background image

Jayne Ann Krentz

Misterny 

plan

1

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Kocham cię, Travis. Obejmij mnie.

- Juliano...

Travis   Sawyer   usłyszał   swój   stłumiony   okrzyk   w   chwili,   gdy   potężny   dreszcz 

wstrząsnął jego ciałem. Ostatnia fala namiętności wyzwoliła się w nim z oślepiającą silą. 

Całkowicie   zatracił   się   w   ramionach   kochanki,   pozwolił,   by   jej   żar   go   pochłonął; 

jednocześnie miał poczucie zwycięstwa. Juliana przylgnęła do niego i łagodnie przyciągała do 

siebie. Wydawało mu się, że znalazł się w innym świecie.

Z   nikim   nie   było   mu   tak   dobrze.   Miał   trzydzieści   osiem   lat   i   choć   nie   był 

podrywaczem,  to uważał, że żyje wystarczająco  długo, by mieć skalę porównawczą. Coś 

takiego jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło.

Instynktownie wiedział, że tak właśnie powinno być z kobietą. Namiętnie, dziko, do 

końca.   Po   raz   pierwszy   z   taką   intensywnością   czuł,   że   żyje.   Podniecenie   powoli   w   nim 

opadało, ustępując miejsca zadowoleniu.

Należała   teraz   do   niego.   Niechętnie   uwolnił   się   z   jej   objęć   i   odwrócił   na   bok, 

przesuwając ręką po łagodnej krągłości jej piersi. Juliana uśmiechała się do niego tym swoim 

niezwykłym uśmiechem, olśniewającym nawet w półmroku sypialni.

Masa gęstych, rozrzuconych na poduszce rudych włosów otaczała jej twarz jak jakaś 

pogańska korona. Travis z zachwytem patrzył na jej duże oczy ocienione długimi rzęsami, 

szlachetny   nos,   stanowczy,   a   jednocześnie   delikatny   zarys   podbródka,   na   pełne   usta. 

Leniwym i zmysłowym ruchem wsunęła nogę pomiędzy jego uda, zamknęła oczy i wtuliła się 

w niego.

A więc udało mi się, pomyślał triumfalnie, obejmując ją ramieniem. Zdobył swoją 

rudowłosą królową o topazowych oczach.

Jednak w następnej chwili rzeczywistość przywołała go do porządku. Co on u diabła 

tu robi, i to jeszcze przytulając się do niej w taki sposób? W swojej zemście nie zamierzał 

posunąć się aż tak daleko, nie zamierzał skończyć w łóżku z Juliana Grant.

Wpatrywał się w cienie sypialni, jakby tam kryła się odpowiedź. Kiedy namiętność 

opadła, czuł się lekko oszołomiony.

2

background image

Chęć zemsty czasem wiedzie człowieka dziwnymi drogami. Spotkanie z Juliana Grant 

było  jak nieplanowany zjazd z trasy,  którą podążał od pięciu lat. Nie mógł sobie jednak 

pozwolić na zmianę kierunku. Za daleko już zaszedł. Odwrót był niemożliwy, nawet gdyby 

tego chciał.

Travis Sawyer był zawsze dobry w tym, co robił. W jego misternym planie zemsty nie 

było najmniejszej luki. Nie pozostało żadne inne wyjście, nawet dla niego samego.

Promienie   jasnego   kalifornijskiego   słońca   prześlizgiwały   się   po   wodach   zatoki   i 

radośnie   uderzały   w   okno   sypialni.   Juliana   powoli   otworzyła   oczy   i   patrzyła,   jak   do 

urządzonego na biało pokoju wpada wiosenne światło. Najpierw rozświetla puszysty biały 

dywan, potem ociera się o białe ściany, muska białe krzesło, skrzy się na lśniącej powierzchni 

stolika pokrytego białym  lakierem i dociera do jedynego kolorowego akcentu w pokoju - 

żółtego abstrakcyjnego obrazu wiszącego nad białym łóżkiem.

Jak   zahipnotyzowana   podążała   wzrokiem   za   słonecznymi   promieniami,   które 

przeskakiwały pomiędzy lustrem a obrazem, łagodnie opadały na pomięte białe prześcieradła, 

by wreszcie objąć postać mężczyzny, który poprzedniego wieczoru znalazł się w jej sypialni.

Mężczyzna w jej łóżku. Już sam ten fakt mógł wywołać zdziwienie i ciekawość, ale w 

tym przypadku zdecydowanie chodziło o coś więcej. Juliana z radością wróciła myślami do 

swojej tajemnicy.

Wiedziała   bowiem   ponad   wszelką   wątpliwość,   że   ów   mężczyzna   -   stanowczy, 

szczupły, seksowny, nazywający się Travis Sawyer - był tym właściwym, tym, na którego 

czekała całe życie.

Rozkoszowała się tą myślą, leżąc nieruchomo, by go nie obudzić. Chciała nasycić się 

ekscytującą pewnością, że nareszcie spotkała swoją drugą połówkę.

Nie był dokładnie taki, jak sobie czasem wyobrażała, kiedy pozwalała sobie odpłynąć 

w   marzenia.   Po   pierwsze,   mógłby   być   nieco   wyższy.   Ona   sama   miała   prawie   metr 

osiemdziesiąt  wzrostu, więc w wyobraźni  widziała  obok siebie  kogoś  w okolicach  metra 

dziewięćdziesiąt. Żeby mogła przy nim nosić buty na szpilkach. Travis miał niewiele ponad 

metr osiemdziesiąt. Na pięciocentymetrowych obcasach byłaby mu równa wzrostem, a na 

ośmiocentymetrowych byłaby od niego wyższa.

Szybko   się   jednak   pocieszyła,   że   niedostatki   wzrostu   nadrabiał   figurą.   Był 

fantastycznie umięśniony i twardy jak granitowy blok. A ostatnia noc dowiodła jego męskiej 

siły,   w   pełni   kontrolowanej,   co   było   tym   bardziej   ekscytujące.   Ten   mężczyzna   umiał 

3

background image

całkowicie nad sobą panować. Zawsze podziwiała tę cechę, bo dawała kobiecie poczucie 

bezpieczeństwa i pewność, że siła fizyczna mężczyzny nie jest zagrożeniem, lecz ochroną.

Travis   nie   pasował   do   wyobrażeń   Juliany   o   mężczyźnie   idealnym   pod   kilkoma 

innymi, mniej ważnymi, względami. Na przykład u osobników płci męskiej Juliana zawsze 

była   zwolenniczką   ciepłych,   brązowych   lub   orzechowych   oczu.   Natomiast   spojrzenie 

chłodnych,   szarych   oczu   Travisa   nie   zdradzało   żadnych   uczuć.   No,   może   z   wyjątkiem 

szczególnych   sytuacji,   jak   ostatniej   nocy,   kiedy   widziała   w   nich   gorącą   namiętność, 

wyzwalającą w niej dreszcz pożądania.

Ale od dziś była gotowa zrezygnować ze swoich wymagań odnośnie koloru oczu, 

bowiem   w   spojrzeniu   Travisa   odbijała   się   nie   tylko   namiętność,   ale   też   inteligencja 

dorównująca jej własnej, a także rzadko spotykany rodzaj poczucia humoru, który bardzo 

ceniła.

Jego włosy również nie pasowały do ideału. Były zdecydowanie za ciemne. Juliana 

zawsze   lubiła   blondynów,   ale   musiała   przyznać,   że   w   czarnych,   krótko   przystrzyżonych 

włosach Travisowi było bardzo do twarzy. Zwłaszcza z tymi delikatnymi śladami siwizny na 

skroniach.

Z pewnością dałoby się jeszcze wymienić kilka drobnych różnic pomiędzy realnie 

istniejącym Travisem Sawyerem a istniejącą w wyobraźni Juliany idealną wersją mężczyzny. 

Gdyby   chciała   być   bardzo   wybredna,   mogłaby   na   przykład   narzekać,   że   ze   swoim   dość 

zaciętym i ponurym wyrazem twarzy Travis nie miałby szans na znalezienie się na okładce 

żadnego   poczytnego   męskiego   magazynu.   No   cóż,   to   strata   dla   męskich   magazynów, 

pomyślała. W jej łóżku wyglądał doskonale.

Poza tym Travis wykazywał absolutny brak zainteresowania dla kwestii ubrań i mody. 

Znała go od ponad miesiąca i zawsze widywała w ciemnych spodniach, prostej, białej koszuli, 

spokojnym   krawacie   w   paski   i   skórzanych   butach.   Nosił   do   tego   marynarki   w   różnych 

odcieniach szarości. Ale Juliana uznała, że jakoś sobie z tym poradzi. W końcu jej gust z 

pewnością wystarczy dla nich obojga, przekonywała się. Spojrzała z uśmiechem na drzwi do 

garderoby,   już   widząc   oczami   wyobraźni   wieszak   pełen   drogich,   modnych   garniturów   i 

stojące pod nim pudełka z butami. Uwielbiała zakupy.

W   sumie   Juliana   gotowa   była   pójść   na   ustępstwa   tam,   gdzie   Travis   Sawyer   nie 

spełniał   kryteriów   jej   ideału.   Przywykła,   że   w   życiu   trzeba   zapracować   na   to,   czego   się 

pragnie. Wiedziała, że oszlifowanie tego surowego diamentu może wymagać czasu i wysiłku. 

Ale ostatnia noc przekonała ją w sposób ostateczny, że ten wysiłek warto podjąć. Świeże 

wspomnienia nadal przyprawiały ją o dreszcz podniecenia.

4

background image

Juliana skończyła swój przegląd i przeciągnęła się leniwie, z rozmysłem przesuwając 

stopą po łydce Travisa. Nie doczekawszy się jednak żadnej reakcji, uznała, że po takiej nocy 

jej   mężczyzna   potrzebuje   więcej   snu.   Z   pewnym   rozbawieniem   ściągnęła   z   siebie 

prześcieradło i wstała z łóżka. Dopiero teraz zauważyła, że jej całe ciało było w przyjemny 

sposób   obolałe.   Travis   okazał   się   śmiałym   i   wymagającym,   ale   jednocześnie   hojnym 

kochankiem. Brał dla siebie jak najwięcej, odwzajemniając jednak namiętność z równą silą. 

Gdyby   teraz   zamknęła   oczy,   nadal   czułaby   na   sobie   jego   silne,   wrażliwe   dłonie.   Miała 

wrażenie, że jego dotyk wtopił się w nią.

Stojąc   na   środku   białego,   jasno   oświetlonego   pokoju,   Juliana   pozwoliła   sobie   na 

jeszcze   jedno   czułe   spojrzenie   na   mężczyznę   śpiącego   w   jej   łóżku,   po   czym   długim, 

energicznym krokiem poszła do łazienki.

Postanowiła, że przywita mężczyznę swojego życia prawdziwie kobiecym, domowym 

nastrojem. I być może pozwoli mu poczuć jeszcze raz przedsmak tego, czego może od niej 

oczekiwać.

Pół godziny później, wykąpana, z włosami związanymi w imponujący koński ogon, 

ubrana w modne luźne spodnie i tunikę z szerokimi rękawami, wróciła do sypialni. Niosła 

przed sobą czarną emaliowaną tacę, na której postawiła imbryk w stylu art deco i dwie piękne 

czerwone filiżanki.

- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się promiennie, widząc, że Travis już nie śpi. Leżał 

wygodnie rozłożony na plecach i przyglądał się jej spod przymkniętych powiek.

- Dzień dobry. - Jego głos był jeszcze ochrypły od snu i bardzo seksowny.

- Cudny dzień, prawda? Ale w Jewel Harbor zawsze tak jest. To jedna z tych rzeczy, 

do  których  trudno   mi  było   przywyknąć,  kiedy  się  tu  sprowadziłam  cztery  lata   temu.   To 

wprost idealne nadmorskie kalifornijskie miasteczko. A wszystko, co idealne, zawsze budzi 

podejrzenia, nie uważasz? - Juliana krzątała się z tacą. - Nawet mgła, jeżeli już się pokaże, 

jest tu miękka, romantyczna, niesamowita. Zupełnie inna niż gdzie indziej. Nie dodajesz do 

herbaty mleka ani cukru, prawda?

- Nie. - Travis usiadł powoli i oparł się na poduszkach.

- Tak myślałam. Nie jesteś w tym typie.

- A jest taki typ? - Patrzył na nią uważnie, jakby pochłaniała go zwykła czynność 

nalewania herbaty.

- Oczywiście. Ale ty do niego nie należysz. - Podała mu filiżankę. - Wiedziałam to od 

samego   początku.   Tak   samo   jak   to,   że   pijesz   zwykłą   kawę,   a   nie   espresso,   latte   czy 

cappuccino.

5

background image

Wyraźnie zaskoczony, spojrzał na ciemną, mocną herbatę, a podnosząc oczy, napotkał 

wyczekujący wzrok Juliany.

- Nie traktuj tego jako zarzut, ale dziwi mnie, że królowa miejscowego imperium 

kawowego podaje do łóżka herbatę.

Juliana roześmiała się i napełniła swoją filiżankę.

- Wyjawię ci pewien sekret - zaczęła, sadowiąc się na białym krześle z chromowanymi

nogami.   -   Naprawdę   nie   lubię   kawy,   a   zwłaszcza   tej   podawanej   na   sposób   włoski   czy 

francuski. Źle mi robi na żołądek.

Travis wykrzywił nieznacznie usta.

- Poznałem większość twoich tajemnic, ale tej strzegłaś bardzo dobrze. Nigdy bym się 

nie domyślił, że jesteś ukrytą wielbicielką herbaty.  Co będzie, jeżeli dowiedzą się o tym 

klienci Charisma Espresso?

- Nie zamierzam nic im mówić. Przynajmniej do czasu, aż będę mogła otworzyć sieć 

herbaciarni.

Travis zmarszczył brwi i potrząsnął głową w automatycznym geście sprzeciwu.

- Daj sobie z tym spokój. Nie zapominaj, że twoim celem jest rozwój Charismy. W 

tych okolicach więcej ludzi pije kawę niż herbatę.

- To nieważne. Nie mam ochoty o tym  rozmawiać, w każdym  razie nie dzisiaj. - 

Juliana przyglądała mu się z zainteresowaniem. - Wydawało ci się, że skoro od kilku tygodni 

zajmujesz się moim biznesem, to poznałeś wszystkie moje tajemnice?

- Prawie wszystkie. - Travis wzruszył ramionami, a w tym geście krył się niezwykły 

ładunek męskiego uroku. - Przecież jestem konsultantem biznesowym. I jestem w tym dobry. 

Wielokrotnie przekonałem się, że wystarczy poznać czyjeś tajemnice finansowe, by poznać 

resztę jego sekretów.

- Brzmi złowieszczo. - Juliana wzdrygnęła się w udanym przerażeniu i wypiła łyk 

swojej herbaty. - Cieszę się, że przed nami jeszcze parę niespodzianek. Tak jest zabawniej, 

nie uważasz?

- Nie wszystkie niespodzianki są przyjemne.

W   tych   słowach   kryło   się   łagodne   ostrzeżenie,   ale   zostało   zlekceważone.   Juliana 

uznała, że Travis jest po prostu nieco śpiący.

- Jestem pewna, że w naszym przypadku niespodzianki będę co najmniej interesujące, 

jeżeli nie przyjemne - powiedziała z przekonaniem. - Na każdą czekam z niecierpliwością.

Przyglądała   mu   się   z   wyraźnym   zadowoleniem.   W   jej   łóżku   wyglądał   naprawdę 

znakomicie. Uwielbiała cień ciemnych włosów na jego szerokiej piersi. I pomyśleć, że mogła 

6

background image

tracić   czas   na   marzenia   o   jakimś   blondynie.   Aż   potrząsnęła   głową,   uświadamiając   sobie 

własną głupotę.

- Coś jest nie tak? - spytał Travis.

- Ależ skąd.

- Wydawało mi się, że masz jakieś wątpliwości... - Przerwał, by spojrzeć jej w oczy. - 

Dotyczące ostatniej nocy.

Juliana patrzyła na niego ze zdziwieniem.

- Gdybym miała jakieś wątpliwości, to przede wszystkim nie poszłabym z tobą do 

łóżka. Doskonale wiedziałam, co robię.

- Naprawdę?

- Oczywiście. Ty chyba też.

- Tak - odpowiedział w zamyśleniu. - Wiedziałem, co robię. Wyglądasz na bardzo 

zadowoloną.

-   Bo   jestem.   -   Juliana   uśmiechnęła   się   szeroko.   Rzeczywiście,   była   bardzo 

zadowolona: z niego, z życia, ze świata.

- To dobrze, że się nie rozczarowałaś.

- Rozczarowałam? - Była niemal zszokowana. - Jak mogłabym się rozczarować? Było 

cudownie.   Wspaniale.   Tak   jak   sobie   wymarzyłam.   Jesteś   fantastycznym   kochankiem. 

Doskonałym.

Jego   policzki   nagle   się   zaczerwieniły.   Przez   chwilę   Juliana   mogłaby   przysiąc,   że 

Travis nieco się zawstydził, słysząc te entuzjastyczne pochwały. Musiała przyznać, że ją to 

wręcz wzruszyło.

- Nie myślę, żebym to ja zrobił coś wyjątkowego - powiedział, skupiając uwagę na 

herbacie.   -   Po   prostu   coś   między   nami   zaiskrzyło.   Czasem   tak   się   zdarza.   Ludzie   się 

spotykają, podobają się sobie, a potem wychodzi im w łóżku.

Juliana uniosła brwi i lekko zacisnęła usta.

- Często ci się zdarzały takie rzeczy?

Travis zamrugał gwałtownie, a jego oczy rozbłysły.

- Nie - przyznał spokojnie. - Takie rzeczy nie zdarzały mi się często.

Juliana natychmiast się rozluźniła, zadowolona, że oboje patrzyli podobnie na to, co 

się wydarzyło.

- To dobrze. Dla mnie ta noc była wyjątkowa.

7

background image

- Czy to oznacza, że tobie też takie rzeczy nie zdarzały się często? - Rzucił to pytanie 

niechętnie, jakby nie chciał usłyszeć odpowiedzi, ale nie mógł się powstrzymać przed jego 

zadaniem.

- Coś takiego nie zdarzyło mi się nigdy w życiu - powiedziała z całkowitą szczerością.

Uśmiechnął się.

- Może masz za mało doświadczeń, żeby to tak oceniać.

- Mam trzydzieści dwa lata i w poszukiwaniu wymarzonego księcia zdarzyło mi się 

pocałować parę żab.

- Ale przecież nie chodziłaś ze wszystkimi żabami do łóżka.

-   Oczywiście,   że   nie.   Żaby   bywają   czasem   oślizłe.   Kobiety   muszą   się   mieć   na 

baczności.

- Fakt. Jednak w dzisiejszych czasach nie tylko kobiety muszą być ostrożne.

- To prawda. Ale ty nie należysz do mężczyzn, którzy idą do łóżka z każdym chętnym 

ciałem, które spotkają na swojej drodze. - Juliana zmarszczyła nos z dezaprobatą. - Nigdy 

bym  się nie zakochała w mężczyźnie,  który nie byłby na tyle  rozumny,  żeby świadomie 

kierować swoim życiem seksualnym. Jeszcze herbaty?

- Poproszę. - Wyciągnął rękę z filiżanką, patrząc z rozbawieniem, jak Juliana wstaje z 

krzesła, by nalać herbatę z imbryka. - Podoba mi się taka obsługa.

Roześmiała się.

- Akurat jestem w dobrym  nastroju. Poza tym  nowość tej sytuacji działa na mnie 

inspirująco. - Podała mu filiżankę, z przyjemnością czując przelotny dotyk jego palców. - No 

to co? - spytała, z trudem ukrywając niecierpliwość. - Chcesz porozmawiać o tym teraz czy 

później?

- Porozmawiać o czym?

- O naszej przyszłości. - Zauważyła, że Travis nieco zesztywniał na poduszkach, ale 

zignorowała to. - Kiedy zamierzałeś mnie spytać? Nie chciałabym zepsuć całej niespodzianki, 

ale wolałabym wiedzieć, o jakiej dacie myślałeś, żebym mogła wszystko zaplanować. Jest 

tyle rzeczy do zrobienia. Chciałabym, żeby wszystko poszło idealnie.

Travis patrzył na nią, nie zwracając już uwagi na herbatę.

- Zaplanować? O czym ty do diabła mówisz?

-   Zawsze   masz   kłopoty   ze   zrozumieniem,   czy   tylko   rano?   -   Uśmiechnęła   się 

pobłażliwie. - Mówię o naszym ślubie.

-   O   czym?   -   Czerwona   filiżanka   wysunęła   się   Travisowi   z   ręki   i   z   miękkim 

uderzeniem spadła na biały dywan.

8

background image

- Ojej! Muszę coś z tym zrobić. Te plamy po herbacie... - Juliana zerwała się na równe 

nogi, pobiegła do łazienki wykładanej białymi kafelkami i zaczęła szukać czegoś w szafce.

-   Juliano,   gdzie   ty   idziesz?   Wracaj   tutaj!   O   co   ci   przed   chwilą   chodziło?   Kto 

wspominał o małżeństwie?

Juliana odwróciła się do niego, trzymając w rękach gąbkę i środek do czyszczenia 

dywanów. Z zachwytem patrzyła, jak stoi nagi w drzwiach łazienki. Przez chwilę zapomniała 

o plamach na dywanie.

- Co z tego, że jesteś trochę za niski - powiedziała miękko. - Dla mnie jesteś idealny.

- Ja jestem za niski? - Spojrzał na nią ze złością. - To ty jesteś za wysoka, w tym tkwi 

problem.

- To nie jest żaden problem. Poradzimy sobie. Będę nosić buty na płaskim obcasie 

albo na takim niedużym - obiecała. Przesuwała wzrokiem coraz niżej wzdłuż jego ciała. - 

Masz też miejsca, na których długość nie będę narzekać.

- Juliano, przestań! - Travis chwycił najbliższy ręcznik i owinął go sobie dookoła 

bioder.

- Czerwienisz się? Nie wiedziałam, że mężczyźni są do tego zdolni.

- Odłóż gąbkę i zacznij wreszcie mówić z sensem. O co ci chodziło z tym ślubem?

W tym momencie Juliana przypomniała sobie o dywanie.

- Poczekaj chwilę. Z białym dywanem jest zawsze kłopot. Jak się nie zetrze plam od 

razu, to potem trudno je usunąć. - Przecisnęła się obok niego i szybko podeszła do rozlanej 

herbaty, która powoli wsiąkała w grube włosie. - Miał być plamoodporny, ale to chyba nie 

oznacza,   że   zniesie   każde   traktowanie.   Biały   kolor   jest   niepraktyczny,   za   to   wygląda 

rewelacyjnie. Po prostu nie mogłam się powstrzymać.

Travis   wrócił   powoli   do   sypialni   i   stanął   nad   Juliana,   która   klęcząc,   pracowicie 

usuwała plamę.

- Juliano, do cholery, chcę z tobą porozmawiać.

- Ach tak, o naszym ślubie. Myślałam o tym i doszłam do wniosku, że nie ma powodu, 

żebyśmy to odkładali. W końcu nie jesteśmy dziećmi.

- To prawda. Jesteśmy dorośli. A to oznacza, że nie musimy mówić o ślubie tylko 

dlatego, że poszliśmy ze sobą do łóżka.

- Znasz mnie dobrze i wiesz, że mam zwyczaj zmierzać prosto do celu - przypomniała 

mu beztrosko. - Kiedy sobie coś postanowię, nic mnie nie powstrzyma. Spytaj, kogo chcesz.

- Juliano, przestań trzeć ten dywan i posłuchaj.

9

background image

- Nie ma powodu, żeby to odkładać, ale masz rację, że nie musimy się tak bardzo 

spieszyć  - zachichotała. - Zawsze mi powtarzałeś, żebym  spokojnie i dokładnie wszystko 

sobie planowała, prawda?

- Prawda.

- Więc chcę dobrze zaplanować nasze wesele. Marzy mi się duże, wytworne przyjęcie 

ze wszystkimi dodatkami, jak na przykład wcześniejsze zaręczyny. W końcu to będzie jedyne 

takie wydarzenie w moim życiu. Dlatego wszystko musi być takie, jak powinno. Chciałabym 

zaprosić całą rodzinę. Kuzynka Elly i jej mąż mieszkają niedaleko, a moi rodzice dojadą tu z 

San Francisco. Wuj Tony mieszka w San Diego, więc to też nie jest problem. A wszyscy moi 

znajomi i przyjaciele są z Jewel Harbor. Chciałabym też zaprosić kilku klientów Charismy.

- Juliano...

- Moglibyśmy zamówić tę uroczą białą kaplicę, z której jest widok na przystań.

- Nie przyszło ci do głowy - przerwał jej Travis twardo - że za bardzo się rozpędziłaś?

Przestała czyścić dywan i spojrzała na niego z zaciekawieniem.

- Rozpędziłam?

- Tak. - Był zadowolony, że wreszcie skupiła na nim całą swoją uwagę. - Pamiętam 

wszystko,   co   wydarzyło   się   zeszłej   nocy,   i   wszystko,   o   czym   rozmawialiśmy   w   ciągu 

ostatnich   trzech   tygodni.   I   jestem   pewien,   że   nie   mówiliśmy   nic,   powtarzam:   nic,   o 

małżeństwie.

-   O   nie!   Czyżbym   wszystko   popsuła?   Pewnie   planowałeś   romantyczny   wieczór   z 

winem i kawiorem, spacerem po nabrzeżu i prawdziwymi oświadczynami. - Juliana uniosła 

się z klęczek,  zagryzając  ze smutkiem  wargi. - Tak mi przykro.  Ale to się da naprawić. 

Możemy to zrobić dziś wieczorem albo jutro. Ta restauracja, gdzie wczoraj jedliśmy kolację, 

to świetne miejsce na oświadczyny. Chodźmy tam dzisiaj.

- Skąd wiesz, że to dobre miejsce? Do diabła, co ja gadam! Nieważne. - Oczy Travisa 

rzucały gniewne spojrzenia. - Juliano, ja nie miałem zamiaru prosić się o rękę.

W ciszy, która zapadła po tych słowach, Juliana próbowała przetrawić to, co usłyszała. 

Przez moment wydawało jej się, że czegoś nie zrozumiała.

- Co powiedziałeś?

- Słyszałaś  przecież.  - Travis pocierał sobie kark gestem wyrażającym  frustrację i 

irytację.

- Myślałam... Wydawało mi się... - Julianie zabrakło słów, co samo w sobie było dość 

niezwykłe. Bezradnie uniosła dłoń, w której trzymała gąbkę. - Przecież wczoraj...

Travis skrzywił się ironicznie.

10

background image

- Myślałaś, że skoro spotykamy się od kilku tygodni, a potem idziemy do łóżka, to 

znaczy, że mam od razu poprosić cię o rękę? Daj spokój, nie jesteś aż tak naiwna. Wręcz 

przeciwnie,   jeżeli   chcesz,   potrafisz   być   bardzo   sprytna.   Do   diabła,   jesteś   twardą   kobietą 

interesu. Umiesz się o siebie zatroszczyć. Masz trzydzieści dwa lata i jak sama przyznałaś, 

pocałowałaś już parę żab. Więc nie patrz na mnie jak zraniona łania.

Te słowa dotknęły ją do żywego. Zmrużyła oczy, czując, jak złość zaczyna w niej 

pulsować.

- No to ci powiem, że przez cały czas miałam uczciwe zamiary. Od chwili, kiedy cię 

poznałam, wiedziałam, że chcę wyjść za ciebie za mąż.

-   Tak?   Więc   być   może   powinnaś   była   mnie   ostrzec.   Moglibyśmy   uniknąć   tej 

idiotycznej, żenującej sytuacji. Bo na razie nie zamierzam się z tobą ożenić.

- Rozumiem. - Wyprostowała się dumnie. - Więc mnie wykorzystałeś, tak?

- Nie wykorzystałem cię i wiesz o tym doskonale. Jesteśmy dwojgiem dorosłych ludzi, 

którzy pociągają się fizycznie. Mamy wspólne zainteresowania zawodowe, oboje jesteśmy 

samotni, pracujemy razem, bo wynajęłaś mnie jako konsultanta. Było oczywiste, że z tego 

musi się wywiązać jakiś romans. I właśnie w tym miejscu jesteśmy. Łączy nas romans, nic 

więcej.

- Nie masz ochoty na żadne zobowiązania, tak? - spytała zaczepnie.

- Czy zawsze mówisz takie rzeczy swoim kochankom po wspólnie spędzonej nocy?

- Tych wspólnych nocy nie było wiele, już to ustaliliśmy. I nie mówiłam im takich 

rzeczy. Bo nie miałam zamiaru wychodzić za nich za mąż.

- Ciekawe, ilu chciało się z tobą ożenić - rzucił sarkastycznie.

-   Wielu   składało   mi   takie   propozycje.   I   nieustannie   je   dostaję.   Zwykle   w   tej 

restauracji, o której ci wspominałam. Stąd wiem, że to dobre miejsce na takie okazje.

- Jeżeli miałaś tyle możliwości, to dlaczego żaden z tych durniów nie został łaskawie 

przyjęty?

Juliana wpadła we wściekłość.

- Bo żaden nie był tym właściwym. Dlatego wszystkim odmawiałam. Z wyjątkiem 

jednego, ale z tym akurat nie wyszło.

- Więc jestem jednym z dwóch szczęściarzy, których uznałaś za odpowiednich, tak? A 

co się stało z tym drugim frajerem?

Poczuła zbierające się łzy. Zamrugała szybko, żeby się ich pozbyć.

11

background image

- I po co jesteś taki grubiański? Nie był frajerem. Był miłym, uroczym człowiekiem. I 

czułym. I jeszcze był bardzo przystojny. Miał piękne brązowe oczy i jasne włosy. I był od 

ciebie dużo wyższy.

-   Nie   obchodzi   mnie,   jak   wyglądał.   Chciałbym   tylko   wiedzieć,   jak   udało   mu   się 

uwolnić.

- Po co? Żebyś mógł skorzystać z tej samej furtki? Ale dobrze, powiem ci, jak wyrwał 

się z moich szponów. Po prostu podkulił ogon i uciekł. Prosto w ramiona innej kobiety. Na 

dodatek bardzo mi bliskiej. Do drobnej blondynki o łagodnej naturze. Ona nigdy się z nim nie 

kłóciła. Nawet nie przyszło jej do głowy, żeby mu się w czymś sprzeciwić. I nie przytłaczała 

go tak jak ja. To wszystko. Jesteś zadowolony?

- Na miłość boską, Juliano, nie chciałem przywoływać przykrych wspomnień. - Travis 

znów zaczął pocierać sobie kark. - Chciałem jedynie wyjaśnić, o co mi chodzi.

-   Powiedzmy,   że   ci   się   udało.   Proszę   bardzo,   możesz   zrobić   to   samo,   co   mój 

narzeczony   trzy   lata   temu.   Uciekaj,   jeśli   się   przestraszyłeś.   Ale   szczerze   mówiąc, 

spodziewałam się czegoś  więcej po tobie. Nie sądziłam,  że kobieta  taka jak ja może cię 

onieśmielać. Myślałam, że jesteś facetem z charakterem.

- Nie zamierzam nigdzie uciekać – zaprotestował. - Ale nie pozwolę wepchnąć się w 

małżeństwo. Wyrażam się jasno?

Juliana pokiwała ze smutkiem głową.

- Całkowicie. Po prostu zupełnie się nie zrozumieliśmy. Widocznie źle odczytałam 

różne sygnały. - Pociągnęła nosem, żeby powstrzymać łzy. - Przepraszam.

Twarz Travisa złagodniała. Podszedł do niej i podniósł rękę, żeby pogłaskać ją po 

policzku.

- Nie musisz się tak tym przejmować. Znam cię dość dobrze i wiem doskonale, że 

jesteś impulsywna.

- Moja kuzynka Elly mówi, że jestem spontaniczna.

- To też. - Travis uśmiechnął się.

- To takie żenujące.

- Nie warto już o tym mówić - powiedział Travis pojednawczo. - Zeszłej nocy było 

cudownie. Rozumiem, że mogłaś doszukać się w tym więcej, niż...

- Niż chciałeś mi dać?

- Więcej niż oboje chcieliśmy.

-  Mów   za   siebie.   -   Odwróciła   się,   unikając   dotyku   jego   dłoni.   -  Robi   się   późno. 

Powinnam już się ubrać. Na pewno masz dziś wiele rzeczy do zrobienia.

12

background image

- Nic, co nie mogłoby poczekać do poniedziałku. - Travis patrzył na nią uważnie. - A 

może pojechalibyśmy na plażę?

- Raczej nie. - Schyliła się, żeby dokończyć czyszczenie dywanu, po czym wstała, 

podnosząc czerwoną filiżankę. - Mam dzisiaj mnóstwo pracy. Wiesz, jak to jest. Muszę umyć 

głowę, potem zrobić pranie. Tak, te prześcieradła nadają się już do prania.

Travis nie poruszył się.

- Będziesz się teraz obrażać?

- Nigdy się nie obrażam - powiedziała wyniośle.

- No to po co to gadanie? Przecież wczoraj się umawialiśmy, że spędzimy niedzielę 

razem.

- Ale wszystko się zmieniło. Mam nadzieję, że to rozumiesz. - Weszła do łazienki i 

schowała   w   szafce   płyn   do   czyszczenia   dywanów.   -   Dlatego   pospiesz   się   z   ubieraniem. 

Trochę mnie rozprasza, kiedy tak stoisz w mojej sypialni jedynie z ręcznikiem na biodrach.

- Ręcznik mogę zdjąć.

Spojrzała na niego ze złością.

- Chyba nie myślisz, że pójdę teraz z tobą do łóżka?

- Czemu nie? Przecież ustaliliśmy, że było nam ze sobą dobrze.

- Nie wierzę własnym uszom. - Juliana oparła się ramieniem o drzwi. - Naprawdę 

myślisz, że mogłabym pójść z tobą do łóżka, wiedząc, że nie masz uczciwych zamiarów?

- Przestań gadać jak staroświecka panienka, która sądzi, że została uwiedziona.

- Ty rzeczywiście nic nie rozumiesz - powiedziała spokojnie, choć gotowała się w 

środku ze złości. - Zabieraj się stąd. Natychmiast. Ubierz się i wyjdź z mojego mieszkania. 

Każdy popełnia w życiu błędy, ale rzucanie pereł przed wieprze po raz drugi byłoby błędem 

niewybaczalnym.   Nie   mam   zamiaru   tracić   swojego   cennego   czasu   na   mężczyznę   tak 

nierozgarniętego i upartego jak ty.

- Chcesz powiedzieć, że jestem idiotą?

- Właśnie. Jestem dla ciebie najlepszą kobietą, Travis. Jestem twoim przeznaczeniem, 

tak samo jak ty moim. Ale skoro jesteś na tyle tępy, żeby tego nie widzieć, to utrzymywanie 

naszej relacji naprawdę nie ma sensu. Wynoś się.

Jego oczy zwęziły się jak szparki. Sięgnął po spodnie leżące na komodzie.

- Czy to oznacza, że chcesz zerwać kontrakt z Sawyer Management Systems?

To ją zaskoczyło. Jeżeli zrezygnuje z jego usług, może go już nigdy nie zobaczyć. Nad 

taką myślą nie chciała się nawet zastanawiać.

13

background image

-   Nie   zrywam   kontraktu.   SMS   to   najlepsza   firma   konsultingowa   w   tej   części 

Kalifornii, a przyszłość Charisma Espresso jest dla mnie zbyt  ważna. Więc nie mogę się 

ciebie pozbyć. Niestety.

- Rzeczywiście? - Travis podciągnął spodnie i zaczął zakładać koszulę. - To miłe, że 

pod pewnymi względami nadal mnie doceniasz. Nie boisz się jednak łączenia interesów z 

przyjemnością? W końcu to doprowadziło nas do łóżka.

- Nie mam najmniejszych obaw. - Juliana uniosła brodę. - Z pewnością będę umiała 

oddzielić swój interes od twojej przyjemności.

- Naprawdę? No to przekonamy się, czy rzeczywiście to potrafisz. - Skończył zapinać 

koszulę i schylił się po buty.

- Czyżbyś mi groził?

- Gdzieżbym śmiał. - Zawiązał sznurowadła kilkoma krótkimi, mocnymi ruchami, po 

czym wcisnął krawat do kieszeni. - Ale oboje wiemy, że z naszej dwójki to ty kierujesz się 

emocjami.   Na   dodatek   mnie   pragniesz.   Do   diabła,   przecież   rano   obudziłaś   się   z 

przekonaniem, że się we mnie kochasz.

- Tego nie powiedziałam.

- Owszem, powiedziałaś - poprawił ją chłodno. - W nocy, kiedy leżałaś pode mną i 

przytulałaś się do mnie tak, jakbym był jedynym mężczyzną na świecie. Dobrze słyszałem.

Juliana poczuła, że robi jej się gorąco z upokorzenia.

- Niech ci będzie,  powiedziałam.  Nie zamierzam  się wypierać.  Nie mówiłabym  o 

ślubie, gdybym nie była w tobie zakochana. Ale przywróciłeś mnie do rzeczywistości. Na 

szczęście z miłością jest tak jak z grypą. Przejdzie mi, tak samo jak trzy lata temu. A teraz 

bądź uprzejmy stąd wyjść, zanim stracę cierpliwość. Zaczynasz mnie naprawdę złościć.

Travis skierował się do drzwi.

- Zobaczysz, jeszcze będziesz tego żałować.

- Wydaje ci się. Życie jest za krótkie, żeby żałować głupstw. Naprawdę, przejdzie mi. 

Ale ostrzegam cię, że pewnego dnia, kiedy o tym pomyślisz, zrozumiesz, że byłeś głupcem.

- Jesteś pewna? - Przeszedł przez jej morelowo-turkusowy salon i zatrzymał się przy 

drzwiach z ręką na klamce.

Juliana pospieszyła za nim. Za chwilę go tu nie będzie, pomyślała z przerażeniem.

-   Tak,   jestem   pewna.   Jestem   kobietą   twojego   życia   i   wkrótce   sam   się   o   tym 

przekonasz.

Odwrócił się do niej gwałtownie, stojąc w otwartych drzwiach.

- Już się przekonałem, że jest nam ze sobą dobrze w łóżku. Czego ty więcej chcesz?

14

background image

Z efektownym poślizgiem zatrzymała się pół metra od niego, z trudem łapiąc oddech.

- Chcę, żeby wreszcie do ciebie dotarło, że mnie kochasz. I chcę, żebyś poprosił mnie 

o rękę.

- O, to naprawdę niewiele.

- Nie zadowalają mnie półśrodki. Znasz mnie wystarczająco długo, żeby to wiedzieć. 

Ale - przerwała, zbierając się na odwagę - może powinnam pójść na pewne ustępstwa, biorąc 

pod   uwagę   fakt,   że   jak   każdy   mężczyzna   masz   kiepski   kontakt   ze   swoimi   emocjami   i 

potrzebami.

- Wielkie dzięki, droga pani, za tę głęboką analizę psychologiczną.

- Posłuchaj, Travis. Daję ci miesiąc. I ani dnia dłużej. Ale jeżeli nie opamiętasz się 

przez ten czas, to nie dostaniesz kolejnej szansy.

Uniósł brwi w sposób, który miał ją onieśmielić.

- Miesiąc na co?

- Na to, żebyś zrozumiał, że mnie kochasz, i żebyś poprosił mnie o rękę.

-   Jeden   miesiąc...   Szczerze   mówiąc,   zaskoczyłaś   mnie.   Znasz   mnie   wystarczająco 

długo, żeby wiedzieć, że źle przyjmuję każde ultimatum.

- Więc nie traktuj tego jako ultimatum. Niech to będzie chwila wytchnienia, podczas 

której będziesz mógł się nad sobą zastanowić.

Potrząsnął głową ze zdziwieniem.

- Ty się jednak nigdy nie poddajesz.

- Ten, kto się poddaje, nie dostaje tego, czego chce.

Travis przeszedł przez próg.

-   Nie   potrzebuję   chwili   wytchnienia.   Wiem,   czego   chcę.   Wiedziałem   od   samego 

początku.

- Czego ty chciałeś ode mnie? - zapytała, stając w otwartych drzwiach. - Żebym poszła

z tobą do łóżka?

- Nie, Juliano. To akurat nie było ważne. Możesz mi wierzyć lub nie, ale wcale tego 

nie planowałem. To był miły dodatek, jak lukier na cieście.

Wyszedł   na   jasne   słoneczne   światło.   Juliana   stała   na   ceglanych   schodach 

prowadzących do jej apartamentu. Patrzyła z przerażeniem, jak mężczyzna, którego kochała, 

wsiada do brązowego, trzyletniego, najzwyklejszego buicka.

Zastanawiała się, jak mogła być taką idiotką, żeby stracić głowę dla kogoś, kto jeździł 

takim okropnym samochodem i nosił niemodne krawaty.

15

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Wszystko za bardzo się skomplikowało; skomplikowało w sposób niewiarygodny i 

katastrofalny.

Przecież zemsta powinna być sprawą prostą i oczywistą, tak samo jak emocje, które jej 

towarzyszą,   upominał   siebie   Travis.   W   tej   całej   sytuacji   są  tylko   dwie   strony,   on  sam   i 

przeciwnik. A każdy, kto nosił nazwisko Grant, był wrogiem.

Travis   siedział   za   kierownicą   i   pogrążony   w   niewesołych   myślach   gapił   się   na 

Pacyfik. Ze szczytu wzgórza rozciągał się pocztówkowy widok. W dole migotało miasteczko 

Jewel Harbor, gdzie stare domy w hiszpańskim kolonialnym stylu łączyły się harmonijnie z 

nowoczesną   architekturą   kalifornijskiego   wybrzeża.   Wszędzie   unosiła   się   atmosfera 

bogactwa,   chwilami   aż   nierealna.   To   naprawdę   było   dobre   miejsce   na   siedzibę   Sawyer 

Management Systems.

Wzdłuż ulic kołysały się palmy, a z ogrodów wprost wylewała się bujna roślinność. 

Większość naznaczona była  szafirowymi  plamami basenów, otoczonych pomarańczowymi 

drzewkami.  Na szerokich podjazdach parkowały samochody,  głównie niemieckich  marek, 

wśród których, jakby dla urozmaicenia, pojawiały się modele brytyjskie lub włoskie.

Biznesowe   centrum   Jewel   Harbor   emanowało   takim   samym   nonszalanckim 

bogactwem   jak   reszta   miasta.   Surowe   przepisy   ograniczały   wysokość   sklepów   i   innych 

budynków,   które   musiały   być   utrzymane   w   hiszpańskim   stylu,   z   białymi   stiukami   i 

czerwonymi dachówkami, podobnie jak dom, w którym mieszkała Juliana. Travis na moment 

zmrużył oczy, żeby lepiej widzieć w ostrym słońcu. Mógł stąd dostrzec ruchliwe centrum 

handlowe, gdzie Juliana otworzyła Charisma Espresso.

Przypomniał sobie ten brzemienny w skutki dzień cztery tygodnie temu, kiedy po raz 

pierwszy wszedł do różowo-szarego lokalu. Był wówczas przekonany, że chodzi mu jedynie 

o  zwykły   rekonesans.   Jak  generał,   który  sporządza   szczegółowy   plan   bitwy,   chciał   mieć 

pewność, że niczego nie pominął. Doskonale zaplanował wszystko w czasie. Pułapka miała 

się zatrzasnąć wtedy, gdy był w Jewel Harbor i organizował nowe biuro Sawyer Management 

Systems.

16

background image

Juliana była jedyną osobą z rodziny Grantów, której nie poznał pięć lat temu, jedyną 

niewiadomą   w   jego   równaniu.   Nie   mieszkała   wówczas   w   Jewel   Harbor.   Niewyraźnie 

przypominał sobie, że mówiono mu, że pracuje w San Francisco.

Travis   nie   był   pewien,   czego   się   spodziewał,   wchodząc   przez   szklane   drzwi   do 

Charisma   Espresso,   ale   doskonale   pamiętał,   że   w   tej   pierwszej   chwili   uderzyły   go   dwie 

rzeczy.   Pierwszą   był   intensywny   zapach   świeżo   zmielonej   kawy,   a   drugą,   dużo   bardziej 

niezwykłą,   widok   rudowłosej,   bardzo   wysokiej   kobiety   za   ladą.   Ubrana   była   w 

jaskrawoniebieski kombinezon, który na każdej innej osobie wyglądałby tandetnie. Ale nie na 

niej. Na niej wyglądał świetnie. Był tak samo śmiały i wyrazisty jak ona.

Juliana   nie   była   podobna   do   nikogo   z   rodziny   Grantów.   I   to   stanowiło   zapewne 

powód, dla którego pozwolił, by sprawy aż tak się skomplikowały. Travis pamiętał, że w tej 

rodzinie mężczyźni byli średniego wzrostu, a kobiety drobne i delikatne. Juliana natomiast 

była niemal tak wysoka jak on. Pomyślał ze złością, że w butach na obcasie mogła być nawet 

wyższa. Rude włosy zapewne odziedziczyła po ojcu, ale tego mógł się jedynie domyślać, bo 

gdy poznał Roya Granta, ten był  już zupełnie siwy. Podobnie jak jego brat, Tony Grant. 

Natomiast oczy miała Juliana po matce, Beth. Jednak dopiero u niej rodzinne geny połączyły 

się w niesamowitą, egzotyczną całość.

Ale to nie wygląd Juliany tak bardzo wytrącił Travisa z równowagi. Chodziło o nią 

samą.   Juliana   była   po   prostu   inna.   Nie   tylko   od   pozostałych   członków   rodziny,   ale   od 

wszystkich kobiet, które Travis spotkał w swoim życiu.

„Za bardzo” - te słowa przychodziły mu  do głowy,  gdy próbował ją określić  czy 

opisać. Tak, Juliana była trochę „za bardzo” pod każdym względem. Za kolorowa, za wysoka, 

zbyt emocjonalna, zbyt dynamiczna, zbyt pewna siebie, zbyt inteligentna. Tysiąc lat temu 

takie kobiety chwytały za włócznie i ruszały na pole walki u boku swoich mężczyzn. Takie 

kobiety dawały z siebie wszystko i w zamian wymagały tyle samo.

Dla większości mężczyzn Juliana była, mówiąc wprost, zbyt przytłaczająca. Travis 

wystarczająco dobrze znał przedstawicieli swojej płci, żeby wiedzieć, że przeciętny samiec 

będzie się zachwycał Juliana przez piętnaście minut, a zaraz potem zacznie się gorączkowo 

rozglądać za jakimś wyjściem awaryjnym, by ruszyć do niego w pełnym pędzie.

Bez wątpienia Juliana onieśmielała każdego przeciętnego mężczyznę.

Travis nie uważał się za przeciętnego i nie czuł się przez nią onieśmielony, jednak nie 

miał   najmniejszej   ochoty   tańczyć,   jak   mu   zagrała.   Była   żywiołowa   i   nieopanowana,   ale 

wiedział, że umiałby sobie z tym poradzić. Problem tkwił gdzie indziej. Pragnął jej, ale biorąc 

pod uwagę całą sytuację z rodziną Grantów, nie mógł sobie pozwolić na to, by się głębiej 

17

background image

angażować.   I   tak   sprawy   zaszły   za   daleko.   Co   go   do   diabła   podkusiło,   żeby   zostać   jej 

konsultantem! Chyba musiał postradać zmysły. Przecież od dziesięciu lat nie pracował dla 

takich drobnych klientów jak Charisma Espresso.

Wziął kilka głębokich oddechów, żeby odzyskać jasność myśli. Na początku wszystko 

wydawało się proste. Juliana nosiła nazwisko Grant, a on poprzysiągł wszystkim Grantom 

zemstę. Tłumaczył sobie, że uwiedzenie jej będzie jak finalne pociągnięcie pędzlem na dziele, 

które tworzył  od tylu  lat. Na dodatek Juliana wcale nie sprzeciwiała się temu, by zostać 

uwiedzioną.

Jednak patrząc na to teraz, nie był do końca pewien, kto kogo uwiódł. Z pewnością to 

ona   zrobiła   pierwszy   krok,   namawiając   go,   by   został   jej   konsultantem.   Kiedy   tylko 

dowiedziała się, na czym polega jego praca, zarzuciła go mnóstwem pytań. Podjął grę, bo 

uznał, że warto sięgnąć po nagrodę: jeszcze jeden skalp Grantów do jego kolekcji. Skrzywił 

się na tę myśl. Wcale nie chciał skalpu Juliany. Nie miała nic wspólnego z tym, co wydarzyło 

się pięć lat temu. Nawet nie wiedziała, kim on jest. Miała jednak pecha, bo należała  do 

rodziny.  Kiedy ją poznał trzy i pół tygodnia temu, powiedział sobie, że mógłby ją jakoś 

wykorzystać w swoim planie.

Ale ostatniej nocy nie myślał już o wykorzystaniu jej dla zemsty, tylko o zaspokojeniu 

pragnienia, które z każdym dniem w nim narastało. Dziś rano był zbyt oszołomiony rozwojem 

wypadków, żeby się nad wszystkim zastanowić. Dopiero kiedy Juliana weszła do sypialni z 

tym   swoim   eleganckim   imbrykiem   w   stylu   art   deco   i   zaczęła   snuć   małżeńskie   plany, 

gwałtownie wrócił do rzeczywistości.

To,   co   się   wydarzyło,   stanowiło   zagrożenie   dla   jego   zamiarów.   Po   tylu   latach 

cierpliwego układania planu zemsty nie miał zamiaru tracić kontroli nad sytuacją. Potarł kark 

i włączył silnik buicka. Powinien był to przewidzieć. Juliana zakochała się w nim. Ostatniej 

nocy był tego pewien. Oddała mu się w pełni, bez zastrzeżeń. Taka po prostu była. Jeżeli 

chciał być przed sobą szczery, to musiał przyznać, że wziął wszystko, co gotowa mu była 

ofiarować.

Ona   należy   do   rodziny   Grantów,   powtarzał   sobie,   jadąc   w   kierunku   swojego 

mieszkania. Nie ma mowy, żeby ktokolwiek z Grantów stawiał mu jakieś ultimatum.

Miesiąc, żeby zrozumieć, że ją kocha? Miesiąc, żeby nabrać rozumu? Za kogo ona się 

uważa? Zanim minie miesiąc, dokona swojej zemsty na rodzinie Grantów. I tak nie byliby ze 

sobą dłużej niż tydzień.

Kiedy lawina wreszcie ruszy, a z pewnością stanie się to bardzo szybko, każdy będzie 

musiał opowiedzieć się po którejś ze stron. Travis nie miał wątpliwości, po czyjej stronie 

18

background image

stanie   Juliana.   Jej   wybór   wynikał   z   faktu,   że   należała   do   rodziny.   Travis   przyjął   tę 

oczywistość ze stoickim spokojem. Przywykł do tego, że jest outsiderem, że to nie jego się 

wybiera.

Jednak jadąc krętą drogą do miasta, nie mógł pozbyć się myśli, że ta noc znaczyła coś 

więcej. Wiedział, że jej wspomnienie będzie go prześladować do końca życia. Nadal czuł na 

plecach paznokcie Juliany. Ona należała do kobiet, które zostawiają po sobie niezatarte ślady. 

Poczuł nagle, że musi spędzić z nią chociaż jeden tydzień.

- No i jak poszła randka?

- Widziałem was na kolacji w Treasure House, ale byliście tak zajęci sobą, że nie 

chciałem przeszkadzać. Pomyślałem, że może akurat facet zamierza zadać ci to pytanie.

- Właśnie, szefowo, masz już na palcu pierścionek?

Juliana zatrzymała się przed długą szarą ladą i spojrzała ze złością na wyczekujące 

twarze swoich pracowników.

- Nie macie nic lepszego do roboty, niż wystawać tu i zadawać osobiste pytania?

- Oho! - Sandy Oaks, z krótkimi włosami gładko zaczesanymi za uszy, żeby wyraźnie 

było widać trzy pary kolczyków, mrugnęła okiem do swojego kolegi. - Zdaje się, że nasza 

pani nie jest dziś w najlepszym humorze. Lepiej bierz się za mielenie kawy, Matt.

Matt Linton, który miał włosy jeszcze krótsze niż Sandy, ale za to nosił tylko jeden 

kolczyk, zmarszczył brwi z nagłym zainteresowaniem.

- Tylko żartowaliśmy. Wszystko w porządku, Juliano?

- Świetnie. Rewelacyjnie. Po prostu znakomicie. - Juliana rzuciła swoją skórzaną torbę 

na biurko i sięgnęła po jeden z ciemnoróżowych  fartuchów  z logo Charismy.  - Gdybym 

wygrała główny los na loterii, nie byłabym  bardziej szczęśliwa. Zadowoleni? A teraz się 

czymś zajmijcie. Za chwilę zaczną przychodzić goście. Sandy, dlaczego te ciasteczka jeszcze 

nie są wyłożone?

- Przed chwilą przywieźli je z piekarni - wyjaśniła Sandy kojącym tonem. - Już je 

wyjmuję. - Patrzyła badawczo na Julianę, układając ciasteczka w szklanej witrynie obok kasy.

- Matt, przynajmniej udawaj, że coś robisz. Na ladzie jest bałagan. I gdzie się podział 

cynamon?

- Aj! - Matt potrząsnął ręką, jakby ugryzł go wściekły pies.

Juliana westchnęła.

- Przepraszam, że się czepiam. Ale prawda jest taka, że mam kiepski nastrój.

- Zabawne, ale tak właśnie pomyśleliśmy - potaknęła Sandy. - Rozumiem, że stchórzył

19

background image

i w końcu nie poprosił cię o rękę?

- Nie tylko nie poprosił mnie o rękę, ale jeszcze był zaskoczony, kiedy okazało się, że 

tego   się   po   nim   spodziewałam   -   wyjaśniła   Juliana.   -   To   było   jakieś   kompletne 

nieporozumienie. Zrobiłam z siebie idiotkę. Obiecajcie, że przypomnicie mi o tym,  jeżeli 

kiedykolwiek będę wykazywać zainteresowanie jakimkolwiek mężczyzną.

Matt skrzywił się.

- Chcesz w ogóle zrezygnować z mężczyzn tylko dlatego, że książę z bajki okazał się 

żabą?

- On nie jest żabą. Po prostu nie wie, że jest księciem z bajki. - Juliana odwróciła się 

plecami   do   drzwi   i   zajęła   się   mieleniem   kawy.   Podniosła   głos,   usiłując   przekrzyczeć 

hałasującą maszynę. - Ale skoro nie ma na tyle rozumu, żeby pojąć, że jest księciem, to może 

rzeczywiście jest żabą? Przecież prawdziwy książę nie byłby taki głupi.

Była tak pochłonięta logiką swojego wywodu, że nie usłyszała dźwięku otwieranych 

drzwi.

- Juliano... - zaczął Matt nieco nerwowo, ale Juliana nie dała sobie przerwać.

- Przyznaję, serce mam złamane. Ale pytam was: jak to świadczy o mojej inteligencji? 

Jak mogłam pozwolić, żeby jakaś żaba złamała mi serce? Przecież jestem na to za mądra.

- Juliano, może lepiej...

- Co więcej - ciągnęła dalej niezrażona - jeżeli Travis Sawyer jest na tyle głupi, żeby 

nie widzieć, że jestem dla niego najlepszą kobietą, to może nie nadaje się do tego, żeby 

planować przyszłość Charisma Espresso? Wprawdzie powiedziałam mu, że nie zamierzam go 

zwalniać, ale być  może  nie miałam racji. Zastanawiałam się nad tym  i wcale nie jestem 

pewna, czy chcę zostawić los mojej firmy w jego rękach.

- Juliano - Sandy wpadła jej w słowo. - Mamy gościa.

- Co mówiłaś? - Juliana skończyła mielenie kawy i wyłączyła maszynę.

- Mówiłam - powtórzyła Sandy głośno i wyraźnie - że mamy gościa.

- No i co takiego. Idź i spytaj, co chce.

- On chce - odezwał się spokojnie Travis Sawyer z drugiej strony lady - tego miesiąca,

który mu obiecałaś, żeby mógł dojść do rozumu.

- Travis! - Juliana nie wierzyła własnym uszom. Poczuła ulgę i szczęście jednocześnie.

Odwróciła się gwałtownie do niego, wiedząc, że na twarzy ma uśmiech wiejskiego głupka, 

ale wcale się tym nie przejmowała. Serce znowu biło jej radośnie. - Wróciłeś!

- Wcale nie odchodziłem. W każdym razie nie z własnej woli. To ty mnie wyrzuciłaś.

20

background image

- Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że jak minie trochę czasu, to się opamiętasz. 

- Juliana podała Mattowi torebkę ze zmieloną kawą i pobiegła wokół lady, żeby rzucić się 

Travisowi na szyję. Na szczęście Travis zdążył się na to przygotować i cofnął się tylko o krok 

pod jej ciężarem.

- Jestem wzruszony twoim zaufaniem do mojej inteligencji. - Patrzył wprost w jej 

błyszczące   oczy.   Miała   dziś   na   sobie   buty   na   pięciocentymetrowym   obcasie.   -   Czy   to 

oznacza, że nie zrywasz ze mną umowy biznesowej?

- Za mało się jeszcze pokajał - odezwała się stanowczo Sandy, zanim jeszcze Juliana 

zdążyła odpowiedzieć.

- Dajcie mu już spokój - wtrącił się Matt. -Przecież przyszedł, nie? Czego jeszcze 

chcecie?

- Dziękuję - powiedział Travis ponuro, zwracając się do Matta. - Zgadzam się w całej 

pełni. Zrobiłem już chyba wystarczająco dużo. - Znów patrzył na Julianę, która uśmiechała 

się radośnie, cały czas obejmując go za szyję. - Czy miałabyś coś przeciwko temu, gdybyśmy 

dokończyli  tę wspaniałą scenę pojednania gdzieś na osobności? Lubię Sandy i Matta, ale 

czasem miałbym ochotę porozumiewać się z tobą bez świadków.

- Nie zwracaj na nas uwagi - powiedziała szybko Sandy. - Poza tym zawsze możemy 

się do czegoś przydać.

- Racja - przytaknął jej Matt. - Jesteśmy jak rodzina.

-   Niezupełnie.   -   Travis   wziął   Julianę   za   rękę   i   poprowadził   w   kierunku   stolików 

stojących na zewnątrz. Poranne słońce przelewało się łagodnie przez kraty pergoli i układało 

nieregularny wzór na białych stolikach i krzesełkach.

- Chcieli dobrze - powiedziała Juliana beztrosko, siadając naprzeciwko Travisa.

- Wiem, ale za każdym razem, kiedy tu jestem, czuję się jak złota rybka w akwarium. 

Mówisz im o wszystkim?

- Oczywiście, że nie - zaprzeczyła szybko. - Ale od początku przyglądali się naszej 

znajomości. Od pierwszego dnia, kiedy wszedłeś i zamówiłeś kawę, pamiętasz? Wiedzieli, co 

do ciebie czuję. A dziś rano od razu się zorientowali, że stało się coś okropnego.

Travis   westchnął   i   oparł   się   wygodnie   na  krzesełku,   które   zatrzeszczało   pod   jego 

ciężarem.

- Jesteś dojrzałą kobietą, Juliano, nie jakąś głupiutką nastolatką. Powinnaś się chyba 

nauczyć, że czasem lepiej nie okazywać swoich uczuć aż tak otwarcie.

21

background image

- Jestem bardzo szczerą osobą, Travis. - Juliana nieco spoważniała, kiedy pierwsza 

euforia w niej opadła. - Wolę pokazać wprost, co się ze mną dzieje, i tego samego oczekuję 

od innych. Tak jest łatwiej. I stres przy tym mniejszy.

- Naprawdę, masz w sobie niezwykłą kombinację składników.

- Chciałeś powiedzieć, jak na kobietę? - zapytała chłodno.

- Na kobietę czy na mężczyznę,  nieważne.  Kiedy przychodzi  do interesów, jesteś 

bystra i przenikliwa. Zresztą sukces Charismy mówi sam za siebie.

- Ale?

- Ale kiedy przychodzi do innych rzeczy, jesteś nieobliczalna. - Kąciki ust Travisa 

uniosły   się   w   lekkim   uśmiechu.   -   To   zresztą   łagodnie   powiedziane.   Jesteś   jak   paczka 

dynamitu. Nigdy nie wiadomo, kiedy i jak eksplodujesz. Ale zawsze z wielkim hukiem.

- Nie znasz mnie tak dobrze, jak myślisz. - Wzruszyła ramionami. - I ja też nie znam 

cię tak dobrze, jak myślałam. Inaczej nie gadałabym rano takich rzeczy. Ale to nie szkodzi. 

Mamy mnóstwo czasu, żeby dowiedzieć się o sobie tego, co konieczne.

Travis przyglądał jej się przez chwilę.

- Nie składam ci żadnych obietnic. Chcę, żeby to było jasne od początku.

- Należysz do mężczyzn, którzy nie są zdolni do zobowiązań? Jeżeli tak, to powiedz to 

od razu, bo nie chcę tracić czasu z kimś, kto jest niereformowalny.

-   Do   diabła,   należę   do   mężczyzn,   którym   nie   można   niczego   narzucać,   także 

zobowiązań.   Mówię   to   otwarcie,   zanim   jeszcze   spróbujemy   zacząć   od   nowa.   Czy   nadal 

chcesz mi dać ten miesiąc?

Juliana zastanowiła się, ale niezbyt długo.

- Jasne, czemu nie? Jestem gotowa podjąć ryzyko, bo nagroda jest tego warta.

Pokręcił głową ze zdziwieniem.

- Jesteś lekkomyślna.

- Tylko wtedy, gdy mi na czymś zależy.

- Chyba powinno mi pochlebiać, że uważasz mnie za cenną nagrodę.

- To się okaże. Na razie jesteś potencjalnie cenną nagrodą.

- Rozumiem. Ale powtarzam: nie oczekuj ode mnie żadnych obietnic. Ani otwartych, 

ani ukrytych. I żadnych zobowiązań. Będziemy się posuwać powoli. Nie chcę, żebyś mnie 

ponaglała.

- Ostrzeżenie przyjęłam. Teraz moja kolej.

- Chcesz postawić jakieś warunki? - Uniósł brwi ze zdziwieniem.

22

background image

- Skoro nie możesz na razie podjąć żadnych zobowiązań, to ja nie mogę na razie 

chodzić z tobą do łóżka.

- Nie spodziewałem się, że zechcesz użyć seksu, żeby dostać to, czego chcesz.

- I wcale tego nie robię. A ty nie jesteś mężczyzną, który da sobą manipulować za 

pomocą seksu. - Uśmiechnęła się promiennie. - Nawet by mi nie przyszło do głowy, żeby cię 

zatrzymywać w ten sposób.

- Bardzo rozsądnie - wymamrotał.

- Nie idąc z tobą do łóżka, uwolnię twój mózg od hormonalnych obciążeń. Będziesz 

mógł z większą jasnością pomyśleć o naszej przyszłości.

- Juliano - zaczął z przesadną cierpliwością - oboje przekonaliśmy się, jak dobrze nam 

ze sobą w łóżku. Pamiętasz?

- Oczywiście, że pamiętam. I co z tego?

- Dlaczego więc mielibyśmy odmawiać sobie akurat tego składnika naszej relacji? - 

Wyciągnął rękę i nakrył dłonią jej palce o długich, pomalowanych paznokciach.

- To proste. Dla mnie  pójście z kimś  do łóżka oznacza pewne zobowiązanie.  Nie 

zamierzam składać żadnych zobowiązań, dopóki ty nie będziesz gotowy na zobowiązania ze 

swojej strony. Nadal chcesz tego miesiąca?

Patrzył na nią przez długą, pełną napięcia chwilę.

- Może to i lepiej. Ten związek i tak ma niewielkie szanse. Musiałem zwariować, 

myśląc, że można zjeść ciastko i nadal je mieć.

- O czym ty mówisz?

- Nieważne. - Podniósł się z krzesła. - Muszę wracać do biura.

Juliana spojrzała na niego z niepokojem.

- Zaczekaj. Nie rozumiem, chcesz się ze mną spotykać czy nie?

- Tak, chcę się z tobą spotykać.

Odetchnęła z ulgą.

- Nawet na moich warunkach? Nie wyglądasz na uszczęśliwionego.

- Myślałem, że lepiej ode mnie wiesz, czego chcę.

Juliana zagryzła wargi.

- Czasem mogę się mylić, jak każdy. Zdarzyło mi się popełniać błędy.

- Tak jak z tym narzeczonym, który rzucił cię dla drobnej blondynki?

- Nie jestem nieomylna. Do wczorajszej nocy byłam pewna, że będziemy razem. Sam 

przyznałeś, że coś między nami zaiskrzyło, nie tylko w łóżku. Ale jeżeli się mylę, to lepiej 

dajmy sobie spokój już teraz.

23

background image

- Naprawdę?

Juliana wzięła głęboki wdech.

- Twardy z ciebie facet.

- A ty jesteś bardzo zmienną kobietą.

- I może to jest niezbyt udane połączenie. Iskrzenie to za mało na związek.

- Czyżbyś chciała zrezygnować?

- Nie, daję ci ten miesiąc.

- Dziękuję. -Pochylił się i pocałował ją przelotnie w usta. - Zjemy razem kolację? 

Przyjadę po ciebie o szóstej.

- Świetnie. - Uśmiechnęła się, próbując odegnać czarne myśli. - Będę gotowa. Co byś 

powiedział na tę nową tajską restaurację przy Paloma Street?

- Jesteśmy umówieni.

Podszedł do swojego buicka i wsiadł do środka. Juliana zerwała się na równe nogi i 

pobiegła za nim.

- Czy nadal chcesz pójść w sobotę na przyjęcie urodzinowe mojej kuzynki? - spytała z 

niepokojem. - Będzie cała moja rodzina, nawet wujek Tony.

Travis spojrzał na nią z tak zaciętym wyrazem twarzy, że aż cofnęła się o krok.

- Nie mogę się doczekać - powiedział i przekręcił kluczyk w stacyjce.

Juliana uśmiechnęła się niepewnie. To miłe, że Travis nie miał nic przeciwko temu, 

żeby poznać jej rodzinę, pomyślała. Ale jakoś nie umiała się tym ucieszyć.

Był   sobotni   wieczór.   Zajmując   miejsce   pasażera   w   swoim   ognistoczerwonym 

sportowym   coupe,   Juliana   rozkoszowała   się   morskim   powietrzem   napływającym   przez 

otwarty dach samochodu. Travis siedział za kierownicą. Pod jego wprawną ręką auto z gracją 

pokonywało kolejne zakręty. Widoczny w oddali ocean stapiał się na horyzoncie z ciemnością 

nocy. Oświetlone promieniami księżyca fale rozbijały się o skały poniżej drogi. Jaki cudowny 

wieczór, pomyślała Juliana. Czuła się szczęśliwa. Ostatnie dni z Travisem były niezwykle 

przyjemne, nawet pomimo wielu niedopowiedzeń.

-   Marnujesz   swój   talent,   jeżdżąc   buickiem   -   oświadczyła,   kiedy   Travis   łagodnie 

przyspieszył przy wychodzeniu z zakrętu. - Chyba będziesz musiał sprawić sobie porządny 

samochód.

- Po co? Mój mi wystarcza.

- Nie lubisz prowadzić?

- Niespecjalnie.

24

background image

- Ale robisz to znakomicie - zauważyła.

- Prowadzenie samochodu jest koniecznością, więc staram się to robić jak najlepiej, 

żeby po drodze nikogo nie zabić. To wszystko.

Juliana westchnęła z irytacją.

- Od paru dni jesteś w dziwnym nastroju. A dziś szczególnie. Naprawdę chcesz iść na 

urodziny Elly?

- Planowałem to od jakiegoś czasu - powiedział, hamując przed kolejnym zakrętem. 

- Wiem, ale nie chciałabym cię do niczego zmuszać. Niektórzy mężczyźni nie lubią 

takich rodzinnych spotkań.

- Trochę za późno na zmianę decyzji, nie uważasz? Za piętnaście minut będziemy na 

miejscu.

- Masz rację. Wiesz, jesteś podobny do mojej rodziny. Już wcześniej poznałabym cię z 

Davidem i Elly, ale nie było jej w mieście. Pojechała obejrzeć inne hotele na wybrzeżu, żeby 

podchwycić jakieś pomysły dla Flame Valley. Moi rodzice przylecieli dzisiaj do San Diego i 

zabrali wuja Tony'ego. Wszyscy powinni pojawić się na miejscu mniej więcej o tej samej 

porze co my. Wiem, że chcieliby cię poznać. David jest...

- Juliano!

Zauważyła,   że  ten  ton  jego  głosu ostatnio   coraz  bardziej   ją  niepokoił.   Nie mogła 

zrozumieć, o co mu chodzi.

- Słucham?

- Nie musisz mi zachwalać swojej rodziny.

- W porządku. Ani słowa więcej. Obiecuję.

Uśmiechnął się lekko.

- I ja mam w to uwierzyć?

- Zawsze dotrzymuję obietnic.

- Czy ta twoja kuzynka jest od dawna zamężna z Davidem Kirkwoodem? - spytał po 

chwili.

- Od trzech lat. Są doskonałą parą. Elly miała kogoś pięć lat temu. Nigdy go nie 

poznałam, a Elly nie chce o nim mówić. Chyba bardzo ją zranił. Nawet myślałam, że potem 

już nie będzie chciała się z nikim związać. Ale pojawił się David.

- I oboje zarządzają hotelem?

Juliana uśmiechnęła się.

- Flame Valley Inn. Najbardziej elegancki hotel w okolicy. Sam zobaczysz. Mają tam 

wszystko: pole golfowe, korty tenisowe, centrum odnowy biologicznej, fantastyczny widok 

25

background image

na ocean, luksusowe pokoje i znakomitą restaurację. Mój ojciec i jego brat, wujek Tony, 

zbudowali ten hotel dwadzieścia lat temu.

- A teraz prowadzi go twoja kuzynka z mężem. - Zabrzmiało to jak stwierdzenie, a nie 

pytanie.

Juliana spojrzała na Travisa z zaciekawieniem.

- To prawda. Mój ojciec sprzedał większość swoich udziałów wujowi jakieś cztery 

lata temu. Wuj miał prowadzić cały interes, ale rozchorował się na serce i nie mógł tyle 

pracować. Więc teraz hotelem zarządzają Elly i David.

- Większość decyzji w sprawach Flame Valley podejmował mąż twojej kuzynki?

- Tak, przynajmniej przez ostatnich parę lat. Miał naprawdę wielkie plany. Ale moim 

zdaniem trochę za szybko chciał je zrealizować.

- Za szybko?

Juliana   właśnie   czekała   na   ten   objaw   zainteresowania.   Zmarszczyła   brwi   z 

zastanowieniem.

-   David   i   Elly   mają   mnóstwo   ambitnych   planów.   Jeżeli   im   się   powiedzie,   Flame 

Valley będzie jednym z najlepszych hoteli na świecie. Ale jeśli im się nie uda, znajdą się w 

poważnych tarapatach.

- Rozumiem.

- Travis, już dawno chciałam cię o to zapytać. Twoja firma doradza różnym klientom. 

Znasz się na branży hotelowej?

Przez chwilę zapadła cisza.

- Tak, mam o tym niejakie pojęcie - powiedział spokojnie.

- Może mógłbyś z nimi porozmawiać? Zaczynam się o nich martwić.

- Czy ich sytuacja jest aż tak trudna?

Juliana westchnęła.

- Właściwie nie powinnam nic mówić, dopóki sam z nimi nie porozmawiasz. David 

jest bardzo drażliwy, jeżeli idzie o kondycję firmy, a Elly reaguje obronnie. Gdybym  ich 

przekonała, żeby cię wynajęli, zgodziłbyś się?

- Mam teraz kupę roboty. Jakoś udało mi się wcisnąć Charismę, ale więcej nie dam 

rady. Zwłaszcza że to całkiem spory interes.

- Szkoda. - Juliana gładko przełknęła rozczarowanie. - W takim razie nic im nie będę 

wspominać. Ale może - nagle się rozpromieniła - znajdziesz czas za miesiąc lub dwa?

Travis spojrzał na nią przeciągle.

- Nigdy się nie poddajesz, prawda?

26

background image

- Chyba że sytuacja jest beznadziejna - uśmiechnęła się szeroko.

- A czy ty jesteś w stanie uznać jakąkolwiek sytuację za beznadziejną?

- Oczywiście, że tak. Nie jestem idiotką. Zwolnij trochę, na następnym skrzyżowaniu 

trzeba skręcić w prawo.

Jechali   w   milczeniu   wąską   drogą   prowadzącą   w   kierunku   rzęsiście   oświetlonego 

wzgórza.   Wjechali   na   hotelowy   parking   i   Travis   zatrzymał   samochód.   Czekał   spokojnie, 

patrząc, jak Juliana rozpina pas bezpieczeństwa, klęka na siedzeniu i sięga do tyłu po paczki z 

prezentami.

- Juliano, muszę ci o czymś powiedzieć.

-   Co   takiego?   -   Przechylona   przez   oparcie   fotela,   usiłowała   wydostać   największą 

paczkę, zastanawiając się, czy słusznie zrobiła, kupując Elly duży włoski wazon. W końcu nie 

każdemu musi się podobać sześćdziesięciocentymetrowy słup z czarnego szkła.

- Cokolwiek się dzisiaj stanie, pamiętaj, że nie chciałem cię skrzywdzić.

Juliana zamarła. Odwróciła się szybko z oczami szeroko otwartymi ze zdziwienia.

- Tych samych słów użył trzy lata temu mój narzeczony, na chwilę przedtem nim 

ogłosił swoje zaręczyny z inną kobietą. Co mi chcesz powiedzieć, Travis?

- Nieważne. Czasem nie da się powstrzymać biegu wydarzeń. - Ujął jej twarz w dłonie 

i pocałował gwałtownie. - Lepiej już chodźmy. - Otworzył drzwi po swojej stronie i wysiadł.

- Travis, zaczekaj. O co chodzi? - Juliana, obwieszona prezentami, z trudem wydostała 

się z samochodu. - Musisz mi wytłumaczyć. Nie wolno ci mówić takich rzeczy, a potem 

odchodzić jakby nigdy nic.

-  Uważaj,  bo  jeszcze  coś  upuścisz.   -  Wyciągnął  rękę,   odebrał   od  niej  największą 

paczkę,   tę   z   włoskim   wazonem,   po   czym   odwrócił   się   i   ruszył   stanowczo   w   kierunku 

głównego wejścia.

Juliana usiłowała go dogonić, ale w rozwinięciu pełnej prędkości przeszkadzały jej 

pozostałe   paczki,   wąska   sukienka   i   czarno-różowe   wieczorowe   sandały   na 

pięciocentymetrowym obcasie.

- Nie możesz się tak zachowywać, Travis. Chcę wiedzieć, o co ci chodziło. Jeżeli 

kogoś masz, to, do cholery, lepiej będzie, jeżeli powiesz mi o tym natychmiast. Dwa razy nie 

dam się porzucić. Słyszysz, co do ciebie mówię?

- Nie mam nikogo. - Spokojnie podszedł do wejścia.

Lokaj w uniformie otworzył przed nimi ciężkie, szklane drzwi.

27

background image

- Pan zapewne na prywatne przyjęcie właścicieli - powiedział z uśmiechem. - Proszę 

pójść prosto przez hol i dalej na taras przy basenie. Na pewno pan trafi. - Ukłonił się przed 

Juliana. - Dobry wieczór, panno Grant.

- Cześć, Rick. Wszystko gotowe?

- Tak, kuchnia pracuje od trzech dni bez przerwy. Naprawdę będzie wielka gala.

- Nie wątpię. Do zobaczenia. - Juliana uśmiechnęła się przelotnie i ruszyła pospiesznie 

za Travisem, który sunął przed siebie jak czołg.

- Naprawdę, zachowujesz się coraz bardziej dziwacznie.

Travis   otworzył   kolejne   drzwi   i   z   wyszukaną   uprzejmością   przytrzymał   je   przed 

Juliana. Na tarasie wokół turkusowego basenu zebrało się już sporo ludzi. Juliana zauważyła 

swoich   rodziców,   wuja   Tony'ego   i   kuzynkę   Elly.   Zza   jej   pleców   wysunął   się   wysoki 

mężczyzna   z   jasnymi   włosami   i   objął   ją   czule   ramieniem.   Juliana   pomyślała,   że   tworzą 

niezwykle dobraną parę. Elly patrzyła na męża z oddaniem i miłością.

Juliana oderwała od nich wzrok i zauważyła, że Travis przygląda się im z niezwykłą 

uwagą. Coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że poczuła dreszcz.

- Travis, co się stało?

- Chyba powinniśmy do nich podejść. Wystarczająco długo na to czekali.

Zdezorientowana, Juliana przeszła przez drzwi. Kilka osób uśmiechnęło się do niej na 

powitanie. Zatrzymała się, by zamienić z nimi parę słów, wreszcie znalazła się obok Elly i 

Davida.

- Juliano, jesteś nareszcie! - Elly wyraźnie ucieszyła się na widok kuzynki. - Twoi 

rodzice przyjechali z moim ojcem parę godzin temu. Czekaliśmy na ciebie.

- Jak objazd po hotelach?

- Bardzo udany. Mam mnóstwo pomysłów. Ale gdzie jest ten wspaniały mężczyzna, 

którego miałaś nam przedstawić? - Kiedy spojrzenie Elly przeniosło się na Travisa stojącego 

dwa kroki z tyłu, w jej błękitnych oczach pojawiło się przerażenie.

Wygląda,   jakby   zobaczyła   ducha,   pomyślała   Juliana.   Jej   kuzynka   z   najwyższym 

trudem usiłowała nad sobą zapanować. Travis nie poruszył się, a napięcie między nimi stało 

się   niemal   wyczuwalne,   jakby   wydobywając   na   wierzch   od   dawna   skrywane   emocje   i 

tajemnice. W tej samej chwili podeszli rodzice Juliany z wujem Tonym. Oni również byli 

wstrząśnięci.

I nagle Juliana zrozumiała wszystko. To Travis był tym mężczyzną, który pojawił się 

w życiu Elly pięć lat temu i o którym nikt nie chciał rozmawiać.

28

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

- To niewiarygodne, jak szybko wszyscy zdołaliście się opanować. - Po dwudziestu 

minutach   Julianie  udało   się wreszcie  znaleźć   okazję  do  rozmowy z  Elly  na osobności.  - 

Myślałam, że zemdlejesz na jego widok. A już po chwili witałaś się z nim, jakby był twoim 

starym znajomym. To samo wujek Tony. A tata z mamą udawali, że ledwo go pamiętają.

- A co mieliśmy zrobić? - zdziwiła się Elly. - Z histerycznym piskiem rzucić się przez 

barierkę? Poza tym minęło pięć lat.

- No tak. Ale obie wiemy, że jego pojawienie się tutaj, w takim momencie, nie jest 

czystym zbiegiem okoliczności. Ten facet nie zdaje się na przypadki. Wierz mi.

- Zdążyłaś go dobrze poznać? - Elly oparła się o barierkę i patrzyła na ocean. Morska 

bryza rozwiewała jej jasne włosy.

- Powiedzmy, że z każdą chwilą poznaję go coraz lepiej. To właśnie za niego miałaś 

wyjść   za   mąż   pięć   lat   temu,   prawda?   To   on   uratował   wtedy   Flame   Valley   przed 

bankructwem?

Elly skinęła lekko głową.

- Tak, to on. Zależało  mu  na mnie  i na hotelu. A tata  i wujek Roy rozpaczliwie 

potrzebowali jego pomocy.

- Nikt mi o tym  nigdy nie mówił. Słyszałam jedynie, że byłaś  potem załamana, i 

myślałam, że on cię uwiódł i porzucił albo coś w tym rodzaju. Ale to chyba nieprawda.

- Nie - przyznała Elly słabym głosem. - To ja zerwałam zaręczyny.

- Ale dopiero wtedy, gdy odegrałaś już rolę przynęty, tak? Pozwoliłaś mu myśleć, że 

wyjdziesz za niego za mąż i że w ten sposób wejdzie w posiadanie części udziałów? Tylko że 

wcześniej musiał jakoś wyrwać was z rąk wierzycieli.

Elly odwróciła się i spojrzała Julianie w oczy.

- To nie było tak. Na początku rzeczywiście myślałam, że go kocham. I wszyscy mnie 

w tym utwierdzali, Travis także. Ale potem zaczęło do mnie docierać, że to tylko fascynacja, 

chwilowe zauroczenie. To akurat powinnaś zrozumieć. Sama tak działasz na mężczyzn.

- Jasne. Zakochują się we mnie na jeden dzień, najwyżej dwa. A potem uciekają, aż się 

za nimi kurzy. Ale u ciebie to było coś więcej. Przecież się z nim zaręczyłaś.

- I to był mój błąd - Elly podniosła głos.

29

background image

- Co doprowadziło cię do tak odkrywczego wniosku?

-   On   mnie...   przerażał.   Był   zawsze   o   krok   do   przodu   przed   innymi.   Zawsze   coś 

planował. Zawsze był skupiony na swoim najważniejszym celu. I gotowy zrobić wszystko, 

żeby ten cel osiągnąć. Uznałam, że chce mnie wykorzystać i zdobyć udziały w Flame Valley. 

Nie wierzyłam, że może mnie kochać. Taki mężczyzna nie jest zdolny do miłości.

-   Więc   postanowiłaś   wykorzystać   jego.   Nie   powiedziałaś,   że   zrywasz   zaręczyny, 

dopóki nie uratował Flame Valley, tak?

- Nie wykorzystałam go - zaprotestowała Elly.  - A nawet jeżeli, to oboje byliśmy 

siebie warci. Nie powiedziałam mu, że zrywam zaręczyny, bo moja rodzina była przeciwna 

temu małżeństwu.

-   Daj   spokój,   Elly!   -   w   głosie   Juliany   zabrzmiało   niedowierzanie.   Ale   musiała 

przyznać, że było to więcej niż prawdopodobne. Anthony Grant miał może swoje wady, ale 

był wspaniałym ojcem. Z niezwykłym oddaniem wychowywał córkę po śmierci żony, a Elly 

odpłacała mu równą miłością i lojalnością. Trudno byłoby wyobrazić sobie sytuację, w której 

wystąpiłaby przeciwko ojcu.

-   Wiem,   że   źle   postąpiłam.   -   Elly   mówiła   z   pewnym   trudem.   -   Ale   gdybym 

powiedziała Travisowi prawdę, hotel by zbankrutował. Zaręczam ci, że po zerwaniu zaręczyn 

Travis nie kiwnąłby nawet palcem, żeby nam pomóc. Tata mówił,  że przyjął  to zlecenie 

jedynie ze względu na udziały. Zawarli niepisaną umowę: w dniu ślubu Travis dostaje swoją 

zapłatę.

- Więc nosiłaś zaręczynowy pierścionek do czasu, aż Travis wyprowadził interes na 

bezpieczne wody?

- Musiałam. Czułam się odpowiedzialna wobec rodziny. Chyba mnie rozumiesz. Nasi 

ojcowie ciężko pracowali, żeby zbudować ten hotel. To było całe ich życie.

- Ale musiałaś coś czuć do Travisa. Nigdy mi o nim nie opowiadałaś. Od czasu, kiedy 

się tu przeniosłam, nawet nie wymówiłaś jego imienia.

- Nikt w rodzinie o nim nie rozmawiał, bo woleliśmy o wszystkim zapomnieć. Ta cała 

sytuacja była żenująca i bolesna, szczególnie dla mnie. I przyznam ci się, że się wręcz bałam, 

zwłaszcza po tym, jak Travis się o wszystkim dowiedział.

- Właśnie, jak on na to zareagował?

- Z kamiennym  spokojem. Ten jego chłód był  przerażający. Spodziewałam się, że 

wpadnie   we   wściekłość,   będzie   krzyczał   albo   straszył   procesem.   Ale   on   był   całkiem 

opanowany. Ani śladu emocji. Stał na środku pokoju i po prostu na mnie patrzył, a ja miałam 

wrażenie, że to najdłuższa chwila mojego życia. Wreszcie powiedział, że jeszcze wróci, żeby 

30

background image

odebrać swoją zapłatę. Tylko że tym razem nie będzie to część udziałów, ale cały hotel. A 

potem odwrócił się i wyszedł. Nigdy go potem nie widzieliśmy.

- Do dzisiejszego wieczoru.

- Właśnie. - W oczach Elly pojawiły się łzy.

- Jak mogłaś myśleć, że go kochasz? Przecież on nie jest w twoim typie.

- To prawda, ale pamiętaj, że byłam wtedy dużo młodsza. Miałam dwadzieścia cztery 

lata. Travis był starszy, odnosił sukcesy; podobało mi się, że taki silny mężczyzna zwrócił na 

mnie uwagę. A na dodatek wszyscy wokół powtarzali, jaka z nas świetna para. Tata, wujek 

Roy i ciocia Beth chcieli go włączyć do rodziny, żeby mieć komu przekazać Flame Valley. 

Uwierzyłam, że go kocham, a kiedy zorientowałam się, że to nieprawda, było już za późno.

- Chyba cię rozumiem. - Juliana stanęła obok kuzynki. - Szkoda, że mnie tu wtedy nie 

było. Od razu bym ci powiedziała, że ty i Travis nie pasujecie do siebie. - Przerwała na chwilę 

i zapytała z wahaniem: - Czy David wie, kim jest Travis?

-   Nie.   -   Elly   pokręciła   głową.   -   Nigdy   mu   nic   nie   mówiłam.   Wolałam,   żeby   nie 

wiedział. Bałam się, że nie zrozumie. Juliano, co my teraz zrobimy?

- My?

- Nie dręcz mnie. Przecież musisz nam pomóc.

Juliana wzruszyła ramionami.

- Nawet nie wiem, co moglibyśmy zrobić. Przynajmniej do czasu, aż dowiemy się, w 

jakim celu Travis w tak widowiskowy sposób wkroczył na scenę.

- Jest tylko jeden powód jego powrotu - syknęła Elly. - Wrócił, żeby się zemścić. Na 

pewno znalazł sposób, żeby odebrać nam Flame Valley.

- Elly, bądź rozsądna. Jak miałby to zrobić?

Za nimi rozległ się dźwięk czyichś kroków.

- Powiem wam, jak zamierzam to zrobić. - Travis wyłonił się z cienia rzucanego przez 

kępę oleandrów. - W najprostszy możliwy sposób. Będę patrzył, jak Flame Valley przechodzi 

w ręce swojego największego wierzyciela.

Elly chwyciła się za gardło.

- O Boże!

- Musisz podsłuchiwać? - rzuciła zaczepnie Juliana. Wiedziała jednak, że Travis, który 

z napięciem wpatrywał się w Elly, nawet jej nie słyszy. Juliana poczuła się jak piąte koło u 

wozu i wcale jej się to nie spodobało. Już kiedyś miała to samo wrażenie. Stała wtedy obok 

swojej pięknej kuzynki i innego mężczyzny.

Elly nie spuszczała wzroku z twarzy Travisa.

31

background image

- Więc wiesz o wszystkim?

- Tak. Wiedziałem od samego początku.

- O czym wy, do diabła, mówicie? - Juliana patrzyła na nich ze zdumieniem.

- Nie rozumiesz? - Elly z trudem powstrzymywała się od łez. - Wrócił, bo wie, że 

Flame Valley ma znów kłopoty finansowe. Wrócił, żeby patrzeć, jak wszystko wali się w 

gruzy.

- Ty i twój mąż  mieliście  wiele wspaniałych  planów, ale nic z nich nie wyszło - 

zauważył   Travis.   -   Gdyby   to   Tony   i   Roy   Grant   pilnowali   interesu,   może   wszystko 

potoczyłoby się inaczej. Ale od kiedy zarządzasz nim ty i David Kirkwood, upadek hotelu był 

już tylko kwestią czasu.

- O co ci chodzi, Travis? - Juliana była wściekła. - Będziesz przyglądał się, jak Flame 

Valley idzie w ruinę? Na tym ma polegać twoja zemsta? Skoro ty nie mogłeś go mieć, to nikt 

go nie dostanie?

Popatrzył na nią uważnie.

- A kto ci powiedział, że nie mogę go mieć?

- Co to znaczy? - w głosie Elly dźwięczały nuty paniki.

Travis spokojnie upił łyk ze swojego kieliszka.

- Chętnie ci wszystko wyjaśnię. - Na jego twarzy pojawił się ponury uśmiech. - Pięć 

lat temu obiecano mi jedną trzecią udziałów we Flame Valley, ale zostałem oszukany. Chyba 

sobie przypominasz. Więc tym razem postanowiłem wziąć wszystko.

- Ale jak? - z gardła Elly wydobywał się ledwie słyszalny szept.

- Chcąc jak najszybciej zrealizować swoje wielkie plany rozbudowy Flame Valley, ty i 

Kirkwood zaciągaliście wiele kredytów. Ale najwięcej jesteście winni pewnemu konsorcjum 

inwestorów pod nazwą Fast Forward Properties, Inc.

- Ale co to ma wspólnego z tobą? - spytała Elly.

- Fast Forward to ja - powiedział Travis spokojnie.

- Ty! - Elly była załamana.

-   To   ja   stworzyłem   tę   grupę   inwestorów   i   ja   podejmuję   w   jej   imieniu   decyzje 

inwestycyjne - ciągnął Travis chłodno. - Kiedy Flame Valley zbankrutuje, a stanie się to w 

ciągu najbliższych sześciu miesięcy, wpadnie wprost w moje ręce. Zaplanowałem to w czasie 

tak,   żeby   wszystkim   pokierować   z   nowej   siedziby   Sawyer   Management   Systems,   którą 

otwieram w Jewel Harbor.

- Travis, nie możesz tego zrobić - powiedziała Elly błagalnie.

32

background image

- Mylisz się. Mogę i zrobię. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Los Flame Valley 

jest przesądzony.

- O mój  Boże! - Elly rozpłakała się. Łzy płynęły jej po twarzy,  a ona nawet nie 

próbowała ich wycierać. - Mogłam się spodziewać, że kiedyś się pojawisz.

- To prawda. Przecież powiedziałem, że wrócę, nie pamiętasz? - Travis wypił kolejny 

łyk ze swojego kieliszka.

Elly płakała nadal. Ale dla Juliany tego było za wiele. Popatrzyła z gniewem na swoją 

kuzynkę.

-   Na   miłość   boską,   Elly,   zamierzasz   tak   stać   i   płakać?   Nie   pozwól   siebie   tak 

traktować!

Travis rzucił na nią szybkie spojrzenie.

- Nie wtrącaj się. To nie ma z tobą nic wspólnego.

- Bo odegrałam już swoją rolę, tak? Wprowadziłam cię na scenę. Teraz już rozumiem, 

co miałeś na myśli, mówiąc, że jestem dodatkiem jak lukier na cieście. Cała rodzina Grantów 

miała zapłacić za to, co wydarzyło się pięć lat temu. Nawet ja, chociaż mnie tu wtedy nie 

było.

- Przestań - powiedział Travis z lodowatym spokojem.

- Przestań? - Juliana nie umiała pohamować złości. - To powiem ci, że nawet jeszcze 

nie zaczęłam. Jeżeli myślisz, że uda ci się zemścić i zrujnować Flame Valley, to się mylisz. 

Rzucę się na ciebie z pazurami.

Oczy Travisa rozbłysły.

- Flame Valley nie należy do ciebie. Trzymaj się od tego z daleka.

- Ani myślę! To sprawa całej rodziny. Będziemy walczyć, prawda Elly?

Elly pokręciła bezradnie głową. Łzy nadal ciekły jej po policzkach.

- Już nic się nie da zrobić - powiedziała szeptem.

- Nie mów  tak! - Juliana chwyciła kuzynkę za ramiona i potrząsnęła delikatnie. - 

Przecież chodzi o twoje dziedzictwo. To wszystko należy do ciebie i do Davida. Chyba nie 

zamierzasz się poddawać?

Travis zrobił parę kroków i oparł się o barierkę tarasu.

- Tracisz tylko czas, Juliano. Elly nie jest taka jak ty. Nie umie walczyć o coś, na czym 

jej zależy. Przywykła, że wszystko dostaje na srebrnej tacy.

Elly gwałtownie uniosła głowę.

33

background image

-   Ty   draniu.   Miałam   szczęście,   że   nie   wyszłam   za   ciebie   pięć   lat   temu,   bo   dziś 

byłabym   żoną   potwora.   -   Wyrwała   się   z   objęć   Juliany   i   pobiegła   w   kierunku   tłumu 

zgromadzonego nad basenem.

Juliana   z   niechęcią   patrzyła,   jak   jej   kuzynka   sunie   przez   trawnik   niczym   gazela 

uciekająca przed myśliwym, a potem odwróciła się do Travisa.

-  I  co,  jesteś   z  siebie   dumny?  Naprawdę  sprawia  ci  przyjemność  zadawanie  bólu 

komuś, kto jest słaby i delikatny?

-   Twoja   kuzynka   wcale   nie   jest   słaba   i   delikatna.   Może   nie   umiałaby   stanąć   do 

uczciwej walki, ale doskonale wie, jak sięgnąć po swoje. Jest słaba, bo tak jest jej wygodniej.

- Nieprawda, jest dobra i łagodna, bo taki ma charakter. A ty nie masz prawa mówić o 

uczciwej walce. Może tak chcesz nazwać swoją wyrafinowaną zemstę? Bo dla mnie to jest 

zachowanie podłe i podstępne.

- No cóż, tego akurat nauczyłem się od twojej rodziny.

- Nawet nie próbuj się tak usprawiedliwiać. Ty się z tym urodziłeś.

- Nie usprawiedliwiam się. Po tym, jak mnie potraktowali pięć lat temu, miałem pełne 

prawo walczyć wszystkimi metodami, żeby wyrównać rachunki.

- Czyżbyś prowadził jakąś wendetę?

- Możesz to tak nazwać. Tego dnia, kiedy Elly zerwała zaręczyny, powiedziałem jej, 

że wrócę, żeby odebrać im cały hotel. A ja zawsze dotrzymuję obietnic.

- Naprawdę? - Juliana dumnie uniosła brodę. - To dlatego byłeś tak ostrożny, kiedy 

rozmawialiśmy o małżeństwie? Nawet w łóżku chciałeś zachować swoje wysokie standardy 

etyki zawodowej? Bardzo szlachetnie z twojej strony.

- Wiem, że mi nie uwierzysz, ale żałuję, że zostałaś w to wciągnięta. Jesteś inna niż 

oni. Powinienem był trzymać cię od tego z daleka.

- To niemożliwe. Pamiętaj, że należę do rodziny. Nazywam się Grant.

-   Pamiętam   o   tym.   I   ten   fakt   sprawia,   że   stajesz   po   ich   stronie.   Od   początku 

wiedziałem, że tak będzie. Ale mimo to przepraszam.

- Przestań mnie przepraszać, bo wcale ci nie wierzę.

- Wiem, że mi nie wierzysz - powiedział, wpatrując się w ciemny ocean.

- Gdybyś naprawdę tego żałował - zaczęła Juliana, wiedząc, że być może chwyta się 

ostatniej szansy - to odwołałbyś wszystko. Po prostu byś stąd wyszedł i na zawsze dal spokój 

Elly i Davidowi.

Na jego twarzy pojawił się grymas nieszczerego uśmiechu.

34

background image

- Nie ma szans, Juliano. Zbyt długo na to czekałem. Nikt nie może zrobić ze mnie 

głupca, a potem odejść bezkarnie.

- Chyba sam zrobiłeś z siebie głupca.

- To prawda, popełniłem kilka błędów. Pozwoliłem, żeby sprawy osobiste połączyły 

się z biznesowymi. Dziś mi się to już nie zdarza.

- Tak, popełniłeś parę błędów. - Przez moment Julianę ogarnęło dojmujące poczucie 

straty. - Do diabła, Travis, jak możesz być aż tak ślepy? Mogłoby być nam ze sobą cudownie, 

jestem tego pewna. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Ale ty wolisz z tego zrezygnować, byle 

tylko dopełnić swojej zemsty. Jesteś po prostu głupcem.

Jego twarz zastygła. Próbował zapanować nad gniewem.

-   Wiesz   co?   Nie   oczekuję,   że   zaakceptujesz   tę   sytuację.   Nie   oczekuję,   że   mi 

wybaczysz. Od początku wiedziałem, że jak przyjdzie co do czego, to staniesz po stronie 

swojej rodziny. Ale znając cię, myślałem, że przynajmniej mnie zrozumiesz.

-   Jeżeli   mówisz   o   swoim   pragnieniu   zemsty,   to   mogę   to   zrozumieć.   -   Teraz   ona 

zaczynała tracić cierpliwość. - Ale jak mogę się na to zgodzić? To w końcu moją rodzinę 

chcesz skrzywdzić.

- To prawda - przyznał, patrząc na nią z żalem i rezygnacją. - Ale nie może być 

inaczej.

- Chciałabym ci jeszcze wyjaśnić, że to nie twoje rozumienie zemsty każe mi myśleć, 

że jesteś głupcem, zakutą pałą i upartym idiotą. - Mówiąc to, odwróciła się na pięcie i poszła 

szybko w kierunku pozostałych gości.

- Juliano, zaczekaj! - Te słowa zabrzmiały tak, jakby same wyrwały się Travisowi z 

ust.

Nie   odwróciła   się.   Z   wysoko   uniesioną   głową,   stukając   głośno   obcasami,   szybko 

oddalała się od mężczyzny, w którym wciąż była zakochana.

- Juliano! - Travis szedł za nią z tyłu. - Posłuchaj, wiem, że jesteś na mnie zła, wiem, 

że nigdy mi nie wybaczysz. Może gdyby to samo spotkało mnie dzisiaj, zachowałbym się 

inaczej.

- Akurat.  -  Juliana   nie  zwolniła   nawet  na moment.  Zbliżali   się  do długiego  stołu 

zastawionego jedzeniem.

- Niech ci będzie, zrobiłbym dokładnie to samo. Ale to nie znaczy, że nie jest mi 

przykro, że zostałaś w to wszystko wplątana.

-   Przestań   jęczeć.   I   przestań   się   usprawiedliwiać.   I   bez   tego   ta   cała   sytuacja   nie 

wygląda najlepiej.

35

background image

- Nie jęczę i nie usprawiedliwiam się, jedynie staram ci się wytłumaczyć... - Zaklął 

pod nosem i ruszył szybciej, żeby dotrzymać jej kroku. - Co miałaś na myśli, mówiąc, że to 

nie mój plan zemsty świadczy o mojej głupocie?

Juliana zatrzymała się przy stole i chwyciła dużą miskę z guacamole. Trzymając ją w 

rękach, odwróciła się do Travisa.

-   Zemstę   rozumiem.   W   swojej   wspaniałomyślności   mogę   nawet   zrozumieć,   że 

chciałeś mnie wykorzystać do realizacji swojego planu. Nie umiem się z tym pogodzić, ale 

rozumiem, dlaczego to zrobiłeś. Jest wielce prawdopodobne, że będąc w podobnej sytuacji, 

zachowałabym się tak samo.

- Wiedziałem, że będziesz w stanie przyjąć mój punkt widzenia - powiedział Travis z 

ponurym zadowoleniem. - To oczywiste, że nie stoisz po mojej stronie, ale przynajmniej mnie 

rozumiesz.

- Nie byłoby tego całego zamętu, gdybyś nie myślał, że kochasz Elly - ciągnęła Juliana 

ze złością. - I tego właśnie nigdy ci nie wybaczę.

- Daj spokój, to było dawno temu.

- Nie mam ochoty cię więcej słuchać. Jak mogłeś być taki tępy, Travis? Była dla 

ciebie za młoda, za delikatna. Nie liczyłbyś się z nią kompletnie, a potem miałbyś do niej 

pretensje, że nie jest stanowcza. Pół roku po ślubie miałbyś jej dość. Czy ty tego nie widzisz?

- Juliano, może lepiej odstaw tę miskę. - Travis z niepokojem patrzył na guacamole.

- Przecież ona nie jest w twoim typie. Ja jestem kobietą dla ciebie.

- Juliano - odezwał się Travis stanowczo. - Miska. Odstaw ją natychmiast.

- Odstawię ją, kiedy będę miała na to ochotę. Pytałeś, dlaczego uważam cię za głupca. 

Więc ci mówię.  Jesteś  głupcem,  bo zakochałeś  się w niewłaściwej  kobiecie. I wciąż nie 

umiesz   pojąć,   że   to   ja   jestem   tą   właściwą.   Mogłabym   wybaczyć   wszystko,   ale   nie   taką 

bezbrzeżną męską głupotę.

- Juliano! - Wyciągnął rękę, jakby chciał chwycić ją za ramię.

- Nie dotykaj mnie.

- Do diabła, Juliano. Juliano!

Travis zrobił krok do tyłu, ale było za późno, bo zielonkawa zawartość salaterki już 

leciała w jego kierunku. Instynktownie próbował się osłonić, ale niewiele to pomogło. Grudki 

guacamole gęsto pokryły jego koszulę, marynarkę, a zwłaszcza krawat. Juliana popatrzyła na 

swoje dzieło z wyraźną satysfakcją, po czym odstawiła miskę na stół.

- Teraz przynajmniej w kolorze jesteś podobny do żaby.

36

background image

Szybkim   krokiem   odeszła   od   stołu,   sunąc   wśród   zaskoczonych   gości   jak   królowa 

pośród ogłupiałego ze zdumienia dworu. Jeszcze nigdy w życiu nie była taka wściekła, nikt 

tak bardzo nie dotknął jej do żywego. Nawet jej narzeczony, kiedy powiedział jej, że chce się 

ożenić z inną kobietą.

Tym razem była całkowicie pewna swoich uczuć. Była też pewna uczuć Travisa. Ale 

jak to możliwe, że przy takiej pewności mogła się aż tak pomylić?

-   Juliano,   kochanie,   co   się   dzieje?   Dobrze   się   czujesz?   -   Matka   Juliany,   drobna, 

siwowłosa i nadal piękna kobieta, wyrosła przed nią jak spod ziemi.

- Świetnie, mamo.

- Twój ojciec i Tony bardzo się martwią. Ten mężczyzna... - spojrzała przez ramię 

Juliany na Travisa pokrytego kropkami guacamole.

- Wiem wszystko, mamo. Przepraszam, chcę wrócić do domu.

- Ale kochanie...

Juliana pocieszającym gestem poklepała matkę po ramieniu i pospiesznie ruszyła do 

wyjścia. Mijając hol i w drodze na parking wzięła kilka głębokich oddechów. Miała nadzieję, 

że to ją trochę uspokoi, zanim usiądzie za kierownicą.

Travis patrzył na nią tak samo osłupiały jak reszta gości. Nie mógł do końca uwierzyć 

w to, co się stało. Nie spotkał w życiu nikogo, kto zachowałby się w podobny sposób. A już 

na pewno nie na oczach setki ludzi.

-   Umawianie   się   z   Julianą   Grant   to   dość   niebezpieczne   hobby.   -   Jak   na   dobrego 

gospodarza   przystało,   David   Kirkwood   niemal   natychmiast   znalazł   się   obok   Travisa.   Z 

niewesołym uśmiechem sięgnął po leżącą na stole serwetkę i podał ją Travisowi. - Jeżeli 

chcesz się z nią nadal spotykać, to lepiej bądź przygotowany na niespodzianki - poradził. - 

Ona ma szczególny dar wytrącania mężczyzn z równowagi.

Gniewnymi ruchami Travis próbował wytrzeć guacamole z krawata, lecz z niewielkim 

skutkiem.

- Wygląda na to, że wiesz, co mówisz. Czyżbyś widział już jakiegoś faceta pokrytego 

guacamole?

- O nie. Juliana się nie powtarza. Ma zbyt  bogaty repertuar. Ale widziałem wielu 

mężczyzn z takim samym wyrazem twarzy.

- To znaczy jakim?

- Jak u ogłupiałego młodego byka. Jeżeli cię to pocieszy, to powiem ci, że doskonale 

wiem, jak się czujesz.

37

background image

-   A   skąd   ty   to   możesz   wiedzieć?   -   Travis   z   obrzydzeniem   patrzył   na   serwetkę 

wymazaną guacamole.

- Byłem zaręczony z Julianą przez krótki, ale pamiętny miesiąc cztery lata temu.

Zgniatając   gwałtownie   serwetkę,   Travis   spojrzał   w   pełne   zdziwienia   oczy   Davida 

Kirkwooda. Sympatyczne, brązowe oczy. Prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu, jak szybko 

ocenił Travis. Jasne włosy. Uśmiech jak z reklamy pasty do zębów. Drogi włoski sweter, 

markowa koszula i luźne spodnie z zaszewkami. Na palcu jednej ręki duży złoty sygnet, a na 

przegubie drugiej duży złoty zegarek. Travis nie miał najmniejszych wątpliwości: to był złoty 

bóg Juliany, który porzucił ją potem dla drobnej blondynki. A tą blondynką była Elly.

- Byłeś z nią zaręczony? - Travis nadal usiłował wytrzeć z siebie guacamole.

- Rozumiem, co chcesz powiedzieć. Trudno w to uwierzyć. Ona z pewnością nie jest 

w   moim   typie.   Nadal   nie   mogę   pojąć,   jak   to   się   stało.   Na   pewno   coś   mnie   w   niej 

zafascynowało. Wszyscy mężczyźni się za nią oglądają. A potem uciekają.

- A co takiego cię w niej zafascynowało?

- Daj spokój. Spotykasz się z nią wystarczająco długo, żeby wiedzieć, co mam na 

myśli. Kobiecość w niej aż kipi. Ale dla zwykłego śmiertelnika tej kobiecości jest trochę za 

wiele. Kto chciałby się ożenić z boginią Dianą? Przy niej zawsze masz wrażenie, że jesteś o 

krok z tyłu. Słuchaj, może chciałbyś się doprowadzić do porządku w męskiej toalecie?

Travis pokręcił przecząco głową. Nadal nie czuł się zbyt pewnie. Zanim zdążył się 

zastanowić,   co   powinien   teraz   zrobić,   stanął   przed   nim   ojciec   Juliany   w   towarzystwie 

swojego brata. Do tej pory ignorowali go całkowicie, ale widocznie wyjście Juliany zachęciło 

ich do konfrontacji.

- Co ty sobie wyobrażasz, Sawyer? - Roy Grant patrzył wrogo na Travisa przez szkła 

okularów. - Co powiedziałeś mojej córce, że była taka zdenerwowana?

-   Może   pan   ją   sam   zapytać.   W   końcu   to   ja   mam   na   sobie   guacamole.   -   Travis 

zauważył, że Roy Grant niewiele się zmienił. Młodszy od swojego brata o dwa lata, nadal był 

w niezłej formie. Zwykle to on był bardziej spokojny i ugodowy, ale dziś widocznie role się 

odmieniły.

- A właściwie co ty tutaj robisz, Sawyer? - Twarz Tony'ego Granta aż poczerwieniała 

ze złości. - Znam cię. Na pewno coś knujesz. Ale radzę ci uważać. Roy i ja będziemy mieć na 

ciebie oko.

- Wezmę to pod uwagę. - Travis zastanawiał się, czy jego krawat da się uratować. 

Nagłe  uderzyła  go  pewna  myśl.  Przecież  Juliana   była   w  takim   nastroju,  że  mogła  go  tu 

38

background image

zostawić na pastwę losu. Pięćdziesiąt kilometrów od domu! - Do diabła, samochód! - zaklął 

niezbyt cicho.

-   Jeżeli   miała   kluczyki,   to   na   pewno   jest   już   daleko   stąd   -   odezwał   się   David 

beztrosko.

- Ja mam kluczyki. - Travis zaczął nerwowo szukać po kieszeniach. - Ale ona chyba 

należy do tych kobiet, które noszą zapasowe w torebce.

- Za moich czasów tak robiła - potwierdził David. - Mówiłem ci, ona jest zawsze o 

krok do przodu. Cała Juliana. Może czasem nieźle człowieka wkurzyć.

- Samochód! - Na myśl, że mógłby zostać w hotelu bez powrotnego transportu, Travis 

rzucił się do wyjścia.

- Zaczekaj, nie możesz tak po prostu wyjść - zawołał za nim Roy Grant, ale Travis nie 

zwracał już na niego uwagi.

Przebiegł przez drzwi do holu, minął pędem zdumionego recepcjonistę i wyskoczył na 

zewnątrz. Z oddali dobiegł go ryk  silnika sportowego samochodu. Travis gwałtownie się 

zatrzymał, patrząc, jak czerwone coupe Juliany pędzi w kierunku głównej drogi.

- Ruda wiedźma - powtarzał, zaciskając bezradnie pięści. - Zostawiła mnie. Po prostu 

mnie tutaj zostawiła.

- Nie wolno ci zapominać o jednej rzeczy - David podszedł do Travisa swobodnym 

krokiem. - Juliana bywa nieco impulsywna nawet w zwykłych okolicznościach. Jedynie w 

interesach zachowuje zimną krew. Ale potrafi też być hojna i uczynna. Nie umie patrzeć na 

czyjeś cierpienie. Jest pewna szansa, że po paru kilometrach przypomni sobie, że nie masz jak 

wrócić do domu, i przyjedzie po ciebie.

- Tak, jest taka szansa. Ale niezbyt wielka.

David pokiwał głową.

- Chyba masz rację. Wyglądało na to, że jest na ciebie trochę zła. Ale nie martw się, 

stary. - Klepnął Travisa przyjaźnie po ramieniu. - Zawiozę cię do Jewel Harbor.

Travis zaklął miękko, płynnie i z dużym zaangażowaniem uczuciowym. Perspektywa 

przyjacielskiej przysługi ze strony mężczyzny, którego miał zamiar doprowadzić do ruiny, 

wydawała mu się nieco absurdalna. A na dodatek ten mężczyzna był eksnarzeczonym Juliany, 

jej złotym bogiem.

Travisowi przyszło do głowy, że Juliana, przy swoim specyficznym poczuciu humoru, 

mogła z premedytacją zostawić go w tej mało komfortowej sytuacji towarzyskiej. Ta kobieta 

była naprawdę niebezpieczna.

- Może któryś z twoich gości wraca potem do Jewel Harbor? - podsunął niepewnie.

39

background image

David zastanowił się przez chwilę.

- Nikt nie przychodzi mi do głowy.

- To może wynajmę samochód w recepcji?

- Nie wynajmujemy samochodów.

- A samochód przywożący gości z lotniska? - Travis był coraz bardziej zdesperowany.

- Kierowca skończył już na dziś pracę. Obawiam się, że masz tylko mnie.

Travis  zdjął  kolejną grudkę guacamole  z rękawa. Ta rozmowa  nie była  dla niego 

łatwa.

- Chyba powinienem ci powiedzieć, kim jestem.

- Też tak myślę - powiedział David spokojnie. - Zastanawiam się nad tym od chwili, 

kiedy   moja   żona   o   mało   nie   zemdlała   na   twój   widok.   A   Tony   i   Roy   wyglądali,   jakby 

zobaczyli ducha.

Travis spojrzał na niego z pewnym szacunkiem. Niechętnie musiał przyznać, że David 

Kirkwood zyskuje przy bliższym poznaniu. Powinien był się spodziewać, że ten facet ma 

jakieś ukryte zalety. W końcu Juliana była kiedyś przekonana, że go kocha.

- To ja kieruję Fast Forward Properties, Inc. - powiedział krótko.

David wziął głęboki wdech.

- Więc mój czas już się skończył?

-   Obawiam   się,   że   tak.   Musisz   zrozumieć,   ja   prowadzę   interes,   a   nie   fundację 

charytatywną.

- Domyślam się. Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie.

Travis westchnął. Nie miał ochoty na dalsze wyjaśnienia, ale wiedział, że prędzej czy 

później i tak sprawa wyjdzie na jaw.

- To ja uratowałem hotel pięć lat temu, kiedy Tony i Roy Grant byli na krawędzi 

bankructwa.

David spojrzał na niego z nagłym zainteresowaniem.

- Jesteś tym konsultantem, który w zamian za swoje usługi miał dostać jedną trzecią 

udziałów?

- Wiesz o tej umowie?

- Nie wszystko, bo nikt o tym nie chce rozmawiać. Ale kiedy po ślubie przejmowałem 

interes, znalazłem w biurze jakieś papiery i złożyłem kilka faktów do kupy. Rozumiem, że 

byłeś kiedyś zaręczony z moją żoną.

- Tak. Nie wiem, czy cię to pocieszy, ale nie zależy mi na tym, żeby ci ją odebrać. 

Chcę jedynie Flame Valley.

40

background image

- Nie chodzi ci tylko o zapłatę. Chcesz się zemścić.

Travis wzruszył ramionami.

- Wróciłem po to, co mi się należy.

- Juliana chyba nie miała nic wspólnego z tym, co się wydarzyło pięć lat temu?

- Nie. - Travis nieruchomo wpatrywał się w ciemność. - Nie powinienem był jej w to 

mieszać.

- Nie mogłeś tego uniknąć. - David wyciągnął z kieszeni kluczyki do samochodu. - 

Chodź, odwiozę cię do Jewel Harbor.

- Dlaczego chcesz mi wyświadczyć przysługę?

-   Nie   nazwałbym   tego   przysługą   -   powiedział   David,   podchodząc   do   białego 

mercedesa. - To raczej ostatnia, desperacka próba człowieka, który za chwilę pójdzie na dno. 

Może zanim dojedziemy na miejsce, uda mi się przekonać ciebie do mojego punktu widzenia.

- Oszczędź sobie trudu. Już ci mówiłem, nie jestem organizacją dobroczynną.

- Ale powiedziałeś też, że nie chciałbyś mieszać w to Juliany.

- To prawda. Na szczęście ona nie ma z tym nic wspólnego, przynajmniej jeżeli idzie o 

pieniądze.

David uśmiechnął się chłodno.

- I tu się mylisz. Juliana siedzi w tym po uszy.

Travis spojrzał na niego ostro ponad dachem samochodu.

- Co to znaczy?

- Rok temu włożyła w Flame Valley znaczną sumę pieniędzy.

- Co zrobiła? - Travis poczuł się, jakby dostał cios w splot słoneczny.

- Słyszałeś. To była kupa kasy. Miałem ją spłacić pod koniec roku, ale w nowych 

okolicznościach to nie będzie możliwe. Jeżeli zbankrutuję, Juliana będzie mogła pożegnać się 

ze swoimi planami wobec Charisma Espresso.

41

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Juliana leżała już w łóżku, kiedy gong do jej drzwi rozdzwonił się tak, jakby ktoś 

oparł się o przycisk. Przy swojej inteligencji nie potrzebowała dużo czasu, by domyślić się, 

kto z jej znajomych mógł o tej porze złożyć jej wizytę. I nawet ktoś o nikłych zdolnościach 

umysłowych odgadłby bez trudu, że ten gość nie zamierza odejść z niczym.

Travis Sawyer łatwo się nie poddawał. Udowodnił to, czekając pięć lat na dopełnienie 

swojej zemsty.

Juliana   wstała   i   sięgnęła   po   jedwabny   brzoskwiniowy   szlafrok.   Nie   zważając   na 

natarczywe dźwięki dzwonka, zatrzymała się na moment przed lustrem i pociągnęła wargi 

szminką w odcieniu, który jej zdaniem pasował do szlafroka. Miała jeszcze zamiar położyć 

odrobinę różu na policzkach, ale zrezygnowała. Wsunęła stopy w srebrne klapki na wysokim 

obcasie, przeszła przez salon i szybkim ruchem otworzyła drzwi.

- I tak nic od ciebie nie kupię - powiedziała stanowczo. - Ale możesz spróbować.

Travis, który opierał się o przycisk dzwonka, wyprostował się powoli, patrząc na nią 

lodowato.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że utopiłaś tyle kasy w Flame Valley?

- A dlaczego miałam ci mówić? To sprawa rodzinna, a ty miałeś mi jedynie doradzać 

przy Charisma Espresso. Poza tym do dzisiejszego wieczoru nie wiedziałam, że jesteś tym aż 

tak zainteresowany.

Zmierzył ją taksującym spojrzeniem.

- Chyba nie będziesz stać przed domem w takim stroju - powiedział. - Lepiej wejdźmy 

do środka.

- Nie jestem pewna, czy w ogóle chcę cię wpuścić do mojego mieszkania. Może już 

zdążyłeś przejąć hipotekę i zamierzasz wyrzucić wszystkich lokatorów na bruk?

- Nie gadaj głupot, nie jestem w nastroju. Zwłaszcza po tym, jak mnie zostawiłaś w 

Flame Valley. - Przecisnął się obok niej i wszedł do salonu.

- Jak wróciłeś do Jewel Harbor? - spytała, powoli zamykając drzwi. Zauważyła, że 

Travis zdjął krawat, a na koszuli zostało mu kilka zielonych plam. Przez moment odezwało 

się w niej słabe poczucie winy, ale szybko się go pozbyła.

42

background image

Tymczasem   Travis   rozłożył   się   wygodnie   na   jej   skórzanej   łososiowej   kanapie, 

opierając jedną nogę na chromowanym stoliku do kawy.

- Skąd ta nagła troska o mój powrót?

- To bynajmniej nie troska. - Juliana usiadła na turkusowym krzesełku. W srebrnych 

klapkach odbijało się światło stojącej obok włoskiej lampy. - Pytam z czystej ciekawości.

- Przyleciałem.

- Na miotle?

- To ty latasz na miotle.

-   Chcesz   być   złośliwy?   Założę   się,   że   David   cię   podwiózł.   Dba   o   swoich   gości. 

Powiedziałeś mu o wszystkim przedtem czy potem?

- Przedtem.

-   Bardzo   szlachetnie.   Twoja   uczciwość   może   być   wzorem   dla   nas   wszystkich.   - 

Juliana uśmiechnęła się łaskawie.

- Nie patrz na mnie z taką wyższością. Moja cierpliwość wisi na cienkiej nitce.

- Mam przynieść nożyczki?

Travis zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu.

- Lepiej przynieś mi kieliszek koniaku.

-   Koniak   sporo   kosztuje.   Dlaczego   miałabym   częstować   ciebie   moim   najlepszym 

trunkiem?

Spojrzał jej ostro w oczy.

- Niedługo przekonasz się, że czasem nie warto przeciągać struny.

- A kto mnie tego nauczy?

- To niewdzięczne zadanie spadnie na mnie. Jakoś nie widzę innych kandydatów, co 

zresztą nie jest dziwne. Przynieś koniak, musimy porozmawiać.

Zawahała się przez moment, a potem, ukrywając uśmiech, wstała i poszła do kuchni. 

Wyjęła z szafki butelkę drogiego francuskiego koniaku, który trzymała na wyjątkowe okazje, 

i nalała do dwóch kieliszków.

- Dziękuję - powiedział Travis z przesadną uprzejmością, zdejmując pękaty kieliszek z 

przezroczystej akrylowej tacy.

- Więc dobrze - zaczęła Juliana, siadając ponownie na krześle. - O czym to mieliśmy 

rozmawiać?

- Jak, do diabła, zaręczyłaś się z Davidem Kirkwoodem?

Juliana myślała, że jest przygotowana na każdą bombę ze strony Travisa, ale takiej 

salwy się nie spodziewała.

43

background image

- Jak? Niech pomyślę. Minęły cztery lata, więc moje wspomnienia trochę się zatarły. 

Ale o ile pamiętam, to wszystko odbyło się normalnie. Zaprosił mnie do Treasure House, tam 

gdzie jedliśmy kolację tego wieczoru, kiedy zaciągnąłeś mnie do łóżka. A potem...

- Nie zaciągnąłem ciebie do łóżka, wiesz doskonale. Nie próbuj wbić mnie w poczucie 

winy,   nie   uda   ci   się.   Nie   obchodzi   mnie,   w   jakich   okolicznościach   Kirkwood   włożył   ci 

pierścionek. Dlaczego tak nim zamanipulowałaś, że ci się oświadczył? Każdy idiota wie, że to 

nie jest facet dla ciebie.

Juliana aż podskoczyła ze złości.

-   Nie   manipulowałam   nim.   Oświadczył   mi   się,   a   ja   się   zgodziłam   z   normalnych 

powodów.

- Daj spokój, w twoim życiu nic się nie dzieje z normalnych powodów. Do cholery, 

jak mogłaś nawet pomyśleć, żeby za niego wyjść?

- David jest bardzo miły, o czym miałeś okazję się dziś przekonać. Czy ktoś na jego 

miejscu odwiózłby cię, wiedząc, że zamierzasz go zrujnować?

- Tobie nie jest potrzebny miły mężczyzna - powiedział Travis przez zaciśnięte zęby. - 

Potrzebny ci ktoś, kto ma swoje zdanie. Kto nie będzie ci we wszystkim ulegał. Ktoś tak silny 

jak ty, albo nawet silniejszy.

-   Pewnie   masz   rację   -   powiedziała   Juliana   z   chłodnym   uśmiechem.   -   Ale   w 

dzisiejszych czasach kobiety nie mogą być zbyt wybredne. Czasem musimy obniżać swoje 

wymagania.

Uśmiech Travisa był równie chłodny.

-   Czy   to   znaczy,   że   obniżyłaś   swoje   wymagania,   wybierając   mnie   na   swojego 

kolejnego narzeczonego?

- Ty to powiedziałeś.

- Juliano, dosyć. Nie jestem w nastroju na takie przepychanki. Chcę odpowiedzi na 

kilka prostych pytań. Podobno szczerość to twoja specjalność.

-   Już   ci   odpowiedziałam.   Zaręczyłam   się   z   Davidem,   bo   mieliśmy   ze   sobą   wiele 

wspólnego, bo myślałam, że go kocham, a on myślał, że kocha mnie. Po miesiącu oboje 

doszliśmy   do   wniosku,   że   to   pomyłka.   Właściwie,   żeby   być   całkiem   szczerą,   ja   to 

zrozumiałam po paru dniach. W każdym razie zerwaliśmy zaręczyny. Ale rozstaliśmy się w 

przyjaźni.

- To chyba raczej David zerwał zaręczyny, kiedy zorientował się, że oszaleje, próbując 

za tobą nadążyć. Pewnie Elly wydawała mu się przy tobie słodkim, jasnowłosym aniołem.

- Chcesz powiedzieć, że ja jestem wiedźmą?

44

background image

- Nie, chociaż przyznaję, nazwałem cię tak, kiedy zobaczyłem, jak odjeżdżasz spod 

hotelu. Jak powiedział Kirkwood, kobiecość w tobie aż kipi. Nie każdy mężczyzna to zniesie. 

David   wiedział,   że   wyciśniesz   z   niego   wszystkie   siły,   a   potem   będziesz   miała   do   niego 

pretensje, że ci na to pozwolił.

- Chyba mówisz o sobie i Elly. - Juliana wiedziała, że musi bardzo się pilnować, by 

nie stracić opanowania.

- Ja i Elly? Możliwe. - Travis zamyślił się na moment ze wzrokiem utkwionym w 

kominek z czarnego kamienia. - Pewnie nawet masz rację. Ale to już nie ma znaczenia. To, co 

było między mną a Elly, wypaliło się kompletnie.

- Nie jestem pewna - powiedziała  Juliana oschle. - Widziałam,  jak na siebie dziś 

patrzyliście. W tym kryło się wiele dawnych emocji.

Travis machnął niecierpliwie ręką.

- Ja czułem dawną złość. A ona... chyba strach. Minęło pięć lat i pewnie uwierzyła, że 

o wszystkim zapomniałem. Wpadła w panikę, kiedy zrozumiała, że nadal o tym pamiętam.

- Pragnienie zemsty to silne uczucie, prawda?

- Tak, potrafi rozgrzać, kiedy się nie ma nic innego. - Spojrzał jej znowu w oczy. - 

Powiedz, co się wydarzyło, kiedy dowiedziałaś się, że David zrywa zaręczyny, bo zakochał 

się w twojej kuzynce?

- Nie będę ci mówić, to sprawa osobista.

- Założę się, że zrobiłaś niezłą scenę. Zapewne krew polała się szerokim strumieniem. 

Nie   rezygnujesz   łatwo   z   czegoś,   na   czym   ci   zależy.   Walczyłaś   jak   lwica   o   swojego 

przystojnego cynowego boga?

Juliana zmarszczyła nos.

- Złotego, nie cynowego.

- Niech ci będzie. Walczyłaś o niego?

- A co cię to obchodzi?

- Chcę wiedzieć. Chcę wiedzieć, czy o niego walczyłaś. I jak bardzo. I czy może nadal 

o niego walczysz? Odpowiedz.

- Nie muszę ci odpowiadać. A ty, walczyłeś  o Elly?  Jak bardzo? Czy sięgając po 

Flame Valley, próbujesz ją odzyskać?

Te pytania zaskoczyły go. Był naprawdę szczerze zdumiony.

- Ja nie jestem taki jak ty.

-   Po   prostu   odwróciłeś   się   na   pięcie   i   wyszedłeś,   tak?   Oczywiście,   przysięgając 

zemstę.

45

background image

- Myślę - powiedział spokojnie - że powinniśmy zmienić temat.

- Sam go zacząłeś.

- Twoja logika, droga pani, jest niepodważalna. - Uniósł w jej kierunku kieliszek. - 

Masz rację, sam zacząłem.

- Uwielbiam, kiedy używasz wielkich słów. Typowy macho.

- Jesteś dziś bardzo drażliwa.

- Mam swoje powody.

- Ale to nie ty zostałaś bez samochodu na odludziu w środku nocy. - Znów spojrzał jej 

prosto w oczy. - Dlaczego utopiłaś tyle gotówki w Flame Valley? Przecież wiedziałaś, że to 

diabelnie ryzykowna inwestycja.

Zaskoczyła ją ta nagła zmiana tematu.

- Więc wracamy do tej kwestii?

- Tak. I nie wyjdę, dopóki nie udzielisz mi zadowalającej odpowiedzi.

Juliana westchnęła i upiła łyk koniaku.

- Już ci powiedziałam. To sprawa rodzinna. Wiedziałam, że Elly i David mają kłopoty. 

Pożyczyłam im pieniądze. Moi rodzice zresztą też. I wujek Tony.

Gwałtownym ruchem Travis postawił kieliszek na stoliku.

- Juliano, przecież nie jesteś taka głupia. Zdążyłem cię poznać i wiem, że świetnie 

sobie radzisz w interesach. Musiałaś wiedzieć, że hotel jest w kiepskiej sytuacji. - Rzucił jej 

badawcze spojrzenie. - A może Kirkwood cię okłamał?

- Nie, wiedziałam, jak sprawy stoją.

- I mimo to pożyczyłaś mu pieniądze?

-   On   i   Elly   próbowali   walczyć   o   hotel.   Chciałam   im   pomóc.   Jedyne,   czego   nie 

wiedziałam, to że ty i Fast Forward rzucicie się na bezbronną ofiarę, kiedy tylko poczujecie 

krew. Wydawało nam się, że Fast Forward będzie przychylne, kiedy David poprosi ich o 

odłożenie spłaty. Widocznie byliśmy w błędzie.

- Widocznie - przytaknął Travis oschle.

- Stracisz mnóstwo pieniędzy przez Elly i Davida.

- Jeżeli stracę pieniądze, to przez ciebie.

Travis zerwał się na równe nogi.

- Nawet nie próbuj mnie o to winić. - Zaczął przemierzać pokój długimi krokami. - 

Nie zrzucaj winy na mnie - powtórzył ochryple. - Wiesz doskonale, że nie powinnaś była 

wkładać pieniędzy w Flame Valley.

W pewnym sensie miał rację i Juliana zdawała sobie z tego sprawę.

46

background image

- No cóż, czasem się wygrywa, a czasem przegrywa.

Travis odwrócił się do niej gwałtownie i wycelował w nią palcem.

-   Nie   możesz   tyle   stracić,   Juliana.   Chyba   że   zrezygnujesz   z   rozwoju   Charisma 

Espresso. Nikt nie zna lepiej twojej sytuacji finansowej niż ja, a ja ci mówię, że nie stać cię na 

taką stratę.

- W porządku, nie stać mnie. Ale niewiele mogę na to poradzić.

- Tylko tyle masz do powiedzenia?

- Nie ma co płakać nad rozlanym espresso.

-   Twoje   ambitne   plany   legły   w   gruzach,   a   ty   mówisz,   że   nie   ma   co   płakać   nad 

rozlanym espresso? - Patrzył na nią ze zdumieniem. - Nie mogę w to uwierzyć.

- Bądź rozsądny, Travis. Co ja mogę zrobić w takiej sytuacji? Stało się. - Wypiła łyk 

koniaku, patrząc bezradnie przed siebie. - Jestem zrujnowana.

- Nie bądź melodramatyczna. Mamy wystarczająco dużo problemów.

-   To   nie   ty   masz   problemy   tylko   ja.   Jeżeli   nie   możesz   być   pomocny,   to   lepiej 

skończmy ten temat. Źle na mnie działa.

- Pomocny? - warknął. - A niby jak miałbym pomóc?

- Ty jesteś powodem problemu, więc ty znajdź rozwiązanie.

- To nie ja wpakowałem Flame Valley w kłopoty - powiedział z naciskiem. - To David 

i Elly. Z pomocą twoją, twoich rodziców i naturalnie wujka Tony'ego. Nie myśl, że zwrócę ci 

pieniądze,   kiedy   przejmę   hotel.   Najpierw   będę   musiał   spłacić   swoich   inwestorów.   Mam 

wobec nich zobowiązania. I zaręczam ci, że żaden z nich nie okaże się wspaniałomyślny.

- Nie oczekuję, że zwrócisz mi pieniądze.

- No to czego ty chcesz?

Zacisnęła usta w afektowany sposób.

- Jesteś moim doradcą finansowym – przypomniała. - Bierzesz pieniądze za to, żebym 

uniknęła   problemów   finansowych.   W   twoje   ręce   składam   całą   swoją   wiarę,   zaufanie   i 

nadzieje na przyszłość. Jestem pewna, że ocalisz moją skórę.

- Juliano, co ja mam zrobić?

- Wyrwać Flame Valley ze szponów Fast Forward Properties, Inc.

W Travisa jakby piorun strzelił. Przez chwilę stał nieruchomo, patrząc na nią, jakby 

postradała zmysły. Juliana wstrzymała oddech.

- Ocalić hotel? - powtórzył bezmyślnie. - Przed samym sobą?

- Tak, przed tobą i tą zgrają głodnych wilków, którym przewodzisz.

47

background image

- I mam to zrobić dla ciebie? - Sprawiał wrażenie, jakby nie do końca rozumiał, o co 

chodzi.

-   Jestem   twoją   klientką,   prawda?   Wynajęłam   cię,   żebyś   pomógł   mi   stworzyć 

sensowny plan rozwoju Charismy. Nasz kontrakt nadal obowiązuje. A sytuacja jest taka, że 

nie będę mogła rozwinąć swojej firmy, chyba że uratujesz Flame Valley. Więc w tym sensie 

oczekuję, że zrobisz to dla mnie.

- Jesteś - mówił to bardzo cicho - kompletnie szalona.

- Raczej zdesperowana. - Ale nie mogła mu pokazać, jak bardzo jest zdesperowana. 

Nie walczyła o hotel, ani nawet o przyszłość Charismy. Walczyła o miłość swojego życia. - 

Pomożesz mi? Uratujesz hotel od bankructwa?

- Już to kiedyś zrobiłem, pamiętasz? I nie dostałem należnej mi zapłaty. Dlaczego 

miałbym znów popełnić ten sam błąd?

- Bo tym razem ja będę płacić twoje honorarium.

- Nie stać cię na to.

- Jak to, przecież płacę ci za konsultacje dla Charismy. I na razie nie mam żadnych 

zaległości. Zapłaciłam w terminie zaliczkę, starczy mi na comiesięczne zobowiązania, nie 

martw się.

- Chodząca niewinność! - Travis z irytacją pocierał sobie kark, chodząc z jednego 

końca pokoju w drugi. - Juliano, będę z tobą szczery aż do bólu. Honorarium, które mi płacisz 

za prace dla Charismy, to zaledwie niewielka część tego, co normalnie wziąłbym za podobne 

zlecenie. Poza tym w normalnych okolicznościach takiego zlecenia w ogóle bym nie przyjął. 

Twoja firma jest za mała dla Sawyer Management Systems. Wyrażam się jasno?

- Chcesz powiedzieć, że zostałam specjalnie potraktowana?

- Bardzo specjalnie.

Juliana zagryzła dolną wargę w zamyśleniu.

- Dlaczego? Bo nazywam się Grant, a ty chciałeś dopaść całą rodzinę? Chodziło ci o 

to, żeby zranić i mnie, rujnując Charismę?

- Do diabła, nigdy nie chciałem zrujnować Charismy. Nie rozumiem, jak to się stało. 

Wszedłem do twojego lokalu, bo chciałem zobaczyć tę osobę z rodziny, której nie miałem 

okazji poznać pięć lat temu. - Travis uniósł dłonie w geście całkowitej bezradności. - I zanim 

się zorientowałem, siedziałem z tobą przy kawie i omawiałem plany rozwoju Charismy.

- Chcesz powiedzieć, że podjąłeś się tej pracy z dobroci serca?

- Nie robię interesów z dobroci serca - powiedział ponuro.

48

background image

- Tak czy inaczej  mamy  umowę.  Jesteś  moim  konsultantem,  a ja stoję w  obliczu 

finansowej katastrofy. Twoim obowiązkiem jest mi pomóc.

- Tak uważasz? - Patrzył na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

- Tak uważam.

- Skoro jesteś taka mądra, to bądź uprzejma mi powiedzieć, jak mam cię uratować?

- A tego to już nie wiem. To twoja sprawa.

Travis pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Ty po prostu jesteś szalona.

- Tak mi czasem mówiono. Więc jak, pomożesz mi?

- Nic się nie da zrobić. Jestem za dobry. Zaplanowałem wszystko w najdrobniejszych 

szczegółach. Nawet gdybym myślał, że mi się uda, i gdybym był na tyle głupi, żeby się tego 

podjąć, to jeszcze pozostaje kwestia mojego honorarium.

- Powiedz, jaka jest twoja cena, a ja zdecyduję, czy mnie na to stać.

Spojrzał na nią spod przymkniętych powiek. Wolno przesuwał wzrokiem od stóp aż 

po rude włosy.

- A gdybym ci powiedział, że moją ceną jest romans z tobą? Że za swoją pracę, bez 

względu na to czy wygram, czy przegram, chcę mieć prawo wstępu do twojego łóżka?

Juliana wstrzymała oddech na parę chwil. Wreszcie wciągnęła głęboko powietrze, ale 

nadal siedziała nieruchomo, żeby ukryć drżenie.

-   Moje   wspaniałe   ciało   za   twoje   usługi   doradcze?   Nie   żartuj,   Travis.   Skoro   nie 

angażujesz się w żaden interes z dobroci serca, to nie zrobiłbyś tego dla seksu.

Nie poruszył się. A kiedy się odezwał, jego głos był bardzo cichy.

- Ale gdybym zażądał takiej zapłaty?

- Powiedziałabym: idź i się utop.

Odwrócił się i patrzył przez okno w ciemność.

- Tak się domyślałem. W porządku, sprytna damo, powiem ci, co chcę za podjęcie 

próby uratowania Flame Valley i tym samym przyszłości Charismy. Moja stawka jest taka 

sama jak pięć lat temu. Część udziałów.

Julianę aż zatkało, jednak tym razem nie ze zdziwienia, lecz z oburzenia.

- Naprawdę myślisz, że David i Elly przyjęliby cię do spółki, gdybyś uratował hotel 

przed własnymi inwestorami? To chyba lekka przesada. - Zastanowiła się szybko. - Ale może 

da się pójść tym tropem. Musiałaby to być jednak niewielka część udziałów. Nie oczekuj, że 

dostaniesz na przykład połowę.

Spojrzał na nią przez ramię.

49

background image

-  Źle   mnie   zrozumiałaś.  Nie   chcę  Flame  Valley.  Jeżeli  jakimś  cudem   uda  mi   się 

uratować hotel, i tak trzeba będzie w niego włożyć dużo pracy i dużo pieniędzy. A nawet 

wtedy   jest   duża   szansa,   że   za   parę   lat   upadnie.   Tym   razem   chcę   udziałów   w   pewnym 

interesie.

Przyglądała   mu   się   uważnie   wzrokiem,   jakim   się   patrzy   na   drapieżnika.   Poczuła 

skurcz w żołądku.

- Co masz na myśli?

- Charismę.

Juliana   o   mało   nie   upuściła   swojego   kieliszka.   Miała   wrażenie,   że   nie   do   końca 

rozumie, co on mówi.

- Charismę? Chcesz przejąć część mojej firmy? Ale Charisma jest moja! Stworzyłam 

ją sama, z niczego. Nikt z rodziny mi nie pomagał. Chyba nie mówisz poważnie.

- Witaj w realnym świecie. Mówię bardzo poważnie. I powiedziałem ci już, że moje 

honoraria   są  bardzo  wysokie.   Przyjmując  moją  propozycję,  musisz   mieć   świadomość,  że 

szanse na uratowanie hotelu są niewielkie. Ale będziesz musiała mi zapłacić, nawet jeżeli mi 

się nie uda.

Juliana   rozpaczliwie   próbowała   zebrać   myśli.   Tego   się   nie   spodziewała.   Chociaż 

właściwie, patrząc wstecz, powinna być na podobne rzeczy przygotowana. Travis Sawyer był 

groźnym przeciwnikiem.

-   Charisma   jest   moja   -   powtórzyła.   -   Sama   sobie   wszystko   zawdzięczam.   Kiedy 

prowadziłam sieć barów kawowych w San Francisco, oszczędzałam pieniądze na pierwsze 

własne maszyny i na lokal. Wszystko zrobiłam sama.

- I sama zaryzykowałaś przyszłość Charismy, ładując pieniądze w Flame Valley. - 

Travis ruszył do drzwi. - Przemyśl to sobie. Wpadnę do ciebie w poniedziałek rano i powiesz 

mi, co postanowiłaś.

-   Travis,   zaczekaj,   porozmawiajmy.   Może   uda   nam   się   znaleźć   jakiś   rozsądny 

kompromis.

- Nie idę na żadne kompromisy, gdy jest mowa o honorarium. Tego się nauczyłem 

pięć lat temu od twojej rodziny.

- Travis... - Juliana zerwała się na równe nogi, ale on już zamknął za sobą drzwi. 

Podbiegła do okna i zobaczyła, jak wsiada do swojego buicka. Oślepiły ją włączone światła. 

Po chwili już go nie było.

- Ty podstępny, perfidny, bezwzględny draniu - wyrzucała z siebie na głos. - Charisma 

jest moja. Moja! I nie oddam jej ani tobie, ani nikomu innemu.

50

background image

Juliana zatrzymała się w połowie swojej tyrady, bo poraziła ją nagła myśl. Jeżeli odda 

mu   część   Charismy,   będzie   z   nim   finansowo   związana   przez   parę   najbliższych   lat.   W 

dzisiejszych czasach łatwiej było pozbyć się męża niż wspólnika w interesach. A jeżeli będą 

musieli razem pracować, to z pewnością uda jej się go przekonać, że są dla siebie stworzeni.

Travis wyraźnie czuł, że jest spięty, kiedy parkował swojego buicka przed Charisma 

Espresso w poniedziałkowy poranek. Powtarzał sobie, że powinien już do tego przywyknąć. 

W końcu to był powód, dla którego przez ostatnie dwie noce niemal nie zmrużył oka.

Widział palące się w środku światła i przez moment wydawało mu się, że dostrzega 

rude  włosy  Juliany.  Zacisnął   palce   na  kierownicy.   Nadal  nie   mógł   uwierzyć,  że   to  robi. 

Chociaż właściwie nie powinien się temu dziwić. Odkąd poznał Julianę, nic nie toczyło się 

tak, jak sobie zaplanował. Więc może nie powinien przywoływać się do porządku?

Zmusił   się,   żeby   wysiąść   z   samochodu.   Nawet   nie   zastanawiał   się,   jaką   usłyszy 

odpowiedź. Juliana była kompletnie nieprzewidywalna. A Charisma znaczyła dla niej bardzo 

wiele.

Ciekaw był, czy zorientowała się, co on zamierza i dlaczego. Cały ten zwariowany 

plan przyszedł mu nagle do głowy podczas ich nocnej kłótni. Działał instynktownie, chcąc 

znaleźć sposób, by choć jeszcze przez jakiś czas mogli być blisko siebie. Czy ona odgadnie, 

że o to mu chodziło? A jeżeli tak, czy będzie z tego powodu wściekła, czy zadowolona?

A nawet jeżeli przyjmie jego propozycję, to i tak nie będzie wiedział, co nią kieruje. 

Desperacka chęć, by pomóc Elly i Davidowi? Czy to troska o przyszłość Charisma Espresso? 

A może zgodzi się dlatego, że jej na nim zależy?

Ale równie dobrze może wylać mu na głowę kubek kawy i kazać się wynosić.

Otwierając drzwi, Travis nie wiedział, czy idzie na spotkanie z damą, czy z tygrysicą. 

Życie z Juliana na pewno nie było nudne.

- Juliano, przyszedł! - Sandy Oaks, potrząsając kolczykami, odwróciła się w kierunku 

drzwi. - Możesz mu się rzucić do gardła.

Matt Linton podniósł wzrok znad filiżanek, które ustawiał na barze.

- Aha. Jest wreszcie. Można pomyśleć, że to chodząca niewinność.

- Aż chwyta za serce. Biedactwo. Nawet nie wie, co go czeka. - Sandy pokręciła głową 

z udawanym smutkiem.

- Na jego miejscu dłużej bym tak nie stał - dorzucił Matt, uśmiechając się szeroko.

Travis pomyślał, że Juliana powinna być jednak nieco bardziej dyskretna.

51

background image

-   Zdajecie   sobie   sprawę,   że   plany   rozwoju   Charismy   niekoniecznie   muszą   was 

uwzględniać?

- Oho! - oburzyła się Sandy. - Czyżby to była groźba?

- Juliano! - zawołał Matt. - Chodź tutaj, ktoś próbuje nas zastraszyć.

W tej samej chwili Juliana wyszła z zaplecza, wycierając ręce w papierowy ręcznik. 

Miała na sobie czarny kombinezon z frędzlami i czarne, wysokie buty na szpilkach. Włosy 

spięła dwoma srebrnymi grzebieniami.

- Co się tutaj dzieje? - spytała, marszcząc brwi. - O, to ty, Travis. Nareszcie jesteś.

- Nie spodziewałem się, że czekasz na mnie z taką niecierpliwością.

- Nie wiedziałam, że się spóźnisz - powiedziała uszczypliwie. - Jest mnóstwo rzeczy 

do zrobienia, a ja jestem okropnie zajęta. Musisz mi pomóc. - Weszła do swojego biura i po 

chwili wróciła z kartką papieru. - Tu jest lista rzeczy, które musisz odebrać z delikatesów. Z 

drugiej strony zapisałam, co zamówiłam w sklepie z serami. Aha, czy mógłbyś przy okazji 

kupić gdzieś szampana?

Travis   patrzył   tępo   na   listę   zakupów.   Miał   wrażenie,   że   po   raz   kolejny   sytuacja 

wymyka mu się spod kontroli.

- Juliano, po co to wszystko?

-   Wydajemy   dziś   kolację.   Idź   już,   mam   kupę   roboty,   jak   w   każdy   poniedziałek. 

Melvin   nie   przysłał   mi   jeszcze   tej   kolumbijskiej   mieszanki,   którą   zamówiłam,   poza   tym 

zepsuła się maszyna do palenia kawy. Naprawdę nie wiem, w co ręce włożyć.

Travis ani myślał ruszyć się z miejsca.

- Co to za kolacja? - Starał się zachować cierpliwość.

- Nic wielkiego, nie bój się. Zaprosiłam na wieczór Elly i Davida, żeby poinformować 

ich, że zamierzasz zająć się ratowaniem Flame Valley.

Zacisnął   palce   na   kartce   papieru.   A   więc   jego   ryzykowne   posunięcie   przyniosło 

zamierzony efekt.

- Rozumiem, że zawarliśmy umowę?

- Tak.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie  mogę  dać żadnych  gwarancji?  Sprawy zaszły zbyt 

daleko, żebym mógł cokolwiek obiecać.

Uśmiechnęła się nieznacznie.

- Jeżeli ktokolwiek może uratować Flame Valley, to tylko ty.

- Ale jeżeli mi się nie uda, to nadal będziesz musiała mi zapłacić.

- Przestań już. Jasne, że ci zapłacę.

52

background image

Travis rozejrzał się po wnętrzu Charismy, czując w sobie wyraźną ulgę.

- Zawsze chciałem mieć bar kawowy.

- Ciekawe od kiedy.

- Od soboty. Na razie, wspólniczko.

53

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Jest jeszcze jedna ważna rzecz - odezwała się Juliana, dokładając garść papryczek 

chili do makaronu. - Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział o naszych... ustaleniach.

Travis przestał kroić grzyby i spojrzał z ukosa na Julianę.

- Dlaczego?

- Dlaczego? - powtórzyła z irytacją. - To oczywiste. David i Elly czuliby się fatalnie, 

gdyby wiedzieli, że płacę za twoją pracę częścią udziałów Charismy. I tak mają wystarczające 

poczucie winy.

- A dlaczego mieliby się tym przejąć? Bez skrupułów pożyczyli od ciebie pieniądze.

-   Wtedy   sytuacja   nie   była   jeszcze   taka   zła   -   Juliana   zajęła   się   przyprawianiem 

makaronu. - Wydawało się, że David jakoś sobie poradzi. Travis, czy rzeczywiście sprawy 

zaszły za daleko?

- Obawiam się. Wymyśliłem wszystko tak, żeby nie zostawić mu pola manewru. Ale 

pewność będę miał dopiero wtedy, jak przejrzę całą księgowość. Jednak na twoim miejscu nie 

liczyłbym na wiele.

Juliana była niezrażona.

- Zobaczysz, uda się. Jestem pewna. Czy możesz mi podać te foremki na tartinki?

- A co ty właściwie gotujesz? To wszystko wygląda mi na hors d'oeuvres.

- Przestań marudzić. Przecież wiadomo, że przystawki są najlepsze. Jak skończysz już 

z tymi grzybami, pomóż mi nakładać masę serową do foremek.

- Lubisz mi rozkazywać, co?

- Skąd, po prostu słodko wyglądasz w tym fartuchu. W szafce po prawej stronie jest 

szklany półmisek. Połóż na nim warzywa. I pośpiesz się, oni zaraz tu będą.

- Jak ja się dałem w to wplątać? - spytał tak cicho, że ledwie go usłyszała. - Jak już mi 

się   wydaje,   że   odzyskuję   kontrolę   nad   sytuacją,   ty   nagle   skręcasz   w   niespodziewanym 

kierunku. - Skończył krojenie grzybów szybkimi ruchami noża.

- A wracając do naszej spółki...

- Co znowu? - spojrzał na nią nieufnie.

- Ustalmy od początku,  że  jesteś  cichym  wspólnikiem.  Wiesz, o co  mi  chodzi?  - 

Uśmiechnęła się porozumiewawczo. - Oczywiście będę się ciebie radzić przed podjęciem 

54

background image

każdej poważnej decyzji. Zresztą i tak wiesz dużo o planach Charismy.  Ale to ja jestem 

starszym wspólnikiem. Chcę, żeby to było jasne.

- Możesz się tak nazwać - powiedział Travis zgodnie - o ile nie będziesz podejmować 

ważnych decyzji bez porozumienia ze mną.

- A co dla ciebie znaczą ważne decyzje?

- Zobaczymy, jak się jakieś pojawią. Gdzie mam postawić ten półmisek z warzywami?

- Na stoliku obok kanapy. - Juliana wyjrzała przez okno i zobaczyła, że znajomy biały 

mercedes właśnie parkuje pod domem.  - O matko, przyjechali. Założę się, że umierają z 

ciekawości.

- Co ty im powiedziałaś?

- Że uratujesz ich przed bankructwem.

- Nie składaj pochopnych obietnic. Powiedziałem, że zrobię, co będę mógł, ale bez 

żadnych gwarancji.

- Ufam ci bezgranicznie.

- Jesteś zbyt dobrą bizneswoman, żeby jakiemukolwiek doradcy ufać bezgranicznie.

- Ty nie jesteś zwykłym doradcą. - Juliana ruszyła do drzwi. - Otwórz szampana. Elly i 

David będą zachwyceni.

- Nie wątpię.

Jednak Elly i David nie do końca byli zachwyceni. Siedząc w salonie, patrzyli  na 

Travisa z wyraźną rezerwą, kiedy Juliana z entuzjazmem roztaczała przed nimi wspaniałe 

perspektywy. Wkrótce okazało się, co budziło ich największe wątpliwości.

- Dlaczego to robisz? - zapytał David wprost.

- Sam sobie zadaję to pytanie. - Travis sięgnął po grzyby, które wcześniej pokroił.

-   Co   z   tego   będziesz   miał?   -   David   nie   ustępował,   a   zmarszczone   srogo   brwi 

dowodziły,   że   traktuje   to   pytanie   niezwykle   poważnie.   -   Nie   myśl,   że   nie   jesteśmy   ci 

wdzięczni, ale chciałbym wiedzieć, o co w tym chodzi.

Travis spojrzał na Julianę, dając jej tym samym do zrozumienia, że to ona powinna 

odpowiedzieć.

- To proste - powiedziała z uśmiechem do Davida. - Travis robi mi przysługę.

- Przysługę? - Elly otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

- Biznesową - wyjaśniła szybko Juliana. - Ktoś ma ochotę na tartinkę z serem?

- Chwileczkę. - Tym razem Elly nie dała się zbyć. - Dlaczego miałby ci wyświadczać 

przysługi?

55

background image

- No właśnie - zawtórował jej David, bezskutecznie usiłując wyczytać coś z twarzy 

Travisa.

-   To   rzeczywiście   ciekawe   pytanie   -   wtrącił   się   Travis.   -   Dlaczego   miałbym   ci 

wyświadczać przysługi?

Juliana uśmiechnęła się do niego czule.

- Żeby uratować Charismę. Musicie wiedzieć - zwróciła się do Davida i Elly - że 

Travis został moim doradcą biznesowym, zanim dowiedział się, jak bardzo zaangażowałam 

się   finansowo   w   Flame   Valley.   To   postawiło   go   w   sytuacji   konfliktu   interesów.   Kiedy 

zrozumiał, ile Charisma może stracić, od razu zaproponował, że uratuje Flame Valley.  Z 

etycznego   punktu   widzenia   czuje   się   odpowiedzialny   za   Charismę.   Dla   niego   etyka   w 

biznesie jest bardzo ważna.

- Naprawdę? - mruknął  David. - Chyba  zjem jeszcze jedną tartinkę. I poproszę o 

kieliszek szampana.

- Oczywiście. - Juliana sięgnęła po tacę z jedzeniem. 

Wszystko będzie dobrze, powtarzała sobie, kiedy David zadawał Travisowi kolejne 

pytania, wszystko dobrze się ułoży. Jednak na wszelki wypadek starała się nie zwracać uwagi 

na pełne niepokoju spojrzenia Elly.

Po dwudziestu minutach David dopadł ją w kuchni, dokąd poszła po kolejną porcję 

makaronu.

- Co tu się do diabła dzieje? - spytał przyciszonym głosem.

- O co ci chodzi?

-   Wiesz   dobrze.   Myślisz,   że   uwierzę   w   te   bzdury   o   nagłym   wybuchu   etycznej 

wrażliwości u Travisa Sawyera? Jesteśmy tu sami, dziecinko, i znamy się od wielu lat. Mów 

prawdę. Dlaczego rzucił się na ratunek Flame Valley? Tylko bez wykrętów.

- David, proszę. - Juliana wyłączyła palnik i zaczęła nakładać makaron na półmisek. - 

Mów ciszej, bo Elly i Travis cię usłyszą.

- Czy tym razem ty stanowisz zapłatę? - David stanął tuż przy niej, przytłaczając ją 

swoim wzrostem. Kiedyś wydawało jej się to ekscytujące, teraz jedynie irytowało.

- Nie bądź niemądry.

- Mówię poważnie. Co jest między wami? Sypiasz z nim? Na tym polega umowa? 

Jeżeli tak, to wiedz, że się na to nie zgadzam. Przyjmę każdą pomoc, ale nie za taką cenę. Nie 

pozwolę, żebyś się sprzedawała Sawyerowi.

Juliana   już   otwierała   usta,   żeby   powiedzieć,   że   ma   się   wynosić   z   jej   kuchni,   ale 

przerwał jej Travis, który nagle stanął w drzwiach. Jego głos był twardy i lodowaty.

56

background image

- Odczep się od niej. Juliana nie potrzebuje twojej opieki. To nasza prywatna umowa, 

a tobie nic do tego.

- Racja - przytaknęła szybko Juliana. - To umowa między mną a Travisem. Oboje 

jesteśmy z niej zadowoleni, więc nie musisz się martwić. Weź, proszę, te serwetki.

- Ale...

- Idź już stąd, makaron zaraz wystygnie. I naprawdę nie musisz się o mnie troszczyć. 

Sama sobie świetnie poradzę. Jak zwykle zresztą.

- Wiem, ale nadal mi się to nie podoba.

- Może  ci  się  nie  podobać,  ale  musisz   się  z tym   pogodzić  - powiedział  Travis  z 

naciskiem. - Bo to jedyna szansa na uratowanie Flame Valley.

David patrzył mu w oczy przez chwilę, po czym wyszedł z kuchni. Travis odwrócił się 

do Juliany.

- Zdajesz sobie sprawę, co wszyscy będą myśleć o naszej umowie? Twoi rodzice, 

wujek Tony, David i Elly będą przekonani, że ze mną sypiasz.

- Ale my wiemy, jaka jest prawda. To tylko interesy, nic więcej.

- Jasne, interesy. Bądź rozsądna.

-   Postawmy   sprawę   jasno   -   powiedziała,   podając   mu   półmisek   z   makaronem.   - 

Ponieważ udało nam się ustalić sprawy biznesowe, to możemy nadal pracować nad naszym 

związkiem bez konieczności zastanawiania się, co nami kieruje.

Podeszła szybko do drzwi, nie zwracając uwagi na osłupienie na twarzy Travisa.

- Juliano, zaczekaj. Co chcesz przez to powiedzieć?

Ale Juliana zignorowała pytanie i z uroczym uśmiechem na ustach weszła do salonu.

- Wszyscy gotowi na kolejną porcję makaronu? Śmiało, mam jeszcze całe mnóstwo.

- Wróćmy do naszego związku - zaczął stanowczo, kiedy tylko mercedes Kirkwoodów 

odjechał z parkingu.

Jeszcze przed chwilą Juliana była bardzo pewna siebie, ale kiedy została sam na sam z 

Travisem, poczuła lekkie onieśmielenie. Żeby to ukryć, zaczęła zachowywać się z jeszcze 

większą nonszalancją niż zwykle. To był jej stary sposób.

- Chcesz coś powiedzieć na ten temat? - rzuciła niedbale, zbierając talerze i serwetki.

Travis zatrzymał się blisko niej.

- Ostatnim razem, kiedy o tym rozmawialiśmy, odmówiłaś pójścia ze mną do łóżka do

57

background image

czasu, aż obiecam  ci małżeństwo. O ile  pamiętam,  dałaś  mi  miesiąc  na opamiętanie  się. 

Potem powiedziałaś wyraźnie, że nasza umowa ma charakter czysto biznesowy. Teraz znowu 

mówisz o związku. Po raz kolejny chcesz zmienić reguły gry?

- Powiedzieć ci prawdę? Dobrze. W najbliższym czasie będziemy spędzać ze sobą 

dużo czasu, a ja jestem w tobie zakochana od dnia, kiedy cię poznałam. Mówiąc szczerze i 

bez ogródek: nie jestem pewna, czy umiałabym ci się jeszcze długo opierać. O ile oczywiście 

nadal próbowałbyś mnie uwieść.

Wzięła ze stolika pustą tacę i wyszła z nią z salonu.

-  Juliano,   co   to   ma   znaczyć?   -   Travis   wpadł   za   nią   do   kuchni   i   wziął   mocno   w 

ramiona. - O co ci tym razem chodzi?

-   Przecież   powiedziałam   wyraźnie.   Czy   nadal   będziesz   próbował   mnie   uwieść?   - 

spytała, obejmując go za szyję i delikatnie przesuwając wargami po jego ustach.

- Juliano - wyszeptał ochryple. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował długo i namiętnie.

Zareagowała instynktownie, uwalniając z siebie całą tęsknotę, nad którą próbowała do 

tej pory zapanować.

-   Poczekaj.   -   Travis   nadal   mocno   ją   obejmował.   -   Nadal   czegoś   nie   rozumiem. 

Mówisz, że oddzielasz sprawy biznesowe od osobistych. I że nadal mnie kochasz. Wydaje ci 

się,   że   jak   mnie   wpuścisz   do   łóżka,   to   nagle   uznam,   że   powinienem   zaproponować   ci 

małżeństwo?

- Kto wie? W końcu to ty kierujesz się zasadami etyki.

Pokręcił głową ze zdziwieniem.

- Czy ty się nigdy nie poddajesz?

- Nigdy. Ale nie mam ochoty rozmawiać dziś o małżeństwie.

- To świetnie, bo ja też nie.

Pocałował ją jeszcze raz, a potem wziął za rękę i poprowadził do sypialni. Po drodze 

gasił kolejne światła, więc kiedy dotarli do końca korytarza, całe mieszkanie było pogrążone 

w tajemniczych nocnych cieniach.

Uśmiechnęła się do niego, kiedy zatrzymali się obok łóżka. Przesuwała wolno palcami 

po jego ramieniu, czując kryjącą się tam siłę.

- Niemal odchodziłem od zmysłów, nie mogłem się doczekać, żeby znów być tak 

blisko ciebie. - Travis powoli odpinał guziki jej bluzki.

- Chyba byłam niemądra, wyznaczając ten termin jednego miesiąca - wyznała Juliana, 

mocno się w niego wtulając. - Powinnam wiedzieć, że nie wytrzymam tak długo.

58

background image

- Wiedzieliśmy to oboje po naszej pierwszej nocy.  - Travis odpiął ostatni guzik i 

jedwabna bluzka z lekkim szelestem zsunęła się z ramion Juliany. Patrzył na jej nagie piersi, 

potem ujął je delikatnie w dłonie. - Tak mi z tobą dobrze - szeptał, przesuwając wargami po 

jej szyi.

- Mnie  z tobą też. - Odwiązała  mu  krawat i odrzuciła  na bok. Drżącymi  palcami 

zaczęła rozpinać mu koszulę. Kiedy ją z niego zdjęła, objęła go mocno i oparła mu głowę na 

ramieniu. Na piersiach czuła szorstki dotyk jego włosów.

Travis zaśmiał się cicho. Wsunął dłonie za pasek jej spodni i zsunął je na dół. Po 

chwili stała w jego ramionach całkiem naga.

- To mi się właśnie podoba - zamruczał. Wziął ją na ręce, położył na łóżku, a potem 

zaczął zdejmować z siebie resztę ubrań.

- Wiem. - Juliana wpatrywała się w niego z zachwytem. Podobała jej się siła jego 

ramion   i   ud,   a   świadomość,   jak   bardzo   jest   podniecony,   wywoływała   w   niej   uczucie 

najgłębszego zadowolenia. Wiedziała jednak, że pociąga ją nie tylko ciało Travisa. W końcu 

znała mężczyzn co najmniej równie dobrze zbudowanych i dużo bardziej przystojnych niż 

Travis.

- Nagle spoważniałaś - zauważył, kładąc się obok niej z niewielką paczuszką w dłoni.

- Właśnie się zastanawiałam, co sprawia, że jesteś tak niebywale seksowny.

Uśmiechnął się, wyjmując zawartość z opakowania.

- Nie wiesz, dlaczego nie potrafisz mi się oprzeć?

- Aha. - Pogładziła go po włosach i wsunęła nogę między jego uda.

- Nie zawracaj sobie tym głowy. - Pochylił się, żeby pocałować zagłębienie pomiędzy 

jej piersiami. - Nie niektóre pytania nie ma odpowiedzi. Po prostu uznaj, że tak jest i tyle.

- Jak sobie życzysz, wspólniku. - Wyprężyła się zachęcająco. Dłoń Travisa zsuwała się

coraz niżej, a kiedy Juliana poczuła ją na swoim udzie, westchnęła gwałtownie. Najmniejsze 

dotknięcie   jego  palców   wywoływało   w  niej  dreszcz   podniecenia;   gdy  zaczął  całować  jej 

piersi,   z   trudem   powstrzymała   się   od   głośnego   okrzyku.   Była   coraz   bardziej   gorąca   i 

roznamiętniona.

Przekręciła się nieco i wtuliła w niego jeszcze mocniej. Dotykała jego ramion, brzucha

i   ud,   po   raz   kolejny   odkrywała   najbardziej   intymne   miejsca,   których   tajemnice   poznała 

podczas ich pierwszej wspólnej nocy. Mięśnie pleców i ramion miał mocno napięte; czuła 

rosnące   w   nim   pożądanie.   Świadomość,   że   tak   bardzo   jej   pragnie,   wyzwoliła   w   niej 

gwałtowną reakcję. Przylgnęła do niego mocno, z radością i uniesieniem poddając się jego 

pieszczotom. Przeciągnęła paznokciami po jego ramionach.

59

background image

- Jesteś kobietą, która zostawia po sobie ślady - powiedział niewyraźnie, odwracając ją

na plecy.

- Co mówisz?

- Nieważne. Obejmij mnie, mocno.

Juliana przygarnęła go do siebie.

- Teraz - wyszeptała. Przymknęła oczy i zacisnęła nogi wokół jego bioder. - Chodź do 

mnie. Kocham cię.

Obchodził się z nią delikatnie, niespiesznie, jakby chciał przedłużyć tę chwilę; Juliana 

przyciągnęła go gwałtownie, niecierpliwie.

- Travis - jęknęła, wpijając się w niego.

- Nigdzie bez ciebie nie pójdę.

Oddychała coraz szybciej, czując, że powoli traci nad sobą kontrolę. Poddała się tej 

fali, a on zamarł na moment i w ostatnim pchnięciu opadł na nią całym swoim ciężarem. W 

tej długiej chwili cały świat przestał się dla nich liczyć. 

Po   jakimś   czasie   Travis   poruszył   się   lekko   i   spojrzał   na   Julianę   w   ciemności. 

Uśmiechała się sennie, rozcierając palcami drobne kropelki potu na jego ramionach.

- Nie bój się - odezwała się, ziewając delikatnie. - Nie będę o tym wspominać.

- O czym?

- O małżeństwie.

- Przecież właśnie wspomniałaś. - Pocałował ją lekko w czubek nosa.

- Ale zmieniam temat na ważniejszy.

- Czyli jaki?

- Kto zrobi rano herbatę.

- Niech ci będzie, tym razem ja.

- Co za zgodny mężczyzna. - Ziewnęła jeszcze raz i zasnęła.

Trzy dni później, o wpół do jedenastej przed południem Travis siedział przy swoim 

biurku w siedzibie Sawyer Management Systems i zastanawiał się, czy powinien zrobić sobie 

przerwę na kawę. Do Charisma Espresso było zaledwie parę przecznic. Mógł się tam przejść, 

porozmawiać chwilę z Julianą i wziąć kawę na wynos. Za jakieś dwadzieścia minut byłby z 

powrotem.

Ale gdyby napił się kawy z biurowego dzbanka, to oszczędziłby piętnaście minut. A 

pracy przy Flame  Valley miał  tak wiele, że niemal  każda minuta  była  na wagę złota.  Z 

niechęcią popatrzył na papiery piętrzące się na jego biurku. Naprawdę wykonał kawał dobrej 

60

background image

roboty, przygotowując się na przejęcie hotelu. I szczerze mówiąc, nie widział sposobu, żeby 

go   uratować.   Trzeba   by   na   nieokreślony   czas   odłożyć   spłatę   długów,   a   na   dodatek 

postawienie całego przedsięwzięcia na nogi wymagało potężnego zastrzyku finansowego. To 

było koszmarne zadanie.

Za każdym razem, kiedy przypominał sobie ślepą wiarę Juliany w jego możliwości, 

klął w duchu. Próbował nie myśleć o tym, co się stanie, jeżeli mu się nie powiedzie.

Zadzwonił telefon na jego biurku.

- Przyszła pani Kirkwood, chce z panem rozmawiać.

Travis zacisnął zęby. Ostatnia rzecz, jakiej sobie życzył, to spotkanie z Elly. Ale nie 

miał innego wyjścia.

- Proszę, niech wejdzie.

Chwilę później Elly stanęła w drzwiach. Krótka fryzura podkreślała jej delikatne rysy. 

Przy swojej znakomitej figurze doskonale wyglądała w obcisłych białych spodniach i białej 

jedwabnej bluzce. Duże niebieskie oczy, których spojrzenie wydawało się kiedyś Travisowi 

tak jasne i szczere, wypełniał lęk. Przez moment aż zdziwił się, że mógł kochać tę kobietę. 

Przy Julianie wyglądała jak słodka blada azalia obok pysznej orchidei.

- Witaj, Elly. Siadaj, proszę. - Travis niechętnie wstał i wskazał stojące obok krzesło.

- Dziękuję. - Elly przyglądała mu się badawczo. Sprawiała wrażenie zdenerwowanej, 

ale jednocześnie bardzo zdeterminowanej. - Przyszłam, bo musimy porozmawiać.

- Świetnie. Mów. - Travis usiadł i odchylił się do tylu na oparciu swojego krzesła. 

Żałował, że parę minut wcześniej nie wyszedł do Charisma Espresso. Uniknąłby tej szczerej, 

przyjacielskiej pogawędki.

Elly wzięła głęboki oddech.

- Sypiasz z Julianą. Masz z nią romans.

Travis spojrzał przez okno. Roztaczał się stąd piękny widok na przystań. W oddali 

widać było nawet restaurację Treasure House.

- To nie twój interes, Elly, i dobrze o tym wiesz.

- Owszem, mój, jeżeli ją wykorzystujesz. Jest moją kuzynką. Nie pozwolę, żebyś ją 

skrzywdził.

- Szkoda, że o tym nie pomyślałaś, kiedy zastawiłaś sidła na Davida.

- Nie zastawiałam na niego sideł! - powiedziała podniesionym tonem. - Walczyliśmy z 

naszymi uczuciami, dopóki... dopóki...

- Dopóki Juliana nie zorientowała się i nie pozwoliła Davidowi odejść?

- Nie masz o niczym pojęcia. Juliana nie pozwoliła Davidowi odejść.

61

background image

- Walczyła o niego? - Travis z napięciem czekał na odpowiedź. Musiał wiedzieć, jak 

ważny był dla Juliany David Kirkwood.

To pytanie zaskoczyło Elly.

- Nie było żadnej walki. Oboje doszli do wniosku, że popełnili błąd i oboje zerwali 

zaręczyny.  Wszystko odbyło się spokojnie i w cywilizowany sposób. Jak chcesz, możesz 

zapytać Juliany. Ale ja nie chcę rozmawiać o przeszłości.

- Nawet o naszej przeszłości? - spytał bez specjalnego zainteresowania.

- Zwłaszcza o naszej przeszłości. - Elly odwróciła wzrok.

Pokiwał głową i rzucił długopis na biurko.

- To taki nudny temat, prawda?

Poruszyła się nerwowo.

- Muszę wiedzieć, czy szantażujesz Julianę, żeby móc z nią sypiać.

- Dlaczego chcesz to wiedzieć?

- Bo to jest zbyt wysoka cena za uratowanie Flame Valley. Nie pozwolę, żeby Juliana 

ją płaciła.

- Myślisz, że ona dałaby się tak zaszantażować jakiemukolwiek mężczyźnie?

Elly zmieszała się na moment.

- W normalnych okolicznościach nie. Ale ta sytuacja jest inna.

- Co to znaczy?

- Podobasz się jej. Myślę nawet, że ona się w tobie kocha. Dlatego mogłaby sobie 

wytłumaczyć, że nie ma w tym nic złego. Ale cierpiałaby, gdybyś ją już po wszystkim rzucił. 

Nie chcę, żeby płaciła taką cenę.

Travis poczuł nagłą irytację.

- Nie musisz się o nią martwić.

-   Muszę,   to   moja   kuzynka.   Po   co   tutaj   wróciłeś,   Travis?   Jesteś   niebezpiecznym 

człowiekiem,   ale   tylko   ja   zdaję   sobie   z   tego   sprawę.   David   nie   chce   się   temu   głębiej 

przyjrzeć,   Julianę   zaślepiają   emocje,   a   mój   ojciec,   ciocia   i   wuj   są   kompletnie 

zdezorientowani. Rozpaczliwie zależy im na uratowaniu Flame Valley. Kochają Julianę, ale z 

drugiej strony przywykli do tego, że ona świetnie sobie radzi sama.

- Więc uznałaś, że tylko ty możesz ją przede mną uchronić? Daruj sobie, Juliana cię 

nie posłucha.

Elly wstała i podeszła do okna. Stała odwrócona tyłem do Travisa, nerwowo ściskając 

swoją skórzaną torebkę.

- Robisz to, żeby się na mnie odegrać?

62

background image

Travis zastanawiał się nad odpowiedzią przez bardzo długą chwilę.

- Nie - powiedział wreszcie.

- Wróciłeś nie dlatego, że nie dostałeś pięć lat temu obiecanej zapłaty. Powodem jest 

to, co wydarzyło się wówczas między nami.

Travis   przyglądał   się   Elly   z   uwagą.   Juliana   miała   rację.   Ta   krucha,   delikatna, 

płochliwa kobieta nie była w jego typie. Nigdy.

- Wróciłem, bo nie otrzymałem należnej mi zapłaty. To jedyny powód.

Elly przełknęła łzy.

- Przykro  mi, że wszystko  się tak potoczyło.  Chciałam ci powiedzieć, że zrywam 

zaręczyny, jak tylko się zorientowałam, że nie pasujemy do siebie. Ale tata był przekonany, 

że się wtedy wycofasz. Powiedział, że stracimy Flame Valley, że sprawy zaszły za daleko i że 

tylko ty możesz nam pomóc. Miałeś wierzyć, że wyjdę za ciebie za mąż i że w prezencie 

ślubnym dostaniesz udziały w Flame Valley.

- A ty ciągnęłaś to kłamstwo. Przyznaję, że byłaś bardzo przekonująca.

Elly odwróciła się do niego gwałtownie. Na jej twarzy malowała się udręka.

- A co mogłam innego zrobić? Musiałam wybierać między tobą a moją rodziną.

- I wybrałaś rodzinę.

- Tak, przecież to oczywiste. Ale nie dam skrzywdzić Juliany za to, co musiałam 

zrobić pięć lat temu.

- Do twarzy ci z tym poświęceniem. Ale możesz się uspokoić. Nie mam zamiaru 

skrzywdzić Juliany.

- Wykorzystujesz ją. Zamiast mnie. Wszystko zrozumiałam. Skoro nie mogłeś mieć 

jednej kobiety z rodziny, to sięgasz po drugą. Twoja zemsta będzie pełna dopiero wtedy, gdy 

zaciągniesz którąś z nas do łóżka.

Travis patrzył na nią, czując wzbierającą w nim złość. Podniósł się z krzesła.

- Dość tego. Niczego nie rozumiesz. I zapamiętaj sobie: Juliana nie jest zamiast ciebie. 

Ani zamiast  żadnej  innej  kobiety.  Ona jest jedyna  i wyjątkowa.  Lepiej  będzie, jak sobie 

pójdziesz, zanim powiesz kolejne głupstwo.

- Jeszcze nie skończyłam. - Elly uniosła gniewnie głowę, ale w tym geście bardziej 

przypominała   przerażoną   łanię.   -   Przejrzałam   twoje   sztuczki.   Nie   ufam   ci   za   grosz,   bez 

względu na to, co myślą inni.

- Naprawdę? Chyba będę musiał mieć się na baczności.

Zrobił krok w jej kierunku. Elly wydała z siebie piskliwy okrzyk.

- Nie waż się mnie tknąć, ty brutalu! - Odwróciła się i wybiegła za drzwi.

63

background image

Travis patrzył z niechęcią za swoją byłą narzeczoną. Pomyślał, że Juliana nigdy by się 

tak nie zachowała. Prędzej stanęłaby do walki.

Wrócił na swoje miejsce i sięgnął po papiery, które przeglądał parę minut temu. Słowa 

Elly wciąż dźwięczały mu w uszach.

„Musiałam wybierać między tobą a moją rodziną”.

Zdawał sobie sprawę, że Juliana nie jest tak do końca wyjątkowa: podobnie jak Elly 

była całkowicie lojalna wobec swojej rodziny.

Travis modlił się, żeby to, co go spotkało pięć lat temu z Elly, nie powtórzyło się z 

Julianą.  Żeby nie  musiała  wybierać  między  nim  a rodziną.  Wiedział,  że byłby wtedy na 

przegranej pozycji.

Znów   zaczął   się   zastanawiać,   co   się   stanie,   jeżeli   mu   się   nie   powiedzie.   Musiał 

przerwać te rozmyślania, bo drzwi otworzyły się szeroko i do pokoju wkroczyła  Juliana, 

niosąc papierową torbę z logo Charismy.

- No i co zrobiłeś mojej kuzynce, ty brutalu? - Z promiennym uśmiechem postawiła 

torbę na biurku i wyjęła z niej papierowy kubek z kawą.

Travis przyglądał się jej z nieukrywaną przyjemnością. Miała dziś na sobie plisowaną 

spódnicę, obcisłą kamizelkę, a pod nią koszulę z szerokimi rękawami.

- Brutalu? - powtórzył, patrząc zachłannie na kubek z kawą.

- Na pewno użyła tego słowa. - Juliana otworzyła drugi kubek i usiadła na krześle, 

które przed chwilą zajmowała jej kuzynka. - Mieliście małą kłótnię?

- Z Elly trudno się pokłócić. Ucieka, kiedy zaczyna się robić naprawdę interesująco. - 

Z zachwytem wciągał zapach kawy. - Tego mi było potrzeba.

-   Pomyślałam,   że   będziesz   chciał   sobie   zrobić   małą   przerwę   i   postanowiłam   ci 

oszczędzić spaceru do Charismy. Poza tym musiałam wyrwać się na moment z pracy. Znów 

nie mogę się dogadać z Melvinem. Więc o co się pokłóciliście?

- Elly jest przekonana, że cię szantażuję, żebyś chodziła ze mną do łóżka. - Patrzył na 

Julianę, rozkoszując się kolejnymi łykami mocnej, ciemno palonej kawy.

- Ona też?

- Nie tylko. Z pewnością jeszcze Matt i Sandy, poza tym twoi rodzice i Tony Grant. 

Co oznacza, że niemal wszyscy tak uważają.

- Szkoda, że to nieprawda - rzuciła lekko Juliana. - To byłoby całkiem ekscytujące.

- Nie byłaś tym szczególnie podekscytowana, kiedy ci to zasugerowałem – powiedział 

z lekką irytacją. - O ile pamiętam, kazałaś mi spadać, kiedy zaproponowałem, że przyjmę 

twoje piękne ciało jako zapłatę za uratowanie Flame Valley.

64

background image

- Odmówiłam ze względu na ciebie.

- Na mnie?

- Oczywiście. Gdybym się zgodziła, wciąż byś się zadręczał domysłami.

- Czym?

- Domysłami co do moich prawdziwych motywów. Za każdym razem, kiedy bym cię 

całowała albo mówiła, że cię kocham, zastanawiałbyś się, czy jestem szczera, czy tylko udaję, 

żebyś   harował   jak   wół   dla   ocalenia   Flame   Valley.   A   tak   sprawa   jest   czysta,   interesy  to 

interesy, a sprawy osobiste to sprawy osobiste.

Travis zaklął z krzywym uśmiechem.

- Zawsze musisz być o krok do przodu.

- Nic na to nie poradzę, taka już jestem. Musiałam zdusić w zarodku tę straszną próbę 

szantażu tylko ze względu na ciebie. - Juliana wstała i podeszła do Travisa. W jej spojrzeniu 

kryło się uwodzicielskie, figlarne rozbawienie. - Ale wiedz, że twoja propozycja wydała mi 

się cudownie ekscytująca.

Travis uśmiechnął się szeroko, odstawił kubek i posadził sobie Julianę na kolanach.

-   A   ty   wiedz,   że   gdybyś   przyjęła   moją   propozycję,   wcale   bym   się   nie   zadręczał 

domysłami.

- Nie? - spytała, całując go w szyję.

- Nie. A następnym razem, kiedy postanowisz zrobić coś dla mojego dobra, skonsultuj 

to najpierw ze mną.

- Dobrze. - Pogłaskała go zachęcająco po szyi. - Kiedy masz następne spotkanie?

- Nie mam dziś żadnych spotkań. - Travis przeciągnął dłonią po jej udzie, czując, że 

jest coraz bardziej podniecony. Wszystko w tej kobiecie działało na niego podniecająco.

Juliana zachichotała.

- Robiłeś to kiedyś w pracy?

- Nie - uśmiechnął się. - A ty?

- Nigdy.

- No to mamy parę rzeczy do nadrobienia.

Delikatnie   podniósł   ją   i   posadził   na   brzegu   biurka.   Powoli   odsunął   wysoko   szarą 

flanelową spódnicę i położył dłonie na jej kolanach. Pomyślał, że Juliana ma naprawdę piękne 

kolana, gładkie i okrągłe. To zabawne, że do tej pory nie zauważył, ile uroku kryje się w tej 

części kobiecego ciała.

-   Chyba   nic   złego   się   nie   stanie,   jeżeli   od   czasu   do   czasu   będziemy   udawać,   że 

zmuszasz mnie do tego szantażem? - spytała.

65

background image

Uśmiechnął się i powoli rozsunął jej nogi.

- Zawsze do usług, kochanie.

66

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

- Juliano, sytuacja  jest bardzo poważna. Niezmiernie  martwi  nas, co może  z tego 

wyniknąć. Dlatego postanowiliśmy spotkać się i omówić to w rodzinnym gronie. Musimy 

wiedzieć, o co tu chodzi.

- Jasne, mamo. Rozumiem. Ale nad wszystkim panuję, zaufaj mi. - Juliana popatrzyła 

na poważne twarze wokół niej, westchnęła bezgłośnie i zajęła się swoją pyszną zupą z czarnej 

fasoli. W rodzinnym gronie wyczuwało się niewiele zaufania, za to dużo niepokoju. Dobrze, 

że   przynajmniej   kuchnia   w   tej   meksykańskiej   restauracji   jest   znakomita,   pomyślała   z 

rezygnacją.

Kiedy rano dotarło do niej zaproszenie na lunch, miała zamiar wymyślić jakiś pretekst,

żeby grzecznie odmówić. Wiedziała jednak, że rodzice i wujek Tony byliby zawiedzeni, więc 

chcąc nie chcąc, postanowiła odegrać rodzinną psychodramę.

- Omawialiśmy to z Tonym  dokładnie - odezwał się Roy Grant. Patrzył  na córkę 

uważnie, z wyrazem głębokiej troski na twarzy. - Nadal nie wiemy, po co Sawyer tu wrócił, 

ale z pewnością nie wróży to nam nic dobrego.

- Święta racja - przytaknął Tony, rzucając okiem na swój talerz, wypełniony enchiladą 

z kurczakiem i obfitą porcją gęstej śmietany. - Sawyer oznacza kłopoty, wiemy o tym dobrze. 

Odbierze nam Flame Valley w ten czy inny sposób. Poświęcił pięć lat, żeby nas dopaść. 

Wyobrażacie sobie? Pięć lat! Cały czas żywił się pretensjami.

- Już pięć lat temu było groźnie, kiedy dowiedział się, że ze ślubu nici - dorzucił Roy. 

- Próbowaliśmy mu jakoś zapłacić, ale nie chciał.

Juliana podniosła wzrok znad talerza.

-   O   ile   rozumiem,   miał   dostać   jedną   trzecią   udziałów   we   Flame   Valley. 

Zaproponowaliście mu to, kiedy Elly zerwała zaręczyny?

- Zwariowałaś? - wybuchnął Tony. - Oddać jedną trzecią majątku w ręce kogoś spoza 

rodziny? Na miłość boską, dziewczyno, gdzie się podział twój rozsądek? Nie było ślubu, nie 

było umowy. Oczywiście chcieliśmy go jakoś wynagrodzić, w końcu nie jesteśmy oszustami.

- Mhm. - Juliana sięgnęła po tortillę i umoczyła ją w salsie. - Zaproponowaliście mu 

równowartość udziałów w gotówce?

Jej matka zacisnęła usta.

67

background image

-   Oczywiście,   że   nie.   To   byłby   jakiś   milion   dolarów.   Nie   byliśmy   w   stanie   tyle 

zapłacić ani jemu, ani żadnemu innemu doradcy. Zaproponowaliśmy mu jednak przyzwoite 

wynagrodzenie.

- Ale problem był taki, że zaproponowaliście mu nie tyle, na ile się umówiliście.

Tony Grant aż poczerwieniał na twarzy.

- To była niepisana umowa, a nie żaden prawdziwy kontrakt. Na dodatek uzależniona 

od ślubu z Elly. Na szczęście do ślubu nie doszło. Kiedy tylko pomyślę, jak nieszczęśliwa by 

była z tym człowiekiem, dostaję skurczów żołądka. O, już mnie zaczyna boleć.

-   To   ten   sos   chili.   Wiesz,   że   nie   robi   ci   dobrze   na   żołądek   -   zauważyła   Juliana 

niewinnie.

- Ta rozmowa do niczego nie prowadzi - odezwał się jej ojciec szorstko. - Kochanie, 

nie ma co wracać do przeszłości, co się stało, to się nie odstanie. Mnie martwi teraźniejszość.

- Zupełnie niesłusznie, tato - powiedziała Juliana uspokajająco. - Mówiłam już, że nad 

wszystkim   panuję.   Travis   pracuje   teraz   dla   mnie.   A   ponieważ   ma   zobowiązania   wobec 

Charismy, podjął się uratowania Flame Valley. Wie, że jeśli hotel upadnie, stracę mnóstwo 

pieniędzy.

- Kochanie, to wszystko nie ma sensu - wtrąciła się Beth Grant. - Dlaczego Travis 

Sawyer miałby ci wyświadczać przysługę?

- To też już mówiłam.  Charisma jest klientem  Sawyer  Management  Systems. Nie 

chodzi o żadną przysługę, tylko o interesy.

- Ci cholerni inwestorzy z Fast Forward Properties też są jego klientami! - zahuczał 

Tony. - I to większymi niż Charisma. Bardziej się dla niego liczą niż ty.

Juliana zaczerwieniła się.

- No dobrze, może chodzi o coś więcej niż zobowiązania Travisa wobec Charismy. 

Może on to robi dla mnie.

Rodzice i wuj Tony popatrzyli na nią z otwartymi ustami. Pierwsza ochłonęła Beth.

- Dla ciebie? Co to znaczy? O co tutaj chodzi?

- Skoro już chcecie wiedzieć, to zamierzam wkrótce wyjść za niego za mąż. Chyba mu 

się podobam, ale jest zbyt nieśmiały, żeby to otwarcie powiedzieć.

Jej ojciec był zbulwersowany.

- Czy ten łajdak zdążył ci już coś naobiecywać?

- Właśnie ku temu zmierzamy - zapewniła go Juliana.

-   Do   diabła,   dziewczyno,   czy   on   ci   się   oświadczył?   -   spytał   Tony   ze   świętym 

oburzeniem. - Więc o to mu chodzi? Chce cię mieć zamiast Elly?

68

background image

- Nie, wujku, jeszcze mi się nie oświadczył, ale mam taką nadzieję.

- Kochanie, chyba nie dasz się nabrać na te jego oświadczyny - powiedziała do córki 

Beth   z   wyraźną   troską   w   głosie.   -   Przecież   wiesz,   jak   to   się   kończy.   Mężczyźni   ciągle 

składają ci takie propozycje, ale nigdy na poważnie.

- Dziękuję, mamo - skrzywiła się Juliana.

- Nie chciałam cię urazić, skarbie, ale wiesz, jaka jest prawda. Mężczyźni proponują ci 

małżeństwo następnego dnia po pierwszym spotkaniu, ale zmieniają zdanie równie szybko.

- Chcesz powiedzieć, że dają nogę? Wiem, mamo. Smutne, ale prawdziwe. Działam na 

mężczyzn   w   dziwny   sposób.   Chyba   ich   przytłaczam.   Ale   Travis   jest   inny.   Nie   daje   się 

przytłoczyć. - Juliana się rozpromieniła. - Wręcz uważam, że to dobrze, że nie spieszy się z 

oświadczynami.

Dlaczego? - Jej ojciec nadal był podejrzliwy.

-   Wszyscy   inni   proponowali   mi   małżeństwo   po   dwudziestu   czterech   godzinach 

znajomości. Travis widocznie poważnie się nad tym zastanawia. A to oznacza, że kiedy już 

mi się oświadczy, to będzie do tego naprawdę przekonany. On zawsze wie, co robi.

Wujek Tony wycelował w nią widelcem z drugiego końca stołu.

-   I   to   powinnaś   sobie   zapamiętać.   Zawsze   wie,   co   robi.   Dlatego   jest   taki 

niebezpieczny.

Juliana pokręciła głową z rozdrażnieniem.

- Ale to nie znaczy, że nie można mu ufać. Ja akurat ufam mu całkowicie. Tylko on 

może uratować Flame Valley.

Nieznaczne poruszenie przy stole sprawiło, że Juliana rozejrzała się wokół. Travis stał 

za nią. Uśmiechnęła się do niego na powitanie.

- Dzięki za te zapewnienia, kochanie - powiedział spokojnie.

- Travis, co ty tutaj robisz?

- Dzwoniłem do Charismy, żeby cię wyciągnąć na lunch, ale Sandy powiedziała, że 

zostałaś porwana i że trzymają cię w tej restauracji dla okupu. - Travis patrzył na gniewne 

twarze zgromadzone wokół stołu. - Pomyślałem, że wpadnę i cię uratuję.

- Ona nie potrzebuje pomocy - wymamrotał Tony Grant.

-   Święta   racja   -   przytaknął   mu   Roy   ponuro.   -   Moja   córka   potrafi   się   o   siebie 

zatroszczyć.

- Z całą pewnością - powiedziała Beth z nutą macierzyńskiej dumy.

-   Każdy   potrzebuje   pomocy   od   czasu   do   czasu   -   odpowiedział   Travis   spokojnie, 

siadając na krześle obok Juliany i biorąc do ręki menu.

69

background image

- Umieram z głodu. Kilkugodzinna praca nad finansami Flame Valley bardzo zaostrza 

apetyt. Albo przyprawia o mdłości, to zależy od punktu widzenia. Na szczęście mam zdrowy 

żołądek. Hotel znów jest w niezłych tarapatach, co?

Tony Grant zbladł nagle, a potem znów poczerwieniał.

- Przepraszam - powiedział niewyraźnie, wstając od stołu - ale muszę już iść, jeżeli 

mam dziś dotrzeć do San Diego. Wy też chodźcie, bo spóźnicie się na samolot.

Beth uniosła się z miejsca i skinęła na męża.

- To  prawda,  kochanie,  powinniśmy  już pójść.  -  Spojrzała  znacząco  na  Julianę.  - 

Pamiętaj, co ci powiedziałam.

- Oczywiście. Miłej podróży do San Francisco.

Rzuciwszy ostatnie niepewne spojrzenie na Travisa, Beth odwróciła się i wyszła za 

swoim mężem z restauracji.

- Coś mi się wydaje - powiedziała Juliana - że zostawili mi rachunek do zapłacenia.

- Stać cię na to. Od początku Charisma przynosi ci mnóstwo pieniędzy.

- Czy to oznacza, że za twój lunch też mam zapłacić?

Travis odłożył menu i popatrzył na nią znacząco.

- Zwykle to klient pokrywa wydatki swojego doradcy.

- Rozumiem.

- Powiedz mi, ile dostałaś propozycji małżeństwa?

Juliana zmrużyła oczy.

- Więc jednak podsłuchiwałeś?

- Nie mogłem się powstrzymać. Poza tym byliście tak zajęci miłą rodzinną rozmową, 

że nie śmiałem przeszkadzać.

- Daj spokój z tymi propozycjami małżeństwa. Tak naprawdę żadna z nich nie miała 

znaczenia.

- Skoro tak mówisz.

Dwa dni później Juliana siedziała w restauracji z Travisem.

-   Jak   poszło   spotkanie   z   Davidem?   -   Juliana   wzięła   do   ust   smażoną   ostrygę   i 

skosztowała   ją   z   wyraźnym   zadowoleniem.   To   danie   zawsze   jej   smakowało   w   Treasure 

House. Zmarszczyła brwi, nie doczekawszy się odpowiedzi na swoje pytanie.

- Źle?

- Powiedzmy, że David nie jest zbyt przyjemnym towarzyszem zabaw. - Travis jadł 

swojego miecznika w sposób, który nie zdradzał specjalnego zachwytu.

70

background image

- Wiesz, Travis, ostatnio chyba jesteś w dość kiepskiej formie.

- A dziwisz się? Pracuję po osiemnaście godzin na dobę, żeby uratować ten cholerny 

hotel, zadowolić swoich ważnych klientów i urządzić swoje nowe biuro. Do tego próbuję 

znaleźć czas, żeby się z tobą spotkać.

- Może to nie był dobry pomysł, żeby iść dzisiaj na kolację.

- Raczej nie. W biurze czeka na mnie stos papierów do przejrzenia. Ale ponieważ to 

był mój pomysł, więc nie powinienem narzekać.

- Więc jak poszło spotkanie z Davidem?

- Nie był zbyt zadowolony. Zaproponowałem mu pewne rozwiązanie, ale chyba go nie

przyjmie.

- Jakie rozwiązanie?

- Znalezienie kupca na Flame Valley. Na przykład którąś z dużych sieci hotelowych. 

Musieliby spłacić wszystkich wierzycieli i zapewnić Davidowi posadę managera.

Juliana skrzywiła się lekko.

- Nic dziwnego, że nie był zachwycony. Sprzedaż hotelu to ostatnia rzecz, na jaką by 

się   zgodził.   Za   wszelką   cenę   chce   go   zatrzymać.   -   Przerwała,   przypominając   sobie,   co 

powiedział Roy Grant podczas lunchu dwa dni temu. - To własność rodziny.

- Mówił dokładnie to samo.  Juliano, wszystko  wskazuje na to, że nie uda mi  się 

uratować Flame Valley.

- Uda ci się. - Uśmiechnęła się do niego z bezbrzeżnym zaufaniem.

-   Wolałbym,   żebyś   nie   była   tego   taka   pewna.   -   Spojrzenie   Travisa   wyrażało 

zniecierpliwienie. - Do diabła, nie mam dziś ochoty rozmawiać na ten temat.

-   Dobrze.   Wolisz   porozmawiać   o   przyszłości   Charismy?   -   Sięgnęła   po   ostatnią 

ostrygę. - Pomyślałam, że może warto zacząć sprzedawać kubki z naszym logo. Reklama 

podprogowa.   Za   każdym   razem,   kiedy   nasz   klient   będzie   pił   w   domu   z   takiego   kubka, 

pomyśli o Charismie.

- Pomysł może jest niezły, ale nie chcę teraz o tym rozmawiać.

-   To   o   czym   chcesz   rozmawiać?   -   spytała   cierpliwie,   kończąc   swoją   sałatkę   z 

czosnkiem i anchois.

- O nas.

- O nas? - Przestała jeść i popatrzyła na niego uważnie. Naprawdę był dziś w dziwnym 

nastroju. - A konkretnie o czym?

Travis   rozglądał   się   po   dyskretnie   eleganckim   wnętrzu   restauracji.   Przy   stolikach 

siedzieli goście ubrani z szykowną nonszalancją, z licznych  doniczek zwieszały się liście 

71

background image

paproci,   a   kelnerzy   i   kelnerki   z   powodzeniem   mogliby   pozować   do   zdjęć   na   okładki 

kolorowych magazynów. Typowa kalifornijska restauracja.

- Czy Kirkwood zaprosił cię tu, żeby ci się oświadczyć? - zapytał.

- Aha. Pozostali zresztą też.

- A ilu ich było?

Spojrzała na niego ze złością.

- Wciąż chodzi ci o liczbę? No cóż, nie tak wielu. Najwyżej dwóch albo trzech. Bo 

chyba   nie   powinnam   brać   pod   uwagę   agenta   nieruchomości,   który   załatwił   mi   lokal   dla 

Charismy, ani tego osiłka, od którego kupiłam mój pierwszy ekspres do kawy. Byli dość mili, 

ale bez specjalnej głębi. Taki typ sprzedawców.

- To ciekawe.

- Naprawdę to nie moja wina, że kilku mężczyzn  zaproponowało mi małżeństwo. 

Mówiłam ci już, że żadnego nie traktowałam poważnie.

Travis uśmiechnął się krzywo.

- Wszystkich sterroryzowałaś, co? - Sięgnął do kieszeni po portfel. - Chodźmy stąd.

- Gdzie mamy pójść?

- Na spacer.

- O tej porze?

-   Przecież   to   nie   centrum   Los   Angeles   tylko   Jewel   Harbor.   Muszę   z   tobą 

porozmawiać,   ale   nie   tutaj.   -   Travis   przechwycił   spojrzenie   kelnera,   który   natychmiast 

pospieszył z rachunkiem. 

Wyszli   z   restauracji   i   skierowali   się   w   stronę   jachtowej   przystani.   Wieczór   był 

pogodny, łagodna bryza niosła ze sobą zapach oceanu, fale z cichym pluskiem rozbijały się o 

drewniane   słupy   nabrzeża.   W   kabinach   jachtów   pobłyskiwały   światła,   wskazując,   że 

właściciele spędzają tam noc.

Travis szedł zamyślony.  Zatrzymał  się wreszcie na skraju pomostu.  Nadal nic nie 

mówił,   tylko   patrzył   na   horyzont.   Juliana   wytrzymywała   jego   milczenie,   ale   wreszcie 

ciekawość wzięła w niej górę.

- Po co mnie tu przyprowadziłeś?

- Żeby zapytać, czy wyjdziesz za mnie za mąż. - Nie patrzył na nią. Jego wzrok wciąż 

utkwiony był w ciemnościach.

Juliana nie wierzyła własnym uszom.

- Słucham?

72

background image

- Powiedziałaś, że mam miesiąc na zastanowienie. Nie potrzebuję całego miesiąca. Od 

jakiegoś   czasu   wiem,   że   chcę   się   z   tobą   ożenić.   Tylko   że   wszystko   było   tak   cholernie 

skomplikowane. Nadal zresztą jest. Nic się nie zmieniło. Ale nie mam już ochoty czekać na 

właściwy moment. A biorąc pod uwagę przyszłość Flame Valley, ten właściwy moment może 

nigdy nie nadejść.

- Travis, spójrz na mnie. Mówisz poważnie? Chcesz się ze mną ożenić?

Odwrócił się powoli, z lekkim uśmiechem na ustach.

- Mówię poważnie. Nie miałem czasu, żeby kupić pierścionek, ale mówię poważnie.

- Nie zmienisz jutro zdania, jak reszta? - Juliana zauważyła, że trudno jej się pozbyć 

dawnych nawyków, pomimo zaufania, jakim darzyła Travisa.

- Zapewniam cię, że nie zamierzam zmienić zdania. Uwierz mi.

- Wierzę ci - powiedziała z niepewnym uśmiechem.

- Odpowiesz mi dzisiaj, czy każesz mi jeszcze trochę pocierpieć?

- Nie zadawaj głupich pytań. Oczywiście, że za ciebie wyjdę. Właściwie pierwsza ci to 

zaproponowałam, nie pamiętasz?

- Pamiętam.

Patrzyła na jego twarz i czuła wzbierającą w niej radość. Nigdy jeszcze nie była taka 

szczęśliwa.

- Przepraszam za sałatkę z czosnkiem i anchois. - Rzuciła się w jego stronę, unosząc 

twarz do pocałunku.

- Juliano, zaczekaj...

Było już jednak za późno. Zwykle Travisowi bez problemu udawało się utrzymać na 

sobie   cały   ciężar   Juliany,   ale   teraz   pomost   kołysał   mu   się   pod   stopami.   Pomimo 

rozpaczliwych wysiłków nie zdołał utrzymać równowagi.

W ostatniej chwili Juliana zdała sobie sprawę z nadchodzącej katastrofy. Wpiła się w 

niego, czując, że robi niebezpieczny krok do tyłu. Próbowała sama złapać równowagę, ale 

jeden z jej pięciocentymetrowych obcasów utknął między deskami pomostu.

Travis jęknął z rezygnacją, kiedy oboje przechylili się przez krawędź przystani i z 

głośnym pluskiem runęli do wody.

Juliana wynurzyła się po paru sekundach, wypluwając słoną wodę.

- Travis, gdzie jesteś? - Rozglądała się niespokojnie dookoła.

- Tutaj - odezwał się z tyłu, prysnął na nią wodą i podpłynął do pomostu. Oparł dłonie 

na  krawędzi   i  jednym  ruchem   wydostał  się  z   wody.  Juliana  uśmiechnęła   się  do  niego   z 

wyraźną ulgą.

73

background image

- Całe szczęście. Nic ci się nie stało?

- Przeżyję.  - Wciągnął  rękę, żeby pomóc  jej wejść na pomost.  - Powinienem był 

wiedzieć, że przy tobie nawet pytanie o to, czy za mnie wyjdziesz, skończy się czymś takim. 

Chyba musisz mi zapłacić za pracę w trudnych warunkach.

- Niech pan to doliczy do swojego rachunku, panie Sawyer.

„Do swojego rachunku”... Przypomniał sobie te słowa nieco później, leżąc w łóżku 

obok Juliany, i doszedł do smutnej konstatacji, że zwykle wystawiał rachunki za pracę, która 

przynosiła spodziewane efekty. Jednak tym razem miał poważne wątpliwości, czy jego klient 

będzie zadowolony.

Zastanawiał   się,   czy   pierścionek   zaręczynowy   wystarczy,   żeby   zatrzymać   Julianę, 

gdyby okazało się, że nie uda mu się ocalić Flame Valley.

Trudno mu było przegnać myśli o nieuchronnej katastrofie, więc przekręcił się na bok 

i mocno objął Julianę. Wtuliła się w niego miękko. Dopiero wtedy mógł zasnąć.

Juliana siedziała na krześle, opierając stopy o krawędź biurka.

-   Nie,   Melvin,   nie   chcę   podwójnej   ilości   zwykłej   kawy   z   Sumatry   -   mówiła   do 

słuchawki telefonu. Jej dostawca spóźniał się z realizacją zamówienia. - I nie próbuj mnie 

nabrać, bo potrafię odróżniać gatunki. Nie mogę zejść poniżej swoich standardów.

- Przecież ty nawet nie lubisz kawy - zauważył dobrodusznie mężczyzna z drugiej 

strony linii.

- Co nie znaczy, że się na niej nie znam. A co z tą doskonałą kawą z Gwatemali? 

Dostanę ją wreszcie? Potrzebna mi do mojej nowej mieszanki.

- Robię, co mogę. Ale dwóch moich producentów na razie wstrzymało dostawy. Zła 

pogoda czy coś takiego. A jak ci idą te gatunki bez kofeiny?

- Sprzedają się jak świeże bułeczki. Kompletnie nie rozumiem, po co ludzie piją kawę 

bez kofeiny. Przecież to nie ma sensu. Melvin, znasz jakichś dostawców herbaty?

- Jasne, to uboczna linia mojej działalności. Dlaczego pytasz?

- Myślałam o tym, żeby otworzyć herbaciarnię.

-   Daj   sobie   spokój.   Jest   za   mało   klientów   na   taki   interes.   Na   początek   spróbuj 

wprowadzić herbatę do Charismy.

- Omówię to z moim nowym wspólnikiem.

- Masz jakiegoś wspólnika? A to niespodzianka. Myślałem, że chcesz mieć Charismę 

tylko dla siebie.

74

background image

-   Ten   nowy   wspólnik   jest   moim   narzeczonym   -   wyznała   Juliana   z   wyraźną 

przyjemnością. Patrzyła na czubki swoich butów z wężowej skóry. Doskonale pasowały do 

pastelowych dżinsów i kusej marynarki, które miała dziś na sobie.

Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy.

-  Wiesz,   to  chyba  nie   jest   dobry  pomysł,   żeby  mieszać   małżeństwo   z  interesami. 

Spójrz tylko na mnie. Miałem trzy żony. Każda miała jakieś udziały w mojej firmie. I po 

każdym rozwodzie zostawałem bez pieniędzy i musiałem zaczynać wszystko od nowa.

- Byłoby lepiej, gdybyś poświęcał tyle samo uwagi swoim żonom, co firmie - zganiła 

go Juliana. Rzuciła okiem przez drzwi i zauważyła znajomą, ciemnowłosą kobietę stojącą 

przy barze. - Muszę kończyć. Postaraj się o sumatrę, dobrze? I o te ziarna z Gwatemali. 

Wyświadcz mi tę przysługę.

- Jeżeli wyświadczę ci jeszcze jedną przysługę, to pójdę z torbami.

- Ale przedtem zostaw mi listę innych importerów kawy.

- Jesteś kobietą bez serca.

- Jestem kobietą interesu. Próbuję zarobić na życie i przy okazji zadowolić moich 

klientów. Pogadamy później.

Juliana   wstała   z   krzesła,   odkładając   słuchawkę.   Wyszła   szybko   z   biura,   żeby 

przywitać czekającą na nią kobietę.

- Angelina! Nie mogłam się ciebie doczekać.

Angelina   Cavanaugh   odpowiedziała   uśmiechem.   Jej   arystokratyczne   hiszpańskie 

pochodzenie   widoczne   było   w   pięknych   ciemnych   oczach   i   długich,   prostych   włosach, 

upiętych w klasyczny kok.

- Dzień dobry, Juliano. Jak się miewasz?

- Fantastycznie.

Sandy wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.

- Uważaj, Angelino. Wreszcie  zagnała  faceta  w pułapkę. Powaliła  go na kolana i 

ciągle obnosi się ze swoim zwycięstwem.

- To prawda? Ten twój doradca nareszcie ci się oświadczył?

Matt przechylił się konspiracyjnie przez ladę.

- Ale to nie było łatwe. Sawyer mi o wszystkim opowiedział. Podstawiła biedakowi 

nogę i wepchnęła do wody na przystani. Podobno jak się tylko wynurzył, wiedział, że to 

koniec. Postanowił się poddać, zanim Juliana podejmie bardziej drastyczne kroki.

- To dość zniekształcony przebieg wydarzeń - sprostowała Juliana.

- Nieprawda - zaprotestował Matt. - Znam tę wersję od samego poszkodowanego.

75

background image

-   Nie   zwracaj   na   niego   uwagi,   Angelino.   Siadaj,   muszę   z   tobą   porozmawiać   o 

przyjęciu zaręczynowym i o weselu. Zmieścisz mnie jakoś na swojej liście klientów?

Czerwone usta Angeliny wygięły się w wesołym uśmiechu.

- Moja firma z ochotą przyjmie nowe zlecenie. Mimo że mamy mnóstwo pracy z... jak 

by to powiedzieć? Ze stałymi klientami.

- Planuję tylko jedno wesele w swoim życiu - obwieściła Juliana.

- Tak wszyscy mówią, ale tylko do rozwodu. Ustaliliście już datę?

- Wesela  jeszcze  nie.  Travis  jest  bardzo zajęty naszymi...  naszymi  sprawami.  Ale 

chyba mogę sama ustalić datę przyjęcia zaręczynowego. Travis na pewno się zgodzi.

- Masz na myśli jakąś dużą imprezę?

- A cóż by innego? Nie będę się w niczym ograniczać. Chcę, żeby Travis miał wesele 

swoich marzeń, co oznacza, że przyjęcie zaręczynowe też musi być wspaniałe.

- Rozumiem - powiedziała Angelina przeciągle. - Rozmawiałaś już z Travisem, jak 

wyobraża sobie wesele swoich marzeń?

- Mówiłam już, że on jest bardzo zajęty. Wszystkiego dopilnuję sama.

Matt, który otwarcie się wszystkiemu przysłuchiwał, o mało się nie zakrztusił.

- Biedny Travis. A już myślał, że kąpiel na przystani oznacza koniec jego problemów.

- Nie słuchaj go, Angelino. Jak ci smakuje espresso?

- Świetne. Pełny, wyraźny aromat. Bogate i mocne.

- Wyrosną ci od niego włosy na piersi - podsumowała Juliana. - Napij się jeszcze, a ja 

zanotuję   parę   rzeczy   w   sprawie   przyjęcia   zaręczynowego.   Sandy!   -   zawołała.   -   Zrób   mi 

filiżankę herbaty, proszę. Schowałam puszkę English Breakfast pod ladą.

Travis,   z   podwiniętymi   rękawami,   rozluźnionym   krawatem   i   w   pomiętej   koszuli, 

patrzył na mężczyznę siedzącego po drugiej stronie zawalonego papierami biurka.

- Raczej nie mamy wielu możliwości, David. Od miesięcy balansujesz na krawędzi 

bankructwa i doskonale o tym wiesz. Powtarzam, że najlepszym wyjściem będzie znalezienie 

jakiegoś kupca.

- Nie ma mowy. - David wstał i podszedł do okna. Wyglądał na wyczerpanego. - 

Sprzedaż nie jest żadnym wyjściem. Lepiej odwołaj swoje wilki i daj mi trochę więcej czasu.

- Czas niewiele ci pomoże. - Travis wskazał na stos papierów, w których kryła się 

zapowiedź   katastrofy.   -   Oprócz   moich   inwestorów   masz   jeszcze   banki   na   karku.   No   i 

potrzebujesz gotówki. Dużo gotówki. Nawet gdyby udało mi się na jakiś czas powstrzymać 

76

background image

swoich inwestorów, co jest mało prawdopodobne, to nie namówię ich, żeby wpompowali we 

Flame Valley kolejne pieniądze.

- Fast Forward to twoja firma. Sam mówiłeś, że to ty podejmujesz decyzje.

- To prawda. Ale mam zobowiązania wobec swoich udziałowców. I nie mogę ich 

zawieść.

David odwrócił się i spojrzał na niego poważnie.

- Nie sprzedam hotelu, Travis, nawet gdyby ci się udało znaleźć chętnego.

Travis przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu.

- Chodzi ci o Elly? - spytał cicho.

David znów patrzył na przystań.

- Tak,  chodzi   o Elly  - powiedział  z  ciężkim  westchnieniem.  -  Ja też   mam   swoje 

zobowiązania. Obiecałem jej, że to będzie największy i najlepszy hotel na całym wybrzeżu. 

Obiecałem, że zostanie w rodzinie i że zawsze będzie z niego dumna. Nigdy mi nie wybaczy, 

jeżeli go stracę.

- Co Elly zrobi, jeżeli nie dotrzymasz swoich obietnic?

- Nie wiem.

- Myślisz, że od ciebie odejdzie? Tego się właśnie obawiasz?

-   Zamknij   się.   Martw   się   o   uratowanie   hotelu,   a   ja   będę   się   martwił   o   moje 

małżeństwo.

- Jak chcesz. Ale lepiej zacznij przyzwyczajać się do myśli, że nie uda mi się ocalić 

Flame Valley.

David zawahał się przez chwilę, a potem powiedział beznamiętnie:

- A mnie nie uda się ocalić mojego małżeństwa.

Na chwilę zapadła cisza.

- Chyba powinniśmy wrócić do pracy - powiedział wreszcie Travis.

Po jakimś kwadransie znów podniósł wzrok na Davida.

- Mówiłem ci, że zaręczyłem się z Julianą?

David przerwał przeglądanie ksiąg rachunkowych.

- Co takiego?

- Zaproponowałem jej małżeństwo.

David uśmiechnął się nieznacznie.

- Jesteś pewien, że tak się to odbyło? Ty jej zaproponowałeś, a nie ona tobie?

- Dała mi miesiąc, żebym jej się oświadczył. Zrobiłem to wczoraj, a ona z radości 

wepchnęła mnie do wody na przystani.

77

background image

- Bardzo romantycznie. Mam nadzieję, że wiesz, w co się pakujesz?

- Też mam taką nadzieję. - Travis uśmiechnął się, przypominając sobie, jak oboje z 

Julianą wylądowali w wodzie.

- Robisz to dla Juliany? - spytał David. - Nie dlatego, że jesteś jej doradcą, ale dlatego, 

że chcesz się z nią ożenić. Wiesz, że ją stracisz, jeżeli zrujnujesz hotel.

Travis wzruszył ramionami i wrócił do przeglądania papierów.

- To dziwne, ale może znów powtarza się sytuacja sprzed pięciu lat - ciągnął David. - 

Może Juliana chce wyczekać, aż uratujesz Flame Valley, a potem zamierza cię porzucić?

- Przestań.

- Wiesz, jestem przekonany, że ani ty nie byłeś odpowiedni dla Elly, ani ona dla ciebie

- zauważył David lekkim tonem.

Travis odłożył ołówek i oparł łokcie na biurku.

- Tak myślisz?

- Tak myślę. - David nie opuszczał wzroku.

- Masz rację. Bylibyśmy fatalną parą. Teraz ja ci coś powiem.

- Co takiego?

- Ty i Juliana także do siebie nie pasowaliście. - Travis sięgnął po słuchawkę telefonu.

- Do kogo dzwonisz?

- Znam pewnego ekscentrycznego kapitalistę. Ostry jak brzytwa. Ma kasy jak lodu i 

nawet   nie   wie,   na   co   ją   wydawać.   Lubi   trudne   wyzwania.   Czasem   angażuje   się   w 

przedsięwzięcia, które wszyscy inni obchodzą z daleka.

- Mówiłem ci, że nie sprzedam hotelu - powiedział David ze złością.

- Nie chcę mu nic sprzedawać - wyjaśnił Travis. - Spróbuję go namówić, żeby spłacił 

twoje największe długi i zainwestował w hotel trochę gotówki.

- Myślisz, że się zgodzi?

- Nie wiem, ale warto spróbować. Nie mamy innych możliwości. - Zaczął wybierać 

numer. - Mówi Travis Sawyer - powiedział, usłyszawszy w słuchawce przyjemny głos. - 

Proszę powiedzieć panu Samowi Bickerstaffowi, że chciałbym z nim chwilę porozmawiać. 

Tak, poczekam.

Krótko po lunchu Elly weszła szybkim krokiem do Charisma Espresso. Przeciskała się

wśród tłumu gości, żeby znaleźć jakieś wolne miejsce, wreszcie zauważyła Julianę.

Juliana od razu domyśliła się, że jej kuzynka już wie o zaręczynach, bo Elly wyglądała 

na wstrząśniętą.

78

background image

- Juliano, właśnie się dowiedziałam. Mój Boże, jak mogłaś się zgodzić? Nie wiesz, co 

robisz.

- Zawsze wiem, co robię, znasz mnie przecież. Uspokój się, poproszę Sandy, żeby 

zrobiła ci latte. Chodź, pogadamy w moim biurze.

-   Już   mi   lepiej   -   powiedziała   Elly   po   paru   minutach,   siedząc   w   biurze   Juliany   i 

ściskając w dłoniach kubek z kawą. - Powiedz mi najpierw, czy to prawda. Zaręczyłaś się z 

Travisem?

- Tak, to prawda - potwierdziła Juliana radośnie. - Ale jak się dowiedziałaś? Miałam 

do   ciebie   wieczorem   zadzwonić.   A   co   ty   właściwie   robisz   w   Jewel   Harbor?   Chyba   nie 

przyjechałaś do miasta tylko dlatego, że dowiedziałaś się o moich zaręczynach?

- David miał spotkanie z Travisem, więc przyjechaliśmy razem. Zjedliśmy lunch i 

David mi o wszystkim powiedział. Juliano, jak to się stało?

-   Wcale   nie   było   łatwo.   Travis   jest   teraz   okropnie   zapracowany.   Ale   wczoraj 

wieczorem...

- Wiedziałam! Zaciągnął cię do łóżka, ale to nie wystarczało, by zadowolić jego ego. 

Musiał jeszcze sięgnąć po tę sztuczkę z zaręczynami. - Elly pokręciła głową ze smutkiem. - 

Znowu robi to samo co kiedyś, jednak tym razem postanowił wykorzystać ciebie.

Juliana uśmiechnęła się niewyraźnie.

-   Znasz   mnie   wystarczająco   dobrze,   żeby   wiedzieć,   że   nie   zaręczyłabym   się   z 

mężczyzną,   którego   nie   kocham.   Przestań   już   myśleć   o   tym,   jak   zostałam   oszukana,   i 

zajmijmy się czymś bardziej przyjemnym.

- To znaczy czym?

- Moim weselem. - Juliana sięgnęła pod biurko i wyciągnęła dwa opasłe tomy, które 

przyniosła z biblioteki.

Elly zbladła, widząc książki o weselnej etykiecie.

- Proszę, Juliano, przemyśl to sobie jeszcze raz. Nie podejmuj pochopnych decyzji. On 

cię chce wykorzystać. Nie ma zamiaru się z tobą ożenić.

-   Rozmawiałam   dziś   rano   z   Angeliną   Cavanaugh.   Pamiętasz   ją?   Ma   firmę 

organizującą przyjęcia  weselne. Dała mi  swój  katalog i poleciła  te książki.  Ale najpierw 

muszę   się   zająć   zaręczynami.   Pomyślałam   o   czymś   wytwornym   w   Treasure   House. 

Wynajmują tam salę na podobne okazje.

- Juliano, to szaleństwo. Posłuchaj mnie. On chce się jedynie zemścić. I uda mu się to, 

kiedy przejmie Flame Valley, a potem cię porzuci.

Juliana otworzyła jedną ze swoich książek.

79

background image

- Przypominam ci, że teraz pracuje nad tym, jak uratować Flame Valley.

- Nie wierzę mu - powiedziała Elly szeptem. - David dał się nabrać, ale ja nie. To jego 

gra,   żeby   tylko   się  zemścić.   Nie   znacie   go.  Zapytaj   swoich   rodziców   albo   mojego   ojca. 

Przejrzeli Travisa na wylot. Wiedzą, że może być niebezpieczny. Słyszeli, jak pięć lat temu 

przysiągł nam zemstę.

- Ludzie się zmieniają - powiedziała Juliana beztrosko.

- No cóż, czuję się jak Kasandra, której ostrzeżeń nikt nie chciał słuchać.

- Bardzo niewdzięczna rola - przytaknęła Juliana ze współczuciem.

- To wcale nie jest zabawne - wybuchła Elly.  - Sprawa jest śmiertelnie  poważna. 

Travis karmi Davida bzdurami o pozyskaniu nowego inwestora. Jakiegoś Bickerstaffa. Akurat 

potrzebujemy jeszcze jednego wierzyciela. Juliano, co my teraz zrobimy?

- Travis wszystko wyprostuje. A wracając do mojego zaręczynowego przyjęcia. Chyba 

wolałabym   bufet   z   mnóstwem   pysznych   przystawek   niż   kolację   na   siedząco.   Co   byś 

powiedziała na orkiestrę? Ciekawa jestem, czy Travis umie tańczyć.

- Dłużej tego nie wytrzymam. Nikt nie chce mnie słuchać. - Elly odstawiła kubek z 

kawą, przyłożyła dłonie do twarzy i rozpłakała się.

Juliana wstała, żeby wyjąć chusteczki i podać je kuzynce.

- Proszę, wytrzyj oczy. Za chwilę wrócę.

- Gdzie idziesz?

- Przyniosę ci herbatę. Lepiej działa na skołatane nerwy niż kawa.

Kiedy po paru minutach wróciła z kubkiem herbaty, Elly zdążyła się już opanować.

- Lepiej się czujesz? - spytała Juliana z troską.

Elly pokiwała głową, sięgnęła po herbatę i zaczęła ją popijać małymi łyczkami.

- Przepraszam, że się tak rozkleiłam, ale ja się naprawdę boję.

-   Właśnie   widzę.   Spróbuj   się   tak   nie   zadręczać.   Wszystko   będzie   dobrze.   Travis 

uratuje Flame Valley i będziecie mogli spróbować z Davidem jeszcze raz. Zobaczysz.

- A jeżeli mu się nie uda? Nawet David zaczął dziś o tym przebąkiwać. Co się wtedy z 

nami stanie?

Juliana bębniła palcami po blacie biurka.

- Nie będzie wam łatwo, ale mimo wszystko to nie będzie koniec świata.

- To może być koniec mojego małżeństwa.

- Chyba przesadzasz.

-   Wcale   nie.   David   jest   ostatnio   bardzo   zdenerwowany.   To   zupełnie   do   niego 

niepodobne.

80

background image

- Martwi się o hotel, jak my wszyscy.

- Chodzi o coś więcej. - Elly spojrzała Julianie w oczy. - Jeżeli stracimy Flame Valley, 

stracę Davida.

Juliana siedziała bez ruchu.

- Przecież to śmieszne. Skąd ci to przyszło do głowy?

- Od początku  bardzo zależało  mu na tym  hotelu. Wiesz o tym  doskonale. - Elly 

mówiła ledwo dosłyszalnym głosem.

- To prawda. Bardzo się zaangażował w jego prowadzenie i w plany na przyszłość  - 

powiedziała Juliana ostrożnie. - Ale...

- Czasem myślę, że ożenił się ze mną tylko po to, żeby dostać Flame Valley.

- Elly, jak możesz mówić coś takiego? To nieprawda. W ogóle niemożliwe. Byłam 

przy   tym,   jak   się   poznaliście,   jak   zrozumieliście,   że   jesteście   w   sobie   zakochani.   Tak 

naprawdę wiedziałam, że się kochacie, zanim to do was samych dotarło.

- Próbowaliśmy ukrywać nasze uczucia. Nawet przed sobą. Nie chcieliśmy cię zranić.

- Wiem o tym dobrze. A teraz posłuchaj. Davidowi zależy na tobie. Martwi się o 

Flame Valley, bo wie, jak bardzo jest dla ciebie ważne. I zrobi wszystko, żeby je dla ciebie 

uratować.

- Powtarzam to sobie bez przerwy, ale ostatnio zaczęły nachodzić mnie wątpliwości. 

Zrozumiałam, że te wątpliwości zawsze we mnie były. Od czasu gdy...

- Od kiedy?

- Nie zapominaj, że już raz pewien mężczyzna o mało się ze mną nie ożenił dla hotelu. 

To był Travis Sawyer. Może jestem trochę przewrażliwiona na tym punkcie.

Juliana przyglądała się kuzynce uważnie.

-   Wszystkie   kobiety   czasem   mają   wątpliwości   co   do   motywów   męskiej   części 

ludzkości. W końcu każda z nas parę razy się sparzyła  Ale mamy w sobie gotowość do 

ponoszenia ryzyka. Jak to mówią: nie ryzykujesz, nie jedziesz.

Elly uśmiechnęła się niewyraźnie.

- Juliano, jesteś niewiarygodna.

Juliana odpowiedziała uśmiechem i sięgnęła po kartkę, którą wcześniej odłożyła na 

biurko

- Wróćmy do przyjęcia. Co myślisz o kozim serze w liściach winogron?

- Tak naprawdę nikt nie lubi koziego sera. Ale wszyscy go jedzą, bo jest modny.

- Modny? To chyba wystarczający powód żeby go podać. A poza tym ja akurat lubię 

kozi ser.

81

background image

Elly uniosła brwi.

- W końcu to twoje przyjęcie.

- Właśnie.

82

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Był   wieczór.   Travis   przekręcił   klucz   w   drzwiach   mieszkania   Juliany   i   zdał   sobie 

sprawę, jak wielką przyjemność sprawiła mu ta zwykła prosta czynność. Miał wrażenie, że po 

całym dniu pracy wraca do domu. Oficjalnie jeszcze się do Juliany nie przeprowadził, ale 

często u niej nocował. Dobiegł go przyjemny zapach z kuchni. Był pewien, że Juliana czeka 

już na niego z kieliszkiem wina.

Czego więcej można chcieć, pomyślał, wchodząc do wykładanego białymi płytkami 

holu i odstawiając ciężki neseser. Gdyby tylko mógł się nie martwić tym, czy to jego małe 

szczęście szybko się nie skończy.

- Jestem w domu! - zawołał, wsłuchując się we własne słowa. Może to nie była do 

końca prawda, ale mimo to podobały mu się.

- Już do ciebie idę - odpowiedziała mu Juliana z kuchni.

Travis   przeszedł   przez   salon   i   wziął   do   ręki   wieczorną   gazetę.   Zaczął   przeglądać 

tytuły, ale podniósł wzrok, bo w drzwiach do kuchni stanęła Juliana. Uśmiechnął się na jej 

widok.

W   jednej   ręce   trzymała   kieliszek   z   winem,   a   w   drugiej   dużą   łyżkę.   Z   wysoko 

związanymi włosami, w jasnych dżinsach i fartuchu z logo Charismy. Zauważył, że zdjęła już 

buty z wężowej skóry i założyła różowe futrzane kapcie. Z przodu miały pyszczek królika, a z 

tyłu króliczy ogonek. Juliana tłumaczyła mu kiedyś z absolutną powagą, że te kapcie były 

„uroczo zabawne”. Może i tak, ale dla Travisa nadal wyglądały jak martwe króliki.

- Chyba jesteś zmęczony - zauważyła Juliana. Podeszła do niego, a ponieważ nie miała 

obcasów, musiała wspiąć się lekko na palce, żeby go pocałować.

Travis   poczuł   na   dolnej   wardze   delikatne   łaskotanie   jej   języka   i   jego   ciało 

zareagowało natychmiast.

-   Jestem   potwornie   zmęczony.   Ale   znam   swoje   obowiązki   i   przy   odpowiednich 

bodźcach będę gotowy na szybki numerek przed jedzeniem.

- Wykluczone - zawołała Juliana z udawanym oburzeniem. - Pary małżeńskie robią to 

po kolacji.

- Ale my nie jesteśmy jeszcze małżeństwem - powiedział z żalem, wchodząc za nią do 

przytulnie urządzonej kuchni.

83

background image

-   Musimy   zacząć   ćwiczyć.   Poza   tym   muszę   dokończyć   sos   serowy,   a   chleb   z 

kukurydzy na pewno by się przypalił, gdybym uległa twoim lubieżnym namowom.

- Wycofuję się. Może rzeczywiście jestem za bardzo zmęczony. Ale miałem dzień. - 

Travis usiadł przy kuchennym stole i wziął łyk wina.

- Kolejne spotkanie z Davidem?

- Tak. Zaczynam rozumieć, dlaczego Flame Valley jest na krawędzi upadku. Przejęcie 

hotelu jest łatwiejsze, niż na początku sądziłem. Pod pewnymi względami David jest uparty 

jak osioł. Nic dziwnego, że ma kłopoty.

- Jest uparty tam, gdzie w grę wchodzi Elly. A Elly i Flame Valley to niemal jedno.

- I tu tkwi problem.  Mężczyzna,  który w  interesach kieruje się chęcią  sprawienia 

przyjemności kobiecie, sam prosi się o... - Travis przerwał, zdając sobie sprawę z tego, co 

mówi.

-   Tak,   kochanie?   -   spytała   Juliana   niewinnie.   -   Chciałeś   coś   powiedzieć   o 

podejmowaniu decyzji biznesowych ze względu na kobietę?

Travis nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

- No dobrze, widocznie łączy mnie z Davidem coś więcej niż tylko fakt, że obaj się 

tobie oświadczyliśmy.

-   I   tyle   podobieństw   wystarczy.   Wolałabym   nie   przyłapać   cię   z   jakąś   drobną 

blondynką.

- Nie ma mowy.  Interesują mnie tylko rudzielce. Wysokie rudzielce, które dobrze 

gotują. - Travis przerwał, przypominając sobie lęk Davida przed utratą żony i hotelu. - Bardzo

bolało?

- Co miało boleć? - spytała Juliana zajęta sosem.

- Kiedy David rzucił cię dla Elly.

- No cóż, to nie było szczególnie radosne wydarzenie w moim życiu uczuciowym. Ale

właściwie   byłam   na   nie   przygotowana.   Wiedziałam,   co   się   dzieje.   Kiedy   David   i   Elly 

pojawiali   się   obok   siebie,   wokół   natychmiast   rosło   napięcie.   To   było   wyczuwalne. 

Zazdrościłam im, że tak na siebie działają, ale od początku wiedziałam, że ja nie jestem 

zdolna do takich emocji. W każdym razie nie wobec Davida.

- Więc pozwoliłaś mu odejść i życzyłaś wszystkiego najlepszego?

- Taka już jestem. Przegrana, ale wspaniałomyślna - zgodziła się pogodnie.

- Ciekawe. Szkoda, że nie byłaś  wspaniałomyślna  tego wieczoru, kiedy obrzuciłaś 

mnie guacamole. - Travis uśmiechnął się na to wspomnienie.

- To było co innego.

84

background image

- Czyżby?

- Oczywiście. Że David jest pomyłką, wiedziałam niemal od początku. Ale ja się uczę 

na   błędach.   Dlatego   tym   razem   byłam   pewna,   że   spotkałam   właściwego   mężczyznę. 

Naprawdę rozzłościło mnie, że nie widzisz tego z taką samą oślepiającą jasnością.

- W pewnym sensie też to widziałem. Ale na przeszkodzie stała jeszcze ta sprawa z 

Flame Valley i cały kawał przeszłości. Potrzebowałem czasu, żeby się z tą jasnością oswoić.

- Rozumiem. - Juliana zmarszczyła brwi, spojrzawszy na sos, i zaczęła go energicznie 

mieszać. 

-   Gdyby   znów   coś   się   między   nami   popsuło,   walczyłabyś   o   mnie   bardziej   niż   o 

Davida? Jeżeli idzie o mnie, wolałbym, żebyś nie była taka wspaniałomyślna.

Nie spuszczała wzroku z gęstniejącego sosu. Mieszała go nadal jedną ręką, a drugą 

wrzuciła do garnka z wrzącą wodą garść makaronu.

- Jeżeli zobaczę, że zaczynasz się zadawać z kruchymi blondynkami, to obedrę cię ze 

skóry. Zadowolony?

- I to bardzo. - Niestety, sprawa Flame Valley nie była tak prosta jak rozwiązanie 

ewentualnego problemu z drobną blondynką.

- Posunęliście się dziś z Davidem do przodu? - spytała Juliana, zdejmując z palnika 

garnek z sosem.

- Nie bardzo. On jest w jeszcze gorszej formie niż ja, więc możesz to sobie wyobrazić. 

Zaryzykowałem   i   zadzwoniłem   do   niejakiego   Bickerstaffa.   Złożyłem   mu   fantastyczną 

propozycję, żeby włożył kupę kasy w rozwój hotelu i na dodatek spłacił jego wierzycieli. W 

zamian   obiecałem,   że   zajmę   się   restrukturyzacją   firmy   i   zaręczyłem   głową,   że   obecny 

właściciel stanie na nogi.

Juliana uśmiechnęła się z zadowoleniem.

- Wiedziałam, że coś wymyślisz. Czy ten Bickerstaff się zgodził?

- Powiedział, że się zastanowi i da mi odpowiedź.

- A co to znaczy?

- O ile go znam, to znaczy, że się zastanowi i da mi odpowiedź.

- Aha. - Juliana ostrożnie przelała sos z garnka do miseczki. - To był chyba dobry 

pomysł. A ty potrafisz być bardzo przekonujący. Założę się, że się zgodzi.

Travis westchnął lekko.

-   Na   naszym   miejscu   nie   byłbym   tego   taki   pewien.   On   lubi   ryzyko,   ale   nie   jest 

wariatem.

85

background image

- Zobaczymy. - Juliana otworzyła piekarnik i po całej kuchni rozszedł się cudowny 

zapach.   Ukucnęła,   żeby   wyjąć   ze   środka   foremkę   ze   złocistym   chlebem   z   mąki 

kukurydzianej. - Możemy już jeść?

Travis popijał wino i patrzył na dżinsy Juliany opięte na jej pupie.

- Konam z głodu. Pomóc ci w czymś?

- Nie trzeba. Wystarczająco dużo dziś pracowałeś. - Wyprostowała się, trzymając w 

rękach parujący chleb.

- Wiesz, Juliano, muszę ci powiedzieć, że masz naprawdę kapitalny tyłeczek. Pierwsza

klasa.

- Dzięki. No i widzisz, każdemu potrafisz powiedzieć coś miłego, jeżeli się postarasz. 

Szczerze mówiąc, twój też jest całkiem niezły. - Szybkimi ruchami nakrywała do stołu. - 

Mówiłam   ci,   że   rozmawiałam   dzisiaj   z   tą   kobietą,   która   zajmuje   się   organizacją   przyjęć 

weselnych?

Travis poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku.

-   Nic   mi   nie   wspominałaś.   Czy   to   trochę   nie   za   duży   pośpiech?   W   końcu 

oświadczyłem ci się dopiero wczoraj.

- Dlaczego mamy zwlekać?

- Właściwie nie ma powodu. - Travis był lekko zdezorientowany. Zastanawiał się, co 

by się stało, gdyby wzięli ślub, zanim wyjaśni się los Flame Valley.

- Musimy zrobić listę gości. Zastanów się, kogo chciałbyś zaprosić.

- Jakoś nikt nie przychodzi mi do głowy - odpowiedział szybko Travis.

- Nie wygłupiaj się. Na pewno są takie osoby.

- Sam nie wiem. Może pracownicy z mojego nowego biura. I to chyba wszystko.

-   Tylko   pracownicy?   -   Juliana   spojrzała   na   niego   poważnie.   Siedziała   po   drugiej 

stronie stołu i zabierała się za krojenie kukurydzianego chleba.

- A twoi rodzice?

Travis wzruszył ramionami, bardziej zajęty widokiem dużego kawałka, który Juliana 

położyła na jego talerzu.

- Nie zawracaj sobie głowy zapraszaniem moich rodziców. Na mój pierwszy ślub też 

nie przyszli.

Juliana zamarła. Wpatrywała się w Travisa pytającym wzrokiem.

- Byłeś wcześniej żonaty? - spytała ochryple.

- Dawno temu. - Travis potarł sobie kark, gryząc się w język. Wcale nie chciał tak jej 

o tym powiedzieć. Chyba naprawdę był bardzo zmęczony.

86

background image

- Miałem dwadzieścia parę lat. To była pomyłka. Nasze małżeństwo nie trwało długo.

- Dlaczego? Kim ona była? Gdzie teraz jest? Mieliście dzieci? Jak długo byłeś żonaty? 

Dlaczego rodzice nie przyszli na ślub?

Travis żałował, że w ogóle otwierał usta. Nie miał dziś ochoty na roztrząsanie tego 

tematu. Ale było już za późno.

- Rozwiedliśmy  się po roku. Jeannie  była  sekretarką  w firmie,  w  której  dostałem 

pierwszą pracę. To było obustronne nieporozumienie. Myślałem, że ona chce zbudować ze 

mną cudowną przyszłość. A ona myślała, że przy mnie zapomni o swoim pierwszym mężu.

- I co dalej?

Travis sięgnął po chleb.

- Wróciła do męża. A ja zrezygnowałem z pracy w firmie. Okazało się, że oboje 

podjęliśmy dobre decyzje.

- A dzieci?

- Nie mamy dzieci. To cała historia. Wszystko się skończyło dawno temu.

- Dlaczego twoi rodzice nie przyszli na ślub? Uciekłeś z nią z domu?

- Nie.

- Nie akceptowali panny młodej?

- Nawet jej nie znali. Chodziło o co innego. Nie przyszli na ślub, bo wiedzieli, że 

zaprosiłem i jedno, i drugie.

Juliana zmarszczyła brwi.

- Nie rozumiem.

Travis wziął jeszcze jeden kawałek chleba.

- Rozwiedli się, kiedy miałem czternaście lat. To było bardzo nieprzyjemne rozstanie. 

Kłócili się nawet po rozwodzie. Nie umieli powiedzieć sobie ani jednego dobrego słowa. Co 

nie znaczy, że przed rozwodem było lepiej. Kiedy zapraszałem ich na ślub, każde chciało 

wiedzieć, czy to drugie też zostało zaproszone.

- Mój Boże - powiedziała Juliana ze współczuciem.

- Kiedy powiedziałem, że tak, mama oznajmiła, że nie przyjdzie, chyba że odwołam 

zaproszenie taty. A tata domagał się tego samego. Odmówiłem obojgu, więc żadne się nie 

pojawiło.

- Travis, to straszne. Postawili cię w okropnej sytuacji. Przecież nie mogłeś zaprosić 

tylko jednego. Jak mogli tego nie rozumieć? Nie wiedzieli, jak byś się wtedy czuł?

- Chyba  niespecjalnie interesowały ich moje uczucia - powiedział Travis oschle. - 

Zawsze byli pochłonięci własnymi. Nie znosiłem jeździć do taty na weekendy, bo ciągle mi 

87

background image

powtarzał, jaką mam beznadziejną matkę. A kiedy wracałem do domu, mama wypytywała 

mnie, co robi ojciec i z kim się umawia na randki.

- Przecież to jakiś koszmar.

- Ale w dzisiejszych czasach zdarza się dość często. Szczerze mówiąc, to nawet lepiej, 

że nie przyszli na mój ślub. Jestem pewien, że tym razem też nie przyjdą. Więc nie zawracaj 

sobie głowy zapraszaniem mojej rodziny.

- Masz jakieś rodzeństwo?

- Kilkoro przyrodnich braci i sióstr. Wkrótce po rozwodzie moi rodzice założyli nowe 

rodziny.   Ja   po   trzech   latach   wyjechałem   do   college'u,   więc   nie   miałem   wielu   okazji   do 

spotkań  i kontaktów  z moim  rodzeństwem.  Mama  i tata przypominali  mi  o ich  istnieniu 

wtedy, gdy trzeba było dać jakieś pieniądze na ich kształcenie.

Juliana zmarszczyła nos.

- Jak cię znam, to chętnie płaciłeś.

- Jasne, dlaczego miałbym nie płacić? Było mnie stać, a oni o tym wiedzieli. Do tej 

pory płacę rachunki za najmłodszą trójkę. Najstarsi skończyli studia w zeszłym roku i pracują 

w firmie, w której miałem paru znajomych.

- I twoi rodzice tak po prostu zgodzili się, żebyś płacił za szkoły swojego rodzeństwa, 

żebyś załatwiał im pracę, ale nie mogli pofatygować się na twój ślub?

- Widocznie uznali, że jako jedyny w rodzinie mogę rozwiązać problemy finansowe. I 

nie przeliczyli się. Ale nie musisz mi tak współczuć. Nie ma powodów. Co z tym sosem? 

Czekasz aż całkiem zastygnie czy podasz go z makaronem?

Juliana zerwała się na równe nogi.

-   Makaron!   Kompletnie   zapomniałam.   Nie   znoszę   rozgotowanego   makaronu. 

Powinien być al dente.

- Może ten sos będzie dobry z chlebem - powiedział Travis, dokonując eksperymentu 

na swoim talerzu.

- Travis - odezwała się Juliana znad zlewu, gdzie przelewała makaron do durszlaka - 

daj mi adres do swoich rodziców. Uważam, że powinniśmy ich zaprosić bez względu na to, 

jak   zachowali   się   przy   twoim   pierwszym   ślubie.   To   było   dawno   temu.   Może   trochę 

złagodnieli przez ten czas.

- Wątpię, ale rób, co uważasz.

- Często widujesz swoich rodziców?

- Raczej rzadko. Parę razy w ciągu ostatnich lat. Dzwonię do nich na urodziny, a oni 

do mnie. I chyba wszystkim to wystarcza.

88

background image

- Tak myślisz?

Travis wziął jeszcze jeden kawałek chleba. Widocznie uznał eksperyment z sosem za 

udany.

- Moi rodzice całkowicie poświęcili się swoim nowym rodzinom. Domyślam się, że 

chcieli zacząć nowe życie.

Juliana spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, bo dotarł do niej głębszy sens 

tych słów.

- A ty przypominałeś im o przeszłości, tak? Byłeś żywym dowodem, że już raz im się 

nie udało. Pewnie mieli poczucie winy, że stworzyli ci takie dzieciństwo i że przez tyle lat 

musiałeś być świadkiem ich kłótni. Ludzie nie lubią patrzeć na tych, których skrzywdzili.

- Kiedy wyjechałem do college'u, chyba wszyscy odetchnęliśmy w ulgą - powiedział 

Travis z zamyśleniu. - Ciekawe, że za drugim razem okazali się dużo lepszymi rodzicami. 

Moje przyrodnie  rodzeństwo wygląda  na całkiem  szczęśliwe.  I drugie  małżeństwa  moich 

rodziców też są chyba udane.

- O cholera! - Juliana odkręciła kran i włożyła palec pod zimną wodę.

- Sparzyłaś się? - spytał Travis z troską.

- Trochę. Ale to nic takiego - powiedziała szybko. - Za chwilę przejdzie. Na szczęście 

makaron się nie rozgotował.

„Całkowicie poświęcili się swoim nowym rodzinom”. 

Travis dość lakonicznie wyjaśnił brak bliższych kontaktów z rodzicami, ale na Julianie 

zrobiło to ogromne wrażenie. Te słowa wciąż dźwięczały jej w uszach, kiedy siedziała w 

łóżku, czekając, aż Travis wyjdzie z łazienki. Było oczywiste, że po rozwodzie rodziców 

Travis   został   sam.   Nie   stał   się   pełnoprawnym   członkiem   ani   jednej,   ani   drugiej   nowej 

rodziny.

Jego małżeństwo też się rozpadło, bo jego żona wróciła do swojego pierwszego męża.

A pięć lat temu jego narzeczona wykorzystała go dla dobra swojej rodziny, a potem 

zerwała zaręczyny.

Juliana   musiała   przyznać,   że   Travis   nie   miał   zbyt   dobrych   doświadczeń.   To   jego 

porzucano. W sytuacji wyboru to jego wykluczano poza obręb rodziny. A jednocześnie ludzie 

wykorzystywali go, kiedy to służyło ich interesom.

Drzwi od łazienki otworzyły się i stanął w nich Travis z ręcznikiem na biodrach. 

Ziewnął   szeroko,   a   Juliana   pomyślała,   że   jest   szalenie   seksowny,   nawet   kiedy   ziewa. 

Wyglądał jak zwinne dzikie zwierzę, które jakimś cudem zawędrowało do jej białej sypialni.

89

background image

Travis zauważył, że Juliana mu się przygląda, i jego oczy rozbłysły.

- Nadal myślisz, że jestem za niski?

-   Potrafisz   to   jakoś   wynagrodzić.   -   Odłożyła   książkę,   którą   właśnie   czytała.   - 

Rozmawiałam dziś z Melvinem.

- Z tym dostawcą kawy?

- Właśnie. Zapytałam, czy dostarcza też herbatę. Powiedział, że tak.

- Aha. - Travis nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego rozmową. Podrapał się 

po karku i podszedł do łóżka.

Juliana zaczęła rozwijać swój pomysł z typowym dla niej entuzjazmem.

- Ja naprawdę poważnie o tym myślę, Travis. Zauważyłeś, że wzdłuż całego wybrzeża 

aż po Waszyngton pojawiły się miliony barów kawowych, ale ani jednej herbaciarni?

- Widocznie jest jakiś powód - odpowiedział, rzucając ręcznik na krzesło. - Pieniądze 

robi się na kawie, bo nikt nie pije herbaty.

- To nieprawda. Ja piję herbatę. - Widok nagiego ciała Travisa na chwilę rozproszył 

Julianę. - Założę się, że mnóstwo ludzi pije herbatę.

- W ukryciu, tak jak ty? Wątpię. - Wsunął się obok niej do łóżka.

- Nie pijemy herbaty w ukryciu. Po prostu na mieście trudno znaleźć miejsca, gdzie 

podają dobrze zaparzoną  herbatę. Nas  nie zadowalają torebki moczone  w letniej  wodzie. 

Zamawiamy kawę, bo nie chcemy płacić za byle co.

- Do czego zmierzasz? - Travis oparł się na poduszkach i sięgnął po papiery, które 

zostawił na nocnym stoliku.

-   Gdyby   miłośnicy   herbaty   wiedzieli,   że   jest   takie   miejsce,   gdzie   mogą   dostać 

naprawdę dobrą herbatę, na pewno by tam przychodzili. I jeszcze by kupowali ją do domu. 

Próbowaliby różnych gatunków z taką samą przyjemnością, z jaką inni wypróbowują gatunki 

kawy.

Travis przebiegał wzrokiem kolumny liczb. Zmarszczył lekko brwi.

- Chcesz dodatkowo serwować herbatę w Charismie? Nie ma problemu, zrób to.

- Travis, nie rozumiesz. Nie chcę podawać herbaty w Charismie. Od paru miesięcy 

myślę o tym, żeby otworzyć lokal tylko z herbatą. A potem całą sieć.

- Nie zrobisz tego. - Travis nawet nie podniósł wzroku znad swoich papierów.

- Posłuchaj, mówię poważnie. To będzie pierwsza herbaciarnia w okolicy.

- I ostatnia, bo wszyscy w okolicy piją kawę. Straciłaś na tyle dużo, że nie możesz już 

stracić ani grosza. Akurat ja to wiem.

90

background image

- Przyciągniemy bogatych klientów, tak samo jak do Charismy. Stworzymy modę na 

picie   herbaty.   Herbata   pobudzająca   dla   biznesmenów.   I   będziemy   sprzedawać   herbatę   z 

naszym własnym logo.

Travis   mruknął   coś   z   westchnieniem.   Entuzjazm   i   determinacja   w   głosie   Juliany 

sprawiły, że wreszcie na nią spojrzał.

- Znowu czytałaś tę swoją książkę?

- Jaką książkę? - spytała niewinnie.

- O tej dziedziczce kawy z Bostonu, która miała wśród przodków czarownicę. Liście 

czegoś-tam autorstwa Lindy jakiejś-tam. Przecież leży na twoim stoliku.

-  Liście fortuny  Lindy Barlow - poprawiła go odruchowo. - To świetna powieść i 

bardzo mnie zainspirowała.

- Raczej zaraziła złudzeniami. Nie zrobisz fortuny na herbacie, Juliano. Tylko kawa 

ma przyszłość,  więc lepiej  wykorzystaj  świetne położenie Charismy.  Jako twój doradca i 

wspólnik nie mogę pozwolić, żebyś trwoniła pieniądze i energię na jakiś poroniony interes.

-   Dobrze   to   sobie   przemyślałam   -   powtórzyła  z   uporem.   Nie   wytrzymała   jednak, 

widząc, że Travis znów pociera sobie kark. - O co ci tym razem chodzi?

- O nic. Po prostu cały zesztywniałem, godzinami przeglądając zeznania podatkowe 

Davida z ostatnich czterech lat. - Travis ułożył się wygodniej na poduszkach.

Juliana odsunęła narzutę.

- Połóż się na brzuchu, zrobię ci masaż.

Zawahał się przez chwilę, a potem wzruszył ramionami.

- Z przyjemnością.

Zmienił   pozycję,   wzdychając   ciężko,   gdy   Juliana   usiadła   mu   na   udach.   Fałdy   jej 

koszulki muskały mu boki.

Jakie ma wspaniałe mięśnie pleców, pomyślała Juliana, pochylając się do przodu, żeby 

rozmasować mu ramiona. Bardzo męskie i bardzo seksowne. Na wewnętrznej części ud czuła 

delikatny dotyk włosów na jego nogach. Poruszyła się, żeby wygodniej usiąść.

- Przestań się wiercić. - Głos Travisa był przytłumiony przez poduszki.

-   Przepraszam.   -   Juliana   zaczęła   masować   jego   barki,   starając   się   uwolnić   je   od 

nagromadzonego napięcia.

- Cudownie. Gdybym wiedział, że potrafisz tak robić masaż, oświadczyłbym ci się już 

pierwszego dnia.

91

background image

- Chciałam, żebyś podziwiał moją inteligencję, a nie zdolności manualne. A wracając 

do mojego pomysłu, to rozważałam go z każdej strony i mam już opracowany wstępny plan. 

Opowiem ci o nim, kiedy będziesz miał więcej czasu. Jestem pewna, że się uda.

Travis nic nie odpowiedział. Zachęcona brakiem negatywnej reakcji, Juliana mówiła 

nadal. Powoli jego mięśnie rozluźniały się. Gładząc jego plecy,  Juliana zaczęła myśleć o 

czymś zupełnie innym niż otwieranie kolejnych herbaciarni. Czuła pod sobą twarde pośladki 

Travisa i zastanawiała się, czy nadal jest zmęczony i czy masaż nie będzie miał również 

działania pobudzającego. Co nie przeszkadzało jej w mówieniu o herbacie.

Kiedy po piętnastu minutach przerwała na chwilę swój monolog, zauważyła, że Travis 

już śpi. Była lekko rozczarowana. Masaż, który tak bardzo rozluźnił i uspokoił Travisa, u niej 

wywołał wręcz przeciwny efekt. Uśmiechając się, zsunęła się ze swojego śpiącego ogiera i 

położyła obok niego.

- Nawet nie myśl, że uda ci się uniknąć rozmowy o moich planach - szepnęła i zgasiła 

światło.

Travis nie zareagował.

Dwa dni później Sandy wetknęła głowę do biura Juliany.

- Pamiętaj, że w południe masz degustację - powiedziała. Zmarszczyła brwi na widok 

pogniecionych kartek papieru, które zaścielały podłogę. - Co się tutaj dzieje? Piszesz swoją 

rezygnację? Chcesz przekazać Charismę mnie i Mattowi? Wiedziałam, że to się kiedyś stanie. 

Już nawet zaplanowaliśmy, że otworzymy salę z lodami.

Juliana przekreśliła kolejną wersję listu, który próbowała ułożyć przez cały poranek.

- Problem z właścicielem jest taki, że trudno mu się rozstać z własnym interesem. 

Możecie zapomnieć o swoim lodowym imperium. Piszę list do rodziców Travisa.

- Chcesz się im przedstawić?

- Tak. I zaprosić ich na ślub.

Sandy popatrzyła na pomięte kartki.

- A co w tym trudnego?

-   Muszę   dobrać   właściwe   słowa.   Nie   przyszli   na   pierwszy   ślub   Travisa   i   on   jest 

przekonany,   że   na   ten   też   nie   przyjdą.   Rozwiedli   się   i   od   tego   czasu   nie   są   ze   sobą   w 

najlepszych stosunkach. Nie daliby się położyć w jednym grobie, a cóż dopiero przyjść razem 

na wesele syna.

- Towarzysko sytuacja dość skomplikowana.

Juliana westchnęła. Bębniła długopisem o blat biurka.

92

background image

- Zachowują się jak dzieci. Aż trudno w to uwierzyć.

- Ludzie często tak robią. Nic na to nie poradzisz.

- Rozwiedli się dawno temu i założyli  nowe rodziny.  Chyba już czas, żeby sobie 

przypomnieli, że mają też pierworodnego syna.

Sandy wzruszyła ramionami.

- Przypomną sobie, kiedy okaże się, że mają wnuka. Z moich obserwacji wynika, że 

im bardziej ludzie się starzeją, tym bardziej zależy im na potomkach.

Juliana spojrzała na nią z zainteresowaniem.

- Wiesz co, Sandy, to nadzwyczaj bystra uwaga.

-   Przecież   ci   powtarzam,   odkąd   mnie   zatrudniłaś,   że   jestem   nadzwyczaj   bystra.   - 

Sandy skrzyżowała ramiona na piersi i oparła się o futrynę. - Jak zamierzasz skłonić rodziców 

Travisa, żeby przyszli na ślub?

-   Próbowałam   być   miła   i   układna.   -   Juliana   wskazała   ręką   na   kartki   leżące   na 

podłodze. - Że będę wspaniałą synową, że bardzo chcę poznać rodziców swojego męża i tak 

dalej. Ale po rozmowie z tobą chyba zmienię taktykę.

- Na jaką?

- Zacznę im grozić.

Sandy uniosła brwi ze zdziwienia.

- Czym im będziesz grozić?

- Jeszcze nie wiem. Muszę się zastanowić. - Juliana wstała z krzesła. - Wszystko 

gotowe do degustacji?

- Gotowe. Chciałaś dziś zrobić porównanie gatunków indonezyjskich, hawajskich i 

meksykańskich, tak?

Juliana skrzywiła się.

- Zgadza się.

- Twój entuzjazm jest zaraźliwy - roześmiała się Sandy. - Na pewno nie możesz się 

doczekać. Ale te degustacje, które prowadzisz od miesiąca, naprawdę zwiększyły sprzedaż. W 

barze już jest tłum ludzi.

- Najgorsze,  że  podczas  degustacji  sama  muszę  to  pić  - jęknęła  Juliana.   - Ale  w 

biznesie trzeba się poświęcić.

Zanim   Juliana   wyszła   z   biura,   zadzwonił   telefon.   Sięgnęła   po   słuchawkę,   mając 

nadzieję, że to Travis.

- O, cześć Melvin.

- Słyszę, że jesteś rozczarowana. I to po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem?

93

background image

Juliana zachichotała.

- Po prostu spieszę się. Za chwilę mam degustację.

-   Więc   będę   się   streszczał.   Mam   dla   ciebie   ten   gatunek   starej   kawy   z   Sumatry. 

Dostarczę ci po południu.

- Świetnie. Klienci ciągle o nią pytają. Chyba robi na nich wrażenie określenie „stary 

gatunek”.

- Bo pewnie kojarzy im się z winem - powiedział Melvin z roztargnieniem. - Chociaż 

stara kawa to  nie to  samo  co stare  wino. Dla mnie  ma  trochę  niewyraźny smak.  Ale  ta 

Sumatra jest całkiem niezła. Dobra do mieszanek. A jak plany herbaciarni?

- Omawiam je z moim wspólnikiem.

-   Mam   rozumieć,   że   jeszcze   nie   przekonałaś   go   do   swojego   pomysłu?   Jestem 

zaskoczony. Kim jest ten twój narzeczony? Ma chyba żelazną wolę, skoro nie udało ci się 

przerobić go na swoją modłę. Nie znam nikogo, kto by tak długo znosił kłótnie z tobą.

- Wcale się nie kłócimy, jedynie rozważamy różne możliwości - powiedziała Juliana 

ostro, nieco zirytowana. - I nie rób ze mnie jakiejś jędzy. Myślisz, że jestem jedną z tych 

bezwzględnych kobiet, których mężczyźni nie znoszą?

- Tego nie powiedziałem - zaprotestował Melvin pospiesznie. - Chodziło mi o to, że 

jesteś bardzo silną osobą i umiesz dostać to, na czym ci zależy. Zdziwiło mnie, że ten facet, z 

którym jesteś zaręczona, jeszcze się nie poddał i nie przyznał ci racji.

-   Do   widzenia,   Melvin.   Dopilnuj,   żeby   kawa   dotarła   do   mnie   przed   trzecią,   albo 

znajdę sobie innego dostawcę. - Rzuciła słuchawkę na widełki i popatrzyła na Sandy.

- Coś nie tak? - spytała Sandy grzecznie.

- Powiedz mi prawdę. Uważasz, że jestem silna, a nawet nieco agresywna? Że jestem 

kobietą, która zdobędzie to, co chce, bez względu na to, ilu nieszczęsnych mężczyzn stanie jej 

na drodze?

Sandy uśmiechnęła się szeroko.

- Tak uważam. I bardzo cię za to podziwiam. Jesteś dla mnie wzorem. Kiedy będę 

duża, chciałabym być taka jak ty.

- To świetnie. Bo już się martwiłam, że zaręczyny mogły mieć niekorzystny wpływ na 

mój charakter. Chodź, wypijemy trochę kawy.

94

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Travis  ślęczał   nad  papierami,   które  porozkładał   na  kuchennym   stole.  Usłyszał,   że 

Juliana otwiera i zamyka drzwi lodówki tak, żeby zrobić przy tym jak najmniej hałasu. Kątem 

oka widział, że otwiera pudełko, które właśnie wyjęła z zamrażalnika. Od paru minut była 

czymś zajęta, ale stała tyłem, więc nie wiedział, co przygotowuje. Zauważył jedynie skórkę 

od banana.

- Mam dość - powiedział, odkładając ołówek. - Co ty tam robisz?

- Coś pysznego. Powinieneś odpocząć. Siedzisz nad tym od kolacji.

Travis westchnął głęboko.

- Masz rację, czas na przerwę.

- Jakieś wieści od Bickerstaffa?

- Nie.

- Czy to coś znaczy?

- Tylko tyle, że się nadal zastanawia.

- Jestem pewna, że się zgodzi.

Travis pokręcił głową, jak zwykle nieco przytłoczony bezgraniczną wiarą Juliany w 

jego skuteczność. Mógł się jedynie domyślać, co się stanie, kiedy ta wiara legnie w gruzach. 

Juliana to bizneswoman, oczekująca od niego wywiązania się z ich umowy. A jeżeli mu się 

nie uda, to...

- Jak tam przygotowania do zaręczynowego przyjęcia? - spytał.

-   Świetnie.   -   Juliana   wyjęła   z   szafki   paczkę   orzechów.   -   Zamówiłam   w   Treasure 

House salę na czternastego.

- Dlaczego w Treasure House?

- Z powodów sentymentalnych. Tam mi się oświadczyłeś.

-   Niedokładnie.   W   odróżnieniu   od   mężczyzn,   którzy   oświadczali   ci   się   w 

restauracjach, ja wykazałem się pewną pomysłowością. Zabrałem cię do portu, nie pamiętasz?

- O, to są tylko drobne szczegóły. Jesteś przewrażliwiony, bo wpadłeś wtedy do wody. 

- Sięgnęła po słoik z sosem czekoladowym.

- Nie wpadłem, tylko zostałem wepchnięty. Co ty tam robisz?

- Niespodzianka, musisz być cierpliwy. Rozmawiałam dzisiaj z Melvinem.

95

background image

- No i co? - Travis zebrał się w sobie do walki. Wiedział, co teraz nastąpi.

- Pytał, jak tam plany otwarcia herbaciarni. Powiedziałam, że nadal omawiamy ten 

projekt, ale że sprawy szybko idą do przodu.

- Nie posunęły się o centymetr, dobrze o tym wiesz - powiedział Travis łagodnie. - Nie 

otworzysz herbaciarni i tyle.

- Jesteś oporny, bo masz na głowie tyle innych rzeczy. Wrócimy do szczegółów, jak 

tylko wyjaśni się sprawa hotelu.

- Nie wrócimy, bo nie ma do czego wracać. Żadnych herbaciarni. Gdybym się zgodził 

na twój szalony plan, nie byłbym nawet głupcem. Ponosiłbym karną odpowiedzialność za 

zaniedbanie swoich obowiązków doradcy.

- Ale przecież mówiłeś, że umiem prowadzić interesy.

-   To   prawda.   Jesteś   bystra   i   trzeźwo   myślisz.   Z   wyjątkiem   sytuacji,   kiedy   się 

emocjonalnie angażujesz, czego przykładem jest pożyczenie pieniędzy Davidowi, a ostatnio 

pomysł   z   herbaciarnią.   Czasami   po   prostu   pozwalasz,   żeby   uczucia   wzięły   górę   nad 

rozsądkiem. Tak się nie robi interesów, wiemy to oboje. - Travis wrócił do swoich papierów, 

myśląc, że sam też pozwolił, by uczucia pokierowały nim w interesach.

- Jestem przekonana, że w herbaciarniach kryją się ogromne możliwości – powiedziała 

Juliana pojednawczo. Zaczęła otwierać słoiczek w wisienkami maraskino.

- Herbaciarnie nie mają żadnej przyszłości.

- Ja zrobię na nich dobry interes.

- Nikt nie zrobi na nich dobrego interesu. Herbata może być co najwyżej dodatkiem do

działalności Charismy, i to wszystko.

-   Doceniam   twoje   doświadczenie   jako   doradcy.   -   Juliana   powoli   zaczynała   tracić 

cierpliwość.   Gwałtownym   szarpnięciem   otworzyła   szufladę   i   wyjęła   z   niej   łyżkę.   - 

Zapewniam cię, że będę pamiętała o twoich uwagach przy podejmowaniu decyzji.

- Nie możesz podejmować takich ważnych decyzji bez mojej zgody - przypomniał jej 

spokojnie. - Jestem nie tylko twoim doradcą, ale także wspólnikiem. Nie zapominaj o tym.

-   Nie   zapominam.   -   Juliana   odwróciła   się   do   niego,   trzymając   w   rękach   swoje 

kulinarne   dzieło.   Oczy   błyszczały   jej   wojowniczo.   -   A   ty   bądź   łaskaw   pamiętać,   że 

osiągnęłam swoją pozycję tylko dzięki sobie. Dobrze wiem, co robię.

-   Z   reguły   tak.   Ale   każdy   ma   swój   słaby   punkt.   Twoim   są   herbaciarnie.   No   i 

oczywiście Flame Valley.

- Jesteś dziś wyjątkowo zrzędliwy. Może to poprawi ci humor.

96

background image

Travis zatrzymał wzrok na najbardziej okazałym deserze, jaki kiedykolwiek widział. 

Między   połówkami   banana   leżały   trzy   ogromne   kulki   lodów,   a   wszystko   było   hojnie 

udekorowane bitą śmietaną, polewą czekoladową, orzechami i wisienkami maraskino.

- Jest taka szansa - zgodził się.

- Jak ci się podoba? - Łokciem odsunęła papiery na bok i postawiła lody na stole.

- Ostatni raz jadłem taki deser, kiedy miałem osiem lat. Ale tamten nie był taki wielki. 

- Travis wziął do ręki łyżkę i zastanawiał się, od czego zacząć.

- Uznałam,  że potrzebny ci  zastrzyk  energii.  - Juliana  przechyliła  się przez  stół i 

nabrała łyżką porcyjkę lodów. - Wróćmy do herbaciarni.

Co za uparta kobieta, pomyślał Travis, czując jednak pewien podziw.

- Już ci mówiłem, daj sobie z tym spokój. Twoja przyszłość i pieniądze to kawa. - 

Ostrożnie podniósł do ust dużą porcję lodów z orzechami.

- Ale ja chcę spróbować.

-   Posłuchaj,   jak   będę   miał   więcej   czasu,   to   usiądziemy   spokojnie   i   wyjaśnię   ci, 

dlaczego nie uda ci się zarobić na herbacie. Na razie mam po uszy roboty.

- Do diabla! - Juliana zerwała się na równe nogi. Jej oczy błyszczały. - Ty mnie w 

ogóle nie słuchałeś!

Travis nabrał na łyżkę następną porcję lodów.

- Ależ słuchałem. To naprawdę kiepski pomysł. Jako twój wspólnik nie mogę się na 

niego zgodzić. Nie ma o czym gadać.

- A ja i tak zrealizuję swoje plany - syknęła, kładąc ręce na biodrach.

- Nie wolno ci nic zrobić bez mojej zgody.

- A tobie nie wolno mi rozkazywać! Jeszcze nie zasłużyłeś  na swoje honorarium. 

Dopóki nie uratujesz Flame Valley, nie jesteś moim wspólnikiem.

- Mylisz się. Ustaliliśmy, że honorarium mi się należy, bez względu na to, co się stanie

z Flame Valley.

Juliana stanęła na środku kuchni z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Wyglądała na 

gotową do walki.

- Charisma  jest moja, ja ją stworzyłam.  Dobrze, jesteś w spółce, ale  to ja jestem 

starszym wspólnikiem. Radzę ci to zapamiętać. Ja będę podejmować decyzje dotyczące mojej 

firmy i koniec. Nie myśl sobie, że skoro się ze mną żenisz, to możesz mi mówić, co mam 

robić.

Travis westchnął. Wiedział, że ta rozmowa jest nieuchronna, ale miał nadzieję, że nie 

dojdzie do niej dzisiaj.

97

background image

- A ty nie myśl, że skoro ci się oświadczyłem, to możesz mnie wszędzie zaciągnąć jak 

bezwolnego byka z kółkiem w nosie - odciął się.

- Ty mułowaty, uparty, tępy sukin... Nawet jesteś podobny do byka. I to rogatego. - 

Juliana odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni.

Po chwili trzasnęły drzwi do sypialni.

Travis   pomyślał,   że   to   był   wspaniały   przykład   ataku   złości.   Wrócił   do   swoich 

papierów, żałując, że przed wybuchem Juliany nie zdążył zjeść więcej lodów. I nawet nie 

ruszył jeszcze banana. Uśmiechnął się lekko. Przy Julianie mężczyzna albo zachowa wieczną 

młodość, albo da się sponiewierać. I na pewno nigdy nie będzie się nudził.

Po godzinie Juliana znów pojawiła się w kuchni. Travis najpierw poczuł jej obecność 

za sobą, dopiero potem odwrócił się. Stała boso, oparta o framugę. Rude loki opadały jej na 

ramiona.   Miała   na   sobie   najbardziej   seksowną   -   zdaniem   Travisa   -   ze   swoich   nocnych 

koszulek. Czarną, przezroczystą, z koronkowymi kwiatkami strategicznie rozmieszczonymi 

na najbardziej newralgicznych miejscach kobiecego ciała.

- Postanowiłam, że ci wybaczam - powiedziała nieco ochryple.

Na dźwięk tego głosu Travis poczuł podniecenie.

- Chyba mam dzisiaj szczęście.

- W ogóle nie powinnam była  zaczynać  dziś tego tematu. Masz na głowie Flame 

Valley i trudno wymagać, żebyś zajmował się teraz czymś innym.

Travis uznał, że nie czas tłumaczyć, że jego decyzja w sprawie herbaciarni nie ma nic 

wspólnego z tym, jak bardzo jest zajęty.

-   Jesteś   pewna,   że   nie   posługujesz   się   seksem,   żeby   przekonać   mnie   do   swojego 

fantastycznego pomysłu?

Uśmiechnęła się z rozbrajającą niewinnością.

- Taka perfidna myśl nigdy nie przyszłaby mi do głowy.

- Szkoda. Chętnie bym się przekonał, jak to jest być ofiarą takiego traktowania.

Juliana wyciągnęła do niego rękę zachęcającym gestem.

- Moglibyśmy trochę poudawać.

- Czemu nie. Odgrywanie różnych fantazji nieźle nam idzie. - Podniósł się i podszedł 

do niej. Była naprawdę fantastyczna. Nigdy w życiu nie spotkał podobnej kobiety i w głębi 

duszy był pewien, że nigdy podobnej nie spotka. Nie pozwoli jej sobie odebrać. Tej fantazji 

postanowił trzymać się z całych sił.

- Coś się stało? - spytała, zauważywszy zmianę w wyrazie jego twarzy.

98

background image

- Nie. - Stanął tuż obok niej. - Nic się nie stało.

Wiedział   jednak,   że   to   nieprawda.   Każdy   dzień   bez   odpowiedzi   od   Bickerstaffa 

odbierał mu kolejną cząstkę nadziei, że uda mu się ocalić hotel. Postanowił jednak dziś o tym 

nie myśleć. Nie teraz, kiedy Juliana była tak blisko. Pocałował ją z gwałtownością, która 

trochę ją zaskoczyła. Zawahała się przez moment, ale odpowiedziała jak zwykle, całą sobą.

- Czy już jesteś gotowy zmienić zdanie w sprawie herbaciarni? - szepnęła, muskając 

go wargami w szyję.

- Nie, ale uważam, że jestem szczęściarzem. - Zaczął pieścić jej ucho. - Czy po każdej 

kłótni będziesz mi wybaczać w ten sposób?

- Chyba tak. Jakoś nie umiem chować urazy. - Rozpięła mu powoli koszulę. W jej 

oczach   kryło   się   zmysłowe   pożądanie,   kiedy   paznokciami   delikatnie   obrysowywała   jego 

płaskie brodawki.

- Wiem o tym - przyznał miękko. - Będziesz na mnie krzyczeć, trzaskać drzwiami, a 

potem założysz seksowną bieliznę i zaczniesz mnie uwodzić. Jestem bez szans.

- Miękniesz jak wosk w moich rękach - powiedziała, przyciskając się mocniej  do 

niego. Odpięła mu pasek i rozsunęła suwak spodni. - Czy ta myśl cię nie przeraża?

- Chyba podejmę to ryzyko. - Przesuwał dłonią w dół jej brzucha. Zatrzymał się na 

koronkowym   kwiatku,   który   miał   zasłaniać   ciemniejszy   trójkącik.   Zacisnął   lekko   palce   i 

pieścił ją delikatnie przez cienki materiał, aż poczuł, że topnieje w jego objęciach. Jęknął 

cicho, czując jej dotyk na sobie. Wziął ją na ręce, zaniósł do sypialni i położył na łóżku.

Szybko   zrzucił  z  siebie  ubranie,  objął  mocno   Julianę  i   przekręcił  się   na  plecy.   Z 

zachwytem patrzył jej piękne, płonące namiętnością ciało, pragnące go, oddające mu się bez 

reszty.

Sięgnął do jej piersi i ugniatał je delikatnie, aż brodawki nabrzmiały jak pąki, a wtedy 

potarł je lekko dłońmi. Juliana wstrzymała oddech. Travis czuł, jak zaciska się wokół niego; z 

trudem utrzymywał resztki samokontroli.

Juliana zaczęła oddychać coraz szybciej. Odchyliła głowę do tyłu, włosy opadały jej 

na ramiona jak wzburzona fala. Travis uniósł się i przełożył ją na plecy. Wyciągnęła ramiona, 

przyciągnęła go do siebie, a wtedy on poddał się jej i odpłynął do innego świata.

Travis poczuł, że Juliana poruszyła się lekko.

- Śpisz? - spytała cicho.

99

background image

- Nie. - Nie mógł zasnąć, zastanawiając się, czy powinien rano zadzwonić po raz 

kolejny do Bickerstaffa. Bickerstaff nie powinien się domyślić, że mu na tym aż tak bardzo 

zależy, bo mógłby się spłoszyć.

-   Przepraszam   za   tę   awanturę.   Ale   Charisma   zawsze   była   moja.   Zawsze   sama 

podejmowałam wszystkie decyzje.

- Wiem - powiedział, gładząc ją po udzie.

- Chyba tak samo jest, kiedy się samotnie wychowuje dziecko. Trudno potem uznać 

czyjekolwiek prawo do decydowania o jego przyszłości.

Travis nic nie odpowiedział. Jak zwykle wolał trzymać się jak najdalej od tematów 

związanych z dziećmi. Wiedział, że za jakiś czas będzie musiał się nad tym zastanowić, ale 

chciał, żeby to się stało jak najpóźniej.

- Travis?

- Słucham?

- Zdaję sobie sprawę, że zależy ci na przyszłości Charismy, ale...

- Ale nie chcesz, żebym mówił, co jest dla Charismy dobre, o ile to nie jest zgodne z 

tym, co ty uważasz za słuszne?

- Właśnie.

-   Podchodzisz   do   tego   zbyt   emocjonalnie.   A   wiesz,   że   emocje   przeszkadzają   w 

robieniu interesów. Lepiej nie mieszać jednego z drugim.

- Ale czasem to się zdarza, prawda?

Travis pomyślał o swojej obecnej sytuacji. Zemsta, interesy i pożądanie połączyły się 

w taki węzeł, że nie był pewien, czy uda mu się go rozplątać.

- Tak, czasami to się zdarza - przyznał cicho. 

Juliana odczekała kolejne dwa dni, zanim postanowiła poruszyć temat, którego jeszcze 

nie omawiali. Miała nadzieję, że Travis wyjdzie z nim pierwszy, ale ponieważ tak się nie 

stało, zniecierpliwiona postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce.

Uznała,   że   najlepiej   zrobić   to   jakby   od   niechcenia,   w   jakiejś   niezobowiązującej 

sytuacji. Wyciągnęła Travisa na spacer po plaży i z wolna zaczęła dążyć do sedna.

- Zamieszkasz u mnie, dopóki nie wybierzemy czegoś na stałe? - spytała.

- Twoje mieszkanie jest w sam raz. Jeżeli o mnie chodzi, możemy tam zostać na stałe.

- Nie jest trochę za małe?

- Dla dwojga ludzi w zupełności wystarczy - powiedział beztrosko. - Właściwie już się 

do ciebie przeprowadziłem i jakoś się mieścimy.

100

background image

To była prawda. Wprawdzie dla Juliany wciąż było pewnym zaskoczeniem, kiedy po 

otwarciu garderoby widziała na wieszaku rząd męskich koszul, ale powoli się do tego widoku 

przyzwyczajała. Na początku skarżyła się, że Travis zużywa całą ciepłą wodę, biorąc poranny 

prysznic, ale problem sam się rozwiązał, od kiedy zaczęli chodzić pod prysznic razem. Ich 

dotychczasowe życie pod jednym dachem przebiegało bez większych zakłóceń.

Uwagi o wielkości mieszkania nie sprowadziły rozmowy na oczekiwane przez Julianę 

tory, więc musiała poszukać innej drogi. Tylko delikatnie, powtarzała sobie, musisz to zrobić 

z wyczuciem.

-   Wszystko   już   jest   gotowe   na   zaręczynowe   przyjęcie   -   zakomunikowała.   -   W 

najbliższy piątek o siódmej wieczorem. Przyjdą niemal wszyscy zaproszeni goście. Nawet 

moi rodzice przylecą z San Francisco. Rozmawiałam kilka razy z kucharzem Treasure House. 

Będzie fantastyczne jedzenie.

- To świetnie.

Obojętny ton głosu Travisa zaniepokoił Julianę. Miała wrażenie, że ostatnio słyszy go 

coraz częściej. Przez chwilę szukała sposobu, żeby od przyjęcia przejść łagodnie do tematu, 

który ją nurtował, ale  zrezygnowała.  Trudno,  nie będzie  delikatna.  Dłużej  już  nie mogła 

czekać. Musi chwycić byka za rogi.

- A co by było - spytała znienacka - gdybym ci powiedziała, że jestem w ciąży?

I niemal w tej samej chwili pożałowała tych słów. Travis zatrzymał się gwałtownie i 

spojrzał na nią ze złością.

- Słucham?

Juliana zrozumiała, że poddała Travisa prawdziwej terapii szokowej.

- Zastanawiałam się, jak byś się czuł, gdyby się okazało, że jestem...

- Nie jesteś w ciąży - przerwał jej ostro. - Nie możesz być  w ciąży.  Przecież się 

zabezpieczaliśmy.

- Wiem, ale...

- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś w ciąży? - spytał przez zaciśnięte zęby.

- Nie, oczywiście że nie. To było pytanie hipotetyczne.

- Hipotetyczne? Zwariowałaś? Takich pytań nie rzuca się bez powodu.

- No dobrze, może ujęłam to niezbyt zręcznie.

- Bardzo niezręcznie.

Patrzył na nią z takim samym wyrazem twarzy jak wówczas, kiedy rozmawiał z Elly 

na tarasie przy basenie. Była wstrząśnięta, ale szybko się opanowała.

101

background image

- Przepraszam - powiedziała  cicho.  - Nie chciałam  cię zdenerwować. Pomyślałam 

tylko, że powinniśmy wreszcie porozmawiać o dzieciach. Do tej pory unikaliśmy tego tematu.

Przez chwilę przyglądał jej się z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, a potem spojrzał 

ponad jej ramieniem na ocean.

-   To   prawda.   Ale   miałem   wrażenie,   że   nie   jesteś   szczególnie   zainteresowana 

posiadaniem   dzieci.   Odkąd   cię   poznałem,   byłaś   pochłonięta   jedynie   planami   rozwijania 

Charismy. Nie wspominałaś, że chcesz mieć dzieci.

- Nie myślałam o dzieciach, dopóki nie spotkałam ciebie - przyznała. - Nie było na to 

ani odpowiedniej pory, ani odpowiedniego mężczyzny. Ale mamy wziąć ślub, nie jesteśmy 

już zbyt młodzi, więc... - zawiesiła głos.

- Więc uznałaś, że chcesz mieć dzieci. - Travis ze znużeniem przymknął na chwilę 

oczy. A kiedy je otworzył, jego spojrzenie było jeszcze bardziej nieprzeniknione niż zwykle.

Juliana wzięła głęboki oddech.

- Czy to oznacza, że ty nie chcesz?

Zaczął pocierać sobie kark.

- To nie jest najlepsza pora, żeby o tym rozmawiać.

- A kiedy będzie lepsza pora? - Przyglądała mu się z niepokojem. - Jeżeli nie chcesz 

mieć dzieci, powinnam to wiedzieć teraz.

- Dzieci bardzo komplikują życie.

- Życie w ogóle jest skomplikowane. Czego ty się obawiasz?

-   Doskonale   wiesz,   czego.   Nie   bądź   naiwna.   Jeżeli   między   nami   przestanie   się 

układać, to ktoś inny będzie z tego powodu cierpiał.

Wstrzymała oddech.

- Już myślisz o rozwodzie?

- Oczywiście, że nie. Ale bądźmy realistami. Połowa małżeństw się rozpada, a duża 

część rozstałaby się natychmiast, gdyby tylko lekko ich do tego popchnąć.

- Więc co sugerujesz? Żeby ludzie w ogóle nie mieli dzieci?

- Sugeruję, że powinni się głęboko zastanowić, zanim podejmą taką brzemienną w 

skutki decyzję. - Znów ruszył wzdłuż plaży.

- Zgadzam się z tobą. Na świat powinny przychodzić dzieci chciane i planowane. Ale 

jeżeli dwoje ludzi chce się naprawdę ze sobą związać i chcą mieć razem dzieci, to nie powinni 

się tego obawiać.

- Juliano, czy musimy teraz o tym rozmawiać?

102

background image

Zauważyła, że ma wilgotne dłonie, poczuła się słabo. Po raz pierwszy odkąd poznała 

Travisa, zaczęły ogarniać  ją wątpliwości. Może rzeczywiście  postawiła  na niewłaściwego 

mężczyznę?

- Nie - powiedziała. - Nie musimy teraz o tym rozmawiać.

- To dobrze. - Spojrzał na zegarek. - Muszę wracać do biura. Bickerstaff wciąż nie 

dzwoni, więc powinienem się odezwać do paru innych osób.

-   Rozumiem.   Też   powinnam   wracać   do   Charismy.   Mam   mnóstwo   pracy.   Muszę 

porozmawiać z Mattem i Sandy o paleniu nowych gatunków, które właśnie sprowadziłam. - 

Próbowała przywołać na twarz zwykły uśmiech, ale nie bardzo jej się to udało.

Travis rzucił na nią krótkie spojrzenie, odwrócił się i ruszył w kierunku parkingu. Po 

drodze do miasta niewiele ze sobą rozmawiali.

Juliana odwiozła Travisa do biura i pojechała wolno do swojego mieszkania. Paleniem 

nowych gatunków kawy zajmie się kiedy indziej.

Zatrzymała swoje czerwone coupe na podjeździe i weszła do mieszkania. Pierwszą 

rzeczą,   jaką  zrobiła,   było  nastawienie  wody na  herbatę.   Drugą  rzeczą,   jaką  zrobiła,   było 

nieodebranie telefonu, który zadzwonił po dwóch minutach.

Zaparzyła herbatę i usiadła przy kuchennym stole. Patrzyła bezmyślnie przez okno, 

kiedy zauważyła samochód Elly wjeżdżający na parking. Telefon mogła zignorować, ale nie 

dzwonek do drzwi. Nie mogła udawać, że jej nie ma w domu.

- Nareszcie cię znalazłam - zawołała Elly, stojąc w otwartych drzwiach. - Zajrzałam 

do Charismy, ale powiedziano mi, że nie wróciłaś po lunchu. Nie odbierałaś telefonu, więc 

pomyślałam sobie, że wpadnę po drodze do Flame Valley. Co się stało?

- Nic. Czemu pytasz?

- Nie udawaj. Nigdy nie wracasz do domu w środku dnia. - Elly minęła Julianę i 

poszła prosto do kuchni. - I pijesz herbatę w samotności. Mów, co się dzieje.

- Elly, proszę, jestem zmęczona, nie mam nastroju na towarzyskie rozmowy.

Elly popatrzyła na nią badawczo.

- Coś się stało, tak? Tylko nie próbuj mnie okłamywać, za długo się znamy.

- Miałam ciężki dzień. - Juliana usiadła przy stole i sięgnęła po filiżankę z herbatą.

- Ja też. I dlatego chciałam z tobą porozmawiać. Bardzo się martwię o Davida i o to, 

co się stanie, jeżeli ten Bickerstaff nie przyjmie propozycji Travisa.

Juliana pokiwała głową bez specjalnego zainteresowania.

- Wiem, że się martwisz.

103

background image

- Teraz jednak - ciągnęła Elly, siadając przy stole naprzeciwko swojej kuzynki - dużo 

bardziej martwię się o ciebie. Takie zachowanie zupełnie do ciebie nie pasuje.

- Skąd wiesz? Przecież dopiero przyszłaś.

- Wiem. Normalnie błyszczysz jak kolorowy neon. A teraz wyglądasz, jakby cię ktoś 

wyłączył. 

Pomimo fatalnego nastroju, Juliana zdobyła się na uśmiech.

- Całkiem trafiona analogia.

- Chodzi o Travisa, tak? Opowiadaj.

- Nie ma o czym opowiadać. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie popełniam błędu.

Elly uniosła brwi.

-   Nie   wierzę   własnym   uszom.   Nie   powstrzymały   cię   moje   prośby,   zlekceważyłaś 

ostrzeżenia swoich rodziców i mojego ojca, a teraz nagle mówisz, że być może popełniasz 

błąd? Jestem zszokowana. No to mów. Co się dzisiaj stało?

- Spytałam Travisa, jak by się czuł, gdybym zaszła w ciążę. Był wściekły.

- Jesteś w ciąży?

- Nie. To było pytanie hipotetyczne. Próbowałam jakoś delikatnie wprowadzić temat 

dzieci.

- Mężczyźni nie radzą sobie z hipotetycznymi pytaniami - zauważyła Elly z niezwykłą 

trafnością. - Facet chyba przeżył największy szok w swoim życiu. Ma głowę zaprzątniętą 

tylko tym, jak uratować Flame Valley, a ty nagle wyjeżdżasz z czymś takim.

-   Nie   uspokoił   się   nawet   wtedy,   kiedy   powiedziałam,   że   chciałam   jedynie 

przedyskutować kwestię posiadania dzieci. - Juliana spojrzała kuzynce w oczy. - On chyba 

nie chce być ojcem, Elly. Zdaje się, że próbuje się wykręcić.

- Co to znaczy?

- Chyba nie do końca jest przekonany, że nasze małżeństwo przetrwa. A ponieważ 

jako dziecko zapłacił wysoką cenę za rozwód swoich rodziców, teraz nie chce wiązać sobie 

rąk.

- Chyba zaczynam rozumieć, na czym polega problem. Ale dziwię się, że tak cię to 

załamało. Zwykle podejmujesz każde wyzwanie. Zazdrościłam ci tej pewności siebie. Nic nie 

mogło jej zachwiać. Nawet kiedy coś ci się nie udało, szybko stawałaś na nogi. Zawsze byłaś 

silna.

- Ale teraz wcale się tak nie czuję. Mówiąc prawdę, jestem przerażona. Czekałam na 

niego   całe   życie.   Od   chwili,   kiedy   pojawił   się   w   Charismie,   byłam   pewna,   że   jest   tym 

właściwym mężczyzną. Byłam gotowa rzucić się na niego i powiedzieć mu, że ma się ze mną 

104

background image

ożenić. Panowałam nad sobą do czasu, kiedy on... kiedy po raz pierwszy poszliśmy ze sobą 

do łóżka.

Elly wpatrywała się w blat stołu.

- Byłaś go pewna nawet po tej scenie, którą zrobiłam na tarasie w Flame Valley. Byłaś 

na niego wściekła, ale nadal uważałaś, że tylko on i żaden inny.

Juliana skinęła głową.

- To prawda. Okropnie mnie wtedy zdenerwował. Nie mogłam mu darować, że nie 

powiedział mi o swoich związkach z naszą rodziną. A jeszcze bardziej wściekło mnie, że 

chciał się kiedyś z tobą ożenić. Przecież wy w ogóle do siebie nie pasowaliście.

- W ogóle.

- Ale każdy ma prawo popełniać błędy. W końcu mnie też się to parę razy zdarzyło.

- Dzięki za wyrozumiałość.

-   A   on   dość   szybko   zauważył,   że   głupio   postępuje   -   ciągnęła   Juliana.   -   Przecież 

zgodził się ocalić Flame Valley. I zaproponował mi małżeństwo.

- Zgadza się.

-   Ta   rozmowa   o   dzieciach   naprawdę   wytrąciła   mnie   z   równowagi.   Całkowicie 

zmieniła mój punkt widzenia.

- Nie każdy chce mieć dzieci, Juliano. Do tej pory ty też nie byłaś nimi specjalnie 

zainteresowana.

- Ale wiedziałam, że to się zmieni, kiedy pojawi się właściwy mężczyzna. To było dla 

mnie oczywiste.

- Taką decyzję muszą podjąć dwie osoby.

- Masz rację - powiedziała Juliana z westchnieniem. - Mogłabym zrozumieć, gdyby 

chodziło po prostu o to, że Travis nie chce mieć dzieci. Ale on tłumaczył, że nie chce nikogo 

skrzywdzić,   gdyby   doszło   do   rozwodu.   Tak   jakby   biorąc   ślub,   przygotowywał   się   na 

najgorsze.

Elly oparła się wygodniej na krześle, marszcząc brwi.

- A ty, ze swoją bezgraniczną ufnością i entuzjazmem, wierzysz, że będziecie ze sobą 

na zawsze.

- Właśnie. Nie mogę wyjść za kogoś, komu nie zależy na tym małżeństwie tak samo 

jak mnie. Za kogoś, kto chce się zabezpieczyć na wszelki wypadek.

- Bądź rozsądna. Czego mogłaś się po nim spodziewać? Travis jest biznesmenem. Od 

początku ci mówiłam, że myśli chłodno i racjonalnie. Nie kieruje się emocjami tak jak ty. 

105

background image

Moim zdaniem rozważanie ryzyka leży głęboko w jego naturze. Jest na tyle uczciwy, że nie 

umiałby zostawić cię samej z dzieckiem.

Travis   zimny   i   wyrachowany?   Juliana   wiedziała,   że   to   nieprawda.   Ale   był 

biznesmenem  i   potrafił  być  bardzo   uparty.  Przypomniała   sobie,  jak  reagował  za   każdym 

razem, kiedy pojawiał się temat herbaciarni. Być może patrzył na małżeństwo tak samo jak na 

inwestycje w biznesie? Ta myśl niemal przyprawiła ją o mdłości.

- Juliano, chcesz jeszcze herbaty? - Elly szybko podniosła się z krzesła.

W każdej innej sytuacji Juliana roześmiałaby się, widząc, jak Elly przejmuje rolę tej, 

która wspiera i pociesza. Jednak teraz była jej po prostu wdzięczna.

- Bardzo ci dziękuję - powiedziała, biorąc od Elly filiżankę z herbatą.

- No cóż - zaczęła Elly, znów siadając przy stole - właściwie powinnam się cieszyć, że 

zaczynasz mieć wątpliwości. W końcu to ja ostrzegałam cię przed tym małżeństwem. Ale z 

nieznanych mi powodów nie jestem przekonana, że popełniasz katastrofalny błąd. Tobie się 

to nie zdarza. Weź się w garść, Juliano. Z depresją nie jest ci do twarzy.

- Wiem. - Juliana drobnymi łykami popijała swoją herbatę. Wiedziała, że herbata była 

za słaba, ale to nie miało znaczenia. Dziś nic nie miało znaczenia, oprócz tego, że być może 

całkiem się pomyliła w ocenie Travisa Sawyera. Nie chciał mieć dzieci, bo obawiał się, że ich 

małżeństwo nie przetrwa. Czyli tak naprawdę nie był do niego do końca przekonany.

- Czujesz się lepiej, Juliano?

- Nie.

- Tak mi przykro.

Juliana patrzyła tępo przez okno.

- Co ja mam teraz zrobić, Elly?

- Nie wiem, być może powinnaś odwołać ślub.

Juliana zacisnęła palce na filiżance.

- Chyba zabraknie mi odwagi.

106

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Juliano? Tak mi przykro, ale nie zdążę dziś na kolację.

- To już kolejny dzień, Travis. Jakieś nowe wieści w sprawie Flame Valley?

- Na razie nie.

- To nie zabrzmiało optymistycznie.

Bo też nie ma we mnie optymizmu, pomyślał Travis, a głośno dodał:

- Nie chcę nikomu robić zbyt wielkich nadziei. Muszę wracać do pracy. Nie wiem, ile 

mi to jeszcze zajmie. - Liczył na to, że Juliana powie, że to nie ma znaczenia, że i tak będzie 

na niego czekała.

- Z pewnością będziesz potem bardzo zmęczony.

- Chyba tak. - Travis zacisnął palce na słuchawce. Wiedział, że za chwilę usłyszy to 

samo co wczoraj: „Pewnie będziesz chciał wrócić do siebie i położyć się spać”.

- Nie musisz do mnie przyjeżdżać. Rozumiem, że wolisz pojechać prosto do domu i 

odpocząć - powiedziała Juliana tonem chłodnego współczucia.

Zbyt chłodnego, jak dla Travisa.

- Tak będzie najlepiej. Zobaczymy się jutro, kochanie.

- Dobrze.

- Wszystko gotowe na piątkowe przyjęcie?

Juliana zawahała się przez chwilę.

- Tak, gotowe.

Travis podjął jeszcze jedną próbę, żeby chociaż trochę przedłużyć ich rozmowę.

- Kupiłaś sukienkę?

- Nie. Elly namawia mnie, żebym jeszcze jutro spróbowała coś znaleźć. Nawet chce 

się ze mną wybrać. Powiedziałam, żeby nie robiła sobie kłopotu. Nie muszę mieć nowej 

sukienki, wygrzebię coś z szafy.

Travis   zacisnął   szczęki,   słysząc   w   jej   głosie   kompletny   brak   entuzjazmu.   W 

normalnych okolicznościach Juliana przeszukałaby wszystkie sklepy w całej Kalifornii, żeby 

znaleźć sukienkę odpowiednią na jej zaręczynowe przyjęcie.

- W takim razie udanych zakupów. - Travis miał wrażenie, że szczęście wycieka mu 

przez palce. - Wpadnę jutro na kawę do Charismy.

107

background image

- Świetnie. Do jutra. - Juliana zawahała się. - Dobranoc, Travis.

- Dobranoc.

Travis   wolno   odłożył   słuchawkę.   Patrzył   przez   przeszkloną   ścianę,   jak   nad   Jewel 

Harbor zapada zmrok. Miękkie ciemności wydawały mu się bezpiecznym schronieniem. W 

jego   biurze   paliły   się   jasne   światła,   przez   co   groźba   porażki   stawała   cię   coraz   bardziej 

wyraźna i realistyczna.

To, że może mu się nie udać, przeczuwał od samego początku. Od chwili, kiedy podjął 

się ocalenia Flame Valley. Jednak niezachwiana wiara Juliany na jakiś czas udzieliła się i 

jemu. Ta jej pewność nieco go irytowała, ale jednocześnie dodawała mu skrzydeł.

I nawet przez chwilę uwierzył, że da się wszystko cofnąć.

Ale od dwóch dni Juliana straciła swój zwykły zapał. Przestała go entuzjastycznie 

zapewniać, że wszystko dobrze się ułoży.

No i Bickerstaff nadal nie dzwonił.

Mimo to Travis zdawał sobie sprawę, że przyczyną lodowatego ucisku w żołądku nie 

było wcale coraz większe prawdopodobieństwo klęski, ale fakt, że Juliana odsunęła się od 

niego, zanim jeszcze nastąpiła katastrofa.

To się zaczęło  podczas  spaceru  po plaży,  kiedy zapytała  go, co by zrobił,  gdyby 

powiedziała mu, że jest w ciąży.

Travis przypomniał sobie, że potem nie wspominała już o ustalaniu daty ślubu. Nie 

wracała też do tematu herbaciarni. A teraz jeszcze przestało jej zależeć na kupieniu sukienki 

na zaręczynowe przyjęcie. To wszystko było bardzo wymowne.

Ta   radosna,   żywiołowa,   pełna   entuzjazmu   Juliana   wymykała   mu   się   z   rąk,   choć 

przecież przyszłość Flame Valley nie była jeszcze rozstrzygnięta.

Po   raz   chyba   setny   przebiegał   w   myślach   ich   ostatnią   rozmowę,   starając   się 

zrozumieć, co mogło tak Julianę odepchnąć. Dziś rano przyszło mu do głowy, że być może 

popełnił niewybaczalny błąd. Juliana była w ciąży i próbowała mu o tym powiedzieć, a jego 

złość i ostre słowa bardzo ją zraniły.

Ale nie, przecież zapytał ją o to wprost, a ona zaprzeczyła. Z pewnością w tej sprawie 

by go nie okłamała.

A może w ciągu ostatnich paru dni zdała sobie sprawę, że szanse na uratowanie Flame 

Valley, i przy okazji jej pieniędzy, są naprawdę znikome? Bo w gruncie rzeczy Juliana była 

twardo stojącą na ziemi bizneswoman. Jak długo mogła karmić się złudzeniami?

To wszystko oznaczało, że jeżeli nie uda się ocalić hotelu, Travis automatycznie znów 

stanie się „tym złym”. Od samego początku wiedział, że ma tylko dwie możliwości: będzie 

108

background image

albo przyczyną problemu, albo jego rozwiązaniem. Albo uratuje Flame Valley, albo będzie 

tym, kto go zniszczył.

Optymizm Juliany łatwo mu się udzielał.

A   teraz   musiał   zmierzyć   się   z   ponurym   faktem,   że   być   może   przestała   w   niego 

wierzyć.

Od początku zdawał sobie sprawę, że gdy przyjdzie co do czego, Juliana stanie po 

stronie swojej rodziny. Zacznie obwiniać go o doprowadzenie Flame Valley do ruiny i przy 

okazji o zniszczenie małżeństwa swojej kuzynki.

I będzie miała rację.

Wręcz pogodził się z myślą, że znów zostanie odtrącony. Zdarzyło mu się to parę razy 

w życiu. W sytuacji wyboru on zawsze stał na przegranej pozycji.

Próbował   siebie   przekonać,   że   to   może   nawet   lepiej.   Jego   związek   z   Juliana   od 

początku nie miał dużych szans. Może będzie mu łatwiej, kiedy rozstaną się teraz.

Ale   myśl,   że   mógłby   ją   stracić   przed   ostatecznym   rozdaniem,   okazała   się   nie   do 

zniesienia. Pogodziłby się z tym, gdyby okazało się, że nie ma żadnego sposobu, by uratować 

Flame   Valley   przed   bankructwem.   Na   razie   jednak   gotów   był   zrobić   wszystko,   żeby   ją 

zatrzymać.

Rozwiązał   krawat   i   znów   pochylił   się   nad   dokumentami,   szukając   w   nich   jakiejś 

furtki, chociaż wiedział, że taka nie istnieje. Paradoks tej sytuacji polegał na tym, że próbował 

znaleźć rozwiązanie problemu, który sam stworzył. Po pięciu latach obsesyjnego myślenia o 

przejęciu hotelu musiał przyznać, że tak naprawdę nigdy go nie chciał.

Postanowił jednak, że tak czy inaczej Juliana dostanie swoje pieniądze. Może nie od 

razu, ale z pewnością znajdzie sposób, żeby ją spłacić. Wiedział, że to mu jej nie wróci, ale 

mógł zrobić przynajmniej tyle.

W ciągu ostatnich tygodni dała mu tak wiele, a on zawsze spłacał swoje długi.

- No nie, Juliano, chyba nie chcesz tego na siebie włożyć? - Elly patrzyła na swoją 

kuzynkę, która właśnie wyszła z przymierzalni.

-   A   co   ci   się   w   nim   nie   podoba?   -   Juliana   miała   na   sobie   skromny   kostium   ze 

śnieżnobiałej krepy, z długimi rękawami, wysokim zapięciem pod szyję i spódnicą do kolan. 

Jej wydawał się zupełnie odpowiedni.

- Co mi się nie podoba? - Elly aż uniosła brwi ze zdziwienia. - Chyba zwariowałaś. 

Ten kostium nie jest dla ciebie. Nie ma w nim żadnego błysku, żadnej iskry. Jest nudny, 

nudny, nudny. Może pasowałby do kobiety w typie słodkiego anioła, ale nie do ciebie.

109

background image

Juliana poczuła lekką irytację.

- To sama coś wybierz. Mam już dość przymierzania.

- Nigdy nie miałaś dość zakupów i przymierzania.

- Ale dzisiaj mam dość. Mogę?

-   Już   dobrze,   uspokój   się.   Jesteś   dziś   jakaś   dziwna.   Posłuchaj   mnie.   Idź   do 

przymierzalni i załóż tę złoto-zieloną kieckę. Tę z głębokim dekoltem na plecach.

Juliana westchnęła. Złość w niej opadła, czuła się jedynie zniechęcona. Wróciła do 

przymierzalni   i   sięgnęła   po   zieloną,   nieco   prowokacyjną   wieczorową   suknię,   którą   Elly 

wcześniej dla niej wypatrzyła.

Kiedy   poprawiała   ją   na   sobie,   pomyślała   przez   chwilę,   że   rzeczywiście   taki   styl 

zawsze jej się podobał. Głęboki dekolt w kształcie litery V, śmiały, ale elegancki, kończył się 

na dole dużą kokardą. Obcisły krój spódnicy podkreślał kształt jej bioder i długie nogi. Do tej 

sukni   świetnie   pasowałyby   buty   z   górskimi   kryształkami,   które   zauważyła   niedawno   na 

wystawie.

Niemal   zapaliła   się   do   tego   pomysłu,   ale   zniechęcenie   znów   wzięło   górę,   kiedy 

przypomniała sobie, z jakiej okazji robi zakupy.

- Zdecydowanie lepiej - obwieściła Elly, kiedy Juliana wyszła z przymierzalni. - Moim 

zdaniem rewelacyjnie. - Spojrzała na krążącą w pobliżu sprzedawczynię. - Bierzemy.

Juliana miała zamiar zaprotestować, ale szybko zrezygnowała. Nie była w nastroju do 

kłótni.

Po   dwudziestu   minutach   znalazły   się   na   parkingu,   gdzie   Elly   zostawiła   swój 

samochód. Juliana trzymała pod pachą pudełko z zieloną suknią, a w drugiej ręce niosła torbę 

z butami z kryształkami górskimi.

-   Nigdy   nie   widziałam   cię   w   podobnym   stanie.   -   Elly   usiadła   za   kierownicą   i 

przekręciła kluczyk w stacyjce. - Naprawdę tak źle się między wami układa?

- Właściwie to nawet nie wiem. Od trzech dni się nie widzieliśmy. A ostatnie dwie 

noce spędził u siebie w mieszkaniu.

-   Ale   nie   powiedział,   że   chce   odwołać   zaręczyny?   On   jest   bardzo   asertywny   - 

zauważyła Elly, wyjeżdżając z parkingu. - Gdyby chciał odwołać zaręczyny, to na pewno by 

to zrobił. Widzę, że ty też nie zmieniłaś zdania?

Juliana patrzyła przez okno.

- Nie. Powtarzam sobie, że powinnam odwołać przyjęcie, póki jeszcze jest czas, ale 

nie mogę. Ja go kocham, Elly. Boże, co ja zrobię, kiedy okaże się, że on nic do mnie nie 

czuje?

110

background image

- Nie mam pojęcia. - Elly wjechała na autostradę. - Coraz częściej sama sobie zadaję 

podobne pytanie.

Juliana spojrzała na nią ze współczuciem.

- Martwisz się, co David zrobi, kiedy okaże się, że straciliście hotel.

- Jakoś ostatnio trudno nam się ze sobą porozumieć, mówiąc łagodnie. Chyba tak jak 

tobie i Travisowi. David albo cały czas siedzi w swoim biurze, albo spotyka się z Travisem. 

Wieczorem   zasypia,   zanim   jeszcze   zdążę   wyjść   z   łazienki.   A   rano   wychodzi,   zanim   się 

obudzę. Nie wiem, co myśli, ale widzę, że jest przygnębiony. Boję się, Juliano.

- Witaj w klubie.

Travis aż zdziwił się, ile wysiłku kosztowało go pojechanie do Charisma Espresso. 

Zwykle umiał stawić czoło wszystkim problemom, ale problem z Julianą go przerastał.

Wysiadając z samochodu, przypomniał sobie, że jest południe i że za parę godzin 

odbędzie się ich zaręczynowe przyjęcie. A Bickerstaff nadal się nie odzywał. Travis wiedział, 

że zostało mu już niewiele czasu. Ale tym bardziej chwytał się resztek nadziei, że Bickerstaff 

zadzwoni w ostatniej chwili z wiadomością, że przystępuje do interesu.

Irracjonalna nadzieja skazańca.

Charisma była pełna ludzi stojących z małymi filiżankami i niewielkimi notesikami w 

dłoniach.   Travis   przypomniał   sobie,   że   dziś   był   kolejny   dzień   degustacji,   które   Juliana 

wprowadziła   miesiąc   temu.   Zza   szklanych   drzwi   słyszał   jej   głos,   Sandy   i   Matt   nalewali 

gościom kawę.

Wszedł do środka i przez chwilę przysłuchiwał się słowom Juliany.

- Musicie pamiętać, że niemal całą zawartość filiżanki stanowi woda, więc jej jakość 

jest   bardzo   ważna.   Zajmijmy   się   teraz   mieszankami,   które   przygotowaliśmy   na   dzisiaj. 

Pierwszą była ciemno palona kawa kolumbijska. Smak ciemno palonych gatunków to przede 

wszystkim skutek samego procesu palenia, a nie rodzaju kawy. Mocno palona kawa wydaje 

się mocniejsza, ale ma w sobie tyle samo kofeiny, a czasem nawet nieco mniej niż inne.

Travis pomyślał, że Juliana wygląda na wyczerpaną. Jakby była chora.

- W drugiej filiżance mieliśmy mieszankę pod nazwą Kona. Kawa, która rośnie w 

okręgu Kona na Hawajach, to jedyna kawa uprawiana na obszarze Stanów Zjednoczonych. 

Produkuje się jej niewiele, ale za to bardzo dobrej jakości. Jest średnio kwaśna, o wyraźnym, 

łagodnym smaku. 

Ona jest nie tylko wyczerpana, zauważył Travis, wyraźnie coś ją gryzie. Zwykle kiedy

111

background image

występowała   przed   swoimi   gośćmi,   wyglądała   jak   rozkwitająca   na   scenie   aktorka.   Dziś 

wykonywała jedynie automatyczne ruchy i wygłaszała tekst. Była jednak profesjonalistką, 

więc prowadziła pokaz w takim samym stylu, jakby to była degustacja najlepszych win.

- W trzeciej mieszance przeważały gatunki tanzańskiej arabiki uprawiane na zboczach 

Kilimandżaro. Kawa z Tanzanii ceniona jest przede wszystkim za swój pełny, intensywny i 

zrównoważony smak. - Juliana uśmiechnęła się do gości. - To wszystko na dzisiaj, kochani. 

Zapraszam   na   przyszły   tydzień.   Będziemy   próbować   kawy   parzonej   różnymi   metodami. 

Powiem też parę słów o jej historii.

Juliana   uśmiechnęła   się   jeszcze   raz,   ale   w   tym   uśmiechu,   jak   zauważył   Travis, 

brakowało   zwykłego   blasku.   Kiedy  go   zobaczyła,   przez   chwilę   miał   wrażenie,   że   na   jej 

twarzy pojawiła się dawna radość. Ale ten moment był za krótki, by mógł nabrać pewności. 

Juliana podeszła do niego, uśmiechając się w sposób, który wyrażał jedynie uprzejmość.

- Cześć, Travis. Masz przerwę na lunch?

- Muszę z tobą porozmawiać.

W jej oczach przemknął strach.

- Dobrze. Usiądźmy przy stoliku na zewnątrz.

Żeby wyjść na patio, musieli przeciskać się przez tłum ludzi, którzy zamawiali przy 

barze świeżo zmieloną kawę. Na dworze było dużo spokojniej.

- O co chodzi? Masz jakieś wątpliwości co do dzisiejszego wieczoru? - zapytała bez 

ogródek.

- Nie, raczej sądziłem, że to ty zaczynasz się zastanawiać. - Travis patrzył jej w oczy, 

usiłując wyczytać z nich prawdę. Czuł, jakby stał na skraju przepaści.

- Zaręczyny to jeszcze nie ślub - zauważyła Juliana chłodno. - Nie ma powodów do 

paniki.

- Racja. Jesteś pewna, że nie panikujesz?

- Jestem zdenerwowana, ale do paniki mi daleko - powiedziała Juliana z wyraźną 

złością.

- Uspokój się, tylko pytałem.

- A skąd to pytanie?

-   Od   kilku   dni   zachowujesz   się   inaczej   niż   zwykle   -   powiedział   spokojnie.   -   A 

właściwie od tego spaceru po plaży.

- Może to nerwy.

Nie mogąc doczekać się dalszych wyjaśnień, spróbował znowu.

112

background image

- Czy powiedziałem wtedy coś złego? Przepraszam, że tak na ciebie napadłem, kiedy 

wspomniałaś, że mogłabyś być w ciąży. Byłem przekonany, że to niemożliwe i dlatego tak 

osłupiałem,   kiedy   okazało   się,   że   jednak...   -   Zawiesił   głos   w   połowie   zdania.   -   Chyba 

przesadziłem.

- Nie przejmuj się. Ja też nie byłam zbyt dyplomatyczna.

- Kiedyś porozmawiamy o dzieciach - obiecał Travis.

- Naprawdę?

Skinął głową, chcąc jak najprędzej zmienić temat.

- Coś jeszcze cię martwi?

Spojrzała mu w oczy.

- Nie.

- Pomyślałem, że niepokoi cię, co się stanie z Flame Valley.

- Nie. - Za nic nie powie mu, że jej wiara w niego osłabła. Nie po tym wsparciu, które 

starała mu się okazywać przez ostatnie tygodnie. Zachowa wszystkie wątpliwości dla siebie.

- Sytuacja nie wygląda dobrze. - Uznał, że powinien jej o tym powiedzieć.

- Wspominałeś o tym parę razy - rzuciła z niecierpliwością.

Travis poczuł, że ogarnia go złość. Podniósł się gwałtownie z krzesła.

- Wspominałem. I może wreszcie to do ciebie dociera. Zobaczymy się wieczorem. 

Przyjechać po ciebie?

-   Nie,   pojadę   sama.   Chcę   być   ze   dwie   godziny   wcześniej,   żeby   wszystkiego 

dopilnować. - Zerwała się na równe nogi. - Nie chciałam się odgryzać. Chyba jestem trochę 

spięta.

- Ja też.

Wyszedł na ulicę. Kiedy podszedł do swojego buicka, obejrzał się za siebie. Juliana 

wciąż na niego patrzyła. Zdawało mu się, że w jej oczach widzi ból i niemal do niej zawrócił. 

Zawahał  się  jednak, nie   będąc  pewien,  co  miałby  jej   powiedzieć,   a wtedy ona  weszła   z 

powrotem do Charismy. Zauważył, że wyciera sobie oczy serwetką, którą wzięła ze stolika. 

Poczuł silny skurcz w żołądku.

Spojrzał w dół klifu, w ziejącą przepaść, i pomyślał, jak to jest, kiedy się spada na 

dno.

Już wiedział, jak to jest. Odkładał słuchawkę po rozmowie z Bickerstaffem i czuł, że 

ziemia usuwa mu się spod stóp. Żadnej pomocy, nic, czego mógłby się chwycić.

To był koniec.

113

background image

Ogarnął go nienaturalny wręcz spokój.

Travis potarł kark i zerknął na zegarek. Parę minut po siódmej. Już był spóźniony na 

swoje zaręczynowe przyjęcie. Zastanawiał się, czy Juliana domyśli się, dlaczego.

Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak zmęczony. Wstał, wyszedł zza biurka i sięgnął 

po marynarkę. Nie było sensu wracać do domu, żeby się przebrać. I tak nie zabawi długo na 

przyjęciu.

- Jeżeli to ma być wskazówka na przyszłość, Juliano, to lepiej przygotuj się, że przed 

ołtarzem staniesz sama.

- To nie jest dobry znak, kiedy przyszły pan młody spóźnia  się na swoje własne 

zaręczyny.

- Juliano, to nie do wiary. Jak mogłaś zaplanować wszystko, z sosem do krewetek 

włącznie, a jednocześnie zapomnieć dopilnować, żeby narzeczony pojawił się o właściwej 

porze? To do ciebie niepodobne. Perspektywa ślubu chyba stępiła twoją czujność.

Julianie udawało się jakoś uśmiechać, słysząc kolejne dobroduszne żarty. Musiała to 

znosić od siódmej, kiedy goście zaczęli  się schodzić, a Travisa nadal nie było. Wszyscy 

pozwalali sobie na dowcipy, bo uznali, że w każdej chwili Travis pojawi się w drzwiach.

Jedynie Elly i pozostali członkowie rodziny Grantów wykazywali zaniepokojenie.

- Może powinnaś zadzwonić do niego do biura? Albo do mieszkania? Coś się musiało 

stać - powtarzała Elly bezradnie.

-  Przyjdzie,   kiedy  będzie   gotowy.   -  Nawet   we  własnym   głosie   Juliana  zauważyła 

rezygnację. Czuła się otępiała, co było niemal ulgą po całym tygodniu bolesnego niepokoju.

Rozejrzała   się   wokół.   Wszystko   szło   świetnie,   jeżeli   nie   liczyć   nieobecności 

przyszłego pana młodego.

Duża   sala   w   Treasure   House,   wynajmowana   na   podobne   okazje,   została   bogato 

udekorowana srebrnymi balonikami, serpentynami i mnóstwem tropikalnych roślin.

Na   środku,   niemal   wzdłuż   całej   długości   sali,   stał   ogromny   stół   z   jedzeniem.   W 

przypływie nostalgii Juliana zamówiła nawet dużą miskę guacamole, którą kazała postawić na 

honorowym miejscu na środku.

David   i   Elly   przyjechali   o   szóstej,   gotowi   pomóc   w   ostatnich   przygotowaniach. 

Juliana widziała Davida po raz ostatni na kolacji u siebie w domu, kiedy obwieściła im, że 

Travis   podjął   się   ratowania   hotelu.   Elly   miała   rację,   David   wyglądał   na   zmartwionego. 

Próbował to pokryć swoim zwykłym uprzejmym uśmiechem, lecz Juliana wiedziała, że to 

tylko poza.

114

background image

Jej   rodzice   i   wujek   Tony   też   zachowywali   pozory,   rozmawiając   z   gośćmi,   ale 

nieustannie rzucali pełne niepokoju spojrzenia na drzwi.

Juliana pomyślała, że słusznie zrobiła, zapraszając rodziców Travisa jedynie na ślub, a 

nie na zaręczyny.

Westchnęła, patrząc na zgromadzony tłum. Jak mogła do tego dopuścić? Powinna była 

wszystko odwołać zaraz po tym nieszczęsnym spacerze po plaży. Po raz setny zerknęła na 

zegarek. Siódma trzydzieści. Zastanawiała się, czy Travis w ogóle się pojawi.

Zaczęła rozważać myśl, żeby jakoś wymknąć się ukradkiem tylnymi drzwiami, kiedy 

przez salę przeszedł znaczący pomruk. Odwróciła się natychmiast, wiedząc, że to Travis. 

Kiedy spojrzała na drzwi, poczuła przypływ radości. Przypomniała sobie stare powiedzenie, 

że nadzieja umiera ostatnia.

Travis szedł przez salę wśród powitań, żartów i pierwszych życzeń, jednak nie zwracał 

na   nie   uwagi.   Zmierzał   wprost   do   Juliany,   nie   patrząc   na  nikogo   innego.   Miał   na   sobie 

codzienne ubranie: białą koszulę z podwiniętymi rękawami, zwykły krawat w paski i ciemne 

spodnie. Marynarkę przerzucił sobie przez ramię.

Jedno spojrzenie na jego ponurą, zaciętą twarz wystarczyło, by Juliana odgadła, że to 

koniec. Stała  nieruchomo  na środku sali, czekając,  aż Travis  do niej  podejdzie. Ręce  jej 

drżały. Goście zorientowali się, że stało się coś niezwykłego. Żarty i rozmowy powoli milkły, 

aż zapanowała całkowita niemal cisza.

Travis zatrzymał się przed Juliana.

- Rozmawiałem właśnie z Bickerstaffem - powiedział zimnym, spokojnym głosem. - 

To koniec. Nie chce zainwestować w Flame Valley. Uważa, że ryzyko jest zbyt duże. I ma 

rację.

Juliana poczuła, że zaschło jej w gardle.

- Travis?

- Przykro mi, że mówię ci to w ostatniej chwili. Przy tobie nawet ja uwierzyłem, że 

jest jakaś szansa. Bickerstaff był ostatnią nadzieją.

- Co mi chcesz powiedzieć? - spytała Juliana.

- Że nie uda mi się ocalić Flame Valley przed... przed samym sobą. Wreszcie będę 

mógł się zemścić, bez względu na to, czy tego chcę, czy nie. Przyszedłem, żebyś nie musiała 

odwoływać zaręczyn. Oszczędzę ci tego. Sam je odwołuję. 

Odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z sali.

115

background image

Juliana   patrzyła   za   nim,   czując   się   tak,   jakby   dostała   cios   w   żołądek.   Pancerz 

odrętwienia, który chronił ją przed bólem przez ostatnie dni, zaczynał się kruszyć. Spod niego 

wylewało się morze cierpienia.

Travis znikał z jej życia.

- Juliano? - Elly natychmiast znalazła się obok niej. - Co się dzieje? Co Travis ci 

powiedział?

- Że nie ma szans na uratowanie Flame Valley, więc zrywa zaręczyny. Żebym nie 

musiała zrobić tego sama.

- O Boże! - Elly zamknęła oczy. - Co się stanie z Davidem? - W tym momencie 

dotarły   do   niej   ostatnie   słowa   Juliany.   Natychmiast   uniosła   powieki.   -   Travis   zrywa 

zaręczyny? Teraz? Dzisiaj? Na oczach tych wszystkich ludzi?

- Okazuje się, że niektórzy mężczyźni mają potrzebę odgrywania dramatycznych scen.

- Juliano, tak mi przykro. Nie spodziewałam się, że to się tak skończy. Naprawdę. 

Ostatnio nawet uznałam, że on cię naprawdę kocha i że nie chce cię wykorzystać dla swojej 

zemsty. I że całkowicie pomyliłam się w jego ocenie.

- Wiesz, że on mi nigdy nie powiedział, że mnie kocha? - powiedziała Juliana smutno. 

- Myślałam, że musi się do tego przygotować.

- Co chcesz teraz zrobić? Goście, jedzenie, muzyka... Co im wszystkim powiesz?

Z Juliany opadły resztki odrętwienia. Czuła ból, tak jak się spodziewała. Ale rosły w 

niej też inne emocje, a zwłaszcza złość.

-  Jak   on  śmiał   mi   to   zrobić?   -   powiedziała   przez   zaciśnięte   zęby.   -  Co   on  sobie 

wyobraża? Jesteśmy zaręczeni! Jeżeli myślał, że może  tak po prostu wyjść, to chyba  się 

przeliczył.

Zaczęła przeciskać się przez tłum gości.

- Juliano - syknęła Elly. - Dokąd idziesz? Co mam powiedzieć gościom?

- Niech się częstują jedzeniem. Jest zapłacone.

Dotarła do drzwi i wybiegła na zewnątrz. Zatrzymała się na moment na chodniku i 

rozejrzała   po   parkingu,   szukając   znajomego   brązowego   buicka.   Usłyszała   warkot   silnika, 

zanim zobaczyła samochód.

-   Wracaj   natychmiast!   Słyszysz?   Wracaj,   draniu!   -   Podniosła   do   góry   sukienkę   i 

pędem ruszyła przez parking, co nie było łatwe w błyszczących pantofelkach na szpilkach.

Minęła   dwa   rzędy  samochodów  i   dopadła  do  buicka  akurat  w   chwili,   gdy  Travis 

zahamował na zakręcie i oglądał się do tyłu.

116

background image

Najpierw usłyszał głośny huk, a potem dopiero ją zobaczył. Juliana, w swojej zielonej 

wieczorowej sukni, stała na masce samochodu.

- Juliano!

- Ty draniu, przecież jesteśmy zaręczeni! - krzyknęła na cały głos. - Nie myśl, że ci 

odpuszczę. Zasługuję na jakieś wyjaśnienie. I z góry uprzedzam, żadne wyjaśnienie mnie nie 

zadowoli. Bo nie tylko jesteśmy zaręczeni, jesteśmy wspólnikami. Zapomniałeś? Zaręczyny 

możesz sobie zrywać, ale łączą nas jeszcze interesy.

Travis wyłączył silnik i otworzył drzwi.

- To chyba niemożliwe. Chociaż czemu nie - mruknął, wysiadając z samochodu. - 

Juliano, złaź stamtąd.

Zignorowała   to   polecenie.   Stała   na   masce   nieco   chwiejnie,   usiłując   zachować 

równowagę. Jej obcasy zostawiały na lakierze wyraźne ślady. Skrzyżowała ramiona na piersi 

i patrzyła na niego z ogniem w oczach.

- Zejdę, jak będę miała ochotę. Żądam wyjaśnień, dlaczego zrywasz zaręczyny. Jesteś 

mi to winien, Travis.

- Już ci wyjaśniłem.

- Co? Bo nie udało ci się uratować Flame Valley? To nie wyjaśnienie tylko wymówka.

-   Nie   dotarło   do   ciebie?   Nie   uratuję   tego   przeklętego   hotelu   dla   twojej   kuzynki, 

twojego byłego narzeczonego i całej reszty twojej rodziny. Flame Valley pójdzie na dno i nic 

na to nie poradzę.

-   Przestań   wreszcie   gadać   o   tym   głupim   hotelu.   Nie   obchodzi   mnie   to.   Nasze 

zaręczyny są dużo ważniejsze.

-   Czyżby?   -   rzucił   szorstko.   -   Naprawdę   chciałabyś   wyjść   za   mąż   za   kogoś,   kto 

doprowadził Flame Valley do ruiny?

- Tak! - wrzasnęła.

117

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Travis zachował nad sobą panowanie, bo wiedział ponad wszelką wątpliwość, że jeżeli 

je teraz straci, to już nigdy go nie odzyska. Patrzył na cudowną istotę stojącą na masce jego 

samochodu i czuł, jak krew pulsuje mu w żyłach. Włosy Juliany nabrały pomarańczowego 

blasku w świetle parkingowych latarni, jej buty połyskiwały, jakby je ktoś posypał tandetnym 

brokatem. Kokardę na plecach miała zupełnie rozwiązaną.

Travis miał świadomość, że w całym swoim życiu żadnej innej kobiety nie pragnął tak 

bardzo jak tej.

- Juliano, posłuchaj. W tej historii ja jestem złym wilkiem. Hotel należał do twojej 

rodziny od dwudziestu lat. Zniszczyłem to, co twój ojciec i jego brat zbudowali własnymi 

rękami.   Zrujnowałem  twoją  kuzynkę   i  jej   męża.   Przy  okazji  ty straciłaś  dużo   pieniędzy. 

Musisz stanąć po czyjejś stronie. I czy ci się to podoba, czy nie, ja jestem po złej stronie.

- Więc   uznałeś,  że  dokonasz  wyboru   za  mnie?   O,  nie!  Ja sama  podejmuję  swoje 

decyzje.

- Znienawidzisz mnie, kiedy Elly i David stracą hotel.

-   Nigdy   cię   nie   znienawidzę.   Chociaż   zapewne   nie   raz   doprowadzisz   mnie   do 

wściekłości.

- Juliano, czasem trzeba dokonywać wyborów. Nie możesz być jednocześnie po mojej

stronie   i   po   stronie   swojej   rodziny.   Musisz   wybierać.   A   ja   akurat   stoję   po   niewłaściwej 

stronie.

- Nie obchodzi mnie, po jakiej stronie jesteś! I nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, 

mówiąc, że muszę wybierać między tobą a moją rodziną. Bo ja już zdecydowałam. Tego dnia, 

kiedy się poznaliśmy. Wybrałam ciebie.

Travis podszedł do samochodu i oparł się o zderzak. Gdyby wyciągnął rękę, mógłby 

dotknąć Juliany. Ale się nie ośmielił. Jeszcze nie teraz.

- Czy mam rozumieć, że nadal chcesz wyjść za mnie za mąż? Nawet po tym, jak nie 

udało mi się uratować Flame Valley? - zapytał chrapliwie.

-   Wyglądasz   na   inteligentnego   mężczyznę,   a   czasem   nie   rozumiesz   najprostszych 

rzeczy. Tak, właśnie to chcę ci powiedzieć. Nie zakochałam się w tobie dlatego, że miałeś 

118

background image

uratować Flame Valley. Pokochałam cię dużo wcześniej, zanim jeszcze dowiedziałam się o 

wszystkim.

- Ale potem coś się zmieniło.

- Byłam na ciebie wściekła, ale nie przestałam cię kochać. Ani przez chwilę. Poza tym

obiecałeś, że wszystko naprawisz. To mi wystarczyło.

- Jednak nie udało mi się niczego naprawić.

- To nie ma znaczenia. - Jej głos nagle złagodniał. - Próbowałeś. Tylko ty mogłeś 

uratować Flame Valley.

- Próbowanie to za mało.

- Nieprawda. A na pewno nie w tym przypadku.

- Dlaczego akurat nie w tym przypadku?

- Bo zrobiłeś to dla mnie. - Juliana rozłożyła szeroko ramiona. Jej uśmiech był jeszcze 

bardziej oszałamiający niż zwykle. - Zrobiłeś wszystko, co było w twojej mocy. Pracowałeś 

od rana do wieczora.

- Ale mi się nie udało. Nie rozumiesz?

- To ty nic nie rozumiesz. Nawet nie wiesz, jakie to miało dla mnie znaczenie. Jeszcze 

nigdy nikt nie był gotów tyle dla mnie zrobić. Wszyscy uważają, że sama poradzę sobie ze 

wszystkim. A ty chciałeś mnie ochronić. Nie chodziło ci o Elly, Davida, moich rodziców czy 

wujka Tony'ego, ale o mnie, prawda?

- Prawda. Gdyby nie ty, wszystko byłoby prostsze. Bez wahania przejąłbym Flame 

Valley i wcale bym tego nie żałował.

- Miałbyś do tego prawo. Ale nie zrobiłeś tego ze względu na mnie. Mnie do tej pory 

nikt nie pomagał, bo przecież jestem silna. Nawet nie wiesz, jakie to cudowne uczucie mieć 

przy sobie takiego obrońcę.

Travisowi zabrakło słów. Myślał  jedynie  o tym,  że po raz pierwszy w życiu  ktoś 

wybrał właśnie jego.

- Naprawdę mnie chcesz? - wykrztusił z trudem. - Twoi rodzice, Elly, David, wujek 

Tony będą mnie obwiniać za nieszczęście, które ich spotkało.

-   Niech   sobie   winią,   kogo   chcą.   My   wiemy,   że   zrobiłeś   wszystko,   co   możliwe   - 

odpowiedziała porywczo.

- Zapominasz, że to ja byłem przyczyną wszystkich kłopotów.

- No i co z tego? Miałeś swoje powody.

- Zemsta to dobry powód?

119

background image

- Czasami tak. Chciałeś wyrównać rachunki za to, co się stało pięć lat temu. Właściwie 

trudno to uznać za zarzut.

- Twoja logika mnie przekonała.

Jej uśmiech świecił jaśniej niż parkingowe latarnie.

- Czy to znaczy, że zamierzasz wrócić do Treasure House i zaręczyć się ze mną na 

oczach wszystkich gości?

- Tak, droga pani, właśnie to zamierzam.

- No to na co czekasz? - Wyciągnęła do niego ręce.

Travis   czuł,   jak   wzbiera   w   nim   radosny   śmiech.   Tak   musi   smakować   prawdziwe 

szczęście. Zdjął Julianę z maski samochodu, nie zwracając uwagi na porysowany lakier, i 

postawił na ziemi. Starannie zawiązał jej satynową kokardę na plecach, a potem delikatnie 

przejechał palcem wzdłuż kręgosłupa. Miała ciepłą, gładką skórę. Zapragnął jej z całej mocy. 

Przypomniał sobie jednak, że w Treasure House czeka na nich tłum gości.

Juliana wzięła go za rękę i ruszyli przez parking. Nagle Travis zatrzymał się. Chyba 

jeszcze nigdy w życiu nie rozpierała go taka radość. Chwycił Julianę na ręce i tak wszedł z 

nią do restauracji.

Powitały ich wesołe okrzyki, a orkiestra natychmiast zagrała walca. Travis postawił 

Julianę, objął ją i zanim pojęła, co się dzieje, zaczął wirować z nią na pustym parkiecie.

- Nie wiedziałam, że umiesz tańczyć walca - szepnęła. Oklaski wokół nich były coraz 

głośniejsze.

- Ja też nie. Ale dzisiaj jestem w stanie zrobić wszystko.

Kątem   oka   Travis   zauważył,   że   David,   Elly   i   reszta   rodziny   rzucają   im   pełne 

niepokoju   spojrzenia.   Z   pewnością   dotarło   już   do   nich,   że   muszą   pożegnać   się   z   Flame 

Valley, ale nikt nie ośmielił się zabronić Julianie, żeby z nim tańczyła.

Poczuł falę  radosnego zadowolenia.  Nikt nie stanie pomiędzy nim a Juliana.  Jeśli 

czegoś bardzo zapragnęła, to nikt przy zdrowych zmysłach nie wejdzie jej w drogę. A dziś 

pokazała wszystkim, że pragnie jego.

To był jej wybór.

Kilka godzin później Travis otwierał zamek w drzwiach mieszkania Juliany. Patrzył 

na nią z rozbawieniem, bo nuciła sobie pod nosem walca z przyjęcia.

- Dobrze się bawiłaś? - zapytał, idąc za nią przez hol.

- Cudownie. Wszystko poszło idealnie. - Obróciła się parę razy na dywanie, patrząc z 

przyjemnością na swoje pantofelki, które migotały pod zieloną suknią. - A ty?

120

background image

Travis skrzyżował ramiona, oparł się bokiem o ścianę i przyglądał się, jak Juliana 

tańczy wokół salonu.

- Przyjęcie było wspaniałe.

Zatrzymała się na środku pokoju i spojrzała na swoją dłoń. Nieduży brylant migotał w 

świetle lampy.

- Pamiętałeś o pierścionku.

- Kupiłem go zaraz po tym, jak ci się oświadczyłem. Miałem go zawsze przy sobie.

-   I   zabrałeś   na   przyjęcie,   chociaż   wiedziałeś,   że   zrywasz   zaręczyny.   -   Juliana 

wyglądała na uszczęśliwioną.

- Włożyłem go do kieszeni, zanim poszedłem do biura, żeby po raz ostatni zadzwonić 

do Bickerstaffa - wyjaśnił Travis.

- I przyniósł ci szczęście.

Travis uśmiechnął się bez przekonania.

- Ale nie zadziałał, jeżeli idzie o Bickerstaffa.

- Daj już spokój z Bickerstaffem. Zamykamy sprawę Flame Valley. - Juliana podeszła 

do niego. - A skoro mamy jasność co do naszych zaręczyn, to możemy przejść do innych 

kwestii.

- To znaczy?

Zarzuciła mu ręce na szyję i spojrzała prosto w oczy.

- Kocham cię, Travis. Czy ty mnie kochasz?

Travis objął ją w talii. Jego spojrzenie było zaskakująco poważne.

- Kocham cię.

- Kochasz mnie na zawsze, czy tylko do rozwodu?

Pocałował ją mocno w usta.

- Na zawsze.

- Wierzę ci. Ale nigdy mi tego nie mówiłeś. I już zaczęłam się niepokoić.

- To się stało na plaży, kiedy rozmawialiśmy o dzieciach, prawda? Od tego czasu 

zaczęłaś się niepokoić? Czułem, że się ode mnie odsuwasz. Myślałem, że w końcu zaczyna do 

ciebie docierać, że nie uratuję Flame Valley.

- Przestraszyłam się, ale nie tego. Po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że może 

jednak   pomyliłam   się.   Że   tak   naprawdę   nie   zaangażowałeś   się   do   końca.   Nie   chciałeś 

rozmawiać o dzieciach, bo nie chciałeś mieć zobowiązań.

Zaczął delikatnie przeczesywać palcami jej gęste loki.

- Będę z tobą szczery. Nie czuję się zbyt pewnie, myśląc o dzieciach.

121

background image

- To zrozumiale przy twoich doświadczeniach. Z tym umiałabym się pogodzić. Ale 

bałam się, że boisz się zobowiązań wobec mnie. To mnie przeraziło.

- Nie miałem żadnych wątpliwości co do moich uczuć wobec ciebie. Ale kiedy po 

rozmowie z Bickerstaffem zrozumiałem, że los Flame Valley jest przesądzony, nie chciałem 

usłyszeć, że zrywasz zaręczyny. Powinien był wiedzieć, że nie pozwolisz mi tak łatwo odejść.

Juliana musnęła wargami jego usta.

- Powinieneś był wiedzieć. Jak mogłeś to zrobić? Naprawdę chciałeś dziś ode mnie 

odejść?

- Pomyślałem, że nie zasługuję na to, żeby się z tobą ożenić. Przynajmniej na razie. 

Ale na pewno nie zamierzałem zniknąć z twojego życia.

- Bo wiedziałeś, że i tak bym cię znalazła?

Uśmiechnął się zniewalająco.

- Nie spodziewałem się, że rzucisz mi się na maskę samochodu. Ale wiedziałem, że 

nadal będziemy się widywać, bo jesteśmy wspólnikami. Taka była umowa. Dostanę zapłatę 

bez   względu   na   to,   co   się   stanie   z   hotelem.   A   wspólne   interesy   to   najlepsza   okazja   do 

częstych kontaktów.

- Bardzo sprytnie - powiedziała ze śmiechem.

- Trzeba być sprytnym, jeżeli chce się mieć nad tobą przewagę.

- A kto mówi, że masz nade mną przewagę? - mruknęła, z przyjemnością patrząc na 

refleksy rzucane przez jej nowy pierścionek.

-   Teraz   akurat   nie   ma   znaczenia,   kto   ma   nad   kim   przewagę.   Najważniejsze,   że 

jesteśmy razem. Chyba powinniśmy wreszcie uczcić nasze zaręczyny.

Pocałował ją i wziął na ręce, po raz drugi tego wieczoru.

- Nie jestem trochę za ciężka?

- Dla mnie jesteś w sam raz - powiedział, niosąc ją do kuchni.

- To samo myślę o tobie. Dlaczego mnie tu przyniosłeś? - zdziwiła się. - Sypialnia jest 

w drugą stronę.

- Otwórz lodówkę.

Juliana z ciekawością uchyliła drzwiczki i zobaczyła butelkę schłodzonego szampana.

- O! To jest lepsze w łóżku niż krakersy.

- Weź jeszcze kieliszki.

Juliana   chwyciła   dwa   kieliszki   z   blatu,   razem   z   butelką   przytuliła   je   do   siebie   i 

pozwoliła się Travisowi zanieść do sypialni.

122

background image

- Byłabyś najpiękniejszą ozdobą maski mojego samochodu - powiedział, kładąc się 

obok niej na łóżku.

- Nie uważasz, że nieco zbyt krzykliwą jak na twojego buicka?

- Ty zawsze jesteś w najlepszym guście.

Pocałował   ją   w   ramię,   gładząc   jednocześnie   po   nagich   plecach.   Juliana   zadrżała, 

czując,   jak   jego   palce   przesuwają   się   powoli   w   dół   jej   kręgosłupa,   a   potem   rozwiązują 

satynową kokardę.

- Masz cudowne dłonie - szepnęła wyprężona w namiętnym oczekiwaniu.

- A ty cała jesteś cudowna. - Zsunął z niej górę sukni, odsłaniając piersi.

Po   chwili   suknia   leżała   na   podłodze   obok   błyszczących   pantofelków   z   górskimi 

kryształami   i   przezroczystej   bielizny.   Juliana   oddychała   coraz   szybciej,   z   trudem   łapiąc 

powietrze, z coraz większym podnieceniem.

-   Uwielbiam   ciebie   taką   -   w   głosie   Travisa   brzmiał   zachwyt.   -   Nie   umiem   się 

opanować, kiedy widzę, jak bardzo mnie chcesz. Nikt nigdy nie pragnął mnie tak jak ty.

- A ja nigdy nie pragnęłam nikogo tak jak ciebie. - Przywarła do niego, czując jego 

dłoń błądzącą po jej udach.

-   Od   początku   wiedzieliśmy,   że   tak   będzie.   I   nie   pomyliliśmy   się   -   wyszeptał, 

pieszcząc ją coraz żarliwiej, rozpalając ją do białości.

- Travis, nie mogę dłużej czekać. Chodź do mnie...

- Nie musisz na mnie czekać. Mamy dziś dla siebie mnóstwo czasu. Pozwól mi tak na 

siebie popatrzeć.

- Nie chcę bez ciebie. - Przyciągnęła go do siebie i przyjęła z namiętnym oddaniem.

- Juliano, muszę ci coś powiedzieć. - Travis siedział nago na łóżku i nalewał szampana 

do kieliszków, które przynieśli z kuchni.

-  Co   takiego?   -  spytała   leniwie.   Czuła   się  cudownie   zrelaksowana   i   zaspokojona. 

Patrzyła z zachwytem na jego szerokie ramiona i mocne plecy.

- Gdybyś zaszła w ciążę, mówiąc czysto hipotetycznie, to byłbym najszczęśliwszym 

człowiekiem na świecie.

* * *

- Szkoda że nie widziałaś ich twarzy, kiedy najpierw wybiegłaś za Travisem, a po 

dziesięciu minutach on wniósł cię z powrotem do restauracji. To była scena stulecia. Zdaniem 

123

background image

obsługi   Treasure   House   przejdzie   do   legendy.   -   Elly   popijała   latte,   kręcąc   głową   na   to 

wspomnienie.

-   Czasem   kobieta   musi   ruszyć   w   pogoń   za   tym,   czego   naprawdę   chce.   -   Juliana 

rozkoszowała się smakiem swojej herbaty i z zadowoleniem patrzyła na pełną salę Charismy.

W sobotnie przedpołudnia było tu zwykle dość pusto, ale trzy miesiące temu Juliana 

wprowadziła lekkie śniadania i zaprenumerowała kilkanaście tytułów gazet i czasopism. Od 

tego czasu goście przychodzili coraz liczniej, żeby przy porannej kawie i ciepłych rogalikach 

przeczytać coś tak egzotycznego, jak na przykład „New York Timesa”.

- Muszę przyznać, że twoi rodzice i mój ojciec byli nieco oszołomieni - ciągnęła Elly. 

- Zwłaszcza po tym, jak powiedziałam im, że Travisowi nie udało się uratować Flame Valley. 

I wiesz, co twój ojciec na to?

- Co?

- Że jeszcze zobaczymy. „Jeszcze nie koniec, póki piłka w grze”. To chyba były jego 

własne słowa.

- Ale chyba  nie robicie  sobie  zbyt  wielkich nadziei?  - spytała  Juliana  łagodnie. - 

Travis   powiedział,   że   jedyne,   co   może   zrobić,   to   znaleźć   dobrego   kupca.   Żebyśmy 

przynajmniej nie stracili wszystkich pieniędzy. Ale ty i David nie będziecie już właścicielami 

Flame Valley.

- Wiem. Wczoraj mieliśmy z Davidem długą rozmowę na ten temat. Wyjaśniliśmy 

sobie wiele rzeczy, co właściwie powinniśmy byli zrobić dawno temu.

Juliana zmarszczyła brwi.

- No i co? Nadal obawiasz się, że od ciebie odejdzie?

Elly uśmiechnęła się.

- Skąd! Nigdy nie chciał ode mnie odejść. Biedak bał się, że to ja go zostawię. To 

dlatego był ostatnio taki spięty. Możesz w to uwierzyć?

- No cóż, zawsze uważałam, że tworzycie świetną parę. Co zamierzacie teraz zrobić?

- Jeżeli sprzedamy hotel, to spróbujemy otworzyć coś mniejszego, na przykład jakiś 

pensjonat na wybrzeżu. Jest jeszcze taka możliwość, że Travisowi uda się wynegocjować z 

nowym właścicielem kontrakt, który zagwarantuje Davidowi posadę managera Flame Valley. 

Oczywiście pod nadzorem Travisa. Wolelibyśmy nie powtarzać dawnych błędów.

- Myślisz, że chcielibyście zostać w hotelu po tym, jak przejdzie w czyjeś ręce?

- Tak, moglibyśmy się na to zgodzić. Pewnie nie spodobałoby się to mojemu ojcu i 

twoim rodzicom. Trudno by im było przyjąć do wiadomości, że członkowie rodziny są w 

Flame Valley zwykłymi pracownikami.

124

background image

- Ale z drugiej strony - zauważyła Juliana - to jest wasza decyzja, a nie ich. W końcu 

chodzi o waszą przyszłość.

- Właśnie to sobie wczoraj z Davidem powiedzieliśmy. Czuję się dużo spokojniejsza, 

od kiedy mamy to wszystko za sobą. Mam wrażenie, że wreszcie stanęliśmy na własnych 

nogach,   wyszliśmy   spod   parasola   taty.   Cokolwiek   się   stanie,   nasze   małżeństwo   będzie 

silniejsze.

- Wujek Tony chciał dobrze - powiedziała Juliana. - Moi rodzice też.

- To prawda. I wiemy, że bardzo nas kochają, a to najważniejsze. Jednak czasami 

potrafią przytłoczyć tą swoją miłością.

- Zgadzam się, to może irytować. Ale można mieć też rodziców, którzy w ogóle nie 

interesują się życiem swojego dziecka.

- Kogo masz na myśli? - spytała Elly zdziwiona.

- Travisa.

Elly spojrzała na nią.

- Ach tak, rzeczywiście. I rozumiem, że postanowiłaś to zmienić?

Juliana uśmiechnęła się z ogromną pewnością siebie.

- Powiedzmy, że postanowiłam dać rodzicom Travisa jeszcze jedną szansę zatańczenia 

na jego weselu.

- A jeżeli nie przyjdą?

- Przyjdą.

- Skąd możesz to wiedzieć?

- Po rozmowie z Sandy uznałam, że nie będę z nimi miło rozmawiać. Po prostu ich 

zaszantażuję.

Elly zmrużyła oczy.

- Zaszantażujesz? To do ciebie podobne. Kiedy ci na czymś zależy, nie ma dla ciebie 

przeszkód.

- Uważam, że to jedna z moich największych zalet - zgodziła się Juliana. - Travis 

może potwierdzić. Wiesz, chciałabym już dzisiaj ruszyć do sklepów na poszukiwanie sukni 

ślubnej. Może byś się ze mną wybrała? Ta suknia będzie naprawdę wyjątkowa, zapewniam 

cię.

- I to jest dowód, że znów wróciłaś do równowagi.

- To dziwne, ale w życiu często najbardziej obawiamy się czegoś, co potem okazuje 

się wcale nie takie straszne. - David pociągnął długi łyk piwa i popatrzył na przystań.

125

background image

- Tak, życie nas czasem zadziwia. - Travis siedział z Davidem przy stoliku w jednym z 

modnych   pubów   przy   porcie   jachtowym.   Spotkali   się,   żeby   przedyskutować   kwestię 

przyszłości Flame Valley, ale do tej pory rozmawiali jedynie o kobietach. - Czy ty i Elly 

doszliście do porozumienia?

- Tak. Ona myślała, że odejdę, jeżeli stracimy hotel. Chyba zawsze miała w sobie cień 

obaw, że ożeniłem się z nią tylko dla Flame Valley.

- A Juliana zawsze była pewna, że jesteście w sobie zakochani.

David zaśmiał się cicho.

- Juliana zawsze jest pewna wszystkiego.

- To prawda. I czasem ma rację.

- Muszę ci to powiedzieć: nie ma na świecie innego mężczyzny, który umiałby sobie 

poradzić z Julianą Grant.

- A gdyby jakiś nawet próbował, to złamię mu kark.

- O ile Juliana nie zrobi tego pierwsza.

- Racja. Więc dobrze, chcesz, żebym znalazł kupca i spróbował wynegocjować dla 

ciebie posadę w Flame Valley?

David wyciągnął się wygodnie na krześle.

- Mam propozycję dla Fast Forward Properties.

- Jaką?

- Co ty na to, żebyśmy z Elly nadal prowadzili hotel po tym, jak ty go przejmiesz? 

Nikt nie zna Flame Valley lepiej niż my.

Travis przyglądał się swojej oszronionej szklance.

-   To   jednak   co   innego   niż   być   właścicielem.   Mam   zobowiązania   wobec   swoich 

inwestorów i będę musiał dopilnować, żeby hotel stanął na nogi. Będę się wam nieustannie 

przyglądał, będę śledził wasz każdy krok. Naprawdę jestem w tym dobry.

- To mi akurat nie przeszkadza - powiedział David lekko. - Poza tym miałbym okazję 

czegoś się od ciebie nauczyć.

- Przemyślę to i omówię z pozostałymi inwestorami.

- Jasne - zgodził się David. - A kiedy wesele?

- Juliana zamówiła wszystko na koniec miesiąca.

- Koniec miesiąca? Tak szybko? Jesteście przecież zaręczeni, mieszkacie razem, po co 

jej ten pośpiech?

- To raczej mój pomysł - sprostował Travis. - Nie chcę ryzykować. Jak coś planuję, to 

tak, żeby mieć pewność.

126

background image

David uśmiechnął się szeroko.

- Tak samo było z Flame Valley. Juliana nie ma szans.

- I o to właśnie chodziło.

127

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

-   On   ją   znów   wystawi   do   wiatru,   jestem   pewna.   -   Beth   Grant   niespokojnie 

przemierzała w tę i z powrotem poczekalnię dla nowożeńców na tyłach niewielkiego kościoła. 

W swojej sukni z koronek i jedwabiu wyglądała jak prawdziwa matka panny młodej.

- Tata i wujek Roy chyba wyjmą strzelby, jeżeli Travis stchórzy - zauważyła Elly z 

uśmiechem. Zajęta była układaniem trenu przy sukni Juliany.

- Uspokójcie się. Travis nie zawiedzie. - Juliana uważnie przyglądała się swojemu 

odbiciu w lustrze. Niewielki okrągły dekolt rzeczywiście był  dobrym  wyborem.  Wczoraj, 

kiedy przymierzała suknię po raz ostatni, miała jeszcze pewne wątpliwości, ale dziś była 

zadowolona. Suknia kosztowała fortunę, ale była tego warta.

- Wcale nie jestem tego taka pewna - Beth nie dawała się przekonać. - To byłaby 

zemsta doskonała: najpierw przejmuje hotel, a potem zostawia cię samą przy ołtarzu. Gdzie 

on się podziewa?

- Przyjdzie, bo nie stracił jeszcze rozumu - mruknęła Elly, poprawiając ostatnie fałdy. 

- Doskonale wie, co by go potem mogło spotkać. Do tej pory ma na masce ślady po obcasach 

Juliany.

- Dajcie już spokój. Przyjdzie i tyle. - Juliana z całkowitym spokojem przysunęła się 

do lustra, żeby pomalować szminką usta. Nie mogła zdecydować się na kolor. Koralowy 

wydawał jej się nieco zbyt blady. Ale z drugiej strony ślub to jest ślub. Przypomniała sobie 

słowa Angeliny Cavanaugh: „Tylko łagodny makijaż, Juliano. Panna młoda ma wyglądać 

słodko i niewinnie, a nie jak królowa, która przejmuje władzę”.

- Nie obchodzi cię nic poza makijażem - westchnęła Beth, patrząc na Juliano.

- Szczerze mówiąc, martwi mnie jedna rzecz. Ciekawa jestem, czy rodzice Travisa 

przyszli. Ktoś ich widział?

- Zapytam mistrza ceremonii. - Elly, zadowolona, że może się na coś przydać, wyszła 

szybko z pokoju.

Beth podeszła do córki i przytuliła ją z macierzyńską czułością.

- Ślicznie wyglądasz, kochanie. Jestem z ciebie dumna.

- Dziękuję, mamo.

- Jeżeli on nie przyjdzie, to uduszę go własnymi rękami.

128

background image

-   Przyjdzie   -   powtórzyła   Juliana   z   niezachwianą   pewnością.   -   Na   Travisa   zawsze 

można liczyć.

Beth pokręciła głową ze zdziwieniem.

- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak bardzo mu ufasz. Na razie nie zrobił nic, żeby 

sobie na to zasłużyć. Nawet nie uratował Flame Valley.

- Zrobił wszystko, co było możliwe. I zadba o to, żeby przejęcie hotelu przez nowego 

właściciela przebiegło gładko. David mówił, że on i Elly nadal będą nim zarządzać.

- No cóż, lepsze to niż nic. Może kiedyś znajdziemy sposób, żeby odzyskać Flame 

Valley. Twój ojciec jest wręcz przekonany, że wszystko dobrze się ułoży. Mnie jednak nadal 

dziwi, że od początku mu zaufałaś.

- Bo nie znasz go tak jak ja.

- A co ty takiego widzisz w Travisie Sawyerze?

- Pasujemy do siebie - powiedziała Juliana, poprawiając niesforne loki pod welonem. - 

Kochamy się i mamy do siebie zaufanie. To proste.

- Chciałabym w to uwierzyć. Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.

- Ja zawsze wiem, co robię, mamo. Podaj mi wiązankę, proszę. Chyba już na nas czas.

Beth   wyglądała   na   bardziej   zatroskaną   niż   zwykle.   Podała   córce   bukiet 

pomarańczowych orchidei.

- Jeżeli Travisa nie będzie w kościele, to nie pozwolę ci przejść do ołtarza. Nasza 

rodzina nie zniosłaby tego upokorzenia.

- On tam będzie.

Beth popatrzyła na córkę i zdobyła się na słaby uśmiech.

- Twoja wiara jest zaraźliwa.

- Wracaj do kościoła, mamo. Tata i wujek Tony zaczną się denerwować.

- Jesteś pewna, że Travis się pojawi?

- Jestem całkiem pewna.

W uchylonych drzwiach ukazała się głowa Elly.

- Przyjechali! Mistrz ceremonii powiedział, że rodzice pana młodego są już na swoich 

miejscach. Wszyscy czworo. I do tego gromadka przyrodnich braci i sióstr.

Juliana z zadowoleniem skinęła głową.

- Świetnie. Oto kolejny przykład, że zastraszenie bywa skuteczną bronią. Mamo, idź 

już.

Beth zagryzła wargi.

- Rodzice Travisa przyszli, ale on sam jeszcze nie przyszedł.

129

background image

- Przyjdzie.

- Jesteś pewna? - spytała Beth po raz ostatni.

- Tak, mamo, jestem pewna.

- Wspaniale wyglądasz - powiedziała Beth, wychodząc.

Elly spojrzała twardo na Julianę.

- Naprawdę jesteś pewna?

- Naprawdę. Czy gdyby było inaczej, to stałabym tutaj w tej sukni? Travis nigdy by mi 

tego nie zrobił.

- A ten wypadek z zaręczynami? - przypomniała Elly nieśmiało.

- Przyszedł, prawda? Nie wystawił mnie. Planował jedynie szybko wyjść.

- To dość specyficzny punkt widzenia. Gdybyś za nim nie pobiegła i nie rzuciła się na 

maskę samochodu, to nie wiem, co by dalej było.

- Jeżeli ci na czymś bardzo zależy, to musisz o to walczyć.

- A tobie zależy na Travisie - powiedziała Elly ze zrozumieniem.

Przerwało im pukanie do drzwi.

- Wszystko gotowe, panno Grant - odezwał się głos z drugiej strony.

Juliana westchnęła z zadowoleniem i nasunęła welon na twarz.

- W samą porę. Weź swoje kwiaty, Elly.

Juliana otworzyła drzwi i pewnym krokiem ruszyła do przedsionka kościoła. Spojrzała 

wzdłuż nawy w kierunku ołtarza. Nie była wcale zdziwiona widząc, że Travis już tam na nią 

czeka.

- Przyjechał przed chwilą - mruknął Roy Grant, podając ramię córce. - Już mieliśmy z 

Tonym go szukać. Byliśmy pewni, że nas wystawił.

Juliana pomyślała, że wszyscy wykazują dziś o nią niezwykłą troskę. Chyba dlatego, 

że była panną młodą. Takie okoliczności wyzwalają w rodzicach instynkty opiekuńcze.

- Niepotrzebnie się martwiliście. Przecież Travis powiedział, że przyjdzie.

Rozległy się dźwięki muzyki. Juliana, z promiennym uśmiechem na twarzy, ruszyła 

wzdłuż kościoła wsparta na ramieniu ojca.

Travis ani na moment nie spuszczał z niej wzroku. Kiedy stanęła przed ołtarzem, wziął 

jej dłoń z rąk Roya Granta.

- Przepraszam za spóźnienie - powiedział cicho. - Coś zatrzymało  mnie w biurze. 

Bickerstaff zmienił zdanie.

-   Co   zrobił?   -   Juliana   gwałtownie   podniosła   welon,   żeby   móc   lepiej   spojrzeć   w 

roześmiane oczy Travisa.

130

background image

- To, co słyszałaś. Piętnaście minut temu Flame Valley wróciło do twojej rodziny. Elly 

i David są nadal oficjalnymi właścicielami.

Juliana zarzuciła mu ręce na szyję.

- Wiedziałam, że ci się uda. Na całym świecie nie ma nikogo takiego jak ty.

Wśród   gości   przeszedł   lekki   pomruk   zdziwienia   na   widok   Juliany   obejmującej 

Travisa. Pastor chrząknął, chcąc przywołać ich uwagę.

- Czy możemy zaczynać?

- Tak, ale najpierw trzeba coś ogłosić - powiedziała Juliana z szerokim uśmiechem.

Pastor uniósł brwi z ciekawością.

- Co mam ogłosić?

- Że Bickerstaff zmienił zdanie.

Pastor przeniósł wzrok na gości.

- Bickerstaff - zaczął uroczyście – zmienił zdanie.

Julianie  wydawało  się, że słyszy gwałtowne westchnienie  Elly,  a potem ze strony 

gości panny młodej rozległy się brawa i głośne okrzyki radości. Nie chcąc nikogo urazić, 

pozostałe osoby przyłączyły się do oklasków.

Kiedy gwar wreszcie umilkł, pastor spojrzał surowo na rozradowaną Julianę.

- Możemy wreszcie zacząć ślubną ceremonię?

- Oczywiście.

- Chwileczkę. - Travis opuścił welon na twarz Juliany, starannie układając zwiewny 

materiał. Wreszcie zadowolony skinął głową. - Pewne sytuacje wymagają poszanowania dla 

tradycji.

- Chyba powinienem kupić udziały w tej restauracji - powiedział Travis, rozglądając 

się z kieliszkiem szampana w ręku po zatłoczonej sali - biorąc pod uwagę fakt, jak często z 

niej korzystamy.  Albo pomyśl o organizowaniu przyjęć w jakimś  innym  miejscu, tak dla 

odmiany.

- Nie narzekaj, Travis. Przyjęcia w Treasure House są zawsze świetne.

- Mhm. - Travis sączył  swojego szampana. - I wreszcie skończy się twój zwyczaj 

przyjmowania tutaj oświadczyn.

- Jedynie twoje potraktowałam poważnie.

- Całe szczęście.

Juliana wręcz promieniała radością.

131

background image

-   Zauważyłeś,   że   od   początku   wesela   dopiero   teraz   mamy   czas   dla   siebie?   Już 

myślałam, że nie uda mi się odciągnąć cię od Davida, taty i wujka Tony'ego.

- Musiałem im opowiedzieć o wszystkich szczegółach umowy z Bickerstaffem.

- Wcale się nie dziwię. A właściwie dlaczego Bickerstaff zmienił zdanie?

- To dość skomplikowane i nie chce mi się w to teraz zagłębiać. Krótko mówiąc, 

pewien znajomy bankier był mi winien przysługę. Kiedy dowiedział się, że Bickerstaff jest 

zainteresowany   Flame   Valley,   zgodził   się   zrestrukturyzować   długi   hotelu.   A   to   z   kolei 

przechyliło szalę na naszą korzyść i Bickerstaff postanowił wejść do interesu.

Juliana gwizdnęła cichutko z podziwu.

- Bardzo sprytne. A twoi inwestorzy?

- Zostaną spłaceni w taki sam sposób, w jaki bym się z nimi rozliczył, gdyby doszło 

do   przejęcia.   To   trochę   skomplikowane,   ale   powinno   się   udać.   O   ile   David   będzie 

współpracował.

- Na pewno będzie.

- Też tak myślę. - Travis spojrzał ponad ramieniem Juliany. - Idzie do nas moja mama 

i jej drugi mąż.

- Polubiłam twoją mamę. Tatę zresztą też. Ucięliśmy sobie wcześniej miłą pogawędkę. 

- Juliana odwróciła się z uśmiechem do atrakcyjnej blondynki, która zbliżała się do nich w 

towarzystwie nieco tęgiego, ale doskonale ubranego mężczyzny.

- Witam. Dobrze się państwo bawią?

Linda Riley odwzajemniła uśmiech.

-  Świetnie,   kochanie.   -  Spojrzała   na  swojego  najstarszego  syna.  -  Znalazłeś   sobie 

wspaniałą żonę, Travis.

-   To   ona   mnie   sobie   znalazła   -   powiedział   Travis,   nawet   nie   starając   się   ukryć 

zadowolenia. - Cieszę się, że udało się wam przyjechać - dorzucił szorstko.

- Nie odmówilibyśmy sobie tej przyjemności za nic w świecie. - Linda Riley rzuciła 

Julianie rozbawione spojrzenie. - Za rzadko się widujemy, Travis. Musisz częściej do nas 

przyjeżdżać.   Dzieciaki   wciąż   pytają   o   tego   tajemniczego   starszego   brata.   Bardzo   cię 

podziwiają. Jeremy chciałby z tobą porozmawiać o swoich planach zawodowych.

- Naprawdę? - Travis nadal był nieufny, ale wyglądał na zainteresowanego.

-   Bardzo   ci   jestem   wdzięczna,   że   nas   zaprosiłaś.   -   Linda   Riley   zwróciła   się   z 

uśmiechem do Juliany. - Czasem więzi rodzinne słabną, chociaż tak naprawdę nikt tego nie 

chce. Kiedy górę biorą egoistyczne emocje, łatwo się pogubić. Zupełnie niepotrzebnie duma 

wychodzi na pierwszy plan. Ale na szczęście to wszystko można zmienić.

132

background image

- Doskonale panią rozumiem - zapewniła Juliana. - Mówiłam Travisowi, że ludzie się 

zmieniają. Wesele to znakomita okazja, by rodzina znów mogła być razem.

- Dużo lepsza niż pogrzeb - zauważył Travis. 

Juliana  spojrzała na niego z naganą, sięgnęła po tartinkę i wróciła do rozmowy z 

teściową.   Naprawdę   była   bardzo   z   siebie   zadowolona.   Tak   jak   się   spodziewała,   rodzice 

Travisa nareszcie przestali zachowywać się jak dzieci.

- Powiesz mi w końcu, jak to zrobiłaś? - spytał Travis, kiedy państwo Riley odeszli do 

innych gości.

- Co zrobiłam?

- Nie udawaj niewiniątka. Za dobrze cię znam. Jak zmusiłaś moich rodziców, żeby 

przyszli?

- Rozsądni ludzie potrafią z czasem przyznać się do błędu. Minęły lata od twojego 

pierwszego   ślubu.   Twoi   rodzice   mieli   wówczas   do   siebie   wiele   pretensji.   Na   szczęście 

dojrzeli i złagodnieli.

Travis włożył sobie do ust krakersa z łososiem i ogórkiem. Przez chwilę zastanawiał 

się nad słowami Juliany, a potem pokręcił głową.

-   Nie   kupuję   tego.   Może   rzeczywiście   dojrzeli,   ale   jakoś   trudno   mi   uwierzyć,   że 

wysyłając zaproszenia, tylko na tym  opierałaś swoje nadzieje. Chciałaś, żeby przyjechali, 

więc co zrobiłaś, żeby ich do tego zmusić?

- Zaszantażowałam ich.

Travis uśmiechnął się szeroko.

- Jak?

-   Powiedziałam   jasno,   że   nie   będą   mieli   okazji   zobaczyć   swojego   pierworodnego 

wnuka, o ile nie będą na tyle uprzejmi, żeby przyjść na nasz ślub.

- Mogłem się tego spodziewać. - Odstawił swój kieliszek z szampanem. - Mogę prosić 

do tańca, pani Sawyer?

- Z przyjemnością, panie Sawyer.

Pozwoliła się prowadzić w tańcu. Dół jej ślubnej sukni wirował wokół satynowych 

pantofelków na maleńkim obcasie.

- Widzę, że nie założyłaś dziś szpilek - zauważył Travis.

- Pomyślałam sobie, że w dniu ślubu panna młoda powinna okazać trochę szacunku 

swojemu mężowi - powiedziała skromnie. - Ze względu na tradycję.

Travis roześmiał się.

133

background image

-   A   może   wolałaś   mieć   płaskie   obcasy   na   wypadek,   gdyby   okazało   się,   że   nie 

przyszedłem i że znów musisz mnie gonić?

Spojrzała na niego z miłością.

- Ani przez chwilę nie wątpiłam, że przyjdziesz na ślub.

Spojrzenie Travisa nagle spoważniało.

- Miałaś rację. Żadna siła na świecie by mnie przed tym nie powstrzymała.

- Kocham cię, Travis.

Uśmiechnął się.

- Nikt mnie nigdy nie kochał tak jak ty. Chcę, żebyś wiedziała, że ja też cię kocham.

- Wiem. Co ty na to, żebyśmy się stąd wymknęli i zaczęli nasz miesiąc miodowy?

- To zależy, co chcesz zrobić. Wrzucić mnie do wody? Biegać za mną po parkingu? A 

może obrzucić mnie guacamole?

- Nic z tych rzeczy. Ale moglibyśmy porozmawiać o przyszłości Charismy.

- Czy ty się nigdy nie poddajesz?

- Nigdy.

- Mam lepszy pomysł - powiedział Travis. - Co ty na to, żebyśmy poszli w jakieś 

ustronne miejsce i porozmawiali o dzieciach?

- Wprawdzie nigdy się nie poddaję, ale czasem mogę odłożyć swoje plany na później. 

Z radością pójdę z tobą w jakieś ustronne miejsce, żeby porozmawiać o dzieciach.

- No to na co czekamy?

Travis wziął Julianę za rękę i poprowadził ją do drzwi. Przed nimi całe życie.

134


Document Outline