ROZDZIAŁ 7
Missy opadła na kolana, płacz wyrwał się z jej ust. Jak mógł ją zostawić
po tym jak powiedziała mu, że są partnerami? Przeklęty zbyt taktowny
dupek. Każda komórka w jej ciele krzyczała na nią by za nim poszła,
zaciągnęła z powrotem do chaty i zmusiła by skończył to co zaczęli.
Opuściła głowę do ziemi i skoncentrowała się. Jej umiejętności jako
Omega uspokoiły ją tak, że mogła myśleć, mogła funkcjonować aż Tad
odzyska swój rozsądek i wróci. Długie, powolne oddechu pomogły ulżyć
największemu bólowi gdy rozciągnęła hormonalno-naprężone mięśnie
ramion i nóg. Po, co wydawało się godzinie, Missy podpełzła do stołu i
podciągnęła się.
Kierując się do drzwi, zmusiła nogi do współpracy i dalszego ruchu. Część
jej ciała chciała odciąć się i wrócić pod koce i drżeć aż Tad wróci i
złagodzi jej ból. Ale jeśli co to podejrzewała o nim było prawdą, Tad nie
był świadomy wszystkich fizycznych reguł wilków. Mógł nie chcieć się z
nią łączyć, ale teraz nie miał w tym względzie dużo do powiedzenia.
Chemiczny włącznik zaczął się przekręcać i potrzebowali siebie nawzajem
żeby przeżyć.
"Po prostu nie" nie wystarczyłoby.
Szarpnięciem otworzyła drzwi i wpatrywała się w śnieżycę. Wiatr trząsł
dachem chaty. Ciężko było zobaczyć schody pięć stóp dalej przy krawędzi
ganku gdy śnieg pokrywał go warstwą śniegu.
Jeśli Tad był wszędzie tylko nie w samolocie, był w niebezpieczeństwie.
Gdy ściągnęła ubranie, zęby zaczęły jej szczękać od więcej niż zimna. Jej
skóra była tak wrażliwa, że nawet dotyk własnych rąk rozrywał jej ciało z
bólu. Tad mógł być tak troskliwy jak chciał innym razem. Teraz zamierzała
wyciągnąć jego dupę i zmusić by ją przyjął.
Missy weszła na ganek naga, skóra uderzana przez cząsteczki lodu, które
kuły jak osy. Obniżyła się na ziemię i zmieniła, wygoda zmiany w wilka
złagodziła część bólu nawet jeśli tęsknota za partnerem sięgała głębszych
warstw rdzenia.
Wyczuła do w śnieżycy. Tad próbował zaprzeczać, że są partnerami, ale
nie można było zaprzeczyć połączeniu. To było jak sznurek zawiązany
pomiędzy nimi, za którym mogła łatwo podążać.
Zeskoczyła z ganku i słuchała przez chwilę, ostre wycie wiatru było inne
dla jej wilczych uszu. Małe istoty kuliły się pod gankiem, ich małe ciałka
ukrywały się przed zimową furią. Większe zwierzęta włóczyły się
pomiędzy ochronnymi drzewami, w tym przynajmniej jednego
naturalnego wilka. On wiedział, że ona tu była. On wiedział, że była jedną
z nich, a jednak inną, i miałby się na baczność. Pozwoliła odrobinie z jej
świadomości Omegi wydobyć się żeby go uspokoić zanim odwróciła się, i
zaczęła tropić swojego partnera.
Wiatr zatarł już większość ze śladów Tada, wgłębienia wypełniły się
niesionym śniegiem. Trop, którym podążała, przemierzał, jakby Tad
poruszał się na niepewnych nogach. Sposób w jaki udało mu się odejść na
tak daleko, pokazało jej niezwykłą siłę.
Albo upór, który graniczył z kretynizmem.
Podeszła do samolotu, strach w niej wzrastał. Wyczuła zwalniające bicie
serca Tada, nie przez medytację, ale dlatego, że był w niebezpieczeństwie.
Z przodu przy nartach samolotu, była pokryta śniegiem hałda. Pośpieszyła
tam i odkryła jego skulonego twarzą do ziemi. Odrzuciła głowę do tyłu i
zawyła, długi wysoki płacz rozkazu, zanim przytknęła pysk do boku jego
twarzy i powąchała.
Początkowy ślad jego zapachu przeleciał przez nią z wpływ strzału tequili.
W głowie jej zawirowało, jej usta zwilgotniały a seksualne napięcie
ponownie rozeszło się po jej ciele tylko przez samą obecność przy nim.
Ale czuła również niebezpieczeństwo. Tad był rozpalony. Jego ciało
trzęsło się z gorączki, a nawet jeśli go obudzi, nie będzie w stanie go nieść.
Ponownie zawyła, tym razem głośniej, bardziej żądająco.
Missy użyła łap i zębów żeby przyciągnąć Tada bliżej samolotu i
niewielkiej ochrony zbocza zanim owinęła się wokół jego głowy, jej
oddech ogrzewał jego twarz. Wyczekiwała jakiegokolwiek śladu ruchu, w
Tadzie jaki i wybielonym powietrzu wokół nich.
- Missy? - głos Tada był cichym chrypnięciem.
Polizała jego szyję.
- Przepraszam, Missy. Tak bardzo mi przykro.
Głowa Missy podskoczyła w uwadze.
Przyszli. Naturalne wilki podkradły się do miejsca gdzie leżał Tad, oczy
lidera były ma Missy. Zmusiła go do odwrócenia wzroku, nie ruszyła się z
obronnej pozycji wokół Tada. Powoli wilk leśny podszedł i opadł na
ziemię przy jej łapach. Lizał przez chwilę jej pysk, a ona szturchnęła go
głową.
Byli w porządku.
Kilka minut później Missy podwójnie sprawdziła stos futrzanych ciał
zakrywających Tada by utrzymać go w cieple zanim ona wróci z pomocą.
Trąciła przywódcę w pożegnaniu i odwróciła się.
***
Ból musnął jego kark, owinął się delikatnie wokół jego czoła i następnie
uderzył pomiędzy oczy. Tad jęknąłby, ale to wymagało zbyt wiele energii.
Dyszenie zdawało się być limitem możliwości narzekania w tym
momencie.
- Więc, chłopcze zombie. Zamierzasz ruszyć swój tyłek z łóżka jeszcze w
tym tygodniu czy co? - głośny głos jego wspólnika odbijało się echem
jakby używał megafonu.
- Myślisz, że tym razem będzie coś pamiętał, Shaun?
- Nie wiem, TJ. Myślę, że to całkiem zabawne. A może powiemy mu, że
został najęty żeby obwoził Królową po następnej królewskiej wycieczce?
Rozmawiali w pobliżu, ale Tad nie mógł ich widzieć.
- Hej, chłopaki. Zamknijcie się na chwilę. Który z was rzucił kowadło na
moją głowę?
- Hmm, dobry znak. Jest dupkiem. - powiedział Shaun.
- Dlaczego nie widzą? - Tad myślał, że ma otwarte oczy, ale w pokoju było
tak ciemno, że nie był pewny.
Słaby płomyk światła pojawił się gdy Shaun rozsunął zasłony.
- Jest noc i zasunęliśmy dla ciebie zasłony blokujące światło. Lekarz sfory
powiedział, że przy gorączce musisz mieć najciemniej jak to możliwe żeby
uniknąć komplikacji. - podszedł i usiadł, miał najbardziej zaniepokojony
wyraz twarzy jaki u niego Tad widział. - Jak się czujesz?
Tad spróbował powoli się rozciągnął. Czuł bóle na bólach, jego głowa
pękała i było coś co musiał pamiętać.
- Złapałem grypę czy coś?
Tad patrzył jak TJ i Shaun wymieniają się spojrzeniami.
- Tak, czy coś. Pamiętasz tego faceta, którego woziłeś tam i z powrotem
całymi godzinami? Złapał jakiś poważny rodzaj zarazków, a skoro miałeś
tę przyjemność przebywania z nim w zamkniętym pomieszczeniu, stałeś
się ładną małą bombą czekającą na wybuch. - wyjaśnił Shaun.
TJ prychnął.
- Oczywiście bieganie po pieprzonej zamieci nie pomogło. Przeżyłeś tylko
dlatego, że...
- TJ, idź zrobić kawę. Dzięki. - Shaun odwrócił się tyłem do TJ w
odprawieniu.
Tad spróbował się roześmiać gdy TJ opuścił pokój.
- Jak to zrobiłeś? Myślałem, że nikt go nie umie uciszyć gdy już zacznie.
Shaun sięgnął do czoła Tada.
- To wilcza sprawa. jestem wyżej rangą i używał tego tylko kiedy trzeba. -
wolnym ruchem Shaun dotknął jego skóry.
Gigantyczne niewidzialne lodowe kolce pojawiły się i zaczęły go wszędzie
dźgać. Odsunął się od ręki Shauna, przeklinając pod nosem. W głowie mu
się zakręciło, a skóra pełzała.
- O co tu, do diabła, chodzi?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Tad rzucił w Shauna poduszką.
- Co to za głupia dupowata uwaga? Oczywiście, że chcę wiedzieć. Moja
głowa pulsuje i czuję się jakbym pełzał po kopcu mrówek po zanurzeniu w
miodzie.
- Ooooh. Ładne przeprosiny, latający chłopcze. Czy pamiętasz skąd
wziąłeś miód?
Tad przygotował się do krzyknięcia, żeby Shaun zaczął mówić z sensem, a
wtedy...
- Oh cholera, Czy z Missy wszystko w porządku?
Shaun zaklaskał dłońmi w przesadnym entuzjazmem.
- W końcu, poprawne pytanie. Ty razem jesteś na krawędzi zdrowia
psychicznego. Tak, z Missy jest w porządku na ile może być.
- Co to znaczy? I dlaczego zachowujesz się tak dziwnie? - Tad odrzucił
nakrycie i opuścił nogi na podłogę, zamierzając się ubrać. Pokój miał inny
pomysł ponieważ okręcił się o 180 i odwrócił do góry podłogą. Tad znalazł
się na plecach, tym razem na dywanie.
- Spróbujmy jeszcze raz. Jak się czujesz, Tad?
Nic nie pracowało jak powinno, a jego mózg czuł się jak zamarznięty.
- Do licha, co się ze mną dzieje?
Głos Shauna stał się cichym mówiącym "jestem cierpliwy" półgłosem.
- Byłeś chory, Tad. Złapałeś grypę od tego faceta, z którym...
Pieprzyć to.
- Tak, mówiłeś mi. - Tad wyciągnął rękę do Shauna żeby się podnieść.
Shaun schował za siebie ręce, a Tad przeklął. Przetoczył się na brzuch i
podciągnął się boleśnie na kolana.
- Nie żebym nie chciał ci pomóc, ale słuchanie twoich krzyków za każdym
razem gdy ktoś cię dotyka traci swój urok po pierwszym tuzinie. - Shaun
usiadł na krześle obok łóżka.
Tad wczołgał się na materac i zakrył się. Nacisk kołdry na jego skórę bolał
mniej niż zimno przesączające się do jego kości.
- Czy ja wariuję?
Shaun potrząsnął głową.
- Przykro mi jeśli wydaję się trochę opryskliwy, ale wyjaśniałem to już
pięć razy. nie jestem pewien czy będziesz pamiętał to co powiem więc jest
raczej trudno być entuzjastycznym z wyjaśnianiem tego znowu. Ale
miejmy nadzieję, że szóstka jest magiczna, no to zaczynamy. Jest
czwartek. Byłeś...
- Co? - krzyknął Tad. - Missy i ja robiliśmy ustawienia w poniedziałek
zanim utknęliśmy w chacie.
Shaun uniósł drew.
- Dobra robota. Pierwszy raz pamiętałeś to bez podpowiedzi. Pamiętasz co
jeszcze robiłeś z Missy? - Tak zaklnął i Shaun wyrzucił ramiona w
powietrze. W porządku, wygląda na to, że dokądś zmierzamy. Wiem, że to
doprowadza twojego biednego małego człowieka za szaleństwa, ale
zamierzam przez chwilę mówić po wilczemu. Zacząłeś Pierwsze Parzenie
z nią i z jakiegoś głupiego, idiotycznego powodu przestałeś. Nie można
zatrzymywać aktywacji w połowie drogi, Tad. Wszystko co zdołałeś
zrobić to wprawić kulę w ruch i trafiłeś w pętlę czasową. Dopóki nie
skończyć co zacząłeś, ani ty ani Missy nie będziecie mogli znieść dotyku
innej osoby bez bólu. To po pierwsze. Numer dwa to nikt z nas nie
wiedział, że Missy jest Omegą i...
- Czym? - ból w jego ciele lekko zelżał gdy przypominał sobie co się
działo w chacie z Missy. jak prawie zdecydował uwięzić ją na wieczność.
- Omega. Zamiast zajmować się władzą i przywództwem sfory jak Alfa i
Beta, ona pomaga nastawiać emocjonalny szlak. Ona instynktownie wie co
musi się zdarzyć. Sfory bez Omegi często mają wilki zdziczałe albo
schodzące na stronę sprzeczną z prawem. Nawet nie wiesz, że tam są jeśli
wykonują dobrą robotę.
Tad potarł twarz dłońmi.
- Czy z Missy jest okay? Gdzie ona jest?
Shaun wyciągnął rękę.
- Za chwilę. Najpierw muszę powiedzieć ci coś innego.
- Cholera, Shaun, już mi mówiłeś, że nie jestem tylko dupą za zabawianie
się z Missy, jestem też odpowiedzialny za papranie ze sforą. Jaką jeszcze
bombę chcesz na mnie zrzucić?
Jego przyjaciel pochylił się do przodu na krześle, oczy poważne, usta
zaciśnięte.
- Nie spaprałeś naszej sfory. Missy nas odwiedza i nie zdołałem się od nie
dowiedzieć skąd pochodzi.
Tad potrząsnął głową w dezorientacji.
- Mnie powiedziała.
- Cóż, musi ci bardziej ufać niż sobie zdajesz sprawę. Keil nie mógł z niej
tego wyciągnął i mówi mi to, że ona jest albo cholernie silna albo
cholernie przerażona czymś. Również nigdy nie nazwałem cię dupą za
zabawianie się z Missy, ale za zatrzymanie. Duża różnica, kolego. Muszę
cię o coś spytać. Jeśli Missy nie byłaby wilkiem, chciałbyś się z nią
kochać?
Do czego Shaun zmierzał?
- Oczywiście. Wiesz, że ją lubię od czasów liceum, a nie wiedziałem
wtedy, że jest wilkiem. Nawet zdecydowałem, że...
Shaun podniósł dłoń i wtrącił się.
- Dobra. Nie to zrozumiem. Umówiłbyś się z Missy, nawet przespał z nią
jako człowiekiem. A co jeśli się w tobie zakocha? Myślisz, że mógłbyś się
w niej zakochać?
Tad nie wiedział do czego on zmierzał.
- Tak.
- Więc nie martwiłbyś się dowiadując, że ona nie przejmuje się tym, że
Pierwsze Parzenie może zaowocować fałszywym partnerstwem ponieważ
ona zawsze się w tobie trochę podkochiwała i doszła do wniosku, że lepiej
kochać ciebie, nawet jeśli nie odwzajemnisz jej uczuć. - Shaun przyciszył
głos, lekko potrząsając głową. - Bardzo teraz cierpi, Tad. Jest w fizycznym
bólu z powodu tego cholernego aktywowania, ale emocjonalnie też
ponieważ udało cię się ją odtrącić.
- Bo nie chciałem jej ranić!
Shaun zrobił minę.
- Nieźle ci poszło, Einstein. Uratowała twój tyłek i cię potrzebuje. Teraz
możesz być cały ludzko nieśmiały i srać na swój własny czas, ale jeśli
jesteś człowiekiem, pójdziesz tam i naprawisz wszystko obojętnie czy ona
jest twoją partnerką czy nie.
Do sypialni dotarło trzaśnięcie a tuż za nim głośne przeklinanie. Shaun
skoczył na nogi i ruszył do drzwi.
- Cholerny idioto, TJ, palisz cały dom czy przygotowujesz kawę? -
Spojrzał na Tada. - I?
Cieszył się, że głowa fizycznie już mu się nie kręciła ponieważ robiła
potrójne obroty gdy starał się nadążyć za rozmową.
- I co?
- Czy mam przyprowadzić Missy albo czy zostaniesz dupkiem?
On musiał żartować. Tad wskazał na łóżko i jego trzęsące się ciało.
- Chcesz żebym uwiódł kobietę gdy leżałem w łóżku chory przez trzy dni?
śmiech Shauna był ostry i głośny w cichym pokoju.
- Grypa przeszła ci po pierwszym dniu. Reszta to efekty uboczne twojej
głupoty. Jak tylko przyprowadzę tu Missy poczujesz się o wiele lepiej.
Zaufaj mi.
Czy Missy naprawdę go tak bardzo potrzebowała? Gdyby Tad myślał o
wiele przejrzyściej za pierwszym razem, nie spowodowałby tylu
problemów. Wyszctko zeszło na zrobienie właściwej rzeczy.
Tad zapatrzył się w okno. Tak wiele, przez ostatnie kilka lat, obracało się
wokół sfory i uczeniu się o wilkach. Stał się tak rozproszony przez swoją
potrzebę aktywacji, że zostawił wszystkie ludzkie cele za sobą. To był
błąd.
Myślał o sposobie w jaki Missy uśmiechnęła się do niego pierwszego dnia
ich spotkania po wielu latach. Sposób w jaki jej oczy świeciły się z
figlarnością gdy go drażniła. Dźwięk jej śmiechu. dotyk jej ręki. Złapał się
na tym, że się uśmiecha wspominając sposób w jaki się przez nią czuł,
jakby był zdolny i godny zaufania.
Jasna cholera, był w niej zakochany.
Tad wziął głęboki oddech i zdał sobie sprawę, że to nie tylko właściwa
rzecz do zrobienia, ale że tego chciał. Marzył o tym. Nawet jeśli Missy
zdradzała oznaki fałszywego partnerstwa, upewni się, że nigdy nie poczuje
się niekochana. Naprawdę, to nie różniło się od jego wcześniejszych
życiowych planów gdy zdał sobie sprawę, że ma wilcze geny - poznać
dziewczynę, zakochać się, wziąć ślub.
Odwrócił się twarzą do Shauna.
- Gdzie ona jest?
- Ona jest w łóżku Shauna. - powiedział TJ gdy wsadził głowę do pokoju i
gniew przemknął przez Tada. Shaun zauważył to i rzucił TJem o ścianę.
- Gładki ruch, bystrzaku. Tad, jest okay. Spałem na twojej kanapie, a jedna
z dziewczyn ze sfory zajmuje się Missy. Nigdy jej nie dotknąłem.
TJ zachichotał.
- Taa, nikt jej nie dotyka ponieważ okropnie jest słuchać dźwięków, które
wydaje.
- TJ!
Tad się zdecydował.
- Shaun, potrzebuję wielkiej przysługi. Czy mogę użyć twojego
apartamentu przez... cóż, aż nie będziemy go już potrzebować? Pójdę tam.
Wtedy nikt nie będzie musiał dotykać Missy.
Shaun wypuścił długi oddech.
- Dobra decyzja, Tad. Widzisz, dlatego jestem twoim przyjacielem. Mogę
ci pomóc?
Tad sięgnął żeby wciągnął dżinsy, ale zmienił zdanie. Nie planował
ubierania się przez długi czas. Ostrożnie wsunął się w duży szlafrok, który
Robyn podarowała mu na gwiazdkę, z emblematem "Piloci robią to w
czasie lotu" na plecach, i skierował się do łazienki.
- Daj mi kilka minut na umycie. Mogę chodzić, ale będziesz musiał
prowadzić. Jeśli zostanę zatrzymany nie będę wiedział jak wytłumaczyć
RCMP* dlaczego jestem tak ubrany w lutym.
- Chce ktoś drinka? - spytał TJ trzymając parujący garnek ciemnego płynu.
Tad powąchał powietrze.
- TJ, skąd wziąłeś kawowe fusy?
TJ wskazał na pojemnik na parapecie.
Shaun zakasłał.
- Nie powinienem tego pić. Prawda, Tad?
- Prawda. Chyba że chcesz rozwinąć silne listowie i jaskrawo zielone
liście.
TJ powąchał garnek.
- Wydawało mi się, że pachnie egzotycznie...
*RCMP - Kanadyjska Królewska Policja Konna