O Donaldzie Trumpie, Kim Dzong Unie, Waltherze Rathenau oraz innych osobach i sprawach

background image

O Donaldzie Trumpie, Kim Dzong Unie,
Waltherze Rathenau oraz innych osobach i
sprawach


Prawdziwi lekarze kontrolują choroby, a nie osoby, fałszywi lekarze
(psychiatrzy) kontrolują osoby, a nie choroby
(Thomas Szasz)

Jak mówi stare powiedzenie psychiatryczne: neurotyk buduje zamki
na piasku, psychotyk w nich mieszka a psychiatra pobiera czynsz
(Thomas Szasz)

Jak wiadomo, ulubioną postacią medialnej propagandy
angloamerykańskiej są „crazy dictators”: cesarz Wilhelm II, Adolf
Hitler, Saddam Husajn, Muammar Kaddafi, Baszar al-Assad czy
wreszcie Kim Dzong Un. Jednakże dzisiaj dyktator-wariat to nie tylko
przywódca państwa desygnowanego przez USA na wroga, lecz także
sam prezydent Donald Trump – inwektywy kierowane kiedyś do
zewnętrznych wrogów, są obecnie używane w walce wewnętrznej, w
której biorą udział zawodowi psychiatrzy. I tak 27 psychiatrów,
psychologów, ekspertów od zdrowia psychicznego i
psychoanalityków opublikowało swoje przemyślenia w książce The
Dangerous Case of Donald Trump. Na podstawie wypowiedzi i
zachowań Donalda Trumpa poszczególni eksperci postawili
odpowiednie diagnozy: socjopata, paranoik, patologiczny narcyz,
człowiek o trwałej utracie kontaktu z rzeczywistością, nałogowy
kłamca, niezrównoważony psychicznie, człowiek o głębokiej
emocjonalnej niestabilności. Eksperci są zgodni co do tego, że stan
psychiczny prezydenta stanowi oczywiste i realne zagrożenie (clear
and present danger – określenie zaczerpnięte z dyskursu
bezpieczeństwa państwa) dla całego narodu i dobrostanu jednostek.

background image

Prezydentura Trumpa „spowodowała, nie mające precedensu, skutki
dla zdrowia psychicznego w kraju i poza granicami”; jego
„szaleństwo” (madness) udziela się innym. Następuje wzrost poziomu
przemocy w szkołach, rośnie ilość przypadków molestowania
seksualnego.

Z kolei John Gartner, były profesor psychiatrii na Johns Hopkins
University, obecnie prowadzący prywatną praktykę w Nowym Jorku i
Baltimore, zainicjował petycję „Duty to Warn”. Podpisało ją ponad 60
000 psychologów, psychiatrów, terapeutów i innych specjalistów w
dziedzinie zdrowia psychicznego: „My niżej podpisani specjaliści w
dziedzinie zdrowia psychicznego wierzymy w nasz zawodowy osąd, że
Donald Trump wykazuje objawy poważnej choroby umysłowej, która
czyni go psychologicznie niezdolnym do kompetentnego
wykonywania obowiązków prezydenta USA (…) Domagamy się
usunięcia go z urzędu zgodnie z artykułem czwartym 25 poprawki do
konstytucji, który mówi, że prezydent powinien zostać zastąpiony na
stanowisku, jeśli jest «niezdolny do wykonywania uprawnień i
obowiązków swojego urzędu»”. Usunięcie Donalda Trumpa z urzędu
może być tym bardziej naglące, że, jak zasugerował jeden z
amerykańskich lekarzy, wykazuje on symptomy nieleczonego
neurosyfilisu.

Jak widać, duża część amerykańskich psychiatrów angażuje się w
publiczny spór porzucając tzw. zasadę Goldwatera przyjętą przez
Amerykański Związek Psychiatrów w 1973 roku i obowiązującą do
dziś, a która – w związku z publicznymi spekulacjami na temat stanu
umysłu konserwatywnego senatora Barry Goldwatera, startującego w
1964 roku w wyborach prezydenckich – zabrania psychiatrom
wypowiadać się na temat stanu psychicznego danej osoby bez jej
zbadania, czyli niejako „na odległość”. Kwestię zaangażowania
psychiatrów w walkę polityczną starała się wyjaśnić i uzasadnić
redaktorka tomu The Dangerous Case of Donald Trump dr Bandy X.
Lee, profesorka w Law and Psychiatry at Yale School of Medicine,

background image

współzałożycielka i kierowniczka Violence and Health Study Group w
MacMillan Center for International and Area Studies, która ponadto
współkieruje Academic Collaborators for the World Health
Organization’s Violence Prevention Alliance (ta lista tytułów, funkcji i
instytucji doprawdy robi wrażenie!). Dr Bandy X. Lee wyjaśniła, że
wszystko zależy od tego, czy naukowcy wspierają nadużycia władzy
przez państwo, czy też stawiają im opór. Jeśli – argumentowała –
zaprasza się nas do współpracy z państwowymi programami,
naruszającymi prawa człowieka, to naszym etycznym obowiązkiem
jest odmówić. Jeśli jednak widzimy, że „władza państwowa jest
nadużywana przez osobę na wysokim stanowisku, będącą
niezrównoważoną psychicznie, to obowiązkiem specjalistów jest
uświadomienie tego opinii publicznej i podzielenie się z nią
specjalistyczną wiedzą”. W rzeczywistości Bandy , jej koledzy i
koleżanki, atakując prezydenta jako „obłąkanego” po prostu
współpracują z tą frakcją w elicie władzy, która dąży do jego obalenia
, innymi słowy współpracują z jednym sektorem władzy i służą mu
ubierając polityczne ataki na Trumpa w kostium „naukowej”
terminologii współczesnej psychiatrii i dając argumenty do ręki
politycznym wrogom Trumpa takim jak kongresmen Jamie Raskin (D-
Md.), promujący ustawę o powołaniu komisji, która zająć się ma
fizyczną i umysłową zdolnością prezydenta do pełnienia urzędu czy
też kongresmen Ted Lieu (D-Kalif.), proponujący stałą obecność
psychiatrów w Białym Domu.

Znachorstwo – pozorowanie wykonywania zawodu lekarza bez
posiadania licencji, psychiatria – pozorowanie wykonywania zawodu
lekarza z posiadaniem licencji
(Thomasz Szasz)

Podświadomość – tort do podziału pomiędzy członków
psychoanalitycznej mafii
(Thomas Szasz)

background image

Dla wewnętrznych wrogów Trump jest tym, kim dla propagandy
skierowanej na zagranicę był kiedyś Saddam Husajn a dziś jest Kim
Dzong Un, którego „szaleńcem” i „chorym szczeniakiem” nazwał nie
kto inny jak ….Donald Trump. W odpowiedzi Kim Dzong Un ( może
czytał The Dangerous Case of Donald Trump ?) nazwał go „obłąkanym
ramolem“. Gdybyśmy przyjęli zasadę, że wrogowie polityczni mówią
prawdę o sobie nawzajem, to wygląda na to, że dwóch „wariatów” –
jeden w Waszyngtonie, drugi w Phenianie – obrzuca się wyzwiskami i
wygraża sobie potrząsając maczugami w postaci bomb atomowych.
Mimo iż polityka Przewodniczącego Partii Pracy Korei i Pierwszego
Przewodniczącego Narodowej Komisji Obrony marszałka Kim Dzong
Una wzbudza zrozumiałe kontrowersje, to można zasadnie
przypuszczać, że nie zamierza on prowadzić „wojny napastniczej”
przeciwko Ameryce, wiedząc doskonale, że jego kraj i system
zbudowany przez jego dziadka zostałby całkowicie zniszczony w
odwetowym ataku największej potęgi militarnej na globie. Natomiast
nie zamierza rezygnować z posiadania broni nuklearnej, bo chce
uniknąć marnego losu Saddama Husajna czy Muammara Kaddafiego.
Z kolei prezydent USA Donald Trump, którego znany amerykański
psycholog Philip Zimbardo uważa za „najbardziej niebezpiecznego
człowieka na świecie”, zdaje sobie sprawę z tego, że zanim Korea
Północna zostałaby zniszczona, mogłoby zginąć wielu mieszkańców
Korei Południowej jak również amerykańskich żołnierzy. Nie może
jednak pozwolić Korei Północnej na posiadanie broni atomowej,
przede wszystkim ze względu na sojuszników (Korea Południowa i
Japonia), którzy mogliby dojść do przekonania, że Waszyngton co
prawda wymaga od nich „sojuszniczego” posłuszeństwa, ale opieki
(bezpieczeństwa) zapewnić nie potrafi. A wówczas podstawy
„sojuszu” byłyby zagrożone i oba kraje mogłyby zacząć szukać innych
protektorów.

Kryzys jest więc nierozwiązywalny, bo żaden z przywódców nie
ustąpi, albo dlatego, że obaj są „wariatami”, albo dlatego, że obaj są

background image

zwolennikami „racjonalnej polityki siły”. Co zatem robić? Na to
pytanie bardzo prostą odpowiedź dał Patrick Buchanan. Południowa
Korea należy do najbardziej rozwiniętych krajów w Azji z ludnością
dwukrotnie większą niż Korea Północna, jej gospodarka jest 40 razy
większa niż gospodarka północnego sąsiada. Dlaczego właściwie –
pyta Buchanan – wojska amerykańskie stacjonują od 1953 roku w
Korei Południowej, zagrażając reżimowi północnokoreańskiemu,
mimo iż świat bardzo zmienił się od tamtego czasu? Nie możemy –
uważa Buchanan – porzucić Korei Południowej tak po prostu, wszak
to nasz sojusznik, dlatego też Korea Południowa a także Japonia
powinny za przyzwoleniem USA zbudować własne potencjały
nuklearnego odstraszania, a wówczas USA mogłyby wycofać swoje
wojska z tych krajów. Posiadając broń nuklearną Korea Południowa i
Japonia same zapewniłyby sobie bezpieczeństwo nie tylko wobec
Korei Północnej, ale także uodporniłyby się na atomowy szantaż ze
strony Chin i Rosji.

W dobiegającym końca „roku Reformacji” ukazało się w Polsce sporo,
utrzymanych w dość polemicznym, a niekiedy wręcz pamfletowym
stylu, publikacji o Marcinie Lutrze. Najpotężniejszy cios, po którym
„Reformator” już się nie podniósł z desek, zadał mu Grzegorz Braun
swoim demaskatorskim filmem „Luter i rewolucja protestancka”.
Żeby zachować zdrowy sąd na temat spraw sprzed pół tysiąca lat i
nieco odpocząć od rozgorączkowanych antyluterskich tyrad, warto
sięgnąć po dzieło obiektywizujące tę, jakże ważną dla dziejów Europy,
postać, i pokazujące ją w szerokim kontekście historycznym i
kulturalnym: Heinz Schilling, Marcin Luter. Buntownik w czasach
przełomu (przeł. Jerzy Kałążny, seria: Poznańska Biblioteka
Niemiecka, tom 44, Wydawnictwo Nauka i Innowacje, Poznań 2017).
Zaś żeby odpocząć od wszystkiego, poczytajmy Dywagacje Ciorana
(przeł. z języka rumuńskiego Ireneusz Kania, Wydawnictwo Aletheia,
Warszawa 2017).

background image

Wszyscy wiemy, że Niemcy to najpotężniejszy kraj Europy, hegemon,
gospodarczy gigant, a inne kraje unijne to marionetki Berlina.
Ciekawe jednak, że, jak wynika z raportu Komisji Europejskiej o stanie
zdrowia obywateli UE, jeśli chodzi o oczekiwaną długość życia,
niemiecki hegemon zajmuje wśród 28 członków Unii dopiero 18
miejsce, daleko poniżej – zajmujących trzy pierwsze miejsca –
Hiszpanii, Włoch i Francji. Dziecko urodzone w 2015 roku w
niemieckiej „Czwartej Rzeszy” może statystycznie dożyć średnio 80,7
lat, w Hiszpanii – 83 , we Włoszech 82,7, we Francji 82,4 lat.
Przyczyna takiego stanu rzeczy tkwi podobno w tym, że obywatele
hegemonialnego mocarstwa piją za dużo alkoholu, palą za dużo
tytoniu i niezdrowo jedzą. Czyżby we Włoszech mniej palili, we Francji
mniej pili, a w Hiszpanii „lepiej” się odżywiali? Chyba nie. Może zatem
Niemcy szybciej umierają, bo są psychicznie wykończeni pełnieniem
roli hegemona Europy, zamartwiają się, nie śpią po nocach ze
strachu, że ich ktoś tej roli nie pozbawi?

Każdy człowiek sprzymierza się tylko z sobą
(Emil Cioran)

W przytoczonym wyżej artykule Adam Krzemiński stwierdził, że
inspiracją dla prawicy narodowej prowadzącej bardzo ostrą kampanię
propagandową przeciwko Narutowiczowi, stała się gwałtowna śmierć
ministra spraw zagranicznych Rzeszy Niemieckiej, Walthera
Rathenaua, który zginął w zamachu pół roku wcześniej. Ponieważ
dowodów na to, że Eligiusz Niewiadomski inspirował się tym
zamachem, nie znamy, potraktujmy tę tezę Krzemińskiego jako
rutynowy antyendecki przycinek.

Przypomnijmy w tym miejscu, że w 2011 roku ówczesny premier
Donald Tusk otrzymał nagrodę przyznawaną przez fundację Walther
Rathenau Institut założony w 2008 roku w Berlinie przez bankiera
Michaela A. Gotthelfa. W skład zarządu i rady fundacji wchodzą
przedstawiciele crème de crème niemieckiej elity – bankierzy,
redaktorzy wielkich mediów, dyplomaci, wysocy urzędnicy

background image

ministerialni. Donald Tusk, któremu wręczono złoty medal z
portretem Rathenaua, znalazł się w doborowym towarzystwie, gdyż
przed nim nagrodzono Hansa-Dietricha Genschera, Szymona Peresa,
Hillary Clinton, a po nim Marka Rutte. Wyróżnienie
przewodniczącego Platformy Obywatelskiej wywołało w Polsce
kontrowersje – chodziło zwłaszcza o to, że Rathenau był jednym z
architektów układu Niemiec z Rosją Sowiecką w Rapallo.

W krótkiej biografii patrona nagrody zamieszczonej na stronie
instytutu czytamy, że „na początku I wojny światowej powierzono mu
zadania w pruskim ministerstwie wojny. Jednak jego właściwa
polityczna kariera zaczyna się dopiero wraz z końcem wojny”, kiedy
to zostaje ministrem odbudowy a potem ministrem spraw
zagranicznych. Pominięto fakt, że w okresie I wojny światowej
Rathenau okazał się znakomitym organizatorem niemieckiej
gospodarki wojennej i choć według przeciwników rozdawał też
zamówienia rządowe po znajomości a i swojej firmie dał zarobić
(takie ówczesne partnerstwo publiczno-prywatne), to wszystkie
swoje umiejętności i talenty organizacyjno-przemysłowe oddał do
dyspozycji ojczyzny, aby zapewnić jej zwycięstwo. Położył wielkie
zasługi dla wysiłku wojennego cesarstwa niemieckiego. Wspierał
żądania czołowych przemysłowców, aby, w obliczu braku siły
roboczej, deportować belgijskich cywilów do pracy przymusowej w
Niemczech, opowiadał się za surowym traktowaniem ludności
belgijskie i za – jak podaje Adam Krzemiński– bombardowaniem
Londynu ze sterowców (zob.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1526051,1,zabojst
wo-walthera-rathenaua.read). Skłaniał się ku maksymalistycznym
celom wojennym Wszechniemców, opowiadał się za wyposażeniem
Hindenburga i Ludendorffa w niemal nieograniczoną władzę. W 1918
roku krytykował zawieszenie broni, domagał się kontynuowania
wojny i rzucenia Volkssturmu do walki przeciwko zewnętrznym i

background image

wewnętrznym wrogom, aby uzyskać lepszą pozycję wyjściową przy
negocjacjach pokojowych.

Zgodnie z obowiązującą w RFN doktryną państwową do Rathenaua
okresu wojny nawiązywać nie wolno, bo to byłby mocarstwowy
nacjonalizm, natomiast polityk (narodowo) liberalny, pochodzenia
żydowskiego, który zginął w wyniku „prawicowo-radykalnego spisku
przeciwko demokratycznej republice“ (RFN to druga „niemiecka
republika”, której zagrażają nacjonaliści), pasuje idealnie do obecnej
polityki historycznej. Ponadto jako polityk, uznający po klęsce 1918
roku geopolityczne realia i opowiadający się za współpracą ze
zwycięzcami , jest dobrym patronem klasy politycznej RFN, która
wszak sama powstała w procesie „kolaboracji” ze zwycięskimi
mocarstwami, realistycznie akceptując geopolityczne realia powstałe
po klęsce 1945 roku. Jednak z drugiej strony rozmaite opinie i
poglądy, jakie prezentował Rathenau w swoich artykułach i książkach
mogłyby mu w dzisiejszej RFN przysporzyć nie lada kłopotów. Na
przykład w 1897 roku opublikował na łamach pisma „Zukunft” artykuł
Höre, Israel (przedrukowany potem w książce Impressionen, Leipzig
1902) zawierający niezwykle ostrą krytykę imigrantów żydowskich
przybywających do Niemiec ze wschodu i z południowego-wschodu –
ich napływ uważał za wysoce niekorzystny dla Niemiec. Język artykułu
był miejscami wręcz brutalny: „W samym środku niemieckiego życia
odrębny, obcy ludzki szczep. (…) Azjatycka horda na brandenburskich
piaskach. (…) W ścisłych związkach pomiędzy sobą, w rygorystycznej
izolacji wobec świata zewnętrznego – tak żyją w, na poły
dobrowolnym, niewidzialnym getcie, nie żywotny człon narodu, lecz
obcy organizm w jego ciele” (Impressionen, s.4). Uważał, że „kto
kocha swoją ojczyznę, temu wolno i ten powinien być trochę
szowinistą” (Impressionen , s.15) . Stworzył też do dzisiaj powielaną
„teorię spiskową”: „300 ludzi, z których każdy każdego zna, kieruje
gospodarczymi losami kontynentu i wyszukuje następców ze swojego
środowiska” (Zur Kritik der Zeit, Berlin 1922, s.207; I wyd.1912).

background image

Zamach na Rathenaua przeprowadzono 24 czerwca 1922 roku: na
berlińskiej Königsallee zamachowcy ostrzelali jadący bez policyjnej
eskorty otwarty samochód ministra z pistoletu maszynowego
(podobna sytuacja powtórzyła się dwadzieścia lat później, kiedy w
Pradze dokonano zamachu na protektora Czech i Moraw Reinharda
Heydricha), a następnie wrzucili do niego granat ręczny.
Zamachowcami byli porucznicy cesarskiej marynarki wojennej w
stanie spoczynku Erwin Kern (23 lata) i Hermann Fischer (26 lat) oraz
były kadet marynarki wojennej Ernst Werner Techow (20 lat), który
prowadził ich samochód. Zabicie ministra miało być „ciosem w serce
Systemu”, sygnałem rewolty przeciwko „okupantom” i
„kolaborantom” – co oczywiste, żadnego z tych celów zamachowcy
nie osiągnęli.

Nie chcieli instalować narodowej dyktatury, marzyła im się
kontrrewolucja, która przywróci w Niemczech monarchię. Byli
rozgorączkowanymi, lecz naiwnymi patriotami, powiedzmy wprost,
politycznymi durniami – ich politycznie bezsensowny, zbrodniczy czyn
obrócił się przeciwko prawicy. Prezydent Rzeszy Ebert zaraz w dniu
zabójstwa Rathenaua wydał nadzwyczajne rozporządzenie o ochronie
republiki, a wkrótce potem parlament uchwalił specustawę
przewidującą zakaz wrogich republice organizacji, zgromadzeń i
publikacji, powołanie, zresztą niezgodnie z konstytucją, specjalnego
sądu w Lipsku dla osądzania ataków na republikę i jej
reprezentantów. Policja błyskawicznie rozbiła struktury „Organisation
Consul”, z której rekrutowali się zamachowcy. Na mocy specustawy
zdelegalizowano m.in. Deutschvölkische Schutz- und Trutzbund,
najbardziej masową organizację ultraprawicy liczącą podobno 200
000 członków (w ich pisemkach Rathenau występował jako
„Rathenau-Trocki”). Ponadto uchwalono amnestię (tzw.Rathenau-
Amnestie) dla działaczy komunistycznych odbywających kary
więzienia za udział w akcjach antypaństwowych (obejmujących
zamachy bombowe) w czasie tzw. Mitteldeutscher Aufstand w marcu

background image

1921 roku (zginęło wówczas 180 osób, w tym 35 policjantów). We
wszystkich większych miastach organizowane były demonstracje i
manifestacje poparcia dla rządu, dochodziło do ataków na
nacjonalistycznych działaczy i na ich biura. Jak większość zamachów
terrorystycznych, tak i zamach na Rathenaua jedynie umocnił system
władzy i przyczynił się do zamiany Niemiec w „państwo stanu
wyjątkowego”.

Niektórzy niezależni publicyści niemieccy zastanawiają się, w jakim
stopniu „Organisation Consul” była infiltrowana przez służby
specjalne, nie tylko niemieckie. Jako jeden z architektów układu w
Rapallo i człowiek zaangażowany w wielkie finansowo-polityczne
operacje z pewnością narobił sobie potężnych wrogów. Nie jest więc
wcale wykluczone, że młodzi zapaleńcy byli jedynie instrumentem w
rękach sił o wiele od nich potężniejszych. Ich polityczno-duchowy
świat i postawę wobec życia opisał, skazany za współudział w
terrorystycznym zamachu na Rathenaua na pięć lat więzienia, Ernst
von Salomon w książce Wyklęci (Die Geächteten, 1930), opartej na
wątkach autobiograficznych. Ta bardzo dobra powieść polityczna,
napisana rozwibrowanym językiem, świetnie oddaje podwyższoną
temperaturę polityczną tamtych czasów. Jest bardzo udanym
literackim portretem narodowo-rewolucyjnych desperados,
tytułowych „wyklętych”, którzy zaczynali jako bojownicy freikorpsów,
tłumili komunistyczne rewolty, walczyli z naszymi powstańcami na
Śląsku, z bolszewikami na wschodzie, by, „zdradzeni” przez rząd w
Berlinie, w obliczu końca politycznych złudzeń, zejść do „podziemia”,
skierować broń przeciwko „zdrajcom” we własnych szeregach i
legalnym władzom. Na marginesie dodajmy, że von Salomon nie miał
najwyższego mniemania o narodzie niemieckim: „Ten naród
handlarzy kapustą nie jest w stanie zrobić rewolucji”. Lekceważąco
wyrażał się też o Adolfie Hitlerze: „Gdzie był Hitler, kiedy my biliśmy
się z komunistami w 1919?”

background image

17 lipca 1922 roku policja otoczyła zamek Saaleck niedaleko Bad
Kösen ( Saksonia-Anhalt), gdzie schronili się zamachowcy; Kern zginął
od kul policjantów, Fischer sam wymierzył sobie sprawiedliwość
popełniając samobójstwo. Zostali pochowani na skraju
przykościelnego cmentarza w wiosce Saaleck. Towarzysze walki z
freikorpsów oraz narodowi socjaliści gloryfikowali zamachowców jako
bojowników walki z bolszewizmem i bohaterów poległych w imię
niepodległości i suwerenności Rzeszy , w obronie honoru i wolności
ojczyzny (analogicznie polscy radykalni narodowcy czcili
Niewiadomskiego).

W 1933 roku postawiono na miejscu ich pochówku kamień
pamiątkowy ufundowany przez wodza z napisem będącym cytatem z
Ernsta Moritza Arndta:

Czyń, co musisz,

Zwyciężaj lub giń

Bogu pozostaw

osąd

W 2000 roku z inicjatywy tamtejszego pastora kamień został
zdemontowany przez żołnierzy Bundeswehry, zaś grób
zamachowców zlikwidowano – przetrwał okupację sowiecką i rządy
partii komunistycznej, dopiero „liberalni demokraci” z RFN go
splantowali – ci ścigają ideowych wrogów aż za grób, nie dadzą im
„spocząć w pokoju”.

Front walki z cyfrową demencją umacnia się! Brawo dla prezydenta
Macrona za zakaz używania w szkołach komórek, smartfonów i
innych ogłupiaczy dzieci i młodzieży. Bent Meier Sørensen
(Kopenhaska Wyższa Szkoła Biznesu) dowodzi jednoznacznie, że
„prezentacje” w PowerPoint (Prezi, SlideRocket czy Impress są jeszcze
gorsze) sieją intelektualną nudę i powodują głupotę, stanowiąc
przekleństwo dla milionów niewinnych słuchaczy od korporacji do sal

background image

uniwersyteckich (http://krytykapolityczna.pl/nauka/zakazac-power-
pointa-na-akademii). Apeluję o przyłączenie się do kampanii na rzecz
pisania piórem (http://ladnepisanie.pl). Po raz kolejny przypominam
o lekturach absolutnie obowiązkowych: Manfred Spitzer Cyfrowa
demencja oraz Cyberchoroby (Wydawnictwo Dobra Literatura).

Tomasz Gabiś

styczeń 2018


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron