200714
200714
200714
w przygotowaniu:
Adrian Mole i broƒ masowego ra˝enia
MOLE sekretny s2 tytul 20-10-2005 20:39 Page 1 (Black plate)
200714
200714
Tytu³ orygina³u:
The Secret Diary of Adrian Mole Aged 13 3/4
Copyright © 1982 by Sue Townsend
Copyright © for the Polish edition
by Wydawnictwo W.A.B., 2003
Copyright © for the Polish translation
by Wydawnictwo W.A.B., 2003
Wydanie II
Warszawa 2005
2
H:...sekretny00-2sklad.vp
Wed Oct 19 15:59:07 2005
Color profile: Disabled
Composite Default screen
200714
Dla Colina,
a tak¿e dla Seana, Dana, Vicki oraz Elizabeth
z mi³oœci¹ i wdziêcznoœci¹
Pawe³ek szed³ ze œciœniêtym sercem. (…) Mimo to pro-
wadzi³ z matk¹ w czasie drogi zwyk³¹ pogawêdkê. Za nic
na œwiecie nie przyzna³by siê jej, jak g³êboko cierpi w takich
chwilach, ona zaœ domyœla³a siê tego tylko czêœciowo.
D.H. Lawrence, Synowie i kochankowie,
przek³ad Zofii Sroczyñskiej
3
H:...sekretny00-2sklad.vp
Wed Oct 19 15:59:07 2005
Color profile: Disabled
Composite Default screen
200714
4
H:...sekretny00-2sklad.vp
Wed Oct 19 15:59:07 2005
Color profile: Disabled
Composite Default screen
200714
zima
200714
200714
czwartek 1 stycznia, œwiêto pañstwowe w Anglii, Irlandii,
Szkocji i Walii
Oto moje postanowienia noworoczne:
1. Bêdê przeprowadza³ œlepców przez ulicê.
2. Bêdê wiesza³ spodnie.
3. Bêdê wk³ada³ p³yty do ok³adek.
4. Nie zacznê paliæ.
5. Przestanê wyciskaæ pryszcze.
6. Bêdê dobry dla psa.
7. Bêdê pomaga³ ubogim i niedouczonym.
8. Po wys³uchaniu odra¿aj¹cych odg³osów, które wczo-
raj wieczorem dobieg³y mnie z do³u, przysiêgam tak¿e, ¿e
nigdy nie wezmê do ust alkoholu.
Na wczorajszym przyjêciu ojciec upi³ psa wiœniówk¹.
Bêdzie mia³ za swoje, je¿eli Królewskie Towarzystwo
Opieki nad Zwierzêtami siê o tym dowie. Od Bo¿ego
Narodzenia minê³o ju¿ osiem dni, a matka ani razu nie
w³o¿y³a fartucha z zielonego lureksu, który podarowa³em
jej na Gwiazdkê! W przysz³ym roku dostanie szyszki do
k¹pieli!
Ale¿ mam pecha! W pierwszy dzieñ Nowego Roku
zrobi³ mi siê pryszcz na brodzie!
9
200714
pi¹tek 2 stycznia, œwiêto pañstwowe Szkocji, pe³nia
ksiê¿yca
Czujê siê dzisiaj fatalnie. Wszystko przez matkê, która
o drugiej w nocy zaczê³a œpiewaæ My Way, stoj¹c u szczytu
schodów. To po prostu pech mieæ tak¹ matkê. Ale jest na-
dzieja, ¿e moi rodzice oka¿¹ siê alkoholikami. W przysz³ym
roku móg³bym ju¿ byæ w domu dziecka.
Pies odegra³ siê na ojcu. Podskoczy³ i str¹ci³ jego model
¿aglowca, po czym wybieg³ do ogrodu, pl¹cz¹c siê w takie-
lunku. Ojciec powtarza³ w kó³ko:
– Trzy miesi¹ce pracy szlag trafi³.
Pryszcz na moim podbródku robi siê coraz wiêkszy.
To wina matki, która nie ma pojêcia o witaminach.
sobota 3 stycznia
Oszalejê z niewyspania! Ojciec zabroni³ psu wchodziæ
do domu, wiêc ten przez ca³¹ noc szczeka³ pod moim
oknem! Ale mam pecha! Ojciec krzycza³ i g³oœno prze-
klina³; jeœli nie bêdzie uwa¿a³, policja go zamknie za sianie
publicznego zgorszenia.
Ten pryszcz to chyba wrzód. Ale mam pecha, ¿e mi
wyskoczy³ w takim widocznym miejscu. Zwróci³em matce
uwagê, ¿e nie dosta³em dzisiaj witaminy C. Powiedzia³a:
– To idŸ i kup sobie pomarañczê.
Typowe.
Nadal nie nosi fartucha z lureksu.
Z radoœci¹ wrócê do szko³y.
niedziela 4 stycznia, druga po Bo¿ym Narodzeniu
Ojciec ma grypê. Wcale siê nie dziwiê, przy takiej
diecie! Matka wysz³a w deszcz, ¿eby kupiæ mu syrop z wita-
min¹ C, ale za póŸno, czego nie omieszka³em jej powie-
10
200714
dzieæ. I tak cud, ¿e nie dostaliœmy szkorbutu. Matka twier-
dzi, ¿e nic nie widzi na moim podbródku, ale pewnie ma
poczucie winy z powodu naszej diety.
Pies uciek³ na ulicê, bo matka nie zamknê³a furtki.
Zepsu³em ramiê gramofonu stereo. Nikt jeszcze o tym nie
wie; przy odrobinie szczêœcia ojciec d³ugo bêdzie chory,
a poza mn¹ tylko on go u¿ywa. Fartucha wci¹¿ ani œladu.
poniedzia³ek 5 stycznia
Pies nie wróci³. Jakoœ spokojniej bez niego. Matka za-
dzwoni³a na policjê, ¿eby podaæ im opis, w którym pies
wypad³ jeszcze gorzej ni¿ w rzeczywistoœci, kud³y na
oczach i w ogóle. Moim zdaniem policja ma wa¿niejsze
sprawy na g³owie ni¿ szukanie psów, na przyk³ad ³apanie
morderców. Powiedzia³em to matce, ale i tak do nich za-
dzwoni³a. Bêdzie mia³a za swoje, jeœli zostanie zamor-
dowana z powodu psa.
Ojciec wci¹¿ wyleguje siê w ³ó¿ku. Podobno jest chory,
lecz zauwa¿y³em, ¿e nadal pali!
Dzisiaj wpad³ Nigel. Opali³ siê podczas ferii œwi¹-
tecznych. Uwa¿am, ¿e na pewno siê rozchoruje od tego
angielskiego zimna. Jego rodzice pope³nili b³¹d, zabieraj¹c
go za granicê.
Nigel nie ma ani jednego pryszcza.
wtorek 6 stycznia, œwiêto Objawienia Pañskiego
(Trzech Króli), nów
Pies ma niez³e k³opoty!
Zrzuci³ z roweru stra¿nika, sprawdzaj¹cego parkometry,
i pomiesza³ mu wszystkie mandaty. Z pewnoœci¹ teraz
wszyscy wyl¹dujemy w s¹dzie. Policjant pouczy³ nas, ¿e
musimy pilnowaæ psa, i zapyta³, od kiedy kuleje. Matka
11
200714
odpar³a, ¿e wcale nie kuleje, po czym go obejrza³a. W lewej
przedniej ³apie uwiêz³a mu ma³a figurka pirata.
Pies, wyraŸnie zadowolony, ¿e matka usunê³a pirata,
skoczy³ na policjanta i pobrudzi³ mu mundur zab³oconymi
³apami. Matka przynios³a z kuchni œcierkê, w któr¹ przed-
tem wytar³em nó¿ po d¿emie truskawkowym, wiêc mundur
zacz¹³ wygl¹daæ jeszcze gorzej. W koñcu policjant poszed³
sobie. Jestem pewien, ¿e s³ysza³em, jak zakl¹³. Móg³bym
z³o¿yæ na niego doniesienie.
Sprawdzê w nowym s³owniku, co znaczy „Objawienie”.
œroda 7 stycznia
Dziœ rano przyjecha³ Nigel na nowym rowerze, wypo-
sa¿onym w bidon, licznik kilometrów, szybkoœciomierz,
¿ó³te siode³ko i bardzo cienkie ko³a wyœcigowe. Taki rower
marnuje siê u Nigela, który jeŸdzi tylko po zakupy i z po-
wrotem. Gdyby nale¿a³ do mnie, objecha³bym na nim ca³y
kraj i mia³ jakieœ prze¿ycia.
Mój pryszcz czy wrzód osi¹gn¹³ szczyt wzrostu. Chyba
nie mo¿e ju¿ byæ wiêkszy!
Znalaz³em w s³owniku wyraz, który opisuje mojego
ojca. To s y m u l a n t. Wci¹¿ le¿y w ³ó¿ku i opija siê
syropem z witamin¹ C.
Pies zosta³ zamkniêty w sk³adziku na wêgiel.
Objawienie ma coœ wspólnego z trzema królami. Wielkie
mi rzeczy!
czwartek 8 stycznia
Teraz matka ma grypê, co oznacza, ¿e muszê siê zajmo-
waæ obojgiem rodziców. Ale mam pecha!
Przez ca³y dzieñ biega³em tam i z powrotem po scho-
dach. Ugotowa³em dla nich porz¹dny obiad – dwa sadzone
12
200714
jajka z fasol¹, a na deser kasza manna z puszki (dobrze,
¿e mia³em na sobie fartuch z zielonego lureksu, bo sadzone
jajka wymknê³y siê z patelni i rozmaza³y po mojej osobie).
Z trudem powstrzyma³em siê od uwag, widz¹c, ¿e rodzice
niczego nie tknêli. Przecie¿ nie s¹ a¿ tak chorzy! Zanios³em
wszystko psu do sk³adzika na wêgiel. Jutro przychodzi
babcia, wiêc musia³em wyszorowaæ przypalone garnki,
a potem zabraæ psa na spacer. Po³o¿y³em siê dopiero o wpó³
do dwunastej. Nic dziwnego, ¿e jestem niski jak na swój
wiek.
Postanowi³em, ¿e nie poœwiêcê siê medycynie zawo-
dowo.
pi¹tek 9 stycznia
Przez ca³¹ noc tylko kaszel, kaszel i kaszel. Jak nie jedno,
to drugie. Mogliby wykazaæ trochê zrozumienia, zwa¿yw-
szy, jaki ciê¿ki mia³em dzieñ.
Przysz³a babcia. Stan domu napawa j¹ obrzydzeniem.
Pokaza³em jej swój pokój, gdzie zawsze panuje ³ad i po-
rz¹dek. Da³a mi piêædziesi¹t pensów. Pokaza³em jej puste
butelki po alkoholu w koszu na œmieci. By³a zniesma-
czona.
Babcia wypuœci³a psa ze sk³adzika i oznajmi³a, ¿e zamy-
kaj¹c go, matka post¹pi³a okrutnie. Pies zwymiotowa³
na pod³ogê w kuchni, wiêc babcia znowu go zamknê³a.
Próbowa³a wycisn¹æ mój pryszcz na brodzie, co tylko
pogorszy³o jego stan. Powiedzia³em jej o zielonym fartu-
chu; wyzna³a mi, ¿e co roku daje matce na Gwiazdkê
nowy sweter ze stuprocentowego akrylu, a matka ani razu
¿ a d n e g o nie w³o¿y³a!
13
200714
sobota 10 stycznia, rano
Teraz z kolei chory jest pies! Wci¹¿ wymiotuje, wiêc
musia³em wezwaæ weterynarza. Matka poprosi³a, ¿ebym
mu nie mówi³, ¿e pies przez dwa dni by³ zamkniêty w sk³a-
dziku na wêgiel.
Zaklei³em pryszcz plastrem, ¿eby nie dosta³y siê do
niego zarazki z psa.
Weterynarz zabra³ psa ze sob¹. Mówi, ¿e chyba ma
zaparcie i musi byæ natychmiast operowany.
Babcia pok³óci³a siê z matk¹ i posz³a do domu. Znalaz³a
wszystkie swoje gwiazdkowe swetry pociête w torbie
ze szmatami. Coœ obrzydliwego, a tylu ludzi g³oduje.
Nasz s¹siad pan Lucas przyszed³ odwiedziæ matkê i ojca,
którzy wci¹¿ le¿¹ w ³ó¿ku. Przyniós³ kartkê z ¿yczeniami
szybkiego powrotu do zdrowia oraz kwiaty dla matki.
Matka siedzia³a w poœcieli ubrana w koszulê, obna¿aj¹c¹
spory kawa³ek klatki piersiowej, i rozmawia³a z panem
Lucasem obleœnym g³osem. Ojciec udawa³, ¿e œpi.
Nigel przyniós³ swoje p³yty. Krêci go punk, choæ ja nie
rozumiem, jaki to ma sens, skoro w ogóle nie s³ychaæ s³ów.
A poza tym odnoszê wra¿enie, ¿e stajê siê intelektualist¹.
To pewnie od tych wszystkich zmartwieñ.
po po³udniu
Poszed³em zobaczyæ, jak siê czuje pies. Jest ju¿ po ope-
racji. Weterynarz pokaza³ mi plastikowy worek pe³en
ró¿nych obleœnych przedmiotów, wœród których dostrzeg-
³em kawa³ek wêgla, szyszkê z choinki oraz kilku piratów
z ojcowskiego ¿aglowca. Jeden z piratów wymachiwa³
szabl¹, co musia³o byæ dla psa bardzo bolesne. Teraz pies
wygl¹da znacznie lepiej. Pewnie za dwa dni wróci do nas,
niestety.
Kiedy dotar³em do domu, ojciec k³óci³ siê z babci¹ przez
telefon o puste butelki w koszu na œmieci.
14
200714
Pan Lucas rozmawia³ z matk¹ na górze. Po jego wyjœciu
ojciec poszed³ do sypialni i zrobi³ matce awanturê. Roz-
p³aka³a siê. Ojciec jest w z³ym humorze, co oznacza, ¿e
lepiej siê czuje. Zaparzy³em matce herbatê, chocia¿ mnie
o to nie prosi³a, ale znowu siê rozp³aka³a. Niektórym
ludziom nie mo¿na dogodziæ!
Pryszcz wci¹¿ narywa.
niedziela 11 stycznia, pierwsza po Objawieniu Pañskim
Teraz wiem na pewno, ¿e jestem intelektualist¹. Wczoraj
w telewizji ogl¹da³em Malcolma Muggeridge’a i rozumia-
³em prawie ka¿dy wyraz. Wszystko siê zgadza – nieudane
¿ycie rodzinne, marna dieta, brak upodobania do muzyki
punk. Chyba siê zapiszê do biblioteki i zobaczê, co z tego
wyniknie.
Szkoda, ¿e w naszej okolicy nie mieszkaj¹ ¿adni intelek-
tualiœci. Pan Lucas co prawda nosi sztruksy, ale pracuje jako
agent ubezpieczeniowy. Ale mam pecha!
Pierwsza c o po Objawieniu Pañskim?
poniedzia³ek 12 stycznia
Pies wróci³. Ci¹gle li¿e sobie szwy, wiêc przy jedzeniu
siadam do niego ty³em.
Dziœ rano matka wsta³a z ³ó¿ka, ¿eby przygotowaæ psu
miejsce do spania, dopóki nie wyzdrowieje. Zrobi³a je z kar-
tonowego pud³a po proszkach do prania. Ojciec ostrzeg³ j¹,
¿e z tego powodu pies mo¿e zacz¹æ kichaæ, a jeœli popêkaj¹
mu szwy, weterynarz za powtórne szycie policzy nam
jeszcze wiêcej. Pok³ócili siê o ten karton, a potem ojciec
przyczepi³ siê do pana Lucasa. Chocia¿ nie mam pojêcia,
co wspólnego ma pan Lucas z psim legowiskiem. Tajemni-
cza sprawa.
15
200714
wtorek 13 stycznia
Ojciec wróci³ do pracy. Dziêki Bogu! Nie mam pojêcia,
jak matka z nim wytrzymuje.
Pan Lucas przyszed³ dziœ rano, ¿eby siê dowiedzieæ, czy
matce nie potrzeba pomocy. To bardzo mi³e z jego strony.
Pani Lucas my³a od zewn¹trz okna ich domu. Drabina, na
której sta³a, nie wygl¹da³a na zbyt bezpieczn¹. Napisa³em
do Malcolma Muggeridge’a p/g BBC z zapytaniem, co
robiæ, kiedy siê jest intelektualist¹. Oczekujê, ¿e szybko mi
odpisze, bo pod tym wzglêdem zaczyna mi doskwieraæ
samotnoœæ. Napisa³em wiersz, co zajê³o mi dwie minuty;
nawet s³awnym poetom idzie to znacznie wolniej. Wiersz
nosi tytu³ Kran, lecz jest bardzo g³êboki – tak naprawdê nie
chodzi w nim o kran, tylko o ¿ycie i te rzeczy.
Kran, napisa³ Adrian Mole
Z kranu ci¹gle kapie, znowu spaæ nie mogê,
Do rana nam ca³kiem zaleje pod³ogê.
Nie mamy zmywarki, dywan siê zmarnuje,
Nie wiem, czy na nowy ojciec zapracuje.
Mo¿e siê wykoñczyæ przez tê iloœæ pracy,
Tato, kup zmywarkê, wtedy bêdzie cacy!
Pokaza³em go matce, ale zaczê³a siê œmiaæ. Nie jest zbyt
bystra. Jeszcze nie wypra³a mi spodenek na WF, a jutro
zaczyna siê szko³a. W niczym nie przypomina matek z tele-
wizji.
œroda 14 stycznia
Zapisa³em siê do biblioteki. Wypo¿yczy³em Jak dbaæ
o cerê, O powstawaniu gatunków oraz ksi¹¿kê tej baby,
o której matka bez przerwy glêdzi. Ksi¹¿ka nazywa siê
Duma i uprzedzenie, a napisa³a j¹ jakaœ Jane Austen.
16
200714
Zauwa¿y³em, ¿e mój wybór zrobi³ wra¿enie na biblio-
tekarce; niewykluczone, ¿e te¿ jest intelektualistk¹, tak jak
ja. Nie zwróci³a uwagi na pryszcz, wiêc mo¿e siê zmniej-
szy³? Najwy¿szy czas!
Pan Lucas pi³ z matk¹ kawê w kuchni. W pomieszczeniu
by³o pe³no dymu. Zanosili siê œmiechem, ale urwali, kiedy
wszed³em.
W domu obok pani Lucas czyœci³a rynny. Odnios³em
wra¿enie, ¿e jest w z³ym humorze. Ma³¿eñstwo pañstwa
Lucasów chyba nie jest udane. Biedny pan Lucas!
¯aden z nauczycieli w szkole nie zauwa¿y³, ¿e sta³em
siê intelektualist¹. Po¿a³uj¹, kiedy bêdê s³awny. W klasie
pojawi³a siê nowa dziewczyna, siedzi ze mn¹ na geogra-
fii. Jest w porz¹dku. Na imiê ma Pandora, ale lubi, jak siê
na ni¹ mówi „Box”, nie pytajcie, dlaczego. Móg³bym siê
w niej zakochaæ. Pora, ¿ebym siê zakocha³, w koñcu mam
lat 13 i 3/4.
czwartek 15 stycznia
Pandora ma w³osy koloru melasy, d³ugie, takie jak po-
winny byæ w³osy dziewczyny. Ma te¿ niez³¹ figurê. Widzia-
³em, jak przy grze w siatkówkê podrygiwa³a jej klatka
piersiowa. Poczu³em siê dziwnie. To chyba jest to!
Psu usuniêto szwy. Ugryz³ weterynarza, ale s¹dzê, ¿e jest
do tego przyzwyczajony (to znaczy weterynarz; wiadomo,
¿e pies jest przyzwyczajony).
Ojciec odkry³, ¿e zepsu³o siê ramiê gramofonu. Sk³a-
ma³em – powiedzia³em, ¿e pies na nie naskoczy³. Ojciec
zapowiedzia³, ¿e odczeka, a¿ pies dojdzie do siebie po ope-
racji, a potem go skopie. Mam nadziejê, ¿e ¿artowa³.
Kiedy wróci³em ze szko³y, pan Lucas znowu siedzia³
w kuchni. Matka czuje siê lepiej, wiêc nie pojmujê, po co on
jeszcze przychodzi. Tajemnicza sprawa. Pani Lucas sadzi³a
17
200714
drzewka po ciemku. Przeczyta³em kawa³ek Dumy i uprze-
dzenia; to bardzo staromodne, uwa¿am, ¿e Jane Austen
powinna napisaæ coœ nowoczeœniejszego.
Pies ma oczy tego samego koloru co Pandora. Dostrzeg-
³em to tylko dlatego, ¿e matka podciê³a mu kud³y. Wygl¹da
gorzej ni¿ kiedykolwiek. Matka i pan Lucas naœmiewali siê
z jego nowej fryzury, co nie jest zbyt mi³e, bo pies nie mo¿e
pozwoliæ sobie na reakcjê, podobnie jak rodzina królewska.
Idê wczeœniej do ³ó¿ka, ¿eby porozmyœlaæ o Pandorze
i poæwiczyæ rozci¹ganie pleców. Przez dwa tygodnie nic nie
uros³em. Zostanê kar³em, jak tak dalej pójdzie.
Je¿eli pryszcz siê utrzyma, to w sobotê poradzê siê leka-
rza. Nie mogê tak ¿yæ, wszyscy siê na mnie gapi¹.
pi¹tek 16 stycznia
Przyszed³ pan Lucas i zaproponowa³, ¿e zawiezie matkê
samochodem do sklepu. Podrzucili mnie do szko³y. Z przy-
jemnoœci¹ wysiad³em z samochodu, gdzie a¿ siê k³êbi³o
od chichotu i dymu tytoniowego. Po drodze widzieli-
œmy pani¹ Lucas, która nios³a wielkie torby z zakupami.
Matka jej pomacha³a, ale pani Lucas nie mia³a czym od-
machaæ.
Dziœ by³a geografia, wiêc znów przez ca³¹ lekcjê siedzia-
³em z Pandor¹, która co dzieñ wygl¹da ³adniej. Powie-
dzia³em, ¿e ma takie same oczy jak mój pies. Zapyta³a, jaki
to pies. Odpar³em, ¿e kundel.
Po¿yczy³em jej niebieski flamaster, ¿eby mog³a obry-
sowaæ kontur Wysp Brytyjskich.
S¹dzê, ¿e docenia moje ma³e uprzejmoœci.
Zacz¹³em dzisiaj czytaæ O powstawaniu gatunków, ale
ksi¹¿ka nie dorównuje serialowi telewizyjnemu. Za to
poradnik Jak dbaæ o cerê to strza³ w dziesi¹tkê! Otworzy-
³em go na stronach dotycz¹cych witamin. Mam nadziejê,
18
200714
¿e matka zrozumie aluzjê; ksi¹¿ka le¿y na kuchennym stole
obok popielniczki, wiêc musi j¹ zauwa¿yæ.
Zapisa³em siê do lekarza w sprawie pryszcza. Zrobi³ siê
fioletowy.
sobota 17 stycznia
Dziœ rano obudzono mnie bardzo wczeœnie. Pani Lucas
betonowa³a podwórko od frontu i nie mog³a wy³¹czyæ
betoniarki, ¿eby beton nie zastyg³, kiedy go rozprowadza³a.
Pan Lucas poda³ jej herbatê. To naprawdê dobry cz³owiek.
Nigel przyszed³, ¿eby zapytaæ, czy nie wybra³bym siê
do kina, ale oœwiadczy³em, ¿e nie mogê, bo idê do lekarza
w sprawie pryszcza. Powiedzia³, ¿e nie widzi ¿adnego
pryszcza, ale chyba przez uprzejmoϾ, bo dzisiaj pryszcz
jest bardzo rozleg³y.
Doktor Taylor to z pewnoœci¹ jeden z tych przepra-
cowanych lekarzy, o których tyle siê czyta w prasie. Wcale
nie zbada³ pryszcza, tylko powiedzia³, ¿ebym siê nie mar-
twi³, po czym zapyta³, czy u nas wszystko dobrze. Opowie-
dzia³em mu o fatalnych stosunkach w domu oraz o swojej
marnej diecie, ale odpar³, ¿e jestem doskonale od¿ywiony
i ¿e mog³oby byæ gorzej. To ma byæ s³u¿ba zdrowia?
Za³atwiê sobie pracê przy rozwo¿eniu gazet i pójdê
gdzieœ prywatnie.
niedziela 18 stycznia, druga po Objawieniu Pañskim,
w Oksfordzie zaczyna siê semestr wiosenny
Pani Lucas pok³óci³a siê z moj¹ matk¹ o psa, który jakoœ
wydosta³ siê z domu i zostawi³ œlady na jej œwie¿ym beto-
nie. Ojciec zaproponowa³, ¿e odda psa do uœpienia, ale mat-
ka zaczê³a p³akaæ, wiêc obieca³, ¿e tego nie zrobi. Awantu-
rze przys³uchiwali siê wszyscy s¹siedzi, którzy akurat myli
19
200714
samochody na ulicy. Czasami naprawdê nienawidzê tego
psa!
Przypomnia³o mi siê, ¿e postanowi³em pomagaæ ubogim
i niedouczonym, wiêc zanios³em swoje roczniki pisemka
„Beano” niezamo¿nej rodzinie, mieszkaj¹cej na s¹siedniej
ulicy. Wiem, ¿e s¹ biedni, bo maj¹ tylko czarno-bia³y tele-
wizor. Drzwi otworzy³ mi jakiœ ch³opak, lecz gdy wyjaœ-
ni³em, po co przyszed³em, spojrza³ na roczniki, oznajmi³:
– Czyta³em to! – i zatrzasn¹³ mi drzwi przed nosem. Tak siê
koñczy pomaganie ubogim!
poniedzia³ek 19 stycznia
Przy³¹czy³em siê do szkolnej grupy o nazwie Mi³osierni
Samarytanie. Chodzimy po okolicy z pomoc¹ i w ogóle.
Dziêki temu w poniedzia³ki po po³udniu omija nas matma.
Dzisiaj rozdzielaliœmy zadania. Mnie skierowano do
sekcji emerytów, a Nigelowi dosta³o siê obleœne zajêcie
– musi opiekowaæ siê ma³ymi dzieæmi podczas zabaw.
Zemdli³o go jak kota.
Nie mogê siê doczekaæ nastêpnego poniedzia³ku. Dosta-
nê kasetê, ¿eby nagraæ opowieœci staruszków o wojnie
i temu podobnych rzeczach. Miejmy nadziejê, ¿e przydziel¹
mi kogoœ z dobr¹ pamiêci¹.
Pies znów by³ u weterynarza. Beton przyklei³ mu siê
do ³ap; nic dziwnego, ¿e w nocy tak ha³asowa³ na scho-
dach. Dziœ przy obiedzie w szkole Pandora uœmiechnê³a siê
do mnie, lecz w³aœnie d³awi³em siê chrz¹stk¹, wiêc nie mog-
³em odwzajemniæ uœmiechu. Ale mam pecha!
20
200714
wtorek 20 stycznia, pe³nia ksiê¿yca
Matka szuka pracy!
Teraz ju¿ na pewno skoñczê jako m³odociany prze-
stêpca, wa³êsaj¹cy siê po ulicach i w ogóle. Co zrobiê
w ferie? Bêdê przesiadywa³ w pralni samoobs³ugowej, ¿eby
siê ogrzaæ? Albo zostanê dzieciakiem z kluczem na szyi,
cokolwiek to oznacza? I kto zajmie siê psem? Co bêdê jad³
przez ca³y dzieñ? Bêdê musia³ siê od¿ywiaæ chrupkami
i s³odyczami, od których zrujnujê sobie cerê i wypadn¹
mi zêby.
Uwa¿am, ¿e matka zachowuje siê bardzo samolubnie.
A w pracy i tak siê nie sprawdzi – nie jest zbyt bystra
i za du¿o pije w œwiêta Bo¿ego Narodzenia.
Zadzwoni³em do babci, ¿eby siê jej poskar¿yæ. Pocie-
szy³a mnie, ¿e w wakacje bêdê móg³ mieszkaæ u niej, a po
po³udniu chodziæ na spotkania w Klubie Seniora i tak dalej.
Teraz ¿a³ujê, ¿e zadzwoni³em.
Na przerwie odby³o siê zebranie Samarytan. Podzie-
liliœmy siê emerytami. Mnie dosta³ siê staruszek, niejaki
Bert Baxter, który ma osiemdziesi¹t dziewiêæ lat, wiêc
pewnie nie bêdê siê nim d³ugo zajmowa³. Jutro idê do niego
w odwiedziny. Mam nadziejê, ¿e nie trzyma psa. Nie znoszê
psów. Albo s¹ u weterynarza, albo stoj¹ i zas³aniaj¹ tele-
wizor.
œroda 21 stycznia
Pañstwo Lucas siê rozwodz¹! S¹ pierwsi na naszej ulicy.
Matka posz³a pocieszyæ pana Lucasa. Musia³ byæ bardzo
zdenerwowany, bo kiedy ojciec wróci³ z pracy, wci¹¿
jeszcze tam siedzia³a. Pani Lucas pojecha³a gdzieœ taksów-
k¹. Chyba odesz³a na zawsze, bo zabra³a ze sob¹ komplet
kluczy francuskich. Biedny pan Lucas, teraz bêdzie musia³
sam sobie robiæ pranie i w ogóle.
21
200714
Ojciec przygotowa³ podwieczorek. Jedliœmy ry¿ z curry
z torebek; to wszystko, co znaleŸliœmy w lodówce, jeœli nie
liczyæ torby z czymœ zielonym, od czego odpad³a etykieta.
Ojciec za¿artowa³, ¿e wyœle to coœ do sanepidu. Matka jakoœ
siê nie œmia³a; mo¿e rozmyœla³a o biednym panu Lucasie,
który zosta³ ca³kiem sam.
Po podwieczorku poszed³em odwiedziæ starego pana
Baxtera. Ojciec mnie podrzuci³ w drodze na mecz badmin-
tona. Dom pana Baxtera trudno dostrzec z ulicy, jest ca³y
obroœniêty ¿ywop³otem z ligustru. Kiedy zapuka³em,
w œrodku zawarcza³ pies, który zacz¹³ skakaæ do otworu
na listy. Zanim uciek³em, dobieg³ mnie brzêk przewraca-
nych butelek i mêski g³os ciskaj¹cy przekleñstwa. Mam
nadziejê, ¿e pomyli³em adres.
W drodze powrotnej spotka³em Nigela. Powiedzia³ mi,
¿e ojciec Pandory jest mleczarzem! Trochê siê do niej znie-
chêci³em.
Kiedy wróci³em, nikogo nie by³o w domu, wiêc nakarmi-
³em psa, obejrza³em pryszcz i poszed³em spaæ.
czwartek 22 stycznia
To ohydne k³amstwo, ¿e ojciec Pandory jest mlecza-
rzem! Pracuje w mleczarni jako ksiêgowy. Pandora mówi,
¿e jeœli Nigel nadal bêdzie j¹ szkalowa³, to mu przy³o¿y.
Znowu jestem w niej zakochany.
Nigel zaprosi³ mnie jutro do klubu m³odzie¿owego na
dyskotekê, zorganizowan¹ w celu zdobycia funduszy na no-
we pi³eczki do ping-ponga. Nie wiem, czy pójdê, bo Nigel
w weekendy jest punkiem. Jego matka na to pozwala, pod
warunkiem ¿e Nigel wk³ada siatkow¹ koszulkê pod T-shirt
z symbolami sado-maso.
Matka wybiera siê na rozmowê w sprawie pracy. Bez
przerwy æwiczy maszynopisanie, wiêc nie ma czasu goto-
22
200714
waæ. Co bêdzie, je¿eli naprawdê dostanie tê posadê? Ojciec
stanowczo powinien zrobiæ z tym porz¹dek, zanim nasza
rodzina siê rozpadnie.
pi¹tek 23 stycznia
Nigdy wiêcej nie pójdê do dyskoteki. Oprócz mnie
i dzia³acza m³odzie¿owego Ricka Lemona byli tam sami
punkowcy. Nigel przez ca³¹ noc siê popisywa³. Skoñczy³o
siê tym, ¿e wpi¹³ sobie agrafkê w ucho, po czym mój ojciec
musia³ go zawieŸæ do szpitala naszym samochodem. Rodzi-
ce Nigela nie posiadaj¹ samochodu – jego ojciec ma
w g³owie stalow¹ p³ytkê, a matka mierzy zaledwie pó³tora
metra. W gruncie rzeczy, nic dziwnego, ¿e Nigel okaza³ siê
taki wredny, skoro jego rodzicami s¹ maniak i karlica.
Wci¹¿ brak wieœci od Malcolma Muggeridge’a. Mo¿e
jest w z³ym nastroju? Intelektualiœci tacy jak on i ja czêsto
miewaj¹ depresjê. Zwykli ludzie nas nie rozumiej¹ i mówi¹,
¿e siê d¹samy, ale to nieprawda.
Pandora posz³a do szpitala odwiedziæ Nigela. Dosta³
od agrafki lekkiego zaka¿enia. Pandora s¹dzi, ¿e Nigel
jest niesamowicie odwa¿ny; ja s¹dzê, ¿e jest niesamowicie
g³upi.
Z powodu beznadziejnego maszynopisania matki przez
ca³y dzieñ bola³a mnie g³owa, ale nie narzekam. Teraz ju¿
muszê po³o¿yæ siê spaæ. Jutro mam iœæ z wizyt¹ do Berta
Baxtera. Adres okaza³ siê w³aœciwy, NIESTETY!
sobota 24 stycznia
Dzisiaj by³ najgorszy dzieñ mojego ¿ycia. Matka dosta³a
posadê jako beznadziejna maszynistka w firmie ubezpie-
czeniowej! Zaczyna od poniedzia³ku! Pan Lucas, który
pracuje w tej samej firmie, bêdzie j¹ codziennie podwozi³.
23
200714
Ojciec siê z³oœci – s¹dzi, ¿e wysiada mu g³owica.
Co najgorsze, Bert Baxter wcale nie jest mi³ym emery-
tem! Pije, pali i ma owczarka alzackiego imieniem Szabla,
który siedzia³ zamkniêty w kuchni przez ca³y czas,
gdy strzyg³em potê¿ny ¿ywop³ot, lecz ani na chwilê nie
przestawa³ warczeæ.
A co ju¿ zupe³nie najgorsze, Pandora umówi³a siê
z Nigelem!!! Chyba ju¿ nigdy nie otrz¹snê siê z szoku.
niedziela 25 stycznia, trzecia po Objawieniu Pañskim
10.00
Jestem wrêcz chory ze zmartwienia i za s³aby, ¿eby du¿o
pisaæ. Nikt nawet nie zauwa¿y³, ¿e nie jad³em œniadania.
14.00
W po³udnie za¿y³em dwie aspiryny dla dzieci, co tro-
chê podnios³o mnie na duchu. Niewykluczone, ¿e kiedy
bêdê s³awny i mój dziennik zostanie odkryty, ludzie wresz-
cie pojm¹, jaka to udrêka byæ nieodkrytym intelektualist¹
w wieku lat 13 i
3
/
4
.
18.00
Pandoro! Moja utracona mi³oœci!
Nigdy ju¿ nie pog³aszczê twych w³osów barwy melasy!
(Ale mój niebieski flamaster jest wci¹¿ do twej dyspozycji.)
20.00
Pandoro! Pandoro! Pandoro!
22.00
Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
24
200714
pó³noc
Zjad³em kanapkê z past¹ z krabów i mandarynkê sat-
suma (ze wzglêdu na cerê). Czujê siê trochê lepiej. Mam na-
dziejê, ¿e Nigel spadnie z roweru i jakaœ ciê¿arówka rozje-
dzie go na placek. Nigdy wiêcej siê do niego nie odezwê.
Wiedzia³, ¿e siê kocham w Pandorze! Gdybym na Gwiazd-
kê dosta³ rower wyœcigowy, a nie parszywy cyfrowy budzik
z radiem stereo, to wszystko by siê nie wydarzy³o.
poniedzia³ek 26 stycznia
Musia³em opuœciæ ³o¿e boleœci, ¿eby przed pójœciem
do szko³y odwiedziæ Berta Baxtera. Czu³em siê tak s³abo,
¿e szed³em tam ca³e wieki, od czasu do czasu zatrzymu-
j¹c siê, aby odpocz¹æ, jednak dziêki pomocy starszej pani
z d³ugim czarnym w¹sem jakoœ uda³o mi siê dotrzeæ do
drzwi wejœciowych. Bert Baxter le¿a³ jeszcze w ³ó¿ku,
ale rzuci³ mi klucze przez okno. Kiedy dosta³em siê do œrod-
ka, zamkniêty w sypialni Szabla zacz¹³ warczeæ i wyda-
waæ odg³osy, jakby rozszarpywa³ rêczniki albo coœ w tym
rodzaju.
Bert Baxter le¿a³ w ohydnym bar³ogu z papierosem
w ustach. W pokoju paskudnie cuchnê³o, myœlê, ¿e z po-
wodu samego Berta. Poœciel wygl¹da³a jak zalana krwi¹,
ale Bert wyjaœni³, ¿e to przez kanapki z burakami,
które jada tu¿ przed zaœniêciem. To by³ najobskurniejszy
pokój, jaki kiedykolwiek widzia³em (a przecie¿ nêdza
nie jest mi obca). Bert Baxter wrêczy³ mi dziesiêcio-
pensówkê i poprosi³, ¿ebym kupi³ mu w kiosku „Morning
Star”. A wiêc na domiar z³ego jest komunist¹! Zazwyczaj
gazetê przynosi mu Szabla, który teraz za karê pozostaje
w zamkniêciu, bo pogryz³ zlewozmywak.
Kioskarz kaza³ mi oddaæ Bertowi Baxterowi rachu-
nek (za gazety jest winien
¤31,97), lecz gdy to uczyni³em,
25
200714
Bert Baxter oœwiadczy³: – Lizusowaty gnojek w patrza³-
kach! – po czym podar³ rachunek, zanosz¹c siê œmiechem.
Nie zd¹¿y³em do szko³y, wiêc musia³em iœæ do sekretariatu,
¿eby mnie wpisano do ksi¹¿ki spóŸnieñ. Oto, jak mi siê
odwdziêczaj¹ za to, ¿e jestem Mi³osiernym Samarytani-
nem! A w dodatku musia³em odbêbniæ matmê! Widzia³em
Pandorê i Nigela, stoj¹cych blisko siebie w kolejce po
obiad, lecz postanowi³em ich zignorowaæ.
Pan Lucas wskutek opuszczenia po³o¿y³ siê do ³ó¿ka.
Matka zajmuje siê nim po pracy. Jest jedyn¹ osob¹, z któr¹
pan Lucas chce siê widywaæ. Kiedy wiêc matka znajdzie
czas, by zaj¹æ siê mn¹ i ojcem?
Ojciec siê obrazi³. Pewnie jest zazdrosny, ¿e pan Lucas
nie chce widywaæ siê z n i m.
pó³noc
Dobranoc, Pandoro, moje melasow³ose kochanie.
XXXXXXXXX
wtorek 27 stycznia
Dzisiaj na zajêciach ze sztuki by³o niesamowicie fajnie.
Namalowa³em samotnego ch³opca, stoj¹cego na moœcie.
Ten ch³opiec w³aœnie utraci³ sw¹ pierwsz¹ mi³oœæ na rzecz
by³ego najlepszego przyjaciela. By³y najlepszy przyjaciel
walczy³ o ¿ycie we wzburzonym nurcie rzeki, a ch³opiec
przygl¹da³ siê, jak tonie. By³y najlepszy przyjaciel trochê
przypomina³ Nigela, a ch³opiec by³ odrobinê podobny
do mnie. Pani Fossington-Gore powiedzia³a, ¿e w moim
obrazie „jest g³êbia”. W rzece te¿! Ha! Ha! Ha!
26
200714
œroda 28 stycznia
Obudzi³em siê lekko przeziêbiony. Poprosi³em matkê,
¿eby napisa³a mi zwolnienie z WF-u, ale oznajmi³a, ¿e nie
zamierza pieœciæ siê ze mn¹ ani dnia d³u¿ej! Ciekawe,
czy ona lubi³aby biegaæ po b³ocie na boisku w marzn¹cej
m¿awce, ubrana tylko w koszulkê i szorty gimnastyczne?
Kiedy w zesz³ym roku przysz³a popatrzeæ na „wyœcig
na trzech nogach”, w którym bra³em udzia³, w³o¿y³a futro
o r a z okry³a nogi kocem, o r a z to by³ czerwiec! Tak czy
owak, teraz ¿a³uje swej decyzji, bo graliœmy w rugby i tak
zab³oci³em strój, ¿e zatka³a siê rura odp³ywowa od pralki!
Zadzwoni³ weterynarz, ¿¹daj¹c, abyœmy zabrali psa
z jego gabinetu, gdzie przebywa ju¿ od dziewiêciu dni.
Ojciec twierdzi, ¿e bêdzie musia³ zaczekaæ do jutrzejszej
wyp³aty. Weterynarz przyjmuje wy³¹cznie gotówkê, a oj-
ciec nie ma ani grosza.
Pandoro! Dlaczego?
czwartek 29 stycznia
G³upi pies wróci³. Nie wyjdê z nim na spacer, dopóki
nie odroœnie mu sierœæ na ogolonych ³apach. Ojciec przy-
szed³ od weterynarza blady, bez przerwy powtarza³: „To
wyrzucone pieni¹dze”. Zapowiedzia³ te¿, ¿e odt¹d pies
bêdzie dostawa³ wy³¹cznie resztki z jego (ojca) talerza.
To oznacza, ¿e pies wkrótce zdechnie z g³odu.
pi¹tek 30 stycznia
Ten wstrêtny komuch Bert Baxter zadzwoni³ do szko³y,
¿eby siê poskar¿yæ, ¿e zostawi³em sekator na deszczu!
Twierdzi, ¿e ca³kowicie zardzewia³, i ¿¹da odszkodowa-
nia. Powiedzia³em panu Scrutonowi, który jest naszym
dyrektorem, ¿e sekator ju¿ przedtem by³ zardzewia³y, ale
27
200714
widzê, ¿e pan Scruton mi nie wierzy. Uraczy³ mnie tyrad¹
o tym, jak trudno jest starym ludziom zwi¹zaæ koniec
z koñcem, po czym kaza³ mi wróciæ do Berta Baxtera, ¿eby
wyczyœciæ oraz naostrzyæ sekator. Chcia³em mu opowie-
dzieæ, jaki Bert Baxter jest okropny, ale pan Scruton ma
w sobie coœ, od czego robi siê pusto w g³owie. To chyba
przez te jego oczy, które wyba³usza, kiedy siê wœcieka.
Id¹c do Berta Baxtera, zobaczy³em matkê, która wycho-
dzi³a od bukmachera w towarzystwie pana Lucasa. Macha-
³em i wo³a³em do nich, ale chyba mnie nie zauwa¿yli.
Cieszê siê, ¿e pan Lucas lepiej siê czuje. Bert Baxter nie
otworzy³ mi drzwi. Mo¿e ju¿ umar³?
Pandoro, dziecino, wci¹¿ o tobie myœlê.
sobota 31 stycznia
Ju¿ prawie luty, a ja nie mam komu wys³aæ kartki na
walentynki.
niedziela 1 lutego, czwarta po Objawieniu Pañskim
Wczoraj póŸnym wieczorem z do³u dobieg³y mnie
okropne wrzaski. Przewróci³ siê kosz na œmieci w kuchni
i ktoœ bez przerwy trzaska³ tylnymi drzwiami. Szkoda,
¿e moi rodzice nie s¹ bardziej wra¿liwi; mam za sob¹
prze¿ycia emocjonalne i muszê siê wysypiaæ. Có¿, trudno
oczekiwaæ, by zrozumieli, co to znaczy byæ zakochanym.
S¹ ma³¿eñstwem od czternastu i pó³ roku.
Po po³udniu poszed³em do Berta Baxtera, ale dziêki
Bogu pojecha³ do Skegness z Klubem Seniora. Szabla
wygl¹da³ przez okno bawialni, wiêc pokaza³em mu gest
Kozakiewicza. Mam nadziejê, ¿e go nie zapamiêta.
28
200714
poniedzia³ek 2 lutego, Matki Boskiej Gromnicznej
Pani Lucas wróci³a! Widzia³em, jak wyrywa³a z ziemi
drzewa i krzewy, po czym za³adowa³a je do furgonetki,
schowa³a narzêdzia i odjecha³a. Z boku furgonetki widnia³
napis „Schronienie Kobiet”. Pan Lucas przyszed³ pogadaæ
z matk¹. Zszed³em na dó³, ¿eby siê z nim przywitaæ, ale
ze zdenerwowania nie zwróci³ na mnie uwagi. Zapyta³em
matkê, czy mog³aby dziœ wróciæ wczeœniej z pracy, bo mam
dosyæ czekania na podwieczorek. Nie wróci³a.
Nigel zosta³ wyrzucony ze sto³ówki za przekleñstwa
pod adresem zupy z wk³adk¹. Powiedzia³, ¿e to „sama
cholerna zupa i ¿adnej wk³adki”. Uwa¿am, ¿e pani Leech
mia³a ca³kowit¹ racjê, ¿e go wyrzuci³a – w koñcu dzia³o siê
to przy pierwszoklasistach! My, trzecioklasiœci, musimy
dawaæ im przyk³ad. Pandora przygotowa³a list protes-
tacyjny w sprawie zupy, lecz nie zamierzam go podpisy-
waæ.
Dziœ by³ dzieñ Mi³osiernego Samarytanina, wiêc znowu
musia³em iœæ do Berta Baxtera. Ale za to unikn¹³em spraw-
dzianu z algebry! Ha! Ha! Ha! Bert podarowa³ mi laseczkê
wykonan¹ z t³ucznia ze Skegness oraz przeprosi³, ¿e na-
skar¿y³ w szkole z powodu sekatora. Powiedzia³, ¿e czu³ siê
samotny i chcia³ us³yszeæ jakiœ ludzki g³os. Ja tam nie
zadzwoni³bym do naszej szko³y, gdybym by³ najsamot-
niejsz¹ osob¹ na œwiecie. Lepiej ju¿ zadzwoniæ do zega-
rynki; ona siê odzywa co dziesiêæ sekund.
wtorek 3 lutego
Matka od wielu dni nie sprz¹ta. Chodzi do pracy, pocie-
sza pana Lucasa, czyta i pali, to wszystko. G³owica w samo-
chodzie ojca ostatecznie wysiad³a. Musia³em mu pokazaæ,
w którym miejscu wsi¹œæ w autobus do miasta. ¯eby czter-
dziestoletni mê¿czyzna nie wiedzia³, gdzie jest przystanek
29
200714
autobusowy! Ojciec wygl¹da³ tak niechlujnie, ¿e wstydzi-
³em siê z nim staæ; ucieszy³em siê, kiedy przyjecha³ auto-
bus. Krzykn¹³em jeszcze, ¿e na dole nie wolno paliæ, ale
tylko mi pomacha³, po czym natychmiast zapali³ papierosa.
Za to grozi piêædziesi¹t funtów grzywny! Gdybym to ja
zarz¹dza³ autobusami, kaza³bym ka¿demu palaczowi zap³a-
ciæ tysi¹c funtów, a w dodatku zjeœæ dwadzieœcia wood-
bine’ów.
Matka czyta Kobiecego eunucha Germaine Greer.
Twierdzi, ¿e to ksi¹¿ka, która mo¿e odmieniæ ¿ycie. Mojego
jakoœ nie odmieni³a, ale ja tylko zerkn¹³em do œrodka. Pe³no
w niej nieprzyzwoitych wyrazów.
œroda 4 lutego, pe³nia
Mia³em pierwsz¹ nocn¹ zmazê! A jednak w kwestii
Kobiecego eunucha matka mia³a racjê – ta ksi¹¿ka odmie-
ni³a moje ¿ycie.
Pryszcz siê zmniejszy³.
czwartek 5 lutego
Matka kupi³a sobie kombinezon, taki jakie nosz¹ mala-
rze i dekoratorzy. Odznaczaj¹ siê pod nim majtki – mam
nadziejê, ¿e nie wyjdzie w tym stroju na ulicê.
Jutro matka zamierza przek³uæ sobie uszy. Chyba robi
siê rozrzutna. Matka Nigela jest rozrzutna – co tydzieñ
kupuje pantofle na obcasach, wiêc bez przerwy dostaj¹
zawiadomienia, ¿e odcinaj¹ im elektrycznoœæ i w ogóle.
Chcia³bym wiedzieæ, gdzie siê podziewa dodatek rodzin-
ny. Wed³ug prawa nale¿y siê on mnie. Jutro zapytam o to
matkê.
30
200714
pi¹tek 6 lutego, wst¹pienie królowej na tron, 1952 rok
Parszywie jest mieæ pracuj¹c¹ matkê. Wpada z wielkimi
torbami zakupów, robi podwieczorek, po czym siê miota,
¿eby czym prêdzej siê wysztafirowaæ. Ale nadal nie sprz¹ta,
tylko pociesza pana Lucasa. O ile wiem, plasterek bekonu
miêdzy kuchenk¹ i lodówk¹ le¿y ju¿ trzy dni!
Zapyta³em j¹ dzisiaj o dodatek rodzinny. Rozeœmia³a siê
i odpar³a, ¿e kupuje za niego d¿in i papierosy. Bêdzie mia³a
za swoje, kiedy opieka spo³eczna siê o tym dowie!
sobota 7 lutego
Matka i ojciec krzyczeli na siebie przez kilka godzin
bez przerwy. Zaczê³o siê od plasterka bekonu obok lodów-
ki, po czym zmienili temat i zaczêli mówiæ o kosztach
naprawy samochodu ojca. Poszed³em na górê i w³¹czy³em
p³ytê Abby, ¿eby tego nie s³uchaæ. Ojciec mia³ czelnoœæ
z trzaskiem wtargn¹æ do mego pokoju i za¿¹daæ, bym
przyciszy³ gramofon! Przyciszy³em, ale kiedy zszed³ na dó³,
znowu zrobi³em g³oœniej.
Nikt nie ugotowa³ obiadu, wiêc poszed³em do chiñskiej
frytkarni, gdzie kupi³em torbê frytek i opakowanie sosu
sojowego. Zjad³em je pod wiat¹ przystanku autobusowego,
a potem w³óczy³em siê smutny po mieœcie. Wróci³em
do domu. Nakarmi³em psa. Poczyta³em trochê Kobiecego
eunucha. Poczu³em siê dziwnie. Poszed³em spaæ.
niedziela 8 lutego, pi¹ta po Objawieniu Pañskim
Ojciec przyszed³ rano do mojej sypialni, mówi¹c, ¿e
chce pogadaæ. Obejrza³ album z wycinkami o Kevinie Kee-
ganie, scyzorykiem przykrêci³ ga³kê do drzwi od szafy,
po czym zapyta³ o szko³ê. Nastêpnie oznajmi³, ¿e przy-
kro mu z powodu wczorajszej awantury, i wyjaœni³, ¿e
31
200714
„przechodz¹ z matk¹ z³y okres”. Chcia³ siê dowiedzieæ, czy
mam coœ do powiedzenia. Powiedzia³em, ¿e jest mi winien
trzydzieœci dwa pensy za chiñskie frytki z sosem sojowym.
Da³ mi funta – szeœædziesi¹t osiem pensów czystego zysku!
poniedzia³ek 9 lutego
Dziœ rano pod dom pañstwa Lucasów podjecha³a ciê-
¿arówka firmy przeprowadzkowej. Pani Lucas z jakimiœ
kobietami wynosi³a z domu meble i stawia³a je na chodniku,
a pan Lucas w tym czasie wygl¹da³ z okna sypialni. Robi³
wra¿enie wystraszonego. Pani Lucas rozeœmia³a siê i wska-
za³a go palcem, a pozosta³e kobiety zaczê³y siê œmiaæ
i zaœpiewa³y: Sk¹d on siê wzi¹³, taki œliczny?
Matka zadzwoni³a do pana Lucasa i zapyta³a, czy
dobrze siê czuje. Pan Lucas odpar³, ¿e dziœ nie pójdzie
do pracy, bo musi broniæ p³yt i sprzêtu stereo przed swoj¹
¿on¹. Ojciec pomóg³ pani Lucas za³adowaæ na ciê¿arówkê
kuchenkê gazow¹, a potem wraz z matk¹ poszli pieszo
na przystanek. Wola³em iœæ z ty³u – matka mia³a d³ugie,
zwisaj¹ce kolczyki, ojciec zaœ spodnie z mankietami. Kiedy
zaczêli siê k³óciæ, przeszed³em na drug¹ stronê ulicy
i dotar³em do szko³y okrê¿n¹, d³u¿sz¹ drog¹.
Dzisiaj u Berta Baxtera by³o fajnie. Opowiada³ mi
o I wojnie œwiatowej. Podobno Biblia, któr¹ zawsze nosi³
w kieszonce na piersi, ocali³a mu ¿ycie. Pokaza³ mi tê
Bibliê. Zosta³a wydrukowana w 1956 roku. Chyba Bert
ma pocz¹tki starczej demencji.
Pandoro! Wci¹¿ mnie drêczy wspomnienie o tobie!
wtorek 10 lutego
Pan Lucas zamieszka u nas, dopóki nie kupi sobie
nowych mebli.
32
200714
Ojciec wyjecha³ do Matlock, ¿eby spróbowaæ sprzedaæ
wielkiemu hotelowi piece elektryczne. Nasz gazowy bojler
ca³kiem wysiad³. W domu panuje lodowate zimno.
œroda 11 lutego, pierwsza kwadra
Ojciec zadzwoni³ z Matlock, ¿e nie zdo³a wróciæ na noc
do domu, bo zgubi³ kartê kredytow¹, wiêc matka i pan
Lucas przez ca³¹ noc usi³owali naprawiæ bojler. O dziesi¹tej
wieczorem zszed³em na dó³, ¿eby ich zapytaæ, czy nie
potrzebuj¹ pomocy, ale drzwi od kuchni siê zaciê³y. Pan
Lucas zawo³a³ do mnie, ¿e nie mo¿e otworzyæ, gdy¿ akurat
jest w kluczowym momencie, a matka mu pomaga i ma pe³-
ne rêce roboty.
czwartek 12 lutego, urodziny Lincolna
Wieczorem nakry³em w ³azience matkê zajêt¹ farbowa-
niem w³osów. To dla mnie ca³kowity szok. Przez lat trzy-
naœcie i trzy czwarte ¿y³em w przekonaniu, ¿e moja matka
jest ruda, a teraz siê okazuje, ¿e ma w³osy jasnobr¹zowe!
Matka poprosi³a, bym nie mówi³ nic ojcu. Ma³¿eñstwo
moich rodziców musi byæ naprawdê w kiepskim stanie!
Jestem ciekaw, czy on wie, ¿e ona nosi wk³adki do biusto-
nosza? Co prawda nie suszy ich na sznurku, ale zauwa-
¿y³em, ¿e wepchnê³a je do szafki na bieliznê przy samej
œciance. Zastanawiam siê, jakie jeszcze tajemnice skrywa
moja matka?
pi¹tek 13 lutego
Zaiste, by³ to dla mnie nieszczêœliwy dzieñ!
Pandora ju¿ nie siedzi ze mn¹ na geografii. Zast¹pi³
j¹ Barry Kent. Bez przerwy ode mnie przepisuje i dmucha
33
200714
mi w ucho gum¹ balonów¹. Poskar¿y³em siê pannie Elf,
ale ona równie¿ boi siê Barry’ego, wiêc ani s³owem nie
zwróci³a mu uwagi.
Pandora wygl¹da³a rozkosznie w spódnicy z rozciêciem,
obna¿aj¹cym nogi. Ma strup na kolanie. Owinê³a ramiê
pi³karskim szalikiem Nigela, ale panna Elf kaza³a jej
go zdj¹æ. Panna Elf nie boi siê Pandory. Wys³a³em jej kartkê
walentynkow¹ (Pandorze, nie pannie Elf).
sobota 14 lutego, dzieñ œw. Walentego
Dosta³em tylko jedn¹ kartkê z ¿yczeniami, lecz widnieje
na niej pismo matki, wiêc to siê nie liczy. Matce przys³ano
ogromn¹ walentynkê, tak wielk¹, ¿e furgonetka pocztowa
musia³a podjechaæ pod same drzwi. Matka okropnie siê
zaczerwieni³a, kiedy rozerwa³a kopertê. Kartka by³a niesa-
mowicie fajna; przedstawia³a jedwabnego s³onia, który
trzyma³ tr¹b¹ bukiet plastikowych kwiatów, a z jego pasz-
czy wychodzi³ balonik ze s³owami: „Czeœæ, s³odka! Nigdy
Ciê nie zapomnê!” Nie by³o ¿adnego podpisu, tylko serce
z imieniem „Pauline” poœrodku. Od ojca przysz³a bardzo
ma³a karteczka z bukiecikiem fioletowych kwiatków i napi-
sem: „Spróbujmy jeszcze raz”.
Oto wiersz, który do³¹czy³em do ¿yczeñ dla Pandory:
Pandoro! Pandoro!
Wielbiê ciê z pokor¹!
To proœba namiêtna –
Nie b¹dŸ obojêtna!
Napisa³em go lew¹ rêk¹, ¿eby siê nie domyœli³a, ¿e to
ode mnie.
34
200714
niedziela 15 lutego, siedemdziesi¹tnica
Wczoraj pan Lucas wróci³ do swego pustego domu.
Pewnie mia³ ju¿ dosyæ awantur o kartkê walentynkow¹
ze s³oniem. Powiedzia³em ojcu, ¿e matka nic nie poradzi
na to, ¿e jakiœ mê¿czyzna potajemnie j¹ adoruje. Ojciec
rozeœmia³ siê paskudnie i oœwiadczy³:
– Synu, musisz siê jeszcze du¿o nauczyæ.
W porze obiadu wynios³em siê do babci, która ugotowa³a
mi porz¹dny niedzielny posi³ek z sosem i oddzieln¹ porcj¹
wo³owiny w cieœcie. A poza tym babcia nigdy nie jest zbyt
zajêta, ¿eby zrobiæ prawdziwy budyñ.
Zabra³em ze sob¹ psa, wiêc po obiedzie wszyscy poszli-
œmy na popo³udniow¹ przechadzkê, ¿eby nam siê w brzu-
chach u³o¿y³o.
Od czasu awantury o swetry babcia nie odzywa siê do
mamy. Powiada, ¿e „jej noga nigdy wiêcej tam nie po-
stanie!”. Zapyta³a mnie, czy wierzê w ¿ycie po œmierci.
Odpar³em, ¿e nie, na co babcia oznajmi³a, ¿e wst¹pi³a
do Koœcio³a spirytualistów. Podobno s³ysza³a, jak dziadek
rozprawia o rabarbarze. Dziadek od czterech lat nie ¿yje!!!
W œrodê babcia znowu spróbuje nawi¹zaæ z nim kontakt.
Poprosi³a, ¿ebym z ni¹ poszed³; mówi, ¿e roztaczam wokó³
siebie aurê.
Pies ud³awi³ siê koœci¹ kurczaka, ale odwróciliœmy go
g³ow¹ w dó³ i waliliœmy dot¹d, a¿ koœæ wypad³a. Zostawi-
³em go u babci, ¿eby doszed³ do siebie po tych przejœciach.
Szuka³em has³a „siedemdziesi¹tnica” w kieszonkowym
s³owniku, ale go nie znalaz³em. Jutro zajrzê do s³ownika
w szkole.
D³ugo le¿a³em bezsennie, rozmyœlaj¹c o Bogu, ¯yciu,
Œmierci i Pandorze.
35
200714
poniedzia³ek 16 lutego, obchody urodzin Washingtona
List z BBC!!!!! Bia³a, pod³u¿na koperta z czerwonymi,
grubymi literami „BBC” oraz moim nazwiskiem i adresem!
Czy¿ to mo¿liwe, ¿e moje wiersze siê spodoba³y? Niestety,
ach, niestety. Ale napisa³ do mnie facet nazwiskiem John
Tydeman:
Drogi Adrianie Mole,
dziêkujemy za wiersze, które przys³a³eœ do BBC i które
nie wiedzieæ czemu wyl¹dowa³y na moim biurku. Przeczy-
ta³em je z zainteresowaniem i muszê powiedzieæ, ¿e zwa-
¿ywszy Twój niedojrza³y wiek, s¹ doœæ obiecuj¹ce. Na razie
jednak nie s¹ tak wartoœciowe, byœmy mogli rozwa¿aæ
zaprezentowanie ich w którymœ z bie¿¹cych programów
o poezji. Czy myœla³eœ o tym, by zamieœciæ je w gazetce
szkolnej albo czasopiœmie parafialnym (jeœli macie tako-
we)?
Je¿eli zechcesz w przysz³oœci proponowaæ swe utwory
BBC, podpowiadam, abyœ przepisywa³ je na maszynie
i zatrzymywa³ sobie kopiê, gdy¿ zazwyczaj nie rozpatrujemy
rêkopisów. Pomimo pozorów schludnoœci mia³em pewne
trudnoœci z odczytaniem wszystkich s³ów, zw³aszcza w za-
koñczeniu wiersza zatytu³owanego Kran, gdzie pojawia
siê paskudna plama, od której rozmaza³ siê atrament.
(Kleks od herbaty czy od ³ez? Niew¹tpliwie „twój zlew
przelewa siê”!)
Skoro naprawdê chcesz siê poœwiêciæ karierze literac-
kiej, sugerujê równie¿, byœ wyhodowa³ sobie grub¹ skórê,
aby umieæ godnie i bez nadmiernej przykroœci pogodziæ siê
z odmowami, jakie z pewnoœci¹ jeszcze Ciê spotkaj¹.
Z serdecznymi ¿yczeniami powodzenia w przysz³ych
próbach literackich – a przede wszystkim szczêœcia –
Szczerze oddany
John Tydeman
36
200714
PS Za³¹czam wiersz niejakiego Johna Mole’a, opubli-
kowany w niedzielnym wydaniu „Times Literary Supple-
ment”. Czy to Twój krewny? Wiersz jest bardzo dobry.
Na rodzicach list zrobi³ wra¿enie. W szkole nieustannie
wyci¹ga³em go i czyta³em. Mia³em nadziejê, ¿e któryœ z na-
uczycieli zechce siê z nim zapoznaæ, ale ¿aden nie wyrazi³
chêci.
Da³em go do czytania Bertowi Baxterowi, kiedy odwala-
³em jego kretyñskie zmywanie. Powiedzia³, ¿e „BBC to
kupa narkomanów”! Wuj jego szwagra by³ kiedyœ s¹siadem
bufetowej z BBC, wiêc Bert wie wszystko o tej instytucji.
Pandora dosta³a siedemnaœcie walentynek, a Nigel sie-
dem. Nawet znienawidzony przez wszystkich Barry Kent
dosta³ trzy! Zapytany, ile dosta³em, po prostu siê uœmiech-
n¹³em. Có¿, za to mogê siê za³o¿yæ, ¿e jestem jedyn¹ osob¹
w szkole, do której napisano z BBC.
wtorek 17 lutego
Barry Kent powiedzia³, ¿e da mi wycisk, jeœli nie bêdê
mu p³aci³ dwudziestu piêciu pensów dziennie. Wyjaœni³em,
¿e traci czas, wymuszaj¹c ode mnie pieni¹dze, bo nie mam
¿adnej gotówki. Matka wp³aca moje kieszonkowe bez-
poœrednio na konto towarzystwa budowlanego i wydziela
mi po piêtnaœcie pensów na batony Mars. Barry Kent
oœwiadczy³, ¿e w takim razie muszê mu dawaæ pieni¹dze
na obiad! Odpar³em, ¿e od czasu, kiedy op³ata wzros³a
do szeœædziesiêciu pensów dziennie, ojciec p³aci za obiady
czekiem, ale Barry Kent tylko zdzieli³ mnie w jaja i oddali³
siê ze s³owami:
– Nie myœl, ¿e na tym siê skoñczy.
Zapisa³em siê do rozwo¿enia gazet.
37
200714
œroda 18 lutego
Obudzi³ mnie ból w jajach. Poskar¿y³em siê matce, która
chcia³a je obejrzeæ, ale nie dopuœci³em do tego. Oznajmi³a,
¿e w takim razie muszê zacisn¹æ zêby i wytrzymaæ. Ponie-
wa¿ nie chcia³a napisaæ mi usprawiedliwienia na WF, zno-
wu musia³em taplaæ siê w b³ocie. W zamieszaniu Barry
Kent nadepn¹³ mi na g³owê, ale pan Jones zauwa¿y³ to
i za karê przed czasem odes³a³ Barry’ego pod prysznic.
Jak¿ebym chcia³ cierpieæ na jak¹œ bezbolesn¹ chorobê,
¿ebym nie musia³ chodziæ na WF – s³abe serce albo coœ
w tym rodzaju!
Odebra³em psa od babci, która wyk¹pa³a go w szam-
ponie i ufryzowa³a. Pies œmierdzi jak stoisko z perfumami
u Woolwortha.
Poszed³em z babci¹ na zebranie spirytualistów, gdzie
a¿ siê roi³o od niesamowitych staruchów. Jakiœ wariat wsta³
i oznajmi³, ¿e ma w g³owie radio, które mówi mu, co ma
robiæ. Nikt nie zwróci³ na niego uwagi, wiêc znowu usiad³.
Potem kobieta o nazwisku Alice Tonks zaczê³a chrz¹kaæ,
przewracaæ oczami i rozmawiaæ z niejakim Arthurem May-
fieldem. Niestety, dziadek siê nie odezwa³. Babcia trochê
posmutnia³a, wiêc po powrocie zrobi³em jej kubek od¿ywki
Horlick’s. Da³a mi piêædziesi¹t pensów, po czym zabra³em
psa i wróciliœmy piechot¹ do domu.
Zacz¹³em czytaæ Folwark zwierzêcy George’a Orwella.
Chyba chcia³bym zostaæ weterynarzem, kiedy dorosnê.
czwartek 19 lutego, urodziny ksiêcia Andrzeja, 1960 rok
Ksi¹¿ê Andrzej to ma dobrze, pilnuj¹ go ochroniarze.
¯aden Barry Kent nie oskubie go z pieniêdzy. Piêædzie-
si¹t centów wyrzucone w b³oto! ¯a³ujê, ¿e nie znam karate,
trzepn¹³bym Barry’ego Kenta prosto w krtañ.
W domu spokój, rodzice nie rozmawiaj¹ ze sob¹.
38
200714
pi¹tek 20 lutego
Na geografii Barry Kent powiedzia³ pannie Elf, ¿eby „siê
wypcha³a”, i za karê zosta³ wys³any do pana Scrutona. Mam
nadziejê, ¿e pan Scruton wymierzy mu piêædziesi¹t razów
trzcink¹. Zamierzam zaprzyjaŸniæ siê z Craigiem Thoma-
sem, który jest jednym z najwiêkszych uczniów w trzeciej
klasie. Dziœ na przerwie kupi³em mu baton Mars; uda³em, ¿e
jestem chory i nie mam ochoty go zjeœæ. Craig powiedzia³:
– Dziêki, Moley.
Po raz pierwszy w ogóle siê do mnie odezwa³. Jeœli
dobrze to rozegram, Craig przyjmie mnie do swej bandy.
Wtedy Barry Kent nie oœmieli siê mnie tkn¹æ.
Matka czyta kolejn¹ ksi¹¿kê o seksie pod tytu³em Druga
p³eæ, napisan¹ przez jak¹œ ¿abojadkê nazwiskiem Simone
de Beauvoir. Zostawi³a j¹ na stoliku do kawy w bawialni,
gdzie ka¿dy mo¿e j¹ zobaczyæ, nawet babcia!
sobota 21 lutego
Mia³em niesamowicie piêkny sen – Szabla gryz³
Barry’ego Kenta jak wœciek³y, a pan Scruton i panna
Elf przygl¹dali siê temu. By³a tam równie¿ Pandora w roz-
ciêtej spódnicy; zarzuci³a mi rêce na szyjê i powiedzia³a:
– Jestem z drugiej p³ci.
Po przebudzeniu odkry³em, ¿e mia³em drug¹ Z.N.
Muszê wsadziæ pid¿amê do pralki, ¿eby matka nic nie
zauwa¿y³a.
Uwa¿nie obejrza³em twarz w lustrze w ³azience. Oprócz
pryszcza, który mam na brodzie, zrobi³o mi siê piêæ
nastêpnych. Na górnej wardze dojrza³em kilka w³osków,
wygl¹da na to, ¿e nied³ugo zacznê siê goliæ.
Pojecha³em z ojcem po samochód do warsztatu. Ojciec
spodziewa³ siê, ¿e dziœ go odbierze, jednak samochód wci¹¿
jest niegotowy, a wszystkie czêœci le¿¹ rozrzucone na stole
39
200714
roboczym. Ojcu a¿ ³zy stanê³y w oczach, wstydzi³em siê
za niego. Poszliœmy pieszo do Sainsbury’ego, gdzie ojciec
naby³ kilka puszek ³ososia, krabów i krewetek, szwarc-
waldzki tort czekoladowy oraz obleœny bia³y ser posypany
pestkami winogron. Kiedy wróciliœmy do domu, matka
niesamowicie siê na niego wœciek³a, bo zapomnia³ o chle-
bie, maœle i papierze toaletowym. Powiedzia³a, ¿e nie mo¿-
na go wypuszczaæ samego. Ojciec trochê powesela³.
niedziela 22 lutego, szeœædziesi¹tnica
Ojciec poszed³ z psem na ryby. Pan Lucas przyszed³
na obiad i zosta³ do podwieczorku. Zjad³ trzy kawa³ki
szwarcwaldzkiego tortu czekoladowego, po czym graliœmy
w monopol. Pan Lucas by³ bankierem, matka zaœ wci¹¿
trafia³a do wiêzienia. Wygra³em, bo ja jedyny porz¹dnie
skupia³em siê na grze. Potem frontowymi drzwiami wszed³
ojciec, a pan Lucas wyszed³ drzwiami od ty³u. Ojciec
oznajmi³, ¿e przez ca³y dzieñ cieszy³ siê na szwarcwaldzki
tort czekoladowy. Szkoda, ¿e nic dla niego nie zosta³o.
Powiedzia³, ¿e przez ca³y dzieñ nie mia³ nic w ustach ani
na haczyku, wiêc matka da³a mu na kolacjê chleb chrupki
z serem z pestkami winogron. Ojciec rzuci³ nim o œcianê,
wrzeszcz¹c, ¿e nie jest ***** mysz¹, tylko ***** mê¿-
czyzn¹, na co matka odpar³a, ¿e ju¿ od dawna nie zajmowa³
siê *****! W tym momencie zosta³em wyproszony z poko-
ju. To straszna rzecz s³yszeæ, jak w³asna matka klnie;
uwa¿am, ¿e to wina tych wszystkich ksi¹¿ek, które ostatnio
czyta. Dot¹d nie odprasowa³a mi mundurka szkolnego,
mam nadziejê, ¿e bêdzie o tym pamiêtaæ.
Pozwoli³em dziœ psu spaæ u siebie, on te¿ nie znosi
k³ótni.
40
200714
poniedzia³ek 23 lutego
Dosta³em kartkê od pana Cherry, kioskarza, ¿e mogê
od jutra rozwoziæ gazety, niestety!
Bert Baxter martwi siê o Szablê, który przesta³ jeœæ i nie
usi³uje nikogo ugryŸæ. Poprosi³ mnie, bym zaprowadzi³
go na badanie kontrolne do pogotowia weterynaryjnego.
Obieca³em, ¿e pójdê jutro, je¿eli stan Szabli siê nie poprawi.
Mam dosyæ zmywania u Berta. Od¿ywia siê prawie
wy³¹cznie jajecznic¹, tote¿ mycie talerzy w zimnej wodzie
bez œrodka do zmywania naczyñ to robota nie na ¿arty. Poza
tym, Bert nigdy nie ma suchej œcierki. W³aœciwie nie ma
¿adnych œcierek, a poniewa¿ Szabla poszarpa³ wszystkie
rêczniki, to nie wiem, jak Bert w ogóle siê myje! Spróbujê
siê dowiedzieæ, czy mo¿na za³atwiæ mu kogoœ do pomocy.
Je¿eli naprawdê chcê zostaæ weterynarzem, muszê siê
skupiæ na egzaminach koñcowych.
wtorek 24 lutego, œw. Mateusza
Wsta³em o szóstej, ¿eby rozwieŸæ gazety. Obs³ugujê
alejê Wi¹zów, to niesamowicie wytworna okolica. Czytaj¹
tam same ciê¿kie gazety, „Timesa”, „Daily Telegraph” oraz
„Guardiana”. Ale mam pecha!
Bert mówi, ¿e Szabla lepiej siê czuje, próbowa³ ugryŸæ
mleczarza.
œroda 25 lutego
Po³o¿y³em siê wczeœniej spaæ, gdy¿ rano rozwo¿ê
gazety. Dzisiaj oprócz dzienników dostarczy³em dwa-
dzieœcia piêæ egzemplarzy „Puncha”.
41
200714
czwartek 26 lutego
Dzisiaj gazety siê pomiesza³y – w alei Wi¹zów dostali
„Sun” i „Daily Mirror”, a ciê¿kie dzienniki posz³y do zau³ka
Komunalnego.
Nie rozumiem, czemu wszyscy tak siê wœciekli. A wyda-
wa³oby siê, ¿e bêdzie im przyjemnie od czasu do czasu
poczytaæ coœ innego.
pi¹tek 27 lutego, trzecia kwadra
Dziœ rano pod szeœædziesi¹tym dziewi¹tym w alei
Wi¹zów zobaczy³em na podjeŸdzie Pandorê. By³a w bry-
czesach i toczku do konnej jazdy, wiêc na pewno nie sz³a
do szko³y. Ukry³em siê, by mnie nie zauwa¿y³a; nie chcê,
¿eby wiedzia³a, ¿e trudniê siê prac¹ fizyczn¹.
A wiêc ju¿ wiem, gdzie mieszka Pandora! Uwa¿nie
obejrza³em jej dom. Jest znacznie wiêkszy od naszego,
we wszystkich oknach ma zwijane drewniane rolety, a z po-
wodu mnóstwa roœlin doniczkowych pokoje sprawiaj¹
wra¿enie d¿ungli. Zajrza³em przez otwór na listy i dostrzeg-
³em rudego kota, który jad³ coœ na kuchennym stole. Bior¹
„Guardiana”, „Puncha”, „Private Eye” oraz „New Society”.
Pandora czytuje komiks dla dziewcz¹t „Jackie” – w prze-
ciwieñstwie do mnie, wyraŸnie nie jest intelektualistk¹.
Ale pewnie ¿ona Malcolma Muggeridge’a te¿ ni¹ nie jest.
sobota 28 lutego
Pandora ma ma³ego, t³ustego konika imieniem Kwiatek!
Codziennie przed pójœciem do szko³y karmi go i zmusza
do skakania przez beczki. Wiem o tym, gdy¿ œledzi³em
volvo jej ojca a¿ do pola przy nieu¿ywanym torze kole-
jowym. Obserwowa³em Pandorê, ukryty za porzuconym
w pobli¿u wrakiem samochodu. W stroju jeŸdzieckim
42
200714
wygl¹da³a niesamowicie dobrze, a klatka piersiowa pod-
skakiwa³a jej jak szalona – nied³ugo bêdzie musia³a zacz¹æ
nosiæ stanik. Serce podesz³o mi do gard³a i wali³o tak
g³oœno, ¿e poczu³em siê jak g³oœnik stereofoniczny, wola-
³em wiêc odejœæ, zanim ktoœ mnie dostrze¿e.
Klienci skar¿yli siê, ¿e za póŸno dostarczy³em gazety.
W torbie zosta³ mi jeden egzemplarz „Guardiana”, który
zabra³em do domu, ¿eby sobie poczytaæ. Pe³no w nim
b³êdów ortograficznych. To obrzydliwe, kiedy siê pomyœli,
ilu ludzi jest bez pracy, chocia¿ nie robi¹ b³êdów.
niedziela 1 marca, piêædziesi¹tnica, œw. Dawida
Przed dostarczeniem gazet zawioz³em Kwiatkowi trochê
cukru. Dziêki temu czujê siê jakoœ bli¿ej Pandory.
Nadwerê¿y³em krêgos³up, nosz¹c dodatki niedzielne.
Zabra³em do domu zbywaj¹cy egzemplarz „Sunday
People”, chc¹c zrobiæ matce prezent, ona jednak oœwiad-
czy³a, ¿e nadaje siê tylko do wy³o¿enia kosza na œmieci.
Za szeœæ dni pracy dosta³em dwa i pó³ funta! Czysty wy-
zysk! I w dodatku muszê oddaæ po³owê Barry’emu Ken-
towi! Pan Cherry powiedzia³, ¿e mia³ reklamacjê z alei
Wi¹zów 69, gdzie wczoraj nie dorêczono „Guardiana”.
W ramach przeprosin kaza³ zawieŸæ do nich „Daily Ex-
press”, lecz ojciec Pandory zwróci³ go ze s³owami, ¿e „w ta-
kim razie obejdzie siê”.
Dzisiaj nie czyta³em gazety, mam kompletnie dosyæ
prasy. Na niedzielny obiad by³ chiñski ry¿ z fasolk¹ szpara-
gow¹.
Kiedy ojciec poszed³ odwiedziæ babciê, zjawi³ siê pan
Lucas. Mia³ plastikowy ¿onkil wpiêty w sportow¹ mary-
narkê.
Pryszcze ca³kiem zniknê³y. To zapewne wp³yw poran-
nego powietrza.
43
200714
poniedzia³ek 2 marca
Matka w³aœnie przysz³a do mojego pokoju i oznajmi³a,
¿e musi mi powiedzieæ coœ okropnego. Usiad³em na ³ó¿ku
i zrobi³em œmiertelnie powa¿n¹ minê na wypadek, gdyby
zosta³o jej tylko pó³ roku ¿ycia lub przy³apali j¹ na kra-
dzie¿y w sklepie, albo coœ w tym rodzaju. Matka najpierw
gmera³a przy zas³onach, potem obsypa³a popio³em z papie-
rosa mój model samolotu Concorde, a w koñcu zaczê³a
mamrotaæ o „dojrza³ych zwi¹zkach”, o tym, ¿e „¿ycie jest
skomplikowane”, oraz ¿e musi „siê odnaleŸæ”. Powie-
dzia³a, ¿e bardzo mnie lubi. Lubi!!! I ¿e za nic nie chcia³aby
mnie skrzywdziæ. A potem oœwiadczy³a, ¿e dla niektórych
kobiet ma³¿eñstwo jest wiêzieniem. I wysz³a.
Ma³¿eñstwo w niczym nie przypomina wiêzienia!
Kobietom wolno co dzieñ robiæ zakupy i w ogóle, a wiele
z nich chodzi do pracy. Naprawdê, uwa¿am, ¿e matka dra-
matyzuje.
Skoñczy³em Folwark zwierzêcy. To niesamowicie sym-
boliczna ksi¹¿ka. P³aka³em, kiedy odprowadzano Boksera
do weterynarza. Od dziœ bêdê traktowa³ œwinie z pogard¹, na
jak¹ zas³uguj¹. Bojkotujê wieprzowinê pod ka¿d¹ postaci¹.
wtorek 3 marca
Zap³aci³em Barry’emu Kentowi za ochronê. Nie pojmu-
jê, jak w ogóle mo¿e istnieæ jakiœ Bóg; przecie¿ gdyby
istnia³, nie pozwoli³by osobnikom takim jak Barry Kent
przeœladowaæ intelektualistów.
Dlaczego starsza m³odzie¿ jest taka niemi³a dla m³odszej
m³odzie¿y? Mo¿e starsze mózgi s¹ bardziej zu¿yte dodat-
kow¹ prac¹ przy robieniu wiêkszych koœci i takich tam?
A mo¿e uleg³y uszkodzeniu wskutek tych wszystkich
sportów, jakie uprawiaj¹ starsi? A mo¿e starsi ch³opcy
po prostu lubi¹ zastraszaæ i biæ innych?
44
200714
Niewykluczone, ¿e zajmê siê tym problemem, kiedy pój-
dê na uniwersytet. Móg³bym nawet napisaæ o tym pracê
naukow¹. Pos³a³bym egzemplarz Barry’emu Kentowi –
niewykluczone, ¿e do tej pory nauczy siê czytaæ.
Matka zapomnia³a, ¿e dzisiaj jest dzieñ sma¿enia
placków. Dochodzi³a 23.00, kiedy jej o tym przypomnia-
³em. Jestem pewien, ¿e umyœlnie je przypali³a. Za miesi¹c
koñczê czternaœcie lat.
œroda 4 marca, Popielec
Dziœ rano prze¿y³em przykry wstrz¹s. Odnosz¹c pust¹
torbê na gazety do sklepiku pana Cherry’ego, ujrza³em pana
Lucasa, który przegl¹da³ czasopisma z górnej pó³ki. Stoj¹c
za stojakiem z romansami, wyraŸnie widzia³em, jak wzi¹³
„Jurne i Jêdrne”, zap³aci³, po czym opuœci³ sklep, ukrywaj¹c
pismo pod p³aszczem. „Jurne i Jêdrne” jest ogromnie
nieprzyzwoite, pe³no w nim obrzydliwych zdjêæ. Matka
powinna siê o tym dowiedzieæ.
czwartek 5 marca
Ojciec odebra³ dziœ samochód z warsztatu, po czym my³
go i pieœci³ przez ca³e dwie godziny. Zauwa¿y³em, ¿e z tyl-
nej szyby zniknê³a nalepka z machaj¹c¹ rêk¹, któr¹ kupi³em
mu na Gwiazdkê. Powiedzia³em ojcu, ¿e powinien z³o¿yæ
w warsztacie reklamacjê, ale odpar³, ¿e nie bêdzie robiæ
zamieszania o byle co.
Pojechaliœmy do babci, ¿eby wypróbowaæ samochód.
Babcia poczêstowa³a nas bulionem i obleœnym ciastem
z kminkiem. Nie zapyta³a, jak siê czuje matka, zauwa-
¿y³a jedynie, ¿e ojciec jest blady, chudy i najwyraŸniej
potrzebuje „dokarmiania”.
45
200714
Babcia powiedzia³a, ¿e Bert Baxter zosta³ wyrzucony
z Klubu Seniora. Podobno na wycieczce w Skegness zacho-
wywa³ siê fatalnie. Przy odjeŸdzie autokar czeka³ na niego
dwie godziny na dworcu autobusowym, a kiedy wreszcie
wys³ano ekspedycjê, by poszuka³a go w pubach, zjawi³ siê
kompletnie pijany, niestety, zupe³nie sam. Wys³ano zatem
drug¹ grupê, ¿eby poszuka³a pierwszej, ale i tak w koñcu
trzeba by³o zawezwaæ policjê. Odnalezienie wszystkich
emerytów i doprowadzenie ich do autokaru zajê³o funkcjo-
nariuszom dobre kilka godzin.
Babcia powiedzia³a, ¿e podró¿ powrotna to by³ koszmar.
Emeryci siê œciêli (pok³ócili siê, nie œcinali sobie g³ów!),
Bert Baxter zadeklamowa³ nieprzyzwoity wierszyk o Eski-
mosie, a pani Harriman poczu³a siê dziwnie i musiano jej
rozluŸniæ gorset.
Babcia powiedzia³a, ¿e od czasu wycieczki zmar³o ju¿
dwoje emerytów, za co winê ponosi Bert Baxter, który
„w³aœciwie jakby ich zamordowa³”, ale mnie siê zdaje, ¿e
prêdzej wykoñczy³ ich zimny wiatr w Skegness.
– Bert Baxter nie jest taki z³y, kiedy siê go lepiej pozna –
wtr¹ci³em, babcia jednak¿e oœwiadczy³a, ¿e nie pojmuje,
dlaczego dobry Bóg zabra³ do siebie dziadka, a zostawi³
przy ¿yciu takiego menela jak Bert Baxter. Potem zacisnê³a
usta i zaczê³a osuszaæ oczy chusteczk¹, wiêc poszliœmy
z ojcem do domu.
Po powrocie nie zastaliœmy matki; podobno zapisa³a siê
do jakiejœ grupy kobiecej.
S³ysza³em, jak ojciec mówi samochodowi: – Dobranoc!
Chyba mu ca³kiem odbi³o!
46
200714
pi¹tek 6 marca, nów
Pan Cherry jest bardzo ze mnie zadowolony. Podniós³ mi
wynagrodzenie o dwa i pó³ pensa za godzinê oraz zapro-
ponowa³ wieczorny kurs do zau³ka Komunalnego. Od-
mówi³em – zau³ek Komunalny to miejsce, gdzie gmina
umieszcza wszystkich z³ych lokatorów, a pod numerem
trzynastym mieszka Barry Kent.
Pan Cherry podarowa³ mi dwa stare numery „Jurnych
i Jêdrnych”, ostrzegaj¹c, bym nie mówi³ o tym matce.
Ukry³em je pod materacem. Intelektualistom takim jak ja
wolno interesowaæ siê seksem – wstydziæ powinni siê tylko
zwykli ludzie, jak pan Lucas.
Zadzwoni³em dziœ do opieki spo³ecznej i poprosi³em,
¿eby przydzielono Bertowi Baxterowi opiekunkê. Sk³ama-
³em, ¿e jestem jego wnukiem. W poniedzia³ek odwiedzi go
pracownik socjalny.
Skorzysta³em z karty bibliotecznej ojca, ¿eby wypo¿y-
czyæ Wojnê i pokój, bo gdzieœ zgubi³em swój egzemplarz.
Zabra³em psa, ¿eby pozna³ Kwiatka. Chyba siê polu-
bili.
sobota 7 marca
Po rozwiezieniu gazet wróci³em do ³ó¿ka, gdzie spêdzi-
³em ca³y ranek na lekturze „Jurnych i Jêdrnych”. Poczu³em
siê jak nigdy przedtem.
Poszed³em z rodzicami do Sainsbury’ego, ale wszyst-
kie kobiety, które tam widzia³em – nawet te po trzy-
dziestce! – przywodzi³y mi na myœl „Jurne i Jêdrne”. Matka
orzek³a, ¿e chyba zgrza³em siê i pobudzi³em, wiêc odes³a³a
mnie na wielopoziomowy parking, ¿ebym dotrzyma³ towa-
rzystwa psu.
Pies mia³ ju¿ towarzystwo – szczeka³ i wy³ tak g³oœno,
¿e wokó³ samochodu zgromadzi³ siê spory t³um. Ludzie
47
200714
powtarzali w kó³ko: „Biedak” oraz: „To okrucieñstwo,
przywi¹zaæ go w taki sposób!”
Rzeczywiœcie, pies wpl¹ta³ obro¿ê w dŸwigniê biegów,
a¿ oczy wysz³y mu na wierzch, a kiedy na mój widok
usi³owa³ podskoczyæ, niemal zadusi³ siê na œmieræ.
Próbowa³em wyjaœniæ zebranym, ¿e zamierzam zostaæ
weterynarzem, kiedy dorosnê, ale nie chcieli s³uchaæ, tylko
mówili coœ o Królewskim Towarzystwie Opieki nad Zwie-
rzêtami. Samochód by³ zamkniêty – musia³em st³uc wy-
wietrznik, ¿eby wsadziæ rêkê do œrodka i otworzyæ drzwi.
Wypl¹ta³em psa, który oszala³ z radoœci, wiêc t³um siê
rozszed³.
Ojciec, zobaczywszy uszkodzenia, równie¿ oszala³, ale
nie z radoœci, tylko z furii. Cisn¹³ o ziemiê torbami od Sains-
bury’ego, rozbi³ jajka, pogniót³ ciastka, a do domu wraca³
z nadmiern¹ prêdkoœci¹. Nikt nie odezwa³ siê ani s³owem,
tylko pies by³ uœmiechniêty.
Skoñczy³em Wojnê i pokój. Ca³kiem niez³e.
niedziela 8 marca, pierwsza wielkiego postu
Matka posz³a na trening asertywnoœci w grupie kobiecej.
Mê¿czyznom wstêp wzbroniony.
Zapyta³em ojca, co to takiego „trening asertywnoœ-
ci”.
– Bóg jeden wie, ale z pewnoœci¹ nic dobrego z tego
nie wyniknie.
Na obiad zjedliœmy dorsza gotowanego w torebce z so-
sem maœlanym oraz brzoskwinie z puszki z bit¹ œmietan¹
w spreju. Ojciec otworzy³ butelkê bia³ego wina i da³ mi siê
trochê napiæ. Nie znam siê na winach, niemniej rocznik
wyda³ mi siê doœæ przyjemny.
Obejrzeliœmy film w telewizji, po czym wróci³a matka
i zaczê³a nami komenderowaæ. Wci¹¿ powtarza³a:
48
200714
– Nêdzny robak siê zbuntowa³ – a tak¿e: – Odt¹d zapa-
nuj¹ tu inne porz¹dki – i temu podobne.
Nastêpnie uda³a siê do kuchni i sporz¹dzi³a grafik,
rozdzielaj¹c prace domowe na trzy czêœci. Zwróci³em jej
uwagê, ¿e mam ju¿ na g³owie rozwo¿enie gazet, opiekê
nad starym emerytem, karmienie psa, a tak¿e naukê
w szkole, ale nie chcia³a s³uchaæ, tylko powiesi³a grafik
na œcianie i oznajmi³a:
– Zaczynamy od jutra.
poniedzia³ek 9 marca
Wyszorowa³em sedes, umy³em wannê i umywalkê,
po czym dostarczy³em gazety. Wróciwszy do domu, zrobi-
³em œniadanie, uruchomi³em pralkê, poszed³em do szko³y,
wrêczy³em haracz Barry’emu Kentowi i uda³em siê do
Berta Baxtera, ¿eby zaczekaæ na opiekunkê spo³eczn¹,
która nie przysz³a. Zjad³em obiad w szkole, a na zajêciach
z gospodarstwa domowego upiek³em placek jab³kowy
z kruszonk¹. Wróci³em do domu. Odkurzy³em przedpokój,
bawialniê i pokój œniadaniowy. Obra³em ziemniaki, po-
sieka³em kapustê, zaci¹³em siê w palec, sp³uka³em krew
z kapusty. Upiek³em kotlety na grillu, zajrza³em do ksi¹¿ki
kucharskiej, szukaj¹c przepisu na sos. Zrobi³em sos. Prze-
tar³em grudki przez sito. Nakry³em do sto³u, poda³em
obiad, pozmywa³em. Namoczy³em przypalone garnki.
Wyj¹³em pranie z pralki – wszystko jest niebieskie, ³¹cz-
nie z bia³¹ bielizn¹ i chustkami do nosa. Rozwiesi³em
pranie na suszarce. Nakarmi³em psa. Wyprasowa³em strój
do WF-u, wyczyœci³em buty. Odrobi³em lekcje. Wyprowa-
dzi³em psa, wzi¹³em k¹piel. Zrobi³em trzy fili¿anki herbaty.
Umy³em fili¿anki. Poszed³em spaæ. Trafi³a mi siê asertyw-
na matka – ale mam pecha!
49
200714
wtorek 10 marca, urodziny ksiêcia Edwarda, 1964 rok
Czemu nie urodzi³em siê jako ksi¹¿ê Edward, a ksi¹¿ê
Edward nie urodzi³ siê jako Adrian Mole? Traktuj¹ mnie
tutaj jak ch³opa pañszczyŸnianego.
œroda 11 marca
Rozwioz³em gazety i odwali³em prace domowe,
po czym powlok³em siê do szko³y. Matka nie chcia³a mi
daæ usprawiedliwienia na WF, wiêc umyœlnie nie wzi¹³em
z domu stroju gimnastycznego. Nie mog³em znieœæ myœli,
¿e bêdê musia³ biegaæ w kó³ko na przenikliwym wietrze.
Ten sadysta pan Jones kaza³ mi lecieæ do domu po strój
do WF-u!
Pies musia³ jakoœ wydostaæ siê za furtkê, gdy¿ kiedy
znów dotar³em do szko³y, zasta³em go pod bram¹. Mimo
moich protestów przecisn¹³ siê miêdzy sztachetami i po-
bieg³ za mn¹ na boisko. Zamkn¹³em siê w szatni, lecz jego
g³oœne szczekanie nios³o siê echem po ca³ej szkole, wiêc
spróbowa³em wymkn¹æ siê na dwór. Niestety, pies zauwa-
¿y³ mnie, a na widok pi³ki przy³¹czy³ siê do gry! Okazuje
siê, ¿e niesamowicie dobrze gra w nogê. Nawet pan Jones
siê œmia³, dopóki pies nie przedziurawi³ pi³ki zêbami.
Nasz wy³upiastooki dyrektor, pan Scruton, œledzi³ przez
okno ca³e zajœcie i kaza³ mi odprowadziæ psa do domu.
Powiedzia³em, ¿e przez to nie zjem obiadu w szkole, ale
pan Scruton oznajmi³, ¿e nastêpnym razem dobrze siê
zastanowiê, zanim przyprowadzê do szko³y zwierzê.
¯yczliwa pani Leech, szefowa kuchni, w³o¿y³a do piecy-
ka mój ry¿ z curry, nakrapianego wacka i budyñ, ¿eby nie
ostyg³y. Pani Leech nie znosi pana Scrutona, wiêc da³a mi
jeszcze wielk¹ koœæ szpikow¹ dla psa.
50
200714
czwartek 12 marca
Dziœ rano po przebudzeniu odkry³em, ¿e mam twarz
upstrzon¹ ogromnymi czerwonymi krostami. Zdaniem
matki powsta³y na tle nerwowym, lecz ja jestem przeko-
nany, ¿e to skutek niew³aœciwej diety – ostatnio jadamy
du¿o potraw gotowanych w torebkach. Mo¿e jestem
uczulony na plastik?
Matka zadzwoni³a do recepcjonistki doktora Graya,
¿eby umówiæ mnie na wizytê, ale przyjm¹ mnie naj-
wczeœniej w poniedzia³ek! A co by by³o, gdybym mia³
gor¹czkê Lassa i zarazi³ ca³¹ okolicê? Kaza³em matce
powiedzieæ, ¿e to nag³y przypadek, ale oœwiadczy³a, ¿e
„jak zwykle reagujê przesadnie”. Powiedzia³a, ¿e kilka
krost nie œwiadczy o tym, ¿e umieram! Kiedy oznajmi³a,
¿e wybiera siê do pracy, nie wierzy³em w³asnym uszom.
Chyba powinna przedk³adaæ w³asne dziecko ponad zajêcia
zarobkowe?
Zadzwoni³em do babci, która przyjecha³a taksówk¹,
zabra³a mnie do siebie i po³o¿y³a do ³ó¿ka, gdzie siê obecnie
znajdujê. Panuje tu czystoœæ oraz spokój. Mam na sobie
pid¿amê zmar³ego dziadka. W³aœnie zjad³em miskê krup-
niku z wo³owin¹ – to mój pierwszy porz¹dny posi³ek
od wielu tygodni.
Kiedy matka wróci do domu i zobaczy, ¿e mnie nie ma,
zapewne wybuchnie awantura. Ale szczerze mówi¹c, drogi
dzienniczku, nic mnie to nie obchodzi.
pi¹tek 13 marca
Lekarz z pogotowia przyjecha³ do babci wczoraj o wpó³
do dwunastej w nocy. Stwierdzi³, ¿e cierpiê na Acne vulga-
ris, przypad³oœæ tak pospolit¹, ¿e wrêcz uwa¿an¹ za nor-
malny objaw dojrzewania. Uzna³, i¿ jest wielce nieprawdo-
podobne, bym chorowa³ na gor¹czkê Lassa, gdy¿ nie by³em
51
200714
w tym roku w Afryce. Powiedzia³ babci, ¿e mo¿e zdj¹æ
zdezynfekowane przeœcierad³a z okien i drzwi. Jednak
kiedy babcia oœwiadczy³a, ¿e wola³aby zasiêgn¹æ opinii
innego lekarza, ostatecznie straci³ cierpliwoœæ i wrzasn¹³:
– Na litoœæ bosk¹, ch³opak ma tylko kilka pryszczy!
Babcia zapowiedzia³a, ¿e zaskar¿y go do Izby Lekar-
skiej, ale lekarz siê rozeœmia³, po czym wyszed³, trzaskaj¹c
drzwiami.
Ojciec zajrza³ do mnie przed pójœciem do pracy, ¿eby
dostarczyæ mi materia³y z nauk spo³ecznych oraz psa.
Powiedzia³, ¿e jeœli po powrocie na obiad nie zastanie mnie
w domu, spierze mnie na kwaœne jab³ko.
Zamkn¹³ siê z babci¹ w kuchni, gdzie przeprowadzi³
z ni¹ bardzo g³oœn¹ rozmowê. Us³ysza³em, jak mówi:
– Sprawy miêdzy mn¹ i Pauline uk³adaj¹ siê fatalnie,
k³ócimy siê ju¿ tylko o to, które z nas nie bêdzie siê opie-
kowaæ Adrianem.
Ojciec musia³ siê pomyliæ – chyba chodzi³o mu o to,
które z nich b ê d z i e siê mn¹ opiekowaæ?
A wiêc sta³o siê najgorsze – moi rodzice siê rozchodz¹,
a cerê mam ca³kiem do niczego.
sobota 14 marca
To oficjalna wiadomoœæ! Rodzice wystêpuj¹ o rozwód!
Na razie ¿adne nie chce siê wyprowadziæ, wiêc pokój
goœcinny zosta³ zamieniony na sypialniê ojca. Ta sytuacja
mo¿e fatalnie na mnie wp³yn¹æ, wrêcz uniemo¿liwiæ mi
karierê weterynarza.
Matka da³a mi dzisiaj piêæ funtów, pod warunkiem ¿e nie
powiem ojcu. Kupi³em za nie bio-krem na pryszcze i now¹
p³ytê Abby.
Zadzwoni³em do pana Cherry’ego, wyjaœniaj¹c, ¿e z po-
wodu problemów osobistych przez kilka tygodni nie bêdê
52
200714
móg³ pracowaæ. Pan Cherry powiedzia³, ¿e wie o rozwo-
dzie moich rodziców, bo ojciec zlikwidowa³ prenumeratê
„Cosmopolitan” dla matki.
Ojciec da³ mi piêæ funtów, prosz¹c, bym nie mówi³
matce. Wyda³em czêœæ na fioletow¹ papeteriê, ¿eby zrobiæ
wra¿enie na BBC i zachêciæ ich do czytania moich wierszy;
reszta pójdzie na haracz dla Barry’ego Kenta. Nie s¹dzê,
by na ca³ym œwiecie istnia³ ktoœ równie nieszczêœliwy jak
ja. Gdyby nie poezja, kompletnie bym zwariowa³.
Poszed³em na smutny spacer i przy okazji zanios³em
koniowi Pandory dwa kilo kompotowych jab³ek. Do g³owy
przyszed³ mi wiersz o Kwiatku; zanotowa³em go po powro-
cie do domu, w którym mieszkam:
Kwiatek, napisa³ Adrian Mole, lat prawie czternaœcie
Ma³y Br¹zowy Konik
Zjada jab³ka na ³¹ce,
Mo¿e czas uleczy
Moje serce cierpi¹ce.
G³aszczê te miejsca, gdzie Pandora siedzia³a,
W toczku oraz bryczesach widzê zarys jej cia³a.
Do widzenia, koniku,
Zbieram siê do drogi,
Od deszczu i b³ota przemok³y mi nogi.
Wys³a³em wiersz do BBC. Na kopercie zaznaczy³em
„Pilne”.
niedziela 15 marca, druga wielkiego postu
W domu jest bardzo cicho. Ojciec siedzi i pali w pokoju
goœcinnym, a matka siedzi i pali w sypialni. Niewiele jedz¹.
Pan Lucas ju¿ trzykrotnie dzwoni³ do matki, ale ona
powtarza jedynie:
53
200714
– Jeszcze nie teraz, jeszcze za wczeœnie.
Mo¿e chcia³ j¹ zaprosiæ do pubu na drinka, ¿eby odwró-
ciæ jej uwagê od k³opotów osobistych?
Ojciec zabra³ sprzêt stereofoniczny do swego pokoju.
S³ucha p³yt Jima Reevesa i gapi siê w okno. Kiedy zanios-
³em mu herbatê, powiedzia³ zd³awionym g³osem:
– Dziêkujê.
Kiedy zanios³em herbatê matce, przegl¹da³a stare listy,
napisane rêk¹ ojca.
– Adrianie, co ty sobie o nas pomyœlisz? – westchnê³a.
Odpar³em, ¿e Rick Lemon, dzia³acz m³odzie¿owy,
uwa¿a, ¿e rozwody to wina spo³eczeñstwa.
– Chrzaniæ spo³eczeñstwo – mruknê³a matka.
Upra³em i wyprasowa³em mundurek szkolny na jutro.
Obowi¹zki domowe id¹ mi coraz lepiej.
Mam tak okropne pryszcze, ¿e nie mogê nawet o nich
pisaæ. Bêdê poœmiewiskiem w szkole.
Czytam Cz³owieka w ¿elaznej masce. Dok³adnie wiem,
jak on siê czu³.
poniedzia³ek 16 marca
Poszed³em do szko³y. Okaza³o siê, ¿e jest zamkniêta;
w swej udrêce zapomnia³em, ¿e dzisiaj mamy wolne. Nie
chcia³o mi siê wracaæ do domu, wiêc uda³em siê w odwie-
dziny do Berta Baxtera. Powiedzia³, ¿e pracownica opieki
spo³ecznej ju¿ u niego by³a. Obieca³a za³atwiæ now¹ budê
dla Szabli, ale stwierdzi³a, ¿e opiekunka mu siê nie nale¿y
(Bertowi, nie Szabli).
W zlewie znów sta³y brudne naczynia, chyba z ca³ego
tygodnia. Bert mówi, ¿e zostawia je dla mnie, bo zmywa-
nie œwietnie mi idzie. Przy pracy zwierzy³em siê Berto-
wi, ¿e rodzice siê rozstaj¹. Powiedzia³, ¿e nie popiera roz-
wodów; sam by³ ¿onaty przez trzydzieœci piêæ ponurych
54
200714
lat, wiêc dlaczego komuœ innemu mia³oby siê upiec?
Oœwiadczy³, ¿e ma czworo dzieci i ¿adne z nich go nie
odwiedza. Dwoje mieszka w Australii, wiêc trudno mieæ
do nich pretensje, ale pozosta³ych dwoje powinno siê
wstydziæ. Pokaza³ mi zdjêcie zmar³ej ¿ony z czasów przed
wynalezieniem chirurgii plastycznej. Wyzna³, ¿e zawie-
raj¹c ma³¿eñstwo, by³ stajennym (stajenny to ktoœ, kto
robi przy koniach) i dopiero kiedy przeniós³ siê do pra-
cy na kolei, zauwa¿y³, ¿e jego ¿ona jest podobna do ko-
nia. Zapyta³em, czy chcia³by znów obejrzeæ jakiegoœ
konia. Powiedzia³, ¿e tak, wiêc zabra³em go na spacer
do Kwiatka.
Droga zajê³a nam ca³e wieki – Bert niesamowicie wolno
chodzi i bez przerwy musi przysiadaæ na murkach ogrodo-
wych – ale w koñcu dotarliœmy na miejsce. Bert oœwiadczy³,
¿e Kwiatek to nie koñ, tylko kuc p³ci ¿eñskiej. Bez przerwy
j¹ g³adzi³ i pyta³: – Ale z nas œlicznotka, co?
Potem Kwiatek posz³a pobiegaæ, a my usiedliœmy
na wraku samochodu; Bert zapali³ woodbine’a, ja zjad³em
baton Mars. Po powrocie do Berta poszed³em do sklepu
i kupi³em paczkowane chiñskie danie firmy Vesta oraz
b³yskawiczny deser karmelowy Instant Whip, ¿eby Bert
choæ raz zjad³ porz¹dny posi³ek. Potem obejrzeliœmy
w telewizji talk-show Pebble Mill at One. Bert pokaza³ mi
stare koñskie szczotki oraz zdjêcia wielkiego dworu, gdzie
pracowa³ jako ch³opiec. Powiedzia³, ¿e pobyt we dworze
zrobi³ z niego komunistê, ale zasn¹³, nim zd¹¿y³ mi wyjaœ-
niæ, jak to siê sta³o.
Po powrocie do domu nikogo nie zasta³em, wiêc pusz-
cza³em p³yty Abby najg³oœniej, jak mog³em, a¿ g³ucha
s¹siadka zaczê³a waliæ w œcianê.
55
200714
wtorek 17 marca, dzieñ œw. Patryka, œwiêto pañstwowe
Irlandii Pó³nocnej i Republiki Irlandii
Ogl¹da³em „Jurne i Jêdrne”. Zmierzy³em swojego. Ma
jedenaœcie centymetrów d³ugoœci.
Pan O’Leary z naprzeciwka by³ pijany ju¿ o dziesi¹tej
rano! Wyrzucono go od rzeŸnika za g³oœne œpiewy.
œroda 18 marca
Ojciec i matka rozmawiaj¹ z adwokatami. Pewnie
walcz¹ o to, które z nich dostanie prawo do opieki nade
mn¹. Stanê siê ofiar¹ mi³oœci rodzicielskiej, a moje zdjêcie
uka¿e siê w gazetach. Mam nadziejê, ¿e do tej pory znikn¹
mi pryszcze.
czwartek 19 marca
Pan Lucas wystawi³ swój dom na sprzeda¿. Matka mówi,
¿e na pocz¹tek chce trzydzieœci tysiêcy funtów! Co on zrobi
z tak¹ iloœci¹ pieniêdzy?
Matka mówi, ¿e kupi inny, wiêkszy dom. Czy mo¿na
sobie wyobraziæ coœ g³upszego?
Gdybym mia³ trzydzieœci tysiêcy funtów, wêdrowa³bym
po œwiecie i prze¿ywa³.
Nie wzi¹³bym ze sob¹ prawdziwych banknotów, bo czy-
ta³em, ¿e wiêkszoœæ cudzoziemców to z³odzieje. Zaszy³-
bym w spodniach czeki podró¿ne wartoœci trzech tysiêcy
funtów, a przed wyjazdem zrobi³bym, co nastêpuje:
a) pos³a³bym Pandorze trzy tuziny czerwonych ró¿,
b) za piêædziesi¹t funtów naj¹³bym oprycha, ¿eby spuœci³
lanie Barry’emu Kentowi,
c) kupi³bym najlepszy rower wyœcigowy na œwiecie
i jeŸdzi³bym przed domem Nigela,
56
200714
d) zamówi³bym wielk¹ skrzyniê pokarmu dla psów,
¿eby pod moj¹ nieobecnoœæ pies porz¹dnie siê od¿y-
wia³,
e) wynaj¹³bym pomoc domow¹ dla Berta Baxtera,
f) zaproponowa³bym matce i ojcu tysi¹c funtów (na g³o-
wê), ¿eby siê nie rozstawali.
Wróci³bym z dalekiego œwiata jako wysoki, opalony
mê¿czyzna, pe³en ironicznych doznañ. Pandora co wie-
czór p³aka³aby w poduszkê, ¿e przegapi³a okazjê zostania
pani¹ Adrianow¹ Mole. W rekordowym czasie zdoby³-
bym uprawnienia weterynarza, po czym kupi³bym farmê
z domem, w którym jeden pokój przeznaczy³bym na ga-
binet, ¿eby mieæ cichy k¹t, gdzie móg³bym byæ intelektua-
list¹.
Nie marnowa³bym trzydziestu tysiêcy funtów, ¿eby
kupiæ pó³ bliŸniaka!
pi¹tek 20 marca, pierwszy dzieñ wiosny, pe³nia
Pierwszy dzieñ wiosny. Gmina œciê³a wszystkie wi¹zy
w alei Wi¹zów.
sobota 21 marca
Rodzice jadaj¹ ró¿ne rzeczy o ró¿nych porach dnia, wiêc
spo¿ywam szeœæ posi³ków dziennie, ¿eby nie uraziæ ¿ad-
nego z nich.
Telewizor stoi w moim pokoju, bo nie potrafili zdecy-
dowaæ, komu siê nale¿y. Mogê teraz ogl¹daæ horrory, le¿¹c
w ³ó¿ku.
Zaczynam coœ podejrzewaæ w kwestii uczuæ matki
do pana Lucasa. Znalaz³em kartkê, któr¹ od niego dosta³a:
„Pauline, jak d³ugo jeszcze? Na litoœæ bosk¹, wyjedŸ
ze mn¹. Twój na wieki Bimbuœ”.
57
200714
Mimo podpisu „Bimbuœ” wiem, ¿e to liœcik od pana
Lucasa, bo zosta³ napisany na odwrocie jego monitu
za œwiat³o.
Ojciec powinien siê o tym dowiedzieæ. Wsadzi³em
kartkê pod materac obok egzemplarzy „Jurnych i Jêdr-
nych”.
niedziela 22 marca, trzecia wielkiego postu, pocz¹tek
czasu letniego w Wielkiej Brytanii
Dziœ s¹ urodziny babci; koñczy siedemdziesi¹t szeœæ lat
i na tyle wygl¹da. Zanios³em jej roœlinê doniczkow¹ o obcej
nazwie Dieffenbachia. W ziemiê wetkniêta by³a tabliczka
z napisem: „Sok tej roœliny jest truj¹cy, zachowaj ostro¿-
noœæ”. Babcia zapyta³a, kto wybra³ tê roœlinê. Odpar³em,
¿e matka.
Babcia jest doœæ zadowolona, ¿e moi rodzice siê rozwo-
dz¹. Twierdzi, ¿e zawsze uwa¿a³a matkê za wszetecznicê,
a teraz siê okazuje, i¿ mia³a racjê.
Nie spodoba³o mi siê, ¿e mówi o matce ten sposob,
wiêc poszed³em do domu. Przed babci¹ uda³em, ¿e umówi-
³em siê z koleg¹. Ale w³aœciwie nie mam ju¿ kolegów, pew-
nie dlatego, ¿e jestem intelektualist¹ – chyba trochê napa-
wam ich trwog¹. Zajrza³em do s³ownika, ¿eby sprawdziæ,
co oznacza „wszetecznica”. Niezbyt mi³e okreœlenie!
poniedzia³ek 23 marca
Znów do szko³y, niestety! Na zajêciach z gospodarstwa
domowego robiliœmy dziœ pieczone ziemniaki z nadzieniem
serowym. Moje ziemniaki by³y wiêksze od innych, wiêc nie
zd¹¿y³y siê porz¹dnie upiec do koñca lekcji. Dokoñczy³em
je u Berta Baxtera. Znów chcia³ popatrzeæ na Kwiatek.
Trochê to uci¹¿liwe, bo dojœcie z nim gdziekolwiek trwa
58
200714
okropnie d³ugo, ale dotrzyma³em mu towarzystwa. Wszyst-
ko jest lepsze ni¿ matma w szkole.
Bert wzi¹³ ze sob¹ koñskie szczotki i porz¹dnie wyczyœ-
ci³ Kwiatek; kiedy skoñczy³, b³yszcza³a jak wy³uskany
kasztan. Zasapany Bert przysiad³ na wraku samochodu
i zapali³ woodbine’a. Potem odprowadzi³em go do domu.
Od kiedy Szabla ma now¹ budê, jest w lepszym humo-
rze; dom Berta tak¿e jest w lepszym stanie, od kiedy Szabla
czêœciej przebywa na zewn¹trz. Bert powiedzia³, ¿e pra-
cownica opieki spo³ecznej uwa¿a, i¿ powinien pójœæ
do domu starców, gdzie bêdzie mia³ w³aœciw¹ opiekê.
Ale Bert nie chce, wiêc sk³ama³, ¿e co dzieñ odwiedza
go wnuk, który siê nim zajmuje. Pani z opieki spo³ecznej
ma to sprawdziæ, a ja mogê mieæ k³opoty za podszywanie
siê pod kogoœ innego!!! Nie wiem, ile jeszcze k³opotów
wytrzymam.
wtorek 24 marca
Wczoraj póŸnym wieczorem widzia³em, jak matka
odje¿d¿a gdzieœ z panem Lucasem jego samochodem.
Chyba by³a to jakaœ specjalna okazja, bo matka mia³a
na sobie kombinezon z cekinami i wygl¹da³a odrobinê
wszetecznie. Pan Lucas w³o¿y³ najlepszy garnitur oraz
mnóstwo z³otej bi¿uterii. Faktycznie, staruszek umie siê
ubraæ.
Gdyby ojciec bardziej dba³ o wygl¹d, nie dosz³oby
do tego wszystkiego. Ka¿da kobieta woli mê¿czyznê, który
nosi garnitur i mnóstwo z³otej bi¿uterii, od kogoœ takiego
jak ojciec, który prawie siê nie goli, chodzi w starym
ubraniu, a bi¿uterii nie ma wcale. To chyba jasne.
Mam zamiar nie spaæ, ¿eby siê dowiedzieæ, o której
matka wróci.
59
200714
pó³noc
Matki wci¹¿ nie ma.
2 w nocy
Matki ani œladu.
œroda 25 marca, Zwiastowanie N.M.P.
Nie wiem, o której matka dotar³a do domu, bo zasn¹³em.
Ojciec mówi, ¿e posz³a na œwi¹teczny obiad z dansingiem,
organizowany przez firmê ubezpieczeniow¹. W marcu?
Tato, daj¿e spokój! Masz mnie za naiwnego? Dziœ na WF-ie
mieliœmy p³ywanie. Woda by³a lodowato zimna, kabiny
w szatni równie¿. Spróbujê zaraziæ siê grzybic¹, ¿eby nie iœæ
na basen w przysz³ym tygodniu.
czwartek 26 marca
Policja dopad³a Barry’ego Kenta za je¿d¿enie rowerem
bez tylnego œwiat³a. Mam nadziejê, ¿e wyœl¹ go do popraw-
czaka. Krótka terapia szokowa dobrze by mu zrobi³a.
pi¹tek 27 marca
Pandora i Nigel zerwali ze sob¹! Ca³a szko³a o tym mó-
wi. To najlepsza wiadomoœæ, jak¹ s³ysza³em od dawna.
Czytam Pani¹ Bovary autorstwa kolejnego ¿abojada.
sobota 28 marca, ostatnia kwadra
W³aœnie wyszed³ ode mnie Nigel. Ma z³amane serce.
Próbowa³em go pocieszyæ, mówi¹c, ¿e jest du¿o kamyków
na pla¿y i rybek w morzu. Ale by³ zbyt rozstrojony, by mnie
s³uchaæ.
60
200714
Opowiedzia³em mu o swoich podejrzeniach, dotycz¹-
cych matki i pana Lucasa. Odpar³, ¿e to siê ci¹gnie ju¿
od dawna i ¿e wszyscy o tym wiedz¹, z wyj¹tkiem mnie
i mojego ojca!!!
Odbyliœmy d³ug¹ rozmowê o rowerach wyœcigowych,
po czym Nigel uda³ siê do siebie rozmyœlaæ o Pandorze.
Jutro Dzieñ Matki. Nie mogê siê zdecydowaæ, czy coœ jej
kupiæ, czy nie. Mam tylko szeœædziesi¹t osiem pensów.
niedziela 29 marca, czwarta wielkiego postu, Dzieñ Matki
Ojciec da³ mi wczoraj trzy funty ze s³owami:
– Kup matce coœ przyzwoitego, synu, to mo¿e ju¿ ostatni
raz.
Z pewnoœci¹ nie zamierzam jechaæ z jej powodu a¿
do miasta! Poszed³em do trafiki pana Cherry’ego i kupi³em
pude³ko czekoladek Black Magic oraz kartkê z ¿yczeniami:
„Dla cudownej matki”.
Producenci kartek pewnie s¹dz¹, ¿e wszystkie matki s¹
cudowne, gdy¿ s³owo „cudowna” pojawia siê na ka¿dej
kartce. Mia³em ochotê skreœliæ „cudowna” i wstawiæ
„wszeteczna”, ale nie zrobi³em tego. Podpisa³em ¿yczenia:
„Od syna Adriana”, i wrêczy³em jej wszystko dziœ rano.
– Adrianie, nie powinieneœ by³ – powiedzia³a.
Racja, nie powinienem by³.
Muszê koñczyæ. Matka zarz¹dzi³a coœ, co okreœla mia-
nem „cywilizowanego spotkania”. Bêdzie na nim obecny
pan Lucas – ja oczywiœcie nie zosta³em zaproszony! Zamie-
rzam pods³uchiwaæ pod drzwiami.
poniedzia³ek 30 marca
Wczoraj sta³o siê coœ strasznego. Ojciec i pan Lucas
pobili siê na oczach ca³ej ulicy w ogródku od frontu! Matka
61
200714
próbowa³a ich rozdzieliæ, ale kazali jej siê „nie wtr¹caæ”.
Pan O’Leary chcia³ pomóc ojcu i ca³y czas krzycza³:
„George, przy³ó¿ ode mnie temu gnojowi!”, a pani O’Leary
okropnie ubli¿a³a mojej matce. Z jej s³ów wynika, ¿e obser-
wuje poczynania matki od œwi¹t Bo¿ego Narodzenia.
Cywilizowane spotkanie skoñczy³o siê o pi¹tej po po³udniu,
gdy ojciec dowiedzia³ siê, od kiedy trwa romans mojej
matki i pana Lucasa.
Kolejne cywilizowane spotkanie zaczê³o siê oko³o siód-
mej, lecz gdy matka oœwiadczy³a, ¿e wyje¿d¿a z panem
Lucasem do Sheffield, ojciec zapomnia³ o cywilizacji i rzu-
ci³ siê do boju. Pan Lucas uciek³ do ogródka, ale ojciec
podci¹³ go obok krzaka wawrzynu, po czym bójka rozgo-
rza³a na dobre. W³aœciwie by³o to ogromnie emocjonuj¹ce,
z okna sypialni mia³em na wszystko œwietny widok.
W pewnej chwili pani O’Leary zawo³a³a:
– Tylko tego dzieciaka mi szkoda!
Wszyscy spojrzeli w górê, aby na mnie popatrzeæ, wiêc
postara³em siê o szczególnie smutn¹ minê. Z pewnoœci¹
te prze¿ycia w przysz³oœci spowoduj¹ u mnie uraz. Na razie
czujê siê dobrze, ale nigdy nic nie wiadomo.
wtorek 31 marca
Matka wyjecha³a do Sheffield z panem Lucasem. Musia-
³a sama prowadziæ, bo pan Lucas nie widzi na podbite oczy.
Gdy powiadomi³em sekretarkê w szkole, ¿e matka nas
opuœci³a, potraktowa³a mnie bardzo mi³o i wrêczy³a mi
ankietê. Chodzi o darmowe obiady w szkole – teraz ojciec
jest samotnym rodzicem.
Nigel poprosi³ Barry’ego Kenta, ¿eby na kilka tygodni
przesta³ mnie przeœladowaæ. Barry Kent powiedzia³, ¿e siê
zastanowi.
200714
wiosna
200714
200714
œroda 1 kwietnia, prima aprilis
Rano zadzwoni³ Nigel, udaj¹c przedsiêbiorcê pogrzebo-
wego, i zapyta³, kiedy ma zabraæ cia³o. Telefon odebra³
ojciec. Doprawdy, on w ogóle nie ma poczucia humoru.
Œwietnie siê bawi³em, wmawiaj¹c dziewczynom, ¿e
wystaj¹ im halki, chocia¿ nie by³a to prawda. Barry Kent
przyniós³ na zajêcia z malarstwa proszek wywo³uj¹cy swê-
dzenie i wsypa³ odrobinê do botków pani Fossington-Gore.
To kolejna osoba pozbawiona poczucia humoru. Barry
mnie równie¿ wsypa³ za ko³nierz trochê tego proszku. Nie
widzê w tym nic œmiesznego; musia³em iœæ do pielêgniarki,
¿eby go usunê³a.
Dom wygl¹da wrêcz obskurnie, bo ojciec w ogóle nie
zajmuje siê sprz¹taniem. Pies usycha z têsknoty za matk¹.
Urodzi³em siê dok³adnie trzynaœcie lat i trzysta szeœæ-
dziesi¹t cztery dni temu.
czwartek 2 kwietnia
Dziœ skoñczy³em czternaœcie lat! Od ojca dosta³em dres
i pi³kê no¿n¹ (ojciec jest zupe³nie niewra¿liwy na moje po-
trzeby), od dziadka Mole’a Ma³ego Stolarza (bez komen-
tarza), od dziadka Sudgena kopertê z ¿yczeniami oraz
65
200714
banknotem jednofuntowym (ostatni z wielkich rozrzut-
nych). Co najlepsze, matka da³a mi dziesiêæ funtów, a pan
Lucas piêæ (zapewne chcieli uspokoiæ swoje sumienia).
Nigel przys³a³ mi ¿artobliw¹ kartkê; na wierzchu wid-
nia³ napis: „Kto jest seksowny, zdolny i przystojny?”,
a w œrodku odpowiedŸ: „Na pewno nie ty, koleœ!” Nigel
dopisa³: „Bez urazy, stary”, i w³o¿y³ do koperty dziesiêæ
pensów.
Kartka od Berta Baxtera przysz³a na adres szko³y, bo
Bert nie wie, gdzie mieszkam. Ma niesamowicie ³adne
pismo, chyba nazywa siê „poligraficzne”. Kartka mia³a
na wierzchu zdjêcie owczarka alzackiego, wewn¹trz zaœ
napis: „Najlepsze ¿yczenia od Berta i Szabli. PS Zlew siê
zatka³”. Do kartki Bert do³¹czy³ bon ksi¹¿kowy za dziesiêæ
szylingów – co prawda jego wa¿noœæ wygas³a w grudniu
1958, ale licz¹ siê dobre intencje.
A wiêc wreszcie mam czternaœcie lat! Wieczorem uwa¿-
nie przejrza³em siê w lustrze i muszê powiedzieæ, ¿e do-
strzegam oznaki pewnej dojrza³oœci (nie licz¹c tych parszy-
wych pryszczy).
pi¹tek 3 kwietnia
Dziœ na teœcie z geografii zaliczy³em komplet punktów.
Tak! Z dum¹ donoszê, ¿e dosta³em dwadzieœcia punktów
na dwadzieœcia mo¿liwych! Moja praca zosta³a te¿ pochwa-
lona za schludny wygl¹d. Nie istnieje nic, czego bym nie
wiedzia³ o norweskim przemyœle garbarskim.
Barry Kent wyraŸnie rozkoszuje siê swoj¹ ignorancj¹.
Kiedy panna Elf zapyta³a go, jakie jest po³o¿enie Norwegii
wzglêdem Wielkiej Brytanii, odpar³:
– Jest oddalona o dwa stopnie pokrewieñstwa.
Z przykroœci¹ stwierdzam, ¿e ca³a klasa siê rozeœmia³a,
nawet Pandora. Tylko ja i panna Elf zachowaliœmy powagê.
66
200714
Przetka³em zlew Berta Baxtera. Odp³yw by³ pe³en sta-
rych koœci i fusów herbacianych. Powiedzia³em Bertowi, ¿e
naprawdê powinien u¿ywaæ torebek, b¹dŸ co b¹dŸ ¿yjemy
w dwudziestym wieku! Bert powiedzia³, ¿e spróbuje.
Us³yszawszy, ¿e moja matka uciek³a z agentem ubezpie-
czeniowym, zapyta³: „Czy to by³ palec bo¿y?” I tak siê
œmia³, ¿e ³zy stanê³y mu w oczach.
sobota 4 kwietnia, nów
Dziœ sprz¹taliœmy z ojcem dom. Nie mieliœmy wyjœcia
– jutro babcia przychodzi na podwieczorek. Po po³udniu
pojechaliœmy do Sainsbury’ego. Ojciec wzi¹³ wózek,
którym nie dawa³o siê kierowaæ i który w dodatku piszcza³
niczym torturowane myszy. Wstydzi³em siê, ¿e mnie z nim
s³yszano. Ojciec wybiera³ wy³¹cznie niezdrowe jedzenie;
dopiero kiedy siê postawi³em, kupi³ œwie¿e owoce i sa³atê.
Przy kasie nie móg³ znaleŸæ karty kredytowej, a kasjerka
nie chcia³a przyj¹æ czeku. W koñcu zjawi³ siê kierownik
i przerwa³ k³ótniê. Musia³em po¿yczyæ ojcu trochê urodzi-
nowych pieniêdzy; jest mi winien osiem funtów, trzydzieœci
osiem i pó³ pensa; kaza³em mu wystawiæ rewers na rachun-
ku z kasy.
Muszê jednak powiedzieæ, ¿e Sainsbury’emu nale¿y siê
uznanie; nareszcie przyci¹gaj¹ lepsz¹ klientelê. Widzia³em,
jak jakiœ pleban kupowa³ opakowanie papieru toaletowego
– cztery trójwarstwowe rolki w kolorze fioletowym! Temu
to szmal wychodzi nosem! Móg³ przecie¿ kupiæ szary,
szorstki papier, a ró¿nicê oddaæ biednym. Co za ob³uda!
niedziela 5 kwietnia, pi¹ta wielkiego postu
Dziœ rano przyszed³ Nigel. Wci¹¿ siê wœcieka na Pan-
dorê. Próbowa³em zabawiæ go rozmow¹ o norweskim
67
200714
przemyœle garbarskim, ale nie wiadomo dlaczego wcale
nie by³ zainteresowany.
O pierwszej po po³udniu zmusi³em ojca, ¿eby wsta³
z ³ó¿ka. Nie rozumiem, z jakiej racji mia³by ca³y dzieñ siê
wylegiwaæ jak jakiœ œmierdz¹cy leñ, skoro ja od dawna
jestem na nogach. W koñcu ojciec siê podniós³ i po-
szed³ na dwór myæ samochód, ale znalaz³ kolczyk matki
za tylnym siedzeniem, wiêc usiad³ i wpatrzy³ siê w niego.
– Têsknisz za matk¹, Adrianie? – zapyta³ wreszcie.
– Oczywiœcie – odpar³em – ale trzeba ¿yæ dalej.
– Nie widzê, po co – odpowiedzia³.
Poj¹³em, ¿e myœli o samobójstwie, wiêc natychmiast
poszed³em na górê i usun¹³em z sypialni wszystkie nie-
bezpieczne przedmioty.
Kiedy zmywa³em po spo¿yciu obiadu z mro¿onki (pie-
czeñ wo³owa), ojciec zawo³a³ do mnie, ¿e nie mo¿e znaleŸæ
brzytwy w ³azience. Sk³ama³em, ¿e nic o tym nie wiem,
a nastêpnie wyj¹³em z szuflady w kuchni wszystkie no¿e
i ostre narzêdzia. Ojciec usi³owa³ uruchomiæ elektryczn¹
golarkê, ale baterie pozielenia³y i wyciek³y.
Mam wra¿enie, ¿e jestem doœæ wyrozumia³y, ale s³ow-
nictwo, jakiego w owej chwili u¿y³ mój ojciec, przekro-
czy³o wszelkie granice! Tylko dlatego, ¿e nie móg³ siê
ogoliæ!
Podwieczorek ci¹gn¹³ siê bez koñca. Babcia bez przerwy
mówi³a wstrêtne rzeczy o matce, a ojciec jêcza³, jak bardzo
za ni¹ têskni. Mojej obecnoœci w pokoju nikt nie zauwa¿y³!
Nawet na psa zwracano wiêcej uwagi!
Babcia skarci³a ojca za próbê zapuszczenia brody.
– George, byæ mo¿e uwa¿asz, ¿e jako komunista wygl¹-
dasz zabawnie, ale ja jestem przeciwnego zdania – oznaj-
mi³a.
Doda³a, ¿e dziadek nawet w okopach pod Ypres goli³ siê
codziennie, chocia¿ niekiedy musia³ odpêdzaæ szczury,
68
200714
które chcia³y ze¿reæ myd³o do golenia. Powiedzia³a, ¿e
kiedy dziadek le¿a³ w trumnie, zosta³ ogolony przez
przedsiêbiorcê pogrzebowego, skoro wiêc martwi mog¹
byæ ogoleni, to dla ¿ywych nie ma ¿adnego usprawied-
liwienia. Ojciec usi³owa³ siê t³umaczyæ, ale napotka³ pew-
ne trudnoœci, bo babcia ani na chwilê nie przestawa³a
mówiæ.
Obaj byliœmy zadowoleni, kiedy wreszcie sobie po-
sz³a.
Przejrza³em „Jurne i Jêdrne”. W koñcu to pi¹ta niedziela
wielkiego postu!
poniedzia³ek 6 kwietnia
Dosta³em od matki pocztówkê. Pisze, ¿e „oni” mieszkaj¹
u znajomych, dopóki nie znajd¹ sobie mieszkania. Zapro-
si³a mnie, bym przyjecha³ na weekend, kiedy siê urz¹dz¹.
Nie pokaza³em kartki ojcu.
wtorek 7 kwietnia
Moja najdro¿sza Pandora umawia siê z Craigiem
Thomasem. Thomasie, po raz ostatni da³em ci baton Mars!
Barry Kent ma k³opoty, gdy¿ na malarstwie nary-
sowa³ go³¹ babê. Pani Fossington-Gore powiedzia³a, ¿e
nie tyle niepokoi j¹ temat wybrany przez Barry’ego,
ile jego nieznajomoœæ podstawowych faktów biologicz-
nych. Wykona³em niez³y rysunek, przedstawiaj¹cy zapaœ-
nika Niesamowitego Byka, który roznosi Craiga Thomasa
na strzêpy. Pani Fossington-Gore oceni³a, ¿e to „mocna
wypowiedŸ na temat monolitycznego ucisku”.
Telefon od matki. Mia³a dziwny g³os, jakby by³a prze-
ziêbiona. Ca³y czas powtarza³a:
– Pewnego dnia zrozumiesz, Adrianie.
69
200714
W tle da³o siê s³yszeæ jakby siorbanie. Pewnie ten gnojek
Lucas ca³owa³ j¹ w szyjê, widzia³em, jak to robi¹ na
filmach.
œroda 8 kwietnia
Ojciec nie chcia³ mi daæ usprawiedliwienia z WF-u, wiêc
prawie ca³y ranek spêdzi³em w pid¿amie, skacz¹c do base-
nu i wyci¹gaj¹c le¿¹c¹ na dnie ceg³ê. Po powrocie do domu
wyk¹pa³em siê, ale nadal cuchnê chlorem. Nie wiem, jaki
mia³by byæ cel takich lekcji jak wy¿ej opisana. Przecie¿
kiedy dorosnê, nie bêdê chodzi³ brzegiem rzeki w pid¿amie!
I tylko g³upi skaka³by do wody po jak¹œ kretyñsk¹ ceg³ê!
Ceg³y le¿¹ wszêdzie, gdzie spojrzeæ!
czwartek 9 kwietnia
Pogadaliœmy sobie wczoraj z ojcem. Zapyta³ mnie, z kim
wola³bym mieszkaæ, z nim czy z matk¹. Powiedzia³em, ¿e
z obojgiem. Wyzna³, ¿e zaprzyjaŸni³ siê z kole¿ank¹ z pracy,
niejak¹ Doreen Slater, i ¿e chcia³by któregoœ dnia poznaæ
nas ze sob¹. Znów to samo! I to ma byæ opuszczony m¹¿
o z³amanym sercu, myœl¹cy o samobójstwie?
pi¹tek 10 kwietnia
Zadzwoni³em do babci, ¿eby jej powiedzieæ o Doreen
Slater. Odnios³em wra¿enie, ¿e niezbyt siê ucieszy³a.
Oœwiadczy³a, ¿e to pospolite imiê. Jestem sk³onny siê z ni¹
zgodziæ.
Po¿yczy³em z biblioteki Czekaj¹c na Godota, ale siê
rozczarowa³em – to sztuka teatralna. Niemniej, spróbujê.
Ostatnio zaniedbywa³em swój umys³.
70
200714
Nigel zapyta³, czy chcia³bym spêdziæ u niego weekend;
jego rodzice jad¹ na wesele do Croydon. Ojciec mi pozwo-
li³, nawet siê ucieszy³. Idê do Nigela jutro rano.
Dziœ zaczê³y siê ferie wielkanocne. Muszê zapewniæ
swemu mózgowi aktywnoœæ.
sobota 11 kwietnia, pierwsza kwadra
Ten Nigel to ma szczêœcie! Jego dom jest absolutnie
fantastyczny, ca³kiem nowoczesny! Nie wiem, co on sobie
myœli o naszym domu – niektóre nasze meble licz¹ sobie
ponad sto lat!
Nigel ma ogromn¹ sypialniê, sprzêt stereo, kolorowy
telewizor, magnetofon kasetowy, miniaturowy tor samo-
chodowy Scalextric, elektryczn¹ gitarê oraz wzmacniacz.
A tak¿e reflektory nad ³ó¿kiem, czarne œciany, bia³y dywan,
importowan¹ ko³drê w samochody wyœcigowe i ca³e sterty
„Jurnych i Jêdrnych”. Przejrzeliœmy je, po czym Nigel
poszed³ wzi¹æ zimny prysznic, a ja odgrza³em zupê i po-
kroi³em bagietkê. NieŸle siê uœmialiœmy przy lekturze
Czekaj¹c na Godota. Nigel dosta³ niemal ataku histerii,
gdy powiedzia³em, ¿e Vladimir i Estragon brzmi¹ jak
nazwy pigu³ek antykoncepcyjnych.
Przejecha³em siê na rowerze wyœcigowym Nigela.
Strasznie bym chcia³ mieæ taki rower. Gdybym mia³
wybieraæ miêdzy Pandor¹ a rowerem wyœcigowym,
wybra³bym rower. Sorry, Pandoro, ale wiesz, jak jest.
Poszliœmy na rybê z frytkami i zamówiliœmy pe³ny
zestaw – rybê, frytki, marynowane cebulki, korniszony,
zielony groszek. Dla Nigela nic nie jest zbyt kosztowne,
dostaje niesamowicie du¿e kieszonkowe. Trochê siê pow³ó-
czyliœmy, a potem wróciliœmy do domu i obejrzeliœmy
w telewizji film Wy³upiastooki potwór znów atakuje.
Kiedy powiedzia³em, ¿e potwór przypomina mi naszego
71
200714
dyrektora, pana Scrutona, Nigel znów zacz¹³ siê histe-
rycznie œmiaæ. Chyba mam spory talent do rozœmieszania
ludzi. Mo¿e jednak zrezygnujê z weterynarii i zajmê siê
pisaniem komedii sytuacyjnych dla telewizji.
Kiedy film siê skoñczy³, Nigel zaproponowa³:
– Po jednym na dobranoc?
Podszed³ do barku w rogu pokoju i nala³ nam obu spor¹
whisky z wod¹ sodow¹. Nie próbowa³em dot¹d whisky
i chyba nigdy wiêcej tego nie zrobiê. Nie pojmujê, jak
ludzie mog¹ piæ coœ takiego dla przyjemnoœci. Gdyby by³a
lekarstwem, wylaliby j¹ do zlewu!
Nie pamiêtam, ¿ebym szed³ spaæ, ale musia³em to zrobiæ,
gdy¿ siedzê w ³ó¿ku rodziców Nigela i piszê dziennik.
niedziela 12 kwietnia, Niedziela Palmowa
Ten weekend u Nigela naprawdê otworzy³ mi oczy!
Przez ostatnie czternaœcie lat ¿y³em w nêdzy, nic o tym
nie wiedz¹c, znosi³em fatalne warunki mieszkaniowe, par-
szywe ¿arcie i mizerne kieszonkowe! Trudno, skoro ojciec
przy swym obecnym uposa¿eniu nie mo¿e mi zapewniæ
przyzwoitego poziomu ¿ycia, bêdzie musia³ poszukaæ sobie
lepiej p³atnej pracy. I tak bez przerwy narzeka, ¿e musi
handlowaæ elektrycznymi piecami akumulacyjnymi.
Ojciec Nigela harowa³ jak wó³, ¿eby stworzyæ swojej
rodzinie nowoczesne warunki ¿yciowe. Byæ mo¿e gdyby
m ó j ojciec zbudowa³ barek koktajlowy z laminatu w k¹cie
n a s z e j bawialni, matka nadal by z nami mieszka³a.
Ale nie, gdzie tam – ojciec woli siê che³piæ naszymi stu-
letnimi meblami! Tak jest! Zamiast siê wstydziæ naszych
antyków, on jeszcze siê tymi rupieciami przechwala!
Powinien wyci¹gn¹æ naukê z wielkiej literatury. Pani
Bovary uciek³a od tego idioty doktora Bovary, bo nie umia³
zaspokoiæ jej potrzeb.
72
200714
poniedzia³ek 13 kwietnia
Dosta³em kartkê od pana Cherry’ego z zapytaniem,
kiedy wznowiê rozwo¿enie gazet. Odpisa³em, ¿e mój umys³
wci¹¿ jest w kiepskim stanie z powodu porzucenia przez
matkê. To prawda: wczoraj nieœwiadomie w³o¿y³em skar-
petki nie do pary, jedn¹ czerwon¹, a drug¹ zielon¹. Muszê
wzi¹æ siê w garœæ, inaczej skoñczê w wariatkowie.
wtorek 14 kwietnia
Matka przys³a³a mi widokówkê. Znalaz³a mieszkanie
i prosi, bym jak najszybciej odwiedzi³ j¹ oraz pana Lucasa.
Dlaczego matka nie mo¿e napisaæ listu jak normalna
osoba? Dlaczego listonosz ma czytaæ o moich poufnych
sprawach? Nowy adres matki brzmi: pasa¿ Prezydenta
Cartera 79A, Sheffield.
Zapyta³em ojca, czy mogê do niej pojechaæ.
– Tak – odpar³ – pod warunkiem ¿e matka przeœle ci
pieni¹dze na bilet kolejowy.
Napisa³em zatem list, w którym proszê j¹ o jedenaœcie
funtów i osiemdziesi¹t pensów.
œroda 15 kwietnia
Poszed³em z Nigelem do klubu m³odzie¿owego. By³o
niesamowicie fajnie. Graliœmy w ping-ponga, a¿ popêka³y
pi³eczki, a potem w pi³karzyki. Ogra³em Nigela piêædziesi¹t
goli do trzynastu. Nigel zacz¹³ siê d¹saæ i oznajmi³, ¿e prze-
gra³ tylko dlatego, ¿e nogi jego bramkarza przylepiono
do pod³o¿a taœm¹ klej¹c¹. To nieprawda – wygra³em,
bo jestem zdolniejszy.
Banda punków zaczê³a robiæ niemi³e uwagi na temat
moich rozszerzanych spodni, lecz wtedy do rozmowy wtr¹-
ci³ siê dzia³acz m³odzie¿owy Rick Lemon i zapocz¹tkowa³
73
200714
dyskusjê o prywatnych gustach. Zgodziliœmy siê wszyscy,
¿e jednostka ma prawo ubieraæ siê tak, jak on/ona chce.
Mimo to zamierzam poprosiæ ojca o now¹ parê spodni;
niewielu czternastolatków nosi obecnie dzwony, a ja nie
chcia³bym siê wyró¿niaæ.
Barry Kent usi³owa³ wedrzeæ siê do klubu przez drzwi
przeciwpo¿arowe, ¿eby unikn¹æ p³acenia piêciopensowej
sk³adki, ale Rick Lemon wypchn¹³ go z powrotem na
deszcz. Bardzo siê ucieszy³em. Jestem winien Barry’emu
Kentowi dwa funty haraczu.
czwartek 16 kwietnia
Dosta³em od cioci Susan kartkê urodzinow¹, spóŸnion¹
o dwa tygodnie! Ciocia zawsze zapomina o w³aœciwej
dacie. Ojciec powiedzia³, ¿e to z powodu nieustannej presji
w pracy, ale nie jestem o tym przekonany. S¹dzi³bym raczej,
¿e praca stra¿niczki wiêziennej to ciep³a posadka, w koñcu
chodzi tylko o zamykanie i otwieranie drzwi. Ciocia
przes³a³a mi prezent poczt¹. Byæ mo¿e dotrze na Gwiazdkê
– jak bêdê mia³ szczêœcie. Ha! Ha!
pi¹tek 17 kwietnia, Wielki Pi¹tek
Biedny Jezus, to musia³o byæ dla niego niesamowicie
przykre. Ja nie mia³bym odwagi, ¿eby zrobiæ coœ takiego.
Pies sponiewiera³ babkê wielkanocn¹. Nie ma ¿adnego
szacunku dla tradycji.
sobota 18 kwietnia
Dosta³em paczkê od cioci Susan. Zawiera³a haftowany
pokrowiec na szczoteczkê do zêbów, wykonany przez jedn¹
z osadzonych! Ta osoba nazywa siê Grace Pool i ciocia
74
200714
Susan uwa¿a, ¿e powinienem napisaæ do niej list z podziê-
kowaniem! Nie doœæ, ¿e siostra ojca pracuje w wiêzieniu
Holloway, to teraz jeszcze ja mam zacz¹æ pisaæ listy do
wiêŸniarek! Przecie¿ Grace Pool mo¿e byæ morderczyni¹
albo czymœ w tym rodzaju!
Nadal czekam na jedenaœcie funtów i osiemdziesi¹t
pensów. Nie wydaje mi siê, by matka jakoœ rozpaczliwie
chcia³a siê ze mn¹ zobaczyæ.
niedziela 19 kwietnia, Wielkanoc
Dzisiaj przypada rocznica ucieczki Jezusa z zapieczê-
towanego grobu. Wielki magik Houdini zapewne zapo¿y-
czy³ ten pomys³ od Niego.
Ojciec zapomnia³ iœæ w pi¹tek do banku, wiêc zostaliœmy
bez grosza. ¯eby kupiæ sobie jajko wielkanocne, musia³em
zwróciæ do sklepu puste butelki. Obejrza³em film, po czym
poszliœmy do babci, gdzie zjad³em fantastyczny podwie-
czorek. Upiek³a ciasto, pokryte ma³ymi puchatymi kur-
czaczkami; niestety, trochê puchu dosta³o siê ojcu do ust
i musieliœmy mocno waliæ go w plecy. Zawsze musi wszyst-
ko zepsuæ. Nie ma ¿adnego Obycia Towarzyskiego. Potem
poszed³em odwiedziæ Berta Baxtera. Ucieszy³ siê na mój
widok; poczu³em siê paskudnie, bo ostatnio go zaniedby-
wa³em. Da³ mi stertê komiksów. Nazywaj¹ siê „Eagle” i s¹
w nich œwietne obrazki. Czyta³em je do trzeciej w nocy.
My, intelektualiœci, czuwamy o dziwnych porach. Dobrze
na tym wychodzimy.
75
200714
poniedzia³ek 20 kwietnia, œwiêto pañstwowe
w Zjednoczonym Królestwie (z wyj¹tkiem Szkocji)
Ojciec wpad³ w sza³, gdy¿ bank wci¹¿ jest zamkniêty.
Skoñczy³y mu siê papierosy. Wyjdzie mu to na zdrowie.
Jedenastu funtów i osiemdziesiêciu pensów wci¹¿ nie ma.
Oto, co napisa³em do Grace Pool z bloku D:
Droga panno Pool,
dziêkujê za zrobienie mi pokrowca na szczoteczkê do
zêbów. Jest uroczy.
Z powa¿aniem, Adrian
wtorek 21 kwietnia
Dziœ rano ojciec by³ pierwszy w kolejce do banku, ale
gdy znalaz³ siê w œrodku, kasjer oznajmi³, ¿e nie mo¿e mu
wyp³aciæ pieniêdzy, bo konto jest puste. Ojciec za¿¹da³
widzenia siê z kierownikiem. By³o mi niesamowicie wstyd,
wiêc ukry³em siê za plastikow¹ roœlin¹ i pozosta³em tam,
a¿ krzyki usta³y. Wreszcie zjawi³ siê g³ówny bankowiec,
pan Niggard, i uspokoi³ ojca. Powiedzia³, ¿e za³atwi nam
chwilowy debet. Ojciec sprawia³ ¿a³osne wra¿enie.
– To przez ten cholerny rachunek od weterynarza –
powtarza³ bez przerwy.
Pan Niggard powiedzia³, ¿e rozumie. Mo¿e on te¿ ma
wœciek³ego psa? W koñcu chyba nie jesteœmy wyj¹tkiem,
prawda?
Jedenaœcie funtów itd. przysz³o dzisiaj popo³udniow¹
poczt¹, a zatem jutro rano wyje¿d¿am do Sheffield. Nigdy
przedtem nie jecha³em sam poci¹giem. Ostatnio naprawdê
rozpoœcieram skrzyd³a.
76
200714
œroda 22 kwietnia
Ojciec podwióz³ mnie na stacjê i udzieli³ rady na drogê
– powiedzia³, ¿ebym nie kupowa³ w bufecie pasztecików
z wieprzowin¹.
Sta³em na korytarzu, wychylony przez okno, ojciec zaœ
sta³ na peronie i bez przerwy patrzy³ na zegarek. W koñcu
powiedzia³em:
– Nie zapomnij nakarmiæ psa, dobrze?
Ojciec zaœmia³ siê z³owieszczo, poci¹g szarpn¹³, a ja
pomacha³em ojcu i poszed³em szukaæ miejsca dla niepa-
l¹cych. Wszyscy obrzydliwi palacze t³oczyli siê w jednym
wagonie, pokas³uj¹c i okropnie siê krztusz¹c. Zachowy-
wali siê grubiañsko i g³oœno, wiêc wstrzyma³em oddech
i czym prêdzej przecisn¹³em siê miêdzy nimi. Pasa¿ero-
wie w wagonie dla niepal¹cych robili wra¿enie spokoj-
niejszych. Znalaz³em miejsce przy oknie naprzeciwko
jakiejœ starszej pani. Chcia³em popatrzeæ na krajobraz
albo poczytaæ ksi¹¿kê, ale stara od razu zaczê³a mi opisy-
waæ histerektomiê swej córki. Opowiada³a mi rzeczy,
których wcale nie mia³em ochoty s³uchaæ – myœla³em,
¿e dostanê ob³êdu! Nieustannie k³apa³a dziobem, k³ap,
k³ap, k³ap, ale dziêki Bogu wysiad³a w Chesterfield, zosta-
wiaj¹c na siedzeniu pismo kobiece „Woman’s Own”.
Uœmia³em siê do rozpuku, czytaj¹c dzia³ porad, przeczy-
ta³em te¿ opowiadanie, po czym poci¹g zacz¹³ zwalniaæ
i wjechaliœmy na stacjê w Sheffield.
Na mój widok matka wybuchnê³a p³aczem. To by³o
trochê krêpuj¹ce, ale tak¿e bardzo mi³e. Ze stacji wziêliœmy
taksówkê. Ulice w Sheffield wygl¹daj¹ OK, w³aœciwie tak
samo jak u nas. Nie dostrzeg³em ¿adnych fabryk no¿y
i widelców – pewnie Margaret Thatcher wszystkie pozamy-
ka³a.
Lucas wyszed³ wciskaæ ludziom ubezpieczenia, wiêc
do ósmej wieczorem mia³em matkê tylko dla siebie. Ich
77
200714
mieszkanie jest niesamowicie beznadziejne, nowoczesne,
ale bardzo ma³e – wrêcz s³ychaæ, jak s¹siedzi kaszl¹. Matka
nawyk³a do lepszych warunków. Jestem niesamowicie
zmêczony, wiêc przerywam pisanie.
Mam nadziejê, ¿e ojciec dobrze traktuje psa. Chcia³bym,
¿eby matka wróci³a do domu. Zapomnia³em ju¿, jaka jest
fajna.
czwartek 23 kwietnia, œw. Jerzego
Poszliœmy dziœ z mam¹ po zakupy. Kupiliœmy aba¿ur
w Habitacie do jej sypialni oraz nowe spodnie dla mnie.
S¹ superzaste, naprawdê obcis³e.
Zjedliœmy „lunch chiñskiego biznesmena”, a potem
poszliœmy na film Monty Pythona o ¿yciu Jezusa. By³ niesa-
mowicie odwa¿ny, czu³em siê winny, ¿e siê œmiejê.
Kiedy wróciliœmy, Lucas ju¿ by³ w mieszkaniu. Przy-
gotowa³ obiad, ale powiedzia³em, ¿e nie jestem g³odny,
i zamkn¹³em siê w pokoju – ud³awi³bym siê, gdybym
zjad³ cokolwiek, czego tkn¹³ ten palant! PóŸniej zadzwo-
ni³em z budki do ojca, ale ledwie zd¹¿y³em krzykn¹æ: – Nie
zapomnij nakarmiæ psa! – gdy odezwa³ siê sygna³ przery-
wany.
Poszed³em spaæ wczeœniej z powodu ca³ego tego
Lucasowego migdalenia. Ten gnojek zwraca siê do matki
„Paulie”, choæ wie doskonale, ¿e jej imiê brzmi „Pauline”.
pi¹tek 24 kwietnia
Pomog³em matce pomalowaæ kuchniê. Zdecydowa³a siê
na kolor br¹zowy i kremowy – wygl¹da to okropnie,
zupe³nie jak w szkolnej toalecie. Lucas da³ mi w prezencie
scyzoryk. Usi³uje mnie przekupiæ, ¿ebym znów go polubi³.
Nic z tego, wstrêtny Lucasie! My, Mole’owie, nigdy nie
78
200714
zapominamy doznanych krzywd! Jesteœmy jak mafia – gdy
ktoœ nam raz podpadnie, do koñca ¿ycia ¿ywimy doñ urazê.
Lucas ukrad³ nam ¿onê i matkê, wiêc bêdzie musia³ za to
zap³aciæ! Wielka szkoda, bo scyzoryk ma mnóstwo gad¿e-
tów, bardzo przydatnych w codziennym ¿yciu.
sobota 25 kwietnia
Lucas nie pracuje w soboty, wiêc przez ca³y dzieñ
musia³em tolerowaæ jego lubie¿noœæ. Nieustannie dotyka
d³oni matki, ca³uje j¹ albo obejmuje za ramiona. Nie wiem,
jak ona to znosi, ja bym od tego oszala³.
Dziœ po po³udniu zawióz³ nas za miasto, wysoko na
wzgórza. Zmarz³em, wiêc zosta³em w samochodzie, sk¹d
obserwowa³em, jak matka i Lucas robi¹ z siebie widowisko.
Dziêki Bogu, nie by³o w okolicy ¿adnych przedstawicieli
opinii publicznej. Starzy ludzie, biegn¹cy ze œmiechem pod
górkê, to nie jest piêkny widok.
Wróci³em, wyk¹pa³em siê, pomyœla³em o psie i zasn¹-
³em.
Jutro jadê do domu.
3 rano
W³aœnie przyœni³o mi siê, ¿e zak³u³em Lucasa wyka-
³aczk¹ z wyposa¿enia scyzoryka. Najlepszy sen, jaki mia-
³em od wieków.
niedziela 26 kwietnia
14.10
A wiêc mój krótki pobyt w Sheffield dobiega koñca.
Zamierzam z³apaæ poci¹g o 19.10, co oznacza, ¿e zosta³o
mi zaledwie piêæ godzin na spakowanie. Ojciec mia³ racjê
79
200714
– niepotrzebnie zabra³em dwie walizki ubrañ. Có¿, ci¹gle
powtarzam, ¿e przezorny zawsze ubezpieczony. Bez ¿alu
opuszczam to paskudne mieszkanie oraz kaszl¹cych s¹sia-
dów, choæ oczywiœcie ubolewam nad uporem matki, która
odmawia powrotu ze mn¹ do domu.
Powiedzia³em jej, ¿e pies usycha z têsknoty, lecz gdy
zadzwoni³a do ojca, ten jak g³upi powiadomi³ j¹, ¿e pies
w³aœnie zjad³ ca³¹ puszkê Pedigree Chum i miskê chrupek
Winalot.
Donios³em jej tak¿e o ojcu i Doreen Slater, maj¹c
nadziejê, ¿e oszaleje z zazdroœci, ale rozeœmia³a siê tylko,
po czym zapyta³a:
– Co, Doreen wci¹¿ jest w obiegu?
Trudno – robi³em, co mog³em, ¿eby j¹ odzyskaæ, ale
chyba muszê przyznaæ siê do klêski.
23.00
Podró¿ powrotna to by³ koszmar. Wszystkie miejsca dla
niepal¹cych by³y zajête, wiêc musia³em siedzieæ w jednym
przedziale z fajkami, cygarami i papierosami. Przez dwa-
dzieœcia minut sta³em w kolejce po kawê, lecz gdy dotar³em
do celu, na bufet spuszczono kratê, na której ktoœ umieœ-
ci³ tabliczkê: „Zamkniête z powodu awarii sygnalizacji”!
Kiedy wróci³em na miejsce, odkry³em, ¿e zaj¹³ je jakiœ
¿o³nierz, wiêc znalaz³em sobie inne. Niestety, usiad³em
naprzeciwko wariata i przez resztê drogi musia³em znosiæ
opowieœci o umieszczonym w jego g³owie radiu, które
kontroluje Fidel Castro.
Ojciec wyjecha³ po mnie na stacjê. Pies z radoœci rzuci³
siê na mnie, ale nie trafi³ i o ma³o nie wpad³ pod ekspres
do Birmingham o 21.23.
Ojciec wyzna³, ¿e Doreen Slater by³a u niego na pod-
wieczorku. S¹dz¹c po stanie domu, by³a równie¿ na kolacji,
œniadaniu i obiedzie! Nigdy jej nie widzia³em, lecz wnosz¹c
80
200714
ze œladów, jakie po sobie zostawi³a, wiem, ¿e jest ruda, u¿y-
wa pomarañczowej szminki i sypia po lewej stronie ³ó¿ka.
To ci dopiero powitanie!
Ojciec powiedzia³, ¿e Doreen wyprasowa³a mój szkolny
mundurek, ¿ebym go mia³ na rano. Czego oczekuje?
Podziêkowañ?
poniedzia³ek 27 kwietnia
Na zajêciach z gospodarstwa domowego pani Bull
uczy³a nas zmywaæ naczynia. Dobre sobie, uczyæ szewca
szyæ buty! Jestem chyba najlepszym pomywaczem na
œwiecie! Barry Kent st³uk³ niet³uk¹cy siê talerz, wiêc pani
Bull wyrzuci³a go z klasy. Widzia³em, jak ostentacyjnie
pali³ na korytarzu. Ten to ma tupet! Uzna³em, ¿e moim
obowi¹zkiem jest donieœæ o tym pani Bull, co uczyni³em
wy³¹cznie w trosce o zdrowie kolegi. Barry zosta³ zaprowa-
dzony do wy³upiastego Scrutona, który skonfiskowa³ mu
papierosy Benson and Hedges. Nigel powiedzia³, ¿e widzia³
pana Scrutona, pal¹cego je w pokoju nauczycielskim pod-
czas przerwy obiadowej. To chyba nie mo¿e byæ prawda?
Pandora i Craig Thomas wywo³ali skandal, obnosz¹c
siê na boisku ze swoj¹ seksualnoœci¹. Panna Elf musia³a
zastukaæ w okno pokoju nauczycielskiego i nakazaæ im,
by przestali siê ca³owaæ.
wtorek 28 kwietnia
Dziœ rano pan Scruton wyg³osi³ na apelu przemówienie.
Mówi³ o zaniku moralnoœci w naszym kraju, lecz naprawdê
chodzi³o mu o Pandorê i Craiga Thomasa. Przemówienie
nie odnios³o ¿adnego skutku, gdy¿ wyraŸnie widzia³em,
¿e kiedy œpiewaliœmy Jest gdzieœ daleko zielone wzgórze,
ci dwoje wymieniali miêdzy sob¹ p³omienne spojrzenia.
81
200714
œroda 29 kwietnia
Ojciec bardzo siê martwi – elektryczne piece akumu-
lacyjne kiepsko siê sprzedaj¹. Ojciec twierdzi, ¿e to dowo-
dzi jedynie, i¿ konsumenci nie s¹ tak g³upi, jak siê ogólnie
uwa¿a. Mam doœæ tego, ¿e ca³ymi nocami t³ucze siê
po domu. Doradzi³em mu, ¿eby siê zapisa³ do klubu
b¹dŸ znalaz³ sobie jakieœ hobby, lecz on wci¹¿ z uporem
u¿ala siê nad sob¹. Rozweselaj¹ go tylko telewizyjne rekla-
my pieców elektrycznych. Wtedy œmieje siê do rozpuku.
czwartek 30 kwietnia
Dzisiaj w szkole zosta³em napadniêty – Barry Kent
cisn¹³ moj¹ zapinan¹ na zatrzask aktówkê daleko na boisko
rugby. Muszê szybko zdobyæ dwa funty, zanim Barry ciœnie
m n i e
na boisko rugby. Nie ma sensu prosiæ ojca
o pieni¹dze, on i tak jest zrozpaczony z powodu monitów,
wzywaj¹cych do uiszczenia zaleg³ych op³at.
pi¹tek 1 maja
Wczeœnie rano zadzwoni³a babcia, by mi powiedzieæ:
– W pierwszy maj – byd³u daj, a sam za piec uciekaj.
Nie mam pojêcia, o co jej chodzi³o, wiem tylko, ¿e to
ma coœ wspólnego z ciep³em.
Z przyjemnoœci¹ donoszê, ¿e Barry Kent i jego kumple
maj¹ zakaz wstêpu do klubu m³odzie¿owego „ZejdŸmy
z Ulic” (oznacza to wszak¿e, ¿e teraz s¹
n a
ulicy).
Nape³nili wod¹ prezerwatywê i rzucili ni¹ w gromadê
dziewczyn. Dziewczyny podnios³y wrzask, Pandora prze-
k³u³a gumê szpilk¹, a Rick Lemon, wybiegaj¹c z biura,
poœlizn¹³ siê w wodzie i niesamowicie siê wœciek³. Nic
dziwnego, zachlapa³ sobie ¿ó³te spodnie. Pandora pomog³a
mu wyrzuciæ ca³¹ bandê za drzwi – wygl¹da³a przy tym
82
200714
niesamowicie krwio¿erczo, spodziewam siê, ¿e zdobêdzie
medal „Najuczynniejszego Cz³onka Roku”.
sobota 2 maja
Dosta³em list od Grace Pool! Oto, co pisze:
Drogi Adrianie,
dziêkujê za Twój uroczy liœcik. A¿ siê ca³a rozpromie-
ni³am, a dziewczyny zaczê³y siê nabijaæ, ¿e mam adoratora.
Piêtnastego maja wychodzê na przepustkê, czy mog³abym
przyjechaæ zobaczyæ siê z Tob¹? Twoja ciocia Susan to tutaj
najlepsza klawiszka, dlatego zrobi³am jej przys³ugê z tym
futera³em na szczoteczkê. No, to do zobaczenia piêtnastego.
Czule pozdrawiam,
Twoja Grace Pool
PS Zosta³am nies³usznie skazana za podpalenie, ale to
ju¿ przesz³oœæ.
Bo¿e jedyny! Co robiæ?
niedziela 3 maja, druga po Wielkanocy
W lodówce pustki, w spi¿arce to samo, a w puszce
na chleb zosta³o tylko pieczywo chrupkie. Nie wiem, co
ojciec robi z pieniêdzmi. ¯eby nie umrzeæ z niedo¿ywienia,
by³em zmuszony udaæ siê do babci. O czwartej po po³udniu
doœwiadczy³em jednej z owych rzadkich chwil szczêœcia,
które pamiêta siê przez ca³e ¿ycie. Siedzia³em u babci
przed sztucznym kominkiem, jad³em grzanki ze smalcem
i czyta³em „News of the World”. W Radiu Four lecia³o
œwietne s³uchowisko o torturach w obozach koncentra-
cyjnych, babcia zasnê³a, nawet pies zachowywa³ siê cicho.
83
200714
Nagle ogarnê³o mnie niesamowicie mi³e uczucie. Mo¿e
siê robiê religijny?
Chyba mam zadatki na coœ w rodzaju œwiêtego.
Zadzwoni³em do cioci Susan, ale ma s³u¿bê w Holloway.
Rozmawia³em z jej kole¿ank¹ Glori¹ i zostawi³em wiado-
moœæ, ¿e pilnie proszê ciociê o telefon.
poniedzia³ek 4 maja, œwiêto pañstwowe w Zjednoczonym
Królestwie, nów
Ciocia Susan zadzwoni³a, by mnie powiadomiæ, ¿e
Grace Pool odebrano przepustkê, gdy¿ podpali³a pracowniê
hafciarsk¹, niszcz¹c ponad sto futera³ów na szczoteczki
do zêbów.
Ich strata to mój zysk!
wtorek 5 maja
W drodze do szko³y spotka³em naszego listonosza, który
oznajmi³, ¿e matka odwiedzi nas w sobotê. W³aœciwie
powinienem donieϾ na niego do dyrektora Poczt i Tele-
grafu za czytanie prywatnych pocztówek!
Nim wróci³em ze szko³y, ojciec tak¿e zd¹¿y³ przeczytaæ
adresowan¹ do mnie pocztówkê. Wygl¹da³ na zadowo-
lonego; powyrzuca³ œmiecie z salonu, po czym zadzwoni³
do Doreen Slater i powiedzia³, ¿e „musi siê wykrêciæ od
kina w sobotê”. Doroœli zawsze ka¿¹ nastolatkom wyra¿aæ
siê jasno, a potem sami wygaduj¹ ró¿ne brednie. Doreen
Slater zaczê³a krzyczeæ w s³uchawkê, wiêc ojciec odkrzyk-
n¹³, ¿e „wcale nie ¿yczy sobie d³ugotrwa³ego zwi¹zku”,
o czym j¹ „od pocz¹tku uprzedza³”, oraz ¿e „nikt nie zast¹pi
jego Pauline”. Doreen Slater nie przestawa³a wrzeszczeæ,
wiêc ojciec w koñcu rzuci³ s³uchawkê, ale telefon dzwoni³
nieustannie, a¿ trzeba go by³o wy³¹czyæ. Ojciec zupe³nie
84
200714
oszala³, sprz¹ta³ dom do drugiej w nocy, a przecie¿ mamy
dopiero wtorek! Jak bêdzie siê zachowywa³ w sobotê rano?
Biedny g³upek wyobra¿a sobie, ¿e matka wraca na sta³e.
œroda 6 maja
Z dum¹ zawiadamiam, ¿e zosta³em wyznaczony do dy¿u-
rów przy szkolnych obiadach. Moje obowi¹zki polegaj¹
na czuwaniu przy kuble z resztkami dla œwiñ i pilnowaniu,
by moi koledzy porz¹dnie oczyszczali talerze.
czwartek 7 maja
Bert Baxter zadzwoni³ do szko³y z proœb¹, bym jak naj-
prêdzej do niego zajrza³. Pan Scruton mnie skarci³ – powie-
dzia³, ¿e telefon w szkole nie jest dla wygody uczniów.
Wypchaj siê, Scruton, ty wy³upiasty chamie!!! Zasta³em
Berta w strasznym stanie; zgubi³ sztuczne zêby, które mia³
od 1946 roku i które darzy³ wielkim sentymentem, nale¿a³y
bowiem do jego ojca. Szuka³em ich wszêdzie, ale nie
znalaz³em.
Poszed³em do sklepu i kupi³em mu puszkê zupy oraz
b³yskawiczny deser karmelowy Instant Whip. To wszystko,
co na razie mo¿e jeœæ. Obieca³em, ¿e jutro znów przyjdê
na poszukiwania. Szabla prze¿uwa³ coœ w swej budzie
i choæ raz wygl¹da³ na zadowolonego.
Ojciec wci¹¿ sprz¹ta dom. Nawet Nigel zauwa¿y³, ¿e
pod³oga w kuchni jest wyj¹tkowo czysta. Wola³bym jednak,
by ojciec nie nosi³ do pracy fartucha, w którym wygl¹da jak
jakiœ pedzio.
85
200714
pi¹tek 8 maja
Znalaz³em zêby Berta w budzie Szabli. Bert op³uka³ je
pod kranem i wsadzi³ sobie z powrotem do ust! To naj-
obrzydliwsza rzecz, jak¹ widzia³em w ¿yciu!
Ojciec na powitanie matki obstawi³ dom bukietami
kwiatów, które œmierdz¹ jak nieboskie stworzenie.
Dom pana Lucasa wreszcie zosta³ sprzedany – widzia-
³em, jak s³ugus agenta nieruchomoœci wywiesza³ odpo-
wiedni¹ tablicê. Mam nadziejê, ¿e nowi s¹siedzi bêd¹ przy-
zwoitymi ludŸmi. Czytam M³yn nad Floss¹ jakiegoœ faceta
nazwiskiem George Eliot.
sobota 9 maja
O 9.30 obudzi³o mnie g³oœne walenie do drzwi. Przy-
szed³ inkasent z rejonu energetycznego, który ku mojemu
zdumieniu oznajmi³, ¿e wy³¹czy nam pr¹d! Podobno ojciec
zalega z rachunkiem na
¤95,79. Powiedzia³em inkasentowi,
¿e pr¹d jest nam niezbêdny do takich rzeczy, jak telewizja
oraz sprzêt stereo, lecz odpar³, ¿e kraj zmierza do upadku
w³aœnie przez ludzi takich jak my. Zbli¿y³ siê do licznika,
pomanipulowa³ narzêdziami i sekundnik zegara kuchen-
nego siê zatrzyma³. To by³o niesamowicie symboliczne.
Wtedy zjawi³ siê ojciec z gazet¹ „Daily Express”. By³
w œwietnym humorze, pogwizdywa³ i nawet zapyta³
inkasenta, czy nie ma ochoty na herbatê, lecz ten powie-
dzia³: – Nie, dziêkujê – po czym œpiesznie ruszy³ œcie¿k¹
do niebieskiej furgonetki. Ojciec w³¹czy³ elektryczny czaj-
nik. Musia³em powiedzieæ mu o wszystkim.
Naturalnie, okaza³o siê, ¿e to moja wina, bo nie nale¿a³o
nikogo wpuszczaæ! Odpar³em, ¿e ojciec powinien co ty-
dzieñ odk³adaæ pieni¹dze na rachunki, tak jak to robi babcia.
Ojciec dosta³ sza³u i wtedy przyjecha³a matka z panem
Lucasem! Zrobi³o siê zupe³nie jak za dawnych czasów,
86
200714
wszyscy krzyczeli naraz. Wzi¹³em psa i poszed³em kupiæ
piêæ pude³ek œwiec za pieni¹dze po¿yczone od pana Lucasa.
Kiedy po powrocie wszed³em do holu, us³ysza³em, jak
matka mówi:
– Nic dziwnego, ¿e nie staæ ciê na rachunki, George;
spójrz tylko na te kwiaty, musia³y kosztowaæ fortunê!
Powiedzia³a to bardzo mi³ym tonem. Pan Lucas zapro-
ponowa³, ¿e po¿yczy ojcu „trochê kasy”, lecz ojciec odpar³
z godnoœci¹:
– Nie, Lucas, od ciebie mogê przyj¹æ tylko moj¹ ¿onê.
Matka pochwali³a nas za porz¹dek w domu. Ojciec
wygl¹da³ smutno i staro. By³o mi go niesamowicie ¿al.
Potem wys³ali mnie na dwór, a sami zaczêli siê k³óciæ
o to, kto przejmie nade mn¹ opiekê. Trwa³o to ca³e wieki,
w³aœciwie a¿ do chwili, gdy trzeba ju¿ by³o zapaliæ œwiece.
Lucas zala³ stearyn¹ swoje nowe zamszowe buty – to
jedyny pocieszaj¹cy incydent tego tragicznego dnia.
Po odjeŸdzie taksówk¹ matki i Lucasa po³o¿y³em siê
z psem do ³ó¿ka. Dobieg³ mnie g³os ojca, który rozmawia³
przez telefon z Doreen Slater, a nastêpnie trzask zamyka-
nych drzwi. Zd¹¿y³em jeszcze dojrzeæ przez okno odje¿-
d¿aj¹cy samochód. Na tylnym siedzeniu by³o pe³no kwia-
tów.
niedziela 10 maja, trzecia po Wielkanocy, Dzieñ Matki
w USA i Kanadzie, ksiê¿yc w pierwszej kwadrze
Wsta³em dopiero o wpó³ do pi¹tej po po³udniu. Chyba
cierpiê na depresjê. Kompletnie nic siê dzisiaj nie dzia³o
z wyj¹tkiem gradobicia oko³o 18.00.
87
200714
poniedzia³ek 11 maja
Bert Baxter zaproponowa³, ¿e po¿yczy nam piecyk
naftowy – bez elektrycznoœci nasze centralne nie dzia³a.
Podziêkowa³em mu za ¿yczliwoœæ, ale odmówi³em. Czyta-
³em, ¿e te piecyki ³atwo siê przewracaj¹, a pies z pewnoœci¹
zamieni³by nasz dom w p³on¹ce piek³o.
Jeœli wieœæ o odciêciu pr¹du siê rozniesie, poder¿nê sobie
gard³o. Nie zniosê takiej hañby.
wtorek 12 maja
Odby³em dziœ d³ug¹ rozmowê z panem Vannem od do-
radztwa zawodowego. Powiedzia³, ¿e chc¹c zostaæ wetery-
narzem, musia³bym zaliczyæ ma³¹ maturê z fizyki, chemii
i biologii. Uprzedzi³, ¿e sztuka, prace rêczne i gospodarstwo
domowe to za ma³o.
Znajdujê siê na ¿yciowym zakrêcie. Niew³aœciwa decy-
zja w tej chwili mo¿e zaowocowaæ niepowetowan¹ strat¹
dla œwiata weterynarii. Jestem beznadziejny, jeœli chodzi
o nauki œcis³e. Zapyta³em pana Vanna, co trzeba zaliczyæ,
¿eby pisaæ sitcomy dla telewizji. Odpar³, ¿e niepotrzebne s¹
¿adne kwalifikacje, wystarczy byæ kretynem.
œroda 13 maja
Pogada³em z ojcem od serca na temat zaliczeñ. Doradzi³
mi, abym wybra³ te przedmioty, z których jestem dobry.
Powiedzia³, ¿e weterynarze spêdzaj¹ pó³ ¿ycia z rêk¹
w krowim ty³ku, a drugie pó³ ¿ycia robi¹ zastrzyki t³ustym,
rozpaskudzonym psom. Zamierzam ponownie przemyœleæ
swoje plany zawodowe.
Nie mia³bym nic przeciwko temu, aby zostaæ po³awia-
czem g¹bek, nie s¹dzê jednak, by w Anglii by³o na nich
du¿e zapotrzebowanie.
88
200714
czwartek 14 maja
Pani Sproxton skarci³a mnie, gdy¿ moje wypracowanie
z angielskiego by³o poplamione stearyn¹. Wyjaœni³em,
¿e przy odrabianiu lekcji zahaczy³em rêkawem o œwiecê.
Jej oczy zaszkli³y siê ³zami; powiedzia³a, ¿e jestem „kocha-
nym, dzielnym ch³opcem”, i da³a mi dodatkowe punkty
za pilnoϾ.
Po kolacji z³o¿onej z tuñczyka i krakersów graliœmy
w karty przy œwiecach. By³o superzasto. Ojciec poobcina³
palce naszych rêkawiczek, wiêc wygl¹daliœmy jak dwaj
ukrywaj¹cy siê przestêpcy.
Czytam Ciê¿kie czasy Charlesa Dickensa.
pi¹tek 15 maja
Babcia z³o¿y³a nam wizytê z zaskoczenia i przy³apa³a
nas, jak skuleni wokó³ nowej gazowej kuchenki kempingo-
wej jedliœmy zimn¹ fasolê prosto z puszki. Ojciec ogl¹da³
„Playboya” w mêtnym promieniu œwiecy, ja natomiast
czyta³em Ciê¿kie czasy przy kieszonkowej latarce. Obaj
byliœmy ca³kiem zadowoleni; ojciec zd¹¿y³ oznajmiæ, ¿e
„to œwietny trening na wypadek upadku cywilizacji”,
kiedy wpad³a babcia i dosta³a ataku histerii. Zmusi³a nas,
byœmy natychmiast pojechali do niej, wiêc siedzê teraz
w ³ó¿ku œwiêtej pamiêci dziadka, a ojciec œpi na dole
na dwóch zsuniêtych fotelach. Babcia wystawi³a czek na
pokrycie rachunku za elektrycznoœæ; jest wœciek³a, gdy¿
chcia³a przeznaczyæ te pieni¹dze na uzupe³nienie zapasów
w zamra¿arce. Kupuje dwie zdech³e krowy rocznie.
sobota 16 maja
Pomog³em babci zrobiæ zakupy na weekend. W spo¿yw-
czym zachowywa³a siê niesamowicie groŸnie; patrzy³a
89
200714
na wagê niczym jastrz¹b œledz¹cy mysz poln¹, po czym
rzuci³a siê na sprzedawcê, oskar¿aj¹c go o niedowa¿enie
bekonu. Sprzedawca œmiertelnie siê jej przerazi³ i do³o¿y³
plasterek.
Zanim weszliœmy pod górkê, zataczaj¹c siê pod ciê¿arem
wielkich toreb z zakupami, ramiona omdla³y mi ze zmêcze-
nia. Nie wiem, jak babcia to robi, kiedy jest sama. Uwa¿am,
¿e gmina powinna zainstalowaæ ruchome schody na wszyst-
kich pochy³oœciach; na d³u¿sz¹ metê by³aby to oszczêd-
noœæ, gdy¿ starzy ludzie nie padaliby trupem gdzie popad-
nie. Ojciec zap³aci³ dziœ na poczcie za elektrycznoœæ, ale
up³ynie co najmniej tydzieñ, zanim komputer wyrazi zgodê
na ponowne pod³¹czenie nam pr¹du.
niedziela 17 maja
Babcia zmusi³a nas, byœmy wstali wczeœnie i udali siê
z ni¹ do koœcio³a. Kaza³a ojcu uczesaæ w³osy oraz w³o¿yæ
krawat œwiêtej pamiêci dziadka. W drodze wziê³a nas
pod rêce; robi³a wra¿enie bardzo dumnej, ¿e mo¿e siê
z nami pokazaæ. Pleban, który wygl¹da³ jak najstarszy cz³o-
wiek na œwiecie, s³abym g³osem wyg³osi³ kazanie. Stara³em
siê robiæ to samo co babcia, ona ma zawsze racjê; niestety,
ojciec wstawa³, kiedy trzeba by³o usi¹œæ, i na odwrót, oraz
œpiewa³ za g³oœno, a¿ wszyscy zaczêli siê na niego gapiæ.
Kiedy wreszcie pozwolono nam wyjœæ na zewn¹trz, pod-
szed³em do plebana i uœcisn¹³em mu d³oñ. Mia³em uczucie,
¿e dotykam zwiêd³ych liœci.
Po obiedzie s³uchaliœmy p³yt mojej babci z piosenkami
Ala Jolsona, po czym babcia posz³a na górê siê zdrzemn¹æ,
a my z ojcem zajêliœmy siê zmywaniem. Ojciec st³uk³
czterdziestojednoletni dzbanek na mleko! Musia³ pójœæ
na drinka, by och³on¹æ po tym szoku. Ja postanowi³em
odwiedziæ Berta Baxtera, ale go nie zasta³em, wiêc zamiast
90
200714
tego odwiedzi³em Kwiatek. Bardzo siê ucieszy³a na mój
widok. To musi byæ niesamowicie nudne, staæ na ³¹ce jak
dzieñ d³ugi. Nic dziwnego, ¿e biedne zwierzê serdecznie
wita goœci.
poniedzia³ek 18 maja
Babcia nie odzywa siê do ojca z powodu dzbanka
na mleko. Nie mogê siê doczekaæ powrotu do domu, gdzie
przedmioty takie jak dzbanki nie maj¹ ¿adnego znaczenia.
wtorek 19 maja, pe³nia
Ojciec dosta³ burê za to, ¿e wczoraj póŸno wróci³!
Do licha! Ojciec liczy sobie tyle samo lat co ten rozbity
dzbanek, wiêc chyba mo¿e wracaæ, kiedy chce!
Opowiedzia³em ojcu o groŸbach i wymuszeniach.
Musia³em to zrobiæ; Barry Kent zniszczy³ mi szkoln¹
marynarkê i zdar³ z niej god³o. Ojciec obieca³, ¿e jutro
pogada z Barrym Kentem, a w dodatku odzyska od niego
wymuszone pieni¹dze. Wygl¹da na to, ¿e bêdê bogaty!
œroda 20 maja
Barry Kent stanowczo zaprzeczy³, jakoby kiedykolwiek
mnie przeœladowa³, a kiedy ojciec kaza³ mu zwróciæ pie-
ni¹dze, po prostu rozeœmia³ mu siê w nos. Ojciec poszed³
do jego ojca, powa¿nie siê z nim pok³óci³ i zagrozi³, ¿e
doniesie o wszystkim policji. Uwa¿am, ¿e ojciec jest
niesamowicie odwa¿ny – ojciec Barry’ego Kenta wygl¹da
jak wielka ma³pa cz³ekokszta³tna i ma wiêcej w³osów
na grzbiecie d³oni ni¿ mój ojciec na ca³ej g³owie.
Na policji powiedzieli, ¿e bez dowodów nic nie mog¹
zrobiæ, wiêc zamierzam poprosiæ Nigela, aby z³o¿y³ u nich
91
200714
oœwiadczenie pod przysiêg¹, ¿e widzia³, jak sk³adam
haracz.
czwartek 21 maja
Barry Kent dopad³ mnie dzisiaj w szatni – powiesi³ mnie
na haczyku i nawyzywa³ od „kabli”, mówi³ te¿ inne rzeczy,
zbyt paskudne, by je przytaczaæ. Babcia dowiedzia³a
siê o wszystkim (przedtem ojciec nie chcia³ nic mówiæ
ze wzglêdu na jej cukrzycê). Wys³ucha³a nas uwa¿nie,
w³o¿y³a kapelusz, zacisnê³a wargi i wysz³a. Nie by³o jej
przez godzinê i siedem minut. Po powrocie zdjê³a p³aszcz,
poprawi³a fryzurê i wydoby³a
¤27,18 z przeciwz³odziej-
skiego paska w talii.
– Ten ch³opiec nie bêdzie ciê wiêcej niepokoi³, Adrianie,
lecz gdyby jednak to zrobi³, daj mi znaæ – oœwiadczy³a,
po czym zajê³a siê podwieczorkiem – sardynki, pomidory
oraz ciasto imbirowe.
W dowód uznania kupi³em jej w aptece pude³ko czeko-
ladek dla cukrzyków.
pi¹tek 22 maja
Ca³a szko³a ju¿ wie, ¿e siedemdziesiêcioszeœcioletnia
staruszka zmusi³a Barry’ego Kenta i jego ojca do zwrotu
moich pieniêdzy. Barry Kent nie œmie siê pokazaæ, a jego
banda zamierza wybraæ nowego herszta.
sobota 23 maja
Znów jestem w domu. Pod³¹czyli nam pr¹d. Wszystkie
kwiaty doniczkowe zwiêd³y. Na wycieraczce le¿y stos
monitów.
92
200714
niedziela 24 maja, Niedziela Krzy¿owa
Postanowi³em pomalowaæ swój pokój na czarno – to
mój ulubiony kolor. Nie mogê ¿yæ ani chwili d³u¿ej z tape-
t¹ w krasnoludki Noddy. To wrêcz nieprzyzwoitoœæ, ¿eby
w moim wieku po przebudzeniu ogl¹daæ Wielkouchego
i resztê idiotów z Krainy Zabawek, biegaj¹cych po œcia-
nach! Ojciec mówi, ¿e mogê wybraæ kolor, jaki zechcê, pod
warunkiem ¿e sam kupiê farbê i pomalujê pokój.
poniedzia³ek 25 maja
Postanowi³em, ¿e zostanê poet¹. Ojciec ostrzeg³ mnie, ¿e
poeci nie maj¹ odpowiednich struktur zawodowych, fundu-
szy emerytalnych ani innych nudnych rzeczy, ale jestem
zdecydowany. Ojciec chcia³, bym zainteresowa³ siê karier¹
operatora komputera, odpar³em jednak:
– Chcê wk³adaæ duszê w swoj¹ pracê, a doskonale
wiadomo, ¿e komputery nie maj¹ duszy.
– Amerykanie nad tym pracuj¹ – powiedzia³ ojciec.
Ale ja nie mogê czekaæ a¿ tak d³ugo.
Kupi³em dwie puszki czarnej emulsji oraz pêdzel. Zaraz
po powrocie ze sklepu zabra³em siê do malowania. Niestety,
spod czarnej farby wci¹¿ wyziera Wielkouchy. Pewnie bêd¹
potrzebne dwie warstwy. Ale mam pecha!
wtorek 26 maja
Dwukrotnie pomalowa³em pokój, a Noddy wci¹¿ jest
widoczny! Na schodach i piêtrze widniej¹ czarne œlady ³ap.
Nie mogê zmyæ farby z r¹k. Z pêdzla wypada w³osie. Mam
dosyæ tego wszystkiego. W pokoju jest ciemno i ponuro.
Ojciec nie kiwn¹³ palcem, by mi pomóc. Czarna farba jest
wszêdzie.
93
200714
œroda 27 maja
Trzecia warstwa. Trochê lepiej, widaæ tylko czapkê
Noddy’ego.
czwartek 28 maja, Œwiêto Wniebowst¹pienia Pañskiego
Potraktowa³em czapkê Noddy’ego dzieciêcym pêdzel-
kiem, lecz cholerne dzwoneczki wci¹¿ przebijaj¹!
pi¹tek 29 maja
Postanowi³em zamalowaæ dzwoneczki czarnym flamas-
trem, dzisiaj zrobi³em szeœædziesi¹t dziewiêæ, zosta³o mi
tylko sto dwadzieœcia cztery.
sobota 30 maja
Skoñczy³em ostatni dzwoneczek o 23.25. Ju¿ wiem, jak
czu³ siê Rembrandt po namalowaniu Kaplicy Sykstyñskiej
w Wenecji.
Druga w nocy. Farba wysch³a, ale musia³a mieæ jak¹œ
wadê, bo na œcianie s¹ smugi, a tu i ówdzie widaæ pasiaste
spodnie Golliwoga oraz nos pana Ploda. Dziêki Bogu, ¿e
zniknê³y chocia¿ te cholerne dzwoneczki! Ojciec w³aœnie
przyszed³, by zapêdziæ mnie do ³ó¿ka, i powiedzia³, ¿e mój
pokój przypomina mu obraz Salvadora Dali. Uzna³, ¿e to
koszmar surrealisty, ale to chyba przez zazdroœæ, bo œciany
jego pokoju pokrywaj¹ obleœne czerwone ró¿e!
niedziela 31 maja, pierwsza po Wniebowst¹pieniu
Kupi³em kadzide³ko w sklepiku pana Singha i zapali³em
je w pokoju, ¿eby pozbyæ siê zapachu farby. Przyszed³
ojciec i wyrzuci³ kadzide³ko przez okno; powiedzia³, ¿e
94
200714
„nie pozwoli, bym wda³ siê w narkotyki”! Próbowa³em siê
t³umaczyæ, ale zbyt siê z³oœci³, ¿eby mnie wys³uchaæ. Przez
kilka godzin siedzia³em u siebie, lecz odnios³em wra¿enie,
¿e czarne œciany napieraj¹ na mnie, wiêc poszed³em odwie-
dziæ Berta Baxtera. Niestety, nie zdo³a³em go nak³oniæ,
by mi otworzy³, wiêc wróci³em do domu i obejrza³em
religiê w telewizji. Zjad³em podwieczorek, odrobi³em lek-
cje z geografii, poszed³em spaæ. Pies nie chce ju¿ przeby-
waæ w moim pokoju, skamle, by go wypuœciæ.
poniedzia³ek 1 czerwca
Ojciec dosta³ list, po którego przeczytaniu poblad³ jak
œciana – zosta³ zwolniony z pracy! Idzie na zasi³ek! Jak
prze¿yjemy za te nêdzne grosze, które daje nam rz¹d?
Trzeba siê pozbyæ psa! Jego karma kosztuje trzydzieœci piêæ
pensów dziennie, nie licz¹c chrupek Winalot! Jestem teraz
dzieckiem z rozbitej rodziny, którego rodzic pobiera zasi³ek
dla bezrobotnych! Bêdê dostawa³ buty z opieki spo³ecznej!
Nie poszed³em dziœ do szko³y. Zadzwoni³em do sekre-
tariatu i powiedzia³em, ¿e ojciec zachorowa³ psychicznie
i potrzebuje opieki. Sekretarka niesamowicie siê przejê³a,
po czym zapyta³a, czy jest groŸny dla otoczenia. Odpar³em,
¿e nie dostrzegam ¿adnych œladów zagro¿enia, ale jeœli coœ
zauwa¿ê, natychmiast zadzwoniê po lekarza. Zrobi³em ojcu
mnóstwo gor¹cych s³odkich napojów, ¿eby os³abiæ szok,
gdy¿ bez przerwy wymyœla³ elektrycznym piecom akumu-
lacyjnym i powtarza³, ¿e opowie wszystko mediom.
W koñcu zadzwoni³ do Doreen Slater, która zjawi³a siê
natychmiast z okropnym bachorem imieniem Maxwell.
Widz¹c j¹ po raz pierwszy, prze¿y³em wstrz¹s – nie mogê
poj¹æ, dlaczego ojciec chcia³ j¹ poznaæ cieleœnie. Jest chuda
jak patyczak, nie ma biustu ani pupy, od stóp do g³ów jest
zupe³nie prosta, wliczaj¹c w to nos, usta i w³osy. Od razu
95
200714
podesz³a do ojca i go objê³a, po czym Maxwell zacz¹³
p³akaæ, pies siê rozszczeka³, ja zaœ oddali³em siê do swego
czarnego pokoju i policzy³em, ile jeszcze elementów widaæ
przez farbê. Jest ich sto siedemnaœcie.
Doreen wysz³a o 13.30, ¿eby odprowadziæ Maxwella do
przedszkola. W drodze powrotnej zrobi³a zakupy, po czym
ugotowa³a byle jaki posi³ek, sk³adaj¹cy siê ze spaghetti
z serem. Jest samotn¹ matk¹; Maxwell urodzi³ siê jako nie-
œlubne dziecko. Przy zmywaniu sama mi o tym opowie-
dzia³a. By³aby ca³kiem sympatyczna, gdyby siê trochê
podtuczy³a.
wtorek 2 czerwca, nów
Doreen i Maxwell zostali na noc. Maxwell mia³ spaæ
na kanapie, jednak tak bardzo p³aka³, ¿e wyl¹dowa³ na pod-
wójnym ³ó¿ku miêdzy Doreen i moim ojcem, wiêc ojciec
nie by³ w stanie poszerzyæ swej cielesnej wiedzy o Doreen.
Porzyga³ siê jak œwinia, ale Maxwell pochorowa³ siê jesz-
cze bardziej. Ha! Ha! Ha!
œroda 3 czerwca
Poszed³em do szko³y, ale nie mog³em siê skupiæ, bo
wci¹¿ myœla³em o Patyczaku. Ma piêkne bia³e zêby
(proste, rzecz jasna), a na moje powitanie zrobi³a babeczki
z d¿emem. Nie wydziela d¿emu tak sk¹po jak niektóre
kobiety.
Ojciec mnóstwo pali i pije, ponadto Doreen twierdzi, ¿e
czasowo sta³ siê impotentem. To coœ, o czym wola³bym nie
wiedzieæ! Doreen rozmawia ze mn¹, jakbym by³ doros³ym,
a nie synem jej kochanka, licz¹cym sobie czternaœcie lat,
dwa miesi¹ce i jeden dzieñ.
96
200714
czwartek 4 czerwca
Wczeœnie rano zadzwoni³a matka. S³uchawkê podnios³a
Doreen. Matka poprosi³a mnie do telefonu, po czym za¿¹-
da³a, bym jej powiedzia³, co Doreen robi w naszym domu.
Wyjaœni³em, ¿e ojciec siê za³ama³, a Doreen Slater siê nim
opiekuje, oraz opowiedzia³em o jego zwolnieniu. Powie-
dzia³em te¿, ¿e za du¿o pije i pali oraz ¿e siê generalnie
zapuœci³. Potem poszed³em do szko³y. By³em w buntow-
niczym nastroju, wiêc w³o¿y³em czerwone skarpetki, co jest
surowo zabronione. Ale ju¿ mi nie zale¿y.
pi¹tek 5 czerwca
Podczas apelu panna Sproxton dostrzeg³a moje czer-
wone skarpetki! Stare babsko donios³o na mnie wy³upias-
temu Scrutonowi! Dyrektor natychmiast wezwa³ mnie
do gabinetu, gdzie uraczy³ mnie przemow¹ o tym, jak
niebezpiecznie jest byæ nonkonformist¹, a nastêpnie ode-
s³a³ do domu, ¿ebym zmieni³ skarpetki na czarne, regu-
laminowe. W domu okaza³o siê, ¿e ojciec le¿y w ³ó¿ku
i leczy impotencjê, wiêc obejrza³em z Maxwellem Domowe
przedszkole.
Kiedy ojciec wreszcie zszed³ na dó³, opowiedzia³em
mu epos o skarpetkach. W jednej chwili przeobrazi³ siê
w spienionego furiata! Zadzwoni³ do szko³y i kaza³ wyci¹g-
n¹æ Scrutona ze strajkowego wiecu woŸnych.
– ¯ona mnie opuœci³a – wrzeszcza³ w s³uchawkê –
zwolniono mnie z pracy, muszê siê zajmowaæ ch³opakiem,
który jest idiot¹ – (chodzi³o o Maxwella, jak s¹dzê) – a wy
przeœladujecie mego syna z powodu koloru skarpetek!
Scruton odpowiedzia³, ¿e wszystko pójdzie w zapo-
mnienie, jeœli przyjdê do szko³y w czarnych skarpetkach,
lecz ojciec oœwiadczy³, ¿e mogê nosiæ takie skarpetki, jakie
mi siê ¿ywnie podoba. Scruton odpar³, ¿e musi troszczyæ siê
97
200714
o zachowanie pewnych norm. Ojciec krzykn¹³, ¿e dru¿yna
Anglii, która zdoby³a Puchar Œwiata w 1966 roku, bynaj-
mniej nie nosi³a czarnych skarpetek, nie mia³ ich równie¿
sir Edmund Hillary w roku 1953. Po tej wypowiedzi
Scruton wyraŸnie przycich³. Ojciec od³o¿y³ s³uchawkê
i rzek³:
– Jeden zero dla mnie.
W³aœciwie, w gazetach mog³aby ukazaæ siê wiadomoœæ:
„Szkolna awantura o czarne skarpetki”. Matka by j¹ prze-
czyta³a i wróci³aby do domu.
sobota 6 czerwca
O radoœci! O wesele! Pandora organizuje protest w spra-
wie skarpetek! Dzisiaj przysz³a do mnie do domu! Tak!
Stanê³a na frontowym ganku i oznajmi³a, ¿e podziwia
moje stanowisko! By³bym zaprosi³ j¹ do œrodka, ale
dom jest straszliwie zapuszczony, wiêc siê zreflektowa³em.
W poniedzia³ek Pandora zamierza zbieraæ w szkole podpisy
pod petycj¹ w mojej obronie, uwa¿a bowiem, ¿e jestem
bojownikiem o wolnoœæ i prawa jednostki! Chce, ¿ebym
przyszed³ do niej jutro rano! Powstaje komitet, a ja mam
byæ g³ównym mówc¹! ¯yczy³a sobie tak¿e obejrzeæ czer-
wone skarpetki, lecz powiedzia³em, ¿e s¹ w praniu.
Doreen Slater i Maxwell wrócili dziœ do siebie; wieczo-
rem przychodzi babcia, wiêc trzeba zatrzeæ po nich
wszelkie œlady.
niedziela 7 czerwca, Zielone Œwi¹tki
Babcia znalaz³a smoczek Maxwella w ³ó¿ku ojca.
Sk³ama³em, ¿e pies musia³ przywlec go z ulicy. To by³a
paskudna chwila – nie jestem dobrym k³amc¹, oblewam
siê jaskrawoczerwonym rumieñcem, a babcia ma wzrok
98
200714
niczym Superman, przenika nim na wskroœ. ¯eby odwróciæ
jej uwagê, zrelacjonowa³em awanturê o czerwone skarpet-
ki, ale babcia oznajmi³a, ¿e zasady s¹ po to, by ich prze-
strzegaæ.
Komitet czeka³ na mnie w wielkim salonie w domu
Pandory. Pandora jest przewodnicz¹c¹, Nigel – sekreta-
rzem, a przyjació³ka Pandory Claire Neilson – skarbniczk¹.
Craig Thomas oraz jego brat Brett wystêpowali w roli
zwyk³ych zwolenników. Mnie, jako ofierze dyskryminacji,
nie wolno piastowaæ wysokich stanowisk.
Rodzice Pandory siedzieli w obitej drewnem kuchni,
rozwi¹zuj¹c krzy¿ówkê z „Sunday Timesa”. WyraŸnie
nieŸle siê ze sob¹ dogaduj¹. Przynieœli nam do salonu kawê
i dietetyczne ciasteczka; Pandora przedstawi³a nas sobie,
oni zaœ oœwiadczyli, ¿e podziwiaj¹ moj¹ niez³omnoœæ.
Oboje nale¿¹ do Partii Pracy i d³ugo rozwodzili siê nad
mêczennikami z Tolpuddle. Zapytali mnie, czy fakt, ¿e
postanowi³em prowadziæ swój protest w c z e r w o n y c h
skarpetkach, ma jakieœ znaczenie. Ze³ga³em, mówi¹c, ¿e
wybra³em czerwony, albowiem jest to symbol rewolucji,
po czym sam sp³on¹³em rewolucyjn¹ czerwieni¹. Ostatnio
sta³em siê niez³ym k³amc¹.
Matka Pandory pozwoli³a mi mówiæ do siebie Tania. To
chyba rosyjskie imiê? Ojciec Pandory poprosi³, bym nazy-
wa³ go Ivan. Jest bardzo mi³y, da³ mi ksi¹¿kê pod tytu³em
Filantropi w obszarpanych spodniach. Nie przegl¹da³em jej
jeszcze, ale trochê interesujê siê zbieraniem znaczków, wiêc
dzisiaj j¹ przeczytam.
Upra³em czerwone skarpetki i powiesi³em je na kalory-
ferze, ¿eby wysch³y do rana.
99
200714
poniedzia³ek 8 czerwca
Po przebudzeniu szybko w³o¿y³em czerwone skarpetki,
jeszcze przed majtkami i podkoszulkiem. Poczu³em siê
jak bohater. Na rogu ulicy spotka³em siê z Pandor¹ oraz
pozosta³ymi cz³onkami komitetu. Wszyscy mieli na sobie
czerwone skarpetki, przy czym skarpetki Pandory by³y
z lureksu. Co za œmia³oœæ! Ca³¹ drogê do szko³y œpiewa-
liœmy Nic nas nie pokona. Trochê siê ba³em, gdy przecho-
dziliœmy przez bramê, ale Pandora zaczê³a wznosiæ zachê-
caj¹ce okrzyki, które podnios³y nas na duchu.
Ktoœ musia³ uprzedziæ wy³upiastego Scrutona, który
czeka³ na nas w szatni czwartej klasy. Sta³ nieruchomo
z za³o¿onymi rêkami, patrz¹c na nas oczyma niczym
sadzone jajka. Bez s³owa skin¹³ g³ow¹ w kierunku scho-
dów, po czym wszystkie czerwone skarpetki grzecznie
pomaszerowa³y na górê. Serce wali³o mi niesamowicie.
Pan Scruton wszed³, milcz¹c, do swego gabinetu, zasiad³
za biurkiem, po czym wpatrzy³ siê w nasze wyprostowane
postacie, stukaj¹c w zêby d³ugopisem szkolnym. Wreszcie
na jego wargach wykwit³ ohydny uœmiech. Nacisn¹³ przy-
cisk dzwonka na biurku, a gdy zjawi³a siê sekretarka,
powiedzia³:
– Pani Claricoates, niech pani siada i notuje.
List do naszych rodziców informowa³:
Drodzy Pañstwo ......
Z przykroœci¹ powiadamiam, ¿e Wasz syn/córka
œwiadomie z³ama³/a jeden z punktów regulaminu szkolnego.
Wykroczenie to traktujê bardzo powa¿nie, tote¿ niniejszym
zawieszam Pañstwa syna/córkê na okres jednego tygodnia.
Dzisiejszej m³odzie¿y czêsto brakuje odpowiedniego prze-
wodnictwa moralnego w rodzinie, dlatego uwa¿am za swój
obowi¹zek podjêcie stanowczych kroków w imieniu szko³y.
100
200714
Je¿eli ¿ycz¹ sobie Pañstwo porozmawiaæ ze mn¹ o tej spra-
wie, proszê bez wahania telefonowaæ do mojej sekretarki,
która wyznaczy Pañstwu termin spotkania.
Z powa¿aniem
R.G. Scruton, dyrektor
Pandora b¹knê³a coœ o zaliczeniach, lecz Scruton rykn¹³,
¿eby siê zamknê³a. Nawet pani Claricoates podskoczy³a
z wra¿enia. Scruton oznajmi³, ¿e pozwoli nam pozostaæ,
dopóki pismo nie zostanie przepisane, powielone oraz
podpisane, po czym „lepiej, ¿ebyœmy w te pêdy zabierali
siê ze szko³y”. Znalaz³szy siê za drzwiami gabinetu, Pan-
dora siê rozp³aka³a (ze z³oœci i frustracji, jak twierdzi),
wiêc trochê j¹ obj¹³em. W koñcu zjawi³a siê pani Clari-
coates i wrêczy³a nam listy. Bardzo ¿yczliwie siê uœmie-
cha³a – to nie³atwe pracowaæ dla despoty.
Wróciliœmy do Pandory, ale jej dom by³ zamkniêty,
wiêc zaproponowa³em, ¿ebyœmy wszyscy poszli do mnie.
Chocia¿ raz panowa³ tu porz¹dek, jeœli nie liczyæ psich
k³aków. Na widok listu ojciec siê wœciek³; podobno popiera
konserwatystów, ale w owej chwili zachowa³ siê niezbyt
konserwatywnie.
Mimo wszystko ¿a³ujê, ¿e w pi¹tek nie w³o¿y³em czar-
nych skarpetek.
wtorek 9 czerwca, ksiê¿yc w pierwszej kwadrze
Dzisiaj ojciec widzia³ siê ze Scrutonem i oœwiadczy³, ¿e
jeœli nie zostanê z powrotem przyjêty do szko³y w takich
skarpetkach, na jakie mam ochotê, on – to znaczy ojciec –
pójdzie na skargê do naszego pos³a do parlamentu. Pan
Scruton zapyta³, kto jest pos³em z naszego okrêgu. Ojciec
nie wiedzia³.
101
200714
œroda 10 czerwca
Pandora i ja jesteœmy w sobie zakochani! To oficjalna
wiadomoœæ! Pandora powiedzia³a o tym Claire Neilson,
która powtórzy³a to Nigelowi, który powtórzy³ to mnie.
Poprosi³em Nigela, ¿eby powtórzy³ Claire, ¿eby powie-
dzia³a Pandorze, i¿ odwzajemniam jej uczucie. Nie posia-
dam siê z radoœci i zachwytu. Nie bêdê zwraca³ uwagi
na fakt, ¿e Pandora pali dziennie piêæ papierosów Benson
and Hedges oraz ma w³asn¹ zapalniczkê. Dla zakochanych
takie rzeczy nie maj¹ znaczenia.
czwartek 11 czerwca
Ca³y dzieñ spêdzi³em ze swoj¹ ukochan¹. Nie mogê
wiele pisaæ, wci¹¿ dr¿¹ mi rêce.
pi¹tek 12 czerwca
Dosta³em ze szko³y wiadomoœæ, ¿e Bert Baxter chce
siê pilnie ze mn¹ zobaczyæ. Poszliœmy do niego z Pandor¹
(jesteœmy nieroz³¹czni). Bert jest chory. Wygl¹da³ okrop-
nie; Pandora zmieni³a mu poœciel (zapach najwyraŸniej
jej nie przeszkadza), a ja telefonicznie wezwa³em lekarza.
Opisa³em objawy – dziwny oddech, bladoœæ, poty.
Próbowaliœmy trochê posprz¹taæ w sypialni. Bert wyga-
dywa³ g³upstwa bez ¿adnego sensu; Pandora uzna³a, ¿e
majaczy, i trzyma³a go za rêkê a¿ do przyjœcia lekarza.
Doktor Patel zachowa³ siê bardzo mi³o. Orzek³, ¿e Bertowi
potrzebny jest tlen, po czym kaza³ mi zadzwoniæ po karetkê.
Czekaliœmy na ni¹ chyba ca³e wieki. Poczu³em siê jak praw-
dziwa kanalia na myœl, ¿e ostatnio zaniedbywa³em Berta.
Sanitariusze znieœli go na dó³ na noszach, ale uwiêŸli na za-
krêcie schodów, przewracaj¹c mnóstwo pustych s³oików po
buraczkach. Przedarli siê dopiero, gdy Pandora i ja oczyœ-
102
200714
ciliœmy im przejœcie przez zaœmiecony korytarz na dole.
Przed wyjœciem okryli Berta wielkim, puszystym, czerwo-
nym kocem, po czym zamknêli go w karetce i odjechali
na sygnale. Œcisnê³o mnie w gardle, w oczach stanê³y mi ³zy.
To chyba przez kurz. Dom Berta jest bardzo zakurzony.
sobota 13 czerwca
Bert le¿y na OIOM-ie, nie mo¿na go odwiedzaæ. Dzwo-
niê co cztery godziny, ¿eby zapytaæ, jak siê czuje. Udajê
krewnego. Pielêgniarki udzielaj¹ odpowiedzi w rodzaju:
„Stan chorego jest stabilny”.
Szabla mieszka u nas. Nasz pies wyniós³ siê do babci –
boi siê owczarków alzackich.
Mam nadziejê, ¿e Bert nie umrze. Lubiê go, a oprócz
tego nie mam w co siê ubraæ na pogrzeb.
Wci¹¿ szaleñczo kocham siê w P.
niedziela 14 czerwca, dzieñ Trójcy Œwiêtej
Poszed³em w odwiedziny do Berta, który ma wszêdzie
powtykane rurki. Zanios³em mu s³oik buraczków, na wypa-
dek gdyby mu siê poprawi³o. Pielêgniarka wstawi³a je
do szafki przy ³ó¿ku. Przynios³em kilka kartek z ¿yczeniami
szybkiego powrotu do zdrowia – od Pandory i ode mnie,
od babci, od ojca oraz od Szabli.
Bert spa³, wiêc nie zosta³em d³ugo.
poniedzia³ek 15 czerwca
Komitet Czerwonych Skarpetek podj¹³ decyzjê, ¿eby
na razie ust¹piæ Scrutonowi. Na czerwone skarpetki wk³a-
damy czarne, przez co cisn¹ nas buty, lecz nie zwracamy
na to uwagi, chodzi przecie¿ o zasadê.
103
200714
Bertowi trochê siê polepszy³o. Czêœciej jest przytomny.
Jutro pójdê go odwiedziæ.
wtorek 16 czerwca
W Bercie zosta³o ju¿ tylko kilka rurek. Kiedy wszed³em
do pokoju, nie spa³, ale na pocz¹tku mnie nie pozna³; byæ
mo¿e uzna³, ¿e jestem lekarzem, bo mia³em na sobie maskê
i kitel.
– Wyjmijcie te rurki z moich czêœci intymnych – za¿¹da³.
– Nie jestem kanalizacj¹ miejsk¹.
Ale potem zorientowa³ siê, ¿e ja to ja, i zapyta³, jak siê
czuje Szabla. Odbyliœmy d³ug¹ rozmowê o trudnym charak-
terze Szabli, przerwan¹ przez pielêgniarkê, która kaza³a mi
wyjœæ. Bert poprosi³, bym powiadomi³ jego córki, i¿ jest
na ³o¿u œmierci. Da³ mi pó³ korony na telefon, a dwie z jego
córek mieszkaj¹ w Australii! Bert powiedzia³, ¿e ich nume-
ry s¹ zapisane na odwrocie jego starej ksi¹¿eczki ¿o³du.
Ojciec mówi, ¿e pó³ korony ma wartoœæ oko³o dwunastu
i pó³ pensa. Zatrzymam tê monetê – jest przyjemnie ciê¿ka
w dotyku i kiedyœ niew¹tpliwie stanie siê cennym numiz-
matem.
œroda 17 czerwca
Pandora i ja przeszukaliœmy dom Berta, szukaj¹c ksi¹-
¿eczki ¿o³du. Pandora znalaz³a stosik br¹zowo-kremo-
wych, ogromnie nieprzyzwoitych pocztówek. By³y podpi-
sane avec tout mon amour chéri, Lola. Po ich przejrzeniu
poczu³em siê trochê dziwnie, Pandora te¿. Wymieniliœmy
pierwszy naprawdê namiêtny poca³unek. Mia³em ochotê
na francuskiego ca³usa, ale nie wiem, jak to siê robi, wiêc
poprzesta³em na zwyk³ym, angielskim.
Ksi¹¿eczki ¿o³du ani œladu.
104
200714
czwartek 18 czerwca
Bert ju¿ nie ma rurek. Jutro przenosz¹ go na zwyk³y od-
dzia³. Opowiedzia³em mu o ksi¹¿eczce ¿o³du, ale oœwiad-
czy³, ¿e to nie ma znaczenia, skoro wie, ¿e nie umrze.
By³a dziœ ze mn¹ Pandora. Dogadali siê z Bertem –
rozmawiali o Kwiatek i Bert da³ jej kilka wskazówek
na temat pielêgnacji kuców. Potem Pandora wysz³a, ¿eby
wstawiæ przyniesione kwiaty do wazonu, a Bert zapyta³
mnie, czy ju¿ j¹ „ujeŸdzi³em”. Czasem zachowuje siê jak
zwyk³y obleœny staruch, który nie zas³uguje na odwiedziny.
pi¹tek 19 czerwca
Bert zosta³ przeniesiony na du¿¹ salê, gdzie le¿y pe³no
mê¿czyzn ze z³amanymi nogami i zabanda¿owanymi
klatkami piersiowymi. Z zêbami wygl¹da znacznie lepiej.
Niektórzy pacjenci gwizdali na Pandorê, kiedy przecho-
dzi³a miêdzy ³ó¿kami. Jaka szkoda, ¿e jest wy¿sza ode
mnie! Bert narazi³ siê siostrze oddzia³owej, bo obla³ szpital-
n¹ poœciel sokiem z buraków. Podobno jest na p³ynnej
diecie.
sobota 20 czerwca
Mam nadziejê, ¿e Bert wkrótce wróci do domu. Ojciec
nie znosi Szabli, a babcia ma naszego psa po dziurki
w nosie.
Lekarz prowadz¹cy Berta kaza³ mu rzuciæ palenie, ale
Bert twierdzi, ¿e w osiemdziesi¹tym dziewi¹tym roku ¿ycia
ju¿ w³aœciwie nie warto. Poprosi³, abym kupi³ mu dwa-
dzieœcia woodbine’ów i pude³ko zapa³ek. Co robiæ?
105
200714
niedziela 21 czerwca, pierwsza po Trójcy Œwiêtej,
Dzieñ Ojca
Nie mog³em wczoraj zasn¹æ, tak siê martwi³em o wood-
bine’y Berta. Po bolesnym namyœle postanowi³em nie spe³-
niaæ jego ¿yczenia, po czym uda³em siê do szpitala, gdzie
odkry³em, ¿e Bert kupi³ te œmierdz¹ce pety w szpitalnym
bufecie!
W³aœnie zmierzy³em swojego. Urós³ o jeden centymetr.
Mogê go wkrótce potrzebowaæ.
poniedzia³ek 22 czerwca
Obudzi³em siê z bol¹cym gard³em, nie mog³em prze³y-
kaæ, a kiedy próbowa³em zawo³aæ, z ust wyrwa³o mi siê tyl-
ko skrzeczenie. Chc¹c przyci¹gn¹æ uwagê ojca, zacz¹³em
waliæ szkolnym butem o pod³ogê, ale ojciec wrzasn¹³ tylko:
– Przestañ ha³asowaæ, do cholery!
W koñcu pos³a³em na dó³ psa z karteczk¹ zatkniêt¹
za obro¿ê. Czeka³em ca³e wieki, a¿ wreszcie us³ysza³em,
jak pies szczeka na dworze. Nie dorêczy³ wiadomoœci!
By³em bliski rozpaczy. Musia³em wstaæ do toalety, lecz
nie mam pojêcia, jak tam dotar³em – wszystko mi siê
zamaza³o. Stan¹³em u szczytu schodów i zaskrzecza³em
najg³oœniej, jak umia³em; niestety, ojciec s³ucha³ p³yt Almy
Cogan. W koñcu musia³em zejœæ na dó³, by mu powiedzieæ,
¿e jestem chory.
Zajrzawszy mi do gard³a, ojciec wykrzykn¹³:
– Chryste Wszechmog¹cy, Adrian, twoje migda³ki
wygl¹daj¹ jak rakiety Polaris! Co ty tu robisz? Wracaj
natychmiast do ³ó¿ka, idioto!
Zmierzy³ mi temperaturê, która wynosi³a 44,5°. Prawdê
mówi¹c, powinienem ju¿ nie ¿yæ.
Za piêæ minut wybije pó³noc, rano przyjdzie lekarz.
Modlê siê, ¿eby uda³o mi siê przetrwaæ do tej pory. Gdyby
106
200714
sta³o siê najgorsze, niniejszym zapisujê ca³y swój do-
czesny maj¹tek Pandorze Brathwaite, zamieszka³ej w alei
Wi¹zów 69. S¹dzê, ¿e jestem przy zdrowych zmys³ach,
aczkolwiek bardzo trudno to stwierdziæ, kiedy ma siê
temperaturê 44,5°.
wtorek 23 czerwca
Mam zapalenie migda³ków. To oficjalna diagnoza. Biorê
antybiotyki. Pandora siedzi przy ³ó¿ku i czyta mi na g³os.
Wola³bym, ¿eby przesta³a – ka¿de s³owo spada mi na g³owê
jak kamieñ.
œroda 24 czerwca
Dosta³em od matki kartkê z ¿yczeniami szybkiego
powrotu do zdrowia z piêciofuntowym banknotem w œrod-
ku. Poprosi³em ojca, by wyda³ tê kwotê na piêæ butelek
napoju od¿ywczego lukozada.
czwartek 25 czerwca, ksiê¿yc w ostatniej kwadrze
W malignie miewam ob³êdne sny o lady Dianie Spencer.
Mam nadziejê, ¿e zd¹¿ê wyzdrowieæ przed jej œlubem.
Temperatura wci¹¿ 44,5°.
Ojciec nie radzi sobie z Szabl¹, wiêc Pandora zabra³a go
do siebie (Szablê, nie ojca).
pi¹tek 26 czerwca
Lekarz powiedzia³, ¿e nasz termometr jest uszkodzony.
Poczu³em siê trochê lepiej.
Wsta³em dziœ na ca³e dwadzieœcia minut. Obejrza³em
Domowe przedszkole; prowadzi³a je Carol Leader, moja
ulubiona prezenterka.
107
200714
Pandora przynios³a mi kartkê z ¿yczeniami powrotu
do zdrowia. Namalowa³a j¹ sama flamastrami i podpisa³a:
„Na zawsze Twoja Pan”.
Chcia³em j¹ poca³owaæ, ale nadal mam spierzchniête
usta.
sobota 27 czerwca
Dlaczego matka nie przyjecha³a mnie odwiedziæ?
niedziela 28 czerwca, druga po Trójcy Œwiêtej
Matka w³aœnie wysz³a, ¿eby zd¹¿yæ na poci¹g do Shef-
field. Wszystkie te emocje bardzo mnie wyczerpa³y – mam
nawrót choroby.
poniedzia³ek 29 czerwca
Pandora, która by³a z wizyt¹ u Berta Baxtera, opowiada,
¿e pielêgniarki maj¹ go doœæ, bo nie chce le¿eæ w ³ó¿ku ani
robiæ, co mu siê ka¿e. W czwartek go wypisuj¹.
Marzê o ciszy i spokoju szpitalnej sali. By³bym
pacjentem doskona³ym.
Ojciec Pandory odda³ Szablê na przechowanie do schro-
niska, co kosztuje trzy funty dziennie, ale ojciec Pandory
twierdzi, ¿e ka¿dy pens tej kwoty siê op³aci.
wtorek 30 czerwca
Wchodzê w okres rekonwalescencji. Bêdê musia³ bardzo
na siebie uwa¿aæ, jeœli mam odzyskaæ poprzedni wigor.
200714
lato
200714
200714
œroda 1 lipca, Dzieñ Dominiów w Kanadzie, nów
Dziœ po po³udniu zjawi³ siê nauczyciel œcigaj¹cy
wagarowiczów i zasta³ mnie siedz¹cego na le¿aku przed
domem. Nie uwierzy³, ¿e jestem chory!!! Ma zamiar z³o¿yæ
do szko³y doniesienie!!! Fakt, ¿e s¹czy³em lukozadê ubrany
w pid¿amê, szlafrok oraz kapcie, jakoœ umkn¹³ jego
uwadze. Zaproponowa³em, ¿e poka¿ê mu swe obleœne
migda³ki, lecz cofn¹³ siê z odraz¹ i nadepn¹³ psu na ³apê.
Pies dosta³ lekkiego sza³u, bo ma niski próg odczuwania
bólu. W koñcu ojciec rozdzieli³ walcz¹cych, ale mo¿emy
mieæ przykroœci.
czwartek 2 lipca
Lekarz mówi, ¿e mogê jutro iœæ do szko³y, zale¿y, jak
bêdê siê czu³. O ile zak³ad, ¿e nie bêdê siê czu³ dobrze?
pi¹tek 3 lipca
Do dawnego domu pana Lucasa wprowadzi³a siê
ciemnoskóra rodzina! Siedz¹c na le¿aku, mia³em dosko-
na³y widok na meble, wyci¹gane z ciê¿arówki firmy
111
200714
przeprowadzkowej. Ciemnoskóre panie bez przerwy
wnosi³y do domu potê¿ne garnki, wiêc najwyraŸniej
rodzina jest liczna. Ojciec orzek³, ¿e to zwiastuje „pocz¹tek
koñca naszej ulicy”. Pandora, która nale¿y do Ligi Anty-
nazistowskiej, uwa¿a, ¿e mój ojciec ma zadatki na rasistê.
Czytam Chatê wuja Toma.
sobota 4 lipca, Dzieñ Niepodleg³oœci USA
Ulica jest pe³na ciemnoskórych osób, które przyje¿d¿aj¹
samochodami, furgonetkami i mikrobusami pod by³y dom
pana Lucasa, d³ugimi szeregami wchodz¹ do œrodka,
po czym wychodz¹, nieustannie wêdruj¹c tam i z powro-
tem. Zdaniem ojca, w ka¿dym pokoju mieszkaj¹ co naj-
mniej trzy rodziny.
Pandora i ja idziemy powitaæ nowo przyby³ych w imie-
niu ca³ej okolicy. Pragniemy im udowodniæ, ¿e nie wszyscy
biali s¹ rasistowskimi fanatykami.
Bert Baxter nadal przebywa w szpitalu.
niedziela 5 lipca
Le¿a³em w ³ó¿ku do szóstej po po³udniu. Nie mia³em
po co wstawaæ – Pandora pojecha³a na zawody jeŸdzieckie.
poniedzia³ek 6 lipca
Pani O’Leary próbuje zorganizowaæ uliczn¹ zabawê
z okazji królewskich zaœlubin. Dotychczas jedynie rodzina
Singhów zapisa³a siê na listê uczestników.
wtorek 7 lipca
Bert Baxter uciek³ ze szpitala. Zadzwoni³ do Krajowej
Rady Swobód Obywatelskich, gdzie poinformowano go,
112
200714
¿e mo¿e sam siê wypisaæ, co te¿ uczyni³. Mieszka w naszym
pokoju goœcinnym. Ojciec chodzi po œcianach ze z³oœci.
Pandora, Bert i ja zapisaliœmy siê na zabawê uliczn¹.
Bert wygl¹da znacznie lepiej – teraz mo¿e paliæ tyle
woodbine’ów, ile tylko zechce.
Ojciec Pandory przyszed³ do nas, ¿eby uzgodniæ z oj-
cem, co zrobiæ z Bertem i Szabl¹. Obaj siê upili, po czym
pok³ócili siê o politykê, a¿ Bert zacz¹³ waliæ w pod³ogê
i wo³aæ, ¿eby zachowywali siê ciszej.
œroda 8 lipca
Chrapanie Berta doprowadza ojca do rozpaczy. Mnie
to nie przeszkadza – zatykam uszy plastelin¹ Blu-tack.
By³em dzisiaj w szkole. Do ma³ej matury postanowi-
³em zaliczyæ gospodarstwo domowe, sztukê, prace rêczne
i angielski. Na œwiadectwie ukoñczenia szko³y œredniej
bêdê mia³ jeszcze stopnie z geografii, matematyki i historii.
Pandora zalicza do ma³ej matury a¿ dziewiêæ przedmio-
tów, ale te¿ od dzieciñstwa mia³a wiêksze mo¿liwoœci.
Nale¿y do biblioteki, odk¹d skoñczy³a trzy lata.
czwartek 9 lipca
Jutro zaczynaj¹ siê oœmiotygodniowe wakacje szkolne.
Pandora wkrótce wyje¿d¿a do Tunezji. Nie mam pojêcia,
jak zdo³am prze¿yæ bez mojej ukochanej. Próbowaliœmy
ca³owaæ siê po francusku, ale ¿adnemu z nas siê to nie
spodoba³o, wiêc wróciliœmy do angielszczyzny.
Mam niesamowicie dobr¹ cerê. To chyba skutek zako-
chania oraz lukozady.
113
200714
pi¹tek 10 lipca
Dzisiaj w szkole by³o jak w bajce. Wszyscy nauczyciele
mieli doskona³e humory. Kr¹¿y³a nawet pog³oska, ¿e
widziano, jak wy³upiasty Scruton siê œmia³, ale nie da³em
temu wiary.
Barry Kent wlaz³ na maszt flagi na boisku i rzuci³
na wiatr majtki swojej matki. Pandora orzek³a, ¿e chyba
pierwszy raz od lat siê wywietrzy³y.
Sean O’Leary koñczy dziewiêtnaœcie lat. Zaprosi³ mnie
na przyjêcie urodzinowe. Mieszka po drugiej stronie ulicy,
wiêc nie muszê daleko iœæ.
sobota 11 lipca
W wieku czternastu lat, piêciu miesiêcy i dziewiêciu dni
prze¿ywam pierwszego porz¹dnego kaca. Pandora po³o¿y³a
mnie do ³ó¿ka. Wnios³a mnie po schodach, stosuj¹c chwyt
stra¿acki.
niedziela 12 lipca, czwarta po Trójcy Œwiêtej
Rano ojciec pojecha³ ze mn¹, Pandor¹ i Bertem do schro-
niska dla psów „Ogonki”, którego w³aœcicielka, pani Kane,
odmawia dalszego przechowywania Szabli. Ogromnie siê
wzruszyliœmy, widz¹c spotkanie Szabli z Bertem. Ale pani
Kane to twarda kobieta, a kiedy ojciec odmówi³ zap³aty
za przechowanie, zrobi³a siê wrêcz nieprzyjemna. Ca³y czas
g³adzi³a czarne w¹siki zrogowacia³ymi palcami i u¿ywa³a
wyrazów niegodnych damy.
Bert oœwiadczy³, ¿e ju¿ nigdy nie rozstanie siê z Szabl¹.
Powiedzia³, ¿e Szabla to jego jedyny przyjaciel! Po tym
wszystkim, co dla niego zrobi³em! Gdyby nie ja, by³by teraz
trupem, a Szabla – sierot¹ na garnuszku Królewskiego
Towarzystwa Opieki nad Zwierzêtami!
114
200714
poniedzia³ek 13 lipca
Bert rozmawia³ z pani¹ Singh! Mówi p³ynnie jêzykiem
hindi! Powiedzia³, ¿e pani Singh znalaz³a nieprzyzwoite
pisemka ukryte pod linoleum w ³azience. To spadek po tym
gnojku Lucasie!
Pan Singh jest oburzony; napisa³ do agencji nierucho-
moœci, aby siê poskar¿yæ, ¿e jego dom zosta³ skalany.
Bert pokaza³ mi jedno z tych czasopism. Moim zdaniem,
wcale nie jest nieprzyzwoite, ale ja jestem cz³owiekiem
œwiatowym. Wsadzi³em je pod materac obok „Jurnych
i Jêdrnych”. Nosi tytu³ „Fotograf Amator”.
wtorek 14 lipca
Wieczorem przysz³a opiekunka spo³eczna Berta. Nazy-
wa siê Kate Bell. Bardzo g³upio rozmawia³a z Bertem –
powiadomi³a go, ¿e jest wolne miejsce w S³onecznym
Domu Spokojnej Staroœci im. radnego Coopera. Bert
powiedzia³, ¿e nie chce iœæ do domu starców, na co Katie
Bell oœwiadczy³a, ¿e bêdzie musia³. Nawet mój ojciec
przyzna³, ¿e ¿al mu Berta, jednak najwyraŸniej nie do tego
stopnia, ¿eby mu zaproponowaæ, by zamieszka³ u nas
na sta³e!
Biedny Bert, co z nim bêdzie?
œroda 15 lipca
Bert przeprowadzi³ siê do Singhów. Pan Singh prze-
niós³ budê Szabli, wiêc rzecz jest oficjalna. Bert wygl¹da na
nieprzytomnego ze szczêœcia – curry to jego ulubiona
potrawa.
Pandora pozwoli³a mi dotkn¹æ swego biustu. Obieca-
³em, ¿e nikomu nie powiem, ale w³aœciwie nie ma o czym
115
200714
mówiæ; przez te wszystkie warstwy – bieliznê, sukienkê,
sweter i kurtkê – trudno nawet odgadn¹æ, gdzie jej biust siê
zaczyna, a gdzie koñczy.
Czytam Seks. Fakty doktora A.G.P. Hardinga.
czwartek 16 lipca
11.00
Ojciec dosta³ dziœ odprawê. Biega³ po korytarzu,
wydaj¹c kowbojskie okrzyki. Zaprosi³ Doreen Slater, ¿eby
posz³a z nim gdzieœ to uczciæ. Zgadnijcie, kto ma pilnowaæ
Maxwella? Tak jest, drogi dzienniczku, dobrze zgad³eœ!
Ni¿ej podpisany!
23.00
Maxwell w³aœnie zasn¹³. O wpó³ do dziesi¹tej zadzwo-
ni³a Pandora, ¿eby zapytaæ, jak sobie radzê, ale Maxwell
krzycza³ tak g³oœno, ¿e niezbyt dobrze s³ysza³em, co do
mnie mówi³a. Powiedzia³a, ¿ebym spróbowa³ dodaæ odro-
binê wódki do ciep³ego mleka i wlaæ mu do wrednego
gardzio³ka. Tak w³aœnie zrobi³em. Dzia³a.
Maxwell nie jest taki z³y, kiedy œpi.
pi¹tek 17 lipca, pe³nia
Jutro moja najdro¿sza opuszcza ojczyste brzegi. Jadê
na lotnisko, ¿eby j¹ odprowadziæ; mam nadziejê, ¿e jej
samolot nie cierpi na zmêczenie metalu. Przed chwil¹
sprawdzi³em na mapie, gdzie le¿y Tunezja, i odetchn¹³em
z ulg¹ – Pandora nie bêdzie musia³a lecieæ przez trójk¹t
bermudzki.
Je¿eli cokolwiek przytrafi siê mej ukochanej, ju¿ nigdy
siê nie uœmiechnê.
116
200714
Kupi³em jej na drogê ksi¹¿kê pod tytu³em Krach!
jakiegoœ faceta nazwiskiem William Goldenstein III, który
bardzo dobrze opisuje, co robiæ, kiedy zdarzy siê najgorsze.
sobota 18 lipca
Pandora przeczyta³a Krach!, jad¹c autokarem na lot-
nisko, i kiedy wywo³ano jej lot, dosta³a lekkiego ataku
histerii. Ojciec musia³ j¹ wnieœæ do samolotu. Macha³em
za nimi, póki samolot nie znikn¹³ w du¿ej chmurze, po czym
wróci³em do domu. Nie wiem, jak prze¿yjê nastêpne dwa
tygodnie. Dobranoc, moja tunezyjska piêknoœci.
niedziela 19 lipca
Zosta³em w ³ó¿ku i ogl¹da³em Tunezjê na mapie.
poniedzia³ek 20 lipca
Nie ma jeszcze pocztówki od mej ukochanej.
wtorek 21 lipca
Rano przyszed³ Bert i oznajmi³, ¿e Tunezja jest pe³na
niebezpieczeñstw.
œroda 22 lipca
Dlaczego wci¹¿ nie dostajê pocztówki? Co siê mog³o
staæ?
czwartek 23 lipca
Zapyta³em naszego listonosza o komunikacjê pocztow¹
miêdzy Tunezj¹ i Angli¹. Powiedzia³, ¿e jest „diaboliczna”,
gdy¿ poczta tunezyjska polega na wielb³¹dach.
117
200714
pi¹tek 24 lipca, ksiê¿yc w ostatniej kwadrze
Poszed³em odwiedziæ pana Singha. Powiedzia³, ¿e
Tunezja jest bardzo niehigienicznym krajem. NajwyraŸniej
wszyscy oprócz mnie œwietnie znaj¹ Tunezjê!
sobota 25 lipca
PANDORO! PANDORO! PANDORO!
Och! Ukochana!
Dr¿¹ moje d³onie,
W ustach mi wysch³o,
Dusza mi p³onie,
Jesteœ w Tunezji,
Têskni me serce,
Wspomnij mnie kiedyœ w mej poniewierce!
Wróæ opalona z wielkiego œwiata,
Masz szczêœcie, ¿e ma kasê twój tata.
Wraca za szeϾ dni.
niedziela 26 lipca
Poszed³em do babci na podwieczorek. By³em smutny
i osowia³y z powodu wyjazdu Pandory do Tunezji. Babcia
zapyta³a, czy mam zatwardzenie. Niemal siê jej zwierzy-
³em, ale co by mi przysz³o z opowiadania o mi³oœci
siedemdziesiêcioszeœcioletniej
kobiecie,
która
uwa¿a,
¿e œwiat jest obsceniczny?
118
200714
poniedzia³ek 27 lipca
Pocztówka z wielb³¹dem! Pandora napisa³a:
Najdro¿szy,
tutejsze warunki gospodarcze s¹ wprost okropne.
Mia³am kupiæ Ci prezent, ale zamiast tego odda³am
wszystkie pieni¹dze ¿ebrakowi. Jesteœ tak wielkoduszny,
¿e z pewnoœci¹ to zrozumiesz.
Z mi³oœci¹ do
nieskoñczonoœci,
Zawsze Twoja
Pandora
X
Coœ podobnego! Odda³a mój prezent brudnemu, leniwe-
mu ¿ebrakowi! Nawet listonosz by³ zdegustowany.
wtorek 28 lipca
A¿ dziw, ¿e mam jeszcze si³ê utrzymaæ w rêku pióro!
Przez ca³y dzieñ by³em na nogach, przygotowuj¹c uliczn¹
zabawê z okazji królewskich zaœlubin. Rano wpad³a do nas
pani O’Leary, ¿eby zapytaæ, czy nie pomóg³bym przy
chor¹giewkach. Odpar³em, ¿e „uwa¿am to za swój patrio-
tyczny obowi¹zek”, wiêc pani O’Leary kaza³a mi wejœæ
na drabinê, ¿eby mog³a podaæ mi chor¹giewki. Cztery lub
piêæ szczebli pokona³em bez trudu, ale potem pope³ni³em
b³¹d – spojrza³em w dó³ i zakrêci³o mi siê w g³owie.
Wchodzenie na drabinê przypad³o w udziale pani O’Leary.
Jej majtki wrêcz rzuca³y siê w oczy; s¹ zdumiewaj¹co
seksowne jak na kogoœ, kto codziennie chodzi do koœcio³a
(w niedzielê dwukrotnie): czarna koronka z czerwonymi
jedwabnymi kokardkami! Odnios³em wra¿enie, ¿e pani
O’Leary zorientowa³a siê, ¿e zagl¹dam jej pod spódnicê,
119
200714
gdy¿ zaproponowa³a, bym mówi³ do niej Caitlin. Ucie-
szy³em siê, kiedy pan O’Leary wreszcie przyszed³ i zast¹pi³
mnie w obowi¹zkach. Pañstwo Singh wywiesili ogromn¹
flagê brytyjsk¹ z okna sypialni. Bert wyzna³, ¿e ukrad³
tê flagê, kiedy s³u¿y³ w wojsku.
Nasz dom zani¿a poziom ca³ej ulicy. Œciereczka z wize-
runkiem Karola i Diany przypiêta do drzwi frontowych
– to wszystko, na co ojca staæ!
Obejrzeliœmy z ojcem w telewizji fajerwerki z okazji
zaœlubin. Mogê jedynie powiedzieæ, ¿e usilnie pragn¹³em,
¿eby pokaz mi siê spodoba³. Nic z tego. Ojciec orzek³, ¿e to
kolejny sposób na puszczanie pieniêdzy z dymem. Wci¹¿
jest rozgoryczony, ¿e nie ma pracy.
Mam nadziejê, ¿e ksi¹¿ê bêdzie pamiêta³, aby usun¹æ
z podeszew butów metki z cen¹. Mój ojciec na swoim œlubie
zapomnia³ to zrobiæ i kiedy ukl¹k³, wszyscy w koœciele
ujrzeli napis: „rozmiar 45, z odrzutu, cena 10 szylingów”.
œroda 29 lipca, DZIEÑ KRÓLEWSKICH ZAŒLUBIN!
Jak¿e dumny jestem z tego, ¿e jestem Anglikiem!
Cudzoziemcy na pewno skrêcaj¹ siê z zawiœci!
Doprawdy, przodujemy w œwiecie pod wzglêdem wido-
wisk dworskich! Przyznajê, ¿e mia³em ³zy w oczach, gdy
ujrza³em rodowitych londyñczyków, stoj¹cych od œwitu,
by serdecznymi okrzykami powitaæ tych wszystkich boga-
tych, dobrze ubranych i s³awnych ludzi, którzy mijali ich
w powozach i rolls-royce’ach!
Babcia oraz Bert Baxter przyszli do nas na transmisjê,
gdy¿ mamy kolorowy dwudziestoczterocalowy telewizor.
Z pocz¹tku babcia i Bert nawet siê dogadywali, potem
jednak Bert przypomnia³ sobie, ¿e jest komunist¹, i zacz¹³
pomstowaæ na monarchiê, u¿ywaj¹c okreœleñ w rodzaju
„klasa pró¿niacza” oraz „paso¿yty”. Babcia kaza³a mu
120
200714
wracaæ do Singhów i skorzystaæ z ich przenoœnego odbior-
nika.
Mimo swoich uszu ksi¹¿ê Karol wygl¹da³ ca³kiem
nieŸle. Jego brat jest niesamowicie przystojny – jaka szko-
da, ¿e nie mogli zamieniæ siê g³owami na ten jeden dzieñ!
Lady Diana w brudnobia³ej sukni wrêcz chwyta³a za serce.
Pomog³a nawet jakiemuœ staruszkowi dojœæ do o³tarza – to
bardzo uprzejme z jej strony, zwa¿ywszy, ¿e w³aœnie bra³a
œlub! W koœciele by³o mnóstwo niesamowicie s³awnych
ludzi, Nancy Reagan, Spike Milligan, Mark Phillips itd.,
itd. Królowa sprawia³a wra¿enie ciut zazdrosnej, pewnie
dlatego, ¿e dla odmiany nikt na ni¹ nie patrzy³.
Ksi¹¿ê pamiêta³, aby odkleiæ metkê od butów. No, przy-
najmniej jedno zmartwienie z g³owy!
Kiedy ksi¹¿ê i Diana wymieniali obr¹czki, babcia siê
rozp³aka³a. Nie zabra³a chustki do nosa, wiêc musia³em
przynieœæ z góry zapasow¹ rolkê papieru toaletowego.
Kiedy wróci³em, ma³¿eñstwo ju¿ zosta³o zawarte; tak oto
przegapi³em historyczny moment!
Podczas nudnego przerywnika muzycznego parzy³em
herbatê, ale uda³o mi siê przez chwilê pos³uchaæ œpiewu tej
Kiwi. Ta to dopiero ma czym oddychaæ!
W³aœnie rozsiedliœmy siê z babci¹, ¿eby obejrzeæ
triumfalny powrót m³odej pary do pa³acu Buckingham,
kiedy rozleg³o siê g³oœne walenie do drzwi. Postanowi-
liœmy nie reagowaæ, a¿ w koñcu ojciec musia³ zwlec siê
z ³ó¿ka i otworzyæ. Do œrodka wpad³ Bert, a za nim pañstwo
Singh i mnóstwo ma³ych Singhi¹tek, szukaj¹cych pomocy.
Ich telewizor siê zepsu³! Babcia zacisnê³a wargi, gdy¿
nie przepada za czarnymi, br¹zowymi i ¿ó³tymi ani za
Irlandczykami, ¯ydami, ani w ogóle za obcymi. Ojciec
wpuœci³ wszystkich do œrodka, odwióz³ babciê do domu,
a Bert i Singhowie skupili siê wokó³ telewizora, nie przery-
waj¹c rozmowy w jêzyku hindi.
121
200714
Pani Singh poczêstowa³a wszystkich ma³ymi kruchymi
rogalikami. Zjad³em jeden, po czym musia³em wypiæ
hektolitr wody. To nie by³y rogaliki deserowe.
Ogl¹daliœmy transmisjê do chwili, gdy szczêœliwi nowo-
¿eñcy odjechali z dworca Victoria dziwnie wygl¹daj¹cym
poci¹giem. Bert oznajmi³, ¿e jego dziwny wygl¹d bierze siê
st¹d, ¿e jest czysty.
Pani O’Leary przysz³a po¿yczyæ nasze stare krzes³a
na zabawê uliczn¹. Pod nieobecnoœæ ojca zgodzi³em siê
i nawet pomog³em wystawiæ je na chodnik. Nasza ulica
wygl¹da³a wprost niesamowicie pozbawiona samochodów
i ozdobiona chor¹giewkami oraz szarfami powiewaj¹cymi
na wietrze.
Panie O’Leary i Singh zamiot³y ulicê do czysta, po
czym ustawiliœmy sto³y oraz krzes³a na œrodku jezdni.
Kobiety odwala³y ca³¹ robotê; mê¿czyŸni stali na chodni-
kach, pij¹c za du¿o i stroj¹c sobie ¿arty z królewskich
zaœlubin.
Pan Singh wystawi³ g³oœniki za okno bawialni. Rozleg³a
siê muzyka Desa O’Connora, a my zaczêliœmy czêstowaæ
zebranych kanapkami, babeczkami z d¿emem, zapiekan-
kami z kie³bas¹ i kie³baskami na patyku. Potem pani
O’Leary wrêczy³a nam œmieszne kapelusiki i zasiedliœmy
do jedzenia. Pod koniec podwieczorku pan Singh wyg³osi³
przemówienie o tym, jak to wspaniale byæ Brytyjczykiem.
Rozleg³y siê wiwaty. Próbowaliœmy te¿ zaœpiewaæ Kraj
nadziei i chwa³y, ale tylko pan Singh zna³ wszystkie s³owa.
Wtedy zjawi³ siê mój ojciec z czterema skrzynkami piwa
oraz dwoma tuzinami papierowych kubków i wkrótce ju¿
wszyscy zachowywali siê bez krztyny godnoœci.
Pan O’Leary usi³owa³ nauczyæ pani¹ Singh irlandzkiego
giga, lecz bez przerwy potyka³ siê o jej sari. W³¹czy³em
swoj¹ p³ytê Abby i mocno podkrêci³em. Niebawem nawet
staruszkowie po czterdziestce poderwali siê do tañca, kiedy
122
200714
zaœ zapali³y siê latarnie uliczne, Sean O’Leary wszed³
na ka¿d¹ z nich i dla polepszenia nastroju os³oni³ ¿arówki
czerwon¹, bia³¹ i niebiesk¹ krepin¹. Ja ustawi³em na sto³ach
œwiece, które jeszcze zosta³y w domu, dziêki czemu nasza
ulica nabra³a ca³kiem cygañskiego wygl¹du.
Bert zmyœla³ historyjki o wojnie, ojciec dowcipkowa³,
a ca³e przyjêcie trwa³o do pierwszej w nocy! Zazwyczaj,
kiedy ktoœ chrz¹knie po 23.00, mieszkañcy pisz¹ list protes-
tacyjny!
Nie tañczy³em – wystêpowa³em w roli rozbawionego,
cynicznego obserwatora. Poza tym bola³y mnie nogi.
czwartek 30 lipca
Widzia³em w telewizji siedem powtórek królewskich
zaœlubin.
pi¹tek 31 lipca
Mam królewskich zaœlubin po dziurki w nosie.
Jutro przyje¿d¿a Pandora, przyjació³ka ¿ebraków.
sobota 1 sierpnia
Pocztówka od matki. Chce, ¿ebym spêdzi³ wakacje z ni¹
i z tym gnojkiem Lucasem. Jad¹ do Szkocji. Mam nadziejê,
¿e bêd¹ siê dobrze bawiæ.
Lot Pandory jest opóŸniony z powodu strajku tragarzy
w Tunisie.
niedziela 2 sierpnia, siódma po Trójcy Œwiêtej
Tragarze nadal strajkuj¹, a jakiœ ¿ebrak ukrad³ ojcu
Pandory kartê kredytow¹ American Express!
123
200714
Pandora powiedzia³a mi przez telefon, ¿e jej matka
zosta³a ugryziona przez wielb³¹da i dochodzi do siebie
w toalecie damskiej na lotnisku w Tunisie. To cudowne
znów us³yszeæ g³os Pandory w s³uchawce, rozmawialiœmy
przez ponad pó³ godziny. Jaka ona jest sprytna, ¿e za³atwi³a
rozmowê z Tunezji na koszt rozmówcy!
poniedzia³ek 3 sierpnia, œwiêto pañstwowe w Szkocji
i Republice Irlandii
Tunezyjscy tragarze zgodzili siê na arbitra¿. Pandora
mówi, ¿e jak dobrze pójdzie, w czwartek bêdzie w domu.
wtorek 4 sierpnia
Tunezyjscy tragarze widz¹ œwiate³ko w tunelu.
Pandora utrzymuje siê przy ¿yciu dziêki paczkowanym
daktylom i miêtówkom Polo.
œroda 5 sierpnia
Tunezyjscy tragarze znowu nosz¹ baga¿e. PANDORA
BÊDZIE W DOMU W PI¥TEK WIECZOREM!
czwartek 6 sierpnia
Ojciec odmówi³ odebrania rozmowy z Tunezji na koszt
rozmówcy. £¹cznoœæ miêdzy mn¹ i Pandor¹ zosta³a ze-
rwana.
124
200714
pi¹tek 7 sierpnia, ksiê¿yc w pierwszej kwadrze
Zadzwoni³em do Tunezji, kiedy ojciec bra³ k¹piel. Za-
wo³a³ z ³azienki, pytaj¹c, do kogo dzwoniê. Powiedzia³em,
¿e do zegarynki.
Samolot Pandory wystartowa³ bezpiecznie. Powinna byæ
w domu oko³o pó³nocy.
sobota 8 sierpnia
O 7.00 Pandora zadzwoni³a z dworca St. Pancras, aby
mnie powiadomiæ, ¿e ze wzglêdu na elektryfikacjê odcinka
we Flitwick jej poci¹g przybêdzie z opóŸnieniem.
Ubra³em siê, poszed³em na stacjê, kupi³em peronówkê
i przez szeœæ zimnych, samotnych godzin czeka³em na
peronie drugim. Po powrocie do domu zasta³em kartkê
od Pandory. Oto, co napisa³a:
Adrianie,
przyznajê, ¿e jestem za³amana z powodu Twego wyraŸnie
ch³odnego powitania. By³am pewna, ¿e znów po³¹czymy
siê uczuciowo na trzecim peronie. Lecz to nie mia³o siê
spe³niæ...
Adieu,
Pandora
Poszed³em do Pandory. Wyjaœni³em. Po³¹czy³em siê
uczuciowo na ty³ach szopy na narzêdzia jej ojca.
niedziela 9 sierpnia, ósma po Trójcy Œwiêtej
Ponownie dotkn¹³em biustu Pandory. Wydaje mi siê, ¿e
tym razem poczu³em coœ bardziej miêkkiego. Mój roœnie
i siê kurczy – najwyraŸniej ¿yje w³asnym ¿yciem. Nie mogê
nad nim zapanowaæ.
125
200714
poniedzia³ek 10 sierpnia
Poszliœmy dziœ rano z Pandor¹ na basen. W bia³ym
sznurkowym bikini wygl¹da³a wspaniale – jest teraz
tego samego koloru, co pani Singh. Nie mam zaufania
do mojego, wiêc na wszelki wypadek usiad³em na ³awce
i stamt¹d patrzy³em, jak Pandora skacze z najwy¿szego
pomostu wie¿y. Kiedy wróciliœmy do domu, pokaza³em
jej swój czarny pokój, zapali³em kadzide³ko, puœci³em p³ytê
Abby i przemyci³em na górê butelkê syropu Sanatogen
na spirytusie. Pozwoliliœmy sobie na lekkie pieszczoty, lecz
potem Pandorê rozbola³a g³owa, wiêc posz³a do domu
odpocz¹æ.
Zmaga³em siê z seksualnoœci¹, która jednak os³ab³a,
kiedy pomaga³em ojcu rozrzuciæ nawóz na klombie
z ró¿ami.
wtorek 11 sierpnia
Dosta³em od matki kolejn¹ pocztówkê:
Drogi Aidy,
nie masz pojêcia, jak bardzo pragnê Ciê zobaczyæ. WiêŸ
macierzyñska jest silniejsza ni¿ kiedykolwiek. Wiem, Aidy,
¿e czujesz siê zagro¿ony przez mój zwi¹zek z Bimbusiem,
ale, doprawdy, nies³usznie. Bimbuœ zaspokaja moje potrze-
by seksualne, a¿ tyle i tylko tyle. Wiêc doroœnij wreszcie,
Aidy, i jedŸ z nami do Szkocji.
Ca³ujê mocno,
Pauline (matka)
PS Wyje¿d¿amy piêtnastego. Spróbuj z³apaæ poci¹g
do Sheffield o 8.22.
Listonosz powiedzia³, ¿e gdyby moja matka by³a jego
¿on¹, spuœci³by jej porz¹dne lanie. Nie zna matki – gdyby
126
200714
ktokolwiek tkn¹³ j¹ choæby palcem, st³uk³aby go na kwaœne
jab³ko.
œroda 12 sierpnia
Zdaniem Pandory dobrze zrobi³aby nam próbna roz³¹ka,
s¹dzi bowiem, ¿e nasze lekkopó³œrednie pieszczoty wkrótce
zamieni¹ siê w intensywny petting. Muszê przyznaæ, ¿e
napiêcie rzeczywiœcie ma ujemny wp³yw na moje zdrowie.
Jestem wyprany z wszelkiej energii, a marzenia o bia³ym
bikini Pandory i majtkach pani O’Leary zak³ócaj¹ mi sen.
Niewykluczone, ¿e jednak pojadê do Szkocji.
czwartek 13 sierpnia
Ojciec postanowi³ piêtnastego wyjechaæ do Skegness.
Zarezerwowa³ przyczepê kempingow¹ na cztery osoby.
Zabiera Doreen oraz Maxwella; oczekuje, ¿e siê z nimi
wybiorê!
Jeœli siê zgodzê, ludzie automatycznie przyjm¹, ¿e
Doreen jest moj¹ matk¹, a Maxwell bratem!
Jadê do Szkocji.
pi¹tek 14 sierpnia
Prze¿y³em tragiczny wieczór rozstania z Pandor¹. Przy-
siêgliœmy sobie wiernoœæ. Spakowa³em siê. Pies zosta³
odwieziony do babci, a z nim czternaœcie puszek Pedigree
Chum i gigantyczny worek chrupek Winalot.
Zabieram Ucieczkê od dzieciñstwa Johna Holta do
czytania w poci¹gu.
127
200714
sobota 15 sierpnia, pe³nia ksiê¿yca
Ojciec, Patyczak i Maxwell House odprowadzili mnie na
dworzec. Ojcu wcale nie przeszkadza³o, ¿e nie jadê z nimi
do Skegness – prawdê mówi¹c, wygl¹da³ na niesamowicie
zadowolonego. Podró¿ poci¹giem by³a okropna. Musia³em
staæ przez ca³¹ drogê do Sheffield. Nawi¹za³em rozmowê
z pani¹ w wózku inwalidzkim, która jecha³a w wagonie
pocztowym. Okaza³a siê bardzo mi³a; powiedzia³a, ¿e jedy-
n¹ zalet¹ kalectwa jest to, ¿e w poci¹gu zawsze ma siê
miejsce siedz¹ce. Choæby w wagonie pocztowym.
W Sheffield czekali na mnie matka i gnojek Lucas.
Matka wygl¹da niesamowicie chudo, poza tym zaczê³a
siê ubieraæ zbyt m³odzie¿owo. Gnojek Lucas ubra³ siê
w d¿insy! Brzuch zwisa³ mu nad paskiem!
Do samej Szkocji udawa³em, ¿e œpiê. Lucas miêtosi³
matkê, nawet kiedy prowadzi³.
Mieszkamy w miejscowoœci o nazwie Loch Lubnaig.
Le¿ê w ³ó¿ku w chacie z bali. Matka posz³a z Lucasem
do wsi kupiæ papierosy. Przynajmniej tak powiedzia³a.
niedziela 16 sierpnia, dziewi¹ta po Trójcy Œwiêtej
Przed chat¹ jest jezioro, za chat¹ – góra i las sosnowy.
Nic do roboty. Niesamowite nudy.
poniedzia³ek 17 sierpnia
Zrobi³em pranie w samoobs³ugowej pralni urz¹dzonej
w chacie z bali. Rozmawia³em z amerykañskim turyst¹
nazwiskiem Hamish Mancini, który jest w tym samym
wieku co ja. Przyjecha³ tu z matk¹, która po raz czwarty
prze¿ywa miesi¹c miodowy.
128
200714
wtorek 18 sierpnia
Ca³y dzieñ pada³o.
œroda 19 sierpnia
Wys³a³em kilka pocztówek. Zadzwoni³em do Pandory
na koszt rozmówcy. Jej ojciec nie przyj¹³ rozmowy.
czwartek 20 sierpnia
Gra³em w karty z Hamishem Mancinim. Jego rodzice
oraz moja matka i jej kochanek pojechali samochodem
obejrzeæ wodospad. Wielkie mi rzeczy!
pi¹tek 21 sierpnia
Poszed³em pieszo cztery kilometry do Callander, ¿eby
kupiæ sobie baton Mars. Pogra³em w Space Invaders na
automacie. Zjad³em podwieczorek. Zadzwoni³em do Pan-
dory z budki telefonicznej zrobionej z bali. Na koszt roz-
mówcy. Wci¹¿ mnie kocha. Ja wci¹¿ j¹ kocham. Poszed³em
spaæ.
sobota 22 sierpnia, ksiê¿yc w ostatniej kwadrze
Pojecha³em zobaczyæ grób Rob Roya. Obejrza³em,
wróci³em.
niedziela 23 sierpnia, dziesi¹ta po Trójcy Œwiêtej
Matka zaprzyjaŸni³a siê z jakimœ pañstwem Ball.
Pojecha³a z nimi do zamku Stirling. Pani Ball ma córkê,
która jest pisark¹. Zapyta³em, w jaki sposób zdobywa siê
kwalifikacje do tego zawodu. Pani Ball odpar³a, ¿e jej córka
129
200714
w dzieciñstwie upad³a na g³owê i od tamtej pory jest „trochê
dziwna”.
Dziœ s¹ urodziny pani Ball, wiêc wszyscy przyszli do
naszej chaty, ¿eby je oblaæ. Skar¿y³em siê na ha³as o 1.00,
2.00, 3.00 i 4.00 w nocy. O 5.00 baluj¹cy postanowili
zdobyæ szczyt za domem! Zwróci³em uwagê, ¿e s¹ pijani
do nieprzytomnoœci, za starzy, nieprzygotowani, nie znaj¹
¿adnych technik przetrwania, nie maj¹ kondycji, apteczki,
solidnych butów, kompasu, mapy ani ciep³ych od¿ywczych
napojów.
Pozostali g³usi na moje protesty. Weszli na górê, zeszli,
i ju¿ o 11.30 sma¿yli jajka na bekonie.
W chwili, gdy piszê te s³owa, pañstwo Ball p³ywaj¹
kajakiem po jeziorze. Oni chyba bior¹ jakieœ narkotyki.
poniedzia³ek 24 sierpnia
Pojechaliœmy do Edynburga. Obejrzeliœmy zamek,
muzeum zabawek i galeriê sztuki. Zjedliœmy potrawkê
z podróbek baranich. Wróciliœmy do chaty. Zacz¹³em czy-
taæ Glencoe niejakiego Johna Prebble’a. Wybieramy siê
tam jutro.
wtorek 25 sierpnia
Masakra w Glencoe mia³a miejsce 13 lutego 1692 roku.
Czternastego lutego John Hill napisa³ do ksiêcia Tweed-
dale: „Obróci³em Glencoe w ruinê”.
Mia³ stuprocentow¹ racjê: tam nic nie ma. Jutro Glas-
gow.
130
200714
œroda 26 sierpnia
Mimo ¿e przybyliœmy do Glasgow o 11 rano, na odcinku
jednej mili naliczy³em dwudziestu siedmiu pijaków!
Wszystkie sklepy z wyj¹tkiem magazynów „Zrób to sam”
mia³y kraty w oknach. Sklepy alkoholowe otacza³y zasieki
z drutu kolczastego, a na ich dachach dostrzeg³em t³uczone
szk³o. Przeszliœmy siê trochê, po czym matka namówi³a
gnojka Lucasa, ¿eby zabra³ j¹ do miejscowej galerii sztuki.
Zamierza³em w tym czasie posiedzieæ w samochodzie i po-
czytaæ Glencoe, ale przez tych wszystkich pijaków, którzy
zataczali siê wokó³ mnie, w koñcu niechêtnie powlok³em
siê za nimi.
Jak¿e siê cieszê, ¿e to uczyni³em! I pomyœleæ, ¿e móg³-
bym przejœæ przez ¿ycie pozbawiony tak wa¿nego doznania
kulturalnego!
Widzia³em obraz Salvadora Dali Ukrzy¿owanie!!!
Orygina³! Nie kopiê!
Powiesili go na koñcu korytarza, wiêc zmienia wygl¹d,
w miarê jak siê do niego zbli¿amy. Tu¿ przy nim cz³owiek
czuje siê jak karze³ek.
Jest absolutnie fantastyczny! Ogromny! Ma niesa-
mowicie piêkne barwy, a Jezus wygl¹da jak prawdziwy
facet! Kupi³em w muzeum szeœæ pocztówek z repro-
dukcj¹, chocia¿, oczywiœcie, to nie to samo co prawdziwy
obraz.
Pewnego dnia zabiorê Pandorê, ¿eby go zobaczy³a.
Mo¿e podczas naszego miodowego miesi¹ca.
czwartek 27 sierpnia
Dziœ Oban. Wpadliœmy na pañstwa Swallow, naszych
znajomych z s¹siedniej ulicy. Wszyscy powtarzali bez
przerwy:
– Ale¿ ten œwiat ma³y, prawda?
131
200714
Pani Swallow zapyta³a gnojka Lucasa, jak siê miewa
jego ¿ona. Lucas odpar³, ¿e ¿ona opuœci³a go dla innej
kobiety. Zebrani siê zaczerwienili, powtórzyli, ¿e œwiat jest
ma³y, i czym prêdzej siê rozeszli. Matka wœciek³a siê na
Lucasa.
– Musisz to rozpowiadaæ? – krzyknê³a. – Jak s¹dzisz, jak
ja siê czujê, ¿yj¹c z facetem porzuconym przez ¿onê
lesbijkê?
Lucas trochê marudzi³, ale matka zaczê³a przypominaæ
babciê, wiêc zamilk³.
pi¹tek 28 sierpnia
Dziœ Fort William. Szczyt Ben Nevis to kolejne
rozczarowanie – nie wiedzia³em, gdzie siê zaczyna, a gdzie
koñczy, zas³ania go nat³ok innych gór i pagórków. Lucas
wpad³ do strugi (tutejsze okreœlenie ma³ej rzeczki), niestety,
za p³ytkiej, by siê w niej utopiæ.
sobota 29 sierpnia, pe³nia
Wybra³em siê z Hamishem Mancinim na wycieczkê
wokó³ jeziora. Uwa¿a, ¿e jego matka zmierza wprost
do czwartego rozwodu. Dzisiaj Hamish wraca do domu –
w poniedzia³ek rano ma umówion¹ wizytê u psychoanali-
tyka w Nowym Jorku.
Skoñczy³em pakowanie; czekam, a¿ matka i gnojek
Lucas wróc¹ z sosnowego lasu, dok¹d poszli, by oddawaæ
siê ukradkowej mi³oœci.
Wyje¿d¿amy o œwicie.
132
200714
niedziela 30 sierpnia, jedenasta po Trójcy Œwiêtej
Zmusi³em Lucasa, ¿ebyœmy zatrzymali siê w Gretna
Green, aby zaopatrzyæ siê w pami¹tki. Kupi³em dla Pandory
kamyk w kszta³cie wydry, dla Berta tradycyjny szkocki
beret, dla psa kokardê na szyjê w szkock¹ kratê, dla babci
krówki w szkock¹ kratê, dla Patyczaka ciasteczka w szkoc-
k¹ kratê, a Maxwellowi s³odki smoczek w szkock¹ kratê.
Ojcu naby³em œciereczkê w szkock¹ kratê.
Dla siebie wybra³em notatnik z ok³adk¹ w szkock¹ kratê.
Jestem zdecydowany zostaæ pisarzem.
Oto wyj¹tek z Moich przemyœleñ o Szkocji, napisany
na trasie M6 z prêdkoœci¹ 180 km/h:
Œwiêta mg³a przetacza siê i znika, ods³aniaj¹c majesta-
tyczne szczyty Szkocji w ca³ym ich majestacie. Sylwetka
na przejrzystym niebie to orze³; majestatyczny drapie¿ca
wygina szpony i l¹duje na jeziorze, zak³ócaj¹c majesta-
tyczny spokój owych wzburzonych wód. Zatrzymuje siê
jedynie, aby zanurzyæ w akwenie majestatyczny dziób,
po czym majestatycznie rozpoœciera skrzyd³a i odlatuje
do w³adczego gniazda, zawieszonego gdzieœ wysoko wœród
suchych, ja³owych, nagich wzgórz.
Szkockie byd³o. Majestatyczna rogata istota ze szkoc-
kich ³¹k opuszcza br¹zowooki, kud³aty majestatyczny ³eb
i prze¿uwa tajemnice Glencoe.
Trochê za du¿o „majestatycznych”, ale s¹dzê, ¿e ten
kawa³ek nieŸle siê czyta. Kiedy skoñczê, wyœlê go do BBC.
Dojechaliœmy do domu o 18.00. Jestem zbyt zmêczony,
by dalej pisaæ.
133
200714
poniedzia³ek 31 sierpnia, œwiêto pañstwowe
w Zjednoczonym Królestwie (z wyj¹tkiem Szkocji)
Nikt nie ma ani grosza. Banki s¹ zamkniête, a ojciec nie
pamiêta tajnego pinu swej karty kredytowej. Mia³ czelnoœæ
po¿yczyæ piêæ funtów od Berta Baxtera! Coœ podobnego,
prosiæ emeryta o pieni¹dze! Zupe³ny brak godnoœci.
Kochamy siê teraz z Pandor¹ do szaleñstwa. Roz³¹ka
tylko roznieci³a nasz¹ namiêtnoœæ. Hormony graj¹ nam
przy ka¿dym spotkaniu. Wczoraj Pandora zasnê³a, trzyma-
j¹c w d³oni kamyk w kszta³cie wydry. Jak¿e chcia³bym byæ
tym kamykiem.
wtorek 1 wrzeœnia
Pan Singh musi wróciæ do Indii, aby zaj¹æ siê starymi
rodzicami, wiêc kaza³ Bertowi siê wynosiæ z powrotem
do jego brudnego, starego domu. Oœwiadczy³, ¿e nie ufa
swoim kobietom sam na sam z Bertem pod jednym dachem.
Czy mo¿na wymyœliæ coœ g³upszego? Ale Bert specjalnie
siê nie przejmuje, mówi, ¿e to „du¿y komplement”.
Zamierzamy z Pandor¹ wysprz¹taæ dom Berta i pomóc
mu w przeprowadzce. Jest winien gminie dwieœcie dzie-
wiêædziesi¹t cztery funty zaleg³ego czynszu, które bêdzie
sp³aca³ po piêædziesi¹t pensów miesiêcznie. Z ca³¹
pewnoœci¹ umrze zad³u¿ony.
œroda 2 wrzeœnia
Poszliœmy z Pandor¹ przyjrzeæ siê domowi Berta. Zaiste,
obezw³adniaj¹cy to widok. Gdyby Bert odniós³ do monopo-
lowego wszystkie butelki po piwie, pewnie dosta³by za nie
doœæ pieniêdzy, by sp³aciæ zaleg³y czynsz.
134
200714
czwartek 3 wrzeœnia
Ojciec pomóg³ nam wynieœæ meble z parteru domu
Berta; korniki zazna³y k¹pieli s³onecznej. Po zdjêciu dywa-
nów okaza³o siê, ¿e Bert od lat chodzi³ po warstwie brudu,
starych gazet, spinek do w³osów, szklanych kulek oraz
rozk³adaj¹cych siê myszy. Powiesiliœmy dywany na sznu-
rze do bielizny i t³ukliœmy w nie przez ca³e popo³udnie,
lecz wci¹¿ wzbija³y siê z nich tumany kurzu. Oko³o 17.00
Pandora siê o¿ywi³a, gdy¿ odnios³a wra¿enie, ¿e dostrzega
wzór na jednym z dywanów, ale przy bli¿szych oglêdzinach
okaza³o siê, ¿e to rozgniecione ciastko z kremem. Wracamy
tam jutro z urz¹dzeniem do prania dywanów, nale¿¹cym
do matki Pandory. Pandora twierdzi, ¿e zosta³o przetesto-
wane przez czasopismo konsumenckie „Which?”, jednak
mogê siê za³o¿yæ, ¿e nikt nigdy nie czyœci³ nim tak obskur-
nej nory jak dom Berta Baxtera.
pi¹tek 4 wrzeœnia
W³aœnie by³em œwiadkiem cudu! Dziœ rano dywany
Berta mia³y barwê ciemnoszar¹; teraz jeden z nich to czer-
wony axminster, a drugi – niebieski wilton. Susz¹ siê na
sznurze do bielizny. Doszorowaliœmy do czysta pod³ogi
i zmyliœmy meble grzybobójczym œrodkiem dezynfeku-
j¹cym. Pandora zdjê³a zas³ony, by je wypraæ, lecz rozpad³y
siê jej w rêkach, zanim donios³a je do umywalki. Bert
siedzia³ na le¿aku, narzekaj¹c i krytykuj¹c – nie pojmuje,
dlaczego mieszkanie w brudzie to coœ z³ego.
W³aœciwie, dlaczego mieszkanie w brudzie to coœ z³ego?
sobota 5 wrzeœnia
Rano ojciec odwióz³ puste butelki Berta do monopo-
lowego. Zajê³y ca³y baga¿nik, tylne siedzenie i pod³ogê,
135
200714
a samochód zacz¹³ cuchn¹æ ciemnym piwem. Po drodze
ojcu zabrak³o benzyny i musia³ wzywaæ pomoc drogow¹.
Mechanik by³ bardzo niegrzeczny – oznajmi³, ¿e ojciec nie
potrzebuje Automobilklubu, lecz Anonimowych Alkoho-
lików!
niedziela 6 wrzeœnia, dwunasta po Trójcy Œwiêtej,
ksiê¿yc w pierwszej kwadrze
Dom Berta wygl¹da wspaniale. Wszystko jest niesa-
mowicie czyste i b³yszcz¹ce. Przenieœliœmy mu ³ó¿ko
do bawialni, ¿eby móg³ ogl¹daæ telewizjê na le¿¹co. Matka
Pandory bardzo artystycznie u³o¿y³a kwiaty, a ojciec Pan-
dory zrobi³ w drzwiach od ty³u klapkê dla owczarka alzac-
kiego, aby Bert nie wstawa³ bez przerwy, by wpuœciæ Szablê.
Bert wprowadza siê jutro.
poniedzia³ek 7 wrzeœnia, Œwiêto Pracy w USA i Kanadzie
List lotniczy od Hamisha Manciniego.
CzeϾ, Aid!
Sie masz! Mam nadziejê, ¿e sytuacja z Pandor¹ siê
rozwija! Z opowiadañ wygl¹da na wystrza³ow¹! Od Szkocji
mózg siê lasuje! Kompletny odjazd, trzeba by tam spuœciæ
atomówkê! Aid, jako istota ludzka jesteœ super. Chyba
mia³em trochê traumy, kiedyœmy rapowali, ale doktor
Eagleburger (mój psychiatra) wykona³ œwietn¹ robotê na
moim libido. Matka jest zdo³owana, okaza³o siê, ¿e numer
cztery robi w TV i ma lepsz¹ kolekcjê calvinów kleinów ni¿
ona! Nie s¹dzisz, ¿e jesieñ jest upierdliwa? Wszêdzie te
skurwysyñskie liœcie!
Czo³em, koleœ!
Hamish
136
200714
Pokaza³em list Pandorze, ojcu i Bertowi, ale nikt go
nie zrozumia³. Bert nie lubi Amerykanów, bo oci¹gali siê
z przyst¹pieniem siê do wojny czy coœ w tym rodzaju.
Bert ju¿ mieszka w swoim czystym domu. Nie podziêko-
wa³, ale wygl¹da na zadowolonego.
wtorek 8 wrzeœnia
W czwartek znów do tej parszywej szko³y. Przymierzy-
³em mundurek, ale wyros³em z niego tak dalece, ¿e jutro
ojciec bêdzie musia³ kupiæ mi nowy.
Ze z³oœci chodzi po œcianach, lecz co ja poradzê, ¿e moje
cia³o prze¿ywa okres wzrostu? Jestem ju¿ tylko o piêæ
centymetrów ni¿szy od Pandory. Mój bez zmian – dwanaœ-
cie centymetrów i ani drgnie.
œroda 9 wrzeœnia
Dzwoni³a babcia; dowiedzia³a siê, ¿e Doreen i Maxwell
byli z ojcem w Skegness. Ju¿ nigdy siê do niego nie ode-
zwie.
Oto lista moich zakupów:
marynarka
2 pary szarych spodni
2 bia³e koszule
2 szare swetry
3 pary czarnych skarpetek
1 para spodenek gimnastycznych
1 koszulka gimnastyczna
1 dres
1 para tenisówek
1 para korków do pi³ki no¿nej
1 para podkolanówek
spodenki pi³karskie
137
¤29,99
¤23,98
¤11,98
¤7,98
¤2,37
¤4,99
¤3,99
¤11,99
¤7,99
¤11,99
¤2,99
¤4,99
200714
koszulka pi³karska
torba sportowa adidas
1 para czarnych butów
1 kalkulator
pióro i o³ówek w komplecie
zestaw przyborów do geometrii
Ojciec z ³atwoœci¹ mo¿e pozwoliæ sobie na wydatek stu
funtów. Musia³ dostaæ ogromn¹ odprawê, nie pojmujê wiêc,
dlaczego le¿y na ³ó¿ku i stêka. To po prostu wredny liczy-
krupa! Poza tym wcale nie p³aci³ prawdziwymi pieniêdzmi,
tylko u¿y³ karty American Express.
Pandora z podziwem obejrza³a mnie w nowym mundur-
ku. Jej zdaniem mam spor¹ szansê zostaæ dy¿urnym.
czwartek 10 wrzeœnia
Godny pocz¹tek nowego semestru. Zosta³em dy¿urnym!
Moim pierwszym zadaniem jest pilnowanie spóŸnialskich.
Mam staæ przy wyrwie w sztachetach i spisywaæ ka¿dego,
kto wœlizguje siê do szko³y po dzwonku. Pandora te¿ jest
dy¿urnym – pilnuje ciszy w kolejce po obiady.
Dzisiaj pan Dock, nowy wychowawca naszej klasy,
rozda³ plany lekcji. Mój plan uwzglêdnia przedmioty, które
mam zaliczyæ do matury, a ponadto obowi¹zkowo mate-
matykê, angielski, WF i religiê porównawcz¹. Dosta³em
do wyboru przedmioty kulturalne i twórcze, wiêc wybra³em
naukê o mediach (niesamowicie ³atwe, trzeba tylko czytaæ
gazety i ogl¹daæ telewizjê) oraz ¿ycie w rodzinie (mam
nadziejê, ¿e chodzi jedynie o naukê o seksie). Pan Dock
uczy równie¿ literatury angielskiej, wiêc z pewnoœci¹ siê
dogadamy, gdy¿ w chwili obecnej jestem na pewno najbar-
dziej oczytanym uczniem w szkole. Przyjdê mu z pomoc¹,
je¿eli siê na czymœ zatnie.
138
¤7,99
¤4,99
¤15,99
¤6,99
¤3,99
¤2,99
200714
Poprosi³em ojca o piêæ i pó³ funta na wycieczkê do
Muzeum Brytyjskiego. Dosta³ sza³u i zacz¹³ wo³aæ:
– Gdzie siê podzia³o bezp³atne szkolnictwo?
Odpar³em, ¿e nie wiem.
pi¹tek 11 wrzeœnia
Odby³em d³ug¹ rozmowê z panem Dockiem. Wyjaœ-
ni³em, ¿e pochodzê z rozbitej rodziny i wychowuje mnie
bezrobotny, nieokrzesany ojciec. Pan Dock powiedzia³,
¿e jeœli o niego chodzi, mogê byæ potomkiem czarnej
lesbijki o jednej nodze oraz trêdowatego, garbatego, arab-
skiego kar³a, bylebym pisa³ przejrzyste, inteligentne i bez-
pretensjonalne wypracowania. Te¿ mi troska wychowaw-
cza!
sobota 12 wrzeœnia
Rano napisa³em przejrzyste, inteligentne i bezpretensjo-
nalne wypracowanie o przyrodzie Szkocji. Po po³udniu
pojecha³em z ojcem na zakupy do Sainsbury’ego, gdzie
spotka³em Ricka Lemona, który waha³ siê przy stoisku
z owocami. Powiedzia³, ¿e wybieranie owoców to „dzia³a-
nie o wyraŸnie politycznym charakterze”. Odrzuci³ jab³ka
z Po³udniowej Afryki, z³ociste kosztele z Francji, pomarañ-
cze z Izraela, daktyle z Tunezji oraz grejpfruty z Ameryki,
a¿ w koñcu zdecydowa³ siê na angielski rabarbar.
– Aczkolwiek – nadmieni³ – ma on kszta³t falliczny, byæ
mo¿e wrêcz seksistowski.
Jego dziewczyna Cyc (zdrobienie od Cycja) ³adowa³a
do wózka ry¿ i fasolê. Choæ mia³a na sobie d³ug¹ spódnicê,
od czasu do czasu spod spódnicy miga³y jej ow³osione
kostki. Ojciec oœwiadczy³, ¿e woli ³adne, g³adko ogolone
nó¿ki, ale ojcu w ogóle podobaj¹ siê poñczochy, podwi¹zki,
139
200714
minispódniczki oraz g³êbokie dekolty. Jest niesamowicie
staroœwiecki!
niedziela 13 wrzeœnia
Poszed³em odwiedziæ Kwiatek. Pandora ju¿ na niej nie
jeŸdzi, bo nogi zwisaj¹ jej do ziemi (Pandorze, nie Kwia-
tek). W przysz³ym tygodniu maj¹ jej dostarczyæ porz¹d-
nego konia imieniem Ian Smith. Ludzie, którzy go sprze-
daj¹, mieszkali kiedyœ w Zimbabwe w Afryce.
Jutro s¹ urodziny mojej matki. Koñczy trzydzieœci
siedem lat.
poniedzia³ek 14 wrzeœnia
Przed pójœciem do szko³y zadzwoni³em do matki. Nikt
nie odpowiedzia³. Pewnie le¿a³a w ³ó¿ku z tym parszywym
szczurem Lucasem.
Szkolne obiady to kompletny szajs. Z jad³ospisu usu-
niêto sosy, przepad³y bezpowrotnie razem z budyniem
i gor¹cymi deserami. Obecnie typowy posi³ek sk³ada siê
z hamburgera, pieczonej fasoli, frytek, jogurtu i p¹czka.
To nie wystarczy, ¿eby zbudowaæ zdrowe œciêgna i koœci.
Rozwa¿am napisanie protestu do pani Thatcher – nie
ze swojej winy roœniemy na ludzi apatycznych i pozba-
wionych krêgos³upa moralnego. Mo¿e pani Thatcher chce,
¿ebyœmy w przysz³oœci nie mieli si³y demonstrowaæ.
wtorek 15 wrzeœnia
Barry Kent spóŸni³ siê trzykrotnie w ci¹gu tygodnia.
Niestety, spoczywa na mnie obowi¹zek doniesienia o tym
panu Scrutonowi.
140
200714
Niepunktualnoœæ jest oznak¹ nie³adu w rozumie. Nie
mo¿na jej puszczaæ p³azem.
œroda 16 wrzeœnia
Nasza klasa w pi¹tek jedzie do Muzeum Brytyjskiego.
W autokarze Pandora i ja zamierzamy siedzieæ obok siebie.
Pandora weŸmie z domu egzemplarz „Guardiana”, ¿eby-
œmy mieli trochê intymnoœci.
czwartek 17 wrzeœnia
Pani Fossington-Gore wyg³osi³a wyk³ad na temat Muze-
um Brytyjskiego. Powiedzia³a, ¿e to „fascynuj¹ca skarb-
nica osi¹gniêæ rodzaju ludzkiego”. Nikt jej nie s³ucha³ –
zauwa¿yliœmy tylko, ¿e kiedy jest czymœ pobudzona, maca
siê po lewej piersi.
pi¹tek 18 wrzeœnia
2.00
W³aœnie wróciliœmy z Londynu. Na autostradzie
kierowca autokaru dosta³ napadu szosowego szaleñstwa.
Jestem zbyt wstrz¹œniêty tym prze¿yciem, abym potrafi³
przejrzyœcie lub inteligentnie zdaæ sprawê z wydarzeñ
minionego dnia.
sobota 19 wrzeœnia
Niewykluczone, ¿e szkole przyda siê klarowna relacja
nieuprzedzonego obserwatora z przebiegu wydarzeñ
w drodze do Londynu, podczas pobytu tam¿e oraz w dro-
dze powrotnej. Jestem jedyn¹ osob¹, która ma po temu
141
200714
kwalifikacje. Mimo wszystkich swoich zalet Pandora nie
dysponuje moimi stalowymi nerwami.
Wycieczka klasy 4D do Muzeum Brytyjskiego:
7.00 wejœcie do autokaru
7.05 zjedzenie suchego prowiantu na obiad, wypicie
niskokalorycznego napoju
7.10 autokar zatrzymuje siê, bo Barry’ego Kenta
zemdli³o
7.20 autokar zatrzymuje siê, bo Claire Neilson musi iœæ
do toalety
7.30 autokar opuszcza teren szko³y
7.35 autokar zawraca do szko³y po torebkê pani
Fossington-Gore
7.40 zauwa¿ono, ¿e kierowca autokaru dziwnie siê
zachowuje
7.45 autokar zatrzymuje siê, bo Barry’ego Kenta znowu
zemdli³o
7.55 dojazd do autostrady
8.00 kierowca zatrzymuje autokar i prosi wszystkich,
by przestali robiæ nieprzyzwoite gesty pod adresem kierow-
ców ciê¿arówek
8.10 kierowca traci panowanie nad sob¹ i odmawia
wjazdu na autostradê, dopóki „cholerne belfry nie zapanuj¹
nad dzieciakami”
8.20 pani Fossington-Gore udaje siê nak³oniæ wszyst-
kich, by usiedli
8.25 wjazd na autostradê
8.30 wszyscy œpiewaj¹ W³azi mucha na œcianê
8.35 wszyscy œpiewaj¹ Smarka mucha na œcianê
8.45 kierowca bardzo g³oœnym krzykiem przerywa
œpiew
9.15 kierowca zatrzymuje siê na stacji benzynowej i na
oczach wszystkich poci¹ga z piersiówki
142
200714
9.30 Barry Kent rozdaje batoniki czekoladowe, skra-
dzione w sklepie samoobs³ugowym na stacji benzynowej;
pani Fossington-Gore wybiera baton Bounty
9.40 Barry Kent wymiotuje w autokarze
9.50 dwie dziewczyny obok Barry’ego Kenta te¿
wymiotuj¹
9.51 kierowca odmawia postoju na autostradzie
9.55 pani Fossington-Gore zasypuje wymiociny pias-
kiem
9.56 pani Fossington-Gore wymiotuje jak kot
10.30 autokar wlecze siê po utwardzonym poboczu,
pozosta³e pasy zamkniête z powodu remontu
11.30 autokar zbli¿a siê do zjazdu z autostrady; na
tylnym siedzeniu wybucha bójka
11.45 koniec bójki; pani Fossington-Gore odnajduje
apteczkê i opatruje rany; Barry Kent za karê siada obok
kierowcy
11.50 autokar psuje siê na londyñskim przedmieœciu
Swiss Cottage
11.55 kierowca za³amuje siê na oczach mechanika
z pomocy drogowej
12.30 klasa ³apie autobus do dworca St. Pancras w cen-
trum Londynu
13.00 klasa idzie na piechotê z St. Pancras przez
dzielnicê Bloomsbury
13.15 pani Fossington-Gore puka do drzwi Tavistock
House i pyta, czy dr Laing zechcia³by szybko zbadaæ
Barry’ego Kenta; okazuje siê, ¿e dr Laing przebywa na
wyk³adach w Ameryce
13.30 wejœcie do Muzeum Brytyjskiego; Adrian Mole
i Pandora Brathwaite s³upiej¹ z podziwu w obliczu dziedzic-
twa œwiatowej kultury; reszta klasy 4D biega jak opêtana,
œmiej¹c siê z nagich pos¹gów i uciekaj¹c przed kustoszami
143
200714
14.15 pani Fossington-Gore w stanie zapaœci; Adrian
Mole telefonuje do dyrektora szko³y na koszt rozmówcy;
dyrektor jest na wiecu strajkowym personelu sto³ówki,
nie wolno mu przeszkadzaæ
15.00 kustoszom udaje siê wy³apaæ cz³onków klasy 4D
i zmusiæ ich, by usiedli na stopniach Muzeum
15.05 amerykañscy turyœci fotografuj¹ Adriana Mole’a
jako przyk³ad „uroczego angielskiego uczniaka”
15.15 pani Fossington-Gore dochodzi do siebie i prowa-
dzi klasê na wycieczkê krajoznawcz¹ po Londynie
16.00 Barry Kent wskakuje do fontanny na Trafalgar
Square, co Adrian Mole przewidzia³ ju¿ wczeœniej
16.30 Barry Kent znika; ostatnio jest widziany w drodze
do Soho
16.35 przybywa policja, zabiera klasê do furgonetki poli-
cyjnej i za³atwia autokar na drogê powrotn¹; telefoniczne
powiadomienie rodziców o nowej godzinie powrotu; tele-
fon do dyrektora do domu; Claire Neilson dostaje ataku
histerii; Pandora Brathwaite oœwiadcza pani Fossington-
-Gore, ¿e ta przynosi wstyd zawodowi nauczyciela; pani
Fossington-Gore zgadza siê z³o¿yæ wymówienie
18.00 Barry Kent zostaje odnaleziony w sex shopie
i oskar¿ony o kradzie¿ kremu „na powiêkszenie” oraz
dwóch „³askotek”
19.00 autokar opuszcza komisariat pod eskort¹ policji
19.30 policyjna eskorta macha na po¿egnanie
19.35 kierowca autokaru b³aga Pandorê Brathwaite
o zaprowadzenie porz¹dku
19.36 Pandora Brathwaite zaprowadza porz¹dek
20.00 pani Fossington-Gore pisze na brudno proœbê
o wymówienie
20.30 kierowcê autokaru ogarnia szosowe szaleñstwo
20.40 powrót; opony dymi¹; klasa 4D sztywna z przera-
¿enia; pan Scruton odprowadza pani¹ Fossington-Gore;
rodzice wzburzeni; policja zatrzymuje kierowcê autokaru.
144
200714
niedziela 20 wrzeœnia, czternasta po Trójcy Œwiêtej,
ksiê¿yc w ostatniej kwadrze
Za ka¿dym razem, gdy pomyœlê o Londynie, kulturze lub
autostradzie M1, prze¿ywam napad lêku. Rodzice Pandory
sk³adaj¹ oficjaln¹ skargê do wszystkich czynników, które
przychodz¹ im do g³owy.
poniedzia³ek 21 wrzeœnia
Pan Scruton pogratulowa³ zdolnoœci przywódczych
Pandorze i mnie. Pani Fossington-Gore jest na zwolnieniu.
Wszystkie szkolne wycieczki zosta³y odwo³ane.
wtorek 22 wrzeœnia
Policja zrezygnowa³a z postawienia zarzutów kierowcy
autokaru ze wzglêdu na „dowody œwiadcz¹ce o skrajnej
prowokacji”. Sex shop te¿ nie wnosi skargi, gdy¿ oficjalnie
Barry Kent to jeszcze dziecko. Dziecko! Barry Kent nigdy
nie by³ dzieckiem.
œroda 23 wrzeœnia
Pan Scruton przeczyta³ moje sprawozdanie z wycieczki
do Londynu. Dosta³em za nie dwa dodatkowe punkty!
Dzisiaj w wiadomoœciach powiedzieli, ¿e Muzeum Bry-
tyjskie rozwa¿a zakaz wpuszczania wycieczek szkolnych.
czwartek 24 wrzeœnia
Pandora i ja cieszymy siê koñcówk¹ jesieni, spaceruj¹c
po opad³ych liœciach i w¹chaj¹c dym z ognisk. To pierwszy
rok, kiedy potrafiê min¹æ kasztanowiec, nie rzucaj¹c weñ
kijem.
Pandora twierdzi, ¿e bardzo szybko dojrzewam.
145
200714
pi¹tek 25 wrzeœnia
Poszed³em dziœ z Nigelem na kasztany. Znalaz³em piêæ
wspania³ych sztuk, a kasztany Nigela zdepta³em na miazgê.
Ha! Ha! Ha!
sobota 26 wrzeœnia
Zabra³em Kwiatek w odwiedziny do Berta. Ostatnio Bert
nie mo¿e daleko chodziæ.
Kwiatek zostanie sprzedana bogatej rodzinie, dziew-
czynka imieniem Camilla bêdzie siê na niej uczyæ jazdy.
Pandora mówi, ¿e Camilla jest taka wytworna, ¿e wrêcz
nie sposób zrozumieæ, co mówi. Bert bardzo posmutnia³,
powiedzia³ do Kwiatek:
– Oboje wyl¹dujemy w taniej jatce, staruszko.
niedziela 27 wrzeœnia, piêtnasta po Trójcy Œwiêtej
Kwiatek odjecha³a o 10.30. Da³em jej jab³ko za szes-
naœcie pensów, ¿eby trochê z³agodziæ ból roz³¹ki. Pandora
bieg³a za boksem, wo³aj¹c: – Zmieni³am zdanie! – ale siê
nie zatrzyma³.
Pandora zmieni³a zdanie równie¿ w sprawie Iana
Smitha. Nie chce ju¿ nigdy ogl¹daæ ¿adnego konia ani kuca
– gnêbi j¹ poczucie winy z powodu sprzeda¿y Kwiatek.
Ian Smith przyjecha³ o 14.30 i zosta³ odes³any; kiedy
boks siê oddala³, na pysku konia odmalowa³a siê z³oœæ.
Jutro wczesnym rankiem ojciec Pandory uda siê do banku,
¿eby anulowaæ czek, który wypisa³ w zesz³y czwartek.
Na jego twarzy równie¿ maluje siê z³oœæ.
146
200714
poniedzia³ek 28 wrzeœnia, nów
Bert ma coœ nie w porz¹dku z nogami; lekarz mówi,
¿e potrzebuje codziennej opieki pielêgniarskiej. Wpad³em
do niego dziœ rano, ale jest za ciê¿ki, ¿eby go dŸwigaæ.
Pielêgniarka rejonowa s¹dzi, ¿e lepiej by mu by³o w S³o-
necznym Domu Spokojnej Staroœci im. radnego Coopera.
Jestem innego zdania. Przechodzê tamtêdy codziennie
w drodze do szko³y; ten dom wygl¹da jak muzeum, a starzy
ludzie jak eksponaty.
Bert, jesteœ ju¿ okropnie stary,
Lubisz Szablê, buraki, woodbine’y,
Nie mamy ze sob¹ nic wspólnego.
Ja mam lat czternaœcie i pó³,
Ty masz ich osiemdziesi¹t dziewiêæ.
Cuchniesz, a ja nie.
Pozostaje tajemnic¹,
Dlaczego siê przyjaŸnimy.
wtorek 29 wrzeœnia
Bertowi nie uk³ada siê z pielêgniark¹ rejonow¹. Mówi,
¿e nie lubi, jak jakaœ baba miêtosi jego intymne czêœci.
Osobiœcie nie mia³bym nic przeciwko temu.
œroda 30 wrzeœnia
Cieszê siê, ¿e wrzesieñ ju¿ siê koñczy, przyniós³ nam
same k³opoty. Nie ma Kwiatek, Pandora jest smutna, Bert
na ostatnich nogach, ojciec nadal bezrobotny, matka wci¹¿
zadurzona w tym gnojku Lucasie.
200714
200714
jesieñ
200714
200714
czwartek 1 paŸdziernika, 7.30
Obudziwszy siê, odkry³em, ¿e podbródek mam ca³y
w pryszczach! Jak ja siê poka¿ê Pandorze?
10.00
Przez ca³y dzieñ unika³em Pandory, ale dopad³a mnie
na szkolnym obiedzie. Próbowa³em jeœæ, zakrywaj¹c pod-
bródek d³oni¹, lecz okaza³o siê to niezwykle trudne. Przy
jogurcie przyzna³em siê do wszystkiego. Pandora przyjê³a
moj¹ dolegliwoœæ z wielkim spokojem i oœwiadczy³a, ¿e nie
wp³ynie ona na nasz¹ mi³oœæ, nie mog³em jednak oprzeæ siê
wra¿eniu, ¿e gdy ¿egna³a siê ze mn¹ po wyjœciu z klubu
m³odzie¿owego, jej poca³unki by³y mniej namiêtne ni¿
zwykle.
pi¹tek 2 paŸdziernika
18.00
Jestem bardzo nieszczêœliwy, wiêc po raz kolejny
zwróci³em siê po pociechê ku wielkiej literaturze. Wcale siê
nie dziwiê, ¿e intelektualiœci pope³niaj¹ samobójstwa,
popadaj¹ w ob³êd albo umieraj¹ z przepicia. Prze¿ywamy
151
200714
wszystko silniej ni¿ inni ludzie. Wiemy, ¿e œwiat jest
ohydny, a podbródki s¹ niszczone przez pryszcze. Czytam
Postêp, koegzystencjê i intelektualn¹ wolnoœæ Andrieja
D. Sacharowa. Wedle s³ów na ok³adce „waga tego doku-
mentu jest nie do przecenienia”.
23.30
Wed³ug mnie, Adriana Mole’a, nie do przecenienia jest
n u d a tego dokumentu.
Nie zgadzam siê z podan¹ przez Sacharowa analiz¹ przy-
czyn odrodzenia stalinizmu. Przerabiamy Rosjê w szkole,
wiêc wypowiadam siê na podstawie pewnej wiedzy.
sobota 3 paŸdziernika
Pandora wyraŸnie och³od³a. Nie pojawi³a siê dzisiaj
u Berta. Musia³em sam u niego posprz¹taæ.
Po po³udniu jak zwykle pojechaliœmy do Sainsbury’ego
– sprzedawali ciasteczka œwi¹teczne. Czujê, ¿e ¿ycie
przecieka mi przez palce.
Czytam Wichrowe wzgórza. Olœniewaj¹ce! Gdybym
móg³ zaprowadziæ Pandorê gdzieœ wysoko, nasza namiêt-
noœæ znów by od¿y³a.
niedziela 4 paŸdziernika, szesnasta po Trójcy Œwiêtej
Przekona³em Pandorê, ¿eby zapisa³a siê na kurs prze-
trwania, organizowany przez klub m³odzie¿owy w Derby-
shire. Rick Lemon przyœle nam spis sprzêtu oraz formularz
do podpisania przez rodziców. Albo, jak w moim przy-
padku, przez jednego rodzica. Mam zaledwie dwa tygodnie,
by osi¹gn¹æ szczyt formy. Próbujê zrobiæ co wieczór
szeœædziesi¹t pompek – próbujê, ale bez skutku. Jak
dotychczas mój najlepszy wynik wynosi siedemnaœcie.
152
200714
poniedzia³ek 5 paŸdziernika
Bert zosta³ porwany przez opiekê spo³eczn¹! Trzymaj¹
go w S³onecznym Domu Spokojnej Staroœci im. radnego
Coopera. Poszed³em do niego w odwiedziny. Mieszka
w jednym pokoju ze starcem, który nazywa siê Thomas Bell
i ma swoj¹ popielniczkê z nazwiskiem. Szabla dosta³
miejsce w schronisku Królewskiego Towarzystwa Opieki
nad Zwierzêtami.
Nasz pies gdzieœ przepad³. To zwiastuje nieszczêœcie.
wtorek 6 paŸdziernika
Poszliœmy z Pandor¹ odwiedziæ Berta, ale tylko straci-
liœmy czas. Jego pokój wywiera na nas dziwny wp³yw,
nie mamy ochoty o czymkolwiek rozmawiaæ. Bert odgra¿a
siê, ¿e zaskar¿y opiekê spo³eczn¹ o pozbawienie go praw.
Mówi, ¿e ka¿¹ mu chodziæ spaæ o wpó³ do dziesi¹tej!
To nie fair, przyzwyczai³ siê k³aœæ dopiero po The Epilogue.
W drodze do wyjœcia przechodziliœmy przez salonik. Na
twardych krzes³ach pod œcianami siedzieli starzy ludzie.
Choæ telewizor by³ w³¹czony, nikt go nie ogl¹da³, a starcy
sprawiali wra¿enie zamyœlonych.
Próbuj¹c rozweseliæ staruszków, opieka spo³eczna
pomalowa³a œciany na pomarañczowo. Chyba bez skutku.
œroda 7 paŸdziernika
W nocy zmar³ Thomas Bell. Bert powiada, ¿e tego
domu nikt nie opuszcza ¿ywy. Jest najstarszym pensjona-
riuszem i okropnie siê martwi umieraniem, zw³aszcza
¿e jest teraz jedynym mê¿czyzn¹. Pandora mówi, ¿e kobiety
¿yj¹ d³u¿ej ni¿ mê¿czyŸni i ¿e to rodzaj nagrody, bo kobiety
musz¹ przedtem wiêcej cierpieæ.
153
200714
Psa wci¹¿ nie ma. Wywiesi³em og³oszenie w sklepiku
pana Cherry’ego.
czwartek 8 paŸdziernika
Bert nadal ¿yje, wiêc dziœ zaprowadzi³em do niego
Szablê. Podprowadziliœmy Berta do okna pokoju, ¿eby
móg³ pomachaæ do Szabli, który sta³ na trawniku poni¿ej.
Psom nie wolno wchodziæ do domu opieki, to kolejna
z tutejszych parszywych regu³.
Nasz pies wci¹¿ jest zaginiony, uznany za zmar³ego.
pi¹tek 9 paŸdziernika
Kierowniczka domu mówi, ¿e jeœli Bert bêdzie strasznie
grzeczny, to mo¿e w niedzielê pozwol¹ mu wyjœæ na ca³y
dzieñ. Ma przyjœæ do nas na obiad i podwieczorek. Dosta-
liœmy rachunek za telefon; na razie ukry³em go pod matera-
cem, opiewa na
¤289,10 p.
sobota, 10 paŸdziernika
Naprawdê niepokojê siê o psa. Znikn¹³ z powierzchni
naszego przedmieœcia. Przeszukaliœmy z Nigelem i Pandor¹
wszystkie zau³ki.
Kolejny k³opot to mój ojciec. Do po³udnia le¿y w ³ó¿ku,
potem sma¿y sobie jakieœ paskudztwo, zjada je, a nastêpnie
otwiera puszkê albo butelkê i zasiada, by obejrzeæ After
Noon Plus. Nawet nie próbuje szukaæ pracy. Powinien siê
wyk¹paæ, ostrzyc i ogoliæ. Zanios³em jego garnitur do pralni
– w przysz³y wtorek w szkole odbywa siê spotkanie z rodzi-
cami.
Kupi³em ksi¹¿kê w ksiêgarni W.H. Smitha. Kosztowa³a
zaledwie piêæ pensów; nazywa siê Wytworna kuchnia
154
200714
dla osób starszych. Jutro przychodzi Bert. Ojciec Pandory
kaza³ usun¹æ telefon z domu – dowiedzia³ siê o rozmowach
na koszt rozmówcy.
niedziela 11 paŸdziernika, siedemnasta po Trójcy Œwiêtej
WIZYTA BERTA
Wsta³em wczeœnie i usun¹³em meble z holu, ¿eby Bert
móg³ manewrowaæ wózkiem. Zrobi³em ojcu kawê, zanios-
³em mu j¹ na górê, po czym zacz¹³em przyrz¹dzaæ geria-
trycznego coq au vin. Zostawi³em go na ogniu i poszed³em
na górê, ¿eby jeszcze raz obudziæ ojca. Kiedy znów
znalaz³em siê na dole, okaza³o siê, ¿e coq au vin jest do
wyrzucenia – ca³a marynata siê wygotowa³a i zosta³ tylko
spalony kurczak. By³em ogromnie rozczarowany, gdy¿
zamierza³em dzisiaj zadebiutowaæ jako kucharz. Pragnê
zaimponowaæ Pandorze mnogoœci¹ swych talentów – roz-
mowy o wielkiej literaturze oraz norweskim przemyœle
garbarskim chyba zaczynaj¹ trochê j¹ nudziæ.
Kiedy ojciec Pandory pojecha³ po Berta, ten upar³ siê
wzi¹æ ze sob¹ wielk¹ skrzyniê. Z tego powodu, a tak¿e
dlatego, ¿e Bert z wózkiem rozparli siê na tylnym siedzeniu,
musia³em przycupn¹æ w kufrze z ty³u. Ca³e wieki wyci¹ga-
liœmy Berta z samochodu, ¿eby go posadziæ na wózku –
trwa³o to prawie tak d³ugo jak wyci¹ganie mego ojca
z ³ó¿ka.
Ojciec Pandory zosta³ u nas na szybkiego drinka, potem
na kieliszek przed obiadem, potem jeszcze poprawi³,
a potem wypi³ strzemiennego. Nastêpnie musia³ siê napiæ,
¿eby udowodniæ, ¿e w dzieñ nigdy siê nie upija. Wargi Pan-
dory robi³y siê coraz wê¿sze (m³ode dziewczyny na pewno
ucz¹ siê tego od starszych kobiet), a¿ w koñcu odebra³a mu
kluczyki i zadzwoni³a po matkê, ¿eby przyjecha³a odebraæ
155
200714
samochód. Musia³em mê¿nie patrzeæ, jak mój ojciec naœla-
duje jakiegoœ faceta nazwiskiem Sinatra, wykonuj¹cego
One for my baby and one for the road, a ojciec Pandory
udaje barmana, u¿ywaj¹c naszego kamionkowego pojem-
nika na musztardê. Obaj zanosili siê pijackim œpiewem, gdy
wtem wkroczy³a matka Pandory. Mia³a tak zaciœniête usta,
¿e w³aœciwie ich nie by³o. Kaza³a Pandorze wsi¹œæ z ojcem
do samochodu, a sama zosta³a jeszcze, by oœwiadczyæ,
¿e najwy¿sza pora, aby mój ojciec wzi¹³ siê w garœæ.
Na odchodnym rzuci³a, ¿e rozumie, i¿ ojciec czuje siê
upokorzony, wyalienowany i zgorzknia³y wskutek braku
pracy, lecz musi pamiêtaæ, ¿e daje z³y przyk³ad podatnemu
na wp³ywy nastolatkowi. Co powiedziawszy, odjecha³a
z prêdkoœci¹ 16 km/h. Pandora przes³a³a mi ca³usa przez
tyln¹ szybê.
Stanowczo protestujê! Nic, co robi ojciec, nie ma ju¿ na
mnie najmniejszego wp³ywu.
Zrobi³em na obiad curry z ry¿em z paczki, w trakcie
czego zjawi³a siê pani Singh i zaczê³a rozmawiaæ z Bertem
w jêzyku hindi. Nasze curry najwyraŸniej j¹ bawi³o, bez
przerwy wskazywa³a je palcem, zaœmiewaj¹c siê do ³ez.
Czasem wydaje mi siê, ¿e jestem jedyn¹ osob¹ na œwiecie,
która jeszcze ma jakieœ maniery.
Bert zwierzy³ siê ojcu, i¿ jest przekonany, ¿e kierow-
niczka domu opieki chce go otruæ (Berta, nie ojca), lecz
ojciec uspokoi³ go, ¿e ¿arcie we wszystkich instytucjach
smakuje tak samo podle. Gdy nadesz³a pora odjazdu, Bert
siê rozp³aka³. – Nie zmuszajcie mnie, ¿ebym tam wraca³ –
prosi³, mówi³ te¿ inne smutne rzeczy. Ojciec próbowa³ mu
t³umaczyæ, ¿e nie jesteœmy w stanie zajmowaæ siê nim
w domu, ale i tak w koñcu trzeba go by³o wypchn¹æ do
samochodu (chocia¿ w³¹czy³ hamulec wózka). Bert popro-
si³ nas, byœmy przechowali jego skrzyniê. Powiedzia³, ¿eby
otworzyæ j¹ po jego œmierci – klucz nosi na sznurku na szyi.
156
200714
poniedzia³ek 12 paŸdziernika, Dzieñ Krzysztofa Kolumba
w USA, Œwiêto Dziêkczynienia w Kanadzie
Poszed³em do naszego klubu m³odzie¿owego „ZejdŸmy
z Ulic”, aby pos³uchaæ wyk³adu Ricka Lemona na temat
technik przetrwania. Rick poinformowa³ nas, ¿e najlep-
szym œrodkiem przeciwko wych³odzeniu organizmu jest
pobyt w plastikowej torbie z nag¹ kobiet¹. Pandora zg³osi³a
oficjalny protest, a Cyc, dziewczyna Ricka Lemona, wsta³a
i wysz³a. Ale mam pecha! Wybieram siê na szczyt góry
z kobiet¹ oziêb³¹!
Pies niech spoczywa w pokoju.
wtorek 13 paŸdziernika, pe³nia
Zadzwoni³a babcia i zapyta³a ze z³oœci¹, kiedy przyj-
dziemy odebraæ psa! Podobno g³upie bydlê zjawi³o siê
u niej ju¿ 6 paŸdziernika! Natychmiast do niej pobieg³em
i muszê przyznaæ, ¿e na widok psa dozna³em wstrz¹su. Jest
stary i siwy – ma jedenaœcie lat ludzkich, lecz w przelicze-
niu na psie lata powinien dostawaæ emeryturê. Nigdy nie
widzia³em, ¿eby pies tak szybko siê zestarza³. Te osiem dni
z babci¹ to musia³o byæ piek³o. Ona jest bardzo surowa.
œroda 14 paŸdziernika
Niemal przywi¹za³em siê do starszych pañ w domu
opieki. Zagl¹dam do nich codziennie, wracaj¹c ze szko³y.
Wygl¹da na to, ¿e ciesz¹ siê na mój widok. Jedna z nich robi
mi na drutach komandoskê na weekend przetrwania. Ma na
imiê Queenie.
Zrobi³em dzisiaj trzydzieœci szeœæ i pó³ pompki.
157
200714
czwartek 15 paŸdziernika
By³em w klubie m³odzie¿owym, ¿eby przymierzyæ
obleœne, parszywe buty turystyczne, które Rick Lemon
wypo¿yczy³ ze sklepu dla wspinaczy. Musia³em za³o¿yæ
trzy pary skarpetek, ¿eby wreszcie je dopasowaæ. Idzie nas
szeœcioro, Rick prowadzi.
Nie ma kwalifikacji, ale jest doœwiadczony, jeœli chodzi
o przebywanie w z³ych warunkach, gdy¿ urodzi³ siê i wy-
chowa³ w Kirby New Town. Poszed³em do Sainsbury’ego,
¿eby kupiæ przetrwaniowy prowiant. Bêdziemy nieœli
sprzêt oraz ¿ywnoœæ na plecach, wiêc waga ma ogromne
znaczenie. Oto, co naby³em:
1 opakowanie p³atków kukurydzianych
2 pó³litrowe kartony mleka
pude³ko herbaty w torebkach
rabarbar w puszce
2 1/2 kg kartofli
1/4 kg smalcu
1/4 kg mas³a
2 bochenki chleba
1 kg sera
2 opakowania herbatników
1/2 kg cukru
papier toaletowy
p³yn do zmywania naczyñ
2 puszki tuñczyka
1 puszkê gulaszu
1 puszkê marchewki
Z trudem donios³em ca³y ten prowiant do domu; nie
wyobra¿am sobie, jak bêdê go dŸwiga³ po górach! Ojciec
zaproponowa³, ¿ebym coœ zostawi³, wiêc zrezygnowa³em
z p³atków kukurydzianych i papieru toaletowego.
158
200714
pi¹tek 16 paŸdziernika
Postanowi³em nie zabieraæ dziennika. Nie mam ¿adnej
gwarancji, ¿e nie trafi w niepo¿¹dane rêce. Poza tym nie
mieœci siê do plecaka.
Muszê iœæ, mikrobus stoi przed domem i tr¹bi.
sobota 17 paŸdziernika
niedziela 18 paŸdziernika, osiemnasta po Trójcy Œwiêtej
20.00
Jak¿e cudownie znaleŸæ siê znów na ³onie cywilizacji!
Przez ostatnie dwa dni ¿y³em niczym dzikus bez god-
noœci! Spa³em na ziemi, os³oniêty od ¿ywio³ów jedynie
œpiworem! Usi³owa³em sma¿yæ frytki na maleñkim prymu-
sie! Brodzi³em po strumieniach w butach niczym narzê-
dzia tortur! Musia³em spe³niaæ funkcje fizjologiczne na
widoku publicznym! I podcieraæ siê liœæmi! Nie mog³em siê
wyk¹paæ ani wyszorowaæ zêbów! Bez radia, telewizji ani
niczego! A kiedy zaczê³o padaæ, Rick Lemon nie pozwoli³
nam nawet posiedzieæ w mikrobusie! Powiedzia³, ¿e powin-
niœmy zbudowaæ sobie schronienie z tego, czego dostarcza
natura. Pandora znalaz³a pusty plastikowy worek po paszy
dla byd³a, wiêc kuliliœmy siê pod nim na zmianê.
Sam nie wiem, jak uda³o mi siê przetrwaæ. Jajka siê
pot³uk³y, chleb nasi¹kn¹³ wod¹, herbatniki siê pokruszy³y
i nikt nie mia³ otwieracza do konserw. Dziêki Bogu, ser nie
cieknie, nie kruszy siê, nie ch³onie wody i nie wystêpuje
w puszkach. Z radoœci¹ powita³em ratowników górskich,
którzy nas odnaleŸli i zaprowadzili do bazy. Rick Lemon
dosta³ burê za brak mapy oraz kompasu. T³umaczy³, ¿e zna
te wzgórza jak w³asne piêæ palców, ale szef ratowników
159
200714
odpar³, ¿e Rick chyba nosi rêkawiczki, bo znajdowaliœmy
siê jedenaœcie kilometrów od mikrobusu i przez ca³y czas
oddalaliœmy siê od niego!
Po raz pierwszy od dwóch dni bêdê spa³ w ³ó¿ku. Jutro
nie idê do szko³y z powodu pêcherzy.
poniedzia³ek 19 paŸdziernika
Przez dwie doby muszê oszczêdzaæ stopy. Doktor Gray
by³ bardzo niemi³y – powiedzia³, ¿e nie ¿yczy sobie, by go
wzywano do kilku b¹bli.
Zdumia³o mnie jego podejœcie; ogólnie wiadomo, ¿e
alpiniœci dostaj¹ gangreny palców u nóg.
wtorek 20 paŸdziernika, ksiê¿yc w ostatniej kwadrze
Oto le¿ê w ³ó¿ku, niezdolny uczyniæ kroku wskutek
przeraŸliwego bólu, a ojciec lekcewa¿y rodzicielskie obo-
wi¹zki, wciskaj¹c mi trzy razy dziennie kanapki z beko-
nem!
Je¿eli matka wkrótce nie wróci do domu, skoñczê jako
upoœledzony i nieprzystosowany. Ju¿ i tak jestem zanie-
dbany.
œroda 21 paŸdziernika
Pokuœtyka³em do szko³y. Wszyscy nauczyciele byli
odœwiêtnie ubrani, gdy¿ dzisiaj jest spotkanie z rodzicami.
Ojciec doprowadzi³ siê do porz¹dku i w³o¿y³ najlepszy
garnitur, wiêc wygl¹da³ OK, dziêki Bogu. Nikt by siê nie
domyœli³, ¿e jest bezrobotny. Moi wychowawcy powie-
dzieli mu, ¿e przynoszê szkole chlubê.
Ojciec Barry’ego Kenta robi³ wra¿enie skacowanego
jak œwinia. Ha! Ha! Ha!
160
200714
czwartek 22 paŸdziernika
Przekuœtyka³em pó³ drogi do szko³y, kiedy zauwa¿y³em,
¿e idzie za mn¹ nasz pies. Zawróci³em, zamkn¹³em psa
w sk³adziku na wêgiel i pokuœtyka³em z powrotem. Nie-
stety, spóŸni³em siê o piêæ minut; pan Scruton skarci³ mnie,
¿e dy¿urny pilnuj¹cy spóŸnialskich, który sam siê spóŸnia,
nie daje dobrego przyk³adu. £atwo mu mówiæ! JeŸdzi
fordem cortin¹, a potem tylko zajmuje siê szko³¹. A ja mam
mnóstwo problemów na g³owie i w dodatku nie mam samo-
chodu.
pi¹tek 23 paŸdziernika
Dosta³em list ze szpitala informuj¹cy, ¿e we wtorek
dwudziestego siódmego wytn¹ mi migda³ki. To dla mnie
kompletny szok! Ojciec mówi, ¿e jestem na liœcie ocze-
kuj¹cych od pi¹tego roku ¿ycia! A wiêc rokrocznie przez
dziewiêæ lat musia³em przechodziæ zapalenie migda³ków
tylko dlatego, ¿e pañstwowa s³u¿ba zdrowia cierpi na brak
pieniêdzy!
Dlaczego po³o¿ne nie usuwaj¹ migda³ków noworod-
kom? Oszczêdzi³oby to wielu k³opotów, bólu i pieniêdzy.
sobota 24 paŸdziernika, Dzieñ Narodów Zjednoczonych
Poszed³em kupiæ sobie nowy szlafrok, pid¿amê i przy-
bory toaletowe. Ojciec jak zwykle zacz¹³ narzekaæ; oœwiad-
czy³, ¿e nie rozumie, dlaczego nie mogê iœæ do szpitala
w starej pid¿amie. Wyjaœni³em, ¿e wygl¹da³bym idio-
tycznie w szlafroku w Piotrusie Pany oraz pid¿amie
w Kubusie Puchatki, gdy¿ pomijaj¹c obleœne wzorki, oba
stroje s¹ za ma³e i po³atane. Ojciec odpar³, ¿e on jako
ch³opiec spa³ w koszuli nocnej, uszytej z dwóch wor-
ków na wêgiel. Zadzwoni³em do babci, aby sprawdziæ
161
200714
tê podejrzan¹ wypowiedŸ, wiêc ojciec, chc¹c nie chc¹c,
musia³ powtórzyæ j¹ przez telefon. Babcia powiedzia³a,
¿e nie by³y to worki na wêgiel, lecz na m¹kê – a wiêc teraz
ju¿ wiem, ¿e ojciec jest patologicznym k³amc¹!
Wyprawka szpitalna kosztowa³a piêædziesi¹t cztery
funty i dziewiêtnaœcie centów, nie licz¹c owoców, czeko-
ladek i lukozady.
Pandora orzek³a, ¿e w nowym szlafroku wygl¹dam jak
Noël Coward.
– Dziêki, Pandoro – powiedzia³em, choæ prawdê
mówi¹c, nie wiem, kim by³ lub jest Noël Coward. Mam
nadziejê, ¿e nie seryjnym morderc¹ ani niczym takim.
niedziela 25 paŸdziernika, dziewiêtnasta po Trójcy
Œwiêtej, koniec czasu letniego
Wykona³em telefon do matki, ¿eby jej powiedzieæ
o zbli¿aj¹cej siê chirurgicznej torturze. Nikt nie podniós³
s³uchawki. Typowe – matka woli zabawiaæ siê z tym
gnojkiem Lucasem ni¿ dodaæ otuchy swemu jedynemu
dziecku!
Zadzwoni³a babcia i oznajmi³a, ¿e zna kogoœ, kto zna
kogoœ, kto zna³ kogoœ, kto po wyciêciu migda³ków wykrwa-
wi³ siê na œmieræ na stole operacyjnym. Zakoñczy³a s³o-
wami:
– Nie martw siê, Adrianie, jestem pewna, ¿e tobie nic
takiego siê nie przydarzy!
Wielkie dziêki, babciu!
162
200714
poniedzia³ek 26 paŸdziernika, œwiêto pañstwowe
w Republice Irlandii
11.00
Spakowa³em siê i poszed³em odwiedziæ Berta. S³abnie
w zastraszaj¹cym tempie, byæ mo¿e widzimy siê po raz
ostatni. Bert tak¿e zna kogoœ, kto wykrwawi³ siê na œmieræ
po wyciêciu migda³ków – mam nadziejê, ¿e to jedna i ta
sama osoba.
Po¿egna³em siê z Pandor¹; szlocha³a bardzo wzrusza-
j¹co. Przynios³a mi star¹ podkowê Kwiatek, ¿ebym wzi¹³ j¹
do szpitala. Powiedzia³a, ¿e znajomy jej ojca, któremu
usuwano cystê, nie obudzi³ siê z narkozy. Zostanê przyjêty
na oddzia³ Ivy Swallow o godzinie 14.00 czasu Greenwich.
18.00
Po czterech godzinach czekania na pozwolenie odejœcia
ojciec w³aœnie oddali³ siê od mego boku. Ka¿da czêœæ mego
cia³a zosta³a zbadana, pobrano ode mnie p³yny ustrojowe,
zwa¿ono mnie i wyk¹pano, obmacano i wygnieciono, ale
nikt nie zajrza³ mi do gard³a!
Na stoliku przy ³ó¿ku po³o¿y³em rodzinny s³ownik
medyczny, ¿eby zrobiæ na lekarzach wra¿enie. Nie wiem,
jak wygl¹da reszta oddzia³u, bo pielêgniarki zapomnia³y
usun¹æ parawany. Nad ³ó¿kiem powieszono tabliczkê:
„Tylko p³yny”. Niesamowicie siê bojê.
22.00
Umieram z g³odu! Czarnoskóra pielêgniarka zabra³a
mi ca³e jedzenie i picie. Powinienem spaæ, ale panuje tu
straszny zgie³k. Staruszkowie wci¹¿ spadaj¹ z ³ó¿ek.
163
200714
pó³noc
Nad ³ó¿kiem wisi nowa tabliczka: „Nic doustnie”.
Umieram z pragnienia. Odda³bym praw¹ rêkê za puszkê
niskokalorycznej coli.
wtorek 27 paŸdziernika
4.00
Jestem odwodniony!
6.00
W³aœnie mnie obudzono! Operacja jest dopiero o 10.00,
dlaczego nie dadz¹ mi spaæ? Ka¿¹ mi wzi¹æ kolejn¹ k¹piel.
Zwróci³em uwagê, ¿e przecie¿ bêd¹ operowaæ w n ê t r z e
mego cia³a, ale nikt mnie nie s³ucha³.
7.00
Czekam na operacjê ubrany w jakiœ wariacki strój.
Dosta³em zastrzyk, po którym mia³em poczuæ siê senny,
ale wci¹¿ jestem przytomny i wyraŸnie s³yszê awanturê
o zgubion¹ kartê pacjenta.
8.00
W ustach ca³kiem mi wysch³o. Oszalejê z pragnienia.
Nic nie pi³em od 21.45 wczoraj wieczorem. Odp³ywam,
pêkniêcia na suficie s¹ bardzo ciekawe. Muszê gdzieœ ukryæ
dziennik – nie chcê, ¿eby wœcibscy go czytali.
8.30
Przy moim ³ó¿ku siedzi matka! Obieca³a, ¿e ukryje mój
dziennik w swojej torebce-segregatorze. Przysiêg³a (na
¿ycie psa), ¿e go nie przeczyta.
164
200714
8.45
Matka wysz³a zapaliæ gdzieœ na zewn¹trz. Wygl¹da na
postarza³¹ i zmêczon¹. Ca³a ta rozwi¹z³oœæ daje siê jej
nieŸle we znaki.
9.00
Co chwilê z sali operacyjnej na oddzia³ wje¿d¿a wózek,
z którego pielêgniarze zrzucaj¹ na ³ó¿ka nieprzytomnych
ludzi. Maj¹ na sobie zielone fartuchy i kalosze – musi tam
byæ krwi po kolana!
9.15
Wózek jedzie w moim kierunku!
pó³noc
Zosta³em pozbawiony migda³ków. Tonê w oceanie
udrêki. Odszukanie mego dziennika zajê³o matce przesz³o
trzynaœcie minut; jeszcze siê nie oswoi³a z torebk¹-
-segregatorem, która ma siedemnaœcie przegródek.
œroda 28 paŸdziernika
Nie mogê mówiæ. Nawet jêczenie sprawia mi ból.
czwartek 29 paŸdziernika
Przeniesiono mnie do bocznej sali. Pozostali pacjenci
nie mog¹ patrzeæ, jak cierpiê.
Bert i Szabla przes³ali mi ¿yczenia szybkiego powrotu
do zdrowia.
165
200714
pi¹tek 30 paŸdziernika
By³em dziœ w stanie wypiæ kilka ³yków babcinego bulio-
nu. Babcia przynios³a go w termosie. Ojciec da³ mi paczkê
chrupek; równie dobrze móg³by mnie karmiæ ¿yletkami!
W porze odwiedzin zjawi³a siê Pandora, lecz nie bardzo
mia³em o czym szeptaæ. Konwersacja nu¿y, gdy cz³owiek
jest zawieszony miêdzy ¿yciem a œmierci¹.
sobota 31 paŸdziernika, Halloween
Zmuszony by³em z³o¿yæ skargê na ha³as, dobywaj¹cy siê
z pomieszczeñ personelu. Mam dosyæ s³uchania (i ogl¹-
dania) pijanych pielêgniarek i policjantów po s³u¿bie,
hasaj¹cych po ca³ym terenie w przebraniu wiedŸm i czaro-
dziejów. Siostra Boldry robi³a coœ szczególnie odra¿aj¹-
cego z dyni¹.
Wykupiê prywatne ubezpieczenie zdrowotne, kiedy
tylko bêdê móg³ podpisaæ umowê.
niedziela 1 listopada, dwudziesta po Trójcy Œwiêtej
Pielêgniarki traktuj¹ mnie niezwykle ch³odno. Mówi¹,
¿e zajmujê ³ó¿ko, które móg³by wykorzystaæ ktoœ chory!
Przed wypisaniem muszê zjeœæ miskê p³atków kukury-
dzianych, ale dotychczas odmawia³em – nie zdo³a³bym
znieœæ bólu.
poniedzia³ek 2 listopada
Siostra Boldry wmusi³a ³y¿kê p³atków w moje obola³e
gard³o i zanim jeszcze zacz¹³em trawiæ, œci¹gnê³a z ³ó¿ka
poœciel. Zaproponowa³a równie¿, ¿e da mi na taksówkê,
odpar³em jednak, ¿e zaczekam, a¿ przyjedzie ojciec i zanie-
sie mnie do samochodu.
166
200714
wtorek 3 listopada, wybory w USA
Le¿ê we w³asnym ³ó¿ku. Pandora jest dla mnie jak
opoka. Porozumiewamy siê bez s³ów – wskutek operacji
straci³em g³os.
œroda 4 listopada
Dzisiaj wyskrzecza³em pierwsze s³owa od tygodnia.
Powiedzia³em:
– Tato, zadzwoñ do mamy i powiedz jej, ¿e najgorsze
minê³o.
Ojciec nie posiada³ siê z ulgi i emocji. Jego œmiech
brzmia³ niemal histerycznie.
czwartek 5 listopada, ksiê¿yc w pierwszej kwadrze
Doktor Gray twierdzi, ¿e mój niewydolny g³os to jedy-
nie „mutacja niedorostka”. Zawsze jest w z³ym humorze!
Pewnie wola³by, abym przywlók³ siê do jego gabinetu
i sta³ w kolejce w poczekalni pe³nej zarazków! Powiedzia³,
¿e w rocznicê Spisku Prochowego ch³opak w moim wieku
powinien teraz paliæ z kolegami ognisko. Odpar³em, ¿e
jestem za stary na takie pogañskie obrzêdy. Odpar³, ¿e on
ma czterdzieœci siedem lat, a wci¹¿ jeszcze porz¹dny ogieñ
sprawia mu radochê.
Czterdzieœci siedem lat! To wiele t³umaczy. Ju¿ dawno
nale¿a³o go przenieœæ na emeryturê.
pi¹tek 6 listopada
Jutro ojciec zabiera mnie na zorganizowane przyjêcie
przy ognisku (je¿eli bêdê siê czu³ na si³ach, rzecz jasna).
Impreza ma na celu zebranie funduszy na wydatki pono-
szone przez pracowników poradni ma³¿eñskiej.
167
200714
Jedzenie przygotowuje matka Pandory, ojciec Pandory
zajmie siê fajerwerkami. Mój ojciec odpowiada za rozpale-
nie ogniska, wiêc zamierzam oddaliæ siê od niego o co naj-
mniej sto metrów. Wielokrotnie widzia³em, jak ojciec
osmali³ sobie brwi.
Wczoraj wieczorem niektórzy nieodpowiedzialni miesz-
kañcy naszej ulicy rozpalili ogniska w ogródkach!
Tak jest! Mimo ¿e radio, telewizja, „Blue Peter” oraz
wszystkie media wielokrotnie ostrzega³y przed niebezpie-
czeñstwem, oni samolubnie post¹pili, jak im siê podoba³o!
Wprawdzie nie dosz³o do ¿adnego wypadku, ale to z pew-
noœci¹ wy³¹cznie szczêœliwe zrz¹dzenie losu.
sobota 7 listopada
Dziêki chwalebnym wysi³kom ca³ej spo³ecznoœci ognis-
ko na rzecz poradni ma³¿eñskiej by³o wrêcz potê¿ne. Pan
Cherry podarowa³ na nie kilkaset egzemplarzy czasopisma
„Now!”, które podobno od ponad roku zalega³y w komórce
na ty³ach jego sklepu.
Pandora spali³a swój zbiór komiksów „Jackie”. Oœwiad-
czy³a, ¿e „nie przesz³y próby analizy feministycznej” i ¿e
„nie chcia³aby, aby dosta³y siê w rêce m³odych dziewcz¹t”.
Pan Singh oraz wszystkie Singhi¹tka przynios³y fajer-
werki indyjskie, znacznie od angielskich g³oœniejsze.
Cieszy³em siê, ¿e zamknêliœmy naszego psa w sk³adziku
na wêgiel, najpierw zatkawszy mu uszy wat¹.
Nikt nie uleg³ powa¿nym poparzeniom, s¹dzê jednak, ¿e
rozdawanie petard równoczeœnie z jedzeniem to b³¹d.
Ja spali³em monit urzêdu telekomunikacji, który przy-
szed³ dziœ rano.
168
200714
niedziela 8 listopada, dwudziesta pierwsza po Trójcy
Œwiêtej, Dzieñ Pamiêci
Nad nasz¹ ulic¹ unosz¹ siê k³êby gryz¹cego dymu.
Poszed³em obejrzeæ ognisko; czasopisma „Now!” nadal
le¿¹ w gor¹cym popiele i nie chc¹ siê paliæ. Na szczêœcie
monit telefoniczny sp³on¹³ doszczêtnie!
Pan Cherry bêdzie musia³ wykopaæ wielki dó³ i zalaæ
czasopisma „Now!” wapnem, zanim ca³a dzielnica siê
udusi.
Poszed³em odwiedziæ Berta. Wyszed³ gdzieœ z Queenie.
poniedzia³ek 9 listopada
Znów w szkole. Pies jest u weterynarza, który chirur-
gicznie usuwa mu watê z uszu.
wtorek 10 listopada
Obrzêk³y mi brodawki piersi! Zamieniam siê w dziew-
czynê!
œroda 11 listopada, Dzieñ Weterana w USA, Dzieñ Pamiêci
w Kanadzie, pe³nia
Doktor Gray skreœli³ mnie z listy pacjentów! Powiedzia³,
¿e obrzêk brodawek to czêsta przypad³oœæ w moim wieku.
Zazwyczaj wystêpuje u ch³opców w wieku lat dwunastu
i pó³, ale ja, zdaniem doktora Graya, jestem niedojrza³y
fizycznie i emocjonalnie! Jak¿e mogê byæ niedojrza³y?!
Przecie¿ dosta³em odmowny list z BBC! A poza tym,
czy mia³em iœæ do jego gabinetu zabiegowego w takim
stanie?
Swoj¹ drog¹, nie mam pojêcia, czemu nazywa swój gabi-
net zabiegowym. Nigdy nie robi tam ¿adnych zabiegów.
169
200714
czwartek 12 listopada
Powiedzia³em panu Jonesowi, ¿e nie mogê wzi¹æ udzia-
³u w lekcji WF z powodu obrzêku brodawek sutkowych.
Podszed³ do problemu nader wulgarnie. Nie wiem, czego
ich ucz¹ na tych studiach nauczycielskich.
pi¹tek 13 listopada
Odby³em z Pandor¹ szczer¹ rozmowê o naszym
zwi¹zku. Ona wcale nie chce mnie poœlubiæ za dwa lata!
Pragnie siê poœwiêciæ karierze zawodowej!
Rozumie siê, ¿e ten cios mnie zmia¿d¿y³. Powiedzia³em,
¿e nie mam nic przeciwko temu, aby po œlubie Pandora
podjê³a lekk¹ pracê w cukierni albo w czymœ podobnym,
odpar³a jednak, ¿e wybiera siê na uniwersytet, a do cukierni
wybierze siê wy³¹cznie po to, by kupiæ du¿e ciastko z kru-
szonk¹.
Pad³y miêdzy nami ostre s³owa (jej by³y ostrzejsze ni¿
moje).
sobota 14 listopada
Nad ca³ym naszym zau³kiem unosz¹ siê zwêglone
stronice czasopisma „Now!”. NajwyraŸniej s¹ nieznisz-
czalne. Gmina wys³a³a specjaln¹ ekipê œmieciarzy, którzy
próbowali je pochwyciæ.
Uszy psa s¹ ju¿ wolne od waty. On tylko udaje, ¿e nie
s³yszy.
Poszed³em odwiedziæ BB, ale wyszed³ z Queenie, która
pcha jego wózek po centrum rozrywki.
170
200714
niedziela 15 listopada, dwudziesta druga po Trójcy
Œwiêtej
Przeczyta³em Miasteczko jak Alice Springs Nevile’a
Shute’a, niesamowicie genialne. Jak¿e bym chcia³ mieæ
przyjaciela intelektualistê, z którym móg³bym dyskutowaæ
o wielkiej literaturze. Ojciec s¹dzi, ¿e Miasteczko jak Alice
Springs napisa³ Lewis Carroll.
poniedzia³ek 16 listopada
Wróci³em ze szko³y z bólem g³owy. Ten ca³y zgie³k,
krzyk i przepychanki straszliwie mnie do³uj¹! Nauczyciele
powinni byæ chyba lepiej wychowani!
wtorek 17 listopada
Powa¿nie martwiê siê stanem ojca. Nawet powtarzaj¹ce
siê doniesienia o zap³odnieniu ksiê¿nej Diany nie podnosz¹
go na duchu.
Babcia zd¹¿y³a ju¿ wydziergaæ trzy pary niemowlêcych
buciczków, które wys³a³a na adres pa³acu Buckingham.
Oto prawdziwa patriotka.
œroda 18 listopada, ostatnia kwadra ksiê¿yca
Drzewa s¹ ca³kiem nagie.
Ich jesienne stroje
Zaœmiecaj¹ chodniki.
Zamiatacze pal¹ ogniska,
Wznosz¹ gminne stosy pogrzebowe.
Ja, Adrian Mole,
Rozkopujê je i przypalam
Swoje zamszowe buty.
171
200714
Starannie przepisa³em powy¿szy wiersz, po czym wys³a-
³em go do Johna Tydemana w BBC. Sprawia wra¿enie
cz³owieka, któremu podobaj¹ siê wiersze o jesiennych
liœciach.
Muszê szybko og³osiæ coœ w radiu albo drukiem, inaczej
Pandora straci dla mnie wszelki szacunek.
czwartek 19 listopada
Pandora podpowiedzia³a mi, ¿ebym zacz¹³ wydawaæ
magazyn literacki na szkolnym powielaczu. Napisa³em
pierwszy numer w przerwie obiadowej; nosi tytu³ „G³os
M³odoœci”.
pi¹tek 20 listopada
Pandora przejrza³a „G³os M³odoœci” i zaproponowa³a,
bym zamiast pisaæ ca³y numer samodzielnie, poszuka³
materia³ów u innych utalentowanych gryzipiórków.
Obieca³a, ¿e napisze artyku³ o uprawie roœlin w skrzyn-
kach na oknie. Claire Neilson przynios³a punkowy wiersz,
ogromnie awangardowy, ale ja siê nie bojê otwarcia na
nowe.
Punkowy wiersz
Spo³eczeñstwo to rzygi
wstrêtne wymiociny.
Na fladze pañstwowej
zgni³ Sid Vicious
oraz Johnny Rotten,
trupy, trupy, trupy,
zabite przez szaroϾ.
Anglia œmierdzi,
œciek ca³ego œwiata,
gnojówka Europy.
172
200714
Witajcie, punki,
króle i królowe
ulicy.
Claire chce go zamieœciæ pod pseudonimem; jej ojciec
jest radnym z ramienia konserwatystów.
Nigel napisa³ krótki kawa³ek o konserwacji rowerów
wyœcigowych. Tekst jest okropnie nudny, ale nie mogê
o tym powiedzieæ Nigelowi, bo to mój najlepszy przyjaciel.
W œrodê numer idzie do druku.
Pandora przez weekend namaluje szablony.
Oto mój pierwszy wstêpniak:
Czo³em, kolesie!
Patrzcie, oto wasza pierwsza w³asna gazetka szkolna!
Tak! Napisana i opublikowana wy³¹cznie dziêki pracy
uczniów. W pierwszym numerze próbowaliœmy otworzyæ
siê na nowe; na przyk³ad wielu z was nie zdaje sobie spra-
wy z cudów, jakich mo¿na dokonaæ, uprawiaj¹c kwiaty
w skrzynkach, ani z radoœci, jakiej dostarcza konserwacja
roweru. Trzymajcie siê mocno, czeka was czarowna niespo-
dzianka! Redaktor naczelny, ADRIAN MOLE.
Bêdziemy braæ dwadzieœcia piêæ pensów za egzemplarz.
sobota 21 listopada
Ojciec Pandory wykrad³ pude³ko szablonów ze swego
biura. W chwili, gdy kreœlê te s³owa, Pandora przepisuje
na maszynie pierwsze kolumny „G³osu M³odoœci”. Jestem
w po³owie demaskatorskiego artyku³u o Barrym Kencie,
zatytu³owanego: Barry Kent – ca³a prawda! Od prze³omo-
wej interwencji babci nie wa¿y³ siê tkn¹æ mnie palcem,
a zatem czujê siê bezpieczny.
Nie mam czasu odwiedziæ Berta. Pójdê do niego jutro.
173
200714
niedziela 22 listopada, ostatnia po Trójcy Œwiêtej
Zakoñczy³em exposé o Barrym Kencie. Szko³a zachwie-
je siê w posadach, zw³aszcza ¿e wspomnia³em o jego zbo-
czeniach seksualnych – ujawni³em, ¿e ma ohydny zwyczaj
pokazywaæ ma³ego za piêæ pensów.
poniedzia³ek 23 listopada
Dosta³em ¿yczenia gwiazdkowe od babci oraz pismo
z urzêdu pocztowego, zawiadamiaj¹ce o wy³¹czeniu tele-
fonu!
Zapomnia³em zajrzeæ do Berta; oboje z Pandor¹ byliœmy
zbyt zajêci dopieszczaniem numeru. Jak¿e bym chcia³
dopieszczaæ Pandorê!
2.00
Co ja zrobiê z rachunkiem za telefon?
wtorek 24 listopada
Nigel w³aœnie odszed³ nad¹sany. Mia³ zastrze¿enia
do sposobu, w jaki zredagowa³em jego artyku³. Próbowa-
³em go przekonaæ, ¿e piêæ bitych stron na temat szprych
rowerowych to czysta grafomania, ale nie chcia³ mnie
s³uchaæ. Wycofuje tekst. Dziêki Bogu! Dwie strony mniej
do sk³adu.
Jutro „G³os M³odoœci” wchodzi do klas!
Muszê koniecznie odwiedziæ Berta.
œroda 25 listopada
Zostaliœmy zaskoczeni przez nielegalny strajk! Pani
Claricoates, sekretarka szkolna, nie chce kiwn¹æ palcem
174
200714
w sprawie „G³osu M³odoœci”. Twierdzi, ¿e jej obowi¹zki
nie obejmuj¹ zabaw w gazetkê szkoln¹.
Zespó³ redakcyjny zaproponowa³, ¿e sam skopiuje
egzemplarze gazetki, ale, zdaniem pani Claricoates, tylko
ona umie obs³ugiwaæ „to piekielne urz¹dzenie”. Jestem
w rozpaczy – szeœæ godzin pracy na marne!
czwartek 26 listopada, Œwiêto Dziêkczynienia w USA,
nów
Ojciec Pandory odbije „G³os M³odoœci” na fotokopiarce
w swoim biurze. Nie bardzo chcia³ siê zgodziæ, ale obra¿ona
Pandora zamknê³a siê w swoim pokoju i odmawia³a przy-
jmowania pokarmów, dopóki nie ust¹pi³.
pi¹tek 27 listopada
Piêæset egzemplarzy „G³osu M³odoœci” wystawiono dziœ
na sprzeda¿ w sto³ówce.
Piêæset egzemplarzy zamkniêto pod koniec dnia w szafie
ze sprzêtem gimnastycznym.
Ani jeden nie zosta³ sprzedany! Ani jeden! Moi koledzy
to filistrzy i kretyni!
W poniedzia³ek obni¿amy cenê do dwudziestu pen-
sów.
Zadzwoni³a matka i chcia³a rozmawiaæ z ojcem. Powie-
dzia³em, ¿e wyjecha³ na wêdkarski weekend z Towarzyst-
wem Zwolnionych Sprzedawców Pieców Akumulacyj-
nych.
Przyszed³ monit z urzêdu pocztowego, oznajmiaj¹cy,
¿e jeœli ojciec nie zadzwoni do nich przed wpó³ do szóstej,
od³¹cz¹ nam telefon.
175
200714
sobota 28 listopada
Telegram! Do mnie! Z BBC? Nie, od matki:
ADRIAN STOP POWRÓT DO DOMU STOP
O co jej chodzi? „Stop powrót do domu”? Jak mogê nie
wracaæ do domu? Przecie¿ tu mieszkam.
Od³¹czyli nam telefon. Zastanawiam siê, czy nie uciec.
niedziela 29 listopada, pierwsza adwentu
Matka w³aœnie zjawi³a siê bez ¿adnego ostrze¿enia!
Przywioz³a ze sob¹ walizki. Rzuci³a siê na kolana przed
ojcem, zdaj¹c siê na jego ³askê, ale ojciec po prostu rzuci³
siê na jej cia³o. Taktownie wycofa³em siê do sypialni, gdzie
usi³ujê dojœæ do ³adu z uczuciami, jakie wzbudzi³ we mnie
jej powrót. Ogólnie nie posiadam siê z radoœci, ale przera¿a
mnie fakt, ¿e zaraz zobaczy straszliwy stan naszego domu.
Dostanie sza³u, kiedy odkryje, ¿e po¿yczy³em Pandorze jej
futro z lisów.
poniedzia³ek 30 listopada, œw. Andrzeja
Kiedy wychodzi³em do szko³y, ojciec i matka wci¹¿
le¿eli w ³ó¿ku.
Sprzeda³em jeden egzemplarz „G³osu M³odoœci” – kupi³
go Barry Kent, który chcia³ poznaæ prawdê o sobie. Wolno
czyta, wiêc pewnie bêdzie siê z ni¹ zapoznawa³ do pi¹tku.
Zamierzamy obni¿yæ cenê do piêtnastu pensów, ¿eby pobu-
dziæ popyt. Trzeba sprzedaæ jeszcze czterysta dziewiêæ-
dziesi¹t dziewiêæ egzemplarzy!
Rodzice znów poszli do ³ó¿ka, a jest dopiero dziewi¹ta
wieczorem!
Pies bardzo siê ucieszy³ z powrotu matki. Ca³y dzieñ
chodzi uœmiechniêty.
176
200714
wtorek 1 grudnia
Zadzwoni³em do urzêdu pocztowego, udaj¹c ojca.
Mówi³em grubym g³osem i strasznie na³ga³em – oœwiad-
czy³em, ¿e ja, George Mole, przez trzy miesi¹ce przeby-
wa³em w domu wariatów, a telefon jest mi potrzebny, ¿eby
zadzwoniæ do opiekunów-wolontariuszy itp. Baba potrak-
towa³a mnie ohydnie, oœwiadczy³a, ¿e ma dosyæ marnych
wykrêtów nieodpowiedzialnych osobników, którzy wykrê-
caj¹ siê od p³acenia. Powiedzia³a, ¿e ponownie przy³¹cz¹
telefon, kiedy zap³acimy
¤298,19 plus ¤40 za powtórne
przy³¹czenie oraz
¤40 kaucji!
Trzysta szeœædziesi¹t dziewiêæ funtów! Kiedy rodzice
wyjd¹ wreszcie z ³ó¿ka i odkryj¹, ¿e w s³uchawce nie ma
sygna³u, bêdê zgubiony!
œroda 2 grudnia
Ojciec próbowa³ dziœ telefonicznie szukaæ pracy! Dosta³
sza³u!
Sprz¹taj¹c mój pokój, matka podnios³a materac i odkry³a
„Jurne i Jêdrne” oraz niebieski rachunek za telefon.
Siedzia³em na sto³ku w kuchni, a oni poddawali mnie
przes³uchaniu i wywrzaskiwali obelgi pod moim adresem.
Ojciec oznajmi³, ¿e z chêci¹ „st³uk³by mnie do pó³ œmierci”,
ale matka go powstrzyma³a.
– Zmusimy sk¹pego pêtaka, ¿eby podj¹³ trochê pie-
niêdzy z ksi¹¿eczki mieszkaniowej, to bêdzie dla niego
wiêksza kara – powiedzia³a.
A wiêc to tak! Ju¿ nigdy nie posi¹dê mieszkania na
w³asnoœæ!
177
200714
czwartek 3 grudnia
Podj¹³em z ksi¹¿eczki mieszkaniowej dwieœcie funtów.
Nie kryjê, ¿e mia³em ³zy w oczach. Bêdê odrabia³ straty
przez nastêpne czternaœcie lat.
pi¹tek 4 grudnia, pierwsza kwadra ksiê¿yca
Cierpiê na g³êbok¹ depresjê. To wszystko przez ojca
Pandory. Powinien spêdzaæ urlop w Anglii.
sobota 5 grudnia
Dosta³em od babci list z zapytaniem, dlaczego dot¹d
nie przys³a³em jej kartki œwi¹tecznej.
niedziela 6 grudnia, druga niedziela adwentu
Nadal jestem traktowany jak zbrodniarz. Rodzice nie
odzywaj¹ siê do mnie, nie wolno mi te¿ nigdzie wychodziæ.
Równie dobrze móg³bym zostaæ m³odocianym przestêpc¹.
poniedzia³ek 7 grudnia
Ukrad³em ze sklepu pana Cherry’ego breloczek z Kevi-
nem Keeganem. Œwietnie siê nada na prezent dla Nigela.
wtorek 8 grudnia
Niesamowicie siê gryzê tym breloczkiem; dzisiaj
w szkole przerabialiœmy etykê i moralnoœæ.
178
200714
œroda 9 grudnia
Przez ten breloczek nie mogê spaæ ze zgryzoty. Gazety
wci¹¿ donosz¹ o staruszkach, wsadzanych do mamra
za kradzie¿e w sklepach. Próbowa³em przep³aciæ panu
Cherry’emu za baton Mars, ale zawo³a³ mnie i zwróci³ mi
resztê.
czwartek 10 grudnia
Mia³em sen, ¿e stra¿nik wiêzienny zamyka mnie w celi,
a wielki ¿elazny klucz jest przyczepiony do breloczka
z Kevinem Keeganem.
Znowu nam przy³¹czyli ten parszywy, wstrêtny telefon!
pi¹tek 11 grudnia, pe³nia
Zadzwoni³em do telefonu zaufania i przyzna³em siê
do zbrodni. Facet powiedzia³: „No, to go oddaj, ma³y”.
Zrobiê to jutro.
sobota 12 grudnia
Pan Cherry przy³apa³ mnie, kiedy zwraca³em breloczek.
Napisa³ list do moich rodziców. W³aœciwie powinienem
od razu siê zabiæ.
niedziela 13 grudnia, trzecia adwentu
Dziêki Bogu, w niedzielê nie roznosz¹ poczty.
Rodzice œwietnie siê bawili przy ubieraniu choinki.
Z ciê¿kim sercem patrzy³em, jak wieszaj¹ ozdoby.
Czytam Zbrodniê i karê. To najprawdziwsza ksi¹¿ka,
jak¹ kiedykolwiek mia³em w rêce.
179
200714
poniedzia³ek 14 grudnia
Wsta³em o 5 rano, ¿eby przy³apaæ listonosza. Mimo
m¿awki zabra³em na spacer psa (chcia³ jeszcze spaæ, ale
mu nie da³em). Przez ca³¹ drogê stêka³ i jêcza³, wiêc wresz-
cie pozwoli³em mu wleŸæ z powrotem do pud³a, w którym
ma legowisko. Szkoda, ¿e nie jestem psem; one nie maj¹
moralnoœci ani etyki.
Listonosz przyszed³ o wpó³ do ósmej, akurat gdy siedzia-
³em na sedesie. Ale mam pecha!
Ojciec odebra³ listy i wetkn¹³ je za zegar. Rzuci³em na nie
okiem, kiedy ojciec krztusi³ siê pierwszym porannym pa-
pierosem; rzeczywiœcie, by³a wœród nich koperta zaadreso-
wana do rodziców niewprawnym pismem pana Cherry’ego!
Ojciec i matka migdalili siê trochê, po czym wziêli siê
do czytania poczty, nie bacz¹c, ¿e rozmiêkaj¹ im p³atki
ry¿owe. Dostali siedem kartek œwi¹tecznych, które rozwie-
sili na sznurku przed kominkiem, ja jednak nie mog³em
oderwaæ oczu od listu pana Cherry’ego. Wreszcie matka go
otworzy³a:
– Cholera, George – zawo³a³a – ten palant Cherry
przys³a³ nam rachunek za prasê!
Zjedli p³atki ry¿owe i na tym siê skoñczy³o. Zmarno-
wa³em mnóstwo adrenaliny, martwi¹c siê bez powodu;
jak nie bêdê uwa¿a³, nic mi nie zostanie.
wtorek 15 grudnia
Matka wyzna³a, dlaczego rozsta³a siê z tym gnojkiem
Lucasem i wróci³a do ojca.
– Bimbo traktowa³ mnie jak obiekt seksualny, Adrianie!
Oczekiwa³, ¿e bêdê mu gotowaæ kolacjê, i obcina³ w salonie
paznokcie u nóg. Poza tym jestem bardzo przywi¹zana do
twego ojca.
O mnie nie wspomnia³a ani s³owem.
180
200714
œroda 16 grudnia
Biorê udzia³ w szkolnej szopce eksperymentalnej.
Przedstawienie nosi tytu³ Od ¿³obu do gwiazd. Gram Józefa,
a Pandora Mariê. Rolê Jezusa gra najni¿szy pierwszokla-
sista. Nazywa siê Peter Brown i bierze leki, ¿eby urosn¹æ.
czwartek 17 grudnia
Kolejny list z BBC!
Drogi Adrianie Mole!
Dziêkujê, ¿e przys³a³eœ nam swój najnowszy wiersz.
Przepisany na maszynie sta³ siê ca³kowicie zrozumia³y.
Jednak¿e, Adrianie, muszê Ci powiedzieæ, ¿e czytelnoœæ to
nie wszystko. Nasz dzia³ poezji tonie w powodzi jesiennych
wierszy. Tutejsze korytarze s¹ wrêcz przesycone dymem
ognisk i trzaskiem p³on¹cych liœci. NieŸle Ci posz³o, ale
spróbuj jeszcze raz, zgoda?
Z najlepszymi ¿yczeniami
John Tydeman
„Spróbuj jeszcze raz”? To niemal zamówienie! Odpisa-
³em:
Drogi panie Tydeman!
Ile dostanê, je¿eli nadacie jeden z moich wierszy przez
radio? Kiedy chcecie, ¿ebym go wys³a³? O czym ma byæ?
Czy mogê sam go przeczytaæ? Przyœlecie mi zaliczkê na
bilet kolejowy? O której godzinie wiersz zostanie nadany?
Bo ja o dziesi¹tej muszê ju¿ byæ w ³ó¿ku.
Szczerze oddany
A. Mole
PS ¯yczê Panu niesamowicie weso³ych œwi¹t!
181
200714
pi¹tek 18 grudnia
Dzisiejsza próba Od ¿³obu do gwiazd zakoñczy³a siê
kompletnym fiaskiem. Peter Brown urós³ i nie mieœci siê
w ¿³obku, wiêc pan Animba, nauczyciel prac rêcznych,
musia³ zrobiæ nowy.
Pan Scruton siedzia³ na koñcu sali gimnastycznej i przy-
gl¹da³ siê próbie. Kiedy dotarliœmy do miejsca, w którym
piêtnujemy trzech króli jako kapitalistyczne œwinie, jego
twarz zaczê³a przypominaæ pó³nocn¹ œcianê Eigeru.
Zabra³ pannê Elf pod prysznice, ¿eby „spokojnie zamie-
niæ kilka s³ów”. Wszyscy s³yszeliœmy, jak wrzeszcza³.
Oznajmi³, ¿e ¿yczy sobie obejrzeæ tradycyjn¹ szopkê bo¿o-
narodzeniow¹ z lalk¹ w roli Jezuska i trzema królami, ubra-
nymi w szlafroki oraz turbany ze œcierek. Zagrozi³, ¿e
odwo³a przedstawienie, jeœli Maria, alias Pandora bêdzie
nadal symulowaæ w stajence bóle porodowe. To charak-
terystyczne dla Scrutona – jest zwyk³¹, prowincjonaln¹,
seksualnie zahamowan¹, faszystowsk¹ œwini¹ o ciasnym
mó¿d¿ku! Poj¹æ nie mogê, jakim cudem doszed³ do sta-
nowiska dyrektora szko³y. Od trzech lat nosi ten sam zie-
lony, w³ochaty garnitur. Jak on sobie wyobra¿a zmiany w tej
chwili? Spektakl ma siê odbyæ w przysz³y wtorek po po-
³udniu!
Matka dosta³a kartkê œwi¹teczn¹ od gnojka Lucasa.
Napisa³: „Pauline, mo¿e masz kwit z pralni na mój naj-
lepszy bia³y garnitur? U Sketchleya robi¹ mi trudnoœci”.
Matka bardzo siê zdenerwowa³a. Ojciec zadzwoni³ do
Sheffield i kaza³ Lucasowi natychmiast zerwaæ stosunki
z matk¹ pod groŸb¹ ciosu sheffieldzkim ostrzem miêdzy
œwiñskie ³opatki. Œwietnie wygl¹da³ podczas tej rozmowy,
z papierosem wisz¹cym w k¹ciku warg. Matka sta³a oparta
o lodówkê, trzymaj¹c papierosa w rêce; we dwoje trochê
przypominali plakat z Humphreyem Bogartem i Lauren
Bacall, który wisi u mnie na œcianie. Szkoda, ¿e nie jestem
182
200714
synem prawdziwego gangstera, przynajmniej obejrza³bym
odrobinê prawdziwego ¿ycia.
sobota 19 grudnia
Nie mam pieniêdzy na prezenty gwiazdkowe, ale zrobi-
³em spis na wypadek, gdybym znalaz³ na ulicy dziesiêæ
funtów.
Pandora – du¿y flakon Chanel nr 5 (
¤1,50)
Matka – minutnik do jajek (75 p)
Ojciec – zak³adka do ksi¹¿ek (38 p)
Babcia – paczka zmywaków (45 p)
Pies – czekoladki dla psów (45 p)
Bert – karton woodbine’ów (95 p)
Ciocia Susan – pude³ko kremu Nivea (60 p)
Szabla – szampon dla psów Bob Martins, ma³e opako-
wanie (39 p)
Nigel – rodzinne opakowanie czekoladek Maltesers
(34 p)
Panna Elf – rêkawica kuchenna (rêcznie robiona)
niedziela 20 grudnia, czwarta adwentu
Urz¹dziliœmy z Pandor¹ prywatn¹ próbê w moim
pokoju. Zaimprowizowaliœmy wspania³¹ scenê, w której
Maria wraca z poradni planowania rodziny i mówi Józefo-
wi, ¿e jest w ci¹¿y. Zagra³em Józefa w stylu Marlona Bran-
do w Tramwaju zwanym po¿¹daniem, a Pandora naœlado-
wa³a Blanche Dubois; sz³o nam œwietnie, dopóki ojciec nie
zacz¹³ narzekaæ na krzyki. Pies mia³ byæ pokornym byd³em,
ale nie umia³ dostatecznie d³ugo le¿eæ bez ruchu.
Po herbacie matka wspomnia³a od niechcenia, ¿e na
jutrzejsze szkolne przedstawienie zamierza w³o¿yæ swoje
futro z lisów. O zgrozo! Przera¿ony, natychmiast pobieg³em
183
200714
do Pandory, aby odebraæ wylenia³e okrycie, lecz niestety
dowiedzia³em siê, ¿e jej matka w³o¿y³a je na œwi¹teczny
obiad oraz potañcówkê w poradni ma³¿eñskiej! Pandora
oœwiadczy³a, ¿e nie mia³a pojêcia, i¿ tylko po¿yczy³em jej
futro, s¹dzi³a, ¿e to dar kochaj¹cego mê¿czyzny! Którego
czternastoipó³latka by³oby staæ na podarowanie komuœ
futra z lisów? Co ta Pandora sobie wyobra¿a? ¯e jestem
milionerem niczym Freddie Laker?
Matka Pandory wróci dopiero nad ranem, wiêc bêdê
musia³ pójœæ do nich przed szko³¹ i jakoœ przemyciæ futro do
plastikowego pokrowca w szafie matki. Nie bêdzie lekko,
ale w moim ¿yciu od dawna nic nie jest proste ani ³atwe.
Przez wiêkszoœæ czasu czujê siê jak postaæ z rosyjskiej
powieœci.
poniedzia³ek 21 grudnia
Obudzi³em siê spanikowany, by stwierdziæ, ¿e cyfrowy
budzik przy ³ó¿ku wskazuje ósm¹ piêædziesi¹t! Czarne
œciany pokoju by³y niespotykanie jasne i lœni¹ce, a jedno
spojrzenie na zewn¹trz potwierdzi³o moje podejrzenia –
ziemiê okrywa³ gruby dywan œniegu.
Ubrany w wêdkarskie gumiaki mego ojca dobrn¹³em
do domu Pandory, gdzie odkry³em, ¿e w œrodku nie ma
¿ywego ludzkiego ducha. Jednak przez otwór na listy
ujrza³em rudego kota Pandory, który z zapa³em tarmosi³
futro z lisów mojej matki. Zacz¹³em g³oœno przeklinaæ,
lecz cholerny parszywy bydlak tylko zrobi³ sarkastyczn¹
minê i nadal w³óczy³ futro po przedpokoju. Nie mia³em
wyjœcia; wywa¿y³em ramieniem drzwi od pralni, wpad-
³em do holu, wyrwa³em z jego szponów matczyne okry-
cie, po czym szybko siê oddali³em (a przynajmniej tak
szybko, jak tylko potrafi³em w kaloszach o cztery numery
za du¿ych). Aby nie zamarzn¹æ w czasie karko³omnej
184
200714
wêdrówki do domu, musia³em za³o¿yæ futro. Na skrzy-
¿owaniu alei Oraczy i zau³ka Z³odziei Owiec niemal stra-
ci³em orientacjê; na szczêœcie, brn¹c w kopnym œniegu,
ujrza³em wreszcie wy³aniaj¹cy siê z zamieci znajomy
widok gara¿y z prefabrykatów przy wjeŸdzie do naszej
œlepej uliczki.
W stanie ciê¿kiego wych³odzenia i wyczerpania wpad³-
em do kuchni, gdzie moja matka piek³a paszteciki, trzyma-
j¹c w ustach papieros.
– Adrian, do jasnej cholery! – wrzasnê³a. – Co ty robisz
w moim futrze z lisów?
Nie przejawi³a dobroci ani troski, ani w ogóle ¿adnego
macierzyñskiego uczucia, lecz zaczê³a siê miotaæ wokó³
futra, otrzepuj¹c je ze œniegu i dmuchaj¹c na nie suszark¹
do w³osów. Nie zaproponowa³a nawet, ¿e mi zrobi coœ
gor¹cego do picia.
– Radio poda³o – powiedzia³a – ¿e z powodu œnie¿ycy
szko³a jest zamkniêta, wiêc mo¿e byœ wreszcie na coœ siê
przyda³ i sprawdzi³, czy ³ó¿ka polowe nie zardzewia³y.
Sudgenowie przyje¿d¿aj¹ na œwiêta.
Sudgenowie! Krewni mojej matki z Norfolk! Ohyda!
Uprawiaj¹ chów wsobny i nawet nie umiej¹ porz¹dnie siê
wys³awiaæ!
Zadzwoni³em do Pandory, aby wyjaœniæ sprawê futra
i ewentualnych zniszczeñ, ale dowiedzia³em siê, ¿e posz³a
pojeŸdziæ na nartach na ty³ach spó³dzielczej piekarni. Jej
ojciec poprosi³, bym zwolni³ liniê, bo musi pilnie zadzwo-
niæ na policjê, gdy¿ w³aœnie wróci³ do domu i odkry³ œlady
w³amania. Oœwiadczy³, ¿e dom wygl¹da jak pobojowisko
(to pewnie kot, ja stara³em siê byæ bardzo ostro¿ny), ale na
szczêœcie zginê³o tylko stare futro z lisów, którym Pandora
wyœcieli³a koszyk kota.
Sorry, Pandoro, ale to ostatnia kropla, która przela³a
czarê goryczy! ZnajdŸ sobie innego Józefa! Nie poka¿ê siê
185
200714
na scenie z dziewczyn¹, która przedk³ada wygodê kota
nad rozterki swojego ch³opaka!
wtorek 22 grudnia
Dziœ rano szko³a by³a zamkniêta, bo nauczycielom nie
uda³o siê dotrzeæ na lekcje z powodu œniegu. Bêd¹ mieli
nauczkê, ¿eby nie mieszkaæ w starych m³ynach i wiatrakach
gdzieœ na g³uchej wsi! Tylko panna Elf, która mieszka
w miejskim segmencie razem z osob¹, pochodz¹c¹ z Karai-
bów, dzielnie siê stawi³a, aby przygotowaæ popo³udniowy
koncert szkolny. Postanowi³em przebaczyæ Pandorze
incydent z futrem w kocim koszyku, kiedy zwróci³a mi
uwagê, ¿e kot wkrótce zostanie matk¹.
Szkolne przedstawienie nie odnios³o sukcesu. Gra na
dzwonkach w wykonaniu klasy 1G trwa³a za d³ugo, a¿
ojciec zacz¹³ wo³aæ: – Dzwony! Dzwony! – a matka wy-
buchnê³a œmiechem, œci¹gaj¹c na siebie groŸny wzrok pana
Scrutona.
Szkolna orkiestra to by³a katastrofa!
– Kiedy przestan¹ stroiæ instrumenty i zaczn¹ graæ? –
zapyta³a matka. Odpar³em, ¿e w³aœnie zagrali koncert Mo-
zarta na róg angielski, co wzbudzi³o g³oœny i niegrzeczny
œmiech moich rodziców oraz rodziców Pandory, kiedy zaœ
na scenê wesz³a Alice Bernard z 3C, ubrana w baletow¹
spódniczkê – wa¿y 75 kilo – i wykona³a taniec umiera-
j¹cego ³abêdzia, myœla³em, ¿e matka pêknie z uciechy.
Co prawda matka Alice Bernard zaczê³a klaskaæ, ale nie-
wiele osób posz³o w jej œlady.
Klasa g³upków wsta³a i zaœpiewa³a kilka nudnych kolêd,
przy czym Barry Kent œpiewa³ do nich nieprzyzwoite s³owa
(wiem, po patrzy³em na jego wargi). Nastêpnie wykonawcy
usiedli na scenie po turecku, a przem¹drza³y Henderson
z 5K zagra³ na tr¹bce, drumli, fortepianie oraz na gitarze.
186
200714
Cholerny lizus dosta³ ogromne brawa, a wychodz¹c do
kolejnych uk³onów, wygl¹da³ na niesamowicie zadowo-
lonego z siebie.
Wreszcie nast¹pi³a przerwa, czyli pora, bym przebra³ siê
w kostium Józefa, z³o¿ony z wranglerów i bia³ego pod-
koszulka. Napiêcie w garderobach wrêcz iskrzy³o. Sta³em
za kulis¹ (to okreœlenie teatralne – oznacza bok sceny),
patrz¹c, jak publicznoœæ wraca na miejsca. W g³oœnikach
zagrzmia³a muzyka z Bliskich spotkañ i kurtyna podnios³a
siê, ukazuj¹c abstrakcyjn¹ stajenkê. Zd¹¿y³em jeszcze
szepn¹æ do Pandory: – Z³am nogê, kochanie – gdy panna Elf
wypchnê³a nas w œwiat³a rampy.
Da³em genialny wystêp! Naprawdê wcieli³em siê w Józe-
fa. Pandora wypad³a gorzej, wci¹¿ zapomina³a, ¿e powinna
spogl¹daæ czule na Jezuska/Petera Browna. Trzej królo-
wie/punkowie za bardzo ha³asowali ¿elastwem, co zag³u-
szy³o moj¹ wypowiedŸ o sytuacji na Bliskim Wschodzie,
anio³y zaœ reprezentuj¹ce pani¹ Thatcher wzbudzi³y tak
g³oœne syki widzów, ¿e ich chóralne potêpienie bezrobocia
sta³o siê niemal niedos³yszalne.
Mimo to, ogólnie rzecz bior¹c, publicznoœæ przyjê³a nasz
wystêp ¿yczliwie. Pan Scruton wsta³ i wyg³osi³ ob³udne
przemówienie na temat „odwa¿nego eksperymentu” oraz
„inscenizacyjnych wysi³ków niezmordowanej panny Elf”,
a potem wszyscy zaœpiewaliœmy ¯yczymy wam weso³ych
œwi¹t!
W drodze do domu ojciec powiedzia³:
– To najœmieszniejsza szopka bo¿onarodzeniowa, jak¹
w ¿yciu widzia³em. Czyj to by³ pomys³, ¿eby zamieniæ j¹
w komediê?
Nie odpowiedzia³em. To przecie¿ nie by³a komedia!
187
200714
œroda 23 grudnia
9.00
Zosta³y tylko dwa dni do œwi¹t Bo¿ego Narodzenia, a ja
wci¹¿ jestem bez grosza. Zrobi³em dla panny Elf rêkawicê
kuchenn¹ z B³êkitnym Piotrusiem, ale ¿eby wrêczyæ j¹
w porê, bêdê musia³ udaæ siê do getta, ryzykuj¹c, ¿e mnie
napadn¹.
Pozostaje mi chodzenie po kolêdzie – nie ma innego
sposobu, ¿ebym zdoby³ trochê grosza.
22.00
W³aœnie wróci³em z kolêdowania. Przedmieœcia to
by³a strata czasu, wszêdzie ludzie krzyczeli: – PrzyjdŸcie
w œwiêta! – nie otwieraj¹c nawet drzwi. Najwdziêczniejsz¹
publicznoœci¹ okazali siê pijacy, wytaczaj¹cy siê z gos-
pody Pod Czarnym Bykiem – niektórzy wrêcz ³kali, s³ucha-
j¹c mego solowego wykonania Cichej nocy. Rzeczywiœcie,
wygl¹da³em naprawdê wzruszaj¹co, stoj¹c na mrozie
z m³odziutk¹ twarzyczk¹ uniesion¹ ku niebu, nie zwracaj¹c
uwagi na pijackie brewerie wokó³ mnie.
Zarobi³em
¤3,13 1/2 oraz irlandzk¹ dziesiêciopensówkê
i kapsel od guinnessa. Jutro znów idê. W³o¿ê mundurek
szkolny, z pewnoœci¹ dziêki temu dadz¹ mi wiêcej.
czwartek 24 grudnia
Zanios³em Bertowi woodbine’y do domu opieki. Jest
bardzo ura¿ony, ¿e nie odwiedza³em go tak d³ugo, mówi, ¿e
nie ma ochoty spêdziæ œwi¹t w towarzystwie kupy z³oœli-
wych staruch. Oboje z Queenie siej¹ zgorszenie – s¹ niefor-
malnie zarêczeni, a ich imiona widniej¹ na jednej popiel-
niczce. Zaprosi³em oboje na obiad w pierwszy dzieñ œwi¹t.
Matka jeszcze o tym nie wie, ale na pewno siê zgodzi,
188
200714
mamy ogromnego indyka. Zaœpiewa³em staruszkom kilka
kolêd i naci¹gn¹³em je na dwa funty jedenaœcie pensów,
wiêc mog³em pójœæ do Woolwortha, ¿eby kupiæ perfumy
Chanel dla Pandory. Niestety, nie prowadz¹ tej marki.
Zamiast tego kupi³em jej dezodorant.
Dom a¿ lœni od niesamowitej czystoœci, w powietrzu
unosi siê czarodziejski zapach gotowania i mandarynek
satsuma. Szuka³em swoich prezentów, ale nie znalaz³em ich
tam, gdzie zazwyczaj. Chcia³bym dostaæ rower wyœcigowy,
nic innego mnie nie zadowoli. Pora, ¿ebym zyska³ niezale¿-
noœæ komunikacyjn¹.
23.00
W³aœnie wróci³em spod Czarnego Byka. By³a ze mn¹
Pandora, mieliœmy na sobie szkolne mundurki, zapewne
przypominaliœmy pijakom ich dzieci. Musieli odczuwaæ
wyrzuty sumienia, bo szarpnêli siê na dwanaœcie piêæ-
dziesi¹t siedem! Dziêki temu w drugi dzieñ œwi¹t pójdzie-
my na tradycyjn¹ pantomimê gwiazdkow¹ i ka¿de dostanie
du¿¹ czekoladê Cadbury’s Dairy Milk!
pi¹tek 25 grudnia, Bo¿e Narodzenie
Wsta³em o pi¹tej, ¿eby siê przejechaæ na nowym
wyœcigowym rowerze. Ojciec zap³aci³ za niego kart¹ Ame-
rican Express. Nie zajecha³em daleko z powodu zasp, ale
to bez znaczenia. Po prostu lubiê na niego patrzeæ. Na kar-
teczce przywi¹zanej do kierownicy ojciec napisa³: „Tym
razem nie zostaw go na deszczu”. Zupe³nie, jakbym by³
zdolny zrobiæ coœ takiego!
Rodzice maj¹ ostrego kaca, wiêc zanios³em im œniadanie
do ³ó¿ka i przy okazji wrêczy³em prezenty. Na widok
minutnika do jajek matka nie posiada³a siê z radoœci,
równie¿ ojciec zachwyci³ siê zak³adk¹, w³aœciwie wszystko
189
200714
sz³o œwietnie a¿ do chwili, kiedy od niechcenia wspomnia-
³em, ¿e zaprosi³em Berta oraz Queenie, wiêc by³oby dobrze,
gdyby ojciec wreszcie siê podniós³ i pojecha³ po nich
samochodem.
Awantura trwa³a a¿ do przyjazdu tych parszywych
Sudgenów. Wszyscy Sudgenowie – babcia, dziadek, wujek
Dennis, jego ¿ona Marcia oraz ich syn Maurice – wygl¹daj¹
dok³adnie tak samo, jakby przez ca³e ¿ycie codziennie
chodzili na jakiœ pogrzeb. Wrêcz trudno daæ wiarê, ¿e matka
jest z nimi spokrewniona. Odmówili drinków, ale napili siê
herbaty, podczas gdy matka rozmra¿a³a w wannie indyka.
Pomog³em ojcu wynieœæ Queenie (dziewiêædziesi¹t piêæ
kilo) i Berta (osiemdziesi¹t osiem kilo) z samochodu.
Queenie nale¿y do owych ha³aœliwych staruszek, które
farbuj¹ w³osy i usi³uj¹ prezentowaæ siê m³odziej. Bert jest
w niej zakochany. Powiedzia³ mi o tym, gdy pomaga³em
mu w toalecie.
O wpó³ do pierwszej zjawi³y siê babcia Mole oraz
ciocia Susan i zaczê³y udawaæ, ¿e lubi¹ Sudgenów.
Ciocia Susan opowiedzia³a kilka dykteryjek z ¿ycia wiê-
ziennego, ale nikt siê nie œmia³, tylko ja, ojciec, Bert oraz
Queenie.
Poszed³em do ³azienki, gdzie zasta³em zalan¹ ³zami
matkê, która oblewa³a indyka gor¹c¹ wod¹.
– To cholerne bydlê nie chce siê rozmroziæ. Co ja zrobiê,
Adrianie?
– Zwyczajnie wsadŸ go do piecyka – doradzi³em.
Co te¿ uczyni³a.
Do œwi¹tecznego obiadu zasiedliœmy z czterogodzinnym
opóŸnieniem. Ojciec by³ zbyt pijany, by cokolwiek zjeœæ.
Sudgenom spodoba³o siê przemówienie królowej, ale nic
poza tym. Babcia Sudgenowa podarowa³a mi ksi¹¿kê zaty-
tu³owan¹ Opowieœci biblijne dla ch³opców. Nie mog³em jej
przecie¿ powiedzieæ, ¿e straci³em wiarê, wiêc podziêkowa-
190
200714
³em i uœmiecha³em siê nieszczerze tak d³ugo, a¿ rozbola³a
mnie twarz.
O dziesi¹tej wieczorem Sudgenowie wreszcie oddalili
siê na swoje ³ó¿ka polowe. Bert i Queenie usiedli do kart
z moimi rodzicami, a ja zaj¹³em siê czyszczeniem roweru.
Œwietnie siê bawiliœmy, stroj¹c sobie ¿arty z Sudgenów.
Potem ojciec odwióz³ Berta i Queenie do domu, ja zaœ
zadzwoni³em do Pandory, by jej wyznaæ, ¿e kocham j¹
nad ¿ycie.
Jutro jadê do niej, ¿eby wrêczyæ jej dezodorant i zabraæ
j¹ na pantomimê.
sobota 26 grudnia, œwiêto pañstwowe w Zjednoczonym
Królestwie i Rep. Irlandii (mo¿na przyznaæ w zastêpstwie
dzieñ wolny), nów ksiê¿yca
Sudgenowie od siódmej rano rozsiedli siê w odœwiêt-
nych strojach, staraj¹c siê wygl¹daæ na szacownych oby-
wateli, wiêc poszed³em przejechaæ siê na rowerze. Kiedy
wróci³em, matka nadal le¿a³a w ³ó¿ku, a ojciec k³óci³ siê
z dziadkiem Sudgenem o naszego psa, tote¿ znowu uda³em
siê na przeja¿d¿kê.
Wpad³em do babci Mole, zjad³em cztery paszteciki,
po czym wróci³em do domu – na dwupasmówce uda³o
mi siê wyci¹gn¹æ 45km/h, by³o niesamowicie fajnie!
W³o¿y³em now¹ zamszow¹ marynarkê oraz sztruksowe
spodnie (nabyte dziêki karcie Barclay ojca) i poszed³em
po Pandorê, która podarowa³a mi wodê po goleniu. Chwila
zaiste by³a podnios³a – oznacza³a dla mnie Koniec
Dzieciñstwa.
Na pantomimie bawiliœmy siê nieŸle, choæ na nasz gust
spektakl by³ zbyt dziecinny. Bill Ash i Carole Hayman
wypadli bardzo dobrze jako Aladyn i Ksiê¿niczka, ale
najlepsi byli rozbójnicy, grani przez Jeffa Teare’a oraz
191
200714
Iana Gilesa. Zrywaliœmy boki widz¹c Sue Pomeroy w roli
wdowy Twankey, wydatnie wspomaganej przez krowê,
czyli przez Chrisa Martina i Lou Wakefielda.
niedziela 27 grudnia, pierwsza po Bo¿ym Narodzeniu
Dziêki Bogu, Sudgenowie wrócili do Norfolk!
W domu zapanowa³ zwyk³y ba³agan. Wczoraj wieczo-
rem rodzice poszli do ³ó¿ka z butelk¹ wódki i dwoma
kieliszkami. Od tamtej pory ich nie widzia³em.
Pojecha³em na rowerze do Melton Mowbray, pokona³em
trasê w piêæ godzin.
poniedzia³ek 28 grudnia
Podpad³em, bo wczoraj zostawi³em rower na dworze.
Rodzice nie odzywaj¹ siê do mnie. Nic mnie to nie
obchodzi; w³aœnie siê ogoli³em i czujê siê jak urzeczony.
wtorek 29 grudnia
Ojciec wpad³ w z³y humor, gdy¿ do picia zosta³a tylko
butelka sherry V.P. Poszed³ do rodziców Pandory, ¿eby
po¿yczyæ jakiœ alkohol.
Pies przewróci³ choinkê i teraz w futrzaku tkwi pe³no
igie³.
Skoñczy³em czytaæ wszystkie ksi¹¿ki, jakie dosta³em na
Gwiazdkê, a biblioteka nadal jest zamkniêta. Muszê siê
zni¿aæ do lektury ojcowskiego „Reader’s Digest”, mogê te¿
sprawdziæ swój zasób s³ów.
192
200714
œroda 30 grudnia
Wszystkie balony zwiotcza³y; wygl¹daj¹ jak piersi
starych kobiet, pokazywane w telewizyjnych filmach doku-
mentalnych o Trzecim Œwiecie.
czwartek 31 grudnia
Ostatni dzieñ roku! Wiele siê wydarzy³o. Zakocha³em
siê, by³em dzieckiem samotnego rodzica, intelektualist¹,
otrzyma³em te¿ dwa listy z BBC. NieŸle, jak na czternasto-
itrzyczwartelatka!
Rodzice poszli na bal noworoczny do Grand Hotelu.
Matka w³o¿y³a prawdziw¹ sukniê! Od roku nie pokazywa³a
publicznie nóg.
Pandora i ja witaliœmy razem Nowy Rok. Spêdziliœmy
kilka niesamowicie namiêtnych godzin przy wtórze Andy
Stewarta oraz dudziarza.
O pierwszej w nocy drzwi frontowe otworzy³y siê z hu-
kiem, ukazuj¹c ojca z bry³¹ wêgla w d³oni. By³ pijany jak
zwykle.
Matka zaczê³a siê rozwodziæ, jakim jestem cudownym
synem i jak bardzo mnie kocha. Szkoda, ¿e nigdy nie mówi
takich rzeczy, kiedy jest trzeŸwa.
200714
200714
zima
200714
200714
pi¹tek 1 stycznia, œwiêto pañstwowe w Zjednoczonym
Królestwie, Rep. Irlandii, USA oraz Kanadzie
Oto moje postanowienia noworoczne:
1. Bêdê wierny Pandorze.
2. Bêdê zabiera³ rower na noc do domu.
3. Nie bêdê czyta³ niegodnych ksi¹¿ek.
4. Bêdê siê pilnie uczy³ do egzaminów i dostanê same
pi¹tki.
5. Postaram siê lepiej traktowaæ psa.
6. Spróbujê znaleŸæ w sobie si³ê, by przebaczyæ Bar-
ry’emu Kentowi jego liczne grzechy.
7. Bêdê my³ po sobie wannê.
8. Przestanê siê martwiæ rozmiarem swojego ma³ego.
9. Niezawodnie bêdê wykonywa³ wieczorne æwiczenia
rozci¹gaj¹ce plecy.
10. Codziennie nauczê siê jakiegoœ nowego wyrazu
i bêdê go u¿ywa³.
sobota 2 stycznia, œwiêto pañstwowe w Szkocji (mo¿na
przyznaæ w zastêpstwie dzieñ wolny)
Jakie to ciekawe, ¿e aabek to kora australijskiego
drzewa, wywo³uj¹ca poty.
197
200714
niedziela 3 stycznia
Nie mia³bym nic przeciwko temu, ¿eby wyjechaæ do
Afryki, by zapolowaæ na aardvarka, czyli mrównika.
poniedzia³ek 4 stycznia
Bêd¹c w Afryce, ruszy³bym na po³udnie, wypatruj¹c
protela, hieny zwanej aardwilkiem.
wtorek 5 stycznia
Lecz unika³bym sêpa, zwanego aasvoglem.
œroda 6 stycznia, œwiêto Objawienia Pañskiego
(Trzech Króli)
Wci¹¿ œni¹ mi siê koszmary o bombie. Mam nadziejê, ¿e
jej nie zrzuc¹, zanim zdam ma³¹ maturê w sierpniu 1983
roku. Nie chcia³bym umrzeæ jako prawiczek bez kwalifi-
kacji.
czwartek 7 stycznia
Wpad³ Nigel, ¿eby obejrzeæ mój rower wyœcigowy.
Orzek³, ¿e to masowa produkcja, inaczej ni¿ jego rower,
„rêcznie robiony u fachowca w Nottingham”. Zrazi³em siê
do Nigela, ale zrazi³em siê tak¿e do roweru.
pi¹tek 8 stycznia
Dosta³em zaproszenie na œlub Berta i Queenie, pobieraj¹
siê 16 stycznia w Urzêdzie Stanu Cywilnego na Pocklington
Street.
198
200714
Moim zdaniem to strata czasu. Bert ma prawie dziewiêæ-
dziesi¹t lat, Queenie dobiega osiemdziesi¹tki. Kupienie
prezentu œlubnego odk³adam do ostatniej chwili.
Znowu pada œnieg. Poprosi³em matkê, by kupi³a mi
zielone kalosze, takie jakie ma królowa, ale przynios³a
mi czarne, niesamowicie pospolite. Potrzebujê ich tylko
po to, by odprowadzaæ Pandorê do naszej furtki. Zamierzam
pozostaæ w domu do roztopów – inaczej ni¿ wiêkszoœæ m³o-
dzieñców w moim wieku nie lubiê baraszkowaæ na œniegu.
sobota 9 stycznia, pe³nia
Nigel mówi, ¿e dziœ w nocy nadejdzie koniec œwiata.
Powiada, ¿e nast¹pi ca³kowite zejœcie ksiê¿yca (powinien
czytaæ „Reader’s Digest” i zwiêkszyæ zasób s³ów). Rzeczy-
wiœcie, trochê siê œciemni³o, ale potem ksiê¿yc odzyska³
si³y i ¿ycie potoczy³o siê jak przedtem, z wyj¹tkiem miasta
York, którego centrum pad³o ofiar¹ powodzi.
niedziela 10 stycznia
Nie pojmujê, dlaczego ojciec, który ma czterdzieœci
jeden lat, wygl¹da tak staro w porównaniu z prezydentem
Reaganem, który ma lat siedemdziesi¹t. Ojciec nie ma
pracy ani ¿adnych zmartwieñ, a mimo to jest strasznie
mizerny, tymczasem biedny Reagan zawsze jest uœmiech-
niêty i pogodny, chocia¿ dŸwiga na swych barkach bezpie-
czeñstwo ca³ego œwiata. To nielogiczne.
poniedzia³ek 11 stycznia
Przegl¹daj¹c zesz³oroczny dziennik zauwa¿y³em, ¿e
Malcolm Muggeridge nigdy nie odpowiedzia³ na moje zapy-
tanie, co robiæ, kiedy siê jest intelektualist¹. Pierwszorzêdny
199
200714
znaczek zmarnowany! Powinienem by³ napisaæ do Muzeum
Brytyjskiego, gdzie intelektualiœci lubi¹ przesiadywaæ.
wtorek 12 stycznia
Poszliœmy dziœ z Pandor¹ do klubu m³odzie¿owego.
By³o doœæ fajnie. Rick Lemon prowadzi³ dyskusjê o seksie.
Nikt nie chcia³ zabraæ g³osu, ale Rick pokazywa³ ciekawe
przezrocza przedstawiaj¹ce przeciête na pó³ macice.
œroda 13 stycznia
Rodzice Pandory straszliwie siê pok³ócili. Œpi¹ w od-
dzielnych sypialniach. Matka Pandory wst¹pi³a do socjal-
demokratów, ojciec pozostaje wierny Partii Pracy.
Pandora jest libera³k¹, wiêc dogaduje siê z obojgiem.
czwartek 14 stycznia
Ojciec Pandory ujawni³ siê jako zwolennik skrajnego
socjalisty Tony’ego Benna. Pandora zachowuje siê lojalnie,
ale jej ojciec bêdzie skoñczony, jeœli spó³dzielnia mleczar-
ska siê o tym dowie.
pi¹tek 15 stycznia
Dziêki Bogu, œnieg topnieje! Nareszcie mogê bezpiecz-
nie chodziæ ulicami, maj¹c pewnoœæ, ¿e nikt nie wepchnie
mi œnie¿ki za ko³nierz kurtki.
sobota 16 stycznia, ksiê¿yc w ostatniej kwadrze
Bert siê dzisiaj o¿eni³.
S³oneczny Dom Spokojnej Staroœci im. radnego Coo-
pera wynaj¹³ autokar, ¿eby zawieŸæ na œlub wszystkie
staruszki, które utworzy³y szpaler z chodzików.
200
200714
Bert wygl¹da³ superzasto; spieniê¿y³ polisê na ¿ycie
i przeznaczy³ gotówkê na nowy garnitur. Queenie mia³a
kapelusz zrobiony z kwiatów oraz owoców, a twarz posma-
rowa³a grub¹ warstw¹ makija¿u, ¿eby ukryæ zmarszczki.
Nawet Szabla mia³ na szyi czerwon¹ kokardê. Uwa¿am, ¿e
Królewskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzêtami post¹-
pi³o bardzo ³adnie, zwalniaj¹c Szablê na œlub jego pana.
Obaj ojcowie, mój i Pandory, wnieœli Berta z wózkiem
do urzêdu jako kawalera, a nastêpnie wynieœli jako cz³o-
wieka ¿onatego. Staruszki obrzuci³y m³od¹ parê ry¿em
i konfetti, podczas gdy matki, moja i Pandory, wyca³owa³y
Queenie i obdarowa³y j¹ podkow¹ na szczêœcie.
Reporter i fotograf z gazety kazali wszystkim pozowaæ
do fotografii. Zapytali, jak siê nazywam, ale odpar³em, ¿e
nie ¿yczê sobie ¿adnego rozg³osu z tytu³u dobroci, jak¹
okaza³em Bertowi.
Przyjêcie odby³o siê w domu opieki; kierowniczka zro-
bi³a nawet tort weselny z literami „B” i „Q” u³o¿onymi
z ¿elek.
W poniedzia³ek, po miesi¹cu miodowym w domu opieki,
Bert i Queenie przeprowadzaj¹ siê do parterowego domku.
Miesi¹c miodowy! Ha! Ha! Ha!
niedziela 17 stycznia
Przyœni³ mi siê ch³opiec taki jak ja, zbieraj¹cy kamyki
w deszczu. To by³ niesamowicie dziwny sen.
Czytam Czarnego ksiêcia Iris Murdoch. Rozumiem
jeden wyraz na dziesiêæ. Mam tak¹ ambicjê, ¿eby kiedyœ
naprawdê dobrze siê bawiæ podczas lektury którejœ z jej
ksi¹¿ek. Wtedy zyskam pewnoœæ, ¿e wyrastam ponad stado
prostaków.
201
200714
poniedzia³ek 18 stycznia
Szko³a. Pierwszy dzieñ semestru. Mnóstwo materia³u
do przygotowania na ma³¹ maturê. Nigdy sobie z tym nie
poradzê. Co prawda jestem intelektualist¹, lecz równoczeœ-
nie nie grzeszê inteligencj¹.
wtorek 19 stycznia
W teczce na ksi¹¿ki i sportowej torbie przydŸwiga³em
do domu czterysta osiemdziesi¹t trzy egzemplarze „G³osu
M³odoœci”. Pan Jones potrzebuje szafki na sprzêt sportowy.
œroda 20 stycznia
Dwie i pó³ godziny odrabiania lekcji! Za³amiê siê pod
nawa³em pracy.
czwartek 21 stycznia
Boli mnie mózg! W³aœnie musia³em przet³umaczyæ
na angielski dwie strony Makbeta.
pi¹tek 22 stycznia
Moim przeznaczeniem jest praca fizyczna. Nie jestem
w stanie dzia³aæ pod tak¹ presj¹. Panna Elf twierdzi, ¿e moje
wypracowania s¹ zadowalaj¹ce, ale to nie wystarczy –
Pandora za wszystko, co robi, dostaje oceny celuj¹ce,
wypisane czerwonym o³ówkiem.
sobota 23 stycznia
Le¿a³em w ³ó¿ku do wpó³ do szóstej wieczorem, by
zyskaæ pewnoœæ, ¿e ominie mnie jazda do Sainsbury’ego.
202
200714
Wys³ucha³em w Radiu Four audycji o nieszczêœliwej rodzi-
nie. Zadzwoni³em do Pandory. Odrobi³em geografiê. Pod-
ra¿ni³em siê z psem. Zasn¹³em. Obudzi³em siê. Martwi³em
siê przez dziesiêæ minut. Wsta³em. Zrobi³em sobie kakao.
Mam nerwy w strzêpach.
niedziela 24 stycznia, trzecia po Objawieniu Pañskim
Matka obwinia Iris Murdoch o mój stan nerwowy. Twier-
dzi, ¿e ktoœ, kto siê uczy do ma³ej matury, nie powinien
czytaæ ksi¹¿ek o mêkach dorastania.
poniedzia³ek 25 stycznia
Nie by³em w stanie odrobiæ matematyki. Zadzwoni³em
do telefonu zaufania. Mi³y pan, który odebra³ telefon,
powiedzia³, ¿e odpowiedŸ brzmi dziewiêæ ósmych. Okaza³
niesamowit¹ dobroæ cz³owiekowi pogr¹¿onemu w rozpa-
czy.
wtorek 26 stycznia
Ten g³upi telefon zaufania pomyli³ siê w odpowiedzi!
Wynik wynosi tylko siedem pi¹tych! Dosta³em zaledwie
szeœæ punktów na dwadzieœcia mo¿liwych. Pandora odpo-
wiedzia³a poprawnie na wszystkie pytania. Krótko mówi¹c,
dosta³a sto procent.
œroda 27 stycznia
Matka urz¹dzi³a w naszej bawialni zebranie o prawach
kobiet. Nie mogê porz¹dnie skupiæ siê na lekcjach, bo jakieœ
baby bez przerwy œmiej¹ siê, krzycz¹ i tupi¹ na schodach.
W niczym nie przypominaj¹ dam.
203
200714
czwartek 28 stycznia
Z historii dosta³em piêtnaœcie punktów na dwadzieœcia
mo¿liwych. Pandora dosta³a dwadzieœcia jeden; dali jej
dodatkowy punkt za to, ¿e wiedzia³a, jak mia³ na imiê ojciec
Hitlera.
pi¹tek 29 stycznia
Wróci³em wczeœniej ze szko³y z powodu ostrej migreny
(opuœci³em test z religii porównawczej). Przy³apa³em ojca,
jak ogl¹da³ Domowe przedszkole i udawa³ ¿o³¹dŸ, z której
wyrasta d¹b.
sobota 30 stycznia
Migrena. Jestem zbyt chory, by pisaæ.
niedziela 31 stycznia, czwarta po Objawieniu Pañskim
Przysz³a Pandora. Przepisa³em od niej lekcje. Poczu³em
siê lepiej.
poniedzia³ek 1 lutego, ksiê¿yc w pierwszej kwadrze
Matka postawi³a ojcu ultimatum – albo znajdzie jak¹œ
pracê, albo zajmie siê domem, albo niech sobie idzie.
Ojciec szuka pracy.
wtorek 2 lutego, Matki Boskiej Gromnicznej (w Szkocji
dzieñ wnoszenia op³at dzier¿awnych)
Zjawi³a siê babcia Mole, ¿eby mi powiedzieæ, i¿ w koœ-
ciele spirytualistów, do którego uczêszcza, w zesz³ym
204
200714
tygodniu og³oszono koniec œwiata. Oœwiadczy³a, ¿e wszyst-
ko powinno by³o skoñczyæ siê wczoraj.
Przysz³aby wczeœniej, ale pra³a zas³ony.
œroda 3 lutego
Ojcu odebrano karty kredytowe! Barclay, Nat West
i American Express maj¹ dosyæ jego lekkomyœlnych wydat-
ków. Koniec z nami – w szufladzie na skarpetki zosta³o
tylko kilka funtów odprawy.
Matka szuka pracy.
Mam uczucie déj
ï vu.
czwartek 4 lutego
Poszed³em odwiedziæ Berta i Queenie. W ich domku jest
tak wiele drobiazgów, ¿e nie ma wrêcz gdzie siê ruszyæ.
Szabla, machaj¹c ogonem, za ka¿dym razem zrzuca co
najmniej dziesiêæ przedmiotów. Nowo¿eñcy wygl¹daj¹ na
szczêœliwych, chocia¿ ich ¿ycie p³ciowe musi byæ dosyæ
mizerne.
pi¹tek 5 lutego
Mam napisaæ wypracowanie na temat przyczyn II wojny
œwiatowej. Co za strata czasu! Wszyscy wiedz¹, jakie by³y
jej przyczyny! Zdjêcia Hitlera spotykam na ka¿dym kroku.
sobota 6 lutego
Skoñczy³em wypracowanie – przepisa³em je z Encyklo-
pedii Peara.
Matka posz³a na kobiecy kurs samoobrony; kiedy ojciec
zacznie narzekaæ, ¿e grzanki znów s¹ przypalone, bêdzie
mog³a mu wymierzyæ cios karate w tchawicê.
205
200714
niedziela 7 lutego, siedemdziesi¹tnica
Ca³y dzieñ nudzi³em siê jak mops. W niedzielê rodzice
nic nie robi¹, tylko czytaj¹ niedzielne gazety. Inne rodziny
je¿d¿¹ na wycieczki do parków safari itp. Ale nie my.
Kiedy zostanê rodzicem, w weekendy bêdê dostarcza³
swoim dzieciom stymuluj¹cych bodŸców.
poniedzia³ek 8 lutego, pe³nia
Matka znalaz³a pracê. Wybiera pieni¹dze z automatów
do gry w Space Invaders. Zaczê³a od dzisiaj, odpowiadaj¹c
na pilny telefon z urzêdu pracy, w którym jest zarejestro-
wana.
Mówi, ¿e najbardziej przepe³nione maszyny stoj¹ w pod-
rzêdnych kafejkach oraz w klubach dla wyk³adowców
uniwersyteckich.
Uwa¿am, ¿e matka zdradzi³a zasady. Dogadza obsesjom
s³abych umys³ów.
wtorek 9 lutego
Matka zrezygnowa³a z posady. Mówi, ¿e w pracy jest
napastowana seksualnie, a poza tym ma uczulenie na
dziesiêciopensówki.
œroda 10 lutego
Ojciec zamierza otworzyæ w³asn¹ firmê i produkowaæ
pó³eczki na zio³a. Wyda³ resztkê odprawy na klej oraz
sosnowe deseczki, nasz pokój goœcinny zamieni³ siê w war-
sztat. W ca³ym domu jest pe³no trocin.
Jestem bardzo dumny ze swego ojca. Jest teraz dyrek-
torem przedsiêbiorstwa, a ja jestem synem dyrektora!
206
200714
czwartek 11 lutego
Po szkole dostarczyliœmy pani Singh potê¿n¹ pó³kê.
Trzeba by³o dwóch osób, ¿eby j¹ zanieœæ i powiesiæ nad
kuchennym sto³em. Pani Singh poczêstowa³a nas wstrêtn¹
indyjsk¹ herbat¹, po czym zap³aci³a ojcu i zaczê³a zape³niaæ
pó³eczkê egzotycznymi indyjskimi przyprawami. Wygl¹-
da³y znacznie ciekawiej ni¿ nudna pietruszka i tymianek
mojej matki.
Dla uczczenia pierwszej sprzeda¿y ojciec kupi³ butelkê
szampana! Nie ma ¿adnego szacunku dla inwestycji kapita-
³owych.
pi¹tek 12 lutego
Pandora pojecha³a z ojcem do Londynu, ¿eby wys³uchaæ
przemówienia Tony’ego Benna. Matka Pandory uda³a siê
na wiec socjaldemokratów do Loughborough. Smutny to
dzieñ, gdy rodziny rozpadaj¹ siê przez politykê.
Nie jestem pewien, jak bêdê g³osowa³. S¹ dni, gdy myœlê,
¿e pani Thatcher jest ca³kiem mi³a, lecz gdy nazajutrz widzê
j¹ w telewizji, sztywniejê ze strachu. Ma oczy psychotycz-
nego mordercy, natomiast g³os osoby ³agodnej. To myl¹ce.
sobota 13 lutego
Pandora zadurzy³a siê w Tonym Bennie tak samo, jak
kiedyœ w Adamie Ancie. Uwa¿a, ¿e starsi mê¿czyŸni s¹
podniecaj¹cy.
Usi³ujê zapuœciæ w¹sy. Jutro walentynki – dzisiaj przy-
sz³a wielka kartka, na kopercie by³ stempel Sheffield.
207
200714
niedziela 14 lutego, szeœædziesi¹tnica, œw. Walentego
Wreszcie dosta³em ¿yczenia od kogoœ, kto nie jest moim
krewnym! Kartka od Pandory by³a urocza, z prostymi
s³owami mi³oœci:
Adrianie, tylko Ty jeden.
Ja da³em Pandorze pseudowiktoriañsk¹ kartkê, na której
napisa³em:
Moja dziewczyna,
Podkolanówki i w³osy jak miód,
Ca³ym sob¹ s¹dzê, ¿e to istny cud.
Wdziêki Twej postaci s¹ wrêcz niedoœcig³e,
Ja jestem Roy Rogers, a Ty jego Trigger.
Nie ca³kiem trzyma rytm, ale siê œpieszy³em. Pandora nie
zrozumia³a literackiej aluzji do Roy Rogersa, wiêc po¿y-
czy³em jej rocznik starych komiksów ojca.
Ojciec wyrzuci³ kartkê z Sheffield do kosza na œmieci.
Gdy poszed³ do pubu, matka j¹ wyjê³a. W œrodku widnia³
odrêczny tekst:
Pauline, jestem udrêczony.
Matka uœmiechnê³a siê i podar³a przesy³kê.
poniedzia³ek 15 lutego, urodziny George’a Washingtona
w USA, ksiê¿yc w ostatniej kwadrze
Wróciwszy ze szko³y, us³ysza³em, jak matka rozmawia
przez telefon z tym gnojkiem Lucasem. Mia³a obleœny g³os
i mówi³a na przyk³ad:
– Nie proœ mnie o to, Bimbusiu – albo – Wszystko
miêdzy nami skoñczone, kochany. Musimy postaraæ siê
zapomnieæ.
208
200714
Nie zniosê ju¿ wiêcej stresu emocjonalnego. I tak mam
go doϾ wskutek intensywnej nauki oraz rywalizacji
z Tonym Bennem o wzglêdy Pandory.
wtorek 16 lutego
Matka Pandory przysz³a wczoraj z³o¿yæ za¿alenie na
swoj¹ pó³kê do przypraw, która spad³a ze œciany, rozsypuj¹c
rozmaryn i tumeryk po ca³ej pod³odze. Matka przeprosi³a j¹
w imieniu ojca, który ukry³ siê w sk³adziku na wêgiel.
Powa¿nie siê zastanawiam, czyby nie uciec z domu i nie
zostaæ w³óczêg¹. Takie ¿ycie by mi siê podoba³o, pod
warunkiem ¿e móg³bym codziennie braæ k¹piel.
œroda 17 lutego
Panna Elf opowiedzia³a nam dzisiaj o swoim ch³opaku.
Nazywa siê Winston Johnson. Ma tytu³ magistra nauk
humanistycznych, a mimo to nie mo¿e znaleŸæ pracy!
To jak¹ ja mam szansê?
Panna Elf powiada, ¿e jak kraj d³ugi i szeroki nauczy-
ciele s¹ zrozpaczeni. Mówi, ¿e pan Scruton powinien siê
wstydziæ, ¿e powiesi³ portret pani Thatcher nad swoim
biurkiem.
Chyba siê radykalizujê.
czwartek 18 lutego
Rano ca³ej szkole kazano zebraæ siê w auli. Pan Scru-
ton wyszed³ na scenê i zachowywa³ siê jak Hitler na fil-
mach. Oœwiadczy³, ¿e przez d³ugie lata nauczania nigdy nie
spotka³ siê z tak powa¿nym aktem wandalizmu. Zapad³a
martwa cisza i zaczêliœmy siê zastanawiaæ, co takiego siê
sta³o. Scruton wyjaœni³, ¿e ktoœ zakrad³ siê do jego biura,
209
200714
domalowa³ Margaret Thatcher w¹sy, a na jej dekolcie
napisa³: „Trzy miliony bezrobotnych”. Powiedzia³, ¿e zbez-
czeszczenie wizerunku najwiêkszej przywódczyni, jak¹
kiedykolwiek mia³ ten kraj, to zbrodnia przeciwko ludz-
koœci. Postêpek ten równa siê zdradzie stanu, a kiedy znaj-
dzie siê winny, zostanie natychmiast wydalony. Scruton
wytrzeszczy³ oczy tak dalece, ¿e niektórzy pierwszoklasiœci
wybuchnêli p³aczem. Panna Elf wyprowadzi³a ich w bez-
pieczne miejsce.
Ca³a szko³a musi siê poddaæ badaniu pisma.
pi¹tek 19 lutego
Panna Elf z³o¿y³a wymówienie. Szkoda, dziêki niej
dojrza³em politycznie. Jestem zdeklarowanym radyka³em –
sprzeciwiam siê w³aœciwie wszystkiemu.
sobota 20 lutego
Z Pandor¹, Nigelem i Claire Neilson za³o¿yliœmy grupê
ekstremistów pod nazw¹ „Ró¿owa Brygada”. Dyskutujemy
o takich sprawach, jak wojna (jesteœmy przeciw), pokój
(jesteœmy za) oraz ostateczny upadek spo³eczeñstwa kapita-
listycznego.
Ojciec Claire Neilson to kapitalista, w³aœciciel sklepu
z warzywami. Claire usi³uje go nak³oniæ, by za darmo roz-
dawa³ ¿ywnoœæ ludziom nieotrzymuj¹cym wynagrodzenia,
lecz on odmawia. Pasie siê na ich g³odzie!
niedziela 21 lutego, piêædziesi¹tnica
Pok³óci³em siê z ojcem o „Sunday Express” – ojciec nie
widzi, ¿e sta³ siê powolnym narzêdziem reakcyjnej prawicy,
i nie chce przerzuciæ siê na „Morning Star”. Matka czyta
byle co; prostytuuje swoj¹ znajomoœæ alfabetu.
210
200714
poniedzia³ek 22 lutego
Znowu wyskoczy³y mi pryszcze, ponadto jestem bardzo
sfrustrowany seksualnie. Kilka godzin namiêtnej mi³oœci
z pewnoœci¹ poprawi³oby mi cerê.
Pandora mówi, ¿e dla kilku pryszczy nie zaryzykuje
zostania samotn¹ matk¹. Bêdê wiêc musia³ znów uciec siê
do samozaspokojenia.
wtorek 23 lutego, ostatki, nów
Zjad³em dziewiêæ p¹czków w domu, trzy u Pandory oraz
cztery u Berta i Queenie. Urazi³em babciê, odrzucaj¹c jej
propozycjê, ¿e szybko coœ dla mnie usma¿y, ale mia³em
naprawdê pe³ny brzuch.
To obrzydliwe, kiedy Trzeci Œwiat musi prze¿yæ na kilku
ziarnkach ry¿u.
Mam niesamowite poczucie winy.
œroda 24 lutego, Popielec
Nasze szkolne panie kucharki zosta³y zwolnione! Obiady
s¹ teraz przywo¿one w termosach z centralnej kuchni.
By³bym zorganizowa³ protest, ale jutro mam test z geografii.
Za trzydzieœci lat znoju nad dzbankiem z budyniem pani
Leech dosta³a kuchenkê mikrofalow¹.
czwartek 25 lutego
Dosta³em z geografii piêtnaœcie punktów na dwadzieœ-
cia mo¿liwych. Straci³em punkty za odpowiedŸ, ¿e Wyspy
Falklandzkie s¹ czêœci¹ Argentyny.
211
200714
pi¹tek 26 lutego
W stanie wzbudzenia mój liczy sobie trzynaœcie centy-
metrów; skurczony, nie jest wart nawet wzmianki. Moja
kondycja ogólna tak¿e siê poprawia, chyba op³aci³y siê
æwiczenia na rozci¹ganie pleców. Przedtem nale¿a³em do
ch³opców, którym sypano piaskiem w twarz, a teraz nale¿ê
do ch³opców, którzy patrz¹, jak sypi¹ piaskiem w twarz
komuœ innemu.
sobota 27 lutego
Przez ca³y tydzieñ ojciec nie zrobi³ i nie sprzeda³ ani
jednej pó³eczki na przyprawy. ¯yjemy z opieki spo³ecznej
oraz zasi³ku.
Matka rzuci³a palenie. Psu obciêto racje do pó³ puszki
pokarmu Chum dziennie.
niedziela 28 lutego, czterdziestnica (pierwsza wielkiego
postu)
Na niedzielny obiad dosta³em jajko i frytki z groszkiem!
Nie by³o deseru! Ani nawet porz¹dnej serwetki!
Matka mówi, ¿e jesteœmy nouveau biedni.
poniedzia³ek 1 marca
Ojciec rzuci³ palenie. Chodzi po domu z poblad³¹ twarz¹
i czepia siê wszystkiego, co robiê.
Po raz pierwszy, odk¹d matka wróci³a, rodzice siê po-
k³ócili. Zawini³ pies, który zjad³ mielonkê, przeznaczon¹
na podwieczorek. Biedak nie móg³ siê powstrzymaæ –
jest na pó³ oszala³y z g³odu. Znów dostaje dziennie ca³¹
puszkê pokarmu Chum.
212
200714
wtorek 2 marca, ksiê¿yc w pierwszej kwadrze
Rodzice cierpi¹ na ostry zespó³ g³odu nikotynowego.
Dla kogoœ niepal¹cego, jak ja, to nawet zabawne.
œroda 3 marca
Po¿yczy³em ojcu na benzynê, pojecha³ na rozmowê
w sprawie pracy. Matka go ostrzyg³a, ogoli³a oraz poinstru-
owa³a, co ma robiæ i jak siê zachowywaæ. To ¿a³osne, jak
bezrobocie zdegradowa³o ojca do dzieciêcej zale¿noœci
od innych ludzi.
Czeka, a¿ odezwie siê do niego Serwis Si³a Robocza.
Wci¹¿ choruje wskutek niepalenia. Jego usposobienie
siêgnê³o nowych szczytów wybuchowoœci.
czwartek 4 marca
¯adnych wieœci o pracy. Przebywam poza domem, ile
tylko mogê. Rodzice s¹ nie do zniesienia. Prawie chcia³-
bym, ¿eby znowu zaczêli paliæ.
pi¹tek 5 marca
Dosta³ pracê!!!
Zaczyna w poniedzia³ek jako nadzorca renowacji
brzegów kana³ów. Bêdzie kierowa³ band¹ takich, co siê
nie ucz¹. ¯eby to uczciæ, kupi³ matce szeœædziesi¹t paczek
papierosów Benson and Hedges, a sobie szeœædziesi¹t
playersów. Ja dosta³em familijne opakowanie batonów
Mars.
Przynajmniej raz wszyscy s¹ niesamowicie szczêœliwi.
Nawet psu poprawi³ siê humor. Babcia robi ojcu na drutach
we³nian¹ czapkê do pracy.
213
200714
sobota 6 marca
Poszliœmy z Pandor¹ obejrzeæ ten kawa³ek brzegu kana-
³u, którym bêdzie siê zajmowa³ mój ojciec. Nigdy, prze-
nigdy nie zdo³a go uprz¹tn¹æ ze wszystkich starych rowe-
rów, wózków dzieciêcych, chwastów i puszek po coca-coli,
nawet za tysi¹c lat! Powiedzia³em mu, ¿e w tej sytuacji nie
mo¿e wygraæ, lecz odpar³ tylko:
– Wrêcz przeciwnie, za piêæ lat bêdzie to piêkny zak¹tek.
Tak, a ja zostanê Nancy Reagan! Tato!
niedziela 7 marca, druga wielkiego postu
Ojciec poszed³ dziœ obejrzeæ swój brzeg kana³u. Kiedy
wróci³, zamkn¹³ siê w sypialni. Nadal tam przebywa –
s³yszê, jak matka go pociesza.
Nie wiadomo, czy w ogóle stawi siê jutro do pracy.
Zwa¿ywszy okolicznoœci, s¹dzê, ¿e nie.
poniedzia³ek 8 marca
Poszed³.
Po szkole przespacerowa³em siê nad kana³, gdzie znalaz-
³em ojca, komenderuj¹cego band¹ skinheadów i punków.
Sprawiali wra¿enie opryskliwych i nieuczynnych. ¯aden
nie chcia³ pobrudziæ sobie ubrania, wygl¹da³o wrêcz na to,
¿e tylko mój ojciec coœ robi. By³ ca³y ub³ocony. Próbo-
wa³em zamieniæ z ch³opakami kilka uprzejmych s³ów, ale
wzgardzili moimi zabiegami. Zwróci³em ojcu uwagê, ¿e
zostali odepchniêci przez okrutne, obojêtne spo³eczeñstwo,
ale powiedzia³ tylko:
– Zje¿d¿aj do domu, Adrian, i przestañ wygadywaæ
lewackie brednie.
Niech lepiej uwa¿a, bo zaraz bêdzie mia³ do czynienia
z buntem.
214
200714
wtorek 9 marca, pe³nia
Moje wyniki w szkole siêgnê³y kolejnego dna. Z orto-
grafii dosta³em piêæ punktów na dwadzieœcia mo¿liwych.
Chyba jestem anorektykiem.
œroda 10 marca
Ojciec poprosi³ mnie, bym nie przyprowadza³ Pandory
nad kana³ po szkole. Mówi, ¿e po jej odejœciu nie mo¿e
poradziæ sobie z ch³opakami. Rzeczywiœcie, jest osza³a-
miaj¹co piêkna, ale ch³opaki musz¹ siê nauczyæ panowaæ
nad sob¹. Ja muszê – Pandora wci¹¿ odmawia skonsu-
mowania naszego zwi¹zku. Czasem zastanawiam siê,
co ona we mnie widzi. Z dnia na dzieñ ¿yjê w przera¿eniu,
¿e nasz zwi¹zek siê rozpadnie.
czwartek 11 marca
Pandora i jej matka przyst¹pi³y do kobiecej grupy mojej
matki. Mê¿czyŸni i ch³opcy nie maj¹ wstêpu do naszej
bawialni. Ojcu powierzono pieczê nad ochronk¹, urz¹dzon¹
w jadalnym pokoju.
Herod, córeczka Ricka Lemona, czo³ga³a siê pod sto³em,
krzycz¹c: – Cyc! Cyc! – Ojciec bezskutecznie powtarza³,
¿eby siê zamknê³a, dopóki mu nie wyjaœni³em, ¿e Cyc to
imiê jej matki. Herod jest bardzo radykalnym dzieckiem –
nigdy nie jada s³odyczy, a spaæ chodzi o drugiej w nocy.
Ojciec uwa¿a, ¿e kobiety powinny siedzieæ w domu
przy garach. Mówi to szeptem, ¿eby nie polec pod ciosami
karate.
215
200714
pi¹tek 12 marca
Ojciec mia³ nad kana³em dobry dzieñ – prawie dogrzeba³
siê do trawy. Z tej okazji przyprowadzi³ skinheadów i pun-
ków na szklankê domowego piwa. Po ich wtargniêciu
do naszej kuchni pani Singh oraz moja matka by³y nieco
wstrz¹œniête, ale uspokoi³y siê, gdy ojciec powiedzia³,
¿e ch³opcy nazywaj¹ siê Baz, Daz, Maz, Kev, Melv i Boz.
Boz obieca³, ¿e pomo¿e mi zreperowaæ hamulce roweru.
Jest prawdziwym fachowcem – kradnie rowery, odk¹d
skoñczy³ szeœæ lat.
sobota 13 marca
Boz zaproponowa³ mi klej do w¹chania, ale uprzejmie
odmówi³em.
niedziela 14 marca, trzecia wielkiego postu
Wszystkie znane mi kobiety uda³y siê na wiec w sprawie
prawa kobiet do pracy. Pani Singh posz³a w przebraniu.
Przy huœtawkach w parku spotka³em Ricka Lemona,
huœta³ Herod trochê za wysoko. Herod wznosi³a okrzyki:
– Cyc! Cyc!
poniedzia³ek 15 marca
Kochaj¹ siê we mnie a¿ dwie kobiety! Na przyrodzie
Elizabeth Sally Broadway da³a Victorii Louise Thomson
karteczkê: „Zapytaj Adriana Mole’a, czy zechce siê ze mn¹
umówiæ”.
Victoria Louise Thomson (odt¹d okreœlana jako V.L.T.)
przekaza³a mi tê wiadomoœæ. Odpowiedzia³em odmownie.
Elizabeth Sally Broadway (odt¹d okreœlana jako E.S.B.)
niesamowicie posmutnia³a i zaczê³a roniæ ³zy na palnik
Bunsena.
216
200714
To doprawdy cudowne, ¿e zarówno Pandora, jak i Eliza-
beth s¹ we mnie zakochane.
Mo¿e jednak nie jestem taki brzydki.
wtorek 16 marca
Pandora i E.S.B. pobi³y siê na boisku. Jestem zniesma-
czony postêpkiem Pandory – na ostatnim zebraniu Ró¿owej
Brygady przysiêga³a, ¿e przez ca³e ¿ycie bêdzie pacyfistk¹.
Ale wygra³a! Ha! Ha! Ha!
œroda 17 marca, œw. Patryka, œwiêto pañstwowe
(w Irlandii), ostatnia kwadra ksiê¿yca
O 22.30 samochód policyjny przywióz³ pana O’Leary do
domu. Pani O’Leary przysz³a poprosiæ ojca, ¿eby pomóg³
jej zanieœæ pana O’Leary na górê do ³ó¿ka. Ojciec nadal
u nich jest – nawet przez podwójne szyby s³yszê muzykê i
œpiewy.
To nie ¿arty, kiedy trzeba siê wyspaæ do szko³y.
czwartek 18 marca
Czytam Jak dzieci przegrywaj¹ Johna Holta. Niesamo-
wicie dobra ksi¹¿ka. Je¿eli nie zdam ma³ej matury, bêdzie to
wy³¹cznie wina moich rodziców.
pi¹tek 19 marca
Moje samodzielne wypracowanie z angielskiego:
Wiosna, A. Mole
Drzewa okrywaj¹ siê p¹kami, w rzeczy samej, na nie-
których jest nawet listowie. Wyci¹gaj¹ ga³êzie do nieba
217
200714
niczym pijane strachy na wróble. Ich pnie wij¹ siê i wkrê-
caj¹ w ziemiê, tworz¹c gêstwê korzeni. Jasne niebo unosi
siê niepewne jak nieœmia³a panna m³oda u drzwi œlubnej
komnaty. Ptaki bij¹ skrzyd³ami, dr¹¿¹c kapryœnym lotem
k³êbiast¹ watê chmur niby pijane strachy na wróble.
Przejrzysty potok majestatycznie gulgocze do kresu swej
podró¿y.
– Ku morzu! – wo³a. – Ku morzu! – powtarza bez koñca.
Samotny ch³opiec o p³on¹cych lêdŸwiach siedzi wpa-
trzony w swe odbicie we wzburzonych wodach. Zaiste,
serce ma ciê¿kie. Jego wzrok pada na ziemiê i spoczywa
na cudownym, majestatycznym, wielobarwnym motylu.
Skrzydlaty owad wzbija siê do lotu, zabieraj¹c oczy
ch³opca, które z wolna zamieniaj¹ siê w py³ek na tle
czerwieni zachodu. W powiewie zefiru wyczuwa nadziejê
ludzkoœci.
Pandora s¹dzi, ¿e to najlepsza rzecz, jak¹ kiedykolwiek
napisa³em, ale wiem, ¿e zanim nauczê siê rzemios³a, czeka
mnie d³uga droga.
sobota 20 marca, równonoc wiosenna
Matka da³a sobie obci¹æ wszystkie w³osy. Wygl¹da jak
jedna z pensjonariuszek cioci Susan, wcale nie macie-
rzyñsko. Nie wiem, czy mam jej coœ kupiæ na Dzieñ Matki;
wczoraj przez ca³y wieczór pomstowa³a na to œwiêto,
twierdz¹c, ¿e to komercyjny przekrêt, karmi¹cy siê naiw-
noœci¹ ró¿nych g³upków.
218
200714
niedziela 21 marca, czwarta wielkiego postu, Dzieñ Matki
11.30
Matka od rana jest w z³ym humorze, bo nic jej nie
kupi³em.
13.00
– Na twoim miejscu, synu – powiedzia³ ojciec –
skoczy³bym do pana Cherry’ego i kupi³ matce kartkê
z ¿yczeniami oraz prezent.
Da³ mi dwa funty, wiêc kupi³em kartkê z napisem:
„Kocham Ciê, Mamusiu” (tylko taka zosta³a, ale mam
pecha!), i piêæ pude³ek lukrecjowej mieszanki (przece-
nionej, bo pude³ka by³y pogniecione). Matka rozchmurzy³a
siê; nawet nie mia³a wiêkszych pretensji, kiedy ojciec
poszed³ zanieœæ babci pêk tulipanów i wróci³ po piêciu
godzinach, zalatuj¹c alkoholem.
Matka Pandory by³a rozpieszczana w restauracji. Kiedy
bêdê s³awny, zafundujê to samo mojej matce.
poniedzia³ek 22 marca
Skatalogowa³em biblioteczkê w sypialni. Mam sto
piêædziesi¹t jeden ksi¹¿ek, nie licz¹c pozycji Enid Blyton.
wtorek 23 marca
Za jedenaœcie dni koñczê piêtnaœcie lat. Za rok i jede-
naœcie dni móg³bym siê o¿eniæ, gdybym zechcia³.
œroda 24 marca
Jedyna rzecz, która w moim wygl¹dzie naprawdê mnie
martwi, to uszy. Stercz¹ mi z g³owy pod k¹tem dziewiêæ-
219
200714
dziesiêciu stopni. Zmierzy³em je za pomoc¹ zestawu
do geometrii, wiêc zosta³o to potwierdzone naukowo.
czwartek 25 marca, œwiêto Zwiastowania, nów
Dozna³em przebudzenia duchowego. Do naszego domu
przysz³o dwóch przedstawicieli grupy religijnej, nosz¹cej
nazwê S³oneczni Ludzie. Mówili, ¿e tylko oni mog¹ przy-
nieœæ œwiatu pokój. Wpisowe wynosi dwadzieœcia funtów.
Zdobêdê sk¹dœ pieni¹dze – nic nie jest zbyt drogie, kiedy
chodzi o pokój œwiatowy.
pi¹tek 26 marca
Próbowa³em nak³oniæ Pandorê, ¿eby zapisa³a siê do
S³onecznych Ludzi. Moje argumenty jej nie przekonuj¹.
Ich przedstawiciele maj¹ przyjœæ jutro, ¿eby poznaæ moich
rodziców i podpisaæ umowê.
sobota 27 marca
S³oneczni Ludzie przyszli o szóstej po po³udniu. Ojciec
najpierw przetrzyma³ ich na progu w strugach deszczu
– ca³kiem przemoczyli szaty – po czym zarzuci³ im,
¿e urz¹dzaj¹ pranie mózgu nierozgarniêtemu dziecku.
Patrz¹c, jak odchodz¹ zau³kiem, matka zauwa¿y³a:
– Jakoœ teraz nie wygl¹daj¹ na szczególnie charyzma-
tycznych, po prostu cholernie zmokli.
Uroni³em kilka ³ez. S¹dzê, ¿e szlocha³em z ulg¹ –
dwadzieœcia funtów to kupa kasy.
220
200714
niedziela 28 marca, pi¹ta niedziela wielkiego postu,
zaczyna siê czas letni
Wczoraj ojciec zapomnia³ przestawiæ zegary, wiêc
spóŸni³em siê na zebranie Ró¿owej Brygady, które odbywa-
³o siê w bawialni Pandory. Przeg³osowaliœmy wykluczenie
z zebrania ojca Pandory z powodu jego skrajnie lewico-
wych pogl¹dów. Postanowiliœmy, ¿e w nadchodz¹cej walce
o przywództwo poprzemy Roya Hattersleya.
Pandora zniechêci³a siê do Tony’ego Benna od czasu,
gdy odkry³a, ¿e to upad³y arystokrata.
Claire Neilson przedstawi³a nam now¹ cz³onkiniê,
nazywa siê Barbara Boyer. Jest niesamowicie ³adna, a tak-
¿e niesamowicie inteligentna. Nie zgodzi³a siê z Pan-
dor¹ w kwestii nuklearnej strategii NATO, a¿ w koñcu
Pandora musia³a przyznaæ, ¿e Chiny to czarny koñ. Pandora
poprosi³a Claire, aby wiêcej nie przyprowadza³a Barbary.
poniedzia³ek 29 marca
Na szkolnym obiedzie siedzia³em obok Barbary Boyer.
To naprawdê cudowna dziewczyna. Zwróci³a mi uwagê,
¿e Pandora ma mnóstwo wad. Chyba ma racjê.
wtorek 30 marca
Zdradzam Pandorê nieseksualnie z Barbar¹. Znalaz³em
siê w odwiecznym trójk¹cie. Tylko Nigel o tym wie;
poprzysi¹g³ zachowaæ tajemnicê.
œroda 31 marca
Nigel wypapla³ wszystko ca³ej szkole. Pandora spêdzi³a
popo³udnie w pokoju pielêgniarki.
221
200714
czwartek 1 kwietnia, prima aprilis, ksiê¿yc w pierwszej
kwadrze
Barbara Boyer po³o¿y³a kres naszemu krótkiemu
romansowi. Kiedy zadzwoni³em do sklepu ze zwierzêtami,
gdzie pracuje dorywczo, czyszcz¹c klatki, oznajmi³a, ¿e nie
mo¿e znieœæ wyrazu oczu Pandory. Zapytana, czy to ¿art
na prima aprilis, zaprzeczy³a i zwróci³a mi uwagê, ¿e ju¿
minê³o po³udnie.
By³a to dla mnie powa¿na nauczka – z powodu ¿¹dzy
utraci³em mi³oœæ.
Jutro koñczê piêtnaœcie lat.
Ogoli³em siê, ¿eby poprawiæ sobie nastrój.
pi¹tek 2 kwietnia
Mam piêtnaœcie lat, lecz w œwietle prawa nadal jestem
dzieckiem. Nie istnieje nic, co mogê zrobiæ dzisiaj, a czego
nie móg³bym zrobiæ wczoraj. Niestety!
Dosta³em siedem kartek z ¿yczeniami od krewnych i trzy
od znajomych. Prezenty to zwyk³a kupa japoñskiej tandety,
chocia¿ Nigel da³ mi model samolotu, wyprodukowany
w Niemczech Zachodnich.
Pandora zignorowa³a moje urodziny. Nie mam do niej
pretensji – zawiod³em jej zaufanie.
Boz, Baz, Daz, Maz, Kev i Melv przyszli znad kana³u,
¿eby poklepaæ mnie po ramieniu. Boz da³ mi tubkê kleju
do mojego samolotu.
sobota 3 kwietnia
8.00
Wielka Brytania wypowiedzia³a wojnê Argentynie!!!
W³aœnie og³osili to w Radiu Four. Nie posiadam siê z pod-
222
200714
niecenia. Po³owa mnie s¹dzi, ¿e to tragedia, a druga po³owa
jest niesamowicie podniecona.
10.00
Obudzi³em ojca, by mu powiedzieæ, ¿e Argentyna za-
jê³a Falklandy. Wyskoczy³ z ³ó¿ka jak oparzony – s¹dzi³, ¿e
Falklandy le¿¹ opodal wybrze¿a Szkocji. Kiedy wyjaœni-
³em, ¿e te wyspy s¹ oddalone od nas o osiem tysiêcy kilo-
metrów, wróci³ do ³ó¿ka i naci¹gn¹³ ko³drê na g³owê.
16.00
W³aœnie spotka³a mnie najbardziej upokarzaj¹ca rzecz
w ¿yciu. Mia³o to miejsce, kiedy skleja³em model samolotu.
Ju¿ prawie skoñczy³em, kiedy przysz³o mi do g³owy, aby
eksperymentalnie pow¹chaæ klej. Przytkn¹³em nos do pod-
wozia, w¹cha³em przez piêæ sekund, ale nie doœwiadczy³em
¿adnych doznañ duchowych – za to nos przyklei³ mi siê do
samolotu! Ojciec musia³ zawieŸæ mnie do szpitala na ostry
dy¿ur, ¿eby go oderwano. Sam nie wiem, jak wytrzyma³em
te wszystkie œmiechy i kpiny.
Lekarz z izby przyjêæ napisa³ na karcie chorobowej:
„W¹chacz kleju”.
Zadzwoni³em do Pandory – przyjdzie do mnie zaraz
po lekcji gry na altówce. Tylko mi³oœæ trzyma mnie przy
zdrowych zmys³ach...
200714
Redakcja: Ewa Rojewska-Olejarczuk
Korekta: Maciej Korbasiñski, Jadwiga Przeczek
Redakcja techniczna: Alek Radomski
Projekt ok³adki i stron tytu³owych: Anna Lenartowicz
Fotografia wykorzystana na I stronie ok³adki: Tomasz Pi³at
Wydawnictwo W.A.B.
02-502 Warszawa, £owicka 31
tel./fax (22) 646 01 74, 646 01 75, 646 05 10, 646 05 11
Druk i oprawa:
Drukarnia Wydawnicza im. W.L. Anczyca S.A., Kraków
ISBN 83-89291-40-1
200714
200714