Abbi Glines Jesteś za daleko

background image
background image

AbbiGlines

Jesteśzadaleko

RushTooFar

PrzełożyłaKatarzynaBieńkowska

DlaNatashyTomic,którapierwszaużyła

sformułowania„RushCrush”naokreślenieszaleństwana

punkcieRusha.Wspierałaśmnie,rozśmieszałaś,

wysłuchiwałaśmoichniepokojówirozkoszowałaśsięwraz

zemnąniejednymkieliszkiemczerwonegowina.Wciągu

minionegorokuzpopierającejmnieblogerkistałaśsię

prawdziwąprzyjaciółką.

PROLOG

Mówisię,żedziecimająnajczystszeserca…żedzieci

niepotrafiąnaprawdęnienawidzić,ponieważnie

rozumiejąwpełnitegouczucia.Łatwowybaczają

izapominają.

Ludziepowtarzająmnóstwotakichbzdur,bodzięki

temulepiejśpiąwnocy.Miłopowiesićsobienaścianie

takiebudującepowiedzonkaiuśmiechaćsiępotemnaich

widok.

Jawiemswoje.Dziecipotrafiątojaknikt.Zdolnesą

donajgwałtowniejszychuczuć.Serio.Wiem,bosamtego

doświadczyłem.

Wwieku

dziesięciu

lat

znałem

inienawiść,imiłość.Obateuczuciapotrafiączłowieka

pochłonąćbezreszty.Obazmieniajążycie.Iobamogą

całkowiciezaślepić.

Patrzącwstecz,żałuję,żeniebyłonikogo,ktoby

background image

zobaczył,jakmatkazasiaławemnieziarnonienawiści.We

mnieiwmojejsiostrze.Gdybybyłprzynasktoś,kto

ocaliłbynasprzedkłamstwamiigoryczą,którym

pozwoliłasięwnasjątrzyć,możewtedysprawy

potoczyłybysięinaczej.Dlawszystkich.

Wtedyniepostąpiłbymtakgłupio.Niebyłbymwinien

tego,żepewnadziewczynamusiałasamaopiekowaćsię

chorąmatką.Niebyłbymwinientego,żetasama

dziewczynastałanadgrobemmatki,przekonana,że

straciłaostatniąosobę,którająkochała.Niebyłbym

winientego,żepewienmężczyznazniszczyłsamego

siebie,ajegożyciestałosiępustąrozbitąskorupą.

Aleniktmnienieocalił.

Niktnasnieocalił.

Wierzyliśmywtekłamstwa.Podsycaliśmynaszą

nienawiść.Aletojasamzrujnowałemżycieniewinnej

dziewczynie.

Mówisię,żekażdyzbierażniwoswoichuczynków.

Totakżebzdura.Bojapowinienempalićsięwpiekleza

mojegrzechy.Niepowinienemmócbudzićsiękażdego

ranka,trzymającwramionachtępięknąkobietę,która

kochamniebezwarunkowo.Niepowinienemtrzymać

wobjęciachsynaizaznawaćtejczystejradości.

Aprzecieżtakwłaśniejest.

Boostateczniektośmniejednakocalił.Nie

zasłużyłemnato.Cholera,tomojasiostrapotrzebowała

ocaleniabardziejniżktokolwiekinny.Onanie

manipulowałaloseminnejrodziny,niebaczącna

konsekwencje.Aleonanadaljestpełnagoryczy,podczas

gdyjazostałemwybawiony.Przezpewnądziewczynę…

Jednaktoniejestzwyczajnadziewczyna.Toanioł.

Mójanioł.Piękny,silny,zawzięty,lojalnyanioł,który

background image

wtargnąłwmojeżyciewpikapieipodbronią.

ROZDZIAŁPIERWSZY

Toniebędzietypowahistoriamiłosna.Jestteżzbyt

popieprzona,żebyuznaćjązauroczą.Kiedyjednakjestsię

nieślubnymsynemlegendarnegoperkusistyjednego

znajbardziejuwielbianychzespołówrockowychna

świecie,możnasięspodziewaćniezłegopopieprzenia.

Ztegoobajsłyniemy.Jeślidodaćdotegosamolubną,

zepsutą,egocentrycznąmatkę,któramniewychowywała,

wyniknieokażesięzbytmiły.

Jestwielemiejsc,odktórychmógłbymzacząćtę

opowieść.Mojasypialnia,gdytuliłemsiostrę,płaczącą

zbólu,jakisprawiłyjejokrutnesłowanaszejmatki.Drzwi

frontowe,przyktórychsiostrazalewałasięłzami,patrząc,

jakmójojciecprzyjeżdżazabraćmnienaweekend,

podczasgdyonazostawałasama.Jednoidrugiezdarzało

sięczęstoinaznaczyłomnienazawsze.Nienawidziłem

patrzeć,jakonapłacze.Aprzecieżstanowiłotoczęść

mojegożycia.

Mieliśmytęsamąmatkę,aleinnychojców.Mójbył

sławnymrockmanem–wcodrugiweekendiprzez

miesiącwakacjiwprowadzałmniewswójświatpełen

seksu,narkotykówirockandrolla.Nigdyomnienie

zapomniał.Nieszukałwymówek.Zawszesięzjawiał.

MimoswoichniedoskonałościDeanFinlayzawszepo

mnieprzyjeżdżał.Nawetjakniebyłtrzeźwy.

OjciecNannigdyjejnieodwiedzał.Kiedyja

wyjeżdżałem,byłasama,ichociażuwielbiałemprzebywać

zojcem,niemogłemznieśćświadomości,żeonamnie

potrzebuje.Byłemjejopiekunem.Jedynąosobą,naktórą

mogłaliczyć.Dziękitemuszybkodorosłem.

Kiedyprosiłemojca,żebyjąteżzabrał,robiłsmutną

background image

minęikręciłgłową:„Niemogę,synu.Chciałbym,ale

waszamamaniezgodzisięnato”.

Nigdyniemówiłnicwięcej.Wiedziałem,żesprawa

byłabeznadziejna.Nanzostawaławięcsama.Chciałemza

tokogośznienawidzić,aleznienawidzeniematkiokazało

siętrudne.Tobyłamojamama.Ajabyłemjejdzieckiem.

Znalazłemzateminnyobiekt,naktórymskupiłem

mojąnienawiśćirozżaleniezpowoduniesprawiedliwego

losuNan.Mężczyznę,którysięzniąniespotykał.

Mężczyznę,któregokrewpłynęławjejżyłach,który

jednakniekochałjejnawetnatyle,bywysłaćjejżyczenia

urodzinowe.Miałterazwłasnąrodzinę.Nanpojechała

kiedyśichzobaczyć.

Zmusiłamamę,żebyzawiozłajądodomuojca.

Chciałaznimporozmawiać.Zobaczyćjegotwarz.Była

pewna,żejąpokocha.Myślę,żewgłębiduszyżywiła

przekonanie,żemamamuoniejniepowiedziała.

Wymyśliłasobietakąbajkę,żeojciecdowiesięojej

istnieniu,awtedyzjawisięnagleijąuratuje.Dajejtę

miłość,którejtakdesperackoszukała.

Jegodombyłmniejszyodnaszego.Dużomniejszy.

Znajdowałsięosiedemgodzinjazdyodnas,wmałym

rolniczymmiasteczkuwAlabamie.Nanpowiedziała,że

byłidealny.Mamaokreśliłagojakożałosny.Tojednaknie

samdomniedawałpotemNanspokoju.Aniteżniemały

płotzbiałychsztachetek,któryopisałamizeszczegółami.

Aninawetniekółkodokoszykówkiwogrodzieczyrowery

oparteodrzwigarażu.

Chodziłoodziewczynkęzdługimi,prawiebiałymi

włosami,któraotworzyładrzwi.WoczachNanwyglądała

jakksiężniczka.Tyleżenanogachmiałazabłocone

adidasy.Nannigdynienosiłaadidasówaniniebywała

background image

wpobliżubłota.Dziewczynkauśmiechnęłasiędoniej,

aNanprzezchwilębyłaoczarowana.Zarazjednakza

plecamidziewczynkizobaczyłanaścianiezdjęcia.Zdjęcia

tejdziewczynkiijeszczedrugiejbardzopodobnejdoniej.

Atakżemężczyzny,którytrzymałjeobiezaręce.

Uśmiechałsię.

Tobyłichojciec.

Tobyłajednazdwóchcórek,którekochał.Jasnebyło,

nawetdlamałejNan,żenatychzdjęciachbyłszczęśliwy.

Nietęskniłzatymdzieckiem,któreporzucił.Tym,

októrym–jakzapewniałająmatka–doskonalewiedział.

Towszystko,conaszamatkaodlatusiłowałajej

powiedzieć,awcoonaniechciaławierzyć,nagleułożyło

sięwcałość.Matkamówiłaprawdę.OjciecNanniechciał

jej,bomiałswojeżycie.Dwiepiękne,anielskiecóreczki

iżonę,którawyglądałazupełniejakone.

TezdjęcianaścianiedręczyłypotemNanprzezlata.

Iznówchciałemznienawidzićmatkęzato,żejątam

zabrała.Żecisnęłajejprawdęwtwarz.Nanbyła

szczęśliwsza,wierzącwswojąbajkę,jednaktamtegodnia

utraciładziecięcąnaiwność.Awemniezaczęłanarastać

nienawiśćdojejojcaijegorodziny.

Odebralimojejsiostrzyczceżycie,naktóre

zasługiwała,ojca,którymógłbyjąkochać.Tamte

dziewczynkiniezasługiwałynaniegobardziejniżNan.

Kobieta,zktórąsięożenił,wykorzystałaswojąurodęite

dziewczynki,żebyniedopuścićgodoNan.Nienawidziłem

ichwszystkich.

Wkońcudałemwyrazmojejnienawiści.Taopowieść

zaczynasięjednaktegowieczoru,kiedyBlaireWynn

weszładomojegodomu,marszczącnerwowotęswoją

pieprzonątwarzanioła.Mójnajgorszykoszmar…

background image

***

MówiłemNan,żeniechcęwdomużadnychludzi,ale

onaitakichzaprosiła.Mojamłodszasiostranigdynie

przyjmowałaodmowy.Siedziałemnakanapie,oparty

wygodnie,

zwyciągniętymi

przedsiebienogami

ipopijałempiwo.Musiałemtuzostaćnatyledługo,żeby

miećpewność,żesprawyniewymknąsięspodkontroli.

ZnajomiNanbylimłodsiodemnie.Czasamiwdawalisię

wbójki.Aleznosiłemto,botojąuszczęśliwiało.

MamauciekładopieprzonegoParyżazeswoim

nowymmężem,ojcemNan,którymimotonadalnaniąnie

zważał,coniewpłynęłozbytdobrzenasamopoczucieNan.

Niemiałeminnegopomysłunapoprawieniejejnastroju.

Żałowałem,żematkachoćrazniemożepomyślećokimś

innym,anietylkoosobie.

–Rush,poznajBlaire.Pomyślałem,żemożenależydo

ciebie.Znalazłemjąprzeddomem.Wydawałasiętrochę

zagubiona–głosGrantawyrwałmniezzamyślenia.

Podniosłemwzrokipopatrzyłemnamegoprzyrodniego

brata,apotemnadziewczynęstojącąobokniego.

Widziałemjużtętwarz.Byłastarsza,alerozpoznałemją.

Cholera.

Tobyłajednaznich.Nieznałemichimion,

pamiętałemjednak,żebyłydwie.Tanazywałasię…

Blaire.PoszukałemwzrokiemNanizobaczyłem,żestoi

niedalekozpochmurnąminą.Niedobrze.CzyGrantnie

zdawałsobiesprawy,kimjesttadziewczyna?

–Czyżby?–spytałem,łamiącsobiegłowę,jaksięjej

stądpozbyć,itoszybko.Nanmogławybuchnąćwkażdej

chwili.Przyjrzałemsiętejdziewczynie,którabyłaźródłem

background image

udrękimojejsiostryprzezwiększośćjejżycia.Była

śliczna.Buźkęwkształciesercaożywiałybłękitneoczy

onajdłuższychnaturalnychrzęsach,jakiekiedykolwiek

widziałem.Jedwabisteplatynowelokimuskałyparę

naprawdęładnychcycków,którepodkreślałaopięta

koszulkanaramiączkach.Cholera.Tak,musiałastąd

zniknąć.–Niezła,alezamłoda.Niepowiedziałbym,żejest

moja.

Dziewczynawzdrygnęłasię.Mógłbymtegonie

dostrzec,gdybymnieprzypatrywałjejsiętakuważnie.

Wyrazzagubienianajejtwarzynietrzymałsiękupy.

Weszładotegodomu,wiedząc,żewkraczana

nieprzyjaznyteren.Dlaczegowięcwyglądałatak

niewinnie?

–Och,jaknajbardziejjesttwoja.Skorojejtatulek

uciekłdoParyżaztwojąmamuśkąnakilkanajbliższych

tygodni,powiedziałbym,żeonateraznależydociebie.

Chętniezaproponujęjejgościnę,jeślichcesz.Toznaczy,

jeśliobieca,żezostawitęswojąśmiercionośnąbroń

wwozie–Grantuważał,żetozabawne.Kutas.Doskonale

wiedział,kimonajest.Podobałomusię,żejejobecność

denerwujeNan.Grantgotówbyłnawszystko,byletylko

wkurzyćNan.

–Bynajmniejniejestztegopowodumoja–odparłem.

Powinnazrozumiećaluzjęisobiepójść.

Grantodchrząknął.

–Żartujeszsobie,tak?

Pociągnąłemłykpiwa,poczymzmierzyłemGranta

wzrokiem.NiebyłemwnastrojunajegogierkizNan.

Posuwałsięzadaleko.Nawetjaknaniego.Tadziewczyna

musiałastądspadać.

Wyglądałazresztą,jakbymiałaochotęuciec.Nietego

background image

sięspodziewała.Czyżbynaprawdęsądziła,żejejkochany

tatulekbędzietunaniączekał?Cozagłupota!Mieszkała

ztymfacetemprzezszesnaścielat.Jaznałemgoodtrzech

latiwiedziałem,żetognojek.

–Mamdzisiajdompełengościimojełóżkojestjuż

zajęte–poinformowałemją,poczymznówspojrzałemna

brata.–Myślę,żenajlepiejbędzie,jeśliposzukajakiegoś

hoteluizatrzymasiętam,dopókinieudamisię

skontaktowaćzjejtatusiem.

Blairesięgnęłapowalizkę,którątrzymałGrant.

–Onmarację.Powinnamsobiepójść.Tobyłbardzo

złypomysł–powiedziałałamiącymsięgłosem.Grantnie

chciałpuścićjejwalizki.Musiałamująwyszarpnąć.

Widziałemłzywjejoczachipoczułemwyrzutysumienia.

Czyżbymcośprzeoczył?Czyonanaprawdęspodziewała

się,żeprzyjmiemyjątuzotwartymirękoma?

Blaireruszyłapośpieszniedowyjścia.Zobaczyłem

radosnespojrzenie,którerozjaśniłotwarzNan,gdyBlaire

jąmijała.

–Jużidziesz?Takszybko?–spytałaNan.Blairenie

odpowiedziała.

–Jesteśskurwielembezserca.Wieszotym?–

warknąłstojącyobokmnieGrant.

Niebyłemwnastroju,żebysięznimspierać.Nan

podeszładonasdumnymkrokiem,uśmiechającsię

triumfalnie.Byłazadowolonaztakiegoobroturzeczy.

Rozumiałemdlaczego.Blaireprzypominałajejto

wszystko,czegoNanniedostaławdzieciństwie.

–Wyglądadokładnietak,jakjązapamiętałam.Blada

inijaka–mruknęłaNan,siadającobokmnienakanapie.

Grantprychnął.

–Jesteśrównieślepa,cowredna.Możeszjej

background image

nienawidzić,alejestsuperapetyczna.

–Niezaczynaj–ostrzegłemGranta.Nanmogła

wydawaćsięszczęśliwa,wiedziałemjednak,żejeślizbyt

sięwtozagłębi,możesięzałamać.

–Jeślityzaniąniepójdziesz,jatozrobię.Iulokuję

usiebietenjejseksownytyłeczek.Onaniejesttaka,jak

myślicie.Rozmawiałemznią.Niemapojęciaoniczym.

Tenwaszdurnytatulekkazałjejtuprzyjechać.Niktnie

potrafiłbytakkłamać–powiedziałGrant,piorunującNan

wzrokiem.

–TatanigdyniekazałbyjejprzyjechaćdoRusha.

Zjawiłasiętu,bojestsępem.Wyczułaforsę.Widzieliście,

coonamiałanasobie?–Nanzmarszczyłanos

zobrzydzeniem.

Grantzachichotał.

–Kurde,widziałem,jakjestubrana.Amyślicie,że

dlaczegotakchętniezabrałbymjądosiebie?Jestseksowna

jakdiabli,Nan.Nieobchodzimnie,cotyotymmyślisz.Ta

dziewczynajestniewinna,zagubionaiseksownajakdiabli.

Grantodwróciłsięiruszyłwstronędrzwi.Szedłza

nią.Niemogłemnatopozwolić.Łatwobyłogonabrać.

Zgadzałemsię,żenadziewczynęmiłopopatrzeć,aleon

myślałkutasem.

–Czekaj.Jadoniejwyjdę–powiedziałem,wstając.

–Co?–zapytałaNanoburzonymtonem.

Grantprzesunąłsięipuściłmnieprzodem.Nie

odwróciłemsięiniezważałemjużnasiostrę.Grantmiał

rację.Musiałemsięprzekonać,czytojakaśściema,czyten

jejdebilowatyojciecnaprawdęjejkazałtuprzyjechać.Nie

mówiącjużotym,żechciałemsobienaniąpopatrzećbez

świadków.

ROZDZIAŁDRUGI

background image

Kiedyotworzyłemdrzwiiwyszedłemnazewnątrz,

podchodziładostaregopoobijanegopikapa.Przystanąłem

nachwilę,zastanawiającsię,czytojejwóz,czyteżktośją

tupodrzucił.Grantniewspominałonikimpozanią.

Wytężałemwzrok,usiłującstwierdzić,czydojrzę

wciemnościkogoś,ktosiedziałwśrodku,alenieudałomi

sięztakiejodległości.

Blaireotworzyładrzwiodstronykierowcyistanęła,

żebywziąćgłębokioddech.Byłatodramatyczna,niemal

teatralnascena,awkażdymraziebyłaby,gdybyBlaire

wiedziała,żejestobserwowana.Alezesposobu,wjaki

zgarbiłaramiona,

zanim

wsiadłado

szoferki,

wywnioskowałem,żeniemapojęcia,żektośnaniąpatrzy.

Chociażzdrugiejstronymożewłaśniebyłatego

świadoma.Nicniewiedziałemotejdziewczynie.Poza

tym,żejejojciecbyłpieprzonymsępem.Brałodmojej

matkiiodNanto,comudawały,alesamnigdynie

odwzajemniałichuczuć.Tenfacetbyłzimny.Widziałem

towjegooczach.WcalemuniezależałonaNananina

mojejgłupiejmatce.Wykorzystywałjeobie.

Tadziewczynabyłapiękna.Tonieulegało

wątpliwości.Aleteżzostaławychowanaprzeztego

człowieka.

Mogła

być

mistrzynią

manipulacji.

Wykorzystywaćswojąurodę,byzdobyć,cochciała,nie

dbającwcale,kogoprzyokazjiskrzywdzi.

background image

Zszedłemposchodachiskierowałemsięwstronę

pikapa.Nadaltamsiedziała,ajachciałem,żebyodjechała,

zanimGrantwyjdzieidasięnabraćnatejejgierki.

Zabierzejązesobądodomu.Aonabędziego

wykorzystywać,ażjejsięnieznudzi.Chroniłemprzedtą

dziewczynąnietylkosiostrę,lecztakżebrata.Grant

stanowiłłatwycel.

Odwróciłasięikrzyknęła,kiedynapotkałamójwzrok.

Jejzaczerwienioneoczyświadczyłyotym,żenaprawdę

płakała.Niebyłotunikogo,ktomógłbyjązobaczyć,więc

istniałajednakmożliwość,żetełzyniebyłyelementem

misternegoszachrajstwa.

Czekałem,ażzrobicośinnegopozagapieniemsięna

mniejaknaintruza,chociażtoonawkroczyłanamójteren.

Zupełniejakbyczytaławmoichmyślach,przeniosławzrok

zpowrotem

nakierownicęiprzekręciłakluczyk

wstacyjce.

Nic.

Zaczęłasięgorączkować,razporazusiłującodpalić

silnik,alesądzącpopstryknięciu,któreusłyszałem,

wbakuniezostałajejanikroplabenzyny.Możenaprawdę

byłazdesperowana.Nadaljednakjejnieufałem.

Tobyłzabawnywidok,kiedydałaupustswojej

frustracji,uderzającdłońmiokierownicę.Cotomogłodać,

skorozużyła,idiotka,całąbenzynę?

Wreszcieotworzyładrzwipikapaipopatrzyłana

mnie.Jeślitadziewczynaniebyłatakcholernieniewinna,

jakwyglądała,tomusiałabyćpiekielniedobrąaktorką.

–Jakiśproblem?–spytałem.

Sądzącpojejminie,niechciałamipowiedzieć,żenie

możeodjechać.Przypomniałemsobieponownie,żetobyła

background image

córkaAbe’aWynna.Ta,którąwychował.Ta,dlaktórej

porzuciłNannatylelat.Niezamierzałemsięnadnią

litować.

–Skończyłamisiębenzyna–powiedziałacicho.

Cośtakiego.Jeślipozwolęjejwrócićdośrodka,będę

miałdoczynieniazNan.Jeślitegoniezrobię,Grantsięnią

zaopiekuje.Awtedyonanajpewniejgowykorzysta.

–Ilemaszlat?–spytałem.Powinienemjużto

wiedzieć,ale,cholera,sądziłem,żejeststarsza,niż

wyglądała.Wystraszonespojrzenietychwielkichoczu

sprawiało,żewydawałasiętakamłoda.Krągłości

wypełniającejejkoszulkęidżinsybyłyjedynym

świadectwemtego,żeskończyłaprzynajmniejszesnaście

lat.

–Dziewiętnaście–odparła.

–Naprawdę?–spytałem,niepewny,czyjejwierzyć.

–Tak.Naprawdę–tazirytowanaminkabyłasłodka.

Niechtocholera.Niechciałemoniejmyśleć,żejest

słodka.Stanowiłapieprzonąkomplikację,którejwcalenie

potrzebowałem.

–Wybacz.Poprostuwydajeszsięmłodsza–

stwierdziłemzezłośliwymuśmieszkiem.Poczym

omiotłemwzrokiemjejciało.Niechciałem,żebyuważała

mniezakogoś,komumożezaufać.Niemogła.Inigdysię

toniezmieni.–Wycofujęmojesłowa.Twojeciało

wkażdymszczególewyglądanadziewiętnaścielat.Tota

twojabuźkawyglądatakświeżoimłodo.Nienosisz

makijażu?

Nieobraziłasię,tylkojeszczebardziejzmarszczyła

brwi.Nietakiefektzamierzałemwywołać.

–Skończyłamisiębenzyna.Mamtylkodwadzieścia

dolarów.Mój„ojciec”uciekłizostawiłmnie,chociaż

background image

zapewniał,żepomożemistanąćnanogi.Możeszmi

wierzyć,onbyłostatniąosobą,którąchciałamprosić

opomoc.Nie,nienoszęmakijażu.Mamwiększeproblemy

niżładnywygląd.Toco,wezwieszpolicjęczypomoc

drogową?Jeślimamwybór,wolałabympolicję.

Czyżbynaprawdęsugerowała,żebymwezwałpolicję?

Iczyżbymsłyszałwjejgłosiepogardędlajejstarego?

Miałemniemalpewność.Możewcaleniebyłtakim

wzorowymojcem,jaktosobiewyobraziłaNanna

podstawietamtejjednejkrótkiejwizytywjegodomu,którą

odbyławdzieciństwie.Wyglądałonato,żeAbemiał

przerąbanerównieżuBlaire.

–Nielubiętwojegoojca,aztwojegotonuwnioskuję,

żetyteżnie–powiedziałem,rozważającmyśl,żemoże

onajestjeszczejednąofiarąAbe’aWynna.PorzuciłNan,

aterazwyglądałonato,żeporzuciłrównieżitęcórkę.

Zamierzałemzrobićcoś,czegopewniebędężałować.–

Mamjedenpokój,któryjestwolnydzisiajwieczorem.

Kiedymamyniema,nietrzymamjejpokojówkiwdomu;

Henriettawpadatylkoposprzątaćrazwtygodniu.Możesz

zająćjejsypialniępodschodami.Jestmała,alestoiwniej

łóżko.

Wyrazniedowierzaniaiulginajejtwarzyprawie

zrekompensowałmikoniecznośćstawieniaczołaNan.

Chociażbyłemniemalpewien,żeBlaireiNanmiały

podobneproblemyzwiązanezporzuceniemprzezojca,

wiedziałem,żeNannigdysięztymniepogodzi.Była

zdeterminowanakogośnienawidzić,aBlairemiała

najbardziejodczućjejgniew.

–Mojąjedynąalternatywąjestpikap.Zapewniamcię,

żetwojapropozycjajestznacznielepsza.Dziękuję–

powiedziałazduszonymgłosem.

background image

Kurwa.Czynaprawdęjeszczeprzedchwilą

zamierzałemzostawićtędziewczynęwpikapie?Tobyło

niebezpieczne.

–Gdzietwojawalizka?–spytałem,chcącmiećtojuż

zasobąirozmówićsięzNan.

Blairezatrzasnęładrzwiczkiszoferkiiposzładotyłu

poswojąwalizkę.Niewyobrażałemsobie,jaktadrobna

dziewczynauniesiewalizkęiwyjmiejązpakiwozu.

Wyciągnąłemręceisamjąchwyciłem.

Odwróciłasię,ajejzdumionaminarozśmieszyła

mnie.Mrugnąłemdoniej.

–Mogęponieśćcibagaż.Niejestemażtakim

dupkiem.

–Dziękujęjeszczer–raz–zająknęłasię,wbijającwe

mnieteswojewielkieniewinneoczy.

Cholera,alemiaładługieterzęsy.Nieczęsto

widywałemdziewczynybezmakijażu.Naturalnauroda

Blairebyłaporażająca.Będęmusiałprzypominaćsobie,że

jejobecnośćoznaczajedyniekłopoty.Itrzymaćją,kurwa,

nadystans.Możepowinienemjejpozwolićtaszczyć

własnybagaż.Gdybyuważałamniezadupka,

przynajmniejtrzymałabysięodemniezdaleka.

–A,dobrze,zatrzymałeśją.Dałemcipięćminut

iwyszedłemsprawdzić,czycałkiemjejnieprzepędziłeś–

odezwałsięGrant,wyrywającmnieztransu,wktórym

pogrążyłemsięprzeztędziewczynę.Kurwamać,

musiałempowstrzymaćtonatychmiast.

–ZajmiepokójHenrietty,dopókinieskontaktujęsię

zjejojcemiczegośniewymyślę–powiedziałem

iwręczyłemmubagaż.–Masz,zaprowadźjądopokoju.Ja

muszęwracaćdogości.

Nieobejrzałemsięnaniąaninienawiązałemkontaktu

background image

wzrokowegozGrantem.Potrzebowałemzłapaćdystans.

ImusiałemporozmawiaćzNan.Niebędziezachwycona,

aleniemogłemprzecieżpozwolić,żebytadziewczyna

spaławpikapie.Przykuwałabypowszechnąuwagę.Była

ślicznaizupełnieniepotrafiłaosiebiezadbać.Jasna

cholera!Comistrzeliłodogłowy,żebywciągaćAbe’a

Wynnadonaszegożycia?Toonbyłwszystkiemuwinien.

Nanstaławdrzwiachzrękomaskrzyżowanymina

piersiipiorunowałamniewzrokiem.Chciałem,żebybyła

wkurzona.Dopókisięnamniewścieka,niebędziepłakać.

Słaboznosiłemjejpłacz.Oddzieciństwatojazawsze

usiłowałemukoićjejból.KiedyNanpłakała,natychmiast

próbowałemwszystkonaprawić.

–Coonatujeszczerobi?–warknęłaNan,spoglądając

nadmoimramieniem,zanimzdążyłemzamknąćdrzwi

iukryćfakt,żeGrantidziewstronędomurazemzBlaire.

–Musimyporozmawiać–chwyciłemjązałokieć

iodciągnąłemwstronęschodów.–Nagórze.Skoro

zamierzaszwrzeszczeć,niechcęurządzaćscen–

zapowiedziałem,używającmojegonajsurowszegotonu.

Zmarszczyłaczołoipomaszerowałanagóręniczym

pięciolatka.

Ruszyłemzaniąwnadziei,żezanimdrzwisię

otworzą,odejdziewystarczającodaleko.Wstrzymywałem

oddech,pókinieznalazłasięwsypialni,zktórejkorzystała

jeszczewczasach,kiedytobyłnaszletnidom.Zanim

stałemsiędorosłyiwziąłem,comisięnależało.

–Wierzyszwtejejbzdury,co?Grantcięprzekabacił!

Wiedziałam,żepowinnampójśćtamzanim.Cozapalant!

Robitotylkopoto,żebymidokuczyć–wypaliła,zanim

zdążyłemcokolwiekpowiedzieć.

–Zatrzymasię,kurwa,wpokojupodschodami.Nie

background image

zapraszamjejprzecieżtu,nagórę.Izostanietylkotak

długo,ażdopadnęAbe’aiwymyślę,codalej.Niema

paliwawbakuaniforsynapokójwhotelu.Jakchceszbyć

nakogośwściekła,niemasprawy,wściekajsięna

pierdolonegoAbe’a–niezamierzałempodnosićgłosu,ale

imdłużejmyślałemotym,żeAbenawiałdoParyża,

wiedząc,żejegocórka,bezgroszaprzyduszy,jedzietutaj

starympoobijanympikapem,tymbardziejmnieto

wkurzało.Wszystkomogłojejsięzdarzyć.Była,cholera,

zbytdelikatnaizagubiona.

–Uważasz,żejestsexy.Widzętowtwoichoczach.

Niejestemgłupia.Chodzitylkooto–powiedziałaNan,po

czymwydęławarginadąsana.–Jejwidokmnierani,Rush.

Wieszotym.Onamiałagoprzezszesnaścielat.Teraz

mojakolej.

Pokręciłemgłowązniedowierzaniem.Myślała,żeto

onamaterazAbe’a?Serio?FacetużywałżyciawParyżu

zapieniądzenaszejmatki,azdaniemNantoznaczyło,że

onawygrała?

–Tenfacettołajza,Nan.Onamiałagonakarkuprzez

szesnaścielat.Niewydajemisię,żebyprzeztocoś

wygrała.Pozwoliłjejtuprzyjechaćwprzekonaniu,że

możenaniegoliczyć,inawetniepomyślał,żeto

bezbronnamaładziewczynkaowielkichsmutnychoczach,

którąkażdyfacetmógłbywykorzystać…–Przerwałem,bo

jużitakpowiedziałemzadużo.

Nanotworzyłaszerokooczy.

–Jasnacholera!Tylkosięzniąniepieprz!Słyszysz

mnie?!Niepieprzsięznią!Wyjedziestąd,jaktylko

będzieszmógłjąwykopać.Niechcęjejtu.

Zupełniejakbymgadałdościany.Mojasiostrabyła

takauparta.Miałemjużdość.Mogłasiędomagać,czego

background image

tylkochciała,aletojabyłemwłaścicielemtegodomu.

Iwłaścicielemjejmieszkania.Wszystko,comiała,

należałodomnie.Jaturządziłem.Nieona.

–Wracajnaswojąimprezęidoswoichznajomych.Ja

idęspać.Pozwólmizałatwićto,jaknależy–

powiedziałem,poczymodwróciłemsięiruszyłemdo

drzwi.

–Alezamierzaszjąprzelecieć,co?–Nanzwróciłasię

domoichpleców.

Miałemochotępowstrzymaćjąprzedmówieniem

takichrzeczy,bo–niechtowszyscydiabli–przeznią

zaczynałemmyślećotychbujnychbiałychwłosachBlaire

namojejpoduszce,otychjejoczach,wpatrzonychwe

mniewmomencieszczytowania.Nieodpowiedziałem

Nan.NiezamierzałemsiępieprzyćzBlaireWynn.

Planowałemtrzymaćsięodniejnajdalej,jaksięda.Aleteż

Nanniebędziemirozkazywać.Sampodejmowałem

decyzje.

ROZDZIAŁTRZECI

Nadolemuzykawaliłanacałyregulator,wiedziałem

jednak,żewmoimpokojuniebędęjejsłyszeć.Niebyłem

wnastrojunacałytenbajzelnadole.Niebyłem

wnastroju,zanimzjawiłasięBlaireWynn,aterazmiałem

natojeszczemniejsząochotę.

–Tujesteś–zagruchałkobiecygłos,ajaobejrzałem

sięizobaczyłem,żewmojąstronęidziejednazkoleżanek

Nan.Spódnicęmiałatakkrótką,żetyłekprawiespodniej

wystawał.Tobyłjedynypowód,dlaktóregozwróciłemna

niąuwagę.Trudnoniezauważyćtyłkawystawionegona

pokaz.Aleniepamiętałemjejimienia.

–Zabłądziłaś?–spytałemniezadowolony,że

przylazłanagórę.Mojązasadąbyłotrzymanieimprezy

background image

zdalaodmojejosobistejprzestrzeni.

Wypięłapierśiprzygryzładolnąwargę,poczym

zatrzepotałarzęsami.Długimisztucznymirzęsami.

ZupełnieinnyminiżrzęsyBlaire.Kurwamać.Dlaczego

myślałemoBlaire?

–Jestemdokładnietu,gdziechcę.Ztobą–oznajmiła

chrapliwymszeptem,poczymprzycisnęłaswojecyckido

mojejpiersiiopuściłarękę,żebydotknąćmojegoptaka.–

Słyszałam,żepotrafiszdogodzićdziewczynie.Tak,że

krzyczyzrozkoszyrazporaz–powiedziała,ugniatając

mniedelikatnie.–Zróbmidobrze,Rush.

Wyciągnąłemrękęichwyciłemkosmykjejjasnych

włosów.Niebyłyażtakjasne,jak…Nie!Diablinadali!

Znowutorobiłem.Porównywałemtędziewczynędo

Blaire.Musiałemjakośnadtymzapanowaćitoszybko.

–Błagaj–rozkazałem.

–Proszę,Rush–podchwyciłaszybko,pocierając

mojegoniezainteresowanegoptakatak,żetrochęsię

ożywił.–Zerżnijmnie,proszę.

Byładobra.Wyjęczałatoprawietak,jakgwiazdka

porno.

–Totylkoseks,kotku.Nicwięcej.Iwyłączniedziś–

zapowiedziałemjej.Zawszewolałemsięupewnić,że

dziewczynyznająregułygry.Niebędziepowtórki,chyba

żeokażesięwyjątkowodobra.

–Hmm,przypomnęci,żetakmówiłeś–odparła,

mrugającdomnie,jakbywcaleminiewierzyła.Albo

okażesięnaprawdękurewskodobrawteklocki,albobyły

totylkomarzeniaściętejgłowy.Rzadkokiedybrałem

dokładki.–Gdzietwójpokój?–spytała,przyciskając

wargidomojejpiersi.

–Niepójdziemydomojegopokoju–odparłem

background image

ipopchnąłemjąwstronęsypialnidlagości,wktórej

uprawiałemseks.Dziewczynyniemiaływstępudomojego

pokoju.Tobyłamojaoazainiechciałemzaśmiecaćjej

wspomnieniamiztychszybkichnumerków.

–Och,panNiecierpliwy–zachichotała,zrzucając

spódniczkęioblizującwargi.–Jestemmistrzynią

wrobieniuloda.

Ściągnąłemkoszulkęiusiadłemnałóżku.

–Pokażmi–zażądałem.

***

Uderzyłmniezapachperfum.Zmrużyłemoczy,bo

słońceraziłomniewoczy,iprzeklinałemtego,kto

wieczoremniezaciągnąłcholernychzasłon.Przekręciłem

sięnaplecy,anagieciałoobokmniewydałojakiśdźwięk.

Zostałanacałąnoc.Cholera.Nieznosiłemtych,którenie

wychodziły.Tobyłytenachalne.Te,którymsię

wydawało,żetocoświęcejniżzwykłerżnięcie.Czyona

naprawdęmyślała,żejakpadnieprzedemnąnakolanaimi

obciągnie,niemówiącnawet,jakmanaimię,tozyska

umniedodatkowepunkty?

Wstałem,znalazłemdżinsyiwciągnąłemje.

Dziewczynaziewnęła,więcpostanowiłemdaćsobie

spokójzkoszulkąispadaćstamtądpókiczas.Możetamta

zrozumiealuzję,gdyniezastaniemniewsypialni.Powoli

otworzyłemdrzwiiwyślizgnąłemsięnakorytarz,kierując

sięwstronęschodów.Gdybymposzedłdomojegopokoju,

zaczęłabydobijaćsiędodrzwi.Mogłemzejśćnaplażę

izaliczyćporannąprzebieżkę.Alenajpierwmusiałem

napićsiękawy.

Szybkozaparzyłemsobiefiliżankęiskierowałemsię

wstronęoszklonychdrzwiprowadzącychnazewnątrz.

Ledwiedonichpodszedłem,zobaczyłemją.Wiatr

background image

rozwiewałtejejdługiejedwabistewłosy,gdystałana

moimtarasieipatrzyłanawodę.Uwielbiałemtenwidok.

Uspokajałmnie.Zastanawiałemsię,oczymonamyśli.

Czymartwiłasię,żeAbemożejużniewrócić?Czy

naprawdęzamierzałaznaleźćjakiśsposób,żebystąd

wyjechać?Czybyłatakimsamymsępemjakjejojciec?

Ponocnymseksiezbezimiennąkoleżankąmojej

siostryzastanawiałemsię,jakbytobyłozbliżyćsiędo

Blaire.Onanierzucałabysięnamnie,ajużnapewnonie

klękałabyprzedemną,żebymizrobićlaskę,nawet

gdybymsiętegodomagał.Dlaczego,kurwa,takmnie

pociągałatajejniewinność?Tobyłoskomplikowane.Aja

nielubiłemkomplikacji.Ajednakniemogłemjej

zignorować.Nietegoranka.Musiałemznówujrzećjej

twarziprzekonaćsię,czymalujesięnaniejtasama

szczerość.Czybyłazła,żemusiałaspaćpodschodami?

Czyterazpokażepazurki?

–Tenwidoknigdysięniestarzeje–powiedziałem,

aonaodwróciłasięgwałtownieispojrzałanamnieszeroko

otwartymioczami.

Przestraszyłemją.Zacząłemsięśmiać,gdy

nieoczekiwanieomiotławzrokiemmojąnagąpierś

izatrzymałasięnamięśniachmegobrzucha.Cojest?

Sprawdzałamnie.Możeniebyłaażtakaniewinna.Tamyśl

sprawiła,żeażmniezemdliło.

–Podobacisiętenwidok?–spytałem,maskując

rozczarowanierozbawieniem.Zamrugałaszybko,jakby

budziłasięztransu,iprzeniosłaspojrzeniezpowrotemna

mojątwarz.Niezniósłbymtego,gdybyonateżmiałasięna

mnierzucić.Niechciałem,żebybyłatakajakinne.Nie

wiedziałem,dlaczego,kurwa,miałotodlamnietakie

znaczenie,aletakwłaśniebyło.–Niechcęci

background image

przeszkadzać.Dlamnietoteżprzyjemność–

powiedziałem,nieumiejącukryćrozdrażnienia.Wypiłem

łykkawy.Jejtwarzzrobiłasięcałaczerwona,poczym

odwróciłasięzpowrotemwstronęwody.Dlaczegoprosty

fakt,żeprzyłapananapatrzeniuspeszyłasię,takmnie,

kurwa,uszczęśliwiał?Cholera.Niemogłemsię

powstrzymać,byniezaśmiaćsięzulgą.

–Tutajjesteś.Brakowałomiciebiewłóżkupo

przebudzeniu–rozpoznałemgłoszubiegłejnocy.Cholera.

Zmarnowałemdobrymomentiznalazłamnie.Blaire

znowuodwróciłasięwmojąstronę,poczymspojrzałana

tulącąsiędomniedziewczynę.Idobrze.Niechzobaczy,

jakimpotrafiębyćżałosnymłajdakiem.Tegowłaśnie

chciałem.Będziesięodemnietrzymaćzdaleka,jeślito

zobaczy.AlebłyskzaciekawieniawoczachBlaire,gdyta

dziewczynawodziłapaznokciamipomojejpiersi,

podziałałnamniebardziej,niżgotówbyłemsięprzyznać.

–Pora,żebyśjużsobieposzła–powiedziałem,

odsuwającjejrękęiwskazującwstronęfrontowychdrzwi.

–Co?–spytałazdumionymgłosem,jakbymnie

uprzedzałjejubiegłegowieczoru,żetobędzie

jednorazowynumerek.

–Dostałaśto,czegochciałaś,kotku.Chciałaśmieć

mniemiędzynogami.Dostałaśto.Dlamniesprawajest

skończona–przypomniałemjej.

–Chybasobieżartujesz!–wykrzyknęłazezłością.

Możemiwczorajnieuwierzyła.Jejbłąd.

Pokręciłemgłowąnamyślomojejwłasnejgłupocie

iwypiłemkolejnyłykkawy.Kiedyśsięwreszcienauczę,

żetenumerkiznocowaniemoznaczająkłopoty.

–Niezrobiszmitego.Ubiegłanocbyłaniesamowita.

Wieszotym–powiedziałamarudnymtonem,chwytając

background image

mniezałokieć,któryzarazwyszarpnąłem.Niebyłemjuż

zainteresowany„błaganiemRusha”.Bawiliśmysięwto

wczoraj.Tobyłonawetfajne.Doszławięcejrazy,niż

mogłazliczyć.Alejeślichodziomnie,byłotaksobie.

–Uprzedzałemcięwczoraj,kiedyprzyszłaśmnie

błagaćizdjęłaśubranie,żewgręwchodzitylkoseksna

jednąnoc.Nicwięcej–powiedziałem,rozdrażniony,że

muszęjejtowogóleprzypominać.

Niespojrzałemjużnanią.Patrzyłemnawodęipiłem

kawę,jakbyjużjejtuniebyło.Iwkońcu,tupiąc

dramatycznienogami,wyszłanaprawdę.

ZszokowanaminaBlairesprawiła,żeszybkopuściłem

wniepamięćtozakłóceniespowodowanebłędemubiegłej

nocy.

–Jakcisięspało?–spytałem.Musiałobyćjejciasno

wtympokoikupodschodami,niemówiącjużohałasach

wdomu.Miałaokazjędoponarzekania.Idopokazania

prawdziwegooblicza.

–Częstotorobisz?–spytałazzagniewanąminą.To

byłourocze…cholera.

–Co?Pytamludzi,jakimsięspało?–niezamierzałem

ulegaćjejurokowi.Wyniesiesięstąd,jaktylkorozmówię

sięzAbe’em.Tobyłjegoproblem,niemój.Fakt,żemiło

misięnaniąpatrzyło,stanowiłjeszczejedenpowód,żeby

jaknajszybciejsięjejpozbyć.

–Uprawiaszsekszdziewczynami,apotemwyrzucasz

jejakśmieci–odparła.Tejejwielkieoczyzrobiłysię

jeszczewiększe,jakbybyławszoku,żewogóle

wypowiedziałatesłowa.

Chciałomisięśmiać.Niemogłemsięprzyniejskupić.

Odstawiłemfiliżankęiwyciągnąłemsięnależaku

stojącymobok.Najlepszymrozwiązaniembyłosprawić,

background image

żebyBlairemnieznienawidziła.Wtensposóboddam

przysługęnamobojgu.Jakbędziemnienienawidziła,

łatwozachowamdystans.

–Zawszewtykasznoswnieswojesprawy?–

spytałem.

Zamiastzłości,którejsięspodziewałem,wjejoczach

zobaczyłemskruchę.Naprawdę?Zachowywałemsięjak

dupek.Niepowinnamiećtakiejminy,jakbybyłojej

głupio,żewygarnęłamiprawdęwoczy.

–Nie,naogółnie.Przepraszam–powiedziałaze

skruszonymuśmiechemiszybkoweszładośrodka.

Cojest,kurwa?Czyonanaprawdęmnieprzeprosiła?

Skądtadziewczynasięurwała?Kobietytaksięnie

zachowują.Czyniktjejnienauczyłreagowaćnagłupie

zaczepki?

Wstałemizajrzałemdośrodka:Blairezbierałapuste

butelkiiśmiecirozrzuconepocałymdomuubiegłejnocy.

Nieznosiłembałaganu,alestarałemsięnaniegonie

zważać,kiedyNanurządzałaimprezę.

–Niemusisztegorobić.JutroprzyjdzieHenrietta–

powiedziałem,niechcąc,żebysprzątała.

Postawiłabutelkirazemzzebranymiśmieciami

izerknęłanamnie.

–Pomyślałam,żetrochępomogę.

Jeszczetegorankazamierzałemzadzwonićdojejojca.

Chciałempozbyćsięjejstądjaknajszybciej.Tymczasem

musiałemmiećpewność,żemnieznienawidzi.

–Mamjużpomocdomową.Niechcęzatrudniać

nowej,jeśliotocichodzi–samniemogłemspokojnie

słuchaćmojegoostregotonu,alestarałemsięzachować

znudzonywyraztwarzy.Wyćwiczyłemgoprzedlaty.Nie

byłemwstanieteraznaniąspojrzeć.

background image

–Nie.Wiem.Chciałamtylkobyćpomocna.

Pozwoliłeśmiprzenocowaćwswoimdomu–głosmiała

cichyiproszący,jakbybardzochciała,żebymjejuwierzył.

Niechtocholera.

Musieliśmyustalićjakieśpodstawowezasady,zanim

wszystkospieprzę.

–Właśnieotymmusimyporozmawiać.

–Dobrze–odparłaszeptem.Cholerajasna,czemu

znówmiałatakązgnębionąminę?Przecieżniekopnąłem,

kurwa,jejszczeniaka.

–Nielubiętwojegoojca.Tosęp.Mojamatkazawsze

jakośwyszukujetakichfacetówjakon.Madotego

prawdziwytalent.Aletaksobiemyślę,żemożeznaszgo

jużodtejstrony.Itomniewłaśniedziwi.Dlaczego

przyjechałaśtudoniegopopomoc,skorowiedziałaś,jaki

onjest?–chciałemusłyszećchoćczęśćprawdy.Albo

przyłapaćjąnakłamstwie.Niemogłemjejtutrzymać

dłużej.Tejejcholerniedługienogiiwielkieniebieskie

oczydoprowadzałymniedoszaleństwa.

–Mojamatkaumarłaniedawno.Miałaraka.Trzylata

leczeniatosporykoszt.Miałyśmytylkodom,który

zostawiłanambabcia.Musiałamgosprzedaćwrazze

wszystkim,żebyopłacićrachunkizaleczeniemamy.Nie

widziałamtaty,odkądnaszostawiłtrzylatatemu.Alejest

terazmojąjedynąrodziną.Niemamnikogoinnego,kogo

mogłabymprosićopomoc.Potrzebujęmiejsca,gdzie

mogłabymsięzatrzymać,dopókinieznajdępracyinie

dostanępierwszejwypłaty.Wtedywynajmęcośwłasnego.

Nigdyniezamierzałamzostaćtunadługo.Wiedziałam,że

tataniebędziemnietuchciał–urwałaizaśmiałasię,aleto

niebyłszczeryśmiech.Przepełniałgoból,odktórego

ściskałymisiębebechy.–Chociażniespodziewałamsię,

background image

żeucieknie,zanimjeszczeprzyjadę.

Ożeżwmordę!ZabijęAbe’aWynna.Skurwiel

zostawiłcórkę,gdyopiekowałasięchorąmatką?Trzeba

byćpotworem,byzrobićcośtakiego!Niemogłemjejstąd

wykopać.ZamierzałemnatomiastprzemienićżycieAbe’a

wpiekło.Dupekzapłacizato.

–Przykromizpowodutwojejmamy–zdołałem

powiedzieć,chociażwszystkosięwemniegotowało.–

Musiałobyćciciężko.Mówiłaś,żechorowałaprzeztrzy

lata.Czyliodkądmiałaśszesnaścielat?–byławtedy

dzieckiem.Zostawiłją,gdybyłajeszczedzieckiem.

Kiwnęłatylkogłowąiprzyglądałamisięostrożnie.

–Zamierzaszznaleźćpracęiwynająćmieszkanie–

powiedziałem,żebysobieprzypomnieć,żetakiwłaśniema

plan.Była,kurwa,zupełniesama.–Pokójpodschodami

jesttwójnamiesiąc.Powinnaśwtymczasieznaleźćpracę

iuskładaćdośćpieniędzynawynajęciemieszkania.

NiedalekostądjestDestin,atamkosztyutrzymaniasą

przystępniejsze.Jeślinasirodzicewrócąwcześniej,

spodziewamsię,żeojciecbędziewstaniecipomóc.

Westchnęłacichoizwiesiłaramiona.

–Dziękuję.

Niemogłemnaniąpatrzeć,bomiałemwtedyochotę

zamordowaćAbe’agołymirękami.Wtejchwilinie

mogłemsięskupiaćnaNanijejpotrzebieposiadaniaojca.

Mężczyzna,któregochciałazaojca,byłskurwielem.

Skurwielem,któryzapłacimizato,cozrobił.

–Mamcośdozałatwienia.Powodzeniawszukaniu

pracy–powiedziałemiodszedłem.Musiałempilnie

zadzwonić.

ROZDZIAŁCZWARTY

Odczekałemtrzydzwonki,poczymrozłączyłemsię

background image

iznówwybrałemnumermatki.Zamierzałemdzwonićdo

niejtakdługo,ażwreszcieodbierze.Lepiej,żebyzemną

niezadzierała,albozablokujęjejtelefoniwszystkiekarty

kredytowe.Wtedytoonabędziedomniewydzwaniać.

–Naprawdę,Rush,czymusisztakdomniebez

przerwydzwonić?Jeślinieodbieram,zostawwiadomość,

aoddzwonięwdogodnymdlamniemomencie.

–Gównomnieobchodzi,jakimomentjestdlaciebie

dogodny.Chcęrozmawiaćztymskurwielem,zaktórego

wyszłaś.Itojuż.

Mamafuknęła.

–Zcałąpewnościąniezamierzamrozmawiać

zsynem,któryzwracasiędomnie,czydomojegomęża,

wtensposób.Zadzwoń,proszę,kiedybędzieszgotów

traktowaćmniezszacunkiemi…

–Mamo,naBoga,jeślinieprzekażesztelefonutemu

facetowi,zarównotwójtelefon,jakikartykredytowe

zostanązablokowanewciągunajbliższychdziesięciu

minut.Niezadzierajzemną!

Tojejzamknęłogębę.Usłyszałemjedynieodgłos

gwałtownienabieranegopowietrza.

–Nojuż,mamo–powtórzyłemstanowczo.

Usłyszałemstłumioneszepty,zarazpotemAbe

odchrząknąłipowiedział„Halo”takimtonem,jakbybył

świadomyfaktu,żeporzuciłwłasnącórkę.

–Chcę,żebyśzrozumiałjedno:jakontroluję

wszystko.Pieniądze.Mojąmatkę.Wszystko.Towszystko

należydomnie.Jakzemnązadrzesz,zostanieszodciętyod

wszystkiego.Sprowadziłemciętutaj,bokochammoją

siostrę.Widzęjednak,żeniezasługujesznajejuwagę.

Aterazwyjaśnijmi,jaktomożliwe,żekazałeśtwojej

drugiejcórceprzyjechaćdomojegodomu,poczymsam

background image

opuściłeś,kurwa,kraj.

Abechwilęmilczał,poczymwziąłgłębokioddech.

–Zapomniałem,żemiałaprzyjechać.

Akurat.

–Alejesttu,gnojku,ipotrzebujepomocy.Tyimoja

matkamusiciewsiąśćwsamolotiprzywlectuzpowrotem

swojetyłki.

–Niewidziałemjejodtrzechlat.Janie…Niewiem,

comamjejpowiedzieć.Jestjużdorosła.Możesamaułożyć

sobieżycie.Niepowinienemjejmówić,żebyprzyjeżdżała

dociebie,alecośmusiałemjejpowiedzieć.Błagałamnie

opomoc.Jeślijejtamniechcesz,odeślijjązpowrotem.To

bystradziewczyna.Mabroń.Dasobieradę.Jestsilna.

Jestsilna.Naprawdętopowiedział?Wgłowiezaczęło

mipulsować.Przycisnąłempalcedoskroni,żebysobie

trochęulżyć.

–Chybasobieżartujesz?–zdołałemwyksztusićmimo

szoku,jakiprzeżyłem.–Onadopierocostraciłamatkę,ty

żałosnygnoju.Jest,kurwa,bezradna.Widziałeśją

wogóle?Jest,cholera,zbytniewinna,żebyjeździćpo

krajubezniczyjejochrony.Niepróbujmiwmawiać,żejest

silna,bodziewczyna,którazjawiłasięumniewczoraj

wieczorem,byłakompletniezałamanaisamajakpalec.

Jegonierównyoddechbyłjedynąoznakątego,żechoć

trochęzależałomunacórce.

–Niemogęjejpomóc.Niepotrafiępomócnawet

samemusobie.

Ityle.Odmawiałpowrotudodomuizrobienia

czegokolwiekwjejsprawie.Blairebyłazdananamoją

łaskę,mogłemalbojejpomóc,albojąwyrzucić.Nicgoto

nieobchodziło.Niemogłemznaleźćsłów.Zakończyłem

rozmowęirzuciłemtelefonnakanapę,poczymspojrzałem

background image

woknonaprzeciwkomnie.

Nannienawidziłatejdziewczynyprzezwiększość

swegożycia.Zazdrościłajej.Obwiniała.Aoco?Oto,że

miałaojcajeszczegorszegoniżmymatkę?

Niebyłopukaniadodrzwiprowadzącychnagórne

piętro,którewcałościnależałodomnie.Usłyszałem

odgłosotwieranychdrzwi,azarazpotemkroki.Tylko

jednaosobawchodziłatubezpukania.

–Zatankowałemjejwóz–odezwałsięGrantna

górnymschodku.–Niemusiszoddawaćmipieniędzy.

Nieobejrzałemsięnachłopaka,któregouważałemza

brata.Byliśmykiedyśbraćmiprzyrodnimi,kiedynasi

rodzicepobralisięnakrótko.Potrzebowałemwtedykogoś,

nakimmógłbympolegać,iGrantspełniłtęrolę.Tonas

połączyło.

–Zamierzasztrzymaćjąpodschodamijak

pieprzonegoHarry’egoPottera?–zapytałGrant,siadając

nakanapienaprzeciwkomnie.

–Podschodamijestbezpieczniejsza–odparłem,

przenosząckuniemuwzrok.–Zdalaodemnie.

Grantzachichotałipołożyłnoginapodnóżku.

–Wiedziałem,żenieumknietwojejuwadze,żejest

diabelnieseksowna.Atoniewinnespojrzeniejejwielkich

oczujestjeszczebardziejkuszące.

–Trzymajsięodniejzdaleka–przykazałemmu.

Grantniebyłlepszyodemnie.Obajbyliśmypopieprzeni.

Aonapotrzebowałabezpieczeństwa.Żadenznasniemógł

jejtegoofiarować.

Grantmrugnąłdomnieiodchyliłgłowę,żeby

popatrzećnasufit.

–Uspokójsię.Niezamierzamjejtknąć.Onanależydo

tych,którepodziwiasięzdaleka.Niemogęnatomiast

background image

obiecać,żeniebędęsięniązachwycać.Bojest,cholera,

niezła.

–Jejmamanieżyje–powiedziałem,nadalniemogąc

uwierzyć,żeAbecałyczaswiedział,żejejmatkachoruje,

inicniezrobił.

Grantopuściłnoginapodłogęipochyliłsięwmoją

stronę,opierającłokcienakolanach.Jegozatroskane

spojrzenieprzypomniałomi,jakmiękkiesercemiewałmój

brat.Niemogłempozwolić,żebypopełniłbłąd

iskrzywdziłBlaire.Niechciałbytego,alewkońcutakby

sięwłaśniestało.

–Nieżyje?Toznaczyodniedawna?–spytał.

Kiwnąłemgłową.

–Tak.Dziewczynajestzupełniesama.Przyjechałatu,

boAbeobiecałjejpomóc.Apotemwyjechał.

Grantsyknąłzwściekłościąprzezzęby.

–Toskurwiel.

Zgadzałemsięznimwpełni.

–RozmawiałeśzAbe’em?

PrzedtąrozmowązAbe’emnielubiłemgoiczułem

doniegoodrazę.Terazgonienawidziłem.Iwyrzucałem

sobie,żegotuściągnąłem.Żewpuściłemtego

egoistycznego,nieczułegotypadonaszejrodziny.Mogłem

zatowinićwyłączniesiebie.

–Powiedział,żeniemożejejpomóc–odparłem.

Obrzydzeniewmoimgłosiemówiłosamozasiebie.

–Aletyjejpomożesz,prawda?–spytałGrant.

Miałemochotęwrzasnąć,żetoniemójproblem.Że

nieprosiłemsięoto.Tyleżewłaśnietakbyło–skoro

sprowadziłemtegofacetadonaszegodomu.

–Zadbamoto,żebyznalazładobrzepłatną

bezpiecznąpracę.Akiedybędziejużmiaładośćpieniędzy,

background image

żebywynająćwłasnelokum,pomogęjejznaleźćcoś

niedrogiego.

Grantodetchnąłzulgą.

–Todobrze.Bowiesz,wiedziałem,żejejpomożesz,

aledobrzeusłyszećtoodciebie.

TylkoGrantspodziewałsię,żezrobięto,conależy.

Wszyscyinniwidzieliwemniezepsutegosynalegendy

rocka.Grantdostrzegałwięcej.Zawszetakbyło.Jednym

zpowodów,dlaktórychzrobiłemcośzmoimżyciem,była

świadomość,żeniemogęgozawieść.Nieskończyłemtak,

jakoczekiwałategopomniewiększośćświata.Chociaż

możeniektórzysądzili,żejestinaczej.Stanąłemnanogi,

boktośwemniewierzył.

–Najlepszymmiejscembędziedlaniejklub–

powiedziałem,sięgającpotelefon.Należałemdo

KerringtonCountryClub,którystanowiłcentrummałego

turystycznegomiasteczka,jakimbyłoRosemaryBeach.

PracawklubiebyłabybezpiecznadlaBlaire,noidobrze

płatna.

–NiedzwońdoWoodsa.Tokutas.Jaktylkoją

zobaczy,postawisobiezapunkthonoru,żebyjąprzelecieć

–powiedziałGrant.

Namyśl,żeWoodsKerrington,synwłaścicielaklubu,

miałbydotknąćBlaire,przeszłymnieciarki.Woodsbył

miłymfacetem–przyjaźniliśmysięprzezwiększość

mojegożycia–alekochałkobiety.Kochałjeprzezjedną

noc,apotemznimikończył.Niemogłemgooceniać–

byłemdokładnietakisam.Poprostuniezamierzałem

pozwolić,żebyWoodstknąłBlaire.

–Niedotkniejej.Jużjaotozadbam–powiedziałem,

poczymzadzwoniłemdokadrowejklubu.

***

background image

Blairesamaznalazłaklub,aDarlajużjązatrudniła.

Niemogłempowstrzymaćsięoduśmiechu.Możetamała

byłatwardsza,niżwyglądała.Aletopoczuciedumy,jakie

poczułemzjejpowodu,dałomijednocześniedomyślenia

izakłóciłomójnistąd,nizowądznakomitynastrój.

Dlaczegonibyuśmiechałemsięjakgłupidoseratylko

dlatego,żeBlaireWynnzałatwiłasobiepracę?Icoztego?

Onamiaładziewiętnaścielat,niedziesięć.Niepowinienem

nicdoniejczuć.Była,kurwa,obcąosobą.Itotaką,którą

przezwiększączęśćżyciapogardzałem.

Sięgnąłempotelefon,żebyzadzwonićdoAnyi.Była

zawszedomojejdyspozycjiizawszewychodziła,kiedy

skończyliśmy.Niezostawałananoc.Tylkodlatego

zapraszałemjąciąglezpowrotem.Noijeszczedlatego,że

najlepiejnaświecierobiłalodaipotrafiłaprzyrządzać

pysznewłoskieżarcie.

OnaprzegonizmojejgłowymyślioBlaire.ABlaire

popowrociedodomuzobaczymniezAnyą.Nieżebym

musiałjejprzypominać,bytrzymałasięodemniezdaleka.

Onasięmniebała.Raztylkozobaczyłemzaciekawienie

wjejoczach–rano,kiedyodwróciłasięizobaczyła,żena

niąpatrzę.Wyraźniespodobałemjejsiębezkoszulki.

Problemwtym,żebyłemtym,kurwa,zachwycony.

Taaak…TelefondoAnyi.Seksbezzobowiązań

iciemnowłosapiękność–tegowłaśniebyłomitrzeba.

ROZDZIAŁPIĄTY

Przyglądałamisię.Ożeż,kurwa.

AleżbyłołatwozamknąćoczyiwbijaćsięwAnyę,

wyobrażającsobiejednocześniewpatrzonąwemnietwarz

Blaire.Jejlekkorozchyloneustaizaróżowionepoliczki.

Jejprzyśpieszonyoddech,gdywypełniałemjąrazza

razem.Miałemtakintensywnyorgazm,żezrobiłomisię

background image

ponimdosłowniesłabo.

NiebyłemteżwstaniespojrzećnaAnyę.Czułemsię

jakpalant.Zregułyniepieprzyłemsięzkobietami,

wyobrażającsobiejednocześniekogośinnego.Tobyłozłe.

Alekiedypoczułem,żeBlairemisięprzygląda,całemoje

ciałoożywiłosięodżarujejspojrzenia.

Gdyodwróciłemgłowęnatyle,żebyzobaczyćBlaire,

drzwidospiżarnizamykałysięzanią.Poszłasobie.Alejej

obecnośćsprawiła,żezrobiłemsiętwardszyniż

kiedykolwiek.Dlaczegotaknamniedziałała?!

***

Pierwsze,cozauważyłem,wchodzącranodokuchni,

toporządek.Niezostawiłemjejwtakimstanie.

WieczoremodesłałemAnyędodomu,napożegnanie

cmokającjąwpoliczek,poczymzamknąłemzaniądrzwi

ipopędziłemdomojegopokoju,gdziechodziłemtam

izpowrotem,przeklinając.

Cooznaczało,że…toBlaireposprzątała.Dlaczegoto

robiła?Mówiłemjej,żenieżyczęsobie,żebytusprzątała.

Wziąłemsiędoparzeniakawy,trzaskającprzytym

drzwiczkamiszafekiszufladami.Niemogłemznieść

myśli,żeBlairebyłatuisprzątałabałagan,który

narobiliśmyzAnyą.Ciążyłamiświadomość,żezrobiłato

potym,jakpatrzyłanamniepieprzącegoAnyę.Ale

jeszczebardziejdokuczałomito,żewogólesiętym

przejmuję.

–Ktocitaknadepnąłnaodcisk?–głosGranta

przestraszyłmnietak,żewylałemsobienarękęgorącą

kawę.

–Przestań,kurwa,taksiętuzakradać–warknąłem.

–Wchodząc,zapukałemdocholernychdrzwi.Ococi

chodzi?–Grantbyłzupełnieniezrażonymoimwybuchem

background image

złości,czegomogłemsięzresztąspodziewać.Ominął

mnie,żebynalaćsobiefiliżankękawy.

–Przezciebieoparzyłemsięwrękę,tyfiucie–

odburknąłem,nadalwkurzony,żebyłemtakpogrążony

wmyślach,żenawetnieusłyszałem,jakGrantwchodzido

domu.

–Jeszczeniepiłeśkawy,co?Golnijsobie.

Zachowujeszsięjakpalant.Możnabysądzić,żeponocy

spędzonejzAnyą,słynącąztalentóworalnych,będziesz

dziśwznacznielepszymhumorze.

Podłożyłemrękępodzimnąwodę,usiłującschłodzić

podrażnionąskórę.

–Dopierosięobudziłem.Atyskądwiesz,żeAnya

byłatuwczoraj?

Grantpodskoczyłiusiadłnablacie,poczymwypiłłyk

kawy.Osuszyłemdłońręcznikiemiczekałem,ażmi

wyjaśni,skądwieoAnyi.

–Zadzwoniładomniewczoraj.Chciaławiedzieć,co

tozadziewczynamieszkawtwoimdomu–wzruszył

ramionamiiwypiłkolejnyłyk.

Niebyłempewien,czymisiętopodoba.Skądona

wiedziałaoBlaire?Nicjejniemówiłem.

–Przestańrobićtakiezdumioneminy.Toirytujące–

powiedziałGrant,uśmiechającsięprzekornieimachając

wmojąstronęfiliżanką.–WidziałaBlaire,kiedyprzyszła

wczorajdociebie.Zdajesię,żebyliściewtedydośćzajęci

natarasie,alezauważyłaBlaireibyłaciekawa,dlaczego

zniknęłapodtwoimischodami…–zawiesiłgłos.

Czułem,żetojeszczeniekoniectejhistorii,więc

czekałem.GdyGrantmilczał,posłałemmupiorunujące

spojrzenie.

Zachichotał,poczymwzruszyłramionami.

background image

–Nodobra.Zamierzałemopuścićtęczęść,kiedyty

obejrzałeśsięzaBlaire,apotemrżnąłeśAnyęjakopętany.

Zauważyłazmianę,jakawtobiezaszła,chłopie.Wybacz,

aleniejesteśzbytdobrywukrywaniuswoichuczuć–jego

uśmiechstałsięjeszczeszerszy.–Najlepszyseks,jakijej

siętrafiłwżyciu.Takpowiedziała–no,alenigdynie

robiłategozemną.

Będęmusiałposłaćjejkwiaty.Albocoś.Cholera!

Wiedziała,żetoBlairetakmniewczorajpodkręciła.

Byłemwiększymbałwanem,niżsądziłem.

–ToAnya.Onasięnieprzejmujetakimirzeczami.

Wieszotym.Chodzijejoseks,taksamojaktobie.Onic

więcej.Sugerowałbymjednak,żebyśwziąłsięwgarść,ito

szybko.SkoroBlaireażtakciękręci,musisztoukrócić.

Natychmiast.OnaniejestjakąśtamAnyąityotymwiesz.

Pozatymniewolnocijejtknąć.Znienawidzicię,jakto

wszystkosięwyda.Jejtata,twojasiostra,icałareszta.Nie

możeszsięwtoładowaćidobrzeotymwiesz.

Miałrację.Blaireniebyłaosobą,doktórej

kiedykolwiekbędęmógłsięzbliżyć.Jużwkrótcestanęsię

jejwrogiemizaczniemnienienawidzićtakbardzo,jakja

jąprzeztewszystkielata.Różnicabędzietaka,żeona

będziemiałapowody.

–Wiem–przyznałem,niemogącznieśćtegosmaku

namoimjęzyku.Smakuprawdy.

–Muszęjechaćdopracy.Alepomyślałem,żepo

drodzewpadnędociebieiopowiemciomojejnocnej

rozmowiezAnyą–powiedziałGrant,zeskakujączblatu

iodnoszącswojąfiliżankędozlewu.

–Dzięki–odparłem.

Klepnąłmniewplecy.

–Pototujestem.Żebypilnowaćtegotwojego

background image

głupiegotyłka–zażartował,poczymodwróciłsię

iposzedł.

Poczekałem,ażdrzwisięzanimzamkną,iruszyłem

wziąćprysznic.Czekałmnieintensywnydzień.Po

pierwsze,musiałemposłaćAnyijakieśkwiatyiliścik

zprzeprosinami.Tobędziekoniectychnaszychrżniątek.

Niemogłemjejtegorobić.Nawetjeślijejtonie

przeszkadzało,tomnieowszem.

Kiedysięubrałemizszedłemnadół,Nanjużtamna

mnieczekała.Zastanawiałemsię,jakdługojeszczebędzie

siędąsać.Wiedziała,żeBlairejestumnie,ibyła

wkurzona.Długierudewłosyupięławkucyk,opadający

najejnagieleweramię.Miałanasobiebiałątenisową

spódniczkę,którąnależałonosićzkoszulkąpolo.Aleto

byłozbytnudnedlaNan.Zamówiłakoszulkęna

ramiączkach,dlaktórejmiałajakąśwymyślnąnazwę.

Nabijałemsięzniejprzezkilkatygodni.

–Onawciążtujest–stwierdziłaNanrozdrażnionym

tonem.

–Nie,wtejchwilijestwpracy–odparłem,wiedząc,

żenieotojejchodziło.

–Wpracy?Onajestwpracy?Żartujeszsobie!–

zirytowanytonNanprzeszedłwskrzek.Mojamłodsza

siostranieprzywykładosprzeciwuzmojejstrony.Byłem

jedynąosobąnaświecie,któraprzenosiłagóry,żebyją

uszczęśliwić.Aletymrazem…tymrazemstałosięinaczej.

Niezamierzałemskrzywdzićniewinnejosobytylkopoto,

żebyzadowolićNan.Jateżpotrafiłemstawiaćgranice,ato

byłaakuratsytuacja,wktórejniezamierzałemulec

siostrze.

–Nie–odparłem,mijającjąiidącdosalonu,gdzie,

byłempewien,zostawiłemwczorajportfel,zanim

background image

rozebrałemsiędonaganatarasie.

–Dlaczegopracuje?Dlaczegonadaltujest?

Dzwoniłeśdomamy?

Nannicnierozumiała.Będęmusiałjejwyraźnie

powiedzieć,żetymrazemmnienieprzekona.Wtej

sprzeczcetojabędęzwycięzcą.Niezamierzałemwyrzucać

Blaire.NiezpowoduNan…cholera,zresztązniczyjego

powodu.Tadziewczynapotrzebowałapomocy.

–Znalazłapracę.Potrzebujepieniędzy,żebystanąćna

nogi.Jejmatkaumarła,Nan.Samająpochowała.Całkiem

sama.TymczasemwaszwspólnyojciecjestwParyżu

znasząmatkąicieszysiężyciem.Niemogęjejtakpo

prostuwyrzucić.Towszystkomojawina.

Nanpodeszładomniesztywnoizcałejsiłyzłapała

mniezarękę.

–Twojawina?Jaktomożebyćtwojawina,Rush.Ona

jestdlanasnikim.Nikim.Matkajejumarła?Acomnieto

obchodzi?Jejmatkazrujnowałamiżycie.Możeijestjej

ciężko.Aletoniejesttwojawina.Przestańpróbować

zbawiaćświat,Rush.

Tojastworzyłemtękobietębezserca.Totakżebyła

mojawina.Nanbyławdzieciństwiezaniedbywana,aja,

zcałychsiłstarającsięjejtozrekompensować,stworzyłem

nieczułąimściwądorosłąkobietę.Zrobiłbymteraz

wszystko,żebytozmienić,aleniewiedziałemjak.

Spojrzałemnanią,żałując,żenadalwidzęwniejtę

smutnąmałądziewczynkę,którąchciałemratować.Bez

tegoowielełatwiejprzychodziłobymijąposkromić.Ale

tomojamłodszasiostrzyczka.Izawszeniąbędzie.

Kochałemjąnadobreinazłe.Byliśmyrodziną.

–Towszystkomojawina.ProblemyBlaireitwoje–

powiedziałemiwyszarpnąłemrękęzjejuścisku.

background image

Chwyciłemportfelzestolikadokawyiruszyłemdodrzwi.

Musiałemsięuwolnićodsiostry.Niepoprawiałami

nastroju.

–Gdzieonapracuje?–spytałaNan.

Zatrzymałemsięwproguiuznałem,żechoćNan

prędzejczypóźniejsamasiędowie,jajejtegoniepowiem.

Blairepotrzebowałaczasu,żebysiętuodnaleźć,zanim

mojasiostrananiąnaskoczy.Akiedyjużprzyjdziecodo

czego,zobaczę,cobędęmógłzrobić.

–Niewiem–skłamałem.–Idźodwiedzićznajomych.

Pograjwtenisa.Idźnazakupy.Zróbcokolwiek,co

sprawiaciprzyjemność.Zapomnijotym,żeBlairetujest.

Tomójproblem,nietwój.Zaufajmi.Załatwięto,jak

trzeba.

Otworzyłemdrzwiizostawiłemją,zanimzdążyła

powiedziećcośjeszcze.Dlamnietarozmowabyła

skończona.Miałemważniejszerzeczynagłowie.

ROZDZIAŁSZÓSTY

EsemesodAnyiinformował,żedwatuzinyżółtych

różniebyłykonieczne.Ityle.Nicwięcej.Wiedziałem,że

tojednoznacznykoniecnaszychsporadycznychspotkań.

Mojepoczuciewinywobecniejzelżało,gdyschowałem

telefonzpowrotemdokieszeniipobiegłemdalej.

Biegałem,

kiedy

potrzebowałem

pomyśleć

iprzewietrzyćgłowę.Biegałemtakże,jeślipoprzedniego

wieczoruzadużowypiłem.Dzisiajpoprostu

potrzebowałempobiegać.Niechciałembyćwdomu,kiedy

Blairewróci.Niechciałemjejspotkać.Niechciałem

słyszećjejgłosu.Wolałemtrzymaćsięodniejzdaleka.

background image

Zasługiwałanamojąpomoc.Aletobyłowszystko.

Niechciałempoznawaćjejbliżej.Zcałąpewnościąnie

chciałemsięzniązaprzyjaźniać.Wdniu,wktórymsię

wyprowadzi,znówbędęmógłswobodnieoddychać.Może

pojadęodwiedzićojca.Wyrwęsięstądnachwilęibędę

cieszyćsiężyciem.

Jednaklosnajwyraźniejkpiłsobiezmoichplanów.

Zwolniłem,aponieważmojeoczyprzyzwyczaiłysię

jużdociemności,złatwościąrozpoznałemsylwetkęBlaire

wświetleksiężyca.Aniechto.

Niezobaczyłamnie…jeszcze.Patrzyłanawodę.

Wiatrodgarniałjejztwarzydługiejasnewłosyisprawiał,

żetańczyływokółjejramion.Wświetleksiężyca

jedwabistekosmykiwydawałysięsrebrne.

Odwróciłagłowęitejewielkieoczywpatrywałysię

wemnie.Cholera.

Powinienempoprostuskinąćjejgłowąipobiecdo

domu.Nicniemówić.Ruszyćdalej.Pozwalałemjejtu

mieszkać,aleniemusiałemzniąrozmawiać.Tyleże,

cholera,niemogłemoprzećsiępokusie.

Zatrzymałemsięprzedniąipatrzyłem,jakprzenosi

wzroknamojąpierś.Poczułemzadowolenie,żejestembez

koszulki,aleniewróżyłotoniczegodobrego.Niepowinno

mnieobchodzić,żeBlairewpatrujesięwmojąpierś,jakby

chciałająpolizać.Kurwa.Kurwa.Nie!Onawcalenie

chciałalizaćmojejpiersi.Skądmisięto,docholery,

wzięło?Całkiemmiprzezniąodbiło.Szlag.Musiałem

odciągnąćjejwzrokodmojegociała.Itojuż.

–Wróciłaś–powiedziałem,przełamującmilczenie

iwyrywającjązzamyślenia.

–Właśniewyszłamzpracy–odparła,przenosząc

wzroknamojątwarz.

background image

–Więcmaszjużpracę?–zagadywałem,chcąc

utrzymaćjejspojrzenienamojejtwarzy.

–Tak.Odwczoraj.

–Gdzie?–znałemjużodpowiedź,alechciałem

usłyszećodniejsamej,jakdostałatępracę.Czym

dokładniesięzajmowałaiczytolubiła.Zaraz…czyżby

miałamakijaż?Jasnacholera,pociągnęłarzęsytuszem.

Awięcterzęsyjednakmogłybyćjeszczedłuższe.

–WKerringtonCountryClub–odparła.

Niemogłemoderwaćwzrokuodjejoczu.Były

zdumiewającopięknebezpieprzonegomakijażu.Ale,

cholera,dziękiodrobinietuszustałysięzupełnie

niesamowite.Wsunąłemjejdłońpodbrodęiuniosłemjej

głowę,żebylepiejsięprzyjrzeć.

–Masztusznarzęsach–powiedziałem,żebywyjaśnić

mojedziwnezachowanie.

–Tak,mam–odparła,odwracającgłowę,żeby

uwolnićsięoddotykumojejdłoni.Opuściłemrękę.Nie

powinienembyłjejdotykać.Bardzosłuszniemnie

powstrzymała.Niemiałemprawadotykaćjejwtaki

sposób.

–Terazwyglądaszbardziejnaswójwiek–

stwierdziłem,cofającsięokrokispoglądającnajejstrój.

Znałemgodobrze.Przezlatazaliczyłemwięcej

wózkarekzpolagolfowego,niżchciałemprzyznać.Toone

właśniebyłypowodem,dlaktóregojakonastolatek

zacząłemgraćwgolfa.Kiedywózkarkiwwieku

policealnymdowiedziałysię,kimjestmójojciec,były

bardzozainteresowanezabraniemmnienaprzejażdżkę.

Itowwieluznaczeniach.

–Jeździszwózkiemgolfowym–powiedziałem,

podnoszącwzrokzpowrotemkujejtwarzy.Wiedziałemto

background image

jużwcześniej,alewidzącjąwtymstroju,niemogłemsię

nieuśmiechnąć.Dobrzenaniejleżał.

–Skądwiesz?

–Postroju.Opiętebiałeszortyikoszulkipolo.To

strójwózkarekzpolagolfowego.Robisztamfurorę,co?–

toniebyłopytanie,alestwierdzenie.

Wzruszyłaramionami,poczymwyprostowałasię

iodsunęłaodemniejeszczetrochę.Wyczułapotrzebę

trzymaniasięodemnienadystans.Grzecznadziewczynka.

Możliwe,żebyłatwardsza,niżsądziłem.

–Pewniezulgąprzyjmieszwiadomość,żewyniosę

sięstądwcześniejniżzamiesiąc.

Powinienemprzyjąćtozulgą.Cholera,żałowałem,że

niepoczułemwtedyulgi.Tobyoznaczało,żemiałbym

jedenproblemmniej.Alelubiłemjejobecnośćwmoim

domu.Lubiłemświadomość,żemogęzadbaćojej

bezpieczeństwo.Iżerobięcoś,żebyzadośćuczynićzłu,

którejużjejwyrządziłem.Niezdołałemsiępowstrzymać,

zrobiłemkrokwjejstronę.

–Pewniepowinienem.Toznaczy,poczućulgę.

Prawdziwąulgę.Aletakniejest.Nieczujęulgi,Blaire.

Nachyliłemsiętak,żemojeustaznalazłysiętużprzy

jejuchu.

–Dlaczegotakjest?–zapytałemszeptem

izaciągnąłemsięjejsłodkim,czystymzapachem.Czy

międzynogamiteżtakpachniała?Czytamteżbyłataka

słodkaiświeża?Oblałmnienowyrodzajpotuiodsunąłem

sięodniej.Zgubiłemwątek.–Trzymajsięodemnie

zdaleka,Blaire.Niechciałabyśznaleźćsięzbytblisko.

Zeszłejnocy…–kurwa,dlaczegorozmawiałemznią

otym?Lepiej,żebymzapomniał,żetosięwogólestało.–

Tanocmnieprześladuje.Świadomość,żepatrzyłaś.To

background image

mniedoprowadzadoszaleństwa.Więctrzymajsię

zdaleka.Jateżstaramsię,jakmogę,zachowaćdystans–

powiedziałemostrymtonem,przeznaczonymbardziejdla

mnieniżdlaniej.Aleniepotrafiłemjejtegowyjaśnić.Po

prostuodwróciłemsięiodbiegłem.Musiałemsięodniej

oddalić.

Kiedyjużbyłembezpiecznywmoimpokoju,

podszedłemdooknaispojrzałemnaplażęwdole.Blaire

nadaltambyła.Aleteraznieprzyglądałasięfalom.

Patrzyłanadom.Oczymmyślała?Czyjąprzestraszyłem?

Amożeczekała,ażzmienięzdanieiwrócędoniej?

Podniosłemrękę,oparłemdłońochłodnąszybę

iobserwowałemBlaire.Miałemwrażenie,żeminęły

wieki,azarazemzbytkrótkachwila,zanimwreszcie

przyszładodomu.

Tamtejnocyśniłamisiępierwszyraz.Tobyły

wyrazisteobrazy.Blaireleżałapodemną.Oplatałamnie

tymiswoimidługiminogami,głowęodrzuciładotyłu,gdy

doprowadzałemjąisiebiedogwałtownegospełnienia.

Takibyłempopieprzony.

ROZDZIAŁSIÓDMY

–Rush!–Jacezawołałzeswojejgrzędyprzybarze,

kiedywszedłemdoklubu.Toniebyłomojeulubione

miejsce,alekiedydostałemtrzyesemesyodróżnychosób

zinformacją,żewszyscyspotykająsiętudziświeczorem,

uznałem,żeprzydamisiętakaodmiana.

–PrzyszedłFinlay–wykrzyknąłktośinny.

Skierowałemsiędobaru,akiedypodszedłembliżej,Jace

podsunąłmidrinka.Jacebyłnajlepszymprzyjacielem

WoodsaKerringtona.Wporządkukoleś.Tyleżenie

kumplowaliśmysięzesobązbytblisko.Zresztąjabyłem

bliskotylkozGrantem.Tylkojemuufałem.

background image

–Golnijsobie–powiedziałzuśmiechem.Blondynka

ujegobokuwyglądałaznajomo,aleteżRosemaryBeach

niebyłoduże.Pewniekiedyśsamsięzniąumówiłem.

–Cześć,Rush–dziewczynauśmiechnęłasięzalotnie,

ajauświadomiłemsobie,żejąznam.Aleniepamiętałem

jejimienia.

Skinąłemjejgłowąiwychyliłemszklaneczkętequili.

Toniebyłmójulubionytrunek,alejeślimiałemtu

wytrzymaćdokońcawieczoru,musiałemczymśsię

zaprawić.

–Zabłądziłeś?–zrozbawieniemwgłosiezagadnął

Grant,podchodzącdomnie.

Uśmiechnąłemsię.

–Pewnietak–odparłem.–Aty?

Obejrzałsięprzezramię.

–Nie.JestemtuzpowoduNan.

Zmarszczyłemczołoiteżsięobejrzałem.Nandreptała

chwiejnieiśmiałasięgłośno,podczasgdyjakiśfacet,

któregonieznałem,obejmowałjejskąpoubraneciało.

–Cojest,kurwa?–zacząłemiśćwichstronę,ale

Grantzłapałmniezałokieć.

–Zaczekaj.Onagolubi.Spotykająsię.Tyleże

ostatnioNantrochęzadużopije.Pomyślałem,żezajrzętu

nawszelkiwypadek,izastałemtakiwłaśniewidoczek.

Stójmyzbokuiobserwujmyrozwójwydarzeń.Jeśliktóryś

znaszareagujezbytszybko,onawyjdzieztymtypkiem

iobajbędziemymielidoczynieniazgorszymdramatem,

niżbyśmychcieli.

Miałrację.Nanbyładorosła.Niebyłemjejtatusiem

imusiałemjejpozwolićpopełniaćwłasnebłędy.

Pilnowaniejejnakażdymkrokubyłomęcząceiwcalejej

niepomagało.

background image

–Popytałeśoniego?–spytałem.

Grantwłożyłmiwrękębutelkępiwa.

–Siedźmyiczekajmy.Myślę,żenicjejniebędzie.To

CharlesKellar,wnukstaregoMorrisona.Studiujena

Harvardzie.Przyjechałwodwiedzinydodziadków.

Przynajmniejbyłwjejwieku.Napiłemsiępiwa

ipatrzyłem,jakNanciągnietegokolesianaparkiet,

zrzucającpodrodzeszpilki.Przynajmniej,cholera,nie

zwichniesobiekostki.

–NienajlepiejprzyjęłatęhistorięzBlaire,co?–

zapytałGrant.

Wzruszyłemramionami.Niechciałemsięprzejmować

humoramiNan.Najwyższapora,żeby,kurde,dorosła

iuświadomiłasobie,żeniejestjedynąosobąnaświecie.

Niepotrafiłemjednakcałkiemtegoolać.

–Nie.Alemusisięztympogodzić.Wkońcunie

sypiamzBlaire.Zapewniamjejtylkodachnadgłową–

odparłem.

–Alechceszsięzniąprzespać–Grantuśmiechnąłsię

szeroko.

–Zamknijsię–warknąłem,rzucającmuostrzegawcze

spojrzenie.

–Cholera,Rush,jachcęsięzniąprzespać.Nie,

odwołujęto.Chcęsięzniąpieprzyćdoutratytchu.Ona

jest…

Sambyłemzdziwiony,jakszybkopoderwałemsię

zmiejscaiprzyskoczyłemdoniego.

–Dosyć!–wrzasnąłem.Wziąłemgłębokiwdech,żeby

zapanowaćnadkipiącąwemnienaglewściekłością.–

Trzymajsięodniejzdaleka.ROZUMIESZ?!

TenwybuchnieprzeraziłGranta.Mójbratnieskulił

sięaniniepokręciłgłową,azamiasttego…zachichotał.

background image

–Jasnacholera–wymamrotałipokręciłgłową.–Ale

cięwzięło.

Teraztojazacząłemsięwycofywaćipotrząsaćgłową.

Onniewiedział,oczymmówi.Poprostunieżyczyłem

sobie,żebyotakbezbronnejisłodkiejosobiemówiono

wtensposób.

–Rush,niemyślałem,żebędziesztudzisiaj–

wybełkotałaNan,podchodzącdonaszegostolika

iprzytrzymującsiępustegostołka,żebynieupaść.–

PoznałeśjużCharlesa?Nie?Jakośniepamiętam–

powiedziałaipodciągnęłasię,żebyusiąśćnastołku.

–Nie,niepoznałem–odparłem,cieszącsięzezmiany

tematu,nawetjeślioznaczałotoprzepychankizpijaną

Nan.

–CharlesKellar–przedstawiłsięchłopak,wyciągając

domnierękę.–Czy…Rush…Finlay?–spytał,aoczymu

sięrozszerzyły,kiedywymawiałniemalżezeczciąmoje

nazwisko.Byłfanemmojegoojca.Znałemtospojrzenie.

Kiwnąłemgłowąinapiłemsiępiwa,ignorującjego

dłoń.Niezamierzałempodawaćskurwielowiręki.Znałem

takichtypków.OdkryłpowiązaniaNanzeSlackerDemon

izdołałsięjakośwkupićwjejłaski.Głupignojeknie

zdawałsobiesprawy,żejestjednymzwielu.Jużto

przerabiałemwielerazy.NatrzeźwoNanprzejrzałaby

kolesiaodrazu.

–CharlesjestwielkimfanemDeana–powiedziała

Nan,przewracającoczamiimachającwstronęCharlesa.–

Jużtowiem.Wykorzystujemnie,żebypoznaćciebie,aja

wykorzystujęjego,bonaprawdęświetniesiępieprzy–

oznajmiłazdecydowaniezagłośno.

Grantpodniósłsięzmiejscaipodszedłdoniej,zanim

zdążyłemcokolwiekpowiedzieć.

background image

–Mamją–powiedział.Ajaskinąłemmugłową,po

czymprzeniosłemwzrokzpowrotemnaCharlesa.Nan

piszczałaiwyrywałasięGrantowi,aleonzdołałjakośją

uspokoićiwyprowadzićdowyjścia.

–Wyjątkowoźleznoszęśmierdzieli,którzy

wykorzystująmojąsiostrę.Oddajsobieprzysługęitrzymaj

się,kurwa,odniejzdaleka.Lubiętwoichdziadków,ale

gównomnieobchodzi,kimonisą.Niezadzierajzmoją

rodziną.Kapujesz?–mówiłemcichym,spokojnym

głosem,aCharleswytrzeszczyłoczyikiwnąłgłową.

Odstawiłempiwo,wstałemiruszyłemwśladzaGrantem

iNan.

FurgonetkiGrantajużniebyło,kiedywreszcie

dotarłemnaparking.OdwiezieNandodomu.Nie

musiałemdoniegodzwonić,żebysięupewnić.

Skierowałemsiędomojegowozuiuznałem,żemogęjuż

wrócićdodomu.Blairepowinnabyćwłóżku.Niebędę

musiałsięzniąwidzieć.

Ulga,którąpoczułemnawidokjejpoobijanegopikapa

zaparkowanegobezpiecznienapodjeździe,byłatak

wielka,żewtedyjeszczezanicbymsiędotegonie

przyznał.Tak,popadałemwobsesjęnapunkciejej

bezpieczeństwa,aletodlatego,żebyłempieprzonym

opiekunem.Matkawymusiłanamnietęrolęwmłodym

wiekuiterazweszłamionawkrew.Niemogłemnicnato

poradzić.Nicanic.

Pomyślałem,żeprzyodrobinieszczęściaBlaire

zdążyłajużzasnąć.

ROZDZIAŁÓSMY

Minęłydwadni,odkądostatniowidziałemBlaire.

Unikaniejejniebyłołatwe.Trudnobyłomizwalczyćchęć,

byranozejśćnadółisięzniązobaczyć.Aletymrazem

background image

łamałemmojązasadęzinnegopowodu.Wkażdymrazie

taksobiewmawiałem.

Grantzjawiłsięwczorajpijanyzjednązeswoich

stałychdziewczyn.Niewiedziałem,jakwcześniewstaną,

aleniechciałem,żebyBlairenatknęłasięnanichwkuchni.

Szczerzemówiąc,niechciałem,żebyzrozumiałato

opacznie,gdybytadziewczynazeszłanadółsama.Już

itakbardzojasnowyraziłaswojeuczuciadotyczące

mojegożyciaseksualnego.Powinienembyłpozwolić,

żebymyślała,żetokolejnazmoichpanienek…aleitak

pędziłemnadół.Niemogłemsiępowstrzymać.

–Czytywłaśniewyszłaśzespiżarni?–niepewnym

tonemzapytałaBlairedziewczyna,którejimienianie

mogłemsobieprzypomnieć.Przyśpieszyłemkroku,chcąc

jaknajszybciejdotrzećdokuchniiuciszyćtędziewuchę.

Blaireniemusiałajejodpowiadać.

–Tak.AczytywłaśniewyszłaśzłóżkaRusha?–

odparłaBlaire.Powiedziałatocichymimiłymgłosem,

jakbytobyłocałkiemniewinnepytanie.Zwolniłem,

zaskoczony,żewyczuwamterytorialnypodtekst.

–Nie.Chociażchętniebymmuwskoczyładołóżka,

gdybymipozwolił.TylkoniemówtegoGrantowi.Zresztą

nieważne.Pewniejużitakwie–powiedziaładziewczyna.

Zatrzymałemsięwprogukuchni,wypatrującBlaire.

Stałapodrugiejstroniewyspykuchennej.Dziewczyna

znajdowałasięmiędzynamiizasłaniałamiwidok.

–CzyliwłaśniewyszłaśzłóżkaGranta?–dopytywała

sięBlaire.Powstrzymałemuśmiech.Dezorientacjawjej

głosiejakośbardzoprzypominałaulgę.

–Tak.Wkażdymraziezjegostaregołóżka.

–Jegostaregołóżka?–spytałaBlaire.

Zwalczyłempokusę,byzostaćtamiposłuchać,jak

background image

dalekoposuniesięBlaireztymwypytywaniem.Podobało

misiętojakcholera.Interesowałasięmną,amniesięto

podobało.Niedobrze,kurde.

Dziewczynaprzesunęłasię,aspojrzenieBlairepadło

prostonamnie.Zostałemprzyłapany.Koniecrozmowy.

Porarozwiązaćkolejnyproblem.Mojezainteresowanie

Blairetojedno;jejzainteresowaniemnątocałkiemco

innego.Nicniewiedziała.Niemogłempozwolić,bymnie

polubiła.Choćbytrochę.Ostatecznieitakmnie

znienawidzi,więclepiej,żebymniewiedział,jakieto

uczucieobcowaćzBlaire,któranieokazujemiwyłącznie

obojętności.

–Proszę,nieprzeszkadzajsobie,Blaire.Możesz

kontynuowaćprzesłuchanietrzeciegostopnia.Grantna

pewnoniemiałbynicprzeciwkotemu–powiedziałemdo

Blaireioparłemsięoframugę,zachowującsiętak,jakbym

chciałtamdłużejpostać.

Blaireotworzyłaszerokooczy,poczymspuściła

głowęiwrzuciładokoszanaśmiecijakieśokruszki,które

trzymaławdłoni.Nigdydotądniewidziałem,żeby

cokolwiekjadła.Ucieszyłemsię,widzącoznakitego,że

czymśsięjednakżywi.

–Dzieńdobry,Rush.Dzięki,żepozwoliłeśnamsiętu

wczorajzwalić.Grantzdecydowaniezadużowypił,żeby

mógłwracaćtakikawałdosiebie–odezwałasię

dziewczyna.

–Grantwie,żezawszematudodyspozycjipokój–

odparłem,niepatrzącnanią.Niespuszczającoczu

zBlaire,podszedłemdowyspy.

–Notochyba,hm,polecęzpowrotemnagórę–

dziewczynajeszczecośmówiła,alejananiąniezważałem.

Niemiaładlamnieżadnegoznaczenia.Wołałem,żeby

background image

sobieposzła.Kiedyusłyszałem,żejejkrokicichnąwgłębi

korytarza,pokonałemodległośćdzielącąmnieodBlaire.

–Ciekawośćzabiłakota,słodkaBlaire–

powiedziałem,patrzączzachwytem,jakjejpoliczki

oblewarumieniec.–Myślałaś,żemiałemkolejną

dziewczynęnajednąnoc?Hmmm?Usiłowałaśsprawdzić,

czybyławmoimłóżkuprzezcałąnoc?–cholera,miałem

ochotęjejdotknąć.Przestępowałanerwowoznogina

nogę,ajachciałempoczućjątużprzysobiechoćprzez

jednąpieprzonąminutę.Nie!Niemogłemzapominać,

kimonajest.Icozrobiłem.Trzymaniejejnadystans

ostatecznieochroninasoboje.–To,zkimsypiam,tonie

twojasprawa.Chybajużtoustaliliśmy?–Powinnabyćna

mniezła.Niepowinnataknamniepatrzećtymiwielkimi

bezbronnymioczami.Niemogłemdłużejtrzymaćrąkprzy

sobie,wyciągnąłemjednąiowinąłemsobiekosmykjej

włosówwokółpalca.Byłytakjedwabistewdotyku,żeaż

zadrżałemlekko.Zabardzosiędoniejzbliżyłem.–Nie

chceszmniepoznać.Możecisięwydawać,żechcesz,ale

niechcesz.Obiecuję.

Gdybywidziałatylkoto,conapowierzchni,byłoby

znaczniełatwiej.Aleona,zamiastuciekaćprzedemną,

wciążpatrzyłanamniewtakisposób,jakbydostrzegała

tamcoświęcej.Coświęcejniżtylkoaroganckiegodupka.

Jakonazdołałaprzejrzećtenwizerunek,któryjej

prezentowałem?Niepowinnawidziećwemnienicwięcej

pozarozpuszczonymbachorem,zaktóregouważałmnie

świat.

–Niejesteśtaka,jaksięspodziewałem.Wolałbym,

żebybyłoinaczej.Byłobydużołatwiej–wyszeptałem

iuświadomiłemsobie,żewypowiedziałemtonagłos.

Puściłemjejwłosy,cofnąłemsię,poczymodwróciłemsię

background image

iwyszedłemzkuchni.Musiałemtrzymaćsięodniej

zdaleka.Alejakmiałemto,kurwa,zrobić,kiedy

mieszkaławmoimdomu?

***

Godzinamiprzewracałemsięwłóżku,zanimwreszcie

udałomisięzasnąć,awtedyobudziłmniedzwonek

telefonu.Przekręciłemsięnabok,chwyciłemkomórkę

znocnejszafkiizmrużonymioczamispojrzałemna

podświetlonyekran.Will.Mójmałykuzyn.Cholera.Tylko

nieto.Znowu.

–Czego?–burknąłemwtelefon,wiedzącjuż,

dlaczegodzwoni.Albouciekłibyłwdrodzedomnie,albo

jużstałpodmoimdomemichciałsiędostaćdośrodka.

Siostramojejmatkibyłasuką.Wściekłąsuką.Rozumiałem

todoskonale,aletendzieciakniemógłciągleuciekać

zdomu.Zwłaszczadomnie.

–Jestemnazewnątrz–powiedział.

–Cholera,Will.Ocochodzitymrazem?–spytałem,

odrzucającprzykrycieiszukającspodnioddresu,które

rzuciłemgdzieśkołołóżka.

–Chcemniewysłaćnaobóz.Nacałelato–odparł.–

DoIrlandii!

Wistocieoznaczałoto,żejegomatkachciałamieć

wakacjepozbawioneobciążeńmacierzyństwaigotowa

byławysłaćsynazaocean.Najprawdopodobniejbędąto

najlepszewakacjewjegożyciu.Wakacjebezmatki.

Zakończyłemrozmowęicisnąłemtelefonnałóżko,po

czymzszedłemnadółdofrontowychdrzwi.Otwierając,

wzdrygnąłemsięnawidokWillaztorbąpodróżnąwręku,

jakbyoczekiwał,żepozwolęmusięwprowadzić.

Wychowałemjużjednodziecko;niezamierzałembrać

sobienakarkkolejnego.

background image

–Ranowróciszdodomu.Będziesz,kurwa,

zachwyconyIrlandią.AnarazieidźdopokojuGranta.

Możesztamprzenocować–burknąłem,zamykajączanim

drzwi.

–Nawetniemówiępoirlandzku–poskarżyłsię.

Jakimcudemtendzieciakdostałsiędoliceum?

–Tammówiąpoangielsku,głupolu–odparłem

ipacnąłemgowtyłgłowy.–Jestemwykończony.

Obudziłeśmnie.Tyteżidźsię,kurde,połóż.

Kiwnąłgłowąizgarbiłsię,jakbymwłaśnie

spowodowałkoniecjegoświata.Niezważałemnajego

dąsyiruszyłemwśladzanimnaschody.Toniebył

pierwszyraz.Willuciekałdomnie,ilekroćbyłem

wpobliżu.JegomatkalubiłaodwiedzaćRosemaryBeach

latem,więcdziałosiętonaogółwtedy.

–ByłeśkiedyśwIrlandii?–spytałpoddrzwiami

pokoju,wktórympozwoliłemmuspędzićnoc.

–Tak.Pięknykraj.Aterazidźspać–odparłem

iruszyłemnagórę,zpowrotemdołóżka.

Jutromaływrócidodomu,alebędęmusiałpoprosić

Granta,żebygoodwiózł.Bogdybyśmyrazemdotarlido

mojejciotkiionzacząłbysięzniąkłócić,załamałbymsię

izabrałgojednakzesobą.

Grantdaradęzawieźćgododomu.Robiłtodlamnie

nieraz.

ROZDZIAŁDZIEWIĄTY

Trzasnęłydrzwimojejsypialni,ajausiadłemna

łóżku,przecierającoczyizasłaniającjeprzedsłońcem.

–Jużjestwdomu–oznajmiłGrant.

–Dzięki–wymamrotałem.Zeszłegowieczoru

wysłałemGrantowiesemesazwiadomościąoWillu

iprośbą,żebyodwiózłgododomu,zanimranopojedziedo

background image

pracy.

–Gnojekjestniezły.UsiłowałzabraćBlairezesobądo

domu–zachichotałGrant.

Słyszącjejimię,opuściłemdłońipopatrzyłemna

niego.

–Onajeszczetujest?–spytałem.

Grantskinąłgłowąwstronęokien.

–Tam.Wpieprzonymbikini.Chybazostanętucały

dzień,zamiastjechaćdopracy,jeśliniemasznic

przeciwkotemu.Zresztąjesteśmicoświnienza

odwiezienieWilladodomuorazkoniecznośćstawienia

czołatejwiedźmie,jegomatce.

Chwyciłemspodnieoddresuiwciągnąłemjeszybko,

poczympodszedłemdookna.

Tużponiżejogroduprzedmoimdomemrozciągałysię

długiemilepustejplaży.Blaireleżałatamzzamkniętymi

oczamiitwarzązwróconądosłońca.Otak…Grantzaraz

pojedziedopracy.Niezostanietutaj,żebymócsięnanią

gapićprzezcałydzień.

–Spalisię–powiedziałGrantnajcichszymszeptem,

ajaoderwałemwzrokodBlaireizobaczyłem,żewpatruje

sięwniąztakąsamączciąjakja.Kurwamać.

–Niepatrz–syknąłemiodsunąłemsięodokna.

Grantparsknąłśmiechem.

–Comanibyznaczyćto:„Niepatrz”?

Toznaczyło,żeby,kurwa,niepatrzył.

–Janie…poprostu…pamiętaj,kimonajest.

Znienawidzinasiodrazuwyjedzie.Więcniepatrz–sam

niebardzowiedziałem,comówię.Poprostuchciałem,

żebyprzestałnaniąpatrzeć.Leżałaprawiecałkiemnaga

ijejgładkaskórabyławystawionanawidokpubliczny.

Niechciałem,żebyktokolwiekjąwidział.

background image

–Nieznienawidzinas,tylkociebie.INan.Iswojego

ojca.Alejanicniezrobiłem–sprostowałGrant.

Zacisnąłemdłoniewpięści,zamknąłemoczy

iwziąłemgłębokiwdech.Onrobiłtospecjalnie.Chciał

zobaczyć,jakzareaguję.Próbowałmniewkurzyć.

–Niemaszdziśżadnejpracy?–spytałemspokojnie.

Grantznówzerknąłwstronęoknaiwzruszył

ramionami.

–Chłopie,japracujęuojca.Jestemszefem.Mogę

wziąćwolnewszczególnychprzypadkach.Pozatym,czy

nieświętujemydziśurodzinNan?

Droczyłsięzemną.Postanowiłemniezważaćna

niego,podszedłemdoszafyiznalazłemplażoweszorty.

Zamierzałemiśćdoniej.Możenieużyłakremuzfiltrem,

apotrzebowałago–miałakarnacjęwrażliwąnaopalanie.

Niechciałbym,żebyspiekłasobieskórę.

–Idzieszpopływać?–dokuczałmiGrant.

Nawetnaniegoniespojrzałem.

–Jedźdopracy,Grant.ImprezaurodzinowaNan

będziedopierowieczorem–odparłem,zatrzaskującza

sobądrzwiłazienki.Zupełniezapomniałem,żewydajędziś

przyjęcieurodzinoweNan.PrzezBlairezapominałem

owszystkim.

–Igraszzogniem,stary.Zginieszwpłomieniach!

Powinieneśmipozwolićsięniązająć.Tosięźleskończy–

zawołałnatyległośno,żeusłyszałemgoprzezdrzwi.

–Sam,kurwa,niewiesz,oczymmówisz–

odkrzyknąłem.

ŚmiechGrantaucichł,gdywyszedłzmojegopokoju.

Miałrację.Tobyłogień,ajaniepotrafiłemsięodniego

odsunąć.Wciążprzysuwałemsiębliżej,chociaż

wiedziałem,żespłonę,jeśliniebędęuważać.

background image

Niezastanawiałemsię,corobię.Poprostuprzebrałem

sięiwyszedłemzobaczyć,coznią.

–Proszę,powiedz,żeposmarowałaśsiękremem

zfiltrem–powiedziałem,siadającobokniejnapiasku.

Osłoniłaoczyprzedsłońcem,poczymotworzyłaje

ispojrzałanamnie.Nieodpowiedziała.Czyżbymją

obudził?

–Posmarowałaśsiękremem,tak?–spytałem.

Kiwnęłagłową,podciągnęłasięiusiadłanamałym

ręcznikuplażowym,któryzesobązabrała.Jejciało

piekielniemnierozpraszało.

–Todobrze.Niechciałbym,żebytagładka,

śmietankowaskórastałasięróżowa–odparłem,zanim

zdołałemsiępowstrzymać.

–Mmm,posmarowałamsię,zanimtuprzyszłam.

Naprawdępowinienembyłodwrócićodniejwzrok,

alewtymmomenciewydawałosiętoniemożliwe.

Widziałemjejpiersiwychylającesięzestaniczkabikini.

Gdybybyłakimkolwiekinnym,bezproblemumógłbym

wyciągnąćrękę,zsunąćmałytrójkącikmateriału,aż

wyłonisiębrodawka.Apotem…nie!Cholera.Musiałem

sięskupićnaczymśinnym.

–Niepracujeszdzisiaj?–spytałem.

–Mamdziśwolne.

–Jakciidziewpracy?

Tymrazemnieodpowiedziałaodrazu.Przyglądałem

jejsię,gdyonapatrzyłanamnie.Mniejzwracałauwagęna

mojesłowa,zatoprzypatrywałasięmojejtwarzy.

Podobałomisięto.Ażzabardzo.

–Mmm,co?–spytała,ajejtwarzzaróżowiłasię

nieznacznie.

–Jakciidziewpracy?–spytałemrazjeszcze.Nie

background image

byłemwstaniezapanowaćnadrozbawieniemwmoim

głosie.

Usiadławbardziejwyprostowanejpozycjiiusiłowała

wyglądaćnamniejzainteresowanąmojąosobą.

–Całkiemnieźle.Podobamisię.

Cifaceci,którzybezwątpieniazniąflirtowaliidawali

jejabsurdalnenapiwki,zirytowalimnie.

–Jamyślę–odparłem.

–Cotomaznaczyć?–spytała.

Powoliomiotłemspojrzeniemjejciało.

–Samawiesz,jakwyglądasz,Blaire.Nie

wspominającjużotymtwoimcholerniesłodkim

uśmiechu.Golfiścinapewnodobrzecipłacą.

Niezezłościłasięaninienaskoczyłanamnie.

Wydawałasięraczejzdziwiona.Przeniosłemwzrokna

wodę.NiemogłempatrzyćnaBlaire.Rozpraszałamnie.

Gdyskupiałemspojrzenienaniej,zapominałem

owszystkiminnym.Świadomość,dlaczegoonatubyła

ifakt,żemiałemswójudziałwjejudręce,powinnyułatwić

miracjonalnezachowanie.Aleprzyniejzapominałem

owszystkim.Jedentrzepotjejrzęsibyłemstracony.

Byłemwtedytakicholerniegłupi.Powinienembył

zapytaćAbe’a,dlaczegotakchętnieporzucate,któreprzez

szesnaścielatbyłyjegorodziną,dlacórki,którąignorował

jeszczedłużej.Aleniezapytałemgooto.Kiedysięzjawił,

czułemwyłączniewdzięczność.Atendupekzostawiłza

sobąrozbitąrodzinę.Idziewczynkę,któramusiałasama

opiekowaćsięmatką.

–Jakdawnoumarłatwojamama?–zapytałem.Nagle

poczułempotrzebędowiedzeniasię,jakdługosama

zmagałasięzprzeciwnościamilosu.Niemogłemjużtego

naprawić,alechciałemprzynajmniejwiedzieć.

background image

–Trzydzieścisześćdnitemu–szepnęła.

Cholera.Straciłamatkęniewieleponadmiesiąctemu.

Niezdążyłanawetprzeżyćżałoby.

–Czytwójtatawiedział,żeonajestchora?–

spytałem.Mógłbymgozabić.Ktośmusiałsprawić,żeby

tenłajdakzapłaciłzato,cozrobił.Raniłwszystkich,

zktórymimiałstyczność.

–Tak.Wiedział.Dzwoniłamteżdoniegowdniu,

wktórymzmarła.Nieodebrał.Zostawiłamwiadomość.

Nigdynikogotaknienawidziłem,jakAbe’aWynna

wtejchwili.

–Nienawidziszgo?–spytałem.Powinna.Dodiabła,

janienawidziłemgowystarczającomocnozanasoboje.

Kiedygostłukęnamiazgę,zrobiętodlaniej.Dlajejmatki.

Iniebyłempewien,czyzdołamwogóleprzestaćgobić.

–Czasami–odparła.

Niespodziewałemsię,żeusłyszęprawdę.Chyba

niełatwojestprzyznać,żesięnienawidziwłasnegoojca.

Niemogłemsiępowstrzymać,wyciągnąłemrękęiobjąłem

małympalcemjejmałypalec.Niemogłemwziąćjejza

rękę.Tobybyłozbytwiele.Zbytintymnie.Alemusiałem

cośzrobić.Onapotrzebowałajakiegośwsparcia,

zapewnienia,żeniejestsama.Nawetjeślibyłemostatnią

osobąnaziemi,którazasługiwałanatęrolę,zamierzałem

jąwesprzeć.Musiałemtylkoznaleźćjakiśsposób,żeby

tegodokonać,iżebynaprawićpiekło,któresam

stworzyłem.

–Dziświeczoremrobięimprezę.Tobędzieprzyjęcie

urodzinoweNan,mojejsiostry.Zawszewyprawiamjej

urodziny.Możetoniedokońcabędziewtwoimstylu,ale

zapraszamcię,jeślizechceszwziąćwnimudział.

–Maszsiostrę?

background image

Sądziłem,żejużtowie,alekiedyprzypomniałem

sobietamtenwieczór,kiedyBlairezjawiłasięumnie,

uświadomiłemsobie,żeNantrzymałasięzdaleka.

–Tak–odparłem.

–Grantmówił,żejesteśjedynakiem–powiedziała,

przyglądającmisięuważnie.

Grantopowiadałjejomnie.Niepotrzebnie.Nie

miałemochotyniczegojejwyjaśniać.Chciałemjąchronić

przedprawdą.Odsunąłemrękęodjejdłoni.

–Grantniepowinienopowiadaćciomoichsprawach.

Żebyniewiem,jakchciałcisiędobraćdomajtek–

rzuciłem,poczymodwróciłemsięiposzedłem

zpowrotemdodomu.Dlaczegoażtaksiętym

przejmowałem?Jasnacholera.

ROZDZIAŁDZIESIĄTY

Nanwynajęłafirmęorganizującąprzyjęcia.Stałem

uszczytuschodówipatrzyłem,jakdekoratorzywnoszą

całeciężarówkibiałychróż.Czyjejsięzdaje,żetoślub?

Cojejodbiło?

–Wolęniewiedzieć,ilekosztujeciętaimprezka.

Proszę–powiedziałGrant,podchodzącdomnieodtyłu

iwkładającmiwdłońszklaneczkęczegoś,copachniało

iwyglądałojakburbon.–Napijsię.Dobrzecitozrobi.

Pociągnąłemsolidnieipoczułemrozkosznągładkość

wprzełyku.Cobynajmniejnieczyniłoznośniejszymfaktu,

żejużniedługobędęmusiałstawićczoławszystkim

znajomymNan.Zwykle,kiedyurządzałaimprezyumnie,

ograniczałemliczbęosób,któremogłazaprosić.Dziś

jednakniewyznaczałemjejżadnychlimitów.Bałemsię

tego.Mogłosięokazać,żezwalimisięnakarkcałe

pieprzoneRosemaryBeach.

–Widzę,żeksiężniczkazamówiłaróże–stwierdził

background image

Grantzrozbawieniem,opierającsięoporęczschodów

iobserwującprzygotowaniadoprzyjęcia.

–Natowygląda–odparłem.Nadalbyłemnaniego

wkurzonyzato,żeopowiadałomnieBlaire.Wiedziałem,

żeniepowiedziałbyjejniczego,czegoniepowinna

wiedzieć,aleitakmnietodręczyło.

–ZaprosiłeśBlaire?–spytałGrantnibyodniechcenia.

–Aco,myślałeś,żekażęjejsięukrywaćpod

schodamiprzezcałąnoc?–odparłem.Bo,szczerze

mówiąc,samotymmyślałem.Zaproszeniejejnatę

cholernąimprezęoznaczałotylko,żebędęmusiałcałyczas

naniąuważać.Faceciniedadząjejspokoju,adziewczyny

mogąmiećjejtozazłe.Potrzebowałaochronyprzed

jednymiidrugimi.

–No,niebyłempewien.ToprzyjęcieNan–

przypomniałmi,jakbymtegopotrzebował.

–Tomójdom–odparłem,rzucającmurozdrażnione

spojrzenie.

Grantzachichotałipokręciłgłową.

–Cholera.Nigdybymniepomyślał,żekiedykolwiek

zobaczę,jakstawiaszkogośprzedNan.

–Przestań–ostrzegłemgo.–Dajsobiespokójztymi

komentarzami.Poprostujestemmiły.Nicwięcej.

Grantuniósłbrew,wiedząc,żemnietowkurzy.

–Czyżby?

Odstawiłemszklaneczkęnaporęczschodów

iwróciłemdomojegopokoju.Niebyłemwnastroju,żeby

dłużejśledzićprzygotowaniadoprzyjęcialubsłuchać

Granta.Zapowiadałasiędługanoc.

Kiedydekoratorzyzakończylipracę,mójdom

wyglądałtak,żemożnabypomyśleć,iżNannależydo

rodzinykrólewskiej.Chodziłempopokojach,mającnaoku

background image

kuchnię,akiedytylkomogłem–drzwidospiżarni.Nie

widziałemBlaireprzezresztędnia,wiedziałemjednak,że

tamjest.Patrzyłemnanią,gdyleżałanaplażyjeszcze

długopomoimodejściu.Patrzyłem,jakpływawmorzu,

apotemidzienaspacer.Cholera,patrzyłemnawet,jak

czytaksiążkę.

Kiedywreszciepodniosłaręcznikiruszyławstronę

domu,wstałemzkanapy,naktórejsiedziałemwygodnie,

wyglądając

przez

oszkloną

ścianę,

iposzedłem

przygotowaćsięnatenwieczór.Chciałemmiećpewność,

żebędęnadole,kiedyonawyłonisięzeswojegopokoju.

Wdomurobiłosięcoraztłoczniej,amuzykastawała

sięcorazgłośniejsza.NadalaniśladuBlaire.Pomyślałem,

żemożeboisięwyjśćzeswojegopokoju.Czymiałemjej

pozwolićsiedziećbezpieczniepodschodami?Czyteż

raczejpowinienemponiąiść?

–Będępilnowałdrzwidospiżarni,atywyjdźnataras

iściągnijtegoblondsurferazcholernejbalustrady,zanim

spadnieisięzabije–powiedziałmidouchaGrant,

popychającmniewstronętarasu.

Cholernepijanedzieciakizcollege’u.

Wyszedłemnazewnątrz,alezastałemtamJace’a

ściągającegojużchłopakazgzymsu.

–Chłopie,napijsiękawy–powiedziałmuJace

zobrzydzeniemiklepnąłgomocnowplecy.

–Znaszgo?–spytałem.

Jacepokręciłgłową.

–Nie.Alejakośniebyłemwnastroju,żebypatrzeć,

background image

jakktośsiędziśzabija–odparłinapiłsiępiwa.

–Dzięki–powiedziałem.

AnyapodeszładoJace’aiobjęłagowpasie,

uśmiechającsiędomnie.Wyglądałonato,żenietraciła

czasu.Pogratulować.

–Anya–skinąłemgłowąwjejstronę.

–Rush–odparłazprowokacyjnymuśmieszkiem.

–AjajestemJace–oznajmiłJacegłośno,

przekrzykująchałas.–Chociażuwielbiamdobrązabawę

iniezręcznesytuacje,myślę,żewybierzemysięnamały

spacerekpoplaży–powiedział,ciągnącAnyęnaschody

prowadzącedoplaży.

Jawróciłemdośrodka,kierującsięwstronękuchni.

ZamierzałemwyciągnąćBlaireztegocholernegopokoju.

Niemusiałasiedziećtamprzezcałąnoc.

–Jużwyszła–oznajmiłGrant,podchodzącdomnie.–

JestwprzedpokojuzWoodsem.

–ZWoodsem?

–Tak,stary.ZKerringtonem.Chybasiędomyślasz,że

dotejporyzdążyłjąjużwypatrzyćnapolugolfowym.On

bezprzerwygrawgolfa.

Przecisnąłemsięmiędzyludźmistojącymiprzedemną

iruszyłemdoprzedpokoju.

NieśmiałyuśmiechnaustachBlairespoglądającejna

Woodsa,któryprowadziłjądosalonu,sprawił,żestanąłem

jakwryty.Ktoścośdomniemówił,aleniemogłemsię

skupićnausłyszanychwłaśniesłowach.Całąmojąuwagę

przykułyrumieńcenapoliczkachBlaire.DłońWoodsa

dotykałajejplecówwzaborczysposób,comnie

zaniepokoiło.JakdobrzeznałaWoodsa?Czyżbymcoś

przeoczył?Blairemówiłacośdoniego,aonzatrzymałsię

ispoglądałnanią.Cośomawiali.Nagleonnachyliłsięku

background image

niej,amójniepokójnatychmiastprzerodziłsięwe

wściekłość.

Blaireodwróciłagłowęinapotkałamójwzrok.

Otworzyłaszerokooczyzezdziwienia,jakbynie

spodziewałasięmniewmoimwłasnymdomu.Następnie

odsunęłasięodWoodsa,powiedziałacośdoniegoszybko

ijeszczezwiększyładystansmiędzynimi.Tłumaczyłamu

coś,aleonwydawałsięrozbawionyigotówpowiedzieć

cokolwiek,byletylkozatrzymaćjąprzysobie.

Dobrzewiedziałem,jakimfacetemjestWoods,bobył

dokładnietaki,jakja.Niezamierzałempozwolić,żebyją

tknął.Traktowałjąjakzdobycz,alejaprędzejbymgo

zabił,niżpozwoliłmująwykorzystać.Namyślotym,że

BlairemiałabyrobićcokolwiekzWoodsem,przeszłymnie

ciarki.Ruszyłemwichstronę.Zrobiłemtobez

zastanowieniaigównomnieobchodziło,czymojasiostra

mniezobaczy.

–Niemawtobieniczego,comogłobybyćniemile

widziane.NawetRushniejestażtakiślepy–mówił

WoodsdoBlaire,przysuwającsiędoniejbliżej,aona

próbowałamusięwymknąć.

–Chodźtu,Blaire–powiedziałem,wyciągającrękę,

żebyująćjąpodramięiprzyciągnąćdosiebie.Woods

musiałzrozumieć,żeonajestzemną.Podmojąopieką.

Niechsobieszukazdobyczygdzieindziej.–Nie

spodziewałemsię,żeprzyjdziesz–powiedziałemjejdo

ucha.Gdybymwiedział,żewyłonisięztejklitkipod

schodami,wyglądająctaksmakowicie,żemiałosięochotę

jąschrupać,stałbym,cholera,nastrażypodjejdrzwiami.

–Przepraszam.Wydawałomisię,żemówiłeś,że

mogęprzyjść–szepnęłaicałasięzaczerwieniła.Nie

chciałemwprawićjejwzakłopotanie.Źlemnie

background image

zrozumiała.

–Niespodziewałemsię,żeprzyjdzieszwtakimstroju

–wyjaśniłem,niespuszczającwzrokuzWoodsa.Nie

chciałemrobićtegoprzyniej,alejeśliWoodsmnie

sprowokuje,nieręczęzasiebie.Krótkaczerwonasukienka

opinałaciałoBlairewtakisposób,żepowinnotobyć

zakazane.Czyonaniemiałalustrawtympokoju?Cholera,

niepamiętałem.

Blairenaglewyrwałamiramięiruszyławstronę

kuchni.

–Jakimasz,kurwa,problem,stary?–spytałWoods,

piorunującmniewzrokiemiwykonująctakiruch,jakby

chciałbieczaBlaire.

–Onaniejestdowzięcia–ostrzegłemgo,zachodząc

mudrogę.–Trzymajsię,cholera,odniejzdaleka.

SpojrzenieWoodsastałosięjeszczebardziej

nienawistne.

–Terazpostanowiłeśsiędoniejprzyznać?Zmuszanie

członkówrodzinydopracywklubietomałohonorowe

zagranie,nawetjaknaciebie,Rush.

Zrobiłemkrokwjegostronę.

–Niemieszajsiędotegoitrzymajsięodniejzdaleka.

Topierwszeiostatnieostrzeżenie–powiedziałem

iodszedłem,żebyposzukaćBlaire.

NakorytarzuspotkałemGranta.

–Uraziłeśją.Idźtonapraw–powiedział,rzucającmi

poirytowanespojrzenie,poczymminąłmnieiwróciłna

przyjęcie.

Czymmogłemjąurazić?Cojatakiegozrobiłem,poza

tym,żeniepozwoliłemWoodsowijejwykorzystać?

Zignorowałemdwieosobyipokręciłemgłowąwstronę

Nan,któraszławłaśniekumnie.Wtejchwiliniemogłem

background image

sięniązajmować.

–Zamierzasztamwejść?–syknęłazwściekłością.

–Idźsiębawićnaswoimbardzokosztownym

przyjęciu,

siostrzyczko

otworzyłem

spiżarnię

izamknąłemjązasobąnaklucz.Niechciałem,żebyktoś

wszedłzamnądośrodka.

NiezapukałemdodrzwipokoikuBlaire.Wiedziałem,

żenieotworzyłabymi.Samjeotworzyłemispojrzałemna

Blaire,którastałanaśrodkuiusiłowałarozpiąćsuwak

sukienki.Namójwidokopuściłaręceicofnęłasięokrok

tak,żewpadłanałóżkoiusiadłananim.Wtejklitce

naprawdęniebyłomiejsca,comnieokropniewkurzyło.

Jakonamogłamieszkaćwtakiejciasnocie?Wszedłemdo

środkaizamknąłemzasobądrzwi.

–SkądznaszWoodsa?–spytałem.Wściekłość

wmoimgłosieniebyłazamierzona.

–Jegotatajestwłaścicielemklubu.Woodsgra

wgolfa.Podajęmudrinki–odparłanerwowo.

Wiedziałemjużtowszystko.Chciałemsiętylko

upewnić,żeznagowyłączniezpolagolfowego.Nie

mogłemznieśćmyśli,żemogłabyspędzaćznimczas.Czy

zkimkolwiekinnym.

–Dlaczegotaksięubrałaś?–spytałem,spoglądającna

sukienkę,którabezwątpieniawystąpiwmoichnocnych

fantazjachoBlaire.

Blairepoderwałasięnarównenogi,ajej

zdenerwowaniebłyskawicznieprzemieniłosięwfurię.

–Włożyłamtęsukienkę,bomamamijąkupiłana

background image

randkę.Wtedyzostałamwystawionadowiatruinigdynie

miałamokazjijejwłożyć.Dzisiajzaprosiłeśmniena

imprezęichciałamsięubraćstosowniedookazji.Więc

włożyłamnajładniejsząsukienkę,jakąmiałam.Przykro

mi,jeślinieokazałasiędośćładna.Alewieszco?Gówno

mnietoobchodzi!Tyicitwoizmanierowani,zepsuci

znajomimożeciesięwypchaćwszyscyrazem–pchnęła

mnieobiemadłońmi,jakbychciałamnieprzewrócić.Nie

udałojejsię,alewłożyławtopewnąsiłę.

Źlemniezrozumiała.Wszystkoprzekręciłai–cholera

–myślała,żeniejestdośćdobra.Czyonakpiłasobieze

mnie?Byłatakcholerniebliskaideału,żeażmnieto

bolało.Zacisnąłempowieki,usiłującnaniąniepatrzeć.

Musiałemsięodniejodsunąć.Tenpokójbyłzamały.

Pachniałatakponętnie…

–Kurwamać!–zakląłem,poczymzanurzyłemdłonie

wjejwłosachiprzycisnąłemustadojejwarg.Musiałem

ichposmakować.Przestałemnadsobąpanować.Byliśmy

tusamiitakbliskosiebie,aonapachniałapoprostubosko.

Spodziewałemsię,żeBlairebędziesięwyrywać,ale

onaprzylgnęładomnieulegle.Skorzystałemzokazji,że

nadaljestzbytzszokowana,żebymnieodepchnąć.Jejusta

poruszyłysiępodmoimi,ajapolizałemtęjejwydatną

dolnąwargę.

–Miałemochotęspróbowaćtychsłodkichmiękkich

ust,odkądporazpierwszyweszłaśdomojegodomu–

powiedziałem,poczymsięgnąłempowięcej.Wsunąłem

językmiędzyjejwargi,aonarozchyliłajedlamnie.

Zakamarkijejustbyłysmaczniejszeniżciepłymiód.

Mógłbymsięupićsamymjejsmakiem.

Jejdrobnedłoniechwyciłymniezaramionaiścisnęły.

Chciałemwięcej.Pragnąłemjejcałej.Odwzajemniała

background image

mojepocałunki,jejjęzykzacząłsięporuszaćwrazzmoim.

Apotemprzygryzłamojądolnąwargę.Jasnacholera.

Chwyciłemjąwpółipołożyłemnałóżku,poczym

przykryłemjejciałoswoim.Więcej.Pragnąłemwięcej.

WięcejBlaire.Więcejjejzapachu.Więcejjejsmaku.

Więcejtychdźwięków,którewydawała.Poprostuwięcej.

Kiedyumieściłemmojeewidentnepodniecenie

wrozchyleniujejnóg,Blairezajęczałaiodchyliłagłowę

dotyłu.Pulsmipodskoczyłipoczułem,żesytuacjajeszcze

bardziejwymykamisięspodkontroli.Więcej.

–Słodka,przesłodka–wyszeptałemzustamiprzyjej

ustachiuświadomiłemsobie,żejestemkompletnie

załatwiony.Niebędęwstaniesiępowstrzymać.Aonabyła

słodka.Zbytsłodkanato.Oderwałemsięodniej,wstałem

złóżkaispojrzałemnaniązgóry.Taseksownaczerwona

sukienkazadarłajejsię,aspodniejwyglądałymajteczki

zróżowegoatłasu.Wilgoć,odktórejpociemniały,

sprawiła,żekrewzawrzałamiwżyłach.

–Jasnacholera!–walnąłemdłoniąwścianę,żebynie

rzucićsięnaBlaire.Apotemotworzyłemdrzwi.Musiałem

odetchnąćpowietrzem,któreniebyłoprzepełnione

zapachemBlaire.Całyprzesiąkłemtąwonią.Musiałemsię

wyzwolićspodjejczaru.

Byłaniesamowita.Słowo„więcej”pulsowałomi

wgłowie,gdyprzypominałemsobie,jakchętniepozwoliła

background image

misięposmakować.Dotknąć.I,Boże,ależbyłamokra.

Zatrzasnąłemzasobądrzwispiżarniiruszyłemna

zewnątrz.Świeżepowietrze.PowietrzebezBlaire.Kurwa

mać.Pragnąłemjej.Więcej.Chciałemdużowięcej.

ROZDZIAŁJEDENASTY

Niespałemprzezcałąnoc.Przeszedłemkilkamil

ciemnąplażą,apotemwróciłemdodomuichodziłemtam

izpowrotempomoimpokoju.Zimnyprysznicteżnie

pomógł.Zakażdymrazemgdyzamykałemoczy,

widziałemteróżowemajteczkiisłyszałemsłodkieodgłosy

wydawaneprzezBlaire.Musiałempozbyćsięjejjakoś

zmojejgłowy.

Potrzebowałemzaliczyćjakąśpanienkę.Niespałem

znikimodtamtegoincydentuzAnyą.Toniebyłodomnie

podobne.Dzisiajmusiałemjakośsięztymuporać.

TrzymanieBlairenadystansbyłojedynymsposobemna

to,byuchronićjąprzedzranieniem.Tobyłatylkokwestia

czasu,zanimdowiesięowszystkimiznienawidzimnie.

Chwyciłemtelefoniprzejrzałemzapisanewnim

numery,ażtrafiłemnataki,którynadawałsięna

jednorazowyseksbezzobowiązań.Będziesiętowiązało

zkolacjąiodrobinązachodu,aleBaileyusiłowałazwrócić

nasiebiemojąuwagę,odkądprzyszłanajednązimprez

Nan.Wziąłemodniejnumeripowiedziałem,żekiedyś

zadzwonię.

Kiedyjużumówiłemsięnawieczór,przygotowałem

się,byspędzićdzieńzNan.Wramachprezentu

urodzinowegomieliśmyrozegraćpartyjkęgolfa.Miałem

nadzieję,żenietrafimynaBlaire,ajeślinawet,uznałem,

żedamradękupićodniejdrinka.Poprostuniebędę

oddychać,kiedyznajdziesięwpobliżumnie.Aniniebędę

naniąpatrzeć.Iniebędęmyślećojejmajteczkach.

background image

Cholera.Potrzebnybyłmijeszczejedenzimnyprysznic.

***

Kiedyzjawiłemsięprzedklubemdziesięćminut

spóźniony,Nanstałatamzeskrzyżowanyminapiersi

rękamiinadąsanąminą.

–Przepraszamzaspóźnienie–powiedziałem

ipochyliłemsię,żebypocałowaćjąwpoliczek,wnadziei,

żejątotrochęudobrucha.

Dostałemkuksańcawramię.

–Niedlategojestemwkurzona.Samadopiero

przyjechałam–powiedziała,przewracającoczami.–

DlaczegomusiałamusłyszećodBailey,żesięznią

umówiłeśnadzisiejszywieczór?–spytałarozdrażnionym

głosem.

Botenwieczórbyłtylkopoto,żebym–pieprząc

Bailey–przestałmyślećoBlaire.Wyłączniepoto.

–Niesądziłem,żeinteresujecięto,kogozamierzam

dziśprzelecieć–odparłem,mrugającdoniej,poczym

wyciągnąłemtorbęzrangeroveraipodałemjąchłopakowi

noszącemusprzętgolfowy.

–Rush,serio?–naskoczyłanamnieNan.

–Kiedydawałamiswójnumer,wiedziała,corobi.Ale

jeślichceszdoniejzadzwonićiuprzedzićjąomoich

planach,proszębardzo.Zdecydowaniewolałbym,żeby

odwołałanasząrandkęteraz,bowtedyzdążęznaleźćjakieś

zastępstwo.

Nanpotrząsnęłagłowąiwestchnęła.

–Jesteśokropny.

–Kochaszmnie–odparłem,chwytającjązarękę

iciągnącwstronęwózkagolfowego.–Chcęprowadzić

iniepotrzebujęnikogodopodawaniamikijów.Wchodzisz

wtoczypotrzebujemypomocnika?–spytałem.

background image

Zgodnościązasiadłanamiejscudlapasażera

iwzruszyłaramionami.

–Jeślizamierzaszpodawaćmikijeiczyścićje,nie

mamnicprzeciwkotemu.

–Diwa–mruknąłemiwręczyłemchłopakowi

studolarowybanknotwpodzięcezapoświęconyczas.

Następniewskoczyłemzakierownicęizawiozłemnasdo

pierwszegodołka.

–Księżniczka,Rush.Jestemksiężniczką–

przypomniałami.

–Nie,siostrzyczko,niejesteś.Jesteśzepsutądiwą.

Księżniczkąmożnabycięnazywaćjedyniewtedy,gdybyś

wyszłazaczłonkarodzinykrólewskiej–droczyłemsię

znią.

Nanpacnęłamniewrękęisięroześmiała.Ztaką

siostrąłatwosięobcowało.Byłamojąprzyjaciółką

imogłembyćprzyniejsobą.Nieżądałaodemnierzeczy,

którychniemogłemspełnić.

–Baileyjestnaprawdęmiła.Jejtatajest

kardiochirurgiem,aonaprojektujewłasnąkolekcjęubrań.

Myślę,żebędzieszchciałzaofiarowaćjejcoświęcejniż

tylkojednąnocwtwoimłóżku.

Zaparkowałemwózekiwysiadłem.

–Niewejdziedomojegołóżka.Nigdyniezabieram

ichdomojegołóżka.Mogęjejzaproponowaćmojąkanapę,

ewentualniemójstółkuchenny.Cholera,możewypróbuję

dziśpralkę.Jeśliodkryję,gdzietocholerstwowogólejest.

Prałaścośkiedyśumniewdomu?–próbowałemzmienić

temat.NiechciałemsłuchaćoBaileyanidaćsięwpędzić

wpoczuciewiny,żewykorzystamdziśjejciało.

–Jesteśniemożliwy!–Nanpodeszładopodstawki

podpiłkę,oczekując,żepodamjejkij.Mówiłapoważnie

background image

otychkijach.Lubiłagrać,aleniemiałapojęcia,którego

kijaużyćdoposzczególnychuderzeń.

–Jestemnapalony,aBaileymaładnecycki–

powiedziałem.

Nanzmarszczyłabrwi.

–Uprzedzęją,jakizciebiedrań.Powinnatowiedzieć.

PodałemNankijdodalekichodbićiuśmiechnąłemsię

szelmowsko.

–Onajużtowie,siostrzyczko.Inaczejniedałabymi

swojegonumeru.

Nanmachnęłarękąiwzięłaodemniekij.

Odwróciłemsię,żebywyjąćkijdlasiebie,gdynagle

mojąuwagęprzykułwózekgolfowyjadącywnasząstronę.

DostrzegłemjasnewłosyBlaire.Patrzyłaprostonamnie.

Cholera.Wiedziałem,żeistniejesporaszansanato,żejątu

spotkam,alemiałemnadzieję,żegadanieoseksie,który

zamierzałemuprawiaćwieczoremzBailey,trochęmnie

ostudzi.

Odwróciłemodniejwzrok.Niemogłempozwolić,

żebytaknamniedziałała.Mogłemjązignorować.Kupić

drinkaizachowywaćsiętak,jakbybyłazwykłąwózkarką.

ObokBlairesiedziałaBethy,jednazdziewczynzpola

golfowego.WpatrywałasięwNan,mówiąccośdoBlaire.

Zmartwiałemnamyśl,coBethymogłajejopowiadać.Nie

byłempewien,jakbliskotedwiesązesobą.Zpewnością

niezbytblisko.BethywniczymnieprzypominałaBlaire.

Dawnojużstraciłaniewinność.

–Chybasobieżartujesz.Woodsjązatrudnił?–

syknęłaNan.Zerknąłemnasiostręizobaczyłem,żeteż

zauważyławózekzdrinkami.

–Przestań–ostrzegłemNanipodszedłemnatyle

blisko,bymóczapanowaćnadniąwraziepotrzeby.

background image

–Mogęwamzaproponowaćdrinka?–słodkigłosik

Blairesprawił,żedreszczprzeszedłmipoplecach.

–Przynajmniejznaswojemiejsce–powiedziałaNan.

Powinienemjązbesztaćzateokrutnesłowa,alewtedy

Blaireuznałaby,żejestemmiły.Ajaniebyłemmiły.

Musiałatozobaczyć.

–Proszęcoronęzlimonką–powiedziałemwięctylko.

Blairespojrzałanamnie,alejaszybkoodwróciłem

wzrok.

–Teżsięnapij.Jestgorąco–zwróciłemsiędoNan.

Nanpodobałosię,żetraktujęBlaire,jakbybyłaobcą

osobą.

–Wezmęwodęgazowaną.Tylkojąwytrzyj,bonie

znoszęmokrejbutelki,wyjętejprostozwody–wydała

dyspozycjeNan.

Bethysięgnęłapowodę,wyprzedzającBlaire.

Ciekawe.Sprawiaławrażenie,jakbychroniłaBlaire.

–Dawnociętuniewidziałam,Nan–powiedziała

Bethy,wycierającbutelkęręcznikiem.

–Pewniedlatego,żejesteśzbytzajętarozkładaniem

nógwkrzakachprzedBógwiekim,zamiastpracować–

odparowałaNan.

CzułemnapięciebijąceodBlaire,gdyotwierałamoją

coronę.Ramionamiaławyprostowane,plecysztywnejak

deska.

–Dosyćtego,Nan–powiedziałem,chcącto

zakończyćjaknajszybciej,żebytamtemogłyodjechać.

Blairepodałamibutelkęiniemogłemjejdłużej

ignorować.Patrzyłanawszystko,bylenienamnie,aja

naglezapragnąłem,żebymniezobaczyła.Spojrzałana

mnie.Podniosławzrokinaszeoczysięspotkały,amnie

dosłownieporaziło.

background image

–Dzięki–powiedziałemiwsunąłemjejbanknotdo

kieszeni.Dziękitemumiałemwymówkę,byjejdotknąć,

atakżeukryćprzedNan,jakdużydałemjejnapiwek.

Odsunąłemsięiująłemsiostręzałokieć.Najwyższa

poraodciągnąćjąodtamtychdziewczyn.

–Chodźipokaż,żenadalpotrafiszskopaćmityłekna

tympolu–sprowokowałemją.

Natychmiasttopodchwyciła.

–Polegniesznacałejlinii–powiedziałaiodeszłaod

wózka.

Usłyszałem,żeBethyszepczecośdoBlaire,

iobejrzałemsię,bysięprzekonać,żeBlairepatrzyna

mnie.Uśmiechnąłemsię.Kiedynaniąpatrzyłem,nie

mogłempowstrzymaćuśmiechu.Oderwałemodniej

wzrokiwróciłemdoNan,krytykującejwłaśniekij,który

dlaniejwybrałem.

Lubiłemnapićsięczegośzimnego,kiedygrałem

wgolfa,alepierwszyrazwżyciumiałemnadzieję,że

wózekzdrinkaminiepodjedziedonasjużwięcejpodczas

tejpartii.

ROZDZIAŁDWUNASTY

Baileybyłaseksowna.Niedałosiętemuzaprzeczyć.

Kosztownaobcisłasukienkadobrzenaniejleżała,ajej

nogiwyglądałyniesamowiciewbutachnawysokim

obcasie.Przezwiększączęśćwieczorunapierałanamnie

irzucałamiobiecującespojrzenia.Kiedywrestauracji

pozwoliłamiwsunąćsobiedłońpodsukienkę,wiedziałem

już,żejestcałkowicieświadoma,dlaczegodoniej

zadzwoniłem.

Nanzaniepokoiłamnietrochętymgadaniem,jakąto

Baileyjestfajnądziewczynąizasługujenacoświęcejniż

szybkinumerek.Zresztąnaprawdębyłamiła.Całkiemmi

background image

siępodobała.Byłabysuperdlajakiegośfaceta,którytego

właśnieszukał.Aleniedlamnie.Jachciałemtylkopozbyć

sięzgłowymyślioBlaireWynn.

Kiedyotwierałemfrontowedrzwi,Baileyobjęłamnie

ramionami,zaczęłacałowaćikąsaćwszyję.Blaire

wkrótcewrócidodomu.Aleniezamierzałemzapraszać

Baileydomojegopokoju.Spojrzałemnazegarek

iuznałem,żemamjakieśpółgodziny.Zacznętutaj,

apotemzabioręjąnaplażęwjakieściemne,ustronne

miejsce.TamBlairenasniezobaczy.Ajaniebędęmyślał

otym,żeonajestblisko.

–Śpieszycisię?–spytałem,gdydrzwisięotworzyły.

Baileyuśmiechnęłasiędomnieiwykrzywiłausta.

–Może.Odtakdawnafantazjowałamotym,żejesteś

wemnie,RushuFinlayu–powiedziała,sięgającdotyłu,

żebyrozpiąćsukienkę.Zsunęłają,odkrywającwielkie

piersiodużychbrązowychsutkach.–Chcępoczućna

sobieteseksowneusta–powiedziała,wypinającpierś

itrzymając

ciężkie

cycki

wdłoniach.

Długimi,

czerwonymi,idealniewypielęgnowanymipaznokciami

ściskałasobiesutki,gdytyłemwchodziładodomu.–Tyle

razydoprowadzałamsiędoorgazmu,myślącotym,jak

ssieszmojesutkiiwchodziszwemnie,corazmocniej

imocniej–powiedziałachrapliwymszeptem.

Tensugestywnyobrazwzmógłmoje–mizernena

razie–podniecenie.Chwyciłemjąwpółizmusiłemsię,by

naniąpatrzeć.Żebyniezapomnieć,zkimjestem.Tonie

byłaBlaire.ByłemzBailey.

background image

–Chcesztego?–spytałem,podnoszącjątak,żejej

sutekznalazłsięwmoichustach,ajejnogioplotłymnie

wpasie.Wysunąłemjęzykimusnąłemjejsutek

kolczykiemwjęzyku,którywłożyłem,wiedząc,żemoje

ustabędądziśdawaćprzyjemnośćkobiecie.

–Tak,Boże,tak.Ssijgo!–wykrzyknęła.

Podobałmisięciężarjejpiersiwmojejdłoni,gdy

włożyłemtwardysutekdoust.Cochwilaotwierałemoczy,

żebysobieprzypomnieć,ktotojest.Niezamierzałemznów

wykorzystywaćnikogowtensposób.Skorojużmiałemją

przelecieć,przelecęwłaśnieją.Tylkoją.

Zaczęłaocieraćsięomojąpierś.Alebyłanapalona.

Dojdzieszybkoitokilkarazy.Idobrze.Potrzebowałem

kilkurazy.Rzuciłemjąnakanapę,zadarłemjejsukienkę

iznówschowałemgłowęmiędzyjejpiersi,aona

wykrzyknęłamojeimię.

NiepachniałataksłodkojakBlaire.Niewydawała

takichcichychiseksownychodgłosów.Kurwamać!

Musiałemztymskończyć.Rozchyliłemjejnogi

iwsunąłemdłoniewmajtki.Zerkającwdół,stwierdziłem,

żesączarne.Nieróżowe.Ikoronkowe,nieatłasowe.

WniczymnieprzypominałaBlaire.ToniebyłaBlaire.

Wsunąłemwniąpalce,ajejwilgoćwciągnęłamnie

głębiej.Byłagotowa.Bardziejniżgotowa.Zamierzałem

zmęczyćnasoboje.

–Tak,Rush,kotku,właśnietak.Mocniej.Ssij

mocniej!–wykrzyknęła.

Chciałem,żebysięzamknęła.Tomi,kurde,nie

pomagało.

–Mmm,tak,dotykajmnie,proszę–błagała.

–Ciii–szepnąłem,niezbliżającsiędojejust.Miałem

problemzustami.Nieufałemim.Byłempodejrzliwy

background image

wkwestiitego,czegodotykaływcześniej.Nigdyzbyt

łatwoniecałowałem.Aonawydawałazupełnienietakie

dźwięki.Byłazagłośna.Zbyt…zbyt…

Trzasnęłydrzwi,ajazamarłem.Cholera.Natychmiast

zsunąłemsięzBaileyipoderwałemnarównenogi.

–Zakryjsię,opuśćsukienkę–rozkazałem

iwyszedłemzpokoju,żebyzatrzymaćBlaire,zanim

cokolwiekzobaczy.Schowałemrękędokieszeni,

przypominającsobieozapachuBaileynamoichpalcach.

–Wybiegłazdomu.Kimkolwiekonabyła–odezwała

sięBaileyzamoimiplecami,ajastanąłemjakwryty.

–Nie,kurwa,nie.Nietymrazem.Nieteraz.Cholera!

–Ktotobył?–zapytałaBaileyzamoimiplecami.

–Ubierzsię,odwiozęciędodomu–powiedziałem

iposzedłemdołazienkiumyćręce.Blairewybiegła

zdomu.Dlaczegotozrobiła?Ostatnimrazemposzłado

swojegopokoju.Terazwybiegła,trzaskającdrzwiami.

Toprzeztenpocałunek.Janiecałowałem.Pieprzyłem

się.AlepocałowałemBlaire.Wiedziałem,żejejustasą

czysteisłodkie.Pragnąłemich.Więcejiwięcej.

ZBlairezawszepragnąłemwięcej.

Aleniemogłemtegowziąć.

Kiedywyszedłemzłazienki,skierowałemsiędo

drzwi.Otworzyłemjegwałtownieizmartwiałem,widząc,

żepikapBlairezniknął.Byłatuiodjechała.Przezcały

dzieńpracowałanasłońcu.Napewnobyłazmęczona

igłodna.Chciaławrócićdodomuicośzjeść.Pewnietakże

wziąćprysznic.Tymczasemuciekłaicorobiła?Jeździła

pookolicy?Niemiałanawetcholernejkomórki.Niechto

diabli.Kupięjejtelefon.Potrzebowałago.

–Dlaczegoonatubyła?Umówiłeśsięznamiobiema

najedenwieczór?–spytałaBaileyostrymtonem.

background image

Zdenerwowałemją.Aleniemogłemjejdotykać,wiedząc,

żeBlairenaswidziała.Niemogłemznieśćmyśli,żeBlaire

naswidziała.

–Nie.Chodźmy–powiedziałem.Niemiałem

obowiązkuwyjaśniaćjej,kimjestBlaire.

–Niedbamoto.Wiem,żetojednorazowynumerek.

Jestemświadoma,wjakisposóbdziałaRushFinlay.Chcę

tegojednegorazu,Rush–powiedziałaBailey,podchodząc

domnieipociągającmniezakoszulkę.–Pragnę,żebyś

mniepieprzył.Jaktylkochcesz.

Świetnie.Rozpaliłemjąijeszczetrudniejbędziemi

sięjejpozbyć.

–Posłuchaj,tadziewczyna…–urwałem.Comiałem

powiedzieć?WykorzystywałemBailey,żebywyrzucić„tę

dziewczynę”zmojejgłowy.Aterazmogłemmyśleć

wyłącznieoniej.–Ona…onajestwyjątkowa.Muszę

sprawdzić,czywszystkozniąwporządkuisprowadzićją

tuzpowrotem.Onatumieszka,ato,cowidziała…nie

zasłużyłanato,byoglądaćcośtakiego.

Baileycofnęłasięokrok.Jejobcasyzastukały

omarmurowąpodłogę.

–Jesteśwzwiązku?–spytałazniedowierzaniem.

Potrząsnąłemgłową.

–Nie.Niejestemznikimzwiązany.Aleona…–

przerwałem.Czortztym.Niemiałemnatoczasu.–Muszę

odwieźćcięterazdodomualbozadzwonićpokogoś,kto

pociebieprzyjedzie.Niemamczasu.

Baileyodwróciłasięnapięcieiruszyładodrzwi.

–Wporządku,Finlay.Aleniedzwońjużdomnie

nigdywięcej.Tobyłatwojaszansa.Drugatakajużsięnie

powtórzy.

Najlepszawiadomość,jakąusłyszałemprzezcały

background image

dzień.

***

OdwiozłemBaileydodomu,apotemjeździłempo

mieście,alenigdzieniebyłośladuBlaire.Popędziłem

zpowrotemdodomu,wnadziei,żejątamzastanę.

Zbliżałasiępółnocibyłemjużgotówdzwonićna

pieprzonąpolicję.Możeleżałagdzieśrannaalboktośją…

nie.Zabardzopuściłemwodzewyobraźni.Była

zdenerwowana.Przezemnie.Żołądekmisięścisnął.

Musiałazrozumieć,żeniemożemyposunąćsiędalej.Ten

pocałunektobyłowszystko.Ikoniec.Niemogłem

pozwolićnamnażadne„więcej”.

Kiedyzostawiłemsamochódwgarażuiwszedłemdo

domu,jejpikapanadalniebyło.Zamierzałempoczekać

jeszczepiętnaścieminut,apotemzadzwonićpowsparcie.

Dziesięćminutpomoimtelefonierozpocznąsię

poszukiwania.Tobyłozbytniebezpieczne,byjeździła

gdzieśsamaponocy.NawetwRosemaryBeach.

Reflektoryoświetliłypodjazd,ajaodetchnąłem

zulgą.Wróciładodomu.Poczekałem,ażwysiądzie

zpikapaipodejdziedodrzwi,awtedyotworzyłemje.Nie

zamierzałemdawaćjejszansy,byznówmiuciekła.

Stałaprzedemną,spoglądającgdzieśwokolicemoich

butów,jakbyspodziewałasiętamcośznaleźć.

–Gdziebyłaś?–spytałem,starającsięniepokazywać

całejmojejfrustracji.

–Czytoważne?–odparła.Niezłościłasię.Wydawała

sięzdezorientowana.

Podszedłemdoniejtrochębliżej.

–Martwiłemsię–przyznałemotwarcie.Powinnato

wiedzieć.Przestraszyłamnie.

–Naprawdętrudnomiwtouwierzyć.Byłeśzbyt

background image

zajętyswojątowarzyszkąnatęnoc,byzwracaćuwagęna

cokolwiekinnego–odrazawjejgłosiebyłabardzo

wyraźna.

–Wróciłaśwcześniej,niżsięspodziewałem.Nie

chciałem,żebyśtowidziała–powiedziałem,wiedząc,że

niebrzmitonajlepiej.Aleniemiałemżadnego

usprawiedliwienia.Takabyłaprawda.

Przestąpiłaznoginanogęiwestchnęła.

–Wróciłamotejsamejporze,cozwykle.Myślę,że

chciałeś,żebymwaszobaczyła.Niejestempewna

dlaczego.Nieżywiędociebieżadnychuczuć,Rush.Po

prostupotrzebujęmiejsca,gdziemogłabymsięzatrzymać

jeszczeprzezparędni.Jużwkrótcewyprowadzęsię

ztwojegodomuizniknęztwojegożycia.

Niechjądiabli.Grałanamoichuczuciach.Ajanie

mogłemnic,kurwa,czuć.Niedoniej.Zamknąłemoczy,

wymamrotałemprzekleństwoipróbowałemsięuspokoić.

–Pewnychrzeczyomnieniewiesz.Niejestem

jednymztychfacetów,którychmożeszsobieowinąć

wokółpalca.Mambagaż.Sporybagaż.Zadużydlatakiej

osobyjakty.Spodziewałemsiękogośzupełnieinnego,

zważywszynato,żepoznałemtwojegoojca.Aletyjesteś

zupełnieinna.Itakifacetjakjapowiniensiętrzymaćod

ciebiezdaleka.Boniejestemdlaciebieodpowiedni.

Roześmiałasię.Cholerajasna.Jabyłemzniąszczery,

aonasięzemnieśmiała.

–Naprawdę?Tylkotylemaszmidopowiedzenia?

Nigdynieprosiłamcięonicwięcej,jaktylkoopokójna

kilkatygodni.Nieoczekuję,żebędzieszmniepragnął.

Nigdynieoczekiwałam.Zdajęsobiesprawę,żetyija

gramynaróżnychboiskach.Nigdyniewejdędotwojej

ligi.Niemamwłaściwegorodowodu.Noszętanie

background image

czerwonesukienkiijestembardzoprzywiązanadopary

srebrnychszpilek,ponieważmojamatkamiałajewdniu

swojegoślubu.Niepotrzebujęrzeczyodwielkich

projektantów.Atyjesteśprojektantem,Rush.

Tojużprzechyliłoszalę.Złapałemjązarękę,

wciągnąłemdodomuiprzyparłemdościany.Tobyło

cudowneuczucie.Mojeciałodrżałozpożądania,którego

niepowinienemczuć.

–Niejestemprojektantem.Wybijtosobiezgłowy.

Niemogęciętknąć.Pragnętegotakbardzo,żeażmnie

boli,aleniemogę.Niechcęcięzniszczyć.Jesteś…jesteś

doskonałainieskażona.Iostatecznienigdybyśmitegonie

wybaczyła–proszę,terazmożesięzemnieśmiać.Jejusta,

łagodnierozchylone,sprawiły,żejeszczebardziej

pragnąłempoczućichsmak.

–Aco,jeślichcę,żebyśmniedotknął?Możewcale

niejestemtakanieskażona?Możejużjestemzbrukana.

Tymrazemtojamiałemochotęsięroześmiać.Czy

onaniewiedziała,żezdawałemsobiesprawę,jakiego

rodzajujestdziewczyną?Pogłaskałemjąpotwarzy,bo

musiałemjejdotknąć.

–Byłemzwielomadziewczynami,Blaire.Możeszmi

wierzyć,nigdyniespotkałemkogośtakdoskonałegojak

ty.Niewinnośćwtwoichoczachjestporażająca.Mam

ochotęzerwaćzciebieubranieizanurzyćsięwtobie,ale

niemogę.Widziałaśmniedzisiaj.Jestempopieprzonym,

chorymsukinsynem.Niemogęciędotknąć.

–Wporządku–powiedziałaniemalżezulgą.Czyżby

siębała,żebędęodniejchciałczegoświęcej?–Aczy

możemybyćchociażprzyjaciółmi?Niechcę,żebyśmnie

nienawidził.Chcę,żebyśmyzostaliprzyjaciółmi–

powiedziała,spoglądającnamnieznadzieją.

background image

Przyjaciółmi?Sądziła,żemogębyćjejprzyjacielem?

Zamknąłemoczy,żebyniewidziećjejtwarzy.Żebynie

zatracićsięwjejoczach.Niebyłempewien,czyzdołam

zostaćjejprzyjacielem,wiedziałemjednak,żeniemogętej

dziewczynieodmówić.Taknamniedziałała,żebyłem

załatwiony.Otworzyłemoczyipopatrzyłemnajej

rozdzierającopięknątwarz.

–Będętwoimprzyjacielem.Postaramsięnimbyć,ale

muszębardzouważać.Niepowinienemzabardzosiędo

ciebiezbliżać.Bowtedypragnęrzeczy,którychniemogę

mieć.Totwojesłodkiedrobneciałojesttakiecudowne

podemną–powiedziałem,poczympochyliłemgłowętak,

żeustamimusnąłemjejucho.–Ajaksmakujesz!Można

sięodtegouzależnić.Śnimisięto.Fantazjujęotym.

Wiem,żerówniesłodkabyłabyśw…innychmiejscach.

Oparłasięomnie,ajejoddechstałsięurywany.Jak

nibymiałembyćjejprzyjacielem?Byłazbytponętna.

–Niemożemy.Niechmniediabli.Niemożemy.

Przyjaciele,słodkaBlaire.Tylkoprzyjaciele–

wyszeptałem,poczymodsunąłemsięodniej

iskierowałemnaschody.Przestrzeń.Potrzebowaliśmy

przestrzeni.Jeśliniebędęmiałwięcejprzestrzeni,zacznę

jejdotykać.

Wszedłemnaschodyiprzeszyłamniemyśl,żeona

sypiałapodnimi.Zkażdymdniemdręczyłomnietocoraz

bardziej.Alejakmiałbymjąumieścićbliżejmnie?

Potrzebowaliśmyprzestrzeni.Tambyłabezpieczniejsza.

–Niechcę,żebyśmieszkałapodtymicholernymi

schodami.Nienawidzętego.Aleniemogęzabraćciętuna

górę.Niezdołamtrzymaćsięodciebiezdaleka.Lepiej,

żebyśbyłabezpiecznieschowana–wyjaśniłem,nie

oglądającsięnanią.Chciałemzobaczyć,czymiuwierzyła.

background image

Chciałempopatrzećnaniąostatniraz.Chciałem…więcej.

Niemogłem.Resztęschodówpokonałembiegiem,

wpadłemdomojegopokoju,zatrzasnąłemzasobądrzwi

izamknąłemsięwśrodkunaklucz.Musiałemtrzymaćsię

odniejzdaleka.

ROZDZIAŁTRZYNASTY

WczesnymrankiemmiałemsięspotkaćzGrantemna

siłowni.Tegolatanieustaliłsięjeszczestałyrytmtych

naszychwspólnychwypadów,ponieważjednaknie

najlepiejsypiałem,boBlairenawiedzałamojemyśli,

uznałem,żemogęwybraćsięranonasiłownięrazem

zGrantem,zanimonpojedziedopracy.

Blairenadalbyławswoimpokoju,kiedywyjeżdżałem

zpodjazdu–no,alesłońceteżjeszczeniewstało.

Musiałemjakośrozładowaćchociażczęśćagresji.Skoro

niezanosiłosięnaseks,chciałemćwiczeniamizmusić

ciałodoposłuszeństwa.Możepotemzdołamprzynajmniej

zasnąć.

Grantczekałnamnieprzedmiejskąsiłownią.Nie

poszliśmydoklubu,boGrantuważał,żetamtejsza

siłowniajestdlasłabiaków.Jegozdaniemprawdziwi

mężczyźnićwiczyliwprawdziwychsiłowniach.

–Nowreszcie–burknął,kiedypodszedłemdoniego.

–Przymknijsię.Słońcejeszczenawetniewstało–

odparłem.

Granttylkosięuśmiechnąłiwypiłłykwodyzeswojej

butelki.

–Tyniechceszsiętrochęnawodnić?–spytał.

–Nie.Potrzebujękawy.Możnajątudostać?

Grantzaśmiałsięgłośno.

–Tosiłownia,Rush.NieStarbucks.Masz–

powiedział,rzucającmibutelkęwody,którąwyjąłztorby.

background image

–Wtejchwilipotrzebujeszwody.Kawabędziepóźniej.

–Niepodobamisiętwójwybórsiłowni–

poinformowałemgo.

–Przestańzachowywaćsięjakdziewczyna.

Ćwiczyliśmyprzezponaddwiegodziny,zanim

zyskałemprawodoodrobinykawy.Odebrałemnauczkęna

przyszłość:napićsiękawyprzedwyjściemzdomu.

–Imprezkawieczorem?–zapytałGrant,kiedy

wychodziliśmyzsiłowni.

–Gdzie?

–Uciebie.Tylkodlakilkuosób.Typotrzebujesz

oderwaćmyśliodtwojejwspółlokatorki,ajaszukam

okazji,żebynamówićtękumpelęNan–Bailey,zdajesię–

nawizytęwmoimłóżku–powiedział.

Skrzywiłemsię.

–Jeśliotochodzi,imprezaumnieniejestnajlepszym

pomysłem.WczorajwieczoremBaileybyłaumnie.Nie

skończyłosięnajlepiej.

Grantsięzatrzymał.

–Co?Niedałaci?Mnietamwyglądałana

pewniaczkę.Byłempewien,żesięnaciebierzuci.

–Blairezobaczyłanas,zanimsprawyzaszłydalej

iwszystkosiępopsuło.OdesłałemBaileydodomu.

Grantgwizdnąłcicho.

–Rany…więcBlairewasnakryła,atyodesłałeś

panienkędodomu–powiedział,kręcącgłową.–Stary.Ta

imprezkajestkonieczna.Zaprosimydziewczyny.Nie

Bailey,skorojestjużspalona,alejakieśnowe.Nanma

koleżanki.MusiszsięwydostaćztejCudownejKrainy

Blaire.Toniemaprzyszłości.Samwiesz.

Kiwnąłemgłową.Miałrację.Toniemiałoprzyszłości.

–Jasne.Niemasprawy.Zaproś,kogotylkochcesz.

background image

***

Przyszłamałagrupka.Byłempodwrażeniem,że

Grantowiudałosięurządzićtakkameralnąimprezę.Bez

przerwypopatrywałemnadrzwi,czekając,ażBlairewróci

dodomu.Niebyłaprzygotowananagości.Napewno

będziezmęczona,bowczorajpołożyłasiętakpóźno.

Zamierzałempilnować,żebymuzykaniebyłazbytgłośna,

aludzieniełaziliposchodach–żebymogłaspokojnie

spać.Zastanawiałemsię,czyniepozwolićjejdziśspać

wjednymzpokoigościnnych,gdziemogłabytrochę

wypocząć.Ludziemogązostaćdopóźna.Możejednak

zrobićsięzagłośno.

Nie.Nie.Wtedyniedamradytrzymaćsięodniej

zdaleka.Tozłypomysł.Musiałazostaćpodschodami.

Takbyłobezpieczniej.Będziemogłaspać;dopilnujętego.

–Rush!–zawołałGrantztarasu.Razjeszcze

spojrzałemnadrzwi,poczymwyszedłemdoniego,

zobaczyć,ocomuchodzi.Niemogłemzostaćtamzbyt

długo.MusiałemwracaćiwypatrywaćBlaire.

–Tak?–spytałemGranta,którysiedziałnależaku

znowądziewczynąnakolanach.Wskazałbutelkąna

MalcolmaHenry’ego.Niewidziałemgo,odkądprzyjechał

doRosemaryBeach.JegorodzicemieszkaliwSeattle,aon

–ztego,cosłyszałemostatnio–studiowałwPrinceton.

–MalcolmniemożedostaćbiletównakoncertSlacker

DemonwSeattlewprzyszłymmiesiącu–powiedział

Grantzuśmiechem.

Normalnieniezałatwiałemludziombiletówna

koncertyzespołutatypodczasichtrasy,aleMalcolmbył

kumplemGrantajeszczezdzieciństwa.Byłtakżeblisko

zTrippemMontgomerym,aTrippbyłmoimkumplem.

Chociażniewidziałemgo,odkądwywiałogostądparęlat

background image

temu.

–Zadzwonię,gdzietrzeba–obiecałem,aGrant

uśmiechnąłsięjeszczeszerzej.

–Alejakkomuśotympowiesz,skopięcityłek–

ostrzegłGrantMalcolma,nadalzuśmiechem.–Onnie

rozdajebiletówbylekomu.Robitodlamnie,więcnie

zawalsprawy.

Grantwypiłjużtegowieczoruojednegodrinkaza

dużo.Stawałsiębardzohojnyimiły,kiedybyłpodpity.To

oznaczało,żeimniewciągałwswojądziałalność

charytatywną.Pokręciłemgłowąiwróciłemdośrodka.

Ktośzawołał:„Hej,Woods”,ajastanąłem

irozejrzałemsiędookoła.Co,dodiaska,robiłtu

Kerrington?Niezapraszałemgo,aGrantpowiedziałbymi,

gdybyontozrobił.Wiedział,żeostatnionieprzepadałem

zaWoodsem.

Podszedłemdooknaiwyjrzałemnazewnątrz.Pikap

Blairestałnakońcupodjazdu.Wkurzyłomnieto.Nie

powinnibylizajmowaćjejmiejsca.Powinienembyłotym

pomyśleć.

Noalebyłatu.IWoodsteż.Kurwamać.

Niezważającnanikogo,minąłemWoodsa

iskierowałemsięprostodospiżarni.Blairebyławswoim

pokoju.Przebierałasię?CzytoonazaprosiłaWoodsa?Co

ja,cholera,zrobię,jeśligozaprosiła?Byliśmyteraz…

przyjaciółmi.Cholera.Pieprzyćto.Tonawetbrzmiało

niewiarygodnie.

Wchodzącdospiżarni,zobaczyłem,żeBlairewyłania

sięwłaśniezeswojegopokoju,jakbyszykowałasiędo

wyjścia.MożeumówiłasięzWoodsem.

–Rush?Cosięstało?–spytała,najwyraźniejszczerze

zaniepokojona.

background image

Odczekałemchwilęzodpowiedzią.Niechciałemjej

przestraszyćaniwydaćsięnieprzyjemny.

–Woodsjesttutaj–powiedziałemwreszcietak

spokojnie,jakpotrafiłem.

–Wydawałomisię,żetotwójprzyjaciel–odparła.

Mnietamsięwydawało,żeonjestbardziej

zainteresowanyniąniżmną.

–Nie.Onnieprzyszedłtudomnie.Przyszedłze

względunakogośinnego–powiedziałem.

ZmieszanieBlaireprzeszłowirytację.Skrzyżowała

ręcepodpiersiami,czegonaprawdęniepowinnabyła

robić,jeśliniechciała,żebymsięwniewpatrywał.

–Możeitak.Maszcośprzeciwkotemu,żebytwoi

przyjacieleinteresowalisięmojąosobą?

–Onniejestdlaciebiedośćdobry.Tożałosnyjebaka.

Niemożeciętknąć–rzuciłembeznamysłu.Namyśl,że

Woodsmógłbyczegośzniąpróbować,krewsięwemnie

zagotowała.

Blairewydawałasięrozważaćmojesłowa.Cholera,

byłauroczaztązagniewanąminką.

–Woodsmnienieinteresujewtymsensie.Jestmoim

szefemibyćmożeprzyjacielem.Towszystko.

Niebyłempewien,conatoodpowiedzieć.Nie

mogłemkazaćjejsiedziećpodcholernymischodami.

–Niemogęspać,kiedyludziechodzątam

izpowrotemposchodach.Tomniebudzi.Zamiast

siedziećsamotniewpokojuizastanawiaćsię,zkimdziś

siępieprzysznagórze,pomyślałam,żepogadamsobie

zWoodsemnaplaży.Chcęzkimśporozmawiać.

Potrzebujęjakiegośtowarzystwa.

Atoskurwiel!

–Niechcę,żebyśrozmawiałazWoodsemnaplaży–

background image

odparłem.Chciałemjązapewnić,żeniemaszansnato,

bymbrałjakąkolwiekdziewczynęnagóręisięznią

pieprzył.Blairenaznaczyłamniewjakiśsposób,

aprzecieżtylkojąpocałowałem.

–Nowiesz,możejateżniechcę,żebyśpieprzyłsię

zjakąśdziewczyną,aletyitaktozrobisz–odparowała.Jej

zaciętaminasprawiała,żemiałemochotęsięroześmiać,

ajednocześniecałowaćjądoutratytchu.

Prowokowałamnie.Omalniezapomniałem,dlaczego

totakizłypomysł.Ruszyłemwjejstronę,aonazaczęłasię

wycofywaćdoswojegopokoju,ażweszliśmydośrodka.

Tubyliśmybezpieczni,WoodsKerringtonjejtunie

zagrażał.Chciałemjątuzatrzymać.

–Niechcęsiędzisiajznikimpieprzyć–

powiedziałem.Aleniemogłempowstrzymaćuśmiechu.

Botobyłokłamstwo.–Toniezupełnieprawda.Pozwól,że

touściślę.Niechcępieprzyćsięznikim,ktonieznajduje

sięwtympokoju.Zostańtuiporozmawiajzemną.Jateż

potrafięrozmawiać.Mówiłem,żemożemyzostać

przyjaciółmi.NiepotrzebujeszdotegoWoodsa.

Odepchnęłamnie,aleniezbytsilnie.

–Nigdyzemnąnierozmawiasz.Jaktylkozadam

niewłaściwepytanie,zarazsobieidziesz.

Aleprzecieżmówiła,żechcesięzemnąprzyjaźnić.

Zamierzałemgraćtąkartąprzezcałąnoc,jeślibędzie

trzeba.

–Nieteraz.Jesteśmyprzyjaciółmi.Będęztobą

rozmawiałiniepójdęsobie.Tylko,proszę,zostańtuze

mną.

Rozejrzałasięizmarszczyłabrwi.

–Niematuzbytdużomiejsca–powiedziała,nadal

opierającdłonienamojejpiersi.Zastanawiałemsię,czy

background image

czujebiciemojegoserca.Waliłotakmocno,żesłyszałem

wuszachjegobębniącyrytm.

–Możemyusiąśćnałóżku.Niebędziemysiędotykać.

Tylkoporozmawiamy.Jakprzyjaciele–zapewniłemją.

Gotówbyłemnawszystko,byletylkozatrzymaćjątu

zdalaodWoodsa.

Odprężyłasięiusiadłanałóżku,opuszczającdłonie.

Miałemochotęjezłapaćiznówpołożyćnamojejpiersi.

–Wtakimrazierozmawiajmy–powiedziała,

przesuwającsięgłębiejnałóżkuikrzyżującnogi.

Jarównieżusiadłemnałóżkuioparłemsię

oprzeciwległąścianę.Byliśmynatyledalekoodsiebie,na

ilepozwalaływymiarytegopokoiku.Chciałomisięśmiać.

–Niemogęuwierzyć,żewłaśniebłagałemkobietę,

żebyusiadłaiporozmawiałazemną.

–Oczymbędziemyrozmawiać?–spytała,

przyglądającmisię.Widziałempojejminie,żespodziewa

się,żeladachwilamogęstąduciec.

–Możeotym,jaktomożliwe,żewwieku

dziewiętnastulatnadaljesteśdziewicą?–spytałem,zanim

zdążyłemsiępowstrzymać.Byłazdecydowaniezapiękna,

żebybyćtakaniewinna.Topoprostunietrzymałosię

kupy.

Zesztywniała.

–Ktopowiedział,żejestemdziewicą?–spytałaze

wzburzeniem.

Wiedziałem,żejestdziewicą,odkądporazpierwszy

przyłapałemjąnatym,żeprzyglądasięmojejnagiejpiersi.

Rumieniecnajejtwarzypowiedziałmiwszystko,co

potrzebowałemwiedzieć.

–Potrafięrozpoznaćdziewicę,kiedyjącałuję–

odparłemnatomiast.

background image

Znówsięrozluźniła,poczymwzruszyłaramionami,

jakbytoniebyłonictakiego.Atobyła,kurde,wielka

sprawa.Nieznałemdrugiejdziewiętnastoletniejdziewicy,

którawyglądałatak,jakona.

–Byłamzakochana.MiałnaimięCain.Byłmoim

pierwszymchłopakiem,toznimporazpierwszysię

całowałam,chociażmożebyłotodośćniewinne.Mówił,że

mniekocha,izapewniał,żejestemdlaniegotąjedyną.

Apotemmamazachorowała.Niemiałamjużczasu

chodzićnarandkiispotykaćsięzCainemwweekendy.

Chciałsięwycofać.Potrzebowałwolności,bywejść

wzwiązekzkimśinnym.Pozwoliłammunato.PoCainie

niemiałamjużczasu,żebyumawiaćsięzkimśinnym.

Co,udiabła?Kochałategofiuta,aonjązostawił?

–Niewspierałcię,kiedytwojamamazachorowała?

Znówsięspięłaizaczęłabawićsiędłońmina

kolanach.

–Byliśmymłodzi.Niekochałmnie.Takmusiętylko

wydawało.Toproste.

Jeszczegobroniła.Kurwamać.Najchętniej

skopałbymmutyłek.

–Nadaljesteśmłoda–powiedziałem,alebardziejpo

to,żebyprzypomniećtosamemusobie.

–Mamdziewiętnaścielat,Rush.Przeztrzylata

opiekowałamsięmatkąipochowałamjąbezpomocyojca.

Uwierzmi,częstowydajemisię,żemamjużczterdziestkę

–znużeniewjejgłosieporaziłomnie.Chciałemskopać

tyłekjakiemuśnieznanemuchłopakowi,podczasgdyto

wszystkobyłomojąwiną.Bebechymisięprzewracałyna

wspomnienietego,wjakisposóbprzyczyniłemsiędojej

cierpień.

Ująłemjązarękę,bomusiałemjakośdotknąćjejciała.

background image

–Niepowinnaśbyłazostawaćztymwszystkimsama.

Przezchwilęnicniemówiła.Gdyoderwaławzrok

zmojejdłonileżącejnajejręceispojrzałanamojątwarz,

zmarszczkanajejczolesięwygładziła.

–Maszjakąśpracę?–zapytała.

Roześmiałemsię.Zmieniłatematiskierowałaostrze

pytańnamnie.Sprytneposunięcie.Ścisnąłemjejdłoń.

–Uważasz,żewszyscymusząmiećpracę,jakjuż

skończącollege?–spytałem,żebysięzniąpodrażnić.

Wzruszyłaramionami,alewidziałem,żeowszem,tak

właśniemyślała.Takieżycie,jakmoje,niebyłoczymś,do

czegoprzywykła.

–Kiedyskończyłemcollege,dziękimojemutacie

miałemdośćpieniędzywbanku,żebydokońcażyciamóc

żyćbezpracy.Pokilkutygodniachspędzonychwyłącznie

nabalowaniuuświadomiłemsobie,żepotrzebuję

normalnegożycia.Więczacząłemgraćnagiełdzie.

Okazałosię,żejestemwtymcałkiemdobry.Zawsze

lubiłemmatematykę.Wspieramtakżefinansowo

organizacjęHabitatforHumanity.Przezparęmiesięcy

wrokujestembardziejpraktycznyipracujęnamiejscu.

Latem,nailemogę,wycofujęsięzwszelkiejdziałalności,

żebyprzyjechaćtutajiodpoczywać.

Niezamierzałemmówićjejprawdy–awkażdym

raziecałejprawdy–aletakwłaśniezrobiłem.Samojakoś

takwyszło.Przyniejczułemsięswobodnie.Kobietynigdy

taknamnieniedziałały.Zawszebyłemczujny,wypatrując

ichukrytychmotywów.Blaireniemiałażadnego.

–Zdumieniemalującesięnatwojejtwarzytrochęmi

uwłacza–powiedziałem.Żartowałem,alebyłowtym

równieżtrochęprawdy.Niechciałem,żebyuważałamnie

zarozwydrzonegobachora,nawetjeślisamnarzucałemjej

background image

takąwizjęsiebieprzezcałytenczas,kiedymieszkałapod

moimdachem.

–Poprostuniespodziewałamsiętakiejodpowiedzi–

odparławreszcie.

Potrzebowałemdystansu.Znówczułemjejzapach,a–

jasnacholera–pachniałaładnie.Wycofałemsięnamoją

stronęłóżka.Koniecdotykania.

–Ilemaszlat?–spytała.

Byłemzdziwiony,żejeszczetegoniewie.

Wystarczyłoby,żebysprawdziłamniewGoogle’u.

–Zadużo,żebysiedziećtuztobą,izdecydowanieza

dużo,bymiećtakiemyśliotobie–odparłem.

–Pragnęciprzypomnieć,żemamdziewiętnaścielat.

Zapółrokuskończędwadzieścia.Niejestemdzieckiem–

powiedziała.Wcaleniewyglądałanazdenerwowanątym,

żewłaśniesięprzyznałemdofantazjowanianajejtemat.

–Nie,słodkaBlaire,zpewnościąniejesteśdzieckiem.

Jamamdwadzieściaczterylataijużczujęsięzmęczony

życiem.Mojedzieciństwoniebyłonormalne,comnie

nieźleskrzywiło.Mówiłemci,żeopewnychrzeczachnie

wiesz.Niebyłobywłaściwe,gdybympozwoliłsobiena

dotykaniecię–chciałem,żebytozrozumiała.Jednoznas

musiałopamiętać,dlaczegomusiałemtrzymaćodniejręce

zdaleka.

–Myślę,żesięniedoceniasz.To,cojawtobiewidzę,

jestwyjątkowe–jejsłowasprawiły,żebólwmojejpiersi

jeszczeprzybrałnasile.Onamnienieznała.Ale,cholera,

miłobyłomisłyszeć,żedostrzegawemniekogoświęcej

niżtylkosynagwiazdorarocka.

–Niewidziszprawdziwegomnie.Niewiesz

wszystkiego,cozrobiłem–bokiedysiędowie,takie

chwilejaktastanąsięjedyniesłodko–gorzkimi

background image

wspomnieniami,którebędąmnieprześladowaćprzez

resztężycia.

–Byćmoże–odparła,nachylającsiękumnie.–Ale

to,cozdążyłamzobaczyć,niejestwyłączniezłe.

Zaczynammyśleć,żemożemaszjeszczejakieśukryte

pokładydobra.

Jasnacholera,niechonasięlepiejcofnie.Tenzapach

itewielkieoczy.Zacząłemcośmówić,alesię

powstrzymałem.Niebyłempewien,comamjej

powiedzieć.Pozatym,żemiałemdzikąochotęrozebraćją

donagaisprawić,żebędzierazporazwykrzykiwaćmoje

imię.

Coś,cozobaczyła,sprawiło,żeotworzyłaszeroko

oczyiprzysunęłasiędomniejeszczebliżej.

–Cotymaszwustach?–spytałazdziwionymgłosem.

Miałemdziśwjęzykukolczykwkształciesztangi.

Niezawszenosiłemtakieozdoby,bowyrosłemjuż

zpiercingu,awkażdymrazieczasamitakmisię

wydawało.Kobietyjednaktolubiły.Otworzyłemusta

iwystawiłemjęzyk,żebyPannaCiekawskamogłago

obejrzeć.Przekrzywiłajużgłowę,żebymóczajrzećmido

ust.Gdybymsamjejniepokazał,usiadłabymina

kolanach,żebylepiejmisięprzyjrzeć.

–Czytoboli?–zapytałaszeptem,przysuwającsię

jeszczebliżej.Cojest,dodiabła?Zarazbędziemogła

przyjrzećsięnaprawdędokładnie,bozacznęlizaćjąpo

szyi,jeślisięnieodsunie.

–Nie–odparłem,chowającjęzykwobawie,żeBlaire

godotknie,ajakompletniestracęgłowę.

–Cotozatatuaże,któremasznaplecach?–spytała,

odsuwającsiętrochę.Jejzapachcałyczasmniespowijał.

Oddychałemczęściej,niżtobyłokonieczne,żebysięnim

background image

nasycić.Tobyłożałosne.Skupsięnaczymśinnym.

Odpowiadaj,cholera,najejpytaniaiprzestańmyślećojej

skórze.Ojejsmaku.Tatuaże…ciekawiąjąmojetatuaże.

–Tenorzełzrozpostartymiskrzydłamitoznak

SlackerDemon.Kiedymiałemsiedemnaścielat,tatazabrał

mnienakoncertwLosAngeles,apotemnamówiłmniena

pierwszytatuaż.Chciałodcisnąćznakswojegozespołuna

moimciele.KażdyczłonekSlackerDemonmatakiwtym

samymmiejscu.Tużpodlewąłopatką.Tatabył

kompletnienawalonytamtegowieczoru,aletoitak

naprawdędobrewspomnienie.Niemiałemzbytwielu

okazji,żebyspędzaćznimczas,kiedydorastałem.Aleza

każdymrazem,kiedysięspotykaliśmy,dodawałkolejny

tatuażalbokolczyknamoimciele–wyjaśniłem.

Jejspojrzenienatychmiastprzeniosłosięnamoją

pierś.Cholera,ciekawiłyjąmojesutki.Zimnyprysznic.

Będęmusiałwziąćdługizimnyprysznic.Albowłaśnie

gorący,zcholernąoliwkądlaniemowlątwdłoni.Boże

jedyny,jejzapachitenwgląd,którymiałemwdekoltjej

koszulki,wystarczały,żebydoprowadzićmniedo

szaleństwa.

–Tamniemamżadnychkolczyków,słodkaBlaire.

Pozostałenosiłemwuszach.Dałemsobiespokój

ztatuażami

ipiercingiem,

kiedy

skończyłem

dziewiętnaścielat–zapewniłemją.Lepiej,żebyoderwała

wzrokodmojejpiersi.Itojuż.

Wydawałasięnieszczęśliwaalbozaniepokojona.Co

ja

takiego

background image

powiedziałem?

Kurwa,

chyba

nie

zwerbalizowałemmoichprysznicowychplanów,co?

–Czymsobiezasłużyłemnatęmarsowąminę?–

spytałem,ujmującjązapodbródekiunoszącgłowę,żebym

mógłpopatrzećjejwoczy.

–Kiedymniepocałowałeśtamtegowieczoru,nie

czułamtejsrebrnejsztangi.–Tojątrapiło?Tadziewczyna

mniewykończy.Niezniosętegodłużej.

–Bojejwtedyniemiałem–odparłem,przysuwając

siębliżej,przyciąganyjejzapachem.

–Akiedy,mhm,całujeszkogośztym,taosobato

czuje?

Jasnacholera.ZademonstrowanietegoPannie

Ciekawskiejbyłopiekielniekuszące.Chciałatopoczuć,

ajamarzyłem,żebyjejpokazać.

–Blaire,proszę,każmistądwyjść–błagałem.Tylko

wten

sposóbmogłamniepowstrzymaćprzed

pocałunkiem.–Poczułabyśto.Poczułabyśtowszędzie,

gdziebymcięcałował.Isprawiałobycitoprzyjemność–

wyszeptałemjejdoucha,poczympocałowałemją

wramię,sycącsięjejzapachem.Aniechmnie,aledobrze.

–Czyty…znowumniepocałujesz?–zapytała,gdy

wodziłemnosempojejszyi,chłonączapach.Był

odurzający.

–Chciałbym.Bardzobymchciał,alestaramsiębyć

grzeczny–przyznałem.

–Amógłbyśniebyćgrzecznyprzezjedenjedyny

pocałunek?Proszę–spytała,przysuwającsiędomnie.

background image

Napierałanamnienogami.Jeszczechwilaisiądziemina

kolanach.

–SłodkaBlaire,niewiarygodniesłodka.–Myślałem,

żeoszaleję.Muskałemustamikażdyskrawekjejgładkiej

skóry,choćwiedziałem,żeniepowinienemjejdotykać.

Byłaniewinna.Zbytdobradlamnie.Tobyłozłe.

Posmakowałemjejskóręczubkiemjęzykaipoczułem

pulsowaniewkroku.Byłarozkoszna.Wszystkobyło

wniejcudowne.Całowałemjąwzdłuższyi,alekiedy

zbliżyłemsiędojejust,zatrzymałemsię.Pragnąłemich.

Pragnąłemjej.Więcej.Corazwięcej.Aleonabyłamoją…

przyjaciółką.Przysporzyłemjejtylucierpień,aonanawet

otymniewiedziała.Musiałemtoprzerwać.

–Blaire,niejestemtypemromantyka.Janiecałuję

isięnieprzytulam.Dlamnieliczysiętylkoseks.Ty

zasługujesznakogoś,ktocałujeiprzytula.Nienamnie.Ja

siętylkopieprzę,kotku.Niejesteśstworzonadlakogoś

takiego,jakja.Nigdyniczegosobienieodmawiałem.Ale

tyjesteśzbytsłodka.Tymrazemmuszęsobiepowiedzieć

„nie”–oświadczyłembardziejsobiesamemuniżjej.

Musiałemsobieprzypomnieć,jakbardzojestspozamojej

ligi.

Zakwiliła,ajapoderwałemsięirzuciłemdodrzwi.

Niezrobięjejtego.Niemogę.

–Niemogędłużejrozmawiać.Niedziś.Niesamna

samztobąwtymmaleńkimpokoiku–powiedziałem

ipostanowiłemwyjść,zanimstracęnadsobąkontrolę.

NigdyniebędęmógłmiećBlaire.

ROZDZIAŁCZTERNASTY

Wyminąłemkilkaosóbwkuchniiskierowałemsiędo

frontowychdrzwi.Potrzebowałemwyjśćnazewnątrz

iochłonąć.Odetchnąćświeżympowietrzemtam,gdzie

background image

niktniebędziemisięprzyglądał.PowiedzenieBlaire„nie”

omalmnieniezabiło.Odrzucenietychsłodkich,chętnych

warg…Jasnacholera,żadenfacetniepowinienbyć

skazanynatakietortury.

–Chceszotympogadać?–zapytałGrant,gdy

zamknąłemzasobądrzwi.

–Muszępobyćchwilęsam–odparłem.Uchwyciłem

siębalustradygankuizapatrzyłemnapodjazdpełen

samochodów.

–Niedaszradydłużejtaktegociągnąć.Widzę,jak

onanaciebiedziała–powiedziałGrant,stającobokmnie.

Powinienemwiedzieć,żezignorujemojąprośbę,by

zostawiłmniesamegozmoimimyślami.

–Nieskrzywdzęjej–powiedziałem.

Grantwestchnąłioparłsięobalustradę,takżestał

teraznaprzeciwkomnie,poczymskrzyżowałręcena

piersi.

–Blairejestsłodka,alenieoniąsięmartwię.Bardziej

martwięsięociebie–powiedział.

–Panujęnadsytuacją.

–Nieprawda.Wcalenie.Trzymaszodniejręce

zdaleka,podczasgdywystarczyzobaczyć,jakonana

ciebiepatrzy,bywiedzieć,żepozwoliłabycisiędotykać

irobićznią,cobyśtylkochciał.Aletysię

powstrzymujesz.Nigdy,aletonigdyniewidziałem,żebyś

odpuściłdziewczynie,którawyglądatakjakBlaire.Co

oznacza…żecośdoniejczujesz.Dlategowłaśniesię

ociebiemartwię.BoonasiędowieoswoimojcuioNan,

awtedynatychmiaststąducieknie.Znienawidziwas

wszystkich.Niechcępatrzeć,jakcierpisz.

–Wiem–odparłem.Bo,kurwa,wiedziałem.Dlatego

właśnieniezawlokłemjejjeszczedomojegopokojuinie

background image

zamknąłemsiętamzniąnaklucz.Niemogłemtegozrobić.

–JestzadomemzWoodsem–powiedziałGrant.

Natychmiastsięwyprostowałem,puściłembalustradę

iobejrzałemsięnadrzwi.

–Skądwiesz?

–Widziałem,jakwychodzi,zanimprzyszedłemtuza

tobą–wyjaśnił.

NiezamierzałemdopuścićdoniejWoodsa.

Skrzywdziłbyją.Wykorzystałbyją,ajaniezamierzałem

pozwolić,byktokolwiekwykorzystałBlaire.Niktnigdy

tegoniezrobi.Jużjatego,kurwa,dopilnuję.

–Muszędoniejiść.Sprawiłemjejprzykrość–

powiedziałem,rzucającsiędodrzwi.

–Woodswie,żeonajestnietknięta.Niejestdupkiem.

Toporządnychłopak.Niezachowujsiętak,jakbybył,

kurde,jakimśzbokiem.

Mocniejścisnąłemklamkęiwziąłemgłębokioddech.

–Niemówmi,comamrobić,Grant.

Zaśmiałsiękrótko.

–Nigdy,bracie.Nigdy.

Otworzyłemdrzwiiwszedłemzpowrotemdośrodka,

zamierzającznaleźćBlaireiodesłaćWoodsadodomu.

–Heeej,Ruuuush!–usłyszałempodniecony,

bełkotliwykobiecygłosiktośchwyciłmniezałokieć.

Zobaczyłem,żetojednazkoleżanekNan,którejimienia

niemogłemsobieprzypomnieć.

–Nie–odparłemiszedłemdalej.Aleonanie

odpuszczała.Chichotałatylkoipaplałacośoswoich

mokrychmajtkach.Kiedyśtakierzeczymniekręciły,ale

zapachBlaireiwspomnieniejejwielkichoczu,gdy

przysunęłasiędomnie,żebyobejrzećmójjęzyk,sprawiły,

żewszystkoinnewydawałomisiętandetne.

background image

–JestemBabs.Pamiętasz?Jakbyłamwogólniaku,

nocowałamczasemutwojejsiostry–powiedziała,

przyciskającsiędomnie.

–Niejestemzainteresowany–powiedziałem,usiłując

jejsięwyrwać.Dotarliśmyjużdokuchni,gdzie

natychmiastnapotkałemwzrokBlaire.Byłasama.Bez

Woodsa.Ipatrzyłanamnie.Z…Babs,czyjaktammiała

naimiędziewczynauczepionamojegoramienia.Cholera.

–Alemówiłeś…–Babsstawałasięnachalna.Nie

mampojęcia,cojejzdaniemmówiłem.Terazpocałowała

mniewramię.Kurwamać.–Zdejmęmajtkitutaj,jeśli

chcesz–ciągnęła,nieprzyjmującmojejodmowy.Chwiała

sięnawysokichobcasachilepiłasiędomniecoraz

bardziej.

–Babs,powiedziałemjuż,żeniechcę.Niejestem

zainteresowany–odparłemgłośno,niespuszczając

wzrokuzBlaire.Chciałem,żebymnieusłyszała.Żeby

wiedziała,żeniechcężadnejinnej.

–Będęniegrzeczna–obiecywałaBabs,poczym

zaczęłasięśmiać.Nicmniewniejniepociągało.

–Nie,będziesztylkodenerwująca.Jesteśpijanaiod

twojegojazgotubolimniegłowa–powiedziałem,wciąż

patrzącnaBlaire.Musiałamiuwierzyć.

Blairespuściławzrokiskierowałasięwstronę

spiżarni.Bardzodobrze.Tambyłabezpiecznaipowinna

sięprzespać.

–Hej,tadziewczynakradniecijedzenie–oznajmiła

Babsteatralnymszeptem.

TwarzBlaireoblałjaskrawyrumieniec,aja

odepchnąłemBabs,którapoleciaładotyłu,usiłując

przytrzymaćsięczegoś,bynieupaść.

–Onatumieszkaimożebrać,cotylkochce–

background image

poinformowałemwszystkich,którzymoglibypowiedzieć

jeszczecoś,cowprawiłobyBlairewzakłopotanie.

Blaireznówprzeniosławzroknamnie.

–Mieszkatu?–spytałaBabs.

ZranionespojrzenieBlairewypaliłomidziurę

wpiersi.Niemogłemtegowytrzymać.

–Niepozwólmusięokłamywać–powiedziałaBlaire.

–Jestemtylkoniemilewidzianymgościem,mieszkającym

podschodami.Chciałamparurzeczy,aleonmiich

odmówił.

Niechtoszlag.

Zatrzasnęłazasobądrzwi.Chciałemzaniąiść,ale

wiedziałem,żejaktamterazwejdę,tojużniewyjdę.Nie

będęwstanieutrzymaćrąkiustzdalekaodniej.

Woodswszedłdokuchniizmierzyłmniewzrokiem.

–Niezasługujesznanią–powiedziałlodowatym

tonem.

–Tyteżnie–odparłem,poczymodwróciłemsię

iruszyłemwstronęschodów.Musiałemsięschowaćprzed

tymiwszystkimiludźmi.

NakorytarzuspotkałemGranta.

–Dopilnuj,żebyWoodsposzedł.JeśliBlairewyjdzie

zeswojegopokoju,zawiadommnie–rzuciłem,nie

zatrzymującsię,bynaniegospojrzeć.Poszedłemnagórę,

dosiebie.Żebymmógłsobierazjeszczeprzypomnieć,

dlaczegoniemogętknąćBlaire.

***

Mógłbyśniebyćgrzecznyprzezjedenjedyny

pocałunek?Proszę.Tesłowaniedawałymispaćprzezcałą

noc.Niemiałempojęcia,jakwogólezdołałemwyjść

ztegopokoiku.Musiałemztymskończyć.Niemogłemjej

jużdopuszczaćtakblisko.Onanieznałaprawdy.

background image

Musiałemjąchronić.Mojeuczuciadlaniejjużitakbyły

zbytniebezpieczne.

ChociażbardzochciałempowiedziećjejoNan,nie

mogłemtegozrobić.Znienawidziłabymnie,ajazabrnąłem

jużzadaleko.Niemógłbymżyć,wiedząc,żeonamnie

nienawidzi.Aprzynajmniejnietakodrazu.Niebyłem

gotowynajejodejście.Obejrzałemsięprzezramięna

zamkniętedrzwidospiżarni.SłowaBlaire,żejesttu

niemilewidzianymgościem,którezeszłegowieczoru

rzuciłanaodchodnym,niedawałymispokoju.

Zamierzałemtozmienić.Możeniebyłemjeszczegotowy,

żebyprzeprowadzićjąnagórę,aleprzynajmniej

zamierzałemjąnakarmić.Niemiałempojęcia,cozwykle

jadałarano,aleskorodzisiajspaładłużej,byłczas,żeby

przygotowaćjejśniadanie.

Drzwispiżarnizamoimiplecamiotworzyłysię,aja

obejrzałemsięizobaczyłem,żeBlairepatrzynamnieze

zdziwionąminą.Wczorajszywieczórniezakończyłsię

najlepiej.Terazzamierzałemwszystkonaprawić.

–Dzieńdobry.Chybamaszdziśwolne.

Nieporuszyłasię,tylkorozciągnęłausta

wwymuszonymuśmiechu.

–Ładniepachnie.

–Przygotujdwatalerze.Przyrządzamzabójczybekon.

–Zamierzałemjąudobruchać.Wiedziałem,żenadaljestna

mniewściekłazato,żezostawiłemjąwczoraj,ale

zrobiłemtodlaniej,docholery.Niedlasiebie.

–Jużjadłam,aledziękuję–odparła,poczym

przygryzładolnąwargę,spoglądająctęsknienabekon.Co

tu,kurde,byłograne?Ikiedyzdążyłacośzjeść?Wstałem

dwiegodzinytemu,aprzeztenczasonaniewychodziłaze

swojegopokoju.

background image

Odłożyłemwideleciprzeniosłemuwagęzbekonuna

Blaire.

–Jaktojużjadłaś?Dopierowstałaś–przyglądałemjej

sięuważnienawypadek,gdybyniechciałamizdradzić

całejprawdy.Jeślichodziłooto,żeniechcejeśćprzy

mnie,czyojakąśinnądziewczyńskąfanaberię,będzie

musiałasięprzemóc.

–Trzymamwmoimpokojumasłoorzechoweichleb.

Zjadłamtrochę,zanimtuwyszłam.

Cotakiego?

–Dlaczegotrzymaszwswoimpokojumasło

orzechoweichleb?–spytałem.

Przezchwilęprzygryzałanerwowowargę,poczym

westchnęła.

–Toniemojakuchnia.Wszystkierzeczytrzymam

wmoimpokoju.

Trzymaławszystkierzeczywswoimpokoju?Zaraz…

co?

–Chceszpowiedzieć,żeodkiedytujesteś,jesz

wyłączniemasłoorzechoweichleb?Towszystko?

Kupujeszto,trzymaszwswoimpokojuinicinnegonie

jadasz?–poczułem,żeżołądekmisięściska.Ostatniotak

sięczułem,jakbyłemmałymchłopcem.Jeślionami

powie,żeżywisięwyłączniekanapkamizmasłem

orzechowym,tonaprawdęniewytrzymam!Czyżbymdał

jejodczuć,żeniemożejeśćmojegojedzenia?Kurwamać!

Powoliskinęłagłową.Tejejwielkieoczyzrobiłysię

jeszczewiększe.Byłemdupkiem.Nie…Tomało

powiedziane!

Walnąłemdłoniąwblatiskupiłemuwagęnabekonie,

zewszystkichsiłstarającsięopanować.

Tobyłamojawina.Kurwamać,towszystkobyłamoja

background image

wina.Wprzeciwieństwiedoinnychkobiet,onanigdysię

nieskarżyła.Icodzienniejadłapieprzonekanapki

zmasłemorzechowym.Sercemisiękrajało.Niemogłem

jużtegowytrzymać.Próbowałem.Miałemjużdość

trzymaniajejnadystans.

–Idźposwojerzeczyiprzenieśsięnagórę.Wybierz

jakikolwiekpokójpolewejstroniekorytarza,którycisię

spodoba.Wyrzućtocholernemasłoorzechoweijedz,co

tylkochcesz,wtejkuchni–powiedziałem.

Nadalstałabezruchu.Dlaczegomnieniesłuchała?

–Blaire,jeślichcesztuzostać,wtejchwilirusztyłek

izanieśswojerzeczynagórę.Apotemzejdźtu

zpowrotemiwybierzsobiecośzmojejpierdolonej

lodówki,ajabędępatrzeć,jakjesz–ryknąłem.

Zesztywniała,słyszącmojąreakcję.Musiałemsię

uspokoić.Niechciałemjejprzestraszyć;chciałemtylko,

żebyprzeniosłasięnagórę,docholery.Izjadłatrochę

bekonu!

–Dlaczegochcesz,żebymprzeniosłasięnagórę?–

spytałacicho.

Przełożyłemostatnikawałekbekonunaręcznik

papierowy,poczymznównaniąspojrzałem.Odtego

patrzeniananiądosłownieczułemból.Wiedząc,że

traktowałemjątakpodle,aonapokornietoznosiła,

miałemtrudnościzoddychaniem.

–Bochcę.Niemogęwnocyzasnąć,wiedząc,żeśpisz

podschodami.Ajeśliterazmamsobiejeszczewyobrażać,

żesiedzisztamsamaijesztecholernekanapkizmasłem

orzechowym,tojużnaprawdęponadmojesiły–no

iproszę,powiedziałemto.

Tymrazemnieprotestowała.Odwróciłasięiweszła

zpowrotemdospiżarni.Stałemiczekałem,ażznówsię

background image

wyłonizzadrzwi.Wjednejręceniosłaswojąwalizkę,

awdrugiejsłoikmasłaorzechowegoikawałekchleba.Nie

patrzącnamnie,postawiłasłoikichlebnablacie

iskierowałasięwstronękorytarza.

Starałemsiętrzymaćbrzegublatu,żebyniechwycić

słoikazmasłemorzechowyminieroztrzaskaćgoościanę.

Miałemochotęwcośuderzyć.Udręka,którączułem,

stawałasięniedozniesieniaimusiałemdaćjakiśupust

mojejzłości.Tazłośćbyławymierzonawyłączniewemnie

samego,zato,żebyłemtakimskoncentrowanymnasobie

dupkiem.Taksię,kurwa,przejmowałemtym,byjejnie

tknąć,żezaniedbywałemjąpodinnymiwzględami.Żywiła

siępieprzonymmasłemorzechowym.

–Niemuszęprzenosićsięnagórę.Lubiętenpokoik–

cichygłosikBlaireprzerwałmojerozmyślaniaimusiałem

ścisnąćbrzegblatujeszczemocniej.Źlejątraktowałem.

Zaniedbywałemjejpotrzeby.Całyczasmarzyłemotym,

byjejdotknąć,powąchaćjąiwziąćwramiona,

równocześniejednakzawiodłemjąnacałejlinii.Nie

wybaczęsobietego.

–Powinnaśzająćjedenzpokoinagórze.Taklitkapod

schodaminiejestmiejscemdlaciebie.Inigdyniebyła–

powiedziałem,niepatrzącnanią.

–Mógłbyśmiprzynajmniejpowiedzieć,którypokój

mamzająć?Krępujęsięsamawybrać.Toniejestmójdom.

Onieśmielałemją.Kolejnarzecz,naktórąnie

zasługiwała.Puściłembrzegblatuispojrzałemnanią.

Sprawiaławrażenie,jakbywkażdejchwilibyłagotowa

czmychnąćzpowrotemdospiżarni.

–Polewejstroniekorytarzasąsamepokojegościnne.

Wsumietrzy.Myślę,żespodobałbycisięwidokztego

ostatniego.Oknawychodząnaocean.Środkowypokójjest

background image

całybiałyzjasnoróżowymiakcentami.Przypominami

ciebie.Więcwybierz,proszę.Którytylkochcesz.Rozgość

sięwnim,apotemzejdźtutajzpowrotemizjedz

śniadanie.

–Alejaniejestemgłodna.Dopierocozjadłam…

–Jeślijeszczerazmipowiesz,żejadłaśtopieprzone

masłoorzechowe,wyrzucęsłoikprzezokno–kurde,na

samąmyślotymogarniałamniewściekłość.Wziąłem

głębokioddechistarałemsięmówićspokojnie.–Proszę,

Blaire.Zróbtodlamnieizjedzporządneśniadanie.

Kiwnęłagłowąiruszyłaposchodachnagórę.

Powinienembyłzanieśćjejwalizkę,wiedziałemjednak,że

Blaireniechce,żebymjejteraztowarzyszył.Musiała

zrobićtosama.Zwłaszczażezachowywałemsięjak

szaleniec.Umyłempatelnię,naktórejsmażyłembekon.

Kiedyjużjąodstawiłem,aBlairenadalniezeszłanadół,

wyjąłemzszafkidużytalerziwyłożyłemnaniego

jajecznicęnabekonie,poczymusiadłemprzystole.Będzie

mogłajeśćzmojegotalerza.

Blaireweszładokuchni,agdypodniosłemwzrok,

zobaczyłem,żewpatrujesięwemniespeszona.

–Wybrałaśpokój?–spytałem.

Kiwnęłagłową,podeszłabliżejistanęłapodrugiej

stroniestołu.

–Tak.Chybatak.Ten,októrymmówiłeś,żema

pięknywidok,jest…zielono–niebieski?

–Tak,toten–niemogłempowstrzymaćuśmiechu.

Byłemzadowolony,żewybrałatak,jakmyślałem.Mimo

żetobyłpokójpołożonynajbliżejmojego.

–Napewnomogęzająćtenpokój?Jestnaprawdę

ładny.Chciałabymwnimmieszkać,gdybytobyłmójdom

–nadalniebyłapewna,czyniezmienięzdaniainieodeślę

background image

jejzpowrotempodschody.

Uśmiechnąłemsiędoniejuspokajająco.

–Niewidziałaśjeszczemojegopokoju–

powiedziałem„jeszcze”.Wkońcusięzłamię.Nie

zapraszałemdziewczyndomojegopokoju.Byłtylkomój.

AlechciałemzobaczyćwnimBlaire.Wśródmoichrzeczy.

–Twójpokójjestnatymsamympiętrze?–zapytała.

–Nie,mójzajmujecałegórnepiętro–odparłem.

–Chceszpowiedzieć,żetewszystkieoknanależądo

jednegodużegopokoju?–trudnobyłonieusłyszeć

podziwuwjejgłosie.Zabioręjąnagórę,żebyjejpokazać

swójpokój,zanimbędziezapóźno.

–Tak–zjadłemkawałekbekonu,usiłujączapanować

nadfrywolnymimyślamioBlairewmojejsypialni.To

nigdyniebędziedobrypomysł.–Rozpakowałaśjużswoje

rzeczy?–spytałem,starającsięmyślećoczymśinnym.

Oczymkolwiekinnym.

–Nie.Chciałamsięnajpierwporozumiećztobą.

Zresztąchybapowinnampoprostutrzymaćwszystko

wwalizce.Podkoniecprzyszłegotygodniabędęjużmogła

sięwyprowadzić.Napiwkiwklubiesąwysokie,

awiększośćztegozaoszczędziłam.

Nie.Onaniemogłamieszkaćsama.Toniebyło

bezpieczne.Myślała,żemusisięwyprowadzićzewzględu

namnie.Tenjejnieszczęsnyojciecnawetniezadzwonił,

żebysprawdzić,couniejsłychać.Niemiałanikogo,abyła

takcholerniewrażliwa.Ktośmusiałjąchronić.Niemogła

sięstądwyprowadzić.Niezniósłbymmyśli,żektoś

mógłbyjąskrzywdzić.Skupiłemwzroknaplażyzaoknem

wnadziei,żemnietouspokoi,aleniebyłemwstanie

opanowaćpaniki,któraogarniałamnienamyśl,żeBlaire

zamieszkasama.

background image

–Możesztuzostaćtakdługo,jakchcesz,Blaire–

zapewniłemją.Potrzebowałemjejtutaj.

Nieodpowiedziała.Wysunąłemkrzesłoobokmojego.

–Usiądźtuprzymnieizjedztrochętegobekonu–

usiadłapowoli,ajapodsunąłemjejmójtalerz.–Nodalej,

jedz–poleciłemjej.

Wzięłakawałekbekonuiugryzłago.Zatrzepotała

rzęsami.Aniechmnie,tobyłoseksownejakdiabli.

Przysunąłemjejtalerzjeszczebliżej.

–Zjedzjeszcze.

Uśmiechałasiędomnie,jakbyjątobawiło,amoja

udrękazelżała.Zatrzymamjątu.Sprawię,żenigdynie

będziechciałastądodejść.

–Jakiemaszplanynadziś?–spytałemją.

–Jeszczeniewiem.Myślałam,żemożeposzukam

mieszkania.

Noidiabliwzięlimójspokój.Onie,onaniebędzie

szukaćżadnegomieszkania.

–Przestańmówićowyprowadzce,dobrze?Niechcę,

żebyśsięwyprowadzała,dopókiniewrócąnasirodzice.

Musiszporozmawiaćzojcem,zanimstądwyfruniesz

izacznieszmieszkaćsama.Toniejesttakiecałkiem

bezpieczne.Jesteśzamłoda.

Roześmiałasię.Rzadkomiałemokazjęsłuchaćtego

jejcichegomelodyjnegośmiechu.

–Niejestemzamłoda.Ococichodziztymmoim

wiekiem?

Mamdziewiętnaścielat.Jestemdużą

dziewczynką.Oczywiście,żemogęmieszkaćsama.Poza

tymtrafiamwruchomycellepiejniżwiększość

policjantów.Naprawdęznakomicieposługujęsiębronią

palną.Przestańsiętaknademnąrozczulać.

background image

WizjaBlairezbroniąwrękupodniecałamnie

iprzerażałajednocześnie.Tomogłowydawaćsię

seksowne,alebałemsięteż,żebyniezrobiłasobie

krzywdy.

–Więcnaprawdęmaszbroń?

Kiwnęłagłowązuśmiechem.

–Myślałem,żeGranttaksiętylkowygłupiał.Miewa

osobliwepoczuciehumoru.

–Nie.Wyciągnęłambroń,kiedyzaskoczyłmnietu

pierwszegowieczoru.

Terazjasięroześmiałem.

–Chciałbymtozobaczyć.

Uśmiechnęłasiętylkoispuściłagłowę.Niepatrzyła

namnie,ajawiedziałem,żeniewspominanajlepiej

tamtegopierwszegospotkaniapodmoimdomem.

–Niechcę,żebyśtuzostała,wyłącznieztegopowodu,

żejesteśzamłoda.Przyjmujęto,żepotrafiszosiebie

zadbać,awkażdymrazietakcisięwydaje.Chcę,żebyśtu

została,bo…lubiętwojąobecność.Niewyprowadzajsię.

Poczekaj,ażwrócitwójtata.Wyglądanato,żejużbardzo

dawnopowinniściebylisięspotkać.Potemzdecydujesz,co

chceszrobićdalej.Anaraziemożepójdziesznagóręisię

rozpakujesz?Pomyśl,ilezaoszczędzisz,mieszkająctutaj.

Dziękitemu,kiedyjużsięwyprowadzisz,będzieszmiała

dużonakonciewbanku–powiedziałemznaczniewięcej,

niżchciałem.Alemusiałemjakośjąprzekonać.

–Nodobrze.Jeślinaprawdętakuważasz,todziękuję.

ZnówzaczęłymnienawiedzaćwizjenagiejBlaire

wmoimłóżku.Niemogłemdotegodopuścić.Musiałem

pamiętaćoNan.Iotym,cotowszystkoznaczyłodla

Blaire.Znienawidziłabymniewkońcu.

–Takwłaśnieuważam.Aletooznaczatakże,żenadal

background image

obowiązujenasnaszaprzyjacielskaumowa–

powiedziałem.

–Zgoda–odparła.Niechciałem,żebysięzgodziła.

Wolałbym,żebymniebłagałatakjakubiegłegowieczoru.

Bowtymmomenciebyłemsłabyibymustąpił.Starałem

sięprzegonićwszystkiemyślioBlaire,któremiały

erotycznypodtekst.Niemogłemtaksięnakręcać,boto

groziłoszaleństwem.

–Pozatym,dopókitumieszkasz,będzieszjadła

wszystkoto,cojestwtymdomu.

Potrząsnęłagłową.

–Blaire,toniepodlegadyskusji.Mówiępoważnie.

Jedzmojecholerneżarcie.

Wstałaiwbiławemniestanowczespojrzenie.

–Nie.Samabędęsobiekupowaćjedzenie.Nie

jestem…niejestemtakajakmójojciec.

Kurwamać.Toznowubyłamojawina.Również

wstałem,żebypopatrzećjejprostowoczy.

–Myślisz,żejeszczetegoniewiem?Bezszemrania

spałaśwcholernymschowkunamiotły.Sprzątaszpo

mnie.Jeszbyleco.Zdajęsobiesprawę,żewniczymnie

przypominaszojca.Alejesteśgościemwtymdomuichcę,

żebyśjadławmojejkuchniiczułasiętujakusiebie.

Blairerozluźniłatrochęnapięteramiona.

–Będętrzymaćswojejedzeniewtwojejkuchniijeść

tutaj.Czytakbędzielepiej?

Nie.Takwcaleniebędzielepiej.Chciałem,żebyjadła

mojeżarcie!

–Jeślizamierzaszkupowaćwyłączniemasło

orzechoweichleb,tonie,niezgadzamsięnato.Chcę,

żebyśodżywiałasięjaknależy.

Jużzaczęłakręcićgłową,alezłapałemjązarękę.

background image

–Blaire,będęszczęśliwy,wiedząc,żedobrzesię

odżywiasz.Henriettarobizakupyrazwtygodniu

izaopatrujemojąkuchnię,spodziewającsię,żebędęmiał

dużogości.Wszystkiegojestażnadto.Proszę.Jedz.Moje.

Żarcie.

Przygryzładolnąwargę,alenieudałojejsię

powstrzymaćchichotu.Cholera,ależonabyłasłodka.

–Śmiejeszsięzemnie?–spytałem,sammającochotę

sięroześmiać.

–Tak.Trochę–odparła.

–Czytoznaczy,żebędzieszjadłamojeżarcie?

Westchnęłaprzeciągle,alenadalsięuśmiechała.

–Podwarunkiem,żecotydzieńbędęcipłacić.

Potrząsnąłemgłową,aleonawyrwałamiswojądłoń

iruszyładowyjścia.Cozaupartakobieta!

–Dokądto?–spytałem.

–Niebędęztobądłużejdyskutować.Będękorzystać

ztwojejkuchniipłacićcizato,cozjem.Tylkonataki

układmogęsięzgodzić.Wózalboprzewóz.

Burknąłemzniezadowoleniem,wiedziałemjednak,że

muszęustąpić.

–Wporządku.Możeszmipłacić.

Obejrzałasięnamnie.

–Pójdęsięrozpakować.Potemwykąpięsięwtej

wielkiejwannie,apotem,samaniewiem.Planymam

dopieronawieczór.

–Nawieczór?Zkim?–spytałem,niepewny,czymi

siętopodoba.

–ZBethy.

–ZBethy?Ztąwózkarką,zktórąkręciJace?–Teraz

tomisięzupełnieniepodobało.NaBethyniemożnabyło

polegać.UpijesięicałkiemzapomnioBlaire.Pomyślałem

background image

otychwszystkichfacetach,którzymoglijąskrzywdzić.

Nie,bezemnieBlairenigdzieniepójdzie.Ktośmusiał

chronićtenjejseksownytyłeczek.

–Małapoprawka.Ztąwózkarką,zktórąkiedyśkręcił

Jace.Bethyzmądrzałaijużsięznimniespotyka.

Wieczoremwybieramysiędobaruzmuzykącountry

znaleźćsobiejakichśporządnych,ciężkopracujących

facetów–odwróciłasięipobiegłanagórę.

Tarozmowaniebyłajeszczezakończona.

ROZDZIAŁPIĘTNASTY

Byłateraznagórze.Tużobokdrzwiprowadzącychdo

mojegopokoju.Ikąpałasię…Jasnacholera.

Musiałemwyjść.Musiałemjakośsięodniejoddalić.

Tobyłudanyporanek.Niezamierzałemdłużejtrzymać

Blairenadystans,zaniedbującprzytymjejpodstawowe

potrzeby.Będzie,cholera,jadłamojeżarcie.Będziespała

wwygodnymłóżkuikąpałasięwporządnejdużejwannie.

Koniecztraktowaniemjej,jakbybyłapomocądomową.

Odrazumiulżyło,równocześniejednakpojawiłsię

strach.Strach,żeniezdołamteraztrzymaćsięodniej

zdaleka.Wiedząc,żejesttużobokiśpi.Patrząc,jakje,co

zamierzałemodtądrobićregularnie,żebymiećpewność,

żedobrzesięodżywia.Niezdołamtrzymaćsięodniej

zdaleka.

Grant.MusiałemporozmawiaćzGrantem.Jużonmi

przypomni,dlaczegoniemogęmiećBlaire.Dlaczegonie

mogęwziąćjejwramionaimocnoprzytulić.Razjeszcze

zerknąłemwstronęschodówiskierowałemsiędodrzwi.

Wyrwaniesięspodjejurokuipogadaniezkimś

rozsądnymdobrzemizrobi.

Wsiadłemdomojegorangeroveraiwybrałemnumer

matki.Zpewnościąniedługowrócądodomu.Miałem

background image

corazmniejczasu.Blairedowiesięwszystkiegoistracęją

bezpowrotnie.Aledopilnuję,żebyznalazłasiępoddobrą

opieką.Niepozwolętakpoprostujejuciec.Jakbędę

musiał,przystawięAbe’owispluwędogłowy,żebygo

zmusić,byzaniąjechał.Głupiskurwiel.

–Rush–mojamatkaodebrałapotrzecimdzwonku.

–Kiedywracaciedodomu?–spytałem.Niebyłem

wnastrojunarozmowytowarzyskie.

–Niejestempewna.Jeszczeotymnierozmawialiśmy

–odparła.Jejirytacjawcalemnieniezdziwiła.

Nienawidziłaświadomości,żegdybymchciał,mógłbymją

zmusićdopowrotuwtejchwili.

–ChcęrozmawiaćzAbe’em.

Westchnęładramatycznie.

–Poco,Rush?Żebyśmógłnaniegowrzeszczeć,że

niemagoprzyjegodorosłejcórce,któradoskonalejuż

potrafisamaosiebiezadbać?

Zcałejsiłyściskająckierownicę,wziąłemkilka

głębokichoddechówiupomniałemsamegosiebie,że

złorzeczeniewłasnejmatceniejestfajne.Takajużbyła–

egocentryczna.

–Kartykredytowe,domy,samochody–towszystko

jestmoje,mamo–przypomniałemjejnatomiast.

Wydaładźwiękprzypominającysyknięcie.

–Halo,Rush?–usłyszałemgłosAbe’a.

–Blairemapracęwklubie.Mówi,żewkrótcesię

wyprowadziiznajdziewłasnemieszkanie–powiedziałem.

Chybaonteżzrozumie,żetozłypomysł,żebyBlaire

mieszkałasama.

–Świetnie.Wiedziałem,żedasobieradę–odparł.

Zjechałemnapobocze.Krewhuczałamiwuszach,

wzrokmisięmącił.Atoskurwiel.Naprawdęto

background image

powiedział?

–Niezasługujesznato,żebychodzićpoziemi,ty

żałosnysukinsynu–warknąłemdotelefonu.

Niezareagował.

–Onajest,kurwa,niewinna.Jestzupełnieniewinna

itakaufna.Iśliczna.Oszałamiająca.Zabójczopiękna.

Rozumiesz?Twojacórkaniemanikogo.Ijestbezbronna.

Zagubionaicałkiemsama.Każdypalantmógłbyją

wykorzystać.Naprawdęnicciętonieobchodzi?–

oddychałemztrudem.Knykciemizbielały,takmocno

ściskałem

kierownicę,

usiłując

zapanować

nad

wściekłością.

–Maciebie–odpowiedziałtylko.

–Mnie?Onamamnie?Oczymty,kurwa,mówisz?

Znaszmnie.JestemsynemDeanaFinlaya.Kimjadlaniej

jestem?Napewnonieopiekunem.Jestemdupkiembez

serca,któryodebrałjejojca,kiedynajbardziejgo

potrzebowała.Otokim,kurwa,jestem!–mamnie,

powiedział,żemamnie.Jakbymbyłgodnytakiej

odpowiedzialności.Czyonanicdlaniegonieznaczyła?

JakiojciecmógłmiećtakącórkęjakBlaireiniechciećjej

chronić?

–Odszedłbymnawetbeztwojejwizyty,Rush.Nie

mogłemzostać.Onaniepotrzebowałamnieodlat.Teraz

teżmnieniepotrzebuje.Janiejestemtym,kogoona

potrzebuje.Alety…możety,tak.

Coon,kurwa,wygadywał?Towszystkonietrzymało

siękupy.

background image

–Blairedasobieradę.Bezemniebędziejejdużo

lepiej.Dowidzenia,Rush–powiedziałAbetakdobitnym

tonem,jakiegonigdyuniegoniesłyszałem,poczym

połączeniezostałozerwane.

Rozłączyłsię.

Siedziałemipatrzyłemnadrogęprzedsobą.Abenie

zamierzałnicdlaniejzrobić.Naprawdęchciałpozwolić,

żebyradziłasobiesama.Ewentualnieliczyłnato,żejajej

pomogę.Taktowłaśniewyglądało.

Nicjejniebędzie.Jużjategodopilnuję.Wszystko

będziedoskonale.Niepozwolę,byktokolwiekją

skrzywdził.Będęjąchronił.Niemiałaojca,którybydbał

ojejbezpieczeństwo,alemiałamnie.Niebyłasama.Już

nie.

Miałamnie.

Straciłemjużochotęnarozmowę.Wolałempobyć

trochęsamnasamzmoimimyślami.Izaplanowaćjakośto

wszystko.OpiekanadBlairenależaładomnie.Musiałem

zadbaćoto,byznówjejniezawieść.Zasługiwała,cholera,

natakwiele.

***

Kilkagodzinpóźniejwróciłemdodomuznowo

zdobytądeterminacją.BędęprzyjacielemBlaire.Jej

najlepszymprzyjacielem.Nigdy,kurwa,niemiała

lepszego.Nicjejniedotknieaniniezrani.Niebędzie

chciała,żebymjejułatwiałsprawyczyopiekowałsięnią,

więcbędęmusiałrobićtopocichu.Tak,bymyślała,że

radzisobiesama.

Otworzyłemdrzwiiuśmiechnąłemsię.Świadomość,

żeonajestwśrodku,sprawiała,żecałyświatwydawałmi

siępiękniejszy.Ażzobaczyłemjąnaschodach,ubranątak,

jakbywyszłaprostozmojegoerotycznegosnu.

background image

Jasnacholera,dlaczegotaksięubrała?

Miałanasobiekrótkądrelichowąspódniczkę,ado

tego…kowbojki.DobryBoże,zmiłujsięnademną.

–Ekhem–mruknąłem,zamykajączasobądrzwi.Ona

zamierzałatakwyjść.Doklubu…zBethy.Cholera.–

Zamierzasz,hmm,iśćwtymdoklubu?–spytałem,

starającsię,bynieusłyszałapanikiwmoimgłosie.

–Niedoklubu,tylkodobaruzmuzykącountry,ato

chybacałkiemcoinnego–odparła,uśmiechającsiędo

mnienerwowo.

Dobaru.Wybierałasiędobaru.Takubrana.

Przeczesałempalcamiwłosy,upominającsamego

siebie,żeprzecieżchciała,byśmybyliprzyjaciółmi.

Przyjacielenieodwalajątakichnumerów,żekażąsobie

nawzajemprzebieraćsięprzedwyjściemzdomu.

–Mogętamzwamipojechać?Nigdyniebyłem

wtakimbarze–powiedziałem.

Blaireotworzyłaszerokooczy.

–Chceszjechaćznami?

Razjeszczeomiotłemspojrzeniemjejciało.Otak,

cholera,jeszczejakchciałem.

–Tak,chcę.

Wzruszyłaramionami.

–Dobra.Jeślinaprawdęchcesz.Alemusimy

wyruszyćzadziesięćminut.UmówiłamsięzBethy,żepo

niązajadę.

Pozwalałamijechaćznimi.Bezżadnychprotestów.

DziękiBogu.

–Będęgotowyzapięć–zapewniłemjąipopędziłem

nagórę.Bezproblemuzdążęsięprzebraćiwrócićnadół.

PijanifaceciwbarzeiBlairewyglądającajakanioł

wkowbojkach–niemogłemdotegodopuścić.Wkażdym

background image

raziemusiałembyćwpobliżu,żebyichodniejodpędzać.

Jeślimiałemjechaćdocholernegobaruzmuzyką

country,zamierzałemwyglądaćjaksynDeanaFinlaya.

Takiebarytoniebyłmójstyl,chociażkowbojkiBlaire

zdecydowaniewpisałbymnalistęulubionychrzeczy.

Każdypowód,byzobaczyćjąwtychbutach,byłdobry.

ChwyciłemkoszulkęSlackerDemoniwłożyłemjądo

dżinsów.Dotegododałempierścieńnakciuk.Umyłem

zęby,zaaplikowałemdezodorant,poczymprzejrzałemsię

wlustrze.Jeszczeczegośmibrakowało.

Wziąłemkilkamałychkolczyków,któreczasem

nosiłem,iwłożyłemjewucho.Wysunąłemjęzyk

iuśmiechnąłemsięnamyślozainteresowaniuBlaire

moimkolczykiemwjęzyku.Zeszłegowieczoruomalnie

usiadłaminakolanach,chcącsięmuprzyjrzeć.Gdyby

spróbowałategodzisiaj,chybapozwoliłbymjejnasiebie

wpełznąć.Kręcącgłowązpowodutychmyśli,zktórych

mogływyniknąćjedyniekłopoty,popędziłemnaschody.

Nieminęłojeszczedziesięćminut,alewolałemsię

pośpieszyć.

Kiedyzszedłemnadół,zobaczyłem,żeBlaire

przyglądamisięuważnie.Sercemiprzyśpieszyło,bo

patrzyłanamnietak,jakbymbyłniezłymciachem.Samteż

miałemochotęsmakowaćjąnawiele,wielesposobów.

Sugestia,żeonamafrywolnemyślizwiązanezemną,

wprawiłamniewtakiepodniecenie,żemojeopiętedżinsy

zrobiłysięzbytciasne.

Kiedyjejspojrzeniedotarłodomojejtwarzy,

wystawiłemjęzyk,żebymogłazobaczyćkolczyk.Okojej

błysnęło,ajaomalniejęknąłem.Cholera,tylechciałemjej

pokazaćsztuczekztymmałymkawałkiemsrebra.

–Uznałem,żejakmamiśćdobarupełnegofacetów

background image

wkowbojskichbutachikapeluszach,tomuszępozostać

wiernymoimkorzeniom.Wmojejkrwipłynierockand

roll.Niemogęudawać,żejestinaczej–wyjaśniłem.

Roześmiałasię.

–Będziesztakodstawałodreszty,jakjanatych

twoichimprezach.Powinnobyćzabawnie.Chodź,

potomkurockmana–powiedziała,wyraźniezadowolona

ruszającdowyjścia.

Wyminąłemjąpośpiesznieiotworzyłemjejdrzwi.

Jeszczejednarzecz,którąpowinienembyłrobićprzezcały

tenczas.

–Skoromaznamijechaćtwojakoleżanka,może

weźmiemyjedenzmoichwozów?Będzienamwygodniej

niżwtwoimpikapie–zasugerowałem.Chciałem,żeby

siedziałazprzodu,obokmnie.Bliskomnie.Żebymmógł

patrzećnatenogi…ibuty.Niechciałemsiętłoczyć

wszofercerazemzBethy.

Obejrzałasięprzezramię.

–Alelepiejbyśmypasowalidoinnychbywalców

baru,gdybyśmywzięlimojegopikapa.

Wyjąłemzkieszenimałypilotiotworzyłemgaraż,

wktórymstałmójrangerover.Blaireśledziławzrokiem

otwierającesiędrzwi.

–Niewątpliwierobiwrażenie–powiedziała.

–Czytoznaczy,żemożemywziąćmójwóz?Nie

bardzomniekręcidzieleniesiedzeniazBethy.Ta

dziewczynalubidotykaćróżnychrzeczybezpozwolenia–

powiedziałem.Mnieakuratnigdyniedotykała,ale

słyszałemoniejróżnehistorie.

–Fakt.Jesttrochęflirciarą,prawda?–uśmiechnęłasię

Blaire.

–Flirciaratomałopowiedziane–odparłem.

background image

–Nodobra.Możemywziąćzabójcząbrykętwardziela

RushaFinlaya,skoronalega–powiedziałaBlaire,

wzruszającramionami.

Udałosię.Terazmusiałemjeszczetylkojąskłonić,

żebyusiadłazprzodu,zanimspróbujeusadowićsięztyłu.

Ruszyłemwstronęrangerovera,skinieniemgłowydając

jejznak,byszłazamną.

Otworzyłemjejdrzwi,aonastanęłaispojrzałana

mnie.

–Wszystkimprzyjaciółkomotwieraszdrzwi

samochodu?

Nigdynieotwierałemdziewczynomdrzwi.Miały

wtedyzadużeoczekiwania.AlewprzypadkuBlairebyło

inaczej.Chciałem,żebyczułasięwyjątkowa.Cholera,to

byłoniebezpieczne.

–Nie–odpowiedziałemjejszczerzeiodszedłem,

żebywsiąśćodswojejstrony.Niepowinienemznią

flirtować.Niepowinienemdawaćjejodczuć,żemiędzy

namimożebyćcoświęcej.

Wsiadłemdośrodka.Niebyłempewien,cojejjeszcze

powiedzieć.

–Przepraszam.Niechciałam,żebytozabrzmiało

niegrzecznie–powiedziała,przerywającmilczenie.

Sprawiłem,żepoczułasięniezręcznie.Musiałem

bardziejsięstarać,jeślicośmiałoztegowyjść.

–Nie.Maszrację.Poprostuniemamżadnych

przyjaciółek,więctrudnomiocenić,jakmamsięwobec

ciebiezachowywać.

–Czyliotwieraszdrzwidziewczynom,zktórymisię

umawiasznarandki?Tobardzoelegancko.Matkadobrze

cięwychowała–miałemwręczwrażenie,żemówito

zzazdrością.Ale…nie.Toniemiałosensu.

background image

–Prawdęmówiąc,nie.Ja…poprostuuważamcięza

dziewczynę,którazasługujenato,byotwieraćprzednią

drzwi.Zrobiłemtoodruchowo.Alerozumiem,ococi

chodzi.Jeślimamybyćprzyjaciółmi,muszępilnować

pewnychgranic.

Uśmiechnęłasięnieznacznie.

–Dziękuję,żetozrobiłeś.Tobyłourocze.

Wzruszyłemtylkoramionami.Niebyłempewien,co

jeszczemógłbympowiedzieć,żebyniewyjśćnaidiotę.

–MusimypodjechaćpoBethydoklubu.Będzie

wbiurzenatyłachbudynkuklubowegoprzypolu

golfowym.Musiaładziśpracować.Tamweźmieprysznic

isięprzebierze–wyjaśniłaBlaire.

Wyjechałemzpodjazduiskierowałemsięwstronę

klubu.BlaireiBethywydawałysiętakkompletnieróżne.

Taichzażyłośćzupełnieminiepasowała.

–Jaktosięstało,żezaprzyjaźniłaśsięzBethy?

–Pewnegodniapracowałyśmyrazem.Chybaobie

potrzebowałyśmyakuratprzyjaciółki.Jestzabawna

izbuntowana.Zupełnieinnaniżja.

Niemogłemsięnieroześmiać.

–Mówisztotak,jakbytobyłocośzłego.Nie

chciałabyśbyćtakajakBethy.Uwierzmi.

Niespierałasięzemną.Przynajmniejwiedziała,że

Bethyniejestosobągodnąnaśladowania.Ponieważnicjuż

niemówiła,skupiłemsięnatym,bydojechaćdoklubu

iniegapićsięnajejnogi,którewłaśnieskrzyżowała,przez

cojejspódniczkastałasięjeszczekrótsza.Blairemiała

wspaniałenogi.Taodrobinaopalenizny,którązłapałana

plaży,sprawiała,żejejskóralśniła.

Namyślotychnogachoplatającychmnieciasno

przeszedłmniedreszcz.Patrzyłemnadrogęprzedsobą,

background image

akiedyBlairezmieniłapozycję,niespojrzałemwjej

stronę.Wciążruszałatyminogami.Aniechto.

Kiedyzaparkowałempodbiurem,odrazuotworzyła

drzwiiwyskoczyłazwozu.Cholera.Czyżbyzamierzała

puścićBethynaprzedniesiedzenie?NiechciałemBethy

oboksiebie.

Blaireruszyławstronędrzwi,gdyteotworzyłysię

iwyłoniłasięznichBethy,ubranatak,jakbybrałaforsęza

seks.Czerwoneskórzaneszorty?Serio?

–Coty,udiabła,robiszwjednejzbrykRusha?–

zapytała,spoglądającnarangerovera,apotemznówna

Blaire.

–Rushjedzieznami.Teżchcezaszalećwbarze.No

więc…–Blaireobejrzałasięnamnie.

–Topoważniezmniejszytwojeszansenaznalezienie

faceta.Mówięci–oświadczyłaBethy,schodzącpo

schodkach.Następniezatrzymałasię,taksującBlaire

wzrokiem.–Alboinie.Wyglądaszszałowo.Toznaczy,

wiedziałam,żeniezłazciebielaska,alewtymstroju

wyglądasznaprawdęszałowo.Teżbymchciałamiećtakie

prawdziwekowbojki.Skądjemasz?–Wyglądaławnich

naprawdęoszałamiająco.MałoznałemBethy,ale

podobałomisię,żestaćjąnato,byprzyznać,żeBlaire

wyglądabosko.

–Dziękuję.Ajeślichodziotebuty,dwalatatemu

dostałamjenagwiazdkęodmamy.Należałydoniej.

Podziwiałamje,odkądjesobiekupiła,apotym,jak…jak

zachorowała,podarowałamije.

Sercemisięścisnęło.Niewiedziałem,żetobyłybuty

jejmatki.Cholera.Jatusobiepozwalałemnaróżne

nieprzyzwoitemyślioBlairewtychbutach,atobyła

pamiątkapojejmatce.Poczułemsięjakkretyn.

background image

–Twojamamachorowała?–spytałaBethy.

Najwyraźniejnierozmawiałyzbytdużo.AmożeBlaire

wogóletylkomniepowiedziałaomamie?

–Tak.Aletoosobnahistoria.Chodź,znajdźmysobie

jakichśkowbojów–odparłaBlaire,zbywającpytanie

Bethy.Chciałaznaleźćsobiekowboja.Cholera,ażmi

zaparłodech.Poderwaniefacetaniepowinnoprzysporzyć

jejnajmniejszychtrudności.Najejwidokzbiegniesięich

całachmara.Niemogłempsućjejzabawy.Inaczejnigdy

mniejużzesobąniezabierze.

Znalezieniesposobunato,żebybyćwpobliżu

iczuwaćnadnią,niewchodzącjejjednocześniewdrogę,

niebędziełatwe.Araczejtrudnejakcholera.Będęmiał

ochotępourywaćręcekażdemu,ktojejdotknie.Ajuż

niczegoniemogłemobiecać,jeśliktośdotkniejejtyłka.

Wtedynaprawdęniemogłemzasiebieręczyć.

Bethywolnymkrokiempodeszładorangerovera,

uśmiechającsiędomnieporozumiewawczo.Następnie

minęłaprzedniedrzwiodstronypasażeraiotworzyłate

ztyłu.

–Zostawięcimiejscezprzodu,bocośmisięwidzi,że

naszkierowcachciałbytamoglądaćwłaśnieciebie–

powiedziała,poczymmrugnęładomniespodopadających

natwarzwłosów.

Hm.Tadziewczynaniebyłajednaktakazła.

Blaireusadowiłasięzpowrotemnaprzednim

siedzeniuiuśmiechnęłasiędomnie.

–Notojedźmysięzabawić–oznajmiłazbłyskiem

woku.

ROZDZIAŁSZESNASTY

–RushFinlaywybierasiędobaruzmuzykącountry.

Atodopiero!–stwierdziłaBethyrozbawionymtonem,

background image

któryświadczyłotym,żedoskonalerozumie,dlaczego

jadęznimi.

–Prawda?–odparłem.–Dokądjedziemy,Bethy?–

spytałem,żebyprzerwaćtedocinki,któremogływprawić

Blairewzakłopotanie.

–KierujsięwstronęgranicyzAlabamą.Tojakieś

trzydzieścimilwtamtymkierunku–odparła.Domyślałem

się,żetokawałekdrogi.Wbezpośredniejokolicy

RosemaryBeachniebyłoraczejlokalidlamiłośników

muzykicountry.

Bethyopowiadałaotym,cotegodniazdarzyłosię

wpracyicoominęłoBlaire.Jakiśdramatwśródwózkarek.

PodobnojednaznichmiałachrapkęnaJimmy’ego,

kelnerazklubowejrestauracji.Wściekłasięnainną

dziewczynę,botaznimflirtowała.Chłopakmiałtakże

powodzeniewśródbywalczyńklubu.Problempolegał

jednaknatym,żeJimmywolałmężczyzn.Tobyławielka

tajemnica,bolubiłnapiwki,któredostawałodpań

należącychdoklubu.Tymczasemonewszystkietraciły

tylkoczas.Małoktowiedział,żeJimmygrawprzeciwnej

drużynie.

Blaireuznałatozazabawne,ajazprzyjemnością

słuchałemjejśmiechu.Przyciszyłemnawetmuzykę,żeby

mócskupićsięnatym,comówiładoBethy.Odczasudo

czasupróbowałarównieżmniewciągnąćdorozmowy,ale

główniesłuchałaopowieściBethy.

Podjechaliśmypodbar,któryrozpoznałem.

Powinienembyłsiędomyślić,żejedziemywłaśnietutaj,

kiedyBethyskierowałamniewstronęgranicyzAlabamą.

Toniebyłzwyczajnybar.Byłsłynny.Kowbojeze

wszystkichstronprzyjeżdżalitunapiwo.

Blairesamaotworzyładrzwi,zanimzdążyłem

background image

wysiąść.Postanowiłemtrochęsięwycofaćipozwolićjej

dobrzesiębawić.Wkażdymraziebędęsięstarać.Szedłem

oboknich,gdyBethyopowiadałajejotymbarze

itłumaczyła,dlaczegojesttakiznany.Otworzyłemdrzwi

dobaruiodsunąłemsię,żebypuścićdziewczynyprzodem.

Blaireotworzyłaszerokooczy,rozglądającsiępownętrzu

baru.Bethywyjaśniła,żewkrótcezaczniegraćkapelana

żywo,auśmiechBlairestałsięjeszczeszerszy.Jawolałem

sięnierozglądać.Wiedziałem,żefacecitaksująją

wzrokiem,aniebyłempewien,czytozniosę.Skupiłem

uwagęnaBlaire.WtedyBethywspomniałaotequili.Zły

pomysł.

StanąłemzaBlaireipołożyłemjejrękęnaplecach.

Onamogłaniezdawaćsobieztegosprawy,alewten

sposóbzaznaczyłemmojeprawadoniej,atedupki

powinnywiedzieć,żejestemtuznią.Podprowadziłem

dziewczynydopustegoboksu,niecodalejodparkietudo

tańca.Muzykabyłatakcholerniegłośna,żeniesłyszałem

cichegogłosikuBlaire.

Blaireusiadłazjednejstrony,ajastanąłemwtaki

sposób,żeBethyniemiaławyjścia–jeśliniechciałasięze

mnąprzepychać,musiałazająćmiejscenaprzeciwko

Blaire.AwtedyjausadowiłemsięobokBlaire.Mój

manewrnieuszedłuwadzeBethy,którarzuciłami

piorunującespojrzenie.Chciała,żebyBlairezapolowała

razemzniąnajakichśkowbojów.

Niezamierzałemjejtegoułatwiać.NawetjeśliBlaire

tegochciała,janiebyłempewien,czyzdołamto

wytrzymaćbezspuszczeniałomotujakiemuśpalantowi.

–Czegosięnapijesz?–spytałem,nachylającsiędo

uchaBlaire,żebymogłamnieusłyszeć.Iżebymjamógł

poczućjejzapach.

background image

–Niejestempewna–odparłaizerknęłanaBethy.–

Czegomamsięnapić?–spytałają.

Bethywyglądałanazdziwionąizaśmiałasię.

–Nigdywcześniejniepiłaśalkoholu?

Nie,nigdywcześnieniepiła.CzyżbyBethynie

wystarczyłospojrzećnaBlaire,żebytostwierdzić?

–Jestemjeszczezamłoda,żebysamakupować

alkohol.Aty?–spytałaBlairesłodko.

Ależsięcieszyłem,żetujestem.Namyśl,żeto

wszystkomogłosiędziaćbezemnieibezmojejopiekinad

Blaire,zrobiłomisięsłabo.

Bethyklasnęławdłonie,jakbybyłazachwyconatym,

żeBlairejesttakkompletnieniewinna.

–Alebędziesuper!Owszem,jamamjużdwadzieścia

jedenlat,awkażdymrazietakiwiekmamwpisany

wdowodzie–spojrzałanamnie.–Będzieszmusiałją

przepuścić.Zabieramjądobaru.

Jeszczetegobrakowało.SpojrzałemnaBlaire,

ignorującBethy.

–Nigdyniepiłaśalkoholu?–spytałem,chociaż

wiedziałemjuż,żenie.

–Nie.Alezamierzamtodziśnaprawić–oznajmiła

stanowczo.Ależonabyłasłodka.

–Wtakimraziemusiszuważać.Alkoholszybko

uderzycidogłowy–wyjaśniłem,poczymodwróciłemsię,

żebyzłapaćzałokiećprzechodzącąoboknaskelnerkę.

MusiałemnajpierwnakarmićBlaire.–Poprosimykartę.

–Pocozamawiaszjedzenie?Przyszłyśmytu,żebysię

napićipotańczyćzkowbojami,aniejeść–zaprotestowała

Bethyzezłością.

Niechspieprza.Niezamierzałempozwolić,żeby

zrobiłakrzywdęBlaire.Alkoholmógłjejzaszkodzić,jeśli

background image

niezabierzesiędosprawyjaknależy.JakBethyzamierzała

sięzemnąspierać,notobędziemymieliproblem.

–Onajeszczenigdyniepiła.Musinajpierwcośzjeść,

boinaczejzadwiegodzinybędzierzygaćjakkot

iprzeklinaćtwojedurnepomysły.

Bethymachnęłaręką,jakbymgadałpochińsku.

–Jaksobiechcesz,tatuśku.Jaidęprzynieśćsobiecoś

dopiciaidlaniejteżcośwezmę.Więcnakarmjąszybko.

Kelnerkawróciłazkartą,ajawziąłemjąodniej

iskierowałemmojąuwagęzpowrotemnaBlaire.

–Wybierzcoś.Bezwzględunato,comówitapijacka

diwa,najpierwmusiszcośzjeść.

Blaireprzytaknęłaskwapliwie.Jejteżniepodobałasię

myśl,żemiałabysiępochorować.Przynajmniejbyła

ostrożna.Dobreito.Natomiastcorazmniejpodobałami

sięjejzażyłośćzBethy.

–Tefrytkiserowewyglądajązachęcająco–

powiedziałaBlaireledwiesłyszalnymgłosem.

Niezamierzałemtracićczasu.Bethyposzłapodrinki,

ajachciałemjaknajszybciejnakarmićczymśBlaire.

Przywołałemkelnerkę.

–Frytkiserowedwarazyidużaszklankawody–

powiedziałem.

Kiwnęłagłowąiodeszłapośpiesznie.Czułemsię

lepiej,wiedząc,żezarazpodanamjedzenie.Iżebędę

patrzył,jakBlaireje.Pewnieprzesadzałemztąpotrzebą

patrzenia,jakonaje,aletahistoriazkanapkamizmasłem

orzechowymcałyczasniedawałamispokoju.

–Notojesteśwbarzezmuzykącountry.Czytakto

sobiewłaśniewyobrażałaś?Bodlamnie,jeślimambyć

całkiemszczery,tamuzykajestniedozniesienia–

powiedziałem,odchylającsiędotyłuipatrzącnaBlaire.

background image

Taknaprawdęniezwracałemspecjalnejuwaginamuzykę,

odkądweszliśmydośrodka.Bardziejbyłemprzejęty

zamówieniemjedzeniadlaBlaire.

Wzruszyłaramionamiirozejrzałasięwokoło.

–Dopierotuprzyszłamijeszczenicniewypiłamani

niepotańczyłam,więcodpowiemci,jakjużzrobięjedno

idrugie.

Chciałapotańczyć?Fantastycznie.

–Chceszzatańczyć?

–Owszem,chcę.Alenajpierwmuszęsobiegolnąćdla

kurażu,noiktośmusimniepoprosićdotańca–odparła.

–Wydawałomisię,żewłaśnietozrobiłem–

powiedziałem.Wolałemsamobejmowaćjąpodczastych

wolnychpiosenekcountry,niżgdybymiałbytorobićjakiś

podpitykowboj.

Blairepochyliłasiędoprzodu,oparłałokcienastole

ipodparłapodbródekdłońmi,poczymspojrzałanamnie.

–Myślisz,żetodobrypomysł?

Niemusiałempytać,dlaczegouważała,żenie.Oboje

wiedzieliśmy,cosiędziało,kiedysiędotykaliśmyalboza

bardzodosiebiezbliżaliśmy.Przestawałemnadsobą

panować.Aonachciałamiećwemnieprzyjaciela.

Mądrala.

–Pewnienie–przyznałem.

Kiwnęłagłową.

Kelnerkapostawiłaprzednamifrytkiikubek

przyjemniechłodnejwody.Blaireszybkosięgnęłapo

frytkęiodgryzłakawałek.

Niemogłempowstrzymaćuśmiechu.

–Lepszeniżkanapkizmasłemorzechowym,co?–

spytałem.

Uśmiechnęłasięikiwnęłagłową,sięgającpokolejną

background image

frytkę.Samchybaniebędęwstanieniczjeść.Była,

cholera,zbytfascynująca.

–Uznałam,żepowinnaśzacząćodczegośsłabszego–

oznajmiłaBethy,siadajączpowrotemposwojejstronie

boksu.–Tequilatodrinkdladużychdziewczynek.Nie

jesteśjeszczenatogotowa.Tocytrynowydrink.Jest

słodkiipyszny.

Cholera.Przyniosłajejwódkę.Dlaczegoniepiwo?

Dziewczynyzawszesięgałypotesłodkiedrinki,którezbyt

szybkouderzałyimdogłowy.

–Zjedznajpierwjeszczekilkafrytek–zachęcałem

Blaire.

Niespierałasięzemną.Patrzyłem,jakjejeszczeparę

frytek,apotemsięgapodrinka.

–Dobra,jestemgotowa–powiedziała,uśmiechając

siędoBethy.Równocześniepodniosłyswojedrinki

iprzytknęłyjedoust.Patrzyłem,jakBlaireodchylagłowę

dotyłuipijezbytsłodkinapój.Będziejejsmakował.Nie

wiedziałem,jaksobieporadzęzpijanąBlaire.

–Jedz–powiedziałem,kiedyspojrzałanamnieznad

szklaneczki.

Zacisnęławargi,poczymzachichotała.Śmiałasięze

mnieteraz.Jedenpieprzonydrinkichichotała.

–Poznałamparufacetówprzybarze–powiedziała

BethydoBlaire,podjadającjejfrytki.–Pokazałamim

ciebieiterazprzyglądająsięnam,odkądtuusiadłam.

Jesteśgotowanazawarcienowychznajomości?

Och,kurwa,nie.PrzysunąłemsiębliżejdoBlaire,

walczączpragnieniem,byprzytrzymaćjąnamiejscu.Ale

onategochciała.Przyjechaliśmytupoto,żebydobrzesię

bawiła.

Blairekiwnęłagłowąispojrzałanamnie.

background image

–Wypuśćją,Rush.Możeszgrzaćnamboksna

wypadek,gdybyśmytujeszczewróciły–powiedziała

Bethy,znównamniezła.

Niechciałemjejwypuścić.Byłatuzemnąbezpieczna.

Skorojaczułemtenjejsłodkizapach,totenpalant,który

sięnaniągapił,teżgopoczuje.Cholera,niepodobałomi

sięto.

Blairepatrzyłanamnieznadzieją,widziałem,żejest

podekscytowana.Niemogłemjejtegozabronić.Tyleją

wżyciuominęło.Niechętniewysunąłemsięzboksu

iprzepuściłemją.

–Uważajnasiebie.Będętucałyczas,gdybyśmnie

potrzebowała–wyszeptałemjejdoucha,kiedyprzeciskała

sięobokmnie.Kiwnęłagłowąiobejrzałasięnamnie,

jakbychciałajeszczezmienićzdanie.Mogłemjąstąd

zabraćwjednejchwili.Wystarczyłoby,żebypowiedziała

choćbysłowo.

–Chodź,Blaire.Zamierzamcięwykorzystaćdo

załatwienianamdarmowychdrinkówifacetów.Nigdy

jeszczeniemiałamtakiejszałowejkumpeli.Będzieniezła

jazda.Tylkoniemówtymkolesiom,żemasz

dziewiętnaścielat.Mówwszystkim,żemaszdwadzieścia

jeden–pouczyłająBethy.

Dłoniesamezacisnęłymisięwpięści,gdy

zpowrotemsiadałemwpustymboksie.

–Dobra–zgodziłasięBlaire.

Niemogłempatrzeć,jakidziewstronębaru.Nie

byłbymwstanieusiedziećnamiejscu.

Niebędępatrzeć.Niebędępatrzeć.

Ach,dodiabła,jednakpopatrzę.Jużzacząłemsię

odwracać,kiedyjakaśblondynkapodeszładomnie

iusiadłanastoleprzedemną.

background image

–Zupełnietuniepasujesz–powiedziała,przeciągając

samogłoski,zwyjątkowosilnympołudniowymakcentem.

ZerknąłemwstronęBlaire.Uśmiechałasiędo

jakiegośkolesiazloczkami.Cholera.Wyglądałaco

prawdanaszczęśliwą.Aonjejniedotykał.Wszystko

wskazywałonato,żeBlairedobrzesiębawi.Musiałemjej

natopozwolić.Gdybynieto,żemiałemprzecieżodwieźć

jedodomu,pewniebymsięupił.Wtedyznaczniełatwiej

byłobymitoznieść.

–Totwojadziewczyna?–spytałablondynka,

przesuwającwmojąstronęzwisającązestołunogę.

Popatrzyłemnanią.

–Nie.Ona…jesteśmyprzyjaciółmi–wyjaśniłem.

Blondynkapochyliłasiędoprzodu,prezentującmi

wcałejokazałościswojedużeibardzosztucznecycki.

Jestemzwolennikiemrównouprawnienia,więcnie

widziałemwtymżadnegoproblemu.Ładnecyckitoładne

cycki.Onamiałaładne.Poprostuniebyłem

zainteresowany.MusiałemuważaćnaBlaire.

–Chybajejodbiło,żezabawiasięzkimśtakimjakon,

skoroktośtakijaktyczekatutajnanią–powiedziała

blondynka,przysuwającnogęjeszczebliżejdomnie.

ObejrzałemsięnaBlaire,którarozmawiałateraz

zdrugimztychdwóchkolesi.Bethybyłaterazztym

zloczkami.Wyglądałonato,żeBlairedasobieradę.

Musiałemprzestaćjejpilnować.

–Ona,hmm,nigdywcześniejniebyławbarze.

Wszystkojesttudlaniejnowe–powiedziałem,przenosząc

wzrokzpowrotemnablondynkę.

Dziewczynapodniosłanogęipostawiłastopę

wpantoflunawysokimobcasienasiedzeniuobokmnie.

Zerknąłemwdółizajrzałemjejpodspódnicę.Czerwone

background image

majteczki.Ładne.

Powiodłempalcemwzdłużjejuda,poczymopuściłem

jejspódnicę,żebynieobnażałasiętakprzedemną

wmiejscu,gdziemógłtozobaczyćcałybar…igdzie

Blairemogłatozobaczyć.

–Możetrochęsięzasłonisz–powiedziałem

zuśmiechem,żebyjejnieurazićmojąodmową.

Roześmiałasię,poczymzsunęłasięzestołuiusiadła

obokmnie.

–Możejeślituusiądę,niebędziesztaksięwpatrywał

wtwojąprzyjaciółkę,któramoimzdaniemcałkiemdobrze

siębawi.Ajeśliturozchylęnogi,niktpozatobąimnątego

niezobaczy–powiedziała,pochylającsiękumnietak,że

jejcyckiznówbyływystawionenapokaz.

Gdybymtylkopotrafiłwzniecićwsobieochotęnato,

bypobawićsiętymizabawkami,którepodtykałamipod

nos,tomożeprzestałbymbyćtakispięty.Alefakt,żenie

mogłemobserwowaćBlaire,okropniemniewkurzał.

–Słuchaj,jesteśniezła.Niemamcodotego

wątpliwości.Alejestemtupoto,żebyzapewnićmojej

przyjaciółce

bezpieczeństwo.Tuchodzionią–

wyjaśniłem,odszukawszywzrokiemBlaire,zmierzającą

właśnienaparkietzfacetem,zktórymprzedchwilą

rozmawiała.Najejplecachspoczywałaterazjegodłoń.

Niemoja.Zazdrośćbyłabolesna,anigdywcześniejjejnie

doświadczałem.Ale,cholera,kiedyjużciędopadnie,

wtedyjączujesz.Idobrzewiesz,cotozauczucie.

–Widzisz,onatańczy.Iwogólesiętobąnie

przejmuje–powiedziałablondynka,przyciskającsiędo

mnieiprzesuwającdłońpomojejnodze.

Chwyciłemją,zanimdojechaładomojegoptaka.Bo

background image

chociażjaniemiałemochotysięzniąbzykać,mój

cholernyfiutmógłmiećnatentematinnezdanie,anie

chciałem,żebydziewczynaodniosłamylnewrażenie.

Odłożyłemdłońblondynkizpowrotemnajejkolana.

–Alecięwzięło,co?Cholera.Zupełniecięopętała–

blondynkaobejrzałasięnaBlaireiwzruszyłaramionami.–

Pewnietemłode,świeżeślicznotkitakwłaśniedziałająna

mężczyzn.Aletosiękiedyśkończy.Onaniezawsze

będzietakasłodkainowa.

Onanicnierozumiała.Jakzresztąwiększośćkobietjej

pokroju.Nierozumiały,żefacetmożekogośpragnąćnie

tylkodlasamegowyglądu.Żeniezawszechodzitylko

seks.Żeczasemwgręwchodzicoświęcej.Więcej…

–Mogęsprawić,żezapomniszojejistnieniu–

oświadczyłablondynka,zbliżającustadomoich.

–Prrr!–odepchnąłemjejgłowę,żebyjąpowstrzymać.

Jasięniecałowałem.Nieuznawałemust,które–dobrze

wiedziałem–dotykaływięcejkutasów,niżmożnaby

zliczyć.–Nicztego,złotko.Przykromi,alemaszrację.

Onamniezupełnieopętała.Możenawettegoniechce,ale

dlamnieliczysiętylkoona.Niktinnyniemożesięznią

równać.

Blondynkawysunęładolnąwargęwkomicznym

grymasie,poczympowiodłanogąwzdłużmojegoboku.

Niepoddawałasięłatwo.

–Jedenpocałunek.Tylkojedennaprawdędobry

pocałunek–powiedziała,znównachylającsiękumnie.

Tymrazemmusiałemodepchnąćjąmocniej.

–Niecałujęust,októrychwiem,żessałycudzego

fiuta–powiedziałembezogródek,wiedząc,żetoją

powstrzyma.

Zamarła,unoszącbrwi.

background image

–Chceszpowiedzieć,żeuznajesztylkodziewice?–

spytałazniedowierzaniem.

Roześmiałemsięipotrząsnąłemgłową.

–Nie.Chcętylkopowiedzieć,żesięniecałuję.

Pieprzęsię,alesięniecałuję–wyjaśniłem.

Odchyliłasiędotyłuispojrzałanamnie.

–Serio?Idziewczynysięnatogodzą?

Jużzacząłemodpowiadać,gdynaglezobaczyłem,że

partnerBlairejestsamnaparkiecie.Cojest?!Gdzieonasię

podziała.

–Odsuńsię–zażądałem,odpychającblondynkę,żeby

mócwydostaćsięzboksu.–Nojuż,przesuńsię,do

cholery!–wrzasnąłem.

Wycofałasiępośpiesznie,piorunującmniewzrokiem,

alejaniemiałemczasunawyjaśnienia.Blairezniknęła,

ajaniewidziałem,dokądposzła.Miałemnadniączuwać.

Zawaliłemsprawę.

Musiałemjąznaleźć.Jejpartnerzparkieturuszył

wstronędrzwi,alejakaśkobietapodeszładoniego,

odwracającjegouwagę.Rozprawięsięznimpóźniej,jeśli

będzietrzeba.Wtejchwilimusiałemsprawdzić,czyBlaire

wyszłanazewnątrz.

ROZDZIAŁSIEDEMNASTY

Sercewaliłomitakmocno,żekiedyzobaczyłemją

stojącąprzedbarem,poczułemtakąulgę,żekolana

dosłowniesiępodemnąugięły.Byłatu.Nicjejsięnie

stało.

–Blaire?–zawołałemdoniej.

Miałaręceskrzyżowanenapiersiwdefensywnym

geście.Niebyłempewien,cozaszłowbarze,alejeślita

nędznaimitacjakowbojazrobiłacośnietak,tobyłem

gotówpourywaćmuręce.

background image

–Tak–odpowiedziała.Wyczułemwahaniewjej

głosie.Cośbyłoniewporządku.Blairezachowywałasię

background image

dziwnie.

–Niemogłemcięznaleźć.Dlaczegotujesteś?To

niebezpieczne.

–Nicminiejest.Wracajdośrodkaiobłapiajsiędalej

ztąblondynkąwboksie.–Byłazazdrosna.Aniechmnie.

Podobałomisięto.Poczułem,żezalewamnieprzyjemna

falaciepła,coniebyłowłaściwe,alenicniemogłemnato

poradzić.Podobałomisię,żeBlairejestzazdrosna.

Chociażniemiaładotegożadnychpowodów.

–Dlaczegotujesteś?–powtórzyłem,powolirobiąc

kolejnykrokwjejstronę.

–Bochcę–odparła,rzucającmigniewnespojrzenie.

–Zabawajestwśrodku.Czynietegowłaśnie

chciałaś?Wybraćsiędobaru,gdziesąfajnifaceci,drinki?

Tutajcałazabawacięomija–starałemsięrozładować

jakośatmosferę.Jejminaświadczyłaotym,żeniebardzo

misiętoudawało.Byłanaprawdęwkurzona.Czyto

wszystkodlatego,żejejzdaniemobłapiałemsięztą

blondynką?

–Odsuńsię,Rush–warknęła.Jasnacholera,byłana

mniewściekła.Janicniezrobiłem.Toonatańczyła

zimitacjąkowboja.

Zrobiłemjeszczejedenkrokwjejstronę.

Wciemnościniewidziałemjejwyraźnie.

–Nie.Chcęwiedzieć,cosięstało.

Byławzburzona,atrudnobyłomiuwierzyć,żeto

tylkozpowodutejblondynkiwboksie.Musiałbyćjeszcze

jakiśpowód.

Blairepołożyłaobiedłonienamojejpiersi

iodepchnęłamnie.

–Chceszwiedzieć,cosięstało?Tysiępojawiłeś,

Rush.Towłaśniesięstało–wycedziłatonagranicy

background image

krzyku.Odwróciłasięizaczęłaodchodzić.Co,udiabła?

Wyciągnąłemrękęizłapałemją,zanimzdążyłaza

bardzosięoddalić.Niezamierzałemjejpuścić.Była

wkurzona,atoniemiało,kurde,sensu.Takafuria,chociaż

widziałamniejużzinnymikobietami.Zaledwiekilka

minuttemutańczyłazinnymfacetem.Czydlaniejteż

wszystkosięzmieniło?Czynietylkojatoczułem?Bojeśli

chciałaczegoświęcej,terazniebędęjużwstaniejej

odmówić.Tenczasjużminął.

–Cotoznaczy,Blaire?–spytałem,przyciągającją

zpowrotemdosiebie.

Wyrywałamisię,pomrukujączezłości.

–Puśćmnie–zażądała.

Niemamowy.

–Niepuszczęcię,dopókiminiepowiesz,ococi

chodzi–powiedziałem.Zaczęłaszarpaćsięjeszcze

bardziej,aleitakutrzymałemjązłatwością.Niechciałem

zrobićjejkrzywdy,musiałemjednakdowiedziećsię,oco

chodzi.Albojajątakwkurzyłem,albotamtenkoleśzbaru.

–Nielubiępatrzeć,jakdotykaszinnekobiety.Akiedy

innifaceciłapiąmniezatyłek,nienawidzętego.Chcę,

żebyśtotymnietamdotykał.Chciałmnietamdotykać.

Aletyniechceszimuszęsięztympogodzić.Aterazpuść

mnie!

Tegosięniespodziewałem.Wykorzystałafakt,żetak

mniezaskoczyła,wyrwałamisięirzuciłabiegiemprzed

siebie.Chybasamaniewiedziała,dokądtakbiegnie

wciemności.

Chciała,żebymdotykałją…tam.Cholera.Byłem

załatwiony.Niemogłemztymwalczyć.Apowinienem.

Jeślichciałemoszczędzićnamobojgupóźniejszych

cierpień,powinienemodwrócićsięteraziwrócićdobaru.

background image

Ale,cholera,niemiałemdośćsiły,żebywalczyć

zpożądaniem.Pragnąłemjej.Pragnąłemjejtakbardzo,że

wszystkoinneprzestawałosięliczyć.Odmówieniesobieto

byłojedno,aleodmówienieBlairetojużbyłacałkieminna

sprawa.

Niezastanawiałemsięnadtym.Niebyłemwstanie.

Zadziałałemodruchowo.

Ruszyłemzanią.

Kiedyznalazłemsiędośćbliskorangerovera,

odblokowałemdrzwipilotem.Zamierzałemdotknąćjej

jeszczedziś.Teraz.Zaraz.Atobyłonajgłupsze,co

mogłemzrobić.Dlanasobojga.Aleprzestałemsięjużtym

przejmować.Zamierzałemzrobićto,czegochciałem.

Iczegoonachciała.

–Wsiadajalbowciągnęcięsiłą–powiedziałem.

Podwpływemszokuotworzyłaszerokooczy

ipośpieszniewdrapałasięnatylnesiedzenie.Wypięłaprzy

tymtenswójsłodkityłeczek,ajanatychmiastzrobiłemsię

twardy.Boże,dlaczegoażtakjejpragnąłem?Nie

powinienemtegorobić.Blairebyłaakuratjedynąosobą,

którejniemogłemmieć.NicniewiedziałaoNan,oswoim

ojcuiomnie.Tosięskończykatastrofą.Chociażmożenie.

Możezechcemniewysłuchać.Izrozumietowszystko.

Wsiadłemzaniądowozu.

–Cotyrobisz?–spytała.

Nieodpowiedziałem,bosam,kurde,niebyłem

pewien.Przycisnąłemjądooparciaipoczęstowałemsię

jeszczeraz.Niewinność,którazniejpromieniowała,była

upajająca.Blairebyłaczysta.Miałanietylkoczysteciało,

aleimyśli.Niebyłamściwa.Nieszukałazemsty.Ufałami.

Byłemnajgorszympalantemnaświecie.

Chwyciłemjejbiodraiprzesunąłemjątak,żebym

background image

mógłsiępołożyćmiędzyjejnogami.Potrzebowałemtej

bliskości.Ciepła.Blaireniewalczyłazemną,tylko

całkowiciemisiępoddała.Chciałemjąposiąść.Wpełni.

Aleniemogłem.Zadużonasdzieliło.Tewszystkie

sprawy,którychnigdyminiewybaczy.Którychnigdynie

zrozumie.Gorączkowozadarłembrzegjejbluzki.

–Zdejmijto–poleciłem,samściągającjejbluzkę

przezgłowęirzucającnaprzedniesiedzenie.Znad

koronkowegostaniczka,którymiałanasobie,wyjrzała

miękka,idealnaskórajejpiersi.Musiałemzobaczyćje

wcałości.Chciałemposmakowaćichwpełni.–Chcę,

żebyśzdjęławszystko,słodkaBlaire–rozpiąłemjejstanik,

poczymzsunąłemramiączka.Byłapiękna.Wiedziałem,że

będzie.Alewidoktychtwardychróżowychsutkównatle

gładkiejkremowejskóryuświadomiłmi,żeniemajuż

odwrotu.–Dlategowłaśnieusiłowałemtrzymaćsięod

ciebiezdaleka.Dlatego,Blaire.Terazjużtegonie

zatrzymam.Jużnie.

Kiedyczłowiekotrzymujewprezenciekawałeknieba,

niemożeotympoprostuzapomnieć.Oddychałem

ztrudem,gdyprzyciągnąłemjądosiebieiopuściłem

głowę,żebywłożyćdoustjedenztychsutkówissaćgo,

jaktosobienierazjużwyobrażałem.

Blairechwyciłamniezaramionaiwykrzyknęłamoje

imię,sprawiając,żeutraciłemresztkizłudnejkontrolinad

sobąinadsytuacją.Wypuściłemjejsutekzust,żebym

mógłwysunąćjęzykipokazaćBlaire,jaksrebrnykolczyk,

któryjątakciekawił,muskajejskórę.

–Smakujeszjakcukierek.Dziewczynyniepowinny

smakowaćtaksłodko.Toniebezpieczne–powiedziałem

jej,poczympowiodłemnosemwzdłużjejszyi

izaciągnąłemsięgłęboko.–Apachnieszniewiarygodnie.

background image

NicnigdyniebędziepachniećtakboskojakBlaire.

Nic.Ustamiałalekkorozchyloneioddychałaprędko,gdy

ująłemjejpiersiwdłonie.Tejejustaiwargi.Niemogłem

przestaćonichmyśleć.Zawszemiałemproblem

zcałowaniem.AlezBlairecałyczasmiałemnatoochotę.

Miałatakisłodki,czystysmak.Jejustabyłymojeitylko

moje,kiedyjącałowałem.

Drażniłempalcamijejsutki,aonajęknęłaprosto

wmojeusta.Jejdrobnedłoniewsunęłysiępodmoją

koszulęizaczęłybadaćmójbrzuch.Sporoczasu

poświęciłamięśniommojegobrzucha,prowokującmnie

douśmiechu.Mojejdziewczyniepodobałsięmójbrzuch.

Umożliwięjejlepszydostępdoniego,jeślitegowłaśnie

chciała.

Jednąrękąściągnąłemkoszulkęprzezgłowę

iodrzuciłemją,poczymwróciłemdocałowaniatych

nabrzmiałychterazwarg.Uwielbiałemichdotykpod

moimiwargami.

Blairewygięłaplecywłuk,pocierającpiersiami

omojąnagąklatę,amnieażdechzaparło.Cholera,tobyło

cudowne.Takieproste,ajednocześnieniesamowite,

dlatego,żetobyłaBlaire.Miałempoczucie,żewszystko,

corobięznią,jestnowe.Niechciałemnicztegouronić.

Chciałemsięupajaćkażdymjękiemikrzykiem

wydobywającymsięzjejust.

Otoczyłemjąramionamiiprzycisnąłemdosiebie,

aonalekkowbiłamiwplecypaznokcie,wydającokrzyk

podniecenia.

–SłodkaBlaire–powiedziałem,puszczającnachwilę

jejusta,tylkopoto,byzacząćssaćjejdolnąwargę.Była

rozkoszniepełna.Mógłbymcałegodzinypoświęcać

samymjejustom.Aleonawiłasiępodemnąirozchylała

background image

szerzejnogi.Szukałaczegoś,ajadoskonalewiedziałem,

czegojejtrzeba,nawetjeślionasamaniebyłapewna.

Niechciałemsięśpieszyć,tylkorozkoszowaćsięjej

bliskością,aletojejseksownerozpaloneciałoruszałosię

podemnącorazbardziejgorączkowo.Dotknąłemjej

kolana,aonapodskoczyłaizarazzamarła.Powoli

przesuwałemdłońwgóręjejuda,dającjejczas,bymnie

zatrzymała,gdybytobyłozaszybko.

Rozchyliłanogicałkowicie,jakbydającmi

zaproszenie,ipoczułemzapachjejpodniecenia.Jasna

cholera,byłcudowny.Poprostucudowny.Zaciągnąłem

siętymzapachem,poczymprzesunąłempalcempomokrej

tkaniniejejmajteczek.

Blaireszarpnęłasiępodmoimdotykiemizaskomlała

cicho.Boże,ijakjazdołamnadsobązapanować?Tego

byłojużzawiele.Pachniałatakbosko,adźwięki,które

wydawała…cholera,byłytakieseksowne.–Spokojnie.

Chcętylkosprawdzić,czytamjesteśrówniesłodka,jak

wszędzieindziej–powiedziałem,aonazadrżaławmoich

ramionach.Niechciała,żebymprzestał.Todrżenie

ibłagalnywyrazjejoczupowiedziałymiwszystko,co

powinienemwiedzieć.Wstrzymującoddechicałyczas

patrzącjejwoczy,wsunąłempalecwjejatłasowe

majteczkiipoczułemtęczekającąnamniewilgoć.

–Rush–wyszeptałazdesperowanymtonem,ściskając

mniezaramiona.

–Ciiii,wszystkodobrze–odparłem.

Aleczyrzeczywiście?Cholera,byłamokra,atenjej

zapachzupełniemnieodurzał.Całycholernywózpachniał

podnieceniemBlaire.Zadziwiające,aleniewiele

brakowało,aspuściłbymsięwspodnie.Aonanawetmnie

niedotknęła.

background image

Wtuliłemtwarzwjejszyjęistarałemsięwdychać

słodkizapachjejskóry,żebyjakośnadsobązapanować.

Jejpodnieceniedoprowadzałomniedoostateczności.

–Toponadmojesiły–powiedziałemjej.

Następnieprzesunąłempalcempojejgorącej,śliskiej

szparce,aonanaprężyłasiępodemną,wykrzykującmoje

imię.Cholera.Aniechmnie.Cholera.Dyszałemciężko.

Niemogłemzłapaćtchu.Poruszyłempalcemiwsunąłem

gowczekającynamnieciasnytunel,któryzacisnąłsię

iwciągnąłgodośrodka.

–Cholera.Jasnacholera.Mokra,gorącaitaka

cudowna.I,Boże,jesteśtakaciasna–mojesłowanajlepiej

świadczyłyotym,żezupełnienadsobąniepanowałem.

Nicniepowinnobyćażtakniesamowite.

–Rush.Proszę–błagałamnie.–Muszę…–nie

dokończyła,bobyłatakcholernieniewinna,żesamanie

wiedziała,czegojejtrzeba.Boże,byłemugotowany.To

byłoto.Teraztomniejużkompletniepowaliła.Nie

mogłemjejpuścić.Nieteraz.Zawładnęłamnącałkowicie.

Pocałowałemjąwpodbródek,boodchyliłagłowędo

tyłuiwygięłasiępodemnąwłuk.

–Wiem,czegocitrzeba.Niejestemtylkopewien,czy

damradęspokojniepatrzeć,jaktodostajesz.Kompletnie

zawróciłaśmiwgłowie,dziewczyno.Staramsiębyć

grzecznymchłopcem.Niemogępójśćnacałośćnatylnym

siedzeniucholernegowozu.

Zapamiętalekręciłagłową.

–Proszę,niebądźgrzeczny.Proszę.

Aniechmnie.

–Cholera,kotku.Przestań,bozarazeksploduję.Dam

citeraztwojąprzyjemność,alekiedywreszciezanurzęsię

wtobieporazpierwszy,niebędzieszleżećnatylnym

background image

siedzeniumojegowozu.Będzieszwmoimłóżku.–Nie

chciałembraćjejnatylnymsiedzeniusamochodu.

Zasługiwałanaznaczniewięcej.

Przesunąłemdłońimuskającdelikatniekciukiemjej

łechtaczkę,jednocześniewsuwałemiwysuwałempalec

zjejspragnionejdziurki.Zaczęładrapaćmniepoplecach

idyszećmojeimię.Tojejbłaganiedosłowniemnie

powalało.Mogłemmyślećtylkootym,jakbytobyło

znaleźćsięwśrodkutegoniebaisłuchać,jakonamnie

błaga,żebymdoprowadziłjądoszczytowania.Cholera,

sambyłemjużnagranicy.

–Otak.Poddajsiętejfali,słodkaBlaire.Chcępoczuć

namojejdłoni,jakdochodzisz.Chcęnaciebiepatrzeć–nie

byłempewien,czyonawogólerozumie,ocojąproszę,ale

niemogłemmilczeć.

–RUUUUUUSH!–wykrzyknęłamojeimię,zaczęła

ocieraćsięomojądłońidygotaćcała.Uchwyciłamnie

obiemarękami,jakbysiębała,żespadnie.Trzymałemją,

aonaskandowałamojeimię.Świateksplodował,aja

pochyliłemgłowę,żebypoczućjejzapach,gdyrównież

zadrżałem,niemogącuwierzyćwto,cowłaśniesięstało.

–Oooo,tak.Właśnietak.Jesteśtakapiękna–

powiedziałemjej,gdyfalerozkoszyprzelewałysięprzeze

mnie.Rozluźniłauściskrąknamoichramionach,anajej

ustachpojawiłsięsennyuśmiech.Zabrałemdłoń

spomiędzyjejnóg,poczymupojonyjejzapachem,

włożyłempalecdoust,żebypoczućtakżejejsmak.

Smakowałanawetlepiej,niżprzypuszczałem.Jakto

wogólebyłomożliwe?

Blairezatrzepotałapowiekami,poczymotworzyła

oczy,bynamniepopatrzeć.

Widziałem,jakdotarłodoniej,dlaczegotrzymam

background image

palecwustach.Miałazszokowanąminęizaczerwieniła

się.Dopierocowykrzykiwałamojeimięiomdlewałana

moichkolanach,alewidząc,jakspijamzpalcajejsłodki

nektar,oblałasięrumieńcem.

–Miałemrację.Jesteśrówniesłodkawtejtwojej

ciasnejcipce,jakwszędzieindziej–powiedziałemtotylko

poto,żebyzobaczyć,czyjejoczymogąsięzrobićjeszcze

większe.

Zacisnęłamocnopowieki,wstydzącsięnamnie

spojrzeć.

Zacząłemsięśmiać.Byładoskonała.

–Och,dajspokój,słodkaBlaire.Dopierocoszalałaś

namojejdłoni,seksownajakdiabli,anadowódtego

zostawiłaśminawetśladypaznokci.Więcniewstydźsię

teraz.Bo,kotku,zanimtanocsięskończy,będzieszleżeć

nagawmoimłóżku–mówiłemserio.Chciałemjąwmoim

łóżku.Inajchętniejwcalebymjejzniegoniewypuszczał.

Zerknęłanamnie,azaciekawieniewjejoczach

sprawiło,żeztrudemzdusiłemjęk.Niezrobięnicwięcej

wtymcholernymsamochodzie.Onabyłanatoowieleza

dobra.Chciałemdaćjejwszystko,conajlepsze.Wtym

równieżnajlepszyseks.

–Pozwólmisięubrać,apotemposzukamBethy,żeby

sprawdzić,czywracaznami,czymożeznalazłasobie

jakiegośkowboja,któryodwieziejądodomu.

Blaireprzeciągnęłasięjakkot,ajazacisnąłempięści,

żebyniechwycićjejiznówniezacząćcałować.

–Dobrze–zgodziłasię.

–Gdybymniebyłwtejchwilitwardyjakskała,

zostałbympewnietutajiupajałsiętąsennąsatysfakcją

wtwoichoczach.Tocholerniemiłeuczuciewiedzieć,żeto

mojazasługa.Alepotrzebujęjeszczeczegoświęcej–

background image

wyszeptałemjejdoucha.

Napięłasię,poczymznówrozluźniłaiprzylgnęłado

mnie.Cholera,musiałemjąubrać–itoszybko.

ROZDZIAŁOSIEMNASTY

Sięgnąłempostanikiskupiłemsięnaubieraniu

Blaire.Pocałowałemjąwramię,zanimzakryłemje

koszulką.Bezprotestówpozwoliłamisięubierać,

ajaskiniowiecwemnieuderzałsięwpierśzsatysfakcją.

Uwielbiałemsięniąopiekować,ato,żeminato

pozwalała,sprawiałotylko,żejeszczebardziejszalałemna

jejpunkcie.

–Wolałbym,żebyśzostałatutaj,kiedypójdępo

Bethy.Masztakibłogiwyraztwarzy,atoniebezpiecznie

seksowne.Niechcęwdawaćsięztwojegopowodu

wbójkę–powiedziałem,kiedyjużcałkiemjąubrałem.

–UmówiłamsięzBethynawypadtutaj,bo

próbowałamjąprzekonać,żebyniesypiałazfacetami,

którzychcąsięzniątylkozabawić.Apotemty

przyjechałeśznamiiterazwylądowałamnatylnym

siedzeniutwojegosamochodu.Mampoczucie,żejestem

jejwinnajakieśwyjaśnienie–powiedziałazezmartwioną

miną.

Zakładałem,żetoBethyusiłujesprowadzićBlairena

złądrogę,tymczasemBlairezamierzałaratowaćBethy.

MojasłodkaBlairepróbowałaratowaćświatprzednim

samym.Niktjakośnigdynieratowałjej.Ażdotąd.

Najwyższyczas,żebyktośjejpokazał,jakajest

wyjątkowa.

Przyglądałamisięnerwowo.Czyżbymyślała,że

zrobiławłaśnieto,przedczymusiłowałapowstrzymać

Bethy?Chybajednakrozumiała,żetocoinnego.

–Zastanawiamsię,czytwoimzdaniemsamanie

background image

zrobiłaśtego,przedczymprzestrzegałaśBethy–

powiedziałem,pochylającsięnadniąiwsuwającjejrękę

wewłosy.–Bojacięjużposmakowałeminiezamierzam

siętobąznikimdzielić.Toniejesttylkodlazabawy.Może

sięokazać,żejestemjużniecoodciebieuzależniony.–To,

cozaszłomiędzynami,niemiałonicwspólnego

zwyskokami,odktórychBlaireusiłowałaodwieśćBethy.

NigdynietknąłbymBlaire,gdybymniemiałpewności,że

chcę,bybyłamoja.Niktinnyniebędziejejjużdotykał.

Nachyliłemsięipocałowałemteusta,któretak

uwielbiałem.Muskaniejejdolnejwargikoniuszkiem

językastałosięjednymzmoichulubionychzajęć.Zawsze

przytymprzechodziłjądreszcz,asmakowałapoprostu

bosko.

–Mmmmm,tak.Zostańtutaj.WywołamBethyzbaru,

żebyprzyszłaztobąporozmawiać–wyszeptałemtużprzy

jejustach.

Kiwnęłagłową,alenicjużniepowiedziała.

Odsunąłemsięodjejciepłaiotworzyłemdrzwi,żeby

wysiąśćzwozu.MusiałemznaleźćBethyizawieźćnasdo

domu.Chciałem,żebyBlaireznalazłasięwmoimpokoju.

Wmoimłóżku.Pragnąłemwięcejtego,cowłaśnie

przeżyliśmy.Zdołamnaprawićprzeszłość.Wszystko

będziedobrze.WytłumaczętojakośBlaire.Będęmusiał.

Niemogłemjejstracić.

WbarzerozejrzałemsięwokółizobaczyłemBethy

zjakimśfacetem.Piłacoś,coniewyglądałojużnakolejny

dziewczyńskidrink.Wspaniale.Niechciałem,żebypijana

Bethypokrzyżowałamojeplany.Blaireniezdołanaprawić

tego,cociągnęłosięodlat.KiedyśBethybyłainna.

Pamiętałemją,kiedybyłamłodsza.Widziałemjąkiedyś

zTrippem.Chybasięprzyjaźnili,alepotemonuciekł,

background image

akiedynastępnymrazemzobaczyłemBethy,leżałapod

chłopakiem,któregoojciecbyłwłaścicielembudynków

mieszkalnychwzdłużcałejZatokiMeksykańskiej.Od

tamtejporyciąglesiępieprzyłazjakimiśdzianymi

kolesiami.

Jejwzrokpadłnamnie,ajaskinieniemdałemjejznak,

żebywyszłanazewnątrz,poczymsamodwróciłemsię

zpowrotemdowyjścia.Spojrzałemwstronęmojegorange

roveraiupewniłemsię,żeBlairesiedzibezpiecznie

wśrodku.

–Zniknęliściegdzieśoboje–powiedziałaBethy

bełkotliwymgłosem,uśmiechającsięszeroko.Następnie

potknęłasię,ajamusiałemjąpodtrzymać,żebyniezaryła

nosemobruk.–Ojej!–zachichotała,bezwładnawmoich

objęciach.–Nieczujęnóg–wykrztusiłaześmiechem.

Niebędęmógłjejtuzostawić.

–Wyglądanato,żeciebieteżodwiozędodomu–

powiedziałem,podciągającjąwgórę.

–Co?Nie,nie,nie,nie.Niechcęjeszczejechać–

odparła,potrząsającpalcemwmojąstronę.–Blairemusi

zobaczyćnowychkowbojów,którychznalazłam.

Spodobająjejsię.

Spiąłemsięcałyiszarpnąłemjąwstronęsamochodu.

–Blaireniejestjużzainteresowanażadnymi

kowbojami.Jasne?ŻadnychwięcejfacetówdlaBlaire.

Onajedziezemnądodomu–rzuciłemzezłością.

Bethyzatrzymałasięizachwiała,poczymspojrzała

namnie,otwierającszerokooczyznagłymzrozumieniem.

–Onamieszkauciebie.Chceszpowiedzieć,że

zabieraszjądojejpokoju,czydoswojego?–spytała,po

czymbeknęłaizakryłaustadłonią.

–Domojego.Chodź–powiedziałem,ciągnącją

background image

wstronęsamochodu.

–Ocholera!–wykrzyknęłaBethy,choćusiłowała

mówićszeptem.–Ty…ocholera,Rush,niemożeszjej

przelecieć.Onanie…onachybajestdziewicą–Bethy

szeptałanatyległośno,żesłychaćjąbyłonacałym

parkingu.

–Przymknijsię,Bethy!–warknąłemiotworzyłem

przedniądrzwisamochodu.–Blairechcewracaćzemną

dodomu.Alenajpierwchceporozmawiaćztobą.–Nietak

sobiewyobrażałemnaszpowrótdoRosemaryBeach.

Liczyłemnato,żebędęmógłpomówićzBlaire.Ateraz

mieliśmynakarkupijanąBethy,rozprawiającą

odziewictwieBlaire.Jasnacholera.

–Noiproszę.Zabawiaszsięznajwiększymciachem

wRosemaryBeachnatylnymsiedzeniujegorangerovera.

Ajamyślałam,żezależycinapoznaniujakiegościężko

pracującegokowboja–zwróciłasięBethydoBlaire.

–Wsiadaj,Bethy,zanimklapniesznatyłek–

poleciłemjej,zastanawiającsię,jak,udiabła,mamjej

zamknąćtęgębę.

–Niechcęwracać.PodobałmisięEarl,czymożemiał

naimięKevin?Nie,czekaj,acosięstałozNashem?

Zgubiłamgogdzieś…chyba…–mamrotałaBethy,

niezdarniegramolącsiędosamochodu.

–KimsąEarliKevin?–spytałaBlaire.

Bethyusiłowałauchwycićsięczegoś,poczym

poleciaładotyłunasiedzenie,omalnieprzygniatając

Blaire.

–Earljestżonaty.Mówił,żenie,alejest.Potrafięto

poznać.Żonaciinaczejpachną.

ZatrzasnąłemzaBethydrzwi,poczymobszedłem

wóz,żebyzabraćBlaireztylnegosiedzenia.Będzie

background image

jechałazprzodu,zemną.Szarpnięciemotworzyłemdrzwi

iwyciągnąłemdoniejrękę.

–Niesłuchajtego,coonaplecie.Znalazłemjąprzy

barze,żonatyEarlkupowałjejtequilę,aonapiłabodaj

szóstąkolejkę.Jestkompletnieurżnięta.–Niechciałem,

żebycoś,copowiedziałaalbozamierzałapowiedzieć

Bethy,sprawiłoBlaireprzykrość.

Blairewsunęłarękęwmojądłoń,ajauścisnąłemją

uspokajająco.

–Niemasensuniczegojejdziśwyjaśniać.Itakjutro

nicniebędziepamiętać–powiedziałemdoBlaire.

ChciałasiętłumaczyćprzedBethy,aBethyrobiła

dokładnieto,cozawsze–tyleżeakuratdziśzniecomniej

dzianymikolesiami.

PomogłemBlairewysiąść,poczymprzyciągnąłemją

dosiebieizamknąłemdrzwi,zostawiającBethywśrodku.

–Mamochotęznowuskosztowaćtychsłodkich

usteczek,aleodmówięsobietejprzyjemności.Musimy

odwieźćjądodomu,zanimzrobijejsięniedobrze–

powiedziałem,niechcącpopsućtego,cowłaśniemiędzy

namizaszło.

Blairekiwnęłagłową,spoglądającnamnietymi

ufnymioczami.Niechciałemnigdysprawićzawodutej

słodkiejtwarzyczce.

–Alepodtrzymujęto,copowiedziałemwcześniej.

Chcęmiećciędzisiajwmoimłóżku–przypomniałemjej

nawypadek,gdybyotymzapomniała.

Znówkiwnęłagłową.Objąłemjąwpasie

ipoprowadziłemdoprzednichdrzwiodstronypasażera.

Niezamierzałemudawać,żenadaljesteśmyprzyjaciółmi.

Niebyliśmynimi.Nigdyniebyliśmyprzyjaciółmi.

Łączyłonascoświęcej.ZBlairezawszepragnąłemwięcej.

background image

–Pieprzyćprzyjaciół–powiedziałem,poczym

podsadziłemjąnaprzedniesiedzenie.Byłowysoko,aja

szukałempretekstów,żebyjejdotykać.Zamknąłemdrzwi

iobszedłemwóz,żebysiąśćzakierownicą,awtedy

uśmiechnajejtwarzysprawił,żezrobiłomisięciepło

wśrodku.

–Skądtenuśmiech?–spytałem,wnadziei,żetoja

jestemjegopowodem.

Wzruszyłaramionamiiprzygryzładolnąwargę.

–„Pieprzyćprzyjaciół”.Tomnierozśmieszyło.

Roześmiałemsię.Dobrze,todziękimnietenuśmiech.

Rozbawiłemją.Tylkodlaczegomiałemprzytympoczucie,

jakbyrozwiązałproblemgłodunaświecie?

–Wiemcoś,czegotyniewiesz.Ajacoświem.Aja

coświem–Bethyzaczęłaskandowaćzpijackim

zaśpiewem.

Niechciałem,żebynasrozpraszała.Wszystko

zepsuje.TobyłmójczaszBlaire,tegowłaśniechciałem.

Niemogłazemdlećtamztyłuczycoś?

Blaireodwróciłasięnafotelu,żebypopatrzećna

Bethy.

–Ajacoświem–wyszeptałaBethyrówniegłośnojak

wcześniejnaparkingu.

–Słyszałam–odparłaBlaire.

–Towielkatajemnica.Ogromna…ajająznam.Nie

powinnam,aleznam.Wiemcoś,czegotyniewiesz.Czego

niewiesz.Czegoniewiesz–Bethyznówzaczęłaśpiewać.

Znałajakąśtajemnicę.Poczułem,żeściskamisię

żołądek.Jamiałemróżnetajemnice.Czyznałatemoje?

Czywiedziałacoś,oczymniewiedziałaBlaire?Jak

zdołamzatrzymaćBlaire,jeśliBethypowiejejcoś,zanim

zdołamjejwszystkowyjaśnić?

background image

–Wystarczy,Bethy–upomniałemją.

Blaireodwróciłasięzpowrotemwmojąstronę

iwidziałem,żejąprzestraszyłem.Chciałemtylko,żeby

Bethysięprzymknęła.Niechciałemsłuchaćożadnych

tajemnicach,któreonaznała.Wyciągnąłemrękę

ipołożyłemjąnadłoniBlaire.Chciałemjąuspokoić,ale

niemogłemwtejchwilinaniąpatrzeć.Panikadusiłamnie

zagardło.

Bethyniemogławiedzieć.Noboskąd?Niktnie

wiedział.CzyNanpowiedziałakomuś?Cholera.Nie

mogłempozwolić,żebytosięrozniosło.Musiałemjakoś

wszystkonaprawić.Blairemniepotrzebowała.Nie

mogłemjejstracić.

–Wżyciutaksięniebawiłam.Lubiętychkowboi.Są

super–Bethyznówzaczęłabełkotać.–Powinnaśbyła

porozglądaćsiętrochędłużej,Blaire.Tobyłobyznacznie

mądrzejszeztwojejstrony.Rushtozłypomysł.Nobo

zawszejestjeszczeNan.

Kurwamać!

Onacoświedziała.Nie.Niemogławiedzieć.Nie

mogłaznaćprawdy.PuściłemdłońBlaire,żebychwycić

kierownicę.Musiałempomyśleć,bowywaleniepijanej

Bethyzsamochodunazbitypyskniewchodziło

wrachubę.Blairenigdybymitegoniewybaczyła.

–CzyNantotwojasiostra?–spytałaBlaire.

Skrzywiłemsię,słyszączmieszaniewjejgłosie.Podawała

wwątpliwośćmojąrelacjęzNan.Gdybytylkoznała

prawdę.Niemiałbymjejwtedy.Niebyłabytuzemną.

Kiwnąłemtylkogłową.Niemogłempowiedziećnic

więcej.Miałemściśniętegardło.

–ToocochodziłoBethy?Conaszzwiązekma

wspólnegozNan?

background image

Jakmiałemnatozareagować?Niemiałempewności,

codokładniewiedziałaBethy,aleniemogłempowiedzieć

Blaireprawdy.Niewymyśliłemjeszcze,wjakisposób

mógłbymnaprawićprzeszłość.Jaksprawić,żebyBlaire

nieodeszłaodemnie,kiedywszystkiegosiędowie.

Będzienadalzadawaćmipytania.Musiałemjakośją

powstrzymać.Niemogłemnicjejpowiedzieć.Nieteraz.

–Nantomojamłodszasiostra.Niechcę…niemogę

ztobąoniejrozmawiać.

Blairecałazesztywniała.Napięciewsamochodzie

stawałosięniedozniesienia.Musiałobyćjakieśwyjście

ztejsytuacji.Blairemiufała.Pragnąłemjejzaufania.

Chciałemnaniezasłużyć.Bethyniemogławiedzieć.Nic

niewiedziała.Nannigdynikomunicniemówiła.Tobyła

absolutnatajemnica.Niepotrzebnietaksiędenerwowałem.

ChrapanieBethywypełniłosamochód,aBlairetępo

patrzyłaprzedsiebie.Żadneznasnicniemówiło.Nie

chciałem,żebyBethyobudziłasięiznówcośpalnęła.

Lepiej,jakbyłanieprzytomna.Takbyłobezpieczniej.

Mojetajemnicebyłybezpieczniejsze.

ZkażdąsekundądystanspomiędzyBlaireamną

zdawałsięzwiększać,cociążyłomiokropnie.Chciałem

znówwziąćjąwramiona.Chciałem,żebykrzyczałamoje

imię.Niemogłemznieśćtegomurumiędzynami.

Kiedypodjechałempodgmachklubu,niezapytałem

Blaire,czytuwłaśniemamyzostawićBethy.Niebyłem

wstanieodezwaćsiędoniej.Bałemsię,żeowszystkimsię

dowie.Możesiedziałatuidomyśliłasięwszystkiego?

PotrząsnąłemBethy,żebyjąobudzićipomócjej

wysiąśćzsamochodu.Zaczęłacośmamrotać,żeojciecją

zabijeiżechcespaćwbiurze.Byłempewien,żejejciotka

Darlawykopiejąstądrano,aletoniebyłmójproblem.

background image

ZnalazłemkluczwtorebceBethy,otworzyłemdrzwi

iwprowadziłemjądośrodka.

DziękiBoguwielkaskórzanakanapastałatużprzy

drzwiach,boBethycuchnęłataniątequilą,ajanie

chciałemjejtrzymać,jakzacznierzygać.Pchnąłemją

wstronękanapy.

–Połóżsię–poleciłem.Chwyciłemnajbliższykoszna

śmieciipostawiłemgoprzyjejgłowie.–Wymiotujdo

tego.Jakzapaskudziszpodłogę,Darlajeszczebardziejsię

wkurzy.

Bethyjęknęłaiprzekręciłasięnadrugibok.

Ruszyłemdowyjścia.Kiedyotwierałemdrzwi,

zatrzymałmniegłosBethy.

–NiepowiemjejoojcuNan.Aletymusisztozrobić.

–Wydawałasięsmutna,gdyskierowałakumnieszklane

spojrzenie.Wiedziała,ktojestojcemNan.Cholera.

–Powiemjej.Jakprzyjdziepora–odparłem.

–Nieczekajzbytdługo–powiedziałaizamknęła

oczy.Jejustarozchyliłysięizaczęłachrapaćcicho.

Staranniezamknąłemzasobądrzwi.Miałarację.

Musiałemtozałatwić,zanimbędziezapóźno.

ROZDZIAŁDZIEWIĘTNASTY

–Twójpokójjestteraznagórze–przypomniałemjej,

kiedyweszliśmydodomu,aonaskierowałasięwstronę

kuchni.Przezcałądrogęmilczeliśmy.Niebyłempewien,

comamjejpowiedzieć,aninawetjakzniąteraz

rozmawiać.

Przystanęła,poczymodwróciłasięiruszyłaku

schodom.Niemogłemtakpoprostupozwolićjejodejść.

–Próbowałemtrzymaćsięodciebiezdaleka–

powiedziałem.

Zatrzymałasięnaschodachiodwróciławmoją

background image

stronę.Jejzranionespojrzeniedobijałomnie.Niechciałem

jejskrzywdzić.Ajednakmogłemtylkozłamaćjejserce.

Nienawidziłemsamegosiebie.Nienawidziłemtego,czym

byłem,kimbyłem.

–Tamtegopierwszegowieczorupróbowałemsię

ciebiepozbyć.Niedlatego,żemisięniepodobałaś–

zaśmiałemsięzgoryczą.–Aledlatego,żewiedziałem.

Wiedziałem,żezawróciszmiwgłowie.Wiedziałem,że

niezdołamtrzymaćsięodciebiezdaleka.Możeodrobinę

nienawidziłemteżciebiezpowodutejsłabości,którą

zdołaszwemnieznaleźć.–Wiedziałemodpierwszej

chwili,żetadziewczynaprzysporzymikłopotów.Żemnie

złamie.Niewiedziałemnatomiast,żecałkowiciemną

zawładnie.

–Cojesttakiegozłegowtym,żeciępociągam?–

spytała,awkącikuokazalśniłajejłza.Cholera.Nie

mogłemznieśćtego,żeonanicnierozumie.

–Niewieszwszystkiego,ajaniemogęcipowiedzieć.

NiemogęwyjawiaćcitajemnicNan.Należądoniej.

KochamNan,Blaire.Kochałemjąichroniłemprzezcałe

życie.Tomojamłodszasiostra.Taktojużjest.Mimoże

pragnęciętak,jaknigdyniczegowmoimżyciu,niemogę

cizdradzaćtajemnicNan.–Gdybytylkomogłaprzyjąćna

razietakąodpowiedźidaćmitrochęczasu.Musiałem

jakośnaprawićwszystkoto,cozrobiłem.Musiałbyćjakiś

sposób,bywynagrodzićwyrządzonejejkrzywdy.

–Rozumiem.Wporządku.Niepowinnambyłapytać.

Przepraszam–powiedziałacicho.Mówiłapoważnie.Ona

mniejeszcze,kurwa,przepraszała.–Dobranoc,Rush–

rzuciłajeszcze,poczymodwróciłasięizostawiłamnie

tam.

Pozwoliłemjejodejść.Dałamidozrozumienia,że

background image

mamprawodotajemnic,ależewtakimrazieniemogę

zniąbyć.Jakjaztegowybrnę?Miałemjąwramionach.

Wiedziałem,jakdziałanamniejejuśmiechijakjednojej

spojrzeniemożeodmienićmójpieprzonynastrój.Zupełnie

jakbystałasięsłońcem,ajakrążyłemwokółniej.Była

moimcentrum.

Aprzecieżtowłaśniejasprawiłem,żeprzeszłaprzez

piekło.Dałemjejojcumiejsce,doktóregomógłuciec.

Pojechałemdoniego,kiedypowinienbyćzeswojącórką

iżoną.Byłsłaby,ajadałemmumożliwośćucieczki.Inne

życie,doktóregomógłsięschronić.Innącórkęiinną

rodzinę,któremógłuznaćzawłasne.

Ionjązostawił.Zupełniesamą.Gdybymchociaż

zechciałsprawdzić,komugoodbieram…alemnietonie

obchodziło.ChciałemtylkodaćNanto,czegotakpragnęła.

Niemyślałemonikiminnym.TylkooNan.Wszystko

zawszekręciłosięwokółNan.

Takbyłokiedyś.Boteraztosięzmieniło.

Nie

mogłem

ignorować

prawdy.

Szczęście

ibezpieczeństwoBlaireznaczyłodlamniezbytwiele.

ChronienieNanniebyłojużdlamnienajważniejsze.Teraz

Blairezajęłajejmiejsce.Pojawiłasięwmoimżyciu

icałkowiciejezmieniła.Powinienemjązatonienawidzić.

Aleniemogłem.Nigdyjejnieznienawidzę.Tobyło

niemożliwe.

Wszedłemnagóręposchodachizatrzymałemsiępod

drzwiamijejsypialni,gdziesięprzedemnąschowała.

Chciałem,byspaładziśwmoimłóżku.Byćmożejednak

background image

zasnęłatwiej,wiedząc,żeprzynajmniejspędzitęnoc

wluksusie.Tejnocywłóżkubędziemitowarzyszyć

jedynieżal.

***

Dzwonektelefonuprzeniknąłprzezsłodkąciemność

izmusiłmniedootwarciaoczuiposzukaniaźródłatego

niechcianegohałasu.Leżałembezsennieprzezwiększość

nocy.Ioczywiścieteraz,kiedywreszciezasnąłem,mój

cholernytelefonmusiałzadzwonić.Sięgającponiego,

dostrzegłemsłońcewciskającesięprzezżaluzje.Było

później,niżsądziłem.Możezatemspałemdłużej,niżmi

sięwydawało.

–Halo?–burknąłemwtelefon.

–Jeszcześpisz?–irytującygłosWoodsaniepoprawił

mihumoru.

–Czegochcesz?–spytałem.Cogoobchodziło,czy

śpię,czynie.

–Chodziotwojąsiostrę–odparł.

Usiadłemnałóżkuiprzetarłemoczy.Niebyłem

wnastroju,żebybudzićsięranoizmagaćzproblemami

Nan.Miałemwłasne.

–Co?–warknąłem.

–JeślijeszczerazodezwiesiędoBlaireczy

kogokolwiekinnegozmoichpracownikówwobraźliwy

sposób,dopilnuję,żebyodebranojejczłonkostwo

wklubie.Możetobienieprzeszkadzato,żeonajest

zepsutymbachorem,alekiedyprzezswojązjadliwość

urządzascenęwklubieiwprawiawzakłopotanie

najlepsząkelnerkę,jakąmieliśmywrestauracjiod

miesięcy,torobisięztegoproblem.

Co?Blaire?

–Cotymówisz?CzyNanzrobiłacośBlaire?Czy

background image

jednejztwoichkelnerek?Niebardzorozumiem.

–Blairejestjednązmoichkelnerek.Wzeszłym

tygodniuprzeniosłemjądorestauracji.Atatwoja

zdzirowatasiostranazwałająhołotąizażądała,żebymją

dzisiajzwolnił.Przywszystkich–Woodspodniósłgłos.

Byłwkurzony,aleitakjegozłośćniemogłasięrównać

zfurią,jakąjaczułem.–Rozumiem,żeniezależycina

Blaire.Tooczywiste,jeśliwziąćpoduwagęfakt,żesypia

wtwojejcholernejspiżarni.Aleonajestwyjątkowa.

Ciężkopracujeiwszyscyjąuwielbiają.NiepozwolęNan

wyrządzićjejkrzywdy.Rozumiesz,comówię?

Niepodobałomisię,żeWoodsmówi,jakaBlairejest

wyjątkowa.Samotymwiedziałem,aonniech,kurwa,

spada.Idlaczegoprzeniósłjązpolagolfowegodośrodka?

Czychciałmiećjąbliżejsiebie?Otochodziło?

Powinienemczućulgę,żeniemusiałapracowaćwupale,

alenamyślotym,żeprzeniósłjądośrodka,żebymiećją

bliżej,ogarnęłamniewściekłość.NoiNan.Kurwamać.

Posunęłasięzadaleko.Będęmusiałsięzniąrozmówić.

Niemogłempozwolićnato,żebyodzywałasięwtaki

sposóbdoBlaire.NiktniebędziewyzywaćBlaire.Nigdy.

Kolejnyproblem,którymusiałemrozwiązać.Ikolejny

powód,żebymczułsięwinny.

–Rozumiesz,comówię?–GłosWoodsauświadomił

mi,żenicmunieodpowiedziałem.Gdybynieto,żestanął

wobronieBlaire,przypomniałbymmu,zkimrozmawia.

Tymrazemjednakzamierzałemmupozwolićnato,bybył

namniezły.Bomiałrację.Tobyłamojawina.Toja

stworzyłemtegopotwora,naktóregowyrosłamojasiostra.

–Onajużniemieszkawspiżarni.Przeniosłemjądo

pokojugościnnego.RozmówięsięzNan–powiedziałem

Woodsowi,poczymuznałem,żepowinienzrozumiećcoś

background image

jeszcze.–Blairejestmoja.Niedotykajjej,bocięzabiję.

Rozumiesz,comówię?

Woodszaśmiałsięponuro.

–Tak.Jaksobiechcesz,Finlay.Niebojęsiętwoich

gróźb.NietykamBlairetylkodlatego,żeonamnienie

chce.Jest,kurde,oczywiste,kogoonachce.Więcuspokój

się,cholera.Miałeśjąodsamegopoczątku.Natomiast

zcałąpewnościąnaniąniezasługujesz–wycedził

izakończyłpołączenie.

Woodssądził,żeBlairechciałamnie.Boże,obymiał

rację.

WstałemizadzwoniłemdoNan.

–Halo?–odebrałarozdrażnionymtonem.

–Gdziejesteś?–spytałem,kierującsiędołazienki.

–Wklubie.Zadziesięćminutgramwtenisa–

odparła.

Potrzebowałempółgodziny,żebywziąćprysznic

iwlaćwsiebietrochękawy.

–Umnie,zapółgodziny–powiedziałem

irozłączyłemsię,nieczekającnajejprotesty.Wiedziała,

żelepiejmnieniewkurzać,ibezwątpieniadoskonale

zdawałasobiesprawę,dlaczegochcęjąwidzieć.

Dopilnuję,żebymojasiostrazostawiłaBlaire

wspokoju.ApotemsprawięBlairetelefon.Potrzebowała

cholernejkomórki.Musiałemmiećpewność,żewszystko

uniejwporządku,kiedyniewiedziałem,gdziejest.

Izamierzałemcośjejugotować.Chciałempatrzeć,jak

je.Chciałemjąnakarmić.Zrekompensowaćjejto

wszystko,cozepsułemprzedtem.

Niechciałemteż,żebydzisiejszejnocyspaławpokoju

gościnnym.Pragnąłemmiećjąusiebie.

ROZDZIAŁDWUDZIESTY

background image

Stałemnatarasie,kiedyusłyszałemgłosNan

zwnętrzadomu.

–Gdziejesteś?–zawołała.Niecieszyłasię,żetujest.

Idobrze.Będziejeszczemniejzadowolona,kiedyjużjej

powiemto,comamjejdopowiedzenia.

Wycofałemsiędodomu,gdyonawchodziławłaśnie

do

salonu,

ubrana

wspódniczkę

do

tenisa,

iznaburmuszonąminą.Spodziewałemsię,żebędziena

mniezła,alewkurzałomnieto,żeczujesiędotego

uprawniona.Czypotym,jakpotraktowałaBlaire,

wydawałojejsię,żeniewezwęjejnarozmowę?

–Popsułeśmiplany.Lepiej,żebyśmiałdobrypowód

–warknęła.

Odstawiłemfiliżankępokawienanajbliższystolik

iodwróciłemsię,żebypopatrzećnamojąsiostrę.

–Wyjaśnijmycośsobie,bonajwyraźniejtrzebaci

otymprzypomnieć.Dopókiniezechceszposzukaćsobie

pracyiniezacznieszsamapłacićzasiebie,mamcośdo

powiedzeniawkwestiitwojegozachowania.Pozwalałem,

żebyśzachowywałasięjakrozpuszczonybachorprzez

większośćtwojegożycia,ponieważciękocham.Wiem,że

życiezmamąniebyłodlaciebiełatwe.Aleniepozwolę…

–przerwałemizrobiłemkrokwjejstronę,poczym

zmierzyłemjąwzrokiem,bywiedziała,żemówię

poważnie.–Niepozwolę,żebyśraniłaBlaire.Nigdy.Ona

nicciniezrobiła.Winiszjązato,żemasztakiego

beznadziejnegoojca.Blairejestofiarątegoczłowiekatak

background image

samojakty.Więcnigdywięcejnieodzywajsiędoniejtak,

jaktozrobiłaśdziś.Przysięgam,Nan,kochamcię,alenie

pozwolęcijejranić.Nieprzeciągajstruny.

OczyNanzrobiłysięokrągłezezdziwienia

inatychmiastzalśniływnichudawanełzy,którepotrafiła

wyciskaćzsiebienapoczekaniu.

–Wybieraszją.Woliszjąodemnie.Czyty…czytyją

posuwasz?Otochodzi,tak?Tomaładziwka!

Przyskoczyłemdoniejtakszybko,żezatoczyłasiędo

tyłu.Wyciągnąłemrękęichwyciłemjązałokieć,żebynie

upadła,poczymszarpnąłemjądogóry.

–Niemówtak.PrzysięgamnaBoga,Nan,

doprowadziszmniedoostateczności.Pomyśl,zanimsię

odezwiesz.

Pociągnęłanosemiodkręciłacholernykranzełzami,

coprzychodziłojejztakąłatwością.Nieznosiłem

doprowadzaćjejdopłaczu.Poczułemmdlącyucisk

wżołądku,którypojawiałsięzawsze,gdyktośkrzywdził

Nan.

–Jestem…jestemtwojąsiostrą.Jakmożeszmito

robić?Byłam…Wiesz,coonazrobiła?Kimonajest?Ona

migozabrała.Mojegoojca,Rush.Żyjętak,jakżyję,bogo

niemiałam.–Szlochałaterazipotrząsałagłową,jakbynie

mogłauwierzyć,żeotymzapomniałem.

Ona

nigdy

nie

dostrzeże

prawdy.

Była

zdeterminowanawinićkogośinienawidzić,aleniechciała

nienawidzićosoby,któranajbardziejnatozasługiwała.

background image

–Blairebyładzieckiem.Nicciniezrobiła.Niemogła

nicporadzićnato,żesięurodziła.Niemiałapojęcia,żety

wogóleistniejesz.Dlaczegoniemożesztegozrozumieć?

Dlaczegoniemożeszzobaczyć,jakąmiłą,uczciwą,

serdecznąipracowitąosobąjesttwojasiostra?Jejsięnie

danienawidzić!Jestdoskonała,dokurwynędzy!

–Jakśmiesz!–wymierzyławemniepalec

iwykrzywiłatwarzzodrazą.–Nienazywajjejmoją

siostrą!–wrzasnęłahisterycznie.

Westchnąłem,usiadłemnakanapieiująłemgłowę

wdłonie.Nanbyłatakauparta.

–Nan,maciewspólnegoojca.Toczynijątwojąsiostrą

–przypomniałemjej.

–Nie.Wszystkojedno.Nicmnietonieobchodzi.

Nienawidzęjej.Tomanipulatorka,jestfałszywa.

Wykorzystujeseks,żebymiećnadtobąwładzę.

Poderwałemsięzkanapy.

–Niepieprzyłemsięznią,więcniemówtak!Przestań

oskarżaćjąocoś,oczymniemaszpojęcia.Blaireniejest

dziwką.Jestdziewicą,Nan.Dziewicą.Achceszwiedzieć,

dlaczego?Bojakonastolatkaopiekowałasięchorąmatką,

prowadzącjednocześniedomichodzącdoszkoły.Nie

miałaczasunato,bybyćdzieckiem.Niemiałaczasuna

szaleństwamłodości.Zostałaporzuconaprzezojca,który

zostawiłjądlaciebie.Więcjeśliktośmiałbytukogoś

nienawidzić,toonapowinnanienawidzićciebie.

Nanwyprostowałakręgosłup,łzyzdążyłyjejjuż

obeschnąć.Coułatwiłomisprawę.Byłemwszystkim,co

Nanmiałanatymświecie,iwiedziałemotym.Nie

chciałem,bymyślała,żejąopuściłem.Zawszebędziemoją

młodsząsiostrą.Aleterazbyłajużdorosła,więcnadeszła

pora,żebyzaczęłasięzachowywaćjakdorosłaosoba.

background image

–Iciebie.Ciebieteżpowinnanienawidzić–

powiedziałaNan,poczymodwróciłasięiruszyławstronę

drzwi.Niezawołałemjejzpowrotem.Byłemzbyt

zmęczony,żebysięzniądziśdłużejużerać.Wierzyłem,że

naraziezostawiBlairewspokoju.

***

Przezresztędniausiłowałemwyrzucićzgłowysłowa

Nan.SkupiłemsięnazałatwieniutelefonudlaBlaire,

apotem

na

zrobieniu

zakupówpotrzebnychdo

przyrządzeniadlaniejposiłku.Itodobrego.Chciałemjej

zaimponowaćiskłonićją,byznówzaczęłazemną

rozmawiać.Bymiwybaczyła,żeubiegłegowieczoru

byłemwobecniejtakizamknięty.

Wiedziałem,żenieprzyjmietelefonuodemnie,więc

zostawiłemjejliścikwpikapiezinformacją,żetoodjej

taty.Niemiałemochotyprzypisywaćtemugłupiemu

skurwielowiżadnychzasług,alezależałomi,żebyBlaire

przyjęłatentelefon.Chciałem,żebymiałatelefonze

względunamojezdrowiepsychiczne.Jeślimiałem

zapewnićjejbezpieczeństwo,potrzebowałatelefonu.

Spojrzałemnazegarekiuznałem,żejestjużpewnie

wpikapie.Chwyciłemkomórkęiwybrałemjejnumer,

którywpisałemjużsobiewcześniej.

–Halo?–odezwałasięcicho.Słyszałemzakłopotanie

wjejgłosie.Czyżbynieprzeczytałaliściku?

–Widzę,żeznalazłaśtelefon.Podobacisię?–

spytałem.

–Tak,jestnaprawdęfajny.Aledlaczegotatachciał,

żebymgomiała?–zapytała.Dlategowłaśniebyłataka

background image

zakłopotana.Niespodziewałasię,żetenegoistyczny

sukinsynzrobidlaniejcośtakiego.Niebyłaidiotką.

–Środkibezpieczeństwa.Każdakobietapotrzebuje

telefonu.Zwłaszczataka,któraprowadzipojazdstarszyod

niejsamej.Wkażdejchwilimożecisięzepsuć–odparłem,

postanawiając,żepowiemjejpoprostu,dlaczegouważam,

żepowinnamiećtelefon.

–Mambroń–odparłastanowczymtonem.

Byłatakapewna,żepotrafisamaosiebiezadbać.

–Tak,toprawda,twardzielko.Alespluwaniepomoże

ciodholowaćpikapa.–Proszębardzo,ciekawe,czybędzie

sięzemnąspierać.–Wracaszdodomu?–spytałem.

Wcześniej,

kiedy

wramach

uwodzenia

Blaire

postanowiłemugotowaćjejkolację,jakośniepomyślałem,

żeonamożemiećinneplanynawieczór.

–Tak,jeślimogę.Mogępojechaćgdzieśindziej,jeśli

niechceszmniewdomu–odparła.Nadalnicnie

rozumiała.Sądziła,żechcę,żebyjeszczeniewracała.Że

mogłowogóleistniećnaświeciecośtakiego,cowolałbym

robić,zamiastbyćbliskoniej.

–Nie.Chcę,żebyśprzyjechała.Ugotowałemkolację–

powiedziałem.

Uśmiechnąłemsię,słysząc,jakzaskoczonawciąga

gwałtowniepowietrze.

–Och,nodobrze.Będęzakilkaminut.

–Todozobaczenia–odparłemizakończyłem

rozmowę,żebynieusłyszała,jakśmiejęsięzczystej

radości.Wracaładodomu.Tutaj.Żebyspędzićzemną

background image

noc.Wszystkonaprawię.Znajdęsposób,byjejto

wytłumaczyć.Niemogęjejstracić.

Wróciłemdoszykowaniakolacji.Nieczęsto

gotowałemdlakogoś.Główniedlasiebiesamego,kiedy

naprawdęmiałemnacośochotę.Alemożliwość

ugotowaniaczegośdlaBlairetobyłocoinnego.

Rozkoszowałemsiękażdąchwilątychkuchennych

działań.

Nieprzywykładotego,byktośsięoniątroszczyłani

jąrozpieszczał,awielkaszkoda.Blairebyłataką

dziewczyną,którąpowinnosięrozpieszczać.Otworzyłem

lodówkę,wyjąłemcoronę,otworzyłem,poczym

odkroiłemcząstkęlimonkiipołożyłemnabrzegubutelki.

Większośćdziewczyn,któreznałem,lubiłacoronę

zdodanądoniejlimonką.Niebyłempewien,czyBlaire

będzielubiłapiwo,aleprzyrządzałemmeksykańskie

żarcie,adotegotrzebapićcoronę.

Nałożyłemfarszzsera,kurczakaiwarzywdo

pszennychtortilli,poczympołożyłemjenarozgrzanej

patelni.

–Pachniesmakowicie–głosBlairewyrwałmnie

zzamyślenia.

Obejrzałemsięprzezramięizobaczyłem,żemana

sobiestrójkelnerkizklubu.Jasnewłosyzwiązaławkoński

ogon,anajejustachigrałnieznacznyuśmieszek.

Przyłapałamnienanuceniujednejznajnowszychpiosenek

mojegoojca.

–Ijesttakie–zapewniłemją,poczymwytarłemręce

wściereczkęiposzedłempocoronę,którądlaniej

przygotowałem.

–Proszę,napijsię.Enchiladysąjużprawiegotowe.

Muszęjeszczetylkoodwrócićquesadillenadrugąstronę

background image

ipodsmażyćprzezkilkaminut.Zarazbędziemymoglijeść.

Wzięłapiwoipowoliprzyłożyłabutelkędoust.To

byłojejpierwszepiwowżyciu.Niewyplułago,co

uznałemzadobryznak.

–Mamnadzieję,żejadaszmeksykańskieżarcie–

powiedziałem,wyjmującenchiladyzpiekarnika.Tak

naprawdętomiałemnadzieję,żemisięudały.Dawnoich

nierobiłem.MusiałemnawetsprawdzićwGoogle’u

niektóreprzepisy,bymiećpewność,żeniczegonie

spieprzę.

–Uwielbiammeksykańskąkuchnię–odparła,nadal

zuśmiechem.–Muszęprzyznać,żejestemnaprawdępod

wrażeniem,żepotrafiszgotować.

Idobrze.Chciałemdzisiajzrobićnaniejwrażenie.

Przekonaćją,żeniejestemdupkiem.Podniosłemkuniej

wzrokimrugnąłem.

–Mamwieleróżnychtalentów,którymimógłbymcię

oszołomić.

PoliczkiBlairezaczerwieniłysię,aonapociągnęła

większyłykcorony.Wprawiałemjąwzdenerwowanie.

Niechciałemtego.Łatwobyłozapomnieć,żeBlairenie

przywykładoflirtowania.

–Spokojnie,dziewczyno.Musiszteżcośzjeść.Kiedy

powiedziałem:„napijsię”,niechodziłomioto,żebyś

wytrąbiławszystkoduszkiem–powiedziałem,niechcąc,

żebysięupiłaalbopochorowała.

Kiwnęłagłowąiotarłakroplępiwa,któraosiadłajej

nawardze.

Byłemwstaniemyślećtylkootym,żenajchętniejsam

zlizałbymjązjejust.Ależmiękkaigładkabyłajejdolna

wargapodmoimjęzykiem.Musiałemodwrócićwzrok.

Jeszczechwila,aspalimisię,kurde,całejedzenie.

background image

Tacoiburritobyłyjużgotowe,więcprzełożyłem

quesadillenatensampółmisek.Niebyłomowy,żebyśmy

daliradęzjeśćtowszystko.Przegiąłemztymgotowaniem,

aleniebyłempewien,coonalubi,achciałem,żebykolacja

jejsmakowała.Mojapotrzeba,bypatrzeć,jakonaje,

szybkoprzerodziłasięwuzależnienie.

–Wszystkoinnejestjużnastole.Weźdlamniecoronę

zlodówkiichodźzamną–powiedziałem,kierującsię

zpółmiskiemwstronętarasu.Zpoczątkuniebyłem

przekonanydotegopomysłu,boBlairewidziałamnietam

kiedyśpodczasrandki,aniechciałem,żebyprzypominała

sobietamtąscenę.Alefaleiwiatrznadzatokisprawiały,że

atmosferastawałasiębardziejkameralna.Miałemtylko

nadzieję,żeniebędziemyślałaotym,jakposuwaminną

kobietę,przezcałytenczas,gdybędziemytusiedzieć.

–Siadaj.Zarazpodamcitalerz–powiedziałem.

Kiwnęłagłowąiusiadłanakrześlenajbliżejdrzwi.

Widziałemzdziwieniewjejoczachicieszyłemsię,że

sprawiłemjejniespodziankę.Chciałem,żebymyślała

onas.Onikiminnym.Mojaprzeszłośćbyławłaśnietym–

mojąprzeszłością.Zresztągdybytylkowiedziała,okim

fantazjowałemtamtegowieczoru,kiedybyłemtu

zAnyą…

Nałożyłemjejjedzenienatalerzipostawiłemgoprzed

nią.Następnienachyliłemsiędojejucha,żebymmógł

poczućjejzapach,boniedawałomitospokoju.

–Mogęprzynieśćcijeszczejednegodrinka?–

spytałem,szukającpretekstu,żebypowąchaćjejszyję.

Pokręciłaodmowniegłową.

Zmusiłemsię,żebyprzejśćnadrugąstronęstołu.

Nałożyłemsobiejedzenieipopatrzyłemnanią.

–Jeśliniebędziecismakować,nicminiemów.Moje

background image

egoniewytrzymatakiegociosu.

Ugryzłakawałekenchilady.Błyskwjejoczachdałmi

dozrozumienia,żejejsmakuje.Odetchnąłemzulgą.Nie

spieprzyłemtego.

–Jestpyszneiniemogępowiedzieć,żebymbyła

zdziwiona–powiedziała.

Postanowiłemsamsięprzekonać.Zuśmiechem

zacząłemjeśćipatrzyłem,jakBlairerozluźniasięiwypija

jeszczejedenłykpiwa,poczymzajadadalej.Ilekroć

odgryzałakolejnykawałek,musiałemwalczyćzchęcią,by

przerwaćjedzenieiprzyglądaćsięjej.Tobyłonaprawdę

chore.Ona,kurde,poprostujadła.Dlaczegomiałemtaką

obsesjęnapunkciepatrzenia,jakBlaireje?Tonapewno

przeztomasłoorzechowe.Nieprędkootymzapomnę.

Jedliśmywmilczeniu.Niechciałemjejprzeszkadzać,

bowyglądałonato,żewszystkojejsmakuje.Kiedyoparła

sięnakrześleipociągnęładużyłykzbutelki,poczym

odstawiłająnastół,wiedziałem,żeskończyła.

–Przykromizpowodutego,jakNanpotraktowałacię

dzisiaj–powiedziałem.Tobyłozamało.Nansama

powinnająprzeprosić,dotegojednakżadnymsposobem

niemogłemjejzmusić.

–Skądotymwiesz?–spytałaBlaire,wiercącsię

nerwowonakrześle.

–Woodsdomniezadzwonił.Uprzedziłmnie,żeNan

zostaniepoproszonaoopuszczenieklubu,jeślijeszczeraz

będzieniegrzecznawobeckogośzpracowników–

wyjaśniłem.Niechciałem,żeby,kurde,wyszedłna

bohatera,aletakabyłaprawda,aniezamierzałemdodawać

więcejkłamstwdotych,którejużitakbyłymiędzynami.

Blairekiwnęłagłową.Niewydawałosię,żebyzrobiło

tonaniejszczególnewrażenie.Idobrze.Niechciałem,

background image

żebyżywiłajakiekolwiekuczuciadoWoodsa.

–Niepowinnabyłaodzywaćsiędociebiewten

sposób.Rozmawiałemjużznią.Obiecałami,żetosię

więcejniepowtórzy.Alejeślijednaksięzdarzy,powiedz

miotym,proszę.–Toniezupełniebyłaprawda.Nan

niczegominieobiecała.Alemojeostrzeżeniewystarczy.

Wiedziałemotym.

DostrzegłemwoczachBlairerozczarowanie.Wstała

odstołu.

–Dziękuję.Doceniamtengest.Tobardzomiło

ztwojejstrony.Zapewniamcię,żeniezamierzamskarżyć

sięWoodsowi,jeśliNanbędziejeszczewprzyszłości

niegrzecznawobecmnie.Poprostudzisiajwidziałtona

własneoczy–wzięłaswojegodrinka.–Kolacjabyła

wspaniała.Miłobyłomizjeśćtepysznościpodługimdniu

wpracy.Bardzocidziękuję–niepatrzącnamnie,

odwróciłasięiwbiegładodomu.

Cholera.Cojapowiedziałemnietak?Wstałem

iwszedłemzaniądodomu.Tenwieczórniemógłsiętak

zakończyć.Myślałem,żeoszaleję.Blairemusiałaprzestać

takkompletniezbijaćmnieztropu.Przygotowałemtę

kolację,byjąprzeprosićzamojebeznadziejnezachowanie

poprzedniegowieczoru,noidlatego,żechciałemcośdla

niejzrobić.Zadbaćonią.

Myłaswójtalerzwzlewie,awidokjejzgarbionych

ramionsprawił,żeścisnęłomisięserce.

–Blaire–powiedziałem,obejmującjąodtyłu.Jej

zapachuderzyłmidogłowyimusiałemzamknąćoczy,

żebymniecałkiemniezamroczyło.Kurde,jakcudownie.

–ToniebyłapróbaprzeproszeniacięzaNan.

Chciałemcięprzeprosićwewłasnymimieniu.Przykromi

zpowoduubiegłegowieczoru.Przezcałąnocleżałem

background image

włóżkuiżałowałem,żeniemacięobokmnie.Żałowałem,

żetakcięodepchnąłem.Bojatakwłaśnierobię,Blaire.

Odpychamludzi.Tomójmechanizmobronny.Aleciebie

niechcęodpychać.–Niewiedziałem,jakinaczejmamjej

towytłumaczyć.

Oparłasięomnietrochę,coprzyjąłemjakozielone

światło.

Odgarnąłemwłosyopadającejejnaramię

iprzyłożyłemustadotejjejciepłej,delikatnejskóry.

–Proszę.Wybaczmi,Blaire.Dajmijeszczejedną

szansę.Pragnętego.Pragnęciebie.

Odetchnęłagłębokoiodwróciłasięwmojąstronę.

Podniosłaręceizarzuciłamijenaszyję.Tepiękne

niebieskieoczypatrzyłyprostonamnie.

–Wybaczęcipodjednymwarunkiem–powiedziała

cicho.

–Okej–odparłem.Dałbymjej,kurde,wszystko.

–Chcębyćdzisiajztobą.Konieczflirtowaniem.

Dośćczekania.

Nietegosięspodziewałem,aletak.Tegowłaśnie

chciałem.

–Dodiabła,tak–odparłemiprzyciągnąłemjądo

siebie,żebymogławtulićsięwemnie.Tobyłoto.

TerazjużBlairebędziemoja.Będęoniąwalczył,jeśli

będęmusiał.

ROZDZIAŁDWUDZIESTYPIERWSZY

Nigdynieprzepadałemzacałowaniem.Rzadkoto

robiłem.Wiedzącjednak,jakczystesąustaBlaireijak

cudownewsmaku,zupełnietraciłemgłowę,kiedymoje

wargidotykałyjejwarg.Niemogłemsięniąnasycić.

Ująłemjejtwarzwdłonieipożerałemją.Głos

wmojejgłowieupominałmnie,żebymzwolnił.Żebymjej

background image

niewystraszyłanizabardzosięnieśpieszył,ale,Boże,

mojeustaniechciałysłuchać.Smakcoronynajejjęzyku,

gdydotknąłemgomoim,sprawił,żemójapetytjeszcze

wzrósł.SmakpiwazlimonkąwustachBlairebył

niesamowity.Kiedypoczułakolczykwmoimjęzyku,

pociągnęłamniezawłosyztyługłowyiwydałacichyjęk.

Kurde,musiałemzwolnić.Niemogłemwziąćjejprzy

zlewie.Potrzebowałałóżkaidługiejgrywstępnej.Nie

chciałemsprawićjejbólu.Zanicniechciałemjej

skrzywdzić.Odsunąłemsięodrobinęodjejust.Cudownie

byłoczućjejciepłyoddechnamojejtwarzy.

–Chodźzemnąnagórę.Chcęcipokazaćmójpokój–

uśmiechnąłemsięszeroko.–Imojełóżko–dodałem.

Kiwnęłagłową,amnienietrzebabyłonicwięcej.

Zabrałemdłoniezjejtwarzyichwyciłemjązarękę.

Zabioręjąnagórę.WprzypadkuBlairenieobowiązywały

żadnereguły.Znajdowałasięnawyższympoziomie,była

ponadwszelkimiregułamidotyczącymimoichstosunków

zkobietami.Poprostujejpragnąłem.

Pociągnąłemjązarękęwstronęschodów,chcącjak

najszybciejwrócićdocałowaniajejust.Gdydoszliśmyna

pierwszepiętro,obejrzałemsię,awidokjejzaróżowionych

policzkówsprawił,żesięzłamałem.Tylkotenjedenraz,

powiedziałemsobie,poczymprzycisnąłemjądo

najbliższejścianyiskubnąłemjejdolnąwargę,polizałem

jąiznówprzywarłemdojejust.

Poddałamisiębezoporów,ajabyłemniemalpewien,

żemógłbymzrobićjejdobrzewłaśnieteraz,tutaj.

Ukląkłbymicałowałjąmiędzynogami,ażzaczęłaby

wykrzykiwaćmojeimię.Alenie.Nie.Zrobimytowmoim

łóżku.

Oderwałemsięodniejiwziąłemgłębokiwdech,

background image

usiłującsięuspokoić.

–Jeszczetylkojednopiętro–powiedziałem,bardziej

dosiebie,niżdoniej.Następniewziąłemjązarękę

ipoprowadziłemkorytarzemdodrzwi,zaktórymi

znajdowałysięschodydomojegopokoju.Wyjąłem

zkieszeniklucz.Zawszezamykałemmójpokójnaklucz.

Lubiłemmiećgotylkodlasiebie.Wiedzieć,żeniktnie

możetamwejść,jeśligoniezaproszę.

Drzwiotworzyłysię,ajaodsunąłemsięigestem

pokazałemBlaire,byszłaprzodem.Pragnienie,by

zobaczyćjąwmoimpokoju,wśródmoichrzeczyidzielić

zniątowszystko,byłoniemaltaksamoprzemożne,jak

pragnienie,byzobaczyćjąwmoimłóżku.Nagą.

Naostatnimschodkuzatrzymałasięiwciągnęła

gwałtowniepowietrze.Jakodzieckozakochałemsię

właśniewtymwidokuwodyzokiensięgającychod

podłogidosufitu.

–Towłaśniezpowodutegopokojuwymogłemna

matce,żebykupiłatendom.Jużjakodziesięciolatek

wiedziałem,żetenpokójjestwyjątkowy–powiedziałem,

otaczającBlaireramionami.Cieszyłemsię,żemożego

zobaczyć.Iżenaniejteżrobitakiewrażenie.

–Jestniesamowity–powiedziałazpodziwem.

Byłniesamowity.Aledziękitemu,żeBlairebyłatu

zemną,stałsięjeszczewspanialszy.

–Zadzwoniłemwtedydotatyipowiedziałemmu,że

znalazłemdom,wktórymchcęzamieszkać.Przesłałmatce

pieniądze,aonagokupiła.Spodobałojejsięjego

położenie,więctutajwłaśniespędzaliśmywakacje.Matka

mawłasnydomwAtlancie,alewolibyćtutaj.

–Janigdyniechciałabymstądwyjeżdżać–

powiedziałaBlaire.

background image

Uśmiechnąłemsięipocałowałemdelikatnąskóręjej

ucha,poczymwyszeptałem.

–Ach,aleniewidziałaśjeszczemojejchatkiwVail

animojegomieszkanianaManhattanie.–Alezobaczy.

Zamierzałemjązabraćrównieżtam.

Nigdynielubiłemdzielićzinnymimojegoosobistego

życiaaniprzestrzeniinierobiłemtego,alewprzypadku

Blaireniczegoniepragnąłembardziej.Nawetgdybym

miałjątylkoprzytulać,chciałem,żebybyłatudziśzemną.

Obróciłemjąwstronęogromnegołóżkazprawej

strony,którezajmowałowiększączęśćścianywgłębi.

–Atomojełóżko–powiedziałem,obejmującjąza

biodraiprzesuwającsięwrazzniąwstronęłóżka.

Czułem,żeBlairestajesięspięta.Denerwowałasię.

Rozmawiaćotymirzeczywiścieznaleźćsięwmoim

pokojuipatrzećnamojełóżko,tobyłydwiecałkiemróżne

rzeczy.Pragnąłemjejbardziej,niżpragnąłemkolejnego

oddechu,aleniezamierzałemjejdoniczegozmuszać.

–Blaire,nawetjeślibędziemysiętylkocałowaćalbo

poprostuleżećirozmawiać,nicnieszkodzi.Chciałempo

prostu,żebyśtuprzyszła.Ibyłabliskomnie.

Odwróciłasiędomnie.

–Niemówiszserio.Widziałamcięwakcji,Rushu

Finlayu.Nieprzyprowadzaszdziewczyndoswojego

pokojupoto,żebytylkorozmawiać–próbowała

powiedziećtożartobliwymtonem,aleniebardzojej

wyszło.Niepewnośćwjejgłosieporaziłamnie.Czyżby

przyszłatutaj,sądząc,żejestjednąztychdziewczyn,

zktórymisiępieprzę,apotemodsyłamdodomu?Cholera.

Jakmiałemjąprzekonać,żemiędzynamijestcoświęcej?

Dużowięcej.Żeonaznaczniewięcejdlamnieznaczy.

–Wcalenieprzyprowadzamtudziewczyn,Blaire.

background image

–Pierwszegowieczoru,kiedytuprzyjechałam,

powiedziałeś,żetwojełóżkojestzajęte–odparłaztaką

miną,jakbyprzyłapałamnienakłamstwie.Cholera,była

ślicznaztąmarsowąminką.

–Owszem,ponieważwnimspałem.Nie

przyprowadzamdziewczyndomojegopokoju.Niechcę,

żebyseksbezznaczeniasplugawiłtomiejsce.Kochammój

pokój–wyznałemszczerze.Alejątuprzyprowadziłem.

Czyżbynierozumiała,cotoznaczy?

–Następnegorankatadziewczynanadaltubyła.

Zostawiłeśjąwłóżku,aonazeszłaszukaćcięnadole

wsamejbieliźnie–powiedziałaBlaireostrymtonem.

Wariatka.Niemiałapojęcia,jaknamniedziała.

Pragnącjądotknąć,wsunąłemdłońpodjejbluzkę

ipogłaskałemdelikatnąskórę.Uśmiechnąłemsię,gdy

przeszedłjądreszcz.

–TenpierwszypokójpoprawejnależałdoGranta,

zanimnasirodzicesięrozwiedli.Toterazmójpokój

kawalerski.Tamwłaśniezabieramdziewczyny.Nietutaj.

Nigdytutaj.Tyjesteśpierwsza.No,razwtygodniu

wpuszczamtuHenriettę,żebymogłaposprzątać,ale

przysięgamci,żenigdydoniczegomiędzynaminiedoszło

–wyjaśniłem,uśmiechającsiędoniejszelmowsko.

–Pocałujmnie,proszę–powiedziała,poczym

chwyciłamniezaramionaipodciągnęłasię,żebyzbliżyć

swojeustadomoich,nieczekającnamojąreakcję.

Wżyciuniesłyszałemsłodszejprośby.„Pocałujmnie,

proszę”.Cholera,tadziewczynamniewykończy.

Chciałem,żebybyłamoja.Żebyjejciałoznałotylkomnie.

Wpełni.

Popchnąłemjądelikatnie,położyłemjąnałóżku

irozchyliłemjejnogi,żebymmógłułożyćsięmiędzynimi,

background image

nieprzerywającnajsłodszegopocałunkuwmoimżyciu.

Blairechwyciłamniezakoszulęswoimimałymi

piąstkami,jakbychciałajązemniezedrzeć.Skoromoja

dziewczynachciałapołożyćdłonienamojejpiersi,ułatwię

jejtoodrazu.

Oderwałemsięodniejtylkonatyle,żebyściągnąć

koszulkęprzezgłowęiznówprzywrzećdojejust.

Mógłbymcałowaćteustagodzinami.Musiałemzaciskać

pięścinapościeli,żebynierozebraćjejdonaga,gdyona

badałamojeciało.Każdedotknięciejejdłonistawałosię

corazśmielsze.Zaczęłaodwodzeniadłońmipomoich

ramionach,jejdotykbyłniemaltaklekkijakpiórko.Teraz

jednakprzesuwałanimipomojejpiersi,jakbyniemogła

siętymnacieszyć.Kiedypotarłakciukamibrodawki,

przysięgamnaBoga,omalodtegonieoszalałem.

Jateżchciałemdotknąćjejpiersi.Tychjejmałych

twardychróżowychsutków.Oderwałamustaodjejwarg,

rozpiąłemjejbluzkęirozchyliłem.Niemiałem

cierpliwości,bycałkiemjązdejmować.Musiałemwłożyć

jejsutekdoust.Teraz.Już.Kiedyzsunąłemstanik,

uwalniającdwiepełne,jędrnepiersi,rzuciłemsięnanie

niczymgłodujący.Polizałemje,żebyusłyszeć,jakBlaire

pojękuję,poczymzacząłemssaćjezcałejsiły.Blaire

szarpnęłasiępodemną.

Niebyłajeszczenatogotowa,ajazadrżałem

istarałemsięzłapaćoddech,gdyBlairekrzyknęła,czując

jakmójptaknapieranajejspragnionącipkę.Będzie

nabrzmiałaigorąca.Chciałemjejskosztować.Smakowała

taksłodkonamoimpalcu.Rozpiąłemsuwakjejspódniczki

iściągnąłemjązBlairerazemzmajtkami,niespuszczając

wzrokuzjejtwarzy.Jeślizaczniesiędenerwować,będę

musiałzwolnićtempo.Niechciałemjejprzestraszyć.

background image

Rozchyliłaustaioddychałaciężko,przyglądającsię,co

robię.Całkowitaufnośćwjejspojrzeniurozłożyłamnie

kompletnie.Chciałemnatychmiastwszystkozniejzdjąć.

Zgiętympalcemdałemjejznak,byusiadła.Zrobiłato

zochotą,ajaszybkopozbyłemsiębluzkiistanika,

zostawiającjejnieziemskopiękneciałocałkiemnagie.

Byłacałamoja.Towszystkobyłomoje.Żadenmężczyzna

jejniedotykał…aniniewidziałtakiej.Cholera.Ogarnęło

mniewzruszenie,gdytakjejsięprzyglądałem.

–Twojenagieciałowmoimłóżkujestjeszcze

bardziejniewiarygodniepiękne,niżsądziłem…amożesz

miwierzyć,myślałemotym.Wielerazy.

Oczyjejrozbłysły,ajauśmiechnąłemsiędosiebie.

Blairelubiła,jakdoniejmówię.Potrzebowałapochwał.

Oczywiście,żetak.Brakowałojejpewnościsiebie.To

wszystkobyłodlaniejnowe.Dopilnuję,żebymiała

świadomość,jakajestniesamowiciedoskonała.Znów

nachyliłemsięnadniąiprzycisnąłemmojąnabrzmiałą

męskośćdojejnagiejterazcipki.

–Tak!Proszę!–wykrzyknęłaipodrapałamniepo

plecach.Byłagotowanacoświęcej.Bałemsię,żezacznie

panikować,kiedyzrozumie,gdziezamierzamjącałować.

Chciałem,żebybyłarozgrzanaichętna,więcbędzie

musiałamipozwolić.

Zjeżdżająccorazniżej,całowałemjejpłaskibrzuch,

apotemniemalcałkiemgładkiwzgórek,którypachniał

oszałamiająco.Uniosłemwzrokkujejtwarzyizłowiłem

jejspojrzenie,poczymwysunąłemjęzykipowiodłemnim

bezpośredniopobardzospuchniętejłechtaczce.Krzyk

Blairesprawił,żemójptakzacząłpulsować,aonawygięła

ciałowłukizacisnęłaręcenaprześcieradle.

–Boże,jesteśsłodka–wyszeptałemzustamitużprzy

background image

niej.Chybasięuzależnięodtegosmaku.Jasnacholera,

byłobosko.

–Rush,proszę–pisnęła.

Przestałemlizać.

–Ocoprosisz,kotku?Powiedzmi,czegochcesz.–

Potrząsnęłagłową.Oczymiałazaciśnięte,jakbyniemogła

złapaćtchu.–Chcęusłyszeć,jaktomówisz,Blaire–

powiedziałem.Chciałemusłyszećtenieprzyzwoitesłowa

zjejust.Niepowinienemjejdotegozmuszać,ale,cholera,

takbardzochciałemtousłyszeć.

–Proszę,poliżmniejeszcze–powiedziała,szlochając

rozpaczliwie.

Cholera,byłojeszczelepiej,niżmogłemsię

spodziewać.Niebyłempewien,czywytrzymamjedną

sekundę,kiedyjużsięwniązanurzę.Zacząłemsmagać

językiemjejszparkęzprawdziwąprzyjemnością.Gdyby

tylkowiedziała,jakąmanademnąwładzę.Zrobiłbymdla

niejwszystko.Wystarczyłbyjedengrymastychjej

ślicznychusteczek,amiałabymnienakolanach,między

jejnogami.Będętouwielbiał.

Blairezadrżałaiwykrzyknęłamojeimię,przyciskając

dosiebiemojągłowę,jakbymzamierzałprzerwaćto,co

robiłem.Kiedyjużosiągnęłaspełnienieiniepotrzebowała

mniedłużej,sięgnąłempokondomleżącyprzyłóżku

iotworzyłemgo.Blairepowoliotworzyłaoczy.Chciałem

jejpozwolićrozkoszowaćsiętąbłogością,którąteraz

czuła,aleniemogłem.Musiałemwniąwejść.

Arozluźnieniepoorgazmiezłagodziból,którymogłemjej

sprawić.

–Mamjużkondom.Muszęznaleźćsięwtobie–

wyszeptałemjejdoucha,poruszającsięmiędzynogami

iprzesuwającczubkiempenisapojejwilgotnejszparce.–

background image

Jasnacholera,jesteśtakamokra.Trudnomibędzienie

wejśćwciebiedokońca.Postaramsięzrobićtopowoli.

Obiecuję.–Niechciałem,żebyjąbolało.Cholera,

chciałem,żebyjejteżbyłodobrze,bodlamniebędzieto

najwyższypoziomnieba.

Blaireniespięłasiętak,jaksiętegospodziewałem.

Jęczałatylkoiporuszałasiępodemną,gdypowolutku

zacząłemsięwniąwsuwać.Jejciałościskałomnie

iwciągałodośrodkaniczympompassąca.Cholera!

–Nieruszajsię.Proszę,kotku,nieruszajsię–

błagałemją.Boże,niemogłemzrobićjejkrzywdy,aletak

bardzochciałemwejśćwniądokońca.Napotkałem

barierę,którejsięspodziewałemizatrzymałemsię.Blaire

zrozumiałatoiwreszciepoczułempodsobąjejnapięcie–

dotarłemtam.–Zrobiętoszybko,alepotemprzestanę,jak

jużbędęwśrodku,żebyśmogłasiędomnieprzyzwyczaić.

Objąłemjąwpasieizamknąłemoczy,żebynaniąnie

patrzeć.Niepanowałemnadsobą,kiedywidziałemjej

twarz.Opanowanie.Musiałemnadsobązapanować.Boże,

pragnąłemwejśćjużwniącałkiem.Jednympchnięciem

przebiłemcienkąbłonkęizanurzyłemsięwaksamitny

tunel,jakiegonigdynieznałem.Mójptakbyłtakmocno

ściśnięty,żeniemogłemoddychać.Usiłujączłapać

oddech,

leżałem

nieruchomo.

Będzie

musiała

przyzwyczaićsiędomnie.Aletakbardzopragnąłemjuż

sięporuszyć;chciałemjąwypełnić.

–Wporządku,wszystkowporządku–szepnęła

Blaire.

background image

Zmusiłemsiędootwarciaoczuipopatrzyłemnanią.

Musiałemmiećpewność,żeniemówitakzewzględuna

mnie.Niemogłemjużwięcejsprawiaćjejbólu.

–Jesteśpewna?Bo,kotku,takbardzochcęsię

poruszyć.

Kiwnęłagłową,ajawpatrywałemsięwjejtwarz,gdy

wysunąłemsiętrochę,poczymznówwniązapadłem.

–Boli?–spytałem,przywołującwszystkiesiły,żeby

sięwstrzymaćipoczekać.

–Nie.Podobamisię–powiedziałazpodnieceniem

woczach.

Niebyłempewien,czypowinienemjejwierzyć,ale

zacząłemsięruszać.Musiałem.Mójcholernykutas

krzyczałnamnie,żebymsięruszał.Nigdyjeszczenie

odczuwałemażtakiejprzyjemności.Blairejęknęła,amnie

sercezałomotałowpiersi.Jasnacholera,onatolubiła.

–Podobacisię?

–Tak.Tobardzoprzyjemne.

Boże,tak.Nicjejniebyło.Niemusiałemsię

powstrzymywać.Odchyliłemgłowędotyłu,azmojej

piersiwyrwałsięjękrozkoszy,gdyzacząłemsięwniej

poruszać.Przesuwałemsięwgóręiwdółtejpompy

ssącej,którawciągałamniedośrodkatak,jakbyoniczym

innymniemarzyła.

Blaireuniosłabiodraichwyciłamniezaramiona,

wychodzącnaprzeciwmoimdźgnięciom.Skądona,do

diabła,wiedziała,jaktorobić?

–Tak,Boże,jesteśniesamowita.Takaciasna.Blaire,

jesteśtakacudownieciasna–pochwaliłemją.Chciałem,

żebywiedziała,jakietodlamnieniesamowite

doświadczenie.

Uniosłanogiiobjęłamnienimi,otwierającsięszerzej

background image

przedemną.Zanurzyłemsięjeszczegłębiejwtojejciepło

izacząłemdygotać.Zarazbędękończył.Doszedłemdo

kresu.Niemogłemjużtegodłużejwytrzymać.

–Dochodzisz,kotku?–spytałemją.Chciałem,żeby

szczytowałarazemzemną.

–Chybatak–odparła,dyszącciężkoimocniej

ściskającmojeramiona.

Niezamierzałemkończyćbezniej,dodiabła.

Chciałem,żebyprzeżywałatorazemzemną.Opuściłem

rękęimusnąłemkciukiemjejłechtaczkę.Wrażliwypłatek

nabrzmiałpodmoimdotknięciem.

–Ach!Tak,właśnietak!–wykrzyknęłaBlaireijej

ciałonaprężyłosiępodemną,wstrząsanefalamirozkoszy.

Niebyłempewien,cojakrzyczałem,alezmojejpiersi

wyrwałsięryk,gdynajbardziejniesamowitedoznanie

wmoimżyciuwstrząsnęłomoimciałem,przenoszącmnie

wrejony,októrychistnieniuniemiałempojęcia.

ROZDZIAŁDWUDZIESTYDRUGI

Czyżbymprzedchwiląstraciłprzytomność?Cholera.

Tobyło…tobyło…niemiałemsłównaokreślenietego,

cosięwłaśniestało.NadalleżałemnaBlaire,

prawdopodobnieprzyduszającją,chociażcałyczasmocno

obejmowałamnierękami.Niepróbowałamnieodepchnąć.

Niechciałemzniejwychodzić.Wniejczułemsięjak

wdomu.Aledopierocoodebrałemjejdziewictwo

iwpewnym

momenciesamstraciłemprzytym

świadomość.

Wycofałemsię,aonaprzytuliłamniemocniej.Nie

zdawałasobiesprawy,jakwielkądałamiprzyjemność.

Byłomimiło,żechciałamiećmnieblisko.

–Zarazwrócę.Muszęnajpierwzadbaćociebie–

background image

powiedziałem,całującjądelikatnie,poczymwstałem

iruszyłemwstronęłazienki.

Nieprzejmowałemsięubieraniem.Widziałamniejuż

terazcałego.Jakośchybatozniesie.Wziąłemmyjkę

izamoczyłemjąwgorącejwodzie,żebymiećpewność,że

będzieprzyjemnieciepła.MusiałemumyćBlaire.Ichociaż

najchętniejznówbymsięzniąkochał,onapotrzebowała

trochęczasu.

Wróciłemdopokoju,Blairepopatrzyłamiwoczy,po

czymopuściławzrokniżej.Zrobiławielkieoczy

izaczerwieniałasię.

–Terazmisiętuniewstydź–droczyłemsięznią.

Dotknąłemjejkolanaiodchyliłemnieco.Niepomagała

mi.–Rozchylnogi–poleciłemiznówdelikatnietrąciłem

jąwkolano.–Niezabardzo–dodałem.Poprostu

potrzebowałemlepszegodostępu.

Niewielkasmugakrwinajejróżowychfałdkach

sprawiła,żezwierzęwemniezaryczałozsatysfakcją.To

byłomojedzieło.Jategodokonałem.Nikogotamprzede

mnąniebyło.Byłempopieprzony,alenicniemogłemnato

poradzić.Samamyśl,żektokolwiekinnymiałbyją

kiedykolwiekdotknąć,doprowadzałamniedoobłędu.

–Boli?–spytałem,obmywającnajdelikatniej,jak

umiałem.Chciałemjątampocałowaćdlaukojenia

ewentualnegobólu,aleniebyłempewien,czyjestjużnato

gotowa.

Kiedybyłajużrównienieskalanajakprzedtem,

przestałemjąobmywaćiwrzuciłemmyjkędokoszana

śmieci.Przyszłapora,bymjąprzytulił,sycącsię

świadomością,żejestmoja.Położyłemsięobokniej

iotoczyłemjąramionami.

–Myślałam,żenieprzepadaszzaprzytulaniem,Rush

background image

–powiedziałaBlaire,wdychającswoimmałymnoskiem

zapachskórynamojejszyi.

–Botakbyło.Aleztobąjestinaczej.Jesteśmoim

wyjątkiem–trudnobyłobyoprawdziwszesłowa.Blaire

byłamoimjedynymwyjątkiem.Izawszenimbędzie.

Naciągnąłemnanaskoc,poczymułożyłemsobiejejgłowę

napiersi.Potrzebowałaodpoczynku,ajamiałemochotęją

przytulać–żebytęzaborcząbestię,któraobudziłasięwe

mnie,nasycićpoczuciem,żeBlairejestbezpiecznaumego

boku.

Minęłozaledwiekilkaminut,gdyoddechBlairestał

sięwolniejszy,auściskjejramionzelżał.Była

wyczerpana.Pracowałacałydzień,apotemjeszcze…to.

Uśmiechnąłemsię,zamknąłemoczyiwdychałemjej

zapach.Tęchwilępsułjedynielęk,żeBlaireodejdzieode

mnie,kiedyodkryjeprawdę.Odpędziłemtemyśli.Blaire

mniepokocha.Sprawię,żezakochasięwemnie.

Apotem…potemmniewysłuchaimiwybaczy.Musiała.

Obudziłemsięistwierdziłem,żenadalmamtużprzy

sobiejejnagie,delikatne,piękneciało.Słońceprzenikało

przezżaluzje.Niedbałemoto,któragodzina,wiedziałem

jednak,żedlaBlairemiałotoznaczenie.Chciałem,żeby

byłatuzemną,alemojepragnieniasięnieliczyły.Ważna

byłaBlaire.Aonaniechciałabyspóźnićsiędopracy.Nie

pozwoliłobyjejnatopoczucieobowiązku.Musiałemją

obudzić,chociażwolałbympozwolićjejspaćwmoich

objęciach.

Wziąłemgłębokiwdechijejzapachuderzyłmido

głowy.Wspomnienieinnegojejzapachusprawiło,żemój

nawpółwzwiedzionyptakzrobiłsięcałkiemtwardy.Nie

zamierzałemskłaniaćjejdoczegoś,copowczorajszej

nocymogłobybyćbolesne,alemógłbymdaćjejodrobinę

background image

przyjemności,aprzyokazjizłagodzićtrochęwłasny

apetyt.

Zsunąłemsięwdółłóżka,ująłemjednązjejślicznych

stópekipocałowałemjąwpodbicie.Nieporuszyłasię.

Uśmiechnąłemsięiwytyczyłemszlakzpocałunków

wgóręjejłydkiizpowrotemwdół,odczasudoczasu

smakującjejskórę.

Blairezaczęłasięprzeciągaćiporuszać.Najpierw

tylkotrochę,aleodrazusięzorientowałem,kiedysię

obudziła.Powolne,swobodneruchyustały,aoczy

otworzyłysięgwałtownie.Wdalszymciągucałowałemjej

nogęiprzyglądałemsięzuśmiechemjejzaspanejtwarzy.

–Sątwojeoczy.Jużzaczynałemsięzastanawiać,ile

jeszczebędęmusiałcięcałować,żebyśsięobudziła.Nie

żebymmiałcośprzeciwkocałowaniucięwyżej,aleto

prowadziłobydokolejnegoniesamowitegoseksu,awtej

chwilimasztylkodwadzieściaminut,żebywyruszyćdo

pracy.

Blaireotworzyłaszerokooczyiusiadłanałóżkutak

szybko,żemusiałempuścićjejnogę.Wiedziałem,żenie

będziechciałazawalićpracy.

–Maszjeszczeczas.Przygotujęcicośdojedzenia,

atysięwyszykuj–powiedziałem.Miałemochotęspędzić

czasśniadaniamiędzyjejnogami,alewtymmomencie

potrzebyRushaniebyłynajważniejsze.

–Dziękuję,aleniemusisz.Przekąszęcośwpracy–

powiedziałaiczerwieniącsię,zakryłakocemnagiepiersi.

Czułakochankazubiegłejnocyzniknęła,zastąpiłają

nerwowa,niepewnasiebiedziewczyna.Cojazrobiłemnie

tak?

–Chcę,żebyśzjadłatutaj.Proszę–powiedziałem,

przypatrującjejsięuważnie.

background image

Nieśmiałybłyskwjejoczachdałmidozrozumienia,

żepotrzebowałatousłyszeć.Czyżbypotrzebowałatakich

zapewnieńzmojejstrony?

–Dobrze–powiedziała.–Muszęiśćdomojego

pokojuiwziąćprysznic–nadalwydawałasię

zdenerwowana.

Chciałem,żebyzostałatutajikorzystałazmoich

rzeczy.Ale…niechtam.

–Jestemrozdarty,bochciałbym,żebyśwzięła

prysznictutaj,aleniesądzę,żezdołałbymodejść,wiedząc,

żejesteśnagainamydlonawmojejłazience.Chciałbym

dociebiedołączyć–przyznałem.

–Brzmibardzokusząco,alespóźniłabymsiędopracy

–odparłaBlaireznikłymuśmieszkiem.

–Maszrację.Powinnaśpójśćdoswojegopokoju.–

Rozejrzałasięzaswoimiubraniami.Chciałem,żebytego

rankaubrałasięwcośmojego.Kiedybędziewychodzić

zmojegopokoju,wyglądającjakrozczochranyanioł,

chciałem,żebymojakoszulkadotykałajejciała,tegociała,

którenależałodomnie.–Włóżto.Dzisiajprzychodzi

Henrietta.Powiemjej,żebywyprałaiwyprasowałatwoje

wczorajszeubrania–powiedziałem,podającjejkoszulkę,

którąnosiłemwczoraj.

Niespierałasięzemną.Niebyłemwstanieodwrócić

wzroku,kiedywkładałamojąkoszulkęprzezgłowę;

puściłakocdopierowtedy,gdybyłajużpewna,żenie

zobaczęjejpiersi.Najwyraźniejfakt,żewczorajssałemje

ilizałemjakszalony,niemiałdlaniejżadnegoznaczenia.

Dzisiajranozasłaniałasięprzedemną.

–Aterazwstań.Chcęcisięprzyjrzeć–powiedziałem,

chcącjązobaczyćwmojejkoszulce.Zamierzałemwypalić

sobietenwidoknazawszewmoimmózgu.

background image

Wstała,koszulkaopadłajejażnauda.Wiedząc,żepod

spodemjestcałkiemgołaiżezłatwościąmógłbym

podnieśćjąirozchylićjejnogi,postanowiłemrazjeszcze

przemyślećmojeplanynadziś.–Niemożeszzadzwonić

ipowiedzieć,żejesteśchora?–spytałem,spoglądającna

niąznadzieją.

–Niejestemchora–odparła,marszczącbrwi.

–Jesteśpewna?Bojachybamamgorączkę–

zażartowałem,wychodzączłóżkaibiorącjąwramiona.–

Tanocbyłaniesamowita–przycisnąłemnosdojej

włosów.

Objęłamniewpasieiuścisnęłamocno.

–Muszędziśpracować.Czekająnamnie.

TakabyłaBlaire.Niezamierzałakłamaćaniunikać

obowiązków.Tobyłajednazwielurzeczy,któretakmnie

wniejpociągały.Wypuściłemjązobjęćiodsunąłemsię

okrok.

–Wiem.Leć,Blaire.Zabierztentwójsłodkityłeczek

nadółiszykujsiędopracy.Niemogęobiecać,żepozwolę

cistądwyjść,jeślibędzieszdłużejtustała,wyglądająctak,

jakwyglądasz.

Rozpromieniłasięipośpiesznieruszyławstronę

schodów.Słyszałemjeszczejejśmiech,gdytakstałem

iuśmiechałemsięjakgłupi.

Wykąpałemsięiubrałemszybko,poczym

zadzwoniłemdoJace’a.NiechciałempytaćBlaire

orozkładjejzajęć,alepotrzebowałemjakiejśwymówki,

żebybyćwklubie.Nigdytamniechodziłem,oileNannie

chciałaumówićsięzemnąnapartyjkęgolfaalbona

kolację.

–Halo?–odezwałsięJace,wyraźniezdziwiony,żedo

niegodzwonię.

background image

–Hej.Graciedzisiajwgolfa?–spytałem.

–Mmm,tak.Gramycodziennie.Przecieżwiesz.

–Chciałbymdowasdołączyć–powiedziałem.

–Będzieszgraćwgolfa?–zdumiałsię.

Nierozumiałem,cowtymtakiegoniezwykłego.

Grałemjużznimiwcześniej.Odczasudoczasugrywałem

teżzNanalbozGrantem.

–Tak,aboco?–spytałem.

Jacezachichotał.

–Dobra,jasne.Niegrałeśznamiodwieków.Cocisię

dzisiajstało?NormalnieNanalboGrantmuszącięsiłą

zaciągnąćnapolegolfowe.

Niezamierzałemnatoodpowiadać.Niechciałem,

żebywyrobiłsobieniewłaściwezdanienatematBlaire.

Powinnipoprostuzobaczyćmnierazemznią.Jużja

zadbamoto,żebywszyscywiedzieli,jakbardzoBlairejest

niedostępna.

–Poprostumamochotępograć–odparłem.

–Wporządku.Toprzyjdźnawpółdodwunastej.

Woodsmusibyćpopołudniunazebraniuzeswoimojcem,

więcdziśgramywcześnie.

Niepowiedziałem,żewiększośćludzizawczesną

poręnapartyjkęgolfauważaszóstączysiódmąrano.Nie

wpółdodwunastej.

–Dzięki.Todozobaczenia.

Zszedłemnadół,żebyzobaczyć,czyBlairejuż

wyszła.Niezdążyłabyjeszczeubraćsięizjeść.Nie,jeśli

wzięłaprysznic.Otworzyłemdrzwiupodnóżamoich

schodówispojrzałemwprawo.DrzwidopokojuBlaire

byłyotwarte.Niebyłojejtam.Światłabyłypogaszone.

Zbiegłemnaparterpodwastopnienaraz,wnadziei,że

zdążęjąjeszczezłapaćidostaćbuziakanapożegnanie.

background image

Stałaprzybarku,zmiseczkąpłatkówwdłoniiłyżeczką

uniesionądoust.Jadła.Dobrze.

–Nieprzeszkadzajsobie–powiedziałem,podchodząc

doekspresudokawy,boniechciałemjejspłoszyć.

Wydawałasiętakanerwowa.–Pracujeszdzisiaj

wrestauracji?–spytałem.

Pokręciłagłową,poczymprzełknęła.

–Dzisiajpotrzebująmnienazewnątrz–odparła.

Odwróciłemsięwstronęekspresuiuśmiechnąłemsię.

Czylijątamzobaczę.Kochałem,kurde,golfa.

Zobaczyłem,żejejkomórkależynablacie,ipodniosłem

ją.Blairejużoniejzapomniała.

Włączyłemekspresipatrzyłem,jakBlairepodchodzi

dozlewuzmiseczkąpopłatkach.Zaszedłemjejdrogę

iodebrałemodniejmiseczkę,odstawiającjądozlewuza

moimiplecami.

–Czy…czyczujeszsiędobrze?–spytałem,poczym

opuściłemdłońidelikatniedotknąłemBlairemiędzy

nogami,bomartwiłemsię,żetomiejscebędziejejdziś

doskwierać.Musiałapracowaćnazewnątrzwupaleinie

chciałem,żebyjąbolało.

Zaczerwieniłasięispuściłagłowę.

–Nicminiejest–odparłacicho.

–Gdybyśzostałatutaj,sprawiłbym,żepoczułabyśsię

lepiej–powiedziałem.

Jejoddechstałsięszybszy.

–Niemogę.Muszęiśćdopracy–odparła,unoszącku

mniewzrok.

Wsunąłemkomórkędokieszenijejszortów.

Chciałem,żebycałyczasmiałająprzysobie.

–Niemogęznieśćmyśli,żebędzieciębolało,ajanie

będęmógłnicnatoporadzić–powiedziałem,głaszczącją

background image

delikatnieprzezszorty.

–Muszęsięśpieszyć.Niewzięłamprysznica.To

okropne,wiem,aleniezdążyłabymiwykąpaćsię,izjeść.

Niechciałam,żebyś…Chciałamzjeść,żebyzrobićci

przyjemność–powiedziała.

Niewzięłaprysznica.Orany!Przytknąłemnosdojej

szyiizaciągnąłemsięgłęboko.

–Cholera,Blaire.Uważam,żetocudowne,że

będzieszpachniećmnąprzezcałydzień–wyznałem.

Świadomość,żeniezmyłamniezsiebie,sprawiała,że

mojewewnętrznezwierzęryczałozupojenia.Wymykało

misięspodkontroli.

–Muszęlecieć–powiedziała,odsuwającsięodemnie.

Pomachałamijeszczeipopędziławstronędrzwi.

Dopierokiedyusłyszałem,żezamykająsięzanią,

uświadomiłemsobie,żeniedostałemmojego

pożegnalnegocałusa.Odwróciłamojąuwagętym,żenadal

miałamnienacałymciele.Odtegogłupiegouśmiechu

zaczynałabolećmnietwarz.Wżyciutylesięnie

uśmiechałem,aletadziewczynaciągledawałamijakieś

powody.

ROZDZIAŁDWUDZIESTYTRZECI

–Dziśznowunawózku?Lubięwidziećcię

wrestauracji,alegdyjesteśtutaj,grawgolfastajesiędużo

przyjemniejsza–powiedziałWoodsdoBlaire,kiedy

zatrzymaławózekprzypierwszymdołku.

Postanowiłemodrazuprzywołaćgodoporządku.

–Odsuńsię,Woods.Podszedłeśtrochęzablisko–

ostrzegłemgo,idącwichstronę.Blaireodwróciłasię

zaskoczona.Niespodziewałasięmnietutaj.Jużwkrótce

sięprzekona,żeniezdołasięodemnieuwolnić.

–Czylitozjejpowodupostanowiłeśnagleznami

background image

zagrać?–zapytałWoodspoirytowanymtonem.

Niebyłemzainteresowanyudzielaniemmu

odpowiedzi.SkupiłemsięnaBlaire.Czołomiałajuż

zroszonepotem.Byłodziśbardzogorącoibyćmożeźleto

znosiła.Jeśliźlesięczuła,Woodsbędziemusiałzwolnićją

dodomu.Byłemgotówzarzucićjąsobienaramię

iwynieśćstąd,jeślibędzietrzeba.Objąłemjąwpasie

iprzyciągnąłemdosiebiezaborczymgestem,poczym

pochyliłemgłowę,bymócwyszeptaćjejdoucha:

–Bolicię?

–Nicminiejest–odparła.

Pocałowałemjąwucho,aleniebyłemgotówpuścić

jejtakodrazu.

–Czujesztamnapięcie?Czujesz,żebyłemwtobie?–

spytałem.Bynajmniejniechciałem,żebycierpiała,

pragnąłemjednak,żebymnietamczuła;pamiętała,żetam

byłem.

Kiwnęłagłowąiwtuliłasięwemnie.MałaBlaire

lubiła,gdywygadujętakiesprośności.Będęmusiałotym

pamiętać.

–Todobrze.Cieszęsię,żeczujesz,żebyłemwtobie–

powiedziałem,poczymzmierzyłemWoodsawzrokiem.

Chciałemmiećpewność,żedobrzemniezrozumiał.

–Czułem,żetaksiętoskończy–powiedziałWoods

wyraźniewkurzony.

–Nanjużotymwie?–zapytałJace,aleThad,jeden

zbliskichkumpliWoodsaiJace’a,szturchnąłgo,jakby

chciałgouciszyć.

–ToniejestsprawaNan.Anitwoja–odparłem,

piorunującJace’awzrokiem.PowinienposłuchaćThada

isięprzymknąć.–ZałatwiętozNan.Oniniemieli

oniczympojęcia.

background image

–Przyszedłemtu,żebypograćwgolfa.Nie

rozmawiajmyotymtutaj.Blaire,możepodałabyś

wszystkimdrinkiiruszyładonastępnegodołka–odezwał

sięWoods.

Niepodobałomisię,żetakjejrozkazuje.Robiłto

specjalnie.Lepiej,żebyskurwieluważał.Bobardzo

szybkomogęwybraćsiędogabinetujegotatulka.To

pieniądzeFinlayównapędzałyteninteres.

NiemogłemzrobićtegoprzyBlaire,botobyją

zdenerwowało,alemusiałemjaknajszybciejustawić

Woodsajaknależy.

Blairewysunęłasięzmoichobjęćiposzłapodrinki

dlawszystkich.Podałamicoronę,niepytając,nacomam

ochotę.Woodsowiteżpodałapiwo,aonwsunąłjejdoręki

pieprzonystudolarowybanknot.Widziałemnapięciewjej

ramionach,atakżenerwowespojrzeniewmojąstronę,gdy

pośpieszniechowałabanknotdokieszeni.Niemogłemsię

wkurzaćoto,żedobrzejejpłacił.Byłogostać,ajejsię

należałozato,żepracujedlategożałosnegotypka.

Sukinsyn.

Podszedłemdoniejiwsunąłemjejdokieszenidwa

banknotystudolarowe,poczympocałowałemjąwusta.

ZaznaczyłemmojeprawadoBlaireilepiej,żebydo

tamtychto,kurwa,dotarło.Mrugnąłemdoniej

ipodszedłemdochłopakanoszącegosprzętdogry.Nie

zamierzałempatrzećnaWoodsa,dopókiBlairenie

odjedzie,bojednajegogłupiaminaizłamałbymmuchyba

cholernynos.

Kiedysięobejrzałem,Blairejużodjeżdżała.Wyjąłem

zkieszenikomórkęiwysłałemjejesemesa.

PrzykromizpowoduWoodsa.

Zachowałsięjakdupekimartwiłemsię,żesprawiłjej

background image

przykrość.Byłjejszefem.Chciałem,żebywiedziała,że

cośtakiegojużsięniepowtórzy.

Wporządku.Woodstomójszef.Nicsięniestało.

Czyżbybyłaprzyzwyczajonadotakiegotraktowania?

Wtakimraziebędęmusiałznimpogadać.Itozaraz.

–CzylityiBlaire,hm?Ktobyprzypuszczał…–

powiedziałJace,szczerzącsięjakidiota.

Woodszaśmiałsięgorzko.

Stanąłemtużprzednim.

–Chceszmicośpowiedzieć,Woods?Jeślitak,tozrób

toteraz,śmiało,bojazcałąpewnościąmamcośdo

powiedzeniatobie.

WściekłośćwoczachWoodsaniezdziwiłamnie.Nie

lubił,jakmusięprzypominało,żeniemożemnie

zastraszyć.Potrząsnąłgłowąispojrzałwstronęwózka

Blaire,którywłaśniezniknąłzawzgórzem.

–Onajestzadobranato,żebyśsięzniązabawiał.

Wydawałomisię,żeistniejemożliwość,byśzostawiłją

wspokoju.Onazasługujenadużowięcej,niżmożedostać

odciebie.Gdybydałamiszansę,pokazałbymjej,najakie

traktowaniezasługuje.Alety…–wymierzyłpalecwmoją

pierś.–Ty,Finlay,synrockmana,wystarczy,żekiwniesz

tymswoimpalcemiwszystkielecądociebie,jakmuchy

domiodu.Atywyrzucaszjebezmrugnięciaokiem.Blaire

jestzbytwrażliwa,żebysobieztymporadzić.Niejesttaka

twarda,jakcisięwydaje,docholery!–miałtakąminę,

jakbyzamierzałwalnąćmniepięściąwtwarz.

Tylkodlategopozwoliłemmutamstaćiwrzeszczeć

namnie,żenicnierozumiał.Myślał,żewykorzystywałem

Blaire.Usiłowałjąchronić.Nieudamusięto,bonie

dopuszczęgodoniej,doceniałemjednakfakt,żewidział

to,coja.Blairebyławspaniała.Pchnąłemgolekko,żeby

background image

odsunąłsięodemnie.

–Naprawdęmyślisz,żetknąłbymją,gdybymnie

wiedziałtegowszystkiego?Myślisz,żegroziłbymwłasnej

siostrze,gdybychodziłoobylekogo?Nie.Blaireniejest

dlamniepoprostukolejnądziewczyną.Jestdlamnie

jedyna.To.Moja.Jedyna.

Wypowiadającgłośnotesłowa,zszokowałemnie

tylkowszystkichwokółmnie,alerównieżsiebiesamego.

Onabyłamojąjedyną.

Nigdyniebędęjużchciałżadnejinnej.

Nigdy.

TylkoBlaire.

–Japierdolę–wyszeptałJacezamoimiplecami.–

RushFinlayniemógłpowiedziećtego,comisię

wydawało,żepowiedział.

GniewnespojrzenieWoodsapowoliłagodniało.Kiedy

jużmojesłowaprzebiłysięprzezjegotwardączachę,

zobaczyłem,żenajegotwarzymalujesięnajpierw

niedowierzanie,apotemaprobata.

–Cholera–powiedziałwreszcie.

Cofnąłemsięiwzruszyłemramionami.

–Samtopowiedziałeś.Tyleżewjednymsięmylisz.

Onaniejestwyjątkowa.Jest,kurwa,doskonała–

odwróciłemsię,poczymstanąłemipopatrzyłemnaniego

znacząco.–Ijestmoja–powiedziałemnatyległośno,by

wszyscymnieusłyszeli.Rzucającostrzegawczespojrzenia

równieżtamtymdwóm,którzygapilisięnamnie,jakbym

postradałrozum,powtórzyłem:–Moja.Blairejestmoja.

–Jasssnacholera–wycedziłwkońcuThad.–Chyba

powinienembyłpoświęcaćwięcejuwagitejnowej

dziewczynie.Owinęłasobienajpotężniejszegogracza

wokółpalca.Raju,jestempodwrażeniem.

background image

TymrazemtoJacedałkuksańcaThadowi.

–Przymknijsię–syknął.

–Możepogramytrochęwgolfa–rzuciłem,biorąckij

iruszającwkierunkupodstawki.

***

ZjadłempóźnylunchzGrantem,poczymwyruszyłem

dodomu,żebywziąćprysznicipomyśleć,corobićzBlaire

dziświeczorem.Chociażseksznajdowałsięcholernie

wysokonamojejliściepriorytetów,wiedziałem,żeBlaire

niepowinnanarazieztymprzesadzać.Pozatymchciałem

zniąporozmawiać.Byłotylerzeczy,którychoniejnie

wiedziałem.Chciałemdowiedziećsięoniejwszystkiego.

Chciałemsiedziećisłuchać,jakopowiadamiowszystkim.

Mógłbymjąteżgdzieśzabrać,alebyłemzachłanny.

Niechciałemjeszczeznikimsięniądzielić.Pragnąłem,by

całajejuwagabyłaskupionanamnie.Niechciałem

wiedzieć,żeinniteżnaniąpatrzą.Wolałem,żebyśmybyli

tylkowedwoje.Wmoimdomu.Razem.

Noioczywiściechciałemcałowaćcałejejciało

iznówpoczućsmaktejsłodyczypomiędzyjejnogami.

Najpierwjednakwolałemzniąpogadać.Niechciałem,

żebyłączyłnastylkoseks.Pierwszyrazwżyciubyłem

gotowydopuścićkogośbliżej.Niechciałemwykluczać

Blairezczegokolwiek.Pragnąłem,bymniepokochała.

Jeślimieliśmyprzetrwaćtowszystko,musiałamnie

pokochać.Niewiedziałemjeszcze,jaknibymamjądo

tegoskłonić.Poznaniejejbliżejnapewnotupomoże.Nie

zdobędęsercaBlaire,liżącjejcipkę.Musiałemsamsiebie

upominać,żetomojeuzależnienieodsmakowaniajejnie

możeprzyćmićwszystkiegoinnego.Czyjąkochałem?

Nigdyniebyłemzakochany.Niemógłbympowiedzieć,że

kiedykolwiekkochałemkogośinnego,pozaojcem,Nan

background image

iGrantem.

CzygdybymmiałwybieraćpomiędzyBlaire

aktórymkolwiekznich,wybrałbymją?

Tak.

Czygotówbyłemumrzećwjejobronie?

Tak,cholera.

Czyzdołałbymżyćbezniej?

Nie.Byłbymzdruzgotany.

Czytobyłamiłość?To,codoniejczułem,wydawało

misięznaczniesilniejszeodczegośtakprostego,jak

miłość.

Pukaniedodrzwimojegopokojuwyrwałomnieztych

rozmyślań.Cholera.ToniemógłbyćGrant.Nantu

przyszła.Niebardzomiałemochotęużeraćsięzniąteraz.

Zwlekałemzpodejściemdodrzwi.Zaczęławalićwnie

mocniej.

Otworzyłemgwałtowniedrzwiiujrzałemzapłakaną

twarzmojejsiostry.Niemiałaprawawstępudomojego

pokoju.Nigdyniepowiedziałemjejtegowprost,aletosię

rozumiałosamoprzezsię.Wyszedłemnakorytarz

izamknąłemzasobądrzwi.

Nanwskazywałapokój,wktórymBlairespała…czy

teżraczej,wktórymtrzymałaswojerzeczy.Odtejpory

będziespaćzemną.

–Więctoprawda!Onatamjest.Pozwoliłeśjejsię

wprowadzićnagórę?Czydotegojeszczejąposuwasz?

Czyototuchodzi?Onaniejestażtakaatrakcyjna,Rush.

Przecieżmożeszmiećkażdą,którątylkochcesz.Topo

prostujeszczejednaładnabuzia.Dlaczegoniemogłeśsię

powstrzymać?Czyniemaszżadnejkontrolinadtym

twoimcholernymfiutem?Chybaniejestażtakadobra

włóżku?!

background image

–Przestań!–ryknąłem,zanimpalniecośjeszcze.Nan

przeginała.Byłomiprzykro,żepłakała,alezNanitak

nigdyniebyłowiadomo,czytoprawdziwełzy,czynie.

Niemogłembyćpewien,aleniechciałemprzecież,żeby

cierpiała.Pragnąłemtylko,żebypozwoliłamibyć

szczęśliwym.Żebychoćrazwtymmoimcholernymżyciu

pozwoliłamipodjąćdecyzjęzewzględunamniesamego.

Nienanią.

–Niewrzeszcznamnie!–prawdziwełzynapłynęły

jejdooczuiznówzaczęłapłakać.No,dobra,może

naprawdętakbardzotoprzeżywała.Niekrzyczałemnanią

często.Zazwyczajniewkurzałamnieażtak.–Odkąd…–

pociągnęłanosem.–Odkądonatujest,ciąglenamnie

wrzeszczysz.Bezprzerwy.Niemogę…–przerwałjej

kolejnyszloch.–Niemogętegowytrzymać.Zwróciłeśsię

przeciwkomnie.Zjejpowodu.

ToniebyławinaBlaire.DlaczegoNanniemogłatego

zrozumieć?Całyczaskręciliśmysięwkółko.

Wyciągnąłemdoniejręceiprzytuliłemją.Tamała

dziewczynka,którąopiekowałemsięprzezcałeżycie,

patrzyłanamniezapuchniętymioczami.Miałatylkomnie.

–Przepraszam,żenaciebiewrzeszczałem–

powiedziałem,aonazaczęłałkaćjeszczebardziej,wtulona

wmojąpierś.

–Ja…poprostu…nierozumiem–wyjąkała.

WyznanieNan,żezakochałemsięwBlaire,niebyło

dobrymrozwiązaniem.Popierwsze,niepowiedziałem

jeszczeBlaire,żejąkocham,achciałem,żebyusłyszałato

pierwsza.Podrugie,Nandostałabyszału,gdybymjejto

powiedział.Potrafiławciągujednejsekundyzmienićsię

ze

zrozpaczonej,

background image

szlochającej

istotki

wdzikie,

nieokiełznanetornado.Widziałemtonieraz.

–Tuniechodzioseks.Usiłowałemciwytłumaczyć,

żeBlairewniczymciniezawiniła,żeonateżzostała

skrzywdzona.Niejesteśjedynąofiarą.Niepowinnaś

nienawidzićkogoś,ktocierpiałtaksamo,jakty.Nie

rozumiem,dlaczegoniemożesztegopojąć,Nan.Kocham

cię.Zawszebędęciękochał.Wieszprzecież.Aleniemogę

wybraćciebiekosztemBlaire.Nietymrazem.Tymrazem

prosiszmnieozbytwiele.Niezrezygnujęzniej.

Nanznieruchomiaławmoichobjęciach.Chciałbym

miećnadzieję,żemniesłucha,żecośdoniejdociera,

znałemjednakmojąsiostrę.Tobyłobyzaproste.Trzebaby

znaczniesilniejszejperswazji,żebydałasobiespokój

znienawiścią,którąpielęgnowałaprzezcałeżycie.

–Aniemożeszdaćjejpieniędzyijejodprawić?–

spytałaNancicho,uwalniającsięzmoichobjęć

ikrzyżującręcenapiersiwobronnymgeście.

–Niechcę,żebywyjeżdżała.Ona…onamnie

uszczęśliwia,Nan–dotegomogłemsięprzednią

przyznać.

OczyNanrozbłysłygniewnymogniem,cogroziło

prawdziwympożarem,gdybynabrałapodejrzeń,żeczuję

doBlairecoświęcejniżdoniej.Chociażtoniebyło

całkiemnormalne,Nanspodziewałasię,żeprzezcałe

życiebędziemoimnumeremjeden.Nigdyniezastanawiała

sięnadtym,cosięstanie,jeślikiedyśsięzakocham.Tak

rozpaczliwiepragnęłabyćdlakogośnajważniejszana

świecie,żepostanowiławymóctonamnie.

–Bojesttakądobrądupą?–spytałakwaśno.

background image

Zacisnąłempowiekiiwziąłemgłębokiwdech.

Musiałemzachowaćspokój.Niczegobymniewskórał,

gdybymznówwybuchnął.Kiedyotworzyłemoczy,

wbiłemwzrokwsiostrę.

–Nan.Nieróbtegowięcej.Blaireniejestdlamnie

jakąśtamdupą.Wybijtosobiezgłowy.Onaniemanade

mnąwładzyzpowoduseksu.Tocośdużowięcej.

Nanzesztywniałaiodwróciłagłowęwstronę

otwartychdrzwidopokojuBlaire.

–Nawetjejnieznasz.Dopierojąpoznałeś.Amimoto

woliszjąodemnie–wypaliła.

–Znamją.Odtygodnimieszkamzniąpodjednym

dachem.Niemogłemoderwaćodniejwzroku.

Obserwowałemją.Rozmawiałemznią.Znamją.Ona

jest…Boże,Nan,dziękiniejjestemszczęśliwy.Nie

możeszsięztympogodzić?Odpuśćjej!

Nanniespojrzałanamnieaninicnieodpowiedziała.

Naszestarciedobiegłonaraziekońca,wiedziałemjednak,

żejeszczeniewygrałem.Onajeszczenieskapitulowała.

Staliśmytakwmilczeniuprzezparęminut.Czekałem,

ażmojasiostrajednakcośpowie.Cokolwiekpostanowi,

potrzebowałemdziałaćostrożnie.Nanmogławszystko

zniszczyć.MogłapowiedziećBlaireowszystkim,awtedy

jąstracę.NiemogłemstracićBlaire.

–Chcęzaprosićtuprzyjaciółdziświeczorem–

powiedziałaNan,przenoszącwzrokzpowrotemnamnie.

Wporządku.Zamierzaławymusićnamniekolejną

ztychswoichimprezek.TypowaNan.Potrzebowała

wiedzieć,żenajakimśpoziomienadaljejustąpię.

–Okej–zgodziłemsiębezprotestów.ZabioręBlaire

dosiebie,nagórę,gdziebędziemyzdalaodtłumówgości

ihałasu.

background image

Nankiwnęłagłową,odwróciłasięiposzła.Ityle.Na

razie.

ROZDZIAŁDWUDZIESTYCZWARTY

Niebyłemwnastrojunaimprezę,alepozwoliłemNan

zaprosićdomnieswoichgości.Powinienembył

przewidzieć,żeztymprzesadzi,skoroniedałemjej

żadnychwytycznych.Niezamierzałemdzisiajpić.

ChciałemspędzićtęnoczBlaire.Choćpoinformowałem

chłopaków,żeBlairejestniedostępna,dziewczynynie

pogodziłysięzfaktem,żejaniejestemjużdowzięcia.

PokręciłemgłowąpodadresemkolejnejkoleżankiNan,

któraprzywszystkichzaproponowała,żezrobimiloda.

SpotkałemsięzGrantemwzrokiemponadgłowami

kłębiącychsięimprezowiczów.Leżałrozwalonyna

kanapie,adziewczyna,którejwcześniejodmówiłem,

prawiejużsiedziałamunakolanach.Przewróciłoczami

ipociągnąłłykpiwa.Poprosiłemgo,żebyprzyszedł

iczuwałnadsytuacją.Niechciałemżadnychzakłóceń.

Zgodziłsiępowarunkiem,żebędziemógłskorzystaćze

swojegodawnegopokoju,jeśliktóraśzdziewczyn

wpadniemuwoko.

Niedbałemoto,cozrobi,oiletylkoniktniebędzie

niepokoiłBlaireimnie.Kiwnąłemgłowąwstronę

dziewczyny,którąwłaśnieodprawiłem.Jeślichciał

łatwego,śmiałegoseksu,byłempewien,żeonastanowiła

dobrywybór.

Uniósłbrwizzaciekawieniemipatrzył,jakta

dziewczynaidziedosalonu.Jazamierzałempójśćnagórę

iczekaćnaBlairewjejpokoju.Powinnaniedługowrócić.

–Idziesznagórę?–spytałaNan.

Kiwnąłemgłową.

–Tak.Grantjesttutaj,gdybyśgopotrzebowała.

background image

–Aona?Onateżbędzienagórze?–spytałaNan,siląc

sięnaobojętnyton.

–Blairebędziezemną.Dobranoc,Nan.Bawsię

dobrzenaswojejimprezie.

Odwróciłasięnapięcieiruszyładokuchni.

ObejrzałemsięnaGranta,aontylkopokręciłgłową.

Wiedział,żeNandajemiwyciskzpowoduBlaire.Miałem

świadomość,żeniepochwalatego,żenadalnicnie

powiedziałemBlaire.Uważał,żepowinienemwyznaćjej

wszystko,zanimsprawyposunąsięzadaleko.

Problemwtym,żepozwoliłemnato,byjużposunęły

sięzadaleko.

***

PokójBlairejużbyłprzesiąkniętyjejzapachem.Nie

zapaliłemświatła.Pociemkulepiejwidziałemksiężycnad

zatoką.Usiadłemnabrzegułóżkaiwdychałemjejzapach,

próbującwtensposóbukoićmojątęsknotę.Będzietulada

chwila.Alejastawałemsięniecierpliwy.Gdybymmógłją

skłonić,żebyprzestałapracowaćipozwoliłamisię

osiebietroszczyć,zrobiłbymto,wiedziałemjednak,żenie

powinienemtegosugerować.Blairedostałabyszału.

Musiałemjąokłamać,żebyzmusićjądoprzyjęcia

pieprzonejkomórki.Nadalzamierzałamipłacićza

korzystaniezjedzeniawmojejkuchni.Musiałemznaleźć

jakiśsposób,żebytepieniądzedoniejwróciły.Coś

wymyślę.Upartakobietachciałaodemnietylkomojego

ciała.Uśmiechnąłemsięnatęmyśl.Niemiałemnic

przeciwkotemu,bydawaćjejmojeciało.Przyjmowała

takżechętniemójjęzyk.Wyraźniejąkręcił.Radosne

oczekiwaniewjejoczach,kiedywidziałakolczyk,było

cholernieseksowne.

Usłyszałem

background image

kroki

iodwróciłem

się

akurat

wmomencie,gdyBlairewchodziładopokoju.Zakryła

ustaobiemadłońmi,bystłumićokrzykprzerażenia,który

zamarłzaraz,kiedyuświadomiłasobie,żetoja.Wstałem

ipodszedłemdoniej.Musiałemjądotknąć.Niemogłem

ztymzwlekaćanichwilidłużej.

–Hej–przywitałemją.

–Hej–odpowiedziała,poczymskrzywiławargi.–Co

tyturobisz?

Agdziemiałbymbyć?

–Czekamnaciebie.Myślałem,żetooczywiste.

Schyliłagłowę,żebyukryćuśmiechzadowolenia,ale

itakzdążyłemgozobaczyć.

–Widzę,żeczekasz.Aleprzecieżmaszgości–

powiedziała.

Jajużonichzapomniałem.Całamojauwagabyła

skupionanaBlaire.

–Toniemoigoście.Uwierzmi,marzyłemopustym

domu–zapewniłemją,poczympołożyłemdłońnajej

policzku.–Chodźzemnąnagórę.Proszę.

Rzuciłatorebkęnałóżko,poczymwsunęłaswojądłoń

wmoją.

–Prowadź.

Udałomisiędoprowadzićjąnaostatnischodek

idopierowtedywziąłemjąwramionaiprzycisnąłemusta

dojejust.Przezcałydzieńmyślałemotym,jakcudownie

smakujeijakuwielbiamczućdotykjejjęzykanamoim.

Objęłamniezaszyję,ochoczoodwzajemniającmój

pocałunek.

background image

Jej

namiętność

dorównywała

mojej

iwiedziałem,żemuszęprzerwaćtoteraz,jeśli

background image

zamierzałemwogóleporozmawiaćzniądziświeczorem.

Oderwałemsięodniej.

–Porozmawiajmy.Najpierwporozmawiajmy.Chcę

zobaczyć,jaksięcieszysziśmiejesz.Chcęwiedzieć,jaki

byłtwójulubionyserialwdzieciństwie,przezkogo

płakałaśwszkoleiplakatyjakichzespołówwieszałaśna

ścianiewtwoimpokoju.Apotemchcęcięznówzobaczyć

nagąwmoimłóżku.

Uśmiechnęłasięipodeszładokanapy.Przedoczami

stanęłymiwizjenagiejBlairenatejwielkiejkanapie

imusiałempotrząsnąćgłową,żebyjeprzegonić.Tegonie

byłowplanie,Rush.

–Spragniona?–zapytałem,otwierająclodówkę,którą

trzymałemwpokoju.

–Chętnienapijęsięzimnejwody.

Zacząłemszykowaćjejszklankęwodyzlodem,

myślącotymwszystkim,czegochciałemsiędowiedzieć.

Iniechodziłomioto,jakwygląda,kiedyszczytuje.

–MoimulubionymserialembyłyPełzaki.

PrzynajmniejrazwtygodniupłakałamprzezKenaNorrisa,

alepotemdoprowadziłdopłaczuValerie,awtedy

wściekłamsięnaniegoigopobiłam.Mojąulubioną

inajbardziejskutecznąformąatakubyłszybkikopniak

wjaja.Iwstydmisięprzyznać,alecałeścianymiałam

powyklejaneplakatamiBackstreetBoys–Blaire

odpowiedziałanawszystkiemojepytania.

Podałemjejwodęiusiadłemobokniejnakanapie.

–KimjestValerie?–spytałem.Nigdyniewspominała

oswoichkoleżankach.Uznałem,żeniemiałaichwielu

zpowoduchorobymamy.

Blairewyraźniesięspięłaimojaciekawośćjeszcze

wzrosła.CzytaValeriezrobiłajejcośzłego?

background image

–Valeriebyłamojąsiostrąbliźniaczką.Czterylata

temuzginęławwypadkusamochodowym.Prowadziłmój

tata.Rokpóźniejodszedłznaszegożyciaijużnigdynie

wrócił.Mamamówiła,żemusimymuwybaczyć,bonie

mógłżyćzeświadomością,żetoonprowadziłsamochód,

kiedyzginęłaValerie.Zawszechciałamwtowierzyć.

Nawetkiedynieprzyjechałnapogrzebmamy,chciałam

wierzyć,żepoprostunieczułsięnasiłach.Więcmu

wybaczyłam.Nienienawidziłamgo,niepoddałamsię

goryczyinienawiści.Alepotemprzyjechałamtutaji…no,

wiesz.Chybamamajednaksięmyliła.

Cholera.Jasnacholera.Żołądekmisięprzewracał.

OparłemsięnakanapieiotoczyłemBlaireramieniem.

Miałemochotęwziąćjąnakolanaipocieszyć.Zapewnić

ją,żezrobięwszystko,byjejtowynagrodzić.Jakoś

naprawić.Poruszyłbymnieboiziemię,żebyzmienić

przeszłość.Aleniemogłem.Więcpowiedziałemtylko:

„Niewiedziałem,żemiałaśsiostrębliźniaczkę”.Cobyło

kłamstwem.Wiedziałemotym.Aletakłatwobyło

zapomnieć,żedziewczyna,októrejwiedziałemto

wszystko,ikobieta,wktórejbyłembezresztyzakochany,

tojednaitasamaosoba.Ta,któracierpiałazpowodutego,

cozrobiłem.

–Byłyśmyidentyczne.Niemożnabyłonasodróżnić.

Miałyśmyztegopowoduniezłązabawęwszkole

izchłopcami.TylkoCainpotrafiłnasrozpoznać.

Wsunąłemdłońwjejwłosyibawiłemsię

jedwabistymikosmykami.

–Jakdługoznalisiętwoirodzice,zanimwzięliślub?–

spytałem.Chciałemusłyszećtoodniej.Obawiałemsię,że

nieznamcałejprawdy.Uwierzyłemwtylekłamstw.

–Tobyłamiłośćodpierwszegowejrzenia.Mama

background image

odwiedzałaswojąprzyjaciółkęwAtlancie.Tatawłaśnie

zerwałztąjejprzyjaciółkąipewnegowieczoruprzyszedł,

kiedymamabyłasamawjejmieszkaniu.Taprzyjaciółka

byłatrochęszalona,ztego,comówiłamama.Tataraz

tylkospojrzałnamamęibyługotowany.Niemogęgo

winić.Mamabyłaprzepiękna.Miaławłosywtakim

samymkolorzejakmoje,aledotegoogromnezielone

oczy.Byłyjakklejnoty.Noimamabyłatakapogodna.

Wjejobecnościwszyscystawalisięszczęśliwi.Nicnie

byłowstaniejejprzygnębić.Wkażdychokolicznościach

potrafiłazdobyćsięnauśmiech.Tylkorazwidziałam,jak

mamapłacze–kiedydowiedziałasięoValerie.Padła

wtedynapodłogęizanosiłasiępłaczemprzezcałydzień.

Przestraszyłabymsiępewnie,gdybynieto,żesamaczułam

takąsamąrozpacz.Zupełniejakbywyrwanomiczęść

duszy–Blaireurwała,ajapoczułem,jakgwałtownie

nabierapowietrza.Niewyobrażałemsobie,żemógłbym

stracićNanalboGranta.TymczasemBlairestraciłasiostrę

bliźniaczkę.Apotemojca.Apotemmatkę.Serceściskało

misięzbólu.

Przytuliłemjąmocno.

–Takmiprzykro,Blaire.Niemiałempojęcia.

Blairezadarłagłowęipożądliwieprzytknęłaswoje

ustadomoich.

Szukałapociechy,awydawałojejsię,żetylkowten

sposóbzdołauzyskaćjąodemnie.Chciałem,bywiedziała,

żemożedomnieprzyjść,ajaprzytulęjąmocno,kiedy

tylkobędzietegopotrzebowała.Aleniemogłemteraztego

powiedzieć.Jeszczenie.

–Kochamje.Zawszebędęjekochać,alejużsię

pogodziłamzichodejściem.Sąrazem.Mająsiebie

nawzajem–powiedziała,odrywającustaodmoich.

background image

Chciała,żebympoczułsięlepiej.Onastraciłasiostrę

imatkęiusiłowałapocieszyćmnieztegopowodu.

–Akogotymasz?–zapytałem,czująctakie

wzruszenie,jaknigdywżyciu.

–Mamsiebie.Trzylatatemu,kiedymama

zachorowała,odkryłam,żejeślitylkobędętrzymaćsię

siebieiniezapomnę,kimjestem,nicmisięnigdynie

stanie–powiedziałastanowczo.

Niemogłemoddychać.Aniechto.Niezasługiwałem

nato,byoddychać.

Byłatakacholerniesilna.Przeszłaprzezpiekło,

amimotoznajdowałapowody,bysięuśmiechać.Nie

uważała,żekogokolwiekpotrzebuje.Ale,Boże,ja

potrzebowałemjej.Niebyłemtakisilnyjakona.Nie

zasługiwałemnanią.Aleniebyłemdobrymczłowiekiem.

Nigdyniezrobiętego,copowinienem,inieprzerwętego,

bofizycznieniewytrzymamjejodejścia.Poczułem,że

ogarniamniepanikairozpacz.

–Potrzebujęcię.Teraz,zaraz.Pozwólmisiękochać,

proszę–błagałemją.Byłemgotównawszystko.Tonie

byłowporządku.Onapotrzebowałakogoś,ktobyjej

wysłuchałiprzytuliłją,aotojabłagałemją,żebyzajęłasię

mną.

Blairezdjęłakoszulkęisięgnęłapomoją.Podniosłem

ręceipozwoliłemjejsięrozebrać.Podobałomisięto.

Sięgnąłemzajejplecy,rozpiąłemjejstanikiodrzuciłemna

bok.Ująłemwdłoniejejpełnepiersi,czującichsłodki

ciężar.

–Jesteś,cholera,niewiarygodniepiękna.Wśrodku

inazewnątrz–powiedziałemjej.–Ichociażnatonie

zasługuję,pragnęzanurzyćsięwtobie.Niemogęczekać.

Chcęznaleźćsiętakbliskociebie,jaktotylkomożliwe.

background image

Blaireodsunęłasięodemnie,ajejpiersizakołysałysię

ipodskoczyły.Ślinanapłynęłamidoust,dłoniemnie

świerzbiły,żebysięgnąćponieijeścisnąć.Znówpieścić

ichdoskonałąatłasowąmiękkość.Blairezaczęła

zdejmowaćbuty.Wpatrywałemsięwjejdłonie,któreteraz

rozpinałyguzikszortów.Blairerozbierałasiędlamnie.Nie

byłośladutamtejporannejwstydliwości.Niebędęjuż

musiałjejnamawiaćdozdejmowaniaubrań.

Zachwiałasię,zdejmującszorty,ajabyłempewien,że

głośnodyszę.

–Rozbierzsię–zażądała,opuszczającwzroknamoje

wyraźnepobudzenie.

Jasnacholera.GdziesiępodziałamojasłodkaBlaire?

Nieprotestowałem.Wstałemizrzuciłemdżinsy,poczym

przyciągnąłemjądosiebie,siadajączpowrotem.

–Usiądźnamnie–poleciłemjej.

Zrobiła,ocoprosiłem.Rozchyliłaudaipoczułem

słodkizapachjejpodniecenia.Miałemochotęją

smakować.Aletobędziemusiałopoczekać.

–Ateraz–wykrztusiłemztrudem,takbyłemprzejęty

–osuńsięnamnie.

Przytrzymałemmojegoptaka,żebymogłananiego

opaść.Niebyłempewny,czytodobrapozycjanajejdrugi

raz,alechciałemspróbować.Trzymałasięmoichramion

obiemarękami.

–Spokojnie,kotku.Powoliispokojnie.Niechcę,żeby

ciębolało.

Kiwnęłagłową,awtymmomencieczubekmojego

ptakamusnąłjejszparkę.Przesunąłemnimpowoli,

wywołującwniejdreszcz,gdyotarłemsięojejłechtaczkę.

–Otak.Robiszsiętakacholerniemokra.Boże,pragnę

ciętampolizać–wiedziałem,żelubi,jakmówięjej,

background image

oczymmyślę.Byłemzachwycony,żemogęwygadywać

takiesprośności,ajejtoniepeszy.

NaszespojrzeniaspotkałysięiBlaireprzesunęłasię,

naprowadzającmnienaswojądziurkę.Jejdrobne,idealnie

białezębypokazałysię,gdyprzygryzładolnąwargę,po

czymopadłanamniemocnoiszybko.Jejkrzykwypełnił

pokój,ajazabrałemrękę,pozwalając,byBlaire

zawładnęłamnącałkowicie.

–Cholera!–jęknąłem,gdytajejpompassąca,która

zeszłejnocydoprowadziłamniedoszaleństwa,ścisnęła

mniemocno.Jakimścudemdzisiajmojeodczuciabyły

jeszczeintensywniejsze.Byłabardziejgorącai–jasna

cholera–takamokra.Jakbyspowijałmnieśliskiaksamit,

dosłowniekonałemzrozkoszy.

Jużmiałemjąspytać,czywszystkowporządku,gdy

jejustanakryłymoje,ajejjęzyksplótłsięzmoim

wszaleńczymtańcu.Itenjejsmak.O,Boże,smakowała

takcudownie.Ująłemjejtwarzwdłonieipożerałemjej

usta.Imójjęzyk,imójptakbyłyzanurzonewsłodkim

cieleBlaire,ajapowstrzymywałemsię,żebyniechwycić

jejiniepieprzyćjakwariat.Odrzuciłagłowędotyłu

imocniejścisnęłamniezaramiona,poczymzaczęłamnie

ujeżdżać,jakbynigdyniemiałaprzestać.Mójlęk,żeją

boli,zniknął,gdyzobaczyłembłogiwyrazjejtwarzy,

wmiaręjakujeżdżałamniecorazmocniejiszybciej.

Opuściłemwzroknajejpiersi,poskakującezakażdym

razem,gdyunosiłasięiopadałanamniezpowrotem.

–Blaire,o,jasnacholera,Blaire–mruknąłem,nie

mogącwtouwierzyć.

Chwyciłemjąwpasieizupełnieodleciałem.

Chciałembyćdlaniejczuły,ale,cholera,chciałemteżją

pieprzyć.Chciałemjąpieprzyćzapamiętale.Tobyło

background image

najbardziejpodniecająceioszałamiającedoznanie,jakiego

kiedykolwiekdoświadczyłem.

–Cholera,kotku.Boże,Blaire.Otak,maleńka,

ujeżdżajmnie–tesłowasamewypływałyzmoichust,nie

mogłemichpowstrzymać.–Tatwojaciasnacipkajestpo

prostudoskonała.Ssiemnietakbosko,cholera,żadna

cipkaniepowinnabyćażtakacudowna.Jasnacholera,

kotku.Otak.Właśnietak.Pieprzmnie.Pieprzmnie,

Blaire.Tonajsłodszacipkanaświecie–inagledomnie

dotarło.Niewłożyłemgumki.Byłemczysty.Niedawnosię

badałem.Nigdynieuprawiałemseksubezkondoma,ale…

onamnieściskałainiemogłemsiętymprzejmować.Boże,

chciałemtegoznią.Żebynicnasniedzieliło.

RuchyBlairezmieniłysię,zaczęłaterazkołysaćsię

wprzódiwtył.Mojeustałakomieszukałyjejsutków

izaczęłyjessać,gdypodskakiwałytużprzedemną.

–Zarazdojdę–jęknęłaBlaire,kołyszącsięmocniej.

–Otak,kotku,jakdobrze.

Awtedyonawykrzyknęłamojeimię,wstrząsana

dreszczem.Eksplodowałemwniej,obejmującjąwpasie,

żebynierunąćwprzepaśćbezniej.Jejimiępojawiłosięna

moichustachwięcejniżraz.Mojeciałodrżałoidygotało,

gdyztrudemłapałemoddech.Wystrzeliłemwnią

nasienie,naznaczającją.Zwierzęwemniezaryczało.

Moja.Moja.Moja.

CipkaBlairenadalściskałamniemocno,gdyskurcze

targałyjejciałem.Zakażdymrazem,gdyzaciskałasięna

moimptaku,krzyczałemgłośno.Zupełniejakbym

szczytowałrazzarazem.Totrwałobezkońca.

Wreszciejejciałozaczęłosięrozluźniać,uwalniając

mojegoptakazuściskuczystejnirwany,wjakągo

wprawiła.Objęłamniezaszyjęiupadłanamnie,

background image

kompletniewyczerpana.

–Nigdy.Nigdywżyciu–zdołałemwydyszećmimo

brakutlenu.–Tobyło…Boże,Blaire,niemamsłów–nie

mogłemprzestaćjejdotykać.Gładziłemjąpoplecach,

kładłemdłonienajejpośladkach,rozkoszującsiętym

błogimstanem.

–Wydajemisię,żesłowo,któregoszukasz,to

„obłędne”–powiedziałaBlaire.Zachichotała,poczym

odchyliłasiędotyłu,żebynamniepopatrzeć.

–Tobyłnajbardziejobłędnyseksznanyczłowiekowi

–zapewniłemją.–Jestemwykończony.Wieszotym,

prawda?Wykończyłaśmnie.

Zakołysałasięnamoichkolanach.Nadaltkwiłem

wewnątrzniej.Niebyłemjeszczegotówzniejwychodzić.

Fakt,żemójptakbyłwogólewstaniedrgnąćzarazpo

seksie,zdumiałmnie.

–Hmmm,nie,wydajemisię,żejesteśnadalzdolnydo

działania–powiedziała,uśmiechającsięszelmowsko.

–Boże,kobieto,przezciebiezachwilębędęznowu

twardyigotowy.Muszęcięobmyć–powiedziałem.

Wpatrywałasięwemniezuczuciem,naktórezbyt

bałemsięliczyć,poczympowiodłaczubkiempalcapo

mojejdolnejwardze.

–Niebędęjużkrwawić.Tojużsięstało–powiedziała

nieśmiało.

Włożyłemsobiejejpalecdoustizacząłemgossać.

Wiedziałem,żemuszęjejpowiedzieć.Niezdawałasobie

jeszczesprawyzeskutkówuprawianiaseksubez

prezerwatywy.Niechciałempsućtejchwili,alemusiała

wiedzieć,żeniemamniczego,czymmógłbymjązarazić.

Anawetjeśliniebrałaśrodkówantykoncepcyjnych,było

małoprawdopodobne,żezaszłabywciążę.Większościpar

background image

zajmowałotokilkamiesięcyprób.Odjednegorazunicsię

chybaniestało.

–Niewłożyłemgumki.Alejestemczysty.Zawsze

używamgumkiibadamsięregularnie–powiedziałemjej

spokojnie.

Nieporuszyłasięaninicniepowiedziała.

Cholera.

–Przepraszam.Kiedysięrozebrałaś,dosłownie

straciłemrozum.Przysięgamci,żejestemczysty–

zapewniłemją.

–Nie,nicnieszkodzi.Wierzęci.Jateżotymnie

pomyślałam–odparła,nadalwyraźniewstrząśnięta.

Znówprzyciągnąłemjądosiebie.

–Idobrze,botobyłocośnaprawdęniewiarygodnego.

Nigdyjeszczenieprzeżyłemtegobezkondoma.Wiedząc,

żebyłemwtobieimogłemczućciębezniczego,jestem

naprawdęcholernieszczęśliwy.Tobyłoniesamowite

uczucie.Byłaśtakagorącaiwilgotna,itakaciasna.

Zakołysałasięnamnie,amójptakznówzaczął

rosnąć.Boże,tobyłocudowneuczucie.

–Mmm–zamruczała.

Chciałemwięcej.Właśnietak.Właśnietutaj.Ale…

–Bierzeszjakieśśrodkiantykoncepcyjne?

Potrząsnęłagłową.Oczywiście,żenie.Niemiała

powodu,byjebrać.Alebędziemymusielitozmienić.Będę

musiałpoczućjąznowubezniczego.Teraz,kiedy

wiedziałem,jakietouczucie,niebyłojużodwrotu.

Jęknąłemiporuszyłemsię,wycofującsięzniej.

–Niemożemytegopowtórzyć,dopókiniebędziesz

jakośzabezpieczona.Aleznówjestemtwardy–musnąłem

palcemjejnabrzmiałąłechtaczkę.Onateżbyłajużznowu

napalona.–Alejesteśseksowna–wyszeptałem,patrząc,

background image

jakjejmałypączuszekpulsujepodmoimkciukiem.

Odrzuciłagłowędotyłuijęknęła.Musiałemwziąćją

znowu.Tymrazemwycofamsięwporę.Japoprostu…o,

kurwa,musiałembyćwniej.–Blaire,chodź,weźmiesz

razemzemnąprysznic–powiedziałem.

–Okej.

Pozwoliłamizaprowadzićsiędołazienki.Włączyłem

ogrzewaniepodłogowe,żebymarmurowepłytynieziębiły

jejwbosestopy.Następniewłączyłemnatryskizopcją

parowania.Odwróciłemsięipodałemjejrękę.

–Chcęcięwziąćpodprysznicem.To,cotam

zrobiliśmy,tobyłnajlepszysekswmoimżyciu.Aletutaj

będziepowoli.Zadbamociebie–wciągnąłemjądo

ogromnejkabinyprysznicowej.Wodauderzyłanas

bezpośredniozgóryizobuboków.Zamknąłemszczelnie

drzwi,żebyparawypełniłakabinę.

Blairerozglądałasięzpodziwem.

–Niewiedziałam,żerobiątakiedużeitakie

skomplikowaneprysznice.Wodalecizewszystkichstron

i…czytopara?

Zuśmiechempociągnąłemjąwstronędużejławki.

–Złapmniezaramiona–powiedziałem,poczym

schyliłemsięiuniosłemjejnogętak,żestopaoparłasięna

ławce.Jejcipkabyłacałkowicieotwartaprzedemnąinic

jużniemówiłem.Nalałemnadłoniepłynudokąpieli

ispieniłemgo,poczymprzystąpiłemdomyciawnętrzajej

ud.

–Rush!–wykrzyknęła,ztrudemłapiącoddech,

zaciskającdłonienamoichramionachiopierającsię

omnie.

Nadalzmywałemzjejudmojenasienie,którezniej

wyciekło.Zadarłemgłowęipatrzyłemjejwtwarz,

background image

delikatniedotykającwrażliwychfałdek.Niechciałem,

żebymydlinyjązapiekłyprzytymobmywaniu.

Opuściłapowieki,poczymzaczęłajęczećiocieraćsię

omojądłoń.Chciałemnajpierwjąumyć,apotemdopiero

znówsięwniejzanurzyć,alejaktakdalejpójdzie,nie

zdołamsięchybapowstrzymać.

–Przyjemnie?–zapytałem.Kiwnęłatylkogłową.

Oczymiałazamknięte,głowęodchylonąlekkodotyłu.

Wodazmoczyłajejwłosy,któreprzylegałygładkodo

głowy.Całowałemjejczołoipoliczki,całyczasją

obmywając.–Boliciętrochę?–spytałemzustamitużprzy

jejuchu.

Przeszedłjądreszcz.

–Tak.Aletoprzyjemnyból.Bowiem,żebolimnie

dlatego,że…–urwała.–Żemniepieprzyłeś–dokończyła

szeptem.

–Blaire,kotku,terazbędęmusiałznowuciępieprzyć.

Niepowinnaśbyłaużywaćtegosłowa.Niezdołamdłużej

byćgrzecznyiczułydlaciebie–napięciewmoimgłosie

najlepiejświadczyłootym,jakbyłembliskirzuceniasięna

nią.

Otworzyłaoczy,aogieńwjejspojrzeniudosłownie

mnieporaził.

–Będzieszmniepieprzyłnastojąco?–spytała,

oddychającciężko.

–Jaktylkochcesz,słodkaBlaire.

Nabrałemwodywdłonieispłukałemmydliny

spomiędzyjejnóg.Apotemzłapałemjąiprzyparłemdo

ściankikabiny.Pohamowałemsięjednak.Zrobięto

spokojnieidelikatnie.Możeterazjejsiętopodobało,ale

jutrobędziecałaobolała,więcmusiałemuważać.

–Niezakładamgumki.Niemogę.Muszęcięczuć.Ale

background image

obiecuję,żewycofamsięwporę–powiedziałem.

–Dobra.Tylkoproszę,Rush,włóżmigowreszcie–

błagała.

Idiabliwzięlimojąsamokontrolę.

ROZDZIAŁDWUDZIESTYPIĄTY

Otworzyłemoczyizarazjezmrużyłemprzedrażącym

słońcem–uświadomiłemsobie,żewczorajzapomniałem

opuścićrolety.ZarazpotempoczułemzapachBlaire,

odwróciłemsięnadrugibok,byzobaczyćpustełóżko.

Cholera.Poszłajuż.

Przespałemjejwyjściedopracy.Aniechto.Chciałem

pocałowaćjąnadzieńdobry.Czypamiętałaotym,żeby

zjeśćśniadanie?Sfrustrowanyodrzuciłemkociusiadłem.

Blairemiałapracę.Musiałemsięztympogodzić.Nie

miałeminnegowyjścia.Nawetjeśliwolałbym,żebybyło

inaczej.Niepodobałomisię,żetylepracuje,zwłaszczaże

niedałemjejspaćprzezwiększośćnocy.Napewnosięnie

wyspała.

Będziedziśzmęczona.Kiedywrócizpracy,nakarmię

ją,zrobięjejmasażiprzygotujękąpiel.Dzisiaj

wynagrodzęjejfakt,żeubiegłejnocypieprzyłemjąjak

szaleniec.Wcześniepołożymysięspać.Będziemogła

odpocząć.Mogłemwytrzymaćbezpieprzeniajejprzez

jednąnoc.Prawdopodobniebędęjednaklizałjejcipkę.

Mojapowściągliwośćmiałaswojegranice.

Postanowiłemniebraćprysznica.Czułemzapach

Blairenamojejskórzeiniechciałemjeszczegozsiebie

zmywać.Chciałem,żebyprzezcałydzieńprzypominałmi,

jakimjestemszczęściarzem.

Zanimzszedłemnadół,żebyzrobićsobiecośdo

jedzenia,byłojużprawiepołudnie.Rozległsiędzwonekdo

drzwi,azarazpotemniecierpliwepukanie.

background image

–Rush!Otwórz!Mamzajęteręce!–wołałaNanpo

drugiejstronie.

Cholera.

Otworzyłemdrzwiiujrzałemmojąsiostręzwłosami

zakręconyminawałki,zkilkomareklamówkamiitorbąna

ubraniaznapisem„MarcJacobs”wrękach.Coudiabła?

–Nan,cotyrobiszpodmoimidrzwiami,cała

obładowanazakupami?I,oilemiwiadomo,wRosemary

BeachniemasalonówMarcaJacobsaani–zerknąłemna

trzymaneprzezniąreklamówki–Burberry,Chanelczy

Saksa?Skądmasztewszystkierzeczy?

Nanpołożyłatorbynapodłodzeipopatrzyłanamnie

tak,jakbymtojazwariował.

–ZManhattanu.Kupiłamjetamwzeszłymmiesiącu.

MamdwiesuknieodMarcaJacobsa,codoktórychnie

mogęsięzdecydować.Noibuty…toosobnahistoria.

Kompletnieniemampojęcia,którewybrać.Muszę

wiedzieć,jaktyzamierzaszsięubrać,ichcęskorzystać

złazienkimamy,żebymojastylistkamogłamizrobić

włosyimakijaż.Tutajjestwięcejmiejscaniżumnie.No

iwtensposóbbędziemymoglipojechaćrazem–

powiedziała,jakbytowszystkobyłooczywiste.

Niemiałempojęcia,cojejzdaniemmiałbymdziś

robić,aleskoroteplanyniedotyczyłyrozebranejBlaire,

niebyłemzainteresowany.

–Oczymtymówisz?–spytałem,żałując,żenie

zdążyłemwypićprzynajmniejjednejfiliżankikawy,zanim

Nannapadłanamnieztymswoimnieskładnym

słowotokiem.

Zamarławpołowieschodówiodwróciłasięwmoją

stronę.Jejminawróżyłajakiśstrasznydramat.Cholera.

–Todzisiaj,Rush.Czyżbyśzapomniał?Naprawdę?–

background image

głosNanpodniósłsięocałąoktawęiwiedziałem,żezaraz

wpadniewhisterię.

Kurwa,potrzebowałemkawy.

–OmójBoże!Zapomniałeś.Jesteśtakzaprzątnięty

nią,żeniepamiętaszoczymśtakważnymdlamnie–Nan

wrzeszczałateraz.

Zamknąłemoczyipotarłemskronie,mającnadzieję,

żeodtychjejwrzaskównierozbolimniegłowa.Chciałem

tylkonapićsiękawyizaplanowaćmójwieczórzBlaire.

Tenzamętniebyłmidoniczegopotrzebny.

–Nan.Dopierosięobudziłem.Proszę,przestańna

mniekrzyczeć–powiedziałem.

–Naprawdękażeszmiprzestaćkrzyczeć?Mam

przestaćkrzyczeć,kiedymójbratzapomniał,żedzisiajjest

baldebiutantek?Szykowałamsięnaniego,odkąd

skończyłampięćlat.Przecieżwiesz.Wiesz,jakitodla

mnieważnydzień.Alezapomniałeś!

Kurwamać.Niemiałemochotytowarzyszyćsiostrze

nabalu,naktórymbandazepsutychpanienek,

wystrojonychdogranicmożliwości,przezkilkagodzin

będziesięstaraćzepchnąćpozostałewcień.Blairenie

miałaztąmaskaradąnicwspólnego,ajachciałemspędzić

wieczórzBlaire.

–Niechceszzemnąpójść!–zawodziłaNan.

Zachowywałasięjakdziecko.

–Zapomniałem.Przepraszam.Aleniewspominałaś

otymodmiesięcy,awiesz,żejasięnieinteresujętakimi

sprawami.

Nanrzuciłatorbęnaschody.

Wspaniale.Będziemyterazmieliawanturęzudziałem

ciuchów,którekosztowałymnie,kurwa,majątek.Blaire

codziennieharowaładoutratysił,amojasiostrakupowała

background image

sobiezamojepieniądzebuty,którekosztowaływięcej,niż

Blairebyławstaniezarobićprzezdwatygodnie.Tonie

było,kurwa,fair.Wkurzałomnietostraszliwie.Byłem

wściekły,żeniemogędaćBlairewszystkiego,naco

zasługuje.

–Chceszpowiedzieć,żeniepójdziesztamzemną,

Rush?Niemamojca,którybymitowarzyszył.Jesteś

jedynymbratem,jakiegomam.Nabalumusimi

towarzyszyćktośzrodziny,ktojestrównieżczłonkiem

klubu.Niemamnikogoinnego.TylkoCiebie.–Nie

wydzierałasięjuż.Wydawałasięzraniona.Znówbyła

małądziewczynką,którachciała,żebystarszybrat

wybawiłjązopresji.

–Oczywiście,żeztobąpójdę,Nan.Poprostu

zapomniałem.Atyzaczęłaśnamniekrzyczeć,zanim

zdążyłemsięnapićpieprzonejkawy–powiedziałem,nie

chcącjużpatrzećnatensmutekwjejoczach.

Pociągnęłanosemisztywnoskinęłagłową.

–Wporządku.Dziękuję–powiedziałaischyliłasię,

żebypodnieśćtorbę,którąrzuciłanaschody.–Czyjakjuż

napijeszsiękawyibędzieszmniejniesympatyczny,

mógłbyśprzynieśćminagóręresztęrzeczy?–spytała,idąc

jużposchodach.

Niemusiałaczekaćnamojąodpowiedź.Wiedziała,że

tozrobię.Poszedłemdokuchni.Musiałemjakoś

zapanowaćnadzłością.Niebyłobywporządkuwobec

Nan,gdybymposzedłnatendzisiejszybalwściekły.To

tylkojedenwieczór.WyjaśnięwszystkoBlaire.Napewno

zrozumie,ponieważbyła…Blaire.Nieoczekiwałaode

mnieniczego.Niczegoodemnienieżądała.Byłapierwszą

osobąwmoimżyciu,którapragnęłamniezewzględuna

mniesamego.Aniedlajakichśkorzyści.

background image

Sercemisięścisnęło.Pewniebędziejużspała,jak

wrócędodomu.Pragnąłem,żebyspaławmoimłóżku.Nie

chciałem,żebypołożyłasięwpokojugościnnym.Nie

zamierzałemspaćbezniej.

Nalałemsobiekawyiwypiłemjąduszkiem,poczym

nalałemkolejnąfiliżankęidopierowtedyruszyłemdo

przedpokoju,żebypozbieraćtewszystkiebambetle,

którychnaprzynosiłaNan.Schodziławłaśnienadół,gdyja

zaczynałemiśćpodgórę.

–Znaszszyfrdoskrzyneczkizklejnotamimamy?

Chcęwłożyćjejszafirowynaszyjnik,którywzeszłym

rokukupiłanagwiazdkęuTiffany’ego.

–Otworzęciją–niezamierzałemjejkazaćdzwonić

domamy.Istniałasporaszansa,żemamajejodmówi,

awtedyNansięzałamieiznówbędęmusiałratować

sytuację.

Nanuśmiechnęłasiępromiennie.

–Dziękuję!WłożęjednązsukniodMarcaJacobsa,

atennaszyjnikbędziedoniejidealny.Wydajemisię,że

mamakupiłateżkolczykidokompletu.Amożetylkoje

pożyczyła–Nanmachnęłaręką,jakbytoniemiało

większegoznaczenia.–Nieważne.Tennaszyjnikpasuje

teżdotychdiamentowychłezek.

Zostawiłemjąztąpaplaninąobiżuterii,zaniosłem

torbydopokojumamyirzuciłemjejnałóżko.Miałem

kilkasmokingów;poprostuwybioręjeden.Mójstrójnie

miałwiększegoznaczenia.Alenajpierwmusiałem

porozmawiaćzBlaire.Zawiadomićjąomoichplanachna

wieczór.

***

Okazałosię,żewieczorembędziepracować.Kiedy

dzwoniłem,odrazuwłączałasiępocztagłosowa,co

background image

znaczyło,żejejtelefonalbobyłwyłączony,albo

rozładowany,comniewcaleniedziwiło,zważywszyjak

nieistotnedlaBlairebyłoposiadaniekomórki.Kiedy

zadzwoniłemdoklubu,odebrałWoods.Poinformował

mnie,żeBlairejestzajęta.Mielimnóstwopracywzwiązku

zwieczornymbalem.Następniepowiedział,żeBlaire

będziepracowaćwieczoremiostrzegłmnie,żejeśliNan

powie

cośniewłaściwego,natychmiastzostanie

wyprowadzona.Irozłączyłsię.

Skurwiel.

***

Podjechałempodklub,ubranywsmokingizsiostrą

umegoboku,wystrojonąjakksiężniczka.Dręczyłmnie

fakt,żeBlairebędzieobsługiwaćgości,ajazjawięsię

wstrojupodkreślającymróżnicemiędzynami.Wkurzało

mnietostraszliwie.Chciałem,żebyBlairewzięłaudział

wtymbaluwsukience,kupionejprzezemnieza

absurdalniewielkąsumę,iuśmiechałasięzożywieniem.

Pragnąłem,bycałyświatzobaczył,żeonajestmoja.Że

jestzemną.Aletenwieczórnależałdomojejsiostry.Jeśli

tylkozdołamjakośprzetrwaćbal,nigdyjużnieznajdęsię

wtakiejsytuacji.Blairenigdyjużniebędziekelnerkąna

żadnejimprezie,naktórąsięwybiorę.Będzie,kurde,

umojegoboku,gdziebyłojejmiejsce.

–Pamiętaj,cocimówiłemoBlaire.Nieodzywajsię

doniej,chybażebędzieszchciałapowiedziećjejcoś

miłego.WprzeciwnymrazieWoodskażecię

wyprowadzićzbudynku,ajamuwtympomogę.

Rozumiesz,comówię?Toniesąpustepogróżki,Nan.

Nankiwnęłasztywnogłową.

–Nieodezwęsiędoniejanisłowem.Przysięgam.

background image

Aterazprzestańoniejgadaćipozwólmicieszyćsięmoim

wieczorem.Nawetniepowiedziałeś,jakwyglądam.

Wyglądałapięknie,aleonazawszebyłapiękna.Nan

miaławytwornąurodę,którejniesposóbbyłonie

zauważyć.

–Wyglądaszbosko.Niktciniedorówna–

zapewniłemją.

Rozpromieniłasię,ajapoczułemsięwinny,żenie

przyszłomidogłowy,żebyskomplementowaćją

wcześniej.ByłemtakskupionynaBlaire,żecałkiemmito

umknęło.Nanpotrzebowałamniedzisiaj.Musiałem

myślećoniej.Przezkilkagodzin.Tobyłjejwieczór.

–Dziękuję–odparłaNan,uśmiechającsięjak

księżniczka,którąsięzresztączuła.

–Chodźmy–powiedziałem,podającjejramię.

Podeszliśmydowejścia,gdziemężczyznawsmokingu

uśmiechnąłsiędonasiskinąłnamgłową.Ogłosiłnasze

przybycieiweszliśmydośrodka.Oczywszystkich

zwróciłysiękunam.TobyławielkachwilaNan.Chciała

przyćmićwszystkieinnedziewczynyjużnawejściu

iudałojejsięto.Niemiałemcodotegożadnych

wątpliwości.

KiedyNanzobaczyłajednązeswoichprzyjaciółek,

ścisnęłamniezałokiećiposzładoniejdołączyć.Gdyby

taknatymkończyłasięmojarola.Alemusiałemtu

wytrwaćjeszczetrzygodziny.

–Rozmawiałeśznią?–zapytałWoods,podchodząc

domnie.

Kiwnąłemgłową.

–Będziesięzachowywaćbezzarzutu.Jedno

niewłaściwesłowo,apomogęciwyprowadzićjązklubu.

Onaotymwie.

background image

Woodsrozejrzałsięposaliiskinąłgłową.Jużmiał

odejść,gdynaglezatrzymałsięiniepatrzącnamnie,

zacząłsiębawićswoimispinkamidomankietów.

–Mamnadzieję,żewiesz,corobisz–powiedział

tylko,poczymodszedł,żebypowitaćkilkorostarszych

członkówklubu,stojącychwpobliżu.Woodspełniłdziś

funkcjęgospodarza.Samnikogonieprzyprowadził.

Nieprzejąłemsięzbytniojegosłowami.Był

rozgoryczony,botoniejegowybrałaBlaire.Nie

zamierzałembraćsobiedosercajegouwag.Musiałemsię

natomiastprzygotowaćnato,żezobaczęBlairepodczas

pracy,kiedybędzieobsługiwaćtychnadętychdupków

iichrozkapryszonecóreczki.

Schowałemsięwnajodleglejszykąt,liczącnato,że

niebędęmusiałrozmawiaćzprzesadnąliczbtychludzi.

Kilkaosóbzatrzymałosięizagadnęłomnie,ajakiwałem

tylkogłowązwymuszonymuśmiechem.Spojrzałemna

zegarwtelefonieistwierdziłem,żezostałymijeszcze

dwiegodzinyiczterdzieścipięćminut.

Iwtedyjązobaczyłem.Zuśmiechemnatwarzy

weszłanasalę,niosąctacęzkieliszkamiszampana.Jej

obecnośćzdawałasięrozświetlaćcałewnętrze.

Członkowieklubualbobralikieliszki,niezwracającnanią

uwagi,albomówilicośdoniejzżyczliwymuśmiechem.

Spostrzegłem,żewiększośćstarszychgolfistówmiała

ochotęzamienićzniąparęsłów.Bezwątpieniabyłatu

lubiana.Nawetichżonyuśmiechałysiędoniej

zserdecznością.

Kiedyjużokrążyłacałąsalę,wyszła,ajapoczułemsię

zagubiony.Niezobaczyłamnieaniteżniesprawiała

takiegowrażenia,jakbyrozglądałasięzamną.Miałem

nadzieję,żebędziewypatrywaćmniewtłumie.Niezrobiła

background image

jednaktego.Anirazu.Czyżbyniechciałamniezobaczyć?

Amożemyślała,żetojaniechcęjejtuwidzieć?Cholera…

czyonawogólewiedziała,żetujestem?Czytobyłobydla

niejzaskoczenie,gdybyzobaczyłamnierazemzNan?

CzyżbyWoodsniepowiedziałjej,żetubędę?

Zanimzdążyłemzbytniosięzdenerwować,Blaire

wróciła,tymrazemniosąctacęzmartini.Zrobiłakolejne

okrążeniewokółsali.Kiedyodwróciłasięwreszcie

ispotkaliśmysięwzrokiem,miałempoczucie,żetracę

oddech.Najejwargachpojawiłsięnieznacznyuśmieszek,

ajawalczyłemzodruchem,bywyrwaćjejtęcholernątacę

icisnąćjąwludzisięgającychpokieliszki.Zmusiłemsię

douśmiechu,alewtedyktośjązagadnął,aonaodwróciła

siędotejosoby.Wychodzączsali,nieobejrzałasięjużza

mną.

–Rush–zawołałaNan.Zobaczyłem,żegestem

przyzywamniedosiebie.StałazDrummondamiiich

córkąParis.NaniParischodziłyrazemdoszkoły

zinternatem.Byłempewien,żekiedyścałowałemsię

zParis,gdybyłaunas.Niemiałemnatomiastpewności,

czyuprawialiśmyseks.Wtedymiałatylkosiedemnaście

lat,ajaniezadawałemsięznieletnimi.

Kiedypodszedłem,Nanchwyciłamniezarękę

iponownieprzedstawiłamnieludziom,którychjuż

znałem.Skinąłemgłowąisłuchałem,jakNaniParis

rozmawiająoswojejostatniejwspólnejwyprawienanarty.

KiedyNanzesztywniałanagleobokmnie,odwróciłemsię

wstronędrzwi,domyślającsię,żetoBlaireweszłanasalę.

BlairerozmawiałazBethy,aleBethyniebyłatuwpracy.

Miałanasobieeleganckąsuknię.Zdezorientowany

patrzyłem,jakJacewyłaniasięztłumu,bypodejśćdo

Bethy.

background image

ZaprosiłBethyjakoswojąpartnerkę.

Tegosięniespodziewałem.Dawałwszystkimdo

zrozumienia,żełączyichcoświęcejniżseks.Uśmiechna

twarzyBlairebynajmniejmnieniezdziwił.Nigdyniebyła

zazdrosna.Cieszyłasięszczęścieminnych.Bethyprzyszła

nabal,ponieważJacejązaprosił,aleBlaireobsługiwała

gości,gdyjastałemtuwpieprzonymsmokingu.

Czymyślała,żeniechcęsiędoniejprzyznać?Zrobiło

misięniedobrze.Musiałaznaćprawdę.Blaireniepatrzyła

wmojąstronę,wiedziałajednak,żejejsięprzyglądam.

Znapięciajejramionwywnioskowałem,żeświadomie

mnieignoruje.Jasnacholera.

Zrozumiałatowszystkoopacznie.Wcaleniechciałem

tuprzyjść.Zrobiłemtotylkodlatego,żemusiałem

towarzyszyćNan.Niechodziłooto,żenieprzyznajęsiędo

Blaire.ChciałemchronićBlaireprzedmojąsiostrą,alejeśli

wtensposóbraniłemją,musiałemdaćsobieztymspokój.

–Prawda,Rush?–Nanzwróciłasiędomnie

przesadnieradosnym,nienaturalniepiskliwymgłosem.

Byławkurzona.Niechciała,żebympatrzyłnaBlaire,ato

zkoleirozeźliłomnie.PrzyszedłemtuzNan,takjaktego

chciała.Podejrzewałem,żemiałanasobieubrania

iakcesoriawarteconajmniejdziesięćtysięcy–nielicząc

naszyjnikanaszejmatki–kupionezamojepieniądze.Iona

zamierzałajeszczekontrolować,nakogopatrzęizkim

rozmawiam?Onie,kurwa.Tojużnieprzejdzie.

–Przepraszam–powiedziałem,chcącodejść,ale

paznokcieNanwbiłymisięwramię.

–Właśniemówiłam,żemamaiAbepowinniwkrótce

wrócićzParyża.Niemogąbyćwieczniewpodróży

poślubnej–oznajmiłazesztucznymuśmiechem.

Niechciałem,żebywracali.

background image

–Mamnadzieję,żejeszczenie–powiedziałem.

PaznokcieNanwbiłysięjeszczegłębiejwmojeramię.

Wyszarpnąłemjejrękę.

Roześmiałasięiklepnęłamniewramię.

–Onzawszemarudzinatakichimprezach.Nie

najlepiejsięczujewsmokingu.

–Tosyngwiazdorarocka.Wątpię,czytowymaga

częstegonoszeniasmokingu–stwierdziłpanDrummond

rozbawionymtonem.

Nieprzypomniałemmu,żemójojciec–gwiazdor

rocka–bezproblemumógłbykupićjegoijegofirmę.Nie

zamierzałemstrzępićsobiejęzyka.

–Nie.Niemamzbytwieluokazji.

–CoLaneymówidotejkelnerki?Wygląda,jakby

miałazamiar…–Pariszakryłaustadłonią,aja

odwróciłemsię,żebyzobaczyć,cosiędzieje.

Blairestałanaśrodkusali,przódubraniamiałacały

wślimakach,ataca,którąniosła,zgłośnymbrzękiem

upadłanapodłogę.Blairezamarła,zszokowana

iprzerażona.Laney,przyjaciółkaNan,rechotałaze

śmiechu.

–Och,patrzcietylko,cozaniezdara.Woodspowinien

staranniejdobieraćpracowników–powiedziałaLaney

głośno.

RękaNanchwyciłamniezałokieć,aleodtrąciłemją

iruszyłemwstronęBlaire.TasukaLaneyzapłacizato.

–Zdrogi!–ryknąłem,przepychającsięmiędzyLaney

ijejprzyjaciółkami,żebyjaknajszybciejdotrzećdoBlaire.

Objąłemjąwpasieispojrzałemnanią.–Niccisięnie

stało?–spytałem,sprawdzając,czyniedoznałajeszcze

jakiejśkrzywdypozatym,żecałabyławmaślanej,

śluzowatejmazi.Potrząsnęłagłową,alełzylśniłyjej

background image

woczach,ajamiałemochotęrozedrzećparęosóbna

strzępy.NikomuniewolnobyłotknąćBlaire.Nikomu.Nie

byłemwstanieodwrócićsięcałkiemipopatrzećnaLaney.

Bałemsię,żeniewytrzymamizrobięjejkrzywdę.

–Niezbliżajsięwięcejdomnieanidoniej!

Zrozumiano?–wycedziłempodadresemLaney

iwszystkichinnych,stojącychwpobliżu,którymsię

zdawało,żemogązadzieraćzBlaire.

–Dlaczegowściekaszsięnamnie?Tojejwina.Jest

takaniezdarna,żewywaliłanasiebiecałątacę–oznajmiła

Laneynieprzyjemnym,piskliwymgłosem.Boże,coza

suka.

–Jeszczejednosłowo,azagrożę,żewycofamztego

klubucałymójwkład,jeśliniezostanieszstądwydalona.

Nastałe–ostrzegłemją.

–AlejajestemprzyjaciółkąNan,Rush.Jejnajstarszą

przyjaciółką.Niezrobiłbyśmitego.Zwłaszczazpowodu

jakiejśkelnerki–Laneywyraźniebyławszoku.Jużjajej

zarazdamkolejnypowóddobyciawszoku.

–Chceszsięprzekonać?–powiedziałem,

przeszywającjąwściekłymwzrokiem,żebywiedziała,że

zemnąniemażartów.Odwróciłemsięzpowrotemdo

Blaire.–Atychodźzemną–poleciłemjej.

ObejrzałemsięizobaczyłemBethy,gotową

znokautowaćLaneynaoczachwszystkich.

–Jużdobrze,Bethy.Blairejestzemną.Wracajdo

Jace’a–powiedziałem.PoczymzwróciłemsiędoBlaire.–

Uważajnaślimaki,sąbardzośliskie–musiałemjąstąd

zabrać.Bezpiecznie.Jużitakucierpiała.Ajakolejnyraz

niezdołałemjejochronić.Powinienembyłbyćtuznią.

Zawaliłemsprawę.Tobyłamojawina.Ciągleją

zawodziłem.

background image

Kiedywyszliśmyzsalibalowejnaciemnykorytarz,

prowadzącywstronękuchniibiur,Blairewyrwałasię

zmojegouściskuiodsunęłasięodemnie.Skrzyżowała

ręcenapiersiobronnymgestem.Byławzburzona.

Wszystkoprzezemnie.

–Blaire,bardzomiprzykro.Niespodziewałemsię,że

dojdziedoczegośtakiego.Niewiedziałemnawet,żeta

dziewczynamacośprzeciwkotobie.Porozmawiamotym

zNan.Cośmisięzdaje,żeonamiałaztymcoś

wspólnego…

–Tarudanienawidzimniedlatego,żeWoodssięmną

interesuje.Nanniemiałaztymnicwspólnego,tyteżnie.

Toniemiałosensu.DlaczegoLaneymiałabybyć

wkurzonazpowoduWoodsa?

–CzyWoodsnadalsiędociebieprzystawia?

Blaireotworzyłaszerokooczy,poczymodwróciłasię

napięcieizaczęłaodchodzić.Wyciągnąłemrękę

izłapałemjązałokieć.Niepowinienembyłtegomówić.

Cholernazazdrość.Musiałemztymskończyć.

–Blaire,zaczekaj.Przepraszam.Niepowinienembył

otopytać.Wtejchwilitoprzecieżbezznaczenia.

Chciałemtylkoupewnićsię,czynicciniejest,ipomócci

doprowadzićsiędoporządku–powiedziałemtotak,

jakbymjąbłagał,choćwpewnymsensiewłaśnieto

robiłem.

Westchnęłaizgarbiłaramiona.

–Nicminiejest.Muszęiśćdokuchniiprzekonaćsię,

czynadalmampracę.Woodsuprzedziłmniedziśrano,że

cośtakiegomożesięstaćiżetobędziemojawina.Więc

wtejchwilimamwiększeproblemyniżtwojanagła

zaborczośćwobecmnie.Rush.Którajestzresztą

niedorzeczna.Bozanimdoszłodotegoincydentu,robiłeś,

background image

comogłeś,żebymnieignorować.Albomnieznasz,albo

nie.Wybierzdrużynę–wyszarpnęłarękęzmojejdłoni

iznówruszyławstronękuchni.Byławściekładlatego,że

jąignorowałem?Śledziłemjejkażdykrok,dodiabła!

–Pracowałaś.Cochciałaś,żebymzrobił?–spytałem.

Zatrzymałasię,ajaskorzystałemzszansy,bysię

wytłumaczyć.–Gdybymdociebiepodszedł,dałbymNan

powóddozaatakowaniacię.Chroniłemcię.

Blairezgarbiłaramiona.

–Maszrację,Rush.Ignorującmnie,powstrzymałeś

Nanprzedzaatakowaniemmnie.Jestemtylkodziewczyną,

którąpieprzyłeśprzezdwiepoprzednienoce.Wsumienie

jestemtakaznowuwyjątkowa.Jestemjednązwielu–

odbiegłaodemnie.

Stałemtamjakwryty,kompletniezdezorientowany.

Wkorytarzurozległsięodgłoszatrzaskiwanychdrzwi.

Byłaurażona.Robiłemto,czego–jakmisięzdawało–

chciałaodemnie,aleitakjąuraziłem.

Czyonanaprawdęmyślała,żejestpoprostujakąś

dziewczyną,którąpieprzyłem?Boże,jaktomożliwe,że

niewidziała,iledlamnieznaczy?Miałemtakąobsesjęna

jejpunkcie,żekażdądecyzjępodejmowałemzewzględu

nanią.Czegoona,udiabła,jeszczeodemnieoczekiwała?

Kochałemją,cholera!

ROZDZIAŁDWUDZIESTYSZÓSTY

Nanwyłoniłasięzsalibalowej.Odszukałamnie

wzrokiem,stojącegosamotnie,ifuria,którabuzowałapod

powierzchnią,buchnęłazcałąsiłą.

–Jakmogłeśmitozrobić?–wrzasnęła.–Tobyłmój

wieczór.Chciałamtylko,żebyśzignorowałjąnajeden

wieczór,atyniezdołałeśtegozrobić.Nawetnagodzinę!

–Przestań–powiedziałem,podnoszącrękę.Nie

background image

byłemnatogotowy.MusiałemznaleźćBlaire.

–Nierozkazujmi.Upokorzyłeśmnietam.Groziłeś

mojejprzyjaciółce,należącejdotegoklubu,tylkodlatego,

żekelnerkaokazałasięniezdarą!

ZrobiłemkrokwstronęNan.

–Laneyprzechyliłananiątętacę.Dobrzeotym

wiesz.Paristowidziała.IBethy.Niespierajsięzemną!

Zanimzdążyłempowiedziećcośjeszcze,przerwałmi

stukotkroków.OdwróciłemsięiujrzałemBlaire,nadal

umazanątymświństwem,ztakimwyrazemtwarzy,jakby

chciałasięzapaśćpodziemię.Popędziładodrzwi

prowadzącychnazewnątrz.

–Blaire,zaczekaj–zawołałemzanią.Musiałemznią

porozmawiać.

–Zostawją,Rush–zażądałaNan.

–Niemogę–odparłemipobiegłemzaBlaire.

Drzwizamknęłysięzanią,alejapchnąłemje

iwyszedłemnazewnątrz.

–Blaire,zaczekaj,proszę.Porozmawiajzemną–

błagałem.

Zatrzymałasię,żebymmógłjądogonić.Dawałami

szansę.

–Przepraszam,alemyliszsię.Nieignorowałemcię

tam.Spytaj,kogochcesz.Aninachwilęniespuszczałem

zciebiewzroku.Jeśliktokolwiekmiałjakieśwątpliwości

dotyczącetego,codociebieczuję,fakt,żeniemogłem

oderwaćodciebiewzroku,kiedykrążyłaśposali,

powinienjerozwiać–musiałempowiedziećto,jaknależy.

Niemogłemtegospieprzyć.Chciałem,żebyzrozumiała,

coczuję.–Apotemzobaczyłemtwojąminę,kiedy

zauważyłaśBethyzJace’em.Cośwtedywemniepękło.

Niewiedziałem,comyślisz,wiedziałemjednak,że

background image

uświadomiłaśsobieniewłaściwośćtegowieczoru.Nie

powinnaśdziśnikogoobsługiwać.Powinnaśstaćumojego

boku.Chciałem,żebyśbyłaprzymnie.Byłemwtakim

napięciu,bojącsię,żektośzrobiwobecciebieniewłaściwy

ruch,żeprzezwiększośćczasuzapominałemoddychać.

Mojespojrzeniepadłonajejzaciśniętepięści

opuszczonewzdłużciała.Czułemsięokropnie,widzącją

taką.Powiodłempalcempojejdłoni.

–Jeślizdołaszmiwybaczyć,obiecuję,żetosięjuż

nigdyniepowtórzy.KochamNan.Alemamjużdość

starań,byjązadowolić.Jestmojąsiostrą,jednakmapewne

problemy,zktórymimusisięuporać.Mówiłemjej,że

zamierzamciowszystkimpowiedzieć.Sąpewnesprawy,

októrychpowinnaświedzieć–nieplanowałemtego

mówić,alemusiałem.Straciłbymją,gdybymniewyznał

jejterazwszystkiego.Najpierwjednakpowiemjej,żeją

kocham.Chciałem,żebytowiedziała.–Zdajęsobie

sprawę,żekiedydowieszsięwszystkiego,możeszode

mnieodejśćijużnigdyniewrócić.Straszniesiętegoboję.

Niewiem,cotakiegojestmiędzynami,alezchwilą,gdy

cięujrzałem,wiedziałem,żezmieniszmójświat.Byłem

przerażony.Imdłużejnaciebiepatrzyłem,tymbardziej

mniedociebieciągnęło.Iciąglebyłaśzadaleko.

–Okej–powiedziałapoprostu.

Cotomiałoznaczyć?

–Okej?–spytałem.

Kiwnęłagłową.

–Okej.Jeślinaprawdętakcinamniezależy,żegotów

jesteśotworzyćsięprzedemną,wtakimrazieokej.

Mojeustarozciągnęłysięwuśmiechu.Cholera,przy

niejciąglesięuśmiechałem.

–Jawłaśnieobnażyłemprzedtobąmojąduszę,atyto

background image

kwitujeszzwykłym„okej”?–spytałem.

–Powiedziałeśwszystko,copotrzebowałamusłyszeć.

Terazjestemtwoja.Maszmnie.Cozamierzaszzemną

zrobić?

Poczułemtakąulgę,żekolanaugięłysiępodemną.

Musiałemsięopanować.Niemogłemjejstraszyć

intensywnościąmoichuczuć.Cholera,samsiębałem.

–Pomyślałem,żeseksprzyszesnastymdołkunad

jeziorembyłbyprzyjemny.

Blaireprzechyliłanabokgłowę,jakbyzastanawiała

sięnadtym.

–Hmmm…problemwtym,żemamsięterazprzebrać

ipracowaćwkuchnidokońcawieczoru.

Nietochciałemusłyszeć.

–Aniechto.

Podeszładomniebliżejipocałowałamniewpoliczek.

–Siostraczekanaciebie–powiedziała.

Chybanieprzeżyjętegowieczoru.

–Całyczasmyślętylkootym,żebybyćwtobie.

Otym,żejesteśbliskomnieiwydajesztesuperseksowne

odgłosy.

WoczachBlairerozbłysłopożądanieijejźrenicesię

rozszerzyły.

Postanowiłemmówićdalej,skorojejsiętopodobało.

–Gdybymłatwomógłcięzostawić,zabrałbymciędo

biura,przycisnąłdościanyizanurzyłwtobiegłęboko.Ale

ztobąniemogęsobiepozwolićnakrótkinumerek.Jesteś

zbytuzależniająca.

DłonieBlairenadalopierałysięnamoichramionach.

Ścisnęłaje,ajejoddechstałsięurywany.

–Idźsięprzebrać.Jazostanętutaj,żebymnienie

kusiło.Apotemodprowadzęciędokuchni–

background image

powiedziałem.

Wzięłagłębokiwdech,poczymcofnęłasięokrok

iposzłasięprzebrać.

Pokusa,bypójśćtamzaniąikochaćsięznią,zanim

wrócidokuchni,byłabardzosilna.Aleonachciała

dokończyćdzisiejsząpracę.Tobyłodlaniejważne.

Chciałemjejudowodnić,żeto,coważnedlaniej,było

ważnerównieżdlamnie.

Kiedyznówsiępojawiła,miałanasobieczystystrój

wózkarkiiuśmiechałasiędomnie.

–Napewnoniechceszmniepodwieźćdoszesnastego

dołka?Obiecuję,żeniezajmęcidużoczasu.Pozwólmi

tylkolizaćtwojącipkę,ażdojdziesz.

Blairezadrżałaiwestchnęłacicho.

–Rush,niemówtak.Niemogę.Muszęwracaćdo

pracyiniechcę,żebyJimmyzastanawiałsię,dlaczego

jestemkłębkiemnerwów.Zuśmiechemująłemjejdłoń

isplotłempalcezjejpalcami.

–Ładniesięogarnęłaś–zażartowałem.

Blairezachichotała.

–Napewnocałyczaspachnęmasłem–powiedziała.

Przyciągnąłemjądosiebieischyliłemgłowę,żebyją

powąchać.

–Zawszecudowniepachniesz,słodkaBlaire.

Przytuliłasiędomnie,ajaobjąłemjąwpasie

iodprowadziłemzpowrotempoddrzwikuchni.

–Muszęcięchociażpocałować.Wiem,żejesteś

wpracy,alewtejchwilinicmnietonieobchodzi.Muszę

cięposmakować–pochyliłemsięiprzycisnąłemustado

jejust.Polizałemjejdolnąwargę,wciągnąłemjąissałem

chwilę,poczympuściłemniechętnie.

Blaireposłałamijeszczeostatniuśmiechizostawiła

background image

mnietamsamegonakorytarzu.

***

Wytrwaniedokońcabalubyłopiekłem.Ale

dokonałemtego,aNanwydawałasięszczęśliwa.

Wdrodzepowrotnejdomojegodomucałyczastrajkotała

owyprawienazakupy,naktórąchcesięwybraćzParis,

ipytałamnie,czyrozmawiałemostatniozmamą.

KiedyNanwreszcieodjechaładosiebie,odetchnąłem

zulgąiwszedłemdośrodka.Blairewkrótcewrócido

domu,ajanadalplanowałemzrobićjejmasaż.

Zpewnościądobrzejejzrobipotakimdniu.Zasuwałaod

ranadowieczora.

Przeszedłemprzezkuchnię,kierującsiękuschodom.

Nawidokpustejbutelkipopiwieikieliszkaodwina

stojącychnabarkustanąłemjakwryty.Miałempoczucie,

żeświatprzestałwirować,tylkonazwolnionychobrotach

przesuwałsięwstronętegokieliszka.

Znajomyśladczerwonejszminkinakieliszkusprawił,

żezrobiłomisięsłabo.Kurwa,nie.Jeszczenie.Boże,

jeszczenie.Potrzebowałemtejnocy.Kurwamać.

Potrzebowałemjeszczejednejnocy.Onaniebyłajeszcze

gotowa.Musiałemtowszystkodobrzerozegrać.Jasna

cholera!

Wbiegłemnaschody,przeskakującpodwastopnie,

chcącprzekonaćsięnawłasneoczy.Idącwgłąbkorytarza

napiętrze,zobaczyłem,żedrzwidopokojumojejmatkisą

zamknięte.Bylitamwśrodku.Wiedziałem,żetamsą.Te

drzwinormalniebyłyotwarte.Niedotykałemich.Bałem

sięznimizobaczyć.Bałemsię,żewszystkozniszczą.

Powiedząjejwszystkoiodpędząodemnie.

Nie.

Boże,nie.

background image

Nie,nie,nie.

***

Niewracałaprzezkilkagodzin.Niewiedziałem,ile

czasuminęło;wiedziałemtylko,żebyłopóźno.Siedziałem

napodłodziepodmoimidrzwiamiiczekałemnanią.

Patrzyłemprostoprzedsiebie.Chciałemjązobaczyć,

wziąćwramionaiprzekonaćsię,żejesttuzemną.Żenie

odeszła.

Odgłosotwieranychdrzwiwprawiłmojesercewdziki

galop.Blairebyławdomu.Tomogłobyćto.Koniec.Nie.

Nie.Nie.Niepozwolęnato.Sprawię,żemniepokocha.Że

miwybaczy.

Nadaltamsiedziałemipatrzyłemnanią,kiedy

zatrzymałasięnagórnymstopniuimniezobaczyła.Moja

słodkaBlaire.PojawiłasięwRosemaryBeachibez

jednegosłowaskradłakawałekmojegoserca.Apotem

zawładnęłamną.Całkowicie.Ajapozwoliłemjejnato

zradością.

Zaczęłaiśćwmojąstronę,ajawstałemiwyszedłem

jejnaprzeciw.

–Musiszpójśćzemnąnagórę.Teraz–desperacja

wmoimgłosiechybatrochęjązdziwiła,aleonicnie

pytała.

Chwyciłemjązarękęipociągnąłemwstronęmoich

drzwi.Musiałemsiępośpieszyć,żebyukryćjąbezpiecznie

wmoimpokoju.Zdalaodtamtych.Wciągnąłemjądo

środkaizamknąłemdrzwi,poczymodwróciłemsięwjej

stronęiprzycisnąłemjądościany.

Przesuwałemdłońmiwzdłużjejciała,uczącsięna

pamięćwszystkichwypukłościiwgłębień.Tonie

wystarczyło.Musiałemzdjąćzniejubranie.Szarpnąłem

bluzkę,którąmiałanasobieirozerwałemją.Niemiałem

background image

cierpliwościdoguzików.Wzięłagwałtownywdech,aja

zamknąłemjejustamoimi.Razporazprzesuwałem

językiemwjejsłodkimcieple,równocześniegorączkowo

rozpinającjejszortyizsuwającjezniej.MojaBlaire.Moja

doskonała,słodkaBlaire.

Jęknąłemtużprzyjejustach,wiedząc,żepotrzebuję

czegoświęcej.Niemogłamnieopuścić.Niemogłemnato

pozwolić.Pchnąłemjąnaschodyiściągnąłemjejbuty,po

czymcałkiemzdjąłemzniejszortyimajtki.Była

kompletnienaga.Tylkodlamnie.Dlanikogoinnego.

Nigdy.Tylkodlamnie.

Padłemnakolana,rozchyliłemjejnogiiprzesuwałem

językiempojejszparce,muskającłechtaczkę,którajuż

byłanabrzmiałaigotowa.Blairewykrzyknęłamojeimię

ioparłasięztyłunałokciach.Jejudarozchyliłysięjeszcze

bardziej,ajawsunąłemjęzykwgłąbniej,poczymznów

smagałemnimjejdelikatnefałdki.Blairecałyczas

powtarzałamojeimię.Zacząłemcałowaćdelikatnąskórę

jejud,aonadrżałaikwiliłarozpaczliwie.

–Moje.Tojestmoje–uniosłemgłowęipopatrzyłem

nanią.–Moja.Tasłodkacipkajestmoja,Blaire–bobyła

moja.

Przeszedłjądreszcz,gdywsunąłempalecdośrodka.

–Powiedz,żejestmoja–zażądałem.

Kiwnęłagłową,ajawsunąłempalecjeszczegłębiej.

–Powiedz,żejestmoja–powtórzyłem.

–Jesttwoja.Ateraz,proszę,Rush,pieprzmniejuż–

wydyszałaztrudem.

Tak!Tobyłamojadziewczynka.Tak,byłamoja.

Musiaławiedzieć,żejestmoja.Wstałem,zsunąłem

spodnieodpiżamy,któremiałemnasobie,ikopniakiem

odrzuciłemjenabok.

background image

–Dzisiajbezgumki.Wycofamsięwporę.Alemuszę

poczućcięcałą–zapowiedziałem.

Nigdyjużnieoddzielęsięodniejkondomem.Nigdy

jużniechciałembyćodniejoddzielony.Chwyciłemjej

udaiuniosłemjąwgórę,podczasgdysamzniżyłemsię,

ustawiającptakanawysokościjejdziurki.Niemogłem

wbićsięwnią,jeślibyłaobolała.Boże,napewnobyła

straszniezmęczona,alemusiałemjąmieć.Zagłębiłemsię

wniąpowoli.

–Boli?–spytałem,pochylającsięnadnią.

–Jestprzyjemnie–odparłazwestchnieniem.

Sprawięjejból.Zatrzymałemsięiwycofałemzniej.

–Teschodysądlaciebiezatwarde.Chodźtutaj.

Wziąłemjąnaręceizaniosłemnagórę.Byładziśzbyt

osłabiona,żebyjąprzyciskaćdotwardychdrewnianych

schodów.

–Zrobiszcośdlamnie?–spytałem,zasypując

pocałunkamijejnosipowieki,gdystałemzniąprzymoim

łóżku.

–Tak–odparła.

Postawiłemjąnapodłodze,nadaltrzymając,mimoże

jejstopydotykałyjużdywanu.

–Pochylsięipołóżpłaskonabrzuchu.Ręceoprzyjza

głową,apupęzostawwypiętą.

FantazjowałemoBlairewtakiejpozycji.Niepytała

mnie,dlaczegomatozrobić,aninieprotestowała.Po

prostutozrobiła.Namyśl,żetakchętniegotowajestmnie

zadowolić,mojapanikajeszczewzrosła.Byłamojąjedyną.

Musiałatowiedzieć.

Powiodłemdłońmipojejokrągłym,gładkimtyłeczku,

którytakochoczowypięła.

–Masznajwspanialszytyłeczek,jakikiedykolwiek

background image

widziałem–zapewniłemBlaire,głaszczącgo.Złapałemją

mocnozabiodrairozsuwającjejnoginaboki,wszedłem

wniąjednympchnięciem.

–Rush!–zawołałaBlaire.

–Kurde,jestemgłęboko–jęknąłemiwzrokmisię

zmącił.Tobyłolepsze,niżsobiewyobrażałem.Znią

zawszebyłowięcej.Zawsze,kurde,więcej.

Zacząłemsięwniejporuszać.Napierałanamnieod

tyłu,zaciskającpięścinaprześcieradleiwydającgłośne

jękiibłagalneokrzyki.

Słyszącjejprzyjemność,zacząłemdźgaćjąmocniej.

Chciałembyćwniejjeszczegłębiej.Chciałemwniej

zamieszkać.Zamknąćsiętamwśrodkuinigdyjużnie

wychodzić.Pompassącawciągałamojegoptakatak,że

ledwomogłemutrzymaćsięnanogach.Byłemjużblisko.

Sięgnąłemmiędzyjejnogiiprzesunąłemdłoniąpocipce.

–Boże,alejesteśmokra.

Mojesłowapodziałałynaniąnatychmiast.Blaire

szarpnęłasiępodemnądziko,wykrzykującmojeimię.Siłą

woliwysunąłemsięzniej,żebywystrzelićnasienienajej

pupę.Chciałemzrobićtowniej.Chciałem,bynasza

rozkoszzmieszałasięzesobą.Aleniemogłemznowutego

zrobić.Jeszczenie.

–Aaaach!–wrzasnąłem,aptakszarpnąłmisię

wdłoniachiwystrzeliłswójładuneknajejgładkieplecy.

Widzącto,miałempoczucie,żejąnaznaczyłem.

Widziałemtonawłasneoczy.Byłemnaniej.

–Cholera,kotku,gdybyśtylkowiedziała,jak

niesamowiciewyglądateraztwójtyłek–powiedziałem.

Osunęłasięnałóżko,niemogącdłużejwytrzymać

wtakiejpozycji.Odwróciłagłowędoboku,żebynamnie

spojrzeć.

background image

–Dlaczego?

Niezorientowałasię,gdziewystrzeliłemnasienie.

–Powiedzmypoprostu,żemuszęcięumyć–

wyjaśniłem.

Zachichotałaiskryłatwarzwpościeli.

Uwielbiałemsłuchaćjejśmiechu.Wspanialebyło

takżestaćtutajipatrzećnajejtyłekpokrytymoim

nasieniem.Tedwierzeczynarazbyłyzupełnie

niesamowite.

Blairemusiałasięprzespać.Niemogłemkazaćjejtu

leżeć,zbryzganejmojąspermą,tylkodlatego,żebyłem

pieprzonymjaskiniowcem.Obszedłemjąnaokoło,

kierującsiędołazienki,skądwziąłemciepłąmokrąmyjkę,

poczymwróciłemdopokoju.

Widziałem,żewodzizamnąwzrokiemzsennym,

zadowolonymuśmiechemnatwarzy.Tojawywołałemten

uśmiech.Niewiedziałem,czyjutromiałapracować,czy

nie,alepostanowiłem,żeniepójdziedoklubu.Załatwięto.

Musiałemzniąporozmawiać.Musiaładowiedziećsię

owszystkim.

Byłtujejojciec.Nadeszłapora,żebymstawiłczoło

faktomizawalczyłonią.

Starłemzniejmojenasienie.

–Jużjesteśczysta,kotku.Możeszpołożyćsię

wygodnieiprzykryć.Zarazwracam–powiedziałem.

Aleonasięnieporuszyła.Podszedłemzdrugiejstrony

ispojrzałemnajejtwarz.Twardospała.Uśmiechnąłemsię

namyśl,żezasnęła,gdyjająmyłem.Zaborczabestiawe

mnieuderzałasięwpiersi.

Podniosłemjąiułożyłemnapoduszce,poczym

otuliłemstarannie.Pochyliłemsięipocałowałemją

wgłowę.

background image

–Wszystkonaprawię.Przysięgam,żewszystkobędzie

dobrze.Kochamcięwystarczającomocno,żebyśmyto

przetrwali.Chciałbymtylko,żebyśtykochałamni

ewystarczającomocno.Proszę,Blaire,kochajmnie

wystarczającomocno–błagałem.

Nieporuszyłasię.Jejwolny,równyoddechnie

zmieniłtempa.Miałemjednaknadzieję,żeusłyszałamnie

przezsen.Iżejutrobędzietopamiętać.

ROZDZIAŁDWUDZIESTYSIÓDMY

Niemogłemspać.Leżałemgodzinami,patrzącna

słodkąBlaireśpiącąwmoichramionach.Zwinęłasię

wkłębekiwtuliławemnie,jakbymbyłdlaniejjedynym

źródłemciepła.Lęk,żemogęjużnigdywięcejtegonie

zaznać,byłbardzorealny.Chociażniechciałemwierzyć,

żeodemnieodejdzie,wiedziałem,żemogęjąstracić.Jak

jatoprzeżyję?Przyciągnąłemjąbliżejiprzytuliłem

jeszczemocniej.Gdybymtakmógłjąstądzabraćidokądś

uciec.Niepozwolićjejnigdypoznaćtejokropnejprawdy.

Dlaczegozawszemusiałemjąranić,kiedychciałemtylko

jąchronić?

–Kochamcię–wyszeptałemwjejwłosy.

Tomusiałonamwystarczyć.

Patrzyłem,jaksłońcewschodziiporanekstajesię

corazjaśniejszy.Blairepotrzebowałasnu.Pewniebędzie

spaładopołudnia.Musiałemporozmawiaćzmatką

iAbe’em,zanimBlairesięobudzi.Musielisiędowiedzieć,

codoniejczuję.Stałasięmoimpriorytetem.Musiałemdać

imtojasnodozrozumienia.

Zamknąłemoczy,wdychającjejzapachisycącsię

dotykiemBlairewmoichramionach.Byłatakaufna.

Zmuszającsiędotego,bywstać,odsunąłemją

iwypuściłemzmoichobjęć.Byłemgotówzejśćnadół

background image

istawićczołaprawdzie.Tejpaskudnej,wstrętnej,ohydnej

prawdzie,którazpewnościązraniBlaire.Niebyłem

wstanietegopowstrzymać.Mogłemmiećtylkonadzieję,

żezdołampomócjejtoznieść.

Ubrałemsięiskierowałemkuschodom,poczym

stanąłemijeszczerazspojrzałemnaBlaireśpiącąwmoim

łóżku.Leżałaterazskulonapodkocem.Jejdługiejasne

włosyrozsypałysięnapoduszce.Jakodzieckoczęstosię

zastanawiałem,czyaniołyistniejąnaprawdę.Kiedy

skończyłemdziesięćlat,uznałem,żenie.Żetowszystko

bzdury.Terazdotarłodomnie,żeniemiałemracji.

Blairebyłamoimaniołem.

***

Abestałwkuchni,piłkawęzfiliżankiiwyglądał

przezokno.Tobyłmężczyzna,któryporzuciłmojąBlaire.

Pozwolił,bysamotniepochowałamatkęiradziłasobie

wpojedynkę.

Nienawidziłemgo.

NiezasługiwałnaBlaire.

Abeodwróciłsięinapotkałmójpiorunującywzrok.

Skrzywiłusta,poczymwypiłjeszczełykkawyiznów

wyjrzałprzezokno.Przywykłdomojejnienawiści.Nie

wiedziałjednak,jakbardzosięwzmogła,odkąd

widzieliśmysięporazostatni.Miałemochotęrozszarpać

gonastrzępy.Nasamjegowidokogarniałamnie

wściekłość.

–Zamierzaszoniąspytać?–warknąłem.

Wzruszyłramionami.

–Zakładam,żejesttutaj.–Onzakładał.Niedbałoto.

Poprostuzakładał.

–Cociętak,kurwa,wypaczyło,żestałeśsiętaki

nieczuły?–wycedziłemznienawiścią.

background image

–Cierpienie,jakiegonigdybyśniezrozumiał,

chłopcze–odparłgłosempozbawionymemocji.

–Całkiemsamapochowałamatkę,tysukinsynu.

Iwiedziałeśotym.Nieodpowiedział.

–Jest,kurwa,zupełnieniewinnaicałkiemsama–

powiedziałam,chcąc,żebyprzyznałchociażto,boinaczej

krewcałkiemmniezaleje.

–Jużniejest,prawda?Takacałkiemniewinnaani

sama–odparł.

Mojawściekłośćosiągnęłatemperaturęwrzenia

iprzeszedłemprzezkuchnię.Odwróciłsięakurat

wodpowiednimmomencie,żebymmógłgozłapaćirzucić

nimościanę.

–Typierdolonyskurwielu!Nigdy,aletonigdynie

sugerujnawet,żeBlaireniejestniewinna.Skończęztobą!

Igównomnieobchodzi,ktobędziepotobiepłakał!–

wrzeszczałem.

Abeupuściłfiliżankę,któraroztrzaskałasięna

podłodze,aleniezważałemnato.Onteżjakośsiętymnie

przejął.Wtymczłowiekubyłapustka,którejniemogłem

pojąć.Zupełniejakbyniemiałduszy.

–Spałeśznią?–zapytałspokojnie.

Znowuwalnąłemnimościanętak,żepospadały

talerze,dołączającdostłuczonejfiliżanki.

–Przymknijsię!–ryknąłem.

–Rush!–histerycznygłosmojejmatkiprzebiłsię

przezmojąfurię.

–Tonietwojasprawa,mamo–rzuciłem,nie

odrywającwzrokuodczłowieka,któregogotówbyłem

zamordowaćgołymirękami.

–Iniewyglądateżnato,żebynadalbyłasama–

powiedziałAbe.

background image

Przełknąłemlęk,któryściskałmipierś.

–Niejest.Inigdyniebędzie.Zawszebędęprzyniej.

Zapewnięjejbezpieczeństwo.Zaopiekujęsięnią.Będzie

zawszemiałamnie.

–Kto?Oczymtymówisz,Rush?PuśćAbe’a!–matka

znalazłasiętużprzymnieiciągnęłamniezaramię.

WkrótceBlairezejdzienadół.Niemogłemzabićjej

ojca.Chyba,żemnieotopoprosi.Jeślitozrobi,jużbył

trupem.Puściłemgoicofnąłemsię.

–Uważaj,wjakisposóboniejmówisz.Niczegotak

niepragnę,jakwidziećtwojecierpienie–ostrzegłemgo.

–Rush,dosyćtego!–matkawbiłamipaznokcie

wramię,ajawyrwałemjejsięgwałtownie.

–Tyteżmnieniedotykaj.Totychciałaśmiećtego

gnojawnaszymżyciu.Pozwoliłaś,żebyjąporzucił–

wymierzyłemwniąpalec.

Szokmojejmatkiprzeszedłwdezorientację,gdy

rozglądałasięwokół,patrzącnapotłuczonenaczynia.

–Narobiłeśtubałaganu.Przejdźmydosalonu,zanim

ktośsięskaleczy.Musiszmiwyjaśnićswojezachowanie–

powiedziała,wychodzączkuchniispodziewającsię,że

pójdziemyzanią.

Patrzyłemzanią,poczymprzeniosłemwzrokna

Abe’a.

–Nic,comożeszmizrobić,niedorównacierpieniu,

jakiegojużdoznałem–oznajmiłAbe,poczymodwrócił

sięiwyszedłzkuchniwśladzamatką.

Jakczłowiekjegopokrojumógłwychowaćtakąosobę

jakBlaire?Nierozumiałem,jakimcudemdziewczyna

śpiącanagórzewmoimłóżkumogłabyćdziełemtego

człowieka.WNanmogłemzobaczyćjegocórkę,alenie

wBlaire.

background image

MusiałemporozmawiaćzmatkąizAbe’em.Wkońcu

dlategowłaśniewstałemiopuściłemłóżko,zostawiając

wnimBlaire.Wszedłemdosalonu,amatkaspojrzałana

mniezotwartymiustami.NajwidoczniejAbecośjejjuż

powiedział.

–Ty…ty…niemogęwtouwierzyć,Rush.Wiem,że

maszproblemisypiasz,zkimpopadnie,alemusisz

postawićsobiejakieśgranice.Tadziewczynawykorzystała

swojeciało,żebytobąmanipulować.

Pokręciłemgłowąiruszyłemwstronęmatki.Miałem

jużdośćsłuchania,jakmówiąoBlaire.Niedbałemjuż

oto,ktocopowiedział,zapłacąmizatooboje.

Abestanąłpomiędzynami,aleuwagęskierowałku

matce.

–Uważaj,cooniejmówisz.Blairetomojacórka–

jegoostrzegawczytonzdziwiłmnie.Niemógł,rzeczjasna,

zmazaćtymcałejreszty,aleprzynajmniejstanąłwjej

obronie.

–Niemogęwtouwierzyć,Rush.Oczymtymyślałeś?

Wiesz,kimonajest?Coonaznaczydlatejrodziny?–

powiedziałamojamatkaoburzonymtonem,jakbym

popełniłjakąśzbrodnię.ObwiniałaBlaireocoś,conigdy

niebyłojejwiną.Jakżesilnybyłtenmit,wktórymoja

rodzinawierzyłatakuparcie!

–Niemożeszobarczaćjejodpowiedzialnościąza

swojenieszczęścia.Wtedyniebyłojejjeszczenaświecie.

Niemaszpojęcia,przezcoonaprzeszła.Nacoonją

naraził–dodałem,wskazującnaAbe’a.Bojawiedziałem

inigdymutegoniezapomnę.

–Niebądźtakiarogancki.Totypojechałeśiznalazłeś

godlamnie.Więc,nacokolwiekonjąnaraził,tyto

wszystkozapoczątkowałeś.Apotemwziąłeśiprzespałeś

background image

sięznią?Naprawdę,Rush.MójBoże,cotysobie

myślałeś?Jesteśzupełnietakisamjaktwójojciec–matka

uwielbiałamnieoskarżaćoto,żejestemtakisamjakDean,

kiedybyłanamniewściekła.Jadziękowałemnatomiast

Bogu,żeniejestempodobnydoniej.

–Pamiętaj,dokogonależytendom,mamo–

przypomniałemjej.

–Cośtakiego?Mójwłasnysynzwracasięprzeciwko

mniewzwiązkuzdopierocopoznanądziewczyną.Abe,

musiszcośzrobić.

MatkapatrzyłabłagalnienaAbe’a,amniechciałosię

śmiać.Oczekiwała,żeoncośzrobi.Cozabzdury.Miałem

jużtegodość.Musiałemwyjaśnićsytuację,zanimBlaire

sięobudzi.

–Tojegodom,Georgie.Niemogęgodoniczego

zmusić.Powinienembyłsiętegospodziewać.Onajest

zupełnietakajakjejmatka.

Zamarłem,słysząctesłowa.Coon,udiabła,chciał

przeztopowiedzieć?

–Cotomanibyznaczyć?–wrzasnęłamojamatka,

najwyraźniejwiedzącjuż,comiałnamyśli,boinaczejtak

bynaniegoniewsiadła.

–Jużtoprzerabialiśmy.Powodem,dlaktórego

zostawiłemciędlaniej,byłwłaśnietenjejmagnetyzm.Nie

mogłemsięwyzwolićspodjejuroku…

–Wiemotym.Niechcęznowutegosłuchać.Tak

bardzojejpragnąłeś,żezostawiłeśmniewciążyizmusiłeś

dowycofaniazaproszeńnanaszślub–przerwałamu

matka.

–Kochanie,uspokójsię.Kochamcię.Chciałemtylko

wyjaśnić,żeBlairemacharyzmęswojejmatki.Niesposób

jejnieulec.Aonazupełnieniezdajesobieztegosprawy,

background image

taksamojakjejmatka.Niemożenicnatoporadzić–

powiedziałAbe.

Wpatrywałemsięwniegozezgrozą.Więconmyślał,

żetojestpowód?Naprawdęwtowierzył?Niezakochałem

sięwżadnejpieprzonejcharyzmie.WBlairebyłoznacznie

więcej.Czyżbyontegoniewidział?Ślepyskurwiel.

–Ach!Czytakobietanigdyniedamispokoju?Czy

jużzawszebędzierujnowaćmiżycie?Onanieżyje,na

miłośćboską!Odzyskałamukochanegomężczyznę,

anaszacórkawreszciemaojca,aterazto.Rushmusiałsię

przespaćztą…tądziewuchą!–mojamatkacorazbardziej

siędenerwowała,aleniemogłemsięterazzajmowaćjej

napademzłości.MusiałemmartwićsięoBlaire.

–Jeszczejednosłowoprzeciwkoniej,akażęwamsię

stądwynosić–ostrzegłemmatkęporazostatni.Nie

pozwolę,żebyobrażałaBlairewjakikolwieksposób.

–Georgie,skarbie,uspokójsię,proszę.Blairetodobra

dziewczyna.Jejobecnośćtutajtoniekoniecświata.Musi

gdzieśsięzatrzymać.Tłumaczyłemcitojuż.Wiem,że

teraznienawidziszRebeki,aletobyłaprzecieżtwoja

najlepszaprzyjaciółka.Przyjaźniłyściesięoddzieciństwa.

Pókijasięniepojawiłemiwszystkiegoniezepsułem,

byłyścieniczymsiostry.Tojejcórka.Okażjejtrochę

współczucia.–Alejegoargumentyzupełnienie

przemawiałydomojejmatki.Byłachorobliwie

egocentryczna,takjakmojasiostra.

–Nie!Zamknijciesięwszyscy!–GłosBlaireprzeszył

mojeserceniczymsztylet.

Nie.Boże,nie,jeszczenie.Niemiałausłyszećtego

wtakisposób.

–Blaire–ruszyłemwjejstronę,aleonapodniosła

obieręce,żebymniepowstrzymać.Dzikiwyrazjejoczu

background image

iniewidzącespojrzenie,którewemniewymierzyła,

zupełniemnieporaziły.

–Ty–powiedziała,celującpalcemwAbe’a.–Tyim

pozwalaszwygłaszaćkłamstwaomojejmatce!–

wrzasnęła.Wcześniejsiębałem,żepoczujesięzraniona,

aletanieprzystępnośćicałkowitychłódwjejoczachbyły

przerażające.

–Blaire,pozwólmiwyjaśnić–zacząłAbe.

–Zamknijsię!–ryknęłaBlaire,przerywającmu.–

Mojasiostra,mojadrugapołowa,umarła.Umarła,tato.To

sięstałowsamochodzie,kiedyjechałanazakupyztobą.

Zupełniejakbyzabranomiduszęirozerwanojąnadwoje.

Jejutratabyłaniedozniesienia.Patrzyłam,jakmama

krzyczy,zawodziiopłakujejąwnieskończoność,apotem

patrzyłam,jakmójojciecodchodzinazawsze,gdyjego

córkaiżonapróbowałypozbieraćrozsypanekawałeczki

swojegoświatabezValerie.Apotemmamazachorowała.

Dzwoniłamdociebie,aletynieodbierałeś.Więc

załatwiłamsobiedodatkowąpracęposzkole,żebymóc

zapłacićzaleczeniemamy.Nierobiłamnicinnego,tylko

opiekowałamsięmamą,pracowałamichodziłamdo

szkoły.Tylkożejakbyłamwostatniejklasie,mamietak

siępogorszyło,żemusiałamrzucićszkołę.Udałomisię

zdaćeksternistyczniematuręityle.Bojedynaosobana

świecie,któramniekochała,umierała,ajasiedziałam

ipatrzyłamnatobezradnie.Trzymałamjązarękę,gdy

wydałaostatnietchnienie.Zorganizowałamjejpogrzeb.

Patrzyłam,jakzakopująjąwziemi.Atynawetnie

zadzwoniłeś.Anirazu.Apotemmusiałamsprzedaćdom,

któryzostawiłanambabcia,wrazzewszystkim,comiało

jakąkolwiekwartość,żebyopłacićrachunkizaleczenie

mamy–przestałamówićizjejgardławyrwałsięszloch.

background image

Łzyspływałyjejpopoliczkach,amniekrajałosięserce.

Niewiedziałemotymwszystkim.Powiedziałami

tylkotrochę.Otoczyłemjąramionami,chcącjąprzytulić,

aleonazaczęłamachaćrękamiiwyrywaćmisięjak

szalona.

–Niedotykajmnie!–wrzasnęłaimusiałemjąpuścić

alboryzykować,żezrobisobiekrzywdę.–Aterazjeszcze

muszęsłuchać,jakmówicieomojejmatce,którabyła

święta.Słyszyciemnie?Onabyłaświęta!Wszyscy

jesteściekłamcami.Ajeśliktokolwiekjestwinnytym

bzdurom,którewylewająsięzwaszychust,toten

człowiek–wskazałaswegoojca.

Ajasięłudziłem,żeonamniewysłuchaipozwolimi

wszystkowyjaśnić.Całyjejświatzostałwywróconydo

górynogami.Ajajejniepowiedziałem.Niechciałem

patrzećnacierpieniewjejoczach,któregoniepotrafiłbym

złagodzić.Pozwoliłemnatomiast,żebystałosięto,cosię

stało,atobyłoznaczniegorsze.

–Tokłamca.Niejestwarttyle,copyłpodmoimi

stopami.JeśliNanjestjegocórką,apanibyławciąży…–

BlairecałyczastrzymałapalecwycelowanywAbe’a,ale

terazprzeniosłauwagęnamojąmatkę.Zachwiałasię,

miałemochotęrzucićsiękuniejijąpodtrzymać,nie

zrobiłemtegojednak.Musiałanajpierwsamanadsobą

zapanować.Niechciałamojejpomocy.

–Kimpanijest?–zapytała,gdymojamatkapatrzyła

naniąudręczonymwzrokiem.

–Uważaj,jaknatoodpowiesz–ostrzegłemmatkę,

stajączaBlaire,nawypadek,gdybymniepotrzebowała.

MatkapopatrzyłanaAbe’a,apotemznównaBlaire.

–Wiesz,kimjestem,Blaire.Jużsięspotkałyśmy.

–Przyjechałapanidomojegodomu.Pani…Przez

background image

paniąmamapłakała.

Matkaprzewróciłaoczami,ajacałysięspiąłem.

–Ostatnieostrzeżenie,mamo–warknąłem.

–Nanchciałapoznaćswojegoojca.Więczawiozłam

jądoniego.Zobaczyłajegomiłąrodzinkę,śliczne

jasnowłosebliźniaczki,którekochał,irównieidealną

żonę.Miałamjużdośćmówieniamojejcórce,żeniema

ojca.Wiedziała,żema.Więcpokazałamjej,cowybrał

zamiastniej.Niepytałajużwięcejoniego,tentemat

wróciłdopierodużopóźniej.

PodBlaireugięłysiękolana,ztrudemłapała

powietrze.Cholera,będziemiałaatakpaniki.

–Blaire,spójrznamnie,proszę–błagałemją,aleona

niezareagowała.Wbiławzrokwpodłogę,awszystko

powolidoniejdocierało.Okropniebyłonatopatrzeć.

Chciałemwyrzucićichstąd,żebymmógłtulićBlaire,aż

wszystkoznówbędziedobrze.Aleonapotrzebowała

wyjaśnień.Teraz,gdyprawdawyszłanajaw,pragnęła

odpowiedzinawszystkieswojepytania.

OdezwałsięAbe.

–ByłemzaręczonyzGeorgianną.ByławciążyzNan.

Twojamamaprzyjechałająodwiedzić.Nigdywżyciunie

widziałemkogośtakiegojakona.Byłaniczymnałóg.Nie

mogłemsięodniejoderwać.Georgiannanadalwzdychała

zaDeanem,aRushodwiedzałtatęcodrugiweekend.

Spodziewałemsię,żeGeorgiewrócidoDeana,jaktylko

ondojrzejedotego,żebyzałożyćrodzinę.Niebyłem

nawetpewny,czyNanjestmoja.Twojamamabyła

niewinnaiurocza.Nieinteresowalijejrockmani,no

irozśmieszałamnie.Uganiałemsięzanią,aonamnie

ignorowała.Wtedyjąokłamałem.Powiedziałemjej,że

GeorgienosikolejnedzieckoDeana.Twojejmamiebyło

background image

mnieżal.Jakimścudemudałomisięjąnamówić,żebyze

mnąuciekła.Żebyodrzuciłaprzyjaźń,któratrwałaod

dzieciństwa–kiedyAbeskończyłswojewyjaśnienia,

uświadomiłemsobie,żenigdyjeszczeniesłyszałem,żeby

powiedziałażtylenaraz.

Blairezasłoniłauszydłońmiizacisnęłapowieki.

–Przestań.Niechcętegosłuchać.Chcęwziąćtylko

mojerzeczy.Chcęstądwyjechać–szlochałaBlaire,amnie

pękałoserce.

–Kotku,proszę,porozmawiajzemną.Proszę–

błagałemją,wyciągającdoniejręce,szukając

jakiejkolwiekformykontaktu.

Odsunęłasię,niepatrzącnamnie.

–Niemogęnaciebiepatrzeć.Niechcęztobą

rozmawiać.Chcętylkomojerzeczy.Chcęjechaćdodomu.

Nie.Nie.Nie.Niemogłemjejstracić.Nie.Niemogła

mniezostawić.Kochałemją.Należałemdoniej.Musiała

onaswalczyć.Pragnąłem,żebywalczyła.

–Blaire,skarbie,niemajużdomu–powiedziałAbe.

Wiem,żechciałjejtylkoprzypomnieć,żeniemadokąd

wracać,alemiałemochotęwalnąćgopięściąwtwarz.Nie

powinnasłyszećtegoterazodniego.

Blairespojrzałanaojcapiorunującymwzrokiem.

–Grobymojejmamyisiostrysąmoimdomem.Chcę

byćbliskonich.Stałamtuisłuchałam,jakwmawiaciemi,

żemojamamabyłakimś,kimwiem,żeniebyła.Nigdynie

zrobiłabytego,ocojąoskarżacie.Zostańtuzeswoją

rodziną,Abe.Jestempewna,żebędąciękochaćrównie

mocno,jaktwojapoprzedniarodzina.Postarajsięniezabić

nikogoznich–toostatniewycedziłaznienawiścią.

Następnieodwróciłasięipobiegłanagórę.Patrzyłem

zaniąiprzezchwilęrozważałem,czyniezamknąćjejna

background image

kluczwmoimpokojuiniezmusić,byzostałazemną.By

mniewysłuchała.Czywtedybymiwybaczyła?Czy

mogłemjejtozrobić?

–Jestniezrównoważonainiebezpieczna–syknęła

mojamatka.

Podszedłemdoniejiporazpierwszywżyciubyłem

bliskiuderzeniajej.

–Jejświatwłaśniesięzawalił.Przekreśliliście

wszystko,coznała.Więcchoćrazwżyciuniebądź

samolubnąsukąizamknijmordę.Bojestemgotów

wyrzucićwasobojenazbitypyskibędzieciemusielisami

kombinować,jak,kurwa,przetrwać.

Nieczekałemnajejreakcję,bowiedziałem,żewtedy

całkiemstracępanowanienadsobą.Musiałemspróbować

porozmawiaćzBlairenaosobności.

Stanąłemwdrzwiachjejpokoju.Upychałaswoje

rzeczywwalizce,zktórąprzyjechałatuzaledwieprzed

kilkomatygodniami.

–Niemożeszmniezostawić–powiedziałem,walcząc

zemocjamiściskającymimniezagardło.

–Chceszsięprzekonać?–odparła.

Tapustkawjejgłosiedobijałamnie.Toniebyłamoja

Blaire.Niemogłempozwolić,żebytekłamstwaodebrały

miją.MojaBlaireniebyłatakamartwaizimnawśrodku.

–Blaire,niepozwoliłaśmiwyjaśnić.Dzisiaj

zamierzałemwszystkocipowiedzieć.Oniprzyjechali

wczorajwieczoremispanikowałem.Chciałempowiedzieć

ci,zanimwrócą–plotłembezsensu,aleonawyjeżdżała,

ajaniewiedziałem,comam,kurde,powiedzieć,żebyją

zatrzymać.Walnąłempięściąoframugędrzwi,usiłującsię

skupić.Musiałempowiedziećto,cotrzeba.–Niemiałaś

dowiedziećsięwtakisposób.Nietak.Boże,nietak–

background image

zupełniesięsypałem.Panikailękniepozwalałymi

myśleć.

–Niemogętuzostać–powiedziała.–Niemogęna

ciebiepatrzeć.Przypominaszmibólizdradęnietylko

mojewłasne,aleimojejmamy.Cokolwiekbyłomiędzy

nami,skończyłosię.Umarłozchwilą,gdyzeszłamnadół

izrozumiałam,żeświat,któryznałam,byłjednymwielkim

kłamstwem.

Jejsłowabyłytakostateczne.Jakmogłemwalczyć,

jeśliniechciaładaćnamszansy?Czynigdyjużniebędzie

wstaniespojrzećnamnieinaczej?Niemogłemżyć

wtakimświecie.WświeciebezBlaire.

ROZDZIAŁDWUDZIESTYÓSMY

Starającsięoddychaćpomimobólu,odwróciłemsię

iposzedłemzanią.Niechciałamnie.Niechciałatego.Ale

niemogłemtakpoprostupozwolićjejodejść.Dokąd

pojedzie?Gdziebędziespała?Ktobędziepilnował,żeby

jadła?Ktojąprzytuli,gdybędziepłakać?Potrzebowała

mnie.I,Boże,japotrzebowałemjej.

Blairezeszłanadół,wyjęłazkieszenitelefonipodała

goAbe’owi.

–Weźgo.Jagoniechcę–powiedziała.

–Pocomiałbymbraćtwójtelefon?–zdumiałsięAbe.

–Bonicodciebieniechcę–wrzasnęła.

–Toniejadałemcitentelefon–odparł.

–Weźtelefon,Blaire–powiedziałem.–Jeślichcesz

wyjechać,niemogęciętuzatrzymywać.Ale,proszę,weź

zesobątelefon–byłemgotówpaśćnakolanaibłagać.

Musiaławziąćtentelefon.Dodiabła,potrzebowała

telefonu.

Blairepołożyłagonadolnymschodku.

–Niemogę–powiedziała,ajazrozumiałem,żenie

background image

mogęzmuszaćjej,bygozabrała.Niemogłemniczrobić.

Byłem,kurwa,doniczego.Jejświatwłaśniesięzawalił,

ajabyłem,kurwa,doniczego.

–Wyglądaszzupełniejakona–powiedziałamoja

matkadoplecówBlaire.

–Mamtylkonadzieję,żechoćwpołowiezdołambyć

takąkobietąjakona–odparłaBlairezabsolutnym

przekonaniem.

Drzwizamknęłysięzanią.

Musiałemcośzrobić.

Zszedłemkawałekposchodach,niespuszczającoczu

zdrzwi.Niemogłempoprostutuzostaćipozwolićjej

odjechać.

–Dokądonapojedzie?–zapytałemAbe’a.Powinien

miećjakiśpomysł.

–WrócidoAlabamy.Tojedynydrugidom,jakizna.

Matamprzyjaciół.Przyjmąjądosiebie–odparł.

ZzewnątrzdałsięsłyszećkrzykNan,amniestanęło

serce.CzycośsięstałoBlaire?Zbiegłemnasamdół,ale

matkaiAbezdążylijużrzucićsiędodrzwi.

–Blaire!Odłóżbroń.Nan,nieruszajsię.Onaumiesię

posługiwaćtymżelastwemlepiejniżwiększośćmężczyzn

–przemawiałAbespokojnymtonem.

Jasnacholera,BlairemierzyłazbronidoNan.Co

takiegoNanpowiedziała?

–Coonawyprawiaztąspluwą?Czytowogóle

legalne?–spytałamojamatka.

–Mapozwolenieiwie,corobi.Zachowajspokój–

odparłAberozdrażnionymtonem.

Blaireopuściłabroń.

–Zarazwsiądędotegopikapaizniknęzwaszego

życia.Nazawsze.Alenicniemówomojejmamie.Nie

background image

będęjużtegowięcejsłuchać–powiedziałaBlaire,

piorunującNanwzrokiem.Następniewsiadładopikapa

inieoglądającsię,odjechała.

–Onajest,kurwa,psychiczna–stwierdziłaNan,

odwracającsiędonas.

Niemogłemtustaćiwysłuchiwaćichględzenia.

Blairemnieopuszczała.Niezamierzałempozwolić,by

odjechałacałkiemsama.Mogłojejsięprzytrafićwszystko.

Odwróciłemsięipopędziłemnagórędomojegopokoju.

NaostatnimschodkupoczułemzapachBlaire

imusiałemstanąć,izacisnąćzęby,żebywytrzymaćból.

Jeszczedwiegodzinytemuleżałemwtymłóżku

itrzymałemjąwramionach.

Podszedłemdołóżka,usiadłem,podniosłem

poduszkę,naktórejspała,iprzyłożyłemjądotwarzy.

Boże,pachniałazupełniejakBlaire.Wyrwałmisięszloch,

usiłowałemgopowstrzymać,aleniezdołałem.Straciłem

ją.MojąBlaire.StraciłemmojąBlaire.

Nie.Nie.Niemogłemsięztympogodzić.

Wstałemiostrożnieodłożyłempoduszkę.Pojadęza

nią.Potrzebowałemtrochęubrańimójportfel.Pojadępo

nią.Potrzebowałamnie.Wtejchwilimnieniechciała,ale

zechce,kiedyszokminie.Będęmógłjąprzytulać,żeby

złagodzićjejból.Będęjątuliłwpłaczu.Apotemspędzę

resztężycianazadośćuczynieniujejkrzywd.Sprawię,że

będzieszczęśliwa.Cholernieszczęśliwa.

Ztorbąwdłonizszedłemzpowrotemnadół,gdzie–

byłemtegopewien–mojamatka,siostraiAbestali

wprzedpokojuirozmawialioBlaireorazotym,cozaszło.

Niezamierzałemichsłuchać.Musiałemjechać.

–Dokądsięwybierasz?–spytałamniematka.

–Przystawiłamibrońdogłowy,Rush!Czyciebieto

background image

nicnieobchodzi?Mogłamniezabić!–Nanwiedziała,

dokądsięwybieram.

Zatrzymałemsięispojrzałemnajpierwnamatkę.

–JadępoBlaire–następniepopatrzyłemnasiostrę.–

Możedziękitemunauczyszsiętrzymaćjęzykzazębami.

Tymrazempowiedziałaśnieto,cotrzeba,doniewłaściwej

osobyidostałaśnauczkę.Następnymrazempomyśl,zanim

zacznieszpleśćbzdury.–Otworzyłemdrzwifrontowe.

–Ajeślionaztobąniewróci?Onanasnienawidzi,

Rush–powiedziałamojamatka,wyraźniezaniepokojona

perspektywą,żeBlairemiałabytujeszczewrócić.

–Jeślizemnąniewróci,towybędzieciemusielisię

stądwynieść.Niebędęmieszkałwewłasnymdomu

zludźmi,którzyzniszczylijejświat.Zdecydujciesię,

dokądzamierzaciejechać,boniechcęwastuwidziećpo

moimpowrocie–zatrzasnąłemzasobądrzwi.

***

OśmiogodzinnajazdadoSummitwstanieAlabama

byłabyłatwiejsza,gdybymnieśledziłBlaire,starającsię

jednocześnie,żebymnieniezauważyła.Ukrywanie

czarnegorangeroveranawiejskichdrogachniebyłołatwe.

Częściej,niżbymchciał,musiałemtracićjązoczu,ale

tylkowtensposóbmogłemjechaćzanią.Dotego

miasteczkaprowadziłmnieGPS,naszczęściewyglądało

nato,żeBlairewybrałatęsamądrogę,którąsugerował

GPS.

Kiedywjechałemdomiasteczka,zobaczyłem,żeznak

WitamywSummitwstanieAlabamajestzniszczony

iwymagaodmalowania,alenapisdałosięodczytać.Blaire

miaładobredziesięćminutwyprzedzenia,botylkowten

sposóbmogłempozostaćniezauważony.Przejechałem

pierwszeświatła.ZgodniezinformacjąGoogle’a

background image

wmiasteczkubyłytylkotrzyświatła.Przykolejnych

zobaczyłemznakcmentarzaiskręciłem.Parkingbyłpusty,

nieliczącpikapaBlaireijeszczejednejpółciężarówki.Nie

zaparkowałemwmiejscu,gdziemogłabymniezobaczyć;

zatrzymałemsiękawałekdalejprzydrodze.

Przyjechałaodwiedzićmatkę.Isiostrę.Czy

kiedykolwieksercetakmisiękrajałozpowodu

kogokolwiekinnego?Cierpiałem,żeNanbyła

zaniedbywana,aleczykiedykolwiekczułemażtakie

emocjewzwiązkuzjejudrękami?Myśl,żeBlairemusi

zmagaćsięztymwszystkimsama,byłaniedozniesienia.

Musiałamniewysłuchać.

Kiedyzobaczyłem,żejejniebieskipikapodjeżdża,

odczekałemchwilę,poczymruszyłemzanią

wbezpiecznejodległości.Napierwszychświatłach

skręciławprawoizaparkowałaprzedmotelem.Byłem

pewien,żetojedynymotelnaprzestrzeniwielumil.

Ichociażniepodobałmisiępomysł,żesiętuzatrzymała,

cieszyłemsię,żeniebędęmusiałzniąrozmawiaćwdomu

jakichśobcychludzi.Tumogliśmymiećtrochę

prywatności.

GdyBlairebyłajużwśrodkuiwynajmowałapokój,

zaparkowałemwóz,wysiadłemiczekałem.Niebyłem

pewien,cojejpowiemiczyniezacznępoprostujej

błagać.Alecośmusiałemzrobić.Blairewyłoniłasię

zbiuraispotkaliśmysięwzrokiem.Zwolniłakroku,po

czymwestchnęła.Niespodziewałasię,żeprzyjadętuza

nią.Czynaprawdęnierozumiała,żezupełnieoszalałemna

jejpunkcie?

Wchwili,gdyzaczęłaiśćwmojąstronę,trzasnęły

drzwiczkijakiegośsamochodu,aonaodwróciłagłowę

izmarszczyłabrwinawidokchłopaka,którywłaśnie

background image

wysiadłzpółciężarówki–tejsamej,którądopieroco

widziałemnacmentarzu.Niemusiałanassobie

przedstawiać,wiedziałem,żetoCain.Zaborczespojrzenie,

którymjąomiótł,wyraźniedałomidozrozumienia,że

kiedyśrościłsobiedoniejprawa.Musiałsięnatomiast

dowiedzieć,żeteprawajużwygasły.

–Mam,cholera,nadzieję,żeznasztegofaceta,bo

przyjechałtuzatobązcmentarza.Zauważyłemgona

poboczu,skądsięnamprzyglądał,alenicniemówiłem–

oznajmiłCain,wolnymkrokiempodchodzącdoBlaire.

–Znamgo–natychmiastodparłaBlaire.

–Tozjegopowoduwróciłaśtutaj?–zapytałCain.

–Nie–odrzekła,poczymspojrzałanamnie.–

Dlaczegotuprzyjechałeś?–spytałamnie,niepodchodząc

bliżej.

–Botytujesteś–odparłempoprostu.

–Niemogętegozrobić,Rush.

Owszem,mogła.Musiałemjąotymprzekonać.

Zrobiłemkrokwjejstronę.

–Porozmawiajzemną.Proszę,Blaire.Muszęcityle

wyjaśnić.

Potrząsnęłagłowąicofnęłasię.

–Nie,niemogę.

MiałemochotęwalnąćCainawłeb.

–Mógłbyśdaćnamchwilkę?–spytałemgo.

SkrzyżowałręcenapiersiistanąłprzedBlaire,

zasłaniającjąprzedemną.

–Niesądzę.Niewyglądanato,żebyonamiałaochotę

ztobąrozmawiać.Ajanapewnoniebędęjejdotego

namawiać.Tyteżjejniezmusisz.

Zacząłemiśćwjegostronę,aleBlairewyłoniłasięzza

niego.

background image

–Wporządku,Cain.Tomójprzyrodnibrat,Rush

Finlay.Onjużwie,kimtyjesteś.Chceporozmawiać.Więc

porozmawiamy.Możeszjechać.Damsobieradę–rzuciła

muprzezramię,poczymotworzyładrzwipokoju4A.

Nazwałamnieswoimprzyrodnimbratem.Co

udiabła?

–Przyrodnibrat?Zaraz…RushFinlay?Jedyne

dzieckoDeanaFinlaya?Cholera,Blaire,jesteś

spowinowaconazgwiazdąrocka–powiedziałCain

irozdziawiłusta,gapiącsięnamnie.

Jeszczetegomibyłotrzeba,takzagorzałegofana

SlackerDemon,żenawetznałimięsynaDeanaFinlaya.

–Jedź,Cain–powiedziałaostroBlaire,poczym

weszładopokoju.

ROZDZIAŁDWUDZIESTYDZIEWIĄTY

Blaireprzeszłaprzezcałypokójistanęła

wnajdalszymrogu,zanimwkońcuodwróciłasiędomnie.

–Mów.Pośpieszsię.Chcę,żebyśjużsobieposzedł–

powiedziałaściśniętymgłosem.

–Kochamcię–powinienembyłpowiedziećjejtojuż

wcześniej.Powinienemzrobićtowczoraj.Powinienem

był,kurwa,wyznaćjejtowchwili,gdysamtosobie

uświadomiłem,ajednaktegoniezrobiłem.

Zaczęłapotrząsaćgłową.Niechciałamniesłuchać.

Będęmusiałjąbłagać.Będęwalczyłzanasoboje.

–Wiem,żemojeczynymożetegoniepotwierdzają,

alegdybyśtylkopozwoliłamiwyjaśnić.Boże,kotku.Nie

mogępatrzeć,jakcierpisz–powiedziałem,błagalnym

tonem.

–Nic,copowiesz,nienaprawitego,cosięstało.To

byłamojamatka,Rush.Jedynewspomnienie,którespaja

wszystko,codobrewmoimżyciu.Onastanowicentrum

background image

wszystkichszczęśliwychchwilmojegodzieciństwa.

Aty…–przerwałaizamknęłaoczy.–Aty,i…ioni…

Zhańbiliścieją.Tepodłekłamstwa,którewygłaszaliście,

jakbytobyłaprawda.

Nienawidziłemsiebie.Nienawidziłemtychkłamstw.

NienawidziłemmojejmatkiiAbe’a.

–Przykromi,żedowiedziałaśsięwtakisposób.

Chciałemcipowiedzieć.Zpoczątkubyłaśtylko

problemem,którymógłzranićNan.Sądziłem,żeprzez

ciebiebędziejeszczebardziejcierpieć.Kłopotwtym,że

mniefascynowałaś.Przyznam,żeodpoczątkumnie

pociągałaś,bojesteśpiękna.Oszałamiającopiękna.

Nienawidziłemcięztegopowodu.Niechciałem,żebyśtak

namniedziałała.Aletakwłaśniebyło.Pragnąłemcię

rozpaczliwiejużtamtegopierwszegowieczoru.Chciałem

byćbliskociebie.Boże,szukałemwymówek,żebysiędo

ciebiezbliżyć.Apotem…potemciępoznałem.

Hipnotyzowałmnietwójśmiech.Tobyłnajcudowniejszy

dźwięk,jakiwżyciusłyszałem.Byłaśtakauczciwa

izdeterminowana.Nieskarżyłaśsięaninienarzekałaś.

Przyjmowałaśto,codawałociżycie,irobiłaśztego

użytek.Nieprzywykłemdoczegośtakiego.Zakażdym

razem,gdynaciebiepatrzyłem,zakażdymrazem,gdysię

dociebiezbliżałem,zakochiwałemsięcorazbardziej.

Zrobiłemkrokwjejstronę,aonauniosłaręce,jakby

chciałamniezatrzymać.Musiałemmówićdalej.Musiałem

sprawić,bymiuwierzyła.

–Apotembyłtamtenwieczórwbarzecountry.Od

tamtejporynależałemjużdociebie.Tymożeniezdawałaś

sobieztegosprawy,alejabyłemugotowany.Niemiałem

jużodwrotu.Miałemcityledowynagrodzenia.

Zatruwałemciżycie,odkądprzyjechałaś,inienawidziłem

background image

siebiezato.Chciałemofiarowaćcicałyświat.Wiedziałem

jednak…wiedziałem,kimjesteś.Gdybympozwoliłsobie

nadokładneprzypomnienie,kimjesteś,musiałbymsię

wycofać.Jakmógłbymbyćtakbezresztyzakochany

wdziewczynie,którabyłapowodemcierpieniamojej

siostry?

Blairezasłoniłasobieuszy.

–Nie.Niebędętegosłuchać.Wyjdź,Rush.Idźsobie

stąd!–krzyknęła.

–Kiedymamawróciłazniązeszpitala,miałemtrzy

lata.Alepamiętamto.Byłatakamaleńkaipamiętam,jak

siębałem,żecośjejsięstanie.Mojamamadużopłakała.

PodobniejakNan.Jaszybkodorastałem.KiedyNanmiała

trzylata,robiłemjużwszystko,odszykowaniajej

śniadaniadootulaniająkołderkąprzedsnem.Naszamama

powtórniewyszłazamążiterazmieliśmyjeszczeGranta.

Wnaszymżyciunigdyniebyłoniczegotrwałego.Prawdę

mówiąc,czekałemnachwilę,kiedyprzyjeżdżałpomnie

tata,bowtedyprzezparędniniemusiałembyć

odpowiedzialnyzaNan.Mogłemtrochęodetchnąć.

Apotemzaczęłapytać,dlaczegojamamtatusia,aonanie.

–Chciałem,żebyBlairezrozumiała,dlaczegozrobiłem,co

zrobiłem.Tobyłozłe,alemusiałamniezrozumieć.

–Przestań!–krzyknęła,cofającsięjeszczedalejpod

ścianę.

–Blaire,musiszmniewysłuchać.Tylkowtensposób

możeszmniezrozumieć–błagałem.Wgardlezbierałmi

sięszlochigłosmisięłamał,alenieprzerywałem.Musiała

mniewysłuchać.–Mamamówiłajej,żeniemaojca,bo

jestwyjątkowa.Tojednakniedziałałozbytdługo.

Zażądałem,żebymamapowiedziałami,ktojesttatąNan.

Chciałem,żebybyłnimmójojciec.Wiedziałem,żemój

background image

tatazabierałbyjąwróżnemiejsca.Mamapowiedziała

jednak,żejejtatamainnąrodzinę.Madwiecóreczki,które

kochabardziejniżNan.Ichpragnął,aleniechciałNan.Nie

mogłemzrozumieć,jakktośmógłbyniechciećNan.Była

mojąmłodsząsiostrzyczką.Oczywiścieczasamimiałem

ochotęjązamordować,alekochałemjąszaleńczo.Aż

nadszedłdzień,kiedymamazabrałają,byjejpokazać

tamtąrodzinę,którąwybrałjejojciec.Nanpłakałapotem

miesiącami.

Umilkłem,aBlaireusiadłanałóżku.Poddałasię

isłuchała.Poczułemprzebłysknadziei.

–Nienawidziłemtychdziewczynek.Nienawidziłem

rodziny,którąojciecNanwybrałzamiastniej.Przysiągłem

sobie,żekiedyśzapłacimizato.Nanzawszepowtarzała,

żemożepewnegodniatataprzyjedziejąodwiedzić.

Fantazjowałaotym,żebędziechciałjąpoznać.Przezlata

słuchałemtychjejsnównajawie.Kiedyskończyłem

dwadzieściajedenlat,pojechałemgoposzukać.Znałem

jegonazwisko.Znalazłemgo.ZostawiłemmuzdjęcieNan

zadresemnaodwrocie.Poinformowałemgo,żema

jeszczejednącórkę,którajestwyjątkowaichcegotylko

poznać.Porozmawiaćznim.

Widziałem,żeBlairedokonujewmyślachobliczeń.

Straciłasiostręniecałyrokprzedtym,jakznalazłemAbe’a.

Alejanicniewiedziałem.Boże,niemiałempojęcia.

Usiłowałempomócsiostrze,aniezniszczyćBlaireżycie.

NieznałemwtedyBlaire.

–Zrobiłemto,bokochałemsiostrę.Niemiałem

pojęcia,przezcoprzechodzitamtadrugarodzina.Zresztą,

prawdęmówiąc,nieobchodziłomnieto.Zależałomi

jedynienaNan.Tybyłaśnaszymwrogiem.Apotemnagle

weszłaśdomojegodomuikompletniezmieniłaśmój

background image

świat.Zawszesobieprzysięgałem,żeniebędęsięczuł

winny,żerozbiłemtamtąrodzinę.Wkońcuonirozbili

rodzinęNan.Alezakażdymrazem,kiedybyłemztobą,

poczuciewinyzpowodutego,cozrobiłem,zżerałomnie

żywcem.Patrzącwtwojeoczy,gdymimówiłaśosiostrze

iomamie…Boże,przysięgam,myślałem,żetamtego

wieczorusercemipęknie,Blaire.Nigdytegoniezapomnę.

Przesunąłemsięwjejstronę,aonapozwoliłamisię

zbliżyć.

–Przysięgamci,żechociażbardzokochamsiostrę,

gdybymtylkomógłcofnąćsięwczasieiwszystko

odkręcić,zrobiłbymto.Nigdyniepojechałbymspotkaćsię

ztwoimojcem.Nigdy.Takmiprzykro,Blaire.Tak

cholernieprzykro.–Łzyprzesłoniłymioczy.Musiałem

sprawić,żemniezrozumie.

–Niemogępowiedzieć,żeciwybaczam–odezwała

sięcicho.–Alerozumiem,dlaczegotozrobiłeś.Zmieniłeś

tymmójświat.Niedasięjużtegocofnąć.

Łzakapnęłamizokaipopłynęłapopoliczku.Nie

ruszyłemsię,żebyjąotrzeć.Niebyłempewien,kiedy

ostatniopłakałem.Pewniejakodziecko.Dawnomisięto

niezdarzyło.Terazjednakniebyłemwstaniesię

opanować.Bólbyłzbytprzytłaczający.

–Niechcęcięstracić.Kochamcię,Blaire.Nigdynie

pragnąłemniczegoaninikogotak,jakpragnęciebie.Nie

wyobrażamjużsobiemojegoświatabezciebie.

–Niemogęciękochać,Rush–powiedziała.

Wstrząsnąłmnąszloch,którytakbardzostarałemsię

powstrzymaćimojagłowaopadłanajejkolana.Nicsięnie

liczyło.Nic.Jużnie.Kochałemjąbezreszty,alenieudało

misiępozyskaćjejwzajemności,abeztegonigdynie

zdołamjejodzyskać.Przegrałem.Jakbędęterazżył,gdy

background image

jużzaznałemżyciazBlaire?

–Niemusiszmniekochać.Tylkomnieniezostawiaj–

powiedziałem,pozwalając,bytargałmnąszloch,poczym

skryłemtwarznajejudach.Czykiedykolwiekbyłemtak

załamany?Nie.Inigdyjużniebędę.Nicniemogłosię

równaćzpoznaniemrajuijegoutratą.

–Rush–głosBlairewydałmisięzbolały.

Uniosłemgłowęzjejkolan.Wstałaizaczęłarozpinać

bluzkę.Siedziałemtam,bojącsięporuszyć,aonapowoli

zaczęłasięrozbierać,każdączęśćgarderobyzdejmując

starannieiznamysłem.Nierozumiałem,alebałemsię

odezwać.Jeślizmieniłazdanie,niechciałemtego

zniszczyć.

Kiedybyłajużcałkowicienaga,podeszładomnie

iusiadłanamnieokrakiem.Objąłemjąwpasieiskryłem

twarznajejbrzuchu.Czułem,jakmojeciałodrżypod

wpływemjejbliskości,aleniewiedziałem,cotowszystko

znaczy.Niemogłemzakładać,żemiwybaczyła.Dopiero

copowiedziała,żenigdyniebędziemogłamniepokochać.

–Cotyrobisz,Blaire?–spytałemwreszcie.

Chwyciłamniezakoszulkęipodciągnęłajądogóry.

Podniosłemręceipozwoliłemjejsięrozebrać.Następnie

znówopadłanamojekolana,objęłamniezagłowę

ipocałowała.Przepełniłmnietensłodki,upajającysmak

Blaire;zanurzyłemdłoniewjejwłosachiprzyciągnąłemją

dosiebie.Bałemsię,żezmienizdanie.Niemusiałamnie

kochać;chciałemtylko,żebypozwalałamikochaćsiętak

jakteraz.Tobymiwystarczyło.

–Jesteśpewna?–spytałem,gdyonaocierałasię

omojąerekcję.

Kiwnęłatylkogłową.

Podniosłemjąipołożyłemnałóżku.Potemzdjąłem

background image

butyispodnie.Kiedybyłemjużrównienagijakona,

pochyliłemsięnadniąipatrzyłem.Zapierałamidech.

–Jesteśnajpiękniejsząkobietą,jakąwżyciu

widziałem.Wśrodkuinazewnątrz–powiedziałemjej.

Następniezacząłemcałowaćjąwszędzie,gdzietylko

mogłem,całowałemkażdyskrawekjejtwarzy,ażwreszcie

wessałemdoustjejdolnąwargę.

Uniosłabiodrairozchyliłanogi,alejaniebyłem

jeszczegotowy.Niechciałemtegoprzyśpieszać.Chciałem

sięniądelektować.Byłastworzonadotego,bysięnią

delektowaćirozpieszczaćją.Byłastworzonadotego,byją

kochaćiotaczaćopieką.Będętowłaśnierobił.Nawetjeśli

onaniebędziemniekochała,mniestarczymiłościdlanas

obojga.

Wodziłemdłońmipojejciele,uczącsięnapamięć

każdegozakamarka.Niechciałemwierzyć,żeto

pożegnanie.Niesądziłem,żeBlairetaktozakończy.Ale

tenlękbyłwemnieiniemogłemsięniąnasycić.

–Takbardzociękocham–powiedziałem,poczym

schyliłemgłowę,bypocałowaćjejbrzuch.

Rozchyliłanogijeszczeszerzej.Zerknąłemnanią,

wiedząc,żetymrazemmuszęspytać.Nieobiecywałanam

jutra.

–Czymuszęwłożyćkondom?–spytałem,

przesuwającsięzpowrotemwgóręjejciała.

Kiwnęłagłową,ajapoczułem,żetaresztkaserca,jaka

mizostała,pękajeszczebardziej.Stawiałabarieręmiędzy

nami.Sięgnąłempodżinsyiwyjąłemzportfelakondom,

poczymzałożyłemgo.Blaireprzyglądałamisięcałyczas.

Mójptakdrgałpodjejspojrzeniem.

Powiodłemdłońmipownętrzujejud.Niebyłotu

nikogopozamną.Niktpozamnąjejniedotykał.

background image

–Tozawszebędziemoje–powiedziałem,chcąc

naznaczyćjątrwale.Zniżyłemsię,byzbliżyćwzwiedziony

członekdojejszparki.–Nigdyniebyłomitakdobrze.Nic

nigdyniebyłotakiecudowne–zapewniłemją,poczym

wypełniłemjąjednymmocnympchnięciem.Oplotłamnie

nogamiikrzyknęła.Mojeznękanesercewaliłomidziko

wpiersi.Tobyłmójdom.Blairebyłamoimdomem.Nie

zdawałemsobiesprawy,jakjestemsamotny,pókinie

pojawiłasięwmoimżyciu.Poruszałemsięwniejpowoli,

nieodrywającwzrokuodjejtwarzy.Chciałempatrzećjej

woczyikochaćsięznią.Botymwłaśnietodlamniebyło.

Kochałemsięznią.Toniebyłtylkoseks.Chciałemjej

pokazać,jakbardzominaniejzależy.

Podniosłanogiwyżej,arękamiobjęłamniezaszyję.

–Zawszebędęciękochać.Niktniemożesięztobą

równać.Należędociebie,Blaire.Mojeserceiduszasą

twoje–powiedziałem,kołyszącsięwniej.Musnąłem

wargamijejusta.–Tylkotwoje–przysięgłemjej.Zawsze

będzietylkoona.Byłaterazmoimżyciem.

Patrzyliśmysobiewoczy,gdyBlairekrzyknęła.Jej

orgazmścisnąłmniemocno,porywającimniewwir

uniesienia.Gdynaszarozkoszsłabłapowoli,spojrzałemna

Blaireijużwiedziałem.Jejoczyprzekazywałymito,

czegosiębałem.Tobyłojejpożegnanie.

–Nieróbtego,Blaire–błagałem.

–Żegnaj,Rush–wyszeptała.

Niechciałemsięztympogodzić.Niemogłemdotego

dopuścić.

–Nie.Nieróbnamtego.

Zdjęłazemnienogiileżałapodemnąbezwładnie.

Następniewyciągnęłaręcewzdłużbokówiodwróciłaode

mnietwarz.

background image

–Niepożegnałamsięzsiostrąanizmamą.Tamte

ostatecznepożegnanianiebyłymidane.Potrzebowałam

tegoostatecznegopożegnaniaztobą.Tegojednegorazu

bezżadnychkłamstw.–Pustkawjejgłosieprzeszyłamnie

nawylot.

Zacisnąłemdłonienaprześcieradle.

–Nie.Nie.Proszę,nie–zaklinałemją.

Nadalodwracaławzrokileżałapodemnąbezwładnie.

Jakmogłemwalczyćokogoś,ktomnieniechciał?

Okogoś,ktomnienienawidził?Niemiałemszansna

zwycięstwo.Zrobiłemwszystko,comogłemiumiałem.

Aleonamnieniechciała.Nieteraz.

Wysunąłemsięzniejisięgnąłempomojeciuchy.

Wyrzuciłemkondom,poczymubrałemsięmachinalnie.

Chciała,żebymsobieposzedł.Ajamiałemwyjśćztego

pokojuijązostawić.Jak,kurwa,miałemtozrobić?

Gdyjużsięubrałem,odwróciłemsię,bynanią

popatrzeć.Siedziałanałóżku,zkolanamipodciągniętymi

podbrodę,żebyzasłonićswojąnagość.

–Niemogęcięskłonić,żebyśmiwybaczyła.Nie

zasługujęnatwojewybaczenie.Niemogęzmienić

przeszłości.Mogętylkodaćcito,czegopragniesz.Jeśli

tegowłaśniechcesz,odejdę,Blaire.Tomniezabije,ale

zrobięto–mogłemzrobićtylkoto:daćjej,cochciała.

–Żegnaj,Rush–powtórzyłaispuściławzrok.

Zostawiałemtammojeserceimojąduszę.Należały

doniej.Bezniejbyłempusty.Nigdyjużniebędętakisam.

BlaireWynnzmieniłamnie.Pokazałami,żemogękochać

płomienną,wszechogarniającąmiłościąinicniedostać

wzamian.Nigdyjużsięniezakocham.Onabyłatąjedyną.

Mojąwielkąmiłością.Ostatnirazspojrzawszynakobietę,

którąkochałem,odwróciłemsięiopuściłempokój,

background image

zamykajączasobądrzwi.

Kiedywyszedłemwciemnośćnocy,dałemupust

reszciemoichłez.

Niełatwojestkochaćkogoś,nakogosięniezasługuje.

Tobolijakdiabli.Alenigdyniebędężałowaćanijednej

chwilispędzonejzBlaire.

PODZIĘKOWANIA

KiedypisałamOkrokzadaleko,bynajmniejnie

wyobrażałamsobie,żetobędziepierwszaczęśćtakiej

popularnejserii.Cofnięciesięwczasieipowrótdo

początkówznajomościRushaiBlairesprawiłymiwielką

frajdę.Bardzosięstarałamdaćczytelnikomnowesceny

imomenty,którychzabrakłowOkrokzadaleko.

UwielbiałamwczuwaćsięwRushawtejksiążce.Mam

nadzieję,żewszystkiejegowielbicielkisązadowolone.

MuszęzacząćodpodziękowaniamojejagentceJane

Dystel,którajestpoprostuniesamowita.Podpisanieznią

umowybyłojednymzmoichnajmądrzejszychposunięć.

DziękujęCi,Jane,zato,żepomagaszmisięporuszaćna

szerokichwodachświatawydawniczego.Prawdziwa

zciebietwardzielka.

DziękujęwspaniałejJhanteighKupihea.Nie

mogłabymprosićolepsząredaktorkę.Zawszejestbardzo

przychylnaistarasię,żebymojeksiążkibyłyjaknajlepsze.

Dziękuję,Jhanteigh,dziękiTobiejestemnaprawdę

szczęśliwa,żewspółpracujęzwydawnictwemAtria.

Dziękujętakżereszcieredakcji:JudithCurrzato,żedała

mnieimoimksiążkomszansę,ArieleFredmaniValerie

Vennixzato,żezawszemająnajlepszepomysłydotyczące

promocjiisąpoprostusuperbabkami.

Dziękujęmoimprzyjaciółkom,którysłuchająmnie

irozumiejąlepiejniżktokolwiek.ColleenHoover,Jamie

background image

McGuireiTammaroWebber–toWywspierałyściemnie

najbardziejnaświecie.Dziękizawszystko.

Zależałominatym,żebyRushwypadłwtejksiążce

autentycznie.Bardzopomógłmifakt,żemiałamdwie

korektorki,którekochająRushai–jaksądzę–dobrzego

„znają”:AutumnHullspędziławielegodzin,pomagając

miznaleźćodpowiedniwizerunekRushanaokładkę,

ikibicowałamiwtworzeniutejopowieści;NatashaTomic

wymyśliłahasło„RushCrush”iodniesieniedo„Sceny

zmasłemorzechowym”.Miałamwięcpoczucie,żeznago

równiedobrze,jakja.Dziewczyny,dziękujęWamza

wsparcie.Zawsze!

Iwreszciedziękujęmojejrodzinie.Bezjejwsparcia

niebyłobymnietu.MójmążKeithdbaoto,żebymmiała

kawęiżebydzieciomniczegoniebrakowało,gdyjamuszę

sięzamknąćwpokojuipisać,żebydotrzymaćterminu.

Trójkamoichdziecijestszaleniewyrozumiała,chociaż

gdyjużsięwyłonięzpisarskiejjaskini,oczekują,że

poświęcęimpełnąuwagę–itakwłaśnierobię.Moi

rodzicewspierająmnieprzezcałyczas.Nieprzestalinawet

wtedy,kiedypostanowiłampisaćpikantniejszekawałki.

Dziękujętakżemoimprzyjaciołom,którzyniemająmiza

złe,żetygodniaminiespotykamsięznimi,ponieważ

pisaniepochłaniacałymójczas.Stanowiąmoją

najważniejszągrupęwsparciaikochamichzcałegoserca.

Ioczywiściedziękujęmoimczytelnikom.Nigdysię

niespodziewałam,żebędęWasmiałaażtylu.Dziękujęza

to,żeczytaciemojeksiążki.Zato,żesięWampodobają

imówicieonichinnym.BezWasniebyłobymnietutaj.

Prostasprawa.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron