TŁO KAMPANII Z ROKU 1066
Rok 1066 to chyba najsłynniejsza data w historii
Anglii. Ludzie żyjący w tamtych czasach domyślali się,
że czeka ich wiele zmian. Stary król Edward, zwany
Wyznawcą, leżał na łożu śmierci. Ponieważ nie miał
dzieci, nic było wiadomo, kto obejmie po nim tron.
Sprawa była tym trudniejsza, że Edward pozostawał
w przyjaznych stosunkach z księstwem Normandii po
drugiej stronic kanału La Manche i chciał, by koronę po
nim otrzymał tamtejszy władca, książę Wilhelm.
Anglia w tym okresie była krajem bardzo różno-
rodnym pod względem etnicznym. Ludność rzymsko-
celtycka ustępowała powoli miejsca germańskim ple-
mionom anglosaskim, które w IX i X wieku musiały
sobie radzić z ekspansją wikingów. Celtów było teraz
najwięcej w Walii i Szkocji. Ludność skandynawska,
głównie pochodząca z dzisiejszej Danii, osiedlała się na
ziemiach położonych na wschód od linii biegnącej od
Wash do Mersey, zwanych potem Danelaw. Normano-
wie także byli potomkami wikingów. Prowadzeni przez
swojego wodza Rollona, przybyli do północnej Francji
w X wieku i tam się osiedlili.
Edward Wyznawca był synem króla Ethelreda II,
któremu potem nadano przydomek Bezradny. Wobec
stałego zagrożenia atakami plemion duńskich Edwarda
wraz z bratem Alfredem umieszczono na dworze nor-
mandzkim. Druga żona Ethelreda, Emma, była siostrą
księcia Ryszarda. Takie koligacje gwarantowały Ethel-
redowi przyjaźń Normanów oraz brak dostępu wikin-
gów do normand/kich portów. Edward dorastał w księ-
stwie Normandii podczas krótkich rządów jego przy-
rodniego brata Edmunda Żelaznobokiego. Po nim pa-
nował Kanut, władca duński, a natępnie jego synowie:
Harold I i Hardekanut. Po śmierci tego ostatniego ko-
ronę zaproponowano Edwardowi.
Nowy król, który większość życia spędził w Nor-
mandii, nie czuł się dobrze w nowej roli. Królestwem
rządzili faktycznie możni earlowie. Mercją w środko-
wej części kraju władał Leofric, rozległą Northumbrią –
Siward. Godwin, earl Wesseksu, był głową rodu, który
kontrolował całą południową Anglię. Edward oskarżał
go o śmierć Alfreda, który został oślepiony, gdy pod
opieką Godwina wracał do Anglii w roku 1036. Córka
Godwina, Edyta, została żoną Edwarda. Możnowładca
miał zapewne nadzieję, że z tego związku narodzi się
przyszły następca tronu. Godwin sprzyjał także hra-
biemu Flandrii.
Do przełomu doszło, gdy do Anglii przybył z wi-
zytą Eustachy z Boulogne, żonaty z siostrą króla, i po-
skarżył się Edwardowi, jak ile przyjęto go w Dover,
gdzie został zaatakowany przez mieszkańców warow-
nego grodu. Godwin otrzymał rozkaz spustoszenia mia-
sta, ale odmówił, tłumacząc się, że nie będzie atakował
swoich własnych posiadłości, i razem z synami zbun-
tował się przeciw władcy. Północna część kraju wsparła
króla. Anglii groziła wojna domowa. Edward i jego
zwolennicy zdołali jednak wygnać Godwinów, a kró-
lową wysłali do klasztoru.
Jest wysoce prawdopodobne, że prawdziwym po-
wodem niepokojów było sympatyzowanie Edwarda
z Normanami i brak następcy tronu. Edward nie miał
dzieci. Jedna z plotek głosiła, że mimo zawartego mał-
żeństwa żył w celibacie. Dwaj kronikarze normandzcy,
współcześni królowi Wilhelm z Jumièges (piszący oko-
ło roku 1070) oraz Wilhelm z Poitiers (piszący około
roku 1073), twierdzili, że Edward zaproponował tron
kuzynowi Wilhelmowi za pośrednictwem nor-
mand/kiego arcybiskupa Canterbury. Jest możliwe, że
Eustachy przyjechał, by donieść, że książę wyraził
zgodę. Niewykluczone także, że Eustachy miał zająć
Dover, by odciąć Godwina od Flandrii i zapewnić kró-
lowi dostęp do kanału. W rękopisie D The Anglo-Saxon
Chronicie (zapewne spisanym tuż po podboju) oraz w
relacji Jana z Worcesteru (pisał prawdopodobnie w la-
tach 1124–1140) znajdziemy informację, że książę
Wilhelm w roku 1051 osobiście przybył do Anglii. Po-
wodem mogła być chęć złożenia hołdu lennego Edwar-
dowi. Na pewno w tym czasie król Francji, zaniepoko-
jony faktem, że księciu normandzkiemu przypadną w
udziale bogactwa Anglii, zerwał z nim sojusz i rozpo-
czął negocjacje z hrabią Andegawenii. Godwinowie
zdołali powrócić w roku 1052. Uciekło wtedy wielu
Normanów z otoczenia króla. Godwin zmarł w następ-
nym roku, ale jego synowie utrzymali kontrolę nad po-
łudniem kraju. Najstarszy syn imieniem Swein zmarł
wkrótce, a earlem Wesscksu został Harold. Gdy w roku
1055 zmarł Siward, Nothumbria przypadła w udziale
trzeciemu synowi Godwina, Tostigowi, który cieszył
się sympatią Edwarda. W roku 1057 Gyrth, czwarty
syn, przejął wschodnią Anglię razem z Oxfordshire,
a jego brat Leofwine otrzymał posiadłości położone na
północ od Londynu i w Kent. Aelfgar, który, by objąć
władzę w Mercji, zrzekł się wschodniej Anglii, zmarł
w roku 1062. Rządy po nim przejął jego syn Edwin.
Drugi syn, Morcar, trzy lata później otrzymał Nor-
thumbrię po buncie przeciw nielubianemu Tostigowi.
Władza na południu należała zatem do Godwinów, a na
północy do synów Aelfgara.
W roku 1054 kiążę Edward, syn Edmunda Zcla-
znobokicgo, żyjący na wygnaniu, odkąd rządy objął
Kanut, powrócił z Węgier. Niewykluczone, iż Edward
Wyznawca obawiał się, że pronormandzka polityka nie
spotka się z akceptacją i chciał wybrać drugiego kan-
dydata na dziedzica (Wilhelm nic został oficjalnie mia-
nowany następcą). Istnieje także inne wyjaśnienie po-
wrotu księcia. Ponieważ większość pronormandzkich
możnowładców uciekła, Harold mógł chcieć osadzić
Edwarda na tronie jako władcę marionetkowego. Syn
Edmunda zginął jednak w niewyjaśnionych okoliczno-
ściach niedługo po powrocie cło Anglii, w roku 1057.
Edward Wyznawca utrzymał swoje poparcie dla
Wilhelma. Prawdopodobnie w roku 1064 lub 1065 Ha-
rold wybrał się z misją do Normandii. Wizyta ta została
uwieczniona na słynnej Tkaninie z Bayeux, którą nie-
mal na pewno skończono haftować przed rokiem 1082.
Jeśli odbyła się w roku 1065, pozycja Harolda była już
wówczas słabsza i Edward wykorzystał ten fakt, wysy-
łając go do Wilhelma jako posła, by zaproponował mu
tron. Brat earla, Tostig, został usunięty, a ponieważ Ha-
rold odmówił w tym udziału, stracił poparcie siostry-
królowej. Harold, w którego żyłach nie płynęła królew-
ska krew, zapewne sam nie myślał o tronie, ale chciał
skorzystać z sytuacji, zyskać przychylność Wilhelma
i zapewnić sobie pozycję pierwszego możnowładcy po
objęciu tronu przez księcia. Historyk Eadmer (pisał
około 1095–1123) podaje jeszcze jeden prawdopodob-
ny powód, dla którego do Normandii udał się właśnie
Harold. Według Eadmera Harold mógł chcieć odwie-
dzić swojego młodszego brata oraz bratanka, którzy od
czasu buntu w roku 1051 byli zakładnikami na dworze
normandzkim. Earl przybił do brzegu zbyt daleko na
wschód i natychmiast został schwytany przez Guya,
hrabiego Ponthieu. Jeden z Anglików zdołał dotrzeć na
dwór normandzki i powiadomić Wilhelma. Wilhelm
rozkazał wypuścić Harolda, który wyruszył w dalszą
podróż. Książę wyjechał na spotkanie gościa i do
pierwszego spotkania doszło na drodze.
Z relacji Wilhelma z Poitiers i Wilhelma z Ju-
mièges wynika, że Harold złożył Wilhelmowi hołd len-
ny i został jego wasalem, obiecując przy tym, że pomo-
że mu objąć władzę. Opowieść o tym, jakoby Wilhelm
wymusił obietnicę podstępem, ukrywając relikwie, po-
jawia się dopiero w kronice Roberta Wacea (pisał około
1150–1175 roku). Ze źródła tego należy jednak korzy-
stać z dużą ostrożnością. Po ceremonii Wilhelm wziął
Harolda na kampanię do Bretanii (Tkanina z Bayeux
pokazuje to przed sceną złożenia przysięgi). Potem
odesłał go do domu obładowanego darami i w towarzy-
stwie jednego z zakładników.
Edward zmarł 5 stycznia 1066 roku. Na Tkaninie
z Bayeux przedstawiono jego pogrzeb w niedawno
ufundowanym przez króla kościele w Westminsterze.
Uroczystości żałobne odbyły się 6 stycznia. Tego sa-
mego dnia miała miejsce koronacja Harolda. Opis ce-
remonii znajdujemy w dziele pt. Vita Edwardi regis
(napisanym prawdopodobnie między rokiem 1065
a 1067). Autor tekstu był bardzo krytycznie nastawiony
do obecnego na koronacji arcybiskupa Stiganda. Arcy-
biskup miał powiedzieć, że król był stary i rozkojarzo-
ny, co w domyśle miało znaczyć, że nie potrafił doko-
nać właściwego wyboru następcy. W tekście znajduje-
my także informację, że kraj został „powierzony
w opiekę” Haroldowi. Podobnie w wersjach C i D The
Anglo-Saxon Chronicie użyto słowa „powierzyć”,
z czego wynikałoby, że Harold miał wziąć państwo
w tymczasowe władanie do przybycia Wilhelma. An-
glonormański kronikarz Wilhelm z Malmesbury (pisał
około roku 1125) twierdzi, że koronacji dokonano
przemocą. W wersji E The Anglo-Saxon Chronicie, któ-
rej autor wyraźnie sprzyjał Godwinowi, a także w dzie-
łach Jana z Worcesteru i Eadmera znajdziemy informa-
cję, że Edward wybrał w końcu Harolda na swego na-
stępcę. Nawet Wilhelm z Poitiers sugerował, że tak
właśnie było, choć jednocześnie przyznał, że przekre-
ślało to dotychczasową politykę króla. Jednak nawet je-
śli Edward wybrał Harolda, a możnowładcy uznali go
za najsilniejszego i przez to najodpowiedniejszego kan-
dydata, Normanowie nie mogli pogodzić się z tymi
zmianami dokonanymi w ostatniej chwili. W ich
oczach wcześniejsze umowy były wiążące. Co więcej
Harold złamał przysięgę złożoną Wilhelmowi. To mu-
siało skończyć się wojną.
Wilhelm nie był jedynym kandydatem do tronu.
Istnieje XIII-wieczna opowieść, że Kanut Surowy za-
warł traktat z Magnusem, królem Norwegii, że jeśli
któryś z nich umrze, nie pozostawiając po sobie po-
tomka, dziedzicem zostanie ten drugi. Magnus jednak
musiał zostać w swoim państwie, by walczyć z Duń-
czykami. Według The Anglo-Saxon Chronicie jego syn,
znany wojownik Harald Surowy, czekał na dogodną
okazję, by najechać Anglię. Król duński, Swen Estri-
thson, był tak zajęty wojną z Norwegią, że nie zgłaszał
pretensji do tronu, chociaż jako bratanek Kanuta i wnuk
Swena Widłobrodego mógłby to zrobić. Zamiast tego
poparł Wilhelma.
Kolejnym kandydatem był książę Edgar Aetheling,
syn zmarłego księcia Edwarda z Węgier i wnuk Ed-
munda Żelaznobokiego. Chociaż teoretycznie pokre-
wieństwo czyniło zeń poważnego kandydata, był igno-
rowany z powodu młodego wieku (miał około 12 lat).
Jest także możliwe, że kandydatów, którzy byli potom-
kami Edmunda, blokowała od dawna druga żona jego
ojca, Emma, matka Edwarda Wyznawcy i Alfreda. Ed-
gar Aetheling przetrwał wstrząsy polityczne, które tar-
gały krajem, i żył potem spokojnie.
Harold miał zatem wiele powodów do zmartwień.
Po koronacji udał się na północ (według kronik – po raz
pierwszy w życiu), by zapewnić sobie poparcie Edwina
i Morcara, a także zmiennych w upodobaniach miesz-
kańców północy, którym Harold silnie kojarzył się ze
swoim nielubianym bratem Tostigem. Harold odsunął
od siebie swoją konkubinę Edytę z Łabędzią Szyją
i poślubił jej imienniczkę, siostrę Edwina i Morcara,
próbując związać ze sobą oba rody. Wiedział, że grożą
mu najeźdźcy zarówno z Normandii, jak i Norwegii,
i że wróg może nadejść tak z południa, jak i z północy.
Nie było tylko wiadomo, który zjawi się jako pierwszy.
DOWÓDCY
WILHELM, KSIĄŻĘ NORMANDII
Był nieślubnym synem księcia Roberta i córki gar-
barza, Herleve. Urodził się w Falaise około roku 1028.
Wkrótce dostał się w wir normandzkiej polityki. Gdy
jego ojciec wyruszał na pielgrzymkę, zostawił króle-
stwo pod opieką syna, nakazując możnowładcom zło-
żyć mu hołd lenny. Gdy w roku 1035 Robert zmarł,
w księstwie zapanował chaos. Wilhelm, który objął
władzę po ojcu, kilkakrotnie musiał uciekać, ponieważ
nastawa- no na jego życie. Dorastał ze świadomością,
że przetrwanie zależy od tego, czy uda mu się związać
ze sobą możnowładców i umiejętnie nimi pokierować.
Wiedział, że Normanowie szanują tylko silnych wład-
ców. Wilhelm miał 172 centymetry wzrostu i mocną
budowę ciała. Z tyłu i po bokach głowy włosy miał
wygolone według ówczesnej mody. Był znany z odwa-
gi. Nic bał się stawać do walki. W pierwszej bitwie,
w której brał udział, rozegranej w roku 1047 w Val-ès-
Dunes, zdobył pochwałę za męstwo od swojego suze-
rena, króla Francji, którego wspierał przeciw bun-
townikom normandzkim.
Bitwy były jednak bardzo ryzykownym przedsię-
wzięciem. Zwycięstwo nie zawsze przynosiło korzyści.
Jeden błąd mógł spowodować klęskę, utratę księstwa
lub śmierć księcia. Wilhelm był tego w pełni świadom
i wiedział, jak skutecznie prowadzić wojny. Rozumie-
jąc, jak ogromne znaczenie mają zamki, oblegał je, by
pokonać nieprzyjaciół, sam ryzykując jak najmniej.
Wiedział, że wiele zależy od rozpoznania. Poprowadził
je osobiście w roku 1051 podczas oblężenia Domfront
oraz po przybiciu do brzegów Anglii pod Pevensey.
Podczas drugiego zwiadu miał nieść nie tylko swoją
kolczugę, ale też kolczugę swojego wyczerpanego to-
warzysza, Wilhelma FitzOsberna. Taki wyczyn dowo-
dził tężyzny fizycznej. Wilhelm potrafił też być okrut-
ny. Gdy w wyniku zwiadu przeprowadzanego spod mu-
rów Domfront, zaatakował nocą Alençon, ci z obroń-
ców, którzy drwili z jego niskiego pochodzenia, zostali
brutalnie okaleczeni. Miasto skapitulowało, a w jego
ślady poszło Domfront. Wilhelm nauczył się, że krót-
kotrwałe, ale zdecydowane użycie przemocy przynosi
mu korzyści.
Wilhelmowi udało się jeszcze dwukrotnie zaże-
gnać niebezpieczeństwo, które groziło Normandii ze
strony Francji i Andegawenii. Nie przyjął bitwy, ale
utrzymywał swoje wojsko w pobliżu armii nieprzyja-
cielskiej, czekając na sprzyjający moment. W roku
1054 połowa wojsk najeźdźców rozproszyła się, by
grabić okolicę, i została zaatakowana przez Roberta z
Fu. Trzy lata później straż tylna najeźdźców, oddzielo-
na od reszty armii wysoką falą na rzece Dives pod Va-
raville, została zaatakowana i całkowicie rozbita. Pa-
miętając o tych wydarzeniach, podczas najazdu na An-
glię Wilhelm celowo dążył do rozegrania bitwy. Chciał
uchronić swoje wojsko, przebywające na obcym teryto-
rium, przed liczebną przewagą przeciwnika, głodem lub
zasadzką. Pod Hastings stoczył drugą bitwę w życiu
i pierwszą, w której dowodził.
HAROLD II, KRÓL ANGLII
W roku 1066 Harold miał około 45 lat. Był drugim
synem Godwina. Dorastał pod rządami Kanuta, służąc
któremu, został earlem Wesseksu. Matką Harolda była
Gytha, siostra Kanuta. To tłumaczy, dlaczego pierw-
szych czterech synów Godwina nosiło imiona skandy-
nawskie. Harold przedstawiony na Tkaninie z Bayeux
nosi wąsy, jak zapewne nakazywała moda w Anglii
tamtych czasów. Earlem Wesseksu został w roku 1053,
po śmierci ojca.
Jako żołnierz i dowódca Harold miał okazję wyka-
zać się jeszcze przed rokiem 1066, gdy wyprawiał się
przeciw królowi Gruffyddowi z północnej Walii oraz
jego sojusznikowi Aelfgarowi z Mercji. Gdy na począt-
ku roku 1055 nieprzyjaciel złupił Hereford, Harold
przybył w tę okolicę z armią angielską i rozbił obóz po
walijskiej stronie granicy. Wokół miasta wybudowano
wały obronne. Dodatkowo, by zwiększyć bezpieczeń-
stwo, mieszkańcy miasta zostali uznani za zdolnych do
służby wojskowej. Górzysty teren nie sprzyjał prowa-
dzeniu wojny i na pewien czas sytuacja się ustabilizo-
wała. Później jednak znów doszło do niepokojów. Pod-
czas drugiego buntu Aelfgara, w który zaangażował się
nie tylko Gruffydd, ale także flota wikingów, Harold
nie uległ pokusie, by pozbyć się buntownika i utrzymał
go przy władzy. Miał nadzieję, że uda mu się pozbawić
Gruffydda sojusznika. Aby powstrzymać ciągłe najazdy
Walijczyków, całkowicie ich zaskoczył, wyprowadza-
jąc swoje wojska z Gloucesteru w środku zimy w roku
1062. Przeprawił się wówczas przez rzekę Dee, a kwa-
terę główną założył w Rhuddlan. Gruffydd był nieprzy-
gotowany do walki, ponieważ sezon letni, w którym to-
czono wojny, dawno się zakończył. Z trudem uniknął
więc pojmania przez nieprzyjaciela. W maju następne-
go roku Harold zorganizował podwójny najazd. Sta-
nąwszy na czele floty, poprowadził ją z Bristolu ku
wybrzeżom Walii, zaś jego brat Tostig zaatakował lą-
dem z północy. Postać Harolda była znana walijskiemu
kronikarzowi Giraldusowi, który pisał około roku 1193.
Zanotował on, że Harold kazał swoim żołnierzom iść
za przykładem Walijczyków i zamienić kolczugi na
lżejsze zbroje, a także używać w walce oszczepów. Tak
zastraszył przeciwnika, że gdy Gruffydd odmówił roz-
poczęcia negocjacji, jego podwładni zabili króla, a jego
głowę przynieśli Haroldowi. Cała kampania trwała nie-
całe trzy miesiące. Wyeliminowanie zagrożenia przy-
sporzyło Haroldowi popularności.
Pomysłowość i skłonność do podejmowania szyb-
kich działań były dla Harolda typowe. Wilhelm musiał
o tym wiedzieć. Earl walczył przecież u jego boku pod-
czas kampanii w Bretanii w roku 1064. Z kolei Harold
mógł wyrobić sobie o Wilhelmie błędne zdanie po tym,
jak zobaczył go wycofującego się spod Doi, gdy grozi-
ło mu odcięcie od linii zaopatrzenia, oraz po tym, jak
Wilhelm zawarł pokój, gdy Conan znalazł sojusznika
w Geoffreyu hrabim Andegawenii. Jednak co do Wil-
helma Harold poważnie się mylił. Wilhelm z Malmes-
bury podawał także inny powód przegranej Harolda
pod Hastings. Pisał, że żołnierze odmawiali walki pod
jego rozkazami, ponieważ mieli do niego żal, że nie
podzielił się z nimi łupami po bitwie pod Stamford
Bridge. Harold zaś prawdopodobnie chciał zatrzymać
statki i zapasy pokonanego przeciwnika, ponieważ mo-
gły mu się przydać w walce z kolejnym najeźdźcą. Nie
można jednak zaprzeczyć, że Harolda ceniono za umie-
jętności dowódcze. W roku 1066 w ciągu dwudziestu
kilku dni (co niezwykłe, jak na tamte czasy) na dwóch
krańcach państwa stoczono trzy bitwy. Król walczył
w dwóch z nich. Drugą przegrał, ale wynik bitwy długo
nic był przesądzony. Pod Hastings Harolda wspierali
młodsi bracia: Gyrth i Leofwine.
ARMIE STRON KONFLIKTU
ARMIA KSIĘCIA WILHELMA
W Normandii wojska dostarczali możnowładcy,
zazwyczaj spokrewnieni z rodziną księcia. Większość
ziem księstwa przed rokiem 1066 znajdowała się w ich
rękach i była dziedziczona z pokolenia na pokolenie.
Możnowładcy wysyłali na służbę do księcia rycerzy.
Prawdopodobnie nie było ustalone, ilu powinno ich
być. Podobny obowiązek spoczywał na biskupach.
W tym czasie dzierżawy powoli zamieniały się w len-
na. Ziemia była nadawana przez księcia, któremu wasal
składał hołd. Gdy system feudalny zaczął w państwie
dominować, prawdopodobnie zaczęto określać liczbę
wojsk, które każdy możnowładca (wasal księcia) mu-
siał dostarczyć. Od wasali wymagano służby przez oko-
ło 40 dni w roku. Część rycerzy prawdopodobnie
mieszkała przy dworze, inni żyli w swych posiadło-
ściach. Bogatsi rycerze mogli mieć obowiązek dostar-
czenia królowi pewnej liczby piechoty, powoływanej
z poddanych mieszkających na dworze rycerskim lub
na nadanych im ziemiach w okolicznych wsiach. Moż-
nowładcy mieli zazwyczaj do dyspozycji więcej ryce-
rzy, niż wymagał książę. Kontyngent jazdy był podzie-
lony na oddziały zwane conrois, które, jak wskazują
źródła, liczyły przypuszczalnie 25 lub 50 żołnierzy (na
pewno wielokrotność pięciu). Od rycerzy wymagano
niekiedy, by towarzyszyła im świta złożona z piechoty
lub gorzej uzbrojonej jazdy. Wace twierdził, że książę
zdołał wymusić na możnowładcach, by na wyprawę do
Anglii dostarczyli mu dwukrotnie więcej żołnierzy niż
zwykle.
System wojskowy w rodzącym się księstwie feu-
dalnym był złożony. Jeden człowiek mógł być len-
nikiem dwóch możnowładców. Gdy dochodziło między
nimi do wojny, pojawiał się problem. Wilhelm nigdy
nie miał w Normandii władzy tak silnej, jak później w
Anglii, gdzie podbitemu krajowi zdołał narzucić nowy
system feudalny, w którym cała ziemia była własnością
króla.
Rycerze mieli drogie wierzchowce i potrzebowali
pomocników, którzy dbaliby o konie oraz o broń
i ekwipunek wojenny podczas wypraw. Niewiele wie-
my o giermkach w tamtych czasach. Z pewnością jed-
nak wolni, młodzi ludzie byli przyuczani do walki
w szeregach jazdy. Późniejsze źródła mówią, że gierm-
kowie nie musieli posiadać pełnej zbroi, a do walki
z mieczem w dłoni ruszali dopiero po pasowaniu na ry-
cerzy. Podobnie wyglądała sytuacja gorzej urodzonych
młodzieńców, którzy, choć dosiadali koni, towarzyszyli
rycerzom jedynie jako służba.
Lewe skrzydło armii Wilhelma składało się z Bre-
tończyków. Dowodził nimi prawdopodobnie Alan Fer-
gant, kuzyn hrabiego Bretanii i formalnie wasal Nor-
mandii. Towarzyszący mu rycerze spodziewali się
oczywiście bogatych łupów na nowo podbitych zie-
miach. Rycerstwu towarzyszył jeszcze kontyngent na-
jemników skuszonych perspektywą wzbogacenia się.
Byli to żołnierze walczący zarówno konno, jak i pieszo,
a pochodzili głównie z sąsiednich państw, takich jak
Francja, Flandria, a nawet z Poitou i Akwitanii. Błogo-
sławieństwo papieża nadało całemu przedsięwzięciu
podniosły charakter.
W najeździe brała udział liczna piechota. Niektó-
rzy towarzyszyli rycerzom, innych wezwano w ramach
pospolitego ruszenia (arrière-ban). Pozostali byli na-
jemnikami. Wśród tych ostatnich byli włócznicy, liczni
łucznicy i kusznicy.
Podstawową ochronę stanowiła kolczuga zakłada-
na na tunikę. Kolczuga składała się z tysięcy kutych,
połączonych ze sobą żelaznych krążków. Większość
kolczug sięgała do kolan, a rękawy – do łokci. Z tyłu,
poniżej pleców, kolczugi miały rozcięcie, które pozwa-
lało wygodnie siąść w siodle. Niektóre kolczugi miały
u góry doczepiony kaptur.
Z obrazów i ilustracji wiemy, że bywały także
zbroje wykonane z metalowych, rogowych lub skórza-
nych łusek przytwierdzonych do tuniki. Możliwe, że
używano także kamizelek z wywatowanego materiału
albo nawet ze skóry, choć źródła mówią na ren temat
niewiele. Wywatowane koszule noszono czasem pod
kolczugami, by lepiej chronić ciało przed ciosami (kol-
czugi nie odbijały uderzenia, ponieważ były giętkie).
Jednak najstarsze świadectwa stosowania tego typu za-
bezpieczenia pochodzą dopiero z XII wieku. Jest praw-
dopodobne, że niektórzy rycerze zamiast kapturów
z kolczugi używali kapturów z pikowanego materiału
lub ze skóry. Niektóre kolczugi przedstawione w manu-
skryptach sięgają do bioder lub do ud. Nosiła je zapew-
ne piechota.
Niektórzy Normanowie, przede wszystkim książę
Wilhelm, są przedstawiani w kolczugach z dodatko-
wymi rękawami, wystającymi spod tradycyjnych, krót-
kich rękawów. Na ilustracjach można niekiedy zoba-
czyć spodnie wykonane w ten sam sposób, co kolczugi.
Buty wyrabiano ze skóry. Jeźdźcy korzystali ze strze-
mion z ostrogami.
Hełm był w kształcie stożka. Zazwyczaj miał osło-
nę nosa oraz paski przytrzymujące go na głowie. Na
Tkaninie z Bayeux w jednej ze scen przedstawiono ry-
cerza z paskami opadającymi na plecy niczym wstęgi
z mitry biskupa, co prawdopodobnie oznaczało wysoki
status przedstawionej osoby. Hełmy wiązano pod bro-
dą, by nie spadały w czasie bitwy.
Większość walczących używała tarcz. Niektórzy
piechurzy mieli okrągłe tarcze drewniane, obite z jednej
lub z obu stron skórą. Żelazny guz przytwierdzony na
środku, osłaniał miejsce, gdzie był zamocowany od
wewnątrz żelazny uchwyt, za który trzymano tarczę.
Większość tarcz miała zapewne jeszcze pasek, przez
który przekładano rękę, by równomierniej rozłożyć cię-
żar, a także dłuższy pas chroniący przed upuszczeniem
tarczy na ziemię i umożliwiający zarzucenie jej na ple-
cy albo odwieszenie. Brzegi tarczy wzmacniano za-
zwyczaj metalową obręczą lub skórą albo imitującym
je pomalowanym drewnem. Jednak większość piechoty
i jazdy używała tarcz w kształcie latawca, zaokrąglo-
nych na górze i szpiczastych na dole. Uważano, że taki
kształt tarczy jest najlepszy dla jeźdźca, ponieważ osła-
nia ona całe ciało człowieka, a ułożona poziomo – cały
bok konia. Wszyscy Normanowie na Tkaninie z Bay-
eux trzymają właśnie takie tarcze. Wierzch tarcz ozda-
biano malowidłami przedstawiającymi głowy smoków,
lwów i różnego rodzaju krzyże. Heraldyka jeszcze się
wówczas nie wykształciła, o czym można wnioskować
z tego, że Wilhelm jest przedstawiany z bardzo różny-
mi znakami na tarczach. Paski, za które trzymano taką
tarczę, miały różny kształt. Zazwyczaj cztery paski
tworzyły kwadrat (niewykluczone, że w środku znaj-
dowała się poduszka, chroniąca rękę przed obiciem).
Tarcze te miały także długi pas, taki sam, jak w tar-
czach okrągłych. Niektóre posiadały pośrodku metalo-
wy guz, ale pełnił on jedynie funkcję dekoracyjną.
Najbardziej rozpowszechnioną i cenioną bronią był
prosty miecz obosieczny. Drugą, równie ważną pod
względem znaczenia, bronią była włócznia. Drzewce
włóczni było gładkie i miało 2,4 metra długości, a na
nim było osadzone żelazne ostrze w kształcie liścia lub
trójkąta. Włócznią rzucano jak oszczepem, dźgano nią
z rozmachu albo trzymając pod prawym ramieniem
zwracano w kierunku nieprzyjaciela. Gdy jeźdźcy na-
cierali galopem na siebie nawzajem, siła takiego ataku
była bardzo duża. Bizantyjska księżniczka Anna Kom-
nena, która widziała szarżujących zachodnich rycerzy
podczas pierwszej krucjaty, stwierdziła, że jeden rycerz
wystarczyłby, żeby wybić otwór w murach Babilonu.
Jednak w czasach najazdu Wilhelma szarże z włócz-
niami nie były częste. Pod Hastings jazda musiała wał-
czyć ze zwartymi szeregami piechoty na niewygodnym
dla koni terenie, co utrudniało taki atak. Ze źródeł
wiemy, że ówczesna jazda atakowała w małych gru-
pach. Rycerze podążali za proporczykiem przyczepio-
nym do włóczni swojego feudalnego pana. Piechota by-
ła uzbrojona zarówno w oszczepy do rzucania o smu-
kłych ostrzach, jak i we włócznie o ostrzach szerszych.
Warto wspomnieć o przedstawionych na Tkaninie
z Bayeux chorągwiach. Pierwsza ma kształt półkola
i jest na niej namalowany kruk (wcześniej sądzono, że
to kielich, a sama chorągiew ma charakter religijny).
Chorągiew z krukiem to tradycyjna flaga wikingów,
używana przez Haralda Surowego, który podobnie jak
Wilhelm najechał Anglię w roku 1066. To wyraźny
znak, że mimo intensywnej chrystianizacji Normano-
wie mieli nadal z wikingami wiele wspólnego. Gdy
powstawała Tkanina z Baveux, okrzyk bojowy Thorze,
dopomóż! był równie popularny, co Boże, dopomóż!
Drugą chorągiew na tkaninie trzyma Eustachy z Bou-
logne. Tu złoty krzyż namalowano na białym tle. Za-
równo rozmiary chorągwi, jak i jej wygląd wskazują na
to, że jest to sztandar podarowany Wilhelmowi przez
papieża. Taki wzór miały wojenne chorągwie papie-
skie. W czasach późniejszych, gdy obowiązywały już
zasady heraldyki, sztandar papieski wyróżniał się tym,
że był z nimi niezgodny. To nadawało mu specjalny
status.
Niektórzy rycerze mogli także używać maczug. Na
tkaninie występują ich trzy rodzaje. Jedna ma metalowe
okucie, tak jak maczugi z okresu późniejszego. Inne,
trzymane w dłoniach przez uciekających Anglików, są
nabijane kolcami i przypominają metalowe maczugi
z XII wieku. Maczugi takie były nieduże, ale można
nimi było połamać przeciwnikowi kości, nawet jeśli
nosił kolczugę. Trzeci typ przypomina buławę (bacu-
lum) i trzyma go w dłoniach książę Wilhelm oraz bi-
skup Odo. Buława miała funkcję podobną do laski
rzymskiego centuriona.
Konie bojowe, zwinne i silne, były specjalnie ho-
dowane. Dwa czarne konie Wilhelma były darem króla
Hiszpanii, kraju znanego z doskonałych wierzchow-
ców. Tkanina nie pozwala nam wątpić w to, że były to
dwa ogiery.
Spośród przedstawionych na tkaninie łuczników
tylko jeden odziany jest w kolczugę, a pozostali nie ma-
ją zbroi. Z niedawnych odkryć archeologicznych wyni-
ka, że łucznicy strzelali z łuków wykonanych z jednego
kawałka drewna długości od 1,65 do 1,8 metra. Łuki te
zapewne różniły się od łuków długich, których siłę ra-
żenia Normanowie poznali w następnym stuleciu, gdy
najechali Walię. W łuku jednoczęściowym słabiej na-
ciągano cięciwę, prawdopodobnie tylko do klatki pier-
siowej. Przeciw rycerzom odzianym w kolczugi takie
łuki były skuteczne, jeśli strzelano z nich z odległości
nieprzekraczającej 90 metrów. Jeden z łuczników na
tkaninie, ścigający konno Anglików, prawdopodobnie
jedzie na wierzchowcu zdobytym na wrogu. Natomiast
ostrogi przy butach mogą świadczyć o tym, że był to
żołnierz, który walczył pieszo i konia używał tylko jako
środka transportu.
Wilhelm z Poitiers twierdził, że Wilhelm miał
w swoich szeregach także kuszników. Niestety na tka-
ninie nie przedstawiono ani jednego. Charakterystyczne
dla kusz bełty o czworościennych grotach są wspo-
mniane w utworze Carmen de Hastingae Proelio, któ-
rego powstanie datuje się na lata 1067–1075, chociaż
niektórzy badacze sądzą, że jest to utwórz XII wieku.
Z wyglądu kusznicy musieli przypominać łuczników.
Zamiast łuków mieli drewniane kusze, których zasięg
i siła rażenia były prawdopodobnie nieco większe od
łuków jednoczęściowych. Ładowano je, przytrzymując
przód kuszy stopą, a cięciwę naciągając obiema ręko-
ma. Krótkie drewniane bełty zakończone żelaznymi
grotami i pergaminowymi brzechwami noszono w koł-
czanach zawieszonych u pasa. Można się domyślać, że
w walkach brali także udział procarze. Nie nosili kol-
czug i mieli przy sobie jedynie broń i sakiewkę z poci-
skami. Skuteczny strzał mogli oddać z odległości dwu-
dziestu kilku metrów. Z bliska byli bardzo niebezpiecz-
ni. Strzał w nieosłoniętą twarz mógł zabić lub za-
mroczyć. W średniowiecznych kronikach nie znajdzie-
my wiarygodnych danych dotyczących liczebności
wojsk. Nawet gdy dysponujemy dużą liczbą źródeł (jak
w przypadku bitwy pod Hastings), możemy oprzeć się
tylko na szacunkach. Trudno wierzyć liczbom podawa-
nym w kronikach. Tak ogromnych wojsk nie dałoby się
zmieścić na polu bitwy ani zaopatrzyć w żywność.
W przypadku Hastings próbowano określić liczbę wal-
czących, szacując, ile osób mógł pomieścić jeden sta-
tek. Wace jest jedynym kronikarzem, który podaje do-
statecznie wiarygodną liczbę statków – 696. Trzeba
jednak wziąć pod uwagę, że część wiozła konie i zapa-
sy, dlatego nie możemy mieć pewności, czy obliczenia
będą prawidłowe. Trzeba uwzględnić także inne czyn-
niki, choćby wielkość pola bitwy. Długość linii angiel-
skich ustawionych na grzbiecie wzniesienia może być
pewną wskazówką, chociaż nie wiemy, jaką miały głę-
bokość. Na szczęście położenie pola bitwy znane jest
dość dokładnie, ponieważ w miejscu, w którym zginął
Harold, Wilhelm postawił ołtarz nowo ufundowanego
opactwa. Mimo przekształceń, którym teren poddano
podczas wznoszenia zabudowań klasztornych, możemy
w przybliżeniu wyznaczyć granice pola bitwy. Z dużym
prawdopodobieństwem też zakładamy, że przeciwnicy
mieli armie mniej więcej tej samej wielkości (Norma-
nów mogło być nieco mniej). Jeśli weźmiemy to
wszystko pod uwagę, możemy wysnuć przypuszczenie,
że Wilhelm prowadził 10 tysięcy ludzi, z czego 7500
żołnierzy i 2500 osób niebiorących bezpośredniego
udziału w walce, między innymi żeglarzy, kucharzy
i cieśli. Można ostrożnie przyjąć, że wśród żołnierzy
było około 2 tysięcy jazdy, 4 tysięcy ciężkiej piechoty
oraz 1500 łuczników i kuszników.
ARMIA ANGIELSKA
Angielsko-duńskie wojska królów Anglii w XI
wieku składały się z wojsk nadwornych i z pospolitego
ruszenia (fyrd). Królowie i możnowładcy anglosascy
zawsze otaczali się strażą przyboczną, która towarzy-
szyła im podczas bitew i była gotowa poświęcić życie
dla swojego pana. W roku 1018 Kanut odprawił swoich
żołnierzy, ale utrzymał załogi 40 statków, około 3–4 ty-
sięcy łudzi. Utworzył z nich gwardię królewską, która
wyróżniała się obowiązującymi ją regułami i bogato
zdobioną bronią. Ludzie ci jednak mieli niewiele
wspólnego z huskarlami. Często wysuwa się tezę, że
styl ich życia wzorowany był na stylu życia członków
legendarnego pirackiego bractwa wikingów Jomsvi-
king, w którym obowiązywał odrębny kodeks postępo-
wania. Należy jednak wziąć pod uwagę, że zgodność
z prawdą tego, co opisują sagi, jest mocno wątpliwa.
Co więcej podstawowe źródła mówiące o huskarlach
pochodzą ze Skandynawii, powstały pod koniec XII
wieku i jak się w ostatnim czasie uważa, dla wieku XI
nie są wiarygodne. Skoro Edward Wyznawca miał na
podorędziu tak liczną armię, czemu nie użył jej, by
prędko stłumić bunt z roku 1051? Wydaje się prawdo-
podobne, że huskarlowie stanowili raczej oddziały na-
dworne, podobne do anglosaskich tanów. Byli to do-
brze wyszkoleni wojownicy mieszkający przy dworze
i opłacani przez króla czy możnowładcę. Niektórym
nadano ziemię i wówczas tytuł huskarla zdradzał jedy-
nie obce pochodzenie takiego podwładnego. Ci, którzy
mieli odpowiednio wysoką pozycję, prowadzili na woj-
nę dodatkowo swoich dzierżawców. Jest dość prawdo-
podobne, że huskarlów obowiązywała jakaś reguła.
Niektórzy z nich mieszkali w Wallingfordzie nad Ta-
mizą. Choć było to miejsce istotne ze strategicznego
punktu widzenia, nie mamy podstaw, by sądzić, że peł-
nili oni funkcję garnizonu.
Oprócz oddziałów należących do poszczególnych
rodów, było jeszcze pospolite ruszenie (fyrd), które
wypełniało obowiązek służby (fyrdfaereld) w zamian
za ziemię nadaną przez króla. Oprócz tego ludzie ci by-
li zobowiązani do prac przy budowie i odbudowie gro-
dów (burbbot) oraz naprawach mostów (brycege-
weorc). Z rozdziału poświęconego Berkshire w Do-
mesday Book (Berkshire Custumal) wiemy, że z każ-
dych pięciu hides, czyli nadziałów ziemi wystarczają-
cych do utrzymania jednej rodziny, powoływano jed-
nego żołnierza. W tych czasach oddział złożony z pię-
ciu ludzi był oznaką zamożności. Takimi jednostkami
mogli poszczycić się tanowie. Chłop, zwany kerlem
(ceorl), mógł mieć kolczugę i złoty miecz, ale bez od-
powiedniej ilości ziemi pozostawał nadal chłopem. Tan
prawdopodobnie musiał stawić się na wezwanie z kol-
czugą i hełmem. Cztery szylingi płacone od każdego
hide były przeznaczone na zakup żywności i żołd. Jeśli
w oddziale nie było tana, żołnierze składali się na za-
kup lepszego uzbrojenia dla tego kerla, który zajmował
najwyższą pozycję. Tanowie królewscy, którzy byli
właścicielami dużych obszarów i mieli prawa sądowni-
cze, musieli dodatkowo wystawić jeszcze po jednym
żołnierzu od każdego posiadanego oddziału. Pospolite
ruszenie (fyrd) miało obowiązek walczyć poza grani-
cami kraju, a nawet za morzem, jeśli była taka potrze-
ba. Wzmianek o oddziałach powoływanych z żołnierzy
wystawionych przez pięć hi des nie znajdziemy w roz-
dziale Domesday Book poświęconym Worcesterowi
(Worcester Custumal). Ponieważ brakuje nam źródeł,
nie mamy pewności, czy system 5 hides lub 6 carruca-
ta był w Anglii powszechny. Według Worcester Cu-
stumal bogaty tan, związany z rodziną królewską, tracił
ziemię, jeśli nie wywiązał się z obowiązku służby. Niż-
szy rangą tan (zapewne podporządkowany tanowi kró-
lewskiemu), jeśli sprowadzał na swoje miejsce kogoś
innego, płacił suzerenowi 40 szylingów kary. Jeśli nikt
nie przybył, suzeren przyjmował pieniącdze, ale prze-
kazywał je królowi (w Berkshire Custumal było to 50
szylingów). Miasta także miały obowiązek służby. Wy-
stawiały do 20 ludzi (zależnie od liczby posiadanych
hides).
W czasie wojny pospolite ruszenie mogło być zwo-
ływane na okres do dwóch miesięcy. W okresie szcze-
gólnego zagrożenia można było zwoływać je kilkakrot-
nie w ciągu roku. Na przykład w roku 1016 uczyniono
to pięć razy. Jeśli z armią był król, dezercję karano
śmiercią. Prawa wprowadzone przez Kanuta przewi-
dywały za opuszczenie dowódcy karę śmierci i pozba-
wienia majątku. Z kolei jeśli ktoś zginął, walcząc u bo-
ku swojego suzerena, ten, by wywiązać się z zaciągnię-
tego wobec poległego długu (heriot), pozwalał jego ro-
dzinie dziedziczyć po nim majątek. Źródła wskazują, że
pospolite ruszenie w ramach jednego okręgu (shire)
dzieliło się na setki, co jest dowodem na to, że korzy-
stano już z systemu dziesiętnego. Król dowodził armią,
a pomagali mu w tym najwięksi możnowładcy – wielcy
earlowie. Pod nimi w hierarchii byli huskarlowie i ta-
nowie królewscy, prowadzący ze sobą pomniejszych
tanów i kerlów.
Jeśli krajowi groziło poważne niebezpieczeństwo,
jak to miało miejsce w roku 1066, król mógł powołać
do służby wszystkich zdrowych, wolnych mężczyzn.
Obowiązek takiej służby dotyczył tylko obszaru shire
i trwał jeden dzień. Jeśli służba się przedłużała, żołnie-
rzom miano wypłacać żołd. Podczas kampanii przeciw
Walijczykom i Szkotom służba trwała najczęściej 15
dni. Taka „milicja” miała niewielką wartość bojową.
Wykorzystywano ją zazwyczaj do obsadzania miast
i obrony wybrzeża. W niektórych regionach ludność
miała obowiązek sformować garnizon do pobliskiego
grodu. W dwóch źródłach znajdziemy informację, że
ludność z 16 hides (po jednej osobie z hide) musiała
dbać o odcinek muru długości boku kwadratu o po-
wierzchni 1 akra. Takie obowiązki zwalniały z udziału
w pospolitym ruszeniu.
Większość huskarlów i bogatszych tanów docierała
na pole bitwy konno, ale do walki zsiadała z wierz-
chowców. W ostatnich latach wielu badaczy próbowało
udowodnić, że armia angielska walczyła czasem jako
jazda i mogła tak walczyć również pod Hastings, gdyby
Wilhelm nie wymaszerował z obozu i nie zmusił Ha-
rolda do zajęcia obronnej pozycji na wzniesieniu. Po-
nieważ walka konno wymagała wielu miesięcy ćwi-
czeń, najbardziej prawdopodobne jest, że była domeną
huskarlów (nim ich pozycja się nie zmieniła). Jednak
dowody na istnienie angielskiej jazdy są znikome. Je-
dyny opis takiej walki znajduje się w kronice islandz-
kiego dziejopisa Snorriego Sturlusona (Heimskringla)
–
w bitwie pod Stamford Bridge żołnierze Harolda jadą
na stojących w linii Norwegów. Jednak Snorri (piszący
w latach około 1223–1235) mógł korzystać ze znie-
kształconych opisów taktyki Normanów pod Hastings,
które następnie wykorzystał w opisie walk pod Stam-
ford Bridge. Przykładu, co działo się, gdy Anglicy pró-
bowali walczyć z koni, dostarcza nam The Anglo-Saxon
Chronicie we fragmencie dotyczącym roku 1055. Karl
Ralph, normański siostrzeniec króla Edwarda, walczył
z Walijczykami wśród wzgórz pod Herełordeni i musiał
ustąpić pod naporem przeciwnika. Anglicy uciekli, po-
nieważ zostali zmuszeni do walki na koniach (The An-
glo-Saxon Chronicie 1055 C).
Miasta nadmorskie Kentu i Susseksu (Pevensey,
Dungeness, Romney, Hythe, Folkestone i Sandwich)
musiały wystawić okręty oraz huskarlów lub zwykłych
żołnierzy do służby na morzu. W ten sposób narodził
się tak zwany Związek Pięciu Portów. Pospolite rusze-
nie dostarczało ludzi zarówno do służby na lądzie, jak
i na morzu. Każde 300 hides musiało wybudować na
swój koszt jeden okręt i przydzielić do niego 60 osób
załogi. Niekiedy zamiast budowania okrętu można było
zapłacić jego równowartość. Bogatsi mogli także do-
starczać okręty pod warunkiem, że kiedy nic będą wy-
korzystywane przez króla, używać ich będą właściciele.
Pod względem uzbrojenia armia angielska przy-
pominała normandzką. Huskarlowie oraz tanowie po-
siadali analogiczne kolczugi, zwane przez nich byrnies.
Na Tkaninie z Bayeux widać angielskich żołnierzy
z tarczami zarówno w kształcie koła (czasem owalu),
jak i latawca.
Anglicy, w przeciwieństwie do Normanów, używa-
li toporów bojowych. Na tkaninie widać ich dwa rodza-
je. Pierwszy to toporek duński z ostrzem długości około
10 centymetrów, osadzonym na lekkim trzonki, którym
można było operować jedną ręką. Bardziej rozpo-
wszechniony był jednak topór o ostrzu długości co
najmniej 25 centymetrów, osadzonym na grubym
trzonku długości około 90 centymetrów. Był najsku-
teczniejszy, gdy walczono nim obiema rękami.
Na tkaninie pojawia się kilka sztandarów angiel-
skich, a wśród nich sztandar ze smokiem, symbolem
Wesseksu, powiewający nad kwaterą Harolda. Sztandar
miał właściwie kształt rękawa i imitował cielsko smoka
z pyskiem oraz (prawdopodobnie) przednimi nogami.
Pierwsze tego typu proporce spotykamy w oddziałach
jazdy późnego cesarstwa rzymskiego. Harold miał też
na polu bitwy osobisty proporzec przedstawiający wo-
jownika, wyszywany złotymi nićmi i wysadzany dro-
gimi kamieniami.
W szeregach wojsk angielskich było niewielu
łuczników. Normanowie nie mogli liczyć na to, że będą
wykorzystywać nieprzyjacielskie strzały, które nie tra-
fiły w cel. Nie posiadamy dowodów, by w Anglii znano
już w tym czasie kusze. Wśród żołnierzy pospolitego
ruszenia mogli być natomiast procarze.
Armia Harolda była prawdopodobnie nieco licz-
niejsza od armii Wilhelma. Przyjmuje się, że liczyła 8
tysięcy zbrojnych. Oddziały nadworne Harolda i jego
dwóch braci w pełnym składzie liczyły około tysiąca
ludzi. Po krwawej bitwie pod Stamrord Bridge mogły
się zmniejszyć do tylko 800 łudzi, jednak dane te opie-
rają się na szacunkach. Wojska nadworne wspierało
około 6500 żołnierzy z pospolitego ruszenia (fyrdmen).
Pozostali to prawdopodobnie milicja z Susseksu, a mo-
że i z Kentu. Osiem tysięcy ludzi z trudem mieściłoby
się na wzniesieniu pod Hastings, ale to, że panowała
ciasnota, potwierdzają kronikarze opisujący bitwę.
PLANY I PRZYGOTOWANIA
PLAN NAJAZDU KSIĘCIA WILHELMA
Zdaniem Wace’a książę Wilhelm dowiedział się
o koronacji Harolda podczas łowów. Do nowego króla
wysłano oficjalny protest. Poselstwo z wpływowym bi-
skupem Hildebrandem (późniejszym papieżem Grze-
gorzem VII) stawiło się także przed obliczem papieża
Aleksandra II. Książę dysponował mocnym argumen-
tem. Gdy po śmierci Edwarda Godwin wygnał normań-
skiego arcybiskupa Canterbury, godność prymasa
otrzymał bliski współpracownik Godwina, Stigand.
Okoliczności, w jakich objął tron biskupstwa Canterbu-
ry, oraz fakt, że łączył go z biskupstwem winchester-
skim, powodowały, że kolejni papieże odmawiali zdję-
cia z niego ekskomuniki i przyznania mu paliusza.
Wilhelm wykorzystał to jako dowód, że kościół angiel-
ski wymaga odbudowy. Sceny na Tkaninie z Bayeux są
zgodne z przekazem zachowanym w kilku normań-
skich kronikach, których autorzy twierdzili, że Stigand
osobiście koronował Harolda. Jedynie Jan z Worcesteru
zapewniał, że Harold postarał się, by koronował go cie-
szący się dużym szacunkiem Ealdred, arcybiskup Yor-
ku. Jednak Jan, związany z Yorkiem i Worcesterem,
mógł celowo przeinaczyć fakty. Papież Aleksander dał
Wilhelmowi oficjalne błogosławieństwo i wysłał mu
swoją chorągiew, którą książę miał podczas bitwy pod
Hastings. Wilhelm otrzymał także drugi podarunek:
pierścień z włosem świętego Piotra, który, według Wa-
ce’a, podczas walki zawiesił na rzemieniu na szyi.
Pozycja polityczna Wilhelma była bardzo korzyst-
na. Jego najwięksi rywale, Henryk, król Francji, i Geo-
ffrey, hrabia Andegawenii, zmarli w roku 1060. Na-
stępca Henryka, Filip I, był jeszcze dzieckiem i pozo-
stawał pod opieką teścia Wilhelma, Baldwina, hrabiego
Flandrii. W Andegawenii wybuchła wojna domowa.
Hrabstwo Maine, stanowiące bufor między Normandią
a hrabstwem Andegawenii, zostało zajęte przez Nor-
manów w roku 1063. W sąsiedniej Bretanii po najaz-
dach Wilhelma w roku 1064 i 1065 powstało silne
stronnictwo pronormandzkie.
Region ten wsparł wyprawę Wilhelma najliczniej-
szym kontyngentem wojsk. Hrabia Eustachy z Boulo-
gne był przyjaźnie nastawiony do księcia, a od 12 lat
kontrolował Ponthieu. Podczas wizyty w Rzymie Nor-
manowie zawarli jeszcze sojusz z cesarzem niemieckim
i Duńczykami, którzy byli w stanie wojny z Norwega-
mi.
Według Wilhelma z Malmesbury po otrzymaniu
chorągwi papieskiej książę zwołał naradę w Lillebonne,
a kolejną w Bonnevillc-sur-Touques (tę informację
znajdujemy u Orderica Vitalisa, piszącego mniej więcej
w latach 1109–1125). Na drugiej naradzie omawiano
zaopatrzenie statków. Powinności feudalne nie doty-
czyły kampanii zamorskich i wielu możnowładców nie
zdecydowało się brać udziału w wyprawie. Wace
twierdzi, że narada zakończyła się sporem. Potem Wil-
helm indywidualnie rozmawiał z wasalami, by nakłonić
ich do udziału w przedsięwzięciu. Wykorzystywał przy
tym swój autorytet i proponował duże nadziały ziemi
w podbitym państwie. Wielu możnowładcom nie podo-
bał się pomysł najazdu na tak silne państwo, jakim była
Anglia. Niewykluczone jednak, że kronikarz ubarwił
historię przygotowań do wyprawy, by podkreślić auto-
rytet i dalekowzroczność Wilhelma. Trzecia narada
miała miejsce w Caen w czerwcu. Wcześniej ujrzano
na niebie znak – gwiazdę z długim ogonem. Była to
kometa Halleya, która pokazała się na niebie 24 kwiet-
nia i rozświetlała je przez ponad tydzień.
Gdy tylko udało się Wilhelmowi przekonać moż-
nowładców do wyprawy na Anglię, książę wydał roz-
kaz, by zebrano i zbudowano statki. Prawdopodobnie
oparł się tu na starodawnym prawie skandynawskim
zwanym leidangr. Przypuszcza się, że możnowładcy,
którzy mieli posiadłości w głębi lądu, zwracali część
kosztów budowy tym, których ziemie graniczyły z mo-
rzem. Statki wybudowane specjalnie na okazję najazdu
miały prawdopodobnie jednakowe wymiary, by mogły
płynąć z taką samą prędkością.
NAJAZDY TOSTIGA
Gdy w Normandii trwały przygotowania, w Anglii
przeciw Haroldowi zbuntował się jego brat. Tostig,
usunięty z posiadłości w Northumbrii w roku 1065,
spędził zimę we Flandrii, ponieważ jego żona, Judyta,
była przyrodnią siostrą hrabiego Baldwina. Na począt-
ku maja pojawił się z flotyllą 60 okrętów u wybrzeży
wyspy Wight i zaczął grabić południowe wybrzeże aż
do miasta Sandwich w Kencie. Zajął Sandwich i zaczął
zbierać ludzi oraz okręty. To wówczas, jak podaje The
Atiglo-Saxon Chronicie, Harold po raz pierwszy zmobi-
lizował armię i flotę. Gdy Tostig usłyszał, że z Londy-
nu maszerują wojska królewskie, przeniósł się do Tha-
net, gdzie spotkał się z pozostającym na wygnaniu Co-
psigiem, który sprowadził posiłki z Orkadów. Orkady
były pod panowaniem Norwegów. Tostig musiał więc
nawiązać kontakty z dworem norweskim, by zawrzeć
sojusz z Haraldem Surowym. Według cytatów z Wil-
helma z Jumièges zamieszczonych przez Orderica Vita-
lisa, Tostig próbował także zyskać przychylność księcia
Wilhelma. Teraz jego flota popłynęła na północ wzdłuż
wschodniego wybrzeża, plądrując po drodze nadmor-
skie miasta i wsie. W Lindsey i Northumbrii odparły ją
wojska Edwina i Morcara. Wobec tych niepowodzeń
i masowej dezercji Tostig odpłynął dalej na północ
z ostatnimi 12 małymi okrętami, które mu pozostały.
Lato spędził w gościnie u króla Szkocji, Malcolma
Canmore a. Zapewne w tym czasie zawarł przymierze
z Haraldem Surowym.
KONCENTRACJA WOJSK PRZED WY-
PRAWĄ
Do sierpnia flota Normanów była już prawie goto-
wa i 4 lub 5 sierpnia okręty zaczęły się zbierać w estua-
rium rzeki Dives w Dives-sur-Mer oraz w kilku innych
pobliskich portach. Ile było tych okrętów – możemy się
jedynie domyślać. Wice podaje liczbę 696, cytując
swojego ojca, ale podważa jej wiarygodność, mówiąc,
że nawet w czasach Wilhelma Zdobywcy nikt nic wie-
dział, ile okrętów naprawdę popłynęło. Spis okrętów,
którego wiarygodność jest żywo dyskutowana, mógł
powstać nawet już w roku 1067. Podano w nim liczbę
776 okrętów wystawionych przez możnowładców.
Prawdopodobnie oprócz tego istniała już mała flota
książęca, a pozostałe jednostki mogli dostarczyć na-
jemnicy flamandzcy. Przypuszczalnie były wśród nich
zarówno morskie drakkary (podobne do doskonałych
okrętów używanych przez wikingów), jak i statki trans-
portowe o większym zanurzeniu. Wszystkie miały po-
szycie zakładkowe. Posiadały jeden duży kwadratowy
żagiel oraz wiosła na wypadek, gdyby nie było wiatru
lub maszt się złamał.
Pod Dives-sur-Mer Wilhelm rozbił ogromny obóz
o powierzchni ponad 80 hektarów. Oprócz żołnierzy
mieszkali w nim giermkowie, służba, żeglarze, kucha-
rze, zbrojmistrze i rzeźnicy. Obóz stał przez miesiąc.
Wilhelm z Poitiers zapewnia, że książę zapłacił za
żywność dla wszystkich, by okoliczna ludność nie mu-
siała się bać o swoje zapasy i stada. Nawet jeśli weź-
miemy poprawkę na to, że zapatrzony w Wilhelma
kronikarz mógł trochę przesadzić, nie można odmówić
księciu sukcesu. Utrzymanie tak dużej liczby ludzi (za-
pewne około 10 tysięcy) w jednym miejscu przez mie-
siąc było niemałym osiągnięciem. Możemy przypusz-
czać, że Wilhelm chciał stąd wyruszyć w podróż przez
kanał albo po prostu traktował tę okolicę jako bazę wy-
padową. Okręty przycumowano zapewne w nieistnieją-
cej już zatoce Dives, gdzie były dobrze chronione przed
sztormami i ewentualnymi napadami nieprzyjaciela.
Można tu było łatwo dowieźć zboże z równiny Caen,
a dookoła nie brakowało lasów, z których czerpano ma-
teriał na okręty. Nie jest wykluczone, że Wilhelma
wcale nie opóźniły niesprzyjające północne wiatry, ale
celowo odsunął w czasie początek wyprawy, czekając
aż pilnującemu wybrzeża Anglii pospolitemu ruszeniu
wyczerpią się zapasy. Wilhelm był w pełni świadomy,
że Harold może zebrać znaczne siły, liczniejsze od jego
własnych, oraz że oczywiste jest, że utrzymanie tak
różnorodnej armii pod Dives stwarzało dużo trudności.
Nie tylko należało zadbać o porządek w szeregach woj-
ska, ale także pilnować, by żołnierze i konie bojowe
zachowali dobrą kondycję. Prawdopodobnie, by wyży-
wić armię, Wilhelm wzorował się na Rzymianach i Bi-
zantyjczykach i wybudował w środku obozu duży spi-
chlerz (ale nie magazyn na paszę). Aby zapełnić go pa-
szą, była potrzebna odgórna kontrola zakupu lub rekwi-
zycji żywności, a potem jej dystrybucja. Dwa tysiące
koni potrzebowało dziennie 13 ton ziarna i mniej wię-
cej tyle samo siana. Trzeba było je zgromadzić nieza-
leżnie od ziarna przygotowanego dla ludzi. Do tego na-
leży doliczyć drewno i torf na ogniska oraz setki litrów
wina. Trzeba było też znaleźć sposób na pozbycie się
ogromnych ilości zwierzęcych odchodów, ludzie zaś
potrzebowali latryn. Choć było lato, kroniki nie wspo-
minają o epidemii w obozie. Konie prawdopodobnie
stały pod drewnianymi wiatami krytymi gałęziami i li-
śćmi, zaś żołnierze z oddziałów jazdy mogli spać
w namiotach, z których każdy mieścił 10 ludzi.
DYLEMAT HAROLDA
Od ataku Tostig a Harold trzymał armię w gotowo-
ści na południowym wybrzeżu. Nic przygotował się
właściwie na atak z Norwegii prawdopodobnie dlatego,
iż był przekonany, że Normanowie nadpłyną jako
pierwsi. Możliwe, że wolał bronić swoich posiadłości
na południu, a obronę ziem północnych pozostawił
Edwinowi i Morcarowi. Bardzo dużo czasu zajęło zbie-
ranie floty, zapewne dlatego, że flota królewska
Edwarda Wyznawcy została rozwiązana i król mógł po-
legać teraz tylko na flocie z pospolitego ruszenia. Ha-
rold najpierw czekał w Sandwich, a gdy przybyły
wszystkie okręty (prawdopodobnie około 700), przyłą-
czył się do floty i zakotwiczył u wybrzeży wyspy
Wight. Według wersji E The Anglo-Saxon Chronicie
Harold w pewnym momencie pożeglował na kanał,
wypatrując floty normandzkiej. Jeśli pospolite ruszenie
służyło na morzu dwa miesiące, po pewnym czasie
okręty musiały wrócić do Londynu, by zmienić załogi.
To tłumaczyłoby, dlaczego przez tak długi czas udało
się je utrzymać na służbie.
Ósmego września armii angielskiej skończyły się
zapasy i Harold, chociaż dzielnie próbował utrzymać
wojsko przez dłuższy czas niż zwykle, został zmuszony
je rozpuścić. Ponieważ wiatr od zachodu nieco osłabł,
król dał rozkaz, by okręty wracały do Londynu, a sam
pojechał konno. Z powodu wysokiej fali załogi okrętów
Harolda musiały użyć wioseł, a nie żagli. Kilka z nich
zatonęło. Plan Wilhelma okazał się skuteczny. Wybrze-
ża Anglii nie było komu bronić.
Ponieważ kanał był już pusty, Wilhelm mógł bez-
piecznie przeprowadzić wojsko w inne miejsce. Po
miesiącu spędzonym pod Dives armii zaczęło brakować
pastwisk dla koni. W dodatku Wilhelm chciał zapewne
podejść bliżej miejsca, w którym planował przybić do
brzegu – Pevensey i Hastings. Książę przesunął zatem
swoje okręty na wschód, do portu Saint-Valery-sur-
Somme w Vimeu, około 260 kilometrów wzdłuż wy-
brzeża. Tamtejszy możnowładca był spokrewniony za-
równo z władcami Normandii, jak i Ponthieu. Łatwiej
tu było o wiatr z południa, a dodatkowo okrętom nie
groziły prądy pływowe spychające je ku brzegom i ku
ujściu Sekwany. Z powodu pływów nie można było
wyruszyć przed 12 września, a o tej porze roku wiatry
z zachodu były jeszcze bardzo silne. Gdy flota wyru-
szała między 3 a 4 rano, mogła liczyć na korzystny
prąd pływowy i spodziewać się niekorzystnego wiatru
z zachodu. Nie obyło się bez wypadków; sztorm roz-
trzaskał kilka okrętów, a ciała ofiar pogrzebano nocą,
by nie osłabiać morale żołnierzy. To mogłoby ozna-
czać, że flota dopłynęła na miejsce 14 września. Konie
prawdopodobnie przeprowadzono lądem; odległość
wynosiła około 160 kilometrów, zaś droga lądowa była
dla zwierząt znośniejsza. Kroniki nie wspominają, by
operacja przyniosła jakieś straty.
NAJAZD NORWEGÓW
Jak można się było spodziewać, jako pierwsi przy-
byli najeźdźcy z północy. W pierwszym tygodniu wrze-
śnia, gdy Harold pilnował południowego wybrzeża, Ha-
rald Surowy, król Norwegii, zgłosił pretensje do tronu
Anglii. Zgromadziwszy flotę wielkości od 300 do 500
okrętów, przepłynął Morze Północne. Na Tyne przyłą-
czył się do niego Tostig, który przypłynął ze Szkocji
z dodatkową flotyllą. Razem popłynęli na południe
wzdłuż wybrzeża, plądrując nadmorskie wsie i miasta,
a potem wpłynęli na Humber i rzeką Ouse zmierzali do
Riccall, 16 kilometrów od Yorku. Tu rozbili obóz, a na-
stępnie ruszyli w kierunku miasta. Większość szła pie-
szo, tylko niektórzy jechali na zrabowanych koniach
i kucach. Pod Gate Fulford (obecnie przedmieście Yor-
ku) zastąpiła im drogę armia północna earla Edwina
i earla Morcara. Nie znamy rozmiarów wojsk żadnej ze
stron. Możemy jedynie szacować, że liczyły od 5 do 6
tysięcy ludzi. Tostigowi towarzyszył earl Orkadów,
a w armii wikingów szli także Szkoci, Anglicy i najem-
nicy flamandzcy. W środę 20 września doszło do star-
cia. Jedyny opis bitwy pochodzi z mało wiarygodnego
źródła – utworu islandzkiego poety, Snorriego. Oczy-
wiście nic możemy wykluczyć, że tekst ten jest czę-
ściowo zgodny z prawdą. Snorri pisał, że po marszu
wzdłuż rzeki Norwegowie ustawili się w linii, lewe
skrzydło opierając o rzekę, a prawe o rów biegnący
równolegle do niej. Harald rozwinął nad rzeką sztandar
z krukiem. Podczas starcia wielu Anglików utonęło
w rzece. Edwin i Morcar musieli się wycofać. Bitwa
była krwawa i po obu stronach zginęło wielu żołnierzy.
Earlowie z północy nic mieli teraz możliwości wsparcia
Harolda nowymi oddziałami.
Norwegowie weszli do Yorku i przyjęli kapitulację
miasta. Według wersji C The Anglo-Saxon Chronicie
(napisanej z wyraźnym nastawieniem antygodwinow-
skim) Harald namówił mieszkańców, by przyłączyli się
do niego w marszu na południe. Należy przy tym pa-
miętać, że ludność zamieszkująca wówczas Anglię była
bardzo zróżnicowana pod względem etnicznym.
Harold otrzymał wieść o najeździe norweskim po 8
września, po rozpuszczeniu armii. Natychmiast ogłosił
nowe pospolite ruszenie i nim minęły dwa tygodnie,
wyruszył z oddziałami, które udało mu się zebrać
w tym czasie. Idąc starą rzymską drogą z Londynu, po-
konał dystans 306 kilometrów w pięć dni. Do Tadcaste-
ru przybył 24 września. W nocy pozwolił żołnierzom
odpocząć i już w poniedziałek 25 września rano ruszył
przez York, a potem dalej do drogi prowadzącej ku od-
dalonemu o 13 kilometrów Stamford Bridge, gdzie
znajdował się główny obóz Norwegów, wikingowie
spodziewali się ataków ludności z najbliższej okolicy.
Nic wiedzieli jednak, że w pobliżu może być armia.
Ponieważ było gorąco, wielu z nich zostawiło zbroje na
okrętach w Riccall. Według Snorriego pierwszym zna-
kiem zbliżającej się armii Harolda był tuman kurzu
unoszący się nad drogą z Yorku. Potem można było
dojrzeć błyski zbroi i broni. W sadze czytamy, że przy-
pominały one odblask promieni słońca na pokruszonym
lodzie.
Zmuszony do szybkiego działania Harold zaczął
organizować obronę. Czasu miał mało. Po raz pierwszy
przeciwnik został dostrzeżony z grzbietu wzniesienia
pod miejscowością Gate Helmsley, leżącą w odległości
zaledwie półtora kilometra od obozu Norwegów. Ha-
rald wysłał jeźdźców do Riccall (19 kilometrów od ob-
ozu), do Eyesteina Orrego, dowódcy pozostawionych
tam oddziałów pilnujących okrętów, by ten natychmiast
dołączył do głównych sił. Większość armii najeźdźców
rozbiła obóz na wschodnim brzegu rzeki Derwent, ale
część znajdowała się na zachodnim i stała na drodze
zbliżających się Anglików. Drewniany most znajdował
się około 360 metrów dalej w górę rzeki od miejsca, w
którym znajduje się dziś. Posterunki na zachodnim
brzegu otrzymały trudne zadanie powstrzymania natar-
cia przeciwnika do czasu, gdy główne siły na wschod-
nim brzegu uzbroją się i ustawią na niewielkim wznie-
sieniu okalającym równinę Battle Flats. Pokonawszy
obrońców, wojsko Harolda ruszyło w kierunku mostu.
Napotkało tu samotnego norweskiego żołnierza, który
stojąc na wąskim moście, skutecznie odpierał ataki An-
glików. W końcu jeden z żołnierzy Harolda (prawdo-
podobnie używając koryta jako prowizorycznej łódki),
podpłynął pod most i ugodził Norwega włócznią,
otwierając drogę Anglikom. Ten epizod wzmiankowa-
ny jest tylko w źródłach angielskich. Również w tym
wypadku nie mamy żadnych wiarygodnych przekazów
dotyczących liczebności wojsk. Biorąc jednak pod
uwagę znaczne straty w szeregach jazdy podczas walk
pod Fulfordem oraz że Harold przybył w pośpiechu,
wydaje się wątpliwe, by którakolwiek ze stron dys-
ponowała dużymi siłami. Norwegowie ustawili się
w kole (albo w szyku trójkątnym). Harald, ustawiając
żołnierzy, spadł ze swego czarnego wierzchowca, ale
nic mu się nie stało. Snorri pisze także, że przed bitwą
z szeregów wojsk angielskich wyjechało 20 jeźdźców.
Poselstwo to zaproponowało Tostigowi Northumbrię
i jedną trzecią królestwa, jeśli podda się Haroldowi.
Gdy earl zapytał, co dostanie za to Harald, otrzymał
odpowiedź, że przypadnie mu jedynie kawałek angiel-
skiej ziemi na grób. Gdy Harald dowiedział się, że
w poselstwie brał udział sam król, oświadczył, że gdy-
by o tym wiedział wcześniej, nie pozwoliłby mu odje-
chać.
Niewiele wiemy o samym przebiegu bitwy. Snorri
twierdzi, że Anglicy atakowali z koni, ale opis ich na-
tarcia do złudzenia przypomina opis natarcia Norma-
nów w bitwie pod Hastings. Najprawdopodobniej było
to brutalne starcie piechoty, rozpoczęte atakiem łuczni-
ków i oszczepników (Snorri pisał, że wielu Norwegów
było uzbrojonych w łuki) i zakończone zaciętą walką
wręcz. Anglicy próbowali przebić się przez norweski
pierścień. W końcu Harald został śmiertelnie ranny.
Strzała ugodziła go w tchawicę (podobnie miał zginąć
Harold pod Hastings). Anglicy nie chcieli okazać prze-
ciwnikowi litości i walkę podjęto na nowo. Nadszedł
Eyestein Orre (wezwany od okrętów) ze swoimi od-
działami, ale ponieważ żołnierze zostali zmuszeni do
szybkiego marszu w pełnej zbroi, byli bardzo zmęcze-
ni. Aby kontynuować walkę, pozbywali się zbroi
i tarcz, przez co stawali się łatwym celem dla prze-
ciwnika. Wraz z zapadającym zmierzchem armia na-
jeźdźcy ustąpiła pod naporem obrońców. Wielu do-
wódców, w tym Harald i Tostig, poległo. Synowi Ha-
ralda, Olafowi, który został przy okrętach, pozwolono
odpłynąć, ale najpierw musiał przysiąc Haroldowi
przyjaźń. Niedobitki norweskiej armii zmieściły się na
zaledwie 24 okrętach.
W szeregach armii angielskiej także było wielu po-
ległych. Radość ze zwycięstwa przesłaniała Haroldowi
świadomość, że zabił swojego brata (Normanowie wy-
korzystali potem bratobójstwo, by kompromitować
przeciwnika) oraz że nic nie chroniło kraju przed na-
jazdem od południa. Najgorsze obawy okazały się
słuszne. Podczas świętowania zwycięstwa lub na po-
czątku października przybył posłaniec z wiadomością,
że Wilhelm przybił do brzegu w Susseksie.
NAJAZD NORMANÓW
Wilhelm czekał, aż wiatr znów zmieni kierunek na
południowy. Na próżno jednak przyglądał się wiatrow-
skazowi w kształcie koguta na wieży kościoła św. Wa-
lerego. W akcie desperacji kazał wynieść relikwie pa-
trona ze świątyni i zorganizować z nimi procesję na
ulicach miasta. Wiatr w końcu uległ. Historycy spierali
się, którego dokładnie dnia armia Wilhelma wsiadła na
okręty, jednak najprawdopodobniej było to 27 wrześ-
nia. Okręty musiały podpłynąć do brzegu podczas
przypływu, żeby konie mogły wejść na pokład po ram-
pach. Przypływ zaczynał się o godzinie 15.20. Żołnie-
rze spieszyli się, by zdążyć wyruszyć przed odpływem.
Wilhelm z Poitiers zapewnia, że okręty wypłynęły
przed zachodem słońca, czyli musiało to być około go-
dziny 17. Odpływ w estuarium Sommy kończy się
o godzinie 20.56. Woda jest wówczas bardzo płytka,
dlatego okręty musiały wyruszyć znacznie wcześniej,
gdy odpływ się zaczynał. Dzięki temu flota dopłynęła
wczesnym rankiem następnego dnia do Pevensey
w Anglii, oddalonego o 90 kilometrów od estuarium.
Aby nie dotrzeć na miejsce przed świtem i dać czas po-
zostałym okrętom na ustawienie się po wypłynięciu
z estuarium, okręty płynące na przedzie zakotwiczyły
na krótko na otwartym morzu. Fale odpływu przez pe-
wien czas spychały okręty na zachód. Wilhelm prowa-
dził flotę na swoim okręcie („Mora”), który podarowała
mu żona. Rufę zdobiła rzeźbiona figura chłopca dmą-
cego w róg. Wysoko na maszcie płonęła latarnia, która
wskazywała drogę pozostałym okrętom, a dźwięk rogu
dał znak do wypłynięcia. Niewykluczone, że wszystkie
okręty miały latarnie, by zapobiec zderzeniom, i że
płynęły w kilku rzędach, w równych odstępach. „Mora”
była tak szybka, że wyprzedziła pozostałe okręty
i o świcie okazało się, że książę jest na kanale sam.
Dbając o morale swoich łudzi i czekając na pozostałe
jednostki, wydał śniadanie suto zakrapiane winem, wy-
stawne jak na zamku. Stopniowo na horyzoncie zaczął
się pojawiać las masztów i cała flota pożeglowała ku
wybrzeżom Susseksu.
W roku 1066 zatoka Pevensey była laguną pływo-
wą, oddzieloną od morza wąskim, kamienistym pasem
lądu. Na lagunie znajdowało się kilka małych, zago-
spodarowanych pod uprawy wysepek, podczas odpły-
wu oddzielonych płyciznami i prawdopodobnie połą-
czonych ze stałym lądem groblami. Po zachodniej stro-
nie zatoki w lagunę wbijał się półwysep, który osłaniał
port. Na tym niespełna pięciokilometrowym pasie lądu
Rzymianie wybudowali kamienną fortecę o nazwie
Anderida, która w roku 1066 była już częściowo zbu-
rzona. Na półwyspie znajdowało się też małe miastecz-
ko Pevensey.
Pierwsze okręty normandzkie dopłynęły do laguny
prawdopodobnie tuż przed godziną 9.00 (odpływ koń-
czył się o 9.20). Aby dostać się do portu pod północ-
nym murem fortu, musiałyby przepłynąć przez szeroką
przerwę w kamienistym brzegu laguny i ominąć płyci-
zny. Niewykluczone, że okręt księcia, statki z końmi
i
okręty wiozące żołnierzy, którzy mieli zająć
Pevcnscy, przybiły właśnie tam. Pod koniec odpływu
poziom wody spadał o 6 metrów. Okręty mogły osiąść
na odsłoniętym morskim dnie. Niektórzy kronikarze
wspominali, że wojsko wysiadało na ląd wzdłuż brzegu
oraz że brzeg został zajęty. Chociaż nie należy przy-
wiązywać zbyt dużej wagi do takich relacji, to jest
możliwe, że wiele okrętów podpłynęło do zewnętrzne-
go, kamienistego brzegu laguny.
Porządek lądowania armii na wybrzeżu Anglii opi-
suje w swojej kronice Wace. I choć jest to źródło, które
powstało sto lat po najeździe, nie ma powodu, by mu
nic wierzyć. Najpierw na ląd wychodzili łucznicy z łu-
kami gotowymi do strzału, osłaniając pozostałych żoł-
nierzy. Za nimi szli uzbrojeni rycerze, którzy ustawiali
się, by stawić czoła spodziewanemu atakowi nieprzyja-
ciela. Nikt jednak nie bronił wybrzeża. Wojsko mogło
swobodnie opuszczać pokłady okrętów. Wilhelm
z Malmesbury, a za nim Wace, opowiadają, że Wilhelm
po wyjściu na brzeg potknął się i upadł. Coś, co można
było uznać za zły omen, okazało się dobrym znakiem.
Przechodzący obok rycerz skomentował, że oto Wil-
helm wziął w dłonie ziemię Anglii. Konie prawdopo-
dobnie wyprowadzano ze statków na przybrzeżne pły-
cizny.
Wyszedłszy na brzeg, Normanowie zajęli się bu-
dowaniem umocnień na gruzach rzymskiej twierdzy.
Odcięli jeden jej róg za pomocą rowu i drewnianych
szańców. Wilhelm postanowił jednak ruszyć na
wschód, wzdłuż wybrzeża, do Hastings. Nie wiadomo,
dlaczego najpierw wylądował pod Pevensey. Może
skusiła go laguna, a może prądy morskie zbyt zepchnę-
ły flotę na zachód? Dwa okręty oddzieliły się od reszty
i przybiły do brzegu pod Old Romney, gdzie zostały
zagrabione przez tamtejszych mieszkańców. Prawdo-
podobnie będąc jeszcze w Pevensey, Wilhelm wraz
z 25 rycerzami bezskutecznie poszukiwał przejścia na
wschód przez odsłonięte dno morskie i płycizny, po-
nieważ idąc dookoła laguny, wojsko musiałoby prze-
mierzyć 42 kilometry i to po niewytyczonej drodze. Je-
śli flota Wilhelma przybiła do brzegu po wschodniej
stronie laguny, Wilhelm prawdopodobnie wydał rozkaz
wymarszu jeszcze tego samego dnia, a koni nawet nie
wyprowadzał na ląd, lecz posłał statkami wzdłuż brze-
gu.
Miasto z okresu saskiego leży obecnie pod wodą
w obrębie basenu portowego. W roku 1066 w Hastings
znajdował się wysoki półwysep, na którym Wilhelm
rozbił obóz. Żołnierze wznieśli drewniany zamek,
prawdopodobnie w granicach saskiego grodu warow-
nego na wzgórzu. Wysłano oddziały po zapasy, a warty
ustawiono, by zawiadamiały o zbliżaniu się nieprzyja-
ciela.
Idąc do Hastings, Wilhelm dał do zrozumienia, że
będzie maszerować na Londyn drogą biegnącą od
Dover. Szlak przez Chichester i przez South Downs za-
czynał się bowiem w Pevensey. Półwysep Hastings sta-
nowił bezpieczne miejsce na obóz, ponieważ był trudny
do zdobycia przez nieprzyjaciela. Na zachodzie znaj-
dowała się laguna Bulverhythe, na wschodzie bagniste
doliny rzek Brede i Rother, które skręcały na północ ku
wielkiej puszczy zwanej Andredsweald. Las był po-
przecinany bagnistymi strumieniami i wąskimi ścież-
kami prowadzącymi do okolicznych miejscowości.
Z Rochesteru do Hastings biegła też tamtędy zaniedba-
na droga rzymska. Na rzece Brede nie było mostu, a je-
dynie bród. Szlak jednak nie wiódł na półwysep, ale
przechodził między korytami rzek i łączył się z drogą
położoną dalej na północny wschód. Chociaż Wilhelm
mógłby dotrzeć do Londynu z Rochesteru, podróżując
przez las pozbawiłby się przewagi, którą w razie starcia
dawała mu jazda. Dlatego planował raczej iść na
wschód ku Dover, wzdłuż wybrzeża.
Wilhelm mógłby pośpieszyć do Londynu, by spró-
bować zająć miasto, nim Harold wróci z północy, ale
maszerując w głąb lądu lub wzdłuż wybrzeża, ryzyko-
wałby, że Harold odetnie mu potencjalną drogę odwro-
tu. Zostając na półwyspie, do którego dostęp był ogra-
niczony, mógł czuć się bezpiecznie. Jednak Wilhelm
nie chciał się zbyt długo ociągać. Gdy rozbito obóz, do
księcia przybył posłaniec od mieszkającego w Anglii
krewniaka, Roberta, syna Guimory. Powiadomił on
księcia o zwycięstwie Harolda na północy i poradził
pozostać w fortyfikacjach i nie stawać do bitwy na
otwartym polu. Jednak Wilhelmowi zależało na takiej
konfrontacji, ponieważ tylko takie starcie dawało mu
możliwość wykorzystania jazdy. Gdyby pozostał
w twierdzy, flota angielska mogłaby mu odciąć drogę
ucieczki przez morze, a armia Harolda zagrodzić drogę
do Londynu. Normanowie zostaliby uwięzieni, a rosną-
ce w siłę wojska angielskie mogłyby po prostu czekać,
aż przeciwnikowi skończą się zapasy. Wiedząc o tym
i znając temperament Harolda, Wilhelm celowo zaczął
pustoszyć okoliczne ziemie, by sprowokować przeciw-
nika. Sussex leżało w posiadłościach Harolda. Król nic
mógł zignorować tej zniewagi. Poza tym Wilhelm, plą-
drując, zdobywał nowe zapasy dla armii.
Harold starał się jak najszybciej zebrać swoich lu-
dzi i pomaszerować na południe. Do Londynu dotarł
już po pięciu dniach. Tam czekał z niecierpliwością, aż
wojsko się zreorganizuje i przyłączą się nowe oddziały.
Mnich zaniósł Wilhelmowi oficjalny list (niewykluczo-
ne, że miał też wybadać obóz). Z odpowiedzią przybył
normandzki mnich z Fécamp. Wilhelm nie chciał uznać
przekazania królestwa Haroldowi przez umierającego
Edwarda. Domagał się, by spór zakończył się sądem
lub pojedynkiem. Wace twierdzi, że brat króla, Gyrth,
zaproponował, by Harold nie przyjmował bitwy, ale
spustoszył okolicę tak, by Wilhelm nie mógł zdobywać
zapasów. Radził stoczenie bitwy później i by on nią
dowodził. Harold odmówił skrzywdzenia swoich pod-
danych i zdecydował się osobiście poprowadzić wojska
do walki. Propozycja Gyrtha była rozsądna. Im dłużej
Harold zwlekał z wydaniem bitwy, tym jego armia była
liczniejsza, a przeciwnik bardziej zdesperowany. Król
odczekał jednak w Londynie jedynie pięć czy sześć dni,
prawdopodobnie do 11 października i wyruszył z takim
wojskiem, jakie udało mu się do tego czasu zebrać.
Przeszedłszy około 80-96 kilometrów przez puszczę
Andredsweald, 13 października przybył pod Caldbec
Hill, gdzie w odległości półtora kilometra od skraju la-
su znajdował się punkt koncentracji wojsk zwany Hoar
Apple Tree. Łączyła się tu droga z Londynu przez Ro-
chester i Dover z drogą przez Lewes i Chichester, dalej
wspólnie biegnące ku Hastings. Zazwyczaj przyjmuje
się, że król zamierzał zaskoczyć Wilhelma tak samo,
jak Haralda i zaatakować jego obóz (prawdopodobnie
nawet w nocy). Zapewnia nas o tym Wilhelm z Poi-
tiers. Jest także prawdopodobne, że Harold chciał
uwięzić Normanów na półwyspie Hastings i odczekać,
aż zbiorą się wszystkie jego wojska. Wilhelm z Poitiers
pisał, że na morze wysłano 700 okrętów, które miały
blokować Normanom morską drogę odwrotu. Jednak
Harold nie miał wyboru, ponieważ to Wilhelm wykonał
pierwszy ruch.
Normandzcy zwiadowcy ustawieni na warcie 11
kilometrów od Hastings wrócili galopem do obozu z
wieścią, że armia angielska maszeruje na południe.
Wilhelm rozkazał, by rozpoczęto przygotowania do
walki. Odwołano oddziały, które miały zdobywać zapa-
sy. Całą noc obóz był w stanie gotowości, a księża słu-
chali spowiedzi. Wilhelm z Malmesbury, a potem Wa-
ce zestawiali pobożność Normanów z hulankami, któ-
rym mieli się oddawać przez całą noc Anglicy. Wydaje
się jednak mało prawdopodobne, by rzeczywiście po
długim i wyczerpującym marszu Anglicy mieli jeszcze
silę do zabawy.
BITWA
Przed świtem, w sobotę 14 października, Wilhelm
wysłuchał mszy świętej, przyjął Najświętszy Sakrament
i zawiesił na szyi woreczek z relikwiami, na które Ha-
rold złożył przysięgę. Na niebie było widać wąski sierp
księżyca. Do nowiu pozostało jedynie 6 dni. O godzinie
5.20 zaczęło dnieć, a słońce wzeszło o 6.48. Kroniki
podają, że ranek był wyjątkowo pogodny. Wilhelm za
wszelką cenę chciał doprowadzić do bitwy z Haroldem
na otwartej przestrzeni i pierwszy zaatakować. Ko-
lumna wyszła z obozu i ruszyła rzymską drogą, skręca-
jącą na północ ku puszczy Andredsweald. Jeśli założy-
my, że obóz Normanów znajdował się na Baldslow
Ridge nad Hastings, a kolumna rozpoczęła marsz około
godziny 6.00, przednie oddziały Normanów znalazły
się pod Telham Hill godzinę później. Szczyt wzgórza,
zwany obecnie Blackhorse Hill, znany był wówczas
pod nazwą Hecheland. Tutaj Wilhelm zapewne kazał
swoim wojskom zatrzymać się i przywdziać zbroje.
Gdy książę nakładał kolczugę, stojący obok rycerze za-
uważyli, że jest odwrócona na lewą stronę. Wilhelm
jednak wyśmiał ich, gdy uznali to za zły znak. Wilhelm
z Poitiers dokładnie relacjonuje mowę, którą miał wy-
głosić Wilhelm do swoich żołnierzy. Biorąc jednak pod
uwagę, że kolumna wojsk mogła być rozciągnięta na
kilka kilometrów, można przypuszczać, że władca
zwrócił się tylko do swoich bezpośrednich podwład-
nych. Na Tkaninie z Bayeux widać rycerza imieniem
Vital, jednego z wasali biskupa Odona. Vital zawiada-
mia księcia, że dostrzeżono nieprzyjaciela. Miejsce,
z którego można było zauważyć Anglików, znajdowało
się tam, gdzie teren wznosił się na wysokość 300 me-
trów n.p.m., czyli zaledwie 730 metrów od linii nie-
przyjaciela. Tymczasem zwiadowcy angielscy donieśli
Haroldowi o wrogiej armii.
Od Caldbec Hill droga Londyn-Hastings biegła po
wydłużonym pagórku i dochodziła do rozległego wzgó-
rza. Wzniesienie i dolina, a właściwie siodło między
dwoma szczytami, z których spływały na boki stru-
mienie o bagnistych brzegach, układały się prostopadle.
Droga biegła przez siodło, pięła się po zboczach Tel-
ham Hill i dalej prowadziła do odległego o 11 kilome-
trów Hastings. To na tym rozległym wzniesieniu Ha-
rold ustawił swoje oddziały, zagradzając drogę do Lon-
dynu. Południowe zbocze wzniesienia było nazywane
przez Anglików Santlache (Piaszczysty Potok). Nor-
manowie zniekształcali tę nazwę, tak że brzmiała jak
Senlac (Krwawe Jezioro). To zbocze oraz zbocze
wschodnie mogły być terenem rolniczym, ale pozostałe
były strome. Miały nachylenie 8 procent, a w niektó-
rych miejscach nawet 25 procent. Do tego zarośla
i drzewa rosnące u podnóży utrudniały atak od skrzy-
dła. Wilhelm nie miał wyboru – musiał atakować fron-
talnie, zboczem pod górę. Obok drogi zbocze jest na-
chylone pod kątem około 6,5 procent, najłagodniejsze
jest zaś po stronie zachodniej, gdzie ma 3 procent. Na
północ od zachodniego strumienia wznosił się mały pa-
górek o wysokości 4,5 metra. Chociaż pozycja na
wzniesieniu była dla Harolda korzystna, to jego wojsko
musiało stać bardzo ściśnięte. Wilhelm z Poitiers pisał,
że brakowało miejsca, by położyć rannych, zaś Jan
z Worcesteru zapewniał, że wielu żołnierzy zdezerte-
rowało z powodu ciasnoty. Anglicy mogli uciekać tylko
do tyłu. Wilhelm też był w podobnej sytuacji. Chociaż
ukształtowanie terenu sprawiało, że mógł być pewny
kierunku, z którego zostanie zaatakowany, ustawienie
nieprzyjaciela na wzgórzu i brak wolnej przestrzeni
utrudniały jeździe manewry. Później, w trakcie starcia,
część uciekających przed nieprzyjacielem jeźdźców
ugrzęzła w pobliskim bagnie.
Wilhelm ubiegł Harolda i zaatakował pierwszy.
W źródłach znajdujemy informację, że Harold był tym
zaskoczony i nie zdążył dokończyć zbierania armii. By-
ła to jednak naturalna konsekwencja przeprowadzania
koncentracji wojsk w zasięgu ataku nieprzyjaciela.
Niektórzy badacze twierdzili, że pewne fragmenty
Carmen de Hastingae Proelio dowodzą, iż Wilhelm za
pomocą systemu znaków odwołał rycerzy z wysunię-
tych posterunków na Telham Hill i wysłał na wzniesie-
nie normandzkich łuczników i kuszników, by uniemoż-
liwili Haroldowi zajęcie go. Wydaje się to mało praw-
dopodobne. Anglicy byli tu zbyt liczni, by operacja za-
kończyła się pomyślnie. Jakkolwiek było, to Wilhelm
rozpoczął bitwę i żeby przeżyć, musiał ją wygrać.
Harold ustawił sztandar w najwyższym punkcie
wzniesienia. Na przedzie jego linie były w miarę równe
i ciągnęły się na długości około 730 metrów. Pozycja
króla znajdowała się blisko centrum. Niektórzy badacze
twierdzą, że linie od strony wschodniej były krótsze
nawet o 180 metrów. Wilhelm z Malmesbury pisał, że
Haroldowi towarzyszyli bracia: Gyrth i Leofwine. Po-
nieważ jednak zginęli już na początku bitwy, bardziej
prawdopodobne jest, że stali nie obok króla, lecz w li-
niach. Być może dowodzili prawym i lewym skrzy-
dłem. Byłby to kolejny dowód potwierdzający praw-
dziwość hipotezy, że najlepsze oddziały braci stały na
przedzie, a nie otaczały Harolda. Straż przyboczna kró-
la, broniąca także sztandaru, składała się tylko z około
500 osób. Za najlepiej uzbrojonymi wojownikami stali
pomniejsi tanowie, a za nimi oddziały pospolitego ru-
szenia, głównie z Susseksu i może z Kentu. Cały szyk
miał głębokość mniej więcej 10 szeregów. Dzięki na-
chyleniu zbocza Harold mógł patrzeć nad głowami
swoich żołnierzy. Niektórzy sądzą, że skrzydła armii
były zagięte ku tyłom, jednak nie wiadomo, czemu
miałoby ro służyć. Spowodowałoby to tylko, że część
ludzi stałaby w dole, pod szczytem. Gdy Harold wraz z
dowódcami pospieszał ciągnące drogą oddziały, by do-
łączyły do żołnierzy na wzniesieniu, widział wojsko
normandzkie schodzące z Telham Hill i kierujące się ku
przełęczy między strumieniami.
Aby ustawić się pod zboczem, Normanowie musie-
li iść drogą pomiędzy strumieniami. Ponieważ ziemia
nad strumieniami była gliniasta i grząska, uważa się, że
armia szła przez przełęcz w kolumnie i dopiero później
sformowała szyk liniowy. To jednak oznacza, że szyk
sformowano niemal w odległości strzału z łuku od
wroga. Wilhelm zapewne podejrzewał, że Harold nie
zaryzykuje utraty korzystnej pozycji na wzgórzu i nie
zdecyduje się na niespodziewany, przedwczesny atak.
Nie możemy jednak wykluczyć, że po długiej suszy
bagna były tak wyschnięte, że wojsko mogło ustawić
się wcześniej i podchodzić pod wzgórze w szyku.
Pierwsi żołnierze weszli na przełęcz około godziny
8. Bretończycy, których kontyngent był największy po
normandzkim, razem z żołnierzami z Andegawenii, Po-
itou i Maine skręcili w lewo i zajęli pozycje na za-
chodnim krańcu doliny. Dowodził nimi prawdopodob-
nie Alan Fergant z Bretanii, kuzyn panującego tam hra-
biego i zięć Wilhelma. Bretończycy mieli na tyłach ma-
ły pagórek, a za nim, od strony południowej, strumień
Asten Brook. Naprawo od nich, w centrum, ustawił się
kontyngent normandzki (który był w armii najliczniej-
szy) z księciem na czele. U boku Wilhelma, Turstin,
syn Rollona, trzymał chorągiew papieską. Wodza ota-
czali przyjaciele i krewni. Na wschodnim krańcu doli-
ny, na najmniej licznym, prawym skrzydle, stały kon-
tyngenty z Francji, Pikardii, Boulogne i Flandrii, do-
wodzone przez seneszala Wilhelma FitzOsberna i hra-
biego Eustachego z Boulogne. Towarzyszył im młody
Robert z Beaumont, który po raz pierwszy brał udział
w bitwie. Zarówno centrum, jak i skrzydła były podzie-
lone na trzy linie. W pierwszej stali lekkozbrojni łucz-
nicy oraz zapewne kusznicy i nieliczni procarze. Za
nimi, niewidoczna na Tkaninie z Bayeux, ciężkozbroj-
na piechota. Na tyłach stała jazda. Takie ustawienie
wskazuje, że Wilhelm miał konkretny plan ataku. Naj-
pierw łucznicy mieli osłabić linie angielskie, spuszcza-
jąc na nie grad strzał. Potem do natarcia miała ruszyć
ciężkozbrojna piechota, by zrobić wyrwy w liniach nie-
przyjaciela. Na samym końcu miały zaatakować naj-
lepsze oddziały, na swoich drogocennych rumakach.
Jazda miała zmusić przeciwnika do odwrotu i ruszyć w
pościg za pokonanym. Obecnie uważa się, że biskup
Odo nie brał udziału w walce. Podobnie jak Geoffrey,
biskup Coutances, modlił się o pomoc Boga oraz po-
magał ustawiać żołnierzy i zagrzewał ich cło walki.
W dolnej części zbocza Telham Hill stali księża wraz
ze służbą oraz młodymi giermkami, którzy, jak pisał
Wace, nic brali udziału w starciu.
Po drugiej stronie doliny, na grzbiecie wzniesienia
armia angielska spoglądała na nieprzyjaciół. Ustawiła
się już w „mur z tarcz”. Termin ten sprawia badaczom
wiele trudności. Pojawia się w poemacie opisującym
bitwę pod Maldon. Mur z tarcz ukazano także na Tka-
ninie z Bayeux, gdzie żołnierze stoją tak, że tarcze za-
chodzą jedna na drugą. Taka zapora chroniła piechotę
przed strzałami, ale do walki wręcz żołnierze musieli
się rozdzielić, by mieć miejsce do operowania bronią.
Szczególnie dotyczyło to dużych toporów bojowych.
Wace opisuje angielskie okrzyki bojowe. Żołnierze
szli do walki, krzycząc: Krzyżu święty! lub Boże
wszechmogący!. Śpiewali też pieśń zagrzewającą do
ataku. Uderzali przy tym w tarcze, by wzniecić w sobie
zapał do walki i wystraszyć przeciwnika.
Zarówno w Carmen de Hastingae Proelio, jak
i w kronice Henryka z Huntingdonu oraz u Wace’a
znajdziemy opowieść o minstrelu, który wystąpił przed
księciem. Nazywał się Taillefer. Żonglując mieczem,
odśpiewał Pieśń o Rolandzie, epos o słynnym frankij-
skim bohaterze. Otrzymawszy pozwolenie, by zaata-
kować jako pierwszy, pogalopował do przodu i natarł
na grupkę Anglików, którzy wyszli przed linie, by sta-
wić mu czoła. Przebiwszy jednego włócznią, a drugie-
go mieczem, sam został otoczony i powalony. Historia
ta może być prawdziwa, ale może być tylko legendą.
Wilhelm z Malmesbury wspomina, że śpiewano Pieśń
o Rolandzie, ale nie mówi nic o Tailleferze.
Bitwa rozpoczęła się około godziny 9 przeraźli-
wym, donośnym dźwiękiem trąbek. Warto tu wspo-
mnieć o tym, co zauważył Edward Freeman, mianowi-
cie, że wszystkie bitwy średniowieczne zaczynały się
zgodnie z rytmem modlitw brewiarzowych. Szeregi
Normanów i ich sojuszników ruszyły do przodu. Nad
zboczem pofrunęły strzały, ale nie przyniosło to spo-
dziewanych rezultatów. Tor lotu strzał i nachylenie
zbocza spowodowały, że ostrza wbiły się w tarcze
przedniego szeregu wojsk Harolda. Strzały posłane wy-
żej przeleciały po prostu nad głowami przeciwnika
i spadły na tyłach angielskiej armii, nie raniąc nikogo
prócz kilku maruderów, którzy dopiero teraz dotarli na
pole bitwy. Anglicy mieli niewielu łuczników. Na Tka-
ninie z Bayeux przedstawiono tylko jednego. Nie mając
koni, łucznicy nie potrafili utrzymać tempa marszu ar-
mii Harolda. Część poległa zapewne w bitwach pod
Fulfordem i Stamford Bridge. Ponieważ Anglicy strze-
lali mało, Normanowie nie mogli wykorzystywać ich
strzał, które nie trafiły w cel. Własnych zabrakło im już
po kilku minutach, ponieważ w kołczanach mieli zale-
dwie po 24 sztuki. Nawet jeśli dowieziono dodatkowe
strzały, było ich na pewno zbyt mało. Na tym etapie bi-
twy łucznicy nie odegrali zatem większej roli, choć
później sytuacja miała się zmienić. Pierwszy etap ataku
wojsk Wilhelma zakończył się porażką. Armia nieprzy-
jaciela pozostała nietknięta.
Wilhelm posłał teraz w górę zbocza ciężkozbrojną
piechotę. Żołnierze wspinali się mozolnie ku zwartym
liniom angielskim. Przywitał ich grad pocisków: strzał,
oszczepów i kamieni. Wilhelm z Poitiers wspomina
o toporkach. Prawdopodobnie ma na myśli mniejsze
toporki duńskie oraz kamienie przywiązane do kawał-
ków drewna. Na Tkaninie z Bayeux widać także rzuca-
ne maczugi. Normanowie cofnęli się, ale zaraz przypu-
ścili drugie natarcie i dobiegli do nieprzyjaciela. Linie
angielskie zachwiały się pod naporem ciężkozbrojnej
piechoty Wilhelma. Krwawa walka toczyła się aż do
chwili, gdy Wilhelm zdał sobie sprawę, że jego piecho-
ta nie zdoła przebić się na tyły przeciwnika. Rozkazał
więc, by do ataku ruszyła jazda. Szczęk broni, krzyki
rannych i kwik koni zlewały się z pokrzykiwaniem
i śpiewem jeźdźców idących z tyłu. Hałas musiał być
przeraźliwy. Na jazdę także posypał się grad pocisków.
Rycerze spadali z koni, zwierzęta wpadały w panikę.
Mimo to natarcie nie zatrzymało się, a jazda, pokonując
nachylenie zbocza, zbliżała się do nieprzyjaciela.
Rycerze szli za proporcem swojego suzerena. Jeśli
stracili włócznie, wyciągali miecze, a może i maczugi,
i szukali dogodnych miejsc do ataku: przerwy między
tarczami, wystawionych na ciosy żołnierzy z toporami.
Jeźdźcy nie stali w miejscu, ale zbliżali się do przeciw-
nika i oddalali, atakując i wycofując się na przemian.
Anglicy bronili się uparcie. Udało im się nawet powalić
na ziemię tych Normanów, którzy rzucali do nich z da-
leka oszczepami. Wilhelm z Poitiers podkreślał, że An-
glikom walkę ułatwiało nachylenie terenu, zwarty szyk
i skuteczność broni, z której korzystali. Wielkie topory
mogły przeciąć tarczę, a dobrze celując, można było
zabić jednocześnie konia i jeźdźca.
O KROK OD KLĘSKI
Kontyngent Bretończyków oraz inne oddziały so-
jusznicze na lewym skrzydle zaczęły słabnąć. Rannych
i poległych było bardzo wielu. W końcu atakujący
przerwali natarcie, zawrócili i rzucili się do ucieczki.
Lewy bok oddziałów Wilhelma został niebezpiecznie
odsłonięty. Centrum też zaczęło się cofać – częściowo
z rozsądku, częściowo z powodu paniki, która powoli
ogarniała szeregi. Udzieliło się to nawet żołnierzom
francuskim i flamandzkim walczącym po prawej stro-
nie. Rozeszła się pogłoska, że Wilhelm zginął. Był to
krytyczny moment bitwy. Anglicy z prawego skrzydła
zaczęli zbiegać w dół zbocza, ścigając Bretończyków.
Wielu rycerzy bretońskich wjechało na pagórek, który
mieli za plecami podczas walki. Teraz grzęźli w bagni-
stym strumieniu i w gliniastej ziemi po południowej
stronie pagórka. Anglicy doganiali ich i zabijali.
Reakcja Wilhelma była natychmiastowa. Aby za-
przeczyć pogłosce o swojej śmierci, zdjął lub zsunął
hełm, by widziano jego twarz, do tej pory zakrytą sze-
roką osłoną nosa. Na Tkaninie z Bayeux widać Eusta-
chego z Boulogne, który chwyciwszy sztandar papieski,
pokazuje księcia żołnierzom i krzyczy, że ten nie zgi-
nął, Wilhelm przypomniał swoim wojskom, że jedyna
droga ucieczki prowadzi przez morze, a to kontroluje
angielska flota. Jednocześnie brat przyrodni księcia, bi-
skup Odo, widząc chaos w szeregach armii, ruszył, by
powstrzymać przerażonych młodych wojowników ga-
lopujących ku zboczu Telham Hill. Wilhelm, przeje-
chawszy na lewe skrzydło, poprowadził grupę rycerzy
(Wace raczej rozmija się z prawdą, gdy twierdzi, że by-
ło ich tysiąc) ku Anglikom wałczącym z Bretończyka-
mi na bagnach. Rozpędzeni jeźdźcy wpadli między pie-
chotę angielską. Żołnierze z pospolitego ruszenia, nie-
noszący kolczug, padali pod ciosami rycerzy. Niektórzy
wdrapali się na szczyt pagórka, by bronić się tam na
straconych pozycjach przed nacierającą jazdą. Norma-
nowie rozgromili ich bardzo szybko. Kryzys został za-
żegnany.
Niektórzy twierdzili, że gdyby Harold ruszył na
wroga całą armią, zmiótłby go ze zbocza, zmusił do
chaotycznego odwrotu, a część wojsk uwięził na ba-
gnach. Niewykluczone nawet, że taki kontratak się od-
był. Jedynie Wace twierdził, że Harold kazał swoim
żołnierzom trwać na zajętych pozycjach przez całą bi-
twę. Scenę śmierci Gyrtha i Leofwine a na Tkaninie
z Bayeux wyhaftowano zaraz za sceną porażki jazdy
bretońskiej pod pagórkiem. To świadczyłoby, że
kontratak miał miejsce, ale przeprowadzono go za
wcześnie, gdy Normanowie byli jeszcze zbyt silni. Ta-
kie działanie byłoby też zgodne z niecierpliwą naturą
Harolda.
W tym momencie walkę przerwano na pewien
czas. Normanowie musieli przeorganizować oddziały,
a Anglicy ocenić straty na prawym skrzydle i wysłać
tam odwód. Harold zapewne wykorzystał ten moment,
by rozdać swoim żołnierzom jedzenie i picie. Norma-
nowie także musieli odetchnąć po wysiłku i napoić ko-
nie w strumieniu w dolinie. Wilhelm prawdopodobnie
był zaniepokojony przebiegiem bitwy. Było wczesne
popołudnie, a Anglicy nadal kontrolowali grzbiet
wzniesienia. Gdyby Harold zdołał utrzymać się do wie-
czora, Normanowie musieliby się wycofać. Byliby
zmęczeni, a morale żołnierzy spadłoby dramatycznie.
Ponieważ armia angielska byłaby w pobliżu, nie mogli-
by wyruszyć po pożywienie do niesplądrowanych dotąd
wsi. Droga ucieczki do Normandii także była zamknię-
ta. Wilhelm nie mógł sobie pozwolić na przegraną.
POZOROWANA UCIECZKA
Piechota i jazda znów podeszły pod szczyt wznie-
sienia i wznowiono zaciętą walkę. Jednak Normanowie
nic potrafili złamać oporu Anglików. Nawet gdy w nie-
których miejscach udawało im się przedrzeć, głębokie
linie angielskie wypychały napastników. Strome zbocza
i gęsta roślinność uniemożliwiały atak od skrzydła. Je-
dynym sposobem na pokonanie nieprzyjaciela było
wywabienie go z zajmowanych pozycji. Na pomysł
podstępu wpadł prawdopodobnie sam książę. Wilhelm
z Poitiers wyjaśniał, że pamiętając, jak ucieczka Bre-
tończyków skłoniła Anglików do pościgu, Wilhelm
upozorował odwrót, by osiągnąć ten sam cel. Dziesiątki
rycerzy zawracały konie i galopowały na tyły. Zaśle-
pieni walką Anglicy rzucili się w pościg. Był to śmier-
telny błąd. Normanowie zatrzymali się, zawrócili konie
i pogalopowali na zdezorganizowane linie przeciwnika.
Według Wilhelma z Poitiers takiego fortelu użyto z
powodzeniem dwukrotnie, prawdopodobnie w różnych
częściach pola bitwy.
Pozorowany odwrót długo był przedmiotem spo-
rów. Oponenci utrzymywali, że pisząc o nim, kronika-
rze chcieli zatuszować ucieczkę jazdy, która dopiero
oddaliwszy się nieco od nieprzyjaciela, zdołała zreor-
ganizować szyk i ruszyć do ponownego ataku. Ponadto
uważali, że pozorowany odwrót zachęciłby resztę armii
do prawdziwej ucieczki, a gdyby próbowano przekazać
informację wszystkim rycerzom, przeciwnik domyślił-
by się, co się dzieje. Z drugiej strony podczas bitwy by-
ło wiele okazji, by uzgodnić taktykę. Oddziały jeźdź-
ców nie raz zbierały się na dnie doliny, by chwilę od-
począć i przegrupować szeregi, gdy ich towarzysze
walczyli na wzniesieniu. Trzeba pamiętać, że rycerze
walczyli w oddziałach conrois, byli przeszkoleni do
wspólnej walki i zdolni wykonać skomplikowany ma-
newr, jeśli było to konieczne. Teraz musieli jedynie
zawrócić końmi i pogalopować za proporcem swojego
suzerena, który prowadził ich do umówionego wcze-
śniej, pozorowanego odwrotu. By przygotować ten ma-
newr, trzeba było przeszkolić jedynie kilka oddziałów,
które miały działać w porozumieniu ze sobą. Tego typu
pozorowane odwroty nieraz wykorzystywano podczas
działań wojennych. Normanowie zastosowali je pod
Arques w latach 1052–1053 i pod Cassel w roku 1071,
a także pod Messyną na Sycylii w roku 1060.
Warto zauważyć, że choć kroniki wspominają
o przeprowadzeniu pozorowanego odwrotu, osadzają
go w różnych momentach bitwy. Niektórzy uważali, że
na Tkaninie z Bayeux Odo dodaje odwagi młodzień-
com przeprowadzającym właśnie odwrót pozorowany,
a nie faktycznie uciekającym Bretończykom, oraz że
klęska zadana Anglikom na pagórku była częścią więk-
szej operacji. Taki przebieg wydarzeń sugerował Wil-
helm z Malmesbury, który pisał swoje Gesta regum na
podstawie Tkaniny z Baveux. U Henryka z Huntingdo-
nu znajdziemy podobną opowieść. Według takiej wersji
wydarzeń, rozbicie oddziałów Bretończyków miałoby
miejsce po pozorowanym odwrocie. Jednak Wilhelm
z Poitiers, który znał łudzi walczących pod Hastings,
wyraźnie podkreśla, że dopiero po prawdziwym od-
wrocie podjęto decyzję o odwrocie pozorowanym.
W dodatku pagórek i bieg strumienia Asten Brook
w zachodniej części pola bitwy idealnie pasuje do sce-
ny, w której jeźdźcy uciekają i grzęzną w błocie. Scena
ta rozgrywa się w miejscu, w którym podczas bitwy
stali Bretończycy. Wilhelm z Poitiers zaś dobitnie pod-
kreśla, że Bretończycy naprawdę uciekali. Wydaje się
mało prawdopodobne, by pozorowany odwrót organi-
zowano w tym samym miejscu. Wace powtarzał za
Wilhelmem z Poitiers, że do klęski Anglików na pa-
górku doszło podczas odwrotu Bretończyków, ale
twierdził, że wydarzyło się 10 już po odwrocie pozo-
rowanym. Podobną wersję podaje Carmen de Hastin-
gae Proelio.
Jesienne popołudnie miało się ku końcowi, a An-
glicy nadal trwali na wzniesieniu. Wilhelm wiedział, że
sytuacja, w której się znalazł, jest bardzo poważna. Do
zachodu słońca zostało mało czasu. Za każdym razem,
gdy Anglicy opuszczali linie, by ścigać jazdę nor-
mandzką, ginęli pod ciosami rycerskich mieczy. Na
wzgórzu było coraz mniej żołnierzy (Wilhelm z Mal-
mesbury uważa, że pozorowany odwrót przesądził
o sukcesie Normanów). Wielu huskarlów i tanów pole-
gło. Ich miejsce zajmowali gorzej uzbrojeni żołnierze
z pospolitego ruszenia, którzy nie stanowili takiego za-
grożenia dla Normanów. Jednak w żadnym momencie
nie udało się najeźdźcom zdobyć mocnego przyczółka
na grzbiecie wzniesienia. Manewry utrudniały stosy
trupów koni i ludzi leżące teraz przed liniami angiel-
skimi i tworzące dodatkową przeszkodę. Rycerze spę-
dzili w siodłach prawie cały dzień, konie były wyczer-
pane. Wielu rycerzy straciło wierzchowce i musiało
walczyć pieszo. Wilhelm z Poitiers pisał, że pod sa-
mym księciem Wilhelmem zabito tego dnia aż trzy ko-
nie.
Wace, który w większym stopniu korzystał z tra-
dycji ustnych i którego przekaz należy wykorzystywać
z dużą ostrożnością, dostarcza nam jeszcze bardziej po-
ruszających opowieści. W jego kronice czytamy o tym,
jak Robert FitzErneis pojechał zdobyć angielski sztan-
dar, zabił jednego przeciwnika mieczem, a potem został
powalony ciosami toporów, gdy próbował przewrócić
chorągiew; jak żołnierze z Kentu i Esseksu walczyli
zadziwiająco dobrze; jak jakiś osiłek odskoczył przed
ciosem księcia, a potem, nim wycofał się do linii, wy-
szczerbił jego hełm ostrzem topora, by wreszcie zginąć
od włóczni książęcej gwardii.
OSTATNIE NATARCIE
Książę rzucił wszystkich swoich żołnierzy do
ostatniego, zmasowanego natarcia na linie przeciwnika.
Najpierw wróg został ostrzelany z łuków. Prawdopo-
dobnie dostarczono nowe strzały. Tkanina z Bayeux
zdaje się to potwierdzać. Obok małych figurek łuczni-
ków stojących w dolnej części sceny, widać ogromne
kołczany. W kronikach z tamtego okresu nic ma mowy
o łucznikach strzelających bardzo wysoko, których
strzały opadałyby na głowy stojących z tyłu żołnierzy
pospolitego ruszenia, gorzej zabezpieczonych przed te-
go typu atakiem. Po raz pierwszy pisze o tym Henryk
z Huntingdonu. Wace przedstawił bardziej rozbudowa-
ną wersję. Tkanina niewiele nam mówi na ten temat,
ale z faktu, że w odpowiedniej scenie wyhaftowano
bardzo wielu łuczników, wynika, że odegrali na tym
etapie bitwy bardzo ważną rolę. Niektórzy strzelający
mają łuki uniesione nieco wyżej niż ci pokazani na po-
czątku bitwy. Różnica jednak nie jest duża i prawdopo-
dobnie przypadkowa. Wycieńczone bitwą linie angiel-
skie nawet ostrzał z bliska mógł poważnie osłabić. Po-
tem ruszyła do natarcia piechota i rycerstwo. Gdy An-
glicy zaczęli się cofać, do akcji znów wkroczyli łuczni-
cy. Możliwe jest jednak, że skoro poszczególne forma-
cje armii normandzkiej były teraz przemieszane, część
wojska szła do natarcia po zboczu, a inni walczyli już
na szczycie – łucznicy musieli strzelać wysoko, by nic
trafić w swoich towarzyszy. Strzały spadały zatem na
tyły linii angielskich.
ŚMIERĆ HAROLDA
To w tym momencie bitwy zginął król Harold.
Niestety, Wilhelm z Poitiers niewiele nam mówi o tym
wydarzeniu. Ogranicza się jedynie do krótkiego stwier-
dzenia i nie podaje szczegółów. Scena na Tkaninie
z Bayeux była przez wieki bardzo różnie interpretowa-
na. Widać na niej postać przedstawioną z profilu. Męż-
czyzna trzyma strzałę, która ugodziła go w oko lub
w czoło. Po prawej przedstawiono drugą, upadającą po-
stać. Rycerz na koniu przystawia miecz do jej uda. Nad
postaciami widnieje napis po łacinie, który oznacza:
Król Harold został zabity. Obecnie uważa się, że Ha-
rold został tu przedstawiony dwukrotnie. Najpierw, gdy
zostaje trafiony strzałą, następnie, gdy pada pod ciosem
miecza po tym, jak rycerze wpadli wreszcie na pozycje,
gdzie powiewał królewski sztandar. Powściągliwość
Wilhelma z Poitiers może wynikać z taktu, że rycerz,
który zabił Harolda, złamał obowiązujący kodeks po-
stępowania. Według Wilhelma z Malmesbury, który
opisuje wszystko w takiej kolejności, jak przedstawio-
no na tkaninie, strzała wbiła się Haroldowi w mózg
i rycerz zabił go, rozcinając mu udo, gdy król leżał już
bezbronny na ziemi. Za ten czyn książę pozbawił go ty-
tułu rycerskiego i wydalił z armii. Natomiast według
Wace’a król został trafiony nad prawym okiem i pró-
bował wyjąć grot, ale drzewce strzały pękło mu w dło-
ni. Potem został powalony ciosem miecza. W Carmen
de Hastingae Proelio znajdujemy opowieść o tym, jak
sam Wilhelm przedzierał się między szeregami hu-
skarlów wraz z trzema żołnierzami wymienionymi
z imienia i na końcu zabił króla własnoręcznie. Jednak
taki czyn przeszedłby do legendy i zostałby upamięt-
niony przez każdego francuskiego pisarza i barda. Jed-
na z ostatnich teorii próbuje wyjaśnić, dlaczego we
wczesnych kronikach nie znajdujemy wzmianki o ranie
od strzały. Otóż wydarzenie przedstawione na tkaninie
miałoby symbolizować karę boską (oślepienie) zesłaną
na Harolda. W wielu scenach na Tkaninie z Bayeux
można odnaleźć symbole bożego gniewu. To wyjaśnie-
nie jest zgodne z twierdzeniem, że opowieść o strzale
wynika z błędnego odczytania sceny na tkaninie. Wy-
daje się jednak, że ludzie żyjący w epoce wydarzeń
przedstawionych na tkaninie, rozumieli znaczenie śre-
dniowiecznej symboliki. Poza tym, gdyby opowieść by-
ła niezgodna z prawdą, nie stałaby się tak popularna od
razu po wydarzeniach, których dotyczyła.
ZWYCIĘSTWO NORMANÓW
Po śmierci Harolda opór Anglików zaczął słabnąć.
Sztandar z czerwonym smokiem został obalony,
a sztandar królewski zdobyty i zabrany przez nieprzy-
jaciela (później wysłano go jako podarunek dziękczyn-
ny papieżowi, który dał Wilhelmowi swój własny
sztandar). Śmierć króla przyspieszyła i wzmogła dezer-
cje żołnierzy z pospolitego ruszenia, którzy uciekali
drogą do dającego schronienie lasu. To, oraz rosnąca
liczba rannych, zmusiło Anglików do skrócenia linii.
Normanowie wreszcie zdobyli przyczółek na grzbiecie
wzgórza, prawdopodobnie najpierw od strony zachod-
niej. Wreszcie mogli zaatakować nieprzyjaciela od
skrzydła i powoli otoczyć jego pozycje. Chociaż żołnie-
rze z pospolitego ruszenia opuszczali tłumnie pole bi-
twy, nadworni żołnierze króla (huskarlowie i tanowie
królewscy) zebrali się wokół ciała władcy i nie podda-
wali się.
Wielu Anglików uciekało, zabierając konie stojące
na tyłach. Z pewnością w zamieszaniu nikt nie dbał
o to, do kogo wierzchowce należą. W zapadającym
zmroku za wzgórzem Caldbec Hill ciemniała ściana la-
su. Tam można się było schronić, szczególnie przed
jazdą, która bała się zapuszczać na nieznany teren. Nie-
którzy ranni kryli się wśród drzew i umierali. Innych
znajdowano leżących obok dróg.
INCYDENT W MALFOSSE
Trzeba jeszcze wspomnieć o incydencie w Malfos-
se, czyli „czarcim rowie”. Według Wilhelma z Poitiers
podczas pościgu na północ od pola bitwy normańscy
rycerze natknęli się na grupę Anglików, broniących sta-
rego ostrokołu lub umocnień chronionych dodatkowo
przez system fos. Mogli być to żołnierze, którzy prze-
żyli bitwę, lub ci, którzy w ogóle nie wzięli w niej
udziału, ponieważ przybyli za późno. Normanowie dali
się zaskoczyć, (idy na miejsce przybył książę, trzyma-
jąc w ręku kikut złamanej włóczni, zastał 50 rycerzy
Eustachego z Boulogne w odwrocie. Gdy Wilhelm obu-
rzył się na ten widok, Eustachy został trafiony między
łopatki z taką siłą, że krew trysnęła mu z nosa i ust.
Przeniesiono go na bok, ale nie można było mu już
pomóc. Książę poprowadził swoich żołnierzy i zlikwi-
dował ten ostatni punkt angielskiego oporu.
Niemal we wszystkich pozostałych kronikach
znajdziemy inną opowieść. W niektórych wydarzenie
to miało miejsce w trakcie bitwy i jest bardzo prawdo-
podobne, że do incydentu doszło na otoczonym bagna-
mi pagórku, na którym bronili się Anglicy. W różnych
relacjach znajdziemy różne opisy umocnień. Orderic
Vitalis, cytując Wilhelma z Jumièges (pisał przed ro-
kiem 1109 i później, co najmniej do roku 1113), opisu-
je starożytny ostrokół ukryty w wysokiej trawie, na któ-
ry wpadła jazda. W napisanym samodzielnie dziele Hi-
storia ecclesiastica (fragment dotyczący bitwy ukoń-
czony w roku 1120) Orderic próbuje łączyć relację
Wilhelma z Poitiers ze swoją wersją historii. Według
niego Normanowie natarli na ostrokół, szańce i system
fos, w których to umocnieniach schroniła się grupa An-
glików. Według Orderica zginęła wówczas jedna oso-
ba: Engenulf, kasztelan Laigle. Niewykluczone, że
opowieść o tym kronikarz usłyszał od kogoś z rodziny
kasztelana. Dopiero w napisanej około roku 1180 Battle
Abbey Chronicle pojawia się po raz pierwszy nazwa
Malfosse dla określenia czegoś, co – jak się obecnie
uważa – było głębokim dołem. Niestety, gawędziarz
Wace nie wspomina nic o tym wydarzeniu. Niewyklu-
czone, że były dwa incydenty: jeden na pagórku, obok
strumienia podczas bitwy, a drugi podczas pościgu. Nie
wiadomo jednak, dlaczego żaden z kronikarzy nie
wspomina o obu wydarzeniach. Być może obie opo-
wieści zostały zniekształcone, a następnie połączone
w jedną. Jeśli miał miejsce tylko jeden incydent, to na
pewno podczas bitwy. Niestety, do tej pory nie udało
się zlokalizować Malfosse, a pagórek nadal jest wi-
doczny. Ponadto opisy zdarzeń w Malfosse nie są tak
spójne, jak opisy walk na pagórku.
Tego dnia słońce zaszło o 17.04, więc na skuteczny
pościg zostało niewiele czasu. Zawarta w kronice Wil-
helma z Jumièges informacja, że Normanowie ścigali
Anglików aż do rana, wydaje się przesadzona. Współ-
cześnie sprawdzono, że 14 października o godzinie
18.15 w miejscu bitwy już zupełnie ciemno, a ukształ-
towanie terenu czyni konny pościg niemożliwym.
Księżyc, który tej nocy świecił nisko na niebie, pojawił
się dopiero po północy. W gasnącym świetle dnia Wil-
helm cofnął się na pole bitwy, by się mu przyjrzeć.
Wilhelm z Poitiers pisał, że Wilhelm poczuł żal na wi-
dok tak licznych poległych Anglików leżących na
szczycie. Obok ciała Harolda znaleziono ciała Gyrtha
i Leofwine’a. W opisującym dzieje opactwa Waltham
XII-wiecznym dziele De Inventione S. Crucis czytamy,
że z początku nikt nie mógł odnaleźć ciała króla. Praw-
dopodobnie dlatego, że okaleczona twarz Harolda była
silnie zdeformowana. Aby odnaleźć ciało króla, posła-
no po Edytę z Łabędzią Szyją, pierwszą kochankę kró-
la, która rozpoznała go po szczególnych znakach na
ciele, o istnieniu których wiedziała tylko ona. Tradycja
głosi, że Edyta czekała na południowo-zachodnich zbo-
czach Caldbec Hill, skąd było widać pole bitwy. Spro-
wadzono ją na pokryte trupami wzgórze, by spełniła
ostatni obowiązek wobec ukochanego. Edyta odnalazła
ciało Harolda wśród ciał innych poległych.
Ciało króla zaniesiono do obozu Wilhelma i tam
przekazano rycerzowi (który był pół-Anglikiem) Wil-
helmowi Maletowi, by je pochował. Matka Harolda,
Gytha, proponowała za nie tyle złota, ile ważyło, ale
książę odmówił wydania go jej, uważając, że przyjęcie
takiej zapłaty byłoby niewłaściwe. Co więcej uważał,
że Harold nie zasługuje na taki pogrzeb, jaki chciała
wyprawić mu matka, gdy tak wielu ludzi leżało niepo-
grzebanych z powodu jego chciwości. Normanowie
żartowali, że Harolda należy pogrzebać na wybrzeżu,
by nadal go strzegł, jak to czynił do tej pory. Warto
wspomnieć, że już w relacji Wilhelma z Malmesbury
pojawia się informacja o odmowie przyjęcia zapłaty
przez Wilhelma, który jednak pozwolił Gycie pogrze-
bać ciało syna w jego kościele pod wezwaniem Święte-
go Krzyża w Waltham, w Esseksie. Wace zgadza się
z tym, ale nie podaje żadnych szczegółów. W jego cza-
sach Waltham było opactwem królewskim, pozostają-
cym pod patronatem Henryka II. Oczywiście, rozeszła
się także pogłoska, że książę uszedł cało z bitwy. Miał
potem prowadzić życie pełne przygód i w końcu
umrzeć jako pustelnik w Chesterze.
W niedzielę 15 października zajęto się grzebaniem
poległych żołnierzy armii normandzkiej. Rodzinom
i przyjaciołom Anglików, którzy zginęli w walce, po-
zwolono zabrać ciała. Wielu jednak pozostawiono na
wzniesieniu, podobnie jak po bitwie pod Stamford
Bridge, gdzie 70 lat po walkach Orderic widział stosy
kości. Kronikarz Wilhelm z Jumièges wspomina, że
z pola bitwy zebrano łupy. Ze scen przedstawionych na
Tkaninie z Bayeux wynika, że zaczęto to robić, gdy
jeszcze trwały walki. Na dolnym planie (choć są to czę-
ściowo hafty zrekonstruowane) widać postacie obdzie-
rające poległych z kolczug. Książę mógł wydać rozkaz,
by na Caldbec Hill wzniesiono kopiec z kamieni na
znak zwycięstwa. Wskazuje na to nazwa tego miejsca –
Mountjoy.
Wkrótce potem Wilhelm wrócił do obozu pod Ha-
stings. Przebywał w nim pięć dni, by zmęczeni żołnie-
rze odpoczęli i by poczekać na poselstwo od angiel-
skich możnowładców. Gdy nikt nie przybył, wymasze-
rował z wojskiem z obozu, choć na pewno pozostawił
na miejscu silny garnizon. Po bitwie armia musiała
znacznie się skurczyć. Zginęło od 25 do 30 procent
żołnierzy. Pod koniec października zza kanału przybyły
wyczekiwane posiłki. Szlak, którym przemaszerowała
armia Wilhelma, można odtworzyć na podstawie kro-
nik oraz spisów ziem splądrowanych zawartych w Do-
mesday Book. Książę ruszył najpierw w kierunku
Dover, wysyłając po drodze oddział, który miał ukarać
mieszkańców Old Romney za zabicie albo załóg okrę-
tów, albo oddziału, który wyruszył po żywność. Dover
poddało się nowemu władcy i Wilhelm zbudował za-
mek w grodzie na klifie. Giermkowie spalili kilka do-
mów, ale Wilhelm kazał je odbudować. W Dover wy-
buchła wśród żołnierzy epidemia czerwonki. Zosta-
wiwszy chorych na miejscu, książę pomaszerował dalej
ku Canterbury. Przedstawiciele miasta wyszli mu na
spotkanie i poddali się jego władzy. Ludność Kentu
także się podporządkowała. Chociaż choroba dosięgła
i Wilhelma, książę nie zatrzymał się, ponieważ armia
musiała iść dalej, by zdobyć zapasy żywności.
Gdy Normanowie zbliżali się do Londynu, w mie-
ście wybuchła panika. Stigand z Canterbury lub Eal-
dred z Yorku (niewykluczone, że obaj jednocześnie)
wybrali na króla młodego Edgara Athelinga. Prawdo-
podobnie poparcia udzielili mu earlowie Edwin i Mor-
car. Nic istniał jednak żaden ustalony plan obrony.
Obawiając się potęgi miasta, Wilhelm skręcił na za-
chód. Do miasta zbliżył się jedynie jeden oddział. Po
potyczce z mieszkańcami, którzy przeszli przez London
Bridge, podpalono Southwark. Wilhelm mógł liczyć, że
uda mu się zająć miasto z zaskoczę nia. Możliwe też, że
chciał odwrócić uwagę londyńczyków, by pozwolili je-
go głównym siłom minąć miasto od południa. Oddział
przyłączył się potem do głównych sił maszerujących do
Hampshire i Berkshire. Armia podzieliła się na kolum-
ny plądrujące wsie, przez które szły, częściowo po to,
by zapewnić sobie żywność, a częściowo po to, by
skłonić Londyn do uległości. Poddanie się Winchesteru
oznaczało, że stolica Wesseksu, a także siedziba bisku-
pa oraz porty na południowo-wschodnim wybrzeżu
znalazły się pod władzą Wilhelma. Książę przeszedł
przez Tamizę pod Wallingfordem, gdzie poddał
mu się arcybiskup Stigand, odcinając się od Edga-
ra. Postawiwszy zamek w anglosaskim warownym gro-
dzie, Wilhelm poszedł na północ i na wschód. Potem
skręcił na południe, przypuszczalnie do Little Ber-
khamsted w Hertfordshire. Tutaj spotkał się z Ealdre-
dem, Edgarem i kilkoma możnowładcami, w tym za-
pewne Edwinem i Morcarem. Ci ostatni odmówili
udziału w bitwie pod Hastings, a teraz, zdaniem Wil-
helma z Malmesbury, chcieli jednego spośród siebie
uczynić królem. Gdy to się nic powiodło, oddalili się na
północ, licząc, że w Northumbrii będą bezpieczni. Jeśli
rzeczywiście tak było, mogli podporządkować się Wil-
helmowi po koronacji, w Barking.
Wilhelmowi prawdopodobnie nie spieszyło się do
objęcia tronu. Zbyt wielu miał jeszcze w kraju nieprzy-
jaciół. W końcu namówiło go jego rycerstwo oraz po-
selstwo od Anglików, którym zależało, by mieć króla,
i którzy argumentowali, że jako królowi Wilhelmowi
będzie łatwiej zdusić opór przeciwników. Wilhelm
wkroczył do Londynu i tym razem nie natrafił na opór.
Jedynie u Wilhelma z Jumièges znajdujemy wzmiankę
o potyczce przy bramach, zaś w Carmen de Hastingae
Proelio opisano skomplikowane oblężenie i negocjacje.
Od wyruszenia z Hastings armia Wilhelma przebyła
ponad 560 kilometrów.
Wilhelma koronowano na króla w Boże Narodze-
nie 1066 roku w nowym kościele wzniesionym przez
Edwarda Wyznawcę w Westminsterze. Słysząc okrzyki
J
poparcia, normandzcy żołnierze sądzili, że oto wybucha
nowy bunt i zaczęli podpalać okoliczne domy. Gdy
rozpoczęła się walka, wielu ludzi, którzy byli w koście-
le, wybiegło na zewnątrz. Źródła mówią, że Wilhelm
trząsł się jak liść osiki. Tak wiele osiągnął i tak daleko
zaszedł, a teraz mógł to wszystko stracić. Panika i pło-
mienie mogły oznaczać, że Bóg uznał go niegodnym
pełnienia świętej władzy królewskiej. W opustoszałym
kościele arcybiskup Ealdred włożył na skronie Wilhel-
ma koronę angielską.
PO BITWIE
Nie można powiedzieć, by bitwa pod Hastings za-
kończyła podbój. Jednak było to na pewno zwycięstwo
decydujące. Poległ król, dwóch jego braci i kwiat an-
gielskiej arystokracji. Krwawe bitwy pod Fulfordem
i Stamford Bridge nic tylko osłabiły Harolda, ale też
zlikwidowały zagrożenie z północy. Ponieważ w Anglii
przed podbojem nie było zamków, Wilhelm miał uła-
twione zadanie. Nie istniały fortyfikacje, z których od-
działy przeciwnika mogłyby organizować wypady na
maszerujące kolumny wojsk Wilhelma lub które odci-
nałyby najeźdźcę od linii zaopatrzenia. Wilhelm zaś
budował zamki, gdzie tylko mógł. Jednak dopiero po
kolejnych trzech latach czuł się w swoim nowym kró-
lestwie bezpiecznie. Pierwsze bunty wybuchły tuż po
koronacji. Powróciwszy w marcu 1067 roku do Nor-
mandii, Wilhelm pozostawił w Anglii biskupa Odona
i seneszala Wilhelma FitzOsberna. Obaj byli bardzo su-
rowymi panami. Na zachodzie Edric Dziki spustoszył
Herefordshire, a na wschodzie ludność Kemu nakłoniła
Eustachego z Boulogne, by zaatakował Dover, ale
normandzki garnizon odparł ten atak. Angielska opozy-
cja spiskowała na wygnaniu, głównie na dworze króla
Danii, Swe- na. Miał on prawo ubiegać się o tron An-
glii, który teraz, po śmierci Haralda Surowego, wyda-
wał mu się jeszcze atrakcyjniejszą zdobyczą.
Wilhelm powrócił do Londynu na Boże Narodze-
nie i na początku roku 1068 pomaszerował na Exeter.
Miasto poddało się, a w jego obrębie powstał zamek.
Kasztelan zorganizował potem wyprawę do Kornwalii,
by poddać ją pod panowanie normandzkie. Latem z Ir-
landii przybyli trzej nieślubni synowie Harolda, ale po-
konali ich żołnierze z Somerset. Gdy w kolejnym roku
wybuchła rewolta w Devonie i Kornwalii, jej stłu-
mieniem zajęli się wierni królowi żołnierze z Exeter.
Żona Wilhelma, Matylda, przybyła wiosną 1068
roku. Koronowano ją w Westminsterze. Mniej więcej
w tym samym czasie Edgar usunął się do Szkocji, zaś
Edwin i Morcar zaczęli organizować bunt. Edwin po-
dobno domagał się, by Wilhelm dopełnił obietnicy
i oddał mu swoją córkę za żonę. Earlowie z północy
zawarli sojusz ze swoim siostrzeńcem Bleddynem
z Walii. Istniało niebezpieczeństwo, że północ powsta-
nie przeciw królowi. Wilhelm wyruszył, by stawić czo-
ła wyzwaniu, budując po drodze zamki. Gdy jeden
z nich wzniesiono w Warwick, Morcar i Edwin podpo-
rządkowali się władcy. Gdy rozpoczęto budowę zamku
w Nottingham, poddał się York. Malcolm, król Szkocji,
zawarł pokój z wysłannikiem króla, biskupem Durham.
Wilhelm wzniósł gródek stożkowaty w samym Yorku,
a później powrócił na południe, stawiając zamki w Lin-
coln, Huntingdonie i Cambridge.
W kolejnym roku północ znów zaczęła sprawiać
kłopoty. W styczniu Robert z Commines, pierwszy
normański earl Northumbrii, został zabity w Durham.
Gdy niepokoje zaczęły narastać, zginął także dowódca
zamku w Yorku. Ze Szkocji przybył Edgar z Cospatri-
kiem i innymi Northumbryjczykami. Pomaszerowali na
York i zaatakowali miasto oraz zamek. Wilhelm Malet
wysłał wiadomość, że nic utrzyma zamku. Wilhelm na-
tychmiast przybył do Yorku. Szedł równic szybko, jak
Harold w roku 1066. Edgar musiał wrócić do Szkocji,
a na drugim brzegu rzeki Ouse ustawiono kolejny za-
mek. Wilhelm wrócił na południe, ale u wschodniego
wybrzeża dostrzeżono wkrótce duńską flotę. Liczyła od
240 do 300 okrętów. Dowodzili nią trzej synowie i brat
króla Swena. Plądrując po drodze takie miasta, jak
Dover, Sandwich, Ipswich i Norfolk, Duńczycy wpły-
nęli do estuarium Humber. Znów pojawił się Edgar,
a wraz z nim earlowie Cospatric, Waltheof i inni. Gdy
najeźdźcy zbliżali się do Yorku, Wilhelm Malet podpa-
lił domy obok zamku, by wróg nic mógł ich wykorzy-
stać. Pożar rozprzestrzenił się aż do Minsteru. Garnizon
zorganizował wypad, ale został pokonany, a miasto
złupione. Król Wilhelm przybył na północ, zaś za-
ufanych dowódców pozostawił, by tłumili bunty
w Devonie i Kornwalii, w Dorset, Somerset i Cheshire.
Duńczycy wycofali się przez Humber do wyspy
Axholme, a potem znów skierowali się do Yorkshire.
Pozostawiwszy na miejscu przyrodniego brata, Roberta
Mortaina, by miał najeźdźców na oku, Wilhelm prze-
szedł przez Góry Pennińskie w celu stłumienia buntu
w Staffordshire, a następnie wrócił do Nottingham,
skąd udał się do Yorku, z którego wycofali się Duńczy-
cy. Król świętował Boże Narodzenie w mieście, a po-
tem zajął się niszczeniem okolicy. Wskutek tego „na-
jazdu” ucierpiało nie tylko Yorkshire, ale także część
Cheshire, Shropshire, Staffordshire i Derbyshire.
W nowym roku Wilhelm przeniósł się nad rzekę Tees,
gdzie poddali mu się Waltheof i Cospatric. Potem mi-
mo trudnej drogi i srogiej zimy pomaszerował do Yor-
ku, a następnie ruszył przez Góry Pennińskie w równie
niesprzyjających warunkach pogodowych, niebez-
piecznym szlakiem, z grupą buntujących się najemni-
ków w celu uwolnienia Shrewsbury i uspokojenia
Cheshire. Założył wówczas zamki w Chesterze
i Staffordzie. W końcu dotarł do Salisbury i zapłacił
żołnierzom za służbę (oprócz przywódców buntu, któ-
rym kazał zostać jeszcze 40 dni).
I tak do wiosny 1070 roku Wilhelm skutecznie
zdławił najpoważniejszą opozycję w kraju. Między ro-
kiem 1070 a 1071 stawił czoła spiskowcom zbierają-
cym się na mokradłach The Fens we wschodniej An-
glii. Byli wśród nich Duńczycy, earl Morcar (Edwin już
nie żył) oraz Hereward Wygnaniec. Ich opór załamał
się, gdy na mokradłach wybudowano groblę. Jednak
króla bardziej martwiły niepokoje szerzące się w Maine
i Flandrii niż ostatnie ogniska oporu w Anglii. Niepo-
koił się jedynie o spustoszoną północ, która mogła stać
się łatwym łupem dla króla Szkocji Malcolma. W roku
1072 Wilhelm zorganizował wyprawę, w której wzięły
udział i flota, i wojska lądowe, w celu zmuszenia Mal-
colma do uległości i uczynienia go wasalem króla An-
glii. Edgar Aetheling musiał opuścić szkocki dwór. Od
tej pory prawdziwych wrogów miał Wilhelm tylko
wśród synów, możnowładców i sąsiadów po drugiej
stronie kanału.
Normanowie przejęli wiele ważnych instytucji an-
glosaskich: administrację, pieczęć królewską, sądow-
nictwo królewskie oraz mennice. Ziemie należące do
miejscowych możnowładców, którzy uciekli lub wy-
marli, nadawano Normanom i ich sojusznikom, szcze-
gólnie Bretończykom i Flamandom. Normanowie
wspinali się po drabinie hierarchii kościelnej, budowali
zamki i imponujących rozmiarów kamienne katedry.
Anglików uważano za ludzi gorszego gatunku. Język
angielski jednak przetrwał, ponieważ nadal używała go
większa część ludności kraju. Kultura angielska zlała
się z kulturą normańską, nowi władcy zasiadali kolejno
na tronie, a Anglia zaczęła spoglądać ku zachodniej Eu-
ropie, odwracając wzrok od Skandynawii. Wilhelm
zmarł w roku 1087 wskutek upadku z konia podczas
oblężenia Mantes. Jego wnuki były świadkami odrywa-
nia się Normand ii od Anglii, która rozwijała się teraz
na bazie dwóch tradycji: angielskiej i normańskiej.
POLE BITWY OBECNIE
Miasto Battle jest położone 11 kilometrów na pół-
noc od Hastings, przy dzisiejszej drodze A2100 z Lon-
dynu na wybrzeże. Znajduje się tam małe muzeum,
jednak nic ma w nim znalezisk z pola bitwy. High Stre-
et biegnie po wschodniej stronic podłużnego pagórka,
prowadzącego ku wzniesieniu. Grzbiet wzgórza jest te-
raz zasłonięty budynkami klasztornymi. Wejście na te-
ren opactwa prowadzi przez parking, nieco na zachód
od XIV-wiecznej bramy, która stoi równolegle do boku
placyku kończącego High Street.
Wzniesienie wygląda teraz inaczej niż w roku
1066. Wilhelm Zdobywca kazał mnichom ustawić
opactwo na samym szczycie zbocza (tak by ołtarz znaj-
dował się w miejscu, w którym poległ Harold), choć
wygodniejszym miejscem byłaby płaska, zasilana stru-
mieniami dolina. Wszystkie budynki, które stoją teraz
na wzniesieniu, pochodzą z okresu późniejszego niż
czasy Wilhelma Zdobywcy. Dormitorium, które scho-
dzi w dół zbocza, wybudowano na fundamencie schod-
kowym. Na wschodzie podwyższono, wzmocniono
i wyrównano teren pod budynki. Wzdłuż zbocza stoi
klasztorna latryna, a po obu jej stronach teren także wy-
równano. Grzbiet wzniesienia był przez wieki prze-
kształcany ręką człowieka. Otwarty dziedziniec, na któ-
ry wchodzi się przez główną bramę, powstał w XVI
wieku. Podczas budowy zasłonięto okna spiżarni, którą
opiekował się mnich piwniczy.
W roku 1066 zbocza wzgórza były bardziej strome.
Dzisiaj nachylenie zbocza od strony zachodniej wynosi
3 procent, a obok drogi 6,5 procenta. Po bokach nachy-
lenie wynosi 8 procent, a od tyłu 25 procent. W naj-
wyższym punkcie wzniesienia, na północ od zabudo-
wań klasztornych, zaledwie kilkanaście centymetrów
niżej niż poziom ziemi wokół późniejszej świątyni,
znajdują się fundamenty wschodniego krańca pierw-
szego normańskiego kościoła. Są tu trzy kamienne
krypty. Główny ołtarz stanął tam, gdzie poległ Harold.
Położono w tym miejscu współczesną tablicę pamiąt-
kową, choć z późniejszych wykopalisk wynika, że oł-
tarz znajdował się kilkadziesiąt centymetrów dalej,
w miejscu oznaczonym małym kamiennym słupkiem.
Od strony zachodniej, gdy stoimy przed spiżarnią, wi-
dać po prawej stronie pagórek. Płynący za nim grząski
strumień przekształcono w stawy rybne opactwa. Do
Telham Hill także dojeżdżamy drogą A2100, której
przebieg pokrywa się częściowo ze starym szlakiem.
Przechodzi ona przez przełęcz między strumieniami,
które płynęły tam, gdzie znajduje się park opactwa
i stacja kolejowa. Jadąc dalej, docieramy do punktu,
z którego widać było linie angielskie (teraz widok za-
słaniają drzewa). Półtora kilometra dalej współczesna
droga przechodzi przez szczyt Blackhorse Hill, gdzie
Wilhelm prawdopodobnie zatrzymał wojsko i kazał
żołnierzom przywdziać zbroje.
Wracając do miasta, warto skręcić w lewo w Po-
wdermill Lane, która biegnie tam, gdzie znajdowały się
tyły pozycji normandzkich. Stąd rozciąga się dobry wi-
dok na wzniesienie. Powróciwszy na High Street, idzie-
my nią do końca, a potem skręcamy w prawo,
w Whadington Road. Idziemy niecałe pół kilometra i
dochodzimy do białego wiatraka, stojącego na szczycie
Caldbec Hill.
Na polu bitwy linie angielskie przebiegały nieco
poniżej spiżarni, na wschód przez dormitorium i koń-
czyły się niecałe 50 metrów na południc od budynku
szkoły podstawowej. W kierunku zachodnim ciągnęły
się na długości około 135 metrów, za wieżami zamku
księżniczki Elżbiety. Lewa część skrzydła francusko-
flamandzkiego mogła znajdować się w miejscu, w któ-
rym obecnie jest wejście do parku. Kontyngent nor-
mandzki zaczynał się tutaj, a kończył na wysokości
wież.
CHRONOLOGIA
Wydarzenia przed rokiem 1066
1035, śmierć króla Kanuta. Władze przejmuje jego
syn Harold I.
1036, oślepienie i śmierć brata Edwarda, Alfreda.
1040, Hardekanut przejmuje tron po przyrodnim
bracie Haroldzie I.
1042, Edward Wyznawca wraca z wygnania i zo-
staje królem Anglii.
1047, Wilhelm zwycięża buntowników normandz-
kich pod Val-ès-Dunes.
1051, bunt earla Godwina i jego synów. Godwi-
nowie wygnani. Korona obiecana Wilhelmowi.
Wilhelm prawdopodobnie przybywa z wizytą do
Anglii.
1052, Godwin wraca. Wielu Normanów z otocze-
nia króla ucieka.
1054, Wilhelm zwycięża Francuzów i wojska hra-
biego Andegawenii pod Mortemer.
1055, bunt Aelfgara z Mercji sprzymierzonego
z Gruftyddem z Walii. Porozumienie osiągnięte.
1057, Wilhelm pokonuje straż tylną nieprzyjaciela
podczas drugiego najazdu wojsk króla Francji
i hrabiego Andegawenii.
1060, umiera król Francji Henryk oraz hrabia Geo-
ffrey z Andegawenii.
1062, drugi bunt Aelfgara sprzymierzonego
z Gruffyddem. Śmierć Aelfgara. Jego syn, Edwin
przejmuje władzę w Mercji. Harold wyrusza
w środku zimy na wojnę z Gruffyddem.
1063, Tostig i Harold atakują Walię. Gruffydd za-
bity. Normanowie zajmują Maine.
1064 (lub 1065), Harold przybywa do Normandii.
Wyprawa do Bretanii. Harold składa przysięgę
Wilhelmowi przed powrotem do Anglii.
1065, Tostig wygnany z Northumbrii. Rządy
obejmuje brat Edwina, Morcar.
5 stycznia 1066, umiera Edward Wyznawca.
6 stycznia 1066, pogrzeb Edwarda. Koronacja Ha-
rolda.
Kampania roku 1066
Maj, Tostig atakuje południowe wybrzeże Anglii.
Zostaje odparty i płynie do Szkocji.
Wrzesień, Tostig i Harald Surowy wpływają na
Humber.
8 września, Harold rozpuszcza armię.
12 września, Wilhelm przenosi flotę do Saint-
Valery-sur-Somme.
20 września, bitwa pod Ciatc Fulford. Edwin
i Morcar pokonani przez Haralda Surowego
i Tostiga. York kapituluje.
20–24 września, Harold maszeruje z wojskiem na
północ.
25 września, bitwa pod Stamford Bridge. Anglicy
zwyciężają Norwegów. Harald Surowy i Tostig gi-
ną.
28 września, Wilhelm przybija do brzegu pod
Pevensey.
1 października, Harold dowiaduje się, że Norma-
nowie przybyli do Anglii i rusza na południe.
6–11 października, Harold w Londynie.
13 października, Harold przybywa na punkt kon-
centracji wojsk pod Caldbec Hill.
14 października, bitwa pod Hastings. Zwycięstwo
Normanów. Harold ginie, a wraz z nim jego bracia
Gyrth i Leofwine.
25 grudnia, Wilhelm koronowany w Westminste-
rze.
Wydarzenia po roku 1066
Styczeń–luty 1067, Wilhelm w Barking. Prawdo-
podobnie rusza przez wschodnią Anglię do Nor-
wich.
Marzec 1067, Wilhelm odwiedza Normandię, Ed-
ric pustoszy Herefrordshire.
Jesień 1067, Eustachy z Boulogne atakuje Dover,
ale zostaje pobity. Wilhelm wraca na Boże Naro-
dzenie.
Początek roku 1068, Wilhelm maszeruje z woj-
skiem do Exeter. Koronacja Matyldy. Pierwszy
pobyt Wilhelma w Yorku.
Lato 1068, synowie Harolda z Irlandii pobici przez
wojsko z Exeter.
Styczeń 1069, Robert z Commines zabity. Bunt na
północy.
Luty–początek kwietnia 1069, drugi pobyt Wil-
helma w Yorku.
Jesień 1069, pojawia się flota duńska. Znów bunt
na północy.
Zima 1069, trzeci pobyt Wilhelma w Yorku. Pół-
noc spustoszona. Bunty w Cheshire, Shrewsbury
i West Country stłumione.
1070–1071, stłumiony bunt na mokradłach The
Fens.
1072, wyprawa na północ i podporządkowanie
Malcolma, króla Szkocji. Edgar wygnany ze
szkockiego dworu.
1087, Wilhelm Zdobywca umiera.