Najcenniejszy
skarb
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jego usta znajdowały się tak blisko. Pragnęła tego pocałunku aż do
bólu, ale jej marzenie nigdy jeszcze się nie spełniło. Powoli opuścił
g
łowę. Jej serce przyspieszyło. Teraz, tak, błagam, zrób to wreszcie
– ponaglała go w myślach. Ale odsunął się. Obudził ją telefon.
Niechętnie wracała do rzeczywistości z lepszego, piękniejszego świata.
W krainie
marzeń sennych Edward Cullen nie był zaręczony z
supermodelką, Tanyą Denali.
– Halo! – w lekko ochrypłym głosie dało się jeszcze słyszeć
rozmarzenie.
– Bello, zdarzył się wypadek. Edward jest w stanie śpiączki –
rozpoznała głos Emmetta Cullena.
Ze zdenerwowania ścisnęła słuchawkę tak mocno, aż zbielały jej
kostki palców. Gwałtownie usiadła na łóżku i zapaliła nocną lampkę. Jej
zielone oczy
rozszerzyły się ze strachu. Nie zapytała nawet, co się stało,
szkoda jej było czasu. Przede wszystkim musiała się jak najszybciej
dowiedzieć, gdzie Edward się znajduje i jak można do niego dotrzeć.
– Gdzie on jest?
– W szpitalu w Nowym Jorku.
Coś podobnego. Nie miała nawet pojęcia, że przyjechał do Stanów.
Od czasu, kiedy zaręczył się z Tanyą, unikała rozmów na jego temat i
usiłowała o nim zapomnieć. Oczywiście, im bardziej starała się wyrzucić
z pamięci nieodwzajemnioną miłość, tym częściej o nim myślała. Szybko
zapisała adres na skrawku papieru.
– Postaram się tam dotrzeć jak najprędzej – zapewniła i odłożyła
słuchawkę, zanim Emmett zdążył odpowiedzieć.
U
znała, że na pewno zrozumie. Przecież właśnie o niej pierwszej
pomyślał i zadzwonił w środku nocy, nie zważając na konwenanse. Z
całą pewnością domyślał się, że Bella od piętnastego roku życia kochała
się w jego bracie. Po ośmiu latach skrytej, nieodwzajemnionej miłości
nawet zaręczyny Edwarda z inną kobietą nie osłabiły jej uczuć. Nie
traciła czasu na czesanie czy robienie makijażu. Włożyła pierwsze
lepsze sprane dżinsy i lekki sweterek, wepchnęła do torby kilka
drobiazgów i wsiadła do samochodu.
U
znała, że rezerwacja biletu i formalności na lotnisku trwałyby
znacznie dłużej, zwłaszcza że skromne środki nie pozwalały jej kupić
biletu pierwszej
klasy, musiałaby czekać, aż zwolni się miejsce w klasie
turystycznej, a to mogło potrwać. Niecałe dwie godziny później weszła
do szpitala i zapytała, gdzie leży Edward.
Kobieta w rejestracji przyjrzała jej się badawczo i zapytała, czy
należy do rodziny.
– Tak – skłamała bez skrupułów.
Wszy
scy członkowie klanu Cullenów zawsze zapewniali, że traktują
ją jak członka rodziny. Wprawdzie nie łączyły ich więzy krwi, ale po
utracie najbliższych naprawdę przylgnęła do nich całym sercem.
Rejestratorka skinęła głową i zadzwoniła po sanitariusza, żeby ją
zaprowadził. Pięć minut oczekiwania dłużyło się jak pięć godzin.
Wreszcie pojawił się młody mężczyzna w zielonym kombinezonie i
zabrał Bellę na oddział intensywnej terapii.
– Dobrze, że pani przyjechała. Telefonowaliśmy do Włoch trzy
godziny temu, ale oni mogą tu dotrzeć najwcześniej za pięć, sześć
godzin. A w takich przypadk
ach obecność bliskiej osoby może
zadecydować o życiu lub śmierci.
– W jakich przypadkach? – Bella z trudem wypowiadała słowa.
– Wie pani, że pan Cullen jest w stanie śpiączki?
– Tak.
– Mimo postępów medycyny, nadal nie wiadomo, jak funkcjonuje
wtedy mózg chorego. Wydaje się, że świadomość nie zostaje zupełnie
wyłączona. Zdarza się, że po przybyciu bliskiej osoby pacjent odzyskuje
przytomność.
Młody człowiek współpracował stale z dyżurnym lekarzem oddziału
reanimacji i miał sporą wiedzę. Zatrzymali się przy dyżurce. Pielęgniarka
udzieliła jej szczegółowych instrukcji, jak powinna się zachowywać.
Weszła do pokoju chorego. Starała się nie patrzeć na otaczającą go
aparaturę i plątaninę kabli, całą uwagę skupiła na postaci Edwarda.
Mężczyzna o wzroście ponad metr dziewięćdziesiąt leżał jak lalka z
wosku, do połowy przykryty prześcieradłem i kocem. Miał kredowobiałą,
posiniaczoną twarz, na ramieniu widniała czerwona pręga. Był bez
piżamy. Jego oddech był tak płytki, że klatka piersiowa wcale się nie
poruszała. Bella zamarła ze strachu. Wydawało jej się, że Edward nie
oddycha. Podeszła do łóżka i odruchowo wyciągnęła rękę, żeby dotknąć
ukochanego. Pragnęła ponad wszystko wyczuć w tym bezwładnym ciele
chociaż iskierkę życia.
Delikatnie położyła dłoń na nieruchomej klatce piersiowej. Kiedy
wyczuła pod palcami regularne bicie serca – dowód, że żyje, kolana
ugięły się pod nią z emocji.
– Kocham cię, Edward, nie wolno ci umrzeć – załkała. – Walcz,
proszę, błagam cię na wszystko...
Zdała sobie sprawę, że płacze, kiedy sanitariusz podał jej
chusteczkę. Wzięła ją i otarła twarz, nie odrywając wzroku od mężczyzny
na łóżku.
– Co się stało? – spytała.
– Nie powiedzieli pani?
– Nie dałam im okazji, za szybko odłożyłam słuchawkę. Uznałam, że
powinnam dotrzeć tu jak najprędzej, nie tracąc czasu na wypytywanie o
szczegóły. Pomyślałam, że i tak dowiem się wszystkiego na miejscu, z
pierwszej ręki.
– Postrzelił go bandyta, kiedy ratował kobietę, ofiarę napadu. Kula
ledwie drasnęła czaszkę, ale upadł na jezdnię i potrąciło go
nadjeżdżające auto. Stąd te sińce.
– Ma jeszcze jakieś trwałe obrażenia?
– Trudno ustalić. Doktor uważa, że raczej nie, ale nie da się tego
sprawdzić, dopóki nie odzyska przytomności. Właśnie robi obchód. Tutaj
też za chwileczkę zajrzy. Wtedy będzie pani mogła z nim porozmawiać.
Skinęła głową i natychmiast zapomniała, że za jej plecami stoi obcy
człowiek. Intensywnie wpatrywała się w nieruchomą twarz Edwarda. Dla
niej liczył się tylko on. Od dawna myślała tylko o nim i nie potrafiła sobie
wyobrazić, jak mogłaby dalej żyć, gdyby go zabrakło. Kiedy się zaręczył,
żal rozrywał jej serce, ale tamto cierpienie było niczym wobec tego, które
odczuwała na myśl, że może umrzeć.
– Obudź się, Edward... – szlochała. – Musisz do nas wrócić. Nie
umiem bez ciebie żyć... Mama, tata, brat, wszyscy cię potrzebujemy.
Błagam, nie odchodź od nas. Nie opuszczaj mnie.
Zmusiła się nawet, żeby wspomnieć o Tanyi i czekającym go
weselu:
– Wkrótce się ożenisz i zostaniesz ojcem. Pamiętasz, jak mówiłeś,
że chcesz mieć dom pełen dzieci?
Zanim s
ię zakochał, marzyła naiwnie, że to ona da mu upragnione
potomstwo. Teraz nie obchodziło jej nawet, że urodzi je ktoś inny.
Zależało jej tylko na tym, żeby Edward pozostał przy życiu. Usilnie
starała się dotrzeć do jego uśpionej świadomości, przekonać go, żeby
podjął walkę o własne życie.
Ni
e przestawała mówić. Błagała, żeby się obudził i wciąż na nowo
zapewniała o swojej miłości. Kiedy nadszedł lekarz, wciąż trzymała
ukochanego za rękę i przemawiała do niego. Doktor obejrzał kartę
choroby
i ekrany monitorów przy łóżku.
– Parametry wyglądają nieźle – orzekł.
– Nie można nic zrobić, żeby oprzytomniał? – spytała, połykając łzy.
– Bardzo mi przykro, próbowaliśmy elektrostymulacji, ale bez
skutku.
– O ile dobrze zrozumiałam, możemy tylko czekać, aż sam odzyska
świadomość? – Zacisnęła dłoń na bezwładnej ręce Edwarda. – Obudzi
się, to nieustępliwa natura. Ma upór zapisany w genach.
– Na pewno ma pani rację. – Lekarz uśmiechnął się ciepło,
przyj
aźnie, ale zaraz przybrał poważny wyraz twarzy i dokończył innym,
nieco oschłym tonem: – Wierzę, że w takich przypadkach bardzo
pomaga obecność kogoś z rodziny.
Bella miała wrażenie, że kogoś negatywnie ocenia, ale wyczuła, że
ta aluzja nie jej dotyczy.
– Rodzice i brat pojawią się natychmiast, jak tylko to będzie
możliwe. Lot z Mediolanu, nawet najszybszym, prywatnym odrzutowcem,
trwa dość długo.
– Oczywiście. Szkoda tylko, że narzeczona nie znalazła czasu, żeby
przy nim czuwać.
– To Tanya jest tutaj, w Nowym Jorku?
– Zadzwoniliśmy do panny Denali do hotelu. Przyszła i dostała
histerii, kiedy go zoba
czyła. Wrzeszczała, że bez sensu ryzykował życie
dla
jakiejś wariatki, której zachciało się nocnych spacerów. – Doktor
stopniowo podnosił głos. Nie ulegało wątpliwości, że samolubna
piękność nie wzbudziła jego sympatii.
– Czemu nie została?
W pierwszej chw
ili Bella pomyślała, że Tanya odeszła, żeby załatwić
formalności związane z przyjęciem do szpitala albo wykorzystać
znajomości i zapewnić mu lepsze warunki pobytu, albo dodatkową
opiekę. Lekarz szybko wyprowadził ją z błędu.
– Posiedziała godzinę, ale kiedy dowiedziała się, że nieprędko się
obudzi, wyszła. Zostawiła tylko numer telefonu i poprosiła, żeby
poinformować ją, kiedy on odzyska świadomość – powiedział z irytacją i
odrazą.
– Na pewno się załamała. – Bella popatrzyła na nieruchome ciało
Edwarda.
Dom
yślała się, że ten widok doprowadził zakochaną kobietę do
rozpaczy. Ona sama nie opuściłaby go za żadne skarby, ale rozumiała,
że każdy w inny sposób przeżywa lęk o życie najbliższej osoby.
– O nią proszę się nie martwić. Będzie dzisiaj dobrze spała.
Wymus
iła na mnie receptę na tabletki uspokajające.
Bella
ledwie słuchała, cały czas wpatrywała się w nieruchome
oblicze Edwarda
. Potarła palcem jego przedramię.
– Ma taką ciepłą skórę. Trudno uwierzyć, że to nie jest normalny,
zdrowy sen.
Lekarz wytłumaczył jej, na czym polega różnica pomiędzy snem a
śpiączką. Nie bardzo pojmowała, bo nie potrafiła się skupić na
objaśnieniach.
– Czy wolno mi będzie przy nim zostać?
Gdyby usłyszała odmowną odpowiedź i tak nie wyszłaby z pokoju,
chyba że ochroniarze wynieśliby ją na zewnątrz. Lekarz chyba czytał w
jej myślach, bo roześmiał się głośno.
– Co pani zrobi, jeśli zabronię?
– Przebiorę się w krzakach za salową, wśliznę z powrotem i
wpełznę pod łóżko, żeby nikt mnie nie znalazł. – Dziwiła się sama sobie,
że w tak rozpaczliwej sytuacji stać ją jeszcze na żarty.
– Tak też myślałem. Jest pani jego siostrą?
Bella
zaczerwieniła się. Ciepły błysk w oku lekarza upewnił ją, że
jest jej życzliwy. Wolała zaryzykować powiedzenie prawdy, niż
oszukiwać tego miłego człowieka.
– Nie, ale jestem bliską przyjaciółką rodziny.
Obrzucił ją badawczym spojrzeniem, zamilkł na kilka sekund, w
końcu skinął głową.
– Nie powtórzę nikomu. Widzę, że się pani o niego troszczy. Pani
obecność w niczym nie przeszkadza, przeciwnie, może nawet mieć
zbawienny
wpływ.
Twarz Belli
rozpogodziła się, a rumieniec zniknął.
– Dziękuję – wyszeptała.
– Zawsze staramy się działać dla dobra pacjenta – zapewnił doktor.
Zanim wyszedł, odwrócił się w drzwiach i uważnie przyjrzał
niepozornej osóbce, szczerze zatroskanej krytycznym stanem
przyjaciela.
Bella nawet nie zauważyła, kiedy została sama. Zatopiła się we
wspomnieniach. Uniosła dłoń Edwarda do ust, całowała kolejno każdy
palec, a potem
ułożyła ją z powrotem na posłaniu i przykryła swoją.
Zdziwiła się, że ludzka ręka potrafi być aż tak ciężka. Wzięła głęboki
oddech i zaczęła opowiadać mu minione wydarzenia.
– Pamiętasz, Edward, jak umarła moja mama? Miałam wtedy pięć
lat, a ty trzynaście. Chodziłam za tobą jak cień. Emmett często nazywał
mnie utrapieniem, ale ty mi nigdy nie d
okuczałeś, chociaż musiałeś mnie
w duchu przeklinać. Trzymałeś mnie często za rękę i pocieszałeś.
Zabierałeś mnie do katedry i mówiłeś, że tam będę blisko niej. Bardzo
cierpiałam, a ty zawsze umiałeś znaleźć słowa otuchy. Tylko przy tobie
doznawałam ukojenia.
Usilnie starała się odepchnąć zupełnie inne wspomnienie z
ubiegłego roku. Kiedy umarł ojciec Belli, Edward już spotykał się z
Tanya, a dla niej nie
znajdował czasu. Piękna narzeczona zadbała o to,
żeby nie mógł wygospodarować ani chwili dla przyjaciółki z dzieciństwa.
– Teraz nie potrzebuję pociechy. Pragnę tylko, żebyś wyzdrowiał,
słyszysz? Myślałam, że umrę z żalu, kiedy się zaręczyłeś, ale tamto
cierpienie
było niczym wobec tego, które teraz przeżywam. Jeżeli
odejdzies
z, nie chcę dalej żyć, słyszysz mnie, Edward? – Pochyliła się i
oparła czoło na jego muskularnym ramieniu. Łzy zalewały jej twarz i
spływały na rękę ukochanego. – Posłuchaj mnie, nie umieraj, proszę,
zostań ze mną...
Obudził ją znajomy głos.
– Wstawaj, Bello, piccola mia.
Wyprostowała się. W ciągu ostatnich pięciu godzin kilkakrotnie
opuszczała barierkę łóżka, żeby przytulić głowę do ciała Edwarda. Tym
razem oparła ją na jego udzie. Potrzebowała fizycznego kontaktu, ciepła
jego skóry, świadomości, że ciągle żyje.
Rozejrzała się po izolatce i w przyćmionym świetle wyłowiła z
półmroku sylwetkę Emmetta.
– Gdzie rodzice? – zapytała.
– Kilka dni temu wyjechali na zagraniczny rejs jachtem przyjaciół.
Ojciec uparł się świętować rocznicę ślubu na morzu, z dala od ludzi,
nawet od
własnej rodziny. – Emmett skrzywił się. – Wrócą nie wcześniej
niż za miesiąc. Nie mam pojęcia, gdzie są, tylko jeden Edward znał trasę
podróży.
To, co najwa
żniejsze, pozostało niewypowiedziane: nie wiadomo
czy i kiedy Edward
będzie się mógł z kimkolwiek podzielić informacjami.
Bella
wzdrygnęła się na myśl o tym, jak zareagowaliby rodzice na
wiadomość o wypadku syna.
– Jeżeli umrze... – przerwał, nie był w stanie nic więcej powiedzieć.
– Nie pozwolę mu – zaprotestowała gwałtownie i popatrzyła w
udręczone oczy młodszego sobowtóra Edwarda. – Musi przeżyć.
Andre nie odpowiedział. Uścisnął tylko jej ramię. Oboje wiedzieli, że
siłą woli nie uratuje ukochanego, ale dołoży wszelkich starań, żeby mu
pomóc.
– Lekarz powiedział, że jego stan nie uległ żadnej zmianie od
momentu przyj
ęcia do szpitala.
– To prawda.
Od początku śledziła każdy pomiar ciśnienia, odczytywała wraz z
pielęgniarką wyniki badań ze wszystkich monitorów. Chyba ze sto razy
obejrzała kartę choroby.
– Kiedy przyjechałaś? – zapytał.
– Dwie godziny po twoim telefonie.
– Musiałaś jechać z zawrotną prędkością. Dobrze, że nie dostałaś
mandatu.
– Westchnął ciężko. – Edward skrzyczałby cię za brak
rozwagi.
– Niech tylko się obudzi, może sobie prawić kazania, ile mu się
podoba. Wysłucham z przyjemnością.
– Wiem. – Skinął głową i rozejrzał się po pokoju, jakby kogoś szukał.
– Gdzie Tanya? Myślałem, że podróżują razem. Ona miała uczestniczyć
w pokazach mody, a Edward w konferencji bankowej.
Bella
powtórzyła słowa lekarza. Emmett zaklął po włosku, zauważył,
że się zaczerwieniła i przeszedł na arabski. Gdy już wyrzucił z siebie
całą złość, zwrócił się do niej:
– Wybacz mi ten wybuch gniewu, ale Tanya to zła kobieta, a
Edward jest zbyt zadurzony, żeby to zauważyć.
Te słowa sprawiły jej ból.
– Nie potrafię sobie wyobrazić, że Edward kompletnie oszalał tylko z
powodu ślicznej buzi. Na pewno odnalazł w Tanyi jakieś bardziej istotne,
duchowe wartości, rzeczywiście godne podziwu. W końcu zamierza się z
nią związać na całe życie, musi więc mieć jakiś powód. W każdym razie
szczerze ją kocha. – Własne słowa raniły jej serce jak sztylety.
Od czasu zaręczyn nie miała już wątpliwości, że książę z jej bajki
pożąda innej kobiety, lecz gdy usłyszała swój głos, żal z powodu
odrzucenia przybrał na sile. Towarzyszyło mu teraz uczucie jeszcze
większego osamotnienia. Zagryzła wargę, żeby się nie rozpłakać.
– To raczej rodzaj seksualnej obsesji – zaprotestował Emmett. –
Tanya
doskonale wie, jak wykorzystywać urodę dla osiągnięcia korzyści.
– Ja... – Bella poczuła, że jej policzki przybierają barwę dojrzałych
wiśni.
– Ty jesteś taka niewinna...
Bella
wolała skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory. Trochę
wstydziła się tego, co mężczyźni nazywali niewinnością. Nie umawiała
się na randki, ponieważ nie miała ochoty z nikim się spotykać. Oprócz
Edwarda nie i
stniał dla niej żaden mężczyzna. A on traktował ją jak
siostrę.
– Jak minął lot? – zapytała ni stąd, ni zowąd.
– Nie mam pojęcia. – Emmett pokręcił głową. – Całą drogę
martwiłem się i modliłem.
– Wyzdrowieje, musi – zapewniła żarliwie i chwyciła go za rękę.
Drugą nadal trzymała dłoń Edwarda.
– Jadłaś coś, odkąd przyjechałaś?
– Nie byłam głodna.
– Od śniadania minęło wiele godzin – przypomniał.
Minęły cztery dni. Emmett wydał odpowiednie dyspozycje i Edward
został przeniesiony do wygodniejszej, prywatnej sali. Bella nareszcie
mogła się wykąpać. Stanowczo odmówiła odejścia od łóżka chorego,
cały czas chodziła po pokoju albo drzemała z głową opartą na jego
posłaniu. Jadała i piła tylko dlatego, że Emmett przynosił jej pożywienie i
napoje.
Tanya
wpadała raz dziennie na pięć minut. Patrzyła na Tanyę z
mieszaniną politowania i pogardy. Któregoś dnia powiedziała:
– Myślisz, że to nieustanne czuwanie w czymś pomoże? Kiedy się
obudzi, i tak zechce się widzieć tylko ze mną.
Bella
nie zamierzała dyskutować. Wiedziała, że gorzkie słowa Tanyi
zawierały sto procent prawdy. Może właśnie dlatego nie chciała stracić
ani
chwili i przynajmniej teraz jak najwięcej przebywać z ukochanym.
Była trzecia w nocy piątego dnia pobytu. W szpitalu panowała cisza,
nikt nie krzątał się po korytarzach. Pielęgniarka odczytała wskazania
monitorów o północy, zmierzyła ciśnienie i wpisała dane do karty.
Później już nikt nie zakłócał spokoju pacjentów. Emmett spał na
rozkładanej leżance w rogu pokoju. Bella nawet nie zmrużyła oka. Cały
czas
dotykała Edwarda, głaskała go po ramieniu, wpatrywała się w jego
twarz i przemawiała:
– Kocham cię bardziej niż własne życie. Obudź się, bardzo cię
proszę. Możesz się ożenić z Tanyą i dać jej dzieci, za którymi tak
tęsknię. Możesz wyrzucić mnie na zawsze ze swojego życia, gdy
tylko opowiedzą ci, że tkwiłam tu jak głupia przez pięć długich dni i
wygadywałam bzdury, chociaż nie mogłeś mnie słyszeć. Wszystko mi
jedno, co
później zrobisz, tylko się obudź – błagała w rozpaczy.
Oddałaby wszystko, żeby otrzymać od niego jakiś znak. W pewnej
chwili odniosła wrażenie, że się poruszył. Nie wiedziała, czy po tylu
nieprzespanych
nocach wyobraźnia nie mami ją złudną nadzieją. Z
całego serca pragnęła potwierdzenia, że wzrok jej nie mylił. I stało się.
Edward
napiął mięśnie ramion i zaczął poruszać głową w prawo i w lewo.
Bella
w tej samej chwili nacisnęła guzik dzwonka i krzyknęła:
– Emmett, wstawaj, Edward się budzi!
Emmett
zerwał się na równe nogi. Dalsze wydarzenia przypominała
sobie później jak przez mgłę. Przybiegła pielęgniarka, za nią druga, a na
końcu lekarz. Kazali im wyjść z pokoju i czekać. Obydwoje chodzili,
siadali, wstawali, ponownie przemierzali
poczekalnię i siadali z
powrotem. Wreszcie
wyszedł do nich ten sam doktor, który przyjmował
Edwarda
do szpitala. Uśmiechnął się i oznajmił:
– Pacjent jest przytomny, ale trochę oszołomiony. Możecie wejść na
pięć minut, każde osobno.
Emmett
wszedł pierwszy. Kiedy ponownie pojawił się w drzwiach,
wy
glądał na przygnębionego. Bella chciała jak najszybciej znaleźć się w
pokoju chorego, ale Emmett
złapał ją za ramię i przytrzymał.
– Poczekaj, muszę ci coś powiedzieć... – urwał, nie był w stanie
wymówić ani słowa więcej. Oczy mu pociemniały. Wyczytała w nich
cierpienie.
– Co się stało, czy znowu zapadł w śpiączkę?
– Nie. – Wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie jednym tchem: –
Nie może poruszać nogami.
ROZDZIAŁ DRUGI
Bell
a weszła do izolatki. Rico wpatrywał się w drzwi. Zauważyła
rozczarowanie w jego oczach,
zanim zdążył przybrać przyjemny wyraz
twarzy.
– Witaj, piccola mia. Przypuszczam, że Emmett cię wezwał, żebyś
dotrzymała mu towarzystwa podczas czuwania przy moim łóżku.
Serd
eczne słowa ogrzały serce Belli jak promienie wiosennego
słońca. Uświadomiła sobie, że kiedy Emmett nazywał ją ,,maleńką’’, nie
robiło to na niej żadnego wrażenia. Ucieszyła się, że Edward od razu ją
poznał. To oznaczało, że w pełni odzyskał świadomość. Ze wzruszenia
nie była w stanie odpowiedzieć na pozdrowienie, uśmiechnęła się tylko.
Zatrzymała się przy łóżku.
– Musiałam cię zobaczyć. Nikt by mnie nie powstrzymał – odrzekła
bardziej szczerze, niż nakazywał rozsądek.
Kąciki ust Edwarda uniosły się do góry.
– Siostra miłosierdzia, jak zawsze. Pamiętam tamtego kociaka... –
zamilkł, zmęczyła go nawet tak krótka wymiana zdań.
– Wyrósł na piękne, miłe zwierzątko.
– Mama też go uwielbiała. Mieszkał u nas do końca swoich dni.
Bella
miała dziesięć lat, kiedy przywlokła z ulicy poranionego kotka.
– Renata się wściekła, chciała natychmiast zadzwonić do
schroniska, żeby go zabrali – wspominała dalej Bella – ale jej nie
pozwoliłeś.
– Co teraz hodujesz?
– Nic.
– To do ciebie niepodobne.
Od najmłodszych lat znosiła do domu i pielęgnowała różne
przybłędy. Później nie pozwalała jej na to macocha, a odkąd
zamieszkała w miasteczku akademickim – przepisy.
– Nawet nie zapytałaś, jak się czuję.
Bella ściskała poręcz łóżka tak mocno, że zbielały jej kostki palców.
Siłą woli powstrzymywała się, żeby nie zacząć dotykać Edwarda. Kiedy
leżał bez czucia, mogła się nie krępować, głaskać i tulić go do woli.
Teraz musiała się pilnować.
– Wyglądasz, jakby poturbowała cię cała banda chuliganów.
Wysta
rczy rzut oka, żeby zgadnąć, że nie tryskasz zdrowiem.
Roześmiał się krótko, ale prawie natychmiast spoważniał i oznajmił
bezbarwnym głosem:
– Nie mogę poruszać nogami.
Ujęła jego rękę.
– Cierpliwości. To skutek urazu. Jesteś jeszcze w szoku. Na pewno
odzyskasz sprawność.
Twarz Edwarda
pozostała nieprzenikniona. Ścisnął tylko mocniej jej
dłoń.
– Gdzie jest Tanya?
– Tak bardzo się przejęłam poprawą twego stanu zdrowia, że nawet
nie pomyślałam, żeby do niej zadzwonić – przyznała z zakłopotaniem.
Czuła się winna, że nie zawiadomiła rywalki. – Zaraz nadrobię
niedopatrzenie.
– Poproś, żeby mnie odwiedziła jutro rano. – Przymknął zmęczone
oczy.
– Może do tego czasu jakoś dojdę do siebie.
– Dobrze. Kolorowych snów, caro – szepnęła i skierowała się do
drzwi.
Włoskie słowo, używane powszechnie w charakterze serdecznego
pozdrowienia, wymówiła w taki sposób, jak najczulsze wyznanie miłosne.
Miała nadzieję, że tego nie zauważył. Nie odpowiedział.
Edward cz
ekał niecierpliwie na Tanyę. Bella i Emmett odwiedzili go
już tego ranka. Pożegnali się, kiedy chory opadł z sił. Bella schudła i
wyglądała na wyczerpaną. Edward podejrzewał, że musi istnieć jakaś
inna przy
czyna jej mizernego wyglądu niż przeciążenie obowiązkami
zawodowymi. Praca
asystentki profesora na uniwersytecie nie wiązała
się z jakimiś szczególnie wielkimi obciążeniami. Postanowił porozmawiać
o niej ze swoją matką.
