Dla Lucy, Shay, Troian i Ashley
„Nikt stąd nie wyjdzie żywy”.
Jim Morrison
WIELKA I WSZECHMOCNA ALI
Pamiętasz, jak na zajęciach z literatury pojawiło się słowo „wszechmocny”? Można tak
powiedzieć o narratorze, który wszystko widzi i słyszy. Fajna sprawa, prawda? Tak musiał się czuć
Czarnoksiężnik z Krainy Oz. Wyobraź sobie, co byś zrobiła, gdybyś to ty była wszechwiedząca.
Gdybyś na przykład zgubiła pamiętnik w szatni, potrafiłabyś go bez trudu odnaleźć. A w czasie
przyjęcia w zeszłym miesiącu wiedziałabyś, czy twój chłopak całował się w jednej z sypialni z twoją
największą rywalką. Umiałabyś z łatwością odgadnąć znaczenie ukradkowych spojrzeń i przejrzeć
najskrytsze myśli. Zobaczyć to, co niewidzialne, a nawet zupełnie nieprawdopodobne.
Cztery śliczne dziewczyny z Rosewood też chciałyby być wszechmocne. Tylko że czasem lepiej
nie wiedzieć wszystkiego i pozostawać w błogiej nieświadomości. Im bardziej dziewczyny zbliżały
się do prawdy o tym, co się stało tamtej fatalnej nocy w Pocono, kiedy Alison DiLaurentis o mało ich
nie zabiła, a potem zniknęła, tym większe niebezpieczeństwo im groziło.
Pewnej zimnej lutowej nocy na opustoszałej drodze biegnącej wśród drzew w górach Pocono było
tak cicho, że z odległości kilku kilometrów słychać było każdą trzaskającą gałązkę, czyjś chichot czy
westchnienie. Jednak o tej porze roku w te okolice nikt się nie zapuszczał, dlatego Alison DiLaurentis
niczym się nie przejmowała, kiedy razem z czterema dziewczynami stała w ciemnej sypialni na
piętrze w domku letnim należącym do jej rodziny. Ściany były cienkie, a okna nieszczelne, ale i tak
nikt by nie usłyszał ich krzyków. Za kilka minut Emily Fields, Spencer Hastings, Aria Montgomery
i Hanna Marin miały już nie żyć.
Ali nie mogła się doczekać.
Dopięła wszystko na ostatni guzik. W zeszłym tygodniu przywlokła tu zwłoki Iana Thomasa,
niewinnej ofiary swoich intryg, i ukryła je w szafie w sypialni na piętrze. Obok jego nabrzmiałego
ciała kilka godzin temu położyła nieprzytomną Melissę Hastings, jego byłą dziewczynę. Przygotowała
benzynę, zapałki, deski i gwoździe, a potem zadzwoniła do swojego pomocnika, żeby umówić się
z nim na konkretną godzinę i uzgodnić wszystkie szczegóły. Teraz wreszcie udało się jej zwabić
Spencer, Arię, Hannę i Emily do domku. Przyprowadziła je do sypialni, w której ukryła ciało Iana
i nieprzytomną Melissę.
Stała przed dziewczynami, opierając ręce na biodrach, a im wydawało się, że patrzą na swoją
dawną przyjaciółkę Alison, dziewczynę, którą uwielbiały, choć tak naprawdę pod Prawdziwą Ali
podszywała się jej siostra Courtney. Najpierw zajęła miejsce Alison, która trafiła do szpitala
psychiatrycznego, a potem ukradła jej życie.
– Zahipnotyzuję was jak za starych dobrych czasów – zaproponowała, posyłając im uśmiech,
któremu nikt nie potrafił się oprzeć.
Wiedziała, że się zgodzą. Nie miały innego wyjścia. Ali z trudem ukrywała swoje
podekscytowanie, kiedy zamykały oczy. Odliczała od stu do jednego, chodząc po niewielkim pokoju
i słuchając odgłosów dobiegających z parteru. Dziewczyny nie zorientowały się, że przed chwilą do
domku zakradł się nieznajomy chłopak. Teraz oblewał wszystko benzyną, zamykał drzwi i zabijał
deskami okna. Realizował plan Ali.
Ali dalej odliczała słodkim, kojącym głosem. Dziewczyny ani drgnęły. Kiedy skończyła
odliczanie, wymknęła się z pokoju, zamknęła drzwi od zewnątrz i w szparę pod nimi wsunęła list. Na
palcach zeszła po schodach i wsunęła dłoń do kieszeni. Zacisnęła palce wokół pudełka zapałek.
Zapaliła jedną i rzuciła na podłogę.
Wszystkie ściany, belki na suficie, stare gry planszowe, śmierdzący stęchlizną atlas ptaków
i nylonowy namiot błyskawicznie stanęły w płomieniach. W powietrzu unosił się ostry zapach
benzyny, a dym zrobił się tak gęsty, że nie było widać drugiego końca pokoju. Alison słyszała
paniczne okrzyki dziewczyn dochodzące z pierwszego piętra. „Dobrze wam tak, suki – pomyślała. –
Możecie płakać i krzyczeć, i tak wam to nie pomoże”.
Smród zrobił się nie do wytrzymania. Ali zasłoniła nos podkoszulkiem i ruszyła na poszukiwanie
chłopaka jej marzeń, jedynej osoby, której ufała, ale on pewnie już był w drodze do miejsca, w którym
się umówili. Szybko sprawdziła, czy dobrze zabezpieczył okna. Wykonał swoje zadanie bez zarzutu,
dziewczyny nie miały szans, żeby się stąd wydostać. Mimo to i tak chwyciła młotek zostawiony na
parapecie i dla pewności wbiła jeszcze kilka gwoździ.
Nagle zatrzymała się i zadarła głowę. Wydawało jej się, że słyszy jakieś kroki i głosy. Spojrzała
na sufit. Ktoś zbiegał po schodach. Ale po których? Spojrzała na pusty korytarz. Nie znała za dobrze
tego starego, rozpadającego się domu, bo rodzice kupili go tuż przed tym, jak Courtney zamieniła się
z nią miejscami i się jej pozbyła.
Nagle coś ją zaniepokoiło i odwróciła się. W szarym dymie pięć postaci przemknęło do kuchni
i wydostało się na wolność. Ali nie wierzyła własnym oczom. Czuła w piersi gniew gorący jak lawa.
Ostatnia z dziewczyn zatrzymała się i spojrzała na nią przez dym. Otworzyła szeroko niebieskie
oczy. Potargane blond włosy okalały jej twarz. Emily Fields. Emily podbiegła do Ali, na jej twarzy
gniew mieszał się z niedowierzaniem. Chwyciła Ali za ramiona.
– Jak mogłaś? – zapytała.
Ali wyrwała się Emily.
– Już wam powiedziałam. Zniszczyłyście mi życie, suki.
Emily spojrzała na nią tak, jakby ją spoliczkowano.
– A ja cię tak kochałam.
Ali wybuchła śmiechem.
– Ale z ciebie frajerka, Emily.
Emily odwróciła wzrok, jakby nie mieściło jej się w głowie, że Ali mogła coś takiego powiedzieć.
Ali chciała nią wstrząsnąć. Już miała powiedzieć: „Naprawdę? Nawet się nie znamy. Dziewczyno,
ogarnij się”, kiedy rozległ się wybuch i ogromna siła odrzuciła je w przeciwne strony. Ali poczuła, jak
unosi się nad ziemię, a kilka sekund później wylądowała na kolanach i o mało nie odgryzła sobie
języka.
Kiedy znowu otworzyła oczy, płomienie tańczyły wokół niej jeszcze bardziej szaleńczo niż przed
chwilą. Na czworakach dowlokła się do drzwi kuchennych, ale Emily dotarła tam pierwsza. Już
trzymała rękę na klamce. W drugiej miała deskę, na tyle dużą, że mogła nią zablokować drzwi od
zewnątrz. Wtedy Ali nigdy by się nie wydostała z domku. Ali poczuła się jak w potrzasku. Tak samo
było na początku szóstej klasy, kiedy jej siostra bliźniaczka przyjechała do domu na weekend. Mama
przyszła do niej na górę, wywlokła ją z jej pokoju i powiedziała:
– Wyłaź z pokoju siostry, Courtney. Czas na nas.
Teraz Emily popatrzyła jej prosto w oczy. Potem spojrzała na trzymaną w rękach deskę, jakby nie
wiedziała, skąd się tam wzięła. Po jej policzkach płynęły łzy. Ale zamiast położyć w poprzek deskę
i zablokować zamknięte drzwi, żeby Ali nie mogła uciec, Emily rzuciła deskę na ganek. Wylądowała
daleko i z trzaskiem uderzyła o podłogę. Emily jeszcze raz dziwnie spojrzała na Ali i wybiegła
z domku, zostawiając otwarte drzwi.
Ali, kulejąc, dotarła do drzwi, lecz kiedy stanęła na progu, rozległ się kolejny wybuch. Wydawało
się jej, że dwie rozgrzane i silne ręce unoszą ją w górę. Poczuła okropny swąd palącej się skóry
i włosów. Przeszywający ból w nodze nie pozwalał jej biec. Czuła mrowienie na całej skórze.
Usłyszała własny krzyk, którego nie potrafiła powstrzymać. Po czym ból zniknął jak za dotknięciem
magicznej różdżki. Uniosła się nad własnym ciałem, wysoko, wysoko ponad ten piekielny pożar
i płynęła ponad drzewami. Widziała wszystko. Zaparkowany samochód, dachy pobliskich domów i te
głupie suki stojące pod wielkim drzewem przed płonącym domem. Spencer płakała. Aria kaszlała,
zgięta wpół. Hanna nerwowo gładziła włosy, jakby się bała, że się palą. Melissa leżała bezwładnie na
ziemi. A Emily z niepokojem wpatrywała się w drzwi, przez które wszystkie uciekły. Po chwili ukryła
zatroskaną twarz w dłoniach.
Z głębi lasu wybiegł ktoś jeszcze. Ali spojrzała na niego z ogromną ulgą. Biegł do niej i upadł na
kolana przy jej leżącym na ziemi ciele.
– Ali – powiedział jej do ucha. – Ali. Obudź się. Musisz się obudzić.
Niewidzialna lina, na której wisiała, nagle się zerwała i Ali powróciła do swojego ciała. Ból
natychmiast dał o sobie znać. Czuła pulsowanie poparzonej skóry i narastający ból w nodze. Choć
próbowała krzyczeć, z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk.
– Błagam – mówił ten ktoś, potrząsając nią. – Błagam, otwórz oczy.
Próbowała z całych sił, chciała zobaczyć twarz chłopaka, którego od tak dawna kochała. Chciała
powiedzieć jego imię, ale w głowie miała mętlik, a słowa nie chciały jej przejść przez zaciśnięte
gardło. Jęknęła przeciągle.
– Wszystko będzie dobrze – powiedział ze współczuciem, jakby sam nie wierzył we własne słowa.
– Musimy... – Westchnął głośno. Na wzgórzu rozległy się syreny. – Cholera – szepnął.
Ali na dźwięk syren z trudem otworzyła oczy.
– Cholera – powtórzyła jak słabe echo.
Nie tak to sobie zaplanowała. Teraz mieli już być bardzo daleko. On wziął ją pod ramię.
– Musimy się stąd wydostać. Możesz chodzić?
– Nie. – Ali musiała zebrać wszystkie siły, żeby wyszeptać to jedno słowo. Bała się, że za chwilę
zwymiotuje z bólu.
– Musisz. – Chłopak próbował jej pomóc, ale ona zwinęła się w kłębek. – To niedaleko.
Ali spojrzała na zdrętwiałe nogi. Poruszenie choćby jednym palcem oznaczało przeszywający ból.
– Nie dam rady!
On spojrzał jej prosto w oczy.
– Nie są złamane. Musisz zrobić tylko kilka kroków.
Syreny się zbliżały. Ali odchyliła głowę. Przełożył ją przez ramię, jak strażak ratujący ofiarę
pożaru, i zaniósł do lasu. Z trudem utrzymywał równowagę. Gałęzie drapały Ali w twarz. Liście
muskały jej poparzone ramiona. Resztkami sił odwróciła się i spojrzała w stronę domu. Te suki nadal
stały wtulone w siebie, a ich twarze oświetlały koguty karetek. Przecież to nie one potrzebowały
pomocy lekarza. Niczego sobie nie złamały. Nie poparzyły się. To one, a nie Ali, miały cierpieć.
Z bezsilności zaczęła krzyczeć. To było nie fair.
Chłopak, którego bezgranicznie kochała, popatrzył w tym samym kierunku i poklepał ją po
ramieniu.
– Jeszcze je dorwiemy – powiedział jej do ucha, niosąc ją w bezpieczne miejsce. – Obiecuję.
Zapłacą nam za to.
Ali wiedziała, że on nie żartuje. Wtedy poprzysięgła w duchu, że choćby nie wiadomo co, razem
dorwą Spencer, Arię, Hannę i Emily. Bez względu na to, kogo będą musieli się pozbyć. Bez względu
na to, kogo będą musieli zabić. Tym razem uda im się wykonać plan.
1
IM WIĘCEJ ODPOWIEDZI,
TYM WIĘCEJ PYTAŃ
– Hej. – Gdzieś obok Aria usłyszała głos. – Aria, cześć.
Otworzyła oczy. Jedna z jej najlepszych przyjaciółek, Hanna Marin, przysiadła naprzeciwko niej
na niskim stoliku, patrząc na kubek z gorącą kawą, który Aria trzymała w rękach. Aria była tak
rozkojarzona, że nie mogła sobie przypomnieć, kiedy kupiła kawę, nad którą zasnęła.
– Mogłaś się oblać i poparzyć. – Hanna wyjęła jej kubek z ręki. – Jeszcze tego nam trzeba, żebyś
wylądowała w szpitalu.
Szpital. No tak. Aria się rozejrzała. Siedziała w zatłoczonej poczekalni przy oddziale intensywnej
terapii w szpitalu Jeffersona, był poniedziałkowy poranek. Na ścianach wisiały akwarele
przedstawiające zimowe krajobrazy, na ekranie płaskiego telewizora wiszącego na ścianie właśnie
pojawił się poranny talk-show. Dwie pozostałe przyjaciółki, Emily Fields i Spencer Hastings,
siedziały obok niej na kanapie, trzymając w rękach zmięte egzemplarze „Us Weekly” i „Glamour”
oraz kubki z kawą. Po przeciwnej stronie poczekalni siedzieli rodzice Noela Kahna, tępo wpatrując się
w rozłożony „Dziennik Filadelfijski”. Pośrodku poczekalni mieściła się półkolista recepcja, gdzie
pielęgniarka rozmawiała przez telefon. Trzej lekarze w niebieskich kitlach i z maseczkami
chirurgicznymi zawieszonymi na szyi przebiegli korytarzem.
Aria nachyliła się do przodu.
– Przegapiłam coś? Czy Noel...?
Hanna pokręciła głową.
– Jeszcze się nie obudził.
Wczoraj helikopterem przywieziono tu Noela z Rosewood, ale jeszcze nie odzyskał przytomności.
Z jednej strony Aria nie mogła się doczekać, kiedy jej chłopak się obudzi. Z drugiej – nie miała
pojęcia, co mu wtedy powie. Choć chodzili z sobą od ponad roku, Aria odkryła, że Noel potajemnie
związał się z Ali, kiedy ta przebywała w Zaciszu. Wiedział, że bliźniaczki DiLaurentis zamieniły się
miejscami, ale nie powiedział o tym Arii ani nikomu innemu. W jednej chwili Aria całkowicie straciła
do niego zaufanie. Mało powiedziane. Zastanawiała się nawet, czy to nie Noel jest tajnym
pomocnikiem A., sekretnym chłopakiem Ali, który pomagał jej nękać Arię i jej przyjaciółki. Potem,
zgodnie ze wskazówkami przysłanymi przez A., dotarły do opuszczonego magazynu. Były pewne, że
to pułapka zastawiona przez Noela i Ali, więc zawiadomiły policję. Znalazły w środku związanego
i zakneblowanego Noela bliskiego śmierci. Wtedy dostały kolejną wiadomość od A. z informacją, że
to nie Noel jest tajnym pomocnikiem ich prześladowcy. A., czyli Ali, jeszcze raz zagrała im na nosie.
Noel padł jej ofiarą.
– Panno Montgomery?
Stał nad nią wysoki, ostrzyżony na jeża policjant.
– T-tak? – wyjąkała Aria.
Rudowłosy policjant z przedramionami jak Popeye podszedł bliżej.
– Nazywam się Kevin Gates. Pracuję dla policji w Rosewood. Czy mogą mi panie poświęcić kilka
minut?
Aria uniosła brwi.
– Wczoraj powiedziałyśmy już policji wszystko, co wiemy.
Gates uśmiechnął się łagodnie, mrużąc oczy. Miał w sobie coś z wielkiego pluszowego misia.
– Wiem, ale chciałem się upewnić, że moi ludzie zadali paniom właściwe pytania.
Aria przygryzła policzek. Teraz, kiedy z powodu A. Noelowi stała się krzywda, wydawało się jej,
że powinna na wszelki wypadek zachować milczenie. Nie chciała nikogo więcej narazić na
nieprzyjemności.
Gates zaprowadził je do pustej części poczekalni, gdzie stała donica z liliami z daleka
wyglądającymi na sztuczne. Kiedy usiadły na kanapach obitych szorstkim materiałem, policjant
zajrzał do swoich notatek.
– Czy to prawda, że dostały panie wiadomość, że Noel został zamknięty w magazynie?
Choć siedziały z dala od tłumu, Arii wydawało się, że cała poczekalnia się na nią gapi. Pani Kahn
rzucała im ukradkowe spojrzenia, zasłaniając się dodatkiem kulinarnym do gazety. Chłopak w bluzie
z emblematem Akademii Episkopalnej łypał na nie spod kaptura. Mason Byers, kumpel Noela
z drużyny lacrosse siedzący przy jednym ze stolików, przestał na chwilę tasować talię kart
i wpatrywał się w dziewczyny i przesłuchującego je policjanta.
– Ja dostałam napisany odręcznie liścik, a nie SMS-a – wyjaśniła Hanna. – Z poleceniem, żebym
pojechała do magazynu. Zadzwoniłam na policję, bo się bałam, że to poważna sprawa.
Gates zaznaczył coś w swoim notatniku.
– Słusznie pani postąpiła. Autor liściku to najprawdopodobniej osoba, która próbowała skrzywdzić
pana Kahna, a przynajmniej widziała, kto to zrobił. Ma pani przy sobie ten list?
Hanna wyglądała jak zwierzę złapane w pułapkę.
– Zostawiłam go w domu.
Gates przerwał robienie notatek.
– Czy może nam go pani jak najszybciej dostarczyć?
– Uhm, no jasne. – Hanna z zakłopotaniem potarła nos.
Gates spojrzał na Arię.
– Państwo Kahn twierdzą, że dzwoniła pani do nich kilkakrotnie tego ranka, pytając, czy Noel
wrócił do domu. Czy miała pani powody, żeby się o niego martwić?
Aria z całych sił unikała kontaktu wzrokowego z przyjaciółkami. Dzwoniła, bo chciała donieść na
Noela i powiedzieć jego rodzicom, że to on pomaga Ali.
– Nie odbierał telefonu – odparła. – Chodzimy ze sobą.
Gates spojrzał na Spencer i Emily.
– Panie również przyjechały do magazynu, tak?
– Zgadza się – odparła nerwowo Emily, skubiąc krawędź papierowego kubka z kawą.
– Zauważyły panie jakieś podejrzane osoby na terenie szkoły? Na przykład dwie osoby, które
mogły związać i uwięzić Noela?
Spencer i Emily pokręciły głowami.
– Widziałam tylko kilku chłopaków grających w piłkę nożną – odparła Spencer.
– Zaraz – wtrąciła się Emily – pyta pan o dwie osoby?
Gates pokiwał głową.
– Nasi specjaliści gruntownie przeanalizowali zdjęcia pana Kahna znalezione w magazynie.
Skrępowano go i zakneblowano w bardzo skomplikowany sposób. Musiały to zrobić co najmniej dwie
osoby.
Dziewczyny spojrzały po sobie. To oczywiste, że Ali miała pomocnika. Teraz nabrały pewności,
że to nie był Noel.
– I nie wiedzą panie, kto mógł to zrobić? – zapytał z naciskiem Gates.
Zapadło głuche milczenie. Aria przełknęła ślinę. Hanna zacisnęła usta. Spencer i Emily odwróciły
wzrok od inspektora Gatesa. Na pewno natychmiast się zorientował, że kłamią, ale przecież nie mogły
powiedzieć mu prawdy.
Wreszcie Gates podziękował im i poszedł. Wpatrywały się w jego wyprostowane, sztywne plecy.
Hanna zakryła twarz dłońmi.
– Dziewczyny, i co ja teraz zrobię? – jęknęła. – Przecież nie mogę im dać tego listu.
– Wtedy nabiorą pewności, że coś ukrywamy. – Spencer odchyliła się na oparcie kanapy. – Może
powinnyśmy im powiedzieć, co się dzieje.
Aria zmrużyła oczy.
– I znowu narazić czyjeś życie?
– Musimy się przede wszystkim dowiedzieć, kto pomaga A. – Spencer ukradkiem spoglądała na
policjanta, który teraz rozmawiał z rodzicami Noela. – Wtedy powiemy całą prawdę.
Hanna wpatrywała się w swoje dłonie.
– Nie mogę uwierzyć, że to nie Noel pomagał A.
Aria jęknęła jak na torturach.
– Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało – dodała szybko Hanna. – Po prostu cieszę się, że to nie
Noel. Ale wydawało mi się, że jesteśmy o krok od rozwiązania zagadki, a teraz wróciłyśmy do punktu
wyjścia.
– Wiem – powiedziała Aria i skuliła się w sobie.
Hanna patrzyła na stojący po przeciwnej stronie poczekalni dystrybutor z wodą mineralną.
– Graham tuż przed śmiercią powiedział, że za eksplozję na statku odpowiada ktoś, czyje imię
zaczyna się na N. Przecież jest wiele takich imion poza Noelem.
– To prawda – przytaknęła Aria.
Hanna zgłosiła się na ochotnika do pomocy w klinice leczenia poparzeń, żeby zapytać Grahama
Pratta, chłopaka, którego poznały w czasie niedawnego rejsu po morzach południowych, czy widział,
kto zdetonował bombę, która o mało nie zabiła jego i Arii. Podejrzewały, że zrobił to pomocnik A. Ale
Graham zapadł w śpiączkę, więc Hanna mogła tylko siedzieć przy jego łóżku i czekać. Kiedy Graham
na krótką chwilę się obudził, powiedział, że bombę podłożył ktoś o imieniu zaczynającym się na N.
Potem Graham doznał wstrząsu i Hanna musiała pobiec po pielęgniarkę. Kiedy wróciła, chłopak już
nie żył, a Kyla, nowa przyjaciółka Hanny, zniknęła. Jak się okazało, Kyla wcale nie była pacjentką
szpitala. To Ali się pod nią podszywała. Wczoraj za budynkiem kliniki znaleziono ciało prawdziwej
Kyli. Ali zabiła niewinną, nieznajomą dziewczynę, owinęła twarz bandażem i zajęła jej miejsce, żeby
uniemożliwić Hannie wyciągnięcie najważniejszych informacji od Grahama. Łatwiej pewnie byłoby
jej zabić Grahama przy pierwszej nadarzającej się okazji, ale wtedy Ali straciłaby okazję do
doskonałej zabawy. Dla niej była to kolejna gra.
– Możliwe, że Graham nie znał imienia tej osoby – powiedziała Spencer ponuro. – A jeśli
pomocnik A. podał mu fałszywe imię?
Hanna podniosła w górę palec.
– W takim razie czemu Ali chciała go zabić? Najwyraźniej wiedział coś ważnego.
Drzwi otworzyły się i do poczekalni wbiegła kolejna pielęgniarka. Powiedziała coś szeptem do
swojej koleżanki w recepcji, a potem obie spojrzały na Arię z zatroskanymi minami. Aria czuła, jak
kołacze jej serce. Coś się stało Noelowi? Umarł? Pielęgniarka podeszła do Arii.
– Panna Montgomery?
Aria tylko skinęła głową.
– Noel się obudził. Chce z panią rozmawiać.
Aria spojrzała na państwa Kahn. Wydawało się jej, że to oni powinni pierwsi porozmawiać
z synem. Ale oni pewnie zgodzili się, by to Aria poszła jako pierwsza do Noela. Pielęgniarka położyła
jej dłoń na ramieniu.
– Zaczekam przy drzwiach do sali. – Odwróciła się i poszła w stronę wyjścia.
Aria spojrzała na przyjaciółki.
– Co mam zrobić?
– Idź z nim pogadać! – ponagliła ją Hanna.
– Ali nie mogła działać w pojedynkę – dodała podekscytowana Spencer. – Ktoś musiał jej
pomagać. Zapytaj Noela, czy coś sobie przypomina.
Aria próbowała zaczerpnąć powietrza, lecz czuła się tak, jakby ktoś ściskał jej klatkę piersiową.
Noel mógł wszystko wyjaśnić. Jednak po tym, co razem przeszli i czego się o nim dowiedziała, czuła
się rozbita i zdezorientowana. Spencer dotknęła jej dłoni.
– Jeśli się okaże, że to dla ciebie za trudne, po prostu wyjdź. Zrozumiemy.
Aria pokiwała głową i wstała. Dziewczyny miały rację, musiała z nim porozmawiać. Wzięła
głęboki wdech i ruszyła za pielęgniarką. Przeszła lśniącym czystością korytarzem, w którym unosił
się zapach chloru, i stanęła przed podwójnymi, otwieranymi elektronicznie drzwiami na oddział
intensywnej terapii. Już miała wejść, kiedy podeszła do niej kobieta w dżinsach i czarnym swetrze.
– Panno Montgomery? Nazywam się Alyssa Gaden i pracuję dla „Gońca Filadelfijskiego”.
Aria zamarła. Zeszłej nocy w poczekalni roiło się od dziennikarzy, którzy wypytywali ją o Noela,
ale pracownicy szpitala szybko ich wyrzucili. Prawie wszystkich.
– Bez komentarza – rzuciła Aria.
Na szczęście drzwi na oddział zamknęły się za nią.
W połowie korytarza pielęgniarka skręciła do jasno oświetlonej, jednoosobowej sali. Aria zajrzała
do środka i westchnęła. Noel miał całą twarz w siniakach. Wzdłuż szczęki aż do samego ucha ciągnęła
się zszyta rana. Z obu jego rąk sterczały wenflony podłączone do kroplówek, a skóra zrobiła się biała
jak kreda. Jego stopy wystawały spod kołdry. Wydawał się mniejszy i słabszy. Nigdy go nie widziała
w takim stanie.
– Noel. – Aria potrafiła wydusić z siebie tylko to jedno słowo.
– Aria. – Noel mówił zupełnie nie swoim, zachrypniętym głosem.
Pielęgniarka sprawdziła, czy kroplówka działa prawidłowo, i wyszła. Aria usiadła na krześle przy
łóżku i wpatrywała się w ułożone w szachownicę płytki na podłodze. Maszyna mierzyła puls Noela.
Gwałtowne pikanie świadczyło o tym, że serce Noela bije bardzo szybko.
– Dzięki, że się zgodziłaś ze mną spotkać – powiedział wreszcie cicho.
Aria otworzyła usta, bo już chciała powiedzieć: „Nie ma sprawy”. W porę przypomniała sobie
jednak, że Noel ją okłamał. Kochał dziewczynę, która próbowała ją zabić. Zamknęła oczy i odwróciła
się.
– To co wiesz o Ali, może sprawić, że wpadniesz w tarapaty.
– Wiem. – Noel spojrzał na nią. – Ale w tej chwili jesteś jedyną osobą, która wie to co ja. Więc
tylko ty możesz na mnie donieść. – Noel chrząknął. – Zrób to, jeśli chcesz. Zrozumiem.
Aria wyobraziła sobie Noela w więziennym kombinezonie, jak dzieli celę z jakimś brutalnym
przestępcą. Jak czyta książki z więziennej biblioteki. Nie wiedziała, czy tego właśnie chce. A może
było to najgorsze rozwiązanie pod słońcem.
– Co się wydarzyło na cmentarzu? – zapytała bez ogródek.
– Ktoś zaszedł mnie od tyłu – powiedział powoli Noel. – Uderzył mnie w głowę. Najpierw
wydawało mi się, że to Spencer. Myliłem się.
Aria pokiwała głową. Noel patrzył na swoje kościste kolana okryte kołdrą.
– Usłyszałem niski głos, ale nie widziałem twarzy.
Niski głos. Pomocnik A.
– A potem?
– Wrzucili mnie do skrzyni. Ktoś ją ciągnął po mokrej trawie. Usłyszałem, jak otwiera się zamek
i dwie osoby coś szepczą.
Dwie osoby.
– Czy jedną z tych osób była... ona?
Noelowi zrzedła mina. Doskonale wiedział, kogo ma na myśli Aria. Na cmentarzu w czasie balu
maturalnego Aria wpadła w histerię i w kilku słowach wyjaśniła mu, że Ali chce dopaść ją i jej
przyjaciółki.
– Nie sądzę.
Tylko ją to zirytowało.
– Czemu? Bo tak ją kochasz, że nie widzisz, ile zrobiła złego?
Noel wyglądał tak, jakby go spoliczkowała.
– Wcale jej nie kocham.
Aria patrzyła na niego wyczekująco. Przecież to właśnie jej powiedział.
– Posłuchaj, kochałem kogoś, kto nie istnieje – bronił się Noel. – Ale przestałem ją kochać, kiedy
zakochałem się w tobie. – Zdusił płacz. – Przepraszam. Wiem, że nie mogę liczyć na wybaczenie.
Wiem, że nie możemy być razem. Ale musisz wiedzieć, że do końca życia sobie nie daruję tego, co
zrobiłem.
Mówił tak cichym, przerażonym głosem, że serce Arii zamarło.
– Musisz mi wszystko opowiedzieć – oznajmiła tak chłodnym tonem, na jaki tylko potrafiła się
zdobyć w tej sytuacji. – Jak często odwiedzałeś Ali w Zaciszu? Kogo jeszcze tam spotkałeś? Co ona ci
opowiedziała? Czy mówiła... – Aria zaczerpnęła powietrza, próbując powstrzymać łzy. – Czy mówiła,
co zamierza nam zrobić?
– Nie miałem pojęcia, że ona chce was skrzywdzić, przysięgam – zapewnił ją gorąco Noel.
– No dobra. To powiedz przynajmniej, dlaczego zacząłeś się z nią widywać.
Noel westchnął.
– Nie wiem. Było mi jej żal.
– Skąd się dowiedziałeś, że się leczy w Zaciszu?
Noel poruszył się nieznacznie pod kołdrą.
– Rodzice chcieli, żebym po śmierci brata porozmawiał z terapeutą, który przyjmował pacjentów
w przychodni znajdującej się na terenie Zacisza. Któregoś dnia, wychodząc stamtąd, wpadłem na
Alison, która właśnie tam przyjechała. Zachowywała się bardzo podejrzanie i wydawało mi się, że to
dziewczyna, którą znam ze szkoły. Kiedy pojechałem tam następnym razem, znowu ją spotkałem.
Wydało mi się to dziwne, bo tego samego dnia drużyna hokeja na trawie grała mecz i Mason, który go
oglądał, napisał mi w SMS-ie, że Ali zdobyła gola.
Aria pokiwała głową.
– Wszystko rozumiem.
Noel zamilkł, żeby zaczerpnąć powietrza.
– Poukładałem sobie to wszystko w głowie, kiedy zobaczyłem, jak Ali wychodzi z gabinetu
terapeuty. Ona to zauważyła, bo zaczekała, aż skończę wizytę, i powiedziała mi, kim naprawdę jest.
Twierdziła, że jest bliźniaczką Ali, uwięzioną w szpitalu i tak dalej.
– A ty jej uwierzyłeś?
– No jasne. Nie wyglądała na wariatkę, tylko na... ofiarę.
Aria ścisnęła w palcach koniuszek nosa.
– I tak się poznaliście? Przed gabinetem psychiatry?
Noel zrobił zawstydzoną minę.
– Nie. Później... odwiedzałem ją w szpitalu.
Arię przeszył nagły ból.
– Jak często?
– Regularnie.
– Dlaczego?
Noel zacisnął na moment usta.
– Bo umiała słuchać. Przy niej czułem się ważny.
„Co za frajer”, pomyślała Aria. Ali – i Courtney – potrafiła sprawić, że ludzie w jej otoczeniu czuli
się bardzo ważni. Ale tak naprawdę pozwalała im tylko zaspokajać ich najskrytsze, egoistyczne
potrzeby.
– Niech zgadnę, przekonała cię, że tak naprawdę to Courtney ma świra? – warknęła Aria.
Noel pokiwał głową.
– I nie przeszkadzało ci to w normalnych kontaktach z Courtney? – zapytała Aria, bo
przypomniała sobie, że Noel nie opuścił żadnej imprezy organizowanej przez Ich Ali. Siadał przy ich
stoliku w kafeterii i rzucał w Ali chrupkami. Razem z nią wziął udział w biegu na trzech nogach
w czasie szkolnego festynu w szóstej klasie i kiedy przewrócili się na finiszu, śmiał się z nią do
rozpuku. – Przecież w siódmej klasie nawet z nią chodziłeś!
Noel przechylił głowę.
– Nieprawda.
– Prawda! Wiem, bo Ali, to znaczy Courtney, powiedziała ci, że mi się podobasz. A ty się
przyznałeś, że ona podoba ci się bardziej. Jej też się podobałeś, ale rzuciła cię po kilku randkach.
Nigdy o tym nie rozmawiali, ale Aria doskonale pamiętała tamte wydarzenia. Ali złamała jej
serce, kiedy oznajmiła, że Noel wybrał ją. Teraz Noel poruszył się i skrzywił z bólu, kiedy próbował
się odwrócić.
– Courtney nigdy mi o tobie nie opowiadała. Nigdy mi się nie podobała. Pewnie powiedziała ci to
tylko po to, żeby cię wkurzyć.
Ali było rzeczywiście stać na coś takiego, jednak Aria nie zamierzała dać Noelowi satysfakcji
i przyznać mu racji.
– Jeśli naprawdę uważałeś, że Courtney jest niebezpieczna, dlaczego nikomu o tym nie
powiedziałeś?
Przez chwilę słychać było tylko odgłosy maszynerii, do której podpięto Noela.
– Bo nie wydawała mi się tak naprawdę niebezpieczna. Wolałem się nie mieszać w tę sprawę. Poza
tym Ali prosiła mnie, żebym nikomu o tym nie mówił. Dotrzymałem obietnicy.
– I dlatego nie powiedziałeś tego nawet mnie, nawet kiedy z sobą chodziliśmy.
Noel odwrócił wzrok.
– Chciałem. Wiele razy. Ale... – Westchnął. – Przepraszam.
Aria zacisnęła pięści na kolanach. „Przepraszam”?
– Więc pod koniec siódmej klasy wiedziałeś, że Prawdziwa Ali wyszła na kilka dni ze szpitala?
Noel napił się wody z kubka stojącego na tacy obok jego łóżka.
– Na dzień przed zakończeniem roku szkolnego poszedłem do domu DiLaurentisów. Ale
spotkałem tylko Ali. Courtney tam nie było.
Aria zastanawiała się, czy Ich Ali była wtedy w domu. Jeśli nie, to pewnie spędzała czas z Arią
i ich przyjaciółkami... albo ze swoimi nowymi przyjaciółkami z drużyny hokejowej. Czy robiła coś
zupełnie niewinnego, na przykład poszła na zakupy do centrum handlowego King James albo
odwiedziła Spencer? Oczywiście nie miała pojęcia, że następnego dnia zginie.
– Kiedy zaginęła Courtney, podejrzewałeś, że Ali maczała w tym palce? – zapytała Aria.
– Ale skąd! – powiedział Noel z przekonaniem. – W tamten weekend wydawała się taka
szczęśliwa. Nigdy bym nie pomyślał, że planuje coś tak szalonego. Naprawdę myślałem, że Courtney
uciekła. A kiedy wszyscy dowiedzieli się o Ianie, moje podejrzenia się potwierdziły. Widziałem, jak
Courtney z nim flirtuje. Ten facet potrafił się zachowywać jak ostatni dupek.
– Czy Ali kontaktowała się z tobą, kiedy była w Zaciszu?
Rozległo się głośne piknięcie, a Noel spojrzał na monitor stojący przy łóżku. Na chwilę pojawiło
się na nim czerwone serce.
– Napisała list, w którym wyjaśniła, że wysłanie jej do Zacisza było wyłącznie wielkim błędem.
Wydawało mi się, że bardzo się martwi z powodu zaginięcia siostry i jest przerażona tym, że nikt nie
potrafi jej znaleźć. Dałem się na to nabrać.
– A potem odwiedzałeś ją wiele razy.
– Tak – odparł Noel z zawstydzeniem. – Do momentu, kiedy Iana Thomasa posadzono na ławie
oskarżonych, a Ali wróciła.
– Spotkałeś w Zaciszu Tabithę Clark?
Noel z trudem przełknął ślinę.
– Widywałem ją, ale rozmawiałem z nią tylko raz, kiedy Ali wypuszczono na weekend. Rodzice
nie chcieli jej widzieć, więc spędziła ten czas z Tabithą w New Jersey. Pojechałem do nich pociągiem
i razem poszliśmy do kina.
Aria zamknęła oczy. W zeszłym tygodniu znalazła stary bilet na Spidermana z kina w Maplewood
w stanie New Jersey, skąd pochodziła Tabitha. Z tyłu ktoś napisał odręcznie liścik: „Dziękuję, że we
mnie uwierzyłeś”. A więc jego autorką była Ali.
– Spotkałeś kogoś jeszcze w Zaciszu?
Noel wbił wzrok w sufit.
– Dziewczynę o imieniu Iris. Bardzo chudą blondynkę.
To miało sens. W zeszłym tygodniu Emily wypisała Iris ze szpitala na kilka dni, żeby wyciągnąć
z niej ważne informacje. To Iris zdradziła im, że Ali potajemnie z kimś się spotykała. Kiedy pokazały
jej zdjęcie Noela, twierdziła, że to na pewno on.
– A przyjaźniła się z jakimś chłopakiem? – zapytała Aria.
Noel zastanawiał się przez chwilę.
– Nikt mi nie przychodzi do głowy. Czemu pytasz?
– Ali miała chłopaka.
Czekała na jego reakcję. Miała nadzieję, że Noel poczuje się zdruzgotany i zdradzony. Ale on
tylko zamrugał.
– Nigdy go nie spotkałem.
– A mówiła o nim kiedyś?
– Nie. – Noel pokręcił głową.
Aria wpatrywała się w swoje ręce.
– W zeszłym roku, kiedy aresztowano Iana i wypuszczono Ali, ona się z tobą skontaktowała,
prawda?
– Spotkaliśmy się raz, przed konferencją prasową.
– W Keppler Creek?
Iris powiedziała Emily, że kiedy Ali przebywała w Zaciszu, wciąż mówiła o jakimś sekretnym
spotkaniu w parku niedaleko Delaware.
Noel przechylił głowę.
– Nie. U mnie w domu. Powiedziała, że niedługo wszyscy o niej usłyszą. Potem spotkała się
z każdą z was. Byłyście dla niej takie miłe. Uważałem, że to fantastyczne. Ona też wydawała się
zachwycona. Szczęśliwe zakończenie.
Aria nieufnie zmrużyła oczy.
– A powiedziała ci, że nas okłamała? Że powiedziała nam, że to ona jest Naszą Ali?
– Oczywiście, że nie. – Noel niezdarnie próbował podnieść się na łóżku, krzywiąc się z bólu. – Już
mówiłem, o wszystkim dowiedziałem się dopiero po pożarze.
– A wasz pocałunek?
Ali i Noel całowali się w czasie balu walentynkowego, w tę noc, kiedy wybuchł pożar w Pocono.
Ali zachowywała się tak, jakby Noel ją podrywał, choć podobno było na odwrót. Aria tak się wściekła
na Noela, że razem z Ali i pozostałymi dziewczynami pojechała do domku nad jeziorem.
– Nie pomagałem jej w tej intrydze, przysięgam – zapewnił ją Noel. – To ona mnie pocałowała.
– To czemu powiedziałeś agentce Fuji, że ją okłamałam?
Noel spojrzał na nią nieufnie.
– O czym ty mówisz?
– Widziałam waszą korespondencję mailową.
– Ona pozwoliła ci przeczytać swoje maile?
– Nie, przeczytałam twoje. – Aria bardzo się tego wstydziła. – Poinformowałeś Fuji, że ktoś ją
okłamał w sprawie zabójstwa Tabithy. Czemu tak napisałeś? Chciałeś, żeby mnie dokładniej
przesłuchała?
Noel patrzył na nią tak, jakby na środku czoła wyrosło jej trzecie ucho.
– Z agentką Fuji rozmawiałem tylko raz i powiedziałem jej, że nie znałem Tabithy i o niczym nie
wiem. To ja skłamałem. Niby czemu miałoby mi zależeć, żeby cię przesłuchała?
Aria udawała, że rozprostowuje fałdkę na swoich spodniach. Czy Noel naprawdę nie znał Tabithy?
– Mam uwierzyć, że ktoś włamał się na twoje konto mailowe i pisał z niego wiadomości do Fuji?
Noel uniósł ręce w górę.
– Nie wiem. A skoro już o tym rozmawiamy, jak sądzisz, kto się włamuje do naszych komputerów,
nęka cię, a mnie o mało nie zabił? Naprawdę uważasz, że Ali żyje? Dlaczego wcześniej mi o tym nie
powiedziałaś?
Aria obrzuciła go wymownym spojrzeniem.
– Nic nie powiedziałam, żeby cię chronić.
– Ale... – Noel chciał chyba powiedzieć coś jeszcze, lecz zamknął usta.
– Ale co? – zapytała Aria.
Noel pokręcił głową.
– Nic. Nieważne.
Ciężko oddychał, a maszyna zaczęła głośniej pikać. Aria spojrzała na ekran, wdzięczna za to, że
może na chwilę odwrócić wzrok od twarzy Noela. Do sali weszła pielęgniarka i spojrzała na monitor.
– Chyba powinnaś już pójść – powiedziała do Arii.
Wyprowadziła ją z sali. Aria spojrzała przez ramię na smutną twarz Noela, lecz nawet mu nie
pomachała. Była zdezorientowana i kręciło jej się w głowie. Przez tak długi czas Noel był jedyną
osobą w Rosewood, dzięki której jakoś dawała sobie radę. A teraz stał się jej zupełnie obcy. Jak miała
dalej tu żyć? Czy jej się uda nadal mieszkać w Rosewood, chodzić do Rosewood Day, a nawet siedzieć
w swoim pokoju i nie wspominać Noela? Musiała się stąd wydostać raz na zawsze. Wyjechać
z Rosewood i nigdy już nie wrócić. Ale po kilku krokach kolana się pod nią ugięły, a jej nogi zrobiły
się ciężkie. Teraz przejście przez korytarz i powrót do przyjaciółek wydawało jej się zadaniem nie do
wykonania.
2
PUSTY DOM
Spencer, Hanna i Emily zerwały się na równe nogi, kiedy Aria wróciła do poczekalni. Ona nawet
na nie nie spojrzała, tylko zgarbiona podeszła do dystrybutora z wodą.
– Co powiedział Noel? – zapytała Spencer, wstrzymując oddech i idąc za nią. – Widział, kto go
uwięził?
– Nie – szepnęła Aria, wyciągając plastikowy kubek.
– Na pewno? – zapytała Hanna. – Skąd on w ogóle znał Ali? Przyjaźnili się czy z sobą chodzili?
Aria podeszła teraz do ekspresu do kawy. Miała zaczerwienione oczy i z trudem próbowała
powstrzymać szlochanie. Spencer nie chciała jej przypierać do muru, jednak musiały poznać prawdę
jak najszybciej. Aria niechętnie zrelacjonowała im to, co powiedział Noel. Opowiedziała im, jak
odwiedzał Ali w Zaciszu i nie poznał tam nikogo poza Tabithą i Iris.
– Nie poznał ani jednego chłopaka? – jęknęła Spencer. – Ali nie przyznała się, że ktoś jej się
podoba?
Aria wzruszyła ramionami.
– Ali chciała chyba, żeby Noelowi wydawało się, że to on jej się podoba.
Emily jęknęła.
– To ma sens. Właśnie w taki sposób owijała sobie ludzi wokół palca.
Aria napiła się kawy.
– Noel powiedział, że słyszał męski głos, kiedy go zaatakowano. Ale to wszystko.
– Chciałabym, żebyśmy raz na zawsze załatwiły Ali i jej pomocnika. – Spencer usiadła na krześle.
– Może powinnyśmy wrócić do Zacisza? – zaproponowała Hanna. – I zapytać, czy przebywał tam
pacjent o imieniu zaczynającym się na N?
Emily chyba nie spodobał się ten pomysł.
– To dość ryzykowne.
Hanna zmarszczyła brwi.
– Chcesz się poddać?
– Może powinnyśmy to zrobić – powiedziała Spencer.
W zeszłym tygodniu, próbując złapać Ali i jej pomocnika, postanowiły pójść na całość. Przestały
używać swoich telefonów, do których ich prześladowca włamał się już wiele razy, a nowymi
posługiwały się tylko w wyjątkowych sytuacjach. Spotykały się w schronie, w pokazowym domu na
sprzedaż należącym do ojczyma Spencer, i tam się naradzały, próbując rozwiązać zagadkę A.
Sporządziły listę podejrzanych i kiedy kogoś z niej wykluczały, otaczały jego imię obwódką. Ostatni
na liście pozostał Noel. Już myślały, że udało im się wywieść A. w pole, ale wczoraj dostały SMS-a ze
zdjęciem przedstawiającym ich listę podejrzanych. Spencer nie miała pojęcia, jakim cudem lista
wpadła w ręce Ali, przecież ukryła ją pod własnym łóżkiem. Komentarz pod zdjęciem brzmiał: „A. to
Noel? Chyba śnicie!”.
– A co z policją? – Hanna poprawiła swój kasztanowy kucyk. – Mam oddać liścik, który Ali
zostawiła mi w klinice?
Spencer zastanawiała się przez chwilę. Gdyby pokazały liścik policji, Ali i jej pomocnik mogliby
uderzyć ponownie. Gdyby zachowały wiadomość dla siebie, policja mogłaby uznać, że utrudniają
dochodzenie.
– A gdyby tak oddać policji liścik, a nie powiedzieć ani słowa o A.? – zaproponowała. – Przecież
podpisała się pod nim Kyla, a nie Ali. Policja nie musi wiedzieć, że to jedna i ta sama osoba. Szczerze
mówiąc, nie wiemy tego na pewno.
– Może to i dobra myśl – szepnęła Hanna.
– A co z naszymi awaryjnymi telefonami? – zapytała Aria. – Przecież do nich A. też ma dostęp.
Powinnyśmy je zatrzymać?
– Równie dobrze możemy wrócić do naszych starych telefonów – powiedziała Emily. – Ona nas
znajdzie, nie ukryjemy się przed nią. Może po prostu używajmy telefonów i wysyłajmy SMS-y tylko
wtedy, gdy to naprawdę konieczne?
– Powinnyśmy też codziennie zmieniać hasło do naszych skrzynek mailowych – zasugerowała
Spencer. – I w mailach i SMS-ach nie wspominajmy o Ali i jej pomocniku.
– A jeśli dostaniemy nowe wiadomości od A.? – wyszeptała Hanna. – Możemy o tym
porozmawiać?
Spencer rozejrzała się, jakby się obawiała, że również tutaj A. je podsłuchuje.
– Tak – szepnęła. – Wymyślmy jakieś hasło, które będzie oznaczało, że chcemy się spotkać
i porozmawiać o Ali. Może... – Spojrzała na ekran, na którym pojawił się przystojny, srebrnowłosy
mężczyzna. – Anderson Cooper?
– Dobra – przytaknęła Aria.
Hanna zbliżyła się do nich.
– Jak sądzicie, co teraz zrobi A.?
Spencer poczuła, jak zaciska się jej żołądek. Tyle razy próbowały już przewidzieć następny krok
A.
– Trudno powiedzieć. Na pewno nadal nas obserwuje. Musimy mieć oczy i uszy szeroko otwarte.
Dziewczyny pokiwały głowami, jeszcze bardziej przerażone niż przed chwilą. Chyba wyczerpały
temat. Spencer wzięła torebkę, wyjęła z niej kluczyki i ruszyła w stronę windy. Chciała tylko wrócić
do domu i wziąć długi, gorący prysznic. Minęła kafeterię i wyszła na zewnątrz. Był piękny słoneczny
ranek. Na ulicy tłoczyli się ludzie, na rogu zebrało się kilka osób z transparentami, najwyraźniej
przeciwko czemuś protestując. Na niektórych tablicach widniała tylko nazwa Rosewood, na innych
napis: „SERYJNY MORDERCA”.
– Chcemy bezpieczeństwa dla naszych dzieci! – krzyczeli protestujący. Jeden z nich miał na sobie
bluzę z emblematem Rosewood Day.
Spencer obserwowała ich przez chwilę z mieszanymi uczuciami. Zdziwiła się, że tylu osobom leży
na sercu sprawa, w którą ona była wplątana po same uszy. Zauważyła furgonetkę z logo wiadomości
telewizyjnych zaparkowaną po drugiej stronie ulicy. Miejsce pasażera zajmowała dziennikarka.
Spencer schyliła głowę i szybko podeszła do swojego samochodu, w obawie że za chwilę reporterka ją
rozpozna.
– Spencer?
Zacisnęła zęby i odwróciła się. Przed wejściem do szpitala stał Chase, jej nowy przyjaciel, ubrany
w czarną poliestrową kurtkę i popielatą czapeczkę bejsbolową. Spencer podeszła do niego i zaciągnęła
go w ustronne miejsce przy wjeździe do ambulatorium.
– Co ty tu robisz? – zapytała szeptem.
Chase skubał swoje zniekształcone ucho. Kiedyś w szkole z internatem ranił go prześladowca.
– Przecież się dziś umówiliśmy. Wszędzie cię szukałem. Twoja mama powiedziała mi, gdzie cię
znajdę.
– A powiedziała ci, czemu tu jestem?
Chase pokręcił głową.
– No dobra – odparła Spencer i o wszystkim mu opowiedziała.
Wiedziała, że może zaufać Chase’owi. Prowadził bloga poświęconego nierozwiązanym sprawom
kryminalnym i po raz pierwszy spotkali się, kiedy próbowała odszukać Ali. Na początku jednak Chase
wysłał na spotkanie z nią swojego brata Curtisa, bo twierdził, że wstydzi się swojego wyglądu, i przez
chwilę Spencer podejrzewała nawet, że A. to on. Jednak ostatecznie oczyścił się z wszelkich
podejrzeń.
Kiedy Spencer skończyła swoją opowieść o Noelu zamkniętym w magazynie, Chase zmrużył oczy.
– Więc Noel nie chodził z Ali?
Spencer westchnęła.
– Nie. Wróciłyśmy do punktu wyjścia.
– No to ruszajmy w drogę – zakomenderował Chase, biorąc Spencer pod ramię.
Spencer ani drgnęła.
– Dokąd?
Chase zamrugał.
– Musimy jechać do tego domu z nagrania z kamery przemysłowej.
Kiedy dzień wcześniej Chase ją odwiedził, pokazał jej niewyraźny zapis z kamery przemysłowej
pokazujący dom w Rosewood. Na kilku klatkach widać było dziewczynę bardzo podobną do Ali.
Spencer i Chase umówili się, że pojadą tam dzisiaj, lecz zamieszanie wokół Noela sprawiło, że
Spencer o wszystkim zapomniała.
Obok nich przejechał autobus, zostawiając za sobą dym z rury wydechowej.
– Przez nas chłopaka Arii uwięziono w magazynie – powiedziała nerwowo Spencer. – Ali wie, że
depczemy jej po piętach. Nie chcę, żeby komuś jeszcze stała się krzywda.
– A jeśli ona tam mieszka? – zapytał Chase. – Jeśli znajdziemy dowód na to, że ona nadal żyje,
przekażemy go policji i zakończymy całą sprawę raz na zawsze. Wtedy nikt już nie ucierpi z powodu
Ali.
Spencer zacisnęła usta. Jakiś cień mignął w oknie samochodu zaparkowanego po przeciwnej
stronie ulicy. Przez chwilę Spencer wydawało się, że ktoś na nią patrzy. Chase miał rację. A co, jeśli
znajdą coś w mieszkaniu? Może już dziś uda im się skończyć ten koszmar. Spojrzała na Chase’a
i lekko skinęła głową.
– No dobra, zróbmy to.
Dwadzieścia minut później, kiedy słońce zniknęło za niskimi chmurami, Spencer i Chase wjechali
na osiedle w zachodniej części miasta, gdzie można było nieco taniej wynająć mieszkanie.
Oczywiście, „nieco taniej” to określenie względne. Przy wjeździe na osiedle wielka tablica
informowała, że można tu kupić domy z parkietem i marmurowymi blatami kuchennymi. W oddali
połyskiwała woda w basenie, do którego dostęp mieli wszyscy mieszkańcy. W lokalnym sklepie
spożywczym karton mleka kosztował znacznie więcej niż w zwykłym supermarkecie.
– To tutaj – powiedział Chase, wskazując na rząd stojących obok siebie domów.
Wszystkie wyglądały identycznie. Stały przed nimi latarnie gazowe w stylu retro. Na każdym
poddaszu widać było takie samo okno, a elewacje ozdobiono sztukaterią przypominającą kształtem
świąteczne pierniczki. Na zdjęciach z kamery przemysłowej widać było, jak Ali wchodziła do domu
na rogu.
Spencer zatrzymała samochód i popatrzyła na dom. Podmuch zimnego powietrza przyprawił ją
o dreszcze. Dom miał czerwone drzwi, na ganku leżały suche liście. W oknach nie było rolet.
Wydawało się jej, że Ali powinna zadbać o lepszy kamuflaż. Czy aby na pewno trafili na jej
kryjówkę?
Potem spojrzała na sąsiednie budynki. Trawy nie koszono tutaj już od dłuższego czasu, na gankach
piętrzyły się stare gazety. W żadnym oknie nie paliło się światło, w żadnym domu nie szczekał pies.
Przed wyjazdem z Filadelfii Spencer i Chase sprawdzili w księgach wieczystych, że większość tych
domów nie została jeszcze sprzedana. Dom, do którego weszła Ali, od roku czekał na nowego
właściciela. Jakaś para siedemdziesięciolatków, Joseph i Harriet Maxwellowie, kupiła sąsiedni dom
w listopadzie dwa lata wcześniej, dokładnie w tym samym czasie, kiedy odbywała się rozprawa
przeciwko Ianowi Thomasowi oskarżonemu o zabicie Courtney DiLaurentis. Teraz roślina stojąca
przed drzwiami ich domu uschła, a wokół walało się mnóstwo starych ulotek.
– To idealna kryjówka dla Ali – wyszeptała Spencer. – Zupełne pustkowie. Nikt by nie widział, jak
wchodzi do któregoś z tych domów.
– Racja. – Chase chciał już wysiąść z samochodu, ale zatrzymał się i spojrzał na Spencer. – Jesteś
gotowa? Na pewno?
Spencer poczuła kamień w żołądku. Czy była gotowa? Rozejrzała się po parkingu. Choć nie stało
na nim żadne auto, ona i tak czuła się obserwowana. Wpatrywała się w gęste zarośla ciągnące się
wzdłuż domów, a potem z niepokojem spojrzała na zamknięte biuro pośrednika handlu
nieruchomościami po drugiej stronie ulicy. Czy tam się ktoś ukrywał?
– Tak – odpowiedziała wreszcie. Wysiadła z samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwi. Musiała to
zrobić.
Niebo było złowrogo szare, a powietrze wydawało się gęste i naelektryzowane. Spencer usłyszała
za sobą jakieś skrobanie i dostała gęsiej skórki.
– Słyszałeś?
Chase przystanął i nasłuchiwał.
– Nie.
Coś zatrzepotało wśród drzew otaczających domy. Spencer wpatrywała się w przestrzeń między
drzewami.
– J-jest tu kto? – wyjąkała.
Cisza. Słychać było tylko, jak Chase z trudem przełyka ślinę.
– To pewnie zając albo jeleń.
Spencer nerwowo pokiwała głową. Na palcach podeszła do domu na rogu i zajrzała przez okno.
W środku panowały egipskie ciemności, trudno było stwierdzić, czy ktoś tam jest. Przyjrzała się
drzwiom frontowym. Nie zauważyła żadnych rys, śladów ani wycieraczki. Włożyła rękawiczki, które
dostała od Chase’a – nie chcieli zostawić odcisków palców – i dotknęła ostrożnie klamki, jakby była
podłączona do bomby. Czuła mrowienie na skórze. Jeszcze raz spojrzała przez ramię na biuro handlu
nieruchomościami. Rozległ się grzmot i zerwał się wiatr. Na głowę Spencer spadło kilka kropel
deszczu.
– Przepraszam!
Spencer jęknęła i odwróciła się. W ich stronę szedł chodnikiem starszy, przygarbiony mężczyzna
z psem. Język owczarka collie zwisał z pyska. Spencer nie widziała, czy pies jest na smyczy.
Mężczyzna spoglądał to na Spencer, to na Chase’a.
– Co państwo tu robią? – zapytał ostro.
Spencer zapomniała języka w gębie.
– Yyy, wydawało nam się, że tu mieszka nasza koleżanka.
– Nikt tu nie mieszka – powiedział mężczyzna, rzucając okiem na dom. – Stoi pusty, od kiedy
wybudowano to osiedle.
Chyba nie kłamał i nie miał pojęcia, kim są Spencer i Chase. To był po prostu starszy mężczyzna,
który wyprowadzał psa na spacer. Spencer ośmieliła się zadać mu pytanie.
– Czy nie widział pan, jak ktoś wchodzi do tego domu lub z niego wychodzi? Może kogoś pan
zauważył?
– Nie. Nie widziałem nawet światła w oknach – odparł mężczyzna. – To teren prywatny. Proszę
stąd odejść.
Jeszcze raz przyjrzał im się bacznie, a Spencer zastanawiała się, czy aby nie zbyt pochopnie mu
zaufała. Potem mężczyzna zagwizdał i pies podniósł się z ziemi. Kiedy odchodzili, pies zjeżył się
i spojrzał w kierunku biura handlu nieruchomościami po drugiej stronie ulicy. Spencer zamarła. Czy
pies wyczuwał czyjąś obecność? Ale collie zrobił parę kroków i obsikał kępkę dmuchawców.
Mężczyzna z psem zniknęli. Słychać było tylko ich kroki w oddali i pobrzękiwanie obroży. Spencer
odczekała, aż mężczyzna oddalił się na bezpieczną odległość, i spojrzała na Chase’a.
– To na pewno ten dom ze zdjęć.
– Myślisz, że Ali wie, że go znaleźliśmy? – szepnął Chase, otwierając szeroko oczy. Nagle zrobił
przerażoną minę. – A co, jeśli Ali podrzuciła nam to nagranie? Może nigdy jej tu nie było? A może
zwabiła nas tutaj, żeby nam zrobić krzywdę?
Dlaczego wcześniej nie przyszło to Spencer do głowy? Zbiegła z ganku, jakby zaraz miała
wydarzyć się jakaś katastrofa. I choć nic się nie stało, mogłaby przysiąc, że usłyszała czyjś złośliwy
chichot. Wytężyła wzrok, wpatrując się w drzewa, a potem z niepokojem spojrzała jeszcze raz na
biuro pośrednika nieruchomości. Wydawało się jej, że za chwilę zobaczy w oknie Ali. A jeśli ona
czaiła się gdzieś w pobliżu? Jeśli zobaczyła, że trafili na jej ślad, i wpadła we wściekłość? Spencer
chwyciła Chase’a za rękę.
– Chodźmy stąd – powiedziała pospiesznie, biegnąc do samochodu.
Nagle zaczęła się gorączkowo zastanawiać, czy nie popełnili fatalnej w skutkach pomyłki.
3
HANNA WYZNAJE WSZYSTKO
Godzinę później Hanna Marin i jej chłopak Mike Montgomery siedzieli w toyocie Hanny
w ogromnym korku, wracając do Rosewood ze szpitala. Mike co chwila zmieniał stację radiową.
