężczyźni chcieli spędzić noc na wodzie i przygotować posiłek
na łódce, ale Ginny wyszła na pokład i przywołała ich do siebie.
-
Kay naprawdę źle się czuje, ale nie chce nic mówić. Może
lepiej przycumujemy do brzegu i zjemy coś na lądzie.
Ulga, jaka odmalow
ała się na twarzy Kay, gdy przybili do
brzegu w Bideford i wyszli na suchy ląd, warta była kilku
godzin żeglugi.
Pospacerowali po mieście, w końcu znaleźli małą restaurację
koło portu specjalizującą się w potrawach ze świeżo
wyłowionych ryb i owoców morza. Nie było to szczególnie
eleganckie miejsce -
zwykłe obrusy w kratkę na drewnianych
stołach, twarde ławy, a na ścianach wokół wędkarskie trofea.
Wyglądało na to, że właściciele zajmują się zawodowo i
amatorsko żeglarstwem, a samo miejsce promieniowało ciepłem
i gościnnością.
Restauracja była pełna, a obsługa niespieszna, ale zdawało się to
nikomu nie przeszkadzać. W powietrzu wirowały strzępki
rozmów i śmiech, dochodziły kuchenne zapachy. Ścisnęli się w
czwórkę przy stoliku między dwoma innymi stołami i już po
chwili wdali się w pogawędkę z gośćmi przy sąsiednich
stolikach. Czekając na potrawy, wypili karafkę wina, potem
następną do posiłku. Głośne rozmowy przy stolikach
przekształciły się w jedną wspólną zabawę. O dziesiątej
przyszedł mężczyzna z akordeonem i rozpoczęło się wspólne
śpiewanie szantów. Wszyscy przyłączyli się do chóru, podnosili
w górę kufle z piwem i stukali się z sąsiadami.
Wyszli dopiero koło północy, gdy zaczęto zamykać lokal,
żegnając się głośno ze wszystkimi, nagle zaprzyjaźnionymi
ludźmi, wiedząc, że pewnie więcej się nie spotkają. Czuli się
świetnie, jakby to miejsce stało się oazą naturalności i wesołości
w tym zbyt cywilizowanym świecie. Alex objął Ginny w talii.
-
Taka piękna dziś noc. Pójdziemy na spacer?
Zawołał do Jeffa, że wrócą później, i skręcili w stronę zatoki.
Noc była piękna, prawie tropikalnie gorąca, gwiazdy błyszczały
na czystym niebie. Noc dla kochanków -
pomyślała Ginny, z
tęsknotą przepełniającą serce. Czy tej nocy nadejdzie czas? -
pytała samą siebie, nie pozwalając sobie nawet na ulotną
nadzieję. Czy Alex zabierze ją do pogrążonej w mroku kabiny?
Czy wreszcie spełni się marzenie, by wspomnienia tej
cudownej, na zawsze zapamiętanej nocy sprzed lat, stały się
rzeczywistością? Czy połączy ich miłość? Alex był teraz
zupełnie rozluźniony. Podziwiali widok na zatokę. Woda była
srebrna od blasku księżyca, i było tak pięknie, że aż dławiło w
gardle.
-
Zawsze powinno być tak jak teraz - powiedziała
marzycielsko Ginny.
- Uhm.
Alex oparł się o pień drzewa i przyciągnął ją do siebie. Odnalazł
jej usta i zaczął obsypywać je szybkimi pocałunkami. Ginny
odchyliła głowę, całował jej szyję, czuła na skórze gorący
oddech. Jęknęła i przycisnęła się do niego biodrami, nie broniąc
się przed wypełniającą ją falą pragnienia i pożądania. Znów
przywarł do jej ust. Tym razem całował ją coraz mocniej ze
wzrastającą namiętnością, jego ręce przytrzymywały ją w talii,
nie zwalniając uścisku. Ginny obejmowała jego głowę, I tuliła
się do niego, z radością i nienasyceniem przyjmując upragnione
pocałunki.
- Ginny, Ginny! -
szeptał jej imię prawie bez oddechu, tak
jakby wymawiał je po raz pierwszy.
Jego ręce delikatnie dotknęły jej piersi. Zawirowało jej w głowie
i już nie wiedziała, co się dzieje. Chciała krzyczeć, że chce być
jego, zaraz, natychmiast! Pragnęła tylko, by przewrócił ją na
trawę, zdarł z niej ubranie i kochał ją z dziką, obezwładniającą
namiętnością.
- Ginny?
Westchnęła przypominając sobie poniewczasie, że miała jemu
pozostawić pierwszy ruch. Nie może być zbyt szybka, zbyt
spragniona.
-
Ale jestem gorąca!
- Powiedz to jeszcze raz. -
Roześmiał się głośno.
-
Może wrócimy?
- Dobrze. -
Pocałował ją jeszcze raz.
Muszę zapomnieć o tamtej nocy - powtarzała sobie Ginny, gdy
tak szli razem objęci. Nie możemy się śpieszyć. Trzeba zostawić
czas na zaloty, to dawne określenie długiej drogi, która
prowadzi do poznania, wzajemnej akceptacji i uczucia, które
przetrwa burze. W jej przypadku umysł musi wziąć górę nad
prag
nieniem. A w przypadku Alexa? Może najpierw trzeba
ujar
zmić umysł, żeby zwyciężyło pragnienie. Chociaż dzisiejszy
wieczór jest dobrym początkiem - pomyślała uśmiechając się.
-
Co cię tak śmieszy? - Alex ścisnął ją lekko.
-
Jestem szczęśliwa - powiedziała po prostu. -A ty? Zaskoczyło
go pytanie, a jeszcze bardz
iej własna odpowiedź.
-
Tak. Myślę, że tak.
Nagle oczy mu pociemniały i wiedziała, że pomyślał o Venetii.
-
Skąd znasz te żeglarskie piosenki? - Zapytała szybko. - Razem
z Jeffem znaliście wszystkie teksty.
-
Już trochę żeglowaliśmy wcześniej. Rozmawiali tak, dopóki
nie doszli do łódki.
W kuchni i w kabinie na rufie paliło się światło.
-
Kay chyba poszła spać - stwierdził Alex.
Po cichu wślizgnęli się na łódkę. Zakołysała się pod ich
ciężarem. Jeff siedział w kuchni, przed nim stał kubek kakao.
- Jak tam Kay?
- Nie najlepiej -
odpowiedział z ponurym uśmiechem. - Chyba
wino jej zaszkodziło.
Nie tylko wino, ale też „lecznicza" brandy - pomyślała Ginny,
ale nic nie powiedziała.
-
Zostanę z nią. Wydaje mi się, że czeka ją ciężka noc.
-
Ja mogę z nią zostać - zaproponowała Ginny. Jeff stanowczo
potrząsnął głową.
-
Ja za nią odpowiadam i ja się nią zajmę. - Popatrzył
na Alexa. -
Obawiam się tylko, że będę cię budzić, jeśli
będziemy spać w jednej kabinie.
Alex wzruszył ramionami, potem popatrzył na Ginny i wolno
powiedział:
-
To może przeniosę się do Ginny, jeśli się zgodzi. Skinęła
głową, zbyt zaskoczona, żeby coś powiedzieć.
-
No to w takim razie ja się wprowadzam do twojej. - Jeff
podniósł się i uderzył głową w sufit. Zaklął, co mu się nigdy nie
zdarzało, a Ginny i Alex wybuchnęli śmiechem.
-
Poczekajcie, aż was to spotka!
Ginny wyszła z malutkiej łazienki i poszła do kabiny szykować
się do snu. Przypuszczała, że będzie mieć kabinę razem z Kay i
wzięła ze sobą krótką bawełnianą piżamę z więzienną pieczątką
i ukośnym napisem „Recydywista" na piersi. Szczotkowała
włosy, gdy Alex zastukał do drzwi.
-
Ginny? Mogę wejść?
-
Tak. Proszę. - Poczuła gwałtowne bicie serca. Widząc jej
piżamę wybuchnął śmiechem i wszystko wróciło do normy.
- Przypuszcza
łem, że założysz coś bardziej wyrafinowanego,
jedwabnego...
-
Lubię śmieszne rzeczy. - Zmarszczyła nos.
-
Jesteś duży dzieciak. - Roześmiał się.
W kabinie było podwójne łóżko, ale śpiwory były pojedyncze.
Ginny wślizgnęła się do swojego. Alex sięgnął nad nią, żeby
otworzyć okienko, które było po jej stronie. Miał na sobie tylko
podkoszulek i szorty, ale gdy wchodził do śpiwora, zdjął
koszulkę. Starała się nie patrzeć na jego ciało, nie wywoływać
dawnych wspomnień. Zgasił światło i położył się.
- Dobranoc -
powiedziała w ciemności. Odszukał jej rękę i
podniósł ją do ust.
-
Dobranoc, Ginny. Moja słodka Ginny.
Serce topniało jej ze szczęścia. To nic, że ciągle powtarza jej
imię, przypominając sobie, kim ona jest. Są tak blisko. Czuła się
niewiarygodnie szczęśliwa.
Chciała tak pozostać, trzymać go za rękę i żeby ta chwila nigdy
się nie skończyła. Ale zasnęła prawie natychmiast. Obudziła się
po kilku godzinach. Kabina była mała i w śpiworze było bardzo
gorąco. Alex spał odwrócony do niej tyłem. Ostrożnie rozpięła
suwak. Z kuchni dobiegł ją jakiś dźwięk, a potem odgłos
odkręconej wody. Na myśl o wodzie poczuła pragnienie. Jeszcze
chwilę leżała, ale w końcu ostrożnie przeszła nad Alexem i
wyszła z kabiny. W kuchni Jeff szykował okład z lodu.
- Co z Kay?
Uśmiechnął się, widząc jej piżamę.
-
Niedobrze. Chyba z powodu słońca. A wino i choroba morska
też swoje zrobiły.
-
Znów źle się czuje? Kiwnął głową.
-
Pójdę do niej.
Kay nie spała, leżała blada i rozgrzana, ale czuła się już nieco
lepiej.
-
Niedługo mi przejdzie. Przepraszam za to całe zamieszanie -
powiedziała słabym głosem.
-
Chcesz, żebym została z tobą?
Wszedł Jeff i delikatnie położył na czole Kay ręcznik z lodem.
Spojrzała na niego z wdzięcznością, a Ginny wymknęła się z
kabiny czując, że nie jest tu potrzebna. Jeff znalazł nareszcie
kogoś, kim mógłby się opiekować, i chociaż Kay nie wiedziała o
tym, ta nagła choroba była najlepszą rzeczą, jaka mogła się jej
przytrafić.
W kuchni Ginny opłukała ręce i twarz chłodną wodą i wyjęła z
lodówki zimny napój.
Alex leżał na śpiworze, nie spał, światło było zapalone.
-
Czy wszystko w porządku?
-
Kay nie czuje się zbyt dobrze, ale Jeff się nią zajął. Popatrzył
na nią badawczo wiedząc, co miała na myśli.
-
Trzymaj, przyniosłam ci coś do picia. - Podała mu napój i
przeszła nad nim na swoją połowę łóżka. Spojrzał na nią z
uznaniem.
-
Skąd wiedziałaś, że nie będę spać?
-
I tak się dziwiłam, jak możesz spać w takim upale. Oparci o
ścianę, siedzieli popijając napój.
-
Właściwie mógłbym mieć taką łódkę. Poczuła radość, że
wreszcie zaczął myśleć o przyszłości.
-
Dziwię się, że do tej pory nie kupiliście sobie z Jeffem jakiejś
żaglówki.
-
Można by to zrobić, ale na razie nie ma sensu. Jeśli Jeffowi
coś wyjdzie z Kay, to myślę, że nie pożegluje.
- Chyba nie. Biedna Kay.
Obawiam się, że raczej nie będzie
mogła jutro płynąć.
-
Może Jeff wynajmie samochód i odwiezie ją do domu, a my
wrócimy sami. -
Ujął jej dłoń. - Zostaniesz moją załogantką?
Na myśl, że zostaną tylko we dwoje, przeszyło ją gwałtowne
uczucie szczęścia, ale jedynie zawołała ze śmiechem:
- Tak jest, kapitanie!
Skończyli picie i Alex wziął od niej pustą puszkę.
-
Lepiej jeszcze pośpijmy.
Zgasił światło i położył się, nie wchodząc do śpiwora. Ginny
zrobiła to samo. Nieoczekiwanie Alex przyciągnął ją do siebie,
przytulając się do jej pleców. Lekko pocałował ją w łopatkę i
przez kilka minut Ginny ledwie odważyła się oddychać, nie
wiedząc, czy nie posunie się dalej, ale nie zrobił nic więcej i
znów zapadli w sen.
Obudził ich warkot uruchamianego w pobliżu silnika. Ginny,
jeszcze senna, odwróciła się, ale szybko się rozbudziła, gdy
poczuła obejmującą ją rękę Alexa. Poruszył się i otworzył oczy.
-
Cześć, kochanie - zamruczał i przybliżył się, żeby ją
pocałować. Nagle zamarł i z przerażeniem szeroko otworzył
oczy. O
dsunął się gwałtownie. Przez kilka chwil po
przebudzeniu myślał, że jest z Venetią. Starając się niczego po
sobie nie pokazać usiadła i powiedziała z ożywieniem:
-
Ja pierwsza zajmuję łazienkę. Ciekawa jestem, jak Kay się
czuje. Przesuń się trochę, to szybciej wyjdę.
Porwała kosmetyczkę i kilka ciuchów i zostawiła go samego,
dając mu czas na dojście do siebie. Ubrała się i zajrzała do
kabiny Kay. Nie zdziwiła się, widząc Jeffa śpiącego w wolnej
koi. Kay też spała. Ginny poszła do kuchni i po cichu zaczęła
szykować śniadanie.
Po kwadransie pojawił się Alex.
- A gdzie reszta?
-
Jeszcze śpią. Zrobiłam ci jajecznice na grzance. Lubisz?
- Uhm, bardzo.
Usiedli i zaczęli jeść, rozdzieleni stojącym na stoliku ekspresem
do kawy. Dookoła panował spokój, prawie nie czuło się
kołysania łódki.
-
To jaki mamy plan? Kiedy odpływamy? - zapytała z
ożywieniem.
Popatrzył na zegarek.
-
Za jakąś godzinę będziemy gotowi.
Właśnie kończyli śniadanie, gdy do kuchni wkroczył Jeff.
-
Czuję zapach kawy - powiedział, węsząc nosem jak głodny
królik.
-
Zaraz ci naleję. Kay też chyba się napije. - Po patrzyła na
Jeffa. -
Sądzisz, że będzie mogła popłynąć?
-
Nie, jeśli tylko można tego uniknąć. Spróbuję wynająć
samochód albo złapać taksówkę, chociaż w niedzielę mogą być
problemy.
Alex wstał, pochylając głowę, żeby się nie uderzyć.
-
Zobaczę, co się da zrobić.
Dla kogoś innego może byłoby to trudne zadanie, ale Alex
wkrótce był z powrotem. Dogadał się z właścicielem innej łódki,
który zgodził się odwieźć Jeffa i Kay do Bristolu, jeśli będą
gotowi za pół godziny. Zadowoleni prawie w biegu zjedli
śniadanie i odjechali. Ginny i Alex zostali sami. Przez chwilę
poczuli się nieswojo, ale to uczucie szybko zniknęło, kiedy
zajęli się szykowaniem łódki do żeglugi. Dzień znów był piękny
i tak
gorący, że po jakiejś godzinie Ginny zeszła na dół i
przebrała się w kostium. Alex rozebrał się już wcześniej i w
samych szortach stał przy sterze, szczupły i brązowy od słońca.
Uśmiechnął się na jej widok i wyciągnął rękę.
- Hej, Ginny -
powiedział ciepło i pocałował ją. W mgnieniu
oka świat znów stał się piękny, szczególnie gdy dodał: - Jesteś
taka czarująca.
Dalsza żegluga upłynęła w idyllicznym nastroju. Ginny
wiedziała, że ten dzień zapamięta na zawsze. Alex był wyraźnie
szczęśliwy, droczył się z nią, kiedy myliła liny, przytulał ją i
całował. Pozwolił jej sterować i gdy trzymała koło sterowe,
stanął za nią, z ręką delikatnie opartą na jej ramieniu. Czuła tuż
obok siebie jego prawie nagie ciało, a lekki wiatr owiewał ich
twarze. W drodze powrotnej mus
ieli halsować, więc podróż
trwała nieco dłużej niż w tamtą stronę. Był już prawie wieczór,
gdy z żalem zrzucili żagle i na silniku popłynęli do portu.
Wyładowanie i sklarowanie łódki zajęło im następną godzinę,
więc kiedy wreszcie wyruszyli do Bath, było już późno i
zupełnie ciemno. Po dwóch dniach na świeżym powietrzu i
krótkim śnie w nocy oboje czuli się zmęczeni. Alex ziewnął,
gdy czekali na skrzyżowaniu na zmianę świateł i Ginny
powiedziała impulsywnie:
-
Naprawdę musisz dziś wracać do domu? Jeśli chcesz, możesz
przenocować u mnie.
Stłumił kolejne ziewnięcie i roześmiał się.
-
To bardzo ponętny pomysł.
Ucieszyła się, że tak łatwo się zgodził. Wszystko jedno czy
spędzą tę noc tak jak na łódce, czy też Alex przenocuje w
wolnym pokoju -
liczyło się tylko to, że będą razem.
Zaparkowali przed domem i Ginny nachyliła się do tyłu, żeby
sięgnąć po swoją torbę, gdy usłyszała Alexa.
-
W salonie pali się światło. Chyba je zostawiłaś wczoraj rano.
-
Nie pamiętam, żebym wczoraj w ogóle była w tym pokoju. -
Zaskoczona
spojrzała na dom.
Popatrzyli na siebie i Alex szybko wysiadł z samochodu.
-
Zostań tutaj.
Stanęła tuż za nim, gdy otwierał drzwi.
W pokoju był mężczyzna, ale zupełnie nie wyglądał na
włamywacza. Siedział w fotelu, z nogami na stołeczku,
drinkiem na stoli
ku obok i oglądał telewizję. Gdy wpadli do
salonu, popatrzył na nich, jakby nic się nie stało.
-
Cześć, Ginny.
- Simon!
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Co tu robisz?! -
krzyknęła ze zdumieniem. Poczuła, że
stojący obok niej Alex sztywnieje, i serce jej zamarło, gdy
zobaczyła wyraz niezadowolenia na jego twarzy. W obawie, że
zaraz się odwróci i odejdzie, uspokajająco położyła rękę na jego
ramieniu.
Simon dostrzegł ten gest.
-
Przejeżdżałem w pobliżu i pomyślałem, że poproszę cię o
nocleg. -
Popatrzył na Alexa. - Ale może przeszkadzam?
-
Zupełnie nie - odrzekł sztywno.
Ledwie hamując wściekłość, Ginny zapytała:
-
Simon, chyba nie miałeś okazji poznać mojego szwagra, Alexa
Warwicka?
-
Ach, to pan był mężem Venetii - podniósł rękę w geście
powitania, ale nie ruszał się z miejsca. Badawczym wzrokiem
zmierzył Alexa.
-
Jak się tu dostałeś? - zapytała chcąc, by Alex wiedział, że nie
dała Simonowi kluczy.
-
Przypomniałem sobie, że opowiadałaś o sąsiadce, więc
zastukałem do niej i wpuściła mnie.
-
Tak po prostu cię wpuściła?
-
No, powiedziałem jej, że jestem twoim mężem - odrzekł
gładko, zadowolony z siebie.
-
Pięknie ci dziękuję!
Nadal trzymała rękę na ramieniu Alexa, ale poczuła, że on
oddala się od niej. Świetnie wiedziała, co sobie teraz myśli, ale
nie miała zamiaru pozwolić mu znów odejść.
-
Dlaczego nie zadzwoniłeś, by mi powiedzieć, że przyjeżdżasz?
-
Próbowałem, ale ciągle włączała się taśma.
-
Popatrzył na nią żałośnie, ale w jego oczach czaiła się
wesołość. - Wygląda na to, że nie cieszy cię mój widok.
Sp
róbowała wziąć się w garść. Nie uda mu się wyprowadzić ją z
równowagi. Zdjęła rękę z ramienia Alexa i zrobiła kilka kroków.
-
Przecież wiesz, że zawsze jesteś miłym gościem - powiedziała
lekko. -
Nie mogłeś mnie zastać, bo wyjechaliśmy na weekend.
Wybraliśmy się ze znajomymi na żaglówkę. - Zacisnęła palce na
poręczy krzesła. - Może się czegoś napijemy? Alex, na co masz
ochotę?
Potrząsnął głową.
-
Zostawiłem otwarty samochód. Przyniosę twoje rzeczy.
Wyszedł, a Simon podszedł do niej i pocałował ją.
- Czy
zjawiłem się tu bardzo nie w porę?
-
Trochę - przyznała.
- Przykro mi. -
Łagodnie położył rękę na jej ramieniu, ale
zdjął ją szybko, gdy Alex wszedł z torbą do pokoju.
-
Alex, pozwól, że ci coś naleję. Czego się napijesz?
-
Dziękuję, ale prowadzę.
Sp
ojrzał na Ginny. Poczuła nagły ucisk w sercu, widząc, że
oddalają się od siebie coraz bardziej.
-
Pewnie macie sporo rzeczy do omówienia, więc lepiej was
zostawię. Dobranoc, Ginny. Do zobaczenia.
Szybko skinął głową w kierunku Simona i zniknął za drzwiami.
Ginny wybiegła za nim. Dopadła go na chodniku. Obróciła go,
żeby spojrzeć mu w oczy.
-
Alex, nie zapraszałam go tutaj. I nic się nie zmieniło. I ja się
nie zmieniłam. Nadal jestem tą samą osobą, jaką byłam dzisiaj
po południu.
- Tak, wiem -
odrzekł szorstko.
-
To dlaczego traktujesz mnie tak, jakbym nagle stała ci się
obca? Jak kogoś, kogo nawet nie lubisz.
Zacisnął zęby, westchnął.
-
Sądzę, że dopóki on był tylko imieniem, łatwiej było mi o nim
nie myśleć, ale zobaczyć mężczyznę, który był twoim mężem,
wyobrazić sobie was razem - to już nie tak łatwo znieść.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
-
O Boże! Chyba jesteś zazdrosny! Był równie zdziwiony jak
ona.
-
Oczywiście, że nie jestem zazdrosny.
-
To czemu tak pędzisz? - Omal nie zapytała, dlaczego tak
ucieka.
Zobaczyła błysk złości w jego oczach.
-
Wcale nie. Ale nie chcę wam przeszkadzać, gdy będziecie
wspominać dawne czasy.
-
Jesteś zazdrosny! To wspaniale! - Uśmiechnęła się promiennie.
Wpatrywał się w nią targany sprzecznymi uczuciami. W końcu
poc
zucie humoru zwyciężyło i roześmiał się.
-
Już dobrze, może trochę jestem. - Położył rękę na jej ramieniu,
odwrócił do siebie i mocno pocałował w usta. - On jest za stary
dla ciebie!
Wsiadł do samochodu i szybko odjechał. Patrzyła za nim,
dopóki nie zniknął, przepełniona radością, że potrafi go
oczarować. Czuła się tak, jakby pomyślnie pokonała pewną
barierę i teraz jej życie ułoży się zupełnie inaczej.
-
Masz zamiar tak tu stać całą noc? - Dobiegający z holu głos
Simona przywołał ją do rzeczywistości. Roześmiała się i poszła
w jego stronę.
Domyśliła się, że wizyta Simona nie była przypadkowa. Należał
do ludzi, którzy zawsze wiedzą, że w razie potrzeby czeka na
nich zarezerwowany hotel. Weszli do salonu.
-
No dobrze, teraz mów, co cię tu sprowadza.
- Ach t
a przenikliwość i bezpośredniość mojej eksżony! -
Roześmiał się.
-
Czy to długo potrwa?
-
Możliwe - przyznał.
-
To najpierw wezmę drinka. - Przygotowała sobie
bezalkoholowy napój i ponownie napełniła jego kieliszek.
Usiadła na kanapie podwijając nogi. - No dobrze, zaczynaj.
-
Jeśli jesteś zupełnie pewna, że będzie ci dobrze... Roześmiała
się, przypominając sobie, że to właśnie poczucie humoru zawsze
u niego ceniła.
-
No już, Simon. Zdaje się, że masz problemy z żoną.
-
Zgadza się, ale nie takie, jak myślisz. Janet się rozwodzi.
Spojrzała na niego naprawdę zaskoczona. Janet była jego
pierwszą żoną i matką jego dzieci, teraz już zupełnie dorosłych.
-
O Boże, zawsze myślałam, że jest zadowolona.
-
Widać nie. Zabrała ze sobą bagaże i meble, zarzekając się, że
nigdy nie wróci.
Popatrzyła na niego przenikliwie.
-
A ty byś nie miał nic przeciwko temu, żeby to wszystko razem
z nią znalazło się u ciebie?
-
Miałaś rację, gdy mówiłaś, że nie powinienem jej zostawiać.
Ale jest jeden problem.
-
Żona numer cztery? Sonia?
- T-a-
k. A poza tym jeszcze to, że był numer dwa i numer trzy.
-
No tak; Janet ma przewagę. I co zamierzasz zrobić?
Chyba po raz pierwszy w życiu Simon wyglądał na
niezdecydowanego.
-
Nie wiem. Boję się ją spłoszyć, a zarazem obawiam się, że jak
nic nie zrobię, to może znaleźć sobie kogoś innego albo
rozmyślić się i wrócić do domu. Chciałbym, żeby wiedziała, że
nadal mi na niej zależy.
-
To rzeczywiście masz problem. Pokiwał głową.
-
Dlatego wpadłem na pomysł, że pogadam z tobą. Ty też chyba
jesteś w podobnie delikatnej sytuacji, co?
W duchu przyznała mu rację. Zamyśliła się.
-
Musisz być bardzo ostrożny. Nie rób niczego za szybko. Ale
jeśli chcesz jej powiedzieć, że nadal ci na niej zależy, to Janet
musi mieć pewność, że tym razem to będzie na dłużej.
Powinieneś ją przekonać, że już więcej nie będzie żadnych
skoków w bok.
Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się.
-
To może nawet byłby niezły pomysł, gdyby udało ci
się przekonać ją, że już się wyszalałeś i chcesz się ustatkować.
Zwrócił się w jej stronę, a ona roześmiała się.
-
I oczywiście nie wygadaj się, że spędziłeś u mnie noc
-
No pewnie, że nie. Chociaż może nie byłoby źle, gdyby Sonia
się jakoś o tym dowiedziała.
- Och, nie! -
zawołała prostując się na kanapie. - Jeśli dlatego tu
przyszedłeś, to wychodź stąd zaraz. Moja własna przyszłość
może być zagrożona, gdybyś chciał posłużyć się mną w sprawie
rozwodowej.
-
Uspokój się, nie zrobię tego - popatrzył na nią przenikliwie. -
Alex chyba się nie ucieszył, widząc mnie tutaj.
-
Inni też by się nie ucieszyli - powiedziała zgryźliwie, ale po
chwili złagodniała. - Mówiłam ci, że trzeba patrzeć pod nogi,
żeby nie wdepnąć w błoto.
-
A p rzed e mn ie czu jesz się, jak by ci się to
przytrafiło?
-
Tak, ale mam nadzieje, że będzie dobrze.
-
Pójdę, jeśli chcesz.
- Nie -
stanowczo potrząsnęła głową. - Alex wie, że
jesteśmy przyjaciółmi. Musi się z tym pogodzić.
-
To dobrze. Nie bardzo by mi się uśmiechało iść i szukać
noclegu o tej porze.
Rozmawiali jeszcze długo, głównie o matrymonialnych
problemach Simona, a właściwie to on mówił, a ona słuchała.
Była to jedna z rzeczy, która ich zbliżała, jej umiejętność
słuchania i zadawania pytań, dzięki którym łatwiej udawało się
podjąć właściwe decyzje. Było już po północy, kiedy Ginny
stw
ierdziła, że trzeba iść spać.
-
Porozmawiamy o tym jeszcze rano, dobrze? Potrząsnął głową.
-
Już nie trzeba. Wiem, co mam robić. Uśmiechnęła się do
niego.
-
Wiedziałeś cały czas, ale chciałeś się jeszcze upewnić, że
będziesz miał odwagę to zrobić. - Wstała. - Przygotuję ci łóżko.
Simon też się podniósł i znajomym ruchem objął ją w talii.
-
Czy to konieczne? Może byśmy - po starej znajomości... -
pytanie zawisło w powietrzu.
- Nic z tego -
powiedziała stanowczo. - Już i tak wystarczy ci
kłopotów.
-
Chyba masz rację. Ale naprawdę szkoda, bo wyglądasz
prześlicznie. - Westchnął.
-
Idź do łóżka, Simon. - Roześmiała się i popchnęła go naprzód.
Odjechał do Londynu koło dziewiątej rano. W kilku oknach
dostrzegła nieznaczne poruszenia firanek, u Clare również.
Domyśliła się, że niedługo cała ulica będzie wiedzieć, że była
mężatką. Clare zapewne sądziła, że nadal nią jest, Simon z
pewnością nie powiedział, że rozwiedli się prawie dwa lata
temu. Wróciła do domu i wzięła się za sprzątanie. Czekała
na Clare i n
a telefon od Alexa, chociaż co do tego czy zadzwoni,
nie miała aż takiej pewności.
Clare nie dała na siebie długo czekać, zastukała koło dziesiątej.
Ginny szczerze opowiedziała jej o Simonie i po jakiejś godzinie
Clare poszła, zadowolona, że ma o czym opowiadać.
Oczekiwany telefon od Alexa był dopiero wieczorem i na
dźwięk jego głosu serce jej zabiło.
-
Pojechał?
-
Oczywiście.
-
A czego chciał? - Widać Alex też przejrzał jego wymówkę.
Z ożywieniem opowiedziała mu o wszystkim.
-
A jak tam Kay, wiesz coś? - zapytała, usuwając Simona z ich
życia.
-
Już czuje się całkiem dobrze. Po prostu kiepski z niej żeglarz. -
i tak świetnie się trzymała.
-
Jeff chyba też tak uważa. Wygląda na to, że tym razem
połknął haczyk.
-
To wspaniale, bardzo się cieszę.
- Co dzisi
aj robiłaś?
-
Chowałam składane łóżko, na którym spał Simon.
-
Naprawdę?
-
Pomyślałam, że chętnie się o tym dowiesz.
-
Mo że p rzyjechałabyś tutaj i p o s
zlibyśmy na
kolację?
-
Już jadę. - Westchnęła ze szczęścia.
Kilka następnych tygodni należało do najszczęśliwszych chwil
w życiu Ginny. Widywała się z Alexem dwa lub trzy razy w
tygodniu, chyba że akurat wyjeżdżała w związku z pracą.
Czasami wychodzili gdzieś w czwórkę z Jeffem i Kay, ale
częściej zostawali sami. Była pełnia lata, najlepszy czas na
pogłębienie łączącego ich uczucia. Powoli poznawali się coraz
lepiej, odkrywali się wzajemnie. Ginny upewniła się, że nie
tylko kocha Alexa, ale też bardzo go lubi. Alex uświadomił
sobie, że Ginny nie jest sobowtórem kobiety, którą kiedyś
kochał i utracił, ale zupełnie inną istotą. Bywały jeszcze chwile,
kiedy nazywał ją Venetią i wtedy na moment odżywało
napięcie, ale z upływem czasu zdarzało się to coraz rzadziej.
Po wakacyjnej przerwie na uniwersytecie Alex miał pojechać z
referatem na konferencję do Mediolanu.
-
Żałuję teraz, że się na to zgodziłem.
Byli w jego mieszkaniu, w ostatni wieczór przed wyjazdem
Alexa. Wrócili z kolacji i w doskonałych nastrojach siedzieli na
skórzanej kanapie.
-
Wyjeżdżasz tylko na tydzień.
-
Tak, ale chyba nie zdążę wrócić przed twoim odlotem do
Ameryki.
-
Nie mogę nic zrobić. To pokaz mody przygotowany przez
projektanta, któremu mnóstwo zawdzięczam. Bardzo mi
pomógł, gdy stawiałam pierwsze kroki w Nowym Jorku i nie
mogę go teraz zawieść.
Mocniej objął ją w talii.
-
Trochę się boję, że będzie cię kusiło, żeby zostać w Ameryce.
Obiecujesz, że wrócisz?
-
Przecież wiesz, że tak.
Pochylił się i zaczął ją całować, ręce opuścił na jej piersi. Czuła
jego usta przyciskające jej wargi w namiętnym pocałunku, dotyk
jego palców na skórze, piesz
czoty, które budziły w niej takie
emocje, że aby opanować krzyk, wbiła mu paznokcie w plecy. Z
trudem łapała oddech, a jej ciało wyginało się pod dotykiem
jego rąk. Nie spali jeszcze ze sobą, ale z każdym mijającym
dniem narastała w nich pewność, że ta chwila jest coraz bliżej.
-
Jesteś taka piękna -wyszeptał. Rozpiął jej bluzkę i zaczął
całować piersi. Zajęczała, zanurzyła dłonie w jego włosach i
nagle w tym momencie rozległo się stukanie do drzwi. Alex
wyprostował się.
- Cholera! - Popraw
ił włosy i wstał, a Ginny pośpiesznie zapięła
bluzkę. - Już?
Kiwnęła głową, otworzył drzwi. Zobaczyli Jeffa i Kay. Stali
objęci wpół z tak promiennymi twarzami, jakby spotkało ich
jakieś nieprawdopodobne szczęście.
-
Przepraszamy za najście, ale musimy wam coś powiedzieć -
właśnie się zaręczyliśmy!
-
To wspaniała wiadomość! - Alex wciągnął ich do pokoju. -
Nie mogliście mnie bardziej ucieszyć. - Ucałował Kay i uścisnął
rękę Jeffa. - Moje gratulacje.
Ginny złożyła im życzenia, a Alex otworzył butelkę szampana.
-
Trzymałem go przez dziesięć lat właśnie na taką okazję. Na
pewno już nabrał mocy.
Wypili za zdrowie i szczęście narzeczonych, Alex wzniósł toast
i głos mu nawet nie zadrżał.
- Jakie macie plany? -
wypytywała Ginny. - Kiedy ślub?
-
Jeszcze nie było czasu, żeby o tym pomyśleć. Zaręczyliśmy
się dopiero dzisiaj.
-
Ale już ją namówiłem, żeby pojechała ze mną do Włoch na
wykopaliska! -
wtrącił się Jeff.
Ginny szczerze cieszyła się z jego szczęścia. Sama czuła się
podniecona na myśl o wspaniałej przyszłości, która się przed
nimi otwierała. Spojrzała na Alexa i dostrzegła, że jakaś część
jego istoty nie bierze udziału w tym, co się dzieje. Wiedziała, że
Alex myśli o Venetii, wspomina dzień, kiedy się zaręczyli i też z
nadzieją patrzyli w przyszłość. Poczuł jej wzrok i zmarszczył
brwi. Z wysiłkiem oderwał się od wspomnień. Mrugnął
do niej, uśmiechnęła się w odpowiedzi, ale smutek pozostał w
jej oczach.
Jeff i Kay byli tak podekscytowani, że zostali do późna w nocy.
Siedzieli na kanapie, trzymając się za ręce, snuli plany na
przyszłość-
-
Zostaniesz moim drużbą, dobrze? - zapytał Jeff. - W końcu to
wszystko zrobiłem dla ciebie.
-
Czy mógłbym powiedzieć nie na tak zgrabnie sformułowane
zaproszenie? -
Alex roześmiał się.
Kay popatrzyła na Ginny.
- Ma
rzę, żebyś została moją druhną - zawahała się - ale...
-
Jeśli masz trochę zdrowego rozsądku, to nie proś mnie o to -
dokończyła za nią Ginny. - Jestem za wysoka. Do ciebie
najbardziej pasują małe słodkie dziewczynki w sukieneczkach i
pantalonach.
Kay rozp
romieniła się.
-
Och, to cudowny pomysł! A pomożesz mi wybrać suknię
ślubną?
-
Oczywiście.
Rozśmieszając mężczyzn, zaczęły omawiać wzory sukien
ślubnych. W końcu Alex się podniósł.
-
Nie obraźcie się, ale mam samolot wcześnie rano i muszę was
wygonić.
Pożegnali się i poszli do mieszkania Jeffa, a Alex odprowadził
Ginny do samochodu.
-
Dobrej podróży do Mediolanu.
- Uhm. -
Wyglądało na to, że zaprząta go coś innego. - Ginny?
-
Położył jej ręce na ramionach.
- Tak?
Zawahał się i potrząsnął głową.
- Do zo
baczenia, jak wrócę. Na pewno możesz prowadzić?
- Tak. Dobranoc.
Pocałował ją lekko, ale nagle gwałtownie przycisnął ją do piersi
i mocno pocałował w usta. Poczuła, że zawsze będzie miał nad
nią władzę.
- Och! -
Spojrzała na niego zaskoczona, ale Alex już otwierał
samochód. Wsiadła i odjechała, pomachał jej ręką.
Alex kilka razy telefonował do niej z Mediolanu, ale mimo to
tydzień był męczący i pełen niepokoju. Były chwile, kiedy
pragnęła go aż do bólu. Zamęczała się grą w tenisa, gimnastyką,
chodziła na basen, znów zaczęła biegać. To wszystko świetnie
wpłynęło na jej figurę, jednak nie stłumiło pragnienia. Wie-
działa, że Alex potrzebuje czasu, ale była bardzo zakochana. Jej
młode, zdrowe ciało domagało się swoich praw. Czasami było
jej ciężko, tym bardziej że wiedziała, czego może spodziewać
się po Alexie.
Cieszyła się, że Alex jest szczęśliwy. Coraz rzadsze były chwile,
przynajmniej gdy byli razem, w których oddalał się od niej i
pogrążał we wspomnieniach i smutku. Ale do tej pory nie zabrał
jej do swojej
rodziny ani, choć go zapraszała, nie towarzyszył jej
w wizytach składanych matce. Domyślała się powodów - nie
chciał, by wyciągnięto wniosek, który się sam nasuwał - że
Ginny ma mu zastąpić Venetię. Rozumiała go, ale zdawała sobie
sprawę, że nie przedstawi jej rodzinie, dopóki sam nie będzie
całkowicie przekonany.
Któregoś dnia Ginny zaprosiła Kay na kolację. Rozmawiały o
ślubie i oglądały wzory sukien. Kay czuła się bardzo szczęśliwa
i chciała, żeby i Ginny dzieliła jej uczucia.
-
Może niedługo ty i Alex też: będziecie szykować się do ślubu.
Koniecznie musisz mieć białą suknię, będziesz wyglądać
prześlicznie.
Ginny uśmiechnęła się.
-
Może kiedyś przyjdzie taki dzień, ale myślę, że jeszcze
nieprędko.
-
Dlatego, że Alex jest wdowcem? Ależ wy jesteście dla siebie
stworzeni!
-
Naprawdę tak myślisz? - Popatrzyła na Kay badawczo.
-
Oczywiście. Wszyscy tak uważają. - Roześmiała się. -I ja będę
mogła być twoją druhną, bo jestem od ciebie dużo niższa!
-
Myślę, że nawet jeśli kiedyś się pobierzemy, to będzie to
tylko szybka rejestracja w urzędzie. Chociaż byłoby
przyjemnie znów brać ślub w białej sukni - powiedziała
marzycielsko, zapatrzona gdzieś w dal.
- Znów? -
Kay szeroko otworzyła oczy. - Czy chcesz
powiedzieć, że już byłaś mężatką?
Giny popatrzyła na nią i zdała sobie sprawę, że jeśli miałaby na
dłużej zaprzyjaźnić się z Kay, to nie może przed nią niczego
ukrywać.
-
Tak, jestem rozwiedziona. Chyba nie wiesz, że miałam siostrę,
identyczną bliźniaczkę, a Alex był jej mężem. I dlatego teraz są
problemy.
Wydało jej się dziwne, że tak wiele zawarła w kilku zdaniach.
Wszystko wyglądało tak banalnie, gdy uczucia ujmowała w
zwyczajne słowa. Nie powiedziała nic więcej, a Kay była zbyt
dobrze wychowana, żeby zadawać pytania. Nagle Ginny
zobaczyła wszystko inaczej. Da Alexowi czas do Bożego
Narodzenia i jeśli do tej pory nic się nie zmieni w ich
wzajemnych stosunkach, każe mu podjąć jakąś decyzję. Być
może tego oczekiwał - pomyślała z niepokojem. Może sam nie
mógł się zdobyć na zdradzenie pamięci Venetii.
Alex sam wró
cił z lotniska do domu i natychmiast zadzwonił do
Ginny, czy może przyjechać.
-
Oczywiście, przyjeżdżaj. Czy chcesz się gdzieś wybrać?
-
Może pospacerujemy po okolicy?
-
Świetnie. To do zobaczenia.
Szybko wzięła prysznic, założyła bawełnianą spódniczkę i
wyciętą bluzkę, sandałki, związała włosy, Alex właśnie
nadjechał. Zbiegła na dół, żeby go przywitać. Popatrzyła mu w
oczy. a on delikatnie ujął jej ręce i lekko pocałował. Pojechali
do Avebury, Spacerowali wokół ustawionych w szeroki krąg
kamieni, w dawnym
miejscu kultu. Trzymał ją za rękę, długie
cienie kładły się na trawie, słońce było nisko na niebie, byli
zupełnie sami.
Przez chwilę spacerowali w ciszy, ale oboje czuli narastające
napięcie. Alex chował coś w zanadrzu.
-
W ciągu tego tygodnia dużo przemyślałem - powiedział
w końcu, przerywając milczenie. - Gdy zobaczyłem Jeffa i Kay,
jacy są szczęśliwi i poczułem, jak bardzo mi ciebie brak, kiedy
byłem z dala od ciebie - zrozumiałem, jak bardzo ciebie
potrzebuję, Ginny.
- Potrzebujesz mnie? - zatrzyma
ła się i spojrzała na niego.
- Tak. -
Objął ją w talii obiema rękami i wpatrywał się w nią z
napięciem. - Ginny, czy wyjdziesz za mnie?
Poczuła ucisk w gardle i musiała przełknąć ślinę, żeby wydobyć
głos. Szczęście było tuż-tuż, ale jeszcze musi poczekać.
-
Ale dlaczego, Alex? Dlaczego chcesz się ze mną ożenić?
Nie takiej odpowiedzi oczekiwał i zaskoczony lekko zmarszczył
brwi.
-
Dobrze nam ze sobą, moglibyśmy spędzić resztę naszego... -
przerwał. - Moglibyśmy być razem. I z tych wszystkich
powodów, dla kt
órych ludzie się pobierają.
Patrzyła na niego wyczekująco, ale słowa, które chciała
usłyszeć, nie padły.
-
Powiedziałeś, że brakowało ci mnie. Czy dlatego jestem ci
potrzebna, bo jesteś sam i już dłużej nie chcesz być samotny?
-
Z tego powodu również.
- Ró
wnież? - Z wysiłkiem, starając się nie ulec emocjom,
zapytała: - A czy ten inny powód to to, że wyglądam jak
Venetia? -
Odsunęła się od niego i zakryła twarz dłońmi.
-
Nie! Przecież sama świetnie wiesz! – Pochwycił jej ręce i
odciągnął od twarzy. - Chcę, żebyś została moją żoną, bo
potrzebuję ciebie i kocham cię!
-
Kochasz? Mnie? Czy jesteś pewien?
-
Oczywiście. - Potrząsnął nią lekko. - Och, Ginny, przecież
sama wiesz, że zawsze cię kochałem, od samego początku. Od
pierwszego dnia, kiedy cię poznałem.
- Wtedy w samolocie? -
Otworzyła szeroko oczy. Kiwnął głową.
-
I dlatego zawsze byłem dla ciebie taki przykry, bo nie mogłem
zapomnieć o tobie, bez względu na to, jak bardzo się starałem. -
Uśmiechnął się do niej, mrużąc oczy, tak jak lubiła. - To jak,
kochanie, wyjdziesz za mnie?
To było to, czego zawsze pragnęła, o czym marzyła przez tyle
długich lat, ale nagle, nie wiadomo dlaczego, poczuła, że nie
może tak po prostu, bez żadnych zastrzeżeń, powiedzieć tak.
Niepewnie potrząsnęła głową.
- Nie wiem, Ale
x. Myślę, że gdybyś naprawdę tego chciał, to
nie miałbyś żadnych wątpliwości, nie musiałbyś wyjeżdżać
i rozmyślać nad tym. To niepodobne do ciebie. Zawsze dobrze
wiesz, czego chcesz. Mam nadzieję, że nie robisz tego dlatego,
bo sądzisz, że ja tego oczekuję, a ty jesteś mi coś winien.
-
Pragnę tego bardziej niż czegokolwiek innego - zapewnił ją. -
Ale musisz zrozumieć, że potrzebowałem trochę czasu, żeby...
żeby się z tym oswoić. Z każdą inną kobietą byłoby dużo
prościej, ale ty jesteś siostrą Venetii, w dodatku moje
wcześniejsze uczucia do ciebie...
-
Ale czy masz pewność, że już się z tym oswoiłeś? Przecież
jeszcze do tej pory nie spaliśmy ze sobą - dodała z bólem w
głosie.
-
To się da łatwo naprawić. - Spoważniał. - Ginny, kochanie,
okazałaś tyle cierpliwości i wyrozumiałości, że zawsze będę ci
za to wdzięczny. Ale nadszedł czas, żebyśmy się pobrali - albo
przynajmniej zaręczyli.
-
I poznasz mnie ze swoją rodziną?
-
Oczywiście. - Nie wahał się.
-
Mogą być przeciwni.
-
Więc po prostu będą musieli się do tego przyzwyczaić -
powiedział krótko.
To jej się spodobało. Roześmiała się.
-
Myślę, że lepiej będzie, jeśli ich uprzedzisz. A czy w ogóle
wiedzą o moim istnieniu?
-
Oczywiście. - Pokiwał głową. - Ale masz rację, lepiej ich
uprzedzę.
Żadne z nich słowem nie wspomniało o duchach, ale oboje o
tym pomyśleli.
-
Więc odpowiedź brzmi tak? Wyjdziesz za mnie, Ginny?
Odeszła kilka kroków i położyła rękę na jednym z antycznych
kamieni. Pod dłonią poczuła szorstką chropowatość.
Wahała się kilka minut, próbując zebrać myśli. Czuła, że coś
jest nie tak -
może ta propozycja była nie w porę, może jej
przyczyny... Była zbyt przemyślana, nie było w niej radości.
Zwróciła się do niego.
-
Alex, ty miałeś czas, żeby to przemyśleć. Ja też potrzebuję
namysłu. Dam ci odpowiedź po powrocie z Ameryki.
-
Nie wcześniej?
-
Nie, Alex. Przykro mi, ale nie chcę angażować się w nowe
małżeństwo, jeśli nie jestem absolutnie przekonana.
- Rozumiem. -
Nie mógł jednak ukryć rozczarowania.
- Opowiedz mi o konferencji. -
Pośpiesznie wzięła go pod rękę.
Zostało mniej niż tydzień do jej wyjazdu. W tym czasie widzieli
się kilka razy, ale nie poszli do łóżka.
Czuli, że doszli do pewnej bariery, którą najpierw muszą
pokonać. Mimo to Ginny była pewna, że gdyby Alex nagle
porwał ją na ręce, zaniósł do sypialni - to wszystkie wątpliwości
natychmiast by się rozwiały. Ale nie zrobił tego i stąd wiedziała,
że nie jest jeszcze w stu procentach przekonany.
Nowojorski pokaz bardzo się udał. Jednocześnie Ginny
załatwiła kilka innych spraw. Wynajęła mieszkanie i swój dom
na kalifornijskim wybrzeżu, wystąpiła kilka razy jako gość w
programach telewizyjnych, odświeżyła znajomości i upewniła
się, że w każdej chwili może tu wrócić.
Gdy wyjeżdżała, w Anglii były upały, podobnie w Ameryce.
Wróciła ubrana w lekkie letnie rzeczy. W Anglii powitał ją
deszcz, lato się skończyło. Zanim przeszła przez odprawę i
znalazła Alexa, zupełnie przemarzła i drżała z zimna.
-
Załóż to. - Zdjął płaszcz przeciwdeszczowy i zarzucił jej
na ramiona, całując ją jednocześnie. Popatrzył na wyładowany
bagażami wózek. - Nieźle!
-
Zabrałam ze sobą trochę rzeczy - wyjaśniła.
-
Nie dziwię się teraz, że samolot się spóźnił. Roześmiał się,
uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Odebrał od niej wózek i pchał go przed sobą. Ginny przywarła
do jego ramienia, opowiadała mu o podróży. W samochodzie
nie przestawała mówić, choć nie słuchał jej uważnie,
koncentrując się na prowadzeniu. Ściemniało się, a deszcz stał
się tak ulewny, że wycieraczki nie nadążały z usuwaniem wody.
-
Długo już tak leje?
- Dopiero od dzisiaj. Na drogach jest fatalnie, prawdziwy
koszmar.
Jakby na potwierdzenie jego słów, po kilku minutach jazdy, już
na peryferiach Bath, przejechali koło wypadku - jeden
samochód leżał na dachu, drugi był doszczętnie rozbity. Zrobił
się korek, policja kierowała ruchem. Ginny wychyliła się zza
Alexa i dostrzegła sylwetki leżących osób, jedna z nich była
przykryta czyimś płaszczem przeciwdeszczowym. Alex odjechał
szybko, ale po chwili zjechał na pobocze. Ginny odwróciła się.
Alex siedział z twarzą bladą i spiętą, drżał cały.
- Alex! -
Szybko odpięła pas bezpieczeństwa i zaniepokojona
objęła go ramieniem. - Co ci jest?
- Przepraszam. -
Gwałtownie próbował się opanować. - To ten
wypadek. Nagle wszystko mi się przypomniało. Venetia.
-
Och, nie myśl już o tym. proszę. Próbowała go uspokoić, ale
bez rezultatów. Nie mógł opanować dreszczy. Pomyślała, że
musi go stąd zabrać. Zajęła jego miejsce i pojechali do Bath. W
domu dała mu mocną kawę z brandy. Czuła się bezradna, nie
wiedziała, co dalej robić.
Alex poczuł się trochę lepiej, ale nadal był blady i mocno
zaciskał palce.
-
Przepraszam cię za to wszystko, ale to pierwszy wypadek,
który widziałem od czasu, kiedy Venetia...
-
Chcesz powiedzieć, że byłeś świadkiem tamtej tragedii? -
zapyta
ła z trwogą.
Potrząsnął głową.
-
Nie świadkiem, ale byłem tam tuż po wypadku. Zawahał się
przez chwilę, ale mówił dalej niskim, łamiącym się głosem, tak
jakby każde słowo sprawiało mu ból. Ginny już podnosiła rękę,
żeby mu przerwać, ale powstrzymała się przeczuwając, że nigdy
przedtem o tym nie mówił i teraz musiał z siebie wyrzucić.
-
Braliśmy udział w meczu tenisowym na uniwersytecie. Mecz
był wieczorem i pojechałem tam prosto po pracy, a Venetia
przyjechała swoim samochodem, więc do domu wracaliśmy
od
dzielnie. Padało tak jak dzisiaj, taka gwałtowna wiosenna
ulewa po długim okresie pięknej pogody. Ja jechałem pierwszy i
szybko dotarłem do domu. Czekałem na Venetie, ale nie
przyjeżdżała, więc po paru minutach zacząłem się martwić, że
może popsuł się jej samochód i pojechałem jej szukać.
Przerwał, zacisnął dłonie na poręczach krzesła zapatrzony w
przeszłość, z pociemniałą twarzą.
-
Kiedy dojechałem, na miejscu była już policja i straż pożarna.
Próbowali mnie zatrzymać, ale wyrwałem się i skoczyłem
do
niej. Była uwięziona w samochodzie, próbowali ją
wyciągnąć. Na początku była przytomna. Otworzyła oczy i
wiedziała, że jestem przy niej, że ją trzymam. Ale potem coś jej
dali, żeby można było ją uwolnić i właściwie dopiero po kilku
dniach w szpitalu odzysk
ała przytomność.
Dokończył zachrypniętym, chropowatym głosem.
-
Wtedy już wiedzieliśmy, że nie ma dla niej ratunku. Myślę,
że ona też wiedziała. Próbowała nie poddawać się, ale
brakowało jej siły. Tak chciała żyć. Biedaczka, mówiła do mnie,
wypowiedziała też twoje imię. Próbowała... próbowała
uśmiechnąć się do mnie...
-
Och, przestań już, proszę! - Podbiegła do niego. Nie była w
stanie znieść więcej i nie mogła patrzeć na jego ból. Objęła go
mocno, starając się go uspokoić, gładziła go po włosach,
szeptała: - Mój biedny Alex, mój biedaczek.
Wstrząsnął nim nagły dreszcz. Ujął dłoń Ginny. Czuła drżenie
jego ręki, gdy z napięciem popatrzył jej prosto w oczy.
- Ginny -
powiedział chrapliwie - potrzebuję cię. Zrozumiała
od razu. Nie tak to sobie wyobrażała, ale kochała go. Była
gotowa na wszystko. Wypros
towała się i trzymając go za rękę,
poprowadziła na górę.
. ROZDZIAŁ OSMY
Deszcz nie ustawał. Ginny zapaliła nocną lampkę i szybko
zaciągnęła zasłony, odgradzając sypialnię od burzy za oknem.
Al
ex na chwilę przystanął w drzwiach, popatrzył na nią, po
czym wszedł zamykając za sobą drzwi. Czekała, że podejdzie i
weźmie ją w ramiona, ale nie zrobił tego, więc powoli sama
zaczęła rozpinać bluzkę.
Ubranie opadło na podłogę, nie schyliła się, żeby je podnieść.
Stała wiotka i zgrabna, bardzo szczupła z wyjątkiem kobieco
zaokrąglonych piersi, ze stopami zanurzonymi w zwojach
jedwabiu i bawełny. Alex nadal się nie poruszał, W świetle
Lampy jego twarz wydawała się jakby nieobecna, wyprana z
uczuć - ciemne oczy intensywnie wpatrywały się w przestrzeń
-
Wolno podeszła do niego, ujęła jego twarz w obie dłonie i
pocałowała go namiętnie. Westchnął głęboko i Ginny poczuła,
że wstrząsnął nim dreszcz, ale Alex nie poruszył się i nie
dotknął jej.
-
Połóż się - powiedział stłumionym głosem.
Zaniepokojona popatrzyła mu w oczy, ale odwrócił wzrok.
Usłuchała go i podeszła do łóżka. Zadrżała pod dotykiem zimnej
pościeli. Próbowała odegnać od siebie myśli, że coś jest nie tak,
że oboje powinni być teraz tak rozpaleni, że nawet by nie
zauważyła chłodu prześcieradła. Rozumiała, dlaczego zapragnął
jej teraz -
widok wypadku uświadomił mu, jak kruche i nie-
trwałe jest ludzkie życie. Potrzebował czyjejś bliskości,
fizycznego zespolenia, by odzyskać wiarę, że życie toczy się
dalej-
Nie patrzyła na niego, gdy zdejmował ubranie. Po chwili był
obok niej. Odwróciła się w jego stronę i zobaczyła, że znowu
drży.
-
Już wszystko dobrze. - Przytuliła się do niego, czując ciepło
jego ciała.
-
O Boże! Tak długo na to czekałem! - Westchnął głęboko i
objął ją wpół tak mocno, że aż poczuła jego palce.
Znów go pocałowała, jęknął i tym razem zaczął całować ją
namiętnie, przyciskając do poduszek. Odetchnęła z ulgą,
uszczęśliwiona, objęła go mocno ramionami, przytulając się do
mego, czując narastającą tęsknotę za jego ciałem.
-
Alex! Alex! Tak cię kocham!
Zobaczyła kropelki potu na jego skórze. Oddychał chrapliwie, z
trudnością łapiąc powietrze. Poczuła dotyk jego dłoni, gorącej i
drżącej.
Obsypywał pocałunkami jej oczy i szyję, a ona jęczała z
rozkoszy i oczekiwania. Czuła, że jej ciało płonie z podniecenia,
miłości i przepełniającego ją tak długo tłumionego pragnienia.
Całowała go coraz namiętniej, ciało wyginało się w łuk pod
dotykiem jego rąk, nie mogła opanować ogarniającego ją
pożądania, pragnęła jego miłości błagalnie i desperacko.
-
Och, Alex, tak ciebie pragnę! Tak długo czekałam! Uniósł się
na ramieniu, ale nie przywarł do niej, jak oczekiwała.
-
Na miłość boską, zgaś lampę! Zmroziła ją szorstkość jego
głosu.
- Alex. -
Otworzyła oczy i spojrzała na niego strwożona, ale on
tylko coś zamruczał, wyciągnął nad nią rękę i gwałtownym
szarpnięciem wyłączył światło.
W ciemności, która zapanowała tak nagle, poczuła dziwny chłód
i obcość. Serce jej zamarło.
- Alex?
Nie odpowiedział, całował ją, ale spontaniczność zniknęła.
Próbowała zagłuszyć to dziwne uczucie, odnaleźć poprzedni
nastrój. Zamknęła oczy i wmawiała sobie, że wszystko będzie
dobrze. Niech tylko ją kocha, jeśli chce, żeby wszystko odbyło
się powoli, z czułością, to i tak będzie dobrze. Ale nagle poczuła
jakieś napięcie, a jego pocałunki stały się natarczywe,
wymuszone. Czuła, że całuje ją z jakąś desperacją, jakby chciał
na nowo rozbudzić w sobie namiętność.
Po kilku minutach podniósł głowę.
- Przykro mi, Virginio. Ja - po prostu ni
e mogę. Nigdy przedtem
nie zwracał się do niej pełnym imieniem i to, że teraz tak
uczynił, wprowadziło jakiś dystans i obcość miedzy nimi.
-
Dziś wieczorem przeżyłeś szok, to...
-
Na miłość boską, tylko nie mów, że to nic takiego -
powiedział z nagłą złością.
-
Chciałam powiedzieć, że to zrozumiałe - próbowała łagodzić. -
Połóż się na chwilę i odpocznij. Nie musimy się śpieszyć. Cała
noc przed nami.
Z niechęcią położył się obok, ale nadal czuła przepełniające go
napięcie. Leżąc obok Alexa, przemawiała do niego czule,
wspominała weekend na żaglówce. Opowiadała mu o Ameryce,
starając się odwrócić jego myśli od dzisiejszego wieczoru.
Gładziła jego rękę, potem dotknęła piersi, szyi, ramion. Poczuła,
jak powoli napięcie ustępuje, mięśnie z wolna rozluźniają się.
Obsypywała delikatnymi, lekkimi pocałunkami jego ramiona i
piersi, nie zbliżając się do ust, rękoma pieszczotliwie dotykała
jego ciała, coraz niżej, niżej...
Po chwili uniosła się nieco i przytuliła do niego, nieśmiało
dotykając nogami jego nóg. Alex gwałtownie zadrżał i przez
krótką cudowną chwilę pomyślała, że już wszystko będzie
dobrze, ale była to tylko powtórna
fala napięcia, nie pragnienia. Zdała sobie sprawę, że wszystko
stracone. Alex też to wiedział. Usiadł.
-
Nie mogę - powiedział gwałtownie. - Nie w tym pokoju. Nie w
tym łóżku.
-
Przecież to tylko łóżko. Tylko pokój. I poza nami nie ma tu
nikogo.
- Przepraszam. -
Potrząsnął głową.
-
Możemy pójść do hotelu - zaproponowała,
wspominając, jak kiedyś dawno temu skłoniła go, by zabrał ją
do ho
telu, bo nie chciała być z nim w łóżku Venetii. Historia się
powtarza -
pomyślała smutno.
-
To nie ma sensu. Lepiej pójdę. - Znów potrząsnął głową.
-
Zaśnijmy i poczekajmy do rana - powiedziała przymilnie. -
Teraz jesteś zbyt spięty, ale może jutro rano...
- Nie! -
wybuchnął. - Na Boga, Ginny, nie bądź taka racjonalna i
opiekuńcza. Jestem dorosły.
Poczuła złość wynikłą z frustracji i rozpaczy.
-
To był twój pomysł, nie mój.
-
Wiem. Przepraszam. Pójdę już. - Wstał z łóżka i zaczął się
ubierać.
Z sercem pełnym rozczarowania zwróciła się do niego.
-
Przed moim wyjazdem do Ameryki pytałeś, czy wyjdę za
ciebie. Czy chcesz usłyszeć moją odpowiedź?
Zakładał właśnie koszule i zamarł gwałtownie,
-
Może powinniśmy to teraz rozważyć - powiedział sztywno.
- Masz chole
rną rację, że powinniśmy! - Czuła się odrzucona i
przez to złość była jeszcze bardziej gorzka. Przyklękła, owijając
się prześcieradłem. - Na jakie małżeństwo liczyłeś, Alex?
Platoniczne? Czy tylko małżeństwo z nazwy? Miłe i przyjemne
koleżeństwo? Więc przykro mi, ale nic z tego! Potrzebuję
mężczyzny, a nie...
-
W porządku! - przerwał jej z mocą. - Wystarczy! To wszystko
było nie w porę i w złym miejscu i może my też nie jesteśmy dla
siebie.
- Nie, nie my -
odrzekła gwałtownie. - Nie, jeśli zechcesz być
mężczyzną.
-
Raczej łamagą, to miałaś na myśli - powiedział z goryczą.
-
Nie. Być mężczyzną to znaczy znać swoje słabe strony i
przezwyciężać je. A ty nie potrafisz się zdecydować, czy chcesz
żyć przeszłością, czy wybrać przyszłość. Venetia nie żyje -
powiedz
iała brutalnie.
-
Jeśli chcesz żyć nadal z jej duchem, to twoja sprawa. Ale
nie licz na to, że ja będę czekać, aż postanowisz zacząć żyć na
nowo. Mam jedno życie przed sobą i muszę je sobie znów jakoś
ułożyć.
-
Pięknie to ujęłaś - zadrwił, wpychając koszulę w spodnie.
-
Przynajmniej staram się żyć i nie roztkliwiam się nad sobą.
Popatrzył na nią, równie wściekły jak ona. Niepowodzenie
potęgowało jego złość. Chciał ją zranić.
-
To nic dziwnego, że mi się nie udało z osobą tak doświadczoną
jak ty.
- Jest
eś podły! - Zerwała się i o win ięta p rześcieradłem
wskazała mu drzwi. - Wynoś się stąd! I nie wracaj, dopóki nie
będziesz wiedział, czego chcesz!
-
Z przyjemnością - warknął, zakładając buty.
-
A kiedy znajdę kobietę, z którą zechcę się przespać, to ja nią
pokieruję.
Usłyszała, jak zbiegł po schodach, zatrzasnął drzwi i
natychmiast odjechał.
Nadal stała, przepełniona wściekłością, ale nagle złość jej
minęła. Rozejrzała się po pokoju, nie wierząc, ze to wszystko
wydarzyło się naprawdę i Alex odjechał. Krzyżując nogi
p o wo li u siadła na łóżk u . Wró ci - pomyślała. Nie może
odejść w taki sposób. Uspokoi się i wróci. Jednak nie wrócił i
kiedy przemyślała wszystko jeszcze raz, zrozumiała, że duma
mu na to nie pozwoli. Niepowodzenie seksualne jest chyba
najbardziej upokarzającym przeżyciem dla mężczyzny.
Nieważne, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. Czul
się przygnębiony, obawiał się tej nocy. Sam powiedział, że tak
długo na to czekał, z pewnością bał się, że po tak długim czasie
organizm go zawiedzie.
Próbowała zrozumieć, dlaczego tak się stało, i w końcu doszła
do wniosku, że powinna go jeszcze powstrzymać albo zabrać do
hotelu, do miejsca, które nie wiązałoby się ze wspomnieniami.
Popatrzyła na pokój, starając się zobaczyć go oczami Alexa.
Zm
ieniła, co mogła, ale dla niego to zawsze będzie łóżko, które
dzielił z Venetią, jej portret zawsze będzie wisiał nad
kominkiem, a jej zapach będzie wypełniać powietrze. Jutro
wystawię ten dom na sprzedaż - zdecydowała. Powinnam była
zrobić to natychmiast, jak tylko tu przyjechałam. Wyprowadzę
się i wynajmę mieszkanie.
Leżała oparta o poduszki, zastanawiając się, co się dalej
wydarzy. Czy Alex nadal będzie taki wściekły, taki upokorzony,
że już nie wróci? Może byłoby lepiej, gdyby nie wracał - Może
nie są sobie przeznaczeni? Kołdra spadła na podłogę, podniosła
ją, żeby się okryć i ogrzać. Spojrzała na zegarek. Minęły prawie
dwie godziny od jego wyjścia. Już pewnie dojechał do Bristolu,
może zadzwoni. Ale telefon milczał i tylko tykanie zegara
przerywało ciszę, aż do chwili, gdy Ginny zaczęła cicho płakać.
W końcu zasnęła.
Męczyły ją niespokojne sny i obudziła się wcześnie zaskoczona,
że jest naga. Natychmiast przypomniała sobie wydarzenia
poprzedniej nocy i poczuła się nieszczęśliwa i śpiąca. Wyszło
zmęczenie po długim locie przez Atlantyk. Wzięła prysznic i
gdy chciała się ubrać, znienacka uświadomiła sobie, że jej
bagaże zostały w samochodzie Alexa. Przez moment
zaniepokoiła się, ale zaraz poczuła radość. To znaczyło, że
będzie musiał przywieźć jej rzeczy i znów go zobaczy. Może
wtedy wszystko się ułoży. Podniesiona na duchu poszła do
łazienki umyć i wysuszyć włosy, potem przebrała się w brązowe
spodnie, kremową jedwabną bluzkę i luźny blezer. Najlepsze
kosmetyki zostały w walizce, ale jakoś poradziła sobie z
makijażem. Czekając na telefon zjadła śniadanie i poszła
ogarnąć sypialnię.
Ścieliła łóżko, gdy niechcący popchnęła coś nogą. Nachyliła się
i na podłodze znalazła portfel Alexa. Popatrzyła na niego i
uśmiechnęła się rozmyślając, czy zostawił go tu przypadkiem
czy celowo. Wszystko jedno -
pomyślała, tym bardziej musi
przyjść. Włożyła portfel do nocnej szafki i pogwizdując zeszła
na dół z budzącą się nadzieją.
Półtorej godziny później ktoś zadzwonił do drzwi. Przyszła
Clare. Wszystko się zgadzało. Wczoraj z Alexem tak się na
siebie wydzierali, że z pewnością musiała słyszeć. Ale
wyglądało na to. że ściany są grubsze, niż przypuszczała, bo
Clare wypytała ją tylko o pobyt w Stanach. Rozmawiały jakąś
godzinę, Ginny czuła wzrastające napięcie i ciągle nasłuchiwała
dźwięku kluczy w zamku.
Clare poszła wreszcie, ale Alex nie nadchodził. Ginny zrobiła
sobie kanapkę, ale nie mogła jeść. Krążyła po domu, nie
oddalając się od telefonu, czekając na znak od Alexa, wiedząc,
że teraz on powinien wyciągnąć rękę. Jednak czas mijał i powoli
zaczęła wpadać w rozpacz. Przecież on musi zdawać sobie
sprawę, że wczorajsza noc to skutek najbardziej
niesprzyjających okoliczności. Teraz, kiedy miał czas wszystko
przemyśleć, musiał zrozumieć, że w innych warunkach to już się
nigdy nie powtórzy.
Pamiętając o swoim postanowieniu zadzwoniła do agencji i
zleciła natychmiastowe wystawienie domu na sprzedaż. Obiecali
jak najszybciej przysłać kogoś, żeby obejrzał dom. Odłożyła
słuchawkę zadowolona, że opowie o tym Alexowi, gdy tylko
nadejdzie.
O czwartej po południu usłyszała dzwonek.
Przypuszczała, że to agent w sprawie domu. Za drzwiami stał
taksówkarz.
- Pani Blake?
Zmarszczyła brwi. W Anglii nigdy nie używała tego nazwiska,
zresztą w Ameryce też bardzo rzadko. Przywykła posługiwać się
panieńskim nazwiskiem w sprawach zawodowych i wróciła do
niego po rozwodzie.
- Tak. Pan w jakiej sprawie?
-
Pan Warwick z Bristolu przysyła pani walizki. Kilka razy
chodził do samochodu, wynosząc bagaże.
Ginny stalą z boku, bez słowa, z sercem w rozterce, dlaczego
Alex sam nie przyjechał. Taksówkarz złożył bagaże w
przedpokoju.
-
Pan Warwick przesyła też list. Powiedział, że mam coś dla
niego odebrać.
Powoli, drżącymi rękoma, Ginny wzięła kopertę.
-
Proszę chwilę poczekać.
Zostawiła go w holu i weszła do salonu, zamykając za sobą
drzwi, żeby w samotności odczytać jego list. Był bardzo krótki.
„Ginny, to oczywiste, że nic nam się nie układa. Było błędem z
naszej strony wierzyć, że to nam się kiedykolwiek uda. Nie
widzę żadnego sensu, żebyśmy znów się spotkali. Proszę, nie
rób sobie żadnych wyrzutów, to wszystko moja wina. Życzę ci
powodze
nia we wszystkim, co zrobisz w przyszłości. Proszę,
przyślij mi mój portfel przez taksówkarza. Alex"
Szorstki i oschły ton tego listu doprowadził ją do wściekłości.
Tak
naprawdę to nawet jej nie przeprosił, po prostu stwierdził,
że to jego wina. To oczywiście prawda - pomyślała ze złością.
Tchórz! Nawet nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. Szarpnęła
szufladą, wysypując jej zawartość na podłogę, znalazła długopis.
Chwyciła jego list i zaczęła pisać na odwrocie. „Jeśli chcesz
swój portfel, to odbierz go sam!" Wbijała pióro w papier, jakby
zadając ciosy Alexowi, co sprawiło jej przyjemność. Włożyła
list z powrotem do koperty i oddała go taksówkarzowi.
-
Proszę to oddać panu Warwick, osobiście. Złość jej nie mijała
i przez następną godzinę krążyła po domu, rozmyślając, co
powie Alexowi, kiedy wreszcie przyjdzie. Wtedy powiem mu
wszystko -
mówiła sobie w duchu, wtedy ja... Nagle tęsknota
wypełniła jej serce. I wtedy zejdziemy razem do samochodu,
pojedziemy do jakiegoś spokojnego hotelu, pójdziemy do łóżka
i będziemy się kochać przez całą noc. I tym razem będzie
dobrze, znów będzie cudownie. Musi tak być, bo przecież oboje
się kochamy i ten następny raz musi się udać.
Minęło prawie pięć godzin, kiedy ostatecznie straciła nadzieję,
że Alex przyjedzie. Ale nawet wtedy nie mogła w to uwierzyć.
Usiadła w fotelu i siedziała nieruchomo aż do późnej nocy.
Po dziewiątej rano przyjechał agent w sprawie domu. Otworzyła
mu. Ciemne cienie pod oczami po nieprzespanej nocy
podkreślały delikatne, jakby nieziemskie piękno jej twarzy.
Przeszli nad stertą walizek i bagaży w przedpokoju.
-
Czy pani już się wyprowadza?
-
Nie, właśnie wróciłam z podróży.
Obejrzał dom, wymierzył pokoje, ustalił cenę i zapewnił o
jakości usług jego firmy. Wreszcie poszedł. Nie dotarło do niej
wiele z tego, co mówił. Nawet nie zaproponowała mu filiżanki
kawy. Kiedy wyszedł, zmusiła się do wniesienia na górę
walizek. Powoli zaczęła je rozpakowywać. Myślała, że osiedli
się w Anglii i przywiozła z Ameryki wszystkie swoje ciuchy.
Było tego mnóstwo i wkrótce zapełniła nimi całą ścienną szafę,
którą Alex opróżnił dwa lata temu. Szafy Venetii były
nietknięte, nadal znajdowały się w nich jej rzeczy. Ginny
rozpakowała jedną z walizek i zapełniła ją rzeczami Venetii,
starając się nie przyglądać im zbytnio. Ale na końcu szafy
zobaczyła suknię, starannie zapakowaną w długą foliową torbę.
Biała suknia. To ślubna suknia Venetii, uświadomiła sobie nagle
i serce się jej ścisnęło.
Nie b
yła na ślubie siostry i nawet nigdy nie widziała jej
ślubnych fotografii, bo Alex od razu je zabrał. Nie mogąc się
powstrzymać, wyjęła sukienkę i rozłożyła na łóżku. Była
naprawdę piękna. Uszyta z delikatnego białokremowego atłasu
miała na wierzchu koronkę i dopasowaną, wspaniale haftowaną
górę, krótkie rękawy rozchylały się jak płatki kwiatów. Stroik,
welon i atłasowe pantofelki na wysokim obcasie dopełniały
całości. Gdy podnosiła suknię, kilka confetti w kształcie
podkówek upadło na dywan i Ginny poczuła nagłą złość.
Dlaczego ludzie muszą umierać? Dlaczego? Nie powinno tak
być! Śmierci nie powinno być!
Ale takie jest życie. Popatrzyła w lustro i pomyślała, że życie też
jest okropne. Przyłożyła suknię do siebie, próbując wyobrazić
sobie, jak Venetia w niej
wyglądała. Jaką miała fryzurę, włosy
upięte czy rozpuszczone? - zastanawiała się. Chyba
rozpuszczone. Założyła na głowę stroik i welon, wypróbowując
obie fryzury. Ale nie wyglądało to dobrze do dżinsów i swetra.
Ściągnęła ubranie i założyła suknię, zapięła suwak z tyłu.
Natychmiast poczuła bliskość Venetii, zapach jej perfum, mogła
wyobrazić sobie, co czuła, gdy oglądała się w lustrze. Suknia
leżała świetnie, ale była trochę za długa, dopóki nie założyła
pantofli. Tak, Venetia z pewnością miała rozpuszczone włosy.
Dla pełnego efektu opuściła welon na twarz.
Stała przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, zagubiona we
wspomnieniach, rozmyślając, jak inaczej mogło potoczyć się
życie. W końcu westchnęła i obróciła się. W tym momencie
usłyszała jakiś dźwięk dobiegający z dołu. Podeszła do podestu i
zobaczyła otwierające się drzwi. Na progu stanął Alex. Zamknął
drzwi i przez chwilę stał niezdecydowany, patrząc w kierunku
salonu, ale musiała coś poruszyć, bo popatrzył na górę. Jak
rażony gromem zamarł w gwałtownym niedowierzaniu, twarz
mu nagle pobladła. Po chwili doszedł do siebie i zrozumiał, co
się stało.
- Zdejmuj to natychmiast! -
wykrzyknął z wściekłością, nie
panując nad sobą. Zanim zdążyła się odwrócić i uciec,
wbiegł po schodach i dopadł ją w sypialni. - Zdejmuj to! Ty
dziwko! Jak śmiałaś założyć jej suknię!
Śmiertelnie przerażona chciała go usłuchać, ale chwycił za
welon i zerwał go, szarpiąc jej włosy. Zaczęła krzyczeć, ale
czując ból wpadła we wściekłość. Zamierzyła się i uderzyła go
w policzek.
-
Ty tchórzu! Wynoś się stąd!
Zaryczał z gniewu i zaczęli walczyć ze sobą, Ginny drapała go
paznokciami, a on z zaciśniętymi ze złości ustami próbował ją
pochwycić. Złapał ją za nadgarstek, ale nie poddawała się,
krzycząc mu prosto w twarz.
-
Nienawidzę cię! Żałuję, że w ogóle się spotkaliśmy! Och, ty
podły tchórzu bez charakteru!
Z trudem złapała oddech, bo Alex nagle pociągnął ją do siebie,
aż straciła równowagę.
-
Ty dziwko! Już ja cię nauczę!
Wyciągnął ręce próbując rozpiąć jej sukienkę. Ginny uwolniła
jedną rękę i przeciągnęła paznokciami po jego twarzy. Zaklął, a
delikatna tkanina pękła w jego rękach. Z wściekłością zdzierał z
niej suknię. Podarty materiał został mu w ręku, a ona
gwałtownie przewróciła się na łóżko. Skoczył na nią i znów
zaczęli walczyć, tarzając się po łóżku, wydzierając się na siebie i
przeklinając.
Spróbowała go ugryźć i Alex krzyknął ze złości. Złapał ją za
włosy i odciągnął głowę.
- Och, ty...
Popatrzył na nią, wykrzywił usta - i nagle przycisnął je do jej
ust, całując ją z furią. Przez chwilę jeszcze niczego nie
rozumiała i dalej próbowała go odepchnąć, ale to tylko dodało
mu sił. Tarzali się po łóżku, już nie walcząc ze sobą, ale
połączeni gwałtowną namiętnością. Znów zaczął zrywać z niej
sukienkę, potem resztę rzeczy, odrzucając je z zapamiętaniem.
Szybko ściągnął ubranie i zaczął się z nią kochać, dziką i
prymitywną, zrodzoną z wściekłości miłością, ale była to
miłość, mimo wszystko.
Przepełniona wdzięcznością oddała mu się bez reszty. Gorący
żar ogarnął jej ciało i czuła kolejne, narastające fale
podniecenia. Dzika namiętność doprowadziła ich oboje do
ekstazy.
- Ginny! Ginny! -
opadł obok niej i znów zaczął ją całować.
Czuła kropelki potu na jego skórze.
- Och, Ginny, Ginny, moja ukochana!
Leżeli jeszcze jakiś czas, trzymając się w objęciach, serca biły
im mocno i z trudem łapali powietrze. Wreszcie Alex pozbierał
swoje rzeczy, a Ginny schowała do szafy resztki ślubnej sukni.
W łóżku znów wziął ja w ramiona i mocno przytulił.
-
Chyba trochę mnie poniosło - roześmiał się.
- Uhm -
przytuliła się. - Możesz to robić częściej.
-
Z przyjemnością.
Nie mówiła tego dosłownie, ale najwyraźniej Alex tak to
zrozumiał i tym razem było tak cudownie, jak tej nocy, którą
zapamiętała sprzed lat. Kochał ją najpierw delikatnie i czule,
pote
m z coraz większą namiętnością i nienasyceniem.
Później Ginny bezpiecznie wtulona w jego ramiona westchnęła.
-
Dzięki Bogu, że wróciłeś. Tak się bałam, że nie przyjdziesz.
Już myślałam, że na zawsze cię utraciłam.
Pod wpływem tych słów jej oczy wypełniły się łzami. Przytulił
ją i całował.
-
Już dobrze, kochanie. Już wszystko dobrze. Oparła się na
łokciu i popatrzyła mu w oczy.
-
Czy po to wróciłeś?
Powoli potrząsnął głową, uśmiechnął się smutno.
-
Nie, chciałem tylko odebrać mój portfel i powiedzieć ci, że już
nigdy więcej się nie spotkamy. O Boże, jaki byłem głupi!
Ginny mogła pozwolić sobie na wielkoduszność.
-
Czy wiesz, że powinnam cię za to ukarać?
- Tak? A jak? -
Uniósł lewą brew z nadzieją w oczach.
Uśmiechnęła się.
-
Co powiesz na to, na początek?
N
ie zasłonili okien. Poranne słońce zajrzało przez szybę i jego
promienie padły na twarz śpiącej Ginny. Obudziła się. Leżała
kilka minut w złocistym blasku, dziękując w duszy za cud, który
znów ich połączył. Alex jeszcze spał. Wyślizgnęła się z łóżka,
żeby zasłonić okno, bojąc się, że słońce go obudzi. Potrzebuje
snu -
pomyślała z uśmiechem zadowolenia. Gdy Alex doszedł
do siebie, nie mógł się nią nacieszyć.
Ujęła firankę i nagle usłyszała swoje imię. Odwróciła się.
Alex westchnął głęboko.
-
Taką cię zawsze pamiętam - stojącą w słonecznym blasku.
Taką piękną. Taką doskonałą. - Wyciągnął do niej rękę. - Chodź
do mnie, moja kochana.
Dochodziło południe, gdy wyszli do zalanego słońcem ogrodu.
Krzak żółtej róży, który Alex posadził dla Venetii, był w pełni
rozkwitu. Ginny dotknęła rozwiniętego kwiatu, płatki zostały w
jej dłoni, popatrzyła na nie przez chwilę, potem wyprostowała
palce i przyglądała się, jak płatki powoli opadają aa ziemię.
Odgadł jej myśli.
-
Ona jest szczęśliwa, że tak się stało.
- Mam wr
ażenie, że tak to sobie zaplanowała. - Ginny
uśmiechnęła się.
Roześmiał się, objął ją w talii i zaczął całować w szyję, aż
zamruczała z rozkoszy.
-
Uważaj, to cię może szybko zmęczyć - ostrzegł ją.
-
Przekonaj się. - Spojrzała na niego prowokująco. Pochylił się,
chcąc ją podnieść, ale wyślizgnęła mu się.
-
Poczekaj, mamy jeszcze mnóstwo czasu przed sobą.
Spoważniał nagle i mocno ujął ją za rękę.
- Nigdy tak nie mów.
- Dobrze. -
Pogłaskała go po twarzy. - Obiecuję, że już nigdy tak
nie pomyślę i będę cenić każdą darowaną chwilę. Pocałowała go
namiętnie.
Puścił ją i uśmiechnął się.
-
Coś mi się przypomniało. Czy teraz zgodzisz się przyjąć
moje oświadczyny?
Popatrzyła na niego. Wreszcie nie obawiała się, że na jej twarzy
zobaczy wyraz niezmiennej miłości, ukrywanej w głębi serca
przez te wszystkie lata.
-
No, może zlituję się nad tobą i zgodzę się. Wyglądał na
zadowolonego.
-
No cóż, przynajmniej teraz mogę ci wynagrodzić ten przegrany
rzut monetą, kiedy musiałaś ustąpić mnie Venetii.
Szczęście przepełniało jej serce, ale nie chciała, żeby wpadł w
samozadowolenie. Przekręciła głowę na bok i spojrzała na niego
prowokująco.
-
Dlaczego sądzisz, że przegrałam? Otworzył szeroko oczy.
-
Ginny, czy chcesz powiedzieć, że... Roześmiała się.
-
A nie chciałbyś się dowiedzieć?