Pomimo widocznego osłabienia, dziewczyna promieniowała jakąś
zmysłową niewinnością, której nie potrafił zignorować. Znał ją od
maleńkości i uważał, że powinien traktować jak siostrę. Ale
podświadomie widział w niej powabną kobietę. Kiedy jego ciało
reagowało pożądaniem na jej bliskość, dręczyło go poczucie winy i starał
się stłumić nieprzystojne, jego zdaniem, myśli. Odpierał pokusę,
ponieważ uwiedzenie dziewicy nie mieściło się w jego normach
moralnych, a o małżeństwie nie myślał, dopóki nie poznał Tanyi.
Nogi nadal odmawiały mu posłuszeństwa, a lekarze nie potrafili
powiedzieć, czy odzyska w nich władzę, czy pozostanie sparaliżowany
do końca życia. Bella wierzyła, że Edward zacznie chodzić, i próbowała
wpoić mu to przekonanie. Tego ranka znów powtarzała, że na pewno
wyzdrowieje.
Ciekawe, czemu ta urocza, drobna istotka jeszcze
nie wyszła za
mąż – dziwił się w duchu. I zaraz sam sobie odpowiedział: W przyszłym
roku skończy dopiero dwadzieścia cztery lata, a Amerykanki niechętnie
wchodzą w związki małżeńskie w tak młodym wieku. Żałował, że Emmett
nie widzi w niej
kandydatki na żonę. Edward cieszyłby się, gdyby ta
przemiła dziewczyna weszła do jego rodziny. Spróbował wyobrazić sobie
tę parę kroczącą w ślubnych strojach do ołtarza i musiał przyznać, że z
niewyjaśnionych przyczyn taki widok wcale nie sprawiłby mu
przyjemności. Próbował sobie wmówić, że to dlatego, że nie jest pewny,
czy on sam
pójdzie o własnych siłach do ślubu z Tanyą. Ale nie
przekonało go to tłumaczenie. To myśl, że Bella mogłaby się z kimś
związać, popsuła mu humor.
Z mieszaniną zażenowania i niechęci musiał przyznać sam przed
sobą, że nie ma ochoty stracić cichej wielbicielki. Przeraził się własnego
egoizmu.
– Kochanie, nie rób takiej kwaśnej miny. – Tanya hałaśliwie
roześmiała się na przywitanie. – Jeszcze wystraszysz pielęgniarki i kto ci
przyniesie jedzenie?
Edward
wodził oczami za narzeczoną. Każdy mężczyzna byłby
dumny, mając taką piękność u boku, a ona wybrała właśnie jego.
– Pocałuj mnie, a zaraz się rozchmurzę.
– Niegrzeczny chłopiec. – Wydęła wargi. – Nie zapominaj, że jesteś
chory.
– W jej oczach pojawił się dziwny błysk, ale podeszła do łóżka i
pocałowała go dość pośpiesznie. Wolałby dłuższy i czulszy pocałunek,
lecz nie protestował, kiedy cofnęła się o krok.
– Nie odwiedziłaś mnie wczoraj wieczorem.
– Podziękuj braciszkowi i tej małej. – Tanya zrobiła minę
skrzywdzone
go dziecka, jej oczy napełniły się łzami. – Zadzwonili do
mnie dopiero wiele godzin po twoim przebudzeniu.
– Oni przy mnie czuwali, a ty nie – odrzekł cierpko. Trochę go
zaskoczyło, że Emmett nie zawiadomił przyszłej bratowej.
– Wszystko przez tę okropną dziewuchę. Szaleje za tobą. Uczepiła
się ciebie jak rzep, tkwiła tu cały czas i nie dopuszczała mnie do ciebie.
Połowa personelu myśli, że to z nią jesteś zaręczony.
– Przesadzasz – mruknął. Tak nikczemne zachowanie nie pasowało
do Belli.
– Absolutnie nie. – Odwróciła się, ramiona trzęsły się jej od płaczu.
– Chodź tu, moja piękna.
Podeszła bliżej z twarzą mokrą od łez.
– Pierwszego dnia nakłamała, żeby się do ciebie dostać.
Powiedziała, że jest twoją krewną, a potem nie odstępowała cię na krok.
Owinęła się wokół ciebie jak bluszcz.
– Wtedy każdy zachowywał się nietypowo. Wszyscy byli
zaszokowani i załamani.
– Ale to ze mną planujesz wspólne życie. To się musi skończyć!
Powiedz jej, żeby cię zostawiła w spokoju i nie przesiadywała bez
przerwy w szpitalu. Nie
mam ochoty nieustannie się o nią potykać.
– Jesteś zazdrosna? – Ta myśl sprawiła mu pewną przewrotną
przyjemność. Zawsze to pociecha dla sparaliżowanego mężczyzny, że
nadal podoba
się kobietom.
– Może troszeczkę... – przyznała z uwodzicielskim uśmiechem.
– Porozmawiam z nią.
Bella
po raz pierwszy od sześciu nocy przespała spokojnie sześć
godzin. Jak tylko wstała, zaraz udała się do szpitala. Emmett wynajął
apartament
w hotelu i nalegał, żeby wprowadziła się do drugiego pokoju.
Przekonywał, że wolne miejsce nie powinno się marnować do czasu
przyjazdu rodziców.
Była mu bardzo wdzięczna. Sama nie mogłaby sobie pozwolić ani
na hotel na Manhattanie, ani na
dojazdy taksówką z jakiejś tańszej
dzielnicy. Nie
zarabiała wiele i nie zdążyła zgromadzić prawie żadnych
os
zczędności.
Edward
przywitał ją uprzejmie, ale niezbyt wylewnie. Zatrzymała się
kilka kroków od łóżka. Zauważyła, że bladość ustąpiła, na policzkach
pojawiły się rumieńce, a oczy odzyskały dawny blask.
– Wyglądasz dziś znacznie lepiej – ucieszyła się.
– Musimy porozmawiać, Bello.
Odpowiedziała dopiero po chwili, jakby przedtem musiała przełknąć
twardy kamień o ostrych krawędziach. Przeczuwała, że jej duma zaraz
zostanie zraniona.
– Słucham?
Edward także nie wiedział, od czego zacząć. Zrobiło mu się żal
dzie
wczyny. Kiedy dowiedział się, że czuwała przy nim przez cały czas,
zrozumiał, że go kocha.
– Jesteś dla mnie jak siostra – zaczął ostrożnie.
Bella
milczała.
– Doceniam to, że się o mnie troszczysz, ale nie wolno ci odsuwać
ode mnie Tanyi.
Czyżby naprawdę wierzył, że próbuje stanąć pomiędzy nim a
narzeczoną? W pierwszym odruchu chciała gwałtownie zaprotestować,
ale zrezygnowała. Żeby oczyścić się z zarzutów, musiałaby mu
uświadomić, że piękna oblubienica wcale się nie kwapiła czuwać przy
nim, kiedy leżał nieprzytomny. Uznała, że przeżył już zbyt wiele złego.
Gdyby teraz, przy wszystkich problemach ze zdrowiem i obawach o
przyszłość poznał smutną prawdę, cierpiałby jeszcze bardziej.
– Nie miałam zamiaru jej od ciebie odpychać – odrzekła wymijająco.
– Nie twierdzę, że robiłaś to z rozmysłem. Masz za dobre serce,
żeby komuś świadomie sprawiać przykrość. Ale proszę cię, żebyś na
przyszłość zachowała umiar.
– Spróbuję – wyjąkała. Musiała ugryźć się w język, żeby nie
wyrzucić z siebie wszystkiego, co leżało jej na sercu.
– Tanya nie chce, żebyś odwiedzała mnie tak często.
– A ty? – spytała bezradnie.
– Zależy mi na mojej narzeczonej. Ona też przeżywa trudne chwile.
Nie powinienem przysparzać jej jeszcze więcej zmartwień.
Chociaż on sam znajdował się w dramatycznej sytuacji, nie myślał o
sobie, tylko o tym, żeby oszczędzić najbliższych.
– Podobno odmówiłeś zawiadomienia rodziców?
– To prawda, po co im psuć wakacje?
– Twoja mama na pewno chciałaby być przy tobie.
– Wykluczone – w jego głosie dało się słyszeć zniecierpliwienie.
Pomimo strapienia Bella
musiała się uśmiechnąć.
– Dziwię się, że nie pracujesz.
– Prosiłem Emmetta, żeby mi przyniósł laptop, ale odmówił. A doktor
przyłapał mnie wczoraj na rozmowie z biurem w Mediolanie i
skonfiskował telefon. Nie moja wina, że kiedy we Włoszech pracują, tu
jest środek nocy – dodał z ponurą miną.
Bella
pokręciła głową z dezaprobatą.
– Masz odpoczywać i wracać do zdrowia. Nie możesz oczekiwać
poprawy, jeżeli będziesz się za bardzo eksploatował.
– Nie mam wyboru. – Wskazał na swoje nieruchome nogi.
– W tej chwili nie – podeszła całkiem blisko i położyła drobną rękę
na silnej męskiej dłoni – ale wyzdrowiejesz.
Napotkała spojrzenie srebrzystoszarych oczu. Odwrócił dłoń, ich
palce splotły się.
– Ty nigdy nie tracisz nadziei, prawda?
Ski
nęła głową w milczeniu. Jego dotknięcie sprawiło jej tyle
przyjemności, że nie chciała zakłócać słowami tej słodkiej chwili.
– Ja też wierzę, że kiedyś zacznę znów chodzić – oświadczył z
niezachwianą pewnością.
Pogłaskał ją po policzku. Jego twarz przybrała jakiś nieodgadniony
wyraz. Bella
zamarła bez ruchu, każdą komórką pochłaniała ciepło jego
dłoni. Zdawała sobie sprawę, że ta jedyna w swoim rodzaju czarowna
chwila zaraz przeminie. Pragnęła zatrzymać czas, nacieszyć się
delikatną, przyjacielską pieszczotą. Nagle jego oczy zwęziły się.
– Tanya uważa, że za mną szalejesz.
– Ja...
– Powiedziałem jej, że jesteś dla mnie sorello piccola.
Mała siostrzyczka? Zdawała sobie sprawę, że tak właśnie ją
traktował. Ale ona nie potrafiła patrzeć na niego jak na starszego brata.
Każde jego dotknięcie, nawet tak niewinne jak uścisk dłoni czy
pogłaskanie po policzku, wywoływało w niej prawdziwą burzę zmysłów.
A
kiedy przesunął kciukiem po jej wargach, zadrżała z rozkoszy. Chyba
zauważył, że wstrząsnął nią dreszcz, bo zapytał:
– Zimno ci? – Jego oczy pociemniały, zrobiły się stalowoszare.
– Nie – szepnęła. – Nie rozumiała, dlaczego w taki sposób dotyka jej
ust.
– Co się tu dzieje? – Gniewny okrzyk Tanyi wbił się pomiędzy nich
niczym ostrze noża.
Bella
odskoczyła do tyłu, ale z zaskoczenia zapomniała puścić dłoń
Edwarda. On także nie zwolnił uścisku. Spróbowała uwolnić rękę, ale
Edward nie
ustępował. Patrzył w oczy Tanyi z nieprzeniknionym
wyrazem twarzy.
– Bella mnie odwiedziła – odpowiedział spokojnie – Nie jest aż tak
zajęta i nie wpada raz dziennie jak po ogień. Tłumaczyłem jej właśnie, że
powinna ustąpić ci miejsca u mojego boku, ale ty musisz chcieć je zająć.
Tany
a spojrzała na splecione dłonie obojga i pobladła ze złości.
Edward
zachował powagę, ale nie potrafił ukryć, że zazdrość
narzeczonej sprawiła mu sporą przyjemność.
– Mam kontrakt i obowiązują mnie konkretne terminy – oświadczyła
z kwaśną miną. – Doskonale wiesz, że nie mogę tu przesiadywać po
całych dniach, jak twoja nachalna wielbicielka.
– Ona również pracuje, a mimo to znajduje dla mnie czas.
Nie zwolnił uścisku, ale nawet nie zareagował na obraźliwą uwagę
pod adresem Belli. Dziewczyna
z trudem uwolniła rękę. Postanowiła
sama bronić swojej godności.
– Wypraszam sobie takie insynuacje, Tanyo – oświadczyła
chłodnym tonem. – Nikomu się nie narzucam. Przyjaźnimy się od
najmłodszych lat i nie zdawałam sobie sprawy, że moje wizyty
komukolwiek
sprawiają przykrość.
– Mam ci uwierzyć po tym, co wyprawiałaś przez cały tydzień?! –
wykrzyknęła Tanya z twarzą ponurą jak chmura gradowa. – Andre mnie
lekceważży, a ciebie zaprosił, żebyś zamieszkała w jego apartamencie.
– I co, zgodziłaś się? – wtrącił się Edward. W jego głosie dało się
słyszeć oburzenie.
– Tam są dwie sypialnie. Zajmuję jedną z nich do czasu przyjazdu
waszych rod
ziców.
– Oni nie przyjadą.
– Bo do nich nie zadzwoniłeś – wypomniała, coraz bardziej
zdenerwowana.
– Nie wypada, żebyś spędzała noce w hotelu u samotnego
mężczyzny.
– Spanie w samochodzie również nie wydaje mi się
najszczęśliwszym rozwiązaniem.
– Oszczędź nam tych dramatów – zakpiła Tanya.
Bella
miała ochotę uderzyć ją w starannie wymalowaną buzię.
– Nie twoja sprawa, gdzie nocuję – warknęła.
– To, że wykorzystujesz szczodrość rodziny mojego narzeczonego,
żeby bez przerwy plątać się pod nogami, obchodzi mnie jak najbardziej.
– Przestań zachowywać się jak sekutnica. Chodź tu i pocałuj mnie.
Te ostatnie słowa Edward skierował do Tanyi.
Bellę zabolało, że nawet nie próbował stanąć w jej obronie. Na
pewno zgadzał się z narzeczoną, że tylko im przeszkadza i należy się jej
pozbyć. Przecież prosił, żeby nie przychodziła tak często. Dobrze
chociaż, że upomniał Tanyę za niegrzeczne zachowanie.
Swoją drogą, powinna wracać do Massachusetts. Pracowała na
uniwersytecie od niedawna i nie mogła sobie pozwolić na długi urlop.
Ponieważ nie łączyły ją z Edwardem więzy pokrewieństwa, nie mogła
usprawiedliwiać się przypadkiem losowym. Dla administracji uczelni
wizyta u obcego człowieka to nie powód do udzielenia urlopu
okolicznościowego. Dziekan wydziału już zagroził, że jeśli nie wróci do
poniedziałku, straci pracę.
Tanya spełniła prośbę Edwarda z przesadnym, nieco aktorskim
entuzjazmem. Bella
odwróciła się, ale pocałunek trwał w
nieskończoność. W końcu zostawiła ich samych. Za bardzo cierpiała,
patrząc, jak obiekt jej westchnień całuje inną. Czuła się niepotrzebna,
odrzucon
a, nie na miejscu. Wiedziała, że nawet nie zauważą jej
odejścia. Zostawiła niezamknięte drzwi. Czekając na windę, usłyszała
ponownie
podniesiony głos Tanyi:
– Mówiłam ci już, ona za tobą szaleje!
Bella
poczuła, jak płoną jej policzki. Przez osiem lat ukrywała swą
miłość przed całym światem. I nagle ta zarozumiała wiedźma
wykrzykiwała jej sekret na cały korytarz. Edward też zachował się podle:
ostentacyjnie trzymał ją za rękę tylko po to, żeby wywołać wybuch
zaz
drości. Niewinna pieszczota, którą ona chłonęła jak promienie słońca
w środku zimy, okazała się grą pozorów, obliczoną na efekt. Wykorzystał
ją jak przedmiot, żeby ukarać damę swego serca. Tego już było za wiele.
– Nie interesuj się uczuciami Belli. – Edward nawet nie próbował
ukryć irytacji. Pocałunek narzeczonej nie wymazał z jego pamięci
złośliwości pod adresem przyjaciółki. Nie zamierzał tolerować takiej
nikczemności. – Nie waż się jej więcej obrażać! Dobre serce i troska o
chorego człowieka to nie powód do drwin.
– Mam pozostać obojętna? – Tanya zrobiła wielkie oczy. – Stosunek
innych kobiet do ciebie obchodzi mnie
jak najbardziej. Dziwię się, że
mnie nie rozumiesz.
– Bella ci nie zagraża – zaprotestował.
Chciał jeszcze coś dodać, ale się powstrzymał. Sam nie bardzo
wierzył we własne zapewnienia. Gdyby narzeczona nie wkroczyła, może
nawet pocałowałby Bellę. Kiedy dotykał palcem jej ust, miał na to wielką
ochotę. Ta delikatna pieszczota sprawiła mu więcej przyjemności niż
zachłanny pocałunek Tanyi. Ale Edward był człowiekiem honoru. Nawet
bez interwencji z zewnątrz powstrzymałby się przed spełnieniem niezbyt
szlachetnej zachcianki.
– Ta mała intrygantka próbuje mnie zniszczyć, a ty udajesz, że
niczego nie widzisz.
– Łzy spływały obfitym strumieniem po policzkach
Tanyi, ale na
narzeczonym nie robiły już takiego wrażenia, jak dawniej.
Poświęcała mu ostatnio bardzo mało czasu, scena zazdrości
sprawiała wrażenie starannie wyreżyserowanego przedstawienia, a
określenie ,,intrygantka’’ bardziej pasowało właśnie do Tanyi niż do
rzekomej rywalki.
Bella
odczekała z wizytą do następnego wieczoru. Kiedy weszła,
Edward
rozmawiał przez szpitalny telefon, a na podręcznym pulpicie
leżał rozłożony laptop. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Nikt i nic
nie mogło go oderwać od pracy.
Podniósł głowę, spostrzegł ją i wskazał krzesło przy łóżku. Usiadła i
czekała, aż zakończy rozmowę. Nie wyglądał zbyt dobrze. Podkrążone
oczy świadczyły o przemęczeniu, ale czarne, błyszczące włosy były
umyte i starannie ułożone. Miał na sobie nowiutką, granatową piżamę.
Na pewno po raz pierwszy używał jej w szpitalu, wyglądał na
mężczyznę, który sypia nago. Wreszcie odwiesił słuchawkę.
– Nie odwiedziłaś mnie od wczorajszego ranka – wypomniał.
– Sam mnie o to prosiłeś. Tanya nie życzy sobie, żebym
przychodziła zbyt często.
– Nie chciałem, żebyś zaprzestała wizyt w szpitalu. Mogłem
ponownie zapaść w śpiączkę, a ty byś nawet nie wiedziała.
Nieoczeki
wana reprymenda sprawiła Belli przyjemność, a
pozbawione logiki oskarżenie zabrzmiało w jej uszach jak najmilszy
komplement.
Edward
zachowywał się tak, jakby mu jej brakowało.
– Ale teraz tu jestem. Gdyby twój stan się pogorszył, Emmett
natychmiast by mnie poinformował.
– Si, mieszkacie przecież w jednym pokoju – mruknął z irytacją.
– W dwóch oddzielnych – sprostowała i przyjrzała się wykrzywionej
twarzy Edwarda.
– Bardzo cierpisz? – spytała, próbując ustalić powód
zdenerwowania.
– A jak ci się wydaje? Zostałem postrzelony, a potem jeszcze
przejechany. Nic dziwnego, że wszystko mnie boli.
– Emmett mówił, że uratowałeś kobietę. Podobno policja już
schwytała przestępcę. Ma na swoim koncie wiele brutalnych napadów i
dwa zabójstwa. A ty nawet nie chciałeś, żeby uratowana przyszła ci
podziękować.
Emmett opowiadał jej, że kobieta prosiła o spotkanie z Edwardem,
ale
on zakazał ochronie wpuszczać kogokolwiek prócz brata,
narzeczonej i Belli.
– Nie potrzebuję wdzięczności. Każdy mężczyzna postąpiłby tak
samo. Nie mogłem przecież patrzeć obojętnie na ludzką krzywdę.
– W moich oczach zostałeś bohaterem – uśmiechnęła się z
uznaniem.
Twarz Edwarda także pojaśniała. Ale zaraz posmutniał i wskazał na
swoje nogi.
– Tanya uważa, że to moja wina.
Bella aż podskoczyła z wrażenia. Położyła mu rękę na ramieniu.
– Nie wolno ci traktować poważnie podobnych złośliwości. Masz
szlachetn
y charakter. Drogo zapłaciłeś za odwagę, ale jestem pewna, że
następnym razem postąpiłbyś tak samo.
Zamknął jej dłoń w swojej. Przypomniała sobie wczorajszą wizytę:
uczucie szczęścia, kiedy dotykał jej w taki sam sposób, i rozczarowanie,
kiedy zrozumiała, że posłużył się nią, żeby wzbudzić zazdrość Tanyi.
Cofnęła dłoń i odeszła krok do tyłu. Określenie ,,bluszcz’’ i zarzut, że się
go uczepiła, zabrzmiały jej ponownie w uszach.
– Nie zostanę długo – oznajmiła matowym głosem.
– Czemu? Spieszysz się na randkę z Emmettem?
– Trudno to nazwać randką, po prostu zabiera mnie na obiad.
– Nie powinnaś wiązać z nim nadziei na przyszłość. Nie zamierza
się jeszcze ustatkować.
– Nie poluję na niego. Zaprosił mnie do restauracji, ponieważ nie
przeszkadza mu moje towarzystwo
– wysyczała przez zaciśnięte zęby.
– Mnie też nie. Mogłabyś zjeść tutaj, ze mną.
– A Tanya? Nie mogłaby zrezygnować z jakiegoś pokazu mody,
żeby ci towarzyszyć przy posiłku? – Nie siliła się już na delikatność.
Nie mogła zapomnieć, w jaki sposób wykorzystał ją, żeby wzbudzić
zazdrość narzeczonej. Teraz też pięknie ją podsumował: stara panna,
szukająca męża. Naprawdę nie widziała powodu, żeby liczyć się z jego
uczuciami, on też nie bawił się w subtelności.
– Co cię obchodzi moja narzeczona – żachnął się. Jego twarz
wykrzywił bolesny skurcz.
Belli zrobiło się go żal. Poraniony, chory, sparaliżowany, nie dość,
że nie wiedział, czy kiedykolwiek stanie na nogi, to jeszcze związał się z
egoistką, pozbawioną wyższych uczuć. Tanya nie kiwnęłaby palcem dla
drugiego
człowieka, nawet gdyby jej życie od tego zależało. A ona sama
zaczęła zachowywać się nie lepiej od tej wrednej jędzy.
– Wiesz co, możemy poprosić Emmetta, żeby przyniósł nam tutaj
coś do jedzenia – rzekła pojednawczo.
– Dobrze, zadzwonię do niego. – Chwycił słuchawkę i przez dłuższą
chwilę mówił szybko po włosku.
– Kazałem mu zamówić dla ciebie osobny pokój.
– Zrozumiałam, ale to niepotrzebne. Zostanę tylko jedną noc. Moja
reputacja zbytnio nie ucierpi,
a jemu naprawdę nie zrobię krzywdy.
– Nie twierdziłem, że się na niego rzucisz – wyjąkał, zbity z tropu.
– Nieee? A niby w jaki sposób uboga stara panna może złowić i
zawlec do ołtarza potomka znakomitego włoskiego rodu?
– Czemu nie zostaniesz dłużej? – Całkowicie zignorował złośliwy
komentarz.
– Jutro wyjeżdżam do domu. Nie potrzebujesz mojego towarzystwa.
Masz Emmetta i Tanyę. A ona nie lubi, jak tu przychodzę.
Wspomni
enie tamtej kłótni piekło wciąż jak otwarta rana.
– Nie po to przecież spędziłaś pięć dni i nocy przy moim łóżku, żeby
zrobić na złość Tanyi.
No tak, wiedz
iał o jej czuwaniu. Zapewne też i o miłości. Tym
bardziej powinna zniknąć. Doznała już zbyt wielu upokorzeń. Nie
pozostało jej nic innego, jak ratować resztki godności i przestać się
narażać na kolejne docinki.
– Twój stan się poprawił.
– Jeszcze nie wyzdrowiałem. – Chwycił ją kurczowo za nadgarstek i
przyciągnął bliżej łóżka. – Nadal nie poruszam nogami.
– Będziesz chodził, zobaczysz.
– Ty w to wierzysz i ja też – ścisnął mocniej jej rękę, na jego twarzy
pojawił się cień smutku – ale mój brat i narzeczona mają wątpliwości.
– No, to im udowodnij, że się mylą.
– Sam niczego nie osiągnę – powiedział już nieco ciszej, łagodniej.
– Potrzebuję kogoś, kto we mnie naprawdę wierzy. Ciebie potrzebuję,
cara.
– Ty... mnie...? – wyjąkała. Przyznanie się do własnej słabości tak
do niego nie pasowało, że o mało nie zemdlała z wrażenia.
– Zostań! – zabrzmiało to bardziej jak rozkaz niż jak prośba o
pomoc.
Bella
znała go doskonale, wiedziała, ile kosztowała go ta chwila
szczerości. Nie miała serca mu odmówić.
– Zgoda.
Uśmiechnął się, przyciągnął ją jeszcze bliżej i serdecznie ucałował.
Pocałunek wdzięczności – pomyślała. Ale nie musnął wargami jej
czoła, policzka czy włosów. Ich usta zetknęły się i Bella zapomniała o
całym świecie.
ROZDZIAŁ TRZECI
Pod powiekami Belli
wirowały wszystkie barwy tęczy. Edward...
Spełnienie marzeń, pierwszy, wyśniony pocałunek, gorące, wilgotne
wargi. Smakowała ukochane usta, wdychała świeży, męski zapach.
Rozpaczliwie pragnęła zanurzyć palce w gęstwinie ciemnych włosów,
wsunąć dłoń pod bluzę od piżamy, poczuć pod palcami twardość mięśni i
bicie
serca. Gdyby nie trzymał jej za nadgarstek, pewnie by się nie
powstrzymała. Drugą rękę z całej siły zaciskała na poręczy łóżka. Nagle
Edward
odchylił głowę i pozostawił ją samą, spragnioną dalszych
czułości, nieprzygotowaną na powrót do rzeczywistości. Z wysiłkiem
otworzyła oczy i ujrzała serdeczny uśmiech.
– Dziękuję. Tak się cieszę, że zostajesz. – W jego głosie usłyszała
nutkę wesołości.
Przyjrzała mu się nieco uważniej i od razu pojęła, że pocałunek
oznaczał tylko podziękowanie i nic ponadto. Dostrzegła błysk triumfu w
oczach Edwarda.
Uśmiechał się jak starszy brat, który wie, że wystarczy
odrobina sprytu, żeby mała siostrzyczka spełniła każde jego życzenie.
Wyprostowała się i odrzuciła głowę do tyłu, tak gwałtownie, że długi
warkocz zatańczył w powietrzu i wylądował na lewym ramieniu.
– Nie ma sprawy. Zadzwonię na uczelnię, że jeszcze nie wracam –
odparła lekkim tonem. Wiedziała, że czeka ją nieprzyjemna przeprawa z
władzami wydziału, ale za żadne skarby nie opuściłaby Edwarda, nawet
gdyby miało to oznaczać utratę pracy. Liczyło się tylko to, że jej
potrzebował.
Emmett prz
yniósł makaron z warzywami. Edward zajadał ze
smakiem i cieszył się z urozmaicenia monotonnej, szpitalnej diety.
– Przecież mogłeś sobie zamawiać potrawy z dostawą do szpitala.
– Nie obchodziło mnie, co jem, miałem poważniejsze problemy.
Najbardziej niepokoi mnie, że Bella mieszka u ciebie – oświadczył z
ponurą miną. –Nie podoba mi się ten pomysł. Psujesz jej opinię.
Bella
nie wierzyła własnym uszom. Nie przypuszczała, że w
obecnym stanie zdrowia jest w stanie
przejmować się konwenansami.
– Jakiś ty zacofany, Edward – parsknęła śmiechem.
– Moje nazwisko nie pojawia się na pierwszych stronach gazet i
nikogo nie interesuje, gdzie i z kim
śpię.
– Spałaś z mężczyzną?! – wykrzyknął tak głośno, że aż podskoczyła
na krześle. Gdyby wzrok mógł zabijać, leżałaby już martwa. – Z kim?
– Nie twoja sprawa.
– Właśnie, że moja! – Wyglądał, jakby zamierzał wstać, chwycić ją
za ramiona i wyt
rząsnąć z niej odpowiedź.
Wiedziała, że nie może się ruszyć, a mimo to zadrżała ze strachu.
Szybko odwróciła głowę i przeniosła błagalne spojrzenie na Emmetta,
szukając u niego ratunku. Lecz młodszy z braci najwyraźniej doskonale
się bawił i nie zamierzał stanąć w jej obronie. Zdobyła się wreszcie na
odwagę i po raz pierwszy od godziny popatrzyła w oczy Edwarda. Od
momentu, kiedy dała się kompletnie ogłupić jednym pocałunkiem, starała
się unikać jego wzroku i przemawiała do ściany i poduszek.
– Znalazł się obrońca moralności! Jeżeli nie tknąłeś Tanyi, to
gotowa jestem zatańczyć nago na dachu. Nie wtrącaj się do mojego
życia osobistego, nie potrzebuję kuratora.
– Zarumieniłaś się. Jednak udało mi się wprawić cię w zakłopotanie.
Doświadczona kobieta nie zawstydziłaby się – stwierdził z satysfakcją.
– Takiś pewien? – Bezczelny pokaz drobnomieszczańskiej pychy
doprowadził ją do pasji. Postanowiła dać mu nauczkę. – Skąd wiesz, czy
nie zaliczyłam kilku mężczyzn? Może drugi pokój nadal stoi nieużywany,
a ja nocuję u Emmetta?
Zamilkła. Zdała sobie sprawę, że poniosły ją nerwy, a sytuacja
wymknęła się spod kontroli. Zaczęła zmyślać historyjki na temat, o
którym nie ma pojęcia, a opanowany, dobrze wychowany
przedsiębiorca zaczął się zachowywać jak pierwszy lepszy awanturnik z
przedmieścia. Edward odepchnął stolik na kółkach z taką siłą, że
przejechał przez cały pokój, i wrzeszczał na brata w ojczystym języku.
Bella
mówiła płynnie po włosku, ale nie wszystko zrozumiała.
Domyślała się tylko, że nieznane wyrazy to ordynarne przekleństwa.
Emmett
, na ogół pogodny, tym razem zesztywniał z przerażenia.
Usiłował uspokoić starszego brata, zapewnić go, że Bella nie mówiła
serio, ale tamten nie dał mu dojść do słowa. Swoje przemówienie
ilustrował wymownymi gestami. Nie ulegało wątpliwości, że gdyby mógł
wstać, powaliłby rzekomego winowajcę na ziemię i jeszcze przydeptał.
– Opamiętaj się! – wrzasnęła w końcu na cały głos. – Nie
twierdziłam, że wskoczyłam mu do łóżka, tylko że miałam prawo to
zrobić. Posłuchaj... –
Nie dokończyła, bo dwie silne dłonie chwyciły ją w pasie i posadziły
na łóżku. Po chwili Edward zwolnił uścisk, ujął ją pod brodę w
zdecydowany i równocześnie zadziwiająco delikatny sposób i odwrócił jej
twarz tak, że musiała patrzeć mu w oczy.
– Śpisz z moim bratem? – zapytał.
– Nie, nie miałam jeszcze żadnego mężczyzny – przyznała w
przekonaniu, że tylko wyznanie prawdy może zażegnać konflikt.
– To znaczy, że z rozmysłem zakpiłaś sobie ze mnie – stwierdził z
goryczą.
Nie mogła zrozumieć jego wzburzenia. Doszła do wniosku, że czuł
się za nią odpowiedzialny od chwili, kiedy została sama na świecie.
Wprawdzie
przez ostatni rok ignorował ją całkowicie, ale niedawno użył
określenia ,,mała siostrzyczka’’ i najwidoczniej nadal traktował ją jak
podopieczną.
– Nie zamierzałam się z tobą drażnić. Zawstydziłeś mnie i
rozzłościłeś... no i straciłam panowanie nad sobą. Większość kobiet w
moim wieku ma
już za sobą... jakieś doświadczenia – dokończyła
półgłosem. Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło.
– Ale nie ty?
– Nie ja – potwierdziła możliwie spokojnym tonem.
Starała się nie okazać, że jest jej smutno. Jeżeli on ożeni się z
Tanyą, na zawsze pozostanę dziewicą – pomyślała. Edward pogłaskał ją
łagodnie po policzku.
– Nie powinnaś się mnie krępować.
Co mu przyszło do głowy? Nawet w rozmowach z najbliższymi
koleżankami unikała ryzykownych tematów i nie przyznawała się do
braku doświadczenia. Milczała w obawie, że wywoła nowy wybuch
gniewu albo dalszą, równie krępującą wymianę zdań. Spróbowała wstać,
lecz silne ramię nadal przytrzymywało jej talię.
– Jesteś taka niewinna.
Skrzywiła się. Zaczynała tracić cierpliwość.
– Skoro przeanalizowałeś już moje życie erotyczne, a raczej jego
brak, puść mnie, proszę. Chciałabym wrócić do hotelu.
Nie
posłuchał jej. Nie trzymał już tak mocno, za to teraz przesuwał
powoli kciukiem po jej brzuchu
w górę i w dół. Ta leniwa, jakby
mimowolna
pieszczota wywołała prawdziwą burzę zmysłów. Czy zdawał
sobie sprawę, że doprowadza ją do szaleństwa?
– Przeniesiesz się gdzie indziej.
– Nie stać mnie na to.
– Ja zapłacę. Domyślam się, że boisz się sama mieszkać w obcym
miejscu, ale i temu zaradzimy.
Przydzielę ci ochroniarza.
– Nie ma mowy. Nie chcę nikogo narażać na koszty.
Oczy Edwarda
zwęziły się w szparki.
– A więc to tak? Możesz korzystać z gościnności mojego brata, ale
nie z mojej?
– wycedził przez zaciśnięte zęby.
Rozmowa, pozbawiona sensu od samego początku, zaczynała
przybierać coraz bardziej absurdalny obrót. Emmett pokręcił głową z
dezaprobatą.
– Zastanów się! Lepiej, żeby mieszkała ze mną, czy z jakimś obcym
facetem?
Edward zmarszczył brwi i rozważał jego słowa przez dłuższą chwilę.
– A może spróbujemy namówić Tanyę, żeby się do was
przeprowadziła?
– Nie! – wykrzyknęli obydwoje równocześnie.
– Macie coś przeciwko niej?
Jak tu powied
zieć zakochanemu mężczyźnie, że z całego serca nie
cierpię obiektu jego westchnień? – myślała gorączkowo Bella. – Muszę
wymyślić jakąś sensowną wymówkę. Ale nic nie przychodziło jej do
głowy poza tym, że za skarby świata nie chce dzielić pokoju z próżną i
złośliwą wiedźmą. Z opresji wybawił ją Emmett. Nie szukał pretekstu,
tylko
wypalił prosto z mostu:
– Bella opowiadała mi, jak ją potraktowała twoja ukochana. To
właśnie przez jej wybuch wściekłości dziewczyna chciała spakować się i
natychmiast
wrócić do Massachusetts.
– Teraz znowu bronisz Belli przed moją narzeczoną? – Edward
spojrzał na brata ze złością. – A może jednak coś trzymacie w
tajemnicy?
Bella miała już serdecznie dość nadopiekuńczej postawy Edwarda.
Nie podobało jej się, że traktuje ją jak małą, bezradną dziewczynkę. Od
dawna,
jeszcze zanim zmarł jej ojciec, prowadziła niezależny tryb życia.
Nie
mogła odgadnąć, czy Edward wtrąca się w jej życie w trosce o jej
dobro, czy też z obawy, że próbuje złowić Emmetta na męża.
– Nie bądź śmieszny – warknęła – nie rzucę się na Emmetta i nie
powalę go na ziemię.
– Ja natomiast nie mogę ręczyć za siebie – roześmiał się Emmett.
Belli też chciało się śmiać. Jakżeby włoski macho mógł przepuścić
okazję do zamanifestowania swojej męskości?
– Ten żart był zupełnie nie na miejscu – skomentował Edward z
kwaśną miną i mocniej objął talię Belli.
– Podobnie, jak twoja ręka – zauważył Emmett – zwłaszcza że
zamierzasz poślubić inną kobietę.
Edward nie zwolnił uścisku. Bella miała serdecznie dość.
– Skończmy tę dyskusję, jestem już zmęczona – powiedziała i
znacząco spojrzała na rękę, opasującą jej talię. Edward puścił ją.
Natychmiast się podniosła i popatrzyła z góry na chorego. – Jeżeli sobie
życzysz, żebym pozostała w Nowym Jorku, zgadzam się, ale pod
warunkiem, że będę nadal mieszkać w apartamencie Emmetta, żeby nie
narażać was na dodatkowe koszty. I nie potrzebuję Tanyi jako
przyzwoitki.
Weź pod uwagę, że nawet stara panna ma swoją godność.
– Ostatnie słowa prawie wykrzyczała.
Edward skrzywił się, a Emmett zmarszczył czoło. Wyglądało na to,
że gorączkowo szuka sposobu rozładowania niezręcznej sytuacji.
– Dwadzieścia trzy lata to jeszcze nie starość.
Obydwaj bracia roześmiali się.
Edward
pomarudził jeszcze trochę na temat ich wspólnego
zamieszkiwania, ale w końcu ustąpił. Nie miał wyboru. Bella kochała go
na tyle mocno,
że gotowa była zaryzykować utratę pracy, ale nie na tyle,
żeby pozwolić sobą pomiatać.
W ciągu następnych dwóch tygodni okazało się, kto naprawdę
rządzi. Bella często karciła Edwarda, że bardziej przejmuje się pracą niż
rehabilitacją. Kiedy przeniósł się do prywatnej kliniki, skrzyczała go za to,
że kazał sobie zainstalować w pokoju nowoczesny modem. Natychmiast
odłączyła telefon przy łóżku i kazała sanitariuszowi go wynieść. Edward
próbował protestować, ale pozostała nieugięta.
Tanya
spędzała w szpitalu niewiele czasu. Odmówiła asystowania
przy zabiegach, co bardzo odpowiadało jej narzeczonemu. Żaden
mężczyzna nie lubi, gdy ukochana kobieta ogląda go w chwilach
słabości. Kiedy Tanya wyjechała na pokaz mody do Paryża, nawet się
ucieszył. Tłumaczył sobie, że woli, żeby nie patrzyła na jego bezwładne
nogi i daremne wysi
łki terapeuty. Tak naprawdę ulżyło mu, że uniknie
kłótni i nie będzie musiał wysłuchiwać kąśliwych uwag pod adresem
Belli. Za każdym razem, kiedy bronił honoru młodej przyjaciółki,
dochodziło do awantury, a on stawał się coraz mniej skłonny do
kompromisu.
Z kolei drażniło go, że Bella wtrąca się we wszystko i
próbuje nim rządzić. Pewnego dnia postanowił ukrócić jej samowolę.
– Oddaj mi telefon – zażądał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Potrząsnęła głową w milczeniu. Długi warkocz zakołysał się na
plecach. Edward
zastanawiał się, dokąd sięgałyby jej włosy, gdyby je
rozpuściła i czy kiedykolwiek pozostawia je niezwiązane. Wyobrażał
sobie, jak cudnie by wyglądała, okryta nimi jak lśniącym, aksamitnym
płaszczem. Ale w tej chwili Bella patrzyła na niego z dezaprobatą, jak
nauczycielka na niesfornego ucznia i w takim te
żtonie przemówiła.
– To już trzecia rozmowa w ciągu piętnastu minut. Jak będziesz cały
dzień wisiał na telefonie, nigdy nie zaczniesz chodzić.
– Racja – wtórował jej terapeuta – musi się pan skoncentrować na
ćwiczeniach, inaczej nie dadzą efektu. – Posłał Belli porozumiewawcze
spojrzenie, a Edward
poczuł, jak rośnie mu ciśnienie.
Umięśniony, jasnowłosy adonis cieszył się opinią najlepszego
rehabilitanta w Nowym Jorku, ale Edward
najchętniej by się go pozbył.
– W czasie posiedzenia zarządu nie rozmawiałbyś przez telefon –
przekonywała Bella.
– Teraz nie uczestniczę w konferencjach. W ogóle w niczym nie
uczestniczę. Leżę jak kłoda i nudzę się jak mops, a ten facet wymachuje
moimi
nogami, jakby wierzył, że jakimś cudem zaczną się same
poruszać.
– To nie czary, tylko ćwiczenia. Trudno mi uwierzyć, że nie chce ci
się trochę popracować nad sobą. Nigdy nie posądzałam cię o lenistwo –
drwiła bezlitośnie.
– Zwariowałaś? Ja się boję pracy?
– Miło to słyszeć. Rozmawiałam już z twoimi pracownikami. Będą
prowadzić negocjacje w twoim imieniu, a ty nie dostaniesz zabawki i
musisz się z tym pogodzić. Zyskasz czas, żeby zadbać o siebie.
Edward
posłał jej groźne spojrzenie. Na widok jego miny każdy z
podwładnych schowałby się ze strachu pod stół, ale Bella nawet nie
drgnęła. Próbował jeszcze przekonywać, ale nie przebłagał jej ani
prośbą, ani groźbą.
Bella
zapukała do drzwi Edwarda, ale nie usłyszała odpowiedzi.
Zwykle przychodziła po śniadaniu i asystowała przy porannych
zabiegach, ale tym
razem zaspała i spóźniła się. Miała za sobą trudny
dzień. Pojechała do Massachusetts i zabrała rzeczy ze służbowego
pokoju. Sprawdziły się jej najgorsze przeczucia: władze uczelni uznały
tak długą nieobecność za nieusprawiedliwioną i straciła pracę. Cały
dobytek zmieścił się w bagażniku. Po śmierci ojca jej macocha, Renata,
sprzedała dom i pozbyła się wszystkiego, co uznała za nieprzydatne.
Pasierbicy nie pozost
awiła właściwie nic.
Stała przed drzwiami i nasłuchiwała. Zapukała ponownie,
odpowiedziała jej cisza. Właściwie nie żałowała, że spóźniła się na
zajęcia. Asystowanie przy gimnastyce Edwarda sprawiało jej coraz
większe trudności. Rehabilitant zażądał, żeby zakładał elastyczne
spodenki i koszulkę. Bella nie mogła oderwać oczu od imponującej
sylwetki, obsesyjnie śledziła każdy ruch wspaniałego ciała, zachłannie
wpatrywała się w wypukłość każdego mięśnia. Nie potrafiła zachować
należytego dystansu. Kochała go i marzyła o nim od piętnastego roku
życia. Czuła do niego pomimo kalectwa jeszcze większy pociąg niż
dotychczas. Podejrzewała siebie nawet o jakiś rodzaj seksualnej
perwersji. Weszła do pokoju. Widok, który zastała, zaparł jej dech w
piersiach i przyspieszy
ł bicie serca. Edward siedział na łóżku, ubrany
ty
lko w obcisłe szorty. Nigdy w życiu nie widziała tak olśniewającego
mężczyzny niemal nagiego. Prawdę mówiąc, do tej pory nie miała zbyt
wielu
okazji oglądać kogokolwiek w bieliźnie, ale nawet rozebrany pułk
wojska nie zrobiłby na niej takiego wrażenia. Liczył się tylko on jeden,
tylko jego
pożądała.
– Ja pukałam... – wyjąkała, zbita z tropu.
Nie odpowiedział. Kręcił głową w prawo i w lewo w jakimś dziwnym
zamyśleniu czy uniesieniu.
– Co, Edward...?
– Co się stało? Zaczęłaś się jąkać?
Skinęła głową. Roześmiał się serdecznie, na całe gardło.
– Odzyskałem czucie w nogach.
Stała jak wryta i trwała przez kilka sekund w jednej pozycji. Kiedy
wreszcie pojęła, co się stało, skoczyła do przodu i prawie przefrunęła
prz
ez pokój. Rzuciła się na niego z takim impetem, że upadł na
poduszki, a ona razem z nim. Objęła go za szyję i obsypała
pocałunkami.
– Wiedziałam, że ci się uda, wierzyłam w ciebie, przewidziałam –
mamrotała z ustami przy jego skórze, nie przerywając całowania.
– Mnie się udało, piccola mia, czy nam obojgu?
– No, może mam jakiś maleńki udział w twoim wielkim sukcesie –
zawtórowała mu śmiechem.
– Kiedy to się stało?
– Przed świtem obudziło mnie delikatne mrowienie. Stopniowo
przybierało na sile, w końcu rano powróciło mi czucie w stopach – mówił
szybko,
jego twarz promieniała szczęściem.
Serce Belli
zaczęło bić jeszcze szybciej. Wpatrywała się w niego
rozszerzonymi oczami, z trudem
powstrzymywała łzy szczęścia.
– Nawet nie śmiałam marzyć, że to nastąpi tak szybko. Co za
niespodzianka!
Zanim się zastanowiła, pocałowała go. W innej sytuacji nigdy nie
pozwoliłaby sobie na taką bezczelność jak wskoczenie cudzemu
narzeczonemu
do łóżka, ale teraz emocje wzięły górę nad rozsądkiem.
Kiedy jej usta dotknęły policzka, pokrytego kilkudniowym zarostem,
zapragnęła go dotykać, czuć smak i zapach jego skóry, pieścić wargami
muskularną szyję. Tylko chwileczkę – powtarzała sobie, ale nie mogła
się od niego oderwać. Szybko uciszyła wyrzuty sumienia. Wyjątkowa
okazja dawała świetny pretekst, żeby nacieszyć się bliskością
ukochanego.
Przylgnęła do niego całym ciałem, podciągnęła się wyżej i objęła
nogami muskularne udo. Świat zawirował wokół niej. Straciła rozum i
poczucie czasu,
płonęła z pożądania i wstydziła się tego. Z trudem
ko
ntrolowała oddech.
– Edward, ja...
– Znowu masz kłopoty z wymową, piccola mia? – skomentował z
wyraźnym rozbawieniem jej nieudaną próbę usprawiedliwienia.
Określenie ,,mała dziewczynka’’ nawet w najmniejszym stopniu nie
odpowiadało rzeczywistości. Pierwszy raz w życiu poczuła się kobietą.
Jeszcze raz podjęła próbę oderwania się od upragnionego mężczyzny,
ale para silnych dłoni przytrzymywała ją w talii.
– Przepraszam.
– Za co? Że się ucieszyłaś tak jak ja? Nie ma się czego wstydzić.
Nie miał racji. Jego uradowała wyłącznie poprawa stanu zdrowia,
podczas gdy jej podniecenie
miało w dużym stopniu charakter erotyczny.
– Jestem taki szczęśliwy.
– Ja też – próbowała mówić spokojnie, ale z trudem chwytała
powietrze, jak po biegu maratońskim.
– Widzę – odrzekł z szelmowskim uśmiechem.
Nie odpowiedziała. Wpatrywała się w rozchylone usta i ponad
wszystko pragnęła poczuć ich dotyk i smak.
– Ilu mężczyzn całowało te słodkie usteczka? – zapytał, jakby
odgadł jej marzenie.
Znów poruszył niewygodny temat. Nie powinien się aż tak bardzo
interesować jej przeszłością. Objął obydwoma rękami tył jej głowy. Nie
musiał jej przytrzymywać, i tak nie potrafiłaby się od niego oderwać.
Gorący, ruchliwy język dotykał jej warg, a potem zagłębił się we wnętrzu
jej ust. Zawsze
uważała taki rodzaj pocałunku za coś odrażającego, lecz
kiedy go doświadczyła, doznała niewysłowionego szczęścia.
– Edward! – Rozległ się ostry, kobiecy głos od strony drzwi.
Bella zesztywniała. Spadła z najwyższych szczytów erotycznego
uniesienia wprost na ziemię.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Bella
odchyliła głowę gwałtownym ruchem, Edward cofnął ręce, a
ona jednym susem odskoczyła jak najdalej od łóżka i pośpiesznie
poprawiła spódniczkę.
– Ty mała, zdradliwa żmijo! – Tanya aż się trzęsła z oburzenia.
Edward
wyprostował się i powiedział coś po włosku.
Kompletnie oszołomiona Bella zrozumiała tylko, że nie spodziewał
się, że narzeczona tak szybko wróci do Nowego Jorku. Dodał coś
jeszcze,
czego Bella również nie pojęła, ale Tanya pod wpływem tego,
co u
słyszała, zatoczyła się i popatrzyła na rywalkę z jeszcze większą
odrazą. Wyglądała jak ktoś, kto planuje morderstwo. Dopadła do łóżka i
krzyknęła:
– No jasne! Nie zamierzam tego dłużej tolerować, słyszysz?!
Zapewne usłyszał nie tylko on, ale i cały personel szpitala –
pomyślała Bella. Teraz piękna złośnica podeszła do niej.
– Nie jestem taka głupia, jak myślisz, wiem, że rzuciłaś się na
Edwarda. Nigdy nie uwierzę, że miał ochotę zabawić się z taką nędzną,
małą paskudą! Chciałaś, żeby dostrzegł w tobie kobietę, ale nigdy nie
będziesz wystarczająco kobieca dla kogoś takiego, jak on... nawet
sparaliżowany.
Trafiła w dziesiątkę. Nigdy się nią nie interesował. Każde słowo
rozsierdzonej piękności wbijało się w serce Belli jak zatruta strzała. W
dodatku faktycznie wy
korzystała radosną wiadomość, żeby rzucić się
cudzemu narzeczonemu na szyję i obsypać go czułościami, daleko
wykraczającymi poza przyjacielski uścisk. Inna rzecz, że wcale się nie
bronił. Odwzajemnił pocałunek, ale na pewno zrobił to bez
zastanowienia,
taka już męska natura. Już otworzyła usta, żeby się
usprawiedliwić, ale Tanya nie dała jej dojść do słowa.
– Albo pozbędziesz się tej wrednej suki, albo więcej mnie nie
zobaczysz.
Bella
nie miała wątpliwości, jaką decyzję podejmie Edward. Zawsze
ulegał narzeczonej. Przez ostatni rok wogóle się nie widywali. Tanya
zmusiła go nawet, żeby wyszedł z cmentarza przed końcem pogrzebu
ojca Belli.
– No i co? – Tanya wydęła pełne, błyszczące usteczka i wpatrywała
się w Edwarda. Potrafiła rozpłakać się na zawołanie.
– Myślę, że znasz moją odpowiedź.
Ostatnie słowa Bella usłyszała już na korytarzu. Oddaliła się na
chwiejnych nogach tak szybko,
jak tylko mogła. Gorące łzy paliły jej
policzki.
Podjął decyzję. Odeśle ją... chyba do wszystkich diabłów, bo od
wczoraj nie mia
ła dokąd pójść. Beznadziejna sytuacja życiowa nie
doskwierała jej tak bardzo, jak świadomość, że Tanya raz na zawsze
wyeliminowała ją z życia Edwarda. W pewnym momencie wydało jej się,
że Edward ją woła, ale uznała, że rozum odmawia jej posłuszeństwa po
pr
zeżytym szoku.
Bella padła na łóżko w pokoju hotelowym. Na szczęście Edward
wysłał Emmetta na konferencję bankową do Rzymu i mogła się wypłakać
i spakować w samotności. Podobnie czuła się po śmierci ojca: zraniona,
obolała, bezradna. Teraz czary goryczy dopełniło upokorzenie. Zasłużyła
na nie
– zachowała się bezwstydnie.
Jęknęła i schowała głowę pod poduszkę. Pragnęła ukryć się przed
całym światem, ale nie miała dokąd uciec od żalu i wstydu. Kto teraz
przypilnuje, żeby nie rzucił się w wir pracy i nie nadwerężał
nadwątlonych sił? Kto mu będzie towarzyszył przy terapiach?
Przekroczyła granice przyzwoitości, a Edward poniesie
konsekwencje. Nie była aż tak zadufana w sobie, żeby wierzyć, że nie
obejdzie się bez niej, ale potrzebował kogoś, kto by nad nim czuwał, a
samolubna
piękność nie nadawała się na pielęgniarkę.
Zadzwonił telefon. Nie znała tu nikogo, pomyślała, że to pewnie ktoś
z recepcji. Nie podniosła słuchawki, pogrążona we własnym cierpieniu. I
za
raz tego pożałowała. Przypomniała sobie, że personel szpitala
wiedział, gdzie mieszka. Emmett zaraz na początku pobytu zlecił
zainstalowanie specjalnej,
bezpośredniej linii telefonicznej, łączącej ich
apartament ze szpitalem. Może coś się stało?
Położyła się na plecach i starała się uspokoić. Długo zmagała się z
rozpaczą i wyrzutami sumienia. W końcu wstała i zaczęła się pakować.
W drugim
pokoju trzasnęły drzwi. Zdziwiła się, że Emmett już wrócił.
Konferencja miała się zakończyć dopiero następnego dnia. Wolałaby
wypłakać cały żal, zanim mu się pokaże, ale nie miała wyjścia. I tak
będzie musiała wyznać wszystko. Postanowiła załatwić to od razu.
Weszła do salonu i przetarła oczy.
Zam
rugała powiekami, przekonana, że ma halucynacje. Przed nią,
na wózku inwalidzkim siedział Edward. Miał groźną minę.
– Czemu nie podnosisz słuchawki?
– To ty dzwoniłeś?
– Uciekłaś. – Zarówno wyraz twarzy, jak i ton głosu świadczyły o
wielkim zdenerwowaniu.
– Myślałam, że tego właśnie chcesz. A Tanya z całą pewnością nie
życzy sobie mnie oglądać. Gdzie ona jest?
– Poszła – rzucił to jedno słowo i zacisnął usta.
– Przeze mnie – jęknęła w przekonaniu, że Edward przyszedł ją
oskarżać o spowodowanie konfliktu.
– Pogniewała się, ponieważ zabroniłem jej osądzać moich
przyjaciół.
– Wstyd mi, że rzuciłam ci się na szyję – przyznała i zagryzła wargi
prawie do krwi.
– Ucieszyłaś się z dobrej nowiny, tak jak i ja. Każda normalna,
czująca kobieta zareagowałaby w ten sposób na bliskość mężczyzny,
który ją pociąga. – Podjechał bliżej. – Chyba się nie mylę? Podobam ci
się, prawda?
– Tak. – Bella odwróciła głowę i zacisnęła pięści.
Z trudem p
owstrzymywała się, żeby go nie dotknąć. Starała się na
niego nie patrzeć. Nie zniosłaby pogardy w jego spojrzeniu. Była pewna,
że kobieta, która narzuca się zaręczonemu mężczyźnie, musi budzić w
nim niechęć. Poczuła dotyk mocnych palców na brodzie. Edward obrócił
jej twarz w swoim kierunku.
– Nie ma się czego wstydzić.
– A co z Tanyą?
– Już jej nie ma.
– Może jeszcze wróci. Nie wyprowadziłeś jej z błędu? Przecież
zdaje sobie sprawę, że to ja zawiniłam. Trzeba było ją przekonać, że ten
epizod nie ma dl
a ciebie żadnego znaczenia.
– Powiedziała, że nie ma ochoty wiązać się z kaleką.
Bella
upadła na kolana przed wózkiem, jakby powalił ją huragan.
Chwyciła jego ręce i przycisnęła je do piersi.
– Nie mówiłeś jej, że odzyskałeś czucie w nogach?
– Nieważne, co jej powiedziałem. Tanya należy do przeszłości.
Klamka zapadła.
Bella
milczała. Dręczyło ją jeszcze większe poczucie winy i
bezsilności. Edward odwrócił głowę i ujrzał przez otwarte drzwi sypialni
walizkę na łóżku.
– Zamierzałaś wyjechać? – zapytał oburzony. – Nie jestem jeszcze
zdrów, a ty obiecałaś, że na razie nie wrócisz na uniwersytet.
– Nawet gdybym chciała, to nie mogę – oznajmiła cierpko. – Zwolnili
mnie.
Nagle zdała sobie sprawę, że znów znalazła się niebezpiecznie
blisko Edwarda
. Jej ręce wbrew woli wyciągały się ku niemu, ale w porę
opanowała się i przycisnęła je do bioder. Nie zdążyła się odsunąć, bo
Edward
złapał ją, posadził sobie na kolanach i popatrzył głęboko w oczy.
– Zwolnili cię?
– Tak, jestem teraz wolna jak ptak, ale bez dachu nad głową. –
Próbowała się uśmiechnąć, ale wypadło to bardzo nieszczerze, raczej
się skrzywiła, jak do płaczu. Utraciła doskonałą posadę i służbowe
mieszkanie.
– Mogę zostać z tobą tak długo, jak zechcesz.
– A Renata?
Bella
posmutniała jeszcze bardziej. Po śmierci ojca macocha
oświadczyła, że nie życzy sobie żadnych kontaktów z pasierbicą ani z
nikim z jej rodziny.
– Dwa miesiące po śmierci taty sprzedała dom razem z całym
dobytkiem i wyjechała na francuską Riwierę z jego byłym studentem.
– Jak śmiała dysponować rodzinnym majątkiem! – oburzył się
Edward
. Oczy mu pociemniały.
Pochodził z tradycyjnej rodziny, przywiązanej do dawnych wartości.
Ród Cullenów mieszkał od ponad stu lat w tej samej willi w Mediolanie.
Według jego pojęć, Renata dopuściła się niewybaczalnej zbrodni. –
Gdzie w takim razie mieszkałaś?
– Słucham? – Miała coraz większe kłopoty z koncentracją.
Rozkoszowała się bliskością ukochanego, całą powierzchnią skóry
chłonęła promieniujące od niego ciepło. – Ach, tak, w służbowym
mieszkaniu, w miasteczku akademickim. Wczoraj
musiałam zabrać
stamtąd wszystkie rzeczy.
– Jesteś bezdomna? – Zrobił wielkie oczy, jakby dowiedział się, że
ona śpi pod mostem.
– Niezupełnie. Na razie mieszkam tutaj. Potem poszukam sobie
cz
egoś. Kiedy już nie będę ci potrzebna jako psychoterapeutka – dodała
z goryczą.
– Nie ma mowy.
– Nie przejmuj się. Zaczęłam prowadzić samodzielne życie w wieku
osiemnastu lat, od kiedy
wyjechałam na studia, i jakoś sobie zawsze
radziłam. Renata nie chciała, żebym przyjeżdżała do domu nawet na
wakacje.
– Nic dziwnego, że tak chętnie spędzałaś lato u moich rodziców.
– To wspaniali ludzie.
– O tak, ale ty też jesteś wyjątkowa.
– To samo mogę powiedzieć o tobie. – Słowa uznania sprawiły, że
krew zaczęła szybciej krążyć w jej żyłach, a na usta powrócił uśmiech.
– Czy cenisz mnie na tyle wysoko, żeby dzielić ze mną życie?
– Słucham? – powtórzyła.
Nie była w stanie nic więcej powiedzieć. Kręciło się jej w głowie,
brakowało powietrza.
– A może nie chcesz się wiązać z kaleką, tak jak Tanya?
Nienawistne słowo zabrzmiało jak najstraszliwsza obelga. Zacisnęła
dłoń w pięść i postukała nią kilkakrotnie w pierś Edwarda.
– Nie waż się myśleć o sobie w ten sposób! Nawet gdybyś miał
pozostać sparaliżowany do końca życia, dla mnie zawsze będziesz
stuprocentowym
mężczyzną. Poza tym wyzdrowiejesz.
– Skoro w to wierzysz, wyjdź za mnie.
O mało nie zemdlała. Do tej pory Edward wydawał jej się księciem z
bajki. Nawet nie śmiała marzyć o oświadczynach. Gorączkowo
próbowała znaleźć logiczne wyjaśnienie niespodziewanej propozycji.
– Wcale tego nie chcesz, działasz pod wpływem emocji. Tanya cię
upokorzyła, ale to nie powód, żeby żenić się z niekochaną kobietą.
– Osiągnąłem odpowiedni wiek do małżeństwa, pragnę zostać
ojcem, mama nie może doczekać się synowej. Nie wydaje ci się, że
widziałaby ciebie w tej roli? Wyjedź ze mną do Włoch.
– Oczywiście, że pojadę, ale nie musisz się żenić, żeby mnie skłonić
do wyjazdu.
– A dzieci? Wolałabyś nieślubne?
Policzki Belli
oblały się rumieńcem.
– Nie bardzo rozumiem.
– Pragnę mieć dzieci, czy to takie dziwne?
– Ale...
– Ale mogę zrealizować mój zamiar tylko za pomocą sztucznego
zapłodnienia.
Bella wiedziała, że Edward byłby wspaniałym ojcem. Rozumiała też,
ile kosztowało go przyznanie się do własnej niemocy, jak bardzo
ci
erpiała jego męska duma.
– Nie ulega wątpliwości, że wyzdrowiejesz. Nie wiadomo, ile potrwa
rekonwalescencja, ale wkońcu odzyskasz sprawność – próbowała dodać
mu otuchy, ale wid
ziała, że go nie przekonała.
Zakazane, niedopuszczalne myśli powoli torowały sobie drogę do jej
podświadomości. Zaczęła śnić na jawie o przyszłym szczęściu, o
upragnionym,
choć wymuszonym przez okoliczności, małżeństwie.
Zapragnęła nosić jego dziecko pod sercem, a później na rękach. Ta
czarowna, prawie
nierealna wizja całkowicie zawładnęła jej umysłem.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Edwarda:
– To nieprzyjemna procedura. Może się boisz?
– Nie, ale... – Odetchnęła głęboko i starała się pokonać własne
marzenia.
Edward położył jej palec na ustach.
– Rozważ moją propozycję.
Skinęła głową w milczeniu. Rozpaczliwie pragnęła go poślubić. Poza
tym, pomimo wszelkich
wątpliwości, nie mogła mu sprawić zawodu po
tym,
jak zraniła go Tanya.
– A kiedy będziesz się zastanawiać, przypomnij sobie tę chwilę –
szepnął i pocałował ją w usta.
Po całej skórze Belli przebiegły elektryczne impulsy. Kiedy Edward
dotknął jej ust, rozchyliła je zachłannie. Gwałtownie pragnęła jeszcze
większej bliskości. Serce biło jej coraz szybciej. Przycisnęła się do niego
i poczuła, jak para gorących dłoni wślizguje się pod sweterek, rozpina
stanik i dotyka
obnażonych piersi. Nigdy wcześniej nie pozwoliła
mężczyźnie na taką poufałość, ale Edward mógł zrobić wszystko.
Zręczne palce pieściły nabrzmiałe sutki. Krzyknęła z rozkoszy. Uciszył ją
pocałunkiem. W pewnym momencie oderwał usta od jej twarzy. Nie
mogła pozwolić, żeby przestał ją całować. Nie teraz, nie w takiej chwili.
– Jesteś taka wrażliwa – wyszeptał, nie przerywając pocałunków.
Jej golf nie pozwalał mu zapuścić się zbyt daleko.
– Zdejmij to – poprosił i, nie czekając na odpowiedź, delikatnymi
ruchami podciągnął dzianinę do góry i rzucił na podłogę.
Wpatrywała się w niego onieśmielona, oszołomiona. Pierwszy raz w
życiu mężczyzna dotykał jej nagiej skóry. Gorące oczy Edwarda
wpatrywały się intensywnie w jej obnażone piersi. Czuła, jak się
powiększają pod wpływem spojrzenia tych rozszerzonych źrenic o
barwie roztopionej stali. Zmieszana,
odwróciła wzrok, spojrzała na
skłębioną garderobę na dywanie i zakryła dłońmi wstydliwe miejsca.
– Pozwól mi patrzeć. – Edward delikatnie chwycił ją za nadgarstki w
taki sposób, że równocześnie dotykał skóry pod biustem. Bella nie mogła
złapać oddechu. Nie miała siły więcej protestować.
– Ale... – zaczęła nieśmiało.
– Chcesz tego – stwierdził stanowczo. Przez cały czas nie
spuszczał z niej wzroku. – Podnieca cię to, że oglądam skarby, których
nikt przede
mną nie widział.
Potrząsnęła energicznie głową, ale jego wzrok pobudzał zmysły
równie silnie, jak dotyk. Pozwoliła mu odciągnąć ręce i odsłonić pasek
białej skóry.
– Bella – powiedział z zachwytem i objął ją ramieniem. – Bella mia.
Oczy Bella
zwilgotniały ze wzruszenia. Dłonie Edwarda wędrowały
po całym ciele. Patrzyła, jak pochyla głowę ku wezbranej piersi i chwyta
wargami
sutek. Po całym jej ciele przebiegł dreszcz, później następny i
jeszcze jede
n. Czuła, jak wzbiera w niej nowa, nieznana dotąd energia,
jak koncentruje się i poszukuje ujścia, jakby zaraz miała eksplodować,
a później pogrążyć się w słodkiej nirwanie szczęścia. Spełniona, a
równocześnie spragniona nieznanych jeszcze doznań, krzyknęła:
– Proszę, Edward, proszę!
Przyjmowała pieszczoty i pragnęła jeszcze więcej. Spełniały się jej
najśmielsze marzenia. Ten, o którym śniła od wielu lat, zamknął ją w
uścisku. Czuła na sobie jego zapach i dotyk. Gorąca dłoń wędrowała w
górę wzdłuż łydki, dotknęła wrażliwej skóry pod kolanem i przesuwała się
coraz wyżej wzdłuż wewnętrznej strony uda. Bezwiednie rozchyliła nogi i
ułatwiła mu dostęp do najwrażliwszych miejsc. Pieścił ją przez cienki
jedwab majteczek.
– Co robisz?
– Kocham cię.
Z c
ałego serca pragnęła wierzyć, że usłyszała najprawdziwsze
wyznanie miłosne. Nawet jeżeli tylko wmówiła sobie tę miłość, nie
chciała pozbyć się złudzenia, że jest dla niego najważniejszą osobą
na świecie, przynajmniej w tym momencie.
Nagle Edward
odsunął ją od siebie. Ma mnie dość – pomyślała z
mieszaniną pożądania i żalu. Nie zdążyła pogrążyć się w rozpaczy,
ponieważ Edward rozsunął zamek spódnicy. Czerwono-czarny skrawek
materiału opadł na podłogę, a w ślad za nim podążyły majteczki.
Rozpaczliwie pragnęła znaleźć się znowu w jego ramionach. Objął ją,
przycisnął do siebie, wsunął dłoń między uda i dotykał wrażliwych
miejsc. Ciało Belli znów stanęło w płomieniach, biodra falowały, serce
waliło z całej siły. Zdawało jej się, że stoi na skraju przepaści. Nie
wiedziała, czy powinna się wycofać, czy skoczyć w nieznaną, lecz jakże
pociągającą głębinę.
– Nie bój się – powiedział łagodnie, jakby odgadł jej obawy – Chcę
uczynić cię szczęśliwą. Pokaż, że mi się udało.
Całował ją długo, zachłannie. Pogrążyła się bez reszty w otchłani
rozkoszy. Przyjmowała każde dotknięcie w upojeniu, w zatraceniu, w
zachwycie.
Miała ochotę mu to powiedzieć, lecz nie umiała, żadne słowa
nie oddałyby tego, co czuła. Łapczywie chwytała powietrze, aż wkońcu,
wyczerpana, opadła mu na pierś i wsparła głowę o mocne ramię. Edward
przytulił ją, zawiózł do sypialni, ułożył na łóżku i przykrył kocem.
– Śpij dobrze. Jutro porozmawiamy.
Bella
obudziła się przed świtem. Odchyliła prześcieradło i
uświadomiła sobie, że spała bez koszuli. Odtworzyła w pamięci
wydarzenia poprzedniego
dnia, własną nagość, zapamiętanie i gorączkę
zmysłów. Edward doprowadził ją do szaleństwa za pomocą samych rąk,
nie zdejmując garnituru. Nie złączyli się naprawdę, lecz nawet to
niepełne zbliżenie przekroczyło najśmielsze erotyczne fantazje Belli na
temat ukochanego. Nawet gdyby miała go już nigdy nie zobaczyć,
wspomnienie tej cudownej
chwili osłodzi jej długie lata samotności.
Wewnętrzny głos przypomniał przewrotnie, że nie jest skazana na
rozstanie. Zaproponował jej małżeństwo bez zastanowienia, ale honor
nie pozwoli
mu cofnąć danego słowa. Tanya go porzuciła, a on,
okaleczony i częściowo unieruchomiony, rozpaczliwie potrzebował
potwierdzenia,
że nadal podoba się kobietom. Nie rozumiała, jak tak
olśniewający mężczyzna mógł zwątpić w swą atrakcyjność. Już na sam
jego widok pod Bell
ą uginały się kolana, a uderzeniowe dawki hormonów
krążyły w żyłach, gdy tylko przekroczyła próg jego pokoju.
Jej skóra pamiętała dotyk gorących dłoni. Pogłaskała miejsca, które
pieścił poprzedniego dnia. Czuła pod palcami to samo ciało co dawniej, a
jednak
już jakieś inne – świadome, dojrzałe, wyzwolone.
Edward ofiarował jej nowe życie. Uczynił ją kobietą i była mu za to
wdzięczna. Uznała, że powinna dać mu coś w zamian, a właściwie
zwrócić to, co ofiarował w chwili załamania – wolność. Mogła teraz
spełnić najskrytsze marzenia, ale nie miała sumienia wykorzystywać
słabości chorego człowieka, żeby wciągnąć go w pułapkę małżeństwa.
Bezlitośnie zdławiła pokusę zatrzymania go przy sobie. Postanowiła nie
zostawiać mu czasu na rozpamiętywanie konsekwencji niefortunnej
propozycji i jak
najszybciej zwrócić mu słowo.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Bella
ubierała się dłużej niż zwykle. Po namyśle odrzuciła
mi
nispódniczkę z irchy i krótki żakiecik, jako zbyt wyzywające. Włożyła
drelichową spódnicę za kolana i bluzkę z rękawami z jedwabnej surówki.
Włosy związała na karku w prosty, ciężki węzeł. Spojrzała w lustro z
dezaprobatą. Ten skromny strój wydał jej się równie niestosowny jak
poprzedni.
Pomyślała, że przebiera się za pensjonarkę po tym, jak wiła
się naga i łkała z rozkoszy w ramionach Edwarda. Nie miała odwagi
spojrzeć mu w oczy, ale postanowiła dłużej nie zwlekać i jak najszybciej
się z nim rozmówić.
Zapukała głośno i czekała, aż poprosi ją do środka. Pokój w
prywatnej klinice bardziej przypominał wnętrze hotelowe niż szpitalne.
Edward
siedział przy biurku, przebrany już w strój gimnastyczny:
króciutkie spodenki i elastyczny podkoszulek, i patrzył w ekran
komputera. Wyglądał oszałamiająco.
Bella
słyszała własny przyspieszony oddech. Najchętniej zerwałaby
z siebie ubranie, padła mu w ramiona i błagała o powtórkę z
wczorajszego wieczoru.
Resztką woli stłumiła nieprzystojne pragnienia.
Przywitała się i usiadła na krześle. Edward odwrócił fotel w jej kierunku.
– Buona mattina. Dobrze spałaś?
– Taaak – wykrztusiła przez ściśnięte gardło.
Nie potrafiła zdobyć się na obojętny ton.
– Położyłaś się do łóżka kompletnie wyczerpana.
–W srebrzystoszarych oczach pojawił się błysk satysfakcji.
– Postarałeś się o to. – Spuściła oczy.
– Chyba cię przekonałem, że jako mąż potrafię cię zadowolić. –
Twarz Edwarda
promieniowała teraz nieskrywaną dumą.
Zrobiło się jej przykro, że wykorzystał ją, żeby udowodnić sobie, że
pomimo choroby żadna mu się nie oprze, lecz równocześnie zakochane
serce rosło z radości, że pomogła załamanemu, nieszczęśliwemu
człowiekowi uwierzyć w siebie. Pomimo wpływu, jaki na nią wywierał, nie
zapomniała, po co przyszła. Postanowiła tak pokierować rozmową, by
nie poczuł się odrzucony, ale żeby sam zrozumiał swój błąd i wycofał się
z niefortunnej propozycji bez szwanku na honorze.
– Wcale mnie nie chcesz. Rozstaliście się z Tanyą w złości, ale ona
się uspokoi, przemyśli swoje postępowanie i wróci. Nie możesz się
wiązać z kimś, kogo nie kochasz.
– Tanya należy do przeszłości. A ty do przyszłości. – Spojrzał na nią
surowo.
– Nie zamierzam dłużej na ten temat dyskutować.
– Ale...
– Nie kłóć się. Chcesz za mnie wyjść.
Bella zaniemówiła. Edward kolejny raz dał pokaz
nieprawdopodobnej arogancji. Postanowiła go ukarać.
– Ty to powiedziałeś, nie ja. A jeszcze niedawno wykorzystałeś
mnie, żeby wzbudzić zazdrość narzeczonej. Dotykałeś mnie, wiedząc, że
nas nakryje,
i nie puściłeś mojej ręki, kiedy weszła. Może wczoraj
pocałowałeś mnie z tego samego powodu?
Edward otworzy
ł szeroko oczy ze zdumienia.
– Uważasz mnie za ostatniego drania?! – wykrzyknął i zamilkł na
chwilę. Szybko opanował gniew i dodał już spokojniej: – Nie przeczę,
każdy mężczyzna lubi, jak kobieta jest o niego zazdrosna, ale nie
planowałem takiego scenariusza. Ja, Edward Cullen, nie muszę uciekać
się do jakichś podłych sztuczek, żeby wzbudzić zainteresowanie.
– Zarówno podniesiony głos, jak i urażona mina świadczyły o tym, że nie
poczuwa się do winy.
Bella
nie wiedziała, jak zatuszować nietakt. Przez minutę
wpatrywała się w jego ramiona. Wskazała ruchem głowy naprężone
bicepsy.
– Trenujesz z ciężarkami?
Nieporadna próba rozładowania niezręcznej sytuacji najwyraźniej go
rozbawiła. Odprężył się nieco.
– Chyba mamy ważniejsze sprawy do omówienia, prawda? Mam
nad
zieję, że nie zależy ci na wystawnym weselu.
– Nie. –A w myślach dodała: pod warunkiem, że naprawdę mnie
chcesz.
– W takim razie pobierzemy się przed wyjazdem do Włoch.
– Nie przyjęłam twoich oświadczyn, nie potraktowałam ich serio.
Naprawdę nie trzymam cię za słowo.
– Za to ja, jak najbardziej.
Zmysłowy ton jego głosu wywołał w umyśle Belli wysoce
niestosowne skojarzenia. Speszona,
spuściła oczy. Edward, doskonale
świadomy efektu, jaki wywołał, bezlitośnie przypomniał:
– Pozwoliłaś mi się wczoraj kochać. To zobowiązuje.
– Niekoniecznie. W dzisiejszych czasach seks pozamałżeński to
codzienność.
– Ale nie dla ciebie.
Arogancja Edwarda coraz bardziej drażniła Tanyę. Miała ochotę
trochę zbić go z tropu.
– Skąd ta pewność? To, że pozostałam dziewicą, nie oznacza, że
nikt mnie nie dotykał – droczyła się, niepomna poprzedniego wybuchu
zazdrości.
I oczywiście doigrała się kolejnej, jeszcze gwałtowniejszej awantury i
drobiazgowego przesłuchania. Przez chwilę zastanawiała się nad
przyczyną jego reakcji. Chociaż przeżyła już podobną scenę, po
wczorajszych, chłodnych i logicznych oświadczynach nie podejrzewała
go o zaangażowanie emocjonalne. Doszła do wniosku, że porzucony i
chory, potrzebuje więcej dowodów zainteresowania niż zdrowy
mężczyzna. A nic tak nie podbudowuje męskiego ego, jak świadomość,
że jest dla kobiety pierwszym i jedynym. Postanowiła zaspokoić jego
próżność i powiedziała to, na co czekał. Zapytał jeszcze parę razy o
doświadczenia z przeszłości, a ona zapewniała go cierpliwie, że
wcześniej nie spotykała się z nikim i tylko się droczyła, bo wyprowadził ją
z równowagi. Wreszcie ochłonął, puścił ją i delikatnie pogładził po ręce.
– Nigdy więcej nie drażnij się ze mną w ten sposób.
– A ty przestań się zachowywać jak despota.
Edward udał, że nie usłyszał ostatniej uwagi i dyplomatycznie
zmienił temat:
– Wypiszą mnie w przyszłym tygodniu. Załatwiłem sobie świetnego
rehabilitanta do domu.
Wkrótce wyjedziemy.
Swoim zwyczajem nie zapytał jej o zdanie. Przypomniała sobie, po
co przyszła. Miała go przekonać, że małżeństwo bez miłości
unieszczęśliwi ich oboje.
– Czy nadal kochasz Tanyę?
Odjechał na drugi koniec pokoju z zawziętym wyrazem twarzy.
– Czemu bez przerwy się o nią dopytujesz?
– Zraniła cię, ale to nie powód, żeby wiązać się z niekochaną
kobietą. Nie chcę wyjść za kogoś, kto wzdycha do innej.
– Już jej nie ma. Ty jesteś ze mną i kochasz mnie, prawda?
Znowu ją zdenerwował.
– Jakim prawem wkładasz mi w usta słowa, których nie
wypowiedziałam? Nie dam ci odpowiedzi, póki się nie dowiem, dlaczego
nalegasz na ślub.
– Już ci mówiłem. Nie lubię się powtarzać. – Po czym powtórzył
słowo w słowo logiczne argumenty z poprzedniego dnia, punkt po
punkcie, prócz jednego, na który podświadomie czekała.
Bella
jeszcze wielokrotnie wypytywała o powód nieoczekiwanych
oświadczyn, ale nie doczekała się upragnionego wyznania. Edward
zakończył swój wywód w taki sposób:
– Zobaczysz, że nam się uda. Będziesz dobrą żoną i wspaniałą
matką. Znasz moje ograniczenia i umiesz się ze mną obchodzić. Nie
oczekujesz
więcej, niż mogę dać.
Nie miał racji. Najbardziej pragnęła właśnie tego, czego nie mogła
otrzymać: uczucia. Lecz w jego wypowiedzi, precyzyjnej jak naukowe
twierdzenie,
jedno zdanie chwyciło ją za serce: ,,Znasz moje
ogranicz
enia’’. Zdawała sobie sprawę, że dokonał wyboru, opuszczony
prz
ez tą, którą kochał, i załamany kalectwem. Ale wiedziała też, ile
kosztowało go to wyznanie. I to właśnie jej dumny Edward Cullen
przyznał się do słabości i lęku.
Propozycja małżeństwa oznaczała w gruncie rzeczy tyle, co prośba
o zrozumienie i pomoc. Nie m
ogła dokopać leżącemu, mimo wszelkich
wątpliwości musiała przyjąć te dziwne oświadczyny. Uczciwie mówiąc,
nie kierowała się jedynie miłosierdziem. Rozpaczliwie pragnęła rodziny,
własnego miejsca na ziemi, własnego domu. Po śmierci matki czuła się
osamotnio
na, macocha zagarnęła ojca wyłącznie dla siebie i
wyeliminowała Bellę z życia rodzinnego.
Bella należała wprawdzie do innej sfery niż klan Cullenów, ale znała
ich i miała nadzieję, że ci serdeczni ludzie otworzą przed nią drzwi i
serca
i zaakceptują jako synową. Zatrzyma ukochanego przy sobie, a
gdy na świat przyjdą dzieci, otrzyma jeszcze większy dar – maleńkie
istotki do kochania.
– Wyjdę za ciebie – powiedziała.
Emmett
wrócił późnym wieczorem. Bella siedziała w fotelu, oglądała
film w telewizji i spoglądała na niego ukradkiem. Wiedziała, że był u
brata, i niecierpliwie czek
ała, co powie o planowanym małżeństwie.
Ale on się wcale nie śpieszył. Zdjął płaszcz, powiesił go na oparciu
sofy, zajął miejsce naprzeciwko niej i przez dłuższy czas spoglądał na
nią w milczeniu. Sekundy dłużyły się. W końcu zagadnął:
– Wychodzisz za Edwarda? Co za nagła odmiana. Jeszcze wczoraj
chciał się żenić z Tanyą.
Bella poczuła, że policzki jej płoną.
– Nie zastawiałam na niego sideł – powiedziała cicho, ze wzrokiem
wbitym w podłogę.
– Ale go pochwyciłaś. I dobrze.
Bella
nadal miała wątpliwości. Biła się z myślami, odkąd opuściła
klinikę. Zagryzła wargi prawie do krwi.
– Nie jestem pewna, czy to najlepszy pomysł. On mnie tak
naprawdę nie chce.
– Zapewniał, że tak.
– Może pragnie mieć mnie przy sobie teraz, kiedy nie może chodzić,
a Tanya
zerwała zaręczyny. Ale kiedy ochłonie, zrozumie, że podjął
pochopną decyzję i pożałuje.
Uśmiech zniknął z twarzy Emmetta. Pochylił się do przodu i
popatrzył jej w oczy.
– Nieprawda. Potrzebuje cię nie tylko w chwili słabości. Zawsze
byłaś mu potrzebna, ale uświadomił to sobie dopiero wtedy, kiedy
zanosiło się na to, że utraci cię na zawsze. Wiem też, co ty do niego
czujesz. Uważam, że wybrał najlepsze rozwiązanie.
Bella zrozumi
ała, że Edward opowiedział mu o incydencie w
szpitalu, i spuściła głowę.
Popatrzyła na przyszłego szwagra smutnymi oczami. Nie potrafił
pojąć najprostszych rzeczy, jak wszyscy mężczyźni. Cóż z tego, że
chwyciła się jedynej szansy, żeby zatrzymać przy sobie ukochanego,
skoro naw
et wtedy, gdy prosił o rękę, nie potrafił udawać, że coś do niej
czuje. Gdyby powtórzyła Emmettowi wywód brata, poparłby wszystkie
jego argumenty, jak na posiedzeniu zarządu firmy. Dorównywał mu pod
każdym względem, arogancją również. Uznała, że nie ma sensu mu się
zwierzać, i tak by jej nie zrozumiał. Emmett też najwyraźniej dążył do
zakończenia dyskusji na niewygodny temat.
– Pochwalam waszą decyzję. Będziesz miała nowych rodziców i
nowego brata.
– Postukał się palcem w pierś i uśmiechnął. – Czy mogłaś
lepiej
trafić?
Zignorowała żart, nie roześmiała się. Patrzyła na niego bezradnie.
Chyba zrobiło mu się jej żal, bo wyciągnął rękę i dodał:
– Koniec dyskusji. Przestań rozdzielać włos na czworo. Wszystko
się ułoży.
Uśmiechnęła się bez przekonania. Cieszyła się, że Emmett
z
aakceptował jej związek z Edwardem. Ale czy pobłogosławią go
rodzice? Czy nie będą podejrzewać, że wykorzystała chorobę syna, żeby
go
zdobyć? Tej nocy i jeszcze przez dwie następne nie mogła zasnąć i
długo przewracała się na łóżku z boku na bok. A trzeciego dnia brali
ślub.
– Mama się wścieknie – denerwował się Emmett. – Uroczystość w
urzędzie?
– Jakoś się z tym pogodzi – odrzekł spokojnie pan młody.
Minęły trzy dni od oświadczyn. Siedzieli w poczekalni urzędu stanu
cywilnego i czekali na swoj
ą kolej.
– O ile znam naszą mamę, uprze się, żeby urządzić wam wielkie
wesele z gośćmi, muzyką i zaślubinami w kościele, jak każe tradycja.
– Proszę bardzo. – Edward wzruszył ramionami – Ale musi
poczekać, aż będę w stanie dojść do ołtarza o własnych siłach.
Argument wy
dawał się logiczny, ale myśl, że Edward nie wierzy w
całkowity powrót do zdrowia i poprosił ją o rękę w obawie, że inna go nie
zechce,
zatruwała umysł Belli. Nie kocha mnie – myślała z goryczą –
potraktował jak zło konieczne. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.
Mechanicznie powtarzała słowa przysięgi, wpatrując się w skromny
bukiecik białych róż. Przyszła kolej na Edwarda. Zanim przysiągł jej
wierność, wyciągnął rękę, odwrócił jej twarz ku sobie i wymawiał każde
słowo z powagą, patrząc jej prosto w oczy. Zabrzmiało to uroczyście i
szczerze. Bella
była naprawdę poruszona. Urzędnik pozwolił panu
młodemu pocałować żonę. Całował tak słodko i czule, że Bella przestała
się zamartwiać i zapragnęła jeszcze więcej. Po trzech koszmarnych
nocach i trzech dniach spędzonych na bezowocnych rozważaniach
doznała nareszcie ukojenia.
Emmett
pogratulował im, objął brata i ucałował w oba policzki z
typową włoską spontanicznością. Następnie podniósł Bellę do góry i
zawołał:
– Witaj w rodzinie, siostrzyczko!
Bella
objęła go za szyję, podziękowała i popatrzyła na Edwarda.
Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
Lot do Me
diolanu trwał osiem godzin. Edward w samolocie nie
odezwał się do niej ani słowem. Cały czas pracował, a na nią w ogóle nie
zwracał uwagi. Oderwał się od komputera dopiero wtedy, gdy śliczna,
ciemnowłosa stewardesa nadeszła z obiadem. Podając Belli talerz,
przechyliła się tak, że otarła się o pierś Edwarda, a on obdarzył ją
promiennym
uśmiechem.
Przybyli
do Mediolanu przed świtem. Urażona Bella nie usiadła w
samochodzie obok męża, lecz naprzeciwko i w milczeniu patrzyła w
ciemności za oknem. Edward od czasu do czasu posyłał jej badawcze
spojrzenie, w końcu zagadnął:
– Rodzice wrócą w przyszłym tygodniu. Cieszysz się, że zobaczysz
mamę?
– Oczywiście – odparła, nie odrywając nosa od szyby.
– Nie wyglądasz na uszczęśliwioną.
– Jestem zmęczona – odburknęła.
Tak naprawdę obawiała się reakcji teściów. Poza tym chciała ukarać
Edwarda za ignorowanie jej w samolocie i uwodzenie stewardesy.
Zagadnął ją jeszcze parę razy i otrzymał równie zdawkowe albo zgoła
opryskliwe odpowiedzi. Wkrótce doszło do sprzeczki.
Andre obserwował pierwszą małżeńską kłótnię początkowo z
rozbawieniem, potem z niesmakiem,
wkońcu, znużony, postanowił
rozładować sytuację. Zaczął snuć plany przygotowań do powrotu
rodziców i już za chwilę dwaj mężczyźni żywo dyskutowali, zapominając
o nieporozumieniu. I o kobiecie,
która siedziała naprzeciwko z ponurą
miną, pewna, że nowo poślubiony małżonek już żałuje swego kroku.
Podjec
hali pod dom Cullenów. Bella wysiadła i chciała zaczekać na
męża, ale kazał jej wejść do środka. Odwróciła się na pięcie i wykonała
polecenie. Od razu skierowała się do pokoju, w którym mieszkała
podczas wakacji. Wolała nie ryzykować, że małżonek wyrzuci ją ze
swojej sypialni.
Zawiązała na głowie turban z ręcznika i weszła pod
prysznic, żeby zmyć z siebie zmęczenie, kurz i przykre wspomnienia z
podróży. Po kąpieli usiadła przed lustrem i powyjmowała spinki z
francuskiego
koka. Do pokoju wjechał Edward.
– Co ty tu, do diabła, robisz? – zapytał ze złością.
– Czeszę się.
Odpowiedziała jej cisza. Przerzuciła włosy przez ramię,
wyszczotkowała, rozdzieliła na trzy pasma i zaczęła splatać warkocz.
– Nie rób tego!
Zaskoczona Bella
zastygła w bezruchu. Miała po dziurki w nosie
rozkazów i poleceń. Wpatrywała się w odbicie własnej twarzy, z˙eby nie
patrzeć na pana i władcę.
– Jakie to piękne... – Tym razem Edward przemawiał łagodnie, głos
drżał mu ze wzruszenia. Wyciągnął rękę i rozplótł niedokończony
warkocz.
– Zawsze chciałem zobaczyć je rozpuszczone, ale nawet
nie śniłem, że są aż tak wspaniałe.
Wstrzymała oddech i spojrzała na niego przez gęstą, kasztanową
zasłonę. Nosiła długie włosy ze względu na pamięć matki. Zawsze
prosiła córkę, żeby ich nie obcinała. Po jej śmierci Bella nadal nie
chodziła do fryzjera, a przy porannej toalecie wspominała mamę i miała
wrażenie, że znowu są razem. O tym, że Edward się zachwyci jej
włosami, nawet nie myślała. Tymczasem on naprawdę pożerał ją
wzrokiem..
– Naprawdę ci się podobają? – spytała z niedowierzaniem.
– Chodź do mnie. – Wyciągnął ręce, żeby wziąć ją na kolana, ale
odskoczyła do tyłu.
– Jestem zmęczona, chciałabym się położyć.
– Tutaj? – Wyprostował się. Nawet na wózku inwalidzkim wyglądał
imponująco.
– Co za różnica? – Starała się przybrać obojętny ton. Uważała, że
skoro jej nie kocha, nie obchodzi
go, gdzie będzie spała.
Edward
gwałtownie odchylił głowę, jakby wymierzyła mu policzek.
– Rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić prawdziwą noc poślubną w
moim obecnym stanie. Dzieli
ć ze mną łóżko, to żadna przyjemność.
– Nie to miałam na myśli...
Nie pozwolił się jej wytłumaczyć.
– Nieważne. I tak nie mogę spełnić obowiązków małżeńskich. Moje
inwalidztwo wyklucza poczęcie.
Bella
zaniemówiła. Widziała, jak odwrócił wózek i odjechał, ale nie
była w stanie go zawołać. Każde słowo bolało jak smagnięcie biczem.
Powlokła się do łóżka, wyczerpana, jak stara kobieta umęczona życiem.
Edward
nazwał najpiękniejsze miłosne uniesienia obowiązkiem. Pewnie
gardził nią już wtedy, gdy obsypywała go pocałunkami i drżała ze
szczęścia w jego ramionach. Bella miała rację: nie podobała mu się i
dlatego właśnie się z nią ożenił. Gdyby ją kochał, cierpiałby, że nie może
jej posiąść. W nieatrakcyjnej żonie widział jedynie przyszłą matkę swoich
dzieci. To oznac
zało, że nawet kiedy powróci do zdrowia, ich związek na
zawsze pozostanie chory.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Edward
siedział na balkonie i obserwował, jak Bella i Emmett
pluskają się w basenie. Para rówieśników bawiła się razem już w
dzieciństwie, ale teraz unieruchomiony Edward nagle zobaczył w bracie
pełnosprawnego rywala. Poczuł ukłucie zazdrości, jakiego nigdy nie
zaznał przy Tanyi, chociaż piękną modelkę wiecznie otaczał tłum
mężczyzn. W żonie nie był przecież zakochany, lecz wierzył, że ona go
kocha.
Znał ją od urodzenia. Ich matki przyjaźniły się od najmłodszych lat.
Matka Belli, Renee
, wyszła za amerykańskiego profesora i wyjechała z
nim do
Stanów. Jego matka po ślubie wyjechała do Mediolanu, ale nadal
utrzymywały kontakt. Obie rodziny spotykały się i wzajemnie gościły.
Kiedy Renee
zmarła, a wdowiec ponownie się ożenił, Bella przyjeżdżała
do Włoch jeszcze częściej. W przeciwieństwie do Tanyi nie była
kokietką. Piękna modelka wodziła go za nos i używała swych wdzięków,
żeby nim manipulować. Edward przejrzał na oczy jeszcze przed
wypadkiem, kaprysy przewrotnej piękności coraz bardziej drażniły go i
męczyły. Po małżeństwie z prostolinijną Bellą nie spodziewał się wielkich
uniesień, lecz spokoju i normalności, jak żeglarz, który po sztormie dotarł
do bezpiecznego p
ortu. Pierwsza zjawiła się w szpitalu, nie odchodziła
od jego łóżka, gdy leżał w śpiączce, a później poświęciła wszystko, żeby
mu pomóc odzyskać wiarę we własne siły. Naprawdę uwierzył, że jej na
nim zależy. Okazało się, że się pomylił. Jeszcze w hotelu, kiedy
omdlewała w jego ramionach i krzyczała z rozkoszy, gotów był przysiąc,
że potrafi dać jej przynajmniej namiastkę prawdziwego związku.
Obojętna kobieta nie potrafiłaby zatracić się tak bez reszty. Po
przyjeździe do domu zobaczył ją przed lustrem i aż zaparło mu dech.
Wyglądała jak królewna z bajki. Rozpuszczone włosy okrywały ją jak
kosztowny, jedwabny
płaszcz. Dotknął ich i zatęsknił za jej gładką skórą,
marzył o tym, żeby znów wziąć ją na kolana, całować i pieścić. A ona
pokazała mu drzwi. Nie rozumiał dlaczego. Chyba się nie obraziła, że
pracowałem w samolocie – myślał gorączkowo –wkońcu jedyne, co
mogę robić bez użycia nóg, to pieniądze.
Edward
patrzył z ponurą miną, jak Bella i Emmett dokazują w
wodzie. Świadomość, że nie może się do nich przyłączyć, nie poprawiła
mu humoru.
Bella
zbliżała się do pokoju, przekształconego w salę gimnastyczną,
z miną skazańca. Przez cały ranek unikała spotkania sam na sam z
mężem. Krzątała się po domu, gadała z Emmettem o błahostkach, ale
od asystowania przy rehabilita
cji nie mogła się wykręcić. Uczestniczyła w
zajęciach jako przyjaciółka i narzeczona, nie mogła się więc wycofać po
ślubie. Musiała poznać nowego terapeutę i upewnić się co do jego
kwalifikacji.
Wzięła głęboki oddech, przekroczyła próg, przywitała się i od razu
nawiązała z nim rozmowę. Rosły, szpakowaty Kanadyjczyk nazywał się
Ben Channey.
Dowiedziała się, że Edward otrzymał jego adres od
lekarza z kliniki
, ściągnął go do Włoch wraz z żoną i zapewnił hojne
honorarium oraz zwrot kosztów pobytu. Mężczyzna miał pogodne
usposobienie,
doskonałe kwalifikacje i mnóstwo optymizmu. Przypominał
Belli ojca. Od razu przeszli na ty.
– Edward porusza już lewą stopą – oznajmił z triumfem.
Bella
do tej pory cały czas unikała wzroku męża. Obserwowała tylko
kątem oka wspaniałą sylwetkę w stroju gimnastycznym i starała się
kontrolować przyspieszony oddech. Na radosną wiadomość
zareagowała spontanicznie. Dotknęła ramienia Edwarda i wykrzyknęła:
– Cudownie! Trzeba to uczcić!
– Naprawdę tak uważasz? – Popatrzył na nią z nieprzeniknionym
wyrazem twarzy.
Przypomniała sobie, w jaki sposób świętowali pierwszy sukces w
szpitalu, i serce zaczęło jej bić szybciej. Miała ochotę znów przylgnąć do
niego
całym ciałem. Zamknąć go w ramionach i scałować z ust ten
ironiczny uśmieszek.
– Kiwnięcie palcem to jeszcze nie powód do triumfu, cara –
powiedział spokojnie. – Uroczystość, o której myślisz, musimy chyba
odłożyć na później.
Bella
zamarła w bezruchu. Nienawistne słowa: ,,obowiązek
małżeński’’ znów zadźwięczały jej w uszach. Kolejny raz Edward wylał
na nią kubeł zimnej wody. No tak, całowanie niekochanej żony to żadna
przyjemność – pomyślała z goryczą. Kiedyś marzyła, żeby zatrzymać go
przy sobie za
wszelką cenę, teraz ta cena okazała się zbyt wysoka.
Rozczarowana, skonsternowana, nie wiedziała, jak się zachować.
Odwróciła głowę i rozglądała się po sali gimnastycznej. Popatrzyła w
olbrzymie okna,
obejrzała stół do masażu, ciężarki i maty. Niezręczna
cisza przedłużała się, należało ją przerwać. Wskazała ruchem głowy
zestaw równoległych poręczy.
– Jak przypuszczasz, kiedy mój mąż przy nich stanie? – spytała
Bena.
– Trudno powiedzieć. Różnie bywa, ale Edward ma wyjątkowo silny
organizm i wolę. Robi wszystko, żeby wyzdrowieć. Przypuszczam, że
spróbujemy za tydzień.
Bella
z radości zakręciła się w kółko, jak w tańcu.
– Rozmawiacie ponad moją głową, jakbyście planowali przyszłość
małego chłopca. Bądźcie uprzejmi wziąć pod uwagę, że jestem tu i
rozumiem, o czym mowa.
Jak zwykle męska duma Edwarda okazała się ważniejsza od dobrej
wo
li życzliwych osób. Oburzona Bella nie mogła wykrztusić słowa, ale
Ben
z uśmiechem rozładował napiętą sytuację.
– Nie gniewaj się. Lekarze i rodziny często traktują pacjentów jak
dzieci, ponieważ się o nich troszczą. Pomyśl lepiej, czy możesz zacząć
ćwiczenia na poręczach w przyszłym tygodniu.
– Ten termin wydaje mi się realny – zgodził się Edward już bez
złości.
Bella
odetchnęła z ulgą.
Edward włożył w rehabilitację całą energię. Nawet mniej się
przykładał do pracy, a na Bellę wcale nie zwracał uwagi. Przychodziła
nadal do sali gimnastycznej,
ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że
irytuje go jej obecność. Szóstego dnia po pamiętnej rozmowie powiedział
do Bena:
– Spodziewałeś się, że jutro zacznę chodzić, tymczasem moje uda
nadal pozostały bezwładne. Czucie wróciło mi tylko do kolan.
Zako
ńczyli właśnie ćwiczenia z ciężarkami. Rehabilitant pomógł mu
wrócić na fotel.
– Robisz zadziwiająco szybkie postępy – stwierdził z uznaniem. –
Tylko patrzeć, jak staniesz przy poręczach. – Uśmiechnął się, spakował
swoje rze
czy, ustalił harmonogram zajęć na następny dzień i wyszedł.
Bella
zazdrościła mu optymizmu i swobody. Nie umiała przemawiać
do Edwarda tak lekkim tonem,
zawsze odczuwała napięcie w jego
obecności. Kiedy znaleźli się sami, Edward zmarszczył brwi.
– Łatwo mu mówić. To nie on tkwi po całych dniach w fotelu, jak
bezużyteczna kukła.
Bell
ę zdziwiła ta nagła zmiana nastawienia. Aż do powrotu do Włoch
godził się z losem i cierpliwie znosił wszelkie ograniczenia. Zachowywał
stoicki
spokój i dystans do świata. Zauważyła drobne kropelki potu na
czole i podała mu ręcznik.
– Co ci przyszło do głowy?
– Komu jestem potrzebny? Zajmuję się wyłącznie sobą, interes kręci
się beze mnie, a żona woli spać w innym pokoju. Równie dobrze
mógłbym zniknąć raz na zawsze.
Bella
nie wiedziała, co odpowiedzieć. Od czasu niefortunnej nocy
poślubnej unikała poważnych rozmów. Słowo ,,obowiązek’’ tłukło jej się
cały czas w myślach. Drugi, jeszcze większy kamień, ciążył jej na sercu:
pewność, że mąż jej nie kocha.
– Skoro nie jesteś potrzebny w pracy, to po co tkwisz przez cały
dzień przy telefonie i komputerze? Jeszcze wczoraj wychodząc na
zebranie, twierdziłeś, że akcjonariusze muszą widzieć, że dbasz o firmę.
– O osobnych łóżkach wolisz nie wspominać?
Odwróciła głowę. Nie chciała mu pokazać, jak bardzo cierpi.
– Oboje wiemy, że nie tworzymy prawdziwego związku.
Oświadczyłeś się pod wpływem emocji, w fatalnym stanie ciała i ducha.
– Uważasz, że żartowałem w urzędzie? – Stalowe oczy rzucały
groźne błyski. – Ty też przysięgałaś zostać ze mną na dobre i na złe. I
obiecałaś urodzić mi dziecko.
– Wiedziałam, że gdy odzyskasz siły, pożałujesz swej pochopnej
decyzji. I tak się stało. Możemy unieważnić małżeństwo. Nikt się nie
dowie, że przez kilka dni miałeś żonę. – Spróbowała się uśmiechnąć,
lecz tylko wykrzywiła twarz jak dziecko, które usilnie stara się
powstrzymać od płaczu. Czuła, jak dźwięk jej własnych słów rozrywa jej
se
rce na tysiące kawałeczków. Edward energicznie przyciągnął ją do
siebie.
– Nie zmieniłem zdania, ale ty chyba masz mnie serdecznie dość. –
Wpatrywał się w nią zachłannie, jakby czegoś poszukiwał w jej twarzy.
Milczała dłuższą chwilę. Duma nie pozwoliła jej przyznać, że to ona
czuje się odrzucona. Kilka dni po chłodnych, logicznych oświadczynach
zadał jej w noc poślubną cios w samo serce, a teraz zachowuje się,
jakby zrobiła mu krzywdę. Spojrzała na twarz naznaczoną cierpieniem i
uznała, że naprawdę czuje się zraniony. Musiała go pocieszyć.
– Czuję do ciebie to samo, co w chwili oświadczyn – zapewniła.
Naprawdę kochała go tak jak dawniej. Wróciły najpiękniejsze
wspomnienia. Znajdował się tak blisko, czuła jego zapach, uścisk silnych
dłoni. Pragnęła, żeby trzymał ją tak przez całą wieczność. Ale nie
potrafiła go przekonać.
– Wyszłaś za mnie, bo nie śmiałaś dać kosza inwalidzie, prawda?
– Ja miałabym się nad tobą litować? – wykrztusiła zaskoczona. Był
dla niej wszystkim: uosobieniem
męskości, spełnieniem marzeń,
obiektem podziwu
i pożądania, ale nie współczucia. Lecz on jak zwykle
opacznie zrozumiał jej słowa.
– Za to moi rodzice na pewno mnie pożałują, gdy się dowiedzą, że
żona nie chce ze mną spać.
– Myślałam, że wcale cię nie interesuję.
– Poprosiłem cię o rękę z własnej, nieprzymuszonej woli. Ślub
bierze się na całe życie. Ja wiedziałem, co robię, ale ty nie jesteś
szczęśliwa. Dlatego chcesz unieważnić małżeństwo.
– Byłam przekonana, że ty tego chcesz. Związałeś się z niewłaściwą
osobą i poczujesz ulgę, kiedy odejdę.
– Nie wkładaj w moje usta własnych życzeń. Jeżeli nie chcesz
zostać matką moich dzieci, możesz odejść, droga wolna. – Odepchnął jej
rękę. – Tylko musisz się wynieść do jutra, zanim wrócą rodzice.
Przynajmniej nie będę musiał przedstawiać im żony, która właśnie mnie
porzuca.
– Odwrócił głowę i pokazał jej drzwi.
Bella
zamarła w bezruchu. Brakło jej tchu, ból rozsadzał serce. Po
raz drugi została wyrzucona z życia Edwarda, tym razem przez niego
samego. Wyglądało na to, że kiedy jej się pozbędzie, odetchnie z ulgą. A
ona nie otrzyma już szansy powrotu. Nie wyobrażała sobie życia bez
niego.
– Nie umiałabym się z tobą rozstać – zapewniła drżącym głosem.
– No to przenieś się do mnie.
Skinęła głową.
Wchodząc do małżeńskiej sypialni, przystanęła w progu. Pokój
urządzony był w stylu śródziemnomorskim, w tonacji błękitu, z
drewnianymi meblami.
Ale Belli
nie interesował wystrój wnętrza. Nie mogła oderwać oczu
od Edwarda
. Szykował się właśnie do snu. Siedział na brzegu wielkiego
łoża w spodenkach i rozpiętej koszuli. Natura obdarzyła go nadmiarem
męskiej urody tak hojnie, że aż nieprzyzwoicie. Czekała ją najtrudniejsza
noc w życiu.
Nie wyobrażała sobie, że mogłaby spokojnie usnąć obok
mężczyzny, który już na odległość pobudzał jej zmysły w najwyższym
stopniu.
– Gdzie jest moja koszula? – żadne rozsądniejsze przywitanie nie
przyszło jej do głowy.
– Potrzebna ci? – Ton głosu i figlarne błyski w oczach wskazywały,
że śmieszy go jej zażenowanie. – Wiele małżeństw sypia nago.
– A ty? – Spuściła oczy.
– Lubię swobodę – odrzekł z szelmowskim uśmiechem. Wiedział, że
się krępuje, i bawił się jej kosztem.
– A ja wolę się ubrać.
Wzruszył ramionami i wskazał ruchem głowy drzwi garderoby. Długo
marudziła w łazience, jeszcze dłużej grzebała w szafie w nadziei, że
Edward
uśnie, zanim wróci. Ale się zawiodła. Czekał na nią, wsparty o
poduszki, półnagi, wyzywająco piękny. Przez kilka sekund stała jak
wmurowana i starała się uregulować przyspieszony oddech. Następnie
powoli
przeszła przez pokój, wsunęła się pod koc i położyła na samym
brzegu, sztywna jak mumia
egipska. Rico obserwował ją spod rzęs,
kąciki ust mu drżały, wreszcie nie wytrzymał i roześmiał się.
– Zachowujesz się jak średniowieczna dziewica wydana za
lubieżnego starca.
– Zawsze spałam sama.
– Wiem, ale moje pieszczoty chyba ci się podobały?
Nie miała ochoty ujawniać swych uczuć. Skoro go nie pociągała,
duma kazała jej zaprzeczyć. Ale uczciwość przeważyła.
– Tak.
– To dlaczego odepchnęłaś mnie w noc poślubną?
– Ja? – Oczy Belli napełniły się łzami. – To ty mnie nie chciałeś.
Nazwałeś seks obowiązkiem małżeńskim!
– Mężczyźni w gniewie mówią różne rzeczy. Nie zawsze prawdziwe.
Trudno spodziewać się komplementów po mężu, który dowiaduje się
zaraz
po ślubie, że ma samotnie spędzać noce. Odsunęłaś mnie bardzo
brutalnie zaraz po przyjeździe.
Czyżby nie wiedział, ile dla niej znaczy? Pragnęła go rozpaczliwie, a
on nawet się nie domyślał, jak pieką głodne pocałunków usta, jak pali
ciało, spragnione dotyku. Naprawdę czuł się pokrzywdzony i musiała
przyznać, że zawiniła.
– Obraziłam się, ale nie przypuszczałam, że aż tak bardzo się tym
przejmiesz. W samolocie bardziej i
nteresowałeś się stewardesą niż mną,
w samochodzie
się sprzeczałeś, a później nie pozwoliłeś mi nawet na
siebie zaczekać.
– Uśmiechałem się do tamtej dziewczyny, bo chciałem wzbudzić w
tobie zazdrość, ale mi się nie udało. Później wstydziłem się tej
dziecinady. Byłem zły na siebie za głupotę, a na ciebie za obojętność.
D
latego zachowywałem się nieuprzejmie. Wyszedłem na durnia i
usiłowałem jak najprędzej zniknąć z twojego pola widzenia.
Bella
podziwiała go za odwagę. Nie lubił przyznawać się do błędów,
ale okazał skruchę, żeby zakończyć konflikt. Może jednak coś dla niego
znaczę – pomyślała i popatrzyła mu w oczy.
– Uwierz mi, nie chciałam ci sprawić przykrości.
– A jednak to zrobiłaś – powiedział ze smutkiem. – Odrzucone
zaloty to największa obelga dla mężczyzny, nie wiedziałaś?
– Nie – westchnęła głęboko. Nie mogła uwierzyć, że nie dostrzega
pożądania w jej oczach. Jeżeli nie odbierał sygnałów, które wysyłało jej
spragnione
ciało, szorstkie słowa naprawdę go uraziły.
– Wybacz mi – dodała.
– Naprawdę żałujesz, tesoro?
Bella
czuła, jak serce jej topnieje. Ją jedyną nazywał tym
pieszczotliwym słowem, nie mówił tak nawet do Tanyi. Teraz zabrzmiało
jakoś bardziej czule niż zwykle, intymnie. Leżała w łóżku, nareszcie
pogo
dzona z najprzystojniejszym mężczyzną na świecie, jedynym,
najukochańszym. Kiedy się ponownie odezwała, jej głos brzmiał czysto
i pewnie:
– Żałuję z całego serca.
– Udowodnij mi to.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Edward
wpatrywał się w nią jak drapieżnik, hipnotyzujący wzrokiem
przyszłą ofiarę. Jak miała mu udowodnić swą miłość? Leżał tuż obok, a
mimo to poczucie oddalen
ia przenikało ją do szpiku kości. Rozpaczliwie
tęskniła do jego dotyku. Pragnęła jednym skokiem paść mu w objęcia,
wtulić się w niego, wplątać, poczuć zapach, który ją tak podniecał, i
wchłaniać każdą komórką ciepło jego skóry. Tylko czy on tego chciał?
Ta
k, wyciągnął rękę i chwycił ją za nadgarstek.
– Chodź do mnie.
Krew zaczęła szybciej krążyć w jej żyłach. Budziła się ze
straszliwego letargu, jak królewna, którą długo oczekiwany książę
wyrywa z objęć śmierci. Oczekiwała z drżeniem na życiodajny
pocałunek, a para najpiękniejszych na świecie oczu patrzyła na nią spod
rzęs. Kochała go i pożądała.
– Usiądź.
Jego uwodzicielski głos brzmiał jak muzyka, pobudzał zmysły.
Uklękła tuż obok umięśnionego uda, jakby przyciągnięta siłą potężnego
magnesu.
Zauważyła, że nie zdjął spodenek. Chyba ze względu na mnie
– pomyślała – co za delikatność.
– Rozpuść włosy.
Rozplotła warkocz, a Edward przeczesał palcami brązowe sploty,
zanurzył w nich dłonie i przesuwał w górę i w dół, gładził jej piersi
okrężnymi ruchami przez materiał jedwabnej koszuli. Zadrżała, a on
powtórzył pieszczotę. Poczuła przyjemne wibracje pod skórą. Nagle
cudowne, gorące ręce, które przed chwilą drażniły jej sutki, zastygły w
bezruchu.
– Rozbierz się.
Na
dal się krępowała, mimo że już widział ją bez ubrania.
Potrząsnęła głową.
– Mam cię zostawić w spokoju?
Jak mógł pytać!
– Nie! – zawołała z mocą.
– No to zdejmij koszulę. – Opuścił ręce i czekał.
Nic więcej.
Wiedziała, że pozostawił jej decyzję. Podjęła ją natychmiast. Mógł
sobie traktować seks jak obowiązek, ale musiała go mieć. Nawet jeśli
Edward
wyniesie ją na szczyty, a później zrzuci w przepaść, lepsze to,
niż tkwić jak dotąd w lodowatym oceanie samotności. Chwyciła brzeg
koszuli i uniosła ją do góry. Silne dłonie objęły ją w talii. Zastygła w
bezruchu
i wstrzymała oddech. Dotknął nabrzmiałych sutków i wodził
wokół nich opuszkami palców. Wygięła się w łuk i mruczała z
zadowolenia, cała jej zdolność odczuwania skupiła się w tych dwóch
punktach. Nagle wszystko się skończyło i usłyszała śmiech. Zdała sobie
sprawę, że nie wiadomo jak długo klęczała nieruchomo z głową omotaną
tkaniną.
Edward
odrzucił koszulkę na bok i znowu go ujrzała. Nie mogła
nasycić oczu. Rozszerzone źrenice błyszczały pożądaniem, klatka
piersiowa falowała, a umięśnione ramiona wyciągały się do niej. Opadła
mu na piersi, po raz pierwszy dotykała go całą powierzchnią nagiej
skóry.
– Dobrze ci, prawda?
– O, tak – szepnęła w uniesieniu, okryła jego szyję pocałunkami i
przesunęła językiem wzdłuż obojczyka.
Edward delikatnie ułożył ją na plecach.
– Chcę się z tobą kochać – wyznał.
Nie zdążyła wypowiedzieć słowa przyzwolenia, dosłownie spił je z
jej warg. Zachłannym pocałunkom towarzyszyły coraz szybsze ruchy rąk.
Ogarniał ją całą – brzuch, uda, pośladki, biodra. Napięła wszystkie
mięśnie, żar pulsował pod skórą. Jęknęła cichutko, spragniona jeszcze
większej bliskości.
Edward
przerwał pocałunek, wpatrywał się w nią i słuchał, jak
gwałtownie łapie powietrze.
– Jesteś taka wrażliwa...
To chyba niestosowne
– pomyślała – na pewno doświadczone
kobiety
zachowują się bardziej elegancko.
– Nie mogę nic na to poradzić – wyznała szczerze.
– Nawet nie próbuj – uśmiechnął się z satysfakcją.
Nagle puścił ją i przestał całować. Kolejno chwytał pasma długich
włosów i układał je na poduszce, jakby przygotowywał ją do sesji
fotograficznej.
– Co robisz?
– To, o czym zawsze marzyłem.
– Myślałeś o mnie?
Nie wierzyła własnym uszom. Oto zasadniczy, świadomy praw i
obowiązków małżonek przyznawał się do erotycznych fantazji. Ujął
końce włosów Belli i muskał nimi jej skórę jak pędzelkami. Skupiał na tej
czynności całą uwagę, jakby malował dzieło swego życia albo wypisywał
zaklęcia w nieznanym, tajemniczym języku. Przesunął rękę w kierunku
brzucha i rysował koliste linie wokół pępka, najwyraźniej zachwycony jej
nieco zbyt obfitymi
kształtami. Podniecało ją to. Pozbyła się wstydu i
pozwoliła ciału poruszać się w rytmie fal narastającej żądzy. Żar w dole
brzucha zamienił się w żywy ogień. Pragnęła oddać pieszczotę, ale jej
zabronił.
– Dzisiaj ja ci daję szczęście – roześmiał się tylko.
Prosiła kilkakrotnie, ale przytrzymywał jej ręce i całował dalej twarz,
szyję i ssał po kolei obydwa sutki, aż zapomniała o swoim życzeniu,
błagając o jeszcze większą rozkosz.
– Jesteś moja – szepnął.
– Tak.
– Będzie jeszcze lepiej... – powiedział.
Zręczne palce spełniały obietnicę, miała wrażenie, że odkrył w jej
wnętrzu niewyczerpane źródło energii. Nagle poczuła ból. Szarpnęła się,
lecz przytrzymał ją mocno, a rozchylone usta dotknęły jej warg.
– Zaufaj mi.
Skinęła głową. Znów chwycił w usta sutek, nie przerywając intymnej,
już znacznie delikatniejszej pieszczoty, aż zapomniała o bólu. Miała
wrażenie, że ukochany wypełnia całe jej wnętrze, poruszała się coraz
gwałtowniej, krzyczała z rozkoszy, a potem opadła na poduszki,
nasycona i wyczerpana.
Zan
im ochłonęła, Edward odjechał gdzieś na wózku. Nie rozumiała,
co się stało. Zacisnęła powieki, żeby nie patrzeć na opustoszałe łóżko.
Wrócił za kilka sekund. Poczuła coś miękkiego pomiędzy udami.
Ręcznik.
– Nie krępuj się – powiedział łagodnie. – Pozwól mi zadbać o ciebie.
To honorowe prawo męża.
Mył ją, delikatnie, jak niemowlę, a potem jeszcze długo kołysał w
ramionach. Była szczęśliwa i bezpieczna.
– Nie kierowałem się poczuciem obowiązku – dodał – wierzysz mi?
Wierzyła. Oplotła go ramionami i szeptała do ucha najsłodsze
wyznania. Nim zapadła w sen, usłyszała jeszcze jedno zdanie:
– Teraz już nie można unieważnić małżeństwa.
Obudziły ją promienie porannego słońca. Edward jeszcze spał.
Leżeli spleceni ze sobą, tak jak zasnęli.
Uśmiechnęła się na wspomnienie szaleństwa minionej nocy. Z
pewnym zażenowaniem przypomniała sobie, jak nieskromnie reagowała
na jego czułości. Przeszkadzało jej tylko, że nie pozwolił się dotknąć.
Teraz mogła wreszcie złamać zakaz. Ostrożnie wyciągnęła rękę, jak
włamywacz, który skrada się po rodzinne klejnoty. Badała twarde
mięśnie ramion, gładziła włoski na piersi, po kryjomu poznawała ciało
ukochanego mężczyzny. We śnie, ze zmierzwionymi włosami i śladem
zarostu na twarzy, wyglądał jakoś łagodniej. I młodziej. Dla Belli uosabiał
ide
ał piękna: silny, twardy i męski. Wodziła dłońmi po jego skórze z
odrobiną lęku. Wolała, żeby jej nie przyłapał, jeszcze gotów się
rozgniewać, chociaż tak naprawdę nie wiedziała o co. Nie umiała go
rozsz
yfrować, ale zyskała pewność, że przełamali kryzys. Edward w swój
władczy sposób zatrzymał ją podstępem. Przypieczętował,
,,skonsumował’’ małżeństwo, żeby go nie unieważniła. Dał jej dowód, że
mu na niej zależy. Na twarzy Belli zagościł promienny uśmiech. Leżała
spokojna i wpatrywała się w ukochanego męża. Otworzył oczy.
– Dzień dobry – zawołała wesoło.
– Na pewno dobry? – zapytał poważnie, ze wzrokiem utkwionym w
jej twarz.
– Jak się czujesz, boli cię jeszcze?
– Nie bardzo. Zresztą podobno pierwszy raz jest zawsze bolesny. –
Odwróciła głowę. Usiłowała odpowiadać spokojnie, ale nadal krępowała
się rozmawiać na intymne tematy. Edward ujął jej twarz w dłonie i
odwrócił ku sobie.
– Jesteś tak delikatnie zbudowana. Gdybym kochał się z tobą
tradycyjnie, chyba byłoby gorzej – tłumaczył się, jakby czuł się winny.
Bella
posmutniała. W świetle dnia powróciły wszystkie rozterki i
obawy. Gdybyś mnie w ogóle kochał, byłabym najszczęśliwszą kobietą
na świecie i nigdy nie czułabym bólu – pomyślała z goryczą.
A
głośno powiedziała:
– Naprawdę nic mi nie jest, tylko nie umiem rozmawiać o tych
sprawach. Powinni
śmy już wstawać, spóźnisz się na terapię – dodała
szorstkim tonem.
– Wczoraj wydawało mi się, że dałem ci zadowolenie, a dzisiaj
znowu się smucisz. Dlaczego?
– Spójrzmy prawdzie w oczy, Edward. Każde z nas marzyło o czymś
i
nnym. Ty kochałeś Tanyę, ja pragnęłam wyjść za mąż z miłości. Życie
nie spełniło naszych oczekiwań.
Edward
pogłaskał ją po policzku, a potem położył jej palec na
ustach.
– Życie rzadko układa się tak, jak sobie życzymy. Z Tanyą łączył
mnie tylko seks. A ty mnie
kochasz. Wiem o tym, cenię twoją miłość jak
największy skarb.
– Ale ty mnie nie kochasz!
– Chcę, żebyś ze mną została. Mamy szansę stworzyć związek
oparty na solidnych podstawach.
Będę ci wierny i wszystko dobrze się
ułoży.
Belli
przeszedł po plecach zimny dreszcz.
Wiedziała, że ożenił się z rozsądku, ale na dnie serca skrywała
nadzieję, że żywi dla niej cieplejsze uczucia. Jeszcze kilka razy w różnej
formie wyraziła swoje zastrzeżenia. Skrycie liczyła na to, że w końcu
zaprzeczy, ale nie doczekała się upragnionego wyznania. Po cudownej
nocy, wypełnionej namiętnością, Edward z anielską cierpliwością i
uporem godnym
lepszej sprawy powtarzał swoje racjonalne argumenty.
Wbrew rozsądkowi podjęła jeszcze jedną desperacką próbę:
– Proponowałam ci unieważnienie małżeństwa. Czemu chcesz mnie
zatrzymać, jeżeli mnie nie kochasz?
Chciała jeszcze coś dodać, ale zamilkła i wstrzymała oddech,
przerażona własnymi słowami. Jej dusza żebrała o miłość, a usta żądały
rozstania.
W dodatku nieustannie przypominała mu o byłej narzeczonej.
Dokładała wszelkich starań, żeby go do siebie zrazić. Zniecierpliwiony
nieustannym marudzeniem,
miał prawo odesłać ją do wszystkich
diabłów. Jeszcze przed chwilą była pewna, że najgorsze, co ją czeka, to
nieodwzajemniona miłość. Lecz perspektywa spędzenia reszty życia w
samotności oznaczała tylko rozpacz i żal za tym, co utraciła z własnej
winy. I wielką, krwawiącą ranę w sercu.
Edward
pochylił się ku niej. Jego usta znalazły się kilka centymetrów
od jej twarzy. Bella
znieruchomiała i czekała na wyrok.
– Przecież nie chcesz mnie porzucić, prawda?
– Nie umiałabym żyć bez ciebie – zapewniła żarliwie.
– Mnie też zależy na tobie i na trwałości naszego małżeństwa.
Odetchnęła z ulgą. Może z czasem Edward przywiąże się do niej
naprawdę?
On tymczasem
przeszedł od słów do czynów. Ułożył się na plecach,
uniósł ją do góry i położył na sobie. Rozpalił w niej nieposkromioną
żądzę, jeszcze gwałtowniejszą niż poprzedniego dnia. Dał jej nie tylko
rozkosz, ale i pewność, że jest szczęśliwy, trzymając ją w ramionach.
Oczywiście spóźnili się na rehabilitację. Ben tylko uśmiechnął się
wyrozumiale.
– Przy takiej żonie łatwo zapomnieć o terminach – powiedział.
Gdyby się dowiedział, że Edward nie pozwala jej się nawet dotknąć,
pewnie zmieniłby zdanie. Kusiło ją, żeby zapytać, czy pełna rezerwy
postawa Edwarda ma
fizyczne podłoże, ale się nie odważyła.
Edward
zaciekle walczył z przyrządami gimnastycznymi.
Denerwował się, że nie może chodzić, a jeszcze bardziej, że nie może
wsp
ółżyć z żoną. Odzyskał czucie w dolnej części ciała. W czasie
zbliżeń pojawiała się częściowa erekcja, ale tylko na kilka sekund.
Przeklinał własną niemoc i zagubienie. Nie potrafił przekonać Belli, że
ich związek to coś więcej niż romantyczne porywy. Ona domagała się
wyznania miłości, on nie miał odwagi nazwać tym słowem swojego
przywiązania. Liczył na to, że po skonsumowaniu małżeństwa Bella
nabierze wiary w
siebie. Teoretycznie znał sposób na wszystkie jej
smutki. Wiedział, że ciąża zmienia psychikę kobiety. Kiedy poczuje, jak
pulsuje w niej nowe
życie, skoncentruje całą uwagę na rosnącym w jej
łonie maleństwie i przestanie przeżywać rozterki.
Jedyną przeszkodę w realizacji genialnego planu stanowił stan
zdrowia Edwarda.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Edward
stanął na nogi w tym samym dniu, kiedy wrócili jego rodzice.
Dopiero w domu dowiedzieli
się o wypadku i o powiększeniu rodziny.
Bella
starała się odwrócić uwagę Carlisa i Esme od tragedii syna.
Opowiadała o jego determinacji w walce z chorobą i podkreślała kolejne
sukcesy. Teściowa słuchała ze łzami w oczach. W końcu usiadła obok
męża na sofie.
– Jakie to szczęście, że Edward poślubił naszą małą, dzielną
laleczkę – westchnęła.
– Wie, co dobre, jak tata. – Carlise, postawny, zdecydowany
mężczyzna czule objął żonę.
Od ponad tr
zydziestu lat byli zgodnym małżeństwem. Esme
zaczerwieniła się i figlarnie trzepnęła go w rękę.
– Jeżeli chodzi o gust Edwarda, to dopiero ostatnio się poprawił –
wtrącił się Emmett.
– Racja, racja, tamta panna miała serce puste jak moje konto po
zakupach waszej matki na Korfu
– zawtórował mu ojciec.
Ws
zyscy się roześmiali, tylko Edward spoglądał na brata spode łba.
– Co? Sugerujesz, że źle wybrałem narzeczoną?
– Grunt, że wybrałeś dobrą żonę – powiedział pojednawczo Emmett.
– Wkońcu odzyskałeś rozum – poparł go ojciec.
– Pytanie tylko, czy zawdzięczamy to szczęście Bogu, czy kierowcy
– dodała Esme. Taki brak taktu mógł ujść płazem tylko matce rodu. –
Gdyby
nie wypadek, mielibyśmy w rodzinie zarozumiałą lalę, która
rozbiera się za pieniądze.
Edward
był coraz bardziej wściekły.
– Ona się ubiera – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Jest modelką,
a nie striptizerką.
Bella przygryzła wargi. Urażona duma nie tłumaczyła aż takiej
zawziętości. Gdyby Tanya go nie obchodziła, nie broniłby jej jak lew.
Tymczasem
raniła go każda krytyczna uwaga pod jej adresem.
– Wszystko jedno. Za moich czasów przyzwoite dziewczęta nie
paradowały półnago przed obcymi – ciągnęła Esme. – Bella na pewno
by się na coś takiego nie zgodziła.
Edward popatrzył na żonę w taki sposób, jakby próbował ją sobie
wyobrazić na wybiegu. Nie podobało jej się to. Porównanie z
olśniewającą pięknością musiało wypaść na jej niekorzyść. Wolała sama
to powiedzieć, niż usłyszeć od Edwarda.
– Przede wszystkim nie przyjęliby mnie. Brakuje mi kilkunastu
centymetrów i ważę o parę kilo za dużo.
– Te wszystkie chude tyczki nie dorastają ci do pięt –
zaprotestowała Esme.
– To prawda, Bella wspaniale prezentuje się w bikini – stwierdził
Emmett
z szelmowskim uśmiechem i posłał jej całusa.
– Emmett, zachowuj się przyzwoicie wobec bratowej – skarciła go
matka.
– Pogniewałaś się? – spytał winowajca bez śladu skruchy.
Pojęła jego intencje. Emmett bardzo ją lubił, widział w niej atrakcyjną
kobietę i nie mógł darować bratu, że jej nie docenia. Skorzystał z okazji,
żeby mu dokuczyć.
– Która kobieta obrazi się za komplement? – odrzekła z uśmiechem.
– Mnie obraziłeś – powiedział Edward oschle.
– Coś podobnego! – młodszy brat drwił dalej bezlitośnie. – Gdybyś
się ożenił z Tanyą, czytałbyś codziennie w gazetach znacznie bardziej
niewybredne komentarze.
– Ale się nie ożeniłem.
– I całe szczęście – skwitował Carlise, nie zważając na ponurą minę
syna. I zaraz zmienił temat.
Przez następną godzinę teściowie opowiadali o wakacjach, a Bella
tylko udawała, że słucha. Nie potrafiła zapomnieć, że Edward bronił czci
Tanyi jak
średniowieczny rycerz damy swego serca. Wkońcu panowie
zaczęli rozmawiać o interesach. Esme zabrała synową do swojego
pokoju, żeby jej pokazać trofea z podróży. Bella z zachwytem gładziła
jedwabną narzutkę koloru lawendy, haftowaną wirysą. Esme wyciągnęła
biały szal z hiszpańskiej koronki i narzuciła jej na głowę.
– Nadawałby się na welon. Na prawdziwy ślub, w kościele, z
błogosławieństwem, muzyką i prezentami. Tak właśnie powinnaś
wyglądać. W rodzinie Cullenów nie zawiera się kontraktów w urzędzie.
Bella posmu
tniała. Spuściła głowę.
– Edward nie chciał, żeby goście oglądali go na wózku inwalidzkim.
– Mógł zaczekać, choćby do naszego przyjazdu. – Esme pokręciła
głową z dezaprobatą. – Jak tylko zacznie chodzić, pomyślimy o weselu.
– Mhm – mruknęła Bella bez przekonania.
Teściowej to w zupełności wystarczyło. Od razu zaczęła planować
stroje, jadłospis i dekoracje. Wkońcu oświadczyła, że chciałaby zostać
sama. Ma
mnóstwo pracy: musi ułożyć listę gości i sprawunków. Bella
uśmiechnęła się i posłusznie wyszła. Pomyślała z rozbawieniem, że
gdyby żyła jej matka, obydwie zajmowałyby się przygotowaniami do
ceremonii,
nie pytając o zdanie państwa młodych.
Poszła do biblioteki, ale nie potrafiła skupić się na książce.
Przeczuwała, że czekają ją kolejne kłopoty. Rozmowa na temat Tanyi
nie poprawiła nastroju Edwarda.
Jej obawy wkrótce się sprawdziły. Ubrała się do obiadu w prostą,
wąską sukienkę z brązowego jedwabiu, założyła do niej wisiorek i
kolczyki
w kształcie róż, odziedziczone po matce. Część włosów spięła
klamrą na czubku głowy, resztę rozpuściła. Gdy wyszła z łazienki,
Edward
obrzucił ją chłodnym spojrzeniem.
– Wyglądasz jak madonna ze starych obrazów, cara. Widzę, że nie
ustajesz w wysiłkach, żeby przypodobać się mojej rodzinie. Z
doskonałym skutkiem – przemawiał z taką ironią, że pochwała
zabrzmiała jak obelga.
Bella
obejrzała się w lustrze. Zawsze starała się wyglądać
schludnie, ale skromnie. Tym
razem też nie siliła się na szczególną
elegancję. Niesprawiedliwy komentarz sprawił jej wielką przykrość.
Zacisnęła pięści tak mocno, że wbiła sobie paznokcie w skórę.
– Przeszkadza ci, że twoi bliscy mnie lubią?
– Zwłaszcza Emmett. W szpitalu działaliście ręka w rękę. Obydwoje
dołożyliście wszelkich starań, żeby odsunąć Tanyę ode mnie! –
wykrzyknął ze zmarszczonymi brwiami i twarzą wykrzywioną gniewem.
Bella
zrobiła wielkie oczy. Nagle okazało się, że Edward wierzy w
fałszywe oskarżenia byłej narzeczonej i nadal cierpi z powodu rozstania.
Oskarżał Bellę, że postępem pozbyła się rywalki. Nie wierzyła, że go
przekona, ale nie zam
ierzała pozwolić, żeby bezkarnie obrzucał ją
błotem. Rozgniewał ją i nie widziała powodu, żeby go oszczędzać.
– Nie musiałam pozbywać się Tanyi. Tej nocy, kiedy miałeś
wypadek, nie było jej w domu. Później też miała ciekawsze zajęcia niż
czuwanie przy nieprzytomnym. Po co do tego wracasz? Emmett
powiedział ci wszystko jeszcze w szpitalu. Nie wierzysz własnemu bratu?
Edward
wyciągnął rękę i nawinął na palec pasmo jej włosów.
Trzymał ją jak na smyczy, żeby nie mogła odwrócić głowy.
– W sprawach, które mają jakikolwiek związek z tobą, nie mogę mu
ufać, gotów nakłamać, żeby cię ochronić. – Spojrzał na nią spode łba. –
Nie kryje
sympatii do ciebie, a ty się cieszysz jak dziecko z najgłupszego
komplementu.
Bella
przestała rozumieć, o co mu chodzi. Przez kilka sekund
milczała, skonsternowana. Narastał w niej bunt.
– Może byś się zdecydował, o co się złościsz? Jeżeli żałujesz
rozstania z Tanyą i oskarżasz mnie o rozpad waszego związku, to nie
powinno cię obchodzić, że kilka miłych słów sprawiło mi przyjemność.
Edward
osłupiał. Puścił ją i przygryzł wargi. Widać było, że
gorączkowo zastanawia się nad odpowiedzią. Najwyraźniej zorientował
się, że przeczy sam sobie.
– Trochę przesadziłem – przyznał niechętnie. – Nigdy nie
podejrzewałem cię o intrygi. Ale wczoraj zdenerwowaliście mnie i
szukałem zemsty. Jesteś mężatką i nie powinnaś kokietować obcych
mężczyzn.
Nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Pamiętała poprzednie
sceny zazdrości i nie miała ochoty na powtórkę.
– Mam rozumieć, że rozpętałeś całą tę awanturę z zazdrości? –
spytała z nieśmiałym uśmiechem.
– Tak – przyznał, zbity z tropu.
Bella
nie chciała przeciągać bezsensownej dyskusji w
nieskończoność. Zanim odpowiedziała, usiadła mu na kolanach, objęła
za szyję i pocałowała w policzek.
– Nie miałeś powodu. Traktuję Emmetta jak brata. – Pochyliła głowę
i oparła ją na piersi męża. – A ciebie jak jedynego mężczyznę mego
życia.
Nowa, pokojowa strategia odniosła nieoczekiwany skutek. Edward
wziął ją w objęcia.
– Cara... – wyszeptał, pocałował ją w czoło, a potem zanurzył twarz
w gęstwinie kasztanowych włosów i długo wdychał ich zapach.
Trwali tak ki
lkanaście minut w milczeniu, aż wybiła godzina posiłku i
musieli zejść na obiad.
Edward
odbył wieczorem dwie międzynarodowe rozmowy. Wrócił do
sypialni bardzo późno. Bella spała jak niemowlę, z ręką podłożoną pod
głowę. Rozczulił go ten widok. Tego popołudnia w ich wspólnym życiu
nastąpił pozytywny przełom. Bella z własnej woli usiadła mu na kolanach
i cały świat zamknął się wokół nich dwojga. Nigdy wcześniej nie
odczuwał tak bliskiej więzi z żadną kobietą.
Położył się do łóżka. Musiał włożyć sporo wysiłku, żeby przyjąć
odpowiednią pozycję. Poczynił spore postępy, ale miał jeszcze kłopoty z
wykonywaniem
wielu codziennych czynności.
Przytulił się do żony, a ona oplotła go ramionami przez sen i
położyła nogę na jego udzie, jakby od lat sypiali w czułym uścisku.
Cieszył się z zakończenia konfliktu. Tego dnia przeżył piekło zazdrości,
jakiego
nigdy nie doświadczył przy Tanyi, nawet wtedy, gdy paradowała
w skąpym stroju po wybiegu. Za to na myśl, że inni mężczyźni mogliby
oglądać Bellę w bikini, wzbierała w nim złość. Postanowił naradzić się z
matką i kupić jej przyzwoity kostium plażowy. Już sobie wyobrażał
reakcję żony. Amerykańskie umiłowanie wolności ukształtowało jej
charakter
w większym stopniu niż włoskie przywiązanie do tradycji. Objął
ją mocniej i położył dłoń na krągłym pośladku gestem posiadacza. Czuł
pod palcami ciepło nagiego ciała i gładkość wspaniałej skóry. Pragnął,
żeby widziała w nim mężczyznę, i bał się, że nigdy nim nie będzie.
Paraliżował go strach, że nigdy nie odzyska sprawności. Dlatego nie
pozwolił się jej dotknąć, chociaż rozpaczliwie tęsknił za dotykiem tych
drobnych dłoni. Nie wiedział, jaka przyszłość ich czeka, ale pewien był,
że nigdy, przenigdy nie pozwoli jej odejść.
Bella
otworzyła oczy. Tuliła poduszkę i wdychała z lubością ślad
zapachu Edwarda. Miała wrażenie, jakby całą noc przespała w jego
ramionach. A może tylko sobie to wyśniła?
Jedli śniadanie tylko we dwoje. Rodzice jeszcze spali, a Emmett
posz
edł do restauracji, omówić jakieś sprawy ze współpracownikami z
banku. Bella
opowiedziała mężowi o planach Esme.
– Twoja mama żałuje, że nie mamy ślubu kościelnego. Zamierza
wyprawić nam prawdziwe wesele. Oczywiście sama chce wszystko
zorganizować.
– Masz coś przeciwko temu, cara?
– Nie.
– W takim razie pozwólmy jej działać – odrzekł z promiennym
uśmiechem.
Bella
skinęła głową z aprobatą i sięgnęła do miseczki z owocami.
– Musisz się trochę pospieszyć. Za godzinę mamy spotkanie.
– Z kim?
– Z ginekologiem. Planujemy powiększenie rodziny, zapomniałaś?
Sztuczne zapłodnienie wymaga odpowiedniego przygotowania.
– Po co ten pośpiech? – Spojrzała na niego jak na szaleńca. –
Zaczynasz chodzić, niedługo wrócisz do formy. Nie moglibyśmy jeszcze
trochę zaczekać?
– Nie. Nie wiadomo, czy i kiedy odzyskam sprawność. A już teraz
chciałbym mieć pełną rodzinę.
Nie dodał tylko, że dziecko mocniej zwiąże ich ze sobą. Popatrzył
Belli tak głęboko w oczy, że nie śmiała więcej dyskutować i wyraziła
zgodę.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
J
eszcze w gabinecie Bella przeżywała poranną rozmowę.
Zrozumiała, że Edward nie wierzy, że kiedykolwiek odzyska męskie siły i
bardzo nad tym
cierpi. Współczuła mu, ale nie umiała rozproszyć jego
lęków. Z trudem zmusiła się do skupienia uwagi na słowach lekarza.
– W pana przypadku możemy zastosować najmniej inwazyjną,
prawie bezbolesną procedurę pobrania nasienia. Następnie w
odpowiednim terminie
wszczepimy je do macicy żony.
Później zadawał Belli pytania dotyczące cyklu miesiączkowego.
Odpowiada
ła dość nieskładnie. Słabo się orientowała, a intymne pytania
nadal
wprawiały ją w zakłopotanie. Edward zauważył, że ona się krępuje.
Zapytał, czy wolałaby, żeby poczekał na zewnątrz. Uśmiechnęła się i
skinęła głową. Była mu wdzięczna, że wykazał tyle delikatności i
uszanował jej uczucia. To oznaczało, że naprawdę zbliżyli się do siebie.
Edward
opuścił gabinet. Lekarz wyjaśnił jej, że powinna codziennie
mierzyć temperaturę i śledzić zmiany w organizmie w poszczególnych
fazach cyklu, żeby określać dni płodne. Wytłumaczył też, że zapłodnienie
domaciczne
to jedna z najprostszych metod leczenia niepłodności.
Dodał, że większość pacjentek opisuje zabieg jako niezbyt przyjemny,
ale zaledwie trzy procent
odczuwa ból.
To niewiele
– pomyślała Bella, ale postanowiła nie dzielić się tą
ostatnią informacją z Edwardem. Nawet przy tak małym
prawdopodobieństwie mógłby się nie zgodzić, a ona bardzo pragnęła
dać mu dziecko. Lekarz wpisał jej dane do karty. Na koniec dodał, że
czasami trzeba kilkakrotnie powtórzyć całą procedurę. Niektóre kobiety
zachodzą w ciążę dopiero za piątym, szóstym razem.
– Nie szkodzi. Niczego się nie obawiam – zapewniła.
Miała nadzieję, że mąż wcześniej wróci do zdrowia i dalsze wizyty
staną się zbędne.
Doktor poprosił Edwarda i kazał mu zgłosić się za tydzień na
pobranie nasienia. Później jeszcze raz przypomniał, jak należy określać
dni płodne.
Bella pospiesznie zapewniła, że wszystko pamięta, a resztę doczyta
z ulotki. Chciała jak najprędzej opuścić gabinet.
Dzień po wizycie Edwarda w klinice Bella weszła do sali
gimnastycznej. Ben
jeszcze się nie pojawił, a Edward już zawzięcie
trenował. Przykładał się do ćwiczeń z taką samą pasją, jak do
wszystkiego.
Poprzedniego dnia przy obiedzie dowiedziała się od rehabilitanta, że
zrobił kilka pierwszych kroków przy poręczach. Bellę zabolało, że
utrzymał tak ważne wydarzenie w tajemnicy. Już myślała, że stali się
sobie naprawdę bliscy, a on znowu się odsuwał. Podała mu wody i
wyraziła rozczarowanie, że nie podzielił się z nią tak doniosłą informacją.
– Jak cię znam, ogłosisz to całej rodzinie – odparował
naburmuszony.
– Czemu nie? Rodzice i brat kochają cię, ucieszą się, źe robisz
postępy.
– Racja – przyznał już łagodniejszym tonem – powiedz im.
Odetchnęła z ulgą. Pomyślała, że jest rozdrażniony po zabiegu. Nie
wi
edziała, na czym on polegał, ale uznała, że nie powinien się aż tak
forsować.
– Masz za sobą ciężki dzień. Chyba za bardzo się eksploatujesz.
– Nie potrzebuję niańki, Bello – odburknął, zacisnął zęby i ćwiczył
dalej.
Prawie nigdy nie zwracał się do niej po imieniu, zawsze używał
jakichś pieszczotliwych słówek. Teraz przemawiał jak do obcej osoby,
albo raczej jak
do intruza. To nie wróżyło nic dobrego.
– Przecież cię nie pilnuję.
– W takim razie, co tu robisz?
Dobre pytanie. Od czasu przyjazdu do Włoch nie musiała go już
zachęcać do wysiłku, spędzał w sali gimnastycznej każdą wolną chwilę.
Mimo
to przychodziła nadal, ponieważ tylko tutaj mogła się z nim
zobaczyć. Pracował od rana do nocy, nawet obiady często jadał ze
współpracownikami lub kontrahentami w mieście. Kładł się do łóżka,
kiedy
ona już spała. Czasami czekała na niego, czasami budził ją, żeby
obsypać czułościami, ale unikał rozmów i nie pozwalał się dotknąć.
Wiedziała, że coś go dręczy i coraz gorzej znosiła nagłe napady złego
humoru.
Podejrzewała, że ma to jakiś związek z inwalidztwem albo jego
psychicznymi następstwami, ale nadal brakowało jej odwagi, żeby
zapytać Bena.
Edward
chyba dostrzegł jej zbolałą minę, bo starannie
modulowanym głosem zapewnił, że cieszy się z jej towarzystwa. Wyraz
jego twar
zy świadczył o wręcz przeciwnych uczuciach. Zdała sobie
sprawę, że jej obecność drażniła go już od dłuższego czasu, ale dobre
wychowanie nie pozwoliło mu okazać zniecierpliwienia. Zapragnęła uciec
gdzie pieprz rośnie, pod jakimkolwiek pretekstem.
– Zobaczę, czy mama nie potrzebuje mojej pomocy. – Starała się
przybrać możliwie beztroski ton.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi. Naprawdę
zamierzała odnaleźć teściową. W przeciwieństwie do syna Esme
nieustannie okazywała jej sympatię, zabierała na imprezy dobroczynne i
spotkania towarzyskie.
– Cara?
– Słucham? – Wstrzymała oddech w nadziei, że Edward poprosi,
żeby została.
– Mierzyłaś dzisiaj temperaturę?
Znów wylał na nią kubeł zimnej wody.
– Nie, w tych dniach się nie mierzy. Jeżeli cykl okaże się
prawidłowy, za trzy tygodnie będę płodna – wyjaśniła rzeczowym tonem i
wyszła.
Postanowiła raz na zawsze pozbyć się złudzeń. W nocy, gdy samym
dotykiem doprowadzał ją do szaleństwa, gdy patrzył zachwycony, jak
skręca się w ekstazie i jęczy z rozkoszy, wyobrażała sobie, że mu na niej
zależy. Teraz wiedziała, że pragnie tylko dziecka. Ktoś przecież musi je
urodzić. Jeżeli się z tym nie pogodzi, będzie cierpieć do końca życia.
Edward chciał zawołać Bellę, ale zrezygnował. Patrzyła na niego z
taką troską, że czuł się jak kaleka. Ostatnio nawet próbowała ostudzić
jego zapał, jakby zwątpiła w skuteczność rehabilitacji i pogodziła się, że
na zawsze pozostanie inwalidą. Tylko nocą zamieniała się w namiętną
kochan
kę. Drżała z niecierpliwości i wychodziła mu naprzeciw, a potem
wiła się w ekstazie i krzyczała z rozkoszy. Zasypiała szczęśliwa z głową
na jego piersi. Czuł się wtedy kochany i pożądany. I w dziwny sposób
zaspokojony.
Wątpił, czy jeszcze kiedykolwiek w życiu zazna pełniejszej
satysfakcji. Tak bardzo pragn
ął dać jej dziecko jak normalny mężczyzna,
wśród pocałunków i miłosnych zaklęć. Tymczasem każde osobno miało
odwiedzać sterylny, bezosobowy gabinet, żeby dać początek nowemu
życiu.
Ben twierdził, że najczęściej powrót męskich sił idzie w parze z
odzyskanie
m sprawności ruchowej, ale zdarzają się przypadki trwałej
impotencji. Uspokajał, że zaledwie kilka procent pacjentów pozostaje
na zawsze niezdolnych do normalnego współżycia. Dał mu pewną
nadzieję, ale nie gwarancję. Edward kochał Bellę i pragnął całkowicie do
niej
należeć. Potrzebował jej od momentu, gdy pojawiła się w szpitalu,
ale dopiero teraz odważył się nazwać swoje uczucie po imieniu. Dla niej
wylewał z siebie siódme poty. Gdy padał przy niej na matę, odbierał
każdą małą porażkę jak druzgocącą klęskę. Niecierpliwił się wtedy i
złościł, ale nie ustawał w wysiłkach, Żeby wyzdrowieć i zostać
prawdziwym mężem swej żony.
Bell
a ostatnio przestała przychodzić do Sali gimnastycznej, a i
Edward
nie szukał jej towarzystwa. Co najmniej trzy razy w tygodniu
wycho
dził na służbowe obiady, a w pozostałe dni Bella paplała przy stole
o wsz
ystkim i o niczym ze strachu, żeby znowu nie usłyszeć czegoś
przykrego.
Pewnej nocy obudził ją pocałunkiem, ale odrzuciła jego zaloty. Od
tej pory nigdy już nie próbował jej dotknąć. Pożądała go jeszcze bardziej
niż dawniej, ale świadomość, że nie łączy ich nic poza łóżkiem,
doprowadzała ją do rozpaczy. Czasami budziła się rano w błogim
poczuciu bezpieczeństwa i ciepła, jakby przespała całą noc w ramionach
Edwarda.
Wmawiała sobie, że to tylko senne marzenia. Pewnego dnia
weszła do sypialni i zastała go w łóżku. Zdziwiła się, że wyjątkowo
wcześnie się kładzie. Po chwili zauważyła brak wózka. Na jej widok
rozpromienił się.
– Dziś jest szczególny dzień – oznajmił uroczyście.
– Chodzisz, Edward? Sam chodzisz? – prawie wykrzyczała to
pytanie.
– Na razie muszę używać laski, ale to już coś, prawda?
– O, tak! – krzyknęła i rzuciła mu się na szyję.
Objął ją i mocno przytulił.
– Wiedziałam, że ci się uda. Jesteś taki dzielny.
– Odpowiednia motywacja może zdziałać cuda. Myślę, że
powinniśmy to uczcić – dodał niskim, zmysłowym głosem.
Przypomniało jej się, jak świętowali pierwszy sukces. Uwodzicielskie
spojrzenie Edwarda
przekonało ją, że myślą o tym samym. Patrzył na nią
jak
drapieżnik, pewien, że zaraz pochwyci wyjątkowo cenną zdobycz.
Przywarła do niego i wessała się w jego usta. Przyjmował i oddawał
pocałunki. Zagłębiła palce w gęstwinie czarnych włosów, przywarła do
niego jeszcze mocniej i wodziła dłonią po szyi, obojczykach i klatce
piersiowej.
Czuła, jak drżał, jak napinały się jego mięśnie, a serce biło
coraz s
zybciej. Zapragnęła dotknąć każdego skrawka jego skóry,
pochwycić go całego. Musiała nareszcie poznać ciało mężczyzny, z
którym dzieliła łoże, a o którym na próżno marzyła w dzień i w nocy. Nie
mogła dłużej czekać. Przesunęła ręce w dół, ku nieznanym,
niedostępnym dotychczas obszarom. Edward niespodziewanie chwycił ją
za nadgarstki.
– Nie!
Otworzyła szeroko oczy. Gwałtownie łapała powietrze, jak ryba
wyciągnięta z wody.
– Dlaczego? – jęknęła. – Nie zabraniaj mi. Chcę ciebie... całego.
Proszę.
Zamknął jej usta głębokim pocałunkiem, lecz tym razem nie wpadła
w błogie odrętwienie. Słowa: ,,on mnie nie chce’’ tłukły się w jej głowie
jak u
przykrzony refren tak długo, aż oderwała się od niego i odchyliła
głowę do tyłu. Napotkała uwodzicielskie spojrzenie i zdecydowany opór.
– Dlaczego się przede mną bronisz? – załkała.
– Nie wystarczy, że daję ci rozkosz, tesoro mio? – spytał niskim,
zmysłowym głosem.
– Nie! – wykrzyknęła. – Nie, nie, nie.
– Nie oszukuj. Twoje ciało nie umie kłamać. Drży z niecierpliwości,
gotowe przyjąć to, co pragnę oferować – mówiąc to, delikatnie drażnił jej
sutki
opuszkami palców.
Szarpnęła się gwałtownie. Podniosła się, stanęła nad nim i
oświadczyła:
– Żądam osobnego pokoju.
Oczy mu pociemniały. Dopiero po chwili odzyskał mowę.
– Co takiego?! Chcę spać z moją żoną...
– Zastanów się, czy potrzebujesz żony czy raczej... – aż trzęsła się
ze złości – ... inkubatora.
– Nieprawda! – Odrzucił kołdrę i wstał. Szare oczy zwęziły się w
szparki. Wyciągnął do niej ręce, ale uciekła, zamknęła się w łazience i
rozpłakała się.
Usłyszała łomot, przekleństwa, a w chwilę później pukanie do drzwi.
Nie otworzyła. Edward kilkakrotnie prosił, żeby go wpuściła. Przemawiał
łagodnie i cicho, ale nie chciała go widzieć. Miała dość
nieodwzajemnionego uczucia.
– Nigdy więcej mnie nie dotykaj – szlochała.
– Zgadzam się na wszystko, tylko mnie wpuść.
– Obiecujesz?
– Słowo honoru. Za kogo mnie uważasz?
Zdała sobie sprawę, że przesadziła. Opanowała się, otworzyła drzwi
i ujrzała poszarzałą, zbolałą twarz Edwarda. Oparł się bezwładnie o
framugę, jakby zabrakło mu sił.
– Położysz się? – zapytał słabym, zmęczonym głosem.
Skin
ęła głową. Nie miała serca dłużej z nim walczyć. W milczeniu
wsunęła się pod kołdrę. Powlókł się za nią. Zauważyła, że porusza się z
wielkim
wysiłkiem. Przypomniała sobie, że słyszała huk.
Prawdopodobnie upadł. Miotały nią sprzeczne uczucia: wyrzuty
sumienia, wstyd i osamotnienie.
Wreszcie Rico dotarł do łóżka.
– Chcę ci coś powiedzieć.
– Zostaw mnie w spokoju – przerwała mu – daj mi usnąć.
I znowu się rozpłakała. Objął ją i mocno przytulił. Z początku
usiłowała się wyrwać, ale trzymał ją cały czas w ramionach, gładził po
włosach i szeptał czułe słówka po włosku i po angielsku. Wkońcu się
uspoko
iła, ale nie pozwoliła mu nic powiedzieć. Nie zniosłaby żadnych
wyjaśnień. Znała jego ograniczenia i domyślała się, jakie obawy go
dręczą. Ale ona też cierpiała. Podejrzewała, że nie pozwolił się dotknąć,
ponieważ wiedział, że jego ciało nie zareaguje na pieszczoty kobiety,
która go nie pociąga.
Edward
nie próbował po raz kolejny nawiązać rozmowy. Przez całą
noc tulił ją w ramionach.
Bella
obudziła się pierwsza. Dręczyły ją wyrzuty sumienia. Kochała
Edwarda nad życie, a poprzedniego wieczoru potraktowała go jak wroga.
Urządziła mu piekło, a on jeszcze ją pocieszał. Czuła wstręt do siebie i
postanowiła się zmienić. Jeszcze przez kilka minut poleżała obok niego i
rozkoszowała się ciepłem kochanego ciała i poczuciem bezpieczeństwa.
Piętnaście minut później zmierzyła temperaturę i zrobiła badanie
płodności. Odwróciła się i zobaczyła Edwarda. Wydawał się większy niż
zwykle. Jednodniowy zarost, zmierzwione włosy i nieruchome, stalowe
spojrzenie nadawały mu groźny wygląd.
– Musimy porozmawiać.
Skinęła głową. Na szczęście nie musieli wracać do wydarzeń
minionej nocy. Miała dla niego naprawdę ważną nowinę.
– Mam optymalną temperaturę. Muszę się dzisiaj zgłosić do kliniki.
Zamknął oczy. Na jego twarzy pojawiło się napięcie, jakby zmartwiła
go ta wiadomość.
– Sam nie wiem...
Widać było, że walczy ze sobą. Bella wpadła w popłoch. Popatrzyła
na niego błagalnie.
– Jeżeli się zgodzisz, chciałabym spróbować.
Skinął głową. Zadzwoniła do kliniki i dowiedziała się, że powinna
przyjechać jak najprędzej. Nie chciała nawet jeść śniadania. Edward
zdecydował, że będzie jej towarzyszyć. Spuściła oczy i nerwowo skubała
połę szlafroczka.
– Wolałabym przejść przez to sama, tak jak ty. Widzisz, będą mi coś
wszczepiać. To bardzo... krępujące.
– Będę patrzył tylko na twoją śliczną buzię, cara mia.
Bell
a przestała oglądać podłogę i podniosła na niego wzrok. Nie
mógł się nią szczerze zachwycać. W porównaniu z olśniewającą Tanyą
była szarą myszką. Tylko zakochany mężczyzna mógłby dostrzec w niej
piękno.
– Wcale ci się nie podobam.
– Uważam cię za najpiękniejszą kobietę na świecie, ale nie mam
nadziei, że mi uwierzysz – ostatnie zdanie wypowiedział bardzo cicho, a
jego
twarz wykrzywił skurcz bólu.
Chciała mu wierzyć, niczego więcej nie pragnęła.
– Mogę z tobą pojechać? – Raczej poprosił, niż zapytał.
Myśl, że będzie ją trzymał za rękę podczas zabiegu, rozgrzała jej
serce. Zapomniała o wstydzie.
– A mogę się sprzeciwić?
– Szczerze mówiąc, nie – odrzekł, jakby z wahaniem.
Zdawał sobie sprawę, że Bella nie lubi, gdy narzuca jej swoją wolę.
Kategoryczne stwierdzenie wypowie
dział jak pokorną prośbę. Bella
przeczuwała, że czekają ją dość nieprzyjemne przeżycia, i uznała, że w
trudnych chwilach dobrze mieć przy sobie bliską osobę.
– W takim razie chcę, żebyś mi towarzyszył.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
W drodze do kliniki Bella
przypomniała sobie, że godzinę przed
zabiegiem miała wziąć tabletkę przeciwbólową o przedłużonym
działaniu, przepisaną przez lekarza. Ze zdenerwowania zostawiła
lekarstwo w domu. Wyjęła z torebki pastylki, które stosowała w czasie
comiesięcznych dolegliwości, i połknęła dwie.
Edward został w poczekalni. Bella przebrała się w szpitalną koszulę
i zmierzyła temperaturę. Pielęgniarka, miła brunetka w średnim wieku,
zrobiła jej test, potwierdziła wynik porannego badania i zawołała
Edwarda. Belli było trochę przykro, że zajdzie w ciążę w sterylnym,
bezosobowym gabinecie, ale
na widok męża uśmiechnęła się.
– Podoba ci się moje nowe ubranko? – zagadnęła pogodnie.
– Przede wszystkim zawartość – odpowiedział z uśmiechem.
Bella przyznała się, że zapomniała tabletki i połknęła zamiast niej
dwie słabsze. Wzmianka o środkach przeciwbólowych wyprowadziła
Edwarda
z równowagi.
– Co to ma znaczyć? Słyszałem, że zabieg jest bezbolesny?
Próbował nakłonić żonę, żeby przełożyła termin, ale nie zmieniła
decyzji. Zaczął więc nalegać na pielęgniarkę, żeby zastosowała
dodatkowe znieczulenie.
– Pacjentka już brała lekarstwo. Nie wolno łączyć dwóch różnych
środków przeciwbólowych, to zbyt ryzykowne – tłumaczyła cierpliwie.
Bella wz
ięła Edwarda za rękę i próbowała go uspokoić.
– Proszę cię, nie rób z tego dramatu. Doktor mi wszystko wyjaśnił.
Będzie dobrze, zobaczysz.
Dwadzie
ścia minut później nie była już taka pewna. Cewnik w
macicy powodował bolesne skurcze. Jej oczy napełniły się łzami.
Edward
wyglądał jak na torturach. Co chwila pytał lekarza, kiedy
skończy. Cały czas stał przy niej, ściskał jej rękę i bardzo się
denerwował. Bella starała się dzielnie trzymać, a troska i współczucie
męża podtrzymywały ją na duchu i umacniały w przekonaniu, że podjęła
słuszną decyzję. Po wszczepieniu nasienia Bella musiała przez godzinę
leżeć z biodrami uniesionymi do góry, żeby zwiększyć
prawdopodobieństwo zajścia w ciążę. Skurcze nie ustępowały. Nie
skarżyła się, lecz Edward odgadł, że nadal cierpi, gładził po brzuchu i
ciągle pytał, jak się czuje. Po zabiegu pozwoliła mu zostać w gabinecie.
Pomagał jej się ubrać, jakby dbał o najukochańsze dziecko. Pozbyła się
wstydu i przyjmowała jego troskę z wdzięcznością.
Uśmiechnęła się do niego.
– Następnym razem na pewno nie zapomnę o tabletce.
– Nie będzie następnego razu.
Okazał jej tyle zrozumienia i ciepła, że poświęciłaby wszystko,
byleby urodzić mu wymarzone dziecko. Miała zamiar mu to powiedzieć,
ale nie
zdążyła. Zakręciło jej się w głowie, ściany pokoju zawirowały, a
kolana stały się miękkie. Oparła się o pierś męża.
Ob
udziły ją odgłosy awantury. Edward przeklinał lekarza, całą
służbę zdrowia, a nawet gospodarkę światową. Prawie bezgłośnie
wyszeptała jego imię. Zamilkł natychmiast i skupił na niej całą uwagę.
– Boli cię jeszcze?
– Nie za bardzo, jestem tylko trochę oszołomiona.
– Mówiłem mężowi, że prawdopodobnie zemdlała pani z głodu.
Podamy szklankę soku i zaraz poziom cukru we krwi się wyrówna –
wyjaśnił lekarz tak uprzejmie, jak tylko potrafił. Widać było, że z trudem
trzyma nerwy na wodzy, wrzaski Edwarda
mocno dały mu się we znaki.
A
on znowu się uniósł.
– Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć! – podnosił głos z każdym
słowem. – Gdyby przyszła tu sama, przewróciłaby się.
Bella skrzywiła się i przyłożyła rękę do skroni.
Popatrzył na nią i zmitygował się.
– Przepraszam. Dość już przeżyłaś. Mąż awanturnik najmniej ci w
tej chwili potrzebny.
– Złapałeś mnie?
– Tak. Bałem się, że cię nie utrzymam, ale jesteś taka lekka, że bez
trudu przeniosłem cię na łóżko.
Pie
lęgniarka przyniosła napój. Edward odebrał szklankę i skinieniem
głowy pokazał jej drzwi. Objął Bellę, uniósł ją do pozycji siedzącej i
przytknął jej naczynie do ust. Obdarzyła go promiennym uśmiechem.
– Jesteś taki opiekuńczy. Będziesz wspaniałym ojcem.
Edward
zesztywniał i zmarszczył brwi.
– Jeżeli wymagałoby to powtórzenia dzisiejszego koszmaru, to nie
chcę.
Bella
zmartwiła się. Czy będzie mu potrzebna bez dziecka? Był tak
dobry, że odpowiedź sama się nasuwała, ale nie śmiała przyjąć jej do
wiadomości.
Po
zabiegu Bella powinna przeleżeć cały dzień. Chciała położyć się
na sofie w salonie. Edward
nie dał się przekonać, zaprowadził ją do
sypialni, rozebrał i pomógł założyć koszulę. Sprzeciwiała się, ale nie
zgodził się na żaden kompromis.
– Nie bądź dziecinna, ból jeszcze nie ustąpił, musisz odpocząć –
powiedział stanowczo.
– Jak byś się czuł, cały dzień przykuty do łóż... – Przerwała,
uświadomiła sobie, jaki nietakt popełniła. – Przepraszam. Ale ty miałeś
towarzystwo: personel szpitala, mnie, Andre. Naw
et ta wiedźma czasami
wpadała z wizytą.
Edward zmrużył jedno oko.
– Mam zadzwonić do Tanyi, żeby cię odwiedziła? Słyszałem, że
właśnie przebywa w Mediolanie.
Bella
nachmurzyła się. Słyszał? Ciekawe od kogo? Zdecydowanie
za bardzo interesował się poczynaniami byłej narzeczonej. Odwróciła się
i zaczęła poprawiać poduszki tak energicznie, jakby chciała wytrzepać z
nich pierze. Albo wspomnienia
o Tanyi z głowy Edwarda.
– Chyba wiesz, jak marzę o jej towarzystwie?
– A o moim?
Bella
zdziwiła się. Ostatnio prawie go nie widywała. Całe dnie
spędzał w banku albo w biurze.
– Nie wracasz do pracy?
– Ty mi dotrzymywałaś towarzystwa. Jak mógłbym cię opuścić w tak
trudnym dla ciebie dniu?
Uspokoił ją, była mu naprawdę wdzięczna i powiedziała to głośno.
Edward
przyniósł sobie krzesło, ale Bella nalegała, żeby położył się obok
niej.
Posłał jej szelmowskie spojrzenie.
– Nie wiem, czy to najlepszy pomysł. Zaproszenie do łóżka
wywołuje u mnie wysoce niestosowne skojarzenia, a ty powinnaś
odpoczywać – tłumaczył z kamienną twarzą.
Pojęła żart i odrzekła równie swobodnym tonem:
– Potrafisz się opanować. Wierzę w ciebie.
– Gdybyś lepiej znała mężczyzn, zmieniłabyś zdanie. – Oparł laskę
o nocną szafkę i położył się.
– Jestem bardzo głodny.
– Ja też. Ale ty mogłeś zjeść przed wyjazdem.
– No wiesz! – oburzył się. – Sam? Zaraz poprosimy o coś do
jedzenia.
Przesunął delikatnie palcem po jej dolnej wardze. Czuły gest sprawił
jej wielką przyjemność, instynktownie rozchyliła usta, lecz natychmiast je
zacisnęła. Domyślała się motywów postępowania Edwarda, rozumiała
jego obawy, ale nie chciała więcej jednostronnych pieszczot ani
połowicznego kontaktu. Odchyliła głowę. Ręka Edwarda opadła
bezwładnie na poduszkę. Popatrzył na nią ze smutkiem, sięgnął po
słuchawkę i poprosił o śniadanie. Usługiwał jej i nadskakiwał, ale
wspólny posiłek nie poprawił mu nastroju. Co chwila pytał o
samopoczucie i przepraszał, że naraził ją na ból. Zapewniała, że nic jej
nie
dolega, a osłabienie wkrótce minie, ale nie pomogło. Nie mogła
dłużej patrzeć na udręczoną twarz męża. Ujęła jego rękę i powiedziała:
– Posłuchaj, nie stało się nic strasznego. Wiedziałam, na co się
decyduję. Zniosłabym znacznie gorsze rzeczy, żeby tylko dać ci dziecko.
Edward
podniósł głowę. W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
– Po raz pierwszy usłyszałem od ciebie czułe słowo. Do Emmetta
czasami mówiłaś w ten sposób, ale do mnie nigdy.
– Brakowało ci tego?
– Si, bardzo. – Chwycił ją za rękę i intensywnie wpatrywał się w jej
twarz.
Jeżeli dumny Edward Cullen przyznawał otwarcie, że brakowało mu
ciepła, to naprawdę musiał czuć się bardzo samotny w małżeństwie.
Zapragnęła za wszelką cenę uświadomić mu, jak bardzo jej na nim
zależy.
– Przyjaciołom tak lekko mówi się pochlebstwa, które nic nie
znaczą. Ciebie nazywałam imieniem, które w moich uszach brzmi jak
muzyka aniołów: Edward.
Włożyła w to zdanie tyle ciepła, że nareszcie uwierzył. Pochylił
głowę i ucałował jej dłoń. Rozpogodził się na kilka sekund i zaraz znowu
spochmurniał. Wstał, wyniósł tacę na korytarz, ale nie wrócił do niej,
tylko nerwowo
chodził w tę i z powrotem po pokoju. W końcu zatrzymał
się przy oknie.
– Kiedy prosiłem cię o rękę, nie wierzyłem, że wyzdrowieję.
Wiedziała o tym od dawna. Gdyby miał jakąkolwiek nadzieję,
wspaniały Edward Cullen nie poślubiłby tak nieciekawej kobiety jak ona.
Nie odpowiedziała. Wstrzymała oddech i czekała na następne zdanie jak
na wyrok. Myślała, że pęknie jej serce.
– Wykorzystałem ciebie i twoją miłość – wyznał ze skruchą. –
Wspierałaś mnie i podtrzymywałaś na duchu, a ja myślałem tylko o
sobie. Uważałem, że żeniąc się z tobą, dam ci wszystko, czego
pragniesz.
Później zorientowałem się, że nie jesteś szczęśliwa. Wtedy
pozbawiłem cię dziewictwa, żebyś nie mogła unieważnić małżeństwa.
Okazałem się skrajnym egoistą, Bello.
Nie wiedziała, do czego zmierza, ale naprawdę miał wyrzuty
sumienia, chociaż nie powinien. Uczynił ją kobietą, dał tyle czułości,
przeżyła w jego ramionach najcudowniejsze uniesienia. A w czasie
zabiegu i po nim troszczył się o nią jak o najcenniejszy skarb. Musiała go
przynajmniej przekon
ać, że docenia to, co jej ofiarował, niezależnie od
tego,
co dalej nastąpi.
– Wyszłam za ciebie z własnej woli. I z miłości. Spełniłeś moje
największe, najskrytsze marzenie. Nie wyobrażałam sobie życia bez
ciebie.
– W takim razie co się stało wczoraj?
– Nigdy nie pozwalałeś mi się dotknąć. Wczoraj też wzgardziłeś
moimi pieszczotami.
Edward
spuścił głowę.
– Bałem się, że nie sprawdzę się jako mężczyzna – wyznał
stłumionym głosem.
Bell
a popatrzyła na niego, bezgranicznie zdumiona. Przyznanie się
do tego rodza
ju obaw wymagało większej odwagi, niż mogła się po nim
spodziewać. Albo też zawierało ukrytą, znacznie gorszą treść. Nie mogła
już dłużej tkwić w piekle niedomówień. Musiała poznać prawdę, nawet
najgorszą.
– Obawiałeś się, że ktoś tak mało atrakcyjny jak ja nie jest w stanie
obudzić w tobie pożądania? – zapytała przez ściśnięte gardło.
Zamknęła oczy. Edward wrócił do łóżka, położył się i gładził jej dłoń
opuszkami palców.
– Ty naprawdę nic nie rozumiesz. Uważam cię za najatrakcyjniejszą
kobietę na świecie. Kiedy otwierałaś się na moje pieszczoty, rozkwitałaś
jak
pączek róży w promieniach słońca, czułem się kochany i potrzebny.
Pragnąłem cię duszą i ciałem.
Bella
uniosła głowę i otworzyła oczy.
– Ciałem? – przerwała. – Czy ty... To znaczy... Chciałeś
powiedzi
eć...
Edward
roześmiał się.
– Trafiłaś w samo sedno, lepiej nie mogłaś ująć istoty rzeczy.
Dokładnie to miałem na myśli. Ale stawałem się mężczyzną tylko na kilka
sekund.
– Posmutniał znowu i odwrócił wzrok. – A potem znowu
inwalidą. Dlatego stchórzyłem. Paraliżował mnie lęk, że sprawię ci
zawód, bałem się spróbować dać ci dziecko w sposób naturalny. A ty za
to
zapłaciłaś. Nigdy nie zapomnę widoku twych pięknych oczu pełnych
łez, omdlenia w gabinecie i przyczyny twojego cierpienia – mojego
tchórzostwa.
Bella
ujęła jego twarz w dłonie i popatrzyła głęboko w oczy. Ten
potężny, twardy mężczyzna wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Nie
mogła pozwolić, żeby obwiniał się bez powodu. Musiała go przekonać.
– W moich oczach zostałeś bohaterem. Pokonałeś bandytę, a
potem z największą determinacją walczyłeś z chorobą. I zwyciężyłeś.
– Ale przyjąłem twoje poświęcenie, zamiast zmierzyć się z własnymi
lękami. Okazałem się mięczakiem, Bello.
Wyciągnęła rękę i pogładziła go po policzku. Jak zwykle brał na
siebie całą odpowiedzialność, nawet za to, czego nie mógł zmienić.
– Nie wolno ci myśleć w ten sposób. Chciałam urodzić ci potomka
za wszelką cenę. Uważam, że warto było się troszeczkę pomęczyć. W
gruncie
rzeczy nic strasznego się nie stało. Pobolało i minęło.
– Minęło? – powtórzył jak echo i nagle się ożywił. – Całkowicie? –
spytał jeszcze raz i pocałował ją w usta.
– Oczywiście. – Uśmiechnęła się.
– W takim razie może się nie pogniewasz, jeżeli zaproponuję,
żebyśmy spróbowali dać początek nowemu życiu w znacznie
przyje
mniejszy sposób?
Bell
a na chwilę wstrzymała oddech. Serce zaczęło jej bić szybciej.
Podziwiała Edwarda. Przełamał wszelkie opory i postanowił pokonać
własną słabość. Dla niej.
– Jeśli naprawdę tego chcesz...
– Ponad wszystko, mi amore bella.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Edward
pochylił głowę i pocałował Bellę. Raz, drugi, trzeci,
delikatnie, z długimi przerwami. Jej głodne usta podążały za nim.
Pragnęła rzucić się w otchłań namiętności, zatracić się bez reszty,
pochłonąć go całego.
– Edward, proszę... – jęknęła.
Ale on świadomie przedłużał chwile oczekiwania, całował jej kark i
szyję.
– Rozbierz się.
Edward
nie odpowiedział. Dostrzegła w jego oczach wahanie, jakby
cień lęku. Przytuliła się mocniej i usiłowała go uspokoić.
– Naprawdę nie musisz...
– Ale chcę – odrzekł z determinacją w głosie.
Patrzyła z zapartym tchem, jak powoli rozwiązuje krawat, rozpina
guziki, ściąga i odrzuca kolejne części ubrania. Odsłaniał coraz to nowe
partie swego
oszałamiającego ciała, a Bella w napięciu śledziła każdy
jego ruch. Serce biło jej coraz mocniej i szybciej. W końcu stanął przed
nią w całej okazałości, nagi i męski.
Spuściła oczy, tym razem raczej z ciekawości niż ze wstydu.
Otworzyła usta, zamknęła je znowu i zamrugała powiekami.
– Myślisz, że pasujemy do siebie... anatomicznie? – wykrztusiła.
Faktycznie wydawała się przy nim drobna i krucha. Edward
przewyższał ją wzrostem o ponad trzydzieści centymetrów. Pohamował
wybuch wesołości i uśmiechnął się łagodnie.
– Przyjmiesz mnie, maleńka – zapewnił niskim, zmysłowym głosem.
– Jesteśmy dla siebie stworzeni.
Wiedział, że żona jeszcze się zmaga z lękiem. Pozwolił jej ochłonąć
i powoli podszedł do łóżka. Chodził coraz lepiej, ale stąpał ostrożnie,
żeby nie upaść w najmniej odpowiednim momencie.
Ob
jął ją w talii, posadził na łóżku i prowadził jej dłonie wzdłuż
ramion, klatki piersiowej i brzucha.
Obydwoje drżeli z pożądania i
niecierpliwości. Ściągnął jej koszulę i mocno przytulił rozpalone, nagie
ciało. Oddychali w tym samym rytmie, coraz szybciej. Edward wiedział
już na pewno, że wreszcie zostanie mężem swej żony. Położył ją na
sobie.
Marzyła o tym, żeby ogarnąć go całego, zachłanne dłonie poruszały
się coraz bardziej gorączkowo, lecz omijały dotychczas niedostępne
rewiry. Nie
miała doświadczenia, bała się go spłoszyć jakimś
niewprawnym ruchem. Odgadł jej obawy, przykrył jej ręce swoimi i
skierował je w dół, ku środkowi.
– Marzyłem o tym.
– To dlaczego...?
– Nic nie mów – przerwał – tylko odczuwaj.
Ułożył ją na plecach i pieścił dłońmi i ustami każdy skrawek ciała.
– Jesteś moja, Bello, tylko moja, na zawsze.
– Tak.
Zniknęły wszelkie obawy, przyjęła go całą sobą. Otaczał ją, ogarniał,
wypełniał, należała do niego bez reszty. Krzyknęła. Znieruchomiał na
chwilę.
– Sprawiłem ci ból? – zapytał z troską w głosie.
– Nie, to ze szczęścia... – wyszeptała prawie bezgłośnie.
Wyciągnęła ręce i przyciągnęła go do siebie z całej siły. Dyktował jej
rytm miłości, a posłuszne, chętne ciało słuchało nakazu natury. Ich ciała
rozumiały się nawzajem. Gdy wydała pierwszy jęk rozkoszy, zawtórował
jej i w duecie zakończyli miłosny rytuał. Leżeli jeszcze długo,
nierozłączni, spleceni i szeptali zaklęcia zakochanych, przerywane
pocałunkami. W pewnym momencie Edward przewrócił się na wznak i
pociągnął Bellę za sobą.
– Grazie, mi amore bella – powiedział z czułym uśmiechem, patrząc
prosto w oczy.
– Przywróciłaś mnie do życia. Przy tobie czuję się taki
bezpieczny.
– Kocham cię – odrzekła po prostu.
Obudził ją pocałunkiem. Jeszcze w półśnie objęła go za szyję,
wdzięczna, zakochana i syta. Całowali się długo, nawzajem smakowali
swe usta,
delektowali się pocałunkiem i chwilą intymnej bliskości.
Nagle przerwał.
– Otwórz oczy, tesoro. Chciałbym zostać z tobą, ale mam ważne
spotkanie, muszę już iść.
Miał już na sobie garnitur i krawat. Ze starannie ułożonymi włosami
wyglądał bardzo oficjalnie, ale oczy patrzyły z taką samą tkliwością jak
minionej nocy. Bella
nie miała ochoty się z nim rozstawać nawet na
chwilę. Kilkakrotnie prosiła, żeby został, a on zapewniał, wśród całusów i
pieszczot, że wróci najszybciej, jak tylko będzie mógł.
– Może lepiej, jeżeli na jakiś czas zostawię cię w spokoju. Odpręż
się i weź gorącą kąpiel. Porozmawiamy, jak wrócę.
Nie ucałował jej na pożegnanie. Zatrzymał się w progu, spojrzał na
nią poważnie i wyszedł. Zastanawiała się, co takiego ma jej do
powiedzenia. Chy
ba nic przykrego. Spędzili w łóżku prawie dobę,
rozpieszczał ją i dokładał wszelkich starań, żeby czuła się pożądana i
kochana.
Uśmiechnęła się na wspomnienie upojnej nocy i weszła pod
prysznic. Gorąca kąpiel i aromat drogiego olejku, podarunku od
teściowej, usunęły zmęczenie po miłosnych zmaganiach. Została sama.
W domu panowała cisza. Po śniadaniu dowiedziała się, że ma gościa.
Weszła do salonu. Jej wzrok, jak zwykle, przykuły freski na ścianach i
suficie.
Zawsze się nimi zachwycała. Willa należała do Cullenów od kilku
pokoleń, zdobili ją najlepsi włoscy mistrzowie. Wreszcie oderwała wzrok
od malowideł i rozejrzała się po pokoju. Dostrzegła Tanyę. Stała w
cieniu, tak że trudno było rozpoznać wyraz jej twarzy.
– Myślisz, że jesteś bardzo sprytna, co? – powiedziała na
przywitanie.
– Mały głuptasku! Teraz, kiedy Edward stał się znowu
mężczyzną, nie zostanie z tobą ani chwili dłużej.
Bella
wpadła w panikę. Skąd wiedziała? To się stało dopiero
wczora
j. Czyżby od niego? Nie, niemożliwe. Próbowała opanować
gonitwę czarnych myśli, ale bez rezultatu. Zrobiło jej się słabo, bała
się, że upadnie.
– O czym ty mówisz...? – wykrztusiła z największym trudem.
– Nie udawaj idiotki. Wiem, że zaczął chodzić.
Bella
odetchnęła z ulgą, ale niepokój pozostał. Tanya i tak za dużo
wiedziała. Edward zrobił pierwsze kroki zaledwie dwa dni wcześniej.
– Od początku byliśmy pewni, że wróci do zdrowia.
– Ty głupia! Gdyby rzeczywiście na to liczył, nie pozwoliłby mi
odejść.
Bella aż zatrzęsła się z oburzenia.
– Wydaje mi się, że masz mi coś do zakomunikowania. Mów szybko
i wynoś się z mojego domu.
– Twojego? Wiesz jak długo? Dopóki nie urodzisz dziecka, ani chwili
dłużej. Edward był świadomy, że nie zamierzam psuć sobie figury ciążą.
Gdy już wykonasz zadanie, wróci do tej, którą naprawdę kocha. Do
mnie.
Ileż jadu w tej żmii – myślała Bella z odrazą – teraz obraża nawet
Edwarda.
– Nie posądzaj go o taką podłość. Gdyby cię kochał, nie
rozstalibyście się.
– On się poświęcił, nie chciał mi złamać życia. Wiedział, że nie
może spełnić moich oczekiwań. Teraz, kiedy wyzdrowiał, pójdzie za
głosem serca.
Bella
słuchała w coraz większym napięciu. Poczucie zagrożenia
n
arastało z każdą chwilą. Tanya miała rację. Edward faktycznie
najbardziej obawiał się impotencji. Teraz wszystko się zmieniło.
Wyzdrowiał i może sprostać wymaganiom nawet doświadczonej,
wyrafinowanej kochanki. Trudno powiedzieć, jaką decyzję podejmie. Nie
potrafiła znaleźć słów, żeby dopiec tej złośliwej wiedźmie.
– Ty go nie kochasz – broniła się słabo.
Tanya
roześmiała się ironicznie.
– Dobry seks odsuwa takie kwestie na dalszy plan. Ale co ty o tym
możesz wiedzieć?
Tego już było za wiele. Bella wyobraziła sobie tych dwoje w
miłosnym uścisku. Dopiero ta przerażająca wizja dała jej bodziec do
d
ziałania.
– Jesteś okrutna. Wyjdź stąd natychmiast.
– Nie tak prędko. Poczekam na Edwarda. Muszę mu pogratulować
powrotu do zdrowia.
– Jeżeli chcesz się zobaczyć z moim mężem, poproś sekretarkę,
żeby ci wyznaczyła termin – odrzekła wyniośle. – A teraz wynoś się z
mojego domu
– ostatnie dwa słowa wypowiedziała ze szczególnym
naciskiem.
– Nie wyrzucisz mnie stąd. Nie ośmielisz się. –W głosie Tanyi po raz
pierwszy pojawiła się nuta niepewności.
– Edward ma dobrych ochroniarzy. Na pewno cię przekonają, że nie
j
esteś tu mile widziana. – Chciała jeszcze coś dodać, ale w tym
momencie zza jej plec
ów rozległ się głos Edwarda:
– Nie wiedziałem, że zaprosiłaś gościa, cara. – Jego twarz nie
wyrażała żadnych uczuć.
– Skądże znowu, przyszła tu nieproszona.
– A twoja żona próbowała mnie wypędzić – załkała Tanya,
przebiegła przez pokój, wczepiła się długimi, czerwonymi paznokciami w
marynarkę Edwarda i skarżyła się dalej z miną skrzywdzonego
niewiniątka i oczami mokrymi od łez. – Nie dość, że mi ciebie zabrała, to
jeszcze pr
óbuje mnie na zawsze usunąć z twojego życia. A ja tylko
chciałam ci powiedzieć, jaka jestem szczęśliwa, że znów stanąłeś na
własnych nogach.
Bella
patrzyła na aktorski popis rywalki z mieszaniną odrazy i lęku.
Podła intrygantka, która przed chwilą lżyła ją i straszyła, w obecności
Edwarda
zmieniła się w mgnieniu oka w słodkie, bezradne kociątko.
A
on zawsze wierzył nawet w najgłupsze kłamstwa byłej narzeczonej.
Bella przeczuwała, że jeśli natychmiast się jej nie pozbędzie, straci
męża.
Edward zdawa
ł się nie zauważać jej przerażenia. Delikatnie uwolnił
się z objęć Tanyi, podszedł do barku i nalał sobie whisky.
– Czy to prawda, Bello? – zapytał bezbarwnym głosem.
Powtórzyła mu cały przebieg rozmowy. Nie kryła oburzenia i nie
siliła się na delikatność. Jej przyszłość zależała od tego, której z nich uda
się go przekonać. Wysłuchał relacji z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Skinął tylko głową i zwrócił się do Tanyi:
– Nie musimy umawiać się przez sekretarkę, możemy porozmawiać
teraz. Skąd wiesz, że odzyskałem formę?
– Zaprzyjaźniłam się z żoną twojego lekarza. Chyba się nie
gni
ewasz, że starałam się na bieżąco dowiadywać o twoje zdrowie, po
tym wszystkim, co
nas łączyło?
Co
za troska! Ostatnie słowa Tanyi utkwiły w sercu Belli jak zatruta
strzała. Nie mogła dłużej patrzeć, jak ta przebiegła lisica wdzięczy się do
jej
męża. Odwróciła się i wyszła. Edward próbował ją zatrzymać, Tanya
prosiła, żeby pozwolił jej odejść, a ona pragnęła tylko znaleźć się jak
najdalej od tego
piekła.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Przystanęła na piętrze z ręką na klamce. Nie była w stanie
przekroczyć progu sypialni. Nie potrafiłaby spojrzeć na łóżko, w którym
spędziła najpiękniejszą noc w życiu. Może już ostatnią? Zbiegła po
schodach, wpadła do garażu i wsiadła do samochodu. Ochroniarz przy
bramie próbował ją zatrzymać. Edward i Carlise wydali zakaz
wypuszczania kobiet z domu bez eskorty, ale Bella
nie miała ochoty na
towarzystwo. Żadne. Zatrzymała się dopiero przed katedrą. Zaparkowała
i weszła do środka. Przed laty Edward przyprowadził ją właśnie tutaj.
Powiedział, że jeżeli stanie w kręgu światła, wpadającym do wnętrza
przez witraż w kształcie rozety, mama w niebie usłyszy jej modlitwę.
Chyba już wtedy go pokochała, ale on jej nie dostrzegał. A później
widział tylko Tanyę, aż do momentu, gdy piękna, samolubna modelka
opuściła go w nieszczęściu. Teraz wróciła, a on ją zatrzymał i nawiązał
rozmowę. Zawsze miała na niego wielki wpływ. Bella nie wątpiła, że
znowu go uwiedzie. Po czarownej nocy nastał sądny dzień.
Była w kościele sama. Tym razem nie miał jej kto pocieszyć. Puste,
ogromne wnętrze potęgowało jeszcze poczucie osamotnienia. Następna
myśl dosłownie ścięła ją z nóg. Edward mówił, że przy niej odzyskał
wiarę w siebie. Może wykorzystał ją tylko, żeby potwierdzić swoją
męskość, a gdy zyskał pewność, że potrafi sprostać wymaganiom nawet
najbardziej wyrafinowanej kochanki, odejdzie.
Chyba dostałam obłędu – pomyślała z niesmakiem. Edward nie jest
draniem, jak mogę podejrzewać go o taką nikczemność? W ciszy
usłyszała głuchy odgłos kroków. Odwróciła się. Edward podszedł do niej.
– Przypuszczałem, że właśnie tutaj cię znajdę. Czemu uciekłaś?
– Bo pozwoliłeś Tanyi zostać – załkała.
– Miałem jej coś do powiedzenia. Chcesz wiedzieć, co?
– Nie! – krzyknęła i odwróciła głowę, żeby nie widział jej łez.
– Jak mogłaś we mnie zwątpić? – zapytał z oburzeniem – po tym, co
przeżyliśmy tej nocy?
– Uprawialiśmy seks, to wszystko. Z tego, co mówi Tanya, wynika,
że to dla ciebie nic nowego.
– Kochaliśmy się – powiedział z naciskiem. – A to zasadnicza
różnica. Połączyły się nie tylko nasze ciała, ale i dusze. Z żadną kobietą
przed tobą nie czułem tak głębokiej więzi.
Rozpaczliwie chciała mu uwierzyć, ale nie potrafiła.
– Ożeniłeś się ze mną z niewłaściwych powodów.
– To prawda, ale nie da się zmienić przeszłości. Podobno miłość
potrafi wszystko wybaczyć.
Wszystko, prócz braku wzajemności – pomyślała z goryczą. Czuła
się jak zranione zwierzę, miała ochotę uciec i zaszyć się w
najciemniejszy kąt.
– Nie wiem, czy potrafię.
Edward
ujął jej twarz w dłonie, obrócił ku sobie i popatrzył w oczy.
– Nie pozwolę ci odejść – oświadczył z determinacją – jesteś moja.
– Nigdy nie chciałam należeć do nikogo innego – przyznała wbrew
woli.
– To czemu ciągle przede mną uciekasz? – Wziął ją na ręce i
mocno prz
ytulił. – Chodź do domu, porozmawiamy spokojnie.
– Gdzie jest mój dom? – spytała bezradnie.
Słowa przewrotnej piękności wsączyły się w jej umysł jak trucizna.
– Tam, gdzie ja – zapewnił żarliwie i pocałował ją w usta.
Oddała pocałunek, w jednej chwili stopniały wszystkie lody. Trwali
tak, nie wiadomo jak długo, aż jakieś dziecko zapytało za ich plecami:
– Mamusiu, czemu ten pan całuje dziewczynę w kościele?
Edward
uśmiechnął się, odwrócił się do malca i wyjaśnił z odcieniem
dumy w głosie:
– Ta pani jest moją żoną.
– W porządku. – Chłopczyk pokiwał głową z powagą starca.
Bella zarumien
iła się. Cały czas trzymała Edwarda za szyję. Nagle
zdała sobie sprawę, że powinna położyć kres temu szaleństwu. Nie z
powodów moralnych, lecz zdrowotnych.
– Edward, postaw mnie natychmiast na ziemi – zażądała
stanowczo.
– Twoje nogi nie wytrzymają obciążenia.
– Mówiłem, że nie pozwolę ci odejść – powiedział poważnie. – Jeżeli
nie znajdę na ciebie innego sposobu, będę trzymał cię na rękach do
końca życia, żebyś mi znowu nie umknęła. – Zabrzmiało to raczej jak
groźba niż jak żart.
Zaniósł ją do samochodu. Kierowca otworzył drzwi. Edward usiadł,
wziął Bellę na kolana i położył rękę na jej udzie.
– Czemu pozwoliłeś Tanyi zostać? – spytała znowu przez łzy.
– Widziałem rozpacz w twoich cudownych, zielonych oczach,
patrzyłem, jak kurczysz się z bólu, jakby cię uderzyła. Skrzywdziła cię,
zasłużyła na parę słów prawdy. Zagroziłem, że jeśli jeszcze kiedykolwiek
spróbuje cię dręczyć, bardzo tego pożałuje. Zabroniłem jej nawet zbliżać
się do naszego domu. Zapewniam cię, zostawi nas w spokoju, wie, że ze
mną nie ma żartów. – Delikatnie pogłaskał ją po udzie.
Bella
nie potrafiła zebrać myśli. Ani szczere spojrzenie Edwarda, ani
jego słowa nie rozproszyły jej wątpliwości.
– Dokąd my zmierzamy? – spytała bez związku.
– Do domu, tesoro. Jeżeli masz ochotę, to prosto do łóżka.
Kusząca propozycja, lecz Bella chciała więcej. Edward promieniował
ciepłem, jego spojrzenia, gesty i słowa rozgrzewały duszę, ale nadal nie
wszystko
rozumiała.
– Ożeniłeś się ze mną z rozsądku. Nie kochałeś mnie.
Edward
milczał przez chwilę. Nie odpowiedział wprost:
– Trwałaś przy mnie w najtrudniejszym momencie. Twój głos
wybudził mnie ze śpiączki.
– Nie wierzę. Chyba po prostu nadszedł właściwy czas.
– O, nie. Usłyszałem, że mnie kochasz, że jestem ci potrzebny.
Pewnie mi nie uwierzysz, ale
wtedy właśnie nastąpił przełom. Nie wiem,
jak to się stało, ale zmobilizowałem wszystkie siły i odzyskałem
świadomość. Później wspierałaś mnie przez cały czas, a gdy traciłem
nadzieję, umacniałaś moją wiarę w powrót do zdrowia. To właśnie dzięki
tobie
pozostałem wśród żywych – zapewnił wzruszony.
Bella położyła rękę na jego sercu, jak wtedy, gdy sprawdzała, czy
żyje.
– Tak bardzo chciałam cię uratować. Nie wyobrażałam sobie życia
bez ciebie. Świat byłby pusty, gdyby ciebie zabrakło. – Nagle
posmutniała. – Ale ty mnie nie kochasz.
– Tak myślisz? Czy twoje wyznanie wyrwałoby mnie z objęć śmierci,
gdyby mi na tobie nie zależało? Z początku nie śmiałem nazwać swego
uczucia.
Kojarzyłem je raczej z przywiązaniem, poczuciem
bezpieczeństwa.
W sercu Belli
zapaliła się iskierka nadziei. Zapewnienia Edwarda
podziałały na jej obolałą duszę jak kojący balsam. Tylko że wiele spraw z
przeszłości pozostało dla niej zagadką. Nie umiała sama odnaleźć
klucza do łamigłówki, którą stanowiło ich małżeństwo. Na usta cisnęły jej
się niezliczone, wciąż nowe pytania. Dlatego drążyła dalej.
– Wytłumacz mi, dlaczego tak śpieszyłeś się ze ślubem?
– Z bardzo egoistycznych pobudek. Emmett ci nadskakiwał, a ja nie
chciałem cię stracić. A wiedziałem, że jeśli złożysz przysięgę,
dochowasz wierności.
Bella
aż otworzyła usta ze zdziwienia. Zawsze uważała, że
przyczyną scen zazdrości jest tylko władcze usposobienie Edwarda. No i
jego męska duma.
– Przecież nigdy nie flirtowałam z twoim bratem.
– Ale on nie krył sympatii do ciebie. Ja natomiast chciałem
zatrzymać cię przy sobie, a nie miałem odwagi powiedzieć, że cię
kocham. Gdybyś zdecydowała się na Emmetta, dostałbym to, co mi się
słusznie należało.
– Nawet mi coś takiego nie przyszło do głowy. Tylko ty się liczyłeś,
nikogo innego nie zauważałam. – Zamyśliła się. – A Tanya?
– Kamienne serce – uciął ostro. – Interesowały ją tylko pieniądze i
seks. To może jej dać każdy. Ty wybrałaś mnie i tylko mnie.
– Ale ona powiedziała mi dzisiaj...
– To, co jej pasowało, jak zwykle. Nie może się pogodzić, że
porzuciłem ją dla dobrej i wiernej, zielonookiej dziewczyny.
– Ty???
– Ja. Zerwałem zaręczyny jeszcze w Nowym Jorku. A ona
rozpowiadała na prawo i lewo, że poświęciłem dla niej własne szczęście.
Rzekomo
zwróciłem jej wolność, żeby nie rujnować jej życia i kariery.
Wkońcu sama uwierzyła, że gdy stanę na własnych nogach, natychmiast
do niej wrócę. Ale się przeliczyła. Chcę tylko ciebie, ciebie jedną
kocham.
– Niemożliwe. – Oczy Belli znów napełniły się łzami.
– Możliwe i prawdziwe, mi amore bella. Jesteś moim szczęściem i
moim życiem. Nigdy ci tego nie mówiłem, bo za bardzo bałem się, że
nigdy nie będę mógł udowodnić mojej miłości... jako mężczyzna.
– Nawet gdybyś pozostał sparaliżowany do końca życia i to od stóp
do głów, i tak uważałabym cię zawsze za uosobienie męskości –
zapewniła z mocą, patrząc mu głęboko w oczy.
Edward
przymknął oczy, jakby wsłuchiwał się w echo jej słów.
– Oddałaś mi serce i duszę, poświęciłaś dla mnie wszystko. Każdy
człowiek oddałby pół życia za tak piękną, bezgraniczną miłość. Ale ja
wtedy bałem się, że nie potrafię jej odwzajemnić.
– A teraz?
– Wczoraj widziałem, jak cierpisz. Wtedy zdałem sobie sprawę, że
jestem w stanie zrobić wszystko, żeby już nigdy nie oglądać łez w twych
pięknych oczach.
Bella wola
ła nie wspominać, że poród też nie należy do
przyjemności. Jeszcze gotów zdecydować się na adopcję. Edward ujął
jej twarz w dłonie. Przemawiał uroczyście, jakby powtarzał słowa
przysięgi małżeńskiej:
– Kocham cię. Jesteś moją drugą połową, moim drugim ja. Gdyby
nie wypadek, straciłbym najcenniejszy skarb, jaki kiedykolwiek w życiu
posiadałem: twoją miłość.
Serce Belli
zatrzymało się na ułamek sekundy.
– I bez tego byś ją miał.
– Wiem o tym, ale nie umiałbym jej docenić ani przyjąć. Mama i
Emmett
mieli rację. Byłem ślepy. Przy Tanyi zmarnowałbym życie, przy
tobie czeka
mnie wspaniała przyszłość. Dopiero w szpitalu dostrzegłem
tw
oją urodę i złote serce. Wtedy zrozumiałem, ile dla mnie znaczysz.
Opłacało się trochę pocierpieć.
– Ładne mi trochę, przeszedłeś prawdziwą gehennę – żachnęła się.
– Ale warto było.
– Tak bardzo cię kocham... – szepnęła.
– Mów to jak najczęściej, mi amore.
Powtarzała wyznanie wciąż na nowo, w samochodzie i później, w
domu, wśród pocałunków i pieszczot. A wieczorem, w sypialni obdarzali
się nawzajem czułością i rozkoszą.
Ceremonia zaślubin wyglądała dokładnie tak, jak powinna. Esme
zadba
ła o to, żeby tradycji stało się zadość. Bella miała na sobie białą
suknię, a na głowie przecudny szal z ręcznie robionej hiszpańskiej
koronki. Ten sam, który teściowa przeznaczyła na welon po powrocie z
podróży.
Edward
marzył o prawdziwym miodowym miesiącu i zabrał Bellę do
eleganckiego hotelu w Szwajcarii.
Tam dała mu najpiękniejszy,
najbardziej intymny
dowód miłości. Rozpuściła włosy, ujęła w ręce ich
końce jak pędzelki i rysowała nimi miłosne zaklęcia na skórze
ukochanego. Leżeli później spleceni, nasyceni, szczęśliwi. Edward
szeptał Belli do ucha czułe słówka po włosku i po angielsku. Ujęła jego
rękę i położyła ją sobie na brzuchu.
– Tam jest nasze dziecko – powiedziała.
– Ja też czuję jego obecność – zapewnił ze wzruszeniem.
Osiem miesięcy później powiła bliźniaki. Edward był przekonany, że
jedno dziecko pochodzi ze sztucznego
zapłodnienia, a drugie z
naturalnego. Zgadzała się z nim. Kiedy nikt nie wierzył, że uda się go
uratować, jej miłość wyrwała go z objęć śmierci. Jak mogła wątpić, że
cud poczęcia powtórzył się dwukrotnie? Tuliła przecież do piersi dwa
słodkie owoce tej niezwykłej miłości.
Koniec
By Veronica