W.F. Marcinkowski
NAUKA I RELIGIA
Tłumaczył L. Szenderowski
Wydawnictwo Ewangelicznych Chrześcijan "Wiara Ewangeliczna"
Wydawca kazn. M. Matheeff, Canada, 1984 r.
Odczyt wygłoszony przez prof. W. Marcinkowskiego w latach 1919-
1933 i później, profesorom, studentom i ogółowi słuchaczy w Rosji,
Czechosłowacji, Estonii, Niemczech, Polsce, Palestynie i Rumunii.
1
SŁOWO WSTĘPNE
Włodzimierz Marcinkowski urodził się w 1884 r. na Ukrainie. Gimnazjum
ukończył odznaczony srebrnym medalem, a studia wyższe ukończył na Uniwersy-
tecie w Petersburgu z najwyższym odznaczeniem: "summa cum laude" — bardzo
dobrze, z wyróżnieniem.
W czasie studiów należał do Chrześcijańskiego Koła Studentów w Peters-
burgu, które założył i prowadził baron Nicolai, szczerze wierzący chrześcijanin.
Działalność tego koła nie miała charakteru wyznaniowego lecz celem jej
było studiowanie Pisma św. i głębsze poznawanie prawd ewangelicznych.
W. Marcinkowski, jako młody student, podobnie jak i wielu innych jego
przyjaciół studentów, miał wątpliwości czy Chrystus w ogóle kiedykolwiek istniał w
historii. Baron Nicolai dobrze znał te wątpliwości studentów i zawsze był przygoto-
wany do dyskusji na podobne tematy. Toteż w rozmowie z W.M. powiedział: "Nie
przejmuj się wątpliwościami, ale załóżmy, że Chrystus naprawdę istniał i istnieje
teraz. Przecież Chrystus nic złego nie nauczał, a wzywał ludzi do wzajemnej miło-
ści i poszanowania każdego człowieka. Czy byłbyś gotów naśladować Go?".
Po chwili zastanowienia się W.M. odpowiedział:
"Tak, jeśli On istnieje, gotów jestem naśladować Go".
"To bardzo dobrze, czytaj Pismo Św., Ewangelię, zastanawiaj się nad na-
uką i postępowaniem Chrystusa i spróbuj naśladować Go!".
W.M., jak mówił później, zrozumiał nieszczerość swoich wątpliwości. On
nie chciał, aby Chrystus istniał, bo wówczas musiałby naśladować Go, a to nie
jest takie łatwe.
Po tej rozmowie W.M. jednak uświadomił sobie całą biedę swojego życia
bez Chrystusa i Jego cudownej nauki. Dlatego już wówczas w gorącej i szczerej
modlitwie do Boga i Jego Syna Jezusa Chrystusa pokutował za swoje niedowiar-
stwo i od tej pory stał się gorliwym i oddanym naśladowcą Chrystusa i Jego
Ewangelicznej Nauki.
Później jego ulubionym zajęciem w czasie ferii były wycieczki rzeką Wołgą.
Z walizeczką wypełnioną egzemplarzami Pisma Św. podróżował statkiem wzdłuż
rzeki, a w czasie każdego dłuższego postoju, szedł w teren i rozdawał Pismo Św.
wieśniakom, głosząc im jednocześnie prawdy ewangeliczne. Tak więc jako stu-
dent był jednocześnie misjonarzem.
W 1919 r. W. Marcinkowski został powołany przez Senat uniwersytetu w m.
Samarze do objęcia katedry etyki.
W 1923 r. wyjechał na Zachód Europy, gdzie wygłaszał swe lekcje na różne
naukowo-religijne tematy na uniwersytetach profesorom i studentom, jak również
w kościołach, domach kultury itd.
W 1930 r. przeniósł się na stałe do Ziemi Świętej, Palestyny, gdzie narodził
się, nauczał, umarł i zmartwychwstał Syn Boży, Jezus Chrystus. Tam również wy-
głaszał odczyty na różne tematy religijne w Jerozolimie dla Żydów. Był bardzo ak-
tywny w swej działalności ewangelicznej.
2
Wiadomo, że stosunek Żydów do nauki Jezusa Chrystusa był i jest prze-
ważnie negatywny, a to ze względu na ortodoksyjne wierzenia Żydów, ale było
wiele i takich, którzy interesowali się postacią i nauką Chrystusa, przychodzili na
wykłady W.M., biorąc udział w dyskusji po wygłoszeniu referatu.
Wiadomo również, że światowej sławy naukowiec Albert Einstein, twórca
teorii względności i laureat nagrody Nobla (1921 r.), będąc Żydem, interesował
się nauką, a szczególnie osobowością Chrystusa i na krótko przed swoją śmiercią
powiedział:
"Jestem Żydem, ale promienna postać Nazareńczyka wywarła na mnie
przemożne wrażenie. Nikt nie wyrażał się w sposób tak boski, jak On. Jest na-
prawdę tylko jedno miejsce na świecie, gdzie nie dostrzegamy żadnej ciemności.
Jest to postać Jezusa. W Nim przedstawił się nam Pan Bóg najwyraźniej".
W Palestynie W. Marcinkowski wstąpił w stan małżeński z córką wybitnego
archeologa dr G. Schumachera, z którą zamieszkał na górze Karmel.
W.M. bardzo interesował się wynikami prac archeologicznych prowadzo-
nych w Palestynie.
Archeologia, to jedna z dziedzin nauki oparta nie na domniemaniach i przy-
puszczeniach uczonych lecz na konkretnych faktach stwierdzonych w czasie wy-
konywanych wykopalisk.
Już od blisko stu lat na Bliskim Wschodzie, w Mezopotamii i Palestynie pro-
wadzą wykopaliska uczeni amerykańscy, angielscy, francuscy, i niemieccy. Wiel-
kie państwa pozakładały specjalne Instytuty do tych prac badawczych.
W 1869 r. powstało "Palestine Exploration Fund", w 1877 r. "Deutsche Pa-
lastina-Ve-rein", w 1892 r. "Ecole Bibliąue Dominikanów w Saint-Etienne", w 1898
r. "Deutsche Orientgesellschaft", w 1900 r. "American School of Oriental Rese-
arch" i w 1901 r. "Deutsches Evangelisches Institut fur Alter-tumskunde".
Wybitnymi archeologami byli: J.E. Taylor, C.L. Woolley, P.E. Botta, E. Ro-
binson, R. Lepsius, A. Parrot, E. Sellin, P.A. Newberry, A.E. Mader, H. Winckler,
W. Foxwell, F. Petrie, J. Garstang i wielu innych.
Jednym z wybitnych archeologów polskich był prof. K. Michałowski, który
był kierownikiem polsko-francuskich wykopalisk w Edfu, w Górnym Egipcie, a na-
stępnie w Atrib (1957), w Syrii, Palmyrze, Iraku i Sudanie.
Odnalezione podczas wykopalisk miasta odpowiadają dokładnie opisom bi-
blijnym. Wśród napisów na starożytnych pomnikach badacze spotykają coraz to
więcej postaci ze Starego i Nowego Testamentu. Pochodzące z tych czasów pła-
skorzeźby przedstawiają narody, które dotąd znane były tylko z nazwy. Starożytni
ludzie to: grubonosi Hetyci, smukli i wysocy Filistyni, książęta Kananejscy ze
strasznymi dla Izraela "żelaznymi wozami", pogodni królowie państwa Mari —
współcześni Abrahamowi, okrutni królowie asyryjscy, jak biblijni: Asarchaddon, As-
surbanipal i Asenafar.
Odkryto słynne miasto biblijne Niniwę, Babilon, Assur, Teby, Ur, Jerycho ze
zwalonymi murami, a w delcie Nilu miasta Piton i Ramsesa, w których Izrael odra-
biał pańszczyznę. W Gabaa odkryto górską twierdzę Saula, a w Mageddo — wiel-
ką stajnię Salomona.
Ze świata Nowego Testamentu wyłoniły się wspaniałe budowle Heroda
3
oraz miejsce na podwyższeniu, na którym stał Jezus przed Piłatem. Odczytano
też babilońskie tablice astronomiczne określające dokładny czas pojawienia się
Gwiazdy Betlejemskiej.
Te nadzwyczajne odkrycia stają się nieraz pomocą w zrozumieniu Biblii, a
wyniki badań pokrywają się w pełni z wiadomościami biblijnymi. Spełniają się przy
tym w pełni prorocze słowa Chrystusa: "Powiadam wam, że jeśli ci (rzesza
uczniów) będą milczeć, kamienie krzyczeć będą" (Ew. Łuk. 19,40). Toteż kamie-
nie archeologiczne potwierdzają historyczne prawdy zapisane w Piśmie Św. Dla-
tego żadna księga w historii ludzkości nie rozpowszechniła się tak szeroko na ca-
łym świecie, jak ta "księga nad księgami" — Biblia. Dziś jest ona przetłumaczona
na setki języków i narzeczy i po upływie prawie 3000 lat w dalszym ciągu zdąża
dalej w swym zwycięskim pochodzie.
"I będzie głoszona ta Ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo
wszystkim narodom i wtedy nadejdzie koniec" (Ew. Mat. 24,14). Te prorocze sło-
wa Chrystusa spełniają się i muszą spełnić się do końca.
W. Marcinkowski pracował również nad tłumaczeniem Biblii na język ukra-
iński, pisał książki i artykuły na różne tematy, jak: "Czy prawdziwa jest
Ewangelia?", "Sens życia", "Sens cierpienia", "Kiedy ludzie staną się braćmi?",
"Nauka i religia" i wiele innych.
Szczególnie interesującą i na czasie jest praca W.M. pt.: "Nauka i religia",
w której Autor udowadnia, że pomiędzy prawdziwą nauką i wiedzą — sprawdzoną
i udowodnioną, a prawdziwą religią, polegającą na obcowaniu z Bogiem — nie
ma sprzeczności. Dlatego pracę tę w tłumaczeniu na język polski, podajemy Czy-
telnikom pod rozwagę.
