Webber Meredith Pod opieką szejka 2

background image

Meredith Webber

Pod opieką szejka



background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY


Kal obserwował ptaka, który wznosił się coraz

wyżej nad piaskami pustyni, aż stał się czarną kropką
na niewiarygodnie błękitnym niebie. Poczuł, że nastrój
mu się poprawia. Miał wrażenie, że za chwilę jego
dusza poszybuje w ślad za tym znikającym punktem,
uwolniona z okowów ciała. Tutaj, samotny na bezkres-
nym morzu piasku, doświadczał lekkości ducha, grani-
czącej z pełnym szczęściem.

Nagle czarny punkcik zaczął pikować ku ziemi, ze

skrzydłami ściągniętymi do tyłu, by zwiększyć tempo
lotu. W pewnej chwili ptak zniknął za wydmą. Kal
gwizdnął i wyciągnął rękę, czekając na jego powrót.

Sokół nie wycelował w swą ofiarę, lecz Kal o to nie

dbał - miał dość żywności dla siebie i dla niego.
Niepowodzenie ptaka uświadomiło mu jednak, jak
bardzo zaniedbał swoje sokoły, którym kiedyś starał
się poświęcać jak najwięcej czasu. Teraz z ptakami
ćwiczyli jego ludzie, ale ich dotyk był całkiem inny niż
jego, i one dobrze o tym wiedziały.

Co jednak jest ważniejsze? Tresowanie sokołów

zgodnie z trwającą od tysięcy lat tradycją rodzinną
czy wprowadzanie nowoczesnych metod leczenia, do-
starczanie mieszkańcom kraju najlepszych usług me-
dycznych?

R

S

background image

Włożył kaptur na głowę sokola i posadził go na

statywie. Pogłaskał ciemne pióra, czując dziwnie blis-
ką więź z tą żywą istotą, która mogła ulecieć, dokąd
chciała, a jednak dobrowolnie wracała do niewoli. Tak
jak on wróci do szpitala, bo zrobienie czegokolwiek
innego byłoby niewyobrażalne.
Ale dopiero jutro...

Skierował się w dół wzgórza, gdzie zostawił samo-

chód, i wyjął z niego wiązkę drewien. Rozpali ognisko
i spędzi noc pod rozgwieżdżonym niebem, zapomina-
jąc o świecie, od którego uciekł, nawet jeśli tylko na
jedną noc.

Jednak mimo że gwiazdy połyskiwały niczym dia-

menty na ciemnym aksamicie nieba, a pustynny wiatr
śpiewał mu, szumiąc, kojącą pieśń, nie odtworzył już
tego uczucia lekkości, jakie ogarnęło go, gdy obser-
wował ptaka. Znowu zawładnęło nim przygnębienie,
a jego dusza stała się ciężka jak kamień.


Samolot zszedł poniżej pułapu chmur, skąd roz-

ciągał się widok na złoty ocean piasku ze spiętrzonymi
falami wydm. Tak właśnie opisywał piękno tego krajo-
brazu Kal, ale tęsknota, jaka pobrzmiewała w jego
głosie na samo wspomnienie pustyni, mówiła Neli
więcej, niż mogłyby wyrazić słowa. Mężczyzna, które-
go kochała, darzył swoją spaloną słońcem ojczyznę
głęboką, namiętną miłością odziedziczoną po przod-
kach, którzy w ciągu tysiącleci przemierzali te bez-
kresne piaski.

Teraz, gdy zobaczyła je po raz pierwszy, ścisnęła

kurczowo dłonie, w których trzymała zdjęcie Patricka

R

S

background image

- jeszcze sprzed choroby, kiedy miał włosy. Ta foto-
grafia była dla niej jak talizman, nie wypuszczała jej
z rąk przez całe dwanaście godzin lotu, więc plas-
tikowa oprawka nosiła już ślady palców, a przez środek
orlego nosa syna przebiegało ostre załamanie.

Patrick czuł się dobrze. Telefonowała z samolotu

dwa razy - pierwszy raz, by sprawdzić, czy istotnie
wystarczy włożyć do automatu kartę, aby uzyskać
połączenie. Drugi, by ponownie na chwilę przed lądo-
waniem usłyszeć glos syna.

Okres remisji trochę potrwa. Matka musi mieć

w sobie tyle optymizmu co syn, wierzyć w to tak samo
mocno jak on. Tylko że właśnie ma wylądować w cał-
kiem obcym kraju i zaczyna jej tego optymizmu
brakować.

- Szczęśliwie na ziemi - odetchnęła z ulgą pulchna

kobieta siedząca obok Neli.

Kobieta i jej mąż byli uprzejmymi i niekłopotli-

wymi towarzyszami podróży, więc Neli uśmiechnęła
się, życząc im miłego pobytu.

Poznali część jej historii, tę, która dotyczyła oficjal-

nego celu przyjazdu do tego pustynnego kraju, gdzie
miała zademonstrować stosowanie sprayu na skórze
ofiar poparzeń. Ten środek został opracowany na
oddziale oparzeń, w którym pracowała, a wybór padł
na nią, gdy tutejszy szpital zwrócił się z prośbą
o przysłanie kogoś, kto mógłby objaśnić miejscowemu
personelowi, jak działa ów specyfik.

Miała przed sobą miesiąc na zaprezentowanie no-

wej metody opatrywania ran i odnalezienie ojca Patric-
ka. Na to, by powiedzieć mu, ryzykując utratę z trudem

R

S

background image

osiągniętej równowagi emocjonalnej, że ma syna,
który pewnego dnia, już niebawem, może potrzebować
jego pomocy...

Zamknęła oczy, przytłoczona świadomością tego,

co ją czeka. Wszystko będzie dobrze, zapewniała samą
siebie, kiedy samolot kołował w stronę niskiego bu-
dynku terminalu. Wszystko będzie dobrze!

Ale gdy opuściła bezpieczne wnętrze samolotu,

nerwy odmówiły jej posłuszeństwa. Z trudem trzymała
się na nogach, przechodząc przez kontrolę paszpor-
tową i celną. Za drzwiami w końcu korytarza widziała
tłum osób czekających w hali przylotów, a wśród nich
kobietę w chuście na głowie, trzymającą w wyciąg-
niętej ręce tabliczkę z napisem „DR WARREN".

Kiedy w końcu do niej podeszła, kobieta uśmiech-

nęła się tak serdecznie, że od razu się uspokoiła.

- Jestem Neli Warren - przedstawiła się, wyciąga-

jąc rękę.

- Jaśmin - odrzekła kobieta i poprowadziła ją do

wyjścia.

Na zewnątrz otoczył ich ogłuszający hałas, połączo-

ny z wyciem syren alarmowych i krzykami ludzi.

- Coś się stało - stwierdziła Jaśmin. - Muszę iść.

Zostań tutaj i zaczekaj.

- Jeśli to wypadek, przyda się każda para rąk

- odparła Neli, zostawiając swą walizkę przy filarze
i rozsuwając na boki ogarnięty paniką tłum.

Po chwili znalazły się w pustym korytarzu na

parterze, skąd weszły do dużego pomieszczenia, na
którego oknach migotały czerwone błyski płomieni.
Neli zobaczyła wozy strażackie pędzące po pasie

R

S

background image

startowym, gdzie stało już kilka jednostek Wypusz-
czających kłęby białej piany.

Jaśmin mruczała coś pod nosem. Pewno się modli,

uznała Neli, sama modląc się w duchu za ludzi uwię-
zionych w płomieniach. Drzwi od korytarza otworzyły
się z trzaskiem i do sali wpadło parę osób, jedne
z noszami, inne z opatrunkami. Na zewnątrz Neli
zobaczyła dwie karetki i usłyszała z głośników coś, co
zapewne było instrukcją postępowania.

- Zaczekamy tutaj na rannych - powiedziała Jaś-

min. - Jesteśmy tu pierwszymi lekarzami, więc musi-
my zrobić wszystko, co w naszej mocy. Szpital na
pewno jest już powiadomiony i wkrótce będzie tu
więcej karetek. Najcięższe przypadki od razu tam
odeślemy.

Neli patrzyła na płonący samolot, poważnie się

zastanawiając, czy w ogóle będą miały kogo odsyłać.
Z pewnością nikt nie ocaleje z tego morza ognia.

- Wiesz, co się stało? - spytała.

Jaśmin potrząsnęła głową.

- Z tego, co mówią, wynika, że samolot już dotknął

ziemi - Bogu dzięki, że nie twój! - kiedy z niewiado-
mych przyczyn wpadł w poślizg, uderzył w stojący na
drugim pasie samolot i stanął w płomieniach.

Neli ze zgrozą wyobraziła sobie, co musiało dziać

się na pokładzie. Ilu było pasażerów? Nie miała poję-
cia, jak duża była płonąca maszyna, ale w jej samolocie
znajdowało się ponad czterysta osób.

- Spójrz! - Jaśmin chwyciła ją za rękę, wskazując

drobne postaci uciekające przez płytę lotniska.

- A jednak ktoś ocalał - wyszeptała Neli, patrząc,

R

S

background image

jak służby ratownicze zbierają ocalałych, by przewieźć
ich do hali, w której czekała ona wraz z Jaśmin i per-
sonelem medycznym lotniska.

I to była jej ostatnia racjonalna myśl przez następ-

nych kilka godzin. Pierwsze ofiary miały szczęście
- obrażenia nie były poważne, więc wystarczyło jedy-
nie założyć opatrunki, okryć ich kocami i pomóc
otrząsnąć się z szoku. Gdy hala lotniska zapełniła się
lżej rannymi, Neli i Jaśmin musiały zorganizować
pierwszą pomoc na płycie.

- Nałóż czysty suchy opatrunek, zrób intubację,

jeśli drogi oddechowe wydają się nieuszkodzone, jeśli
nie ma oparzeń na twarzy czy w przełyku, w przeciw-
nym razie aplikuj tlen przez maskę. Pamiętaj, że ofiary
mogą mieć uszkodzone płuca od gorąca i dymu.
Podawaj im płyny - mówiła Neli do Jaśmin, która stała
bezradnie obok niej, gdy zaczęto przywozić ciężej
rannych. - Nie zdzieraj ubrania, nie nakłuwaj pęche-
rzy, nie unoś głowy rannego, jeśli mogłoby to zagrozić
drogom oddechowym - dodała, zdając sobie sprawę,
że ma prawdopodobnie większe doświadczenie
w udzielaniu pierwszej pomocy niż jej koleżanka po
fachu. - Powiedz innym, żeby postępowali tak samo.
Starajcie się wyprowadzić rannych ze wstrząsu i zało-
żyć opatrunki. Może chcesz, żebym dokonała ich se-
lekcji? - Spojrzała na Jaśmin. - Wybrała tych, którzy
jako pierwsi powinni znaleźć się w szpitalu?

Jaśmin skinęła głową. Neli widziała, że kobieta

drży, ale mimo to zebrała się w sobie i przekazała
pewnym głosem jej polecenia.

Pracowały bez wytchnienia, dopóki nie okazało się,

R

S

background image

że z samolotu ratownicy wynoszą już tylko ciała
zmarłych.

- Chodźmy - powiedziała. - Będziemy potrzebne

w szpitalu.

- Jesteś tu gościem - zaprotestowała Jaśmin. - I tak

już ogromnie nam pomogłaś. Zawiozę cię do miesz-
kania, które dla ciebie przygotowaliśmy. Będziesz mo-
gła się umyć i odpocząć.

- Mowy nie ma! - oburzyła się Neli. - Przecież na

co dzień mam do czynienia z opatrzeniami. Z iloma
takimi przypadkami spotykacie się w swoim szpitalu?
Wiem, jak stosować spray na skórę, przecież po to tu
przyjechałam, prawda? Zawieź mnie do szpitala. Przy-
dam się na oddziale ratunkowym czy gdziekolwiek
indziej. - Uśmiechnęła się do nowej przyjaciółki. - Ale
najpierw się umyję, obiecuję.

Jaśmin odpowiedziała jej uśmiechem i wyprowa-

dziła z lotniska na parking. Od razu zorientowały
się, że powrót do miasta będzie graniczył z cudem.
Ulica była zakorkowana przez samochody, których
właściciele na wieść o katastrofie wyruszyli na lot-
nisko, by dowiedzieć się o stan zdrowia swoich
krewnych.

- Nie wydostaniemy się stąd. Może powinnyśmy

wrócić i zabrać się karetką - zasugerowała Neli, ale jej
słowa zagłuszył warkot helikoptera lecącego w stronę
budynku terminalu.

- Mam lepszy pomysł. - Jaśmin spojrzała w górę.

- Szef ma prywatny helikopter. Wspominał, że kupi
jeden dla szpitala, ale na razie w nagłych wypadkach
udostępnia swój.

R

S

background image

Chwyciła Neli za ramię i skierowała ją z powrotem

tam, skąd wyszły.

- Zastanawiałam się, dlaczego nie zjawił się wcze-

śniej, ale przypomniałam sobie, że wziął wreszcie
wolne i przypuszczalnie poleciał na pustynię - wyjaś-
niła.

Słowo „szef wypowiedziała z szacunkiem połą-

czonym nieomal z miłością, a samo użycie tego słowa
i akcent, z jakim Jaśmin mówiła po angielsku, kazały
się Neli domyślać, że musiała spędzić jakiś czas
w Stanach.

- Szef? Jest kierownikiem oddziału czy może dyre-

ktorem szpitala? - spytała.

- Naczelnym chirurgiem, dyrektorem szpitala

i członkiem rodziny panującej - odparła z uśmiechem
Jaśmin. - Khalil al Kalada jest wielkim człowiekiem,
wielkim z urodzenia i przestrzegającym najlepszych
tradycji swego rodu.

Khalil al Kalada.
Te słowa dobiegły do Neli jakby z oddali, odbijając

się po drodze echem i zbliżając do niej coraz bardziej,
aż zadudniły w jej głowie niczym uderzenia bębna.

Przeszedł ją zimny dreszcz. Nie teraz, jeszcze nie

teraz, powtarzała ogarnięta paniką. Jeszcze nie jestem
gotowa! Ale choć nogi odmawiały jej posłuszeństwa,
podążała za ponaglającą ją Jaśmin prosto na spotkanie
z mężczyzną, w poszukiwaniu którego przeleciała pół
świata.


Kal wylądował i rozejrzał się dokoła. Zorientował

się, że wszystkie służby ratownicze i medyczne po-

R

S

background image

stawiono na nogi, toteż akcja przebiega sprawnie.
Wyskoczył z kabiny i podbiegł prosto do zaimprowi-
zowanego centrum ratownictwa. Jak zawsze parę osób
przerwało pracę, by mu się ukłonić, nie mogąc od-
mówić sobie tego drobnego dowodu szacunku.

- Jestem szefem służb bezpieczeństwa lotniska,

Wasza Wysokość - rzekł wysoki mężczyzna w osma-
lonej dymem szacie. - Wiemy tylko tyle, że samolot
wpadł w poślizg po wylądowaniu, uderzył w stojącą
obok maszynę i stanął w płomieniach. Najciężej ranni
są już w drodze do szpitala, lżej ranni są opatrywani
przez nasz personel, a ci - wskazał dłonią okryte ciała
- zostaną zaraz przetransportowani do kostnicy.

- Tyle ofiar! - Kal był wstrząśnięty. Choć godził

się ze śmiercią jako wolą Boga, poruszył go widok tylu
straconych istnień ludzkich.

- Byłoby więcej ofiar śmiertelnych, ale lekarze

z pana szpitala, którzy akurat tu byli, pomogli nam
i wyjaśnili moim ludziom, co mają robić. - Urwał na
chwilę. - Będzie więcej ofiar, Wasza Ekscelencjo.
Stan wielu z tych, którzy są w drodze do szpitala, jest
bardzo ciężki.

- A więc muszę jechać, jestem tam potrzebny -

oświadczył Kal.

Chętnie by wytłumaczył swym poddanym, że nie

potrzebuje tych wszystkich królewskich tytułów - sam
ich nie używał - ale wyczuwał, że mężczyzna jest
przywiązany do rytuałów, które dają mu poczucie
pewności, że nic się nie zmieniło, a sama obecność
przedstawiciela rodziny panującej gwarantuje ład
i bezpieczeństwo.

R

S

background image

Gdy zawrócił w stronę helikoptera, usłyszał, że ktoś

go woła, i zobaczył dwie biegnące ku niemu kobiety.

- Sir, jestem Jaśmin Assanti, z oddziału szóstego

- mówiła jedna z nich. - Byłam na lotnisku, żeby
odebrać lekarkę z Australii, która ma nas nauczyć
nowych metod opatrywania oparzeń. Nie chciałam jej
w to wszystko angażować, ale ona zna się na oparze-
niach lepiej niż ja. Okazała się dla nas prawdziwym
aniołem miłosierdzia. Gdyby nie ona, byłoby znacznie
więcej ofiar.

Odwróciła się, by przedstawić swego „anioła miło-

sierdzia", ale Neli przykucnęła właśnie na ziemi
i uniósłszy całun, bacznie przypatrywała się leżącemu
pod nim mężczyźnie.

- On żyje! - zawołała schrypniętym głosem.

Kal natychmiast podbiegł do rannego, który zaczął

dawać słabe oznaki życia.
- Zanieście go do mojego helikoptera - zawołał do

dwóch sanitariuszy. - Jaśmin, weź coś czystego do
nakrycia i płyny, a ty... - zerknął na kobietę przy
noszach - zostań z nim. Rób, co możesz.

Neli skinęła głową, wciąż zajęta badaniem rannego.

Udało jej się wreszcie wymacać słabe tętno na szyi.

- I tlen, Jaśmin - dodała, unosząc na moment

głowę, tak że Kal zobaczył jasne oczy w osmalonej
dymem twarzy.

Głos tej kobiety, choć ochrypły od wdychanego

dymu,

v

.sprąwił, że Kal zadrżał, nagle przypominając

sobie powiedzenie, które słyszał podczas studiów
w Australia na temat ducha opuszczającego grób.

Cofnął się, by zrobić miejsce dla noszy, a nie-

R

S

background image

znajoma poszła za nimi, trzymając jedną ręką maskę
tlenową przy twarzy rannego, a w drugiej niosąc ciężką
butlę z tlenem.

Kal otworzył drzwi helikoptera, wspiął się na sie-

dzenie pilota i przygotował do odlotu.

Wiedział, że jeszcze przez dłuższy czas żaden sa-

molot tu nie wyląduje. Wszystkie będą kierowane na
pobliskie lotnisko albo zawracane. Nie miał wątpliwo-
ści, że w wieży kontrolnej nad całością będzie czuwał
jeden z jego braci, a drugi zacznie odpowiadać na
pytania dziennikarzy, gdy wiadomość o katastrofie
pójdzie w świat.

Ale gdy helikopter wzniósł się w powietrze, od^

wrócił się, by spojrzeć w głąb kabiny na klęczącą obok
rannego mężczyzny brudną, potarganą kobietę.

To nie może być...
- Nie mogę go intubować - powiedziała Neli do

Jaśmin. - Ma uszkodzone drogi oddechowe. Trzy-
maj maskę tuż nad jego ustami i nosem, żeby nie
dotknąć oparzonej skóry. Dałam czysty tlen, więc
kiedy on zdoła zaczerpnąć powietrza... Nie! Do diab-
ła! On nie jest w stanie sam oddychać. Tego się o-
bawiałam.

Pompowała powietrze w płuca mężczyzny, a Jaś-

min trzymała maskę, ale klatka piersiowa rannego
pozostawała nieruchoma.

- Trzeba zrobić tracheotomię, żeby wprowadzić

rurkę do tchawicy - myślała głośno Neli - ale ze
względu na obrzęk i prawdopodobnie znaczne uszko-
dzenie płuc, ciśnienie wprowadzonego tlenu mogło-
by...

R

S

background image

Wiedziała, że tracheotomia jest w tej sytuacji jedy-

ną szansą uratowania mężczyzny, choć w przypadku
ofiar oparzeń wiąże się ze znacznym ryzykiem.

Jaśmin przyniosła zestaw narzędzi.
- Zrób to..- Jaśmin ścisnęła jej dłoń.
W chwili gdy Neli wprowadziła rurkę do otworu

w tchawicy, pierś mężczyzny zaczęła się unosić i opa-
dać.

Oddycha samodzielnie!

Neli też odetchnęła głęboko.

- Usiądź i zapnij pas, zaraz będziemy lądować na

dachu szpitala - rzeka Jaśmin, pochylając się w jej
stronę.

- Nie zostawię go. Nic mi się nie stanie. - Wzięła

od koleżanki maskę tlenową i trzymała ją tuż nad rurką
tracheotomijną. Zajęta pacjentem, nie myślała teraz
o mężczyźnie siedzącym za sterami helikoptera.

No dobrze, pewnego dnia będzie musiała z nim

porozmawiać, w końcu po to tu przyjechała. Ale nie
teraz, wykończona podróżą, opatrywaniem rannych,
brudna i spocona.

- Tracheotomia u oparzonego pacjenta jest absolu-

tnie przeciwwskazana - usłyszała nagle pełen dezap-
robaty głos.

- Nie oddychał i nie mogłyśmy podawać mu tlenu

do płuc - wyjaśniła szybko Jaśmin. - Doktor Warren
próbowała. Próbowała wszystkiego, zanim zdecydo-
wała się wykonać nacięcie tchawicy.

Pochylona nad rannym Neli starała się nie zwracać

uwagi na to, co się dzieje wokół niej. Najważniejsze
było utrzymanie mężczyzny przy życiu. Tylko na tym

R

S

background image

powinna się skoncentrować. Podłączyła go do krop-
lówki.

- Możemy go teraz przenieść - rzuciła w stronę

grupki osób przed drzwiami helikoptera, wciąż od-
wrócona plecami do Kala.

- Doktor Warren? - spytał ze zdziwieniem.
I znowu ten głos sprawił, że przeszedł ją dreszcz.
- Pojadę z pacjentem - oświadczyła szorstko, bojąc

się, że spojrzawszy w twarz Kala, rozpadnie się na
milion kawałeczków.

I wtedy przed jej oczami stanął Patrick. Nie może

sobie pozwolić na wejście z Kalem na wojenną ścież-
kę. Serce jej łomotało, czuła ucisk w żołądku, nogi się
pod nią uginały, a ręce drżały ze strachu, niepewności
i onieśmielenia. Ale jest przecież dorosłą kobietą i ma
syna, który potrzebuje pomocy. Podniosła więc głowę
i zmusiła się do czegoś w rodzaju uśmiechu.

- Witaj, Kal - powiedziała, patrząc mu prosto

w oczy.

Zanim zdążył zareagować, mężczyzna na noszach

dostał drgawek, więc Neli ponownie całą swoją uwagę
skierowała na niego.

- Jaśmin? - zwróciła się do koleżanki. - Czy ktoś

z personelu zna angielski? Czy pielęgniarki mnie
zrozumieją?

- Jaśmin zostanie z tobą i będzie tłumaczyć, dopóki

nie znajdziemy pielęgniarki mówiącej po angielsku
- oznajmił Kal. - Nie potrwa to długo, bo większość
naszego personelu jest dwujęzyczna.

To tyle, jeśli chodzi o niewstępowanie na wojenną

ścieżkę. Jego glos zmroziłby ogień!

R

S

background image

Nie czekając na jej odpowiedź, odszedł szybko.

Obcy mężczyzna w białej szacie poszarzałej od dymu,
ściągający po drodze nakrycie głowy, by zmienić się
z powrotem z wodza pustynnego narodu w lekarza.

Dlaczego po czternastu latach ta kobieta pojawiła

się w jego kraju?
Przypadek?

Wątpił, by to był przypadek, nie mógł jednak zna-

leźć żadnej racjonalnej przyczyny jej przyjazdu. Na
pewno przypuszczała, że on wciąż jest żonaty, więc
raczej nie było to coś w rodzaju kryzysu wieku śred-
niego, który kazałby jej wrócić do wspomnień mło-
dości.

A może jednak?
Nie, to nie w stylu Neli, osoby wrażliwej, ale prag-

matycznej, która od początku zdawała sobie sprawę
z jego pozycji i sytuacji.

A zresztą ona też jest mężatką, na co wskazywało jej

nazwisko, Warren a nie Roberts. Tyle że nie dostrzegł
na jej palcu obrączki.

Ściągnął galabiję, strząsając z niej resztki piasku

przypominające mu godziny wolności, i włożył kitel
chirurgiczny. Znowu był lekarzem, w którego szpitalu
znajdowały się dziesiątki ofiar katastrofy. Nie może
pozwolić, by obecność Neli rozpraszała jego myśli.
Powinien być raczej wdzięczny losowi. Doktor War-
ren, której oczekiwał, jest specjalistką od oparzeń,
a teraz właśnie kogoś takiego potrzebuje najbardziej.

Doktor Warren!
Musi być mężatką...

R

S

background image

Dlaczego nie miałaby mieć męża?

On miał żonę.

Stwierdzenie to jednak wcale nie poprawiło mu

nastroju. Myśl, że Neli może mieć męża, wciąż go
dręczyła. Ale w końcu dlaczego w ogóle miałby
myśleć o Neli, nie mówiąc już o jej stanie cywilnym...

- Mamy na oddziale sześćdziesiąt dwie osoby.
- Lalla el Wafa, przełożona pielęgniarek z oddziału

ratunkowego, spotkała go, gdy wychodził z windy.

- Lekarze, którzy są na miejscu, mogą ich jedynie

zbadać, sprawdzić drożność dróg oddechowych oraz
podać płyny i elektrolity.

- Będziemy brać po jednym pacjencie i czynić, co

w naszej mocy - odparł spokojnie Kal. - Panika to
najgorsze, co mogłoby się zdarzyć.

Przesunęli się pod samą ścianę, żeby zrobić przejś-

cie. Na wózku wieziono właśnie mężczyznę przetrans-
portowanego jego helikopterem. Neli szła obok, trzy-
mając maskę tlenową tuż nad rurką tkwiącą w otworze
tchawicy. .

Czyżby obawiała się uszkodzenia płuca, że nie

podłączyła rurki bezpośrednio do maski tlenowej?
Musi ją o to zapytać później. Od czasu eksplozji na
polach naftowych przed trzema miesiącami, która
skłoniła go do otwarcia oddziału oparzeń, dużo czytał
na temat postępowania z ofiarami takich wypadków.
Wciąż jednak miał na ten temat zbyt skąpą wiedzę,
zwłaszcza że postęp w tej dziedzinie medycyny był
ogromny. Nie udało mu się na razie znaleźć specjalisty,
który objąłby stanowisko szefa oddziału.

Może namówiłby Neli, żeby została.

R

S

background image

Zwariowałeś?
Grupka z noszami znikła już za drzwiami w końcu

korytarza, ale on nadal patrzył w tym kierunku. Gdy
drzwi uchyliły się nieco szerzej, zobaczył delikatny
profil rozmawiającej z Jaśmin Neli, jej długi prosty
nos.

Nos, który zawsze uważała za zbyt długi, by można

ją uznać za piękność.

Nos, który całował setki razy...

R

S

background image



ROZDZIAŁ DRUGI


Dogonił Neli, gdy mężczyzna z wypadku zniknął za

parawanem, ale widok ponad sześćdziesięciu rannych
powstrzymał go chwilowo przed zadaniem jej dręczą-
cych go pytań.

- Dokonaliście selekcji? - spytał Lallę.
- Zrobił to już ktoś na lotnisku.
Domyślił się kto. Patrzył na pacjentów ułożonych

na prowizorycznych posłaniach wzdłuż ściany, za-
klasyfikowanych jako przypadki mniej pilne. Cierpieli
z bólu, byli w szoku. Młody lekarz upominał się
o dodatkowe płyny, inny niósł rannego mężczyznę,
chcąc go umieścić w gabinecie zabiegowym, ale wszy-
stkie były zajęte. Cały personel uwijał się jak w ukro-
pie, szpital przypominał pobojowisko.

Kal wraz z zespołem potrafili radzić sobie z oparze-

niami - zdarzały im się już takie przypadki i znali
procedury postępowania - ale na ogół musieli udzielać
pomocy jednemu pacjentowi, a podczas pożaru w szy-
bie wiertniczym sześciu. Nigdy jednak nie zdarzyło im
się mieć do czynienia z ponad sześćdziesięcioma
poszkodowanymi osobami, wśród których byli rów-
nież cudzoziemcy. Wiele osób doznało tak ciężkich
poparzeń, że dziwił się, iż w ogóle żyją.

- Kal, nie chciałabym się wtrącać, ale musisz to

R

S

background image

jakoś uporządkować. - Neli wyszła zza parawanu.
- Personel powinien ocenić rozległość oparzeń u każ-
dego rannego. Wszystkim pacjentom, którzy mają
oparzone ponad dwadzieścia procent powierzchni cia-
ła, należy podawać płyny - przez pierwszą dobę płyn
Ringera - i sprawdzać poziom elektrolitów. Trzeba im
założyć cewniki i mierzyć ilość wydalanego moczu.
W razie pierwszych oznak niewydolności nerek muszą
mieć aplikowane środki moczopędne, żeby oczyścić
organizm z toksyn.

Kal nie odrywał wzroku od stojącej przed nim

kobiety, która dyktowała mu, co ma robić, jakby to
była najnaturalniejsza rzecz na świecie. Czy ona na-
prawdę nic nie czuje? A może po prostu lepiej niż on
potrafi zdystansować się od swoich uczuć, gdy wyma-
ga tego sytuacja?

- Powiedz, żeby opatrywali rany jakimikolwiek

sterylnymi opatrunkami, później zajmiemy się wyci-
naniem, przeszczepianiem, i tak dalej. Można z tym
zaczekać co najmniej dwadzieścia cztery godziny,
a nawet w razie potrzeby do pięciu dni. Teraz najważ-
niejsze jest zahamowanie utraty płynów na skutek
krwawienia i sączenia z ran oraz ustabilizowanie stanu
pacjentów.

- A co z uśmierzaniem bólu? - spytał, słysząc wo-

kół jęki i krzyki.

- Najlepiej podać morfinę - odpowiedziała.

Wpatrywały się w niego jasne oczy. Między delikat-
nymi łukami brwi dostrzegł zmarszczki.

Zmarszczki, Neli ma zmarszczki!
- Aha, i nie zapomnij o surowicy przeciwtężcowej.

R

S

background image

Przytomnych pacjentów możesz zapytać, czy byli

szczepieni - dodała.

Kal skinął głową. Wiedział o tym, ale zdawał sobie

sprawę, że Neli powinna przypomnieć o tym jemu
i pozostałym. Co innego mieć do czynienia z jednym
oparzonym pacjentem, a co innego działać w obliczu
takiego chaosu.

Neli podeszła do dziecka leżącego na noszach

w końcu sali, nad którym pochylała się zaniepokojona
Jaśmin. Z wyrazu twarzy Neli zorientował się, że jest
już za późno na ratunek. Że ma w szpitalu pierwszą
ofiarę śmiertelną.

- Nawet gdybyśmy zdołali je uratować - rzekła

Neli - nie żyłoby długo. Spójrz na to małe ciałko. Czy
widzisz choć kawałek, który nie byłby oparzony?
Dorośli z oparzeniami ponad sześćdziesięciu procent
powierzchni ciała mają niewielką szansę przeżycia,
a co dopiero taki malec...

Neli objęła Jaśmin i odciągnęła ją od noszy, przy-

pominając łagodnie, że czekają na nią żyjący pac-
jenci. Sobie przypomniała o tym samym. Miała wy-
rzuty sumienia, że wydaje polecenia Kalowi, ale
z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że choć leka-
rze z oddziału ratunkowego znają standardy postępo-
wania z ofiarami oparzeń, to w sytuacji tak dramaty-
cznej jak ta mogą mieć zamęt w głowie, podczas
gdy dla niej jest to w pewnym sensie chleb powsze-
dni.

