background image

„Firma” uniwersytet, czyli szkolnictwo wyższe na rozdrożu – Artur 
Górski

Data publikacji: 01-30-2011 @ 11:00 pm 

Sejm kończy prace nad rządowym projektem ustawy, która ma odmienić szkolnictwo 
wyższe. Zgodnie z nową tendencją z wykładowców akademickich robi się działaczy 

gospodarczych. Jeśli nauczyciel akademicki będzie chciał wykładać w drugiej uczelni, 
musi uzyskać zgodę rektora, ale jeśli zamierza założyć jedną, drugą, trzecią firmę – 

takiej zgody mieć nie musi. Wśród akademików pojawiła się słuszna obawa, że 
zaangażowanie w działalność gospodarczą będzie odrywało wykładowców od zajęć 

dydaktycznych, które staną się drugoplanowe.

Rząd nie zdecydował się na generalną reformę, tak oczekiwaną przez środowisko akademickie. Do 

Sejmu trafił pakiet wielu zmian w ustawie – Prawo o szkolnictwie wyższym oraz w ustawie o 
stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki. Niektóre z tych 

zmian bardzo głęboko wkraczają w obecny system i jeśli nawet niektóre z nich są oceniane 
pozytywnie przez środowisko akademickie, to jest sporo rządowych propozycji, które stanowią 

poważne zagrożenie dla szkolnictwa publicznego i w zasadzie całą nowelizację dyskwalifikują.

Jest to opinia nie tylko Prawa i Sprawiedliwości, ale w znacznej mierze także pracowników 

naukowych uczelni wyższych. Wykazały to badania, które zostały przeprowadzone w 2010 r. pod 
kierunkiem prof. dr. hab. Tadeusza Wawaka, kierownika Zakładu Ekonomii Stosowanej 

Uniwersytetu Jagiellońskiego, wśród wykładowców akademickich pt. “Projakościowa 
restrukturyzacja zarządzania w szkolnictwie wyższym”. Pytania w przeprowadzonej ankiecie 

odnosiły się w znacznej mierze do propozycji zmian przygotowanych przez Ministerstwo Nauki i 
Szkolnictwa Wyższego.

Nie miejsce to, by omówić liczne poprawki, ale z zestawienia tych kluczowych rysują się dwie 
zasadnicze tendencje. Pierwsza – to dążenie do przekształcenia uczelni publicznych w niepubliczne 

uczelnie Skarbu Państwa, działające pod nadzorem rad powierniczych, co może doprowadzić do 
likwidacji mniejszych jednostek. Druga – to wprowadzenie zapisów, które spowodują obniżenie 

wymagań naukowych i w konsekwencji pogorszenie jakości kształcenia.

Komercjalizacja szkolnictwa

Donalda Tuska nie ukrywa, że w najbliższych latach nie zostaną znacząco zwiększone środki na 
szkolnictwo wyższe. Wykładowcy akademiccy nie mogą liczyć na to, że ich pensje wzrosną ze 

środków budżetu państwa. Zasadnicze przesłanie rządu jest takie: radźcie sobie sami.

W propozycji rządowej są mechanizmy, które de facto przekształcą uczelnie publiczne w 

niepubliczne uczelnie Skarbu Państwa zarządzane przez rektorów-menedżerów. Teraz 
Uniwersytetem Jagiellońskim czy Uniwersytetem Warszawskim będzie mógł kierować rektor 

posiadający stopień naukowy doktora, jak ma to miejsce w znacznie mniejszych i stawiających 
sobie inne cele uczelniach niepublicznych.

Skoro rektor ma być przede wszystkim menedżerem, zgodnie z nową doktryną musi mieć 
możliwość sprawnego zarządzania „firmą” uniwersytet, a zatem także jej personelem. Do tej pory 

powodem rozwiązania stosunku pracy z mianowanym nauczycielem akademickim było m.in. 
otrzymanie przez niego dwóch ocen negatywnych w wyniku okresowej oceny jego pracy. Teraz 

będzie wystarczyła jedna ocena negatywna. Wprowadzono także zapis, który ogranicza rolę senatu 
uczelni. Dotychczas jeśli rektor chciał rozwiązać stosunek pracy z mianowanym nauczycielem 

akademickim “z innej ważnej przyczyny”, musiał uzyskać zgodę organu kolegialnego wskazanego w 
statucie uczelni, który oceniał ważność tej przyczyny, a zatem zasadność decyzji kadrowej rektora. 

W nowym rozwiązaniu, jeśli rektor będzie chciał zwolnić mianowanego nauczyciela akademickiego z 
powodu, którego w ustawie nie określono, a który rektor uzna za ważny, senat będzie jedynie 

wydawał opinię, z którą rektor nie musi się liczyć. Uzyskuje tym samym całkowitą swobodę w 
sprawach kadrowych.

Uczelnie będą mogły pozyskiwać dodatkowe środki za pomocą dwóch instrumentów. Przy czym 
pierwszy instrument będzie powszechny, zaś drugi – bardzo ograniczony. Ten powszechny to 

1

background image

wprowadzenie odpłatności za drugi kierunek studiów w formie stacjonarnej, co nie będzie dotyczyło 
tylko najlepszych studentów. W ten sposób pozyskane środki mają być przeznaczone w 

szczególności na rozwój kadr naukowych i infrastruktury dydaktyczno-naukowej, w tym 
amortyzacji i remontów. Niewątpliwie wprowadzenie odpłatności za kolejne kierunki studiów będzie 

stanowiło dla wielu studentów istotne ograniczenie w możliwościach pozyskiwania dodatkowej 
wiedzy, a zatem osłabi ich przyszłe możliwości na rynku pracy.

Drugi instrument – to ukierunkowanie szkół wyższych na wypracowywanie produktu naukowego, 
który następnie mają sprzedawać podmiotom gospodarczym. Uczelnia w celu komercjalizacji 

wyników badań naukowych i prac rozwojowych będzie mogła utworzyć spółkę z ograniczoną 
odpowiedzialnością lub spółkę akcyjną, zwaną spółką celową, której zadaniem będzie w 

szczególności obejmowanie udziałów w spółkach kapitałowych lub tworzenie spółek kapitałowych. 
Tak pozyskane środki uczelnie będą mogły wydawać na cele statutowe.

Przy tym rozwiązaniu rysują się trzy problemy. Pierwszy polega na tym, że takimi skutecznymi 
“fabrykami wiedzy” potrzebnej gospodarce będą tylko największe, skonsolidowane uczelnie, które 

jako Krajowe Naukowe Ośrodki Wiodące otrzymają dodatkowe, duże dotacje z budżetu państwa. To 
oczywiście eliminuje z tej konkurencji mniejsze, prowincjonalne ośrodki akademickie, skazuje je na 

wegetację, a być może w dłuższej perspektywie na ich likwidację. Drugi problem polega na tym, że 
nie mają możliwości zarabiania na wiedzy uczelnie humanistyczne czy też humanistyczne kierunki. 

Widać wyraźnie, że humanistykę, która ze swej natury jest deficytowa, ten rząd marginalizuje. 
Trzeci problem polega na tym, że nie bardzo ma kto tę wiedzę kupować. Polski biznes jest za słaby, 

aby stać się wiodącym klientem szkolnictwa wyższego, zaś biznes zagraniczny wciąż nie ma 
zaufania do produktów naszej nauki, pomimo spektakularnych sukcesów.

Należy wreszcie dodać, że zgodnie z nową tendencją również z wykładowców akademickich robi się 
działaczy gospodarczych. Jeśli nauczyciel akademicki będzie chciał wykładać w drugiej uczelni, musi 

uzyskać zgodę rektora, ale jeśli zamierza założyć jedną, drugą, trzecią firmę – takiej zgody mieć 
nie musi. Wśród akademików pojawiła się słuszna obawa, że zaangażowanie w działalność 

gospodarczą będzie odrywało wykładowców od zajęć dydaktycznych, które staną się drugoplanowe.

Dwóch magistrów zamiast doktora

Jeśli chodzi o kwestię obniżenia wymagań naukowych, widać to wyraźnie choćby przy określaniu 
minimum kadrowego niezbędnego do uruchomienia kierunku studiów na uczelniach publicznych i 

niepublicznych. Wprowadzono kuriozalne zapisy, które mówią, że do minimum kadrowego można 
zaliczyć w miejsce nauczyciela akademickiego posiadającego stopień naukowy doktora 

habilitowanego – dwie osoby posiadające stopień naukowy doktora, a w przypadku doktora – dwie 
osoby posiadające tytuł zawodowy magistra.

Zatem do uruchomienia kierunku studiów będzie wystarczyło powierzenie dwóm profesorom 
prowadzenia seminariów, a pozostałe wykłady będą mogły prowadzić osoby ze stopniem 

naukowym doktora lub tytułem zawodowym magistra. Spotkałem się z opinią wśród profesorów 
akademickich, że takie rozwiązanie spowoduje, iż poziom na niektórych uczelniach osiągnie 

“poziom szkoły pomaturalnej”.

Kolejny kontrowersyjny zapis stwierdza, że rektor uzyskuje możliwość przyznania szczególnych 

uprawnień przysługujących osobom posiadającym tytuł doktora habilitowanego osobom, które 
mają jedynie stopień doktora, a zostały zatrudnione na stanowiskach profesora nadzwyczajnego 

lub profesora wizytującego. Jestem przekonany, że osoby posiadające tytuł naukowy doktora, które 
mają znaczący dorobek i osiągnięcia naukowe, z łatwością pozytywnie przejdą zapisaną w ustawie 

nową procedurę habilitacyjną i nie trzeba wprowadzać takich ścieżek “na skróty”.

Oba te rozwiązania będą zniechęcały do dalszego rozwoju naukowego doktorów i ubiegania się o 

stopień naukowy doktora habilitowanego. Niewątpliwie też przyczynią się do obniżenia jakości 
kształcenia.

Skoro rząd mimo wcześniejszych zapowiedzi zdecydował się na pozostawienie habilitacji, powinien 
być konsekwentny i stworzyć mechanizmy zachęcające doktorów do kontynuowania badań 

naukowych w celu osiągnięcia kolejnego stopnia naukowego – doktora habilitowanego. Mało tego, 
powinien dbać o odpowiednio wysoki poziom habilitacji. Tymczasem w nowych rozwiązaniach nie 

2

background image

ma kolokwium habilitacyjnego, tak mocno ugruntowanego w tradycji akademickiej. Osoba 
ubiegająca się o stopień doktora habilitowanego przesyła komisji habilitacyjnej autoreferat, który 

wraz z opiniami recenzentów jest podstawą do podjęcia uchwały zawierającej opinię w sprawie 
nadania lub odmowy nadania stopnia doktora habilitowanego. Zatem członkowie komisji mają 

zasadniczo rozstrzygać o awansie naukowym bez osobistego kontaktu z osobą ubiegającą się o 
stopień doktora habilitowanego, choć formalnie będą mogły zaprosić takiego człowieka osobę na 

“rozmowę o jego osiągnięciach i planach naukowych”.

Parytety nawet w nauce

Kolejnym niepokojącym symptomem, przy którym uparcie stoi Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa 
Wyższego, jest zapis wskazujący na to, że członkiem Polskiej Komisji Akredytacyjnej może być 

nauczyciel akademicki posiadający stopień doktora. PKA ma dbać o wysoki poziom szkolnictwa 
wyższego, m.in. oceniać prowadzenie kierunków studiów na uczelniach wyższych i pośrednio 

decydować o wydaniu pozwolenia na prowadzenie takich kierunków. Osoby ze stopniem doktora nie 
mają należytego doświadczenia i dostatecznych kompetencji – jako nauczyciele akademiccy – aby 

móc adekwatnie oceniać np. prowadzenie wykładów akademickich, seminariów magisterskich czy 
studiów doktoranckich, do których prowadzenia nie mają zresztą formalnych uprawnień. Jak zatem 

osoba słabiej wykształcona może oceniać poziom wykształcenia osób lepiej wykształconych?

Na koniec warto zauważyć, że i szkolnictwo wyższe nie ustrzegło się od wprowadzenia parytetów. 

W nowelizacji znalazł się zapis, że minister właściwy do spraw szkolnictwa wyższego, powołując 
członków Państwowej Komisji Akredytacyjnej, musi uwzględnić wymóg “co najmniej 30-

procentowego udziału kobiet w jej składzie”. Według opinii wielu profesorów, jest to niebezpieczny 
precedens, który może doprowadzić do wprowadzenia w przyszłości parytetów w ciałach 

kolegialnych uczelni, a który wymóg wiedzy i doświadczenia zastępuje kryterium płci.

Prawo i Sprawiedliwość jest przeciwko tym rozwiązaniom i dlatego w głosowaniu nie poprzemy 

rządowych propozycji dotyczących zmian w szkolnictwie wyższym.

dr Artur Górsk

Autor jest posłem na Sejm RP z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, wiceprzewodniczącym  
podkomisji stałej ds. Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

3