background image

Ewa Nowak 
Cztery Łzy 
 
© Copyright by Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2004 
Koncepcja serii: Ewa Nowak 
Projekt okładki i stron tytułowych oraz rysunki: Joanna Gwis 
Projekt typograficzny i łamanie: Grażyna Janecka 
Redakcja: Anna Gawlińska 
Korekta: Iwona Witt, Agnieszka Trzeszkowksa 
Wydanie pierwsze, Warszawa 2004 
Egmont Polska Sp. z o.o. 
ul. Dzielna 60,01-029 Warszawa 
www.egmont.pl/ksiazki 
ISBN 83-237-2051-7 
Druk: Opolgraf SA 
5ЧМ ^oqX1 
Było już jasno. Za oknem w ogrodzie krzyczały ptaki. Zuzia, przeciągając się, zerknęła na 
budzik. Dochodziła szósta. Wyłączyła budzik, bo była pewna, że już nie zaśnie. Wsunęła nogi w 
kapcie, wzięła do ręki kolorowe czasopismo leżące przy łóżku i wzrokiem poszukała muchy, 
która przed chwilą ją obudziła. Na próżno. Owad ukrył się gdzieś skutecznie. 
- Koszmarne, grube różowe parowy - mruknęła do siebie, patrząc na swoje palce, zaciśnięte na 
gazecie. 
Wstała i uchyliła duże okno. Na dole, w przedpokoju, było co prawda wielkie lustro w szafie, ale 
korzystała z niego tylko wtedy, gdy wychodziła z domu - ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, 
było to, żeby bracia zobaczyli, jak przegląda się w lustrze. Teraz wzięła do 
ręki zrolowaną gazetę i udając, że to mikrofon, zaczęła nucić swoją ukochaną piosenkę. 
Tylko ja, tylko ty, tylko my, moje łzy, twoje łzy, nasze łzy. 
Nagle przerwała. 
- No tak. Na mikrofonie będzie widać moje wielkie, kiełbasiane paluchy. 
Rozłożyła gazetę i zaczęła ją przeglądać w poszukiwaniu zdjęć piosenkarek. Znalazła trzy. Na 
każdym artystki trzymały mikrofon blisko twarzy i na każdym widać było smukłe, zadbane i 
kształtne palce. 
- A gdybym tak nosiła rękawiczki... 
Podbiegła do komody i wyjęła puchate rękawice z jednym palcem. Szybko je włożyła. Wzięła 
gazetę i przyjmując pozę piosenkarek, zaśpiewała: 
Tylko ja, tylko ty... 
Zerknęła w szybę. 
- Chyba zwariowałam. I te włosy! 
Pochyliła głowę i potargała sobie włosy. Nastroszyła je, potem energicznie się wyprostowała i 
spojrzała w szybę. 
Tylko ja, tylko ty... 
- Beznadziejnie. 
Zdjęła rękawice i rzuciła je byle gdzie. Przyjrzała się włosom piosenkarek. 
-A gdybym tak obcięła się na łyso... Przecież tano, ta... 
Nie mogła sobie przypomnieć nazwisk, ale była pewna, że widziała zdjęcia ostrzyżonych na zero 
piosenkarek. Otworzyła szufladę i znalazła foliową torbę z kostiumem kąpielowym. Wyciągnęła 
z niej różowy czepek i założyła na głowę. Poszukała pod łóżkiem rękawiczek. 

background image

- Nie, nie. Jestem za niska. 
Teraz, kiedy wszyscy jeszcze spali, nie mogła wyjść do przedpokoju i szukać butów mamy. 
Stanęła więc na prowizorycznym podwyższeniu z podręczników. 
- O, teraz o wiele lepiej. Jeszcze żeby tak mi nie było widać tych ohydnych, wystających 
obojczyków. 
Ciężko usiadła na łóżku i zaczęła uważnie studiować zdjęcia gwiazd estrady. Każda miała na szyi 
wielkie wisiory i sznury naszyjników. Zuzia podeszła do małej szkatułki z biżuterią. Jednak 
wszystko wydało jej się za małe. Wzrok sam pobiegł w stronę przedłużacza. Luźno oplotła nim 
ramiona. Było dobrze. Gruby sznur odwracał uwagę od obojczyków. 
- Jak to na wszystko można znaleźć sposób. Uśmiechnęła się do siebie zadowolona. Z kaloryfera 
ściągnęła ręcznik i wepchnęła go sobie tam, gdzie w przyszłości miał się znaleźć najwspanialszy 
biust na świecie. 
Zaczęła śpiewać inny przebój. 
Jest, na pewno jest ten ktoś, kto pokocha mnie... Może jeszcze śpi, może martwi się, może biega 
z psem, może w piłkę gra... lecz jest. 
Nie śpiewała naprawdę, tylko poruszała ustami, ale w szybie widziała prawdziwą artystkę 
obdarzoną rewelacyjnym głosem, do której podbiega z gratulacjami tłum dziennikarzy. 
-Kiedyś planowała pani szereg operacji plastycznych. Teraz widzi pani, że jednak nic nie 
przeszkodziło pani w karierze. I to w jakiej karierze! 
- Co ty robisz? 
- Nagrywam właśnie kolejną płytę... 
Zuzia odwróciła się do drzwi. Na progu stała mama i z otwartymi ze zdziwienia ustami 
wpatrywała się w córkę, która opleciona przedłużaczem i w czepku na 
głowie stała na stercie książek, ściskając w dłoniach zrolowaną gazetę. 
- Łapię muchę. Nie widisz? - odpowiedziała spokojnie. 

Było wpół do ósmej. Zuzia siedziała przy stole w kuchni. Jadła kanapkę z żółtym serem i 
słuchała, o czym mama rozmawia przez telefon. 
- ...byłam... wyglądam, jakbym miała kask hokejowy na głowie... no, nie wiem... boję się, że on 
pomyśli, że mi zależy... niby masz rację... niech wie, co stracił... tak, jeszcze tylko paznokcie... 
będę pamiętać o perfumach... pa! 
Mama odłożyła słuchawkę i trzeci raz z rzędu zmyła i pomalowała paznokcie. 
-1 jak? - wyciągnęła rękę w stronę córki. 
- Mamo, te lakiery niczym się od siebie nie różnią. 
- Mylisz się. - Mama wzięła zmywacz i zaczęła energicznie pocierać kolejne paznokcie. - 
Czytałaś o tej piosenkarce z Finlandii? Nie czytałaś, a ja wczoraj u fryzjera czytałam o tej Farid 
czy Fared. To, że miała tak wspaniale dobrane kolorem ubrania, otworzyło jej drogę do kariery. 
Poszukiwali aktorki, której już nie mieli czasu przebrać. A ona miała ubrania idealnie dobrane 
kolorystycznie. Wszystko grało, rozumiesz? A poza tym dbanie o siebie poprawia samopoczucie. 

- Так? - Zuzia odstawiła kubek. 
- Tak. Nigdy nie wiadomo, co zadecyduje o naszej przyszłości. Teraz dobrze? - Mama pokazała 
lakier identyczny z poprzednim. 
Zuzia nie odpowiedziała. Odstawiła talerz i poszła do swojej szyby. 
Wchodząc po schodach, spojrzała na podłogę - była idealnie czysta. Kafelki w łazience lśniły, 
firanki były sztywne od soli - dom wprost lśnił czystością. 

background image

-Mamo... - chciała zapytać, dlaczego wszystko jest tak idealnie wysprzątane (ojciec zabiera ich 
przecież do siebie na cały weekend), ale ugryzła się w język. 
- Ziuta! - usłyszała głos brata - wychodzimy! Jeśli chcesz nam ponieść tornistry, to się ruszaj. 
- Chwila! - krzyknęła i zerknęła w szybę. Spódnica gryzła się z rajstopami. Teraz to zobaczyła. 
Gdyby dziś w szkole potrzebowali aktorki dramatycznej bez zmiany stroju, toby jej nie przyjęli. 
„Jak mogłam tak ryzykować?!" - pomyślała. 
- Idziesz? - pod oknem usłyszała głosy braci. 
- Chwilę, muszę znaleźć but - odkrzyknęła. 
- Stara Ziuta szuka buta. Spadamy. Ziuta, my lecimy! Czy my jakieś szczeniaki, żeby ciągle w 
budzie siedzieć? 
Słysząc oddalające się głosy, dwoma wprawnymi ruchami nałożyła na powieki cień. 
- Zuzia, za piętnaście! Ja idę! - krzyknęła mama. -I nie nabałagań! 
Zuzia wściekła rzuciła się do szafy. Wyciągnęła rajstopy z zeszłego roku. Były dokładnie takie, o 
jakie jej chodziło. Zakładając je w panice, spojrzała na zegarek. Ostatnia szansa, żeby wyjść. 
Podskoczyła kilka razy, licząc, że rajstopy w jakiś cudowny sposób się wydłużą, ale... niestety. 
Trudno. Wskoczyła w buty, szybko zamknęła drzwi na klucz i dopędziła mamę. Obie szły 
szybko. Mimo iż świeciło piękne wiosenne słońce, wiał ostry, huczący wiatr i żeby się usłyszeć, 
musiały do siebie krzyczeć. 
-1 jak tam poszukiwania przyjaciółki? 
- Bez zmian - odkrzyknęła Zuzia i cmoknęła mamę w policzek. 
W tym miejscu się rozdzielały. Mama uczyła w innej szkole niż ta, do której chodziła Zuzia. 
* Na drugiej lekcji była matematyka. Matematyczka poprosiła, żeby wszyscy, którzy zrobili 
przykład, podnieśli ręce. Zuzia zrobiła, ale ręki nie podniosła. Rajstopy miała kilkanaście 
centymetrów nad kolanami i gdyby nauczycielka poprosiła, żeby zrobiła przykład na tablicy - 
spadłyby na oczach całej klasy. Wolała nie ryzykować. 
Tymczasem nauczycielka każdej osobie, która podniosła rękę, wpisała plus, a przykład zrobiła 
sama. 
* Zaraz po ostatniej lekcji podeszła do Zuzi Weronika, córka biologiczki. 
- Zuzka, czemu jesteś taka markotna? Dziś piątek, może... 
Zuzia czuła, że Weronika chciałaby zaprosić ją do siebie. Widziała, że od jakiegoś czasu robi 
podchody, ale... ale odwiedzanie kogoś, u kogo po domu chodzi biologiczka, wcale się Zuzi nie 
uśmiechało. A poza tym jedyne, o czym teraz marzyła, to to, żeby Werka sobie już poszła, żeby 
szatnia była pusta i żeby mogła nareszcie podciągnąć te idiotyczne rajstopy. 
- Chciałabym zostać sama - powiedziała Zuzia. Werka ze zdziwienia zamrugała oczami. Jednak 
przełknęła przykrość i powiedziała przyjaźnie: 
- Fajne masz rajstopy, pasują ci. 
- Ta, bardzo fajne - warknęła Zuzia. 
* Znów wracała ze szkoły sama. Był piątek. Co krok stały grupki przyjaciółek i nie zważając na 
wiatr, śmiały się i plotkowały. Kiedy Zuzia doszła do domu, nie umiała już powiedzieć, czy jest 
tak wściekła, bo w jej klasie żadna dziewczyna nie nadaje się na przyjaciółkę, czy dlate- 

go, że tak uwierają ją te najwstrętniejsze w świecie fioletowe rajstopy. 
Zdążyła tylko z grubsza odrobić lekcje, zmienić rajstopy, zjeść trzy gołąbki z ziemniakami, gdy 
usłyszała, że przed domem zatrzymuje się samochód. Pędem pognała do swojego pokoju. 
Zamierzała zabrać ze sobą tylko rzeczy pasujące kolorem. Te, które się gryzły, nie patrząc nawet, 
co to za ciuchy - wrzuciła do szuflady w komodzie. Była gotowa. 
* - Pięknie wyglądasz. - Ojciec bardzo oficjalnie pocałował mamę w rękę. 

background image

- Dziękuję. - Mama z nastroszonymi włosami, z idealnie umalowanymi paznokciami, na 
wysokich obcasach wyglądała perfekcyjnie. - Może wejdziesz? -Otworzyła drzwi do sieni i z 
domu doszedł ich zapach czystości. 
Ojciec zrobił dziwną minę, jakby wszystko rozumiał. 
- Nie, nie, dzięki. Może, jak będę odwozić dzieci. -Jak chcesz. - Mama zrobiła kilka kroków i 
dzięki 
temu ojciec poczuł, jak wspaniale pachnie. - Bawcie się dobrze - powiedziała słodko, a Jarkowi 
szepnęła do ucha - i grzecznie. I nie dopominać się o jedzenie. Nie wyłudzać pieniędzy. 
Ojciec ukłonił się i odjechali. 
-Jak, Zuziaczku? - zaczął, gdy tylko ruszyli. Jego bliski kolega rozwodził się już dwa razy i 
ojciec często słuchał jego rad. Teraz, przed pierwszym weekendem z dziećmi, też dał mu kilka 
wskazówek. „Rozmawiaj z dzieciakami o bliskich im sprawach". A czym bardziej może 
interesować się nastolatka, jak nie chłopcami - rozumował ojciec. Zgodnie z tym rozumowaniem 
wypalił: -1 jak tam, Zuziu? Masz już chłopaka? W szkole... 
-Tato, my nie chodzimy do szkoły dla niewidomych, więc jak Ziuta może mieć chłopaka? - 
szczerze roześmiał się Radek, a Jarek zawtórował mu, jak zawsze z sekundowym opóźnieniem. 
Zuzia zagryzła wargi, ale nic nie pomogło. Widziała, że ojciec roześmiał się z dowcipu brata. 
Oczy same uciekły jej do lusterka. Kiełbasiane palce i cztery włosy na krzyż nie mogą mieć 
chłopaka. Nawet własny ojciec sobie z niej żartuje! Zaczęła płakać. 
-Co ja takiego powiedziałem? Zuziaczku, co się stało? 
- Albo ja? Tato, musimy wpaść do sklepu z gospodarstwem domowym po kubeł. Jak Ziuta 
zacznie ryczeć, to samochód może od środka zamoknąć i elektryka siądzie. 
- Nienawidzę was! - krzyknęła Zuzia i zaczęła płakać na dobre. 
- Naprawdę? - Radek zrobił słodką minę. - A my ciebie tak kochamy. Prawda, Jaruś? 
- Rzekłeś, o nieomylny. 

Na rozprawie rozwodowej ustalono, że co drugi weekend będą spędzali z ojcem. Jechali do niego 
pierwszy raz i mieli wielkie plany. Chcieli iść na basen i na sztuczne lodowisko, pojechać do 
Gdyni do oceanarium i pochodzić po Długim Targu w Gdańsku. I oczywiście, szczerze z tatą 
pogadać. Ale przede wszystkim chcieli zobaczyć, jak to jest być tylko z ojcem - bez mamy. 
Kiedy rodzice mieszkali razem, wszystkim rządziła mama. Ojciec właściwie przychodził na 
kolacje i zaraz zaczynali się kłócić o to, co które z nich powiedziało wczoraj... Tyle przynajmniej 
z tego rozumieli. O ile tatuś jeszcze czasem tłumaczył im, jaki mama ma trudny charakter, o tyle 
mama powtarzała tylko, że zawsze będą ich dziećmi, i nic im nie tłumaczyła. Ale i tak wszystko 
rozumieli. 
Żeby sprawić ojcu przyjemność, długo oglądali jego nowe mieszkanie, wielki taras z pustymi 
jeszcze donicami, garaż, schowek i skrzynkę na listy. Ze wszystkiego był taki dumny. A potem 
zaproponował, żeby poszli do kina. Zuzia wybrała miejsce jak najdalej od braci. 
6» 
W sobotę przed ósmą rano zadzwonił telefon - ojciec musiał na chwilę jechać do pracy. Nic nie 
szkodzi - po-leniuchują, zjedzą śniadanie i będzie fajnie. Nareszcie luz i święty spokój. 
Ojciec wrócił o ósmej, po dwunastu godzinach. Udawał, że nic się nie stało, i od drzwi wołał, że 
ma dla nich niespodziankę. Wszedł, niosąc trzy płaskie pudła z pizzą. Brak entuzjazmu u dzieci 
zrozumiał, gdy zobaczył przy drzwiach dwa płaskie pudła po dopiero co zjedzonych pizzach. 
Wieczorem chciał się zdrzemnąć i zapytał, czy nie poszliby do kina. Poszliby, czemu nie? Wzięli 
pieniądze i poszli. 

background image

Grali to samo co wczoraj, ale było zimno i wszystkie sklepy były już zamknięte. Po chwili 
zastanowienia wybrali kino. W końcu od obejrzenia dwa razy tego samego filmu nikt jeszcze nie 
umarł. 
Niedzielny ranek był słoneczny, niemal letni. Ojciec, świeżo ogolony, przywitał ich 
rozpuszczalnym kakao. Potem zadzwonił telefon... Do ojca wpadł kolega, bo musieli doszlifować 
prezentację. Przed drugą ojciec zamówił im pikantne skrzydełka i pozwolił zjeść po opakowaniu 
lodów. A potem trzeba było wracać do domu. 
Jechali w milczeniu. Przed samym Władysławowem ojciec jakby sobie coś przypomniał. 
- A jak się uczycie? Jeśli macie jakieś kłopoty w szkole, to zaraz mówcie. 
- Kłopoty? U nas wszystko gra - szczerze odpowiedział Jarek, który w ostatnim tygodniu dostał 
trzy jedynki i dwie uwagi. 
- To dobrze, przynajmniej o to będę spokojny. 
- Możesz być całkowicie spokojny - zapewnił Radek. Zuzia chciała powiedzieć ojcu prawdę, ale 
co by to 
dało? Bracia i tak zaraz by ją zagadali. Zamiast tego marzyła, że już występuje, że w czarnym 
mroku sceny szuka jej jaskrawy reflektor, a potem zatrzymuje się na niej, a ona zaczyna śpiewać. 
Śpiewa dla niego, dla tego jedynego chłopaka w swoim życiu i to śpiewa nie byle co! To nie są 
jakieś tam skakania po scenie, jakieś wygłupy, ale poważna muzyka, od której się prawie 
płacze... Byli już na rondzie we Władysławowie, kiedy ocknęła się z marzeń. „Jak ja nie cierpię 
tego miasta" -zdążyła pomyśleć. 
- Ty, patrz! Doła! - Jarek zaczął machać ręką do jakiegoś chłopaka. - Doła! Doła! - darli się jeden 
przez drugiego. 
Chłopakz wielką siatką odmachał im przyjaźnie 
- Dół/raS clóra^zauważył ojciec. 
 

- To Piotrek Doliński, tato. Nasz kolega z klasy, straszna pie... - zagalopował się Jarek, ale 
widząc, że ojciec nie zareagował, dokończył: - Dostaliśmy uwagi za to, że tak go nazywamy. 
- Tak, nauczyciele są zawsze bez poczucia humoru -roześmiał się ojciec. -1 co? 
- Teraz nikt się nie przyczepi. Nazywamy go Pierre, z francuska. 
-1 co z tego? 
- Nie rozumiesz, tato? Nie czujesz bluesa? - naprowadzał ojca Jarek. 
Zuzia spojrzała na brata oburzona, a ojciec szczerze się roześmiał. 
-Pierre Doła! Dobre, dobre! Ach, te ksywki. Mnie w szkole nazywali Nosorożec. Do dziś nie 
wiem dlaczego. Mam nadzieję, że was nie przezywają? 
- Tato, za kogo ty nas masz? 
Samochód stał na światłach, a Piotrek tuż obok samochodu. Jarek przykleił nos do szyby i robił 
najgłupsze miny, na jakie go było stać. Piotrek raz po raz wybuchał śmiechem. Jednak ojciec nie 
widział, co za jego fotelem wyprawia syn. Widział tylko, że Piotr Doliński co i raz się śmieje, 
łapie za brzuch albo pokazuje palcem na szybę ich samochodu. 
- Rzeczywiście, jakiś dziwoląg - mruknął ojciec. 
ц 
- Wiesz co, bracie? Ziuta byłaby dobrą żoną dla Doły. Oboje niedorozwinięci - powiedział cicho 
Jarek i zaczął otwierać szybę. - Ty, Ziuta, bierz się za niego, zanim nadciągnie inna maszkara. 
- Doła! - Jarek wystawił głowę przez okno. - Znasz naszą siostrę? Ona cię... 
- Debil, debil, ty debilu! - Zuzia rzuciła się na brata z pięściami. 
- Dzieci, uspokójcie się. Ja nie mogę prowadzić samochodu. 

background image

-Jak nie możesz prowadzić, to puść go wolno -szepnął Radek i obaj z Jarkiem bezgłośnie 
zachichotali. 
Zuzia, uwięziona w pasach, cały czas wymachiwała pięściami. 

Piotrek popatrzył chwilę za odjeżdżającym samochodem. Był już po drugiej stronie ulicy i 
widział głównie Zuzię na przednim fotelu. Kiedy odjeżdżali, wyraźnie machała mu ręką. Był 
tego pewien. Jeszcze nie rozumiał, co to może oznaczać, ale czuł, że nie przypadkiem ta Szato 
mu macha. Zrobił kilka kroków i zrozumiał. 
Był tylko jeden powód, dla którego dziewczyna, której prawie nie znał, mogła mu pomachać 
ręką. Przełożył siatkę do drugiej ręki, uśmiechnął się do siebie szeroko i pomyślał, że nawet 
niedzielne popołudnia, kiedy 
trzeba znów wrócić myślami do szkoły, mogą być nie 
najgorsze. 

- Jak było? 
Dzieci spojrzały po sobie niepewnie. 
- Byliśmy w kinie. Ojciec nas strasznie tuczył. Było dużo ciepłego jedzenia, obiad to mieliśmy w 
sobotę dwa razy. Wypytywał nas, jak w szkole - spokojnie powiedział Radek. - Tatuś ma fajne 
mieszkanie. Duże. 
- To dobrze. A teraz do lekcji. 
- Ja odrobiłem u ojca - odruchowo odparł Jarek i natychmiast został szturchnięty przez brata. 
Mama podejrzliwie spojrzała na synów. 
- A więc nie zajmował się wami, tak? Niech tylko dojedzie, to ja sobie z nim porozmawiam. 
Radek popukał się w czoło i podszedł do mamy. 
-Mamo, było bardzo fajnie. Tatuś cały czas o nas dbał, cały czas był z nami - a w myślach dodał: 
„duchem" - a Jarek odrobił lekcje, bo... bo postanowił, że już nigdy cię nie zmartwi - dokończył i 
uśmiechnął się najsłodziej, jak umiał. 
- Potwór - powiedziała mama nie wiadomo o kim. 
* Zuzia widziała, że mama zerka na zegarek i oblicza, o której ojciec wróci do domu. Zapewne 
chciała od ra- 
zu do niego zadzwonić i wypytać o wszystko. Dlatego Zuzia postanowiła wyciągnąć mamę z 
domu. 
- Może byśmy poszły na spacerek? Stęskniłam się za morzem. 
-Ja też. Cały weekend nie mogłam sobie znaleźć miejsca bez was. Jak pomyślę, że jutro znów 
poniedziałek, to... to idziemy, tak? 
- Idziemy! 
Zuzia wzięła mamę pod rękę i poszły swoją ukochaną trasą w kierunku plaży. Dzień się już 
kończył, a na plażę był spory kawałek. Pomaszerowały dziarskim krokiem i w nagrodę zdążyły 
jeszcze na piękny, niemal bezwietrzny zachód słońca. 
- Cześć, chłopaki! - Piotrek Doliński podszedł do braci z zainteresowaniem czytających plakat. 
- Cześć, Doła. Masz gegrę, to dawaj i przestań kozłować, bo nie słyszę, co czytam. 
Na ścianie korytarza, przyklejony taśmą klejącą, wisiał namalowany ręcznie plakat. Zapraszał 
dziewczynki w wieku 11-15 lat na eliminacje do spektaklu Cztery łzy. Plakat informował, że 
wykładowcy ze szkoły muzycznej w Gdańsku organizują warsztaty dla wszystkich uzdolnionych 
muzycznie i aktorsko dziewcząt. Dalej wpisana była data i godzina eliminacji oraz dopisek: 
„Kandydatki proszone są o przygotowanie dwóch lub trzech piosenek o odmiennej dynamice". 
- Co to znaczy „o odmiennej dynamice"? - zagadnęła Zuzię Dorota. 

background image

Zuzia prychnęła tylko z pogardą, chociaż sama nie miała pojęcia, co to może oznaczać. Nie miała 
zamiaru pomagać potencjalnej konkurentce. 
Poczekała, aż koło plakatu zrobi się luźniej, i zaczęła jeszcze raz dokładnie go studiować. Cztery 
łzy. Patrzyła jeszcze przez chwilę na plakat, ale nic już nie mogła na nim przeczytać. Oczami 
wyobraźni zobaczyła wielki, wyraźny napis: 
„Cztery łzy. W roli dramatyczno-lirycznej Zuzanna Regina Szato. Dziewczyna z Wybrzeża, 
obdarzona najpiękniejszym głosem na świecie. Po spektaklu gwiazda będzie podpisywać swoją 
nową płytę...". 
Zuzia przymknęła oczy i zaczęła z wdziękiem machać do wiwatującego na jej cześć tłumu. 
- A ty co? - Zuzia ocknęła się i zobaczyła utkwione w niej oczy Magdy, Werki, Agaty i innych 
dziewczyn z jej klasy. - Odlatujesz? 
- Nie. Zimno mi - odpowiedziała szybko. Była na siebie wściekła, że się tak wygłupiła przed 
dziewczynami. 
Zaraz po dzwonku z pokoju nauczycielskiego wyszedł Plastuś, ich nauczyciel sztuki. 
Dziewczyny podbiegły do niego. 
- Proszę pana, proszę pana! Ale kogo potrzebują? Co trzeba będzie robić? A można wchodzić po 
dwie? - pytały jedna przez drugą. 
Plastuś nic nie wiedział. Wzruszył ramionami i powiedział niezbyt grzecznie: 
- Pewnie każą zaśpiewać ze dwie piosenki i wcielić się w jakąś rolę. Nie obiecujcie sobie za 
dużo. Zresztą, skąd mogę wiedzieć? Ja nie startuję - roześmiał się. 
„Na pewno trzeba będzie zaśpiewać dwie piosenki i wcielić się w jakąś rolę" - Zuzia w myślach 
powtórzyła słowa nauczyciela. Od razu przyszła jej do głowy Śpiąca Królewna tuż po 
przebudzeniu. Zrobiła więc minę i pozę stosowną do budzącej się królewny i zamglonymi 
oczami patrzyła przed siebie. Szła tak korytarzem, czując, że na końcu tej drogi spotka ją... 
Wpadła akurat na Piotrka Dolińskiego. Jeszcze dobrze niewybudzona z marzeń, pomyślała tylko, 
że to ktoś jakby znajomy. I żeby nie wypaść z roli, posłała mu najsłodsze „cześć" pod słońcem. 
Piotrka zatkało. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego, że Zuzia tak szybko potwierdzi jego 
marzenia. 
* Do końca dnia w szkole huczało. Mówiło się, że szukają kogoś do filmu czy do reklamy. Przy 
każdym parapecie ktoś komuś coś śpiewał, podrygiwał lub recytował wier- 
sze. Tylko na nauczycielach eliminacje nie robiły najmniejszego wrażenia. Odpytywali i robili 
klasówki jak zawsze. Po biologii Zuzia spakowała rzeczy i podeszła do Weroniki. 
- Dzięki, że mi pomogłaś. 
- Nie ma problemu. Masz coś do jedzenia, bo swoje już zjadłam? A mnie ssie. 
Zuzia skrzywiła się lekko. To było wiadome - bezinteresowność nie istnieje. Każdy tylko coś za 
coś... 
- Czyli pomogłaś mi, licząc na kawałek chleba? 
- Z chlebem nie lubię. 
- Mam bułkę. Masz. 
Zuzia podała koleżance bułkę i pomyślała, że Weronika jest strasznie interesowna. Od razu 
chciała rewanżu. Co za okropna osoba. A ona przez chwilę myślała, że może spróbują się 
zaprzyjaźnić. I chciała ją do siebie zaprosić. Dobrze, że w porę to wykryła. 
Weronika połknęła bułkę i podeszła do Zuzi. 
- Dobre, dzięki. A co ci jest z tą biolą? Przecież to banały. 
Zuzia zagotowała się z wściekłości. Jak się ma mamę biologiczkę i na pewno zna się wszystkie 
pytania wcześniej, to się jest mądrym. Nic dziwnego, że Weroniki nikt nie lubi. Jej nie da się 
lubić. 

background image

- Może i banały. Cześć. 
Nie chcąc już nikogo widzieć, zeszła na dół do pra-1 cowni muzycznej, żeby jeszcze raz 
zobaczyć swoje na-1 zwisko na plakacie. Ze zdziwieniem zobaczyła, że to I plakat zapraszający 
na eliminacje, nie na jej koncert. I A była pewna, że był tu inny, z jej nazwiskiem napisanym 
wielkimi literami. W końcu korytarza stała grupa uczniów skupiona wokół jakiegoś innego 
plakatu. 
Zuzia podeszła bliżej. To nie był plakat. Na drzwiach pracowni matematycznej jej brat Jarek, 
osłaniany przez Radka i kolegów, kończył właśnie graffiti przedstawiające wijące się, zgrabne, 
najróżniejszej wielkości i kształtów, cyfry. Zuzia pokręciła tylko głową: „Znów będą kłopoty". I 
miała rację. Nie zdążyła odejść kilka kroków, gdy usłyszała głos wicedyrektorki: 
- Znów Szato. Szato jeden i Szato dwa. Zapraszam panów do siebie. 
-Chce, żeby i u niej takie zrobić - syknął Radek, przechodząc koło kolegów. Dyrektorka 
spiorunowała go wzrokiem. 
Zuzia słyszała w głowie znajomy głos dziennikarza: 
- Czy pani zna dwóch przestępców kryminalnych? Noszą takie samo... 
-To przypadkowa zbieżność nazwisk. - Zuzia uśmiechnęła się lekko. - Chyba nie przypuszcza 
pan, że mogłabym mieć coś wspólnego z kimś takim? 
- No, oczywiście, że nie. 
Dziennikarz zaczął coś notować w kajecie, a Zuzia poszła pod drzwi swojej klasy. 
* - O, widzę, że masz koleżankę - powiedziała mama, wchodząc do pokoju. - Koleżanka z klasy? 
- To jest Magda, mamo. Magda Kałużna. „Wprosiła się do mnie" - mówił wzrok Zuzi, ale mama 
nie zrozumiała tego spojrzenia. 
- A wiem, wiem. To zostawiam was. Jestem tak zmęczona, że padam z nóg. 
Mama zbiegła po schodach, by odebrać dzwoniący na dole telefon. 
-Tak, Szato, słucham... tak... Nie... nie wiedziałam... nie mówili... Dobrze, rozumiem... tak... 
dziękuję, tak będzie... do widzenia. 
Mama bardzo wolno odłożyła słuchawkę, nabrała powietrza w płuca i krzyknęła: 
- Jarek! Radek! 
Głowy obu chłopców natychmiast ukazały się nad poręczą drzwi na górze. 
- Chyba macie mi coś do powiedzenia? 
- Ale o co ci chodzi, mamo? - zaczął Jarek, ale Radek szturchnął go, żeby nie brnął dalej. 
- O te drzwi chodzi, tak? - zapytał spokojnie. 

- Так, о te drzwi. - Mama przekrzywiła się z ironią. - Pan od plastyki miał wam wskazać miejsce. 
Wspomniał o drzwiach, ale miał na myśli stare, nieużywane drzwi z magazynu! 
- Myśmy go źle zrozumieli... 
-Już wy żeście go bardzo dobrze zrozumieli. Kolejna sprawa z wami w roli głównej. Trzeba 
będzie drzwi odmalować. Pan woźny i konserwator szkolny... 
- Oj, mamo, spójrz na to inaczej. Radek zszedł i objął mamę ramieniem. 
- Niby jak? 
-Tyle się mówi o bezrobociu, że dla ludzi nie ma pracy poza sezonem, tak? Widzisz, i ja 
poprawiłem sytuację na rynku pracy w naszym regionie. Teraz brak pracy doskwiera wszystkim, 
a ja mam żyłkę społeczną. Dzięki mnie ludzie... - zreflektował się, że zapomniał o udziale brata - 
bo dzięki nam kilka osób będzie miało pracę. 
-Nie denerwuj mnie i nie obracaj wszystkiego; w żart. To wcale nie jest śmieszne! Zniszczyłeś 
mienie szkolne. Będziesz musiał za to zapłacić. 
- Ojciec mi da - mruknął niegrzecznie Radek. 

background image

- Wspaniale! Niech ci da! Jestem taka zmęczona. -Mama przyłożyła ręce do twarzy. - Mam 
prawie dwa etaty w szkole. Ciągle nie mam odpowiedzi, co z tym 
g, 
obozem. Szkoła, korepetycje, korepetycje, szkoła... Tak wygląda moje życie. Aha, i w przerwach 
sprzątam po was i świecę za was oczami. Nie ma żadnej satysfakcji z pracy, z domu, z niczego! 
Żadnej! A wy co? 
- Co my? My też nie mamy satysfakcji z pracy. Pociesz się, mamo, nie jesteś sama. 
- Nie, nie, nie! Nie dam się zniszczyć życiu. Sami to załatwiajcie. Niech się wami zajmie 
pedagog szkolny. 
- Pedagog? - Radek się rozpromienił. - A kto to jest? Opowiedz nam. Mamo, ty tak pięknie 
opowiadasz. 
* Zuzia i Magda chwilę słuchały, jak mama usiłuje zapanować nad braćmi, a potem, wiedząc już, 
w jaką stronę skręci rozmowa, poszły do pokoju Zuzi. 
- Gdyby nie to, że są tacy dziecinni, to masz nawet fajnych braci. 
- Bardzo fajnych. Widzę, że znasz się na ludziach. 
- Czemu się wściekasz? Po prostu lubią się zgrywać. 
- Nie, Madzieńko. To... to... dwa potwory w ludzkiej skórze! Mutanty! Dzikie bestie bez serca! 
To dwa niebezpieczne tyranozaury! 
- O rany, jaka ty jesteś nerwowa! Uspokój się. Co ci jest? Ryczysz? 
Zuzia rzuciła się do torby w poszukiwaniu chusteczek. 
- Zuzka, ty ich aż tak nienawidzisz? 
- Ich nie da się lubić. Kradną cienie do powiek. Jak jechałam pierwszy raz na kolonie, to wpisali 
mi do karty: „Uwaga! Dziecko moczy się w nocy!". Ile ja się wstydu przez nich najadłam. 
- Bez przesady, to tylko żarty. Przestań się mazać. Nie znoszę, jak ktoś ryczy bez powodu. Jeśli 
ty ryczysz z takiego powodu, to co będzie, jak stanie się coś poważnego? 
Magda uważnie przyjrzała się koleżance. Chodziły do jednej klasy. Znały się, ale pierwszy raz 
właściwie ze sobą gadały. Pierwszy raz Magda była u Zuzi, chociaż mieszkały bardzo blisko 
siebie. Zuzia zaczęła rozważać w myślach, czy warto zaprzyjaźniać się z Magdą, gdy dotarło do 
niej, o co ta ją pyta. 
- Nie mów, że nie myślisz o chłopakach? -Ja? 
- Przestań. Każda normalna dziewczyna o nich myśli. Chyba nie chcesz być zakonnicą? 
- Nie. - Zuzia chlipnęła i poczuła, że już nie chce jej się płakać. - Ale mam inne plany niż 
wplątywanie się w głupie historyjki miłosne. Jeśli myślę o kimś poważnie, to tylko o kimś dużo 
starszym i żeby w niczym nie przypominał moich braci. Zresztą na razie odpuszczam sobie 
chłopców. Chcę stąd jak najszybciej wyjechać i... 
- Wyjechać? Tu ludzie przyjeżdżają tysiącami - zdziwiła się Magda. 

-Tak, na dwa tygodnie. Latem, gdy tu tętni życie i nie da się przejść ulicami, to i ja mogę 
odwiedzić tę dziurę. 
- A więc mówisz, że chłopcy cię nie interesują? -wróciła do tematu Magda. - Takie buty! 
- A ciebie? - Zuzia otarła oczy. 
- Mnie? - Magda zrobiła tajemniczą minę. - Możesz zgadywać, bo to nie jest trudne. 
-Ziuta... 
Do pokoju bez pukania wpadł Jarek, ale widząc, że siostra nie jest sama, urwał i stał z głupią 
miną. 
- Czego chciałeś? 
-Nic. Nie przedstawisz mnie? - idiotycznie się uśmiechnął. 

background image

- Sam już się przedstawiłeś, wchodząc do mnie bez pukania. - Zuzia zerknęła na Magdę, ale to, 
co zobaczyła, odebrało jej mowę. 
Magda siedziała w całkiem innej, o wiele bardziej powabnej niż przed chwilą pozie i Zuzia nie 
mogła mieć wątpliwości - wzrokiem kokietowała jej brata. 
- Mama prosi was na kolację. 
- Magda pewnie już pójdzie. 
- Nie, dlaczego? - Magda wolno, z wdziękiem podniosła się z dywanu. - Chętnie zostanę. I tak 
nie mam co robić w domu wieczorami. 

Zuzia zeszła do jadalni. Bez słowa zaczęła pomagać mamie w nakrywaniu do stołu. 
Kiedy Magda wyszła (aż dziw, że Jaruś jej nie odprowadził), Zuzia szybko wzięła prysznic, 
wtarła we włosy porcję odżywki podnoszącej puszystość i wskoczyła do łóżka. Była z siebie 
bardzo zadowolona. 
„Przejrzałam ją. Udawała przyjaźń. Miałam jej zdradzić, z czym wystąpię, wrednej małpie. Jaruś 
jej się spodobał. Jest jego warta. Dwie wredne małpy. Co za podstępna żmija! A ja chciałam się z 
nią zaprzyjaźnić!) 
Niedoczekanie". 

Jarek i Radek zamknęli się w pokoju. 
Zuzia, korzystając z tego, że jej nie dokuczają, po ci-chu wyjęła kosmetyki mamy i zbliżyła twarz 
do lustra. 
„Najlepiej byłoby przeszczepić sobie całą twarz -pomachała fluidem, żeby go lepiej rozmieszać. - 
Musiałabym zużyć cały słoik, żeby to zamaskować". 
Zamalowała wszystkie krostki i uznała, że wygląda o wiele lepiej. Chciała na poważnie zabrać 
się do przygotowań do roli. Pomimo że bracia wyglądali na zaję-i tych, bała się jednak zaśpiewać 
coś na głos. 
„Chyba się przejdę. Dziś nawet mało wieje. Pójdę na plażę, tam będzie spokój" - pomyślała i po 
chwili, doi pinając kurtkę, była już na Księdza Merkleina. 
-Jeeeedeeeen, dwaaaa, trzyyyyyy... - zaśpiewała, kiedy była pewna, że poza wiatrem nikt jej nie 
usłyszy. Rozpuściła włosy, jakby brała udział w nagrywaniu teledysku, i zaczęła śpiewać, 
próbując wyobrazić sobie, że tak będzie w spektaklu Cztery łzy. 
Jest, na pewno jest... 
Głos miała chropowaty, obrzmiały i bardzo zachrypnięty. 
„Takiego głosu jak ja nikt nie będzie miał. To pewne" - zadowolona wcisnęła ręce głębiej w 
kieszenie, bo wiatr przewiewał jej ciało na wylot. Zupełnie jakby nie tylko nie miała na sobie 
kurtki, ale była na dodatek zbudowana z dziurek. 
Po piachu biegło się ciężko, ale Zuzia była z tego zadowolona - szybciej się rozgrzeje. W tym 
momencie wprost pod jej nogi upadła piłka. Zuzia rozejrzała się i zobaczyła Piotrka. Z daleka 
widać było jego czerwoną sportową bluzę i biały, wyszczerzony uśmiech. Nie zastanawiając się, 
zrobiła porządny rozbieg i z całej siły kopnęła piłkę. Nie sprawdziła, czy Doła ją złapał. Poczuła 
głód i poszła do domu. 
Piotrek złapał piłkę ostrożnie, jakby była ze szkła. Zaczął ją oglądać, wyobrażając sobie, gdzie 
jest miejsce, 
w które kopnęła ta niesamowita dziewczyna. Jedyna w szkole, która w ogóle go zauważa. 
Zuzia już po kilku krokach zapomniała jednak o Dole, jego piłce i wielgachnym uśmiechu. Przed 
samym wejściem do domu kątem oka zobaczyła Magdę, która biegła w jej stronę i wymachiwała 
rękami, usiłując przyciągnąć uwagę Zuzi. Ta ostatnia jednak nie zatrzymała się, wręcz 

background image

przeciwnie - przyśpieszyła kroku. Że-by Magda nie miała za łatwo, szybko weszła do domu. 
Miała poważne plany na wieczór - musiała farbkami do jajek ufarbować na pomarańczowo swoje 
cieliste rajstopy, bo uważała, że tylko ten kolor usprawiedliwi jej 
bluzkę z zieloną prążka. 

„Kiedy wreszcie będzie wiosna?" - Zuzia podniosła się na łokciu i wyjrzała przez okno. Świeciło 
słońce, ale drzewa wyginały się pod naporem wiatru, co zwiastowało słoneczny, ale piekielnie 
mroźny dzień. Wyskoczyła z łóżka, szybko zamknęła okno i zaczęła się szykować. Była ciekawa, 
jak wyglądają rajstopy, które uf arbo wała wczoraj. 
- Idealne. I wcale się nie zbiegły - powiedziała z za-j do woleniem na głos. 
Wróciła do pokoju i ubrała się. „Łączyć tylko dwa i kolory: pomarańczowy i zielony". Czuła, że 
to będzie 
dobry dzień. Mimo przeklętej gegry, przeklętej bioli i przeklętej histy, mimo że Magda na pewno 
będzie się dąsać... Mimo wszystko Zuzia czuła... że zdarzy się coś niesamowitego. 
Szła, stawiając nogi jak modelka, co chwila przeczesując włosy ręką i gestykulując, jakby z kimś 
rozmawiała. W istocie wyobrażała sobie, że obok idzie jej menedżer i na luzie ustalają, których 
propozycji Zuzanna nie powinna przyjąć. 
Kiedy doszła do szkoły, z marzeń wyrwał ją gwar. Spojrzała w stronę drzwi. Piotrek Doliński, 
uśmiechając się serdecznie, podszedł do niej i powiedział: 
- Jakby co, to zadzwonię pierwszy. 
Zuzia wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Po chwili wszystko stało się 
jasne. 
Oczy zrobiły jej się wielkie. Na czole poczuła zimny pot. Nie słyszała, co mówią ludzie. 
Wiedziała tylko, że mówią o niej, pokazują ją sobie palcami. Trzymała w ręku kanapki dla braci, 
ale upuściła je i wyciągając pustą rękę, powiedziała do Piotrka: 
- Oddaj to moim braciom. 
Nie zauważyła koperty, którą Piotrek próbował jej podać. Uniosła rękę do oczu i nie zważając na 
cienie, które z taką starannością nałożyła, kilka razy przetarła powieki. 
0? 
Na drzwiach wisiał wielki plakat z jej podobizną i napisami: „Nauczona czystości", 
„Wszystkożerna", „Odrobaczona", „Sierść i zęby w stanie zadowalającym", „Pod stałą opieką 
weterynarza", „Dobrze aportuje". 
Na samej górze umieszczony był wielki ozdobny napis: „Oddam siostrę w dobre ręce". A pod 
spodem telefon do ich domu. 
Znowu zadzwonił telefon i Radek po raz kolejny mówił do słuchawki: 
- Niestety, już nieaktualne. Tak... znalazł się amator... nas też to dziwi... nie, nie ma innej... to 
cześć. Wiem, że dobry numer. Ja tylko w takich się specjalizuję. 
- Czy możesz mi wytłumaczyć, Radusiu, dlaczego nie chciało ci się nauczyć słówek, które ci 
zadałam? Dlaczego nie masz zrobionych tych ćwiczeń? Jest w domu nauczyciel, nie musisz 
wydawać na kursy, a ty się nie uczysz. Dlaczego? 
- Mamo, to moja świadoma decyzja. -Co? 
-Ja świadomie nie uczę się słówek z angielskiego. I w ogóle kończę z anglikiem. 
0? 
-Со? 
- Mamuś, sama mi mówiłaś, że nie masz satysfakcji z pracy. I chcesz, żebym ja znał angielski? 
Wtedy istnieje niebezpieczeństwo, że ja też będę nauczycielem języka. Życzyłabyś tego swojemu 
ukochanemu synkowi? 

background image

- Mówicie o mnie? - znad barierki wychylił się Jarek. -Nie. 
- Jak to nie? Słyszałem wyraźnie: „ukochanemu synkowi". Ja przecież jestem ukochanym 
synkiem mamusi. - Jarek posłał mamie całusa. 
-Ja jestem ukochanym synkiem mamusi. 
-Ja. 
-Ja. 
- A zęby ci poluzować? 
- Mamo, czy wiesz, co oni zrobili? - Zuzia policzyła do stu, żeby się nie zdenerwować i upewnić, 
że się nie rozpłacze, ale po chwili poczuła, że łzy same płyną jej po policzkach. - Zrobili plakat... 
- Wielkie rzeczy. Zresztą panu od piasty się podobał! Trzeba mieć trochę dystansu. 
- Ja zaraz zmniejszę dystans między pasem a twoim tyłkiem. Co znowu? - powiedziała mama i 
zmarszczyła brwi. 
Zuzia opowiedziała, z powodu jakiego plakatu dzień dzwoni do nich telefon. 
_ No tak. To macie tydzień szlabanu, żeby mi się żaden z domu na krok nie ruszył! 
- Mamo, ale mi Plasruś kazał do końca miesiąca... -Nic mnie to nie obchodzi. Powiedz swojemu 
Pla- 
stusiowi, co ja ci kazałam. 
- No i masz. - Jarek zaplótł przed sobą ręce. 
- Nie, to ty masz. -Ja? 
-Czyli przez tydzień nie wolno nam wychodzić z domu, tak? 
- Tak - burknęła mama. 
- To do szkoły też nie musimy chodzić? -Radek! 
- Słucham, mamusiu? 

Kiedy chłopcy wchodzili schodami do siebie, Radek nachylił się nad bratem. 
- Niedobra ta nasza siostra, co? 
- Bardzo niedobra. 
- Naskarżyła na nas. To przez nią nasze kłopoty. 
- Przez nią? - zdziwił się Jarek. 
- Gdyby miała trochę poczucia humoru... -Fakt. 
- Więc chyba tego listu nie musimy jej oddawać, co? - Radek zaczął obracać w dłoni kopertę. 
- W tych okolicznościach... 
- Jasne. Doła i tak się nie kapnie. On by nawet nie zauważył, jakby mu ktoś odkleił uśmiech. 
- Czytamy? 
- Coś ty! Chcesz sobie obciążać sumienie? A zresztą, co on tam mógł napisać? „Jestem Pierre 
Doła z Dołowa Górnego, czy wyjdziesz za mnie za mąż? Czy będziesz panią Pierre Dołową?". 
Obaj ze śmiechu zaczęli tarzać się po dywanie. Potem poszli do łazienki, podarli list na strzępki i 
spuści li wodę. 
- Ty, Doła dawał nam jakiś list? - Radek zwrócił się do Jarka. 
- Tak, dawał, a myśmy go grzecznie dali Ziucie, a że Ziuta tego nie pamięta... 
-Ciągle chodzi zdenerwowana i zaryczana, więc może nie pamiętać. 
- ...to już nie nasza wina. Tak? 
- Szybko się uczysz. Teraz... 
- Teraz trzeba zrobić projekt tych drzwi, co nam Pla stuś... 
- Wybacz, stary. To ty masz talent, nie ja. Ja sobie p gram. - Radek włączył komputer. 
* Piotrek Doliński po raz setny czytał kopię swojego list 
Cześć, Zuzanno! 

background image

Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i mam nadzieję, że jesteś zdrowa. Ja jestem zdrowy. 
Chciałem Ci napisać, że bardzo Cię lubię i że jak na dziewczynę, masz świetnego cela. Czy 
mógłbym się z Tobą spotkać? Jeśli się wstydzisz ze mną spotykać, co jest możliwe, i co ja Ci od 
razu wybaczam, to wiedz, że dlatego piszę ten list, żebym wiedział, czy się wstydzisz, czy nie. 
Jeśli tak, to znaczy, jeśli nie... to jutro w szkole, jak mnie zobaczysz, zakryj sobie usta ręką, to 
nikt nie będzie wiedział, że to znak, a ja będę wiedział, że to znak. 
To cześć, Piotrek Doliński 
List wydał się Piotrkowi nieskończenie idiotyczny. Nie mógł uwierzyć, że spod jego pióra 
wyszły takie bzdury. Zawsze miał piątkę z polskiego, a tu list na jedynkę. Zuzanka po takim 
liście na pewno pomyśli, że jest upośledzony. „Jeśli tak, to znaczy, jeśli nie... - co za kretyn ze 
mnie". 

Bracia o całej sprawie przypomnieli sobie dopiero rano, widząc Piotrka. 
-Uwaga, Doła nadchodzi... Cześć, Pierre. Przyjdź do nas w czwartek po szkole, to zagramy sobie 
w piłkę, co? 
t, 
c? 
- О! - Piotrek aż otworzył usta. - Przyjdę. Dzięki za zaproszenie. 
- Widzisz, i tak się elegancko sprawy załatwia. - Ra-j dek skłonił głowę w kierunku brata. 
- Ty, patrz! To czyjś ostrosłup! - Jarek wziął do ręki estetycznie sklejoną bryłę i przez chwilę się 
jej przy-j glądał. 
-Wiesz co? To chyba Marysi Grodzkiej. Zbyt po rządny jak na kogoś innego, nie uważasz? 
- Rzekłeś, o nieomylny. To Wielkiej Mańki, jak dwa| razy dwa pięć. 
- Tak, bardzo to nie po koleżeńsku, że chce oddać ta-J ki odbiegający poziomem od innych... Ale 
możemw przecież temu zaradzić. - Radek zrobił tajemniczą minę 
-Tak? 
- Tak, dziecino. Przy twoich zdolnościach będziemy] potrzebowali kilku sekund. 
Równo z dzwonkiem bardzo z siebie zadowoleni bracia weszli do sali, w której właśnie 
zaczynała się matematyka. Jarkowi przez głowę przebiegła myśl, że znów dał się namówić bratu. 
A obiecał sobie, że już nigdy... 
* Zuzię bolało gardło. Tego dnia szła na drugą lekcję i te raz w pustym domu na zmianę płukała 
gardło szałwią! (bo o żadnym śpiewaniu w takim stanie nie mogło być] 
mowy) i przymierzała kolejne ubrania. Na dodatek miała okropnie spierzchnięte wargi. 
Postanowiła na ra-zie o tym nie myśleć. Posmarowała je wazelinową po-rnadką, ale ta nie ukryła 
ich stanu. Wygrzebała więc po-madkę mamy. Co za szczęście - była akurat w kolorze jej 
lekkiego swetra. Pasowała idealnie. Chcąc powiększyć sobie usta, Zuzia pociągnęła szminkę 
poza ich kontur. Czas niemiłosiernie szybko mijał, więc zabrała się do ubierania. 
Nie mogła się zdecydować, które buty najlepiej pasują do jej stroju. W końcu założyła stare 
kozaki z uszkodzonym suwakiem, ale za to idealnie współgrające ze sweterkiem. Jeszcze raz 
poprawiła usta. Wzięła śniadanie i z nadzieją, że może wreszcie nie będzie miała złego dnia, 
wyszła. 
W domu, gdy stała przed lustrem, wydawało jej się, że umalowała się odpowiednio. Ale im bliżej 
była szkoły, tym szminka wydawała jej się coraz mniej odpowiednia. A upewniały ją o tym 
spojrzenia przechodniów. Na kilkanaście metrów przed szkołą po prostu zakryła usta ręką. 
Piotrek czekał na Zuzię bez większych nadziei. Bardzo więc się zdziwił, widząc ją gnającą ile sił 
w nogach i trzymającą rękę przy ustach... na znak. Nic go nie obchodziło, że Zuzia nawet na 
niego nie spojrzała. Co z te- 

background image

t> 

go, skoro dała mu znak! Był tak szczęśliwy, że z radoś( pognał na boisko i strzelił kilka goli do 
pustej bramki. 
- ...przykro mi, Pawle, ale musisz iść do szkoły... Tak, matka już im nie wystarcza... Jak to, nic 
się nie stało? Nie rozgrzeszaj ich! Czasem myślę, że popierasz te icrj wyczyny... ja też chodziłam 
do szkoły i... dobrze, zaraa ci powiem... otóż wykradli koleżance pracę domową] konkretnie 
ostrosłup. O-stro-słup, bryłę zrobioną z bry-j stołu... tak, samodzielnie. Więc ją wykradli i pokryli 
ohydnymi napisami. Jakimi? Bardzo wulgarnymi sło-j wami. Konkretnie? Konkretnie to sam ich 
zapytaj.... tak, na „k" też był i na „p" też, zresztą mnie takie słowa nie przechodzą przez gardło.... 
Dobrze, dam ci ich. Jarek Do telefonu, tatuś dzwoni. 
- Cześć, tata. Nie... nic nie zaszło... oj, taka tam kujo-j nica-olbrzymka. Strasznie niekoleżeńska... 
jak wszystl kie kujonki. N00, jakbyśmy napisali ładne wyrazy, tob)| był żart do... wiesz czego... 
-Jarek! - mama krzyknęła. - Daj mi ojca! Pawełl Przestań! Narozrabiali, i to niewąsko! Co?! Ja 
jestem wybuchowa? Ja wcale nie jestem wybuchowa! Odwo łali mój obóz! Mam lekcję 
koleżeńską. Ja też. Do win dzenia! - Mama odłożyła słuchawkę. - Macie zakaa wychodzenia... 
nie, zaraz - popukała się w czoło. - JuJ 
e> 
jeden macie. Jak by was tu ukarać? Wiem, pierwszy raz w życiu was zleję. 
- Doskonały pomysł - poważnie powiedział Radek. _ ja widzę, że na niego - wskazał brata - nie 
ma już innego sposobu. Ja go będę trzymać, a ty wal! - zademonstrował na swojej dłoni głośne 
klaśnięcie. 
-Radek! 
- Jak nie chcesz, to ty go możesz trzymać, a ja będę lał. 
- Zaraz. Nie teraz. Zastanowię się. Teraz jestem zbyt zdenerwowana i kara byłaby za lekka. 
Biedna ta dziewczynka... A teraz marsz na górę! 
* Miasto wyglądało jak wymarłe. Wszystkie okna i drzwi były pozamykane na głucho. Zuzia aż 
pokręciła głową. Co będzie się działo we Władysławowie za trzy miesiące... Będzie tyle ludzi, że 
nie da się przejść ulicą. Może w tym roku coś się wydarzy?! Może kogoś pozna? Może wygra te 
eliminacje i będzie występować w Czterech łzach? Latem zawsze są jakieś konkursy, jakieś 
szanse. A teraz... 
Zuzia doszła do wydm. Musiała niemal zgiąć się wpół, żeby wiatr jej nie przewrócił. Położyła się 
na piachu i zapatrzyła w gigantyczne fale. 
Zaczęła marzyć... jak wreszcie wyjeżdża z tego miasteczka i już nigdy nie wraca. Po chwili 
odezwał się znajomy głos dziennikarza: 
G? 
- Jak pani odreagowuje stres związany z karierą? 
- Och, od dziecka uwielbiałam przychodzić na plaża w czasie sztormu. Kładłam się na piachu... 
Zuzia ułożyła się we wdzięcznej pozie i zasłuchana w ryk wody jeszcze długo rozmawiała sama 
ze sobą. H horyzoncie zamajaczyła jakaś postać. Szła tuż przy w] dmach, w bezpiecznej 
odległości od wody. W pierwsz chwili Zuzia pomyślała, że to Piotrek, bo postać by] w czerwonej 
bluzie. Ale to nie był on. To była Iwona, ko| leżanka z klasy. 
- Co tu robisz?! - wrzasnęła Zuzia i podniosła się. 
_Tak, Pawle. Powtarzam ci: nauczycielka zapytała go, kiedy stosuje się wielkie litery, a twój 
synek odpowiedział, że wtedy, gdy ma się kłopoty ze wzrokiem. Tak! To było na polskim... jak 
to, co miał odpowiedzieć? Że na początku zdania, że w nazwach własnych... jak to dobry żart?! 

background image

Paweł, ja ciebie nie rozumiem. Ty się dzieciom po prostu podlizujesz... Jareczku, zapraszam cię 
do słuchawki. Tatuś dzwoni. 
-Halo? Cześć, tata... nie... jakie kłopoty? ...nie mam żadnych... a, jakaś bez poczucia humoru... 
taka stara... 
- Sama nie wiem! Przyjechała jakaś ciotka z Elbląga! pewnie, że się cieszę na przyjazd do 
ciebie... a, na zaku-i będzie u nas przez tydzień. Cały czas głaszcze mnij py! Czemu nie? To 
pogadamy na miejscu... Czołem, po głowie... Już nie mogę.                                              Jafek 
przekazał słuchawkę bratu. 
- Może przyjdziesz do mnie?                                     -Tu gabinet noblisty Radosława Szaty. Już 
łączę 
- Super! - Iwona się rozpromieniła. - Mogę? Idzies: na eliminacje? Wszyscy teraz tym żyją. Ja 
nie idę. To ni dla mnie. Nawet głupiego wiersza nie umiem powie dzieć bez zająknięcia. Ale 
fajnie, że i u nas czasem co się dzieje, nie? 
Zuzia najpierw podejrzliwie spojrzała na koleżankt ale szybko doszła do wniosku, że Iwona 
rzeczywiści nie jest zainteresowana eliminacjami. 
- Pewnie - odpowiedziała. 
 
z panem geniuszem. - Radek piszczał cienkim głosikiem, udając sekretarkę. Potem zmienił ton na 
najniższy, na jaki go było stać, i udając obcy akcent, powiedział: - Tu Szato. Niestety, nie mogę 
teraz rozmawiać, konstruuję bezgłośne detonacje bombowe... cześć, tata! Główka cały czas 
pracuje... jasne, że twoja szkoła... Na końcu podeszła do telefonu Zuzia. Przez całą 
tozmowę nie powiedziała właściwie ani słowa. Z uwalą słuchała ojca, a potem oddała słuchawkę 
matce wyszła ochłonąć na taras. 


- Czemu tak patrzysz? - Mama zmrużyła oczy. -1 co taJ tuś powiedział o występie? 
- Że na pewno wygram. 
- Zuzia... wiesz, że całe miasto będzie próbować. Nid masz pojęcia, czego oni będą wymagać. 
Nikt tego nil wie. Moja szkoła huczy od domysłów. 
-1 co z tego? 
- Musisz się przygotować na wszystko. Także na po 
rażkę. 
- Ty wcale we mnie nie wierzysz. Wcale! - rozżalili 
się Zuzia. - Tatuś powiedział... -Tylko tak powiedział... 
- Nie mów o nim nic złego! Nie pozwalam! On wJ mnie wierzy! Dlaczego ty nie możesz?! 
Mama wyciągnęła do Zuzi ręce, ale ta udała, że nie widzi tego gestu, i pobiegła do swojego 
pokoju. 
- Pani Zuzanno, jak zaczęła się pani kariera? -Och, w mojej rodzinnej miejscowości, nie podań] 
nazwy, bo pewnie nigdy o niej pan nie słyszał, były ell 
minacje... 
-1 jak się skończyły? 
- No właśnie nie wiem - głośno powiedziała Z do pustego pokoju. 
t> 
Po obiedzie ktoś zadzwonił do drzwi. Zuzia poszła otworzyć. 
- Cześć! 
Na progu, trzymając pod ręką piłkę, stał Piotrek Doliński, w bluzie, ochraniaczach i butach do 
gry w piłkę nożną. 

background image

- Cześć! - Zuzia z ciekawością spojrzała na jego strój. -Właź. 
- Mogę? 
- Doła, a ty co? Na bal przebierańców? Już, zdaje się, po karnawale? - Radek nie mógł opanować 
śmiechu. 
-Przecież sami mówiliście, że zagramy w piłkę. -Piotrkowi zrzedła mina, bo zobaczył, że Zuzia 
wchodzi na górę. 
Radek odchylił głowę do góry i krzyknął do brata: 
- Doła przyszedł pograć w piłkę. Ma na sobie, ma na sobie... - Nie dokończył. Usiadł na schodach 
i ze śmiechu nie mógł złapać powietrza. - W piłkę nożną na komputerze, dziecino. Ty jesteś 
rzeczywiście Pierre... -zaczął, ale widząc mamę, urwał. - No to strzeliłeś jak fysy warkoczami. 
- Co za Pierre? 
-Mamo, pozwól, że ci przedstawię, to jest Piotrek Doliński. 
(£ 
Mama zmarszczyła brwi, ale widząc, że kolega synów stoi z szerokim uśmiechem, pomyślała, że 
widocznie się przesłyszała. 
- Potrzebuję coś ze sklepu. Kto pójdzie? 
- Ja - odpowiedzieli jednocześnie Radek i Jarek. 
- A, prawda. Macie przecież zakaz. Zuziaczku, pójdziesz po coś dla mnie? 
-Dokąd? 
- Tu, do cioci Teresy. Napiszę ci na kartce. 
- No dobrze. Zuzia zaczęła wkładać buty. 
- Widziałeś jego buty?                                         i 
- Jakie nakolanniki sobie strzelił! 
Bracia zaczęli zmieniać buty, żeby zagrać z Piotrkiem przed domem w piłkę, a ten, czekając na 
nich, powiedział: 
-Słyszałem, że będziesz śpiewać dwie piosenki... 
- Skąd wiesz? 
- Iwona mi powiedziała... 
Zuzię zatkało. „A więc taka jest Iwona! Lata po całej szkole i gada, co ja przygotowuję". 
- Ona mieszka koło mnie. Znamy się od żłobka. 
Kiedy Zuzia wracała do domu, chłopcy grali w najlepsze. Piotrek, nie odrywając wzroku od piłki, 
krzyk nął wesoło w jej stronę. 

- Zagraj z nami, Zuzanka! 
- Niedoczekanie! - odkrzyknęła i dopiero, gdy weszła do domu, coś sobie uświadomiła. Ostrożnie 
wyjrzała przez okienko w sieni. 
- ...proszę państwa, przed państwem Peter Dolinsky z Polski, zawodnik Manchesteru. Oto jego 
sławne podanie lewonożne. Czy państwo widzieli pracę mięśni? Zawodnik zaczynał karierę w 
kameralnej szkolnej drużynie w nadmorskiej miejscowości Władysławowo. Władysławowo... ta 
nazwa będzie na ustach całego świata. Już każdy Polak ją zna! A pozna każdy Europejczyk! 
Zuzia patrzyła, jak Piotrek kiwa się z jej braćmi i za każdym razem udaje mu się odebrać im 
piłkę. Naprawdę dobrze grał w nogę. Tylko... dlaczego Piotrek Doliński, kolega z klasy jej braci, 
mówi do niej „Zuzanka"? To musiało coś oznaczać. Tylko co? Tego na razie nie wiedziała. 

-Słuchaj, Doła. Ty się chyba nie gniewasz, że my tak... po nazwisku? - zaczął Radek. 
- Nie ma sprawy. 
- Serio? To dobrze. Wiesz, jesteśmy kumplami. - Radek przyjaźnie się uśmiechnął. 

background image

- Jasne - mruknął Piotrek. 
- Czy ty jesteś Pierre, Piotrek, czy Doła, to dla nas bez znaczenia. 
- Wiem. Uważam, że nie należy się obrażać za przezwiska. Nazwisko w końcu nie świadczy o 
człowieku, nie? 
- Serio tak myślisz? 
-Jestem pewien, że wy też byście się nie obrazili, jakby ktoś przerobił wasze nazwisko. 
Piotrek mówił to całkiem naturalnie i uśmiechał się] tak szeroko jak zawsze. Dlatego Radek 
spokojnie odparł:] 
- Pewnie. My się niczym nie przejmujemy. 
-To dobrze, bo wiecie... Wiele osób w naszej szkole mówi o was: „Szcza-to" - wolno powiedział 
Piotrek. 
- Kto tak mówi?! Zabiję go! - wrzasnął Radek. 
- Spokojnie, to tylko nazwisko. Trzeba mieć do siebie dystans, nie? - Piotrek odwrócił się do nich 
plecami 
i odszedł. 
- Szcza-to? To obrzydliwe. Jeśli rozniesie się po szkole, będziemy skończeni... 
- To chyba było o tobie. O mnie nie ośmieliliby się 
tak powiedzieć, prawda? 
- Rzekłeś, o omylny. Niestety. 
- Myśl pozytywnie. Zabijemy każdego, kto powie., wiesz, co powie. - Radek pokręcił głową, 
patrząc za od chodzącym kolegą. - Nie lubię go. 
- Jego nie da się lubić. -To fakt. Obaj czuli, że to nieprawda. 
Ш 
Nadszedł piątek. Zuzia., tym razem ze spakowanymi rzeczami, nie mogła się już doczekać 
przyjazdu ojca. Dużo sobie obiecywała po spotkaniu z panią ze szkoły muzycznej. Bardzo dużo. 
Dom znów był wysprzątany. Tylko mama tym razem nie poszła do fryzjera, bo poprzedniego 
dnia miała aż czterech uczniów i po prostu padła ze zmęczenia. 
Kiedy już wpakowali się do samochodu (kłócąc się jak zawsze o miejsca), ojciec zaczął: 
- Mam dla ciebie smutną wiadomość, Zuziaczku. Niestety, spotkanie nieaktualne, ta moja 
znajoma wyjechała. 
Zuzia poczuła, jak łzy zaczynają jej płynąć po policzkach. Wtedy ojciec głośno się roześmiał i 
kilka razy klepnął rękami w kierownicę. 
- Żartowałem. Jesteś umówiona jutro na dziesiątą. Widzisz, tatuś też umie o ciebie zadbać! Jak 
ona cię przygotuje, to wygrasz na pewno! 
Zuzia aż otworzyła usta. 
- Tato, ale ja... nie jestem gotowa. 
- Jak to nie? - Radek wygiął się dziwnie na bok i zaczął śpiewać skrzeczącym głosem: - Moje łzy, 
twoje łzy, nasze łzy.                                                                  I 
- Czy oni pojadą tam ze mną? - Zuzia zaniepokojona spojrzała na ojca. 
- Tak, tak. My byśmy bardzo chcieli - krzyczeli jede przez drugiego. 
- A chciałabyś? - Ojciec nic nie rozumiał. 
- Nie! Jeśli któregoś z tych mutantów tam zobaczę, to wyskoczę oknem. 
- Tato, ona jest gotowa to zrobić, my ją znamy. To niebezpieczna kobieta. Trzeba jej ostrzeżenia 
potraktować bardzo poważnie. Należy ją związać. 
Ojciec zerknął w tylne lusterko i szeroko uśmiechnął się do synów. Potem spojrzał na Zuzię. 
- Nie bądź jak mama; wieczne pretensje do wszystkich. Zycie trzeba brać na wesoło. 

background image

Przez chwilę jechali w milczeniu i Zuzia zaczęła sobie wyobrażać, jak pokaże tej pani ze szkoły 
muzycznej, na co ją stać. 
- Ziuta, straszny łupież ci się sypnął. Zuzia spojrzała na ramiona. Na plecach miała maleńkie 
kawałki chusteczki higienicznej. Ale nic nie było w stanie popsuć jej humoru. Będzie zdawać do 
szkoły muzycznej. Jeśli się dostanie, będzie mieszkać w Gdańsku, u taty, a nie w jakiejś głupiej 
dziurze. Pierwszy raz przyszło jej do głowy, że dzięki rozejściu się rodziców będzie uczyć się w 
wielkim mieście. 
* W piątkowy wieczór ojciec z chłopcami poszli na basem, a Zuzia wymówiła się bólem głowy. 
Wiedziała, co oznacza basen w towarzystwie jej braci - co chwila byłaby topiona lub któryś z 
nich udawałby topielca. Nie miała na to ochoty. Ucieszyła się, że może sama pobyć w 
mieszkaniu ojca. Kilka razy zaśpiewała swoje ukochane piosenki, przygotowała ubrania na jutro, 
a potem zatopiła się w wielkim puchatym fotelu ojca i zaczęła czytać książkę od mamy. 
Leksykon wiedzy ucznia. Wzięła ją ze sobą na wypadek, gdyby ojciec znów przez cały weekend 
pracował. 
* Otworzyła im młoda, bardzo ładna kobieta, wyglądająca na mocno zdenerwowaną. Z 
uśmiechem przywitała się z ojcem, z zachwytem zanurzyła twarz w kwiatach, które jej przyniósł, 
a potem przeniosła wzrok na Zuzię. 
- Witam uzdolnioną córkę. Monika - wyciągnęła do Zuzi wypielęgnowaną dłoń. - Proszę wejść. 
Zuzia nuciła, śpiewała, a nawet gwizdała. Razem wykrzyczały kilka przebojów. Pani Monika 
była nią zachwycona. Co chwila powtarzała, że jest niesamowita, uzdolniona i bardzo ładna. 
Zuzię tylko trochę martwiło, że pani Monika nie każe jej grać albo rozpoznawać dźwięków. 
„Pewnie okazałam się na tyle zdolna, że nie trzeba sprawdzać, jak gram" - myślała. 
W końcu zajrzał do nich ojciec. 
- O, proszę wejść, pa... Pawle... wchodź, siadaj. Zuzia, spokojna i zadowolona, zaczęła rozglądać 
się 
po mieszkaniu. Zobaczyła kalendarz, dwa kubki, długopisy ze znaczkiem firmy ojca i pomyślała, 
że na pewno często się spotykają i ojciec bardzo ją lubi, skoro (tak samo jak im) daje jej firmowe 
gadżety. 
* Dobrze, że miała ze sobą książkę, bo całą niedzielę mieli dla siebie. Ojciec musiał coś zmienić 
w konspekcie projektu dla nowego klienta i zostawił im wolną rękę aż do siedemnastej, kiedy 
mieli wracać do domu. 
- Tylko nie zapomnij opowiedzieć mamie, co ci załatwiłem. - Ojciec pocałował Zuzię w czoło i 
poklepał po głowie. - Moja zdolna córeczka. A jak cię ktoś będzie przekonywać, że nie masz 
talentu, to go nie słuchaj. Za- 
fi? 
wsze mów, że nie chciałaś być muzykiem, a nie, że nie mogłaś... - ojciec urwał. - Teraz jeszcze 
wybierz sobie sukienkę. No masz, masz - wcisnął jej w rękę kilka banknotów. 
Zuzi wydało się to dziwne. Dlaczego ktoś miałby jej coś takiego mówić, skoro pani ze szkoły 
muzycznej... ale nie było już czasu na myślenie o czymkolwiek poza tym, że Zuzi od tej 
rozmowy z panią Moniką urosły skrzydła. Czuła, że rozpiera ją energia i że właściwie, gdyby 
chciała, mogłaby góry przenosić. 

- Przez ten wiatr zwariować można. - Mama zamknęła okno. - Kupiłam w porcie wędzone 
dorsze. Zaraz jemy. 
Zuzia przełknęła ślinę, bo zamierzała powiedzieć mamie o tym, że od nowego roku będzie 
mieszkać z ojcem. Już sobie wszystko wymyśliła. Ma talent i trudno 

background image

- musi się dla niego poświęcić. Mama też musi to zrozumieć. Było jej żal mamy, ale 
perspektywa, że nie będzie widywać braci częściej niż co drugi weekend, była cudowna. Zresztą 
już tak to urządzi, że na ten co drugi weekend będzie jechać do mamy. Wtedy z braćmi mogłaby 
nie widywać się latami. 
Nie wspominając o tym, że ojciec puszczał oko do pani Moniki i że w jej domu jest mnóstwo 
rzeczy z jego firmy, Zuzia opowiedziała mamie, co załatwił jej ojciec. 

-1 co o tym myślisz? - mama przyjrzała się jej uważnie. 
- Myślę, że wybiorą mnie do Czterech łez - roześmiała się Zuzia. 
-A jeśli nie?... 
- Mamo, nawet tak nie myśl! 
- Tak trzeba myśleć. Trzeba zawsze brać pod uwagę wszystkie możliwości. 
- A ty, jak wychodziłaś za ojca, to brałaś pod uwagę to, że się rozwiedziecie? - Zuzia zagrała 
poniżej pasa. 
- Nie, nie brałam - powiedziała mama i wstała. 
Po chwili zaczęły szeleścić zeszyty na biurku mamy i Zuzi zrobiło się głupio. 
- Mamuś, wybacz... 
- Nic się nie stało. Masz rację, nie wszystko da się przewidzieć. Ale trzeba przynajmniej 
próbować. Co zrobisz, jeśli wybiorą twoją koleżankę? 
Zuzia pomyślała, że mama po prostu w nią nie wierzy; przecież taka ewentualność w ogóle nie 
wchodzi w grę. Na głos zaś powiedziała: 
- Mamo, ja wiem, dlaczego ty tak myślisz. To, że Pla-stuś nie chciał mnie do chóru... 
- Tak, to o czymś świadczy. 
- On jest niedouczonym, czwartorzędnym, zaściankowym nauczycielem, uczącym w jakiejś 
dziurze... Co tak patrzysz? 
g, 
-Dziękuję ci, kochanie, że doceniasz mój zawód i moje miejsce pracy. Czy ja też jestem 
niedouczonym, czwartorzędnym nauczycielem pracującym „w jakiejś dziurze"? 
Zuzia znowu poczuła się bardzo głupio, a mama pochyliła się nad zeszytami. 

Kiedy mama zaprosiła wszystkich do stołu, Zuzia czym prędzej przytuliła się do jej ramienia. 
- Wybacz, mamuś. Taka jestem głupia. 
- Wybaczam. Czasem trzeba zranić kogoś, kogo się bardzo kocha, prawda? No, siadaj - 
pogłaskała Zuzię po włosach, a ta od razu poczuła, że po policzku płynie jej łza. 
- O, ta znowu! - w drzwiach pojawili się bracia. -Ziuta, spokój, bo podłogę zachlapiesz. 
- Magda była tu dwa razy... 
- O! - Jarek zamrugał oczami. -1 co? 
-Jak jeszcze kiedyś przyjdzie, to jej powiedz... - zaczęła Zuzia, ale mama jej przerwała. 
-1 był taki wasz kolega, co cały czas się uśmiecha. Taki z piłką pod pachą. 
- A, Doła? - Chłopcy niespokojnie spojrzeli po sobie. -1 czego chciał? - Zuzia zaraz pożałowała, 
że o to 
pyta, bo obaj bracia jak na komendę spojrzeli na nią. 
- Pytał, kiedy wracacie i czy wszystko w porządku. Ogólnie był bardzo miły. Normalny, 
kulturalny chłopiec. Aż się dziwię, że to wasz kolega. 
Mama znacząco spojrzała na synów. Radek spojrzał na swoją siostrę, która na słowa „bardzo 
miły" zrobiła się czerwona. Radek szturchnął Jarka, nieznacznie wskazując głową na Zuzię. 

background image

Kiedy siostra zniknęła u siebie, a mama krzątała się po kuchni, bracia zaczęli wkładać naczynia 
do zmywarki, szepcząc do siebie tak, żeby słyszała ich mama. 
- To on, tylko jak to powiedzieć Ziucie? 
- A wiesz, teraz wyszło na jaw, że to on tego psa poćwiartował! 
- Tak, to w jego stylu. To sadysta. Mama zaczęła nasłuchiwać. 
- Sam mi się chwalił, jak raz zaprosiła go do domu jakaś naiwna dziewczyna i on potem napuścił 
swojego brata kryminalistę, żeby ich okradł. 
-1 co? - z przejęciem zapytał Jarek. 
- Okradł ich. -Ooo! 
- O kim wy rozmawiacie? - stanęła nad nimi mama. 
- O nikim. 
- Mówić mi zaraz! 
- Mamo, wiesz, ten Piotr Doliński, ten, co tu był... 
- To wasz kolega, tak mówiliście? 
-To nasz wróg! Mamo, on chyba ma Ziutę na celowniku. 
Mama przysunęła sobie krzesło, a bracia szczegółowo wytłumaczyli jej, jak niebezpiecznym 
osobnikiem jest Piotrek, i że dlatego ma ksywkę Doła, bo będzie siedzieć na dołku, czyli w 
areszcie. 
-1 wy myśleliście, że dam się na to nabrać, co? 
-Prawdę mówiąc, myśleliśmy, że tak - nie załapał Jarek. 
-To dobre dla taty, który uwierzyłby nawet, że teraz jedynki to najlepsze oceny w szkole, bo on... 
zresztą mniejsza z tym. Czym ten chłopiec tak wam podpadł, co? 
- Przejrzała nas - mruknął Radek. 
- Rzekłeś, o... 
-1 wyszliśmy na durniów. 
- Rzekłeś, o nieomylny. 
-Nie mów tak do mnie, denerwuje mnie to! — wybuchnął Radek. 
Jarek spojrzał na niego niezmiernie zdziwiony. 
W tym czasie ich siostra, nie mając o niczym pojęcia, zaplatała sobie na świeżo umytych włosach 
siedemnasty warkoczyk. To był dopiero początek - przed nią było jeszcze trzydzieści jeden 
podobnych. Kiedy kładła 
się spać, bolały ją ręce i czuła się jak górnik pracujący na przodku. 

Rano po rozpleceniu włosy nadawały się albo do ścięcia, albo do umycia. Wyglądały jak 
bocianie gniazdo, i to wykonane przez bociana partacza - sterczały na wszystkie strony. Zuzia w 
pierwszym odruchu pomyślała, że je zetnie, ale potem przytomnie związała wszystkie w ścisły 
warkocz, a w miejscach, gdzie od-stawały, przypięła spinki. 
- Nieźle, Zuzanka - powiedziała do lustra i aż podskoczyła na własne słowa. „Skąd nagle przyszła 
mi do głowy ta Zuzanka?". 
Teraz ubranie... „Powinnaś martwić się histą, a nie ubraniem" - powiedział ktoś w jej głowie, ale 
Zuzia tylko mruknęła: 
- Zamknij się! O wszystkim może zdecydować przypadek. 
Zaczęła zastanawiać się, który szalik pasuje do torby. Wybiegła z domu za pięć ósma. Pierwsza 
była historia. 
* - No, to dałaś popis! - Koło Zuzi stała Agata. - Skąd ty to wiesz? 
Zuzia wzruszyła ramionami. Uśmiechnęła się do siebie w duchu. To była jej pierwsza piątka z 
historii 

background image


Zawsze uważała, że z tego przedmiotu nie da się mieć piątki, a przynajmniej, że w jej przypadku 
to niemożliwe. A tu wystarczyło powiedzieć kilka zdań o demokracji ateńskiej, o bitwach pod 
Maratonem, pod Termopilami i pod Salaminą. O tym wszystkim czytała dla przyjemności, będąc 
u ojca, a tu masz! -piątka. Kiedy mama dała jej tę książkę, pomyślała, że to takie głupie. Nudy. 
Teraz jednak zmieniła zdanie. 
- Jesteś fajnie ubrana, masz wszystko tak dopasowane... - Agata z sympatią spojrzała na 
koleżankę. 
Zuzia pomyślała, że nigdy dotąd nie zwróciła na Agatę uwagi. 
- Aga, może byśmy... -Co? 
- Może byś wpadła do mnie albo ja do ciebie. Może byśmy poszły na spacer? 
- Chętnie. Tylko nie nad morze, bo od szumu mam mdłości. 
- Ja tak samo! 
- To super. Już gadałam z Anką, że wybierzemy się do starej żwirowni. To wiesz, przyjdziemy 
po ciebie o trzeciej, no, może chwilę po. 
- Z Anką? A co, przyjaźnicie się? - Zuzia usiłowała ukryć rozczarowanie w głosie. 
G? 
- Tak, od przedszkola. Nie wiedziałaś? Ale nie uda- 1 jemy papużek nierozłączek. Nie 
przyjaźnimy się głu- I pio, a i tak jesteśmy dla siebie najważniejsze... 
Zuzia już nie słuchała. „Jeśli mam dzielić się z Anką, to dziękuję za taką przyjaźń. Też 
propozycja! Albo jesteś tylko moja, albo spadaj". 
- Wiesz, tak dokładnie to nie wiem. Jeszcze pogadamy! Może jutro? Raczej jutro! 
Odeszła, nie chcąc patrzeć, jak Agata zajada czarny chleb na miodzie z białym serem. Przez to 
ubieranie za- f pomniała zabrać kanapki z domu. Otworzyła torbę. „No tak, portmonetki też nie 
ma, bo to torba na dziś, do tego ubrania. Nie opłaca się tak codziennie wszystkiego 
przepakowywać". 

Radek i Jarek dojadali kanapki. 
- Czujesz? Obiad pachnie... 
- Czuję. Strawę gotują. Ciekawe co? 
- Kapuśniaczek, na mój nos. 
- Ta. Może się załapiemy? 
Poszli do sekretariatu zapytać, czy można jeszcze kupić obiad. Okazało się, że już za późno. 
- Na dziś limit wyczerpany. - Pani intendentka była nieugięta. 
- Odprawiła nas z kwitkiem - zauważył Jarek. 
- Niestety, właśnie bez kwitka. 
- Umrę z głodu od tego zapachu. 
-Nie przesadzaj, zaraz się coś wyrriy^ patrz, Marynia Grodzka. Nie uważasz, że trzeba 
dziewczynie pornoC? Jarek znacząco spojrzał na brata. 
- Strategia jest taka: czy ty wieSZ/ co w takich stołówkach dodają do zup? Tylko, wiesZ/ 
ziarenko giejemy ziarenko. Żadnej nachalności. Z marną przegięliśmy i dlatego cała akcja na nic. 
- Rzekłeś, o nieomylny. 
Zbliżyli się do Marysi Grodzkiej, ale ще zaczęli z nią rozmawiać, tylko tuż obok wymieniali 
między sobą uwagi, z czego szkolne kuchnie przyrzadzaja posiłki/ a szczególnie zupy. Kiedy 
doszli do opiSU/ jak kucharki brudnymi nogami ubijają w beczkach kwaszoną kapustę (że ten 
brud jest niezbędny, bo inaczej skąd się wezmą bakterie do zakiszenia), Marysia oddarła swój 
bon na dziś i wyrzuciła do kosza. Już chciała odejść i dać braciom piękną szansę, żeby zdobyli 

background image

jeden bon, gdy gwałtownie się odwróciła. Wróciła do kosza, wyjęła maleńki kwitek i podarła na 
drobne strzpnkj 
- Niedoczekanie - mruknęła i odeszła 
- Akcja była niedopracowana... 
- Rzekłeś... 
- Wiem, że rzekłem. 
(«? 
Piotrek Doliński postanowił się nie poddawać. „Co z tego, że ostatnio mnie nie zauważa? Co z 
tego, że nawet nie odpowiedziała »cześć«? Ale dała znak, prawda? Zakryła usta ręką po tym, jak 
napisałem do niej list, więc może... mogę mieć chociaż jakąś nadzieję. A jeśli oni powtórzyli jej, 
że powiedziałem »Szczato«? Wtedy koniec. Już nigdy się do mnie nie odezwie. I będzie miała 
rację, bo dlaczego, idioto, naśmiewasz się z jej nazwiska?! - Z całej siły uderzył się piłką w 
czoło, jakby chciał się ukarać. - Jeżeli jej powiedzieli, to ja jej wytłumaczę, że to było tylko o jej 
braciach, nie o niej" - próbował przekonać sam siebie. 
Stanął obok szatni klasy Zuzi i udawał, że nic poza kozłowaniem piłki go nie interesuje. Ale co 
chwila zerkał na Zuzię, dosłownie nie mógł się powstrzymać. W głowie kłębiły mu się różne 
myśli i w końcu stwierdził, że kolejny list to jego jedyna szansa. 
Napisał go bardzo starannie na kartce wyrwanej z zeszytu do polskiego i nieśmiało podszedł do 
dziewczyn. 
- A ty czego? - Magda wynurzyła głowę spoza kurtek. 
- Ja? Ja mam list. 
-Do kogo?                                   ^ 
- Do kogo? Do Zuzanny Szato. Dasz jej? Powiedz, że to ode mnie. 
с 
Magda uważnie na niego spojrzała. Od razu domyśliła się, o co chodzi. 
- Trafiło cię, co? - Piotrek szeroko się uśmiechnął, ale nie odpowiedział. - Nic z tego. - Odsunęła 
rękę z listem. - Ona nie przyjdzie. Rozmawiałyśmy o tym i powiedziała mi, że nie będzie 
chodzić... z tobą też nie będzie. 
- Ale jak to? 
-Tak to. Normalnie. Zapomnij o niej. Ona cię nie chce. 
Kiedy Magda została sama, zrobiło jej się trochę głupio, że tak ohydnie mści się na koleżance za 
to, że ta specjalnie i złośliwie nie chce jej zapraszać do siebie, i przez to Magda nie może spotkać 
się z Jarkiem. „Zresztą... ja przecież powiedziałam tylko prawdę. Sama mi mówiła, że chłopcy jej 
nie interesują. A jeśli, to dużo starsi. A Doła to chłopak niedużo starszy, więc nawet nie 
skłamałam". 
Magda wsunęła nogi w półbuty i poszła do domu. Okrężną drogą - tak, żeby przejść koło domu 
Szatów. 
Kilkanaście metrów za nią wracał do domu Piotrek. Szedł okrężną drogą, żeby przejść koło domu 
Szatów. 
* Kolejną piątkę Zuzia dostała z geografii. Nikt w klasie nie wiedział, gdzie jest przylądek Horn, 
a ona wiedziała. Opowiedziała też przy mapie o prądach powietrznych 
i mieszaniu się prądów wodnych. Sama nawet nie przypuszczała, że tyle zapamięta po 
przejrzeniu książki. 
Świat wydał jej się bardzo miłym miejscem. Patrzyła przez chwilę, jak Kasia, której nikt w klasie 
nie lubił, mocuje się z zapięciem plecaka. 
- Pomożesz mi? 
- Jasne. Uważaj, bo zaraz podrzesz... o, zobacz, tu się zaczepiło. 

background image

- Dzięki. 
Kasia zarzuciła sobie plecak na ramię i zaczęła się oddalać, ale Zuzia ją dogoniła. 
- Kasiu, chodzisz czasem do naszej biblioteki? - Zuzia wczoraj wieczorem, przeglądając pisma, 
przeczytała artykuł o ludzkich przyjaźniach; o tym, że zaprzyjaźnić się można dosłownie z 
każdym - trzeba tylko chcieć. 
- Nie. A co? 
- Nic. Może byśmy razem poszły? 
Kasia przez chwilę przyglądała się jej. Była nieufna, ale po zastanowieniu odpowiedziała: 
- Jak chcesz - i odeszła. 
Zuzia jednak nie dała się zniechęcić do kolejnej potencjalnej przyjaciółki. Do końca dnia 
trzymały się razem i nawet wspólnie się zastanawiały, dlaczego Magda tak dziwnie się 
zachowuje. Robi się blada i czerwona, jakby była chora. 
Razem poszły do domu Zuzi. Jarek i Radek grali z Piotrkiem Dolińskim w piłkę. Zuzia nie 
wiedziała, że bracia odbyli naradę wojenną; postanowili obserwować Piotrka, zapraszać go jak 
najczęściej, a nawet zaprzyjaźnić się z nim, żeby tylko przypadkiem nie wymknęło mu się to 
haniebne przezwisko. 
-Doła, dawaj tu! Teraz! Oddaj! Podaj! - krzyczeli. 
Chłopcy nie zwrócili uwagi ani na Zuzię, ani na Kasię. Zuzia kilka razy odwracała głowę, ale 
Piotrek nawet na nią nie spojrzał. Bardzo ją to zasmuciło. Poczuła, jak zaczynają ją piec oczy, i 
pożałowała, że jest z Kasią, bo chciała teraz spokojnie sobie wszystko przemyśleć. 
- Masz coś do wszamnięcia? 
- Mam. Tylko najpierw umyjemy chyba ręce, co? 
-»Dobra, tylko szybko, bo jestem okropnie głodna. 
Kiedy Kasia jadła, Zuzia myślała o swoich koleżankach z klasy. Magda jest strasznie 
interesowna... chce przychodzić do niej ze względu na Jarka. A Kasia... przyszła do niej po 
prostu się najeść. Agata proponuje jej rolę trzeciej do pary, Weronika ma matkę nauczycielkę, 
Iwona ma długi język... 

Kasia wydawała się miła, ale myśl o tym, ile potrafi zjeść, dyskwalifikowała ją w oczach Zuzi. 
Kiedy Kasia wychodziła, chłopcy jeszcze grali w piłkę. 
(>>                                   I 
- Dziewczyny chodźcie. Ogramy was! 
-No, uważajcie. Zuzanka świetnie gra - krzyknął zdyszany Piotrek. - Raz, jak mi kopnęła... 
- Zuzanka? - Radek wydał dźwięk, jakby wymiotował. - Zuzanka... łeee. 
-Pewnie, że dobrze gram. Kasia, dawaj! 
- Mam kiepskie buty. 
- Nie marudź. 
- Dobra! Dziewczyny kontra mężczyźni, czyli Doła gra z wami - wrzasnął Radek. 
Sprawność Piotrka, który wiele godzin spędził z piłką, wściekłość Zuzi, która co chwilę patrzyła 
na Radka udającego, że ma wymioty, oraz entuzjazm Kasi doprowadziły do tego, że ich drużyna 
zaczęła wygrywać. To znaczy oni częściej wkopywali piłkę między wysoki pojemnik na śmieci i 
puszczającą pączki wisienkę. 
- Ja mam dość. - Radek nagle wycofał się z gry. - Jestem głodny. 
- Wygraliśmy! - wrzasnął Piotrek i podszedł do Kasi. Wyciągnął w jej kierunku obie dłonie, a ta 
uderzyła w nie z całej siły. 
- Tak jest! - odkrzyknęła wesoło. 

background image

Potem (Zuzia widziała to jak na zwolnionym filmie) Piotrek odwrócił się w jej kierunku i z 
wyciągniętymi rękami zaczął iść prosto na nią. Była tak zdener- 
fi, 
 
wowana, że nie trafiła w środek jego rąk, tylko w same palce. 
- No, jeszcze raz, śmiało. 
Piotrek uśmiechał się jak zawsze. Zaraz po lekcjach kupił sobie „13" i tam wyczytał, że jeśli 
dziewczyna chce zainteresować sobą chłopca, musi udawać, że on jej wcale nie obchodzi. 
Wydało mu się to idiotyczne, ale trudno. Postanowił od tego momentu niczym ani nikim się nie 
przejmować. Oczywiście, poza Zuzanka. Dlatego wbrew temu, co powiedziała koleżanka z klasy 
Zu-zanki, sam dziś przyszedł niby do braci. Teraz nie żałował, że spędził tu całe popołudnie i że 
lekcje będzie musiał odrabiać późno wieczorem- Zuzia stała przed nim i patrzyła na niego. Warto 
było nawet nie spać do rana. 
- Nie umiem. - Zuzia wzruszyła ramionami. -Niemożliwe, każdy to umie. Dawaj jeszcze raz. 
Zuzia przygotowała dłonie i teraz trafiła doskonale. 
- A teraz tak. 
Piotrek pokazał jej, jak uderzać raz od góry, raz od dołu. Nie zwracając na nikogo uwagi jakby 
byli sami na świecie, stali w ogródku i klepali si? w r?ce- 
-Ja już idę - krzyknęła Kasia. - Dzięki za grę. Polecam się na przyszłość. 
- Ja też. 
6> 
Piotrek schylił się po piłkę, a kiedy się podnosił, spojrzał na Zuzię i patrzył na nią tak długo, 
jakby jego spojrzenie skleiło się z Zuzi. Wcale nie było to krępujące i Zuzia nie odwróciła oczu. 
Coś w oczach Piotrka kazało jej cały czas na niego patrzeć. 
 
Pożegnali się. Zuzia stała jeszcze spocona, zmęczona grą i patrzyła za Piotrkiem, a kiedy się 
odwrócił i pomachał do niej, poczuła, że pieką ją nie tylko ręce po uderzeniach, ale przede 
wszystkim policzki. 
Po porannym przebudzeniu, zamiast lecieć do ubrań, długo wylegiwała się w łóżku, oglądając z 
zainteresowaniem dłonie i szukając na nich śladów po wczorajszym dniu. „Jestem zakochana" - 
uświadomiła sobie nagle i na bosaka pobiegła do szyby sprawdzić, jak w związku z tym wygląda. 
Była już prawdziwa wiosna. Jednego dnia wiało, lało i pogoda była całkiem jesienna. Innego 
znowu trzeba było wracać z kurtkami w ręku, żeby się nie upiec. 
Eliminacje do Czterech łez zbliżały się wielkimi krokami. W szkole nie rozmawiano o niczym 
innym. 
Sprawy z Piotrkiem właściwie się nie rozwijały. Po prostu, ilekroć się widzieli, patrzyli na siebie 
długo i przeciągle. I Zuzia, która liczyła te wszystkie spojrzenia, wczoraj zapisała sobie w 
notesie: „16". Jak na pięć lekcji tego dnia, to nie było mało. 
 
* Zuzia uchyliła okno tak, żeby widzieć w szybie swoje odbicie. Zaczęła w myślach. Wiedziała, 
że robi to do- 
brze. Bardzo chciała to robić dobrze, a jak człowiek czegoś chce, to to musi się udać. 
Trzy razy prześpiewała swój repertuar na eliminacje. 
„Jestem dobra, jestem najlepsza, pokonam wszystkich. A do tego jestem zakochana! I mam 
koleżankę..." - nie wiedziała tylko, czy chodzi o Magdę, Kasię, czy może o Agatę, z którą 
ostatnio dużo gadała. Rzuciła się na łóżko i zamknęła oczy. Pod powiekami zobaczyła Piotrka. 
„Gdybym mogła mu pokazać, co przygotowałam... on by mi poradził... on by się poznał". 

background image

- Gdyby miała pani wybierać między miłością a karierą, co by pani wybrała? - usłyszała znajomy 
głos. 
-Wybrałabym... wybrałabym... - wymamrotała, ale nie umiała odpowiedzieć. 

Na trzeciej lekcji bracia mieli zastępstwo. Przyszedł do nich Plastuś, bo matematyczka była na 
zwolnieniu. Klasa siedziała w miarę spokojnie i każdy robił, co chciał. Większość osób odrabiała 
lekcje, żeby mieć spokój w domu. 
- Denerwuje mnie Doła. A ciebie? 
- Mnie też. Będzie mi tu wyjeżdżał z tekstami w stylu: „Z każdej opresji można wyjść obronną 
ręką". Nie podrażniło cię to? 
- Podrażniło. I co z tym zrobimy? 
- Pomożemy mu zrozumieć, że nie ma racji. Poza tym nie uważasz, że lata za Ziutą, a nam ma 
prawo się to nie podobać? Po to ma starszych braci, żeby jej bronili. 
- Tak mówisz? 
- Tak mówię. 
Radek nachylił się do brata i zaczął mu coś szeptać. Kiedy skończyli się naradzać, Jarek zajrzał 
bratu w oczy. 
- Dla jego dobra? 
- Wyłącznie dla jego dobra. W milczeniu podali sobie ręce. 
* - Jeszcze mu dostaw ze dwie z polaka. 
- Coś ty? - szepnął Jarek. - On jest bardzo dobry z polaka. 
- Każdemu mogła się noga pośliznąć. 
Dostawili ponad dziesięć jedynek z różnych przedmiotów. Następnie wyszli z łazienki i zostawili 
dziennik na parapecie na korytarzu. 
Radek nawet nie zwrócił uwagi na napis: „I B". A powinien. 

Zuzia wróciła do zwyczaju starannego ubierania się. Rajstopy ufarbowała barwnikiem do jajek, 
który mama 
0? 
kupiła na Wielkanoc. Tym razem na zielono. Kolor rajstop był identyczny z kolorem bluzy - 
nareszcie. Niestety, kiedy na WF-ie zaczęła się rozbierać - nogi były zielone. Ale nie 
równomiernie, tylko w wyraźne zacieki. Pośliniła sobie palec i zobaczyła, że farba łatwo schodzi. 
Tylko co tego? Przecież nie będzie ścierać palcem całych nóg. „Dziewczyny pękną ze śmiechu, 
gdy mnie zobaczą". 
- Zuzka, do wychowawczyni! - krzyknęła zdyszana Anka, która właśnie wpadła do szatni. 
- A co się stało? 
- Nie wiem, ale była wściekła. 
Zuzia szybko naciągnęła rajstopy, czując jednocześnie ulgę, że nie musi pokazywać zielonych 
nóg koleżankom, i niepokój, co mogło się stać. 
Wychowawczyni była naprawdę wściekła. Powtarzała w kółko: „Jak mogłaś tak zmartwić 
mamę? Czy nie czas zacząć być trochę poważniejszą? Czy chcesz brać przykład z braci?" - ale 
Zuzia nie bardzo rozumiała, o co jej chodzi. Pod koniec rozmowy nauczycielka podejrzliwie na 
nią spojrzała. 
-Zuza, ty wcale nie czujesz się winna, jak widzę. A ja się czuję. Nikt z kolegów nie dał mi 
sygnału, że ty tak idziesz w dół. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz kłopoty? Jak możesz to 
robić swojej matce? 
 

background image


Zuzia, która nic z tego nie rozumiała, nie odważyła się zapytać, o co właściwie chodzi. Wróciła 
do sali gimnastycznej. Na szczęście nauczycielka zdecydowała, że nie warto już, żeby się 
rozbierała na te ostatnie dziesięć minut. 

Zuzia właśnie zmieniała buty po lekcjach, gdy podszedł do niej uśmiechnięty Piotrek. 
- To co? Idziemy na plażę? Dziś fajnie wieje... 
- Idziemy - odpowiedziała odruchowo, ale zaraz naszły ją wątpliwości. Miała na sobie cienkie 
rajstopy, a będzie wiało. Bałtyk potrafi, szczególnie wiosną, pokazać, na co go stać. Jeśli ją 
przewieje, nie wystąpi. Nie, nie może jej przewiać. Ale jeśli wróci do domu się przebrać... nie, to 
nie wchodziło w grę. Do szatni weszła Magda. 
- Magda, pożycz mi swoje spodnie od dresu. 
- Dobrze, na jutro ci przyniosę. Tylko wiesz, ja muszę ci coś... 
- Nie. Teraz mi pożycz. Potrzebuję teraz. 
Zuzia znacząco spojrzała na Piotrka z piłką pod pachą. 
- Aha, rozumiem - odpowiedziała Magda, chociaż nic nie rozumiała. - To masz. 
Rzuciła koleżance swój worek ze strojem na WF i szybko podeszła do Piotrka. Coś mu tam 
szeptała, wymachując rękami, ale Zuzia skoncentrowała się na 
zakładaniu dresu. Zostawiła też spódniczkę, żeby jej na pewno nie przewiało. 
Wyszli, zostawiając Magdę samą w szatni. Piotrek od razu zaczął kozłować. Zuzia przełożyła 
sobie torbę przez ramię (żeby jej nie przeszkadzała) i szli, odbijając 
piłkę na przemian. 

Wiatr wiał od strony morza. Co chwila podchodziła i pod nogi spieniona fala. Zuzia zakryła uszy 
rękami. 
- Przewiewa cię? -Aha. 
- Masz. Piotrek zdjął kurtkę i podał Zuzi. Szybko ją założyła. 
Usiedli na torbach tuż przy samych wydmach. 
- Teraz lepiej? 
- Tak. Mam twoją kurtkę, a spodnie koleżanki - roześmiała się Zuzia. 
Jeszcze nie mogła w to uwierzyć - była na najprawdziwszej randce! Tylko ona z chłopakiem, 
który jej się bardzo podobał. On dał jej swoją kurtkę, a ona ją założyła - całkiem jak na filmie. Co 
z tego, że nic do siebie nie mówili? 
Nagle przypomniała jej się mama i wszystko prysło. Znów zapiekły ją powieki. Ukradkiem, żeby 
Piotrek nie widział, otarła łzę. 
-Ja też dużo ryczę - powiedział Piotrek, patrząc przed siebie. 
-Ty? 
Zuzi wydało się to niepojęte. Ilekroć go widziała, zawsze był uśmiechnięty od ucha do ucha. 
-Mama mówi, że mam dwoje oczu, a cztery łzy, wiesz, jak tytuł tych eliminacji. To pewnie 
będzie o czymś smutnym albo romantycznym, skoro taki tytuł. 
Znów milczeli. 
- Może spotkamy się... w sobotę? - zapytał w końcu Piotrek. 
- W sobotę jedziemy do ojca, do Gdańska. -Aha. 
Znów zapadło milczenie. 
Plażą poszli jeszcze do portu, gdzie Zuzia kupiła makrelę. Kiedy byli pod jej domem, była tak 
spięta, że ledwo przełykała ślinę. Czuła, że Piotrek ją pocałuje. 

background image

Stanęła przed furtką i oparła się ramieniem o ogrodzenie. Wiedziała, że będzie potrzebowała 
podpory, kiedy to nastąpi. Ale on tylko długo opowiadał, jaki w przyszłości wybuduje, tu, we 
„Władziowie", pensjonat nad samym morzem. 
- To cześć, Zuzanka! - powiedział na koniec. 
Odwrócił się i odszedł, kozłując piłkę. Zuzia potrzebowała kilku chwil, żeby oprzytomnieć. 
Potem zaczęła 
się wdrapywać po czterech stopniach do domu. Nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. 
* Mama wróciła z wywiadówki i nawet się nie rozbierając, w płaszczu i butach, weszła do 
jadalni. 
-Wszyscy na dół - powiedziała takim tonem, że cała trójka bez słowa stawiła się przy stole. 
Zuzia zeszła spokojna. Była pewna, że piątki z historii, geografii i plus z fizyki nastawią mamę 
pozytywnie. 
-Zacznę od Zuzi. Nigdy nie byłaś orłem, ale teraz przesadziłaś, kochana. Zapomnij o wyjazdach 
do ojca, zapomnij o eliminacjach. I żadnego płaczu, koniec z tym. Nic mnie nie obchodzi, co 
wymyśla wasz ojciec, żeby wam się przypodobać. - Nabrała oddechu. - To są twoje oceny. - 
Wyciągnęła rękę z wąskim paskiem papieru. - Dokąd to? - Zgromiła synów wzrokiem. -Siedzieć 
obaj i słuchać, zaraz przejdę do was. Zuzanno, dlaczego ja nic nie wiem o tych jedynkach? 
Dziesięć jedynek! Nie uważasz, że należało mi o nich wspomnieć? 
Zuzia wzięła kartkę do ręki. Na początku, wytłuszczonym drukiem, stał numer 24 - numer Zuzi 
w dzienniku. A potem oceny ze wszystkich przedmiotów. 
- Ale to nie moje oceny, mamo. Ja nie mam trzech jedynek z polskiego. W ogóle nie mam żadnej 
jedynki 
z polskiego. Z matmy też nie mam. A gdzie moja piat-ka z historii? 
- Nie wiem. Okłamujesz mnie. Byłam głupia. Wierzyłam, że ojciec włączy się w wasze 
wychowanie. Włóczył się, niech go... Nazbierałaś jedynek. Wychowawczyni nie mogła uwierzyć, 
że to twoje oceny! - Matnie zaszkliły się oczy. - Ja nie daję rady z tym wszystkie- 
- Mamo! To nie są moje oceny! - krzyknęła Zuzia i rozpłakała się. 
Jarek ostrożnie wziął z jej rąk kartkę i położył wskazujący palec na numerze 24. Szturchnął brata, 
a ten znieruchomiał. 
- A teraz wy. Jareczku, pan Wierzbicki... -Jaki pan Wierzbicki? 
- Wasz pan od sztuki. 
- A, Plastuś. To on ma na nazwisko Wierzbicki? -Daj mi skończyć. Wytypował cię do... sama nie 
mogę w to uwierzyć... do stypendium: „Dziecko uzdolnione plastycznie regionu kaszubskiego", 
czy coś takiego. Podobno ktoś z jakiejś fundacji był przypadkiem w szkole i zobaczył jakieś 
drzwi... nie wiem, co on mówił, bo byłam już zdenerwowana Zuzią, ale jeśli zgromadzisz 
wszystkie dokumenty, dostaniesz stypendium. 
- Będę dostawał kasę? 
-Będziesz, o ile się zakwalifikujesz. Teraz słuchaj: Wierzbicki... 
- Plastuś, znaczy się? 
- Plastuś, znaczy się... pomoże ci od strony plastycz-no-graficznej. Nie wiem, dlaczego chce się 
użerać z kimś takim jak ty, ale niech mu Bóg wynagrodzi... może postanowił zostać świętym. A 
ty masz zebrać te dokumenty. 
Mama wyjęła z torebki wydrukowaną na drukarce listę. Jarek zaczął przebiegać oczami. Z 
czasem mina mu rzedła. 
-Z tym będzie krucho... - Radek szepnął bratu i wskazał punkt numer sześć: 
Opinia samorządu szkolnego na temat postawy społecznej ucznia. 
- Dlaczego? Jakoś się załatwi. 

background image

- Wiesz, kto jest przewodniczącym naszego kochanego samorządu? 
-Kto? 
- Marianna Grodzka. Obiło ci się to nazwisko o uszy? -Zuzia, nie rycz! Łazisz z jakimiś 
chłopakami po 
plaży, zamiast myśleć o nauce... 
- Łaziła z chłopakami? - Radek wybałuszył oczy. -I nam się nic o tym nie mówi? My byśmy 
pomogli, przypilnowali, żeby was ktoś nie napadł. A z kim ona była, mamo? 

- Z jakimś Piotrkiem. Zapewne z tym, który morduje psy i kradnie. 
- Mamo, co ty? - Zuzia zerwała się z krzesła. 
- Nic, nic. My tak sobie żartujemy. Prawda, chłopcy? Obaj, jak na komendę, kiwnęli głową. 
- Mamo, nic im nie mów. Błagam! Mamo, ja ci przysięgam, że nie mam takich ocen. To 
pomyłka, to nie moje stopnie. 
- Przestań się głupio tłumaczyć, Ziuta. Trzeba mieć godność i w razie wpadki przyznać się z 
honorem - powiedział Radek, wypinając pierś. 
-1 kto to mówi? - powiedziała z ironią mama. - Teraz Radek... 
- Co ja? Ja jestem święty - Radek trzasnął się w pierś. 
- Oczywiście. Kiedy poprawisz angielski? 
- Mamo - Radek zrobił słodkie oczy - jak ja mogę poprawić tę jedynkę, skoro anglistka nie 
wypuszcza dziennika z rąk? 
- Uspokój się. Nie radzę sobie z wami, czas spojrzeć prawdzie w oczy. I powiem wam jedno: 
rozważam, czy nie byłoby lepiej, gdybyście od nowego roku zamieszkali z ojcem. 
- Mamo! - krzyknęła Zuzia i opadła na krzesło. 
- Teraz cisza. Zuzia, dopóki nie poprawisz wszystkich jedynek, zapomnij o panu P. Eliminacje 
też raczej 
możesz sobie darować, i to bez względu na to, ile osób ojciec zorganizuje, żeby ci powiedziały, 
jaka jesteś świetna! 
- Mamo, to ty wiesz? 
- Chłopcy, zakaz wychodzenia z domu. 
- To tamten poprzedni już nie obowiązuje? 
- Was trzeba wiązać, a i tak zawsze coś zmalujecie. Radek, jeśli nie poprawisz angielskiego, 
zapomnij o wyjeździe latem. 
- To Jarka puścisz, a mnie nie? 
- Tak właśnie zrobię. 
- Dziś prawdziwych rodziców już nie ma... - Radek zaczął nucić, ale mama uciszyła go gestem 
dłoni. 
- Cisza! Jestem samotną, nadmiernie obciążoną matką z trojgiem dzieci. Mam prawo do 
ostatniego słowa, tak czy nie? 
Nikt się nie odezwał. 
- Tak czy nie? - bardzo groźnie powtórzyła mama. 
- Mamuś, jeśli teraz powiem tak, to moje słowo będzie ostatnie, a przecież... 

- Jak to się stało? - szepnął Jarek. - Wzięliśmy nie ten dziennik. 
-1 w dodatku dopisałeś oceny akurat Ziucie. Ona ma numer 24, a Doła - 4, baranie. 
-Dziennik ty przyniosłeś, to myślałem, że dobry. A oceny razem dopisaliśmy. 
- Niedobrze. Na twoim miejscu zacząłbym się przejmować. 
- Dlaczego na moim? - Jarek zmrużył oczy. 

background image

-Ty wpisywałeś. Jak zrobią próbkę grafologiczną, od razu będzie wiadomo. Zresztą tylko ty 
umiesz tak pięknie podrabiać oceny. Może po prostu się przyznasz i weźmiesz winę na siebie? 
Wtedy ukarzą tylko jednego zamiast dwóch. 
-A ja wolę dwóch. 
- Taki z ciebie brat? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem? 
- A co ty takiego zrobiłeś? To przez twoje... 
Zaczęli się kłócić. 

- Magda, dzięki za dres. 
- Nie ma za co. A czemu jesteś taka markotna? Coś się stało? 
Zuzia ciężko usiadła na podłodze koło kaloryfera i zaczęła opowiadać. Magda nic nie mówiła, 
tylko kiwała głową, mrużyła oczy i co jakiś czas kiwała głową. Potem bez słowa wstała i gdzieś 
poszła. Zuzi zrobiło się bardzo przykro, że jej kłopoty nie zrobiły na koleżance najmniejszego 
wrażenia. 
G? 
■f 
Ив* 
** 
sdsial б 
Znów był weekend. Siedzieli na ławce przed domem ojca i gapili się w ciężkie od deszczowych 
chmur wiosenne niebo. Zapomnieli zabrać kluczy i teraz, po kinie, nie wiedzieli, co ze sobą 
zrobić. 
- Odwiedzimy ojca? 
- Dobra, chodźmy do niego. 
Nie mieli z tym kłopotu, bo adres firmy był na każdej wizytówce. W recepcji siedziała... pani 
Monika. 
- Dzień dobry - grzecznie dygnęła Zuzia. - Pani też do taty? 
- Dzień... - panią Monikę wyraźnie zatkało. Odezwał się interkom. 
- Pani Moniko, dwa razy kawa, proszę, i to ksero stenogramu wczorajszej rozmowy z panem 
dyrektorem Rekinkiem. 
I» 
-Tak, panie Pawle - powiedziała zdenerwowana pani Monika i niepewnie spojrzała na Zuzię. 
„To sekretarka ojca" - uświadomiła sobie Zuzia i szybko wbiegła do windy. 

- ...czyli ojciec wynajął jakąś kobietę... - Zuzia, spacerując z Piotrkiem po parku w Cetniewie, 
kolejny raz opowiadała, jak podle zachował się jej ojciec. - Swoją sekretarkę... 
- Żeby ci podniosła samoocenę. Tak powiedział? 
- Tak. Powiedział, że to dla mojego dobra. Dla mojej samooceny, wyobrażasz sobie? Że mama 
tak mnie dołuje, że wcale w siebie nie wierzę i że podobno tak postępuje się ze wszystkimi 
wielkimi ludźmi. Pozwala się im słyszeć komplementy i słowa uznania przed występem i oni 
potem lepiej grają. 
- Wiesz, on to chyba zrobił z miłości... tak myślę- 
- Z chorej miłości! 
- Chciał dobrze... dla ciebie. 
-Nie! Chciał dobrze dla siebie, żebym mu była wdzięczna, żebym go kochała, bo się mną 
zachwyca. Właśnie, kiedy ktoś kocha, to powinien mówić prawdę! 
- Tak jak twoja mama. 

background image

- Tak jak moja mama. A skąd wiesz? 
- Domyśliłem się. Tu ci się tak marszczy koło nosa, jak się złościsz, wiesz? Jak młodemu 
buldogowi- 
Zuzia zerknęła na Piotrka. Kpi czy mówi poważnie? 
- Wiesz co? Zmieńmy temat. 
-Powiedz mi, jak się czujesz przed eliminaq'ami. Iwona mówiła, że wszystkie tym żyjecie. 
- Nijak. Mama nie pozwoliła mi startować przez ten idiotyczny numer z ocenami. Wiesz, ja 
jestem prawie pewna, że to sprawka tych dwóch mutantów. 
- Chodzi ci o twoich braci? 
- Potwory! 
- Ja mam coś na sumieniu i chyba to ich, szczególnie Radka, bo wiesz, jaki on jest, 
rozwścieczyło. - Piotrek zatrzymał się i odwrócił twarz w stronę Zuzi. - Ja przekręciłem trochę 
wasze nazwisko... - i wszystko jej dokładnie opowiedział. 

- Zuziaczku - mama weszła do pokoju córki. - Bardzo cię proszę, zejdź na dół. 
Na stole leżał wielki bukiet wiosennych kwiatów, a kiedy Zuzia weszła, mama wzięła go do ręki. 
-Chciałam cię bardzo przeprosić. - Podała Zuzi kwiaty. - Była tu zaraz po szkole mama 
Weroniki, wasza pani od biologii. Jej córka dowiedziała się od jakiejś koleżanki, że masz 
kłopoty... no, że ja ci postawiłam takie weto... Ona i pani od polskiego umieją odtworzyć twoje 
oceny i wiedzą, że te złe oceny nie są twoje. 
Zuzia zakryła twarz rękami. 
- ...i dlatego muszę cię przy całej rodzinie przeprosić, bo ci nie uwierzyłam, a powinnam. - 
Szeroko rozłożyła ramiona. - Wybacz mi, córeczko! Bardzo cię przepraszam. - Mamie popłynęły 
łzy. 
- Och, mamo! - Zuzia rzuciła się matce na szyj?- 
- Och, mamo! - Radek rozłożył ramiona i zrobił podobny gest w stronę brata. Ale Jarek popukał 
się w czoło. 
- Przestań, głupku. Dla ciebie liczą się tylko żarty! -powiedział z wyrzutem. 
- Nieprawda! Dla mnie liczą się jeszcze dowcipy/ intrygi, zgrywy, obciachy, figle i psoty. 
* - Cześć, Magda, chciałam ci podziękować... Jak to za co? Za to, że wszystko rozgadałaś... ja 
też... przyjdziesz... nie, tak bez okazji... zapraszam kilka dziewczyn. To czekam. 
- Cześć, Werka... wiesz, chciałam ci podziękować, że namówiłaś mamę... wiesz, mogłaś palcem 
nie kiwnąć... tak, ty też jesteś równa... może przyjdziesz do mnie- a, tak bez okazji... to czekam. 
- Cześć, Agata... 
- Cześć, Iwona... 
- Cześć, Kasia... 
Zuzia zatarła ręce. 
- Zmieniam swoje życie. 
Dzwonek. Spojrzała na zegarek. Która to przyleciała tak szybko? Zbiegła po schodach. 
W drzwiach stał Piotrek. Zamiast piłki trzymał wielki foliowy wór. 
- Gdzie to postawić, strasznie ciężkie - sapał. -A co to? 
- Moja mama przesyła twojej mamie łososiowe dalie. Osiemnaście sztuk. 
-Dalie?! 
- Tak. Sądząc po ciężarze, wypuszczą kamienne pąki. Tu stawiam. 
Po kilku minutach oboje wznosili toast wodą mineralną o smaku cytryny. 
- To za sukces! 
- Za sukces! 

background image

To był dobry moment na pocałunek. Zuzia spojrzała na niego spod rzęs, żeby mu dać do 
zrozumienia, że na pewno się nie obrazi, ale Piotrek tylko dolał sobie wody. 
Przynajmniej ma prawdziwego kumpla. Chciała pokazać dziewczynom z klasy swój numer, ale 
Piotrek, bez babskiej zazdrości, wydał jej się o niebo lepszy. 
-Wiesz co? Siadaj tu i zupełnie szczerze powiedz mi, co sądzisz na temat tego, co 
przygotowałam... 
» 
Zuzia znikła w łazience. Nie było jej kilka minut, a kiedy weszła, Piotrek jęknął: 
- O rany! 
Zuzia posłała mu powłóczyste spojrzenie wielkiej artystki i zaczęła: 
Tylko ja, tylko ty, tylko my, moje Izy, twoje Izy, nasze Izy. 
Tak się rozkręciła, że dopiero po pierwszej zwrotce zauważyła, że Piotrek skręca się ze śmiechu. 
- O, rany - trzymał się za brzuch i wył ze śmiechu. Kiedy zdołał złapać oddech, wysapał: 
- Jeśli tam będzie kategoria parodii, wygrasz na mur. 
- Jak to parodii?! - Zuzia poczuła na plecach strużkę zimnego potu. 
- Genialnie to parodiujesz. - Piotrek wstał. - Tylko ja, tylko ty, tylko my... - zaskrzeczał i opadł na 
krze-ssło. - I ten głos... taki bełkoczący. Ale jak ty umiesz tak na zawołanie fałszować. Szok! 
Masz talent, Zu-zanka. 
Zuzia otworzyła usta i udała, że się uśmiecha. 
- Zaśpiewaj tę drugą piosenkę. 
Piotrek tym razem przytomnie odstawił wodę mineralną na stół, żeby jej nie rozlać. Zuzia 
poczuła, że zie- 
mia osuwa jej się spod nóg, ale nabrała tylko powietrza i zaczęła: 
Jest, na pewno jest ten ktoś, kto pokocha mnie... Może jeszcze śpi, może martwi się, może biega 
z psem, może w piłkę gra... lecz jest. 
- Cha, cha, cha, cha! 
Piotrek znowu tarzał się ze śmiechu. 
- Wiesz co? Ja nie rozumiem, co cię tak bawi?! - Zuzia poczuła wściekłość. - Myślałam, że jesteś 
moim przyjacielem! 
Piotrek błyskawicznie spoważniał. 
-Zuzanko! Wiem, że wolałabyś usłyszeć, że masz cudowny niski sopran czy wysoki bas, ale ja 
nigdy nie będę cię okłamywał... Pamiętasz, rozmawialiśmy o tym, kogo na pewno nie powinno 
się okłamywać... - powiedział cicho. 

Zuzia wróciła wcześnie do domu, bo zwolnili ich aż z trzech ostatnich lekcji. Mama też wpadła 
na chwilę, bo miała trzygodzinne okienko. Zuzia uśmiechnęła się krzywo, a na pytanie: „Jak tam, 
Zuziaczku?" - nie od- 
powiedziała nic, tylko mocno przytuliła się do matki. Po tym, co powiedział jej Piotrek, miała 
mętlik w głowie. Jak to: „parodia"?! Jaka parodia?! Początkowo myślała, że on może po prostu 
się nie zna. Potein przyszło jej do głowy, że speq'alnie chce ją zniechęcić/ żeby miała więcej 
czasu dla niego. W głowie ciągle miała to, co Piotrek powiedział jej na końcu. 
Postanowiła jeszcze raz spokojnie, na chłodno przećwiczyć swoje piosenki. Szybko pobiegła na 
górę, żeby odrobić lekcje, by potem spojrzeć prawdzie w oczy. 
* W tym samym czasie Jarek wolno, przyklepie włosy ręką, podszedł do Marysi Grodzkiej. 
- Nie podchodź do mnie! - krzyknęła Marysia, gdy tylko go zobaczyła. 
- Marysiu, dlaczego? 
- Bo na pewno masz złe zamiary. -Ja? Ja mam złe zamiary? No wiesz... 

background image

Jarek początkowo plątał się i zaczynał coraz to inne tematy. Po kilku minutach wykrztusił 
wreszcie/ ze błaga ją, aby jako przewodnicząca samorządu wypisała mu jakąś przyzwoitą opinię. 
- Nigdy! - warknęła Marysia. - p0 moim trupie! -Jak chcesz. Możesz najpierw napisać/ a potem 
umrzeć. To już twój wybór. 
Tuż obok nich zjawiła się wicedyrektorka. 
- Dzień dobry. - Oboje grzecznie się jej ukłonili. 
- A, Szato, dobrze, że cię widzę. Pozwól tu, chłopcze, na chwilę. - Odeszła od Marysi dosłownie 
dwa kroki. -Jeśli to wy maczaliście palce w tej sprawie z dziennikiem, to... - groźnie zmrużyła 
oczy - będzie to wasz ostatni dzień w szkole. I postaram się, żebyście znaleźli szkołę ze złym, 
bardzo złym dojazdem. Pan Wierzbicki mówi, że masz talent. Nie szkoda ci tak marnować 
szansy? - pokręciła nad nim głową. 
Marysia poczerwieniała. 
- A ty, Grodzka, czemu jesteś taka czerwona? -Ja? Janie wiem... 
- Nie wiesz... Rozumiem. 
Wicedyrektorka oddaliła się, a Marysia spojrzała na kolegę. 
- Twoją mamę to na pewno ucieszy. 
- Teraz już nic nie da się zrobić. 
Marysia wzięła kolegę za łokieć i z całej siły przycisnęła. 
- Ty kretynie! Nie rozumiesz, że ona jest nauczycielką? Jak będzie wyglądała, gdy się okaże, że 
jej dwóch synów to nie tylko idioci, ale też przestępcy?! Ty durniu zapchlony! Jesteś obrzydliwy 
jak niedosmażona ryba! 
- Marysiu, jakie ty masz słów... 
ц 
- Zamknij się. Jak można być takim kretynem?! Wieczne wygłupy! Czas chyba wydorośleć, co? 
-Maryśka... Marysia... pomóż... - powiedział Jarek i sam się zdziwił, że głos mu się łamie. 
- Teraz to pomóż! Rozrabiacie jak pijane zająca a teraz pomóż. Po co do mnie przyszedłeś? Aha - 
РГ2УР°~ mniała sobie. - Stypendium... dla ciebie... opinia... -Zaczęła się szczerze śmiać i Jarek 
zrozumiał, że Marysia Grodzka mu nie pomoże. Chciał już odejść/ kiedy Marysia znowu złapała 
go za rękaw. 
- Trzy lata wyśmiewaliście się 2e mnie. 
- Nie wiem dlaczego - Jarek huknął się w piersi. 
- Trzy lata dokuczaliście wszystkim. Strach się przy was odezwać, bo zawsze trzymacie ze sobą. 
Ale tak mi szkoda twojej mamy, że... pomogę ci. 
- Marysiu! 
- Zamknij dziób. Masz dwa problemy. Opinia i sprawa z dziennikiem. Jeden z nich ci załatwię. 
®o Jutra zdecyduj, który. To moje ostatnie słowo. 
Marysia złapała swoją torbę i odeszła, a Jarek głośno przełknął ślinę i wyszeptał: 
- Rzekłaś, o nieomylna - i popatrzył za koleżanką. Nie mógł przestać myśleć о гущ, ze Marysia 
Grodzka 
to bardzo ładna dziewczyna. Jak mógł przez tyle ^at te8° nie zauważyć? 
G? 
Rozdzia 
-Mamo... 
Radek trzymał za plecami list od Jane - Angielki, która na zdjęciu wyglądała przepięknie, ale 
Radek, niestety, mało z jej listu rozumiał. 
- O co chodzi? 
- Nie, o nic. Tak sobie pomyślałem, czy nie mogłabyś mnie trochę... przepytać ze słówek... 

background image

- Teraz? 
- No, najlepiej teraz. - „Dopóki nie wróci Jarek", dodał w myślach. 
- Teraz nie. Mam masę roboty - powiedziała mama. 
- A kiedy... to znaczy... kiedy będziesz mogła? 
- Nie wiem. Wiele razy chciałam cię uczyć i zawsze mnie wyśmiewałeś. A teraz przygotowuję 
obóz, 

a potem muszę jeszcze sprawdzić klasówki z trzech klas. 
- Mamo, jak możesz?! Przez ciebie nie nauczę się angielskiego! 
- Przeze mnie? - Mama się roześmiała. - Przez siebie, synku, tylko przez siebie. I zapomnij o 
poczuciu winy z mojej strony. Te czasy już minęły. Zegnam, bo jestem zajęta. Teraz dla odmiany 
ja nie mam czasu dla ciebie. 
Mama kątem oka zobaczyła, że syn trzyma za plecami list. Sama celowo zostawiła go na blacie 
w kuchni, żeby syn na niego trafił. 
Radek ze złością zaczął wchodzić po schodach. „Ja jej pokażę, pokażę jej! Wyrodna matka!". 
Postanowił sam przebić się przez słówka. Zanim jednak otworzył książkę, wyjął zdjęcie Jane i 
dla uspokojenia kilka minut się w nie wpatrywał. 
Kiedy usłyszał, że wrócił Jarek, szybko schował i zdjęcie, i książkę. 
-No i jak? 
- Nie jest dobrze. 
- To wiedziałem i bez ciebie. 
- Tak, to może sam do niej pójdziesz? 
- Do olbrzymki? Ja? A po co? Ty chcesz stypendium, ty osobiście wpisałeś oceny. Ty masz 
kłopoty. Ja nie mam żadnych. 
- Czyli umywasz ręce? 
Jarek włożył ręce do kieszeni, żeby nie uderzyć brata. 
- Rzekłeś, o nieomylny. 
Do końca dnia nie odezwali się do siebie. 
* -1 co zdecydowaliście? 
-Ja zdecydowałem. Z Radkiem nie można się dogadać. 
-Co ty powiesz? Nagle nie można się dogadać. Mów, co postanowiliście, bo muszę jeszcze wkuć 
kilka rzeczy z fizy Jestem w końcu kujonem; co mam robić wieczorem, jak nie kuć? 
-Dziennik. Jeśli możesz pomóc, chociaż nie wiem jak, to rezygnuję ze stypendium. 
- No. - Marysia głęboko odetchnęła. - Przynajmniej masz jeszcze w sobie resztki 
człowieczeństwa. Gdyby nie ten dziennik, miałbyś teraz swoją opinię, bo... - Marysia ściszyła 
głos i przymknęła oczy - bo mam do ciebie słabość. - Zaraz jednak przywołała się do porządku. - 
A tak od poniedziałku zaczniesz działać, i to na serio. Będziesz wybitnym społecznikiem 
regionu. Wtedy może, powtarzam: może na koniec roku dam ci tę opinię. 
- Na koniec roku będzie za późno. 
- Za wszystko trzeba płacić - uśmiechnęła się Marysia. 
Jarek i Radek siedzieli markotni w kuchni. Przed chwilą rozmawiali przez telefon z ojcem, a 
teraz mama jeszcze raz wybrała jego numer. 
- ...tak, jeszcze raz ja... żebyś się już nie denerwował... tak... wyjaśniła się. To na szczęście nie 
oni... tak, chłopcy są niewinni... nie uwierzysz... najlepsza uczennica w szkole to zrobiła... sama 
wiem, że to do nich pasuje... ale dlaczego dopisaliby Zuzi? Tak... tak... ona powiedziała, że miała 
złość do Zuzi o coś tam... obniżyli jej, ale tylko o jeden stopień... to kończę... ja też czuję ulgę, że 
to nie oni... Pa! 

background image

Kiedy skończyła, przysiadła się do chłopców. 
- Wiecie co? Byłam pewna, że to wy. Odetchnęłam. Wzorowa uczennica... - Mama zamyśliła się. 
-1 co? Wywalą ją? - Jarek usiłował mówić normalnym głosem, ale mu to absolutnie nie 
wychodziło. -Już mówiłam. Tylko jej obniżyli... 
- Widzisz, nas to by wylali! - powiedział Radek z zaciętością. 
-1 tym się różni porządny człowiek od takich drapi-chrustów jak wy! Porządnemu człowiekowi 
raz się może noga powinąć, nawet bardzo głupio. Wzorowemu uczniowi warto wybaczyć. 
- To jest bardzo niesprawiedliwe! 
0? 
- To jest bardzo sprawiedliwe. Każdy człowiek ma taki sam limit darowania kary. Wasz limit 
wyczerpaliście już po skończeniu przedszkola. Może przypomnę, kto rozrzucił surówkę z 
kapusty po wszystkich leżakach, co? 

- Mamo - zaczął Radek. 
- Słucham cię, synku? -Sprawdziłabyś mi... list. 
- Teraz? -No nie, kiedy będziesz miała czas - powiedział 
nieśmiało i podsunął matce kartkę. 
-Mogę teraz. - Mama wzięła list do ręki. Chwilę czytała. - A do kogo ten list? Nie używa się to be 
tylko to have. Jane umrze ze śmiechu, gdy będzie to czytać. -Mama wzięła czerwony długopis i 
zaczęła poprawiać list syna. 
- Tyle błędów?! 
- To i tak nie jest zły list, jak na tyle lat nicnierobie-nia. Masz. - Zakreśliła ołówkiem trzy strony 
w jakimś podręczniku. - Jak się tego nauczysz, to wracaj. List przepisz i daj mi jeszcze raz. 
Do wieczora Radek przepisywał list trzy razy. By wściekły na mamę. Ciągle się o coś czepiała. 
Kied już bolała go ręka, zapytał sam siebie, po co to 
wszystko. Nie musiał się długo zastanawiać. Dobrze 
wiedział po co. 

- A ty dokąd? - Mama spojrzała na Jarka, który z uliza-nymi włosami miętosił w ręku jakieś 
marne kwiatki. 
- Idę... idę... idę... 
- Na razie stoisz - mruknął Radek. 
- Do koleżanki - spokojnie dokończyła mama. 
- Tak. Do koleżanki. 
- A po co do niej idziesz? - Mama uśmiechnęła się podstępnie. 
- Po co? - Jarek podrapał się po głowie. - Po co ja do niej idę? 
- Czyli nie wiesz, po co do niej idziesz. Może podziękować? 
- Tak, tak. Podziękować - ucieszył się Jarek. Mama z zainteresowaniem zaczęła oglądać swoje 
paznokcie. 
- Czy ta koleżanka ma na imię Marysia? W pokoju zrobiło się bardzo cicho. 
-1 ty za to, co dla was zrobiła, chcesz jej dać takie marne kwiatki? 
- Mamo! To ty wiesz? 
- Wiem. Ta dziewczyna tu dzisiaj przyszła zapłakana. Nie miałam większych problemów... 
- ...żeby z niej wyciągnąć... 
- Tak, żebyś wiedział! Żeby z niej wyciągnąć. Chciała się za was przyznać! Takie dobre dziecko! 
- Jak to chciała?! Mówiłaś tacie, że się za nas przyznała! 

background image

- Tylko tak mówiłam. Wcale nie rozmawiałam z tatą. Po prostu chciałam, żeby was ruszyło 
sumienie! Ale was nic nie ruszyło. Wy obaj pozwolilibyście na to, żeby jakaś biedna dobra 
dziewczyna poniosła za was karę. Wychowałam dwa potwory! 
Mama wyszła z jadalni. 
- Jesteś potworem - szepnął Jarek. 
- Mama mówiła o tobie i Ziucie, dziecino. Mnie nie miała na myśli. 
* Zaraz po lekcjach miało być spotkanie z organizatorami eliminacji do Czterech łez. 
W sali gimnastycznej było bardzo głośno. Na krzesłach poustawianych w byle jakie rzędy 
siedziały chyba wszystkie dziewczyny ze szkoły. Dopiero kiedy wi-cedyrektorka z jakąś 
wyjątkowo niską kobietą na wielkich koturnach weszły na salę, trochę ucichło. A potem 
zapanowała cisza jak makiem zasiał. 
- Witam. - Drobna kobieta wzięła do ręki mikrofon. - Cieszę się, że przyszłyście na nasze 
eliminacje. Domy- 
ślam się, że jest wśród was osoba, której szukamy. Jutro, jeśli wszystko dobrze pójdzie, poznamy 
ją. д teraz kilka słów o tym, czego oczekujemy. Za chwilę wpiszecie się na listę, według której 
jutro będziecie przychodzić do nas i prezentować, co potraficie. Będziemy prosić, żeby każda z 
was przedstawiła się, powiedziała cztery zdania głośno, cztery szeptem, wyrecytowała osiem 
wersów dowolnego wiersza, następnie... czy ja mówię za szybko? Następnie zaśpiewała dwie 
wybrane przez siebie krótkie piosenki. Proszę pamiętać, ze każda z was będzie miała tylko trzy 
minuty, żeby nam począć, co w niej drzemie. Nie będzie żadnych powtórek ani próbowania kilka 
razy. Jeśli ktoś dostanie ataku śmiechu lub ataku tremy - trudno. Teraz puszczam listę. Proszę się 
wpisać i jutro przyjść o wyznaczonej godzinie. 
Po spotkaniu Zuzia zaprosiła wszystkie dziewczyny do siebie. 
- Cześć! - powiedział Jarek i jak cień przemknął przez przedpokój. 
- Cześć! - odpowiedziały dziewczyny, a najgłośniej Magda. 
Mama Zuzi przyniosła wielki talerz z kanapkami. Przez dwie godziny wszystkie, poza Iwoną, 
która w ogóle nie była zainteresowana eliminacjami, na wyścigi wy- 

bierały wiersze i ciągle szeptały dla wprawy. Były tak zajęte, że nawet nie zauważyły, kiedy 
zrobiło się ciemno. 

-No, opowiadaj, opowiadaj. - Mama dopadła Zuzię już w drzwiach. 
- Nie występowałam. Przedłużyło się i mam termin przełożony na jutro. 
- Coś takiego! A jak inne dziewczyny? 
- Magda wcale nie weszła na scenę. Powiedziała, że czuje się, jakby połknęła tonę kamieni i nie 
mogła się ruszyć z miejsca. Jedna dziewczyna, ta Marzena Wojciechowska z II A, nie mogła 
powiedzieć ani słowa, bo cały czas się śmiała. Ogólnie było raczej nudno. Wszystkie w 
eleganckich sukienkach. Wszystkie takie... drętwe. 
- Aha. Czyli ty jutro. I jak sukienka od taty? 
- Cztery inne dziewczyny miały taką samą. Zuzia poczuła, że ma już mokre oczy. 
- Bo wiesz co? Trzeba by ich czymś zaskoczyć, pokazać coś innego. A śpiewał już ktoś twoją 
piosenkę, te Łzy? 
- Tak, sześć osób. 
-Rozumiem. To wiesz co... słucham? - powiedziała mama i podniosła oczy na Radka. 
- Czy mogłabyś teraz? 
- Nie. Teraz zajmuję się Zuzią. Połóż tu pracę, potem sprawdzę. I zrób jeszcze te dwa ćwiczenia. 
- Mamo, ja już nie mogę... - jęknął Radek. 

background image

-A kto cię zmusza? Nie chcesz, nie rób. Znikaj mi z oczu. Zuzia, dlaczego masz taką minę? 
Płaczesz... - Mama ją objęła. - Nie przejmuj się, najwyżej cię nie wybiorą. 
- Najwyżej - chlipnęła Zuzia. - Ja w ogóle nie wystąpię. 
- O! Co to, to nie. Zaraz, zaraz... coś mi chodzi po głowie. Pamiętasz, jak jakiś miesiąc temu 
weszłam do ciebie? - Mama aż podskoczyła. - To jest pomysł. Tylko słowa, skąd wziąć słowa... 
Zaraz coś wymyślimy. No, to zabieramy się do roboty. 

Nie mam głosu do śpiewania, 
ani słuchu do grania. 
Umiem nucić jedynie walczyka - au au au! 
Nie odróżniam, czy gra muzyka. 
Nie zrobię piruetu żadnego, 
nie podniosę instrumentu - najlżejszego, 
takie już ze mnie beztalencie. 
Ale za to... ale za to... ale za to 
wszystko robię zawzięcie! 
Zawzięcie! 
Zuzia stała na stercie gazet i co chwila jedna noga z nich spadała. Nogi miała jakby pochlapane 
farbą, co 
G? 
było efektem założenia na noc zielonych rajstop. Była w swojej koszuli nocnej i wielkimi 
zimowymi rękawicami obejmowała związane gumkami długopisy, które udawały mikrofon. 
Zuzia tak nimi wymachiwała, jakby łapała muchę. W miejscu biustu wystawał jej ogromny 
ręcznik. Na głowie miała różowy czepek, spod którego sterczały zaplecione w sto warkoczyków 
włosy. Jej ramiona i szyję oplatały zwoje kabli. Śpiewała tak, jakby wykonywała Łzy, co 
kompletnie nie pasowało do napisanego przez mamę tekstu. 
Komisja i wszyscy na sali wili się ze śmiechu. Kiedy Zuzia skończyła, wszyscy wstali jak na 
komendę i zaczęli bić brawo. Już szeptać ani recytować nikt jej nie kazał. 

Kiedy z wielką torbą, w której miała swój strój, weszła do domu, mama od razu się zerwała. 
- Nic nie mów. Już dzwoniło do mnie z sześć osób. Przeszłaś eliminacje! 
- Tak! - Zuzia rzuciła torbę, a potem zawisła mamie na szyi. - Nie wiem, jak ci dziękować, 
mamuś! 
-To ja dziękuję tobie. Jesteś moim kochanym słoneczkiem. 

Jarek od kilku dni źle spał. Budził się w nocy zlany potem. Śniła mu się Marysia, która staje 
przed całą szkołą i gło- 
ц 
śno wyznaje, że to ona dopisała oceny, a potem brać szkolna rzuca się na nią i wypycha Marysię 
przez okno. W rzeczywistości sala gimnastyczna była na parterze, ale we śnie Jarka Marysia 
długo spadała i krzyczała: „Jarkuuu! Dlaczego mi to zrooobiłeeeś...". W tym momencie Jarek się 
budził. Potem nie mógł zasnąć i czasem, aż do momentu, gdy dzwonił budzik, przewracał się z 
boku na bok. 

Tego dnia Marysia podeszła do nich obu. 
- No i załatwiłam - powiedziała z dumą. 
- Co? Tak? Przyznałaś się za nas? - Radkowi zaświeciły się oczy. 

background image

-Jeszcze czego! Ja mam cierpieć za waszą głupotę? Niedoczekanie! A zresztą wasza mama 
powiedziała, że mi nie wybaczy, jeśli to zrobię. 
- Wiedziałem - mruknął Radek. 
-Załatwiłam wam, że rada pedagogiczna ukarze was umiarkowanie, tylko pracami społecznymi. 
Pod warunkiem, że się obaj publicznie przyznacie. Bo oczywiście nikt nie ma wątpliwości, że to 
wy. 
- Nigdy! Świetnie! - powiedzieli chłopcy jednocześnie i wrogo na siebie spojrzeli. 
Marysia szczerze się uśmiechnęła. 
- No, róbcie, jak chcecie. Mnie nic do tego. Posłała Jarkowi przyjazny uśmiech i odeszła. 
- Piotruś! 
-O, Zuzanka! Ale się wychorowałem! Ale dzień, nie? Jak pomyślę o szkole... Co ci jest? 
Płaczesz? - Zuzia pokiwała głową, a Piotrek złapał ją za rękę. - Taki dzień... chodź na wagary, 
co? 
Zuzia chwilę się wahała. 
- Dobrze, ale muszę najpierw powiedzieć mamie. 

- Czy ja mogę rozmawiać z panią Szato... córka... tak, muszę koniecznie... nie, nic się nie stało... 
aha, nie może podejść. Może pani powiedzieć... - Zuzia niepewnie spojrzała na Piotrka, a ten 
zakrył sobie dłonią usta, żeby nie parsknąć śmiechem. - Proszę pani, ja jestem córką Zuzanną. 
Proszę przekazać mojej ma- 

mie, że... że nie poszłam dziś do szkoły, bo poszłam z kolegą na wagary, ale nie chcę, żeby mama 
się denerwowała, gdy na przykład zadzwonią ze szkoły... Aha, wszystko pani rozumie. Dziękuje. 
Mnie też było miło. 
Zuzia odłożyła słuchawkę. Stali na Morskiej przy jednej z kilku budek telefonicznych. 
- Czekaj, nie wyjmuj karty. Ja też powiem swoim. Nie wiem tylko, czy to się będzie liczyło jako 
wagary, jak mówimy o tym rodzicom. Zresztą, co za różnica... 
* - Co się w końcu stało? Od weekendu u ojca jesteś jakaś dziwna. 
- Skąd wiesz, skoro przez tydzień byłeś chory? 
- Iwona mi mówiła. 
-Aha. - Zuzia nabrała powietrza. - Wiesz, ja nie przeszłam tych ostatnich eliminacji. Co się 
dziwisz? Te u nas w szkole to były tylko wstępne, a potem trzeba było zrobić mnóstwo innych 
rzeczy, i to przed wieloma różnymi osobami. 
- Ale co? Nie umiałaś? 
- Nie, raczej wszystko umiałam. Miałam trzy polecenia: udać chore dziecko w gorączce, pokazać 
przerażone zwierzę i rozpłakać się, gdy otwieram list. I tego właśnie... - Zuzia westchnęła - nie 
mogłam. 
- Dlaczego? Przecież ty umiesz, zdaje się, bardzo dobrze płakać? 
- Tak, ale tylko naprawdę. Za to udawać nie umiem. Nie umiem wyobrazić sobie czegoś i od tego 
się rozpłakać. 
- A co sobie wyobrażałaś? - Piotrek podniósł z chodnika kamyk i przerzucał go z jednej ręki do 
drugiej. 
- Co? Że tatuś nas porzuca, że nie zdaję do następnej klasy, że miałam wypadek... wiesz... 
wszystko, co najgorsze. 
- Aha. I co dalej? 
-Koniec. Nie przeszłam eliminacji. Minęło. To wszystko. 
Piotrek zrobił zamach, rzucił kamyk do morza. 

background image

- Ja bym się umiał rozpłakać na zawołanie. Wiesz, co bym sobie wyobraził? 
-Co? 
- Ja bym się poryczał, gdybym tylko pomyślał, że tobie coś się stało. Albo że masz wyjechać do 
Gdańska i nie będziesz już ze mną grała. Natychmiast bym się poryczał... To co, zagramy? 
Rzucili torbę i plecak koło wydm i zaczęli grać. 
- Wiesz, że rozpisali konkurs na nazwę pensjonatu we Władziowie? Można wygrać skórzaną 
piłkę nożną. 
-1 co, bierzesz udział? To przecież twoje marzenie, pensjonat przy samej plaży. 
-Spróbuję. Na razie nie mam żadnych pomysłów, ale jak coś ci przyjdzie do głowy, to mów. 
- Tylko wtedy pół piłki dla mnie. 
- Zgoda. 
Piotrek wyciągnął do niej ręce jak wtedy, po meczu przed domem. Klepnęła go. Potem on ją. 
Potem ona jego. Stali tak i najpierw mocno, a potem coraz słabiej, klepali się po dłoniach, nic do 
siebie nie mówiąc. W końcu za którymś klepnięciem Piotrek po prostu wziął Zuzię za rękę. No, 
może nie tak „po prostu"... 
* - Tak, tatuś... to myślisz, że zdołam się nauczyć w miesiąc... strasznie mnie ciśnie... za dużo 
wymaga... Aha, czyli mówisz, że mam jeszcze czas... no wiem, że jestem zdolniacha... dzięki... 
czyli uważasz, że lepiej się uczyć na kursie w Anglii? A masz kogoś znajomego... to super... a 
nic, po staremu. Pa! - Radek odłożył słuchawkę i zwrócił się do mamy: - Ojciec uważa, że mogę 
spokojnie zwolnić tempo z angielskim, bo mam jego zdolności językowe, i że... 
- A ty? Ty sam jak uważasz? 
- Oj, mamo! Wiesz... jaka ty jesteś... 
- Jestem. Ale wiem, że dla ciebie nie ma to znaczenia. - Odwróciła się do Jarka. - Powodzenia! 
Jarek ubrany na galowo stał przed lustrem i nerwowo ulizywał włosy. 
-Jak wyglądam? 
-Jak ostatni idiota w za małym garniturku. Po co to robisz? Maryśka tylko cię podpuszcza! Na 
oczach całej szkoły barana z siebie zrobisz. 
- Nie mogę spać przez to wszystko, rozumiesz?! 
- Nie. I daj mi spokój. 
- Już ci daję. - Jarek trzasnął drzwiami i wyszedł. 
* - ...ja -Jarek jąkał się przed kilkoma klasami zgromadzonymi w sali gimnastycznej. Co chwila 
zerkał na Marysię, która z mocno zaciśniętymi kciukami siedziała w pierwszym rzędzie - ...że to 
ja... tylko ja... sam, osobiście zrobiłem. - Jarek plątał się i przepraszał, ale w końcu wydusił z 
siebie, że to on dopisał własnej siostrze dziesięć jedynek. Kiedy skończył, w sali panowała 
idealna cisza. 
-1 co? - Wicedyrektorka wstała i surowo zmarszczyła brwi. - To wszystko? 
-Tak. 
- Nie - dało się słyszeć dwie odpowiedzi. 
Z trzeciego rzędu wyszedł Radek. Stanął obok brata i głośno powiedział: 
- To wszystko ja wymyślałem. Zmuszałem brata, żeby to robił. Szantażowałem go! Tylko ja 
jestem wszystkiemu winien. 
- Nieprawda! 
- Prawda! 
- Nieprawda! 
-Cisza! - Wicedyrektorka znów wstała. - No, to pierwszy etap mamy za sobą. Teraz zapraszam 
klasy na lekcję, a obu panów do mnie do gabinetu. 

background image

Przez pół godziny wygłaszała mowę, a gdy powiedziała już wszystko, co miała do powiedzenia 
na ich temat, wyjaśniła, jak będą musieli się zrehabilitować. 
- ...i to wszystko do końca kwietnia, ani dnia później - zakończyła znacząco. 
- Rzekłaś, o nieomylna - powiedział Jarek. 
- Słucham?! 
- Brat chciał powiedzieć, że jeszcze raz bardzo przepraszamy i obiecujemy, że to się już nie 
powtórzy. 
- Wiem, że TO się już nie powtórzy. Chodzi o to, żeby w ogóle nic się już nie powtórzyło. Teraz 
marsz na lekcje. 
Bracia wyszli przed gabinet. 
- Ta maszkara jednak mówiła prawdę. -Jaka maszkara? 
- No, Marysia Olbrzymka. 
G? 
-Licz się ze słowami, jeśli chcesz dożyć jutra! -warknął Jarek i szybko odszedł w stronę klasy. 
Jednak przed samym wejściem odwrócił się do brata. - Marysia to pierwszorzędna dziewczyna! 
Rozumiesz, debilu? 
Weszli do klasy. Jarek od razu pokazał Marysi, że wszystko poszło dobrze, a ona w rewanżu 
pokazała mu swoje zaciśnięte kciuki. 
* - Jarek chyba coś kręci z Grodzką, nie sądzisz? - Magda i Zuzia patrzyły na zaciśnięte przez 
cały czas kciuki Marysi. 
- Nie wiem - ostrożnie odpowiedziała Zuzia. - Nigdy nic nie wiadomo. 
- Wiadomo, wiadomo. Trzyma za niego kciuki. Będzie z nich fajna para. Czemu tak patrzysz? 
- Myślałam, że ty... że ty... w Jarku... 
- Tak było. Ale mi przeszło. 
- Tak po prostu? 
- A ty tak po prostu już nie chcesz być romantyczną piosenkarką? 
- Wiesz, nie przyjęli mnie. A poza tym rozważyłam wszystkie za i przeciw... 
- Ja też. Rozważyłam wszystkie przeciw i nie znalazłam żadnego za. Ale jeśli Grodzka znalazła, 
to na zdrowie. Jarek zresztą chyba bardzo się zmienił, co? 
•I 
Rozmowę przerwała nadchodząca Werka. 
- Zuzia, masz coś do jedzenia? 
Zuzia zaraz sięgnęła po pół swojej kanapki. Kiedy oddawała ją koleżance, zerknęła na swoje 
nogi. Rajstopy ewidentnie gryzły się kolorem ze spódnicą, ale nikt, nawet ona, jakoś nie zwracał 
na to uwagi. 
* - Zuza, mogłabyś wpaść do Anki? - dzwoniła Agata. 
-Jasne. Coś nie tak? 
- Ma chandrę czy coś. Wiesz, jest już Magda, Werka, Dorota i Iwona, ale żadna nie umie jej tak 
rozśmieszać jak ty. Anka beczy i powtarza, że chce ciebie. Jak masz coś do jedzenia, to przynieś. 
Jest Werka, a wiesz, jaka ona jest. I Anka prosi o tę książkę, co ci tak niby pomogła. To co, 
przyjdziesz? 
- Już się zbieram. 
Zuzia szybko spojrzała w lustro. Błyskawicznie otworzyła szafę, wyciągnęła fioletową chustkę i 
zieloną kusą kamizelkę. Kiedy to wszystko założyła, zerknęła w lustro. Ekstra. Złapała czepek, 
książkę i zeszła na dół. 
- Dokąd idziesz? 
Mama z Radkiem siedzieli przy stole nad stosem otwartych książek. 

background image

- Do Anki. Chcą, żebym ją rozśmieszyła. 
- Kto chce? 
G? 
- Agata, Magda, Werka, Iwona, Dorota... No, moje koleżanki. Wiesz, jakie ja mam fajne 
dziewczyny w klasie? 
- Wiem, wiem. - Mama uśmiechnęła się pod nosem. Spojrzała na dziwaczny strój córki i wróciła 
do Radka. - Jane pisze, że, niestety, nie chce korespondować z początkującym; szuka kogoś 
bardziej zaawansowanego... Przykro mi, synku. 
- To mnie jest przykro. Jakaś głupia snobka. Sam nie chciałem już do niej pisać. Kogoś bardziej 
zaawansowanego - wybełkotał, jakby mówił po angielsku. - Na pewno jest głupia jak but. 
- Przekonasz się. -Co? 
- Przyjeżdża we wrześniu na wymianę do nas. Myślałam, że będziesz chciał, żeby u nas 
mieszkała... - powiedziała mama. 
- Ja? A co mnie obchodzi jakaś Jane? Nic mnie nie obchodzi. - Radek chwilę milczał. - To kiedy 
przyjeżdża? We wrześniu... - odpowiedział sam sobie i zaczął coś liczyć na palcach. - Mam 
cztery miesiące... Wiesz, postanowiłem się zabrać do angielskiego, ale tak dla siebie, dla własnej 
satysfakcji. Tylko nie myśl, że to może mieć coś wspólnego z tą lady. To nie ma z nią nic 
wspólnego! 
- Nic a nic! - roześmiała się mama. - Proszę, wkujesz teraz to, to i to. 
и 
- Aż tyle? Umrę! 
Mama poszła do kuchni. Po chwili wsadziła głowę do jadali. 
Radek siedział zgarbiony przy stole. Przed nim oparte o wazon stało zdjęcie ślicznej Jane. 
- Widzę, że nie jest z tobą tak źle, skoro sobie podśpiewujesz? 
- Mamo! Czy ty nie słyszysz? Może i śpiewam, ale 
jaka to smutna melodia! 

Ojciec z niepokojem spojrzał na swoją byłą żonę. Była nieumalowana, w rozwleczonym swetrze. 
Z rozmachem otworzyła mu drzwi, kończąc śpiewać: 
-...zawzięcie... zawzięcie... O, witam cię, Pawełku! Wejdź na chwilę, bo dzieci nie są jeszcze 
gotowe. 
Ojciec poczuł się nieswojo. Sam po drodze wpadł do fryzjera. Był w nienagannym garniturze. 
Uderzyła go zmiana, jaka zaszła w jego byłej żonie i w domu. 
- Wejdź, bo i tak musicie poczekać na Zuziaczka. 
- A gdzie jest? 
- Grają z Piotrkiem w nogę. Chcesz kawy? A, prawda, kawy nie mam. Mam lipę. Chcesz? 
- A gdzie chłopcy? 
- Jarek i Marysia jeszcze sprzątają po dzisiejszej aukcji na rzecz domu dziecka. Radek się uczy. 
G? 
- Radek się uczy? - Ojcu oczy wyszły na wierzch. -Czego? 
- Zakochał się - mama ściszyła głos - w dziewczynie ze zdjęcia. Angielce. Sam ci powie. 
- Ale po co się uczy? Przecież mówiłem, że załatwię mu kurs w Anglii. 
- Tego nie wiem. Może po prostu zrozumiał, że kurs w Anglii nie zastąpi tradycyjnej metody 
polegającej na kuciu słówek. Teraz muszę cię przeprosić, bo za chwilę odbieram kogoś z dworca. 
- W tym stroju? 
-To bez znaczenia... A ty znasz tę osobę - powiedziała tajemniczo. - Jest u nas etat dla anglisty, 
bo Mar-kiewiczowa właśnie urodziła synka. A ta osoba właśnie straciła pracę. Podobno szef 

background image

wylał ją za to, że nie chciała przed grupą cudzoziemców udawać, że jest już gotowy projekt, 
który w rzeczywistości nie był gotowy. Mówi ci to coś? 
Ojciec nerwowo przestąpił z nogi na nogę. 
- Mówi ci coś nazwisko Monika Milewska? 
- Ale gdzie ona będzie mieszkać? 
- U nas. Zajmie twój gabinet. Latem też chcę ją tu mieć, bo w lipcu będę prowadziła obóz 
językowy dla dziewcząt. 
- Nic mi o tym nie mówiłaś - ojciec udał obrażonego. 

- Bardzo cię przepraszam, ale jesteś taki zajęty, że nie chciałam ci zawracać głowy. Muszę lecieć. 
Nie chcę, żeby Monika czekała. 

- ...tak, tato, grałam z kolegą. A co? 
-Z jakim kolegą? - zapytał ojciec, nie odrywając oczu od drogi. 
- Mówiliśmy ci o nim - wtrącił się Radek. - Ziuta została panią... - zająknął się - Dolińską. 
- Tak, to prawda - roześmiała się Zuzia. - A wam nic do tego. 
- Tato, w niedzielę możesz nas odwieźć trochę wcześniej, bo ja umówiłem się z koleżanką. 
- Dobrze, dobrze. 
Zadzwoniła komórka i ojciec zaczął omawiać coś przez zestaw głośno mówiący. 
-1 jak konkurs? Doła wygrał piłkę? 
- Nie. Wygrała jakaś dziesięciolatka za nazwę Słony Brzask. 
- Widzicie... to wszystko przez to, że mnie nie zapytaliście. Ja bym wam doradził dobrą nazwę. 
- Wiem, wiem. Coś w rodzaju U Dołowych, co? 
- Nie. Raczej myślałem o innej nazwie... Co powiesz na Szczatówka? - Radek zamilkł, a potem 
podniósł wzrok na Zuzię. - Słuchaj, siostra. Chciałem cię prze- 
G? 
prosić, razem z Jarkiem chcieliśmy... za to, że wtedy, wiesz, kiedyś nie przekazaliśmy ci listu od 
Doły. 
- To był jakiś list? Nic mi Piotrek nie mówił. Bracia spojrzeli po sobie i Radek powiedział: 
- Doła, to znaczy Piotrek, jest w porządku. Wiesz? 
- Wiem, wiem - roześmiała się Zuzia. - Nie musisz mi tego mówić... A jak twoja Jane? 
-Jaka „moja"?! Ona mnie nic nie obchodzi - wysyczał Radek, ale sięgnął po kartkę ze słówkami i 
do końca podróży mamrotał coś sam do siebie. 

- Ale się stęskniłem! Nie rozumiem, dlaczego co drugi weekend jest taki długi. Myślałem, że już 
nigdy nie wrócisz. - Piotrek, z piłką pod pachą, stał przed Zuzią. 
- Idziemy na wagary? 
- Chyba że po lekcjach, bo mamy dziś biolę. Musimy koniecznie omówić sprawę pewnego listu, 
którego bracia mi nie oddali. 
- Nie oddali ci? - Piotrek aż się wyszczerzył. - To skąd wiedziałaś, że trzeba dać mi znak? 
- Jaki znak? 
- No, zakryć usta. 
- To ja zakryłam usta? 
-Pewnie! I wtedy... wiesz... myślałem, że mi dajesz znak. 
^^Ш 
- A ja też się dziwiłam, czemu ty tak się na mnie gapisz i gapisz... 
- Musimy koniecznie po lekcjach iść na wagary. 

background image

- To dobrze, że przynajmniej po lekcjach, bo wszystko słyszałam. Pan Wierzbicki też. 
Tuż koło nich stała wicedyrektorka. 
- Powiedz bratu, że konkurs stypendialny przesunęli. Niech Jarek porozumie się z 
przewodniczącą i dostarczy tę opinię. 
Plastuś położył rękę na berecie, żeby mu go wiatr nie zwiał. 
Piotrek wziął Zuzię za rękę i weszli do szkoły. 
- Piotruś, wiesz co? -Co? 
- Ty poważnie mówiłeś o tym pensjonacie, tutaj? -A co? 
- Bo wiesz, Radek prosił, żeby ci powiedzieć, że dobra nazwa to Szczatówka. Ja bym była 
zainteresowana - Zuzia spuściła oczy - żeby tu zawsze mieszkać i mieć duży dom przy samej 
plaży. Wiesz? 
-O kurczę! Zuzanka, Zuzanka... 
Gdyby nie dzwonek, to pocałowaliby się tego dnia przed lekcjami, ale przez ten dzwonek zrobili 
to dopiero w porcie, po lekcjach. 
G? 
test 
ю 
ra&sz H&tupę 
Marzenia wzbudzają wiele emocji. Od nich zależy czy nudzisz się, gdy jedziesz pociągiem, ale 
od nich też zależy czy umiesz realnie, rozsądnie (nie tylko przez różowe okulary) patrzeć na 
świat. 
Chociaż rzadko się o tym rozmawia i raczej bagatelizuje się ten temat - marzenia są bardzo 
ważne. Bo tylko w nich człowiek jest tym, kim naprawdę pragnie i tworzy taki świat, jaki jemu i 
tylko jemu odpowiada. 
Marzyciele to bogaci ludzie. Oprócz tego, co widać, skrywają w sobie ogromne tajemnice, do 
których nikt inny nie ma dostępu, i których nikt im nie odbierze. 
A co z tobą? Czy marzysz choć trochę? Czy czasami czujesz, że kompletnie oderwałaś się od 
ziemi? Czy cenisz marzenia czy raczej ich nie znosisz? Czy śmie- 

szą cię ludzie z głową w chmurach czy właśnie zazdrościsz im tego? I najważniejsze - czy ty 
sama masz naturę marzycielki? Rozwiąż test i odpowiedz sobie na te pytania. 
1. Jeśli coś zaczynasz (pisać powieść, list do starej znajomej, haftować serwetkę, robić porządki 
w pokoju) to czy zawsze kończysz? 
a) oczywiście, to moja dewiza, 
b) niestety, to moja najsłabsza strona, 
c) chciałabym, żeby zawsze mi się to udawało. 
2. Którą z tych pamiątek przywiozłabyś sobie z podróży po Afryce? 
3. Pewnego dnia okrągły, fioletowy balonik zerwał się 
ze sznurka. Początkowo zaczął szybować z wiatrem, 
jednak po jakimś czasie... no właśnie! Jak sądzisz, co 
się stało z fioletowym, okrągłym balonikiem? 
a) dobra wróżka zamieniła go w chmurkę i dlatego 
czasem widzimy fioletowe chmury, 

b) złapało go chore, samotne dziecko mieszkające na ostatnim piętrze wieżowca, 
c) zginął na ostrej gałęzi samotnego drzewa. 
4. O czym marzysz najczęściej? 

background image

a) że moje marzenia się spełniają, 
b) że jestem kimś całkiem innym, 
c) żeby mieć już wszystkie lekcje z głowy. 
5. Dobierz tytuł do tego rysunku: 
a) dziewczyna i sarna, 
b) spotkanie, 
c) koniec z samotnością. 
6. Jak często zdarza ci się „wyłączyć się" z lekcji? 
a) niemal na każdej lekcji, 
b) rzadko, 
c) raz na tydzień. 

7. Gdy ktoś sprawi ci wielką przykrość, wyobrażasz sobie, że...: 
a) czas się cofnął i to się nie stało, 
b) jesteś wróżką i zamieniasz tego kogoś w... coś paskudnego, 
c) jego spotyka to samo. 
8. Pegaz nie istnieje. Po co więc wymyślili go ludzie? 
a) żeby móc na jego grzebiecie buszować po krainie swojej wyobraźni, 
b) każdy potrzebuje odrobiny fantazji w życiu, 
c) żeby mieć o czym opowiadać dzieciom. 
9. Który rym wybierzesz do słowa SERCE? 
a) SERCE NA BELCE, 
b) SERCE W DWIE RĘCE, 
c) SERCE W ROZTERCE. 
10. Gdy dostaniesz szeroki, błyszczący szal, wyszywany cekinami i kompletnie nie pasujący do 
twoich ubrań, to co z nim zrobisz? 
a) zbieram wszystkie dziwne rzeczy; nie muszą mi „do czegoś pasować", 
b) rzucę gdzieś i zapomnę o nim, 
c) trochę się nim pobawię, a potem oddam. 
Teraz policz punkty: 
 

10 

с 

Rozwiązanie: 
10-15 punktów - jesteś niepoprawnie rozsądna 
Co się stało, że tak bardzo boisz się marzeń? Zawiodłaś się na czymś, co sobie wymarzyłaś? 
Chyba tak. Unikasz marzeń. Wręcz stawiasz sobie za punkt honoru, żeby trzymać się jak 
najmocniej ziemi. Powiedzenie, że ktoś jest marzycielem traktujesz jak obrazę. Lubisz szybko i 
konkretnie spędzać czas. Ale czy czasem nie 
czujesz jednak pustki, że coś tracisz? Ze mijasz się z jakimś światem, na który jesteś zamknięta? 
Ludzie bardzo cię cenią i lubią, bo jak na mało kim można na tobie polegać. Ale czy tobie 
zawsze jest dobrze? Oderwij się czasem od ziemi i zerknij, co się dzieje tam, gdzie zajrzeć 
możesz tylko ty. 
16-24 punkty - marzysz tyle, ile trzeba 
Twoja natura jest bardzo plastyczna. Umiesz bawić się, szaleć, masz pomysły i, gdy trzeba, 
dajesz porwać się zabawie. Ale to nie jedyne twoje oblicze. Gdy trzeba, umiesz być poważna i 

background image

rozsądna. Twoją najcenniejszą cechą charakteru jest zdolność do szybkiej, wręcz błyskawicznej 
oceny sytuacji i raq'onalne dostosowanie się do niej. Marzenia pomagają ci, gdy jest źle, ale gdy 
bawisz się świetnie - umiesz je przekształcić w pomysłowość. 
25-30 punktów - marzenia i ty to jedno 
To cud, że w ogóle udaje ci się czasem zrobić to, co zaplanowałaś. Każdy drobiazg od razu 
kieruje twoje myśli ku twojemu wewnętrznemu światu. Jeśli sprzątasz - zawsze jesteś wtedy 
okrutnie torturowaną księżniczką. Gdy odrabiasz lekcje - już stajesz się naukowcem zmagającym 
się z genialnym wynalazkiem. Życie 
 
to dla ciebie świetna zabawa. Jedyne, z czym miewasz poważne problemy, to ten kontrast - życie 
mało kiedy dorównuje temu, co sama wymyśliłaś. Niektórzy sądzą, że ty specjalnie spóźniasz się, 
zapominasz, mylisz fakty. Naprawdę trudno uwierzyć, że ktoś cały składa się z marzeń. 
ISIS 
 
щ^ш^^^^^^ш