JERZY GIEDROYC - WSPÓŁPRACA I KONFLIKTY
JAN NOWAK-JEZIORAŃSKI
W liście, który Jerzy Giedroyc przysłał mi faksem na sześć dni przed śmiercią, wyrażał on
zgodę na wydanie przez Ossolineum przeszło siedmiuset listów, które wymieniliśmy w
ciągu pięćdziesięciu kilku lat. Te ostatnie słowa do mnie skierowane stały się jakby
testamentem, w którym Redaktor Kultury przekazywał mi naszę wspólną, bardzo dziwną
spuściznę.
Nasze wzajemne stosunki najlepiej chyba określa angielskie powiedzenie "love-hate
relationship." Ileż razy zgrzytałem zębami czytając w Kulturze ataki na Wolną Europę. Stefan
Kisielewski staczał w Maisons Laffitte homeryckie boje w obronie Jana Nowaka przed panem
Jerzym, który uważał, że Nowak marnował ten potężny instrument, jakim była Polska
Rozgłośnia Radia Wolna Europa. A jednak nasze nieustanne spory nigdy nie zamieniły się we
wzajemny antagonizm. Wymienialiśmy poglądy i niejednokrotnie pomagaliśmy sobie
wzajemnie. Ilekroć byłem w Paryżu, spotykaliśmy się w ulubionym bistro pana Jerzego
naprzeciwko dworca Saint Lazarre albo w Maisons Laffitte. W latach 50. Giedroyc odwiedził
mnie kilkakrotnie w Monachium. Raz jeden wygarnialiśmy sobie wzajemne pretensje w domu
państwa Sabbatów w Londynie. Posyłałem mu nasze przeglądy prasy krajowej i materiały
otrzymywane z Polski, a on umożliwiał moje poufne spotkania z ludźmi z Polski. Jemu
właśnie zawdzięczałem nawiązanie pierwszych kontaktów ze Stefanem Kisielewskim,
Stanisławem Stommą, Andrzejem Bobkowskim i wielu innymi. Raz na miesiąc Wolna
Europa nadawała omówienia i fragmenty ostatniego numeru Kultury. Pamiętam, jak zmartwił
się pan Jerzy, kiedy powiedziałem mu, że odchodzę z Radia. Okazał mi wówczas dużo
poparcia i życzliwości.
Giedroyc był nie tylko tytanem pracy, ale prawdziwym wulkanem wyrzucającym z siebie
nieustannie nowe pomysły i projekty, często kontrowersyjne a czasem, w moim pojęciu,
niezbyt praktyczne. Miał do mnie żal, że nie stosuję się do jego rad, ale w gruncie rzeczy
nasze drogi biegły równolegle w tym samym kierunku. Bez żadnych uzgodnień i wzajemnego
wpływania na siebie realizowaliśmy tę samą doktrynę, którą Kultura nazywała
ewolucjonizmem, a my gradualizmem, Opierała się ona na założeniu, że mobilizowanie
nacisku społecznego na rządzących może doprowadzić do stopniowego rozszerzania
marginesu wolności bez uciekania się do gwałtu. Z tą różnicą, że ja miałem do dyspozycji
odrzutowiec z załogą ponad stu ludzi, a Giedroyc kilkuosobową awionetkę, która pobiła
wszystkie rekordy wysokości i długości lotu.
Rzadko widziałem pana Jerzego uśmiechniętego, albo żartującego. Opuszczone w dół kąciki
ust i powaga oblicza były wyrazem nieustannej troski. Rozczarowanie i niezadowolenie
budziła w Giedroyciu nie tylko Wolna Europa i jej polski dyrektor, ale także polski Londyn,
ludzie opozycji w Polsce, Prymas Wyszyński, biskupi i Kościół, Tygodnik Powszechny i
Papież, a nade wszystko Ameryka i jej polityka. Miał w sobie intelektualną przekorność i
umiał płynąć tylko pod prąd. Kultura naruszała wszystkie możliwe schematy, szokowala,
budziła sprzeciwy i stała się przysłowiowym kijem raz po raz wsadzanym w mrowisko. I to
było chyba jedną z największych zasług pana Jerzego, bo Kultura nie pozwalała na to, by
myśl polityczna zastygła w bezruchu i w ogólnie przyjętych stereotypach,
Wydaje mi się, że szacunek i uznanie, jakie zawsze miałem dla Giedroycia, pomimo pozorów,
spotykały się ze wzajemnością. Nie wyrażał jej w sposób serdeczny i ciepły. Listy zaczynały
się z reguły od zwrotu "Drogi Panie", a kończyły "najlepszymi pozdrowieniami". Aż tu nagle
w końcu 1998 roku dostałem list utrzymany w tonie zupełnie odmiennym od wszystkich
powszednich:
Drogi Panie Janie,
Proszę przyjać najlepsze gratulacje z powodu przyznania Panu
doktoratu honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego. Jest to dowód
uznania dla Pana walki o odzyskanie niepodległości, a w tym włączenia
Ziem Zachodnich do Polski.
Mimo wszystkich iskrzeń między nami była to wspólna walka, w czasie
której nie brakowało Pana życzliwości i pomocy w mojej pracy.
Nasza walka jednak nie jest skończona. Prowadzimy ją dziś, by III
Rzeczpospolita stała się Polską, o jaką walczyliśmy. Jestem pewien, że w
tej walce jesteśmy bardziej zgodni niż przedtem. Tym więcej, że jest o
wiele trudniejsza.
Wiele serdeczności.
Jerzy Giedroyc
Głęboko wzruszony odpowiedziałem:
Drogi Panie Jerzy,
Sprawił mi Pan najmilszą niespodziankę swoim listem z 14 listopada br.
Przesyła mi Pan gratulacje z okazji przyznania mi tytułu d-h.c. przez
Uniwersytet Wrocławski, ale to, co Pan napisał w tak serdeczny sposób
więcej dla mnie znaczy niż wiele honorów, tytułów i orderów, które tak
hojnie na mnie spływają.
Przywiązywałem zawsze olbrzymie znaczenie do promieniowania
Maisons Laffitte na Polskę i byłem pełen głębokiego podziwu dla Pana,
Panie Jerzy, boć przecież były to dokonania jednego człowieka, który miał
do pomocy zaledwie kilku bezgranicznie oddanych ludzi.
Raz jeszcze dziękuję Panu serdecznie za list, który jest pięknym
akordem zamykającym nasze spory. Pozostaje po nich wzajemny szacunek
i świadomość, że innymi drogami zmierzaliśmy do wspólnego celu.
Łączę serdeczne pozdrowienia.
Jan Nowak-Jeziorański
We wspomnianym już ostatnim liście, pisanym na sześć dni przed zgonem, Giedroyc
zapraszał mnie do Maisons Laffitte i pisał:
"Bardzo cieszę się na spotkanie, gdyż byłoby szereg spraw do
przedyskutowania, jeśli idzie o sytuację w kraju, która wygląda wręcz
katastrofalnie, a nie wiem, czy w wielu sprawach bardzo się nie różnimy."
Myślę z głebokim żalem, że już nie dojdzie do tej jeszcze jednej małej kłótni z Jerzym
Giedroyciem.
* * *
Czternaście lat temu w eseju poświęconym Giedroyciowi wyraziłem przekonanie, że jest
on najbardziej zasłużonym emigrantem okresu powojennego. Niewiele pozostałoby z
naszego żołnierskiego uchodźstwa, gdyby nic było 636 numerów Kultury, ponad czterystu
pozycji książkowych z dziedziny literatury, poezji, publicystyki i historii oraz 132
Zeszytów Historycznych, bezcennego źródła dla przyszłych dziejopisów. Gdyby Giedroyc
nie zerwał w pierwszych latach powojennych z niezłomnością polskiego Londynu, jeden z
dwóch największych poetów okresu powojennego, Czesław Miłosz, byłby twórcą
nieznanym. Nie miałby gdzie ogłaszać swoich poezji, bo jako były attaché kulturalny
ambasady PRL w Paryżu, stał się przedmiotem ostracyzmu ze strony wydawnictw i prasy
emigracyjnej. Bez Giedroycia nie byłoby polskiej nagrody Nobla [Czesława Miłosza] (1).
Dziś dodałbym do tej dawnej wypowiedzi przekonanie, że historia uzna Jerzego
Giedroycia za jedną z czołowych polskich postaci ubiegłego [XX] wieku. Będzie tematem
wielu prac, artykułów i monografii, Choć umarł, żyć będzie po śmierci w pamięci
narodowej.
Jan Nowak-Jeziorański
15 września 2000 r.
1. "Giedroyc i Kultura", O "Kulturze". Wspomnienia i opinie. Puls Publication, London
1987.
Teksty Jerzego Giedroycia lub z nim związane zamieszczone w Zwojach:
•
Jerzy Giedroyc / Krzysztof Masłoń: Stulecie polskiego losu,
Zwoje 1/21, 2000
•
Jerzy Giedroyc (i inni): Liczy się tylko słowo,
Zwoje 6/25, 2000
Copyright © 1997-2000
Zwoje