J Staniszkis Okragly stol po dziesieciu latach

background image

1

„Okrągły stół” po dziesięciu latach


Jadwiga Staniszkis



Trudno dzisiaj pisać o „okrągłym stole” z 1989 roku. Nasze myśli koncentrują się

bowiem na obecnym kryzysie i zastanawiamy się, czy „okrągły stół” Anno Domini 1999
mógłby w czymś pomóc? Badania socjologiczne pokazują, iż – 10 lat po „okrągłym stole” –
aż około 60 proc. ankietowanych twierdzi, że istnieje konflikt między władzą
a społeczeństwem, a 52 proc. mówi, że klasa polityczna i ludzie władzy to najbardziej
uprzywilejowana kategoria społeczna w Polsce. I nie myśli się tu o przywilejach w sferze
konsumpcji – sklepy za żółtymi firankami, które pamiętamy z okresu komunizmu, talony na
samochody czy korupcja. Chodzi – przede wszystkim – o nowe mechanizmy systemowe na
styku polityki i gospodarki. Z jednej strony jest obserwowane krążenie elit – między
stanowiskami

w

administracji

państwowej,

a

intratnymi

stanowiskami

w skomercjalizowanych funduszach publicznych i przedsiębiorstwach państwowych.
Z drugiej – chodzi o ścisły związek między pozycją w dwóch najbardziej dochodowych
obecnie sferach: bankach i organizujących się towarzystwach emerytalnych, a przeszłą lub
obecną pozycją w klasie politycznej. Nie można wprawdzie mówić tu o oligarchii, bo ci
ludzie to – w coraz większym stopniu – młodsi partnerzy kapitału zagranicznego,
dostarczający koneksji, kontroli nad organizacjami, które mogą stać się platformą dla operacji
(np. poczta polska w funduszach emerytalnych), wreszcie – użyczający swoich
rozbudowanych układów sieciowych (networków) jako zabezpieczenia.

W czasie „okrągłego stołu” w 1989 roku przyjęto formułę „rewolucji w majestacie

prawa”, która stała się pułapką polityczną i etyczną, wprowadzając do transformacji
ustrojowej moment ciągłości. Dawna nomenklatura i warstwa menadżerska w znacznym
stopniu zachowała uprzywilejowany status, tworząc dla siebie z góry korzystne nisze
w gospodarce rynkowej: banki komercyjne z publicznych pieniędzy dostarczające środków
tylko wybranym, podczas gdy inni przechodzili przez reżim stabilizacyjny; wytransferowane
za granicę środki zużyte na zyskowny import; zawłaszczenie majątku państwowego
i społecznego (spółdzielnie, kółka rolnicze, instytucje społeczne); różne licencje,
zorganizowane układy wokół funduszy i agend publicznych wprowadzonych na rynek
w 1988 roku, w toku przygotowań komunistów do oddania władzy politycznej.

„Okrągły stół” z perspektywy dzisiejszej naszej wiedzy drażni brakiem radykalizmu.

Strona solidarnościowa ugadująca się z komuną mówiła o „uspołecznieniu” (gdy tamci już
byli jedną nogą w kapitalizmie), sztucznie podtrzymywała ich obecność w polityce (zmiany
w zasadach wyborczych, gdy okazało się, że społeczeństwo nie chce w parlamencie ludzi
dawnego reżimu). Uderzał – patrz stenogram z Magdalenki – wspólny strach obu stron przed
społecznym żywiołem i chaosem. Zapewne nie zdawano sobie sprawy, że już w 1983 roku
w Moskwie – ze względów strategicznych – dyskutowano możliwość wycofania się
Sowietów z Europy Środkowej i neutralizacji tego obszaru (pisałam o tym w tekście
o „rewolucji wojskowej” w „Arkanach”, w grudniu 1995 r.). W 1985 roku rozpoczęły się na
ten temat negocjacje z USA, a w 1987 roku w Belgradzie Gorbaczow mówił o „końcu
doktryny Breżniewa” (czyli – że Moskwa nie będzie interweniowała i „broniła socjalizmu”)

background image

2

oraz o możliwości rozwiązania Układu Warszawskiego.

Przed „okrągłym stołem” pozycja „Solidarności” już wyraźnie słabła: fala strajków

wiosny i lata 1988, gaszonych przez Wałęsę, miała za zadanie uwiarygodnienie jego pozycji
jako strony w rozmowach z władzą. Część tych strajków (Bydgoszcz) była na pewno
prowokacją. Nie przeszkadzało to ZOMO jednego dnia grać w siatkówkę przez bramę ze
strajkującymi, nudzącymi się w oczekiwaniu na rozmowy, a drugiego – gdy któregoś
z robotników zdybano w pojedynkę – katować go do nieprzytomności. Przed „okrągłym
stołem” zginął zamordowany Jan Strzelecki, terenowi działacze podziemia, w jego trakcie
i potem – księża. Głównym walorem „okrągłego stołu” była jego rola jako swoistego rytuału
komunikacyjnego. Formuła wyjściowych żądań, stron, „podstolików”, owej negocjowanej
rewolucji, została potem powtórzona nawet tam, gdzie w ogóle przedtem nie było opozycji.
Jej symulacja po polskim „okrągłym stole” była znacznie łatwiejsza – te same symbole,
postulaty, formuły – przetoczyły się od Bułgarii do Mongolii. Ów rytuał komunikacyjny
dawał stronie komunistycznej możliwość kontroli nad oddawaniem władzy (a raczej – nad
oddawaniem tylko części kontroli i całej odpowiedzialności). Bez rytuału „okrągłego stołu”
byłoby zapewne więcej ofiar i zmarnowanego czasu.

I tak zmarnowano go sporo. „Okrągły stół” był już możliwy w 1985 roku – patrz

Memoriał Urbana, Cioska i gen. Pożogi. Nowa sytuacja w Związku Sowieckim, po
wspomnianych już dyskusjach w gronie: Andropow, Gromyko, Ustinow w 1983
o możliwościach wycofania się wojskowego z naszego obszaru, po enuncjacjach Andrieja
Kokoszina z 1984 roku o wycofaniu się Moskwy z koncepcji „obrony przez atak” oraz – po
wypowiedzi Gromyki w Wiedniu (1985) o możliwości negocjacyjnej zmiany granic bloku
komunistycznego (paradygmat austriacki) – tworzyły warunki dla rozwiązań, na które
zdecydowano się dopiero w 1989 roku. Te zmarnowane lata to także większe koszty zmian –
głębszy kryzys, ale i dokończenie przez nomenklaturę i aparat komunistyczny (w tym służby
specjalne) przejęcia tego, co się dało, ze społecznego majątku.

„Okrągły stół” miał swoje dramatyczne momenty – mimo że przecież było wiadomo, iż

istnieje radzieckie przyzwolenie. W jego trakcie zmieniła się obsada szefa KGB: odszedł
Czebrikow, przyszedł Kriuczkow. Spowodowało to pamiętne spotkanie w cztery oczy
Kiszczaka z Wałęsą z sugestiami tego pierwszego, by kończyć rozmowy, bo nie wiadomo,
czy w Moskwie nie nastąpi usztywnienie. Liberałowie partyjni przy „okrągłym stole” byli
wtedy bliżsi Moskwie niż, paradoksalnie, beton: jest to ważne także w perspektywie ich
obecnej roli.

Prawdziwe rozstrzygnięcia dokonały się jednak potem. Chodzi mi o Małą Konstytucję

(1992 rok) legalizującą konstytucję stalinowską z 1952 roku, rozbicie spółdzielczości
wiejskiej i – za przyzwoleniem obozu solidarnościowego – przejęcie jej przez PSL-owską
nomenklaturę, otwarcie przemysłu i rolnictwa – bez osłon – na nierówną konkurencję,
upadek lub przejęcie szeregu konkurencyjnych firm (farmaceutyczne, lotnicze, papiernie,
Stocznia Gdańska). Mimo decyzji Sejmu – w 1996 roku – nie dokonano koncentracji sektora
bankowego, by stworzyć silne polskie grupy finansowe: zdecydowano się – pod naciskiem
Funduszu Restrukturyzacji Banku Światowego — na prywatyzację przed konsolidacją.
Doprowadzono do pauperyzacji i naukowców, lekarzy, rolników. W 1995 i 1996 roku
przyjęto realizowaną dziś koncepcję tworzenia rynków kapitałowych z funduszy publicznych
poprzez ich radykalną komercjalizację. Nie skalkulowano dobrze kosztów finansowych,
społecznych i psychologicznych takiej – podjętej zbyt szeroko – „reformy” w bardzo
zubożałym społeczeństwie. Ludzie SLD tkwią w instytucjach, które korzystają na owych

background image

3

zmianach – są w prywatyzowanych bankach, funduszach itp. Ich „lewicowa wrażliwość” to
dziś nie więcej niż mysi pisk.

A nasza, solidarnościowa ekipa? Realizuje reformy radykalnie odspołeczniające,

znoszące międzypokoleniową solidarność i korporacyjne zarządzanie. Nieudolność zwiększa
jeszcze koszty. Klientelizm i zaadaptowanie się do form krążenia elit między gospodarką
a polityką są uderzające. Są jeszcze resztki solidarnościowej retoryki – ale dziś równie
drażniące, jak ton rozmów z komunistami w 1989 roku, przy „okrągłym stole”, gdy
komuniści już się chcieli przepoczwarzyć w kapitalistów, a nasza strona opowiadała im
o samorządach. Rację miał de Tocqeville pisząc o końcu feudalizmu, iż zasada feudalna
upadła dopiero wtedy (i doszło do Rewolucji Francuskiej), gdy – w sensie ekonomicznym
i społecznym – feudałowie stali się aktorami nowej, wczesnokapitalistycznej zasady.
Bezsprzecznym nowum były prawa polityczne, które wniosła Rewolucja. Ten rozziew
między społecznym a politycznym zwycięstwem naznaczył również „okrągły stół”.


„Tygodnik Solidarność” 1999, nr 7 (543), s. 19.

Zwierzę niepolityczne, Wydawnictwo Antyk – Marcin Dybowski, Komorów 2003, s. 201-203.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron