Sny z nazwiskami odcinek 9 Szczepan Kopyt

background image

Sny z nazwiskami

Sny z nazwiskami - odcinek 9 - Szczepan Kopyt

Autor

Maciej Gierszewski

4 lipiec 2009 11:15

280304
Przychodzą Krzysztof Gryko i Szczepan Kopyt. Krzychu przynosi do domu nowy numer
miesięcznika “:”. Kartkuję periodyk, a tam na rozkładówce, w samym środku numeru,
najważniejszy tekst: Paweł Karwat “Instrukcja BHP i PPOŻ”; a Szczepan przytaszczył kontrabas i
uczy Edwarda Pasewicza na nim grać.
140904
Kawiarenka, w której siedzimy znajduje się na dachu wieżowca. Stoliki są trójkątne. Ustawione
bardzo gęsto. Siedzę razem z Małgorzatą Nowicką, Tobiaszem Melanowskim, Szczepanem
Kopytem i Krzysztofem Gryko. Krzysztof cały czas coś mówi, opowiada jakieś zabawne historyjki.
Przy sąsiednim stoliku siedzą chłopiec i dziewczynka wespół z nianią, wszyscy bardzo grzecznie
jedzą lody. Kelner przynosi dla nas kawę w kubkach wielkości naparstka, kawa się pieni, jakby się
cały czas gotowała. Chcę już iść, kelner przynosi mi rachunek, jest wysoki (jedna kawa kosztuje
dwa tysiące), Krzysztof bierze mi go z ręki i mówi: “Ja dziś płacę”. Na te słowa Szczepan i Gosia
wybuchają śmiechem.
130307
Siedzimy w sali, w której ma się odbyć kolejne spotkanie “Kontrabandy”. Sala przypomina bar
mleczny, choć nie czuć tych wszystkich okrutnych zapachów, które zwykle czuć w takich
miejscach. Przy stolikach siedzą ludzie, my, czyli Szczepan Kopyt i ja, widzowie, słuchacze,
całkiem sporo ich jest. Czekamy na autora, którego ma przyprowadzić Adam Wiedemann. Adam
Kaczanowski zagaduje mnie i pyta, jak się ten koleś nazywa co ma czytać, odpowiadam, że
Jarosław Kurg, a on na to, że nie zna. Spotkanie ma poprowadzić Marcin Czerkasow. Ale ale wciąż
nie ma autora, więc dzwonię do Adama, on mówi, że są teraz w barze gejowskim na Garbarach i że
zaraz przyjdą, słychać że jest delikatnie szczęśliwy. Ludzie z widowni zaczynają się niecierpliwić i
powoli wychodzić. I jak w końcu Adam przyprowadza Jarka, obściskującego się z jakimś młodym
chłopcem, na sali nie ma już nikogo, tylko Marcin, Szczepan i ja.
250607
Szedłem ze Szczepanem przez rondo Kaponiera. Szczepan taszczył jakąś paczkę. Była ciężka, co
chwilę przystawaliśmy, by mógł dać odpocząć rękom. Paczka miała nalepiony dowód nadania
jakiejś firmy kurierskiej, ale nie rozpoznawałem jakiej. Podobno znalazł tę paczkę i wziął ją,
ponieważ sądzi, że wewnątrz są puste wizytówki, które łatwo da się przerobić na wizytówki
“Kontrabandy”. Gdy przystanęliśmy przed głównym wejściem na MTP, przeczytałem na dowodzie,

background image

że paczka jest zaadresowana do “Gazety Wyborczej”. Zaproponowałem by ją otworzył i
przynajmniej sprawdzili co niesie. Położył ją na stole i rozciął szary papier. Okazało się, że
wewnątrz są książki wydawnictwa “a5″. Książki były trochę podniszczone, była W/Z informująca,
że są to zwroty (Szymborska i Herbert). Zaczęliśmy je dzielić, w taki sposób, że jeden egzemplarz
dla niego, a jeden dla mnie, jeśli coś było w jednym lub trzech, czterech egzemplarzach, to
odkładaliśmy na bok. Podjechały do nas jakieś dwie dziewczyny na rowerach. Jedna zapytała, czy
nie moglibyśmy jej dać jakieś książki o sztuce, bo ona ma jutro egzamin na ASP. Potem podszedł
jakiś bezdomny i zapytał, czy rozdajemy program targów na najbliższe pól roku.
061008
W pokoju Justyny Goli, w starym jej mieszkaniu na Grottgera, siedzę przy biurku pod oknem. Na
kolanach trzymam Kirę Pietrek, jest jakby mniejsza, młodsza. W jej zachowaniu jest też coś
młodszego, jakaś zabawa, zgrywa. Szukamy czegoś w internecie. Znaczy się, ona przegląda różne
strony, a ja udaję zainteresowanie. Jest mi niewygodnie. Chciałbym usiąść obok na krześle, ale
wchodzi Szczepan Kopyt i siada na nim. Teraz w trójkę czegoś szukamy. Czuję, że się pocę, wzdłuż
kręgosłupa ciekną mi strumieniem zimne krople potu.
120609
Noc. Chyba 3:00. Nikogo. Idę z Kirą Pietrek. Prosto z Żydowskiej wychodzimy na trzy wielkie,
kryształowe lustra, które stoją oparte o Dom Bretanii. Lustra są ogromne, większe ode mnie, mają
ze dwa, dwa i pół metra wysokości. Są w złoconych ramach. Kira staje przed pierwszym z prawej i
zaczyna przymierzać sukienki. Przebiera się i pyta: “Maciej, a ta jak ci się podoba?”. Nie wiem, co
odpowiedzieć. Nie mam zdania. Podchodzi Szczepan Kopyt i ustawia się między nami. Chwilę
patrzy się na swoje odbicie w środkowym lustrze, odwraca się bokiem, wypina pośladki i mówi:
“Ładna mam dupę, co? Jak dwa ziarenka kawy”. Potem łapie nas za dłonie i prowadzi na
Chwaliszewo do Przemka Łośko, ale nie ma go w domu, a od Edka Pasewicza i Łukasza Drobnika
dobiega muzyka, więc bez pukania wchodzimy do nich do domu. Od Łukasza dostajemy po butelce
wody sodowej. “Pijcie i bawcie się dobrze”, mówi. Zaczyna świtać, impreza przygasa. Siedzę na
drewnianym krzesełku, przede mną na wielkich (wyglądających na wygodne) fotelach siedzi Kira
Pietrek i Michał Płaczek. W rękach trzymają jakieś kartki, rozpoznaję swój charakter pisma.
Czytają. Po jakimś czasie Michał ponosi głowę znad stron i mówi do mnie: “Maciej, kiedyś
wydawało mi się, że lubię Twoje wiersze, że mi się podobają, ale te co nam dałeś do przeczytania,
są całkiem do bani.” Kira nic nie mówi, kiwa na potwierdzenie głową, zgadza się z Michałem. Robi
mi się strasznie smutno. Prawie chce mi się płakać. Michał dodaje: “Może czas już przerzucić się na
prozę?”. Przychodzi Łukasz i podnosi mnie za ramiona, opieram się całym ciężarem na nim, i
wyprowadza mnie na balkon.
- - - - - - - - -
o Szczepanie Kopycie śnił Edward Pasewicz:

050804
Idziemy ze Szczepanem przez dżunglę w ogromnym błocie, w błocie sięgającym po kolana.
Idziemy już długo. Przez cały czas pada deszcz. Coraz trudniej nam się idzie. Prawie przy każdym
drzewie stoi kobieta z wielkim bębnem i uderza w niego drewnianą pałką. Wybijany rytm nie jest
równy. Gdy próbujemy podejść do którejś, to ukrywają się za drzewa, a potem znikają. Drzewa się
przerzedzają i wychodzimy na polanę, na której jest wioska. Lepianki a nie chaty. Na polanie
mnóstwo buddyjskich mnichów, tysiące, w starych spłowiałych szatach. Wszyscy odwróceni w
naszym kierunku. Kiwają się. Na cmentarzu z grobu wypływa, unosi się, szkielet kobiety, same
kości. Wewnątrz niej, w brzuchu, szkielecik płodu.
[opowiedziany po popołudniowej drzemce]


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron