background image

GIORGIO COLLI 

NARODZINY FILOZOFII

background image
background image

GIORGIO COLLI 

NARODZINY FILOZOFII

Przełożył i wstępem opatrzył 

Stanisław Kasprzysiak

Res Publlca & Oficyna Literacka

Warszawa - Kraków 1991

background image

© Copyright by ADELPHI EDIZIONI S.P.A. 1975

Tytuł oryginału 

La nascita della filosofia

Redakcja

Magda Środa

Opracowanie graficzne 

Jan Bokiewicz, Wojciech Freudenreich

Na okładce:

Motyw labiryntu kwadratowego z monet kreteńskich z Knossos — 

V w. przed Chr. (powtórzony na ścianie wykutego w skale kościoła

z X w. po Chr. w rumuńskiej Dobrudży).

Res Publica 

Oficyna Literacka

Warszawa - Kraków 1991

ISBN 83-7046-184-0

background image

SPIS TREŚCI

i

Będziesz poznawał (Stanisław Kasprzysiak) 9

I Szaleństwo jest źródłem mądrości 23

II Pani Labiryntu 32

III 

Bóg wieszczenia 44

IV  Wyzwanie rzucone przez zagadkę 52

Pnthos

 tego, co ukryte 61

VI  Mistycyzm a dialektyka 70

VII 

Niszcząca skłoność rozumu 79

VIII 

Agonizm a retoryka 87

IX  Filozofia jako literatura 95

background image

Giorgio  Colli  (1917,  Turyn—  1979,  Florencja),  fi­

lozof  i  filolog  klasyczny;  po  ukończeniu  studiów  uczył  w  li­

ceum  w  Lukce;  brał  udział  w  antyfaszystowskim  ruchu 

oporu,  a  lata  1943-1944  spędził  na  emigracji  w  Szwajca­

rii.  Po  wojnie  przez  30  lat  wykładał  historię  filozofii  staro­

żytnej na uniwersytecie w Pizie.

Opracował,  tzn.  przełożył,  opatrzył  komentarzami, 

przypisami  i  wstępem:

  Ucztę 

Platona,

  Organon 

Arystote

­

lesa,

  Krytykę  czystego  rozumu 

Kanta,

  Parergę  i  parali­

pomenę 

Schopenhauera  oraz 

3

'-tomowe  wydanie  przedso

­

kratejskiej  myśli  greckiej

  La  sapienza  greca  (Mądrość  gre­

cka; 

1977-1980;  tom  I

  — 

Dionizos,  Apollo,  Eleusis,

  Or­

feusz,

  M

usajos,  Hyperborejczycy,  Zagadka;  tom  II

  — 

Epi

­

menides,  Ferecydes,  Tales,  Anaksymander,  Anaksymenos, 

Onomakristos;  tom  III

  — 

Heraklit.  Pod  jego  kierunkiem 

opracowano  encyklopedię  autorów  starożytnych

  (Enciclo­

pedia di autori classici; 1958—1965).

Był  pomysłodawcą,  organizatorem  i  autorem  pełnej 

edycji  krytycznej

  Dzieł  wszystkich 

i

  Listów 

Fryderyka  Nie

­

tzschego;  opracował  ją  wspólnie  z  germanistą  Mazzino 

Montinarim,  ustalając  tekst  kanoniczny  na  podstawie

  rę­

kopisów  przechowywanych  w  Weimarze;  kolejne  tomy  uka

­

żują  się  jednocześnie  w  Niemczech  (de  Gruyter),  Włoszech 

(Adelphi),  Francji  (Gallimard)  i  Japonii  (Hakushuisha) 

począwszy  od  roku  1967  (edycja  włoska  od  roku  1964; 

Colli  przełożył  do  niej

  posthuma 

dotyczące  Grecji  i

  Dy­

tyramby dionizyjskie).

background image

Opublikował:

  Physis  kryptesthai  philei  (Natura  lu­

bi  się  ukrywać; 

1948,  w  nak.

  500 

egz;  wznow.  ostatnio 

pod  tytułom  włoskim:

  La  natura  ama  nascondersi; 

1988), 

Filosofia  dell'  espressione  (Filozofia  ekspresji; 

1969),

  Do­

p0  Nietzsche  (Po 

Nietzschem; 

1974)

,

  La  nascita  della  fi­

losofia  (Narodziny  filozofii;  1975)

,

  Scritti  su  Nietzsche 

(Szkice  o  Nietzschem; 

1980).  Pośmiertnie  wydano  zbiór 

rozszerzonych  haseł  jego  autorstwa  do  encyklopedii  auto

­

rów  starożytnych:

  Per  una  enciclopedia  di  autori  classici 

(1983),  oraz  obszerny  tom  jego  notatek  filozoficznych,

  lo­

gicznych  i  eseistycznych  z  lit  1955-1977:

  La  ragione  er­

rabonda (Błądzący rozum; 

1982).

S.K.

background image
background image

Będziesz poznawał

I

Giorgio  Colli  może  być  oczywiście  nazwany  filozo­

fem,  ale  to  niewiele  jeszcze  o  nim  powie.  Był  filozofem 

w  najściślejszym  znaczeniu  tego  słowa:  upodobał  sobie 
mądrość;  i  to  mądrość  najbardziej  klasyczną:  grecką  myśl 
przedsokratyczną,  zwłaszcza  Heraklita.  Mimo  to  chciało­

by się go określić trafniej.

Bo  jednak 

Filosofos

  to  nie 

sofos,

  a  filozofia  to  nie 

mądrość.  Do  tego  rozróżnienia  Colli  przywiązywał  zbyt 
wielką  wagę,  żeby  sam  mógł  poprzestać  na  filozofii. 
Chciałoby się więc nazwać go mędrcem, ale to niemożliwe. 
To nie było możliwe już w czasach Nietzschego: cywiliza­

cja  współczesna  nie  potrzebuje  postaci  mędrca,  nie  znaj­

duje dla niej uzasadnienia. Dzisiaj nikt nie ma ochoty mieć 
oczu szeroko otwartych, nikt nie chce słuchać wnikliwych 
upomnień  —  stwierdzał  Nietzsche  w  swoich  rozważa­

niach  o  greckiej  „epoce  tragicznej”.  Gdyby  zjawił  się 

między  nami  mędrzec  —  pisał  —  wzięto  by  go  „za 
przybłędę,  za  przelotną  kometę,  budzącą  lęk,  a  nie  za 

gwiazdę  pierwszej  wielkości,  jasno  lśniącą  w  systemie 

słonecznym naszej kultury”.

I  rzeczywiście  Collego  miano  we  Włoszech  raczej  za 

przybłędę,  niż  za  mędrca.  Mimo  tak  bezspornych  i  trwa­

łych  jego  zasług,  jak  choćby  ostateczne  uporządkowanie 

rękopisów  Nietzschego.  Kultura  włoska  ostatnich  lat,

9

background image

tracąca, by tak rzec, czas na komunizowanie, nie wybacza­

ła  Collemu  autonomii  i  formatu  intelektualnego.  Toteż 

jak  gdyby  nie  przyjmowano  go  do  wiadomości.  Był 

kometą, hybrydą, na wpół filozofem, na wpół mędrcem

—  a  na  pewno  był  kimś  niezależnym  i  nieprzeciętnym. 

Chciałoby  się  wobec  tego  nazwać  go  przynajmniej  „myś­
licielem  prywatnym”,  jak  Kierkegaard  nazywał  Hioba.  Co 

prawda  uniwersytecki 

ordinarius

  jest  raczej  „myślicielem 

publicznym”,  ale  Colli  nawet  w  swoich  poszukiwaniach 

ściśle  „naukowych”  był  po  pierwsze  sobą.  A  czym  się  za 

to  płaci,  dobrze  wiedział:  „Trzeba  wręcz  liczyć  się  z  tym, 
że nikt nie musi czytać tego, co piszemy. 

Sibi scribcre”.

*

Jeden  z  fragmentów  Heraklita  wyraża  myśl  bardzo 

prostą,  choć  zarazem  niezmiernie  zagadkową,  którą  Colli 

(a  Nietzsche  również)  często  cytuje:  „Wypytywałem 
samego  siebie”.  Można  to  rozumieć  jak  nakaz:  należy 

siebie  wypytywać.  Colli  w  każdym  razie  wypytywał  siebie 

nieustannie,  i  to  wciąż  o  trzy  te  same  sprawy:  o  Grecję, 

rozum  ludzki  i  Nietzschego.  Jego  rozważania  stale  te 
sprawy  ze  sobą  wiążą,  a  one  nawzajem  stale  na  siebie 

wywierają  wpływ.  Gdyż  w  gruncie  rzeczy  idzie  w  nich 

o sprawę jedną: o drogę ludzkiego rozumu, a raczej o jego 
bezdroża i błądzenie 

(la ragi one errabonda).

 Dawno temu

—  przed  Sokratesem  —  rozum  nie  rozmijał  się  z  po­

znaniem, potem przez wiele wieków błąkał się przeważnie 

po bezdrożach, i wreszcie od niedawna — po Nietzschem

—  znowu  dostęp  do  poznania  stoi  przed  nim  otworem. 

Nie  korzysta  z  tego,  jak  na  razie.  Może  dlatego,  że  zbyt 

długo od poznania odwykał.

Stanisław Kasprzysiak

10

background image

Będziesz poznawał

*

„Nie  będziesz  poznawał”  —  usłyszał  pierwszy  czło­

wiek  od  Boga.  Było  to  jedyne,  więc  najważniejsze  przyka­
zanie dane mu na początku na całą długą drogę — przypo­

mina Nietzsche w 

Antychryście.

 „Reszta wynika z tego”

—  komentuje.  Ta  reszta  to  zakłamanie.  Nie  uniknęły  go, 

niejako  siłą  rzeczy,  cywilizacje,  które  wsparły  się  na 

Starym

  i 

Nowym  Testamencie,

  bo  kiedy  nie  chce  się 

widzieć  spraw  tak,  jak  się  je  widzi,  pozostaje  prawdę 

ukrywać,  i  to  co  gorsza  głównie  przed  samym  sobą.  Grecy 

natomiast,  przeciwnie,  niezmiennie  sobie  powtarzali:  Bę­

dziesz poznawał. Nie nakazało im tego żadne bóstwo

—  sami  podjęli  się  tego  wobec  siebie.  Mogli  więc  być 

także, siłą rzeczy, prawdomówni.

Pod  pozorami  chaosu  kryje  się  ład,  pod  pozorami 

wielości  istnieje  jedność:  wszechświat  wprawia  w  ruch 
i  kieruje  nim  „boskie  prawo”,  które  można  nie  tylko 

intuicyjnie  odczuć,  ale  również  poznać  i  pojąć.  Heraklit 

pierwszy oznajmił, że to prawo odkrył i że nadał mu nazwę 

logos.  Logos

  to  w  zasadzie  tyle,  co  poznanie.  Gdyż 

dzięki poznaniu uzyskuje się nie tylko dostęp do ukrytego 

fundamentu  świata,  ale  również  można  podjąć  o  nim 
rozważanie,  „dyskurs”.  Jest  to  dyskurs  najistotniejszy,  bo 
fundament  tkwi  najgłębiej  i  sięga  czasów  najstarszych: 

styka  się  jeszcze  z  tą 

arche,

  która  poprzedza  wszelkie 

istnienie.

Taki  dyskurs  to 

logos.

  Dlatego  właśnie  poznanie 

nabrało  w  Grecji  tak  wielkiego  znaczenia:  odszukiwało 

sens  życia.  Dlatego  Grecy  uważali  je  za  swoje  powołanie. 

Dlatego Coili wyżej ceni archaiczną mądrość od całej

11

background image

Stanisław Kasprzysiak

późniejszej  filozofii.  A  Nietzsche  dlatego  mógł  napisać: 

„Inne narody mają świętych, Grecy mieli Mędrców”.

Mędrcy  greccy  ujawniali  wyniki  swego  poznania. 

Czasami  o  nich  opowiadali  obszerniej,  ale  nigdy  ich  n  i  e 
d o w o d z i l i .   Co  więcej:  wiedzieli,  że  mądrość  jest 

przeznaczona  dla  nielicznych,  że  trzeba  umieć  o  niej 

m i l c z e ć .   Podobnie  milczano  o  wtajemniczeniach 

w  Eleusis,  podobnie  też  wspólnota  orficka  czy  pitagorej­

ska  milczała  o  swoich  regułach.  Było  to  konieczne, 

ponieważ wyniki poznania łatwo zrozumieć opacznie.

Poznanie przecież w swojej pierwszej fazie uprzytam­

nia, że świat przenika cierpienie, które nigdy człowieka nie 
opuszcza.  Człowiek  nie  może  wyzbyć  się  cierpienia,  bo 
ono nie jest czymś, wobec czego można stanąć i stawić mu 
czoła:  człowiek  sam  j e s t   cierpieniem.  Wyzbywając  się 

metafizycznego  cierpienia,  wyzbyłby  się  więc  tym  samym 

siebie. Toteż nie może go odrzucać, musi na nie przystać. 

Powtarzał  to  już  Nietzsche,  wraca  do  tego  również  Colli. 
Ale  chociaż  człowiek  na  cierpienie  przystaje,  może  je  od 

siebie oddalić. Wydaje się to paradoksalne, a jest realne: od 
cierpienia  uwalnia  właśnie  poznanie,  jego  dalsza,  po­
głębiona faza.

Dopiero w tej drugiej fazie poznanie ujawnia, co kryje 

się  najgłębiej:  bogowie.  Pod  pozorami  naszego  widzial­

nego,  doczesnego  świata  istnieje  odwieczny  świat  bogów, 

a  pod  pozorami  bieżących  wydarzeń  tkwi  nieodmiennie 
przeszłość.  Pod  przeszłością  odnalezioną  natomiast  tkwi 

przeszłość jeszcze wcześniejsza. A gdzieś na jej dnie wciąż 

ta  sama,  pozostająca  „poza  czasem”  boskość.  Kiedy 
Helena patrzy z murów Troi na wojska achajskie i oskarża 

siebie przed Priamem o to, że stała się przyczyną tylu

12

background image

Będziesz poznawał

cierpień,  „źródłem  łez”,  stary  i  mądry  Priam  wyjaśnia  jej, 
że  ona  nie  jest  winna  niczemu.  Winni  mogą  być  tylko 
bogowie. Człowiek nigdy nie staje się przyczyną, przy­

czyny  można  się  dopatrywać  jedynie  w  bogach.  A  ludz­

kiego świata, „źródła łez”, oni wcale nie stworzyli: oni są

tym  światem.  Ściślej  mówiąc:  światem  jest  boskość. 

A  poznanie  pozwala  z  nią  się  zetknąć.  Gdyż  pozwala 

przedostać się poza cierpienie: poza siebie. Nie wyrzekając 
się siebie.

Grecja głównie tego uczyła i uczy.

*

Rozum  jest  właściwością  daną  jedynie  człowiekowi. 

Podobnie  jak  specyficzną  cechą,  właściwą  tylko  pająkowi 

—  porównuje  Colli  —  jest  snucie  pajęczyny,  tak  tylko 

człowiek  może  wysnuwać  z  siebie  nić 

logosu

  i  opląty­

wać  nim,  tym  swoim  „dyskursem”,  przedmiot  myśli. 

Wprawdzie  zmysły  są  „prawdziwsze”  od  rozumu,  bo  dają 
przeżyciu  wyraz  bezpośredni,  ale  jest  to  wyraz  niepełny. 

Dopiero  musi  wdać  się  w  to 

logos

  i  przeżycie  niejako 

uzupełnić.  Komentując  je,  uciekając  się  do  słowa,  do 

rozmowy.

Myślenie  wyłącznie  intuicyjne  stało  się  w  archaicznej 

Grecji  chyba  bardzo  szybko  na  wpół  dyskursywne.  Pierw­
sze  pojęcia  ogólne  —  „skończoność”  i  „nieskończoność”, 

„wielość”  i  „jedność”  —  ustanowiono  prawdopodobnie 

dzięki  temu,  że  rozszerzono  wrażenia  elementarne,  do­

strzegające  wcześniej  tylko  „wodę”,  „powietrze”  czy 

„ogień”.  W  każdym  razie  w  najwcześniejszych  zachowa­

nych świadectwach myśli wciąż jeszcze pojęcia są przemie­
szane z widzialnymi elementami świata. Anaksagoras na

13

background image

Stanisław Kasprzysiak

przykład  twierdzi,  że  wszystko  rodzi  się  ze  wszystkiego, 

ponieważ  nawet  przeciwieństwo  może  zrodzić  się  ze 

swego przeciwieństwa, powiedzmy z bieli czerń, powiedz­

my z roztopionego białego śniegu czarna woda.

Rozum  był  w  dziejach  ludzkości  jednym  z  „wyda­

rzeń”: nagle coś istotnego zaczęło się objawiać za pośred­
nictwem  człowieka.  Ale  w  Grecji  to  „wydarzenie”  zostało 

wkrótce  zbyt  rozbudowane,  wzbudziło  nadmierne  zacie­

kawienie  i  podsunęło  za  wiele  złudzeń.  Wydało  się,  że 

przed  człowiekiem  zarysowała  się  droga  do  wyjątkowości. 
Okazało się natomiast, że jest to droga do bałwochwalstwa 

i czołobitności wobec rozumu.

Zaledwie przez jedno stulecie (mniej więcej od 5 50 do 

450 roku przed Chr.) myśl rozwija się harmonijnie, ale dwa 

wieki  dialekty  ki  —  od  Parmenidesa  do  Arystotelesa 

— coraz wyraźniej ujawniły niszczące skłonności rozumu. 

Aż  doszło  to  tego,  że 

logos,

  „dyskurs”  zaniknął.  Miał  być 

rozmową  o  czymś  najistotniejszym,  a  przeistoczył  się 

w rozmowę o rozmowie. Była to w dodatku coraz częściej 

rozmowa moralizująca. Mało tego: do myślenia wkraczało 
już  Miasto,  i  kto  w  odosobnieniu  budował  w  sobie  myśli 
nieprzeciętne,  musiał  się  z  nich  potem  publicznie  uspra­

wiedliwiać. Stan ten utrwaliły na dobre retoryka i literacki 

zapis,  nazwany  przez  Platona  „filozofią”.  „Reszta  wynika 
z  tego”  —  a  reszta  to  manowce.  Rozum  oderwany  od 

logosu,

  od  swoich  żywych  źródeł,  stał  się  niejako  „rzeczą 

samą w sobie”. Nietzsche powie dobitniej: stał się wężem, 

który gryzie własny ogon.

Zaczęła  się  historia  filozofii  i  trwała  ponad  dwa 

tysiąclecia. Choć W gruncie rzeczy trudno tu nawet mówić 

o  historii,  czyli  o  ciągłym  rozwoju.  Kto  porywał  się  na

14

background image

Będziesz poznawał

filozofowanie,  znajdował  u  poprzedników  tylko  tyle,  ile 

mogło  się  przydać  jego własnym  wywodom;  zaczynał  więc 

niejako 

ex  novo.

  Mimo  to  niektórzy  filozofowie  pozos­

tawili  po  sobie  myśli  warte  dialogu  —  i  za  nich  Colli, 
powiedzieć  można,  poręczył,  bo  tylko  ich  przekładał 
i  komentował.  W  ten  sposób  z  całej  historii  filozofii  ocalił 

Platona,  Arystotelesa,  Kanta,  Schopenhauera  i  wreszcie 

Nietzschego.  Szczególnie  surowo  natomiast  odniósł  się do 

Kartezjusza  i  Hegla.  Najogólniej  mówiąc  odmówił  warto­
ści racjonalizmowi, bo w nim rzeczy zmieniają się w poję­

cia.  Raziła  go  również  wszelka  skłonność  do  systematyki, 

bo cechuje ją pycha i złudzenia, że można wytyczyć prawa 
dla  Całości.  Systemy  filozoficzne  odwracają  porządek 

rzeczy:  świat  przedstawia  się  w  nich  logicznie,  bo  one 
uczyniły  go  logicznym.  Po  to,  żeby  życie  w  tak  uporząd­

kowanym świecie wydawało się znośniejsze.

To  głównie  z  takim  zakłamaniem  filozofii  Colli  nie 

mógł  się  pogodzić.  „Ta  bezkresna  rzeka,  w  której  tkwimy 
i  która  niesie  nas  ze  sobą.  To  ona  jest  dla  nas  życiem, 

naturą,  historią,  ludzkością”  —  pisał.  1  takiej  właśnie 
głębi,  takiemu  nadmiarowi  chciano  narzucić  wyliczoną 

miarę.  A  przecież  jeśli  wychodzi  się  z  tej  rzeki,  żeby  ją 
uporządkować,  „wszystko  staje  się 

instabilis  tellus,  in- 

nabilis  unda

  —  niepewnym  gruntem,  niespławnym  nur­

tem”  —  powiedział  w  końcu  Schopenhauer.  A  wkrótce  po 
nim  pojawił  się  wreszcie  Nietzsche  i  jego  twarde  słowa 

Jutrzenki:

  „Filozofowie  niczego  nie  obawiają  się  tak 

bardzo,  jak  przenikliwego  wzroku,  który  odkryje  ich 
oszustwa”.  Nietzsche  te  oszustwa  wskazał,  Colli  raz 

jeszcze wskazał je na swój sposób. Nie zapomniał przy tym 

dodać, że coraz bardziej zagubiony i bierny rozum ustąpił

15

background image

Stanisław Kasprzysiak

w końcu miejsca nauce, a technikę zbyt ośmielił i wyposa­
żył w niszczące narzędzia.

*

Nietzschemu  nie  można  odmówić  przenikliwego 

wzroku,  ponieważ  patrzył  na  swoje  czasy  oczyma  grec­

kimi.  Umiał  docenić  wagę  epoki  archaicznej,  mimo  że 

przed  nim  greckości  doszukiwano  się  wyłącznie  w  epoce 
hellenistycznej, uznając ją jak gdyby za przedmiot antyk­
waryczny: przestarzały, choć marmurowo jasny i słonecz­

nie  piękny.  Dla  Goethego  i  Winckelmanna  Grecja  była 

„historyczna”,  a  więc  jałowa.  Dzięki  Hólderlinowi  i  Nie­

tzschemu  stała  się  współczesna,  bo  została  już  na  trwałe 

umieszczona „poza czasem”.

Część  domysłów  Nietzschego  co  do  apollińskości 

i  dionizyjskości  Colli  mógł  bez  oporów  skorygować 

i pogłębić, ponieważ najwcześniejsze świadectwa dotyczą­

ce greckiej mądrości są dziś dostępne w szerszym zakresie. 

Do  myśli  Nietzschego  odnosił  się  z  konsekwentną  suro­

wością,  co  nie  powinno  mylić:  sam  Nietzsche  był  wobec 

innych równie surowy, sam też chciał, żeby tak odnosić się 

i do niego. Jego poglądy zasługują na krytykę nie dlatego, 

że stały się za mało współczesne, a przeciwnie — dlatego, 
że Nietzsche wciąż jest aż nazbyt dzisiejszy, że nasze czasy 

wciąż jeszcze za nim nie nadążają. Toteż niedopracowania 

jego myśli tym bardziej zasługują na precyzowanie.

Jeśli  nawet  nowe  dobro,  którego  Nietzsche  wypat­

rywał,  nie  okazało  się  dobrem,  to  zło,  które  z  przenik­

liwością przewidział, okazało się większym złem, niż mógł 

przypuszczać.  Ale  nieprzewartościowane  jeszcze  wartości 
wciąż  oczekują  na  wskazane  przez  niego  przewartoś­

16

background image

Będziesz poznawał

ciowanie. 

Nietzsche 

szukał 

bowiem 

wartości 

w y ż s z y c h — wyższego stopnia poznania, moralności, 
sztuki,  wyższego  Boga  —  w  miejsce  tych,  które  obalał. 

Całe  jego  życie  i  myślenie  nastawione  było  na  ustalenie 
właściwych  hierarchii  duchowych:  szło  mu  o  narzucenie 

transcendencji  ludzkiemu  życiu  bezpośredniemu.  Chciał 
tego, ponieważ odkrył w i e l k o ś ć  życia.

W  dziejach  rozumu  okazał  się  ,,chwilą”  przełomową. 

Colli  porównuje  oczywiście  gmach  rozumu  do  labiryntu. 

Labirynt  ten  miał  wiele  pogmatwanych  korytarzy,  mrocz­

nych,  bo  przesklepionych.  Nietzsche  był  jak  trzęsienie 

ziemi:  zniszczył  ten  gmach  i  już  w  miejsce  zburzonych 
sklepień prześwituje niebo. A skoro rozum może nareszcie 

wydostać się pod otwarte niebo, ma znowu szansę dotrzeć 

do  źródeł  archaicznej  mądrości.  I  mówić  o  czym  mówić 
powinien.

*

Książki,  których  Colli  nie  n a p i s a ł ,   także  dotyczy­

łyby  tych  samych  trzech  tematów:  „Młodość  rozumu” 

mówiłaby  o  Grecji,  „Książka  o  naszym  kryzysie”  —  o  ro­

zumie,  a  „Śmierć  filozofii”  —  o  Nietzschem.  Szkice  do 

nich,  w  różnym  stopniu  opracowane,  zachowały  się 

w  rękopisach  i  zeszytach  z  notatkami.  Zachowało  się 
w  nich  również  wiele  wierszy,  fragmenty  dwóch  drama­

tów  scenicznych  (jeden  o  Ariadnie  i  Minotaurze,  drugi 
o śmierci Aleksandra Wielkiego), a nawet rysunki, szkico­

wane  z  okna  w  hotelu  w  Weimarze:  dom  Cranacha,  dom 
Goethego.  Natomiast  te  książki,  które  Colli  jednak  za 
życia  wydał,  mogły  również  —  wygląda  na  to  —  pozostać 

tylko  we  fragmentach.  Musiały  być  przemyślane  i  przeży­

17

background image

Stanisław Kasprzysiak

te,  nie  musiały  być  uporządkowane  i  napisane.  Nie 

stanowiły celu.

Wolno  się  tego  domyślać  na  podstawie  obszerniejszej 

notatki,  umieszczonej  w  pośmiertnym 

Błądzącym  rozu­

mie.

  Ludzie  —  mówi  w  niej  Colli  —  dzielą  się  na  dwa 

zdecydowanie  odmienne  rodzaje:  jedni  działają  dla  jakie­
goś  celu  praktycznego,  drudzy  praktycznych  celów  sobie 

nie  wyznaczają:  „Pierwsi  to  niemal  cała  ludzkość,  drudzy 

—  przypadki  niezmiernie  rzadkie”.  Kłopot  w  tym,  że  te 

dwie ludzkie odmiany wręcz nie są w stanie zrozumieć się 
nawzajem.  (Przypomina  to  nie  mniej  stanowcze  rozróż­
nienie  Szestowa, który dzielił  ludzi  na „wyjątki”  i „wszys­

tkich”. Szestow zresztą jest jedynym filozofem współczes­
nym,  z  którym  Collego  wbrew  pozorom  —  tam  Jerozoli­
ma,  tu  Ateny!  —  coś  łączy:  choćby  nieprzejednany 

sprzeciw wobec dominacji rozumu.)

Colli  wiedział  więc  dobrze,  że  jeśli  nawet  nie  notuje 

tylko  dla  siebie 

(sibi scribere),

  to  pisze  dla  nielicznych:  dla 

sobie  podobnych.  Dobrze  więc,  że  jednak  napisał  chociaż 
tyle, ile napisał.

O  sobie  samym  wspomina  w  notatnikach  bardzo 

rzadko  —  gdyby  te  osobiste  zdania  zebrać  razem,  utwo­
rzyłyby  może  jedną  stronicę  na  niemal  tysiąc.  Są  to 
napomknienia  oschłe  i  niedopowiadane,  zanotowane  jak 

gdyby  z  konieczności:  tylko  wtedy,  kiedy  dotyczyły 
czegoś,  co  nie  powinno  wymknąć  się  pamięci.  Choćby 
czegoś  takiego:  „Sierpień  1957,  Sils-Maria.  Intensywne 

widzenie:  wodospad.  Zrozumiałem  Nietzschego”.  W  no­

tatce  ostatniej,  zamykającej  zeszyty,  także  pisze  o  sobie: 

stwierdza  z  żalem,  że  nie  doszło  do  wydania  „Encyk­

lopedii świata starożytnego”, której opracowania gotów

18

background image

B ę d z i e s z   p o z n a w a ł

był  się  podjąć.  A  tymczasem  —  dodaje  —  „młodość 

całkiem  już  minęła.  Choć  serce  i  umysł  wciąż  pozostają 

młode”.

2

I jeszcze parę słów o samej książce:

Narodziny  filozofii

  otrzymały  tytuł  otwarcie  nawiązu­

jący  do 

Narodzin  tragedii

  Nietzschego.  Co  więcej:  Nie­

tzsche  również  zamierzał  napisać  książkę  o  „narodzinach 

filozofii”  i  wkrótce  po  opublikowaniu  swoich  rozważań 

o  tragedii  greckiej,  pełen  jeszcze  nie  spożytkowanych 

przemyśleń o Grecji archaicznej, zabrał się gorączkowo do 

jej  przygotowania.  Utknął  na  Anaksymandrze.  Zdołał 
wyrazić  we  wprowadzeniu  swoje  ogólne  myśli  o  grecko- 

ści,  ale  przedstawiając  kolejno  poglądy  pierwszych  myś­

licieli,  zorientował  się,  że  poświęca  zbyt  wiele  stron 

komuś, kto był mu bliski — jak Heraklit — a wymusza na 

sobie zaledwie kilka chłodnych zdań o kimś, kogo nie lubił 
—  jak  Parmenidesa.  Książki  więc  nie  dokończył,  a  jej 

fragmenty  nigdy  za  jego  życia  nie  ukazały  się  drukiem; 

pochodzi  z  1 8 7 3   roku,  ma  około  80  stron  i  nosi  tytuł 

Die 

Philosophie  im  tragischen  Zeitalter  der  Griechen

  (

Filozo­

fia  grecka  w  epoce  tragicznej).

  Colli  przełożył  ją  do 

włoskiego  wydania 

Dzieł

,  a  zatem  ją  zgłębił,  co  mogło  mu 

uprzytomnić,  jak  do  tego  samego  tematu  podchodzić  nie 

należy, by nie utknąć po niewielu stronach.

Podszedł  więc  do  niego  stosowniej:  wcześniej  przej­

rzał  systematycznie  wszystkie  zachowane  źródła  i  je 
przemyślał. Pisze, że przeprowadził badania chronologicz­
ne  i krytyczne, pisze więc jak filolog, ale przecież dokonał 
czegoś więcej: poddał przydatne teksty czy fragmenty

19

background image

Stanisław Kasprzysiak

tekstów  wnioskowaniu  zarazem  inuicyjnemu  i  dedukcyj­

nemu. Zachował przy tym wierność dyscyplinie filozoficz­
nej  i  ograniczył  się  do  samej  greckiej  myśli.  Nie  pozwolił 
sobie na korzystanie z całej ówczesnej greckiej kultury, nie 
uciekł  się  do  świadectw,  powiedzmy,  poezji,  rzeźby  czy 
malarstwa  ceramicznego.  Doświadczenia  religii  spożyt­

kował  tylko  w  tej  mierze,  w  jakiej  ujawniały  sposób 

archaicznego myślenia.

Wybrał  formę  płynnej  prelekcji  (więc  „styl  Kanta”, 

a  nie  „styl  wędrowca”,  jak  by  powiedział  Nietzsche:  styl 

myśli  rodzącej  się nad  kartką papieru,  a nie  przemyślanej 

na przechadzce, a podczas zapisywania już „ukończonej”), 

ponieważ  kolejne  rozdziały  książki  miały  posłużyć  jako 

wykłady  radiowe.  Wywód  w  całości  wypadł  więc  tym 
bardziej  jasno  i  przejrzyście,  i  tym  bardziej  nie  wymaga 

dopowiedzeń.

Co  najwyżej  można  tu  raz  jeszcze  zwrócić  uwagę  na 

podkreśloną  z  naciskiem  konkluzję  książki,  więc  na 
przeświadczenie  bardzo  leżące  Collemu  na  sercu:  ar­
chaicznej mądrości greckiej nie można zastąpić n i c z y m .  
Nie potrafiła tego dokonać c a ł a  późniejsza filozofia.

maj 1990

Stanisław Kasprzysiak

background image

Narodziny filozofii

... 

windujący świątynią 

niezgłębiony Apollo 

dostrzega w jednym błysku 

dzięki najwierniejszemu 

z wysłanników, dzięki spojrzeniu 
co umie ocenić wszystkie rzeczy. 

Ono na kłamstwie nie spocznie, 

nie zwiedzie go ani bóg, ani człowiek

czy to poczynaniami swymi,

czy za uderzeniami.

background image
background image

I

Szaleństwo jest źródłem mądrości

Źródła  filozofii  greckiej,  a  tym  samym  całej  myśli 

zachodniej,  wciąż  pozostają  nieodgadnione.  W  nauce 

tradycyjnie  utrzymywało  się  przeświadczenie,  że  filozofię 

zapoczątkowali  Tales  i  Anaksymandcr;  dopiero  w  XIX 

wieku  próbowano  doszukać  się  jej  wcześniejszych  źródeł 
w legendarnych kontaktach archaicznej Grecji z kulturami 

Wschodu,  z  myślą  egipską  i  indyjską.  Niczego  w  tej 

kwestii  nie  udało  się  uściślić,  poprzestano  za*em  na 

stwierdzeniu,  że  były  to  zjawiska  równoczesne  i  że 

zachodzą między nimi analogie. Tymczasem epoka, w któ­

rej pojawiła się filozofia grecka, wcale nie jest tak znacznie 

od  naszych  czasów  odległa.  To  Platon  pierwszy  nazwał 

„filozofią”,  czyli  umiłowaniem  mądrości,  swoje  rozważa­
nia,  te  swoje  wywody  wychowawcze,  których  nieodłącz­
nym  środkiem  wyrazu  był  zapis,  literacka  forma  dialogu. 

Ale  Platon  obdarzał  przy  tym  podziwem  czasy  minione, 

ten dawny świat, na którym jeszcze naprawdę żyli „mędr­
cy”.  Mimo  to  jednak  cała  filozofia  późniejsza,  a  więc  cała 

filozofia,  jaką  znamy,  jest  wyłącznie  kontynuacją  i  roz­

winięciem  formy  literackiej  wprowadzonej  przez  Platona; 
choć  przecież  był  to  objaw  schyłkowy  już  w  chwili  swoich 
narodzin,  skoro  „umiłowanie  mądrości”  nie  zajmuje  tego 

samego miejsca co „mądrość”. Platon, istotnie, nie utrzy-

23

background image

Giorgio Colli

mywał,  że  umiłowanie  mądrości  jest  zdobywaniem  od 
nowa czegoś, czego dotąd nie osiągnięto, sądził natomiast, 

że to jedynie dążność do odzyskiwania tego, co już zostało 

zdobyte i przeżyte wcześniej.

Mądrość  nie  przechodzi  zatem  w  sposób  płynny 

i jednorodny w filozofię. O narodzinach filozofii decyduje 

dopiero  odnowienie  formy  wyrazu,  wprowadzenie  nowe­

go rodzaju literackiego, tego filtra, przez który odtąd musi 

przechodzić  całe  dotychczasowe,  poprzedzające  filozofię 

poznanie.  Toteż  ta  wcześniejsza  mądrość,  przekazywana 
dotąd  głównie  ustnie,  a  wywodząca  się  z  czasów  tak 
zamierzchłych,  że  i  tak  stała  się  już  niezbyt  zrozumiała 

i niewiele z niej ocalało, ta mądrość, już nawet dla Platona 

mglista  i  nieuchwytna,  dociera  do  nas  po  prostu  znie­

kształcona, gdyż narzucono jej formę literatury filozoficz­
nej. Poza tym bardzo trudno ustalić, jak długo trwała cała 

epoka mądrości: należy do niej tak zwany okres przedsok­

ratejski, czyli VI i V wiek przed Chr., ale jej odleglejszych 
początków  nie  udaje  się  wyraźnie  uchwycić.  Uciekano  się 

w  tym  celu  do  najstarszych  świadectw  poezji  i  religii 

greckiej,  ale  interpretacja  tamtych  zamierzchłych  źródeł 

także  była  już  nieuchronnie  filozoficzna.  Dlatego  tutaj 
zamierzamy się posłużyć interpretacją odmienną, podobną 

do  interpretacji  przyjętej  przez  Nietzschego  dla  wyjaś­

nienia  narodzin  tragedii.  Kiedy  jakieś  znaczące  zjawisko 

historyczne posiada dostateczną dokumentację jedynie dla 

swego  okresu  końcowego,  nie  pozostaje  nic  innego,  tylko 

dokonać  próby  odniesienia  do  jego  całości  pewnych 

wyobrażeń  i  pojęć  zaczerpniętych  z  tradycji  religijnej 

i  rozumianych  jako  symbole.  Nietzsche  wyszedł,  jak 

wiadomo, od postaci "dwu bogów greckich, Dionizosa

24

background image

Szaleństwo jest źródłem mądrości

i  Apollina,  a  dzięki  temu,  że  pogłębił  z  punktu  widzenia 

estetycznego  i  metafizycznego  pojęcia  dionizyjskości 

i  apołlińskości,  to  nie  tylko  sformułował  pogląd  na 

narodziny  i  upadek  tragedii  greckiej,  ale  ponadto  pokusił 

się o ogólną interpretację greckości, a nawet o nową wizję 
świata.  Otóż  wydaje  się,  że  podobne  możliwości  otwierają 

się  również  w  przypadku,  kiedy  zamiast  greckiej  tragedii 
bierze się za obiekt rozważań początki mądrości.

Kiedy  bowiem  po  ścieżkach  mądrości  greckiej  cof­

niemy  się  jak  najdalej,  natrafimy  na  tych  samych  dwu 
bogów,  na  Apollina  i  Dionizosa.  Tyle  tylko,  że  charak­
terystyczne  cechy,  ustalone  dla  nich  obu  przez  Nie­

tzschego,  musimy  —  jak  się  okazuje  —  skorygować, 

przyznając  przewagę  raczej  Apollinowi  niż  Dionizosowi. 
Istotnie,  to  bóg  z  Delf,  a  nie  Dionizos,  włada  mądrością. 

Delfy  dowodzą,  że  Grecy  uznawali  zdobycie  poznania  za 

powołanie  człowieka:  mędrcem  nie  był  ktoś  bogaty 
w doświadczenia, ktoś odznaczający się praktyczną zarad­
nością,  przebiegłością  i  skutecznością  w  działaniu,  jak  to 
jeszcze  sądzono  w  epoce  Homera.  Odyseusz  nie  uchodzi 

za mędrca. Natomiast mędrcem staje się ten, kto rozświet­

la  ciemność,  rozstrzyga  zawiłości,  ujawnia  nieznane, 

uściśla  niepewne.  Ta  archaiczna  cywilizacja  była  przeko­

nana, że do zadań mądrości należy odgadywanie przyszło­
ści  człowieka  i  świata.  Takie  właśnie  wnikliwe  wejrzenie 
w  przyszłość  symbolizuje  Apollo,  a  jego  kult  oznacza,  że 
mądrość obdarzano czcią. Skoro jednak obraz Delf jedno­

czy  całą  Grecję,  skoro  stanowi  syntezę  jej  ducha,  to  ten 

fakt  wskazuje  na  coś  więcej,  a  mianowicie  na  to,  że 
poznanie  było  dla  Greków  najwyższą  wartością  życia. 
Wiele narodów uciekało się do wieszczenia i je gloryfiko­

25

background image

G i o r g i o   G o i l i

wało,  ale  żaden  inny  naród,  prócz  Greków,  nie  nadał  mu 

rangi  rozstrzygającego  symbolu,  mającego  świadczyć 
o  tym,  że  najwyższy  stopień  mocy  ludzkiej  wyraża  poz­

nanie. Na obszarze całej Hellady istniały sanktuaria wznie­
sione  dla  kultywowania  wieszczenia;  było  to  najistotniej­

sze  zjawisko  w  całym  życiu  publicznym  i  politycznym 

Greków.  Najbardziej  znamienny  dla  Greków  był  zwłasz­
cza  sens  teoretyczny  nadawany  wieszczeniu.  Wieszczenie 

obejmuje  swoim  zasięgiem  poznawanie  przyszłości  i  ob­

jawianie  tego  poznania,  oznajmianie  go.  Dokonuje  się  to 

za pośrednictwem boskiego słowa, za pośrednictwem prze­

powiedni.  Poprzez  słowo  bóg  pozwala  człowiekowi  po­

znać  swoją  mądrość,  a  brzmienie  pochodzących  od  boga 

słów, ich porządek i ich nieład ujawniają, że w wieszczeniu 
nie ma się do czynienia ze słowami ludzkimi, lecz boskimi. 

To  decyduje  o  zewnętrznych  cechach  przepowiedni:  stąd 

płynie  jej  dwuznaczność,  niejasność,  trudna  do  rozszyf­

rowania aluzyjność, jej niezdecydowanie.

A  zatem  bóg  zna  przyszłość,  objawia  się  człowiekowi, 

ale  —  jak  się  wydaje  —  nie  chce,  żeby  człowiek  to 

objawienie zrozumiał. W obrazie Apollina istnieje element 

złości i okrucieństwa, co odzwierciedla się również w jego 

sposobie  oznajmiania  mądrości.  Toteż  Heraklit,  mędrzec, 

powiada: „Pan, którego wyrocznia znajduje się w Delfach, 

nie  mówi  i  nie  ukrywa,  a  tylko  daje  znak”.

1

  Skoro  tak,  to 

trzeba uznać, że Nietzsche przypisał Apollinowi znaczenie 

niepełne.  W  jego  przeświadczeniu  Apollo  symbolizuje 

świat  pozorów,  co  jest  zgodne  z  schopenhaueriańskim 
pojmowaniem świata jako wyobrażenia. Te pozory są

26

1

  Heraklit,  B  93  w:  H.  Diels,  W.  Kranz, 

Die  Fragmente  der 

Vorsokratiker,

 wyd. XII, Berlin 1966.

background image

Szaleństwo jest źródłem mądrości

zarazem  piękne  i  łudzące,  tak  że  działanie  Apollina 
obejmuje  swym  zasięgiem  głównie  świat  sztuki,  gdyż 

sztuka  jest  wyzwoleniem,  niechby  tylko  złudnym,  od 

przerażającego  poznania  dionizyjskiego,  od  poczucia 

przenikającego  świat  cierpienia.  Tej  perspektywie  Nie­
tzschego, zwłaszcza gdyby miała posłużyć za klucz interp­

retacyjny  do  całej  Grecji,  musi  się  przede  wszystkim 

wytknąć  to,  że  takiego  przeciwstawiania  Apollina  Dioni­
zosowi,  czyli  sztuki  poznaniu,  nie  potwierdzają  liczne 

i  ważne  świadectwa  historyczne,  odnoszące  się  do  obu 

bogów.  Wspomnieliśmy  już,  że  sfera  poznania  i  mądrości 

wiąże  się  o  wiele  naturalniej  z  Apollinem  niż  z  Dionizo­

sem.  Kiedy  Nietzsche  utrzymuje,  że  Dionizos  był  bogiem 
poznania  i  prawdy,  rozumianych  przy  tym  wąsko  jako 

intuicyjne  odczuwanie  głęboko  zakorzenionego  lęku,  to 
niejako  zakłada,  że  w  Grecji  mógł  istnieć  ktoś  taki  jak 

Schopenhauer, choć to nie miało miejsca. Dionizos ma do 

czynienia  z  poznaniem  raczej  jako  bóstwo  eleuzyńskie: 
istotnie,  wtajemniczanie  w  misteria  w  Eleusis  osiągało 
swoją  kulminację  w 

epoptci

,  w  mistycznej  wizji  szczęś­

liwości i oczyszczenia, a ją ‘można uważać w jakimś sensie 

za  poznanie.  Skoro  jednak  jednostka  dochodzi  do  ekstazy 

misteryjnej  dzięki  całkowitemu  oswobodzeniu  się  od 
krępujących  ją  uzależnień,  skoro  zatem  podmiot  po­

znający  nie  różni  się  już  w  ekstazie  od  przedmiotu 
poznania,  to  należy  ją  uważać  jedynie  za  warunek  umoż­
liwiający  poznanie,  a  nie  uznawać  za  samo  poznanie. 

Poznanie  i  mądrość  natomiast  ujawniają  się  inaczej,  za 

pośrednictwem  słów,  a  słowo  boskie  nie  gdzie  indziej  się 

rozlegało  jak  w  Delfach,  ustami  kapłanki;  mówił  jednak 

Apollo, nie Dionizos.

27

background image

Giorgio Colli

Nietzsche,  tworząc  swoją  koncepcję  apollińskości, 

uznał  Apollina  za  władcę  sztuk,  za  boga  świetlistego, 
pogrążonego  w  blasku  słonecznym,  brał  więc  pod  uwagę 
jego  aspekty  prawdziwe,  ale  niepełne,  dostrzegał  jedynie 
ich  część,  widział  jedną  ich  stronę.  A  dopiero  druga  ich 

strona  poszerza  znaczenie  boga  i  związuje  go  ze  sferą 

mądrości.  Zwłaszcza  cecha  jego  straszliwości,  okrucieńst­

wa.  Już  sama  etymologia  imienia  Apollo  podsuwała 
Grekom  wyjaśnienie,  że  jest  to  „ten,  co  niszczy  cał­

kowicie”.  Jako  takiego  właśnie  boga  przedstawia  go 

Homer  na  początku 

Iliady,

  kiedy  to  strzały  Apollina 

porażają zarazą i szerzą śmierć w obozie Achajów. Nie jest 

to  przy  tym  śmierć  nagła,  zadana  wprost,  tylko  śmierć 
poprzedzona chorobą. Atrybut boga — łuk, broń azjatyc­

ka, stanowi aluzję do tego, że jego działanie jest pośrednie, 

nieosobiste,  odraczane.  Natrafiamy  tutaj  na  ten  aspekt 

okrucieństwa, o którym napomknęliśmy, mówiąc o nieja­

snych  słowach  wyroczni:  niszczenie,  odraczana  przemoc 
są  dla  tego  boga  cechami  znamiennymi.  Rzeczywiście, 
wśród  epitetów  Apollina  nie  brak  takich  jak  „ten,  co 

dosięga  z  daleka”

2

  i  „ten,  co  działa  z  daleka”.  Na  razie 

jednak nie widzimy jeszcze jasno, jak te cechy boga — to 

jego działanie z daleka, niszczenie, straszliwość, okrucień­
stwo  —  wiążą  się  z  przejawami  greckiej  mądrości.  Ale 

środkiem  wyrazu,  dzięki  któremu  ujawnia  się  poznanie, 

jest  słowo  Apollina.  Kiedy  więc  rozpatrzymy  kolejno,  jak 
w  archaicznej  Grecji  słowa  łączono  w  spójną  wypowiedź, 
jak z kolei przekształcano je w dyskusje i jak je zmieniano

28

2

  W  polskich  przekładach 

Iliady:

  „Zdalekarażący”  wg  Augustyna 

Szmurły  (Warszawa  1887)  i  „Zdalckacelny”  wg  Ignacego  Wieniews

­

kiego (Kraków 1984).

background image

Szaleństwo jest źródłem mądrości

w rozumowanie abstrakcyjne, stanie się dla nas jasne, że to 
właśnie  te  aspekty  postaci  Apollina  są  symbolem,  który 

podsuwa wyjaśnienie całego zjawiska mądrości.

Inny słaby punkt interpretacji Nietzschego to przeciw­

stawianie  impulsu  apollińskiego  impulsowi  dionizyjskie­

mu.  Przeprowadzone  w  ostatnich latach  studia  nad religią 

grecką  ujawniły  azjatyckie  i  nordyckie  pochodzenie  kultu 

Apollina.  Naprowadza  to  na  nowe  powiązania  Apollina 

z  mądrością.  Arystoteles  w  jednym  z  fragmentów  oznaj­

mia,  że  Krotończycy  nazywali  Pitagorasa,  a  więc  mędrca, 

Apollincm  Hyperborejskim.  Grecy  wyobrażali  sobie 

Hyperborejczyków  jako  legendarny  naród  zamieszkują­

cy  daleką  Północ.  To  przypuszczalnie  stamtąd  wywodzi 

się  cecha  mistyczna,  rys  ekstatyczny  Apollina,  objawiają­
cy  się  w  opętaniu  Pytii,  w  zmąconych  słowach  delfic­

kiej  wyroczni.  Na  równinach  Północy  i  w  Azji  central­

nej  zachowały  się  świadectwa  długotrwałego  istnienia 
szamanizmu  i  specyficznej  sztuki  wprowadzania  się 

w  ekstazę.  Szamani  potrafią  uzyskiwać  stan  uniesienia, 
nawiedzenia,  w  którym  mogą  dokonywać  cudow­
nych  uzdrowień,  odgadywać  przyszłość  i  wygłaszać 

proroctwa.

Tak  oto przedstawia się tło delfickiego  kultu  Apollina. 

Jedna  z  wypowiedzi  Platona,  ogólnie  znana,  a  dla  tych 

rozważań  istotna,  zawiera  obszerniejszy  komentarz  do 

tego  tematu.  Chodzi  o  rozmowę  o  „manii”,  o  szaleństwie, 

którą  Sokrates  toczy  w 

Fajdrosie.

  Już  z  góry,  na  początku 

wywodu  szaleństwo  zostaje  przeciwstawione  umiarkowa­

niu,  przy  czym  Platon  paradoksalnie  dla  nas,  ludzi 
współczesnych,  wychwala  właśnie  szaleństwo,  uznając  je 
za coś wyższego i boskiego. Fragment ten brzmi na­

29

background image

Giorgio Colli

stępująco: „Tymczasem my największe dobra zawdzięcza­
my  szaleństwu,  które,  co  prawda,  bóg  nam  zsyłać  raczy. 

Przecież  to  prorokini  w  Delfach  i  owe  kapłanki  w  Dodo­

nie  już  wiele  dobrego  zrobiły  ludziom  i  państwom 

helleńskim  w  szale...”.

5

  Zatem  już  na  początku  zostają 

ujawnione  powiązania  „szału”  z  Apollinem.  Natomiast 

w  dalszej  części  tego  ustępu  Platon  wymienia  cztery 

rodzaje  szaleństwa:  prorocze,  misteryjne,  poetyckie  i  ero­

tyczne;  dwa  ostatnie  stanowią  odmianę  dwu  pierwszych. 

Szafproroczy i misteryjny pojawia się z inspiracji Apollina

albo Dionizosa (choć jego imię nie zostaje tam wymienio-

ne).  W 

Fajdrosie

  na  plan  pierwszy  wysuwa  się  „szał” 

proroczy,  i  to  wyraźnie,  gdyż  zdaniem  Platona  o  boskiej 

i przemożnej naturze tego „szalu” świadczy fakt, że na nim 

wspierał  się  cały  kult  delficki.  Platon  dowodzi  swego 

przeświadczenia  etymologią:  „mantyka”,  czyli  sztuka 
wieszczenia  bierze,  nazwę  od  „manii”,  jest  jej  najbardziej 
autentycznym  wyrazem.  W  takim  razie  nietzscheański 
punkt  widzenia  nie  tylko  należy  poszerzyć,  ale  także 
zmodyfikować.  Apollo  nie  jest  bogiem  miary  i  harmonii, 

ale  bogiem  opętania  i  szaleństwa.  Tymczasem  Nietzsche 

utrzymywał, że szaleństwo jest domeną jedynie Dionizosa, 

a  ponadto  opisywał  je  jako  upojenie.  Tutaj  natomiast 

świadek  tej  miary  co  Platon  daje  do  zrozumienia,  że 
Apollina  i  Dionizosa  łączą  zasadnicze  powinowactwa 

właśnie  w  dziedzie  „manii”;  dopiero  kiedy  obaj  bogowie 

są  ze  sobą  scaleni,  uzyskują  dominację  nad  całą  sferą 

szaleństwa,  przy  czym  nie  brak  podstaw  do  wysunięcia 
przypuszczenia — jeśli słowo i poznanie przypisuje się

30

5

 Platon, 

Fajdros

 XXII, 244 AB, przel. Władysław Witwicki, 

Warszawa 1958.

background image

Apollinowi,  a  życie  w  jego  bezpośredniości  Dionizosowi 

—  że  w  szał  poetycki  wprowadza  pierwszy,  a  w  szał 

erotyczny drugi.

Tak  więc,  choć  poszukiwanie  początków  mądrości 

w  Grecji  archaicznej  prowadzi  nas  ku  wyroczni  delfickiej, 

ku złożonemu znaczeniu boga Apollina, to jednak okazuje 

się,  że  „mania”  jest  zacznie  bardziej  pierwotna:  jest 

podłożem  zjawiska  wróżbiarstwa.  Źródłem  mądrości  jest 
więc szaleństwo.

Szaleństwo jest źródłem mądrości

background image

Pani Labiryntu

Istniało jednak coś, co poprzedzało nawet szaleństwo: 

na te pradawne początki naprowadza mit. W micie jednak 
splątanie  symboli  jest  tak  wielkie,  że  nie  udaje  się  ich 

rozwikłać,  a  wobec  tego  trzeba  wyrzec  się  złudzeń  co  do 
ich  jednoznacznego  odczytania.  Należy  podejść  do  tej 

mglistej kwestii w jedyny możliwy sposób: rozpatrzyć mit 
krytycznie  i  chronologicznie,  bo  to  pozwala  na  zbadanie 
jego  najstarszego  podłoża,  na  dotarcie  do  jego  najgłęb­

szych  korzeni,  do  całego  tego  migotliwego  pulsowania, 

które  ujawnia  rodzące  się  życie  bogów.  Trzeba  cofnąć  się 

o  pięć  stuleci  od  czasów  ustanowienia  kultu  Apollina 

w  Delfach  i  znaleźć  się  nieco  po  połowie  drugiego 
tysiąclecia  przed  Chr.  w  baśniowym  świecie  minoj­
sko-mykeńskim,  żeby  dotrzeć  do  źródeł  kultu  Dionizosa, 
co  stwierdza  się  już  coraz  częściej  i  z  coraz  większą 

pewnością.  Pauzaniasz  wspomina  o  Dionizosie  Kreteńs­

kim,  w  którego  świętym  okręgu  w  Argos  sam  bóg  po­

grzebał zmarłą Ariadnę.

4

Ariadna  jest  więc  kobietą,  ale  również  boginią,  na 

cc 

wskazują wręcz zamierzchłe świadectwa pisane, jest ,,pa-

I I

4

 Por. Pauzaniasz, 

Wędrówka po Helladzie

 II, r. XXIII, 7, przeł. 

Janina Niemirska-PIiszczyńska, Wrocław 1973.

3

2

background image

F a n i   L a b i r y n t u

nią  Labiryntu”.  Ta  jej  dwoista  natura,  ludzka  i  boska,  ta 

niezgłębiona  dwuznaczność  jej  osoby  skłania  do  sym­
bolicznej  interpretacji  tego  być  może  najstarszego  ze 

wszystkich  mitów  greckich,  kreteńskiego  mitu  o  Minosie, 

Pazyfe,  Minotaurze,  Dedalu,  Tezeuszu,  Ariadnie  i  Dioni­

zosie.  Ariadna  jest  jedyną  postacią  kobiecą,  którą  mity 
greckie  wiążą  z  Dionizosem  otwarcie  i  zwyczajnie,  gdyż 
przedstawiają  ją  jako  jego  żonę.  Motyw  ten  sięga  czasów 

bardzo  odległych  i  już  Hezjod  powiada:  „Płowemu 

Dionizosowi  dziewa  złotowłosa  /  Dostała  się,  Adriadna, 
jedna  z  rór  Minosa;/  Zeus  dał  jej,  bez  starości,  żywot 

nieśmiertelny”,

5

  a  to  również  wskazuje  na  dwoistą  naturę 

Ariadny,  na  to,  że  była  kobietą  i  boginią.  Dionizos 

uchodził za boga związanego ze wszystkimi kobietami, ale 

żadna  inna  prócz  Ariadny  nie  została  wyraźnie  wskazana. 
Czasami  wprawdzie  napomyka  się  o  jego  związkach 

z którymś z bóstw kobiecych, ale są to jedynie zawoalowa­
ne  aluzje,  nie  pozwalające  domyślać  się  więzów  płci.  1  tak 
w  tradycji  eleuzyńskiej  Dionizos  pojawia  się  u  boku  Kory 
(która w źródłach orfickich nie jest wyłącznie córką
Demetry, ale nieraz oznacza również dziewicze bóstwo

kobiece w ogóle, na przykład Atenę lub Artemidę), ale to, 

że  łączą  ich  związki  płci,  wychodzi  na  jaw  dopiero  wtedy, 

kiedy  ich  postacie  podwajają  się  w  świecie  Podziemia, 

gdzie  Dionizos  ukazuje  się  jako  Hades  (tak  twierdzi 

Heraklit),  a  Kora  jako  Persefona.  Hades  może  zażywać 
rozkoszy z Persefoną dlatego, że ją porwał, że uciekł się do 

przemocy.  W  micie  kreteńskim  natomiast  Dionizos  zo­

staje mężem Ariadny. Ale to małżeństwo ma, jak wiado- 

5

33

5

 Hezjod, 

Teogonia

 947-949, przcl. Kazimierz Kaszewski, 

Warszawa 1904.

background image

Giorgio Goili

mo,  przebieg  burzliwy.  Co  stwierdza  choćby  Homer,  tak 
o  tym  mówiąc:  „Widziałem...  i  piękną  Ariadnę,  córkę 

złośliwego  Minosa,  którą  ongi  Tezeusz  z  Krety  wiózł  ku 

brzegom świętych Aten, lecz się nią nie nacieszył, wcześ­

niej  bowiem  na  świadectwo  Dionizosa  zabiła  ją  Artemida 

na  Dii  wokół  morzem  oblanej”

6

  Ten  ustęp  ma  istotne 

znaczenie  dla  rozróżnienia  dwu  wersji  mitu:  z  jednej 

strony  wersji  nowszej,  rozbudowanej  na  przykład  przez 

Katullusa,  według  której  Ariadnę,  porzuconą  przez  Te- 

zeusza na Naksos (Dia), znalazł i zabrał ze sobą (a w innym 

wariancie  porwał)  Dionizos,  co  oznacza,  że  Ariadna 
zmienia  dzięki  temu  życie  ludzkie  na  boskie,  z  drugiej 

natomiast  strony  wersji  dawniejszej  —  potwierdzonej  nic 

tylko  przez  Homera  i  I  Iezjoda,  ale  też  przed  kreteńskie 

pochodzenie  związków  Dionizosa  z  Ariadną  i  przez 

najstarsze  napomknienia  o  jej  wielkiej  boskiej  mocy 

—  według  której Ariadna  porzuca  Dionizosa z miłości  do 

Tezeusza, co oznacza, że zmienia życie boskie na ludzkie. 

Ale  na  koniec  górę  bierze  Dionizos:  jego  skarga  na 

Ariadnę powoduje, że Artemida wymierza jej karę; Ariad­

na umiera więc jako kobieta i nie może zażywać rozkoszy 
z Tezeuszem, zaczyna natomiast żyć jako bogini.

Nie  mniej  pradawny  jest  też  inny  element  tego  mitu, 

Labirynt, którego archetyp wywodzi się być może z Egip­
tu, ale którego symboliczne zastosowanie w micie kreteńs­
kim  jest  już  typowo  greckie.  Istotniejsze  od  wszystkich 
interpretacji  nowszych  wydaje  się  nam  w  tej  kwestii 

napomknienie  Platona  w 

Eutydemie,

  gdzie  używa  on 

określenia „wpędzeni do labiryntu”, kiedy idzie mu 

6

6

 Homer, Odyseja XI, przeł. Jan Parandowski, Warszawa 1972.

34

background image

Pani Labiryntu

o  niemożliwą  do  racjonalnego  rozwikłania  zawiłość  diale­

ktyczną.  Labirynt  jest  dziełem  Dcdala,  Ateńczyka,  postaci 

apollińskiej,  która  w  tym  micie  łączy  w  sobie  wynalazcze 
zdolności  rzemieślnika,  będącego  również  artystą  (uznaje 
się go za twórcę rzeźby), z wiedzą techniczną, kształtującą 
po  raz  pierwszy  również 

logos,

  całkiem  jeszcze  zanurzony 

w  intuicji,  w  wyobraźni.  Twórczość  Dcdala  oscyluje 

pomiędzy artystyczną grą, związaną z pięknością, a nie ze 

sferą  użytku  praktycznego  —  jak  to  przedstawia  Momer, 
opowiadając o posadzce tanecznej: „. . N a  kształt tej, którą 
ongi  w  rozległem  Dedal  Knososie  /dla  Ariadny  sporządził 
o  lokach  pięknie  trefionych”

7

  —  a  sztucznym  tworem 

umysłu,  rodzącego  się  rozumu,  stawiającym  sobie  za  cel 
rozwiązanie  mrocznej,  ale  bardzo  konkretnej  sytuacji 

życiowej.  Czymś  takim  jest  drewniana  krowa,  którą  Dedal 

skonstruował  dla  Pazyfe,  żony  Minosa,  żeby  mogła 

zaspokoić  swój  namiętny  pociąg  do  świętego  byka.  Czymś 

takim  jest  też  kłębek  wełny,  dany  przez  Dedala  Ariadnie, 

dzięki  któremu  Tezeusz  mógł  po  zabiciu  Minotaura  wyjść 

z  Labiryntu.  Wreszcie  czymś  takim,  czymś  ujawniającym 
zarazem  grę  i  przemoc,  jest  najsłynniejsze  dzieło  Dedala, 

sam  Labirynt.  Minos  ukrył  w  nim  Minotaura,  który  był 
dzieckiem  zrodzonym  z  miłosnego  opętania  Pazyfe.  Wy­
suwano  już  hipotezę,  że  za  postacią  Minotaura  kryje  się 

Dionizos:  Minotaur  bywa  przedstawiany  jako  człowiek 

z  głową  byka,  a  wiadomo,  że  Dionizos  przybierał  czasami 
postać  byka,  a  w  orszakach  dionizyjskich  ukazywał  się 

jako  człowiek  z  maską  zwierzęcia,  najczęściej  właśnie 

byka, na twarzy.

35

7

 Homer, Il

iada

 

XVIII, 585—587, przeł. Ignacy Wieniawski, 

Kraków—Wrocław 1984.

background image

Giorgio Goili

Labirynt  okazuje  się  więc  tworem  człowieka,  artysty 

i  wynalazcy,  człowieka  w  służbie  wiedzy,  jednostki  apol­

lińskiej,  potrzebny  jest  natomiast  Dionizosowi,  zwierzę­

ciu-bogu.  Minos  to  świecka  władza  podporządkowana  tej 

zwierzęcej  boskości.  Geometryczny  kształt  Labiryntu, 

jego  nieodgadnione  skomplikowanie,  wynalezione  dzięki 

kapryśnej  i  przewrotnej  grze  intelektu,  stanowi  aluzję  do 

zatracenia,  do  śmiertelnego  niebezpieczeństwa,  do  puła­

pki  zastawionej  na  człowieka,  który  ośmiela  się  stawić 

czoło  bogu—zwierzęciu.  Dionizos  każe  człowiekowi  zbu­

dować  pułapkę  po  to,  żeby  inny  człowiek  zginął  w  niej 
w chwili, kiedy będzie się łudził, że zmierzył się z bogiem. 
Wkrótce  będziemy  mieli  okazję  mówić  o  zagadce,  która 

w sferze apollińskiej jest tym samym, co w sferze dionizyj- 
skiej  Labirynt:  konflikt  pomiędzy  człowiekiem  a  bogiem, 

ukazany  w  widzialnym  świecie  symbolicznie  w  obrazie 

Labiryntu,  zostaje  przeniesiony  do  świata  wewnętrznego, 
do  sfery  myślenia  abstrakcyjnego,  gdzie  symbolizuje  go 
zagadka.  Ale  jako  archetyp,  jako  zjawisko  pierwotne 

Labirynt jest ni mniej, ni więcej tylko zapowiedzią 

logosu

rozumu.  Czymże  bowiem  innym,  jak  nie 

logosem 

jest  ten  twór  ludzki,  w  którym  człowiek  się  zatraca,  któ­

ry  doprowadza  go  do  zguby?  Bóg  nakazał  wznieść  Labi­

rynt,  żeby  ukorzyć  człowieka,  żeby  go  doprowadzić 
na  powrót  do  zwierzęcości:  Tezeusz  wyzyska  jednak 

Labirynt  i  swoją  dominację  nad  nim,  ofiarowaną  mu 
przez  kobietę-boginię,  żeby  pokonać  zwierzę-boga. 
Wszystko to da się wyrazić również w pojęciach schopen­

haueriańskich:  rozum  pozostaje  w  służbie  zwierzęcości, 
woli  życia,  ale  dzięki  rozumowi  uzyskuje  się  poznanie 
cierpienia i wkracza na tę drogę, na której udaje się

36

background image

Pani Labiryntu

cierpienie przezwyciężyć, a która jest drogą negacji woli
życia.

Wiele  elementów  przechowywanych  przez  tradycję 

łączy  Tezeusza  i  Dedala  z  kultem  Apollina,  czyni  z  nich 

wyznawców  delfickiego  boga.  Trudno  nie  zwrócić  tu 
uwagi,  że  związki  z  Apoilinem  —  choć  mit  ani  razu  nie 

wspomina  jego  imienia  —  wychodzą  na  jaw  właśnie 
w tych dwu postaciach, które przeciwstawiają się Dionizo­
sowi,  bogu  pradawnemu  i  także  tu  nie  nazwanemu,  na 

którego  ślad  naprowadzają  jednak  narzędzia  jego  woli, 
Minos  i  Minotaur.  I  chociaż  poprzednio  staraliśmy  się 

pomniejszyć  przeciwieństwo  między  Apoilinem  i  Dioni­

zosem,  akcentując  wspólny  im  obu  czynnik,  „szał”, 

i twierdziliśmy, że w dziedzinie słowa i poznania Dionizo­
sa  należy  podporządkować  Apollinowi,  to  tutaj',  w  micie 

kreteńskim,  znowu  wyraziście  wychodzi  na  plan  pierwszy 
sprzeczność  między  obu  bogami,  z  tym,  że  jej  sens  nie 
pokrywa  się  z  tym,  na  jaki  wskazywał  Nietzsche.  Apollo 

zostaje  tutaj  zdominowany  przez  Dionizosa,  gdyż  atmo­

sfera  boskości  przenikającej  mit  nie  ma  nic  wspólnego 
z  atmosferą  poznania,  jest  natomiast  objawem  nagiej 
zwierzęcości.  Napotkany  tu  Dionizos  nie  ma  w  sobie 

łagodności,  przyjaźni  dla  człowieka,  jest  więc  jeszcze 
bogiem,  któremu  brak  jednej  z  tych  głównych  cech,  jakie 

będzie miał ten późniejszy bóg Dionizos, bóg, co wyzwala 

i  zbawia.  Wyzwolicielem  jest  tu  natomiast  Tezeusz, 

któremu  całkowicie  brak  dionizyjskości,  ale  który  propo­

nuje  człowiekowi  życie  bohaterskie,  broni  praw  jednostki 

wobec  natury  i  opowiada  się  za  współzawodnictwem, 

a  przeciw  ślepemu  instynktowi,  za  świetnością  zwycięża­

nia,  a  przeciw  rozgniewanej  i  obojętnej  boskości  zwierzę­

37

background image

Giorgio Goili

cia.  Wspiera  go  Apollo,  którego  luk  jest  tym  razem 
paradoksalnie  dobroczynny  dla  ludzi.  I  rzeczywiście, 

kiedy Tezeusz w drodze powrotnej do Aten utracił już czy 

też  porzucił  Ariadnę  na  Naksos,  to  przybił  do  Delos, 
wylądował  na  świętej  wyspie  poświęconej  bogu  Apol­

linowi  i  uroczyście  uczcił  tu  swoje  zwycięstwo  nad 

Minotaurem,  odprawiając  taniec  apolliński,  którego  szty­

wne  figury,  naśladujące  meandry  Labiryntu,  zwane  są 

przez  mieszkańców  Delos,  uprawiających  taki  taniec 
jeszcze w czasach Plutarcha, „żurawiem”.

Ale skoro Tezeusz zatriumfował nad Minotaurem, czy 

nie  należałoby  sądzić,  że  mit  kreteński  stanowi  aluzję  do 
prymatu  Apollina  nad  Dionizosem?  Wskazujących  na  to 

pozorów  nie  potwierdza  głębiej  sięgające  znaczenie  po­

staci  Ariadny.  Związana  z  Dionizosem  jako  bogini  Labi­

ryntu,  okazuje  się  w  tvm  micie  kobietą,  córką  Pazyfe 

i siostrą Fedry, a zatem uosabia elementarną przemoc, jaką 

narzucają  ludziom  zwierzęce  instynkty.  Uosabia  także 

niepelność  i  zmienność  życia  bezpośredniego,  gdyż  po­

rzuca boga dla człowieka. Symbolem ratunku udzielanego 

człowiekowi  jest  tu  nić 

logosu

,  rozumnej  konieczności:  to 

właśnie zmienna Ariadna wyrzeka się zwierzęcej boskości, 

jaką nosi w sobie, i przez to zapewnia bohaterowi stałość, 

a  sama  także  skłania  się  ku  stałości,  bo  chce,  żeby 
zatriumfowała  ciągłość  jednostki,  żeby  człowiek  został 

ocalony  od  ślepych  instynktów  boga—zwierzęcia.  Triumf 
człowieka  nie  trwa  długo,  ponieważ  bogowie  szybko 

niszczą  każde  ludzkie  pragnienie  stałości,  a  dzieje  się  tak 
zarówno w nowszej wersji mitu, gdzie przejawem tego jest 
paradoksalne,  nieoczekiwane,  bardzo  szybkie  nasycenie 
się Tezeusza Ariadną i porzucenie jej na Naksos, jak też

38

background image

Pani Labiryntu

w  micie  pradawnym,  gdzie  dochodzi  do  nagłej,  tragicznej 

interwencji  Artemidy,  która  zabija  kobietę  Ariadnę  i,  już 
po  rozwianiu  się  ludzkich  złudzeń,  zwraca  Dionizosowi 

jego  nieśmiertelną  i  nie  podległą  starości  żonę. 

Bóg—zwierzę zostaje tu zwycięzcą.

Podobnie  jak  Apollo  —  o  czym  wkrótce  powiemy 

szerzej  —  wpędza  człowieka  w  zwodniczą  sieć  zagadki, 
tak też Dionizos wciąga, go w urzekającej grze w meandry 

Labiryntu,  będącego  emblematem 

logosu.

  W  obu  przypa­

dkach gra zmienia się w tragiczne wyzwanie, w śmiertelne 
niebezpieczeństwo,  z  którego  może  się  uratować  jedynie 

mędrzec  i  bohater  pod  warunkiem,  że  wyzbędzie  się 

zarozumiałości.

Mija kilka stuleci od czasów mrocznych wydarzeń

kreteńskiego mitu i postać Dionizosa łagodnieje, zaczyna

*

się  odnosić  do  sfery  ludzkiej  życzliwie.  Natura  boga 

w  dalszym  ciągu  pozostaje  okrutna,  ale  nie  objawia  się  to 

już w przemocy bezpośredniej, w łaknieniu krwi i zwierzę­

cego  posiadania,  ale  znajduje  również  swój  inny,  już 

czysto  ludzki  wyraz  w  odczuciach  i  uniesieniach  mistycz­

nych,  w  muzyce  i  poezji.  To  złagodnienie  Dionizosa 
przybiera  w  micie  postać  Orfeusza.  Dionizos  objawia  się 

teraz  za  pośrednictwem  muzyki,  ale  poprzedzają  to  pory­
wające  przeżycia  wewnętrzne,  wyzwalająca  halucynacja 

misteryjna,  ta  niepomierna  zdobycz  mistyczna  archaicz­

nego  człowieka  greckiego.  Pindar  tak  opowiada  o  mis­

teriach  elcuzyńskich:  „szczęśliwy,  kto  przed  zejściem 
w  podziemia  widział  to:  ten  poznał  kres  życia,  poznał  też 

jego początek dany przez Zeusa”.

8

 A „to” — tę nieodgad- 

8

8

 

Pindar, fr. 157; 

w: 

Pindari Carmina cum Fragmentis

opr. A. 

T u r y n ,   O xonii 1 9 5 2 .

39

background image

Giorgio Goili

nioną  rzecz,  jaką  człowiek  podczas  misteriów  w  sobie 

odnajduje — ukazuje Dionizos; natomiast Orfeusz jest tej 

rzeczy  piewcą.  Najstarsze  dokumenty  orfickie,  papirusy 

i  płytki  grobowe  z  IV  i  III  wieku  przed.  Chr.  stanowią 

poetyckie,  ale  nie  literackie,  tylko  obrzędowe  ujęcie 
wydarzenia  misteryjnego,  którego  zewnętrzny  przebieg 

nie został nigdy ujawniony, nie zawiera go żaden przekaz, 

ale którego obraz, przebieg jego obrzędu wraz z towarzy­
szącymi  mu  rytualnymi  przedmiotami  i  czynnościami, 
potrafiły  ukazać  układane  w  uniesieniu  słowa  symbolicz­
nej  poezji.  Zaskakuje  tu  forma  dramaturgiczna,  jaką 

przybierają  niektóre  z  tych  orfickich  świadectw,  niemal 
tak, jakby od samych początków rytuałowi misteriów taka 

właśnie  forma  była  nadana,  albo  jakby  przynajmniej 

misteriom  towarzyszyła,  stając się akcją rozgrywaną  mię­

dzy  postaciami  i  tworzącą  święte  widowisko.  Na  jednej 
z  tych  grobowych  płytek  umieszczono  dialog  między 
osobą wtajemniczaną a kimś, kto w misteria wtajemniczał: 
w miarę rozwijania się dialogu coraz wyraźniej zarysowuje 
się  obraz  osiągniętej  wizji  najwyższej.  I  może  właśnie  ten 

teatralny,  dramaturgiczny  aspekt  misteriów  wskazuje,  na 
jakiej drodze można będzie poszukiwać narodzin tragedii 

greckiej. Z takim przypuszczeniem doskonale zresztą idzie 
w  parze  wiadomość  o  procesie  przeciw  Ajschylosowi, 

wytoczonym  za  to,  że  sprofanował  misteria  eleuzyńskie; 

a jakże inaczej, jeśli nie za pośrednictwem swoich tragedii, 
mógł się dopuścić bezbożnego ujawnienia ich tajemnic?

9

Charakter pojawiających się w tych świadectwach

40

9

  Por.  Arystoteles, 

Etyka  nikomachejska

  III,  I,  1.7;  jako  bezbożne 

wymienione  zostały  następujące  tragedie  Ajschylosa: 

Łucznicy,  Kap­

łanki, Ifigenia

 i 

Syzyf.

background image

Pani Labiryntu

orfickich  symboli,  jak  też  boskie  atrybuty,  sceny  i  przed­

mioty  towarzyszące  obrządkowi  wtajemniczenia,  pozwa­
lają utworzyć sobie inny obraz Dionizosa, zobaczyć w nim 
bogą życzliwego, zbawiającego. Są to aluzje czysto metafi­

zyczne,  paradoksalne,  pełne  znaczeń,  mimo  że  nie  po­

slugują  się  w  żadnym  stopniu  pojęciami  abstrakcyjnymi. 

Dionizos przyciąga ludzi do siebie dzięki temu, że unicest­
wia  ich  świat,  pozbawia  go  materii  zmysłowej,  wszelkiej 

wagi,  reguł,  trwałości,  dzięki  temu,  że  odbiera  ludzkiej 

indywidualizacji  i  celom  jednostki  wszelką  realność. 

A  Dionizos  jest  w  tych  orfickich  dokumentach  małym 

chłopcem,  przydane  mu  atrybuty  to  zabawki,  piłka  i  bąk. 

Element  ludyczny  zawierają  też  w  sobie  formy,  w  jakich 

objawia  się  ludziom  w  dziełach  sztuki  i  mądrości  Apollo, 
ale  zabawa  apollińska  dotyczy  intelektu,  słowa,  symbolu, 
gdy  tymczasem  w  przypadku  Dionizosa  zabawa  jest 

uczestnictwem,  jest  zwierzęcą  spontanicznością,  która 
dostarcza  radości  i  urzeczywistnia  się  w  świecie  widzial­

nym;  w  tej  zabawie  mieści  się  również  zdawanie  się  na 

przypadek,  jakby  to  wynikało  z  innego  orfickiego  at­

rybutu,  z  kostek  do  gry.  Istnieje  wreszcie  jeszcze  symbol 
najtrudniejszy do zrozumienia, a po kilku stuleciach znów 

ujawniony  w  źródłach  neoplatońskich:  lustro.  Może 

właśnie  te  źródła,  kiedy  w  końcu  zostaną  oczyszczone 

z  doktrynalnych  interpretacji,  dopomogą  w  odczytaniu 

symbolu  lustra.  Kiedy  Dionizos  patrzy  w  lustro,  nie 

ogląda  w  nim  siebie,  ale  odbity  świat.  Zatem  świat,  ludzie 

i  rzeczy  tego  świata  nie  mają  realności  same  w  sobie,  a  są 

jedynie  wizją  boga.  Istnieje  jedynie  Dionizos,  wszystko 

prócz  niego  zostaje  unicestwione:  jeśli  człowiek  chce  żyć, 

musi powrócić do niego, musi zanurzyć się w jego boskiej

4 1

background image

Giorgio Goili

przeszłości. Toteż płytki grobowe tak oto mówią o wtaje­

mniczonym,  który  pragnie  przeżyć  ekstazę  misteryjną: 

„Pragnieniem spalony konam, dajcie mi co rychlej / chłod­

nej wody, która płynie z jeziora pamięci”.

10  11

 Mnemozyna, 

pamięć,  zaspokaja  ludzkie  pragnienie,  udziela  człowieko­
wi  życia,  ratuje  go  przed  żarem  śmierci.  Dzięki  pamięci 

— mówi się w nich do zmarłego — „będziesz bogiem, już 

nie  będziesz  śmiertelny”

11

.  Pamięć,  życie,  bóg  stają  się 

zdobyczą  misteryjną,  przeciwstawiają  się  zapomnieniu, 

śmierci, człowiekowi, więc temu, co należy do doczesnego 
świata.  Odzyskując  przepaść  przeszłości,  człowieka  utoż­
samia się z Dionizosem.

Ale Orfeusz jest ponadto wyznawcą Apollina, a wszys­

tko,  co  w  poezji  orfickiej  jest  teogonią,  kosmogonią, 

stworzoną  przez  wyobraźnię  tkaniną  boskich  mitów, 
odnosi  się  już  do  boga  liry.  Najstarsze  i  najbardziej 

rozpowszechnione  przekazy  odnoszące  się  do  śmierci 
Orfeusza  utrzymują,  że  śpiewak  po  powrocie  z  Hadesu, 

zawiedziony  utratą  Eurydyki,  wyrzekł  się  kultu  Dionizo­

sa, boga, którego dotąd czcił, i stał się wyznawcą Apollina. 

Urażony  Dionizos  postanowił  go  ukarać  i  nakazał  Mena­

dom,  żeby  go  rozszarpały.  Ujawniona  zostaje  przez  to, 
w  sposób  symboliczny,  znamienna  różnica  między  Apol­

linem  a  Dionizosem:  rozszarpanie  Orfeusza  ma  przywo­
dzić na myśl jego dwoistość wewnętrzną, jego duszę poety 

i mędrca, nawiedzoną przez obu bogów i między nich 

10 11

42

10

  Płytka  grobowa  z  Hippony;  por.  G.  Puglicse-Carratelli  w:  „La 

parola del passato”, nr 1 5 4 - 1 1 5 ,  Neapol 1974. Fragment w tłumaczeniu 

Zygmunta Kubiaka,patrz: „Res Publica” 3/1990.

11 Płytka grobowa z Turi I; por. D. Comparetti, 

Lamincttc orfichc 

cdite e illustratc,

 Florencja 1 9 1 0 .

background image

Pani Labiryntu

rozdartą. I podobnie jak w micie kreteńskim, tak też tutaj 
Dionizos  bierze  górę  nad  Apollinem:  czynienie  ludziom 
dobra przez muzykę ustępuje miejsca tkwiącemu w Dioni­

zosie  głębiej  okrucieństwu.  Na  zdarzeniach  mitu  wyciska 

się  władcza  pieczęć  Dionizosa,  co  w  obu  przypadkach 

—  w  micie  kreteńskim  i  orfickim  —  kończy  się  tragicznie 

zarówno  dla  kobiety,  jak  dla  pieśniarza.  A  jednak  Dioni­
zos,  jak  twierdzą  Hezjod  i  Pindar,  „przysparza  wiele 

radości”  i  jest,  zdaniem  Homera,  „źródłem  wesela  dla 

śmiertelnych”.

background image

III

Bóg wieszczenia

Skoro  dociekania  nad  początkami  mądrości  prowadzą 

do  Apollina  i  skoro  bóg  w  tej  sferze  objawia  się  za 

pośrednictwem  „manii”,  to  trzeba  przyjąć,  że  szaleństwo 

jest  od  mądrości  greckiej  nieoddzielne  już  w  momencie 

pojawienia  się  zjawiska  wieszczenia.  Istotnie,  właśnie 

Heraklit,  mędrzec,  zapewnia,  że  taki  związek  istnieje: 

„Sybilla,  przez  boga  natchniona,  powiada  szalonymi 
ustami rzeczy bez uśmiechu, bez ozdabiania, bez namasz­
czenia”

12

.  Wyraźnie  wychodzi  tu  na  jaw  rozbieżność 

z  punktem  widzenia  Nietzschego:  nie  tylko  to,  że  poryw 

i  upojenie  cechowały  Apollina  wcześniej  niż  Dionizosa, 

lecz  również  to,  że  właściwości  wypowiedzi  apolliń- 

skiej,  nie  uciekającej  się  do  „uśmiechu,  ozdabiania,  na­

maszczenia”, są całkowicie przeciwstawne temu, co przy­

pisywał  apollińskości  Nietzsche.  W  jego  mniemaniu 

apollińską  wizję  świata  tworzą  marzenia,  złudne  obrazy 

i  wielobarwna  zasłona  sztuki,  odgradzająca  przeraźliwe 

przepaście  życia.  Apollo  Nietzschego  posługuje  się 

elementami  przystrajającymi  życie,  to  znaczy  radoś­

cią,  zdobieniem,  zapachami,  a  więc  właśnie  przeci­
wieństwem  tego,  co  objawianiu  się  boga  przypisał 

Heraklit.

44

12

 Heraklit, B 92, w: Diels, Kranz, o

p. cit

.

background image

Bóg wieszczenia

Nie przeszkadza to jednak sądzić, że Apollo jest również 

bogiem ęztuki. Uwadze Nietzschego uszła  tylko dwoistość 
natury  boga,  na  którą  wskazują  cechy  już  wspomniane: 
odraczana  pomoc,  dosięganie  z  daleka.  Podobnie  jak  mit 

o Dionizosie rozszarpanym przez Tytanów mówi aluzyjnie

0  oddzieleniu  natury,  o  metafizycznej  niejednorodności 

świata wielości i indywidualizacji, będącego światem udręki

i  niezaspokojenia,  i  świata  boskiej  jedności,  tak  również 

dwoistość natury Apollina ma świadczyć aluzyjnie, w sposób 

jeszcze  bardziej  zawoalowany,  o  metafizycznym  rozdarciu 
między światem ludzi a światem bogów. Słowo gra tu rolę 
pomostu: pojawia się dzięki uniesieniu i szaleństwu, stanowi 

teren, na którym tajemnicza i oddzielona sfera boska zaczyna 
się porozumiewać ze sferą ludzką, zaczyna się objawiać za 

pośrednictwem  słuchu,  a  więc  w  warunkach  uchwytnych 

ludzkimi zmysłami. Ujawnione w ten sposób słowo trafia na 

nasz  złudny  świat  i  wnosi  do  jego  niejednorodnej  sfery 

dwoiste  działanie  Apollina,  to  znaczy  zarówno  słowa 
wyroczni,  przynoszące  nieżyczliwą,  bezlitosną  przepo­

wiednię  i  gorzką  wiedzę  o  przyszłości,  jak  też  przejawy 

radosnej  przemiany,  nakładające  się  na  obrazy  ziemskie 
i  osnuwające  je  magią  sztuki.  Takie  pojawianie  się  słów 

Apollina w naszym świecie wyobrażają w micie greckim dwa 

symbole, dwa atrybuty boga: luk, przydatny w poczynaniach 

ludziom wrogich, j lira, przydatna w poczynaniach ludziom 
przychylnych.

Mądrość  grecka  to  objaśnianie  wrogich  uczynków 

boga  Apollina.  A  metafizyczne  rozdarcie,  które  dało 
początek  greckim  mitom,  mędrcy  tłumaczą  następująco: 
nasz świat jest tylko cieniem świata ukrytego, tego świata, 

w którym żyją bogowie. Heraklit nie wymienia Apollina

45

background image

Giorgio Goili

z  imienia,  ale  kiedy  chce  wytłumaczyć  naturę  wszech­

rzeczy,  posługuje  się  jego  atrybutami,  łukiem  i  lirą:  „Łuk 
nosi  nazwę  życia,  a  sprowadza  śmierć”.

13

  W  języku 

greckim  słowo  „łuk”  brzmi  tak  samo,  jak  słowo  „życie”. 

Zatem symbol Apollina jest symbolem życia. Tym samym 

życie zostaje uznane za przemoc, za narzędzie zniszczenia: 

łuk  Apollina  powoduje  śmierć.  W  innym  fragmencie 

Heraklita  wrogie  działanie  boga  jest  nieoddzielne  od  jego 

działania  dobroczynnego:  „Harmonia  utworzona  z  kont­

rastów,  jak  harmonia  łuku  I  liry”.

14

  Trudno,  by  nie 

przyszło  tu  do  głowy,  że  Heraklit,  wymieniając  takie  dwa 
atrybuty,  miał  na  myśli  właśnie  Apollina.  Zwłaszcza  że 

w  tym  obrazie  harmonii,  jakim  się  posłużył,  dostrzec 

można  intuicyjnie  jeden  zespolony  znak,  niemal  rodzaj 
hieroglifu,  zawierającego  w  sobie  te  oba  przeciwstawne 

sposoby  objawiania  się  Apollina,  więc  niemal  konkretny 
zarys luku i liry: oba te przedmioty w epoce, kiedy rodziły

t

się mity, były wytwarzane z zachowaniem tak samo

9

zakrzywionej  linii  i  z  tego  samego  materiału,  mianowicie 

z  rogów  kozła,  łączonych  ze  sobą  na  dwa  różne  sposoby. 

Tak  więc  dzieła  łuku  i  liry,  śmierci  i  piękna  pochodzą  od 
tego  samego  boga,  wyrażają  tę  samą  boską  naturę,  którą 

symbolicznie  obrazuje  tak  samo  wyglądający  hieroglif, 
a  jedynie  zniekształcony,  złudny  punkt  widzenia,  do 

jakiego  ucieka  się  nasz  świat  pozorów,  ukazuje  je  jako 
oddzielone od siebie przeciwieństwa.

Na  potwierdzenie  przedstawionych  wcześniej  domys­

łów,  że  mądrość  wywodzi  się  z  uniesień  apollińskich  i  że 

szał proroczy jest wyraźnie związany ze słowami wyro-

46

1 3  

Heraklit, B 48, ibidem.

1 4

 Heraklit, B 51, ibidem.

background image

Bóg wieszczenia

czni,  a  więc  domysłów  dotyczących  tego  powikłania, 

które  wyraża  i  potwierdza  podstawową  niejednorodność 
metafizyczną  świata,  możemy  z  kołei  przytoczyć  fragment 

Timajosa

  Platona:  „Dostatecznym  dowodem  na  to,  że  dar 

wróżenia został przez Boga dany ludzkiej głupocie, jest to, 

że  nikt  rozumny  nie  osiąga  zdolności  wróżenia  natchnio­
nego i prawdziwego, chyba tylko we śnie, gdy jego władza 

rozumu  jest  zahamowana  lub  stracił  ją  wskutek  choroby 

albo  jakiegoś  szalu  boskiego.  Lecz  do  człowieka  o  zdro­

wym  rozsądku  należy  przypominać  sobie  i  analizować  to, 

co  wróżebnego  lub  natchnionego  zostało  powiedziane  we 

śnie  lub  na  jawie  i  osądzać  za  pomocą  rozumowania 
wszystkie  widziane  obrazy  oraz  dociekać,  dlaczego  i  dla 

kogo  oznaczają  zło  lub  dobro  przyszłe,  przeszłe  czy 

obecne.  Ten  bowiem,  kto  jest  zaskoczony  przez  szal 

wieszczy  i  jak  długo  w  nim  pozostaje,  nie  jest  oczywiście 

w  stanie  osądzić  swoich  wizji  i  słów.  Dobrze  i  od  dawna 

już  zwykło  się  mówić,  że  jest  cechą  tylko  mędrca  znać  to, 

co  go  dotyczy  i  znać  samego  siebie.  Dlatego  też  prawo 

wyznacza  jedynie  proroków  na  tłumaczy  wróżb  natchnio­

nych.  Niektórzy  nazywają  ich  wieszczkami,  nie  wiedzą,  że 

prorocy  są  tłumaczami  snów  i  tajemnych  wizji,  a  nie 

wieszczkami.  Ich  właściwa  nazwa  powinna  brzmieć: 
tłumacze  rzeczy  objawionych  wróżbą”.

15

  Platon  ustala 

zatem zasadniczą różnicę między człowiekiem przepowia­

dającym,  nawiedzonym,  wymawiającym  zmącone  słowa, 

który  jest  nazwany  „wieszczkiem”,  a  prorokiem,  czyli 
tłumaczem,  który  ocenia,  zastanawia  się,  rozumuje,  roz­

wiązuje zagadki, nadaje sens wizjom wieszczka. Przyto-

47

15

 Platon, 

Timajos

 71 c - 72 a, przd. Paweł Siwek, Warszawa

1986.

background image

Giorgio Goili

czony fragment nie tylko potwierdza zarysowaną perspek­

tywę,  ale  ponadto  ją  wzbogaca,  gdyż  precyzuje  obraz 

wrogich  poczynań  Apollina,  które  —  jak  z  tych  słów 

wynika  —  są  powiązane  w  pewien  sposób  z  impulsem 
interpretacyjnym,  a  zatem  ze  sferą  abstrakcji  i  rozumu. 

Luk i strzały boga kierują się przeciw światu ludzkiemu za 

pośrednictwem  tkaniny  słów  i  myśli.  Oznaką  przejścia  od 

sfery boskiej do sfery ludzkiej jest niejasność wieszczenia, 
to  znaczy  sytuacja,  w  której  okazuje  się,  że  słowo  jest 

zagadkowe,  a  więc  że  ujawnia  swoje  pochodzenie  ze 

świata  nieznanego.  Ta  dwuznaczność  słowa  stanowi 

wyraz  metafizycznego  rozdarcia,  wykazuje  niejednorod­

ność boskiej mądrości i jej wyrazu, jakim są słowa.

Ale  mądrość  ludzka  musi  iść  drogą  słowa,  drogą 

wypowiedzi, 

logosu,

  stawiając  czoła  wszelkim  napotyka­

nym  na  niej  powikłaniom.  Raz  jeszcze  spróbujmy  prze­
śledzić  trop  pozostawiony  nam  przez  greckiego  mędrca 

z  okresu  archaicznego,  tym  razem  przez  Empedoklesa. 

„Nic  w  nim  nie  przypomina  ludzkiej  głowy,  a  z  jego 
ramion  nie  wyrastają  dwa  odgałęzienia;  nic  ma  nóg, 
chyżych  kolan,  ani  kosmatej  męskości;  w  nim  tylko  tętni 

serce  święte  i  niewyrażalne,  kiedy  kroczy  przez  świat 

wypuszczając  strzały  szybkich  myśli”.

16

  Źródła  mówią,  że 

Empedokles prezentuje w tych słowach Apollina, choć nie 

nazywa  boga  jego  imieniem,  podobnie  jak  nie  nazywa  go 

również  Heraklit.  Przytoczony  tu  fragment  potwierdza 

w części sugestie interpretacyjne przedstawione wcześniej. 

Apollo  jest  czymś  wewnętrznym,  czymś  nieuchwytnym 

i ukrytym, „sercem świętym i niewyrażalnym”, to znaczy 

16

16 Empcdoklcs, 134 w: Diels, Kranz 

op. cit.

48

background image

Bóg wieszczenia

jest  boskością  w  jej  metafizycznym  oddzieleniu,  ale  zara­

zem  jest  też  działaniem  narzucającym  swoją  straszliwą 
dominację, jak o tym świadczy zakończenie tego fragmen­
tu.  Ponadto  Empedokles  nie  kryje,  że  utożsamia  strzały 

Apollina  z  myślami,  a  przez  to  potwierdza  nasze  uwagi 

komentujące  cytat  z  platońskiego 

Timajosa,

  w  których 

utrzymywaliśmy,  że  podstawowym  aspektem  działania 

apollińskiego są poczynania rozumu.

Wróćmy  z  kolei  do  zjawiska  wróżbiarstwa  i  jego 

centralnego  znaczenia  na  obszarze  cywilizacji  greckiej. 
Czy dzięki niemu potrafimy lepiej zrozumieć ogólny sąd
0  życiu,  jaki  utworzyła  sobie  dawna  mądrość  grecka?  Jeśli 

wagę  nadawaną  wieszczeniu  zestawimy  z  zapalczywą 

namiętnością  polityczną  Greków,  która  znajdowała  ujście 
w  nieprzerwanej  serii  krwawych  walk,  to  musi  nam 

przyjść  do  głowy,  że  mamy  tu  do  czynienia  z  pewną 
niekonsekwencją.  Kiedy  ktoś  ma  przeświadczenie,  że 
przyszłość  można  przewidzieć,  słabnie  w  nim  zazwyczaj 

impuls  skłaniający  do  działania:  w  Grecji  natomiast,  jak 

wiemy,  paradoksalnie  współistnieją  w  zgodzie  ze  sobą 
niezachwiana  wiara  w  wieszczenie  i  całkowita  ślepota 
polityczna  co  do  następstw  działania  czy  nawet  niepoha­

mowana  gwałtowność,  z  jaką  porywano  się  na  rozpacz­

liwe  przedsięwzięcia,  zupełnie  nie  biorąc  pod  uwagę 
przepowiedni  bogów  co  do  nich.  Można  jednak  taką 

niekonsekwencję zrozumieć, jeśli uwzględni się fakt, że ta 

wielka ranga, jaką nadawano zjawisku wieszczenia, nie jest 
nieoddzielnie związana z jakąś ogólną wizją wyłącznego
i  absolutnego  panowania  na  świecie  konieczności.  Nato­

miast  idea  przeznaczenia,  bardzo  dla  Greków  istotna, 

osłabiała w nich skłonność do działania tylko w niewiel-

49

background image

Giorgio Colli

kim  stopniu.  Toteż  nierozumny  impuls  popychający  ich 
ku  samozniszczeniu  ostatecznie  sprawił,  że  cala  historia 

Grecji  trwała  bardzo  krótko,  zwłaszcza  jeśli  weźmie  się 
przy  tym  pod  uwagę,  jak  niezmierzone  siły  drzemały 

jeszcze w tym narodzie.

Istotnie, wieszczenie przyszłych wydarzeń nie zakłada 

niepodzielnego  panowania  konieczności.  Jeśli  ktoś  widzi 
wcześniej coś, co ma nastąpić za minutę czy za tysiąc lat, 

nie  ma  to  jeszcze  nic  wspólnego  z  kolejnym  następowa­
niem po sobie faktów czy spraw, które tę przyszłość będą 
tworzyć. Konieczność narzuca określony sposób myślenia
0 tym następowaniu, ale przewidywanie przyszłości wcale 

nie jest równoznaczne z koniecznością. Przyszłość daje się 

przewidzieć  nie  dlatego,  że  między  teraźniejszością  a  nią 

istnieje  nieprzerwany  ciąg  taktów  i  nie  dlatego,  że  ktoś 
potrafi  w  jakiś  tajemniczy  sposób  cały  taki  ciąg  podległy 

konieczności  widzieć  wcześniej:  można  ją  przewidzieć, 

ponieważ  stanowi  odbicie,  wyraz,  ujawnienie  się  jakiejś 

realności  boskiej,  która  zawsze  —  czy  raczej  poza  wszel­

kim czasem — mieści w sobie zarodek tego już przewidy­

wanego,  choć  dla  nas  dopiero  przyszłego  wydarzenia. 

Właśnie  dlatego  to  przyszłe  wydarzenie  nie  musi  być 

spowodowane  nieuniknionym  następowaniem  po  sobie 

faktów,  a  mimo  to  może  dać  się  przewidzieć;  gdyż  może 
stać  się  rezultatem  zarazem  przypadku  i  konieczności, 
przemieszanych ze sobą i splątanych, jak przypuszczalnie 
sądzili niektórzy z mędrców greckich, na przykład Herak­
lit. To przemieszanie trzeba przypisać naturze Apollina
i właściwej jej dwoistości. Dziedzina szaleństwa, która mu 
podlega, nie jest dziedziną konieczności, jest raczej dzie­
dziną wolnego wyboru. Na to samo wskazuje dwuznacz-

50

background image

Bóg wieszczenia

ność  jego  objawiania  się:  następuje  wtedy  na  przemian  po 

sobie  działanie  wrogie  i  dobroczynne,  a  to  sugeruje,  że 

raczej ma się tu do czynienia z przypadkiem niż z koniecz­

nością.  A  choćby  same  boskie  słowa,  słowa  odpowiedzi 
wyroczni,  które  wydostają  się  z  ciemności  ziemi,  które 

Sybilla  w  uniesieniu  w  sobie  odnajduje  i  w  nieładzie 

z siebie wyrzuca — cóż takiego ta magma wewnętrzna, to 

niepojęte  nawiedzenie  wypowiada?  Bynajmniej  nie  wypo­
wiada  niespójnych  słów,  niedorzecznych  aluzji,  ale  takie 

reguły,  jak  „nic  ponad  miarę”  czy  „poznaj  siebie  samego”. 
Bóg  daje  człowiekowi znać, że sfera boska jest bezmierna, 
nie  do  zgłębienia,  kapryśna,  szalona,  wyniosła,  że  nie 
podlega  konieczności,  ale  kiedy  już  objawia  się  w  sferze 
ludzkiej,  to  brzmi  jak  władczy  nakaz,  narzucający  umiar­

kowanie, kontrolę, granice, rozsądek, konieczność.

background image

Wyzwanie rzucone przez zagadkę

Apollo  za  pośrednictwem  wyroczni  narzuca  czło­

wiekowi  umiarkowanie,  a  sam  jest  miary  wyzbyty,  na­

kłania  człowieka  do  kontroli  nad  sobą,  a  sam,  kiedy 

się  objawia,  okazuje  niekontrolowany 

pathos

:  w  ten 

sposób  bóg  rzuca  człowiekowi  wyzwanie,  prowokuje  go 

i  niemal  podżega  do  nieposłuszeństwa.  Ta  dwuznacz­

ność  dochodzi  do  głosu  w  słowach  wyroczni,  zmienia 

je  w  zagadkę.  Niejasna  odpowiedź,  wywołująca  lęk, 

przypomina o tym, że świat ludzki jest od świata boskiego 
oddzielony.  Zresztą  już  w  hinduskich 

Upaniszadach 

znaleźć  można  stwierdzenie:  „bogowie  wszakże  kochają 
zagadkę,  a  odrazą  napawa  ich  to,  co  ujawnione.”.

17

 

Wspomnieliśmy wcześniej o cechach straszliwości i okru­

cieństwa,  które  tradycja  religii  greckiej  przypisuje  Apol­

linowi,  a  także  o  tym  jego  działaniu,  które  jest  światu 

ludzkiemu  nieprzychylne:  zagadka,  jaką  są  słowa  Apol­

lina,  to  jeden  z przejawów  tego  zjawiska.  Dla  Greków już 
samo  zadanie  zagadki  mieściło  w  sobie  przerażający 

ładunek  wrogości,  jawny  dowód  na  to  można  znaleźć 

jednym 

ustępów 

Prometeusza 

okowach 

Ajschylosa:  ,,Wszystko-ć  powiem  co  jedno  wiedzieć 

chcesz; zagadek / nie będzie w mojej mowie: w prostych

IV

17 Brhadaranyaka Upanisad,

 IV 2, 2.

52

background image

Wyzwanie rzucone przez zagadkę

rzecz  wyjawię  /  słowach,  jako  do  druhów  przemawiać 

się godzi”.

18

Zagadce  przypisywano  zresztą  w  cywilizacji  archaicz­

nej  Grecji  wielkie  znaczenie,  zwłaszcza  że  dostrzegano  jej 

związki  ze  źródłami  mądrości;  nadano  jej  wobec  tego 

wartość  autonomiczną  i  wywodzono  wprost  ze  sfery 

apollińskiej.  Więzi  zagadki  z  wieszczeniem  rzeczywiście 

sięgają  samych  jej  początków,  na  co  wskazuje  —  jak  się 

zdaje  —  końcowa  część  przytoczonego  już  cytatu  z 

Tima

­

josa

 i co potwierdza również jeden z fragmentów platońs­

kiej 

Uczty:

  ,,I  niektórzy  życie  całe  pędzą  tak  przy  sobie, 

a  nie  umieliby  nawet  powiedzieć,  czego  jedno  chce  od 

drugiego.  Bo  chyba  nikt  nie  przypuści,  żeby  to  tylko 

rozkosze  wspólne  sprawiały,  że  im  tak  dziwnie  dobrze 
być, za wszystko na świecie, razem. Nie. Ich obojga dusze, 
widocznie, czegoś innego pragną, czego nie umieją w sło­
wa  ubrać  i  dusza  swe  pragnienia  przeczuwa  tylko  i  od­

gaduje”.

19

  Ale  już  w  najdawniejszych  czasach  zagadka 

miała  skłonność  do  oddzielania  się  od  wieszczenia.  Naj­

głośniejszym  tego  przykładem  jest  mroczny  mit  tebański 

o Sfinksie. W nim także początek zagadce daje okrucieńst­

wo  boga,  jego  niechęć  do  ludzi.  Najstarsze  przekazy  nie 
mówią  jednoznacznie  przez  kogo,  przez  Herę  czy  przez 

Apollina, 

został 

posłany 

do 

Teb 

Sfinks, 

ten 

potwór-hybryda,  symbolizujący  dziką  zwierzęcość,  która 
przenika  życie  ludzkie.  Sfinks  oznajmia  Tebańczykom 

śmiertelne,  rzucone  im  przez  boga  wyzwanie,  wypowiada

18

 Ajschylos, 

Prometeusz w okowach

 616-618, przeł. Stefan 

Srebrny, w: 

Tragedie,

 Warszawa 1954.

19

 Platon, 

Uczta

 XVI CD, przeł. Władysław Witwicki, Warszawa

195 7.

53

background image

Giorgio Goili

zagadkę o trzech okresach życia ludzkiego. Tylko ten, kto 

zagadkę rozwiąże,  może  ocalić siebie i uwolnić miasto od 

potwora:  poznanie  jest  tu  instancją  ostateczną,  to  o  nie 

człowiek  stacza  swoją  najcięższą  walkę.  Rozstrzygającą 

bronią jest w niej mądrość. Walka natomiast jest walką na 

śmierć  i  życie:  kto  nie  rozwiąże  zagadki,  zostaje  pożarty 

lub  rozszarpany  przez  Sfinksa,  kto  ją  rozwiąże  —  a  udało 
się  to  tylko  Edypowi  —  zrzuca  Sfinksa  do  przepaści. 

Najstarszym świadectwem dotyczącym tego mitu, a będą­
cym jednocześnie najdawniejszym fragmentem, w którym 
pojawia  się  słowo  „zagadka”,  jest  wers  Pindara:  „zagadka, 
co  rozbrzmiewa  z  okrutnych  szczęk  dziewicy”

10

.  O  więzi 

okrucieństwa  z  zagadką  mówi  tutaj  wprost  sam  tekst,  nie 

trzeba  domyślać  się  jej  pośrednio,  jak  w  przytoczonym 
ustępie z 

Prometeusza.

już  w  epoce  archaicznej  zagadka  oddziela  się  coraz 

wyraźniej  od  sfery  boskiej,  z  której  się  wywodzi,  już 
zaczyna  się  stawać  przedmiotem  walki  człowieka  o  mąd­

rość.  Najwcześniejsze  świadectwo,  w  którym  się  to  ujaw­
nia,  pochodzi  z  VIII  albo  VII  wieku  przed  Chr.;  na­

trafiamy na nie w dziele geografa Strabona, który opisując 

Efez i Kolofon przedstawia sanktuarium w Klaros i wspo­

mina  o  legendarnych  zawodach,  jakie  stoczyli  pomiędzy 
sobą  dwaj  mędrcy:  „Powiadają,  że  wieszczek  Kolchas, syn 

Anfiaraosa  (jak  i  Anfilokos),  dotarł  tu  pieszo  powracając 

spod  Troi,  a  napotkawszy  w  pobliżu  Klaros  wieszczka, 

który  nad  nim  górował,  Mopsosa,  syna  Manty  (córki 

Terezjasza),  umarł  ze  zgryzoty”.  Hezjod  opracował  tę 
opowieść w sposób następujący: zaczął od pytania, jakie 

20 20 20

20

 Pindar, fr. 177 d; w: 

op. cit.

54

background image

Wyzwanie rzucone przez zagadkę

Kalchas  zada!  Mopsosowi:  „Zdumiewam  się  w  mym  sercu 

tak  wielką  obfitością  owoców,  które  dźwiga  na  sobie  ten 
dziki  figowiec,  mimo  że  niezbyt  jest  rozłożysty.  Czy 
możesz mi powiedzieć, ile jest na nim fig?”. Mopsos na to 

odpowiedział:  „Jest  ich  dziesięć  tysięcy,  są  wielkości 
średniej, ale jedna z nich już nie mieści się w tej ilości i jest 
od  innych  większa”.

21

  „Tak  odrzekł  i  uznano,  że  praw­

dziwie  odgadł  ilość  i  miarę,  a  wówczas  sen  śmiertelny 
owładnął  Kalchasem”.

22

  Strabon  wymienia  potem  inne 

jeszcze  wersje  tego  epizodu  i  powiada,  że  w  opowieści 

o  Feredykesie,  mędrcu  z  VI  wieku,  tę  samą  zagadkę 
sformułowano  inaczej;  na  koniec  przywołuje  również 

świadectwo  Sofoklesa,  mówiąc  o  jednej  z  jego  nie  do­

chowanych  tragedii,  w  której  wyrocznia  przepowiedziała 
Kalchasowi,  że  przeznaczone  mu  jest  umrzeć,  kiedy 

napotka wieszczka górującego nad nim.

Fakt,  że  to  dwaj  wieszczkowie  muszą  zmierzyć  się 

ze  sobą,  żeby  dowieść  swojej  mądrości,  wskazuje  na 
religijny  rodowód  zagadki,  który  zachował  się  również 
w  tej  jej  fazie  już  czysto  ludzkiej.  Wskazuje  na  to  jesz­

cze  inny  element,  a  mianowicie  kontrast  między  ba­
nalną  formą  i  treścią  tych  zagadek  a  ich  tragicznym 

rezultatem.  Analogiczny  kontrast  pojawił  się  rów­

nież  w  zagadce  Sfinksa,  w  tym  tak  oczywistym  jej 

rozwiązaniu.  Te  sprzeczne  ze  sobą  elementy  najstarszych 

przekazów  wskazują  na  interwencję  boskiej  decyzji, 
na  przenikanie  do  sfery  ludzkiej  czegoś  niepokojącego, 
niewytłumaczalnego,  irracjonalnego,  tragicznie  absur­
dalnego.

55

21

 Hezjod, fr. 278, oprać, włoskie.

22

 Strabon, 

Geografia

 XIV, 1. 27.

background image

Giorgio Goili

Można by zebrać znacznie obszerniejszą dokumentację 

dowodzącą powagi i znaczenia zagadki w epoce archaicz­
nej;  natomiast  w  okresie  nieco  bliższym  naszym  czasom, 
w  VII  i  VI  wieku  przed  Chr.,  rozpowszechniły  się 
sformułowania  zagadki  sięgające  po  sprzeczność,  a  to 
zbiega się z całkowitym przeniesieniem się zagadki ze sfery 

boskiej  do  ludzkiej.  Sformułowane  w  ten  nowy  sposób 

zagadki znajdują się już w poematach Homera i u Hezjo­

da,  a  potem  można  na  nie  natrafić  we  fragmentach 
z  epoki  Siedmiu  Mędrców  —  kiedy  to  Kleobulosowi, 
a  zwłaszcza  jego  córce  Kleobulinie  przysporzyły  sławy 
właśnie  zbiory  ich  zagadek  —  oraz  w  poezji  lirycznej, 

od  Teognisa  z  Megary  poczynając,  a  na  Simonidesie 

kończąc.

Później, w V i IV wieku, to zjawisko zaczyna powoli

zanikać. Po Heraklicie, w którego myśli zagadka pełni rolę

centralną, mędrcy zajmują się raczej tym, co zagadka

• •

przynosi, niż samą zagadką. Do zagadki natomiast, uzna­

wanej  za  podłoże  religijne,  często  nawiązują  tragedie 
i  komedie.  Jeszcze  u  Platona  istnieją  wyraźne  jej  ślady, 
niejako  jej  archaiczne  pogłosy,  które  pozwalają  wyobrazić 

sobie  dokładniej  to  zjawisko.  W  jednym  z  fragmentów 

Charmidesa

 Platon mówi, że zagadka pojawia się wtedy,

kiedy „ten, co to powiedział, nie myślał tak, jak te słowa
brzmią” 

23

  Zakładano  więc,  że  w  pewnych  mistycznych 

okolicznościach  niektóre  doświadczenia  okazują  się  nie­

wyrażalne:  w  takim  przypadku  słowa  zagadki  ujawniają 

to,  co  boskie,  ukryte,  co  wewnętrzne  i  nieuchwytne. 

Słowa nie brzmią ściśle tak, jak rozumie je ktoś, kto je

56

23

 Platon, 

Charmidcs

 161 CD, przeł. Władysław Witwicki, War­

szawa 1959.

background image

Wyzwanie rzucone przez zagadkę

wygłasza,  a  wobec  tego  siłą  rzeczy  są  niejasne.  Inny 

fragment,  pochodzący  z 

Fedona

,  ukazuje  związki  zagadki 

ze sferą mistyczną i misteryjną: „I bodaj że ci, którzy nam 

tajemne  święcenia  przekazali,  to  nie  byli  ludzie  byle  jacy, 

ale  oni,  istotnie,  dawno  już  odgadli,  że  kto  niewtajem­

niczony i bez święceń do Hadesu przyjdzie, ten będzie leżał 
w błocie, a kto się oczyści i uświęci, zanim tam przybędzie, 
ten  między  bogami  zamieszka.  Powiadają  zaś  ci  od 
święceń,  że  wielu  jest  takich,  którzy  różdżki  noszą,  ale 

mało  kogo  bóg  nawiedza”.

24

  Ten  cytat,  przywodzący  na 

myśl  fragmenty  orfickie,  sam  wydaje  się  być  zadaną 

zagadką.  Warto  zwrócić  tu  uwagę,  że  w  tych  przytocze­

niach z Platona zagadka zostaje umieszczona raczej w sfe­

rze Dionizosa niż Apollina, ale również warto pamiętać

0  tym,  co  już  powiedzieliśmy  na  ten  temat  wcześniej, 
a  więc  że  należy  raczej  uznawać  Apollina  i  Dionizosa  za 
dwu  bogów  dogłębnie  sobie  pokrewnych,  niż  widzieć 
w nich dwa przeciwstawne sobie instynkty estetyczne

i  metafizyczne,  jak  tego  chciał  w  swojej  interpretacji 

Nietzsche.

W  innym  dialogu  Platon  dotyka  aspektu  złośliwości 

i  tragizmu  zagadki,  mianowicie  w 

Obronie  Sokratesa, 

gdzie  za  zagadkę  uznaje  oskarżenie  wysunięte  przez 

Meletosa  przeciw  Sokratesowi:  „Tak  wygląda  [Meletos], 

jakby  zagadki  układał  i  próbował:  czy  się  też  pozna 

Sokrates,  ten  mądry,  że  ja  sobie  figle  stroję  i  sprzeciwiam 

się  sobie  samemu,  czy  też  wywiodę  w  pole  i  jego  i  innych 

słuchaczy? Bo mnie się wydaje, że on sam sobie zaprzecza 
w  skardze;  tak,  jakby  mówił:  popełnia  zbrodnię  Sokrates 
w bogów nie wierząc, ale w bogów wierząc. A przecież to 

24

57

24

 Platon, 

Fcdon

 XJII C, przeł. Władysław Witwicki, Warszawa 1958.

background image

Giorgio Goili

są  figle”.

25

  W  tym  ostatnim  zagadkowym  sformułowaniu, 

jakim Sokrates zastępuje oskarżenie Meletosa, warto zwró­

cić  uwagę  na  jego  formę  opierającą  się  na  sprzeczności, 
charakterystyczną,  jak  już  powiedzieliśmy,  dla  dojrzałej, 

ludzkiej  fazy  zagadki.  Taka  sprzeczność  podpowiada 

nieomylnie treść, rozwiązanie zagadki, czyli w tym wypad­

ku  winę  Sokratesa.  Podstęp  udał  się  Meletosowi,  gdyż 

sędziowie  tak  właśnie  tę  zagadkę  odczytali  i  wydali  na 

Sokratesa  wyrok,  choć  mogli  byli  odkryć,  że  ta  sprzecz­

ność  jest  tu  treści  wyzbyta,  że  Meletos  tylko  zaprzecza 
w  ten  sposób  sobie  samemu.  Kto  wpada  w  pułapkę 

zagadki,  jest  zgubiony.  Jako  zagadkę  wreszcie  trzeba  też 

chyba interpretować ostatnie słowa, jakie Sokrates wypo­
wiedział przed śmiercią, przytoczone w Platońskim 

Fedo

­

nie

:  „Kritonie,  myśmy  winni  koguta  Asklepiosowi.  Od­

dajcież go, a nie zapomnijcie!”.

25 26

 Często zastanawiano się 

nad tymi słowami i próbowano znaleźć ich wyjaśnienie, ale 
chyba  ważniejsze  od  ujawnienia  ich  ukrytego  znaczenia 

jest  tu  stwierdzenie,  że  u  Greków  pojawianiu  się  słów 
niejasnych towarzyszy często kontekst religijny i solennie 
uroczysty.

Na  przestrzeni  IV  w.  przed  Chr.  te  dawne  echa,  które 

jeszcze  dochodziły  do  młodego  Platona,  ucichły  cał­
kowicie. Zagadkę zaczęto stosować jako zabawę towarzy­

ską w czasie uczt bądź posługiwano się nią w wychowaniu 
dzieci,  uznając,  że  stanowi  doskonale  ćwiczenie  umysłu. 

Ale  jeszcze  Arystoteles  mówi  o  niej  w  kontekście  poważ­

nym w 

Retoryce

 i 

Poetyce,

 szukając śladów jej znaczenia

25

 Platon, 

Obrona Sokratesa

 XIV E, przel. Władysław Witwicki, 

Warszawa 1958.

26

 Platon, 

Fedon

 LXVI E.

58

background image

W y z w a n i e   r z u c o n e   p r z e z   z a g a d k ę

w  przechowanej  tradycji.  Ciekawie  brzmi  jego  definicja 

zagadki,  mimo  że  jest  już  całkowicie  oderwana  od  swego 
pierwotnego  podłoża  związanego  z  religią  i  mądrością: 

„Bo  istota  zagadki  jest  taka,  że  mówiąc  o  tym,  co 
rzeczywiście  istnieje,  łączy  niemożliwości”.

27

  Przyjmując, 

 że  przez  łączenie  niemożliwości  Arystoteles  rozumie 

formułowanie  sprzeczności,  jego  definicja  powiada,  że 

zagadka  jest  sprzecznością,  która  naprowadza  na  coś 

rzeczywistego, a nie że nie wykazuje niczego, co w przypa­

dku  sprzeczności  jest  regułą.  Żeby  to  mogło  nastąpić, 
dodaje  Arystoteles,  nie  należy  zestawiać  słów  w  ich 
zwykłym rozumieniu, ale trzeba się uciec do używania ich 

jako  przenośni.  Posługiwanie  się  metaforą  byłoby  więc 

związane  z  początkami  mądrości.  Tutaj,  u  Arystotelesa, 

jak widać, zagadka jest już całkowicie ogołocona ze swego 
pierwotneg o 

pathosu.

W  każdym  razie  stwierdzenie,  że  cechą  znamionującą 

zagadkę  jest  jej  sformułowanie  oparte  na  sprzeczności, 

może  okazać  się  przydatne.  Powróćmy  znowu  do  epoki 

archaicznej.  Powiedzieliśmy,  że  wraz  z  przemieszczeniem 

się  zagadki  do  sfery  ludzkiej,  wraz  z  wygaśnięciem 
poczucia,  że  pochodzi  ona  od  boga,  coraz  wyraźniej 
wychodzi  na  jaw,  że  jej  sformułowanie  zawiera  w  sobie 

sprzeczność.  Istnieje  zatem  związek  między  obu  tymi 

zjawiskami?  Zanim  ten  problem  rozpatrzymy,  warto 

prześledzić,  jak  przebiegał  proces  tego  przesunięcia  się 

zagadki  do  sfery  ludzkiej,  co  zbiegło  się  w  czasie  z  poja­

wieniem  się  pierwszych  mędrców.  Wcześniej  bóg  pod­
powiadał odpowiedzi wyroczni, a „prorok” — żeby

27

 Arystoteles, 

Poetyka 22,

 24-26, przeł. Henryk Podbiclski, 

Warszawa 1988.

59

background image

Giorgio Colli

powtórzyć  to  za  Platonem  —  był  po  prostu  tłumaczem 
słowa  boskiego  i  należał  jeszcze  całkowicie  do  sfery 

religijnej.  Potem  bóg  za  pośrednictwem  Sfinksa  rzucał 

zagadkę  grożącą  śmiercią,  a  samotny  człowiek  musiał  ją 

rozwiązać,  jeśli miał ocalić życie. Wreszcie dwaj wieszcz­

kowie,  Kalchas  i  Mopsos,  zmagali  się  ze  sobą,  żeby 

rozwiązać  zagadkę:  bóg  już  w  tym  nie  uczestniczył, 

podłoże  pozostawało  jeszcze  religijne,  ale  już  pojawił  się 
element  nowy,  współzawodnictwo,  agonizm,  będący 

w  tym  wypadku  walką  na  śmierć  i  życie.  Jeszcze  jeden 

krok  dalej  i  znikło  podłoże  religijne,  a  na  plan  pierwszy 

wysunął  się  sam  agonizm,  walka  dwóch  ludzi  o  zdobycie 

poznania:  nie  byli  to  już  wieszczkowie,  byli  to  mędrcy, 
a  raczej  ludzie  zmagający  się  ze  sobą  o  zdobycie  tytułu 

mędrca.

background image

V

Pathos

 tego, co ukryte

Pewną  opowieść,  pochodzącą  z  zamierzchłych  czasów 

i  potwierdzoną  przez  wiele  źródeł,  można  uznać  za  jeden 

z  najważniejszch  dokumentów  świadczących  o  więzi 

mądrości  z  zagadką.  Chodzi  o  motyw  powtarzający  się 

w  literaturze  biograficznej  dotyczącej  Homera,  a  użyty 

również  przez  Arystotelesa  w  następującym  fragmencie: 

„...Homer  udał  się  do  wyroczni,  gdyż-chciał  wiedzieć,  kim 
byli  jego  rodzice  i  gdzie  znajduje  się  jego  ojczyzna,  a  bóg 

mu  odpowiedział  w  taki  sposób:  «Ojczyzną  twojej  matki 
była  wyspa  Io,  ona  też  cię,  zmarłego,  przygarnie.  Ale  nie 

ufaj zagadce, jaką ci zadadzą młodzieńcy». Wkrótce potem 

przybył  na  lo.  Tutaj,  siedząc  na  skale  nadmorskiej  zoba­

czył  rybaków  dopływających  do  brzegu  i  spytał  ich,  czy 

coś  ze  sobą  wiozą.  Jednakże  oni,  ponieważ  nic  nie  złowili 

i  tylko  wyłapywali  na  sobie  wszy,  bo  połów  się  nie 
powiódł,  odpowiedzieli  mu:  «Co  złowiliśmy,  to—śmy 

pozostawili,  a  czego-śmy  nie  złowili,  to  wieziemy  ze 

sobą», czyniąc w ten zagadkowy sposób aluzję do tego, że 
wszy  złapane  zabili  i  powyrzucali,  a  nie  złapane  mają 
w  swoim  odzieniu.  Homer  nie  potrafił  tej  zagadki  roz­

wiązać i umarł z przygnębienia”.

28

28

 Arystoteles, 

O poetach,

 fr. 8. oprac. włoskie.

6 i

background image

Giorgio Goili

Zaskakuje  w  tej  opowieści  wyraźny  kontrast  między 

błahą treścią zagadki a tragicznym następstwem jej nieod­

gadnięcia.  Gdyby  rybacy  w  taki  sam  zagadkowy  sposób 

odpowiedzieli  komuś  pierwszemu  z  brzegu,  to  ten  oczy­
wiście  nie  umarłby  ,,z  przygnębienia”,  że  nie  umiał 
odkryć,  jakie  znaczenie  kryją  w  sobie  te  słowa.  Ale  dla 

mędrca  zagadka  jest  wyzwaniem  na  śmierć  i  życie.  Kto 

odznacza się umysłem wybitnym, musi się okazać w spra­

wach  umysłu  niezwyciężony.  Jeśli  rzecz  tak  się  przed­

stawia,  to  staje  się  jasne,  że  wszelkie  podłoże  religijne 

utraciło  swoją  moc:  zagadka  jest  wciąż  jeszcze  skrajnie 

niebezpieczna,  ale występuje już tylko na terenie agoniz­

mu, współzawodnictwa między ludźmi, jak więc nakazuje 

ta  nowa  sytuacja,  sformułowanie  zagadki  zadanej  Home­

rowi  ucieka  się  do  jawnej  sprzeczności,  a  ściślej  mówiąc, 

dwie  pary  sprzecznych  ze  sobą  określeń:  „złowiliśmy 

—  nie  złowiliśmy”  i  „pozostawiliśmy  —  wieziemy  ze 

sobą”  zostają  ze  sobą  połączone  odwrotnie,  niż  na­

kazywałby rozsądek, to znaczy odwrotnie do sformułowa­

nia: „co złowiliśmy, wieziemy ze sobą, czego nie złowiliś­

my,  pozostawiliśmy”.  Trzeba  sobie  przypomnieć  w  tym 
miejscu  definicję  Arystotelesa:  zagadka  to  sformułowanie 
racjonalnego  nieprawdopodobieństwa,  które  mimo  to 

wyraża jakiś rzeczywisty przedmiot myśli. Mędrzec, który 

zdobył panowanie nad sprawami rozumu, musi umieć taki 

węzeł rozwikłać. Dlatego zagadka, od kiedy przeniosła się 
na teren ludzkiego współzawodnictwa w mądrości, musia­

ła posługiwać się sprzecznością.

Opowieść  o  śmierci  Homera  może  nam  dopomóc 

w interpretacji jednego z najbardziej niejasnych fragmen­
tów  Heraklita.  Mędrzec  mówi  w  nim  właśnie  o  zagadce,

62

background image

Pathos

 tego, co ukryte

której ofiarą padł inny mędrzec. Powiada Heraklit: ,,Co do 

poznania  rzeczy  widomych,  to  ludzie  zostają  oszukani 
podobnie  jak  Homer,  który  był  najmądrzejszy  z  Greków. 

Oszukali  go  bowiem  ci  młodzieńcy,  co  zabijali  wszy, 
mówiąc  mu:  «co-śmy  widzieli  i  złowili,  to pozostawiliśmy, 

a  czego  nie  widzieliśmy  i  nie  złowiliśmy,  to  przywozi­

my»”

29

  Heraklit  nie  daje  tu  żadnych  wyjaśnień  i  przemil­

cza  szczegóły  tego  Homerowego  epizodu  prawdopodob­

nie  dlatego,  że  szło  o  tradycyjny  przekaz  powszechnie 

znany;  nie  wspomina  również  o  tym,  że  porażka  Homera 

wobec  zagadki  stała  się  przyczyną  jego  śmierci.  W  tonie 
tego  fragmentu  wyczuć  można  wielką  surowość,  brak 
pobłażania  dla  Homera:  mędrzec,  który  został  pokonany 

w  wyzwaniu  rzuconym  jego  inteligencji,  przestaje  być 

mędrcem. Warto też zwrócić tu uwagę, że zagadka zostaje 

określona  jako  próba  „oszukania”.  Heraklit  nie  uznaje  za 

godną  wspomnienia  żałosnej  śmierci  Homera,  podkreśla 

tylko  fakt,  że  domniemany  mędrzec  pozwolił  się  oszukać. 
Mamy  tu  więc  przede  wszystkim  jedno  z  najdawniejszych 
świadectw mówiących o złośliwości zagadki, ale mamy też 

definicję  mędrca,  który  zdaniem  Heraklita  jest  kimś,  kto 

nie pozwala się oszukać.

Fragment  ten  jednak  mieści  w  sobie  coś  więcej,  niż 

tylko aluzję do znanej, przekazanej przez tradycję zagadki: 

tu  również  Heraklit  decyduje  się  uznać  zagadkę  za  teren 

współzawodnictwa  i  swoim  sformułowaniem  rzuca  wy­

zwanie  ludzkiej  zdolności  rozumienia.  Posłużywszy  się 

zagadką  zadaną  Homerowi,  sam  zadaje  zagadkę  na  temat 

tamtej  zagadki,  to  znaczy  domaga  się  innego  jej  roz- 

29

29

 Heraklit, B 56 w: Diels, Kranz, 

op. cit.

63

background image

Giorgio Colli

wiązania, innego klucza do niej, który nie ograniczyłby się 
do  wszy,  ale  dotarłby  głębiej,  stałby  się  znacznie  bardziej 

radykalny,  mimo  że  naprowadzałaby  nań  ta  sama  od­
powiedź  młodych  rybaków.  Starożytny  mędrzec  prowa­
dzi  tu  grę  o  cel  istotniejszy:  oczekuje,  że  ktoś  tę  zagadkę 

rozwiąże  i  że  wobec  tego  odbierze  mu  tytuł  mędrca.  Nie 

zamierzamy się na to porywać, możemy jednak, zaufawszy 

tylko  intuicji,  poszukać  jakiegoś  wyjaśnienia  nie  roz­

mijającego  się  z  tą  kwestią,  które  tłumaczyłoby  intencje 
Heraklita.  Wolno  bowiem  chyba  przypuścić,  że  istnieje 

związek  między  tymi  dwoma  określeniami:  „jeśli  chodzi 
o poznanie rzeczy widomych” i ,,co—śmy widzieli i złowi­

li”. Podobnie jak Homer został oszukany w sprawie rzeczy 
dostrzeżonych  i  złowionych,  czyli  w  sprawie  wszy,  skoro 

nie  wiedział,  o  co  chodzi,  tak  też  ludzie  zostają  oszukani 

w sprawie rzeczy widomych, gdyż nie wiedzą, o co w nich 
chodzi  i  na  przykład  uznają  je  za  realne,  mimo  że  one 

realne nie są. W takim przypadku pierwsza część zadanej 

przez  Heraklita  zagadki  brzmiałaby,  już  po  rozszerzeniu 

jej  treści,  następująco:  „rzeczy  widome,  które  złowiliśmy, 
pozostawiamy”.  Co  takie  stwierdzenie  mogłoby  ozna­
czać?  Trzeba  by  z  kolei przejrzeć  w pamięci te  fragmenty 

Heraklita,  w  których  odmawia  on  jakiejkolwiek  realności 

zewnętrznej  wszelkim  przedmiotom  uchwytnym  zmys­
łami: wygląda bowiem na to, że chodzi mu właśnie o nie, 

kiedy  mówi  o  „rzeczach  widomych”.  Przypomnijmy  więc 

fragment  następujący:  „słońce  jest  szerokie  na  ludzką 
stopę”,

30

  gdzie  chyba  bezspornie  idzie  o  odrzucenie 

wszelkiej rzeczywistości obiektywnej, o uznanie wspo-

30

 Heraklit, B 3, 

ibidem.

64

background image

Pnthos

 tego, co ukryte

mnianych tu rzeczy, należących do zmysłowego świata, za 

zwykłe  pozory,  oraz  fragment:  „śmiercią  jest  wszystko,  co 

widzimy  na  jawie”.

31

  Wobec  tego  wyrażenie:  „rzeczy 

widome,  które  złowiliśmy”,  mogłoby  po  prostu  oznaczać 

ich  postrzeganie  zmysłami,  więc  to,  na  czym  wspiera  się 

złudna  realność  otaczającego  nas  świata,  nie  będąca 

niczym  innym,  jak  tylko  nieprzerwanym  ciągiem  zmys­

łowych  doznań.  Ale  dlaczego  te  rzeczy  widome,  które 

złowiliśmy,  pozostawiamy?  Może  Heraklit  chce  przez  to 

powiedzieć,  że  skoro  rzeczy  widome,  uchwytne  zmysłami, 

sprawiają  wrażenie  istniejących  niezależnie  od  nas,  to 
narażają  nas  na  oszustwo,  któremu  ulegamy  przede 
wszystkim  dlatego,  że  uważamy  te  rzeczy  za  trwałe.  Nie 

chodzi o to, że Heraklit odnosi się tu krytycznie do wrażeń 

zmysłowych.  Przeciwnie:  gdzie  indziej  nawet  głosi  wręcz 

pochwałę  wzroku  i  słuchu.  Tutaj  piętnuje  tylko  prze­

kształcanie 

zmysłowego 

postrzegania 

rzeczywistości 

w  coś  trwałego,  w  coś  istniejącego  niezależnie  od  nas. 

Doznania  zmysłowe  przeżywamy  doraźnie,  a  potem  je 

porzucamy. Kiedy chcemy je unieruchomić, zatrzymać dla 

siebie,  to  je  fałszujemy.  Takie  oto  znaczenie  zawierają 

w  sobie  te  fragmenty,  które  zazwyczaj  bywają  interp­

retowane  w  sposób  inny,  tak  żeby  potwierdzały  do­
mniemaną  doktrynę  heraklitejską  o  stawaniu  się.  Heraklit 

nie sądzi, że stawanie się jest bardziej realne od bytu, sądzi 
tylko  po  prostu,  że  „przeświadczenia  to  święta  choro­
ba”,

32

  a  więc  ze  wszelkie  przekształcanie  wrażeń  zmys­

łowych  w  świat  rzeczy  trwałych  jest  złudzeniem.  Dlatego 

na przykład mówi, że „nie można wejść dwa razy do tej

65

31 Heraklit, B 21, 

ibidem.

32

 Heraklit, B 46, 

ibidem.

background image

Giorgio Colli

samej  rzeki”.

33

  Nie  ma  rzeki,  która  istniałaby  niezależnie 

od  nas,  istnieje  jedynie  ulotne  doznanie  w  nas,  my  zaś 

nadajemy  mu  nazwę  rzeki,  a  w  dodatku  mamy  ją  za 

każdym razem za rzekę tę samą, ilekroć ukazuje się przed 

nami  raz  jeszcze  jako  wrażenie  podobne  do  tamtego 

pierwszego:  za  każdym  razem  jednak  nie  istnieją  w  tym 

doznaniu rzeczy konkretne, istnieją tylko właśnie chwilo­

we  wrażenia,  którym  nie  odpowiada  nic  obiektywnego. 

A  przede  wszystkim  takie  kolejne  wrażenia  wcale  nie 

potwierdzają  istnienia  czegoś  trwałego,  chociaż  są  do 

siebie  bardzo  podobne.  Jeśli  chcemy  każdemu  z  nich 
nadać  nazwę  rzeki,  wolno  nam  to  zrobić,  ale  za  każdym 

razem będzie chodzić o rzekę nową.

Powróćmy  teraz  do  fragmentu  mówiącego  o  zagad­

ce  zadanej  Homerowi.  Jeżeli  to,  co  powiedzieliśmy, 

może  wyjaśnić  sformułowanie  pierwszej  części  zagad­

ki,  to  wobec  tego  jej  część  druga,  kiedy  zastosujemy 

do  niej  antytezę  podobną  do  antytezy  z  epizodu 

Homerowego,  oznaczać  może  w  transpozycji  Herak- 
lita  mniej  więcej  tyle,  co:  „rzeczy  ukryte,  których  nie 
widzieliśmy i nie złowili, przywozimy ze sobą”. Co z kolei 

miałaby  znaczyć  tak  ujęta  druga  część  zagadki?  Żeby 

to  stwierdzenie  w  jakiś  sposób  wyjaśnić,  trzeba  odwołać 

się  do  dwu  głównych  tematów  myśli  Heraklita.  Pierwszy 

można  by  nazwać 

pathosem

  tego,  co  ukryte,  to  znaczy 

dążnością  do  uznania  najgłębiej  tkwiącego  fundamentu 
świata  za  coś,  co  nigdy  się  nie  odsłania.  Koncepcja 

bóskości  u  Heraklita  tak  oto  się  przedstawia:  „jedność, 

jedyna mądrość chce i nie chce być nazwana imieniem

66

33

 Heraklit, B 91, 

ibidem,

 cytat w tłum. Bogdana Kupisa w: 

Filozofia starożytna Grecji i Rzymu

 Warszawa 1968, s. 80.

background image

Pathos

 tego, co ukryte

Zeus”.

34

  Imię  Zeusa  trzeba  więc  przyjąć  za  symbol,  za 

ludzkie ustanowienie najwyższego boga, ale nie można go 

przyjąć  za  ustanowienie  ścisłe,  a  to  dlatego,  że  najwyższy 

bóg  jest  czymś  ukrytym,  nam  niedostępnym.  Inne  dwa 

fragmenty  jeszcze  wyraźniej  potwierdzają  wyższą  miarę 

wszystkiego,  co  ukryte:  ,,natura  pierwotna  lubi  się  ukry­
wać”

35

  i  „harmonia  ukryta  jest  pełniejsza  od  harmonii 

ujawnionej”.

36

  Drugi  temat  to  mistyczny  nakaz  uznania 

przewagi  tego,  co  wewnętrzne,  nad  złudną  cielesnością 
świata  zewnętrznego.  W  wielu  innych  fragmentach  Hera­
klit zdaje się wręcz rozstrzygać, że to dusza stanowi

najwyższą zasadę świata. Arystoteles interpretuje te frag­
menty  tak  samo.  Aluzję  do  tej  właśnie  kwestii  odnaleźć 
można  chyba  w  głośnym  fragmencie  ,,wypytałem  siebie

samego”,

37

  a  już  całkiem  wyraźnie  mówi  o  tym  Heraklit 

we  fragmencie  innym:  „Granic  duszy  nie  znajdziesz, 
choćbyś  przeszedł  wszystkie  drogi.  Tak  głęboki  jest  jej 

logos”,

38

  jak  też  w  jeszcze  jednym:  „dusza  posiada  swój 

wyraz,  który  przerasta  samego  siebie”.

39

  Oba  wymienione 

tu  tematy  jak  gdyby  wręcz  scalają  się  ze  sobą,  łączą  się 

w  jedną  naczelną  wizję  świata  i  przez  to  tworzą  perspek­
tywę  nieskończoną,  otwierającą  się  na  to,  co  ukryte,  gdyż 

to właśnie tam została umieszczona dusza. Jeżeli zatem te 

spostrzeżenia wykorzystamy z kolei do drugiej części

34

 Heraklit, B 32, 

ibidem.

35

 Heraklit, B 1 2 5 ,  ibidem.

36

  Heraklit, B 54, 

ibidem.

37

  Heraklit, B 1 0 1 ,  

ibidem.

38

 Heraklit, B 45, 

ibidem;

 cytat w tłum. Bogdana Kupisa w: 

Filozofia starożytna Grecji i Rzymu,

 s. 80.

39

  Heraklit, B 115 w: Diels, Kranz, 

op. cit.

background image

Giorgio Colli

Homerowej  zagadki,  to  wydaje  się,  że  możliwe  będzie  jej 
odgadnięcie.  Dusza,  sprawy  ukryte,  jedność,  mądrość  są 
tym,  czego  nie  widzimy  i  nie  łowimy,  ale  niesiemy  w  nas 

samych, jedynie to, co jest w nas ukryte i wewnętrzne, jest 

czymś  trwałym;  a  nawet,  kiedy  się  ujawnia,  „przerasta 

samo siebie”.

To  wszystko,  co  przedstawiliśmy  w  tym  wywodzie, 

nie  tylko  potwierdza  wielkie  znaczenie  zagadki  w  ar­

chaicznej  Grecji  i  jej  ścisłe,  więzi  ze  sferą  mądrości.  To 

przede wszystkim dało nam okazję do wyrażenia pewnych 
domniemań  i  do  pokuszenia  się  o  pewne  wyjaśnienia, 

które  dotyczą  myśli  jednego  z  najśmielszych  i  najmniej 

przystępnych  mędrców  tamtej  epoki.  Dzięki  przeanalizo­

waniu  jednego  z  fragmentów  Heraklita  okazało  się,  że 

można  zaproponować  powiązanie  ze  sobą  tych  różnych 
jego  stwierdzeń,  które  na  pozór  są  od  siebie  oddzielone 
lub  ze  sobą  sprzeczne.  Nie  tylko  jeden  z  jego  dwu 
głównych  tematów,  ale  również  drugi  daje  się  rozpatrzeć 
z punktu widzenia zagadki, a to naprowadza na przypusz­

czenie,  że  cała  mądrość  Heraklita  to  splot  zagadek,  które 

odnoszą się do niezgłębionej natury boga. W grę wchodzi 

tu kwestia jedności przeciwieństw. Powiedzieliśmy już, że 

jedność,  bóg,  to,  co  ukryte,  mądrość  —  to  nazwy, 

udzielane  najgłębszemu  fundamentowi  świata.  Ten  fun­
dament  jest  transcendentny.  Heraklit  oznajmia:  „Nikt 
z ludzi, których wypowiedzi słyszałem, nie posunął się tak 

daleko,  żeby  twierdzić,  że  mądrość  jest  od  wszystkiego 

oddzielona”.

40

 A zatem zagadka, podniesiona do wymiaru 

kosmosu, jest wyrazem tego, co ukryte, boga. Cała wielość

40

 Heraklit, B 108, 

ibidem.

68

background image

Pathos

 tego, co ukryte

świata, cała jego złudna zmysłowość jest splotem zagadek, 
cieniem  boga,  podobnie  jak  splotem  zagadek  są  też  słowa 

mędrca,  te  uchwytne  przejawy,  będące  śladem  tego,  co 

ukryte.  Ale  zagadkę  trzeba  formułować  jako  sprzeczność, 

jak  już  wspomnieliśmy.  A  Heraklit  nie  tylko  używa 

w  większości  swoich  fragmentów  sformułowań  ze  sobą 

sprzecznych, ale także utrzymuje w nich, że otaczający nas 
świat  nic  jest  niczym  innym,  jak  tylko  jedną  łudzącą  nas 

tkaniną, uplecioną ze sprzeczności. Każda para sprzeczno­
ści jest zagadką, a jej rozwiązanie to jedność, to bóg za tym 

ukryty.  Toteż  dlatego  Heraklit  mówi:  „Bóg  jest  dniem 
i nocą, zimą i latem, walką i pokojem, sytością i głodem”.

41

41

 Heraklit, B 67, 

ibidem;

 cytat w tłum. Bogdana Kupisa w: 

Filozofia starożytna Grecji i Rzymu,

 s. 82.

background image

Jeśli  mądrość  grecka  tkwi  swymi  początkami  w  „sza­

le”,  w  uniesieniach  pytyjskich,  w  doświadczeniach  mis­

tycznych  i  mistcryjnych,  w  jaki  sposób  można  wytłuma­

czyć przejście od tamtego podłoża religijnego do dojrzałej 

myśli  abstrakcyjnej,  racjonalnej,  dyskursywnej?  Bo  prze­

cież widzimy, że w późnym okresie epoki mędrców rozum 

jest  już  ukształtowany,  sprawnie  wyartykułowany,  że 

logika  nie  pozostała  czymś  elementarnym,  że  doszło  do 

rozwoju  teoretycznego  na  zdecydowanie  wysokim  pozio­

mie.  Stało  się  to  możliwe  dzięki  dialektyce.  Oczywiście 

pod  pojęciem  dialektyki  nie  trzeba  tu  rozumieć  tego,  co 

rozumie  się  pod  nim  współcześnie:  dialektyka  doszła 

wówczas  do  głosu  w  swoim  sensie  pierwotnym  i  właś­
ciwym, oznaczała więc sztukę prowadzenia rozmowy, i to 

rozmowy  konkretnej,  przez  dwie  bądź  przez  wiele  osób 
istniejących realnie, a nie przez postacie stworzone w wyo­
braźni  jako  literacka  fikcja.  Tak  rozumiana  dialektyka 

staje  się  jednym  ze  szczytowych  osiągnięć  kultury  grec­

kiej, a też jednym ze zjawisk najbardziej dla niej znamien­

nych.  Ukoronowania  swojego  wielkiego,  spójnego  roz­
woju  doczekała  się  w  dziele  Arystotelesa:  w 

Topikach; 

w  tej  młodzieńczej  rozprawie  dokonał  on  przeglądu 

całego wcześniejszego, wypracowanego przez sztukę dia-

VI

M istycy zm  a d ialek tyk a

70

background image

Mistycyzm a dialektyka

J

lektyczną  materiału,  zbadał  jakie  drogi  ma  ona  za  sobą, 

rozpatrzył  wszystkie  jej  formy,  reguły,  stwierdzenia,  całą 

jej  argumentację  i  sofistyczne  wybiegi,  żeby  potem, 

opierając  się  na  tej  bazie,  podjąć  próbę  stworzenia  sys­
tematycznego  traktatu  o  dialektyce,  a  więc  ustalić  jej 

zasady  ogólne,  uściślić  reguły  poprawnej  rozmowy,  upo­

rządkować  i  sklasyfikować  cały  jej  dotychczasowy  do­
robek  i  w  sumie  stworzyć  ogólną  teorię  dialektycznej 

dedukcji.

Ale  jeśli  tak  przedstawia  się  ukoronowanie  dialekty  ki 

i  retrospektywny  rzut  oka  na  nią,  to  co  było  jej  punktem 

szczytowym  i  skąd  się  ona  wywodzi?  Porównawszy  ze 

sobą  wywody  dialektyczne  Platona,  Gorgiasza  i  Zenona, 

i dokonawszy próby ich oceny zgodnie z kryterium rygoru 

logicznego  i  doskonałości  argumentacyjnej,  będziemy 
mogli  w  sposób  dostatecznie  uzasadniony  stwierdzić,  że 

wbrew  powszechnej  opinii  Zenon  góruje  nad  Platonem. 
Nie  zagłębiając  się  jednak  w  kwestię  szczytowych  osiąg­

nięć  dialekty  ki,  zastanówmy  się,  gdzie  należałoby  szukać 

jej  źródeł.  Arystoteles  w  młodości  utrzymywał,  że  dialek- 
tykę  wynalazł  Zenon.  Kiedy  jednak  porównujemy  świade­

ctwa  odnoszące  się  do  Zenona  z  fragmentami  Parmenide- 

sa,  jego  mistrza,  to  bez  trudu  możemy  stwierdzić,  że  już 

u Parmenidesa rzuca się w oczy wielka biegłość dialektycz­
na  w  posługiwaniu  się  ideami  jak  najbardziej  abstrakcyj­

nymi  i  kategoriami  jak  najbardziej  ogólnymi.  Ale  czy 

można  właśnie  jemu  przypisać  wynalezienie  tak  rozbu­
dowanego  aparatu  teoretycznego,  wprowadzenie  zasad 
zwanych  arystotelesowskimi,  takich  jak  zasada  wyklucze­

nia  sprzeczności  i  zasada  wyłączonego  środka,  ustalenie 

kategorii, które nie zawsze pozostaną związane z językiem

71

background image

Giorgio Goili

filozoficznym,  i  to  nie  tylko  kategorii  bytu  i  nie-bytu,  ale 

prawdopodobnie  także  kategorii  konieczności  i  możliwo­

ści? Ze zrozumiałą spontanicznością narzuca się tu przypu­

szczenie, że istniała tradycja dialektyczna sięgająca czasów 
znacznie  odleglejszych  niż  czasy  Parmenidesa,  więc  wy­
wodząca  się  swymi  początkami  z  tej  greckiej  epoki 

archaicznej, o której dotąd mówiliśmy.

Istotnie,  dialektyka  rodzi  się  na  terenie  agonizmu, 

wynika  ze  współzawodnictwa.  Kiedy  podłoże  religijne 
przestało  już  odgrywać  swą  dawną  rolę,  a  impulsu 

poznawczego  w  człowieku  nie  musiało  pobudzać  wy­
zwanie  rzucone  przez  boga,  kiedy  ludziom  współzawod­
niczącym  między  sobą  o  poznanie  nie  stawiało  się  już 

warunku,  żeby  byli  wieszczkami,  wtedy  pojawił  się  ago­
nizm czysto ludzki. Każdy temat poznawczy mógł stać się 
wyzwaniem  rzuconym  przez  jednego człowieka drugiemu 
po to, by uzyskać jego odpowiedź: potem w dyskusji o tej 
odpowiedzi  można  było  ustalić,  który  z  nich  dwóch 

zdobył  poznanie  wyższego  stopnia.  Na  podstawie  arys­

totelesowskich 

Topików

  nie  trudno  odtworzyć  najogól­

niejszy  schemat  dyskusji  dialektycznej,  mimo  że  takie 

dyskusje  musiały  różnić  się  między  sobą  dość  znacznie 

w  swoim  konkretnym  przebiegu.  A  zatem:  pytający 

zadawał pytanie w formie alternatywnej, to znaczy przed­
stawiał  dwa  bieguny  nie  rozstrzygniętej  sprzeczności. 

Odpowiadający

42

  wybierał  sobie  jeden  z  biegunów,  czyli 

stwierdzał  w  swojej  odpowiedzi,  że  ten  oto  jest  praw­
dziwy, dokonywał rozstrzygnięcia. Tę wstępną odpo-

72

42

  W  nowożytnym  okresie  dialektyki  terminy  „pytający  —  od­

powiadający”  zostały  zastąpione  terminami  „proponcnt  —  oponent”; 
por. M

ała encyklopedia logiki,

 Wrocław 1988.

background image

9

wiedź  nazywano  tezą  dyskusji:  pytający  miał  za  zadanie 
wykazać,  udowodnić,  że  za  pomocą  propozycji  przeciw­

stawnej da się tezę podważyć. W ten sposób zwyciężał, bo 
dowiódłszy,  że  propozycja  sprzeczna  z  tezą  jest  praw­
dziwa,  wykazywał  zarazem,  że  teza  jest  fałszywa,  czyli 
obalał  twierdzenie  przeciwnika,  którego  stanowisko  okre­

ślała  odpowiedź  wstępna.  Żeby  uzyskać  zwycięstwo, 

należało  wobec  tego  rozwinąć  dowodzenie,  ale  ono  nie 

mogło  być  wyłożone  jednostronnie  przez  pytającego, 

musiało być natomiast wyartykułowane w długiej i zawiłej 
serii  pytań,  na  które  odpowiedzi  stawały  się  w  tym 
dowodzeniu  pojedynczymi,  kolejnymi  jego  ogniwami. 
Łączące  odpowiedzi  związki  logiczne  musiały  utworzyć 

ciągły  bieg  dedukcji,  na  końcu  którego  pojawiała  się 
znowu,  jako  jego  zamknięcie,  propozycja  tezie  przeciw­

stawna. Nie było konieczne, żeby odpowiadający uświada­

miał sobie, że ciąg jego odpowiedzi tworzy bieg dowodze­
nia.  Pytający  starał  się  nawet  nie  dopuścić  do  tego,  żeby 

obraz  jego  argumentacji  był  łatwo  czytelny.  Dlatego 

kolejność  stawianych  pytań  często  nie  szła  w  parze 
z  argumentacją,  a  czasami  pojawiały  się  również  w  dys­

kusji  wywody  przypadkowe  i  pomocnicze.  Ważne  było 
tylko  to,  żeby  poszczególne  odpowiedzi  stanowiły  za 

każdym  razem  potwierdzenie  kolejnej  propozycji,  którą 

pytający  rzucał  w  formie  pytania.  Na  koniec  suma  od­
powiedzi  także  zmieniała  się  w  takie  potwierdzenie  zade­

klarowane  przez  odpowiadającego:  jeżeli  cały  ich  bieg 

podważał tezę, czyli odpowiedź wstępną, stawało się jasne, 
że  odpowiadający  za  pośrednictwem  kolejnych  ogniw 

argumentacji sam obalił własną tezę wyjściową. W dialek­

tyce  niepotrzebni  byli  sędziowie,  którzy  by  rozstrzygali,

Mistycyzm a dialektyka

73

background image

Giorgio Colli

kto  zwyciężył:  zwycięstwo  pytającego  wynikało  z  samej 

dyskusji,  gdyż  odpowiadający  naprzód  sam  tezę  potwier­
dzał,  a  potem  sam  ją  obalał.  Natomiast  do  zwycięstwa 
odpowiadającego  dochodziło  wtedy,  kiedy  zdołał  on 

przeszkodzić w podważeniu tezy.

Tak toczone dyskusje stały się kolebką rozumu w ogó­

le, a zaczątkiem dyscypliny logicznej i wszelkich zawiłości 
dyskursywnych  w  szczególności.  Istotnie,  udowodnienie 

propozycji,  jak  możemy  przeczytać  u  Arystotelesa,  spro­
wadza  się  do  wyszukania  pewnych  środków,  a  więc 
jakichś  pojęć,  jakichś  uniwersaliów,  które  dałoby  się 
w taki sposób zastosować do każdego z jej dwu biegunów, 

żeby  za  pośrednictwem  kolejnych  ogniw  wydedukować 
samą  proponowaną  tezę,  a  więc  jej  dowieść.  A  ponieważ 
takie  środki  są  o  wiele  bardziej  abstrakcyjne  od  przed­

miotu  proponowanej  tezy,  której  ma  się  dowieść,  to 

dyskusja  wykorzystująca  poszukiwane  środki  staje  się 
poszukiwaniem  uniwersaliów  coraz  bardziej  abstrakcyj­

nych,  jako  że  środki,  za  pomocą  których  ma  się  danej 

proponowanej  tezy  dowieść,  same  będą  musiały  zostać 

dowiedzione.  Diałektyka  zmieniła  się  więc  wskutek  tego 
w  dyscyplinę  pozwalającą  utworzyć  najbardziej  mgliste 

abstrakcje,  na  jakie  tylko  myśl  ludzka  mogła  natrafić: 
słynną tabelę kategorii arystotelesowskich można uznać za 
szczytową  zdobycz  dialektyki,  ale  posługiwanie  się  tymi 

kategoriami  musiało  być  w  użyciu  znacznie  wcześniej,  co 

bez  trudu  można  na  terenie  dialektyki  wykazać.  Dotyczy 
to  również  reguł  formalnych,  na  których  wspiera  się 

poprawny  przebieg  dyskusji,  poczynając  od  zasady  wyłą­

czonego  środka,  obowiązującej  przy  formowaniu  tezy 

i przy jej podważaniu, jak też zasad dedukcji i wzajemnych

74

background image

Mistycyzm a dialektyka

zależności  między  pojawiającymi  się  w  niej  terminami, 

słowem:  dotyczy  to  całego  materiału  wcześniej  wypróbo­
wanego  i  spożytkowanego,  z  którego  wywodzi  się  sylogi­

styka Arystotelesa.

Wreszcie  możemy  pokusić  się  o  rozstrzygnięcie  tej 

niejasnej  kwestii,  jaką  jest  przejście  od  podłoża  religij­

nego,  obejmującego  wieszczenie  i  zagadkę,  do  pierwszego 
okresu  rozwoju  dialekty  ki.  Już  z  tego,  co  powiedzieliśmy, 

wynika,  że  istnieje  punkt  styczny  między  oboma  zjawis­

kami,  a  mianowicie  sfera  współzawodnictwa  w  poznaniu 

i  mądrości.  Istotnie,  kiedy  zagadka  staje  się  zjawiskiem 

czysto ludzkim, przybiera postać zmagania się agonistycz­

nego,  a  agonizm  daje  też  początek  dialektyce.  Kiedy 

jednak  przeprowadzi  się  głębszą  analizę  obu  zjawisk, 

zbada  najstarsze  dotyczące  ich  świadectwa  i  porówna 

terminologię  używaną  przez  nie,  to  dochodzi  się  do 
wniosku,  że  związek  między  nimi  był  bardzo  ścisły,  że 

istniało  ciągłe  ich  splecenie.  Ten  punkt  widzenia  pozwala 
zatem  stwierdzić,  że  nieokreślonym  tłem,  samym  zaląż­

kiem  dialekty  ki  okazuje  się  zagadka.  Czynnikiem  dla  tej 
kwestii  rozstrzygającym  jest  terminologia.  Źródła  ob­

darzają  zagadkę  nazwą 

problema

,  a  to  zarówno  pierwo­

tnie, jak i potem, u tragików, oznacza przeszkodę, coś, na 

co  ma  się  natrafić.  I  rzeczywiście  zagadka  jest  próbą,  jest 

wyzwaniem,  jakie  bóg  rzuca  człowiekowi.  Ale  ten  sam 

termin 

problema

  pozostaje  nadal  w  użyciu  i  zajmuje 

centralną pozycję w języku dialektyki, i to do tego stopnia, 
że  w 

Topikach

  Arystotelesa  oznacza  „zagadnienie  przy­

czyniające się do prawdy i poznania”,

43

 wyznaczające

75

43

 Arystoteles, 

Topiki

, przeł. Kazimierz Leśniak, Warszawa 1978,

s. 17.

background image

Giorgio Colli

sformułowanie  pytania  dialektycznego,  które  zapocząt­

kowuje dyskusję. Przy czym nie chodzi tu tylko o tożsamy 

termin: zagadka to wdarcie się wrogich poczynań boga do 

sfery  ludzkiej,  to  rzucone  jej  wyzwanie,  a  w  okresie 
późniejszym to także wstępne pytanie zadane przez pytają­
cego, to rzucenie wyzwania dialektycznego, sprowokowa­
nie  do  odbycia  zawodów.  Poza  tym  wielokrotnie  już 

mówiliśmy,  że  sformułowanie  zagadki  w  większości 

wypadków  oparte  jest  na  sprzeczności,  a  sformułowanie 

pytania  dialektycznego  również  otwarcie  określa  dwa 

sprzeczne ze sobą bieguny. Ta ostatnia zbieżność formalna 

jest  wręcz  zdumiewająca  (wystarczy  tu  raz  jeszcze  wrócić 

myślą  do  zagadki  Homerowej  u  Heraklita)  i  niemal  daje 
pewność  co  do  ścisłych  powinowactw  między  zagadką 
a dialektyką.

Używanie wielu innych zbieżnych terminów potwier­

dza  takie  przypuszczenie.  Słowo 

proballein

,  które 

w  V  wieku  oznaczało  „zadawać  zagadkę”,  było  przez 
Platona  używane  raz  na  określenie  czegoś  zagadkowego 

(we  fragmencie  z 

Charmidesa

  słowo  to  jest  związane 

otwarcie  z  pojęciem  „zagadki”:  powiada  się  tam  wręcz: 

„widocznie  zagadki  układał”

44

),  a  raz  czegoś  dialektycz­

nego,  co  świadczy  o  dogłębnej  jedności  obu  tych  sfer; 
czasami słowo to oznacza jeszcze „zadać zagadkę”, a cza­

sami już „zadać pytanie dialektyczne”. Przypomnijmy też, 

że  w  takim  podwójnym  sensie  —  raz  w  sensie  dialektyki, 
a  raz  w  sensie  zagadki  —  używane  były  również  inne 

określenia:  „wypytywanie”,  „aporia”,  „poszukiwanie”, 
„wątpliwe pytanie”.

44

 Platon, 

Charmides

, 162 A.

background image

Mistycyzm a dialektyka

Zatem  mistycyzm  i  racjonalizm  nie  były  w  Grecji 

czymś sobie przeciwstawnym, ale trzeba by je raczej uznać 

za  dwie  kolejne  fazy  tego  samego  podstawowego  zjawis­

ka. .Dialektyka pojawia się, kiedy grecka wizja świata staje 

się  łagodniejsza.  Bezlitosne  tło  zagadki,  okrucieństwo 

boga  wobec  człowieka,  zmienia  się  w  coś  znacznie  mniej 
surowego,  zastępuje  je  agonizm  w  pełni  ludzki.  Człowiek 

odpowiadający na pytanie dialektyczne nie znajduje się już 

w  stanie  tragicznego  zagubienia:  jeśli  zostanie  zwyciężo­
ny,  nie  utraci  życia,  jak  zdarzyło  się  to  Homerowi.  Jego 

odpowiedź  na 

problema

  nie  decyduje  natychmiast  o  jego 

losie,  ani  na  dobre,  ani  na  złe.  Odpowiadający  wybiera 

alternatywę  zgodną  ze  swoją  tezą,  stwierdzając  przez  to 
coś,  co  wprawdzie  zostanie  poddane  próbie,  ale  co 

chwilowo  jest  zaakceptowane  jako  prawdziwe.  Kto  miał 

za  zadanie  rozwiązać  zagadkę,  ten  albo  milczał  i  od  razu 

zostawał  pokonany,  albo  mylił  się  i  bóg  lub  wieszczek 

wydawał  na  niego  wyrok.  W  czasie  dyskusji  natomiast 

odpowiadający może swojej tezy bronić. Choć z reguły nie 

na  wiele  mu  się  to  przydaje.  Doskonałość  dialektyczna 
wciela  się  w  pytającego:  on  zadaje  pytanie,  kieruje  dysku­

sją,  rozstawia  w  niej  zgubne  pułapki  na  przeciwnika, 

używając  do  tego  określonych  wywodów  argumentacyj- 
nych,  dopilnowując,  by  przeciwnik  nie  zwracał  uwagi  na 

kwestie  neutralne  i  na  pozór  niegroźne,  które  jednak 

okazują  się  istotne  dla  przebiegu  obalania  tezy.  Trzeba  tu 
przypomnieć  charakter  Apollina,  boga,  który  „dosięga 

z  daleka”,  którego  wrogie  poczynania  są  odraczane.  To  te 

właśnie znamienne dla niego cechy wcielają się w pytające­

go  podczas  dyskusji  dialektycznej:  chociaż  wie,  że  wy­
grywa, to jednak zwleka i z góry napawa się radością ze

77

background image

Giorgio Colli

zwycięstwa,  wprowadzając  do  swego  rozumowania  wątki 

mylące.  Jeśli  tak  na  tę  kwestię  spojrzeć,  okazuje  się,  że 

podłoże  religijne  zostało  w  dalszym  ciągu  w  sferze 

dialektyki zachowane: surowe okrucieństwo Sfinksa

J

zmienia  się  tu  w  okrucieństwo  złagodzone,  przesłonięte, 
a  wobec  tego  jest  jeszcze  bardziej  apollińskie.  Istnieje 

niemal  jakiś  rytuał  w  przebiegu  zmagań  dialektycznych, 

które  zazwyczaj  toczą  się  wobec  milczącej  publiczności. 

Jeżeli  reguły  zostają  zachowane,  to  odpowiadający  na 

koniec  musi  się  poddać,  a  wszyscy  przysłuchujący  się, 

z  góry  wiedząc,  że  musi  to  nastąpić,  cierpliwie  na  ten 

moment  czekają,  tak  jakby  miało  się  tu  dokonać  złożenie 

go  w  ofierze.  Zresztą,  nie  możemy  być  całkiem  pewni,  że 

w  dialektyce  nie  ryzykowało  się  życiem.  Dla  ludzi  staro­

żytnych  upokorzenie  doznane  wskutek  porażki  było  nie 

do zniesienia. Gdyby Cezar został zdecydowanie pokona­
ny  w  jakiejś  bitwie,  to  by  tego  nie  przeżył.  Może  więc 
Parmenides, Zenon czy Gorgiasz nigdy nie zostali zwycię­
żeni w publicznej dyskusji, w tej najprawdziwszej walce.

background image

VII

Niszcząca skłonność rozumu

Całe  pokolenia  dialektyków  wypracowują  w  Grecji 

systematycznie  reguły  rozumu,  wznoszą  gmach 

logosu 

jako  zjawisko  żywe,  konkretne,  wyłącznie  mówione. 

Oczywiście mówienie jest w dyskusji jej cechą najistotniej­

szą:  dyskusja  pisana,  przekształcona  w  utwór  literacki, 

z  jaką  mamy  do  czynienia  u  Platona,  to  tylko  mglista 
namiastka  zjawiska  oryginalnego,  zarówno  dlatego,  że  jest 

całkowicie  wyzbyta  bezpośredniości,  że  brak  w  niej 

rozmówców,  tonu  ich  głosu,  aluzji  zawartych  w  ich 
spojrzeniach,  jak  też  dlatego,  że  przedstawia  opis  zmagań 

słownych,  które  pomyślał  jeden  tylko  człowiek  i  które 
właśnie  zostały  tylko  pomyślane,  a  więc  nie  doszła  w  nich 
do  głosu  wolna  w

r

ola,  coś,  co  może  stawać  się  nowe 

i  nieprzewidziane,  a  co  może  następować  jedynie  wtedy, 

kiedy krzyżują ze sobą słowa dwaj ludzie z krwi i kości.

Ale czy ten wypracowany system 

logosu

 jest rzeczywi­

ście  solidnym  gmachem?  To  znaczy,  czy  prócz  tego,  że 
został wzniesiony z analizy kategorii abstrakcyjnych i roz­

winiętej  logiki  dedukcyjnej,  a  więc  ze  sformułowania 

pojęć  tak  skrajnie  uniwersalnych,  jakie  tylko  okazały  się 
dostępne ludzkiej zdolności do abstrakcji, a także z ustale­

nia  norm  ogólnych,  wytyczających  dyskursywny  proces 

ludzkiego rozumowania, dostarcza również — prócz tego

79

background image

Giorgio Colli

wszystkiego  —  wypracowanych  przez  rozum  treści,  jego 

niepodważalnych  zasad  i  nienaruszalnych  pewników,  czy 

tworzy  tę  najprawdziwsza  konstruktywną  budowlę,  ten 
zespół  konkretnych  twierdzeń,  który  miałby  obowiązy­

wać  wszystkich?  Odpowiedź  na  to  pytanie  musi  być 

negatywna:  już  w  samych  greckich  regułach  prowadzenia 
dyskusji  kryje  się  skłonność  destrukcyjna,  a  zbadanie 

dotyczących  tego  zjawiska  świadectw  skłania  do  wniosku, 

że  to  dialektyka  dopuściła  do  głosu  taką  skłonność. 

Powiedzieliśmy  wcześniej,  że  podczas  dyskusji  teza  od­
powiadającego  zostaje  z  zasady  przez pytającego obalona: 

mogłoby  się  wydawać,  że  pozwala  to  uzyskać  rezultat 

konstruktywny,  gdyż  obalenie  tezy  jest  równoznaczne 

z  potwierdzeniem  propozycji  tezie  przeciwstawnej.  Jed­

nak  dla  dialektyka  zabiegającego  o  doskonałość  obojętne 

jest,  którą  z  dwu  tez  odpowiadający  wybierze  dla  siebie: 
może  uznać  w  swojej  wstępnej  odpowiedzi  za  prawdziwy 

tyleż jeden, co i drugi biegun proponowanej sprzeczności, 
a  w  obu  przypadkach  i  tak  dojdzie  do  obalenia  tezy. 

Inaczej  mówiąc,  jeśli  odpowiadający  przyjmie  daną  tezę, 

to właśnie ona zostanie przez pytającego odrzucona, a jeśli 
wybierze  tezę  tamtej  przeciwstawną,  to  również  ta  druga 
zostanie  odrzucona.  Może  się  co  prawda  zdarzyć,  że 

zwycięstwo  przypadnie  odpowiadającemu,  ale  taki  przy­

padek  trzeba  przypisać  wyłącznie  dialektycznej  niedo­
skonałości pytającego.

Konsekwencje  takiego  obrotu  rzeczy  są  druzgocące. 

Każdy  sąd,  w  którego  prawdę  człowiek  wierzy,  może 

zostać  obalony.  Co  więcej:  skoro  dialektyka  uznaje  za 

niepodważalną  zasadę  wyłączonego  środka,  a  więc  skoro 
utrzymuje, że jeśli jedna z propozycji zostaje uznana za

80

background image

Niszcząca skłonność rozumu

prawdziwą,  to  tym  samym  propozycja  jej  przeciwstawna 

jest  fałszywa,  i  na  odwrót,  skoro,  innymi  słowy,  naprzód 

dowodzi,  że  prawdziwa  jest  jedna  z  propozycji,  a  potem, 
że  prawdziwa  jest  propozycja  tamtej  przeciwstawna,  to 

z  tego  musi  wynikać,  że  obie  propozycje  są  zarazem 
prawdziwe  i  fałszywe,  co  jest  niemożliwe.  Ale  taka 

niemożliwość  oznacza,  że  ani  jedna,  ani  druga  z  obu 
propozycji  nie  odnosi  się  do  czegoś  rzeczywistego,  a  na­
wet  że  nie  dotyczy  żadnego  przedmiotu  możliwego  do 

pomyślenia.  A  ponieważ  w  sferze  dialektyki  znajdują  się 

wszystkie  sądy  i  wszystkie  przedmioty,  musi  to  oznaczać, 
że każde ustalenie jest nietrwale, że każde można obalić, że 

wszelkie  twierdzenia,  czy  to  należące  do  wiedzy  czystej,

czy  do  wiedzy  doświadczalnej,  podlegają  w  równym 

stopniu rozbiciu.

Istnieją  uzasadnione  racje,  żeby  sądzić,  że  już  za 

czasów  Parmenidesa  dialektyka  osiągnęła  ten  właśnie 

stopień  dojrzałości.  Ale  Parmenides  był  mędrcem,  żył 
w  okresie  niezbyt  jeszcze  odległym  od  archaicznej  epoki 

zagadki  i  jej  religijności.  Niszczącą  skłonność  dialektyki 

ujawnił  dopiero  nadmiar  agonizmu  już  wyłącznie  ludz­

kiego,  chociaż  w  tym  okresie  wybujałego  rozkwitu  rozu­
mu  można  jeszcze  natrafić  również  na  ślady  wrogiego 
i  niespiesznego  działania  Apollina.  Heraklit  rozwiązał 

korzystnie ten konflikt między światem boskim a ludzkim: 

jego  lapidarne  słowa  ukazywały  pod  postacią  zagadki 

ukrytą,  niewyrażalną  naturę  boską  i  przypominały  czło­

wiekowi, że wywodzi się ze źródeł wprawiających w unie­

sienie.  Parmenides  obrał  drogę  odmienną,  gdyż  został  już 
wciągnięty  w  wir  dialektyki.  Pojęcia  do  swego  dyskursu 

zaczerpnął  z  dialektyki,  która  właśnie  osiągnęła  szczyt

81

background image

Giorgio Colli

abstrakcyjności: te pojęcia to byt i nie-byt, konieczność

i  możliwość.  Stawiając  czoła  temu  językowi,  narzucił 
swoje  prawo  mające  ocalić  boskie  źródła,  z  jakich  bierze­

my  początek,  a  nawet  mające  sprawić,  żeby  te  źródła, 
mogły  w  naszym  świecie  pozorów  zatriumfować.  Na 

alternatywę  „jest  czy  nie  jest?”,  na  ten  prawdziwy 

problema

,  który  u  Parmenidesa  staje  się  syntezą  najbar­

dziej  uniwersalnego  pytania  dialektycznego  i  zarazem 
syntezą  ostatecznej  zagadki,  prawo  parmenidejskie  na­

kazuje  odpowiedzieć  „jest”.  Na  drogę  „nie  jest”  wstępo­

wać  nie  należy,  to  droga  zakazana,  bo  tylko  wtedy,  kiedy 

idzie  się  drogą  negacji,  można  rozwijać  nihilistyczną, 

niszczącą  argumentację  dialektyki.  Bez  przeciwstawiania 

sobie afirmacji i negacji, a więc bez sprzeczności, niczego 
nie  można  dowieść:  Parmenides  jednak  obawia  się,  że 
niszcząca skłonność dialektyki obejmuje u ludzi przywią­

zanych  do  teraźniejszości  również  pradawne  początki, 

również  boga,  więc  te  źródła,  z  których  wywodzi  się 

zagadka  i  dialektyka.  Natomiast  „jest”,  przeciwnie,  ocala 
zagadkę  i  ją  rozwiązuje.  A  to  odgadnięcie  zagadki  pod­

suwa  i  narzuca  mędrzec,  pozwala  to  więc  uniknąć  inter­

wencji nieprzychylnego boga, chroni ludzi przed śmiertel­

nym niebezpieczeństwem. „Jest” staje się słowem ocalają­

cym metafizyczną naturę świata i przenoszącym ją do sfery 
ludzkiej;  „jest”  objawia  to,  co  ukryte.  A  temu  objawianiu 
patronuje  bogini,  która  ma  na  imię 

Aletbeia,

  „prawda”. 

Parmenides  przyjmując  taką  postawę  okazuje  ludziom 

łaskawość:  jego  „jest”  nie  ukazuje  tego,  co  w  głębi  świata 
stanowi „serce nie znające trwogi”,

45

 jak sam o tym mówi,

Parmenides, Bi, 29, w: Diels, Kranz, 

op. cit.

82

background image

Niszcząca skłonność rozum"

a  więc  nie  ukazuje  ukrytego  fundamentu  wszechrzeczy. 

Prawo  parmenidejskie,  narzucające  wyłącznie  samo 

„jest”,  staje  się  wyrozumiałe  wobec ludzi,  którzy  nie mogą 
tego  „jest”  zrozumieć.  Heraklit  był  surowszy:  zadawał 
zagadki, ale ich nie rozwiązywał.

Tak  przedstawia  się  w  najogólniejszym  zarysie  myśl 

Parmenidesa.  Nie  ma  chyba  drugiego  myśliciela,  którego 
fragmenty,  zachowane  w  tak  nikłej  ilości,  dałyby  pod­
stawę do tak niezliczonych badań teoretycznych. Ale żeby 

nie  odbiegać  od  głównego  wątku  szkicowanych  tu  roz­
ważań,  lepiej  się  w  ten  labirynt  nie  zagłębiać.  Natomiast 

głośny  uczeń  Parmenidesa  Zenon  z  Elei  przybiera  wobec 
dialekty ki postawę całkiem odmienną. Platon nie docenia 
go,  kiedy  o  nim  mówi:  przedstawia  go  jako  „pomocnika” 

Parmenidesa.  Zenon  miałby  wykorzystywać  dialektykę  do 
obrony  swego  mistrza  przed  atakami  przeciwników  jego 

monizmu;  Platon  twierdzi,  że  dialektyka  Zenona  obalała 
wszelkie  tezy  pluralistyczne  i  w  ten  sposób  okrężnie 
wspierała  doktrynę  Parmenidesa.  Wspomnieliśmy  już 

zresztą  o  tym,  że  wynalezienia  dialektyki  nie  można 

przypisywać  Zenonowi;  co  więcej,  Parmenides  miałby 

narzucić  swoją  alternatywę  „jest  czy  nie  jest?”  po  to,  żeby 

przeciwstawić  się  skrajnie  niszczącej  sile  dialektyki,  która 
właśnie  już  istniała  wcześniej,  i  po  to  też  miałby  się 

odwołać  do  religijnego  podłoża  zagadki.  Poza  tym  traf­

niejszy  obraz  myśli  Zenona  rysuje  się  dopiero  wtedy, 

kiedy  odtwarza  się  ją  na  podstawie  świadectwa  Arys­

totelesa,  o  wiele  bogatszego  i  głębszego  niż  świadectwo 

Platona:  Arystoteles  naprzód  prezentuje  argumentację 

dialektyczną  Zenona,  a  potem  bez  większego  powodzenia 

usiłuje ją obalić, ponieważ opowiada się ona nie tylko

83

background image

Giorgio Goili

przeciw wielości, ale wręcz przeciw jedności, a najogólniej 

mówiąc  —  przeciw  ruchowi  i  przestrzeni,  a  więc  przeciw 
uwarunkowaniom  istniejącym  w  świecie  zmysłowym, 

który  zostaje  w  niej  sprowadzony  do  samych  pozorów. 

W  „pomocy”  Zenona  nie  szło  więc  o  obronę  monizmu, 

który  zresztą  nie  stanowił  u  Parmenidesa  tezy  centralnej. 

Co więcej, jeśli się pamięta, że Parmenides zakazał obierać 
drogę „nie jest”, to postawa Zenona wyraża nieposłuszeń­

stwo  wobec  mistrza.  Zamiast  porzucić  niszczącą  drogą 
nie-bytu,  to  znaczy  drogę  argumentacji  dialektycznej, 

Zenon dochodzi nią na skraj ostatecznych jej konsekwen­

cji.  Można  założyć,  ze  poprzednie  pokolenia  dialektyków 
dokonały  jedynie  zniszczenia  elementów  pojedynczych, 
przypadkowych,  zależnych  od  postaci  konkretnych  roz­

mówców  dialektycznych  i  od  konkretnych  problemów 

teoretycznych, związanych przypuszczalnie ze sferą prak­

tyczną  i  polityczną.  Zenon  te  wcześniejsze  poczynania 
rozszerzył, objął nimi wszystkie przedmioty myśli, zarów­
no  uchwytne  zmysłami,  jak  i  abstrakcyjne.  W  ten  sposób 
dialektyka przestała być techniką agonistyczną, a stała się 
ogólną  teorią 

logosu.

  Niszcząca  skłonność  dialekty  ki, 

o  której  mówiliśmy  wcześniej,  dopiero  u  Zenona  ukazuje 

ten  stopień  abstrakcyjności  i  uogólnienia,  który  prze­

kształca  ją  w  nihilizm  teoretyczny,  a  dopiero  w  jego 

obliczu  wszelkie  wierzenia,  przekonania,  wszelka  rac­

jonalność  konstruktywna  i  wszelkie  twierdzenia  naukowe 
okazują się złudne i nieistotne. Po dokładniejszym zapoz­

naniu się ze świadectwem Arystotelesa dotyczącym Zeno­
na można się na koniec pokusić o naszkicowanie schematu 

tej  jego  wyszukanej  metody  dialektycznej:  każdy  przed­
miot,  uchwytny  zmysłami  bądź  abstrakcyjny,  który  ma

84

background image

Niszcząca skłonność rozumu

podlegać  sądowi,  zostaje  przede  wszystkim  uznany  za 

będący  i  zarazem  nie  będący,  a  poza  tym  zostaje  dowie­

dzione,  że  jest  on  możliwy  i  zarazem  niemożliwy.  Rezul­

taty  tego,  otrzymane  w  każdym  przypadku  za  pomocą 

rygorystycznej  argumentacji,  powodują  w  sumie  unicest­

wienie  realności  każdego  przedmiotu,  a  nawet  unicest­
wienie możliwości pomyślenia go.

Zenon  .zatem  nie  posłuchał  swego  mistrza,  oparł  się 

jego  zakazowi  wybierania  drogi  „nie  jest”,  a  mimo  to  jego 
osiągnięcia  teoretyczne,  .kiedy  się  je  rozpatrzy  z  po­

głębionego  punktu  widzenia,  trzeba  jednak  uznać  za 

„pomoc”  udzieloną  wizji  Parmenidesa.  Parmenides  rościł 

sobie prawo do tego, żeby rzeczywistość boską zmienić na 
słowo  ludzkie,  choć  zdawał  sobie  sprawę,  że  człowiek  do 
tego  nie  dorasta.  Szło  więc  o  zafałszowanie,  gdyż  słowo 

nie jest bogiem, ale to zafałszowanie zostało podyktowane 
przez  współczującą  wyrozumiałość.  Żeby  móc  uczynić,  co 
zamierzył,  Parmenides  musiał  wystąpić  w  roli  prawodaw­

cy  i  narzucić  boginię 

Aletheię

  jako  tę,  „co  nie  jest 

ukryta”.  Zenon  dostrzegł  kruchość  tak  ustanowionego 
prawa  i  zdał  sobie  sprawę,  że  nie  uda  się  w  ten  sposób 
zatrzymać rozwoju dialekty ki i rozumu, ponieważ dialek­

tyka  i  rozum  wywodzą  się  właśnie  ze  sfery  zagadki 
i  agonizmu.  Żeby  ocalić  w  świecie  źródła  boskości,  żeby 

naprowadzić  na  nie  ludzi,  zdecydował  się  postąpić  od­

wrotnie  niż  Parmenides:  zradykałizował  ruch  dialektyczny 

tak  dalece,  żeby  to  prowadziło  do  totalnego  nihilizmu. 
Chciał w ten sposób ukazać wyraźnie złudność otaczające­
go  ludzi  świata,  chciał  im  narzucić  nowe  spojrzenie  na 

rzeczy ukazywane przez zmysły, żeby dać do zrozumienia, 

że świat uchwytny zmysłami, a więc, inaczej mówiąc, że

85

background image

Giorgio Goili

całe  nasze  życie  jest  tylko  zwykłym  pozorem,  czystym 
odbiciem  świata  bogów.  Jego  sposób  postępowania  przy­

pomina  raczej  sposób  postępowania  Heraklita,  który 
także  chciał  naprowadzić  na  boską  naturę  świata  za 

pomocą  zagadkowego  odwoływania  się  do  sprzeczności 

i  absurdalności,  do  ulotnego  i  doraźnego  charakteru  tego 

wszystkiego, co przeciąga przed naszymi oczyma.

jako  człowiek,  jako  mędrzec  Zenon  prezentuje  sobą 

szczyt zarozumiałości. Żeby jakoś wyobrazić sobie ostrość 

i  wynalazczość  jego  talentu  dedukcyjnego,  wystarczy 

przeczytać  dialog  platoński  poświęcony  Parmenidesowi, 

bo  ten  dialog  z  pewnością  naśladuje  zenoniańską  metodę 
dedukcji,  tyle  że  w  porównaniu  z  oryginałem  jest  chyba 

mniej  rygorystyczny  i  mniej  skomplikowany.  Nie  należy 

zresztą sądzić, że tego rodzaju gmach dialekty ki mógł się 

oprzeć  tendencjom  sofistycznym.  Takiego  właśnie  zdania 

byli myśliciele, którzy pojawili się wiele lat później i którzy 
wobec  tego  uznali,  że  stwierdzenia  Zenona  można  już 

uważać  za  przezwyciężone,  ale  w  gruncie  rzeczy  nie 

potrafił  ich  przezwyciężyć  nawet  najprzenikliwszy  z  nich, 

Arystoteles.  Jeśli  rozpatruje  się  odrębnie  poszczególne 

twierdzenia  Zenona,  takie  jak  jego  sławetne  „aporie” 

odnoszące  się  do  dychotomii,  do  strzały  czy  Achillesa 

i  żółwia,  jeśli  więc  bierze  się  pod  uwagę  tylko  tę  nie­

znaczną cząstkę, którą z jego dzieła dialektycznego znamy, 

to  można  dojść  do  tak  zaskakującego  przypuszczenia  jak 

Arystoteles,  który  uznał,  że  te  „aporie”  można  prze­

zwyciężyć  jedynie  „przez  przypadek”,  to  znaczy  jedynie 

odwołując  się  do  tego,  co  następuje  realnie.  Ale  rzuca  się 

tu  w  oczy  nieporadność  w  przezwyciężaniu  w  ten  sposób 
problemu, który nie odnosi się do faktów, lecz do rozumu.

background image

VIII

Agonizm a retoryka

Wspomnieliśmy,  że  „aporie”  Zenona  wciąż  czekają  na 

przezwyciężenie. Jeśli rzeczywiście tak jest, to zenoniański 

logos

  stanowi  szczyt,  na  jaki  wzniosła  się  teoria  rozumu, 

i  może  jest  najwyższym  osiągnięciem  greckiej  racjonalno­

ści.  Należałoby  w  takim  razie  porównać  tamten  rozum 

destrukcyjny  z  tym  rozumem  konstruktywnym,  którym 
zajmuje się filozofia współczesna. A w każdym razie warto 
zwrócić  uwagę  na  pewne  nieporozumienie,  które  zawsze 

rzucało cień, utrudniając zrozumienie greckiej racjonalno­

ści.  Mędrcy  epoki  archaicznej  —a  postawa  taka  przetrwa 
do  czasów  Platona  —  rozumieli  rozum  jako  „dyskurs” 
o  czymś,  jako 

logos,

  który  jedynie  „mówi”,  jedynie 

wyraża  rzecz  odmienną,  sprawy  innego  rodzaju.  To,  co 

powiedzieliśmy o wieszczeniu i zagadce, może nam pomóc 

zrozumieć  tę  kwestię:  rozum  próbuje  w  jakiś  sposób 

wyrazić  właśnie  tamto  podłoże  religijne,  tamte  doświad­
czenia  uniesień  misteryjnych,  a  w  tym  celu  ucieka  się  do 

pośrednictwa  zagadki.  Później  ten  początkowy  impuls, 
jakim  kierował  się  rozum,  został  zapomniany:  już  nie 
rozumiano  aluzyjnej  funkcji  rozumu,  faktu,  że  to  właśnie 
rozumowi  przypadło  wyrażać  metafizyczne  rozdarcie, 

a  wobec  tego  uznano  „dyskurs”  za  coś,  co  posiada  własną 

autonomię, może za zwykłe lustro odbijające przedmiot

87

background image

Giorgio Goili

niezależny,  oderwany  od  swego  podłoża,  a  nazywam 

racjonalnym,  czy  może  wręcz  za  coś,  co  samo  jest 

substancją.  Tymczasem  rozum  narodził  się  niegdyś  jako 

coś dopełniającego, jako echo, którego źródło znajduje się 
w  tym,  co  ukryte,  leży  gdzieś  poza  rozumem,  a  tego,  co 
ukryte,  nie  można  w  pełni  ukazać,  można  jedynie  na  to 

naprowadzać  za  pomocą  takiego  właśnie  ,,dyskrsu". 

Kiedy już do nieporozumienia doszło, trzeba by konsek­

wentnie wynaleźć nowe sformułowania, całe nowe struk­

tury, uwzględniające nowy już punkt widzenia, dostoso­

wane  do  prawa,  które  by  ogłosiło  autonomię  rozumu, 

które  by  oddzieliło  od  niego  to  wszystko,  z  czego  rozum 

się  wywiódł.  Tymczasem  w  dalszym  ciągu  zachowywano 
jeszcze  cały  jego  gmach,  przestrzegano  pierwotnego 

logosu

,  który  był  tylko  środkiem  pomocniczym,  bronią 

we  współzawodnictwie,  symbolem  coś  ujawniającym, 

a  który  z  autentycznego,  jakim  był  kiedyś,  został  już 

przekształcony w 

logos

 zafałszowany.

Po  Parmenidesie  i  Zenonie  epoka  mędrców  dobiega

 

końca.  Jeśli  chcemy  zachować  ten  sam  punkt  widzenia 

i  w  dalszym  ciągu  nie  odstępować  od  głównego  nurtu 
dialektyki,  musimy  w  tym  miejscu  wspomnieć  jeszcze 

o  Gorgiaszu.  Pochodził  z  greckiego  Zachodu,  z  Sycylii, 

w  swoim  długim  życiu  wiele  podróżował,  przebywał 

również  w  Atenach.  W  dziedzinie  teorii  przerósł  nawet 
Zenona,  zwłaszcza  w  rozwiązaniach  szczegółowych,  ale 

w  jego  myśli  tkwił  już  zalążek  upadku  dialektyki.  Za­

skakuje  choćby  samo  tylko  ogólne  streszczenie  jego 

dzieła,  już  w  najwyższym  stopniu  abstrakcyjnego:  trzy 

swoje  główne  tezy  wyraża  ono  kolejno  w  takich  oto 

słowach: „Pierwsze: nic nie istnieje. Drugie: gdyby nawet

88

background image

Agonizm a retoryka

coś  istniało,  nic  mogłoby  być  przez  człowieka  poznane. 
Trzecie:  gdyby  nawet  mogło  być  poznane,  nie  mogłoby 

być  przekazane  i  wytłumaczone  drugiemu  człowieko­
wi”.

46

 Jeśli idzie o treść tego fragmentu, to napotykamy tu 

inny  wariant  nihilizmu  Zenona:  Gorgiasz  nie  ma  nam 

zatem  do  zaofiarowania  żadnego  zdecydowanie  nowego 
osiągnięcia  teoretycznego.  Technika  dialektyczna  osiąga 

u  niego  oczywiście  szczyty  wyrafinowania  i  przypusz­

czalnie  (nawet  jeśli  istnieją  drobne  wątpliwości  co 
do  źródeł,  które  nam  jego  doktrynę  przekazały)  jego 

logika  jest  na  wyższym  stopniu  rozwoju  niż  logika 

Zenona.  Gorgiasz  zna  teorię  sądu  z  jego  zasadami 

konwersji  i  jakościowego  aspektu  zaprzeczenia,  i  często 

stosuje  dowód  przez  sprowadzenie  do  niedorzecz­

ności,  a  może  nawet  jest  autorem  tej  właśnie  formy 
dowodzenia,  która  odznacza  się  szczególną  siłą  prze­

konywania.

Zdumiewa  natomiast  forma,  w  jakiej  zostały  oznaj­

mione  destrukcyjne  treści  doktryny  Gorgiasza.  Nihilizm 

jest  tu  zadeklarowany  drastycznie,  już  go  nie  przesłania, 
jak u Zenona, olśniewający splot argumentacji. Uderza też 
brak  jakiegokolwiek  podłoża  religijnego.  Co  więcej, 

formuła:  nic  nie  istnieje,  a  jeśli  istnieje,  to  jest  niepo­
znawalne,  a  jeśli  jest  poznawalne,  to  jest  nieprzekazywal­

ne, chyba wręcz podaje w wątpliwość boską naturę świata, 

a  w  każdym  razie  oddziela  ją  całkowicie  od  sfery  ludzkiej. 

Gorgiasz  jest  mędrcem,  który  oznajmia,  że  zakończyła  się 
epoka  mędrców,  a  więc  epoka  tych,  co  doprowadzili  do 

spotkania bogów z ludźmi.

89

46

 Gorgiasz z Leontinoi, 

O niebycie, czyli o przyrodzie,

 przeł. 

Irena Krońska, w: 

Filozofia starożytna Grecji i Rzymu,

 s. 1 1 6 .

background image

Giorgio Colli

Pojawienie  się  Gorgiasza  zbiega  się  z  zasadniczą 

zmianą  zewnętrznych,  obiektywnych  warunków,  w  jakich 

rozwijała  się  myśl  grecka.  Język  wcześniejszych  dyskusji 

dialektycznych  pozostawał  aż  do  jego  czasów  czymś 
prywatnym,  czymś  ograniczonym  do  wybranego  środo­
wiska.  Nie  można  jeszcze  mówić  o  szkołach  filozoficz­

nych,  gdyż  ludzie  spotykali  się  ze  sobą  w  sposób  całkiem 
przypadkowy,  a  rozmówcy  nieustannie  się  zmieniali. 

Miało  się  w  każdym  razie  do  czynienia  ze  zjawiskiem 

ezoterycznym, i to nie dlatego, że dochodziło do objawień 

misteryjnych,  a  dlatego,  że  zdobycze  myśli  rozpowszech­
niane  były  w  środowisku  bardzo  wąskim.  Od  kiedy 

kultura  skoncentrowała  się  w  Atenach,  co  zaczęło  na­

stępować  począwszy  od  połowy  V  wieku,  dochodzi 

w Grecji do głosu nieunikniona tendencja do przełamywa­

nia  izolacji  języka  dialektycznego.  W  ateńskim  tyglu 
miejsce subtelnej i chłodnej atmosfery dialogów eleackich 

zajmuje  nastrój  utarczek  dialektycznych,  coraz  hałaśliw­

szych  i  coraz  szerzej  rozpowszechnionych.  Język  dialek­

tyki,  po  zetknięciu  się  z  rozmaitymi  środkami  wyrazu 
stosowanymi  przez  sztukę,  i  z  poczynaniami  rozumu, 

związanymi z dziedziną polityczną, zaczyna również dążyć 
do  tego,  by  dotrzeć  do  szerszej  publiczności.  Zafał­
szowana  już  dialektyka  daje  o  sobie  wyraźnie  znać 

w  partiach  dialogowych  tragedii  Sofoklesa,  począwszy 
od  roku  440  przed  Chr.  Stary  język  dialektyczny  zosta­
je  użyty  nie  tylko  do  dyskusji:  słuchaczy  nikt  już  nie 
dobiera,  nie  znają  się  między  sobą,  słowa  zwracają  się 

więc  do  ignorantów,  którzy  nie  umieliby  już  prowadzić 
dyskusji  ze  sobą,  a  tylko  mogą  się  jej  w  milczeniu 

przysłuchiwać.

90

background image

Agonizm a retoryka

W  ten  sposób,  kiedy  pierwotny  język  dialektyki 

popularyzuje  się,  dochodzi  do  narodzin  retoryki.  Jej 

źródła są takie same jak źródła dialektyki, w tym sensie, że 

ona  także  narodziła  się  już  wcześniej  i  od  dialektyki 
niezależnie,  na  innym  obszarze  i  dla  odmiennych  celów; 

ale  retoryka  w  ścisłym  sensie  tego  słowa,  jako  technika 

wyrazu  utworzona  zgodnie  z  pewnymi  zasadami  i  prze­

strzegająca pewnych reguł, zostaje zaszczepiona wprost na 
pniu  dialektyki.  Retoryka  jest  również  zjawiskiem  z  samej 

swej  istoty  mówionym,  jednakże  nie  występuje  w  nim  już 
dyskutująca  ze  sobą  zbiorowość,  a  tylko  jeden  człowiek, 

który staje przed innymi i do nich przemawia, podczas gdy 
inni  mogą  go  tylko  słuchać.  Retoryka  jest  w  równym 
stopniu  agonistyczna  jak  dialektyka,  ale  w  sposób  mniej 

wyraźny: sztuką dialektyki nie można się wykazać inaczej, 

jak  tylko  w  bezpośredniej  walce  z  przeciwnikiem,  nato­

miast  w  retoryce  każde  wystąpienie  mówcy  jest  agonis­

tyczne, ponieważ słuchacze mogą go ocenić jedynie w ten 
sposób,  że  jego  mowę  porównują  z  wystąpieniami  innych 

mówców.  Bezpośrednio  retoryka  jest  agonistyczna  w  sen­
sie  subtelniejszym,  co  także  ujawnia  jej  ścisłe  więzi 

z  wzorcem  dialektycznym:  tak  jak  w  czasie  dyskusji 

pytający  walczy,  żeby  podporządkować  sobie  odpowiada­

jącego,  żeby  go  oplątać  nićmi  swojej  argumentacji,  tak 
w  wypowiedzi  retorycznej  mówca  walczy,  żeby  pod­

porządkować  sobie  tłum  słuchaczy.  W  przypadku  dialek­

tyki  do  zwycięstwa  dochodzi,  kiedy  dyskusję  rozwijają  we 
właściwym  kierunku  same  kolejne  odpowiedzi  przeciw­

nika,  co  wreszcie  potwierdza  ostatecznie  jej  końcowy 

wynik;  w  przypadku  retoryki  nic  w  czasie  popisu  oratora 

nie potwierdza wyraźnie jego korzystnego przebiegu,

91

background image

Giorgio Colli

a zatem o osiągnięciu zwycięstwa decyduje jeszcze, inaczej 
niż  w  walce  dialektycznej,  czynnik  uczuciowy,  to  znaczy 

wpływ  na  słuchaczy.  On  podporządkowuje  ich  mów­
cy  i  zapewnia  mu  zwycięstwo.  W  dialektyce  walczyło 
się o mądrość, w retoryce walczy się o mądrość nastawio­
ną  na  zapanowanie  nad  innymi.  Muszą  w  niej  zostać 

zdominowane, ożywione lub uciszone, namiętności ludz­

kie.  Stosownie  do  tego  treści,  które  w  dialektyce  w 

okresie  jej  największego  wysubtelnienia  stopniowo ulaty­

wały  ku  kategoriom  tak  dalece  abstrakcyjnym,  jak  tylko 

umysł  ludzki  mógł  sobie  wyobrazić,  teraz  z  kolei 

w  retoryce  wkraczają  znowu  do  sfery  indywidualnej, 

cielesnej,  do  sfery  namiętności  ludzkich  i  interesów 

politycznych.

Nie  przypadkiem  jednak  Gorgiasz,  mistrz  dialektyki, 

był  zarazem  jednym  z  wielkich  twórców  czy  wręcz 
wynalazcą sztuki retoryki. Fakt, że ten sam człowiek mógł 

wypracować  równocześnie  subtelny  język  dialektyczny 

i  język  retoryki,  jest  tylko  oznaką  jego  nieskrywanego 

ubiegania  się  o  sukces  w  świecie,  i  w  najoczywistszy 

sposób  wiąże  się  z  owym  odrzuceniem  wszelkiego  pod­
łoża  religijnego,  o  którym  już  mówiliśmy.  Nawet  w  jego 

argumentacji  dialektycznej  można  odnaleźć  ślady  takiego 
poszukiwania  uznania  ze  strony  świata.  Pojęcia  koniecz­

ności  i  możliwości,  powodujące,  że  zrozumienie  świa­
dectw  dotyczących  Parmenidesa  i  Zenona  wiąże  się 

z  wieloma  trudnościami,  zostają  w  dialektyce  Gorgiasza 
zepchnięte w cień; powiedzieliśmy już także, że dowodze­

nie  nie  wprost  przez  sprowadzenie  do  niedorzeczności, 
które  Gorgiasz  sobie  upodobał,  ma  siłę  przekonywania 

o wiele większą niż dowodzenie wprost.

92

background image

Agonizm a retoryka

Postawa  popularyzatorska,  fałszywie  przyjmowana 

jako  zasadnicza,  wskazuje  więc  na  to,  że  Gorgiasz  był 
jednym  ze  sprawców  przekształcenia  języka  dialektycz­

nego  na  użytek  publiczności.  Istotnym  czynnikiem  tego 
przekształcenia  stało  się  wynalezienie  pisma.  Pismo  na 
użytek  literacki  rozpowszechniło  się  w  połowie  VI  wieku 

i  pozostawało  związane  głównie  z  życiem  wspólnoty 
miasta,  zarówno  w  swoich  formach,  jak  i  treściach.  Inny 

jego  użytek  to  przede  wszystkim  tworzenie  utworów  na 
jakąś okazję, jak chyba można określić dzieła Anaksyman­

dra,  Hekatajosa  i  Heraklita.  Z  reguły  jednak  pismo  jest  po 

pierwsze  zwykłym  środkiem  mnemotechnicznym,  a  jakieś 
istotne rozważania nie są jego zadaniem. Dotyczy to także 

retoryki,  która  —  jak  się  wydaje  —  jest  również  od 

samych  swoich  narodzin  związana  z  pismem.  W  gruncie 

rzeczy  retoryka  narodziła  się  jako  słowo  żywe,  powołał  ją 
do  życia  akt  twórczy  porównywany  przez  świadectwa 
pisane  do  rzeźbienia.  Zresztą  jej  agonistyczne  tło,  o  któ­

rym  już  mówiliśmy,  jasno  tłumaczy,  że  sama  jej  istota 
sprowadzała  się  do  żywej  recytacji.  A  jednak  retoryka  jest 

związana  z  pismem  od  samych  swoich  narodzin:  przy­

czyną  tego  były  zresztą  racje  czysto  techniczne.  Mówcy 
zapisywali  swoje  przemówienia,  a  potem,  kiedy  już  wy­

brali  dla  nich  stosowny  wyraz  mimiczny,  uczyli  się  ich  na 
pamięć. Działo się tak dlatego, że harmonijność i gładkość 

stosownego  stylu  musiały  być  starannie  dopracowane, 
ponieważ  nie  chciano  zdawać  się  na  improwizację,  jeśli  za 
cel  stawiano  sobie  osiągnięcie  wyśmienitości  w  sztuce 

mówienia  i  jeśli  zamierzano  ją  wykorzystać  w  możliwie 
najskuteczniejszy  sposób  do  uzyskania  wpływu na  uczucia 
publiczności.  Wszystko  to  można  było  osiągnąć  tylko

93

background image

przez odpowiednie recytowanie, ale podczas oracji mówcy 
nie  odważali  się  już  zmieniać  zapisanej  wcześniej  mowy, 
coś  do  niej  dodając  czy  coś  z  niej  ujmując.  Zatem  mowy 
ówczesne  zachowane  do  naszych  czasów  posiadają  tekst, 

który  powinien  mniej  więcej  wiernie  odpowiadać  teks­
towi  wypowiedzianemu  wówczas.  To  szczególne  od­

niesienie się retoryki do pisma miało bardzo istotny wpływ 
na powstanie nowego gatunku literackiego, filozofii.

Kiedy  język  dialektyczny  staje  się  językiem  publicz­

nym,  pismo,  które  było  narzędziem  mnemotechnicznym, 
nabiera  coraz  bardziej  autonomicznego  wyrazu.  Platon 

opowiada,  że  Zenon  w  latach  młodzieńczych  skompono­

wał krótki utwór dialektyczny przeciw wielości. I mimo że 
w spuściźnie Zenona utwór ten stanowi wyjątek, jest tylko 

jej drobną cząstką, to jednak stanowi też wyraźne narusze­

nie zasady, staje się okazją do nieporozumień co do natury 
dialekty  ki,  z  istoty  swej  mówionej.  Także  Gorgiasz 

utrwalił  na  piśmie  swoje  dzieło  dialektyczne  o  nie-bycie; 

ale  on,  twórca  retoryki,  którego  wypowiedzi  powstały 

przede  wszystkim  jako  tekst  pisany,  podszedł  do  tego 
w sposób jak najbardziej naturalny.

Giorgio Colli

background image

IX

Filozofia jako literatura

Na  skutek  tych  przeobrażeń  w  kulturze,  o  których 

wspomnieliśmy,  i  na  skutek  przemieszania  się  dziedziny 

retoryki  z  dziedziną  dialekty  ki,  a  przede  wszystkim  na 
skutek  stopniowego  rozpowszechnienia  się  pisma  jako 
wypowiedzi  literackiej,  przekształca  się  także  struktura 

rozumu, 

logosu.

  Odkąd  pojawiają  się  mowy  publiczne, 

istniejące również w postaci pisanej, dochodzi nieuchron­
nie  do  radykalnego  zafałszowania  go,  gdyż  zostaje  zmie­

nione  w  publiczne  widowisko  to,  czego  nie  można 
oddzielić  od  tworzących  je  podmiotów.  W  dyskusji 

dialektycznej  nie  tylko  abstrakcje,  ale  nawet  słowa  auten­

tycznego 

logosu

  naprowadzają  na  życie  ducha,  które 

można  pojąć  jedynie  wtedy,  kiedy  się  uczestniczy  w  jego 
przejawach,  w  całym  jego  powikłaniu,  nierozdzielnym  na 
odrębne  elementy.  W  piśmie  natomiast  takie  przeżycie 
wewnętrzne zostaje zagubione.

Widzieliśmy,  że  u  Gorgiasza  dialektyka  ma  tendencje, 

przynajmniej  częściowe,  do  zmieniania  się  w  literaturę. 

Ale  dopiero  u  Platona  te  tendencje  dochodzą  do  głosu 

z całą otwartością. A jest to zmiana znacząca, i to nie tylko 
w  obszarze  myśli  greckiej.  Platon  stworzył  bowiem 

literaturę  w  postaci  dialogu,  wynalazł  odrębny  gatunek 

dialekty ki i retoryki pisanej, który w toku swojej opowie­

95

background image

Giorgio Colli

ści  prezentuje  dyskusje  zrodzone  w  wyobraźni  i  toczone 

wobec  nieokreślonej  publiczności.  Ten  nowy  rodzaj 

literacki  został  przez  samego  Platona  obdarzony  nową 
nazwą:  „filozofia

5

'.  Odtąd  przez  następne  lata  wciąż 

korzysta się z tej formy pisanej i nawet jeśli dialog literacki 

przeważnie zostaje zastąpiony traktatem, to jednak w dal 
szym  ciągu  przez „filozofię” rozumie się pisemne wyłoże­
nie tematów zarazem abstrakcyjnych i racjonalnych, czasa­

mi,  po  dołączeniu  się  retoryki,  poszerzonych  o  treści 

moralne i polityczne. Trwa to aż do naszych czasów, a jest 
tak powszechne i wyłączne, że kiedy dzisiaj poszukuje się 

źródeł  filozofii,  bardzo  trudno  wyobrazić  sobie  tę  wcześ­
niejszą  sytuację,  w  której  myśl  nie  była  jeszcze  zapisem 

literackim, tylko istniała jako porozumiewanie się wyłącz­
nie  mówione,  tę  właśnie  sytuację,  która  pozwoliła  nam 

szukać źródeł filozofii w epoce mędrców.

To  zresztą  Platon  umożliwił  nam  próbę  takiej  rekon­

strukcji. Chociaż był autorem przekształceń tak bardzo dla 

myśli  zgubnych  i  nieodwracalnych,  trudno  byłoby  bez 
jego  pomocy  dostrzec  zmiany,  jakie  nastąpiły  po  epoce 

mędrców,  a  także  przypisać  archaicznej  myśli  Greków 
wagę  znaczniejszą  od  wagi  przypisywanej  jakimś  mglis­
tym  początkom.  Ale  współcześnie  wciąż  poprzestaje  się 

właśnie na tym, mimo znamiennych i przejrzystych wska­

zań  Platona,  który  swoją  literaturę  nazywa  „filozofią” 

i  przeciwstawia  ją  wcześniejszej  „mądrości”.  Nie  można 

w  to  wątpić:  Platon  wielokrotnie  przedstawia  epokę 

Heraklita,  Parmenidesa  i  Empedoklesa  jako  epokę  „męd­

rców”,  a  siebie  w  porównaniu  z  nimi  uznaje  tylko  za 
filozofa, to znaczy zaledwie za „miłośnika mądrości”, czyli 

za kogoś, kto mądrości nie posiada. Poza tym, żeby ściślej

96

background image

Filozofia jako literatura

trzymać się jego tekstów, warto przypomnieć, że zawierają 
one  dwa  bardzo  istotne  ustępy,  którym  można  przypisać 

decydujące  znaczenie  dla  ogólnej  interpretacji  platońskiej 

myśli i jej pozycji w kulturze greckiej.

Pierwszy  z  tych  ustępów  to  opowiedziany  w 

Fyjd­

rosie

47

  mit  o  wynalezieniu  liter  przez  egipskiego  boga 

Teuta  i  o  podarowaniu  tego  wynalazku  ludziom.  Teut 
przyniósł  litery  faraonowi  Tamuzowi  i  wychwalał  przed 

nim zalety swego wynalazku, ale faraon odpowiedział mu, 

że  litery,  owszem,  są  narzędziem  utrwalania  mądrości 
w  pamięci,  ale  że  jest  to  utrwalanie  czysto  zewnętrzne, 

a wobec tego, jeśli pamięć uznaje się za zdolność wewnęt­

rzną,  litery  muszą  okazać  się  dla  niej  szkodliwe.  A  jeśli 

chodzi  o  mądrość,  to  litery  służą  jej  pozorom,  a  nie 
mądrości  prawdziwej.  Następnie  Platon  dołącza  do  tej 

opowieści  swoje  objaśnienia,  wytykając  w  nich  naiwność 

każdemu,  komu  wydaje  się,  że  za  pośrednictwem  pisma 

zdoła  przekazać  wiedzę  i  sztukę,  tak  jakby  litery  zdolne 

były  stworzyć  coś  trwałego.  Można  sądzić,  że  pismo  jest 

ożywione myślą, ale jeśli ktoś zwróci się do słów pisanych 

z  pytaniem,  o  czym  one  myślą  i  co  mówią,  to  one  zawsze 

wyrażą tylko jedną jedyną rzecz, wciąż tę samą.

Drugi  ustęp  znajduje  się  w 

Siódmym  liście.

  Platon 

mówi  tam  o  swoim  życiu  i  o  bolesnych  doświadczeniach, 
jakie  go  spotkały  na  dworze  tyrana  Syrakuz  Dionizjosa  II 

i  w  pewnym  miejscu  powiada,  że  tyran  postanowił 

rozpowszechnić domniemaną tajemną doktrynę platońską 

w  jednej  ze  swoich  rozpraw.  Wracając  myślą  do  tego 

zdarzenia, Platon odmawia pismu, rozumianemu jak  

47

47

 Por. Platon, 

Fajdros

, L

1

X—LX.

97

background image

Giorgio Goili

najogólniej, możliwości wyrażania poważnych myśli, i pi­
sze  dosłownie  tak:  „Dlatego  też  żaden  rozumny  człowiek 
nie  poważy  się  nigdy  zamknąć  w  niej  [w  mowie  pisanej] 

tego,  co  pojął  umysłem,  i  skazać  do  tego  jeszcze  na 

stężenie,  któremu  ulega  cokolwiek  się  utrwala  w  znakach 

pisanego  słowa”.

48

  Jeszcze  solenniej  nalega  na  to  nieco 

dalej,  powołując  się  nawet  na  Homera:  „Dlatego  ten  mąż 

poważny o rzeczach takiej wagi z całą pewnością pisać nie 
będzie  i  nie  wyda  ich  na  łup  zawiści  i  nieporadności 

ludzkiej.  Na  zasadzie  tego  należy  więc  jednym  słowem 
stwierdzić,  gdy  mamy  przed  sobą  czyjeś  pisma,  prawo­

dawcy  na  przykład  z  zakresu  praw  spisane  uwagi  czy  też 

cokolwiek  z  jakiejś  innej  dziedziny,  że  nie  były  to  rzeczy 

największej wagi dla piszącego, o ile on sam jest człowie­

kiem  poważnym,  takowe  spoczywają  gdzieś  w  najpięk­
niejszej  sferze  jego  myśli;  jeśli  zaś  naprawdę  powierzył 

książkom  to,  do  czego  największą  przykłada  wagę,  oto 

zaiste  mu  —  nie  bogowie  —  ludzie  śmiertelni  rozum 
odebrać zdołali”.

48 49

Komentatorzy  współcześni  nie  zwrócili  dostatecznej 

uwagi  na  te  dwa  fragmenty  platońskie.  A  przecież  ma  się 

tu do czynienia z oświadczeniami zdumiewającymi, z któ­

rych  należałoby  chyba  wyciągnąć  ten  jeden,  narzucający 

się  wniosek,  że  cały  Platon,  jakiego  znamy,  to  cały  zespół 

napisanych  przez  niego  tekstów,  a  więc  dialogi,  które 

dotychczas  stanowiły  podstawę  do  wszystkich  interp­

retacji  jego  filozofii,  jak  również  cały  niezmierny  wpływ, 
jaki  Platon  wywarł  na  myśl  zachodnią  —  słowem,  że  to 

wszystko nie było czymś poważnym w przeświadczeniu

48

 Platon, 

Listy,

 przeł. Maria Maykowska, Warszawa 1987, s. 53.

49

 

Ibidem,

 s. 55-56; por. także: Homer, 

Iliada,

 VII 360, XII 254.

98

background image

Filozofia jako literatura

tego,  kto  wszystko  to  napisał.  A  zatem  cała  filozofia 
późniejsza,  od  Arystotelesa  poczynając,  która  twierdziła 

mniej lub bardziej otwarcie, że znajomość tekstów platoń­
skich  i  rozważanie  nad  nimi  są  jej  niezbędne,  byłaby 

również  czymś  niepoważnym?  Bo  bądź  co  bądź  taki 

właśnie  sąd  o  niej  wydał  już  z  góry  Platon,  jako  że  cała 

filozofia późniejsza stała się wypowiedzią pisaną. Żeby nie 

odbiec  od  celu,  jaki  sobie  wyznaczyliśmy,  trzeba  przy  tej 
okazji  zwrócić  uwagę  na  dwie  sprawy:  po  pierwsze, 

że  ogólna  interpretacja  Platona  nie  może  pomijać 

tego,  o  czym  się  tu  powiedziało,  i  po  drugie,  że  epokę 

mędrców 

należy 

przeciwstawiać 

epoce 

filozofów 

i  nad  nią  przedkładać,  gdyż  na  to  w  pewnym  sensie 
zasługuje.

W  okresie  ateńskim,  więc  w  okresie,  kiedy  przejście 

z  jednej  epoki  do  drugiej  już  nastąpiło,  postać  Sokratesa 

w  większym  stopniu  należy  jeszcze  do  przeszłości  niż  do 
przyszłości.  Nietzsche  uznał,  że  to  właśnie  Sokrates 

zapoczątkował grecką dekadencję. Ale nie można się z tym 

zgodzić,  bo  dekadencja  zaczęła  się  już  przed  Sokratesem, 
a  poza  tym  jeśli  Sokrates  jest  dekadentem,  to  nie  dlatego, 

że  uprawia  dialektykę,  a  przeciwnie,  dlatego,  że  w  jego 

dialektyce  czynnik  moralny  nabiera  zbyt  wielkiego  zna­
czenia i spycha na plan dalszy czynnik czysto teoretyczny. 

Można go natomiast uznać jeszcze za mędrca, bo zasłużył 

na to swoim życiem, swoją postawą wobec poznania. A to, 
że nie zostawił po sobie tekstów pisanych, nie jest niczym 

wyjątkowym,  nie  jest  czymś,  co  by  wynikało  tylko 
z  osobliwości  i  niepospolitości  jego  postaci,  jak  zazwyczaj 

się  o  tym  sądzi,  ale  jest  właśnie  tym,  czego  od  greckiego 

mędrca można oczekiwać.

99

background image

Giorgio Goili

Platon  z  kolei  był  już  we  władzy  demona  literatury 

w  jej  odmianie  retorycznej  i  był  posłuszny  swoim  skłon­

nościom artystycznym, które nakładały się w nim na ideał 

mędrca.  Krytykuje  pisanie,  krytykuje  sztukę,  ale  najmoc­
niej dochodzi w nim do głosu instynkt literata, dramatur­

ga.  Tradycja  dialektyki  dostarcza  mu  tylko  materiału  do 
twórczego modelowania. Nie powinno się też zapominać
o  jego  ambicjach  politycznych,  więc  o  czymś,  czego 

mędrcy nie znali. Z przemieszania tych właściwości i tych 

instynktów  wyłania  się  nowy  twór:  filozofia,  instynkt 

dramaturgiczny  pozwala  mu  na  rozważania  —  włożone 

w usta postaci, z którymi od czasu do czasu się utożsamia 

—  nad  wieloma  intuicjami  całościowymi,  jedynymi 

w swoim rodzaju, często ze sobą sprzecznymi, a dotyczą­
cymi życia, świata, zachowań ludzkich.

„Filozofia” rodzi się zatem z dyspozycji retorycznej

i  uzupełniającej  ją  biegłości  w  dialektyce,  z  pobudek 

agonistycznych,  niezdecydowanych  co  do  kierunku,  jaki 

mają  obrać,  z  wyłaniania  się  wewnętrznego  rozdarcia 

w  człowieku,  który  poświęca  się  myśleniu,  ale  którego 

nęka wygórowana ambicja, żeby zadbać o swoje znaczenie 

w  świecie,  i  wreszcie  z  talentu  artystycznego  wielkiego 
formatu,  który  szuka  dla  siebie  ujścia  w  nowym,  wynale­

zionym  przez  siebie  gatunku  literackim,  ale  gubi  się  przy 

tym, staje się zbyt hałaśliwy i zbyt pewny siebie. W swoich 
staraniach  o  zdobycie  uznania  w  oczach  publiczności  

ateńskiej Platon natrafia na wybitnego konkurenta i prze­

ciwnika  w  osobie  Isokratesa.  Temu,  co  mają  do  zaofiaro­
wania,  obaj  nadają  taką  samą  nazwę,  właśnie  nazwę 

„filozofia”,  obaj  twierdzą,  że  zmierzają  do  tego  samego 

celu, do 

paidei,

 a więc do wychowania, do intelektualnego

100

background image

Filozofia jako literatura

i  moralnego  formowania  młodych  ateńczyków.  Obaj  chcą 
oswobodzić 

paideię

  od  zadań  błahych  i  często  uprosz­

czonych,  jakie  wyznaczyli  jej  wcześniej  sofiści:  chcą 

zaofiarować  poznanie  i  nauczyć  doskonałości.  Jednakże 

Isokrates,  obrawszy  odrębną  drogę  retoryki,  która  już 
u  Gorgiasza  oderwała  się  od  swoich  dialektycznych 

źródeł,  dopuścił  do  tego,  że  oddaliła  się  ona  u  niego 
zanadto  od  swoich  początków,  a  poza  tym  nie  dochował 
wierności  formie  mówionej,  dla  retoryki  zasadniczej, 

i uczynił z niej wyłącznie dzieło pisane. W jego przypadku 

to  całkowite  przekształcenie  się  retoryki  w  literaturę 
nastąpiło  może  z  powodu  okoliczności  przypadkowych, 
takich jak wrodzona mu nieśmiałość i cichy głos, skłaniają­
ce do unikania słuchaczy. Znacznie natomiast Platon

J

i Isokrates są do siebie podobni, jeśli chodzi o cele, a także 

do  pewnego  stopnia,  jeśli  chodzi  o  środki.  Zwycięstwo 
przypadło  Platonowi,  tak  przynajmniej  należy  sądzić 
z  jego  wpływu  na  cale  następne  pokolenia:  to,  co  dzisiaj 
nazywamy  „filozofią”,  wywodzi  się  z  myśli,  której  auto­

rem  był  Platon,  a  nie  Isokrates.  Wyższość  Platona  wynika 

z  tego,  że  w  swojej  twórczości  posłużył  się  gałęzią 

dialektyki, jej tendencją teoretyczną, więc tym, co stanowi 

jeden  z  najoryginalniejszych  aspektów  kultury  greckiej. 

Isokrates  natomiast  związał  się  z  dziedziną  praktyczną 
i  polityczną,  która  w  dodatku  sprowadzała  się  do  okreś­

lonych i doraźnych interesów.

Tak  oto  rodzi  się  filozofia,  twór  zbyt  niejednolity 

i  zbyt  wtórny,  żeby  mógł  sprostać  nowym  możliwościom 

rozwijającego  się  życia.  Nie  mogła  im  stawić  czoła  forma 

pisana,  dla  tych  narodzin  znamienna.  A  przeżywanie 

uczuć, mające miejsce swego czasu w dialektyce i retoryce,

101

background image

Giorgio Colli

i jeszcze pobrzmiewające u Platona, miało się w krótkim 
czasie  wyczerpać,  osadzić  się  i  skrystalizować  w  duchu 

systematyki.

Zamierzaliśmy  tu  przedstawić  narodziny  filozofii 

w ścisłym sensie tego słowa. W chwili, kiedy się narodziła, 

przestajemy  się  nią  zajmować.  Ale  także  ogromnie  nam 

zależało  na  tym,  żeby  dać  wyraźnie  do  zrozumienia,  że 
wszystko, co filozofię poprzedza, cały ten pień zazwyczaj 

nazywany „mądrością”, z którego wyrasta i na którym tak 
szybko  usycha  nowa  gałąź,  jest  dla  nas,  dla  bardzo 
późnych  wnuków  —  zgodnie  z  paradoksalnie  odwracal­

nym biegiem czasu — czymś znacznie żywotniejszym od 

filozofii.


Document Outline