9 września 1971 r. ten wierny wyznawca Chrystusa W.M. został odwołany
do Pana i pochowany na chrześcijańskim cmentarzu w Palestynie.
Od tłumacza
4
NAUKA I RELIGIA
Na swej drodze życiowej spotykałem dwa typy ludzi. Jedni w imię nauki od-
rzucali religię, inni dla religii z niedowierzaniem odnosili się do nauki.
Spotykałem i takich, którzy potrafili znaleźć harmonię między tymi wspólny-
mi zapotrzebowaniami duszy ludzkiej. Czy taka harmonia nie stanowi tej normy,
do której winien dążyć człowiek?
Przecież te dwie potrzeby zakorzenione są we wnętrzu przyrody. I czy nie
w tym tkwi kryzys współczesnego, wykształconego człowieka, że u niego "rozum i
serce nie są w zgodzie"?
Czyż nie ta jednostronna "umysłowość" rozdzieliła na początku bieżącego
stulecia w Rosji inteligencję i naród?
I już jedno to, że w obecnym czasie pod sztandarem nauki, która jakoby
obaliła religię, ofiarowuje się narodowi ateizm i antychrześcijaństwo — zmusza
nas do głębokiego przemyślenia i gruntownego rozważenia pytania: czy nauka
przeczy religii?
Co to jest nauka?
Już Sokrates (469 – 399 p.n.e.) uczył, że dla zabezpieczenia prawidłowości
wniosków powinniśmy umieć prawidłowo określać same pojęcie. Dlatego spróbuj-
my dać dokładne określenie obydwu rozpatrywanych pojęć — i wówczas porów-
namy je.
Nauka jest systemem zdobytych zasobów wiedzy o obserwowanych przez
nas zjawiskach rzeczywistości.
Wniknijmy w każde z tych słów.
Nauka — to system, tj. nie przypadkowy zbiór znajomości, lecz dokładnie
uporządkowanie ich zestawienie i połączenie.
Osiąga się to przez klasyfikację, tj. rozdzielenie i rozłożenie jednorodnych
danych na grupy i podsumowanie, tj. ustalenie tych ogólnych formuł i praw, któ-
rym podporządkowana jest przyroda.
Nauka włącza osiągnięte wiadomości, ale nie wszystkie a tylko te, które na-
razie uzyskano. Naukowa działalność jest w ruchu, jest ona procesem — "tworze-
nia prawdy drogą doświadczenia i rozumowania". Ten proces w nauce jest czymś
dynamicznymi ustanawiającym: przechodzi przez pytania, poszukiwania, wątpli-
wości, przypuszczenia, które w końcu mogą być prawdziwe lub błędne.
I tylko wiedza, tj. prawdziwe odbicie rzeczywistości — stanowi statyczną
treść nauki, tj. to co jest udowodnione, ogólnie obowiązujące, ogólnie przyznane,
obiektywnie osądzone, sprawdzone i logicznie i empirycznie i rozumowaniem i
doświadczeniem.
Te wiadomości o zjawiskach, tj. o przejawach życia i przyrody, lecz nie o ich
istotach, o fenomenach, a nie o numenach, o świecie, jak go widzimy, zgłębiamy,
lecz nie o świecie, jakim on jest sam w sobie, w istocie.
5
Zjawisko — to co jest jawne dla naszych pięciu narządów zmysłu (jak przy-
jęto liczyć, chociaż ich jest więcej), dla naszej pięciozmysłowej logiki, w uzbroje-
niu technicznym naszych poznawczych narządów, w formie mikroskopu, telesko-
pu i innych naukowych przyrządów.
W ten sposób zasięg ścisłej nauki jest ograniczony, jak są ograniczone i
narządy poznania w swej poznawczej zdolności. Lecz my chcemy i powinniśmy
wiedzieć i to, co jest poza granicami nauki, to co ona jeszcze nie osiągnęła i
zgodnie z jej naturą, leży poza granicami nauki (transcendentnie).
Tak np. — psychologia jest nauką o duchowych przejawach. Chcemy wie-
dzieć więcej, chcemy poznać duszę — ponieważ życie jest spotkaniem i wzajem-
nym oddziaływaniem dusz ludzkich, a duszą jest sam człowiek.
Dziwnym byłoby twierdzić, że nauka zna, lub może znać całość istnienia.
"Wiele jest na świecie, przyjacielu Horacy, o czym i nie śniło się naszym mędr-
com" — mówi Hamlet u Szekspira.
Ale my chcemy wiedzieć i o tym, co jest poza granicami osiągnięć, chcemy
rozwiązać te pytania, którymi wypełniona jest dusza młodzieńca u Heinego.
Co jest tajemnicą od wieków?
I w czym istota człowieka?
Skąd przychodzi, dokąd idzie?
I kto tam, w górze, nad gwiazdami żyje?
Wiedza, umiejętność — to więcej niż nauka. Wiedzę osiąga się tymi wyż-
szymi zdolnościami ducha, którymi nie rozporządza nauka. To przede wszystkim
intuicja — tj. bezpośrednie wyczucie prawdy, która zgaduje, przejrzewa ją, proro-
czo przewiduje tam, dokąd nie sięga naukowy sposób poznania.
Ta intuicja coraz bardziej w ostatnich czasach zwraca uwagę filozofii. Nią
żyjemy o wiele więcej, niż przypuszczamy. Ona prowadzi nas w inną, wyższą sfe-
rę ducha — religię.
Co to jest religia?
Szeroko mówiąc, religia to stosunek do Absolutnego, do Tego, kogo nazy-
wamy Bogiem. Ponieważ ten stosunek istnieje u każdego — nawet i u ateisty —
dlatego przyjęte jest mówić, że każdy ma swoją religię. Lecz przyjmowana w tak
szerokim pojęciu, religia może być prawidłową i nieprawidłową, prawdziwą i fał-
szywą, moralną i niemoralną — w zależności, co rozumiemy pod absolutną, wyż-
szą i ostateczną wartością świata i jaki do niej mamy stosunek. W co wierzymy i
jak wierzymy, co przyjmujemy, a co odrzucamy.
Mówiąc pozytywnie i rzeczowo — religia jest obcowaniem z Bogiem (religio
— połączenie, od legare — łączyć). I o tej właśnie religii będzie mowa w naszym
odczycie.
Religia — jako przeżycie — jest bardzo złożona. Jej bezpośrednie i specy-
ficzne przeżycie, dające obcowanie z Bogiem — to modlitwa. Oczywiście modli-
twa, jako mistyczne dążenie, jako wzlot ducha, jako duchowa ekstaza, jako wiara
6
i uczucie — nie może być stawiana w jednym rzędzie z nauką dla jakiegoś porów-
nania.
Między religią w tym znaczeniu i nauką może być tyleż sprzeczności, ile
między matematyką i muzyką lub między matematyką i miłością.
Porównywać możemy pojęcia i zjawiska biorąc je w jednej płaszczyźnie, w
świetle jednego kryterium (tertium comparationis).
Dlatego wyodrębnimy z religii intelektualnie — poznawalnie, dostępne ro-
zumowi — twierdzenia o rzeczywistości — tę jej stronę, która jest wspólna, jak dla
religii, tak i dla nauki i popatrzmy czy nie przeczą sobie te wiadomości i sądy o
rzeczywistości. Może one są w tym znaczeniu sporne, gdy mówią o różnym, a nie
o jednym i tym samym różnie, wzajemnie wykluczającym się.
Oto niektóre zasadnicze twierdzenia o rzeczywistości, które wyznają chrze-
ścijanie.
Bóg istnieje oraz istnieje i to, co w Nim i z Nim jest związane. On stworzył
świat. W Nim wszystko ma swój byt, poza Nim to jedynie wegetacja i utrapienie
ducha.
Chrystus rzeczywiście Bóg — Człowiek, który był ukrzyżowany i zmar-
twychwstał i przyjdzie znów na ziemię. Dusza człowieka posiada osobistą nie-
śmiertelność...
I teraz proszę powiedzieć, gdzie w naszej nauce, w matematyce, fizyce,
biologii, historii istnieje twierdzenie ogólnie obowiązujące, obiektywne i udowod-
nione, tj. naukowe, przeczące tym wyżej wymienionym wierzeniom i poglądom?!
Tych twierdzeń nie ma i nie może być w istocie — ponieważ wszystkie te
tezy dotyczą zagadnień, które leżą poza kompetencją nauki, a nie zjawisk, które
są jej dostępne.
Źródło uprzedzenia
Skąd więc pochodzi dość rozpowszechnione wśród studentów i w ogóle lu-
dzi wykształconych mniemanie, że nauka przeczy religii?
Jego przyczyna leży w powierzchowności wiedzy, jak w zakresie nauki, tak
i w zakresie religii, i to potwierdza myśl Bacona: "Wiedza prowadzi do Boga, wie-
dza połowiczna oddala od Niego".
Wiedza połowiczna — bicz naszych czasów: ona stwarza wspomniane
uprzedzenia.
Po pierwsze — my mało znamy filozofię, w szczególności ten jej zakres,
który specjalnie odnosi się do naszego pytania, tj. teorię poznania, lub gnoseolo-
gię. Łatwowiernie przyjmując za naukowe dowody te twierdzenia, które są poda-
wane na niekorzyść poglądu, że Boga nie ma, zapominamy o wyjaśnionym już
przez Kanta twierdzeniu, że rozum teoretyczny jednakowo jest bezsilny aby udo-
wodnić i obalić istnienie Boga, nieśmiertelność duszy i swobodę woli. Te obiekty i
te pytania dlatego nazywają się transcendentnym i (wychodzącymi poza granice
nauki).
Możemy poznać rozumem jedynie zewnętrzny fakt, zjawisko, a nie rzecz w
sobie (Dinge an Sich).
7
Cały świat, na ile jest on związany z przestrzenią i czasem, obiektywnie
jest niepoznawalnym, ponieważ czas i przestrzeń są jedynie subiektywnymi for-
mami naszej świadomości, które przypisujemy światu. Stąd powiedzenie: "świat
to ja".
Psychologia poznania jeszcze dokładniej wyjaśnia subiektywność naszych
odczuć, spostrzeżeń i wyobrażeń. Przyjmowany przez nas kolor, smak, tempera-
tura — nie istnieją poza naszą świadomością same w sobie (odwrotne twierdze-
nie w psychologii nazywa się naiwnym realizmem). Nawet materii nie możemy
poznać, taką, jaką ona jest, ponieważ jej specyficzne własności — masa, ciężar,
gęstość — są subiektywne. My w ogóle nie widzimy przedmiotów, jakimi one są, a
perceptujemy je zgodnie z naszym osobistym kątem widzenia, z którego je obser-
wujemy.
Tym bardziej nie możemy osiągnąć swoimi naukowo-poznawczymi zdolno-
ściami tego, co jest za przedmiotami, tj. ich istoty, treści, a tym bardziej Najwyż-
szej Istoty, tj. Boga.
Już dlatego nauka nie może odrzucać istnienia Boga, gdyż ten temat leży
poza jej kompetencjami, jak i cała dziedzina istot.
(Współcześni filozofowie Bergson, Łosski idą dalej niż Kant, otwierając
możliwość rozumowego udowodnienia istnienia Boga. Zresztą genialne kroki w
tym kierunku uczynił W. S. Sołowiew).
Inne nasze błędne rozumowanie leży w tym, że utożsamiamy naukę z
mniemaniami uczonych.
Tymczasem, właśnie te mniemania czasami rzeczywiście przeczą religii,
lecz po pewnym czasie okazuje się, że one przeczą i przyrodzie, i nauce, od-
zwierciedlającej istotne zjawiska przyrody.
I możliwość istnienia tych sprzeczności dlatego ma miejsce, ponieważ te
mniemania odzwierciedlają nie tak obiektywną przyrodę, jak gusty samych uczo-
nych, sięgając strefy leżącej poza granicami nauki, gdzie już rozpoczyna się wiel-
ka przestrzeń i dla wiary i dla zabobonów.
Tak zwany "naukowy" ateizm rzeczywiście przeczy religii, lecz jest on tylko
domniemaniem niektórych wykształconych ludzi, nie udowodnionym i nie dającym
się dowieść.
Teoria, że świat nie jest stworzony przez Boga nie jest naukowo udowod-
nioną prawdą, a zupełnie poza naukową myśl.
Tak zwany darwinizm (biorę go w samym ortodoksyjnym znaczeniu) uzna-
jący, że człowiek drogą ewolucji rozwijał się z niższej formy zwierzęcej, a nie był
produktem twórczego aktu Boskiego — okazał się tylko przypuszczeniem, hipote-
zą, już zastarzałą i dla nauki.
Ta hipoteza jest sprzeczna nie tylko z Biblią, ale i z przyrodą, która zazdro-
śnie dąży do zachowania czystości każdego gatunku i nie wykazuje przejścia na-
wet od wróbla do jaskółki. A Mendel, który wykonywał doświadczenia nad skrzy-
żowaniem różnych gatunków grochu, osiągnął pewną jego odmianę, lecz przyro-
da potem neutralizowała to wymuszone wdzieranie się człowieka do niej i powra-
cała do pierwotnych gatunków, dążąc do zachowania "czystości linii". (Ten fakt od
tamtej chwili nazywa się w nauce "mendelizmem").
8
Teoretycy, dla których ich tendencje były droższe od prawdy, wstępowali
nawet na drogę fałszywych dowodów, aby jakoś obronić swoją hipotezę. Widząc
fakty przeczące jej, mówili: "tym gorzej dla faktów". Nie mając faktów sprzyjają-
cych danej teorii, oni je komponowali lub, jak się to mówi: — "ciągnęli za włosy".
Znana jest "historia trzech klisz", związana z nazwiskiem Haeckla. Chcąc
usprawiedliwić swoją ewolucyjną teorię, według której — człowiek, małpa i pies
rozwijają się z jednego zarodka, wydrukował w swojej "Antropogenii" trzy negaty-
wy tych zarodków, które jednak okazały się produktem jednego i tego samego ne-
gatywu, drukowanego z różnym naciskiem i podskrobywaniem. To podrobienie
było zauważone przez znanego embriologa Hisa i następnie spowodowało ener-
giczny protest ze strony około 50 niemieckich uczonych. W tym proteście brał
udział i nasz rosyjski fizyk Chwolson, który napisał artykuł p. t. "Dwunaste przyka-
zanie Koszuta". (To "przykazanie" mówi: "nie pisz o tym, czego nie rozumiesz").
Drugi "dowód" dotyczy znalezionych w 1891 r., przez uczonego Du Bois na
wyspie Jawie kości (części czaszki, trzy zęby i kość biodrowa), które jakoby nale-
żały do brakującego ogniwa między człowiekiem i małpą — tak zw. "Pithecantro-
pus erectus" (stojąca małpa).
Tymczasem znakomity berliński anatom Virchow uważa wyżej wymienione
przypuszczenie za absolutnie nie udowodnione, wątpiąc nawet w przynależność
do jednego organizmu kości, znalezionych w promieniu 15 metrów. Virchow zde-
maskował sławetną "Neandertalską czaszkę" i w rezultacie potwierdził fakt (poda-
ny w Biblii), że "kształty ustalone" są zamknięte i że tego rodzaju starania zmie-
rzające do obrony darwinizmu, podobne są próbom tonącego, który chwyta się za
słomkę. (Homo primigenius lub neanderthalensis — tak nazwano szkielet, znale-
ziony w 1856 r. w Neandertalskiej dolinie w Prusach i przypisywany pierwotnemu
człowiekowi).
Virchow mówi: "Próba znalezienia przejścia od zwierzęcia do człowieka za-
kończyła się zupełnym fiaskiem". Anatomia człowieka i małpy według jego spo-
strzeżeń jest fundamentalnie różna (kończyny, kręgosłup, mózgowa jama itd.).
Sam Darwin uważał swoją teorię za hipotezę (por. "Pochodzenie gatunków"
i "Pochodzenie człowieka"). On również wskazuje na jakościową różnicę między
małpą i człowiekiem, a mianowicie: zdolność do rozwoju i artykułowane narządy
mowy właściwe tylko człowiekowi.
Interesujące też są zdania znalezione w notatniku Darwina (1837 r.), z któ-
rych widzimy, że chciał on swoją teorią wskazać kierunek naukowym poszukiwa-
niom).
Zatem, na ile darwinizm przeczy Biblii, przedstawia on nie naukę, a tylko
mniemanie uczonych, przeczące naukowo ustalonym faktom.
Ale na ile on jest naukowym dowodem — znajduje się w zgodzie z Biblią.
Biblia nie odrzuca rozwoju w granicach gatunku; organizmy, zaczynając od ko-
mórki i kończąc na człowieku, przedstawiają pasmo rozwoju, lecz ten rozwój, tj.
przejście od niższej formy do wyższej, nie zachodzi w przyrodzie samej w sobie,
lecz w Rozumie Bożym (podobnie jak np. — okręt ewolucjonował od łódki nie
sam w sobie, a w geniuszu człowieka. Rozwojowi podlegało to, co już było za-
szczepione. I te twórcze akty zaszczepienia (inwolucji) wyższych stopni świado-
9
mości i życia należały do Boga. Nauka wie tylko o istnieniu tych różnych stopni i
gatunków w przyrodzie, natomiast sposób i natura twórczych aktów ich tworzenia,
są dla niej niedostępne. Ona uczy o formach materii, a nie o ruchach i celach du-
cha, co leży w zakresie religii.
Druga teoria, która przeszkadza nam wierzyć w religijne objawienia ta, któ-
ra próbuje wyjaśnić elementy otaczającego nas świata, istotę, a nie zjawiska ob-
serwowanych przez nas rzeczy, to materializm, który odrzuca istnienie ducha i
przyznaje tylko obecność materii (odwrotna teoria — spirytualizm przyznaje tylko
obecność jednego ducha, a dualizm — uznaje dwie istoty lub substancje — du-
chową i materialną).
Teoria ta świadczy również o bezsilności nauki, aby przeniknąć za granicę
zjawisk, w dziedzinę istot. Ona dotychczas nie znalazła określenia: co to jest ma-
teria i to dlatego, że ani doświadczenie, ani rozumowanie nie osiąga jej istoty.
Wspomnijmy o głównych przypuszczeniach dotyczących materii.
Tak zwana atomistyczna teoria uważa, że początkowymi elementami two-
rzącymi materię są atomy. Według tej teorii atom jest niepodzielną cząstką sub-
stancji i już to wypada przyjąć na wiarę, nawet ślepą wiarę, będącą w sprzeczno-
ści z logiką, gdyż o ile atom jest materialny, to on ma rozciągłość, a każda rozcią-
głość może być dzielona.
Substancję, która przypuszczalnie wypełnia przestrzeń między atomami,
nazwano eterem i uznano ją za nieważką i ważką, przy tym wszystko to określa
się różnie.
Tak, Thomson twierdzi, że 1 metr sześcienny eteru waży: 0,000 000 000
000 0001 grama.
Wyliczenie innego uczonego Hertza doprowadzają do liczby o sto milionów
razy większej.
Od chwili odkrycia radu, zjawiska radioaktywności uznano za produkt roz-
padu atomu.
Zbudowano też inną teorię — elektronową. Atom według swojej budowy
składa się z tysięcy elektronów (i rozpada się na korpuskuły). Te elektrony lub
elektryczne naboje poruszają się w atomie, jak w niejakim kosmicznym systemie.