Najpierw włączył kanał z rapem, potem wiadomości sportowe. Westchnął i wpatrzył się w okno.
Chyba był równie wyczerpany jak Hanna. Zeszłej nocy do późna czekał w szpitalu na wiadomości
o Noelu i Hannie. Hanna nie wiedziała nawet, kiedy wyszedł, ale chyba dotarł do domu po północy.
Wrócił do szpitala rano, niedługo po tym, jak Noel się obudził.
Zadzwonił telefon Hanny podłączony do samochodowego systemu Bluetooth. Nacisnęła
odpowiedni przycisk na głównej konsoli i odebrała, nie patrząc nawet, kto do niej dzwoni.
– Hanna? – zapytał znajomy głos. – Tu Kelly Crosby z kliniki leczenia poparzeń.
– Och. – Palec Hanny zawisł nad przyciskiem „ODRZUĆ”. Czuła, że Mike ją obserwuje. – O,
cześć.
– Chciałam ci tylko przekazać, żebyś nie przychodziła w przyszłym tygodniu – powiedziała Kelly.
– Klinikę zamknięto do odwołania z powodu tego... morderstwa.
Morderstwa. Hanna czuła, jak coś dławi ją w gardle.
– Poza tym jutro odbędzie się pogrzeb Grahama Pratta – poinformowała ją Kelly. – Blisko się
przyjaźniliście, więc pewnie zechcesz tam być.
– Mhm, dzięki – powiedziała Hanna głośno. – Muszę kończyć!
Rozłączyła się i patrzyła prosto przed siebie na drogę jakby nigdy nic. Słychać było stukotanie,
kiedy samochód jechał po nierównej drodze prowadzącej do autostrady. Wreszcie Mike chrząknął.
– Czy mi się wydawało, czy mówiłaś, że Graham zdetonował bombę na statku?
Hanna ścisnęła mocniej kierownicę. Mike podejrzliwie podchodził do jej wolontariatu w klinice
leczenia poparzeń. Najpierw wydawało mu się, że Hanna chce wrócić do Seana Ackarda, swojego
byłego chłopaka. Nie potrafiła mu jednak wybić z głowy tego niedorzecznego pomysłu, bo nie mogła
powiedzieć mu całej prawdy. Wtedy musiałaby też opowiedzieć wszystko o A. Wreszcie wyznała mu,
że Aria i Graham znaleźli się w maszynowni statku, kiedy wybuchła bomba, a ona szpiegowała
Grahama, żeby sprawdzić, ile on wie. Ale Mike od razu zauważył, że to historia szyta grubymi nićmi.
Hanna wzruszyła ramionami.
– Musiałam powiedzieć pracownikom kliniki, że przyjaźnię się z Grahamem. W przeciwnym razie
nie pozwoliliby mi się do niego zbliżyć.
– O jakim morderstwie ona mówiła?
Hanna wbiła wzrok w tablicę rejestracyjną jadącego przed nią samochodu z Delaware.
– Nie mam pojęcia.
– Nie kłam.
– Naprawdę nie wiem! – broniła się Hanna.
Oczywiście, doskonale wiedziała, o co chodzi. Poprzedniego dnia w lesie za kliniką znaleziono
zwłoki nastolatki. Na nadgarstku miała bransoletkę z nazwiskiem Kyla Kennedy. Nie żyła od wielu
dni. Zeszłego wieczoru Hanna rozmawiała z dziewczyną, która przedstawiła się jako Kyla i leżała na
łóżku ustawionym tuż przed salą Grahama. Tylko jednej osobie zależało na tym, żeby Graham się nie
obudził. Wtedy wyszłoby na jaw, kto podłożył bombę na statku.
Ali.
Hanna nie rozpoznała jej pod kilkoma warstwami bandaży. Teraz wjechała na podjazd pod domem
mamy i zaparkowała samochód. Wysiadła i ruszyła w stronę drzwi, kiedy uświadomiła sobie, że Mike
nie poszedł za nią. Stał na podjeździe z dziwną miną.
– Mam tego serdecznie dość – powiedział cicho.
Hanna struchlała.
– Czego?
– Wiem, że znowu kłamiesz.
Hanna odwróciła głowę.
– Mike... przestań.
– Najpierw bawisz się w domorosłego detektywa i uciekasz z balu maturalnego, choć zostałaś
królową, i jedziesz do kliniki, żeby porozmawiać z podejrzanym o atak bombowy, zamiast pozwolić,
żeby zajęła się nim policja. – Mike wyliczał na palcach kolejne przewiny Hanny. – Potem, kiedy
okazuje się, że on nie żyje, bez słowa znikasz ze Spencer i resztą waszych przyjaciółek. Potem
znajduję cię całą upapraną błotem.
Hanna dotknęła czubkiem buta dekoracyjnego kamienia obok wycieraczki. Ubrudziła sukienkę
błotem, kiedy ona i jej przyjaciółki pospieszyły na pomoc Arii, bo myślały, że Noel próbuje ją
skrzywdzić na cmentarzu.
– A potem – Mike mówił podniesionym głosem – mówisz mi, że przez przypadek trafiłaś do
magazynu, w którym policja znalazła Noela. Dziś rano słyszałem, jak mówisz policjantowi, że
pojechałaś tam, bo dostałaś jakiś list z pogróżkami.
Hannie zaschło w gardle. Historię o znalezieniu Noela też wyssała z palca. Poza tym nadal nie
wiedziała, czy powinna przekazać policji list od Kyli.
– Zresztą nie tylko w mojej obecności zachowujesz się jak wariatka – powiedział Mike. –
Rozmawiałem o tobie z Naomi. W czasie rejsu zachowywałyście się jak najlepsze przyjaciółki, a teraz
się nawet nie spotykacie.
Hanna poczuła przypływ gniewu.
– Rozmawiałeś o mnie z Naomi? – zapytała.
Od lat toczyła z Naomi Zeigler zażarty pojedynek. Co gorsza, niedawno dowiedziała się, że Naomi
była spokrewniona z Madison, dziewczyną, którą z powodu Hanny spotkało zeszłego lata wiele
nieprzyjemności.
– Nie miałem innego wyjścia. – Mike uniósł ręce w geście kapitulacji. – Naomi twierdzi, że
w czasie rejsu zachowywałaś się bardzo dziwnie. Czytałaś jej maile i uciekałaś przed nią, jakbyś się
jej bała. – Zacisnął usta. – Coś mi mówi, że to wszystko wiąże się z tym cyrkiem, który się ostatnio
wydarzył. To wszystko się z sobą łączy. – Mike wbił wzrok w Hannę. – Chodzi o A., tak? O Ali?
Wróciła?
Hanna zamarła.
– Nie wiem, o czym mówisz.
Mike zbliżył się do niej.
– Tylko tak to sobie potrafię wytłumaczyć. Powiedz mi prawdę. Nie ufasz mi?
Hannie trząsł się podbródek.
– Miałam powody, żeby o niczym ci nie mówić! – odparła. – Nie chcę, żeby stała ci się krzywda,
idioto! Nie chcę, żebyś skończył jak Noel!
Stali twarzą w twarz, czuła miętowy oddech Mike’a na policzkach. On chwycił ją za ręce.
– Chcę ci pomóc. Kocham cię. Nieważne, jak wiele muszę zaryzykować.
Zamknęła oczy, bo ogarnęło ją ogromne znużenie. Wiedziała, że tak łatwo się z tego nie wywikła.
Mike wszystkiego się domyślił, a mina Hanny tylko potwierdzała jego przypuszczenia. Istniał tylko
jeden sposób, żeby Mike nie zdobył więcej informacji: musiała z nim zerwać, choć nie mogła znieść
tej myśli. To jednak nie miało sensu. Mike i tak wiedział za dużo, by mogła zapewnić mu
bezpieczeństwo.
Oddychała ciężko i niespokojnie. I nagle słowa zaczęły płynąć z jej ust. Opowiedziała Mike’owi,
jak zaczęły przychodzić wiadomości od A., jedna bardziej złowieszcza od drugiej, i jak w czasie rejsu
kolejne SMS-y przypominały jej o tym, jak uciekła z miejsca wypadku, zostawiając Madison Zeigler,
kuzynkę Naomi, na pewną śmierć.
– Przez chwilę podejrzewałam, że A. to Naomi. Dlatego przeszukiwałam jej komputer. Myślałam,
że znajdę w nim dowody. Ale Naomi uświadomiła mi, że to nie ja spowodowałam wypadek. Ktoś
zepchnął mnie na pobocze. Pamiętam, że coś takiego faktycznie miało miejsce, nie widziałam jednak
twarzy kierowcy. To tę osobę Naomi i Madison próbowały złapać.
Mike się skrzywił.
– W zeszłym roku miałaś wypadek i nie powiedziałaś mi o tym?
Hanna wzruszyła ramionami.
– Nie mogłam ryzykować, wybacz.
Opowiedziała mu o wszystkim. Kiedy mówiła o tym, jak z przyjaciółkami doszły do wniosku, że
A. to Ali, Mike wyglądał na zdezorientowanego.
– Jesteś pewna? Myślałem, że nie przeżyła pożaru.
– Emily zostawiła jej otwarte drzwi. Wydostała się z domku.
Ze spuszczoną głową wyjaśniła mu, jak zginęła Tabitha. Bały się, że Ali pojechała za nimi na
Jamajkę i zamierza zrobić im krzywdę.
– Tabitha wyszła za nami na taras na dachu hotelu – powiedziała Hanna. – Rzuciła się na Arię.
Potem wszystko stało się tak szybko. Aria ją odepchnęła, zaczęły się szamotać i nagle Tabitha
wypadła za balustradę. Przeżyła upadek, to wiemy na pewno. Ale kiedy zbiegłyśmy na plażę, już jej
tam nie było. Nie zabiłyśmy jej, ale ktoś próbował zrzucić na nas winę za jej śmierć.
– Jezu – wyszeptał Mike, otwierając szeroko oczy. – Przecież byłem z wami na tej wycieczce.
Widziałem tę dziewczynę. Jak mogłaś zachować to przede mną w tajemnicy?
– Przepraszam – powiedziała cicho Hanna. – Tak się bałam. Wolałam udawać, że to się nigdy nie
wydarzyło. Ale kiedy znowu zaczęły przychodzić te wiadomości... – Urwała i zakryła twarz dłońmi.
Mike przysiadł na kamiennym murku otaczającym dom Hanny i wpatrywał się w dal.
– Czy dobrze rozumiem – powiedział po chwili – że to Ali albo jej pomocnik zabili też Gayle?
Hanna pokiwała głową, przypominając sobie Gayle Riggs, milionerkę, która chciała kupić dziecko
od Emily. Ona również padła ofiarą A.
– A bomba w maszynowni statku to również sprawka A.? – Mike mówił wysokim głosem.
Hanna przytaknęła.
Mike westchnął ciężko.
– To A. odpowiada za śmierć Tabithy?
– Jesteśmy tego prawie pewne.
– Więc Ali próbowała już zabić ciebie i moją siostrę sześć razy? I chce zrzucić na was winę za
przestępstwa, których nie popełniłyście? Musimy wytropić tę sukę, i to szybko.
Hanna nerwowo rozejrzała się po podwórzu.
– Spencer i Emily uważają, że to zły pomysł. Kiedy ostatnim razem jej szukałyśmy, Noel trafił do
szpitala.
Mike kopnął kamyk na rabatce z kwiatami.
– Więc mamy siedzieć z założonymi rękami?
Hanna spojrzała na drzewa. Przyszło jej do głowy, że dom jej mamy leży na takim pustkowiu, że
bardzo łatwo można go obserwować z ukrycia. Hanna nigdy by się nie zorientowała.
– Po prostu boję się, że jeśli zaczniemy deptać po piętach Ali albo jej pomocnikowi, znowu komuś
stanie się krzywda. Może tobie. Może mnie.
Mike zmrużył swoje jasnoniebieskie oczy.
– Hanno, obiecuję ci, że ona nic ci nie zrobi. Najpierw będzie miała ze mną do czynienia. Jak
trzeba, to stanę na warcie pod twoją sypialnią, a na każdej lekcji siądę z tobą w ławce. Jak zechcesz, to
nawet wejdę z tobą do przymierzalni w Szyku.
Hanna żartobliwie go szturchnęła.
– To by ci się spodobało, co?
– No pewnie. – Mike zbliżył się do niej i pocałował ją delikatnie w koniuszek nosa.
Hanna odchyliła głowę i pocałowała go w usta. Coś w niej pękło. Po policzkach popłynęły jej łzy.
– Tak się cieszę, że wszystkiego się domyśliłeś – wyszeptała mu do ucha.
– Ja też się cieszę – powiedział Mike.
Pocałowali się jeszcze raz, długo i namiętnie. Mike pogłaskał Hannę po plecach. Ona zrobiła kilka
kroków w stronę drzwi frontowych i po kilku sekundach oboje leżeli na kanapie w saloniku, dziko się
całując. Hanna myślała tylko o delikatnych ustach Mike’a na jej ciele, o cieple jego dłoni i ciężarze
jego ciała. Przywarła do niego jak do koła ratunkowego i szybko ściągnęła bluzkę przez głowę.
Poczuła gęsią skórkę. Mike też zdjął koszulę i Hanna zobaczyła jego muskularną klatkę piersiową
i mięśnie brzucha wyćwiczone podczas gry w lacrosse. Zawisł nad nią. Hanna czuła, co się za chwilę
stanie. Już od jakiegoś czasu wisiało to nad nimi, żartowali na ten temat, od kilku tygodni planowali...
ale jakoś do tej pory tego nie zrobili. Dla obojga miał to być pierwszy raz i oboje zdawali sobie
sprawę z tego, że powinien to być szczególny moment. Może właśnie w ten okropny dzień w tym
pustym domu nadeszła właściwa pora.
Mike obserwował, jak Hanna rozpina dżinsy.
– Na pewno? – zapytał pełnym napięcia szeptem.
– Tak – odparła Hanna, czując, jak wzbiera w niej fala emocji.
Chwyciła Mike’a i przytuliła go do siebie bardzo, bardzo mocno.
4
ZAGINIONA
Po południu Emily Fields wychodziła ze szkoły, gdzie odbierała listę zadań domowych do
nadrobienia. Kiedy tylko stanęła w drzwiach, wokół rozległy się okrzyki.
– Panno Fields! Alyssa Gaden z „Gońca Filadelfijskiego”! Czy poświęci mi pani chwilę?
– Emily! Tutaj!
Błysnęły flesze. Reporterzy podsunęli jej mikrofony. Emily próbowała ich wyminąć, ale nie
odstępowali jej na krok.
– Czy to prawda, że to wy znalazłyście Noela Kahna w magazynie za budynkiem szkoły!? –
zawołała dziennikarka z „Gońca”.
– Czy może nam pani powiedzieć, jak panie tam się znalazły? – zapytał inny reporter.
– Czy zawarłyście pakt samobójczy? – odezwał się kolejny głos. – Czy dlatego wyskoczyłyście
z tratwy ratunkowej?
Emily nie mogła tego słuchać. Po wybuchu bomby na pokładzie statku wszyscy wsiedli do tratw
ratunkowych. Emily i jej przyjaciółki nie ruszyły jednak w stronę brzegu, tylko wypłynęły na pełne
morze, żeby tam zostawić stary naszyjnik Tabithy. Za sprawą A. dostał się on w ręce Arii
i dziewczyny nie chciały, żeby ktoś go znalazł. Ich tratwa okazała się dziurawa, a one utknęły na
pełnym morzu. Uratowali je rozbitkowie z innej łodzi, lecz rozeszła się plotka, że wypłynęły na
morze, żeby tam popełnić samobójstwo.
Ktoś położył jej dłoń na ramieniu i osłonił ją przed dziennikarzami.
– Bez komentarza, bez komentarza, bez komentarza.
To był dyrektor Appleton. Wziął Emily pod ramię i zaprowadził ją na parking dla uczniów.
– Tak mi przykro, moja droga – powiedział łagodnie.
– Dziękuję – odparła z wdzięcznością Emily.
Appleton zostawił Emily w samochodzie i na odchodne dodał jej otuchy. Emily usiadła za
kierownicą volvo swoich rodziców. Już od kilku lat media czyhały wszędzie na nią i jej przyjaciółki.
Nakręcono o nich nawet film paradokumentalny Śliczna zabójczyni. Emily miała tego po dziurki
w nosie.
„Jeśli te wrony odlecą w ciągu dziesięciu sekund, wszystko wkrótce wróci do normy”, pomyślała,
patrząc na ptaki siedzące na drutach telefonicznych nieopodal lasu. Wrony ani drgnęły. Dołączyło do
nich jeszcze więcej ptaków i siedziały skulone, jak czarne plamy na szarym niebie.
Emily westchnęła, wyciągnęła telefon i sprawdziła skrzynkę mailową. Dostała tylko jedną
wiadomość od Hanny: „Pójdziecie jutro ze mną na pogrzeb Grahama? Potrzebuję wsparcia”. Aria się
zgodziła. Emily odpisała, że też przyjdzie. Zamknęła skrzynkę mailową i z tęsknotą spojrzała na
tapetę w swoim telefonie komórkowym. Zdjęcie przedstawiało Emily z jej dziewczyną Jordan
Richards na pokładzie statku wycieczkowego, który właśnie odbijał od brzegu w San Juan
w Portoryko.
Zamknęła oczy i powróciła pamięcią do tamtego momentu. Tak szybko połączyła je głęboka więź.
Emily tak bardzo chciałaby teraz porozmawiać z Jordan, ale ona uciekała przed FBI. Miały uciec
razem, lecz policja, za sprawą A., wpadła na trop Młodocianej Złodziejki. Teraz Jordan ukrywała się
gdzieś na Karaibach, żeby nie trafić do aresztu. Gdyby tylko Emily mogła się z nią skontaktować
i spotkać. Tutaj nie czekało jej nic dobrego. Mogłaby uciec przed A. Ale nie wiedziała, jak
skontaktować się z Jordan.
A może jednak istniał jakiś sposób?
Otworzyła swój profil na Twitterze. „Musimy pogadać – napisała wiadomość na koncie, które
potajemnie utworzyła Jordan – To ważne”.
Wysłała wiadomość i czekała. Przypuszczała, że Jordan nie odpowie. Kilka razy odpisała na
wiadomości Emily, ale wciąż powtarzała, jakie to niebezpieczne. Lecz ku zdumieniu Emily w jej
skrzynce w ciągu minuty pojawiła się nowa wiadomość.
„Wszystko w porządku? – pytała Jordan. – W wiadomościach mówili właśnie o tym chłopaku
z Rosewood. On chodzi z twoją przyjaciółką, prawda?”
Emily zaschło w gardle.
„Tak – odpisała. – Ale nic mi się nie stało. Ani moim przyjaciółkom”.
„To dobrze – odpisała Jordan. – Cieszę się”.
„Tęsknię za tobą. – Emily pisała bardzo szybko. – Tak bardzo chcę stąd wyjechać. Zrobiło się tu
niebezpiecznie. Gdzie jesteś?”
Po chwili na ekranie pojawiła się nowa wiadomość.
„Żałuję, ale nie mogę ci powiedzieć. Przecież wiesz. To zbyt ryzykowne”.
Emily podniosła głowę i spojrzała przez przednią szybę. Zobaczyła kilka osób idących pod górę do
swoich samochodów. Miała nadzieję, że kiedyś, w dalekiej przyszłości, Jordan wreszcie powie jej,
gdzie się ukryła.
„Zaczekam na ciebie”, obiecała jej Emily.
„To dobrze. Ja też na ciebie zaczekam”.
Jordan podpisała swoją wiadomość „XO”. Emily zamknęła aplikację i schowała telefon do
plecaka. Czuła się tak jak wtedy, gdy mama podawała na kolację makaron z serem. Emily nigdy nie
potrafiła zadowolić się małą porcją. Gdyby tylko mogła pogadać z Jordan przez kilka godzin, a nie
kilka sekund. Gdyby tylko Jordan jej powiedziała, gdzie się ukrywa.
Odezwał się jej telefon. Otrzymała e-maila od Google Alert z najświeższymi wiadomościami
o Zaciszu Addison-Stevens, szpitalu psychiatrycznym, w którym leczono Ali. Emily niedawno
zarejestrowała się w tym serwisie informacyjnym, żeby mieć dostęp do najświeższych wiadomości.
Liczyła na to, że może pacjent, który potajemnie pomagał Ali, ucieknie z kliniki. Ten e-mail dotyczył
jednak nowego basenu do hydroterapii, który zainstalowano na terenie szpitala. Obok tekstu było też
zdjęcie. Emily przyjrzała się rozmazanym twarzom pacjentów siedzących w basenie. Nie dostrzegła
wśród nich blondynki, która przypominałaby Iris Taylor, dziewczynę, którą wyciągnęła z Zacisza
w zeszłym tygodniu. Emily spełniała jej zachcianki, by w zamian móc ją wypytywać o Ali, z którą Iris
dzieliła pokój. Emily wiedziała, że Iris wróciła do Zacisza po balu maturalnym. Niestety, nie wolno
było stamtąd wysyłać e-maili i SMS-ów ani dzwonić, więc Emily nie wiedziała, czy Iris na pewno jest
w klinice.
Emily się zamyśliła. W czasie krótkiego pobytu w Zaciszu Hanna poznała Iris, która zachowywała
się podejrzanie, nawet wrogo. Hanna myślała, że Iris to wspólniczka Ali. Emily poznała ją jednak od
innej strony. Iris była smutną, niepewną siebie dziewczyną, która bardzo chciała zwrócić na siebie
uwagę. W świecie, w którym wszyscy w otoczeniu Emily nosili maski i grali role, Iris okazała się
zupełnie w porządku. Nagle Emily zatęskniła za nią. Zaświtała jej pewna myśl. „Może powinnyśmy
wrócić do Zacisza? – zasugerowała Hanna w czasie ich rozmowy w szpitalu. – I zapytać, czy
przebywał tam pacjent o imieniu zaczynającym się na N?” Może Iris go znała. Na samą myśl
o wznowieniu ich śledztwa Emily przeszły ciarki, ale zarazem czuła, że w przeciwnym razie przegapią
jakiś istotny trop.
Wyjechała z parkingu z nową nadzieją i energią. Zamiast skręcić w prawo, w stronę swojego
domu, ruszyła w lewo, minęła budkę z lodami i wjechała na wzgórze. Na drogach nie było ruchu, więc
dojechała do Zacisza szybciej, niż się spodziewała. Kiedy wjeżdżała po stromym wzgórzu do szpitala
przypominającego twierdzę z cegły i kamienia, ozdobioną strzelistymi wieżyczkami, minął ją jadący
z przeciwka ambulans. Emily z niepokojem zastanawiała się, kogo przewozi karetka. Zaparkowała
i weszła do lobby, oglądając znajome donice z roślinami i fontanny. Recepcjonista uśmiechnął się do
niej.
– Dzień dobry.
Emily tylko skinęła głową.
– Przyjechałam odwiedzić Iris Taylor. To moja przyjaciółka. Nazywam się Emily Fields.
Mężczyzna spojrzał na ekran komputera i zmarszczył brwi.
– Iris nie jest już naszą pacjentką.
Emily przechyliła głowę.
– Jak to?
Czy okrutni rodzice Iris wypisali ją? Czy przeniesiono ją do innego szpitala? Recepcjonista
rozejrzał się i nachylił do niej.
– Jako przyjaciółka powinnaś wiedzieć, że Iris wczoraj zniknęła ze swojego pokoju.
Emily zamrugała. Iris zniknęła? Nie czuła się dobrze w Zaciszu, więc może uciekła, tak jak
w zeszłym tygodniu z Emily. Ale napięcie na twarzy recepcjonisty świadczyło o tym, że nie mówi
całej prawdy.
– Nic jej nie jest?
W drzwiach stanęła pielęgniarka i recepcjonista przybrał oficjalny ton.
– To sprawa prywatna – powiedział, spoglądając na pielęgniarkę. – Przykro mi.
Emily oparła się o ladę.
– A może mi pan powiedzieć, czy na oddziale dla nastolatków przebywał kilka lat temu chłopak
o imieniu zaczynającym się na N? Przyjaźnił się z Courtney DiLaurentis.
Recepcjonista zacisnął usta. Spojrzał na Emily, a potem na stojącą obok pielęgniarkę.
– Przykro mi – wyszeptał.
– A mogłabym rzucić okiem na listę pacjentów? – zapytała błagalnie Emily. – To bardzo ważne.
Pielęgniarka chrząknęła głośno. Recepcjonista bezradnie wzruszył ramionami.
Emily się odwróciła. Kręciło się jej w głowie. Iris z takim optymizmem wracała do Zacisza,
postanowiła wyzdrowieć. Dlaczego tak szybko znowu uciekła? Emily przyszła do głowy okropna
myśl. Iris przekazała Emily i jej przyjaciółkom ważne informacje o Ali. Czy Ali się o tym
dowiedziała?
Drzwi na fotokomórkę rozsunęły się bezszelestnie i Emily wyszła na wyłożone cegłą podwórze.
Kiedy mijała ławkę z tabliczką z napisem „PAMIĘCI TABITHY CLARK”, jej telefon zadźwięczał.
Wyciągnęła go z kieszeni, w nadziei że to Iris z wiadomością, że nic jej nie jest. Ale zamiast numeru
nadawcy widniał tylko szereg cyfr i liter. Emily zamarła z przerażenia.
Znowu węszysz, Scooby-Doo? Wszystkim, których wciągniesz w tę sprawę, stanie się krzywda. Tobie też.
A.
5
JESZCZE JEDNA NIEWIADOMA
We wtorek po południu Aria ze spuszczoną głową poszła na zajęcia z dziennikarstwa. To była jej
ostatnia lekcja tego dnia. Podmuch wiatru uniósł w powietrze źdźbła świeżo skoszonej trawy, papierki
po gumach do żucia i jej włosy. Aria podniosła głowę i przez sekundę wydawało się jej, że widzi, jak
Noel biegnie przez szkolne boisko.
Niestety, tylko jej się wydawało. W czasie obiadu kilku chłopaków z drużyny lacrosse mówiło
o tym, że Noela wypisano ze szpitala i teraz odpoczywa w domu. Czy czuł się samotny? Czy oglądał
telewizję? Aria co chwila sprawdzała jego konto na Twitterze, choć nie przyznałaby się do tego swoim
przyjaciółkom. Nie opublikował żadnego postu od balu maturalnego.
Czuła dojmujący ból. Tęskniła za Noelem jak wariatka. I nienawidziła się za to. Nie mogła znieść
tych wszystkich spojrzeń, którymi ludzie obrzucali ją przez cały dzień. Na przykład teraz gapił się na
nią Sean Ackard, z mieszanką współczucia i lęku. Po chwili podszedł do niej.
– To dla ciebie – powiedział, wciskając jej coś w rękę.
Aria spojrzała na ulotkę Parafialnej Grupy Wsparcia dla Trudnej Młodzieży.
– Słyszałem... – zaczął mówić Sean z troską w głosie. – Może oni ci pomogą.
Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się rozmyślił i odszedł szybkim krokiem.
Aria zamknęła oczy. Plotki o próbie samobójstwa rozeszły się bardzo szybko po tym fatalnym
rejsie. Wszyscy uważali, że Aria i jej przyjaciółki chciały z sobą skończyć, kiedy same wypłynęły na
pełne morze na tratwie ratunkowej. Teraz plotki te z jakiegoś powodu wróciły.
Aria zmięła ulotkę i poszła do domku, w którym odbywały się zajęcia z dziennikarstwa. Kiedy
dotknęła mosiężnej klamki, ktoś chwycił ją za rękę i wciągnął za róg budynku. Jęknęła i chciała mu
się wyrwać, ale wtedy zobaczyła, że to jej brat.
– Szukałem cię – powiedział Mike z wyrzutem.
Aria spuściła wzrok. Kiedy zeszłego wieczoru wróciła do domu z Kuźni Słów, gdzie przez pół dnia
gapiła się na jeden akapit w poradniku Biblia rozstań, znalazła na łóżku odręczną wiadomość od
Mike’a: „Hanna mi o wszystkim powiedziała. Musimy pogadać”.
Wściekła zadzwoniła do Hanny. Jak mogła narazić Mike’a na takie niebezpieczeństwo,
szczególnie teraz, kiedy postanowiły trzymać język za zębami. Hanna nie odebrała. Kilka minut
później Mike zapukał do drzwi pokoju Arii, ale ona nakryła się kołdrą i udawała, że chrapie
w najlepsze. Rano wymknęła się z domu na poranne zajęcia jogi, kiedy Mike jeszcze spał. Ale nawet
rytualne zaśpiewy i Pies z głową w dół nie pomogły jej zapanować nad gonitwą myśli.
– Rozumiem, czemu mi nic nie powiedziałaś – zaczął cicho Mike. – Ale mogę wam pomóc. Jeśli
Noel spędzał z nią tyle czasu, może nieświadomie usłyszałem od niego jakieś cenne informacje. –
Mike się skrzywił. – Nie wiem, jak on mógł ci to zrobić. Już nigdy się do niego nie odezwę.
Aria nie spodziewała się, że Mike stanie po jej stronie. Była wdzięczna za jego lojalność, ale nie
zdawała sobie sprawy, że działania Noela w takim stopniu wpłyną na jego relacje z innymi ludźmi.
– Słuchaj, nie mieszaj się w to. Jeśli to Ali, możemy spodziewać się po niej wszystkiego.
Mike zmarszczył czoło.
– Nie boję się Ali. Nic nam nie zrobi.
Gdyby Aria była w innym humorze, być może nawet by się zaśmiała. Mike zachowywał się
dokładnie tak samo, kiedy byli dziećmi i chodzili razem na basen. Pięcioletni Mike stawał wtedy na
trampolinie, trzymając się pod boki, i oznajmiał wszystkim, że niczego się nie boi. Ale nigdy nie
skoczył. Schodził po drabince, twierdząc, że nie chciał zamoczyć swoich nowych kąpielówek.
Aria obserwowała woźnego, który w oddali kosił trawę, zostawiając na boisku wzory. Zazwyczaj
Aria uwielbiała zapach świeżo ściętej trawy, ale dziś ją drażnił.
– Tak naprawdę mam ochotę tylko na jedno. Chcę uciec. Być zupełnie anonimowa.
– Naprawdę uważasz, że Ali ci na to pozwoli?
– Nie. Poza tym cały kraj już mnie poznał.
Jak na zawołanie tuż obok zaparkowała furgonetka z logo stacji telewizyjnej Channel 4.
Prawdopodobnie w tej chwili Arię filmowano. Mike włożył ręce do kieszeni.
– Ale za granicą nikt cię nie zna.
– No i co z tego?
Mike spojrzał na nią swoimi niebieskimi oczami.
– Słuchaj, nie twierdzę, że powinnaś natychmiast wyjechać. Ale wczoraj w twoim pokoju
widziałem tę ulotkę z Amsterdamu.
Aria dopiero po chwili zdała sobie sprawę, o czym mówi jej brat. Zupełnie zapomniała, że jakiś
czas temu dostała zawiadomienie z Amsterdamu, gdzie zakwalifikowano ją do finałowej rundy
w konkursie o staż artystyczny. Wtedy zrezygnowała z dalszego udziału, bo nie chciała opuszczać
Noela.
– Sama nie wiem – wyszeptała. – Zresztą pewnie i tak nie dostanę tego stypendium. Poza tym nie
jestem w nastroju do podróży.
Mike się uśmiechnął.
– I to mówi dziewczyna, która tak bardzo chciała wrócić do Europy. To fantastyczna okazja,
dobrze o tym wiesz. Może jestem trochę samolubny. Są niewielkie szanse, że Alison poleci do
Holandii, żeby tam cię nękać. Będziesz bezpieczna.
„Naprawdę?”, zastanowiła się Aria. Przecież w zeszłym roku Ali pojechała za nią na Islandię.
Kiedy jednak dłużej nad tym myślała, pomysł wyjazdu coraz bardziej jej się podobał. Tak wspaniale
byłoby uciec, nie tylko od Ali i jej pomocnika, ale od ścigającej ją prasy i od wszystkich tych miejsc,
które przypominały jej o Noelu. O ile dobrze pamiętała, w czasie wyjazdu miałaby okazję
współpracować z grupą dobrze zapowiadających się artystów. Pomagałaby im w pracy w studio
i chodziłaby na ich wystawy. Miałaby też czas na swoją działalność artystyczną. W Amsterdamie
spędziła tylko kilka dni, ale wciąż pamiętała wąskie uliczki, wszechobecny luz i wielki park na
obrzeżach miasta. Właściwie to miejsce wydawało jej się rajem na ziemi.
Przytuliła Mike’a mocno.
– No dobra, spróbuję.
Mike zmarszczył czoło, jakby zupełnie nie spodziewał się takiej reakcji.
– Jak się dostaniesz, masz mnie z sobą zabrać. Na pewno w Amsterdamie jest lepsza trawka niż
w Colorado.
Aria zmierzwiła mu włosy. Mike marzył o podróży do Colorado, od kiedy zalegalizowano tam
marihuanę.
– Obiecuję, że zaproszę cię w odwiedziny – zażartowała.
Potem wróciła do domku, w którym odbywały się zajęcia z dziennikarstwa, bo tam był lepszy
zasięg. Musiała wykonać ważny telefon.
Kilka godzin później Aria wysiadła z pociągu w Henley, mieście oddalonym o dwadzieścia
kilometrów od Filadelfii, gdzie mieściła się słynna uczelnia artystyczna i odbywał festiwal filmowy.
Na głównej ulicy skręciła w prawo za starym sklepem żelaznym i poszła drogą obok szpitala do
budynku, w którym mieściła się szkoła języków obcych. Mijali ją studenci z książkami i iPadami.
Kilka osób zebrało się pod drzewem. Jakiś długowłosy chłopak stał koło straganu z kawą i grał na
gitarze piosenkę Beatlesów. Kiedy Aria zadzwoniła ze szkoły do domu, Ella podała jej numer do
osoby zajmującej się stypendiami. Od niej Aria dowiedziała się, że rozmowy kwalifikacyjne odbywają
się jeszcze tylko przez dwa dni i że powinna zgłosić się do Agathy Janssen z wydziału germanistyki na
uniwersytecie w Henley. Na szczęście okazało się, że jest jeszcze jeden wolny termin. To był
prawdziwy łut szczęścia.
W budynku wydziału filologicznego unosił się zapach stęchlizny i każdy dźwięk rozbrzmiewał
echem. Ściany pokryto takimi samymi kafelkami jak w budynku, gdzie odbywały się warsztaty
kulinarne, na które Aria chodziła razem z Noelem. Poczuła bolesne ukłucie. Czy powinna do niego
zadzwonić?
„Oczywiście, że nie. Przecież on cię okłamał”. Zacisnęła zęby i odsunęła od siebie tę myśl.
Powinna raczej myśleć o Amsterdamie i swoim nowym życiu. Jeszcze nie dostała tego stypendium,
ale postanowiła myśleć pozytywnie. Już sobie wyobrażała, jak w Holandii będzie robiła rzeczy, które
na pewno nie spodobałyby się Noelowi. Na przykład zamierzała codziennie obserwować wschód
słońca, oglądać długie filmy bez fabuły, w których ludzie palą mnóstwo papierosów i uprawiają seks,
a także chodzić do barów z marihuaną i tam rozprawiać o filozofii.
Biuro pani Janssen mieściło się na końcu korytarza. Kiedy Aria zapukała, otworzyła jej starsza
pani z burzą czarnych włosów na głowie, w drucianych okularach, ubrana w workowatą sukienkę,
którą uszyto z kilku jedwabnych apaszek.
– Dzień dobry, panno Montgomery! – przywitała ją. Mówiła z duńskim akcentem. – Proszę wejść!
W biurze unosił się zapach szarlotki. Na ścianach wisiały obrazki przedstawiające kanały
w Amsterdamie, a także zdjęcie małej dziewczynki w wielkich żółtych chodakach.
– Dziękuję, że umówiła się pani ze mną tak szybko – powiedziała Aria, ściągając swoją wiosenną
kurtkę w kratę.
– To żaden problem. – Pani Janssen wpisywała coś do swojego komputera, a jej drewniane
bransolety postukiwały. – Jak pani wie, mam prawo zarekomendować jednego kandydata.
Rozmawiałam już z uczniami z Nowego Jorku, Bostonu i Baltimore, ale pani portfolio jest bardzo
interesujące. I zna pani trochę duński, to bardzo dobrze.
– Nauczyłam się w czasie pobytu na Islandii – pochwaliła się Aria. – Mieszkałam tam kilka lat.
Pani Janssen założyła kosmyk włosów za ucho.
– Udzielamy stypendium na dwa lata. Będzie pani pomagać kilku artystom i uczyć się od nich.
Właściwie wszyscy, którzy wzięli udział w naszym programie, zrobili potem karierę w świecie sztuki.
– Wiem. To niepowtarzalna okazja.
Aria tego popołudnia sporo czytała o tym programie. Stypendyści podróżowali razem z artystami
po całej Europie.
Pani Janssen zadała Arii kilka pytań o twórczość, którą się inspiruje, o jej mocne i słabe strony
oraz wiedzę z zakresu historii sztuki. Z każdą kolejną odpowiedzią Arii jej rozmówczyni wydawała się
coraz bardziej zadowolona i coraz życzliwiej się uśmiechała, mrużąc oczy. Ani razu nie wspomniała
o tym, że Aria to jedna ze Ślicznych Kłamczuch. Najwyraźniej nie oglądała tego niedorzecznego filmu
opartego na faktach z ich życia ani nie wiedziała, że Aria znalazła się na pokładzie statku, na którym
doszło do wybuchu. Nie miała też pojęcia, że na oczach Arii zginęła Gayle Riggs i że Aria znalazła
swojego chłopaka związanego w magazynie ledwie kilka dni wcześniej. W oczach pani Janssen Aria
była tylko młodą, dobrze zapowiadającą się artystką. Arią z czasów, zanim wszystko w jej życiu
zaczęło się psuć.
– Będę z panią szczera – powiedziała pani Janssen po chwili. – Świetnie się z panią rozmawia.
Zamierzam zarekomendować pani kandydaturę.
– Naprawdę? – pisnęła Aria, przyciskając dłonie do piersi. – To wspaniale!
– Cieszę się, że pani tak uważa. Możemy od razu wypełnić formularz, który... – Urwała,
spoglądając w stronę okna. – Och.
Aria spojrzała w tym samym kierunku. Za oknem zobaczyła trzy samochody policyjne stojące
przy krawężniku. Ich koguty były włączone. Dwóch umundurowanych policjantów weszło do
budynku. Wkrótce na korytarzu rozległy się kroki i odgłosy krótkofalówek. Kiedy głosy słychać było
nieco lepiej, Arii wydawało się, że usłyszała swoje nazwisko. Poczuła ciarki na plecach.
Drzwi do gabinetu się otworzyły i do środka weszło dwóch mężczyzn. Mieli groźne miny.
Pani Janssen odchyliła się do tyłu.
– Czym mogę służyć?
Jeden z mężczyzn pokazał na Arię. Na kieszonce jego munduru widniała plakietka FBI. Miał
skośne oczy i żuł gumę owocową.
– To ona.
Pani Janssen popatrzyła na Arię tak, jakby dziewczyna zamieniła się w gigantyczną ropuchę.
– O co chodzi?
– Musimy panią przesłuchać w związku z przestępstwem na skalę międzynarodową – oznajmił
agent oficjalnym tonem.
Arii zaschło w gardle.
– Jak to?
Jakby w odpowiedzi zabrzęczał telefon w jej torbie. Aria wyciągnęła go z duszą na ramieniu.
Dostała nową wiadomość. W rubryce „Nadawca” widniał tylko ciąg liter i cyfr.
Chcesz prać brudy? Najwyższa pora!
A.
6
SPENCER JEDZIE NA POSTERUNEK
W tym samym czasie we wtorek Spencer skończyła dziesięciokilometrowy bieg po szlaku
Marwyn. Kiedyś szły tędy tory kolejowe, a teraz był tu uroczy park. Kiedy wracała do samochodu,
związując włosy w kucyk, wiatr ustał. Na szlaku nie było żadnych biegaczy ani rowerzystów, ale
Spencer wydawało się, że ktoś czai się w krzakach. Ali?
Z jednej z alejek wyszła kobieta z trzema psami. Spencer minął chłopak na rolkach, z krzaków
wychynęła wiewiórka. Spencer uszczypnęła się w dłoń. „Ali nie jest wszechobecna”, pomyślała. Czy
jednak faktycznie w to wierzyła?
Wsiadła do samochodu, wypiła butelkę wody kokosowej i włączyła radio. Pogłośniła, słysząc
nazwisko Noela Kahna.
– Pan Kahn przeżył napaść, lecz należy go zaliczyć do rosnącej grupy ofiar z Rosewood.
Przypomnijmy, że niedawno zginęła znana w kręgach towarzyskich Gayle Riggs, zastrzelona na
podjeździe przed własnym domem, a Kyla Kennedy, pacjentka kliniki leczenia poparzeń, została
znaleziona martwa nieopodal szpitala – powiedział spiker głębokim barytonem. – Mnożą się pytania
dotyczące seryjnego mordercy grasującego w okolicy. Policja podejrzewa jego współudział w ataku
bombowym na statek wycieczkowy „Duma Mórz” kilka tygodni temu. Na jego pokładzie znajdowało
się wielu uczniów z Rosewood i okolicznych miast.
Spencer gwałtownie wycofała, prawie rozjeżdżając gęś. Gdyby tylko mogły pokazać policji SMS-y
od A. Wtedy sprawa seryjnego mordercy wyjaśniłaby się natychmiast. Wyjechała na drogę,
podziwiając wiosenny krajobraz. Rozkwitło mnóstwo kwiatów, z góry spadały białe płatki kwiatów
wiśni. Na widok stojącej przed jej domem furgonetki z logo wiadomości telewizyjnych nacisnęła na
hamulec. Już miała wycofać i odjechać w siną dal, kiedy z furgonetki wysiedli dziennikarze.
– Panno Hastings! – krzyczeli, pukając w szybę jej samochodu. – Mamy tylko kilka pytań! Skąd
panie wiedziały, gdzie szukać ciała Noela Kahna?
– Czy prosimy o zbyt wiele? – darł się inny reporter. – Czy chcą panie popełnić zbiorowe
samobójstwo?
Spencer schyliła głowę i wjechała na podjazd. Dziennikarze na szczęście nie poszli za nią, ale nie
przestali zadawać pytań. Range rover pana Pennythistle’a stał przed domem. Spencer się zdziwiła, bo
ledwie minęła czwarta, a on zazwyczaj wracał z pracy dopiero po szóstej. Po chwili zobaczyła go na
ganku. Stał i patrzył na nią. Obok niego z grobową miną stała mama Spencer w szortach khaki do
kolan i starej koszulce polo z logo hotelu Four Seasons w St. Barts. Na schodach siedziała przyrodnia
siostra Spencer Amelia, wciąż w szkolnym mundurku z emblematem szkoły St. Agnes. Spencer nie
znała drugiej takiej osoby, która by nie zdejmowała mundurka natychmiast po przyjściu ze szkoły. Na
twarzy Amelii błąkał się złośliwy uśmieszek. Spencer zaparkowała i spojrzała na całą trójkę. Czuła, że
coś się święci.
– Cześć – powiedziała z niepokojem w głosie.
Pani Hastings zaprowadziła ją do domu.
– Dobrze, że już jesteś – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Spencer struchlała.
– Co się stało?
Mama wciągnęła ją do domu. Wybiegły im na spotkanie dwa labradory, Rufus i Beatrice, ale pani
Hastings nawet nie spojrzała w ich stronę, a to oznaczało, że stało się coś naprawdę złego. Mama
spojrzała na swojego narzeczonego.
– Ty jej powiedz.
Pan Pennythistle, wciąż w garniturze, westchnął ciężko i pokazał Spencer zdjęcie w swoim
telefonie. Przedstawiało zdewastowany salon. Po chwili Spencer rozpoznała ciężkie rude kotary
i stolik do kawy z marmurowym blatem.
– To dom pokazowy? – pisnęła.
Właśnie tam spotykała się z przyjaciółkami, żeby porozmawiać o A.
– Wczoraj wieczorem zadzwonił jeden z sąsiadów – powiedział pan Pennythistle grobowym
głosem. – Przechodził obok tego domu z psem i zauważył plamy na oknach i rozbite szkło na
podłodze. Amelia twierdzi, że w zeszłym tygodniu widziała, jak kradniesz klucze z mojego gabinetu.
To twoja sprawka?
Spencer rzuciła mordercze spojrzenie Amelii, która teraz wydawała się wniebowzięta. Idiotka.
– Oczywiście, że nie. To znaczy tak. Pojechałam tam kilka razy. Ale to nie ja go zdemolowałam.
Wczoraj wieczorem byłam w domu.
Spojrzała na wszystkich błagalnie, lecz nagle uświadomiła sobie, że była w domu sama, bo pani
Hastings i pan Pennythistle pojechali obejrzeć występ Amelii z orkiestrą. Pan Pennythistle chrząknął,
a potem pokazał następne zdjęcie. Przedstawiało wysoką blondynkę stojącą w rogu salonu i patrzącą
na drzwi. To była Spencer.
– To niemożliwe – pisnęła Spencer. – Ktoś to zmontował w Photoshopie.
Pan Pennythistle spojrzał na nią jak na wariatkę.
– Niby komu miałoby na tym zależeć?
– Pewnie temu, kto to zrobił.
Spencer usiadła na otomanie w salonie. Wiedziała, że to sprawka Ali lub jej pomocnika. Ale
dlaczego to zrobili? Chcieli jej dać do zrozumienia, że od samego początku wiedzieli, co knuje
z przyjaciółkami w schronie? Chcieli, by wpadła w tarapaty? Przypomniała sobie, że cały czas jej się
wydawało, że ktoś je obserwuje, kiedy naradzały się w domu. Chase badał tę sprawę. Może Ali
dowiedziała się, że tam się ukrywały.
Oddała telefon panu Pennythistle’owi.
– Wiem, jak to wygląda, ale to nie ja. Mówię prawdę. Zadzwońcie na policję. Może znajdą odciski
palców tego, kto to zrobił.
– To nie będzie konieczne – rzekł ponuro pan Pennythistle.
– Błagam – powiedziała Spencer. Naprawdę chciała, żeby tak zrobił. Może policja znalazłaby
odciski palców Ali.
Pani Hastings przyłożyła wierzch dłoni do czoła.
– Spencer, czy chcesz, żebyśmy umówili cię na wizytę do doktor Evans?
– Nie! – krzyknęła Spencer.
W zeszłym roku razem z Melissą chodziły do doktor Evans, psycholożki, i choć teraz Spencer
przydałaby się terapia, nie miała najmniejszej ochoty na wizyty, w czasie których musiałaby cały czas
kłamać i zmyślać.
– To nie ja zdewastowałam ten dom, ale go posprzątam, jeśli tego chcecie – powiedziała
zrezygnowana.
– Od tego powinnaś była zacząć – obrażonym tonem rzekł pan Pennythistle.
Rozległo się pukanie. Wszyscy spojrzeli na drzwi. Za zasłonami widać było dwie postacie. Pani
Hastings podbiegła do drzwi z wściekłością wypisaną na twarzy.
– Uduszę tych pismaków.
– Jest tam kto!? – zawołał ktoś oficjalnym tonem. – Policja.
Pani Hastings stanęła jak wryta. Spencer spojrzała na pana Pennythistle’a.
– Myślałam, że nie zamierzacie zawiadamiać policji – wyszeptała.
– Nie zawiadomiliśmy – odparł pan Pennythistle, mrugając z niedowierzaniem.
Minął mamę Spencer i otworzył drzwi. Na ganku stało dwóch umundurowanych policjantów.
– Jestem inspektor Gates – powiedział wyższy policjant, pokazując odznakę.
Spencer go rozpoznała. To on zadał im kilka pytań na temat Noela w szpitalu. Poczuła ucisk
w żołądku. Inspektor Gates wskazał na stojącego obok niego mężczyznę.
– To mój partner, inspektor Mulvaney. Musimy zabrać Spencer na posterunek, żeby zadać jej kilka
pytań w sprawie przestępstwa, które w tej chwili badamy.
Wszyscy spojrzeli na Spencer, która skuliła się na otomanie. Czy policja już się dowiedziała o jej
kłamstwach?
– O jakie przestępstwo chodzi?
Pani Hastings stała przy stoliku obok kanapy, ściskając w dłoni dużego nefrytowego misia,
którego kupiła z tatą Spencer kilka lat wcześniej w Japonii. Inspektor Mulvaney, mężczyzna
o stalowoszarych oczach i wąskich ustach, schował odznakę z powrotem do kieszeni.
– Dowiedzieliśmy się od anonimowego informatora, że zeszłego lata pani córka podrzuciła
narkotyki do pokoju swojej koleżanki.
Spencer usłyszała dzwonienie w uszach. Pani Hastings wybuchnęła śmiechem.
– Moja córka nie zażywa narkotyków. A zeszłe wakacje spędziła na Uniwersytecie Pensylwanii, na
bardzo intensywnym kursie przygotowawczym.
Wyższy policjant miał na twarzy przemądrzały uśmieszek.
– Do przestępstwa doszło właśnie na kampusie tej uczelni.
Pani Hastings zadrżał podbródek. Spojrzała na Spencer, której kręciło się w głowie. Anonimowy
informator? Oskarżenie o posiadanie narkotyków? Ali.
Najwyraźniej Spencer zrobiła minę, która wzbudziła podejrzenia mamy.
– Spencer?
Spencer czuła w gardle gulę wielkości krążka hokejowego. Przed oczami stanęły jej wydarzenia,
które miały miejsce kilka tygodni po rozpoczęciu kursu. Spencer siedziała w pokoju w akademiku na
łóżku obok swojej przyjaciółki Kelsey Price, próbując opanować ogromne partie materiału na zajęcia,
kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
– Dzięki Bogu – powiedziała Spencer, zrywając się z łóżka.
Przyszedł do nich Phineas O’Connell, uczestnik kursu przygotowawczego i dealer. Przytuliła
chudego chłopaka, zmierzwiła mu włosy uczesane w stylu emo i zażartowała z jego podkoszulka Def
Leppard, który wyglądał jak z ciucharni, choć pewnie kosztował fortunę w drogim butiku. Potem
przeszła do interesów.
– No dobra, dawaj towar.
Phineas położył jej na dłoni dwie Łatwe Piątki, jedną dla Spencer, drugą dla Kelsey. Spencer
zapłaciła mu i chłopak wyszedł. Kelsey była wniebowzięta. Spencer posłała Phineasowi całusa na
pożegnanie. Zażyły pigułki, zabrały się do nauki i następnego dnia zdały egzamin na piątkę. Nic
dziwnego, że kiedy Phineas zniknął, Spencer szukała innego dealera poza kampusem, choć
doprowadziło to do aresztowania Kelsey. Na pewno to nie Phineas na nią doniósł. Przecież był
zamieszany w tę sprawę. Kelsey? Czy policja uwierzyłaby pacjentce szpitala psychiatrycznego?
– To na pewno jakaś pomyłka – powiedziała, idąc za policjantami. – Po prostu odpowiem na
wszystkie pytania, okej?
Skończyła już osiemnaście lat, a to oznaczało, że mogła jechać sama na posterunek. Nie miała
zamiaru rozmawiać teraz z rodziną. Im dłużej udawało się ukrywać prawdę przed mamą, tym lepiej.
Kiedy policjanci eskortowali ją do samochodu, dziennikarze robili zdjęcia i prosili o komentarz.
Pomimo wrzawy Spencer usłyszała dzwonek telefonu. Wyciągnęła komórkę i spojrzała na ekran.
Kiedy tylko zobaczyła wiadomość od anonimowego nadawcy, wiedziała, co się święci. Mogła się tego
spodziewać.
To dla mnie łatwizna, Spence. Chyba nie sądziłaś, że zatrzymam te informacje dla siebie?
A.
7
ZERO SZACUNKU DLA ZMARŁYCH
Hanna nigdy nie była w kościele św. Bonawentury na starym mieście w Filadelfii, ale budynek
przypominał jej kościół w Rosewood, ten, w którym odbył się pogrzeb Ali. W powietrzu unosił się
zapach kadzidła, suszonych kwiatów i zawilgłej, stęchłej Biblii. Z wysokich okien patrzyły na nią
takie same twarze o spiczastych podbródkach. Z przodu stały organy, a wzdłuż ściany biegły falliczne
rury. Na ławkach leżały takie same książeczki z pieśniami. Przed ołtarzem ustawiono otwartą trumnę
z ciałem Grahama. Hanna zagryzła usta i odwróciła wzrok od zmarłego.
Przez olbrzymie drzwi wchodził do środka tłum żałobników. Hanna jeszcze raz spojrzała przez
okno na policjantów, dziennikarzy i gapiów tłoczących się na ruchliwej ulicy. Nieco dalej zebrała się
grupa mężczyzn i kobiet w średnim wieku, którzy chodzili w tę i z powrotem z transparentami. Hanna
przyjrzała im się bacznie. Ci ludzie... protestowali? Na transparentach widniały rysunki
przedstawiające statek wycieczkowy i bombę.
– Panie Clark? Panie Clark?
Hanna się odwróciła. Przez nawę biegła długowłosa brunetka z mikrofonem, goniąc jakiegoś
mężczyznę. Kiedy go dopadła, on podniósł głowę i Hannie zaparło dech w piersi. To był pan Clark,
ojciec Tabithy i mąż Gayle Riggs. Miał podkrążone oczy, wydatną szczękę, obwisłe policzki i siwe,
nieuczesane włosy. Nic dziwnego, że się tu zjawił. Przecież Graham chodził kiedyś z Tabithą.
Hanna wciągnęła brzuch i miała ochotę zapaść się pod ziemię. Nagle w wyobraźni zobaczyła to, co
się stało na tarasie hotelu na Jamajce, kiedy Aria zepchnęła Tabithę. Nawet jeśli jej nie zabiły, to na
pewno poważnie ją raniły.
– Panie Clark, czy może pan skomentować śledztwo w sprawie śmierci pańskiej córki? – zapytała
brunetka, podtykając mu mikrofon pod nos.
Pan Clark pokręcił głową.
– Nie ma żadnego śledztwa. Brak poszlak.
– Czy to prawda, że policja bada nagrania z kamer z sąsiednich hoteli? – Reporterka nie dawała za
wygraną. – Czy naprawdę nie natrafiono na żaden trop?
Pan Clark pokręcił głową.
– A co ma pan do powiedzenia na temat śmierci pana Pratta? Jakiś komentarz?
Pan Clark wzruszył ramionami.
– Okazało się, że to błąd w sztuce lekarskiej. W krwi Grahama znaleziono zbyt dużą dawkę
Roxanolu. To wszystko.
– Ale...
Dziennikarka zaczęła regulować mikrofon, kiedy jak spod ziemi wyrosło obok niej dwóch
mięśniaków w garniturach, którzy wyprowadzili ją z kościoła. Mimo to nie przestała wykrzykiwać
pytań do pana Clarka, który otarł czoło i wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać.
Roxanol? Hanna wyciągnęła telefon i wpisała tę nazwę w wyszukiwarkę. Jak się okazało, była to
handlowa nazwa morfiny. Ali bez trudu mogła podać Grahamowi ogromną dawkę leku, żeby
upozorować błąd w sztuce lekarskiej. Ktoś położył Hannie dłoń na ramieniu.
– Hej.
Emily miała na sobie czarne wełniane spodnie i czarny sweter z dekoltem w szpic. Złote włosy
o rudawym odcieniu związała w kucyk i nie umalowała twarzy. Wyglądała bardzo schludnie i bardzo
młodo. Rozejrzała się.
– Gdzie Aria i Spencer?
– Nie wiem – odparła Hanna i schowała telefon do kieszeni. – Nie odzywały się do mnie.
Rozległa się muzyka organowa i dwaj księża zaczęli zapalać świece na ołtarzu. Hanna i Emily
zajęły miejsca w ławce mniej więcej w połowie nawy. Emily zdjęła żakiet i spojrzała na Hannę.
– Dostałaś jakieś wiadomości od A.?
Hanna pokręciła głową.
– Ale powiedziałam o wszystkim Mike’owi.
Emily otworzyła szeroko oczy.
– Co takiego? Dlaczego?
Siedząca przed nimi starsza pani odwróciła się i zmierzyła je wzrokiem.
– Bo i tak się wszystkiego domyślił – wyszeptała Hanna. – Zresztą, szczere mówiąc, uważam, że
bezczynność to najgorsze z możliwych rozwiązań.
– To opinia twoja czy Mike’a?
– Nasza wspólna. Dużo o tym rozmawialiśmy.
Trochę mijała się z prawdą. Tego dnia, kiedy szczerze rozmawiała z Mikiem, mieli ważniejsze
rzeczy na głowie niż rozmowa. Hanna przez moment delektowała się wspomnieniem tamtego
popołudnia. Spojrzała na Emily.
– Możemy równie dobrze przypiąć sobie tarcze na plecach, żeby ułatwić Ali i jej pomocnikowi
zadanie. Wolałabym zająć się tą sprawą.
Emily założyła ręce na piersi.
– Obyś nie powiedziała tego w złą godzinę.
– Co masz na myśli?
Jakby w odpowiedzi żałobnicy zaczęli się wspólnie modlić. Emily przysunęła się do Hanny.
– Byłam dziś w Zaciszu.
W oczach Hanny zabłysły ogniki.
– Zapytałaś o N?
– Próbowałam, ale nie chcieli mi nic powiedzieć. Chciałam się zobaczyć z Iris, tylko że ona
zniknęła.
Hanna zmarszczyła czoło.
– Uciekła?
Emily wzruszyła ramionami.
– Chyba nie. Martwię się, że Ali coś jej zrobiła, bo dowiedziała się, że Iris nam pomogła.
Zwłaszcza że dostałam to.
Podała swój telefon Hannie, która przeczytała SMS: „Wszystkim, których wciągniesz w tę sprawę,
stanie się krzywda. Tobie też”.
– O, cholera – szepnęła Hanna.
– Musimy zakończyć nasze śledztwo – powiedziała Emily. – Koniec z pytaniami. Mówię serio.
– A jeśli już jest za późno? Ali już się zorientowała, jak dużo wiemy. Przecież spisałyśmy listę
podejrzanych. A ja musiałam oddać policji wiadomość od Kyli.
Hanna zrobiła to poprzedniego dnia. Uważała, że policja nie powiąże tego listu ze sprawą Ali.
– Nie powiemy ani słowa więcej. Poddajmy się.
Hanna zacisnęła usta.
– Nie mam zamiaru całe życie się bać! Nie możemy pozwolić, żeby Ali nas wiecznie
kontrolowała!
Emily zacisnęła pięści.
– Nie czytałaś tej wiadomości? Ali chce nas dopaść!
– Dziewczęta! – Starsza pani odwróciła się do nich i spojrzała na nie wodnistymi, niebieskimi
oczami. Na kołnierzyku czarnej sukni miała broszę w kształcie kota wysadzaną drogimi kamieniami.
– Trochę szacunku!
Hanna skuliła się i przewróciła oczami. Organista zaczął głośno grać Ave Maria, a Emily znowu
spojrzała na Hannę.
– Faktycznie, to nie pora na takie rozmowy. – Rozejrzała się nerwowo. – A jeśli obserwuje nas
Ali?
Kiedy ktoś położył Hannie dłoń na ramieniu, o mało nie zerwała się na równe nogi. Stał przed nią
znajomo wyglądający inspektor policji. To był Gates, któremu dzień wcześniej przekazała wiadomość
od Kyli. Przez chwilę wydawało się jej, że może przyjechał na pogrzeb Grahama, lecz on uparcie się
w nią wpatrywał.
– Hanno – powiedział tonem, który nie wróżył nic dobrego.
– T-tak? – wyjąkała.
Gates podał jej rękę.
– Musi pani pójść z nami.
Dokładnie w tej samej chwili pojawił się za nim chudy, ciemnowłosy policjant w kurtce z napisem
FBI. Patrzył na Emily.
– Pani również, panno Fields.
Wszyscy siedzący w ławkach zaczęli się na nich gapić. Emily szturchnęła Hannę i obie wstały.
Kiedy szły nawą, wokół rozległy się szepty. „Śliczne Kłamczuchy, Noel Kahn, Alison DiLaurentis,
pakt samobójczy”.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi kościoła, Hanna spojrzała na Gatesa.
– O co chodzi? Czy to ma coś wspólnego z listem na temat Noela?
Gates się nawet nie zatrzymał.
– Nie, Hanno. Chodzi o coś innego. – W jego głosie słychać było smutek.
Weszli na chodnik. Samochody jechały bardzo wolno przez Market Street. Zaskoczeni
dziennikarze podbiegli w stronę dziewczyn.
– Co się stało!? – krzyczeli. – Czy to ma jakiś związek ze śmiercią Grahama? Czy to wy jesteście
seryjnymi morderczyniami? Panie inspektorze, co one zrobiły?
– Bez komentarza – warknął Gates, mocno trzymając Hannę za ramię.
Zatrzymali się przy czarnym sedanie zaparkowanym przy chodniku. Z przodu na dachu
przyczepiono koguta, który wirował i świecił się na niebiesko. Nieco dalej stał samochód policyjny
z jednostki w Rosewood z włączonym silnikiem. Agent FBI otworzył drzwi i wepchnął Emily do
środka. Gates już miał zrobić to samo z Hanną, kiedy zauważył, że drogę zablokowało mu auto
półciężarowe.
– Cholera! – zaklął, szukając wzrokiem kierowcy. Nikt jednak do niego nie podszedł.
– Możecie jechać z nami. – Do sedana podbiegł agent FBI. – Jedziemy w tym samym kierunku.
Gates przytaknął i gestem skierował Hannę do tego samego samochodu, w którym siedziała już
Emily. Usiadła na obitym skórą siedzeniu. Gates zajął miejsce dla pasażera i zatrzasnął drzwi. Po
chwili samochód jechał już Broad Street. Dziennikarze biegli za nimi, wykrzykując pytania. Hanna
patrzyła przed siebie i chciało jej się płakać. Nagle odezwał się jej telefon. Sięgnęła do torebki,
wyciągnęła go i spojrzała na ekran. Dostała nowego maila.
I co teraz, suki?
A.
W załączonym pliku mieściło się kilka zdjęć. Pierwsze przedstawiało bmw, które wjechało
w drzewo. Choć zrobiono je w czasie ulewy, widać było wyraźnie twarz Hanny za kierownicą. Na
drugim, zrobionym tego samego wieczoru, Hanna stała obok samochodu i rozmawiała przez telefon.
Na trzecim Hanna przenosiła Madison Zeigler na fotel kierowcy, ten sam, na którym przed chwilą
siedziała. Jednak na zdjęciu nie było przyjaciółek Hanny, jakby wszystko zrobiła sama. Oczywiście
fotografia nie pokazywała też samochodu, który zepchnął Hannę na pobocze.
Hanna zakryła usta dłonią. Siedząca obok niej Emily westchnęła cicho. Też patrzyła na ekran
swojego telefonu. Hanna spojrzała jej przez ramię i otworzyła szeroko oczy. Emily pokazała jej ekran.
Na zdjęciu Emily całowała się ze śliczną, ciemnowłosą dziewczyną na pokładzie statku
wycieczkowego.
– Jordan? – wyszeptała Hanna.
Emily pokiwała głową ze smutną miną.
Inspektor z FBI popatrzył na nią we wstecznym lusterku.
– Wiemy, że kontaktowała się pani z Katherine DeLong i pomagała jej pani popełnić przestępstwo.
– Nic nie zrobiłam! – zawołała Emily.
Ich telefony odezwały się jeszcze raz. Hanna spojrzała na obie komórki. Radośnie rozświetlone
ekrany oznajmiały, że obie dostały nową wiadomość. Otworzyły ją jednocześnie. Emily jęknęła cicho.
Hanna przeczytała z grobową miną.
Czas zapłacić za grzechy.
A.
8
SPOWIEDŹ I ROZGRZESZENIE
Spencer siedziała w areszcie na posterunku FBI w Filadelfii od ponad godziny. Pokój był mały
i ciemny. Pośrodku stał stary, zniszczony stół. Potwornie jej się nudziło – zabrali jej telefon i torebkę
– więc chodziła w tę i z powrotem. Na stole stał tylko jeden przedmiot: plastikowy kubek, w którym
podano jej wodę. Na suficie stukał wentylator, a w powietrzu unosił się dziwny zapach
przypominający cukierki winogronowe.
Jeszcze raz obeszła pokój dookoła. Kręciło jej się w głowie. Nie wiedziała, czemu inspektor Gates
przywiózł ją na posterunek FBI. Przecież powinna się nią zająć lokalna policja. A może posiadanie
narkotyków było poważniejszym przestępstwem, niż jej się wydawało. A jeśli miała trafić do
więzienia federalnego? Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, jak jej świetlana przyszłość w Princeton
oddala się od niej na zawsze. Oczywiście to było następne posunięcie Ali. Tylko idiotka mogła tego
nie przewidzieć.
Drzwi się otworzyły i Spencer zobaczyła na progu Arię. Inspektor Gates i mężczyzna
z emblematem FBI na kieszeni kurtki wepchnęli też do środka Hannę i Emily. Wszystkie wpadły
w sidła A. Gates spojrzał na Emily i Hannę.
– Proszę opróżnić kieszenie i oddać mi torebki. Muszę paniom zabrać również klucze, telefony
i wszelkie przedmioty osobiste.
Hanna i Emily posłusznie wykonały polecenie, a Aria tylko wzruszyła ramionami, bo najwyraźniej
już jej zabrano wszystko, co miała przy sobie. Agenci dali im po kubku z wodą i wyszli z pokoju.
Drzwi z trzaskiem się za nimi zamknęły. Dziewczyny usiadły przy stole. Spencer dotknęła dłoni
Emily.
– Jordan? Czy Gayle? – zapytała cicho.
Emily zwiesiła głowę.
– FBI wie, że się kontaktowałam z... – Urwała. – A jak mnie zapytają, gdzie ona jest?
– A wiesz, gdzie jest? – wyszeptała Spencer.
Emily już miała odpowiedzieć, kiedy Spencer chwyciła ją za ramię i rozejrzała się. „Tu może być
podsłuch”, wyszeptała bezgłośnie. Na jednej ze ścian wisiało lustro. Była prawie pewna, że zza niego
obserwują je agenci. Emily poruszyła się na krześle i szepnęła Spencer do ucha:
– Nie wiem.
Aria zasłoniła dłońmi usta.
– Przynajmniej nie grozi ci ekstradycja – wyszeptała. – Ja mogę spędzić następne dwadzieścia lat
w islandzkim więzieniu za włamanie i współudział w kradzieży, choć obraz był falsyfikatem.
Hanna odgarnęła włosy z twarzy.
– Dziewczyny, a jeśli prasa się zorientuje, że tu siedzimy? – zapytała cicho. W jej oczach lśniły
łzy. – Kampania taty legnie w gruzach.
– Mama widziała, jak mnie aresztowali – powiedziała Spencer, przypominając sobie okropną
scenę w domu. – Gdybyście widziały, jaką miała minę.
Emily spoglądała na przyjaciółki.
– Ale dlaczego teraz?
Aria położyła głowę na stole.
– Może to kara za to, że próbowałam wydobyć jakieś informacje od Noela?
– Nie, to dlatego że pojechałam do Zacisza – upierała się Emily.
Spencer spojrzała na nią zdumiona. Emily wszystko jej opowiedziała.
– Może to dlatego, że wtajemniczyłam w sprawę Mike’a? – zastanawiała się głośno Hanna.
Spencer poczuła, jak ściska ją coś w gardle.
– To też moja wina. Znalazłam ten budynek ze zdjęcia z kamery przemysłowej. Ten, w którym
ukryła się Ali.
Hanna uniosła gwałtownie głowę.
– Naprawdę? I co się stało? – zapytała tak głośno, że natychmiast zakryła usta dłońmi.
– Czemu nic nam nie powiedziałaś? – szepnęła Aria.
Spencer zgarbiła się i spojrzała na dziewczyny.
– Ali nie było w środku. I chyba nigdy jej tam nie było. To pewnie jej kolejna pułapka.
– Mogłyśmy zostawić tę sprawę w spokoju – syknęła Emily. – Ali nie wystarczyło, że naraziła
życie Noela. Postanowiła nas też ukarać. Miała haka na każdą z nas.
– Zapomniałyśmy, jak dużo A. o nas wie – powiedziała ze smutkiem Aria.
Spencer się rozejrzała.
– Tylko dlaczego sprawą zajęło się FBI? Nie dziwi mnie, że zainteresowali się sprawą Emily
i Arii, ale dlaczego wszystkie tu trafiłyśmy? I dlaczego zamknęli nas w tym samym pokoju?
Emily obgryzała paznokieć.
– Przecież wiesz, kto pracuje dla FBI. Fuji.
Spencer zacisnęła mocno usta. Jasmine Fuji, agentka FBI, przesłuchiwała je na okoliczność
śmierci Tabithy Clarke. „Jamajka?”, zapytała bezgłośnie.
Aria rozejrzała się nerwowo.
– Może dowiedzieli się o... no, wiecie. – Napisała palcem na blacie T, dając im znać, że chodzi
o Tabithę.
– Może Ali im powiedziała – zasugerowała Emily.
– Ale przecież mamy dowód na to, że to nie nasza sprawka – zauważyła Hanna. – Ali przysłała
nam SMS-a, w którym przyznała się, że to ona ją zabiła. Wystarczy, że pokażemy go policji.
– Przecież nie możemy tego zrobić – powiedziała Emily ze łzami w oczach. Ona również napisała
coś palcem na stole. Jedną literę: A.
Spencer wiedziała, co Emily ma na myśli. Gdyby wyjawiły tę tajemnicę, komuś mogłaby stać się
krzywda.
Aria odchyliła się na oparcie krzesła, które zaskrzypiało.
– Gdybyśmy tylko mogły złożyć zeznania, ale pozostać pod ochroną. I nie mam na myśli
programu ochrony świadków.
Spencer oblizała wargi.
– Możemy ubiegać się o immunitet – wyszeptała. – Wymusić na nich obietnicę, że nas ochronią,
jeśli powiemy całą prawdę o A.
Emily spojrzała na nią nerwowo.
– A jeśli nam odmówią... a potem i tak wyciągną z nas zeznania?
– Albo obiecają nas chronić, ale zawiodą? – zapytała Aria.
– To chyba niezbyt dobry plan – powiedziała Hanna, przygryzając paznokieć.
– To świetny plan – upierała się Spencer. – Takie coś można obejrzeć w każdym odcinku Prawa
i porządku.
Usłyszały kroki na korytarzu. Ktoś nadchodził. Drzwi się otworzyły i do środka weszła kobieta.
Dziewczyny nieomal zerwały się z krzeseł.
– Cześć, dziewczyny – przywitała je agentka Fuji, jak zawsze pełna werwy.
Zamknęła za sobą drzwi. Spencer struchlała. A więc chodziło o Tabithę.
Fuji miała jak zwykle idealnie uczesane czarne włosy, lecz tym razem jej twarz zdradzała oznaki
zmęczenia. Kiedy odsuwała krzesło od stołu, złamała paznokieć.
– Musimy pogadać – powiedziała.
Kiedy siadała na krześle, spojrzała na każdą z dziewczyn, które milczały jak zaklęte. Hanna ukryła
twarz we włosach. Aria ocierała łzy mankietem. Spencer skubała skórkę kciuka. Zastanawiała się, czy
Fuji już o wszystkim wie.
Agentka Fuji usadowiła się wygodnie i zadzwoniła kluczami z breloczkiem, na którym widniało
zdjęcie west highland terriera z różową kokardką na głowie. Spencer nigdy by nie pomyślała, że ktoś
taki jak Fuji może lubić psy. Na korytarzu ktoś zatrzasnął drzwi. Zadzwonił telefon. W kaloryferze
coś zastukotało.
– No dobra – zaczęła mówić Fuji. – Ucieczka z miejsca wypadku. Współudział w kradzieży.
Randki ze ściganą przestępczynią. Kradzież dzieła sztuki za granicą. A wszystko to wychodzi na jaw
w tej samej chwili. Co za okropny zbieg okoliczności. Grozi wam wiele lat więzienia. Kampania
twojego taty może legnąć w gruzach, Hanno. Jeśli nawet przyjęli was na uczelnię, to pewnie niedługo
podziękują wam za współpracę. Wasze życie legnie w gruzach. Zastanawiałyście się nad tym?
Żadna z dziewczyn nie ośmieliła się spojrzeć Fuji prosto w oczy. Serce Spencer waliło jak
młotem.
– Razem z policją lokalną i stanową pracuję nad sprawą Tabithy Clark. Moim zdaniem ukrywacie
przede mną ważne informacje. – Fuji złożyła ręce. – Więc najlepiej zrobicie, jak zaczniecie mówić.
Prawdę.
Hanna poruszyła się na krześle. Aria otarła kolejną łzę z policzka. Spencer chrząknęła i spojrzała
na przyjaciółki.
– Anderson Cooper – powiedziała spokojnym głosem. Hasło to oznaczało: „Ali”.
– Spence, no nie wiem... – Aria zrobiła zbolałą minę.
Hanna pociągnęła nosem.
– No tak, może powinnyśmy...
– Musimy – przerwała jej Spencer. – To jedyny sposób. Zaufajcie mi.
Dziewczyny milczały przez chwilę. Fuji czekała, wpatrując się w nie uporczywie. Wreszcie Aria
westchnęła.
– No dobra. Zróbmy to.
Po chwili Hanna niewyraźnie pokiwała głową. Emily jej zawtórowała. Spencer rozejrzała się,
próbując zebrać myśli. Chciała powiedzieć całą prawdę o sprawie Tabithy. Być może za moment ich
życie miało się nieodwracalnie zmienić. Zarazem dobrze wiedziała, że postępuje właściwie. Ta sprawa
je przerosła. Potrzebowały pomocy. Nachyliła się i spojrzała na Fuji.
– Proszę mi wierzyć, dobrze wiemy, że nie postąpiłyśmy właściwie. Narobiłyśmy bałaganu
i bardzo nam przykro z tego powodu. Ale nie przyznałyśmy się z wielu istotnych powodów. To
prawda, mamy ważne informacje o Tabicie, ale nie mogłyśmy ich pani przekazać.
– Niby czemu? – zapytała ostro Fuji.
– Bo nie czujemy się bezpiecznie – wyjaśniła Spencer. – Ktoś stale nam grozi. Po prostu wiemy
o wiele za dużo. Możemy się podzielić tymi informacjami, ale chcemy coś w zamian.
– Mów dalej. – Fuji złożyła ręce. – Słucham.
– Musimy mieć pewność, że będziemy bezpieczne – oznajmiła Spencer. – Nie chcemy, żeby nam
albo naszym rodzinom przydarzyło się coś złego.
Fuji pokiwała głową.
– Dobrze, to się da załatwić.
– Żądamy też wycofania wszelkich oskarżeń wobec nas. Wszystko, co zrobiłyśmy, narkotyki,
kradzież, potajemne kontakty z przestępczynią, wypadek samochodowy, ma zniknąć z dokumentacji.
– Spencer! – zawołała Emily.
Aria zasłoniła oczy.
Ale Spencer nie zamierzała przepraszać ani wycofywać swojego żądania. Wybrała tę samą
taktykę, którą stosowała w czasie ofensywy na boisku do hokeja na trawie. Wpatrywała się
uporczywie w twarz swojej przeciwniczki. Byle tylko tamta nie dostrzegła kropel potu na jej skroni.
Nigdy się nie wycofywała.
– Takie są nasze warunki. Może to pani dla nas zrobić?
Fuji zamrugała.
– No dobrze. Mam tylko nadzieję, że wasze informacje naprawdę okażą się cenne.
Spencer zaczerpnęła powietrza. Nie sądziła, że Fuji tak łatwo da się przekonać. Potem wyjawiła jej
wszystko. Opowiedziała nawet, jak przez przypadek wypchnęły Tabithę z tarasu, ale jej nie zabiły. Nie
mogły nikomu powiedzieć prawdy, nie wpadając jednocześnie w tarapaty. Poza tym dostawały
wiadomości z pogróżkami.
Agentka Fuji złożyła palce w piramidę.
– A więc ktoś znowu nęka was jako A.?
Emily spojrzała na przyjaciółki.
– Tym razem to więcej niż jedna osoba.
Fuji złożyła ręce.
– A kogo podejrzewacie?
Dziewczyny znowu spojrzały po sobie. Aria chrząknęła.
– Alison – powiedziała głośno.
Fuji otworzyła szeroko oczy.
– Aha.
Spencer zaczęła jej wyjaśniać, dlaczego podejrzewają, że A. to Ali, przedstawiając wszystkie
przemawiające za tym dowody.
– Chwileczkę – przerwała jej agentka Fuji, kiedy Spencer opowiadała o dziecku Emily. –
Uważacie, że to Alison zabiła Gayle Riggs?
Spencer pokiwała głową.
Fuji zmrużyła oczy.
– Ale na policji zeznałyście, że wydawało się wam, że A. rozmawia ze sprawcą tego morderstwa.
– Zgadza się – powiedziała Emily. – Słyszałyśmy, jak Gayle z kimś rozmawia. Powiedziała chyba:
„Co ty tu robisz?”. A potem ją zastrzelono.
Fuji zmarszczyła brwi.
– Czy to możliwe, że Gayle znała Alison?
– Może – powiedziała Spencer. – A może znała jej pomocnika.
– Kto może jej pomagać?
Dziewczyny spojrzały po sobie.
– Podejrzewałyśmy kilka osób – powiedziała Spencer. – Przez chwilę myślałyśmy, że to Graham
Pratt. Potem, że Noel Kahn.
– Noel? – Fuji przekrzywiła głowę. – A co on ma z tym wspólnego?
Spencer otworzyła usta, lecz Aria chwyciła ją za ramię.
– Ten trop okazał się fałszywy – powiedziała szybko.
Zrobiła taką minę, jakby chciała powiedzieć: „Nie wciągajmy w to teraz Noela”.
Spencer wzruszyła ramionami.
– To bardzo, bardzo poważna sprawa – podsumowała agentka Fuji. – Mamy do czynienia
z seryjnym mordercą. Cieszę się, że wreszcie powiedziałyście całą prawdę. Same nie dałybyście sobie
rady. Zresztą, nie powinnyście załatwiać takich spraw na własną rękę.
Zapadło milczenie. Spencer westchnęła ciężko.
– Jeśli pozwolicie, zatrzymam na chwilę wasze telefony. Chcę przejrzeć wszystkie SMS-y od A.
Bez trudu zdołamy ustalić, z jakiego numeru je wysłano, a nawet z którego miejsca w okolicy
Filadelfii. Może macie więcej dowodów rzeczowych w tej sprawie? Rzeczy, których dotykali
podejrzani? Wiecie, w jakich miejscach przebywali? Każdy trop jest na wagę złota.
Spencer się uśmiechnęła.
– Wydaje mi się, że Ali i jej pomocnik zdemolowali dom pokazowy należący do narzeczonego
mojej mamy.
Fuji pokiwała głową.
– Może zostawili odciski palców.
– Obawiam się, że Ali zrobiła krzywdę Iris Taylor – dodała Emily i wyjaśniła, jak Ali poznała Iris,
a potem Iris zaginęła, kiedy Emily zadała jej kilka istotnych pytań.
Fuji zapisała nazwisko Iris w notatniku.
– Sprawdzimy to.
Hanna ostrożnie podniosła rękę.
– Mamy znacznie więcej SMS-ów w starych telefonach, które zostawiłyśmy w domu. Kiedy
zaczęłyśmy dostawać wiadomości od A., wymieniłyśmy komórki na nowe.
– Zresztą wiele wiadomości dostałyśmy inną drogą – dodała Spencer. Przypomniała sobie, że
pierwszą wiadomością od nowego A. była pocztówka, którą znalazły w skrzynce pocztowej w domu
Ali. „Jamajka jest piękna o tej porze roku! Jaka szkoda, że nie możecie tam wrócić”.
– Świetnie – powiedziała Fuji. – Zbierzcie wszystko i przekażcie mi jak najszybciej. Obiecuję
wam, że osobiście zatroszczę się o wasze bezpieczeństwo. Przez okrągłą dobę nad wami i waszymi
rodzinami będą czuwać ochroniarze, dopóki nie rozwiążemy tej sprawy. A. nic wam nie zrobi.
Aria zamrugała.
– Naprawdę puści nas pani wolno?
Fuji pokiwała głową.
– Porozmawiam z moimi partnerami i z policją stanową i poinformuję ich, że oskarżenia zostały
oddalone.
– Więc tata się o tym nie dowie? – zapytała Hanna z nadzieją w głosie.
Emily trzęsły się ręce.
– A mnie nie będzie ścigać FBI?
– Dostarczyłyście mi niezwykle cennych informacji, więc muszę dotrzymać umowy – powiedziała
Fuji, wstając z krzesła. – Ale jeśli dostaniecie jeszcze jakieś wiadomości od A., musicie je
natychmiast przesłać do mnie. Nie wolno wam też nikomu opowiadać o tym, co robimy, ani dlaczego
wszędzie towarzyszy wam ochrona. Im mniej osób zna prawdę, tym lepiej. Czy to jasne?
– Tak – odpowiedziały dziewczyny chórem, a Hanna jeszcze raz podniosła rękę.
– Mój chłopak wie o wszystkim – przyznała się. – Domyślił się wszystkiego.
Fuji się skrzywiła.
– No cóż, jako brat Arii również będzie pod ochroną. – Rozejrzała się. – A., czyli Alison, a może
ktoś inny, zamordował Tabithę, Gayle, Grahama i Kylę. To bardzo niebezpieczna osoba. Osobiście
stanę na czele grupy, która się tym zajmie. To zadanie dla całego oddziału. Będziemy pracować dzień
i noc, żeby dowiedzieć się, co tu jest grane. Ten ktoś nie przechytrzy nas wszystkich. Dopadniemy ich.
Dziewczyny jeszcze raz spojrzały po sobie.
– O, Boże – pisnęła Hanna. – To...
– Fantastycznie – dokończyła za nią Emily.
Patrzyły na siebie z niedowierzaniem. Spencer spojrzała na Fuji, a agentka po raz pierwszy, od
kiedy się poznały, posłała jej lekki, ale szczery uśmiech. Spencer poczuła, jak spływa na nią błogość.
Czy to oznaczało, że ich problemy się skończyły? Czy nareszcie mogły liczyć na pomoc?
Wstały i objęły się mocno. Nie musiały już same borykać się z wszystkimi tymi problemami.
Mogły przestać nerwowo oglądać się przez ramię i nasłuchiwać czujnie, kiedy tylko na korytarzu
rozlegną się kroki albo w pobliżu trzaśnie gałązka. Nie musiały już bać się, kiedy dostawały nową
wiadomość na komórkę. Nie musiały się ukrywać w ciemnych zakamarkach, kiedy chciały
porozmawiać, w obawie że Ali je podsłuchuje.
Spencer odrzuciła głowę w tył i roześmiała się. Nagle poczuła cudowny przypływ mocy. Gdyby
tylko miała numer do Ali, natychmiast wysłałaby jej anonimową wiadomość: „I co teraz, suko?”.
9
WITAJ W DOMU
Godzinę później inspektor FBI zawiózł Emily z powrotem na parking kościoła w Filadelfii, gdzie
zostawiła samochód przed pogrzebem Grahama. Pozwolił Emily samotnie przejechać trzydzieści
kilometrów do Rosewood.
Ale ona wcale nie czuła się samotna. Kiedy wyjechała na drogę szybkiego ruchu prowadzącą na
przedmieścia, spojrzała we wsteczne lusterko. Gdy tylko zmieniała pas, to samo robił wielki czarny
cadillac escalade. Fuji natychmiast wprowadziła w życie program ochrony świadków, instruując
ochroniarzy, że mają nie odstępować dziewczyn na krok przez okrągłą dobę. Agent przydzielony
Emily przedstawił się jako Clarence, mocno uścisnął jej dłoń swoją wielką łapą i dał jej wizytówkę
z numerem telefonu.
– Razem z moim partnerem będziemy w pobliżu w dzień i w nocy – powiedział z akcentem z New
Jersey. – Ale jeśli coś panią zaniepokoi, zawsze może pani zadzwonić.
Emily uśmiechnęła się od ucha do ucha i zabębniła palcami w kierownicę. „Jeśli coś panią
zaniepokoi”. Tyle razy umierała ze strachu i nie miała pojęcia, jak sobie pomóc. Teraz mogła
spokojnie spać całą noc. Mogła uprawiać jogging w okolicy domu, nie obawiając się, że jakiś
nieznajomy ją zaatakuje. Oczywiście, po tym, co stało się na posterunku, czuła się trochę nieswojo.
Prawda wyszła na jaw, a Ali w każdej chwili mogła się o tym dowiedzieć. Emily przerażała myśl, że
mogą ściągnąć na siebie jej gniew. Do tej pory Ali nie przebierała w środkach. Emily stanął przed
oczami obraz Gayle zastrzelonej na podjeździe pod domem. A jeśli Ali zrobiła coś Iris? Przynajmniej
sprawą zajęło się teraz FBI. A co będzie, jeśli znajdą ją martwą?
Emily zjechała z autostrady na prowadzącą do Rosewood drogę numer 76 i szybko wjechała na
wzgórze. Kiedy dziesięć minut później zatrzymywała się przed domem, poczuła ucisk w żołądku.
A gdyby rodzice dowiedzieli się, że z kościoła wyprowadzili ją agenci FBI? Fuji prosiła, żeby nie
informowały nikogo o szczegółach operacji, ale przecież pod kościołem aż się roiło od dziennikarzy.
Czy zamierzali dochować tajemnicy? Emily nie miała najmniejszej ochoty na kolejne przesłuchanie,
i to we własnym domu.
Nerwowo włączyła radio i znalazła KYW, lokalną rozgłośnię informacyjną. Przy dźwięku
stukającej klawiatury spiker czytał najświeższe wiadomości. Na północy miasta miał miejsce napad.
Burmistrz nie zgadzał się na cięcia w budżecie. Na Blue Route wydarzył się wypadek. Żadnych wieści
o działaniach policyjnych. Emily odetchnęła z ulgą.
Wysiadła z samochodu i ostrożnie poszła w stronę domu, uważając, żeby nie podeptać azalii
dopiero co zasadzonych przez mamę. W domu panowała cisza. Smugi na dywanie świadczyły o tym,
że mama przed chwilą odkurzała. Na stole w jadalni nie było ani drobiny kurzu. W powietrzu unosił
się aromat zapiekanki z makaronem. To było ulubione danie jej siostry Carolyn, ale nie jedli go
w domu, od kiedy siostra wyjechała na studia.
– Emily, spójrz, kto przyjechał!
Mama weszła do holu. Obok niej w bluzie z emblematem Uniwersytetu Stanford i w czarnych
dżinsach stała Carolyn. Emily zamrugała. Ostatni raz widziała swoją starszą siostrę na dzień przed
tym, jak zrobiono jej cesarskie cięcie. Emily klęczała przed sedesem w akademiku u Carolyn. Przez
całe dziewięć miesięcy cierpiała na poranne mdłości. Siostra stała w drzwiach i patrzyła na nią
z potępieniem. Emily niedawno opowiedziała rodzicom o swojej ciąży, a oni jej wybaczyli. Choć
twierdzili, że Carolyn chce zadzwonić i też ją przeprosić, nigdy do tego nie doszło. Jej mina
świadczyła teraz o tym, że Carolyn nadal nie zamierza wyrazić skruchy. Pani Fields popchnęła ją
lekko.
– Carolyn przyjechała, żeby się z tobą zobaczyć.
Emily ostrożnie postawiła plecak na podłodze.
– Naprawdę?
Carolyn wzruszyła ramionami, na twarz zsunął się jej kosmyk rudawych włosów.
– Skończyła się sesja, a ja miałam do wykorzystania darmowy przejazd, więc...
– Więc zrobiła nam niespodziankę! – dokończyła za córkę pani Fields. – Rodzina musi się trzymać
razem, prawda, Carolyn? – Szturchnęła ją lekko. – Daj Emily swój prezent.
Carolyn zacisnęła usta. Wyciągnęła plastikową torbę i przesunęła w stronę Emily, która poczuła,
że w środku jest jakieś ubranie. To była taka sama bluza z emblematem uczelnianym, jaką miała na
sobie Carolyn.
– Dziękuję – powiedziała cicho Emily, przymierzając bluzę.
Carolyn sztywno pokiwała głową.
– Dobrze ci w tym kolorze. Pomyślałam, że będzie na ciebie pasowała, od kiedy...
Urwała, ale Emily dobrze wiedziała, co Carolyn chce powiedzieć. „Od kiedy nie jesteś już
w ciąży”.
– Świetnie! – Pani Fields klasnęła. – Zostawię was same, żebyście nadrobiły zaległości.
Posłała Carolyn ciepły uśmiech, jakby próbowała jej dodać otuchy, i zniknęła w kuchni. Emily
usiadła na fotelu w salonie. Miała nerwy napięte jak struny. Carolyn stała z niepewną miną.
Wpatrywała się w wiszące w korytarzu zdjęcie przedstawiające stodołę, jakby nigdy wcześniej go nie
widziała, choć wisiało w tym samym miejscu od piętnastu lat.
– Bardzo fajna bluza – powiedziała Emily, kładąc dłoń na prezencie od Carolyn, który położyła na
kolanach. – Jeszcze raz dziękuję.
Carolyn zmierzyła ją wzrokiem.
– Nie ma za co. – Siostra Emily powiedziała to tak, jakby cierpiała potworne katusze.
Emily skrzyżowała nogi, a po chwili je rozprostowała. Czuła się fatalnie. O czym miały
rozmawiać? Czemu mama doprowadziła do tej sytuacji? Czyżby Carolyn nadal się na nią gniewała?
Powinny przejść nad sprawą do porządku dziennego.
– Jak chcesz, możesz iść na górę – powiedziała Emily. Wbrew jej intencjom w jej głosie
pobrzmiewało rozgoryczenie. – Nie musisz ze mną siedzieć.
Carolyn miała napiętą twarz.
– Staram się, Emily. Nie musisz się na mnie wściekać.
– Ja się wściekam? – Emily ścisnęła podłokietnik fotela. Westchnęła. – No dobra, przyznaję, może
i trochę się na ciebie wściekam. Po raz setny przepraszam cię, że zmusiłam cię do dochowania mojej
tajemnicy. Nie powinnam była tak robić. Ale myślałam, że inaczej załatwisz sprawę.
W oczach Carolyn pojawił się gniewny błysk.
– Przygarnęłam cię – powiedziała ściszonym głosem. – Dawałam ci bloczki na stołówkę. Nie
powiedziałam ani słowa mamie. Czego jeszcze oczekiwałaś?
Serce Emily biło coraz szybciej.
– Nie znosiłam powrotów do tego akademika. Byłam w ciąży, a ten dmuchany materac był
naprawdę niewygodny.
– Nigdy się nie skarżyłaś – powiedziała Carolyn z desperacją w głosie.
– Bo uważałam, że nie mam prawa! – wykrzyknęła Emily. – Dawałaś mi na każdym kroku do
zrozumienia, że nie jestem mile widziana! – Nagle ogarnęło ją ogromne zmęczenie. Wstała i ruszyła
w stronę schodów. – Zresztą to nieistotne. Pójdę już.
Zacisnęła dłoń na balustradzie, powstrzymując się od łez. Kiedy stanęła na pierwszym stopniu
schodów, Carolyn chwyciła ją za ramię.
– Przestań. Nie bądź dzieckiem.
Emily zesztywniała. Wcale nie zachowywała się jak dziecko. „Dam ci pięć minut”, postanowiła.
Jeśli jej siostra zamierza nadal zachowywać się jak suka, ona, Emily, pójdzie do swojego pokoju.
Wróciła na fotel. Carolyn usiadła naprzeciwko niej. Minęło kilka sekund. Z kuchni dobiegał brzęk
garnków i sztućców.
– Masz rację. Zeszłego lata zupełnie nie wiedziałam, jak się zachować – powiedziała wreszcie
Carolyn. – Tak się bałam o ciebie i o dziecko. Zresztą w ogóle nie chciałam o nim myśleć jak o twoim
dziecku. Nie potrafiłam się na to zdobyć, to było dla mnie zbyt trudne.
Emily zagryzła wargi.
– No cóż... – Trudno jej było uznać tę wymówkę za przekonującą.
Carolyn spuściła głowę.
– Tyle razy słyszałam, jak płaczesz w środku nocy...
Emily wpatrywała się w porcelanowe figurki, które mama ustawiła w dużej witrynie w rogu
pokoju. Ona też doskonale pamiętała te noce. Przynajmniej mogła pogadać z Derrikiem, przyjacielem
poznanym w czasie pracy w restauracji z owocami morza na promenadzie w Filadelfii. On w pewnym
sensie zastępował jej Carolyn.
– Przecież to moja najbliższa krewna – skarżyła mu się pewnego razu Emily. – A nawet nie chce
na mnie spojrzeć. Kilka dni temu rozmawiała przez telefon do wpół do drugiej w nocy, a ja leżałam
obok niej na podłodze. Dobrze wiedziała, że padam ze zmęczenia, ale się nie rozłączyła.
– Zamieszkaj ze mną – zaproponował Derrick. – Mogę spać na kanapie. Nie ma problemu.
Emily spojrzała na niego. Derrick był tak wysoki, że kiedy siedział na ławce, jego skrzyżowane
ręce i nogi przypominały odnóża wielkiego owada. Wpatrywał się w Emily ze współczuciem zza
okularów w drucianej oprawie. Przez chwilę Emily zastanawiała się, czy skorzystać z jego propozycji,
ale ostatecznie tylko wzruszyła ramionami.
– Nie, dzięki. I tak dostatecznie zatruwam ci życie moimi problemami. – Cmoknęła go w policzek.
– Ale dzięki za propozycję.
Carolyn westchnęła.
– Twoje problemy mnie przerosły.
Emily pokiwała głową. Trudno było się nie zgodzić z tym, co powiedziała jej siostra.
– To po co przyjechałaś? Mogłaś sobie darować tę wizytę.
Carolyn odwróciła wzrok.
– Dostałam list. Przestraszyłam się, że jeśli tym razem nie przyjadę, będzie za późno.
Emily poczuła ciarki na plecach.
– O czym ty mówisz? List? Od kogo?
– Nie wiem. Podpisano go tylko: Zatroskany przyjaciel. – Carolyn mówiła przez ściśnięte gardło. –
Ten ktoś twierdził, że jesteś w fatalnym stanie i możesz zrobić coś... irracjonalnego. – Carolyn
przymknęła oczy. – Bałam się, że już nigdy cię nie zobaczę.
Emily czuła mrowienie na całej skórze. Nie po raz pierwszy słyszała pogłoski, że zamierza
popełnić samobójstwo, ale nie przyszło jej do głowy, że ktoś może napisać w tej sprawie list.
– Ostatnio w moim życiu wydarzyło się kilka katastrof, ale wychodzę na prostą – zapewniła Emily
siostrę.
Carolyn spojrzała na nią z niedowierzaniem.
– Na pewno?
– Tak. Oczywiście. – Emily zamilkła na chwilę. Wiedziała, że musi ostrożnie dobierać słowa. –
Możesz mi pokazać ten list? Nadal go masz?
Carolyn uniosła brwi.
– Wyrzuciłam go. Nie chciałam czegoś takiego trzymać w pokoju.
– Napisano go odręcznie? Miał znaczek?
– Nie, na komputerze. Nie pamiętam, skąd go nadano. – Carolyn spojrzała na Emily
z zaciekawieniem. – Wiesz, kto go mógł przysłać?
Emily dotknęła zębów koniuszkiem języka. „Zatroskany przyjaciel”. Ali? Jej pomocnik? Kto
jeszcze mógł się tak podpisać?
Do salonu zajrzała pani Fields.
– Kolację podano! – zaszczebiotała.
Emily i Carolyn poszły do kuchni. Serce Emily wciąż waliło jak młotem. Cieszyła się jednak, że
szczerze porozmawiały. Kiedy szły korytarzem, rzuciła Carolyn ukradkowe spojrzenie, a siostra
posłała jej niewyraźny uśmiech. Kiedy Emily podeszła do niej i otworzyła ramiona, żeby ją przytulić,
Carolyn nie odskoczyła. Przytuliły się trochę sztywno, jakby niechętnie, ale Emily czuła, że to krok
we właściwym kierunku.
Pani Fields podała im talerze. Nagle Emily zauważyła coś za oknem. Czarny samochód stał przy
chodniku. Za kierownicą siedział Clarence, czytając gazetę. Kiedy obok przejeżdżał samochód, agent
odłożył ją i wpatrywał się w auto, póki nie zniknęło za zakrętem. Nikt z domowników tego nie
zauważył. Emily wiedziała, że kiedyś się zorientują. Postanowiła powiedzieć Clarence’owi, żeby
zaparkował w bardziej ustronnym miejscu. Ale teraz cieszyła się, że ktoś nad nią czuwa. Clarence
wysyłał Ali, która na pewno obserwowała Emily, wyraźny przekaz: „Trzymaj się od niej z dala. Teraz
na pewno jej nie dopadniesz”.
To również był krok we właściwym kierunku.
10
NOWE PERSPEKTYWY
Kiedy samochód z agentami podjechał pod dom Arii, wynajęci do tego zadania dwaj postawni
studenci właśnie skończyli koszenie trawnika. Załadowali kosiarki na przyczepę swojego samochodu.
Pomachali Arii, jakby zupełnie ich nie zdziwiło, że we wtorkowy wieczór wysiada pod domem
z samochodu policyjnego.
– Czy mam panią odeskortować pod drzwi, panno Montgomery? – zapytał policjant, który ją
przywiózł, rozglądając się ostrożnie na prawo i lewo.
– Nie trzeba – odparła Aria.
– Jeśli będzie pani czegoś potrzebowała, proszę dać znać Buzzowi.
Policjant pokazał gestem na minivana, który zaparkował przy chodniku. Na zderzaku miał
przyklejoną nalepkę z napisem: „MOJE DZIECKO TO PRYMUS W SZKOLE W ROSEWOOD”, a do
anteny przyczepione uszy Myszki Miki. Ale za kierownicą siedział muskularny mężczyzna
w okularach przeciwsłonecznych, który mógłby być dublerem Dwayne’a Johnsona.
– Dobrze.
Aria z uśmiechem szła w kierunku domu. Wydawało się jej, że unosi się w powietrzu.
– Aria?
Na ganku stała Ella. Miała na sobie żółtą tunikę w zygzaki, którą kupiła jeszcze w czasie studiów
na akademii sztuk pięknych. Swoje czarne włosy z siwymi pasmami związała w kok na czubku głowy.
Z przerażeniem patrzyła na córkę.
– Czemu przywiozła cię policja? – zapytała, patrząc na samochód policyjny, który znikał za
rogiem ulicy.
– Ach. – Aria machnęła ręką. – To nic takiego. W każdym razie nie wpadłam w żadne tarapaty.
Ella zamrugała z niedowierzaniem.
– Miałaś dziś rozmowę kwalifikacyjną? Czy coś się stało na uczelni?
– O, jak tu pięknie pachnie – powiedziała głośno Aria, wchodząc do holu i usilnie próbując
zmienić temat. – Ktoś tu chyba piekł chleb.
Ella zamknęła drzwi frontowe.
– Aria, natychmiast mi powiedz, co jest grane.
Aria westchnęła ciężko.
– To długa historia, ale nie wpakowałam się w żadne kłopoty. Naprawdę. Pojechałam na rozmowę,
tylko... ją skopałam.
Ella przyjrzała się jej badawczo.
– Co się stało?
Aria wzruszyła ramionami.
– Nie do końca spełniam wszystkie kryteria. – Usiadła ciężko na kanapie. – A tak bardzo chciałam
tam jechać.
Ella usiadła obok niej i wzięła na kolana Pola, ich kota.
– A właściwie dlaczego chciałaś?
Aria spojrzała na mamę jak na wariatkę.
– Bo chciałabym w przyszłości zajmować się sztuką. Bo spotkałabym wspaniałych ludzi
i pracowała przy świetnych projektach. Bo...
Ella położyła dłoń na kolanie Arii.
– A nie mogłabyś robić tego w Nowym Jorku? Filadelfii? Rosewood? Dlaczego musisz jechać aż
do Holandii?
Aria spojrzała na Ellę, która patrzyła na nią badawczo swoimi świdrującymi, niebieskimi oczami.
– To ma jakiś związek z Noelem? – Ella nie dawała za wygraną. – Mike powiedział mi, że
zerwaliście z sobą, bo Noel cię okłamał.
Aria zacisnęła wargi. W ustach mamy te słowa zabrzmiały tak surowo. Okropnie. Ale może
właśnie taka była prawda. Nawet jeśli Noela nic nie łączyło z Ali, okłamał Arię. Zamknęła oczy,
znowu myśląc o Noelu. Tego popołudnia, jeszcze zanim wypuszczono ją z aresztu, Noel przysłał jej
krótką wiadomość, z pytaniem: „Jak się masz?”. Z pewnością nie wiedział, co jej się przytrafiło. Przez
przypadek napisał do niej akurat w takiej chwili. W drodze do domu napisała do niego SMS-a, ale go
nie wysłała. Przecież powinna przejść nad sprawą do porządku dziennego.
Spojrzała na stojące na stole po drugiej stronie pokoju fotografie w ramkach. Dawno temu Ella
usunęła te, na których był Byron, i teraz zostały tylko zdjęcia Arii i Mike’a. Na jednym z nich Aria
stała obok swojej bardzo starej prababci Hildy.
– Jak się poczułaś, kiedy odkryłaś, że tata ma romans z Meredith? – zapytała.
Ella jęknęła i oparła się na poduszkach.
– Okropnie. Też chciałam uciec. Ale tego nie zrobiłam.
– To oczywiste, masz mnie i Mike’a.
– Ty też masz mnie i Mike’a – powiedziała Ella zdecydowanym tonem. – Masz też tatę i Lolę.
A my potrzebujemy ciebie. – Chrząknęła. – Słyszałam też inne plotki, kochanie. – Wzięła Arię za
ręce. – Nie zamierzasz... zrobić sobie krzywdy, prawda?
Mama miała łzy w oczach, a jej głos drżał. Aria spuściła głowę. Miała serdecznie dość tych plotek
o ich domniemanym pakcie samobójczym.
– Oczywiście, że nie – odparła łagodnie. – Nie tak łatwo mnie złamać.
– Tak myślałam – powiedziała Ella, choć głos nadal jej się trząsł. – Chciałam się tylko upewnić.
Aria wtuliła się w ramię Elli. Bawełniana bluzka mamy pachniała olejkiem z paczuli. Ella
pogłaskała córkę po głowie dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy Aria jako małe dziecko bała się sama
spać, bo myślała, że w jej szafie zagnieździł się wielki węgorz.
– Tak mi przykro z powodu waszego rozstania, kochanie – powiedziała mama łagodnie. – Żałuję,
że nie spełni się twoje marzenie, by jechać do Holandii. Ale jesteś silna. I nie musisz wyjeżdżać tak
daleko, żeby być szczęśliwa. Tu, w Rosewood, też nie brakuje miejsca dla dobrych artystów.
Aria pociągnęła nosem.
– No tak.
Artyści z Rosewood za szczyt awangardy uważali namalowanie martwej natury z jabłkami, które
nie były czerwone, albo z brzoskwiniami w nienaturalnej zieleni.
– Chyba wiem, co ci poprawi nastrój. W galerii mamy pracę na pół etatu dla asystentki. Jeśli
chcesz, możesz zacząć od zaraz.
Aria powstrzymała się przed uśmiechem. Jej mama pracowała w galerii sztuki w Hollis, gdzie
sprzedawano grzeczne, nijakie pejzaże ze starymi stodołami i obrazki przedstawiające lokalne
ptactwo. Arię od razu bolała tam głowa, bo wszędzie unosił się duszący zapach dochodzący
z sąsiedniego sklepu ze świecami aromatycznymi.
– Dobrze ci zrobi, jak zmienisz towarzystwo. – Ella nie ustępowała. – Przynieś swoje portfolio.
Może Jim oprawi twoje obrazy i zrobimy ci mały wernisaż.
Może Ella miała rację. Dzięki pracy miałaby czym się zająć po południu. Teraz, kiedy rozstała się
z Noelem, mogła swobodnie dysponować czasem. Choć zapadłaby się pod ziemię ze wstydu, gdyby
ktoś kupił jej obraz i powiesił na ścianie obok jakiegoś emblematu drużyny hokejowej, spodobał jej
się pomysł, by zacząć sprzedawać obrazy.
– To chyba dobry pomysł – powiedziała.
– Świetnie. – Ella już miała wstać, ale spojrzała na Arię jeszcze raz. – Na pewno nie muszę się
martwić tym samochodem policyjnym?
Aria udawała, że z zainteresowaniem wpatruje się w psychodeliczne wzroki na obiciu kanapy.
– Oczywiście, że nie – szepnęła.
– To świetnie! – Ella zrobiła taki gest, jakby ocierała pot z czoła. – Już i tak mam za dużo siwych
włosów!
Aria się zaśmiała. Mama mówiła o swoich siwych włosach, na długo zanim Aria zaczęła dostawać
te okropne wiadomości od A. Teraz jednak była pewna, że uda jej się dotrzymać słowa. Postanowiła
skończyć z wszystkimi dramatami, kłopotami i kłamstwami. Może teraz, kiedy już udało im się
wymknąć ze szponów A., Aria mogła spełnić życzenie Elli.
11
NIE JEST ŹLE
W środę po południu Spencer i Chase stali na trawniku przed domem pokazowym pana
Pennythistle’a. Żywopłot był idealnie przycięty, w ogródku nie rósł ani jeden chwast. Przy drzwiach
w ceramicznych donicach żółciły się przepiękne żonkile. Wśród gałęzi wielkiego dębu rosnącego
przed domem szczebiotały ptaki. Piękny widok psuła tylko żółta policyjna taśma, którą odgrodzono
cały dom. Spencer podeszła do niej i odsunęła ją na bok. Spojrzała na Chase’a.
– Na pewno chcesz mi pomóc? W środku jest koszmarny bałagan.
– Oczywiście – odparł z przekonaniem Chase i ruszył w stronę domu, depcząc policyjną taśmę. –
Przecież po to tu z tobą przyjechałem, Spencer.
Chase zadzwonił do niej rano i zapytał, jakie ma plany. Spencer opowiedziała mu całą historię, nie
potrafiła się powstrzymać. Chase uparł się, że przyjedzie do niej do Rosewood, żeby ją pocieszyć.
Spencer musiała przyznać, że było jej bardzo miło.
Spencer wyjęła klucze, które pan Pennythistle zostawił jej rano, ale kiedy chciała wsunąć jeden
z nich do zamka, drzwi same się otworzyły. Spencer zamarła, nasłuchując odgłosów z wnętrza domu.
Spojrzała przez ramię na ochroniarza, który z miną twardziela siedział za kierownicą SUV-a. Patrzył
prosto przed siebie przez ciemne okulary, a jego twarz nie zdradzała cienia emocji.
– Jest tu kto!? – zawołała z bijącym sercem Spencer, zaglądając do domu.
– Tak – odparł jakiś głos.
Rozległy się kroki i do salonu wszedł inspektor Gates, lawirując między leżącymi na podłodze
czterema poduszkami i przewróconymi meblami. Spojrzał na Spencer ze zdumieniem.
– Co pani tu robi?
– Przyjechałam posprzątać ten bałagan – odparła Spencer. – A pan co tu robi?
– Zbieram odciski palców. – Gates uniósł ręce do góry. Miał gumowe rękawiczki. – Eksperci od
kryminologii właśnie odjechali. Ja też się zbieram.
Spencer odetchnęła z ulgą. A więc Fuji potraktowała poważnie ich umowę. Gates poszukiwał Ali.
– Znalazł pan coś? – zapytała Spencer z zaciekawieniem.
Gates przeczesał dłonią swoje krótkie rude włosy.
– Kilka odcisków tu i tam, ale żadnych twardych dowodów. – Jego telefon zadźwięczał. Agent
gestem pokazał Spencer, by chwilę poczekała. – Słucham? – powiedział do słuchawki. Po chwili
dodał: – Już jadę. – Spojrzał na Spencer. – Sprawa rodzinna, przepraszam. Zachowałem kilka
dowodów, ale nie wiem, czy to cenne znaleziska. – Spojrzał niepewnie na Chase’a. – Okej,
skończyłem. Możecie sprzątać. – Skinął głową i wyszedł z domu.
Spencer zamknęła za nim drzwi, oparła się o ścianę i westchnęła ciężko.
– To trochę rozczarowujące.
Rozejrzała się po pokoju. Tyle razy przyjeżdżała tutaj, kiedy razem z dziewczynami zaczęły knuć
intrygę przeciwko Ali, ale teraz dom wyglądał zupełnie inaczej. Szuflady były wysunięte z biurek,
a całe ściany pokryte rysunkami zrobionymi kredkami. Szyba w zabytkowym zegarze pękła. Po
żyrandolu zostało tylko kilka drutów wystających z sufitu.
– Jak to możliwe, że Ali nie zostawiła żadnych śladów?
Chase zajrzał do kuchni, gdzie na podłodze walało się rozbite szkło i śmieci. Śmierdziało
zepsutym mlekiem.
– Ali to cwaniara. Na pewno świetnie wszystko przemyślała, zanim zdemolowała to miejsce. –
Chase chrząknął. – Ten gliniarz patrzył na mnie tak, jakby podejrzewał, że ja to zrobiłem.
– Nie, po prostu nie chciał powiedzieć nic o Ali – zapewniła go Spencer, podnosząc zgniecioną
puszkę po coli i wrzucając ją do kosza na śmieci. – Prosili, żebyśmy nikogo nie informowały. –
Spojrzała na Chase’a. – Na pewno chcesz znać prawdę? To może być niebezpieczne.
Chase wzruszył ramionami.
– Przecież już wcześniej wiedziałem to, co mi powiedziałaś. Nic mi nie będzie.
Spencer odwróciła się i poszła po środki czystości do samochodu.
– Chyba pora zabrać się do roboty.
– Poczekaj! – zawołał Chase z kuchni. – Chodź tutaj.
Stał pośrodku kuchni, pokazując na podłogę wyłożoną ceramicznymi płytkami. Coś błyszczało
wśród porozbijanych talerzy i szklanek. Spencer uklękła i podniosła do światła srebrny breloczek bez
klucza z wygrawerowanym symbolem Acury.
– Jak Gates mógł to przegapić – zdziwiła się. – Myślisz, że należał do Ali?
– Może – odparł Chase. – A może do jej pomocnika.
Spencer wyciągnęła telefon. Przez chwilę chciała zadzwonić do Fuji, ale wybrała numer Hanny.
– Znamy kogoś, kto jeździ acurą? – zapytała, kiedy Hanna odebrała.
Hanna nawet się nie zawahała.
– Scott Chin. Mason Byers. Adwokat, który rozwiódł moją mamę. Jeden z moich sąsiadów. Ta
pani, która...
– Jezu – przerwała jej Spencer. – Nie sądziłam, że znasz wszystkich właścicieli acury
w Rosewood.
– To fajny samochód – odparła rzeczowo Hanna. – Czemu pytasz?
Spencer wyjaśniła jej, co właśnie znalazła.
– Myślisz, że któryś z tych ludzi to jej pomocnik? Scott Chin to gej, na pewno nie jest tajnym
chłopakiem Ali. Nie wiem, co sądzić o Masonie Byersie. Przeprowadził się do Rosewood w szóstej
klasie, pamiętasz? Ale nigdy nie dogadywali się z Ali.
– Spence, przecież dopiero co przekazałyśmy sprawę specjalistom na posterunku policji. Oddaj ten
breloczek Fuji i zapomnij o sprawie.
Spencer dobrze wiedziała, że Hanna ma rację, ale nie potrafiła ot tak oddać komuś innemu kontroli
nad sytuacją. Kiedy w szkole pracowali nad grupowymi projektami, zawsze wykonywała lwią część
pracy. „Inni na pewno spartaczą robotę – myślała. – Nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ja”.
Włożyła jednak breloczek do torby i postanowiła, że kiedy tylko skończą sprzątanie, zadzwoni do
Fuji. Uznała sprawę za załatwioną i czuła się z tym świetnie. Przeszukała resztę domu, przerzucając
piankę wyrwaną z kanapy, strzępy gazet i kilometry papieru toaletowego, którymi owinięty był
żyrandol, ale nic godnego uwagi nie rzuciło jej się w oczy.
Ktoś zapukał do drzwi i Spencer zamarła.
– Uuu! – zawołała pani Hastings, wchodząc do salonu. – Spencer? Jesteś tu?
Spencer zmarszczyła czoło i podeszła do drzwi frontowych. W holu stali jej mama, pan
Pennythistle i Amelia, wszyscy w dżinsach i podkoszulkach. Trzymali miotły, mopy i środki czystości
z samochodu Spencer.
– Co się dzieje? – zapytała Spencer.
Przyjechali tu, żeby ją poganiać i nadzorować?
Pani Hastings włożyła na głowę opaskę, żeby odsunąć do tyłu krótkie blond włosy.
– Chcemy ci pomóc w sprzątaniu, kochanie.
– N-naprawdę? – wyjąkała Spencer.
Pani Hastings przesunęła palcem po kredkowych bohomazach na ścianie. Na skórze została jej
kolorowa plama.
– Nie powinnaś tego sprzątać sama. Nie twierdzę, że dobrze postąpiłaś, zabierając bez pozwolenia
klucze Nicholasa, ale zachowaliśmy się nie w porządku, podejrzewając, że to ty zdemolowałaś ten
dom.
Pan Pennythistle poklepał ją po ramieniu.
– Byłaś w domu tego wieczoru, kiedy to się stało. Sprawdziłem nagrania z naszych kamer.
Przepraszam, że niesłusznie cię oskarżyłem.
Być może Spencer powinna się zmartwić tym, że jej przyszły ojczym nie wierzył jej na słowo. Ale
nie miała na to siły. Poza tym cieszyła się, że teraz patrzył tak surowo na swoją córkę.
– Przepraszam, że na ciebie doniosłam – powiedziała Amelia, kiedy ojciec ją szturchnął.
– Policja wyjaśniła, że przez pomyłkę aresztowano cię pod zarzutem posiadania narkotyków –
dodała pani Hastings, zabierając się do szorowania ściany gąbką. – Dzięki Bogu.
– Och – westchnęła Spencer. – To dobrze.
– Zabierajmy się do roboty! – zakomenderowała pani Hastings, wręczając Amelii miotłę. Nagle
zauważyła Chase’a w kuchni. – Och. Dzień dobry.
– To mój przyjaciel, Chase – powiedziała Spencer. – Inny Chase – dodała, bo uświadomiła sobie,
że przed balem maturalnym przedstawiła mamie Curtisa jako Chase’a. – Pomaga mi w sprzątaniu.
– Jak miło! – zaszczebiotała pani Hastings, posyłając mu uprzejmy uśmiech. – Przyjaciele Spencer
są naszymi przyjaciółmi.
Spencer ledwie się powstrzymała przed złośliwym uśmieszkiem. Mama najwyraźniej czuła się
winna, że niesłusznie ją posądziła. Spencer ucieszyła się, że mama się na nią nie wkurzyła
i postanowiła jej pomóc.
Pan Pennythistle podłączył odkurzacz do prądu i uruchomił go. Amelia z ociąganiem zebrała
wszystkie poduszki z kanapy, a potem wepchnęła piankę z powrotem pod tapicerkę.
Spencer posłała Chase’owi ukradkowy uśmiech i zaczęła zamiatać potłuczone szkło w salonie.
Nagle poczuła, że jej życie... być może jest dalekie od ideału, ale na pewno w ciągu ostatnich dni
zmieniło się na lepsze.
I bardzo się z tego cieszyła.
12
CÓRECZKA TATUSIA
Hanna w drodze powrotnej z supermarketu postanowiła wypić bardzo słodkie i z pewnością bardzo
tuczące, ale nieodparcie pyszne cappuccino. Pomiędzy kolejnymi łykami spoglądała w lusterku
wstecznym na jadącego za nią czarnego chevroleta. Pomachała do kierującego nim Bo, a on pomachał
do niej. Bo miał złamany nos i ogromne muskuły, a spod kołnierzyka koszuli wystawał mu tatuaż
przedstawiający płomienie, ale kiedy Hanna wcześniej podeszła do niego, żeby zapytać, czy chce coś
do picia, usłyszała, że w samochodzie słuchał Seleny Gomez. Na lusterku wstecznym w jego aucie
wisiało zdjęcie jego córeczki Gracie.
Zadźwięczał telefon Hanny. Kiedy stanęła na światłach, spojrzała na ekran. Dostała
powiadomienie, że ukazał się nowy artykuł na temat Tabithy Clark. Serce zaczęło jej mocniej bić.
Okazało się jednak, że to nic ważnego. Policja próbowała zdobyć nagrania z kamer z wszystkich hoteli
sąsiadujących z Klifami. Jak się okazało, niełatwo było wydobyć materiały zarejestrowane tak dawno.
Telefon zaczął dzwonić, a na ekranie pojawiło się nazwisko Mike’a. Za pomocą panelu
w kierownicy uruchomiła system Bluetooth.
– Ten koleś siedzi ci na ogonie? – zapytał Mike bez zbędnych uprzejmości.
– Tak – odparła Hanna radośnie.
– U mnie tak samo! – powiedział śpiewnie Mike. – Ale super. Myślisz, że w bagażniku wożą
miotacz ognia?
Hanna prychnęła.
– To nie film o superbohaterach.
Mike jęknął z rozczarowaniem. To zabrzmiało tak uroczo. Bardzo się cieszyła, że Fuji również
Mike’owi przydzieliła ochronę. Noel otarł się o śmierć, a Iris zaginęła. Mike z pewnością figurował
na liście Ali jako następna ofiara.
– Minąłem przed chwilą klinikę leczenia poparzeń. Aż się tam roi od policji – powiedział Mike. –
To chyba oznacza, że szukają śladów Ali, nie sądzisz?
– Pewnie tak – powiedziała Hanna. Policja musiała prędzej czy później wpaść na trop Ali. Przecież
kiedy udawała Kylę, zostawiła w szpitalu mnóstwo dowodów: włosy, fragmenty skóry, krew. –
Zjechali się już dziennikarze?
– Tak, już słyszałem raport w wiadomościach. Policja wydała oświadczenie, że Kylę zabił ktoś,
kto uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Ale ani słowem nie wspomnieli o Ali.
– To dobrze – odparła z ulgą Hanna.
Mike chrząknął. Coś zatrzeszczało w słuchawce.
– Wszystko u ciebie w porządku?
Hanna zachichotała.
– Pytasz, czy mnie coś boli?
Zeszłego wieczoru, kiedy mama Hanny zostawiła ją samą w domu, postanowili dobrze
spożytkować ten czas i przez dwie godziny nie wychodzili z łóżka.
– Nie... – Mike znowu chrząknął. – Trochę mnie zmartwił ten SMS od ciebie.
– Jaki SMS? – Hanna nie pisała do Mike’a przez cały dzień.
– No ten, w którym napisałaś, że fatalnie się czujesz przez cały ranek i masz ochotę się zabić.
– Co? – Hanna zahamowała tak gwałtownie, że jej prius zatrzymał się z piskiem opon. Ochroniarz
o mało nie wjechał w jej samochód. – Dostałeś taką wiadomość z mojego numeru?
– No tak. Za piętnaście dziewiąta.
Hannie zakręciło się w głowie. Wtedy była na lekcji literatury. W ogóle nie myślała
o samobójstwie. Zjechała na pobocze i zatrzymała się. Chevrolet też się zatrzymał.
– Mike, to nie ja to napisałam. Ktoś ukradł mi telefon i napisał do ciebie wiadomość dla zabawy.
W słuchawce znowu rozległy się trzaski.
– Hanno, nie po raz pierwszy słyszałem, że razem z przyjaciółkami chcecie się zabić. Wszędzie
krążą takie plotki. A ty masz na głowie tyle problemów. Powiedziałabyś mi, gdyby coś takiego
chodziło ci po głowie?
Hanna oparła czoło na kierownicy. Nagle zapach kawy wydał się jej duszny i mdlący.
– Nawet nie zamierzam odpowiadać na takie insynuacje. Przekieruj tę wiadomość do agentki Fuji.
Podała mu numer do Fuji i się rozłączyła. Kiedy wróciła na drogę, czuła takie samo pulsowanie
w skroniach jak wtedy, kiedy z Moną Vanderwaal, jej najlepszą przyjaciółką, której nagle odbiło,
wypiły za dużo tequili. Po co A. przysyła Mike’owi takie wiadomości?
Kiedy zatrzymała się na podjeździe przed domem taty, zmartwiła się jeszcze bardziej. Wieczorem,
kiedy już wróciła z posterunku policji, przyszło jej coś do głowy. Ali i jej pomocnik na pewno nie
zamierzali siedzieć z założonymi rękami, gdyby się dowiedzieli, że dziewczyny zawiadomiły
o wszystkim policję. Wszelkie oskarżenia oddalono, ale policja nie potrafiłaby powstrzymać ich
prześladowców przed upublicznieniem wszystkich tajemnic. Gdyby do mediów wyciekły zdjęcia
Hanny z wypadku, kariera polityczna jej taty gwałtownie by się zakończyła.
Hanna musiała zapobiec katastrofie, i to jak najszybciej. Zaparkowała samochód pod wierzbą
płaczącą i spojrzała na nowy dom taty, zbierając się na odwagę, by wyznać prawdę. Roztrzęsiona
weszła do środka. Przejrzała się w lustrze w sąsiadującej ze spiżarnią łazience na parterze. Jej
kasztanowe włosy były miękkie i sprężyste, oczy jasne, a makijaż idealny. Przynajmniej wyglądała
fantastycznie.
Tata i jego nowa żona Isabel byli w kuchni. Isabel, której cera w ciągu ostatnich miesięcy
wyraźnie pojaśniała – bez przerwy smarowała się samoopalaczem, ale pewnie specjaliści od kampanii
wyborczej powiedzieli jej, że wygląda zbyt pomarańczowo w telewizji – wkładała naczynia do
zmywarki. Pan Marin siedział przy stole, oglądając jakieś zdjęcia. Spojrzał na Hannę z promiennym
uśmiechem.
– Hanna! – zawołał, jakby nie widzieli się od miesięcy. – Jak się masz?
Hanna spojrzała na niego podejrzliwie. Nie codziennie tata witał ją z takim entuzjazmem. „Nie
mów mu”, ostrzegał ją jakiś głos w głowie.
Jednak musiała to zrobić, zanim na ten pomysł wpadnie A. Podeszła do pana Marina.
– Tato, musimy pogadać.
Pan Marin odchylił się na krześle z przerażoną miną. Isabel na chwilę przerwała przekładanie
naczyń.
– Co się stało?
Hanna wbiła w nią gniewne spojrzenie.
– Powiedziałam, że chcę pogadać z tatą, a nie z tobą.
Pan Marin spojrzał niepewnie na Isabel, a potem na Hannę.
– O wszystkim możemy porozmawiać w obecności Isabel.
Hanna zamknęła oczy. Kilka sekund wcześniej usłyszała kroki w korytarzu, a teraz w drzwiach do
kuchni stanęła Kate, jej przyrodnia siostra, z mokrymi włosami. No pięknie. Cała rodzina zebrała się,
żeby posłuchać o jej wyczynie.
– Hanno? – powiedział pan Marin, jakby chciał ją zachęcić do mówienia. – Co się stało?
Hanna przygryzła policzek od środka. „No, wyduś to z siebie”, pomyślała.
– Coś przed tobą zataiłam – powiedziała cicho. – To się stało w zeszłym roku w czerwcu.
Kiedy opowiadała o całym zajściu, nie potrafiła spojrzeć tacie prosto w oczy. Czuła, jak jego
dezorientacja przeradza się w szok, a potem w rozczarowanie. Isabel co chwila wzdychała
z przejęciem. W pewnym momencie położyła dłoń na piersi, jakby dostała ataku serca.
– Czemu właśnie teraz mi o tym opowiadasz? – zapytał tata, kiedy Hanna skończyła.
Zamilkła na chwilę. Nie mogła mu powiedzieć o A.
– Bo wie o tym kilka osób. Łatwo mogłyby zrujnować twoją kampanię wyborczą. – Z trudem
przełknęła ślinę. – Wtedy wydawało mi się, że postępuję właściwie. Madison była kompletnie pijana.
Gdyby sama pojechała do domu, na pewno zrobiłaby krzywdę sobie i pewnie jeszcze komuś. Ktoś
celowo wjechał na mój pas. Nie wiedziałam, co robić. Kiedy doszło do wypadku, całkiem zgłupiałam.
Do tej pory milczałam, bo nie chciałam narazić na szwank twojej reputacji i całej kampanii. Teraz
wiem, że postąpiłam niewłaściwie.
Isabel uderzyła dłońmi w uda.
– Niewłaściwie? – pisnęła. – To mało powiedziane. Przez całą kampanię tylko przysparzasz nam
kłopotów. Zdajesz sobie sprawę z tego, że na każdym etapie musieliśmy zajmować się
rozwiązywaniem problemów, które spowodowałaś? Wiesz, ile pieniędzy wydaliśmy na sprzątanie
bałaganu po tobie?
– Przepraszam – szepnęła Hanna. Do oczu napłynęły jej łzy.
Isabel spojrzała na pana Marina.
– A nie mówiłam! Ostrzegałam cię, że otworzenie drzwi naszego domu dla Hanny to poważny
błąd.
– Isabel... – Pan Marin spojrzał na nią urażony.
Isabel otworzyła szeroko oczy.
– Przecież też tak uważasz! Tak samo jak ja chciałbyś się jej pozbyć!
Hanna westchnęła.
– Mamo! – krzyknęła Kate. – Hanna to jego córka!
– Kate ma rację – powiedział pan Marin.
Hannie zabrakło tchu w piersiach. Isabel wyglądała tak, jakby ją spoliczkowano. Pan Marin
położył dłoń na czole.
– Hanno, musisz wiedzieć, że to, co zrobiłaś, jest niewybaczalne z wielu powodów. Ale to nie ma
znaczenia. Stało się. Cieszę się, że wyszłaś cało z tego wypadku.
Isabel podeszła do niego.
– Tom, co ty wygadujesz? Nie może jej to ujść na sucho.
Nawet Hanna się zdziwiła. Myślała, że tata zacznie krzyczeć i wyrzuci ją z domu. Tata spojrzał na
nią spod dłoni, którą zakrywał czoło.
– Bałem się, że chcesz mi powiedzieć coś innego. – Spojrzał na nią ze skruszoną miną. – Dziś rano
dostałem list. Wciąż nie mogę się otrząsnąć. Jego autor twierdzi, że chcesz się zabić.
– O, Boże! – westchnęła Kate. – Hanno!
Hanna otworzyła usta i natychmiast je zamknęła. Najpierw Mike, a teraz jej tata? Sytuacja robiła
się niedorzeczna.
– Dzwoniłem do twojej mamy, ale ciebie nie było już w domu. Dwa razy dzwoniłem do ciebie na
komórkę, a ty nie odbierałaś.
Hanna zacisnęła usta. Widziała, że tata do niej dzwoni. Nie odebrała, bo jeszcze nie była gotowa
na rozmowę z nim.
– Tak się bałem, że...
Urwał i zamilkł. Trząsł mu się podbródek i widać było, że mówienie sprawia mu trudność. Isabel
stała w kącie z obrażoną miną, ale nie odezwała się ani słowem.
– Tato, wszystko w porządku – powiedziała łagodnie Hanna, podchodząc do niego i obejmując go
delikatnie.
Pan Marin przytulił ją mocno.
– Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa – powiedział ze łzami w oczach. – Jeśli to z powodu tamtego
wypadku napisałaś ten list, jeśli się bałaś, jak zareaguję na tę wiadomość, to musisz wiedzieć, że
niepotrzebnie się martwiłaś. – Pociągnął nosem. – Chyba za bardzo skoncentrowałem się na kampanii.
Może powinienem się wycofać?
– Tom, czy ty upadłeś na głowę!? – zakrzyknęła Isabel.
Hanna odsunęła się od taty. Powinna się przyznać, że nigdy nie planowała samobójstwa, ale tak
dobrze się poczuła, kiedy tata tak się o nią zmartwił. Poza tym emocje ją przytłoczyły. Tak bardzo
potrzebowała pomocy taty. I choć miała wielką ochotę poprosić go, żeby pokazał jej ten anonim, nie
chciała, żeby zaczął podejrzewać, że A. znowu ją torturuje.
– Nie wycofuj się z kampanii – powiedziała. – Nic mi nie będzie, obiecuję. Jeszcze raz
przepraszam. Zrobię wszystko, o co poprosisz, byle tylko naprawić to, co zepsułam.
Pan Marin poklepał Hannę po plecach. Isabel robiła się coraz bardziej czerwona, aż wreszcie
jęknęła przez zaciśnięte zęby i wyszła z kuchni. Kate stała w drzwiach. Hanna posłała jej uśmiech
pełen wdzięczności. Tak naprawdę chciała przytulić swoją przyrodnią siostrę, ale bała się wyrwać
z objęć taty. Pan Marin miał zaczerwienione i wilgotne oczy. Hanna dawno nie widziała go
płaczącego.
– Dobrze by było, gdybyś postarała się jakoś zrekompensować to tej dziewczynie. Jak ona ma na
imię? Madison?
Hanna pokiwała głową.
– Nie wiedziałam, jak ją znaleźć. Ale kilka tygodni temu odkryłam, że jej kuzynką jest Naomi
Zeigler, moja koleżanka ze szkoły. – Myślała, że tata może pamiętać Naomi. Hanna często się na nią
skarżyła w czasach, kiedy jeszcze rozmawiali z tatą. – Dowiem się od niej, jak się skontaktować
z Madison.
– Dobrze, koniecznie odezwij się do nich, a potem spróbuj ich odwiedzić. A potem razem
zorganizujemy jakąś akcję społeczną skierowaną przeciwko jeździe po pijanemu. Oczywiście, jeśli
tylko starczy ci odwagi.
Hanna zmrużyła oczy.
– Co masz na myśli?
– Przyznasz się do wszystkiego w telewizji. Pojawimy się w kilku stacjach, żeby o tym
porozmawiać.
– Chcesz o tym trąbić na prawo i lewo? – Tata chyba oszalał.
– Zwrócimy na to uwagę we właściwy sposób. Pamiętaj, że w moim programie wyborczym
figuruje walka z alkoholizmem wśród nieletnich. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, opowiesz swoją
historię i w ten sposób poprzesz moje starania o to, by zaostrzyć kary dla nieletnich przyłapanych na
piciu alkoholu.
Hanna się skrzywiła. Tylko kompletna frajerka chciałaby zaostrzenia kar za picie alkoholu. Ale
w tej chwili nie mogła tego powiedzieć na głos.
– No dobra, mogę to zrobić.
– W takim razie mamy plan. – Pan Marin wpatrywał się w nią swoimi szarymi oczami. – Hanno,
o mały włos bym cię stracił.
Hanna poczuła gulę w gardle. „Już raz mnie straciłeś – pomyślała. – Kiedy zostawiłeś mnie
i mamę, znalazłeś sobie Isabel i zacząłeś nowe życie”. Ale teraz to było nieważne. Hanna postanowiła
to puścić w niepamięć.
Pan Marin otworzył ramiona.
– Chodź do mnie.
Hanna przytuliła go i położyła policzek na jego piersi, wdychając zapach proszku do prania
i mydła. Uśmiechnęła się, wtulając twarz w jego szorstki sweter. Właśnie o takim finale sprawy
marzyła, wychodząc z posterunku poprzedniego dnia. Już nic więcej nie leżało jej na sercu. Żadna
tajemnica nie ciążyła jej i nie powstrzymywała przed działaniem.
Nagle zauważyła coś za oknem. Odwróciła się, ale zobaczyła tylko przesuwający się cień. Czy
podsłuchiwała ją Ali? A może to jej pomocnik? Przypomniała sobie jednak, że to już bez znaczenia.
Wstała, spojrzała za okno, wystawiła język i przewróciła oczami. „I co, suko?”, powiedziała
bezgłośnie. I poczuła się naprawdę fantastycznie.
13
SKRZYDLATY KOŃ
W środowy wieczór Emily włożyła podkoszulek z emblematem szkoły Marple Newton i różowe
dresy Victoria’s Secret. To był jej ulubiony zestaw do spania. Kiedy podnosiła kołdrę, poczuła, że
w drzwiach do jej pokoju ktoś stoi. Krzyknęła i odwróciła się, prawie pewna, że to A. Carolyn zrobiła
krok w tył.
– Boże, to tylko ja – powiedziała jej siostra urażonym tonem.
– Przepraszam – odrzekła czym prędzej Emily. – Chyba się zamyśliłam.
Przez chwilę stały w milczeniu. Emily myślała, że Carolyn pójdzie dalej korytarzem, bo spała
w pokoju gościnnym, więc już nie musiały dzielić pokoju. Ale jej siostra stała w miejscu. Emily
przestąpiła z nogi na nogę. Zastanawiała się, czy zaprosić siostrę do środka. Właściwie się pogodziły...
ale nie zdążyły się ponownie zaprzyjaźnić. Poprzedniego wieczoru po kolacji Emily poszła do salonu,
żeby obejrzeć zawody snowboardowe na NBC Extreme, ulubionym kanale Carolyn. Siostra usiadła
obok niej, ale nie odezwały się do siebie ani słowem nawet wtedy, kiedy jeden z uczestników
wyścigów nieomal wypadł z toru. Czy tak miało wyglądać ponowne nawiązywanie siostrzanych
relacji?
Teraz Carolyn oparła się o framugę.
– Zastanawiałam się, czy nie wyskoczyłabyś ze mną do baru.
Emily tak się zdziwiła, że usiadła na łóżku.
– Teraz?
Carolyn zacisnęła zęby.
– Nie gorączkuj się. Myślałam, że mogłybyśmy gdzieś wyskoczyć, ale skoro nie chcesz...
– Carolyn! – jęknęła Emily, zrywając się na równe nogi. – Zaczekaj! Do baru? Z alkoholem?
W zeszłym roku w czasie Dnia Francuskiego w szkole pozwolono uczniom w czasie obiadu wypić
na spróbowanie lampkę wina, ale tylko tym, którzy nie zamierzali potem jechać samochodem. Nawet
wtedy Carolyn nie wzięła do ust alkoholu, tylko zamówiła colę.
Emily chwyciła siostrę za rękę.
– No pewnie, że pójdę z tobą do baru. Do którego?
Carolyn weszła do łazienki.
– To niespodzianka. Spotkamy się za dziesięć minut. Wyjdziemy tylnymi drzwiami i pojedziemy
minivanem. Stoi na podjeździe.
Emily uniosła brwi. Tylne drzwi mieściły się daleko od sypialni rodziców. Nie usłyszeliby, gdyby
córki wyszły z domu i odjechały samochodem. Słyszeli tylko silnik samochodu zapalany w garażu.
Czy zawsze porządna Carolyn zamierzała złamać zasady i wymknąć się z domu? Siostra zamknęła
drzwi do łazienki, zanim Emily zdążyła ją o to zapytać. Uśmiechnęła się do siebie, zastanawiając się,
co to za niespodzianka. Choć tak naprawdę zupełnie jej na tym nie zależało. Cieszyła się, że jej siostra
po tak długim czasie postanowiła wyciągnąć do niej rękę.
– Pegaz? – zapytała Emily pół godziny później, kiedy Carolyn zatrzymała się minivanem na
parkingu przed długim, niskim budynkiem z wielkimi oknami i ogromnym neonowym koniem ze
skrzydłami wiszącym nad wejściem.
W stronę wejścia szły trzy dziewczyny w identycznych kraciastych spódniczkach. W oknie stały,
trzymając się za ręce, dwie chude dziewczyny w minispódniczkach. Emily i Carolyn były
w zachodniej części Hollis, w pełnej zieleni dzielnicy zwanej z oczywistych powodów Różowym
Trójkątem. Emily nigdy nie odważyła się pójść do lesbijskiej księgarni Księgi Lilith. Nigdy nie
zbliżyła się nawet do lesbijskiej herbaciarni Git i nigdy nie przestąpiła progu Pegaza, jedynego
lesbijskiego baru w okolicy. Ale zawsze ją tam ciągnęło. Nie sądziła, że Carolyn zna te okolice.
Siostra Emily zaparkowała.
– Dziś będzie fajny koncert.
Przeszła przez wysypany żwirem parking do wejścia. Emily pobiegła za nią i chwyciła ją za ramię.
– Możemy iść do każdego innego baru w Hollis. Nie musimy tu zostawać.
Carolyn ściągnęła brwi.
– Moja współlokatorka z akademika jest lesbijką. Nie raz już spędziłam fajny wieczór z nią i z jej
koleżankami w Palo Alto.
Carolyn znowu mówiła takim tonem, jakby chciała dać do zrozumienia Emily, że tylko udaje, że
nie jest na nią zła, a tak naprawdę gniew jej wcale nie minął. Jakby oczekiwała, że Emily przeprosi ją
za to, że podejrzewała ją o uprzedzenia. Emily uniosła ręce w geście kapitulacji.
– No dobra, chodźmy.
Kiedy przechodziły przez parking, Emily usłyszała chichot. Samochody rzucały długie cienie na
chodnik. Za stołem piknikowym coś zaszeleściło. „Nawet jeśli to Ali, nic mi nie grozi”, pomyślała
Emily, rzucając okiem na czarny samochód zaparkowany w dyskretnym miejscu, na końcu parkingu.
Ale i tak zrobiło jej się nieswojo na myśl, że Ali może ją obserwować. Gdyby Ali podeszła teraz do
niej, czy Emily chciałaby ją ukarać i się zemścić, czy może uśmiechnęłaby się niewyraźnie i przyjęła
przeprosiny? Od kiedy opowiedziały o wszystkim policji, Emily czuła czasem wyrzuty sumienia.
Opowiedziała wszystko, a teraz policja szukała Ali. Emily już jej nie kochała, ale poczucie winy było
jak odruch bezwarunkowy. Zastanawiała się, jak długo jeszcze będzie się tak czuła.
Z lokalu dobiegały dźwięki gitary akompaniującej wokalistce. Emily weszła do środka za siostrą.
Z sufitu zwisały srebrne girlandy, na barze paliły się świece o owocowym zapachu, obok stało duże
akwarium z tropikalnymi rybami i kilka pluszowych foteli, na których siedziały tylko dziewczyny. Z
tyłu ustawiono scenę, przed którą znajdował się parkiet do tańca. Kilka par już się na nim kręciło.
Dwie dziewczyny całowały się, siedząc na parapecie. Ale poza tym bar wyglądał dokładnie tak jak
wszystkie inne knajpy w Hollis. Podawano tu dokładnie te same piwa, na ścianie wisiała tarcza do gry
w rzutki, a w rogu stał stół do bilardu. Na małym ekranie wiszącym nad barem można było obejrzeć
mecz hokejowy.
Carolyn usiadła przy barze. Emily stała obok, nie wiedząc, co powiedzieć. Zauważyła śliczną
ciemnoskórą dziewczynę, która podniosła rękę i pomachała do niej. Emily spuściła wzrok ze wstydu.
Carolyn nie odezwała się ani słowem. Czy miały tak tkwić przez cały wieczór?
Piosenkarka śpiewała własne wersje piosenek Beatlesów i Boba Marleya.
Nagle Carolyn odwróciła się do Emily.
– Musimy sobie poprawić nastrój. Chcesz zatańczyć?
Emily prawie się roześmiała. Carolyn nigdy nie tańczyła. Ale teraz wyglądała tak, jakby mówiła
całkiem serio. Wyciągnęła ramiona do Emily, kołysząc biodrami.
– Okej – odparła Emily.
Weszły na parkiet i zaczęły się poruszać w rytm piosenki reggae. Śliczna dziewczyna, która jej
przed chwilą pomachała, wzięła ją za rękę, ale Emily posłała jej tylko nieśmiały uśmiech.
– Mam dziewczynę.
– Każda z nas ma. – Dziewczyna uśmiechnęła się. Emily nigdy w życiu nie widziała tak równych
zębów. – To tylko taniec, kochanie. Bez zobowiązań. – Wręczyła Emily wysoki kieliszek pełen
gazowanego napoju. – Mam na imię River. Napij się ze mną.
Emily spojrzała na siostrę, która uśmiechała się od ucha do ucha. Nagle wśród tych wszystkich
trzymających się za rękę, całujących się i tańczących powoli par Emily miała wrażenie, że dotyka
miękkiej dłoni Jordan i czuje jaśminowe perfumy na jej szyi. Tak bardzo za nią tęskniła. Ale przecież
chodziło o jeden taniec i kieliszek szampana. To nic wielkiego.
Następna piosenka była znacznie skoczniejsza i szybsza, z beatem techno. River chwyciła Emily
za rękę i okręciła dookoła. Emily sączyła szampana. Bąbelki sprawiły, że poczuła się lekka i wolna.
Wysoka dziewczyna z kucykami wciągnęła Carolyn do tańca w korowodzie. Teraz sunęły po parkiecie
z czerwonymi policzkami i roziskrzonymi oczami. Emily i jej nowa przyjaciółka też się do nich
przyłączyły. Ktoś zrobił im zdjęcie telefonem. Barmanka, muskularna dziewczyna z mnóstwem
tatuaży, roześmiała się, odchylając głowę.
Nagle Emily zauważyła znajomo wyglądającą, wysoką dziewczynę o platynowych włosach. Iris?
Wyrwała się z korowodu i przecisnęła się przez tłum. Blondynka stała przy bankomacie, tyłem do
Emily, która z bijącym sercem dotknęła jej kościstego ramienia. Dziewczyna się odwróciła. Miała
bardziej trójkątną twarz niż Iris i brązowe, a nie zielone oczy.
– Tak? – zapytała przyjaźnie. Miała zupełnie inny głos niż Iris.
Emily nie potrafiła ukryć rozczarowania.
– Przepraszam, pomyliłam cię z kimś.
Poczuła desperację. „Błagam, niech Iris się odnajdzie – modliła się do sił kosmicznych. – Oby nic
jej się nie stało”. Wróciła do Carolyn, próbując odpędzić złe myśli. Przetańczyły jeszcze trzy piosenki
i okropnie się spociły. Wreszcie Carolyn odeszła na bok, ciężko dysząc. River cmoknęła Emily
w policzek i zniknęła w tłumie. Emily usiadła na kanapie obok siostry i oparła się o jej ramię. Carolyn
się nie odsunęła.
– Dzięki – powiedziała Emily. – To był świetny pomysł.
Carolyn spojrzała na nią łagodnie.
– A więc... rozejm?
– Rozejm – powiedziała Emily. – Koniecznie.
Carolyn podniosła drinka i stuknęła nim o pusty kieliszek po szampanie, który wypiła Emily.
W szklance miała ciemny napój o znajomym zapachu. Emily wybuchnęła śmiechem.
– To Dr Pepper?
– No pewnie!
Emily wzniosła toast, powstrzymując się od śmiechu. Jak się okazało, Carolyn niewiele się
zmieniła od tamtego dnia, kiedy w szkole świętowano Dzień Francuski. Ale tak naprawdę Emily wcale
nie miała jej tego za złe.
14
ROZMOWA PRZY KAWIE
W środę wieczorem Spencer leżała na łóżku, oglądając zdjęcia breloczka z logo Acury, które
zrobiła, zanim zostawiła swoje znalezisko w biurze Fuji. Czy Ali specjalnie go zostawiła? Jeśli Ali lub
jej pomocnik jeździli takim samochodem, to znaczy, że nie skarżą się na brak pieniędzy. Samochodu
na pewno nie kupili państwo DiLaurentis, którzy wpadli w tarapaty finansowe, od kiedy musieli płacić
za leczenie córki w Zaciszu. Czy to oznaczało, że to pomocnik Ali miał tyle pieniędzy? Może Spencer
powinna zadzwonić do Fuji i zasugerować jej, żeby sprawdziła, kto w okolicach Filadelfii jeździ
acurą. Może znalazłaby jakiegoś bogatego chłopaka o imieniu zaczynającym się na N.
– Spence?
Spencer się poderwała. W korytarzu stała Melissa, nadal w szarej garsonce i szpilkach, co
oznaczało, że dopiero wróciła z pracy w dużej firmie inwestycyjnej w Filadelfii. Ale Melissa nie
mieszkała już z rodziną. W zeszłym roku przeprowadziła się do domu w centrum miasta.
– Co ty tu robisz? – zapytała Spencer.
– Przyjechałam, żeby z tobą pogadać – powiedziała łagodnie Melissa. Zamknęła drzwi i weszła do
pokoju. – Słuchaj, wiem, co jest grane.
– O czym ty mówisz?
– Ona wróciła, prawda? – powiedziała ledwie słyszalnym głosem. – Przeżyła pożar. I znowu cię
prześladuje. A teraz sprawą zajęła się policja.
Melissa otworzyła szeroko oczy i wyglądała trochę tak, jakby opętał ją zły duch.
– Jak się domyśliłaś? – zapytała Spencer.
– Nie gniewaj się. Słyszałam, że cię aresztowano i wypuszczono. Wilden ma wciąż sporo
znajomych w policji. Poprosiłam go, żeby zasięgnął języka, no i dowiedział się, że... Zresztą sama
wiesz. – Usiadła. – Chciałam poznać prawdę, Spencer. To również moja przyrodnia siostra.
Spencer wstała i spojrzała przez okno na dawny dom Ali. Nie mogła pogodzić się z tym, że Ali to
jej przyrodnia siostra.
– Nie zadawaj więcej pytań. Chyba nie chcesz znowu wylądować zamknięta w szafie z trupem.
– Nie chcę też, żebyś ty zginęła. – Melissa podeszła do Spencer i uścisnęła jej ramię. – Jeśli
będziesz czegoś potrzebowała, pomogę ci. Nienawidzę tej suki tak samo jak ty.
Przytuliła Spencer, a potem poklepała ją po ramieniu. „Zadzwoń do mnie”, szepnęła bezgłośnie,
zamykając drzwi.
Spencer oparła się o wezgłowie łóżka, przykrywając się kocem. Co to miało znaczyć? Siostra
postanowiła się z nią sprzymierzyć? Najwyższy czas. Chociaż właściwie wybrała fatalny moment.
Choć Fuji objęła całą rodzinę Hastingsów programem ochrony świadków, Spencer nie czuła się
zupełnie spokojna. Melissa powinna trzymać się jak najdalej od Ali.
Kilka minut później rozległ się dzwonek do drzwi. Spencer poderwała się znowu z bijącym
sercem. Przyszedł Chase.
Przejrzała się w lusterku, poprawiając niedawno wysuszone włosy. Czy w tej sukience nad kolano
od Tory Burch nie wyglądała zbyt elegancko? Przecież Chase zaprosił ją tylko na kawę. Spojrzała na
dżinsy równo ułożone w szafie. Sama nie wiedziała, czemu robi wokół tego tyle hałasu. Tylko się
przyjaźniła z Chase’em. On jej tylko pomagał. Owszem, był uroczy. A poza tym zaciągnęła u niego
dług wdzięczności, kiedy poprosiła go o pomoc w śledzeniu Ali. Sama nie wiedziała, czemu tak długo
się malowała i czemu na jej ustach pojawiał się ten dziwny uśmieszek, kiedy sobie przypominała, jak
kilka dni wcześniej Chase węszył w domu pokazowym pana Pennythistle’a.
Dzwonek rozległ się ponownie. Spencer jęknęła, włożyła buty na płaskich obcasach, a kiedy
schodziła po schodach, pani Hastings otworzyła drzwi.
– Dzień dobry – przywitała gościa.
Chase wszedł do holu. Na widok Spencer uśmiechnął się, a potem przyjrzał się jej sukience.
– Wyglądasz fantastycznie.
Spencer się zaczerwieniła. Chase miał na sobie bojówki i podkoszulek. Zanim jednak zdążyła go
zapytać, czy może się przebrać, Chase podał jej ramię.
– Chodźmy – powiedział. – Chcę cię gdzieś zabrać.
Otworzył drzwi swojej hondy, a potem uruchomił silnik. Wyjechał na autostradę prowadzącą do
Filadelfii, ale skręcił w kierunku dzielnicy, której Spencer nie znała.
– Dokąd jedziemy? – zapytała, rozglądając się.
Na widok czerwono-biało-zielonych flag zawieszonych na gankach większości oryginalnych
domów z brązowej cegły pomyślała, że chyba połowa ludności Włoch kupiła te domy i się tu
przeprowadziła.
– Zobaczysz – powiedział Chase i zaparkował przed niewielką i przytulną kawiarnią.
Znowu otworzył Spencer drzwi i kiedy wysiadała, podał jej rękę, a potem szybko ją puścił. Kiedy
wchodzili do kawiarni, odezwały się dzwoneczki zawieszone nad drzwiami. W środku rozchodził się
aromat espresso. Podłoga była wyłożona marmurem, lada była z brązu, a stoliki i krzesła wykonano
z kutego żelaza. Z głośników płynęła muzyka operowa.
– Patrzcie, kto nas odwiedził! – zawołał ktoś, a potem zza baru wyłonił się siwowłosy mężczyzna
w garniturze w prążki.
Uścisnął Chase’a na powitanie. Pachniał cygarami.
Spencer przestępowała z nogi na nogę. Mężczyzna wyglądał jak jedna z postaci z Rodziny
Soprano.
– Spencer, to Nico – powiedział Chase, kiedy już przywitał się z mężczyzną. – Nico, to Spencer.
Nico zmierzył Spencer wzrokiem, a potem chwycił Chase’a za rękę.
– Niezła, kolego.
– Och, tylko się przyjaźnimy – odparł szybko Chase, spoglądając na Spencer.
Uśmiechnęła się, a Nico puścił do niej oko, jakby nie wierzył Chase’owi. Potem pokazał gestem na
wnętrze kawiarni. Przy stolikach siedziało kilka osób. Starszy mężczyzna w kącie rozwiązywał
krzyżówkę.
– Usiądźcie, gdzie chcecie.
Spencer usiadła na krześle i rozejrzała się. Na podwieszanym stelażu wisiały garnki. Na ścianach
było mnóstwo czarno-białych zdjęć przedstawiających ponure kobiety, które trzymały na rękach
dzieci albo gotowały. Obok nich znajdowały się włoskie reklamy i plakaty z tytułami oper, o których
Spencer nigdy nie słyszała. Czuła się tu jak w Paryżu albo Rzymie. Nachyliła się do Chase’a.
– Jak się dowiedziałeś o tym miejscu?
Chase się uśmiechnął.
– Trafiłem tutaj, kiedy badałem jedną ze spraw, o których pisałem na moim blogu. Nico dostarczył
mi mnóstwo tajnych informacji. A poza tym daje mi bilety do opery.
Spencer założyła ręce na piersi.
– Myślałam, że opera jest dla starszych pań.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – Chase zmierzył ją wzrokiem. – Nie wierzę, że nigdy nie byłaś
w operze. Kiedyś cię zabiorę.
Spencer się uśmiechnęła.
– Byłoby super.
Jeszcze nie tak dawno potrafiła sobie wyobrazić przyszłość tylko w czarnych barwach. Myślała, że
A. w końcu je dopadnie i ukarze. Teraz czuła się tak, jakby pozbyła się wielkiego kubła pomyj, który
zajmował za dużo miejsca w jej głowie.
– O czym myślisz? – zapytał Chase.
Spencer westchnęła.
– O tym, jak nagle wszystko się zmieniło – powiedziała. – Kamień spadł mi z serca.
– Wyobrażam sobie.
– Chociaż wiem, że nie powinnam się przedwcześnie cieszyć. Oni wciąż mogą mnie obserwować.
Spencer mimowolnie spojrzała przez okno ozdobione witrażami. Na ulicy dreptały gołębie.
Chodnikiem szedł strażnik miejski z parkometrem.
– Wiesz, jak idzie śledztwo? – zapytał Chase półgłosem.
– Oddałam im ten breloczek do acury – powiedziała Spencer. – Niech sobie teraz radzą.
Nagle poczuła dreszcz na karku. Podniosła głowę, słysząc skrzypienie drzwi. Spodziewała się, że
w progu stanie Ali. Lecz na salę weszła tylko starsza pani i zaczęła wycierać stoliki.
Spencer spojrzała na Chase’a.
– Chyba nie powinniśmy rozmawiać o Ali w miejscu publicznym.
Chase pokiwał głową.
– Rozumiem.
Nico znowu się zjawił i przyniósł im kawę w filiżankach z delikatnej porcelany.
– Grazie – powiedziała Spencer, próbując dostosować się do panującej tu atmosfery.
Podniosła filiżankę ze spodka i napiła się kawy. Jeszcze nigdy nie piła czegoś tak pysznego, o tak
pełnym, aksamitnym smaku.
– Wspaniała – powiedziała z rozmarzoną miną.
– A nie mówiłem, że dają tu świetną kawę? – Chase wyciągnął serwetkę ze srebrnego stojaka
i podał Spencer.
Przez chwilę milczeli. Nico pogwizdywał, wycierając za barem malutkie filiżanki do espresso.
– Kiedyś zaprosiłem go na niedzielny obiad – powiedział Chase cicho, zerkając na Nica. – Rodzice
patrzyli na mnie, jakbym był niespełna rozumu. Chyba spodziewali się, że w każdej chwili nasz dom
otoczy policja.
– Moja mama zareagowałaby tak samo – powiedziała Spencer, podpierając brodę ręką. – Musisz
jeść z rodzicami niedzielne obiady?
Chase przesunął się nieco na krześle.
– Mam dużą rodzinę, więc czasem robi się z tego wielka impreza. Ale gdybyśmy przestali się
spotykać, bardzo by mi tego brakowało.
Opowiedział jej o pysznych potrawach, które gotuje jego mama, o dziadku, który w kółko
opowiada te same kawały, i o swoich młodszych kuzynach, którzy w czasie deseru zawsze pokazują
jakieś przedstawienie teatralne.
– Pewnie świetnie się bawicie – powiedziała Spencer. – Zawsze chciałam mieć rodzinę, która się
lubi.
Chase się uśmiechnął.
– Zawsze możesz do nas wpaść w którąś niedzielę.
Spencer poczuła, że serce zaczyna jej szybciej bić.
– Najpierw zapraszasz mnie do opery, potem na rodzinny obiad... Co dalej?
– Może bal maturalny? Ale przecież to mamy już za sobą – zażartował. – W pewnym sensie.
Spencer zachichotała. Podobało jej się to, że Chase z nią flirtuje. Nagle popatrzył na nią z taką
czułością i podekscytowaniem, jakby chciał ją pocałować. Spencer wyobraziła to sobie i nachyliła się
w jego stronę.
Piip.
W sali rozległ się głośny dźwięk jej telefonu.
– Och – jęknęła Spencer, zaglądając do torebki.
Zamiast numeru pojawił się rząd cyfr i liter. Spencer poczuła skurcz żołądka. Natychmiast
otworzyła wiadomość.
Naprawdę chcesz mieć krew kolejnej niewinnej osoby na rękach, Spence? Jeśli nie, to zostaw w spokoju swojego chłoptasia.
A.
Krew odpłynęła z twarzy Spencer.
– Co się stało? – Chase dotknął jej ramienia. – Spencer?
Rozejrzała się po kawiarni. Nico włączył młynek do kawy. Jakaś para karmiła się nawzajem
cannoli. W jednej chwili Spencer odzyskała dobry nastrój. Wiedziała dokładnie, co robić.
– Nic takiego – powiedziała.
Wyprostowała plecy, spojrzała na ekran telefonu i wybrała numer agentki Fuji. „Właśnie dostałam
kolejną wiadomość – napisała, przekierowując SMS-a od A. – Proszę sprawdzić ten trop”.
15
W GALERII
W czwartek po południu Aria pojechała do Old Hollis, gdzie z trudem znalazła miejsce do
parkowania. Wysiadła z samochodu, zabrała leżące na tylnym siedzeniu portfolio i stanęła przed
galerią, w której pracowała jej mama. Stary wiktoriański budynek miał wielkie okno z przodu
i olbrzymią werandę. Na szybie wisiał mały ozdobny witraż, a z sufitu zwisały dzwoneczki z brązu
poruszane wiatrem. Przed domem rosły piękne tulipany. Dziś Aria po raz pierwszy przyszła do pracy
i choć bardzo chciała wzbudzić w sobie entuzjazm, odczuwała jedynie odrętwienie. Portfolio w jej
rękach zrobiło się bardzo ciężkie. Nie chciało jej się wierzyć, że Jim, właściciel galerii, zacznie
sprzedawać jej obrazy, ale mama uparła się i zmusiła Arię, żeby przyniosła wszystko, nad czym
ostatnio pracowała.
Wyprostowała się i ruszyła w stronę drzwi. Szła bardzo ostrożnie, żeby się nie przewrócić
w nowych różowych bucikach na obcasach. Kiedy mijała wysoki klon z huśtawką z opony i ptasim
gniazdem na jednej z niższych gałęzi, usłyszała, że dzwoni schowany w torbie telefon. Wyciągnęła go.
Na ekranie widniało nazwisko agentki Fuji. Serce podeszło Arii do gardła. Czy nastąpił jakiś przełom
w sprawie?
– Dzień dobry, Ario. Tu Jasmine Fuji – przywitała się agentka uprzejmym, oficjalnym tonem. –
W naszej rozmowie weźmie też udział Spencer. Masz chwilę?
– Jasne.
Kątem oka dostrzegła jakiś cień, ale kiedy się odwróciła, nie zauważyła niczego podejrzanego.
Nigdzie nie widziała ochroniarza galerii.
Fuji chrząknęła.
– Przede wszystkim bardzo dziękuję, że przekazałyście mi wiadomości od A. Bardzo nam się
przydały.
– Hej, Aria. Wczoraj dostałam SMS-a – powiedziała Spencer przez ściśnięte gardło. A ty?
– Nie – odparła Aria. – Co w nim było?
– Pogróżki pod adresem Chase’a, mojego kolegi, który prowadzi blog o teoriach spiskowych. Boję
się, że grozi mu niebezpieczeństwo. Może jego też należałoby objąć programem ochrony świadków.
– Zobaczę, co da się zrobić – powiedziała Fuji. – Ale tym razem dzwonię, bo chciałabym wyjaśnić
pewną sprawę związaną z wami i Grahamem Prattem. Ario, to ty odnalazłaś Grahama, tak?
Aria oparła swoje portfolio o latarnię.
– Nie. Po prostu przydzielono nas do tej samej grupy w czasie rejsu.
– Hmm. A więc dopiero później dowiedziałaś się, że Graham chodził kiedyś z Tabithą Clark?
– Zgadza się – powiedziała Aria, odwracając się, kiedy ulicą przejechała dziewczynka na rowerze.
– Dokładnie w chwili, kiedy się o tym dowiedziałam, dostałam wiadomość od A. Jakby ten ktoś mnie
obserwował.
– Okej. – Fuji westchnęła. – Żałuję, że nie udało się porozmawiać z Grahamem, zanim umarł.
– Zanim go zamordowano – poprawiła ją Spencer. – A przy okazji, czy zbadała pani sprawę tego
chłopaka o imieniu zaczynającym się na N, tego, o którym Graham mówił Hannie w klinice?
Fuji zaśmiała się cicho.
– Nie martw się, sprawdzamy wszystkie tropy.
– A sprawdziła pani listę pacjentów Zacisza, którzy leczyli się tam w tym samym czasie co Ali? –
drążyła sprawę Spencer. – To mogłoby nam wiele wyjaśnić.
– Badamy to – powiedziała z lekkim zniecierpliwieniem Fuji. W słuchawce rozległy się jakieś
zduszone dźwięki. – Dziewczyny, muszę już kończyć. Dziękuję, że poświęciłyście mi swój czas.
– Zaraz! – krzyknęła Spencer, ale Fuji już się rozłączyła.
Aria też wyłączyła telefon, spoglądając ze zniecierpliwieniem na niebo. Spencer była neurotyczką
do szpiku kości.
– Aria! Świetnie, że przyjechałaś!
Drzwi wiktoriańskiego domu otworzyły się i na progu stanęła Ella w swoim „mundurku”: długiej
spódnicy z patchworku, bluzce z białego lnu i niebieskich aksamitnych birkenstockach. Wprowadziła
Arię do środka. W ogromnym pomieszczeniu na ścianach wisiały niezliczone obrazy przedstawiające
krajobrazy Pensylwanii ze stodołami i dzikimi zwierzętami.
– Za chwilę zjawi się tutaj nowy artysta. Zorganizujemy mu debiutancką indywidualną wystawę.
Nie mogę się doczekać
Aria położyła dłoń na starym kołowrotku stojącym w rogu galerii, od kiedy pamiętała. Jakby to
było kolejne dzieło sztuki.
– Jak się nazywa? – zapytała.
Ella wyjrzała przez okno.
– Asher Trethewey.
„Asher Trethewey”. Aria nie potrafiłaby wymyślić lepszego nazwiska dla emerytowanego
prawnika, który postanowił na starość oddać się malarstwu. Wyobraziła go sobie z pudełkiem pasteli,
jak w skupieniu maluje scenę pasterską z rzeką Brandywine w tle.
– Mogę ci w czymś pomóc? – zapytała Aria.
– Właściwie tak. – Ella spojrzała na zegarek. – Za piętnaście minut umówiłam się na obiad
z innym artystą. Muszę iść. Czy mogłabyś porozmawiać z panem Tretheweyem?
– Ja? – Aria położyła dłoń na piersi. To brzmiało jak bardzo poważne zadanie.
– Ma odebrać od nas kilka dokumentów. – Ella pokazała na stos papierów leżący na biurku. – Po
prostu dopilnuj, żeby je dostał, okej? – Znowu spojrzała na zegarek, a potem wzięła torebkę z biurka.
– Muszę lecieć. Na pewno sobie poradzisz!
Wybiegła z galerii. Aria podeszła do okna i obserwowała, jak jej mama zbiega po schodach
z werandy i wsiada do samochodu. Silnik zawarczał i po chwili samochód zniknął za zakrętem. Na
pustej ulicy zapanowała niepokojąca cisza. Na gałęzi zamarła wiewiórka, z głową zadartą w górę.
Dzwoneczki na werandzie zakołysały się pod wpływem wiatru, ale nie wydały żadnego dźwięku. Po
niebie leciał samolot, ale był zbyt wysoko, by można usłyszeć jego odgłos.
Aria rozejrzała się po wielkim pomieszczeniu. Obrzuciła wzrokiem wiszące na ścianie akwarelowe
krajobrazy, a potem zaczęła przeglądać dokumenty dla pana Tretheweya. Nie rozumiała ani słowa
z prawnego żargonu. A gdyby ten artysta zadawał jakieś pytania? To była typowa akcja w stylu jej
mamy. Kiedy mieszkali na Islandii, Ella złamała nogę, próbując ściągnąć z drzewa pisklę maskonura.
Musiała leżeć w łóżku i poprosiła kiedyś Arię, żeby pojechała ich saabem do supermarketu. Jakby
zapomniała, że jej córka miała wtedy czternaście lat.
– Nic ci się nie stanie! – uspokajała Arię. – Po prostu trzymaj się lewej strony jezdni i zatrzymuj
się na czerwonym świetle!
Ktoś zapukał do drzwi i Aria się odwróciła. Wyprostowała plecy i idąc, próbowała przygotować
się jakoś na tę rozmowę. Nie miała pojęcia, co powiedzieć. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła na
werandzie młodego człowieka w czarnym podkoszulku i wąskich szarych spodniach, z dużym
czarnym portfolio w rękach. Miał szerokie ramiona, obezwładniające niebieskie oczy, idealnie
ukształtowany nos i podbródek oraz zmysłowe usta. Wyglądał jak skrzyżowanie seksownego
brytyjskiego piłkarza i modela reklamującego wodę kolońską Polo. Aria uniosła brwi.
– Dzień dobry.
Mężczyzna wyciągnął do niej rękę.
– Dzień dobry. Nazywam się Asher Trethewey. Czy pani Ella Montgomery?
– O-och – zająknęła się Aria. Zrobiła krok w tył i nieomal straciła równowagę. – Nie, jestem jej
córką. Mam na imię Aria. Ale mogę panu pomóc. Proszę wejść. – Mówiła coraz wyższym głosem,
a jej ostatnie zdanie zabrzmiało jak pytanie. – Mam dla pana dokumenty – powiedziała, podchodząc
do biurka.
Asher stanął pośrodku galerii, opierając dłonie na biodrach.
– Właściwie chciałem pokazać twojej mamie swoje prace i zapytać, które z nich nadają się na
wystawę.
– Och. – Aria zacisnęła zęby. Wiedziała, że coś takiego się stanie. – Ona powinna niedługo wrócić.
Asher przechylił na bok głowę i uśmiechnął się do Arii.
– A może ty je obejrzysz? Jeśli chcesz.
Asher położył portfolio na biurku i otworzył je. Pokazał Arii kilka zdjęć. Wszystkie wyglądały
eterycznie, były celowo rozmazane, większość przedstawiała ludzi w ruchu, biegnących, jadących na
rowerze albo skaczących z trampoliny. Aria nachyliła się nad nimi i przyjrzała się z bliska fotografii
małej dziewczynki przebiegającej przez zraszacz do trawy. Właściwie nie była to fotografia, tylko
mozaika skomponowana z malutkich kwadracików.
– Fajne. Jest pan Chuckiem Close’em ery cyfrowej.
Asher uśmiechnął się nieśmiało.
– Kilku recenzentów to zauważyło.
– To jeden z moich ulubionych fotografów – powiedziała Aria. – Próbowałam robić zdjęcia w tym
stylu, ale brak mi talentu.
Zainspirowała ją retrospektywna wystawa Chucka Close’a w Filadelfijskim Muzeum Sztuki,
pokazywana zeszłego lata. Pojechała tam z Noelem, który nie dał po sobie poznać, jak straszliwie się
nudzi, kiedy dokładnie oglądała każde zdjęcie. „Przestań o nim myśleć”, skarciła się w myślach.
– Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale co pan robi w Rosewood?
Asher podniósł głowę i zachichotał.
– Przyjechałem do Hollis na krótkie stypendium. Wcześniej mieszkałem w San Francisco.
– Naprawdę? – Aria wzięła do ręki podstawkę pod szklankę ze zdjęciem muchy uwięzionej
w kawałku bursztynu i zrobiło się jej żal biednego owada. – Zawsze chciałam tam pojechać.
– Fajne miasto. – Asher wyciągnął w górę swoje długie, żylaste ręce. – Powiedz prawdę.
Spodziewałaś się, że jestem jednym z artystów malujących osady amiszów i krowy na pastwisku?
– Może i tak – przyznała Aria i znowu zaczęła oglądać prace Ashera. – Często pan wystawia swoje
zdjęcia?
– Mam szczęście, bo mój agent pracuje w Nowym Jorku. – Spuścił wzrok. Miał bardzo długie
rzęsy. – Kilku celebrytów zainteresowało się moją pracą. Dobrze mi idzie.
Aria uniosła brwi.
– Ktoś znany?
Asher zamknął portfolio.
– Kilku muzyków z alternatywnych zespołów, starych wyjadaczy w dziedzinie sztuki. Moją
najbardziej znaną klientką jest Madonna.
– Madonna? – Aria nieomal krzyknęła. – Spotkał się pan z nią?
Asher się speszył.
– Nie, rozmawialiśmy przez telefon. Straszna sztywniara i na dodatek udaje brytyjski akcent.
– No tak – powiedziała Aria, próbując się opanować.
– Ty też się zajmujesz sztuką?
Aria okręciła wokół palca kosmyk włosów, który wysunął się z jej kucyka.
– Ach, nie bardzo. Nie na poważnie. – Popatrzyła na swoje portfolio w kartonowej teczce, które
leżało w kącie. Wyglądało tak skromnie w porównaniu ze skórzaną teczką Ashera. – Czasem coś
namaluję.
W niebieskich oczach Ashera pojawił się błysk.
– Mogę obejrzeć?
Zanim Aria zdążyła odpowiedzieć, on już poszedł po jej teczkę i położył ją obok swojego portfolio
na biurku. Kiedy wyciągnął pierwszą pracę, Aria się zaczerwieniła. Kolorowy, surrealistyczny obraz
przedstawiał Noela. Miał fioletową twarz i zielone włosy, a jego ciało rozpływało się w kolorowej
kałuży. Arii udało się uchwycić jego oczy, uśmiech i zmierzwione włosy. Poczuła, że jej puls
przyspiesza.
Asher wyciągnął z teczki kolejny portret Noela. A potem jeszcze jeden. Aria nie potrafiła znieść
ich widoku, musiała odwrócić wzrok. Noel zawsze się z niej śmiał, bo wciąż chciała malować jego
portrety. Zapytał, czy dostanie jej obrazy, kiedy skończy się wystawa prac uczniów Rosewood Day,
organizowana zwykle pod koniec roku.
– Zabierzesz je z sobą na studia? – żartowała Aria.
– No pewnie – odpowiadał Noel. – Powieszę je w pokoju, obok plakatów z gołymi dziewczynami
mojego współlokatora.
Teraz pewnie Noel zmienił zdanie.
– Wszystko w porządku?
Aria zamrugała. Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że do oczu napłynęły jej łzy. Próbowała się
uśmiechnąć.
– Przepraszam, to portrety mojego byłego chłopaka. Jeszcze nie przeszłam do porządku dziennego
nad naszym rozstaniem. Właściwie nienawidzę tych obrazów. Powinnam je spalić.
Asher przez chwilę przyglądał się twarzy Noela, a potem zamknął teczkę.
– Ja też często umieszczam na swoich obrazach ludzi, których kocham. To ludzka rzecz. –
Podszedł do Arii. – Nie pal ich. Któregoś dnia mogą mieć dużą wartość.
Aria spojrzała na niego jak na wariata.
– Akurat.
– Mówię serio. Są niesłychanie głębokie. Masz ogromny talent.
Słońce wyłoniło się zza chmury, a jego promienie wpadły do galerii przez okno. Aria patrzyła na
Ashera i nie wiedziała, czy się uśmiechnąć, czy rozpłakać.
– Dziękuję – powiedziała cicho.
Asher splótł palce.
– Zachowaj swoje obrazy. Pokaż mi następne, kiedy je już skończysz. Skontaktuję cię z moim
agentem.
– Co? – zdumiała się Aria.
Asher tylko się uśmiechnął. Wyglądał na pewnego siebie.
– Potrafię rozpoznać talent. – Wziął dokumenty, schował do teczki ze zdjęciami i wziął ją pod
pachę. – Będziemy w kontakcie. Poproś mamę, żeby do mnie zadzwoniła.
– Dobrze – odparła Aria.
Ogarnęła ją fala przyjemnego ciepła, kiedy patrzyła, jak Asher schodzi po schodach i pewnym
krokiem wychodzi na ulicę. Miała ochotę zadzwonić do kogoś i pochwalić się, że znany artysta
zachęcił ją, żeby więcej malowała. A gdyby naprawdę skontaktował ją ze swoim agentem! Nagle
uświadomiła sobie, że najchętniej zadzwoniłaby teraz do Noela.
Kiedy Asher zniknął za zakrętem, jej nastrój natychmiast się zmienił. Słońce zaszło i na ulicy
zrobiło się ciemno. Z przecznicy pędem wyjechało auto. Gdzieś w głębi bocznej uliczki zamiauczał
kot.
Piip.
Telefon zawibrował w jej dłoni. Aria z niepokojem spojrzała na ekran. Dostała nową, anonimową
wiadomość. Otworzyła ją.
Nie zaprzyjaźniaj się z tym nowym, ślicznym artystą, Aria. W przeciwnym razie zrobię mu krzywdę.
A.
Aria poczuła ucisk w żołądku. Jak Ali się o wszystkim dowiedziała? Podsłuchiwała? Czy
zamierzała zabić wszystkich, których znała Aria?
Teraz mogła jednak rozwiązać ten problem. Przekierowała wiadomość do Fuji. Włożyła telefon do
torby i z wysoko uniesioną głową weszła z powrotem do galerii. „Jesteś bezpieczna – powtarzała
w myślach. –To już koniec. Możesz zacząć nowy rozdział w życiu”.
Przynajmniej taką miała nadzieję.
16
HANNA MARIN, CÓRKA IDEALNA
Tego samego popołudnia Hanna wpatrywała się w niemy obiektyw kamery telewizyjnej. Kiedy
zapaliło się czerwone światło na znak, że rozpoczęło się nagranie, uśmiechnęła się promiennie.
– Właśnie dlatego w pełni popieram proponowany przez Toma Marina plan „Zero Tolerancji” –
powiedziała powoli i wyraźnie.
To był już szósty dubel spotu, w którym razem ze swoim tatą Hanna prezentowała program
„Rodziny przeciwko pijanym kierowcom”. Ta wersja miała trafić do telewizji.
Tata siedział obok niej na wysokim stołku i wypowiadał swoje kwestie głosem prezydenta. Kiedy
kamerzysta zrobił zbliżenie jego twarzy, Hanna przejrzała się w lustrze stojącym po drugiej stronie
biura w sztabie wyborczym, które naprędce zamieniono w studio filmowe. Miała na sobie granatową,
obcisłą sukienkę i perłowy naszyjnik, pożyczony od mamy. Poszła nawet do fryzjera. Jej kasztanowe
włosy spływały falami po ramionach. Zielone oczy lśniły, a skóra promieniała dzięki bardzo drogiemu
fluidowi, który makijażystka znalazła w swojej torbie. Hanna musiała się dowiedzieć, co to za marka.
Obiektyw znowu obrócono w stronę Hanny.
– Musimy wspólnie zatroszczyć się o bezpieczeństwo nastolatków w Pensylwanii – powiedziała
z naciskiem. – Wiem to nie tylko dlatego, że tu mieszkam, ale również dlatego że padłam ofiarą
prześladowania i brałam udział w wypadku spowodowanym przez kierowcę pod wpływem alkoholu.
Pauza. Uśmiech od ucha do ucha. Szczery wyraz twarzy prawdziwej patriotki.
– I... cięcie! – zakrzyknął reżyser, który siedział na krzesełku za kamerą. – Chyba nareszcie nam
się udało!
Wszyscy zebrani w gabinecie zaklaskali. Pan Marin poklepał Hannę po ramieniu.
– Dobra robota.
– Fantastycznie wam to wyszło – pochwaliła ich Kate, która podeszła do Hanny. – Zachowujesz się
tak naturalnie przed kamerą. Jestem pod wrażeniem.
– Ma to po mnie – powiedziała z dumą mama Hanny.
Nigdy wcześniej mama Hanny i Kate nie przebywały razem na tak niewielkiej powierzchni, ale
chyba się z sobą dogadały. Natomiast Isabel stała w odległym kącie i tak mocno ściskała podkładkę
pod notatnik, jakby chciała ją połamać w drzazgi. Podszedł do nich Sidney, główny asystent pana
Marina.
– Mam pewien pomysł. Możemy tak zaprezentować tę sprawę, żeby całą winę przerzucić na
właściciela baru, który podał Hannie i Madison alkohol. To się spodoba wyborcom, Tom. Pomyślą
sobie: „Gdyby bardziej pieczołowicie sprawdzano dowody osobiste, nigdy nie doszłoby do tego
wypadku”.
– Racja. – Pan Marin zrobił poważną minę. – Jak się nazywał ten bar? Powinniśmy doprowadzić
do jego zamknięcia. Żeby przykładnie ich ukarać.
– The Cabana.
Hanna przypomniała sobie tamtą pechową noc, kiedy postanowiły zaszaleć w knajpach na South
Street. Powrócił do niej zapach dymu papierosowego, skoczna piosenka country, Madison, od której
czuć było alkohol, i wrażenie, że buty Hanny kleją się do podłogi w łazience.
– Zapiszę. – Pan Marin zanotował coś w swoim telefonie. – No dobra, Han. Gotowa na drugą fazę?
Hanna poczuła się nieswojo. W fazie drugiej miała przeprosić Madison, która po wypadku
przeniosła się na Uniwersytet Immaculata. Zgodziła się porozmawiać z Hanną, która jednak nadal
czuła się fatalnie. Najchętniej wycofałaby się z tego przedsięwzięcia. Pan Marin chyba wyczuł jej
niepokój, bo objął ją ramieniem.
– Przez cały czas będę z tobą, kochanie. Obiecuję. Razem przez to przejdziemy.
Isabel podeszła do nich szybkim krokiem.
– Tom, dziś o czwartej mamy spotkanie z twoimi sponsorami.
Pan Marin zacisnął zęby.
– To je przełóż.
Isabel spochmurniała.
– Straciłeś potężnego sojusznika, kiedy zginęła Gayle Riggs. Potrzebujemy jeszcze mnóstwo
pieniędzy. – Chrząknęła. – A skoro już o tym mowa, słyszałeś najnowsze wieści o Gayle? W sprawie
nastąpił przełom. Policja jeszcze raz przeszukała jej dom, szukając nowych śladów.
Hanna niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę. Oczywiście, że nastąpił przełom. Dzięki niej
i jej przyjaciółkom. Pan Marin ruszył w stronę drzwi.
– Jestem pewien, że sponsorzy mogą poczekać, Iz. Obiecałem Hannie, że to zrobię, i dotrzymam
przyrzeczenia.
– Świetna decyzja, Tom – powiedziała z zachwytem mama Hanny, posyłając Isabel pogardliwy
uśmiech.
Isabel zmarszczyła brwi tak mocno, że u nasady jej nosa pojawiły się dwie głębokie bruzdy. Hanna
obawiała się, że jeśli czym prędzej się nie rozejdą, każde w swoją stronę, dojdzie do awantury godnej
reality show.
– Będę gotowa w ciągu kilku minut – szybko powiedziała Hanna do taty. – Chcę tylko zadzwonić
do Mike’a.
Jej chłopak nie odzywał się przez cały dzień i chciała się upewnić, że nic mu nie jest. Zazwyczaj
Mike pisał do niej jednego SMS-a za drugim, nawet w czasie lekcji.
Wyszła z gabinetu taty i stanęła w korytarzu, z którego rozciągał się widok na atrium z szemrzącą
fontanną. Wybrała numer Mike’a. Ponownie włączyła się poczta głosowa. Hanna rozłączyła się, nie
zostawiając wiadomości. Gdzie on się podziewał?
Nagle trzasnęły drzwi i Hanna aż podskoczyła z przerażenia. Echo niosło dźwięk, który dochodził
zza pleców Hanny. W tym budynku czuła się nieswojo. Kilka miesięcy temu A. – czyli Ali – uwięziła
Hannę w windzie. Światła zgasły, kabina się zatrzymała, a kiedy Hanna wreszcie się wydostała
i stanęła na pewnym gruncie, zobaczyła, że ktoś otworzył skrzynkę sterowniczą i manipulował przy
dźwigniach i przełącznikach. W powietrzu unosił się drażniący nos Hanny zapach waniliowych
perfum, których zawsze używała Ali. Hanna powinna już wtedy zawiadomić policję. Teraz rozejrzała
się, szukając wzrokiem Bo, swojego ochroniarza. Nie widziała jego samochodu na parkingu.
Zadzwoniła do agentki Fuji.
– Nie wie pani, co się stało z Bo? – zapytała. – Nigdzie go nie widzę.
W tle rozległo się stukanie klawiatury.
– To, że go nie widzisz, nie oznacza, że go tam nie ma – odparła Fuji.
– Dziś jeszcze go nie spotkałam.
– Hanno, nie mam czasu, żeby sprawdzać każdego z waszych ochroniarzy z osobna. Na pewno nie
ma powodu do obaw.
– Dowiedziałam się, że otworzyliście na nowo sprawę zabójstwa Gayle – powiedziała Hanna
cicho. – Pewnie Ali poczuła się zagrożona. Martwię się o mojego chłopaka. Ali mogła zrobić mu
krzywdę, bo on za dużo wie.
Teraz, kiedy pomyślała o Mike’u, przypomniał jej się sen z zeszłej nocy. Zadźwięczał jej telefon,
bo dostała SMS-a od A. z informacją, że Mike’owi grozi wielkie niebezpieczeństwo. Hanna musiała
go odszukać. Wybiegła na ulicę i rozejrzała się. Dom DiLaurentisów w jej śnie znajdował się
w sąsiedztwie. Obok niego znowu pojawiła się wielka dziura w ziemi, którą wykopali robotnicy
budujący altanę. Hanna podbiegła do niej i zajrzała do środka. Na dnie leżał skulony Mike.
Zrozumiała, że on nie żyje.
– A jeśli coś mu się stanie? – zapytała Hanna agentkę Fuji. Strach, który towarzyszył jej we śnie,
właśnie powrócił. – Jest pani pewna, że nic nam nie grozi?
– Hanno, uspokój się – przerwała jej Fuji. – Nic wam nie grozi. Każdy wasz telefon odciąga mnie
od pracy nad tą sprawą. Musicie to zrozumieć.
Na ekranie pojawił się napis „ROZMOWA ZAKOŃCZONA”. Hanna zamarła. Sama już nie
wiedziała, czy agentka Fuji ją lekceważy, czy faktycznie dba o jej bezpieczeństwo. Musiała wierzyć,
że FBI dobrze wykonuje swoją robotę. Już wkrótce ten koszmar miał się skończyć.
Pół godziny później SUV pana Marina wjechał przez bramę na teren Uniwersytetu Immaculata,
położonego niedaleko Rosewood. Dziewczyny w sportowych bluzach i kraciastych spódniczkach
przechodziły przez dziedziniec. Chłopcy z kijami do lacrosse na ramionach wchodzili po schodach do
akademika. Prawie wszyscy nosili mokasyny Sperry Top-Sider.
Zaparkowali pod akademikiem Madison i wysiedli z samochodu.
– Chodźmy. – Pan Marin wziął Hannę za rękę i zaprowadził ją ścieżką do wejścia.
W zatłoczonym holu budynku mieszały się zapachy perfum.
– To tutaj – powiedział pan Marin, kiedy stanęli przed drzwiami pokoju 113. Na białej tablicy
widniało kilka wiadomości do Madison. Hanna przeczytała niektóre. „Kolacja o 18.00?” „Idziesz jutro
na to spotkanie?” „Odrobiłaś zadanie z chemii?” Czy to oznaczało, że Madison prowadzi w miarę
normalne życie?
Hanna przez chwilę nie mogła zebrać się w sobie, żeby zapukać. Strach ściskał jej klatkę piersiową
jak ciasny gorset.
– Dasz radę – powiedział pan Marin, jakby czytał jej w myślach. – Jestem przy tobie.
Hanna była mu tak wdzięczna, że z trudem powstrzymywała wybuch płaczu. Zebrała się na
odwagę, wyciągnęła rękę i zapukała. Drzwi natychmiast się otworzyły i stanęła przed nią blondynka
o owalnej twarzy z przesadnie wydepilowanymi brwiami.
– Hanna? – zapytała.
– Zgadza się. – Hanna spojrzała na pana Marina. – A to mój tata.
Madison zmarszczyła brwi, nie spuszczając oczu z Hanny.
– Aha. Myślałam, że jesteś tą Śliczną Kłamczuchą z blond włosami.
– To Spencer.
Madison oparła się o framugę.
– Wiesz co? Zupełnie nie pamiętam tamtej nocy.
Odsunęła się na bok i wpuściła Hannę i pana Marina do pokoju. Pod oknem stało równo zasłane
łóżko z białą puchową kołdrą. Na biurku leżało mnóstwo książek i papierów, pod ścianą stał komputer
Dell. Obok drzwi do łazienki leżał stos prania, a przed szafą walało się kilka par butów.
– Mieszkasz w jedynce – powiedziała Hanna, bo zauważyła tylko jedno łóżko. – Szczęściara.
– To z powodu mojej nogi. – Madison podciągnęła nogawkę, pokazując metalowy stelaż
otaczający jej łydkę. – Chyba się nade mną zlitowali.
Hanna poczuła ogromny ciężar na barkach. Naomi powiedziała jej, że w wyniku wypadku Madison
miała zmiażdżoną nogę. Już nigdy nie będzie mogła zagrać w hokeja na trawie.
– Boli? – zapytała Hanna cicho.
Madison wzruszyła ramionami.
– Czasami. Latem idę na operację, żeby nastawić kość. Lekarze twierdzą, że będę chodziła bez
problemu.
Operacja. Hanna spojrzała na drzwi. Chciała stąd wybiec i nigdy nie wrócić. Spojrzała na ojca.
Skinął głową, jakby chciał dodać jej otuchy. Hanna zrobiła głęboki wdech.
– Słuchaj, Madison. Na pewno teraz już wiesz, co się tak naprawdę stało tamtej nocy. Odwoziłam
cię do domu... i ktoś wjechał na mój pas. Miałyśmy wypadek, a ja uciekłam. Nie powinnam była cię
zostawiać.
Madison usiadła przy biurku.
– Już w porządku, Hanno. Wybaczam ci.
Hanna uniosła brwi. Nie sądziła, że pójdzie jej tak łatwo.
– Zaraz. Mówisz mi to tak po prostu? Jak jesteś na mnie wkurzona, możesz mi to powiedzieć.
Zrozumiem. Ja bym była wkurzona.
Madison obracała w palcach długopis.
– Źle się stało, że miałyśmy wypadek. I źle się stało, że uciekłaś. Ale uważam, że ta historia
skończyłaby się dla mnie o wiele gorzej, gdybym to ja siedziała za kółkiem.
– Mogłam cię zmusić, żebyś wsiadła do taksówki. – Hanna przysiadła na krawędzi pieczołowicie
zasłanego łóżka Madison. – Wtedy nie doszłoby do wypadku.
Madison obróciła się na krześle.
– Tego nie wiemy na pewno. Być może ta sama osoba spowodowałaby wypadek. – Zamilkła na
chwilę, a jej oczy się rozpromieniły. – Wiesz, że znaleźliśmy nagranie?
– Widać na nim kierowcę tego drugiego auta? – Hanna nachyliła się do przodu. – Widziałaś, kto to
był? Czy to była Ali?
– Udało się odcyfrować tylko część tablicy rejestracyjnej i przez chwilę wydawało mi się, że
policja dowie się więcej – odparła Madison. – Ale nie udało im się ustalić, kto siedział za kierownicą.
Na filmie widać, że to auto to acura.
Hannie pociemniało przed oczami. Acura? Przecież Spencer w zdewastowanym domu pokazowym
swojego przyszłego ojczyma znalazła właśnie breloczek z logo Acury. Madison ścisnęła palcami
koniuszek nosa.
– Szkoda, że nie pamiętam twarzy kierowcy. Szkoda, że nic nie pamiętam. – Podniosła telefon
z biurka. – Nawet nie pamiętam, jak trafiłam do tego baru. Wcześniej wypiłam kilka drinków w tym
barze na końcu ulicy, w którym nigdy nie sprawdzają dowodów osobistych. Pamiętam tylko, że ten
przystojny barman bardzo, bardzo chciał, żebym weszła do środka.
Hanna się wyprostowała.
– Tak. Jackson. Mnie też zwabił do środka.
Przypomniała sobie, jak tamtego dnia mijała ten bar, a Jackson stojący przy wejściu gapił się na
nią. „Dziś wieczorem drinki za pół ceny”, powiedział kuszącym głosem, pokazując w uśmiechu
równe, białe zęby. Wyglądał na chłopaka, który gra w lacrosse i należy do szkolnej drużyny
kajakowej. Patrzył na nią tak drapieżnie. Nieco później, kiedy Hanna i Madison zaczęły pić razem,
Hannie udało się złapać Madison, zanim ta spadła z krzesła na podłogę. Kiedy podniosła głowę,
zauważyła, jak Jackson zagląda jej za dekolt z uśmieszkiem na twarzy.
– Gdybym tylko mógł go dostać w swoje ręce – powiedział tata Hanny z wściekłością.
Madison spojrzała na niego.
– Może nie wiedział, że jestem nieletnia – rzekła z wahaniem.
Hanna otworzyła usta, ale nie powiedziała ani słowa. Jackson mógł nie wiedzieć, że Madison nie
ma dwudziestu jeden lat, ale nalewał jej drinki szybciej, niż ona je piła. Kiedy Hanna poprosiła go,
żeby wezwał taksówkę dla Madison, tylko się zaśmiał.
Pan Marin położył palec na ustach.
– Możesz go opisać?
Madison uśmiechnęła się nieśmiało, a potem sięgnęła po telefon.
– Mam jego zdjęcie. Zrobiłam je po kryjomu, bo mi się spodobał.
Hanna spojrzała na ekran jej komórki. Zdjęcie było ciemne, ale widać było na nim przystojnego,
ciemnowłosego chłopaka, uchwyconego z profilu, kiedy przygotowywał margaritę.
– Tak, to on.
Madison spojrzała na zegarek.
– Muszę lecieć na próbę orkiestry. – Niezdarnie wstała i wyciągnęła rękę. – Miło było pana
poznać, panie Marin. Fajnie cię widzieć, Hanno.
– Ciebie też – odrzekła Hanna, kiwając głową. – Powodzenia... we wszystkim.
– Mam nadzieję, że wasz apel w telewizji odniesie skutek – powiedziała Madison z ironicznym
uśmiechem. – Ja na pewno nie nadaję się na twarz kampanii.
Hanna i jej tata szli w milczeniu korytarzem. Nagle pan Marin objął ją ramieniem.
– Jestem z ciebie dumny – powiedział. – Bardzo trudno stanąć twarzą w twarz z demonami
przeszłości i naprawić swoje błędy.
Hanna czuła, że do oczu znowu napływają jej łzy.
– Dziękuję, że tu ze mną przyjechałeś.
Jej telefon zapikał. Hanna z radością spojrzała na ekran, bo wreszcie napisał do niej Mike.
„Przepraszam, byłem potwornie zajęty”. Hanna odetchnęła z ulgą. Nic mu się nie stało. Zauważyła
jednak również drugą wiadomość. Spojrzała na ekran i serce podeszło jej do gardła. Nadawca był
anonimowy.
Jak już wreszcie pogodzisz się z tatusiem, odbiorę ci wszystko, na czym ci zależy. Potraktuj to jako ostrzeżenie.
A.
– Hanna? – Pan Marin się odwrócił. – Wszystko w porządku?
Hannie trzęsły się ręce. Czy to była groźba pod adresem jej taty? Wyprostowała plecy
i przekierowała wiadomość do Fuji. Spojrzała na tatę, który z troską patrzył na nią z drugiego końca
korytarza.
– Wszystko gra – powiedziała pewnym głosem.
Nie kłamała. Jeśli Fuji pracowała nad sprawą tak intensywnie, że nie mogła odbierać od nich
telefonów, to oznaczało, że ochroni je wszystkie przed A.
Tak przynajmniej wydawało się Hannie.
17
KIEDY ZAWALI CI SIĘ ŚWIAT
W piątek rano Spencer i Chase siedzieli w księgarni Kuźnia Słów. Wokół rozchodził się zapach
świeżo parzonej kawy i lukrowanych pączków. Z głośników sączył się cicho jazz, a na małej scenie
jakiś poeta, na poły improwizując, prezentował swoje najnowsze wiersze. W księgarni odbywała się
cykliczna impreza pod nazwą Poranki z muzą. Lokalni pisarze i poeci czytali swoje teksty przed
widownią, która tak naprawdę niczego bardziej nie pragnęła niż porządnej dawki kofeiny.
– To było świetne, prawda? – zapytał Chase, kiedy poeta skończył już swój o wiele za długi
występ, a oni wstali i ruszyli do wyjścia. – Ten facet ma wspaniałe wyczucie metafory. Chciałbym
umieć pisać takie wiersze.
Spencer uniosła brwi.
– Chcesz powiedzieć, że piszesz wiersze?
– Czasami. – Chase spojrzał na nią nieśmiało. – Ale wychodzą mi dość żałosne.
– Chętnie je przeczytam – powiedziała łagodnie Spencer.
Chase spojrzał jej prosto w oczy.
– A ja chętnie napiszę coś specjalnie dla ciebie.
Spencer poczuła falę ciepła, ale odwróciła wzrok od Chase’a, bo nagle ogarnęło ją poczucie winy.
Przypomniała sobie o pogróżkach A. pod adresem Chase’a. Czy powinna go ostrzec?
– Wszystko w porządku? – zapytał Chase.
– Oczywiście. – Spencer chrząknęła z zakłopotaniem. – Więc... ostatnio nic się nie wydarzyło?
Chase zmarszczył czoło.
– Co masz na myśli?
– Nie przytrafiło ci się nic dziwnego?
Spencer nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Przecież nie mogła zapytać go wprost: „Czy nie
masz wrażenia, że ostatnio ktoś cię śledzi?”. To by go tylko spłoszyło.
Chase wzruszył ramionami.
– Ostatnio dziwi mnie tylko to, że poświęcasz mi tak dużo czasu. – Spuścił wzrok. – Ale bardzo
mnie to cieszy.
– Lubię spędzać z tobą czas – powiedziała Spencer i się zaczerwieniła.
Powinna wszystko mu powiedzieć, ale przecież Fuji zapewniła ją, że trzyma rękę na pulsie. Może
Chase’a chronili agenci tak dobrze zakamuflowani, że nawet on sam o tym nie wiedział.
– Muszę iść do szkoły – powiedziała Spencer, wstała i wyrzuciła kubek po kawie do
chromowanego kosza stojącego obok ich krzeseł.
Chase wyszedł z nią na ulicę. Na pożegnanie uścisnęli się niezgrabnie.
– Zdzwonimy się później? – zapytał Chase z nadzieją w głosie.
– No pewnie. – Spencer posłała mu nieśmiały uśmiech.
Z niewinną miną patrzyła na Chase’a, póki nie zniknął za rogiem, gdzie na tyłach księgarni
mieścił się parking. Wyciągnęła telefon, odnalazła numer Fuji i próbowała się do niej dodzwonić.
Niestety, włączyła się tylko poczta głosowa. Po raz szósty w ciągu minionej doby nie udało jej się
połączyć z agentką.
– Dzień dobry, to jeszcze raz ja, Spencer Hastings – powiedziała po sygnale. – Chciałam się tylko
upewnić, że objęła pani ochroną również mojego przyjaciela Chase’a. Naprawdę się o niego martwię.
Poza tym wydaje mi się, że moja siostra również potrzebuje ochrony. Dostała pani breloczek z logo
Acury? I mój list?
Spencer obawiała się, że A. może czytać jej maile, dlatego postanowiła dostarczyć Fuji do rąk
własnych list sugerujący kilka poszlak i tropów. Napisała w nim, co Ali i pomocnik A. zrobili jej kilka
miesięcy wcześniej w Nowym Jorku, dokąd Spencer pojechała z mamą, panem Pennythistle’em i jego
dwójką dzieci. Spencer dostała wiadomość od A. tuż przed tym, jak pan Pennythistle nakrył ją i Zacha,
swojego syna, w łóżku. Może Ali i jej wspólnik również wynajęli wtedy pokój w hotelu Hudson. Może
warto było przejrzeć listę pasażerów szybkiego pociągu na trasie z Filadelfii do Nowego Jorku
z tamtego okresu. Agenci powinni przeprowadzić śledztwo w wielu miejscach.
– W każdym razie proszę oddzwonić, gdy znajdzie pani chwilę – zaszczebiotała na pożegnanie
Spencer.
Rozłączyła się i pojechała do Rosewood Day. Zaparkowała i brodząc w mokrej trawie, poszła na
plac zabaw pod szkołą podstawową, gdzie zawsze spotykała się z przyjaciółkami, żeby tam spokojnie
porozmawiać. Już od jakiegoś czasu nie poruszały tematu A., ale chyba nadeszła pora, by to zrobić.
Emily kołysała się leniwie na niskiej huśtawce, ciągnąc stopy po ziemi. Aria pociągała za
sznureczki od kaptura swojej jasnozielonej kurtki. Hanna otworzyła puderniczkę od Chanel
i przeglądała się w lusterku. Był piękny wiosenny poranek i właściwie wszyscy czwartoklasiści wyszli
przed szkołę, czekając na następny dzwonek.
– Jakieś wieści? – zapytała Spencer, kiedy podeszła do przyjaciółek.
– No cóż, Sean Ackard postanowił zostać podglądaczem – powiedziała Aria.
Pokazała na kilka osób siedzących na schodach. Sean i Klaudia Huusko, uczennica z wymiany
międzynarodowej mieszkająca u państwa Kahnów, gapili się na Spencer i jej przyjaciółki. Kiedy
zauważyli, że dziewczyny na nich patrzą, czym prędzej się odwrócili.
– Może Sean wciąż coś do ciebie czuje – Emily droczyła się z Hanną.
– A może dotarły do niego plotki o naszym pakcie samobójczym? – Aria spojrzała na Hannę. –
Kilka dni temu Sean dał mi ulotkę z informacjami o grupie wsparcia w jego parafii. Patrzył na mnie
tak, jakby się spodziewał, że w każdej chwili mogę podciąć sobie żyły.
Hanna przewróciła oczami.
– Mam po dziurki w nosie tych plotek o naszym samobójstwie.
Spencer spojrzała na niebo.
– Ciekawe, czy policja przesłuchiwała Seana i zadawała mu pytania o Kylę.
Hanna wzruszyła ramionami.
– Pewnie tak. W klinice aż się roiło od policjantów.
Aria potarła dłonią podbródek.
– Może Fuji ujawniła, że Kyla to tak naprawdę Ali.
Spencer się skrzywiła.
– Wydaje mi się, że Fuji chciała to zachować w tajemnicy. Wolała nie wywoływać paniki, póki
nadal szukają Ali.
– Może to oznacza, że ją znaleźli – powiedziała z podekscytowaniem Hanna.
Aria uśmiechnęła się z rozmarzeniem.
– Dziewczyny, wyobrażacie to sobie? Ali za kratkami. Tym razem na dobre.
Zamilkły na chwilę, puszczając wodze fantazji. Spencer wyobraziła sobie Ali w kombinezonie
więziennym, jak w pocie czoła wykonuje jakieś przymusowe roboty, strzeżona przez okrągłą dobę. Ta
suka zasłużyła sobie na taki los.
– Jak już ją złapią, zaczniemy udzielać jeszcze więcej wywiadów – powiedziała Aria.
– Tak, ale fajnych – dodała Hanna. – Zaprosi nas Oprah Winfrey i Jimmy Fallon, a nie jakiś
dziennikarzyna z popołudniowych wiadomości w lokalnej telewizji, której nie stać nawet na własnego
wizażystę.
Emily przestała się huśtać.
– Skoro już mówimy o naszych planach samobójczych, czy ktoś z waszych bliskich dostał może
anonimowe donosy, że zamierzamy się zabić?
Hanna otworzyła szeroko oczy i pokiwała głową.
– Mike. I mój tata. – Przewróciła oczami. – Ale nie wiem, czy to sprawka A., czy może jakiegoś
żartownisia.
Emily zrobiła zatroskaną minę.
– Moja siostra też dostała taką wiadomość. Ten ktoś twierdził, że wszystkie wpadłyśmy w głęboką
depresję i możemy w każdej chwili zrobić coś głupiego. Jak myślicie, kto to mógł napisać?
Spencer machnęła nonszalancko ręką.
– Cała szkoła huczy o tym, że zawarłyśmy pakt samobójczy. To tylko głupia plotka.
– Więc uważasz, że to nie A.? – zapytała Emily.
– A jeśli nawet, to co z tego? – odrzekła Spencer.
Gdzieś za ich plecami zawyły syreny. Drogą wiodącą do szkoły pędziły cztery czarne samochody,
wymijając szkolne autobusy. Wszyscy przechodnie zatrzymali się i patrzyli. Dzieci z podstawówki
przerwały zabawę na placu i gapiły się. Nauczyciele wyszli z klas, bladzi jak ściana. Samochody
zatrzymały się z piskiem opon przed wejściem. Spencer chwyciła Arię za rękę.
– Dziewczyny, może to już dziś. Może znaleźli Ali.
Otworzyły się drzwi pierwszego samochodu i wysiadł z niego wysoki agent, który mógłby być
dublerem Willa Smitha w Facetach w czerni. Spencer wytężyła wzrok, spodziewając się, że zaraz
zobaczy Ali skuloną na tylnym siedzeniu, skutą kajdankami. Lecz nie zauważyła w aucie nikogo
więcej. Drzwi drugiego samochodu otworzyły się i wysiadł z niego niższy, krępy agent w okularach
przeciwsłonecznych. Wyglądał bardzo groźnie i z trzaskiem zamknął drzwi. Agenci z poważnymi
minami szli przez trawę w kierunku dziewczyn. Serce Spencer galopowało. Czuła, że zaraz usłyszą
jakąś niezmiernie ważną wiadomość.
Sobowtór Willa Smitha wbił w nie wzrok.
– Spencer Hastings? Aria Montgomery? Emily Fields? Hanna Marin?
– Tak – odparła Spencer przez ściśnięte gardło.
Aria mocno ścisnęła jej rękę. Hanna otworzyła usta. Spencer czuła na sobie wzrok kolegów
z klasy. Na chodniku przed jednym z samochodów stała znajoma postać: agentka Fuji, z rękami
założonymi na piersi. Miała na twarzy wypisaną dumę i satysfakcję. „Tak – pomyślała Spencer. –
Naprawdę ją znaleźli”.
Drugi agent podszedł do nich. W pierwszej chwili Spencer wydawało się, że chce jej podać rękę na
powitanie, ale on trzymał w dłoni lśniące kajdanki. Szybko i sprawnie umieścił je na nadgarstkach
Spencer i Arii. Will Smith skuł Hannę i Emily.
– Co tu się, do diabła, dzieje? – jęknęła Aria, odskakując w tył.
– Nawet nie próbujcie uciekać – ostrzegł je drugi agent niskim głosem. – Jesteście aresztowane za
zabójstwo Tabithy Clark.
– Co!? – wrzasnęła Spencer.
– My!? – krzyknęła Emily.
Drugi agent musiał je przekrzykiwać.
– Macie prawo do milczenia. Wszystko, co powiecie, może zostać użyte przeciwko wam w sądzie.
Agenci popchnęli je w kierunku samochodów. Spencer co chwila się potykała, idąc przez trawę,
a potem chodnikiem. Stanęła przed obliczem Fuji wciąż uśmiechającej się z satysfakcją.
– Co pani wyprawia? – pisnęła. – To jakaś pomyłka!
Fuji położyła rękę na biodrze.
– Czyżby, Spencer?
– Przecież dałyśmy pani wszystkie wiadomości od A.! – zawołała Hanna. – Powiedziałyśmy pani
całą prawdę. Co z A.?
Fuji zdjęła swoje ray-bany. Spojrzała na dziewczyny z bezgraniczną pogardą.
– Zbadaliśmy, skąd pochodziły wszystkie SMS-y i maile podpisane przez A. Zdjęliśmy odciski
palców z wszystkich pocztówek i odręcznie napisanych liścików. Wiecie, co znaleźliśmy?
Spencer zamrugała. Stojąca obok niej Aria przestępowała z nogi na nogę.
– Co? – zapytała szeptem Emily.
Fuji podeszła do nich, a dziewczyny otoczyły ją kołem.
– Wszystkie wiadomości wysłano z waszych telefonów – syknęła. – Na każdym liściku i zdjęciu
znaleźliśmy wyłącznie wasze odciski palców. Nie istnieje żaden nękający was prześladowca. A. to wy.
18
WIĘZIENNY BLUES
Aria poderwała się i rozejrzała. Leżała na betonowej podłodze w więziennej celi. W powietrzu
unosił się ostry zapach moczu i potu, a zza ścian dochodziły gniewne okrzyki i przekleństwa. Cela
była zamknięta na cztery spusty.
– Aria? – Spencer odezwała się z sąsiedniej celi.
– T-tak? – Aria odwróciła się do ściany.
– Mamrotałaś coś przed chwilą – szepnęła Spencer. – Zasnęłaś?
Aria przeczesała dłonią zmierzwione włosy. Chyba zemdlała z przerażenia i szoku. Jednak nie
straciła przytomności na długo. Przez okienko pod sufitem wciąż sączyło się światło dzienne.
W nagłym rozbłysku stanęły jej przed oczami dwie poprzednie godziny. Po niespodziewanym
aresztowaniu pod szkołą policjanci wepchnęli każdą z nich do innego samochodu i zawieźli do
więzienia w Rosewood.
Nie mieściło jej się to w głowie. Wiedziała, że to kolejna intryga A. Ale jak to się stało? Arii
przypomniało się, jak Fuji mówiła, że wszystkie wiadomości od A. wysłano z ich telefonów. Czuła się
jak w jednym z tych koszmarów, w których próbowała zadzwonić na pogotowie, ale kiedy tylko
dotykała przycisków w telefonie, one znikały. Poczuła się uwięziona. Bezradna. Pozbawiona głosu.
Spojrzała na okienko pod sufitem. Światło nieco przygasło. Minęło pewnie kilka godzin. Czy
rodzice już się dowiedzieli o ich aresztowaniu? Czy powiadomiono media? Czy jej twarz pojawiła się
w wiadomościach CNN? Wyobraziła sobie Noela leżącego na kanapie i oglądającego
z niedowierzaniem serwisy informacyjne. Zobaczyła, jak Asher dostaje powiadomienie na Google
Alert, a potem blady jak ściana czyta artykuł o niej. Jej przyszłość artystyczna znikała niczym obrazek
zmazywany z tablicy gąbką. Wyobraziła sobie, jak rodzice i Mike odbierają telefon z policji, uginają
się pod nimi kolana i pogrążają się w rozpaczy.
Ktoś załomotał w kraty i Aria znowu się poderwała. Przed celą stał znajomo wyglądający
mężczyzna w doskonale skrojonym garniturze.
– Tata? – W korytarzu rozległ się głos Spencer.
– Dzień dobry, Spencer. – Pan Hastings mówił bardzo poważnym tonem.
– Co ty tu robisz? – zapytała Spencer podniesionym głosem.
– Moja kancelaria będzie was reprezentować. – Spojrzał na cele dziewczyn. – Przyszedłem
z jednym z moich współpracowników, który właśnie składa wniosek o zwolnienie warunkowe dla was
wszystkich. Nie martwcie się, wkrótce stąd wyjdziecie.
Aria przesunęła językiem po zębach. Nie znała dobrze pana Hastingsa – nawet w czasie
weekendów był czymś zajęty, jeździł rowerem na długie dystanse, kosił trawnik albo grał w golfa –
ale zawsze wydawał się sympatyczny i troskliwy. A teraz postanowił się nimi zaopiekować.
Pan Hastings rozejrzał się po korytarzu i zbliżył do kraty.
– Musimy jednak już teraz omówić z wami kilka spraw. Mój współpracownik pan Goddard zada
wam kilka pytań. On lepiej się zna na prawie karnym. Jesteście w dobrych rękach.
Prawo karne. Arii zrobiło się niedobrze.
– Udostępniono nam salę konferencyjną na dwadzieścia minut – powiedział pan Hastings i klasnął.
Trzasnęły drzwi, rozległy się kroki i brzęk kluczy. Gates, ostrzyżony na jeża inspektor policji, po
kolei otworzył cele dziewczyn.
– Sala konferencyjna znajduje się tam – powiedział, wskazując na koniec korytarza.
Aria wstała z ogromnym trudem. Jej nogi wydawały się słabe i zdrętwiałe, jakby siedziała
w więzieniu od wielu lat, a nie od kilku godzin. Poszła z panem Hastingsem do małego, ciasnego
pokoiku o betonowych ścianach, w którym ostatni raz znalazły się rok wcześniej, na krótko przed tym,
jak ciało Jenny Cavanaugh znaleziono w rowie za jej domem.
W pokoju było bardzo zimno. Pośrodku stołu stała karafka z wodą i kilka plastikowych kubków.
W powietrzu unosił się zapach wymiocin.
Do pokoju weszła Spencer, a za nią Emily i Hanna. Miały zdezorientowane, przerażone miny
i były wyczerpane. Usiadły i nawet na siebie nie spojrzały. Pan Hastings rozmawiał z kimś na
korytarzu, a potem do sali konferencyjnej wszedł wysoki, ciemnowłosy, trochę łysiejący mężczyzna.
– Dzień dobry – przywitał się, ściskając każdej z nich dłoń. – Nazywam się George Goddard.
Pan Hastings zamknął za nim drzwi. Pan Goddard odsunął krzesło i usiadł. Na chwilę zapadło
głuche milczenie.
– No więc – powiedział po chwili. – Spróbujmy ustalić, co tu się dzieje.
– Ile razy mamy powtarzać, że to nie my wysłałyśmy wiadomości podpisane przez A.!? – zawołała
ze zniecierpliwieniem Spencer. – To sprawka Ali i jej pomocnika. Wrobili nas.
Pan Goddard spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– FBI, podobnie jak cały świat, uważa, że Alison nie żyje.
– Skąd ta pewność? – Spencer nie ustępowała.
– Nie wiem – odparł pan Goddard. – Po prostu są pewni, że Alison nie żyje. – Patrzył na nie,
otwierając zamek teczki i wyciągając jakieś dokumenty. – Widziałyście ją? Kontaktowała się z wami?
Aria spojrzała na przyjaciółki.
– Widać ją na nagraniu z kamery przemysłowej – powiedziała Spencer. – Albo kogoś bardzo do
niej podobnego.
– Macie jeszcze jakieś dowody na to, że ona żyje? – zapytał pan Goddard.
Dziewczyny pokręciły głowami.
– A co z listem od dziewczyny, która udawała Kylę? – spytała Aria, zakładając, że pan Goddard
dobrze się przygotował do tego spotkania i wiedział, o kim mowa. – Hanna przekazała go policji. Nie
znaleziono na nim odcisków palców Ali? Włosów, fragmentów skóry? Żadnego tropu?
– Nie natrafiono na żaden ślad w domu Gayle? – Emily odsunęła z twarzy pozlepiane włosy.
– A co z breloczkiem z logo Acury? – dodała Spencer.
Pan Goddard zajrzał do notatek.
– Jak twierdzi FBI, w próbkach pobranych w klinice znaleziono tylko fragmenty tkanek
prawdziwej Kyli, którą zamordowano. A na breloczku znaleziono tylko twoje odciski palców, Spencer.
– To nie ma sensu – powiedziała ponuro Aria. – Po co miałybyśmy wysyłać do siebie wiadomości
o naszych najgłębiej skrywanych sekretach?
Pan Goddard wzruszył ramionami.
– Ja tego też nie rozumiem. Ale oni uważają, że udawałyście ofiary, żeby wzbudzić współczucie.
– A po co nam ich współczucie? – Hanna spojrzała na niego jak na wariata.
– Chciałyście stworzyć pozory, że ktoś was wrabia i próbuje na was przerzucić winę za śmierć
Tabithy.
– Ale to prawda! Ktoś nas wrobił! – zawołała Emily.
Aria pokiwała gwałtownie głową.
– Nigdy byśmy czegoś takiego nie zrobiły.
Pan Goddard zacisnął usta.
– Oni mają dowody wskazujące na to, że jesteście zdolne do takiego czynu. Podobno któraś z was
zepchnęła koleżankę z wyciągu narciarskiego?
Aria nie wierzyła własnym uszom. Przypomniała sobie incydent z Klaudią. Jak to możliwe, że Fuji
się o tym dowiedziała? Nagle uświadomiła sobie, że agentka przeczytała o tym w jednej z wiadomości
od A. Aria przekazała przecież FBI wszystkie SMS-y. Zasłoniła usta dłonią.
– Świadkowie zeznali, że ty, Spencer, kilka miesięcy temu pobiłaś dziewczynę o nazwisku Kelsey
Pierce w czasie szkolnej imprezy – powiedział ponuro pan Goddard, zaglądając do notatek. – Beau
Braswell może to potwierdzić. A teraz panna Pierce leczy się w szpitalu psychiatrycznym.
– Nie z mojego powodu! – broniła się Spencer. Jej podbródek zaczął drżeć.
Pan Goddard spojrzał przepraszająco na Emily.
– Irene Colbert może zaświadczyć o tym, że próbowałaś popełnić przestępstwo.
Emily zamrugała z niedowierzaniem.
– Mama Isaaca? Ona mnie nienawidzi.
– Twierdzi, że próbowałaś sprzedać swoje dziecko. – Pan Goddard wypowiedział to zdanie tak,
jakby prosił Emily o potwierdzenie.
Emily zrzedła mina. Jej twarz zrobiła się biała jak kreda.
Pan Goddard znowu zajrzał do notatek.
– Na pewno kontaktują się przede wszystkim z osobami, które uważają was za niestabilne
emocjonalnie. – Spojrzał na Hannę. – Odkryli, że ukradłaś pieniądze z siedziby sztabu wyborczego
własnego ojca, żeby przekupić szantażystę.
Hanna jęknęła cicho.
– Mój tata im powiedział?
– Nie musiał. – Pan Goddard ścisnął w palcach czubek nosa. – Znaleźli tę informację w twoim
telefonie. Zresztą, to nie ostatni hak, jaki na was mają. Po śmierci Grahama i Kyli w klinice
przeprowadzono gruntowne dochodzenie. Świadkowie twierdzą, że jako ostatnia siedziałaś przy łóżku
Grahama Pratta. Kilka osób twierdzi, że to po twoim wyjściu miał atak, który zakończył się jego
śmiercią.
Hanna odchyliła się w tył.
– Nie zabiłam go!
Pan Goddard pokiwał głową.
– Podejrzewają, że Graham widział, jak Aria detonuje bombę w maszynowni statku. Gdyby
przeżył, mógłby wam zaszkodzić.
– Nie wysadziłam w powietrze statku! – krzyknęła Aria.
– Już się przyznałaś, że byłaś w maszynowni w chwili wybuchu. – Pan Goddard zrobił taką minę,
jakby mówienie sprawiało mu ogromy ból. – Próbują nawet udowodnić, że miałaś coś wspólnego
z zamachem na życie Noela Kahna. Jak się okazuje, on również współpracował z agentką Fuji
i przekazał jej informacje na temat Tabithy. Chciałaś się go pozbyć.
Aria przycisnęła skronie palcami.
– To nie Noel wysłał do Fuji maile na temat Tabithy. Ktoś się włamał na jego konto mailowe. Czy
Fuji z nim w ogóle rozmawiała, czy wszystko to sobie wymyśliła?
Pan Goddard wzruszył ramionami.
– Pewnie sporo zmyśliła. Poza tym pokazano mi tylko część materiału dowodowego. Kto wie, co
jeszcze mają w zanadrzu. Wiele informacji trzymają przede mną w tajemnicy.
Hanna westchnęła ciężko.
– Nic z tego nie rozumiem. To nie my zabiłyśmy Tabithę.
– Dlaczego są tacy pewni, że myśmy to zrobiły? – zapytała Aria, próbując nad sobą zapanować.
– Wiedziałyśmy, że A. ma swoje sposoby, żeby postawić nas w jak najgorszym świetle. To
prawda, że zepchnęłyśmy Tabithę. Fuji o tym wie. Ale kiedy zbiegłyśmy na plażę, żeby jej pomóc, nie
znalazłyśmy jej. Ktoś przeniósł jej ciało w inne miejsce.
Pan Goddard położył ręce na stole.
– Właśnie o tym chciałem z wami porozmawiać. W tej sprawie pojawiły się nowe dowody.
Zapadła głucha cisza. Hanna zmrużyła oczy.
– Jakie?
Pan Goddard wyciągnął z teczki laptop. Otworzył go i ruszając myszką, aktywował ekran, na
którym pojawiło się ujęcie z kamery przemysłowej. Obraz był czarno-biały i chybotliwy. Fale
rozbijały się o czystą, białą plażę. W oddali łatwo było poznać wysoki budynek z balkonami. Nawet
z tej perspektywy łatwo było poznać, że to hotel Klify na Jamajce. Spencer zaparło dech w piersiach.
– Skąd pan to ma?
– To nagranie z kamery w ośrodku Rajski Ogród, sąsiadującym z Klifami. Zeszłej nocy przysłano
je z FBI.
Aria patrzyła na ekran. Po chwili coś spadło z nieba i głucho uderzyło o piasek. Aria zobaczyła na
ekranie bezwładną głowę i rękę.
– Czy to... – urwała. Słowa nie chciały jej przejść przez gardło.
– Tabitha. – Dokończył pan Goddard. – To nagranie z tamtej nocy.
Tabitha poruszyła ręką. Uniosła głowę. Poruszyła ustami, jakby chciała kogoś zawołać.
– Patrzcie! – zawołała Emily. – Ona przeżyła upadek!
Tabitha zamykała i otwierała usta, jak ryba wyciągnięta z wody. Potem z prawej strony wyszły
cztery postacie. Jedna z nich była wysoka, miała blond włosy o ciemnym odcieniu i niebieską
sukienkę plażową. Obok niej szła dziewczyna o szerokich ramionach pływaczki, w podkoszulku
z napisem „Merci Beaucoup” z przodu. Trzecia miała na sobie sarong i koszulkę na ramiączkach.
Czwarta, ciemnowłosa... No cóż. Aria bez trudu rozpoznała własną batikową spódnicę maxi. Ale
przecież to była jakaś ściema. Dziewczyny na nagraniu otoczyły Tabithę i zaczęły ją kopać. Spencer
uderzała ją pięściami w brzuch. Emily okładała jej nogi. A Aria podniosła wielką gałąź, którą morze
wyrzuciło na brzeg, i z całej siły uderzyła nią Tabithę w głowę.
Aria odwróciła wzrok, zbyt przerażona, by oglądać dalej. Emily wydała zduszony okrzyk. Hanna
wyglądała tak, jakby zaraz miała zwymiotować. Aria patrzyła na ekran przez palce. Rzeczywiście film
nie pozostawiał wątpliwości, kto zabił Tabithę.
– To robota Ali! – powiedziała Aria. – Mści się na nas, bo opowiedziałyśmy o wszystkim policji.
Wiedziała, że musi wykonać kolejny ruch, i wytoczyła przeciwko nam ciężką artylerię.
– Dziewczyny, to nagranie stanowi bardzo mocny dowód. – Pan Goddard mówił poważnym tonem.
– Posłuchajcie, naprawdę uważam, że najlepiej zrobicie, jak przyznacie się do winy. Jako ofiary
prześladowania wiele wycierpiałyście w zeszłym roku. Powiecie, że nie wiedziałyście, co robicie.
Jeśli posłuchacie mojej rady, macie szansę na złagodzenie wyroku. Poza tym w chwili popełnienia
przestępstwa nie miałyście jeszcze osiemnastu lat, więc nie będziecie sądzone jak dorośli.
Spencer otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
– Czy mój tata zgadza się na taką strategię?
– Jeszcze o tym z nim nie rozmawiałem, ale wydaje mi się, że przyzna mi rację.
Spencer pokręciła głową.
– Nie przyznamy się do winy i nie pójdziemy za kratki. Koniec, kropka. Jesteśmy niewinne.
– Wierzy nam pan, prawda? – zapytała Hanna ze łzami w oczach. – Będzie pan o nas walczył?
Pan Goddard zawahał się na moment, obracając obrączkę na palcu.
– Wierzę wam – powiedział niepewnym głosem. – Ale muszę was z góry uprzedzić, że czeka was
ciężkie starcie. – Wstał. – Współczuję wam. Za chwilę zostaniecie zwolnione za kaucją. Możecie tutaj
poczekać. Porozmawiamy jutro.
A potem tak po prostu wyszedł.
19
ZAWSZE MOŻE BYĆ GORZEJ
Kiedy prawnik wyszedł, dziewczyny siedziały bez słowa przy stole i patrzyły na siebie. Hanna tak
się trzęsła, że chybotało się całe krzesło, na którym siedziała. Aria wyglądała, jakby zaraz miała
zemdleć.
– To się nie dzieje naprawdę – wyszeptała Spencer, rozglądając się bezradnie. – No dobra, nie
dziwi mnie to, że A. z poplecznikami zdołali połączyć wszystkie wiadomości z naszymi telefonami.
To cwaniaki. Dla nich to pestka.
– Powinnyśmy się mieć na baczności przed ludźmi, których dotyczyły wiadomości od A. – dodała
Emily. – Z mamą Isaaca od początku miałam na pieńku. Oczywiście teraz Kelsey odegra się na
Spencer.
Hanna bezwiednie dotknęła twarzy. Czuła, że ma opuchnięte oczy i potargane włosy, a na brodzie
już wyskoczyło jej milion pryszczy. Kiedy przesunęła się na krześle, poczuła w brzuchu pulsujący ból.
Nie była w ubikacji od przyjazdu na posterunek, bo za bardzo się bała, że policjanci będą ją
obserwować przez ukryte kamery.
– Ale nie mogę wyjść ze zdumienia, jak udało im się nakręcić ten film – powiedziała Spencer.
Zamilkły. Nagle odezwała się Aria.
– Myślicie, że Ali podała nam jakieś narkotyki, a potem nas zmusiła, żebyśmy to zrobiły?
– Przecież pamiętam każdą sekundę tamtego dnia – powiedziała Hanna. – Kiedy Tabitha spadła
z tarasu, natychmiast zbiegłyśmy na dół. Nie obudziłam się zamroczona kilka godzin później. A wy?
– Nie – odparła Spencer nieobecnym tonem.
– Może pomocnik A. wynajął cztery podobne do nas dziewczyny – zasugerowała Emily. –
A potem wziął nadmuchiwaną lalkę przypominającą Tabithę i po prostu...
– ... zainscenizował jej morderstwo? – dokończyła Hanna. – A niby jak zmusił te dziewczyny do
czegoś takiego?
– Może im powiedział, że kręci film – powiedziała Aria. – Albo zapłacił im kupę pieniędzy.
Hanna prychnęła.
– I co dalej? Mamy szukać na forach internetowych starego ogłoszenia: „Poszukujemy czterech
dziewczyn, żeby zainscenizować morderstwo na Jamajce”?
Nie brzmiało to zbyt prawdopodobnie, ale kto wie? Może pomocnik A., kiedy już nagrał filmik,
zabił sobowtóry Hanny, Arii, Spencer i Emily, żeby uciszyć je na zawsze. Trudno było przewidzieć, do
czego zdolni są ci psychopaci.
Na korytarzu ktoś zatrzasnął drzwi. Włączył się klimatyzator i nagle w powietrzu dało się wyczuć
zapach starej kawy.
– Ktoś powinien sprawdzić hotel Rajski Ogród – powiedziała Emily. – Czy naprawdę to tam
nagrano ten film? Trzymali w archiwum film z morderstwem i nie zgłosili się wcześniej na policję?
– To oczywiste, że tę taśmę podłożono – odrzekła Hanna. – Ale czy możemy liczyć, że ktoś na
zewnątrz zbada tę sprawę?
„Na zewnątrz”. Jeszcze jej nie skazano, a ona już używała więziennej grypsery.
– Przepraszam. – Do sali zajrzał tata Spencer. – Zezwolono na zwolnienie was za kaucją. Możecie
wracać do domu.
– Naprawdę? – zapytała Emily, ale nie ruszyła się z miejsca.
– Rozprawa odbędzie się za miesiąc. – Pan Hastings otworzył im drzwi.
– A co potem!? – krzyknęła nerwowo Aria. – Wrócimy tutaj?
Pan Hastings zacisnął zęby.
– Nie panikujcie. Właśnie się dowiedziałem, że władze chcą doprowadzić do waszej ekstradycji na
Jamajkę.
– Co!? – wrzasnęła Spencer.
Hanna przycisnęła dłoń do piersi.
– Dlaczego?
– Bo tam popełniłyście przestępstwo. Tam też odbędzie się proces i tam odbędziecie karę, jeśli
zostaniecie skazane. Przynajmniej do tego dążą władze. – W głosie pana Hastingsa słychać było
wściekłość. – Robimy wszystko, żeby do tego nie dopuścić. To jakiś absurd. Chcą urządzić wam
pokazowy proces.
Umysł Hanny eksplodował. Perspektywa spędzenia reszty życia w amerykańskim więzieniu już
była przytłaczająca. Ale Jamajka? Z bijącym sercem wyszła za prawnikiem z sali konferencyjnej.
Przeszli przez długi korytarz. Pan Hastings otworzył drzwi prowadzące do lobby. Hanna zmrużyła
oczy, bo raziło ją jasne światło. Na dziewczyny czekało już kilka osób. Pani Hastings na widok
Spencer w kajdankach wybuchnęła płaczem. Obok niej, po lewej stronie, stali państwo Fields, bladzi
i wstrząśnięci, oraz rodzice Arii, bez Mike’a. Hanna zauważyła wreszcie swoją mamę. Rozejrzała się,
ale nie dostrzegła w pobliżu swego ojca. Mama podbiegła do niej.
– Chodźmy stąd, kochanie.
Ale Hanna nadal się rozglądała.
– Gdzie tata?
Pani Marin oddała funkcjonariuszowi jakieś dokumenty i wzięła Hannę pod rękę.
– Przyniosłam ci apaszkę, żebyś mogła zasłonić głowę. Przed budynkiem aż się roi od
dziennikarzy.
Serce Hanny biło coraz szybciej.
– On wie, prawda? Dlaczego nie przyjechał?
Wreszcie pani Marin zatrzymała się w połowie korytarza. Wyglądała na zupełnie załamaną.
– Kochanie, nie mógł ryzykować. Bał się złej prasy.
Hanna zamrugała z niedowierzaniem.
– Rozmawiałaś z nim? Martwi się chociaż o mnie?
Mama spojrzała na nią bezradnie i objęła ją ramieniem.
– Chodźmy do samochodu, okej?
Podała Hannie apaszkę, a potem lekko popchnęła ją w stronę drzwi. Podbiegło do nich co najmniej
dwudziestu reporterów i operatorów. Błyskały flesze, w stronę Hanny wycelowano obiektywy kamer
i mikrofony. Pytania padały jedno za drugim.
– Pani Marin, czy wiedziała pani o zbrodni popełnionej przez córkę?
– Hanno, jak się czujesz w obliczu grożącej ci ekstradycji na Jamajkę?
– Pani Marin, czy pani były mąż zrezygnuje z udziału w wyborach do Senatu?
Hanna wiedziała, że gdyby tata przyjechał, wtedy jemu zadawano by te pytania. Ale tak naprawdę
miała to gdzieś. Powinien do niej przyjechać. Kto by się troszczył o swoją kampanię w takiej chwili?
Patrzyła na nich przez łzy i przytuliła się jeszcze mocniej do ramienia mamy. Dawno nie czuła się
tak wdzięczna, że ją ma. Ashley Marin jak buldożer przebiła się przez mur dziennikarzy, nie
pozwalając, by zrobili choćby jedno zdjęcie jej córce. Do złaknionych sensacji reporterów mówiła
tylko dwa słowa: „Bez komentarza”. Nie zapytała Hanny, czy popełniła tę zbrodnię. Nie nakrzyczała
na nią i nie próbowała wykorzystać sytuacji do własnych celów. Hanna uświadomiła sobie, że właśnie
tak powinni zachowywać się wszyscy rodzice. Właśnie kogoś takiego potrzebowała.
20
DLA NAS UMARŁAŚ
Emily już nie raz wracała do domu po trudnych przeżyciach. Po pogrzebie Ali. Po zawodach
pływackich, w czasie których za sprawą A. wszyscy się dowiedzieli, że jest lesbijką. Po wyprawie do
Iowa, dokąd została wysłana za karę przez rodziców. Kiedy wyszło na jaw, że urodziła dziecko. Za
każdym razem atmosfera w domu była sztywna i nieprzyjemna, ale nigdy Emily nie czuła się tak
fatalnie jak teraz, kiedy wracała do domu oskarżona o morderstwo.
W drodze do domu rodzice nie odezwali się ani słowem. Mama patrzyła przed siebie i nawet nie
mrugnęła, a tata tak ściskał kierownicę, że kostki jego palców zrobiły się białe. Emily tylko raz
próbowała powiedzieć im, że nie popełniła morderstwa, ale oni milczeli jak zaklęci. Kiedy odezwał
się jej telefon, spojrzała na ekran. Ze zdumieniem otworzyła wiadomość od Jordan: „Zawiodłam się
na tobie, Emily”.
Emily struchlała. Czy Jordan już się o wszystkim dowiedziała? Uwierzyła mediom? Wraz
z wiadomością Jordan przysłała link do zdjęcia na Instagramie. Emily spodziewała się, że zobaczy
klatkę z tego koszmarnego filmiku wideo. Tymczasem zdjęcie przedstawiało ją tańczącą na parkiecie,
z kieliszkiem szampana w ręce. Obok niej tańczyła czarnoskóra dziewczyna.
Bar Pegaz. Emily upuściła telefon na kolana. Przypomniał się jej wieczór z Carolyn. Taniec
z River. Kto zrobił to zdjęcie i umieścił w internecie? Ali?
Jej palce zawisły nad klawiaturą telefonu. „To nie tak, jak myślisz! – napisała. – Tylko
tańczyłyśmy. Nadal cię kocham, przysięgam”.
Ale Jordan nie odpisała.
W domu panował chłód i większość świateł wyłączono. Emily poszła za rodzicami do kuchni,
gdzie Carolyn pracowicie wyciągała sztućce i talerze z szuflad i szafek. Emily zrobiło się lżej na
sercu.
Ale Carolyn nawet na nią nie spojrzała.
– Przywiozłam chińszczyznę – oznajmiła krótko, kładąc na stole dużą papierową torbę.
Pani Fields zmarszczyła czoło.
– Ile to kosztowało?
– Mamo, to nie ma znaczenia – odparła Carolyn i rzuciła na stół kilka widelców.
Emily wyjęła jeszcze kilka widelców i ułożyła je na stole. Spojrzała na siostrę.
– Przecież wiesz, że to jakieś nieporozumienie. Ktoś nas wrobił w to morderstwo.
Carolyn odwróciła się, a Emily poczuła bolesne ukłucie w sercu. Poczekała, aż wszyscy wezmą na
talerz makaron lo mein i kurczaka kung pao. Nałożyła sobie odrobinę ryżu i usiadła na swoim miejscu
przy stole. Słychać było tylko stukanie sztućców o talerze. Emily zamknęła oczy. Jak Fuji mogła
uwierzyć, że zabiły Tabithę, a także Grahama i Gayle? Dlaczego nagle doszła do wniosku, że Ali nie
żyje? Emily bardzo chciała z nią porozmawiać, ale pan Hastings zabronił im komunikowania się
z kimkolwiek poza jego prawnikami. Postanowiła jeszcze raz spróbować wyjaśnić wszystko Carolyn.
– Uważamy, że to sprawka Ali. Ona żyje. Wydawało się nam, że Tabitha Clark to Ali, ale okazało
się, że się mylimy i...
Carolyn spojrzała błagalnie na pana Fieldsa.
– Tato, każ jej przestać.
– Carolyn, mówię prawdę. – Emily czuła, że powinna się zamknąć, ale nie potrafiła nad sobą
zapanować. – Ali przeżyła. To naprawdę jej wina.
Popatrzyła na swoją rodzinę, licząc po cichu, że ktoś z nich powie, że ją rozumie. Ale oni tylko
wbijali wzrok w swoje talerze. Rozległ się dzwonek. Wszyscy spojrzeli w stronę holu, pan Fields
wstał i poszedł do drzwi. Emily usłyszała jakieś szepty i trzaskające drzwi. Wstała od stołu i wyjrzała
przez okno. Na podjeździe stały dwa samochody holownicze. Mężczyzna w niebieskim kombinezonie
wziął na hol volvo, a łysiejący facet w czarnej kurtce zrobił to samo z minivanem. Pan Fields stał na
trawniku z rękami w kieszeniach i z desperacją obserwował tę scenę.
– Dlaczego zabierają nasze samochody!? – zawołała Emily do mamy siedzącej w kuchni.
Nikt jej nie odpowiedział. Wróciła do stołu. Pani Fields i Carolyn jadły dalej. Serce Emily zaczęło
szybciej bić.
– Mamo, co się dzieje?
– Dlaczego ona o to pyta? – Carolyn podniosła głos. – Nie wie?
Emily spoglądała to na mamę, to na siostrę.
– Czego nie wiem?
Pani Fields zacisnęła zęby.
– Żeby zapłacić kaucję, musieliśmy sprzedać samochody – powiedziała cicho. – Między innymi.
Emily zamrugała.
– Zrobiliście to?
Carolyn wstała od stołu i szybkim krokiem podeszła do Emily.
– Zabiłaś człowieka.
Emily czuła, że jej mózg eksploduje.
– N-nie, to nieprawda!
Carolyn ciężko oddychała.
– Widzieliśmy cię na nagraniu. Wyglądałaś jak potwór.
– To nie byłam ja! – Emily spojrzała z desperacją na panią Fields. – Mamo? Nie wierzysz, że to ja,
prawda?
Pani Fields spuściła wzrok.
– Ten film był tak brutalny.
Emily spojrzała na nią błagalnie. Czy to miało znaczyć, że mama jej wierzy... czy też uważa ją za
zbrodniarkę?
Carolyn pociągnęła nosem.
– W końcu wpadłaś w sieć własnych kłamstw. A my musimy za to zapłacić. Być może stracimy
dom.
Emily wróciła do okna i spojrzała na tatę, który stał tyłem do niej i patrzył na auto holownicze.
– Będę musiała iść do pracy, jeśli ktokolwiek mnie zatrudni – powiedziała Carolyn z kuchni. –
A wszystko przez ciebie, Emily. Cały świat się wokół ciebie kręci. Zawsze wszystko rujnujesz.
Pani Fields masowała skronie.
– Carolyn, proszę cię, nie teraz.
Carolyn uderzyła otwartą dłonią w stół.
– A niby czemu nie teraz? Ona musi wreszcie zrozumieć. Żyje w świecie fantazji, a ja mam tego
dość. – Spojrzała Emily prosto w oczy. – Zawsze znajdziesz jakąś wymówkę. Zabili twoją najlepszą
przyjaciółkę. Dostawałaś wiadomości z pogróżkami od Mony Vanderwaal, którą wyśmiewałyście na
całego, kiedy jeszcze żyła Ali. Sama to widziałam. Ale jak ciebie ktoś dręczy, to co innego, prawda?
Wszyscy mają rzucić to, czym się zajmują, bo ciebie trzeba traktować jak delikatny kwiatuszek.
Emily podeszła do stołu. To, co usłyszała, nie mieściło jej się w głowie.
– Żartujesz sobie? Ona chciała nas zabić.
Carolyn przewróciła oczami.
– A jak zaszłaś w ciążę, też nie potrafiłaś się zmierzyć z problemem. Uciekłaś do Filadelfii, przez
całe lato mnie wykorzystywałaś, zamieniłaś moje życie w piekło, a potem jeszcze przedstawiłaś to
tak, jakbym to ja ciebie skrzywdziła, bo niby powinnam była zaakceptować cię taką, jaka jesteś, nie
gniewać się i się o ciebie nie bać, prawda?
Emily przycisnęła dłoń do piersi.
– Wydawało mi się, że mi to wybaczyłaś!
Carolyn wzruszyła ramionami.
– Wybaczyłam ci, bo nie wiedziałam, że ty w ogóle się nie zmieniłaś, Emily. Tymczasem okazało
się, że kogoś zabiłaś, a zrzucasz winę na kogoś innego. Ale teraz koniec z wymówkami. Przykro mi,
że Ali chciała cię zabić rok temu w Pocono. Przykro mi, że się w niej zakochałaś bez wzajemności.
Ale powinnaś już dawno przejść nad tym do porządku dziennego i wziąć odpowiedzialność za to, co
robisz.
– Przejść nad tym do porządku dziennego!? – krzyknęła Emily. Wzbierał w niej gniew, jakiego do
tej pory nie doświadczyła. – Jak mogę przejść nad tym do porządku dziennego, kiedy Ali nadal nas
dręczy?
– Ona was wcale nie dręczy! – krzyknęła Carolyn. – Ona nie żyje! Przyjmij to wreszcie do
wiadomości! Odeszła, a za to, co się dzieje, tylko ty ponosisz odpowiedzialność!
Emily zawyła dziko, podbiegła do siostry i chwyciła ją za ramiona.
– Dlaczego nie chcesz mi uwierzyć!? – krzyczała.
Dlaczego siostra nie chciała jej zrozumieć? Jak jej rodzina mogła wierzyć, że ona wszystko
zmyśliła i dopuściła się takiej zbrodni?
Carolyn odepchnęła Emily, która uderzyła z całej siły o ścianę. Emily jeszcze raz rzuciła się na
siostrę i nagle obie leżały na podłodze. Carolyn całym ciałem napierała na Emily i drapała jej twarz.
Emily pisnęła i kopnęła Carolyn w podbrzusze, a potem chwyciła ją jedną ręką i odepchnęła na bok.
Carolyn spojrzała na nią z wściekłością. Wyszczerzyła zęby i z całej siły ugryzła Emily w ramię.
Emily wrzasnęła i wyrwała się siostrze, patrząc na ślady po zębach odciśnięte na jej skórze.
– Dziewczyny! – zawołała pani Fields. – Dziewczyny, przestańcie!
Ktoś chwycił Emily obiema rękami w pasie i postawił ją na nogi. Emily czuła na karku ciepły
oddech taty, ale była tak wściekła, że odepchnęła go łokciem. Chwyciła Carolyn za włosy. Jej siostra
krzyknęła i odskoczyła, a w dłoni Emily został kosmyk włosów. Carolyn z rozpędu popchnęła siostrę,
która zatoczyła się i całym ciężarem ciała uderzyła w witrynę, w której mama przechowywała swoją
kolekcję porcelanowych figurek. Rozległo się skrzypienie i witryna bardzo powoli zaczęła przechylać
się na bok. Pani Fields doskoczyła do niej i próbowała ją chwycić, ale było za późno. Ciężki mebel
wysunął jej się z rąk i uderzył o podłogę.
Dom zatrząsł się w posadach. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła i wszystkie figurki wysypały się
na podłogę. Nagle zapadła głucha cisza. Emily i Carolyn zamarły i patrzyły. Pani Fields upadła na
kolana, patrząc na swoją roztrzaskaną kolekcję. Tak przynajmniej w pierwszej chwili wydawało się
Emily. Kiedy się odwróciła, zobaczyła, że mama zbladła jak ściana i z otwartymi ustami próbowała
zaczerpnąć powietrza. Z przerażeniem położyła ręce na piersi.
– Mamo? – Carolyn do niej podbiegła. – Co się dzieje?
– To... moje...
Pani Fields nie mogła wydusić z siebie nic więcej. Chwyciła córkę za lewe ramię i zgięła się wpół.
Carolyn podniosła szybko telefon bezprzewodowy ze stolika. Trzęsącymi się rękami wybrała
numer pogotowia.
– Pomocy! – krzyknęła do słuchawki, kiedy odebrała jakaś kobieta. – Moja mama ma atak serca!
Emily bezradnie uklękła obok mamy. Zmierzyła jej puls. Serce mamy galopowało.
– Mamo, tak mi przykro – powiedziała przez łzy, patrząc na szeroko otwarte, pełne przerażenia
oczy mamy.
Szybkim krokiem podszedł do nich pan Fields, wsunął do ust mamy aspirynę i kazał jej połknąć.
Kilka sekund później na ulicy zawyła syrena karetki. Do domu wpadło kilku sanitariuszy w wysokich
butach i odblaskowych kurtkach. Odsunęli Emily, Carolyn i pana Fieldsa na bok, założyli pani Fields
maskę tlenową i podłączyli ją do aparatury. Dwóch silnych mężczyzn podniosło ją i położyło na
noszach. Błyskawicznie wynieśli ją z domu.
Pan Fields, Carolyn i Emily wybiegli za nimi i stanęli przed ambulansem. Kilku sąsiadów wyszło
na próg domu i gapiło się.
– Możemy zabrać tylko dwie osoby – powiedział główny sanitariusz do pana Fieldsa. – Trzecia
osoba musi jechać za nami.
Pan Fields spojrzał na Emily.
– Ty zostaniesz – warknął. – Chodź, Carolyn.
Emily wróciła do domu z miną zbitego psa. Tata nigdy nie mówił do niej takim tonem. Zamknęła
drzwi i oparła się o nie plecami, ciężko oddychając. Popatrzyła na pobojowisko, które zostało po nich
w kuchni. Na stole leżały talerze i widelce. Ekspres do kawy pikał głośno na znak, że parzenie
zakończone. W salonie na podłodze leżała roztrzaskana witryna, a wokół niej walały się porcelanowe
figurki. Emily podeszła do nich i uklękła. Ulubiona mleczarka mamy miała pękniętą głowę. Przy
wywietrzniku leżała jej urwana ręka trzymająca wiaderko. Małe baletnice straciły nogi, a krowy
o bezmyślnych pyskach nie miały już rogów ani ogonów.
Gdyby w tej chwili Emily dopadła Ali, udusiłaby ją gołymi rękami. Mogła jednak tylko patrzeć na
to, co zostało z bezcennej kolekcji mamy, i płakać.
21
ZA ZAMKNIĘTYMI DRZWIAMI
Tydzień później Spencer ukradkiem poszła do lasu za domem, gdzie miała się spotkać z Arią,
Hanną i Emily. Zrobiło się już ciemno i musiała oświetlać drogę za pomocą telefonu komórkowego. Z
ziemi sterczały korzenie drzew. Na jej drodze leżał ścięty pniak. Wkrótce dotarła do zabytkowej
studni życzeń, zbudowanej przez farmerów w osiemnastym wieku. Cembrowinę porastał mech. Kilka
kamieni popękało. Spencer spojrzała w dół i wrzuciła do studni kamyczek. Kiedy wpadł do płytkiej
wody, rozległ się cichy plusk, który powtórzyło echo.
Odwróciła się i spojrzała w dół, w stronę domu. W większości pokoi nie paliło się światło. Okno
w piwnicy, przez które się wymknęła, zostało otwarte. Tam, gdzie kiedyś stał spalony przez Ali
domek gościnny, nadal nie wyrosła trawa. Naliczyła siedem furgonetek z dziennikarzami dzień i noc
koczującymi na chodniku pod jej domem od chwili, kiedy ją aresztowano.
– Cześć.
Zza wzgórza wyłoniła się Emily. Noc była chłodna i miała na sobie czarną bluzę z kapturem
i dżinsy. Spojrzała na studnię i westchnęła cicho.
– Naprawdę sądzisz, że ona tu wracała?
– Chyba tak. – Spencer dotknęła nierównej, porośniętej mchem krawędzi. Drewniana obudowa
przegniła i po obu jej stronach rósł mech. Kilka metrów dalej leżało metalowe wiadro. – Z tego punktu
na wzgórzu mój dom widać jak na dłoni.
Emily pokiwała głową. Trzasnęła gałązka i obie się odwróciły. Aria i Hanna z mozołem szły pod
górę. Kiedy wyszły, nad ich głowami świecił już wielki księżyc. Przez chwilę wpatrywały się w siebie.
– I co teraz? – Spencer pierwsza przerwała ciszę. – Lepiej szybko pogadajmy. Zaraz wyślą za mną
psy gończe.
Nie mogły się spotkać wcześniej, bo po ich powrocie do domu rozpętało się piekło. Ale dzisiaj
wieczorem Hanna wysłała do wszystkich wiadomość, prosząc je o spotkanie. Rzeczywiście, psy
gończe nie spuszczały z nich oczu. Dziennikarze koczujący pod domem Spencer zrobili się tak
wścibscy i cwani, że pewnie zauważyliby nieobecność Spencer, zanim jeszcze jej rodzina
zorientowałaby się, że wyszła z domu. Przez tydzień od ich aresztowania pani Hastings prawie nie
wychodziła z łóżka, a pan Pennythistle cały w nerwach chodził wokół Spencer na palcach, jakby się
bał, że zaraz jej odbije i zrobi coś głupiego.
– Nikogo nie zamordowałam! – wykrzyczała mu Spencer prosto w twarz, ale to bynajmniej nie
poprawiło atmosfery w domu.
– Ja też nie powinnam wychodzić na długo z domu – szepnęła Aria. – Ale dobrze was widzieć.
– O, tak. – Emily patrzyła na nie ze łzami w oczach. – Co za koszmar.
Hanna w zamyśleniu pokiwała głową.
– Jeśli jeszcze jeden dzień przesiedzę w domu, to zwariuję.
Część ich kary polegała na tym, że zabroniono im wychodzić z domu do czasu ekstradycji na
Jamajkę. Nie wyrzucono ich z Rosewood Day, ale nie pozwolono im przychodzić na lekcje.
– Przygotowałyście się do egzaminów? – zapytała Aria. W jej głosie nie było ironii. Egzaminy
końcowe miały zdawać w domu.
– Matura i tak nie ma sensu – powiedziała ze smutkiem Spencer. Spojrzała na dziewczyny. –
W tym tygodniu dostałam list z Princeton. Nie chcą przyjąć na pierwszy rok osoby podejrzanej
o zabójstwo.
Emily się skrzywiła.
– Do mnie przyszedł list z NC State. – Wyciągnęła kciuk i skierowała go w dół.
– A mnie wyrzucili z FIT – dodała Hanna ponuro. Zamknęła oczy i zwiesiła głowę. – To nie fair,
dziewczyny. Tak uważam. To. Nie. Fair.
– Też tak uważam – szepnęła Aria, rozkopując stopą suche liście. – Ale nic już nie możemy zrobić.
Hanna uderzyła pięścią w otwartą dłoń.
– Owszem, możemy. Spróbujmy jeszcze raz poszukać Ali.
– Odbiło ci? – Spencer oparła się o drewnianą, chyboczącą się budkę nad studnią. – A. nadal może
skrzywdzić wiele osób, na których nam zależy. Poza tym powinnyśmy siedzieć cicho i unikać
rozgłosu w mediach.
– Mamy z założonymi rękami czekać, aż nas odeślą na Jamajkę? – pisnęła Hanna. – Widziałaś
więzienia na Jamajce? Aż się w nich roi od węży. Zmuszają tam więźniów do palenia trawy z bonga.
Traktują to jako rodzaj tortury.
Spencer zmarszczyła brwi.
– To nieprawda, Han.
– Oczywiście, że to prawda. – Hanna położyła dłonie na biodrach. – Mike dał mi się kiedyś
zaciągnąć z bonga. Dostałam drgawek i halucynacji. Koszmar.
– Tata obiecał mi, że jego prawnicy znajdą sposób, żebyśmy zostały w kraju – powiedziała cicho
Spencer.
Aria westchnęła.
– Z całym szacunkiem dla twojego taty i jego prawników, ale we wszystkich gazetach piszą o tym,
że FBI chce nas przykładnie ukarać. To prawie na sto procent pewne, że nas wyślą na Jamajkę.
Spencer zacisnęła zęby.
– Może Fuji dowie się, jak było naprawdę. Albo Ali powinie się noga.
– Na to bym nie liczyła – powiedziała Emily z rezygnacją. – Ali robi z nami, co chce. Czy
kiedykolwiek powinęła jej się noga?
– Naprawdę uważam, że nie powinnyśmy jeszcze raz rozgrzebywać tej sprawy – oświadczyła
Spencer.
– Ale mamy przecież kilka tropów – powiedziała Aria. – Na przykład ten sfabrykowany filmik. To
pewnie sprawka N.
Spencer chodziła w kółko.
– Wiem, ale...
– Twój przyjaciel Chase zna się na komputerach, prawda, Spence? – zapytała Hanna. – Może uda
mu się tak rozjaśnić obraz na tym filmie, żeby pokazały się twarze tych dziewczyn. Wtedy
udowodnimy, że to nie my.
Spencer się skrzywiła.
– Nie mogę go narażać na niebezpieczeństwo.
– On już jest w niebezpieczeństwie – przypomniała jej Aria.
Zapadło milczenie. W oddali na autostradzie słychać było, jak ciężarówka zmienia bieg.
– Nie zamierzam jechać na Jamajkę – powiedziała zdecydowanie Hanna. – Zostaję w Rosewood.
– Ja też – przyłączyła się do niej Aria.
Spencer patrzyła na ciemne niebo. Aria miała rację. Jeśli Ali zamierzała dopaść Chase’a, to
pewnie już zaczęła realizować swój plan. Spencer nie kontaktowała się z Chase’em od czasu
aresztowania, ale czuła, że on zrobi to, o co go poprosi. W oknie jej domu zapaliło się światło,
a Spencer instynktownie się skuliła. Wydawało się jej, że za chwilę na werandzie za domem pojawi
się mama.
– Muszę lecieć. Zrobię to, Han. Skontaktuję się z Chase’em.
– Świetnie – powiedziała Hanna z ulgą.
Spencer schodziła ze wzgórza z bijącym sercem. Na szczęście po chwili światło zgasło i nikt nie
wyszedł na werandę. Obeszła dom i stanęła na podwórku, patrząc na samochód stojący na podjeździe,
a potem na furgonetki zaparkowane przy chodniku. Gdyby teraz wyjechała, dziennikarze by ją
zobaczyli. Musiała iść na przystanek autobusowy. Niedaleko, jakieś dwa kilometry od jej domu,
znajdowała się stacja miejskiej kolei. Spojrzała na swoje buty. Na szczęście włożyła trampki. „To się
źle skończy”, pomyślała. Zaczęła biec. Nie miała innego wyjścia.
Pół godziny później wsiadła do jasno oświetlonego, śmierdzącego dymem papierosowym autobusu
z Rosewood do Filadelfii i z ulgą zajęła miejsce. Naprzeciwko niej jakaś kobieta czytała „Gońca
Filadelfijskiego”. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie Spencer.
„O jedno kłamstwo za dużo”, głosił nagłówek. Spencer odwróciła się do okna i skuliła, żeby nie
zwrócić na siebie uwagi. Przez cały tydzień nie czytała gazet, bo wiedziała, że natrafi na mnóstwo
takich artykułów. „Żeby tylko mnie nie rozpoznała, żeby tylko mnie nie rozpoznała”, powtarzała
w myślach. Kobieta złożyła gazetę. Zdjęcie Spencer zniknęło. Nikt nie powiedział ani słowa.
Chase mieszkał w Morion, na przedmieściach Filadelfii, ale znacznie bliżej centrum niż
Rosewood. Spencer nacisnęła przycisk nad drzwiami i wysiadła na następnym przystanku. Nigdy
wcześniej nie była u Chase’a, lecz bez trudu znalazła jego blok i podeszła nierównym chodnikiem do
wejścia. Usłyszała za sobą warkot silnika. Ulicą powoli przejechało auto policyjne. Spencer schowała
się za drzewem. Samochód oddalał się w żółwim tempie, ale policjant patrzył prosto przed siebie.
W końcu auto zniknęło za rogiem i Spencer znowu była bezpieczna.
Chyłkiem przemknęła pod pierwsze drzwi i spojrzała na listę lokatorów. Chase mieszkał pod
numerem 4D. Zadzwoniła. Minęło kilka sekund. Cisza. Spencer zadarła głowę i nasłuchiwała.
Dochodziło dopiero wpół do jedenastej, a przecież Chase przyznał się, że lubi siedzieć do pierwszej,
a nawet drugiej w nocy. Może nie było go w domu.
Kobieta z zieloną torebką pojawiła się nagle na klatce schodowej, rzuciła okiem na Spencer
i wyszła na ulicę. Spencer przytrzymała drzwi i z bijącym sercem weszła do środka. Może Chase’owi
zepsuł się domofon i musiała zapukać do jego drzwi.
Weszła na trzecie piętro i trochę zdyszana stanęła pod drzwiami mieszkania Chase’a. Przez chwilę
nie oddychała, nasłuchując dźwięków dochodzących ze środka. Gdzieś w oddali dudniła muzyka.
Potem rozległ się kaszel. Tak, Chase był w domu. Próbowała zadzwonić, ale dzwonek był zepsuty,
więc zapukała. Najpierw ciszej, potem mocniej.
– Chase! – zawołała. – To ja, Spencer. Musimy pogadać.
Muzyka ucichła. W korytarzu rozległy się kroki i Chase uchylił drzwi, ale nie zdjął łańcucha.
– Spencer. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Nie możesz tu przychodzić.
Spencer nie wierzyła własnym uszom.
– Wrobiono nas. Musisz rzucić okiem na nagranie wideo z Jamajki. Alison je sfabrykowała.
Chase przełknął ślinę, a jego jabłko Adama poruszyło się w górę i w dół.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi, że znalazłem się na liście potencjalnych ofiar?
– Co? – Spencer przypomniała sobie wiadomość od A. z pogróżkami pod adresem Chase’a. Jakim
cudem on się o tym dowiedział? – Dostałeś wiadomość od A.? Ktoś próbował cię skrzywdzić?
Chase spoglądał to w prawo, to w lewo.
– Nie – powiedział po chwili, ale było to najbardziej oczywiste kłamstwo, jakie Spencer usłyszała
w całym swoim życiu.
Zakręciło jej się w głowie. Żeby się uspokoić, odwróciła wzrok i wpatrywała się w chropowatą
ścianę.
– Myślałam, że policja cię ochroni – powiedziała bezradnym głosem. – Myślałam, że ochroni nas
wszystkich. – Spróbowała otworzyć drzwi. – Błagam, wpuść mnie. Możemy udowodnić, że to wideo
to ściema. Potrzebuję cię.
Chase zacisnął usta, jakby powstrzymywał się od płaczu.
– Musisz stąd iść, Spencer. Przykro mi. Sporo ostatnio przeszedłem. To za wiele, nawet jak dla
mnie.
– Ale...
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że mnie nie ostrzegłaś. – Spojrzał na nią smutno. – Myślałem, że
znaczę dla ciebie o wiele więcej.
A potem zatrzasnął drzwi. Rozległ się szczęk zamka, kiedy Chase ryglował drzwi. Krok ucichły
i znowu rozległa się muzyka, tym razem głośniejsza. Wszystkie hałasy zagłuszyła piosenka we
wściekłym, szybkim rytmie.
Spencer poczuła się jak spoliczkowana. Odeszła od drzwi i ze zdumieniem poczuła, że do oczu
napłynęły jej łzy. Nagle poczuła się całkowicie samotna. Nie mogła liczyć na niczyją pomoc. Dopiero
teraz dotarło do niej, w jak tragicznym położeniu się znalazła. Wpadła w pułapkę bez wyjścia. Ali
naprawdę zatriumfowała.
Spencer sięgnęła po telefon i wpatrywała się w ekran. „No, napisz do mnie, suko”, myślała
desperacko, wściekła na Ali. Tak bardzo chciała dostać teraz SMS-a pełnego drwin. Na przykład:
„Mam cię” albo „Biedna, mała Spencer straciła chłopaka”. Ali na pewno miała ogromną ochotę na
napisanie czegoś takiego.
Spencer wpatrywała się w ekran, czekając, aż coś się wydarzy. Wyszła przed blok i stanęła przed
bramą, żeby Ali mogła ją zobaczyć i napawać się jej cierpieniem.
– No chodź – powiedziała na głos w zupełnej ciemności. – Wyjdź z ukrycia i pokaż twarz, tchórzu.
Ale w krzakach nic się nie poruszyło. Nie było chichotu. Telefon Spencer milczał. Zamknęła oczy
i uniosła rękę gotowa roztrzaskać komórkę o chodnik. Ostatecznie jednak rozluźniła ramię i ruszyła
w stronę przystanku autobusowego, który znajdował się trzy przecznice dalej.
22
NA SAMO DNO
Dwa tygodnie po aresztowaniu Hanna schodziła ciężko po schodach domu mamy, a jej
miniaturowy pinczer Dot dreptał za nią krok w krok. W kuchni paliły się wszystkie światła, choć
nikogo tam nie było. Na stole leżała kartka: „Zaparzyłam kawę. Muffiny są w lodówce”. Hanna
nasłuchiwała, ale mamy nie było już w domu. Pewnie pojechała do pracy. Pani Marin nigdy nie
poświęcała Hannie tyle uwagi co w ostatnich dniach. Przynosiła do domu sushi, oglądała z Hanną i z
Mikiem reality show o nastolatkach, które zaszły w ciążę, a nawet zaproponowała, że zrobi Hannie
manicure i pedicure, choć Hanna wiedziała, że mama brzydzi się dotykania cudzych stóp. Hanna
cieszyła się, że mama tak się stara i wspiera ją cały czas. Ale wiedziała, że i tak jest za późno. Jej los
był przypieczętowany.
Ciężko usiadła na krześle, włączyła telewizor i bezwiednie głaskała gładką, płaską główkę Dota.
Kątem oka zauważyła, że ekran jej telefonu migocze. Dostała dziesięć nowych SMS-ów. Z nadzieją
pomyślała, że może jeden z nich przysłał jej tata, który nie odezwał się do niej, od kiedy ją
aresztowano. Ale kiedy zajrzała do skrzynki odbiorczej, znalazła tylko wiadomości od kolegów
z klasy. „Jesteś wstrętna – napisał Mason Byers. – Na pewno skrzywdziłaś też Noela, prawda?” Naomi
Zeigler nie szczędziła jej ostrych słów: „Mam nadzieję, że do końca życia będziesz gnić na Jamajce,
ty suko”. A Colleen Bebris, była dziewczyna Mike’a, napisała: „Wiedziałam, że jesteś zdolna do
czegoś takiego”. Nawet Madison przysłała jej SMS-a: „Chyba za szybko ci wybaczyłam. Teraz sama
już nie wiem, co sądzić o naszym wypadku”.
Nic nowego. Hanna co chwila dostawała takie wiadomości, od kiedy opuściła areszt. Resztę
skasowała, nawet nie czytając. Może to i dobrze, że zawieszono ją w prawach ucznia. Gdyby wróciła
do Rosewood Day, byłaby najbardziej znienawidzoną osobą w całej szkole. Przez chwilę trzymała
w dłoni telefon, a potem kliknęła na zachowany w pamięci link. Na ekranie pojawiła się amerykańska
flaga łopocząca na wietrze. Potem rozległ się głos jej taty: „Nazywam się Tom Marin i chciałem
państwu przekazać wiadomość”. Hanna obejrzała spot od początku do końca. Była jedyną osobą
w całej Pensylwanii, która obejrzała ten filmik. Wycofano go z dystrybucji, zanim trafił na ekrany.
– Właśnie dlatego w pełni popieram proponowany przez Toma Marina plan „Zero Tolerancji” –
powiedziała radośnie Hanna na ekranie i uśmiechnęła się promiennie.
Kamera pokazała twarz jej taty, który patrzył na nią tak, jakby w pełni ją popierał. Na koniec
spojrzał na Hannę, a w jego oczach widać było miłość, dumę i lojalność.
Co za farsa.
Jak na zawołanie na ekranie telewizora pojawiły się wiadomości. Hanna podniosła głowę.
Dziennikarka mówiła o kampanii wyborczej jej taty, który ubiegał się o miejsce w Senacie.
– Od czasu aresztowania córki pana Marina znacznie spadło poparcie dla niego – powiedziała, a na
ekranie pojawił się wykres. Gruba czerwona linia, gwałtownie opadająca, przedstawiała zmniejszającą
się liczbę wyborców popierających Toma Marina. – Zorganizowano również protesty publiczne,
domagając się, by zrezygnował z wyścigu wyborczego – dodała dziennikarka.
Na ekranie pojawiła się grupa rozgniewanych obywateli z transparentami. W mediach pokazywano
ich bez przerwy. Ci sami ludzie protestowali w czasie pogrzebu Grahama, a tego dnia, kiedy Hannę
wypuszczono z aresztu, media poświęciły im dużo uwagi, kiedy protestowali przed sztabem
wyborczym jej taty. Dziś znowu się tam zgromadzili. Wciąż mieli te same transparenty z napisem
„STOP DLA SERYJNEGO MORDERCY Z ROSEWOOD”, ale teraz nieśli jeszcze tablice ze zdjęciem
pana Marina przekreślonym na czerwono oraz portrety Hanny, Spencer, Emily i Arii z dorysowanymi
diablimi rogami.
Hanna czym prędzej wyłączyła telewizor. Zakręciło jej się w głowie, tak samo jak wtedy, kiedy
czuła, że zaraz zwymiotuje. Pobiegła do łazienki i nachyliła się nad sedesem, a po chwili mdłości
ustąpiły. Wyjęła telefon z kieszeni. Musiała pomóc tacie. Jego wyborcy powinni zrozumieć, że to nie
jego wina. On też musiał to zrozumieć.
Rozległ się dzwonek. Dot podreptał do drzwi, wściekle ujadając. Hanna wstała i powlokła się do
holu. Przez mleczną szybę w drzwiach zobaczyła, że ktoś porusza się na ganku. Przeraziła się, że to
policja, która przyjechała po nią już teraz zabrać ją na Jamajkę. Może tata poprosił władze, żeby
Hannę wydalono z kraju wcześniej.
Kiedy otworzyła drzwi, stanął przed nią Mike.
– Droga pani, do roboty – powiedział, podając jej kopertę z napisem „Egzamin maturalny
z matematyki”. – Masz dwie godziny. – Mike spojrzał na zegarek. – Pozwolili mi nawet nadzorować
przebieg egzaminu. Chcesz zacząć teraz?
Hanna nagle poczuła się zupełnie wyczerpana. Do czego miała jej się przydać matematyka
w więzieniu?
– Zróbmy to później – powiedziała, kładąc kopertę na stoliku w holu. – Muszę cię prosić
o przysługę.
– Zrobię, o co poprosisz – zadeklarował Mike automatycznie.
– Muszę jechać do sztabu wyborczego taty, i to natychmiast.
Mike spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Nie wiem, czy to najlepszy pomysł. Chyba nie wolno ci opuszczać domu.
Hanna wbiła w niego wzrok.
– Obiecałeś.
Mike zacisnął usta.
– Nie chcę, żeby znowu ktoś cię zranił.
Hanna założyła ręce na piersi. Powiedziała Mike’owi, że tata nie przyjechał po nią na posterunek
i nie skontaktował się z nią od tamtego czasu, choć upłynęły już dwa tygodnie. A że była w dołku,
opowiedziała też Mike’owi o innych świństwach, które zrobił jej tata.
– Muszę to zrobić – powiedziała z determinacją w głosie.
Mike podszedł do niej i chwycił ją za rękę.
– No dobra – powiedział, otwierając drzwi. – Chodźmy.
Kiedy Hanna i Mike zatrzymali się pod siedzibą sztabu wyborczego pana Marina, na chodniku
przed budynkiem stało co najmniej pięćdziesięciu protestujących. Hanna po obejrzeniu wiadomości
liczyła się z tym, że ich spotka, ale kiedy zobaczyła ich na własne oczy, poczuła się nieswojo.
– Nie martw się – powiedział Mike i podał jej bluzę z kapturem z tylnego siedzenia. – Włóż to,
żeby cię nie rozpoznali. Ja się nimi zajmę.
Chwycił ją za rękę i przeprowadził przez środek pikiety. Hanna szła ze spuszczoną głową, a serce
waliło jej jak młotem. Bała się, że ktoś ją zaraz rozpozna. Tłum krzyczał do Mike’a:
– Idziecie na spotkanie z Tomem Marinem? Niech się wycofa! Nie chcemy ludzi jego pokroju
w Waszyngtonie!
Mike objął Hannę ramieniem i wprowadził do budynku. Kiedy stanęli w atrium, z zewnątrz wciąż
dochodziły ich głosy protestujących, którzy nadal wykrzykiwali te same hasła. Z bijącym sercem
Hanna podeszła do windy i zdjęła kaptur. Żałowała, że nie została we własnym łóżku.
– Chodź – powiedział Mike, podchodząc do windy i naciskając przycisk w ścianie.
Cały czas trzymał Hannę za rękę i delikatnie ją ściskał. Kiedy dotarli na czwarte piętro, Hanna
wyjrzała przez jedno z wysokich okien, próbując się uspokoić. Nie wszystkie wychodziły na
dziedziniec przed budynkiem, gdzie koczowali protestujący. Z jednego okna po lewej stronie rozciągał
się widok na las. Drzewa rosły gęsto, nad nimi górował rozpadający się kamienny komin. W całej
Pensylwanii pełno było takich ruin. Jeśli kiedyś spał tam słynny generał albo w pobliżu odbyła się
jakaś bitwa, towarzystwo historyczne obejmowało je ochroną. Być może wśród leśnej gęstwiny krył
się zapomniany budynek z dawnych czasów, porośnięty winoroślą niczym kokonem. Hanna też czuła
się tak, jakby zamknięto ją w szczelnym pancerzu, w którym się dusiła i nie mogła się poruszyć.
Miała ochotę zniknąć w głębi lasu.
Wzięła głęboki oddech i spojrzała na szklane drzwi prowadzące do biura taty. Otworzyła je,
a Mary, sekretarka taty, na jej widok zerwała się na równe nogi.
– Nie powinnaś tu przychodzić.
Hanna podniosła dumnie głowę.
– Przyszłam w ważnej sprawie.
– Tom ma spotkanie.
Hanna uniosła brwi.
– Proszę przekazać, że zajmę mu tylko chwilę.
Mary odłożyła długopis i szybkim krokiem przeszła przez korytarz. Po chwili w drzwiach stanął
pan Marin w granatowym garniturze, z małą amerykańską flagą w klapie. Nagle wydał się Hannie taki
małostkowy. Jego córce wytoczono proces o zabójstwo, a on nie zapomniał dziś rano przypiąć do
marynarki amerykańskiej flagi.
– Hanno – w głosie pana Marina słychać było z trudem powstrzymywany gniew – nie wolno ci
wychodzić z domu.
– Chciałam z tobą porozmawiać, ale nie odbierasz moich telefonów – powiedziała Hanna
piskliwym głosem, którego szczerze nienawidziła. – Chciałam cię zapytać, dlaczego nie przyjechałeś
na posterunek, kiedy mnie wypuszczono, i czemu od tamtego czasu mnie unikasz?
Pan Marin założył ręce na piersi. Pokazał na okno, z którego widać było pikietę pod budynkiem.
Właśnie pojawiła się kobieta z wielkim zdjęciem Hanny.
– Widzieli, jak tu wchodzisz?
Hanna zamrugała.
– Nie. Włożyłam kaptur.
Tata przetarł oczy.
– W drodze powrotnej wyjdź tylnymi drzwiami.
Odwrócił się i poszedł do swojego biura. Hannę zamurowało. Do akcji włączył się Mike.
– Panie Marin, Hanna nie przestała być pańską córką! – zawołał.
Pan Marin zatrzymał się i spojrzał na Mike’a ze wściekłością.
– Nie mieszaj się w nie swoje sprawy, Mike.
Popatrzył na Hannę.
– Przykro mi, ale w tej chwili nie mogę utrzymywać z tobą żadnych kontaktów.
Hanna poczuła fizyczny ból. „Utrzymywać kontakty”. To zabrzmiało tak oficjalnie.
– Mówisz poważnie?
Tata znowu patrzył przez okno na protestujących.
– Tyle razy dawałem ci szansę. Stałem za tobą murem. Ale teraz cała moja kampania stanęła pod
znakiem zapytania. Musisz radzić sobie sama.
– Martwisz się tylko o swoją kampanię? – pisnęła Hanna. Zrobiła kilka kroków w stronę taty. –
Tato, posłuchaj mnie. Nikogo nie zabiłam. Ten film, który pokazują w telewizji, to fałszywka. Znasz
mnie, wiesz, że nie zrobiłabym czegoś takiego. Nie jestem morderczynią.
Szła w jego kierunku z wyciągniętymi ramionami, ale pan Marin – z przerażeniem wypisanym na
twarzy – cofnął się gwałtownie. Zadzwonił telefon stojący na biurku, a pan Marin gestem pokazał
sekretarce, że powinna odebrać. Mary szepnęła coś do słuchawki i spojrzała na niego.
– Tom – powiedziała, zasłaniając słuchawkę dłonią. – To dziennikarz z „Gońca”.
Pan Marin się skrzywił.
– Odbiorę w biurze. – Wbił w Hannę gniewny wzrok. – Musisz już iść.
Odwrócił się i bez pożegnania zniknął w głębi korytarza. Hanna stała nieruchomo, czując ból
w każdej komórce ciała. Ktoś z protestujących zagwizdał. Ktoś inny głośno krzyknął. Hanna zamknęła
oczy i miała ochotę się rozpłakać, ale była zupełnie odrętwiała. Poczuła, jak Mike ściska lekko jej
dłoń.
– Chodźmy – szepnął, prowadząc ją w stronę windy.
Nie powiedziała ani słowa, kiedy Mike wezwał windę, a potem zjechali na parter. Nie odezwała
się, kiedy Mike wyciągnął ją z windy i razem przeszli przez puste atrium do głównego wejścia.
Dopiero na widok protestujących maszerujących przed budynkiem zatrzymała się i nerwowo spojrzała
na Mike’a.
– Kazał nam wyjść tylnymi drzwiami.
– Niby czemu masz go słuchać? – Mike miał czerwone policzki. Ścisnął mocniej jej dłoń. – Mam
ochotę go zabić, Hanno. Nic mu nie jesteś winna.
Hanna czuła, jak drży jej broda. Mike miał rację.
Po jej policzkach płynęły łzy, kiedy wyszła przed budynek. Kiedy tłum znowu ją otoczył, cicho
szlochała. Mike mocno ją do siebie przytulił, przeciskając się przez protestujących. Choć wokół
rozlegały się krzyki, Hanna miała w głowie tylko jedną klarowną myśl. Nie była nic tacie winna.
Przypomniała sobie wszystkie te okropne lata, kiedy tata wolał towarzystwo Kate.
A teraz zamiast o niej myślał o całej Pensylwanii.
23
NIEPROSZONY GOŚĆ
W piątek Emily stała w lobby szpitala w Rosewood. Mijali ją lekarze, zajęci jakimiś ważnymi
sprawami. Emily podeszła do tablicy na ścianie i znalazła oddział kardiologiczny, gdzie leżała jej
mama po operacji na otwartym sercu. Ani tata, ani siostra nie informowali jej, jak mama się czuje.
Właściwie rzadko pokazywali się w domu. Emily musiała dowiedzieć się wszystkiego od
przypadkowo napotykanych lekarzy i pielęgniarek, którzy nie mogli wyjść ze zdumienia, że rodzina
o niczym jej nie informowała. Właściwie nie powinna wychodzić z domu. Ale co powiedzieliby
policjanci, gdyby ją tutaj złapali? Że nie wolno jej odwiedzić chorej mamy?
Emily próbowała robić dobrą minę do złej gry. Zmartwiło ją to, że kaucja okazała się tak wysoka,
że rodzice musieli sprzedać samochody, a także wiele innych cennych rzeczy, które przez ostatnie dwa
tygodnie wynosiły z ich domu jakieś podejrzane typy. Zabrali bardzo stary wózek dziecięcy, należący
jeszcze do babci Emily, i figurkę Jezusa, którą Emily odzyskała dla swojej mamy, kiedy w zeszłym
roku ukradła ją grupa wandali. Ale przecież Emily nadal należała do rodziny. Poza tym rano udało jej
się wreszcie skontaktować z panem Goddardem, który ją zapewnił, że kiedy proces się skończy, jej
rodzice odzyskają pieniądze niezależnie od tego, jaki zapadnie wyrok. Wtedy odkupią samochody,
a Carolyn wróci na studia. Nie stanie im się krzywda.
Serce waliło jej mocno, kiedy wsiadła do windy i pojechała na drugie piętro. Gdy weszła na
oddział, zauważyła tatę i Carolyn skulonych na fotelach w poczekalni. Spali. Tata miał na kolanach
otwarte czasopismo „Sports Illustrated”. Carolyn przykryła się kurtką. Emily uśmiechnęła się, bo
oboje wyglądali we śnie tak słodko i łagodnie. To jej dało nadzieję. Pomyślała, że może jednak
któregoś dnia wszystko się ułoży.
Na ekranie wiszącego na ścianie telewizora pojawiły się wiadomości. „Proces za tydzień”, głosił
napis pod zdjęciem Rosewood Day. Potem pokazano fotografie Spencer, Arii i Hanny, a następnie ojca
Tabithy. W ciągu kilku ostatnich miesięcy Emily spotkała go kilka razy.
– Ogromnie zmartwił mnie rezultat tego śledztwa – powiedział pan Clark, spuszczając wzrok. –
Chcę, żeby sprawiedliwości stało się zadość, choć nie przywróci to życia mojej córce.
Emily poczuła bolesne ukłucie. Biedny pan Clark. Wyobrażała sobie, jak tata Tabithy leży w nocy
w łóżku w swoim wielkim domu i przed oczami staje mu ten okropny film nagrany na plaży. Ali
skrzywdziła nie tylko Emily i jej przyjaciółki, ujawniając to nagranie. Jej ofiarą padło wiele osób.
Zrujnowała życie tylu ludziom. Emily pomyślała o Iris. Czy Ali również ją zabiła? A może zamierzała
winą za to obarczyć Emily? Przecież na jej barki spadła odpowiedzialność za wszystkie zbrodnie Ali.
W telewizji pojawiła się reklama nowego forda pickupa. Emily spojrzała na tatę i siostrę, którzy
nadal drzemali. Odwróciła się i podeszła pod pokój pielęgniarek. Kobieta o zmęczonej twarzy,
w białym fartuchu, piła kawę ze styropianowego kubka.
– Może mi pani powiedzieć, w której sali leży Pamela Fields? – zapytała Emily. – Jestem jej
córką.
Pielęgniarka bacznie się jej przyjrzała.
– Beth Fields?
Emily się zdziwiła.
– Nie. Emily. Jestem jej młodszą córką.
Pielęgniarka podniosła słuchawkę telefonu.
– Przykro mi, ale poinstruowano mnie, że jeśli przyjdziesz... – Przyłożyła słuchawkę do ucha. –
Wzywam ochronę.
Emily odsunęła się od jej biurka. Ochronę? Przez chwilę była zdezorientowana, ale szybko dotarło
do niej, co się dzieje. Rodzina zażyczyła sobie, żeby Emily nie dopuszczano do łóżka mamy.
Odwróciła się i stanęła jak sparaliżowana.
– Już wychodzę – powiedziała, kiedy nagle ktoś stanął w drzwiach do poczekalni.
Pan Fields patrzył na nią zaspanym wzrokiem. Jego szare, przerzedzone włosy sterczały na czubku
głowy. Chyba słyszał całą rozmowę Emily z pielęgniarką. Emily w milczeniu patrzyła na niego
błagalnie. Miała nadzieję, że tata wyjaśni wszystko pielęgniarce.
Pan Fields spojrzał na pielęgniarkę, a potem na Emily. Miał chłodny, martwy wzrok, wydawał się
niewzruszony i zdeterminowany. Odwrócił się i wrócił do poczekalni. „Trudno”, pomyślała Emily,
powstrzymując łzy. Minęła tatę, idąc do windy. Nie wiedziała, kiedy zjechała na dół, i ze spuszczoną
głową podbiegła do swojego roweru.
Kiedy odpięła go od stelaża, zadzwonił jej telefon. Wyciągnęła go i zobaczyła na ekranie nazwisko
Jordan. Dostała powiadomienie z serwisu informacyjnego: „Młodociana Złodziejka zatrzymana na
Karaibach”. Emily zaparło dech w piersi. Otworzyła link. Na zdjęciu zobaczyła śliczną, opaloną
Jordan w kajdankach, z zaskoczoną i przerażoną miną. Policjanci prowadzili ją przez parking.
„Katherine DeLong, poszukiwaną od marca, schwytano wreszcie w niewielkiej osadzie rybackiej
w Bonaire. Namierzono ją, śledząc jej wpisy na Twitterze”.
Twitter. Emily jeszcze raz spojrzała na zdjęcie Jordan. Patrzyła prosto w obiektyw, jakby chciała
spojrzeć Emily w oczy. Miała na twarzy wypisaną furię. „Wiem, że to twoja sprawka – mówiło jej
spojrzenie. – To zdjęcie świadczące o twojej zdradzie doprowadziło policję do mojej kryjówki”.
Emily wsiadła na rower. Wszystko działo się za szybko. Nagle jej telefon znowu się odezwał. Ktoś
zostawił jej wiadomość na poczcie głosowej, choć nie usłyszała sygnału. Wybrała numer poczty
głosowej i wpisała hasło. Kiedy usłyszała pierwszą i jedyną wiadomość, o mało nie wypuściła
telefonu z ręki. W słuchawce rozległ się przeszywający chichot. Jej serce zamarło. Wszędzie
rozpoznałaby ten śmiech. Ali. Postanowiła ją wyszydzić, wyśmiać i sprawić jej jeszcze większy ból.
Rozejrzała się nerwowo. W pierwszej chwili chciała pojechać prosto do siedziby FBI i odtworzyć
tę wiadomość Fuji. Ale ona pewnie by nie słuchała. Wierzyła w to, w co chciała wierzyć. Uważała, że
Ali nie żyje, a dziewczyny kłamią jak z nut.
Nic dziwnego, że Ali śmiała się do rozpuku. Wiedziała, że zrujnowała dziewczynom życie,
i bardzo ją to bawiło. Hanna miała rację. Nie zrobiły nic, żeby temu zapobiec. Zaświtała jej pewna
myśl. Napisała SMS-a do Spencer, Arii i Hanny, zamiast imienia Ali używając ustalonego
kryptonimu: „Mam po dziurki w nosie Andersona Coopera, który wszystko niszczy. Zamierzam
wznowić polowanie. Wchodzicie w to?”. Wysłała wiadomość i czekała, próbując uspokoić oddech.
Teraz mogła tylko czekać i mieć nadzieję. Modliła się, żeby dziewczyny przyłączyły się do jej
poszukiwań.
24
NOWY PLAN
Tego samego dnia Aria siedziała w poczekalni przed gabinetem prawnika. To znaczy, w pewnym
sensie przed gabinetem prawnika. Nigdy jeszcze nie słyszała, żeby ktoś otworzył kancelarię prawną
w centrum handlowym, między apteką a sklepem sportowym. Mike siedział obok niej, czytając
artykuł o procesie wytoczonym producentom leków.
– Hej – szepnął. – Brałaś kiedyś celebrex? Albo prozac?
– Nie – odpowiedziała cicho Aria.
– A masz międzybłoniaka opłucnej?
– Nawet nie wiem, co to jest.
– Cholera. – Mike odłożył gazetę. – Gdybyś miała, moglibyśmy się starać o ogromne
odszkodowanie.
Aria przewróciła oczami. Nie mieściło jej się w głowie, że Mike’owi zachciewa się teraz takich
żartów. Zaczynała się zastanawiać, czy to spotkanie to na pewno dobry pomysł. Ze sklepu sportowego
dobiegała przez ścianę głośna muzyka techno.
Rano Mike zapukał do drzwi jej pokoju i powiedział:
– Wstawaj. O dziesiątej pogadamy z Desmondem Sturbridge’em. Jakoś się dostaniemy do jego
gabinetu.
– A kto to jest? – zapytała Aria.
Mike wyjaśnił jej, że to prawnik, który zadzwonił poprzedniego dnia, proponując, że za darmo
podejmie się obrony Arii. Próbowała mu wytłumaczyć, że zajął się tym już tata Spencer, ale Mike
tylko wzruszył ramionami.
– Zawsze możemy zasięgnąć rady kogoś postronnego. Poza tym zapłacimy mu tylko wtedy, gdy
wygramy.
Nagle drzwi się otworzyły i w progu stanął wysoki, chudy mężczyzna z przylepionym uśmiechem
i włosami tak mocno wypomadowanymi, że aż lśniły. Spojrzał na nich życzliwie.
– Panna Montgomery z przyjacielem! – powiedział gromkim głosem. – Zapraszam, zapraszam!
Aria spojrzała nerwowo na Mike’a, ale on tylko pomógł jej się podnieść z miejsca i zaprowadził ją
do gabinetu.
– Wszystko będzie dobrze – uspokoił ją po cichu, kiedy szli za Sturbridge’em przez korytarz. –
Wiele przemawia na twoją korzyść. A on przedstawi sędziemu prawdę. Nic złego ci nie grozi.
Aria miała nadzieję, że Mike się nie myli. Weszła do gabinetu ozdobionego figurkami z główkami
na sprężynie i koszulkami drużyny Eagles z autografami. Wszędzie walały się opakowania po
kanapkach. Poczuła się trochę lepiej, dopiero kiedy zobaczyła wiszący na ścianie dyplom
Uniwersytetu Michigan.
– Dziękuję, że zgodził się pan z nami porozmawiać – powiedziała, siadając.
– Ależ nie ma sprawy! – Sturbridge’owi błysnęły oczy. – Uważam, że to bardzo ciekawa sprawa.
Mam też pewien pomysł, jak uchronić panią przed ekstradycją.
Mike spojrzał na niego spod uniesionej brwi. Aria wyciągnęła notatnik z torebki i przesunęła
w stronę adwokata.
– Nie mamy wiele czasu. Rozprawa odbędzie się w piątek, dlatego spisałam wszystko, co wiem,
żeby mógł się pan z tym zapoznać w wolnej chwili.
W tym notatniku zrobiła też kilka szkiców dla Ashera Tretheweya, ale przecież teraz ich nie
potrzebowała. Sturbridge machnął tylko ręką.
– To nie będzie konieczne. Mam wszystko, czego mi trzeba.
Aria i Mike popatrzyli po sobie.
– Ale przecież nic pan nie ma – powiedziała Aria. – Nie chce pan się dowiedzieć, co się naprawdę
stało tamtej nocy?
– Chcę. – Popatrzył na nią nieśmiało. – Panno Montgomery, to bardzo skomplikowana sprawa. Są
naoczni świadkowie i to nagranie z miejsca zbrodni. Nie wygląda to najlepiej. Moim zdaniem istnieje
tylko jeden sposób, żeby wyszła pani z tego obronną ręką.
– Jaki? – zapytał Mike.
– Powoła się pani na niepoczytalność.
Sturbridge wyglądał na tak dumnego z siebie, jakby odkrył na nowo prawo grawitacji. Aria nie
wierzyła własnym uszom.
– Ale ja nie jestem niepoczytalna.
Prawnik uniósł jedną brew.
– Ma pani halucynacje i wierzy, że widziała Alison DiLaurentis żywą? Wysyłała pani do samej
siebie SMS-y z pogróżkami?
– To nie ja je wysyłałam! – zawołała Aria.
Sturbridge uśmiechnął się ze smutkiem.
– Policja twierdzi co innego.
Mike zwiesił głowę.
– Taką wersję rozpowszechnia internet i policja. To nie ona jest na nagraniu.
Sturbridge uniósł brew.
– Ten ktoś jest bardzo do niej podobny.
– To nie ja – powtórzyła Aria. – Nie zrobiłam tego.
Sturbridge skrzyżował palce wskazujące.
– Nie chcę tego słuchać! – powiedział śpiewnym głosem. Przesunął w stronę Arii plik
dokumentów. – Jeśli chce pani uniknąć więzienia na Jamajce, proszę to podpisać. Załatwię pani
ekspertyzę psychiatryczną i pójdzie pani na jakiś czas do szpitala. Da się przeżyć. Są duże szanse, że
skierują panią do którejś z tych przytulnych klinik, a koszty leczenia pokryje państwo.
– Na przykład do Zacisza Addison-Stevens? – zapytała zadziornie Aria.
Sturbridge spojrzał na nią z entuzjazmem.
– O, właśnie! Podobno mają tam fantastyczne jedzenie!
Aria zamknęła oczy i próbowała się uspokoić, oddychając głęboko. Mike odsunął dokumenty
w stronę prawnika.
– Dziękujemy za poświęcony nam czas, ale chyba to pan zwariował. – Zabrał notatnik i wziął Arię
za rękę. – Chodź.
– Pożałuje pani tej decyzji! – zawołał Sturbridge, kiedy biegli przez korytarz.
– Przepraszam – powiedział Mike, otwierając drzwi ze skruszoną miną. – Gdybym wiedział, że to
o to chodzi, nigdy bym cię tam nie zaciągnął.
– Nic się nie stało – wyszeptała Aria, patrząc na grupkę starszych pań z nadwagą, które
zgromadziły się pod sklepem sportowym. Musiała poszukać innego rozwiązania.
Poczuła, że jej telefon wibruje. Wyjęła go i przeczytała wiadomość: „Zamierzam wznowić
polowanie. Wchodzicie w to?”. Hannie już spodobał się ten pomysł. Kilka minut później do
dziewczyn dołączyła Spencer.
– O co chodzi? – zapytał Mike, nachylając się w jej stronę.
Aria chciała zakryć ekran dłonią, ale jej brat zdążył przeczytać wiadomość. Jego twarz pojaśniała.
– Świetnie. Znowu zaczniecie ścigać Ali?
– Ciebie na pewno w to nie włączymy! – odparła czym prędzej Aria.
Mike posmutniał.
– Czemu? Przecież wiem wszystko. Mogę wam pomóc. Nie macie nic do stracenia.
Aria zamknęła oczy.
– Przykro mi. Nie mogę cię w to mieszać.
Mike spochmurniał.
– Jak słusznie powiedział ten prawnik: „Pożałuje pani tej decyzji”.
Aria włożyła telefon do kieszeni. Jeszcze bardziej by żałowała, gdyby pozwoliła Mike’owi
włączyć się w poszukiwania Ali. Do tej pory straciła tak wiele. Nie mogła teraz stracić brata.
Padało, kiedy kilka godzin później pod osłoną ciemności Aria podjechała na rowerze na tyły
supermarketu. Zauważyła przyjaciółki stojące pod zagajnikiem, który oddzielał sklep od osiedla
apartamentowców. Ruszyła w ich kierunku, ale jej stopy utonęły w błocie. Na jej policzkach pojawiły
się krople deszczu. Włożyła kaptur i pobiegła. Kiedy były już w komplecie, Spencer, trzęsąc się
z zimna, zaczęła mówić.
– No dobra. Jaki mamy plan? Od czego możemy zacząć nasze śledztwo?
Zapadła cisza. Pod supermarket podjechał samochód dostawczy z mlekiem i zatrzymał się przed
wejściem. Emily chrząknęła.
– Ali zostawiła wiadomość na mojej poczcie głosowej. Śmiała się ze mnie. Z nas.
Aria otworzyła szeroko oczy.
– Ali do ciebie zadzwoniła?
– Ale po co? – zapytała Spencer, wyraźnie zbita z tropu.
– Nie wiem. – Emily położyła dłonie na biodrach. – Ale tak właśnie zrobiła.
– Może uznała, że z nas wszystkich ty jedna na nią nie doniesiesz – zasugerowała Spencer.
– No cóż, w takim razie się pomyliła.
Emily wyciągnęła telefon. Dziewczyny stanęły w kółku i odsłuchały wiadomość. Kiedy Aria
usłyszała przeszywający chichot, po plecach przeszły jej ciarki.
– Nie wierzę własnym uszom – wyszeptała Hanna, blada jak ściana. – Myślicie, że zadzwoniła
specjalnie czy przez przypadek?
Emily zamknęła oczy.
– Nie mam pojęcia.
– Powinnyśmy to wysłać do Fuji? – zapytała Aria po chwili.
Spencer prychnęła pogardliwie.
– Pewnie uzna, że same to nagrałyśmy. Założę się, że przysłano tę wiadomość z któregoś
z naszych telefonów.
Aria spojrzała na Emily.
– Puść to jeszcze raz.
Emily odtworzyła nagranie i znowu rozległ się znajomy, mrożący krew w żyłach śmiech.
– Chyba dzwoniła z jakiegoś tłocznego miejsca, nie sądzicie?
– W tle słychać jakiś komunikat nadawany przez głośnik – zauważyła Hanna. – Ale nie wiem, co
ten facet mówi.
– Też na to zwróciłam uwagę – powiedziała Emily. – Gdyby nam się udało wyizolować tę część
wiadomości, może udałoby się ustalić, skąd Ali dzwoni. Może tam spędza dużo czasu.
– Albo to kolejna pułapka – dodała ponuro Aria.
Hanna wbiła w nią wzrok.
– A masz lepszy pomysł?
– Przepraszam. – Aria uniosła ręce. – Ale nawet jeśli ta wiadomość zawiera ukryte wskazówki, to
co możemy zrobić? Przecież nie wejdziemy na komisariat w Rosewood i nie zapytamy: „Hej,
pożyczycie nam swój sprzęt do badań kryminologicznych?”.
W oczach Spencer pojawił się błysk.
– Zaraz, zaraz, znam kogoś, kto pomoże nam ukraść taki sprzęt i się nim posłużyć.
Emily podniosła głowę.
– Naprawdę?
– Tak. Moja siostra i Wilden.
Hanna wybuchła śmiechem.
– Melissa? Mówisz serio?
– Obiecała mi pomóc. Poza tym Melissa chciałaby zabić Ali.
Spencer założyła ręce na piersi.
– Pojedziemy do Filadelfii kolejką podmiejską. Jest późno, nikt nie zwróci na nas uwagi
w pociągu. W najgorszym wypadku Melissa zamknie nam drzwi przed nosem... albo zadzwoni na
policję.
Aria wpatrywała się w budynek supermarketu, zastanawiając się nad tą propozycją. Wiatr przywiał
z pobliskiej cukierni zapach domowych pączków.
– Jeśli wy w to wchodzicie, to ja też.
– Ja też – przyłączyła się Hanna.
– I ja – powiedziała Emily z błyskiem w oku. – Ruszajmy.
25
GŁOSY Z ZAŚWIATÓW
– O, cześć – powiedziała Melissa, otwierając przed Spencer i jej przyjaciółkami czerwone drzwi
do wiktoriańskiego domu przy Rittenhouse Square.
Dochodziła północ. Melissa pachniała lawendowym kremem na noc i miała na sobie sfatygowaną
koszulkę z logo klubu dyskusyjnego z Rosewood Day i bokserki w pieski, które, jak przypuszczała
Spencer, należały zapewne do Wildena.
– Możemy wejść? – zapytała Spencer. – To bardzo ważne.
Melissa spojrzała na pozostałe dziewczyny stojące na schodach i pokiwała głową.
– Jasne, wejdźcie.
Gestem zaprosiła je do domu i poprosiła, żeby zostawiły swoje rzeczy w szafie w przedpokoju
i ściągnęły buty. Salon, do którego weszły, miał ściany w pastelowożółtym kolorze i podłogę
z orzechowego drewna. Meble, bibeloty i dywany idealnie do siebie pasowały. Po chwili Spencer
uświadomiła sobie, dlaczego ten pokój wygląda tak znajomo. Urządzono go w dokładnie tym samym
stylu jak ich dom w Rosewood. W telewizji zaczęto właśnie nadawać wiadomości CNN. Jak zwykle
główną atrakcją serwisu informacyjnego było morderstwo Tabithy. „Pierwsza rozprawa przeciwko
Kłamczuchom już za tydzień”, głosił napis u dołu ekranu. Nawet na ruchomym pasku informacyjnym
pojawiały się tylko wieści dotyczące tego tematu. Melissa wyłączyła telewizor.
– Spencer? Hanna?
U góry schodów pojawił się Wilden, również ubrany w bokserki i podkoszulek. Uśmiechnął się
nerwowo. Spencer wciągnęła brzuch. Może to jednak nie był najlepszy pomysł. Melissa stała po jej
stronie, ale czy mogła liczyć na Wildena? Jej siostra podeszła w jego stronę.
– Darren, musimy im pomóc.
Wilden westchnął i zszedł na dół. Patrzył na dziewczyny z niepokojem i zaciekawieniem. Emily
wyciągnęła z kieszeni telefon i podała Wildenowi.
– Chciałyśmy cię prosić, żebyś sprawdził jedną wiadomość na poczcie głosowej. Jesteśmy prawie
pewne, że to Ali.
– Masz może dostęp do sprzętu pozwalającego nagłośnić część nagrania? – zapytała Spencer. –
Może wtedy uda nam się ustalić, skąd dzwoniła.
– A może nawet wyizolować jej głos, żeby udowodnić, że to ona – dodała Emily. – Policja nie
wierzy, że Ali żyje. Musimy znaleźć na to jakiś dowód.
Wilden zmrużył swoje zielone oczy.
– Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł.
– Darren, błagam. – Melissa podeszła do niego. – Chodzi o moją siostrę.
Spencer poczuła rosnącą gulę w gardle. Słowa Melissy wzruszyły ją do głębi. Wilden patrzył na
dziewczyny.
– No dobra – powiedział po chwili, wziął telefon od Emily i usiadł na kanapie. – Kiedy
pracowałem na komisariacie w Rosewood, używaliśmy programu dostępnego w wewnętrznej sieci
policyjnej. Służył do analizy nagrań cyfrowych. Jeśli hasła dostępu do intranetu się nie zmieniły, to
może uda mi się wejść do systemu.
– Byłoby super – powiedziała Emily z nadzieją w głosie.
Melissa wyszła na chwilę do drugiego pokoju. Dziewczyny czekały, siedząc na kanapie. Siostra
Spencer wróciła ze srebrnym laptopem MacBook Air i łączem USB. Wilden podniósł ekran i zaczął
pisać.
– Wszedłem. – Podał Emily telefon i kabel USB. – Wepnij to, a potem odtwórz jeszcze raz
nagranie.
Emily podłączyła komórkę do komputera, weszła na pocztę głosową i znalazła zapisaną
wiadomość od Ali. Rozległy się mówiące jednocześnie, zupełnie niezrozumiałe głosy, a potem
przerażający chichot Ali. Wszyscy zamarli. Śmiech trwał pięć sekund, a potem nagranie się
skończyło. Melissa zamknęła oczy.
– To ona, na sto procent.
Nawet Wilden miał przerażoną minę. Odtworzyli wiadomość jeszcze raz. Melissa nachyliła się do
telefonu.
– To brzmi tak, jakby wokół niej kłębił się tłum ludzi.
– Też nam się tak wydaje.
Spencer spojrzała na ekran laptopa. Pojawiło się na nim okno programu służącego do analizy
wiadomości głosowych. Pozwalał on dzielić nagranie na sekwencje i rozkładać hałas na poszczególne
wiązki dźwięków. Kiedy tylko Ali się zaśmiała, wskaźnik fal dźwiękowych szybował w górę. W tle
słychać było okrzyki i wiwaty. Ktoś ogłosił coś przez megafon i fala dźwiękowa znowu osiągnęła
maksimum.
– Słyszeliście? – Spencer pokazała na ten drugi wykres. – Gdybyśmy wiedzieli, co to za
ogłoszenie, może odgadlibyśmy, skąd Ali dzwoniła.
Melissa wtuliła się w róg kanapy i przysunęła kolana do brody.
– Nie mogę uwierzyć, że ma tyle tupetu, by dzwonić do ciebie w miejscu publicznym.
– Chyba że gdzieś się schowała – powiedziała Spencer.
Wilden jeszcze raz odsłuchał wiadomość, oznaczył drugi wykres i kliknął na ikonę u dołu ekranu.
Hałasy w tle przycichły, a ogłoszenie było lepiej słychać, ale nadal nie dało się go zrozumieć. Gdzieś
w domu rozległo się skrobanie. Spencer się poderwała.
– Co to?
Wszyscy zamilkli. Hanna zbladła, a Emily skamieniała. Coś zaszeleściło i rozległo się cichutkie
skrzypienie. Aria zakryła usta dłonią. Melissa podniosła się z kanapy i rozejrzała.
– Ten dom ma sto lat. Kiedy wieje wiatr, wszystko tu trzeszczy.
Nasłuchiwali jeszcze przez kilka minut, ale w domu zapadła głucha cisza. Wilden spojrzał na
ekran.
– Spróbuję jeszcze czegoś – powiedział, klikając kolejną ikonę.
Znowu rozległ się śmiech Ali. Melissa słuchała w skupieniu.
– To brzmi tak, jakby ktoś krzyczał przez megafon. A potem wiadomość się urywa.
Wilden odtworzył ją jeszcze kilka razy. Usłyszeli wiwaty. Potem rozległy się krzyki przez
megafon.
– Może to jakiś mecz? – zasugerowała Hanna.
– A Ali ukrywa się pod trybunami? – zapytała Spencer, spoglądając sceptycznie na Hannę.
Wilden kliknął kolejną ikonę. Nagle na ekranie pojawiło się okno z powiadomieniem:
„Użytkownik nieznany. Odmowa dostępu”.
– Cholera – powiedział Wilden, odchylając się na oparcie. – Chyba się zorientowali, że ktoś spoza
jednostki korzysta z programu, i mnie zablokowali.
Spencer się nachyliła.
– Nie możesz się zalogować jako inny użytkownik?
Wilden zamknął laptop i pokręcił głową.
– Nie powinienem. Właściwie nie wolno mi tego robić.
Spencer spoglądała to na Wildena, to na Melissę.
– Musi być jakiś sposób.
Wilden popatrzył na dziewczyny.
– Przykro mi.
W oczach Melissy pojawiły się łzy.
– To nie fair. Nie zasługujecie na taki los. Alison nie może odnieść zwycięstwa.
– Rozmawiałaś z tatą? Mówił ci, jakie mamy szanse? – zapytała Spencer. – Kiedy pytam pana
Goddarda albo jego asystentów, zaczynają ściemniać. Myślisz, że wyślą nas na Jamajkę?
Melissa spojrzała na Wildena, który odwrócił wzrok. Popatrzyła na Spencer oczami pełnymi łez.
– Tata twierdzi, że sytuacja jest bez wyjścia – wyszeptała.
Spencer poczuła skurcz żołądka. Chwyciła Arię za rękę. Emily położyła głowę na ramieniu Hanny.
Sprawa była beznadziejna.
– Co teraz? – jęknęła Emily.
Wilden chrząknął.
– Tylko nie zróbcie nic głupiego. Doszły do mnie pewne... plotki.
Dziewczyny popatrzyły po sobie. Nie musiały nawet pytać, co usłyszał Wilden. Wiedziały, że
chodzi o ich domniemany pakt samobójczy. Nagle pomysł ten wydał się Spencer nie najgorszy. Co
innego jej pozostało?
Spojrzała znowu na Melissę, która patrzyła na nią z obawą, jakby czytała w jej myślach. Spencer
położyła dłoń na dłoni siostry, która przyciągnęła ją i przytuliła. Po chwili Aria, Emily i Hanna
przyłączyły się do uścisku. Melissa pachniała mydłem. Ten świeży zapach uspokajał Spencer.
Cieszyła się, że po tylu latach wzajemnej nienawiści pojednała się z Melissą. Nawet jeśli siostra nie
mogła im pomóc, dodawała im otuchy.
Dziewczyny nie mogły nic więcej zdziałać. Wstały i ruszyły do wyjścia. Melissa poszła za nimi ze
zwieszoną głową, jakby zupełnie skapitulowała. Chciała podwieźć dziewczyny na stację, ale Spencer
machnęła tylko ręką.
– Już i tak wiele dla nas zrobiłaś.
– Zadzwoń, jak będziesz czegoś potrzebowała – powiedziała Melissa. Po policzkach płynęły jej
łzy. – Nawet gdybyś chciała tylko pogadać. Możesz na mnie liczyć.
– Dzięki – odrzekła Spencer, ściskając jej dłoń.
Odwróciła się i wyszła na ulicę. Ochłodziło się, chmury zasłoniły księżyc. Spencer objęła się
ramionami i poszła z przyjaciółkami na stację. Nie odzywały się do siebie. Cóż jeszcze mogły
powiedzieć? Znowu zabrnęły w ślepą uliczkę. Kolejny trop poprowadził je donikąd.
26
BEZ WYJŚCIA
W następny czwartek Emily obudziła się z bólem głowy. Niebo przybrało idealny turkusowy
kolor. Emily próbowała wyjść z łóżka, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. „Musisz wstać”, mówiła
do siebie w myślach.
Ale po co? Za godzinę miała rozpocząć się ceremonia zakończenia roku szkolnego, lecz władze
szkoły wyraźnie dały jej do zrozumienia, że Emily nie jest tam mile widziana. Udzielono jej co
prawda pozwolenia na udział, tylko po co miałaby oglądać tę uroczystość? Poza tym mama jeszcze nie
wróciła ze szpitala, z domu zniknęło kilka kolejnych cennych przedmiotów, a agenci FBI nadal
uważali, że Ali nie żyje i że dziewczyny zabiły Tabithę. Pierwszą rozprawę zaplanowano na następny
dzień. Potem Emily miała jechać na Jamajkę. Wszyscy wokół przygotowywali się do wakacji.
Sąsiedzi już urządzili przyjęcie z grillem, biegali z psami i chodzili na długie spacery po okolicy.
Tymczasem Emily na widok kwitnących kwiatów i szmaragdowej trawy odczuwała tylko przerażenie.
Wszyscy mogli cieszyć się latem, tylko nie ona.
Wyciągnęła telefon, weszła na stronę CNN i jeszcze raz obejrzała to straszne nagranie. Poniżej
znajdowały się już 11 842 komentarze od osób, które uważały Emily i jej przyjaciółki za wcielenie
wszelkiego zła. W napięciu obejrzała film, na którym cztery osłonięte cieniem dziewczyny zabijały
Tabithę. Rzeczywiście bardzo przypominały Emily i jej przyjaciółki. Poza tym jeśliby policja
podejrzewała, że to nagranie zostało spreparowane, to przecież już by to udowodnili, analizując je za
pomocą nowoczesnego sprzętu. Jak widać, Ali udało się ich wyprowadzić w pole.
„Musisz się dowiedzieć, kim jest N.”, podpowiadał jej głos w głowie. To też graniczyło z cudem.
Przecież pracownicy Zacisza nie wpuściliby na teren kliniki osoby podejrzanej o morderstwo. Zresztą
już raz ich o to zapytała, a oni ją zbyli. Mimo wszystko wykręciła numer do Zacisza, bo przypomniała
jej się jeszcze jedna sprawa. Kiedy odebrała pielęgniarka, Emily zakaszlała.
– Czy Iris Taylor już wróciła? – zapytała drżącym głosem.
– Muszę sprawdzić. – Pielęgniarka wpisała coś do komputera. – Nie, Iris Taylor u nas nie ma –
odparła.
Emily mocniej ścisnęła telefon.
– Nie znaleźliście jej?
W słuchawce rozległ się szmer, a potem odezwał się męski głos.
– Kto mówi? Czy pani jest dziennikarką? – Rozłączył się.
Na ekranie pojawił się czas trwania rozmowy. Odłożyła telefon na stolik nocny i w milczeniu
patrzyła przez okno. Iris wyszła na wolność. Jeśli nie żyła, winę za to ponosiła Emily.
Nagle w jej głowie odezwał się drugi głos, niższy, hipnotyczny. „Poddaj się – mówił. – Zostań
w łóżku. Zamknij oczy. Wszystko straciło sens”. Na zewnątrz trzasnęły drzwi i Emily otworzyła oczy.
Z ogromnym wysiłkiem wstała i przeszła przez korytarz do okna wychodzącego na podwórze przed
domem. Zobaczyła, jak tata pomaga mamie wysiąść z taksówki. Carolyn wzięła jej bagaże. Wokół
nich krzątała się druga siostra Emily Beth i ich brat Jake. Widziała, jak mama z trudem podchodzi do
drzwi. Pani Field posiwiała i wyglądała bardzo staro. Nadal źle się czuła. Drzwi otworzyły się ze
skrzypieniem i Emily usłyszała głosy na dole.
– Usiądź tutaj – powiedział pan Fields łagodnie. – I jak? Lepiej?
– Potrzebujesz czegoś, mamo? – zapytała Beth.
– Może piwo imbirowe? – zaproponował Jake.
– Bardzo chętnie – powiedziała pani Fields.
Mówiła zachrypniętym głosem, jakby przybyło jej dwadzieścia lat. Rozległy się szybkie kroki,
a potem dźwięk otwieranej i zamykanej lodówki. Emily stała u góry schodów. Denerwowała się
bardziej niż na słupku startowym w czasie mistrzostw stanu w zeszłym roku. Westchnęła ciężko,
wyprostowała plecy i zeszła po schodach.
Beth i Carolyn, sztucznie uśmiechnięte, siedziały na kanapie z dłońmi na kolanach. Jake wrócił
z kuchni z dużą szklanką piwa imbirowego. Pan Fields kucnął przed telewizorem, ustawiając dekoder,
a mama Emily z bladą, pomarszczoną twarzą siedziała na sofie.
Kiedy Emily zeszła na dół, wszyscy zamarli. Carolyn wydęła usta. Jake zerwał się na równe nogi.
Beth odwróciła wzrok, co szczególnie zabolało Emily. Podeszła do mamy.
– Dobrze, że już wróciłaś, mamo – powiedziała drżącym głosem. – Jak się czujesz?
Pani Fields wpatrywała się w swoje dłonie. Nagle zaczęła szybciej oddychać.
– Jesteś zmęczona? – zapytała Emily. – Dobrze cię karmili w szpitalu?
Pani Fields oddychała coraz ciężej. Carolyn jęknęła.
– Tato, zrób coś.
– Nie powinno jej tu być – powiedziała ostro Beth.
Pan Fields wstał. Odłączył dekoder od telewizora. Zostało im tak niewiele pieniędzy, że nie mogli
sobie pozwolić nawet na telewizję kablową?
– Wracaj natychmiast na górę – polecił tata tonem nieznoszącym sprzeciwu, wbijając w nią
lodowate spojrzenie.
– Przepraszam was – wyrwało się Emily. – Naprawdę, bardzo was przepraszam.
Pobiegła na górę, powstrzymując łzy. Wybuchła płaczem, dopiero kiedy zamknęła drzwi pokoju.
Ekran leżącego na łóżku telefonu zaczął migotać. Pojawiło się na nim powiadomienie, że
opublikowano nowy artykuł na temat Młodocianej Złodziejki. Emily przejrzała nagłówki. Proces
Jordan zaplanowano na przyszły tydzień. „Eksperci szacują, że oskarżonej grozi od dwudziestu do
pięćdziesięciu lat pozbawienia wolności”. Emily rzuciła telefonem o ścianę. Czuła się winna, bo to
przez nią Jordan wpadła w ręce policji. Jej także Emily zrujnowała życie.
Nagle przypomniała sobie o Derricku, z którym zaprzyjaźniła się zeszłego lata. Tyle razy trzymał
ją za rękę, kiedy rozmawiali w przerwach od pracy w restauracji, a ona mu się zwierzała, jak bardzo
się boi urodzić dziecko. Tyle razy dzwoniła do niego w środku nocy, kiedy nie mogła spać. Widziała
go niedawno, gdy w wyniku kolejnej intrygi A. wyszło na jaw, że Emily oddała dziecko Gayle.
Derrick pewnie nadal mieszkał w okolicy. Może wysłuchałby Emily i ją zrozumiał.
Podniosła telefon z podłogi i wybrała jego numer, ale od razu włączyła się poczta głosowa. Emily
rozłączyła się, nie zostawiając wiadomości. Może Derrick rozpoznał jej numer i celowo przerwał
połączenie. Może tak jak wszyscy uważał ją za morderczynię. Może nadal się na nią gniewał, bo
stracił pracę u Gayle, kiedy Emily zdecydowała, że nie odda jej dziecka. Kiedy ostatnim razem się
widzieli, wspomniał o tym. Na życie Derricka też miała negatywny wpływ.
Była przeciwieństwem króla Midasa. Psuła wszystko, czego dotknęła, i niczego nie potrafiła
naprawić. Nagle uświadomiła sobie, że chociaż ma niewielki wpływ na swoje życie, może
uszczęśliwić swoją rodzinę. Zwróci im pieniądze, a mama wyzdrowieje. Wystarczy, aby Emily
zniknęła. Sama myśl o tym ją przerażała.
Ścisnęła mocno poduszkę. Gdyby nie została w domu, mama pewnie szybciej by wyzdrowiała, bo
Emily nie narażałaby jej na ciągły stres. Kiedy myślała o zniknięciu, nie chodziło jej o wyjazd
z miasta, ale o znacznie poważniejszą decyzję, brzemienną w skutki i nieodwołalną. Uratowałaby
rodzinę. Czy ktoś by za nią zatęsknił?
Na dole rozległ się śmiech. Ktoś zamknął i otworzył drzwi. Emily wstała z łóżka i stanęła
pośrodku pokoju. Czuła mrowienie w koniuszkach palców. Myśl o zniknięciu nie dawała jej spokoju.
To było logiczne rozwiązanie. Nie mogła tak żyć. Nie mogła pozwolić, by jej rodzina przez nią
cierpiała. Nie chciała też jechać na Jamajkę. Może krążących plotek wcale nie rozpowszechniała Ali
i jej pomocnik. Może po prostu wszyscy wokół uważali, że to kolejny logiczny krok.
Emily zamknęła oczy i zaczęła myśleć. Przed oczami stanął jej zadaszony most w Rosewood.
Dach zakrywał go prawie w całości, na ścianach widniały kolorowe graffiti. Wzdłuż mostu, po
zewnętrznej stronie, biegła kładka, z której było widać rwący nurt. O tej porze roku rzeka robiła się
głęboka po roztopach. Na pewno woda była przeszywająco zimna.
Z bijącym sercem włożyła dżinsy i podkoszulek. Potem zebrała się w sobie, otworzyła okno,
wyszła na dach, przeskoczyła na konar wielkiego dębu i zsunęła się po pniu. Zawsze tą drogą
wymykała się z domu. Do mostu mogła dojść w ciągu dwudziestu minut. Gdyby nawet za jakiś czas
tata zajrzał do jej pokoju – co bardzo mało prawdopodobne – jej już dawno by nie było.
27
NIE SKACZ!
Tego ranka Spencer i Melissa stały na boisku szkolnym. Stu sześciu kolegów Spencer z tego
samego rocznika w biało-granatowych togach i niebieskich biretach z frędzlami siedziało na
składanych krzesłach przed prowizoryczną sceną. Spencer miała na sobie tylko zwykłą, bawełnianą
sukienkę i nie dostała biretu.
W rzędach siedzieli ludzie, z którymi spędziła ostatnie dwanaście lat życia. Phi Templeton zajęła
miejsce obok Devon Arliss, koleżanki Spencer z drużyny hokejowej. Kirsten Cullen śmiała się z Mayą
St. Germain. Noel Kahn, który jeszcze nie doszedł do siebie, usiadł w towarzystwie swoich kolegów
z drużyny lacrosse. Naomi Zeigler, Riley Wolfe i Klaudia Huusko szeptały coś do siebie. Spencer
zauważyła też wielu kolegów i koleżanek, którzy grywali z nią w niezliczonych szkolnych
przedstawieniach. Niektórzy bezwiednie obracali w palcach frędzle przy biretach. Jej
współpracownicy ze szkolnej kroniki wachlowali się świadectwami. Nikt na nią nie spojrzał. Nie
zostawiono nawet czterech pustych krzeseł na znak, że Spencer, Emily, Aria i Hanna nie zjawią się na
uroczystości. Cała czwórka zniknęła z pamięci szkoły.
Spencer rozejrzała się, wypatrując którejś ze swoich przyjaciółek. Dostrzegła Arię i jej mamę po
drugiej stronie boiska. Hanna stała nieopodal trybun. Brakowało tylko Emily. Może i dobrze zrobiła,
że nie przyszła.
Dyrektor Appleton wyszedł na scenę i chrząknął.
– A teraz zapraszam do siebie najlepszego ucznia naszej szkoły, Masona Byersa.
Rozległy się gromkie brawa, Mason wstał z krzesła w pierwszym rzędzie i wszedł na scenę.
Spencer pokręciła głową z niedowierzaniem. Mason Byers? Owszem, był inteligentny, ale Spencer
nigdy by nie pomyślała, że konkuruje z nią o miano prymusa. To ona przecież powinna stać teraz na
scenie. Już w drugiej klasie zaczęła pisać przemówienie. Znając Masona, który nigdy się niczym nie
przejmował, była pewna, że sklecił swoją mowę w ostatniej chwili. Melissa uścisnęła mocno jej dłoń.
– Wszystko będzie w porządku.
Spencer zbierało się na płacz. Cieszyła się, że towarzyszy jej teraz ktoś, kto rozumie jej ból. Nie
mogła tego wytrzymać.
– Chodźmy stąd – rzuciła przez ramię, ruszając w stronę parkingu
Melissa poszła za nią. Kiedy mijały wielką fontannę przed salą gimnastyczną, zakaszlała.
– Słuchaj, szukamy dla ciebie najlepszego prawnika na Jamajce. Darren i tata mają tam szerokie
kontakty.
Spencer dotknęła koniuszka nosa. Nie mieściło jej się w głowie, że prawnicy nawet nie biorą pod
uwagę tego, że ich proces odbędzie się w amerykańskim sądzie.
– Wiesz, jak długo czeka się na rozprawę na Jamajce?
– Trudno przewidzieć. – Obcasy Melissy stukały o chodnik. – Niektórzy twierdzą, że kilka
miesięcy. Inni, że kilka lat.
Spencer jęknęła cicho.
Na boisku rozległy się radosne okrzyki. Melissa stanęła pośrodku parkingu pełnego samochodów.
– Tak mi przykro – powiedziała ze współczuciem. Rozejrzała się i nachyliła się w stronę Spencer.
– Jak wyślą cię na Jamajkę, nie przestanę jej szukać. Nie spocznę, póki ta suka nie zdechnie.
Spencer pokręciła głową.
– Nie rób tego. Też bym ją chciała dorwać, ale to niebezpieczna morderczyni. Ona cię zabije,
Melisso. Nie darowałabym sobie tego.
– Ale... – Melissa urwała i westchnęła. – To nie w porządku.
Spencer też uważała, że to nie w porządku. Jak na ironię właśnie teraz, kiedy jej życie legło
w gruzach, na nowo zbliżyła się do Melissy. Siostra stała się jej przyjaciółką.
Zadźwięczał jej telefon. Na ekranie wyświetliło się imię Emily. Kiedy Melissa otwierała
samochód, Spencer odebrała. Nikt się jednak nie odezwał. W słuchawce rozległ się tylko szum wiatru.
– Halo? – powiedziała Spencer. – Em?
Nagle usłyszała płacz. Najpierw cichy, a potem coraz głośniejszy.
– Emily! – zawołała Spencer do telefonu. – Em, jesteś tam? Dlaczego nie przyjechałaś na
zakończenie roku?
Łkanie ucichło. Coś zaszeleściło i Emily głośno pociągnęła nosem.
– S-Spencer? – zapytała ochrypłym głosem.
W głowie Spencer zapaliło się czerwone światełko.
– Dlaczego nie przyjechałaś na zakończenie roku?
– Chciałam się z tobą pożegnać.
W słuchawce znowu zawył wiatr. Na boisku szkolna orkiestra zaczęła grać hymn Rosewood Day.
– Co się dzieje? – Spencer wydawało się, że Emily znowu płacze. Ścisnęła mocniej telefon. – Em,
co jest grane?
– Już nie mogę tak dalej żyć – powiedziała Emily bezbarwnym głosem. – Przepraszam. Po prostu
mam dość.
Spencer przeszły ciarki. Już nie raz słyszała głos Emily w chwilach desperacji. Ale tym razem
zabrzmiał zupełnie inaczej, jakby Emily zabrnęła w ślepą uliczkę i nie potrafiła już z niej wyjść.
– Gdzie jesteś? – zapytała, ściskając mocno telefon.
Melissa zamarła i spojrzała pytająco na Spencer.
– To nieistotne. – Coś zaświstało, jakby gdzieś obok przejechał samochód. – I tak już nie zdążysz.
Serce Spencer biło coraz szybciej.
– Co ty wygadujesz? – zapytała ostro, choć w głębi duszy przypuszczała, co się święci. W jej
głowie kotłowały się myśli. Czuła się zupełnie bezradna. – Em, nie wiem, co chcesz zrobić, tylko
błagam, zastanów się jeszcze. Wszystkim nam jest ciężko, ale musimy to jakoś przetrzymać. Powiedz
mi, gdzie jesteś?
Emily zaśmiała się z goryczą.
– Pewnie nie utonę. Właśnie o tym myślałam, zanim do ciebie przez przypadek zadzwoniłam.
Stoję na moście, a przecież jestem pływaczką.
– Stoisz na moście? – Spencer denerwowała się coraz bardziej. Melissa podeszła do niej, patrząc
na nią pytająco szeroko otwartymi oczami. – Na którym? Na tym zadaszonym?
– Nie – odparła szybko Emily, ale Spencer od razu się zorientowała, że kłamie. – Nie przyjeżdżaj
tu, Spencer. Rozłączam się.
– Em, nie! – zawołała Spencer.
Emily zakończyła rozmowę. Spencer próbowała do niej zadzwonić, ale po serii sygnałów włączyła
się tylko poczta głosowa.
– Cholera – zaklęła głośno Spencer.
– Co się dzieje? – zapytała Melissa.
Spencer zaschło w gardle.
– To Emily. Stoi na moście i chyba chce...
Urwała, ale przerażona twarz Melissy świadczyła o tym, że siostra Spencer wszystkiego się
domyśliła.
– Na którym moście? – zapytała Melissa.
– Na tym zadaszonym, na drugim końcu Rosewood – powiedziała Spencer, patrząc z niepokojem
na siostrę. – Pożyczysz mi samochód?
Melissa wydęła usta.
– Jadę z tobą.
Spencer się odwróciła.
– Nie chcę cię w to mieszać. A jeśli to kolejna intryga Ali? Jeśli to pułapka?
Melissa nie dawała za wygraną.
– Przestań. Jedziemy.
Na boisku kolejni uczniowie wychodzili na scenę i wśród burzliwych oklasków odbierali
świadectwa. Spencer wsiadła do samochodu i trzasnęła drzwiami. Melissa włączyła silnik i wyjechała
z parkingu na ulicę, która na szczęście okazała się zupełnie pusta.
– To nam nie zajmie dużo czasu – powiedziała, patrząc przed siebie.
Kiedy dyrektor Appleton wywoływał Chassey Bledsoe, Spencer wybrała numer pogotowia.
– Moja przyjaciółka chce skoczyć z zadaszonego mostu w Rosewood! – krzyknęła do operatorki. –
Proszę tam natychmiast wysłać karetkę!
Melissa zjechała z drogi prowadzącej z parkingu na dwupasmówkę. Spencer zadzwoniła do Arii
i Hanny. Nie chciała tracić czasu na szukanie ich na szkolnym boisku. Hanna odebrała prawie
natychmiast. Spencer słyszała w tle oklaski.
– Musicie jechać na zadaszony most! – krzyknęła. – Emily potrzebuje pomocy.
– O co chodzi? – zapytała Hanna.
– Nie wiem. – Spencer zagryzła wargi. – Ale wydaje mi się, że musimy do niej jechać. Znajdź Arię
i spotkajmy się tam, okej?
– Jasne – odparła krótko Hanna i się rozłączyła.
Melissa skręciła w kolejną przecznicę. Kątem oka spojrzała na Spencer.
– A jeśli się spóźnimy?
Spencer zaczęła obgryzać paznokieć.
– Nie wiem.
Melissa pędziła drogą prosto do mostu, mijając serowarnię, ogromną posiadłość otoczoną zielenią
łąk i ekskluzywną restaurację w zaadaptowanej stodole. Jeszcze tylko jedno wzgórze dzieliło je od
mostu. Spencer rozejrzała się wokół.
– Dlaczego karetka nie nadjeżdża? – zapytała na głos.
– Też sobie zadaję to pytanie – powiedziała cicho Melissa, naciskając pedał gazu. – Wszystko
będzie dobrze. – W jej głosie słychać było gniew. – Zaraz dojedziemy na miejsce.
Zjechały na boczną drogę prowadzącą do mostu. „Błagam, nie skacz”, powtarzała w myślach
Spencer. Robiło jej się niedobrze. „Błagam, błagam, błagam, Em. Nie skacz”.
W oddali widać już było stary, pokryty graffiti most. Spencer nie zauważyła w okolicy żadnej
karetki ani samochodu policyjnego. Kiedy tylko Melissa się zatrzymała, Spencer wyskoczyła
z samochodu i pobiegła w stronę mostu. Popatrzyła na ścieżkę dla pieszych po prawej i po lewej
stronie. Nikogo nie zauważyła.
– Emily? – Serce podeszło jej do gardła.
Spojrzała na rwący nurt rzeki, spodziewając się, że w spienionej wodzie zobaczy jasne włosy
Emily. Z piskiem opon zatrzymał się samochód, z którego wysiadły Aria i Hanna.
– Tam jest! – zawołała Aria.
O ścianę mostu opierała się deska, za którą siedziała skulona Emily. Włosy rozwiane przez wiatr
zasłaniały jej twarz. Po policzkach płynęły łzy. Wychyliła się za barierkę, ciężko dysząc.
– Emily! – krzyknęła Spencer. – Nie!
Emily spojrzała na dziewczyny. W jej oczach czaiła się rozpacz.
– Zostawcie mnie. Muszę to zrobić.
– Nie! Nie rób tego! – krzyczała Hanna przez łzy.
Emily wpatrywała się w wodę płynącą pod mostem.
– Nikogo nie obchodzi, co się ze mną stanie. Moja rodzina wolałaby, żebym się zabiła.
– Po prostu się na ciebie wkurzyli – przekonywała ją Spencer. – Ale tak naprawdę nie życzą ci źle.
Emily zasłoniła oczy dłońmi.
– Przyznajcie, też o tym myślałyście. Właściwie umarłyśmy za życia. Każda z nas chce, żeby ten
koszmar się skończył.
Spencer z przerażeniem spojrzała na przyjaciółki.
– Nie widzisz, co się dzieje!? – zawołała z rozpaczą Hanna. – To wszystko sprawka Ali. Ostrzegała
naszych bliskich i przyjaciół, że planujemy samobójstwo. A oni jej uwierzyli. To przecież oczywiste,
Em.
Emily wzruszyła ramionami.
– No i co z tego? To nie ma żadnego znaczenia.
– Właśnie, że ma! – Hanna uderzyła pięścią w ścianę mostu. – Przez tyle miesięcy, tyle lat
pozwalałyśmy, żeby Ali nami manipulowała. Przez nią zaczęłyśmy podejrzewać najbliższe nam osoby
o współpracę z A. Przez nią Aria straciła Noela. Spencer podejrzewała nawet swoją mamę,
pamiętacie? A teraz Ali sączy nam do ucha jad, próbując nas nakłonić do samobójstwa. A my
tańczymy, jak ona nam zagra. Naprawdę pozwolisz jej, by wykonała swój plan?
Emily spojrzała na Hannę.
– Ale dlaczego Ali chce, żebyśmy popełniły samobójstwo? Już zwyciężyła, przecież wysyłają nas
na Jamajkę!
– Może się boi, że nas uniewinnią! – krzyknęła Spencer w stronę mostu. – Albo że będziemy
kontynuować nasze śledztwo z więzienia i w końcu ją znajdziemy. To dla niej najbezpieczniejsze
rozwiązanie. Zginiemy z własnej ręki. Ona nawet nie kiwnie palcem.
Emily drżał podbródek.
– Nie wiem, czy to ma sens. Jak mogłybyśmy prowadzić nasze śledztwo na Jamajce?
– Z moją pomocą! – krzyknęła stojąca nieco dalej Melissa. – Zrobię, co w mojej mocy!
Spencer spojrzała na siostrę z wdzięcznością, a potem odwróciła się do Emily.
– Potrzebujemy cię, Em. Musimy się trzymać razem, jeśli mamy pokonać A.
Emily zamknęła oczy. Z trudem panowała nad emocjami.
– Dziewczyny...
– Błagam cię, nie! – zawołała Spencer.
Za ich plecami zawyły syreny. Nareszcie. Nad brzegiem rzeki zatrzymał się samochód na sygnale
i wysiadło z niego kilku ratowników.
– Gdzie ona jest!? – zawołał jeden z nich, młody mężczyzna z dwudniowym zarostem.
– Tam! – Melissa pokazała na most.
Ratownik pokiwał głową, a potem zamienił kilka słów z kolegami. Jeden z nich wezwał posiłki
przez krótkofalówkę. Drugi zaczął wyciągać z samochodu sprzęt medyczny. Pierwszy wyprostował
plecy i założył uprząż do wspinaczki. Jeden koniec liny przywiązał do słupa na moście. Potem
wyszedł na wąski gzyms.
– Chodź do mnie, kochanie – powiedział łagodnie, jak do własnego dziecka. – Nic ci nie grozi.
Emily obrzuciła go dzikim spojrzeniem.
– Weź mnie za rękę – prosił ją sanitariusz. – Błagam, nie skacz.
– Potrzebujemy cię, Em! – zawołała Hanna.
– Kochamy cię! – krzyknęła Spencer.
Dwaj ratownicy zostali przy samochodzie, gotowi w każdej chwili rzucić się Emily na ratunek,
gdyby skoczyła do wody. Mężczyzna na moście zbliżył się do niej, a lina, którą był obwiązany
w pasie, napięła się niebezpiecznie. Emily nawet nie drgnęła. Wreszcie ratownik zbliżył się na tyle, że
mógł ją złapać. Emily wczepiła się w niego z desperacją. On ją podniósł i powoli niósł w stronę
dziewczyn. Kiedy stanęli na pewnym gruncie, delikatnie postawił płaczącą Emily na ziemi. Spencer
podbiegła do niej i przytuliła ją mocno. Aria i Hanna zrobiły to samo. Wszystkie zaczęły płakać.
– O, Boże – powtarzała Spencer.
– Jak mogłaś coś takiego zrobić? – wyszeptała Hanna.
– Mogłyśmy cię stracić – dodała Aria.
Emily płakała tak bardzo, że nie mogła wydusić z siebie ani słowa.
– Ja po prostu... nie mogłam...
Spencer przytuliła ją mocno. Hanna okryła ramiona Emily swoją bluzą. Jeden z ratowników
przyniósł jej koc. Mężczyzna, który ją uratował, przez krótkofalówkę przekazał wiadomość, że
wsparcie nie jest już potrzebne, a niedoszłej samobójczyni nic nie grozi. Usiadł obok dziewczyn
i obejrzał źrenice Emily, żeby się upewnić, że nie doznała szoku. Zachowywał się tak, jakby nie
rozpoznał dziewczyn i nie miał pojęcia, co im grozi. Może nawet tego nie wiedział.
Emily już nie płakała, czasem tylko pociągała nosem. Dziewczyny nie wypuszczały jej z objęć,
jakby się bały, że mogą ją znowu utracić. Nawet Melissa ją przytuliła, głaszcząc po głowie
i powtarzając, że wszystko będzie dobrze. Spencer wyobraziła sobie, co mogło się stać, gdyby się
spóźniły. Zabrakło jej tchu w piersi. Na samą myśl o tym ogarniał ją paniczny lęk. Gdyby jedna z nich
umarła, umarłaby też jakaś część Spencer. To było szczęście w nieszczęściu, że mogły razem jechać
na Jamajkę. Nie musiały samotnie stawić czoła przeciwnościom losu.
Znowu pomyślała o Ali. Oczywiście to ona zaszczepiła w ich umysłach myśli samobójcze.
Nieomal dopięła swego. Emily stanęła twarzą w twarz ze śmiercią. Ali, ta suka, powinna słono
zapłacić za wszystko, co im zrobiła. Przekroczyła wszelkie granice.
Melissa wróciła do samochodu, zostawiając dziewczyny same na kilka minut. Drogą nadjeżdżał
minivan. Siedząca za kierownicą kobieta zwolniła na widok samochodu ratowników. Spencer nie
rozpoznała jej. Zauważyła tylko na zderzaku naklejkę z emblematem szkolnej drużyny lacrosse.
Spencer westchnęła.
– Co? – zapytała zaintrygowana Aria
– Wpadłam na pomysł, jak możemy namierzyć Ali. Ale to ci się nie spodoba.
Aria uniosła brwi.
– Co chcesz zrobić?
Spencer poczuła na plecach chłodny podmuch wiatru.
– Musimy zaangażować w to Noela.
Twarz Arii stężała.
– Jak to?
– Może on wie coś jeszcze o Ali? Może nie powiedział nam wszystkiego?
Aria spojrzała na Spencer z oburzeniem.
– Chcesz, żebym z nim pogadała?
Spencer przytaknęła. Aria pokręciła głową.
– Nie ma mowy.
– Moim zdaniem to dobry pomysł. – Hanna poparła Spencer. – Może Noel wie więcej, niż mu się
wydaje. A jeśli naprowadzi nas na jakiś ważny trop?
– Jak ty nie chcesz, to ja to zrobię – powiedziała ochoczo Spencer. – Z chęcią powiem temu
kretynowi, co o nim myślę.
Aria spuściła wzrok.
– On nie jest kretynem – rzekła cicho, niemal automatycznie. Westchnęła. – Dobra, zrobię to. Ale
tylko jeśli obiecacie, że żadna z was już nigdy nie wpadnie na tak głupi pomysł jak Emily. Już wolę
iść do więzienia, niż stracić którąś z was.
– Już nigdy tego nie zrobię – powiedziała cicho Emily.
– Ja też nie – oświadczyła Hanna.
Spencer pokiwała głową. Aria miała rację. Teraz, w tak krytycznej, niebezpiecznej sytuacji,
musiały trzymać się razem za wszelką cenę. Miały wiele do stracenia.
28
TAJNY KOD
– O, Boże! – pisnęła pani Kahn, kiedy po południu otworzyła drzwi wejściowe olbrzymiej willi
należącej do niej i jej męża.
Miała świeżo ułożoną fryzurę i perfekcyjny makijaż, a jej kaszmirowy sweterek w kolorze kości
słoniowej idealnie pasował do obcisłych dżinsów i nowiuteńkich mokasynów Tod’s. Miała bladą
twarz, a na jej szyi widać było każdą żyłę. Spojrzała na Arię z przerażeniem, które świadczyło o tym,
że mama Noela wierzy we wszystkie informacje rozpowszechniane w mediach. Kiedyś, w czasie
wesela jednego z członków klanu Khanów, na które zaproszono Arię i Noela, jego mama przytuliła
Arię i powiedziała: „Dla mnie jesteś jak rodzona córka”. To niezwykłe, jak kilka artykułów prasowych
potrafiło zmienić jej nastawienie.
W ciągu ostatniej godziny Aria sto razy przeklęła siebie samą w myślach za to, że zgodziła się
wykonać tę misję. Ale teraz nie mogła się rozmyślić. Klamka zapadła. Wzięła głęboki wdech.
– Czy mogę porozmawiać przez chwilę z Noelem?
Pani Kahn zrobiła krok w tył.
– Nie sądzę.
„To niewiarygodne”, pomyślała Aria. Chwyciła za klamkę, zanim mama Noela zdążyła zamknąć
drzwi.
– Przyjechałam z mamą. Noelowi nic nie grozi.
Pokazała na subaru, w którym czekała na nią mama. Aria bardzo się zdziwiła, kiedy Ella zgodziła
się ją tu przywieźć, pomimo że zniknęła z ceremonii wręczenia świadectw. A może Ella doszła do
wniosku, że policja i tak już nie może bardziej zaszkodzić jej córce. Mama przez poprzedni miesiąc
wylała wiele łez, a teraz wydawała się po prostu krańcowo wyczerpana.
– Porozmawiamy tutaj, a moja mama będzie miała na nas oko – powiedziała Aria do mamy Noela.
Pani Kahn spojrzała na subaru, lecz nawet nie pomachała do Elli. Pewnie uważała mamę Arii za
współwinną zbrodni.
– Pięć minut – oznajmiła krótko. – Potem jedziemy na przyjęcie z okazji zakończenia roku.
Przymknęła drzwi. Kiedy się otworzyły, w progu stał Noel.
– Aria – powiedział łamiącym się głosem. W rękach trzymał biret, który miał w czasie ceremonii
na boisku.
– Cześć – przywitała się cicho Aria. Jej puls galopował.
Czuła się tak, jakby od ich poprzedniej rozmowy upłynęły lata. Nagle stali na ganku przed jego
domem i dzieliło ich od siebie ledwie kilka centymetrów. Miała ogromną ochotę objąć go na
powitanie. Ale jednocześnie bała się, że on ją odrzuci. Od czasu aresztowania Noel się do niej nie
odezwał. Jakiś gniewny głos podpowiadał jej, żeby wzięła nogi za pas i uciekała.
Kiedy popatrzyła mu prosto w oczy, zobaczyła w nich smutek, zatroskanie i niepewność. Siniaki
na jego twarzy zrobiły się już żółte, a szwy na brodzie sklęsły. Noel nie przypominał już
Frankensteina. Miał rękę w gipsie. Poza tym nie zmienił się ani na jotę. Taki jego wygląd zapamiętała.
Aria spojrzała na jego podkoszulek do lacrosse i poczuła bolesne ukłucie. Miał go na sobie tego dnia,
kiedy wróciła z Islandii. Wtedy po raz pierwszy zamienili z sobą kilka słów. Czy on też to pamiętał?
Celowo się tak ubrał?
– Czy ty... – zaczął mówić Noel.
– Ty... – powiedziała Aria jednocześnie i urwała. – Mów.
– Nie. – Noel przełknął ślinę. – Ty pierwsza.
Wpatrywała się w płytki z terakoty ułożone na podłodze werandy w skomplikowany wzór. Nagle
zabrakło jej słów.
– Gratuluję – powiedziała wreszcie, pokazując na biret.
– Dzięki.
Noel odłożył go i włożył ręce do kieszeni dżinsów. Na ich głowami rozległ się przeraźliwy krzyk
sokoła.
– Nie wierzę w to, co mówią w mediach – powiedział cicho. – Nie wiem, co się stało, i nie musisz
mi mówić, ale chyba wiem, kto za tym stoi. Zgadza się?
Aria pokiwała głową. Czuła paraliżujące napięcie.
– Dlatego potrzebuję twojej pomocy.
Noel zmarszczył brwi.
– Mojej?
– Przyjaźniłeś się z nią. Na pewno nie wiesz, gdzie ona się ukrywa?
Noel energicznie pokręcił głową.
– Nie mam pojęcia.
Aria westchnęła. Nad ich głowami zadźwięczały dzwoneczki poruszane wiatrem. Słońce wyszło
zza chmury, a na ogromnym podwórzu przed domem pojawiły się długie, splątane cienie.
– No dobrze – powiedziała, odwracając się od niego. – Chyba muszę już iść.
– Zaczekaj. – Głos Noela brzmiał jak woda przecinana przez wiosła.
Aria spojrzała na niego. Na jego twarzy widać było ogromny ból.
– W Zaciszu nie wolno było korzystać z telefonów i internetu, dlatego kiedy Ali chciała ze mną
pogadać, używaliśmy tajnego kodu.
Aria wciągnęła brzuch.
– Używaliście go w ostatnim czasie?
– Oczywiście, że nie. Nawet gdybym wiedział, że przeżyła pożar, nie próbowałbym jej pomóc,
tylko zaszkodzić.
Aria wróciła na werandę.
– A możesz go teraz użyć?
Noel spojrzał w stronę podwórka, jakby się obawiał, że Ali ich obserwuje.
– Nie wiem. A jeśli ona się na to nie nabierze?
Aria ścisnęła barierkę otaczającą werandę.
– To ona wysyła nam wiadomości jako A., ale nikt nam nie wierzy. Właściwie zabrnęłyśmy
w ślepą uliczkę. Uwierz mi, nie chciałam do ciebie przychodzić, ale jesteś naszą ostatnią deską
ratunku. Nie chcemy jechać na Jamajkę.
Noel oparł się o drewniany szezlong.
– Ja też tego nie chcę.
– To nam pomóż.
Otworzyły się drzwi i pani Kahn wysunęła głowę na werandę.
– Noel? Musimy się zbierać.
Noel spojrzał z irytacją na swoją mamę.
– Chwileczkę, okej?
Pani Kahn niechętnie zamknęła drzwi, ale światło w holu świadczyło o tym, że nie odeszła daleko.
Noel wyciągnął telefon i połączył się ze stroną internetową sklepu z artykułami elektrycznymi.
Zamówił paczkę baterii alkalicznych. W zamówieniu podał imię Maxine Preptwill i adres publicznej
biblioteki w Rosewood. W rubryce z dodatkowymi komentarzami wpisał: „Dziś wieczorem o 21.00”.
– Kto to jest Maxine Preptwill? – zapytała szeptem Aria.
Noel wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Ali to wymyśliła. – Pokazał na telefon. – Ta strona to tylko przykrywka. Służy Ali do
odbierania wiadomości. – Noel włożył telefon do kieszeni. – Gotowe. Umówiłem się z nią
o dziewiątej w bibliotece w Rosewood.
Serce Arii biło coraz szybciej. Tę noc miała spędzić w domu Byrona. Stamtąd mogła się łatwiej
wymknąć niezauważona.
– Uda ci się urwać z imprezy?
– Coś wymyślę.
Aria pokiwała głową.
– Dobra. Zaczaimy się gdzieś w pobliżu z dziewczynami.
Noel spojrzał na nią z niepokojem.
– Przyjdziecie tam same? Nie powinnyście zadzwonić na policję?
Aria pokręciła głową.
– Ali się nie zjawi, jeśli zobaczy samochody policyjne. Zastawimy na nią pułapkę. Rzucimy się na
nią i wepchniemy do bagażnika mojego samochodu. A potem zawieziemy ją na posterunek.
Noela najwyraźniej nie przekonywał ten plan.
– To bardzo niebezpieczne. Chcecie użyć przemocy?
Na samą myśl o tym, że zamkną kogoś w bagażniku samochodu, poczuła, jak ściska ją coś
w gardle.
– Musimy. Nie mamy innego wyjścia. To nasza ostatnia szansa.
– Dobra, wchodzę w to. – Noel pokiwał głową i odwrócił się w stronę drzwi. Jego mama krzątała
się w holu. – Do zobaczenia wieczorem.
Aria pokiwała głową i ruszyła w kierunku czekającego na nią subaru. Już miała zejść po schodach
z werandy, kiedy Noel zawołał:
– Dlaczego nie powiedziałaś policji tego, co opowiedziałem ci o Ali?
Aria odwróciła się i spojrzała na niego. Noel otworzył szeroko oczy. Patrzył na nią bezradnie. Jego
pięknie wykrojone, delikatne, różowe usta rozchyliły się.
– Nie mogłam – przyznała się Aria. – Nie zrobiłabym ci czegoś takiego.
Noel podszedł do niej tak blisko, jakby chciał ją uściskać. Ale tylko wyciągnął rękę, dotknął lekko
podbródka Arii i uniósł jej głowę.
– Tak bardzo za tobą tęsknię – wyszeptał. – Gdybym mógł cofnąć czas! Chciałbym, żeby odnaleźli
Ali i ją zabili. A kiedy to wszystko się skończy, chciałbym, żebyś do mnie wróciła.
Patrzył Arii prosto w oczy, a jego spojrzenie wywołało w niej tysiące wspomnień. Przypomniała
sobie, jak się śmiali w czasie warsztatów gotowania, jak Noel trzymał ją za rękę, kiedy jechali kolejką
górską w wesołym miasteczku. Przypomniała sobie, jaką miał minę, kiedy przyjechał po nią przed
szkolnym balem. Przypomniała sobie też, jak po raz pierwszy powiedział, że ją kocha. Wyciągnęła
rękę, ale nie chwyciła jego dłoni. Jej palce na chwilę zawisły w powietrzu, kilka centymetrów od jego
ręki. Wokół wszystko ucichło. Aria widziała tylko gęste brwi Noela, jego ostro zarysowaną szczękę
i mocne ramiona.
– Też bym tego chciała – powiedziała.
Pędem pobiegła do samochodu mamy. Gdyby choć sekundę dłużej stała na werandzie, musiałaby
tam zostać na zawsze.
29
ZASADZKA
Nieco później tego samego wieczoru, kiedy cyfrowy zegar na fasadzie banku po drugiej stronie
ulicy pokazywał 20:56, Emily, Aria, Spencer i Hanna stały za gęstymi krzewami nieopodal miejskiej
biblioteki. Budynek z białego kamienia znajdował się tuż obok centrum handlowego King James.
Placyk przed biblioteką oświetlały mocne reflektory. Światło paliło się także przed okienkiem,
w którym można oddawać książki. Udekorowano je niebiesko-białym transparentem z napisem
„GRATULUJEMY ABITURIENTOM Z ROSEWOOD!”.
Bibliotekę zamykano na noc. Wszystkie sale były puste, nikt nie siedział przy biurkach, a krzesła
zostały zasunięte. Na parkingu nie stało ani jedno auto. Noel podwiózł dziewczyny swoim
cadillakiem, którego zostawił pod centrum handlowym. Teraz siedział kilka metrów od dziewczyn na
ocienionej ławeczce, raz po raz postukując ręką w gipsie o drewniane siedzenie.
Patrząc na niego, Emily odczuwała narastającą panikę. Nie mogła uwierzyć, że zdecydowały się na
taki krok. Ale szczerze mówiąc, całe ich życie stało się ostatnio zupełnie nieprzewidywalne. Ona sama
nigdy wcześniej nie odważyłaby się nawet pomyśleć o skoku z mostu. Była wdzięczna przyjaciółkom
za to, że przyjechały jej na pomoc. Już doszła do siebie. Teraz uświadomiła sobie, w jak
niebezpiecznej sytuacji właśnie się znalazła. A gdyby Ali połknęła haczyk? Czy udałoby się im ją
schwytać? I co dalej? A gdyby im się nie udało?
– Noel się chyba denerwuje – wyszeptała Hanna, odsuwając gałązkę.
Krzewy miały ciernie, ale dziewczyny chciały być blisko Noela, gdyby Ali się zjawiła, a on ich
potrzebował.
– Ja też bym się denerwowała, gdybym za chwilę miała się spotkać z osobą, która zostawiła mnie
półżywą na pastwę losu – powiedziała cicho Spencer.
Arię przeszły ciarki. Emily ścisnęła jej dłoń.
– Wszystko w porządku?
Aria wzruszyła ramionami. Prawie w ogóle się nie odzywała, a Emily zauważyła, jak nieśmiało
Aria i Noel na siebie spoglądają i za każdym razem Aria natychmiast gwałtownie odwraca wzrok,
jakby się wstydziła.
Aria spojrzała na dziewczyny.
– Powtórzmy jeszcze raz, jak wygląda nasz plan. Za kilka sekund się rozejdziemy. Kiedy Ali
przyjdzie, Noel da nam znać i wtedy ją zaskoczymy.
– Aria i ja rzucimy się na nią i zaciągniemy ją do samochodu – dodała Emily.
– A ja razem z Hanną będziemy wypatrywać pomocnika Ali – powiedziała Spencer. – Noel ma
zadzwonić na policję.
– Jeśli zjawi się pomocnik A., uciekamy – powiedziała Aria.
– Ale najpierw musimy zrobić Ali zdjęcie naszymi telefonami – wyrecytowała Emily. – Musimy
mieć dowód, że jest żywa.
– A jak złapią którąś z nas, natychmiast zawiadamiamy policję – powiedziała Spencer.
Emily z bijącym sercem jeszcze raz spojrzała na Noela. Nie darowałaby sobie, gdyby Ali lub jej
pomocnik skrzywdzili kogoś z nich. A tego nie można było wykluczyć. Musieli brać pod uwagę każdą
możliwość.
Zegar wybił dziewiątą i dziewczyny zajęły swoje pozycje. Zapach świeżego torfu i jakiegoś
nawozu drażnił nos Emily. Rozejrzała się, ale nie zauważyła nikogo zbliżającego się w stronę wejścia
do biblioteki. Ulicą jechały auta zmierzające do centrum handlowego. Po torach z klekotem
przejechała kolejka podmiejska do Filadelfii. Noel wiercił się niespokojnie na ławce i co chwila
sprawdzał telefon. Czas dłużył się niemiłosiernie. Na zegarze bankowym pojawiała się 21.05, potem
21.06. Arię ogarniał narastający lęk.
Nagle w oddali pojawiła się jakaś jasnowłosa postać w bluzie z kapturem i zbliżyła się do Noela.
Dziewczyny wytężyły wzrok. To była dziewczyna.
Emily czuła jednocześnie tysiąc emocji. Niedowierzanie. Strach. Nienawiść. Spojrzała na
przyjaciółki. Hanna zasłoniła usta dłonią. Spencer otworzyła szeroko oczy. Emily spojrzała na Arię.
„Na pewno powinnyśmy to robić?”, zapytała bezgłośnie.
Postać zatrzymała się przed Noelem. Dziewczyny nie widziały jej twarzy. Noel nie dał im sygnału
do działania. Miał wystawić trzy palce za plecami.
Cisza. To była Ali. Prawda?
– Idziemy – szepnęła Aria do dziewczyn, pokazując na Noela.
Wybiegły zza krzewów. Serce Emily biło coraz szybciej, kiedy zbliżały się do postaci, która nadal
rozmawiała z Noelem. „Za kilka sekund spojrzę Ali prosto w twarz”, pomyślała Aria.
Nagle postać odsunęła się od Noela i zaczęła biec. Emily nie udało się zobaczyć twarzy
uciekinierki, która nadal miała na głowie kaptur.
– Hej! – zawołała, biegnąc za nią.
Dziewczyny ruszyły w pościg. Zakapturzona postać przebiegła przez dwupasmową ulicę łączącą
bibliotekę z centrum handlowym i zniknęła wśród krzewów. „Prawie ją mamy”, pomyślała
podekscytowana Emily. Ścigana przez nie dziewczyna nie mogła tak szybko poruszać się wśród
krzewów.
Przeszły przez ulicę i usłyszały potworny zgrzyt. Reflektor zaświecił im prosto w oczy. Emily
wrzasnęła na widok jadącego prosto na nią samochodu.
– O, Boże! – zawołała, widząc Hannę w światłach reflektora.
Emily błyskawicznie zepchnęła Hannę na bok, a samochód przejechał zygzakiem, zaledwie kilka
centymetrów od Emily. Upadła na trawę i zraniła się w kolano o krawężnik. Spencer upadła na ziemię
tuż obok niej, a Aria wpadła na znak drogowy. Oszołomiona Hanna siedziała pośrodku jezdni.
– Nic ci się nie stało? – zapytała Emily, wstając i biegnąc w stronę Hanny.
Hanna pokręciła głową, patrząc na oddalające się tylne światła samochodu.
– Jechał prosto na nas. Mógł nas zabić.
Emily pomogła jej wstać. Pobiegły w stronę krzewów, w których zniknęła postać. Nikogo tam nie
było. Parking też był pusty. Emily wróciła do Noela, który teraz wstał z ławki naprzeciwko biblioteki.
Patrzył przerażony na dziewczyny. Aria, Spencer i Hanna też do niego podeszły.
– To była ona? – zapytała go Aria. – Co powiedziała?
Noel w zamyśleniu pokręcił głową.
– To nie była ona. Jakaś nieznajoma blondynka, pytała mnie, czy mam ogień. Jak was zobaczyła,
zaczęła uciekać. Nic wam się nie stało?
Emily i Hanna popatrzyły po sobie.
– Nie sądzę, żeby ta blondynka zjawiła się tu przypadkiem – powiedziała Hanna nerwowo.
Noel pokiwał głową. W jego oczach czaił się strach.
– Myślicie, że to ona zastawiła na nas pułapkę?
Popatrzyli po sobie, a potem spojrzeli na ulicę, którą przed chwilą przejechało rozpędzone auto.
Nikt nie zdążył zapamiętać numerów rejestracyjnych.
– Tak – wyszeptała Aria. – To była Ali.
Może zapłaciła jakiejś blondynce, żeby podeszła do Noela i odwróciła jego uwagę. Pewnie
przejrzała na wylot ich intrygę. Emily spojrzała na Noela z desperacją.
– Nie możesz spróbować się z nią jeszcze raz skontaktować? Może uda ci się umówić na kolejne
spotkanie jeszcze przed naszym procesem.
Noel zmierzył Emily wzrokiem.
– Ona już wie, że na nią czyhamy. Pewnie znowu spróbuje was zabić.
– Faktycznie, to nie najlepszy pomysł – poparła go Spencer.
Aria spojrzała na Noela, jakby chciała rzucić mu wyzwanie.
– A ja uważam, że Emily ma rację. Zaszłyśmy naprawdę daleko. Musimy coś zrobić. Błagam,
skontaktuj się z nią jeszcze raz.
Noel zwiesił głowę. Ze zrezygnowaną miną wpisał coś do telefonu. Po chwili spojrzał zaskoczony
na dziewczyny.
– Nie ma takiej strony.
Pokazał im ekran telefonu.
Aria pokręciła głową.
– To na pewno jakaś pomyłka.
– Wpisałem właściwy adres strony. Na pewno się nie pomyliłem.
Aria wyjęła mu telefon z rąk i jeszcze raz spróbowała otworzyć stronę, ale na ekranie pojawił się
ten sam komunikat. Drżał jej podbródek. Emily spochmurniała.
– Strona zniknęła, bo Ali ją skasowała – powiedział Noel bez cienia emocji. – Następnego
spotkania nie będzie. Ali zniknęła.
Dziewczyny nie wierzyły własnym uszom. Ich los był przypieczętowany. Zmarnowały ostatnią
szansę. Teraz nic już nie mogło ich uratować. Następnego dnia miała odbyć się rozprawa, po której
czekała je podróż na Jamajkę i wiele lat w więzieniu.
30
TO JUŻ KONIEC
W piątek rano przed rozpoczęciem rozprawy Hanna stała w milczeniu pośrodku swojego pokoju,
przeglądając swoje rzeczy na półkach. Być może widziała je po raz ostatni. Zaczęła się z nimi żegnać,
jakby była dawną małą dziewczynką mówiącą dobranoc wszystkim swoim maskotkom. „Żegnajcie,
perfumy od Diora, żegnajcie, szpilki od Louboutina, żegnaj, wygodny materacu i szkatułko
z biżuterią. Żegnaj, portrecie Ali”.
Hanna zmarszczyła czoło i wyjęła zdjęcie wsunięte w róg lusterka. Zupełnie o nim zapomniała.
Patrzyła na szyderczy uśmiech Ali i jej drwiące spojrzenie. Oczywiście, zdjęcie przedstawiało tak
naprawdę Courtney, przyjaciółkę Hanny. Ale gdyby nie ten głupi pościg za trofeum z kapsuły czasu,
gdyby Courtney nie zamieniła się miejscami z Ali, a Hannie nie zależało tak bardzo na popularności,
nie wydarzyłoby się wiele strasznych rzeczy.
– Hanno!? – zawołała z dołu mama. – Czas na nas.
Schodząc na parter, Hanna czuła w gardle rosnącą gulę. Przejrzała się w wielkim lustrze
w korytarzu. Czy po raz ostatni miała na sobie sukienkę od Diane von Furstenberg, złote kolczyki
i skórzane botki? Jej oczy napełniły się łzami, kiedy schyliła się i przytuliła do siebie Dota, swojego
miniaturowego pinczera.
– Będę za tobą tęskniła, łobuzie – wyszeptała przez ściśnięte gardło.
Wsiadła do samochodu, w którym już czekała na nią mama.
– Gotowa? – zapytała ze łzami w oczach.
Hanna pokręciła głową. Oczywiście, że nie była gotowa.
Pani Marin jechała bez słowa i na szczęście nie włączyła radia. Sąd mieścił się niedaleko, na
szczycie góry Kale, tuż obok cmentarza i ogrodu botanicznego. Hanna spojrzała na rozciągające się
w dole Rosewood i Hollis, czując tęsknotę i osamotnienie. Widziała Rosewood Day i szkolne boisko.
Dotarło do niej, że już nigdy nie obejrzy meczu lacrosse. Zobaczyła wieżę w Hollis i otaczające ją
budynki. Miała już nigdy nie pójść do baru. Między drzewami widać było nawet dawny dom Ali.
Akurat za tym miejscem by nie tęskniła. Z tym miejscem wiązały się tylko przykre wspomnienia. Po
plecach przeszły jej ciarki, kiedy przypomniała sobie ostatnią wizytę w sądzie prawie półtora roku
temu. Kiedy wyszły z budynku, Emily zaklinała się, że widziała Ali na tylnym siedzeniu w limuzynie.
Oczywiście, wtedy jej nie uwierzyły. A powinny.
Teraz pani Marin podjechała pod wejście do sądu. Jak zwykle na chodniku maszerowali w kółko
protestujący. Pod budynkiem zaparkowało kilka furgonetek z ekipami telewizyjnymi. Samochód pani
Marin natychmiast otoczyła chmara reporterów, którzy gapili się na Hannę przez okno.
– Panno Marin! Panno Marin! – krzyczeli, stukając w szybę. – Panno Marin! Czy odpowie pani na
kilka pytań?
– Nie zwracaj na nich uwagi – powiedziała mama Hanny.
Oczywiście dziennikarze otoczyli Hannę, kiedy tylko wysiadła z samochodu. Podsuwali jej
mikrofony i szarpali za rękawy sukienki. Wciąż zadawali te same pytania. Chcieli wiedzieć, czy
Hanna zabiła Tabithę, czy pan Marin zamierza kontynuować kampanię i czy Hanna spodziewa się
ekstradycji na Jamajkę. Mama objęła ją i poprowadziła w stronę drzwi. Hanna potknęła się na
pierwszym stopniu, ale nawet tego nie poczuła. Szła dalej. Nie czuła prawie nic.
Zobaczyła, że do budynku już wchodzą Aria, Spencer i Emily. Kiedy zamknęły się za nimi
dwuskrzydłowe drzwi, krzyki na zewnątrz ucichły prawie zupełnie. Hanna rozejrzała się po lobby
wyłożonym marmurem. Otaczały ją kamienne posągi przedstawiające ojców założycieli miasta. Na
balkonie wisiała flaga amerykańska i flaga stanu Pensylwania. Rodzice Arii i mama Spencer
opróżniali kieszenie, stojąc w kolejce do kontroli bezpieczeństwa. Przed salą już czekał zespół
prawników pod wodzą taty Spencer i pana Goddarda. Hanna zdziwiła się na widok Kate w granatowej
marynarce i spodniach w prążki. Pan Marin się nie zjawił. Hanna nie odczuwała jednak smutku z tego
powodu. Właściwie spodziewała się tego. Kiedy stanęła w kolejce, poczuła, jak ktoś bierze ją za rękę.
Mike patrzył na nią oczami pełnymi łez.
– Wiem, że próbowałyście ją znaleźć – wyszeptał. – Trzeba było poprosić mnie o pomoc.
Hanna pokręciła głową.
– Nie mogłam.
– Udało wam się?
Hanna miała ochotę szyderczo się zaśmiać.
– A jak myślisz?
Mike nic nie odpowiedział, tylko ścisnął jej dłoń trochę mocniej.
Kiedy przeszli kontrolę bezpieczeństwa, do dziewczyn podeszli prawnicy i razem weszli na salę
sądową. Kiedy pan Goddard otworzył drzwi, w ich stronę odwróciła się setka głów. Hanna rozpoznała
każdą twarz: Naomi Zeigler i Riley Wolfe, kolegów Mike’a z drużyny lacrosse i dziewczyny z zespołu
cheerleaderek, do którego Hanna też kiedyś należała. Dostrzegła także dziewczynę o imieniu Dinah,
która poznała w czasie obozu kondycyjnego w zeszłe święta, Seana Ackarda, jego tatę, Kelly z kliniki
leczenia poparzeń, Phi Templeton, Chassey Bledsoe i, ku swojemu przerażeniu, rodziców Mony
Vanderwaal. Oboje bardzo się postarzeli i zmarnieli od śmierci Mony półtora roku temu.
Wszyscy patrzyli na Hannę, jakby wyrok skazujący już zapadł. Nie czuła się tak zawstydzona od
czasu, kiedy Mona jako A. umieściła w internecie filmik, na którym Hannie pękała sukienka w czasie
siedemnastych urodzin Mony. Hanna nachyliła się w stronę Mike’a.
– Nie musisz przy mnie stać. Narażasz się całemu miastu. Usiądź z kolegami.
Mike uszczypnął ją w dłoń.
– Cicho.
Mike trzymał ją mocno za rękę, kiedy szli środkiem sali do pierwszej ławki. Hanna usiadła obok
swojego prawnika, czując chłód drewna przez cienką sukienkę. Mike zajął miejsce za nią. Emily,
Spencer i Aria też usiadły w pierwszym rzędzie. Spojrzały po sobie, ale nie odważyły się powiedzieć
ani słowa. Wszystkie wyglądały tak, jakby zupełnie się już poddały. Próbowały na wszystkie sposoby
znaleźć Ali, lecz ich starania spełzły na niczym.
Ciężkie drzwi trzasnęły i woźny kazał wszystkim wstać. Gruby, łysiejący sędzia w powłóczystej
czarnej szacie wszedł i usiadł na krześle, patrząc na dziewczyny znużonym wzrokiem. Po kilku
wstępnych słowach zabrał głos prokurator okręgowy.
– Istnieją przekonujące dowody, że panna Hastings, panna Marin, panna Montgomery i panna
Fields w kwietniu zeszłego roku zamordowały Tabithę Clark w kurorcie na Jamajce.
Sędzia pokiwał głową.
– Ich proces odbędzie się właśnie tam i tam zostanie wydany wyrok. Ekstradycja na Jamajkę
nastąpi w trybie natychmiastowym.
Prawnicy i sędzia mówili coś jeszcze, ale bicie serca Hanny zagłuszyło ich głosy. Zamknęła oczy
i pogrążyła się w ciemności. Kiedy je otworzyła, pan Goddard stał.
– Proszę o udzielenie pozwolenia moim klientkom na spędzenie jeszcze jednej nocy w Rosewood,
żeby mogły pożegnać się ze swoimi rodzinami.
– Przychylam się do wniosku – oznajmił sędzia. – Oskarżone muszą jutro opuścić Stany
Zjednoczone. Koszty przelotu pokryją ich rodziny. Każdej z oskarżonych towarzyszył będzie
reprezentant wymiaru sprawiedliwości.
Zastukał młotek sędziowski i wszyscy wstali. Pan Goddard poprosił, żeby wszyscy przeszli z sali
sądowej do konferencyjnej, by tam w spokoju omówić kilka istotnych spraw. Dziennikarze już na nie
czyhali w holu. Kiedy Hanna ich mijała, próbowali ją zatrzymać. Hanna obejrzała się, szukając
wzrokiem Mike’a. Chciała z nim spędzić jak najwięcej czasu przed wyjazdem z kraju. Teraz jednak
otaczały ją tylko gniewne twarze.
U jej boku pojawiła się Emily. Po chwili dołączyły do nich Spencer i Aria. Pan Goddard otoczył je
ramionami, odgradzając od dziennikarzy, i nagle dziewczyny popatrzyły na siebie i wybuchnęły
płaczem. Spencer wtuliła się w Hannę i mocno ją uścisnęła. Aria i Emily też do nich przywarły.
Zanosiły się płaczem. Rozbłysły flesze. Dziennikarze ani na chwilę nie przestali zadawać im pytań.
Hanna nie przejmowała się teraz swoim wyglądem. Każdy by się rozkleił, gdyby był wysyłany na
Jamajkę za przestępstwo, którego nie popełnił.
– Nie wierzę, że to się stało naprawdę – szepnęła do przyjaciółek.
– Musimy być silne – powiedziała Spencer łamiącym się głosem.
Hanna spojrzała na drzwi sali sądowej, zdumiona, jak wiele osób wychodzi na zewnątrz. Rodzice
Mony zbiegali po schodach w obawie, że dziennikarze zaraz rzucą się za nimi w pogoń. Naomi i Riley
flirtowali z chłopakami z drużyny lacrosse, jakby przyszły na szkolną imprezę. Kate wyglądała na
zagubioną, kiedy podeszła do okna. Hanna miała ochotę ją zawołać i przytulić. Pan Goddard skierował
je do sali konferencyjnej i zamknął za nimi drzwi.
– Zaraz wrócę – powiedział. – Chcemy natychmiast złożyć apelację. Próbujemy znaleźć dla was
najlepszych prawników na Jamajce.
Zamknął drzwi i dziewczyny zostały same. Przez chwilę Hanna siedziała przy stole jak
sparaliżowana, wbijając paznokcie w drewniany stół. Nagle zauważyła coś za oknem.
– Nigdy więcej – wykrzyczał ktoś przez megafon.
– Nigdy więcej – powtórzyły gniewne głosy.
– Nigdy więcej zbrodni w Rosewood! – zawołał przewodnik pikiety.
Hanna wsłuchiwała się w krzyczące głosy. Już gdzieś słyszała te okrzyki. Próbowała sobie
przypomnieć, z czym jej się kojarzyły.
– Nigdy więcej! – powtórzył pierwszy głos przez megafon.
– Nigdy więcej zbrodni w Rosewood! – powtórzyli protestujący jak echo, wymachując tablicami
i transparentami.
Hanna zasłoniła usta dłonią.
– Dziewczyny. – Odwróciła się i przywołała je do siebie gestem.
Spencer, Aria i Emily podeszły do okna. Miały zdumione miny.
– Pikieta – powiedziała Hanna.
Popatrzyła na lewo i zobaczyła protestujących, chodzących w kółko na trawniku przed budynkiem
sądu. „Nigdy więcej zbrodni w Rosewood!”, skandowali.
– To ich słyszałyśmy w wiadomości od Ali – powiedziała Hanna.
Emily uniosła brwi.
– Naprawdę?
Hanna pokiwała głową. Nigdy w życiu nie była tak pewna.
– To te same głosy i ten sam slogan. Słyszałyśmy tylko kawałek, zanim Ali się rozłączyła. Ale to
ta sama pikieta.
Spencer się skrzywiła.
– Ali maszerowała z ludźmi, którzy protestowali przeciwko popełnionym przez nią zbrodniom?
– Może stała gdzieś obok – powiedziała Hanna.
Spencer zaczęła chodzić po sali.
– W ciągu mijającego tygodnia takie pikiety odbywały się w całym Rosewood. Kiedy dostałaś tę
wiadomość, Emily?
– W zeszły piątek.
Aria spojrzała na Spencer.
– Istnieje jakiś sposób, żeby się dowiedzieć, gdzie wtedy odbywał się protest?
Hanna coś sobie przypomniała.
– Wiem gdzie.
Kiedy ostatnim razem pojechała do biura taty, on nie martwił się jej losem, tylko tym, czy
demonstranci widzieli, jak Hanna wchodzi do budynku. Powiedziała o tym przyjaciółkom.
– Jesteś tego pewna? – zapytała z niedowierzaniem Spencer.
– Na sto procent. – Serce Hanny biło coraz szybciej. – Ali znajdowała się w pobliżu siedziby
sztabu wyborczego mojego taty.
Hanna patrzyła na przyjaciółki, czując, jak na nowo rozpala się w niej nadzieja. Dopiero
następnego dnia wyjeżdżały na Jamajkę. Miały całą noc na poszukiwanie Ali. Musiały jakoś wymknąć
się z domu, choć wiedziały, że nie będzie to łatwe. Kiedy patrzyła na zdeterminowane twarze swoich
przyjaciółek, wiedziała, że myślą o tym samym.
Spencer spojrzała na drzewa za oknem.
– O pierwszej?
Hanna pokiwała głową.
Miały kolejny plan.
31
NA TROPIE ALI
Dwadzieścia pod dwunastej zadzwonił budzik na nocnym stoliku przy łóżku Spencer. Otworzyła
oczy i od razu poczuła przypływ energii. Choć w pokoju nie paliło się światło, a Spencer leżała pod
grubą kołdrą, miała na sobie czarną bluzę z kapturem, czarne legginsy, a nawet czarne adidasy New
Balance, znalezione w szafie w dawnym pokoju Melissy. Była gotowa.
Odsunęła kołdrę i na palcach podeszła do drzwi. W domu panowała cisza. Mama i pan
Pennythistle chyba spali po zażyciu końskiej dawki xanaksu. Spencer podeszła do okna wychodzącego
na frontowe podwórze. Przed domem nie stało żadne auto policyjne.
Ułożyła poduszki na łóżku i przykryła je kołdrą, by ktoś, kto wejdzie do pokoju, myślał, że
Spencer nadal śpi. Po cichu zeszła na dół, otworzyła skrzynkę z programatorem alarmu
i dezaktywowała czujniki przy drzwiach. Wyłączyła urządzenie, zanim rozległo się automatyczne
powiadomienie, które mogłoby obudzić domowników. Wreszcie zeszła na dół, do zagraconego
pokoiku w suterenie, gdzie stały skrzynki wina i lodówka przydająca się w czasie większych przyjęć.
Zazwyczaj Spencer niechętnie wchodziła do tego pomieszczenia. Unosił się w nim zapach pleśni, a po
ścianach chodziły pająki. To tutaj Melissa „więziła” Spencer, kiedy w dzieciństwie udawały Złą
Królową i jej Poddaną. W rogu pokoju znajdowały się schody prowadzące do niewielkich drzwi na
podwórze za domem. Tędy mogła się wymknąć niezauważona. Policja nie wiedziała o tym tajnym
wyjściu.
Serce waliło jej jak młotem, kiedy w ciemności wchodziła po schodach do drzwi. Wstrzymała
oddech, gdy popchnęła je lekko i otworzyła. Zraszacz do trawy posykiwał cicho. Po lewej stronie
woda szemrała w jacuzzi. Spencer schyliła się i na ugiętych nogach pobiegła w stronę lasu, próbując
unikać światła lamp ulicznych. Odetchnęła dopiero, gdy osłoniły ją drzewa.
Musiała przejść sześć kilometrów do kwatery głównej sztabu wyborczego pana Marina
mieszczącej się w budynku przy Lancaster Avenue, niedaleko dworca kolejowego. Spencer chciała
nawet pojechać tam na rowerze, lecz w ciągu dnia nie miała czasu, żeby ukryć go w lesie, dlatego
musiała iść piechotą. Przeszła przez sąsiednie osiedle, biegiem przemierzając ulice, chowając się
w bocznych uliczkach na dźwięk nadjeżdżającego samochodu. „Musimy dopaść Ali, musimy dopaść
Ali”, myślała gorączkowo w rytm własnych kroków.
Przejście przez Lancaster Avenue okazało się znacznie trudniejsze. Pomimo późnej pory ulicą
nadal jechały samochody i Spencer próbowała trzymać się z dala od ulicy. Na widok zbliżającego się
auta chowała się za drzewo albo drogowskaz prowadzący do centrum handlowego. Kiedy zobaczyła
samochód policyjny stojący na skrzyżowaniu, wskoczyła do rowu. Udało jej się jednak dotrzeć pod
biuro pana Marina kilka minut przed pierwszą. Była cała spocona i ubłocona. Chyba skręciła kostkę,
kiedy wskakiwała do rowu. Ale to nie miało żadnego znaczenia. Najważniejsze, że dotarła na miejsce.
Patrzyła na swoje odbicie w oszklonej ścianie biurowca. Nad drzwiami paliły się światełka, ale
poza tym w atrium panowała ciemność. Spencer spojrzała w stronę podziemnego parkingu, na las
rosnący za budynkiem, a potem na neon wiszący nad pobliskim sklepem z kostiumami, gdzie często
zaopatrywali się aktorzy ze szkolnego kółka teatralnego. Czy to możliwe, że kryjówka Ali znajdowała
się gdzieś w pobliżu? Jak jej się udało tak długo ukrywać w publicznym miejscu?
– Chyba wiem, o czym myślisz.
Obok Spencer stała Hanna, ubrana na czarno i zdyszana, jakby też przybiegła tutaj z domu.
– Ali tu nie ma, prawda? Nie ukryłaby się w pobliżu biurowca w samym centrum Rosewood,
prawda?
Spencer wzruszyła ramionami.
– To chyba mało prawdopodobne.
Hanna przysiadła na kwietniku obok głównego wejścia.
– Tu odbywała się demonstracja w piątek. Stąd Ali zadzwoniła do Emily.
Kilka minut później Aria i Emily przyjechały na rowerach. Spencer podzieliła się z nimi
wątpliwościami.
– Też mi się wydaje, że możemy się mylić – przyznała Aria, ostrożnie chowając rower w krzakach.
– A jeśli się mylimy, co zrobi policja, jak nas tu znajdzie?
– I tak nie mogą nas już bardziej ukarać – powiedziała Spencer grobowym głosem.
Emily spojrzała na Hannę.
– A jeśli Ali była tu tylko przez chwilę? Może uświadomiła sobie, że możemy wpaść na jej ślad,
i zadzwoniła do nas stąd, żeby naprowadzić nas na fałszywy trop?
– A jeśli było inaczej? – zapytała w odpowiedzi Hanna. – Warto zaryzykować.
Spencer nacisnęła klamkę. Drzwi ani drgnęły.
– I co teraz? Przecież nie wejdziemy do środka, żeby sprawdzić wszystkie biura.
– I tak byśmy jej tam nie znalazły – powiedziała Hanna w zamyśleniu. – Znam to miejsce
i wszystkich, którzy tutaj pracują. Na pewno nikt nie ukrywa Ali w schowku na miotły.
– Może w piwnicy? – zasugerowała Emily.
Hanna pokręciła głową.
– W ciągu dnia ochrona dokładnie sprawdza każdy kąt. Nie sądzę, aby Ali ukryła się w budynku.
Spencer położyła ręce na biodrach i rozejrzała się wokoło, jeszcze raz spoglądając uważnie na
biurowiec, parking i ulicę. Hanna wpatrywała się w sąsiedni budynek.
– A tam?
Dziewczyny odwróciły się i spojrzały w tym samym kierunku.
– Sklep z kostiumami? – zapytała Emily.
– Nie, chodzi mi o ten budynek, który stoi bliżej nas.
Hanna pokazała na drzewa oddzielające biurowiec od parkingu przed sklepem z kostiumami.
Nagle Spencer dość daleko od ulicy zobaczyła dach domu górujący nad koronami drzew.
– O, Boże – jęknęła Aria.
– Zauważyłam ten dom kilka dni temu, kiedy przyszłam tutaj, żeby porozmawiać z tatą –
wyszeptała Hanna. – Ale nie wiem, co tam jest.
Podeszły bliżej ścieżką ukrytą w wysokiej trawie. Jakieś sto metrów dalej majaczył budynek
osłonięty wysokimi drzewami. To mogła być rozpadająca się stodoła albo stary opuszczony dom
z kamienia, który powoli popadał w ruinę. Spencer włączyła aplikację, dzięki której iPhone’a można
użyć jako latarki. Oświetliła rozpadającą się fasadę, rozbite okno i walające się wokół śmieci. Bujne
chwasty świadczyły o tym, że domem nikt się nie opiekuje od wielu lat. Hanna zmarszczyła nos.
– Ale tu ohydnie.
Dziewczyny zamilkły. Patrzyły na ponurą ruinę. Spencer poczuła ciarki na plecach. Wreszcie
postanowiła działać.
– Wejdźmy do środka – zakomenderowała.
32
KIM JEST TEN CHŁOPAK?
Dziewczyny kolejno przecisnęły się przez żywopłot. Z bliska dom wyglądał jeszcze gorzej niż
z parkingu. Deski, którymi zabito okna, były przegniłe, cały ganek pokrywały pajęczyny i warstwa
śmieci. Na dachu zardzewiały wiatrowskaz w kształcie kogucika obracał się powoli, skrzypiąc przy
każdym podmuchu wiatru. Wydawało się, że winorośl i mech porastające ściany chcą pochłonąć cały
dom. Z wnętrza dobiegał odór gnijącego mięsa. Hanna zasłoniła nos mankietem bluzy.
– Jak ona mogła tu mieszkać?
– Ona zabiła pięć osób – przypomniała jej Aria. – To wariatka.
Spencer weszła po rozpadających się schodkach i stanęła przed drzwiami frontowymi. Stare
zawiasy ustąpiły szybko pod naciskiem i drzwi otworzyły się z głośnym skrzypieniem. Hanna
skrzywiła się i zasłoniła rękami głowę, jakby spodziewała się wybuchu bomby. Po kilku sekundach
ośmieliła się otworzyć oczy. Drzwi stały otwarte na oścież. W środku nikogo nie było. Przerażona
Spencer zatrzymała się w progu jak skamieniała. Emily weszła po schodkach i stanęła obok niej.
Hanna poszła za nią i w końcu wszystkie zajrzały do środka. W domu panowały egipskie ciemności.
Smród gnijącego mięsa był jeszcze bardziej intensywny, wręcz obezwładniający.
– Och – westchnęła Hanna, odwracając głowę.
– Ohyda – powiedziała Spencer ze wstrętem.
Emily zasłoniła nos kołnierzykiem koszuli. Aria wyciągnęła telefon i oświetliła pokój. Całą
podłogę pokrywał kurz, brud, odłupane kawałki tynku i połamane deski. Kiedy snop światła padł na
róg pokoju, coś tam zachrobotało i pisnęło. Dziewczyny krzyknęły i cofnęły się o krok.
– To tylko mysz – syknęła Spencer.
Hanna wstrzymała oddech i ostrożnie weszła do pokoju. Kiedy poczuła twardy grunt pod nogami,
odważyła się zrobić kilka kroków. W pokoju zauważyła stary metalowy zlew i czarny piecyk na trzech
nóżkach. Tak mogłaby wyglądać chatka Baby Jagi z Jasia i Małgosi. Obok wielkiej dziury w ścianie,
gdzie kiedyś mieściły się pewnie tylne drzwi, leżała gazeta. Hanna podniosła ją i wytężyła wzrok, by
przeczytać nagłówki. Jednak druk tak wyblakł, że nie zdołała go odcyfrować.
Zajrzała do łazienki. W rogu stała zardzewiała wanna, a obok niej sedes bez deski klozetowej. Po
umywalce została tylko dziura w ścianie i kilka popękanych kafelków. Przez otwarte okno wpadało do
środka chłodne powietrze. Hanna wycofała się. Nieświeże powietrze wydawało jej się zatrute.
Pozostałe dziewczyny też chodziły po pokojach i zaglądały do szaf. Przed wyjściem na pierwsze
piętro powstrzymywały je zmurszałe schody.
– Nikogo tu nie ma – wyszeptała Spencer. – Zupełna pustka.
– Myślisz, że jest tu piwnica? – zapytała Emily.
Spencer wzruszyła ramionami.
– Nie widziałam schodów na dół.
Aria odwróciła się z otwartymi szeroko oczami.
– Słyszałyście?
– Co? – zapytała Hanna drżącym głosem. Zamarła.
Dziewczyny milczały przez chwilę. Hanna nasłuchiwała w skupieniu. Panowała zupełna cisza.
Rozejrzała się po ciemnym, pustym pokoju i znowu przeszły ją ciarki.
– Może jednak się pomyliłyśmy – powiedziała. – Nie widzę tu żadnych śladów Ali.
Spencer westchnęła.
– To chyba ślepa uliczka.
Nad ich głowami rozległo się stukanie, jakby gałęzie uderzały o dach.
– Chodźmy stąd – powiedziała Emily, idąc na palcach w stronę drzwi. – Boję się.
Dziewczyny pokiwały głowami i ruszyły za nią. Nagle usłyszały za plecami kroki. Bardzo
wyraźne. Hanna odwróciła się, czując, jak naprężają się wszystkie jej mięśnie. Nagle w ciemności po
drugiej stronie pokoju zamajaczyła jakaś postać.
Wszystkie się odwróciły. Spencer westchnęła. Aria pisnęła cichutko. Emily asekuracyjnie oparła
się o ścianę.
– Jest tu kto? – zapytała Hanna, zastanawiając się, kim jest tajemnicza postać.
Ktoś włączył latarkę i w ciemności pojawił się snop żółtawego, rozproszonego światła. Mysz
znowu pisnęła i czmychnęła do dziury. Rozległ się świst i pojękiwanie wiatru. Postać uniosła latarkę
i oświetliła samą siebie.
– Cześć, dziewczyny – usłyszały męski głos.
Hanna przyglądała się twarzy stojącego przed nimi chłopaka. Miał brązowe oczy, garbaty nos
i ostro zarysowany podbródek bez śladu zarostu. Mierzył do nich z pistoletu. Kiedy stanął prosto,
Hanna natychmiast uświadomiła sobie, skąd go zna. Niedawno Madison pokazała jej jego zdjęcie.
– Jackson!? – wykrzyknęła. Barman, który upił Madison i wyśmiał Hannę, kiedy chciała
zadzwonić po taksówkę.
Ale co on tu robił?
– Derrick? – wycedziła Emily stojąca obok Hanny.
Hanna zmarszczyła czoło, patrząc na zszokowaną Emily. Jaki Derrick?
Spencer też go rozpoznała.
– Phineas – powiedziała z niedowierzaniem, wpatrując się w chłopaka. – Sprzedawca Łatwych
Piątek z Uniwersytetu Pensylwanii.
– Olaf – powiedziała Aria dokładnie w tym samym momencie.
Dezorientacja Hanny narastała. Jej mózg pracował na pełnych obrotach.
– Zaraz. Olaf z Islandii?
– Tak – powiedziała powoli Aria, zasłaniając usta. – To on.
Hanna gwałtownie pokręciła głową.
– To nie Olaf. Przecież go spotkałam.
Przecież impreza w barze w Filadelfii miała miejsce tuż przed wyjazdem na Islandię. Hanna
poznałaby przecież chłopaka, który najpierw upił Madison tamtej nocy, gdy wydarzył się wypadek,
a potem podrywał Arię na drugim końcu świata. Ale... czy na pewno by go rozpoznała? Przyglądała
się ciemnym brwiom i wąskim ustom Jacksona. To prawda, przypominał Olafa. Nigdy by jej nie
przyszło do głowy, że dziwny Islandczyk i przystojny amerykański barman to jedna i ta sama osoba.
– Nic nie rozumiem – powiedziała Spencer ochrypłym głosem.
– Co tu się, do cholery, dzieje? – zapytała jednocześnie Hanna.
Chłopak podszedł do nich.
– Mam na imię Jackson – powiedział. – I Derrick. I Phineas. A nawet Olaf. Tak naprawdę mam na
imię Nick. Przyjaciele mówią na mnie Tripp. Tripp Maxwell.
Emily zamrugała z niedowierzaniem.
– Tripp – wyszeptała. – O mój Boże.
Spencer spojrzała na nią.
– Kto to jest Tripp?
Emily drżał podbródek.
– Iris podkochiwała się w chłopaku o imieniu Tripp. Poznała go w Zaciszu.
– Och, Iris. – Nick przewrócił oczami. – Ależ ona się we mnie zabujała.
Hannie kręciło się w głowie. Nick leczył się w Zaciszu, jego imię zaczynało się na N i był
chłopakiem Ali. To o nim mówił Graham. To on zranił Noela. Zabił Gayle. Zamordował Kylę. To on
pomagał A.
Poczuła narastającą panikę. Obejrzała się przez ramię. Stały tylko kilka kroków od drzwi. Może
udałoby im się uciec i Nick by ich nie dopadł. Chwyciła Spencer za rękę i pociągnęła ją za sobą.
Emily i Aria też wzięły nogi za pas. Hanna jednym krokiem doskoczyła do drzwi, chwytając za
rozchwierutaną klamkę. Nagle ktoś wyskoczył z ciemności i stanął w drzwiach, zagradzając im drogę.
– Nie tak szybko – odezwał się lodowaty głos.
Hanna rozpoznała go od razu. W powietrzu unosił się teraz zapach perfum. Serce Hanny przestało
na moment bić. To były perfumy o zapachu wanilii.
Powoli, w napięciu Nick skierował snop latarki na stojącą w drzwiach postać. Jej szyję i ramiona
pokrywały blizny. Nadal miała wielkie, niebieskie oczy i sercowatą twarz, ale teraz miała w sobie coś
złego i okrutnego. Była wymizerowana, wyczerpana i zniszczona, jakby długo i ciężko chorowała.
W jej lodowatych oczach nie było już radości. Czaiło się w nich tylko okrucieństwo. Hanna
wstrzymała oddech.
– Cześć, suki – wyszeptała Ali, wyciągając pistolet. – Pójdziecie z nami.
33
SŁODKI ZAPACH ŚMIERCI
Emily cała się trzęsła, kiedy Ali wbiła w nią swoje zimne, mordercze spojrzenie. A więc znalazły
ją. Prawdziwą. Żywą. Była schorowana i wychudzona, dżinsy wisiały jej na biodrach, miała ręce
cienkie jak patyczki, a na szyi wyszły jej grube żyły. Miała ubrudzoną twarz i tłuste włosy, a kiedy się
uśmiechnęła, pokazała zepsute przednie zęby. Wyglądała jak piękny portret, który ktoś celowo
zniszczył. Ta piękna, najpiękniejsza dziewczyna, którą wszyscy podziwiali i w której Emily się
zakochała, teraz wyglądała jak cień człowieka. Jak świr. Emily odwróciła się i spojrzała na Nicka.
Derrick. Jak to możliwe? Emily nie mieściło się w głowie, że to jej powiernik, chłopak, który pomagał
jej przez całe lato w najgorszych momentach jej życia. Zaproponował nawet Emily, żeby u niego
zamieszkała. Teraz patrzył na nią zimnym wzrokiem, ze złośliwym uśmieszkiem, którego Emily
nigdy wcześniej nie widziała. Uświadomiła sobie coś jeszcze. Derrick znał Gayle. Tamtego lata
pracował dla niej jako ogrodnik. To dlatego słyszały, jak Gayle tuż przed śmiercią rozmawia z kimś
znajomym. Pewnie się zastanawiała, co Derrick robi w środku nocy przed jej domem.
Ali nadal stała w drzwiach, zagradzając im jedyną drogę ucieczki.
– W rogu są drzwiczki do piwnicy. Idźcie tam, no już – powiedziała, pokazując im kierunek ręką,
w której trzymała pistolet.
Dziewczyny pod eskortą Ali i Nicka podeszły do drzwiczek. Nick pociągnął za zardzewiały skobel
i otworzył je. Schody prowadziły do piwnicy. Snop światła padał na dywan. Z piwnicy wydobywał się
dziwny, słodkawy zapach. Emily zakaszlała.
– Co to za zapach? – zapytała.
– Żadnych pytań. Schodźcie na dół – rozkazała Ali, wciskając lufę pistoletu w plecy Arii.
Emily była tak roztrzęsiona, że schodząc do piwnicy, dwa razy o mało nie spadła ze schodów.
Spencer, Aria i Hanna szły za nią. Kiedy Emily stanęła na dole, rozejrzała się. Były w wąskim
korytarzu. Otaczały je tylko cztery puste ściany. Słodki zapach był coraz silniejszy, duszący,
obezwładniający. Rozległ się syk, jakby w powietrzu rozchodziło się jeszcze więcej trującego gazu.
Emily zakaszlała, ale czuła się coraz gorzej. Spencer ciężko oddychała. Aria zbladła.
Widziały, jak Ali i Nick schodzą za nimi po schodach i zamykają drzwiczki.
– Dziewczyny – powiedział Nick, szczerząc zęby jak krokodyl. – Nadal nie możecie się połapać,
co tu jest grane?
Żadna nie odważyła się odezwać. Emily czuła, że jej przyjaciółki są tak samo zdezorientowane jak
ona.
– Pojechałeś za mną na Islandię – powiedziała Aria.
Nick wzruszył ramionami.
– Tak.
– Ty też tam byłaś? – Aria popatrzyła na Ali, której sylwetka majaczyła w przytłumionym świetle.
Ali tylko się uśmiechnęła. Wiedziała, że nie musi odpowiadać na żadne pytania.
– To wy zamknęliście Noela w magazynie? – wyszeptała Aria ze łzami w oczach.
Nick z drwiącym uśmiechem założył ręce na piersi. Emily chrząknęła.
– Ukradłeś pieniądze Gayle i ją zabiłeś. Potem wyruszyłeś z nami w rejs i doniosłeś na Jordan do
FBI.
– I podłożyłeś bombę w maszynowni – dodała Aria. – Mogłam zginąć.
– Zabiłeś Grahama – powiedziała oskarżycielsko Hanna.
Nick i Ali z dumą popatrzyli na siebie, jakby zaraz mieli się roześmiać. Emily chwyciła Arię za
rękę. Kiedy dotarło do niej, jak wiele zła wyrządzili Nick i Ali, poczuła się tak, jakby przeszyło ją
rozgrzane do czerwoności ostrze. Już to, co zrobili Noelowi, wołało o pomstę do nieba. Ale przecież
oni zabili też Iana i Jennę. Nick pomógł Ali wzniecić pożar w domku gościnnym Spencer.
Najprawdopodobniej był też w Pocono, kiedy Ali próbowała je zabić. To on pomógł jej w ucieczce.
Wszystko to nie mieściło się Emily w głowie. Choć wydawało jej się to czystym szaleństwem, ten
chłopak jednocześnie udawał cztery osoby.
– Tak ci ufałam – wyszeptała Emily, patrząc na Nicka. – Przez ciebie nieomal oddałam moje
dziecko wariatce.
Nick wbił w nią wzrok.
– Nikt ci nie kazał dobijać z nią targu, Emily. Zrobiłaś to z własnej woli. Czy to nie piękne?
Owszem, wpakowałem was w tarapaty, ale ostatecznie to wy przypieczętowałyście swój los.
Dziewczyny popatrzyły po sobie z potępieńczymi minami. Nick miał rację. Wina spoczywała na
ich barkach. Nick wyczuł ich słabe punkty i je wykorzystał.
– Zabiliście Tabithę, prawda? – zapytała Emily.
Nick spojrzał na Ali, która uśmiechnęła się szyderczo.
– Zrobiliśmy to, co trzeba – odparł Nick.
– A co z Iris? – szepnęła Emily.
Nick wzruszył ramionami.
– Dość tych pytań. Zamykamy sprawę.
Przeszedł obok nich i odnalazł na ścianie jakiś włącznik. Przekręcił go raz, westchnął ciężko,
ściana się przesunęła i nagle oczom dziewczyn ukazał się ukryty pokój oświetlony pojedynczą
żarówką zamontowaną w kącie.
– Wchodzić – zakomenderował, popychając Emily i jej przyjaciółki.
Emily niepewnie weszła do środka. W małym, wilgotnym pokoju w suterenie śmierdziało pleśnią.
Prócz tego w powietrzu unosił się wciąż ten okropny, słodki zapach. Pod ścianą z cegieł stała stara
kanapa obita wełną i niewielki stolik. Zdjęcia Ali pokrywały wszystkie ściany.
Były to stare fotografie z siódmej klasy, zdjęcia z albumu rocznego z czwartej i piątej. Niektóre
zrobiono po powrocie Ali do Rosewood, kiedy odbywał się proces Iana. Kilka portretów wisiało
w holu w domu DiLaurentisów. Na jednym uśmiechała się jedna z bliźniaczek. Brakowało jej zęba na
przedzie. Ściany były zupełnie zakryte fotografiami, wyciętymi z gazet artykułami o powrocie Alison
do Rosewood, jej śmierci w pożarze w Pocono i poszukiwaniach prowadzonych w całym kraju.
Niektóre zdania były zaznaczone na kolorowo, inne zakreślone czerwonym długopisem. Na jednej
ścianie u góry widniał wykonany kolorowymi literami napis: „KOCHAMY CIĘ, ALI”. Na
przeciwległej ścianie napisano: „TĘSKNIMY ZA TOBĄ, ALI”.
Emily zrobiła krok w tył.
– Co to ma znaczyć?
– Podoba wam się? – Ali stała za nimi, mierząc do nich z pistoletu. – To dobrze. To wasze dzieło.
Emily przekrzywiła głowę. Nie czuła nóg.
– Jak to?
– Kiedy was znajdą – wyjaśniła Ali słodkim głosikiem – uznają, że to świątynia ku mojej czci.
Spencer spojrzała na nią dziko.
– Nigdy nie oddawałyśmy ci czci.
– Daj spokój. – Ali przewróciła oczami. – Kochacie mnie. Zawsze mnie kochałyście. Przez kilka
ostatnich lat myślałyście tylko o mnie. Do takiego wniosku dojdą śledczy, kiedy znajdą tu wasze
zwłoki. Uznają, że wykonałyście swój samobójczy plan, oddając mi hołd.
Emily odwróciła się z ogromnym wysiłkiem i z przerażeniem spojrzała na przyjaciółki. Powoli
dopasowała do siebie wszystkie elementy układanki. Policja. Kapliczka ku czci Ali. Samobójczy plan.
Gdyby znaleźli je policjanci, uznaliby, że popełniły samobójstwo z powodu Ali. Żeby w ten sposób
uczcić jej pamięć. Ona je oczarowała i zawładnęła nimi bez reszty.
Emily chwyciła się za głowę. Czuła nieznośne pulsowanie w skroniach.
– Co wy wyprawiacie!? – zawołała. – Wpuściliście tu jakiś gaz? Truciznę, która nas zabije?
– Może tak, może nie – droczył się z nią Nick.
– Nie mogę oddychać – powiedziała Spencer. – Przestańcie.
Nick pokręcił głową i wyciągnął zza pleców coś, co wyglądało jak maska gazowa. Włożył ją.
Drugą podał Ali. Rozluźnili się, kiedy tylko zaczerpnęli czystego powietrza. Plastikowa osłona
zaparowała. Nick oddychał rytmicznie, jakby drwił z dziewczyn.
Nadchodził koniec. Spencer westchnęła bezradnie. Aria upadła na podłogę, na wpół przytomna.
Widać było tylko białka jej oczu. Nick i Ali klaskali i podskakiwali jak dzieci. Bawili się w najlepsze.
Emily patrzyła na nich. Barbarzyńcy. Zwierzęta. Nagle poczuła przypływ energii i rzuciła się
w stronę Nicka z wyciągniętymi ramionami. On wrzasnął i przewrócił się na plecy. Błyskawicznie
ściągnęła mu maskę i rzuciła ją na drugi koniec pokoju. Potem wyrwała mu z ręki pistolet, który
poszybował daleko. Nick leżał z głową odchyloną na bok, z zamkniętymi oczami i rozchylonymi
ustami. Oddychał miarowo i spokojnie. Stracił przytomność.
W oddali połyskiwał pistolet. Emily nie wiedziała, skąd w niej tyle energii. Skoczyła i chwyciła
broń obiema rękami. Była cięższa, niż się spodziewała. Ścisnęła chłodny metal.
– Patrzcie, patrzcie. Co za twardzielka.
Emily spojrzała w górę. Stała nad nią Ali w masce gazowej.
– Zejdź mi z drogi! – Emily skierowała pistolet w stronę Ali.
Ali wzruszyła ramionami i wycelowała swój w Emily.
– Spokojnie, Em – powiedziała słodkim, spokojnym głosem.
Zdjęła maskę i uśmiechnęła się, obnażając okropne, zepsute zęby. Uklęknęła obok Emily.
– To się nie musi tak skończyć. Możemy znowu się zaprzyjaźnić, prawda?
Emily czuła na policzku jej gorący, kwaśny oddech. Zamarła na samą myśl o tym, że Ali zaraz jej
dotknie. Spojrzała na leżącego na podłodze Nicka. Ani drgnął. Leżące na podłodze przyjaciółki
patrzyły na Emily mętnym wzrokiem, zbyt słabe, by się poruszyć.
– Strzelę – powiedziała ostrzegawczo Emily.
Ali z powrotem włożyła maskę i przewróciła oczami.
– Nie strzelisz, Em. Wiem, co do mnie czujesz. Moja uroda trochę ostatnio ucierpiała, ale to nadal
ja, Ali. Wiem, że wciąż o mnie myślisz. Ja o tobie też myślałam. Szczególnie ostatnim razem, kiedy
się widziałyśmy. Kiedy wypuściłaś mnie z płonącego domu, tuż przed wybuchem. Nigdy ci za to nie
podziękowałam.
Emily czuła, jak coś dławi ją w gardle. Ścisnęła mocniej pistolet Nicka i odepchnęła Ali.
– Trzymaj się ode mnie z daleka.
Ali usiadła i spojrzała na Emily z rozbawieniem.
– Biedna mała Emily już mnie nie kocha? – zaszczebiotała jak małe dziecko. Maska gazowa
tłumiła jej głos. Emily popatrzyła Ali prosto w oczy.
– Nigdy cię nie kochałam – syknęła.
Ali zamachnęła się i uderzyła Emily w twarz. Emily pociemniało w oczach. Poczuła na policzku
falę gorąca. Odchyliła się do tyłu. Pistolet wypadł jej z ręki na podłogę. Emily sięgnęła po niego, lecz
Ali złapała ją i pociągnęła w swoją stronę z ogromną siłą.
– Przyznaj, że nigdy nie przestałaś o mnie myśleć – warknęła Ali, przystawiając pistolet do skroni
Emily. Jej maska się poluzowała i zsunęła się na szyję. Musiała ją przytrzymać. Ciężko dyszała. –
Przyznaj, że zdradziłabyś najlepszą przyjaciółkę, żebym tylko do ciebie wróciła.
Emily czuła pieczenie na policzku. Nie potrafiła wydobyć z siebie ani słowa. Jeszcze raz spojrzała
na Spencer, Arię i Hannę. Traciły przytomność. Ich skóra poszarzała. Ledwie oddychały. Patrzyły na
Emily i rozpaczliwie chciały jej pomóc, ale nie mogły się ruszyć. Pistolet leżał w kącie, zbyt daleko,
by mogły po niego sięgnąć.
– No, wyduś to z siebie – syknęła Ali. – Powiedz swoim przyjaciółkom, jak bardzo chciałaś,
żebym przeżyła. Powiedz, że je zdradziłaś. Zobaczymy, czy wtedy nadal będą cię tak kochały.
– My już wiemy, Alison – powiedziała Aria cicho. – To nieistotne. Emily to nadal nasza najlepsza
przyjaciółka.
Ali przycisnęła pistolet do głowy Emily.
– Powiedz to.
– Daj mi spokój – odrzekła Emily drżącym głosem.
Choć wiedziała, że to już koniec, choć czuła, że za kilka minut umrze, a Ali znowu ucieknie, nie
chciała, by jej ostatnie słowa były kłamstwem. Nie kochała Ali. Wcale. Rozległo się kliknięcie, kiedy
Ali odbezpieczyła pistolet.
– No, powiedz to – warknęła. – Powiedz, jak się cieszyłaś, kiedy zaczęłyście mnie szukać.
Powiedz, jak bardzo chciałaś mnie znaleźć i znowu mnie pocałować.
– Przestań! – krzyknęła Emily, zwijając się w kłębek.
Ali wciąż celowała z pistoletu w skroń Emily.
– W takim razie pożegnaj się z przyjaciółkami.
Emily zaczęła płakać. Czuła drżenie wszystkich mięśni. Rozejrzała się, patrząc najpierw na
przyjaciółki, na leżące obok bezwładne ciało Nicka, a potem na te straszne zdjęcia Ali na ścianach.
Wreszcie podniosła wzrok i popatrzyła na Ali.
– Nienawidzę cię – wyszeptała.
– Co to ma znaczyć? – zasyczała Ali. W masce gazowej wyglądała jeszcze bardziej przerażająco.
Emily chciała to powtórzyć, ale usłyszała na górze jakiś hałas. Ali zadarła głowę i spojrzała na
sufit. Emily też popatrzyła w górę. Hałas narastał. Emily rozpoznała dźwięk syren policyjnych. Ali
westchnęła. Wbiła wzrok w Emily.
– Wezwałyście gliny?
Emily spojrzała na przyjaciółki. Czy policjanci przyjechali tu po nie? Jak się dowiedzieli o ich
nocnej wyprawie? Czy zdążą na czas?
Ale syreny wciąż były tak daleko. Nawet jeśli za chwilę policjanci podjadą pod dom, nigdy nie
znajdą pokoju w piwnicy. Po policzkach Emily płynęły łzy. Pomoc nadchodziła, lecz one były u kresu
sił. Ali znowu triumfowała.
– Niestety, spóźnili się – powiedziała Ali łagodnie, przyciskając lufę pistoletu do głowy Emily. –
Pożegnaj się, kochana.
Emily zamknęła oczy i próbowała pomyśleć o czymś dobrym i czystym. Nagle rozległ się huk, od
którego zatrzęsły się ściany. Emily upadła na podłogę, przerażona siłą strzału. Potem ogarnęła ją
ciemność.
34
GDZIEŚ DALEKO
Aria pływała w szmaragdowym oceanie pośród kolorowych ryb. Prądy morskie kołysały
koralowcami. W oddali ktoś brodził w wodzie. Aria popłynęła w jego kierunku. Kiedy się wynurzyła,
zobaczyła Noela. Słońce oświetlało jego kości policzkowe. W jego oczach pojawiły się iskierki.
Patrzył na Arię z melancholijnym uśmiechem, a w oczach miał łzy.
– Aria – powiedział głosem pełnym smutku.
– Noel! – Aria podpłynęła do niego. – Tak bardzo za tobą tęskniłam. Bałam się, że już nigdy cię
nie zobaczę.
Noel zamknął oczy i zacisnął usta.
– Właśnie o to chodzi, że już nigdy mnie nie zobaczysz. To ostatni raz.
– Co to ma znaczyć? – zapytała.
Dlaczego Noel patrzył na nią z takim współczuciem? Nagle wróciły do niej wspomnienia. Piwnica
pełna zdjęć Ali. Trujący gaz. Ali i Nick z pistoletami. Ogłuszający huk. Wspomnienia przyprawiły ją
o zawrót głowy. Z przerażeniem spojrzała na Noela. Otaczały ich łagodne fale.
– Czy ja umarłam?
Noel patrzył na nią smutno. Po policzkach płynęły mu łzy.
– Nie! – wykrzyknęła Aria, wymachując rękami i z trudem łapiąc oddech. – To niemożliwe, że
umarłam. Czuję się pełna życia. Jeszcze nie jestem gotowa.
W napięciu wpatrywała się w swojego byłego chłopaka. Nie była gotowa. Chciała żyć i chciała,
żeby Noel do niej wrócił. Miała w nosie Ali i jej intrygi. Wszyscy kłamią. Wszyscy popełniają błędy.
Mogła poradzić sobie z przeciwnościami los. Zawsze sobie radziła. Szukała wzrokiem Noela, ale on
zniknął pod wodą.
– Noel! – wołała, lecz on się nie wynurzył. – Noel! – Zanurkowała, ale pod wodą panowały
nieprzeniknione ciemności. Nie widziała już ani ryb, ani koralowców.
– Ario? Kochanie?
Aria zamrugała. Kiedy wreszcie otworzyła oczy, leżała na łóżku w jasnym pokoju, przykryta
kołdrą. Obok cicho pikał monitor. Ktoś nad nią stał, ale nie widziała wyraźnie twarzy. Dopiero po
chwili rozpoznała agentkę Fuji. Aria oblizała suche usta. Znowu miała halucynacje? Faktycznie
umarła i trafiła do czyśćca?
– Co się stało? – zapytała.
Agentka Fuji obejrzała się przez ramię. Do łóżka zbliżyły się dwie kolejne osoby, Byron i Ella.
– O, Boże! – zawołali, chwytając Arię za ręce. – Kochanie, tak się martwiliśmy.
Do łóżka podszedł też Mike.
– Cześć – przywitał się nieśmiało. – Fajnie cię widzieć.
Aria z trudem przełknęła ślinę. Kiedy próbowała się poruszyć, poczuła pulsowanie w skroniach.
Czy po śmierci dopadał człowieka ból głowy?
– Ja... żyję? – zapytała z niedowierzaniem.
– Oczywiście, że żyjesz – powiedział ktoś stojący z boku.
Aria odwróciła głowę i zobaczyła Emily opartą o poduszkę, z szeroko otwartymi oczami
i uśmiechem na twarzy. Obok niej stała jej siostra Carolyn ze łzami w oczach. Hanna leżała na boku,
a jej mama i Kate trzymały ją za ręce. Spencer miała zabandażowaną głowę i wyglądała na
nieprzytomną, ale kiedy tylko Aria na nią popatrzyła, Spencer pomachała jej ręką. Przeżyły. Jakimś
cudem im się udało?
– Jak długo byłam nieprzytomna? – zapytała Aria z niepokojem.
– Dwa dni – powiedział Mike. – Ale nam się wydawało, że to dwa lata.
Fuji stanęła przed łóżkiem Arii.
– W ostatniej chwili wyciągnęliśmy was z tego pokoju. Stężenie cyjanku w powietrzu osiągnęło
bardzo wysoki poziom. Kilka minut później już byście nie żyły. Dobrze, że tamtej nocy mieliśmy was
na oku. Ktoś jechał za wami. Nie wychodziłyście, więc nasz agent wezwał posiłki. – Poklepała Arie po
udzie. – Ale dorwaliśmy go, kochanie. Trafił do aresztu. To koniec.
– Jego? – powiedziała cicho Aria.
Nicka. Przypomniała sobie jego dziwny, wilczy uśmiech i pistolet w jego dłoni. Potem upadł,
kiedy Emily powaliła go na ziemię.
– Prawie udało mu się was zabić – powiedziała Fuji. – Chyba doszedł do wniosku, że depczecie mu
po piętach. Kilku ekspertów z mojego zespołu trafiło na jego ślad dokładnie w chwili, kiedy was
zamknął w piwnicy. Natychmiast nas o tym powiadomili.
– Jak do tego doszliście? – zapytała Aria.
Fuji przetarła oczy.
– Grupa kryminologów badała ślady pozostawione w sieci i wyśledziła IP z telefonu Nicka.
Znaleźli nie tylko wszystkie wiadomości od A., ale także ślady świadczące o tym, że wysłano je
z waszych telefonów. – Spojrzała na Spencer. – Posłuchaliśmy twojej rady. Sprawdziliśmy listę
pacjentów Zacisza, szukając podejrzanych na terenie szpitala. Nick znalazł się na naszej liście.
Zbadanie śladów DNA poświadczyło, że to on był zamieszany w sprawę. Mieliśmy próbki jego DNA,
bo popełnił już kiedyś przestępstwo, zanim trafił do Zacisza. Zidentyfikowaliśmy też trzecią osobę,
która znalazła się w maszynowni statku, kiedy wybuchła bomba. Zeszłej nocy znaleźliśmy też Iris
Taylor uwięzioną w lesie, na wpół żywą. Zeznała, że to Nick próbował ją zabić. To on stał za całą
intrygą.
– Iris!? – zawołała Emily. – Nic jej nie jest?
– Wyjdzie z tego – powiedziała Fuji. – Ale niewiele brakowało...
– Zaraz. – Aria nie mogła poukładać tego wszystkiego. – A co z Ali? Znaleźliście ją?
Byron i Ella popatrzyli po sobie. Fuji zacisnęła usta.
– Ali tam nie było.
Aria próbowała podeprzeć się na poduszkach. Czuła pulsowanie w głowie.
– Owszem, była. Wszystkie ją widziałyśmy. Twierdzi pani, że agenci obserwowali dom. Musieli
słyszeć jej głos.
– Kochanie – powiedziała Ella łagodnie. – Jesteś jeszcze zdezorientowana.
– Nie, Aria mówi prawdę – zachrypiała Spencer. – Ali próbowała nas zabić. Współpracuje
z Nickiem.
– Postrzeliła mnie – powiedziała Emily, dotykając głowy. Aria nie zobaczyła jednak żadnej rany. –
Przynajmniej tak mi się wydawało – dodała Emily po chwili.
Fuji westchnęła.
– Dziewczyny, Nick otruł was mieszanką bardzo niebezpiecznych toksyn. Zobaczyłyście Alison,
bo to jej się najbardziej obawiacie. Poza tym na ścianach wisiały jej zdjęcia. To Nick zbudował tę
kapliczkę. Po jej śmierci dostał obsesji na punkcie Ali i chciał się na was zemścić.
– Nick i Alison z sobą chodzili. – Do rozmowy włączyła się Melissa Hastings siedząca przy łóżku
Spencer. – On postanowił was zabić, bo wy zabiłyście jego przyjaciółkę. Znał Tabithę Clark.
Zaprzyjaźnili się w Zaciszu. Namówił ją, żeby udawała Ali. Chciał was w ten sposób nastraszyć. Tak
to się zaczęło.
– Ale Iris twierdziła, że od wielu lat nie widziała Trippa, czyli Nicka – upierała się Emily. –
Musiałam razem z nią jechać do jego domu.
– Każdy czasem kłamie – powiedziała Fuji. – Poza tym Iris nie do końca możemy ufać.
Aria patrzyła na nią z niedowierzaniem.
– A co z tym nagraniem z Jamajki? Na którym rzekomo zabijamy Tabithę?
Fuji spojrzała na Arię.
– Kiedy wymknęłyście się z domu, w nasze ręce trafiło drugie nagranie, dowodzące waszej
niewinności. Widać na nim jedną osobę, która zabija Tabithę tamtej feralnej nocy na Jamajce. Zrobił
to Nick. Nasi eksperci od kryminologii i informatycy ustalili, że to prawdziwe nagranie. To drugie
zostało sfabrykowane.
Aria nie mogła wyjść ze zdumienia.
– Kto przysłał ten drugi film?
– Nie wiem. – Fuji pokręciła głową.
Aria popatrzyła na przyjaciółki. One również wyglądały na zszokowane.
– A jeśli to sprawka Ali? – zawołała Emily. – To logiczne. Pewnie trzymała to nagranie na czarną
godzinę i wysłała je, żeby wrobić Nicka, kiedy grunt zaczął jej się palić pod nogami.
– A co z waszą hipotezą, że dwie osoby uwięziły Noela? – zapytała Aria. – Kto, jeśli nie Ali,
pomagał Nickowi?
– To mógł być każdy – powiedziała Fuji. – Nick miał wielu przyjaciół. Mógł skłamać
i powiedzieć, że Noel go wkurzył albo że chce mu zrobić głupi kawał.
Aria zamknęła oczy i przypomniała sobie tę noc, kiedy próbowały z pomocą Nicka złapać Ali
przed biblioteką. Ta blondynka miała odwrócić ich uwagę. Pewnie wysłał ją Nick. A jeśli w tej
krwawej intrydze faktycznie pomagała mu jakaś inna osoba?
To niemożliwe. Przecież ją widziały. Rozmawiały z nią. Aria była tego pewna.
Fuji włożyła ręce do kieszeni.
– Dziewczyny, dajcie spokój. Wiem, że chcecie rozwiązać tę zagadkę, ale uwierzcie mi, że Ali tam
nie było. Nasi eksperci przeszukali piwnicę wzdłuż i wszerz, ale jestem pewna, że nie znajdą śladu po
Alison. Ona nie żyje i to od bardzo dawna. Uważam, że powinniście się wreszcie z tym pogodzić. –
Popatrzyła na Arię i jej przyjaciółki. – Odpocznijcie. Już wkrótce będziecie musiały odpowiedzieć na
wiele pytań dziennikarzy.
Wyszła z sali i zamknęła za sobą drzwi. Aria popatrzyła na swoje najlepsze przyjaciółki.
Spoglądały na nią w osłupieniu. Teraz, w obecności swoich rodzin, nie mogły szczerze porozmawiać.
Wszyscy i tak by im wmawiali, że uległy zbiorowej halucynacji. Może faktycznie powinny dać sobie
spokój? Może rzeczywiście ta okropna historia dobiegła końca?
Drzwi znowu się otworzyły i Aria już się bała, że stanie w nich jakiś wścibski reporter, który
zasypie ją pytaniami. Tymczasem do sali wszedł Noel. Na widok Arii zrobił przerażoną minę
i podbiegł do jej łóżka. Byron i Ella odsunęli się, robiąc mu miejsce.
– Cz-cześć – przywitał się drżącym głosem.
– Hej – powiedziała Aria.
Nagle powrócił do niej jej sen, w którym tonęła w oceanie, nie mogąc znaleźć Noela. Tak bardzo
się bała, że już nigdy go nie dotknie. Chwyciła go za rękę i ścisnęła ją kilka razy. Noel nachylił się do
niej i kiedy Aria zobaczyła nad sobą jego twarz, myślała, że on chce ją pocałować. Ale on chciał jej
coś powiedzieć na ucho.
– Widziałyście ją, prawda? – wyszeptał.
Aria otworzyła szeroko oczy. Pokiwała głową i spojrzała na drzwi, za którymi zniknęła Fuji.
– Nikt nam nie wierzy.
– Ja wam wierzę. Zawsze wam wierzyłem.
Noel odsunął się, a Aria patrzyła na niego z niedowierzaniem i wdzięcznością. „Dzięki”,
powiedziała bezgłośnie. Do oczu napłynęły jej łzy.
Chciała powiedzieć Noelowi, żeby zapomniał o Ali. Chciała, żeby wszyscy o niej zapomnieli.
Nagle poczuła, że znowu pochłania ją ciemność. Fuji twierdziła, że w pokoju w suterenie nie znajdą
żadnych śladów Ali. Nagle do Arii dotarło, że to prawda. Nie zidentyfikują jej odcisków palców na
pistolecie. Nie znajdą na podłodze jej krwi ani długich blond włosów. Nie dlatego, że Ali tam nie było,
ale dlatego że potrafiła ich wszystkich przechytrzyć.
Do sali zajrzała pielęgniarka i na widok gości zmarszczyła czoło.
– Proszę państwa o opuszczenie sali – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Pacjentki
potrzebują teraz spokoju.
Noel pogłaskał Arię po dłoni.
– Poczekam na zewnątrz – powiedział.
Aria pokiwała głową. Wszyscy wyszli. Pielęgniarka przygasiła światło i przez chwilę w sali
panowała cisza. Hanna sięgnęła po pilota i włączyła telewizor wiszący na ścianie. „Aresztowanie
seryjnego mordercy”, głosił napis u dołu ekranu. W wiadomościach CNN oczywiście mówiono
głównie o tej sprawie.
Kamera pokazywała teraz stary, rozpadający się dom. Policjant wepchnął Nicka na tylne siedzenie
samochodu. Nick miał ręce skute z tyłu. W tle widać było karetki. Pewnie jedna z nich przywiozła do
szpitala nieprzytomną Arię.
– Nienawidzę go – wycedziła Spencer przez zęby, kiedy na ekranie pojawiło się zdjęcie Nicka
zrobione na komisariacie.
Aria pokiwała głową w milczeniu. Nick zasłużył na swój los. Ale aresztowanie go załatwiało tylko
połowę problemu. Gdyby policja złapała także Ali...
Na ekranie samochód policyjny odjechał, ale kamera przez chwilę pokazywała jeszcze, co się
dzieje w starym domu. Wokół niego chodzili policjanci, eksperci od kryminologii i psy. Aria
nasłuchiwała, czy wśród syren nie rozlegnie się znajomy, wysoki chichot, który dowiódłby, że Ali
nadal żyje. Ale nic nie usłyszała. Oczywiście, Ali znowu wywiodła wszystkich w pole.
– Co teraz? – zapytała, kiedy na ekranie pojawiły się reklamy.
Spencer westchnęła.
– Trudno powiedzieć. Straciłyśmy wszystko. Ale może teraz uda nam się coś wymyślić.
Ale co? Patrzyły na siebie, w ciszy zastanawiając się nad możliwością dalszego działania. Hanna
wyjęła z kieszeni telefon i spojrzała na ekran.
– Wydaje mi się, że za chwilę zadzwoni.
– I przyjdzie jedna z tych wiadomości – dodała szeptem Spencer.
Aria patrzyła na swój telefon, ale nie przyszedł do niej żaden SMS. To oczywiste. Ali nie była tak
głupia, żeby w tej sytuacji się z nimi kontaktować. Aria spojrzała nerwowo na swoje przyjaciółki.
– Myślicie, że jeszcze kiedyś do nas napisze?
Hanna pokręciła głową i zrobiła pewną minę.
– Nie. To koniec.
– Definitywny koniec – poprawiła ją Spencer.
Jednak Arii nie chciało się w to wierzyć. Ali mogła im dać spokój na chwilę. Być może nawet na
dłużej. Ale na pewno nie zniknęła z ich życia na zawsze. Uciekła, a one przeżyły. To oznaczało, że
jeszcze nie dopięła swego. A przecież zawsze dostawała to, czego chciała. Aria wiedziała, że Ali nie
spocznie, póki ich nie zabije. To tylko kwestia czasu.
UCIECZKA ALI
Alison biegła tak długo, że bolały ją wszystkie mięśnie, a w płucach czuła ogień. Im dłużej biegła,
tym mniej myślała, a im mniej myślała, tym mniej ją to wszystko obchodziło. Kiedy wreszcie się
zatrzymała, coś sobie przyrzekła. To było jedyne rozwiązanie. Tylko tak mogła się uratować.
Dotarła do kryjówki, którą przygotowała kilka tygodni temu, nie wtajemniczając Nicka. Tylko ona
wiedziała o tym miejscu. Wyciągnęła klucz z kieszeni dżinsów i otworzyła drzwi. Weszła do
ciemnego holu, a potem rzuciła się na świeżo posłane łóżko. Nawet nie spojrzała na stos listów, który
zostawiła tutaj ostatnim razem, zaadresowanych do Maxine Preptwill. Takie sobie wymyśliła
nazwisko. Zawsze ją śmieszyło, bo kojarzyło jej się z nazwiskiem „Nick Maxwell”. Poza tym
posługiwała się tym pseudonimem, kiedy kontaktowała się potajemnie z Noelem.
Długo zastanawiała się nad tym, jaka powinna być Maxine. Wyobraziła sobie cichą dziewczynę,
która stroniła od towarzystwa. Miała przyjazną twarz typowej dziewczyny z sąsiedztwa. Wyróżniała
się w tłumie studentów uczelni, na którą Ali chciała się zapisać, korzystając z pieniędzy, które
zostawił jej Nick. Kiedy tu przyjeżdżała, przywoziła z sobą niewielką sumę. W ten sposób uzbierała
sporo pieniędzy. Postanowiła pójść do dentysty i fryzjera. Chirurg plastyczny powinien usunąć blizny
z jej twarzy. Chciała znowu stać się piękna, by kogoś oczarować i zniewolić.
Leżała w łóżku bardzo długo, gapiąc się na sufit. Przypominała sobie wydarzenia całego dnia.
Kiedy przed oczami stanął jej Nick, nic nie poczuła. No cóż, lepiej nic nie czuć. Nie żałować. Z nikim
się nie wiązać. Teraz była wolna.
Chciała włączyć telewizor. Owinęła antenę folią aluminiową, żeby wzmocnić sygnał
i przynajmniej odbierać wiadomości. Nie była jednak pewna, czy chce zobaczyć ruiny, które po sobie
zostawiła. „Aresztowano podejrzanego o zabójstwo Tabithy Clark. Śliczne Kłamczuchy wreszcie
mówią prawdę”. Spodziewała się, że w telewizji pokażą zdjęcie Nicka z kartoteki policyjnej. Nie
chciała widzieć jego pustych oczu bez wyrazu. Był najsprytniejszym facetem, jakiego kiedykolwiek
spotkała, ale i tak nie domyśliłby się, dlaczego wpadł w ręce policji.
No dobra, musiała przyznać sama przed sobą, że nie tak to zaplanowała. Nie mogła znieść myśli,
że te suki jej się wymknęły i że to przez nią Nick wpadł w ręce policji. Ale wiedziała też, co by się
stało, gdyby próbowała go ocalić. Wpadła w panikę, słysząc syreny policyjne. Wyobraziła sobie, że
policja odnajduje ich oboje...
Nie mogła do tego dopuścić.
Dlatego uciekła. Kiedy policja znalazła Nicka nieprzytomnego na podłodze w piwnicy, Ali była
już bardzo daleko. Pewnie opowiedział im, że to wszystko jej sprawka. Zresztą taka była prawda.
Gdyby Ali nie dostarczyła twardych dowodów winy Nicka, policja pewnie by ją dopadła. Na szczęście
mogła przypieczętować los swojego wspólnika.
Jeszcze jedno nagranie. Nick nie wiedział, że je zrobiła. Musiała działać w tajemnicy, jeśli chciała
przetrwać. Zawsze miała asa w rękawie. Kolekcjonowała sekrety i ujawniała je w odpowiednim
momencie.
Kiedy jednak zamknęła oczy, zobaczyła twarz Nicka. Kiedy po raz pierwszy spotkali się w czasie
terapii grupowej, rzucił do niej zwiniętą karteczkę, żeby nakłonić ją do rozmowy. To on pokazał jej
ten pokój na poddaszu kliniki, do którego dostęp mieli tylko najfajniejsi pacjenci. Na jednej ze ścian
pękatymi literami napisała imię, którym zwracali się do niej wszyscy poza Nickiem. Courtney.
Zawsze uważnie jej słuchał, kiedy opowiadała tę okropną historię o zamianie miejsc z siostrą.
Przysiągł, że pomoże jej dokonać zemsty.
Przypomniała sobie, jak stali razem nad dołem wykopanym obok domu jej rodziców tamtej nocy,
kiedy zginęła Courtney. Kiedy ją zabili, Nick przytulił Ali mocno, powtarzając w nieskończoność, że
ją kocha i jest z niej bardzo dumny. Chyba tak właśnie wyglądała prawdziwa miłość. Dla ukochanej
osoby można dopuścić się nawet morderstwa. I to kilka razy. Albo pójść na koniec świata, żeby
dopaść jej wrogów.
Teraz jednak czuła, jak jej serce obraca się w kamień. „Tylko najsilniejsi przetrwają”, upewniła się
w myślach. Nawet gdyby Nick w trakcie procesu zeznał, że Ali żyje, policja nie znajdzie żadnych
śladów. Ali zawsze o to dbała. Poza tym to on zabił Tabithę. Nagranie nie kłamało.
Przewróciła się na bok i dotknęła koniuszkiem języka dziury po zębie.
– Mam go gdzieś – powiedziała, wsłuchując się w swój głos. – Czas na zmiany. Mam na imię
Alison i jestem fantastyczna!
Nagle dotarło do niej, że teraz uda jej się zrobić wszystko, co postanowi. Któregoś dnia, gdy te
suki będą się najmniej spodziewały, dopadnie je. Wiedziała jednak, że jest w gorącej wodzie kąpana
i chwila ta nadejdzie już wkrótce. Już się nie mogła doczekać.
PODZIĘKOWANIA
Książka ta nie powstałaby bez nieocenionej pomocy zespołu z Alloy Entertainment: Lanie Davis,
Sary Shandler, Josha Banka i Lesa Morgensteina. Kristin Marang wykonała wspaniałą robotę wraz
z zespołem ekspertów komputerowych. Nie wiem, jak bym sobie bez was poradziła. Dziękuję też Kari
Sutherland z wydawnictwa Harper za jej wnikliwe uwagi.
Pozdrawiam moją rodzinę, przede wszystkim Mindy, Shepa, Ali i Kristiana, który już wie, jak
mówi koń, i chyba już nie boi się krowy. Dziękuję Michaelowi za jego poczucie humoru, cierpliwość,
wszystkie projekty książek, które dla mnie wymyśla i wszystkie inne wynalazki. Ogromnie cenię
twoją kreatywność. Ciepło ściskam wszystkich czytelników serii, którzy towarzyszą mi od tak dawna.
Uwielbiam spotykać się z wami i czytać wasze listy. To dla was wciąż piszę!
Chcę również gorąco pozdrowić cztery aktorki: Lucy Hale, Shay Mitchell, Troian Bellisario
i Ashley Benson, które grają Arię, Emily, Spencer i Hannę w produkowanym przez stację ABC Family
serialu Słodkie kłamstewka na motywach mojej serii. Od początku uważałam, że idealnie pasujecie do
swoich ról. Ogromną radość sprawia mi przyglądanie się, jak dojrzewacie i zmieniacie się z każdym
odcinkiem. Wiele wam zawdzięczam i jestem waszą największą fanką.
W SERII UKAZAŁY SIĘ:
Kłamczuchy. Pretty Little Liars 1
Bez skazy. Pretty Little Liars 2
Doskonałe. Pretty Little Liars 3
Niewiarygodne. Pretty Little Liars 4
Zepsute. Pretty Little Liars 5
Zabójcze. Pretty Little Liars 6
Bez serca. Pretty Little Liars 7
Pożądane. Pretty Little Liars 8
Uwikłane. Pretty Little Liars 9
Bezlitosne. Pretty Little Liars 10
Olśniewające. Pretty Little Liars 11
Rozpalone. Pretty Little Liars 12
Skruszone. Pretty Little Liars 13
Pretty Little Liars. Sekrety
Pretty Little Liars. Tajemnice Ali
Sara Shepard jako nastolatka chciała być gwiazdą oper
mydlanych, projektantką klocków Lego lub genetykiem.
Inspiracją bestsellerowych powieści z serii Pretty Little Liars
oraz The Lying Game stały się jej wspomnienia z czasów
szkolnych.
Spis treści
1. Im więcej odpowiedzi, tym więcej pytań
6. Spencer jedzie na posterunek
Tytuł oryginału: Deadly. A Pretty Little Liars Novel
Copyright © by Alloy Entertainment and Sara Shepard.
Published by arrangement with Rights People, London
Copyright © for the translation by Mateusz Borowski
Projekt okładki: Eliza Luty
Fotografie na okładce: jabłko – ©
Jezperklauzen; kryształowy kamień – ©
/ amnachphoto; zielony płyn – ©
/ sidsnapper; fotografia z filmu – Key Artwork © 2014 Warner Bros. Entertainment
Inc. All Rights Reserved
Napis Pretty Little Liars na okładce i s. 1, 3: Hand Lettering by Peter Horridge
Fotografia autorki: © Daniel Snyder
Opieka redakcyjna: Anna Małocha
Ozdobnik we wnętrzu książki: ©
Korekta: Bogumiła Ziembla / Wydawnictwo JAK,
Joanna Hołdys / Wydawnictwo JAK
ISBN 978-83-7515-801-4
Zamówienia: Dział Handlowy, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków,
tel.
(12) 61 99 569
Zapraszamy do księgarni internetowej Wydawnictwa Znak,
w której można kupić książki Wydawnictwa Otwartego:
Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o.,