LEE WILKINSON
Miodowy miesiąc
w Hongkongu
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kiedy Mia przyjechała do wiejskiej rezydencji
Rayburna, urodzinowe przyjęcie Rhody trwało już
w najlepsze. Podziękowała Michaelowi Brentowi,
szefowi działu eksportu u Rayfielda, i jego żonie Sue
za podwiezienie jej z miasta. Od kręcącego się przy
wejściu kelnera wzięła kieliszek szampana i skierowała
się do sali balowej.
Miała na sobie szarą, szyfonową sukienkę z długimi
rękawami i rozkloszowaną spódnicą, łagodnie opla
tającą jej smukłe nogi. Jedyną ozdobę tego skromnego,
acz eleganckiego stroju stanowił ciemnozłoty pasek.
Do kompletu założyła szare sandałki, a przez ramię
przewiesiła niewielką torebkę na złotym łańcuszku.
Wysoka, szczupła, z puklami jasnych włosów
opadających łagodnie wzdłuż ramion, przeciskała się
z naturalnym wdziękiem pomiędzy rozbawionymi
i zagadanymi grupkami gości, przystając tylko od
czasu do czasu, żeby zamienić kilka słów ze znajomymi.
Pozornie beztroska i roześmiana, była jednak bardzo
spięta. Nie miała ochoty na tę wizytę. W gruncie
rzeczy wolałaby, żeby całe to przyjęcie już się skończyło.
O ile lepiej byłoby, gdyby mogła zostać sama z Fili
pem...
Istniała jeszcze jedna przyczyna, z powodu której
źle się czuła w tym towarzystwie - z całą pewnością
spotka tutaj Sandera Davisona. Czy naprawdę musiał
6 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
tu przyjeżdżać, czy nie mógł zostać w tym swoim
Hongkongu?
Wiedziała, że Sander Davison, starszy kuzyn Rhody,
jest bardzo bogatym bankierem. Początkowo, zanim
jeszcze zdążyli się poznać, wyobrażała go sobie jako
nudziarza w średnim wieku, z rzednącymi włosami
i rosnącym brzuszkiem. Przy pierwszym spotkaniu
musiała jednak przyznać, że Sander jest żywym
zaprzeczeniem jej wyobrażeń.
Doskonale pamiętała, kiedy pierwszy raz przyszedł
do niej do biura. Jej sekretarka, Janet, która otwierała
akurat jakieś listy, wytrzeszczyła oczy na jego widok.
Ale Sander na każdej kobiecie wywarłby równie
piorunujące wrażenie. Miał prawie dwa metry wzrostu,
potężne bary i był piekielnie przystojny. Mia przyjrzała
mu się bliżej i poczuła, jak przez jej ciało przebiega
gwałtowny, niepokojący dreszcz. W tej samej chwili
zapałała do niego jakąś dziwną i trudną do wy
tłumaczenia antypatią.
Odwróciła wzrok od jego pełnych, zmysłowych ust
i poleciła Janet zająć się kłopotliwym nieznajomym,
a sama wróciła do pracy.
Studiowała właśnie jakieś dokumenty, pochylona
pilnie nad stosem papierów, kiedy dwie silne dłonie
oparły się o blat jej biurka. Nerwowo podskoczyła,
uniosła głowę i zobaczyła tuż nad sobą jego atrakcyjną,
zdrowo opaloną twarz. Spod regularnych brwi patrzyły
na nią lśniące zielone oczy.
- Nazywam się Sander Davison - przedstawił się
uprzejmie.
- Sander Davison... - powtórzyła skonsternowana
i pomyślała, że mężczyzna ten bardziej przypomina
niezłomnego konkwistadora niż bogatego bankiera.
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 7
Dokładnie w tej chwili do gabinetu wszedł Filip
i przeprosił za nieznaczne spóźnienie. Bankier nie
znacznie obrócił się, zerknął kątem oka na nowego
przybysza, a następnie obdarzył Mię ironicznym
uśmieszkiem.
Rzucił jej wtedy wyzwanie. Wyzwanie, które nisz
czyło jej spokój i wpędzało w nieustanne zakłopotanie.
Sander był jak na jej gust zbyt inteligentny, zbyt
błyskotliwy, zbyt pewny siebie. Zawsze, ilekroć
znalazła się w jego towarzystwie, czuła się niezręcz
nie. Patrzył na nią uwodzicielsko, a im dłużej się jej
przyglądał, tym mocniej rozpalały się w jego zim
nych, zielonych oczach ogniki pożądania. Mia, aby
uniknąć skrępowania, zawsze starała się trzymać od
niego z daleka.
Ale kiedy próbowała się wyłgać z dzisiejszego
przyjęcia, ojciec popatrzył na nią znad leżących na
biurku dokumentów i krótko powiedział:
- Nie wygłupiaj się, dziewczyno. Przecież musisz
tam iść.
Mia zawahała się. Nieistotne drobiazgi zawsze
wprowadzały ojca w złość, więc jako dobra córka
starała się go nie denerwować. Zwłaszcza po jego
ostatnim ataku serca.
- Jeśli nie pójdziesz, Rhoda poczuje się dotknięta
- dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu.
No tak, to bardzo prawdopodobne, pomyślała
Mia. Chociaż Rhoda na użytek publiczny zawsze
doskonale odgrywała rolę kochanej kuzynki, w co
dziennych, prywatnych kontaktach nawet nie usiłowała
ukryć swojej niechęci do Mii.
Cóż było robić... Poszła. Chwilowo zapomniawszy
o wzajemnych urazach, stała teraz w kącie sali
8 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
i uważnie obserwowała zatłoczony pokój, usiłując
wypatrzeć gdzieś w tłumie Filipa.
Nagle zauważyła w pobliżu Jacqueline May, super-
elegancko ubraną kobietę o oczach błękitnych jak
szafiry i czarnych, kręconych włosach. Jej olśniewająco
piękna twarz stale pojawiała się na okładkach naj
popularniejszych żurnali.
Mia, ze swoimi płowymi włosami, szarymi oczyma
i mlecznobiałą cerą, zawsze uważała się za kobietę
niezbyt ciekawą. Westchnęła... W towarzystwie Jac
queline May czuła się jak wyblakła akwarelka przy
jaskrawym olejnym obrazie.
Potężny mężczyzna, który częściowo zasłaniał jej
widok na piękną modelkę, gdzieś odszedł i wtedy
u jej boku Mia zobaczyła Sandera Davisona. W nie
nagannie skrojonym garniturze wyglądał zabójczo
przystojnie.
Obserwowała go ostrożnie spod przymkniętych
powiek.
Niespodziewanie jakaś otyła kobieta, ubrana w kosz
towny, choć zupełnie pozbawiony gustu strój, potrąciła
jej ramię, o mało co nie wylewając jej szampana.
Zatrzymała się, żeby przeprosić. Mia uśmiechnęła się
do niej:
- Nic się nie stało.
Wciąż się uśmiechała, kiedy, nierozważnie spoj
rzawszy w stronę sali, napotkała wbity w siebie
wzrok Sandera Davisona.
Serce w niej zamarło. Odwróciła oczy i pospiesznie
wmieszała się w tłum. Rhoda - drobna, rudowłosa
dziewczyna o okrągłej twarzy i piwnych oczach, stała
przy barze między swoim ojcem a ojcem Mii.
William Rayburn i James Fielding od lat byli
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
9
przyjaciółmi, a zarazem współwłaścicielami Rayfield
Pharmaceuticals.
Ujrzawszy ojca, uśmiechającego się czułe do Rhody,
Mia poczuła ukłucie zazdrości. Od wczesnego dzieciń
stwa usilnie starała się pozyskać jego miłość i akcep
tację, ale to córka Williama była zawsze tą, która
zajmowała uprzywilejowane miejsce w jego sercu.
Zespół muzyczny zaczął grać głośną, bitową muzykę
i wielu gości, szczególnie tych młodych, poszło tańczyć.
Mia rozejrzała się jeszcze raz po sali... Ciągle ani
śladu Filipa. Postawiła kieliszek na barku i z za
chmurzoną twarzą uciekła na zewnątrz, w chłodne
nocne powietrze. Skierowała się na murowany taras,
po którym przechadzało się kilka par. W ogrodzie
świeciły lampiony. Myśląc o Filipie, poszła ścieżką
prowadzącą do odosobnionej altanki.
Inteligentny i ambitny Filip Measham kierował
działem sprzedaży Rayfield Pharmaceuticals. Wysoki,
przystojny, z kędzierzawymi włosami, miał mnóstwo
męskiego wdzięku. Mia już od ponad roku pracowała
jako jego asystentka. Mniej więcej od tego samego
czasu sekretnie się w nim podkochiwała.
Spojrzała na ogród. Wprawdzie był dopiero początek
marca, ale noc była wyjątkowo ciepła. Łagodny
wietrzyk poruszał delikatnie jej długą spódnicą,
rozwiewał pasma włosów i miłośnie muskał kark.
Mia rozmarzyła się...
Tamtego pamiętnego dnia, drugiego dnia Bożego
Narodzenia, podczas przechadzki w ogrodzie, Filip
pocałował ją po raz pierwszy i wyznał, że ją kocha.
Oszołomiona nastrojem i urokiem chwili, Mia wsunęła
palce w jego blond czuprynę i pocałowała go tak
namiętnie, że zaskoczyło to ich oboje.
10 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
Później przyszło poczucie winy. Filip już od kilku
miesięcy był przecież narzeczonym Rhody.
Zaczęły się tygodnie szczęścia. Ale było to szczęś-
cie zaprawione goryczą. Spotykali się zawsze potaje
mnie. Dzisiaj wszystko miało się zmienić. Filip
obiecał jej, że tego wieczora wszystko ostatecznie
wyjaśni.
- Jak tylko skończy się to przyjęcie, powiem
Rhodzie, że chcę zerwać zaręczyny - obiecywał.
Mia zaniepokoiła się:
- Ale jak to wpłynie na twoją karierę?
Po jego twarzy przemknął cień. Po chwili jednak
Filip rozchmurzył się i powiedział zdecydowanie:
- Jest to pewne ryzyko, ale je podejmę. Nie mogę
już tak dłużej żyć.
Wkrótce będzie wolny. Wolny! A po pewnym
czasie oficjalnie jej się oświadczy i weźmie ją za żonę...
Usłyszała cichy szelest zbliżających się kroków.
Wiedziała, że to Filip przyszedł tutaj za nią. Odwróciła
się i ujrzała go tuż za sobą.
- Kochanie! - Rzuciła mu się w ramiona i uniosła
twarz do pocałunku.
Silne ramiona zacisnęły się wokół niej, a usta
dotknęły jej warg, zanim zaskoczona Mia zorientowała
się, że to nie Filip. Mężczyzna był wyższy, potężniejszy
i dużo silniejszy. Filip, choć namiętny, zawsze był
delikatny i czuły. Nigdy tak mocno jej nie ściskał.
Nigdy też nie całował jej tak żarliwie i... z takim
znawstwem.
Mia ze wszystkich sił próbowała się uwolnić.
Odpychała trzymające ją ramiona, ale one zaciskały
się jeszcze mocniej. Pocałunek, z każdą chwilą coraz
bardziej namiętny, doprowadził ją niemal do zawrotu
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 11
głowy. Ciepła dłoń zaczęła pieścić jej plecy poprzez
cienki materiał sukni...
Mia wiedziała, że powinna protestować, lecz jej
opór słabł z każdą sekundą. Do tej pory tylko poczucie
winy wobec Rhody powstrzymywało ją od zupełnego
oddania się Filipowi. Teraz zbyt długo tłumione
namiętności wybuchły w niej niczym gejzer.
Pieszczoty nieznajomego mężczyzny były tak zniewa
lające, że pozbawiły ją resztek rozsądku. Oplotła
ramionami jego mocny kark, krew poczęła szybciej
krążyć w jej żyłach, a całe ciało zaczęło płonąć... Kiedy
zręczne dłonie nieznajomego rozsunęły suwak sukni
i delikatny szyfon zsunął się z jej ramion, Mia nie
zareagowała. Zadrżała tylko, westchnęła i pozwoliła się
całować. Czuła gorące usta, które błądziły nieprzytom
nie po atłasowej szyi, ramionach, by wreszcie ześlizgnąć
się w dół pomiędzy jej piersi... Nagle usłyszała odgłos
zbliżających się kroków i głośny kobiecy śmiech. Nim
zdążyła zareagować, zręczne ręce szybko nasunęły jej
suknię i zapięły zamek, a wysoka sylwetka tajemniczego
mężczyzny zasłoniła ją przed ciekawskimi spojrzeniami.
Gdy tylko spacerująca para przeszła, Mia wysunęła
się zza nieznajomego, by zobaczyć jego twarz. W ciem
nościach widziała tylko biały gors koszuli i odblask
światła w oczach, ale poznała go natychmiast. Praw
dopodobnie od samego początku podświadomie
wiedziała, że to on.
Była wściekła, że tak podstępnie ją podszedł.
- Jak śmiałeś?! - syknęła.
Sander Davison był najwyraźniej rozbawiony całą
sytuacją.
- Mówisz jak kobieta z wiktoriańskiego romansu
- odparł i roześmiał się. - Nie spodziewałem się tego
12 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
po tobie. Nie spodziewałem się też, że tak namiętnie
zareagujesz... - dodał.
- Nie wiedziałam, że to ty - wycedziła przez zęby
i poczuła, jak się zaczyna czerwienić.
- A myślałaś, że kto? - zainteresował się. - Na
kogo czekałaś?
- Na nikogo - zaprzeczyła.
- Czy w takim razie zawsze rzucasz się w ramiona
obcych mężczyzn z okrzykiem „kochanie"?
Zawstydzona tym pytaniem, Mia odwróciła się, by
czym prędzej wymknąć się z altanki, ale Sander
chwycił ją mocno za ramię i przytrzymał. Nie bardzo
wiedziała, jak ma się zachować.
- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? - spytała.
- Wyszedłem za tobą na taras i doszedłem po
twoich śladach aż tutaj.
- Nie zauważyłam ciebie - odparła Mia ze wzrokiem
wbitym w ziemię.
- Niezauważanie mnie weszło ci w zwyczaj - po
wiedział. - Zwyczaj, który niezbyt mi się podoba
- dodał miękko. - Mam nadzieję, że już się go
pozbyłaś.
- Puść mnie! - Szarpnęła uwięzioną rękę.
- Poczekaj, nie denerwuj się... - Sander zignorował
jej prośbę. - Znam znakomite lekarstwo na skołatane
nerwy...
Ponownie usłyszeli odgłos kroków.
- Wprawdzie to miejsce nie jest zbyt ustronne, ale
jeśli tylko masz ochotę...
- Mam ochotę stąd uciec. Puść mnie! Jeśli tego nie
zrobisz, zacznę krzyczeć!
- Ach, jak w prawdziwym melodramacie!
- Posłuchaj, gdybym zrobiła ci scenę, miałbyś dużo
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 13
do wyjaśniania swojej dziewczynie. - Próbowała go
zaszantażować.
- Ale nie zrobisz.
Cholerny typ! Miał rację. Mia nigdy nie lubiła
być w centrum uwagi, a przecież gdyby chciała
zrealizować swoją groźbę, i gdyby ta miała być
skuteczna, musiałaby urządzić prawdziwe przed
stawienie.
Nie opodal pojawiła się kolejna para spacerujących
młodych ludzi. Sander spojrzał w bok i, kiedy uścisk
jego palców nieco zelżał, Mia wyrwała się i szybko
uciekła. Tak bardzo pragnęła się od niego oddalić, że
prawie biegła.
Była wściekła. Co za tupet! Żeby tak śledzić ją aż
na taras, a potem...
No dobrze, ona sama też nie jest bez winy. Mój
Boże, jak łatwo straciła samokontrolę... Stanowczo
zbyt długo opierała się Filipowi. A natura ma przecież
swoje prawa.
Jęknęła boleśnie. Co się z nią stało? Przecież zawsze
uważała, że seks i miłość są nierozłączne, że nie
istnieje nic takiego jak „czysta namiętność", i że seks
jest formą wyrażania miłości. A teraz...? Nigdy nie
myślała, że jest w stanie tak silnie zareagować na
pieszczoty mężczyzny, którego przecież nie znosi.
Wzburzona podeszła do baru, przy którym stali jej
ojciec i William. James Fielding był postawnym,
siwym, ciągle przystojnym mężczyzną, choć szaroblady
odcień skóry na jego twarzy przypominał o niedawno
przebytym ataku serca.
- Zastanawiałem się właśnie, gdzie się podziałaś
- rzucił cierpko, po czym popatrzył na córkę z dez
aprobatą.
14 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
W tej samej chwili William przysunął się do niej
i zapytał:
- Przyłączysz się do nas, moja droga?
- Z przyjemnością - odparła spokojnie.
Z tłumu gości wyszli Rhoda i Filip. Po Filipie nie
było widać, żeby się specjalnie dobrze bawił, ale za to
twarz Rhody rozjaśniał promienny uśmiech.
- Cześć, Mia! Wspaniałe przyjęcie, prawda? - za
wołała.
- Cudowne! - zgodziła się posłusznie Mia. Zanie
pokoił ją wyraz oczu Filipa. Wyglądało na to, że coś
go gryzie. Czyżby już zerwał zaręczyny? Ale jeśli to
zrobił, to dlaczego Rhoda ćwierka niczym skowronek?
- Mamy wspaniałe wiadomości!
Filip drgnął, chciał chyba zaprotestować, ale po
chwili odwrócił wzrok, jakby dał za wygraną. Rhoda
natomiast, wciąż rozpromieniona, zaczęła coś radośnie
szczebiotać. I w tym momencie Mia domyśliła się, że
owe „wspaniałe wiadomości" niezbyt dobrze wróżą
jej samej. Przeszył ją zimny dreszcz.
- Uzgodniliśmy wreszcie datę naszego ślubu, praw
da, kochanie? - powiedziała Rhoda, uśmiechając się
do narzeczonego i oparła głowę na jego ramieniu.
- Za niecałe dwa miesiące zostanę panią Measham!
Jej słowa rozbrzmiewały głuchym echem w głowie
Mii. Gwar składanych życzeń i gratulacji ledwo do
niej docierał.
A więc Rhoda postawiła na swoim... Odniosła
spektakularny sukces. Wyraźnie, przy wszystkich
powiedziała: „Ręce precz! On jest mój i tylko mój!"
Oczywiście Mia nie miała najmniejszych nawet wątp
liwości, że Rhoda znała jej uczucia do Filipa, i że
starannie zaplanowała moment ogłoszenia ślubu tak,
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 15
aby ją publicznie poniżyć i upokorzyć. I trzeba
przyznać, że jej się to udało.
Mia, choć przyszło jej to z trudem, dumnie uniosła
głowę i, nie patrząc na Filipa, powiedziała ostrożnie:
- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. - Po czym
uśmiechnęła się i odeszła na miękkich nogach.
Musiała się jakoś otrząsnąć z szoku, który przeżyła.
Podeszła do okna. Nagle cały pokój zawirował wokół
niej, zachwiała się i pewnie by upadła, gdyby nie silne
ramię, które chwyciło ją w talii.
- Wszystko w porządku? - Usłyszała tuż przy
uchu znajomy głos. - Trzymam cię. Oprzyj się o mnie.
To był Sander Davison. Mia oparła się o niego
bezwładnie. Dla patrzących z boku wyglądało to
pewnie jak romantyczna scena, ale dziewczyna daleka
była od romantycznych uczuć.
Sander pochylił się nad nią i powiedział cicho:
- Zaopiekuję się tobą.
. Powolutku zaprowadził bezwolną i otępiałą Mię
na taras, a gdy tylko znaleźli się na świeżym powietrzu,
usadził ją na krześle stojącym gdzieś w najciemniejszym
zakamarku i zaczął głaskać po głowie jak małe dziecko.
- Już mi lepiej - wymruczała po chwili.
- Dasz sobie radę, jeżeli zostawię cię na chwilkę?
- Tak. Dziękuję ci bardzo - odpowiedziała niczym
grzeczna uczennica.
Ku jej zdumieniu Sander wrócił po chwili z filiżanką
gorącej herbaty. Wzięła ją drżącymi rekami i powoli
zaczęła pić.
- Czy czujesz się na siłach, aby wrócić do środka?
- spytał, kiedy filiżanka została opróżniona.
- Nie! - odpowiedziała gwałtownie.
- Nie możesz tutaj zostać. Masz dreszcze.
16 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
- Chcę wrócić do domu. - Potrząsnęła głową.
- Wezmę taksówkę.
- To nie będzie takie proste. Przypuszczam, że
wszystkie taksówki w okolicy są zajęte.
Mia zacisnęła zęby. Co robić? Przecież nie może
tam wrócić, spojrzeć w triumfujące oczy Rhody
i udawać, że nic się nie stało.
- Jak tutaj dotarłaś? - niespodziewanie spytał
Sander. - Razem z ojcem?
- Nie. Podwieźli mnie Brentowie. Tata zostaje
na noc.
- Radziłbym ci zrobić to samo. Zapytam gos
podarza, czy mają wolną sypialnię. Jeśli nie, odstąpię
ci moją.
- Dziękuję, ale chyba nie chcę... Nie, nie mogę
tutaj zostać! - krzyknęła Mia z desperacją.
- No dobrze, w takim razie zaczekaj na mnie
chwilę - powiedział i odszedł.
Przyjęcie najwyraźniej się rozkręcało. Muzyka
grała coraz głośniej, goście rozmawiali, śmiali się
i tańczyli w najlepsze, podczas gdy ona siedziała
zdruzgotana, z dala od wszystkich, w najdalszym
kącie tarasu.
Wciąż dręczyły ją te same pytania. Dlaczego Filip
tak nagle zmienił zdanie? Przecież obiecywał, że odwoła
zaręczyny, mówił, że kocha... Jakich sposobów użyła
Rhoda żeby go przy sobie zatrzymać?
- Czy masz płaszcz? - zapytał Sander, gdy po raz
kolejny pojawił się niespodziewanie obok niej.
Mia pokręciła przecząco głową.
- Nie, było tak ciepło, że nie wzięłam.
- Chcesz się z kimś pożegnać?
- Nie.
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 17
- No to chodźmy.
- Zamówiłeś dla mnie taksówkę?
- Sama zobaczysz.
Wziął ją pod rękę i pomógł wstać z krzesła. Mimo
że Mia była kobietą dość wysoką, a teraz na dodatek
miała na nogach wysokie szpilki, czubkiem głowy
ledwie sięgała jego podbródka. Przez jej ciało przebiegł
kolejny dreszcz. Sander natychmiast zdjął marynarkę
i narzucił jej na ramiona.
- Dziękuję - bąknęła pod nosem.
Na zewnątrz, przy końcu podjazdu stało kilka
czekających na klientów taksówek. Sander jednak
minął je i poprowadził ją do zaparkowanego z boku
białego porsche'a.
- To nie jest taksówka - zaprotestowała.
- Chcesz wrócić do domu? - spytał krótko.
- Tak. Bardzo... - Objęła rękoma zbolałą głowę.
- Ale nie mogę przecież wyciągać cię z takiego
przyjęcia. A co z twoją... dziewczyną?
- Możesz się nie obawiać. Jacqueline z pewnością
doskonale będzie się bawić sama. - Otworzył drzwiczki.
- No, jedziemy!
Mia wsiadła bez słowa. Nie chciała mieć żadnych
zobowiązań, zwłaszcza wobec niego, ale nie miała
wyboru.
- Nie mieszkasz z ojcem, prawda? - spytał, zapinając
jej pas bezpieczeństwa.
- Nie. Mam własne mieszkanie. W Girton Terrace
na Bayswater 33.
Ruszyli w stronę Londynu. Gdy jechali przez ciemne
i ciche okolice Kentu, Mia poczuła, jak ogarnia ją
zmęczenie. Silnik mruczał cicho, wnętrze auta było
małe, ale ciepłe i przytulne. Westchnęła ciężko, oparła
18 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
głowę o podgłówek, zamknęła oczy i po niedługiej
chwili usnęła.
- Obudź się. - Usłyszała jak przez sen jakiś głęboki
męski głos. Odwróciła głowę w drugą stronę. - Mia,
słyszysz? Obudź się - powtórzył mężczyzna i delikatnie
poklepał ją po policzku. - Spanie w samochodzie
naprawdę nie jest przyjemne.
Mia niechętnie podniosła ciężkie powieki.
W świetle ulicznych lamp ujrzała nad sobą Sandera
Davisona. Przez chwilę patrzyła na niego niewi-
dzącymi oczami, po czym podniosła się i wyjrzała
przez okno. Samochód stał zaparkowany przed
jej domem.
- Nie mam kluczy - szepnęła przerażona, gdy
stanęli przed drzwiami. - Są w torebce, ale nie wiem,
co się z nią stało.
- Zostawiłaś ją w ogrodzie. Ale nie denerwuj się.
Pamiętałem, żeby ją zabrać.
Sięgnął do kieszeni marynarki, wyjął z niej małą
torebkę i podał Mii. Chwyciła ją i zaczęła gorącz
kowo mocować się z zapięciem. Jednak jej normal
nie zwinne palce tym razem nie mogły sobie z nim
poradzić.
- Pozwól. Może mi się uda. - Sander wyjął
delikatnie torebkę z jej rąk, w ciągu kilku sekund
znalazł klucze, wyjął je i włożył do zamka. Nie
naoliwione żółte drzwi skrzypnęły swojsko.
Mia nie była pewna, czy powinna się z nim pożegnać,
czy raczej zaprosić do środka.
- Dziękuję ci - powiedziała niepewnie.
- O ile nie zamierzasz mnie zaprosić, proponuję,
abyś zamknęła drzwi.
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 19
- Słucham...? Ach, tak... Rzeczywiście. Jeszcze raz
ci dziękuję. Byłeś taki uprzejmy.
Cofnęła się, starannie zamknęła drzwi i założyła
łańcuch. Weszła do pokoju, zapaliła światło i, gdy
zaciągała zasłony, za oknem usłyszała odjeżdżający
samochód.
Nareszcie w domu! Wprawdzie mieszkanie, które
zajmowała, nie było zbyt duże - składało się tylko
z jednego pokoiku, miniaturowej kuchenki i jeszcze
mniejszej łazienki - ale zupełnie zaspokajało potrzeby
Mii. Zwłaszcza że mieszkała przecież sama.
Powoli rozłożyła łóżko. Następnie rozebrała się,
wzięła krótki prysznic i czym prędzej wsunęła się pod
kołdrę. Gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki,
usnęła jak zabita.
Spała dłużej niż zwykle. Kiedy się wreszcie zbudziła,
leżała jeszcze jakiś czas z zamkniętymi oczami i słuchała
znajomych odgłosów niedzielnego poranka. Szczekania
Rexa pani Padstow, Trevora, który usiłował uruchomić
motocykl, panny Ackroyd nawołującej swojego synka...
Wyspana i wypoczęta przeciągnęła się z rozkoszą.
Nagle przypomniała sobie wszystkie wydarzenia
ostatniej nocy i błogi uśmiech natychmiast zniknął
z jej twarzy. No tak... Żegnajcie marzenia i złudne
nadzieje!
Gwałtowny dźwięk dzwonka nie pozwolił jej po
grążyć się w ponurych rozmyślaniach. Mia pode
rwała się na łóżku i zamarła w bezruchu. Kto to
może być, zaczęła się zastanawiać. Na pewno nie
Filip. Nie mógłby, ot tak, przyjść sobie z wizytą po
tym wszystkim, co się wczoraj stało... To nie w jego
stylu. Szczerze nie znosił wszelkich trudnych i nie-
20 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
zręcznych sytuacji i zawsze starał się ich unikać jak
ognia.
Dzwonek zadzwonił ponownie...
Nie, nie chciała nikogo widzieć. Nie w tej chwili.
Postanowiła więc zignorować gościa, ale on naj
wyraźniej nie miał zamiaru odejść. Wciąż dzwonił,
wytrwale i zdecydowanie. Mia westchnęła ciężko,
wstała z łóżka i podeszła do drzwi w swojej luźnej
koszuli nocnej. Czuła się fatalnie. To straszne, jak
bardzo szok wpływa na zdrowie...
Dzwonek ciągle dzwonił. To pewnie młody Trevor...
Tak wcześnie rano mógł przyjść tylko on. Na pewno
chce pożyczyć kilka monet do automatu zainstalowa
nego w holu.
Nie zdejmując łańcucha, otworzyła zamek i uchyliła
drzwi. Ale to nie był Trevor. Za drzwiami stał wysoki,
dobrze zbudowany mężczyzna, zupełnie niepodobny
do młodzieńca, którego spodziewała się ujrzeć. Oparty
kciukiem o przycisk dzwonka, wpatrywał się w nią
intensywnie kpiącym spojrzeniem swoich błyszczących
zielonych oczu.
Mia poczuła, jak rumienią się jej policzki. Miała
przed sobą Sandera Davisona.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Ach, to ty! - Mia krzyknęła zaskoczona.
Sander był ostatnim człowiekiem, którego pragnęła
w tej chwili zobaczyć i nawet nie starała się ukryć
tego faktu.
On jednak, niczym nie zrażony, uśmiechał się ironicz
nie. Jego pełne i doskonałe ukształtowane usta odsła
niały wspaniałe zęby. Mogła go lubić bądź nie, ale
musiała przyznać, że jest naprawdę bardzo atrakcyjny.
Pochylił się w jej stronę. Mia odruchowo się cofnęła.
Mężczyzna potraktował widocznie jej niekontrolowany
odruch jak zaproszenie, gdyż wszedł za nią do
mrocznego pokoju. Cofnęła się jeszcze bardziej
i odrzuciła na ramię niesforne pasmo jasnych włosów.
Uświadomiła sobie z zakłopotaniem, że łóżko jest nie
posłane, a ona sama w dezabilu.
- Obawiam się, że nie jestem odpowiednio ubrana...
- zaczęła, nie bardzo wiedząc, co ma powiedzieć.
- Zauważyłem, ale nie przejmuj się. - Zerknął na
staromodną koszulę w stokrotki, skrzywił się i dodał:
- W tym stroju raczej trudno by ci było mnie
podniecić...
Podniecić! Dobre sobie! Ostatnią rzeczą, jakiej
pragnęła, było to, aby go podniecić! Nie dała się
sprowokować. Podeszła do okna, i odsuwając zasłony,
spokojnie zaczęła mówić:
- Jest jeszcze wcześnie i w zasadzie nie powinnam...
22 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
- Jest już po dziesiątej - powiedział krótko, opierając
się o gzyms murowanego kominka.
Miał na sobie golf i jasne spodnie, które podkreślały
jego płaski brzuch i wąskie biodra. Starannie ogolone
policzki wyglądały świeżo i zdrowo, zielone oczy
lśniły jakimś niepokojącym blaskiem, a krótko przy
strzyżone, błyszczące włosy zaczesane były z niedbałą
elegancją. Ogólnie, Sander robił dobre... no, niech
tam - bardzo dobre wrażenie.
Mia wzięła głęboki oddech i zaczęła jeszcze raz:
- Nie spodziewałam się ciebie...
Odwrócił się do niej błyskawicznie.
- A kogo się spodziewałaś? Czy to, że Measham
podjął wreszcie decyzję, nic dla ciebie nie znaczy?
Nadal usiłujesz kontynuować swoje niecne gierki?
Mia zbladła gwałtownie.
- Ja... nie rozumiem, o czym mówisz... -wyjąkała.
- Nie udawaj niewiniątka. Tracisz tylko czas.
Doskonale wiem, co was łączy!
Chciała zaprotestować, ale przerwał jej chłodno.
- Nie zaprzeczaj. Po skończonym przyjęciu Rhoda
wszystko mi powiedziała. Szczęśliwie znalazła na to
czas. Chciałaś, żeby Measham zerwał zaręczyny. No,
powiedz! Chciałaś?
Teraz, dla odmiany, twarz dziewczyny stała się
czerwona niczym piwonia.
- Nigdy go do niczego nie zmuszałam! - próbowała
się bronić. - A jeśli nawet tak było, to nie powinno
cię to obchodzić!
Sander oparł ręce na biodrach i zmroził ją wzrokiem.
- To także moja sprawa - powiedział spokojnie.
-Jesteśmy rodziną. Rhoda jest moją daleką kuzynką.
Wybrała Meashama... - westchnął. - Bóg jeden wie,
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 23
dlaczego... Przecież to marna, tchórzliwa karykatura
mężczyzny. Ale skoro tak zdecydowała, nie będę się
biernie przyglądał, jak jakaś inna panienka usiłuje go
sprzątnąć jej sprzed nosa.
Mia zaniemówiła z oburzenia. Upłynęła dobra
chwila, zanim zdołała wreszcie wydobyć z siebie głos.
- Filip wcale nie jest tchórzliwy! - odparła z wściek
łością. - Jest czuły i opiekuńczy, w przeciewieństwie
do takich brutali jak ty...! A poza tym, jak śmiesz
prawić mi morały? W ogóle nic o mnie nie wiesz!
- Przecież widziałem, jak się zachowywałaś dzisiej
szej nocy. A nawet gdybym nie wiedział, jaka jesteś
naprawdę, to twoje słowa mi wystarczą, aby wyrobić
sobie odpowiednią opinię o tobie.
- Nie! - zaprzeczyła gwałtownie. - To nie jest tak,
jak myślisz. Nigdy nie... - przerwała w pół słowa. No
tak, znowu się zdenerwowała. Nie. Nie będzie się
przed nim tłumaczyć. A zresztą, po tym wszystkim,
co usłyszał od Rhody, i tak by jej nie uwierzył.
- Czego nigdy nie...? Czy możesz mi to wyjaśnić?
- Sander dręczył ją kolejnymi pytaniami. - To zaczyna
brzmieć interesująco...
Mia westchnęła i odpowiedziała spokojnie:
- Ostatniej nocy myślałam o Filipie, kiedy więc
usłyszałam twoje kroki, po prostu...
- ...pomyślałaś, że to on. Rozumiem. To tłumaczy,
dlaczego tak ochoczo rzuciłaś mi się w ramiona. Ale
nie tłumaczy, dlaczego, kiedy wiedziałaś już, że to nie
Filip, pozwoliłaś na dalsze pieszczoty. Nawet do nich
zachęcałaś...
Mia bezradnie potrząsnęła głową. Sama nie wie
działa, dlaczego tak się stało. To był jakiś zupełnie
irracjonalny odruch, którego nie potrafiła wytłumaczyć.
24 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
Sander odczekał chwilę, po czym powiedział spokoj
nie, lecz chłodno:
- Powiedz, Mia, czy ty naprawdę jesteś taka, jak
o tobie myślę, czy też raczej jest coś między nami,
jakieś wzajemne przyciąganie...
Ponieważ nie odpowiedziała, ponowił pytanie.
- A może jedno i drugie? Wiem, że...
- Nic z tych rzeczy! - przerwała mu gwałtownie.
- Mówiłam ci już, że niewiele o mnie wiesz.
- Ależ wiem. Już od naszego pierwszego spot
kania wiedziałem, że w twoim życiu musi być jakiś
mężczyzna...
- A niby skąd?
- Widziałem, jak zareagowałaś na moją osobę.
Spodobałem ci się. Zachowałaś jednak dystans,
bo nie chciałaś sama przed sobą się do tego przy
znać. Typowe zachowanie dla dziewczyny, która
już kogoś ma. Nie spodziewałem się tylko, że to
Measham.
- A czy nie przyszło ci do głowy, że zachowałam
dystans, ponieważ wydałeś mi się despotyczny, bez
czelny i arogancki? - wysyczała wściekła. - Filip jest
delikatny i uprzejmy. To naprawdę wspaniały męż
czyzna, wart dwóch takich jak ty!
- On jest mdły. - Sander prychnął pogardliwie.
- Zimna, bezkrwista ryba... W żadnym wypadku nie
jest to mężczyzna dla ciebie. Nawet gdyby był
wolny. A jak dobrze wiemy - nie jest. Rhoda
wybrała właśnie jego i zostanie jej mężem, na dobre
i na złe. Nie dopuszczę, żebyś weszła między ich
dwoje.
- Jak to... - wyjąkała. - Przecież nie możesz...
- Mogę - przerwał jej bezceremonialnie. - Pamiętaj,
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 25
Measham bardzo łatwo ulega wpływom, trzymaj się
więc od niego z daleka.
- Jest moim szefem, obawiam się zatem, że będzie
to raczej trudne - powiedziała Mia z przekąsem.
- Doskonale wiesz, co mam na myśli. I nie staraj
się być zbyt sprytna, bo możesz przestać dla niego
pracować.
- Czy to groźba?
- Wystarczy, że szepnę słówko Williamowi i uświa
domię mu, co może zrobić dla szczęścia swojej córki.
- Zapominasz chyba, że firma nie jest jego wyłą
czną własnością. Mój ojciec jest jej współwłaścicie
lem...
- Nie, wcale o tym nie zapomniałem. Ale nie
sadzę, żeby James zaaprobował tę dwuznaczną sytua
cję, w jakiej się znalazłaś.
Te słowa zraniły ją mocniej niż wszystko, co zostało
do tej pory powiedziane. Niestety, przypuszczenia
Sandera były jak najbardziej trafne.
- Jednak dla dobra Meashama Rhoda wolałaby,
żeby nikt nie dowiedział się o waszym związku -mówił
dalej.
- Dlaczego więc poinformowała ciebie? - zapytała
Mia ze ściśniętym gardłem.
- Ponieważ potrafię sobie dawać radę w każdej
sytuacji.
- Muszę przyznać - uśmiechnęła się gorzko - że
dokonała słusznego wyboru.
- Daj spokój, Mia, nie opłaca się walczyć ze
wszystkimi. Uwierz mi, nie masz szans na wygraną.
Zostaw Meashama w spokoju.
Dziewczyna, mocno już zdenerwowana całą tą
rozmową, krzyknęła:
26 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
- A jeśli go nie zostawię, to co? Zastrzelisz mnie?
- To byłoby jakieś wyjście.
- Nie mam zamiaru dłużej tego słuchać!
- Jeśli chcesz, mogę sprawić, że zapomnisz o wszys
tkich kłopotach. - Mrugnął znacząco. - Będziemy
zbyt pochłonięci sobą, by zaprzątać sobie głowę
zmartwieniami...
Po plecach dziewczyny przebiegł zimny dreszcz.
Słowa Sandera zaniepokoiły ją. Starając się ukryć
strach, spojrzała na niego pogardliwie.
- Ciągle mówisz tylko o seksie - wypowiedziała to
słowo tak, jak by to był najbardziej nieprzyzwoity wyraz
świata. - Czy sugerujesz, że jedynie to łączy mnie
z Filipem?
- Łączyło - poprawił ją.
Mia zignorowała tę uwagę i mówiła dalej:
- Ale przecież ja go kocham...! - Jej piękne, szare
oczy wypełniły się łzami -I on... On... też mnie kocha!
- Nie wiem, może ty rzeczywiście go kochasz, ale
on? Jeśli cię kocha, to dlaczego postanowił ożenić się
z inną?
Tak, to pytanie miało sens... Mia już nieraz je sobie
zadawała.
- Ja... ja... - zaczęła, ale w tej samej chwili nie
chciane łzy popłynęły z jej oczu obfitą strugą.
Pospiesznie wytarła twarz.
- Rozumiem teraz twoje zachowanie na przyjęciu.
- Sander mówił dalej obojętnym tonem, jakby zupełnie
nie dostrzegał jej wilgotnych oczu. - Wiadomość
o ich ślubie musiała być dla ciebie prawdziwym
szokiem. Zrozumiałaś, że przegrałaś z kretesem...
Mia, walcząc ze łzami, podniosła głowę i z całą
godnością, na jaką było ją stać, poprosiła:
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 27
- Jeśli powiedziałeś już wszystko, co miałeś mi do
zakomunikowania, będę ci szczerze zobowiązana, jeśli
sobie pójdziesz.
- Poczekaj, zaraz wyjdę, ale najpierw musisz mi
dać słowo, że zostawisz Meashama w spokoju.
- A to niby po co? Czyżby Rhoda obawiała się, że
Filip znowu zmieni zdanie?
Sander zacisnął usta.
- Daj mi słowo - powtórzył twardym głosem.
- Nic nie będę obiecywać - oświadczyła. -A nawet
gdybym obiecała, nigdy nie będziesz miał pewności,
czy dotrzymam przyrzeczenia.
- Oczywiście, że mogę mieć taką pewność.
Przełknęła z trudem ślinę i pełna najgorszych
przeczuć spytała:
- Czyżby? A jak ją zdobędziesz?
- Biorąc cię za żonę.
Mia na chwilę zaniemówiła.
- Ty, ty... ty naprawdę jesteś bezczelny... -udało jej
się w końcu z siebie wykrztusić. -I zarozumiały. Nie
wyszłabym za ciebie, nawet gdybyś...
Podniósł ręce do góry i przerwał jej:
- Proszę, tylko nie mów, że nawet gdybym był
ostatnim mężczyzną na ziemi. Przecież wcale tak nie
myślisz.
- Właśnie że tak myślę! - wrzasnęła.
Sander pokręcił głową z powątpiewaniem.
- Nie denerwuj się. Seks to naprawdę bardzo istotna
sprawa. Zwłaszcza dla kobiety obdarzonej twoim
temperamentem.
- Nie jestem taka, jak myślisz...
- Oczywiście, że jesteś. Dlatego będzie nam ze sobą
dobrze. Z tego samego zresztą powodu ty i Measham
28 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
nie pasujecie do siebie. Nie zauważyłaś, jaki z niego
beznadziejny kochanek? - Roześmiał się. -Domyślam
się, że nieraz zatrzymałaś się w pół drogi, ale za to
ostatniej nocy, ze mną, zatraciłaś się zupełnie...
Mia z wściekłości zacisnęła pięści. Czuła się za
wstydzona, poniżona i upokorzona. Podeszła do drzwi,
otworzyła je szeroko i powiedziała:
- No dobrze. Wygłosiłeś już swoją mowę, przy
okazji znieważyłeś mnie i Filipa, a teraz... wynoś się!
Sander jednak wzruszył tylko ramionami. Zanim
zdążyła się zorientować, zatrzasnął drzwi i mocno
chwycił ją w ramiona. Próbowała się wyrwać, odwrócić
głowę... Na próżno. Mężczyzna nie zwolnił żelaznego
uścisku. Przysunął się bliżej, tak że ich usta dzieliły
tylko centymetry.
- Wydaje mi się, że powinienem odświeżyć twoją
pamięć.
Mia zbyt dobrze pamiętała spotkanie w ogrodzie,
by na to pozwolić. Szarpnęła się mocno.
- Nie! Zostaw mnie! Nie chcę żebyś mnie całował!
- Kłamczucha! Oczywiście, że chcesz. W przeciw
nym razie poprosiłbym o zgodę.
Wsunął palce miedzy pasma jedwabistych włosów
dziewczyny i pochylił się nad jej ustami. Mia zebrała
wszystkie siły, żeby przeciwstawić się tej napaści.
Jednak Sander nie miał nawyków typowych dla
„prawdziwych mężczyzn" i nie zachowywał się brutal
nie. Delikatnie pieścił wargami jej usta, całował skronie,
powieki, nos...
Powoli zaczęła narastać w niej namiętność. Pod
wpływem subtelnych pieszczot jej ciało stawało się
coraz bardziej uległe. Rozchyliła usta i zatraciła się
cała w pocałunku...
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 29
Sander całował coraz żarliwiej. Jedną ręką mocno
obejmował ją w talii, a drugą gładził jej smukłe
pośladki.
Podobnie jak poprzedniej nocy, gorąca fala pożą
dania rozlała się po ciele dziewczyny. Nawet nie
poczuła, kiedy nocna koszula zsunęła się z jej ramion.
Silne, wprawne dłonie delikatnie pieściły aksamitną
skórę jej pleców, ramiona, kark, by wreszcie spocząć
na nagich, pełnych piersiach. Gdy zaczęły wykonywać
leniwe, powolne ruchy wokół ich napiętych, wrażliwych
koniuszków, Mia głęboko westchnęła i przytuliła się
do Sandera całym ciałem.
Zaśmiał się miękko i cicho.
- Czy rozumiesz teraz, co miałem na myśli? Widzisz,
jak bardzo do siebie pasujemy? - Pocałował ją w ucho
i dodał: - Ale poczekaj, zanim pójdziemy do łóżka,
powinniśmy zasłonić okno. Nie chcemy chyba bul
wersować przechodniów, a chcę się z tobą kochać
godzinami...
Jego słowa natychmiast ją otrzeźwiły. Potrząsnęła
głową, jakby przebudzona ze snu i odepchnąła go
gwałtownie. Wyczuwając gwałtowną zmianę jej na
stroju, Sander puścił dziewczynę i cofnął się. Mia
spodziewała się, że będzie zdenerwowany lub zawie
dziony. On jednak spytał tylko:
- Co się stało? Z ognistej kochanki zrobiła się
nagle królowa śniegu... Przypomniał ci się Mea-
sham?
Odważnie spojrzała mu w oczy.
- Nie. - Dziwne, rzeczywiście ani przez chwilę nie
pomyślała o Filipie. - Może to po prostu twoja
wina? Może wcale nie działasz na mnie tak, jak
myślisz...
30 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
Ta uwaga miała sprawić mu przykrość, ale Sander
nie przejął się nią zbytnio.
- Owszem, działam... - odpowiedział i popatrzył
na nią zamyślony. - Ale jest jeszcze jeden czynnik,
którego nie bratem pod uwagę. Coś, co nie jest dla
mnie do końca jasne... - Przez chwilę jeszcze się nad
czymś zastanawiał, po czym podszedł do drzwi,
otworzył je i, obróciwszy się do niej, rzucił na
pożegnanie: - Trudno uwierzyć, abyś wzbraniała się
przed pójściem do łóżka tylko dlatego, że nie jesteś
moją żoną. To do ciebie niepodobne. Ale dobrze, jeśli
zmienisz zdanie, daj mi znać. - Uśmiechnął się
szyderczo i zamknął za sobą drzwi.
Mia w pierwszej chwili poczuła ulgę, że wreszcie
sobie poszedł. Jednak zaraz potem w jej miejsce
pojawił się gniew. Jak ten okropny typ w ogóle śmiał
do niej przyjść, pouczać ją, jak ma się zachowywać,
a na dodatek znieważać ją i obrażać! A potem jeszcze
zebrało mu się na amory! Ohyda!
Była wściekła i jedynym uczuciem, jakie mogła
żywić wobec Sandera Davisona, była nienawiść. Tylko
dlaczego za każdym razem w jego obecności była tak
słaba i niezdecydowana...?
Usiadła ciężko na łóżku, oparła głowę na rękach
i jeszcze raz wróciła myślą do tego, co się stało.
Znowu zrobiło jej się gorąco... Dość tego! Jeżeli cały
czas będzie rozpamiętywać minione wydarzenia, to
nigdy nie dojdzie do siebie.
Po chwili jej serce zaczęło wracać do normalnego
rytmu. Jednak ironicznie uśmiechnięta twarz Sandera
uparcie tkwiła jej przed oczami...
Powiedział, że jeśli zechce, to weźmie ją za żonę...
Na pierwszy rzut oka całe te plany matrymonialne
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 31
nie miały żadnego sensu. Ale Mia, nie wiedzieć czemu,
była przekonana, że Sander Davison postawi na
swoim. Na miłość boską, ten mężczyzna musi być
chyba niespełna rozumu! Przecież ona go nawet nie
lubi, a co dopiero mówić o miłości! Poza tym zawsze
liczył się dla niej tylko Filip. Owszem, Sander też
może się podobać, ale...
Zaraz, zaraz... Sander może się podobać? No tak,
sama tak przed chwilą pomyślała! To nagłe odkrycie
spadło na nią nieoczekiwanie! Sander jej się podobał...
Być może było tak nawet już podczas pierwszego ich
spotkania, tyle że wtedy nie zdawała sobie z tego
sprawy. To siła tego zauroczenia tak bardzo ją
przerażała.
No dobrze, ale skoro jest to wyłącznie atrakcyjność
fizyczna, to nie ma mowy, żeby wyszła za niego za
mąż. Dziwne... Wszystkie te argumenty były jak
najbardziej logiczne. A jednak w dalszym ciągu
odczuwała niepokój.
Następnego poranka Mia obudziła się przed siódmą.
Nie była w najlepszym nastroju. Po stracie Filipa
wciąż czuła bolesną pustkę, jakiś tępy ból, którego
nie mogła się pozbyć.
Wzięła prysznic, ubrała się szybko, wypiła kawę
i była gotowa do wyjścia.
Zimny, szary i wilgotny poranek nie nastrajał do
życia optymistycznie. Po drodze do pracy dziewczyna
mijała zniszczone kamienice ze sterczącymi żałośnie
liszajami odpadającego tynku i płatami łuszczącej się
z drzwi i okien farby. Porywisty wiatr zacinał deszczem
pod parasolkę. Kiedy więc doszła wreszcie do przypo
minającego akwarium biurowca Rayfields Pharmaceu
ticals, zimne krople deszczu spływały jej po twarzy.
32 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
- Dzień dobry, panno Fielding. Jest pani bardzo
wcześnie - przywitał ją ubrany w niebieski mundur
portier.
- Dzień dobry, George. - Strząsnęła wodę z paraso
lki. - Jak tam twoje lumbago?
Tęgi, starszy już portier uśmiechnął się.
- Nie mogę narzekać, proszę pani. Ale taka pogoda
nie jest dla mnie najlepsza.
Przeszła przez cichy jeszcze hol i wjechała windą na
czwarte piętro. Otworzyła drzwi wielkiego biura
kierownika sprzedaży. Wewnętrzna część należała do
Filipa, zewnętrzną Mia dzieliła razem z Janet Renshaw,
swoją sekretarką i osobistą asystentką.
Zdjęła płaszcz i odstawiła parasolkę do stojaka.
W tym samym momencie w drzwiach biura pojawił
się Filip. Wysoki, szczupły, ubrany w gustowny
garnitur, nosił się w sposób typowy dla tak zwanych
młodych, dobrze zapowiadających się biznesmenów.
Na górę wjechał windą prowadzącą prosto z pod
ziemnego parkingu, więc nie zmókł i wyglądał niena
gannie.
Mia poczuła, jak gorycz ściska jej gardło. Nie
odezwała się ani słowem, patrzyła tylko oskarży-
cielsko.
- Miałem nadzieję, że przyjdziesz nieco wcześniej
- powiedział z wyraźnym napięciem. - Widzisz, muszę
z tobą porozmawiać... Mój Boże - złapał się za głowę
- co za galimatias! I co my mamy teraz, do licha,
zrobić? - Spojrzał na nią niepewnie, jednak ona nadal
milczała. - Nie mogę cię stracić! Nie mogę! - jęknął
histerycznie.
- To ty zmieniłeś zdanie. - Mia jakimś cudem
odzyskała głos. Zauważyła, że ta szczupła, świeżo
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 33
ogolona twarz wygląda na mocno zmęczoną. - Przykro
mi - szepnęła po chwili - ale zupełnie nie rozumiem,
jak mogłeś to zrobić po tym wszystkim, co miedzy
nami było, o czym tyle mówiliśmy...
- Nie miałem wyboru - wymamrotał ze spuszczoną
głową.
- Jak to nie miałeś wyboru? Przecież... przecież
mówiłeś, że właśnie...
Przez chwilę popatrzył jej w oczy, ale mówiąc
uciekł wzrokiem w bok.
- Rhoda jest w ciąży.
- W ciąży? - Mia, osłupiała, wpatrywała się w niego.
- To znaczy, że... sypialiście ze sobą?!
- Daj spokój... - odparł zmieszany. - Mówisz jak
stara ciotka. Wśród zaręczonych par jest to w tej
chwili normalne.
- Normalne! - Mia powtórzyła z wściekłością.
- Czy to znaczy, że przez cały czas sypiałeś z Rhodą
i równocześnie usiłowałeś zaciągnąć mnie do łóż
ka...?
Filip stał nieruchomo, niczym pod pręgierzem. Nie
wiedział, co ma zrobić z rękami, więc wsadził je do
kieszeni.
- Doskonale wiesz, że kocham tylko ciebie. Ale
wówczas Rhoda i ja byliśmy już... rozumiesz, myślę,
że... spotkałem cię zbyt późno. Gdy oziębły nasze
stosunki z Rhodą, zaczęła szukać przyczyn...
Puszczając jego nieskładne wyjaśnienia mimo uszu,
Mia dopytywała się dalej:
- A może myślałeś, że zgodzę się zostać twoją
kochanką? I wtedy co? Czy miałeś zamiar spędzać
z nami na przemian co drugą noc?
- Po co tak mówisz? Nie rób ze mnie potwora bez
34 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
serca - zaprotestował. Wyciągnął ręce z kieszeni
i splótł je nerwowo. - Zrozum, gdyby Rhoda nie
zaszła w ciążę, wszystko byłoby w porządku.
- Uważasz, że mógłbyś odejść od Rhody, zerwać
zaręczyny i być ze mną, nie mówiąc mi jednocześnie
ani słowa o tym, co było miedzy wami?
- O, rany! To wszystko jest takie skomplikowane...
- zdenerwował się Filip. - Przecież chciałaś żebym
zerwał te zaręczyny!
- Tak - zgodziła się. - Ale nie miałam pojęcia, że
byliście... - dłuższą chwilę szukała odpowiedniego
słowa - że byliście kochankami!
- Nie rozumiem, jaka to różnica. - Wzruszył
ramionami. Gest ten spowodował, że Mia w jednej
chwili straciła wszelkie złudzenia co do jego osoby.
Filip odczytał to chyba z jej twarzy, bo chwycił ją
rozpaczliwie za rękę i zaczął tłumaczyć po raz kolejny:
- Kochanie, proszę cię, posłuchaj! Nie masz żadnych
powodów do zazdrości. To ty jesteś tą, którą naprawdę
kocham. Przecież pracujemy w tym samym biurze,
możemy być ze sobą codziennie, po co nam jakieś
oficjalne związki?
- Nie, Filipie - wydusiła z siebie przez ściśnięte
gardło. - Już za późno. Nie będziemy dłużej razem
pracować. Złożę podanie, napiszę jakieś sensowne
uzasadnienie...
- Nie rób głupstw - przerwał jej. - Nie ma żadnego
powodu, żebyś odchodziła z pracy.
- Nie mogę tu zostać. Przecież Rhoda spodziewa
się dziecka, nie będziemy jej narażać na ciągłe stresy...
Filip znieruchomiał, jakby go coś wystraszyło.
- O... o jakich stresach ty mówisz? Przecież ona nie
wie, co nas łączy.
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 35
- Oczywiście, że wie.
- Nigdy jej nic nie mówiłem. Chciałem poinfor
mować ją o naszych planach tuż po przyjęciu, ale ona
wcześniej przekazała mi... najnowsze wieści. Czy
przypuszczasz, że wie o wszystkim?
- Wcale nie przypuszczam... Jestem tego pewna.
- Skąd mogła się dowiedzieć? - Filip nie krył
swego przerażenia.
- Nie mam pojęcia, ale... - Mia urwała w pół
zdania, gdyż w tym samym momencie drzwi otworzyły
się szeroko i do biura weszła Janet.
Filip odwrócił się na pięcie i zniknął w drzwiach
swojego gabinetu.
Janet, mała, energiczna mulatka o krótko ostrzy
żonych czarnych włosach i pięknych brązowych oczach,
zachowywała się tak, jakby niczego nie zauważyła.
Zdejmując mokry płaszcz przeciwdeszczowy, narzekała
na paskudną angielską pogodę. Obie kobiety czuły
się dobrze w swoim towarzystwie i w sumie były
dobrymi przyjaciółkami.
- I pomyśleć, że za granicą jest tak pięknie
- zagadnęła Janet. - Pomyśl tylko... Być teraz w Grecji
albo gdzieś w południowych Włoszech... Gdziekolwiek,
gdzie świeci słońce.
- Dopiero co było kilka słonecznych dni.
- Mam niejasne podejrzenia, że zaostrzyły tylko
mój apetyt na ładną pogodę. - Janet skrzywiła się.
- No dobrze... A teraz do roboty! Jakież to czekają
nas dzisiaj przyjemności? - Popatrzyła z westchnieniem
na leżące na biurku papiery. - Wygląda nieźle. Co
bierzesz...?
- Muszę wyjść - oświadczyła Mia. - Obawiam się,
że dzisiaj będziesz musiała radzić sobie sama.
36 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
- Jeśli nie wrócisz przed lunchem, mam ci przy
nieść kanapkę? - spytała Janet ze stoickim spo
kojem.
- Gdybyś była tak dobra...
Po wyjściu z budynku Mia przekonała się, że pada
coraz mocniej, a wiatr jest jeszcze silniejszy. Rzeczywiś
cie, angielska pogoda była wyjątkowo paskudna.
Przynajmniej dzisiaj. W minorowym nastroju, zmarz
nięta i przygnębiona, szarpała się kilka chwil z niepo
słuszną, jak zwykle, parasolką, po czym ruszyła szybko
w stronę najbliższego biura pośrednictwa pracy.
Nie miała wyboru, musiała odejść. Przecież nie
mogła dalej pracować z Filipem. A gdyby chciała
przenieść się do innego działu, ojciec i William
spytaliby zapewne o jakieś racjonalne przyczyny
takiej zmiany.
Cóż, zbyt długo kochała Filipa Meashama i zbyt
mocno mu zaufała. Nigdy jej nawet do głowy nie
przyszło, aby mógł być z nią, a sypiać z Rhodą.
Chciał, aby została jego kochanką. Dokładnie tak,
jak przepowiadał Sander Davison.
W niecałe trzy godziny później wyszła z trzeciego
biura pośrednictwa pracy. Była jeszcze bardziej
przygnębiona niż przedtem. Zarejestrowali ją wpraw
dzie we wszystkich trzech, ale w żadnym nie znalazła
pracy, która by ją w pełni satysfakcjonowała, a jed
nocześnie pozwoliła utrzymać jej dotychczasowe
mieszkanie.
Do ojca wrócić nie mogła. Przecież jej nie chciał.
Kiedy po skończeniu szkoły sekretarek rozpoczęła
samodzielne życie, był z tego bardzo zadowolony.
Czuła się tak, jakby ziemia usunęła jej się spod
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 37
nóg. A wiec tyle to wszystko warte? Filip, praca,
mieszkanie - w jednej chwili wszystko przepadło,
uleciało niczym dym na wietrze...
Zerwał się porywisty wiatr. Mia zaczęła trząść się
z zimna. Czuła, że jej stopy zamieniają się w dwa
sople lodu.
Gdy stała tak, zrozpaczona i kompletnie załamana,
przed przejściem dla pieszych, ochlapał ją przejeż
dżający samochód, a nagły zdradziecki podmuch
wiatru o mało nie wyrwał parasolki. W tym momencie
jeden z jej obcasów utknął pomiędzy płytami chod
nikowymi. Zanim zdołała uwolnić nogę, zmieniły się
światła, a zirytowani przechodnie zaczęli wymijać
nieoczekiwaną przeszkodę.
- Do diabła! - mruknęła wściekła, usiłując się
oswobodzić.
- Spokojnie, nie denerwuj się. - Usłyszała obok
siebie głęboki, dobrze znany głos. - Po prostu wyjmij
nogę z pantofla.
ROZDZIAŁ TRZECI
Mia odwróciła się gwałtownie, dziko wymachując
parasolką.
Silna męska ręka złapała ją mocno za nadgarstek,
pomagając utrzymać równowagę, a kpiący głos dodał:
- Uspokój się. Jesteś niebezpieczna dla otoczenia.
- To znowu ty?!
- Masz rację, to znowu ja. - Sander Davison
zgodził się uprzejmie. - Ja i mój samochód, który
właśnie w tym momencie skutecznie blokuje ruch
uliczny. Na dodatek oboje jesteśmy mokrzy... Bądź
więc grzeczną dziewczynką i wyjmij łaskawie nogę
z pantofla.
Mia nie miała wyboru, Stanęła na jednej nodze
i czekała, aż Sander uwolni jej but.
- No proszę, gotowe! - Uśmiechnął się po chwili
z satysfakcją i założył jej pantofel na bosą stopę.
Natępnie odebrał jej parasolkę, złożył i, trzymając
dziewczynę pod rękę, zawlókł ją do swego samochodu.
- Wsiadaj - rozkazał krótko.
- Kiedy nie mam ochoty. - Mia cofnęła się. - Nie
chcę...
- Rób, co ci mówię i nie dyskutuj. - Wepchnął ją
delikatnie do sportowego porsche'a i zamknął drzwi.
- Zapnij pas - rozkazał, siadając za kierownicą.
- Zaborczy gbur.
Sander westchnął z dezaprobatą.
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 39
- Czy to jedyny sposób, w jaki umiesz podziękować
swojemu wybawcy? Powinnaś być mi wdzięczna...
- Dziękuję - powiedziała kwaśno.
- Cóż za ujmująca uprzejmość! Dziewczyno, skąd
w tobie tyle wdzięku? - mruknął zjadliwie.
Może rzeczywiście powinnam okazać mu choć trochę
uprzejmości, pomyślała. Próbowała nawet przybrać
bardziej pogodny wyraz twarzy, jednak po kilku
próbach przekonała się, że nie jest w stanie wzbudzić
w sobie żadnych przyjaznych uczuć wobec tego
mężczyzny.
- Dokąd jedziemy? - spytała szorstko.
- A jak myślisz? Oczywiście, że do mojej jaskni,
gdzie rozbiorę cię do naga i zgwałcę, by zaspokoić
moje żądze. - Zaśmiał się cicho. - I twoje - dodał
miękko.
Twarz dziewczyny oblała się rumieńcem. Zdawała
sobie sprawę, że Sander powiedział to specjalnie, aby
wyprowadzić ją z równowagi. Zacisnęła ze złości
usta. Była zziębnięta, przygnębiona i naprawdę nie
miała ochoty na jego towarzystwo. Nie miała jednak
wyboru.
W ciągu kilku minut zajechali przed imponują
cych rozmiarów dom przy Crombie Square. Gdy
wysiedli, Sander objął Mię i, uciekając przed desz
czem, szybko podprowadził przed drzwi wejściowe.
Weszli do miłego, gustownie umeblowanego holu,
z którego prowadziły na górę eleganckie, szerokie
schody. Z najdalej położonych drzwi wyszła im na
spotkanie starsza kobieta w niebieskiej sukience.
- Pani Rose, czy mogłaby pani przygotować jakiś
szybki lunch dla dwóch osób? - zwrócił się do niej
Sander.
40 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
- Oczywiście, proszę pana - odpowiedziała grzecznie
i wyszła.
Zostali sami. Sander, trzymając ciągle dziewczynę
pod rękę, zaprowadził ją do wielkiego, stylowo
urządzonego pokoju z dużymi oknami, wychodzącymi
na cichy, zielony skwer. W kominku płonął ogień,
wokół stały wazony z tulipanami i żonkilami. Półki
zapełnione były książkami i oprawionymi w ozdobne
ramki fotografiami. Cały pokój, choć duży, sprawiał
miłe, przytulne wrażenie.
- Pozwolisz, że zdejmę ci płaszcz? - zaoferował
swoją pomoc Sander. Propozycja ta była zupełnie
niewinna i całkiem naturalna, mimo to Mia poczuła
się zmieszana. Rozpięła pasek i guziki i pozwoliła
zdjąć płaszcz i szal. Mężczyzna pochylił się nad nią,
wziął do ręki pełną garść jej włosów i przez chwilę
bawił się nimi.
- Chodź, usiądź przy ogniu - powiedział wreszcie.
- Rozgrzejesz się trochę.
Podszedł do kominka i dorzucił kilka polan.
Kiedy usiadła na niskiej sofie, zdjął jej pantofle
i ustawił przy ogniu, żeby wyschły. Ukląkł i zaczął
rozcierać jej zmarznięte stopy. Wzdrygnęła się. Chciała
zaprotestować, uciec, ale nie mogła zrobić najmniej
szego ruchu.
A właściwie to po co miałabym się szarpać... Przecież
to zwykły przyjacielski gest, ot, drobna przysługa
-próbowała naiwnie wytłumaczyć sobie swoją dziwną
bierność. Sama jednak dobrze wiedziała, że jej
tłumaczenie nie ma większego sensu.
Skończył i usiadł obok niej. Odsunęła się na drugi
koniec sofy, najdalej jak mogła.
- Musisz się tak demonstracyjnie odsuwać? - spytał.
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 41
- A musisz siadać tak blisko? - odpowiedziała
pytaniem.
- O co ci chodzi? - Uniósł brwi z rozbawieniem.
- Czy czujesz się skrępowana moją osobą?
W pierwszym odruchu chciała odpowiedzieć, że
tak. Uznała jednak, iż po tak miłym przyjęciu
byłoby to niegrzeczne i nie na miejscu. Zignorowała
więc drażliwe pytanie i, wyciągając ręce do ognia,
spytała:
- Słyszałam, że do tej pory mieszkałeś w Hong
kongu?
- Tak. Nie było mnie tutaj przez pięć lat. Nad
zorowałem transakcje banku na Dalekim Wschodzie.
- I pewnie masz zamiar tam wrócić? - spytała z nie
skrywaną nadzieją w głosie.
Pokręcił głową i uśmiechnął się ironicznie.
- Przykro mi, że muszę cię rozczarować, ale mój
dom jest tutaj, w Anglii.
- Mieszkasz sam? - wyrwało jej się niedyskretne
pytanie. Znów się zmieszała.
- Tak, sam - odpowiedział i ze znaczącym błyskiem
w oczach dodał: - Ale tylko na razie...
- Zapytałam, bo... - tłumaczyła się wciąż skonfun
dowana Mia - bo... pomyślałam, że to chyba zbyt
duży dom jak dla jednej osoby.
- Zdecydowanie za duży - zgodził się. - Ale to jest
mój dom rodzinny, więc mam do niego pewien
sentyment.
- Jak to? Dom rodzinny i taki pusty? Nie masz
rodziny?
- Nie. Mój ojciec niedawno zmarł, dlatego wróciłem.
Matka zginęła sześć lat temu w katastrofie lotniczej.
Ojciec właściwie nigdy nie doszedł do siebie po jej
42 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
śmierci. Zrezygnował z normalnego życia i całkowicie
poświecił się pracy. Wolał siedzieć w banku, niż
wracać do pustego domu. - Sander zamilkł, wyciągnął
przed siebie swoje długie nogi, po czym spojrzał na
dziewczynę i dodał: - Oczywiście, jeżeli chcesz, po
ślubie możemy sprzedać ten dom i kupić jakiś mniejszy.
Mia zignorowała jego ofertę matrymonialną, jakby
jej w ogóle nie słyszała. Patrzyła w ogień i wyobrażała
sobie mały wiejski domek, o którym marzyła od lat.
- Pewnie wolałabyś mieszkać na wsi? - zagadnął
mężczyzna widząc, że dziewczyna nie reaguje na jego
zaczepki.
Mia rzuciła mu krótkie, spłoszone spojrzenie. Czyżby
czytał w jej myślach? Nie wiedziała, co ma od
powiedzieć.
- No, dobrze, zmieńmy temat. Kiedy masz zamiar
odejść z Rayfields Pharmaceuticals?
- Skąd wiesz, że chcę to zrobić? - spytała zdziwiona.
- Widziałem cię wychodzącą z biura pośrednictwa
pracy. Trudno mi zrozumieć, dlaczego kobieta taka
jak ty decyduje się na tak desperacki krok.
- Mówiłam ci już kiedyś, że niewiele o mnie wiesz.
- Ale chcę się dowiedzieć... Jak najwięcej... - Szyb
kim ruchem ujął jej głowę między dłonie. - Chcę
poznać twoje ciało, twoje myśli - szeptał jej do ucha.
- Chcę wiedzieć o tobie wszystko... Dlaczego płaczesz
i dlaczego się śmiejesz, o czym myślisz, jak się czujesz,
jak wyglądasz, kiedy śpisz i jakie są twoje oczy, co się
w nich odbija, gdy się kochasz...
Z szeroko otwartymi oczami, niczym zahipnotyzo
wana, Mia wpatrywała się w rozchylone usta męż
czyzny zbliżające się do jej twarzy. Zadrżała. Czyżby
znowu... Nie, pomyślała rozpaczliwie, tym razem nie
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 43
mogę do tego dopuścić. Zamknęła oczy, mocno
zacisnęła usta i w tym samym momencie... rozległo
się pukanie do drzwi. Po krótkiej chwili do pokoju
weszła służąca.
- Zupa, kanapki i kawa. - Postawiła na stole tacę
z jedzeniem. - Mam nadzieję, że będzie państwu
smakowało.
- Dziękuję ci, Rose - Sander odpowiedział tak
beznamiętnie, jakby przez cały czas rozmawiali
o pogodzie.
Mia odwróciła głowę, żeby ukryć rumieniec zaże
nowania. Ku jej uldze gospodyni rozstawiła talerze
i filiżanki na małym stoliku, po czym wyszła bez
słowa.
Sander rozlał zupę do dwóch czarek.
- Nie musisz się przejmować. Pani Rose jest
dyskretna i bardzo wyrozumiała.
- Przypuszczam, że nie ma innego wyjścia - zau
ważyła sarkastycznie Mia.
Nie zwracając uwagi na Sandera, rozłożyła na
kolanach śnieżnobiałą serwetkę, sięgnęła po łyżkę
i pochyliła się nad parującym talerzem z minestrone.
Zupa była wspaniała - aromatyczna, lekka i bardzo
smaczna.
- Rezygnacja z pracy to sprytne posunięcie - prze
rwał milczenie Sander. - Powiedz, to twój pomysł?
Czy raczej wymyślił to Measham, licząc na to, że
łatwiej mu będzie spotykać się z tobą, gdy wasze
kontakty nie będą już jawne i oficjalne jak dotychczas?
Mia zacisnęła zęby z wściekłości. Nie chciała jednak
wdawać się w kolejną kłótnię, więc powstrzymała
gniew i nie zareagowała na tę prowokację.
Sander nie rezygnował.
44 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
- Dlaczego nie powiedziałaś mu, że między wami
wszystko skończone, i że wychodzisz za mnie za mąż?
Mia przerwała jedzenie
- Sander, nie mówisz chyba poważnie. Czy na
prawdę chcesz się ożenić z kobietą, którą wyraźnie
gardzisz? Czy chcesz wziąć ślub tylko dla bezpieczeń
stwa swojej kuzynki? Przecież to absurd!
- No dobrze, pewnie masz rację. Ale tu nie chodzi
tylko o Rhodę. Ja naprawdę potrzebuję żony. Jeżeli
chcesz, wszystko ci wytłumaczę. Bank handlowy
Davisona Lazenby'ego został założony we wczesnych
latach dziewięćdziesiątych przez mojego dziadka.
Staruszek był konserwatystą, tak samo mój ojciec.
Obaj mieli tradycyjne, niemal wiktoriańskie poglądy
na rodzinę. W testamencie ojciec zastrzegł, że dopóki
się nie ożenię, nie mogę zająć jego miejsca w banku.
Jest oczywiście mnóstwo pięknych kobiet, ale im
lepiej je poznawałem, tym bardziej rozumiałem, że
ładna twarz nie zastąpi pustki w głowie. Wprawdzie
twoje prowadzenie się pozostawia trochę do życzenia,
ale stanowisz rzadkie połączenie piękna i inteligencji,
którego szukam. Trzymana mocną ręką możesz stać
się dobrą żoną...
Wyznanie Sandera można by było nawet uznać za
pochlebne, gdyby nie to ostatnie zdanie... „Trzymana
mocną ręką"! Co on sobie wyobraża?! A na dodatek
ta uwaga na temat jej prowadzenia się... Trzeba
przyznać, że facet ma tupet.
- Jeśli uroda jest warunkiem podstawowym - za
uważyła Mia - to raczej nie spełniam twoich wymagań.
- To ja osądzę.
- Ale nie możesz przecież poślubić kogoś, kto „tak
się prowadzi"...
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 45
Sander uspokoił ją.
- To nie problem. Jestem pewien, że po ślubie uda
mi się szybko zmienić twój charakter.
Mia ze zniecierpliwieniem potrząsnęła głową.
- Daj spokój, Sander. Dość żartów. Po prostu nie
chcę zostać twoją żoną.
- Nie masz wyboru.
- Oczywiście, że mam - odparła. - Nie możesz
mnie zmusić do małżeństwa.
- Na twoim miejscu, nie byłbym tego taki pewny.
Powiedział to tak apodyktycznie, że dziewczynę
ogarnął niepokój.
- Co masz na myśli?
- Wieczorem wyjeżdżam do Amsterdamu. Ale
zanim odlecę, mam umówione spotkanie z twoim
ojcem. Taka prywatna rozmowa o interesach...
- znacząco zawiesił głos.
Mia utkwiła pochmurne spojrzenie w jego twarzy.
- Pamiętasz może sprawę Yanus Pharmaceuticals?
- zapytał Sander po chwili. - William nie wierzył w tę
firmę, ale James pożyczył sporo pieniędzy z naszego
banku i kupił pakiet kontrolny akcji. Potem nastąpiła
katastrofa. Jednej nocy jego akcje stały się mniej
warte niż papier, na którym je wydrukowano.
Mimo że Mia nic nie wiedziała o interesach ojca,
dobrze pamiętała to bankructwo. Właśnie wtedy James
miał atak serca. Usiłując zebrać myśli, spytała:
- Twierdzisz, że mój ojciec jest ci winien dużo
pieniędzy?
- Twierdzę, że, gdybym zechciał, mógłbym go
zrujnować.
Jej oczy pociemniały z gniewu.
- To szantaż! Podły, ohydny szantaż!
46 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
- Cóż, nazwijmy to raczej przyjacielską przestrogą.
Obiecałem coś Rhodzie i mam zamiar dotrzymać
danego słowa, niezależnie od metod jakich będę
zmuszony użyć w tym celu.
Mia wpadła w panikę. Gorączkowo zaczęła szukać
jakiegoś wyjścia z tej okropnej sytuacji.
- Posłuchaj, a jeśli odejdę z Rayfield i nigdy tam
nie wrócę?
- I tak to zrobisz - powiedział chłodno.
- Ale jeśli obiecam ci do tego, że już nigdy więcej
nie spotkam się z Filipem...
- Sama powiedziałaś, że nigdy nie będę pewny, czy
dotrzymasz danego słowa. A poza tym zapominasz,
że potrzebuję żony.
Mia próbowała pozbierać rozbiegane myśli. Czyżby
rzeczywiście musiała się zgodzić na warunki tego
bezwzględnego mężczyzny?
- No dobrze, a co z twoją dziewczyną? - spytała
nieoczekiwanie. - Z pewnością nadaje się na żonę tak
samo dobrze jak ja.
- Niezupełnie. Chcę mieć kobietę, z którą będę
mógł porozmawiać, która będzie dzielić ze mną życie,
a nie tylko łóżko. Jacqueline jest wystarczająco
inteligentna, ale zbyt zajęta własną karierą, aby mogła
być dobrą żoną dla kogokolwiek.
- Tak więc mnie chcesz na żonę, a ją na kochankę?
- spytała zjadliwie.
- Nie. Jedna chętna kobieta w zupełności mi
wystarczy.
- Ale ja wcale nie jestem chętna!
- Na pewno? - spytał delikatnie.
Obrócił jej twarz w swoją stronę i popatrzył na nią
swoimi zielonymi, czystymi oczami.
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 47
- Pragnę ciebie. Nie sądziłem nigdy, że można
kogokolwiek tak bardzo pragnąć. I wierzę, że w końcu
cię zdobędę.
Jego spojrzenie, żar, z jakim wypowiedział te
słowa, wywołały w dziewczynie gorącą falę namięt
ności.
Nagle Sander spojrzał na zegarek.
- Niestety, mam umówione spotkanie o wpół do
trzeciej. Masz ochotę na kawę?
Mia, zupełnie oszołomiona, kiwnęła tylko głową
i uniosła ku niemu niedużą filiżankę.
- Jaką lubisz? - spytał. - Pewnie gorącą, mocną
i słodką, tak jak twoi kochankowie, czy tak?
Nie podjęła zaczepki.
Wypili kawę w milczeniu. Sander odstawił filiżankę
i zakomunikował:
- Będę w Amsterdamie aż do piątku, tak więc
masz kilka wolnych dni. Pewnie zechcesz je wykorzys
tać...
Kiedy Mia nie zareagowała i na tę prowokację,
westchnął i zapytał:
- Gdzie mam cię odwieźć? Wracasz do domu?
- Podrzuć mnie do biura.
Popatrzył na nią przenikliwie.
- Nie mam zamiaru tam pracować, ale muszę
przecież rozstać się z firmą w jakiś cywilizowany
sposób, prawda? - wyjaśniła.
Zanim odwrócił głowę, zauważyła błysk triumfu
w jego oczach. Poniewczasie uświadomiła sobie, że jej
pospieszne słowa mógł zinterpretować jako zgodę na
małżeństwo.
Gdy już siedziała w samochodzie, włożył do
bagażnika walizkę, wsiadł, a następnie pochylił się
48 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
nad nią i zapiął jej pas bezpieczeństwa. Bliskość jego
silnego, muskularnego ciała sprawiła, że Mia lekko
zadrżała
- Nie jest ci zimno? - spytał, wyczuwając dreszcz,
który nią wstrząsnął.
- Nie, nie! - zaprzeczyła skwapliwie. - Dziękuję...
Sander wyciągnął rękę i poprawił pasemko jej
włosów. Chciała się odsunąć, ale ciasno zapięty pas
uniemożliwiał jej jakiekolwiek ruchy. Sander palcem
wskazującym musnął jej usta, a potem zaczął nim
przesuwać po gładkiej, smukłej szyi.
Czuła delikatny zapach jego wody kolońskiej. Jak
zahipnotyzowana wpatrywała się w jego usta...
- Pocałuj mnie. Przecież tego pragniesz - wyszeptał.
Mia oparła głowę na fotelu, zamknęła oczy i, nie
do końca świadoma tego, co robi, rozchyliła usta...
Uległa mu. Pocałował ją lekko i delikatnie, po czym
nagle się odsunął.
Słysząc uruchamiany silnik samochodu, otworzyła
oczy. Była zła na niego, że ją dręczy, i zła na siebie
za to, jak łatwo mu się poddaje. Bez słowa wpatrywała
się w szybę przed sobą. Wreszcie Sander przerwał
milczenie.
- Zanim wyjadę do Amsterdamu, poczynię wszys
tkie stosowne przygotowania, tak że będziemy mogli
się pobrać od razu po moim powrocie.
O, Boże, on znowu o tym! A więc nie zrezygnował!
Mia po raz kolejny wpadła w panikę. Przecież nie
mogła zostać jego żoną tylko dlatego, że ją szan
tażował. Ale czy miała inne wyjście? Gdyby odmówiła,
prawdopodobnie zemściłby się na jej ojcu.
- Nie masz powodów do obaw - uspokoił ją
cynicznie, widząc jej wystraszoną minę. - Wydaje mi
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 49
się, że dla dziewczyny z takim temperamentem nie
będzie to zbyt ciężkie do zniesienia. Zwłaszcza, że
jeśli chodzi o te sprawy, chyba dość dobrze się
rozumiemy...
Miał rację. Pragnęła go. Jak mogło do tego dojść?!
Do dzisiejszego ranka całe jej życie obracało się
wokół innego mężczyzny, a teraz... Wszystko było
takie irracjonalne, nie potrafiła sobie tego wytłumaczyć.
Wiedziała tylko, że tak jest. Sander miał nad nią
niepojętą władzę. Jeśli miałaby go kiedyś pokochać,
nigdy nie uwolni się spod jego przemożnego wpływu,
tak jak udało jej się to z Filipem.
Uśmiechnęła się do siebie gorzko. Jeszcze nie tak
dawno gotowa była przysiąc, że nawet gdyby Sander
był ostatnim mężczyzną na ziemi, i tak nie chciałaby
mieć z nim nic wspólnego...
Z piskiem hamulców zatrzymali się przed biuro
wcem. Nie zwracając uwagi na deszcz, Sander wysiadł,
obszedł samochód dookoła i otworzył jej drzwi.
- Załatw ostatecznie wszystkie sprawy - polecił.
-I postaraj się nie wyglądać tak, jakby ci zmarł ktoś
bliski. Nie martw się. Kiedy się pobierzemy, pomogę
ci zapomnieć o Meashamie.
- Skąd masz pewność, że chcę o nim zapomnieć?
- spytała zirytowana.
Sander chciał zapewne zrewanżować się jakąś
cierpką uwagą, ale zacisnął tylko usta i grzecznie się
pożegnał.
- Zadzwonię do ciebie z Amsterdamu - rzucił na
odchodnym, wskoczył do samochodu i odjechał.
Biuro na szczęście było już puste, a drzwi prowa
dzące do gabinetu Filipa zamknięte. Mia zdjęła płaszcz
i usiadła przy biurku. Wkręciła arkusz papieru
50 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
w maszynę do pisania i napisała podanie o zwolnienie
z pracy. Nie wymieniła żadnych powodów rezygnacji,
zaznaczyła tylko, że chce odejść natychmiast.
Wkładała właśnie pismo do koperty, gdy otworzyły
się drzwi i weszła Janet ze stosem papierów.
- A, już jesteś - zauważyła. - Filip pytał się
o ciebie. Miał dzisiaj bardzo kiepski humor.
- Och... Czy on...?
- Wyszedł. Ma wrócić przed czwartą.
Mia westchnęła z ulgą. Nie miała ochoty na spotka
nie z Filipem. Nie mieli już sobie nic do powiedzenia.
Janet popatrzyła na nią uważnie.
- Wyglądasz nieszczególnie. Coś się stało?
- Rzucam pracę.
- Co!? - Janet wytrzeszczyła oczy. - Kiedy?
- Natychmiast. Bardzo przepraszam za kłopoty,
jakie spadną na ciebie z tego powodu, ale... - zawahała
się, nie bardzo wiedząc, co ma dalej powiedzieć.
Janet pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Nic dziwnego, że Filip był taki przygnębiony.
Ale wiesz, tak chyba będzie lepiej. Kochać się w facecie,
który ma wziąć ślub z inną... - Zaczerwieniła się
i gwałtownie przerwała. - Ja... ja przepraszam. Nie
powinnam była tego mówić. Nie miałam nic złego na
myśli... Och, do diabła! Jeszcze tylko pogarszam
sytuację.
Tym razem Mia się zaczerwieniła.
- Czy to było aż tak widoczne? Rozumiesz, ja
i Filip...
- Nie... No, właściwie to tak. Nie twierdzę, że
wszyscy o was wiedzieli... Większość personelu zapewne
ani nic nie wie, ani nie podejrzewa. Gdyby było
inaczej, to całe biuro dawno trzęsłoby się od plotek.
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU 51
Po prostu zauważyłam, jak na siebie patrzycie
i domyśliłam się, że wy... Przepraszam. Nie chciałam
zrobić ci przykrości...
- Nie jest mi przykro. Wszystko, co było między
mną a Filipem, jest już skończone.
- Dlatego musisz odejść?
- Chcę.
- Jesteś tego pewna? Nie mogłabyś po prostu
przenieść się do innego działu?
Mia potrząsnęła głową.
- Wolę odejść. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Widzisz, nie jesteś jedyną, która domyśliła się, co nas
łączy. Rhoda też na to wpadła.
- Mój Boże! Czy zerwała zaręczyny?
- Nie. Biorą ślub.
- Aha, rozumiem. - Janet uśmiechnęła się znacząco.
-Nie tak łatwo teraz znaleźć dobrą posadę. Masz coś
na oku?
- Nie - odparła Mia i nagle, zupełnie nieoczekiwa
nie, nawet dla siebie samej, dodała: - Prawdopodobnie
nie będę jej potrzebować. Niewykluczone, że wyjdę
za mąż.
- Za mąż! - wykrzyknęła Janet z wrażenia. - Czy
na pewno dobrze usłyszałam? Wychodzisz za mąż?
Mia dopiero teraz zrozumiała, że palnęła głupstwo.
Czyżby przestała już kontrolować to, co mówi? Czyżby
jej myśli tak bardzo były pochłonięte Sanderem
Davisonem?
- Tak, ja... To znaczy nie... - tłumaczyła się
nieskładnie.
- W porządku -przerwała jej przyjaciółka. -Tylko
nie trzymaj mnie w niepewności. Powiedz, kim jest
ten facet, którego poślubisz.
52 MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
- To Sander Davison. Ale ja...
Janet aż gwizdnęła.
- Szczęściara! Z takim facetem każda od razu by
poleciała do ołtarza. Zawsze miałam niejasne wrażenie,
że mu się podobasz. Ile razy wpadał do naszego
biura, nie odrywał od ciebie oczu. Ale nigdy się nie
spodziewałam, że ty i on... Nie przypuszczałam, że
znasz go tak dobrze. Kiedy się zdecydowaliście?
- Był na przyjęciu urodzinowym u Rhody, a potem
odwiózł mnie do domu... - przerwała, ale wyraźnie
było widać, że Janet oczekuje dalszych informacji.
- Wczoraj rano odwiedził mnie w domu... - dodała
i znów zamilkła.
Sama nie wiedziała, dlaczego o tym wszystkim
mówi. Najpierw o tym ślubie, a teraz o wizycie
Sandera... Przecież nie podjęła jeszcze ostatecznej
decyzji. Na miły Bóg, przecież w ogóle nie chciała
o niczym decydować!
- O ile to nie jest tajemnicą, powiedz mi resztę
- Janet przerwała jej rozmyślania. - Kiedy poprosił
cię o rękę?
Bądź tu mądry i odpowiedz na takie pytanie!
- pomyślała Mia. Jak wytłumaczyć, że Sander nie
prosił ją o rękę, tylko zmusił do ślubu szantażem?
Starając się, żeby wypadło to w miarę naturalnie,
krótko opowiedziała poranne wydarzenia. Na końcu
dodała cicho:
- Nie miałam więc nawet czasu do namysłu...
- A o czym tu myśleć? Czyżbyś ciągle kochała...?
- Nie, nie kocham Filipa. - Kiedy wypowiedziała
te słowa, uświadomiła sobie, że to prawda. - Nie
jestem pewna, czy w ogóle go kiedykolwiek kochałam.
Janet westchnęła.
MIODOWY MIESIĄC W HONGKONGU
53
- Rozumiem cię doskonale. Odkąd poznałam
Sandera Davisona, wydał mi się wart dwóch Fi...
Znowu! Zdaje mi się, ża mam dobry dzień do gadania
głupstw... W każdym razie, gdybyś -potrzebowała
druhny, to mam praktykę. Moja siostra brała ślub
kilka miesięcy temu. A kiedy twój?
- S-Sander... -Zająknęła się. Dlaczego rozmawiają
o tym tak, jakby wszystko dawno było już po
stanowione! - ...Sander ma załatwić wszystkie fo
rmalności bardzo szybko, tak, żebyśmy mogli wziąć
ślub zaraz po jego powrocie z Amsterdamu. Za
kilka dni.
- Obrotny gość - zauważyła Janet z aprobatą.
- Nie spodziewałam się tego po nim. - Spojrzała na
zegar. - No, tak. My tu gadu-gadu, ale jeśli zaraz nie
wezmę się do roboty, to też będę musiała poszukać
sobie nowej pracy!
Mia spakowała swoje rzeczy, zostawiła rezygnację
na biurku Filipa i zaczęła zakładać płaszcz.
Janet popatrzyła na nią i z lekkim wahaniem
w głosie spytała:
- Czy Filip... no wiesz, czy mu...?
- Tak. Powiedziałam mu, że odchodzę. Ale wola
łabym, żeby nic więcej nie wiedział.
Janet obiecała jej, że będzie milczała jak grób. Po
chwili dodała:
- Będzie mi ciebie brakowało. Nie zapomnij o mnie.
- Nie zapomnę - obiecała Mia.
Nie mając już sił na wylewne pożegnania, wyszła,
nie mówiąc nawet „do widzenia".