Obraz budowy materii przedstawia się tak: w jednym centymetrze sześciennym
wodoru, o ciężarze 0,0001 grama, znajduje się 20 trylionów cząsteczek, w jednej
cząsteczce — 2 atomy, w atomie — kilka tysięcy elektronów. Ich wzajemne odle-
głości są tak ogromne, w porównaniu z ich rozmiarami, co odpowiada wzajem-
nym odległościom planet w układzie słonecznym (O. Lodge). W ten sposób wi-
dzialny kosmos próbujemy wyjaśnić wyobrażanym kosmosem, działająca siła któ-
rego — w istocie nie jest nam znana, co stwierdzają i tacy specjaliści, jak Chwol-
son.
Według słów jednego z filozofów, zamiana atomistycznej teorii na elektro-
nową przypomina wymianę monety na bardziej drobną jednostkę.
Teoria mechaniczna ma tendencję rozłożenia materii na siły i ruchy, wtedy
gdy energetyka wszystko sprowadza do form energii, a zamiast atomów uznaje
niematerialne centra sił.
Samo istnienie materii, jako substancji, nie ustalono (por. przemyślne okre-
10
ślenie: "materia jest energią w statycznym stanie, energia jest materią w kinetycz-
nym stanie").
Porównując te przyrodniczo-naukowe poszukiwania i ich fazy, wypada po-
wiedzieć, że między nimi chyba trudniej ustalić zgodność, niż między nauką i reli-
gią. Przyczyna prosta: to nie są fakty, naukowo ustalone, a domniemania uczo-
nych. A domniemania, jak widzimy, mogą przeczyć nie tylko religii, lecz i jedno
drugiemu i samej przyrodzie.
Biada nie w tym, że te domniemania istnieją, gdyż one przedstawiają sobą
hipotezy i projekty, wzloty i upadki na drodze w poszukiwaniu prawdy, a w tym, że
przyjmujemy te tymczasowe banknoty za dźwięczną monetę, a często i fałszywe
banknoty za prawdziwe.
Dziwna jest w tym przypadku nasza łatwowierność, w/g jakiejś ironii wyka-
zywana przez nas w dziedzinie nauki, i nasza podatność: jesteśmy często bezsil-
ni zrzucić brzemię cudzego mniemania i władzę szczególnej sugestii, którą na-
zwałbym hipotezą naukowej terminologii.
Niechaj nam podają niezrozumiałe i nieprawdopodobne rzeczy, lecz gdy
mówią z naukowym patosem, a przy tym oblekają go w formę łacińskich lub grec-
kich terminów, już ślepo wierzymy, bojąc się być posądzonymi o nieuctwo.
Dusza u Hegla odnosi się do światowych zagadek. Lecz gdy on używa ma-
gicznego określenia: "dusza jest sumą mózgowych funkcji", cała "światowa za-
gadka" staje się jasną.
Jak wyżej wspomnieliśmy, atom jest elementem przyjętym na wiarę; nato-
miast Hegel dla wyjaśnienia życia wprowadza jeszcze bardziej złożone i prze-
dziwne pojęcie "uduchowionego atomu" — a jednak znajdują się ludzie, którzy
ślepo wierzą w realność podobnych, przez nikogo w praktyce nie przyjmowanych
istot.
Ze wszystkiego wyżej wymienionego wynika jednak, że możliwa jest chwi-
lowa sprzeczność między nauką i religią, gdy nauka szuka, jest w ruchu i zatem,
może błądzić; znajduje się ona w procesie ustanawiania (werden), wtedy, gdy reli-
gia już posiada prawdę (sein), odsłania nam rzeczy, jakimi one są. Lecz teraz ja-
snym jest, że ta sprzeczność może mieć miejsce między religią, a mniemaniem
uczonego, prawdziwość którego, jako roboczą hipotezę, przyjmuje się tylko chwi-
lowo, tak jak chwilowo nieraz lasy zasłaniają budowane gmachy, co jest nieunik-
nione w procesie budownictwa.
Dalej, nasza wielka ignorancja dotyczy religii.
Są dwa rodzaje wiedzy o religii.
Po pierwsze — można znać religię, tj. przeżywać ją, mieć w swym do-
świadczeniu to obcowanie z Absolutnym, które stanowi istotę religii. W rzeczywi-
stości, tylko ten, kto ma to doświadczenie, może wydawać sąd o religii, a co za
tym — i gruntownie rozwiązać problem o stosunku jej do nauki. Przecież wyda-
wać sądy o muzyce może jedynie człowiek, mający muzykalny smak i słuch. I dla-
tego absolutnie nie wystarcza znać historię muzyki, teorię muzyki i nawet oriento-
wać się w nutach. Niestety, wielu antyreligijnych pisarzy nie przeżywało tego reli-
gijnego doświadczenia w przeszłości (o ile nie utożsamiamy z nim formalnej, ob-
rzędowej strony religii) i już dlatego bezpodstawne są ich napady na religię w jej
11
czystym znaczeniu.
Lecz istnieje i inna wiedza dotycząca religii — jest to wiedza o religii, o tej
nauce, którą ona wyznaje, jako przedmiot wiary i doświadczenia.
To odpowiada znajomości teorii muzyki.
Lecz i tej "teorii" naszej religii prawie nie znamy.
Jesteśmy nie zaznajomieni z Biblią w oryginale, i sądzimy o niej na podsta-
wie różnych talmudów i katechizmów. A te ostatnie mogą przeczyć nauce tyleż ile
i przyrodzie, fizycznej i duchowej, jak i samej Biblii.
My mieszamy Biblię z jej teologicznymi tłumaczeniami, religię z teologią —
to, co Bóg odkrywa o Sobie i myśli o człowieku, zamieniamy na to, co człowiek
myśli o Bogu.
Geologia (nauka o składzie skorupy ziemskiej i jej powstaniu) uczy, że
świat był stworzony w ogromnym okresie czasu, a nie w ciągu 6 dni, jak mówi
szkolna teologia.
Lecz zobaczmy co na ten temat powiedziane jest w Biblii.
Dniem nazywamy ten okres czasu, który jest mierzony znanym ruchem zie-
mi wokół swej osi w stosunku do słońca. A w Biblii dniem nazwany i ten pierwszy
okres czasu, kiedy Bóg powiedział: "niechaj będzie światłość" i kiedy jeszcze nie
było słońca, które było stworzone w czwartym dniu (okresie).
Jasnym więc jest, że słowo "dzień" użyto nie w zwykłym znaczeniu 24-go-
dzinowego odstępu czasu, a w znaczeniu "okresu". Temu odpowiada użyte w ży-
dowskim oryginale słowo "jom", co oznacza i dzień i okres (por. greckie — "eon").
To potwierdza się i w drugim rozdziale księgi Genesis w Biblii, gdzie słowem "jom"
oznaczony jest cały czas tworzenia, obejmujący wszystkie sześć okresów. "Teć
są zrodzenia niebios i ziemi, gdy były stworzone, w czasie, w którym uczynił Pan
Bóg ziemię i niebo". (Genesis 2,4).
Bóg tworzący świat, jest wiecznym i istnieje poza czasem. I nie było jesz-
cze wówczas człowieka, świadomość którego związana jest z czasem. A i u czło-
wieka świadomość ta nie jest wieczną — gdyż w przyszłym nowym świecie —
"czasu już nie będzie" (Ob. Jana 10,6). Obiektywnie, poza człowiekiem, czasu nie
ma i teraz i pomiar jego jest warunkowym.
Mojżesz, który jest autorem księgi Genesis, mówi w swojej modlitwie
(Psalm 90,4): "Albowiem tysiąc lat przed oczyma Twemi są jako dzień wczorajszy,
który przeminął, i jako straż nocna". Jeszcze większą naiwność ujawniają ci, któ-
rzy podają w wątpliwość biblijny okres egzystencji świata, zapominając, że Biblia
określa w latach tylko długotrwałość historii człowieka, a nie egzystencję świata
lub samego procesu jego tworzenia.
To też, jeśli teologia czasami przeszkadza nam uznać dane geologiczne, to
Biblia znajduje się w zgodzie ze wszystkimi faktami przyrody, a zatem i z nauką,
odkrywającą te fakty.
Powierzchowne czytanie Biblii, jak i każda nauka połowiczna, wywołuje
jeszcze jedno zdumienie. Jak mogła być światłość w pierwszym dniu tworzenia,
jeśli słońce uczyniono dopiero w czwartym dniu tworzenia? Powodem tej wątpli-
wości jest znów nie znajomość Biblii, jak i nauki.
Już Herschel udowodnił, że na początku istniały mgławice świetlne, a słoń-
12
ce uczyniono w czwartym dniu, stało się ośrodkiem zbierającym rozlaną w prze-
strzeni energię świetlną.
W wyrażeniu: "uczynił Bóg dwa światła wielkie" — słowo: "uczynił" oznacza
— dopełnił uzupełnienia tego, co było stworzone , początkowo powołane do bytu
(czasownik "tworzyć" użyty jest w l rozdz. l wiersza, księgi Genesis). W oryginale
Biblii i jej przekładach odróżnia się te dwa czasowniki: tworzyć i uczynić — angiel-
skie create — mąkę, niemieckie schaffen — machen itd.
A i w życiu codziennym — jedna sprawa to wydobyć ogień, a inna — wyko-
nać lampę, napełnić ją palącą się substancją i zapalić ją... Zresztą jest to słaba i
nie zupełnie słuszna analogia.
Lecz najbardziej Biblia trwoży myślącego człowieka swymi opowieściami o
cudach. Wydaje się to naruszeniem praw przyrody.
O ile tak można mówić o cudach legend i apokryficznych ewangeliach, to
absolutnie nie można tego mówić o cudach Słowa Bożego. Uzdrawianie chorych,
wskrzeszanie umarłych — to nie naruszanie praw przyrody, lecz odbudowywanie
ich. Według prawa grzechu i dziedziczności choroba i śmierć są zgodne z pra-
wem, lecz w/g początkowego zamysłu, gdy nie było jeszcze grzechu — człowiek
był stworzony do życia ("człowiek" ma "czoło wieczności"). I kiedy usuwa się przy-
czynę wywołującą śmierć (tą przyczyną jest grzech), wtedy przywraca się działa-
nie Boskiej twórczości, twórczej siły, ta siła niegdyś w dni tworzenia — "lśniła z
głębi wieczności możnymi twórczymi słowami", ona według słów tegoż Darwina,
"natchnęła życie w początkową komórkę".
Naturalnym działaniem tej siły jest nie śmierć (to byłoby już nienaturalnym),
a życie i zmartwychwstanie. Kamień wskutek siły ciążenia pada na dół, lecz jeśli
siła ciążenia będzie zneutralizowana, odwrotnym pchnięciem — kamień poleci do
góry.
Cuda Ewangelii nie są nienaturalne, a nadnaturalne, nadprzyrodzone (non
praeter, non contra, sed supra naturam), o ile w tym lub innym przypadku zaczyna
działać ponad doświadczalna siła. I taki fakt dziwi nas, zdaje się nam być obcym,
cudzym ("cud" i "cudzy", jak i "cudowny") zadziwiająco pochodzi od jednego rdze-
nia, chociaż to, "co jest cudem na ziemi, na niebie jest naturalne" (jak zjawisko ra-
dioaktywności — cudem dla dzikusa, a sprawą naturalną dla chemika).
Prawa przyrody to nie łańcuchy, którymi Bóg związał Swoją i ludzką wol-
ność, i siłami przyrody On zarządza.
Bez cudu życie nigdy nie będzie cudnym — za nim tęskni i dręczy się każ-
da dusza żywa, rwąca się z królestwa konieczności do królestwa wolności.
Nauka badająca królestwo konieczności, prawa, jak i "stale powtarzające
się związki zjawisk" i siły dostępne jej "pięciozmysłowej" logice, nie zna cudu,
chociaż i nie może odrzucać go.
Religia natomiast łączy nas z królestwem wolności, i przy tym nie formalnej
i pustej, a wolności twórczej, z królestwem łaski, tej twórczej siły, świadkami której
m y jesteśmy; ta też siła podtrzymuje ten świat również cudownie (zachowanie
świata nie wynika z natury rzeczy, logicznie z faktu jego egzystencji, tak jak i życie
organizmu nie jest zabezpieczone przez jego narodzenie się, co może ulec znisz-
czeniu np. od głodu).
13
I dlatego w pytaniu o cudzie nie może być w zasadzie sprzeczności między
nauką i religią (może mieć miejsce tylko pytanie dotyczące realności lub zmyślno-
ści danego cudu — lecz jest to pytanie innego rzędu).
Dalej, powołując się na wielkość i nieskończone mnóstwo światów, myślący
człowiek trwoży się twierdzeniem jakoby Biblii, że ziemia znajduje się w centrum
wszechświata. Wskutek czego człowiek wbił się w pychę, uważając siebie za cen-
trum bytu. Lecz jest to myśl szkolnej teologii. Biblia nie stwierdza antropocentry-
zmu, tj. tego, że człowiek znajduje się w centrum wszechświata.
"Gdy się przypatruje niebiosom Twoim, dziełu palców Twoich, miesiącowi i
gwiazdom, któreś wystawił, tedy mówię: cóż jest człowiek, iż nań pamiętasz? Albo
syn człowieczy, iż go nawiedzasz?" — mówi Psalmista ( Psalm 8, 4-5).
Biblia nie uczy i o geocentryzmie, tj. o tym, że ziemia znajduje się w cen-
trum wszechświata, również nie ma w niej podstawy do heliocentryzmu (teorii,
której przejściowo trzymała się nauka ucząc, że w centrum świata znajduje się
słońce).
I czy w ogóle jest możliwe fizyczne centrum, równie oddalone od wszyst-
kich punktów kosmicznego obszaru, który jest nieskończony?!
Przez pewien czas myślano, że nieruchoma gwiazda polarna może być ta-
kim centrum — lecz i ona okazała się być i ruchomą i niecentralną.
Biblia uczy o teocentryzmie, o tym, że niezmiennym centrum wszechświata
jest Bóg (Bóg — na podstawie filologicznego twierdzenia Delitzscha oznacza —
niezmienny, wieczny cel egzystencji), "albowiem wszystko z Niego i przezeń i w
Nim" (Rzym. 11,36).
Biblia uczy nas nie o fizycznym, a o metafizycznym centrum wszechświata
(ponieważ ona zawiera naukę nie o fizycznych, przemijających przedmiotach, a o
wiecznym i duchowym), którym jest Chrystus — Logos. "Wszystkie rzeczy przez
nie się stały, a bez Niego nic się nie stało, co się stało" (Ew. Jana 1,4).
Świat chrystocentryczny, ponieważ — "Słowo (Chrystus - Logos) było Bo-
giem" (Ew. Jana 1,1). Bóg ucieleśnił się na maleńkiej i nieznanej planecie Ziemi,
czyż nie dlatego wybrał On na Ziemi maleńką Palestynę, a w Palestynie Betleem
(a w Betleemie żłobek — "gdyż nie znaleziono dla nich miejsca w gospodzie" ).
Nasza ziemia w ten sposób stała się kosmicznym Betleemem i jeśli światło ze
żłobka rozlało się na całym obliczu ziemi, to również ono może według pewnej
nieznanej nam projekcji sięgnąć do wszystkich punktów wszechświata. Możliwo-
ści istnienia życia w innych światach Biblia nie odrzuca, jak i tej biologicznej zasa-
dy, według której u Boga w każdym miejscu kosmosu "żyje to, co w nim żyć
może" (Przyrodoznawca G. Geer). (Porównaj ang. tłumaczenie słowa "wieki" Ży-
dów 1,2 — przez "worlds" — światy: "Bóg stworzył światy").
Ten niezmierzony kosmos (makrokosm) jest chrystocentrycznym, tak jak i
mały świat (mikrokosm) twej istoty. Jego Logosem, jego wiecznym sensem jest
Chrystus. ("Dusza z natury jest chrześcijanką"). Tylko w okół Niego może być ze-
brana dośrodkowo cała duchowa energia człowieka i tylko od Niego odśrodkowo
może wypromieniowywać cała twórcza Jego siła. O ile to słoneczne centrum nie
jest na miejscu, to następuje zachwianie równowagi w kosmosie człowieka — du-
sza odczuwa wewnętrzną chwiejność, pustkę i zaćmienie, podobnie jak ukrzyżo-
14
wanie Chrystusa na Golgocie wywołało zaćmienie słońca i trzęsienie ziemi w
przyrodzie (por. myśl psychologa Jamesa: nawrócenie jest aktem woli, przy po-
mocy którego wyższa wartość, będąca we wtórnych warstwach świadomości, sta-
je się centrum tej świadomości).
Chociaż Biblia nie jest specjalną książką dotyczącą fizycznej przyrody lub
zewnętrznej historii ludzkości, jednak i w tych zagadnieniach jest ona dokładna.
(Jak moglibyśmy jej wierzyć w bardziej ważnym, duchowym, wiecznym i przy-
szłym, gdyby ona myliła się w mniej ważnym, osiągalnym dla wiedzy ludzkiej?). O
ile porównamy naiwne wiadomości o przyrodzie zawarte w świętych księgach hin-
duizmu, parsizmu, mahometanizmu z obeznaniem autorów biblijnych, będziemy
musieli im przyznać natchnienie od Boga, razem z francuskim fizykiem Biotem
(1771-1862), który powiedział: "Albo Mojżesz miał takie głębokie naukowe do-
świadczenie, jakie posiada nasz wiek, albo był on natchniony z góry".
W Biblii nie znajdujemy starożytnych obrazów o tym, że niebo jest twardym
sklepieniem, do którego są przytwierdzone gwiazdy; zgodnie z księgą Genesis,
niebo jest rozciągłym ośrodkiem, oddzielającym wody, które są w górze, od wód,
które są na dole.
Podczas, gdy starożytni uczyli, że ziemia jest umocowana na jakichś pod-
porach — Biblia mówi, że Bóg "ziemię zawiesił na niczym" (Joba 26,7).
Nadzwyczajne są również i inne naukowo-przyrodnicze stany rzeczy, które
były znane Biblii na długo przed tym, zanim zostały odkryte przez naukę. Do nich
można odnieść słowa proroka Izajasza: "Podnieście ku górze oczy wasze, a
obaczcie! Kto to stworzył?... według wielkości siły i wielkiej mocy u Niego, ani jed-
no z nich nie zginie" (40,26), potwierdzone odkrytymi już w późniejszych czasach
prawami zachowania materii (Łomonosow i Lavoisier) i zachowania energii (May-
er 1814-1878). Anticipations (Prof. Mackaig: The Grand Old Book. London 1923).
Mądrość mówi o sobie w Przypowieściach Salomonowych: "Kiedy On jesz-
cze nie uczynił początkowych pyłków wszechświata... ja tam byłam (mądrość)
(Przyp. Sal. 8,26 — tłum. z rosyjskiego).
Czy nie jest to napomknieniem na elementy materii?
Stopniowo naukowe odkrycia coraz bardziej i bardziej potwierdzają dokład-
ność biblijnego obrazu przyrody i historii.
Filologia — rozdzielająca języki ludzkości na trzy główne grupy — indoeu-
ropejską, semicką i turajską, coraz bardziej odkrywa wspólne elementy w nich,
prowadzące do jedynego języka, jedynego narodu (prajęzyk).
Rozdział ludzkości na 70 głównych narodów, podany w 10 rozdziale księgi
Genesis, coraz bardziej jest potwierdzany przez etnologię (nauka o kultach i ple-
mionach).
Geologia i paleontologia (nauka oparta na archeologicznych wykopali-
skach) wspaniale potwierdziła kolejność tworzenia, przedstawianą w Biblii.
"Kolejność, w której ukazują się organicznie utworzone istoty, przedstawia-
ją dokładną kolejność sześciu dni tworzenia, jak przedstawia nam księga Gene-
sis" (Fizyk G. Fechner).
"Mojżesz pozostawił nam kosmogonię (nauka o pochodzeniu świata, do-
kładność postawy której w zadziwiający sposób jest potwierdzana z dnia na
15
dzień". "Ani jednej kości człowieka nie znaleziono w żadnym z poprzednich pokła-
dów" (B. Cuvier — założyciel paleontologii).
Geologia podaje następujące kolejne formacje-grupy (epoki), poczynając
od najstarszej do najmłodszej: archaiczna, eozoiczna, paleozoiczna, mezozoicz-
na i kenozoiczna, przy czym stwierdza, że dopiero w grupie paleozoicznej stwier-
dzono obecność roślinności, w grupie mezozoicznej — obecność ryb, ptaków, ga-
dów, płazów, a w najmłodszej kenozoicznej — obecnie żyjące formy roślinne,
zwierzęce i człowieka. Księga Genesis podaje tę samą kolejność okresów tworze-
nia całości przez Stwórcę Boga: najpierw roślinność, potem ryby, ptactwo, płazy i
w końcu: bydło, zwierzęta i człowieka. (Przyp. tłumacza).
Archeologia, która odkryła Niniwę i Babilon, znalazła i pozostałości Babiloń-
skiej wieży ("Ziggurat") i mnóstwo starożytnych tablic z przedstawieniem faktów
potwierdzających treść Biblii. (Wieża Birs-Nimrud miała 46 m. wys. i 710 m. w ob-
wodzie. Nazwano ją: "Biggurat" — co oznacza: "zrobić sobie imię" (Genesis 11,4).
Historia sprawdziła wypełnienie proroctw Biblii tak zadziwiająco, że tylko to
jedno badanie doprowadziło powątpiewających do wiary w Boskie natchnienie Pi-
sma Świętego. Izajasz (w VIII w. do N.Ch.) mówi o Babilonie w okresie jego wiel-
kości: "Nie będą w nim osadzać się na wieki... ale tam zwierz odpoczywać bę-
dzie, a domy ich bestiami napełnione będą; i będą tam mieszkać sowy, a pokusy
tam skakać będą... Straszne potwory w pałacach ich, a smoki na zamkach rozko-
szy" (Izajasz 13,20-22).
I to spełniło się w IV w. Królowie perscy uczynili Babilon (po jego zburzeniu
i opuszczeniu) miejscem przebywania zwierząt i od czasu do czasu urządzali tam
polowanie (por. Słownik Encykl. Brockmana).
Dalej Izajasz mówi: "I uczynię je osiadłością bąków (jeżów) i kałużami wód"
(14,23). Tak się też i stało... Babilon padł ofiarą powodzi na skutek zaszłych zmian
w dolnym biegu rzeki Eufrat i obecnie większa jego część znajduje się pod wodą.
Rosyjski podróżnik Frej, będący tam w 1895 r., przeraził się mnóstwem
jeży w błotach b. Babilonu, co jest wspomniane przez Izajasza.
Jeszcze wiele można byłoby podawać faktów, w zupełności potwierdzają-
cych nasze twierdzenie — a mianowicie, że prawdziwa nauka i prawdziwa religia,
jaką jest religia Biblii, nie przeczą sobie wzajemnie. Religia nie przeczy nauce, a
naszym "wiadomościom" (i przypuszczeniom) o przyrodzie.
Między Objawieniem i samą przyrodą nie ma sprzeczności i nie może być,
gdyż Bóg jest Twórcą ich obydwu. Ogólna natomiast przyczyna uprzedzenia do
religii zawiera się przede wszystkim w nieznajomości, jak twierdzi Ba con i to rów-
nież z Boską prostotą wyjaśnia sam Chrystus: "Błądzicie, nie będąc powiadomieni
(nie znając) Pisma, ani mocy Bożej" (Ew. Mateusza 22,29).
Te słowa były wypowiedziane do sadyceuszy, racjonalistów swego czasu,
odrzucających zmartwychwstanie i egzystencję ducha (czyż nie tacy są sadyce-
usze naszych czasów, którzy "przyjmują" tylko to, co rozumieją?).
I jak wówczas, tak i teraz nie znamy tych dwóch dziedzin: treści Pisma Św.
i siły (mocy) Bożej, tj. tej realności, o której mówi Pismo i która objawia się w reli-
gii, jako doświadczenie i przeżycie. Do tej strony religii teraz przejdziemy.
Jeśli brać religię w istocie, tj. jako wewnętrzne przeżycie, jako korzenie się
16
przed Bogiem i obcowanie z Nim — wówczas winniśmy się zgodzić, że nauka nie
tylko nie przeczy religii — lecz więcej —
Nauka prowadzi do religii
Jeśli nie ograniczymy się jedynie do żmudnego zbierania faktów, jak uczo-
ny specjalista Wagner u Goethego, jak Faust, damy wolność pełnemu pragnieniu
człowieka odnośnie poznania, które dąży do osiągnięcia tajemnicy bytu i władania
tymi tajemnicami — wówczas niechybnie przyjdziemy do religii.
I właśnie nauka udowadnia nam jej konieczność. Ona stawia te same pyta-
nia, na które odpowiada religia. Ona według prawa przyczynowości doprowadza
nas do praprzyczyny świata — a religia odpowiada, kto jest tą twórczą Praprzy-
czyną nie tylko świata, ale i człowieka. Ona mówi, że pochodzimy od Boga (a nie
od małpy).
Nauka odkrywa mądrą budowę świata, harmonię i porządek — a religia od-
krywa wieczny Logos bytu, warunkujący tę harmonię.
Nauka prowadzi do konieczności jakiegoś rozumnego sensu w życiu, jakie-
goś wyższego przeznaczenia życia.
Religia odpowiada — to Bóg. Ujawnienie Boskiego początku we mnie i w
całym świecie, tak, aby miłość, piękno ogarnęły całość bytu i oby Bóg był wszyst-
kim we wszystkim — to tworzy rozumny cel świata. Nauka ugruntowuje nie tylko
przyrodnicze prawa, w/g których świat istnieje, lecz również i normatywne prawa,
według których on winien istnieć dla dobra zachowania życia.
Taką jest etyka — nauka o normach zachowania.
Medycyna również ugruntowuje prawa zachowania. Ona udowadnia ko-
nieczność czystego, moralnego życia, poleca młodzieży wstrzemięźliwość płcio-
wą poza ślubem — lecz nie wskazuje na źródło siły samodyscypliny. To również
słuszne jest odnośnie alkoholizmu.
Socjologia potwierdza prawo solidarności i kooperacji — lecz nie zawiera
sama w sobie środków dla przezwyciężenia egoizmu.
Jednak — "tyś powinien" — to znaczy — "ty możesz". Dlatego winna być
taka siła, która byłaby dla nas źródłem i światłości i energii w duchowym znacze-
niu, źródłem duchowego zaspokojenia. Ta siła jest w Bogu.
Nauka zna jedynie zjawiska, a filozoficzna wnikliwość człowieka dąży do
przedostania się za zasłonę tej "maya", która ukrywa przed nami prawdziwą istotę
świata — "satya", jego naturę, jego prawdziwy byt, jego ontologiczną podstawę,
jego Prawdę. I przychodzi na świat Ten, Kto mówi: "Ja jestem Prawdą" (tj. to, co
jest istotne i wieczne, co stanowi istotną podstawę bytu, jego prawdę; to, co zaiste
jest). Istotne (prawdziwe) pochodzi od jednego rdzenia z łac. "justus", ros. "istyj",
czesk. "jisty", polsk. "istnieć".
Krótko mówiąc, naukowe myślenie udowadnia, że powinien być Bóg, a reli-
gia — Jego odkrywa i mówi o Nim. (Nauka udowadnia logicznie konieczność
Jego istnienia, estetyka pokazuje idealny byt w obrazach, a religia jednoczy, pro-
wadzi do społeczności z Bogiem).
W "Boskiej Komedii" poeta Dante jest prowadzony przez Wirgiliusza przez
17
piekło i czyściec. Wirgiliusz uosabia wiedzę człowieka. Lecz gdy pielgrzymi przy-
chodzą do wrót raju, Wirgiliusz pozostawia Dantego i przez próg raju, w promie-
niu światłości Bóstwa prowadzi jego Beatrice — uosobienie religii.
Tylko wewnętrzne religijne doświadczenie pomoże nam przestąpić próg
między zjawiskiem a istotą, koniecznością i wolnością.
"Jamci jest ta droga, i prawda, i żywot; żaden nie przychodzi do Ojca, tylko
przez Mię" (Ew. Jana 14,6), mówi Chrystus.
To religijne doświadczenie odkryło mi w czasie moich lat studenckich realny
i bezpośredni byt Tego, Którego obecność podpowiadały i myśl i objawienie pięk-
na i świadomość własnej niedoskonałości.
I wtedy zobaczyłem, że religia nie tylko nie przeczy nauce — lecz...
Religia jest siłą poruszającą naukę
Nie mówię o tej "religii", która na stosie spaliła filozofa Giordano Bruno,
gdyż ona też spaliła i Jana Husa, tj., ona walczyła nie tylko z nauką, lecz i z praw-
dziwą religią.
Przede wszystkim nasza postawa jest prawidłową psychologicznie z punk-
tu widzenia psychologii poznawania.
Przyzwyczailiśmy się myśleć, że wiedza jest silniejsza od wiary, będącej
fundamentem religii. Lecz w rzeczywistości wiara daje siłę wiedzy; wiadomość
(wiedza) bez upewnienia się w niej, bez uznania — jest martwą wiadomością.
Możemy wiedzieć, że samolot jest w stanie podnieść nas, lecz jeśli w tym nie bę-
dziemy upewnieni, nigdy nie zdecydujemy się wejść do niego. Wiedzieć, że moż-
na bez szkody dla zdrowia zanurzyć rękę zmoczoną amoniakiem, w roztopionym
ołowiu, nie znaczy, że każdy zdecyduje się bez obawy to wykonać, nie mając ab-
solutnej pewności co do tego, a tymczasem znane są przypadki, że robotnicy w
fabryce myją ręce w roztopionym ołowiu.
A tym bardziej znajomość zasady moralnej, która zobowiązuje nas do czy-
nu wielkiego, ryzyka i ofiary, wymagającej pełnej wiary: albowiem licha ta moral-
ność, do której odnosimy się niereligijnie (jasnym, że i religia, jeśli nie jest moral-
ną, nie jest religią).
Tylko religia daje moralnym normom — moralną i absolutną sankcję — i
wówczas stają się one nie względnymi przykazaniami ludzkimi, lecz absolutnymi
przykazaniami Boga.
Religia wprowadza w ruch naukę i w tym znaczeniu, że ona pobudza i za-
chęca ducha do badań. Jest to prawdziwe i w stosunku do chrześcijaństwa.
"Wszystkiego doświadczajcie, a co jest dobrego, tego się trzymajcie" (1Tesal.
5,21) — mówi Apostoł Paweł. "Badajcież Pismo" (Jana 5,39) — takie jest zalece-
nie Chrystusa.
W tym też i siła religii, że ona wzbudza miłość do życia, do przyrody, do
człowieka — oświecając je światłością, nie przemijającego sensu.
Pamiętam, że właśnie nawrócenie się do Boga, które doprowadziło mnie
do nowego światopoglądu — zwiększyło we mnie pragnienie wiedzy, potwierdziło
te wysiłki, które są niezbędne dla jej pozyskania. "Martwe kości w Instytucie ana-
18
tomicznym stały się dla mnie żywymi" — mówiła jedna studentka medycyny, po-
tem jak ona znalazła źródło wody żywej w Chrystusie.
Chce się poznać ten świat, który zawiera nie ślepe, przypadkowe zespole-
nie żywiołów, prowadzących do zniszczenia, lecz ten dziwny Kosmos, ukazujący
otwartą księgę dla poznania Ojca. Ongiś, w "ostatnim dniu", znów "niebo ustąpi
jak księgi zwinione" (jak zwitek papieru) Ob. Jana 6,14.
Religia dlatego wprowadza w ruch naukę, gdyż w religijnym doświadcze-
niu, kontaktujemy się z Wieczną Mądrością, Logosem świata. "Lecz jeśli kto miłu-
je Boga, ten jest wyuczony od Niego" (1 Koryn. 8,3).
Czy nie dlatego zaszczyt i uznanie za wielkie odkrycia i wynalazki należą
się tym, którzy byli wielkimi uczonymi i wielkimi chrześcijanami; wspomnijmy mni-
cha Gutenberga, który płonął pragnieniem, aby co by się nie stało znaleźć sposób
dla szerokiego rozpowszechnienia Biblii (pierwszą wydrukowaną przez niego
księgą była Biblia) i wspomnijmy Newtona (ang. fizyk, astronom i matematyk.
Przyp. tł.), który umiał z pietyzmem obserwować procesy zachodzące w przyro-
dzie.
Największe jakości wytrwałego badacza — samozaparty trud, wiara w koń-
cowy rezultat i pokora — są przede wszystkim produktami religii.
W tym czasie, jak dedukcja (metoda wyprowadzania poszczególnych są-
dów z ogólnych), tak właściwa zarozumiałemu umysłowi, skłonnemu wszystko
podporządkowywać zawczasu przyjętym postawom, doprowadziła naukę do bez-
owocnego racjonalizmu XVII w. — indukcja (wyprowadzenie ogólnego sądu z rzę-
du poszczególnych faktów) — korne przyjęcie faktów, jakimi one są — wywołała
rozkwit w nauce i doprowadziła do odkryć i wynalazków. To był nawrót od racjona-
lizmu do empiryzmu F. Bacona, który wydźwignął induktywną metodę i zasadę
powściągliwego badania przyrody (natura parendo vincitur: przyrodę zwycięża się
przez poddanie się jej).
Nauka bez religii to — "niebo bez słońca". A nauka obdarzona światłem re-
ligii — to natchniona, uskrzydlona myśl przenikająca jaskrawym światłem ciemno-
ści tego świata. "Jam jest światłość świata, kto Mię naśladuje, nie będzie chodził
w ciemności, ale będzie miał światłość żywota" Ew. Jana 8,12 — tak mówi Chry-
stus.
I teraz zrozumiałym jest, dlaczego w życiu wierzących uczonych religia od-
grywała tak wielką rolę.
Prof. Dennert przejrzał religijne poglądy 262 znanych przyrodoznawców,
włączając wielkich uczonych tej kategorii, i okazało się, że z nich tylko 2% było lu-
dzi niereligijnych, 6% obojętnych i 92% gorąco wierzących (wśród nich Robert
Mayer, C.E. Baer, C.F. Gauss i inni.).
Niedawno wyszła drukiem książka w języku angielskim: "Religijne wierze-
nia współczesnych uczonych" (Tabrum). Autor posłał zapytanie w listach do 133
znanych angielskich i amerykańskich uczonych, zawierających dwa pytania: 1)
czy religia chrześcijańska przeczy w jej zasadach nauce, 2) czy znane są danej
osobie uczeni, którzy tego rodzaju sprzeczności uznawali. Otrzymał 118 pozytyw-
nych dla religii odpowiedzi, pozostali albo nie dali odpowiedzi, lub wypowiedzieli
się w sposób nieokreślony.
19
Wśród pierwszych takie nazwiska, jak Thomson, Lodge i inni.
Wśród wierzących chrześcijan byli uczeni: M. Faraday, G. Ohm, Ch. Co-
ulomb, A. Ampere, A. Volta — nazwiska których uwiecznione są w fizyce imiennie,
dla oznaczania znanych pojęć fizycznych.
A kto nie wie o religijnym entuzjazmie genialnego matematyka B. Pascala,
który napisał zadziwiające "Myśli o religii"!
Wspomnijmy jeszcze o religijnych poglądach niektórych z uczonych.
G. Galileusz (1564-1642, fizyk i astronom): "Pismo Święte nie może w żad-
nym wypadku ani mówić nieprawdy, ani się mylić — sentencje jego są absolutny-
mi i niezbitymi prawdami". (N.Ł. Lubimow: "Historia fizyki", cz. III, Str. 22).
R. Boyle (1621-91) — znakomity chemik.
"Porównane z Biblią wszystkie ludzkie książki, nawet najlepsze, są jedynie
planetami, czerpiącymi całe swoje światło i jasność od słońca".
Louis Pasteur (1822-1895) — chemik i fizjolog.
"Ponieważ ja myślałem i zgłębiałem, dlatego stałem się wierzącym, podob-
nie do bretończyka, a gdybym ja jeszcze więcej rozmyślał i zajmował się nauka-
mi, wówczas stał bym się takim wierzącym, jak bretońska wieśniaczka. (Revue
des guest. scient. XXXIX. Lauvain 1896).
J. Newton (1641-1727) — filozof i matematyk, wypowiedział się o swoich
pozytywnych wierzeniach w cuda i proroctwa w swoim komentarzu do księgi Da-
niela i Ob. św. Jana.
N.J. Pirogow (1810-1881) — chirurg i pedagog wyłożył swoją wiarę w
Ewangelię i Boskość Jezusa Chrystusa w swoim "Pamiętniku starego lekarza".
"Mnie koniecznym był niedostępny — wysoki ideał wiary. I wziąłem się za Ewan-
gelię, której ja nigdy przedtem nie czytałem, a już miałem 38 lat życia i znalazłem
dla siebie ten ideał".
J. Kepler (1571-1630) — astronom niemiecki — kończy swoją pracę z za-
kresu astronomii modlitwą, w której dziękuje Bogu, który odkrył jemu wielkość
przyrody.
Nasz wielki fizyk K. Cinger, w końcu kursu fizyki cytuje słowa z "Ks. Mądro-
ści Salomona":
"Sam On (Bóg), obdarzył mnie prawdziwym poznaniem egzystującego, aby
poznać strukturę świata i działanie żywiołów" (7,17).
Religijne wierzenia okazały się być i u takich uczonych, u których nie spo-
dziewano się tego oczekiwać. Do nich odnosi się C. Darwin:
"Ja nigdy nie byłem ateuszem w sensie odrzucania istnienia Twórcy. Do
pierwszej komórki życie musiało być natchnione przez Twórcę" (Listy Darwina).
Kiedy znany przyrodoznawca Wallace odwiedził Darwina, to musiał pocze-
kać na przyjęcie, ponieważ syn Darwina powiedział: "Mój ojciec teraz modli się".
W trzydziestych latach Darwin był na Ziemi Obiecanej. Był zgnębiony obra-
zem tamtejszej moralności, typowym objawem której była rozpusta, dzieciobój-
stwo, składanie ofiar ludzkich itp.
Po upływie kilkunastu lat znów odwiedził tę ziemię. Moralność dzikusów
stała się nie do poznania. Okazało się, że było to owocem pracy misji chrześcijań-
skiej, mocą Ewangelii usuniętych wspomnianych smutnych faktów. Od tej chwili i
20
do końca swego życia Darwin należał do grona członków i ofiarodawców tej misji.
Niedługo przed śmiercią czytał on list Ap. Pawła do Żydów i zachwycał się głębią
tej, według jego określenia — "Królewskiej Księgi".
Można było by podawać jeszcze wiele podobnych przykładów z życia uczo-
nych, lecz i tych wystarczy, aby zobaczyć, że jedynie nasza wiedza "połowiczna"
oddala nas od Boga. Jeśli ci geniusze i talenty, dźwigający naukę, byli ludźmi wia-
ry, to dlaczego nie możemy ich naśladować, będąc w naukowym znaczeniu jedy-
nie ich słabymi uczniami?
Ludzie nauki składają w pokorze swe wawrzyny u podnóża Boskiego tronu.
Pewnego razu w moskiewskiej uniwersyteckiej świątyni miał miejsce taki
wypadek ze znanym ginekologiem prof. Sinicynem w Wielkim Tygodniu: kładąc
pokłon na ziemi, staruszek tak i zamarł w tej pozie... Okazało się, że umarł w tym
momencie. Tak skłaniała się do końca dusza uczonego przed Bogiem, oddając
Jemu ostatnie westchnienie...
I dlatego nie dziwnym jest fakt powstania w różnych krajach Chrześcijań-
skiego Ruchu Studenckiego, członkowie którego dążą do zjednoczenia nauki z
chrześcijańską religią w życiu.
Do rozpowszechniania tego ruchu wiele przyczynił się znakomity biolog H.
Drummond, który wywoływał swymi głębokimi w treści odczytami niezatarte wra-
żenie na studentach właśnie dlatego, że łączył w swym obliczu wspaniałą wiedzę
i płomienną wiarę w Chrystusa.
Student chrześcijanin jest zjawiskiem w zupełności naturalnym, normalnym
— jak to zdaje się być dziwnym dla tradycyjnie myślących studentów, którzy uwa-
żają religię udziałem ludzi zacofanych i boją się, że religia nie jest zgodną z wolną
myślą. Lecz widzimy w samej rzeczy, że wykształcony człowiek nie tylko może,
lecz i niechybnie winien wierzyć w Boga. Wielcy uczeni, którzy są dla nas autory-
tetem w zakresie nauki, okazuje się, że mogą być dla nas przykładem i w zakre-
sie religii.
Chwała tym studentom, którzy potrafią zwyciężyć przewagę tradycyjnych
przesądów i zlekceważyć fałszywy wstyd w imię prawdy, lub, jak się to śpiewa w
pieśni studenckiej:
Chwała temu, kto prawdzie służy, I dla prawdy ofiaruje wszystko.
I odwrotnie, student ateista jest zjawiskiem smutnym i nienormalnym. Nie
chce się stawiać zarzutu uczciwemu i sumiennemu zwątpieniu, nawet brakowi
wiary — gdyż czasami jest to jedynie protest przeciw t. zw. religijnym zabobonom
i wypaczeniom prawdy ewangelicznej oraz skryte pragnienie głębokiej i przytom-
nej wiary; w każdym bądź razie jest to choroba ducha, a choroba winna wywoły-
wać jedynie współczucie.
Nie można nie żałować szczególnie tych, którzy tę chorobę rozpowszech-
niają w narodzie i otwarcie głoszą swoje subiektywne błądzenie przed "tymi ma-
luczkimi", rujnując w ten sposób ich duszę.
Ateizm nie tylko nie harmonizuje z rozumem i nauką, lecz jest w sprzeczno-
ści z nimi, doprowadzając myśl ludzką w ślepy zaułek. Myśląc według prawa
przyczynowości, ateizm nie daje odpowiedzi o PRZYCZYNIE, która stworzyła
świat, lub odpowiada naiwnie, jak jeden z uczonych ateistów w Moskwie: "przyro-
21
da sama siebie stworzyła". Nie może uzasadnić określonej obiektywnej moralno-
ści dlatego, że: "Jeśli Boga nie ma, wszystko jest pożyteczne".
W szerszym zasięgu owoce takiego myślenia będą zawsze widoczne,
szczególnie w ciemnych masach narodu, doprowadzając je do moralnego upad-
ku. Lecz i kulturalnemu narodowi grozi to samo niebezpieczeństwo duchowego
zubożenia i zwyrodnienia, na ile w nim cywilizacja oddziela się od kultury, techni-
ka od kultu i nauka od religii.
Wyrzekając się wiary w Boga, współczesny człowiek oddaje hołd innemu
człowiekowi (por. homo homini deus est w/g Feuerbacha) — tj. samemu sobie.
Odrzucając duchową istotę, adoruje materię.
W nasze dni szczególnie dobitnie wypełniają się słowa Nowego Testamen-
tu: "Którzy odmienili prawdę Bożą w kłamstwo, i chwalili stworzenie (materię) oraz
służyli mu raczej niż Stworzycielowi" (Rzym. 1,25). Ludzie, którzy nie przyjęli
prawdy "będą wierzyli kłamstwu" (2Tesal. 2,10-11). "Albowiem przyjdzie czas, gdy
zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich pożądliwości zgromadzą sobie
sami nauczycieli, mając świerzbiące uszy, a odwrócą uszy od prawdy i ku ba-
śniom je obrócą" (2Tymot. 4,3).
Wyżej wskazaliśmy, że brak wiedzy jest przyczyną braku wiary. Lecz jest i
inna przyczyna tego — to niechęć do przyjęcia prawdy, ponieważ ona nie odpo-
wiada "zachciankom" i nie "schlebia uszom".
Jedni zgadzają się korzyć przed prawdą — i to jest cechą prawdziwie szu-
kającego studenta. Inni chcą aby prawda korzyła się przed nimi. Wypaczają ją
według własnego smaku, a jeśli to jest niemożliwe, odrzucają ją.
"Lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność niż światłość; bo były uczynki ich
złe" (Ew. Jana 3,19).
I nie w tym bieda, że "uczynki ich były złe" — ponieważ ich złe uczynki
mogą być usunięte i zwyciężone przez nawrócenie się do Boga, a w tym, że lu-
dzie je bardziej umiłowali niż prawdę.
Jeszcze w XVII w. francuski filozof N. Malebranche wypowiedział myśl:
"Gdyby przyznawaniu naukowych prawd towarzyszyły moralne obowiązki, to i
twierdzenie Pitagorasa stało by się przedmiotem zwątpienia". Dlatego często nie
chcemy przyjąć wezwania Chrystusa, gdyż wymaga ono od nas wyrzeczenia się
każdego ulubionego grzechu (postępowania).
Czyż nie dlatego chwytamy się za darwinizm, w jego zniekształconej for-
mie, aby usprawiedliwić swym "zwierzęcym pochodzeniem", nasze nieszlachetne
prowadzenie się?
O naturalnej przyczynie niewiary Chrystus tak mówił do nauczonych w Pi-
śmie (również ludzi nauki swego czasu):
"Badajcie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny, a one skła-
dają świadectwo o Mnie; ale mimo to do Mnie przyjść nie chcecie, aby mieć ży-
wot" (Ew. Jana 5,39-40).
Stąd pierwsze naukowe zadanie zawiera się w prostym słowie: "Badajcie"
— czytajcie, poznajcie treść Ewangelii, zbadajcie ją wnikliwie, poważnie, rzetel-
nie, bez uprzedzeń. I wówczas ujrzycie światło, które rozjaśni wszystkie problemy,
wszystkie kąty duszy, jej rany i choroby. Przez Ewangelię człowiek widzi siebie,
22
jakim on jest i jakim powinien być. Lecz najbardziej radosną nowiną, którą daje
Ewangelia, jest wieść o Chrystusie, dzięki Któremu, możemy być takimi, jakimi
powinniśmy i chcemy być w swoich wyższych dążeniach.
Dlatego jest niezbędny drugi krok z naszej strony:
"Przyjdźcie, aby mieć żywot".
Chemiczna formuła wody — H2O — może zaspokoić jedynie pragnienie
rozumu, lecz nie może zaspokoić istotnego pragnienia, dla którego niezbędna jest
sama woda.
Nam niepotrzebne są dowody istnienia Boga, nie idea o Bogu, lecz On
Sam, Żywy, Miłujący.
I w końcu udowodnić (ontologicznie) istnienie Boga, może tylko On Sam
Swoim bytem, Swym wejściem do naszej duszy. Pamiętam rozmowę z prof. J.F.
Ogniewym — dyrektorem Histologicznego (przyrodoznawczego) Instytutu przy
Moskiewskim Uniwersytecie, celem której było potwierdzenie jako specjalisty-
-przyrodoznawcy, niektórych danych tego odczytu (w szczególności o darwini-
zmie). Gdy nasza rozmowa dotknęła religii, on szczególnie ożywił się:
"Dla mnie religia to życie duchowe, które mam przez Chrystusa... Jednego
tylko żałuję, że był cały okres, kiedy o tym życiu nie wiedziałem". Przy tych sło-
wach wzruszył się do łez.
Jak chciałoby się abyśmy wszyscy przejęli się tym świętym podnieceniem,
tym pragnieniem tego istotnego, uduchowionego życia!
Przecież mówimy nie tylko o myślowym problemie zgody nauki z religią, ale
o życiu i śmierci...
Sama wiedza może uczynić nas tylko badaczami ksiąg, teoretykami, Ham-
letami, którzy tylko rozważają, ale nie mogą tworzyć.
Sama wiara, która nie wie w co wierzyć i której przedmiotem nie jest nie-
zgłębiony i jasny obraz Boga ujawniony w Chrystusie — to ślepa wiara. Ona
może natchnąć Don Kichota, lecz... do walki z wiatrakami.
Nam niezbędna jest żywa wiedza i rozumna wiara i tylko ich synteza — po-
łączenie w nierozerwalny związek — otworzy możliwość twórczego życia.
Albowiem twórcze życie należy do ludzi mądrych, uskrzydlonych wiarą.
23