background image

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Najcenniejszy 

skarb 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 
 

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 
Jego usta znajdowały się tak blisko. Pragnęła tego pocałunku aż do 

bólu, ale jej marzenie nigdy jeszcze się nie spełniło. Powoli opuścił 
g

łowę. Jej serce przyspieszyło. Teraz, tak, błagam, zrób to wreszcie 

– ponaglała go w myślach. Ale odsunął się. Obudził ją telefon. 
Niechętnie wracała do rzeczywistości z lepszego, piękniejszego świata. 
W krainie 

marzeń sennych Edward Cullen nie był zaręczony z 

supermodelką, Tanyą Denali. 

– Halo! – w lekko ochrypłym głosie dało się jeszcze słyszeć 

rozmarzenie. 

– Bello, zdarzył się wypadek. Edward jest w stanie śpiączki – 

rozpoznała głos Emmetta Cullena. 

Ze zdenerwowania ścisnęła słuchawkę tak mocno, aż zbielały jej 

kostki palców. Gwałtownie usiadła na łóżku i zapaliła nocną lampkę. Jej 
zielone oczy 

rozszerzyły się ze strachu. Nie zapytała nawet, co się stało, 

szkoda jej było czasu. Przede wszystkim musiała się jak najszybciej 
dowiedzieć, gdzie Edward się znajduje i jak można do niego dotrzeć. 

– Gdzie on jest? 
– W szpitalu w Nowym Jorku. 
Coś podobnego. Nie miała nawet pojęcia, że przyjechał do Stanów. 

Od czasu, kiedy zaręczył się z Tanyą, unikała rozmów na jego temat i 
usiłowała o nim zapomnieć. Oczywiście, im bardziej starała się wyrzucić 
z pamięci nieodwzajemnioną miłość, tym częściej o nim myślała. Szybko 
zapisała adres na skrawku papieru. 

– Postaram się tam dotrzeć jak najprędzej – zapewniła i odłożyła 

słuchawkę, zanim Emmett zdążył odpowiedzieć. 

U

znała, że na pewno zrozumie. Przecież właśnie o niej pierwszej 

pomyślał i zadzwonił w środku nocy, nie zważając na konwenanse. Z 
całą pewnością domyślał się, że Bella od piętnastego roku życia kochała 
się w jego bracie. Po ośmiu latach skrytej, nieodwzajemnionej miłości 
nawet zaręczyny Edwarda z inną kobietą nie osłabiły jej uczuć. Nie 
traciła czasu na czesanie czy robienie makijażu. Włożyła pierwsze 
lepsze sprane dżinsy i lekki sweterek, wepchnęła do torby kilka 
drobiazgów i wsiadła do samochodu. 

U

znała, że rezerwacja biletu i formalności na lotnisku trwałyby 

znacznie dłużej, zwłaszcza że skromne środki nie pozwalały jej kupić 
biletu pierwszej 

klasy, musiałaby czekać, aż zwolni się miejsce w klasie 

turystycznej, a to mogło potrwać. Niecałe dwie godziny później weszła 
do szpitala i zapytała, gdzie leży Edward. 

background image

Kobieta w rejestracji przyjrzała jej się badawczo i zapytała, czy 

należy do rodziny. 

– Tak – skłamała bez skrupułów. 
Wszy

scy członkowie klanu Cullenów zawsze zapewniali, że traktują 

ją jak członka rodziny. Wprawdzie nie łączyły ich więzy krwi, ale po 
utracie najbliższych naprawdę przylgnęła do nich całym sercem. 

Rejestratorka skinęła głową i zadzwoniła po sanitariusza, żeby ją 

zaprowadził. Pięć minut oczekiwania dłużyło się jak pięć godzin. 
Wreszcie pojawił się młody mężczyzna w zielonym kombinezonie i 
zabrał Bellę na oddział intensywnej terapii. 

– Dobrze, że pani przyjechała. Telefonowaliśmy do Włoch trzy 

godziny temu, ale oni mogą tu dotrzeć najwcześniej za pięć, sześć 
godzin. A w takich przypadk

ach obecność bliskiej osoby może 

zadecydować o życiu lub śmierci. 

– W jakich przypadkach? – Bella z trudem wypowiadała słowa. 
– Wie pani, że pan Cullen jest w stanie śpiączki? 
– Tak. 
– Mimo postępów medycyny, nadal nie wiadomo, jak funkcjonuje 

wtedy mózg chorego. Wydaje się, że świadomość nie zostaje zupełnie 
wyłączona. Zdarza się, że po przybyciu bliskiej osoby pacjent odzyskuje 
przytomność. 

Młody człowiek współpracował stale z dyżurnym lekarzem oddziału 

reanimacji i miał sporą wiedzę. Zatrzymali się przy dyżurce. Pielęgniarka 
udzieliła jej szczegółowych instrukcji, jak powinna się zachowywać. 

Weszła do pokoju chorego. Starała się nie patrzeć na otaczającą go 

aparaturę i plątaninę kabli, całą uwagę skupiła na postaci Edwarda. 
Mężczyzna o wzroście ponad metr dziewięćdziesiąt leżał jak lalka z 
wosku, do połowy przykryty prześcieradłem i kocem. Miał kredowobiałą, 
posiniaczoną twarz, na ramieniu widniała czerwona pręga. Był bez 
piżamy. Jego oddech był tak płytki, że klatka piersiowa wcale się nie 
poruszała. Bella zamarła ze strachu. Wydawało jej się, że Edward nie 
oddycha. Podeszła do łóżka i odruchowo wyciągnęła rękę, żeby dotknąć 
ukochanego. Pragnęła ponad wszystko wyczuć w tym bezwładnym ciele 
chociaż iskierkę życia. 

Delikatnie położyła dłoń na nieruchomej klatce piersiowej. Kiedy 

wyczuła pod palcami regularne bicie serca – dowód, że żyje, kolana 
ugięły się pod nią z emocji. 

– Kocham cię, Edward, nie wolno ci umrzeć – załkała. – Walcz, 

proszę, błagam cię na wszystko... 

Zdała sobie sprawę, że płacze, kiedy sanitariusz podał jej 

chusteczkę. Wzięła ją i otarła twarz, nie odrywając wzroku od mężczyzny 
na łóżku. 

– Co się stało? – spytała. 

background image

– Nie powiedzieli pani? 
– Nie dałam im okazji, za szybko odłożyłam słuchawkę. Uznałam, że 

powinnam dotrzeć tu jak najprędzej, nie tracąc czasu na wypytywanie o 
szczegóły. Pomyślałam, że i tak dowiem się wszystkiego na miejscu, z 
pierwszej ręki. 

– Postrzelił go bandyta, kiedy ratował kobietę, ofiarę napadu. Kula 

ledwie drasnęła czaszkę, ale upadł na jezdnię i potrąciło go 
nadjeżdżające auto. Stąd te sińce. 

– Ma jeszcze jakieś trwałe obrażenia? 
– Trudno ustalić. Doktor uważa, że raczej nie, ale nie da się tego 

sprawdzić, dopóki nie odzyska przytomności. Właśnie robi obchód. Tutaj 
też za chwileczkę zajrzy. Wtedy będzie pani mogła z nim porozmawiać. 

Skinęła głową i natychmiast zapomniała, że za jej plecami stoi obcy 

człowiek. Intensywnie wpatrywała się w nieruchomą twarz Edwarda. Dla 
niej liczył się tylko on. Od dawna myślała tylko o nim i nie potrafiła sobie 
wyobrazić, jak mogłaby dalej żyć, gdyby go zabrakło. Kiedy się zaręczył, 
żal rozrywał jej serce, ale tamto cierpienie było niczym wobec tego, które 
odczuwała na myśl, że może umrzeć. 

– Obudź się, Edward... – szlochała. – Musisz do nas wrócić. Nie 

umiem bez ciebie żyć... Mama, tata, brat, wszyscy cię potrzebujemy. 
Błagam, nie odchodź od nas. Nie opuszczaj mnie. 

Zmusiła się nawet, żeby wspomnieć o Tanyi i czekającym go 

weselu: 

– Wkrótce się ożenisz i zostaniesz ojcem. Pamiętasz, jak mówiłeś, 

że chcesz mieć dom pełen dzieci? 

Zanim s

ię zakochał, marzyła naiwnie, że to ona da mu upragnione 

potomstwo. Teraz nie obchodziło jej nawet, że urodzi je ktoś inny. 
Zależało jej tylko na tym, żeby Edward pozostał przy życiu. Usilnie 
starała się dotrzeć do jego uśpionej świadomości, przekonać go, żeby 
podjął walkę o własne życie. 

Ni

e przestawała mówić. Błagała, żeby się obudził i wciąż na nowo 

zapewniała o swojej miłości. Kiedy nadszedł lekarz, wciąż trzymała 
ukochanego za rękę i przemawiała do niego. Doktor obejrzał kartę 
choroby 

i ekrany monitorów przy łóżku. 

– Parametry wyglądają nieźle – orzekł. 
– Nie można nic zrobić, żeby oprzytomniał? – spytała, połykając łzy. 
– Bardzo mi przykro, próbowaliśmy elektrostymulacji, ale bez 

skutku. 

– O ile dobrze zrozumiałam, możemy tylko czekać, aż sam odzyska 

świadomość? – Zacisnęła dłoń na bezwładnej ręce Edwarda. – Obudzi 
się, to nieustępliwa natura. Ma upór zapisany w genach. 

– Na pewno ma pani rację. – Lekarz uśmiechnął się ciepło, 

przyj

aźnie, ale zaraz przybrał poważny wyraz twarzy i dokończył innym, 

background image

nieco oschłym tonem: – Wierzę, że w takich przypadkach bardzo 
pomaga obecność kogoś z rodziny. 

Bella miała wrażenie, że kogoś negatywnie ocenia, ale wyczuła, że 

ta aluzja nie jej dotyczy. 

– Rodzice i brat pojawią się natychmiast, jak tylko to będzie 

możliwe. Lot z Mediolanu, nawet najszybszym, prywatnym odrzutowcem, 
trwa dość długo. 

– Oczywiście. Szkoda tylko, że narzeczona nie znalazła czasu, żeby 

przy nim czuwać. 

– To Tanya jest tutaj, w Nowym Jorku? 
– Zadzwoniliśmy do panny Denali do hotelu. Przyszła i dostała 

histerii, kiedy go zoba

czyła. Wrzeszczała, że bez sensu ryzykował życie 

dla 

jakiejś wariatki, której zachciało się nocnych spacerów. – Doktor 

stopniowo podnosił głos. Nie ulegało wątpliwości, że samolubna 
piękność nie wzbudziła jego sympatii. 

– Czemu nie została? 
W pierwszej chw

ili Bella pomyślała, że Tanya odeszła, żeby załatwić 

formalności związane z przyjęciem do szpitala albo wykorzystać 
znajomości i zapewnić mu lepsze warunki pobytu, albo dodatkową 
opiekę. Lekarz szybko wyprowadził ją z błędu. 

– Posiedziała godzinę, ale kiedy dowiedziała się, że nieprędko się 

obudzi, wyszła. Zostawiła tylko numer telefonu i poprosiła, żeby 
poinformować ją, kiedy on odzyska świadomość – powiedział z irytacją i 
odrazą. 

– Na pewno się załamała. – Bella popatrzyła na nieruchome ciało 

Edwarda. 

Dom

yślała się, że ten widok doprowadził zakochaną kobietę do 

rozpaczy. Ona sama nie opuściłaby go za żadne skarby, ale rozumiała, 
że każdy w inny sposób przeżywa lęk o życie najbliższej osoby. 

– O nią proszę się nie martwić. Będzie dzisiaj dobrze spała. 

Wymus

iła na mnie receptę na tabletki uspokajające. 

Bella 

ledwie słuchała, cały czas wpatrywała się w nieruchome 

oblicze Edwarda

. Potarła palcem jego przedramię. 

– Ma taką ciepłą skórę. Trudno uwierzyć, że to nie jest normalny, 

zdrowy sen. 

Lekarz wytłumaczył jej, na czym polega różnica pomiędzy snem a 

śpiączką. Nie bardzo pojmowała, bo nie potrafiła się skupić na 
objaśnieniach. 

– Czy wolno mi będzie przy nim zostać? 
Gdyby usłyszała odmowną odpowiedź i tak nie wyszłaby z pokoju, 

chyba że ochroniarze wynieśliby ją na zewnątrz. Lekarz chyba czytał w 
jej myślach, bo roześmiał się głośno. 

– Co pani zrobi, jeśli zabronię? 

background image

– Przebiorę się w krzakach za salową, wśliznę z powrotem i 

wpełznę pod łóżko, żeby nikt mnie nie znalazł. – Dziwiła się sama sobie, 
że w tak rozpaczliwej sytuacji stać ją jeszcze na żarty. 

– Tak też myślałem. Jest pani jego siostrą? 
Bella 

zaczerwieniła się. Ciepły błysk w oku lekarza upewnił ją, że 

jest jej życzliwy. Wolała zaryzykować powiedzenie prawdy, niż 
oszukiwać tego miłego człowieka. 

– Nie, ale jestem bliską przyjaciółką rodziny. 
Obrzucił ją badawczym spojrzeniem, zamilkł na kilka sekund, w 

końcu skinął głową. 

– Nie powtórzę nikomu. Widzę, że się pani o niego troszczy. Pani 

obecność w niczym nie przeszkadza, przeciwnie, może nawet mieć 
zbawienny 

wpływ. 

Twarz Belli 

rozpogodziła się, a rumieniec zniknął. 

– Dziękuję – wyszeptała. 
– Zawsze staramy się działać dla dobra pacjenta – zapewnił doktor. 
Zanim wyszedł, odwrócił się w drzwiach i uważnie przyjrzał 

niepozornej osóbce, szczerze zatroskanej krytycznym stanem 
przyjaciela. 

Bella nawet nie zauważyła, kiedy została sama. Zatopiła się we 

wspomnieniach. Uniosła dłoń Edwarda do ust, całowała kolejno każdy 
palec, a potem 

ułożyła ją z powrotem na posłaniu i przykryła swoją. 

Zdziwiła się, że ludzka ręka potrafi być aż tak ciężka. Wzięła głęboki 
oddech i zaczęła opowiadać mu minione wydarzenia. 

– Pamiętasz, Edward, jak umarła moja mama? Miałam wtedy pięć 

lat, a ty trzynaście. Chodziłam za tobą jak cień. Emmett często nazywał 
mnie utrapieniem, ale ty mi nigdy nie d

okuczałeś, chociaż musiałeś mnie 

w duchu przeklinać. Trzymałeś mnie często za rękę i pocieszałeś. 
Zabierałeś mnie do katedry i mówiłeś, że tam będę blisko niej. Bardzo 
cierpiałam, a ty zawsze umiałeś znaleźć słowa otuchy. Tylko przy tobie 
doznawałam ukojenia. 

Usilnie starała się odepchnąć zupełnie inne wspomnienie z 

ubiegłego roku. Kiedy umarł ojciec Belli, Edward już spotykał się z 
Tanya, a dla niej nie 

znajdował czasu. Piękna narzeczona zadbała o to, 

żeby nie mógł wygospodarować ani chwili dla przyjaciółki z dzieciństwa. 

– Teraz nie potrzebuję pociechy. Pragnę tylko, żebyś wyzdrowiał, 

słyszysz? Myślałam, że umrę z żalu, kiedy się zaręczyłeś, ale tamto 
cierpienie 

było niczym wobec tego, które teraz przeżywam. Jeżeli 

odejdzies

z, nie chcę dalej żyć, słyszysz mnie, Edward? – Pochyliła się i 

oparła czoło na jego muskularnym ramieniu. Łzy zalewały jej twarz i 
spływały na rękę ukochanego. – Posłuchaj mnie, nie umieraj, proszę, 
zostań ze mną... 

Obudził ją znajomy głos. 

background image

– Wstawaj, Bello, piccola mia
Wyprostowała się. W ciągu ostatnich pięciu godzin kilkakrotnie 

opuszczała barierkę łóżka, żeby przytulić głowę do ciała Edwarda. Tym 
razem oparła ją na jego udzie. Potrzebowała fizycznego kontaktu, ciepła 
jego skóry, świadomości, że ciągle żyje. 

Rozejrzała się po izolatce i w przyćmionym świetle wyłowiła z 

półmroku sylwetkę Emmetta. 

– Gdzie rodzice? – zapytała. 
– Kilka dni temu wyjechali na zagraniczny rejs jachtem przyjaciół. 

Ojciec uparł się świętować rocznicę ślubu na morzu, z dala od ludzi, 
nawet od 

własnej rodziny. – Emmett skrzywił się. – Wrócą nie wcześniej 

niż za miesiąc. Nie mam pojęcia, gdzie są, tylko jeden Edward znał trasę 
podróży. 

To, co najwa

żniejsze, pozostało niewypowiedziane: nie wiadomo 

czy i kiedy Edward 

będzie się mógł z kimkolwiek podzielić informacjami. 

Bella 

wzdrygnęła się na myśl o tym, jak zareagowaliby rodzice na 

wiadomość o wypadku syna. 

– Jeżeli umrze... – przerwał, nie był w stanie nic więcej powiedzieć. 
– Nie pozwolę mu – zaprotestowała gwałtownie i popatrzyła w 

udręczone oczy młodszego sobowtóra Edwarda. – Musi przeżyć. 

Andre nie odpowiedział. Uścisnął tylko jej ramię. Oboje wiedzieli, że 

siłą woli nie uratuje ukochanego, ale dołoży wszelkich starań, żeby mu 
pomóc. 

– Lekarz powiedział, że jego stan nie uległ żadnej zmianie od 

momentu przyj

ęcia do szpitala. 

– To prawda. 
Od początku śledziła każdy pomiar ciśnienia, odczytywała wraz z 

pielęgniarką wyniki badań ze wszystkich monitorów. Chyba ze sto razy 
obejrzała kartę choroby. 

– Kiedy przyjechałaś? – zapytał. 
– Dwie godziny po twoim telefonie. 
– Musiałaś jechać z zawrotną prędkością. Dobrze, że nie dostałaś 

mandatu. 

– Westchnął ciężko. – Edward skrzyczałby cię za brak 

rozwagi. 

– Niech tylko się obudzi, może sobie prawić kazania, ile mu się 

podoba. Wysłucham z przyjemnością. 

– Wiem. – Skinął głową i rozejrzał się po pokoju, jakby kogoś szukał. 

– Gdzie Tanya? Myślałem, że podróżują razem. Ona miała uczestniczyć 
w pokazach mody, a Edward w konferencji bankowej. 

Bella 

powtórzyła słowa lekarza. Emmett zaklął po włosku, zauważył, 

że się zaczerwieniła i przeszedł na arabski. Gdy już wyrzucił z siebie 
całą złość, zwrócił się do niej: 

background image

– Wybacz mi ten wybuch gniewu, ale Tanya to zła kobieta, a 

Edward jest zbyt zadurzony, żeby to zauważyć. 

Te słowa sprawiły jej ból. 
– Nie potrafię sobie wyobrazić, że Edward kompletnie oszalał tylko z 

powodu ślicznej buzi. Na pewno odnalazł w Tanyi jakieś bardziej istotne, 
duchowe wartości, rzeczywiście godne podziwu. W końcu zamierza się z 
nią związać na całe życie, musi więc mieć jakiś powód. W każdym razie 
szczerze ją kocha. – Własne słowa raniły jej serce jak sztylety. 

Od czasu zaręczyn nie miała już wątpliwości, że książę z jej bajki 

pożąda innej kobiety, lecz gdy usłyszała swój głos, żal z powodu 
odrzucenia przybrał na sile. Towarzyszyło mu teraz uczucie jeszcze 
większego osamotnienia. Zagryzła wargę, żeby się nie rozpłakać. 

– To raczej rodzaj seksualnej obsesji – zaprotestował Emmett. – 

Tanya 

doskonale wie, jak wykorzystywać urodę dla osiągnięcia korzyści. 

– Ja... – Bella poczuła, że jej policzki przybierają barwę dojrzałych 

wiśni. 

– Ty jesteś taka niewinna... 
Bella 

wolała skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory. Trochę 

wstydziła się tego, co mężczyźni nazywali niewinnością. Nie umawiała 
się na randki, ponieważ nie miała ochoty z nikim się spotykać. Oprócz 
Edwarda nie i

stniał dla niej żaden mężczyzna. A on traktował ją jak 

siostrę. 

– Jak minął lot? – zapytała ni stąd, ni zowąd. 
– Nie mam pojęcia. – Emmett pokręcił głową. – Całą drogę 

martwiłem się i modliłem. 

– Wyzdrowieje, musi – zapewniła żarliwie i chwyciła go za rękę. 

Drugą nadal trzymała dłoń Edwarda. 

– Jadłaś coś, odkąd przyjechałaś? 
– Nie byłam głodna. 
– Od śniadania minęło wiele godzin – przypomniał. 
Minęły cztery dni. Emmett wydał odpowiednie dyspozycje i Edward 

został przeniesiony do wygodniejszej, prywatnej sali. Bella nareszcie 
mogła się wykąpać. Stanowczo odmówiła odejścia od łóżka chorego, 
cały czas chodziła po pokoju albo drzemała z głową opartą na jego 
posłaniu. Jadała i piła tylko dlatego, że Emmett przynosił jej pożywienie i 
napoje. 

Tanya 

wpadała raz dziennie na pięć minut. Patrzyła na Tanyę z 

mieszaniną politowania i pogardy. Któregoś dnia powiedziała: 

– Myślisz, że to nieustanne czuwanie w czymś pomoże? Kiedy się 

obudzi, i tak zechce się widzieć tylko ze mną. 

Bella 

nie zamierzała dyskutować. Wiedziała, że gorzkie słowa Tanyi 

zawierały sto procent prawdy. Może właśnie dlatego nie chciała stracić 
ani 

chwili i przynajmniej teraz jak najwięcej przebywać z ukochanym. 

background image

Była trzecia w nocy piątego dnia pobytu. W szpitalu panowała cisza, 

nikt nie krzątał się po korytarzach. Pielęgniarka odczytała wskazania 
monitorów o północy, zmierzyła ciśnienie i wpisała dane do karty. 
Później już nikt nie zakłócał spokoju pacjentów. Emmett spał na 
rozkładanej leżance w rogu pokoju. Bella nawet nie zmrużyła oka. Cały 
czas 

dotykała Edwarda, głaskała go po ramieniu, wpatrywała się w jego 

twarz i przemawiała: 

– Kocham cię bardziej niż własne życie. Obudź się, bardzo cię 

proszę. Możesz się ożenić z Tanyą i dać jej dzieci, za którymi tak 
tęsknię. Możesz wyrzucić mnie na zawsze ze swojego życia, gdy 
tylko opowiedzą ci, że tkwiłam tu jak głupia przez pięć długich dni i 
wygadywałam bzdury, chociaż nie mogłeś mnie słyszeć. Wszystko mi 
jedno, co 

później zrobisz, tylko się obudź – błagała w rozpaczy. 

Oddałaby wszystko, żeby otrzymać od niego jakiś znak. W pewnej 

chwili odniosła wrażenie, że się poruszył. Nie wiedziała, czy po tylu 
nieprzespanych 

nocach wyobraźnia nie mami ją złudną nadzieją. Z 

całego serca pragnęła potwierdzenia, że wzrok jej nie mylił. I stało się. 
Edward 

napiął mięśnie ramion i zaczął poruszać głową w prawo i w lewo. 

Bella 

w tej samej chwili nacisnęła guzik dzwonka i krzyknęła: 

– Emmett, wstawaj, Edward się budzi! 
Emmett 

zerwał się na równe nogi. Dalsze wydarzenia przypominała 

sobie później jak przez mgłę. Przybiegła pielęgniarka, za nią druga, a na 
końcu lekarz. Kazali im wyjść z pokoju i czekać. Obydwoje chodzili, 
siadali, wstawali, ponownie przemierzali 

poczekalnię i siadali z 

powrotem. Wreszcie 

wyszedł do nich ten sam doktor, który przyjmował 

Edwarda 

do szpitala. Uśmiechnął się i oznajmił: 

– Pacjent jest przytomny, ale trochę oszołomiony. Możecie wejść na 

pięć minut, każde osobno. 

Emmett 

wszedł pierwszy. Kiedy ponownie pojawił się w drzwiach, 

wy

glądał na przygnębionego. Bella chciała jak najszybciej znaleźć się w 

pokoju chorego, ale Emmett 

złapał ją za ramię i przytrzymał. 

– Poczekaj, muszę ci coś powiedzieć... – urwał, nie był w stanie 

wymówić ani słowa więcej. Oczy mu pociemniały. Wyczytała w nich 
cierpienie. 

– Co się stało, czy znowu zapadł w śpiączkę? 
– Nie. – Wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie jednym tchem: – 

Nie może poruszać nogami. 

 
 
 
 
 
 

background image

 

ROZDZIAŁ DRUGI 

 
Bell

a weszła do izolatki. Rico wpatrywał się w drzwi. Zauważyła 

rozczarowanie w jego oczach, 

zanim zdążył przybrać przyjemny wyraz 

twarzy. 

– Witaj, piccola mia. Przypuszczam, że Emmett cię wezwał, żebyś 

dotrzymała mu towarzystwa podczas czuwania przy moim łóżku. 

Serd

eczne słowa ogrzały serce Belli jak promienie wiosennego 

słońca. Uświadomiła sobie, że kiedy Emmett nazywał ją ,,maleńką’’, nie 
robiło to na niej żadnego wrażenia. Ucieszyła się, że Edward od razu ją 
poznał. To oznaczało, że w pełni odzyskał świadomość. Ze wzruszenia 
nie była w stanie odpowiedzieć na pozdrowienie, uśmiechnęła się tylko. 
Zatrzymała się przy łóżku. 

– Musiałam cię zobaczyć. Nikt by mnie nie powstrzymał – odrzekła 

bardziej szczerze, niż nakazywał rozsądek. 

Kąciki ust Edwarda uniosły się do góry. 
– Siostra miłosierdzia, jak zawsze. Pamiętam tamtego kociaka... – 

zamilkł, zmęczyła go nawet tak krótka wymiana zdań. 

– Wyrósł na piękne, miłe zwierzątko. 
– Mama też go uwielbiała. Mieszkał u nas do końca swoich dni. 
Bella 

miała dziesięć lat, kiedy przywlokła z ulicy poranionego kotka. 

– Renata się wściekła, chciała natychmiast zadzwonić do 

schroniska, żeby go zabrali – wspominała dalej Bella – ale jej nie 
pozwoliłeś. 

– Co teraz hodujesz? 
– Nic. 
– To do ciebie niepodobne. 
Od najmłodszych lat znosiła do domu i pielęgnowała różne 

przybłędy. Później nie pozwalała jej na to macocha, a odkąd 
zamieszkała w miasteczku akademickim – przepisy. 

– Nawet nie zapytałaś, jak się czuję. 
Bella ściskała poręcz łóżka tak mocno, że zbielały jej kostki palców. 

Siłą woli powstrzymywała się, żeby nie zacząć dotykać Edwarda. Kiedy 
leżał bez czucia, mogła się nie krępować, głaskać i tulić go do woli. 
Teraz musiała się pilnować. 

– Wyglądasz, jakby poturbowała cię cała banda chuliganów. 

Wysta

rczy rzut oka, żeby zgadnąć, że nie tryskasz zdrowiem. 

Roześmiał się krótko, ale prawie natychmiast spoważniał i oznajmił 

bezbarwnym głosem: 

– Nie mogę poruszać nogami. 
Ujęła jego rękę. 

background image

– Cierpliwości. To skutek urazu. Jesteś jeszcze w szoku. Na pewno 

odzyskasz sprawność. 

Twarz Edwarda 

pozostała nieprzenikniona. Ścisnął tylko mocniej jej 

dłoń. 

– Gdzie jest Tanya? 
– Tak bardzo się przejęłam poprawą twego stanu zdrowia, że nawet 

nie pomyślałam, żeby do niej zadzwonić – przyznała z zakłopotaniem. 
Czuła się winna, że nie zawiadomiła rywalki. – Zaraz nadrobię 
niedopatrzenie. 

– Poproś, żeby mnie odwiedziła jutro rano. – Przymknął zmęczone 

oczy. 

– Może do tego czasu jakoś dojdę do siebie. 

– Dobrze. Kolorowych snów, caro – szepnęła i skierowała się do 

drzwi. 

Włoskie słowo, używane powszechnie w charakterze serdecznego 

pozdrowienia, wymówiła w taki sposób, jak najczulsze wyznanie miłosne. 
Miała nadzieję, że tego nie zauważył. Nie odpowiedział. 

Edward cz

ekał niecierpliwie na Tanyę. Bella i Emmett odwiedzili go 

już tego ranka. Pożegnali się, kiedy chory opadł z sił. Bella schudła i 
wyglądała na wyczerpaną. Edward podejrzewał, że musi istnieć jakaś 
inna przy

czyna jej mizernego wyglądu niż przeciążenie obowiązkami 

zawodowymi. Praca 

asystentki profesora na uniwersytecie nie wiązała 

się z jakimiś szczególnie wielkimi obciążeniami. Postanowił porozmawiać 
o niej ze swoją matką. 