Zatrzymała się na chwilę przy mężczyźnie, którego

uznano za zmarłego, ale zbyt wielu czekało rannych,
by mogła poświęcać tyle czasu jednemu pacjentowi.

R

S

background image

- W przypadku osób oparzonych musisz zawsze

brać pod uwagę możliwość zatrucia tlenkiem węgla
-tłumaczyła młodemu lekarzowi, który wpatrywał się
jak zahipnotyzowany w pacjenta z charakterystycz-
nym wiśniowym zabarwieniem twarzy. - Krew znacz-
nie łatwiej przenosi tlenek węgla niż tlen, z jakichś
przyczyn hemoglobina ma powinowactwo z cząstecz-
kami tlenku węgla. A więc kiedy pacjent wdycha
śmiertelny dym, krew zbyt gorliwie rozprowadza ten
gaz po jego ciele, zapominając, by tak rzec, o tlenie.

- To dlatego pacjent jest nieprzytomny? Zatruwa

go tlenek węgla?

Neli spojrzała na mężczyznę, ponownie oceniając

procent oparzeń.

- Bardzo prawdopodobne. Podaj mu sto procent

tlenu, ale obserwuj zmiany w stanie świadomości.
Macie komorę wysokociśnieniową?

Młody lekarz wyglądał na zaskoczonego.

- Taką, jakiej używamy w razie choroby dekom-
presyjnej u płetwonurków?
Neli skinęła głową.

- Tak, mamy. Przyjeżdża do nas wielu amatorów

nurkowania, więc zawsze jest jedna w pogotowiu.

- Dobrze, a więc jeśli będzie nieprzytomny przez,

powiedzmy, godzinę, umieścimy go w komorze. To
podobna sytuacja jak w przypadku choroby dekom-
presyjnej. Musimy usunąć z jego organizmu tlenek
węgla za pomocą ciśnienia, po czym wtłoczyć tlen.

Wpisała zlecenie do karty pacjenta i uniosła wzrok.

Napotkała spojrzenie Kala, który do nich dołączył.

- Mamy więcej pacjentów zatrutych tlenkiem węg-

R

S

background image

la - zauważył. - Sprawdzę, czy personel wie, jak
postępować.

Zniknął tak samo nagle, jak się pojawił, ale od czasu

do czasu Neli czuła w pobliżu jego obecność. Kręciła
się wśród lekarzy i pielęgniarek walczących o życie
ciężko rannych ludzi, zdając sobie sprawę, jak odmien-
na jest ta praca od ich codziennych obowiązków. Nikt
nie przeprowadzał wywiadów z rannymi, często nie
wiedziano nawet, jak nazywa się pacjent i jakiej jest
narodowości. Trzeba było tylko robić wszystko, co
możliwe, by uratować życie, złagodzić ból i powstrzy-
mać zakażenie.

Kilka razy Jaśmin zaciągnęła ją do małego bufetu,

gdzie wykończeni lekarze i pielęgniarki wpadali, by
coś zjeść i wypić kawę.


Po wielu godzinach oddział ratunkowy przestał już

przypominać przedsionek piekła. Czternastu rannych
w stanie poważnym przeniesiono na nowy oddział
leczenia oparzeń, dwoje na oddział intensywnej opieki
medycznej, a jedenastu na inne oddziały. Dwadzieścia
jeden lekko rannych osób opatrzono i odesłano do
domów albo umieszczono w hotelach, a dziewięć
innych - członków drużyny piłkarskiej sąsiedniego
kraju - odleciało prywatnym samolotem rodziny panu-
jącej.

Małe dziecko było pierwszym z sześciu pacjentów,

których nie zdołali uratować. Neli została na oddziale,
by walczyć o życie mężczyzny, którego na lotnisku
uznano za zmarłego.

- Pozwól zabrać go na oddział - błagała Jaśmin.

R

S

background image

- Umieścimy go w separatce, będą przy nim pielęg-
niarki. Przyszła nowa zmiana, nie są zmęczone, a ty
padasz z nóg.

- Nie pozwolę go ruszyć, dopóki jego stan nie

będzie stabilny - sprzeciwiła się Neli, przeglądając
najnowsze wyniki badań laboratoryjnych.

Spodziewała się zrozumienia ze strony Jaśmin, ale

spotkało ją rozczarowanie. Lekarka powtórzyła swoją
radę, by przekazała pacjenta w inne ręce, a sama
wreszcie odpoczęła.

- Ale... - próbowała protestować, gdy przerwał jej

męski głos.

- Zabieramy go na oddział. - Kal odsunął parawan

i popatrzył na nią twardym wzrokiem.

- Nie powinno się go ruszać - próbowała opo-

nować.

- Trzeba go ruszyć. Zrobiłaś wszystko, co w twojej

mocy i jesteś tak wykończona, że mogłabyś popełnić
jakiś błąd, który spowodowałby jego śmierć.

Zszokowana tymi słowami Neli już otworzyła usta,

by dalej dyskutować, ale zrezygnowała, widząc nie-
ustępliwy wyraz twarzy Kala.

- Jaśmin - zwrócił się Kal do drugiej lekarki.
- Zaraz wezwę kogoś, kto go zabierze na oddział,

i postaram się, żeby przez cały czas czuwała przy nim
pielęgniarka. A ty idź do domu. Ja. zaprowadzę doktor
Warren do jej mieszkania.

Neli chciała przekonywać, że nie ma takiej potrze-

by, bo da sobie radę sama, ale znów zrezygnowała.

- Chodź. - Kal ujął ją pod ramię. - Słaniasz się na

nogach.

R

S

background image

Zdając sobie sprawę z daremności wszelkiego opo-

ru, szła za nim jak automat, z trudem unosząc nogi.

Kal mamrotał coś pod nosem, a sądząc z jego tonu,

nie były to miłe słowa. Czy aby nie mówił, że jest
głupia? Uśmiechnęła się pod nosem. Zwykł tak ma-
wiać, gdy podczas stażu potulnie zgadzała się pełnić
dyżury o najgorszych porach.

- Uśmiechasz się? - usłyszała jego pełen niedowie-

rzania głos, na co jej usta rozciągnęły się jeszcze szerzej.

- To chyba skutek zmęczenia, bo rzadko wracam

myślami do przeszłości - odparła. - Ale pamiętam, jak
mówiłeś, że jestem głupia. - Popatrzyła mu po raz
pierwszy w oczy, szukając w zmęczonej, nieogolonej
twarzy znajomych rysów tego poważnego młodego
mężczyzny, którego kochała do szaleństwa. - Dawno
temu - dodała cicho, po czym, ponieważ ten młody
mężczyzna tu był i ponieważ serce mówiło jej, że
wciąż go kocha, odwróciła się, by nie zdążył wyczytać
tego z jej oczu.

Szła za nim korytarzem, nie mając pojęcia, gdzie się

znajdują. Domyślała się, że wciąż jeszcze są w szpita-
lu, choć przechodzili wysokim, przeszklonym łącz-
nikiem między dwoma budynkami.

- Przywieziono twoje bagaże? - spytał.
- Bagaże? - powtórzyła.
- Walizkę! Torby! Domyślam się, że przywiozłaś

jakieś rzeczy na zmianę, a przynajmniej szczoteczkę
do zębów.

- Zostawiłam walizkę na lotnisku, kiedy rozległy

się syreny. Jaśmin chciała, żebym zaczekała, ale uwa-
żałam, że muszę pomóc.

R

S

background image

- Nigdy nie miałaś za grosz zdrowego rozsądku

- mruknął Kal. - Oddałabyś ostatnią parę butów,
gdyby ktoś jej potrzebował.

- Cóż, chyba tak się stało - powiedziała, starając

się poprawić jego nastrój. - Jeśli osoba, która znalazła
walizkę, potrzebuje ich, a nie zabrała jej po to, żeby ją
zabezpieczyć.

Kal burknął coś pod nosem i zatrzymał się przed

drzwiami. Wyjął z kieszeni pęk kluczy i wybrał jeden.

- To klucz uniwersalny - powiedział - więc nie

mogę ci go zostawić. Ale jeśli w pokoju na stole nie
będzie klucza, ktoś ci go rano przyniesie.

- Czy już nie jest rano? - zdziwiła się.
- Jest prawie północ czasu lokalnego - odparł

szorstko. - Pracowałaś noc i dzień.

Otworzył drzwi do ładnie urządzonego pokoju

dziennego połączonego z małą kuchnią.

- Sypialnie i łazienki są tam. - Wskazał drzwi po

prawej stronie. - W obu łazienkach znajdziesz przybo-
ry toaletowe, a w sypialni szlafroki.

- Jak w pierwszorzędnym hotelu - rzuciła, zastana-

wiając się, kiedy Kal zostawi ją samą. Była tak zmęczo-
na, że nie wiedziała nawet, czy zdoła wziąć prysznic.

- Pierwszorzędne było to, co dla nas zrobiłaś od

chwili, gdy wysiadłaś z samolotu, ale i to mało powie-
dziane. - Szorstki ton jego głosu sprawił, że zwróciła
ku niemu wzrok.

Zobaczyła w jego oczach ból, więc pochyliła się,

pragnąc nade wszystko ten ból ukoić.

Chwycił ją za ramię i powstrzymał, nie spuszczając

z niej wzroku. Twarz mu stężała.

R

S

background image

- Tak się nieszczęśliwie składa, że będziemy jesz-

cze potrzebowali twojej pomocy, w każdym razie
dopóki nie przybędzie paru specjalistów od oparzeń,
więc lepiej prześpij się trochę. - Mówił ostrym tonem,
jak gdyby miał jej za złe, że jest im potrzebna.

- Chętnie pomogę - mruknęła, lekko zbita z tropu

tonem jego wypowiedzi.

- Prześpij się trochę - powtórzył, opuścił ręce

i odwrócił się w stronę drzwi. - Gdybyś czegoś
potrzebowała - dodał jeszcze - zadzwoń do recepcji,
wewnętrzny jeden. Przyślą ci coś do jedzenia teraz albo
kiedy się obudzisz. Mój numer to cztery. Mieszkam
obok, ale gdyby mnie nie było, telefon zostanie przełą-
czony do biura i niezależnie od tego, kto odbierze,
wywoła mnie pagerem.

Drzwi zamknęły się za nim, ale mimo zmęczenia

Neli jeszcze przez dłuższą chwilę się w nie wpatry-
wała. W końcu ruszyła się z miejsca, ale nie udała się
do łazienki, lecz podeszła do telefonu. Różnica czasu
wynosi sześć godzin, a więc w Australii jest teraz
wczesny ranek. Już raz dzwoniła do domu, by powia-
domić rodzinę, że bezpiecznie doleciała i że to nie jej
samolot uległ katastrofie. Teraz chciała jeszcze poroz-
mawiać przed snem z Patrickiem.

Patrick!
Ponownie spojrzała na drzwi i po plecach przebiegł

jej dreszcz, jakby coś przeczuwała...


Musi być jakiś powód, dla którego tu przyleciała,

i nie będzie mi się on podobać.

Te słowa kołatały się w głowie Kala, gdy szedł

R

S

background image

korytarzem na dół. by ostatni raz przed snem skon-
trolować stan pacjentów. Druga sprawa, z której nie
był zadowolony, to sposób, w jaki jego umysł inter-
pretował przyjazd Neli do jego kraju.

Dlaczego nie miałoby być po prostu tak, że Neli jest

najodpowiedniejszą osobą, jaką mógł wysłać szpital
w Brisbane? Albo że ich związek sprawił, że zaintere-
sowała się jego krajem i postanowiła go odwiedzić?

Ani przez chwilę nie wierz w żadne z tych wyjaś-

nień! - zaprotestował jego głos wewnętrzny, a dziwny
ucisk w żołądku świadczył o tym, że jego instynkt jest
tego samego zdania.

Ale nie czas na to, by darowanemu koniowi za-

glądać w zęby. Neli jest tutaj, a na ile zdążył się dziś
zorientować, nie mogliby sobie wymarzyć lepszej
osoby do pomocy.


Ledwie zamówiła śniadanie, zjawiła się Jaśmin

obładowana torbami i paczkami.

- Szef wysłał mnie do sklepów - oznajmiła. - Po-

wiedział, żebym ci kupiła coś do ubrania. Spodnie do
pracy, luźne sukienki do chodzenia po domu, bieliznę,
piżamę. Wszystko w najlepszym gatunku. Przynios-
łam różne rozmiary. Te, które nie będą pasować,
zwrócę.

Neli potrząsnęła z niedowierzaniem głową na widok

portiera, który niósł kolejne paczki.

- Dziwne, że nie sprowadził tu całego sklepu -

mruknęła.

- Och, miał taki zamiar. - Jaśmin potraktowała te

słowa poważnie. - Ale powiedziałam, że chyba nie

R

S

background image

byłabyś z tego zadowolona, raczej zakłopotana. A więc
zadzwonił i polecił, żeby otworzyli sklep wcześniej.
Byłam jedyną klientką.

- Miałaś rację, byłabym zakłopotana - uspokoiła

koleżankę Neli. - Ale nie mogę teraz mierzyć tych
wszystkich rzeczy. Spałam znacznie dłużej, niż zamie-
rzałam. Muszę iść na oddział.

- Spałaś około sześciu godzin - uściśliła Jaśmin.

- Tyle co ja, ale ja nie mam za sobą długiego lotu
z Australii.

- Chwała Bogu, że jesteśmy przyzwyczajone do

braku snu. - Neli wyłowiła z jednej z licznych toreb
rzeczy, które powinny na nią pasować. - Przede
wszystkim potrzebuję bielizny - powiedziała. - Dopó-
ki nie znajdzie się moja walizka, mogę chodzić w far-
tuchu lekarskim.

- Walizka się nie znajdzie. - Jaśmin podała jej

torbę z bielizną. - A jeśli nie włożysz tego, co kupiłam,
szef powie, że to moja wina.

- To szantaż? - uśmiechnęła się Neli, biorąc parę

niebieskich spodni i luźną koszulkę.

Zauważyła, że kobiety pracujące w szpitalu noszą

spodnie i tuniki, więc uznała, że zapewne taki tu jest
obyczaj. Postanowiła się do niego dostosować.

- Na pewno nie spałaś przez sześć godzin, skoro

zrobiłaś te wszystkie zakupy - stwierdziła, upinając
włosy w ciasny węzeł.

- Wyszłam ze szpitala przed tobą - odparła z u-

śmiechem Jaśmin, a Neli poczuła nagle, że łączy je
więź przekraczająca granice narodowości i kultur.

Jaśmin zaprowadziła ją na nowo otwarty oddział

R

S

background image

oparzeń, na którego widok poczuła lekkie ukłuci^
zazdrości.

- Piętnastu pacjentów będzie potrzebowało prze^

szczepu. Pobrałam od kilku nieuszkodzoną skórę,
w laboratorium pracują teraz nad jej wyhodowaniem,
Mamy dwa typy interaktywnych opatrunków, które
możemy tymczasem zastosować, ale czekamy na two-
ją radę, którego dla którego pacjenta użyć. - Kal stał
przed nią obok wózka ze sprzętem. - Mamy na
oddziale gabinet zabiegowy, małą salę operacyjną oraz
pokoje i łazienki dla rodzin pacjentów. Zorganizowali-
śmy przylot członków rodzin tych rannych, którzy są
spoza naszego miasta, żeby zapewnić im wsparcie
psychiczne.

Wystarczył jeden rzut oka na Kala, by się zorien-

tować, że w ogóle nie spał, choć był świeżo ogolony.
Wyjątek stanowiły bardzo krótka, starannie przystrzy-
żona bródka i wąsy. Tak nakazywała tradycja, jak się
dowiedziała Neli przed laty, gdy usiłowała go namó-
wić do zgolenia zarostu.

- Dobrze zrobiłeś - zapewniła go, nie mając od-

wagi powiedzieć, że powinien się przespać. - Jeśli się
zgodzisz, teraz ja się wszystkim zajmę. Zbadam pac-
jentów i wyznaczę kolejność do operacji. - Popatrzyła
na wózek ze sprzętem i materiałami opatrunkowymi.
- Będą potrzebne bandaże i sztuczna skóra. Myślisz, że
wystarczy?

- Już leci następny transport, a po południu albo

jutro dotrze tu grupa chirurgów i pielęgniarek z Hisz-
panii.

Przechodzili od łóżka do łóżka. Przy każdym czu-

R

S

background image

wała pielęgniarka, na monitorach widniały wszystkie
informacje na temat stanu chorego. Neli była pod
wrażeniem tak sprawnej organizacji i opieki.

- Usunąłem pęcherze u niej i u paru innych rannych

- wyjaśnił Kal, gdy zatrzymali się przy łóżku kilkunas-
toletniej dziewczyny z oparzeniami drugiego stopnia
na twarzy. - Wiem, że to kontrowersyjne pociągnięcie,
ale z mojego doświadczenia wynika, że prostaglan-
dyna zawarta w płynie pęcherzowym może pogłębić
rany, a na jej twarzy... - Urwał i zerknął niepewnie na
Neli.

Natychmiast wyjaśniła, że postąpiłaby tak samo.

Jaśmin tymczasem rozmawiała z dziewczyną. Neli
zobaczyła, że dziewczyna płacze, i rzuciła Kalowi
pytające spojrzenie.

- Jej rodzice i brat zginęli - odrzekł z nieukrywa-

nym żalem. - Szukamy innych krewnych, ale nie jest to
łatwe. Wielu ludzi rezerwuje lot przez internet i choć
linie lotnicze mają numery kontaktowe, numer, jak
w tym przypadku, jest często numerem domu rodzin-
nego.

- A tam nikt nie odbiera telefonu - dokończyła

cicho Neli, dotykając zabandażowanej ręki dziew-
czyny.

- Powiedz mi coś więcej o przeszczepach - po-

prosił Kal, gdy stanęli obok łóżka kobiety z ciężko
oparzonymi nogami w okolicy kolan. - Ta kobieta ma
nienaruszoną skórę na plecach i pośladkach. Możemy
jej użyć.

- Problem w tym, że miejsca, z których pobieramy

skórę do przeszczepu - tłumaczyła Neli - zawsze

R

S

background image

znacznie trudniej się goją i są bardziej podatne na
zakażenie niż miejsca zranione. Jeśli więc pobierzemy
skórę z pleców i unieruchomimy jej nogi, jak będzie
mogła leżeć?

Neli uniosła rękaw kobiety, by zobaczyć skórę na

rękach. Była nienaruszona.

Kal uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- Sam powinienem był na to wpaść - przyznał ze

skruchą. - Przecież to sprawa zdrowego rozsądku.

- Nie jesteś w stanie myśleć o wszystkim - pocie-

szyła go - ale teraz wiesz, że możesz zacząć od tej
pacjentki. Jej stan pozwala na znieczulenie. Więc
kiedy już będzie znieczulona, usuniesz spaloną tkankę,
pobierzesz kawałek skóry z ręki i przeszczepisz w oko-
licę kolana. Ponieważ kolano powinno zachować gięt-
kość, radzę zrobić przeszczep pełnej grubości skóry,
który jest bardziej elastyczny. Dla utrzymania pod
kontrolą krwawienia z miejsca pobrania zastosujemy
epinefrynę i trombinę.

Kal przetłumaczył jej słowa pacjentce i uśmiechnął

się.

Neli poczuła się, jakby to słońce się do niej uśmie-

chnęło, ale szybko się opanowała.

- Chyba nie myślisz, że puszczę cię samego na salę

operacyjną? - dodała. - Będę obok ciebie i innych
chirurgów w czasie pierwszej operacji, choć mam na
głowie ważniejsze sprawy.

- Ważniejsze niż operacja! - prychnął Kal, a Neli

uśmiechnęła się na wspomnienie sprzed lat.

Kiedy pracowali razem, to właśnie oddanie pracy

zbliżyło ich do siebie - a także zauroczenie, jakie-

R

S

background image

go Neli nie doświadczyła wobec żadnego mężczyz-
ny nigdy przedtem. Ani potem, przyznała szczerze
w duchu.

Kal posłał jedną z pielęgniarek po anestezjologa,

a stażystce polecił przygotować pacjentkę do operacji.
Neli tymczasem badała następnych rannych.

Ostatnim był ,jej" pacjent, którego na lotnisku

uratowała od śmierci. Leżał wciśnięty w kąt sali,
oplatany gąszczem kabli i rurek, podłączony do prze-
nośnej aparatury monitorującej. Ucieszyła się, że żyje,
ale jej radość szybko minęła, gdy zorientowała się, że
układ oddechowy mężczyzny nadal funkcjonuje bar-
dzo słabo.

- Chciałabym wykonać bronchoskopię, żeby zba-

dać jego górne drogi oddechowe, a potem zrobić zdję-
cie płuc.

- Zajmę się tym - obiecała Jaśmin i wydała od-

powiednie polecenie w swoim języku, choć Neli zo-
rientowała się już, że większość personelu zna angiel-
ski. - Na ciebie czekają w sali operacyjnej.

Neli zerknęła na zegarek, ale choć przestawiła

wskazówki na lokalny czas, godzina nie miała dla niej
większego znaczenia. Na przemian spała i pracowała,
więc w końcu jej zegar biologiczny dostosuje się do
nowego rytmu dni i nocy. Gdy jednak weszła do sali
operacyjnej i zauważyła Kala przygotowującego się do
zabiegu, zaczęła się zastanawiać nad działaniem jego
zegara biologicznego.

- W ogóle nie spałeś. Wytrzymasz? - spytała

i w tym momencie usłyszała stłumiony okrzyk pielęg-
niarki, która podawała Kalowi fartuch chirurgiczny.

R

S

background image

- Zszokowałaś siostrę Aboud - skarcił ją z uśmie-

chem. - Siostra Aboud ma o mnie bardzo wysokie
mniemanie i nigdy by się w ten sposób nie odezwała.

Neli uśmiechnęła się do siostry, sprawiającej wraże-

nie szczerze zakłopotanej.

- Kiedy poznałam doktora al Kaladę, był stażystą

tak jak ja - wyjaśniła, domyślając się, że pielęgniarka
zna angielski.

Ale młoda kobieta nie wydawała się przekonana

i podczas całej operacji, którą obserwowało pół tuzina
innych chirurgów, rzucała Neli pełne powątpiewania
spojrzenia, jakby się dziwiła, co ten intruz w spódnicy
tutaj robi.

- Dziękuję - powiedział Kal po zakończonym

zabiegu. - Teraz mogę przystępować do następnych
operacji.

- Kiedy przyleci ekipa z Hiszpanii, będziesz miał

więcej specjalistów - przypomniała mu Neli. - Ale
tymczasem na jeden dzień wystarczy. Jeśli się nie
prześpisz, padniesz wreszcie na któregoś pacjenta,
a ten wniesie oskarżenie o spowodowanie obrażeń
w szpitalu i...

Kal ściągnął czepek i maseczkę i popatrzył na nią

tak, że słowa uwięzły jej w gardle. Wydawało jej się,
że przenika ją wzrokiem na wskroś, do samego dna
duszy.

- Pójdę spać, kiedy uznam, że w moim szpitalu

wszystko jest jak należy - oświadczył spokojnie i wy-
szedł z sali.

No, no, czyżbym wtrącała się w nie swoje sprawy?

- pomyślała Neli. Zdjęła kitel i poszła z powrotem na

R

S

background image

oddział, ale gdy weszła do gabinetu zabiegowego, po-
nownie zastała w nim Kala.

- Ile razy mam powtarzać, żebyś poszedł się prze-

spać! - rzuciła, głównie dlatego, że jego obecność ją
rozpraszała. Siłą rzeczy wracała myślami do powodu
swojej obecności tutaj, a ten powód nie miał nic wspól-

nego z jej obecną pracą.
- Jestem chirurgiem i jestem im potrzebny- wark-

nął. - Bierzmy się do roboty.

- Ależ Kal, w tej chwili nie ma nic do zrobienia.

Żaden z ciężko oparzonych pacjentów nie może być
jeszcze operowany. Przez resztę dnia trzeba ustabilizo-
wać ich stan, zadbać o dostateczną ilość płynów,
niektórych karmić sondą. Nawet ci, którzy mogą samo-
dzielnie jeść, prawdopodobnie nie będą w stanie zjeść
tyle, ile potrzebują, czyli około trzech do czterech
tysięcy kilokalorii dziennie. Muszę porozumieć się
z dietetyczką i ustalić indywidualny sposób żywienia
dla każdego pacjenta.

- Biorąc pod uwagę jego masę ciała i stopień

oparzeń?

- Tak, ponieważ od rozległości uszkodzeń zależy

to, co organizm traci, zwłaszcza jeśli chodzi o białka.

- A problemy związane z żywieniem sondą?

Czyżby poddawał ją testowi? Przecież on to wie.

Przez chwilę obserwowała go, ale w końcu odwróciła

głowę, czując, że serce zaczyna jej nagle szybciej bić.

- Tak, masz rację. Głowę łóżka należy unieść pod

kątem trzydziestu stopni, sprawdzać położenie sondy,
mierzyć treść żołądkową. - Usiłowała się uśmiechnąć.
- Przyprawię oddziałową o szaleństwo, ale uważam, że

R

S

background image

każdy z tych pacjentów powinien mieć na pewien czas
przydzieloną pielęgniarkę.


Dlaczego ją testował? Wolałby, żeby się nie uśmie-

chała. I jak u licha ma zapewnić każdemu pielęg-
niarkę?

Nie był w stanie trzeźwo myśleć. Na pewno jest

zmęczony, ale nie zamierza pozwolić, by Neli wtarg-
nęła z powrotem w jego życie i dyktowała mu, co ma
robić. Wiedział jednak, że lepiej będzie przespać się
teraz, a wrócić do pracy, gdy ona będzie spala. W ten
sposób nie będzie narażony na taką sytuację jak dziś
w sali operacyjnej, kiedy nie mógł się należycie skupić
z powodu jej obecności i miał ochotę głośno kląć.

To dopiero zszokowałoby siostrę Aboud!
- Jestem pewien, że załatwię pielęgniarki - powie-

dział. - Mamy dwa małe prywatne szpitale, na pewno
nam pomogą.

- A więc idź już, Khalil. Idź i wyśpij się. Od jutra

czeka nas moc roboty.

Nikt nigdy nie wymawiał jego imienia tak jak Neli.

Może ona przechodzi właśnie kryzys wieku średniego
i chce odnaleźć utraconą miłość.

Odnaleźć utraconą miłość?
Wskrzesić utraconą miłość?
Jego podniecenie szybko wzrosło i równie szybko

opadło. Nie bujaj w obłokach, skarcił siebie. Nawet
jeśli Neli nie jest już mężatką, zawsze wiedziała, ile dla
niego znaczy rodzina i z pewnością przypuszcza, że
jest żonaty. Czyż nie mówił jej, jak te sprawy wy-
glądają w jego ojczyźnie? Małżeństwo na całe życie.

R

S

background image

Niekiedy więcej niż jedno, to było dozwolone, ale na

zawsze.


Neli pracowała przez cały dzień aż do nocy z Jaśmin

i lekarzami, których nie znała. W pewnym momencie
przyszedł Kal i kazał jej opuścić oddział, ale gdy
następnego ranka go zobaczyła, zaniedbanego i nie-
ogolonego, domyśliła się, że ją zastąpił.

- Idź wreszcie odpocząć, w tym stanie do niczego

się nie nadajesz - powiedziała, wiedząc, że nikt z per-
sonelu nie odważyłby się dyktować mu, co ma robić.

Przez moment myślała, że Kal zaprotestuje, ale od-

wrócił się bez słowa i wyszedł.

- Znałaś go wcześniej, prawda? - spytała Jaśmin.
- Poznaliśmy się, kiedy był na stażu w Australii

- przytaknęła Neli. - Wtedy był tylko moim kolegą,
a nie wielkim szefem, czy kimkolwiek tu jest.

- Nie jest wielkim szefem czy kimkolwiek, ale

szejkiem - obruszyła się Jaśmin. - Jego rodzina spra-
wuje tu rządy od pokoleń - dodała Jaśmin z nieukrywa-
nym szacunkiem i podziwem. - To niezwykłe, że
został lekarzem, ale jest bardzo dobrym lekarzem i to
on uczynił ten szpital tym, czym jest. Zapewnił mu
wszystko, co najlepsze.

- O tak, nie wątpię - zgodziła się Neli, ale nagle

poczuła się niepewnie. Zawsze wiedziała, że rodzina
Kala cieszy się dużym prestiżem w kraju, choć on
nigdy się tym nie chwalił. Domyślała się tego z jego
sposobu bycia i pozy, jaką niekiedy przybierał.

Ale że rządzą tym krajem?
Do diabła! Czy to wszystkiego nie skomplikuje?

R

S

background image


Nie potrzebowała, a nawet specjalnie nie chciała, by

Kal uznał Patricka, ale pewnego dnia ona może ze-
chcieć trochę jego szpiku...

- Doktor Warren, może pani przyjść? - Młoda

pielęgniarka poprowadziła ją do pacjenta, którego cia-
ło było poparzone w dwudziestu procentach. Pokazała
jej pierwsze oznaki zakażenia.

Neli natychmiast przystąpiła do działania, by zapo-

biec rozprzestrzenianiu się infekcji. Zapomniała o Ka-
łu i jego rodzinie...

R

S

background image



ROZDZIAŁ TRZECI


Wróciła ze szpitala późnym popołudniem. Otwiera-

ła właśnie drzwi, gdy ze swego mieszkania wybiegł
Kal. Widać było, że jest wyspany i wypoczęty, ale
dziwnie speszony.

- Trzymasz tu mieszkanie, bo praca wypełnia ci

większą część doby? - zapytała. - Nie wolałbyś pójść
do domu i porządnie wypocząć?

- To jest mój dom - odrzekł, patrząc w jasnoszare

oczy kobiety, której nie spodziewał się już zobaczyć.

- Dlaczego przyjechałaś? - spytał bez ogródek.

Wahała się na tyle długo, by zaczął podejrzewać, że

zechce go zbyć.
- Tylko nie mów mi o tym sprayu na oparzenia
- zastrzegł. - Chcę znać prawdę.
- Powiem ci, Kal - wyszeptała, patrząc na niego

błagalnie. - Ale może nie teraz?

- Teraz! - zażądał, słuchając głosu wewnętrznego,

a ignorując rozsądek, który przypominał mu, że jego
szpital rozpaczliwie potrzebuje wiedzy i doświadcze-
nia tej kobiety.

Ale ona samą swoją obecnością prowokowała go
- sprawiała, że chciał jej dotknąć, wziąć w ramiona

i przytulić, przypomnieć sobie jej ciało, całować jej
cudowne usta.

R

S

background image


- Muszę wypić kawę - oznajmiła, przekraczając

próg mieszkania.

Kal wszedł za nią i zobaczył porozrzucane na ka-

napie torby i pudełka. Powinien przynajmniej dać jej
trochę czasu na ich rozpakowanie. A poza tym powin-
na coś zjeść.

Ale dopiero wtedy, kiedy powie mi, o co w tym

wszystkim chodzi!

- Kawy? - spytała bez uśmiechu.
- Poproszę.
On też się nie uśmiechnął, ale gdy napełniała

czajnik, obserwował jej ruchy, oszczędne i delikatne,
niezmienione w ciągu tych wszystkich lat, które spę-
dzili z dala od siebie. Patrzył na jej ręce, gdy wsypywa-
ła kawę do kubków. Nie miała obrączki, ale przecież
dopiero wróciła z oddziału, a mało kto nosi w pracy
obrączkę czy pierścionek, które mogłyby uszkodzić
delikatne gumowe rękawiczki.

Nie podnosząc na niego wzroku, postawiła na stole

kubek i cukier.

- Chyba nie ma tu mleka, ale możemy wypić czar-

ną - stwierdziła.

Wiedział, że nie to chciała powiedzieć, że na razie

Neli słowami wypełnia pustkę, więc czekał na ciąg
dalszy. Dawna Neli rozważałaby, co powiedzieć, przy-
gotowałaby sobie każde słowo, a w końcu wyrzuciłaby
z siebie wszystko jednym tchem, jakby w obawie, że
straci wątek.

Świadectwem tego były jej słowa przed ich roz-

staniem. „Zawsze będę cię kochać - to wszystko, co
mogę powiedzieć".

R

S

background image

Wyrzuciła to z siebie spontanicznie, tłumiąc łzy, ale

list, który wcisnęła mu do ręki - list, który czytał
w drodze do domu tyle razy, że wreszcie rozpadł mu się
w rękach - zawierał przemyślane i przygotowane
zawczasu sformułowania, jak choćby „zawsze wie-
działam, że to nie będzie trwać wiecznie", „absolutnie
rozumiem", „podziwiam twoją lojalność i przywiąza-
nie do rodziny, twoje poczucie honoru".

Obserwował przez chwilę, jak Neli ze sobą walczy,

aż w końcu oświadczyła bez zbędnych wstępów.

- Mamy syna.
Na chwilę zapadła głucha cisza.
- Mamy syna? - powtórzył.
- Tak, chłopca. Kiedy wyjeżdżałeś, byłam w ciąży.

Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, a potem nie
mogłam cię zawiadomić, bo przecież wróciłeś do
domu, żeby się ożenić. Może już nawet byłeś żonaty.
To była część umowy z twoimi rodzicami, więc nie
mogłam tego zniszczyć ani narazić cię na konflikt
między lojalnością wobec nich i wobec mnie, czy też
popsuć twoje małżeństwo tą wiadomością, i myślałam,
że nigdy nie będzie potrzeby, żebyś się o tym dowie-
dział... - mówiła jednym tchem.

- Przestań! Natychmiast przestań! - Chwycił ją za

ramiona i lekko nią potrząsnął. - Ja mam syna? Byłaś
w ciąży i nic mi nie powiedziałaś? - Podniósł głos,
nawet nie starając się ukryć złości. - Jakim prawem
podjęłaś taką decyzję? Ty, która wiedziałaś, co dla
mnie znaczy rodzina. Co znaczą więzy krwi! Mam
syna, a ty trzymasz go z dala ode mnie. Jak mogłaś? Jak
śmiałaś to zrobić?

R

S

background image

Neli zrobiło się gorąco. Patrzyła na rozgniewaną

twarz ojca Patricka i wyobrażała sobie, że widzi całe
pokolenie wojowników beduińskich, gotowych bronić
honoru rodziny.

- Kal - zaczęła, chcąc się wytłumaczyć, choć oba-

wiała się, że tylko pogorszy sytuację. - Kal... - Chwy-
ciła się krzesła, bojąc się, że upadnie.

Ale on szedł już w kierunku drzwi.
- I gdzie on teraz jest, ten mój syn? - Zatrzymał się

na progu. - Jeśli tkwi w jakiejś szkole z internatem...
- Niewypowiedziana groźba zawisła w powietrzu, ale
Neli ją zignorowała, rozpaczliwie pragnąc załagodzić
sytuację.

- Jest u moich rodziców - odparła spokojnie. - Za-

wsze z nimi mieszkaliśmy, więc opiekowali się nim,
kiedy byłam w pracy.

- Co, oczywiście, było ważne dla twojej kariery,

twojego poczucia własnej wartości i tych wszystkich
bzdur, na których zależy tak zwanym kobietom wy-
zwolonym.

Tego już było za wiele. Do diabła z łagodzeniem

sytuacji!

- Pozwolę sobie zauważyć, że co najmniej połowa

lekarzy w twoim szpitalu to kobiety, więc oszczędź
sobie tego rodzaju uwag. Pracuję po to, żeby utrzymać
mojego syna i zapewnić mu dobre życie.

- A ja nie mógłbym tego zrobić? - Jego głos stał

się nagle miękki jak aksamit, a równocześnie było
w nim coś przerażającego. - Czy nie mógłbym dać mu
znacznie więcej niż ty, z tą twoją żałosną pensją?
A jakże on się nazywa, ten mój syn? Warren, po jakimś

R

S

background image

facecie, za którego wyszłaś, żeby zaspokoić swoje
żądze?

- Wynoś się - zażądała Neli, zachowując resztki

samokontroli. - I to już!


Powinna była za nim pójść, próbować wszystko

wyjaśnić, ale była tak wykończona pracą i tą rozmową,
że usiadła wśród paczek przyniesionych przez Jaśmin
i ukryła twarz w dłoniach.

Najgorsze było to, że Kal miał rację. Wiedziała, co

dla niego znaczy rodzina. Wiedziała, że gdyby powia-
domiła go o dziecku, natychmiast by wrócił i nalegał,
by za niego wyszła.

Ale co by to znaczyło dla jego rodziny? Jak oni by to

przyjęli i czy nie zrujnowałoby to jego pozycji w rodzi-
nie? A przecież rodzina znaczy dla niego tak wiele.
Rodzina i honor.

Honor nie jest słowem często pojawiającym się

w jej życiu, ale dla Kala stanowi istotę egzystencji.
I wiedziała, że gdyby nie poślubił kobiety, z którą
był zaręczony, okryłby hańbą i tę kobietę, i własną
rodzinę...

Usłyszała zgrzyt klucza w zamku i uniosła głowę.

Wrócił.

- A co z twoimi rodzicami? Wciąż mieszkają tam,

gdzie kiedyś? - spytał.

- Dlaczego pytasz? Co chcesz robić? - Z trudem

podniosła się na nogi.

- Poślę tam kogoś po mojego syna.
- Porwiesz go? - Strach o Patricka sprawił, że

przebiegła przez pokój i chwyciła Kala za rękę.

R

S

background image

Odtrącił ją.
- Nie bądź melodramatyczna. Wyślę tylko samolot

i paru ludzi, żeby zaopiekowali się nim w czasie
podróży. Zadzwonisz do rodziców i powiadomisz ich
o tym.

- Nie możesz tego zrobić. - Neli nie wierzyła

własnym uszom. - Nie możesz tak po prostu polecieć
do innego kraju i zabrać dziecko.

- Jeśli jest moim synem, to raczej nie jest już

dzieckiem.

Zaniemówiła na moment, zszokowana ukrytym

sensem tych słów, ale nie miała czasu na protesty.

- Kal, powinniśmy usiąść i spokojnie porozma-

wiać. Wielu rzeczy nie wiesz, wiele ci muszę wyjaśnić,
ale nie mogę z tobą rozmawiać, jeśli będziesz tak się
zachowywał - przekonywała.

- A więc nie rozmawiaj. Czternaście lat temu

trzeba było rozmawiać. Teraz jest już za późno. - Wi-
dział po wyrazie jej twarzy, że ją zranił, ale nie był
w stanie opanować gniewu.

- Kal? - Dotknęła ponownie jego ręki, a on przez

chwilę, słysząc swoje imię, czując jej palce, omal się
nie ugiął, ale od razu przypomniał sobie, że ta kobieta
przez kilkanaście lat ukrywała przed nim istnienie jego
syna. Nigdy się nie ugnie.

Wrócił do siebie. Nie odpowiedziała na jego pyta-

nie, ale w szpitalu muszą mieć jej adres. Samolot
zawsze czekał w pogotowiu. Jeden jego telefon i wy-
startuje. Uwzględniając różnicę czasu, pilot powinien
wylądować w Australii późnym popołudniem. Zespół
medyczny z Hiszpanii ma zacząć pracę rano, a więc on,

R

S

background image

Kal, będzie mógł pojechać na lotnisko, by przywitać
chłopca.

Weźmie ze sobą Neli, żeby pośredniczyła w ich

pierwszym spotkaniu.

Podnosił właśnie słuchawkę, by zadzwonić na lot-

nisko, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Wiedział, że
to ona, więc się zawahał, ale odłożył słuchawkę i o-
tworzył.

Neli rozejrzała się dokoła. Pokój był bardzo podob-

ny do jej pokoju, tyle tylko, że tu na stoliku do kawy
i stolikach obok kanapy piętrzyły się sterty książek.
Było ich pełno również w kuchni - i to był jedyny ślad
czyjejś obecności w tym miejscu.

Kal zawsze miał dużo książek, zawsze lubił czytać,

nie tylko literaturę fachową, ale dosłownie wszystko,
co mu wpadło w rękę. Tę cechę odziedziczył po nim
Patrick.

Myśl o Patricku dodała jej odwagi do następnej

konfrontacji. Rozpaczliwie szukała w twarzy Kala
choćby najmniejszego rysu łagodności, ale pozostał
niewzruszony, a oczy wciąż pałały mu złością. Głębo-
ko zaczerpnęła powietrza.

- Patrick ma raka. W tej chwili jest w okresie re-

misji, ale musi być pod stałą kontrolą lekarską - wy-
rzuciła z siebie.

Po tych słowach wrócił koszmar ostatnich osiem-

nastu miesięcy - diagnozy, leczenia, radości z pierw-
szego ustąpienia objawów, a potem rozpaczy z powodu
nawrotu choroby. Serce zaczęło jej łomotać, coś dławi-
ło w gardle, ale gdyby okazała słabość, Kal natych-
miast by to wykorzystał.

R

S

background image

Obserwował ją, wiedząc, ile musiało kosztować ją

to wyznanie. Nawet jemu serce się ścisnęło, a przecież
nie znał chłopca.

- Ma raka i nawet to nie skłoniło cię, żeby się ze

mną skontaktować? - spytał, tłumiąc ból dominujący
już nad wściekłością. - Jaki to rak?

- Białaczka. Ostra białaczka limfoblastyczna. Pat-

rick jest teraz w okresie remisji, ale to druga remisja
i jeśli znowu nastąpi nawrót, będzie potrzebował...

Nagle wszystko stało się jasne.
- Przeszczepienia szpiku! - wykrzyknął. - Przez

trzynaście lat trzymałaś syna z dala ode mnie, a teraz
przyjechałaś, żeby mnie prosić o pomoc? Ale rodzice
nie są dobrymi dawcami, lepsze byłoby rodzeństwo
- dodał po chwili i popatrzył na nią przenikliwie. - Czy
mam rozumieć, że chcesz mieć drugie dziecko? Moje
dziecko? Przyjechałaś tu w nadziei, że zostanę ojcem
twojego drugiego dziecka, które też mi zabierzesz?
Czy to będzie wobec niego uczciwe?

- Ależ nie ma mowy o drugim dziecku - zaprotes-

towała Neli gwałtownie. - Nawet przez myśl mi to nie
przeszło. Zresztą jest tylko od trzydziestu do trzydzies-
tu pięciu procent szans, że między rodzeństwem wy-
stępowałaby zgodność immunologiczna. Patrick jest
zarejestrowany na liście oczekujących na przeszczep,
problem jednak w tym, że w Australii nie mogą znaleźć
dawcy. Najwidoczniej... - Urwała, jakby uznała, że
dalsze wyjaśnienia nie mają sensu. Cóż, on jej nie
pomoże, nie ma takiego zamiaru.

Im dłużej mówiła, tym bardziej ściskało mu się

serce na myśl o tym, że jego syn, którego nie zna, tak

R

S

background image

bardzo cierpi. Ostra białaczka limfoblastyczna. Przy-
pominał sobie gorączkowo wszystko, co wiedział na
ten temat.

- Najwidoczniej ten rodzaj komórek odpornościo-

wych, który występuje u Patricka, jest częstszy w in-
nych grupach etnicznych i choć może nie będzie
potrzebował przeszczepu - remisja może się utrzymać,
on może wyzdrowieć - wolałabym się zabezpieczyć

- ciągnęła Neli. - Chciałabym wiedzieć, czy masz

rejestr dawców szpiku, może któryś... Może nawet ty
czy ktoś z twojej rodziny... - Zawiesiła głos,

Kal patrzył na nią, widział napięcie na jej bladej

twarzy, nienawidził jej, a równocześnie miał ochotę
wziąć ją w ramiona i przytulić.

- Nie oczekuj ode mnie współczucia - warknął.
- Nie musiałaś przez to wszystko przechodzić sa-

ma. A gdzie jest pan Warren? Gdzie on się podzie-
wa? Skoro masz męża, to dlaczego mieszkasz z ro-
dzicami?

Postąpił krok w jej stronę, targany złością. Tym

razem była to inna złość, wynikająca z zazdrości, tak
niespodziewana, że pozbawiła go resztek przyzwoito-
ści i zdrowego rozsądku.

- Jego też zostawiłaś? Dlaczego, Neli? Nie całował

cię w ten sposób?

Chwycił ją za ramiona, przyciągnął do siebie, po-

chylił głowę i przycisnął wargi do jej ust w namiętnym,
zaborczym pocałunku. Rozchyliła wargi, może by
zaprotestować, ale jej nie puścił. Po chwili poczuł, że
jej ciało ulega i w końcu Neli tuli się do niego, jej usta
odpowiadają na jego dotyk i szepczą jego imię.

R

S

background image

Opuścił rękę i powędrował palcami w kierunku jej

piersi. Neli wstrzymała oddech.

- Co czułaś, kiedy on cię dotykał, Neli? To co

teraz?

Odsunęła się od niego tak gwałtownie, że nieco

oprzytomniał, ale żałował, że ten pocałunek się skoń-
czył. Do chwili, gdy zobaczył jej twarz, na której
malowało się rozczarowanie i głęboki smutek.

- Neli! - zawołał.
Odwróciła się i poszła w stronę drzwi, ale choć

natychmiast znalazł się obok niej, nie śmiał jej dotknąć
i zatrzymać, obawiając się, że znów weźmie ją w ra-
miona.

- Daj mi znać, jeśli dojdziesz do wniosku, że mo-

żesz mi pomóc - rzuciła przez ramię, ale w jej głosie
słychać było łzy. I znów poczuł przemożną potrzebę,
by ją pocieszyć - tylko jak?

- Neli?
Gdy odwróciła się, zobaczył, że oczy ma pełne łez.

Czyżby jego pochopne słowa i zachowanie zniweczyły
szansę na to, by znów zostali przyjaciółmi?

Nie chcesz, żeby była twoją przyjaciółką, lecz

kochanką!

Neli wciąż na niego patrzyła. Czyżby czekała, co

powie? Czekała na słowa przeprosin?
A czy to nie ona powinna go przeprosić?

- Mamy nowo utworzony program dawców, spraw-

dzę wszystkie dane i przeprowadzę testy - odezwał się,
zdając sobie sprawę, jak drętwo zabrzmiały te słowa
i że nie to chciał powiedzieć. A na pewno nie tylko to.

Neli skinęła głową i poszła do siebie. Miała wraże-

R

S

background image

nie, że za moment rozpadnie się na drobne kawałeczki
ze złości i pożądania.

- Ale pod pewnymi warunkami! - zawołał za nią

Kal.

- Dobrze. Spełnię twoje warunki - powiedziała,

choć serce jej pękało.

To nie jest ten sam Kal, którego kochała i którego

wspomnienie rozjaśniało jej życie przez ostatnie czter-
naście lat. Teraz jednak nie zamierzała czynić go
świadkiem swego cierpienia.

- Ślub! - oznajmił. - Uznam mojego syna!
Nie spojrzała mu w oczy. To była propozycja,

o której nieraz marzyła w ciągu tych lat, choć teraz
napawała ją odrazą.

- Mam być twoją drugą żoną? - parsknęła, bo to

jedno słowo zniweczyło wszystkie jej marzenia. -
A może trzecią? Albo czwartą? Zmieniłeś poglądy na
temat monogamii?

Była już na progu swego mieszkania, gdy Kal po-

łożył jej dłoń na ramieniu i odwrócił do siebie.

- Moją jedyną żoną - oświadczył, akcentując każ-

de słowo. - Rozwiodłem się. Nasze małżeństwo od
początku się nie układało. Moja żona była przeze mnie
tak nieszczęśliwa, że nie mogła nawet zajść w ciążę. Za
to niepowodzenie obwiniałem siebie, obwiniałem to
niszczące, nieuchwytne, idiotyczne pojęcie, które wy
na Zachodzie nazywacie miłością. Pamiętasz, co to jest
miłość, Neli?

- Tak, pamiętam! I nie jest to niszczące, nieuchwy-

tne, idiotyczne pojęcie, lecz uczucie, Kal. Prawdziwe
uczucie! Pamiętasz to uczucie?

R

S

background image

- Uczucie? - spytał z nutką powątpiewania w gło-

sie, zbliżając się do niej niebezpiecznie blisko. - Uczu-
cie, Neli, czy seks?

I znowu położył jej dłonie na ramionach, ale tym

razem nie przyciągnął jej do siebie. Zbliżył się tylko na
tyle, że ich ciała niemal się zetknęły. Wiedziała, że ją
pocałuje, zanim jeszcze pochylił ku niej głowę. Nie
poruszyła się. Jeśli cię pocałuje, przepadłaś, podszep-
tywał rozum, ale ciało dopominało się pieszczot, które
powinna była już dawno zapomnieć.

Pocałował ją po raz drugi. Kiedy ulegając pożąda-

niu, wyszeptała jego imię, wyzbył się resztek oporu.
Chwycił ją w ramiona i zaniósł do sypialni. Rzucił na
łóżko, ściągnął z niej pantofle i spodnie.

- Kal! - usiłowała protestować.
- Nasz obyczaj nakazuje, żeby narzeczona była

ubrana w warstwy szat, a my rozpakowujemy ją
niczym bardzo cenną paczkę.

- Ale ja nie jestem twoją narzeczoną. Ani...
Przerwał jej następnym pocałunkiem, po czym ścią-

gnął z niej koszulkę i rozpiął stanik. Wiedziała, że
mogłaby go powstrzymać paroma celnymi słowami.
A może jednak nie? Mogłaby powstrzymać dawnego
Kala, ale ten mężczyzna, który teraz zaczynał się sam
rozbierać, przygotowując się do tego, by się z nią
kochać, nie był tym, którego znała kiedyś.

Ze wstydem przyznała sama przed sobą, że też go

pragnie. Chciała się w nim zatopić, zapomnieć o ostat-
nich kilku latach naznaczonych chorobą Patricka
i uciec, choćby na chwilę, od horroru, jaki przeżyła na
lotnisku, od cierpień i bólu pacjentów.

R

S

background image

Popatrzyła na Kala, na jego nagie, muskularne ciało.

Siedział obok niej na łóżku.

Położył dłoń na jej brzuchu, po czym zaczął ją

przesuwać coraz niżej. Równocześnie pochylił gło-
wę i zaczął pieścić językiem jej dekolt. Jej ciało
zareagowało wzmożonym pożądaniem, jakby chcąc
nadrobić wszystkie lata rozłąki. A kiedy poczuła
Kala w sobie, tłumione uczucie eksplodowało. Przy-
warła do niego całą sobą, szepcząc gorączkowo jego
imię, aż oboje znaleźli się na szczycie rozkoszy,
po której nastąpiło cudowne odprężenie. Kal ostro-
żnie zsunął się z niej i usiadł, zwrócony do niej
plecami.

- Trzeba będzie oczywiście podpisać odpowiednie

dokumenty, sformalizować sprawy, ale jesteśmy mał-
żeństwem, rozumiesz.

To było stwierdzenie, a nie pytanie. Przestraszył ją

także chłodny ton tej wypowiedzi.

- Małżeństwem! - obruszyła się, siadając. - Nie

bądź śmieszny, Kal. Kochaliśmy się, ale to był tylko
seks. Przed chwilą byliśmy dwojgiem ludzi szukają-
cych rozkoszy i zaspokojenia. Małżeństwo? Sama
myśl o tym jest śmieszna.

- Dlaczego wyszłaś za tego Warrena, jeśli nie

z powodu seksu? - Na twarzy Kala malowało się
napięcie. - Kochałaś go? Rzuciłaś go? Domyślam się,
że nie jesteście już małżeństwem. Nie podejrzewam
cię, żebyś mogła zdradzić męża. To nie w twoim stylu.
I mogłaś w każdej chwili powstrzymać mnie podczas
tego małego przedstawienia.

Przedstawienia? To było tylko przedstawienie?

R

S

background image

Spektakl mający pokazać, jak łatwo jest ją zdomino-

wać? Jak łatwo można manipulować jej uczuciami?

Cóż, oboje mogą grać w tym przedstawieniu. Ona

potrafi być równie zimna i obojętna jak on. Nieważne,
że czuła satysfakcję, a jej ciało pragnęło powtórzenia
tego, co nastąpiło przed chwilą.

- Garth Warren był dobrym człowiekiem, moim

bliskim przyjacielem. Długo się znaliśmy, więc pomy-
ślałam, że może byłoby z korzyścią dla Patricka, gdyby
był w jego życiu mężczyzna, który miałby na niego
dobry wpływ.

- Cieszę się, że nie powiedziałaś „ojciec" - mruk-

nął Kal. - I co się stało z tym ucieleśnieniem cnót?

- Z Garthem? Rozstaliśmy się po pół roku małżeńs-

twa. Nie byłoby uczciwe wobec niego, gdybym utrzy-
mywała ten związek, nie kochając go i wiedząc, że
nigdy go nie pokocham. Ożenił się powtórnie ze
śliczną dziewczyną, a ja zostałam matką chrzestną ich
bliźniąt.

- Ależ wy, ludzie Zachodu, jesteście cywilizowani

-stwierdził z taką drwiną w głosie, że Neli ponownie
zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę tego człowieka
zna. - Gdybyś była moją żoną, zamknąłbym cię
w piwnicy i nie pozwolił ci odejść, bez względu na to,
czy kochasz mnie, czy nie.

- Ale pozwoliłeś - przypomniała mu łagodnie.
- Nie byłaś moją żoną, choć zostałabyś nią, gdy-

bym wiedział, że mam syna. - Zamilkł na moment
i spojrzał na nią skonsternowany. - Mój syn ma na imię
Patrick?

- Tak, dlaczego pytasz? - Zastanawiała się, czy i to

R

S

background image

wzbudzi jego gniew. - Pamiętam, jak opowiadałeś mi
o swoim nauczycielu, pod którego wpływem postano-
wiłeś pójść na medycynę. Wydawało mi się, że był
kimś ważnym w twoim życiu.

Kal wstał i opuścił jej sypialnię. Miał czterdzieści

lat, ale w tej chwili emocjonalnie przypominał na-
stolatka. Ta kobieta spowodowała totalny chaos w jego
życiu. Najpierw rozpaliła jego ciało do tego stopnia, że
zachował się jak dzikus. Później wzburzyła jego
umysł.

Dała jego synowi imię Patrick! Imię człowieka,

któremu tak wiele zawdzięczał. Miłość do książek,
pociąg do medycyny, siłę, by zerwać z tradycjami
rodzinnymi i studiować coś, co nie ma nic wspólnego
z biznesem, siłę do pertraktacji z ojcem, by się zgodził.

Jego syn ma na imię Patrick.
Szedł do siebie ze świadomością, że zachował się

wobec Neli niewłaściwie. Chcąc oderwać się od tych
myśli, podniósł słuchawkę, by przesłuchać wiadomo-
ści nagrane na sekretarce.

Zespół medyczny z Hiszpanii przybędzie następ-

nego ranka. Jedna z ofiar katastrofy leżących na
OIOM-ie zmarła. Dwóch lżej rannych pacjentów ode-
słano do domu, Lalla zorganizowała ekipę pielęg-
niarek, która miała im towarzyszyć w podróży. Matka
prosi o telefon w wolnej chwili. Z Australii dzwoniła
pani Roberts.

Pani Roberts? Matka Neli?
Patrick! Pewno z chłopcem dzieje się coś złego,

a pani Roberts nie chce powiedzieć tego bezpośrednio
Neli. Natychmiast wystukał podany numer, nawet nie

R

S

background image

myśląc o różnicy czasu, ale gdy odezwał się pogodny
głos, uzmysłowił sobie, że w Australii jest już dzień.

- Och, Kal, przykro mi, że cię niepokoję. Usiłowa-

łam dodzwonić się do Neli, ale recepcjonistka nie
rozumiała, co do niej mówię. W końcu pomyślałam, że
zadzwonię do ciebie. Możesz poprosić Neli, żeby do
mnie zadzwoniła?

- Czy chodzi o Patricka? - spytał z niepokojem.

- Ma nawrót choroby? Powinniśmy przyjechać?

- Och, a więc Neli już ci powiedziała - ucieszyła

się pani Roberts. - To dobrze. I tak mi przykro, Kal,
z powodu tego, co się stało. Z powodu ciebie, Neli,
Patricka, sam rozumiesz. Nie, nie, z Patrickiem wszys-
tko w porządku. Na parę dni przeniósł się do przyjacie-
la, przygotowują się razem do sprawdzianu z chemii.
Ale mój mąż był od dawna na liście oczekujących na
przeszczep nerki i właśnie nas powiadomiono, że mają
dawcę. Chciałam powiedzieć o tym Neli. Może być
spokojna o Patricka. Ponieważ teraz będę dużo czasu
spędzać w szpitalu, poprosiłam o pomoc siostrę. Mary
przyjedzie dziś po południu.

Może sprawiała to odległość, ale pani Roberts

wydawała się zdumiewająco spokojną jak na kobietę,
której mąż ma zostać poddany ciężkiej operacji i której
wnuk jest chory na białaczkę.

- A może Neli powinna wracać? - spytał Kal. - Nie

chciałaby pani, żeby była z panią?

- Niczego bardziej bym nie pragnęła, ale chyba nie

znasz zbyt dobrze Neli, jeśli myślisz, że opuściłaby
swoich pacjentów, żeby być przy mnie i trzymać mnie
za rękę. Wie, że jej ojciec jest pod opieką najlepszych

R

S

background image

lekarzy i zdaje sobie sprawę, że miał już dosyć dializ.
Będzie się oczywiście niepokoić, ale z drugiej strony
będzie zadowolona. Ale nie chcę, żeby martwiła się
o Patricka.

- Zajmę się Neli i Patrickiem - usłyszał swoje słowa.
- Prawdopodobnie jeszcze nie miała czasu pani powie-

dzieć, ale myślę o sprowadzeniu go tutaj. Chyba to dobry
moment, żeby go poznać, teraz, gdy Neli tu pracuje.

- Och, Kal, to cudownie. Tak się o niego mart-

wiłam! O to, jak zniesie widok dziadka po powrocie ze
szpitala. Patrick zawsze uważał, że jego dziadek jest
silny i niezniszczalny. Oczywiście wie o operacji, ale
jest też świadomy, że Don będzie potrzebował czasu,
żeby dojść do siebie. Ale jeśli zobaczy, jaki jest słaby...
Boję się, że to mogłoby bardzo źle na niego wpłynąć.

Pani Roberts zawahała się i choć Kala znowu

ogarnęła złość - to jego powinien podziwiać Patrick

- opanował się i przybrał spokojny ton.
- A więc tym lepiej, jeśli będzie tutaj - powiedział.
- Ale co z jego badaniami kontrolnymi? Co z leka-

rzami? - spytała z niepokojem pani Roberts.

- Proszę się martwić - uspokoił ją Kal. - Przecież

jestem lekarzem, mieszkam na terenie szpitala, mamy
tutaj kilku najlepszych patologów i onkologów na
świecie. Może być pani pewna, że Patrick będzie miał
doskonałą opiekę. A teraz ustalmy jeszcze parę szcze-
gółów. Gdzie i kiedy dokładnie będzie operowany pan
Roberts?

- Za dziesięć minut wyjeżdżamy do kliniki Wszys-

tkich Świętych. Neli zna numer, ale powiedz jej, żeby
nie dzwoniła. Skontaktuję się z nią zaraz po operacji.

R

S

background image

Kal podał pani Roberts swój prywatny numer telefo-

nu i numer komórki.

- Jeśli nie odbiorę, proszę zostawić wiadomość, na

pewno oddzwonię.

Odłożył słuchawkę i stanął przy oknie, patrząc na

jarzące się światłami miasto.

Zrobił to! Uzgodnił, że zobaczy się ze swoim sy-

nem. Tylko czy Neli się zgodzi?

Jest tutaj, pomaga jego ludziom, pracuje w szpitalu,

a tam jej ojciec ma przejść ciężką operację. Po raz
pierwszy poczuł wyrzuty sumienia. Zaczął się nawet
o nią niepokoić - chciałby oszczędzić jej bólu i zmart-
wienia, jakie wywoła wiadomość o ojcu.

Czy ona już śpi?
Jeśli tak, to czy powinien pozwolić jej spać? Powie-

dzieć jej o rozmowie z matką dopiero rano, kiedy już
będzie po operacji? To chyba lepiej, niż zbudzić ją
w środku nocy, żeby potem pełna niepokoju, nie mo-
gąc zmrużyć oka, czekała na telefon z Australii.

Tak czy inaczej pani Roberts najpierw zadzwoni do

niego. Z jakichś powodów nie podał jej bezpośred-
niego numeru Neli. Czy aby nie dlatego, by chronić ją,
gdyby wiadomość była niepomyślna? Żeby raczej
usłyszała ją od niego, a nie przez telefon?

Wciąż zastanawiając się, jak postąpić, wyszedł

z mieszkania i lekko zapukał do drzwi Neli. Przyszedł
mu do głowy pewien pomysł.

Jeśli nie śpi i powiem jej o operacji ojca, a ona się

zdenerwuje, to rzeczą najnaturalniejszą na świecie
będzie, że zostanę z nią, żeby nie czuła się osamotniona.
Będę mógł się położyć obok niej, trzymać ją za rękę...

R

S

background image

Nie myślał, czym mogłoby się to skończyć. Cicho

otworzył drzwi. Wiedział, że narusza prywatność Neli,
ale musiał ją zobaczyć.

Spała nago, przykryta prześcieradłem. Jej włosy

były rozrzucone na poduszce. Twarz miała tak bladą,
że znowu poczuł wyrzuty sumienia z powodu swego
wcześniejszego zachowania. Nie obudzi jej, ale położy
się obok, przestawiając komórkę na wibracje. Kiedy
otrzyma wiadomość - da Bóg, że pomyślną - od razu ją
Neli przekaże.

Nie poruszył się jednak. Patrzył na Neli i myślał

o tym wszystkim, czego o niej nie wie, a także o tych
kilkunastu latach, które utracili. Sam był zaskoczony,
że poczuł żal, choć złość nadal go nie opuszczała. Bo
niby dlaczego? Popełniła błąd, nie mówiąc mu, że jest
w ciąży, ale teraz jej rodzina ma kłopoty, a ona jest
daleko od domu. Cofnął się do pokoju dziennego,
rzucił poduszkę na podłogę i ułożył się do snu.


Właściwie nie było to chrapanie, lecz ciężki oddech,

na tyle głośny, że usłyszała go, gdy się obudziła. Nie
był dość blisko, by jej przeszkadzać, ale wstała, by
sprawdzić źródło tego dźwięku. Owinęła się prze-
ścieradłem i weszła do pokoju dziennego. Zobaczyła
na podłodze jakąś postać. Kal?

Dlaczego wrócił? I co tu robi? Dlaczego śpi na

podłodze? Nie potrafiła znaleźć logicznej odpowiedzi
na te pytania, ale była zadowolona, że tu jest. Och,
mówił szorstko i zachowywał się niezbyt uprzejmie,
ale nie wierzyła, że ten delikatny mężczyzna, który
teraz krył się pod maską aroganta, a którego spotkała

R

S

background image

przed laty w Australii, już nie istnieje. Widziała prze-
cież, jakie miał podejście do pacjentów.

Wróciła do łóżka. Była zbyt zmęczona, by dłużej

roztrząsać te sprawy. W końcu nie widzieli się czter-
naście lat. Ludzie z upływem czasu się zmieniają.

Ale nie Kal! - zaprotestowało jej serce, choć ciało

mówiło co innego. Dawny Kal był namiętnym kochan-
kiem, ale w jego zachowaniu zawsze dostrzegała
czułość. Obecny Kal był wprawdzie znakomity jako
kochanek, ale jednocześnie sprawiał wrażenie, jakby
został wyprany z wszelkich uczuć.

To dlaczego, u licha, śpi na ziemi? Pokuta?
Wróciła do łóżka, dziwnie uspokojona jego obec-

nością.

Kiedy rano weszła do kuchni, zastała w niej Kala.
- Neli - powiedział z taką czułością, że pomyślała,

iż chce ją przeprosić za to, jak ją wcześniej potrak-
tował. - W nocy dzwoniła twoja matka.

- Patrick? - wyszeptała, blednąc.
- Nie, z Patrickiem wszystko w porządku, chodziło

o twojego ojca. Nie, nie, nic się nie stało. Po prostu
twoja matka chciała cię zawiadomić, że znaleziono
dawcę nerki i ojciec będzie operowany. Nie budziłem
cię, bo powiedziała, że zadzwoni natychmiast po
operacji. Właśnie z nią rozmawiałem. Wszystko po-
szło dobrze, ojciec jest przytomny.

- To dlatego spałeś na podłodze? - Neli wpatry-

wała się w niego szeroko otwartymi oczami.

Skinął głową.
- Dziękuję - odparła tak chłodno, że doszedł do

wniosku, że tylko pogorszył ich stosunki. - Zadzwonię

R

S

background image

zaraz do domu albo lepiej do szpitala. I muszę po-
rozmawiać z Patrickiem. Na pewno jest chory z nie-
pokoju.

- Jest u przyjaciela, a o tej operacji nic nie wiedział.

Twoja mama zadzwoniła do niego już po wszystkim,
aby powiedzieć mu, że dziadek ma się dobrze. Nie
martw się, jest z nim siostra twojej matki, Mary.

Do czasu, aż ja się nim zajmę, miał ochotę dodać,

ale wiedział, że Neli zaprotestuje. Gdyby chciała, by
Patrick poznał swego ojca, zabrałaby go ze sobą.

Podał Neli nazwę szpitala. Od razu podeszła do

telefonu. Widział, że ręce jej drżą, ale nie potrafił
znaleźć słów, które mogłyby ją uspokoić.

Ustaliłeś zasady waszych stosunków ostatniej nocy,

przypomniał mu głos wewnętrzny. Zaklął pod nosem
i wyszedł z pokoju.

R

S

background image



ROZDZIAŁ CZWARTY


Usatysfakcjonowana wiadomościami z domu, Neli

zamówiła śniadanie. Rozmowa z matką pozwoliła jej
choć na chwilę zapomnieć o Kalu i o tym, co między
nimi zaszło.

Kiedy jednak w jakiś czas potem weszła na oddział

oparzeń, pierwszą osobą, na którą się natknęła, był
właśnie Kal. Serce zabiło jej niespokojnie. Czyżby po
wydarzeniach ostatniej nocy mogła jeszcze darzyć go
uczuciem? Ale przecież sama też ponosi za to od-
powiedzialność. Zaczerwieniła się.

- Od czego zaczynamy? - zwróciła się do Jaśmin,

chcąc jak najprędzej skoncentrować się na pracy.

- Może od pacjentów, którzy mają być operowani?

- zasugerowała Jaśmin.

Neli skinęła głową i podeszła do łóżka pracownika

lotniska, który jako jeden z pierwszych pospieszył
z pomocą ofiarom katastrofy i został ciężko poparzony.
Na szczęście miał duże obszary nieuszkodzonej skóry,
z której można było pobrać fragmenty do przeszczepu
i do hodowli.

- Najbardziej poparzone są ręce - powiedział Kal,

który stał już przy łóżku mężczyzny.

- A to znaczy, że jeśli usuniemy zniszczoną tkankę

i znajdującą się pod nią warstwę tłuszczu, to choć

R

S

background image

stworzymy dobre warunki do przeszczepu, jego ręce
po wygojeniu będą cienkie jak patyki.

- Myślisz, że on będzie się tym przejmował? - Neli

spojrzała pytająco na Kala.

- Jest jeszcze młody i przystojny, więc na pewno

będzie to dla niego ważne - wtrąciła Jaśmin z waha-
niem, jakby nie nawykła do wypowiadania przy Kalu
własnego zdania.

- Jaśmin ma rację - uśmiechnął się Kal. - Jesteśmy

dumnymi ludźmi, wrażliwymi na punkcie własnego
wyglądu. Myślisz, że nie możemy zastosować innej
metody?

Neli zastanowiła się przez chwilę.
- Cóż, spróbujemy. Wprawdzie będzie się to łączyć

z dużą utratą krwi, ale pacjent jest młody i silny.
Powinien wytrzymać.

- Zostanę tu i przygotuję dokumentację potrzebną

do operacji - rzekła Jaśmin. - A wy przejdźcie do
pacjenta na łóżku szóstym.

- Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? - spytał Kal.
- Możesz pracować?
- Wolę pracować, niż rozmyślać - zapewniła go.
- Przynajmniej mój umysł jest zajęty pacjentami i nie

mam czasu martwić się o tatę.

- Całkowicie zajęty? - Spojrzał na nią podejrzli-

wie.

- Całkowicie - skłamała. - Czyżbyś był aż tak

próżny, aby myśleć, że mając tylu pacjentów i ojca po
operacji, będę myśleć o tobie?

Uśmiech Kala świadczył aż nadto wymownie o tym,

że jej nie wierzy.

R

S

background image

- Twoja matka da ci znać, jeśli cokolwiek będzie

nie w porządku, a jeden z moich samolotów zawsze jest
do twojej dyspozycji.

Jeden z jego samolotów? To ile ich może mieć?
- Masz samolot w każdej chwili gotowy do startu?

- Podniosła na niego zdumiony wzrok.

- Jesteś gościem w naszym kraju i wyświadczasz

nam ogromną przysługę, większą, niż oczekiwaliśmy.
To zrozumiale, że w razie potrzeby zorganizuję ci
powrót do domu najszybciej, jak to jest możliwe. Od
razu po telefonie twojej matki poleciłem załodze, żeby
czekała w pogotowiu.

Powinnam mu podziękować, pomyślała Neli, ale

nie była w stanie wypowiedzieć słowa. Ta uprzejmość
ją obezwładniała. Zmusiła się, by ponownie wrócić
myślami do swoich obowiązków. Najpierw należy
zdecydować, którzy pacjenci mogą już zostać poddani
operacji, a następnie sprawdzić wyniki dotychczaso-
wego leczenia i zlecić postępowanie u pozostałych.

Wyznaczyli do operacji cztery osoby. Kal poszedł

się przygotować do zabiegów, a Neli pokazała pielęg-
niarkom i młodszemu personelowi medycznemu, jak
w specjalnej kąpieli delikatnie usunąć oparzoną skórę.
Następnie, z Jaśmin w roli tłumaczki, powtórzyła
jeszcze raz wszystkie zalecenia dotyczące szczegól-
nych środków higieny, które mają zapobiec rozszerze-
niu infekcji, i zademonstrowała, jak używać sprayu na
rany.

Jej ostatnim pacjentem był mężczyzna, którego na

lotnisku uznano za zmarłego. Niestety, jego stan się nie
poprawiał. Neli asystowała podczas badania płuc,

R

S

background image

a więc wiedziała, że nie są uszkodzone, a przy oparze-
niach drugiego stopnia pokrywających zaledwie dwa-
naście procent powierzchni ciała pacjent powinien już
poczuć się lepiej.

Może brak rodziny - dotychczas nie został ziden-

tyfikowany - sprawił, że poprawa nie następuje? Nie
wiedziała nawet, jakiej jest narodowości. Badając go,
cały czas do niego mówiła. Szukała najmniejszych
oznak infekcji, sprawdzała po raz kolejny opad i wyni-
ki badań laboratoryjnych, szukając przyczyny jego
złego stanu.

W końcu zrezygnowała i zostawiła go z pielęgniar-

ką, a sama udała się do pokoju lekarskiego. Już i tak
była spóźniona na spotkanie z dietetyczką, z którą
miała omówić sposób odżywiania poszczególnych pa-
cjentów.

- Mamy zmieniać dietę codziennie w zależności od

wyników badań i stanu pacjenta? - spytała dietetyczka.

- Może co drugi dzień. - Neli potrząsnęła głową.

- Ale jeśli badania wykażą pogorszenie, od razu się
z panią skontaktuję.

Dwóch pacjentów mogło już być karmionych doust-

nie. Istniała nadzieja, że będą w stanie przyjąć taką
liczbę kalorii, która przywróci równowagę w ich or-
ganizmie.

- Żadnej herbaty ani kawy - zaznaczyła dietetycz-

ka. - Tylko napoje wysokobiałkowe. Zaraz wydam
zlecenie i upewnię się, czy pielęgniarki i kucharki
zrozumiały.

- I proszę porozmawiać z rodzinami - poradziła

Neli. - Żeby nie przynosili do jedzenia i do picia

R

S

background image

czegoś, co byłoby niewskazane. Najlepiej, żeby w ogó-
le niczego nie przynosili.

- Oczywiście. - Dietetyczka uśmiechnęła się ze

zrozumieniem.

Neli po raz kolejny była mile zaskoczona tym, że tak

niewiele różni się od kobiet, z którymi teraz pracuje.
Taka sama więź porozumienia łączyła ją z fizjotera-
peutą i specjalistą terapii zajęciowej, którzy też przy-
szli na spotkanie. Obaj zdawali sobie sprawę z odmien-
nych potrzeb poparzonych pacjentów, ale ani nie mieli
doświadczenia w pracy z takimi ludźmi, ani nie dys-
ponowali specjalnymi programami terapii.

- My, lekarze, obserwujemy bacznie wszelkie

zmiany w odbiorze bodźców. Obrzęk twarzy może
zaburzać widzenie, rany mogą przeszkadzać pacjen-
tom noszącym okulary czy aparaty słuchowe, ale
możemy przeoczyć coś, co pielęgniarki czy wy, tera-
peuci, macie szansę wychwycić, więc bądźcie wyjąt-
kowo czujni.

Młody fizjoterapeuta spytał o celowość wykonywa-

nia przez pacjentów ćwiczeń, skoro odczuwają ból.

- Ból sprawia, że niechętnie wykonują jakiekol-

wiek ruchy - zgodziła się Neli, świadoma, że do
pokoju wszedł Kal - ale rany powodują przykurcze
i dlatego ćwiczenia są konieczne. Problem z pacjen-
tami po oparzeniach, większy niż choćby z osobami po
operacjach, polega na tym, że są rozdrażnieni i niespo-
kojni, trudniej ich więc namówić do wykonywania
nawet łagodnych ruchów. Niekiedy rodziny pomagają,
zachęcając ich do ćwiczeń, ale jeśli traficie na takiego
członka rodziny, który powie, żeby nie męczyć jego

R

S

background image

syna czy brata, będziecie musieli walczyć na dwa
fronty.

Specjalista terapii zajęciowej miał pracować z tymi,

którzy byli w stanie samodzielnie podejmować proste
zadania, a fizjoterapeuta miał przygotować program
ćwiczeń dla najciężej oparzonych.

- Nie musisz brać na siebie dodatkowych obowiąz-

ków - włączył się Kal - i uczyć innych, jak mają
wykonywać swoją pracę. Wszystko znajdą w podręcz-
nikach oraz w Internecie. Ty i tak masz aż nadto zajęć.

Gdy sekretarka i obaj terapeuci wyszli ż pokoju

lekarskiego, została z Kalem sama. Starała się odgad-
nąć, w jakim jest nastroju. Jego twarz jednak niczego
nie zdradzała, a spojrzenie miał utkwione w jakimś
punkcie ponad jej ramieniem.

- Informacje są oczywiście dostępne - powiedzia-

ła, nawiązując do jego słów - ale jeśli ktoś nigdy nie
miał do czynienia z osobami po oparzeniach, może
mieć wątpliwości, a tacy pacjenci wymagają zdecydo-
wanego i nieustępliwego postępowania, choć oczywiś-
cie również troski. Cierpią na poważny uraz psychicz-
ny, mają ciężkie obrażenia ciała i potrzebują pomocy,
żeby przetrwać początkowy okres hospitalizacji. Właś-
ciwie jeszcze większego wsparcia psychicznego będą
potrzebowali później - ciągnęła - kiedy w pełni zdadzą
sobie sprawę z tego, jak długo potrwa leczenie i rehabi-
litacja. Niestety z oparzeniami nie sposób uporać się
szybko. Nawiasem mówiąc, jak przebiegły operacje?

Zachowujesz się tak, jak powinnaś, pogratulował jej

głos wewnętrzny. Rozmawiasz z Kalem jak profes-
jonalistka.

R

S

background image

- Dobrze - odrzekł podobnie profesjonalnym to-

nem.

W jego twarzy, głosie i zachowaniu nie było nicze-

go, co wskazywałoby, że ostatniej nocy oświadczył, że
będą małżeństwem, czy że kochał się z nią do utraty
tchu.

Kochał się? Zastanawiając się nad tym, nie zwróciła

uwagi na pierwszą część jego wypowiedzi. Mówił coś
na temat zespołu medycznego z Hiszpanii.

- W ekipie jest dwóch chirurgów plastyków i dwa

zespoły pielęgniarek operacyjnych. Oczywiście mają
większe doświadczenie niż ja w tej dziedzinie i choć
chciałbym nauczyć się możliwie jak najwięcej, muszę
wrócić do moich codziennych obowiązków i pacjen-
tów na oddziale chirurgicznym. Będę w związku z tym
bywał tutaj rzadziej.

Naprawdę? Co to znaczy? Neli była kompletnie

zdezorientowana. Ich stosunki służbowe układają się
jak najlepiej, ale co ze sprawami osobistymi? Może
Kal nie chce jej dodatkowo denerwować, skoro ona
martwi się o ojca? A może nie chce odstąpić od po-
mysłu małżeństwa i będzie do niej przychodził każdej
nocy? Obojętny kolega w dzień, a gorący choć nieczuły
kochanek w nocy? Przebiegł ją dreszcz.

- Dobrze się czujesz? Jadłaś śniadanie? Byłaś na

lunchu?

Kolejna zmiana w nastroju, ale zanim odpowiedziała,

wróciła sekretarka, niosąc jej lunch. Skłoniła się przed
Kalem, postawiła tacę na stoliku i szybko śię wycofała.

Neli już miała skomentować to służalcze zachowa-

nie personelu szpitala, gdy Kal westchnął głośno.

R

S

background image

- Tak jest, odkąd zacząłem tu pracować - rzekł ze

smutkiem. - Próbuję im wytłumaczyć, że jestem po
prostu jednym z lekarzy, ale nasi ludzie - oczywiście
tubylcy, nie cudzoziemcy, którzy u nas pracują - wciąż
upierają się przy określonych formach okazywania
szacunku. Chyba wyssali to z mlekiem matki.

- Bardzo się tym przejmujesz?
- Tak, bardzo. - Spojrzał na nią uważnie. - Ale ja

przejmuję się wieloma rzeczami. To chyba normalne.
A ty? Czy nie przejmujesz się tym, że tak długo
ukrywałaś przede mną fakt, że mam syna?

Pytanie to było tak nieoczekiwane, że nie potrafiła

od razu na nie odpowiedzieć. Już miała zauważyć, że
nie da się tego skwitować słówkiem „tak" albo „nie",
gdy Kal opuścił pokój równie cicho, jak wcześniej do
niego wszedł. Niczym zraniony duch. Zraniony duch?
A czyż ona nie została zraniona?

Niech ci nie będzie go żal, napomniała siebie. On

jest twardy jak kamień i martwy jak pustynia, w której
się zakochał.

Wyjęła z kieszeni kartkę z numerem telefonu szpita-

la, w którym leżał jej ojciec. Zapragnęła porozmawiać
z rodzicami. Później zadzwoni do Patricka. Jej rodzina
to jej życie, jej rzeczywistość. Wszystko inne, co się
wydarzyło, to opowieść jakby żywcem zaczerpnięta
z „Baśni z tysiąca i jednej nocy".

Wystukała numer telefonu i po chwili usłyszała głos

matki.

- Tata czuje się świetnie, tak, możesz z nim poroz-

mawiać.

Neli wprost nie mogła w to uwierzyć. Wiedziała, że

R

S

background image

dziś ludzie nawet po poważnych operacjach szybko
dochodzą do siebie, ale po niecałej dobie od zabiegu?

- Tato! - zawołała.
- Wszystko w porządku, kochanie - powiedział

pan Roberts. - Jestem tylko zmęczony. Był u mnie
Patrick. Świetnie wygląda. Obciął włosy. Tak się
cieszył, że odrosły mu na tyle, że mógł się znowu
ostrzyc.

Neli uśmiechnęła się, ale dopiero gdy odłożyła

słuchawkę, uświadomiła sobie, że ani słowem żadna
z nich nie wspomniało o Kalu. Czyżby matka była tak
taktowna, czy może nie przywiązywała do rozmowy
z nim większego znaczenia? Neli musiała przed sobą
przyznać, że trocheja ubodło, że matka nawet o niego
nie spytała ani go nie pozdrowiła.

- Co to ma znaczyć, że nie ma mnie w grafiku

operacji? - Kal zwrócił się do swojej sekretarki nieco
głośniej, niż było to konieczne.

- Był pan zajęty ofiarami katastrofy. Myślałam, że

tak będzie jeszcze przez pewien czas, więc kiedy
doktor Armstrong zaproponował, że pana zastąpi,
porozumiałam się z pacjentami, czy nie mają nic
przeciwko temu. Zgodzili się, więc doktor Armstrong
operuje dziś i jutro. - Popatrzyła na Kala niepewnie.
- Mogę mu powiedzieć, że jest pan wolny i może pan
jutro operować, ale wtedy mógłby pomyśleć...

- Że uważam, że nie jest kompetentny - dokończył

Kal. - Co nie jest prawdą! Doktor Armstrong jest
znakomitym chirurgiem, nieraz pracowaliśmy razem.

Tak jakby ona tego nie wiedziała! Przecież kilka

R

S

background image

razy w miesiącu Kal i Bob Armstrong przeprowadzali
razem operacje skomplikowanych przypadków.

- A więc co mam robić? - spytał Kal.
- Wrócić na oddział oparzeń? - zasugerowała sek-

retarka.

Kal jęknął. Nie chciał być w pobliżu Neli. Jej

obecność źle na niego działała. Z jednej strony za-
chowywał się wbrew własnej naturze, czego nie lubił,
z drugiej - obsesyjnie myślał o tym, żeby znowu pójść
z nią do łóżka.

Nigdy!
- Wezmę wolny dzień - oświadczył.
- Ależ miał pan wolny dzień w zeszłym tygodniu...

- Sekretarka była lekko zbulwersowana.

- A dwa dni wolne w ciągu sześciu miesięcy to za

dużo?

- Skądże - zreflektowała się. - Oczywiście, że nie.

Zawsze mówię, że powinien pan mieć więcej wolnego.
Tylko że to takie...

- Niezwykłe, co? - wtrącił Kal. - Przed wyjściem

zobaczę się jeszcze z ekipą z Hiszpanii. Sprawdzę, czy
są już zakwaterowani i czy niczego nie potrzebują.
W razie czego będę pod komórką.

Wyszedł z pokoju, niczego nie pragnąc bardziej niż

prywatności. Bóg czy los podarował mu trochę wol-
nego i nie miał zamiaru zmarnować tego czasu. Poleci
do Australii...

Ładna opalona blondynka w wypożyczalni samo-

chodów na lotnisku roześmiała się, gdy powiedział, że
ostatni raz był w Brisbane przed czternastoma laty.

R

S

background image

- Nie pozna pan miasta - oświadczyła. - Zwłaszcza

ruch na ulicach się zwiększył, ale ma pan w samo-
chodzie plan Brisbane, więc nie powinien się pan
zgubić. - Wręczyła mu kluczyki, poinformowała,
gdzie stoi samochód i życzyła miłego pobytu.

Nie zapomniał miasta. W drodze do rodziców Neli

tylko raz skręcił w niewłaściwą ulicę. Gdy późnym
popołudniem zajechał pod dom, nikogo tam nie zastał.
Nie zmartwił się. Usiadł na schodach i cofnął się
myślami do czasów, kiedy to czekał tak na Neli.

Ciekawe, kto przyjdzie pierwszy, zastanawiał się.

Pani Roberts? A może ciotka o imieniu Mary? Nie
przypominał jej sobie, ale to nic dziwnego. Neli miała
mnóstwo krewnych. Może między innymi to właśnie
go do niej przyciągało - poczucie więzi rodzinnej, tak
samo silne jak u niego.

Miał nadzieję, że pierwszy wróci Patrick, ale kiedy

tylko o nim myślał - o tym nieznajomym chłopcu,
który był jego synem - ogarniały go mieszane uczucia.
Wrócił więc myślami do pani Roberts. Zawsze była dla
niego uprzejma i gościnna, ojciec Neli również. Jego
pochodzenie nie miało dla nich żadnego znaczenia,
byli zadowoleni, że Neli jest z nim szczęśliwa i że on
może dać jej szczęście.

- Przez cały jeden rok!
Wypowiedział te słowa z goryczą, zastanawiając się

nad własną młodzieńczą arogancją, która kazała mu
podyktować zasady związku z Neli i zastrzec na sa-
mym początku, że to będzie tylko przygoda.

Później, gdy już ją pokochał, wyjaśnił przyczyny

swego zachowania. Zawarł układ z rodzicami. Po-

R

S

background image

zwolono mu sprzeniewierzyć się tradycji rodzinnej
i studiować medycynę - nawet odbyć rok stażu w dale-
kiej Australii - on zaś w zamian przyrzekł, że wróci
i weźmie ślub zgodnie z tradycją swego kraju. Ożeni
się z kobietą, której nie zna, ale z którą został zaręczo-
ny, gdy miał szesnaście lat.

- Cześć! Czekasz na moich dziadków? Nic z tego.

Dziadek jest w szpitalu, a babcia siedzi przy jego łóżku
i pilnuje pielęgniarek. - Parę kroków do niego za-
trzymał się wysoki chłopiec.

Kal wpatrywał się w niego wstrząśnięty, oszołomio-

ny, oniemiały.

- Ciotka Mary powinna zaraz wrócić - dodał chło-

piec. - Miała tylko podrzucić coś do szpitala.

Kal nadal milczał, niezdolny wykrztusić słowa.
- A tak przy okazji, jestem Patrick. - Chłopiec wy-

ciągnął do niego rękę.

Kal wstał i uścisnął jego dłoń, wyczuwając delikat-

ne kości cienkich palców. Zdawał sobie sprawę, że
szczupłość chłopca jest oznaką choroby, a nie przy-
spieszonego wzrostu. Znowu poczuł złość. Powinien
był o tym wiedzieć, powinien tu być! A gdyby jego syn
zmarł?

Uzmysłowiwszy sobie, że prawdopodobnie irytuje

chłopca tym milczeniem, opanował się i przedstawił.

- Jestem Kal.
- Mój ojciec ma na imię Kal - powiedział z pew-

nym wahaniem Patrick. - Nazywa się Khalil al Kalada,
jest kimś w rodzaju księcia w pewnym kraju...

Urwał nagle i zlustrował Kala wzrokiem. Twarz mu

pobladła, więc Kal wyciągnął ręce, by go chwycić,

R

S

background image

obawiając się, że chłopiec może zasłabnąć na skutek
szoku.

Ale Patrick cofnął się o krok, wyprostował ramiona

i choć Kal wiedział, że drżą mu ręce i że nerwowo
oblizuje suche wargi, nie dotknął go, tylko czekał
w milczeniu, obserwując jego zmieniającą się twarz.

- To ty jesteś moim ojcem, prawda? - spytał

wreszcie Patrick, wpatrując się w niego jak zahip-
notyzowany.

Kal nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Z gard-

łem ściśniętym ze wzruszenia wpatrywał się w tego
wysokiego, nerwowego chłopca o oczach koloru bur-
sztynu.

Patrick oprzytomniał pierwszy.
- Mama wie, że tu jesteś? Czy to ona prosiła, żebyś

przyjechał? Przysłała cię? Czy mogę z tobą rozma-
wiać? Nie wiem, co robić w takiej sytuacji.

Otarł o szorty dłonie, jakby spociły się z zakłopota-

nia, po czym uśmiechnął się do Kala, choć w oczach
miał łzy, a blade wargi drżały mu podejrzanie.

- Przepraszam, ale mama nigdy mi nie mówiła, co

robić, kiedy poznam tatę. Ale znam parę arabskich
słów.

Złożył ręce jak do modlitwy i powitał Kala tradycyj-

nym „Salem alejkum". Pokój z tobą.

Ogarnięty nagłą falą miłości do tego australijskiego

chłopca, Kal podszedł do niego, objął go i mocno
przytulił.

- Jesteś moim ojcem, prawda? - Patrick wysunął

się z jego ramion. - Posłuchaj, wiem, że to nieuprzej-
me, ale czy nie mógłbyś mi pokazać jakiegoś doku-

R

S

background image

mentu? Powinienem cię zaprosić do środka, ale te
wszystkie historie z nieznajomymi, te groźby i tak
dalej... Sam rozumiesz.

Kal, dumny ze swego rozsądnego syna, wyjął pasz-

port i wręczył go chłopcu.

- Masz rację, że jesteś ostrożny - wykrztusił w koń-

cu, czując wdzięczność do Neli, że tak dobrze wy-
chowała syna.

Patrick popatrzył na zdjęcie w paszporcie, potem na

stojącego przed nim mężczyznę.

- Co za dziwaczne spotkanie - stwierdził. - Nigdy

nie przypuszczałem, że się poznamy. Mama powie-
działa mi o twojej żonie i wytłumaczyła całą sytuację.
Nigdy nie miałem do ciebie pretensji. Może, kiedy
byłem w szkolnej drużynie futbolowej i na mecz
wszyscy chłopcy przychodzili z ojcami, a ja tylko
z mamą i dziadkami, to było mi przykro, ale mama mi
wszystko wyjaśniła, więc zrozumiałem, że w twoim
kraju jest inaczej i że zobowiązania, obietnica i honor
są dla ciebie najważniejsze.

Kal odwrócił się, by chłopiec nie zobaczył w jego

oczach łez.

- Może wejdziesz? - Patrick zatrzymał się w poło-

wie schodów.

- Masz paszport? - spytał Kal, przypomniawszy

sobie cel swego przyjazdu.

- Oczywiście - odparł chłopiec z uśmiechem. -

Dostałem go, kiedy jechałem z drużyną futbolową do
Nowej Zelandii. Jeszcze przed chorobą. Zakładam, że
rozmawiałeś z mamą i dlatego tu jesteś - dodał po
chwili. - Wczoraj wieczorem nic mi nie mówiła, że

R

S

background image

przyjedziesz, ale pewno nie miała głowy, bo martwi się
o dziadka.

- Wyjaśniłem to twojej babci. Wydaje mi się, że to

dobry pomysł, żebyś przyjechał do mnie w odwiedziny
teraz, kiedy dziadek jest po operacji, a babcia musi się
nim opiekować. Poza tym twoja mama tam jest. Co
o tym sądzisz?

- Sam nie wiem, czy powinienem zostawiać dziad-

ków. - Patrick się zawahał.

- Babcia uznała, że to świetny pomysł, ale możesz

spytać ją sam. Pojedziemy do szpitala odwiedzić
dziadka.

Wątpliwości ustąpiły miejsca nieśmiałemu podeks-

cytowaniu.

- Będę mógł zobaczyć twoje sokoły? - Patrick

wybiegł z pokoju, by po sekundzie wrócić z książką.

- To moja ulubiona - podał ją Kalowi. - Mam bardzo

dużo książek, ale tę na okrągło czytam.

„Historia sokolnictwa". Tytuł od razu rzucił się

Kalowi w oczy.

- Dostałeś ją od mamy? - spytał.
- Oczywiście. Powiedziała, że tresowanie sokołów

to twój ulubiony sport, więc pomyślałem sobie, że
powinienem się czegoś dowiedzieć na ten temat. Tak
na wszelki wypadek...

- Gdybyśmy się mieli kiedyś poznać? - dokończył

Kal rozpoczętą myśl i mocno go przytulił. - Spakuj się

- powiedział. - Weź lekkie rzeczy, bo u nas jest ciepło.

Chcesz zabrać jakieś podręczniki? Masz może przed
sobą jakiś ważny egzamin?

- Podręczniki? Ani mi się śni! Opuściłem bardzo

R

S

background image

dużo lekcji i w tym roku nadrabiam zaległości. Wiele
z tego, co powtarzam, już umiem. Mama mówi, że jeśli
nie dam rady, to załatwi mi korepetycje, ale właśnie
zdałem sprawdzian z chemii i myślę, że sobie poradzę.
Może chciałbyś herbaty albo coś zjeść?

Kal uśmiechnął się. Takie samo pytanie zadawała

mu zawsze pani Roberts.

- Nie, dziękuję - odrzekł, a kiedy Patrick wyszedł,

by się spakować, rozejrzał się po mieszkaniu, w któ-
rym nie był od czternastu lat.

Po chwili chłopiec wrócił z ogromną płócienną tor-

bą przerzuconą przez ramię.

- Mam nadzieję, że to nie za dużo? - spytał z lek-

kim niepokojem.

- Skądże - zapewnił go Kal. - A wziąłeś szczotecz-

kę do zębów?

- Zapomniałem. - Rzucił z hukiem torbę i wybiegł

z pokoju. - Zapomniałem też tabletek - dodał, gdy
wrócił z przyborami toaletowymi. - Jesteś przecież
lekarzem - zauważył, jakby coś sobie nagle uświado-
mił. - Wiesz, że mam białaczkę? Wiesz, że wciąż mu-
szę robić badania?

- Zrobisz je u mnie - uspokoił go Kal, po czym

razem opuścili dom.

Patrick zostawił jeszcze tylko wiadomość dla Mary

i zamknął drzwi na klucz. Ruszył do samochodu, nawet
się za siebie nie obejrzawszy.

R

S

background image



ROZDZIAŁ PIĄTY


- Co on robi? - krzyczała Neli do telefonu, nie

mogąc uwierzyć w to, co usłyszała od matki.

- Myślałam, że wiesz. Powiedział, że rozmawiał

z tobą na ten temat, że to dobra okazja, aby poznał
Patricka właśnie teraz, kiedy ty tam jesteś. I szczerze
mówiąc, ja też uznałam, że to najlepsze rozwiązanie.
Patrick nie powinien tu być w czasie rekonwalescencji
dziadka.

To rzeczywiście brzmiało rozsądnie, ale jak on

śmiał polecieć sobie jak gdyby nigdy nic do Australii,
zabrać jej syna i wieźć go tutaj, nic jej o tym nie
mówiąc?

- Neli?
Słysząc niepokój w głosie matki, szybko ją zapew-

niła, że oczywiście matka postąpiła słusznie, pozwala-
jąc chłopcu lecieć z Kalem i że oczywiście, tak będzie
lepiej dla Patricka i zapewne dla wszystkich domo-
wników.

Ale w jakiej sytuacji ją to stawia? Odłożyła słu-

chawkę i wpadła w złość. Jak on wszystkimi manipu-
luje! Porywa jej syna i stawia ją przed faktem doko-
nanym.

W dodatku ją okłamał, mówiąc, że wraca do swoich

obowiązków na chirurgii, a tymczasem poleciał do

R

S

background image

Australii. Zaczęła krążyć tam i z powrotem po miesz-

kaniu. I choć cieszyła się, że zobaczy syna, czuła
równocześnie lęk. Rozmyślania przerwał jej dzwonek
telefonu.

- Mama? Tu Patrick. Dzwonię z samolotu Kala.

Kal mówi, że powinniśmy wylądować około dziesiątej
rano twojego czasu, i że od razu przywiezie mnie do
ciebie. Czy to nie wspaniałe?

- Cieszę się, że cię zobaczę - rzekła Neli bez więk-

szego przekonania i odłożyła słuchawkę.

„Samolot Kala", „Kal powiedział". Wiedziała już,

skąd ten lęk. Bała się, że Kal ukradnie jej syna. Nie
tylko fizycznie, jak to już zrobił, ale emocjonalnie. I co
wtedy z nią będzie?

Ależ on jest dwulicowy, ale sprytny. Przy Patri-

cku nie będzie mogła go zaatakować ani powiedzieć
czy zrobić czegoś, co kazałoby chłopcu myśleć, że
Kal postąpił niewłaściwie. Nie, przecież ona już na
samym początku zdecydowała, że Patrick ma uwa-
żać ojca za człowieka honoru, który zawsze dotrzy-
muje słowa i obietnic.

Nagle dostrzegła pewien plus w zaistniałej sytuacji.

Obecność Patricka powstrzyma Kala przed piesz-
czotami i pocałunkami, nie będą mieli okazji, by się
kochać. Ta myśl jednak dziwnie jej nie pocieszyła,
a tylko wzmogła złość. I znowu przerwał jej dzwonek
telefonu. Przekonana, że to Kal spieszący z wyjaś-
nieniami czy wręcz przeprosinami, rzuciła się do
aparatu.

- Mówię z oddziału oparzeń - usłyszała. - Czy

mogłaby pani doktor przyjść?

R

S

background image

Nie wahała się. Ktokolwiek dzwonił, nie znał an-

gielskiego na tyle, by wytłumaczyć jej, dlaczego
jest potrzebna. Wiedziała jednak, że nie wzywano
by jej w środku nocy, gdyby sytuacja tego nie wy-
magała.

Na korytarzu przed wejściem na oddział spotkała

Jaśmin, którą też wezwano.

- Chodzi o tego pacjenta, którego nie możemy zi-

dentyfikować - szybko poinformowała ją Jaśmin. -
Ciśnienie spada, wysycenie tlenem także, on umiera!

- On nie może umrzeć! Nie teraz! - przeraziła się

Neli.

Jaśmin milczała. Neli wiedziała dlaczego. Tutejsi

ludzie akceptują śmierć, jest ona dla nich po prostu
przedłużeniem życia, a jej moment jest wybrany przez
Boga.

Mężczyzna był w stanie śpiączki, ale przecież przez

cały czas hospitalizacji nie odzyskał w pełni świado-
mości. W każdym razie tak im się wydawało. Na
skutek tracheotomii nie mógł mówić, więc prosili, by
odpowiadał ruchami rąk lub powiek, albo żeby pisał na
bloku, który przymocowali do łóżka. Ale niezależnie
od języka, w jakim się do niego zwracali, nie reagował,
choć chwilami wydawało im się, że ich słyszy i ro-
zumie.

- On musi być na coś przewlekle chory - stwier-

dziła Neli. - Robiliśmy badania krwi, ale tylko po
to, żeby skontrolować jego aktualny stan, a nie pod
innym kątem. Dostał tlen, liczba czerwonych ciałek
jest w normie, to dlaczego te komórki nie zwiększają
wysycenia tlenem? Czy może choroba niszczy ich

R

S

background image

zdolność transportowania tlenu? Czy coś przeoczy-
liśmy?

Myślała głośno i nie oczekiwała od Jaśmin od-

powiedzi, ale ta wpatrywała się w nią, jakby zadawała
jej pytanie za milion dolarów. Przez chwilę panowała
cisza, po czym Jaśmin uśmiechnęła się szeroko.

- Może on ma problemy z sercem. Może z jakichś

przyczyn żyły płucne nie transportują bogatej w tlen
krwi z powrotem do serca...

- Rzeczywiście, to może być zastawka - Neli nagle

oświeciło - nieszczelna zastawka. Nasycona tlenem
krew wraca i przepływa ponownie przez płuca. - Za-
stanowiła się chwilę i potrząsnęła głową. - Nie, to
raczej nie wchodzi w rachubę. Ale może mieć ubytek
w przegrodzie międzykomorowej. Czy to nie ty mówi-
łaś, że szpital dla obcokrajowców słynie ze swych
sukcesów w dziedzinie kardiologii i że przylatują tu na
leczenie ludzie z całego świata?

Jaśmin skinęła głową i podeszła do telefonu. Po

chwili zmieniła zdanie i odłożyła słuchawkę na wi-
dełki.

- O tej porze nie będzie tam nikogo, kto mógłby

nam pomóc - stwierdziła. - Zadzwonię z samego rana
i spytam, czy przyjęliby pacjenta na operację. Ale co
możemy zrobić do tego czasu?

- Złapać jakiegoś kardiologa. Macie tu kardiologa

czy odsyłacie chorych na serce do innego szpitala?

- Mamy konsultantów, ale... - zawahała się Jaś-

min.

- Nie chcesz do nich dzwonić w środku nocy? -

domyśliła się Neli. - A to pech! Wobec tego powiedz,

R

S

background image

że pewna zwariowana lekarka z Australii kazała ci to
zrobić. Niech ktoś przyjedzie zbadać tego mężczyznę.
A tymczasem podam mu więcej tlenu.

Jaśmin ponownie podeszła do telefonu, a Neli

wróciła do łóżka pacjenta. Sama nie wiedziała, dlacze-
go ten człowiek jest dla niej tak ważny, ale postanowiła
się nie poddawać.

Podając tlen, cały czas do niego coś mówiła. Doda-

wała mu otuchy, zachęcała, by wytrwał, przekonywa-
ła, że jest to winien swojej rodzinie, choć nie wiedziała,
czy w ogóle ma jakichś krewnych. Dotychczas nikt się
nie zgłosił, choć informacje o niezidentyfikowanej
ofierze katastrofy prawdopodobnie obiegły już całą
światową prasę.

O ile Jaśmin była zdania, że wzywanie kardiologa

w środku nocy jest kiepskim pomysłem, o tyle on sam
uważał go za jeszcze gorszy, choć uznał ich wstępną
diagnozę - porozumiewał się tylko z Jaśmin - za
prawdopodobną i zgodził się wykonać rano diagnos-
tyczne cewnikowanie serca.

- Niesamowite! - mruknęła Neli po jego wyjś-

ciu. - Przyszedł tutaj i nie mógł tego zrobić od ra-
zu? Dlaczego?

- Potrzebuje zespołu i sprzętu - odparła Jaśmin.
- Chcesz mi powiedzieć, że ktoś inny może teraz

używać tego sprzętu? I jakiego zespołu? Radiologa,
który śledziłby ruch cewnika? Na pewno macie jakie-
goś radiologa na dyżurze.

Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale na widok zmart-

wionej miny Jaśmin zrezygnowała.

- Wybacz, to nie twoja wina. - Objęła ją serdecz

R

S

background image

nie. - A teraz, skoro już coś załatwiłyśmy, połóż się. Ja
z nim zostanę.

Mimo zwiększenia porcji tlenu stan pacjenta nie

poprawił się zasadniczo. Neli i młoda pielęgniarka
czuwały przy nim do rana. Kiedy przyszedł kardiolog,
Jaśmin oznajmiła mu, że pacjent może być poddany
cewnikowaniu serca, a nawet, gdyby było to możliwe,
zabiegowi wypełnienia przegrody.

- O ile rzeczywiście przegroda ma ubytek - mruk-

nęła do siebie Neli, obawiając się wystąpienia dalszych
komplikacji.

Okazało się, że wstępna diagnoza była słuszna,

i kardiolog wrócił z sali operacyjnej z tak triumfującą
miną, że zapomniał udawać, iż nie zna angielskiego.
Zrelacjonował Neli szczegółowo cały przebieg opera-
cji, kończąc stwierdzeniem, że jeśli teraz stan chorego
się nie poprawi, to nie będzie jego wina, lecz jej.

Dopiero teraz Neli poczuła, jak bardzo jest zmęczo-

na. Towarzysząc mężczyźnie, którego sanitariusz
wiózł z powrotem na oddział, zaczęła się zastanawiać
nad dalszym postępowaniem.

- Neli! - usłyszała nagle.
Parę metrów za sobą zobaczyła Kala.
- Gdzie jest Patrick? - spytała od razu.
- W twoim mieszkaniu. Zostawiłem go tam przed

chwilą i przyszedłem po ciebie. Myślałem, że będziesz
na niego czekać - dodał z lekko wyczuwalnym wy-
rzutem w głosie.

- Jak śmiesz tak do mnie mówić? - Rzuciła się na

niego z pięściami, ale błyskawicznie chwycił ją za
nadgarstki. - I jak śmiałeś wymknąć się ukradkiem

R

S

background image

i zabrać moje dziecko? W taki podstępny, pokrętny
sposób? A ja tu haruję w tym twoim szpitalu!

- Zapominasz, że on jest również moim dzieckiem.

A skoro już mowa o pokrętności, to jak byś określiła
fakt, że nie powiadomiłaś mnie o jego istnieniu przez
trzynaście lat?

- Nie mogłam ci powiedzieć - żachnęła się. - Myś-

lisz, że nie chciałam? Że nie oddałabym wszystkiego,
żebyś tylko wrócił? Ale przynajmniej zachowywałam
się honorowo, a honor to podobno coś, co najwyżej
sobie cenisz. Tymczasem jak się zachowujesz, szejku
Kalada? Wymykasz się cichcem. Zabierasz mojego
syna.

- Naszego syna!
- Mimo wszystko nie powinieneś był tego robić

- upierała się przy swoim.

- Może, ale czy byś się zgodziła bez dłuższych

dyskusji? Na pewno nie. A mnie nagle trafił się wol-
ny dzień i mogłem po niego polecieć. Twoja matka
była zadowolona, że w okresie rekonwalescencji dzia-
dka Patrick będzie tutaj. Przywiozłem go, żeby był
z tobą.

Oburzyło ją to jawne kłamstwo.
- Przywiozłeś go dla siebie! - warknęła - więc nie

udawaj dobroczyńcy. - Odwróciła się z zamiarem
udania się natychmiast do mieszkania. Musi się tylko
uspokoić. Patrick na pewno jest zachwycony tą przy-
godą, więc nie powinna popsuć mu nastroju.

- Neli! Neli! - usłyszała nagle głos Jaśmin; - Twój

pacjent, ciśnienie znowu spadło.

- Do diabła! - Odwróciła się i pobiegła z powrotem

R

S

background image

na oddział. - Kal, powiedz Patrickowi, że muszę iść do
pacjenta - rzuciła jeszcze.

- Czy ty w ogóle spałaś? - spytał, widząc ciemne

cienie pod jej oczami.

- Nie, ale muszę iść, a nie chcę, żeby Patrick był

sam.

- Będę z nim - obiecał, całując ją w policzek.

Wrócił do mieszkania Neli, by wyjaśnić Patrickowi

przyczynę nieobecności matki. Jako syn lekarzy na

pewno to zrozumie. Nie musiał jednak niczego wyjaś-
niać. Chłopak leżał na kanapie i spał w najlepsze,
mimo że telewizor był nastawiony na cały regulator.

Kal patrzył na niego, dostrzegając podobieństwo do

siebie i dzieci swego brata. Patrick nie był podobny do
Neli. Ciekawe, czy martwiło ją to, że tak bardzo przy-
pomina ojca? Pewnie nie, skoro usilnie się starała, by
Patrick nie myślał źle o ojcu, który ich opuścił.

Poszedł do kuchni i nalał sobie wody. Powinien

pójść do szpitala, sprawdzić, co się tam dzieje, ale
przecież obiecał Neli, że nie zostawi Patricka samego.
Zadzwonił do sekretarki, by się wytłumaczyć.

- Przeżyjemy beż pana parę godzin, a nawet dni

- powiedziała. - Ma pan dobrych zastępców, choć nie
wierzy pan, że potrafią wszystkiego dopilnować tak
dobrze jak pan. Więcej zaufania, panie doktorze.

Kal uśmiechnął się i odłożył słuchawkę. Spojrzał na

stertę książek, które Patrick wyjął z torby i ułożył na
stole w jadalni. Niewiele brakuje, by ten pokój wy-
glądał tak samo jak jego. Wziął tę o sokolnictwie,
usiadł i zabrał się do czytania. Uśmiechnął się na widok
fragmentów zaznaczonych przez Patricka i gwiazdek

R

S

background image

w miejscach, w których było wymienione nazwisko
jego pradziadka, mistrza tresury sokołów.


Kiedy Neli wróciła na oddział, przy łóżku jej pac-

jenta był już stażysta i młody lekarz.

- Wezwaliście kardiologa? - zwróciła się do Jaśmin.
- Zaraz tu będzie.
- Najbardziej prawdopodobną przyczyną zapaści

wydaje się krwotok wewnętrzny - orzekła Neli. - Mu-
simy...

Urwała, bo mężczyzna nagle przestał oddychać,

a monitor wskazał zatrzymanie akcji serca.

- Reanimować? - spytał młody lekarz.
Neli zastanowiła się przez sekundę, ale na myśl

o elektrowstrząsach, o oparzonym ciele mężczyzny
podskakującym na łóżku, wzruszyła ramionami. Męż-
czyzna najwyraźniej nie chciał żyć i choć ona o niego
walczyła i zmuszała go do walki, stało się jasne, że on
nie chce jej podjąć. Tylko jej upór trzymał go jeszcze
przy życiu, ale teraz nie miała zamiaru dłużej go do
tego zmuszać. Musiała jednak uzasadnić swoją decyzję
argumentami medycznymi, a nie emocjonalnymi.

- Jeśli zastosujemy elektrowstrząsy, a w naczy-

niach jest jakieś pęknięcie, to tylko wpompujemy do
jamy ciała więcej krwi, przez co płuca będą miały
mniej miejsca, żeby się rozprężyć. Zamiast go urato-
wać, zabijemy go. .

Lekarz i stażysta wyszli, ale jej serce pękało z bólu,

że przegrała walkę o życie tego mężczyzny, którego na
lotnisku uratowała od śmierci. Chętnie zleciłaby wyko-
nanie sekcji, ale nie wiedziała, czy jest to postępowanie

R

S

background image

rutynowe w stosunku do wszystkich umierających
w szpitalu. Musi o to zapytać...
Odszukała Jaśmin. -

- Należałoby wykonać sekcję - odparła zaniepoko-

jona lekarka, ale... - Zamilkła na widok kardiologa
wychodzącego z pokoju lekarskiego.

- Podpisałem akt zgonu - oświadczył. - Biorąc pod

uwagę rozległość oparzeń, nic dziwnego, że zmarł. Ta
operacja to była tylko strata czasu. Nie widzę potrzeby
sekcji.

Był tak pewny siebie i arogancki, że Neli aż się

zagotowała.

- Jego rodzina może chcieć znać przyczyny śmier-

ci - powiedziała stanowczo. - Może zażądać pełnych
danych.

- On nie ma rodziny - skwitował kardiolog.
- Na pewno ma, tyle że jeszcze jej nie odszukaliś-

my. - Uznała, że wyładuje choć część swego gniewu
na nim. - A kiedy już ich znajdziemy, jak wytłumaczy-
my jego śmierć?

- Zmarł na skutek oparzeń - warknął kardiolog

i szybko odszedł.

- Co możemy zrobić? - Neli spojrzała pytająco na

Jaśmin.

- Jedynie zwrócić się do Kala. Ten kardiolog jest

naszym konsultantem, a nie pracownikiem szpitala. To
Kal o wszystkim decyduje. Zadzwoń do niego.

- Zaraz się z nim skontaktuję, ale czy do tego czasu

możemy gdzieś przetrzymać ciało? Nie chcę, żeby już
wszczęto procedurę związaną ze zgonem.

- Tak czy inaczej musimy to zrobić i starać się

R

S

background image

odszukać jego rodzinę. Choć, jeśli jest muzułmaninem,
powinien być poddany kremacji w ciągu dwudziestu
czterech godzin.

- Kal to jakoś załatwi - uspokoiła Neli wyraźnie

zmartwioną koleżankę.


- Powinnam była wpaść na to, że może mieć

problemy z sercem - mówiła Neli, nie mogąc się
uspokoić.

Byli z Kalem w kuchni, Patrick nadal spał. Cała

złość na Kala nagle ją opuściła, gdy ujął jej dłoń,
a potem objął i wyraził żal z powodu śmierci pacjenta,
który był dla niej tak ważny.

- Nie było powodu, żebyś brała pod uwagę chorobę

serca - zapewnił ją. - Przecież daliśmy mu przybory do
pisania. Był przez jakiś czas na tyle świadomy, żeby
odpowiedzieć na nasze pytania, zadawane w ilu?...
chyba w dziesięciu językach, czy choruje na serce.
Słyszał je, bo kiedy go pytaliśmy, uciekał wzrokiem
w bok, ignorując nas. Nikt nie mógłby więcej dla niego
zrobić. - Kal popatrzył jej w oczy. — Pamiętasz, że
gdybyś się przy nim nie zatrzymała, odwieziono by go
do kostnicy prosto z lotniska.

- Możemy zrobić sekcję?
Kal zastanowił się przez chwilę.
- Po co?
- Bo myślę, że nie zmarł w wyniku oparzeń. Myślę,

że miał krwotok wewnętrzny, być może na skutek
zabiegu.

- Z powodu niedbałości kardiologa? To chcesz

powiedzieć?

R

S

background image

- Nie. Ten lekarz jest prawdopodobnie bardzo

kompetentnym chirurgiem, ale jeśli popełnił błąd, to
chyba powinniśmy o tym wiedzieć, prawda? Czyż ten
pacjent nie zasługuje choćby na to?

- Owszem - odparł Kal. - Zrobimy sekcję. Stwier-

dzenie przyczyny śmierci może ewentualnie za-
oszczędzić szpitalowi problemów, jeśli zgłosi się ktoś
z rodziny.

- Kardiolog, który przeprowadził zabieg, jest temu

przeciwny - oznajmiła Neli, uznając, że musi być
uczciwa wobec Kala.

Kal uniósł brwi, jakby chciał powiedzieć: „Coś

podobnego?", ale w tym momencie obudził się Patrick
i z okrzykiem „mama" rzucił się Neli w ramiona.

Przytuliła jego szczupłe ciało.
- Co za niespodzianka! - powiedziała. - Pamiętałeś

o tabletkach? Przyszło ci do głowy zadzwonić do
szpitala i poprosić, żeby przysłali twoją dokumentację?

Radość znikła z twarzy chłopca.
- No tak, nie zrobiłeś tego. Jak mogłeś pomyśleć

o wszystkim, skoro dziadkowie byli w szpitalu,
a twój... a Kal porwał cię do samolotu. W porządku.
Wyślę e-mail z prośbą, żeby przysłali tę dokumentację
do mnie i przekażę ją temu lekarzowi, którego twój...
Kal wybierze dla ciebie na czas twego pobytu.

Widziała, że Kal ma niezadowoloną minę. Czy

dlatego, że słowo „ojciec" nie chciało jej przejść przez
gardło, czy też dlatego, że dała do zrozumienia, że to
będzie krótka wizyta?

- Myślę, że już czas, abyś spróbował tutejszej

kuchni - zwrócił się do Patricka. - Twoja mama była

R

S

background image

przez całą noc na nogach, ale wątpię, czy coś jadła,
a więc proponuję, żebyś nam coś przyniósł. - Wyjął
bloczek z talonami, oderwał kilka i wręczył je Patri-
ckowi. - Zjedziesz na parter i skręcisz w lewo. Tam
będzie stołówka samoobsługowa. Wybierz kilka dań,
które wydadzą ci się smaczne, i przynieś je na górę.
Zjemy sobie razem.

Patrick był tak zachwycony tym pomysłem, jakby

Kal dał mu cenny prezent, a nie zajęcie, dzięki któremu
mógł zostać z Neli sam.

- Świetny chłopak - stwierdził, gdy Patrick wy-

szedł. - Doskonale go wychowałaś. Chciałbym...

- Nie potrzebuję twoich komplementów - prze-

rwała mu, choć wzruszyły ją te słowa. - Chcę, żebyś
wytłumaczył swoje zachowanie i żebyś powiedział,
jakie są twoje dalsze plany.

- Zamierzam poznać mojego syna - odparł, patrząc

na nią zdecydowanymi wzrokiem. - A potem, kiedy
uznam, że jest już do tego przygotowany, wprowadzić
go do mojej rodziny.

- Wprowadzić go do rodziny? Chcesz się do niego

przyznać?

- Jest moim synem - stwierdził chłodno. - Moja

rodzina jest jego rodziną. To jasne, że powinien ją
poznać.

Neli sięgnęła ręką za siebie, wymacała krzesło

i ciężko na nie opadła. Przecież tego właśnie chciałaś,
przypomniała sobie. Cóż, nie stało się to tak, jak
planowałaś, ale jeśli krewni Kala poznają Patricka, na
pewno zgodzą się na badanie pod kątem ewentualnego
dawcy szpiku.

R

S

background image

Jeśli go jednak poznają... Zaczęła się zastanawiać

nad konsekwencjami takiego spotkania rodzinnego.
Z pewnością Kal nie zakłada, że Patrick mógłby zostać
w jego kraju. Może mówić o warunkach, a nawet, co
śmieszne, o małżeństwie, ale jej życie jest w Australii,
a miejsce Patricka - przy niej.

R

S

background image



ROZDZIAŁ SZÓSTY


- Na co masz ochotę? Na herbatę, kawę? Jadłaś coś

w ogóle? Czy ty wcale o siebie nie dbasz?

Kal miał szorstki głos, ale kiedy Neli potrząsnęła

głową w odpowiedzi na każde z tych pytań, uzmys-
łowiła sobie, że myślał, iż jej nagłe osunięcie się na
fotel było spowodowane głodem lub przemęczeniem.

Teraz, gdy Patrick wyszedł, powinna omówić z Ka-

lem pomysł przedstawienia Patricka jego rodzinie.
Tymczasem Kal pierwszy nawiązał do tematu rodziny,
choć nie swojej, lecz jej.

- Widziałem twojego ojca - oznajmił. - Byliśmy

z Patrickiem w szpitalu. Wygląda nadspodziewanie
dobrze, a lekarze są zadowoleni z rekonwalescencji.

- A mama? Jak ona się czuje?
Kal posłał jej ciepły, szczery uśmiech, który zawsze

przyprawiał ją o przyspieszone bicie serca.

- Dobrze, jak zwykle. Przecież wiesz, jaka ona jest.

Gdyby na jej podwórzu wylądował statek kosmiczny,
też powitałaby przybyszów uśmiechem i kawą. Siedzi
przy łóżku ojca, ma ze sobą ogromny kosz z włóczkami
i robi szaliki. Każda pielęgniarka może sobie wybrać
kolor. Nie muszę dodawać, że jedzą jej z ręki, a ojcu
nieba by przychyliły.

Tak, to właśnie cała matka, pomyślała Neli.

R

S

background image

- A więc, skoro twoja rodzina jest daleko i wszyst-

ko jest w porządku, zajmijmy się nami.

- Nie ma żadnych „nas" - obruszyła się. - Jesteś ty,

ja i Patrick. A skoro go tu sprytnie ściągnąłeś i masz
okazję go poznać, to lepiej weź parę dni wolnego, żeby
mu zorganizować czas i pokazać okolicę. Ja tu jestem
po to, żeby pracować i nie mogę się nim zająć. Zresztą
i tak nic bym mu nie pokazała, bo przecież sama nig-
dzie nie byłam poza lotniskiem i szpitalem.

- Wezmę was oboje - zaproponował Kal. - Teraz,

kiedy jest tu ekipa lekarzy z Hiszpanii, możesz się stąd
ruszyć.

- To ekipa chirurgów - przypomniała mu Neli. -

Wykonują część twojej pracy. Ja jestem na oparze-
niowym i upłyną jeszcze tygodnie, zanim ktokolwiek
z nas będzie mógł wziąć wolne.

- Każdy potrzebuje trochę odpoczynku - przeko-

nywał Kal.

- Z wyjątkiem ciebie, co? - odparowała. - Jakoś

nie zauważyłam, żebyś odpoczywał. - Zamilkła na
chwilę i odetchnęła głęboko. - Posłuchaj, musisz
wziąć trochę wolnego, żeby pobyć z Patrickiem. Nie
możesz go zostawić samego w mieszkaniu i wyjść na
cały dzień. Nie po to go tu przywiozłeś. On potrzebuje
towarzystwa, zechce zwiedzić miasto i okolice. Nie
sądzę, żebyś mógł to zlecić komuś ze swoich podwład-
nych. Nie, skoro go tu przywiozłeś, powinieneś się nim
zająć.

Wypowiedziawszy to, uzmysłowiła sobie, jakie

niebezpieczeństwo wiąże się z taką perspektywą. Pa-
trick jest w wieku, w którym chłopcy są pod dużym

R

S

background image

wpływem ojca. I tym razem zapewne też tak będzie.
Neli wiedziała, jak zniewalająco Kal potrafi działać na
ludzi, roztaczając wokół siebie magnetyczny urok.

- Daj spokój - przerwał jej. - Ty też powinnaś

zwiedzić mój kraj. Będziesz pracować przed połu-
dniem, a po południu będziemy wyjeżdżać.

Wszyscy razem? Jak rodzina? Miała ochotę za-

protestować.

- Coś takiego! - wybuchnęła. - Masz zamiar or-

ganizować mi życie, tak jak Patrickowi. Dziękuję, ale
nie skorzystam. Jestem potrzebna na oddziale i tu
zostanę.

- Zapominasz, że to mój szpital - stwierdził chłod-

no. - Mogę ci w ogóle zabronić pracować.

- Zrobiłbyś to? Naraziłbyś życie pacjentów? Tylko

po to, żeby postawić na swoim? A może w odwecie za
to, że nie powiedziałam ci o Patricku? To złośliwość,
co? Myślałam, że stać cię na więcej.

Zapadła kłopotliwa cisza. Przedłużała się, więc Neli

podniosła wzrok. Kal patrzył na nią zupełnie zdezo-
rientowany.

- Neli, czy musimy się kłócić? - spytał z nieukry-

wanym żalem. - Czy nie powinniśmy raczej cieszyć się
naszym synem? Przez cały lot do domu myślałem tylko

o tym, że znowu cię zobaczę, że powiem ci, jak jestem

ci wdzięczny za wspaniałe wychowanie chłopca i jak
bardzo jestem z niego dumy. A teraz jesteśmy razem

i obrzucamy się ostrymi słowami. Czy nie moglibyśmy

zaprzestać tej walki? Zawrzeć pokój, choćby ze wzglę-
du na niego?

Oczywiście, że tak, pomyślała, ale jeśli okaże sła

R

S

background image

bość, Kal od razu ją zdominuje, zawładnie życiem jej
i jej syna, tak jakby miał do tego prawo.

- Jestem zbyt zmęczona, aby teraz o tym roz-

mawiać - powiedziała, zdając sobie sprawę, że tylko
częściowo jest to wymówka, bo rzeczywiście była
wyczerpana. Przez chwilę pomyślała nawet, że dobrze
byłoby, gdyby ktoś ją wyręczył i przejął choć część
odpowie4zialności za chłopca.

- Jedzenie dla wygłodniałej matki! - Patrick

wszedł do środka z uroczą młodą kobietą. Oboje nieśli
wypełnione daniami tace. - Wyjaśniłem, że nie dam
rady zanieść jedzenia dla trzech osób - powiedział

- więc recepcjonista przysłał tę panią. - Uśmiechnął

się do Kala. - Chyba nieźle sobie radzę z arabskim, bo
zrozumieli, co mówiłem, ale wyglądali jakby spadli
z księżyca, kiedy powiedziałem, że jestem twoim
synem. Jesteś szychą w tym szpitalu, prawda?

- Jestem szefem tego szpitala - odparł Kal.
- Tak myślałem. - Patrick ustawił dania na stole.
- Gdzie są talerze, mamo?
- Chyba w którejś szafce. - Wskazała ręką. - Ja

jadłam tu tylko śniadanie, które mi przynoszono. Poza
tym korzystałam ze stołówki w szpitalu.

Kal, którego mieszkanie było podobnie urządzone,

przyniósł talerze, starając się ukryć złość na samego
siebie, że pozwolił Neli aż tak bardzo zaangażować się
w pracę. Nie ulegało wątpliwości, że była potrzebna na
oddziale oparzeń, ale powinien był zauważyć, że jest
na granicy wyczerpania.

- Zjedz coś i idź spać - powiedział, starając się, by

nie zabrzmiało to jak rozkaz. - Mama była całą noc

R

S

background image

z pacjentem - dodał, zwracając się do Patricka. - My
pojedziemy po kolacji do miasta, żebyś zorientował
się, gdzie jesteś. A kiedy już poznasz okolicę - ciągnął

- będziesz mógł sam zwiedzać miasto. Ja oczywiście

postaram się pokazać ci jak najwięcej, ale trochę mu-
szę popracować.

- W porządku - zgodził się chłopiec. - Mama

zawsze mnie zachęcała, żebym był samodzielny, jed-
nak chcę się lepiej nauczyć arabskiego. Nieźle sobie
radzę z mówieniem, ale trudno mi czytać i pisać.

- Znajdę ci nauczyciela - obiecał Kal. - O ile

rzeczywiście chcesz się uczyć, mimo że właściwie
jesteś na wakacjach.

- Nie szkodzi. Będę miał zajęcie, kiedy będziecie

z mamą w pracy.

- Skoro tak, to załatwione.
Dalsza rozmowa obracała się wokół jedzenia. Pat-

rick chciał znać nazwy wszystkich potraw, by na przy-
szłość wiedzieć, co zamówić.

Czyja w jego wieku też byłam taka pewna siebie?
- zastanawiała się Neli. Wątpliwe. W towarzystwie

dorosłych zawsze była skrępowana, w towarzystwie
chłopców zażenowana, tylko w otoczeniu koleżanek
odzyskiwała pewność siebie. Choroba sprawiła, że
Patrick wydoroślał, stał się bardziej dojrzały, ale obser-
wując teraz ojca i syna - tak podobnych do siebie
z wyglądu i zachowania - doszła do wniosku, że ta
postawa może być uwarunkowana genetycznie. Nie
wyobrażała sobie, by Kal kiedykolwiek bał się wypo-
wiedzieć publicznie czy bywał zakłopotany.

- A teraz opowiedz mi o swoich badaniach lekars-

R

S

background image

kich - poprosił Kal. - Jakie musisz wykonywać i jak
często?

- Robią mi badania krwi, sprawdzają liczbę czer-

wonych ciałek - odparł chłopiec. - Ale sam muszę
siebie obserwować. Wiesz, że mam ostrą białaczkę
limfoblastyczną? Wykryli raka, kiedy uszkodziłem
sobie żebra, grając w piłkę, i zrobiono mi prze-
świetlenie klatki piersiowej. Między płucami był ja-
kiś cień, w związku z czym stwierdzili, że to po-
większenie... czego, mamo?

- Grasicy. Miałeś powiększoną grasicę i węzły

chłonne.

- Grasicę, właśnie. - Patrick klepnął się w klatkę

piersiową. - To tutaj. Przy pierwszym nawrocie od-
kryliśmy guzek na szyi. Nie spodziewaliśmy się go,
ponieważ pierwsza seria leczenia... sam wiesz, jak na
początku faszerują cię lekami...

- Żeby spowodować remisję - wtrącił Kal.
- Potem ją utrwalić, a potem utrzymać - ciągnął

Patrick. - W pierwszym okresie leczenia liczba białych
ciałek krwi bardzo szybko spadała, co jest zwykle
dobrym rokowaniem, ale potem wykryliśmy guzek od
razu po utrwaleniu remisji i musieliśmy znowu wdro-
żyć intensywne leczenie. Noto teraz szukam wszędzie
guzków i obrzęków, no i co tydzień robię badanie krwi.

- Jak to przyjęłaś, kiedy stwierdzono nawrót choro-

by? - spytał Kal, gdy Patrick poszedł do stołówki po
deser.

- Wiesz, ludzie nieraz mnie pytali, co czułam,

usłyszawszy diagnozę. Miałam wtedy tyle do zro-
bienia, tyle wizyt u specjalistów, podawania leków,

R

S

background image

obserwowania objawów, wytłumaczenia wszystkiego
Patrickowi, że właściwie byłam zbyt zajęta, żeby
myśleć o czymkolwiek innym niż leczenie i dodawanie
mu otuchy. Ale za drugim razem... - Urwała na
moment, wspominając horror tamtych dni. - To dlate-
go tu przyjechałam - wyznała. - Musiałam się dowie-
dzieć, czy jest jakaś nadzieja, na wypadek, gdyby znów
miał nastąpić nawrót. - Wstała, odsunęła nogą krzesło
i oparła się ciężko o stół, jakby miała osiemdziesiąt lat.
- Muszę się położyć - powiedziała.

- Zajmę się Patrickiem. - Kal objął ją, przytulił

i pocałował w czoło.

Uniosła ku niemu twarz. Tym razem będzie to inny

pocałunek. Wiedziała o tym, ale nie była w stanie się
poruszyć.

- Seks po południu? No dalej, do dzieła.

Odskoczyli od siebie, słysząc żartobliwy komentarz

Patricka, który akurat wrócił z tacą pełną słodyczy.
- Dowcipy nastolatka - skwitowała Neli, widząc

chmurną minę Kala. - A ty uważaj, co mówisz, młody
człowieku - zwróciła się do syna, po czym udała się do
sypialni.'

Kiedy obudziła się po czterech godzinach^ było już

ciemno, a w mieszkaniu panowała cisza. Zorientowała
się, że jest sama. Zapaliła lampkę i zobaczyła, że ktoś
rozpakował paczki, które przyniosła jej Jaśmin. Na
komodzie leżały przybory toaletowe, a w garderobie
wisiały ubrania. Na stoliku obok łóżka zauważyła
kartkę.


Jesteśmy u mnie, zamierzamy kolo ósmej pójść na

R

S

background image

kolację. Jeśli się zbudzisz, dołącz do nas, jeśli nie,
poślemy ci coś do zjedzenia na górę. Kal.


Szybko wstała z łóżka. Było wpół do ósmej, już

straciła kilka godzin towarzystwa syna. Nie zamierzała
tracić więcej, więc otworzyła szafę, zastanawiając się,
co też Jaśmin dla niej wybrała. Była pewna, że żaden
strój nie będzie uchybiał tutejszym obyczajom, ale
w głębi serca liczyła, że nie będzie zbyt skromny.

Chciała wyglądać dobrze, żeby podobać się Kalowi.

Dobrze? Chciałaby włożyć coś, co by go wbiło w zie-
mię, co sprawiłoby, że oniemiałby z wrażenia. Przebie-
gła palcami po ciemnych bluzkach i szerokich spod-
niach, potem obejrzała długie, zabudowane szczelnie
suknie w kolorze czarnym i granatowym, wreszcie
znalazła sukienkę ciemnoniebieską, która wydała jej
się nieco ciekawsza od innych. Rzuciła ją na łóżko
i zaczęła szukać bielizny trochę bardziej wyrafinowa-
nej niż zwykły bawełniany biustonosz i figi, które
miała na sobie.

Nie myślała o tym, by od razu przyprawić mężczyz-

nę - zwłaszcza tego jedynego - o szybsze bicie serca,
ale sięgnęła po czarny komplet bielizny. Na pewno
będzie się lepiej nadawał pod ciemnoniebieską suknię
niż biały, który nosiła.

Wzięła prysznic, umyła i wysuszyła włosy i usiadła

przy toaletce. Po raz pierwszy od przybycia do kraju
Kala użyła tuszu do rzęs, nałożyła na twarz podkład
i pociągnęła usta szminką. Włożyła sukienkę i z przy-
jemnością stwierdziła, że jest lekka jak piórko. Przesu-
nęła dłonią po tkaninie - czysty jedwab. Domyśliła się,

R

S

background image

że musiała niemało kosztować. Ale prawdziwe zasko-
czenie czekało ją, gdy spojrzała w lustro.

Wyglądała pięknie. Nie przypominała sobie, by

kiedykolwiek użyła tego określenia w stosunku do sie-
bie. W kolorze czy w kroju tej sukni, a może w jed-
nym i drugim, było coś, co sprawiało, że wyglądała
w niej szczupło i elegancko.

- No, no! - mruknęła.
- No, no! - wykrzyknął Patrick, gdy powitał ją

w drzwiach mieszkania Kala. - Nowa suknia, mamo?

Ale ona już patrzyła w stronę Kala, wyczuwając, że

bacznie jej się przygląda, a kiedy ich oczy się spotkały,
ogarnęło ją nagłe uczucie triumfu, które natychmiast
stłumiła.

Gdy dostrzegła błyszczące oczy Kala, pomyślała, że

pożądanie ze strony tego mężczyzny to ostatnia rzecz,
jakiej potrzebuje.

Czyżby?

R

S

background image



ROZDZIAŁ SIÓDMY


Kal pomyślał, że jest piękna. Bardzo chciał jej to

powiedzieć, chciał wziąć ją w ramiona, ale tyle narosło
między nimi nieporozumień, że nie był w stanie
znaleźć odpowiednich słów. Nie mógłby zresztą po-
wiedzieć jej tego przy Patricku.

Rozdrażniony tą myślą, po raz pierwszy uzmysłowił

sobie, jak bardzo obecność nastolatka może pewne
sprawy komplikować. Powinien był pomyśleć o tym
wcześniej, zanim chłopak przyłapał ich na pocałunku.

Tak, powinien był, ale nie zrobił tego, a teraz chciał

powiedzieć Neli, jak pięknie wygląda, ale nie tylko
Patrick mu w tym przeszkadzał. Niezależnie pd tego,
jak bardzo go pociągała, gdzieś w podświadomości
wciąż tkwiła myśl, że go oszukała, a im dłużej przeby-
wał z Patrickiem, tym bardziej uświadamiał sobie, ile
stracił.

- A więc dokąd idziemy, Kal? - zapytał uśmiech-

nięty chłopiec. - Nie przeszkadza ci, że tak się do ciebie
zwracam? - spytał. - Jestem pewien, że wolisz to, niż
gdybym miał ci mówić „tato" - dodał jednym tchem.

- Tato? - powtórzył Kal niepewnie, ale gdy Patrick

wybuchnął śmiechem, zorientował się, że to żart.

Neli też się uśmiechała, wyraźnie rozbawiona.
- Kal jest okej - odparł. - Naprawdę!

R

S

background image

Ujął Neli za łokieć i poprowadził w stronę windy.

Patrick gnał przed nimi dużymi susami, wykonując
przy tym ruchy imitujące rzucanie piłki w krykiecie.

- Gra w krykieta tak samo dobrze jak w piłkę

nożną? - spytał Kal.

- Grał - odrzekła Neli. - Ma bzika na punkcie

sportu, ale jego największym pragnieniem jest po-
znanie tajników sokolnictwa. Chyba nie powinnam mu
była mówić o twoich ptakach.

- Pokażę mu je.
- Twoje sokoły? - Patrick usłyszał ostatnie słowa

ich rozmowy. - Naprawdę? Super! Kiedy?

- W tym wieku jest się bardzo niecierpliwym -wy-

jaśniła roześmiana Neli.

Kal tylko potrząsnął głową. Uważał się za znawcę

kobiet. Jednak kiedy rozbudował szpital, a tym samym
wziął na siebie większą odpowiedzialność, miał mniej
czasu na flirty niż kiedyś, bezpośrednio po rozwodzie.
Wtedy stwierdził, że wolny mężczyzna cieszy się
dużym wzięciem, zwłaszcza wśród cudzoziemek, któ-
re mieszkały, pracowały i bawiły się w jego mieście.
Nie miał więc żadnych problemów ze znalezieniem
kobiet chętnych do niezobowiązującej przygody.

Ale Neli? Nie miał pojęcia, jak określić ich związek.

Przez większość czasu, jaki teraz z sobą spędzali,
sprzeczali się, co wytworzyło między nimi pewien
dystans, ale przecież kiedy parę godzin wcześniej
chciał ją pocałować, nie zaprotestowała.

A w czasie owej pamiętnej nocy reagowała na jego

pieszczoty z taką żarliwością, że musiała do niego coś
czuć, choćby tylko fizycznie.

R

S

background image

- Co teraz? - przerwał mu rozmyślania Patrick, gdy

wsiedli do windy. - Dokąd jedziemy?

- Na ostatnim piętrze nowego budynku nad brze-

giem morza jest restauracja. Pamiętasz, jak pokazywa-
łem ci Zatokę Arabską w czasie podchodzenia do
lądowania?

- I powiedziałeś, że chodziłeś na ryby tam, gdzie

teraz są drapacze chmur.

Neli obserwowała ojca i syna, którzy doskonale się

porozumiewali. Poczuła lekkie ukłucie w okolicy ser-
ca. Nie dość, że pozbawiła Kala możliwości obser-
wowania syna, gdy dorastał - czego z pewnością nigdy
jej nie wybaczy - to jeszcze pozbawiła Patricka ojca.
Czy przed laty popełniła błąd?

- Mama czasami staje się nieobecna, tak jak teraz

- usłyszała słowa syna. -

Wysiedli z windy w garażu, gdzie Kal poprowadził

ich do dużego czarnego samochodu.

- Dzieci do tyłu - zwrócił się do Patricka, który

podporządkował się temu zaleceniu z symbolicznym
protestem, choć Neli chętnie uciekłaby z miejsca dla
pasażera.

Wnętrze samochodu było wprawdzie obszerne, ale

jej wciąż się wydawało, że Kal jest zbyt blisko,
a delikatny zapach jego wody po goleniu niepokojąco
drażnił jej zmysły i wzmagał pożądanie, jakiego nie
czuła przez ostatnie czternaście lat.

- Wygodnie? - spytał.
- Nie! - wykrzyknęła, zanim zdołała się poha-

mować.

Uśmiech Kala świadczył o tym, że doskonale ro-

R

S

background image

zumie podtekst tej odpowiedzi, ale Patrick był zdzi-
wiony.

- To z powodu sukni - wyjaśniła pospiesznie. -

Straciłam swój bagaż po przylocie, a Jaśmin, lekarka,
z którą pracuję, była tak uprzejma, że kupiła mi trochę
rzeczy, bo nie miałam czasu zrobić tego sama. I choć ta
suknia jest piękna, to sam wiesz, że swobodniej czuję
się w dżinsach i bawełnianej bluzce.

- Albo w mini - dorzucił Patrick. - Wciąż masz

piękne nogi, mamo.

- Dziękuję.
- Mama nosiła mini na mecze krykieta, dopóki moi

koledzy nie dorośli i nie zaczęli gwizdać z podziwu
- wyjaśnił Kalowi.

Dlaczego wychowała syna na tak bezpośredniego

i otwartego człowieka? Dlaczego Patrick nie jest jak
inne znane jej nastolatki, zadowolone, kiedy mogą
w towarzystwie dorosłych w ogóle się nie odzywać,
tylko siedzieć z nachmurzoną miną?

- Domyślam się, że tutaj kobiety raczej nie noszą

mini - kontynuował Patrick - ale zobaczysz, jakie
mama ma zgrabne nogi, jak pójdziemy popływać.

Czyżby Patrick chciał nas skojarzyć? - przemknęło

Neli przez głowę. A jeśli tak, to dlaczego? Potrząsnęła
głową, zdumiona własną głupotą. To jasne, przecież
wtedy miałby oboje rodziców. Co prawda teraz też ich
ma, ale osobno.

Kal opisywał im okolicę, przez którą przejeżdżali,

ale go nie słuchała. Znowu ustalała priorytety. Po
pierwsze, zdrowie Patricka. Będzie musiała jeszcze raz
porozmawiać z Kalem o badaniach szpiku. Po drugie,

R

S

background image

dobre samopoczucie psychiczne Patricka. Skoro nigdy
nie miał obok siebie ojca - nie mógł pamiętać Gartha,
bo był wówczas bardzo mały - to dlaczego miałby
chcieć go teraz? Ojcowie w ogóle są dobrzy i potrze-
bni, a ten ojciec byłby szczególnie potrzebny Patri-
ckowi w okresie dorastania, ale żeby na stałe wszedł
w życie ich obojga? Neli nie widziała takiej potrzeby.

- Ten budynek nazywają wieżą wiertniczą - objaś-

niał Kal. - W nocy, kiedy jest oświetlony, przypomina
jedną z tych wież na pustyni. Zanim odkryto złoża
ropy, nasz kraj był bardzo biedny. Więc teraz wieża
wiertnicza jest ważnym symbolem. Dla niektórych
- dodał po chwili.

- Nie jesteś co do tego przekonany - zauważyła

Neli, gdy zajechali pod eleganckie wejście i portier
otworzył jej drzwi samochodu.

- Och, bogactwo czasami wychodzi ludziom na

dobre. Weź na przykład szpital. Ale przy okazji dużo
tracimy z tradycyjnego sposobu życia. Patrick wspo-
minał o minispódniczkach. Nasze dziewczęta oczywiś-
cie nie posuwają się tak daleko, ale wszystkie zmiany,
jakie u nas zachodzą, powodują utratę pewnych warto-
ści. I to mnie martwi. - Wysiadł z samochodu.

- Wartości? Jakich wartości? - zainteresował się

Patrick.

- Przede wszystkim rodzinnych - wyjaśnił Kal,

gdy wchodzili do holu. - To struktura rodowa dawała
oparcie moim rodakom, trzymała ich razem. Usłyszysz
tu wiele opowieści o mężczyznach, którzy byli głową
rodziny i jako tacy cieszyli się szacunkiem. Owszem,
tak jest, ale to kobiety dbają o więzi, znają całą historię

R

S

background image

rodziny. Wiedzą, kto z kim i jak jest spokrewniony,
wpajają dzieciom poczucie lojalności, honoru i uczci-
wości, bo właśnie te cechy pozwoliły plemionom
beduińskim przetrwać przez całe pokolenia w ciężkich
warunkach pustynnych. Kobiety pozwalają mężczyz-
nom myśleć, że to oni mają władzę, ale naprawdę to
one są najważniejsze w naszym życiu, i one podejmują
decyzje.

- W naszej rodzinie też - stwierdził Patrick z posę-

pną miną. - Dziadek i ja możemy mieć fantastyczne
pomysły na weekend, na przykład wyjazd na ryby, ale
dziadek zawsze musi zapytać babcię, a ja mamę.

Kal roześmiał się i objął syna. Na widok ich głów

pochylonych ku sobie Neli serce podskoczyło do
gardła. Kal podniósł na nią wzrok. Zobaczyła w jego
oczach takie samo pożądanie, jakie ona czuła wcześ-
niej. Nieważne. Dopóki Patrick jest z nimi, i tak do
niczego nie dojdzie. Tym lepiej, bo każda kolejna noc
z Kalem tylko osłabiłaby jej opór.

- Jedziemy na najwyższe piętro - oznajmił Kal,

gdy wsiedli do windy.

Z południowych okien restauracji było widać mias-

to, a za oknami północnymi panowała ciemność. Usie-
dli. Kal zamówił drinki i drobne przekąski.

- Spójrz - zwrócił się do syna. - Widzisz ten

budynek z błękitnym neonem na dachu? To szpital. Po
południu jechaliśmy stamtąd do portu, więc jeśli popa-
trzysz w prawo, zobaczysz światła wzdłuż zatoki. Tam
cumują statki przywożące kontenery z żywnością i in-
nymi towarami. A dalej widzisz światła przystani,
w której cumują tankowce.

R

S

background image

Kelner wrócił z tacą pełną kolorowych drinków.
- Jak dużo! - zdumiała się Neli, gdy zaczął stawiać

je na stole.

- To są rozmaite soki owocowe i ich kombinacje

- wyjaśnił Kal. - Nie wiedziałem, co lubicie, więc
zamówiłem różne. Ten powinnaś spróbować ty - do-
dał. - To sok z persymony. - Podał jej szklankę,
delikatnie muskając przy tym jej palce.

Uwodzi ją na oczach syna! Dlaczego? Aby spraw-

dzić, czy Patrick nie będzie przeszkodą w ich związku?
W jakim związku?

Piła drobnymi łykami sok, słuchając jednym uchem

rozmowy Kala z Patrickiem. Sok był słodki i cierpki
jednocześnie, podobnie jak mężczyzna, który ją nim
poczęstował. Upłynęło jednak dużo czasu od dnia,
kiedy był dla niej słodki. Choć nie, dziś też okazał jej
serce i zrozumienie, gdy powiedziała mu o śmierci
swego pacjenta.

- Zrobiłeś coś w sprawie sekcji? - zagadnęła, wra-

cając do tego tematu.

- No wiesz, mamo! Jesteśmy na kolacji - żachnął

się Patrick.

- Przeprowadzono ją dziś po południu - odrzekł

Kal. - Wyniki będą jutro rano na moim biurku...
Właściwie będą już dziś, kiedy wrócimy. Patricka
to nie interesuje, więc go odprowadzimy, a sami
rzucimy na nie okiem. Nie widziałaś jeszcze mojego
gabinetu, prawda?

Neli nie wierzyła własnym uszom. Rozmowa prze-

biegła jak gdyby nigdy nic - pozornie wszystko miało
sens - ale przecież Kalowi nie chodzi o wyniki sekcji.

R

S

background image

Uwodzi ją i kusi, by została z nim sam na sam. Znalazł

sposób, by mogli być sami, nie urażając Patricka.

- Spróbuj! - usłyszała.
Kal podsuwał jej do ust małą kulkę.
- Spróbuj, mamo, to pyszne - zachęcił Patrick.

- A potem spróbuj tego ciasta. Jak ono się nazywa?
Zapomniałem.

Kal odpowiedział chłopcu, ale nie odrywał oczu od

Neli, a gdy otworzyła usta, delikatnie musnął palcami
jej wargi. Zadrżała z podniecenia.

- Świetne, prawda? Poprosiłem Kala, żeby nie

mówił ci, jeśli w którejś z tych potraw jest coś
obrzydliwego, ale powiedział, że to tylko mięso, fasola
i orzechy, a nie jakieś baranie oczy czy coś w tym
rodzaju.

- Baranie oczy? - Neli od razu zrobiło się niedo-

brze. - Nie powiesz mi chyba, że właśnie zjadłam
baranie oko.

- Czy mógłbym ci coś takiego zrobić? - zapytał

niewinnie Kal.

Sama nie wiem, pomyślała. Robisz różne rzeczy,

których wolałabym, żebyś nie robił. Wiedziała jednak,
że to nieprawda. Nie chciała, by Kal uwodził ją
spojrzeniem, uśmiechem i dotykiem palców, ale tylko
dlatego, że jakikolwiek bliższy związek skompliko-
wałby sytuację, a nie dlatego, że nie miała na to ochoty.
Nie tylko skomplikowałby sytuację, ale jeszcze bar-
dziej by ją zranił. Już raz straciła Kala, a utrata tego
mężczyzny po raz drugi byłaby ponad jej siły.

Ale przecież teraz on mówił o małżeństwie... -pod-

szepnął głos wewnętrzny.

R

S

background image

- Ona chyba śpi z otwartymi oczami - usłyszała

nagle głos syna.

- Przepraszam - zreflektowała się. - Muszę być

bardziej zmęczona, niż sądziłam. O czym to rozma-
wialiście?

- Kal pokazywał mi różne charakterystyczne obie-

kty w mieście -poinformował Patrick. - Spójrz tam, na
krańce miasta. Widzisz taki wydzielony kwadrat,
oświetlony ze wszystkich stron? To teren zamknięty,
należy do jego rodziny. To jakby cała dzielnica pod-
miejska, bo mają tam domy jego bracia, ojciec i kilku
krewnych. Kal też ma tam dom, ale mieszka przy
szpitalu, bo wtedy może być na każde pilne wezwanie.

Neli przeniosła wzrok we wskazanym kierunku.
- A te światła dokoła są po to - tłumaczył dalej

Patrick - żeby utrzymywać z dala dżiny. To są duchy.
Mogą być dobre albo złe, ale na ogół są raczej psotne
niż złe i choć dziś ludzie w zasadzie już nie wierzą
w ich istnienie, to jednak, jak mówił Kal, w głębi duszy
troszkę się ich boją.

- Czy ta dzielnica jest nad morzem? Ta ciemność

za nią to zatoka?

- Nie, to pustynia - odparł Kal.
Neli pamiętała, że wkrótce po tym, jak się poznali,

pojechali z grupą przyjaciół na wyspę South Strad-
broke, żeby zostać tam przez weekend na kempingu.
Późną nocą, gdy ich przyjaciele siedzieli przy ognisku,
ona poszła z Kalem na brzeg oceanu. Usiedli na
wydmie i patrzyli na wodę. Noc była bezksiężycowa.

- Wiesz, ocean wygląda jak pustynia - powiedział

wtedy Kal. - W ciemności fale przypominają wydmy.

R

S

background image

Jest tu jak w domu- dodał cicho, a ona usłyszała w tych

słowach tęsknotę za rodzinnym krajem.
Objęła go i pozwoliła mówić dalej.

- Nawet dźwięki są podobne. Gdy wiatr przesuwa

piasek, przypomina to szum fal. Bardzo chciałbym
zabrać cię na pustynię. Pokazać ci te wszystkie miejs-
ca, które tyle dla mnie znaczą, ale nie mogę tego
zrobić.

Pocałował ją, ujął jej dłonie i powiedział o umowie,

jaką zawarł z rodzicami.

- Może nas więc łączyć tylko przyjaźń, moja ślicz-

na Neli - szepnął, patrząc jej głęboko w oczy. Ona
jednak wiedziała, że to będzie coś więcej, ponieważ
wolała nawet krótką i chwilową przyjemność niż nic.
Powiedziała mu o tym i wtedy kochali się po raz
pierwszy - na wydmach, przy wtórze fal.

Odwróciła wzrok od okna i przeniosła spojrzenie na

Kala. Wyczytała z jego twarzy, że również wrócił we
wspomnieniach do tamtej nocy. Tak jak zawsze myś-
leli o tym samym, ale wtedy łączyła ich miłość -
miłość głęboka, bezgraniczna i rozpaczliwie namiętna,
ponieważ oboje mieli świadomość, że nie połączy ich
na zawsze.

R

S

background image



ROZDZIAŁ ÓSMY


Albo ona tak myślała i wyobrażała sobie, że on

czuje to samo. Było, minęło. Tu i teraz to zupełnie inna
sprawa. Tu i teraz on domaga się małżeństwa, ponie-
waż chce zatrzymać przy sobie syna, i aby osiągnąć
swój cel, wykorzystuje pociąg, jaki ona wciąż do niego
czuje.

- A więc co będziemy jeść? - Zwróciła się z tym

pytaniem do Patricka, który studiował menu, porów-
nując nazwy angielskie i arabskie i wskazując ojcu te
słowa, które znał.

Sporządził listę niezrozumiałych dla niej dań, zape-

wniając ją, że będą jej smakowały, po czym spojrzał na
Kala.

- Może być? - zapytał. - Nie będzie za dużo

kosztować? Mama zawsze sama za nas płaci, ale żeby
tu przyjechać, wzięła bezpłatny urlop, więc nie chciał-
bym, żeby wydała wszystkie pieniądze na jedną ko-
lację.

- Ja zapłacę - odparł Kal i zerknął na Neli ze złością.

Na szczęście Patrick nie zauważył zmiany nastroju

ojca i dalej wypytywał go o tajniki kuchni arabskiej,

o miasto i o życie jego mieszkańców.

Neli bardzo smakowały zamówione potrawy, ale

nie mogła się nimi delektować, bo cały czas nie dawała

R

S

background image

jej spokoju zmiana, jaka zaszła w Kalu po niewinnej
uwadze Patricka. Była szczęśliwa, gdy kolacja dobieg-
ła końca i opuścili restaurację, ale nie udało jej się zająć
w samochodzie miejsca z tyłu.

- Nie ma mowy, mamo - sprzeciwił się Patrick.
- Jedziesz z przodu, obok Kala. Ja siadam z tyłu

i udajemy rodzinę. Mama, tata i dziecko na tylnym
siedzeniu.

Cała ta paplanina Patricka jeszcze bardziej Kala

zirytowała. Neli nie miała pojęcia, czy mruczy pod
nosem przekleństwa czy, nieprzyzwyczajony do towa-
rzystwa młodych ludzi, modli się o cierpliwość.

Gdy wjechał do garażu, Patrick wyskoczył i otwo-

rzył Neli drzwi.

- Jest cudownie - szepnął.
- Cieszę się - powiedziała, chcąc dodać, by dobrze

wykorzystał ten czas. Powstrzymała się jednak, wie-
dząc, że pociągnęłoby to za sobą następne pytania
z jego strony.

- No i co, Patrick, sprawdziłeś już, jakie kanały

mamy w telewizji? - spytał Kal, gdy szli do windy.

- Są dwa lokalne arabskie, a cała reszta na kablu,

przeważnie amerykańskie i angielskie.

- Chyba już nie będę niczego oglądał. - Chłopiec

ziewnął. - Jeśli z różnicy czasu bierze się uczucie,
jakby przejechał po tobie autobus, to właśnie tak się
czuję.

- Tak się czujesz? - przeraziła się Neli. - Czy

ostatnie badania dobrze wypadły? Kiedy je robiłeś?
Nie opuściłeś żadnego?

- Spokojnie, mamo. - Patrick położył jej ręce na

R

S

background image

ramionach. - Jestem po prostu zmęczony po podróży.
Co prawda spałem przed południem, ale widocznie za
krótko. - Pochylił się i pocałował ją w policzek.
Zapomniałaś, że mam na biurku wyniki sekcji

- zauważył Kal, gdy Neli otworzyła drzwi do miesz-

kania i chciała razem z Patrickiem wejść do środka.

- Też jestem zmęczona - odparła, patrząc na jego

pozbawioną wyrazu twarz, z której niczego nie mogła
wyczytać. - Zobaczę je jutro rano.

- Rano zostaną już włączone do dokumentacji

i jeśli ten konsultant, tak jak podejrzewasz, miał coś
wspólnego ze śmiercią twojego pacjenta, nigdy się
o tym nie dowiesz.

Trudno to nazwać szantażem, ale Kal najwyraźniej

chce ją ściągnąć do swego gabinetu. Dlaczego? Zer-
knęła w stronę Patricka, który mimo zmęczenia skakał
pilotem po kanałach.

- Idź i przeczytaj te straszne rzeczy - powiedział,

nie odrywając oczu od ekranu. - Ja się już rozgościłem
w drugiej sypialni i jeśli nie znajdę nic ciekawego,
położę się i poczytam.

- Boisz się, Neli? - szepnął jej do ucha Kal, widząc,

że się waha.

- Ciebie? Też coś! - parsknęła, nie chcąc dać po

sobie poznać, jak bardzo jest zakłopotana.

- To na wypadek, gdybyś już spał, jak wrócę.
- Pocałowała Patricka w policzek. - A jeśli rano

jeszcze będziesz spał, zostawię ci numer, pod którym
w razie czego mnie znajdziesz.

- Och, nie martw się, co będzie rano. Wyruszamy

z Kalem skoro świt na pustynię - odparł Patrick.

R

S

background image

- Tak? Cóż, bawcie się dobrze! - wykrztusiła przez

ściśnięte gardło.

Zatrzasnęła drzwi i spojrzała Kalowi prosto w oczy.
- I kiedyż to została uzgodniona ta mała ekspedy-

cja? - spytała z furią.

- Dziś po południu. Patrick wspomniał o tym przy

kolacji, ale widocznie nie słuchałaś.

- A ileż ma trwać ta wyprawa? Opuści badania?

Czy dopilnujesz, żeby brał tabletki?

- Czy ty naprawdę myślisz, że mógłbym to zlek-

ceważyć? - Popatrzył jej prosto w oczy. - Czy uwa-
żasz mnie za tak bezdusznego, że mógłbym odzyskać
syna tylko po to, żeby go stracić z powodu cho-
roby? Naprawdę tak źle o mnie myślisz?

- Nie wiem, co o tobie myśleć! Twoja arogancja,

twoja postawa, twoja zmienność nastrojów... Nic z te-
go nie rozumiem. Choćby dziś wieczorem: chodź
i zobacz wyniki sekcji, albo w ogóle ich nie zobaczysz.
To brzmi jak szantaż, Kal. Dlaczego nie można zo-
stawić mi kopii w pokoju lekarskim? Dlaczego nale-
gasz, żebym teraz to przeczytała?

- Nie wiesz? - spytał z tak dziwnym wyrazem

twarzy, że poczuła się niepewnie i postanowiła mieć
się na baczności.

- Nie, nie wiem! Ale proszę bardzo, możemy iść.

Wrócili do windy, wjechali na górę i poszli długim

korytarzem, którego Neli jeszcze nie widziała.
Kal w końcu otworzył drzwi, znalazła się w pomie-

szczeniu, które musiało być czymś w rodzaju sek-
retariatu i pokoju konferencyjnego zarazem. Obok
drzwi prowadzących dó gabinetu stało biurko, zapew-

R

S

background image

ne sekretarki bądź asystentki, pod oknami długa kana-
pa, a przy stole kilka foteli.

- Siadaj! - polecił. - Musimy porozmawiać. Czego

się napijesz? Kawy, herbaty, czegoś mocniejszego?
Dla gości mam alkohol.

Neli potrząsnęła głową. Alkohol tylko spotęgował-

by jej zdenerwowanie.

- Czy ty z premedytacją starasz się mnie ziryto-

wać? - spytał Kal, siadając naprzeciw niej. - Czy to
rodzaj kary za to, że wyjechałem z Australii? Że byłaś
w ciąży?

- Kiedy cię zirytowałam?
- Cały czas to robisz - warknął. - Wzięłaś wolne,

żeby tu przyjechać, Patrick tak powiedział. Nawet ci za
to nie płacą. Czy nie uważasz, że mogę czuć się
okropnie?

- Ale to Patrick ci o tym powiedział, nie ja - broni-

ła się. - A urlop wzięłam dlatego, że przyjechałam
tu głównie z pobudek osobistych. Szczerze mówiąc,
one były dla mnie najważniejsze, nie byłoby więc ucz-
ciwe oczekiwać wynagrodzenia.

Kal nie mógł uwierzyć, że można być aż tak

naiwnym. Miał ochotę mocno nią potrząsnąć. Tym-
czasem jedynie wstał z fotela i zaczął nerwowo prze-
mierzać pokój.

- Każdy człowiek załatwia jakieś sprawy prywatne

podczas wyjazdów służbowych. Musisz o tym wie-
dzieć. Na pewno bywałaś na konferencjach, w czasie
których połowa uczestników grała w golfa, choć po-
winni słuchać referatów, a druga połowa siedziała
bezmyślnie, bo miała kaca.

R

S

background image

- Nieczęsto jeżdżę na konferencje - odrzekła spo-

kojnie Neli, co rozgniewało go jeszcze bardziej, gdyż
doszedł do wniosku, że pewnie nie robi tego ze wzglę-
du na Patricka.

- Właśnie to mam na myśli. Chłopak uważał, że

powinnaś za was zapłacić i martwił się, ile cię to będzie
kosztowało. To ja powinienem ponosić za was od-
powiedzialność i zadbać, żeby mu niczego nie brako-
wało i żebyś nie musiała martwić się o pieniądze. Jak
myślisz, jak ja się czuję, wiedząc, że sama nieźle się
gimnastykowałaś, żeby utrzymać i wychować mojego
syna?

- Kal, to była moja decyzja i nigdy jej nie żałowa-

łam. Owszem, czasami było ciężko, ale Patrickowi
nigdy nie brakowało podstawowych rzeczy, a równo-
cześnie nie był rozpuszczony. Zna wartość pieniądza
i wie, że nie może mieć wszystkiego. Jeśli nie mogę mu
czegoś kupić, musi sam zaoszczędzić. Czy sądzisz, że
gdybyś obrzucał nas pieniędzmi, wychowałabym go
inaczej? Chyba nie.

- To jednak nie zmienia faktu, że nie pobierasz

teraz wynagrodzenia, że pracujesz w moim szpitalu za
darmo.

- Jestem lekarzem i robię, co do mnie należy, ale

jeśli ma ci to poprawić samopoczucie, możesz mnie
umieścić na liście płac z wynagrodzeniem równym
Jaśmin. I skończmy już tę bezsensowną rozmowę.
Zajmijmy się lepiej wynikami sekcji.

- Naprawdę myślisz, że po to cię tutaj przyprowa-

dziłem? Jeśli wyniki sekcji są na moim biurku, to ich
kopia będzie na twoim.

R

S

background image

- W takim razie wychodzę - oświadczyła Neli,

wstając.

- Neli? - Zatrzymał ją.
Usiadła i spojrzała mu prosto w oczy.
- Kiedy wspomniałeś pierwszy raz, żebyśmy przy-

szli zobaczyć wyniki, myślałam, że to pretekst, byśmy
byli sami, i skłamałabym, twierdząc, że ta perspektywa
nie była bardzo kusząca. Ale w czasie kolacji zaczęłam
sobie przypominać początek naszej znajomości, naszej
miłości. Wydaje mi się, że wtedy mnie kochałeś,
a z całą pewnością ja kochałam ciebie. Ale popełniłam
już raz błąd, angażując się w związek bez miłości, i nie
zamierzam tego błędu powtórzyć, niezależnie od tego,
jak atrakcyjny może być seks z tobą.

- Miłość! Ty mówisz o miłości? Co to jest, Neli?

Zdefiniuj to uczucie, określ je. Och, uważałem wtedy,
że jestem zakochany, ale jeśli to, co do ciebie czułem,
było miłością, to muszę ci powiedzieć, że nie chciał-
bym tego uczucia doświadczyć nigdy więcej. Nie
chodzi mi o to, co było wtedy, ale o skutki uboczne,
które okazały się bardziej pustoszące niż zagłada nu-
klearna. Mam ci o tym opowiedzieć?

Milczała, ale i tak musiała go wysłuchać. Opowie-

dział o słodkiej młodziutkiej żonie, która noc w noc
płakała w poduszkę, nie mogąc zajść w ciążę, bo była
nieszczęśliwa, i stawała się przez to jeszcze bardziej
nieszczęśliwa.

- Byłem wobec niej uprzejmy i delikatny i robiłem,

co mogłem, żeby ją uszczęśliwić, ale jakaś część mnie
pozostawała dla niej niedostępna. Wyczuwała to in-
tuicyjnie i choć nigdy nie dociekała przyczyny tej

R

S

background image

sytuacji, czuła się odrzucona i w końcu wróciła do
domu ojca. Obie rodziny bardzo boleśnie to przeżyły,
a ja ze wstydu chciałem zapaść się pod ziemię. Ona
teraz studiuje filozofię i ma nadzieję zostać nauczycie-
lem akademickim. Czy to jest miłość, Neli?

- Wszystko łączy się z miłością- odparła.- Miłość

to nie tylko coś, co wydarza się między ludźmi, to
również ciepłe uczucie w tobie samym. Może jeśli
twoja była żona skończy studia i zacznie uczyć, tak jak
tego pragnie, jej miłością stanie się praca. Może to
małżeństwo nie było dla niej właściwe, tak samo jak
dla ciebie. Ale nie podważaj mojej wiary w miłość,
Kal, nawet nie próbuj tego robić. Miłość dała mi
najpiękniejsze wspomnienia oraz syna. Jak mogłabym
w nią nie wierzyć?

Wstała i znowu poszła do drzwi, ale tym razem jej

nie zatrzymywał.

- Jeszcze będziemy małżeństwem! - usłyszała, bę-

dąc już na korytarzu, i odwróciła się.

- Daruj sobie te żarty - mruknęła.
- Ani mi w głowie żarty. Patrick jest moim synem,

a ty będziesz moją żoną.

- W jakiej epoce ty żyjesz, Kal? „Będziesz moją

żoną". I to wszystko? Co zamierzasz zrobić? Wrzucić
mnie na wielbłąda i wywieźć na pustynię?

- Nie, ale będę z tobą walczył o syna. Obojętnie,

w którym sądzie i w którym kraju. Udowodnię, że
mogę mu zapewnić lepsze życie niż ty. Co więcej, on
ma już prawie czternaście lat, więc sędzia zapyta go, co
o tym myśli. Poleciłaś, żebym się nim zajmował, kiedy
będziesz w pracy. Myślisz, że zechce wrócić do mono-

R

S

background image

tonnego życia w Australii, kiedy zobaczy, co mogę mu
zaoferować?

Neli poczuła w sercu obezwładniający ból. Przez jej

głowę przebiegło pytanie, czy to aby nie jest zawał.
Oparła się o ścianę.

- Zrobiłbyś to? Zrobiłbyś mi to? - Zabrzmiało to

jak żałosne miauknięcie, ale Kal się nie poruszył.

- Trzymałaś go z dala ode mnie przez tyle lat

- przypomniał jej lodowatym tonem. - Tak, zrobił-
bym to.

Odwróciła się i poszła do windy. Tam zastanowiła

się, co robić. Nie może wrócić do siebie. Jeśli Patrick
jeszcze nie śpi, zauważy, że jest roztrzęsiona. Zeszłaby
na kawę do bufetu, ale nie wiedziała, czy jest jeszcze
czynny. Pójdzie na oddział. I tak musi się zapoznać
z wynikami sekcji, więc zrobi to teraz. O ile uda jej się
oderwać myślami od Kala.

Na oddziale panował spokój, choć kilku pacjentów

nie było w stanie usnąć. Podeszła do trzech osób po
operacjach, których nogi po przeszczepieniu skóry
były skrępowane bandażami uniemożliwiającymi po-
ruszanie. Młoda dziewczyna z ranami na twarzy spała,
ale siedziała obok niej kobieta w tradycyjnym stroju,
z zakrytą twarzą, w gumowych rękawiczkach i masce
chirurgicznej.

Neli uśmiechnęła się do niej, a oczy kobiety od-

wzajemniły uśmiech.

- Jej skóra już się goi - powiedziała cicho Neli,

zerkając na policzek dziewczyny.

- Jej serce będzie goić się dłużej. - Kobieta pod-

R

S

background image

niosła wzrok ku Neli. Mówiła po angielsku wyraźnie
i zrozumiale. - Jestem jej ciotką, ale ciotka nie mo-
że zastąpić matki i ojca, choć będę się bardzo starać.

- Jestem pewna, że zrobi pani wszystko, co w pani

mocy. - Neli dotknęła lekko ramienia kobiety, czując,
że łzy napływają jej do oczu.

Sprawozdanie z sekcji - czy to Kal przetłumaczył je

dla niej na angielski? - leżało na jej biurku. Przebiegła
je wzrokiem, nie wgłębiając się zbytnio w jego treść.
Dopiero gdy dotarła do słów „silny krwotok wewnętrz-
ny", wróciła do początku i zaczęła czytać jeszcze raz
dokładnie. Kardiolog wprowadził cewnik do tętnicy
udowej i przez nią do lewej komory serca, gdzie
zamknął niewielki otwór w przegrodzie międzykomo-
rowej. Ale gdzieś po drodze, może kiedy wycofywał
cewnik, musiał zadrasnąć ścianę tętnicy, tak nieznacz-
nie, że uszkodzenia nie zauważył ani on, ani radiolog.

Krew zaczęła się sączyć z tętnicy, serce musiało więc

silniej pompować krew, przez co wyciekało jej więcej,
powiększając tym samym zadraśnięcie. W końcu ilość
krwi zgromadzonej w jamie klatki piersiowej uniemoż-
liwiła pracę płuc, co w efekcie spowodowało śmierć.

Takie wypadki zdarzają się w medycynie, przypo-

mniała sobie Neli, co bynajmniej nie zmniejszyło jej
złości na konsultanta, bardzo zadowolonego z siebie
i z przeprowadzonego zabiegu. I tak nie poniesie
żadnych konsekwencji. Mężczyzna nie ma krewnych,
którzy walczyliby o jego prawa, więc jego śmierć
zostanie odnotowana w aktach, wyniki sekcji dołączo-
ne do dokumentacji i na tym koniec.

Chyba że ona wniesie oskarżenie. I sprowadzi

R

S

background image

kłopoty na szpital? Będzie w to siłą rzeczy zamieszana
Jaśmin. Czy może odpłacić w ten sposób za okazaną
przyjaźń? A Kal? Czy może chciałaby wykorzystać
okazję, by się zemścić?

Potrząsnęła głową. Nie jest mściwa, co nie zmienia

faktu, że ogarniała ją wściekłość na samą myśl o kon-
sultancie. Z drugiej strony miała świadomość, że nie
zna dobrze prawa medycznego w swoim kraju, a co
dopiero tutaj, a więc jak mogłaby dochodzić sprawied-
liwości? I co by osiągnęła?

Roztrząsała te wszystkie pytania i wątpliwości, gdy

w drzwiach pokoju stanął Kal.

- Przypuszczałem, że cię tu zastanę - powiedział,

machając w jej stronę kopią wyników sekcji. - Będę
potrzebował opinii prawników, ale nie ulega wątpliwo-
ści, że konsultant jest odpowiedzialny za śmierć tego
człowieka. Natychmiast zawieszę współpracę z nim
i sprawdzę, jakie jeszcze kroki można podjąć przeciw-
ko niemu. Śmierci tego pacjenta nie można uznać po
prostu za nieszczęśliwy wypadek.

- Ale jeśli podejmiesz działania prawne, szpital bę-

dzie współodpowiedzialny za śmierć tego mężczyzny
- zwróciła mu uwagę.

- No to co?
Popatrzyła na niego, nie wierząc własnym uszom.

To jest ten sam Kal, którego kiedyś znała, dla którego
prawda i honor były tak ważne, że gotów jest teraz
narazić dla nich nawet własny szpital. A więc może
mówił prawdę, odrzucając miłość? Może rzeczywiście
wierzył, że uczucie, które nazywała miłością, nie by-
łoby niczym więcej niż niszczącą siłą?

R

S

background image

- Słuchasz, co mówię? - spytał.
- Niezupełnie. - Potrząsnęła głową. - Wyłączyłam

się, kiedy powiedziałeś, że nie powinniśmy uznać jego
śmierci za nieszczęśliwy wypadek. Też tak z początku
myślałam, ale nie wiedziałam, co można zrobić, i czy
w ogóle można by coś zrobić.

- Na pewno można. Pomyślę o tym - obiecał

i popatrzył na nią łagodnie i ciepło. - Przez pierwsze
dni swojego pobytu tutaj wciąż kazałaś mi się wyspać.
Teraz ja ci to mówię. Idź spać. Wyglądasz na wykoń-
czoną. Jesteś piękna, ale wyczerpana - dodał po
krótkiej chwili i wyciągnął do niej rękę. - Chodź,
odprowadzę cię do mieszkania. Twojego, nie mojego,
choć nie skończyliśmy jeszcze tej rozmowy.

Neli podała mu rękę. Nagle poczuła, jak bardzo jest

zmęczona - fizycznie i psychicznie. Z ulgą oparła się
na ramieniu Kała. Myśl o tym, by mieć kogoś, na kim
można by się oprzeć, zarówno dosłownie jak w przeno-
śni, była bardzo kusząca...

R

S

background image



ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


Kal patrzył na chłopca, który siedział obok niego,

wyglądał przez okno i pytał o mijane budynki. Chciał
dopatrzyć się w jego twarzy jakiegoś podobieństwa do
Neli, ale widział jedynie swoje młodsze wydanie.

Po pewnym czasie zostawili za sobą miasto i wje-

chali w pustynię.

- Super! To naprawdę pustynia - ucieszył się

Patrick.

- Poczekaj, aż zjedziemy z tej drogi. Nie będziesz

mógł uwierzyć, że znajdujesz się zaledwie o krok od
cywilizacji - uśmiechnął się Kal.

Chłopiec nie przestawał mówić i zadawać pytań,

zaskakując go swoją dociekliwością i inteligencją.

- Widzisz ślady opon odchodzące od głównej szo-

sy? - spytał Kal.

- Tak jakby - odparł Patrick. - Ale są ledwie

widoczne, równie dobrze mógłbym je sobie wyobrazić.

- To dlatego, że cały czas przysypuje je piasek.

Pustynne piaski są jak morze, w ciągłym ruchu. Wy-
siądźmy na chwilę.

Pokazał mu, jak wyczuwać pod miękką warstwą

piasku uczęszczany tor i jak dostrzec „drogę" na
pustyni.

- Ale to tylko dla tych, którzy nie znają pustyni

R

S

background image

- powiedział, gdy wrócili do samochodu. - Ci, którzy
tu żyją, zawsze wiedzą, gdzie są. Wiesz, jak można
określić kierunki według słońca?

- Mam mgliste pojęcie. Trzeba zwrócić zegarek

w stronę słońca? Ale ja mam zegarek cyfrowy, to nie
zadziała.

Kal znowu zatrzymał auto i zademonstrował na

swoim zegarku, jak to się robi.

- Na tej pustyni - dodał, gdy wznowili jazdę -

powinieneś jedynie pamiętać, że główna droga biegnie
ze wschodu na zachód, a my zjechaliśmy z niej na
południe, więc jeśli będziesz się kierować na północ, to
gdzieś tam na nią w końcu natrafisz.

Była to pierwsza z wielu rzeczy, których nauczył

swego syna, choć później, gdy Patrick zapytał, w jaki
sposób określić północ w nocy, Kal roześmiał się
i pokazał mu kompas na masce samochodu.

- A to jest GPS, globalny system określania położe-

nia, który podaje ci współrzędne dotyczące miejsca,
w którym się znajdujesz. Przejdź do menu: masz tu
miasto, oazę, plażę i obóz. My jedziemy do obozu,
więc wybierz go z menu.

Patrick postępował według wskazówek systemu

i wydał okrzyk radości, gdy znaleźli się w miejscu,
gdzie był rozbity czarny namiot.

- To obóz? - spytał.
- Obóz - potwierdził Kal z radością, ciesząc się

z towarzystwa syna.

Radosne uczucie przyćmiewał nieco ból głowy,

który dręczył go od rana. Wiedział, że jest to skutek
poważnych niedoborów snu. Spędził noc w gabinecie,

R

S

background image

nagrywając listy i polecenia dla sekretarki i sporządza-
jąc notatki dla szefów poszczególnych oddziałów.

Na szczęście jego ludzie rozbili namiot, a kucharz

przygotował jedzenie i umieścił je w samochodowej
lodówce, więc Kalowi pozostawało jedynie wyjąć je
i rozpalić ognisko, by upiec mięso na kolację.

Weszli do chłodnego namiotu. Patrick rozejrzał się

dokoła, z podziwem oglądając rozłożone na ziemi
dywany. W rogu zobaczył stos białej odzieży.

- Tutaj mogę zrzucić z siebie to zachodnie ubranie

- powiedział Kal. - Nie masz nic przeciwko temu,
żebym włożył galabiję i nakrycie głowy?

- Ekstra. Mogę też? A może trzeba być praw-

dziwym szejkiem, żeby się tak ubierać?

- Możesz nosić galabiję i, jeśli chcesz, kolorową

sufrę w czerwono-białą albo czarno-białą kratkę, ale
mam tu tylko białą, bo taką ja noszę. A więc wystąpisz
w roli szejka.

To był początek pracowitego i wyczerpującego

dnia, bo Patrick chciał wiedzieć wszystko o tym, jak
żyli rodacy Kala, zanim wykryto złoża ropy naftowej,
chciał nauczyć się jeździć samochodem po pustyni
i gotować na ognisku.

Kal pozwolił mu przygotować kolację, bo do bólu

głowy, który utrzymywał się przez cały dzień, dołączy-
ła się gorączka. Ukrywał przed chłopcem dreszcze,
chociaż wiedział, że powinni wracać. Ale może po
kolacji, wtedy Patrick będzie mniej rozczarowany...

Chłopiec przyniósł misę mięsa i warzyw, które

upiekł na grillu, na dywan rozłożony przed namiotem.
Kal wyjaśnił mu, że tu będą jeść, tak jak beduini,

R

S

background image

siedząc po turecku, używając palców zamiast sztuć-
ców. Ale kiedy Patrick podszedł do dywanu, zobaczył,
że Kal leży i nie reaguje na jego słowa.

Zaczął go gorączkowo potrząsać za ramię, ale nagle

przypomniał sobie podstawy udzielania pierwszej po-
mocy, jakich nauczono go w szkole. Przyłożył naj-
pierw palce do szyi ojca i odetchnął z ulgą, wyczuwszy
puls. Klatka piersiowa Kala unosiła się i opadała.

Pobiegł do samochodu, wsiadł i zapalił silnik. Pod-

jechał do ojca, modląc się w duchu, by czegoś nie
pomylić i go nie przejechać. Udało mu się szczęśliwie
zahamować. Podniósł go, sam zdumiony własną siłą,
i wciągnął do samochodu.

- Proszę, nie umieraj - szeptał.
Usiadł za kierownicą, znowu modląc się w duchu,

tym razem o to, by znaleźć drogę do głównej szosy.
Kiedy osiągnął pierwsze wzgórze, zobaczył blask na
horyzoncie. Odetchnął z ulgą. Musi teraz jechać w kie-
runku tych świateł, to na pewno miasto.

Po dwudziestu minutach znalazł się na szosie. Kal

od czasu do czasu coś mamrotał, ale nie odpowiadał na
pytania syna. Chłopiec wiedział, że musi ratować ojca.
Zdawał sobie jednak sprawę, że nie dość, że nie ma
wprawy w prowadzeniu samochodu, to jeszcze musiał-
by to robić w dużym ruchu. Na pierwszym rondzie
w pobliżu miasta zatrzymał się więc na poboczu,
włączył światła awaryjne i wysiadł, ściągając z siebie
białą szatę, by móc nią powiewać.

Wkrótce zatrzymała się przy nim ogromna ciężaró-

wka z przyczepą. Wyskoczył z niej kierowca i zaczął
coś bardzo szybko mówić. Patrick nic nie zrozumiał.

R

S

background image

Chwycił mężczyznę za rękę i poprowadził go do

samochodu, wskazując na Kala, który oddychał teraz
tak ciężko i chrapliwie, jakby za chwilę miał umrzeć.

Na szczęście mężczyzna od razu zorientował się,

w czym rzecz, pobiegł do ciężarówki, po czym za
sekundę wrócił, powtarzając po angielsku słowo „ka-
retka". W chwilę później przyjechał ambulans.

- To mój ojciec - powiedział Patrick drżącym

głosem.

Sanitariusze poznali natychmiast szejka al Kaladę.
- Chodź, pojedziesz z nami - powiedział jeden

z nich, gdy umieścili Kala w karetce.

Patrick usiadł obok noszy, szczęśliwy, że ma przy

sobie kompetentne osoby i że nie musi prowadzić
samochodu. Karetka zawiezie Kala do szpitala, a tam
jest przecież mama. Wszystko będzie dobrze.

Neli nie miała ochoty wracać do pustego mieszka-

nia, toteż została na oddziale. Usiadła w pokoju lekars-
kim i zaczęła przeglądać dokumentację pacjentów.
Nagle zobaczyła za oknem niezwykłe poruszenie.

- Co się stało? - spytała młodą stażystkę, która

weszła, by jej pomóc.

Dziewczyna zaczęła mówić coś szybko po arabsku,

wspomagając się gestykulacją, wreszcie przeszła na
angielski, którego uczyła się w szkole.

- Szejk zachorował na pustyni. Chłopiec go przy-

wiózł do miasta, ambulans tutaj - mówiła wolno,
zastanawiając się nad każdym słowem.

W tym szpitalu jest tylko jeden szejk. To Kal za-

chorował i chłopiec go przywiózł? Patrick?

R

S

background image

Przecież Patrick nie umie prowadzić samochodu!
- Gdzie są teraz? Gdzie jest chłopiec? Co się stało

Kalowi... szejkowi? Co to za choroba? - Neli zasypała
stażystkę gradem pytań, na które ta nie była w stanie
odpowiedzieć.

Neli wstała więc, zdecydowana poszukać kogoś,

z kim zdoła się porozumieć, jednak nikt nie wiedział
nic ponad to, czego się już dowiedziała. Przypomniała
sobie, że karetka zawiozła chorych prosto na oddział
ratunkowy, więc natychmiast się tam skierowała.

Patrick siedział na ławce w korytarzu tak zagubiony

i samotny, że serce omal nie pękło jej z bólu.

- Och, mama! - zawołał i rzucił się jej w ramiona.

- Prosiłem, żeby do ciebie zadzwonili, ale albo nie
rozumieli twojego nazwiska, albo nie wiedzieli, gdzie
mieszkasz. A ja nie mogłem zostawić tu Kala samego
i iść cię szukać. - Urwał, tłumiąc szloch.

Neli przytuliła go mocno, coraz bardziej zła na Kala,

że naraził chłopca na taki stres. Ale przecież nie zrobił
tego rozmyślnie, zreflektowała się. Czyżby był chory?

- Co się stało Kalowi? - spytała, patrząc synowi

w oczy.

- Stracił przytomność, mamo. Przedtem mówił, że

go boli głowa, a ja spytałem, dlaczego nie wziął czegoś
przeciwbólowego, a on odpowiedział, że jeszcze za-
czeka. Może powietrze pustynne dobrze mu zrobi.
Mówił, że w mieście często go boli głowa. No to ja
powiedziałem, że przygotuję kolację, a jak przynios-
łem mięso z ogniska, to on już leżał.

- I ty go przywiozłeś? Jak? - pytała zaniepokojona

Neli. Może Kal dostał udaru? Albo ma guza mózgu?

R

S

background image

Przez głowę przemykały jej najczarniejsze scenariu-

sze, ale teraz jest potrzebna Patrickowi. Musi go
uspokoić po tym pełnym przeżyć dniu.

Patrick opowiedział jej, jak rano Kal uczył go

prowadzić samochód i poinstruował, jak określić na
pustyni kierunek. Neli przytuliła go, chwaląc za od-
wagę i właściwe postępowanie. Po chwili zobaczyła
grupkę ludzi wchodzącą na oddział ratunkowy. Zwró-
ciła uwagę na wysokiego władczego mężczyznę w bia-
łej szacie i drobną, zawoalowaną kobietę trzymającą
go kurczowo za ramię. Za nimi szło kilku ubranych na
biało mężczyzn i kilka kobiet w czerni, z zasłoniętymi
twarzami.

Personel szpitala zjawił się jak na komendę, po-

zdrawiając przybyłych z należnym szacunkiem.

- Chodźmy stąd, mamo - poprosił Patrick, domyś-

lając się, że mają przed sobą członków rodziny Kala.

- Dobrze, ale kiedyś i tak zechcą cię poznać - od-

rzekła Neli. - Choćby po to, żeby ci podziękować.

- Może, mamo. - Głos mu się łamał. - Ale dopiero

oswoiłem się z myślą, że mam ojca. Chyba nie jestem
jeszcze gotów na poznanie innych krewnych. Zresztą
nie wiadomo, czy Kal im o mnie powiedział. Mówił, że
już nie jest żonaty i nie ma innych dzieci, ale czy...

Neli dobrze wiedziała, o co chodzi Patrickowi. Kal

wspomniał co prawda o wprowadzeniu go do swojej
rodziny, ale wątpiła, by to nastąpiło szybko. Chociaż,
jeśli mają się pobrać... Nie „mają", poprawiła samą
siebie. To był pomysł Kala.

- Co mu może być? - spytał Patrick, gdy wracali do

mieszkania.

R

S

background image

- Nie wiem, ale jest w najlepszym z możliwych

miejsc, i w dobrych rękach.

- Ale dowiesz się, jak się czuje, prawda? Spytasz

kogoś?

- Oczywiście - uspokoiła go.
Gdy znaleźli się w mieszkaniu, uzmysłowiła sobie,

że Patrick nic nie jadł, więc zadzwoniła do recepcji, by
przysłano im coś z bufetu. Dopiero teraz zwróciła uwa-
gę, że chłopiec ma na sobie tylko szorty.

- Bo na pustyni włożyłem galabiję-wyjaśnił.- Ale

zdjąłem ją, jak zatrzymywałem samochód na szo-
sie. Machałem nią i pewno tam zostawiłem. To była gala-
bija Kala. Mam nadzieję, że nie będzie zły.

- Na pewno nie - zapewniła go Neli. - A teraz,

zanim przyniosą nam kolację, weź prysznic i włóż
piżamę. Masz za sobą trudny dzień.

Patrick był akurat pod prysznicem, gdy rozległo się

pukanie do drzwi. Ale zamiast oczekiwanego posłańca
z kolacją, Neli ujrzała na progu wysokiego mężczyznę
w białej szacie, którego widziała na oddziale ratun-
kowym. Domyśliła, że to ojciec Kala - władca tego
państwa - ale nie była w stanie odgadnąć, czego może
od niej chcieć.

- Pomyślałem sobie, że może chciałaby pani wie-

dzieć, że Khalil odzyskał przytomność - oznajmił.
- Wygląda na to, że miał nawrót choroby, której na-
bawił się parę lat temu w Afryce, Ale dzięki natych-
miastowemu działaniu chłopca można było szybko
wdrożyć leczenie i choć jest jeszcze bardzo słaby
i pozostanie przez kilka dni w szpitalu, wyzdrowieje.

- Dziękuję, że pan przyszedł. - Neli odetchnęła

R

S

background image

z ulgą. - Że mi pan o tym powiedział. - Nie bardzo
wiedziała, czy poprosić mężczyznę, by wszedł. Nie
była pewna, na ile jest zorientowany w sytuacji.

Mężczyzna patrzył przez chwilę w zamyśleniu w ja-

kiś punkt nad jej głową. W końcu zwrócił na nią wzrok.

- Ten chłopiec jest snem Khalila, prawda? - spytał.

Do diabła, a więc Kal chce, by jego rodzina o wszys-
tkim wiedziała. Skinęła głową.

- Khalil mówił, że ma ze mną parę spraw do

omówienia i że wkrótce to zrobi - dodał mężczyzna.
- O pani wiedziałem, oczywiście, od dawna, ale o dziec-
ku nie. - W jego głosie nie było wyrzutu.

- Kal też nie wiedział - pospieszyła z wyjaśnie-

niem. - Poinformował mnie, że się żeni, więc nie
chciałam mu nic mówić, żeby nie zepsuć tego, co
zostało już wcześniej uzgodnione. Wiedziałam, ile to
małżeństwo znaczy dla jego rodziny i ile rodzina
znaczy dla niego. Więc jak mogłam spowodować
rozłam w rodzinie?

- Wybrała pani trudną drogę, ale wnosząc z tego, jak

chłopiec się dziś zachował, dobrze go pani wychowała.

Neli wzruszyła ramionami, mając wątpliwości, czy

zdoła prowadzić dalej tę rozmowę. W tym momencie
do pokoju zajrzał Patrick, by spytać, czy nie ma zapaso-
wej szczoteczki do zębów, bo jego została w tor-
bie na pustyni. Zawahał się chwilę na widok gościa,
ale potem spokojnie do niej podszedł.

- Dowiedziałaś się czegoś na temat Kala? - spytał.
- Odzyskał świadomość - odparła Neli - i otrzymał

odpowiednie leki. To był nawrót choroby, której parę
lat temu nabawił się w Afryce.

R

S

background image

- Jestem twoim dziadkiem - włączył się ojciec

Kala, kłaniając się i dotykając dłonią czoła Patricka.
- Przykro mi, że dopiero teraz się poznajemy.

Ku zaskoczeniu Neli chłopiec odkłonił mu się,

pochylając się jeszcze niżej, dając w ten sposób wyraz
należnego mężczyźnie szacunku.

- Jestem Patrick - oznajmił. - Czuję się zaszczyco-

ny, że mogę pana poznać.

Postąpił krok do przodu z założonymi rękami,

a ojciec Kala ujął go za ramiona i przyciągnął do siebie,
dotykając nosem jego nosa. Neli wiedziała, że był to
tradycyjny w tym kraju sposób witania się krewnych
płci męskiej i bliskich przyjaciół.

- Dobrze zrobiłeś, zawożąc Khalila do szpitala.

Czy w Australii tacy młodzi ludzie jak ty już prowadzą
samochód?

- Nie - roześmiał się Patrick. - Ale Kal dał mi rano

parę lekcji, a samochód jest zautomatyzowany, więc
w zasadzie sam się prowadzi. Choć gdyby nie światła
miasta, zgubiłbym się. Kal zapoznał mnie z systemem
GPS, ale właściwie nie bardzo wiem, jak on działa.

- Dobrze zrobiłeś - powtórzył mężczyzna, po

czym zwrócił się do Neli. - Dziękuję za prezent, jakim
jest ten chłopiec. Wrócę tutaj rano.


Patrick jeszcze spał, gdy Neli następnego dnia

wychodziła do pracy. Sprawdziła, czy w torbie, którą
już przywieziono z pustyni, są tabletki, i zostawiła
synowi kartkę ze swoim numerem telefonu i przypo-
mnieniem, by zażył lek. „Zadzwoń, kiedy się obu-
dzisz" - napisała.

R

S

background image

Co za kaprys losu, pomyślała. Przyjechała tu, żeby

Kal pomógł Patrickowi, a tymczasem to Patrick po-
mógł jemu. Wiedziała, że ten incydent jeszcze bardziej
ich do siebie zbliży, a kiedy, wyszedłszy z mieszkania,
zobaczyła na korytarzu ojca Kala zmierzającego w jej
kierunku, trochę się przestraszyła. Oto następna osoba,
która zacieśni więź Patricka z tym krajem.

- Jak się pani czuje? - zapytał uprzejmie szejk.
- Dziękuję, dobrze, ale Patrick jeszcze śpi.
- Rozmawiałem już rano z Khalilem i dowiedzia-

łem się o chorobie chłopca. Jest wyczerpany po wczo-
raj szych przeżyciach. Jeśli pani pozwoli, posiedzę koło
niego do czasu, aż się obudzi. Khalil mówi, że jest pani
potrzebna w szpitalu, a on za niego odpowiada. Więc
teraz ja przejmę tę odpowiedzialność. Będzie ze mną
bezpieczny, nie musi się pani niepokoić:

- To bardzo uprzejme z pana strony - wybąkała

Neli, nie bardzo wiedząc, jak zareagować. - Ale nie
musi się pan fatygować - dodała po chwili. - Patrick
jest przyzwyczajony do samodzielności.

- Khalil powiedział mi, że chłopiec chce uczyć się

czytać i pisać po arabsku, a więc będę jego nau-
czycielem - oświadczył szejk. - Nie ma pani nic
przeciwko temu, żebym go wziął na przejażdżkę samo-
chodem? Szybciej nauczy się czytać, kiedy będzie
widział znaki drogowe i reklamy ze słowami, które
rozpozna.

Khalil mówi, Khalil mi powiedział! Wszystko kręci

się wokół Patricka. Neli zgodziła się i szybko poszła do
szpitala. Chciała przede wszystkim dowiedzieć się,
gdzie leży Khalil al Kalada i urwać mu głowę. Dobrze

R

S

background image

wiedział, że ona nie zgadzała się na nic więcej niż to, że
ojciec i syn się poznają - choć wcale tego nie chciała!

- a tymczasem nawet ze szpitalnego łóżka Kal przędzie

sieć, którą oplata chłopca i wciąga go coraz bardziej
w krąg swej rodziny.

Patrick powinien znać tę drugą rodzinę, podpowia-

dał jej rozsądek, ale Neli nie była skora słuchać jego
głosu. Musiała zresztą odłożyć urywanie Kalowi gło-
wy na później, bo czekała ją nieskończona poprzed-
niego wieczoru robota papierkowa. Musiała też spot-
kać się z lekarzami z Hiszpanii i uzgodnić dalsze po-
stępowanie wobec pacjentów po operacji.

Na oddziale Jaśmin powitała ją wiadomością, że

Khalil jest śmiertelnie chory. Wiedząc, jakim szacun-
kiem koleżanka darzy Kala, Neli miała świadomość, że
mocno przesadziła z oceną jego stanu, ale mimo
wszystko nie dawało jej to spokoju.

O szóstej po południu, po telefonie od Patricka
- czwartym tego dnia, a w każdym relacjonował jej,

gdzie jest i co robi - informującym, że właśnie je
kolację z dziadkiem, zapytała wreszcie o Kala.

- Jest w prywatnym pokoju na ostatnim piętrze

-powiedziała jej młoda pielęgniarka. - Tam wszystkie
pokoje są prywatne - dodała.

W windzie zorientowała się, że nie dotrze na to

prywatne piętro bez znajomości kodu. Przypomniała
sobie jednak, jakiego kodu użył Kal, gdy jechali do
jego gabinetu, znajdującego się również na ostatnim
piętrze. Zapamiętała te cyfry - jeden siedem zero
dziewięć - bo to był dzień jej urodzin.

Gdy wysiadła z windy i skierowała się długim

R

S

background image

korytarzem w stronę oddziału, drogę zastąpiła jej
bardzo oficjalnie wyglądająca pielęgniarka.

- Pani kogoś szuka? - zapytała.
Neli pokazała jej identyfikator, który pierwszego

dnia otrzymała w szpitalu.

- Nie mamy tu żadnego pani pacjenta.- Pielęgniar-

ka zmarszczyła brwi.

- Chcę się zobaczyć z doktorem al Kaladą - wyjaś-

niła Neli, starając się przybrać oficjalny ton.

- Może go odwiedzać tylko rodzina. - Pielęgniarka

była nieustępliwa.

W tym momencie z jednego z pokoi wyjrzała

zawoalowana kobieta w czerni, spod której wystawał
skrawek liliowej spódnicy, i powiedziała coś do pielęg-
niarki, która zostawiła Neli i pospieszyła wykonać
polecenie.

Neli podeszła z wahaniem do kobiety, nie mając

pewności, czy należy ona do rodziny Kala. Kobieta
obserwowała ją przez chwilę, po czym wycofała się do
pokoju, by za moment wrócić z drugą postacią ob-
leczoną w czarną szatę.

- Ty jesteś Neli! - rzekła druga kobieta, pod-

chodząc bliżej i ściskając jej dłoń. - Khalil teraz śpi, ale
bardzo martwił się o ciebie i chłopca. Błaga, żebyś mu
wybaczyła, że naraził go na niebezpieczeństwo.

Kobieta patrzyła na nią z niepokojem. Jej oczy były

tak podobne do oczu Kala, że Neli domyśliła się, iż
musi być jego matką.

- Patrick ma się dobrze - zapewniła ją. - Myślę, że

uzna to za wspaniałą przygodę i będzie się nią chwalił
przed kolegami, kiedy wróci do szkoły.

R

S

background image

Najwyraźniej powiedziała coś niewłaściwego, bo

z ciemnych oczu kobiety zniknął uśmiech. Przybrały
one teraz wyraz zdziwienia. Neli nie zamierzała za-
stanawiać się, co tak zaskoczyło tę kobietę. Spytała
tylko, czy może zobaczyć Kala, i udała się za nią do
jego pokoju.

Wokół łóżka siedziało pięć kobiet, trzy z nich były

pogrążone w modlitwie. Tylko jedna miała na sobie
ubiór noszony przez pielęgniarki, a więc pozostałe
musiały należeć do rodziny. Neli przesunęła wzrokiem
po zasłoniętych twarzach. Czy jest wśród nich była
żona Kala? Czy ma jeszcze prawo siedzieć przy jego
łóżku?

Wkrótce matka Kala rozwiała te wątpliwości,

przedstawiając jej zgromadzone kobiety. Była tu jej
siostra, dwie szwagierki i jej przyjaciółka, przyszywa-
na ciotka Kala. Neli pozdrowiła je i spojrzała na
pielęgniarkę.

- Czy on śpi? - zapytała. - To chyba nie śpiączka?

Zrobiliście badania obrazowe mózgu? Czy to nie coś
poważniejszego niż nawrót dawnej choroby?

Pielęgniarka poprosiła Neli, by wyszła z nią na

korytarz, i przedstawiła się. Miała na imię Annie i była
Angielką. Jej mąż pracował w jednej z tutejszych
spółek naftowych.

- Jak to dobrze, że miałam pretekst, żeby stamtąd

wyjść choćby na chwilę - oświadczyła. - Tak, oczywi-
ście, że śpi. W nocy na chwilę się obudził i był tak
podekscytowany, że lekarze uśpili go, by zrobić zdję-
cie mózgu i obniżyć temperaturę. Około ósmej rano się
obudził. To dawna choroba, nic groźnego, ale wyczer-

R

S

background image

pała go i będzie prawdopodobnie spał przez najbliższe
dwadzieścia cztery godziny.

- Ale pani z nim jest, a poza tym ma przez cały czas

pielęgniarkę. Po co, skoro wszystko jest w porządku?

- Rodzina! - westchnęła Annie. - Wie pani, kim

oni są? Są tu traktowani niemal jak bogowie, a więc
lekarz opiekujący się doktorem al Kaladą nalegał, żeby
miał przy sobie pielęgniarkę na okrągło, choć wie, że
jego krewni też przy nim będą przez cały czas. To
tutejszy zwyczaj. Ale pewno pani o tym wie, skoro jest
pani tą lekarką z Australii, która pracuje na oparzenio-
wym. - Spojrzała na Neli pytająco. - Domyślam się, że
poznała pani doktora Kaladę w czasie tej katastrofy?
- dodała.

Neli nie zamierzała niczego wyjaśniać. I tak za dużo

ludzi w szpitalu orientuje się już w jej stosunkach
z Kalem. Podziękowała Annie i odeszła, ale kiedy
znalazła się w windzie, zaczęła żałować, że nie poroz-
mawiała dłużej z tą dziewczyną z Anglii.

Wszystko byłoby lepsze od uczucia dojmującej sa-

motności, jakie ją nagle ogarnęło.

R

S

background image



ROZDZIAŁ DZIESIĄTY


Po powrocie z miasta Patrick od razu dal Neli znać,

że już wrócił, i natychmiast udał się do Kala. Po raz
pierwszy była zazdrosna - o to, że to on zobaczy Kala
przed nią i usłyszy z jego ust, jak się czuje. Ale przecież
nawet gdyby ona tam była, i tak nie mogłaby przy tych
wszystkich otaczających go osobach powiedzieć mu
tego, co by chciała. Na przykład, że go kocha...

Krążyła tam i z powrotem po pokoju, nie tknąwszy

nawet kolacji, którą zamówiła. Niepokój o Kala spra-
wił, że nic nie mogła przełknąć, a poza tym zaczęła się
zastanawiać, czy wysunięta przez Kala propozycja
małżeństwa bez miłości nie jest jednak lepsza niż życie
bez niego.

Nie, pół kromki chleba dla wygłodzonego człowie-

ka to oczywiście lepsze niż nic, ale ją dręczył głód
uczuć, a tego raczej nie zaspokoiłaby półśrodkami.

Podjęła tę decyzję - po raz setny ją rozważając

w ciągu ostatnich paru dni - gdy rozległo się pukanie
do drzwi. Otworzyła je, myśląc, że to Patrick, a tym-
czasem ujrzała na progu matkę Kala w towarzystwie
drugiej kobiety.

- Patrick i mój mąż są u Khaliła - oznajmiła matka

Kala - więc przyszłam z tobą porozmawiać. - Mówiła
po angielsku niezbyt dobrze, ale zrozumiale.

R

S

background image

Neli zaprosiła ją do środka i wskazała miejsce na

kanapie. Kobieta wyjęła z kieszeni szaty parę kartek.

- Jest tu już sto czternaście nazwisk, zebranych

tylko dzisiaj - oświadczyła, wręczając je Neli. - Wy-
bacz, że są napisane po arabsku, ale ja nie umiem pisać
po angielsku. Te nazwiska są już w rejestrze, choć
wykonanie testów trochę potrwa.

- Nie rozumiem - rzekła Neli łagodnym tonem, nie

chcąc jej urazić.

- Khalil powiedział nam o chorobie chłopca

i o tym, że może potrzebować... szpiku? Czy tak się to
mówi? Był zdenerwowany, że nic jeszcze w tej sprawie
nie zrobił i przeklinał swój egoizm, który kazał mu
przede wszystkim lepiej poznać syna. Był załamany,
więc obiecałam mu, że się tym zajmę, i oto wynik. Ci
ludzie na liście to sami krewni, ale mój mąż mówi, że
pod koniec tygodnia będziemy mieć dziesięć tysięcy
osób, a w następnym tygodniu jeszcze więcej. Khalil
powiedział, że sprowadzi więcej specjalistów do prze-
prowadzenia badań, więc to nie będzie trwać bardzo
długo. Potem ktoś wszystkie wyniki wprowadzi do
komputera. Nasz kraj może stać się znany na świecie
z tego banku dawców.

Neli wpatrywała się w kartki, które trzymała w ręce.

Ta drobna kobieta dopiero wczoraj dowiedziała się
o ciężkiej chorobie Patricka, a teraz mówi o banku
tysięcy potencjalnych dawców szpiku, gotowych ofia-
rować jakąś cząstkę siebie, by ocalić życie nieznajo-
mego cudzoziemca.

- Dziękuję - wykrztusiła, wiedząc, że te słowa

w żadnej mierze nie oddają jej uczuć.

R

S

background image

Kobieta tylko machnęła ręką.
- Modlimy się, żeby Patrick tego nie potrzebował
- powiedziała, patrząc na Neli znajomymi brązowymi

oczami. - Ale wiem, dlaczego musiałaś tu przyjechać,
choć na pewno była to dla ciebie bardzo trudna de-
cyzja. Trudna dla twojego serca.

Neli zdawała sobie sprawę, że powinna okazać

większą gościnność, ale była miotana tak sprzecznymi
uczuciami, że nie mogła wykrzesać z siebie koniecznej
energii. Kobiety siedziały jeszcze przez chwilę, po
czym podniosły się, a matka Kala wzięła ją za ręce
i mocno uścisnęła.

- Droga przed tobą może się teraz wydawać ciemna
- dodała - ale się rozjaśni. Widzę przed tobą światło.

Neli podziękowała jej i odprowadziła obie kobiety

do drzwi. Wątpiła, by ktokolwiek umiał przewidywać

przyszłość, ale perspektywa światła działała na nią
jednak pocieszająco. Choć może chodzi tu tylko
o blask gorącego letniego słońca po powrocie do
Australii...


Kal miał opuścić szpital następnego dnia i, jak

można się było spodziewać, Patrick błagał, by Neli
pozwoliła mu towarzyszyć ojcu do domu w rodzinnym
osiedlu, gdzie miał przez kilka dni przechodzić rekon-
walescencję.

- Cóż, trudno mi się nie zgodzić - powiedziała

lekko obrażonym tonem. - Nie mogę oczekiwać, że
będziesz tu tkwił całymi dniami sam jak palec.

Chłopiec zignorował jej ton, uściskał ją i podzięko-

wał, po czym spakował torbę i szybko wyszedł w towa-

R

S

background image

rzystwie mężczyzny w bieli, który czekał na niego na
korytarzu.

- To Ahmed, jeden z ludzi Kala - rzucił jej przez

ramię. Neli odprowadziła ich wzrokiem, coraz bardziej
zaniepokojona bliskością syna i ojca, a także wzras-
tającym zauroczeniem Patricka stylem życia jego no-
wej rodziny.

- A więc ja go wychowuję, walcząc o jego życie,

i mam go stracić? Nie przez raka, tylko przez jego ojca?

Na samą tę myśl omal się nie rozpłakała, ale tyle już

Jez wylała z powodu Kala i choroby syna, że teraz nie
znalazła już ani jednej więcej. Zadzwoniła więc do
domu, by porozmawiać z rodzicami. Powiedziała im
też o rejestrze dawców.

Gdy odłożyła słuchawkę, rozległ się dzwonek tele-

fonu.

- Nie odwiedziłaś mnie w szpitalu - usłyszała głos

Kala, zabarwiony lekkim wyrzutem.

- Byłam u ciebie - odparła - ale spałeś, dobrze

chroniony przed zakusami odwiedzających cię kobiet.

- Aż za dobrze! - Zaśmiał się. - Znowu czułem się

jak dziecko, między samymi kobietami. Ojciec wszyst-
kie je przegonił, kiedy przyszedł do mnie z Patrickiem.

- A gdzie jest teraz Patrick? - spytała Neli.
- W stajniach. Grał w piłkę z moimi młodszymi

kuzynami i ich przyjaciółmi, a teraz wybierają się na
przejażdżkę konną. Szlak jest dobrze oświetlony, a oni
będą na niego uważać, ale tak, żeby się nie zorien-
tował. Nie dopuszczą do tego, żeby się zmęczył.

Gra w piłkę, jazda konna, prowadzenie samochodu

- co jeszcze zaoferuje mu Kal?

R

S

background image

- Cóż za ironia losu, prawda, Neli? - dodał po

chwili ciszy. - Przyjechałaś tu, żebym w razie potrzeby
ratował życie Patricka, a tymczasem on uratował moje.
Bez natychmiastowego leczenia zapalenie mózgu mo-
że spowodować nieodwracalne zmiany, a nawet
śmierć.

- Zapalenie mózgu? - Neli zmartwiała. - Miałeś

zapalenie mózgu? Nikt mi o tym nie powiedział.

- Nie? - zdziwił się Kal. - Myślałem, że ojciec...
- Twój ojciec mówił, że miałeś nawrót czegoś,

myślałam, że jakiegoś wirusa, paskudnego i szybko
działającego, ale zapalenie mózgu?

- Powinnaś być ostrożna, Neli. Mówisz tak, jakbyś

się tym przejmowała.

- Oczywiście, że się przejmuję! Zawsze się tobą

przejmowałam. Kocham cię, Kal. Jesteś zły, że ci nie
powiedziałam o Patricku. Czujesz się oszukany. Cóż,
odprawiłam pokutę za całe zło, jakie ci mogłam wy-
rządzić, moją pokutą jest miłość do ciebie. I spójrz,
dokąd mnie zaprowadziła. - Odłożyła słuchawkę.

Dzwonek telefonu rozległ się ponownie i choć

wiedziała, że nie powinna tego robić, podniosła słucha-
wkę.

- Dokąd cię zaprowadziła, Neli? - spytał Kal, kon-

tynuując rozmowę, jakby jej w ogóle nie przerwali.

- Do punktu, w którym jesteśmy teraz, do punktu,

w którym mi groziłeś, do punktu, w którym Patrick
stanie przed wyborem, czy zostanie z twoją niewiary-
godnie bogatą, ważną rodziną i będzie mógł jeździć na
koniu i pewno na wielbłądzie, prowadzić samochody
i obozować na pustyni, czy wróci do domu z nudną,

R

S

background image

starzejącą się matką. Prawdopodobnie uda ci się stwo-
rzyć nawet największy na świecie rejestr dawców szpi-
ku, a więc wykorzystasz jego chorobę jako dodatko-
wą zachętę, żeby tu został.

- Przestań, Neli! Nie musi tak być. Powinnaś wie-

dzieć, że wciąż darzę cię uczuciem, uczuciem, które
równie dobrze może być miłością.

- Albo i nie!
Trzasnęła słuchawką i wybiegła z mieszkania, nie

będąc pewna, czy zdobyłaby się na to, by nie odebrać
telefonu, gdyby zadzwonił jeszcze raz. Zamierzała
udać się na oddział, ale uznała, że nie ma ochoty w tym
momencie być tak miła dla pacjentów, jak powinna,
toteż zeszła do holu. Tylko raz była poza szpitalem
- tego wieczoru, gdy Kal zabrał ją i Patricka na kolację.
A więc pójdzie na spacer. Pamiętała, że w mieście były
rozrzucone niczym oazy liczne parki.

- Taksówka?
Samochód zatrzymał się przed nią, gdy tylko wyszła

na ulicę. Nagle przyszedł jej do głowy lepszy pomysł.

- Mógłby pan zawieźć mnie na pustynię? - za-

pytała.

Kierowca wyglądał na zaskoczonego. Może nie

znał angielskiego.

- Na pustynię? Chce pani jechać na pustynię? -

Jego angielszczyzna okazała się bez zarzutu, nie ro-
zumiał tylko, skąd to dziwne żądanie.

- Jestem tu już prawie dwa tygodnie i wciąż słyszę

o pustyni, ale jej dotąd nie widziałam - odrzekła Neli
z uśmiechem. - Zawiezie mnie pan? Poczeka pan
chwilę, a ja trochę sobie na nią popatrzę.

R

S

background image

- Jest już ciemno, proszę pani - odparł taksówkarz,

najwyraźniej przekonany, że ma do czynienia z osobą
niespełna rozumu.

- Ale świeci księżyc - przekonywała.

Otworzyła torebkę i przeliczyła, ile ma pieniędzy

w miejscowej walucie.
- Czy to wystarczy? - Pokazała kierowcy bank-

noty.

- Żeby zawieźć panią na pustynię i tam poczekać?

To o wiele za dużo. - Wymienił kwotę, choć wciąż
potrząsał głową z powątpiewaniem, ale zaczekał, aż
Neli zajęła miejsce, i powoli ruszył. Przyspieszył, gdy
znaleźli się na szosie, ale wciąż jechał ostrożnie, jakby
starał się cały czas zachowywać czujność na wypadek,
gdyby jego pasażerka zaczęła przejawiać następne
oznaki obłąkania.

Ostatecznie opuścili miasto i jechali szeroko auto-

stradą wysadzaną po obu stronach palmami daktylo-
wymi. W końcu skręcili z szosy, pokonali jeszcze
kawałek i zatrzymali się.

- Mój samochód nie jest przystosowany do jazdy

po piasku. - Taksówkarz odwrócił się do niej. - Ale
przed nami jest pasmo wydm biegnące ze wschodu na
zachód przez cały kraj. Jeśli pani tam podejdzie,
zobaczy pani te wydmy, choć oczywiście nie tak
dobrze jak za dnia.

- Nocą nie jest źle - powiedziała Neli, nie dodając

jednak, że właśnie ciemności potrzebuje, by ukryć łzy,
które na pewno popłyną jej po policzkach.

- Zostawię włączone światła, żeby widziała pani

drogę i mogła wrócić, ale błagam, proszę nie wy-

R

S

background image

chodzić poza zasięg świateł, bo będę się o panią bardzo
martwić.

- Nie wyjdę, może pan być spokojny - zapewniła

go. - I dziękuję. - Otworzyła drzwi i wysiadła z auta,
zrzuciwszy buty, by poczuć pod stopami piasek.

Otuliło ją ciepłe nocne powietrze, lekki wiatr mus-

kał jej włosy i skórę. Po pierwszym pobycie z Kalem na
kempingu w South Stradbroke często tam oboje jeździ-
li, by spacerować nocą po wydmach, rozkoszować się
magiczną atmosferą plaży, morza i księżycowej nocy.

Teraz też potrzebowała takiej magii. Matka Kala

widziała światło w jej przyszłości - blask od płomien-
nej walki, jaką stoczy z Kalem, bo na pewno nie odda
łatwo syna. Nie odda, nawet jeśli życie tutaj miałoby
dla niego być lepsze? Nie tylko pod względem finan-
sowym, ale i pod każdym innym? Nawet gdyby on
wybrał życie u boku ojca?

Skrzyżowała ręce na piersiach, jakby mogła w ten

sposób uspokoić bijące głośno serce. Kogo ona chce
oszukać? Przecież nigdy nie naraziłaby Patricka na
mękę wyboru między sobą a Kalem,

Znała syna i wiedziała, że nie zostałby z ojcem

wbrew jej woli, ale gdyby zdecydował się zostać, to
chciałby, by i ona została. Myślałby też ojej rodzicach.
Kal zapewne wysłałby po nich samolot, ilekroć ze-
chcieliby ich odwiedzić. Zadrżała, gdy sobie uświado-
miła, że myśli tak, jakby wybór Patricka był już oczy-
wisty - że zostaje z ojcem.

Weszła na szczyt wydmy i usiadła, nie dlatego

jednak, by podziwiać pustynię, lecz po to, by za-
stanowić się nad swoją przyszłością.

R

S

background image

Miałaby tu pracę. Jaśmin powiedziała jej, że szukają

specjalisty, który pokierowałby oddziałem oparzeń. Na
razie bez skutku. Ale wtedy byłaby cały czas z Kalem...

- Neli...
Nic dziwnego, że taksówkarz uważa mnie za obłą-

kaną. Teraz na dodatek słyszę głosy.

- Neli, wchodzę na wydmę. Nie chciałbym cię

przestraszyć.

Odwróciła się, nie wierząc własnym oczom.
- Śledziłeś mnie? - zapytała. - I co ty tu właściwie

robisz, skoro dopiero wyszedłeś ze szpitala? Postrada-
łeś rozum? Jak będzie się czuł Patrick, jeśli jego świeżo
odnaleziony ojciec zejdzie z tego świata, bo nie prze-
strzega zaleceń lekarskich, choć sam jest lekarzem?

Kal usiadł obok niej.
- Wiem, że głupio postąpiłem, ale nie prowadziłem

samochodu. Ahmed mnie przywiózł. Najpierw za-
wiózł mnie do szpitala. Zobaczyłem, że wsiadasz do
taksówki i po raz pierwszy w życiu kazałem Ah-
medowi za tobą jechać. Kiedy tu przyjechaliśmy,
kierowca był gotowy bronić cię na śmierć i życie,
dopóki jakoś nie przekonaliśmy go z Ahmedem, że to
schadzka. Powiedziałem mu, kim jestem, więc w koń-
cu zgodził się wrócić do miasta.

- Odesłałeś moją taksówkę? - Neli nie posiadała

się z oburzenia. - Przecież mu nie zapłaciłam.

- Ja to zrobiłem - uspokoił ją.
Roześmiał się i przysunął bliżej, obejmując ją ra-

mieniem.

- Przecież to nie jest żadna schadzka. - Neli od-

sunęła się nieco.

R

S

background image

- Ale mogłaby być - mruknął Kal. Oparł brodę na

kolanach, wpatrując się w piaski pustyni. - Myślałaś
o naszej wyspie, kiedy się tu znalazłaś?

Skinęła głową, nie będąc w stanie skłamać w tej

sprawie. Nie mogła sprzeniewierzyć się wspomnie-
niom.

- Ja też myślę o niej, ilekroć jestem na pustyni

- przyznał Kal. - Może dlatego spędzam tu każdy
wolny dzień, zwykle sam, choć czasem w towarzyst-
wie moich sokołów. -Zamilkł. -Myślisz, że to miłość,
Neli? - spytał po chwili. - Przychodzenie przez czter-
naście lat na pustynię po to, żeby myśleć o wyspie? By
myśleć o nas? O tobie?

Neli nie była w stanie wykrzesać z siebie słowa.

Gardło miała tak ściśnięte, że wydawało jej się, iż
nigdy już nic nie powie. Ale Kal chyba nie potrzebował
odpowiedzi, bo przysunął się do niej i położył jej dłoń
na ramieniu.

- Kiedy tu jestem, słyszę twój śmiech- mówił dalej

ściszonym głosem. - W mieście jest za duży hałas,
żeby go słyszeć, ale tutaj widzę, jak zbiegasz z wydmy,
patrząc roześmiana w niebo, i słyszę radosne dźwięki.
Czy to miłość, Neli?

Wzruszyła ramionami, nie wiedząc, jak odpowie-

dzieć na jego pytanie. Po jego wyjeździe już nigdy nie
była na wyspie. Bała się wspomnień, które by ją tam
przytłoczyły, ale skoro Kal rzeczywiście przyjeżdżał
na pustynię i myślał o niej... to czy to jest miłość?

- Myślałem, że to obsesja - usłyszała znowu jego

głos. - Rodzaj szaleństwa, z którego powinienem
się otrząsnąć. „Lekarzu, lecz się sam", powtarzałem

R

S

background image

sobie, ale nie znalazłem żadnego lekarstwa. Nie jestem
kimś, komu wolno mieć obsesje. A potem zjawiasz się
niespodziewanie, widzę, jak pochylasz się nad umiera-
jącym mężczyzną w miejscu katastrofy, potem od-
wracasz się do mnie i mówisz: „Witaj, Kal". Jakbyśmy
zaledwie wczoraj się rozstali.

Nadal trzymał rękę na jej ramieniu i choć przez

chwilę nic nie mówił, wiedziała, że jeszcze nie skoń-
czył.

- A później zaskoczyłaś mnie wiadomością, że

mam syna i chociaż zdawałem sobie sprawę, że po-
stępowałaś tak, jak wydawało ci się, że będzie najlepiej
dla mnie, byłem wściekły, tak wściekły, jakby mnie
z czegoś ograbiono, pełen żalu, że ominęło mnie tyle
lat z życia Patricka. Rozumiesz to?

Skinęła głową.
- Ale chociaż cię obwiniałem, potrzebowałem cię.

Chciałem być blisko ciebie, mimo że przez cały czas
tutaj kłóciliśmy się i walczyliśmy ze sobą. - Odwrócił
się do niej i ujął ją za brodę, zwracając ku sobie jej
twarz. - Czy to jest miłość, Neli? Czy miłość rani, jeśli
spierasz się z osobą, którą obdarzasz miłością? Czy
w odwecie chcesz też zranić ukochaną osobę? Nie
wierzę, żeby tak mogło być. Nie wierzę, że kochając
cię, mógłbym grozić ci odebraniem syna. Czyżby
miłość była tak irracjonalna? Czy tak nas zwodzi, że
w imię tej miłości popełniamy błędy?

Neli patrzyła na Kala, na tę twarz, którą tak dobrze

znała, a która teraz, w blasku księżyca, wydawała się
znacznie młodsza.

- Myślę, że miłość nie polega na ranieniu ludzi,

R

S

background image

Kal, ale i nie chroni przed ranami. Miłość polega na
tym, żeby dzielić ból z ukochaną osobą, ale także, by
dzielić z nią radość. Jest jak pustynia ciągnąca się bez
końca, nie mająca granic. Trudno ją wymierzyć, podo-
bnie jak ziarnka piasku, na którym siedzimy. - Zwróci-
ła wzrok ku wydmom. - Czy mogę się ubiegać o stano-
wisko szefa oddziału oparzeń?

- Zostaniesz? - W jego głosie zabrzmiała radość

połączona z niedowierzaniem.

- Jeśli Patrick zdecyduje, że chciałby tu mieszkać,

to zostanę, żeby być blisko niego. Przyjechałam na
pustynię właśnie po to, żeby podjąć decyzję. Zastano-
wić się, co będzie dla niego najlepsze. Nie chcę z tobą
o niego walczyć ani stawiać go przed wyborem, ja czy
ty. Ostatnio i tak już tyle przeszedł, że niepotrzebna mu
jeszcze dodatkowa presja ze strony osób, które prze-
cież go kochają.

- Ale ty zostaniesz ze mną! Będziemy rodziną!

Oczywiście możesz pracować, jeśli chcesz. Nie mog-
libyśmy marzyć o lepszym specjaliście, ale mówiłaś to
tak, jakbyśmy...

- Jakbyśmy mieli być z dala od siebie? A czyż tak

by nie było, Kal? Nawet gdybyśmy mieszkali razem ze
względu na Patricka, czy i tak nie bylibyśmy osobno?

- Nie wierzysz, że cię kocham - stwierdził głucho.
- Jak mogę wierzyć, skoro ty sam nie jesteś tego

pewien? Skoro wciąż uważasz mnie za obsesję i myś-
lisz o leczeniu. Możemy dzielić dom, nawet łóżko, tak,
pod tym względem wszystko będzie się doskonale
układać, ale w środku, Kal, ja będę umierać. Wybacz,
jeśli zabrzmiało to dramatycznie, ale miłość nie może

R

S

background image

żyć w próżni. Musi być podsycana, i to nie prezentami
i obietnicami, ale uczuciem.

Kal wstał i odszedł, patrząc przed siebie na rozległe

morze piasku. A potem odwrócił się i wzniósł ręce
w stronę nieba.

- Co zrobić, kiedy słowa nie wystarczają? - rzucił

pytanie ku gwiazdom. - Tutaj podziwiamy potęgę
natury, ale jak okazać potęgę miłości?

Odwrócił się, podszedł z powrotem do Neli i ukląkł

przed nią.

- Tak, to jest obsesja, ale nie chcę żadnej terapii,

ponieważ jest to również miłość. Miłość tak silna
i głęboka, tak wszechogarniająca, że możesz ją uznać
za obsesję. Ale niezależnie od tego, jak ją nazwiesz,
mam nadzieję, że będzie trwać do końca mojego życia.
-Ujął jej dłonie i podniósł je do ust. - I mam nadzieję,
że będziesz ze mną przez resztę życia...

Serce Neli biło mocno jak szalone.
- Kal? - szepnęła, a w jej głosie brzmiała niepew-

ność i niedowierzanie.

Przyciągnął ją do siebie i pokrył jej twarz delikat-

nymi pocałunkami.

- Kocham cię, Neli - powiedział. - Byłem tego

pewien od chwili, kiedy zobaczyłem cię na lotnisku. Ale
jakiś dziwny upór nie pozwalał mi się do tego przyznać.
Im bardziej jednak wypierałem się tego uczucia i szydzi-
łem z niego, tym bardziej się upewniałem, że to miłość.

Ujął w dłonie jej twarz i spojrzał głęboko w oczy.
- Jestem zwykle opanowany i potrafię się kont-

rolować - dodał - ale w stosunku do ciebie zupełnie
straciłem głowę, a to fakt przerażający dla al Kalady.

R

S

background image

- A więc będziesz przerażony, dopóki będziemy

razem? - zażartowała szczęśliwa, że znowu zdarza się
jej cud miłości. Cud miłości z Kalem i Patrickiem, ich
synem.

- Pewnie tak - odparł z ponurą miną.
- To dobrze. Bo jedną z dobrych stron miłości jest

to, że kiedy jesteś przerażony, masz obok siebie kogoś,
kto doda ci otuchy, biorąc cię w ramiona.

Pocałowała go, a potem wzięła go w ramiona i moc-

no przytuliła.

R

S


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron