===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
@kasiul
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
===L
Rozdział1
D
elilah,wstawaj!Znowu
sięspóźniszdopracy.
Otworzyłam
oczy.Nade
mnąstałamojawspółlokatorkaJenny.
–Pamiętasz,
co
Frankpowiedział?Żejakjeszczerazsięspóźnisz,tocięwyleje!
–Cholera.–Sięgnęłam
po
telefonleżącynastoliku.Wpółdodziewiątej.Cholerajasna!–Czemunie
obudziłaśmniewcześniej?–Zerwałamsięzkanapy.
–
Jak
tonie?Powiedziałaś,żezarazwstajesz.Poszłambiegać,wracam,atyco?
Rzuciłamsię
do
łazienki,wycisnęłampastęnaszczoteczkęi,gwałtownieszorujączęby,pognałamdo
swojego pokoju. Chwyciłam leżące na podłodze wczorajsze dżinsy, wciągnęłam je szybko i złapałam
czerwoną koszulkę z napisem „U Franka”. Wyplułam pastę do umywalki i wypłukałam usta, po czym
szybko przeleciałam szczotką po długich brązowych włosach i związałam je w koński ogon. Złapałam
torebkę, wrzuciłam do niej przybory do makijażu i wypadłam z domu. Zostało mi dokładnie dziesięć
minut,żebydotrzećwpracy.Trzebabyłowcześniejwrócićdodomuwczorajwieczorem,alejakośtak
wyszło.Wszystkomiałamdokładniewyliczone:biegiembędętamdokładnieoósmejpięćdziesiątpięć,
czyli na pięć minut przed czasem. Frank nie będzie mógł powiedzieć mi złego słowa. Pięć minut to
akurat, żeby zrobić w łazience makijaż. Bez przerwy się spóźniałam i dostałam już przez to więcej
upomnień, niż mogłam spamiętać. Gdyby to zależało ode mnie, rzuciłabym to w diabły, ale
potrzebowałamtejroboty.
Kiedy
mijałamstoiskoFreddiego,krzyknąłzamną:
–Znów
w
niedoczasie,Delilah?
–
Jak
zwykle,Freddie–uśmiechnęłamsię.
Już
w
drzwiachrestauracjizerknęłamnazegarek.Ufff!Byłazapięćdziewiąta.
–
Jest
dużyruch,Delilah.Bierzsiędoroboty–rzuciłFranksucho.
–
Moja
zmianazaczynasięzapięćminut–odparłamipoleciałamdołazienki.
Przed
lustrem umalowałam niebieskie oczy beżowym cieniem i wytuszowałam rzęsy. Omiotłam
policzki różem, a na usta nałożyłam jasnoróżowy błyszczyk. Równo o dziewiątej usłyszałam, że Frank
wykrzykujemojeimię.
–
Rany,Frank,jestem
przecież–powiedziałam,zakładającfartuchisięgającponotesdozamówień.
Poranny
ruchwkońcuustałitrzebabyłoprzygotowaćsiędoporyobiadowej.
–Delilah,chcę
z
tobąporozmawiaćnazapleczu.Wtejchwili!
Przewróciłamoczami.
–
O
cochodzi,Frank?
–Przestańsięwdawać
w
rozmowyzklientami.Oninieprzychodzątusobiepogawędzić,tylkozjeść.
Więc przyjmuj zamówienie i do roboty. Mamy ich przyjąć, obsłużyć i wygonić najszybciej jak się da.
Czastopieniądz,Delilah,niebędęcitegopowtarzał.
–
Dobrze,Frank.Nie
będęrozmawiaćzklientami.
Do
lokalupowolinapływaliobiadowigościeiznowuzaczęłosięszaleństwo.
–
Frank
znówsięciebieczepia?–zapytaładrugakelnerka,Daphne.
–
Jak
zwykle–uśmiechnęłamsięiposzłamdostolikanumerpięćprzyjąćzamówienie.
Wiszące
nad
drzwiami dzwoneczki rozdzwoniły się, a gdy się obejrzałam, zobaczyłam mężczyznę w
garniturze–bardzoprzystojnegomężczyznęwgarniturze–wchodzącegodośrodkazmałądziewczynką.
Weszłamdokuchniiprzyczepiłamzamówieniedotablicy.Gdysięodwróciłam,okazałosię,żesiedząw
moimsektorze.
–Dzień
dobry.Czy
podaćcośdopicia,zanimprzejrząpaństwokartę?
Podniósł
na
mnieniebieskieoczy.
–
Ja
wezmękawę,aonamleko.
–
Ja
chcęsok,tato.
–
Poprawka.Dla
niejsok–uśmiechnąłsię.
Nalałam
mu
kawy, a przed dziewczynką postawiłam kubek soku z przykrywką i słomką. Była
przesłodka,zdługimi,lekkopofalowanymiblondwłosamiiwielkimizielonymioczami.
–
Czy
jużcośpaństwowybrali?–zapytałam,wyjmującnotatnikzkieszenifartucha.
–Poproszę
miks
warzywzsosemwłoskimibulionzmakaronem.Adlaniejserzgrilla.
–Chciałabyś
do
tegofrytki,słonko?–uśmiechnęłamsiędoniej.
–Poproszę.
–
Miks
warzyw,bulionigrillowanyser.Jużpodaję.
Położyłamkartkę
z
zamówieniemnaladzieizajęłamsięinnymistolikamiwswoimsektorze.
–Ależ
ciacho
tenfacetzmałą–mruknęłaDaphne,przechodzącobokmnie.
–
Wiem.Nie
mogęprzestaćsięnaniegogapić.Wżyciuniewidziałamtakidealnegofaceta.
–
Nie
manicbardziejpociągającegoniżseksownyfacetzdzieckiem–uśmiechnęłasię.
Seksowny
toonbył,niemaco.Miałniecopowyżejmetraosiemdziesiąt,doskonaleułożone,krótkie
jasnobrązowe włosy i niesamowicie błękitne oczy. Zdecydowana linia szczęki i szlachetne kości
policzkowewyglądałyjaknaposągujakiegośbóstwa.Zrozmarzeniawyrwałmniesygnał,którymFrank
dawałmiznać,żezamówieniejestgotowe.Podeszłam,postawiłamtalerzenatacyizaniosłamdojego
stolika.
– Proszę bardzo. Sałatka
z
włoskim sosem i bulion z makaronem. I grillowany ser z frytkami dla
młodejdamy.
Zachichotała.
–
Jak
masznaimię?–zapytała.
–
Delilah.A
ty?
–Sophie.–Sięgnęła
po
frytkęiugryzłakoniuszek.
–Miłociępoznać,Sophie.
Zerknęłam
na
jejojca,któryniespuszczałzemniewzroku.
–
Delilah
toładneimię.
–Dziękuję–uśmiechnęłamsię
i
odeszłamzłopoczącymsercem.
W
restauracji z każdą chwilą przybywało ludzi. Obsłużyłam kilka innych stolików. Kiedy znów
powróciłam do tego, przy którym siedziała Sophie i jej tata, mała właśnie wywróciła jego filiżankę z
kawą.
–
Przepraszam,tato
–zaniosłasiępłaczem.
–
Nic
sięniestało,Sophie.Tobyłwypadek.
Pobiegłam
po
ręcznik,agdywróciłam,Sophiezalewałasięłzamiwatakuhisterii.Zgarnęłamrozlaną
kawęzestołu,podczasgdyonserwetkąwycierałsobiespodnie.
–
Nic
sięniestało,Sophie.Tobyłwypadek–powiedziałam,żebyjąuspokoić,alebezrezultatu.
–Skarbie,proszęcię,przestań.
Nic
sięniestało.
Ludzie
wokółzaczęliodwracaćsięwnasząstronę.
Usiadłam
obok
Sophieizanuciłam:
– Uparty, mały pająk
na
rynnę kiedyś wlazł. Gdy przyszedł deszcz, wraz z kroplą z rynny spadł. Po
chwilisłońcewysuszyłoświat,więcuparty,małypająknarynnęznowuwlazł.–Przebiegłampalcamiw
góręjejramienia,powodującuniejwybuchśmiechu.
–
Delilah,co
cimówiłemopogaduszkachzklientami?
–Frank,chciałamją
tylko
uspokoić.Toprzecieżdziecko,nalitośćboską.
–
Nie
będęwięcejstrzępiłsobiejęzyka.Dosyćtego.Zwalniamcię.
Siedząc
tam
i patrząc na tego bezdusznego drania, poczułam narastający gniew. Wstałam, zdjęłam
fartuchicisnęłamnimweFranka.
–
Nie
możeszmniezwolnić,bosamaodchodzę!
Poszłam
na
zaplecze, złapałam torebkę i wypadłam jak burza z restauracji. Gdy szłam ulicą, nagle
usłyszałam,żektośwołamniepoimieniu.
–Delilah.
Przystanęłam
i
obejrzałamsię.ZamnąszliSophieijejtata.
–
Przykro
mizpowodupanipracy.
–
Niepotrzebnie.Frank
tokawałs…–SpojrzałamnaSophie.–Towrednyfacet.
–Zaśpiewasz
mi
jeszcze?–zapytałaSophieipodniosłanamnieoczka.
–
Pewnie
– uśmiechnęłam się i przykucnęłam na wprost niej. Odkaszlnęłam. – Jesteś moim
słoneczkiem,jedynymsłoneczkiem,iświeciszdlamniewpochmurnedni.Tynawetniewiesz,jakbardzo
ciękocham.Nieodbierajsłonkami.
–Ładnieśpiewasz.Prawda,tato?
–
Prawda,Sophie.Ma
panipięknygłos.
–Dziękuję.
Przyglądał
mi
się badawczo przez chwilę, po czym wsunął rękę do kieszeni i wydobył białą
wizytówkę.
–
Nazywam
sięOliverWyattzWyattEnterprises.Czymogłabypanizajrzećdomniedobiuradzisiaj
około szesnastej? Chciałbym z panią porozmawiać. – Wręczył mi wizytówkę. – Po drugiej stronie jest
adres.
Dobra,to
zaczynałowyglądaćniecodziwnie.Czegoonmógłodemniechcieć?
–Oczywiście,
ale
czymogęwiedzieć,ocochodzi?
–
Przekona
siępaniumniewbiurze.Dozobaczeniaoczwartej,pani…?
–
Graham.Delilah
Graham.
Skinął głową,
a
kąciki jego ust uniosły się lekko, po czym obydwoje odwrócili się i odeszli w
przeciwnymkierunku.Sophieobejrzałasięprzezramięipomachałamizuśmiechem.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział2
G
dy
weszłam do mieszkania, nakryłam Jenny, jak bzykała się na kanapie ze swoim chłopakiem
Stephenem.
–
Co
robiszwdomu?–zapytała,podnoszącsięispoglądającnamniezzaoparcia.
–Odeszłam
z
restauracji.ChociażwłaściwietonajpierwFrankmniewywalił.
Jenny
poprawiła na sobie bieliznę i wciągnęła z powrotem bluzkę. Stephen podciągnął spodnie i
spojrzałnamnie.
–
A
niechto,Delilah.
Poszłam
do
siebie do pokoju i wyciągnęłam się na łóżku. Jenny położyła się obok mnie i obydwie
gapiłyśmysięwsufit.
–
Dlaczego
cięzwolnił?
–Ponieważzaśpiewałampiosenkędzieciakowi,którypłakał,
bo
rozlałkawę.
–Bydlak.
–Wiem.
–Ej,Jenny,będęleciał,
kotku.Zobaczymy
siępóźniej.Przykromizpowodutwojejroboty,Delilah.
–Dzięki,Stephen.Przepraszam,że
wam
przerwałam.–Uśmiechnęłamsię,przenoszącwzroknaJenny.
–
Nie
ma problemu. I tak nie mógł dojść od godziny. – Chwyciła mnie za rękę. – I co myślisz teraz
zrobić?
–
Nie
wiem. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ojciec tej małej to Oliver Wyatt. Dał mi
swoją wizytówkę i poprosił, żebym przyszła do niego do biura o czwartej, bo chce ze mną o czymś
porozmawiać.
–
Ten
OliverWyatt?
–
Tak
myślę.Aco,jestichwięcej?
–
Nie
wNowymJorku.Słyszałamonimróżnerzeczy.Wygooglujgosobiewwolnejchwili.Muszęsię
zbierać.Lecędowarzywniaka,mamydostawępomarańczy.–Uśmiechnęłasię,poczymwstałaiposzła
doswojegopokoju.
Podniosłamsię,otworzyłam
laptopa
iwstukałamOliveraWyattawwyszukiwarce.Matko,ależciacho.
Wdolebrzuchapoczułamdziwnedrżenie,atoniezdarzyłomisięnigdywcześniejodzwykłegopatrzenia
nakogoś.Kliknęłamgrafikę,nacootworzyłasięprawdziwalawinajegozdjęćzróżnymikobietami.Na
ostatnich pojawiał się z jakąś blond Barbie. Podpis pod zdjęciem głosił: „Oliver Wyatt ze swoją
partnerką, Laurel Madison, na imprezie w ramach akcji charytatywnej Domy dla Nadziei”. Wszystkie
kobietynazdjęciachznimbyłyolśniewająceiwypełnionebotoksem.
Wyjęłam wizytówkę
z
torebki i spojrzałam na adres. Jego biurowiec znajdował się przy Zachodniej
CzterdziestejTrzeciejulicy.Zerknęłamnatelefon.Byłopiętnaściepotrzeciej.Taksówkąniepowinnomi
to zająć dłużej niż piętnaście minut, ale o tej godzinie mogło być różnie. Podeszłam do szafy i
wyciągnęłamczarnąletniąsukienkę.
– Będzie musiała oblecieć – powiedziałam
sama
do siebie. Nie chciałam iść do niego do biura w
dżinsach.
Przebrałamsię,rozpuściłamwłosy
i
nastroszyłamjepalcami,spryskująclekkolakierem,żebydodać
imniecopuszystości.Poprawiłammakijażiwłożyłamnanogisandałynamałymobcasie.Przywołałam
taksówkęikazałamkierowcyzawieźćsięnaZachodniąCzterdziestąTrzecią.
Gdy
stanęłamprzedwysokimprzeszklonymbudynkiem,ogarnęłomniezdenerwowanie.Weszłamprzez
olbrzymie drzwi obrotowe i w pierwszej kolejności zostałam poddana kontroli osobistej, a następnie
wskazanomiogromnąłukowatąrecepcjęnawprostimponującejfontannyściennej.
–
Czym
mogęsłużyć?–zapytałaładnablondynkazwłosamiupiętymiwciasnykoczek.
–
Mam
spotkaniezpanemWyattemoczwartej.
–
Pani
godność?–spytała,podnoszącsłuchawkę.
–
Delilah
Graham.
–
Pani
DelilahGrahamdopanaWyatta.Spotkanieoczwartej.
Spojrzała
na
mnieorzechowymioczami.
–
Pan
Wyattczekanapanią.Windąpoprawej,dwudziestedrugiepiętro.
–Dziękuję.–Uśmiechnęłamsię
uprzejmie
iruszyłamwewskazanymkierunku.
Winda
czekała już na mnie otwarta i weszłam do środka. Czułam ściskanie w dołku i nie bardzo
wiedziałam dlaczego. Ludzie nigdy nie powodowali we mnie zdenerwowana, ale Oliver Wyatt
wywoływał jakiś niepokój. Może to przez ten jego zabójczy wygląd albo otaczającą go atmosferę
pewnościsiebie,kontroliizdecydowania.Drzwiwindyotworzyłysięi,gdywyszłam,uśmiechnęłasię
domniekobietaodługichczarnychwłosachizaskakującoczerwonych,pełnychustach.
–
Pani
Graham?
Wstała
i
poprowadziłamniedowielkichdrzwizciemnegodrewna.Nacisnęłaklamkęiotworzyłaje,
zapowiadając moje przybycie. Oliver siedział za olbrzymim, półkolistym biurkiem, ze ścianą okien za
plecami.
–
Pani
Graham,dziękuję,żepaniprzyszła.Proszęusiąść–powiedziałbezcieniauśmiechu.
Zajęłam
miejsce
na wyściełanym skórą krześle naprzeciw jego biurka, a on usiadł w swoim
dyrektorskim fotelu. Byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów i uśmiechnęłam się niepewnie w jego
stronę.
–Zaprosiłem
tu
panią,bochciałemsiędowiedzieć,czymapanidoświadczeniewopiecenaddziećmi.
–
Hm?
–mruknęłamgłupiozbitaztropu.
Zmrużyłoczy.
–
Czy
mapanikwalifikacjedozajmowaniasiędziećmi?
–Jeżeli
wychowanie
trójkirodzeństwauznaćzakwalifikacjedozajmowaniasiędziećmi,totak.Ale
formalnegowykształceniawtymkierunkuniemam.
Odchyliłsię
do
tyłuwfoteluiuniósłgłowę.
–Słuchamdalej.
–
Przepraszam,czy
tojestjakaśrozmowarekrutacyjna?
–Można
by
takpowiedzieć.Szukamkogośdoopiekinadcórką.
–
Ma
pannamyślinianię?
–Tak.
–
W
NowymJorkujestmultumagencjiopiekunekdodzieci,wystarczyzadzwonić.
–
Tak,wiem
–odrzekłpoirytowany.–Alejakdotądżadnaznichsięniesprawdziła.Mojacórkama
pewne problemy. Niedawno straciła matkę i nie najlepiej sobie z tym radzi. Potrafi być trudna i
wszystkienianie,któredotejporyzatrudniłem,pojakimśczasiezrezygnowały.
Uniosłambrwi.
–
A
ileSophiemalat?Niewyglądanawięcejniżpięć.
–
Ma
pięćlatibardzosilnycharakter.
Roześmiałamsię.
–
Jak
większośćdziewczynekjużodurodzenia.
Moja
uwaganierozbawiłago,zatorzuciłmisurowespojrzenie.
–
Dzisiaj
wrestauracjizauważyłem,żepatrzynapaniąjakośinaczejniżnainneopiekunki.Odniosłem
wrażenie, że wzbudziła pani jej sympatię i zaufanie, wydawała się spokojniejsza. Nie będę pani
okłamywał, przeprowadziłem małe rozpoznanie na pani temat. Wiem, że w wieku osiemnastu lat w
Chicagostraciłapanimatkęizostałaprawnymopiekunemdwóchbraciisiostry.
–
Aha.No
tak,pewniemapanmożliwości,żebydowiedziećsięwszystkiegoowszystkich.
–
Owszem.I
mamteżwrażenie,żepilniepotrzebujepanipracy.
Miałrację.Byłam
pod
ścianąijeżelimiałdlamniejakąśpropozycję,niechciałamgookłamywać.
–Zajmowałamsię
Bradenem,Colette
i Tannerem, nawet gdy byłam zupełnie mała. Moja mama była
alkoholiczką i nie była w stanie utrzymać się w żadnej pracy. Przez całą noc piła, a potem spała cały
dzień,więctojajakonajstarszamusiałamzajmowaćsięresztą.Awięc,odpowiadającnapanapytanie,
mambardzobogatedoświadczeniewopiecenaddziećmi.
–
A
paniojciec?–zapytał.
Jezu,czy
przejdziemitoprzezgardłoprzykimśtakimjakon?Wzięłamgłębokioddech,botopytanie
wkraczałowbardzointymnąsferęmojegożycia.
– Każde
z
nas ma innego ojca. Moja mama nie była nawet w stanie powiedzieć, kto był czyim
dzieckiem.
–
Rozumiem
– powiedział, unosząc brwi. – Jak długo mieszka pani w Nowym Jorku i dlaczego
wyjechałapanizChicago?
– Przeniosłam się
tu
rok temu. Moi bracia i siostra studiują w różnych miastach, więc chciałam się
wyrwaćzChicago.NowyJorktodlamniecentrumcałegoświata,miastonieograniczonychmożliwości.
Poza tym moja obecna współlokatorka już tu wtedy mieszkała, więc nie musiałam się martwić o
mieszkanie.
–
Rozumiem.A
copanirobipozakelnerowaniem?Skończyłapanijakieśstudia?
–
Nie,nie
miałamkiedy.Byłamzbytzajętapracą,kombinowaniem,jakopłacićrachunkiiopiekąnad
moimrodzeństwem.Musiałamdopilnować,żebymielidobrystartizdobyliwyższewykształcenie.Poza
tymuwielbiammuzykęiśpiew.Możeprzeprowadziłamsiętupoto,żebybyćbliżejmuzyki.
–Myślałapani,żebyzapisaćsię
na
studia?
Roześmiałamsię.
–
Mam
dwadzieściatrzylata.Chybajużnatozapóźno.
–
Nigdy
niejestzapóźno.Mapanichłopaka?
Zmrużyłam
oczy,bo
właściwie,cotomadorzeczy?
–
Nie
–odparłamzwahaniem.
–
Moja
propozycja jest taka. Na początek dostanie pani czterdzieści tysięcy dolarów rocznie i
ubezpieczenie zdrowotne. Zamieszka pani u mnie w domu. Będzie pani miała własny pokój i prywatną
łazienkęorazswobodnydostępdomojegokierowcy.Będziepanipracowaćodponiedziałkudosoboty,
zaczynając od chwili, gdy Sophie wstaje rano, do momentu, gdy pójdzie spać. Niedziele należą
całkowicie do pani i może pani wówczas robić to, co chce. Mam na ten dzień zastępstwo. Jednak w
sytuacjachawaryjnych,będęoczekiwał,żebędziepanidodyspozycji.Możesięzdarzyć,żegdzieśtrzeba
będziezSophiepojechać,więcmamnadzieję,żeniemapaniproblemuzlataniem?
–Nie,absolutnie.
Po
głowie kołatało mi się jedynie to, jak dużo pieniędzy mogłabym zarobić, gdybym przyjęła jego
ofertę. Prawdę mówiąc, nie miałam wyboru. Potrzebowałam pracy na gwałt, a do tego proponował
pokryćubezpieczenie.
–
Czy
cośtakiegobypaniąinteresowało?–zapytał.
Nie
chciałamsięzgadzaćodrazu.Niemusiwiedzieć,żemamnóżnagardle.
–
Czy
mogętoprzemyślećidaćpanuodpowiedźjutro?
– Oczywiście. – Sięgnął
po
długopis i zanotował coś na karteczce samoprzylepnej. – To jest mój
numerkomórkowy.Proszęzadzwonić,kiedypodejmiepanidecyzję.
–
Przykro
mizpowoduśmiercipanażony.
Spojrzał
na
mniezdziwnymwyrazemtwarzyirozchyliłusta.
–
Matka
Sophie nie była moją żoną. Była kobietą, z którą się spotykałem i która zaszła w ciążę
naumyślnie,boliczyła,żewówczassięzniąożenię.
–
Aha
–wyszeptałam,spuszczającwzrok.
Rozległosię
pukanie
idrzwiotworzyłysiębezzapowiedzi.Odwróciłamsięi…O,matkoboska,do
pokojuwszedłdruginajprzystojniejszyfacetnaświecie.
–
Przepraszam,Oliver,nie
wiedziałem,żemaszspotkanie.Mariiniebyłoprzybiurku.
–
W
porządku,Liam.PaniGrahamjużwychodzi.
–Tak,tak.–Wstałam
i
założyłamtorebkęnaramię.
–Dzień
dobry.Jestem
LiamWyatt,bratOlivera–powiedział,unosząckącikipiękniewykrojonychust.
–
Delilah
Graham.Miłomipoznać.
–O,całaprzyjemność
po
mojejstronie.
Uśmiechnęłam się
i
szybko wyszłam z pokoju, bo bałam się, że jeżeli natychmiast się stamtąd nie
wyniosę, to eksplodują mi jajniki. Dwóch najbardziej seksownych mężczyzn, jakich kiedykolwiek
widziałam,wjednympokoju,tojednaktrochęzawiele.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział3
OLIVER
J
asnygwint,cotozalaska?–pytałLiam,siadającnaprzeciwmnie.
–Dziewczyna,któramamnadzieję,zgodzisięzostaćopiekunkąSophie.
– Jezu, Oliver, jesteś pewien, że wiesz, co robisz? Gdyby pracowała u mnie, za cholerę nie
utrzymałbymrąkprzysobie.
Westchnąłemipodszedłemdobaru,żebynalaćsobiewhisky.
–Szkocka?–zapytałem.
–Jasne.Aleskądtyżeśjąwytrzasnął?
– Obsługiwała nas w restauracji, gdzie zabrałem dziś Sophie na obiad. Opiekunka nie mogła się nią
zająćdodrugiej.Wylaliją,boSophieznowusięrozkleiła,aDelilahusiadłaprzyniejizaśpiewałajej
piosenkę.Sophiebardzodobrzenaniązareagowałaijąpolubiła.Nigdywcześniejniezachowywałasię
takprzyinnychnianiach.
–Możedlatego,żeinnebyłystarymiprukwami,aDelilahjestpiękną,młodąkobietą.Musiszprzyznać,
żejestmegaseksowna.
–Daj spokój, stary,jasne, że jestmegaseksowna. Staje mi tylkood patrzenia nanią. A gdybyś tylko
usłyszał,jakonaśpiewa!Mapoprostuanielskigłos.
–TozatrudniaszjądlaSophieczydlasiebie?
–DlaSophie,kretynie.Mówięci,żemomentalniesiędoniejprzywiązała.
–Niewydajemisię,żebytobyłdobrypomysł,brachu.Nawetniechcęzgadywać,copowieLaurel,
kiedysiędowie.
– Nie obchodzi mnie, co powie Laurel. To, kogo zatrudniam do opieki nad moją córką, to nie jej
sprawa.
–ZamierzaszpowiedziećDelilahoElaine?
–Nie.Niemapotrzeby,ażtakwciągaćjejwmojesprawy.BędzienianiąSophieityle.Niemusinic
wiedziećojejmatce.
Liamwestchnąłipodniósłsię,kręcącgłową.
–Powodzenia.Dajmiznać,jeżelisięzgodzi.Myślę,żebędędowasczęstowpadał.
–Trzymajsięodniejzdaleka,braciszku,jasne?–powiedziałemstanowczo.
–Itaktosięzaczyna.–Uśmiechnąłsięiwyszedłzpokoju,zamykającdrzwi.
Usiadłemwfoteluidopiłemdrinka,rozmyślającoDelilah.Otym,jakdługiebrązowewłosyopadały
jej falami na ramiona, i o jej świetlistych, niebieskich oczach. I o długich, smukłych nogach, które
zauważyłemnatychmiast,kiedytylkoweszładomniedopokoju.Wyobraziłemsobie,jakoplatamnietymi
nogamiwpasie,gdysiękochamy.Przypomniałemsobiejejszczupłątalięiuroczezagłębieniewidoczne
w dekolcie sukienki i zacząłem fantazjować o jej piersiach, jak stoi przede mną naga. Wyglądała na
miseczkęC,mójulubionyrozmiar.Napewnomawspanialeróżowiutkiebrodawki.Wcisnąłemklawisz
nabiurkublokującyzamekwdrzwiach,rozpiąłemspodnieiwyjąłemtwardyjakskałaczłonek.Zacząłem
poruszaćrękąwgóręiwdół,myślącojejcipce.Ciekawe,czygolisięcałkowicie,czyzostawiasobie
wąski pasek włosków? Dałbym głowę, że jest naprawdę ciasna. Nie wyglądała na kogoś, kto sypiał z
mężczyznami na lewo i prawo. Wydawała się raczej niewinna i pełna czułości. Może w ogóle była
jeszcze dziewicą? Poruszając ręką coraz szybciej, wyobraziłem sobie jej małą, fantastycznie okrągłą
dupkęijakwspanialebyłobyjąścisnąć,biorącjąodtyłu.Jakimiałabywyraztwarzy,gdydoprowadzam
jądorozkoszyijakicudownymasmak.Zcichymjękiemwytrysnąłemwgarść.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział4
DELILAH
W
drodze do domu zahaczyłam o warzywniak i znalazłam Jenny układającą sterty ogórków. Sklep
należałdojejojcaiJennydorabiałatamsobiewczasiestudiównaUniwersytecieNowojorskim.
–Hej–powiedziałam,podającjejogórka.
–Hej!JakposzłozpanemWyattem?Oczymchciałporozmawiać?
Przygryzłamdolnąwargę.
–Chce,żebymzostałaopiekunkąSophie.
Jennyodłożyłaogórkaispojrzałanamniecałkowicieoszołomiona.
–Niemów!Poważnie?
– No. Pensja wyjściowa – czterdzieści tysięcy dolarów plus ubezpieczenie zdrowotne i prywatny
szoferdlamnieiSophie.
–Musiałabyśuniegozamieszkać?
–Tak.Miałabymwłasnypokójiosobnąłazienkę,iwolneniedziele.
–Ożeż,Delilah.Ico,przyjmiesztęrobotę?
–Niemamwyboru.Wporównaniudokelnerowaniatonieboiziemia.
–Acoztwojąmuzyką?
–Mogłabymtamćwiczyćigraćwniedziele.Myślę,żetodobraokazja,przynajmniejnajakiśczas.
–AcojeżelizabardzoprzywiążeszsiędoSophie?
–Otopomartwięsiępóźniej.
–AcozpanemWeź-MnieWyattem?
–Coznim?
–Sąwidokinajakiśekstrabonusik?
–Dajspokój.Takierzeczymnienieinteresują,wieszprzecież.Będziemoimszefem,apozatymma
dziewczynę.
–Icoztego?Tacymężczyźnimałosiętymprzejmują,gdypojawiasięinnapięknakobieta.
–Eee.Idęsięprzygotowaćnawieczór.
–Dobra.ZnajdziemycięzeStephenempóźniej–roześmiałasię.
Weszłamnagóręizmieniłamsukienkęnaczarnelegginsyiczarnątunikębezrękawów,zesrebrnymi
wstawkami. Przeczesałam włosy, związałam je w niedbały kucyk opadający z jednej strony na ramię i
podkręciłam końcówki. Wsunęłam na nogi wysokie buty, wzięłam torbę z gitarą, torebkę i telefon i
wyszłamzmieszkania.Jadącmetrem,postanowiłamzadzwonićdopanaWyatta.
–OliverWyatt–odebrał.
–Dzieńdobry.MówiDelilahGraham.
–Dzieńdobry.Czypodjęłajużpanidecyzjęwzwiązkuzmojąofertą?
–Tak.Zgadzamsię.
–Cieszęsię.Cotozahałas?Jestpaniwmetrze?
–A,tak,przepraszam.JadędoRedRoom.Chciałamdaćpanuznać,zanimzrobisiępóźno.
–Mogęzapytać,copanitamrobi?
–Mamtamdzisiajwystęp.
–A.Rozumiem.Toomówimyszczegółyinnymrazem.Miłegowieczoru.
–Dziękuję,nawzajem.
Zakończyłampołączeniezuśmiechemnatwarzy,którynieznikałjeszcze,kiedypokonywałamdrogęz
metradoklubu.JużodproguzauważyłammojegokumplaJonaha,któregopoznałamzarazpoprzyjeździe
doNowegoJorku,kiedyrozłożyłamsięzgitarąnajegostałymskrzyżowaniu.
–Cześć,Delilah–uśmiechnąłsię.
–Cześć,Jonah.Sporydzisiajtłum.–Rozejrzałamsięposalipełnejstałychbywalców.
–WychodziszzarazpoBlueMoonandStars.Gotowa?
–Gotowainastrojona.–Uśmiechnęłamsięipoklepałampokrowieczgitarą.
Stanęłamzasceną,wyjęłamgitaręi,gdytylkoBlueMoonandStarsskończyliswójwystęp,weszłam
nascenęiusiadłamnastołkuprzedmikrofonem.Gdywostrymświetlereflektorówuderzyłamwstruny,
uwaga gości skupiła się na mnie. Na całym świecie nie było miejsca, gdzie czułabym się lepiej niż na
scenie. Muzyka pozwalała mi się przenieść do świata, w którym byłam kimś i miałam swoje miejsce.
Gdy zaczęłam śpiewać moją akustyczną wersję Let Her Go, gwar w barze ucichł. Zamknęłam oczy i
śpiewałam,całymsercemwczuwającsięwdźwiękirytm.Kiedyotworzyłamoczyispojrzałamwtłum,
mójwzrokpadłprostonaOliveraWyattasiedzącegoprzystolewroguzdrinkiemwdłoni.Coonturobi
u diabła? Zagrałam jeszcze kilka piosenek, po czym podziękowałam publiczności i zeszłam ze sceny.
Gromkie brawa i gwizdy, które rozległy się na sali, upewniły mnie, że był to kolejny udany występ.
Schowałamgitarędopokrowca,przewiesiłamjąsobieprzezramięiposzłamdogłównejsalidopustego
teraz stolika, przy którym przed chwilą siedział Oliver Wyatt i oglądał mój koncert. Dlaczego wyszedł
bezsłowa?Wzruszyłamramionamiiskierowałamsiędobaru,gdzieJonahserwowałtrunki.
–Świetnyshow,Delilah.Maszzatoodemniedrinka–uśmiechnąłsię,stawiającprzedemnąbiałego
rosjanina.
–Dziękuję.–Sięgnęłamposzklaneczkęiupiłamłyk.
–Witaj,gwiazdo.–Stephenpodszedłicmoknąłmniewpoliczek.–Rewelacyjnywystęp,jakzawsze.
Jennyusiadłanastołkukołomnieizarzuciłamiramięnaszyję.
–Jonah,poprosimytrzyszotytequili.
–Jużsięrobi,Jenny–uśmiechnąłsię.
Stephenpogrążyłsięwrozmowiezeswoimznajomym,ajazerknęłamnaJenny.
–WidziałamzescenyOlivera.Siedziałprzystolewkącieimisięprzyglądał.
–Serio?–Zmarszczyłabrwistropiona.
–Tak,alewyszedłzarazpokoncercie.Nierozmawialiśmyaninictakiego.
–Todziwne,Delilah.Możezniegojestjakiśmilionertropiciel?–parsknęłaśmiechem.
–Jeżelitakjest,toniebędziesięmusiałprzymniezbytniowysilać.Będęprzecieżmieszkaćuniegow
domu.
–Czylijużsięzgodziłaś?
Jonahpostawiłprzednamitrzykieliszkitequili.Jennypodałamijeden,adrugiwyciągnęławstronę
Stephena.
–Raz…dwa…trzy!–wykrzyknęłaiwychyliliśmyjejednymhaustem,zestukiemodstawiającpuste
kieliszkinaladę.
–Mhm.Zadzwoniłamdoniego,kiedyjechałamtumetrem.
–Mamnadzieję,żewiesz,corobisz,Delilah.Będzieszterazżyławcałkieminnymświecie.
Uśmiechnęłamsięniewyraźnieidokończyłammojegorosjanina.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział5
O
budził mnie dźwięk wibrującego telefonu. Z głową pod poduszką wyciągnęłam rękę, po omacku
szukającaparatunaszafceprzyłóżku.Gdynaniegotrafiłam,odrzuciłampoduszkęnadrugikoniecłóżkai
zobaczyłam,żedzwoniOliverWyatt.
–Halo?–wykrztusiłam.
–Dzieńdobry.Obudziłempanią?
Rzuciłamokiemnazegar,którywskazywałdziewiątą.
–Nie,nie.Nieśpię.
–Brzmipani,jakbymwyrwałpaniązesnu.
–Nie,jestemnanogachjużodjakiegośczasu.
Nie chciałam, żeby wiedział, że lubię sobie pospać. Mogłabym się założyć, że on był z tych, co to
rozpoczynajądzieńmiędzyczwartąapiątąrano.
– Co pani na to, gdybym wysłał po panią mojego kierowcę, Scotta? Chciałbym, żebyśmy razem
powiedzieli Sophie, że będzie pani jej nianią, i pokazałbym pani dom. Mogłaby się pani jutro
przeprowadzić.
–Jutro!–Przełknęłamślinę.
– Tak. Jutro jest niedziela, a oficjalnie zaczyna pani pracę w poniedziałek. Czy jest z tym jakiś
problem?
–Nie.Niemanajmniejszegoproblemu.Możemytakzrobić.
–Świetnie.GdybymogłapaniwysłaćmiswójadresdlaScotta.Przyjedziezajakąśgodzinę.Pasuje
pani?
–Tak.Zagodzinę,dobrze.
–Awięcdozobaczenia.–Klik.
Odrzuciłamkołdręiwygramoliłamsięzłóżka.MógłwczorajzostaćchwilędłużejwRedRoomisam
miotympowiedzieć,aniezaskakiwaćmnietakwostatniejchwili.Zwestchnieniempowlokłamsiępod
prysznic.Kiedysuszyłamwłosy,weszłaJennyiusiadłanatoalecie.
–Dokądidziesztakwcześnie?
– Oliver wysyła po mnie swojego kierowcę, bo chce razem ze mną powiedzieć Sophie, że będę jej
nianiąioprowadzićmniepodomu.Najwyraźniejmamsięprzeprowadzićjutroioficjalniezacząćpracę
odponiedziałku.
–Jutro?Rany,Delilah,to…jużjutro.
–Wiem.Jakimcudemmamsiętakszybkospakować?
–Spakujtrochę,aresztęzostawtutaj.Możeszwpadaćizabieraćtopóźniejpartiami.
Machnęłamwjejstronęszczotkądowłosów.
–Dobrypomysł.Niepomyślałamotym.
Wstałaiobjęłamnielekkoramieniem.
– Miłego dnia i zobaczymy się później. Postaraj się nie zmoczyć za bardzo majtek w towarzystwie
panaWyatta.–Puściładomnieoko.
–Bardzośmieszne.
Będziemijejbrakowałonacodzień.Przyjaźniłyśmysię,odkądjejrodzicekupilidomoboknas,gdy
miałyśmy siedem lat. Spotykałyśmy się codziennie i byłyśmy nierozłączne aż do chwili, gdy umarła jej
mama,aojciecpostanowiłprzeprowadzićsiędoNowegoJorkuiotworzyćbiznesowocowo-warzywny.
Jenny miała wtedy szesnaście lat. Ale nawet na odległość nic się nie zmieniło. Każdego dnia
dzwoniłyśmy do siebie i potrafiłyśmy przegadać całą noc. Dwa lata temu Jenny poznała Stephena, gdy
rozsypał stos jabłek po całym sklepie. Powiedziała, że to była miłość od pierwszego wejrzenia, i od
tamtejporysąrazem.
Wyszłamzmieszkaniainadółposchodach.Przykrawężnikustałaczarnalimuzyna,przyktórejczekał
kierowcaiotworzyłdrzwi.
–PaniGraham–uśmiechnąłsię.
–Dzieńdobry.Scott,tak?–Wyciągnęłamrękę.–WystarczyDelilah.
–Miłociępoznać.
Ulokowałam się na tylnym siedzeniu i, oczarowana luksusowym wnętrzem, przesunęłam dłonią po
czarnymskórzanymfotelu.Nigdywcześniejniejechałamlimuzyną,więcmiałamztegonieladafrajdę.
Scott zaparkował przy krawędzi ulicy przed pojedynczą czarną bramą z kutego żelaza o wymyślnie
powywijanych prętach ostro zakończonych na górze. W głębi widniały piękne, dziesięciostopniowe
kamienne schody z oryginalnie zaprojektowanymi poręczami po obu stronach, prowadzące do
czteropiętrowegodomuzbrunatnoczerwonejcegły.Wejściestanowiłydwuskrzydłowedrzwizciemnego
drewnaoozdobnychszybachnacałejdługości,któreScottotworzył,przesuwającautomatycznązasuwkę
w klamce, i puścił mnie przodem. Znalazłam się w olbrzymim holu z kosztownie wyglądającą podłogą
wyłożonąmarmurowymipłytkamiiprzepięknymidrewnianymischodamiopadającymiłukiempoprawej
stronie.Podniosłamwzroknaniewiarygodniewysokisufit.
–Jaktujestwysoko?–zapytałamScotta.
–Sufitywcałymdomusąnawysokościodtrzystudotrzystutrzydziestucentymetrów.
–Och.–Ogarnąłmniestrachprzedtym,cojeszczemiałamtuzobaczyć.
–PanWyattpoprosił,żebyśusiadłaizaczekałananiegowjadalni,tunaprawo.
Poszłamzanimdoogromnegopomieszczeniazoknamiodpodłogiażdosufitu,zaktórymirozpościerał
sięwidoknabajecznyogródnazewnątrz.Centralnemiejscewpokojuzajmowałdługimahoniowystół
otoczonystylowymikrzesłamizbeżowympokryciem.Pośrodkustałapysznakompozycjazpurpurowychi
kremowychkwiatów.
–Dzieńdobry,Delilah–usłyszałamzasobągłosOlivera.–Witajwdomu.
Odwróciłamsięiażzaniemówiłamnajegowidok.Wwytartychdżinsach,bawełnianejbiałejkoszulii
brązowej marynarce wyglądał jeszcze bardziej pociągająco niż w biznesowym garniturze. W głowie
rozbrzmiałymisłowaJennyotym,żebympilnowałasuchościwmajtkach.
–Dzieńdobrypanu.Dziękuję.
–MówmiOliver.
Skinęłamgłowąiposłałammuniepewnyuśmiech.
–Proszęzamną,pokażęciresztędomuitwojąsypialnię.Sophieniemawtejchwili,wyszłazClarą,
którazajmujesiędomem.
Poprowadził mnie z jadalni do przestronnej, eleganckiej kuchni z wiśniowymi szafkami, blatami z
bordowegogranituimarmurowąpodłogą.Wrogustałokrągłystółdlaczterechosób,azanimwiłasię
kolejnaklatkaschodowa.
–Tojednozdwóchwejśćnadrugiepiętro.
Weszliśmyposchodachidługimkorytarzemdotarliśmydowielkiegosalonuwypełnionegoskórzanymi
kanapami i fotelami. Znajdował się tu olbrzymi kominek i jeden z największych telewizorów, jaki
kiedykolwiek widziałam. Roztaczający się za całościennymi oknami widok na Central Park zaparł mi
dech w piersiach. Ale to, co najbardziej zachwyciło mnie w całym pokoju, to minifortepian stojący w
rogupodoknami.
–Maciefortepian–zauważyłamzprzejęciem.
–Tak.Możeszgrać,kiedytylkozechcesz.Chodźmydalej.
Przeszliśmy przez salon i znaleźliśmy się w kolejnym korytarzu. Po prawej stronie znajdowała się
łazienka,apolewejcałądługośćzajmowałyszafy.Korytarzprowadziłdojegogabinetu.
–Tomojedomowebiuro.Spędzamtuwiększośćczasu,kiedyjestemwdomu.
–Czytojedyne,corobisz?Pracujesz?
Spojrzałnamniezukosa.
–Tak.Mammnóstwopracy.
–Tomusibyćbardzomęczące.
Przypatrywał mi się przez dłuższą chwilę, a potem odwrócił wzrok i poprowadził mnie na następne
piętro.
–Tojesttwójpokój–powiedział,otwierającdrzwinalewo.–Proszę,rozejrzyjsię.
Weszłam i głęboko wciągnęłam powietrze. Pomieszczenie było większe niż całe moje obecne
mieszkanie. Ciemnoszare ściany zdobiła biała sztukateria, a na imponujących rozmiarów łóżku leżała
bordowa kapa w ciemnoszary wzór. Naprzeciwko, w otoczeniu zabudowanych szafek i gablotek,
znajdował się gazowy kominek, a nad nim wisiał sześćdziesięciocalowy telewizor. Pod trzema oknami
odpodłogidosufitustaławypoczynkowależankawtymsamymodcieniubordocopokryciełóżka,aw
kącie rozpierało się wielkie biurko. Byłam pewna, że po czymś takim już nigdy nie będę w pełni
szczęśliwanigdzieindziej.
–Och!Jestpiękny.
–Cieszęsię,żecisiępodoba.Tuwrogusą:garderobaiłazienka.
Idącdalejkorytarzem,zatrzymaliśmysięwpokojuSophie,ślicznymróżowympokoikuurządzonymjak
dlaksiężniczki.
–Dobrze.Tobybyłonatyle,jeślichodziozwiedzanie.
–Atwójpokój?Amożetynigdynieśpisz?–zapytałamzuśmiechem.
– Mój pokój jest na końcu korytarza za zakrętem. Ale tam nie ma wstępu. Pozwalam tam wchodzić
jedynieobsłudze.
–Okej.–Kiwnęłamgłową.
–Chodźmydogabinetu.Chciałbymomówićszczegółytwojejpracyizakresobowiązków.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział6
OLIVER
P
oprowadziłem Delilah z powrotem do mojego gabinetu i w progu położyłem jej rękę na plecach,
przepuszczającjąprzodem,poczymzamknąłemdrzwi.Wyglądałauroczowgranatowychspodniachdo
połowyłydkiipasiastej,biało-niebieskiejbluzcezkrótkimrękawem.Długiebrązowewłosyopadałyjej
w falach na plecy i miała bardzo dyskretny makijaż. Nie była wypacykowana, plastikowa ani sztuczna,
alebardzoswobodnaiświeża.Dotegoumiałaśpiewaćjaknikt.
–Siadaj,proszę–powiedziałem,siadajączabiurkiem.–Sophietodzieckozproblemamiipotrzebuje
wsparcia.Zdarzająjejsięwybuchyagresjiinapadyzłości.Matrudnościwnawiązywaniurelacjiinie
potrafiodnaleźćsięwśródinnychdzieci.Myślę,żetowinajejmatki.
–Czymogęspytać,odjakdawnaSophieztobąmieszka?
–Odpółroku.
–AleSophiemapięćlat.Kiedysięniązajmowałeś,niezauważyłeśtychproblemówwcześniej?
– Słuchaj, Delilah, zanim Sophie ze mną zamieszkała, nie mieliśmy ze sobą bliskiego kontaktu. Nie
chciałemmiećdzieciijejmatkadobrzeotymwiedziała.
Podniosłanamniewzrokzniepewnymwyrazemtwarzy.
–Czylinigdysięzniąniewidywałeśiniespędzałeśzniączasu?
–Musiszzrozumieć.Mammnóstwopracy.Pracaifirmasądlamnieważniejszeniżcokolwiekinnego.
–Sophieniejestczymkolwiek.Jesttwojącórką,Oliver.
–Toniejesttematdodyskusji,Delilah.TyjesteśodpowiedzialnazaSophieimaszdopilnować,żeby
miaławszystko,czegopotrzebuje.Czymożemyustalić,żeskupiszsięwyłącznienatym?
Spuściławzrokiskinęłagłową.
–Przepraszamnachwilę,zdajesię,żeSophieiClarawróciły.–Wstałemizszedłemnadółdokuchni.
–Jaksięudaławyprawa?Clara?Sophie?
–Wporządku.
Claraspojrzałanamniezkamiennymwyrazemtwarzy.
–Wpadławhisterięwsklepieicisnęłasłoiksalsynapodłogę.
–Przepraszamcię,Clara.Sophie,chodźzemnądogabinetu.Ktośtamnaciebieczeka.
–Przepraszam,tato.
–Porozmawiamyotympóźniej–odparłemsurowo.
Podreptałazamnądogabinetu,anawidokDelilahcałasięrozpromieniła.
–Delilah!–Podskoczyładoniejizłapałajązarękę.
–Cześć,Sophie.–Delilahuśmiechnęłasięciepłoiuściskałają.
–Cotyturobisz?–zapytałaSophie.
–Sophie,Delilahbędzietwojąnowąnianią.Jutrosiędonaswprowadzi.
Jejbuziarozjaśniłasię,jakbywłaśnieusłyszałanajlepsząnowinęwżyciu.
–Fajnie.Nauczyszmnieśpiewać?–uśmiechnęłasiędoDelilah.
–Pewnie,żetak.
–Idźterazdosiebiedopokoju.Zarazdociebieprzyjdęiporozmawiamyotwojejkarzezadzisiejsze
zachowaniewsklepie.
Wyszłazpokojuzezwieszonągłową.
–Cotakiegozrobiła?
–Claramówi,żedostałanapaduszałuwsklepieicisnęłasłoiksalsynapodłogę.
Delilahparsknęłaśmiechem.
–Przepraszam.Przypomniałomisię,jakmojasiostrakiedyśzrobiładokładnietosamo.
–Nieznajdujęwytłumaczeniadlatakiegozachowaniainapewnoniebędęgotolerował.Zdajesię,że
muszęumówićjąnawizytęupsychologa.
– Nie śpiesz się z wysyłaniem jej na terapię, Oliver. Właśnie straciła matkę i musi odreagować.
Próbujezwrócićnasiebieuwagę.Musiszspróbowaćdojśćdoprzyczynyjejproblemów.Umojejsiostry
tobyłbrakmatczynejmiłościiuwagi.PozwólmipopracowaćtrochęnadSophieizobaczymy,coztego
wyjdzie.Czasemwystarczyokazaćdzieckutrochęczułości.
– No, nie wiem. Jeżeli sytuacja się nie poprawi, wysyłam ją na terapię. Dobrze, zdaje się, że
omówiliśmywszystko.Scottodwiezieciędodomu,żebyśmogłazacząćsiępakowaćnajutro.
Podniosłemsię,alejejpytanieosadziłomnienamiejscu.
–DlaczegoprzyszedłeśwczorajdoRedRoomnamójkoncertiwyszedłeśbezsłowa?
Oparłemsięoblatbiurkaiwpatrywałemsięwjejpięknątwarz.
–Niemiałemnicdopowiedzenia.Przyszedłem,bobyłemzaciekawiony.
–Czym?
–Twoimwystępem.Byłaśbardzodobra.Skoromaszdlamniepracowaćiopiekowaćsięmojącórką,
muszę wiedzieć, kim tak naprawdę jesteś. Nie chcę być później zaskakiwany ani odkrywać żadnych
ciemnychspraw,któremogłabyśprzedmnązataić.
– Zapewniam cię, Oliver, że nie mam żadnych ciemnych spraw ani szkieletów w szafie.
Opowiedziałam ci o sobie wszystko podczas naszej rozmowy. Nie ma nic, czego byś już o mnie nie
wiedział.
Wstałairuszyładodrzwi.Widziałem,żezirytowałojąto,copowiedziałem.
–Delilah.–Odwróciłasię.–Dziękujęcizaszczerość.
Uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. Odprowadziłem ją do wyjścia. Na schodach minęła się z
Liamem.Przywitałsięwesoło,poczymwszedłdodomu.
–Trafionyzatopiony.Czylizgodziłasiędlaciebiepracować.Muszęprzyznać,żemnietoniedziwi.
Kobietyzabijająsięonas,Wyattów–zażartował.
–Wprzeciwieństwiedotego,comyślisz,Liam,onajesttylkomojąpracownicą,nicwięcej.
–PowiedziałeśjużoniejLaurel?
–Takjakcijużmówiłem,Laurelniemanicdogadaniawkwestiitego,kogoprzyjmujędopracy.
–Skorotaktwierdzisz.Gotowynapartyjkęgolfa?
–Tak.Poczekaj,tylkomuszęnajpierwzamienićkilkasłówzSophie.
PoszedłemnagórędopokojuSophie.SiedziałanałóżkuzlalkąBarbiewramionach.
–Powieszmi,dlaczegorozbiłaśsłoikwsklepie?
–Niewiem–odparłażałośnie.
Położyłemjejrękęnanodze.
–Sophie,niewolnosięzachowywaćwtensposób.Niemożeszwyprawiaćtakichrzeczy.Rozumiesz
to?
–Tak,tato.Przepraszam.–Wyciągnęłarączkiiowinęłamijewokółszyi.
Uścisnąłemjąipocałowałemwczubekgłowy.
–Obiecajmi,żewięcejtegoniezrobisz,skarbie.
–Obiecuję.
– Moja dziewczynka. Tata idzie na golfa z wujkiem Liamem. Clara jest na dole, gdybyś czegoś
potrzebowała.Wrócęniedługo.
Wstałemijużwdrzwiachodwróciłemsięispojrzałemnaswojącórkę.
–Kochamcię,Sophie.
–Jaciebieteż,tato.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział7
DELILAH
K
iedy wróciłam do domu, poszłam prosto do swojego pokoju, gdzie na łóżku czekał na mnie stos
kartonowych pudeł. Z westchnieniem otworzyłam szafę i zabrałam się do pakowania ubrań. Cieszyłam
się na myśl o przeprowadzce do domu Olivera i tym, że będę zajmować się Sophie, ale jednocześnie
miałam w związku z nim mieszane uczucia. Dlaczego? Nie byłam pewna. Wydawał się jakiś
nieprzystępny,nawetdlaswojejcórki.Trudnosiędziwić,żetakąmałądziewczynkę,tużpośmiercimatki
przeniesioną do ojca, którego ledwo znała, roznosi złość. Ja bym się czuła tak samo. Tak naprawdę
większość życia spędziłam pełna złości na moją matkę za to, przez co musiałam przejść z jej powodu.
Był jeszcze brat Olivera, Liam. Miałam wrażenie, że on jest jakoś bardziej otwarty. Spakowałam
wszystko,cosiędało,iułożyłampudłanapodłodze.Poszłamdokuchni,awtymmomencieweszliJenny
iStephenobładowanitorbamizwarzywniaka.
–Hej.Jesteś!–wykrzyknęłaJennyuradowana.–Jakposzło?
–Gdybyśtylkowidziałajegodom!Jestolbrzymiimaczterypiętra.Mójpokójjestwiększyniżcałeto
mieszkanie,anajlepsze,żemajątamminifortepian.
–O!Zanosisięnaprawdziwiekrólewskieżycie–powiedziałStephen.
–AjakSophie?
–Podobnodostałaatakuszałuwsklepieicisnęłasłoiksalsynapodłogę.
–Aj.Zdajesię,żebędzieszmiałapełneręcerobotyprzytejmałej–stwierdziłaJennyzniepokojem.
–Prawdęmówiąc,myślę,żeniebędziezniąwcaletaktrudno.Bardziejmartwimnieonsam.
–Przyodrobinieszczęściatoiprzynimbędzieszmiałapełneręceroboty.–Mrugnęłafiglarnie.
–Nielubię,jakmówisztakoinnychfacetach–odezwałsięStephen,któryukładałprzyniesioneowoce
wlodówce.
Jennyklepnęłagowtyłek.
–Wiesz,żeciękocham,gamoniu.
Przyrządziliśmyrazemkolację,apotemzamknęłamsięwswoimpokojuigrałamnagitarze.
Gdywróciłamdoswojegopokojupoprysznicu,zadzwoniłmójtelefon.Podniosłamgozszafkinocnej.
Oliver.
–Halo?–odebrałam.
–Cześć,Delilah.Chciałbymwysłaćdociebiefurgonetkępotwojerzeczy.Maszpewniejakieśpudła.
–Tak,kilka.
–Scottprzyjedziepociebiezagodzinę,azanimfurgonetka.Możeszbyćgotowazagodzinę?
–Tak,godzinamiwystarczy.
–Okej.Sophiejużsięniemożeciebiedoczekać.Odrananiemówioniczyminnym.
–Jateżsięniemogędoczekać.
–Wypadłminiespodziewanywyjazdwinteresach,więcniebędziemnie,kiedyprzyjedziesz.Wrócę
wsobotę.Gdybyśczegośpotrzebowała,poprośClaręalbozadzwońdomojegobrata.
–Aha.Dobrze.Miłejpodróży.
–Dziękuję.Mamnadzieję,żespędziciezSophiemiłytydzień.
Rozłączyłamsięzdziwnymuczuciem.Naprawdęwyjeżdżasłużbowoiprzeztydzieńgoniezobaczę?
A z drugiej strony, dlaczego nagle tak mi na tym zależy? Pokręciłam głową i wypuściłam głośno
powietrze.Wsunęłamnanogiwąskiedżinsy,wpuszczajączapasekprzódbiałej,bawełnianejkoszuli,a
tyłzostawiającluźnonazewnątrz.Włożyłamczarnevansyizaczęłamprzenosićkartonyzmojejsypialni
doprzedpokoju.
–No,tochybawszystko–powiedziałamdoJennyzewzruszeniem.
–Dziwniemitubędziebezciebie.–Zarzuciłamiręcenaszyję.
–Wiem.Alebędziemysięprzecieżwidywaćibędędzwonićcodziennie.
–Trzymajsię,Delilah.–Stephenobjąłmnieiuściskałserdecznie.
Rozległosiępukaniedodrzwi.Otworzyłam.Wprogustałodwóchmężczyzn.
–Przyjechaliśmyporzeczy.
–Tak,wszystkojesttutaj.–Wskazałam.
Zgarnęłam moją dużą sportową torbę Nike’a i zeszłam na dół. Scott, jak tylko mnie zobaczył,
podskoczyłiuwolniłmnieodciężaru.
–Cześć,Delilah.
–Hej,Scott.
Jenny i Stephen stali u szczytu schodów, machając mi na pożegnanie. Wsiadłam na tylne siedzenie
limuzynyiopuściłamszybę.
–Kochamwas!
–Myciebieteż–odpowiedzielichórem.–Trzymajsię!
Samochódruszył,amnieogarnęłopoczucie,żewłaśniepożegnałamsięzjedynymżyciem,wktórym
byłominaprawdędobrze.
Wciągunastępnegotygodniazadomowiłamsięwmoimnowympokoju,poznałambliżejClaręiresztę
pracowników i zaprzyjaźniłam się z Sophie. Była fantastycznym dzieciakiem, ale rozżalonym i pełnym
smutku.Rozpaczliwiepotrzebowała miłości,zupełniejak ja,kiedydorastałam. Zauważyłam,żeSophie
jestniezwyklebystrajaknapięciolatkę.Bardzolubiłaczytaćirysować.Przypuszczałam,żedziękitemu
uciekaodrzeczywistości,takjakjadziękimuzyce.Zapytałam,czyojciecczytajejnagłos.Powiedziała,
żetylkoczasami,boprzeważniejestzbytzajęty.
PrzezcałytydzieńOliverniedawałznakużycia.Nawetrazniezadzwonił,niewysłałnawetjednego
esemesa, żeby dowiedzieć się, jak się miewa Sophie. Gdy weszłam do salonu, znalazłam ją przy
fortepianie.
–Coporabiasz,Sophie?–Usiadłamobokniej.
–Zagraszmicoś?–zapytałazesmutkiemwgłosie.
–Jasne.
Położyłamdłonienaklawiszachizaczęłamgrać.
OLIVER
Wróciłem do domu, położyłem walizkę na podłodze i wszedłem na górę, ale znieruchomiałem na
dźwiękfortepianuigłosuDelilah.Gdystałemtakisłuchałemjejśpiewu,ogarnęłomniejakieśdziwne
uczucie. Takie samo jak wtedy, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy w restauracji. Gdy skończyła,
zacząłemcichobićbrawo.
–Tata!–wykrzyknęłaSophieirzuciłasięwmojąstronę.
Wziąłemjąnaręce,przytuliłemipocałowałem.
–Cześć,kochanie.Jakciminąłtydzień?
–Super.RobiłyśmyzDelilahmnóstwofajnychrzeczy.
–Toświetnie.
Delilahwstałaipodeszładomnie.
–Witajwdomu,Oliver.
–Dziękuję.Dobrzebyćzpowrotem.Sophie,chybajużpóźno.Skoczsięprzebraćwpiżamę,ajazaraz
przyjdępołożyćciędołóżka.
–Delilahmniekładziedołóżka.
–Ibardzodobrze.Toprzyjdziemyutulićcięoboje.–Postawiłemjąnaziemi.
–Okej.
Podszedłemdobaruinalałemsobiedrinka.
–Maszochotę?–zaproponowałem.
–Możepóźniej,jakSophiepójdziespać.
Spojrzałemnaniąisięuśmiechnąłem.Wyglądałaślicznie,stojąctakpodrugiejstroniepokoju.
– To chodźmy powiedzieć jej dobranoc, a potem możemy się czegoś napić i opowiesz mi, jak wam
minąłtydzień.
PoszliśmynagórędopokojuSophie,któraczekałajużnanaswłóżku.Delilahpodeszła,usiadłaoboki
przykryłająkołdrą.
–Dobranoc,szkrabie.Zmówiłaśpaciorek?–zapytała.
–Tak.
–Dobrze.Todozobaczeniarano.
Pochyliłasięidałajejbuzi.
Gdywstała,pocałowałemSophiewczołoiżyczyłemjejdobrejnocy.WyszliśmyzDelilahzpokojui
wróciliśmynadółdosalonu.
–Nalejęsobiewinawkuchni–powiedziała.
Wziąłem szklankę szkockiej, którą zrobiłem wcześniej, i podążyłem za nią. Przyglądałem się jej, jak
wyjmujekieliszekzszafki.Gdywyciągnęłarękę,bluzkapodjechałajejdogóry,ukazująctwardy,płaski
brzuch.Natychmiastwyobraziłemsobie,jakpieszczęjejpępekjęzykiem.
–Pozwól–powiedziałem.
Naszepalcezetknęłysię,gdywyjmowałemkieliszekzjejdłoni.
Rzuciłamiszybkiespojrzenie,apotemodwróciławzrok.Cośsięwydarzyłoionatopoczuła.Jestem
pewien,żetak.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział8
DELILAH
C
ałe moje ciało zelektryzowało się, gdy, biorąc ode mnie kieliszek, musnął moją dłoń. Napełnił go
winemipodałmi.Nieodwróciłwzroku,gdynaszedłonieznowusięspotkały.
–JakminąłpierwszytydzieńzSophie?
–Wporządku.Jestkilkarzeczy,októrychchciałamztobąporozmawiać.
Skinął głową i poszliśmy z powrotem na górę do salonu. Zajął miejsce w fotelu, a ja usiadłam na
skórzanejkanapie.
–Sophietoniewiarygodniebystradziewczynka.
–Nopewnie.Matopotatusiu–zażartował.
Uśmiechnęłamsięlekko,przesuwającpalcamipokrawędzikieliszka.
– Myślę, że powinniśmy zrobić jej testy. Ona czyta książki, których zwykłe pięcioletnie dziecko nie
jestwstanieprzeczytać.Wiedziałeś,żeumieczytać?
–Widziałemją,jaksiedziwpokojuzksiążkami,alesądziłem,żetylkojeogląda,anierzeczywiście
czyta.
Byłtakbeznadziejnyjakoojciec,żepowolizaczynałomitodziałaćnanerwy.
– Sophie interesuje się sztuką. Uwielbia rysować i powiedziała mi, że chciałaby malować obrazy.
Któregośdniaposzłyśmydobibliotekiigłównieciekawiłyjąksiążkiohistoriisztuki.Najwyraźniejjest
zafascynowanamalarstwem.WypożyczyłaksiążkiovanGoghu,daVincimiMonecie.
–Totrochędziwneumałegodziecka,nieuważasz?–zapytał.
–Nie,wcalenie.Myślę,żesztukapozwalajejwyrazićswojeuczucia.
–Więcco,twoimzdaniem,powinniśmyzrobić?
–ZapisałabymSophienalekcjeplastyki.
–Idoszłaśdotegownioskuzaledwiepojednymtygodniuznią?–Podniósłszklankędoust.
–Zauważyłbytokażdy,ktopoświęciłbyjejodrobinęczasu–palnęłaminatychmiastwiedziałam,że
sięzagalopowałam.
–Chceszpowiedzieć,żeniepoświęcamczasumojejcórce?
–Powiedziałami,żebardzorzadkoczytaszjejprzedsnem,bojesteśzbytzajęty.
Wstał,zrobiłkilkakrokówiwyjrzałprzezokno.
–Mówiłemcijuż,Delilah,żemammnóstwopracy.
–Onapotrzebujetwojegozainteresowania,Oliver.
–Bardzokochammojącórkęijeżelisugerujesz,żetakniejest,toposuwaszsięzadaleko.
–Nietwierdzę,żejejniekochasz.Mówiętylko,żemusiszokazaćjejwięcejuwagi.
Odwróciłsięispojrzałnamnie.
–Mieszkasztuodtygodniainaglewydajecisię,żewieszjużoniejwszystko.Zatrudniłemcię,żebyś
sięniązaopiekowała,aniebawiłasięwpseudoanalizy.Ajużnapewnoniepoto,żebyśmidyktowała,
jakmamjąwychowywać.Przepraszam,miałemciężkidzieńiidęsiępołożyć.Powinnaśzrobićtosamo.
–Wyszedłzpokoju.
Westchnęłam,odstawiłamwinoiposzłamdosiebie.Byćmożeposunęłamsięzadaleko,alemiałamto
wnosie.Ktośmusiałpowiedziećmu,żejakoojciecmusisiętrochębardziejprzyłożyć.
Następnegodniarano,gdyweszłamdopokojuSophie,małasiedziałanałóżkuubranaiczytałaksiążkę
oMonecie,którąwzięłyśmyzbiblioteki.
–Dzieńdobry,słonko.Gotowanaśniadanie?
–Aha!
Zeskoczyłazłóżkaiwzięłamniezarękę.Gdywyszłyśmynakorytarz,zzazakrętuwyłoniłsięOliver.
–Dzieńdobry.Jaksięspało,księżniczko?
–Taksobie–odparłamarkotnie.
Przeniósł wzrok na mnie, a ja odwróciłam głowę. Zeszliśmy do jadalni i usiedliśmy przy stole,
czekając,ażClarapodaśniadanie.
–DzieńdobrywszystkimWyattomipannieDelilah!–zawołałLiam,wchodzącdopokoju.
PocałowałSophiewgłówkęiusiadłkołomnie.
–Dzieńdobry–odpowiedziałam.
Spotkaliśmysiępierwszyrazodmojejprzeprowadzki.
WmomenciegdyClarastawiałaśniadanienastole,zamoimiplecamirozległsięgłos:
–Dzieńdobry,kochanie.
Jasnowłosa kobieta ze zdjęcia w Internecie cmoknęła Olivera w policzek i usiadła na krześle obok
niego,poczymwbiławemnieuważnespojrzenie.
–Topewnienowaniania.JestemLaurel.DziewczynapanaWyatta.
–OnanazywasięDelilah,Laurel–odezwałsięLiam.
Laurelspiorunowałagowzrokiem.
–Miłociępoznać–uśmiechnęłamsię.Guzikprawda.Wcaleniebyłomimiło.Coonatuwogólerobi,
docholery?
–Sophie,przywitajsięzLaurel–przykazałOliver.
–Cześć.
Sophie spuściła głowę i skubała swoją jajecznicę. Odniosłam wrażenie, że nie przepada za
dziewczynątatusia.
–Alebyłoświetnienawyjeździe,kotku.
LaurelwyciągnęłarękęimusnęłaOliverapopoliczku.
Utkwiłam wzrok w talerzu, bo od patrzenia na tę sztuczną blondynę dostawałam mdłości. A więc
zabrał ją ze sobą na ten służbowy wyjazd. Może dlatego nie znalazł ani chwili, żeby zadzwonić i
sprawdzić,jaksięmajegocórka.Dupek.
–TaksięcieszęnategogolfazSullivanami.MiłobędzieznowuzobaczyćBarb.
Oliverposłałjejbladyuśmiechispojrzałnamnie.
Jeżelionwybierasięnagolfa,ajadzisiajmamwolne,toktonibyzajmiesięSophie?Nagleprzyszło
micośdogłowy.
–Hej,Sophie,możechceszpójśćdziśzemnądomuzeum?
Jejbuziasięrozjaśniła.
–Naprawdę?Atatamożepójśćznami?
–Nie,Sophie,niemoże.Twójtataijamamyjużplanynadzisiaj–prychnęłaLaurel.
Oliver siedział bez słowa. Zrobiło mi się niedobrze, gdy pomyślałam, że po tygodniu nieobecności
wybrałgolfaztąplastikowąlafiryndą,zamiastspędzićdzieńzcórką,wiedzącprzytym,żejadzisiajnie
pracuję.
–Jestemwolny,Sophie.Mogępójśćzwami?–zapytałLiam.
–Pewnie.JeżeliDelilahsięzgodzi.
–PannoDelilah,niemapaninicprzeciwkotemu,żebymsiędowaspodczepił?
Oliverrzuciłmunadstołemostrespojrzenie,ajauśmiechnęłamsięwduchu.
–Pewnie,żenie.Będziewesoło–odpowiedziałampogodnie.
Dokończyłamśniadanieiwstałam.
– Przepraszam, pójdę się przygotować i możemy iść. Sophie, skocz na górę i weź sweter –
powiedziałam,ruszającdoswojegopokoju.
SięgnęłampotelefoniwysłałamJennywiadomość.
„Cześć.Muszęodwołaćnaszespotkanie.IdziemyzSophiedomuzeumsztuki”.
„AboskiOliveridziezwami?”
„Nie.Wychodzizeswojąlaską.Wyglądanato,żezabrałjązesobąnatensłużbowywyjazd”.
„Faktyczniemarnyzniegotatuś.Bawciesiędobrzeipogadamypóźniej”.
Gdywkładałambuty,rozległosiępukanie.
–Proszę.
Oliverwszedłdopokojuizamknąłzasobądrzwi.
–Cotywyprawiasz?–zapytał.
–Ococichodzi?
–Maszdzisiajwolne.DlaczegozabieraszSophiedomuzeum?
–Boniemamnicdorobotyipomyślałam,żesprawijejtofrajdę.Aco?Maszztymjakiśproblem?
–Nie.Chciałemtylkowiedzieć.Poprosiłemjużkogoś,żebyprzyszedłisięniązajął.
–Więczadzwońitoodwołaj.
–Przykromi,żeniemogęiśćzwami.AleplanowaliśmyzLaureltegogolfajużodponadmiesiąca.
–Niemasprawy,Oliver.Wiem,żemaszmnóstwopracy.Dopilnuję,żebySophiedobrzesiębawiła.
Podniosłamtelefonzłóżka,alewyśliznąłmisięzrękiiupadłnapodłogę.Obojeschyliliśmysiępo
niegorównocześnie.Spojrzałmiprostowoczyztwarzątużprzymojej.Przełknęłamślinę,bopoczułam
mrowieniewdolebrzucha.Podałmitelefon,odwróciłsięiwstał,poczymotworzyłdrzwiiwyszedłz
pokoju.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział9
G
dyweszliśmydomuzeum,Sophieażsięzachłysnęła.Rozglądałasięwokółpodnieconaikoniecznie
chciałaodnaleźćobrazyMoneta.
–Pewniesąwdzialemalarstwaeuropejskiego,czylitam–wskazałLiam.
Odnaleźliśmywłaściwąsalę,wktórejwisiałomnóstwoobrazówartystówzEuropy.Liamokazywał
sięnaprawdęfajnymfacetem.Chybażemiałwtymjakiśukrytycel…Niebyłampewna,alenawszelki
wypadekmiałamsięnabaczności.Byłtegosamegowzrostuibudowyciała,coOliver.Miałteżpodobne
rysytwarzy.Różniłoichtylkoto,żeLiammiałniecojaśniejszewłosy.
–JakcisiępodobaLaurel?–zapytał.
–Szczerze?
–Noraczej.Bardzojestemciekaw–uśmiechnąłsię.
–Myślę,żejestsamolubną,egocentryczną,nadętąsuką.
Liamzachichotał.
–Otóżto.–Szturchnąłmnieżartobliwiewramię.
–Widzę,żeteżniejesteśjejfanem?
–Niespecjalnie.Mójbratzasługujenacoślepszego.Aszczególniedenerwujemnieto,żeonazupełnie
nieprzejmujesięSophie.
–TozupełniejakOliver,ztegocozauważyłamdotejpory.
–Onsięstara,Delilah.Niebyłomułatwoprzeztenczas,odkądjejmatkazmarłaiSophiezamieszkała
uniego.Nieumiebyćojcemimartwisięotejejniekontrolowanewybuchy.
–Onamapięćlat.Wszystkiepięciolatkimiewająniekontrolowanewybuchy.
–Laurelpróbowałagoprzekonać,żebyodesłałjądociotkidoVermont,aleOliverniechciałotym
słyszeć.
–A!Więcjednakmajakieśpoczucieprzyzwoitości.
–Todobryfacet.Tylkotrochężyciowozagubiony.
–Acozwaszymirodzicami?–zapytałam.
–WyjechalidoNiemiec,jaktylkoskończyłemsiedemnaścielat.Mójojciectamsięurodziłizawsze
chciałwrócić.Kiedybyliśmyjużnatyledorośli,żebysamisięsobązająć,spakowalimanatkiityleich
widzieliśmy. Niezła rodzinka, co? Oliver właśnie skończył szkołę średnią, a ja byłem w maturalnej
klasie.Przepisalinanasdomiznikli.Oliverpracowałnapolugolfowym,nosiłgraczomkije.Któregoś
dnia usłyszał, jak jeden z nich opowiada, ile kasy zarabia na handlu nieruchomościami. Przegadaliśmy
sprawę i postanowiliśmy sprzedać dom i przeprowadzić się do mniejszego mieszkania, a za uzyskane
pieniądze zaczęliśmy kupować i sprzedawać domy. Po dwudziestce Oliver miał już na koncie swój
pierwszy milion. Zawsze był najmądrzejszy z całej rodziny i okazało się, że ma prawdziwy dryg do
interesów. To dzięki niemu poszedłem na studia i kiedy zrobiłem MBA, Oliver już obracał
nieruchomościami.TakpowstałoWyattEnterprises.
–Awięctojestteżtwojafirma?–spytałam.
–Mhm.Mamypopięćdziesiątprocentudziałówkażdy.Niewspominajprzynimorodzicach.Todla
niegodrażliwytemat.
RzuciłamokiemnaSophie,którawpatrywałasięwnamalowanyprzezMonetaportretjegożony.
–Pięknyobraz,prawdaSophie?
–Tojegożona.Wyglądataksmutno.Mojamamazawszetakwyglądała.
ZerknęłamnaLiama,którypokręciłgłową.Sophieposzłaoglądaćnastępnyobraz,amyzostaliśmyz
tyłu.
–JakwyglądałzwiązekOliverazmatkąSophie?
Obejrzałsięzbladymuśmiechem.
–Otymbędzieszmusiałasamaznimporozmawiać.
Spędziliśmywmuzeumcałydzień,ażSophiewchłonęłamasęinformacjinatematwszystkichmalarzyi
ichobrazów.PopowrocieOliverwyszedłnamnaspotkanie.
–Jakbyło?–zapytałSophie.
–Fantastycznie.Szkoda,żeniemogłeśpójśćznami,tato.
–Teżżałuję,skarbie.Przepraszam.Pójdziemyinnymrazem.–Pocałowałjąwczubekgłowy.
Sophiepobiegłanagórę,ajaposzłamdokuchninapićsięwody.Oliverprzyszedłzamną.
–NiemaLaurel?–spytałamobojętnie.
–Nie.Pogolfieodwiozłemjądodomu.Maszjakieśplanynadziświeczór?
–Tak.Akuratmam.
–JaksięSophiesprawowaławmuzeum?
–Bezzarzutu.Byłabardzogrzecznaizachwyconatym,cozobaczyłanaścianach.
Miałamochotępowtórzyćmu,coSophiepowiedziałaoswojejmatce,aleobawiałamsię,żemógłby
wpaść w złość, jeżeli o niej wspomnę, więc się powstrzymałam. Przez ten krótki czas, który tu
spędziłam, nauczyłam się, że z Oliverem lepiej nie dyskutować. Wszystko musiało być tak, jak on
postanowił,ikropka.
–Muszęiśćsięprzebraćnawieczór.
Ruszyłamdodrzwi,aleOliverprzytrzymałmniedelikatniezaramię.Odwróciłamsięispojrzałamna
niego.
–Dokądidziesz?UmówiłaśsięzLiamem?
Ażmniezatkało.
–Tochybaniejesttwojasprawa,Oliver.Dzisiajjestmójwolnydzień.
Przypatrywałmisięprzezchwilę,poczymzacisnąłustaicofnąłrękę.
Włożyłam dżinsy, podkoszulkę i tenisówki, zarzuciłam na ramię gitarę i wstąpiłam do Sophie
powiedziećjejdobranoc.
–Hej,kwiatuszku.Wychodzęnatrochę,więcprzyszłamciżyczyćdobrejnocy.
Odłożyłaksiążkęiwyciągnęładomnierączki.
–Bawsiędobrze,Delilah.Miłegośpiewania.
–Dziękuję.Bądźgrzeczna,jakmnieniebędzie.Zobaczymysięrano.
Pocałowałamjąwgłówkęiwyszłam.
Otworzyłamfurtkę,naulicyzłapałamtaksówkęikazałamsięzawieźćnaUnionSquare.Spotykaliśmy
siętamzJonahodczasudoczasu,żebypośpiewaćnowojorczykom.
OLIVER
–Halo,Scott,dowiedziałeśsię,dokądposzła?
–Tak.JestnastacjimetraprzyUnionSquareigrazjakimśfacetem.
–Czekajtamnamnie,przyjadętaksówką.
–Dobrze.
Stałem za narożnikiem i patrzyłem, jak tłum ludzi tańczy i podryguje, kiedy śpiewali Jackson.
Przyłapałemsięnatym,żesamzaczynamkołysaćsięwrytmmuzyki.Wyglądałaprzepięknie.Gdygrałai
śpiewała,zjejtwarzybiłojakieśniezwykłeświatło.Spędziłemtamgodzinę.Najpierwśpiewalirazem,a
potem każde z nich wykonało kilka piosenek solo. Gdy skończyli, pożegnali się serdecznym uściskiem.
Możetojejchłopak?Mówiła,żeniemanikogo.Możemnieokłamała?Samniebardzowiedziałem,skąd
takierzeczychodziłymipogłowie.Schowałagitarędotorbyipodniosłasięzziemi.Ruszyławmoim
kierunkuizatrzymałasięwpółkroku,kiedyzobaczyła,żestojętamisięuśmiecham.
–Oliver.Cotyturobisz?–spytałazaskoczona.
–Przyszedłemposłuchać,jakśpiewasz.Cośwtymzłego?
Pokręciłagłową.
–Skądwiedziałeś,żetujestem?
–OdScotta–odparłemostrożnie.
–Kazałeśmumnieśledzić?
–Może.
Minęłamnieiruszyłaprzedsiebieulicą.
–Delilah,poczekaj.Coty,jesteśzła?
Stanęłapośrodkuchodnikaisięodwróciła.
– Tak, Oliver. Jestem zła. Dzisiaj jest mój dzień wolny. Mam chyba prawo do swojej prywatności,
prawda?
Rozłożyłemręce.
–Przepraszam.Chciałemtylkozobaczyćtwójkoncert.Towszystko.
–Możeszsobiemnieoglądaćwdomu.To,corobięwmojewolnedni,tonietwójinteres!–krzyknęła
iznowuruszyładoprzodu.
Cholera.Naprawdęjąrozeźliłem.Nieprzypuszczałem,żetakłatwosięirytuje.
–Delilah,proszę.–Dogoniłemją.–Chodźzemnąnakawę.
–Teraz?AktopilnujeSophie?
–Sophieśpi,awdomujestClara.Proszę.Chodźmygdzieśnapićsiękawy.Chciałbymoczymśztobą
porozmawiać.
Przewróciłaoczami.
–Okej.Tuzarogiemjestmałaknajpka.
Usiedliśmywśrodkuprzystolikupodoknem.Kelnerkapodeszłaprzyjąćzamówienie.
–Poproszękawęiplacekzwiśniami–powiedziałaDelilahzuśmiechem.
–Dlamnietosamo.
–Lubiszplacekzwiśniami?
–Uwielbiam.
–Jateż.–Uśmiechnęłasięjeszczebardziej.–Oczymchciałeśzemnąporozmawiać.Zrobiłamcośnie
tak?
Pomyślałem,żeniematakiejrzeczy,którąmogłabyzrobićnietak.Byładoskonała.Nibyniktniejest
doskonały,aleona–tak.Przynajmniejdlamnie.Niechtoszlag.Zaczynałemodczuwaćoznakiwzwodu.
–Nie,wszystkowporządku.Jakdotądrobiszwszystkotak,jaktrzeba.
–Comasznamyśli?
–Chciałemcipodziękować,żezabrałaśSophiedomuzeumwswójwolnydzień.Potwoimwyjściu
buziajejsięniezamykała.Porazpierwszy,odkądmieszkazemną,wydajesiętakaszczęśliwa.
–Niemazaco,Oliver.PoradzimysobiezproblemamiSophiekrokpokroku.
Kelnerkaprzyniosłakawęipostawiłaprzednamidwakawałkiciasta.
–Kimjesttenfacet,zktórymkoncertujesz?–zapytałem.
–Tomójkumpel,Jonah.Poznaliśmysięniedługopotym,jakprzyjechałamdoNowegoJorku.Zajęłam
mujegostałemiejscenaulicy.
–Aha.Teżjestniezły.
–Noraczej.RazemzeswoimchłopakiempracująteżzabaremwRedRoom.
Westchnąłem z ulgą. Gej. Najlepsza wiadomość tego wieczoru. Gdy patrzyłem na nią, jak zajada
ciasto,mimowolizacząłemsobiewyobrażać,jakobejmujetymisłodkimiustamimójczłonekiprzesuwa
jewgóręiwdół,podnoszącnamniepiękne,wielkieniebieskieoczy.
–DobrzesiębawiłaśzLiamem?–spytałem,starającsięzapomniećojejustach.
–Aha.Toświetnyfacet.
–Aniepróbowałcięczasempodrywać?–dociekałemzpowagą.
Uniosłagłowęisięuśmiechnęła.
–Ajeżelitak,toco?
–Jeżelitak,toskopięmudupę.Mazakazdobieraniasiędomoichpracowników.Takiesązasadyion
todobrzewie.
–Aczytezasadystosująsięteżdociebie?
Coonawyprawiaulicha?Dlaczegopytamnieotakierzeczy?Tomabyćurocze,czyjak?Bojeżeli
tak,toświetniejejtowychodzi.
– Oczywiście. Ale ponieważ to ja ustalam zasady, mogę też w dowolnym momencie je zmienić. –
Mrugnąłemżartobliwie.
Wkącikuustzebrałojejsiętroszkęwiśniowegonadzienia.Miałemochotępochylićsięizlizaćje,ale
zamiasttegowyciągnąłemrękęidelikatniewytarłemjekciukiem.Odruchowopodniosładłońdomojeji
spoglądałanamniespokojnie.
–Przepraszam.Ubrudziłaśsięwiśniami.
Opuściłarękę.
–Dziękuję.
Uśmiechnąłemsięniepewnie.
–Skończyłaś?Tozbierajmysię.
–Skończyłam.
Wyszliśmyiwsiedliśmydosamochodu.WdomuDelilahzapytała,gdzietrzymamaspirynę.
–Jestwszafceobokkuchenki,nagórze.
Poszedłemzaniądokuchni.Otworzyłemlodówkęiwyjąłembutelkęwody,aDelilahwspięłasięna
palce,żebysięgnąćdoszafki,aleniemogłajejdosięgnąć.Podszedłemztyłuiwyciągnąłemrękęponad
nią.Nachwilęprzylgnąłemdoniejcałymciałem,kiedypróbowałemwymacaćbuteleczkę.Odwróciłasię
ipodniosłanamniewzrok.
–Claraschowałająjaknajwyżejwgłębi,żebySophieniemogłaznaleźć.Wystawrękę.
Wytrząsnąłemjejnadłońdwiebiałepastylki.
Stałaopartaokontuarimusiałemzcałychsiłpowstrzymywaćsię,żebyjejniepocałować.Takbardzo
chciałempoczućmiękkośćjejustnaswoich.Patrzyliśmynasiebieprzezchwilę,ażpoczułem,żeserce
zaczynamibićszybciej.
–Trzymaj.–Podałemjejmojąbutelkęwodyicofnąłemsięokrok.
– Dzięki – uśmiechnęła się i wsunęła tabletki do ust. Oddała mi butelkę. – Idę się położyć i to
przespać.
–Mamnadzieję,żeciprzejdzie.
Miałem ochotę powiedzieć jej, że najlepszym lekarstwem na ból głowy jest dziki, obłędny seks, a
jednocześniechciałomisiępoprostupocałowaćjądelikatniewczołoiprzynieśćjejulgę.
Przeszłaprzezkuchnię,aleprzyschodachodwróciłasięispojrzałanamnie.
–Dziękujęzakawęiciasto.Następnymrazemjazapraszam.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział10
DELILAH
B
udzikzadzwoniłoszóstejigdyotworzyłamoczy,pobólugłowyniebyłoaniśladu.
Poprzedniegowieczorunieusnęłamodrazu,boniemogłamprzestaćmyślećotym,copoczułam,gdy
Oliverprzywarłdomnie,sięgającposłoikzaspiryną,ijaknamniespojrzał,gdypodawałmipastylki.
Spędziliśmyrazemniewieleczasu,ajużzaczynałamczućdoniegocoś,czegonieczułamwcześniejdo
nikogo. Nie byłam pewna, co się właściwie dzieje. Wiedziałam tylko, że za każdym razem, gdy się do
mnie zbliżał albo po prostu wchodził do pokoju, serce zaczynało mi bić gwałtownie, a w całym ciele
czułamdziwnemrowienie.Próbowałamwyobrazićsobie,jakijestwłóżku.Delikatnyiczuły,czyraczej
porywczy?Zakład,żewkażdejsytuacjimusimiećpełnąkontrolę.
Wyskoczyłam z łóżka, bo takie fantazje na temat mojego, jakkolwiek by było, szefa wykraczały za
daleko. Nie wolno mi zapominać, że dla niego pracuję i zajmuję się jego córką. Nie mogę sobie
pozwalaćnatakiemyśli.PozatymbyłajeszczeCruella,jegodziewczyna.
Wzięłam prysznic, ubrałam się i poszłam sprawdzić, czy Sophie się obudziła, ale okazało się, że
jeszcześpi.Gdywyszłamzjejpokoju,cichozamykającdrzwi,zzazakrętuwyłoniłsięOliver,poprostu
zniewalającywswoimgranatowymgarniturzenamiarę.
–Dzieńdobry.Jaktamtwojagłowa?
–Dzieńdobry.Znacznielepiej.Dziękuję.
Uśmiechnąłsięnieznacznie.
–Jeszcześpi?
–Tak.
Zeszliśmynadół,ajaskierowałamsiędokuchnipokawę.
–Dzieńdobry,Claro.
Uśmiechnęłamsię,wyjmująckubekzszafki.
–Dzieńdobry,Delilah.Dzieńdobrypanu.
–Dzieńdobry.Czyjestjużśniadanie?
–Jużgotowe.Proszęusiąść,zarazprzyniosę.
NalałamteżkawydlaOliveraizaniosłammudojadalni.
–Dziękuję,Delilah.
Uśmiechnęłamsięiusiadłampodrugiejstroniestołu.
–ComyśliciedziśrobićzSophie?–zapytał.
–Zabieramjądoświetlicy.
Pociągnąłłykkawyiuniósłbrwi.
–O!Ambitnie.
GdyClarastawiałaprzednamitalerze,wparowałszerokouśmiechniętyLiam.
–Dzieńdobry.
–Cześć,Liam.
–Hej,brat.–Oliverkiwnąłgłową.
LiamusiadłkołomnieipoprosiłClaręokawę.
–GdzieSophie?–zapytał.
–Tutaj–zachichotała,wchodzącdopokoju.
Rzuciłamusięwobjęciaidałacałusa.
–Atacietonicsięnienależy?–uśmiechnąłsięOliver.
Obeszłastół,uśmiechnęłasiędoniegoioplotłagoramionami.
–Dzieńdobry,tato.
Usiadłaobokmnieiprzybiłyśmypiątkę.
–Dobrzesięczujesz,Sophie?–spytałamzniepokojem,bowyglądaładziwniebledziutko.
–Tak.Tylkociąglejestemniewyspana.
–Możetyrośniesz.Tostraszniewyczerpujące.
Połaskotałamją.
Zauważyłam,żeOliverobserwujemnieprzezstół.Poczułam,żesięczerwienię.PośniadaniuOliveri
Liamwyszlidopracy.PowiedziałamSophie,żebyskoczyłanagóręsięubrać,boidziemydoświetlicy.
Wyglądała na zadowoloną i poszła do siebie. Pomogłam Clarze pozmywać po śniadaniu, po czym
poszłamzobaczyć,czemuSophienieschodzitakdługo.Znalazłamjąuśpionąnałóżku.Wydałomisięto
dziwne,żeznowuzasnęła.Nieposzłyśmydoświetlicy,alemniejszaztym.Najwyraźniejpotrzebowała
odpocząć. Może nie mogła zasnąć poprzedniej nocy. Zeszła na dół jakieś trzy godziny później, kiedy
siedziałamnatarasieibrzdąkałamnagitarze.
–Hej,ptysiu.Jaksięczujesz?
–Dobrze.Przegapiłyśmyzajęciawświetlicy?–jęknęła.
Uśmiechnęłamsięlekko.
– Tak, ale to nic. Możemy pójść innym razem. Jest piękny dzień. Może poszłybyśmy na trochę do
Central Parku? Mogę zadzwonić do mojej koleżanki Jenny i zapytać, czy nie chciałaby się tam z nami
spotkać.Bardzochcę,żebyśjąpoznała.
–Okej.Tylkomuszęsięuczesać.
PoszłamdokuchniipoprosiłamClarę,żebyprzygotowałanamkoszpiknikowydowzięcia,awtym
czasiezadzwoniłamdoJenny.
–Właśnieotobiemyślałam–powiedziała,gdyodebrałatelefon.
–Naprawdę?Dlaczego?
–Bomiciębrakuje.Dawnosięniewidziałyśmy.
–Dlategodzwonię.IdziemyzSophiedoCentralParkunapiknik.Możebyśsięznamiwybrała?
–Nopopatrz,cozawyczucieczasu.Właśnieskończyłamrobotęwsklepie.Kiedyidziecie?
–Zarazwychodzimy.Spotkajmysięwśrodku,naCherryHillzaokołopółgodziny.
–Dobra.Wezmęzesobąkoc.
–Tylkonieten,naktórymuprawiaciezeStephenemsek.–roześmiałamsię.
–Bardzośmieszne,Delilah.Dozobaczenia.
Sophiezeszłazgóry,zabrałamkoszitorbęzgitarąiwyszłyśmyzdomu.Scottjużnanasczekał.
W parku wzięłam Sophie za rączkę i pomaszerowałyśmy w kierunku Cherry Hill. W pewnej chwili
rozwiązał jej się bucik, więc położyłam kosz i gitarę na ziemi i przykucnęłam przy niej, żeby go
zasznurować.Podniosłanogawkęizobaczyłamduży,granatowysiniaknanodze.
–Sophie,skądmasztegosiniaka?
–Niewiem.Samsięzrobił.
Spojrzałamnaniązzastanowieniem,poczymzawiązałamjejsznurówkiiposzłyśmydalej.Jennyjuż
nanasczekałarozłożonanakocu.
–Sophie,toJenny,mojanajlepszaprzyjaciółkanaświecie.
–Cześć–uśmiechnęłasię.
–Cześć,Sophie.Miłociępoznać.
Usiadłyśmyizjadłyśmylunch,apóźniejnaprośbęSophiepograłamtrochęnagitarze.PotemSophie
poszłausiąśćpoddrzewemwiśniowymipoczytać.
–JaksięsprawymajązOliverem?
–Wporządku.
–Dobierałsię?
Westchnęłam.
–Dlaczegozakładasz,żemiałbysiędomniedobierać.Onmadziewczynę,Jenny.
–Poznałaśjąjuż?
–Tak.MówięnaniąCruella–roześmiałamsię.
–Ażtak?
–No.Strasznajest.Iwidać,żenietrawiSophie.
Spojrzałamwkierunkudrzewa,podktórymsiedziałaSophiezeswojąksiążką.Spała.
–Todziwne.
–Co?
–ŻeSophieznowuśpi.Miałyśmyranoiśćdoświetlicy,alezasnęłanałóżku.
–Możezłapałajakiegoświrusa.
– Może. Chyba powinnam zabrać ją do domu. – Zadzwoniłam po Scotta, żeby po nas przyjechał. –
Możeszponieśćkoszigitarę?–poprosiłamJenny.–Wezmęjąnaręce.
–Pewnie.
Podeszłamdodrzewa,wyjęłamjejksiążkęzrąkipodniosłamjądogóry.
–Chodź,księżniczko.Wracamydodomu.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział11
S
ophieprzespałakilkagodzin,anastępniezeszładokuchni,gdzieClarauczyłamnienowegoprzepisu
nakurczaka.
–Hej,Sophie.Jaksięczujesz?
–Dobrze.Pićmisięchce.
Wdrapała się na wysoki stołek, podczas gdy Clara nalewała jej do szklanki sok pomarańczowy z
lodówki.
–Hej,chceszzobaczyćcośfajnego?–zapytałam.
–Pewnie.
Wzięłam papierowy kubek stojący na ladzie i stukając w jego odwrócone denko, zaśpiewałam
„kubkową”piosenkę,wywołującuniejpiskiradości.Gdyskończyłam,oddrzwidałysięsłyszećciche
oklaski.Podniosłamgłowę.WprogustałOliverzuśmiechemnatwarzy.
–Tobyłourocze.
WszedłipocałowałSophiewgłowę.
–Dziękuję.–Zarumieniłamsię.
–Mamcośdlaciebie,robaczku–powiedziałdoSophie.–Chodźzemnąnagórę.
Poszliśmydosalonu,atamczekałysztalugi,płótna,farbyizestawprzyborówdomalowania.
–Orety,tato!–wykrzyknęłairzuciłasięjeoglądać.
–Terazmożesznamalowaćwszystko,cozechcesz–uśmiechnąłsię.
–Dziękuję,tato.Kochamcię.–Zarzuciłamuręcenaszyję.
–Jateżciękocham,skarbie.
Stałamztyłuipatrzyłam,jakpokoleibierzedorękiioglądakażdypędzel.
–Właśniebezgranicznieuszczęśliwiłeśjednąmałąduszyczkę.
–Mamnadzieję.Jakbyłodziśwświetlicy?
– Nie poszłyśmy. Długo nie schodziła i kiedy poszłam sprawdzić, co się dzieje, okazało się, że
zasnęła.
–Naprawdę?
– Tak. Więc umówiłyśmy się z moją koleżanką Jenny na piknik w Central Parku. To dziwne, ale
Sophieusiadłapoddrzewem,żebypoczytaćksiążkę,iznowuzasnęła.
–Możejestchora?
Spojrzałnamniezaniepokojony.
–Możecośjąbierze,niewiem.Myślę,żepowinniśmypoczekaćizobaczymy.
– Cokolwiek to jest, mam nadzieję, że szybko jej przejdzie. Przy okazji chciałem cię uprzedzić, że
Laurelprzyjdziedziśnakolację,iLiamteż.
–Okej.Jestjakaśokazja?
–Nie,nie.Mieliśmypójśćgdzieśomówićimprezę,którąrobimywfirmiewprzyszłymtygodniu,ale
niechciałemruszaćsiędziśzdomu,więczaprosiłemichtutaj.
–ToCru…ToLaurelteżpracujewfirmie?
–Nie,aleorganizujedlanasimprezęcharytatywnąwtymroku.
O,jakmiło.Przewróciłamoczami.
–Sophie,możezabierzemyfarbyicałąresztędotwojegopokojuiwszystkozainstalujemy?
–Dobrze,tato.
Pomogłam Oliverowi poprzenosić rzeczy do pokoju Sophie i rozłożyliśmy wszystko w kącie pod
oknem.Tobyłodoskonałemiejscedomalowania.Sophiepołożyłasięnałóżku.
–Cosiędzieje,Sophie?–Oliverusiadłprzyniej.
–Źlesięczuję.Głowamnieboliichcemisięspać.
Obejrzałsięnamnieztroskąwoczach.Podeszłamipołożyłamjejrękęnaczole.
–Jestrozpalona.Maszwdomutermometr?
–Niewiem.ZapytamClarę.
–Atylenoldladzieci?
–Niewydajemisię.Sophiejeszczeniechorowała,odkądtutajmieszka.
Westchnęłam.
–Skoczędosklepu.
–Nietrzeba.PoproszęScotta.Powiedz,cotrzebakupić.
–Termometritylenoldladzieciwystarczy.
Wyszedłzpokoju,ajapochyliłamsięnadSophie.
– Wszystko będzie dobrze. – Uśmiechnęłam się do niej i odgarnęłam jej włoski. – Chodź,
przebierzemysięwpiżamkę.Takcibędziewygodniej.
Wstałam i wyjęłam z szuflady jej koszulkę nocną z Małą Syrenką. Pomogłam jej usiąść i zdjęłyśmy
ubranie,poczymwślizgnęłasięwkoszulkę,ajaodchyliłamkołdręiotuliłamjąciepło.Chwilępóźniej
wróciłOliverztermometremitylenolem.
–Takszybko?
–Aptekajestnaroguulicy–odparłipodałmitermometr.
–OtwórzbuzięSophieiwłóżtopodjęzyk.
Kiedytermometrzapiszczał,wyjęłamgoispojrzałamnawynik.
–Uuu,kochana,masztrzydzieścidziewięćijeden.Oliver,copisząnabutelce?Jakadawka?
–Półtorejłyżeczki.
–Okej,możesznalaćdomiarki?
Niemogłampowstrzymaćśmiechu,kiedyzobaczyłam,jakmocujesięzzakrętkąiniepotrafijejzdjąć.
–Jaksiętootwiera,dodiabła?
–Daj.Tozabezpieczenieprzeddziećmi.–Wjednejchwiliotworzyłambutelkęinalałamodpowiednią
ilość.–Wypijto,Sophie,poczujeszsięlepiej.
Wzięłaodemniekubeczek,wypiłaiskrzywiłasięzniesmakiem.Szybkopodałamjejszklankęwody.
–Popij.
Wypiłakilkałyków,poczymosunęłasięnapoduszkęizamknęłaoczy.Pocałowałamjąwgłówkę,a
Oliverzrobiłtosamo.Wyszliśmyzpokoju,zostawiająclekkouchylonedrzwi.
–Myślisz,żetonicpoważnego?–zapytał.
–Pewniezłapałajakiegoświrusa.Trzebajejmierzyćgorączkę.Byćmożejutrobędziemusiałaiśćdo
lekarza.
–Onaniemalekarza.
–Jakto?–zapytałamzaskoczona.
Staliśmyobojewsalonie.
– Nigdy dotąd nie była chora. Słuchaj, Delilah, nie mam pojęcia o wychowywaniu dzieci. Uczę się
dzieńpodniu.Dotejporyniepotrzebowałalekarza,więcpocomiałemgoszukać?
– Na wypadek takiej sytuacji jak teraz! Trzeba też ją zaszczepić, zanim na jesieni pójdzie do
przedszkola.
–Sophiepójdziedoprywatnejszkoły.
–Icoztego?Itakmusibyćszczepiona.
–Okej,notochybadobrze,żetujesteś.
Przewróciłamoczami.
–Nochyba.
Gdyzeszliśmynadół,pojawilisięLaurelzLiamem.
–Cześć,Oliver.–Laureluśmiechnęłasięipocałowałagowusta.Zachciałomisięrzygać.–O,dzień
dobry,Delilah.
Posłałam jej zdawkowy uśmiech i zerknęłam na Liama, który mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Kolacjaczekałanastole.Patrzyłam,jakOliverkładzierękęnaplecachLaureliobydwojeidądojadalni.
Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak wczoraj wieczorem wytarł mi wiśnie z ust. Usiadłam, a Liam
zapytał,gdziejestSophie.
–Leżywłóżku.Rozchorowałasię.
–Biednamała.Mamnadzieję,żetonicpoważnego.
–Dzięki.Jateż.
Zauważyłam, że Oliver bacznie nam się przygląda przez stół. Ciągle zastanawiałam się, dlaczego
zapytałmnie,czyLiamniepróbowałmnieprzypadkiempodrywać.
–Acotozaimprezadobroczynna,którąorganizujecie?–zapytałamzgrzeczności.
– To na rzecz osób ze stwardnieniem zanikowym bocznym i na badania naukowe. Chcemy zebrać
pieniądze, żeby pomóc chorym i ich rodzinom, a resztę przeznaczyć na finansowanie badań nad tą
chorobą–odparłOliver.
–Okej–uśmiechnęłamsię.–Icorokuwybieraciesobieinnycel?
–Dokładnietak.–Liamsięrozjaśnił.–Icorokumamytaksamoświetnewyniki.
– To co, możemy teraz pogadać o szczegółach? – odezwała się Laurel opryskliwie. – Oliver, mogę
zapytać, dlaczego twoja niania je z nami kolację? Nie powinna przypadkiem jeść w kuchni z Clarą?
Chybanależydopersonelu,prawda?
–Laurel,niebądźniemiła–rzekłOliver.
Niemogłamuwierzyć,żetaszmatatopowiedziała.Wydajejejsię,żekimjest,docholery?Umniew
Chicagoszybkodostałabyzaswoje.Byłamzła,żeOliverniestanąłwmojejobronie.
–Jesttutaj,boidziezemnąnaimprezę,więcchciałem,żebypoznałaszczegóły–uśmiechnąłsięLiam.
–Prawda,Delilah?
Wzięłamdoustkawałekkurczakaiopanowałamsię,alewśrodkuażwemniekipiało.
–Tak.Jużsięniemogędoczekać.
Spojrzałam na Olivera, który wpatrywał się we mnie intensywnie. Nie wyglądał na zadowolonego.
Prawdęmówiąc,wyglądałraczejnawściekłego.Comitam.
–Przepraszam.Pozwolęwamwspokojuomówićwaszesprawy.
Wstałam i zabrałam swój talerz do kuchni. Potrzebowałam się uspokoić, bo ta zdzira naprawdę
wyprowadziłamniezrównowagi.
–JakOlivermożejąścierpieć?–rzekłamdoClary.
Prychnęła.
– Kawał jędzy, co? Nie przejmuj się nią. Któregoś dnia pan Wyatt zorientuje się, kim tak naprawdę
jest,iwywalijązhukiemnazbitypysk.
Uśmiechnęłamsięiogarnęłamjąramieniem.
–Dzięki,Clara.ZajrzędoSophie,apotembędęwsaloniejakbyco.
PoszłamdopokojuSophie.Spałajakzabita.Usiadłamwięcprzypianinieizaczęłamgraćiśpiewać
podnosem.Kiedyskończyłam,zamoimiplecamirozległysięoklaski.WpokojustaliOliveriLiam.
–Brawo,Delilah.–Liampodniósłdrinkadogóry.
–Dziękuję.
– Oliver, mam genialny pomysł. Może Delilah zagrałaby na naszej imprezie? W ramach programu
artystycznego.
–Mamjużumówionyzespół–warknęłaLaurel,wchodzącdopokoju.
–Toichodmówisz–odparłOliversucho.–Myślę,żetodoskonałypomysł,żebyDelilahzaśpiewała
unasnaimprezie.
–Chybażartujesz.
–Nie,mówięcałkiempoważnie–odpowiedział.
–Jateż–przyłączyłsięLiam.–Delilah,cotynato?Zgodziszsięzagraćnacharytatywnejimprezie
naszejfirmy?
–Bardzochętnie–powiedziałam,patrzącnaCruellę.
Rzuciła mi spojrzenie, którym, gdyby mogła, toby mnie zabiła. Ale ja miałam to głęboko w nosie.
Skoro Oliver i Liam chcą, żebym wystąpiła, to zrobię to. Impreza miała szlachetny cel i udział w niej
uznałamzawyróżnienie.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział12
OLIVER
P
odszedłemdobarkuinalałemsobiekolejnąszklaneczkęwhisky,podczasgdyLaurelnieprzestawała
wyrzucaćmi,żezaproponowałemDelilahwystępnaimprezie.
–Cotusiędzieje,docholery?–zapytała.
–Ococichodzi,Laurel?
–Cotaksiętroszczyszotędziewuszkę,Oliver?Botaknaciebiepatrzy?
– Jeżeli masz na myśli Sophie, to owszem. Jest moją córką i będę się o nią troszczył, jak mi się
podoba.
–NiemamnamyśliSophieidoskonaleotymwiesz.
– Nie ośmieszaj się Laurel. Delilah jest moją nianią i może raz na zawsze zamkniemy ten temat. To
miładziewczynaibardzodobrzezajmujesięSophie.
Podeszładomnieiprzebiegłamipalcamipoklatcepiersiowej.
–Przepraszam,kochanie.Wiesz,żejestemociebiepotworniezazdrosna.Możepojedziemydomniena
małynumerek?Kupiłamnowąbieliznę,którąstraszniechcęcipokazać.
–Bardzobymchciał,Laurel,aleniemogę.Sophiejestchorainiechcęjejzostawiać.
Wjejoczachbłysnąłgniew.
–Delilahjestprzyniej,więctychybaniemusisz.Nicjejniebędzie.
–Powiedziałemniedzisiaj,Laurel.Koniecdyskusji.
Liamwróciłdopokoju,anatwarzypojawiłmusięzłośliwyuśmieszek.
–Poróżniłysięgołąbeczki?
–Laurelidziedodomu.
– Jak chcesz, Oliver. Porozmawiamy jutro. – Złapała swoją torebkę. Po drodze zatrzymała się i
spojrzałanaLiama,którystałwproguichrupałherbatnika.–Obyśsięudławił.
Wypadłazpokoju,aLiamwybuchnąłśmiechem.
–Nigdymnienielubiła.
–Możedlatego,żetyteżjejnielubisz,ionaotymwie.
–Acotulubić?–zachichotał.
Nalałemdoszklankiszkockiejipodałemmu.
–CotozahistoriazDelilah,docholery?Kazałemcisiętrzymaćodniejzdaleka.
–Możetrudnociwtouwierzyć,aleprzyjaźnimysię.
–Tak,iwcaleniechodzicionicwięcej–burknąłem.
–Myśl sobie, cochcesz, ale zapewniamcię, że dopóki Delilahu ciebie pracuje,wiem, że jest poza
zasięgiem.Znamzasady.
–Topocotencyrkzzapraszaniemjejnaimprezę?
–Chybaniechciałeś,żebyprzyszłasama,prawda?Pozatymbędzietamwystępować,więcwszystko
w porządku. Laurel urwałaby ci jaja, gdybyś ty z nią poszedł, a przecież wiem, że chciałbyś, żeby tam
była.
–JestopiekunkąSophie.Niemiałemnajmniejszegozamiaruzapraszaćjejnanasząimprezę.Zajmuje
sięmojącórką,towszystko.KtoterazzostaniezSophie?
Przewróciłoczamiigłośnowypuściłpowietrze.
–Maszprzecieżdrugąopiekunkę.Jakonasięnazywa?Francesca?Ta,comieszkadwadomydalej.
–Onaprzychodzitylkowniedziele.
–Proszęcię.Napewnoucieszyjądodatkowafucha,ajaktubyłakilkarazy,tobardzoładniesięrazem
zSophiebawiły.Dobra,muszęlecieć.Zobaczymysięjutro.Awłaśnie,jeżelitocięuspokoi,topoznałem
kogoś.ManaimięIsabelleimożecośztegobędzie–uśmiechnąłsię.
–Toczemuniezaprosiszjejnanasząimprezę?
–BowtenweekendjedziedoPensylwaniidoswojejsiostry.Aleniebójsię,kiedyśjąprzyprowadzę,
żebyśjąpoznał.
–Możemysięwogóleumówićweczwórkę–powiedziałem.
–Masznamyśli,ty,ja,IsabelleiDelilah?–zapytałzironią.–BojeżelichodziłocioLaurel,tonie,
dziękuję.NiechcęfundowaćIsabelletakichatrakcji.
Westchnąłem.
–Spadajstąd.Zobaczymysięrano.
PojegowyjściuposzedłemnagóręzajrzećdoSophie.Spałatwardo.Szkoda,żeDelilahznikłazaraz
potym,jakzaproponowaliśmyjejwystępnaimprezie.Miałemwrażenie,żenieprzepadazaLaurel.W
głębiduchabawiłmnietenjejzadziornycharakter.Poszedłemdoswojegopokoju,włożyłemspodnieod
piżamyizainstalowałemsięwłóżku.Włączyłemlaptopaiwłaśnieprzeglądałemmejle,kiedyusłyszałem
krzykSophie.Poderwałemsię,alegdywpadłemdojejsypialni,Delilahjużbyłaprzyniejituliłająw
ramionach.
–Cosięstało?
Delilahobejrzałasię,nieprzestającprzyciskaćSophiedopiersi.
–Mówi,żebolijąucho.Damjejjeszczetylenolu.Idźproszędołazienkiizmoczmałyręczniczekw
gorącejwodzie,apotemwyciśnijizłóż.
Zrobiłem,takjakpowiedziała.WróciłemdołóżkaSophieipodałemDelilahmokryręcznik.
–Sophie,przyłóżtosobiedoucha.Oliver,możeszjeszczeprzynieśćzwykłyręcznik?
–Jasne.
Przyniosłemjejczystyręcznikzłazienki.DelilahzwinęłagonapoduszceikazałaSophiesięnanim
położyć z mokrym ręcznikiem przyciśniętym do ucha. Usiadłem na brzegu łóżka po drugiej stronie i
delikatniegłaskałemSophiepoplecach.
–Wszystkobędziedobrze,skarbie.
NiemogłemniezauważyćpiżamyDelilah.Miałanasobiejedwabneszortyitakąsamąkoszulkębez
rękawów,którejszerokidekoltpodkreślałjejbujnepiersi.
– Chyba będę musiała rano wziąć ją do przychodni. A potem poszukam dla niej jakiegoś dobrego
pediatry–powiedziała.
– Dobrze. Żałuję, ale nie znam nikogo takiego. Wracaj do łóżka. Posiedzę tu przy niej trochę i będę
miałnaniąoko.
–Napewno?Mogęzostać.
–Napewno.Uciekaj–uśmiechnąłemsięlekko.
Wstała,ajanatychmiastpoczułem,żetwardniejemiczłonek,kiedypatrzyłemnajejidealny,prawie
nieosłonięty tyłeczek, kiedy szła przez pokój. Trudno zaprzeczyć, że jej pragnąłem i strasznie chciałem
poczuć jej smak. Cholera. Jak tylko upewniłem się, że Sophie spokojnie śpi, wróciłem do siebie i
ulżyłemsobie,rozmyślającoDelilahijejseksownychkształtach.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział13
DELILAH
T
o był długi dzień. Lekarz w przychodni stwierdził u Sophie zapalenie ucha i od razu przepisał jej
antybiotyk. Zjadła wczesną kolację, a potem zrobiłam jej kąpiel i powiedziała, że chce się położyć. O
siódmej usłyszałam, jak otwierają się drzwi wejściowe i do kuchni wszedł Oliver. Postawił teczkę na
ziemiiodrazuzająłsięrozwiązywaniemkrawata.
–Cześć.JaksięmiewaSophie?
–Śpi.Wykąpałamjąipowiedziała,żechceiśćdołóżka.
– Biedne maleństwo. Koleżanka w pracy dała mi namiar na pediatrę. Jej syn się u niego leczy i
podobnojestfantastyczny.
–Świetnie.Zadzwonięiumówięjąnawizytę.
–Jadłakolację?
–Tak.Clarazrobiłajejpotrawkęzkurczaka.
–Atyjadłaś?
– Nie. Nie miałam czasu. Clara zrobiła kotlety wieprzowe. Nie była pewna, o której wrócisz, więc
wstawiłajedoszufladygrzewczej.
Skrzywiłsię.
–Jakośniemamochotynakotlety.Amożezamówilibyśmycośztejfajnejwłoskiejknajpyzarogiem?
–Okej.Brzminieźle.
–Dobra.Zadzwonięiidęsięprzebrać–rzuciłzuśmiechem.
Wyjęłamzszafkitalerzeisztućceinakryłamdostołu.Claramusiaładziśwcześniejwyjść,bomiała
jakąśsprawęrodzinną,więcbyliśmywdomusami,nieliczącSophieśpiącejnagórze.Niewielepóźniej
Oliver wrócił do kuchni w granatowej koszulce i dżinsach. Prawie się zakrztusiłam z wrażenia, bo nie
widziałamgowcześniejwtakichzwykłychciuchachiwyglądałpoprostuzachwycająco.Poczułam,że
całeciałozaczynamibuzować,aserceprzyspieszyłogwałtownie.
–Wyjmijkieliszki,ajaprzyniosęwino.
Gdystawiałamkieliszkinastole,rozległosiępukaniedodrzwiipochwiliOliverwszedłdojadalniz
reklamówkamiwrękach.Nałożyłamjedzenie,aonnapełniłkieliszki.
– Muszę ci coś powiedzieć. Kelsey, ciotka Sophie, i jej mąż chcą, żeby Sophie odwiedziła ich w
Vermont.Majątamgospodarstworolne.Tojakieśpięćgodzindrogistąd.Powiedziała,żejeżelijątam
zabiorę,moglibypotemodstawićSophiedodomu,bochcąprzyokazjizrobićjakieśzakupywNowym
Jorku.
–Icotynato?–zapytałaminapiłamsięwina.
– Myślę, że to mogłoby Sophie dobrze zrobić. Mają tam różne zwierzęta i myślę, że to by się jej
spodobało.LubiKelsey.TosiostraElaine.
–TozapytajSophiejutroranoizobaczymy,copowie.
–Takimamzamiar.
Uśmiechnęłamsięnieznacznieizabrałamsiędojedzenia.
–Pyszne.
– Prawda? To moje ulubione włoskie miejsce. Zdziwiłabyś się, gdybyś je zobaczyła. To właściwie
maładziupla,góradziesięćstolików.
– Najczęściej takie knajpki mają najlepsze jedzenie. W Chicago kilka ulic ode mnie była taka mała
meksykańskarestauracja.Mielinajlepszemeksykańskieżarciewmieście.
Dolałsobiewina.
–Możeopowieszmicoświęcejoswoimdzieciństwie?
– Wszystkiego już się o mnie dowiedziałeś, więc co mam ci jeszcze opowiadać? – prychnęłam. –
Wychowałamsięwobskurnejdzielnicy,wktórejpanowałygangiikwitłhandelnarkotykami.Aletrzeba
przyznać,żenieważne,jakbyłoźle,ludzietroszczylisiętamoswoich.
–Atwojamatka?–zapytał.
– Była pijaczką i zapiła się na śmierć. Zmarła na niewydolność wątroby. Jak wiesz, miałam wtedy
osiemnaście lat. Przez całe dzieciństwo opiekowałam się Bradenem, Tannerem i Colette. Uważałam,
żeby nie wpakowali się w kłopoty i mogli do czegoś w życiu dojść. Musiałam więc dorosnąć raczej
szybko.
–Wyobrażamsobie.Mówiłaś,żewszyscytrojesądzisiajnastudiach?
– Tak. Braden ma dwadzieścia jeden lat i studiuje przedsiębiorczość i finanse na Uniwersytecie w
Chicago.ColettemadziewiętnaścielatirobistudiapielęgniarskienaUniwersytecieFlorydy,aTanner
maosiemnaścieijestnapierwszymrokudziennikarstwanaUniwersytecieBostońskim.
–Czylinieźlesięspisałaś.Ztego,comówisz,wygląda,żespełniająswojemarzenia.Wszyscysąna
stypendium?
–Tak.Mająstypendiumipomocfinansową.
–AcozDelilah?
–Comasznamyśli?
–Tychybateżmaszmarzenia.
–Tak,alemamaszybkokazałamionichzapomnieć,kiedypostanowiła,żeniebędziedlanasmatką.
Mojeżyciekręciłosięwokółdzieciaków.AlezawszechciałammieszkaćwNowymJorkuiotojestem.
Więcmojemarzenieteżsięspełniło.
Siedziałiprzypatrywałmisięprzezstół.
–Jesteśbardzobezinteresownąosobą,Delilah.Podziwiamtouciebie.Mamnadzieję,żeotymwiesz.
Oblałamsięrumieńcem.
– Dziękuję. Dobra, twoja kolej. Opowiedz mi o Oliverze Wyatcie i w jaki sposób do trzydziestki
osiągnąłtakisukces.
–Mójbratcijużpewniewszystkoopowiedział.
–Toiowo.
–Apowiedział,żenasirodziceporzucilinasiwyjechalidoNiemiec?
Spuściłamwzrok,bowyczułamgoryczwjegogłosie.
–Tak.
– No, to już wszystko wiesz. Nie ma nic więcej do opowiadania. Zacząłem handlować
nieruchomościami i założyłem Wyatt Enterprises. A teraz sprzedaję budynki na całym świecie. –
Podniósłsięzkrzesła.–Chodźmynataras,możemytamjeszczepogadać.Jesttakiładnywieczór.
Wstałam, a on zgarnął kieliszki i butelkę wina i wyszliśmy na taras usiąść na dużych miękkich
krzesłachprzyogrodowymstoliku.Dolałmiwinaiznówskierowałrozmowęnamnie.
–Pewniewmłodościniemogłaśopędzićsięodwielbicieli,co?
– Nie, nieszczególnie. Mój najdłuższy związek wtedy trwał jakieś trzy dni. Nie miałam czasu na
chłopaków. Pracowałam, zajmowałam się dzieciakami i chodziłam do szkoły. Faceci musieli zejść na
dalszyplan.
–Ateraz?
Spojrzałamnaniegoniepewnie,boniebardzowiedziałam,doczegozmierza.
–Ococichodzi?
–Niepowieszmi,żetakakobietajaktynieznalazłasobiefacetawNowymJorku.
–Razbyłamnarandcewciemno.ChłopakJenny,Stephen,umówiłmniezjednymzeswoichkolegów.
Aletobyłniewypał.
–Dlaczego?
– Okazał się niezłym szajbusem i przyszedł na naszą randkę kompletnie naćpany – parsknęłam
śmiechem.
–A!Niematojakzrobićdobrewrażenie.
–Aty?CzypanWyattbywazakochany?–zapytałamkpiąco.
Pociągnąłkolejnyłykiwestchnął.
–Awwiekusiedemnastulatsięliczy?
–Jeżelitobyłamiłość,totak.
– Tak mi się wydawało. To była wspaniała dziewczyna albo przynajmniej ja tak myślałem.
Chodziliśmy ze sobą ponad rok. Byliśmy nierozłączni. Oddałem jej wszystko, co mogłem i co miałem.
Rozmawialiśmy o małżeństwie i wspólnej przyszłości. Nawet kupiłem jej na urodziny pierścionek
zaręczynowy.Któregośdniaposzkoleposzedłemdoniejdodomu,bopowiedziałami,żejestchora,i
chciałemsprawdzić,jaksięczuje.Znalazłemjąwłóżkuzinnymchłopakiem.
–Paskudnahistoria.
– To już nieważne. Powiedzmy tylko, że to przez nią stałem się tym, kim jestem dzisiaj. Facetem o
sercuzkamienia,któryniemazamiarujużnigdytaksięprzejechać.
Wiedziałam, że moje następne pytanie mogło iść o krok za daleko i pewnie usłyszę, że to nie moja
sprawa,alepoprostumusiałamjezadać:
–AmatkaSophie?
–ZElainespotykałemsięodczasudoczasu.Byłazaborcza,zbytniozaangażowanainaciskałanaślub.
Od początku dałem jej jasno do zrozumienia, że nie ma na co liczyć. Postarała się o to, żeby zajść w
ciążę,bomiałanadzieję,żezmięknęisięzniąożenię.Alesięprzeliczyła.Oszukałamnie,celowozaszła
w ciążę, a potem urodziła się Sophie. Nie wymigiwałem się od odpowiedzialności finansowej i co
miesiąc płaciłem jej alimenty, i to całkiem spore. Tak że nie musiała się martwić o pieniądze. Ale w
moichżyciowychplanachniebyłomiejscanadzieckoizraziłemsiędoElaineprzezto,cozrobiła.
Słuchającgo,poczułam,jakżołądekzaciskamisięwciasnysupeł.
–InigdyniewidywałeśsięzSophie?
– Nie. Do chwili, kiedy miała trzy latka i Elaine pojawiła się z nią u mnie któregoś dnia bez
zapowiedzi.Elainewyglądałanawyniszczonąprzeznarkotykiizapytała,czymogąwejść.Zgodziłemsię,
apotempowiedziała,żechceskorzystaćzłazienkiiznikłanacałydzień,zostawiającSophiezemną.Od
razu zauważyłem, że to bystra dziewczynka. Elaine wróciła wieczorem i stwierdziła, że zrobiła to, bo
miałanadzieję,żezapragnębyćojcemdlaSophie.Taknaprawdępodejrzewam,żechodziłojejpoprostu
owięcejpieniędzy.Wypisałemjejczek,apotemwidywałemsięzSophiekilkarazywroku,najczęściej
wjejurodzinyiwczasiewakacji.
–AlepośmierciElainejednakzdecydowałeśsięwziąćjądosiebie.
–Jestemjejojcem.Niemiałemżadnegowyboru.Skłamałbym,gdybympowiedział,żetegochciałem,
aletakbyłotrzeba.
–Aha.Sercezkamienia,tak?–uśmiechnęłamsię.
–NiewstosunkudoSophie.Dowszystkichinnych–tak.–Odwróciłwzrok.
To dało mi do myślenia na temat Laurel i ich związku. Czy ośmielę się zapytać go o to? Nie. To
naprawdęniebyłamojasprawa.Itakbyłamzdumiona,żeażtaksięprzedemnąotworzył.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział14
OLIVER
S
am nie wiem, dlaczego powiedziałem jej to wszystko. Może dlatego, że tak łatwo się z nią
rozmawiało.Opowiedziałemjejorzeczach,októrychnawetLaurelniemiałapojęcia.Wcaleniemiałem
zamiarutaksięprzedniąotwierać,alesiedzącnawprostniejipatrzącwtepiękneniebieskieoczy,jakoś
zmiękłem i nabrałem ochoty do zwierzeń. Od początku spodziewałem się, że zapyta o to, jak umarła
Elaineiniepomyliłemsię.
–Jaktosięstało,żematkaSophieumarła?
Wziąłem głęboki oddech i nalałem sobie kolejny kieliszek wina, po czym wpatrywałem się w nią
intensywnie, zastanawiając się, czy jej powiedzieć. Jedynie dwie osoby wiedziały, jak umarła – ja i
Liam.Niktinnyniemusiałwiedzieć,aszczególnieniejejrodzina.
–To,cocipowiem,musizostaćmiędzynami.PozamnąwieotymtylkoLiam.Okej?
Zmrużyłaoczyiprzytaknęła.
–Elainezmarłazprzedawkowanialeków.Chciałemoszczędzićjejrodziniewiadomości,żeodebrała
sobie życie. Miała cukrzycę typu 1, więc za pomocą niemałej dopłaty, lekarz sądowy stwierdził, że
przyczynąśmiercibyłachoroba.
–Skądwiesz,żesięzabiła,anie,żetobyłwypadek?
–Zostawiłamilist.Miło,nie?Napisała,żeprzepraszaiżeprosi,żebymsięzająłSophieidopilnował,
żebymiałaszczęśliwedzieciństwoiwszystkocopotrzeba.
Przechyliła się nad stołem i położyła mi dłoń na ręce. Od dotyku jej miękkiej dłoni przebiegły mnie
ciarki.Cojestdocholery?
–Takciwspółczuję,Oliver.
Cofnąłemrękęiwstałem,tłumacząc,żemuszęiśćdołazienki.Całąsiłąwolipowstrzymywałemsię,
żebyjejniechwycićiniepocałować.Całyażkipiałemzpragnienia,itobyłoniedowytrzymania.
–Dziękuję.Przepraszam,muszęiśćdołazienki.
Gdyodzyskałempanowanienadsobą,wróciłemnataras.
–Zrobiłosiępóźno,powinniśmyiśćspać.
–Dobramyśl–uśmiechnęłasię.
Kiedypodniosłasięzmiejsca,straciłarównowagę.Chwyciłemjązaramiona,żebypomócjejzłapać
pion.
–Ostrożnie.Niechciałbym,żebyśsobiepokiereszowałatęładnąbuźkę.
–Uf,zdajesię,żewypiłamokieliszekzadużo.Przepraszam.
–Nieprzepraszaj.Zdarzasię.Pomogęciwejśćnagórę.
Objąłem ją w talii, a ona położyła mi głowę na ramieniu. Poczułem kwiatowy zapach jej włosów.
Poprowadziłemjąnagórędojejpokoju.
–Dziękuję,Oliver.Miłychsnów.
–Niemazaco–odpowiedziałem,wpatrującsięjejprostowoczy.–Śpijdobrze.Pójdęzajrzećdo
Sophie,więcnieprzejmujsiętym.Dozobaczeniarano.
Poszedłemdosiebieizamknąłemdrzwi.Tejnocy,dziękiDelilahGraham,miałemwyłączniemiłesny.
DELILAH
Muszęsięprzyznać.Niewypiłamzadużowina.Wiedziałam,żejeżelisiępotknę,tomnieprzytrzyma,
a chciałam poczuć jego dotyk, szczególnie po tym, jak położyłam mu rękę na dłoni. Powiedział, że ma
serce z kamienia, ale ja w to nie wierzę. Dziś wieczorem zobaczyłam innego człowieka. Zobaczyłam
kogoś zdolnego do miłości, komu można zaufać. Przebrałam się w piżamę i weszłam do łóżka,
rozmyślając o nim i fantazjując o czymś więcej niż tylko jego ramieniu wokół mnie. Wkraczałam na
grząskigrunt,naktórymmogłamzostaćtaksamoboleśniezranionajakonkiedyś.Powinnamwybićsobie
zgłowyOliveraWyatta.Byłwzwiązkuzinnąkobietą,ajaniechciałambyćtym,ktotorozbije.Zajęci
i/lubżonacifacecibylipozazasięgiem,niezależnieodtego,jakbardzogopragnęłam.Zatoewidentnie
potrzebowałamseksu.Możegdybymsięzkimśprzespała,rozładowałabymnapięcieiprzestałabymsię
tak czuć. A jak ja się w ogóle czułam? Nie miałam pewności. Byłam zagubiona i wystraszona tymi
nieprzyzwoitymimyślami,którechodziłymipogłowie.
NastępnegodniaSophieprzyszłamnieobudzić.
–Czujęsięlepiej,Delilah–obwieściłaradośnie,gdyotworzyłamoczy.
– To świetnie, Sophie. Ale pamiętaj, że nie jesteś jeszcze całkiem w formie, więc musisz na siebie
uważać.
–Jeśćmisięchce.
–IdźnadółdoClary.Ubioręsięmigiemizarazdowasprzyjdę.
Wyszła z pokoju, a ja wylazłam z łóżka. Włożyłam getry i podkoszulkę, a włosy upięłam wysoko w
bezładnywęzeł.Narazietomusiwystarczyć.WdrodzenadółwpadłamnaOlivera,którywychodziłze
swojegogabinetu.Przystanąłispojrzałnamnie.
–Lepiejsięczujesz?
–Tak.Znacznielepiej.Jeszczerazdziękujęzawczoraj.
Uśmiechnąłsięizszedłzamnądokuchni.Nalałamsobiekawyistanęłamjakwrytawprogujadalni,
boprzystolesiedzieliLaureliLiam.
–Witaj,słońce.–Liamuśmiechnąłsiędomnie.
Cholera.Akurat,kiedywyglądałamjakostatniałajza.
–Dzieńdobry.–Podniosłamkubekdoust.
Laureltaksowałamniewzrokiem,rejestrującmojeporannerozmamłanie.
– Przepraszam za mój wygląd, ale nie każdy o poranku wygląda tak perfekcyjnie jak ty, Laurel –
prychnęłam.
Liam zaczął się śmiać, a Oliver podniósł na mnie wzrok. Widać było, że też z trudem hamuje
rozbawienie.
–Moimzdaniemwyglądaszbardzoładnie,Delilah–powiedziałaSophieizerknęłanaLaurelzukosa.
–Mojadroga,tospojrzenieniebyłocałkiemmiłe.Chybapowinnaśnabraćtrochędobrychmanier.
Oliverpołożyłrękęnajejramieniu.
–Wystarczy,Laurel.
Fuknęłainabiłakawałekowocunawidelec.PrzeniosłamwzroknaLiama,którysiedziałzastołemi
promieniał.Kopnęłamgolekkopodstołem,awtedywybuchnąłgłośnymśmiechem.
–Wolnospytać,cociętakrozbawiło?–odezwałasięLaurel.
–Cośmiprzyszłodogłowy.Wyluzuj,Laurel.
–Możeopowiesznagłos,towszyscysiępośmiejemy–powiedziałapoirytowana.
–Niemogę.Sątutajdzieci.
–Dobra,możejużdosyć–wmieszałsięOliver.–Liam,kończśniadanieiuciekamy.Sophie,później,
jakwrócę,chciałbymztobąoczymśpogadać.
–Dobrze,tato.
Skubałaswojejajkozadowolona.
LiamiOliverwyszli,zostawiającmnieprzystolezLaureliSophie.Àproposniewygodnejsytuacji…
Wstałamizaniosłamswójtalerzdokuchni.Sophiewzięłalekarstwoiposzładosiebiemalować.Gdy
nalewałamsobiekolejnykubekkawy,weszłaLaurel.
–Wiem,coknujesz.
–O.Cotakiego?–zapytałam,podnoszącgłowę.
–BuntujeszSophieprzeciwkomnieiwcalemisiętoniepodoba.
–Niemampojęcia,oczymtymówisz,Laurel.
Podeszłabliżej.Claraspojrzałanamnie.
–WeźnawstrzymanieDelilah.Jesteśtutylkoniańką.Pamiętaj,gdzietwojemiejsce.
Odwróciła się i wyszła z nieprzyjemnym stukaniem obcasów po podłodze. Gdy zamknęły się za nią
drzwi,obiezClarąwybuchnęłyśmyśmiechem.
–Słyszałaś?–zapytałam.
–Onajestszurnięta.Niedajsięjejzastraszyć,Delilah.
–Zastraszyć?Onie,Clara,gdybymchciała,rozgniotłabymjąjednympalcem.
Weszłamnagóręsprawdzić,coporabiaSophie.Siedziałaprzysztalugachimalowałazawzięcie.
–Idęwziąćprysznic,Sophie.
–Dobrze.Będętutajsobiemalować.
–Jużsięniemogędoczekać,ażskończysz.
Posłałam jej w powietrzu buziaka i wróciłam do siebie. Zaćwierkał mój telefon. Wiadomość od
Liama.
„RozwalaszmniezLaurel.Tylkotakdalej,jestemzciebiedumny”.
„Dzięki.Staramsię”.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział15
OLIVER
G
dysiedziałemzabiurkiemiprzeglądałemprojektpewnejważnej,wielomilionowejtransakcji,drzwi
otworzyłysięidopokojuweszłaLaurel.
–Odwołałamzespół.Sąporządniewściekliiniechcązwrócićzaliczki.
– Nieważne. Niech ją zatrzymają w ramach zadośćuczynienia – odparłem, wpatrując się w ekran
monitora.
Podeszładomnieiprzebiegłamipalcamiwzdłużramienia,poczymwpakowałamisięnakolana.
–Copowiesznamałynumerekwbiurze?Uśmiechnęłasię,rozpinającbluzkę,idelikatniepocałowała
mniewszyję.
–Laurel…
–Ćśśś,kotku.–Położyłamidwapalcenaustach.–Jestemcałamokraigotowa.
Zbliżyłaustadomoich,ajapołożyłemjejdłońztyługłowyipocałowałemmimowoli.
Położyłemjejrękęnapiersi,zsunąłembiustonosziścisnąłemjejsztywnąbrodawkępalcami.Jęknęła
przeciągle.Wstała,rozpięłamispodnieiwsunęłamirękęzabokserki.
–Cosiędzieje,Oliver?Jesteśzupełnieklapnięty.
–Przepraszam,Laurel,przeztegoklientamamgłowęcałkiemgdzieindziej.
Wstałaizapięłabluzkę.
–Jesteśpewien,żetylkootochodzi?
Zezłościąwyszłazpokojuizatrzasnęładrzwi.
Skrzywiłem się, zapinając spodnie. Nie miałem teraz czasu, żeby się nią przejmować. Wyciągnąłem
telefoniwysłałemwiadomośćdoDelilah.
„JaksięczujeSophie?”
„Bardzodobrze.Całydzieńmaluje”.
„Cieszęsię.NiedługowracamiporozmawiamzniąoVermont”.
„Okej.Dozobaczenia”.
Wmomencie,gdyodkładałemtelefonnastół,dopokojuwszedłLiam.
–WidziałemLaurelwholu.Wydawałasięwściekłajakstopiorunów.Cożeśtyjejzrobił?Chociaż
nieważne,itakjejsięnależało–uśmiechnąłsię.
Westchnąłem.
–Nic.Przesadza,jakzwykle.Cochciałeś?
–WłaśnierozmawiałemzMcAllisteremijestgotowypodpisaćumowęsprzedażytegobudynkuprzy
SiedemdziesiątejSiódmej.Udałomisięstargowaćcenę,takjakchciałeś.Jakgoodnowimy,zarobimyna
tymmajątek.
–Świetnie–ucieszyłemsię.–Tonajlepszawiadomość,jakądzisiajsłyszałem.Wczorajwieczorem
opowiedziałemDelilahoElaine.
–Co?Dlaczego?
Wzruszyłemramionami.
–Siedzieliśmynatarasie,rozmawialiśmyizapytała.Niewiem,poprostutakjakośwyszło.
Liampowoliskinąłgłową.
– Rozumiem. Jesteś naprawdę mistrzem w wypieraniu się swoich uczuć, braciszku. Muszę lecieć.
ZabieramIsabellenakolację.Trzymajzamniekciukidziświeczorem.–Puściłdomnieokoiwyszedł.
Pokręciłem głową i przewróciłem oczami. Wyłączyłem komputer, włożyłem dokumenty do teczki i
wyszedłemzbiuraprostododomu.
DELILAH
WłaśniewisiałamzJennynatelefonie,gdydosalonuwszedłOliver.
–Oddzwoniędociebiepóźniej.Oliverwłaśniewrócił.–Klik.–Hej.
–Cześć.Niemusiszprzerywaćrozmowyzmojegopowodu–uśmiechnąłsięciepło.
–Niemasprawy.TotylkoJenny.
–Dlaczegojeszczejejtuniezaprosiłaś?
Zmarszczyłamsięiodchyliłamgłowędotyłu.
–Niewiem.Możedlatego,żetupracuję.
– To jest także twój dom, Delilah. Nie mam nic przeciwko temu, żebyś przyjmowała tu swoich
znajomych.
–O.Tomogęjądziśzaprosić?
–Oczywiście.ChodźmypogadaćzSophieoVermont.
PodrodzenagóręwysłałamdoJennykrótkąwiadomość.
„Wpadnijdomniedziświeczorem.StraszniechcęciprzedstawićOlivera”.
„Chętnie.Októrej?”
„Copowiesznadziewiętnastą?”
„Będę.Przyślijadres”.
Weszliśmy do pokoju Sophie i na widok jej obrazu stanęłam jak wryta, z trudem przełykając ślinę.
SophienamalowałamnienatrawiewCentralParku.
–Tata!–wykrzyknęłairzuciłamusięwramiona.
–Cześć,kotku.Tytonamalowałaś?–zapytał,oglądającsięnamnie.
–Tak.Podobacisię?ToDelilahwparku–powiedziałazożywieniem.
–Sophie,tojestpiękne.Skądtyumiesztakmalować?
–Niewiem.Poprostuwiemjak.Delilah,podobacisię?–Całaażpromieniała.
–Bardzo,słoneczko.–Łzynapłynęłymidooczu.Niemogłamuwierzyć,żesamatozrobiła.
–Zobacz,tumaszgitarę.Jaktrochępoćwiczę,towyjdziemilepiej.
–Jestpiękny,Sophie.–Schyliłamsięiuścisnęłamją.
OliverusiadłnałóżkuiprzywołałSophiedosiebie.
– Dzwoniła twoja ciocia Kelsey. Zaprasza cię z wujkiem Mattem do siebie na dwa tygodnie do
Vermont.Cootymmyślisz?
–Byłamtamkiedyś.Mająkonieikury,ikozy.
–Nowłaśnie.Pojeździłabyśsobienakoniu.Mógłbymciędonichodwieźć,apotemoniprzywieźliby
cięzpowrotem.Alezostałabyśunichprzezdwatygodnie.Bardzochcącięzobaczyć.
–Dobrze.Jateżchcęichzobaczyć.Mogęzabraćzesobąfarby?
Objąłjąramieniem,mocnoprzytuliłipocałowałwczubekgłowy.
–Pewnie,żemożesz.
–Itymnieodwieziesz?–zapytała.
–Tak.
–ADelilahmożepojechaćznami?
Oliverpodniósłnamniewzrok.
–Jasne.Jeżelitylkomaochotę.
–BardzochętniepojadęztobądoVermont,Sophie–odezwałamsięzuśmiechem.
Uklękłamprzedniąiwzięłamjejrączkiwdłonie.
–Kiedymamjechać?
–Kiedypozbędzieszsiętejinfekcjiuchaibędzieszsięczułajużcałkiemzdrowa.
–Dobrze.Mogęjeszczeterazpomalować?Muszętampoprawićkilkarzeczy.
WybuchnęliśmyrazemzOliveremśmiechem.
–Oczywiście,skarbie.Zawołamycię,jakkolacjabędziegotowa.
Zanimwyszłamzpokoju,jeszczerazpopatrzyłamnajejobraz.Nigdywcześniejniewidziałamczegoś
podobnego.WkorytarzuzłapałamOliverazaramię.
–Toniejestnormalne.
Spojrzałnamojądłońnaswoimramieniu,apotemuśmiechnąłsiędomnie.
–Wiem.
–O,przepraszam.–Cofnęłamrękę.
–KiedySophiewrócizVermont,trzebabędziezrobićjejtestynainteligencję.
–Nowłaśnie.Aha,chciałamcipowiedzieć,żeJenny,mojaprzyjaciółka,wpadnietuokołosiódmej.
–Świetnie.Bardzochciałbymjąpoznać.
Uśmiechnąłsięizniknąłwswoimgabinecie.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział16
W
itamwielmożnąpanią–uśmiechnęłasięJenny,wchodzącdoholu.–Proszę,wjakimtosiępałacu
pomieszkuje.Nieto,cozadawnychczasów,wChicago.
–Noraczej–powiedziałamrozbawiona.
Pokazałamjejparter,apotemposzłyśmydosalonunagórę,gdzieSophieoglądałatelewizję.
–Cześć,Sophie.Jaksiędziśczujesz?
–Cześć,Jenny.Dobrze.
ZaprowadziłamJennydobiuraOlivera,skąd,odpowrotudodomu,niewyściubiłnosa.
–Oliver,tojestmojakoleżankaJenny.Jenny,toOliverWyatt.
Oliverwstałzzabiurkaipodszedłdonas,wyciągającrękę.
–Miłocięwkońcupoznać,Jenny.
–Dziękuję.Mnierównież.
–Clarawłaśniedałamiznać,żekolacjajestgotowa.Zejdziemynadół?
Wyszliśmyzjegogabinetu.OliverpodszedłdokanapyiwziąłSophiezarękę.
–Chodź,skarbie.Poranakolację,apotemidziemyspać.
–MogępokolacjipokazaćJennymójobraz?
–Pewnie,żetak.Napewnobygochciałazobaczyć.
PokolacjizabrałamJennydopokojuSophie,żebypokazaćjejobraz.
–Jestpiękny,Sophie.Rany,naprawdęmasztalent.
Jennyobejrzałasięnamniezszerokootwartymioczami.
KiedySophiepokazywałaJennyswojeksiążki,dopokojuwszedłOliver.
–PewniechceciesobiezJennypogadać.Idź,japołożęSophiespać.
–Napewno?Botożadenproblem,mogętozrobić.
–Śmigaj–uśmiechnąłsię.
PocałowałamSophienadobranoc.
–Pamiętaj,żebyzmówićpaciorekprzedsnem.Zobaczymysięrano.
–Dobranoc,Delilah.Dobranoc,Jenny.
Zeszłyśmynadółdosalonu.
– Ej, Delilah, co jest z Sophie? Pięcioletnie dzieci tak nie malują. Ja nie umiem narysować nawet
ludzikazkresek.–Zmarszczyłabrwi.
Westchnęłam.
– Wiem. Oboje z Oliverem nie możemy w to uwierzyć. Postanowiliśmy, że kiedy wróci z Vermont,
zabierzemyjąnabadanieinteligencji.Myślę,żeonamożebyćjakimśmałymgeniuszem.
Wzięłyśmydwakieliszkidowinaibutelkę,którazostałapokolacji,irozłożyłyśmysięnatarasie.
–To,jakSophiebędziewVermont,będziesztusamazpanemWeź-MnieWyattem?
–No.Natowygląda–powiedziałam,unoszącbrwi.–Fajnie,będęmogławychodzićgraćcowieczór.
–Właśnie.Albozostaćwdomuizałapaćsięnamałefiku-miku–mrugnęłaszelmowsko.
Roześmiałamsięipokręciłamgłową.
–Niebędzieżadnegofiku-miku.Jestmoimszefem.Alefaktycznieprzydałobymisiębzykanko.Jakoś
ostatnioniemogęprzestaćmyślećoseksie.Szczególnieprzynim.
–Notoulżyjsobieibzyknijgo.Zejdzieciciśnienie.
–Etam.Założęsię,żejakrazbzyknieszOliveraWyatta,tojużnigdypotemniezejdzieciciśnienie.
Roześmiałasię.
–Teżprawda.
Pogadałyśmy jeszcze kilka godzin i wypiłyśmy kilka kieliszków wina, a potem Jenny wróciła do
siebie,bomiałaranozajęcianauczelni.
–UściskajodemnieStephena–uśmiechnęłamsięiobjęłamjąnapożegnanie.
Zamknęłamzaniądrzwi,wzięłamgitarę,którazostaławsalonie,iwyszłamnataras.Zasunęłamdrzwi
i zaczęłam lekko przebierać palcami po strunach. Kilka chwil później drzwi otworzyły się i z domu
wyszedłOliver.
–Późnojuż.Niejesteśzmęczona?
–Jestem.Alechciałamsobietrochępograć.
–PodobamisięJenny.Jestbardzosympatycznaiwydajesię,żemagłowęnakarku.
–Dzięki.Uwielbiamją.
–Todobrejnocy.Dojutra.
Ruszył w stronę drzwi, ale przytrzymałam go lekko za rękę. Odwrócił się z wyrazem zmieszania na
twarzy.
–Chciałamcipodziękować,żepozwoliłeśmijązaprosić.
Objął moją dłoń palcami. Tego się nie spodziewałam. W jednej chwili całe moje ciało stanęło w
ogniu.
–Niemasprawy.Takjakmówiłem,twoiznajomisątuzawszemilewidziani.Tojestteżtwójdom–
uśmiechnąłsięłagodnie.
–Oliver…
–Miłychsnów,Delilah.
Puściłmojądłońiwszedłdodomu,zostawiającmniecałkowicierozdygotaną.
MinęłokilkadniiSophieczułasięjużznacznielepiej.Raz,gdysiedziałyśmywedwieprzypianinie,
wciskającklawiszenachybiłtrafił,przyszłamidogłowypewnamyśl.
–Hej,ptysiu,niemaszochotypotańczyć?
–Tak!Uwielbiamtańczyć!–powiedziałauradowana.
WstałamiwetknęłamswójiPhonedostacjidokującejprzytelewizorze.WybrałamLoveTodayMiki,
jedną z moich ulubionych piosenek dance. Popatrzyłam na Sophie i wyciągnęłam do niej rękę.
Zaczęłyśmyhasaćwrytmmuzykipocałympokoju.Kiedytakszalałyśmyroześmiane,śpiewającnacałe
gardło,nagle„naparkiecie”pojawiłsięLiam,chwyciłmniezarękę,obróciłmnązręcznieiprzyciągnął
ku sobie. Potem wypuścił mnie z objęć i porwał Sophie, wywijając nią dziarsko w powietrzu.
Rozejrzałamsięizobaczyłam,żeOliverstoizzałożonymirękamiopartyościanęiprzyglądanamsięz
uśmiechem.ObokniegotkwiłaCruella,kręcącgłowązniesmakiem,jakbyśmyrobilicośniewłaściwego.
Gdypiosenkadobiegłakońca,LiamucałowałSophieipostawiłjąnaziemi.
–Tocidopieroimprezka!–uśmiechnąłsiędomnie.
SophiezachichotałaipobiegłaprzytulićsiędoOlivera.
–Byłaśniesamowita,księżniczko.Wspanialesięruszasz.
–Czemuznaminiezatańczyłeś,tato?WujekLiamtańczył.
–Todlatego,żewujekLiamjestfajniejszymgościemniżtata.–Liamuśmiechnąłsię.
–Taktosobietłumacz–powiedziałaLaurel,przewracającoczami.
–Dajspokój,Laurel.Wiem,żepragniesztegowielkiego,dzikiego…
–Ehm–zakaszlałOliverizerknąłnaSophie.
Niemogłampowstrzymaćsięodśmiechu.
–Chybawtwoichsnach,Liam.–Laurelrzuciłamupogardliwespojrzenie.
–Chciałaśpowiedzieć„wkoszmarach”.Botakbytowłaśniebyło.
–Dobra,możejużdość?!–zawołałOliver.–Obojemarszdomniedogabinetu.Musimypogadaćo
imprezie.
LaureliOliverwyszli,ajaprzybiłampiątkęzLiamem,któryparadnymkrokiempomaszerowałzanimi
ztriumfalnymuśmiechemnatwarzy.
Jakiśczaspóźniej,gdyrobiłamsobiewkuchnikawę,zeszlinadółwszyscytroje.
–Zaklepujęsobieuciebietaniecnaimpreziewsobotę–mrugnąłdomnieLiam.
–Okej.
–Oliver,idziemy–zarządziłaCruellatymswoimirytującymtonem.
–Wychodzędziświeczorem.JakbycośsiędziałozSophie,niekrępujsięidzwoń.
–Nicsięniebędziedziało.Bawciesiędobrze–powiedziałamiwyprodukowałamsztucznyuśmiech.
Uśmiech,którynazewnątrzwyglądazupełniebeztrosko,alewśrodkukryjewielkismutek.
Niechciałam,żebywychodził.Lubiłam,kiedybyłwdomu.Nawetjeżelisiedziałzakopanywswoim
pokoju, przynajmniej był tutaj. Widząc, jak oddala się z Laurel, poczułam ukłucie zazdrości. Oho! To
niedobryznak.Zaczynałamczućsięsamotna.
Poszłam na górę, pomogłam Sophie przyszykować się do łóżka, pooglądałyśmy razem jej książkę o
Monecie, a potem zaśpiewałam jej do snu. Kiedy weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi,
postanowiłamwskoczyćwpiżamęiobejrzećjakiśfilm,leżącwpoprzekłóżka.ChybajednakPamiętnik
to nie był najlepszy wybór. Westchnęłam, a nagle z dołu dobiegły mnie podniesione głosy. Cicho
otworzyłamdrzwiistanęłamuszczytuschodów,słuchając,jakLaureliOliversięsprzeczają.
–Ilejeszczebędzieszmiwmawiał,żetonictakiego?Nieuprawialiśmyseksuodwieków.
–Todlategoprzyszłaśzamnądodomu,Laurel?Myślałem,żewyczerpaliśmytentematuciebie!
– Nie wyczerpaliśmy. Wyszedłeś i zostawiłeś mnie bez najmniejszego wyjaśnienia. Oliver,
najwyraźniejcośjestztobąnietak.Możepowinieneśpójśćdolekarza?
–Lekarza?Odbiłoci,czyco?Mówiłemci,żedenerwujęsiętymkontraktem.Jaksięzawali,toutopię
ciężkiemiliony.Przykromi,żeniejestemwformie,żebyspełniaćtwojepotrzeby.
–Gadanie!Towszystkozaczęłosię,kiedywprowadziłasiędociebietanowaniańka.
Zakryłamustadłonią.Niemogłamuwierzyćwłasnymuszom.
– Rany boskie, Laurel, czy ty słyszysz, co mówisz? Z jakiej racji miałbym się nią interesować? Jest
opiekunkąSophie,towszystko.JesteśoDelilahzazdrosna,czyco?
–Skądżeznowu.Dlaczegomiałabymbyćzazdrosnaokogośtakiegojakona?
–Niewiem.Praktyczniezarzucaszmi,żezniąsypiam.
–Toniebyłbypierwszyraz–odparła.
Ożeżwmordę.Czytoznaczy,żeonjązdradził?
–Tobyłoraz,Laurel,ibyłempijany.Przeprosiłemcię,atymiwybaczyłaś.Myślałem,żemamytoza
sobą.
–Aletosięstałoijużzawszebędętomiećztyługłowy.
–Chybalepiej,żebyśjużposzła,zanimobojepowiemycoś,czegobędziemypotemżałować.–Zniżył
głos.–Imprezajestzakilkadniiobojejesteśmyzestresowani.Przeczekajmyto,dobrze?
–Jakchcesz,Oliver.Zobaczymysięjutro.
Usłyszałamoddalającesięstukaniejejdrogichobcasów.
Wróciłam do siebie, wzięłam do rąk gitarę i zaczęłam brzdąkać. Mimo woli zrobiło mi się przykro,
kiedyOliverpowiedział,żeniemanajmniejszegopowodu,żebysięmnąinteresować.Pewnie.Dlaczego
miałby się interesować kimś takim jak ja? Był bogaty, miał władzę, odnosił sukcesy i wyglądał jak
cholernebóstwo.AjabyłambiednądziewczynązszemranejdzielnicynarkotykowejwChicago.Chyba
źleodczytałamjegozachowanieiewentualnezamiary.Ktoślekkozapukałdodrzwi.
–Proszę.
– Hej. Usłyszałem, że grasz. Nie spodziewałem się, że będziesz jeszcze na nogach. Wszystko w
porządku?Wyglądasz,jakbyśpłakała.
–OglądałamPamiętnik.Zawszesięnatymrozklejam.Ilekolwiekrazybymgooglądała,zawszeryczę.
–Niewidziałem.
–NiewidziałeśPamiętnika?–zapytałamzdziwiona.
–Nie.Niemamczasuoglądaćfilmów.
Podszedłiusiałobokmnienałóżku.
–Towielkaszkoda,panieWyatt.Filmytomagicznyświat.Mamświranapunkciekina.
–Możesiękiedyśzbiorę.JaktamSophie?
–Wporządku.Wiesz,żeonawogóleniesprawiażadnychkłopotów,odkądtuzamieszkałam?
–Zauważyłem.Pogadamyotymjutro.Jestemwykończony,miałemdługidzień.Śpijdobrze,Delilah.
Wyszedłzpokoju.
–Słodkichsnów,Oliver–wyszeptałam.
Odłożyłamgitaręiweszłamdołóżka.Całyczasbyłamporuszonatym,cousłyszałam.Izszokowana,że
onjązdradził.Potym,cogospotkało,gdymiałsiedemnaścielat,niemogłamuwierzyć,żebyłbyzdolny
zadaćtakibólkomuśinnemu.Możejednakniebyłtakimmężczyzną,jakmyślałam.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział17
OLIVER
W
szedłempodpryszniciwestchnąłemnamyśloLaurelinaszejwczorajszejkłótni.Niechciałomisię
zniądziśgadać,alewiedziałem,żezarazsięzaczniedzwonienieiesemesowanie.Włożyłemgarnituri
krawatiposzedłemdokuchninapićsiękawy.
–Dzieńdobry,Claro.
–Dzieńdobry,panieWyatt.
–DelilahiSophiejużwstały?
–Nopewnie.–Delilahsięuśmiechnęła,wchodzączSophiedokuchni.
–Cześć,tato.
–Dzieńdobry,panienkoSophie.–Podniosłemjąidałemjejbuzi.
Przeszliśmywszyscytrojedojadalniiusiedliśmyprzystole.
–Delilah,jutronaimprezieobowiązujeoficjalnystrójwieczorowy.Maszcośodpowiedniego?
Popatrzyłanamnieiprzygryzładolnąwargę.Jezu,byłaprzeurocza.
–Nie.Niemamnicnatakieokazje.ZadzwoniędoJenny,napewnocośznajdzie.
Sięgnąłemdokieszeniiwyjąłemkartękredytową.
–Proszę.Weźtoikupdziśsukienkę.
–Nie,Oliver,niemogę.
–Niemożesz,czyniechcesz?–zapytałem,odchylającgłowę.
– Nie pozwolę, żebyś mi kupował sukienkę na dobroczynną imprezę. To bez sensu. Mogę przecież
samasobiecośkupić.Aledziękuję.
–Weźto.Już–zażądałem.–Koniecdyskusji.ZresztąSophiechybapotrzebujetrochęnowychubrań.–
PuściłdoSophieoko.
Zachichotała.
–Chodźmynazakupy,Delilah.Obejrzymymnóstwopięknych,dorosłychsukienek.
SpojrzałanaSophie,apotemnamniezezmarszczonymibrwiami.
–Wporządku.
Wzięłaodemniekartę,muskającmnielekkopalcami,naconatychmiastpoczułemnapięciewkroczu.
–Kupciesukienkę,biżuterięibuty.Pamiętaj,żenatwoimwystępiebędziemasaludzi.
–Ajateżmogępójść,tato?–zapytałaSophieniewinnie.
–Przykromi,skarbie,aletojestimprezatylkodladorosłych.JutrowieczoremprzyjdzietuFrancesca,
żebysięztobąpobawić,jaknasniebędzie.
–Dobrze.Francescajestfajna–uśmiechnęłasię.–Alenietakjakty,Delilah.
Wyciągnęłarączkęidotknęłajejdłoni.
–Ooo,mojakruszynka.Kochamcię.
DelilahpochyliłasięidotknęłanosemnoskaSophie.
Słysząc, jak mówi te słowa do mojej córki, zrobiło mi się miło i smutno zarazem. Delilah była
prawdziwymdaremniebiosiniemogłemdośćsięnacieszyć,żeudałomisięjąznaleźć.Wielkiedzięki,
Sophie,zascenęwrestauracji.Skończyłemśniadanieipojechałemdobiura.
Udałonamsięwreszciesfinalizowaćtenwielkikontrakt,cowprawiłomniewdoskonałyhumor.Żeby
touczcić,poszliśmyzLiamemnapolegolfowe.
–SłyszałemodLaurel,żezespółitakbędzienaimprezie,alemajązagraćdopieropoDelilah.
–Cotakiego?
–Niewiedziałeś?
–Nie,niemówiłamiotym.Ostatnioniebardzonamsięukłada.
Zamachnąłemsięijednymuderzeniemposłałempiłkędodołka.
–Aniechto–żachnąłsięLiam.–Dlaczegowamsięnieukłada?Pozatym,żejestwrednązołzą?
Spojrzałemnajegozłośliwyuśmieszekiprzewróciłemoczami.
–Powiedzmy,żeniebyłemostatniowłóżkuprawdziwymogierem.Taumowazżerałaminerwy.
–Napewno?AmożepięknaiseksownalaskaoimieniuDelilahmatucośdorzeczy?
– Mówisz jak Laurel. Praktycznie oskarżyła mnie, że z nią sypiam. I znowu wywlokła tę historię z
Avril.
–Wieszco,brachu,nieobraźsię,aleczytykiedykolwiekpowiedziałeśLaurel,żejąkochasz?
–Nie.Wiesz,żeniemówiętegonikomuzwyjątkiemSophie.Niemogępokochaćinnejkobietypotej
historiizKristen.
–Toczemu,dolichaciężkiego,ciąglezniąjesteś,skorojejniekochasz?
Westchnąłem.
–Niewiem.
–Oliver,tobyłotrzynaścielattemu.Nieuważasz,żebyłabyjużporaotymzapomnieć?
– Zapomniałem. Ale trudno po czymś takim znowu komuś zaufać i nie wydaje mi się, żebym
kiedykolwiekpotrafił.
– Jeśli chcesz znać moje zdanie, to myślę, że Delilah jest inna niż wszyscy. Wygląda na uczciwą i
myślę,żetycośdoniejczujesz.
– Nic do niej nie czuję. Jestem na nią po prostu napalony i nie, nie chcę znać twojego zdania,
braciszku.Więcodczepsię.
–Dobra,jaksobiechcesz.
DELILAH
Kiedy oglądałyśmy z Sophie kreacje w domu handlowym Saks przy Piątej Alei, za moimi plecami
rozległsięgłos:
–Szukaszsukienkinaimprezę?
–O,cześć,Laurel.Mhm.
–Cześć,Sophie–wyprodukowałasztucznyuśmiech.
Sophiespuściłaoczy.
–Cześć–wyszeptała.
–Słuchaj,Sophie,zobacz,czyniemaczegośładnegonatamtymstoisku,co?
–Okej.
Niechciałam,żebywygadałasięprzyLaurel,żeOliverdałmiswojąkartękredytową.
–Widzę,żetyjużcośwybrałaś.–Wskazałamnabiałypokrowiecwiszącyjejnaramieniu.
–Owszem.
–Mogęzobaczyć?–zapytałamzgrzeczności.
–Nie,niemożesz–odparłazwrednymuśmieszkiem.
–Aha.No,tomiłobyłocięwidzieć,Laurel.Przepraszam,alemuszęzrobićzakupy.
–Jeszczenieskończyłam,niańko.Ostrzegamcię,lepiejtrzymajsięzdalaodmojegofaceta,słyszysz?
–wycedziłaprzezzaciśniętezęby.
O,zaczynałosięrobićciekawie.
–Naprawdę,niewiem,oczymmówisz,ichybaniechcęwiedzieć.
–Doskonalewiesz,oczymmówię.Myślisz,żeniewidzę,jakpatrzysznaOlivera?Jakjakaśnapalona
siuśmajtka zadurzona w przystojnym nauczycielu! Oliver jest mój i lepiej się do niego nie zbliżaj albo
zrobięcizżyciaprawdziwepiekło.Jesteśniczymwięcejniżtylkobiednądziadówązeslumsów.
–Wporządku,Laurel.Rozumiem,comasznamyśli,izapewniamcię,żeonicniemusiszsięmartwić,
jeśliomniechodzi.Oliverwogólemnienieinteresuje.
–Lepiej,żebytakbyło.–Odwróciłasię,powiedziałaSophie„dowidzenia”iodeszła.
–Byładlaciebieniemiła?–spytałaSophie.
–Nie,króliczku,tylkorozmawiałyśmy.Chodź,poszukamysukienki.
Tobyłostatniraz,kiedypozwoliłamLaurelsobiegrozić.
KiedywróciłyśmyzSophiezzakupów,Oliversiedziałusiebiewgabinecie.Zeszłonamdłużej,niż
przewidywałam,bo,wracając,poszłyśmynaobiad,apotemspędziłyśmytrochęczasuwCentralParku.
Sophie wyrywała się do domu, do swoich obrazów. Zapukałam lekko do drzwi jego pokoju i, na
zaproszenie,weszłamdośrodka.
–Twojakarta.
–Dziękuję.Znalazłyściecośodpowiedniego?–zapytał,uśmiechającsięlekko.
–Owszem.IspotkałyśmyLaurelwSaks.
–O.Ico?
–Inic.Cobymiałobyć?Touroczakobieta.
Oliverwbiłwemniewzrok,wktórymkryłosięrozbawienie.
–Rozumiem,żecościmusiałaprzygadać.
–Takatamprzyjacielskawymianazdań–uśmiechnęłamsię.
Niezamierzałammówićmu,conaprawdęoniejmyślę.Jeżelisamniewidzi,jakatojędza,towidać
jestgłupszy,niżmyślałam,isamsobiemusiztymporadzić.
–Mogęzobaczyćsukienkę?–spytał.
–Pewnie.Jutro,kiedyjązałożę.
Puściłamdoniegookoiwyszłamzpokoju.
–Delilah,poczekaj–powstrzymałmnie.
Zawróciłam.
–Tak?
–Podpisaliśmydzisiajtęumowę.
–Fantastycznie,Oliver,gratulacje.
–Dzięki.IdziemyzarazzLiamemtouczcić.Chciałabyśdonasdołączyć?MożezadzwoniszdoJennyi
moglibyśmysięspotkaćzniąizjejchłopakiem?Takiwieczórwbarze.
–AcozSophie?
–PoproszęClarę,żebyzniązostała.Napewnosięzgodzi,zwłaszczajeżelizapłacęjejcośekstra.
–Chybapowinnamraczejzostaćwdomuipoćwiczyćtrochęnajutro.
–Niemusiszćwiczyć,masztowmałympalcu.Chodź,będziefajnie.
Stałam tam i wpatrywałam się w niego, przygryzając usta z wahaniem. Ale wieczór w knajpie z
przyjaciółmibrzmiałobiecująco.
–Laurelteżbędzie?
Parsknąłśmiechem.
–Nie,jestdziśzajęta.ObojezLiamemmożecieodetchnąćzulgą.
–Tookej,chętnie.
Natwarzwypłynąłmuszerokiuśmiech.
–Świetnie.ZadzwoniędoLiamaipogadamzClarą.
–Ajapójdęsięprzygotować.
Poszłamnagóręzuśmiechemoduchadoucha.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział18
U
mówiliśmysięzJennyiStephenemwThePonyBarwHell’sKitchen.Byłamtamjużkiedyś.Mieli
mnóstwociekawychrodzajówpiwa.
–Chceszpiwo?–zapytałOliver,kiedypodeszładonaskelnerka.
–Pewnie.Wszystkojednojakie–uśmiechnęłamsię.
Oliver usiadł obok mnie, a Liam zajął miejsce naprzeciwko, koło Stephena i Jenny. Kiedy na stół
wjechałonaszezamówienie,podniosłamkufeldogóry.
–Proponujętoast.GratulacjedlaOliveraiLiamazadopięcietejważnejtransakcji.
–Dzięki.–Oliverpodniósłswojąszklankę.
–Zdrówko–przyłączyłsięLiam.
Jennyspojrzałanamnieostroprzezstół.
–Muszęiśćdołazienki.Idzieszzemną?–spytała.
–Okej.–Wstając,położyłamlekkodłońnaramieniuOlivera.–Zamówtempuręzzielonejfasolki,jak
mnieniebędzie,dobrze?
–Lubiszto?
–Uwielbiam.
Uśmiechnąłsię,ajaposzłamzaJenny.Złapałamniezaramięiwciągnęładołazienki.
–CojestztobąiOliverem,docholery?
–Nic,ococichodzi?–zapytałamzbitaztropu.
–Przecieżwidzę,jaknaciebiepatrzy.Itowcaleniejestspojrzenieszefa.
Zerknęłamwlustroiumalowałamustabłyszczykiem.
– Eee, wymyślasz. Wpadłam dziś w Saks na Laurel. Wygrażała mi i kazała trzymać się z dala od
Olivera.
–Przywaliłaśjej?
–Zrobiłabymto,alebyłamzSophie–uśmiechnęłamsię.–Szkoda,żejejniepoznałaś.Mówięci,co
zanumer.
–Pewniejeszczebędzieokazja.AleOliverWyattchceciebie.Tosięrzucawoczy,ajawiem,żety
też go pragniesz. Jezu, Delilah, sama nie wiem, jakim cudem udało ci się jeszcze nie wskoczyć mu do
łóżka.Jestpoprostuzabójczy.Atenjegobrat…
Przewróciłamoczami.
– Wracajmy lepiej. – Otworzyłam drzwi i stanęłam oko w oko z Liamem, który czekał na zewnątrz
opartyościanę.–Rany,cosiętutakczaisz?
–Przyszedłemcięuprzedzić,żeprzyszłaLaurelisiedzinatwoimmiejscu.
–Co?Skądwiedziała,żetujesteśmy?Olivermówił,żeniemadziśczasu.
–Najwyraźniejzmieniłaplany,zołzajedna.
Westchnęłam.
–Dwarazyjednegodniatotrochęzadużo.
–Jakto?–zapytał.
– Wpadłam na nią dzisiaj w Saksie i wyskoczyła do mnie z pogróżkami. Powiedziała, że mam się
trzymaćzdalaodOliveraalbozrobimizżyciapiekło.Podobnozachowujęsięjaknapalonasiuśmajtka–
roześmiałamsię.
–Cośty!PowiedziałaśotymOliverowi?
–Nie.Iproszęcię,niemówmu.SamasobieporadzęzCruellą,niebojęsięjej.
– O, ani przez chwilę w to nie wątpiłem. Idźcie pierwsze, a ja zaraz przyjdę. Nie chcę, żeby się
domyślili,żerozmawialiśmy.
Położyłammurękęnaramieniu.
–Dziękizaostrzeżenie,Liam.
–Niemasprawy.
–Wyglądanato,żewkońcupoznamtęjędzę.–Jennysięuśmiechnęła,wsuwającmirękępodramię.
Wróciłyśmy do stolika i na widok Laurel obejmującej Olivera ścisnął mi się żołądek. Nabrałam
głębokopowietrza,żebyzachowaćspokój.
–Cześć,Laurel.–Uśmiechnęłamsięisięgnęłamposwojepiwostojąceprzednią.
Oliverpodniósłnamnieprzepraszającywzrok.Spojrzałanamnieisięprzywitała.
Przy naszym stoliku było tylko pięć miejsc. Miałam wszelkie prawo się wściec i wyjść stamtąd,
trzaskając drzwiami, ale za nic nie dałabym Laurel tej satysfakcji. Jasne, że byłam rozczarowana. Ale
zamierzałamspędzićmiływieczórzJennyiStephenem.Jeśliomniechodzi,OliveriLaurelmoglijużnie
istnieć.
– Chyba znajdzie się tu miejsce dla jeszcze jednej osoby. – Liam, który właśnie wrócił do stołu,
zaśmiałsięiprzystawiłdodatkowekrzesłoobokOlivera.–Mogęsiędociebieprzytulić,braciszku?–
Mrugnąłwesoło.–Delilah,siadajnamoimmiejscu.
–Dzięki,Liam.
W odpowiedzi posłał mi jeden z tych swoich oszałamiających uśmiechów. Podeszła kelnerka i
postawiłanastoletempuręzfasolki.
–Acóżtojest?Wyglądaobrzydliwie–Laurelsięskrzywiła.
– Tempura z fasolki szparagowej. Jemy to na okrągło u nas w Chicago, w slumsach – powiedziała
Jennyradośnie,biorącjednądoust.
Mało brakowało, a wybuchnęłabym śmiechem. Przywołałam kelnerkę i zamówiłam jeszcze jedno
piwo. Widok Laurel klejącej się do Olivera przyprawiał mnie o mdłości. Robiła wszystko, co mogła,
żebyzaznaczyćswójteren.Wpewnejchwilipołożyłamurękęnapoliczku.
–Gratulacje,kotku,zpowodutejumowy.Toterazmożemypójśćdomnieinaprawdępoświętować.–
Pocałowałagowusta,amniewszystkowywróciłosięwżołądku.
Udawałam,żeniezauważamtychpieszczot.Śmiałamsię,żartowałamipiłampiwo.Niebyłampijana,
raczejlekkopodcięta.Nic,czegonieumiałabymkontrolować.ZrobiłosiępóźnoiOliverzaproponował,
żebysięzbierać.UściskałamJennyiStephenanapożegnanie.Oliverdotknąłmojegoramienia.
–MuszęodwieźćLaurel.Liamzabierzeciędodomu.
Kiedytomówił,zatrzymałamtaksówkę.
–Niematakiejpotrzeby.Jestemdużądziewczynkąiumiemosiebiezadbać.Miłegowieczoru.
Zanim zdążył coś odpowiedzieć, wsiadłam do taksówki i zamknęłam drzwi. Odwróciłam głowę w
drugą stronę i poprosiłam kierowcę, żeby jak najszybciej ruszał. Sama nie wiedziałam, co się ze mną
dzieje.Niepotrafiłampowiedzieć,czyczułamwściekłość,smutekczyrozczarowanie.Zawszelkącenę
chciałamtylkowrócićdodomu,wleźćdołóżkaizapomniećocałymtymwieczorze.
OLIVER
–Tojaznikam,Oliver.WpadnęjutropoDelilah.–Liamwsiadłdoswojejlimuzynyiodjechał.
–Chodź,kotku.Jedźmydodomuibędziemysiękochaćdoupadłego.
WyjąłemtelefoniwysłałemwiadomośćdoLiama.
„Możeszdomnieterazzadzwonić?”
Wsiedliśmy do samochodu i poprosiłem Scotta, żeby zawiózł nas do mieszkania Laurel. Nagle
zadzwoniłmójtelefon.
–Tak,Marcus?–odebrałem.–Co?Chybażartujesz!Teraz?Wiesz,którajestgodzina?Dlaczegonie
dałeśmiznaćwcześniej?Okej.Zaraztambędę.
–Cosięstało?–zapytałaLaurelzawiedziona.
–Marcusmówi,żejestjakiśproblemzumową.Musimytowyjaśnić,zanimklientsięzorientuje.Niech
to.Laurel,przepraszam,aleniemogęzostaćdziśuciebienanoc.
–Możeszprzyjechaćpóźniej.
–Niewiem,ileczasunamzejdzie.Imuszębyćranowdomu,jakSophiesięobudzi.Takmiprzykro,
kochanie.
Mójtelefonzaćwierkał,sygnalizującesemesodLiama.
„Dobrarobota,stary.Dojutra”.
ScottzatrzymałsięprzedblokiemLaurel.Wysiadłanaburmuszonaiweszładośrodkabezpożegnania.
Coja,dolicha,wyprawiam?Pocowogólezniąjestem?Niekochałemjej,niebyłemwniejzakochany,
taknaprawdę,przezwiększośćczasunieznosiłemjejobecności.Trzebatoskończyć,itoszybko.Wciąż
miałemprzedoczamitwarzDelilah,jakwsiadadotaksówki.Byłanaprawdęwściekła,widziałem.Miała
taki sam wyraz twarzy, jak kiedy wróciła z łazienki i zobaczyła Laurel na swoim miejscu. Gdyby nie
jutrzejszaimpreza,powiedziałbymLaurel,żebywracaładodomu,irozstałsięzniąodrazu.Niemiała
tamnicdorobotyiwiem,żeprzyszłatylkodlatego,żezaprosiłemDelilah.
Wszedłem po schodach i skierowałem się prosto do pokoju Delilah. Zapukałem lekko z nadzieją, że
jeszczenieśpi.Musiałemjąprzeprosić.
–Proszę–usłyszałemjejgłos.
Otworzyłem drzwi. Wyszła z łazienki i popatrzyła na mnie. Wyglądała niezwykle zmysłowo w tej
swojejpiżamce.
–Oliver.Cotyturobisz?Myślałam,żeśpiszdziśuLaurel.
–Nie,odwiozłemjątylkoiwróciłem.Chciałemcięprzeprosićzadzisiaj.
Podeszładoszafkiiwzięładorękibutelkębalsamu.
–Niemaszzacoprzepraszać.
Stałem przez chwilę jak porażony. Była taka niewinna i pełna wdzięku. Nie mogłem się już
powstrzymać.Obudziłsięwemniewulkan.Podszedłemdoniej,objąłemjejtwarzdłońmiiprzycisnąłem
ustadojejust,rozkoszującsięichmiękkościąismakiem.Właśnieprzekroczyłemkolejnągranicę.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział19
DELILAH
W
szystkostałosiętakszybko.Poczułamjegoustanaswoichipozwoliłam,żebyjegojęzykwsunąłsię
dośrodka.Wpierwszejchwilioddałammupocałunek,alezarazpotemodepchnęłamgogwałtownie.Nie
chciałam,żebyprzestawał,aletobyłoniewłaściwe.Patrzyłnamniecałkowicieoszołomiony.
–Przepraszam,Delilah,ja…
Podniosłamrękęisięodwróciłam.
–Nieprzepraszaj.Byliśmywknajpieiobojezadużowypiliśmy.Toalkohol,Oliver,rozumiem.Tosię
niemożepowtórzyć.Przykromi.
–Tobiejestprzykro?Tojawszystkozepsułem.
–Niczegoniezepsułeś.Proszęcię,niemyśltak.–Tobyłoniedozniesienia,poczułamłzywoczach.
–Niechciałbym,żebytocośpopsułomiędzynami.
–Wszystkowporządku,naprawdę.Idźsiępołóż.Odeśpijtoiuznajmysprawęzaniebyłą.Słowo.Nic
sięmiędzynaminiepopsuje.
–Dobranoc,Delilah.
Usłyszałam szczęk zamykanych drzwi i odwróciłam się, przyciskając palce do ust, drżących od jego
pocałunku.
Weszłam do łóżka cała rozgorączkowana jedynie od dotyku jego warg. Pragnęłam go przeraźliwie i
gdybym się nie wycofała, wszystko skończyłoby się rewelacyjnym seksem. Wiedziałam, że tak. Jednak
musiałam to przerwać, chociaż nie chciałam. Miał dziewczynę i chociaż była niesympatyczna, to nadal
byłajegodziewczyną.Niechciałambyćtym,zkimbyjązdradził.Dotegobyłmoimszefemichciałam
zachowaćtęrobotę.Acojeżeliprzespałabymsięznim,apotemwszystkobysięzmieniło?
Związkimnieprzerażały.Wystarczająconapatrzyłamsięnamojąmamę,kiedybyłammała.Ciwszyscy
faceci,zktórymisypiała,iczwórkadzieci,każdezkiminnym…Niepamiętam,żebykiedykolwiekmiała
kogoś na stałe. Twierdziła, że stałe związki są zabójcze dla duszy, bo zmieniają ludzi. Wystarczy
spojrzećnato,cospotkałoOliveraijakbardzotonaniegowpłynęło.Czynaprawdęwierzyłamwto,co
mówiła mama? Pewnie tak, i dlatego podświadomie unikałam długotrwałych związków, żeby nie
przekonać się o tym na własnej skórze. Nigdy w życiu nie byłam od nikogo zależna. Zawsze byłam
podporądlainnychidobrzesięztymczułam.
Następnegodniaotworzyłamoczyispojrzałamnazegarek.Piętnaściepoósmej.Wyskoczyłamzłóżka,
wciągnęłamnasiebiegetryipodkoszulkęizbiegłamnadółposzukaćSophie.
–Clara,gdziejestSophie?–zapytałamwpanice.
–PoszlizpanemWyattemdopiekarnipoświeżebajgle.Wszystkowporządku,Delilah?
Nalałamikawydokubka.
Usiadłamprzystoleipodparłamgłowęrękami.
–Tak,wszystkookej.Niewiem,dlaczegotakdługospałam.
DrzwiotworzyłysięidokuchniwpadłaSophie,rzucającmisięnaszyję.
–Nieśpisz!–wykrzyknęłauradowana.
–Przepraszam,Sophie.Niechciałamtakzaspać.
–Nicsięniestało.Późnowczorajwróciliśmy.
Oliveruśmiechnąłsiędomnieniepewnie.
–Poszliśmyztatąpobajglezserem.
–Fajniebyło?–spytałam,zakładającjejkosmykwłosówzaucho.
–No.Chceszjednego?
–Możezachwilę.
Oliverpostawiłtalerzbajglinastole.
–Sąjeszczeciepłe.Takiesąnajlepsze.Możesięjednakskusisz?
–Dziękuję.
Sięgnęłampobajglazsolą.
OLIVER
Starałemsięzachowywaćnaturalnie,jakbynicsięwczorajniestało.Jakbymnigdyjejniepocałowałi
towszystkotobyłtylkosen.Alewrzeczywistościpocałowałemjąinigdytegopocałunkuniezapomnę.
Co gorsza, pragnąłem więcej. Potrzebowałem od niej więcej. Jedyne, czego chciałem, to być w niej i
sprawićjejnajwspanialsząrozkosz.Przezcałydzieńpracowałemusiebiewgabinecieidowieczoranie
widziałemsięzDelilah.Kiedyszedłemdosiebiewziąćpryszniciprzebraćsięnaimprezę,przystanąłem
poddrzwiamijejpokojuiprzysłuchiwałemsię,jakpięknieśpiewaigra.Bałemsię,jaktobędziejutro,
gdy pojedziemy do Kelsey do Vermont. W tamtą stronę powinno być w porządku, bo Sophie będzie z
namiwsamochodzie,alepięćgodzinzpowrotemsamnasamzDelilahmożebyćkrępujące.
ZajrzałemdopokojuSophie.
– Jesteś już spakowana na wyjazd do cioci Kelsey? – zapytałem, patrząc, jak przesuwa pędzlem po
płótniewgóręiwdół.
–Tak,tato.O,patrz,tumamwalizkę.–Wskazałakątwpokoju.
Usiadłemnałóżkuipoprosiłem,żebyprzyszładomnienakolana.Umościłasięwmoichobjęciachi
podniosłanamnieswojeśliczne,zieloneoczy.
– Jesteś pewna, że chcesz tam jutro jechać? Bo jeżeli nie, to mogę zadzwonić do cioci Kelsey i
powiedzieć,żejeszczeniejesteśmygotowi.
–Wszystkodobrze,tato.Straszniechcęzobaczyćkoniki.–Rozjaśniłasięcaławuśmiechu.
– Dobrze, ale jeżeli w którymkolwiek momencie będziesz chciała wrócić do domu, masz do mnie
natychmiastzadzwonić.Umowastoi?
–Umowastoi.–Otoczyłamnieramionkamizaszyjęiprzytuliłasię.
DrzwiotworzyłysięizaniemówiłemnawidokDelilahwchodzącejdopokojuwwieczorowejsukni.
–Och,przepraszam,niewiedziałam,żetujesteś.
Sophieześliznęłasięzmoichkolanipodbiegładoniejwpodskokach.
–Alepiękniewyglądasz–powiedziała.–Tato,popatrznaDelilah.
–Patrzę,księżniczko–uśmiechnąłemsię.
Nawidokjejpiękniewyrzeźbionejfigurywczarnejsukninaramiączkachwyszywanejzjednejstrony
cekinamiprzeszedłmniedreszcz.Brązowewłosyopadałyjejwmiękkichfalachnaramiona,ażpoczułem
gwałtownenapięciewspodniach.Przełknąłemślinę,wstałemiwsunąłemręcedokieszeni,próbującsię
opanować.
–Noi?–uśmiechnęłasię.–Comyślisz?
–Sukniajestpięknaiwyglądaszwspaniale.
–Dziękuję.Anajlepsze,żebyłazprzeceny–rzuciłazadowolona.
Roześmiałemsięlekko.
–Pójdęsięprzyszykować.ZaraztuwpadnieLiampociebie.
Uśmiechnęłasięnieznacznie,gdywychodziłemzpokoju.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział20
DELILAH
K
iedypatrzyłem,jakOliverpomagaLaurelwysiąśćzlimuzyny,ścisnęłomniewdołku.Ichsamochód
zajechałprzedhotelWaldorfAstoriakilkachwilponas.
–Denerwujeszsię?–zapytałLiam,biorącmniezarękę?
–Trochę.
–Niepotrzebnie.Wypadnieszwspanialeiwszyscybędązachwyceni.OdpuściszdzisiajLaurel?
–Postaramsię,alejeżelisiędomniedowali,todostaniezaswoje.–Skrzywiłamsię.
–Wrazieczegopamiętaj,żebymprzytymbył.Chciałbymzobaczyć,jakdokopiesztejjędzy.
WysiedliśmyzsamochoduiOliverspojrzałnamnie,kiedyLaurelwsunęłamurękępodramię.
–Służępani–mrugnąłLiam,podającmiswoje.
Kiedy weszliśmy do wielkiej, rzęsiście oświetlonej sali bankietowej przystrojonej kwiatami, pełnej
nakrytych na biało stołów, aż mi zaparło dech w piersi. Jakbym przeniosła się do innej epoki.
Podeszliśmy z Liamem do Olivera i Laurel. Jeżeli chciała, żebym poczuła, że taksuje mnie od góry do
dołu,tojejsięudało.
–Witaj,Laurel.Ależgustowniedziśwyglądasz.–Liamsięuśmiechnął.
–Zamknijsię,Liam–syknęła.
Miałanasobieczarującączerwonąsukniębezramiączek.Efektpsułtylkofakt,żewśrodkubyłaona
sama. Goście zaczynali się schodzić i wkrótce salę wypełniło jakieś trzysta osób. Zaprosiłam Jenny i
Stephena, którzy mieli reprezentować sklep ojca Jenny. Jenny powiedziała, że chętnie wspomogą taki
szczytnycel.Alekiedyweszła,ujejbokuniebyłoStephena,tylkoJonah.
–Heja.–Pochyliłamsięiuściskałamkażdeznichpokolei.
–Stephenmagrypę,więcpoprosiłamJonaha,żebyzemnąprzyszedł.
–BiednyStephen.Aleświetnie,żezaprosiłaśJonaha–uśmiechnęłamsię.
Oliverpodszedłdomnieilekkodotknąłmojegoramienia.
–Przepraszamwas,muszęporwaćtępięknośćnasekundę.
–Jasne.Zobaczymysiępóźniej.
– Chciałem ci tylko powiedzieć, że wystąpisz zaraz po kolacji. Za kilka minut siadamy do stołu.
Powiemkilkasłównapowitanieizapowiemtwójwystęp.
–Okej.
–Jaksięczujesz?Zdenerwowana?
–Wporządku.Zawszesiętrochędenerwujęprzedwystępem.Tonictakiego.
Uśmiechnąłsiędomnieipoprowadziłmniedonaszegostolika.Usiadłnaprzeciwmnie,kołoLaurel,a
jazajęłammiejsceubokuLiama.PrzynaszymstolesiedziałyjeszczedwieinneparyzWyattEnterprises.
Kolacjaskładałasięzpięciudań.Kiedyskończyliśmy,OliveriLiamwygłosilikrótkieprzemówienie,a
jawstałamistanęłamzbokusceny.Gdymniezapowiedzieliirozległysiębrawa,weszłamzgitarąna
scenę.Pokilkupierwszychakordachmojatremaznikłaichciałamtylko,żebywszystkimsięspodobało.
Zaczęłam śpiewać i sala wyciszyła się momentalnie. Zagrałam kilka piosenek na gitarze, a potem
przeniosłamsiędopianina,żebyzaśpiewaćswojąwersjęLetHerGoPassengeraijeszczekilkainnych
kawałków. W pewnym momencie przyszło mi coś do głowy i, gdy po ostatniej piosence na pianinie
rozległysięburzliweoklaski,stanęłamprzedwidownią.
– Moglibyśmy się wspólnie pobawić. Chciałabym państwu przedstawić genialnego muzyka i mojego
przyjaciela,Jonaha.Jonah,dołączdomnie.KtolubiJohnny’egoCasha,niechśpiewaitańczyznami.
Jonahprzeszedłprzezsalęuśmiechniętyiwskoczyłnascenę.PodałammugitaręizagraliśmyJackson.
Gościezaczęlitańczyćizrobiłosięnaprawdęwesoło.Kiedyskończyliśmy,salazawrzałaodgwizdówi
braw.UkłoniliśmysięzJonahemizeszliśmyzesceny.Liampodszedłdomnie,porwałmniewramionai
okręciłwokółwłasnejosi.
–Tobyłofantastyczne!Ależichrozruszałaś!–zawołałzentuzjazmem.
–Dziękuję.
PodrugiejstroniesalizobaczyłamOlivera,któryprzyglądałmisięzszerokimuśmiechem.KiedyLiam
postawiłmnienaziemi,uściskałamJonahaipodziękowałammu.
–Żadenproblem,Delilah.Wiesz,żeuwielbiamztobągrać.–Pocałowałmniewpoliczek.
Jennypodeszładonaschwiejnymkrokiem.Byłajużnieźlewstawiona.
–Tobyłosuperekstra!–Wyciągnęłarękęiprzybiłyśmypiątkę.
–LepiejzabioręJennydodomu,jestjużzdrowodziabnięta.
–Dobramyśl–roześmiałamsię.
Uściskałam ją i obiecałam, że zadzwonię. Goście powoli zbierali się do wyjścia, więc poszukałam
wzrokiemOlivera.Nigdzieniemogłamgoznaleźć,Laurelteżnie.ZapytałamLiama,gdziejesttoaleta,i
zaproponował, że pójdzie ze mną, bo sam też potrzebował. Za drzwiami natknęliśmy się na Olivera i
Laurelsprzeczającychsięwkorytarzu.
–Oho–powiedziałLiam.
–Niezwracajuwagi.
AleLiamniebyłbysobą,gdybysięniewmieszał.
–Ocosiętymrazemkłócicie,gołąbeczki?–zapytał.
–Spieprzajstąd,Liam.Jeszczetylkociebietubrakowało–krzyknęłaLaurel.
Tomnierozeźliło.
– Nie odzywaj się do niego w ten sposób. – Chicagowski temperament dawał o sobie znać i
przestałamzważaćnato,gdziejesteśmy.
–Czymożeciezostawićnassamych?–poprosiłOliver.
–Nietybędzieszmimówić,comogę,aczegoniemogęrobić,niańko!–syknęłaLaurel.
Nabrałamgłębokopowietrza,odwróciłamsięipowoliruszyłamwprzeciwnymkierunku,aleLiamnie
mógłsobiedarować.
–Naprawdępozwoliszjejtakdonasmówić?–zwróciłsiędoOlivera.
–Niesłyszałeś,copowiedziałtwójbrat?Zabierajswojądziwkęispieprzajstąd.
Przystanęłam. Tego już za wiele. Zbyt długo znosiłam jej impertynencje i takie słowa w tym akurat
momencie okazały się kroplą, która przebrała miarę. Odwróciłam się. Nawet przez sekundę nie
zastanawiałamsię,cobędziepotem.
– Po raz ostatni nazywasz mnie dziwką, głupia suko! – krzyknęłam i zdzieliłam ją po twarzy, aż się
zatoczyłanaścianę.–Cholera!–ryknęłamzbólu,potrząsającręką.
Oliver i Liam stali, przyglądając mi się w osłupieniu. W końcu Liam wybuchnął śmiechem i wziął
mniezaramię.
– Chodź, znajdziemy na to jakiś lód. – Odwrócił się i spojrzał na Olivera. – Ktoś musiał wreszcie
powiedziećcośdosłuchutejjędzy.
Wróciliśmynasalę.Liamnabrałgarśćloduzpojemnikaiowinąłręcznikiem,któryznalazłzabarem.
Wyszliśmyzhoteluigdywsiedliśmydosamochodu,przyłożyłmigododłoni.
–Nieprzestajeszmniezadziwiać,DelilahGraham.Widziałaśjejminę?Jezu,jakaszkoda,żetegonie
nagrałem.
Milczałam,bobyłomiwstyd.Alenaprawdęprzegięłapałę.Spodziewałamsię,żezarazjutrowyfrunę
zroboty.Oliverniemógłprzecieżpuścićpłazemtego,żeuderzyłamjegodziewczynę.
–Weźaspirynęnabólipołóżsięspać–poradziłLiamzuśmiechem,pomagającmiwysiąść.
–Dzięki,Liam.–Objęłamgonapożegnanie.
–Niemasprawy.Lepiejidźdosiebie,zanimOliverwrócidodomu.
–Myślisz,żejestwkurzony?
–Niepowinien.Jeżelitak,tostrasznyzniegodupek.Dochrapałasię.Jużdawnobymtozrobił,itonie
raz,aleniewypadabićkobiet.Chybażezrobitoinnakobieta–uśmiechnąłsię.
Poszłamdokuchniponowąporcjęloduizawinęłamgowręcznik.Nieminęłonawetdziesięćminut,
odkąd weszłam, gdy wrócił Oliver. Cholera. Cholera jasna, psiakrew. Wszedł do kuchni i stanął w
drzwiachzrękamiwkieszeniach.
–Jaktwojaręka?–zapytał.
–Wporządku.
Podszedłdomnie,podniósłmnieiposadziłnaladzie.
–Pokaż.
Odwinął ręcznik i przyjrzał się moim opuchniętym kostkom. A potem podniósł moją dłoń do ust i
delikatniepocałowałkażdązkolei.
Sercewaliłomijakoszalałe.Coonwyprawia,docholery?
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział21
OLIVER
C
hciałem jej przynieść ulgę. Delikatnie pocałowałem nabrzmiałe kłykcie, a ona patrzyła na mnie
oszołomiona. Odłożyłem jej dłoń na kolana i nachyliłem się nad jej ustami. Już nic mnie nie mogło
powstrzymać.Musiałemjąmiećitymrazemsięniebroniła.Rozchyliłausta,wpuszczającmójjęzykdo
środka i oddając mi swój w upojeniu. Położyłem jej dłoń z tyłu szyi, żeby zanurzyć się w niej jeszcze
głębiej.Odsunęłasięiwbiławemnieoczy.
–Czytywiesz,jakbardzociępragnę?–powiedziałemprawiebeztchu.–Jakstraszniechcębyćw
tobie?Jesteśtakapiękna,Delilah,ipiekielniechcęsięztobąkochać–poprosiłem.
–Maszdziewczynę,Oliver.
–Jużnie.Skończyłemto,zanimodesłałemjądodomu.
–Tozróbto–wyszeptała,muskającmniepoustachpalcami.
Pomogłem jej stanąć na ziemi, wziąłem ją za rękę i poprowadziłem schodami do swojej sypialni.
Zamknąłemdrzwinaklucz,rozwiązałemmuszkęirozpiąłemkoszulę,podczasgdyonazsunęłaramiączka
swojej sukni i pozwoliła jej opaść lekko na podłogę. Stała tak jedynie w czarnych, koronkowych
majteczkach z brodawkami sztywnymi z podniecenia. Ściągnąłem koszulę i rzuciłem ją na podłogę,
zbliżającsiędoniejpowoli.Byłacudowna,dokładnietaka,jaksobiewyobrażałem.Miałaboskieciałoi
zamierzałem zbadać każdy jego zakątek. Osunąłem się na kolana i położyłem jej ręce na biodrach.
Delikatnie całowałem jej brzuch, zataczając językiem koła wokół pępka. Jęknęła, co jeszcze bardziej
mniepodnieciło.Pragnąłemjejodpierwszegodnia,odchwili,kiedyjązobaczyłem,aterazmojefantazje
miałysięspełnić.Wyciągnąłemręceinabrałempełnegarściejejpiersi,austamischodziłemcorazniżej,
ażdokoronkijejstringów.Aninachwilęnieprzestawałempieścićjejwspaniałych,naturalnychpiersi,a
wtedyonazsunęłamajtkiizobaczyłemprzedsobąjejstaranniewydepilowanącipkę.
– Jezu, Delilah, jesteś taka piękna – wyszeptałem i zacząłem językiem zataczać kręgi wokół jej
łechtaczki.
Zustwyrwałjejsięjękipołożyłamirękęnawłosach.Pragnęłamnietaksamomocnojakjajej,ito
podniecałomniedoszaleństwa.Niechciałemjeszczewniąwchodzić,więcwstałemipocałowałemją
żarliwie, po czym podniosłem i ułożyłem na łóżku. Przywarłem ustami do jej piersi, liżąc i ssąc ich
twardekoniuszki.Zszedłemniżej,rozłożyłemjejnogiiwtuliłemtwarzmiędzyjejuda,napawającsięjej
wilgocią i pożądaniem. Jej ciche kwilenie niemal doprowadzało mnie do wytrysku. Objąłem jej
łechtaczkę wargami i wsunąłem w nią palec, aż impulsywnie wygięła plecy z rozkoszy. Smakowała
lepiej,niżsobiewyobrażałem,iniebyłojużsiły,żebymniewłożyłwniąfiuta.
DELILAH
Jego usta nad moim wilgotnym kroczem doprowadzały mnie do obłędu. Język krążył wokół mojej
łechtaczki,ażcałemojeciałozaczęłopulsować.Sercetłukłomisięwpiersiiztrudemłapałamoddech.
Byłabsolutniecudowny.Jegoustaisilneręcerobiływszystko,czegomojeciałopragnęłoodtakdawna.
–Chcęcięwziąćdoręki–wydyszałam.
–Zachwilkę.Najpierwmusiszdojść.
Wysunął palec i przesunął usta niżej do mojego mokrego wejścia, szybko wsuwając i wysuwając
język.Przycisnąłkciukdomojejłechtaczki,głaszczącjąkolistymiruchami,awtedymojeciałozaczęło
drżećiogarnęłamniefalanieprzebranejrozkoszy,całkowiciezapierającmidechwpiersiach.
–Właśnietak.
Uśmiechnął się, wstał i rozpiął spodnie, po czym ściągnął je razem z bielizną, uwalniając
niewiarygodnietwardy,długi,grubyczłonek.Przełknęłamślinę.Byłwspaniały,dokładnietakijaksobie
wyobrażałam. Usiadłam, wzięłam go do ręki i, delektując się jego zduszonym jękiem, zaczęłam go
pieścićwzdłużcałejdługości,drugąrękąlekkogłaszczącmujądra.
–Jezu–wyjęczał.–Muszębyćwtobie.Teraz.
Opadłamnaplecy,aonpochyliłsięnademnązustamiprzymojejszyi,apotemnamoichbrodawkach,
które ssał i delikatnie podgryzał. Sięgnął do szafki przy łóżku i wyjął z szuflady prezerwatywę. Na
dźwięk rozrywanego opakowania przeniknął mnie dreszcz, bo to naprawdę miało się wydarzyć. Będę
uprawiaćnajbardziejzmysłowysekszOliveremWyattem.Patrzyłam,jakzakładaprezerwatywę,apotem
wsunąłwemniepalce,żebysprawdzić,jakbardzojestemnaniegogotowa.
–Jesteśtakmokraitakapyszna.
Wszedłwemniepowoliidelikatnie,żebyniesprawićmibólu.Nigdywcześniejniebyłamznikimtak
dużym,więctrochęsięobawiałam.Alemójniepokójszybkorozpłynąłsięwprzyjemności,jakąsprawił
mi,napierającnamnieenergicznie.
–Alemiztobądobrze–wyszeptał.
–Mnieztobąteż.
Zbliżałam się do kolejnego orgazmu. Widział to i poprosił, żebym patrzyła mu w oczy, kiedy będę
szczytować. Objęłam mu twarz rękami, a moje ciało naprężyło się i zaczęło buzować, wyładowując
nabrzmiałenapięcie.
– Tak jest, malutka. Właśnie tak. Jezu, Delilah – stęknął, spowolnił ruchy i wsunął się we mnie do
oporu,awtedyporwałgoorgazm.
Opadłnamnietak,żeczułamłomotjegosercaprzypiersi,podczasgdyjegopalceprzebierałymiwe
włosach.Leżeliśmyprzezchwilębezsłowa,czekając,ażuspokojąsięnamoddechy.Pocałowałmnie,po
czym zniknął w łazience, żeby wyrzucić prezerwatywę. Gdy wrócił, usiadł na skraju łóżka i pogłaskał
mniepowłosach.
–Tobyłoniesamowite–uśmiechnąłsię.
–Mhm.
–Lepiejjużidźdosiebie.
Żecoproszę?Toniemogęzostaćtunaresztęnocy?Przeleciałmnie,ateraz„dowidzenia”?Chciałam,
żeby mnie przytulił, chciałam zasnąć w jego objęciach. Z poczucia wstydu i upokorzenia nie mogłam
wykrztusićsłowa,więcwstałamiwśliznęłamsięwmojąsukienkę.Kiedyschyliłamsięposwojebuty,
podszedłdomnie.
–Niemożemypozwolić,żebytozmieniłonaszestosunki.Nadaljestemtwoimszefem,atynadaldla
mniepracujesz.
–Niejesteśzły,żeprzyłożyłamLaurel?
Zaśmiałsięcicho.
–Nie.Trochęzszokowany,aleniezły.Idźspać.Zobaczymysięrano.–Pocałowałmniewczoło.
Wyszłam z jego pokoju ze łzami w oczach. Czułam się potwornie wykorzystana. Przynajmniej inni
faceci, z którymi wcześniej spałam, nawet najwięksi palanci, zawsze chcieli, żebym została na noc.
Włożyłamkoszulęnocnąiposzłamdołazienkizmyćmakijaż.Wlustrzezobaczyłamswojątwarz,zktórej
biłojakieśdziwneświatło,alewoczachmalowałsiębeznadziejnysmutek.Tegowieczoruuprawiałam
najlepszysekswżyciuiniełatwomibędzieotymzapomnieć.
Następnego dnia zwlokłam się z łóżka o świcie. Na palcach zeszłam na dół i zamarłam na widok
Olivera,któryopartyoladęczekałnakawędochodzącąwdzbanku.
–Och.Niewiedziałam,żejużjesteśnanogach.
–Dzieńdobry.Czemutakwcześniewstałaś?
–Chybajużsięwyspałam.
Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Stał bez koszuli, jedynie w czarnych spodniach od piżamy.
Miałrewelacyjneciało.Wyraźniezarysowanykaloryfernabrzuchu,twarda,szerokaklatkapiersiowai
silne,wyprofilowaneramionapobudzałymniebardziej,niżchciałamprzedsobąprzyznać.
–Kawabędziezaminutę.
–Świetnie.Tojestto,czegomiteraztrzeba.
Było jakoś dziwnie po ostatniej nocy. Wiedziałam, że tak będzie. Nie powinnam była iść z nim do
łóżka,alebyłomitakcudownie.Kawasięzaparzyła.Olivernalałmikubekiwyciągnąłwmojąstronę.
–Dziękuję.–Ruszyłamnagóręposchodach.
–Dokądidziesz?
–Dosiebie.–Obejrzałamsię.
–Miałemzamiarwypićkawęnatarasie.Niechciałabyśpójśćzemną?
Byłamtakskołowana,żeotejporzemójumysłniemógłtegowszystkiegoogarnąć.
–Nie.Wracamdosiebie.–Uśmiechnęłamsięzdawkowoiposzłamnagórę.
Zostałamijużtylkosiławoli.Nigdywżyciuniemogłamsobiepozwolićnasłabość.Zbytwieluludzi
polegałonamnieprzezlataidlanichmusiałamzachowywaćsiłęiopanowanie.Gdybymsięzałamała,
wszystko rozpadłoby się na kawałki, a do tego nie mogłam dopuścić. Tak samo było teraz z Oliverem.
PotrzebowałmniedlaSophieimusiałambyćsilnadlaniej,nawetjeżelijejojciecbyłnadętymbubkiem.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział22
Z
anim Sophie wstała, zdążyłam wziąć prysznic i się ubrać. Chciałam być gotowa w razie, gdyby
okazałosię,żewostatniejchwilitrzebajeszczecośjejspakowaćnawyjazd.Wyszłamzpokojuicicho
otworzyłamdrzwidojejsypialni.Niespałajużimalowałacośzawzięcieprzyswoichsztalugach.
–Dzieńdobry,Sophie.
–Dzieńdobry.
–Coporabiasz?
–Chciałamskończyćtenobraz,zanimpojedziemydociociKelsey.
Podeszłamdoniejizatrzymałamsięoszołomionanawprostobrazu,któryprzedstawiałkobietęstojącą
pośródkwiatówwogrodzie.
–Ktoto?–zapytałam.
–Mojamamawniebie–uśmiechnęłasię.
Patrzącnaobraz,poczułamukłuciewsercu.
–Mojamamateżjestwniebie.
–Możesięznajązmojąmamą–powiedziałaSophie,maczającpędzelwfarbie.
–Może.–Pocałowałamjąwczubekgłowy.
–Jeżelimaszzdjęcieswojejmamy,mogłabymjąnamalowaćwniebie,takjakmoją.
Uśmiechnęłamsięłagodnieipogłaskałamjąpodługich,jasnychwłosach.
–Bardzobymchciała.Może,kiedywróciszodcioci.
–Dobrze.
Podniosłamjejwalizkęstojącąwkącieipołożyłamnałóżku.Kiedyjąrozsuwałam,dopokojuwszedł
Oliver.
–Dzieńdobry,księżniczko.Gotowadodrogi?
–Cześć,tato.Zobacz,namalowałammamę.
–Widzę.Ślicznie.
Podniosłam głowę, a Oliver zerknął w moją stronę. Jeszcze raz upewniłam się, że Sophie ma
wszystko,cotrzeba,izapięłamwalizkę.Oliverpodszedłiwziąłjąodemnie.Naszepalcespotkałysięi
głowę wypełniły mi wspomnienia ostatniej nocy, od których roziskrzyło mi się całe ciało. Szybko
odsunęłamsięodniego.
–Sophie,zabieraszswojefarby?–zapytałam,żebypokryćzmieszanie.
–Nie.Zmieniłamzdanie.Myślę,żeniebędęmiałaczasumalować.
–Chodźmy,księżniczko.PoproszęClarę,żebyumyłatwojepędzle.
–Okej–uśmiechnęłasię.
WypożyczonyprzezOliveracadillacescaladestałzaparkowanyprzeddomem.Oliverwrzuciłwalizkę
Sophienatyłiwsiedliśmy.Nawidokmojejortalionowejtorbynasuwak,którąpołożyłampodnogami,
podniósłnamniepytającywzrok.
–Cotammasz?
–Kilkadrobiazgównawszelkiwypadek.
–Toznaczy?
–Szczoteczkędozębów,pastę,dezodorant,ciuchynazmianę,grzebieńitakietam.
Zmrużyłoczyiodchyliłgłowędotyłu.
–Naprawdęzabierasztowszystkozesobą?
–Mhm.Wolębyćprzygotowananakażdąewentualność.Nigdyniewiadomo,cosięmożewydarzyć.
–Skorotakmówisz.–Uśmiechnąłsięniepewnieizapaliłsilnik.
OLIVER
Mimo wyjaśnień Delilah, nadal nie widziałem potrzeby zabierania tych wszystkich rzeczy. Prawdę
mówiąc,wydałomisiętotrochędziwne,aleniechsobierobitak,jakchce.WdrodzeDelilahzabawiała
Sophie śpiewaniem piosenek, co pomogło trochę rozładować atmosferę między nami po wczorajszej
nocy. Mój telefon tkwił w uchwycie na napoje i kiedy zaczął dzwonić, Delilah zobaczyła, że dzwoni
Laurel.
–Nieodbierzesz?–zapytała.
–Nie.
–Możechcesz,żebymjaodebrała?–uśmiechnęłasię.
–Zwariowałaś?Niemamowy.
Odwróciłagłowęiwyjrzałaprzezokno.Sophiepowiedziała,żemusiiśćdołazienki,więczjechałem
naparking.
–Poczekamtunawas.Muszęzadzwonić–powiedziałemDelilah.
WzięłaSophiezarękęiposzłydołazienki,ajazadzwoniłemdoLaurel.
–Czegochcesz,Laurel?
–Niechcętegokończyć,Oliver.Kochamcięichciałabymnaprawićsprawymiędzynami–poprosiła.
–Niemaczegonaprawiać.Tokoniec,Laurel.Przykromi.
–Przykroci?Towiedz,żezamierzamzłożyćdoniesienienaDelilahzanapaśćipobicie.
–Tochybaniebardzorozważneztwojejstrony.Dobrzesięwcześniejzastanów.
– Trudno, Oliver, nie odpuszczę. Więc powiedz swojej niańce, że będzie musiała beknąć za to, co
zrobiła.
Westchnąłem.
– Laurel, mam dla ciebie propozycję. Zapomnisz o Delilah i o tym, co się stało, a wtedy być może
pewnahistoriasprzedkilkulatzwiązanaztobąijednymsenatoremniewyjdzienaświatłodzienne.
–Niezrobiłbyśtego.
– Obyś nie musiała się o tym przekonać. Trzymaj się z daleka od mojej niani. Nie wolno ci nawet
wypowiadać jej imienia. Rozumiesz, co powiedziałem? Jeżeli skrzywdzisz Delilah, skrzywdzisz także
Sophie,anikomu,łącznieztobą,niedamskrzywdzićmojejcórki.Jeżelitahistoriawycieknie,zaszkodzi
citoznaczniebardziejniżwszystko,comogłabyśzrobićDelilah.
–Niechwasobojeszlagjasnytrafi.–Klik.
Kiedy chowałem telefon do kieszeni, nie mogłem opanować lekkiego uśmiechu. Delilah i Sophie
wróciły do samochodu i ruszyliśmy w dalszą drogę. Nikt się nie odzywał. Sophie zasnęła na tylnym
siedzeniu,aDelilahzesłuchawkamiwuszachwyglądałaprzezoknoposwojejstronie.Zerkałemnanią
odczasudoczasu,całąsiłąwolipowstrzymującsię,żebyniepogłaskaćjejpopoliczkuipoczućdotyk
jejmiękkiejskórytakjakwczoraj.
DELILAH
WłączyłampauzęwiPodzieiwyjęłamsłuchawki,oglądającsięzasiebienaśpiącąSophie.
–Ilejeszcze?
–Zjakąśgodzinę.
Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wyglądał niesamowicie pociągająco, siedząc na lekko
odchylonym fotelu z prawą ręką na szczycie obitej skórą kierownicy. Wciąż byłam na niego zła za
wczoraj,alecieszyłamsię,żerozstałsięzLaurel.
–OddzwoniłeśdoLaurel?–zapytałam,oczekując,żepowiemi,żetoniemojasprawa.
Popatrzyłnamnieprzezkrótkąchwilę,poczymrzekł:
–Tak.Alewolałbymotymniemówić.
–Okej.Przypuszczamtylko,żebędziechciałazłożyćnamniedoniesienie.
–Niebędzie.Niemusiszsięotomartwić.
–Wydajesięraczejzacięta,więcniezdziwięsię,jeżelitozrobi.
–Wierzmi,Delilah,niezrobi.Miałatakizamiar,alezagroziłem,żeujawnięjejjedenmałysekret.
–Och.Cotozasekret?Pewnieitakniepowiesz.
– Nie, nie powiem. Ale gdyby się to wydało, Laurel i pewna bardzo wpływowa osoba miałyby
mnóstwonieprzyjemności.
Zrobiłomisięmiło,żewziąłmniewobronę.
–Dziękuję,żestanąłeśpomojejstronie–uśmiechnęłamsię.
–Niemasprawy.Niechcę,żebywnosiłaoskarżenieprzeciwkomojejniani.Wyobrażaszsobie,jakby
towpłynęłonaSophie?
Uśmiechnęłamsięlekkoiusłyszałam,żeSophieprzeciągasięnatylnymsiedzeniu.
–Hej,słoneczko.Dobrzecisięspało?
–Mhm.Dojeżdżamyjuż?
–Zagodzinę,księżniczko–odpowiedziałOliver.
–Delilah,możeszwłączyćmuzykę?
–Pewnie.Zobaczmy,coleciwradiu.
PrzeskoczyłamkilkastacjiitrafiłamnapoczątekMidnightTraintoGeorgia.
–O,uwielbiamtępiosenkę.Znaszto,Oliver?
–Znam.–Popatrzyłnamnieiuśmiechnąłsię.
–Świetnie.Tomożemyzaśpiewaćrazem.
–Nie.Janieumiemśpiewać.
–Tato,proszę,zaśpiewajzDelilah–zajęczałaSophie.–Proszę,tato.
–Dobrze,dobrze–roześmiałsię.
Zaczęłam śpiewać i podrygiwać, wskazując na Olivera, kiedy wypadała jego kolej. Mieliśmy z tego
całkiem niezły ubaw. Właściwie nigdy wcześniej, odkąd się poznaliśmy, nie widziałam, żeby
kiedykolwiek dobrze się bawił. Sophie śmiała się z nas z tylnego siedzenia. Kiedy piosenka się
skończyła,położyłammurękęnaramieniu,aonspojrzałnamnieszerokouśmiechnięty.
–Tobyłosuper,tato!Alefajnieśpiewasz.
–Dziękuję,kochanie.Tylkosiędotegonieprzyzwyczajaj.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział23
OLIVER
W
chwiligdyzajechaliśmyprzeddomKelseyiMatta,drzwiwejścioweotworzyłysięiobojewyszli
namnaprzeciw.Kelseymnienielubiłainastawiałemsięnanieconiezręcznepowitanie.Potym,cosię
stało z Elaine, nazwała mnie męską dziwką bez serca. Cała rodzina Elaine mnie nie znosiła, ale i tak
uważałem, że słusznie postąpiłem, nie mówiąc im o jej samobójstwie. Wszyscy troje wysiedliśmy z
samochoduiSophiepodbiegładoKelseyjąuściskać.
–Taksięzatobąstęskniłam.Ależtyurosłaś.Jaksięmiewasz,Sophie?
–Dobrze,ciociu.
Mattspojrzałnamnieiwyciągnąłrękę.
–Witaj,Oliver.
Uścisnąłemjąlekko.
–Cześć,Matt.Cosłychać?
–Odpukać.
PrzeniosłemwzroknaKelsey.
–Kelsey.Miłocięwidzieć.
–Oliver.Dziękuję,żepozwoliłeśSophienasodwiedzić.
–Niemasprawy.TojestDelilah,opiekunkaSophie.
UśmiechnęłasiędoDelilahiwyciągnęłarękę.
–Miłociępoznać,Delilah.
–Nawzajem.
–Mogęiśćzobaczyćzwierzątka?!–wykrzyknęłaSophie.
–Oczywiście.
Mattwziąłjązarączkę.Poszedłemzanimi,aKelseyzaprosiłaDelilahdośrodkanalemoniadę.
DELILAH
Kelseynalałamiszklankęlemoniadyiwyszłyśmynadwórusiąśćprzyogrodowymstoleztyłudomu,
podczasgdyMatt,OliveriSophieoglądalikonie.
–JaksobieSophiedajeradę?–zapytałaKelsey.
–Świetnie.Jestniezwyklebystra.Gdybyśtylkowidziała,jakmaluje.
–PrzyzwyczaiłasiędożyciazOliverem?
–Tak,bezproblemu.Spędzamzniądużoczasu.
–Tochybaobowiązekojca,nie?
WestchnęłamispojrzałamnaOliverazoddali.
–Mówiłmi,żenieprzepadaszzanim.
–Racja.Nieprzepadam.Prawdęmówiąc,niemogęgoznieść.Elainechciałatylkomiećrodzinę,aon
zwodziłjąizapewniał,żejąkocha,ażzaszławciążę,awtedyjąwykopałiniechciałmiećzSophienic
wspólnego. A kiedy Elaine umarła, nagle się pojawił, zgrywając troskliwego tatuśka. To nie jest dla
Sophiedobrerozwiązanie.Byłobyjejlepiejtu,unas.
–Jestjejojcem–zaczynałamsięirytować.
–Wiem,aletonieznaczy,żepotrafisięniądobrzezaopiekować.
–Oliverbardzosięstara.Kochatęmałąponadżycie.
–Jedyne,copotrafi,todaćjejwszystkoto,comożekupić.
Napiłamsięlemoniadyizanimzdążyłamodpowiedzieć,Sophieprzypadładomnie.
–Delilah,wiesz,żepoklepałamkonia?Awujekmówi,żenauczymniejeździćnagrzbiecie.
–Wspaniale,słonko.–Przytuliłamją.
MattiOliverpodeszlidonas.
–Delilah,jesteśgotowa?Mamydługądrogęzpowrotem.
–Tak.–WstałamiobjęłamSophienapożegnanie.–Ależcitubędziewesoło.Bądźgrzeczna,akiedy
wrócisz,pójdziemyrazemdomuzeum.
Oliverpochyliłsięiprzygarnąłjąmocno,poczympocałowałwgłówkę.
– Będzie mi cię brakowało, księżniczko. Nie rób kłopotu cioci i wujkowi i pamiętaj, że możesz do
mniezadzwonićokażdejporze.Kochamcię,Sophie.
–Jateżciękocham,tato.
Pożegnaliśmy się z Kelsey i Mattem i wsiedliśmy do auta. Widziałam, że Oliver jest jakiś nieswój.
MożebyłomusmutnorozstawaćsięzSophie.WyjechałzpodwórzairuszyliśmyzpowrotemdoNowego
Jorku.
–Dobrzesięczujesz?–zapytałam,spoglądającnaniego.
–Tak.Niesądziłem,żejużzacznęzaniątęsknić.
– Nie jest łatwo. Pamiętam, jak się czułam, kiedy Braden pierwszy wyjechał na studia. Dziwnie się
zrobiłowdomubezniego.Czułamtakądziwnąpustkęwśrodku.
Spojrzałnamniezprzygaszonymuśmiechem,poczymścisnąłmniezarękę.
–Dobrzejejtozrobi.Powinnaspędzićtrochęczasuzrodzinąswojejmatki.Chciałemporozmawiaćo
wczorajszejnocy,aleczekałem,ażbędziemysami.
–Tak?–zapytałam.
–Mamwrażenie,żejesteśnamniezła,ichciałbymwiedziećoco.
Odrzuciłamgłowę,przypatrującmusięspodprzymkniętychpowiek.Jeżelinaprawdęnierozumiał,to
będziemusiałdomyślaćsiędalej,boniemiałamnajmniejszejochotywdawaćsięwtęrozmowę.
–Skądtakiewrażenie?
–No,napoczątek,niechciałaśwypićrazemzemnąkawydziśrano.Żałujesztego,cosięstało?
–Aty?–spytałam.
Milczał,nieodrywającoczuoddrogi.
– Słuchaj, Oliver, dopiero co zerwałeś z Laurel i byłeś trochę podłamany. Zdarza się. Czasem
człowiekpotrzebujeseksu,żebypoczućsięlepiej.Akuratsięnawinęłam,więcposzliśmydołóżka.To
naprawdęnicnieznaczy.Poprostuszukałeśpocieszeniawtrudnejchwili.Mówiącwprost,tobyłtylko
seks.Więcogarnijsięiprzestańrozmyślaćnadtym,czyjestemzła,czynie.
–Mocnopowiedziane,nieuważasz?
–Nie.Zadałeśmipytanie,ajaotwarcieodpowiedziałam.
Potrzebował usłyszeć, że nie jestem zła, więc usłyszał. Zrobiłam to ze względu na nasze stosunki
zawodoweinanasząprzyjaźń.Czysamawierzyłamwtenkit,którymuwłaśniewcisnęłam?Nie.Bow
rzeczywistości dla mnie to było coś więcej niż tylko seks. Gdybym tylko mogła przestawić jakiś
przełącznik i powrócić na poziom „to nic takiego”. Ale nie mogłam. Dla mnie ta sprawa weszła w
zupełnienową,jaknajbardziejosobistąfazę.Aleonmusimyśleć,żewszystkojestnaluzie.
Po jakichś dwu i pół godzinach jazdy wydało mi się, że pojechaliśmy złą autostradą, bo nagle
znaleźliśmysięwRockport,wstanieMassachusetts.
–Chybaźlejedziemy.
–Wiem,którędymamjechać.Totasamadroga,którąjechaliśmydoVermont.
– Jesteś pewien? Może włączymy GPS i sprawdzimy? Bo nie pamiętam, żebyśmy w tamtą stronę
przejeżdżaliprzezRockport.
–Delilah,niebawsięwpilota.
WyjęłamtelefoniwłączyłamGPS.WstukałamRockportiManhattanwNowymJorku.
–Tak.Jesteśmynazłejdrodze.WedługGPSdoManhattanumamyczterygodzinyiszesnaścieminut.
–Niemożliwe.Pokaż.–Wziąłodemnietelefon,awtymmomenciesamochódzacząłsięcałytelepać.
–Ożeż!–krzyknąłOliver.
–Cosięstało?Cotaktrzęsie?
–Niewiem.Musimyzjechaćnabok.–Westchnąłizatrzymałsamochódprzykrawędzidrogi,poczym
warkotsilnikazamarł.Oliverpróbowałuruchomićgoponownie,alebezrezultatu.
–Niechtoszlag!
Wysiadłitrzasnąłdrzwiami.
Takżewysiadłamipodeszłamdoniego,kiedyopartyosamochódwyciągałtelefonzkieszeni.
–Dokogodzwonisz?
–Dowypożyczalni.
PrzednamidostrzegłamszyldrestauracjiUEllen.Wzięłammojątorbęiruszyłamwtamtymkierunku.
–Dokądidziesz?–zawołał.
–Jeśćmisięchce,atamjestrestauracja.
Dogoniłmnie.
– Jak możesz w takiej sytuacji myśleć o jedzeniu? Wypożyczalnia jest zamknięta i zdaje się, że
jesteśmytuuziemieni.
–Okej.Toniezmieniafaktu,żeumieramzgłodu.Chodź,zjemykolację,apotempomyślimy,codalej.
Westchnął,ajauśmiechnęłamsiędosiebie.Weszliśmydorestauracji,wktórejpanowałstrasznytłok,
ale udało nam się znaleźć jeden wolny stolik w narożniku. Sięgnęłam po dwie karty zatknięte za
serwetnikipodałamjednąOliverowi,którywziąłją,rzucającmiposępnespojrzenie.
–Cotozawzrok?
–Nierozumiem,jakmożeszjeśćwtakiejchwili.
Roześmiałamsię.
–Wjakiejchwili?Bosamochódzwypożyczalnisięzepsuł?
–Tak.
–Eee,todrobiazg.WkońcuwrócimyprzecieżdoNowegoJorku–powiedziałambeztrosko.
DostolikapodeszłakelnerkaiOliverzapytał,czywpobliżujestjakaśwypożyczalniasamochodów.
Ciamkającirytującogumę,odparła:
– Jest takie miejsce jakieś trzydzieści kilometrów stąd, ale dzisiaj nieczynne. Otwierają jutro o
dziewiątejrano.
Oliverjeszczebardziejspochmurniał,ajapoprosiłamocolę.
–Icoteraz?–zapytał.
–Skądmamwiedzieć?Totyjesteśmężczyzną,powinieneświedzieć,corobić.
–ZadzwoniędoScotta.
–Świetnamyśl!Ico,będziemytusiedziećczterygodziny,zanimponasprzyjedzie,apotemjechaćz
nimkolejnecztery?Jakitomasens?
–NotobędziemymusieliprzenocowaćwRockport–odparł.
– Dobrze się składa, że mam przy sobie wszystko, co potrzebne – stwierdziłam z zadowoleniem,
podnosząctorbędogóry.–Atyuważałeś,żetogłupipomysł.
–Nigdyniepowiedziałem,żetobyłgłupipomysł.–Puściłdomnieoko.
Kiedykelnerkaprzyniosłanamjedzenie,Oliverzapytał,gdziejestnajbliższyhotel.
–TuniedalekojestYankeeClipperInn,alemożebyćtrudno.Jestpełniasezonuturystycznego,więc
wszystkiehotelesąraczejpełne.
–Wspaniale–jęknąłispojrzałnamnie.–Dziękuję,spróbujemy.
Wyjąłtelefon,odnalazłnumerizadzwoniłzapytaćopokój.
–Jeżeliniemanicinnego,totak,chciałbymdokonaćrezerwacji.Niedługosięzgłosimy.
Rozłączyłsięischowałtelefondokieszeni,ajatymczasempałaszowałamswojegocheeseburgera.
–Ico?Mająpokoje?
–Pokój.Jakimśludziomwyskoczyłapilnasprawarodzinnaimusieliniespodziewaniewyjechać.
–Alenamsąpotrzebnedwapokoje.
Namyślonocywjednympokojuznim,wżołądkuobudziłymisięmotyle.
–Niemajądwóchpokoi.Dowzięciajesttylkojeden.Niemamywyjścia.
–Niebyłobynastutaj,gdybyśodpoczątkuwłączyłGPS.
–Samochóditakbysięzepsuł.
Popatrzyłnamnie,mrużącoczy.
–Możeitak,alebylibyśmybliżejdomu.
Westchnął.
–Zjadajiidziemystąd.
Uśmiechnęłamsięprzekornieiugryzłamfrytkę.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział24
OLIVER
G
dywyszliśmyzrestauracji,wziąłemodDelilahjejtorbęiskierowaliśmysiędoYankeeClipperInn.
Trzebabyłoprzyznać,żeRockporttopięknemiejsce.
–Ładnietu–powiedziałem,zarzucającsobiejejtorbęnaramię.
–Właśnietosamopomyślałam.
Mimo że irytowała mnie cała ta sytuacja, cieszyłem się, że przytrafiło mi się to akurat z Delilah.
Niczego nie pragnąłem bardziej, niż znów się z nią kochać. Poprzedniej nocy była niesamowita, ale to
tylkojeszczemocniejmnienakręciło.Miałemnadzieję,żeonateżbędziechciała,boniełatwobyłobymi
się opanować, śpiąc z nią w jednym pokoju. To, co czułem, przerastało moje najdziksze fantazje i
napełniałomniestrachem.Przedbramąprzystanęliśmynachwilę,podziwiającmalowniczypałacykzlat
dwudziestychstojącynawzgórzutużnadoceanem.
–Dapanradęwyleźćnatęgórę,panieWyatt?–zapytałaDelilahżartobliwie.
–Dam,jeżelitydasz.
Uśmiechnąłemsiędoniejiwyciągnąłemrękę.Wzięłają,awemnierozżarzyłsiękażdynerw.
Weszliśmydourządzonegowwiktoriańskimstyluwnętrza.
–Och!Ależtupięknie,Oliver.
Podszedłemdorecepcjiipodałemswojenazwiskopracownikowizplakietką„Bob”.
–Pokójsześćnatrzecimpiętrze.
–Dziękuję.–Uśmiechnąłemsięzwdzięcznością,kiedywręczyłmizłotyklucz.
Weszliśmynagóręiprzekręciłemkluczwtradycyjnymzamkuwgałce.WpokojuDelilahwpierwszej
kolejnościrozsunęładrzwinabalkon.
–O,matko!Spójrztylko.Słychaćocean.
Położyłemjejtorbęnałóżkuidołączyłemdoniej.Widokbyłfaktycznieprzepiękny.
–Nigdyniebyłaśnadmorzem?
– He, he. Nabijasz się teraz, tak? Wiesz przecież, jak i gdzie dorastałam. Jedyne, co widywałam to
ulice,pojemnikinaśmieciihandlarzynarkotyków,którzywystawalinarogach.Idęnadół,muszędotknąć
wody–zapaliłasięiwybiegłazpokoju.
–Delilah,poczekaj!
Pobiegłemzanią.Zamiastpopiaszczystejplażynadwodętrzebabyłoiśćposkałachibałemsię,że
spadnie.Gdydotarłapodskały,zatrzymałasię.
–Weźmniezarękę,pomogęcizejść.
Podała mi dłoń i ostrożnie sprowadziłem ją po skałach nad wodę. Poruszyło mnie, jaka była
podekscytowana. Coś, co widziałem już milion razy i nie stanowiło dla mnie żadnej atrakcji, dla niej
byłonoweifascynujące.Gdykucnąłemprzyniejizanurzyłemdłoniewwodzie,podniosłanamnieoczy:
–Dziękuję,żepomogłeśmizejść.
–Całaprzyjemnośćpomojejstronie,pannoGraham.
Wbrew rozsądkowi, pochyliłem się i musnąłem ustami jej wargi. Po prostu musiałem znowu poczuć
ichsmak.
DELILAH
Zaskoczyłmnietympocałunkiem,alebyłomiwszystkojedno.Mimożeznaleźliśmysiętuzpowodu
awariisamochodu,niemogłamsiędośćnacieszyćwidokiemisłonymzapachemoceanu.Pocałowałmnie
delikatnie i nieśmiało. Jakby nie był pewien, czy wolno mu dotknąć moich ust. Z każdym dniem moje
zauroczenienarastałocorazbardziej.Położyłammudłońnapoliczkuisięuśmiechnęłam.Odpowiedział
uśmiechem i wziął mnie za rękę, kiedy wdrapywaliśmy się po skałach, wracając do hotelu. W pokoju
położyłmiręcenabiodrachispojrzałmiprostowoczy.
–Mogępocałowaćcięjeszczeraz?
–Czemunaglepytasz?Wcześniejnieczekałeśnapozwolenie.
Koniuszkiustpodjechałymudogórywtymzabójczymuśmiechu,którytakjużpolubiłam.
–Uznamtoza„tak”.
Nachyliłsięnademnąigdypoczułamjegoustanaswoich,przezmojeciałoprzebiegłaiskra.Całował
mnie zachłannie, a jego ręce wędrowały po całym moim ciele. Jego język w moich ustach przyprawiał
mnieodreszcze,ahamowanetakdługopragnienierozgorzałomiwdolebrzucha.Niepowstrzymywałam
go, chociaż powinnam, po tym, co się stało ubiegłej nocy. Jego palce zadarły mi dół bluzki i przerwał
pocałunek,żebymijąściągnąćprzezgłowę.Bezskrępowaniarozpięłammupasekispodnie.Zamruczał
cicho,przesuwającmijęzykiemposzyi,ipodgryzłmipłatekucha,ażcałastanęłamwpłomieniach.
Rozpięłam mu rozporek i wsunęłam rękę za bokserki, obejmując dłonią jego twardy, wspaniały
członek,którysprawiłmiwczorajtyleprzyjemności.
–Jezu,Delilah–wyszeptał,całującmniecorazniżej,ażdopiersi.
Rozpiąłmibiustonosz,rzuciłgobylegdzieiobjąłustamijednązmoichtwardychbrodawek.Chwilę
później rozpiął mi szorty i ściągnął razem z bielizną. Położył dłoń na moim kroczu i kciukiem zataczał
koławokółłechtaczki.Niemogłampowstrzymaćchrapliwegojęku,kiedywłożyłmipalcedośrodka.
–Alejesteśmokra.Muszęcięposmakować.
Popchnąłmnienałóżko,rozłożyłmiudaiprzywarłdomnieustami,pobudzającjęzykiemłechtaczkę,
ażeksplodowałam,kurczowoczepiającsiękołdry.Uśmiechnąłsięilekkopocałowałwewnętrznąstronę
moichud,poczymprzesunąłsiękugórzedomoichpiersi.Delikatniebrałkażdąbrodawkęmiędzyzęby,
apotemlizał,żebyzłagodzićpieczenie.Byłamwniebieichciałam,żebytotrwałowiecznie.
–Weźmniewteśliczneusteczka.
Stanął przy łóżku, a ja uklękłam przed nim i otoczyłam go ustami. Zaczęłam zasysać i omiatać jego
członek językiem, a potem głaskać go po jądrach, rozpalając go do szaleństwa i wyrywając mu z ust
corazgłośniejszeokrzyki.Wpiłmipalcewewłosyiprzesuwałmojągłowęwgóręiwdół.
–Jezu,Delilah.Jesteśniesamowita.Zarazmnierozsadzi.Kiedywidzę,jakmirobiszlaskę,todostaję
świra.Ooo…–stęknął.Wysunąłsięzmoichustiwytrysnąłminabiust.Wziąłmojątwarzwdłonie,aja
położyłamsięnaplecach.Nachyliłsięnademnąipocałował.
–Trzebacięwytrzeć.–Uśmiechnąłsięiposzedłdołazienkipochusteczki.
Wdrapałsięnałóżkoizadowolonyzabrałsiędozbieraniazemnieswojegonasienia.
–Byłowspaniale,dziękuję.Aleitakmuszęjeszczebyćwtobie.
–Tonacoczekasz?–zapytałamzuśmiechem.
Cisnąłchusteczkęnaszafkęisięgnąłpoleżącyobokportfel.Wyjąłprezerwatywęisięprzygotował.
OLIVER
Wyglądała wręcz bosko, kiedy leżała przede mną całkiem naga. Dotknąłem palcami jej warg, a ona,
nie spuszczając ze mnie oczu, wzięła jeden do ust i ssała zapamiętale. Mój członek podniósł się w
okamgnieniu,żądnyjejciepłego,wilgotnegownętrza.Wyjąłempaleczjejustiprzebiegłemdłoniąpojej
bujnychpiersiach,kreśląckoławokółsterczącychnabacznośćbrodawek,anastępnieprzesunąłemdojej
wąskiejcipki.Kiedyzagłębiłemwniąpalceimacałemwnętrze,zustwyrwałsięjejprzeciągłyskowyt.
Zzachwytemodnalazłemwniejgorącąwilgoć.Żadnainnakobietatakmnieniepodniecała,pragnąłem
jejniemalobsesyjnie.Chciałemsięzniąkochać,aniepoprostudzikojąprzelecieć.Chciałempowoli
zagłębiaćsięwniąiwycofywać,rozkoszującsiękażdymruchem.Mójfiutbyłtwardyjakskałaigotów
do wybuchu. Wziąłem z szafki prezerwatywę, otworzyłem saszetkę i go nałożyłem. Przekręciłem ją na
bok,przywarłemdojejplecówi,otaczającjąramionamiimacającjejwspaniałepiersi,wszedłemwnią
od tyłu. Jęknęła, a jej oddech zrobił się urywany. Zacząłem się w niej poruszać, a na naszych ciałach
pojawiłysiękropelkipotu.Przesuwającjejjęzykiemporamieniu,sięgnąłemrękądojejłechtaczki,naco
całkowiciestraciłazmysły,odwróciłagłowęizachłanniewpiłasięwmojeusta.Byłemtaknapalony,że
niemogłemsięjużpowstrzymać.Wchwiligdyorgazmporywałjejciało,natarłemjeszczerazgłębokoi
sampoddałemsięfalibłogiegozaspokojenia.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział25
DELILAH
C
ałemojeciałopaliłogień.Leżałam,czując,jakkażdakomórkawibrujemiodtego,comizrobił,aon
wstał, żeby pozbyć się prezerwatywy. Wsunęłam się pod kołdrę, a na myśl o tym, co się teraz stanie,
poczułam gwałtowny skurcz w żołądku. Oliver wrócił z łazienki i zaczął pakować się do łóżka obok
mnie.
–Cotywyprawiasz?
–Kładęsię–odparłzmieszany.
–Proszębardzo,alenietutaj.
–Proszę?–Brwipodskoczyłymudogóry.
Złapałamdodatkowąpoduszkęleżącąnałóżkuicisnęłamjąnapodłogę.
–Możeszspaćnapodłodzealbotam,nakrześle.
–Ococichodzi?
– Wczoraj nie zasłużyłam, żeby z tobą spać, ale dzisiaj jest inaczej? Niby dlaczego? Bo nie możesz
odesłaćmniedomojegopokoju?
–Aaa.Todlategobyłaśobrażona–rzekł,siadającnabrzegułóżka.
–Noraczej,Oliver.Poczułamsięjakdziwka.„Fajniebyłocięprzelecieć,aterazspadaj”.
Westchnął.
–Delilah,słuchaj.ChodziłomitylkooSophie.Niechciałem,żebynakryłanasrazemwłóżku.Toby
byłonienamiejscu.
Okej.Terazjazkoleipoczułamsięjakostatniafujara.Alemógłmitoprzecieżpowiedzieć.
–Przepraszam.Powinienemwyjaśnićcitowczorajwieczorem.Prawdęmówiąc,wogólenieprzyszło
mitodogłowyizupełnieniepodejrzewałem,żebędzieszotozła.
–Byłamraczejdotknięta,Oliver–powiedziałam,odwracającwzrokwdrugąstronę.
– Bardzo chciałbym, żebyś mogła spędzić noc w moim łóżku. Byłoby wspaniale trzymać cię w
ramionach,przytulićsiędotwojegonagiegociałaizasnąćpotakimnieziemskimseksie.Aleniemogłem
ryzykować.Cobybyło,gdybyobudziłasięwśrodkunocyiprzyszładoktóregośznaszychpokojów?
Zupełniemnietymrozbroił.Odrazuprzestałamsięgniewać,bomiałprzecieżcałkowitąsłuszność.
–Maszrację,przepraszam.Właźdołóżkaiobejmijmnie.
Podniósłpoduszkęzpodłogiiwszedłpodkołdrę.Ogarnąłmnieswoimisilnymiramionamiiprzytulił
mocnodoswojejpiersi.Biłoodniegoprzyjemneciepło,amojeciałozawibrowałozpragnienia.
–Zprzyjemnościąbędęcięobejmowałprzezcalutkąnoc.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam jego nagi tors. Ten mężczyzna, mój szef i przyjaciel, sprawiał, że
czułam się kimś zupełnie wyjątkowym. Nie zamierzałam jednak przyzwyczajać się do tego uczucia, bo
wiedziałam,żetenbłogistanniepotrwadługo.Nicnigdyniejestnazawsze.
Obudziło mnie jednoczesne wibrowanie obu naszych telefonów. Każde z nas sięgnęło po swój.
DostałamwiadomośćodLiama.
„GdziesiępodziewaciezOliverem?Niemieliściewrócićwczoraj?”
–Liam.Niezadzwoniłeśdoniegowczoraj?–zapytałam.
–Zapomniałem.Byłemzajętyczymśinnym.–Pocałowałmniewczubekgłowy.
„SamochódsięrozkraczyłimusieliśmyzostaćnanocwRockport,wMassachusetts.Oliverwyjaśnici
wszystko”.
„Hola!Jesteściewjednympokoju?”
„Tak”.
„Alleluja!”
Uśmiechnęłam się, a Oliver postanowił do niego zadzwonić. Wstałam i udałam się do łazienki. Gdy
wróciłam,OliverwłaśnieskończyłrozmowęzLiamem.
–Muszęzadzwonićdowypożyczalni.
Wdrapałamsięzpowrotemdołóżkaiusiadłamnanim,apotempochyliłamsięipocałowałamgow
miękkieusta.
–Tochybamożechwilępoczekać.
–Delilah,bardzobymchciał,aleniemamprzysobiewięcejprezerwatyw.
–Tożadenproblem.Odtrzechlatbiorępigułki.
–Czemubierzeszantykoncepcję,skoronieuprawiaszregularnieseksu?
–Miałampotwornebólewczasieokresu,dotegostopnia,żeniemogłampodnieśćsięzłóżka.Pigułki
mipomagają.
–Aha.Alejanieczujęsiępewniebezprezerwatywy.Nieuprawiamseksubezgumek.Razpopełniłem
tenbłąd,itosięwięcejniepowtórzy.
Przyglądałammusięprzezchwilęnachmurzonaiwreszciezeszłamzniego.No,tobybyłonatyle,jeśli
chodzi o szczęście. Wiedziałam, że to nie potrwa długo. Praktycznie powiedział mi, że mi nie ufa, i to
mniepiekielniezabolało.Prawdępowiedziawszy,owielebardziejniżpowinno.
–Wporządku.Zadzwoń,ajaidępodprysznic.
Wstałam,poszłamdołazienkiizamknęłamdrzwi.
Gdywyszłamspodprysznica,Oliverjużubranysiedziałnabalkonie.
–Chceszjeszczepójśćostatniraznadocean,zanimwyjedziemy?
–Nie,jużwystarczy.Nacieszyłamsięwczoraj.Copowiedzieliwwypożyczalni?
–Przyjadą,żebyodholowaćcadillaca,iprzywioząnaminnysamochód.Będątuzajakąśgodzinę,więc
możemyprzedtemzejśćnadółcośzjeść.
–Dobra.
Powrzucałam swoje rzeczy z powrotem do torby, złapałam torebkę i ruszyłam do drzwi. Oliver
podążyłzamną,alespecjalniewyprułamdoprzodu.
–Hej,gdzietakgonisz?
–Jeśćmisięchce–skłamałam.
Wjadalniusiedliśmyprzystolikudladwóchosób.Czekając,ażpodadząśniadanie,popijałamkawę,a
Oliversiedziałznosemwtelefonie.CzekałonaskilkadziwnychtygodnipodnieobecnośćSophie.Będę
musiałaznaleźćsobiecośdoroboty,żebyniemyślećonimzanadto.
–ZadzwoniędoKelsey.Ciekawjestem,jaksobieradziSophie.
–Dobrypomysł.
WyjęłamswójtelefonztorebkiizobaczyłamwiadomośćodJenny.
„JaktamwyprawadoVermont?”
„UtknęliśmywMassachusetts,bosamochódsięzepsułimusieliśmyzostaćnanoc”.
„Razemwjednympokoju?Błagam,powiedz,żetak”.
Uśmiechnęłamsię,czytającjejesemesa.
„Tak.Byłowspaniale.Wszystkociopowiem,jakwrócę.Spotkamysiędziświeczorem?”
„Super,wpadnijdonas.ZagonięStephenadokuchni”.
„Okej.Zobaczymysiępóźniej”.
„Jużsięniemogędoczekaćpikantnychszczegółów”.
OliverrozmawiałzSophie,alewpewnymmomenciepodsunąłmitelefon.
–Sophiechceztobąrozmawiać.
Uśmiechnęłamsię,przykładającaparatdoucha.
–Cześć,promyczku.Dobrzesiębawisz?
–Cześć,Delilah.Jeździłamnakoniuikarmiłamkozyikurczaki.
–Fantastycznie,Sophie.Tomusiałabyćniezłafrajda.
–Muszęiść.CiociaKelseypokażemi,jaksiędoikrowy.
–Bawsiędobrze.Pogadamywkrótce.
–Kochamcię,Delilah–usłyszałamjejsłodkigłosik.
–Jateżciękocham,kotku.
Oddałam Oliverowi telefon i skończyliśmy śniadanie, po czym wróciliśmy na miejsce, gdzie
zostawiliśmy wczoraj cadillaca. Właśnie podjechał holownik i jeep cherokee dla nas. Wsiadłam na
miejscepasażera,aOlivertymczasempodpisywałjakieśpapiery.Tobyłopięknemiasteczko,szkoda,że
niemieliśmyokazjiwięcejzobaczyć.
–Możemywracaćdodomu?–zapytał,wsiadając.
–Tak.
Kiedy jechaliśmy autostradą, tym razem tą właściwą, postanowiłam porozmawiać z nim o Laurel.
Chciałamwiedziećwięcejoniejioichzwiązku.
–JakdługobyliścierazemzLaurel?–zapytałam.
Rzuciłmizaskoczonespojrzenie.
–Dlaczegopytasz?
–Wramachtowarzyskiejkonwersacji.
–Osiemmiesięcy–odparłzewzrokiemwbitymwdrogęprzedsobą.–Pamiętam,żemówiłaś,żetwój
najdłuższy związek trwał tylko kilka dni, bo nie miałaś czasu na facetów. Ale gdybyś spotkała kogoś
odpowiedniego,spotykałabyśsięznimdłużejniżkilkadni,prawda?
–Eee,niesądzę.Związkisązabójczedladuszy.
Popatrzyłnamnieiuśmiechnąłsięlekko.
–Takuważasz?
– Moja mama zawsze tak mówiła. Mówiła, że związki zmieniają ludzi i że zaraz po tym, jak minie
pierwszezauroczenie,atyoddaszcałegosiebiedrugiejosobie,waszarelacjastajesiętakniezdrowa,że
ażtoksyczna,iwkońcumasztylkożal,boniemożeszjużbyćtym,kimbyłeśnapoczątku.
–Cozawnikliwaanaliza.Amyślałem,żeonaprzezwiększośćczasubyłazalana.
– Była zalana przez cały czas, nie tylko przez większość. Nigdy w życiu nie widziałam jej bez
kieliszkawręce.Znaszludzi,którzyniepotrafiąranofunkcjonować,zanimnienapijąsiękawy?
–Tak.
–No,toonatakmiałazwódką.
–Żalmi,żemusiałaśdorastaćwtensposób–powiedziałzpowagą.
–Robiłamto,cobyłotrzeba,żebyzająćsięniąimaluchami.Nieobraźsię,żetopowiem,alenigdy
niewyglądałeśzLaurelnaszczęśliwego.
Westchnął.
–Bochybaniebyłem.Taksiętorzucałowoczy?
–Mhm.
–Notopewnienaszzwiązekbyłtoksyczny.
Puściłdomnieoko.
Kiedywreszciedotarliśmydodomu,zkuchniwyszedłrozpromienionyLiam.
–No,no,kogotodiabliprzynieśli.–Uśmiechnąłsięipocałowałmniewpoliczek.–Dobrze,żenic
wamsięniestało.
–DziękiLiam–odparłOliveriprzewróciłoczami.–Coturobisz?
– Wpadłem zostawić dokumenty, na które powinieneś rzucić okiem. Nie byłem pewny, czy jeszcze
wybieraszsiędziśdobiura,atrzebajeprzejrzećipodpisaćdojutra.
–Spoko.Zerknęnato,jaktylkowezmęprysznic.
Wszedłposchodachnagórę,ajaposzłamdokuchnipobutelkęwody.Liamdeptałmipopiętach.
–Noi?TyiOliver?–rozjaśniłsięwuśmiechu.
–Nie.Niema„jaiOliver”.Rany,przecieżondopierocorozstałsięzLaurel.
–Wiem.Teżsięcieszę.Jużbyłnaprawdęnajwyższyczaspozbyćsiętejcholery.Toznaczytwierdzisz,
żenieuprawialiścieseksu?
–Acośtakiegopowiedziałam?
–Pytaniemnapytanie,atoznaczy,żetak.Gratulacje.
Zmrużyłamoczy.
–Dziękuję.Ateraz,jeżelipozwolisz,pójdędosiebiesięprzebrać.
–Delilah,poczekaj.
Zatrzymałamsięwpółdrogiipopatrzyłamnaniego.
–Uważajnaniego.Niechciałbym,żebycięskrzywdził.
–Poradzęsobieznim–mrugnęłamiposzłamnagórę.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział26
OLIVER
W
ziąłem prysznic, a potem poszedłem do baru i nalałem sobie szklaneczkę whisky. Wszedł Liam
uśmiechniętyoduchadoucha.
–Napijeszsię?–zapytałem.
–Pewnie.
–Cosiętakszczerzysz?
Podałemmuszklankęiprzeszedłemdogabinetu.
–Bezpowodu.Cieszęsię,żewróciliście.A,słyszałemoLaurel,przykromi.
Rozsiadłsięnawprostmojegobiurka.
–Tak,napewno.
– No dobra. Nie jest mi przykro. Tak naprawdę to nawet uczciłem tę dobrą nowinę. Szkoda, że nie
mogłeś poświętować ze mną. Ale czekaj, zdaje się, że świętowałeś z kimś o imieniu Delilah –
powiedziałzchytrymuśmieszkiem.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi. Tylko dlatego, że spaliśmy w jednym pokoju, to nie znaczy, że
spaliśmywjednymłóżku.
–Tak,tak.Jeżelisądzisz,żewtouwierzę,tochybamaszmniezadurnia.Awiem,żetakniejest.No
więc?Opowiadaj.Jakbyło?
–Genialnie.Najlepszysekswmoimżyciu.
–Oho!Tojużcoś,szczególniewtwoichustach.
– Dobra, nie chcę już o tym więcej gadać. Rozmawiałem wczoraj z Laurel. Groziła, że złoży
doniesienienaDelilahzanapaśćipobicie.Poradziłemjej,żebysięjeszczezastanowiła,boinaczejna
jawmogłabywyjśćtakżejeszczepewnainnahistoria.
Liamuśmiechnąłsięjeszczeszerzejiwolnoskinąłgłową.
–Bardzodobrze.Rozumiem,żezmieniłazdanie?
–Tak.Wjednejchwili.
Wpokojurozniósłsięzapachlawendy.Podniosłemwzrok.WprogustałaDelilah.
–Przepraszam,żeprzeszkadzam.Chciałamtylkopowiedzieć,żewychodzę.
–Wychodzisz?Myślałem,żezjemyrazemkolację.
– Przykro mi, szefie, ale idę na kolację do Jenny i Stephena. Wrócę późno. – Uśmiechnęła się i
odwróciłanapięcie.
–Poczekaj.Scottcięodwozi?
–Nie,pojadętaksówką.Jestemjużdużądziewczynką.
Znikła,amnieogarnęłodziwneuczucie,któregoniepotrafiłemokreślić.
–„Szefie”?Zawszetakdociebiemówi?
–Nie,pierwszyraz.Niewierzę,żetaksobiepoprostuwychodzi.
Wstałemzfotelaiposzedłemdobaruwsaloniepokolejnegodrinka.
– Umówiła się na kolację z przyjaciółką. Ej! Czekaj no. Ty się naprawdę pieklisz. A zapytałeś ją
wcześniej,czyzjeztobąkolację,czypoprostuzałożyłeś,żetakbędzie?
Westchnąłemipociągnąłemłykzeszklanki.
–Sądziłem,żespędzimywieczórrazemiwspólniezjemykolację.Niemówiła,żemajakieśplany.
–Adlaczegomaciotymmówić?Sophieniema,więcmożerobićto,cojejsiężywniepodoba.Może
gdybyśjąwcześniejpoprosił,towszystkopotoczyłobysięinaczej.
–Liam,niemaszprzypadkiemczegośdoroboty?
– Tak, właściwie tak. Jem kolację z moim starszym bratem. Chodź, wrzucimy jakiegoś hamburgera i
kilkapiwek.
–Dobrze.AleżadnychuwagnatematDelilahidalszychpytań.Jasne?
–Takjest,szefie–uśmiechnąłsię.
DELILAH
Kiedy weszłam do mojego dawnego mieszkania, od razu poczułam się jak u siebie w domu. W
powietrzupachniałopieczonymkurczakiemzwarzywami.Rozejrzałamsię,alenigdzieniebyłoJennyani
Stephena.Przeczuwałam,żepewnieuprawiająseks.
–Jestem!
UsłyszałampiskJenny,którawyskoczyłazpokoju,naciągającpospieszniebluzkę.
–Taksięcieszę!
–Nieprzeszkadzam?
–Nie.Właśnieskończyliśmy.Opowiadajwszystkootym,jaksekscytującominęławampodróżijaki
naszOliverjestgorący.
–Winojest?
–Nopewnie.Otwarteiprzygotowane.
ZpokojuwyszedłStephenzszerokimuśmiechem.
–Cześć,Delilah.Miłocięwidzieć,ślicznotko.
Pochyliłsięicmoknąłmniewpoliczek.
–Ciebieteż,Stephen.
–Dobra,mojepanie,siadajciesobie,ajaprzyniosęjedzenie.Pewniemaciesporoswoichbabskich
sprawdoobgadania.Jennyjużodwczorajwyłazizeskóry.
Jennywzięławinozladyiusiadłyśmyobieprzystole.
–Nowięc?–uśmiechnęłasię,napełniającmikieliszek.
–Wczorajtoniebyłpierwszyraz.Kochaliśmysięteżpoimpreziewsobotę.
–Co?Iniezadzwoniłaśdomnie!
– To się wszystko stało tak szybko. Zaczęło się od tego, że przywaliłam Laurel po tym, jak nazwała
mniedziwką.
–Niemów!Naprawdę?–Całaażpłonęłazpodekscytowania.
–No.Niebardzosiępopisałam,aleprzegięłapałę.
–Jakwtedytalaska,Sammy.Pamiętaszją?
Przewróciłamoczami.
–Nieprzypominajmi.WkażdymrazieOliverzerwałzLaurelipotemwróciłdodomu.Kiedywszedł,
robiłamsobiewłaśnieokładzloduwkuchniipowiedzmy,żesięmnątroskliwiezaopiekował.
–Ooo,jakietoromantyczne–zakwiliła.
Stephen podał kolację i usiadł koło Jenny. Jedząc i popijając wino, rozmawialiśmy jeszcze trochę o
Oliverze.
–Ależcięwzięło.Towidać.Odkądcięznam,nigdyniewidziałam,żebyśtaksięwkręciławjakiegoś
faceta.
Miałasłuszność.Nigdywcześniejniezależałominanikimtaknaprawdę,alezOliveremtowszystko
poszło jakoś tak naturalnie. Miał w sobie coś, co strasznie mnie rajcowało. I pobudzało mnie w
miejscach,októrychdotejporyniemiałampojęcia.Możetodlatego,żebyłstarszyicałkiemdojrzały.
Wiedziałamtylko,żewpadłampouszy.Porazpierwszywżyciusięzakochałamibyłamprzerażona.
Otworzyłam drzwi i weszłam do kuchni po butelkę wody, żeby wziąć ją ze sobą na górę. Kiedy
zamykałamlodówkę,dokuchniwszedłOliver.
–Hej.Właśniewracasz?–zapytałam.
–Tak.ByłemnakolacjizLiamem.Jakciminąłwieczór?
–Super.FajniebyłosięznówspotkaćzJennyiStephenem.
Stał i przyglądał mi się przez chwilę, a w oczach pojawiło mu się pragnienie, które zaczynałam już
rozpoznawać.Powolipodszedłdomnieiprzebiegłmipalcamipoustach.
–Pieprzyłaśsięjużkiedyśnaladziewkuchni?
–Nie–wykrztusiłam.
–Achciałabyś?
Jegorękaześlizgnęłasięwdółpomojejsukience.
–Tak.–Przełknęłamślinę.
– To dobrze. Bo chcę cię przelecieć właśnie tu i teraz. – Zsunął mi ramiączka od letniej sukienki i
pozwoliłjejopaśćnaziemię.Jegoręceprzywarłydomoichpiersiipieściłyjeprzezbiustonosz.Patrząc
miwoczy,przesunąłjeniżej,wsunąłzamajtki,któreszybkozjechałynadół,ipoczułamnasobiejego
rękę.
– Jesteś już taka mokra, a nawet jeszcze cię tam nie liznąłem – uśmiechnął się. – Podniecam cię,
Delilah?
–Tak–wydusiłam,bowsunąłwemniepalce.
–Lubisz,kiedyciętakdotykam?–Jegopalcenaprzemianwchodziłyiwysuwałysięzemniepowoli.
–Bardzo.
Drżałamcałanaelektryzowana.Drugąrękąrozpiąłmibiustonoszirzuciłgonapodłogę,amojaręka
instynktownie powędrowała do wybrzuszenia w jego spodniach. Delikatnie nacisnął mi łechtaczkę,
głaszczącjąwgóręiwdół,ażdostałamdreszczy.Tenfacetdoskonalewiedział,jaksprawićkobiecie
przyjemność.Wyjąłpalce,podniósłmniedogóryiposadziłnaladzie.
Zdjąłkoszulęprzezgłowęiściągnąłspodnie.Potemodchyliłmniedotyłu,położyłsobiemojenogina
ramionachizacząłmniepieścićustami,ssąciwylizującstrumieńwilgoci,jakisamwywołał.Opadłam
na plecy w całkowitej ekstazie i, jęcząc jak nigdy, przygotowywałam się do orgazmu. Jego ręce
podpełzływyżej.Zacisnąłpalcenamoichtwardychbrodawkach,szczypiącidrażniąc,ibudzącwemnie
faleniepomiernejrozkoszy.
–Niewłożęwciebiefiuta,dopókidlamnieniedojdziesz.Musiszmipokazać,jakbardzolubiszto,co
cirobię.
Jegosłowa,usta,ręce,wszystkorazemsprawiło,żestraciłampanowanieiodleciałam.Zustwyrwał
misięgłośnyjękipoczułamjegouśmiechmiędzyudami,podczasgdymoimciałemwstrząsałydreszcze
spełnienia. Podniósł się, puszczając moje nogi, i przywarł ustami do moich ust, dając mi posmakować
własnegopożądania.
–Wżyciuniebyłemtakinapalonyjakztobą–wyszeptał,dysząc.
Przerwałnamiętnypocałunek,żebyotworzyćprezerwatywę,którąwyjąłzportfela.Nałożyłkondomna
członek,poczymprzyciągnąłmniedokrawędziladyi,zustamiprzymoichbrodawkach,zacząłnamnie
napierać.Ztrudemłapałamoddech,kiedyporuszałsięwemniegwałtowniewprzódiwtył.Naszeusta
nie mogły się sobą nasycić, a języki szukały się nawzajem łapczywie. Zanurzony we mnie głęboko,
podniósł mnie z lady i przeniósł pod ścianę obok schodów. Trzymając mnie w powietrzu, z rękami
mocnozaciśniętyminamoichpośladkach,nieprzestawałnamnienapierać.
Byłtakisilny,czułamsięcałkowiciebezpiecznaoplecionawokółjegociała.Wzięłamjegotwarzw
dłonieipatrzyłammuprostowoczy,kiedyzrozchylonychustwyrywałymusięniepohamowanejęki.I
wtedyzrozumiałamzcałąjasnością,żejestemwnimzakochana.Odrzuciłamgłowędotyłu,amojeciało
napięłosię,kiedynatarłporazostatni,poczymobojedoszliśmyjednocześnie.Wtuliłtwarzwmojąszyję
i delikatnie całował moją rozpaloną skórę. Gdy powoli doszliśmy do siebie, wysunął się ze mnie i
postawił mnie na ziemi. Z trudem zdołałam ustać na galaretowatych nogach. Zdjął prezerwatywę i
wyrzuciłdokosza.Potemwróciłdomnie,wziąłmnienaręceizaniósłnagórędoswojejsypialni,nie
przestającmniecałowaćprzezcałądrogę.Postawiłmnienapodłodzewpokoju,odgarnąłkołdręioboje
wśliznęliśmysiędołóżka.Otoczyłmnieciasnoramionami,ajaprzytuliłamgłowędojegopiersi.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział27
O
budziłam się, czując sztywny członek Olivera przywierający do mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się,
odwróciłamgłowęinapotkałemjegouważnywzrok.
–Dzieńdobry–wyszeptałam.
Pochyliłsięidelikatniemusnąłmojeustaswoimi.
–Dzieńdobry.Taksobiemyślę,możechciałabyśwziąćzemnąprysznic?
–Zwielkąprzyjemnością.
Nigdywcześniejniekochałamsiępodpryszniceminasamąmyślkażdynerwwmoimcielestanąłw
gotowości.Naglecośsobieskojarzyłam.
– Jezu, Oliver, nie pozbieraliśmy naszych ciuchów z podłogi w kuchni. Clara już pewnie przyszła i
terazjesprzątaikręcinosem.
–Terazjużitaknicniemożemyzrobić.Kiedyzejdziemynadół,będziemymusielipoprostuspuścić
oczyzewstydu.–Mrugnąłzawadiacko.
Matko, jak to możliwe, żeby wyglądać tak pociągająco o tak wczesnej porze? Wykąpaliśmy się i
Oliverzadbałoto,żebymnigdyniezapomniałaswojegopierwszegorazupodprysznicem.Wszystko,co
mirobił,byłoniezapomniane.
–Idędosiebiesięubrać.Spotkamysięnadole.
Ruszyłamwstronędrzwi,alechwyciłmniezaramięiprzyciągnąłdosiebie.
–Nietakszybko.Muszęjeszczerazposmakowaćtychusteczek.–Pocałowałmnienamiętnieidługo,
zanimwreszciewypuściłmniezobjęć.
Kiedy wciągałam getry i koszulkę bez rękawów, wciąż czułam mrowienie na wargach od jego
pocałunków. Właściwie całe moje ciało wciąż jeszcze buzowało po cudownym seksie wczoraj
wieczoremidziśrano.Napalcachzeszłamnadółizamarłam,widzącwkuchniClaręiLiama.
– No, dzień dobry. Dobrze się wczoraj bawiliście? – Liam się uśmiechnął, podnosząc do góry mój
biustonosz.
–Dawajto.
Podeszłamiwyrwałammugozrąk.
Zarechotałipocałowałmniewpoliczek.
–Idęusiąśćipodelektowaćsiękawą.Dozobaczeniazachwilę.
ZerknęłamnaClaręstojącąprzykuchence,naktórejdochodziłyjajka.
–Ależtubyłbałagan,kiedyweszłamrano.
–Clara,przepraszam.Ja…
–Nicniewyjaśniaj.Wiedziałam,żetosięstanieprędzejczypóźniej.Widaćbyłopozachowaniupana
Wyatta.
–Naprawdę?
Odwróciłasięiuśmiechnęładomnie.
–Nopewnie.Ipowiemci,żezradościąbędęsprzątaćciuchypanaWyattaitwoje,kiedytylkobędzie
trzeba.Wszystko,bylejużnigdyniemusiećoglądaćtutajtejkreatury.
–OliverrozstałsięzLaurelwieczorempoimprezie.
–Wiem.Liammipowiedział.Podobnoteżdałaśjejłupnia.
Spuściłamwzrok.
–Niejestemztegodumna.
Przełożyłajajecznicęnapółmisek,podeszładomnieiwzięłamniewramiona.
–Dobrzezrobiłaś.Należałojejsię.Idźusiąść,przyniosęcikawęiśniadanie–uśmiechnęłasię.
–Dzięki.
–Niemazaco.Wniosłaśdotegodomupowiewświeżości,Delilah.Lubięciętumieć.
Pocałowałamjąwpoliczekiposzłamdojadalni.Oliversiedziałjużprzystole.
–O.Widzę,żezszedłeśinnymischodami,żebytylkoniewpaśćnaClarę.
–Byćmoże–mrugnąłporozumiewawczo.
Claraweszładopokojuirozłożyłaśniadanienastole.
–Dzieńdobrypanu–uśmiechnęłasię.
Oliverodkaszlnął.
–Dzieńdobry,Clara.
Liamzaniósłsięśmiechem.
–Jakposzłaśdosiebie,rozmawiałemzSophie.
–Couniej?
–Wporządku.PodobajejsięuKelseyiMatta.Alemówi,żetęsknizanami.
–Cieszęsię,żedobrzesiębawi.
OliverspojrzałnaLiama.
–AkiedyprzedstawisznamIsabelle?–zapytał.
–Niespotykamysięjuż.Zbytwysokiekosztyutrzymania.TrochęjakwprzypadkuLaurel.Zapaliłomi
sięczerwoneświatełkoizwinąłemmanatki.
–Szkoda–powiedziałamzżalem.
–Wporządku,dalejszukam.Badamgrunt–mrugnąłwesoło.
OLIVER
Następnychdziesięćdnizleciałowmgnieniuokainigdyprzedtemnieczułemsiętakszczęśliwy.Dużo
czasu spędzaliśmy z Delilah w sypialni, bo jakoś nie mogliśmy się sobą nasycić. Była niesamowita w
łóżku, żadna kobieta wcześniej nie dawała mi tyle przyjemności z seksu. Ale ogarniało mnie przy niej
jakieśdziwneuczucie,którewytrącałomniezrównowagi.Kiedybyławpobliżu,niemogłemoderwać
odniejmyśli.Łapałemsięnatym,żesiedzącwbiurze,tęskniędoniej,żezastanawiamsię,corobi,coje
albozkimsięumawia.Któregośpopołudnia,wdrodzenaspotkanie,zobaczyłem,jakgranaroguulicy.
KazałemScottowizatrzymaćsamochód,wysiadłemizdalekaprzypatrywałemsięjejprzezpewienczas.
Jej uśmiech rozświetlał cały Nowy Jork, a jej muzyka wyraźnie sprawiała radość przechodzącym
ludziom. Miałem już rozliczenie wpływów z imprezy. Zebraliśmy blisko milion dolarów. To było dwa
razywięcejniżroktemuibezwątpieniaogromnawtymzasługaDelilah.Ludzieautentycznielubilijej
towarzystwo. Taka dziewczyna zasługiwała na wszystko, co najlepsze, zwłaszcza po tym, przez co
musiała przejść do tej pory. Obawiałem się, jak się sprawy ułożą po powrocie Sophie. Na pewno
będziemy musieli bardziej uważać. Teraz każdą noc spędzaliśmy w moim pokoju, uprawialiśmy seks i
cieszyliśmy się sobą nawzajem. Miałem wrażenie, że żyjemy w jakimś fantastycznym śnie, z którego
trzebasiębędzieobudzić,gdySophiewrócidodomu.
Wszystkoukładałosięidealnie,ażpewnejnocy,wymamrotałacośprzezsen.
–Kochamcię,Oliver.
Kiedy to usłyszałem, wpadłem w szał. Wiele kobiet mówiło mi to wcześniej i nigdy dotąd nie
przywiązywałemdotegowiększejwagi.Nauczyłemsięprzechodzićnadtymdoporządkudziennego.Ale
kiedy usłyszałem to od Delilah, chociaż przez sen, opadły mnie wspomnienia tamtej historii sprzed
trzynastu lat. Wstałem z łóżka, nalałem sobie drinka i usiadłem przy pianinie, wciskając miękko
pojedynczeklawisze.
–Hej.Wszystkowporządku?–usłyszałemzasobąjejsłodkigłos.
–Tak.Poprostuniemogęspać.Mamdużosprawnagłowie.
Podeszładomnieipołożyłamidłonienaramionach.Jakzwyklejejdotykwywołałreakcjęwkażdym
punkciemojegociała.
–Mogęcijakośpomóc?
–Nie.Wracajdołóżka–odparłemszorstko.
Musiaławyczuć,żecośjestnietak,aleniemogłemjejpowtórzyć,copowiedziaławeśnieijaktona
mniewpłynęło.
–Oliver,cosiędzieje?
–Mówiłemci,żemamdużosprawnagłowie.Rób,cocimówię,iwracajdołóżka.
–Proszę?Nieżyczęsobie,żebyśodzywałsiędomniewtensposób.Jakbędzieszgotówdorozmowy,
tobędęusiebiewpokoju,wmoimłóżku.
Odeszła.
Westchnąłem.Cośsięwemniezmieniało.Znówwidziałemwsobieczłowieka,którymkiedyśbyłem.
Traciłemkontrolę,którąztrudembudowałemprzeztylelat.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział28
DELILAH
L
eżałamwłóżku,apopoliczkachspływałymiłzy.Niewiedziałam,cosięstałoidlaczegoOlivertak
się do mnie odezwał. Nie przyszedł do mnie wczoraj i ze strachem myślałam o tym, co będzie rano.
Zeszłamnadółinalałamsobiekawy.
–Dzieńdobry,Clara.Oliverjużwstał?
–Tak.Jużwyszedł.
–Jakto?Dlaczego?
–Niewiem.Niemówił.
Wzięłam swoją kawę i usiadłam na tarasie, zastanawiając się, skąd w jego zachowaniu mogła zajść
taka nagła zmiana. Kiedy zasypialiśmy, wszystko było dobrze. Przedtem kochaliśmy się jeszcze raz do
utratyzmysłów.Apotempotraktowałmnie,jakbymiałdomnieżal,izacholeręniemogłamdociec,co
takiego mogło się stać w tym czasie. Byłam na niego wściekła za to, że nie potrafił otwarcie ze mną
porozmawiać.Bezwzględunapowódsprawamusiałazostaćwyjaśniona,zanimSophiewrócizakilka
dni.Jużzanimtęskniłamijedyne,czegopragnęłam,toprzytulićgoipowiedziećmu,żewszystkobędzie
dobrze.
Wciągudniamiałamparęrzeczydozałatwienia,apotempojechałamzgitarądoCentralParku,gdzie
usiadłampoddębemipróbowałamgraniemwyciszyćdręczącymnieniepokój.Kiedywróciłam,Olivera
jeszczeniebyło,anastoleczekałakolacja.
–Jeszczeniewrócił?–zapytałam.
– Nie, ale dzwonił i powiedział, że będzie późno. Już miałam kolację na gazie, więc nie chciałam,
żebysięzmarnowała.
–Zjeszzemną,Clara?–zapytałamzesmutkiem.
Byłomiprzykro,żedomnieniezadzwonił.Cosięznimnaglestało?
Claranałożyłajedzenieiusiadłyśmyprzystolewkuchni.
–Cosiędzieje,Delilah?CośsięwydarzyłomiędzytobąapanemWyattem?
Spuściłamoczyidłubałamwidelcemwpuréenatalerzu.
–Niewiem.Obudziłamsięwczorajwśrodkunocyiniebyłogowłóżku.Znalazłamgowsalonieprzy
pianinie, z drinkiem. Kiedy zapytałam, co się stało, nakrzyczał na mnie i kazał mi wracać do łóżka.
Stwierdził,żemamnóstwosprawnagłowie.Aleniechciałpowiedzieć,ocochodzi.
Westchnęła.
–PanWyatttoskomplikowanyczłowiek.Przeztychostatnichsiedemlatwjegożyciupojawiłosięi
zniknęłowielekobiet.Elaine,matkaSophie,bardzotowszystkoprzeżywała.Żalmijejbyło.Byławnim
taka zakochana. Chociaż wydaje mi się, że bardziej miała na jego punkcie obsesję i przede wszystkim
zależałojejnażyciu,któreonmógłjejdać.
–Jakdługobylizesobą?–zapytałam.
– W zasadzie w ogóle nie byli ze sobą. Przez kilka miesięcy spotykali się od czasu do czasu. Nic
stabilnego.Onnikogodosiebieniedopuszcza.Wszystkiekobiety,zktórymisięspotykałzawszetrzymał
nadystans.
–Laurelteż?
– Pewnie. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego został z nią tak długo. Podejrzewam, że ona była
takasamajakonitakizwiązekobojguimodpowiadał.Alezdajesię,żepotemonazaczęłanaciskaćna
więcejichciałazrobićkrokdalej.Iwtedywjegożyciupojawiłaśsięty–uśmiechnęłasię.
–Jupiii.
–Kiedyusłyszałam,żezatrudniłkolejnąnianiędlaSophie,tylkowzruszyłamramionami.Sądziłam,że
nie wytrzymasz dłużej niż tydzień. Ale kiedy zobaczyłam cię pierwszy raz, wiedziałam, że ty jesteś tą
właściwą.
–Skąd?
– Po prostu wiedziałam. I myślę, że Oliver też to wiedział. Inaczej się zachowywał, kiedy mówił o
tobie. Powiem ci coś. Żadna z kobiet, które miał wcześniej, wliczając Laurel, nigdy nie spała w jego
łóżku. Dopiero ty. I kiedy weszłam tu tego ranka i znalazłam wasze ubrania porozrzucane na podłodze,
niesamowiciesięucieszyłam.
–Naprawdę?–uśmiechnęłamsię.
– Tak. On się przy tobie zmienia, to widać każdego dnia. Poświęca Sophie o wiele więcej uwagi i
wydaje się bardziej szczęśliwy. Ta mała też to widzi i uwielbia cię za to. To nie do wiary, jak się
zmieniła,odkądtuzamieszkałaś.
– Ona tylko potrzebowała miłości, a ja wiem, co to znaczy. Myślę, że dlatego się jakoś
porozumiałyśmy.
Clarawyciągnęłarękęipołożyłająnamojejdłoni.
–NiemartwsięopanaWyatta.Cokolwiekgogryzie,dojdzieztymwkońcudoładuiporozmawiaz
tobą.Nieskreślajgojeszcze,onmusiciągleprzetrawiaćpewnesprawy.
–Dzięki,Clara.
Wstałaizgarnęłaobydwatalerze.
–Wracajdodomu,doswojejrodziny.Japosprzątam.
–Nie.Pomogęci–uśmiechnęłasiędomnienieznacznie.
Pozmywałyśmy,apotemuściskałamjąnapożegnanie.Poszłamdosiebieispojrzałamnazegar.Było
półdodziewiątej.Usiadłamnałóżkuibrzdąkałamnagitarze,ćwicząckilkanowychmelodii.Zanimsię
spostrzegłam, wybiła jedenasta, a on wciąż nie wracał. Nie zadzwonił ani nie napisał. Gdzie się
podziewał?WstałamipostanowiłamwpaśćnatrochędoRedRoom,spotkaćsięzJonahem.
Wróciłamopółdodrugiej.Niewiedziałam,czyjestwdomu,imiałamtogdzieś.Wypiłamwbarze
kilka szotów i trochę szumiało mi w głowie. Gdy weszłam do salonu, Oliver wbił we mnie wzrok ze
skórzanegofotela.
–Gdzieśtybyła?
Podniosłampalecdogóry.
–Wyszłam.Aty?
–Tonietwojasprawa.Jestemtwoimszefem,anietymoim.
Te słowa zabolały jak cios w splot słoneczny. Najwyraźniej zmierzał do kłótni, a ja nie miałam
pojęciadlaczego.
–To,gdziebyłam,totakżenietwojasprawa,szefie.Mamwolne,dopókiSophieniewróci.
–Niepozwalajsobie.Niebędętolerowałtakiegozachowania–powiedziałostro,wstajączmiejsca.
–Niemamsiłysięztobąkłócić.Idęspać.
–Piłaś.
–Owszemiterazpotrzebujęsiępołożyć.
–Nigdzieniepójdziesz,dopókiciniepozwolę.
Złapałmniezaramię.
Odskoczyłamiprzezmomentmusiałamzłapaćrównowagęprzezwypitywcześniejalkohol.
–Cosięztobądziejedocholery?!–wrzasnęłam.–Niemożeszzemnązwyczajnieporozmawiać?
Odwróciłsięizrobiłkilkakroków.
–Idźspać.
Aleteraztomnieponiosłynerwyizamierzałamwyjaśnićcałątęsprawę.
–Niepójdęspać,dopókiniepowieszmi,ococichodzi.
–Idźdołóżka,Delilah!–ryknął.
–Nigdzienieidę,dopókiniepowieszmi,dlaczegozachowujeszsięjakostatnibydlak!–Mójkrzyk
obudziłbyumarłego.
Stałtamimilczał.Torozsierdziłomniejeszczebardziej.Podeszłamdoniegoodtyłuichwyciłamgo
zaramię.
– Niech cię szlag, Oliver! Porozmawiaj ze mną! Co takiego zrobiłam do cholery, żebyś mnie tak
traktował?–Dooczunabiegłymiłzy.
Odwróciłsięizłapałmniezaramiona,ztwarzątużprzymojej.
–Chceszwiedzieć,cozrobiłaś?Wczorajwnocypowiedziałaś,żemniekochasz.
Puściłmnieiodwróciłsiędomnietyłem.
–Co?Jakto?
– Spałaś i powiedziałaś przez sen, że mnie kochasz. Zawiodłaś moje zaufanie. O żadnej miłości nie
byłotumowy.
Łzy pociekły mi po policzkach, kiedy z trudem docierały do mnie jego słowa. Bolało mnie serce i
opadły mnie mdłości, a w piersi pojawił się ucisk, który nie pozwalał mi oddychać. Poczułam, że
rozlatujęsięnakawałki,tracępanowanieiniemogłamnicnatoporadzić.
–Samsobiejesteświnny.Toprzezciebiesięwtobiezakochałam.
–Czyżby?Boco?Bocięprzeleciałem?Tyleciwystarczydomiłości?
Zimny,wyrachowanyłajdak.Niepozostawałominicdopowiedzenia.Tesłowaugodziłymnieprosto
wsercejaknóż.Wyszłamzpokojuiposzłamdosiebie.Rozebrałamsięipołożyłamdołóżka.Nawetnie
miałamsiływkładaćpiżamy.Chciałamtylkowejśćpodkołdręiumrzeć.Miałamnadzieję,żeprzyjdzie
do mnie i przeprosi, ale nie. Myślałam, że znam Olivera Wyatta. Myślałam, że udało mi się przedrzeć
przez jego zapiekłą skorupę i ból. Ale się pomyliłam i teraz, kiedy pierwszy raz w życiu kogoś
pokochałam,wszystkosięposypało.
Jaknibymamspojrzećmuwoczypotym,costałosięwczoraj?Niewyobrażałamsobiespotkaniaz
nim,bociąglejeszczenajbardziejmiałamochotęmuprzywalić.Udałomisięzasnąćjedyniedziękitemu,
że wcześniej trochę wypiłam. Przewróciłam się na łóżku, z trudem otwierając zapuchnięte oczy, i
popatrzyłamnazegarek.Siódmarano.Mogłabympoczekaćusiebiejeszczegodzinę,ażwyjdziedopracy
iniebędęmusiałaznimrozmawiać.Wstałam,wzięłamdługiprysznic,ubrałamsięiznowuspojrzałam
na zegarek. Było piętnaście po ósmej. Zeszłam na dół do kuchni, gdzie Clara zmywała naczynia po
śniadaniu.
–Dzieńdobry,Delilah.
–Dzieńdobry,Clara.Poszedłjuż?
–Tak.Cosięwczorajstało?Byłranowkoszmarnymhumorze.
–Nieonjeden.
Nalałamsobiekubekkawyiwyszłamnataras.
WłaśniepisałamesemesadoLiama,kiedyzadzwoniłdomnienieznanynumerzBostonu.
–Halo?
–PaniGraham?–zapytałgłoswsłuchawce.
–Tak.
–DzwonięzGłównegoSzpitalastanuMassachusetts.PanibratTannermiałwypadek.
Przestałamoddychać.
–Proszę?Jakiwypadek?
–Potrąciłgosamochód.Myślę,żepowinnapanijaknajszybciejprzyjechać.
Poczułam,żecałazaczynamsiętrząść,iniemogłamtegoopanować.
–Żyje?
–Tak,alejegostanjestkrytyczny.Proszęnatychmiastprzyjechać.
–Dziękuję.Będętamjaknajszybciej.
Podniosłam się i zatoczyłam na chwiejnych nogach. Musiałam przez chwilę przytrzymać się poręczy
fotela, żeby się pozbierać. Dobra, Delilah, spokojnie. Zastanów się. W pierwszej kolejności należało
zarezerwować lot do Bostonu. Zadzwoniłam do biura linii lotniczych i zapytałam, o której odlatuje
najbliższysamolot.Zatrzygodziny.Zabukowałamsamolotiposzłamnagóręporzeczyigitarę.
–Clara,mójbratmiałwypadek–powiedziałamzapłakana.
–OBoże,Delilah,icoznim?
–Jestwstaniekrytycznym.Muszęnatychmiasttamjechać.Niewiem,kiedywrócę,alemuszęjechać.
–MamzadzwonićpoScotta?
–Nie,pojadętaksówką.
–Trzymajsiędzielnie,Delilah.
Objęłamnieserdecznienadowidzenia.
–Sophiewracajutro.Zajmijsięnią,proszę,jakmnieniebędzie.
–Oczywiście.Onicsięniemartw.
Wyszłam z domu i na ulicy przywołałam taksówkę na lotnisko Kennedy’ego. W drodze wysłałam
wiadomośćdoJenny.
„Tanner miał wypadek i leży w stanie krytycznym w Szpitalu Głównym w Massachusetts. Jestem w
drodze.Zadzwonię,jakczegośsiędowiem”.
„Napewnowszystkobędziedobrze,Delilah.Chcesz,żebymztobąpojechała?”
„Nie,zostańwNowymJorku.Poradzęsobie”.
„Zadzwoń,jaktylkodotrzeszdoszpitala”.
Jadąc na lotnisko, zastanawiałam się, czy powinnam dać znać Oliverowi. Nie miałam wyboru, był
moim szefem, a nie będzie mnie w domu, kiedy Sophie jutro wróci. Cholera. Inna rzecz, że po
wczorajszymwieczorzepewnieitakniemiałamjużpracy.Aledopókimnieniezwolnił,nadalbyłmoim
szefem.
„Mój brat miał wypadek i muszę do niego pojechać. Chciałam tylko dać znać, że nie wiem, kiedy
wrócę.Claraobiecała,żezajmiesięSophie,jakmnieniebędzie”.
Czekałamnaodpowiedź,alenicnieprzyszło.
Wsiadłam do samolotu, wyłączyłam telefon i zwinęłam się na fotelu, modląc się w duchu, żeby
Tannerowinicsięniestało.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział29
OLIVER
C
ałydzieńprzesiedziałemnaspotkaniach.WłaśniewychodziliśmyzLiamemnaspóźnionylunch,kiedy
wyjąłemtelefonzkieszeniizobaczyłemwiadomośćodDelilah.
–Ożeż!
–Cosięstało?–zapytałLiam.
–BratDelilahmiałwypadek.Pojechaładoniego.Sophiewracajutro.Będziezałamana,jeżeliDelilah
niebędziewdomu.
–Naprawdę?Dokądpojechała?
–Niewiem.Niepowiedziała.Rzeczwtym,żeonamadwóchbraci.
–Przykromi,stary,alejejbratjestterazważniejszyniżtyiSophie.
–Wiemotym,dziękuję–burknąłem.
–Cosiędziejemiędzywami?Odkilkudnijesteśwparszywymnastroju.
–Nic.Niechcęotymgadać.Chodźmycośzjeść,bozarazmamynastępnespotkanie.
NiechciałemrozmawiaćzLiamemotym,copowiedziałaDelilah,bowiedziałem,żezarazwalnąłby
mi całe kazanie, a naprawdę nie miałem na to ochoty. Zmartwiła mnie wiadomość o jej bracie i
żałowałem,żeniewiem,dokądpojechała.MożeClarawie.Wybrałemjejnumer.
–Dzieńdobrypanu.
–Clara,dokądpojechałaDelilah?
–Niewiem.Niemówiła.
–Apowiedziała,którybratmiałwypadek?
– Nie. Powiedziała tylko, że musi jechać, spakowała się i wyszła. Proszę się nie martwić o Sophie.
Zajmęsięniąjutro,kiedywróci.
–Dziękuję.GdybyśmiałajakieświadomościodDelilah,dajmiproszęznać.
Westchnąłem.
„Całydzieńbyłemnaspotkaniachidopieroprzeczytałemtwojąwiadomość.Takmiprzykrozpowodu
twojegobrata.Gdziejesteś?”
Zeroodpowiedzi.
–NapiszdoDelilahizapytaj,gdziejest.Możetobieodpisze–poprosiłemLiama,kiedysiadaliśmydo
lunchu.
–Adlaczegotobienieodpisuje?Cożeśtyjejzrobił,docholery?
–Nic.Niebędziemytegoterazroztrząsać.Zróbto.
Wysłałjejesemesaipodczaslunchunieustanniezerkałnatelefon.
–Mnieteżnieodpowiada.Dajęsłowo,Oliver,jeżeliskrzywdziłeśjakośtędziewczynę…
–Odwalsię,Liam.Pokłóciliśmysięiniechcęotymrozmawiać.
– Jak chcesz. Ale powiem ci coś raz i więcej nie będę do tego wracał. Jeżeli to ma jakikolwiek
związekzKristen,tobyłbyjużchybanajwyższyczassięztegopozbierać,stary.Idźnaleczenie,jeżeli
trzeba,niewiem.Delilahtonajlepsze,cocięwżyciuspotkało,nieliczącSophie,ijeżelipozwoliszjej
odejść,tojesteśskończonymidiotą.Jezu,gdybyśniebyłmoimbratem,sambymzaniąpoleciał.Minęło
trzynaścielat,Oliver.Trzynaścielatdocholery!
–Odpuść–syknąłem.
–Skończyłem.Powiedziałem,comiałemdopowiedzenia,aterazprzemyśltosobie.
Dokończyliśmyobiadwmilczeniu,apotemwróciliśmydobiuranakolejnespotkanie.
DELILAH
Weszłam na oddział intensywnej terapii i pielęgniarka zaprowadziła mnie na salę Tannera.
Zatrzymałamsięwproguipatrzyłamnawszystkiekableirurki,doktórychbyłpodpięty.Jednąnogęmiał
w gipsie, a głowę owiniętą bandażem, spod którego wystawała posiniaczona i opuchnięta twarz.
Poczułamłzypodpowiekamiiogarnęłymnienagłemdłości,ażzaczęłamdygotaćjakwfebrze.
–Chwilowojestwśpiączce.Powiadomięlekarza,żepaniprzyjechała.Zarazdopaniprzyjdzie.
Przysłoniłam usta dłonią, kiedy podeszłam do łóżka i usiadłam na stojącym obok krześle. Miarowe
pikanieaparaturyskojarzyłomisięztym,jakmamaumieraławszpitalunawątrobę.Niemogłamstracić
Tannera.Wszystkosięmusiułożyć.Wzięłamgozarękęiwydałamrozpaczliwyszlochzgłowąnajego
łóżku.
–Przepraszam,paniGraham?
Podniosłamwzroknamężczyznęwniebieskimubraniuchirurgicznym.
–Tak.
–Dzieńdobry.JestemdoktorNoor.–Wyciągnąłrękę.
Wstałamnieporadnieilekkojąuścisnęłam.
– Tanner odniósł kilka naprawdę poważnych obrażeń. Musieliśmy zatamować krwawienie w mózgu.
Trzebabyłousunąćśledzionę,anogajestzłamanawtrzechmiejscach.Kiedygoprzywieźli,praktycznie
nie było w nim życia. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, a teraz po prostu czekamy i mamy
nadzieję,żeztegowyjdzie.Wszystkozadecydujesięwciągunajbliższychczterdziestuośmiugodzin.
–Askądtaśpiączka?
–Zapadłwniąwkrótcepotym,jakzahamowaliśmywylewwmózgu.Niepotrafięokreślić,jakdługo
wniejzostanie.Tomożebyćkilkagodzin,dni,tygodni,anawetmiesięcy.Przykromi.
–Jaktosięstało?
–Niewiemynapewno.Alejesttupewnadziewczyna,którasiedziwpoczekalniodwczoraj.Może
chcepanizniąporozmawiać.
–Dziękuję,doktorze.
–Proszęnietracićwiary,paniGraham.
Skinęłam głową, a on uśmiechnął się do mnie życzliwie i wyszedł z pokoju. Chwilę później weszła
pielęgniarkazrobićTannerowipomiary.
–DoktorNoorpowiedział,żepodobnoodwczorajczekatujakaśdziewczyna.
– Tak. Zdaje się, że to jego znajoma i była z nim podczas wypadku. Proszę zaczekać sekundę,
zaprowadzępaniądoniej.
Kiedy skończyła, zabrała mnie do poczekalni. Na mój widok z miejsca podniosła się przygnębiona
szatynkaodużychbrązowychoczach.
–Delilah?–zapytała.
–Tak,toja.
–Poznajęcię,boTannerpokazałmitwojezdjęcia.JestemAddison.
Naglezłapałjągwałtownyszloch.
Wzięłamjązarękęiusiadłyśmyoboksiebie.
–Cosięwogólestało?
– Wracaliśmy z imprezy i złapaliśmy gumę. Tanner zjechał na bok drogi. Kazał mi czekać w
samochodzie. Jakoś nie mógł zdjąć opony, więc stanął na poboczu, żeby kogoś zatrzymać i poprosić o
pomoc.Nagle,niewiemskąd,wyskoczyłsamochódiuderzyłwniego.
–Zatrzymałsię?
– Zatrzymał się trochę dalej, a potem odjechał. Udało mi się zobaczyć tylko fragment tablicy
rejestracyjnej.Jużwszystkoopowiedziałampolicji.Czyonztegowyjdzie?Niechcąminicpowiedzieć,
boniejestemzrodziny.
–Niewiem.Jestterazwśpiączce.
–Boże–załkała.
–Idźdodomuiodpocznijtrochę.Dziękujęcizawszystko.Możeszwrócićpóźniej,ajapostaramsię,
żebypielęgniarkiwpuściłyciędoniego.Jużtujestem,więcniebędziesam.
–Dobrze,aleprzyjdępóźniej.
–Jesteśjegodziewczyną?
–Jeszczenie.Miałamnadzieję…
Uśmiechnęłamsiędoniejkrzepiącoiobjęłyśmysię.
–Wszystkobędziedobrze.
Razem wyszłyśmy z poczekalni i skierowałam się do pokoju Tannera. Włączyłam telefon, żeby
zadzwonićdoBradenaiColette.Narazspłynęłomikilkawiadomości:odOlivera,LiamaiJenny.
Czytając esemesa od Olivera, poczułam się skołowana. Postanowiłam mu nie odpisywać, bo to nie
byłajegosprawa.BezwątpieniatoonnapuściłnamnieLiama,żebydowiedziećsię,gdziejestem,więc
jemu też nie odpowiedziałam. Dałam sobie chwilę, żeby się pozbierać, i zadzwoniłam do reszty
rodzeństwa. Musiałam być silna, dla nich i dla Tannera. Braden postanowił przylecieć najbliższym
samolotem,aColettezałamałasiępodczasrozmowy.Mogłaprzyjechaćdopierozakilkadni,bomusiała
skończyćwakacyjnekursy.Zaproponowała,żeprzylecinatychmiast,alepowiedziałamjej,żeBradenjest
jużwdrodzeiżemazostaćdokońcazajęć.Byłamwściekła,żegotospotkało.Niezasłużyłsobienato.
Byłświetnymchłopakiemimiałprzedsobąszczęśliweżycie.Wzięłamgozarękęipochyliłamsięnad
nim.
–Musiszwalczyć,TannerzeGraham,słyszyszmnie?Niewolnocinaszostawić,takjakmama.Dasz
radę,musiszteraztylkodobrzesięzebraćwsobie,żebysięztegowygrzebać.Zawszemniesłuchałeś,
więcniemyśl,żetymrazempozwolęcisięwywinąć–szlochałam.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział30
OLIVER
N
adal żadnych wieści od Delilah. Byłem zły jak osa. Wszystko wczoraj spieprzyłem. Byłem dla niej
okrutny,bochciałem,żebyzrozumiała,żeniejestemdobrymczłowiekiem.Nawetwmałymstopniu.Ona
byłatakauczynnaipełnawspółczucia.Niezasługiwałemnajejmiłość.Boże,byłemwniejzakochany,
ale próbowałem chronić ją przed samym sobą. Nigdy nie dałem Kristen szansy, żeby wyjaśniła mi,
dlaczegotozrobiła.Byłemtakpogrążonywewłasnejrozpaczy,żenawetniebyłemciekaw.Naskoczyłem
na nią i zerwałem nasz związek, nie pozwalając jej nic wytłumaczyć. Czy to w ogóle miało dla mnie
jakiekolwiek znaczenie? Nie, bo zraniła mnie tak głęboko, że nic, co mogła wtedy powiedzieć, nie
przyniosłoby mi ulgi. Liam miał słuszność. Minęło trzynaście lat. Od trzynastu lat nie dopuszczałem do
siebie żadnej kobiety przez to, co Kristen mi wtedy zrobiła. Ale pokochałem Delilah i chciałem
zatrzymaćjąwswoimżyciu.Chciałem,żebynależaładomnieitylkodomnie.Ależebytobyłomożliwe,
najpierwmusiałbymzrobićcoś,czegonigdybymsięposobieniespodziewał,itoprzerażałomniejak
jasnacholera.WyciągnąłemtelefonzkieszeniiwysłałemdoDelilahjeszczejednąwiadomość.
„Przepraszamcięzawszystko.Proszę,dajznać,czywszystkouciebiewporządku”.
Brakodpowiedzi.Wybrałemjejnumeriztrudemprzełknąłemślinę,przykładającaparatdoucha.Od
razuzłapałamniepocztagłosowa.
– Delilah, to ja. Pisałem do ciebie, ale nie odpowiadasz. Muszę wiedzieć, czy wszystko z tobą w
porządku i jak się czuje twój brat. Przepraszam za to, co powiedziałem wtedy. Musimy porozmawiać.
Proszę,oddzwoń.
Następnego dnia rano obudził mnie dzwonek budzika. Wyłączyłem go i sięgnąłem po telefon. Nadal
żadnych wiadomości od Delilah. Cisnąłem telefon na łóżko i wstałem, żeby wziąć prysznic. Gdy
zszedłemnadół,LiamrozmawiałwkuchnizClarą.
–MiałeśjakieświeściodDelilah?–zapytałemgo.
–Nie.Tobieteżnieodpisała?
–Nie.Nieodpisała,nieoddzwoniła.Jestemnaskrajuwytrzymałości.Skądmamudiabławiedzieć,że
nicsięjejniestało?
–Spokojnie,proszępana.Nicjejniejest.TowkońcuDelilah.
–Niewiesztegonapewno,Clara.
–Napewnotowiem,żemożeniepowinienbyłpannaniąwrzeszczećidoprowadzaćjejdotakiego
załamania. Czyja to wina, że nie powiedziała nikomu, dokąd jedzie? Nikt tu nie zawinił poza panem.
Przepraszam,muszęprzygotowaćsięnaprzyjazdSophie.
–Prostowoczy–uśmiechnąłsięLiam.–Tociprzygadała.DlaczegonawrzeszczałeśnaDelilah?
–Niechcęterazotymrozmawiać.Chodźmydopracy,bomuszęwrócić,zanimSophieprzyjedzie.
Jak miałem powiedzieć Sophie, że Delilah nie ma w domu? Jak miałem powiedzieć mojej małej
kruszynce,żeniewiem,gdzieonajestikiedydonaswróci?
DELILAH
NiewypuszczałamdłoniTannerazrąk,zczołemopartymobrzegjegołóżka.
–Cześć,siostra.
Podniosłamgłowę.WdrzwiachdopokojustałBraden.Zerwałamsięirzuciłammusięwramiona.
–Jakdobrze,żejesteś.
–Coznim?–zapytałBraden,podchodzącdołóżka.
–Kiepsko.
Z trudem hamowałam łzy. Nie mogłam rozkleić się przy Bradenie. To ja byłam dla nich opoką,
spoiwem,któretrzymałocałąrodzinęnanogach.
–Wyjdzieztego,prawda?
–Tak.Wyjdzieztego.–Uśmiechnęłamsięniewyraźnieipołożyłammurękęnapoliczku.
–Zadwadnizaczynamstaż,więcbędęmusiałwracaćjutrorano.Chybażechcesz,żebymzostał.
–Nie.Poradzęsobie.Onwie,żetujesteś,itylkotosięliczy.Acotozastaż?
– Będę w jednej z największych instytucji finansowych w Chicago. Z całego programu na rozmowę
zakwalifikowałysiętylkodwieosobyiprzyjęlimnie.Przezcałelatoijesieńbędęunichpracowałna
półetatu,ajakskończęstudia,zatrudniąmnienastałe.
–Taksięcieszę,Braden,jestemzciebiedumna.Chodźnotu.–Wyciągnęłamramionaiuściskałamgo
serdecznie.
–Dzięki,Delilah.Nigdybymisiętonieudało,gdybyniety.Couciebie?Jaktapracaopiekunki?
–Wporządku.Sophietonaprawdęświetnaibardzobystradziewczynka.
NiemiałamzamiaruopowiadaćmuoOliverze.Mojerodzeństwoniemusiałoowszystkimwiedzieć.
–Maszczęście,żeakurattysięniązajmujesz.Gdziesięzatrzymałaś?
–Cholera.Jeszczenigdzie.Zapomniałamzaklepaćsobiegdzieśpokój.
–AmieszkanieTannera?–zapytałBraden.
–Nie.Mieszkatamtylkoprzezlatoinieznamjegowspółlokatorów.Tobyniebyłonamiejscu.
– Tu niedaleko jest hotel. Może pójdziemy go obejrzeć, a potem zamówimy jedzenie na wynos i
wrócimy?
–Okej.
PocałowałamTannerawobrzękłypoliczekiobiecałammu,żezarazwrócę.Poszliśmydohoteluprzy
tejsamejulicyiwynajęliśmypokójnajednąnoc.Zostawiłamwhoteluswojątorbę,alezabrałamzesobą
gitarę.Tannerzawszelubiłposłuchać,jakśpiewam.
OLIVER
–Tata!–wykrzyknęłaSophie,rzucającmisięwramiona.
–Cześć,kotku.Taksięcieszę,żewróciłaś.–Zakręciłemjąwramionach.–Stęskniłemsięzatobą.
–Jazatobąteż.GdziejestDelilah?
Cholera.PodziękowałemzawszystkoKelseyiMattowiiodjechali.WniosłemrzeczySophienagóręi
poprosiłem,żebyusiadłaprzymnienałóżku.
–Tato,gdziejestDelilah?
– Skarbie, brat Delilah miał poważny wypadek i leży w szpitalu. Delilah musiała pojechać się nim
zająć.
–Acomusięstało?
–Niejestempewien,księżniczko.Delilahmatammnóstworzeczydozrobieniaprzynim,więcnawet
niemiałemokazjizniąporozmawiać.Alekazałaprzekazaćci,żebardzociękochaiżeprzeprasza,żenie
mogłatunaciebieczekać,alewrócinajszybciej,jakbędziemogła.
–Alejachcęjąteraz!–zawyła.
–Wiem,alejejbratjejpotrzebuje.Rozumieszto,prawda?
–Tak.–Zwiesiłagłowęrozczarowana.
–Amożepójdziemyrazemnakolację?Tylkotyija.Gdzietylkozechcesz.
–Naprawdę?
–Naprawdę.
–Dobra,aleniezbytdługo.Chciałabympóźniejjeszczepomalować.
Pocałowałemjąwgłówkę.
–Wrócimyniedługo,obiecuję.
Poszliśmy razem na kolację i Sophie opowiadała mi o gospodarstwie i zwierzętach. Zdawała się
uszczęśliwiona,więcpomysłzwysłaniemjejdoVermontokazałsiętrafiony.Pokolacjimalowałaprzez
chwilę, a potem poprosiła, żebyśmy położyli się razem na łóżku i obejrzeli Krainę lodu. Nie miałem
pojęcia,cotojest,aletakmijejbrakowało,więcchciałemzniąspędzićtrochęczasu.Wpołowiefilmu
zapadła w sen. Wyłączyłem telewizor, okryłem ją szczelnie kołdrą i pocałowałem na dobranoc.
Przebrałem się w spodnie do spania i sięgnąłem po telefon. Nadal żadnej wiadomości od Delilah. Do
szałudoprowadzał mnie fakt,że nie mogłembyć teraz przy nieji pomóc jejw tych trudnych chwilach.
Włączyłem komputer i próbowałem pracować, ale nie mogłem się skupić. Psiakrew, czułem się
naprawdę rozbity. Zamknąłem laptopa i nastawiłem telewizor, coś, co prawie nigdy mi się nie zdarza.
OtworzyłemmenufilmówiznalazłemPamiętnik.Pomyślałem,żejeżeliobejrzęjejulubionyfilm,tobędę
bliżejniej.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział31
DELILAH
W
yszliśmy z Bradenem ze szpitala około jedenastej. Oboje ledwo trzymaliśmy się na nogach i
marzyłam jedynie o tym, żeby móc wyciągnąć się na łóżku i zasnąć. Widziałam wcześniej, że Oliver
nagrał mi się na poczcie głosowej, ale nie miałam kiedy odsłuchać wiadomości, bo cały dzień
spędziliśmy przy łóżku Tannera. A może po prostu nie chciałam słyszeć jego głosu. Przemyłam twarz,
wyszorowałamzębyikiedywyszłamzłazienki,Bradenjużspał.
Odtworzyłam wiadomość i na dźwięk jego głosu natychmiast poczułam dotkliwe ukłucie w sercu.
Mówił,żechceporozmawiać,aleniemiałamnatoterazsiły.Musiałamskupićsięnamoimbracie.Ale
Oliver się niepokoił i chociaż chciałam go ukarać za to, jak mnie potraktował, nie mogłam pozwolić,
żebysięzamartwiał.
„Wszystkoumniewporządku”.
Nieminęłokilkasekund,aprzyszłaodpowiedź.
„Nareszcie.Mogędociebiezadzwonić?”
„Nie,niemogęterazgadać.Bradenśpiwłóżkuobokiniechcęgoobudzić.JakSophie?”
„Dobrze. Dopytuje o ciebie, ale wyjaśniłem, dlaczego musiałaś wyjechać, i zrozumiała. Zabrałem ją
nakolację,apotemzmusiłamniedooglądaniaKrainylodu”.
Uśmiechnęłamsiędosiebie.
„Tojejulubionyfilm.Dobrze,żeobejrzeliściegorazem.Muszękończyć,jestemwyczerpana”.
„Napiszmi,gdziejesteś,izaraztambędę.Niepowinnaśprzechodzićprzeztosama”.
„Niejestemsama.Bradentujest,aColetteprzylatujezakilkadni.Trzymajsię,Oliver”.
„Dobranoc,Delilah.Tęsknięzatobą”.
Gdy przeczytałam jego ostatniego esemesa, po policzku spłynęła mi łza. Ja też za nim tęskniłam i
przeraźliwiepotrzebowałammiećgoterazprzysobie.Potrzebowałam,żebymnieobjął,ukoiłiobiecał,
że wszystko będzie dobrze. To właśnie robiłam dla innych przez całe swoje życie i w tym momencie
chciałam,żebyktośbyłterazprzymnie.
OLIVER
Scott zatrzymał samochód przed niewielkim sklepem z biżuterią w Newark. Gdy pchnąłem drzwi i
wszedłem do środka, nad moją głową zadźwięczały dzwoneczki. Niewielką przestrzeń wypełniały
migotliweozdoby,torebki,chustyiinnedodatki.
–Mogęwczymśpomóc?–zapytałaciemnowłosasprzedawczynizaladą.
Byłempiekielniezdenerwowany.
–SzukamKristen.
–Jestnazapleczu.Zarazjązawołam–uśmiechnęłasię.
Obszedłemsklep,przyglądającsięzestawomnaszyjnikówzkolczykami.
–Dzieńdobry,wczymmogę…
Urwaławpółzdania,kiedysięodwróciłem.
–Cześć,Kristen.
–Oliver?
Uśmiechnąłemsię.
–Boże,iletoczasuupłynęło?Trzynaścielat,czycośkołotego.Couciebie?
–Wporządku.Auciebie?
–Wszystkodobrze,dziękuję.Coturobisz?
Wyglądaładokładnietaksamo,tylkonaparęlatstarszą.
–Chciałbymztobąporozmawiać.
Spojrzałanamnieuważnie.
–Wszystkookej?
–Tak.Muszętylkousłyszećodpowiedźnajednopytanie,któreniedajemispokojuodtrzynastulat.
–Poczekaj,wezmętorebkęipójdziemynakawę.
Poszliśmyrazemdokawiarniiusiedliśmyprzyniewielkim,okrągłymstolikupodoknem.Zacisnąłem
dłonienafiliżance,zbierającsięnaodwagę.
–Ocochciałeśmniezapytać?
–Najpierwchciałemprzeprosićzawszystko,copowiedziałemwtedy,zanimwyszedłem.
–Oliver,niemusiszprzepraszać.Należałomisię.–Spuściławzrokiprzebiegłapalcamipokrawędzi
filiżanki.–Miałeśprawopowiedziećtowszystko,bozrobiłamcośbardzozłego.
–Dlaczegotozrobiłaś,Kristen?Topytaniechciałemcizadaćprzeztewszystkielata.
– Tyle rozmawialiśmy o naszym wspólnym życiu i że nigdy się nie rozstaniemy, aż zaczęło mnie to
przerażać. Mieliśmy siedemnaście lat, Oliver. Byliśmy w liceum, to był czas imprezowania i łamania
wszelkich zasad. Myśleliśmy, że jesteśmy niepokonani. Każdy tak myśli w wieku siedemnastu lat.
Tamtego dnia źle się czułam. Jayce zobaczył, że jestem w domu i zajrzał mnie odwiedzić. I tak jakoś
wyszło.Byłamiędzynamijakaświęź.Czułamtojużoddłuższegoczasu,aleniebyłampewna.
–Dlaczegominiepowiedziałaś?Mogłaśpoprostumniezostawić.
– Nie wiedziałam jak. Nie chciałam, żebyś cierpiał, i wiedziałam, że to, co robię jest niewłaściwe.
Miałampoczuciewiny,boczułamdoniegocoś,czegonieczułamwstosunkudociebie.Przepraszamcię,
Oliver.
Siedząctamisłuchającjej,doskonalerozumiałem,oczymmówi.Tawięź,którawciągaczłowiekatak
głęboko, że nie da się jej złamać. Więź, jaka łączyła mnie z Delilah, była silniejsza niż cokolwiek
wcześniej,nawetzKristen.Trzynaścielattrwało,zanimznalazłemzkimśtakiepoczuciejedności.
–Spałaśznimwtedypierwszyraz?
Kiwnęłagłową.
–Tak.Kiedywypadłeśodemniezdomu,krzycząc,żeniechcesznigdywięcejmniewidzieć,chciałam
pobiec za tobą i powiedzieć ci, że wszystko się ułoży i że zobaczysz, że nie byłam odpowiednią
dziewczynądlaciebie.Wszystkouciebiewporządku,prawda?
Uśmiechnąłemsięblado,poczympołożyłemrękęnajejdłoni.
–Tak,Kristen.Wszystkoumniewporządku.Wkońcuwyszłaśzaniegozamąż,prawda?
– Tak. Chodziliśmy ze sobą przez jakiś czas, potem rozstaliśmy się, a rok później wróciliśmy do
siebie.Miałamdwadzieściadwalata,jaksiępobraliśmyiodtejporyświetnienamsięukłada.Aty?Nie
maszobrączkinapalcu.
–Nie.Nieożeniłemsię,jakośniemogłemznaleźćodpowiedniejdziewczyny.Alemamcóreczkę.Ma
pięćlatinazywasięSophie.
OdnalazłemjejzdjęciewtelefonieipokazałemKristen.
–Jakaśliczna.Bardzodociebiepodobna–uśmiechnęłasię.
–Dzięki.Jejmatkaumarłajakiśczastemuiterazmieszkamyrazem.
–Więcjesteśsamotnymojcem.
–Tak.Musiałemsięnajpierwdotegoprzyzwyczaić.Aty?Maszdzieci?
–Nie,niemogę.UbiegamysięzJayce’emoadopcję.
–Przykromi.Aleadopcjatoświetnerozwiązanie.Tylejestdzieciaków,którepotrzebująkochających
rodziców.
Uśmiechnęłasięlekko.
–Muszęwracaćdosklepu.NiechcęzostawiaćtamHollyzbytdługosamej.
Wstaliśmyiodprowadziłemjądosklepu.
–Miłobyłoznówcięzobaczyć,Kristen.
–Ciebieteż,Oliver.Mamnadzieję,żeudacisięznaleźćtęwyjątkową.
–Jużznalazłem.Jestniesamowita.Trzymajsięipowodzeniawwaszychplanach.
–Dzięki.
Gdywsiadłemdolimuzyny,poczułemwsobiedziwnąradość.Nadszedłczas,żebymotworzyłswoje
serceipowiedziałDelilah,jakbardzojąkocham.Miałemtylkonadzieję,żezdołamiwybaczyćidanam
jeszczeszansę.
Zarazpopowrociedobiura,wezwałemLiama.
–Cotam,brat?
–Siadaj.Musimypogadać.
–Oho!Poważnasprawa.Wszystkowporządku?
–Mamnadzieję,żetak.PojechałemdoNewarkispotkałemsięzKristen.
Szczękamuopadła.
–Jakto?Poco?
–Musiałemzapytać,dlaczegomniezdradziła.
–Idostałeśodpowiedź?
Uśmiechnąłemsię.
–Tak.Ijestemgotowyzrobićkrokdalej.LecędoBostonudoDelilah,żebyzniąbyć.
–Skądwiesz,żejestwBostonie?
– Wymieniliśmy kilka esemesów wczoraj wieczorem i napisała, że nie może rozmawiać, bo jej brat
Bradenśpiwłóżkuobok.Aponieważmatylkodwóchbraci,więcnajwyraźniejtoTannermiałwypadek,
aonstudiujewBostonie.Muszęsiętylkodowiedzieć,wktórymjestszpitalu.
–Niepodadzącitakiejinformacji–uprzedziłLiam.
–Toznaczy,żemuszęzłożyćwizytęjedynejosobie,którabędziewiedzieć.
–Jenny?–zapytał.
–Aha.Wylatujęjutrorano.Zostajesznastrażywfirmie,igdybyśmógłzajrzećtrochędoSophie…
–Onicsięniemartw.Twojacórkaifirmasąwdobrychrękach.
–Dzięki,braciszku.Odwdzięczęsię–powiedziałemzuśmiechem.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział32
DELILAH
B
radenwyleciałdoChicagowczorajrano,żebyzdążyćnaswojepraktyki.Całydzieńspędziłamprzy
łóżku Tannera. Mówiłam do niego i grałam mu na gitarze. Addison i jego współlokatorzy przyszli z
wizytą i w pokoju zrobiło się bardzo smutno. W poczekalni roiło się od jego przyjaciół z wydziału.
Byłam wzruszona, ale bynajmniej nie zdziwiona. Tanner był zawsze bardzo lubiany i miał pełno
znajomych.
Trzeciegodniaweszłamdojegopokojuirozsunęłamzasłony.
–Pięknydziśdzień,Tanner.Szkoda,żesamniemożeszzobaczyć.–Podeszłamdołóżkaipoprawiłam
mupoduszki.–Bradendziśzaczynaswójstażicałyjestprzejęty,alebyłomużal,żemusicięzostawić.
Powiedziałam mu, żeby się nie przejmował, bo ja tu jestem i zajmę się tobą tak jak dawniej. Colette
dzwoniła wczoraj. Odwołali jej lot z powodu jakiejś tropikalnej burzy nad Florydą. Będzie tu, kiedy
tylkoudajejsięwydostać,anarazieprzesyłacipozdrowienia.Gdybyśtylkozobaczył,cosiędziejew
poczekalni. Dosłownie pęka w szwach od twoich kolegów ze studiów. Bardzo się o ciebie martwią i
czekają,ażcisiępoprawi.Wczorajrozmawiałamzpolicją.Robią,comogą,żebyzłapaćtegokierowcę,
któryciępotrącił.
Przesunęłamrękąpojegozapuchniętympoliczku.
–Wczorajwnocynauczyłamsięgraćtwojąulubionąpiosenkę.Powiedz,cootymmyślisz.
UderzyłamwstrunyizaśpiewałamIWillFollowYouIntotheDark.
OLIVER
Kiedy stałem w progu i patrzyłem na moją ukochaną, jak śpiewa swojemu bratu, ogarnęła mnie
gwałtownaradość.Takbardzozaniątęskniłemiterazmiałemuczucie,jakbymzobaczyłjąpierwszyraz.
Jej głos, serdeczność i życzliwość wypełniały każdy kąt pokoju. Na myśl, że mój przyjazd może ją
rozgniewać,ścisnąłmisiężołądek.Niezadzwoniłem.Nienapisałem.Poprostuprzyjechałem,bobyłem
jejpotrzebny,nawetjeżelitaknieuważała.Powiedziała,żemniekocha,iwiedziałem,żenadaltakjest,a
w każdym razie miałem taką nadzieję. Tu już nie chodziło o pożądanie. Chodziło o miłość, której
przeraźliwie pragnąłem właśnie z nią. Skończyła śpiewać, wstała i pocałowała brata w policzek, a
potemodwróciłasię,anajejtwarzyodbiłosiębezgranicznezdziwienie.
DELILAH
–Oliver.Cotyturobisz?–zapytałamzdumiona,zastanawiającsię,czyprzypadkiemnieśnię.
Wszedłdopokojuizbliżyłsiędomnie.Przystanąłprzedemnąispojrzałmiprostowoczy.
–Jestemtu,boniepowinnaśprzechodzićprzeztosama.
Przesunąłmikciukiempopoliczkuiwtejchwiliniemogłamjużdłużejpohamowaćpłaczu.Ukryłam
twarz w dłoniach, żeby nie patrzył, bo kiedy go zobaczyłam, wszystko, co męczyło mnie od kilku dni,
musiałoznaleźćujście.Ogarnąłmnieramionamiiprzytuliłdopiersi,ajaszlochałamimpulsywnie.
–Jużdobrze,skarbie.Wyrzućtozsiebie.Jużniejesteśsama.Jestemtuinigdziesięniewybieram.–
Przycisnąłustadomojejgłowy.
Niepotrafiłamopanowaćpotokułez.Czułamsiętakdobrzewjegoobjęciach.Bezpiecznaikochana.
Niemiałamsiłymyślećwtejchwiliotym,copowiedział.Porozmawiamyotympóźniej,gdytylkodojdę
dosiebie.
–Przepraszam.–Otarłamoczy,kiedyszlochucichł.
–Niemaszzacoprzepraszać.
Sięgnąłpochusteczkizpudełkanastoleiotarłmiłzyztwarzy.Wydmuchałamnos,apotemspojrzałam
naTanneraiznównaOlivera.
–Tomójbrat,Tanner.
–Coznim?
–Jegostanjeststabilny,alejestwśpiączce.Lekarzeniemająpojęcia,jakdługotakzostanie.Aleon
jestuparty,wyjdzieztego.
–Napewno.
–Poprostuniewierzę,żetujesteś.AcozSophie?
–Jestwdobrychrękach,zClarąiLiamem.
–Afirma?
–Możepoczekać.Teraznajważniejszasprawatobyćtuztobą.
–Ale…
Położyłmipalecnaustach.
–Żadnych„ale”.GdziejestBraden?
–ZacząłdziśstażwChicago,więcwyjechałwczoraj.
–Atwojasiostra?
–NiemożewydostaćsięzFlorydyprzezjakąśburzętropikalną.Odwołaliwszystkieloty.Przyjedzie,
jaktylkobędziemogła.
–Czylidobrze,żeprzyjechałem.Jadłaścoś?
–Nie.
Przyciągnąłmniedosiebie.
– Chodźmy na dół do kafeterii i zobaczymy, co mają. Jedzenie w samolocie wyglądało mało
apetycznie.
Roześmiałamsię.
–No,towkafeteriiniebędzielepiej.
PrzyśniadaniurozmawialiśmyoTannerze.Opowiedziałammu,jakdoszłodowypadku.Niemogłam
jednakpowstrzymaćciekawości.
–Skądwiedziałeś,żejestemtutaj?Czekaj,wiem.Jennycipowiedziała,tak?
Ugryzłbajglaisięuśmiechnął.
–Musiałemuciecsiędonajmocniejszychargumentów,alewkońcumipowiedziała.
–Jakichargumentów?–zapytałamzprzebiegłymuśmiechem.
–Porozmawiamyotympóźniej.Gdziesięzatrzymałaś?
–WHolidayInntuniedaleko.
Zmrużyłoczyiprzyjrzałmisię.
–Naprawdę?
–Tak,naprawdę.Niekażdymożesobiepozwolićnaekskluzywnyhotel,panieWyatt.HolidayInnjest
wporządku.
Roześmiałsię.
– Nie, dla mnie nie. Jestem hotelowym snobem i otwarcie się do tego przyznaję. Więc może
przeniesieszsiędomojegoapartamentuwFifteenBeacon,dosłownieparękilometrówdalej?
–Apartamentu,mówisz?
– Tak. Apartamentu. O wiele za dużego dla jednej osoby. To taki apartament, który trzeba dzielić z
kimśwyjątkowym–uśmiechnąłsię.
–Chętnie.–Przygryzłamdolnąwargęiwbrewwolioblałamsięrumieńcem.
–Miałemnadzieję,żetopowiesz.–Sięgnąłnadstołemiwziąłmniezarękę,splatającnaszepalce.–
Tęskniłemzatobą,Delilah.
–Jazatobąteż.
Kiedy wstaliśmy, podniosłam tacę, ale Oliver wyjął mi z rąk i postawił z powrotem na stole.
Uśmiechającsię,położyłmidelikatnierękęnapoliczkuilekkozbliżyłustadomoich.Uśmiechnęłamsię,
amojeciałoprzebiegłprąd.
–Ludziepatrzą.
–Icoztego?Niechpatrzą.Stęskniłemsięzatymiustamiiniezamierzamczekaćanisekundydłużej,
żebyjepocałować.
Pocałowałmniegorąco,poczymwróciliśmydoTannera.Byłamuszczęśliwiona,żeOliverprzyjechał
za mną, ale nadal nie rozumiałam, co się właściwie stało. Do końca dnia nie odeszliśmy od łóżka
Tannera.Grałamnagitarze,aOlivergdzieśwydzwaniał.
–Dajznać,kiedybędzieszchciałajechaćdohotelu–powiedział.
Dochodziłaósma,ajajużczułamsiękompletniewypompowana.
–Chybamożemyjużiść.Mamwrażenie,jakbyjużbyłoowielepóźniej.
Wziąłmniezarękęisplótłzemnąpalce.
–Todlatego,żejesteśwykończona.
Ze szpitala poszliśmy do Holiday Inn, żebym mogła wziąć swoje rzeczy i się wymeldować. Gdy
weszliśmynagórę,zauważyłam,żeOliverrozglądasięwokółpodejrzliwie.
–Niejestażtakźle,co?
–Nie,niejestźle.
Pomógłmipozbieraćmojerzeczyiwrzuciłamjedowalizki.Sprawdziłamjeszczeraz,czyniczegonie
zapomniałam,wymeldowałamsięwrecepcjiiposzliśmydoFifteenBeacon.
–Zapraszam.–Oliversięuśmiechnął,otwierającdrzwi.
Pokójabsolutniemniezachwycił,nietylkoswoimrozmiarem,aleiwystrojem.
–O,rany.Pięknietu.FaktycznieinaczejniżwHolidayInn.
Oliversięzaśmiał.
–Toprawda.
Postawił moją walizkę na ziemi, a ja przywarłam do jego piersi, otaczając go ramionami w talii.
Pragnęłamgo.Potrzebowałamgo,amojeciałowyrywałosiędoniego.Pocałowałmniewczubekgłowy
iprzytuliłmocno.
–Delilah,musimyporozmawiać.
–Niechcęrozmawiać,Oliver.
Odsunąłsięipołożyłmidłonienapoliczkach.
– Możemy porozmawiać po tym, jak będziemy się kochać. Ale muszę najpierw powiedzieć ci jedną
rzecz.
Nieodrywałodemnieoczuiwidziałamwnichnajszczersząpasję.
–Kochamcię,Delilah.Jestemwtobiezakochanyipotrzebujęcię.
Uśmiechnęłamsię,acałemojeciałozawrzało.
–Jateżciękochamipotrzebujęciębardziejniżcisięwydaje.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział33
OLIVER
W
ydałem głębokie westchnienie ulgi, kiedy to usłyszałem. Nadal mnie kochała. Byłem
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Miłość tak pięknej, wspaniałej kobiety zdawała się jakimś
daremniebios,naktóryniewiem,czysobiezasłużyłem.
Złapałem dół jej bluzki i ostrożnie zdjąłem jej przez głowę. Przyglądała mi się w napięciu, jak
rozpinamizsuwamzramionkoszulę.Położyłamirękęnasercuisięuśmiechnęła.
–Nigdyniemiałeśsercazkamienia.Byłotylkotrochępęknięte.
–Aleterazjużsięzagoiło.Dziękitobie.
Dotknąłem ustami jej ust, rozpinając biustonosz. Moje dłonie przywarły natychmiast do jej piersi, a
językzapuściłsięwgłąbust.Zdjęłamispodnieiprzesunęładłoniąwzdłużtwardegoczłonka.Jęknąłemz
rozkoszy. Tak dobrze było znów czuć jej dotyk. Musiałem jej posmakować. Chciałem sprawić jej taką
rozkosz,żebycałkowiciesięzatraciłainachwilęzapomniałaowszystkiminnym.Rozpiąłemjejspodnie
izsunąłemjezjejsmukłychbioderrazemzbieliznątak,żezostałaprzedemnącałkowicienaga.Jęknęła
lekko,kiedymójjęzykpieściłjejszyję,amojarękaześliznęłasięwdół.Zanurzyłemwniąpalce,agdy
przekonałemsię,jakajestmokra,mojepożądaniewzrosłojeszczebardziej.Odwróciłemjąiułożyłemna
łóżku twarzą do dołu, masując jej plecy i ramiona, a ustami badając każdy jej zakamarek, aż do
rozkosznegotyłeczka.
–Ooo,jakdobrze–stęknęła.
–Rozluźnijsię.Jasiętobązajmę.
Pokrótkimmasażuprzekręciłemjąnaplecyiporwałemjejustawpocałunku,apotemzsunąłemsię,by
wziąć do ust jej zesztywniałe brodawki. Byłem na skraju wybuchu, a nawet jeszcze nie dotknąłem jej
fiutem. Rozłożyłem jej nogi szeroko i zanurkowałem twarzą między jej uda, muskając jej łechtaczkę
językiem i wsuwając w nią palce. Jej plecy wygięły się, a jęki stały się głośniejsze. Była już bliska
orgazmu. Nie przestawałem jej ssać i pieścić jej palcami, aż wpiła mi dłonie w głowę i poddała się
wszechogarniającejeksplozji.Oddychałaciężko,apowierzchniajejskórybyłrozpalona.Podciągnąłem
sięwyżejinachyliłemsięnadnią,zaglądającjejwpełnezaspokojeniaoczy.
–Konieczprezerwatywami.Ufamciabsolutnie,Delilah.Chcę,żebyśotymwiedziała.
Koniuszki jej ust uniosły się lekko i przyciągnęła mnie do siebie, zamykając mi usta namiętnym
pocałunkiem.Podniosłemtwardyczłonekleżącymiędzynamiiwsunąłemgownią,ażobojewydaliśmy
jęk.Otoczyłamnienogami,ajazagłębiłemsięwniąjeszczebardziej.Chciałemtakzostaćnazawszei
nigdyjejniewypuścić.Poruszałemsięwniejenergiczniewprzódiwtył,rozkoszującsięjejciepłemi
pragnieniem. Podniosłem się na kolana i napierałem, trzymając w górze jej biodra, a na jej twarzy
pojawił się wyraz błogiego spełnienia. Gdy wyczułem, że zbliża się do kolejnego orgazmu, zacząłem
uciskać kciukiem jej napęczniałą łechtaczkę. Całe jej ciało naprężyło się, odrzuciła głowę do tyłu i
szczytowała, krzycząc moje imię. Zamknąłem oczy, bo poczułem przypływ wilgoci wokół członka.
Wysunąłemsięiprzekręciłemją.Rozłożyłemjejnogi,załapałemjązapośladkiizacząłemnacieraćna
niąodtyłu.Napięcierozsadzałokażdynerwmojegociała,ajejpodniecającejękiiprośby„szybciej”,
„mocniej” doprowadzały mnie do obłędu. Wepchnąłem jeszcze ostatni raz najgłębiej, jak się dało i
wypełniłem ją moim pożądaniem. Żar między nami był nie do pojęcia, a seks z nią bez prezerwatywy
okazałsięjednymznajwspanialszychdoznańwżyciu.Oparłemoniągłowęiprzycisnąłemustadojej
pleców,apotemosunąłemsięnanią.Sięgnęładotyłuipogłaskałamniepotwarzy.
Obróciłasięiprzyciągnąłemjąbliskodosiebie.Nieprzejmowałemsięwycieraniem,chciałemtylko
wziąćjąwramiona.
–Kochamcię–powiedziałemcichojeszczeraz.Nigdynieprzypuszczałem,żetakłatwobędziemito
komuśpowiedzieć.
–Kochamcię,Oliver.
Leżeliśmy wtuleni w siebie jeszcze przez jakiś czas, po czym zaproponowałem jej wspólną kąpiel.
Odkręciłemwodęiwszedłemdowanny,aonaupinałateswojepysznewłosydogóry.Potemdołączyła
domnieiułożyłasięnamojejpiersi,ajaotoczyłemjąramionami.
DELILAH
Kiedy powoli przesuwałam palcami wzdłuż jego ramienia, przepełniał mnie spokój i poczucie
całkowitegobezpieczeństwa.
–Muszęcioczymśpowiedzieć–rzekł.
Podniosłamgłowę,awtedymusnąłmojeustaswoimi.
–Oczym?
–SpotkałemsięzKristen.
–Zkim?–zapytałamzagubiona.
– Z dziewczyną, z którą byłem, kiedy miałem siedemnaście lat. Chyba nigdy nie powiedziałem, jak
miałanaimię.Mówięciotym,boniechcężadnychtajemnicmiędzynami.
–Dlaczegosięzniąspotkałeś?
–Musiałemjakośzakończyćtenrozdziałipotrzebowałemkilkusłówwyjaśnienia.Nigdywsumienie
dałemjejszansywytłumaczyćtego,cosięstało.
–Ico?Dostałeśswojewyjaśnienie?
– Tak. Już wtedy cię kochałem i wiedziałem o tym. Musiałem tylko domknąć pewne sprawy z
przeszłości.
–Cieszęsię.Jestemzciebiedumna,Oliver.
Jegoramionazacisnęłysięwokółmnie.
–Jesteśnajbardziejwyjątkowąosobąnaświecie,DelilahGraham.Nigdynieczułemdonikogotego,
coczujędociebie,nawetdoniej.Byłemmłodyigłupiiwydawałomisię,żejestemzakochany,aletak
nie było. Zrozumiałem to dopiero, kiedy poznałem ciebie. Ty i Sophie jesteście dla mnie wszystkim i
nigdyniepozwolęodejśćżadnejzwas.Więcuprzedzam,żeterazjużjesteśmojanazawsze.
– Całkiem mi się podoba ta wizja – uśmiechnęłam się i odchyliłam głowę, a on pocałował mnie z
czułością.
– Świetnie, bo uważam, że już najwyższy czas, żeby ktoś zatroszczył się o ciebie i to właśnie
zamierzamzrobić.Zaopiekujęsiętobąidopilnuję,żebyśmiaławszystko,czegocitrzeba.Nigdywięcej
niechcęcięwidziećsmutnejlubprzygnębionej.
Jegotwardyczłoneknaciskałnamojeplecy.Odwróciłamsię,żebywidziećjegotwarziusiadłamna
nimpowoli,ażznalazłsięgłębokowmoimwnętrzu.Jegouroczeustarozsunęłysięwuśmiechu.
–O.Tegosięniespodziewałem–stęknął.
–Powinieneśprzygotowaćsięnaniespodzianki,panieWyatt.
Następnegoranka,kiedyszykowaliśmysiędoszpitala,zadzwoniłdomnieLiamprzezFaceTime.
–Siema–uśmiechnęłamsiędotelefonu.
–Cześć,piękna.Couciebie?
–Cześć,Delilah!–NaekraniepojawiłasięSophiecałarozpromieniona.
–Cześć,kotku,cosłychać?
–Wporządku.Jaksięczujetwójbrat?–zapytałasłodko.
–Ciąglejestwszpitalu,alewyzdrowieje.
–Todobrze.
Oliverpodszedłdomnie.
–Dzieńdobry,księżniczko.
–Cześć,tato.CorobiszuDelilahwpokoju?
–Eee,właśnieponiąprzyszedłem,boidziemyrazemdoszpitala.
–A,dobra.Chciałamsiętylkoprzywitać.WujekLiamzabieramniedziśdomuzeum.Taksięcieszę!
–Wspaniale,Sophie.
–Cześć,Delilah.Cześć,tato.Kochamwas.
–Myciebieteż,księżniczko.
Usłyszałam,jakLiamkażejejsięprzygotowaćdowyjścia.Odebrałjejtelefoninaekraniepojawiła
sięjegotwarz.
– Wszystko u was dobrze? – zapytał z szerokim uśmiechem. – Sądząc po rozgrzebanym łóżku za
waszymiplecami,wnioskuję,żejestnieźle.
Oliverprzewróciłoczami.
–Tak,wszystkowporządku.Pogadamypóźniej.Aleczekaj,jeżelityidzieszdziśzSophiedomuzeum,
toktozajmujesięfirmą?
–Firmamasięświetnie,Oliver.Idziemydomuzeum,apotemzabieramSophiezesobądobiura.Clara
miaładziśjakieśsprawyrodzinnedozałatwienia,więcjasięniązajmuję.Onicniemusiszsięmartwić.
–Niemartwięsię.Dzięki,Liam,ibawciesiędobrze.
–Cześć,Delilah–uśmiechnąłsięipocałowałekran.
Roześmiałamsię.
–Zróbtakjeszczerazdomojejdziewczyny,asrogopożałujesz.
Liamroześmiałsięiskończyłpołączenie.StanęłamnapalcachidałamOliverowibuzi.
–Podobamisiębycietwojądziewczyną–powiedziałamzuśmiechem.
–Todobrze,bomniepodobasiębycietwoimchłopakiem.Niemadlamniewiększejprzyjemności.
Nielicząctego,jakwkładamfiutadotwojejcudownejcipki.–Puściłdomnieoko.
Wmoimcielenatychmiastobudziłosiępragnienie.Zarzuciłammuręcenaszyję.
–Mamydziesięćminut.Pokażmi,jakszybkopotrafiszmniezadowolić.
Wydałgardłowyjękibłyskawicznieściągnąłswojespodnie,apotemimoje.Jednymruchemzrzucił
wszystko,coleżałonabiurku,iposadziłmnienanim.
–Kochałaśsięjużkiedyśnabiurku?
–Nie.–Przygryzłamdolnąwargę.
–Toświetnie.Miłegoodlotu,paniGraham–uśmiechnąłsięiwszedłwemnie.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział34
G
dyweszliśmydoTannera,Oliverusiadłnakrześleizacząłsprawdzaćswojemejleiwiadomości.
–Dobra,Tanner.Znowujestcudownydzień.Szkodabybyło,gdybyśgoprzegapił.Obudźsięizobacz,
jakiepięknesłońce.Słyszysz?–mówiłamdziarsko,gwałtownierozsuwajączasłony.
Naglezamarłam.
–Zawszemusiszwszystkimidyrygować,co?–usłyszałamjegochrapliwyszept.
Oliverpodskoczyłnakrześle,ajawolnoodwróciłamsięwstronęłóżkainapotkałamwzrokTannera.
–Głowamnieboli,siostra.
Podbiegłamdoniegoirozpłakałamsię.Oliverskoczyłpopielęgniarkę.
–Jezu,obudziłeśsię.–Nachyliłamsięnadnimidelikatniegoobjęłam.
–Toprzeztotwojewiecznezrzędzenie–uśmiechnąłsięzwysiłkiem.
Przybiegłapielęgniarka,azaniąOliver.
–Miłowidzieć,żesiępanobudził,panieGraham–rzekłapielęgniarka,mierzącmuparametry.
–Dziękuję.Teżsięcieszę.Alepotworniebolimniegłowainogateż.
–Podampanucośprzeciwbólowegoizawołamlekarza.
OliverstanąłzamnąiuśmiechnąłsiędoTannera.
–Dobrze,żewszystkoztobąwporządku,stary.
–TypewniejesteśOliver–wyszeptałTanner.
Rzuciłammuzdumionespojrzenie.
–Skądwiesz?
–Poprostuwiem.–Jegowzrokuciekłgdzieśzamnie.–Cześć,siostra.
Obejrzałamsię,bodopokojuweszłaColettezjakimśmężczyzną.Podbiegłamdoniejiuściskałamją.
–Właśniesięobudził.
–DziękiBogu!–wykrzyknęłazulgąipodeszładołóżka.
–Cześć.TypewniejesteśDelilah.JestemCorey,chłopakColette.
–Miłociępoznać.Niewiedziałam,żeColettemachłopaka.–Zerknęłamnanią.
–Niemiałamokazjicipowiedzieć.
–Tomójchłopak,OliverWyatt–powiedziałam,nieposiadającsięzradości.
–Niewiedziałam,żemaszchłopaka–parsknęła.–Czytoniejestprzypadkiemtwójszef?
–Owszem,przypadkiemtak.
Oliverwymieniłzobojgiemuściskirąk.
–E-o!Możeciesiętrochęuciszyć?Głowamipęka.
Wróciłapielęgniarkaiwstrzyknęłamudokroplówkiśrodkiprzeciwbólowe.
–Proszębardzo.Zarazpoczujesiępanlepiej.–Uśmiechnęłasięipoklepałagolekkoporamieniu.
PokilkudniachstanTanneraznaczniesiępoprawił,ColetteiCoreywróciliwięcnaFlorydę.Kiedy
leżeliśmyciasnoprzytuleni,Oliverpocałowałmniewskroń.
–Chciałbymoczymśztobąporozmawiać.
–Oczym?
– Wczoraj przed wyjściem ze szpitala rozmawiałem z lekarzem. Powiedział, że stan Tannera jest na
tyle stabilny, że można go przewieźć do szpitala Mount Sinai w Nowym Jorku. A kiedy zagoją mu się
urazygłowy,możemywziąćgodosiebie.Zorganizujęmunajlepsząmożliwąopiekęirehabilitację.
–Oliver,niewiem,copowiedzieć.
–Powiedztakiwracajmydodomu.
–Bardzobymchciała,alemusimynajpierwporozmawiaćzTannerem.
– Rozmawiałem z nim wczoraj. Powiedział, że chce jechać. Lekarz mówi, że możemy
przetransportowaćgojutro.
Usiadłamispojrzałamnaniego,akołdrazsunęłasięzmoichnagichramion.
–Jutro?Naprawdę?
Jegooczyomiotłymojąsylwetkęizatrzymałysięnapiersiach.Podniósłrękęidelikatnieobrysował
kołowokółmojejbrodawki.
–Mhm.Przepraszam,comówiłaś?A,tak.Jutro.Jutrowracamydodomu.
Roześmiałamsię,złapałampoduszkęiprzyłożyłammu.Poderwałsięiwyszarpnąłmijązrąk.
– Nie biłem się na poduszki, odkąd byliśmy z Liamem mali – zachichotał i zamachnął się na mnie.
Wyciągnęłam spod niego drugą poduszkę i przez chwilę okładaliśmy się nimi na kolanach, jak para
dzieciaków,tyleżenago.
–Basta–zarządził.
–Cosięstało?
–Kiedywidzę,jakcipiersipodskakująwgóręiwdół,niemogęsięopanować.
Wyrwałmipoduszkęipopchnąłmnienaplecy.Nachyliłsięnademnąipocałowałmniezapalczywie.
–Muszęsięztobąkochać,wtejchwili.
–Przestańgadać–ucięłam,zdyszanaodpocałunków.
OLIVER
Zajęliśmymiejscawpierwszejklasie.Delilahmościłasięnasiedzeniu,rzucającwokółzaciekawione
spojrzenia.
–Cośnietak?
–Nie.Poprostunapawamsięluksusem–uśmiechnęłasię.
–Nigdywcześniejnieleciałaśpierwsząklasą?
Uśmiechzastygłjejnatwarzyiposłałamispojrzeniepodtytułem:„skądżeśtysięurwał?”
–Nie,paniemilionerze.Czymamciprzypomnieć,skądpochodzę?
– Przepraszam. – Wziąłem jej dłoń i podniosłem do ust. – Tak się składa, że uwielbiam to, skąd
pochodzisz–mrugnąłem.
– Tak się cieszę, że wracamy do domu. Szkoda tylko, że nie mogliśmy lecieć helikopterem, z
Tannerem.
Przezjejtwarzprzemknąłcieńniepokoju.
–Wiem.Aledojedziemydoszpitalaniedługoponim.Powinniśmyjeszczecośobgadać.
–Co?
–O,jakbędziemyspaćpopowrociedodomu.Niechcę,żebySophie…
Położyłamipalecnaustach.
–NiemartwsięoSophie.Wszystkosięsamoułoży.
– Chcę spać z tobą w jednym łóżku. Już nigdy więcej nie chcę spać sam, ale musimy być przy niej
ostrożni.
– Sophie to nieprzeciętnie inteligentne dziecko. Musimy z nią porozmawiać i powiedzieć jej, co się
dzieje.
–Wiem,aleniewiemjak–powiedziałem.
–Porozmawiamyzniąrazem.
Położyłamigłowęnapiersi.
ChociażDelilahniewidziałapowodudoniepokoju,niemogłemprzestaćmartwićsięoto,jakSophie
zareaguje.Delilahmiałarację.Sophiebyłaniezwykleinteligentnaitowłaśniegnębiłomnienajbardziej.
SamolotwylądowałiScottzawiózłnasdoszpitalaMountSinai,gdzieTannerjużleżałurządzonyw
sali.Porozmowiezlekarzemprowadzącymokazałosię,żemusimyznaleźćmufizjoterapeutę.Obokholu
przy wejściu w domu znajdował się niewielki pokój, niezagospodarowany i nigdy do niczego
nieużywany.Wynająłemludzi,żebyurządzićwnimsypialniędlaTannera,boniemógłprzecieżchodzić
poschodach.Tobyłodlaniegogenialnerozwiązanie,bowszystko,czegopotrzebowałznajdowałosięna
tymsamympiętrze.Zostaliśmyuniegoprzezjakiśczas,ażwkońcukazałnamsięwynosić.
–Idźciedodomu,doSophie.Byliścieprzymnieodsamegowypadkuibardzowamzatodziękuję,ale
nie jestem już dzieckiem, Delilah. Dam sobie tu radę. Tylko nie zapomnijcie mnie odwiedzać –
uśmiechnąłsię.
Delilahwzięłagozarękę.
–Mamwyrzutysumienia,żeciętuzostawiam.
–Niepotrzebnie.Idźdodomu,dowaszejmałej.Onawasterazpotrzebuje.Mamtukomórkę,możemy
sięzdzwonićpóźniejnaFaceTime.
PożegnaliśmysięiDelilahwyszłazpokoju.Podążyłemzanią,aleTannermnieprzywołał.
–Tak?–Odwróciłemsię.
– Dziękuję, Oliver. Nie tylko za to, co zrobiłeś dla mnie, ale też dla Delilah. Ona zasługuje na
szczęście.
–Niemazaco.Kochamtwojąsiostręnajbardziejnaświecie.
Gdywchodziliśmyposchodachdodomu,drzwiotworzyłysięinadwórwybiegłaSophie.
–Delilah!Tata!–Rzuciłanamsięwobjęcia.
–Cześć,księżniczko–uśmiechnąłemsięipocałowałemjąwgłówkę.
–Cześć,promyczku.–Delilahschyliłasięiwzięłająnaręce.–Alesięzatobąstęskniłam.
Liamstałwdrzwiachizwielkimuśmiechemzaprosiłnasdośrodka.
–Otodwojeludzi,którychuwielbiamnajbardziejnaświecie.Witajcie,witajcie.
–Brachu.–Objęliśmysię.
PochyliłsięicmoknąłDelilahwpoliczek.
–Cieszęsię,żejesteściezpowrotem.JaksięczujeTanner?
–Lepiej.Lekarzmówi,żemożemygoprzywieźćdodomuzajakiśtydzień.
–Fantastycznie.
DelilahpostawiłaSophienaziemi,adoholuweszłaClara,żebysięprzywitać.
–Witamywdomu,Delilah,panieWyatt–uśmiechnęłasięiuściskałanasoboje.
Dobrzebyłowrócić.Zabrałemnaszebagażedosiebienagórę.Claraprzyrządziłanamlekkąkolację,a
potemwzięliśmySophienagórę,żebyzniąporozmawiać.Delilahpomogłajejprzebraćsięwpiżamęi
usiedliśmywetrojenałóżku.
–Chcemyztobąoczymśporozmawiać,księżniczko.
–Stałosięcoś?–zapytała.
Uśmiechnąłemsięłagodnieiodgarnąłemjejwłoskizaucho.
–Nie,skarbie,nicsięniestało.
–Tooczym,tato?
ZerknąłemnaDelilah,aonaskinęłagłową,dodającmiodwagi.
–Zawszemówisz,żekochaszDelilah.
–Mhm.
–Widzisz,jateżjąkocham.Ichciałbym,żebyśmyspędzaliwięcejczasuwetroje.Cootymmyślisz?
PopatrzyłanaDelilah,apotemnamnie.
–TotyiDelilahjesteściezakochanąparą?–zapytałaniewinnie.
–Tak,księżniczko.
–Itoznaczy,żebędzieciespaćwjednymłóżku?
PrzełknąłemztrudemślinęispojrzałemnaDelilah.DelilahwzięłarączkiSophiewdłonie.
–Tak,Sophie.Przeniosęsiędopokojutwojegotatyibędziemyspaćrazem.
Zamarłem,kiedytopowiedziała.
–Okej.–Sophiesięuśmiechnęła.
Wydałemgłębokiewestchnienieulgi.Ułożyliśmyjądosnu,daliśmyjejbuzinadobranociwyszliśmyz
pokoju.
–Widzisz?Tonictakiego–uśmiechnęłasięDelilah.
–Nibytak.Aleniewiem,czynależałojejmówić,żebędziemyspaćrazemwjednymłóżku.
–Niebędziemytamtylkospać.–Puściładomnieoko.
Poczułemnagłeporuszeniewkroczu,złapałamjąnaręceizaniosłemdoswojegopokoju.Rzuciłemją
nałóżkoipołożyłemsięnaniej.
–Topokażmi,cojeszczebędziemyturobić.
Pochyliłemsięipocałowałemtenajsłodszeusta.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział35
DELILAH
M
inęło kilka tygodni. Tanner całkowicie zadomowił się w swoim nowym pokoju na dole. Oliver
zatrudniłpielęgniarkę,któraprzychodziładodomugodoglądać.Dobrzebyłomiećgoznami,aSophie
bardzogopolubiła.Skorojużmiałwszystko,czegomupotrzeba,nadszedłczaspomyślećoSophie.
Zadzwonił budzik, na co Oliver wydał żałosny jęk. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się, głaszcząc
jegoumięśnionąpierś.
–Czemutakjęczysz?–zapytałam,sięgającnadnim,żebywyłączyćbudzik.
–Tendźwiękdoprowadzamniedoszału.Ciąglejestemzmęczony.–Pocałowałmniewgłowę.
–Potym,corobiliśmywczoraj,powinnarozsadzaćcięenergia.
–Właśniedlategociąglejestemzmęczony–powiedziałzuśmiechem.
– Pamiętasz, że w południe przychodzi dziś psycholog do Sophie? Możesz być wtedy w domu? –
Przylgnęłamustamidojegoklatkipiersiowej.
–Tak.Będętu.
Uśmiechnęłamsię,pocałowałamgowustaiposzłamdołazienki.Wzięliśmypryszniciubraliśmysię.
NieznalazłamSophiewjejpokoju.Zeszłamnadółinalałamsobiekubekkawy.
–Dzieńdobry,Claro.GdziejestSophie?
–Dzieńdobry,Delilah.JestuTannera.
–Oj.Mamnadzieję,żegonieobudziła.
Wzięłam swoją kawę i poszłam do sypialni Tannera. Stanęłam w progu i patrzyłam, jak Sophie,
wygodnieusadowionanajegołóżku,czytamunagłos.
–Dzieńdobry.ChybanieobudziłaśTannera,coSophie?
–Nie.Niespałjuż,jaktuprzyszłam.
–Idź,przyszykujsiędośniadania,ajapomogęTannerowiwstać.
–Okej–uśmiechnęłasię,zeszłazłóżkaiwyszłazpokoju.
–Onajestniesamowita,Delilah.Niedowiary,jakajestbystra.CzytałamiksiążkęovanGoghu.To
niejestnormalneupięciolatki.
Zaśmiałamsię.
–Podejrzewam,żemamytumałegogeniusza.Dzisiajprzychodzidoniejpsycholog,żebytoocenić.
–Aniechmnie.Żebymtojabyłtakimądry.
–Jeżelicisięnarzuca,mogęzniąporozmawiać–powiedziałam,pomagającmuusiąśćnawózku.
–Nie.Wogóleminieprzeszkadza.Lubięją,chociażczasemmamwrażenie,żerozmawiamzdorosłą
osobą–zachichotał.
–Wtymwłaśniesęk.Onalepiejczujesięzdorosłyminiżzdziećmi.
– Jeżeli jest taka bystra, to może powinna przebywać z dziećmi na swoim poziomie. Inne dzieciaki
mogąjązwyczajnienudzić.
Popatrzyłamnaniegozaskoczona.
–Nieprzyszłomitodogłowy.Cośwtymjest.
–Dzieńdobry.DoktorPettifeur.
–Zapraszam.DelilahGraham.
–ProszęmówićdomnieElizabeth.Niecierpięformalności.
Niespodziewałamsiękogośtakiego.Ubranabyławmateriałowespodnie,białąbawełnianąkoszulęi
mokasyny. Jasne włosy związane miała z tyłu w wysoki koński ogon i nosiła okulary w czarnych
oprawkach. Wyglądała na trzydzieści kilka lat. Nie mogłam oderwać od niej oczu, aż to zauważyła i
zapytała,czycośsięstało.
–Przepraszam.Takmigłupio.Myślałamtylko…
–Niechzgadnę.Spodziewałasiępanikogośbardziejprofesjonalnegoisztywnozapiętegopodszyję?
–uśmiechnęłasię.
Niewiedziałam,coodpowiedzieć,bodokładnietakbyło.
– W porządku – zaśmiała się. – Często mi się to zdarza. Jako psycholog dziecięcy staram się nie
onieśmielaćdzieciswoimwyglądem.Łatwiejmisięwtedydonichzbliżyć.Niechcę,żebywidziaływe
mnielekarza,botaknaprawdędziecilekarzysięboją.Ajachcę,żebywidziaływemnieprzyjaciela.
–Bardzosłusznie.Przepraszamjeszczeraz.
–Niemasprawy–uśmiechnęłasiężyczliwie.
–Jejojciecwróciladachwila.MożepójdziemynagóręipoznapaniSophie.
–Dobrze,chodźmy.Tumamnapisane,żepanijestjejopiekunką?
–Tak.
Właśniegdyruszyłyśmynagórę,otworzyłysiędrzwiwejścioweiwszedłOliver.
–Oliver,tojestdoktorPettifeur.
–Miłomipoznać.–Wyciągnąłrękę.–OliverWyatt,ojciecSophie.
–Mnierównież.ProszęmimówićElizabeth.
Weszliśmy na górę do pokoju Sophie. Gdy otworzyłam drzwi, Sophie siedziała na swoim stołeczku,
malujączawzięcie.Zanimzdążyłamcośpowiedzieć,Elizabethprzedstawiłasięsama.
–Cześć,Sophie.JestemElizabeth.Alepięknyobraz.
–Dziękuję.
Gdy zobaczyłam, co namalowała, poczułam łzy pod powiekami. Oliver zauważył moje wzruszenie i
ogarnąłmnieramieniem.
– Jeżeli nie mają państwo nic przeciwko temu, chciałabym zostać z Sophie sama. Kiedy skończymy,
przyjdęzpaństwemporozmawiać.
ZmieszałasięlekkonawidokramieniaOliverawokółmnie.Wyszliśmyzpokoju.
–Dobrzesięczujesz?–zapytał.–Widziałem,żeporuszyłcięobrazSophie.
– To moja mama w niebie. Dałam jej zdjęcie tydzień temu. Wygląda dokładnie tak samo jak portret
Elaine,tylkożezmojąmamą.
Przytuliłmniedosiebiemocniej,gdyszliśmynadółposchodach.
– Opowiedziałaś doktor Pettifeur, czy raczej Elizabeth, o tym, jak Sophie zachowywała się tydzień
temuwświetlicy?
–Nie,jeszczenie.Niebyłookazji.
– Mam nadzieję, że niedługo się dowiemy, co się dzieje. Przyznam, że nie spodziewałem się kogoś
takiego.
–Jakiego?–Wiedziałam,żemyślitosamo,coja.
–Takiegowyluzowanego.Wydajesięnaprawdęsympatycznaimiła.
–Tak.LekarzSophiebardzojąpolecał.
–Niesądzisz,żetodziwne,żeprzedstawiłasięSophiejakoElizabeth,aniejakolekarz?
–Powiedziała,żenielubiformalności.
Brwipodjechałymudogóryiwyglądałtakrozkosznie,żemiałamdzikąochotęgopocałować.
–Okej.Możeformalnośćniezawszejestwskazana.
Niemogłampowstrzymaćsięodśmiechu.
–Jakbyłowpracy?
–Wporządku.Liamjestdziśjakiśniewsosie.Będęmusiałznimporozmawiać,dowiedziećsię,co
siędzieje.
–Hm.Jakaśdziewczyna?
– Nie wiem. Z tego, co mi wiadomo, to nie spotyka się teraz z nikim. Idę do gabinetu trochę
popracować.Zawołajmnie,kiedyskończą.
Delikatniedotknąłustamimoichwarg.
–Dobrze–uśmiechnęłamsięiprzesunęłamkciukiempojegoustach.
Nachyliłsięiwyszeptałmidoucha:
–Właśniemiprzezciebiestanął.
–Ibardzodobrze.–PuściłamdoniegookoiposzłamdokuchniporozmawiaćzClarą.
PokilkugodzinachElizabethzeszłanadół.
–Wszystkowporządku?–zapytałamzuśmiechem.
–Tak.
–Oliverjestwswoimgabinecie.Możemytamporozmawiać.
KiedyszłyśmydobiuraOlivera,poczułamzdenerwowanie.OliverwstałiwskazałElizabethkrzesło,
ajazamknęłamdrzwi.
–Jakposzło?–zapytał.
– Sophie jest niezwykle inteligentnym dzieckiem. Ma niespotykane zdolności artystyczne, jakich
większość ludzi nie osiąga przez całe życie. Przypuszczam, że ma bardzo wysokie IQ, ale na to trzeba
będzie przeprowadzić dokładne testy. Opowiadała mi dużo o swojej mamie, która niedawno umarła.
Mówiłatakżeopani,Delilah.
–Tak?
–Czypaństwosązesobąwzwiązku?–zapytała,przenoszącwzroknaOlivera.
–Tak.Czytojakiśproblem?
– Nie. Sophie widzi w Delilah matkę, i to bardzo dobrze, proszę mnie źle nie zrozumieć. Ale jej
przywiązaniejesttaksilne,żegdybycośsięmiędzywamizmieniło,tomogłobymiećnaniąkatastrofalny
wpływ.Zwłaszczażedopierocostraciłamatkę.Czybyłapanijedynąnianią,jakąSophiemiała,odkąd
przeprowadziłasiętutaj?–zwróciłasiędomnie.
–Nie.–ZerknęłamnaOlivera.
–PrzedDelilahbyłomożezsześćinnych.Aleprzezjejzachowaniewszystkierezygnowałypokilku
tygodniach.
– Rozumiem. – Zanotowała coś w swoich papierach. – Wiem od Sophie, że pani śpiewa i gra na
pianinieinagitarze.
–Toprawda.
–Taksięwogólepoznaliśmy.Jedliśmyobiadwrestauracji,gdzieDelilahwtedypracowała.Sophie
sięrozkleiła,borozlałakawę.DelilahusiadłaprzyniejizaśpiewałajejpiosenkęiSophiemomentalnie
załapałazniąkontakt.Zauważyłem,żeprzylgnęładoDelilah,jaknigdywcześniej.
–Tozrozumiałe.–Pokiwałagłową.–Sophiewyczułaupanitalentartystyczny.Wjejoczachnależy
panidojejświata.NiestetytakiedziecijakSophiezwyklelgnądoludzitaksamointeligentnychjakona.
Jaksobieradziwkontaktachzinnymidziećmi?
– Nie najlepiej. W zeszłym tygodniu poszłyśmy do świetlicy i z początku wszystko było dobrze, ale
kiedy próbowała bawić się z innymi dziećmi, stała się nerwowa i wycofana. Zaczęła na nie krzyczeć,
żebysobieposzłyidałyjejspokój.
– Wybitne dzieci często mają poczucie, że nikt ich nie rozumie i czują się odrzucone, a to z kolei
przekładasięnaproblemywychowawcze.Powiedziałami,żepanirozumiejejzamiłowaniedoksiążeki
sztuki,żezabrałająpanidobibliotekiidomuzeum.
–Tak.Odniosłamwrażenie,żewjejsytuacjisztukamogłabypomócjejsięjakośwyrazić.Dlamnieto
jestmuzyka,auSophiezauważyłamtalentplastyczny.
Uśmiechnęłasiędomnie
–Jestpanibardzointeligentna.Nicdziwnego,żeSophietakszybkonawiązałazpaniąporozumienie.
–Dziękuję.Aletaknaprawdęniejestemtakamądra.
–Ajamyślę,żetak.–Olivermrugnął.
–Dobrze.Otomojawskazówkadlawasobojga.PrzywieźciepaństwoSophiedomniedogabinetui
sprawdzimy dokładnie, jaka jest mądra. Mam już pewne wyobrażenie, ale potrzebujemy konkretnego
wynikudodokumentacji.MimożeumysłowośćSophiejestnapoziomiedorosłejosoby,tojednaknadal
jest dzieckiem i tak właśnie musi być traktowana. W niektórych sytuacjach konieczna będzie twarda
dyscyplina.Musiteżzrozumieć,żeniekażdedzieckojesttakiejakonainiemawtymniczłego.Powinni
państwo teraz skupić się na jej rozwoju społecznym. Musi poczuć, że ma swoje miejsce na świecie,
poczuć, że gdzieś przynależy. Jeżeli dobrze nią państwo pokierują, a w to nie wątpię, to uda się to
osiągnąć.Rozumiem,żejesieniąSophiepójdziedoprzedszkola?–zapytała,marszczącbrwi.
–Tak.Wprywatnejszkole.
–Dobrze.Sugeruję,żebyzapisaćjądoszkołydladzieciwybitnieuzdolnionych.Jeżelipośleciejądo
zwykłej szkoły, nawet prywatnej, szybko się znudzi i pojawią się nowe problemy. Jej umysł jest jak
gąbka, która przyswaja niesłychane pokłady informacji w bardzo szybkim tempie. Program edukacyjny
musibyćtakdopasowany,żebysięnienudziłaiczuła,żeinnirozumiejąjejpotrzeby.Tobardzoważne.
Nieporadzisobiewklasiezezwykłymidziećmi.
–Dobrze,oczywiście,weźmiemytopoduwagę–powiedziałOliver.
–Ijeszczejednarzecz.Wydajemisię,żeudałomisięzdobyćjejzaufanie.Chciałabymspotykaćsięz
niąrazwmiesiącunakilkagodzin,żebymiećokonajejpostępyijejzachowanie.Zgadzająsiępaństwo?
–Naturalnie.Zrobimytak.
– Świetnie – uśmiechnęła się i wstała z krzesła. – Nie jest łatwo być rodzicem wybitnego dziecka.
Będzieróżnie,alejeżeliwkażdejsytuacjizachowająsiępaństwowłaściwie,wychowaciewspaniałego
człowieka.Ktowie?Możekiedyśdokonawielkichrzeczy?
Oliverwstałiuścisnąłjejdłoń.
–Dziękujępani,Elizabeth.
– Bardzo proszę. Jeszcze dodam, że wybitne dzieci to rewelacyjni manipulatorzy i idę o zakład, że
Sophie też będzie próbowała wami manewrować, o ile jeszcze tak się nie stało. Proszę się mieć na
bacznościiniepozwolićjejnato.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział36
OLIVER
G
dyodprowadziliśmyElizabethdowyjścia,westchnąłemciężko.SpojrzałemnaDelilahipokręciłem
głową.
–Ocochodzi?
–Ażmisiękręciwgłowieodtegowszystkiego.
Roześmiałasięiotoczyłamnieramionami.
–Wszystkobędziedobrze.Ktowie?Możewwiekuszesnastulatzostanielekarzem?
–Nieprzerażacięto?
– Dlaczego miałoby mnie przerażać? Sophie to zwyczajne dziecko o wyjątkowo rozwiniętej
inteligencji.Jeżelidobrzetopoprowadzimy,wszystkobędziedobrze.
–Wiedziałem,żekochamcięjeszczezacoś,pozatym,żejesteśboginiąwłóżku.–Pocałowałmniew
usta.
–Uznajętozakomplement,panieWyatt.
–Bardzosłusznie,paniGraham.–Zerknąłemnazegarek.–Muszęjeszczewpaśćnachwilędobiura.
Może powiesz Clarze, żeby zrobiła sobie dziś wolne, a wieczorem zabierzemy Sophie i Tannera na
kolacjęwmieście?Myślę,żechętniewyrwałbysięzdomu.
–Dobrypomysł.Napewnosięucieszą.
Pocałowałemjąostatnirazipojechałemdobiura.Gdysiedziałemzabiurkiem,próbującskupićsięna
pracy,wszedłLiam.
–TusąumowydotyczącetegoblokuprzyZachodniejSiedemdziesiątejPiątej.
Widziałem,żejestjakiśnieswój.
–Usiądź–poprosiłem.
–Okej.Cotam?–Odchyliłsięnakrześle.
–Cosięztobądzieje?
–Comasznamyśli?
–Nieoszukaszmnie,bracie.Widzę,żecościędręczy.
Westchnąłisplótłdłonienakarku.
–Prawdęmówiąc,samniewiem.Chybaczujęsiętrochęsamotny.
Zmrużyłemoczy.
–Jakto?
–Oj,mamcitoprzeliterować,czyco?Chciałbymspotkaćdlasiebiefajnąkobietę.
–Cochwilęspotykaszsięzkobietami.Możeszsobiewnichprzebieraćdowoli.
–Icoztego?Żadnaznichtoniejesttaiwieszdoskonale,ocomichodzi.
Odchyliłemsięwfoteluipodrapałemwtyłgłowy.
–Wiem,ococichodzi,ispotkaszjąwkońcu.
–KiedypatrzęnaciebieiDelilah,przyznaję,żezżeramniezazdrość.Tofantastycznababkaiwprost
idealnadlaciebie.Teżbymtakchciał.Tezwiązki,wktóresięciąglepakuję,sąkompletniebezsensu.
Chciałbymspotkaćdziewczynę,odktórejspojrzeniasercebymizamarło.
Nabrałemgłębokopowietrza.Rozumiałemto,jaksięczuje,ibyłomigożal.
– Wiem, ale wierz mi, znajdziesz ją, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Jestem tego najlepszym
przykładem.
–No.Zabawne,jaktosięczasemukłada,co?
–Jesteśświetnymfacetemibardzozdolnymprzedsiębiorcą.Onagdzieśtamjest.Poczekajiktóregoś
dniapojawisięwtwoimżyciu,atyniebędzieszwtedywiedział,cosiędzieje.Adotegoczasu,pozwól
sobienałatwyseks.–Puściłemdoniegooko.
–Dzięki,brachu.
–IdziemydziśzDelilah,SophieiTanneremnakolację.Pójdzieszznami?
–Nie,dzięki.UmówiłemsięnadzisiajzAdamem.Jestpewnaknajpka,którawołanasjużodjakiegoś
czasu.
Przewróciłemoczami.
–Okej.Dajznać,jeżelizmieniszzdanie.
–DziękiOliver.Pogadamypóźniej.
Wyszedłzpokoju.
Współczułem mu. On nie był taki jak ja. Nie odgrodził się od świata uczuć grubym murem i nie
walczył z duchami z przeszłości. Zasługiwał na szczęście i serce mi się krajało, gdy widziałem go tak
przybitego.
DELILAH
Oliverzabrałnasnafajnąkolację,apotemposzliśmydoCentralParku.Byłcudownyletniwieczóri
wszędzie kręciło się mnóstwo ludzi i grała muzyka. Oliver pchał wózek Tannera, a ja prowadziłam
Sophiezarękęirozkoszowaliśmysięwidokiemimuzykądookoła.Gdywróciliśmydodomu,pomogłam
Tannerowipołożyćsiędołóżka,aOliverzająłsięSophie.
–Dzięki,siostra–powiedziałTanner,gdyukładałamgonałóżku.
–Niemasprawy.Żalmitylko,żemusiszprzeztoprzechodzić.
–Jestwporządku.Nigdybymsiętakszybkoniewygrzebał,gdybyniety.
Pochyliłamsięipocałowałamgowczoło.
–Jesteśowilesilniejszy,niżcisięzdaje.
–Tochybadziękitobie.
–Dobranoc,Tanner.Zobaczymysięrano.
–Dobranoc.Kochamcię,siostra.
–Jateżciękocham.–Posłałammucałusaiwyszłamzpokoju.
PoszłamnagóręidałamSophiebuzinadobranoc.Gdyweszłamdonaszejsypialni,Oliverzdejmował
z siebie ubranie. Kiedy patrzyłam, jak ściąga koszulę, przebiegły mnie ciarki. Na widok jego prężnych
ramion, wyraźnie zarysowanych mięśni brzucha i muskularnych pleców od razu poczułam wilgoć w
majtkach. I chociaż widziałam go już bez koszuli tyle razy, zawsze niezmiennie wzbudzał we mnie
drżenie.
–ZadzwoniłemdziśdoAndersonSchoolwUpperWestSide,żebyzapisaćtamSophiejesienią.
–Icopowiedzieli?–zapytałam,zdejmującletniąsukienkę.
Przeszłamdołazienkiumyćtwarz.
–Żepodanianarokszkolnywtymrokutrzebabyłoskładaćjesieniąroktemu.
–Orany.Ico?
–Nic.Jakośdałosiętozałatwićmałądonacją.
Stanąłzamnąprzedlustremisięgnąłposwojąszczoteczkędozębów.
–Małądonacją?Czylikupiłeśswojejcórcemiejscewszkole?
–Zależy,jaknatopatrzeć.Sophieidziedonichwprzyszłymtygodniunatestkwalifikacyjny.Jeżeli
zda,tobędzieprzyjęta.
–Aileimprzekazałeś?–zapytałam,osuszająctwarzręcznikiem.
–Miliondolarów.
–Miliondolarów?!–wykrzyknęłam.–Oliver.
Opłukałusta,ajapodałammuręcznik.
– Co? Nie ma takiej ceny, której bym nie zapłacił, gdy chodzi o dobro mojej córki lub mojej
dziewczyny.
–Czyżby?–Przesunęłammupalcempopiersizgórynadół.
–Owszem.–Dotknąłmniekuszącoustami,ajegoręceprzesuwałysiępomoichbiodrach.–Mówiłem
cijuż,jakajesteśniesamowiciepiękna?
–Tak.Alechętnieusłyszętojeszczeraz–wykrztusiłam,gdyprzesunąłjęzykiemwdółpomojejszyi,
rozpinającmiztyłubiustonosz.
–Jesteśniesamowiciepiękna.
Jednym ruchem pozbył się spodni i posadził mnie na umywalce. Sięgnęłam ręką do jego krocza i
macałamjegotwardyczłonekwciążuwięzionywbokserkach.Jęknąłinachyliłsię,biorącdoustkażdąz
moichpiersi,któressałilizał,ażnaglezacisnąłwokółnichusta,doprowadzającmniedoekstazy.
Położyłmidłońmiędzynogami,apotemwsunąłwemniepalce,dotykającwszystkichodpowiednich
miejsc. Potem wysunął go i schował twarz między moimi nogami, a ja naprężyłam się konwulsyjnie.
Czułamjegojęzykwokółmojejłechtaczki,apotemjegoustanacałejmojejmokrejpowierzchni.Byłam
nagranicywybuchu.Położyłammustopynaramionachiodchyliłamgłowędotyłu,zaciskającudapod
wpływemwyładowania,którerozsadziłocałemojeciało.
–Tak.Taklubię,kotku.
Wstałipochłonąłmniewżarliwympocałunku,poczymwszedłwemnieizacząłporuszaćsięszybko,
a z ust wyrwał mu się rozkoszny jęk. Wsunął pode mnie dłonie i mocno chwycił mnie za pośladki.
Nadchodziłkolejnyorgazmizacisnęłamsięwokółjegoczłonka.
–Jesteścudowna,Delilah.Nigdynieprzestanęsięztobąpieprzyć–wydyszałwrytmswoichruchów.
–Nieprzestawaj.
Wpiłam mu palce w ciało, gdy natarł na mnie jeszcze dwa razy, po czym porwała mnie kolejna fala
cudownej przyjemności i oboje szczytowaliśmy jednocześnie. Uwalniając we mnie swoje pożądanie,
bardzopowoliwymówiłmojeimię.
Objęłamgoramionamizaszyjęipocałowałamzuczuciem,apotemwziąłwdłoniemojątwarz.
–Nigdyniepozwolęciodejść–wyszeptał,patrzącmiprostowoczy.
–Nigdynieodejdę.–Przesunęłammupalcempopoliczku.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział37
OLIVER
Miesiącpóźniej
W
szystko zaczynało się układać. Rehabilitacja Tannera przebiegała prawidłowo i wszystko
wskazywało na to, że jego noga powróci do dawnej sprawności. Sophie uzyskała niemal maksymalny
wynik w testach, a ponieważ niedługo skończy sześć lat, w szkole uznali, że ze względu na wyniki,
powinna jesienią iść od razu do pierwszej klasy. Zbliżały się urodziny Delilah i miałem zamiar zrobić
wszystko,żebynigdyichniezapomniała.
Była sobota i umówiłem się z Jenny, żeby się spotkały. Potrzebowały babskiego wyjścia, więc
zarezerwowałemimcałydzieńzabiegówwspa,wtymmasaże,oczyszczanietwarzy,manikiur,pedikiuri
okładynaciało.WtensposóbpozbyłemsięjejzdomuimogłemzostaćzSophiesamnasam.Zabrałem
jąnataras,żebypogadać.
– O czym chcesz porozmawiać, tato? – zapytała, dłubiąc w lodach, które przygotowałem jej w
miseczce.
–Wiesz,żestraszniekochamDelilah,prawda?
–Wiem.Jateżjąkocham.
–Wiemotym.Bardzobymchciałspędzićzniąresztężyciaimamzamiarpoprosić,żebyzostałamoją
żoną.Cobyśnatopowiedziała?
Oczyjejrozbłysły.
–Jeżelionazostanietwojążoną,tobędziemojąmamusią?
–Tak,księżniczko–uśmiechnąłemsię.–Kochamjąniesamowicieichciałbym,żebyśmybylirodziną.
Odłożyłałyżeczkęiowinęłamiramionkawokółszyi,poczymprzylgnęładomniezcałychsił.
–Tato,ożeńsięzDelilah.
–Niemanictakiegonaświecie,czegobympragnąłbardziej,kochanie.Kończtelody,bomusiszmi
pomóc wybrać dla niej najwspanialszy pierścionek. Tylko nie możesz się przed nią wygadać. To jest
naszatajemnica.
–Niepowiem,obiecuję.
–Świetnie.–Przytuliłemją.
PoszliśmydoTiffany’egoiobejrzeliśmywszystkiepierścionki,jakiemieli.Jedenszczególniewpadł
miwoko.Byłtodwukaratowypierścionekzoczkiemwkształcieprincessywysadzanybrylancikamina
obrączce. Wziąłem go do ręki i od razu wyobraziłem sobie, jak pięknie wyglądałby na jej długim,
smukłympalcu.
–Tojedenznaszychnajwspanialszychbrylantówwycenionynaczterdzieścitysięcypięćsetdolarów–
powiedziałFrederick.
–Sophie,comyśliszotym?–Pokazałemjej.
–Pięknyitakiświecący.Delilahbysięspodobał–powiedziałaradośnie.
– Też tak myślę. Wezmę ten. Pamiętaj, Sophie, ani słówka przy Delilah. Nie chcemy zepsuć
niespodzianki.
–Niebójsię.Nicniepowiem.
Pocałowałem ją w główkę, zapłaciłem za pierścionek i poszliśmy do księgarni kupić Sophie kilka
książek.Kiedywróciliśmy,Delilahrobiławkuchniherbatę.
–A,jesteście.Gdziesiępodziewaliście?–zapytała,podchodząc.
Pocałowałemją.
Sophiepokazałaswojątorbę.
–Byliśmywksięgarnipoksiążki.
–Super!
–Idędosiebiepoczytać.
–Jakbyłowspa?–Przytrzymałemjązabiodra.
–Cudownie.Jeszczerazdziękujęcibardzo.–Zarzuciłamiręcenaszyjęiprzywarłaustamidomoich
ust.
–Niemazaco.Mamnadzieję,żenierobiłaśżadnychplanównaswojeurodziny?
Spojrzałanamniezaskoczona.
–Nie.Jeszczenie.
–Todobrze.BozapraszamcięnakolacjęurodzinowąnaFidżi.
Roześmiałasię.
–Achtak?Tokiedywyjeżdżamy?–zapytałażartobliwie.
–Zatrzydni–odparłemześmiertelnąpowagą.
Uśmiechzgasłnajejtwarzyiwbiławemnieuważnespojrzenie.
–Mówiszpoważnie?
–Najzupełniej.ZabieramcięnaFidżinatwojeurodziny.
–Jezu,Oliver,aTanneriSophie?
–Jadąznami.AtakżeClara,Liam,JennyiStephen.
Zszokowanaprzyłożyładłońdoust.
–IJennyotymwie?
Uśmiechnąłemsię.
–Tak.Wszyscywiedząiwszyscyciesząsięjakwariaci.Mamnadzieję,żetyteż.
–Małopowiedziane.
Podskoczyła i owinęła mi nogi wokół talii, całując mnie tysiąc razy, gdzie popadnie. Widząc jej
radośćipodekscytowanie,byłemnajszczęśliwszymczłowiekiemnaziemi.
DELILAH
Polecieliśmy wszyscy na Fidżi prywatnym samolotem wynajętym przez Olivera. Trochę późno mnie
uprzedził,więccałypoprzednidzieńspędziłamnazakupach,szukającodpowiednichciuchównawyjazd.
Po długiej podróży przesiedliśmy się jeszcze na chwilę do helikoptera, aż wreszcie dotarliśmy do
ośrodka Likuliku Lagoon Resort. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś tak oszałamiającego. Oliver
wynająłnamwszystkimtradycyjnefidżyjskiechatytużprzyplaży.ClaraiSophiedzieliłyjedną,Stepheni
Jenny mieli swoją, a Liam spał razem z Tannerem. Byłam absolutnie oczarowana tym miejscem. Po
przyjeździe rozeszliśmy się do swoich pokojów, bo wszyscy chcieli odetchnąć po długiej podróży.
Zamiast odpoczywać, ja i Oliver kochaliśmy się, wcinaliśmy truskawki w polewie czekoladowej i
piliśmyszampana.Wieczoremposzliśmynawspaniałąkolację,aponieważkażdyczułsięjeszczerozbity
przez zmianę czasu, postanowiliśmy się położyć zaraz potem. Nawet Oliver i ja byliśmy całkowicie
wyczerpani, więc wpełzliśmy do olbrzymiego łóżka, wtuliliśmy się w siebie i odpłynęliśmy do krainy
snów.
Obudziłymnielekkiepocałunkiwzdłużcałegociała.Otworzyłamoczyiuśmiechnęłamsię.
–Dzieńdobry.
–Wszystkiegonajlepszego,skarbie.
–Dziękuję.Jakmiłoobudzićsięwtensposób.
– Należą ci się dwadzieścia cztery urodzinowe buziaki. – Uśmiechnął się, zsunął mi z bioder figi i
rozłożyłnogi.
Jego język przesuwał się niespiesznie po wewnętrznej stronie moich ud i dalej do bardziej ukrytych
zakątkówiswymlekkimdotykiemdoprowadzałmniedoobłędu.Imbardziejmniepieścił,tymbardziej
stawałam się mokra, i on o tym wiedział. Lekko przesuwał językiem po moim łonie i nogach, aż cała
wrzałamodprzemożnegonapięcia.
–Proszę,Oliver.Proszę–błagałamzpalcamizaplątanymiwjegowłosy.
–Cierpliwości,skarbie–wyszeptał,nieznaczniewsuwającwemniepalce.
Jęknęłamiwygięłamplecy,żebywpuścićgogłębiej.
–Lubisz,gdydotykamcięwtensposób?
–Tak.Alezróbjużustami.
–Zachwilę.Jeszczekilkarazy,akiedyprzyssęsiędociebie,dostaniesznajlepszegoorgazmuwżyciu.
Przez długi czas wiłam się w upojeniu, a on mruczał, gdy jego palce ogarniała nowa fala wilgoci.
Wreszcie wysunął je i przywarł do mnie ustami, liżąc i ssąc mi nabrzmiałą z podniecenia łechtaczkę,
dopóki nie naprężyłam się cała, gdy rozerwał mnie wybuch. Nie przestawał, aż nie skończyłam, i nie
mogłamjużwięcej.Sercetłukłomisięwpiersiiniemogłamzłapaćoddechu.Podciągnąłsięipołożyłna
mnie,wsuwającswójtwardyczłonekgłębokodośrodka,podczasgdyustamizawzięciessałilizałmoje
twardebrodawki.Każdyruchdawałnamobojguniebywałąprzyjemność.Usiadłiprzysunąłmikolanado
piersi, nie przestając napierać, od czego cała zaczęłam miotać się wokół niego, aż doszliśmy
jednocześnie.Odchyliłamgłowęiczułamjegowytryskwewnątrz,aonjęczałzulgi,wymawiającmoje
imię.
–Jezu,takbardzociękocham–wydyszał,puszczającmojenogiiosuwającsięnamnie.
Podniosłamręceiwzięłamjegotwarzwdłonie.
–Jaciebiebardziej.
–Niemożliwe.
Poczułamjegouśmiechnaszyi.
Wstaliśmy, ubraliśmy się i poszliśmy zebrać resztę towarzystwa na śniadanie. Oliver powiedział, że
madlamnieniespodziankę.
–Cotojest?
–Zobaczysz,jaksiądziemydośniadania.
Wziąłmniezarękęiposzliśmydosalijadalnejwhotelu.Wszyscyjużsiedzieliprzystoleiczekalina
nas. Od razu zauważyłam Bradena i Colette z wielkimi uśmiechami na twarzach. Ogarnęło mnie silne
wzruszenieiprzysłoniłamustaręką.Podeszlidomnieiuściskaliśmysię.
–Najlepszeżyczenia,siostra–powiedzieli.
–Jezu.Niewierzę,żetujesteście.
–Niemogłempozwolić,żebyprzegapilitwojeurodziny–powiedziałOliver,całującmniewskroń.
Odwróciłamsiędoniegoiotoczyłamgoramionamiwpasie.
–Dziękuję.Tonajlepszeurodzinywmoimżyciu.
Resztę dnia spędziliśmy na plaży, gadając, śmiejąc się i popijając wymyślne koktajle. Sophie
dokazywała w piasku, podczas gdy Oliver i Liam budowali dla niej zamek. To był najwspanialszy
prezent, jaki Oliver mógł mi dać, i byłam w siódmym niebie. Gdy szykowałam się do kolacji, Oliver
powiedział, że idą z Sophie na plażę i żebym do nich przyszła, jak będę gotowa. Związałam włosy,
nałożyłamnaustabłyszczykizsandałamiwdłoniodnalazłamichtużnadwodą.
–Gotowinacośdojedzenia?–zapytałam,podchodzącdonich.
Oliver spojrzał na mnie z uśmiechem, a Sophie zrobiła krok w tył. Wziął mnie za ręce i odetchnął
głęboko.
–Delilah,odpierwszejchwili,kiedycięzobaczyłem,byłemtobązafascynowany.Nietylkodlatego,że
jesteśtakapiękna,aletakżeprzeztwojądobroćiżyczliwość.Jesteśdlamniespełnieniemmarzeń.Jesteś
moim światłem w dzień i gwiazdami nocą. Jesteś dla mnie ciepłem, gdy jest mi zimno, i powietrzem,
którym oddycham. Jesteś moim całym światem i nikogo nigdy nie będę kochał tak jak ciebie. Już na
zawszezostanieszwmojejduszyiwmoimsercu.Najpierwbyliśmyprzyjaciółmi,potemkochankami,a
terazbyłbymnajszczęśliwszymczłowiekiemnaziemi,gdybyśzechciałazostaćpaniąOliverowąWyatti
byćmojanazawsze.
Poczułam łzy pod powiekami, kiedy sięgnął do kieszeni, ukląkł na jedno kolano i wsunął mi
pierścioneknapalec.
–Delilah,wyjdzieszzamnie?ZostanieszzemnąizSophienazawsze?
–Tak!Oliver,Jezu,tak,wyjdęzaciebie.
–Jupiii!–pisnęłaSophie.
Oliverwstałipocałowałmnie.Gdystaliśmyobjęci,Sophieogarnęłaramionaminaszenogiiścisnęła
mocno.SpojrzałamnaOliverazuśmiechem,aonpochyliłsięiwziąłjąnaręce.
–Powiedziałatak,księżniczko.
–Słyszałam,tato.
Nie mogłam pohamować śmiechu, kiedy wzięłam ją od niego i przytuliłam z całych sił. Ten moment
wydawałsięjakzesnu.Pragnęłam,żebynigdysięnieskończył.PostawiłamSophienaziemiiwzięłam
ją za rączkę, a Oliver objął mnie ramieniem z drugiej strony i razem poszliśmy do hotelu na kolację.
Kiedyweszliśmydojadalni,Oliverkrzyknął:„Zgodziłasię!”,awszyscyzaczęliklaskaćipodchodzićdo
naszgratulacjami.
–Witajwrodzinie,siostra–uśmiechnąłsięLiam,uściskałmnieiucałował.
Cały wieczór świętowaliśmy przy wyśmienitej kolacji, urodzinowym torcie i winie. Potem Clara
położyłaSophiespać,amyoblewaliśmymojeurodzinyinaszezaręczynydobiałegorana.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
@kasiul
Rozdział38
W
róciłam do Nowego Jorku z olśniewającym pierścionkiem na palcu i fantastycznie przystojnym
narzeczonym. Kilka dni później polecieliśmy z Tannerem do Bostonu pomóc mu się urządzić w swoim
mieszkaniu.Całkiemdobrzejużdawałsobieradęimógłwrócićdoswoichstudenckichzajęć.Całyczas
musiałchodzićnafizjoterapię,alezkażdymdniemwracałymusiły.Oliverzorganizowałmuzabiegiw
klinicetużprzyuniwersytecie.Addisonczekałananasuniegowmieszkaniuistrasznieucieszyłasięna
jegowidok.Niemusiałamsięoniegomartwić,boobiecała,żezajmiesięTannerem,aonprzytakiwał.
WieczorempopowrociedoNowegoJorkuzajrzałamnachwilędoSophie,agdyweszłamdonaszej
sypialni,Oliversiedziałwłóżkuzlaptopem.
–Śpijakzabita.Możejutroposzłybyśmydomiastakupićjakieśubraniadoszkoły?
Podniósłwzrokznadekranu.
–Dobrypomysł.Mogłybyściezajrzećdomniedobiuraiwyskoczylibyśmyrazemnaobiad.
–Dobrze.Sophiebędziezachwycona.
Zdjęłamkoszulęprzezgłowęiwrzuciłamjądokoszanabrudnąbieliznę.
–Nieruszajsię–nakazałOliver.
–Co?
–Terazpowolizdejmijspodnie–uśmiechnąłsię.
Rozpięłamspodnieipowoli,wyzywającostrząsnęłamjezbioder,patrząc,jakwjegowzrokunarasta
pożądanie.Zostałamtylkowkoronkowymstanikuistringachodkompletu.
–Odwróćsię,muszęzobaczyćtensłodkityłeczek.
Zrobiłamto,ocoprosił,iusłyszałamjegogardłowyskowyt.
–Zdejmijbiustonosziodwróćsięprzodemdomnie.
Rozpięłam stanik, niespiesznie i zmysłowo zsuwałam kolejno ramiączka i oglądałam się na niego z
uśmiechemprzezramię.
–Jezu.–Wciągnąłgłębokopowietrze.
Rzuciłambiustonosznapodłogęizakryłampiersiramionami,poczymodwróciłamsięwjegostronę.
Zatrzasnąłlaptopaiodłożyłgonapodłogę,ajegogłodnywzrokbłądziłpocałymmoimciele.
–Pokażmitewielkiepiersiizdejmijwolnomajteczki.
Wsunęłampalcezapasekmajtekiściągnęłamje,poruszającbiodramiwprzódiwtył.Jużzdaleka
widziałamjegowzwódpodkołdrą.
–Tak.Chodźtutaj.
Podeszłam do łóżka od jego strony, a on złapał mnie za piersi, drażniąc już i tak sztywne brodawki.
Jegoręceześliznęłysięniżejipoczułamjegopalcewmoimwilgotnym,rozżarzonymcentrum.
– Już jesteś taka mokra, a ledwo cię dotknąłem. Nawet nie wiesz, jak mnie to rajcuje. Chodź no tu.
Muszęciępopróbować.
Przygryzłam dolną wargę, po czym usadowiłam się nad nim okrakiem i opuściłam nad jego twarzą.
Jego język wirował przez chwilę po moim kroczu, a potem wsunął się do środka, a ja zaczęłam się
rytmicznie nad nim poruszać. Jego ręce sięgnęły do moich piersi, a wtedy zalał mnie jeszcze jeden
niewiarygodnyorgazm.Zrozkosznymmruczeniemwylizałcałąmojąwilgoć.
–Taklubię,kotku.Usiądźnamnie.
Usiadłamnajegotwardymjakskałaczłonkuipołożyłammuręcenapiersi,czującprzyspieszonebicie
jego serca. Zajęczał rozpalony, kiedy cała jego długość znikła we mnie i odrzucił głowę do tyłu. Jego
ręcezacisnęłymisięnabiodrach,ajaporuszałamsięwprzódiwtył.
–Chcę,żebyśmysiępobraliwDzieńSłodkości.
–Wprzyszłymroku?–zapytałam,ztrudemłapiącoddech.
–Nie.Wtym.Niechcęjużdłużejczekać.
–Aletozaniecałedwamiesiące.Jużzapóźno.
Nieprzestawałamgoujeżdżać.
– Damy radę i zorganizujemy pomoc. Chcę, żebyś została panią Wyatt jak najszybciej. O, Jezu! –
jęknął,gdyzatoczyłamkrągbiodrami.–Powiedztak.
–Tak.Tak.Tak–zakwiliłam,bowłaśnierozsadziłmniekolejnyorgazm.
Zanimsięzorientowałam,jużleżałamnaplecach,aonnacierałnamniegwałtownie.
–„Tak”,żewpaździerniku,czy„tak”,bowłaśniedoszłaś?
–Jednoidrugie–uśmiechnęłamsię.
Zupełniestraciłrozeznanie.Byłomicudownie,gdynapierałnamniedziko,nieprzytomnyzpragnienia.
Gdyzwolniłiwsunąłsięwemniegłębokojeszczejedenraz,poczułamwypełniającymnieodśrodkażar.
–Dziękuję–wysapał,zaspokajającsięwemnie.Pocałowałmnie,apotemosunąłsięnamnie,ciężko
dysząc.
–„Dziękuję”zato,żesięzgadzamnapaździernik,czy„dziękuję”zaorgazm?
–Jednoidrugie.–Uśmiechnąłsięiprzytuliłustadomojejszyi.
OLIVER
–Denerwujeszsię,brachu?–zapytałLiam,wygładzającsobiemuszkę.
–Nie.
–Etam.Przecieżwidzę.Całyażchodzisz.–Wybuchnąłśmiechem.
–Nieprawda.Nodobra,trochęsiędenerwuję.
–Niepotrzebnie.–Poklepałmnieporamieniu.–JesteścieświetnirazemzDelilah,aonaświatapoza
tobąniewidzi.Szczęściarzzciebie,bracie.
Uśmiechnąłemsiędoniegonieznacznie.
–Tobieteżsięudapewnegodnia.Niepoddawajsię,Liam.
–Wiem.Iwiem,żegdzieśtamczekanamnieodpowiedniadziewczyna.Muszęjątylkoznaleźć.No,
idziemydoCentralParku,maszsięożenićzmiłościąswojegożycia.
Zgarnęliśmy resztę świadków, czyli kilku moich znajomych, Bradena i Tannera i pojechaliśmy
limuzyną do Conservatory Gardens. Bianca, nasza konsultantka ślubna, dopilnowała, żeby wszystko
przebiegłobezzarzutu.Przytakkrótkimterminiemusiałastanąćnagłowie,żebycałośćdopiąćnaostatni
guzik,alezostałazatodobrzewynagrodzona.
Stałemprzedprzystrojonąmagnoliamialtankąiwpatrywałemsięwtłumludzi,którzyprzyszlicieszyć
sięznaminaszymszczęściem.Rozległasięmuzykainadszedłczas.Zżerałamnietrema,kiedyczekałem
namojąpannęmłodą.
–Gotowy?Notojuż.–Liamzuśmiechempołożyłmirękęnaramieniu.
Wziąłemgłębokioddech.
–Chybanigdywżyciuniebyłemtakgotowy.
Druhny i świadkowie przeszli w parach aleją wśród gości i ustawili się na swoich miejscach przy
altance.Zuśmiechempatrzyłem,jakmojacóreczkarzucakwiatkiwswojejślicznejbiałejsukieneczce.
Podeszładomnie,awtedypochyliłemsięidałemjejbuzi,poczymstanęłazboku.Naglerozbrzmiały
dźwiękimarszaweselnegoisercezałomotałomiwpiersi.Prawiestraciłemoddech,kiedyzobaczyłem
Delilahidącąwmojąstronęzradosnymuśmiechemnaustach.Wyglądałaolśniewająco.Byładlamnie
królową,boginiąibyłamojanazawsze.
Gdypodeszładomnie,wziąłemjązarękę.
–Wyglądaszcudownie–wyszeptałem.
–Tyteż–odparłazeszklanymwzrokiem.
Ceremonię rozpoczął wstęp wygłoszony przez urzędnika, a potem nadszedł czas na nasze przysięgi.
Liampodałmiobrączkę.WziąłemrękęDelilahiwsunąłemjąnajejpalec.
– Ta obrączka to symbol mojej miłości i oddania na zawsze. Dzięki tobie jestem najszczęśliwszym
człowiekiemnaziemiiprzyrzekamtroszczyćsięociebieizapewnićciwszystko,czegopotrzebujesz,do
końcażycia.Będędbałociebiewzdrowiuiwchorobie.Będędlaciebiepodporąibędęciękochałdo
końcamoichdni.Tąobrączkąciępoślubiam.
Jenny podała jej moją obrączkę i Delilah włożyła mi ją na palec. Gdy wypowiadała słowa swojej
przysięgi,patrzyłamiprostowoczy.
– Ta obrączka to symbol mojej miłości i oddania na zawsze. Nie mogłabym poślubić lepszego
człowieka.Maszzłoteserceibędęciękochaćprzezresztęmojegożycia.Powierzamcimojeżycie,moją
duszę i moje serce. Będę dbała o ciebie w zdrowiu i w chorobie i zostanę przy tobie na zawsze. Tą
obrączkąciępoślubiam.
Drobnastrużkazbiegłajejpopoliczku.
–Ogłaszamwasmężemiżoną.Możepanpocałowaćpannęmłodą–powiedziałurzędnik.
Ująłemjejtwarzwdłonie,wytarłemjejłzękciukiemipocałowałemjąporazpierwszyjakomąż.
–Proszępaństwa,otopaństwoWyattowie.
Wszyscypodnieślisięzmiejsciwcałymparkurozległysiębrawaigwizdy.
–Kochamcię–uśmiechnąłemsię.
–Kochamcię–odpowiedziałazuśmiechemipocałowałamniejeszczeraz.
Zrobiliśmy sobie milion zdjęć, a potem razem z Sophie wsiedliśmy do limuzyny i pojechaliśmy do
PlazaHotelnanaszeweselneprzyjęcie.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
Rozdział39
DELILAH
P
rzyjęcieudałosięwspaniale.Świętowałoznamijakieśsześćsetosób.Salabyłapięknieudekorowana
kwiatami, białymi obrusami i srebrną zastawą. Kryształowe żyrandole zwisające z sufitu oblewały
wnętrze ciepłym, romantycznym światłem. Oliver i ja obeszliśmy salę, witając się ze wszystkimi i
dziękującim,żeprzyjechali,bybyćznamiwtymważnymdlanasdniu.Kiedyeleganckakolacjazpięciu
dańdobiegłakońca,nadszedłczasnaniespodziankędlamojegomęża.Weszłamnascenę,aJonahzasiadł
dopianinaizacząłgraćskomponowanąprzezemniemelodię.
–Tępiosenkęnapisałamdlaciebie,Oliver.Mamnadzieję,żecisięspodoba.
Zaśpiewałam Loving You Forever, a Oliver stał pośrodku parkietu uśmiechnięty. Ani na chwilę nie
oderwaliśmyodsiebiewzroku.
Gdyskończyłam,zeszłamzesceny,aorkiestrazaczęłagraćnasząpiosenkęślubną,UnforgettableNata
KingaCole’a.Oliverwyciągnąłdomnierękęiwykonaliśmytaniecpaństwamłodych.Oczywszystkich
skupiłysięnanas.
–Tobyłapięknapiosenka.Nigdytegoniezapomnę–uśmiechnąłsięilekkodotknąłmoichustswoimi.
– Dziękuję. Każde słowo to najprawdziwsza prawda. Tak bardzo cię kocham, Oliver. Dziękuję, że
przyszedłeśwtedydomojejrestauracjiiusiadłeśwmoimsektorze.
Zachichotał.
– To przeznaczenie, skarbie. Miałem cię odnaleźć, a teraz jesteś moja i będę cię kochał do końca
życia.
Pocałowaliśmysięjeszczeraz,awśródtłumugościwybuchłprawdziwyentuzjazm.Imprezowaliśmy
przez resztę wieczoru. Liam zrobił prawdziwą furorę, kiedy pochwycił Sophie do tańca. Jonah i ja
daliśmy też mały popis naszych muzycznych talentów. Panowała szampańska atmosfera, aż wreszcie
Oliverporwałmniedoapartamentunowożeńców,gdzieporazpierwszykochaliśmysięjakopaniipan
Wyatt.
Było cudownie. Tydzień spędziliśmy na Arubie, rozkoszując się słońcem i sobą nawzajem. Po
powrocieżyciewróciłodonormy.Oliverodnosiłkolejnesukcesywinteresach,ajanadalcojakiśczas
występowałam w Red Room. Sophie spodobało się w szkole i doskonale radziła sobie na zajęciach.
Zdarzały jej się chwile załamania, ale ogólnie rzecz biorąc, szło jej świetnie. Kiedy pierwszy raz na
weselu powiedziała do mnie „mamo”, serce mi stopniało i nie mogłam pohamować łez. Moi bracia i
siostrawspanialespisywalisięnastudiachibudowaliwłasneżycie,aLiamnieustawałwposzukiwaniu
kobiety,którejspojrzeniezwaliłobygoznóg.Niesamowite,jakwokamgnieniucałeżyciemożestanąćna
głowie. W jednej chwili byłam kelnerką w obskurnej restauracji, a zaraz potem zostałam żoną
najwspanialszegoinajbardziejseksownegomężczyznynaświecieimatkąpięknejiwybitnieinteligentnej
dziewczynki. Byłam tylko zwykłą dziewczyną z ubogiej dzielnicy Chicago, która miała marzenie. To
marzeniespełniłdlamniejedenczłowiek.JakopaniWyattbyłamnajszczęśliwsząkobietąnaziemi.
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==
@kasiul
Playlista
ThisFar–KinaGrannis
Jackson–JohnnyCash&JuneCarterCash
Cups–AnnaKendrick
LetHerGo–JasmineThompson
NothingWithoutLove–NateRuess
LoveToday–Mika
OverYou–IngridMichaelson,AGreatBigWorld
Angels–JoshuaRadin
MidnightTrainToGeorgia–GladysKnight&ThePips
NeverLetMeGo–Florence+TheMachine
IWillFollowYouIntoTheDark–JasmineThompson
Halo–Beyoncé
Unforgettable–NatKingCole
===LUIgTCVLIA5tAm 9PfU5+T3pMbAFgBH4XYgxlBDMBMXEGdlgoRA==