Pomimo widocznego osłabienia, dziewczyna promieniowała jakąś 

zmysłową niewinnością, której nie potrafił zignorować. Znał ją od 
maleńkości i uważał, że powinien traktować jak siostrę. Ale 
podświadomie widział w niej powabną kobietę. Kiedy jego ciało 
reagowało pożądaniem na jej bliskość, dręczyło go poczucie winy i starał 
się stłumić nieprzystojne, jego zdaniem, myśli. Odpierał pokusę, 
ponieważ uwiedzenie dziewicy nie mieściło się w jego normach 
moralnych, a o małżeństwie nie myślał, dopóki nie poznał Tanyi. 

Nogi nadal odmawiały mu posłuszeństwa, a lekarze nie potrafili 

powiedzieć, czy odzyska w nich władzę, czy pozostanie sparaliżowany 
do końca życia. Bella wierzyła, że Edward zacznie chodzić, i próbowała 
wpoić mu to przekonanie. Tego ranka znów powtarzała, że na pewno 
wyzdrowieje. 

Ciekawe, czemu ta urocza, drobna istotka jeszcze 

nie wyszła za 

mąż – dziwił się w duchu. I zaraz sam sobie odpowiedział: W przyszłym 
roku skończy dopiero dwadzieścia cztery lata, a Amerykanki niechętnie 
wchodzą w związki małżeńskie w tak młodym wieku. Żałował, że Emmett 
nie widzi w niej 

kandydatki na żonę. Edward cieszyłby się, gdyby ta 

przemiła dziewczyna weszła do jego rodziny. Spróbował wyobrazić sobie 
tę parę kroczącą w ślubnych strojach do ołtarza i musiał przyznać, że z 

background image

niewyjaśnionych przyczyn taki widok wcale nie sprawiłby mu 
przyjemności. Próbował sobie wmówić, że to dlatego, że nie jest pewny, 
czy on sam 

pójdzie o własnych siłach do ślubu z Tanyą. Ale nie 

przekonało go to tłumaczenie. To myśl, że Bella mogłaby się z kimś 
związać, popsuła mu humor. 

Z mieszaniną zażenowania i niechęci musiał przyznać sam przed 

sobą, że nie ma ochoty stracić cichej wielbicielki. Przeraził się własnego 
egoizmu. 

– Kochanie, nie rób takiej kwaśnej miny. – Tanya hałaśliwie 

roześmiała się na przywitanie. – Jeszcze wystraszysz pielęgniarki i kto ci 
przyniesie jedzenie? 

Edward 

wodził oczami za narzeczoną. Każdy mężczyzna byłby 

dumny, mając taką piękność u boku, a ona wybrała właśnie jego. 

– Pocałuj mnie, a zaraz się rozchmurzę. 
– Niegrzeczny chłopiec. – Wydęła wargi. – Nie zapominaj, że jesteś 

chory. 

– W jej oczach pojawił się dziwny błysk, ale podeszła do łóżka i 

pocałowała go dość pośpiesznie. Wolałby dłuższy i czulszy pocałunek, 
lecz nie protestował, kiedy cofnęła się o krok. 

– Nie odwiedziłaś mnie wczoraj wieczorem. 
– Podziękuj braciszkowi i tej małej. – Tanya zrobiła minę 

skrzywdzone

go dziecka, jej oczy napełniły się łzami. – Zadzwonili do 

mnie dopiero wiele godzin po twoim przebudzeniu. 

– Oni przy mnie czuwali, a ty nie – odrzekł cierpko. Trochę go 

zaskoczyło, że Emmett nie zawiadomił przyszłej bratowej. 

– Wszystko przez tę okropną dziewuchę. Szaleje za tobą. Uczepiła 

się ciebie jak rzep, tkwiła tu cały czas i nie dopuszczała mnie do ciebie. 
Połowa personelu myśli, że to z nią jesteś zaręczony. 

– Przesadzasz – mruknął. Tak nikczemne zachowanie nie pasowało 

do Belli. 

– Absolutnie nie. – Odwróciła się, ramiona trzęsły się jej od płaczu. 
– Chodź tu, moja piękna. 
Podeszła bliżej z twarzą mokrą od łez. 
– Pierwszego dnia nakłamała, żeby się do ciebie dostać. 

Powiedziała, że jest twoją krewną, a potem nie odstępowała cię na krok. 
Owinęła się wokół ciebie jak bluszcz. 

– Wtedy każdy zachowywał się nietypowo. Wszyscy byli 

zaszokowani i załamani. 

– Ale to ze mną planujesz wspólne życie. To się musi skończyć! 

Powiedz jej, żeby cię zostawiła w spokoju i nie przesiadywała bez 
przerwy w szpitalu. Nie 

mam ochoty nieustannie się o nią potykać. 

– Jesteś zazdrosna? – Ta myśl sprawiła mu pewną przewrotną 

przyjemność. Zawsze to pociecha dla sparaliżowanego mężczyzny, że 
nadal podoba 

się kobietom. 

background image

– Może troszeczkę... – przyznała z uwodzicielskim uśmiechem. 
– Porozmawiam z nią. 
Bella 

po raz pierwszy od sześciu nocy przespała spokojnie sześć 

godzin. Jak tylko wstała, zaraz udała się do szpitala. Emmett wynajął 
apartament 

w hotelu i nalegał, żeby wprowadziła się do drugiego pokoju. 

Przekonywał, że wolne miejsce nie powinno się marnować do czasu 
przyjazdu rodziców. 

Była mu bardzo wdzięczna. Sama nie mogłaby sobie pozwolić ani 

na hotel na Manhattanie, ani na 

dojazdy taksówką z jakiejś tańszej 

dzielnicy. Nie 

zarabiała wiele i nie zdążyła zgromadzić prawie żadnych 

os

zczędności. 

Edward 

przywitał ją uprzejmie, ale niezbyt wylewnie. Zatrzymała się 

kilka kroków od łóżka. Zauważyła, że bladość ustąpiła, na policzkach 
pojawiły się rumieńce, a oczy odzyskały dawny blask. 

– Wyglądasz dziś znacznie lepiej – ucieszyła się. 
– Musimy porozmawiać, Bello. 
Odpowiedziała dopiero po chwili, jakby przedtem musiała przełknąć 

twardy kamień o ostrych krawędziach. Przeczuwała, że jej duma zaraz 
zostanie zraniona. 

– Słucham? 
Edward także nie wiedział, od czego zacząć. Zrobiło mu się żal 

dzie

wczyny. Kiedy dowiedział się, że czuwała przy nim przez cały czas, 

zrozumiał, że go kocha. 

– Jesteś dla mnie jak siostra – zaczął ostrożnie. 
Bella 

milczała. 

– Doceniam to, że się o mnie troszczysz, ale nie wolno ci odsuwać 

ode mnie Tanyi. 

Czyżby naprawdę wierzył, że próbuje stanąć pomiędzy nim a 

narzeczoną? W pierwszym odruchu chciała gwałtownie zaprotestować, 
ale zrezygnowała. Żeby oczyścić się z zarzutów, musiałaby mu 
uświadomić, że piękna oblubienica wcale się nie kwapiła czuwać przy 
nim, kiedy leżał nieprzytomny. Uznała, że przeżył już zbyt wiele złego. 
Gdyby teraz, przy wszystkich problemach ze zdrowiem i obawach o 
przyszłość poznał smutną prawdę, cierpiałby jeszcze bardziej. 

– Nie miałam zamiaru jej od ciebie odpychać – odrzekła wymijająco. 
– Nie twierdzę, że robiłaś to z rozmysłem. Masz za dobre serce, 

żeby komuś świadomie sprawiać przykrość. Ale proszę cię, żebyś na 
przyszłość zachowała umiar. 

– Spróbuję – wyjąkała. Musiała ugryźć się w język, żeby nie 

wyrzucić z siebie wszystkiego, co leżało jej na sercu. 

– Tanya nie chce, żebyś odwiedzała mnie tak często. 
– A ty? – spytała bezradnie. 

background image

– Zależy mi na mojej narzeczonej. Ona też przeżywa trudne chwile. 

Nie powinienem przysparzać jej jeszcze więcej zmartwień. 

Chociaż on sam znajdował się w dramatycznej sytuacji, nie myślał o 

sobie, tylko o tym, żeby oszczędzić najbliższych. 

– Podobno odmówiłeś zawiadomienia rodziców? 
– To prawda, po co im psuć wakacje? 
– Twoja mama na pewno chciałaby być przy tobie. 
– Wykluczone – w jego głosie dało się słyszeć zniecierpliwienie. 

Pomimo strapienia Bella 

musiała się uśmiechnąć. 

– Dziwię się, że nie pracujesz. 
– Prosiłem Emmetta, żeby mi przyniósł laptop, ale odmówił. A doktor 

przyłapał mnie wczoraj na rozmowie z biurem w Mediolanie i 
skonfiskował telefon. Nie moja wina, że kiedy we Włoszech pracują, tu 
jest środek nocy – dodał z ponurą miną. 

Bella 

pokręciła głową z dezaprobatą. 

– Masz odpoczywać i wracać do zdrowia. Nie możesz oczekiwać 

poprawy, jeżeli będziesz się za bardzo eksploatował. 

– Nie mam wyboru. – Wskazał na swoje nieruchome nogi. 
– W tej chwili nie – podeszła całkiem blisko i położyła drobną rękę 

na silnej męskiej dłoni – ale wyzdrowiejesz. 

Napotkała spojrzenie srebrzystoszarych oczu. Odwrócił dłoń, ich 

palce splotły się. 

– Ty nigdy nie tracisz nadziei, prawda? 
Ski

nęła głową w milczeniu. Jego dotknięcie sprawiło jej tyle 

przyjemności, że nie chciała zakłócać słowami tej słodkiej chwili. 

– Ja też wierzę, że kiedyś zacznę znów chodzić – oświadczył z 

niezachwianą pewnością. 

Pogłaskał ją po policzku. Jego twarz przybrała jakiś nieodgadniony 

wyraz. Bella 

zamarła bez ruchu, każdą komórką pochłaniała ciepło jego 

dłoni. Zdawała sobie sprawę, że ta jedyna w swoim rodzaju czarowna 
chwila zaraz przeminie. Pragnęła zatrzymać czas, nacieszyć się 
delikatną, przyjacielską pieszczotą. Nagle jego oczy zwęziły się. 

– Tanya uważa, że za mną szalejesz. 
– Ja... 
– Powiedziałem jej, że jesteś dla mnie sorello piccola. 
Mała siostrzyczka? Zdawała sobie sprawę, że tak właśnie ją 

traktował. Ale ona nie potrafiła patrzeć na niego jak na starszego brata. 
Każde jego dotknięcie, nawet tak niewinne jak uścisk dłoni czy 
pogłaskanie po policzku, wywoływało w niej prawdziwą burzę zmysłów. 

kiedy przesunął kciukiem po jej wargach, zadrżała z rozkoszy. Chyba 

zauważył, że wstrząsnął nią dreszcz, bo zapytał: 

– Zimno ci? – Jego oczy pociemniały, zrobiły się stalowoszare. 

background image

– Nie – szepnęła. – Nie rozumiała, dlaczego w taki sposób dotyka jej 

ust. 

– Co się tu dzieje? – Gniewny okrzyk Tanyi wbił się pomiędzy nich 

niczym ostrze noża. 

Bella 

odskoczyła do tyłu, ale z zaskoczenia zapomniała puścić dłoń 

Edwarda. On także nie zwolnił uścisku. Spróbowała uwolnić rękę, ale 
Edward nie 

ustępował. Patrzył w oczy Tanyi z nieprzeniknionym 

wyrazem twarzy. 

– Bella mnie odwiedziła – odpowiedział spokojnie – Nie jest aż tak 

zajęta i nie wpada raz dziennie jak po ogień. Tłumaczyłem jej właśnie, że 
powinna ustąpić ci miejsca u mojego boku, ale ty musisz chcieć je zająć. 

Tany

a spojrzała na splecione dłonie obojga i pobladła ze złości. 

Edward 

zachował powagę, ale nie potrafił ukryć, że zazdrość 

narzeczonej sprawiła mu sporą przyjemność. 

– Mam kontrakt i obowiązują mnie konkretne terminy – oświadczyła 

z kwaśną miną. – Doskonale wiesz, że nie mogę tu przesiadywać po 
całych dniach, jak twoja nachalna wielbicielka. 

– Ona również pracuje, a mimo to znajduje dla mnie czas. 
Nie zwolnił uścisku, ale nawet nie zareagował na obraźliwą uwagę 

pod adresem Belli. Dziewczyna 

z trudem uwolniła rękę. Postanowiła 

sama bronić swojej godności. 

– Wypraszam sobie takie insynuacje, Tanyo – oświadczyła 

chłodnym tonem. – Nikomu się nie narzucam. Przyjaźnimy się od 
najmłodszych lat i nie zdawałam sobie sprawy, że moje wizyty 
komukolwiek 

sprawiają przykrość. 

– Mam ci uwierzyć po tym, co wyprawiałaś przez cały tydzień?! – 

wykrzyknęła Tanya z twarzą ponurą jak chmura gradowa. – Andre mnie 
lekceważży, a ciebie zaprosił, żebyś zamieszkała w jego apartamencie. 

– I co, zgodziłaś się? – wtrącił się Edward. W jego głosie dało się 

słyszeć oburzenie. 

– Tam są dwie sypialnie. Zajmuję jedną z nich do czasu przyjazdu 

waszych rod

ziców. 

– Oni nie przyjadą. 
– Bo do nich nie zadzwoniłeś – wypomniała, coraz bardziej 

zdenerwowana. 

– Nie wypada, żebyś spędzała noce w hotelu u samotnego 

mężczyzny. 

– Spanie w samochodzie również nie wydaje mi się 

najszczęśliwszym rozwiązaniem. 

– Oszczędź nam tych dramatów – zakpiła Tanya.  
Bella 

miała ochotę uderzyć ją w starannie wymalowaną buzię. 

– Nie twoja sprawa, gdzie nocuję – warknęła. 

background image

– To, że wykorzystujesz szczodrość rodziny mojego narzeczonego, 

żeby bez przerwy plątać się pod nogami, obchodzi mnie jak najbardziej. 

– Przestań zachowywać się jak sekutnica. Chodź tu i pocałuj mnie. 
Te ostatnie słowa Edward skierował do Tanyi. 
Bellę zabolało, że nawet nie próbował stanąć w jej obronie. Na 

pewno zgadzał się z narzeczoną, że tylko im przeszkadza i należy się jej 
pozbyć. Przecież prosił, żeby nie przychodziła tak często. Dobrze 
chociaż, że upomniał Tanyę za niegrzeczne zachowanie. 

Swoją drogą, powinna wracać do Massachusetts. Pracowała na 

uniwersytecie od niedawna i nie mogła sobie pozwolić na długi urlop. 
Ponieważ nie łączyły ją z Edwardem więzy pokrewieństwa, nie mogła 
usprawiedliwiać się przypadkiem losowym. Dla administracji uczelni 
wizyta u obcego człowieka to nie powód do udzielenia urlopu 
okolicznościowego. Dziekan wydziału już zagroził, że jeśli nie wróci do 
poniedziałku, straci pracę. 

Tanya spełniła prośbę Edwarda z przesadnym, nieco aktorskim 

entuzjazmem. Bella 

odwróciła się, ale pocałunek trwał w 

nieskończoność. W końcu zostawiła ich samych. Za bardzo cierpiała, 
patrząc, jak obiekt jej westchnień całuje inną. Czuła się niepotrzebna, 
odrzucon

a, nie na miejscu. Wiedziała, że nawet nie zauważą jej 

odejścia. Zostawiła niezamknięte drzwi. Czekając na windę, usłyszała 
ponownie 

podniesiony głos Tanyi: 

– Mówiłam ci już, ona za tobą szaleje! 
Bella 

poczuła, jak płoną jej policzki. Przez osiem lat ukrywała swą 

miłość przed całym światem. I nagle ta zarozumiała wiedźma 
wykrzykiwała jej sekret na cały korytarz. Edward też zachował się podle: 
ostentacyjnie trzymał ją za rękę tylko po to, żeby wywołać wybuch 
zaz

drości. Niewinna pieszczota, którą ona chłonęła jak promienie słońca 

w środku zimy, okazała się grą pozorów, obliczoną na efekt. Wykorzystał 
ją jak przedmiot, żeby ukarać damę swego serca. Tego już było za wiele. 

– Nie interesuj się uczuciami Belli. – Edward nawet nie próbował 

ukryć irytacji. Pocałunek narzeczonej nie wymazał z jego pamięci 
złośliwości pod adresem przyjaciółki. Nie zamierzał tolerować takiej 
nikczemności. – Nie waż się jej więcej obrażać! Dobre serce i troska o 
chorego człowieka to nie powód do drwin. 

– Mam pozostać obojętna? – Tanya zrobiła wielkie oczy. – Stosunek 

innych kobiet do ciebie obchodzi mnie 

jak najbardziej. Dziwię się, że 

mnie nie rozumiesz. 

– Bella ci nie zagraża – zaprotestował. 
Chciał jeszcze coś dodać, ale się powstrzymał. Sam nie bardzo 

wierzył we własne zapewnienia. Gdyby narzeczona nie wkroczyła, może 
nawet pocałowałby Bellę. Kiedy dotykał palcem jej ust, miał na to wielką 
ochotę. Ta delikatna pieszczota sprawiła mu więcej przyjemności niż 

background image

zachłanny pocałunek Tanyi. Ale Edward był człowiekiem honoru. Nawet 
bez interwencji z zewnątrz powstrzymałby się przed spełnieniem niezbyt 
szlachetnej zachcianki. 

– Ta mała intrygantka próbuje mnie zniszczyć, a ty udajesz, że 

niczego nie widzisz. 

– Łzy spływały obfitym strumieniem po policzkach 

Tanyi, ale na 

narzeczonym nie robiły już takiego wrażenia, jak dawniej. 

Poświęcała mu ostatnio bardzo mało czasu, scena zazdrości 

sprawiała wrażenie starannie wyreżyserowanego przedstawienia, a 
określenie ,,intrygantka’’ bardziej pasowało właśnie do Tanyi niż do 
rzekomej rywalki. 

Bella 

odczekała z wizytą do następnego wieczoru. Kiedy weszła, 

Edward 

rozmawiał przez szpitalny telefon, a na podręcznym pulpicie 

leżał rozłożony laptop. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Nikt i nic 
nie mogło go oderwać od pracy. 

Podniósł głowę, spostrzegł ją i wskazał krzesło przy łóżku. Usiadła i 

czekała, aż zakończy rozmowę. Nie wyglądał zbyt dobrze. Podkrążone 
oczy świadczyły o przemęczeniu, ale czarne, błyszczące włosy były 
umyte i starannie ułożone. Miał na sobie nowiutką, granatową piżamę. 
Na pewno po raz pierwszy używał jej w szpitalu, wyglądał na 
mężczyznę, który sypia nago. Wreszcie odwiesił słuchawkę. 

– Nie odwiedziłaś mnie od wczorajszego ranka – wypomniał. 
– Sam mnie o to prosiłeś. Tanya nie życzy sobie, żebym 

przychodziła zbyt często. 

– Nie chciałem, żebyś zaprzestała wizyt w szpitalu. Mogłem 

ponownie zapaść w śpiączkę, a ty byś nawet nie wiedziała. 

Nieoczeki

wana reprymenda sprawiła Belli przyjemność, a 

pozbawione logiki oskarżenie zabrzmiało w jej uszach jak najmilszy 
komplement. 

Edward 

zachowywał się tak, jakby mu jej brakowało. 

– Ale teraz tu jestem. Gdyby twój stan się pogorszył, Emmett 

natychmiast by mnie poinformował. 

– Si, mieszkacie przecież w jednym pokoju – mruknął z irytacją. 
– W dwóch oddzielnych – sprostowała i przyjrzała się wykrzywionej 

twarzy Edwarda. 

– Bardzo cierpisz? – spytała, próbując ustalić powód 

zdenerwowania. 

– A jak ci się wydaje? Zostałem postrzelony, a potem jeszcze 

przejechany. Nic dziwnego, że wszystko mnie boli. 

– Emmett mówił, że uratowałeś kobietę. Podobno policja już 

schwytała przestępcę. Ma na swoim koncie wiele brutalnych napadów i 
dwa zabójstwa. A ty nawet nie chciałeś, żeby uratowana przyszła ci 
podziękować. 

background image

Emmett opowiadał jej, że kobieta prosiła o spotkanie z Edwardem, 

ale 

on zakazał ochronie wpuszczać kogokolwiek prócz brata, 

narzeczonej i Belli. 

– Nie potrzebuję wdzięczności. Każdy mężczyzna postąpiłby tak 

samo. Nie mogłem przecież patrzeć obojętnie na ludzką krzywdę. 

– W moich oczach zostałeś bohaterem – uśmiechnęła się z 

uznaniem. 

Twarz Edwarda także pojaśniała. Ale zaraz posmutniał i wskazał na 

swoje nogi. 

– Tanya uważa, że to moja wina. 
Bella aż podskoczyła z wrażenia. Położyła mu rękę na ramieniu. 
– Nie wolno ci traktować poważnie podobnych złośliwości. Masz 

szlachetn

y charakter. Drogo zapłaciłeś za odwagę, ale jestem pewna, że 

następnym razem postąpiłbyś tak samo. 

Zamknął jej dłoń w swojej. Przypomniała sobie wczorajszą wizytę: 

uczucie szczęścia, kiedy dotykał jej w taki sam sposób, i rozczarowanie, 
kiedy zrozumiała, że posłużył się nią, żeby wzbudzić zazdrość Tanyi. 
Cofnęła dłoń i odeszła krok do tyłu. Określenie ,,bluszcz’’ i zarzut, że się 
go uczepiła, zabrzmiały jej ponownie w uszach. 

– Nie zostanę długo – oznajmiła matowym głosem. 
– Czemu? Spieszysz się na randkę z Emmettem? 
– Trudno to nazwać randką, po prostu zabiera mnie na obiad. 
– Nie powinnaś wiązać z nim nadziei na przyszłość. Nie zamierza 

się jeszcze ustatkować. 

– Nie poluję na niego. Zaprosił mnie do restauracji, ponieważ nie 

przeszkadza mu moje towarzystwo 

– wysyczała przez zaciśnięte zęby. 

– Mnie też nie. Mogłabyś zjeść tutaj, ze mną. 
– A Tanya? Nie mogłaby zrezygnować z jakiegoś pokazu mody, 

żeby ci towarzyszyć przy posiłku? – Nie siliła się już na delikatność. 

Nie mogła zapomnieć, w jaki sposób wykorzystał ją, żeby wzbudzić 

zazdrość narzeczonej. Teraz też pięknie ją podsumował: stara panna, 
szukająca męża. Naprawdę nie widziała powodu, żeby liczyć się z jego 
uczuciami, on też nie bawił się w subtelności. 

– Co cię obchodzi moja narzeczona – żachnął się. Jego twarz 

wykrzywił bolesny skurcz. 

Belli zrobiło się go żal. Poraniony, chory, sparaliżowany, nie dość, 

że nie wiedział, czy kiedykolwiek stanie na nogi, to jeszcze związał się z 
egoistką, pozbawioną wyższych uczuć. Tanya nie kiwnęłaby palcem dla 
drugiego 

człowieka, nawet gdyby jej życie od tego zależało. A ona sama 

zaczęła zachowywać się nie lepiej od tej wrednej jędzy. 

– Wiesz co, możemy poprosić Emmetta, żeby przyniósł nam tutaj 

coś do jedzenia – rzekła pojednawczo. 

background image

– Dobrze, zadzwonię do niego. – Chwycił słuchawkę i przez dłuższą 

chwilę mówił szybko po włosku. 

– Kazałem mu zamówić dla ciebie osobny pokój. 
– Zrozumiałam, ale to niepotrzebne. Zostanę tylko jedną noc. Moja 

reputacja zbytnio nie ucierpi, 

a jemu naprawdę nie zrobię krzywdy. 

– Nie twierdziłem, że się na niego rzucisz – wyjąkał, zbity z tropu. 
– Nieee? A niby w jaki sposób uboga stara panna może złowić i 

zawlec do ołtarza potomka znakomitego włoskiego rodu? 

– Czemu nie zostaniesz dłużej? – Całkowicie zignorował złośliwy 

komentarz. 

– Jutro wyjeżdżam do domu. Nie potrzebujesz mojego towarzystwa. 

Masz Emmetta i Tanyę. A ona nie lubi, jak tu przychodzę. 

Wspomni

enie tamtej kłótni piekło wciąż jak otwarta rana. 

– Nie po to przecież spędziłaś pięć dni i nocy przy moim łóżku, żeby 

zrobić na złość Tanyi. 

No tak, wiedz

iał o jej czuwaniu. Zapewne też i o miłości. Tym 

bardziej powinna zniknąć. Doznała już zbyt wielu upokorzeń. Nie 
pozostało jej nic innego, jak ratować resztki godności i przestać się 
narażać na kolejne docinki. 

– Twój stan się poprawił. 
– Jeszcze nie wyzdrowiałem. – Chwycił ją kurczowo za nadgarstek i 

przyciągnął bliżej łóżka. – Nadal nie poruszam nogami. 

– Będziesz chodził, zobaczysz. 
– Ty w to wierzysz i ja też – ścisnął mocniej jej rękę, na jego twarzy 

pojawił się cień smutku – ale mój brat i narzeczona mają wątpliwości. 

– No, to im udowodnij, że się mylą. 
– Sam niczego nie osiągnę – powiedział już nieco ciszej, łagodniej. 

– Potrzebuję kogoś, kto we mnie naprawdę wierzy. Ciebie potrzebuję, 
cara

– Ty... mnie...? – wyjąkała. Przyznanie się do własnej słabości tak 

do niego nie pasowało, że o mało nie zemdlała z wrażenia. 

– Zostań! – zabrzmiało to bardziej jak rozkaz niż jak prośba o 

pomoc. 

Bella 

znała go doskonale, wiedziała, ile kosztowała go ta chwila 

szczerości. Nie miała serca mu odmówić. 

– Zgoda. 
Uśmiechnął się, przyciągnął ją jeszcze bliżej i serdecznie ucałował. 
Pocałunek wdzięczności – pomyślała. Ale nie musnął wargami jej 

czoła, policzka czy włosów. Ich usta zetknęły się i Bella zapomniała o 
całym świecie. 

 
 
 

background image

 

ROZDZIAŁ TRZECI 

 
Pod powiekami Belli 

wirowały wszystkie barwy tęczy. Edward... 

Spełnienie marzeń, pierwszy, wyśniony pocałunek, gorące, wilgotne 
wargi. Smakowała ukochane usta, wdychała świeży, męski zapach. 
Rozpaczliwie pragnęła zanurzyć palce w gęstwinie ciemnych włosów, 
wsunąć dłoń pod bluzę od piżamy, poczuć pod palcami twardość mięśni i 
bicie 

serca. Gdyby nie trzymał jej za nadgarstek, pewnie by się nie 

powstrzymała. Drugą rękę z całej siły zaciskała na poręczy łóżka. Nagle 
Edward 

odchylił głowę i pozostawił ją samą, spragnioną dalszych 

czułości, nieprzygotowaną na powrót do rzeczywistości. Z wysiłkiem 
otworzyła oczy i ujrzała serdeczny uśmiech. 

– Dziękuję. Tak się cieszę, że zostajesz. – W jego głosie usłyszała 

nutkę wesołości. 

Przyjrzała mu się nieco uważniej i od razu pojęła, że pocałunek 

oznaczał tylko podziękowanie i nic ponadto. Dostrzegła błysk triumfu w 
oczach Edwarda. 

Uśmiechał się jak starszy brat, który wie, że wystarczy 

odrobina sprytu, żeby mała siostrzyczka spełniła każde jego życzenie. 
Wyprostowała się i odrzuciła głowę do tyłu, tak gwałtownie, że długi 
warkocz zatańczył w powietrzu i wylądował na lewym ramieniu. 

– Nie ma sprawy. Zadzwonię na uczelnię, że jeszcze nie wracam – 

odparła lekkim tonem. Wiedziała, że czeka ją nieprzyjemna przeprawa z 
władzami wydziału, ale za żadne skarby nie opuściłaby Edwarda, nawet 
gdyby miało to oznaczać utratę pracy. Liczyło się tylko to, że jej 
potrzebował. 

Emmett prz

yniósł makaron z warzywami. Edward zajadał ze 

smakiem i cieszył się z urozmaicenia monotonnej, szpitalnej diety. 

– Przecież mogłeś sobie zamawiać potrawy z dostawą do szpitala. 
– Nie obchodziło mnie, co jem, miałem poważniejsze problemy. 

Najbardziej niepokoi mnie, że Bella mieszka u ciebie – oświadczył z 
ponurą miną. –Nie podoba mi się ten pomysł. Psujesz jej opinię. 

Bella 

nie wierzyła własnym uszom. Nie przypuszczała, że w 

obecnym stanie zdrowia jest w stanie 

przejmować się konwenansami. 

– Jakiś ty zacofany, Edward – parsknęła śmiechem. 
– Moje nazwisko nie pojawia się na pierwszych stronach gazet i 

nikogo nie interesuje, gdzie i z kim 

śpię. 

– Spałaś z mężczyzną?! – wykrzyknął tak głośno, że aż podskoczyła 

na krześle. Gdyby wzrok mógł zabijać, leżałaby już martwa. – Z kim? 

– Nie twoja sprawa. 
– Właśnie, że moja! – Wyglądał, jakby zamierzał wstać, chwycić ją 

za ramiona i wyt

rząsnąć z niej odpowiedź. 

background image

Wiedziała, że nie może się ruszyć, a mimo to zadrżała ze strachu. 

Szybko odwróciła głowę i przeniosła błagalne spojrzenie na Emmetta, 
szukając u niego ratunku. Lecz młodszy z braci najwyraźniej doskonale 
się bawił i nie zamierzał stanąć w jej obronie. Zdobyła się wreszcie na 
odwagę i po raz pierwszy od godziny popatrzyła w oczy Edwarda. Od 
momentu, kiedy dała się kompletnie ogłupić jednym pocałunkiem, starała 
się unikać jego wzroku i przemawiała do ściany i poduszek. 

– Znalazł się obrońca moralności! Jeżeli nie tknąłeś Tanyi, to 

gotowa jestem zatańczyć nago na dachu. Nie wtrącaj się do mojego 
życia osobistego, nie potrzebuję kuratora. 

– Zarumieniłaś się. Jednak udało mi się wprawić cię w zakłopotanie. 

Doświadczona kobieta nie zawstydziłaby się – stwierdził z satysfakcją. 

– Takiś pewien? – Bezczelny pokaz drobnomieszczańskiej pychy 

doprowadził ją do pasji. Postanowiła dać mu nauczkę. – Skąd wiesz, czy 
nie zaliczyłam kilku mężczyzn? Może drugi pokój nadal stoi nieużywany, 
a ja nocuję u Emmetta? 

Zamilkła. Zdała sobie sprawę, że poniosły ją nerwy, a sytuacja 

wymknęła się spod kontroli. Zaczęła zmyślać historyjki na temat, o 
którym nie ma pojęcia, a opanowany, dobrze wychowany 
przedsiębiorca zaczął się zachowywać jak pierwszy lepszy awanturnik z 
przedmieścia. Edward odepchnął stolik na kółkach z taką siłą, że 
przejechał przez cały pokój, i wrzeszczał na brata w ojczystym języku. 

Bella 

mówiła płynnie po włosku, ale nie wszystko zrozumiała. 

Domyślała się tylko, że nieznane wyrazy to ordynarne przekleństwa. 
Emmett

, na ogół pogodny, tym razem zesztywniał z przerażenia. 

Usiłował uspokoić starszego brata, zapewnić go, że Bella nie mówiła 
serio, ale tamten nie dał mu dojść do słowa. Swoje przemówienie 
ilustrował wymownymi gestami. Nie ulegało wątpliwości, że gdyby mógł 
wstać, powaliłby rzekomego winowajcę na ziemię i jeszcze przydeptał. 

– Opamiętaj się! – wrzasnęła w końcu na cały głos. – Nie 

twierdziłam, że wskoczyłam mu do łóżka, tylko że miałam prawo to 
zrobić. Posłuchaj... – 

Nie dokończyła, bo dwie silne dłonie chwyciły ją w pasie i posadziły 

na łóżku. Po chwili Edward zwolnił uścisk, ujął ją pod brodę w 
zdecydowany i równocześnie zadziwiająco delikatny sposób i odwrócił jej 
twarz tak, że musiała patrzeć mu w oczy. 

– Śpisz z moim bratem? – zapytał. 
– Nie, nie miałam jeszcze żadnego mężczyzny – przyznała w 

przekonaniu, że tylko wyznanie prawdy może zażegnać konflikt. 

– To znaczy, że z rozmysłem zakpiłaś sobie ze mnie – stwierdził z 

goryczą. 

Nie mogła zrozumieć jego wzburzenia. Doszła do wniosku, że czuł 

się za nią odpowiedzialny od chwili, kiedy została sama na świecie. 

background image

Wprawdzie 

przez ostatni rok ignorował ją całkowicie, ale niedawno użył 

określenia ,,mała siostrzyczka’’ i najwidoczniej nadal traktował ją jak 
podopieczną. 

– Nie zamierzałam się z tobą drażnić. Zawstydziłeś mnie i 

rozzłościłeś... no i straciłam panowanie nad sobą. Większość kobiet w 
moim wieku ma 

już za sobą... jakieś doświadczenia – dokończyła 

półgłosem. Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło. 

– Ale nie ty? 
– Nie ja – potwierdziła możliwie spokojnym tonem. 
Starała się nie okazać, że jest jej smutno. Jeżeli on ożeni się z 

Tanyą, na zawsze pozostanę dziewicą – pomyślała. Edward pogłaskał ją 
łagodnie po policzku. 

– Nie powinnaś się mnie krępować. 
Co mu przyszło do głowy? Nawet w rozmowach z najbliższymi 

koleżankami unikała ryzykownych tematów i nie przyznawała się do 
braku doświadczenia. Milczała w obawie, że wywoła nowy wybuch 
gniewu albo dalszą, równie krępującą wymianę zdań. Spróbowała wstać, 
lecz silne ramię nadal przytrzymywało jej talię. 

– Jesteś taka niewinna. 
Skrzywiła się. Zaczynała tracić cierpliwość. 
– Skoro przeanalizowałeś już moje życie erotyczne, a raczej jego 

brak, puść mnie, proszę. Chciałabym wrócić do hotelu. 

Nie 

posłuchał jej. Nie trzymał już tak mocno, za to teraz przesuwał 

powoli kciukiem po jej brzuchu 

w górę i w dół. Ta leniwa, jakby 

mimowolna 

pieszczota wywołała prawdziwą burzę zmysłów. Czy zdawał 

sobie sprawę, że doprowadza ją do szaleństwa? 

– Przeniesiesz się gdzie indziej. 
– Nie stać mnie na to. 
– Ja zapłacę. Domyślam się, że boisz się sama mieszkać w obcym 

miejscu, ale i temu zaradzimy. 

Przydzielę ci ochroniarza. 

– Nie ma mowy. Nie chcę nikogo narażać na koszty. 
Oczy Edwarda 

zwęziły się w szparki. 

– A więc to tak? Możesz korzystać z gościnności mojego brata, ale 

nie z mojej? 

– wycedził przez zaciśnięte zęby. 

Rozmowa, pozbawiona sensu od samego początku, zaczynała 

przybierać coraz bardziej absurdalny obrót. Emmett pokręcił głową z 
dezaprobatą. 

– Zastanów się! Lepiej, żeby mieszkała ze mną, czy z jakimś obcym 

facetem? 

Edward zmarszczył brwi i rozważał jego słowa przez dłuższą chwilę. 
– A może spróbujemy namówić Tanyę, żeby się do was 

przeprowadziła? 

– Nie! – wykrzyknęli obydwoje równocześnie. 

background image

– Macie coś przeciwko niej? 
Jak tu powied

zieć zakochanemu mężczyźnie, że z całego serca nie 

cierpię obiektu jego westchnień? – myślała gorączkowo Bella. – Muszę 
wymyślić jakąś sensowną wymówkę. Ale nic nie przychodziło jej do 
głowy poza tym, że za skarby świata nie chce dzielić pokoju z próżną i 
złośliwą wiedźmą. Z opresji wybawił ją Emmett. Nie szukał pretekstu, 
tylko 

wypalił prosto z mostu: 

– Bella opowiadała mi, jak ją potraktowała twoja ukochana. To 

właśnie przez jej wybuch wściekłości dziewczyna chciała spakować się i 
natychmiast 

wrócić do Massachusetts. 

– Teraz znowu bronisz Belli przed moją narzeczoną? – Edward 

spojrzał na brata ze złością. – A może jednak coś trzymacie w 
tajemnicy? 

Bella miała już serdecznie dość nadopiekuńczej postawy Edwarda. 

Nie podobało jej się, że traktuje ją jak małą, bezradną dziewczynkę. Od 
dawna, 

jeszcze zanim zmarł jej ojciec, prowadziła niezależny tryb życia. 

Nie 

mogła odgadnąć, czy Edward wtrąca się w jej życie w trosce o jej 

dobro, czy też z obawy, że próbuje złowić Emmetta na męża. 

– Nie bądź śmieszny – warknęła – nie rzucę się na Emmetta i nie 

powalę go na ziemię. 

– Ja natomiast nie mogę ręczyć za siebie – roześmiał się Emmett. 
Belli też chciało się śmiać. Jakżeby włoski macho mógł przepuścić 

okazję do zamanifestowania swojej męskości? 

– Ten żart był zupełnie nie na miejscu – skomentował Edward z 

kwaśną miną i mocniej objął talię Belli. 

– Podobnie, jak twoja ręka – zauważył Emmett – zwłaszcza że 

zamierzasz poślubić inną kobietę. 

Edward nie zwolnił uścisku. Bella miała serdecznie dość. 
– Skończmy tę dyskusję, jestem już zmęczona – powiedziała i 

znacząco spojrzała na rękę, opasującą jej talię. Edward puścił ją. 
Natychmiast się podniosła i popatrzyła z góry na chorego. – Jeżeli sobie 
życzysz, żebym pozostała w Nowym Jorku, zgadzam się, ale pod 
warunkiem, że będę nadal mieszkać w apartamencie Emmetta, żeby nie 
narażać was na dodatkowe koszty. I nie potrzebuję Tanyi jako 
przyzwoitki. 

Weź pod uwagę, że nawet stara panna ma swoją godność. 

– Ostatnie słowa prawie wykrzyczała. 

Edward skrzywił się, a Emmett zmarszczył czoło. Wyglądało na to, 

że gorączkowo szuka sposobu rozładowania niezręcznej sytuacji. 

– Dwadzieścia trzy lata to jeszcze nie starość. 
Obydwaj bracia roześmiali się. 
Edward 

pomarudził jeszcze trochę na temat ich wspólnego 

zamieszkiwania, ale w końcu ustąpił. Nie miał wyboru. Bella kochała go 

background image

na tyle mocno, 

że gotowa była zaryzykować utratę pracy, ale nie na tyle, 

żeby pozwolić sobą pomiatać. 

W ciągu następnych dwóch tygodni okazało się, kto naprawdę 

rządzi. Bella często karciła Edwarda, że bardziej przejmuje się pracą niż 
rehabilitacją. Kiedy przeniósł się do prywatnej kliniki, skrzyczała go za to, 
że kazał sobie zainstalować w pokoju nowoczesny modem. Natychmiast 
odłączyła telefon przy łóżku i kazała sanitariuszowi go wynieść. Edward 
próbował protestować, ale pozostała nieugięta. 

Tanya 

spędzała w szpitalu niewiele czasu. Odmówiła asystowania 

przy zabiegach, co bardzo odpowiadało jej narzeczonemu. Żaden 
mężczyzna nie lubi, gdy ukochana kobieta ogląda go w chwilach 
słabości. Kiedy Tanya wyjechała na pokaz mody do Paryża, nawet się 
ucieszył. Tłumaczył sobie, że woli, żeby nie patrzyła na jego bezwładne 
nogi i daremne wysi

łki terapeuty. Tak naprawdę ulżyło mu, że uniknie 

kłótni i nie będzie musiał wysłuchiwać kąśliwych uwag pod adresem 
Belli. Za każdym razem, kiedy bronił honoru młodej przyjaciółki, 
dochodziło do awantury, a on stawał się coraz mniej skłonny do 
kompromisu. 

Z kolei drażniło go, że Bella wtrąca się we wszystko i 

próbuje nim rządzić. Pewnego dnia postanowił ukrócić jej samowolę. 

– Oddaj mi telefon – zażądał głosem nieznoszącym sprzeciwu. 
Potrząsnęła głową w milczeniu. Długi warkocz zakołysał się na 

plecach. Edward 

zastanawiał się, dokąd sięgałyby jej włosy, gdyby je 

rozpuściła i czy kiedykolwiek pozostawia je niezwiązane. Wyobrażał 
sobie, jak cudnie by wyglądała, okryta nimi jak lśniącym, aksamitnym 
płaszczem. Ale w tej chwili Bella patrzyła na niego z dezaprobatą, jak 
nauczycielka na niesfornego ucznia i w takim te

żtonie przemówiła. 

– To już trzecia rozmowa w ciągu piętnastu minut. Jak będziesz cały 

dzień wisiał na telefonie, nigdy nie zaczniesz chodzić. 

– Racja – wtórował jej terapeuta – musi się pan skoncentrować na 

ćwiczeniach, inaczej nie dadzą efektu. – Posłał Belli porozumiewawcze 
spojrzenie, a Edward 

poczuł, jak rośnie mu ciśnienie. 

Umięśniony, jasnowłosy adonis cieszył się opinią najlepszego 

rehabilitanta w Nowym Jorku, ale Edward 

najchętniej by się go pozbył. 

– W czasie posiedzenia zarządu nie rozmawiałbyś przez telefon – 

przekonywała Bella. 

– Teraz nie uczestniczę w konferencjach. W ogóle w niczym nie 

uczestniczę. Leżę jak kłoda i nudzę się jak mops, a ten facet wymachuje 
moimi 

nogami, jakby wierzył, że jakimś cudem zaczną się same 

poruszać. 

– To nie czary, tylko ćwiczenia. Trudno mi uwierzyć, że nie chce ci 

się trochę popracować nad sobą. Nigdy nie posądzałam cię o lenistwo – 
drwiła bezlitośnie. 

– Zwariowałaś? Ja się boję pracy? 

background image

– Miło to słyszeć. Rozmawiałam już z twoimi pracownikami. Będą 

prowadzić negocjacje w twoim imieniu, a ty nie dostaniesz zabawki i 
musisz się z tym pogodzić. Zyskasz czas, żeby zadbać o siebie. 

Edward 

posłał jej groźne spojrzenie. Na widok jego miny każdy z 

podwładnych schowałby się ze strachu pod stół, ale Bella nawet nie 
drgnęła. Próbował jeszcze przekonywać, ale nie przebłagał jej ani 
prośbą, ani groźbą. 

Bella 

zapukała do drzwi Edwarda, ale nie usłyszała odpowiedzi. 

Zwykle przychodziła po śniadaniu i asystowała przy porannych 
zabiegach, ale tym 

razem zaspała i spóźniła się. Miała za sobą trudny 

dzień. Pojechała do Massachusetts i zabrała rzeczy ze służbowego 
pokoju. Sprawdziły się jej najgorsze przeczucia: władze uczelni uznały 
tak długą nieobecność za nieusprawiedliwioną i straciła pracę. Cały 
dobytek zmieścił się w bagażniku. Po śmierci ojca jej macocha, Renata, 
sprzedała dom i pozbyła się wszystkiego, co uznała za nieprzydatne. 
Pasierbicy nie pozost

awiła właściwie nic. 

Stała przed drzwiami i nasłuchiwała. Zapukała ponownie, 

odpowiedziała jej cisza. Właściwie nie żałowała, że spóźniła się na 
zajęcia. Asystowanie przy gimnastyce Edwarda sprawiało jej coraz 
większe trudności. Rehabilitant zażądał, żeby zakładał elastyczne 
spodenki i koszulkę. Bella nie mogła oderwać oczu od imponującej 
sylwetki, obsesyjnie śledziła każdy ruch wspaniałego ciała, zachłannie 
wpatrywała się w wypukłość każdego mięśnia. Nie potrafiła zachować 
należytego dystansu. Kochała go i marzyła o nim od piętnastego roku 
życia. Czuła do niego pomimo kalectwa jeszcze większy pociąg niż 
dotychczas. Podejrzewała siebie nawet o jakiś rodzaj seksualnej 
perwersji. Weszła do pokoju. Widok, który zastała, zaparł jej dech w 
piersiach i przyspieszy

ł bicie serca. Edward siedział na łóżku, ubrany 

ty

lko w obcisłe szorty. Nigdy w życiu nie widziała tak olśniewającego 

mężczyzny niemal nagiego. Prawdę mówiąc, do tej pory nie miała zbyt 
wielu 

okazji oglądać kogokolwiek w bieliźnie, ale nawet rozebrany pułk 

wojska nie zrobiłby na niej takiego wrażenia. Liczył się tylko on jeden, 
tylko jego 

pożądała. 

– Ja pukałam... – wyjąkała, zbita z tropu. 
Nie odpowiedział. Kręcił głową w prawo i w lewo w jakimś dziwnym 

zamyśleniu czy uniesieniu. 

– Co, Edward...? 
– Co się stało? Zaczęłaś się jąkać? 
Skinęła głową. Roześmiał się serdecznie, na całe gardło. 
– Odzyskałem czucie w nogach. 
Stała jak wryta i trwała przez kilka sekund w jednej pozycji. Kiedy 

wreszcie pojęła, co się stało, skoczyła do przodu i prawie przefrunęła 
prz

ez pokój. Rzuciła się na niego z takim impetem, że upadł na 

background image

poduszki, a ona razem z nim. Objęła go za szyję i obsypała 
pocałunkami. 

– Wiedziałam, że ci się uda, wierzyłam w ciebie, przewidziałam – 

mamrotała z ustami przy jego skórze, nie przerywając całowania. 

– Mnie się udało, piccola mia, czy nam obojgu? 
– No, może mam jakiś maleńki udział w twoim wielkim sukcesie – 

zawtórowała mu śmiechem. 

– Kiedy to się stało? 
– Przed świtem obudziło mnie delikatne mrowienie. Stopniowo 

przybierało na sile, w końcu rano powróciło mi czucie w stopach – mówił 
szybko, 

jego twarz promieniała szczęściem. 

Serce Belli 

zaczęło bić jeszcze szybciej. Wpatrywała się w niego 

rozszerzonymi oczami, z trudem 

powstrzymywała łzy szczęścia. 

– Nawet nie śmiałam marzyć, że to nastąpi tak szybko. Co za 

niespodzianka! 

Zanim się zastanowiła, pocałowała go. W innej sytuacji nigdy nie 

pozwoliłaby sobie na taką bezczelność jak wskoczenie cudzemu 
narzeczonemu 

do łóżka, ale teraz emocje wzięły górę nad rozsądkiem. 

Kiedy jej usta dotknęły policzka, pokrytego kilkudniowym zarostem, 
zapragnęła go dotykać, czuć smak i zapach jego skóry, pieścić wargami 
muskularną szyję. Tylko chwileczkę – powtarzała sobie, ale nie mogła 
się od niego oderwać. Szybko uciszyła wyrzuty sumienia. Wyjątkowa 
okazja dawała świetny pretekst, żeby nacieszyć się bliskością 
ukochanego. 

Przylgnęła do niego całym ciałem, podciągnęła się wyżej i objęła 

nogami muskularne udo. Świat zawirował wokół niej. Straciła rozum i 
poczucie czasu, 

płonęła z pożądania i wstydziła się tego. Z trudem 

ko

ntrolowała oddech. 

– Edward, ja... 
– Znowu masz kłopoty z wymową, piccola mia? – skomentował z 

wyraźnym rozbawieniem jej nieudaną próbę usprawiedliwienia. 

Określenie ,,mała dziewczynka’’ nawet w najmniejszym stopniu nie 

odpowiadało rzeczywistości. Pierwszy raz w życiu poczuła się kobietą. 
Jeszcze raz podjęła próbę oderwania się od upragnionego mężczyzny, 
ale para silnych dłoni przytrzymywała ją w talii. 

– Przepraszam. 
– Za co? Że się ucieszyłaś tak jak ja? Nie ma się czego wstydzić. 
Nie miał racji. Jego uradowała wyłącznie poprawa stanu zdrowia, 

podczas gdy jej podniecenie 

miało w dużym stopniu charakter erotyczny. 

– Jestem taki szczęśliwy. 
– Ja też – próbowała mówić spokojnie, ale z trudem chwytała 

powietrze, jak po biegu maratońskim. 

– Widzę – odrzekł z szelmowskim uśmiechem. 

background image

Nie odpowiedziała. Wpatrywała się w rozchylone usta i ponad 

wszystko pragnęła poczuć ich dotyk i smak. 

– Ilu mężczyzn całowało te słodkie usteczka? – zapytał, jakby 

odgadł jej marzenie. 

Znów poruszył niewygodny temat. Nie powinien się aż tak bardzo 

interesować jej przeszłością. Objął obydwoma rękami tył jej głowy. Nie 
musiał jej przytrzymywać, i tak nie potrafiłaby się od niego oderwać. 
Gorący, ruchliwy język dotykał jej warg, a potem zagłębił się we wnętrzu 
jej ust. Zawsze 

uważała taki rodzaj pocałunku za coś odrażającego, lecz 

kiedy go doświadczyła, doznała niewysłowionego szczęścia. 

– Edward! – Rozległ się ostry, kobiecy głos od strony drzwi. 
Bella zesztywniała. Spadła z najwyższych szczytów erotycznego 

uniesienia wprost na ziemię. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 
Bella 

odchyliła głowę gwałtownym ruchem, Edward cofnął ręce, a 

ona jednym susem odskoczyła jak najdalej od łóżka i pośpiesznie 
poprawiła spódniczkę. 

– Ty mała, zdradliwa żmijo! – Tanya aż się trzęsła z oburzenia. 
Edward 

wyprostował się i powiedział coś po włosku. 

Kompletnie oszołomiona Bella zrozumiała tylko, że nie spodziewał 

się, że narzeczona tak szybko wróci do Nowego Jorku. Dodał coś 
jeszcze, 

czego Bella również nie pojęła, ale Tanya pod wpływem tego, 

co u

słyszała, zatoczyła się i popatrzyła na rywalkę z jeszcze większą 

odrazą. Wyglądała jak ktoś, kto planuje morderstwo. Dopadła do łóżka i 
krzyknęła: 

– No jasne! Nie zamierzam tego dłużej tolerować, słyszysz?! 
Zapewne usłyszał nie tylko on, ale i cały personel szpitala – 

pomyślała Bella. Teraz piękna złośnica podeszła do niej. 

– Nie jestem taka głupia, jak myślisz, wiem, że rzuciłaś się na 

Edwarda. Nigdy nie uwierzę, że miał ochotę zabawić się z taką nędzną, 
małą paskudą! Chciałaś, żeby dostrzegł w tobie kobietę, ale nigdy nie 
będziesz wystarczająco kobieca dla kogoś takiego, jak on... nawet 
sparaliżowany. 

Trafiła w dziesiątkę. Nigdy się nią nie interesował. Każde słowo 

rozsierdzonej piękności wbijało się w serce Belli jak zatruta strzała. W 
dodatku faktycznie wy

korzystała radosną wiadomość, żeby rzucić się 

cudzemu narzeczonemu na szyję i obsypać go czułościami, daleko 
wykraczającymi poza przyjacielski uścisk. Inna rzecz, że wcale się nie 
bronił. Odwzajemnił pocałunek, ale na pewno zrobił to bez 
zastanowienia, 

taka już męska natura. Już otworzyła usta, żeby się 

usprawiedliwić, ale Tanya nie dała jej dojść do słowa. 

– Albo pozbędziesz się tej wrednej suki, albo więcej mnie nie 

zobaczysz. 

Bella 

nie miała wątpliwości, jaką decyzję podejmie Edward. Zawsze 

ulegał narzeczonej. Przez ostatni rok wogóle się nie widywali. Tanya 
zmusiła go nawet, żeby wyszedł z cmentarza przed końcem pogrzebu 
ojca Belli. 

– No i co? – Tanya wydęła pełne, błyszczące usteczka i wpatrywała 

się w Edwarda. Potrafiła rozpłakać się na zawołanie. 

– Myślę, że znasz moją odpowiedź. 
Ostatnie słowa Bella usłyszała już na korytarzu. Oddaliła się na 

chwiejnych nogach tak szybko, 

jak tylko mogła. Gorące łzy paliły jej 

policzki. 

Podjął decyzję. Odeśle ją... chyba do wszystkich diabłów, bo od 

background image

wczoraj nie mia

ła dokąd pójść. Beznadziejna sytuacja życiowa nie 

doskwierała jej tak bardzo, jak świadomość, że Tanya raz na zawsze 
wyeliminowała ją z życia Edwarda. W pewnym momencie wydało jej się, 
że Edward ją woła, ale uznała, że rozum odmawia jej posłuszeństwa po 
pr

zeżytym szoku. 

Bella padła na łóżko w pokoju hotelowym. Na szczęście Edward 

wysłał Emmetta na konferencję bankową do Rzymu i mogła się wypłakać 
i spakować w samotności. Podobnie czuła się po śmierci ojca: zraniona, 
obolała, bezradna. Teraz czary goryczy dopełniło upokorzenie. Zasłużyła 
na nie 

– zachowała się bezwstydnie. 

Jęknęła i schowała głowę pod poduszkę. Pragnęła ukryć się przed 

całym światem, ale nie miała dokąd uciec od żalu i wstydu. Kto teraz 
przypilnuje, żeby nie rzucił się w wir pracy i nie nadwerężał 
nadwątlonych sił? Kto mu będzie towarzyszył przy terapiach? 

Przekroczyła granice przyzwoitości, a Edward poniesie 

konsekwencje. Nie była aż tak zadufana w sobie, żeby wierzyć, że nie 
obejdzie się bez niej, ale potrzebował kogoś, kto by nad nim czuwał, a 
samolubna 

piękność nie nadawała się na pielęgniarkę. 

Zadzwonił telefon. Nie znała tu nikogo, pomyślała, że to pewnie ktoś 

z recepcji. Nie podniosła słuchawki, pogrążona we własnym cierpieniu. I 
za

raz tego pożałowała. Przypomniała sobie, że personel szpitala 

wiedział, gdzie mieszka. Emmett zaraz na początku pobytu zlecił 
zainstalowanie specjalnej, 

bezpośredniej linii telefonicznej, łączącej ich 

apartament ze szpitalem. Może coś się stało? 

Położyła się na plecach i starała się uspokoić. Długo zmagała się z 

rozpaczą i wyrzutami sumienia. W końcu wstała i zaczęła się pakować. 
W drugim 

pokoju trzasnęły drzwi. Zdziwiła się, że Emmett już wrócił. 

Konferencja miała się zakończyć dopiero następnego dnia. Wolałaby 
wypłakać cały żal, zanim mu się pokaże, ale nie miała wyjścia. I tak 
będzie musiała wyznać wszystko. Postanowiła załatwić to od razu. 
Weszła do salonu i przetarła oczy. 

Zam

rugała powiekami, przekonana, że ma halucynacje. Przed nią, 

na wózku inwalidzkim siedział Edward. Miał groźną minę. 

– Czemu nie podnosisz słuchawki? 
– To ty dzwoniłeś? 
– Uciekłaś. – Zarówno wyraz twarzy, jak i ton głosu świadczyły o 

wielkim zdenerwowaniu. 

– Myślałam, że tego właśnie chcesz. A Tanya z całą pewnością nie 

życzy sobie mnie oglądać. Gdzie ona jest? 

– Poszła – rzucił to jedno słowo i zacisnął usta. 
– Przeze mnie – jęknęła w przekonaniu, że Edward przyszedł ją 

oskarżać o spowodowanie konfliktu. 

background image

– Pogniewała się, ponieważ zabroniłem jej osądzać moich 

przyjaciół. 

– Wstyd mi, że rzuciłam ci się na szyję – przyznała i zagryzła wargi 

prawie do krwi. 

– Ucieszyłaś się z dobrej nowiny, tak jak i ja. Każda normalna, 

czująca kobieta zareagowałaby w ten sposób na bliskość mężczyzny, 
który ją pociąga. – Podjechał bliżej. – Chyba się nie mylę? Podobam ci 
się, prawda? 

– Tak. – Bella odwróciła głowę i zacisnęła pięści. 
Z trudem p

owstrzymywała się, żeby go nie dotknąć. Starała się na 

niego nie patrzeć. Nie zniosłaby pogardy w jego spojrzeniu. Była pewna, 
że kobieta, która narzuca się zaręczonemu mężczyźnie, musi budzić w 
nim niechęć. Poczuła dotyk mocnych palców na brodzie. Edward obrócił 
jej twarz w swoim kierunku. 

– Nie ma się czego wstydzić. 
– A co z Tanyą? 
– Już jej nie ma. 
– Może jeszcze wróci. Nie wyprowadziłeś jej z błędu? Przecież 

zdaje sobie sprawę, że to ja zawiniłam. Trzeba było ją przekonać, że ten 
epizod nie ma dl

a ciebie żadnego znaczenia. 

– Powiedziała, że nie ma ochoty wiązać się z kaleką. 
Bella 

upadła na kolana przed wózkiem, jakby powalił ją huragan. 

Chwyciła jego ręce i przycisnęła je do piersi. 

– Nie mówiłeś jej, że odzyskałeś czucie w nogach? 
– Nieważne, co jej powiedziałem. Tanya należy do przeszłości. 

Klamka zapadła. 

Bella 

milczała. Dręczyło ją jeszcze większe poczucie winy i 

bezsilności. Edward odwrócił głowę i ujrzał przez otwarte drzwi sypialni 
walizkę na łóżku. 

– Zamierzałaś wyjechać? – zapytał oburzony. – Nie jestem jeszcze 

zdrów, a ty obiecałaś, że na razie nie wrócisz na uniwersytet. 

– Nawet gdybym chciała, to nie mogę – oznajmiła cierpko. – Zwolnili 

mnie. 

Nagle zdała sobie sprawę, że znów znalazła się niebezpiecznie 

blisko Edwarda

. Jej ręce wbrew woli wyciągały się ku niemu, ale w porę 

opanowała się i przycisnęła je do bioder. Nie zdążyła się odsunąć, bo 
Edward 

złapał ją, posadził sobie na kolanach i popatrzył głęboko w oczy. 

– Zwolnili cię? 
– Tak, jestem teraz wolna jak ptak, ale bez dachu nad głową. – 

Próbowała się uśmiechnąć, ale wypadło to bardzo nieszczerze, raczej 
się skrzywiła, jak do płaczu. Utraciła doskonałą posadę i służbowe 
mieszkanie. 

– Mogę zostać z tobą tak długo, jak zechcesz. 

– A Renata? 

background image

Bella 

posmutniała jeszcze bardziej. Po śmierci ojca macocha 

oświadczyła, że nie życzy sobie żadnych kontaktów z pasierbicą ani z 
nikim z jej rodziny. 

– Dwa miesiące po śmierci taty sprzedała dom razem z całym 

dobytkiem i wyjechała na francuską Riwierę z jego byłym studentem. 

– Jak śmiała dysponować rodzinnym majątkiem! – oburzył się 

Edward

. Oczy mu pociemniały. 

Pochodził z tradycyjnej rodziny, przywiązanej do dawnych wartości. 

Ród Cullenów mieszkał od ponad stu lat w tej samej willi w Mediolanie. 
Według jego pojęć, Renata dopuściła się niewybaczalnej zbrodni. – 
Gdzie w takim razie mieszkałaś? 

– Słucham? – Miała coraz większe kłopoty z koncentracją. 

Rozkoszowała się bliskością ukochanego, całą powierzchnią skóry 
chłonęła promieniujące od niego ciepło. – Ach, tak, w służbowym 
mieszkaniu, w miasteczku akademickim. Wczoraj 

musiałam zabrać 

stamtąd wszystkie rzeczy. 

– Jesteś bezdomna? – Zrobił wielkie oczy, jakby dowiedział się, że 

ona śpi pod mostem. 

– Niezupełnie. Na razie mieszkam tutaj. Potem poszukam sobie 

cz

egoś. Kiedy już nie będę ci potrzebna jako psychoterapeutka – dodała 

z goryczą. 

– Nie ma mowy. 
– Nie przejmuj się. Zaczęłam prowadzić samodzielne życie w wieku 

osiemnastu lat, od kiedy 

wyjechałam na studia, i jakoś sobie zawsze 

radziłam. Renata nie chciała, żebym przyjeżdżała do domu nawet na 
wakacje. 

– Nic dziwnego, że tak chętnie spędzałaś lato u moich rodziców. 
– To wspaniali ludzie. 
– O tak, ale ty też jesteś wyjątkowa. 
– To samo mogę powiedzieć o tobie. – Słowa uznania sprawiły, że 

krew zaczęła szybciej krążyć w jej żyłach, a na usta powrócił uśmiech. 

– Czy cenisz mnie na tyle wysoko, żeby dzielić ze mną życie? 
– Słucham? – powtórzyła. 
Nie była w stanie nic więcej powiedzieć. Kręciło się jej w głowie, 

brakowało powietrza. 

– A może nie chcesz się wiązać z kaleką, tak jak Tanya? 
Nienawistne słowo zabrzmiało jak najstraszliwsza obelga. Zacisnęła 

dłoń w pięść i postukała nią kilkakrotnie w pierś Edwarda. 

– Nie waż się myśleć o sobie w ten sposób! Nawet gdybyś miał 

pozostać sparaliżowany do końca życia, dla mnie zawsze będziesz 
stuprocentowym 

mężczyzną. Poza tym wyzdrowiejesz. 

– Skoro w to wierzysz, wyjdź za mnie. 

background image

O mało nie zemdlała. Do tej pory Edward wydawał jej się księciem z 

bajki. Nawet nie śmiała marzyć o oświadczynach. Gorączkowo 
próbowała znaleźć logiczne wyjaśnienie niespodziewanej propozycji. 

– Wcale tego nie chcesz, działasz pod wpływem emocji. Tanya cię 

upokorzyła, ale to nie powód, żeby żenić się z niekochaną kobietą. 

– Osiągnąłem odpowiedni wiek do małżeństwa, pragnę zostać 

ojcem, mama nie może doczekać się synowej. Nie wydaje ci się, że 
widziałaby ciebie w tej roli? Wyjedź ze mną do Włoch. 

– Oczywiście, że pojadę, ale nie musisz się żenić, żeby mnie skłonić 

do wyjazdu. 

– A dzieci? Wolałabyś nieślubne? 
Policzki Belli 

oblały się rumieńcem. 

– Nie bardzo rozumiem. 
– Pragnę mieć dzieci, czy to takie dziwne? 
– Ale... 
– Ale mogę zrealizować mój zamiar tylko za pomocą sztucznego 

zapłodnienia. 

Bella wiedziała, że Edward byłby wspaniałym ojcem. Rozumiała też, 

ile kosztowało go przyznanie się do własnej niemocy, jak bardzo 
ci

erpiała jego męska duma. 

– Nie ulega wątpliwości, że wyzdrowiejesz. Nie wiadomo, ile potrwa 

rekonwalescencja, ale wkońcu odzyskasz sprawność – próbowała dodać 
mu otuchy, ale wid

ziała, że go nie przekonała. 

Zakazane, niedopuszczalne myśli powoli torowały sobie drogę do jej 

podświadomości. Zaczęła śnić na jawie o przyszłym szczęściu, o 
upragnionym, 

choć wymuszonym przez okoliczności, małżeństwie. 

Zapragnęła nosić jego dziecko pod sercem, a później na rękach. Ta 
czarowna, prawie 

nierealna wizja całkowicie zawładnęła jej umysłem. 

Z zamyślenia wyrwał ją głos Edwarda: 

– To nieprzyjemna procedura. Może się boisz? 
– Nie, ale... – Odetchnęła głęboko i starała się pokonać własne 

marzenia. 

Edward położył jej palec na ustach. 
– Rozważ moją propozycję. 
Skinęła głową w milczeniu. Rozpaczliwie pragnęła go poślubić. Poza 

tym, pomimo wszelkich 

wątpliwości, nie mogła mu sprawić zawodu po 

tym, 

jak zraniła go Tanya. 

– A kiedy będziesz się zastanawiać, przypomnij sobie tę chwilę – 

szepnął i pocałował ją w usta. 

Po całej skórze Belli przebiegły elektryczne impulsy. Kiedy Edward 

dotknął jej ust, rozchyliła je zachłannie. Gwałtownie pragnęła jeszcze 
większej bliskości. Serce biło jej coraz szybciej. Przycisnęła się do niego 

background image

i poczuła, jak para gorących dłoni wślizguje się pod sweterek, rozpina 
stanik i dotyka 

obnażonych piersi. Nigdy wcześniej nie pozwoliła 

mężczyźnie na taką poufałość, ale Edward mógł zrobić wszystko. 
Zręczne palce pieściły nabrzmiałe sutki. Krzyknęła z rozkoszy. Uciszył ją 
pocałunkiem. W pewnym momencie oderwał usta od jej twarzy. Nie 
mogła pozwolić, żeby przestał ją całować. Nie teraz, nie w takiej chwili. 

– Jesteś taka wrażliwa – wyszeptał, nie przerywając pocałunków. 
Jej golf nie pozwalał mu zapuścić się zbyt daleko. 
– Zdejmij to – poprosił i, nie czekając na odpowiedź, delikatnymi 

ruchami podciągnął dzianinę do góry i rzucił na podłogę. 

Wpatrywała się w niego onieśmielona, oszołomiona. Pierwszy raz w 

życiu mężczyzna dotykał jej nagiej skóry. Gorące oczy Edwarda 
wpatrywały się intensywnie w jej obnażone piersi. Czuła, jak się 
powiększają pod wpływem spojrzenia tych rozszerzonych źrenic o 
barwie roztopionej stali. Zmieszana, 

odwróciła wzrok, spojrzała na 

skłębioną garderobę na dywanie i zakryła dłońmi wstydliwe miejsca. 

– Pozwól mi patrzeć. – Edward delikatnie chwycił ją za nadgarstki w 

taki sposób, że równocześnie dotykał skóry pod biustem. Bella nie mogła 
złapać oddechu. Nie miała siły więcej protestować. 

– Ale... – zaczęła nieśmiało. 
– Chcesz tego – stwierdził stanowczo. Przez cały czas nie 

spuszczał z niej wzroku. – Podnieca cię to, że oglądam skarby, których 
nikt przede 

mną nie widział. 

Potrząsnęła energicznie głową, ale jego wzrok pobudzał zmysły 

równie silnie, jak dotyk. Pozwoliła mu odciągnąć ręce i odsłonić pasek 
białej skóry. 

– Bella – powiedział z zachwytem i objął ją ramieniem. – Bella mia. 
Oczy Bella 

zwilgotniały ze wzruszenia. Dłonie Edwarda wędrowały 

po całym ciele. Patrzyła, jak pochyla głowę ku wezbranej piersi i chwyta 
wargami 

sutek. Po całym jej ciele przebiegł dreszcz, później następny i 

jeszcze jede

n. Czuła, jak wzbiera w niej nowa, nieznana dotąd energia, 

jak koncentruje się i poszukuje ujścia, jakby zaraz miała eksplodować, 
a później pogrążyć się w słodkiej nirwanie szczęścia. Spełniona, a 
równocześnie spragniona nieznanych jeszcze doznań, krzyknęła: 

– Proszę, Edward, proszę! 
Przyjmowała pieszczoty i pragnęła jeszcze więcej. Spełniały się jej 

najśmielsze marzenia. Ten, o którym śniła od wielu lat, zamknął ją w 
uścisku. Czuła na sobie jego zapach i dotyk. Gorąca dłoń wędrowała w 
górę wzdłuż łydki, dotknęła wrażliwej skóry pod kolanem i przesuwała się 
coraz wyżej wzdłuż wewnętrznej strony uda. Bezwiednie rozchyliła nogi i 
ułatwiła mu dostęp do najwrażliwszych miejsc. Pieścił ją przez cienki 
jedwab majteczek. 

– Co robisz? 

background image

– Kocham cię. 
Z c

ałego serca pragnęła wierzyć, że usłyszała najprawdziwsze 

wyznanie miłosne. Nawet jeżeli tylko wmówiła sobie tę miłość, nie 
chciała pozbyć się złudzenia, że jest dla niego najważniejszą osobą 
na świecie, przynajmniej w tym momencie. 

Nagle Edward 

odsunął ją od siebie. Ma mnie dość – pomyślała z 

mieszaniną pożądania i żalu. Nie zdążyła pogrążyć się w rozpaczy, 
ponieważ Edward rozsunął zamek spódnicy. Czerwono-czarny skrawek 
materiału opadł na podłogę, a w ślad za nim podążyły majteczki. 
Rozpaczliwie pragnęła znaleźć się znowu w jego ramionach. Objął ją, 
przycisnął do siebie, wsunął dłoń między uda i dotykał wrażliwych 
miejsc. Ciało Belli znów stanęło w płomieniach, biodra falowały, serce 
waliło z całej siły. Zdawało jej się, że stoi na skraju przepaści. Nie 
wiedziała, czy powinna się wycofać, czy skoczyć w nieznaną, lecz jakże 
pociągającą głębinę. 

– Nie bój się – powiedział łagodnie, jakby odgadł jej obawy – Chcę 

uczynić cię szczęśliwą. Pokaż, że mi się udało. 

Całował ją długo, zachłannie. Pogrążyła się bez reszty w otchłani 

rozkoszy. Przyjmowała każde dotknięcie w upojeniu, w zatraceniu, w 
zachwycie. 

Miała ochotę mu to powiedzieć, lecz nie umiała, żadne słowa 

nie oddałyby tego, co czuła. Łapczywie chwytała powietrze, aż wkońcu, 
wyczerpana, opadła mu na pierś i wsparła głowę o mocne ramię. Edward 
przytulił ją, zawiózł do sypialni, ułożył na łóżku i przykrył kocem. 

– Śpij dobrze. Jutro porozmawiamy. 
Bella 

obudziła się przed świtem. Odchyliła prześcieradło i 

uświadomiła sobie, że spała bez koszuli. Odtworzyła w pamięci 
wydarzenia poprzedniego 

dnia, własną nagość, zapamiętanie i gorączkę 

zmysłów. Edward doprowadził ją do szaleństwa za pomocą samych rąk, 
nie zdejmując garnituru. Nie złączyli się naprawdę, lecz nawet to 
niepełne zbliżenie przekroczyło najśmielsze erotyczne fantazje Belli na 
temat ukochanego. Nawet gdyby miała go już nigdy nie zobaczyć, 
wspomnienie tej cudownej 

chwili osłodzi jej długie lata samotności. 

Wewnętrzny głos przypomniał przewrotnie, że nie jest skazana na 

rozstanie. Zaproponował jej małżeństwo bez zastanowienia, ale honor 
nie pozwoli 

mu cofnąć danego słowa. Tanya go porzuciła, a on, 

okaleczony i częściowo unieruchomiony, rozpaczliwie potrzebował 
potwierdzenia, 

że nadal podoba się kobietom. Nie rozumiała, jak tak 

olśniewający mężczyzna mógł zwątpić w swą atrakcyjność. Już na sam 
jego widok pod Bell

ą uginały się kolana, a uderzeniowe dawki hormonów 

krążyły w żyłach, gdy tylko przekroczyła próg jego pokoju. 

Jej skóra pamiętała dotyk gorących dłoni. Pogłaskała miejsca, które 

pieścił poprzedniego dnia. Czuła pod palcami to samo ciało co dawniej, a 
jednak 

już jakieś inne – świadome, dojrzałe, wyzwolone. 

background image

Edward ofiarował jej nowe życie. Uczynił ją kobietą i była mu za to 

wdzięczna. Uznała, że powinna dać mu coś w zamian, a właściwie 
zwrócić to, co ofiarował w chwili załamania – wolność. Mogła teraz 
spełnić najskrytsze marzenia, ale nie miała sumienia wykorzystywać 
słabości chorego człowieka, żeby wciągnąć go w pułapkę małżeństwa. 
Bezlitośnie zdławiła pokusę zatrzymania go przy sobie. Postanowiła nie 
zostawiać mu czasu na rozpamiętywanie konsekwencji niefortunnej 
propozycji i jak 

najszybciej zwrócić mu słowo. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 
Bella 

ubierała się dłużej niż zwykle. Po namyśle odrzuciła 

mi

nispódniczkę z irchy i krótki żakiecik, jako zbyt wyzywające. Włożyła 

drelichową spódnicę za kolana i bluzkę z rękawami z jedwabnej surówki. 
Włosy związała na karku w prosty, ciężki węzeł. Spojrzała w lustro z 
dezaprobatą. Ten skromny strój wydał jej się równie niestosowny jak 
poprzedni. 

Pomyślała, że przebiera się za pensjonarkę po tym, jak wiła 

się naga i łkała z rozkoszy w ramionach Edwarda. Nie miała odwagi 
spojrzeć mu w oczy, ale postanowiła dłużej nie zwlekać i jak najszybciej 
się z nim rozmówić. 

Zapukała głośno i czekała, aż poprosi ją do środka. Pokój w 

prywatnej klinice bardziej przypominał wnętrze hotelowe niż szpitalne. 
Edward 

siedział przy biurku, przebrany już w strój gimnastyczny: 

króciutkie spodenki i elastyczny podkoszulek, i patrzył w ekran 
komputera. Wyglądał oszałamiająco. 

Bella 

słyszała własny przyspieszony oddech. Najchętniej zerwałaby 

z siebie ubranie, padła mu w ramiona i błagała o powtórkę z 
wczorajszego wieczoru. 

Resztką woli stłumiła nieprzystojne pragnienia. 

Przywitała się i usiadła na krześle. Edward odwrócił fotel w jej kierunku. 

– Buona mattina. Dobrze spałaś? 
– Taaak – wykrztusiła przez ściśnięte gardło. 
Nie potrafiła zdobyć się na obojętny ton. 
– Położyłaś się do łóżka kompletnie wyczerpana. 
–W srebrzystoszarych oczach pojawił się błysk satysfakcji. 
– Postarałeś się o to. – Spuściła oczy. 
– Chyba cię przekonałem, że jako mąż potrafię cię zadowolić. – 

Twarz Edwarda 

promieniowała teraz nieskrywaną dumą. 

Zrobiło się jej przykro, że wykorzystał ją, żeby udowodnić sobie, że 

pomimo choroby żadna mu się nie oprze, lecz równocześnie zakochane 
serce rosło z radości, że pomogła załamanemu, nieszczęśliwemu 
człowiekowi uwierzyć w siebie. Pomimo wpływu, jaki na nią wywierał, nie 
zapomniała, po co przyszła. Postanowiła tak pokierować rozmową, by 
nie poczuł się odrzucony, ale żeby sam zrozumiał swój błąd i wycofał się 
z niefortunnej propozycji bez szwanku na honorze. 

– Wcale mnie nie chcesz. Rozstaliście się z Tanyą w złości, ale ona 

się uspokoi, przemyśli swoje postępowanie i wróci. Nie możesz się 
wiązać z kimś, kogo nie kochasz. 

– Tanya należy do przeszłości. A ty do przyszłości. – Spojrzał na nią 

surowo. 

– Nie zamierzam dłużej na ten temat dyskutować. 

– Ale... 
– Nie kłóć się. Chcesz za mnie wyjść. 

background image

Bella zaniemówiła. Edward kolejny raz dał pokaz 

nieprawdopodobnej arogancji. Postanowiła go ukarać. 

– Ty to powiedziałeś, nie ja. A jeszcze niedawno wykorzystałeś 

mnie, żeby wzbudzić zazdrość narzeczonej. Dotykałeś mnie, wiedząc, że 
nas nakryje, 

i nie puściłeś mojej ręki, kiedy weszła. Może wczoraj 

pocałowałeś mnie z tego samego powodu? 

Edward otworzy

ł szeroko oczy ze zdumienia. 

– Uważasz mnie za ostatniego drania?! – wykrzyknął i zamilkł na 

chwilę. Szybko opanował gniew i dodał już spokojniej: – Nie przeczę, 
każdy mężczyzna lubi, jak kobieta jest o niego zazdrosna, ale nie 
planowałem takiego scenariusza. Ja, Edward Cullen, nie muszę uciekać 
się do jakichś podłych sztuczek, żeby wzbudzić zainteresowanie. 
– Zarówno podniesiony głos, jak i urażona mina świadczyły o tym, że nie 
poczuwa się do winy. 

Bella 

nie wiedziała, jak zatuszować nietakt. Przez minutę 

wpatrywała się w jego ramiona. Wskazała ruchem głowy naprężone 
bicepsy. 

– Trenujesz z ciężarkami? 
Nieporadna próba rozładowania niezręcznej sytuacji najwyraźniej go 

rozbawiła. Odprężył się nieco. 

– Chyba mamy ważniejsze sprawy do omówienia, prawda? Mam 

nad

zieję, że nie zależy ci na wystawnym weselu. 

– Nie. –A w myślach dodała: pod warunkiem, że naprawdę mnie 

chcesz. 

– W takim razie pobierzemy się przed wyjazdem do Włoch. 
– Nie przyjęłam twoich oświadczyn, nie potraktowałam ich serio. 

Naprawdę nie trzymam cię za słowo. 

– Za to ja, jak najbardziej. 
Zmysłowy ton jego głosu wywołał w umyśle Belli wysoce 

niestosowne skojarzenia. Speszona, 

spuściła oczy. Edward, doskonale 

świadomy efektu, jaki wywołał, bezlitośnie przypomniał: 

– Pozwoliłaś mi się wczoraj kochać. To zobowiązuje. 
– Niekoniecznie. W dzisiejszych czasach seks pozamałżeński to 

codzienność. 

– Ale nie dla ciebie. 
Arogancja Edwarda coraz bardziej drażniła Tanyę. Miała ochotę 

trochę zbić go z tropu. 

– Skąd ta pewność? To, że pozostałam dziewicą, nie oznacza, że 

nikt mnie nie dotykał – droczyła się, niepomna poprzedniego wybuchu 
zazdrości. 

I oczywiście doigrała się kolejnej, jeszcze gwałtowniejszej awantury i 

drobiazgowego przesłuchania. Przez chwilę zastanawiała się nad 
przyczyną jego reakcji. Chociaż przeżyła już podobną scenę, po 

background image

wczorajszych, chłodnych i logicznych oświadczynach nie podejrzewała 
go o zaangażowanie emocjonalne. Doszła do wniosku, że porzucony i 
chory, potrzebuje więcej dowodów zainteresowania niż zdrowy 
mężczyzna. A nic tak nie podbudowuje męskiego ego, jak świadomość, 
że jest dla kobiety pierwszym i jedynym. Postanowiła zaspokoić jego 
próżność i powiedziała to, na co czekał. Zapytał jeszcze parę razy o 
doświadczenia z przeszłości, a ona zapewniała go cierpliwie, że 
wcześniej nie spotykała się z nikim i tylko się droczyła, bo wyprowadził ją 
z równowagi. Wreszcie ochłonął, puścił ją i delikatnie pogładził po ręce. 

– Nigdy więcej nie drażnij się ze mną w ten sposób. 
– A ty przestań się zachowywać jak despota. 
Edward udał, że nie usłyszał ostatniej uwagi i dyplomatycznie 

zmienił temat: 

– Wypiszą mnie w przyszłym tygodniu. Załatwiłem sobie świetnego 

rehabilitanta do domu. 

Wkrótce wyjedziemy. 

Swoim zwyczajem nie zapytał jej o zdanie. Przypomniała sobie, po 

co przyszła. Miała go przekonać, że małżeństwo bez miłości 
unieszczęśliwi ich oboje. 

– Czy nadal kochasz Tanyę? 
Odjechał na drugi koniec pokoju z zawziętym wyrazem twarzy. 
– Czemu bez przerwy się o nią dopytujesz? 
– Zraniła cię, ale to nie powód, żeby wiązać się z niekochaną 

kobietą. Nie chcę wyjść za kogoś, kto wzdycha do innej. 

– Już jej nie ma. Ty jesteś ze mną i kochasz mnie, prawda? 
Znowu ją zdenerwował. 
– Jakim prawem wkładasz mi w usta słowa, których nie 

wypowiedziałam? Nie dam ci odpowiedzi, póki się nie dowiem, dlaczego 
nalegasz na ślub. 

– Już ci mówiłem. Nie lubię się powtarzać. – Po czym powtórzył 

słowo w słowo logiczne argumenty z poprzedniego dnia, punkt po 
punkcie, prócz jednego, na który podświadomie czekała. 

Bella 

jeszcze wielokrotnie wypytywała o powód nieoczekiwanych 

oświadczyn, ale nie doczekała się upragnionego wyznania. Edward 
zakończył swój wywód w taki sposób: 

– Zobaczysz, że nam się uda. Będziesz dobrą żoną i wspaniałą 

matką. Znasz moje ograniczenia i umiesz się ze mną obchodzić. Nie 
oczekujesz 

więcej, niż mogę dać. 

Nie miał racji. Najbardziej pragnęła właśnie tego, czego nie mogła 

otrzymać: uczucia. Lecz w jego wypowiedzi, precyzyjnej jak naukowe 
twierdzenie, 

jedno zdanie chwyciło ją za serce: ,,Znasz moje 

ogranicz

enia’’. Zdawała sobie sprawę, że dokonał wyboru, opuszczony 

prz

ez tą, którą kochał, i załamany kalectwem. Ale wiedziała też, ile 

kosztowało go to wyznanie. I to właśnie jej dumny Edward Cullen 

background image

przyznał się do słabości i lęku. 

Propozycja małżeństwa oznaczała w gruncie rzeczy tyle, co prośba 

o zrozumienie i pomoc. Nie m

ogła dokopać leżącemu, mimo wszelkich 

wątpliwości musiała przyjąć te dziwne oświadczyny. Uczciwie mówiąc, 
nie kierowała się jedynie miłosierdziem. Rozpaczliwie pragnęła rodziny, 
własnego miejsca na ziemi, własnego domu. Po śmierci matki czuła się 
osamotnio

na, macocha zagarnęła ojca wyłącznie dla siebie i 

wyeliminowała Bellę z życia rodzinnego. 

Bella należała wprawdzie do innej sfery niż klan Cullenów, ale znała 

ich i miała nadzieję, że ci serdeczni ludzie otworzą przed nią drzwi i 
serca 

i zaakceptują jako synową. Zatrzyma ukochanego przy sobie, a 

gdy na świat przyjdą dzieci, otrzyma jeszcze większy dar – maleńkie 
istotki do kochania. 

– Wyjdę za ciebie – powiedziała. 
Emmett 

wrócił późnym wieczorem. Bella siedziała w fotelu, oglądała 

film w telewizji i spoglądała na niego ukradkiem. Wiedziała, że był u 
brata, i niecierpliwie czek

ała, co powie o planowanym małżeństwie. 

Ale on się wcale nie śpieszył. Zdjął płaszcz, powiesił go na oparciu 

sofy, zajął miejsce naprzeciwko niej i przez dłuższy czas spoglądał na 
nią w milczeniu. Sekundy dłużyły się. W końcu zagadnął: 

– Wychodzisz za Edwarda? Co za nagła odmiana. Jeszcze wczoraj 

chciał się żenić z Tanyą. 

Bella poczuła, że policzki jej płoną. 
– Nie zastawiałam na niego sideł – powiedziała cicho, ze wzrokiem 

wbitym w podłogę. 

– Ale go pochwyciłaś. I dobrze. 
Bella 

nadal miała wątpliwości. Biła się z myślami, odkąd opuściła 

klinikę. Zagryzła wargi prawie do krwi. 

– Nie jestem pewna, czy to najlepszy pomysł. On mnie tak 

naprawdę nie chce. 

– Zapewniał, że tak. 
– Może pragnie mieć mnie przy sobie teraz, kiedy nie może chodzić, 

a Tanya 

zerwała zaręczyny. Ale kiedy ochłonie, zrozumie, że podjął 

pochopną decyzję i pożałuje. 

Uśmiech zniknął z twarzy Emmetta. Pochylił się do przodu i 

popatrzył jej w oczy. 

– Nieprawda. Potrzebuje cię nie tylko w chwili słabości. Zawsze 

byłaś mu potrzebna, ale uświadomił to sobie dopiero wtedy, kiedy 
zanosiło się na to, że utraci cię na zawsze. Wiem też, co ty do niego 
czujesz. Uważam, że wybrał najlepsze rozwiązanie. 

Bella zrozumi

ała, że Edward opowiedział mu o incydencie w 

szpitalu, i spuściła głowę. 

background image

Popatrzyła na przyszłego szwagra smutnymi oczami. Nie potrafił 

pojąć najprostszych rzeczy, jak wszyscy mężczyźni. Cóż z tego, że 
chwyciła się jedynej szansy, żeby zatrzymać przy sobie ukochanego, 
skoro naw

et wtedy, gdy prosił o rękę, nie potrafił udawać, że coś do niej 

czuje. Gdyby powtórzyła Emmettowi wywód brata, poparłby wszystkie 
jego argumenty, jak na posiedzeniu zarządu firmy. Dorównywał mu pod 
każdym względem, arogancją również. Uznała, że nie ma sensu mu się 
zwierzać, i tak by jej nie zrozumiał. Emmett też najwyraźniej dążył do 
zakończenia dyskusji na niewygodny temat. 

– Pochwalam waszą decyzję. Będziesz miała nowych rodziców i 

nowego brata. 

– Postukał się palcem w pierś i uśmiechnął. – Czy mogłaś 

lepiej 

trafić? 

Zignorowała żart, nie roześmiała się. Patrzyła na niego bezradnie. 

Chyba zrobiło mu się jej żal, bo wyciągnął rękę i dodał: 

– Koniec dyskusji. Przestań rozdzielać włos na czworo. Wszystko 

się ułoży. 

Uśmiechnęła się bez przekonania. Cieszyła się, że Emmett 

z

aakceptował jej związek z Edwardem. Ale czy pobłogosławią go 

rodzice? Czy nie będą podejrzewać, że wykorzystała chorobę syna, żeby 
go 

zdobyć? Tej nocy i jeszcze przez dwie następne nie mogła zasnąć i 

długo przewracała się na łóżku z boku na bok. A trzeciego dnia brali 
ślub. 

– Mama się wścieknie – denerwował się Emmett. – Uroczystość w 

urzędzie? 

– Jakoś się z tym pogodzi – odrzekł spokojnie pan młody. 
Minęły trzy dni od oświadczyn. Siedzieli w poczekalni urzędu stanu 

cywilnego i czekali na swoj

ą kolej. 

– O ile znam naszą mamę, uprze się, żeby urządzić wam wielkie 

wesele z gośćmi, muzyką i zaślubinami w kościele, jak każe tradycja. 

– Proszę bardzo. – Edward wzruszył ramionami – Ale musi 

poczekać, aż będę w stanie dojść do ołtarza o własnych siłach. 

Argument wy

dawał się logiczny, ale myśl, że Edward nie wierzy w 

całkowity powrót do zdrowia i poprosił ją o rękę w obawie, że inna go nie 
zechce, 

zatruwała umysł Belli. Nie kocha mnie – myślała z goryczą – 

potraktował jak zło konieczne. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. 
Mechanicznie powtarzała słowa przysięgi, wpatrując się w skromny 
bukiecik białych róż. Przyszła kolej na Edwarda. Zanim przysiągł jej 
wierność, wyciągnął rękę, odwrócił jej twarz ku sobie i wymawiał każde 
słowo z powagą, patrząc jej prosto w oczy. Zabrzmiało to uroczyście i 
szczerze. Bella 

była naprawdę poruszona. Urzędnik pozwolił panu 

młodemu pocałować żonę. Całował tak słodko i czule, że Bella przestała 
się zamartwiać i zapragnęła jeszcze więcej. Po trzech koszmarnych 

background image

nocach i trzech dniach spędzonych na bezowocnych rozważaniach 
doznała nareszcie ukojenia. 

Emmett 

pogratulował im, objął brata i ucałował w oba policzki z 

typową włoską spontanicznością. Następnie podniósł Bellę do góry i 
zawołał: 

– Witaj w rodzinie, siostrzyczko! 
Bella 

objęła go za szyję, podziękowała i popatrzyła na Edwarda. 

Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. 

Lot do Me

diolanu trwał osiem godzin. Edward w samolocie nie 

odezwał się do niej ani słowem. Cały czas pracował, a na nią w ogóle nie 
zwracał uwagi. Oderwał się od komputera dopiero wtedy, gdy śliczna, 
ciemnowłosa stewardesa nadeszła z obiadem. Podając Belli talerz, 
przechyliła się tak, że otarła się o pierś Edwarda, a on obdarzył ją 
promiennym 

uśmiechem. 

Przybyli 

do Mediolanu przed świtem. Urażona Bella nie usiadła w 

samochodzie obok męża, lecz naprzeciwko i w milczeniu patrzyła w 
ciemności za oknem. Edward od czasu do czasu posyłał jej badawcze 
spojrzenie, w końcu zagadnął: 

– Rodzice wrócą w przyszłym tygodniu. Cieszysz się, że zobaczysz 

mamę? 

– Oczywiście – odparła, nie odrywając nosa od szyby. 
– Nie wyglądasz na uszczęśliwioną. 
– Jestem zmęczona – odburknęła. 
Tak naprawdę obawiała się reakcji teściów. Poza tym chciała ukarać 

Edwarda za ignorowanie jej w samolocie i uwodzenie stewardesy. 
Zagadnął ją jeszcze parę razy i otrzymał równie zdawkowe albo zgoła 
opryskliwe odpowiedzi. Wkrótce doszło do sprzeczki. 

Andre obserwował pierwszą małżeńską kłótnię początkowo z 

rozbawieniem, potem z niesmakiem, 

wkońcu, znużony, postanowił 

rozładować sytuację. Zaczął snuć plany przygotowań do powrotu 
rodziców i już za chwilę dwaj mężczyźni żywo dyskutowali, zapominając 
o nieporozumieniu. I o kobiecie, 

która siedziała naprzeciwko z ponurą 

miną, pewna, że nowo poślubiony małżonek już żałuje swego kroku. 

Podjec

hali pod dom Cullenów. Bella wysiadła i chciała zaczekać na 

męża, ale kazał jej wejść do środka. Odwróciła się na pięcie i wykonała 
polecenie. Od razu skierowała się do pokoju, w którym mieszkała 
podczas wakacji. Wolała nie ryzykować, że małżonek wyrzuci ją ze 
swojej sypialni. 

Zawiązała na głowie turban z ręcznika i weszła pod 

prysznic, żeby zmyć z siebie zmęczenie, kurz i przykre wspomnienia z 
podróży. Po kąpieli usiadła przed lustrem i powyjmowała spinki z 
francuskiego 

koka. Do pokoju wjechał Edward. 

– Co ty tu, do diabła, robisz? – zapytał ze złością. 
– Czeszę się. 

background image

Odpowiedziała jej cisza. Przerzuciła włosy przez ramię, 

wyszczotkowała, rozdzieliła na trzy pasma i zaczęła splatać warkocz. 

– Nie rób tego! 
Zaskoczona Bella 

zastygła w bezruchu. Miała po dziurki w nosie 

rozkazów i poleceń. Wpatrywała się w odbicie własnej twarzy, z˙eby nie 
patrzeć na pana i władcę. 

– Jakie to piękne... – Tym razem Edward przemawiał łagodnie, głos 

drżał mu ze wzruszenia. Wyciągnął rękę i rozplótł niedokończony 
warkocz. 

– Zawsze chciałem zobaczyć je rozpuszczone, ale nawet 

nie śniłem, że są aż tak wspaniałe. 

Wstrzymała oddech i spojrzała na niego przez gęstą, kasztanową 

zasłonę. Nosiła długie włosy ze względu na pamięć matki. Zawsze 
prosiła córkę, żeby ich nie obcinała. Po jej śmierci Bella nadal nie 
chodziła do fryzjera, a przy porannej toalecie wspominała mamę i miała 
wrażenie, że znowu są razem. O tym, że Edward się zachwyci jej 
włosami, nawet nie myślała. Tymczasem on naprawdę pożerał ją 
wzrokiem.. 

– Naprawdę ci się podobają? – spytała z niedowierzaniem. 
– Chodź do mnie. – Wyciągnął ręce, żeby wziąć ją na kolana, ale 

odskoczyła do tyłu. 

– Jestem zmęczona, chciałabym się położyć. 
– Tutaj? – Wyprostował się. Nawet na wózku inwalidzkim wyglądał 

imponująco. 

– Co za różnica? – Starała się przybrać obojętny ton. Uważała, że 

skoro jej nie kocha, nie obchodzi 

go, gdzie będzie spała. 

Edward 

gwałtownie odchylił głowę, jakby wymierzyła mu policzek. 

– Rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić prawdziwą noc poślubną w 

moim obecnym stanie. Dzieli

ć ze mną łóżko, to żadna przyjemność. 

– Nie to miałam na myśli... 
Nie pozwolił się jej wytłumaczyć. 
– Nieważne. I tak nie mogę spełnić obowiązków małżeńskich. Moje 

inwalidztwo wyklucza poczęcie. 

Bella 

zaniemówiła. Widziała, jak odwrócił wózek i odjechał, ale nie 

była w stanie go zawołać. Każde słowo bolało jak smagnięcie biczem. 
Powlokła się do łóżka, wyczerpana, jak stara kobieta umęczona życiem. 
Edward 

nazwał najpiękniejsze miłosne uniesienia obowiązkiem. Pewnie 

gardził nią już wtedy, gdy obsypywała go pocałunkami i drżała ze 
szczęścia w jego ramionach. Bella miała rację: nie podobała mu się i 
dlatego właśnie się z nią ożenił. Gdyby ją kochał, cierpiałby, że nie może 
jej posiąść. W nieatrakcyjnej żonie widział jedynie przyszłą matkę swoich 
dzieci. To oznac

zało, że nawet kiedy powróci do zdrowia, ich związek na 

zawsze pozostanie chory. 

 

background image

 

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 
Edward 

siedział na balkonie i obserwował, jak Bella i Emmett 

pluskają się w basenie. Para rówieśników bawiła się razem już w 
dzieciństwie, ale teraz unieruchomiony Edward nagle zobaczył w bracie 
pełnosprawnego rywala. Poczuł ukłucie zazdrości, jakiego nigdy nie 
zaznał przy Tanyi, chociaż piękną modelkę wiecznie otaczał tłum 
mężczyzn. W żonie nie był przecież zakochany, lecz wierzył, że ona go 
kocha. 

Znał ją od urodzenia. Ich matki przyjaźniły się od najmłodszych lat. 

Matka Belli, Renee

, wyszła za amerykańskiego profesora i wyjechała z 

nim do 

Stanów. Jego matka po ślubie wyjechała do Mediolanu, ale nadal 

utrzymywały kontakt. Obie rodziny spotykały się i wzajemnie gościły. 
Kiedy Renee 

zmarła, a wdowiec ponownie się ożenił, Bella przyjeżdżała 

do Włoch jeszcze częściej. W przeciwieństwie do Tanyi nie była 
kokietką. Piękna modelka wodziła go za nos i używała swych wdzięków, 
żeby nim manipulować. Edward przejrzał na oczy jeszcze przed 
wypadkiem, kaprysy przewrotnej piękności coraz bardziej drażniły go i 
męczyły. Po małżeństwie z prostolinijną Bellą nie spodziewał się wielkich 
uniesień, lecz spokoju i normalności, jak żeglarz, który po sztormie dotarł 
do bezpiecznego p

ortu. Pierwsza zjawiła się w szpitalu, nie odchodziła 

od jego łóżka, gdy leżał w śpiączce, a później poświęciła wszystko, żeby 
mu pomóc odzyskać wiarę we własne siły. Naprawdę uwierzył, że jej na 
nim zależy. Okazało się, że się pomylił. Jeszcze w hotelu, kiedy 
omdlewała w jego ramionach i krzyczała z rozkoszy, gotów był przysiąc, 
że potrafi dać jej przynajmniej namiastkę prawdziwego związku. 
Obojętna kobieta nie potrafiłaby zatracić się tak bez reszty. Po 
przyjeździe do domu zobaczył ją przed lustrem i aż zaparło mu dech. 
Wyglądała jak królewna z bajki. Rozpuszczone włosy okrywały ją jak 
kosztowny, jedwabny 

płaszcz. Dotknął ich i zatęsknił za jej gładką skórą, 

marzył o tym, żeby znów wziąć ją na kolana, całować i pieścić. A ona 
pokazała mu drzwi. Nie rozumiał dlaczego. Chyba się nie obraziła, że 
pracowałem w samolocie – myślał gorączkowo –wkońcu jedyne, co 
mogę robić bez użycia nóg, to pieniądze. 

Edward 

patrzył z ponurą miną, jak Bella i Emmett dokazują w 

wodzie. Świadomość, że nie może się do nich przyłączyć, nie poprawiła 
mu humoru. 

Bella 

zbliżała się do pokoju, przekształconego w salę gimnastyczną, 

z miną skazańca. Przez cały ranek unikała spotkania sam na sam z 
mężem. Krzątała się po domu, gadała z Emmettem o błahostkach, ale 
od asystowania przy rehabilita

cji nie mogła się wykręcić. Uczestniczyła w 

zajęciach jako przyjaciółka i narzeczona, nie mogła się więc wycofać po 

background image

ślubie. Musiała poznać nowego terapeutę i upewnić się co do jego 
kwalifikacji. 

Wzięła głęboki oddech, przekroczyła próg, przywitała się i od razu 

nawiązała z nim rozmowę. Rosły, szpakowaty Kanadyjczyk nazywał się 
Ben Channey. 

Dowiedziała się, że Edward otrzymał jego adres od 

lekarza z kliniki

, ściągnął go do Włoch wraz z żoną i zapewnił hojne 

honorarium oraz zwrot kosztów pobytu. Mężczyzna miał pogodne 
usposobienie, 

doskonałe kwalifikacje i mnóstwo optymizmu. Przypominał 

Belli ojca. Od razu przeszli na ty. 

– Edward porusza już lewą stopą – oznajmił z triumfem. 
Bella 

do tej pory cały czas unikała wzroku męża. Obserwowała tylko 

kątem oka wspaniałą sylwetkę w stroju gimnastycznym i starała się 
kontrolować przyspieszony oddech. Na radosną wiadomość 
zareagowała spontanicznie. Dotknęła ramienia Edwarda i wykrzyknęła: 

– Cudownie! Trzeba to uczcić! 
– Naprawdę tak uważasz? – Popatrzył na nią z nieprzeniknionym 

wyrazem twarzy. 

Przypomniała sobie, w jaki sposób świętowali pierwszy sukces w 

szpitalu, i serce zaczęło jej bić szybciej. Miała ochotę znów przylgnąć do 
niego 

całym ciałem. Zamknąć go w ramionach i scałować z ust ten 

ironiczny uśmieszek. 

– Kiwnięcie palcem to jeszcze nie powód do triumfu, cara – 

powiedział spokojnie. – Uroczystość, o której myślisz, musimy chyba 
odłożyć na później. 

Bella 

zamarła w bezruchu. Nienawistne słowa: ,,obowiązek 

małżeński’’ znów zadźwięczały jej w uszach. Kolejny raz Edward wylał 
na nią kubeł zimnej wody. No tak, całowanie niekochanej żony to żadna 
przyjemność – pomyślała z goryczą. Kiedyś marzyła, żeby zatrzymać go 
przy sobie za 

wszelką cenę, teraz ta cena okazała się zbyt wysoka. 

Rozczarowana, skonsternowana, nie wiedziała, jak się zachować. 
Odwróciła głowę i rozglądała się po sali gimnastycznej. Popatrzyła w 
olbrzymie okna, 

obejrzała stół do masażu, ciężarki i maty. Niezręczna 

cisza przedłużała się, należało ją przerwać. Wskazała ruchem głowy 
zestaw równoległych poręczy. 

– Jak przypuszczasz, kiedy mój mąż przy nich stanie? – spytała 

Bena. 

– Trudno powiedzieć. Różnie bywa, ale Edward ma wyjątkowo silny 

organizm i wolę. Robi wszystko, żeby wyzdrowieć. Przypuszczam, że 
spróbujemy za tydzień. 

Bella 

z radości zakręciła się w kółko, jak w tańcu. 

– Rozmawiacie ponad moją głową, jakbyście planowali przyszłość 

małego chłopca. Bądźcie uprzejmi wziąć pod uwagę, że jestem tu i 
rozumiem, o czym mowa. 

background image

Jak zwykle męska duma Edwarda okazała się ważniejsza od dobrej 

wo

li życzliwych osób. Oburzona Bella nie mogła wykrztusić słowa, ale 

Ben 

z uśmiechem rozładował napiętą sytuację. 

– Nie gniewaj się. Lekarze i rodziny często traktują pacjentów jak 

dzieci, ponieważ się o nich troszczą. Pomyśl lepiej, czy możesz zacząć 
ćwiczenia na poręczach w przyszłym tygodniu. 

– Ten termin wydaje mi się realny – zgodził się Edward już bez 

złości. 

Bella 

odetchnęła z ulgą. 

Edward włożył w rehabilitację całą energię. Nawet mniej się 

przykładał do pracy, a na Bellę wcale nie zwracał uwagi. Przychodziła 
nadal do sali gimnastycznej, 

ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że 

irytuje go jej obecność. Szóstego dnia po pamiętnej rozmowie powiedział 
do Bena: 

– Spodziewałeś się, że jutro zacznę chodzić, tymczasem moje uda 

nadal pozostały bezwładne. Czucie wróciło mi tylko do kolan. 

Zako

ńczyli właśnie ćwiczenia z ciężarkami. Rehabilitant pomógł mu 

wrócić na fotel. 

– Robisz zadziwiająco szybkie postępy – stwierdził z uznaniem. – 

Tylko patrzeć, jak staniesz przy poręczach. – Uśmiechnął się, spakował 
swoje rze

czy, ustalił harmonogram zajęć na następny dzień i wyszedł. 

Bella 

zazdrościła mu optymizmu i swobody. Nie umiała przemawiać 

do Edwarda tak lekkim tonem, 

zawsze odczuwała napięcie w jego 

obecności. Kiedy znaleźli się sami, Edward zmarszczył brwi. 

– Łatwo mu mówić. To nie on tkwi po całych dniach w fotelu, jak 

bezużyteczna kukła. 

Bell

ę zdziwiła ta nagła zmiana nastawienia. Aż do powrotu do Włoch 

godził się z losem i cierpliwie znosił wszelkie ograniczenia. Zachowywał 
stoicki 

spokój i dystans do świata. Zauważyła drobne kropelki potu na 

czole i podała mu ręcznik. 

– Co ci przyszło do głowy? 
– Komu jestem potrzebny? Zajmuję się wyłącznie sobą, interes kręci 

się beze mnie, a żona woli spać w innym pokoju. Równie dobrze 
mógłbym zniknąć raz na zawsze. 

Bella 

nie wiedziała, co odpowiedzieć. Od czasu niefortunnej nocy 

poślubnej unikała poważnych rozmów. Słowo ,,obowiązek’’ tłukło jej się 
cały czas w myślach. Drugi, jeszcze większy kamień, ciążył jej na sercu: 
pewność, że mąż jej nie kocha. 

– Skoro nie jesteś potrzebny w pracy, to po co tkwisz przez cały 

dzień przy telefonie i komputerze? Jeszcze wczoraj wychodząc na 
zebranie, twierdziłeś, że akcjonariusze muszą widzieć, że dbasz o firmę. 

– O osobnych łóżkach wolisz nie wspominać? 
Odwróciła głowę. Nie chciała mu pokazać, jak bardzo cierpi. 

background image

– Oboje wiemy, że nie tworzymy prawdziwego związku. 

Oświadczyłeś się pod wpływem emocji, w fatalnym stanie ciała i ducha. 

– Uważasz, że żartowałem w urzędzie? – Stalowe oczy rzucały 

groźne błyski. – Ty też przysięgałaś zostać ze mną na dobre i na złe. I 
obiecałaś urodzić mi dziecko. 

– Wiedziałam, że gdy odzyskasz siły, pożałujesz swej pochopnej 

decyzji. I tak się stało. Możemy unieważnić małżeństwo. Nikt się nie 
dowie, że przez kilka dni miałeś żonę. – Spróbowała się uśmiechnąć, 
lecz tylko wykrzywiła twarz jak dziecko, które usilnie stara się 
powstrzymać od płaczu. Czuła, jak dźwięk jej własnych słów rozrywa jej 
se

rce na tysiące kawałeczków. Edward energicznie przyciągnął ją do 

siebie. 

– Nie zmieniłem zdania, ale ty chyba masz mnie serdecznie dość. – 

Wpatrywał się w nią zachłannie, jakby czegoś poszukiwał w jej twarzy. 

Milczała dłuższą chwilę. Duma nie pozwoliła jej przyznać, że to ona 

czuje się odrzucona. Kilka dni po chłodnych, logicznych oświadczynach 
zadał jej w noc poślubną cios w samo serce, a teraz zachowuje się, 
jakby zrobiła mu krzywdę. Spojrzała na twarz naznaczoną cierpieniem i 
uznała, że naprawdę czuje się zraniony. Musiała go pocieszyć. 

– Czuję do ciebie to samo, co w chwili oświadczyn – zapewniła. 
Naprawdę kochała go tak jak dawniej. Wróciły najpiękniejsze 

wspomnienia. Znajdował się tak blisko, czuła jego zapach, uścisk silnych 
dłoni. Pragnęła, żeby trzymał ją tak przez całą wieczność. Ale nie 
potrafiła go przekonać. 

– Wyszłaś za mnie, bo nie śmiałaś dać kosza inwalidzie, prawda? 
– Ja miałabym się nad tobą litować? – wykrztusiła zaskoczona. Był 

dla niej wszystkim: uosobieniem 

męskości, spełnieniem marzeń, 

obiektem podziwu 

i pożądania, ale nie współczucia. Lecz on jak zwykle 

opacznie zrozumiał jej słowa. 

– Za to moi rodzice na pewno mnie pożałują, gdy się dowiedzą, że 

żona nie chce ze mną spać. 

– Myślałam, że wcale cię nie interesuję. 
– Poprosiłem cię o rękę z własnej, nieprzymuszonej woli. Ślub 

bierze się na całe życie. Ja wiedziałem, co robię, ale ty nie jesteś 
szczęśliwa. Dlatego chcesz unieważnić małżeństwo. 

– Byłam przekonana, że ty tego chcesz. Związałeś się z niewłaściwą 

osobą i poczujesz ulgę, kiedy odejdę. 

– Nie wkładaj w moje usta własnych życzeń. Jeżeli nie chcesz 

zostać matką moich dzieci, możesz odejść, droga wolna. – Odepchnął jej 
rękę. – Tylko musisz się wynieść do jutra, zanim wrócą rodzice. 
Przynajmniej nie będę musiał przedstawiać im żony, która właśnie mnie 
porzuca. 

– Odwrócił głowę i pokazał jej drzwi. 

background image

Bella 

zamarła w bezruchu. Brakło jej tchu, ból rozsadzał serce. Po 

raz drugi została wyrzucona z życia Edwarda, tym razem przez niego 
samego. Wyglądało na to, że kiedy jej się pozbędzie, odetchnie z ulgą. A 
ona nie otrzyma już szansy powrotu. Nie wyobrażała sobie życia bez 
niego. 

– Nie umiałabym się z tobą rozstać – zapewniła drżącym głosem. 
– No to przenieś się do mnie. 
Skinęła głową. 
Wchodząc do małżeńskiej sypialni, przystanęła w progu. Pokój 

urządzony był w stylu śródziemnomorskim, w tonacji błękitu, z 
drewnianymi meblami. 

Ale Belli 

nie interesował wystrój wnętrza. Nie mogła oderwać oczu 

od Edwarda

. Szykował się właśnie do snu. Siedział na brzegu wielkiego 

łoża w spodenkach i rozpiętej koszuli. Natura obdarzyła go nadmiarem 
męskiej urody tak hojnie, że aż nieprzyzwoicie. Czekała ją najtrudniejsza 
noc w życiu. 

Nie wyobrażała sobie, że mogłaby spokojnie usnąć obok 

mężczyzny, który już na odległość pobudzał jej zmysły w najwyższym 
stopniu. 

– Gdzie jest moja koszula? – żadne rozsądniejsze przywitanie nie 

przyszło jej do głowy. 

– Potrzebna ci? – Ton głosu i figlarne błyski w oczach wskazywały, 

że śmieszy go jej zażenowanie. – Wiele małżeństw sypia nago. 

– A ty? – Spuściła oczy. 
– Lubię swobodę – odrzekł z szelmowskim uśmiechem. Wiedział, że 

się krępuje, i bawił się jej kosztem. 

– A ja wolę się ubrać. 
Wzruszył ramionami i wskazał ruchem głowy drzwi garderoby. Długo 

marudziła w łazience, jeszcze dłużej grzebała w szafie w nadziei, że 
Edward 

uśnie, zanim wróci. Ale się zawiodła. Czekał na nią, wsparty o 

poduszki, półnagi, wyzywająco piękny. Przez kilka sekund stała jak 
wmurowana i starała się uregulować przyspieszony oddech. Następnie 
powoli 

przeszła przez pokój, wsunęła się pod koc i położyła na samym 

brzegu, sztywna jak mumia 

egipska. Rico obserwował ją spod rzęs, 

kąciki ust mu drżały, wreszcie nie wytrzymał i roześmiał się. 

– Zachowujesz się jak średniowieczna dziewica wydana za 

lubieżnego starca. 

– Zawsze spałam sama. 
– Wiem, ale moje pieszczoty chyba ci się podobały? 
Nie miała ochoty ujawniać swych uczuć. Skoro go nie pociągała, 

duma kazała jej zaprzeczyć. Ale uczciwość przeważyła. 

– Tak. 
– To dlaczego odepchnęłaś mnie w noc poślubną? 

background image

– Ja? – Oczy Belli napełniły się łzami. – To ty mnie nie chciałeś. 

Nazwałeś seks obowiązkiem małżeńskim! 

– Mężczyźni w gniewie mówią różne rzeczy. Nie zawsze prawdziwe. 

Trudno spodziewać się komplementów po mężu, który dowiaduje się 
zaraz 

po ślubie, że ma samotnie spędzać noce. Odsunęłaś mnie bardzo 

brutalnie zaraz po przyjeździe. 

Czyżby nie wiedział, ile dla niej znaczy? Pragnęła go rozpaczliwie, a 

on nawet się nie domyślał, jak pieką głodne pocałunków usta, jak pali 
ciało, spragnione dotyku. Naprawdę czuł się pokrzywdzony i musiała 
przyznać, że zawiniła. 

– Obraziłam się, ale nie przypuszczałam, że aż tak bardzo się tym 

przejmiesz. W samolocie bardziej i

nteresowałeś się stewardesą niż mną, 

w samochodzie 

się sprzeczałeś, a później nie pozwoliłeś mi nawet na 

siebie zaczekać. 

– Uśmiechałem się do tamtej dziewczyny, bo chciałem wzbudzić w 

tobie zazdrość, ale mi się nie udało. Później wstydziłem się tej 
dziecinady. Byłem zły na siebie za głupotę, a na ciebie za obojętność. 
D

latego zachowywałem się nieuprzejmie. Wyszedłem na durnia i 

usiłowałem jak najprędzej zniknąć z twojego pola widzenia. 

Bella 

podziwiała go za odwagę. Nie lubił przyznawać się do błędów, 

ale okazał skruchę, żeby zakończyć konflikt. Może jednak coś dla niego 
znaczę – pomyślała i popatrzyła mu w oczy. 

– Uwierz mi, nie chciałam ci sprawić przykrości. 
– A jednak to zrobiłaś – powiedział ze smutkiem. – Odrzucone 

zaloty to największa obelga dla mężczyzny, nie wiedziałaś? 

– Nie – westchnęła głęboko. Nie mogła uwierzyć, że nie dostrzega 

pożądania w jej oczach. Jeżeli nie odbierał sygnałów, które wysyłało jej 
spragnione 

ciało, szorstkie słowa naprawdę go uraziły. 

– Wybacz mi – dodała. 
– Naprawdę żałujesz, tesoro
Bella 

czuła, jak serce jej topnieje. Ją jedyną nazywał tym 

pieszczotliwym słowem, nie mówił tak nawet do Tanyi. Teraz zabrzmiało 
jakoś bardziej czule niż zwykle, intymnie. Leżała w łóżku, nareszcie 
pogo

dzona z najprzystojniejszym mężczyzną na świecie, jedynym, 

najukochańszym. Kiedy się ponownie odezwała, jej głos brzmiał czysto 
i pewnie: 

– Żałuję z całego serca. 
– Udowodnij mi to. 
 
 
 
 
 

background image

 

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 
Edward 

wpatrywał się w nią jak drapieżnik, hipnotyzujący wzrokiem 

przyszłą ofiarę. Jak miała mu udowodnić swą miłość? Leżał tuż obok, a 
mimo to poczucie oddalen

ia przenikało ją do szpiku kości. Rozpaczliwie 

tęskniła do jego dotyku. Pragnęła jednym skokiem paść mu w objęcia, 
wtulić się w niego, wplątać, poczuć zapach, który ją tak podniecał, i 
wchłaniać każdą komórką ciepło jego skóry. Tylko czy on tego chciał? 
Ta

k, wyciągnął rękę i chwycił ją za nadgarstek. 

– Chodź do mnie. 
Krew zaczęła szybciej krążyć w jej żyłach. Budziła się ze 

straszliwego letargu, jak królewna, którą długo oczekiwany książę 
wyrywa z objęć śmierci. Oczekiwała z drżeniem na życiodajny 
pocałunek, a para najpiękniejszych na świecie oczu patrzyła na nią spod 
rzęs. Kochała go i pożądała. 

– Usiądź. 
Jego uwodzicielski głos brzmiał jak muzyka, pobudzał zmysły. 

Uklękła tuż obok umięśnionego uda, jakby przyciągnięta siłą potężnego 
magnesu. 

Zauważyła, że nie zdjął spodenek. Chyba ze względu na mnie 

– pomyślała – co za delikatność. 

– Rozpuść włosy. 
Rozplotła warkocz, a Edward przeczesał palcami brązowe sploty, 

zanurzył w nich dłonie i przesuwał w górę i w dół, gładził jej piersi 
okrężnymi ruchami przez materiał jedwabnej koszuli. Zadrżała, a on 
powtórzył pieszczotę. Poczuła przyjemne wibracje pod skórą. Nagle 
cudowne, gorące ręce, które przed chwilą drażniły jej sutki, zastygły w 
bezruchu. 

– Rozbierz się. 
Na

dal się krępowała, mimo że już widział ją bez ubrania. 

Potrząsnęła głową. 

– Mam cię zostawić w spokoju? 
Jak mógł pytać! 
– Nie! – zawołała z mocą. 
– No to zdejmij koszulę. – Opuścił ręce i czekał. 
Nic więcej. 
Wiedziała, że pozostawił jej decyzję. Podjęła ją natychmiast. Mógł 

sobie traktować seks jak obowiązek, ale musiała go mieć. Nawet jeśli 
Edward 

wyniesie ją na szczyty, a później zrzuci w przepaść, lepsze to, 

niż tkwić jak dotąd w lodowatym oceanie samotności. Chwyciła brzeg 
koszuli i uniosła ją do góry. Silne dłonie objęły ją w talii. Zastygła w 
bezruchu 

i wstrzymała oddech. Dotknął nabrzmiałych sutków i wodził 

background image

wokół nich opuszkami palców. Wygięła się w łuk i mruczała z 
zadowolenia, cała jej zdolność odczuwania skupiła się w tych dwóch 
punktach. Nagle wszystko się skończyło i usłyszała śmiech. Zdała sobie 
sprawę, że nie wiadomo jak długo klęczała nieruchomo z głową omotaną 
tkaniną. 

Edward 

odrzucił koszulkę na bok i znowu go ujrzała. Nie mogła 

nasycić oczu. Rozszerzone źrenice błyszczały pożądaniem, klatka 
piersiowa falowała, a umięśnione ramiona wyciągały się do niej. Opadła 
mu na piersi, po raz pierwszy dotykała go całą powierzchnią nagiej 
skóry. 

– Dobrze ci, prawda? 
– O, tak – szepnęła w uniesieniu, okryła jego szyję pocałunkami i 

przesunęła językiem wzdłuż obojczyka. 

Edward delikatnie ułożył ją na plecach. 
– Chcę się z tobą kochać – wyznał. 
Nie zdążyła wypowiedzieć słowa przyzwolenia, dosłownie spił je z 

jej warg. Zachłannym pocałunkom towarzyszyły coraz szybsze ruchy rąk. 
Ogarniał ją całą – brzuch, uda, pośladki, biodra. Napięła wszystkie 
mięśnie, żar pulsował pod skórą. Jęknęła cichutko, spragniona jeszcze 
większej bliskości. 

Edward 

przerwał pocałunek, wpatrywał się w nią i słuchał, jak 

gwałtownie łapie powietrze. 

– Jesteś taka wrażliwa... 
To chyba niestosowne 

– pomyślała – na pewno doświadczone 

kobiety 

zachowują się bardziej elegancko. 

– Nie mogę nic na to poradzić – wyznała szczerze. 
– Nawet nie próbuj – uśmiechnął się z satysfakcją. 
Nagle puścił ją i przestał całować. Kolejno chwytał pasma długich 

włosów i układał je na poduszce, jakby przygotowywał ją do sesji 
fotograficznej. 

– Co robisz? 
– To, o czym zawsze marzyłem. 
– Myślałeś o mnie? 
Nie wierzyła własnym uszom. Oto zasadniczy, świadomy praw i 

obowiązków małżonek przyznawał się do erotycznych fantazji. Ujął 
końce włosów Belli i muskał nimi jej skórę jak pędzelkami. Skupiał na tej 
czynności całą uwagę, jakby malował dzieło swego życia albo wypisywał 
zaklęcia w nieznanym, tajemniczym języku. Przesunął rękę w kierunku 
brzucha i rysował koliste linie wokół pępka, najwyraźniej zachwycony jej 
nieco zbyt obfitymi 

kształtami. Podniecało ją to. Pozbyła się wstydu i 

pozwoliła ciału poruszać się w rytmie fal narastającej żądzy. Żar w dole 
brzucha zamienił się w żywy ogień. Pragnęła oddać pieszczotę, ale jej 
zabronił. 

background image

– Dzisiaj ja ci daję szczęście – roześmiał się tylko. 
Prosiła kilkakrotnie, ale przytrzymywał jej ręce i całował dalej twarz, 

szyję i ssał po kolei obydwa sutki, aż zapomniała o swoim życzeniu, 
błagając o jeszcze większą rozkosz. 

– Jesteś moja – szepnął. 
– Tak. 
– Będzie jeszcze lepiej... – powiedział. 
Zręczne palce spełniały obietnicę, miała wrażenie, że odkrył w jej 

wnętrzu niewyczerpane źródło energii. Nagle poczuła ból. Szarpnęła się, 
lecz przytrzymał ją mocno, a rozchylone usta dotknęły jej warg. 

– Zaufaj mi. 
Skinęła głową. Znów chwycił w usta sutek, nie przerywając intymnej, 

już znacznie delikatniejszej pieszczoty, aż zapomniała o bólu. Miała 
wrażenie, że ukochany wypełnia całe jej wnętrze, poruszała się coraz 
gwałtowniej, krzyczała z rozkoszy, a potem opadła na poduszki, 
nasycona i wyczerpana. 

Zan

im ochłonęła, Edward odjechał gdzieś na wózku. Nie rozumiała, 

co się stało. Zacisnęła powieki, żeby nie patrzeć na opustoszałe łóżko. 
Wrócił za kilka sekund. Poczuła coś miękkiego pomiędzy udami. 
Ręcznik. 

– Nie krępuj się – powiedział łagodnie. – Pozwól mi zadbać o ciebie. 

To honorowe prawo męża. 

Mył ją, delikatnie, jak niemowlę, a potem jeszcze długo kołysał w 

ramionach. Była szczęśliwa i bezpieczna. 

– Nie kierowałem się poczuciem obowiązku – dodał – wierzysz mi? 
Wierzyła. Oplotła go ramionami i szeptała do ucha najsłodsze 

wyznania. Nim zapadła w sen, usłyszała jeszcze jedno zdanie: 

– Teraz już nie można unieważnić małżeństwa. 
Obudziły ją promienie porannego słońca. Edward jeszcze spał. 

Leżeli spleceni ze sobą, tak jak zasnęli. 

Uśmiechnęła się na wspomnienie szaleństwa minionej nocy. Z 

pewnym zażenowaniem przypomniała sobie, jak nieskromnie reagowała 
na jego czułości. Przeszkadzało jej tylko, że nie pozwolił się dotknąć. 
Teraz mogła wreszcie złamać zakaz. Ostrożnie wyciągnęła rękę, jak 
włamywacz, który skrada się po rodzinne klejnoty. Badała twarde 
mięśnie ramion, gładziła włoski na piersi, po kryjomu poznawała ciało 
ukochanego mężczyzny. We śnie, ze zmierzwionymi włosami i śladem 
zarostu na twarzy, wyglądał jakoś łagodniej. I młodziej. Dla Belli uosabiał 
ide

ał piękna: silny, twardy i męski. Wodziła dłońmi po jego skórze z 

odrobiną lęku. Wolała, żeby jej nie przyłapał, jeszcze gotów się 
rozgniewać, chociaż tak naprawdę nie wiedziała o co. Nie umiała go 
rozsz

yfrować, ale zyskała pewność, że przełamali kryzys. Edward w swój 

background image

władczy sposób zatrzymał ją podstępem. Przypieczętował, 
,,skonsumował’’ małżeństwo, żeby go nie unieważniła. Dał jej dowód, że 
mu na niej zależy. Na twarzy Belli zagościł promienny uśmiech. Leżała 
spokojna i wpatrywała się w ukochanego męża. Otworzył oczy. 

– Dzień dobry – zawołała wesoło. 
– Na pewno dobry? – zapytał poważnie, ze wzrokiem utkwionym w 

jej twarz. 

– Jak się czujesz, boli cię jeszcze? 

– Nie bardzo. Zresztą podobno pierwszy raz jest zawsze bolesny. – 

Odwróciła głowę. Usiłowała odpowiadać spokojnie, ale nadal krępowała 
się rozmawiać na intymne tematy. Edward ujął jej twarz w dłonie i 
odwrócił ku sobie. 

– Jesteś tak delikatnie zbudowana. Gdybym kochał się z tobą 

tradycyjnie, chyba byłoby gorzej – tłumaczył się, jakby czuł się winny. 

Bella 

posmutniała. W świetle dnia powróciły wszystkie rozterki i 

obawy. Gdybyś mnie w ogóle kochał, byłabym najszczęśliwszą kobietą 
na świecie i nigdy nie czułabym bólu – pomyślała z goryczą. 

głośno powiedziała: 

– Naprawdę nic mi nie jest, tylko nie umiem rozmawiać o tych 

sprawach. Powinni

śmy już wstawać, spóźnisz się na terapię – dodała 

szorstkim tonem. 

– Wczoraj wydawało mi się, że dałem ci zadowolenie, a dzisiaj 

znowu się smucisz. Dlaczego? 

– Spójrzmy prawdzie w oczy, Edward. Każde z nas marzyło o czymś 

i

nnym. Ty kochałeś Tanyę, ja pragnęłam wyjść za mąż z miłości. Życie 

nie spełniło naszych oczekiwań. 

Edward 

pogłaskał ją po policzku, a potem położył jej palec na 

ustach. 

– Życie rzadko układa się tak, jak sobie życzymy. Z Tanyą łączył 

mnie tylko seks. A ty mnie 

kochasz. Wiem o tym, cenię twoją miłość jak 

największy skarb. 

– Ale ty mnie nie kochasz! 
– Chcę, żebyś ze mną została. Mamy szansę stworzyć związek 

oparty na solidnych podstawach. 

Będę ci wierny i wszystko dobrze się 

ułoży. 

Belli 

przeszedł po plecach zimny dreszcz. 

Wiedziała, że ożenił się z rozsądku, ale na dnie serca skrywała 

nadzieję, że żywi dla niej cieplejsze uczucia. Jeszcze kilka razy w różnej 
formie wyraziła swoje zastrzeżenia. Skrycie liczyła na to, że w końcu 
zaprzeczy, ale nie doczekała się upragnionego wyznania. Po cudownej 
nocy, wypełnionej namiętnością, Edward z anielską cierpliwością i 
uporem godnym 

lepszej sprawy powtarzał swoje racjonalne argumenty. 

Wbrew rozsądkowi podjęła jeszcze jedną desperacką próbę: 

background image

– Proponowałam ci unieważnienie małżeństwa. Czemu chcesz mnie 

zatrzymać, jeżeli mnie nie kochasz? 

Chciała jeszcze coś dodać, ale zamilkła i wstrzymała oddech, 

przerażona własnymi słowami. Jej dusza żebrała o miłość, a usta żądały 
rozstania. 

W dodatku nieustannie przypominała mu o byłej narzeczonej. 

Dokładała wszelkich starań, żeby go do siebie zrazić. Zniecierpliwiony 
nieustannym marudzeniem, 

miał prawo odesłać ją do wszystkich 

diabłów. Jeszcze przed chwilą była pewna, że najgorsze, co ją czeka, to 
nieodwzajemniona miłość. Lecz perspektywa spędzenia reszty życia w 
samotności oznaczała tylko rozpacz i żal za tym, co utraciła z własnej 
winy. I wielką, krwawiącą ranę w sercu.  

Edward 

pochylił się ku niej. Jego usta znalazły się kilka centymetrów 

od jej twarzy. Bella 

znieruchomiała i czekała na wyrok. 

– Przecież nie chcesz mnie porzucić, prawda? 
– Nie umiałabym żyć bez ciebie – zapewniła żarliwie. 
– Mnie też zależy na tobie i na trwałości naszego małżeństwa. 
Odetchnęła z ulgą. Może z czasem Edward przywiąże się do niej 

naprawdę? 

On tymczasem 

przeszedł od słów do czynów. Ułożył się na plecach, 

uniósł ją do góry i położył na sobie. Rozpalił w niej nieposkromioną 
żądzę, jeszcze gwałtowniejszą niż poprzedniego dnia. Dał jej nie tylko 
rozkosz, ale i pewność, że jest szczęśliwy, trzymając ją w ramionach. 

Oczywiście spóźnili się na rehabilitację. Ben tylko uśmiechnął się 

wyrozumiale. 

– Przy takiej żonie łatwo zapomnieć o terminach – powiedział. 
Gdyby się dowiedział, że Edward nie pozwala jej się nawet dotknąć, 

pewnie zmieniłby zdanie. Kusiło ją, żeby zapytać, czy pełna rezerwy 
postawa Edwarda ma 

fizyczne podłoże, ale się nie odważyła. 

Edward 

zaciekle walczył z przyrządami gimnastycznymi. 

Denerwował się, że nie może chodzić, a jeszcze bardziej, że nie może 
wsp

ółżyć z żoną. Odzyskał czucie w dolnej części ciała. W czasie 

zbliżeń pojawiała się częściowa erekcja, ale tylko na kilka sekund. 
Przeklinał własną niemoc i zagubienie. Nie potrafił przekonać Belli, że 
ich związek to coś więcej niż romantyczne porywy. Ona domagała się 
wyznania miłości, on nie miał odwagi nazwać tym słowem swojego 
przywiązania. Liczył na to, że po skonsumowaniu małżeństwa Bella 
nabierze wiary w 

siebie. Teoretycznie znał sposób na wszystkie jej 

smutki. Wiedział, że ciąża zmienia psychikę kobiety. Kiedy poczuje, jak 
pulsuje w niej nowe 

życie, skoncentruje całą uwagę na rosnącym w jej 

łonie maleństwie i przestanie przeżywać rozterki. 

Jedyną przeszkodę w realizacji genialnego planu stanowił stan 

zdrowia Edwarda. 
 

background image

 

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 
Edward 

stanął na nogi w tym samym dniu, kiedy wrócili jego rodzice. 

Dopiero w domu dowiedzieli 

się o wypadku i o powiększeniu rodziny. 

Bella 

starała się odwrócić uwagę Carlisa i Esme od tragedii syna. 

Opowiadała o jego determinacji w walce z chorobą i podkreślała kolejne 
sukcesy. Teściowa słuchała ze łzami w oczach. W końcu usiadła obok 
męża na sofie. 

– Jakie to szczęście, że Edward poślubił naszą małą, dzielną 

laleczkę – westchnęła. 

– Wie, co dobre, jak tata. – Carlise, postawny, zdecydowany 

mężczyzna czule objął żonę. 

Od ponad tr

zydziestu lat byli zgodnym małżeństwem. Esme 

zaczerwieniła się i figlarnie trzepnęła go w rękę. 

– Jeżeli chodzi o gust Edwarda, to dopiero ostatnio się poprawił – 

wtrącił się Emmett. 

– Racja, racja, tamta panna miała serce puste jak moje konto po 

zakupach waszej matki na Korfu 

– zawtórował mu ojciec. 

Ws

zyscy się roześmiali, tylko Edward spoglądał na brata spode łba. 

– Co? Sugerujesz, że źle wybrałem narzeczoną? 
– Grunt, że wybrałeś dobrą żonę – powiedział pojednawczo Emmett. 
– Wkońcu odzyskałeś rozum – poparł go ojciec. 
– Pytanie tylko, czy zawdzięczamy to szczęście Bogu, czy kierowcy 

– dodała Esme. Taki brak taktu mógł ujść płazem tylko matce rodu. – 
Gdyby 

nie wypadek, mielibyśmy w rodzinie zarozumiałą lalę, która 

rozbiera się za pieniądze. 

Edward 

był coraz bardziej wściekły. 

– Ona się ubiera – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Jest modelką, 

a nie striptizerką. 

Bella przygryzła wargi. Urażona duma nie tłumaczyła aż takiej 

zawziętości. Gdyby Tanya go nie obchodziła, nie broniłby jej jak lew. 
Tymczasem 

raniła go każda krytyczna uwaga pod jej adresem. 

– Wszystko jedno. Za moich czasów przyzwoite dziewczęta nie 

paradowały półnago przed obcymi – ciągnęła Esme. – Bella na pewno 
by się na coś takiego nie zgodziła. 

Edward popatrzył na żonę w taki sposób, jakby próbował ją sobie 

wyobrazić na wybiegu. Nie podobało jej się to. Porównanie z 
olśniewającą pięknością musiało wypaść na jej niekorzyść. Wolała sama 
to powiedzieć, niż usłyszeć od Edwarda. 

– Przede wszystkim nie przyjęliby mnie. Brakuje mi kilkunastu 

centymetrów i ważę o parę kilo za dużo. 

background image

– Te wszystkie chude tyczki nie dorastają ci do pięt – 

zaprotestowała Esme. 

– To prawda, Bella wspaniale prezentuje się w bikini – stwierdził 

Emmett 

z szelmowskim uśmiechem i posłał jej całusa. 

– Emmett, zachowuj się przyzwoicie wobec bratowej – skarciła go 

matka. 

– Pogniewałaś się? – spytał winowajca bez śladu skruchy. 
Pojęła jego intencje. Emmett bardzo ją lubił, widział w niej atrakcyjną 

kobietę i nie mógł darować bratu, że jej nie docenia. Skorzystał z okazji, 
żeby mu dokuczyć. 

– Która kobieta obrazi się za komplement? – odrzekła z uśmiechem. 
– Mnie obraziłeś – powiedział Edward oschle. 
– Coś podobnego! – młodszy brat drwił dalej bezlitośnie. – Gdybyś 

się ożenił z Tanyą, czytałbyś codziennie w gazetach znacznie bardziej 
niewybredne komentarze. 

– Ale się nie ożeniłem. 
– I całe szczęście – skwitował Carlise, nie zważając na ponurą minę 

syna. I zaraz zmienił temat. 

Przez następną godzinę teściowie opowiadali o wakacjach, a Bella 

tylko udawała, że słucha. Nie potrafiła zapomnieć, że Edward bronił czci 
Tanyi jak 

średniowieczny rycerz damy swego serca. Wkońcu panowie 

zaczęli rozmawiać o interesach. Esme zabrała synową do swojego 
pokoju, żeby jej pokazać trofea z podróży. Bella z zachwytem gładziła 
jedwabną narzutkę koloru lawendy, haftowaną wirysą. Esme wyciągnęła 
biały szal z hiszpańskiej koronki i narzuciła jej na głowę. 

– Nadawałby się na welon. Na prawdziwy ślub, w kościele, z 

błogosławieństwem, muzyką i prezentami. Tak właśnie powinnaś 
wyglądać. W rodzinie Cullenów nie zawiera się kontraktów w urzędzie. 

Bella posmu

tniała. Spuściła głowę. 

– Edward nie chciał, żeby goście oglądali go na wózku inwalidzkim. 
– Mógł zaczekać, choćby do naszego przyjazdu. – Esme pokręciła 

głową z dezaprobatą. – Jak tylko zacznie chodzić, pomyślimy o weselu. 

– Mhm – mruknęła Bella bez przekonania. 
Teściowej to w zupełności wystarczyło. Od razu zaczęła planować 

stroje, jadłospis i dekoracje. Wkońcu oświadczyła, że chciałaby zostać 
sama. Ma 

mnóstwo pracy: musi ułożyć listę gości i sprawunków. Bella 

uśmiechnęła się i posłusznie wyszła. Pomyślała z rozbawieniem, że 
gdyby żyła jej matka, obydwie zajmowałyby się przygotowaniami do 
ceremonii, 

nie pytając o zdanie państwa młodych. 

Poszła do biblioteki, ale nie potrafiła skupić się na książce. 

Przeczuwała, że czekają ją kolejne kłopoty. Rozmowa na temat Tanyi 
nie poprawiła nastroju Edwarda. 

background image

Jej obawy wkrótce się sprawdziły. Ubrała się do obiadu w prostą, 

wąską sukienkę z brązowego jedwabiu, założyła do niej wisiorek i 
kolczyki 

w kształcie róż, odziedziczone po matce. Część włosów spięła 

klamrą na czubku głowy, resztę rozpuściła. Gdy wyszła z łazienki, 
Edward 

obrzucił ją chłodnym spojrzeniem. 

– Wyglądasz jak madonna ze starych obrazów, cara. Widzę, że nie 

ustajesz w wysiłkach, żeby przypodobać się mojej rodzinie. Z 
doskonałym skutkiem – przemawiał z taką ironią, że pochwała 
zabrzmiała jak obelga. 

Bella 

obejrzała się w lustrze. Zawsze starała się wyglądać 

schludnie, ale skromnie. Tym 

razem też nie siliła się na szczególną 

elegancję. Niesprawiedliwy komentarz sprawił jej wielką przykrość. 
Zacisnęła pięści tak mocno, że wbiła sobie paznokcie w skórę. 

– Przeszkadza ci, że twoi bliscy mnie lubią? 
– Zwłaszcza Emmett. W szpitalu działaliście ręka w rękę. Obydwoje 

dołożyliście wszelkich starań, żeby odsunąć Tanyę ode mnie! – 
wykrzyknął ze zmarszczonymi brwiami i twarzą wykrzywioną gniewem. 

Bella 

zrobiła wielkie oczy. Nagle okazało się, że Edward wierzy w 

fałszywe oskarżenia byłej narzeczonej i nadal cierpi z powodu rozstania. 
Oskarżał Bellę, że postępem pozbyła się rywalki. Nie wierzyła, że go 
przekona, ale nie zam

ierzała pozwolić, żeby bezkarnie obrzucał ją 

błotem. Rozgniewał ją i nie widziała powodu, żeby go oszczędzać. 

– Nie musiałam pozbywać się Tanyi. Tej nocy, kiedy miałeś 

wypadek, nie było jej w domu. Później też miała ciekawsze zajęcia niż 
czuwanie przy nieprzytomnym. Po co do tego wracasz? Emmett 
powiedział ci wszystko jeszcze w szpitalu. Nie wierzysz własnemu bratu? 

Edward 

wyciągnął rękę i nawinął na palec pasmo jej włosów. 

Trzymał ją jak na smyczy, żeby nie mogła odwrócić głowy. 

– W sprawach, które mają jakikolwiek związek z tobą, nie mogę mu 

ufać, gotów nakłamać, żeby cię ochronić. – Spojrzał na nią spode łba. – 
Nie kryje 

sympatii do ciebie, a ty się cieszysz jak dziecko z najgłupszego 

komplementu. 

Bella 

przestała rozumieć, o co mu chodzi. Przez kilka sekund 

milczała, skonsternowana. Narastał w niej bunt. 

– Może byś się zdecydował, o co się złościsz? Jeżeli żałujesz 

rozstania z Tanyą i oskarżasz mnie o rozpad waszego związku, to nie 
powinno cię obchodzić, że kilka miłych słów sprawiło mi przyjemność. 

Edward 

osłupiał. Puścił ją i przygryzł wargi. Widać było, że 

gorączkowo zastanawia się nad odpowiedzią. Najwyraźniej zorientował 
się, że przeczy sam sobie. 

– Trochę przesadziłem – przyznał niechętnie. – Nigdy nie 

podejrzewałem cię o intrygi. Ale wczoraj zdenerwowaliście mnie i 
szukałem zemsty. Jesteś mężatką i nie powinnaś kokietować obcych 

background image

mężczyzn. 

Nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Pamiętała poprzednie 

sceny zazdrości i nie miała ochoty na powtórkę. 

– Mam rozumieć, że rozpętałeś całą tę awanturę z zazdrości? – 

spytała z nieśmiałym uśmiechem. 

– Tak – przyznał, zbity z tropu. 
Bella 

nie chciała przeciągać bezsensownej dyskusji w 

nieskończoność. Zanim odpowiedziała, usiadła mu na kolanach, objęła 
za szyję i pocałowała w policzek. 

– Nie miałeś powodu. Traktuję Emmetta jak brata. – Pochyliła głowę 

i oparła ją na piersi męża. – A ciebie jak jedynego mężczyznę mego 
życia. 

Nowa, pokojowa strategia odniosła nieoczekiwany skutek. Edward 

wziął ją w objęcia. 

– Cara... – wyszeptał, pocałował ją w czoło, a potem zanurzył twarz 

w gęstwinie kasztanowych włosów i długo wdychał ich zapach. 

Trwali tak ki

lkanaście minut w milczeniu, aż wybiła godzina posiłku i 

musieli zejść na obiad. 

Edward 

odbył wieczorem dwie międzynarodowe rozmowy. Wrócił do 

sypialni bardzo późno. Bella spała jak niemowlę, z ręką podłożoną pod 
głowę. Rozczulił go ten widok. Tego popołudnia w ich wspólnym życiu 
nastąpił pozytywny przełom. Bella z własnej woli usiadła mu na kolanach 
i cały świat zamknął się wokół nich dwojga. Nigdy wcześniej nie 
odczuwał tak bliskiej więzi z żadną kobietą. 

Położył się do łóżka. Musiał włożyć sporo wysiłku, żeby przyjąć 

odpowiednią pozycję. Poczynił spore postępy, ale miał jeszcze kłopoty z 
wykonywaniem 

wielu codziennych czynności. 

Przytulił się do żony, a ona oplotła go ramionami przez sen i 

położyła nogę na jego udzie, jakby od lat sypiali w czułym uścisku. 
Cieszył się z zakończenia konfliktu. Tego dnia przeżył piekło zazdrości, 
jakiego 

nigdy nie doświadczył przy Tanyi, nawet wtedy, gdy paradowała 

w skąpym stroju po wybiegu. Za to na myśl, że inni mężczyźni mogliby 
oglądać Bellę w bikini, wzbierała w nim złość. Postanowił naradzić się z 
matką i kupić jej przyzwoity kostium plażowy. Już sobie wyobrażał 
reakcję żony. Amerykańskie umiłowanie wolności ukształtowało jej 
charakter 

w większym stopniu niż włoskie przywiązanie do tradycji. Objął 

ją mocniej i położył dłoń na krągłym pośladku gestem posiadacza. Czuł 
pod palcami ciepło nagiego ciała i gładkość wspaniałej skóry. Pragnął, 
żeby widziała w nim mężczyznę, i bał się, że nigdy nim nie będzie. 
Paraliżował go strach, że nigdy nie odzyska sprawności. Dlatego nie 
pozwolił się jej dotknąć, chociaż rozpaczliwie tęsknił za dotykiem tych 
drobnych dłoni. Nie wiedział, jaka przyszłość ich czeka, ale pewien był, 
że nigdy, przenigdy nie pozwoli jej odejść. 

background image

Bella 

otworzyła oczy. Tuliła poduszkę i wdychała z lubością ślad 

zapachu Edwarda. Miała wrażenie, jakby całą noc przespała w jego 
ramionach. A może tylko sobie to wyśniła? 

Jedli śniadanie tylko we dwoje. Rodzice jeszcze spali, a Emmett 

posz

edł do restauracji, omówić jakieś sprawy ze współpracownikami z 

banku. Bella 

opowiedziała mężowi o planach Esme. 

– Twoja mama żałuje, że nie mamy ślubu kościelnego. Zamierza 

wyprawić nam prawdziwe wesele. Oczywiście sama chce wszystko 
zorganizować. 

– Masz coś przeciwko temu, cara
– Nie. 
– W takim razie pozwólmy jej działać – odrzekł z promiennym 

uśmiechem. 

Bella 

skinęła głową z aprobatą i sięgnęła do miseczki z owocami. 

– Musisz się trochę pospieszyć. Za godzinę mamy spotkanie. 
– Z kim? 
– Z ginekologiem. Planujemy powiększenie rodziny, zapomniałaś? 

Sztuczne zapłodnienie wymaga odpowiedniego przygotowania. 

– Po co ten pośpiech? – Spojrzała na niego jak na szaleńca. – 

Zaczynasz chodzić, niedługo wrócisz do formy. Nie moglibyśmy jeszcze 
trochę zaczekać? 

– Nie. Nie wiadomo, czy i kiedy odzyskam sprawność. A już teraz 

chciałbym mieć pełną rodzinę. 

Nie dodał tylko, że dziecko mocniej zwiąże ich ze sobą. Popatrzył 

Belli tak głęboko w oczy, że nie śmiała więcej dyskutować i wyraziła 
zgodę. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 
J

eszcze w gabinecie Bella przeżywała poranną rozmowę. 

Zrozumiała, że Edward nie wierzy, że kiedykolwiek odzyska męskie siły i 
bardzo nad tym 

cierpi. Współczuła mu, ale nie umiała rozproszyć jego 

lęków. Z trudem zmusiła się do skupienia uwagi na słowach lekarza. 

– W pana przypadku możemy zastosować najmniej inwazyjną, 

prawie bezbolesną procedurę pobrania nasienia. Następnie w 
odpowiednim terminie 

wszczepimy je do macicy żony. 

Później zadawał Belli pytania dotyczące cyklu miesiączkowego. 

Odpowiada

ła dość nieskładnie. Słabo się orientowała, a intymne pytania 

nadal 

wprawiały ją w zakłopotanie. Edward zauważył, że ona się krępuje. 

Zapytał, czy wolałaby, żeby poczekał na zewnątrz. Uśmiechnęła się i 
skinęła głową. Była mu wdzięczna, że wykazał tyle delikatności i 
uszanował jej uczucia. To oznaczało, że naprawdę zbliżyli się do siebie. 
Edward 

opuścił gabinet. Lekarz wyjaśnił jej, że powinna codziennie 

mierzyć temperaturę i śledzić zmiany w organizmie w poszczególnych 
fazach cyklu, żeby określać dni płodne. Wytłumaczył też, że zapłodnienie 
domaciczne 

to jedna z najprostszych metod leczenia niepłodności. 

Dodał, że większość pacjentek opisuje zabieg jako niezbyt przyjemny, 
ale zaledwie trzy procent 

odczuwa ból. 

To niewiele 

– pomyślała Bella, ale postanowiła nie dzielić się tą 

ostatnią informacją z Edwardem. Nawet przy tak małym 
prawdopodobieństwie mógłby się nie zgodzić, a ona bardzo pragnęła 
dać mu dziecko. Lekarz wpisał jej dane do karty. Na koniec dodał, że 
czasami trzeba kilkakrotnie powtórzyć całą procedurę. Niektóre kobiety 
zachodzą w ciążę dopiero za piątym, szóstym razem. 

– Nie szkodzi. Niczego się nie obawiam – zapewniła. 
Miała nadzieję, że mąż wcześniej wróci do zdrowia i dalsze wizyty 

staną się zbędne. 

Doktor poprosił Edwarda i kazał mu zgłosić się za tydzień na 

pobranie nasienia. Później jeszcze raz przypomniał, jak należy określać 
dni płodne. 

Bella pospiesznie zapewniła, że wszystko pamięta, a resztę doczyta 

z ulotki. Chciała jak najprędzej opuścić gabinet. 

Dzień po wizycie Edwarda w klinice Bella weszła do sali 

gimnastycznej. Ben 

jeszcze się nie pojawił, a Edward już zawzięcie 

trenował. Przykładał się do ćwiczeń z taką samą pasją, jak do 
wszystkiego. 

Poprzedniego dnia przy obiedzie dowiedziała się od rehabilitanta, że 

zrobił kilka pierwszych kroków przy poręczach. Bellę zabolało, że 
utrzymał tak ważne wydarzenie w tajemnicy. Już myślała, że stali się 

background image

sobie naprawdę bliscy, a on znowu się odsuwał. Podała mu wody i 
wyraziła rozczarowanie, że nie podzielił się z nią tak doniosłą informacją. 

– Jak cię znam, ogłosisz to całej rodzinie – odparował 

naburmuszony. 

– Czemu nie? Rodzice i brat kochają cię, ucieszą się, źe robisz 

postępy. 

– Racja – przyznał już łagodniejszym tonem – powiedz im. 
Odetchnęła z ulgą. Pomyślała, że jest rozdrażniony po zabiegu. Nie 

wi

edziała, na czym on polegał, ale uznała, że nie powinien się aż tak 

forsować. 

– Masz za sobą ciężki dzień. Chyba za bardzo się eksploatujesz. 
– Nie potrzebuję niańki, Bello – odburknął, zacisnął zęby i ćwiczył 

dalej. 

Prawie nigdy nie zwracał się do niej po imieniu, zawsze używał 

jakichś pieszczotliwych słówek. Teraz przemawiał jak do obcej osoby, 
albo raczej jak 

do intruza. To nie wróżyło nic dobrego. 

– Przecież cię nie pilnuję. 
– W takim razie, co tu robisz? 
Dobre pytanie. Od czasu przyjazdu do Włoch nie musiała go już 

zachęcać do wysiłku, spędzał w sali gimnastycznej każdą wolną chwilę. 
Mimo 

to przychodziła nadal, ponieważ tylko tutaj mogła się z nim 

zobaczyć. Pracował od rana do nocy, nawet obiady często jadał ze 
współpracownikami lub kontrahentami w mieście. Kładł się do łóżka, 
kiedy 

ona już spała. Czasami czekała na niego, czasami budził ją, żeby 

obsypać czułościami, ale unikał rozmów i nie pozwalał się dotknąć. 
Wiedziała, że coś go dręczy i coraz gorzej znosiła nagłe napady złego 
humoru. 

Podejrzewała, że ma to jakiś związek z inwalidztwem albo jego 

psychicznymi następstwami, ale nadal brakowało jej odwagi, żeby 
zapytać Bena. 

Edward 

chyba dostrzegł jej zbolałą minę, bo starannie 

modulowanym głosem zapewnił, że cieszy się z jej towarzystwa. Wyraz 
jego twar

zy świadczył o wręcz przeciwnych uczuciach. Zdała sobie 

sprawę, że jej obecność drażniła go już od dłuższego czasu, ale dobre 
wychowanie nie pozwoliło mu okazać zniecierpliwienia. Zapragnęła uciec 
gdzie pieprz rośnie, pod jakimkolwiek pretekstem. 

– Zobaczę, czy mama nie potrzebuje mojej pomocy. – Starała się 

przybrać możliwie beztroski ton. 

Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi. Naprawdę 

zamierzała odnaleźć teściową. W przeciwieństwie do syna Esme 
nieustannie okazywała jej sympatię, zabierała na imprezy dobroczynne i 
spotkania towarzyskie. 

– Cara? 

background image

– Słucham? – Wstrzymała oddech w nadziei, że Edward poprosi, 

żeby została. 

– Mierzyłaś dzisiaj temperaturę? 
Znów wylał na nią kubeł zimnej wody. 
– Nie, w tych dniach się nie mierzy. Jeżeli cykl okaże się 

prawidłowy, za trzy tygodnie będę płodna – wyjaśniła rzeczowym tonem i 
wyszła. 

Postanowiła raz na zawsze pozbyć się złudzeń. W nocy, gdy samym 

dotykiem doprowadzał ją do szaleństwa, gdy patrzył zachwycony, jak 
skręca się w ekstazie i jęczy z rozkoszy, wyobrażała sobie, że mu na niej 
zależy. Teraz wiedziała, że pragnie tylko dziecka. Ktoś przecież musi je 
urodzić. Jeżeli się z tym nie pogodzi, będzie cierpieć do końca życia. 

Edward chciał zawołać Bellę, ale zrezygnował. Patrzyła na niego z 

taką troską, że czuł się jak kaleka. Ostatnio nawet próbowała ostudzić 
jego zapał, jakby zwątpiła w skuteczność rehabilitacji i pogodziła się, że 
na zawsze pozostanie inwalidą. Tylko nocą zamieniała się w namiętną 
kochan

kę. Drżała z niecierpliwości i wychodziła mu naprzeciw, a potem 

wiła się w ekstazie i krzyczała z rozkoszy. Zasypiała szczęśliwa z głową 
na jego piersi. Czuł się wtedy kochany i pożądany. I w dziwny sposób 
zaspokojony. 

Wątpił, czy jeszcze kiedykolwiek w życiu zazna pełniejszej 

satysfakcji. Tak bardzo pragn

ął dać jej dziecko jak normalny mężczyzna, 

wśród pocałunków i miłosnych zaklęć. Tymczasem każde osobno miało 
odwiedzać sterylny, bezosobowy gabinet, żeby dać początek nowemu 
życiu. 

Ben twierdził, że najczęściej powrót męskich sił idzie w parze z 

odzyskanie

m sprawności ruchowej, ale zdarzają się przypadki trwałej 

impotencji. Uspokajał, że zaledwie kilka procent pacjentów pozostaje 
na zawsze niezdolnych do normalnego współżycia. Dał mu pewną 
nadzieję, ale nie gwarancję. Edward kochał Bellę i pragnął całkowicie do 
niej 

należeć. Potrzebował jej od momentu, gdy pojawiła się w szpitalu, 

ale dopiero teraz odważył się nazwać swoje uczucie po imieniu. Dla niej 
wylewał z siebie siódme poty. Gdy padał przy niej na matę, odbierał 
każdą małą porażkę jak druzgocącą klęskę. Niecierpliwił się wtedy i 
złościł, ale nie ustawał w wysiłkach, Żeby wyzdrowieć i zostać 
prawdziwym mężem swej żony. 

Bell

a ostatnio przestała przychodzić do Sali gimnastycznej, a i 

Edward 

nie szukał jej towarzystwa. Co najmniej trzy razy w tygodniu 

wycho

dził na służbowe obiady, a w pozostałe dni Bella paplała przy stole 

o wsz

ystkim i o niczym ze strachu, żeby znowu nie usłyszeć czegoś 

przykrego. 

Pewnej nocy obudził ją pocałunkiem, ale odrzuciła jego zaloty. Od 

tej pory nigdy już nie próbował jej dotknąć. Pożądała go jeszcze bardziej 
niż dawniej, ale świadomość, że nie łączy ich nic poza łóżkiem, 

background image

doprowadzała ją do rozpaczy. Czasami budziła się rano w błogim 
poczuciu bezpieczeństwa i ciepła, jakby przespała całą noc w ramionach 
Edwarda. 

Wmawiała sobie, że to tylko senne marzenia. Pewnego dnia 

weszła do sypialni i zastała go w łóżku. Zdziwiła się, że wyjątkowo 
wcześnie się kładzie. Po chwili zauważyła brak wózka. Na jej widok 
rozpromienił się. 

– Dziś jest szczególny dzień – oznajmił uroczyście. 
– Chodzisz, Edward? Sam chodzisz? – prawie wykrzyczała to 

pytanie. 

– Na razie muszę używać laski, ale to już coś, prawda? 
– O, tak! – krzyknęła i rzuciła mu się na szyję. 
Objął ją i mocno przytulił. 
– Wiedziałam, że ci się uda. Jesteś taki dzielny. 
– Odpowiednia motywacja może zdziałać cuda. Myślę, że 

powinniśmy to uczcić – dodał niskim, zmysłowym głosem. 

Przypomniało jej się, jak świętowali pierwszy sukces. Uwodzicielskie 

spojrzenie Edwarda 

przekonało ją, że myślą o tym samym. Patrzył na nią 

jak 

drapieżnik, pewien, że zaraz pochwyci wyjątkowo cenną zdobycz. 

Przywarła do niego i wessała się w jego usta. Przyjmował i oddawał 
pocałunki. Zagłębiła palce w gęstwinie czarnych włosów, przywarła do 
niego jeszcze mocniej i wodziła dłonią po szyi, obojczykach i klatce 
piersiowej. 

Czuła, jak drżał, jak napinały się jego mięśnie, a serce biło 

coraz s

zybciej. Zapragnęła dotknąć każdego skrawka jego skóry, 

pochwycić go całego. Musiała nareszcie poznać ciało mężczyzny, z 
którym dzieliła łoże, a o którym na próżno marzyła w dzień i w nocy. Nie 
mogła dłużej czekać. Przesunęła ręce w dół, ku nieznanym, 
niedostępnym dotychczas obszarom. Edward niespodziewanie chwycił ją 
za nadgarstki. 

– Nie! 
Otworzyła szeroko oczy. Gwałtownie łapała powietrze, jak ryba 

wyciągnięta z wody. 

– Dlaczego? – jęknęła. – Nie zabraniaj mi. Chcę ciebie... całego. 

Proszę. 

Zamknął jej usta głębokim pocałunkiem, lecz tym razem nie wpadła 

w błogie odrętwienie. Słowa: ,,on mnie nie chce’’ tłukły się w jej głowie 
jak u

przykrzony refren tak długo, aż oderwała się od niego i odchyliła 

głowę do tyłu. Napotkała uwodzicielskie spojrzenie i zdecydowany opór. 

– Dlaczego się przede mną bronisz? – załkała. 
– Nie wystarczy, że daję ci rozkosz, tesoro mio? – spytał niskim, 

zmysłowym głosem. 

– Nie! – wykrzyknęła. – Nie, nie, nie. 

background image

– Nie oszukuj. Twoje ciało nie umie kłamać. Drży z niecierpliwości, 

gotowe przyjąć to, co pragnę oferować – mówiąc to, delikatnie drażnił jej 
sutki 

opuszkami palców. 

Szarpnęła się gwałtownie. Podniosła się, stanęła nad nim i 

oświadczyła: 

– Żądam osobnego pokoju. 
Oczy mu pociemniały. Dopiero po chwili odzyskał mowę. 
– Co takiego?! Chcę spać z moją żoną... 
– Zastanów się, czy potrzebujesz żony czy raczej... – aż trzęsła się 

ze złości – ... inkubatora. 

– Nieprawda! – Odrzucił kołdrę i wstał. Szare oczy zwęziły się w 

szparki. Wyciągnął do niej ręce, ale uciekła, zamknęła się w łazience i 
rozpłakała się. 

Usłyszała łomot, przekleństwa, a w chwilę później pukanie do drzwi. 

Nie otworzyła. Edward kilkakrotnie prosił, żeby go wpuściła. Przemawiał 
łagodnie i cicho, ale nie chciała go widzieć. Miała dość 
nieodwzajemnionego uczucia. 

– Nigdy więcej mnie nie dotykaj – szlochała. 
– Zgadzam się na wszystko, tylko mnie wpuść. 
– Obiecujesz? 
– Słowo honoru. Za kogo mnie uważasz? 
Zdała sobie sprawę, że przesadziła. Opanowała się, otworzyła drzwi 

i ujrzała poszarzałą, zbolałą twarz Edwarda. Oparł się bezwładnie o 
framugę, jakby zabrakło mu sił. 

– Położysz się? – zapytał słabym, zmęczonym głosem. 
Skin

ęła głową. Nie miała serca dłużej z nim walczyć. W milczeniu 

wsunęła się pod kołdrę. Powlókł się za nią. Zauważyła, że porusza się z 
wielkim 

wysiłkiem. Przypomniała sobie, że słyszała huk. 

Prawdopodobnie upadł. Miotały nią sprzeczne uczucia: wyrzuty 
sumienia, wstyd i osamotnienie. 

Wreszcie Rico dotarł do łóżka. 
– Chcę ci coś powiedzieć. 
– Zostaw mnie w spokoju – przerwała mu – daj mi usnąć. 
I znowu się rozpłakała. Objął ją i mocno przytulił. Z początku 

usiłowała się wyrwać, ale trzymał ją cały czas w ramionach, gładził po 
włosach i szeptał czułe słówka po włosku i po angielsku. Wkońcu się 
uspoko

iła, ale nie pozwoliła mu nic powiedzieć. Nie zniosłaby żadnych 

wyjaśnień. Znała jego ograniczenia i domyślała się, jakie obawy go 
dręczą. Ale ona też cierpiała. Podejrzewała, że nie pozwolił się dotknąć, 
ponieważ wiedział, że jego ciało nie zareaguje na pieszczoty kobiety, 
która go nie pociąga. 

Edward 

nie próbował po raz kolejny nawiązać rozmowy. Przez całą 

noc tulił ją w ramionach. 

background image

Bella 

obudziła się pierwsza. Dręczyły ją wyrzuty sumienia. Kochała 

Edwarda nad życie, a poprzedniego wieczoru potraktowała go jak wroga. 
Urządziła mu piekło, a on jeszcze ją pocieszał. Czuła wstręt do siebie i 
postanowiła się zmienić. Jeszcze przez kilka minut poleżała obok niego i 
rozkoszowała się ciepłem kochanego ciała i poczuciem bezpieczeństwa. 

Piętnaście minut później zmierzyła temperaturę i zrobiła badanie 

płodności. Odwróciła się i zobaczyła Edwarda. Wydawał się większy niż 
zwykle. Jednodniowy zarost, zmierzwione włosy i nieruchome, stalowe 
spojrzenie nadawały mu groźny wygląd. 

– Musimy porozmawiać. 
Skinęła głową. Na szczęście nie musieli wracać do wydarzeń 

minionej nocy. Miała dla niego naprawdę ważną nowinę. 

– Mam optymalną temperaturę. Muszę się dzisiaj zgłosić do kliniki. 
Zamknął oczy. Na jego twarzy pojawiło się napięcie, jakby zmartwiła 

go ta wiadomość. 

– Sam nie wiem... 
Widać było, że walczy ze sobą. Bella wpadła w popłoch. Popatrzyła 

na niego błagalnie. 

– Jeżeli się zgodzisz, chciałabym spróbować. 
Skinął głową. Zadzwoniła do kliniki i dowiedziała się, że powinna 

przyjechać jak najprędzej. Nie chciała nawet jeść śniadania. Edward 
zdecydował, że będzie jej towarzyszyć. Spuściła oczy i nerwowo skubała 
połę szlafroczka. 

– Wolałabym przejść przez to sama, tak jak ty. Widzisz, będą mi coś 

wszczepiać. To bardzo... krępujące. 

– Będę patrzył tylko na twoją śliczną buzię, cara mia
Bell

a przestała oglądać podłogę i podniosła na niego wzrok. Nie 

mógł się nią szczerze zachwycać. W porównaniu z olśniewającą Tanyą 
była szarą myszką. Tylko zakochany mężczyzna mógłby dostrzec w niej 
piękno. 

– Wcale ci się nie podobam. 
– Uważam cię za najpiękniejszą kobietę na świecie, ale nie mam 

nadziei, że mi uwierzysz – ostatnie zdanie wypowiedział bardzo cicho, a 
jego 

twarz wykrzywił skurcz bólu. 

Chciała mu wierzyć, niczego więcej nie pragnęła. 
– Mogę z tobą pojechać? – Raczej poprosił, niż zapytał. 
Myśl, że będzie ją trzymał za rękę podczas zabiegu, rozgrzała jej 

serce. Zapomniała o wstydzie. 

– A mogę się sprzeciwić? 
– Szczerze mówiąc, nie – odrzekł, jakby z wahaniem. 
Zdawał sobie sprawę, że Bella nie lubi, gdy narzuca jej swoją wolę. 

Kategoryczne stwierdzenie wypowie

dział jak pokorną prośbę. Bella 

background image

przeczuwała, że czekają ją dość nieprzyjemne przeżycia, i uznała, że w 
trudnych chwilach dobrze mieć przy sobie bliską osobę. 

– W takim razie chcę, żebyś mi towarzyszył. 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 
W drodze do kliniki Bella 

przypomniała sobie, że godzinę przed 

zabiegiem miała wziąć tabletkę przeciwbólową o przedłużonym 
działaniu, przepisaną przez lekarza. Ze zdenerwowania zostawiła 
lekarstwo w domu. Wyjęła z torebki pastylki, które stosowała w czasie 
comiesięcznych dolegliwości, i połknęła dwie. 

Edward został w poczekalni. Bella przebrała się w szpitalną koszulę 

i zmierzyła temperaturę. Pielęgniarka, miła brunetka w średnim wieku, 
zrobiła jej test, potwierdziła wynik porannego badania i zawołała 
Edwarda. Belli było trochę przykro, że zajdzie w ciążę w sterylnym, 
bezosobowym gabinecie, ale 

na widok męża uśmiechnęła się. 

– Podoba ci się moje nowe ubranko? – zagadnęła pogodnie. 
– Przede wszystkim zawartość – odpowiedział z uśmiechem. 
Bella przyznała się, że zapomniała tabletki i połknęła zamiast niej 

dwie słabsze. Wzmianka o środkach przeciwbólowych wyprowadziła 
Edwarda 

z równowagi. 

– Co to ma znaczyć? Słyszałem, że zabieg jest bezbolesny? 
Próbował nakłonić żonę, żeby przełożyła termin, ale nie zmieniła 

decyzji. Zaczął więc nalegać na pielęgniarkę, żeby zastosowała 
dodatkowe znieczulenie. 

– Pacjentka już brała lekarstwo. Nie wolno łączyć dwóch różnych 

środków przeciwbólowych, to zbyt ryzykowne – tłumaczyła cierpliwie. 

Bella wz

ięła Edwarda za rękę i próbowała go uspokoić. 

– Proszę cię, nie rób z tego dramatu. Doktor mi wszystko wyjaśnił. 

Będzie dobrze, zobaczysz. 

Dwadzie

ścia minut później nie była już taka pewna. Cewnik w 

macicy powodował bolesne skurcze. Jej oczy napełniły się łzami. 
Edward 

wyglądał jak na torturach. Co chwila pytał lekarza, kiedy 

skończy. Cały czas stał przy niej, ściskał jej rękę i bardzo się 
denerwował. Bella starała się dzielnie trzymać, a troska i współczucie 
męża podtrzymywały ją na duchu i umacniały w przekonaniu, że podjęła 
słuszną decyzję. Po wszczepieniu nasienia Bella musiała przez godzinę 
leżeć z biodrami uniesionymi do góry, żeby zwiększyć 
prawdopodobieństwo zajścia w ciążę. Skurcze nie ustępowały. Nie 
skarżyła się, lecz Edward odgadł, że nadal cierpi, gładził po brzuchu i 
ciągle pytał, jak się czuje. Po zabiegu pozwoliła mu zostać w gabinecie. 
Pomagał jej się ubrać, jakby dbał o najukochańsze dziecko. Pozbyła się 
wstydu i przyjmowała jego troskę z wdzięcznością. 

Uśmiechnęła się do niego. 
– Następnym razem na pewno nie zapomnę o tabletce. 

background image

– Nie będzie następnego razu. 
Okazał jej tyle zrozumienia i ciepła, że poświęciłaby wszystko, 

byleby urodzić mu wymarzone dziecko. Miała zamiar mu to powiedzieć, 
ale nie 

zdążyła. Zakręciło jej się w głowie, ściany pokoju zawirowały, a 

kolana stały się miękkie. Oparła się o pierś męża. 

Ob

udziły ją odgłosy awantury. Edward przeklinał lekarza, całą 

służbę zdrowia, a nawet gospodarkę światową. Prawie bezgłośnie 
wyszeptała jego imię. Zamilkł natychmiast i skupił na niej całą uwagę. 

– Boli cię jeszcze? 
– Nie za bardzo, jestem tylko trochę oszołomiona. 
– Mówiłem mężowi, że prawdopodobnie zemdlała pani z głodu. 

Podamy szklankę soku i zaraz poziom cukru we krwi się wyrówna – 
wyjaśnił lekarz tak uprzejmie, jak tylko potrafił. Widać było, że z trudem 
trzyma nerwy na wodzy, wrzaski Edwarda 

mocno dały mu się we znaki. 

on znowu się uniósł. 

– Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć! – podnosił głos z każdym 

słowem. – Gdyby przyszła tu sama, przewróciłaby się. 

Bella skrzywiła się i przyłożyła rękę do skroni. 
Popatrzył na nią i zmitygował się. 
– Przepraszam. Dość już przeżyłaś. Mąż awanturnik najmniej ci w 

tej chwili potrzebny. 

– Złapałeś mnie? 
– Tak. Bałem się, że cię nie utrzymam, ale jesteś taka lekka, że bez 

trudu przeniosłem cię na łóżko. 

Pie

lęgniarka przyniosła napój. Edward odebrał szklankę i skinieniem 

głowy pokazał jej drzwi. Objął Bellę, uniósł ją do pozycji siedzącej i 
przytknął jej naczynie do ust. Obdarzyła go promiennym uśmiechem. 

– Jesteś taki opiekuńczy. Będziesz wspaniałym ojcem. 
Edward 

zesztywniał i zmarszczył brwi. 

– Jeżeli wymagałoby to powtórzenia dzisiejszego koszmaru, to nie 

chcę. 

Bella 

zmartwiła się. Czy będzie mu potrzebna bez dziecka? Był tak 

dobry, że odpowiedź sama się nasuwała, ale nie śmiała przyjąć jej do 
wiadomości. 

Po 

zabiegu Bella powinna przeleżeć cały dzień. Chciała położyć się 

na sofie w salonie. Edward 

nie dał się przekonać, zaprowadził ją do 

sypialni, rozebrał i pomógł założyć koszulę. Sprzeciwiała się, ale nie 
zgodził się na żaden kompromis. 

– Nie bądź dziecinna, ból jeszcze nie ustąpił, musisz odpocząć – 

powiedział stanowczo. 

– Jak byś się czuł, cały dzień przykuty do łóż... – Przerwała, 

uświadomiła sobie, jaki nietakt popełniła. – Przepraszam. Ale ty miałeś 

background image

towarzystwo: personel szpitala, mnie, Andre. Naw

et ta wiedźma czasami 

wpadała z wizytą. 

Edward zmrużył jedno oko. 
– Mam zadzwonić do Tanyi, żeby cię odwiedziła? Słyszałem, że 

właśnie przebywa w Mediolanie. 

Bella 

nachmurzyła się. Słyszał? Ciekawe od kogo? Zdecydowanie 

za bardzo interesował się poczynaniami byłej narzeczonej. Odwróciła się 
i zaczęła poprawiać poduszki tak energicznie, jakby chciała wytrzepać z 
nich pierze. Albo wspomnienia 

o Tanyi z głowy Edwarda. 

– Chyba wiesz, jak marzę o jej towarzystwie? 
– A o moim? 
Bella 

zdziwiła się. Ostatnio prawie go nie widywała. Całe dnie 

spędzał w banku albo w biurze. 

– Nie wracasz do pracy? 
– Ty mi dotrzymywałaś towarzystwa. Jak mógłbym cię opuścić w tak 

trudnym dla ciebie dniu? 

Uspokoił ją, była mu naprawdę wdzięczna i powiedziała to głośno. 

Edward 

przyniósł sobie krzesło, ale Bella nalegała, żeby położył się obok 

niej. 

Posłał jej szelmowskie spojrzenie. 

– Nie wiem, czy to najlepszy pomysł. Zaproszenie do łóżka 

wywołuje u mnie wysoce niestosowne skojarzenia, a ty powinnaś 
odpoczywać – tłumaczył z kamienną twarzą. 

Pojęła żart i odrzekła równie swobodnym tonem: 
– Potrafisz się opanować. Wierzę w ciebie. 
– Gdybyś lepiej znała mężczyzn, zmieniłabyś zdanie. – Oparł laskę 

o nocną szafkę i położył się. 

– Jestem bardzo głodny. 
– Ja też. Ale ty mogłeś zjeść przed wyjazdem. 
– No wiesz! – oburzył się. – Sam? Zaraz poprosimy o coś do 

jedzenia. 

Przesunął delikatnie palcem po jej dolnej wardze. Czuły gest sprawił 

jej wielką przyjemność, instynktownie rozchyliła usta, lecz natychmiast je 
zacisnęła. Domyślała się motywów postępowania Edwarda, rozumiała 
jego obawy, ale nie chciała więcej jednostronnych pieszczot ani 
połowicznego kontaktu. Odchyliła głowę. Ręka Edwarda opadła 
bezwładnie na poduszkę. Popatrzył na nią ze smutkiem, sięgnął po 
słuchawkę i poprosił o śniadanie. Usługiwał jej i nadskakiwał, ale 
wspólny posiłek nie poprawił mu nastroju. Co chwila pytał o 
samopoczucie i przepraszał, że naraził ją na ból. Zapewniała, że nic jej 
nie 

dolega, a osłabienie wkrótce minie, ale nie pomogło. Nie mogła 

dłużej patrzeć na udręczoną twarz męża. Ujęła jego rękę i powiedziała: 

– Posłuchaj, nie stało się nic strasznego. Wiedziałam, na co się 

decyduję. Zniosłabym znacznie gorsze rzeczy, żeby tylko dać ci dziecko. 

background image

Edward 

podniósł głowę. W jego oczach pojawił się dziwny błysk. 

– Po raz pierwszy usłyszałem od ciebie czułe słowo. Do Emmetta 

czasami mówiłaś w ten sposób, ale do mnie nigdy. 

– Brakowało ci tego? 
– Si, bardzo. – Chwycił ją za rękę i intensywnie wpatrywał się w jej 

twarz. 

Jeżeli dumny Edward Cullen przyznawał otwarcie, że brakowało mu 

ciepła, to naprawdę musiał czuć się bardzo samotny w małżeństwie. 
Zapragnęła za wszelką cenę uświadomić mu, jak bardzo jej na nim 
zależy. 

– Przyjaciołom tak lekko mówi się pochlebstwa, które nic nie 

znaczą. Ciebie nazywałam imieniem, które w moich uszach brzmi jak 
muzyka aniołów: Edward. 

Włożyła w to zdanie tyle ciepła, że nareszcie uwierzył. Pochylił 

głowę i ucałował jej dłoń. Rozpogodził się na kilka sekund i zaraz znowu 
spochmurniał. Wstał, wyniósł tacę na korytarz, ale nie wrócił do niej, 
tylko nerwowo 

chodził w tę i z powrotem po pokoju. W końcu zatrzymał 

się przy oknie. 

– Kiedy prosiłem cię o rękę, nie wierzyłem, że wyzdrowieję. 
Wiedziała o tym od dawna. Gdyby miał jakąkolwiek nadzieję, 

wspaniały Edward Cullen nie poślubiłby tak nieciekawej kobiety jak ona. 
Nie odpowiedziała. Wstrzymała oddech i czekała na następne zdanie jak 
na wyrok. Myślała, że pęknie jej serce. 

– Wykorzystałem ciebie i twoją miłość – wyznał ze skruchą. – 

Wspierałaś mnie i podtrzymywałaś na duchu, a ja myślałem tylko o 
sobie. Uważałem, że żeniąc się z tobą, dam ci wszystko, czego 
pragniesz. 

Później zorientowałem się, że nie jesteś szczęśliwa. Wtedy 

pozbawiłem cię dziewictwa, żebyś nie mogła unieważnić małżeństwa. 
Okazałem się skrajnym egoistą, Bello. 

Nie wiedziała, do czego zmierza, ale naprawdę miał wyrzuty 

sumienia, chociaż nie powinien. Uczynił ją kobietą, dał tyle czułości, 
przeżyła w jego ramionach najcudowniejsze uniesienia. A w czasie 
zabiegu i po nim troszczył się o nią jak o najcenniejszy skarb. Musiała go 
przynajmniej przekon

ać, że docenia to, co jej ofiarował, niezależnie od 

tego, 

co dalej nastąpi. 

– Wyszłam za ciebie z własnej woli. I z miłości. Spełniłeś moje 

największe, najskrytsze marzenie. Nie wyobrażałam sobie życia bez 
ciebie. 

– W takim razie co się stało wczoraj? 
– Nigdy nie pozwalałeś mi się dotknąć. Wczoraj też wzgardziłeś 

moimi pieszczotami. 

Edward 

spuścił głowę. 

background image

– Bałem się, że nie sprawdzę się jako mężczyzna – wyznał 

stłumionym głosem. 

Bell

a popatrzyła na niego, bezgranicznie zdumiona. Przyznanie się 

do tego rodza

ju obaw wymagało większej odwagi, niż mogła się po nim 

spodziewać. Albo też zawierało ukrytą, znacznie gorszą treść. Nie mogła 
już dłużej tkwić w piekle niedomówień. Musiała poznać prawdę, nawet 
najgorszą. 

– Obawiałeś się, że ktoś tak mało atrakcyjny jak ja nie jest w stanie 

obudzić w tobie pożądania? – zapytała przez ściśnięte gardło. 

Zamknęła oczy. Edward wrócił do łóżka, położył się i gładził jej dłoń 

opuszkami palców. 

– Ty naprawdę nic nie rozumiesz. Uważam cię za najatrakcyjniejszą 

kobietę na świecie. Kiedy otwierałaś się na moje pieszczoty, rozkwitałaś 
jak 

pączek róży w promieniach słońca, czułem się kochany i potrzebny. 

Pragnąłem cię duszą i ciałem. 

Bella 

uniosła głowę i otworzyła oczy. 

– Ciałem? – przerwała. – Czy ty... To znaczy... Chciałeś 

powiedzi

eć... 

Edward 

roześmiał się. 

– Trafiłaś w samo sedno, lepiej nie mogłaś ująć istoty rzeczy. 

Dokładnie to miałem na myśli. Ale stawałem się mężczyzną tylko na kilka 
sekund. 

– Posmutniał znowu i odwrócił wzrok. – A potem znowu 

inwalidą. Dlatego stchórzyłem. Paraliżował mnie lęk, że sprawię ci 
zawód, bałem się spróbować dać ci dziecko w sposób naturalny. A ty za 
to 

zapłaciłaś. Nigdy nie zapomnę widoku twych pięknych oczu pełnych 

łez, omdlenia w gabinecie i przyczyny twojego cierpienia – mojego 
tchórzostwa. 

Bella 

ujęła jego twarz w dłonie i popatrzyła głęboko w oczy. Ten 

potężny, twardy mężczyzna wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Nie 
mogła pozwolić, żeby obwiniał się bez powodu. Musiała go przekonać. 

– W moich oczach zostałeś bohaterem. Pokonałeś bandytę, a 

potem z największą determinacją walczyłeś z chorobą. I zwyciężyłeś. 

– Ale przyjąłem twoje poświęcenie, zamiast zmierzyć się z własnymi 

lękami. Okazałem się mięczakiem, Bello. 

Wyciągnęła rękę i pogładziła go po policzku. Jak zwykle brał na 

siebie całą odpowiedzialność, nawet za to, czego nie mógł zmienić. 

– Nie wolno ci myśleć w ten sposób. Chciałam urodzić ci potomka 

za wszelką cenę. Uważam, że warto było się troszeczkę pomęczyć. W 
gruncie 

rzeczy nic strasznego się nie stało. Pobolało i minęło. 

– Minęło? – powtórzył jak echo i nagle się ożywił. – Całkowicie? – 

spytał jeszcze raz i pocałował ją w usta. 

– Oczywiście. – Uśmiechnęła się. 

background image

– W takim razie może się nie pogniewasz, jeżeli zaproponuję, 

żebyśmy spróbowali dać początek nowemu życiu w znacznie 
przyje

mniejszy sposób? 

Bell

a na chwilę wstrzymała oddech. Serce zaczęło jej bić szybciej. 

Podziwiała Edwarda. Przełamał wszelkie opory i postanowił pokonać 
własną słabość. Dla niej. 

– Jeśli naprawdę tego chcesz... 
– Ponad wszystko, mi amore bella
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 
 
 
 

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

 
Edward 

pochylił głowę i pocałował Bellę. Raz, drugi, trzeci, 

delikatnie, z długimi przerwami. Jej głodne usta podążały za nim. 
Pragnęła rzucić się w otchłań namiętności, zatracić się bez reszty, 
pochłonąć go całego. 

– Edward, proszę... – jęknęła. 
Ale on świadomie przedłużał chwile oczekiwania, całował jej kark i 

szyję. 

– Rozbierz się. 
Edward 

nie odpowiedział. Dostrzegła w jego oczach wahanie, jakby 

cień lęku. Przytuliła się mocniej i usiłowała go uspokoić. 

– Naprawdę nie musisz... 
– Ale chcę – odrzekł z determinacją w głosie. 
Patrzyła z zapartym tchem, jak powoli rozwiązuje krawat, rozpina 

guziki, ściąga i odrzuca kolejne części ubrania. Odsłaniał coraz to nowe 
partie swego 

oszałamiającego ciała, a Bella w napięciu śledziła każdy 

jego ruch. Serce biło jej coraz mocniej i szybciej. W końcu stanął przed 
nią w całej okazałości, nagi i męski. 

Spuściła oczy, tym razem raczej z ciekawości niż ze wstydu. 

Otworzyła usta, zamknęła je znowu i zamrugała powiekami. 

– Myślisz, że pasujemy do siebie... anatomicznie? – wykrztusiła. 
Faktycznie wydawała się przy nim drobna i krucha. Edward 

przewyższał ją wzrostem o ponad trzydzieści centymetrów. Pohamował 
wybuch wesołości i uśmiechnął się łagodnie. 

– Przyjmiesz mnie, maleńka – zapewnił niskim, zmysłowym głosem. 

– Jesteśmy dla siebie stworzeni. 

Wiedział, że żona jeszcze się zmaga z lękiem. Pozwolił jej ochłonąć 

i powoli podszedł do łóżka. Chodził coraz lepiej, ale stąpał ostrożnie, 
żeby nie upaść w najmniej odpowiednim momencie. 

Ob

jął ją w talii, posadził na łóżku i prowadził jej dłonie wzdłuż 

ramion, klatki piersiowej i brzucha. 

Obydwoje drżeli z pożądania i 

niecierpliwości. Ściągnął jej koszulę i mocno przytulił rozpalone, nagie 
ciało. Oddychali w tym samym rytmie, coraz szybciej. Edward wiedział 
już na pewno, że wreszcie zostanie mężem swej żony. Położył ją na 
sobie. 

Marzyła o tym, żeby ogarnąć go całego, zachłanne dłonie poruszały 

się coraz bardziej gorączkowo, lecz omijały dotychczas niedostępne 
rewiry. Nie 

miała doświadczenia, bała się go spłoszyć jakimś 

background image

niewprawnym ruchem. Odgadł jej obawy, przykrył jej ręce swoimi i 
skierował je w dół, ku środkowi. 

– Marzyłem o tym. 
– To dlaczego...? 
– Nic nie mów – przerwał – tylko odczuwaj. 
Ułożył ją na plecach i pieścił dłońmi i ustami każdy skrawek ciała. 
– Jesteś moja, Bello, tylko moja, na zawsze. 
– Tak. 
Zniknęły wszelkie obawy, przyjęła go całą sobą. Otaczał ją, ogarniał, 

wypełniał, należała do niego bez reszty. Krzyknęła. Znieruchomiał na 
chwilę. 

– Sprawiłem ci ból? – zapytał z troską w głosie. 
– Nie, to ze szczęścia... – wyszeptała prawie bezgłośnie. 
Wyciągnęła ręce i przyciągnęła go do siebie z całej siły. Dyktował jej 

rytm miłości, a posłuszne, chętne ciało słuchało nakazu natury. Ich ciała 
rozumiały się nawzajem. Gdy wydała pierwszy jęk rozkoszy, zawtórował 
jej i w duecie zakończyli miłosny rytuał. Leżeli jeszcze długo, 
nierozłączni, spleceni i szeptali zaklęcia zakochanych, przerywane 
pocałunkami. W pewnym momencie Edward przewrócił się na wznak i 
pociągnął Bellę za sobą. 

– Grazie, mi amore bella – powiedział z czułym uśmiechem, patrząc 

prosto w oczy. 

– Przywróciłaś mnie do życia. Przy tobie czuję się taki 

bezpieczny. 

– Kocham cię – odrzekła po prostu. 
Obudził ją pocałunkiem. Jeszcze w półśnie objęła go za szyję, 

wdzięczna, zakochana i syta. Całowali się długo, nawzajem smakowali 
swe usta, 

delektowali się pocałunkiem i chwilą intymnej bliskości. 

Nagle przerwał. 
– Otwórz oczy, tesoro. Chciałbym zostać z tobą, ale mam ważne 

spotkanie, muszę już iść. 

Miał już na sobie garnitur i krawat. Ze starannie ułożonymi włosami 

wyglądał bardzo oficjalnie, ale oczy patrzyły z taką samą tkliwością jak 
minionej nocy. Bella 

nie miała ochoty się z nim rozstawać nawet na 

chwilę. Kilkakrotnie prosiła, żeby został, a on zapewniał, wśród całusów i 
pieszczot, że wróci najszybciej, jak tylko będzie mógł. 

– Może lepiej, jeżeli na jakiś czas zostawię cię w spokoju. Odpręż 

się i weź gorącą kąpiel. Porozmawiamy, jak wrócę. 

Nie ucałował jej na pożegnanie. Zatrzymał się w progu, spojrzał na 

nią poważnie i wyszedł. Zastanawiała się, co takiego ma jej do 
powiedzenia. Chy

ba nic przykrego. Spędzili w łóżku prawie dobę, 

rozpieszczał ją i dokładał wszelkich starań, żeby czuła się pożądana i 
kochana. 

background image

Uśmiechnęła się na wspomnienie upojnej nocy i weszła pod 

prysznic. Gorąca kąpiel i aromat drogiego olejku, podarunku od 
teściowej, usunęły zmęczenie po miłosnych zmaganiach. Została sama. 
W domu panowała cisza. Po śniadaniu dowiedziała się, że ma gościa. 
Weszła do salonu. Jej wzrok, jak zwykle, przykuły freski na ścianach i 
suficie. 

Zawsze się nimi zachwycała. Willa należała do Cullenów od kilku 

pokoleń, zdobili ją najlepsi włoscy mistrzowie. Wreszcie oderwała wzrok 
od malowideł i rozejrzała się po pokoju. Dostrzegła Tanyę. Stała w 
cieniu, tak że trudno było rozpoznać wyraz jej twarzy. 

– Myślisz, że jesteś bardzo sprytna, co? – powiedziała na 

przywitanie. 

– Mały głuptasku! Teraz, kiedy Edward stał się znowu 

mężczyzną, nie zostanie z tobą ani chwili dłużej. 

Bella 

wpadła w panikę. Skąd wiedziała? To się stało dopiero 

wczora

j. Czyżby od niego? Nie, niemożliwe. Próbowała opanować 

gonitwę czarnych myśli, ale bez rezultatu. Zrobiło jej się słabo, bała 
się, że upadnie. 

– O czym ty mówisz...? – wykrztusiła z największym trudem. 
– Nie udawaj idiotki. Wiem, że zaczął chodzić. 
Bella 

odetchnęła z ulgą, ale niepokój pozostał. Tanya i tak za dużo 

wiedziała. Edward zrobił pierwsze kroki zaledwie dwa dni wcześniej. 

– Od początku byliśmy pewni, że wróci do zdrowia. 
– Ty głupia! Gdyby rzeczywiście na to liczył, nie pozwoliłby mi 

odejść. 

Bella aż zatrzęsła się z oburzenia. 
– Wydaje mi się, że masz mi coś do zakomunikowania. Mów szybko 

i wynoś się z mojego domu. 

– Twojego? Wiesz jak długo? Dopóki nie urodzisz dziecka, ani chwili 

dłużej. Edward był świadomy, że nie zamierzam psuć sobie figury ciążą. 
Gdy już wykonasz zadanie, wróci do tej, którą naprawdę kocha. Do 
mnie. 

Ileż jadu w tej żmii – myślała Bella z odrazą – teraz obraża nawet 

Edwarda. 

– Nie posądzaj go o taką podłość. Gdyby cię kochał, nie 

rozstalibyście się. 

– On się poświęcił, nie chciał mi złamać życia. Wiedział, że nie 

może spełnić moich oczekiwań. Teraz, kiedy wyzdrowiał, pójdzie za 
głosem serca. 

Bella 

słuchała w coraz większym napięciu. Poczucie zagrożenia 

n

arastało z każdą chwilą. Tanya miała rację. Edward faktycznie 

najbardziej obawiał się impotencji. Teraz wszystko się zmieniło. 
Wyzdrowiał i może sprostać wymaganiom nawet doświadczonej, 
wyrafinowanej kochanki. Trudno powiedzieć, jaką decyzję podejmie. Nie 
potrafiła znaleźć słów, żeby dopiec tej złośliwej wiedźmie. 

background image

– Ty go nie kochasz – broniła się słabo. 
Tanya 

roześmiała się ironicznie. 

– Dobry seks odsuwa takie kwestie na dalszy plan. Ale co ty o tym 

możesz wiedzieć? 

Tego już było za wiele. Bella wyobraziła sobie tych dwoje w 

miłosnym uścisku. Dopiero ta przerażająca wizja dała jej bodziec do 
d

ziałania. 

– Jesteś okrutna. Wyjdź stąd natychmiast. 
– Nie tak prędko. Poczekam na Edwarda. Muszę mu pogratulować 

powrotu do zdrowia. 

– Jeżeli chcesz się zobaczyć z moim mężem, poproś sekretarkę, 

żeby ci wyznaczyła termin – odrzekła wyniośle. – A teraz wynoś się z 
mojego domu 

– ostatnie dwa słowa wypowiedziała ze szczególnym 

naciskiem. 

– Nie wyrzucisz mnie stąd. Nie ośmielisz się. –W głosie Tanyi po raz 

pierwszy pojawiła się nuta niepewności. 

– Edward ma dobrych ochroniarzy. Na pewno cię przekonają, że nie 

j

esteś tu mile widziana. – Chciała jeszcze coś dodać, ale w tym 

momencie zza jej plec

ów rozległ się głos Edwarda: 

– Nie wiedziałem, że zaprosiłaś gościa, cara. – Jego twarz nie 

wyrażała żadnych uczuć. 

– Skądże znowu, przyszła tu nieproszona. 
– A twoja żona próbowała mnie wypędzić – załkała Tanya, 

przebiegła przez pokój, wczepiła się długimi, czerwonymi paznokciami w 
marynarkę Edwarda i skarżyła się dalej z miną skrzywdzonego 
niewiniątka i oczami mokrymi od łez. – Nie dość, że mi ciebie zabrała, to 
jeszcze pr

óbuje mnie na zawsze usunąć z twojego życia. A ja tylko 

chciałam ci powiedzieć, jaka jestem szczęśliwa, że znów stanąłeś na 
własnych nogach. 

Bella 

patrzyła na aktorski popis rywalki z mieszaniną odrazy i lęku. 

Podła intrygantka, która przed chwilą lżyła ją i straszyła, w obecności 
Edwarda 

zmieniła się w mgnieniu oka w słodkie, bezradne kociątko. 

on zawsze wierzył nawet w najgłupsze kłamstwa byłej narzeczonej. 

Bella przeczuwała, że jeśli natychmiast się jej nie pozbędzie, straci 
męża. 

Edward zdawa

ł się nie zauważać jej przerażenia. Delikatnie uwolnił 

się z objęć Tanyi, podszedł do barku i nalał sobie whisky. 

– Czy to prawda, Bello? – zapytał bezbarwnym głosem. 
Powtórzyła mu cały przebieg rozmowy. Nie kryła oburzenia i nie 

siliła się na delikatność. Jej przyszłość zależała od tego, której z nich uda 
się go przekonać. Wysłuchał relacji z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. 
Skinął tylko głową i zwrócił się do Tanyi: 

background image

– Nie musimy umawiać się przez sekretarkę, możemy porozmawiać 

teraz. Skąd wiesz, że odzyskałem formę? 

– Zaprzyjaźniłam się z żoną twojego lekarza. Chyba się nie 

gni

ewasz, że starałam się na bieżąco dowiadywać o twoje zdrowie, po 

tym wszystkim, co 

nas łączyło? 

Co 

za troska! Ostatnie słowa Tanyi utkwiły w sercu Belli jak zatruta 

strzała. Nie mogła dłużej patrzeć, jak ta przebiegła lisica wdzięczy się do 
jej 

męża. Odwróciła się i wyszła. Edward próbował ją zatrzymać, Tanya 

prosiła, żeby pozwolił jej odejść, a ona pragnęła tylko znaleźć się jak 
najdalej od tego 

piekła. 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 
 
 
 
 
 

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

 
Przystanęła na piętrze z ręką na klamce. Nie była w stanie 

przekroczyć progu sypialni. Nie potrafiłaby spojrzeć na łóżko, w którym 
spędziła najpiękniejszą noc w życiu. Może już ostatnią? Zbiegła po 
schodach, wpadła do garażu i wsiadła do samochodu. Ochroniarz przy 
bramie próbował ją zatrzymać. Edward i Carlise wydali zakaz 
wypuszczania kobiet z domu bez eskorty, ale Bella 

nie miała ochoty na 

towarzystwo. Żadne. Zatrzymała się dopiero przed katedrą. Zaparkowała 
i weszła do środka. Przed laty Edward przyprowadził ją właśnie tutaj. 
Powiedział, że jeżeli stanie w kręgu światła, wpadającym do wnętrza 
przez witraż w kształcie rozety, mama w niebie usłyszy jej modlitwę. 
Chyba już wtedy go pokochała, ale on jej nie dostrzegał. A później 
widział tylko Tanyę, aż do momentu, gdy piękna, samolubna modelka 
opuściła go w nieszczęściu. Teraz wróciła, a on ją zatrzymał i nawiązał 
rozmowę. Zawsze miała na niego wielki wpływ. Bella nie wątpiła, że 
znowu go uwiedzie. Po czarownej nocy nastał sądny dzień. 

Była w kościele sama. Tym razem nie miał jej kto pocieszyć. Puste, 

ogromne wnętrze potęgowało jeszcze poczucie osamotnienia. Następna 
myśl dosłownie ścięła ją z nóg. Edward mówił, że przy niej odzyskał 
wiarę w siebie. Może wykorzystał ją tylko, żeby potwierdzić swoją 
męskość, a gdy zyskał pewność, że potrafi sprostać wymaganiom nawet 
najbardziej wyrafinowanej kochanki, odejdzie. 

Chyba dostałam obłędu – pomyślała z niesmakiem. Edward nie jest 

draniem, jak mogę podejrzewać go o taką nikczemność? W ciszy 
usłyszała głuchy odgłos kroków. Odwróciła się. Edward podszedł do niej. 

– Przypuszczałem, że właśnie tutaj cię znajdę. Czemu uciekłaś? 
– Bo pozwoliłeś Tanyi zostać – załkała. 
– Miałem jej coś do powiedzenia. Chcesz wiedzieć, co? 
– Nie! – krzyknęła i odwróciła głowę, żeby nie widział jej łez. 
– Jak mogłaś we mnie zwątpić? – zapytał z oburzeniem – po tym, co 

przeżyliśmy tej nocy? 

– Uprawialiśmy seks, to wszystko. Z tego, co mówi Tanya, wynika, 

że to dla ciebie nic nowego. 

– Kochaliśmy się – powiedział z naciskiem. – A to zasadnicza 

różnica. Połączyły się nie tylko nasze ciała, ale i dusze. Z żadną kobietą 
przed tobą nie czułem tak głębokiej więzi. 

background image

Rozpaczliwie chciała mu uwierzyć, ale nie potrafiła. 
– Ożeniłeś się ze mną z niewłaściwych powodów. 
– To prawda, ale nie da się zmienić przeszłości. Podobno miłość 

potrafi wszystko wybaczyć. 

Wszystko, prócz braku wzajemności – pomyślała z goryczą. Czuła 

się jak zranione zwierzę, miała ochotę uciec i zaszyć się w 
najciemniejszy kąt. 

– Nie wiem, czy potrafię. 
Edward 

ujął jej twarz w dłonie, obrócił ku sobie i popatrzył w oczy. 

– Nie pozwolę ci odejść – oświadczył z determinacją – jesteś moja. 
– Nigdy nie chciałam należeć do nikogo innego – przyznała wbrew 

woli. 

– To czemu ciągle przede mną uciekasz? – Wziął ją na ręce i 

mocno prz

ytulił. – Chodź do domu, porozmawiamy spokojnie. 

– Gdzie jest mój dom? – spytała bezradnie. 
Słowa przewrotnej piękności wsączyły się w jej umysł jak trucizna. 
– Tam, gdzie ja – zapewnił żarliwie i pocałował ją w usta. 
Oddała pocałunek, w jednej chwili stopniały wszystkie lody. Trwali 

tak, nie wiadomo jak długo, aż jakieś dziecko zapytało za ich plecami: 

– Mamusiu, czemu ten pan całuje dziewczynę w kościele? 
Edward 

uśmiechnął się, odwrócił się do malca i wyjaśnił z odcieniem 

dumy w głosie: 

– Ta pani jest moją żoną. 
– W porządku. – Chłopczyk pokiwał głową z powagą starca. 
Bella zarumien

iła się. Cały czas trzymała Edwarda za szyję. Nagle 

zdała sobie sprawę, że powinna położyć kres temu szaleństwu. Nie z 
powodów moralnych, lecz zdrowotnych. 

– Edward, postaw mnie natychmiast na ziemi – zażądała 

stanowczo. 

– Twoje nogi nie wytrzymają obciążenia. 

– Mówiłem, że nie pozwolę ci odejść – powiedział poważnie. – Jeżeli 

nie znajdę na ciebie innego sposobu, będę trzymał cię na rękach do 
końca życia, żebyś mi znowu nie umknęła. – Zabrzmiało to raczej jak 
groźba niż jak żart. 

Zaniósł ją do samochodu. Kierowca otworzył drzwi. Edward usiadł, 

wziął Bellę na kolana i położył rękę na jej udzie. 

– Czemu pozwoliłeś Tanyi zostać? – spytała znowu przez łzy. 
– Widziałem rozpacz w twoich cudownych, zielonych oczach, 

patrzyłem, jak kurczysz się z bólu, jakby cię uderzyła. Skrzywdziła cię, 
zasłużyła na parę słów prawdy. Zagroziłem, że jeśli jeszcze kiedykolwiek 
spróbuje cię dręczyć, bardzo tego pożałuje. Zabroniłem jej nawet zbliżać 
się do naszego domu. Zapewniam cię, zostawi nas w spokoju, wie, że ze 
mną nie ma żartów. – Delikatnie pogłaskał ją po udzie. 

background image

Bella 

nie potrafiła zebrać myśli. Ani szczere spojrzenie Edwarda, ani 

jego słowa nie rozproszyły jej wątpliwości. 

– Dokąd my zmierzamy? – spytała bez związku. 
– Do domu, tesoro. Jeżeli masz ochotę, to prosto do łóżka. 
Kusząca propozycja, lecz Bella chciała więcej. Edward promieniował 

ciepłem, jego spojrzenia, gesty i słowa rozgrzewały duszę, ale nadal nie 
wszystko 

rozumiała. 

– Ożeniłeś się ze mną z rozsądku. Nie kochałeś mnie. 
Edward 

milczał przez chwilę. Nie odpowiedział wprost: 

– Trwałaś przy mnie w najtrudniejszym momencie. Twój głos 

wybudził mnie ze śpiączki. 

– Nie wierzę. Chyba po prostu nadszedł właściwy czas. 
– O, nie. Usłyszałem, że mnie kochasz, że jestem ci potrzebny. 

Pewnie mi nie uwierzysz, ale 

wtedy właśnie nastąpił przełom. Nie wiem, 

jak to się stało, ale zmobilizowałem wszystkie siły i odzyskałem 
świadomość. Później wspierałaś mnie przez cały czas, a gdy traciłem 
nadzieję, umacniałaś moją wiarę w powrót do zdrowia. To właśnie dzięki 
tobie 

pozostałem wśród żywych – zapewnił wzruszony. 

Bella położyła rękę na jego sercu, jak wtedy, gdy sprawdzała, czy 

żyje. 

– Tak bardzo chciałam cię uratować. Nie wyobrażałam sobie życia 

bez ciebie. Świat byłby pusty, gdyby ciebie zabrakło. – Nagle 
posmutniała. – Ale ty mnie nie kochasz. 

– Tak myślisz? Czy twoje wyznanie wyrwałoby mnie z objęć śmierci, 

gdyby mi na tobie nie zależało? Z początku nie śmiałem nazwać swego 
uczucia. 

Kojarzyłem je raczej z przywiązaniem, poczuciem 

bezpieczeństwa. 

W sercu Belli 

zapaliła się iskierka nadziei. Zapewnienia Edwarda 

podziałały na jej obolałą duszę jak kojący balsam. Tylko że wiele spraw z 
przeszłości pozostało dla niej zagadką. Nie umiała sama odnaleźć 
klucza do łamigłówki, którą stanowiło ich małżeństwo. Na usta cisnęły jej 
się niezliczone, wciąż nowe pytania. Dlatego drążyła dalej. 

– Wytłumacz mi, dlaczego tak śpieszyłeś się ze ślubem? 
– Z bardzo egoistycznych pobudek. Emmett ci nadskakiwał, a ja nie 

chciałem cię stracić. A wiedziałem, że jeśli złożysz przysięgę, 
dochowasz wierności. 

Bella 

aż otworzyła usta ze zdziwienia. Zawsze uważała, że 

przyczyną scen zazdrości jest tylko władcze usposobienie Edwarda. No i 
jego męska duma. 

– Przecież nigdy nie flirtowałam z twoim bratem. 
– Ale on nie krył sympatii do ciebie. Ja natomiast chciałem 

zatrzymać cię przy sobie, a nie miałem odwagi powiedzieć, że cię 
kocham. Gdybyś zdecydowała się na Emmetta, dostałbym to, co mi się 

background image

słusznie należało. 

– Nawet mi coś takiego nie przyszło do głowy. Tylko ty się liczyłeś, 

nikogo innego nie zauważałam. – Zamyśliła się. – A Tanya? 

– Kamienne serce – uciął ostro. – Interesowały ją tylko pieniądze i 

seks. To może jej dać każdy. Ty wybrałaś mnie i tylko mnie. 

– Ale ona powiedziała mi dzisiaj... 
– To, co jej pasowało, jak zwykle. Nie może się pogodzić, że 

porzuciłem ją dla dobrej i wiernej, zielonookiej dziewczyny. 

– Ty??? 
– Ja. Zerwałem zaręczyny jeszcze w Nowym Jorku. A ona 

rozpowiadała na prawo i lewo, że poświęciłem dla niej własne szczęście. 
Rzekomo 

zwróciłem jej wolność, żeby nie rujnować jej życia i kariery. 

Wkońcu sama uwierzyła, że gdy stanę na własnych nogach, natychmiast 
do niej wrócę. Ale się przeliczyła. Chcę tylko ciebie, ciebie jedną 
kocham. 

– Niemożliwe. – Oczy Belli znów napełniły się łzami. 
– Możliwe i prawdziwe, mi amore bella. Jesteś moim szczęściem i 

moim życiem. Nigdy ci tego nie mówiłem, bo za bardzo bałem się, że 
nigdy nie będę mógł udowodnić mojej miłości... jako mężczyzna. 

– Nawet gdybyś pozostał sparaliżowany do końca życia i to od stóp 

do głów, i tak uważałabym cię zawsze za uosobienie męskości – 
zapewniła z mocą, patrząc mu głęboko w oczy. 

Edward 

przymknął oczy, jakby wsłuchiwał się w echo jej słów. 

– Oddałaś mi serce i duszę, poświęciłaś dla mnie wszystko. Każdy 

człowiek oddałby pół życia za tak piękną, bezgraniczną miłość. Ale ja 
wtedy bałem się, że nie potrafię jej odwzajemnić. 

– A teraz? 
– Wczoraj widziałem, jak cierpisz. Wtedy zdałem sobie sprawę, że 

jestem w stanie zrobić wszystko, żeby już nigdy nie oglądać łez w twych 
pięknych oczach. 

Bella wola

ła nie wspominać, że poród też nie należy do 

przyjemności. Jeszcze gotów zdecydować się na adopcję. Edward ujął 
jej twarz w dłonie. Przemawiał uroczyście, jakby powtarzał słowa 
przysięgi małżeńskiej: 

– Kocham cię. Jesteś moją drugą połową, moim drugim ja. Gdyby 

nie wypadek, straciłbym najcenniejszy skarb, jaki kiedykolwiek w życiu 
posiadałem: twoją miłość. 

Serce Belli 

zatrzymało się na ułamek sekundy. 

– I bez tego byś ją miał. 
– Wiem o tym, ale nie umiałbym jej docenić ani przyjąć. Mama i 

Emmett 

mieli rację. Byłem ślepy. Przy Tanyi zmarnowałbym życie, przy 

tobie czeka 

mnie wspaniała przyszłość. Dopiero w szpitalu dostrzegłem 

background image

tw

oją urodę i złote serce. Wtedy zrozumiałem, ile dla mnie znaczysz. 

Opłacało się trochę pocierpieć. 

– Ładne mi trochę, przeszedłeś prawdziwą gehennę – żachnęła się. 
– Ale warto było. 
– Tak bardzo cię kocham... – szepnęła. 
– Mów to jak najczęściej, mi amore
Powtarzała wyznanie wciąż na nowo, w samochodzie i później, w 

domu, wśród pocałunków i pieszczot. A wieczorem, w sypialni obdarzali 
się nawzajem czułością i rozkoszą. 

Ceremonia zaślubin wyglądała dokładnie tak, jak powinna. Esme 

zadba

ła o to, żeby tradycji stało się zadość. Bella miała na sobie białą 

suknię, a na głowie przecudny szal z ręcznie robionej hiszpańskiej 
koronki. Ten sam, który teściowa przeznaczyła na welon po powrocie z 
podróży. 

Edward 

marzył o prawdziwym miodowym miesiącu i zabrał Bellę do 

eleganckiego hotelu w Szwajcarii. 

Tam dała mu najpiękniejszy, 

najbardziej intymny 

dowód miłości. Rozpuściła włosy, ujęła w ręce ich 

końce jak pędzelki i rysowała nimi miłosne zaklęcia na skórze 
ukochanego. Leżeli później spleceni, nasyceni, szczęśliwi. Edward 
szeptał Belli do ucha czułe słówka po włosku i po angielsku. Ujęła jego 
rękę i położyła ją sobie na brzuchu. 

– Tam jest nasze dziecko – powiedziała. 
– Ja też czuję jego obecność – zapewnił ze wzruszeniem. 
Osiem miesięcy później powiła bliźniaki. Edward był przekonany, że 

jedno dziecko pochodzi ze sztucznego 

zapłodnienia, a drugie z 

naturalnego. Zgadzała się z nim. Kiedy nikt nie wierzył, że uda się go 
uratować, jej miłość wyrwała go z objęć śmierci. Jak mogła wątpić, że 
cud poczęcia powtórzył się dwukrotnie? Tuliła przecież do piersi dwa 
słodkie owoce tej niezwykłej miłości. 

 
 
 
 

Koniec 

By  Veronica