Mortimer Carole Weekend w Paryżu

background image

CAROLE MORTIMER

WEEKEND W PARYŻU

Tłumaczył Krzysztof Bednarek

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Niestety to kobieciarz, mamo - powiedziała z błyskiem w oku

Mattie Crawford.

Była drobniutką, niebieskooką szatynką. Miała metr pięćdziesiąt

siedem wzrostu, piękną twarz o delikatnych rysach, włosy sięgające

ramion.

- Zbyt często pochopnie oceniasz ludzi - od powiedziała zza

biurka Diana Crawford, matka Mattie. - Już nieraz twoje osądy

okazywały się błędne. - Uśmiechnęła się ciepło. - Może jesteś

przewrażliwiona po tym, jak okazało się, że Richard, który spotykał

się z tobą przez trzy miesiące, był zaręczony z kimś innym?

Było to dla Mattie dotkliwe upokorzenie, którego wolała nie

wspominać. Pewnego dnia Richard niespodziewanie oznajmił, że nie

mogą się więcej widywać, ponieważ za tydzień się żeni!

- Chociaż muszę przyznać, że to, co mi o nim mówiłaś, wskazuje

na bardzo swobodny tryb życia - dodała Diana.

- Mamo, on umawia się równolegle z czterema kobietami! Z

czego trzy to mężatki! - Mattie była oburzona.

- Mężatki powinny trzymać się własnych mężów -

skomentowała matka. Była bardzo podobna do córki, tylko już nie tak

szczupła jak dawniej. - To prawda, że niektórym mężczyznom wydaje

się, że od przybytku głowa nie boli. Wolą umawiać się z wieloma

kobietami i nigdy się nie ożenić.

- Która kobieta przy zdrowych zmysłach wyszłaby za takiego

background image

człowieka? - odparła Mattie.

- To nie mężczyzna, a prawdziwa świnia! - Powinien stanąć pod

pręgierzem i zostać publicznie wychłostany - nieoczekiwanie dodał

męski głos.

Mattie zamarła. Odwróciła się powoli, zarumieniona.

Diana uśmiechnęła się, wstała i podeszła do przystojnego,

młodego przybysza.

- Czym mogę służyć? - spytała.

- Jestem Jack Beauchamp - przedstawił się mężczyzna. -

Telefonowałem wczoraj. Chciałbym oddać swojego psa na

przechowanie przez przyszły weekend. Poradziła mi pani, abym

przyjechał i obejrzał pani hotel. - Diana prowadziła hotel dla psów. -

Przepraszam, jeśli paniom przeszkodziłem - ciągnął Jack, zerkając na

Mattie, która z kolei pobladła. - Mówiła mi pani, że mogę przyjechać

w niedzielę po południu.

- Oczywiście, jesteśmy umówieni - zapewniła z uśmiechem

Diana. - Pański piesek to collie, owczarek szkocki, prawda?

Mattie uśmiechnęła się. Jej matka nigdy nie zapominała psów

ani ich ras, choć nieraz myliła ich właścicieli.

- Wabi się Harry - dodał na potwierdzenie Jack.

Mattie patrzyła na niego, zaskoczona. Jeszcze nigdy w życiu nie

widziała tak przystojnego mężczyzny! Miał około trzydziestu, może

trzydziestu pięciu lat. Był wysokim, szczupłym brunetem o pięknych,

ciemnych oczach i ciepłym, przyjaznym spojrzeniu. Jego wspaniała,

smagła, pociągła twarz miała męskie, choć nieprzesadnie wyraziste

background image

rysy.

Mattie zawstydziła się trochę swojego codziennego ubrania -

włożyła dzisiaj zwykłą koszulkę i dżinsy, praktyczne podczas pracy

przy psach. Na szczęście Jack Beauchamp miał na sobie podobnego

typu strój, tyle że ciemny, co dodawało mu jeszcze aury męskości i

tajemniczości.

- Chętnie pokażę panu nasz hotel - odezwała się Mattie. - Mama

jest zajęta.

- Oczywiście.

- Ależ... - zaczęła Diana.

- Zajmij się swoją pracą, mamo - przerwała Mattie. - Pokażę

panu wszystko.

Matka spojrzała na nią z troską. Najwyraźniej Mattie miała

ochotę oprowadzić przystojnego klienta po Woofdorf - tak nazywał

się prowadzony od dwudziestu lat przez Dianę luksusowy hotel dla

psów.

- Proszę za mną - odezwała się Mattie do Jacka. - Pokażę panu,

gdzie rezydują nasi goście.

- Bardzo chętnie za panią pójdę - odpowiedział.

Cofnęła się odrobinę.

- Słucham?

Diana uśmiechała się grzecznie. Chyba nie usłyszała ściszonych

słów klienta.

- Piękna pogoda jak na tę porę roku - odpowiedział z uśmiechem

Jack.

background image

- Proszę przodem - rzuciła żywo Mattie, otwierając mu drzwi.

- Pani pierwsza.

Ruszyli w końcu jednocześnie, zderzając się w drzwiach. Mattie

była przekonana, że Jack Beauchamp zrobił to celowo.

- Przepraszam - mruknęła.

- Nic nie szkodzi - odparł zadowolony z siebie.

Uśmiechnął się rozbrajająco. Było oczywiste, że celowo drażni

Mattie.

- Gdyby zechciał pan więcej na mnie nie wpadać... - zaczęła.

- Postaram się - odpowiedział. - Wydaje mi się, że gdzieś już

panią spotkałem.

Mattie wzięła głęboki oddech. Jack Beauchamp mógł ją spotkać.

Miała nadzieję, że nie przypomni sobie, gdzie pracowała. Pomagała

matce tylko w święta. Pan Beauchamp nie byłby zachwycony swoim

odkryciem; Mattie postanowiła w razie potrzeby wyprzeć się prawdy,

aby firma jej matki nie straciła klienta.

- Wątpię - skwitowała.

- A jednak jestem przekonany, że gdzieś się już widzieliśmy -

ciągnął. - I to raczej nie w sytuacji towarzyskiej.

- Naprawdę nie przypominam sobie pana - zakończyła Mattie,

uśmiechając się.

Skłamała.

- Tędy - rzuciła, aby odwrócić uwagę Jacka.

Otworzyła drzwi do boksów z psami. Na korytarzu rozległo się

ogłuszające szczekanie. Psy przebywały w budynku, aby nie było im

background image

zimno.

- Wszystkie pokoje mają dywany i są ogrzewane - mówiła

Mattie. Pomieszczenia dla psów nazywały z Dianą „pokojami”,

ponieważ były duże i naprawdę luksusowo wyposażone. - Psy mają

także wygodne fotele. - Pokazała na znajdujący się w boksie kosz, po

czym pogłaskała mijanego psa. - Każdy gość dostaje czysty kosz i

posłanie, chociaż jeśli klient woli, może przywieźć posłanie, którego

pies używa w domu. - Mattie głaskała wszystkie psy po kolei. Ceny w

hotelu jej matki były wysokie, więc trzeba było wyjaśniać klientom,

za co płacą. - Gościom, którzy mają w zwyczaju oglądać seriale,

wstawiamy do pokoju telewizor. - Mattie obejrzała się i stwierdziła, że

Jack zatrzymał się przy drugim boksie, gdzie witał go z radością

piękny labrador.

Mattie wróciła do klienta.

- Śliczna, prawda? - odezwała się przyjaźnie, głaszcząc

wspaniałe zwierzę. - To suka, wabi się Sophie.

- Przepiękna! - odparł Jack. - I bardzo przyjaźnie nastawiona.

- To prawda - zgodziła się.

Bawiący się z psem Jack wyglądał rozbrajająco. Był tak

niewiarygodnie przystojny! Trudno było oderwać od niego spojrzenie.

Mattie wcale nie była z tego zadowolona.

- Sophie cieszy się na widok człowieka - dodała. - Niestety, jej

właścicielka, starsza pani, zmarła przed trzema miesiącami. Jej

rodzina nie chce Sophie, polecili nam ją uśpić. Oczywiście nie

uśpiłybyśmy z mamą zdrowego zwierzęcia! Dlatego Sophie ciągle u

background image

nas mieszka - wyjaśniała.

Sophie zazwyczaj towarzyszyła Dianie przy pracy; tego dnia

zamknęła ją w boksie jedynie ze względu na spodziewanego gościa.

Mattie i jej matka miały już cztery własne psy - nie tylko bowiem

Sophie u nich pozostała. Nie chciały posłać zwierząt do schroniska,

obawiały się, że jeśli psy nie znajdą nowych właścicieli, zostaną

uśpione.

- To bardzo smutna historia - skomentował Jack.

- Tak... Chodźmy dalej. Pokażę panu wolne boksy, żeby mógł

pan wybrać na przyszły weekend lokum dla Harry'ego.

Kilka minut później Jack usiadł w fotelu dla klientów.

- Naprawdę zapewniają panie psom luksusowe warunki -

powiedział.

- Psy to tak wspaniałe, kochające człowieka zwierzęta - odparła

Mattie. - Zasługują na najlepsze traktowanie.

- Zgadzam się. - Jack chwilę patrzył jej w oczy. - Harry'emu z

pewnością będzie tu bardzo dobrze. - Wstał. - Pierwszy raz oddam go

do psiego hotelu. A Harry ma już sześć lat, mam go od szczeniaka.

Mattie zerknęła na Jacka. Miał przynajmniej jedną zaletę -

naprawdę troszczył się o swojego psa. Może nie był złym

człowiekiem?

- Harry'emu bez wątpienia będzie u nas dobrze - zapewniła,

podczas gdy Jack jeszcze raz nachylił się nad Sophie. - Pokażę panu,

jakie przestronne wybiegi mamy dla naszych gości. Niezależnie od

tego, że są wybiegi, codziennie wyprowadzamy każdego psa na długi

background image

spacer.

- Wasz hotel zapewnia więcej wygód niż wiele hoteli dla ludzi! -

odezwał się z rozbrajającym uśmiechem Jack, kiedy wychodzili z

budynku.

- To prawda.

- Czy prowadzą go panie we dwie, czy pani mama zatrudnia

jeszcze kogoś? - spytał Jack.

- Zatrudnia - odpowiedziała krótko. - Czy nie uważa pan, że

hotel jest pięknie położony? - zmieniła temat.

Hotel był naprawdę wspaniale położony - w spokojnej okolicy,

wśród kwiatów - i miał własny ogród. Znajdował się ponadto blisko

Londynu.

- Cudownie - odparł Jack, wpatrując się w oczy Mattie.

- Zaprowadzę pana do mojej matki, aby omówiła wszystkie

szczegóły - powiedziała szybko.

- Mam nadzieję, że wszystko się panu podobało? - zagadnęła z

uśmiechem Diana, gdy ich ponownie zobaczyła.

- Wszystko - potwierdził z przekonaniem w głosie. Znowu

zerknął na Mattie. - Mam na imię Jack.

- A ja Diana - odpowiedziała, rozpromieniona.

Była mniej więcej o dziesięć lat starsza od Jacka, a Mattie -

chyba o dziesięć lat młodsza. Diana Crawford wciąż była atrakcyjną

kobietą. Wiele lat temu została wdową. Zawsze twierdziła, że zbyt

mocno kochała ojca Mattie, żeby związać się z kimkolwiek. Jednak

chyba każdej kobiecie spodobałby się Jack Beauchamp.

background image

- Skąd dowiedziałeś się o naszym hotelu, Jack? - spytała Diana. -

Zawsze o to pytamy, w celach marketingowych. Czy ktoś polecił ci to

miejsce czy też może widziałeś naszą reklamę?

- Ktoś zostawił w moim biurze ulotki reklamowe waszego

hotelu.

Mattie nagle zaciekawiły fotografie na ścianie, szybko odwróciła

się od Jacka.

- Mój Harry jeszcze nigdy nie był w psim hotelu - ciągnął -

mówiłem już o tym twojej córce. Jednak w przyszły weekend

koniecznie muszę być w Paryżu, a ponieważ wyjeżdżam z całą

rodziną, nie ma się kto nim zaopiekować. Wolałbym go nie zostawiać

w hotelu, chociaż wasz jest naprawdę luksusowy.

- Przepraszam, muszę już iść - odezwała się nagle Mattie. - Mam

coś do zrobienia.

- Dziękuję za oprowadzenie - powiedział z uśmiechem Jack,

który wciąż stał przy drzwiach. - Mam nadzieję, że zobaczymy się

znowu - dodał, uśmiechając się jeszcze szerzej.

Mattie wolałaby więcej nie widzieć tego człowieka.

- Zapewne zobaczymy się w przyszły weekend, jeśli zdecyduje

się pan przywieźć do nas Harry'ego - powiedziała. - Teraz naprawdę

muszę już iść.

Jack odsunął się, żeby mogła go minąć.

A więc to jest Jack Beauchamp! - pomyślała, wychodząc z

pokoju. Wyjątkowo przystojny, można by nawet powiedzieć:

czarujący... Mama chyba go polubiła. Ale ona lubi wszystkich i

background image

wszystkim ufa, zaufała nawet tej dziewczynie, która w zeszłym roku

krótko u niej pracowała, a potem ją okradła.

To Mattie roznosiła ulotki reklamowe hotelu dla psów w biurach

JB Industries. Nie wiedziała, że zawita tu sam szef, Jack Beauchamp!

Z pewnością czekała ją ożywiona rozmowa z matką. To właśnie

bowiem o Jacku Beauchampie mówiła Mattie, kiedy niespodziewanie

wszedł.

Kobieciarz we własnej osobie.

ROZDZIAŁ DRUGI

- Ależ to czarujący człowiek! - odezwała się Diana, kiedy Jack

odjechał czerwonym, sportowym samochodem.

Mattie była innego zdania niż matka i miała ku temu powód.

Zastanawiała się, czy nie powiedzieć o nim matce.

- Jest taki miły, otwarty, ma tak naturalny sposób bycia, mimo że

jest bogaty, co od razu widać! - zachwycała się Diana. - Zarezerwował

dla Harry'ego miejsce na cztery dni w okresie Wielkanocy. Zdaje się,

że będziemy miały pełny hotel... Co się stało, Mattie? - Spostrzegła

minę córki.

- Zapisałaś jego nazwisko „Beecham” - odpowiedziała z

westchnieniem. - Nie miałam pojęcia, że to Jack Beauchamp do nas

przyjedzie.

- Czy coś się stało? - spytała podejrzliwie Diana. - Kto to jest?

Czyżbyś znowu narobiła sobie kłopotów?

background image

- Chyba nie, ale zdaje się, że zrobiłam coś okropnego, mamo. -

Mattie miała zbolałą minę.

- Chcesz o tym porozmawiać, kochanie?

- Nie bardzo, ale obawiam się, że powinnam. - Mattie

westchnęła. Była impulsywną osobą i często najpierw działała, a

myślała dopiero później, zbyt późno.

- Chodźmy do domu - zaproponowała Diana.

Mattie ruszyła za nią powoli, wiedząc, że rozmowa nie będzie

przyjemna. Zapewne matka miała rację. Po okropnym doświadczeniu

z Richardem Mattie gwałtownie reagowała na informacje o tym, że

jakiś mężczyzna postępuje nieuczciwie. Uważała zachowanie Jacka za

okropne, lecz mimo to nie powinna była robić tego, co zrobiła.

Matka i córka usiadły w wygodnej, choć trochę ciasnej kuchni.

Diana zaparzyła herbaty. Wokół nich krążyły cztery psy, zadowolone

z ich obecności.

- I co masz mi do powiedzenia? - spytała Diana.

- Pamiętasz... zanim wszedł Jack Beauchamp, mówiłam ci o

bogatym kobieciarzu, który spotyka się równolegle z czterema

kobietami - zaczęła Mattie. - To właśnie on, Jack Beauchamp!

- Coś takiego! To znaczy, że to jego sekretarka zamówiła u

ciebie wczoraj w jego imieniu cztery bukiety, z których każdy miałaś

dostarczyć innej kobiecie?

- Tak. - Mattie wypiła łyk herbaty. Jak mogła być tak niemądra?

Nie wiedziała, jak Jack Beauchamp zareaguje na to, co zrobiła

poprzedniego dnia. Wówczas sądziła, że obmyśliła sprytny plan, ale

background image

zdążyła już całkowicie zmienić zdanie.

Mattie prowadziła popularną kwiaciarnię. Miała ona już tak

dobrą opinię, że Mattie obecnie zajmowała się stale roślinami w

biurach kilku firm. Przynosiło jej to wysokie dochody.

Między innymi obsługiwała przedsiębiorstwo JB Industries,

którego właścicielem i prezesem był Jack Beauchamp.

Jeśli postanowi się na niej zemścić, Mattie może stracić

wszystkie sześć kontraktów z firmami. Być może nawet był w stanie

doprowadzić ją do bankructwa! A tymczasem matka miała opiekować

się jego psem...

- Zrealizowałaś jego zamówienie, czy nie? - spytała Diana.

- Owszem. Już na Boże Narodzenie dostarczyłam w jego imieniu

bukiety tym samym czterem kobietom.

- To by znaczyło, że spotyka się ze wszystkimi przynajmniej od

czterech miesięcy! - wywnioskowała Diana.

- Tym razem zamieniłam karteczki z dedykacjami, które wypisał

- przyznała się Mattie. Spuściła głowę, zawstydzona. Miała

dwadzieścia trzy lata i naprawdę nie powinna już robić podobnych

rzeczy. - On nie jest specjalnie pomysłowy - kontynuowała. -

Wszystkim czterem napisał to samo: „Dla Sandy, z głębi serca - J”,

„Dla Tiny, z głębi serca - J.”. I tak dalej. Pozostałe dwie mają na imię

Sally i Cally. Pomyślałam, że być może powinny dowiedzieć się

nawzajem o swoim istnieniu. Posłałam więc Cally bukiet z dedykacją

dla Tiny, Tinie - z dedykacją dla Sandy, Sandy - dla Sally, a Sally -

dla Cally. Wiem, że głupio zrobiłam... Mamo, czy ty płaczesz?

background image

Diana ukryła twarz w dłoniach. Zadrżała.

- Chyba do niego pójdę i powiem mu, co zrobiłam. Wytłumaczę,

że... - Mattie umilkła, widząc, że jej matka śmieje się serdecznie.

- Oj, Mattie, Mattie! - Diana z rozbawieniem pokręciła głową. -

Rzeczywiście będziesz musiała wybrać się do niego i wszystko mu

wytłumaczyć. To z pewnością ta sprawa z Richardem wciąż wpływa

na twoje zachowanie. Wyobraź sobie, co by było, gdyby w dzień

swojego długo oczekiwanego ślubu przyjechała do nas rankiem

narzeczona Richarda i spytała, co cię z nim wiąże. - Diana znowu

pokręciła głową. - Nie wiesz, jakie skutki mogła spowodować

wczorajsza zamiana kartek na bukietach. - Nagle znowu wybuchnęła

śmiechem.

- To nie jest śmieszne, mamo! - odezwała się z oburzeniem

Mattie.

- Masz rację, kochanie. - Diana niemal płakała ze śmiechu.

- Przestań się śmiać! - Mattie zaczęła się obawiać, że nerwowy

śmiech jej matki okaże się zaraźliwy. - Przecież Jack Beauchamp

mnie zabije - powiedziała z ożywieniem. - Kiedy usłyszy, że... -

umilkła.

- Czy te bukiety na pewno dotarły do wszystkich adresatek? -

upewniła się Diana.

Mattie pokiwała tylko głową. Zawsze dostarczała kwiaty na

czas. Między innymi dlatego miała wielu stałych klientów. Choć Jack

z pewnością nie będzie zadowolony z jej ostatniej usługi.

- Muszę powiedzieć, że nie zachowywał się jak człowiek,

background image

któremu zmyła głowę rozwścieczona kochanka - zauważyła Diana.

- Rzeczywiście - mruknęła Mattie.

Gdyby wiedziała, że z jej postępku wynikło coś dobrego,

czułaby się lepiej. Gdyby choć jedna z kobiet zdecydowanym tonem

powiedziała Jackowi Beauchampowi, co o nim myśli, może

poruszyłoby to choć odrobinę jego sumienie.

- Nie wyobrażam sobie, jak mogę przed nim stanąć i powiedzieć

mu, co zrobiłam...

- Nie dziwię ci się - pokiwała głową Diana. - Zwłaszcza po

dzisiejszym spotkaniu. Coś mi jednak mówi, że jeśli do niego nie

pojedziesz, to on jutro przyjedzie do ciebie, do kwiaciarni.

Mattie była tego samego zdania. Chyba lepiej było uprzedzić

atak Beauchampa.

A może nie mam się czego wstydzić? - pomyślała znowu.

Powiedział, że cała j ego rodzina wyjeżdża z nim do Paryża. Może ma

żonę i dzieci? Jeśli tak, nie powinien wysyłać kwiatów żadnym

kobietom poza żoną!

Być może aż tak bardzo mi nie zaszkodzi? - zastanawiała się.

Jeśli jest żonaty, nie będzie chciał robić wiele hałasu w nadziei, że

może zachowa wszystko w tajemnicy? A zresztą, co tak naprawdę

może mi zrobić? - pocieszała się Mattie.

Jednak następnego dnia, kiedy stanęła naprzeciw Jacka

Beauchampa w jego wspaniałym gabinecie, wcale nie czuła się

pewnie. W nocy źle spała, niepokojąc się o przebieg i skutki

background image

rozmowy. Wyobrażała sobie, że przynajmniej jedna z czterech kobiet

musiała już skontaktować się z Beauchampem w sprawie cudzego

imienia przy otrzymanym bukiecie.

Siedział za biurkiem w ciemnym garniturze i krawacie. Mattie

nie wiedziała, czy Jack będzie zachowywał się w swoim gabinecie

prezesa równie naturalnie i bezpośrednio jak w hotelu jej matki.

Wyglądał na spokojnego - nie tak jak człowiek, który ma poważne

kłopoty w życiu osobistym.

- Proszę pana... - zaczęła w końcu nieśmiało Mattie.

- Proszę mi mówić po imieniu - przerwał. Oparł się wygodnie i

znowu zaczął się jej przyglądać. - Moja sekretarka powiedziała, że

zadzwoniłaś z samego rana i prosiłaś o pilne spotkanie. Ponoć sprawa

jest ważna...

Mattie musiała tak powiedzieć, bo Claire Thomas nie znalazłaby

dla niej ani chwili w napiętym rozkładzie dnia swojego szefa. O

pierwszej miał spotkanie, zostało jej więc tylko dziesięć minut.

- Czyżby się okazało, że jednak nie możecie przyjąć na weekend

Harry'ego? - spytał Jack.

- Nie, nie o to chodzi... Nie przychodzę tu jako asystentka mojej

mamy.

- Nie? W takim razie dlaczego koniecznie chciałaś porozmawiać

ze mną dzisiaj, Mattie? - spytał z zainteresowaniem.

Tego dnia włożyła szaroniebieską garsonkę. Miała nadziej ę, że

wygląda poważniej niż poprzedniego dnia. Pociły jej się ręce. Była

bardzo zdenerwowana.

background image

- Nie pracuję w hotelu dla psów... - Przyszło jej na myśl, że

może Jack będzie rozbawiony tym, co się stało. Ależ nie! Ona w

podobnej sytuacji z pewnością nie byłaby rozbawiona. Chociaż ona

nigdy nie umawiałaby się z czterema mężczyznami!

- Nie? - Jack był zdziwiony. - W takim razie czym się

zajmujesz?

- Być może tego nie wiesz, ale współpracuję z twoją firmą.

- Naprawdę? W jakim zakresie? - zdumiał się Jack.

- Prowadzę kwiaciarnię „Zieleń i Piękno”.

- Ach... - Wyraźnie się nachmurzył. Przypuszczała, że teraz się

domyślił, w jakiej sprawie przyszła. Nie pomyliła się. - W takim razie

zapewne przychodzisz w sprawie pomylenia kartek przy czterech

bukietach, które zleciłem dostarczyć?

A jednak! - pomyślała Mattie. Ma przeze mnie kłopoty! Zbladła

odrobinę.

- Sam zamierzałem skontaktować się dziś z tobą - oznajmił.

Przybrał tajemniczy wyraz twarzy.

- Przyszło mi na myśl, że może zechcesz to zrobić - przyznała

Mattie.

- I sądziłaś, że lepiej będzie mnie uprzedzić, tak? - upewnił się.

- Tak. Wczoraj sprawdzałam księgę zleceń i nagle zdałam sobie

sprawę, że popełniłam okropną pomyłkę - ciągnęła.

- Doprawdy? - Nieoczekiwanie Jack wstał gwałtownie zza

biurka i zbliżył się do niej. - Kiedy dokładnie zdałaś sobie sprawę z tej

pomyłki? Mniej więcej o której?

background image

Mattie zadarła głowę, aby widzieć jego twarz. Stał zbyt blisko,

wolałaby patrzeć na niego z większej odległości. Nie była pewna jego

nastroju. W każdym razie Jack z pewnością nie był zadowolony.

- To było wieczorem, wczoraj... Chciałam cię bardzo

przeprosić...

- Mattie, czy moglibyśmy zakończyć tę rozmowę przy kolacji? -

zaproponował niespodziewanie. - Jest interesująca, jednak... - spojrzał

na zegarek - za dwie minuty mam spotkanie.

- Nie, nie mam ochoty na kontynuowanie tej rozmowy... przy

wspólnej kolacji! - oznajmiła gwałtownie. Nie mogła uwierzyć, że

Jack Beauchamp właśnie zaprosił ją do restauracji!

- Nie? - upewnił się, unosząc brwi.

- Nie!

- Dlaczego? - zapytał.

- Dlatego że umawiasz się równolegle przynajmniej z czterema

kobietami!

Cóż, powiedziała prawdę. Teraz Jack raczej nie uwierzy, że

zamienienie przez nią kartek przy bukietach było przypadkowe.

Jednak nie zamierzała zostać kolejną z jego licznych kochanek!

Przez chwilę obawiała się, że Jack chwyci ją za ramię albo

uderzy; naprawdę stał zbyt blisko. Tymczasem od drzwi

nieoczekiwanie rozległ się kobiecy głos:

- Czyżbym przyszła za wcześnie?

Jack cofnął się raptownie; Mattie odwróciła głowę i zobaczyła

piękną, młodą kobietę.

background image

- Ależ skąd - odpowiedział z uśmiechem. - Właśnie

umawialiśmy się z Mattie na wieczorne spotkanie. - Rzucił jej

gniewne spojrzenie.

Mattie obserwowała przybyłą. Miała posągową urodę -

wyrazistą, anielsko piękną twarz, wspaniałą figurę, gęste,

kruczoczarne włosy opadające falami na smukłe ramiona, niebieskie

oczy, długie, smukłe nogi. Była ubrana w dopasowaną niebieską

sukienkę o ciekawym kroju, najwyraźniej bardzo drogą.

- Mattie, to jest moja siostra Alexandra - powiedział Jack,

ujmując Mattie za ramię.

Siostra?!

Alexandra popatrzyła na niego pytająco, a potem powiedziała z

uśmiechem:

- Miło cię poznać, Mattie! Bardzo przepraszam, jeżeli wam

przeszkodziłam, kochani. Claire nie było w sekretariacie, więc

weszłam.

- Ależ nie przeszkodziłaś, Alexandro - zapewniła Mattie.

Chciała, żeby Jack nareszcie ją puścił. - Właśnie wychodziłam -

dodała. Odsunęła się od niego, lecz on wciąż trzymał ją za ramię.

- Nie ustaliliśmy przecież szczegółów wieczornego spotkania -

powiedział, patrząc jej w oczy. - Mówisz, że kolacja nie wchodzi w

grę, więc może przyjadę do ciebie około dziewiątej i pojedziemy na

drinka?

Najwyraźniej był zdeterminowany.

- Dobrze - zgodziła się niechętnie. - Jeśli się tak upierasz...

background image

- Upieram się, Mattie - odpowiedział.

- Rozumiem. - Nareszcie ją puścił. - To do zobaczenia -

powiedziała na odchodnym.

- Nie będę mógł się doczekać naszego spotkania - pożegnał ją.

Wolałaby wcale się z nim nie spotykać. I cóż zamierzał jej

powiedzieć, a co ważniejsze: co zamierzał zrobić w związku z jej

postępkiem? W końcu Mattie dopuściła się brutalnej ingerencji w jego

życie osobiste.

ROZDZIAŁ TRZECI

- Celowo zamieniłaś te karteczki, prawda?

Mattie zakrztusiła się winem. Jack uderzył ją w plecy, zbyt

mocno. Była przekonana, że zrobił to ze złości. Siedzieli w małym

pubie w odludnej okolicy. Jack przyjechał pod dom Mattie

punktualnie o dziewiątej. Czekała już na końcu podjazdu, aby jej

matka nie wiedziała, z kim Mattie spędza wieczór.

Mattie wciąż kaszlała. Jack wydawał się rozbawiony. Podał jej

chusteczkę.

- Proszę - powiedział. - Już lepiej? - spytał po chwili.

Pod względem fizycznym czuła się już lepiej, chociaż z

pewnością nie najlepiej wyglądała. Rozmazał jej się makijaż.

Nieważne. Psychicznie czuła się bowiem okropnie.

- Dziękuję - mruknęła.

Po południu powiedziała matce, że wytłumaczyła Jackowi

background image

sprawę karteczek przy bukietach i że zaakceptował jej wyjaśnienie o

pomyłce. A także, że wciąż zamierza oddać Harry'ego na wielkanocny

weekend do Woofdorf. Musiała przekonać Jacka, żeby to zrobił.

- Mówiłam ci już... Wczoraj wieczorem zorientowałam się, że

niechcący pomyliłam adresy, pod które wysłałam poszczególne... -

zaczęła.

- Tak, mówiłaś - przerwał jej Jack. - Ale nie wiem, czy

powinienem w to wierzyć, z powodu twojej późniejszej uwagi na

temat tego, z iloma kobietami się spotykam.

Mattie zmieszała się.

- Chyba mam rację - stwierdził na głos, przysuwając się bliżej. -

Kiedy przyjechałem do waszego hotelu dla psów, rozmawiałaś z

matką o jakimś mężczyźnie, kobieciarzu. Ten mężczyzna spotyka się

równolegle z czterema kobietami, prawda?

Mattie zarumieniła się ze wstydu. Nie wiedziała, co

odpowiedzieć. W dodatku czuła się niezręcznie, znajdując się tak

blisko Jacka. Był tak przystojnym, atrakcyjnym mężczyzną!

- Odpowiedz mi, proszę - nalegał. - Podczas wczorajszej

rozmowy z matką nie miałaś wątpliwości w kwestiach, które

omawiałyście.

- Nie miałam i nie mam - odparła. - Rzeczywiście, to o tobie

rozmawiałam z matką. Ale to nie znaczy, że...

- Słucham - ponaglił.

- Pomyliłam się - skłamała powtórnie. - Każdy czasem popełnia

błędy. - Miała ochotę dodać: „Nawet ty”.

background image

- Oczywiście - zgodził się. - O której ze swoich pomyłek

mówisz?

Sytuacja wydała się Mattie niecodzienna. Siedziała w

przyjemnym lokalu, w towarzystwie bardzo atrakcyjnego mężczyzny,

a jednak czuła się okropnie.

- Daj spokój - odpowiedziała. - Przecież przyszłam dzisiaj do

ciebie, żeby przeprosić i... Co masz na myśli, pytając, o której ze

swoich pomyłek mówię?

- Czyżbyś zdawała sobie sprawę, że popełniłaś więcej niż jeden

błąd?

Cóż, najwyraźniej popełniła kolejny, rozdrażniając tego

człowieka.

- Wspomniałeś, że cała twoja rodzina wyjeżdża... Pomyślałam,

że masz żonę i dzieci. Czy...

- Nie. Nie jestem żonaty ani nie mam dzieci - oznajmił. -

Mówiąc o rodzinie, miałem na myśli rodziców i rodzeństwo. Mam

kilkoro rodzeństwa.

- Wyjeżdżasz do Paryża z rodzicami i kilkorgiem rodzeństwa? -

Była zaskoczona.

- Owszem. Moja najmłodsza siostra, Alexandra - ta, którą dzisiaj

poznałaś - właśnie się zaręczyła.

Postanowili z narzeczonym wydać z tej okazji uroczysty obiad w

restauracji na Wieży Eiffla.

Mattie powstrzymała wybuch nerwowego śmiechu, zaskoczona

wyjaśnieniem Jacka. Pomyślała, że zazdrości narzeczonym, którzy

background image

mogą sobie pozwolić na wydanie uroczystego obiadu w restauracji na

Wieży Eiffla.

- A więc nie jesteś żonaty.

- Nie mam też czterech kochanek - oznajmił.

- Być może obecnie już nie - odparła ze złośliwym uśmiechem.

- Wiesz co, Mattie... - Wydawał się bardziej zatroskany niż

rozgniewany - ty chyba przeżywasz jakieś kłopoty osobiste. Czyżbyś

miała złe doświadczenia z rodzinnego domu?

- Złe doświadczenia z domu? Nie w tym sensie, o jakim myślisz

- odparła.

- A w jakim? - zainteresował się Jack.

- Mój tata umarł, kiedy miałam trzy lata. Ledwie go pamiętam.

- Współczuję ci. To musiało być dla ciebie okropne.

- O wiele gorsze było dla mojej mamy. Ja byłam mała.

Pamiętam, że tata często się śmiał i był dla mnie bardzo dobry. Mama

też śmiała się wtedy o wiele częściej.

- Tak, to smutne... - skomentował. Zamyślił się. - Muszę ci

powiedzieć, że zamienienie przez ciebie kartek przy bukietach

postawiło mnie w kłopotliwej sytuacji.

- Doprawdy? - Przypuszczała, że jednak miał cztery kochanki.

- Owszem - potwierdził. - Oczywiście nie jestem w sytuacji bez

wyjścia, ale wymaga ona ode mnie podjęcia pewnych działań.

Mattie zaniepokoiła się. Miała przeczucie, że owe tajemnicze

działania będą dotyczyły jej, i że nie będzie to nic, co ją ucieszy.

- Czy masz ważny paszport? - spytał nagle.

background image

- Słucham? - Mattie była zdumiona.

- Czy masz ważny paszport? - powtórzył spokojnie.

- Mam... A dlaczego pytasz?

- Zamierzałem pojechać do Paryża nie tylko z rodzeństwem i

rodzicami. Z twojej winy stało się tak, że osoba, która miała mi

towarzyszyć, nie pojedzie. Skoro masz paszport, być może nie pojadę

sam.

- Jak to? - Słowa Jacka raz po raz zaskakiwały Mattie. Nie

zdziwiła się, że kobieta, która miała towarzyszyć mu podczas

rodzinnej wyprawy do Paryża - bez wątpienia jedna z czterech

adresatek bukietów - nie chciała jechać, a zapewne nie chciała w

ogóle widywać się z Jackiem. Pewnie żadna z tych czterech kobiet nie

miała ochoty kontynuować z nim znajomości. Ale żeby Jack

spodziewał się, że Mattie z nim pojedzie...?

- Nie wiem, za kogo mnie uważasz - odpowiedziała - ale się

mylisz. Nie zamierzam jechać z tobą do Paryża!

- Na pewno? - spytał.

- Z całą pewnością!

- Ależ pomyśl tylko, Paryż wiosną jest nadzwyczaj

romantyczny... - kusił.

- Rzeczywiście mogłam narobić ci kłopotów - odpowiedziała,

marszcząc brwi - ale szybko znajdziesz inną, która zechce wybrać się

z tobą do Paryża. Skoro znalazłeś jednocześnie cztery kochanki...

Poradzisz sobie, z taką urodą i czarem osobistym! - zadrwiła.

Wątpiła zresztą, żeby Jack zmartwił się jej odmową. Jest wiele

background image

kobiet, które natychmiast skorzystałyby z propozycji wyjazdu z

niezwykle przystojnym i bogatym mężczyzną.

Na szczęście Mattie nie należała do takich kobiet, chociaż

wygląd Jacka robił na niej wrażenie, a i w jego sposobie bycia było

coś, co ją pociągało. Ale tylko do pewnego stopnia. Był kobieciarzem,

a więc mężczyzną niewartym uwagi.

- Nie mam zbyt wiele czasu - opowiedział.

- Och, nie bądź taki skromny - drwiła dalej.

- Zatem uważasz, że jestem przystojny i czarujący? - upewnił

się.

- Niektórym kobietom bez wątpienia to wystarczy! - odparowała.

Lepiej, aby Jack nie myślał, że Mattie się nim interesuje. Choć

może by tak było, gdyby nie miał czterech kochanek, z których każda

sądziła, iż jest jego jedyną wybranką! To było w Jacku zdecydowanie

nieatrakcyjne.

- Muszę jednak ze smutkiem przyznać, że udało ci się

doprowadzić do katastrofy w moim życiu osobistym - oznajmił.

Udało mi się! Hura! - pomyślała.

- To nie znaczy, że zamierzam zastąpić twoją kochankę -

zauważyła.

- Niczego takiego nie sugerowałem - odpowiedział z wyraźnym

rozbawieniem.

- I nie pojadę z tobą do Paryża! - dodała.

Mimo woli przyszło jej do głowy, jak by to było, gdyby

pojechała. Gdyby ona i Jack spacerowali razem po Paryżu, pod rękę,

background image

gdyby jadali razem kolacje w paryskich lokalach, gdyby...

- Mam wrażenie, że jeślibyś jednak pojechała, nie żałowałabyś

tej decyzji - skomentował jej rozmarzenie Jack.

Spojrzała na niego ze złością i zarumieniła się.

- Czy nie możesz pojechać do Paryża tylko z rodziną? - spytała,

zmieniając temat. - Nic się nie stanie, jeśli spędzisz jeden weekend

pozbawiony towarzystwa wpatrzonej w ciebie kobiety.

- Poza moją rodziną będzie też Thom, narzeczony Alexandry,

oraz jego rodzice i siostra - powiedział, podkreślając słowo „siostra”.

Mattie zawahała się. Co chciał przez to powiedzieć? Czyżby

sugerował, że...

- A jednak będzie tam ktoś, kto może cię adorować! - odgadła.

Najwyraźniej Jack był mężczyzną pozbawionym skrupułów.

- Siostra Thoma mnie nie interesuje.

Mattie zmrużyła oczy.

- Czy to znaczy, że ty ją - tak?

Kiwnął głową.

-

Zapewniam

cię,

że

to

zupełnie

nieodwzajemnione

zainteresowanie. Ale trudno mi powiedzieć Sharon, żeby trzymała się

ode mnie z daleka. To siostra Thoma. Atmosfera całego wyjazdu

stałaby się napięta i nie do końca przyjemna. Nie chcę pozbawiać

radości Alexandry i Thoma. Pomyślałem, że będzie najprościej, jeżeli

pojadę do Paryża w towarzystwie kobiety.

- Dziękuję za taką propozycję! - burknęła Mattie.

- Gdyby nie ty, pojechałbym z kim innym - przypomniał Jack.

background image

Z Sally, Cally, Sandy albo Tiną - pomyślała.

- Dlaczego Sharon ci się nie podoba? - spytała z ciekawości.

- Nie powiem. To byłoby niegrzeczne.

Dobrze, że Mattie nie piła wina, kiedy wymawiał ostatnie

zdanie. Mogłaby się znowu zakrztusić. Jack uważał siebie za

grzecznego człowieka!

Pokręciła głową.

- Nie mogę wyjechać na trzy dni, prowadzę kwiaciarnię, jak już

wiesz - powiedziała.

- To wyjazd na cztery dni. Ale Wielki Piątek i poniedziałek

wielkanocny to dni wolne od pracy. Przecież musisz czasami mieć

wolne, ktoś pracuje wtedy za ciebie.

Mattie rzadko pozwalała sobie na urlop. Ale kiedy go brała, w

kwiaciarni pracowała Sam, najlepsza przyjaciółka, z którą poznały się

na studiach. Sam była mężatką, przed kilkoma miesiącami urodziła

dziecko. Uwielbiała od czasu do czasu pracować w kwiaciarni.

Mattie nie zamierzała jednak brać urlopu na Wielkanoc ani

jechać z Jackiem do Paryża.

- Nieważne, po prostu nie chcę jechać i już - powiedziała.

- Na pewno?

Wypiła łyk wina, aby ukryć zmieszanie. Jack słusznie domyślał

się, że celowo zamieniła kartki przy bukietach. Z zawodowego punktu

widzenia był to całkowicie nieodpowiedzialny postępek. On zdawał

sobie z tego sprawę i oczekiwał chyba rekompensaty; mógł zniszczyć

dobrą opinię kwiaciarni Mattie.

background image

Chyba mnie szantażuje! - oceniła. Niestety. Ale to jeszcze gorsza

rzecz niż to, co ja zrobiłam!

Czy zasługiwała na karę? Jack oczekiwał od niej, żeby pojechała

z nim do Paryża na wielkanocny weekend... Zaraz. Czy to aby na

pewno była kara? Weekend w Paryżu z tym mężczyzną... Jak można

postrzegać taki pomysł jako dotkliwą karę? Niesłychanie przystojny,

zamożny, na swój sposób czarujący mężczyzna proponował jej

atrakcyjny wyjazd. Mattie musiała przyznać, że propozycja była

kusząca.

Odwróciła wzrok.

- Co powiem matce? - zastanowiła się na głos.

Jednak tym razem Jack nie wydawał się rozbawiony.

- Zapewne moje nazwisko padło w twojej rozmowie z matką o

mężczyźnie, który umawia się z czterema kobietami? - spytał.

- Prawdę mówiąc... - zaczęła.

- Na pewno padło - dokończył za nią. - Trudno. Może po prostu

powiedz jej prawdę? Że jedziesz ze mną do Paryża.

- Miałabym powiedzieć jej coś takiego?! Że wymagasz ode

mnie, żebym pojechała z tobą do Paryża, że mnie szantażujesz? Że

jeśli tego nie zrobię, możesz doprowadzić mnie do finansowej ruiny?

Jack skrzywił się.

- Jeśli zamierzasz ująć to w takie słowa...

- Przecież zasugerowałeś, żebym powiedziała matce prawdę!

- Tak - zgodził się z westchnieniem. - Nie spodziewałem się

jednak, że tak postrzegasz prawdę. Nie możesz jej po prostu

background image

powiedzieć, że poznałaś mnie troszkę lepiej i chcesz mi pomóc?

- Wybierając się z tobą na weekend do Paryża!

- Tak.

- Prawie nic o sobie nie wiemy - zauważyła. - Nie mogę

powiedzieć, że dobrze cię znam.

- Ale poznasz mnie o wiele bliżej, jeśli pojedziemy razem,

poznasz moją rodzinę, spędzimy wszyscy wspólnie długi weekend.

Zaprzyjaźnimy się, zobaczysz.

Mattie popatrzyła na niego z zakłopotaniem. Nie wierzyła

własnym uszom. Słowa Jacka wydawały jej się groteskowe. Chociaż z

drugiej strony...

Była ogromnie ciekawa, jak przeżyłaby weekend w Paryżu w

towarzystwie Jacka Beauchampa i jego bliskich. Nie mogła

powiedzieć, żeby ta perspektywa jej nie nęciła.

Mattie od dziecka rzadko jeździła na wakacje. Zazwyczaj

doglądały z Dianą cudzych psów, psów ludzi, którzy bywali na

wakacjach. Nie zarabiały zresztą dostatecznie dużo, aby wiele

wydawać na podróże. Dopiero w minionym roku Mattie zaprosiła

Dianę na tygodniową wycieczkę do Grecji. Postanowiła nareszcie

sprawić matce prawdziwą przyjemność. Matka tyle dla niej zrobiła

przez te wszystkie lata!

Jack wybuchnął śmiechem, widząc spojrzenie Mattie.

- Nie jesteś zbyt miły - zwróciła mu uwagę.

- Czy w takim razie jedziesz ze mną do Paryża? - spytał wesoło.

Serce Mattie zaczęło bić coraz mocniej.

background image

Przecież on chce ze mną jechać tylko dlatego, żebym odwróciła

od niego uwagę niejakiej Sharon! - mitygowała się.

Ale romantyczny Paryż, wyśnione miasto kochanków, kusił...

Mattie zapewniała Jacka, że nie chce z nim jechać, a jednocześnie

mimowolnie zastanawiała się, jakie zabrać ubrania!

Wzięła głęboki oddech i powiedziała:

- Dobrze. Pojadę... Ale nie myśl, że zrobię to z jakiegokolwiek

innego powodu niż ten, że mnie szantażujesz! - dodała szybko.

- Jak bym mógł! - zastrzegł się z udawanym oburzeniem.

Mattie rzuciła mu gniewne spojrzenie.

- Pomyśl tylko - szepnął. - Popłyniemy Sekwaną... Będziemy

spacerować po Polach Elizejskich. Pójdziemy do Ogrodu

Luksemburskiego. Usiądziemy przy stoliku w przytulnej kawiarence.

Zjemy obiad w restauracji na Wieży Eiffla.

Mattie popadała w coraz większe rozmarzenie.

Miała ogromną ochotę na to wszystko, o czym mówił.

Jedyną rzeczą, która budziła jej niepokój, był fakt, że ów

cudowny weekend miała spędzić z nim, Jackiem Beauchampem!

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Dokąd jedziesz? Z kim? - dopytywała się zdumiona Diana. Z

niedowierzaniem patrzyła na córkę.

Szykowały śniadanie. Mattie właśnie powiadomiła ją o zamiarze

wyjazdu. Wydawało się, że Diana z wrażenia zaraz rozleje kawę.

background image

Mattie delikatnie wyjęła kubek z ręki matki i potwierdziła:

- Do Paryża. Z Jackiem Beauchampem... Ale będziemy mieli

oddzielne sypialnie - zastrzegła. Miała nadzieję, że nie kłamie. Nie

omówili ostatecznie z Jackiem żadnych szczegółów.

- Zawsze to jakieś pocieszenie - mruknęła Diana, siadając. -

Czyżbyś w taki właśnie sposób zamierzała mu zrekompensować

wyrządzone szkody?

- To raczej on się tego domaga - wyjaśniła. Idąc za radą Jacka,

powiedziała matce całą prawdę. - Pomyślałam, że weekend w Paryżu

nie jest najgorszą karą, jaka mogła mnie spotkać - zakończyła.

Diana pokręciła głową. - Nie sądzę, żeby Jack Beauchamp... to

znaczy... - Nie była w stanie wypowiedzieć swoich myśli. - Mattie,

dlaczego ty ciągle musisz wplątywać się w kłopoty?

- Nic mi się nie stanie - zapewniła Mattie, ujmując dłoń matki. -

Będziesz miała jego psa jako zakładnika! - zażartowała.

- Rzeczywiście - uśmiechnęła się smutno Diana. - Nie wierzę, że

pojedziesz z tym człowiekiem do Paryża! - Wciąż kręciła głową,

oszołomiona.

- Myślałam, że ci się spodobał.

- Tak - przyznała Diana. - Wydał mi się miły i czarujący. W

pewnej chwili pomyślałam nawet, że chciałabym związać się z kimś

takim, tylko chyba trochę starszym...

- Naprawdę?

- Naprawdę - potwierdziła matka. - Ale kiedy mi wyjaśniłaś, że

to on umawia się równocześnie z czterema kobietami, zmieniłam

background image

zdanie. A teraz mi mówisz, że wybierasz się z nim do Paryża!

Mattie uśmiechnęła się.

- Mamo, nie myśl, że...

Krótkie pukanie do drzwi nie pozwoliło jej dokończyć zdania.

Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.

Do kuchni wszedł Jack.

Był w eleganckim garniturze, podobne nosił w pracy. Tego dnia

włożył kremową koszulę i zawiązał brązowy krawat. Musiał wcześnie

wstać, ponieważ była dopiero ósma rano.

Ciekawe, gdzie znalazł otwartą kwiaciarnię. Trzymał bowiem w

ręku bukiet wiosennych żonkili.

- Co tu robisz?! - odezwała się surowym tonem Mattie, wstając

powoli. Jeszcze miała na sobie szlafrok i piżamę.

Diana zdążyła się ubrać, ponieważ karmiła wcześniej psy.

- Dzień dobry - odezwał się Jack, nie zrażony. Wszedł dalej i

zamknął za sobą drzwi. - Przyszedłem do ciebie, Diano - wyjaśnił, po

czym wręczył Dianie kwiaty.

Coś podobnego!

- Nie przeszkadzaj sobie - odezwał się do Mattie. - Szykuj się do

pracy. Chciałbym zamienić kilka słów z twoją mamą. - Uśmiechnął

się do Diany.

Doprawdy,

Jack

miał

niecodzienne

zwyczaje.

Wszedł

nieproszony do ich domu w porze, kiedy mógł się spodziewać, że

Mattie i jej matka będą jeszcze nieubrane, wręczył Dianie kwiaty, a

Mattie zbył niezbyt uprzejmą radą. Był po prostu nieznośny!

background image

Zaraz... zdaje się, że żonkile, które wręczył mamie, zerwał przed

chwilą w naszym ogrodzie! - pomyślała Mattie.

Poczuła się zdezorientowana. Na domiar złego nie wyglądała

ładnie, rozczochrana, bez makijażu, w ulubionym, starym,

podniszczonym szlafroku.

- Przepraszam, ale chciałbym porozmawiać z twoją mamą na

osobności - oznajmił Jack, zanim zdążyła się odezwać.

- To dobrze, będzie mi mniej nieprzyjemnie - burknęła w końcu i

wyszła, zabierając swój kubek z niedopita kawą. - Uważaj, mamo! -

rzuciła na odchodnym. Uśmiechnęła się jeszcze kpiąco do Jacka.

Wydawał się zdziwiony. I dobrze!

Po cóż zawitał do ich domu o tak wczesnej porze? Poprzedniego

wieczora ustalili z Mattie, że spotkają się następnego dnia wieczorem

w celu omówienia szczegółów wyjazdu. Jack nie wspominał, że

zamierza odwiedzić Dianę wczesnym rankiem. Wtedy Mattie

zadbałaby o swój wygląd.

Choć Mattie nie miała wrażenia, aby mu się specjalnie podobała.

Chciał jedynie wykorzystać jej towarzystwo, by pozbyć się

niechcianej adoratorki. Mattie napomniała się w myśli, żeby o tym

pamiętać.

Wzięła prysznic, zrobiła makijaż, włożyła czarny kostium i jasną

kremową bluzkę, uczesała się. Teraz wyglądam lepiej - pomyślała.

Nie miała jednak szansy pokazać się Jackowi, ponieważ już go

nie było. Matki także. Tylko żonkile stały dumnie w wazonie na

środku kuchennego stołu.

background image

Mattie odnalazła Dianę w gabinecie, w którym rozmawiała z

klientami. Diana siedziała w fotelu.

Sophie - ich ulubiona suka - opierała łeb o jej kolano.

- Wszystko w porządku? - upewniła się Mattie.

- Tak - odparła bez przekonania Diana.

Mattie oczekiwała dalszego ciągu wypowiedzi.

- Jack pojechał do pracy, ale wieczorem przyjedzie znowu, do

ciebie - wyjaśniła Diana. Nie mówiła nic więcej, tylko głaskała

Sophie. W końcu wstała i ominęła biurko.

Czego on chciał?! - cisnęło się na usta Mattie.

- Czy nie powinnaś była wyjść przed dziesięcioma minutami? -

spytała Diana, patrząc na zegarek.

- Mamo! - zawołała Mattie, sfrustrowana.

- Słucham? - spytała niewinnym tonem Diana.

- Czyżbyś zachowywała się w tak denerwujący sposób z powodu

Jacka Beauchampa?

Diana roześmiała się.

- Od razu widać po tobie wszystkie emocje, Mattie -

powiedziała, rozbawiona. - Postanowiłam zabawić się chwilę twoją

ciekawością, to wszystko.

- Spoważniała. - Jack chciał po prostu wyjaśnić mi sytuację i

zapewnić, że nie zamierza cię uwieść.

- A nie zamierza? - Mattie była zaskoczona. - To znaczy...

spodziewam się, że oczywiście nie zamierza. - Była rozdrażniona

faktem, że Jack zdecydował się omówić to z jej matką. - Już ci

background image

mówiłam - dodała.

- Oczywiście, ale on osobiście chciał mnie o tym zapewnić.

Dlaczego masz taką smutną minę? Jestem pewna, że z łatwością

zdołasz przekonać go do zmiany zamiarów...

- Mamo!

- Dobrze już, dobrze. - Diana pogładziła dłoń córki.

Jack jest tylko o dziesięć lat młodszy od mamy - pomyślała

Mattie. Może powinien był zaproponować wyjazd jej, a nie mnie!

Nie spodobała jej się ta myśl.

- Jak to: powiedziałeś o mnie rodzinie? - powtórzyła ze

zdumieniem Mattie. Siedzieli naprzeciw siebie przy restauracyjnym

stoliku. - Kiedy im powiedziałeś? I właściwie co? - Jack przecież

niewiele o niej wiedział.

Obiad w jego towarzystwie był ciekawym doświadczeniem. Szef

obsługi kelnerskiej francuskiej restauracji na najwyższym piętrze

wieżowca pozdrowił Jacka grzecznie. Usiedli przy stoliku

usytuowanym obok okna, z którego rozciągał się widok na Londyn.

Chwilę potem przyszedł przywitać się z nim właściciel restauracji.

Jack przedstawił mu Mattie, mówiąc: „Mattie Crawford, moja

przyjaciółka”.

Nie uważała się za przyjaciółkę Jacka, prędzej gotowa była

uznać się za jego wroga.

- Dziś zjedliśmy rodzinny lunch w domu moich rodziców -

odparł Jack, wzruszając ramionami. - Powiedziałem im tylko, że

pojadę ze znajomą, która nazywa się Mattie Crawford. - Popatrzył jej

background image

w oczy. Jego spojrzenie onieśmielało ją.

Pomyślała, że Jack musi być w bliskich stosunkach z rodzicami i

rodzeństwem. Bardzo dobrze świadczyło to o nim i jego rodzinie.

Mattie sama była w bliskich stosunkach z matką. Uznała, że to coś, co

łączy ją z Jackiem.

Nieczęsto bywała w restauracjach. Nie pamiętała, kiedy ostatni

raz spotkała się z mężczyzną. Nie dążyła specjalnie do takich spotkań

po okropnym zakończeniu związku z Richardem.

Teraz jednak siedziała w eleganckim lokalu z Jackiem

Beauchampem, ubrana w ulubioną czarną sukienkę, dobrą na każdą

okazję. Rozglądając się po restauracji, myślała, że będzie musiała

zastanowić się poważnie nad doborem garderoby, którą weźmie do

Paryża. Nie chciała wyglądać jak szara myszka.

Dlaczego jej na tym zależało? W końcu było mało

prawdopodobne, żeby po powrocie zobaczyła ponownie kogokolwiek

z tej rodziny.

A jednak dla Mattie miało znaczenie wrażenie, jakie zrobi.

Rodzina Jacka była z pewnością bardzo bogata. Na zaręczynowy

obiad jego siostry włożą pewnie kosztowne sukienki od znanych

projektantów. Mattie postanowiła kupić nową, elegancką sukienkę,

choćby miała na nią wydać wszystkie oszczędności.

- Ile osób będzie na tym przyjęciu w restauracji? - zapytała.

- Piętnaście, razem z tobą i mną - odpowiedział Jack.

- Piętnaście? - Pomyślała, że podczas przyjęcia będzie

onieśmielona. Miała siedzieć w towarzystwie trzynaściorga zupełnie

background image

nieznanych bogatych ludzi - i jednego tylko odrobinę znanego!

Nie należała do nieśmiałych osób, łatwo nawiązywała kontakty.

Na tym zresztą po trosze polegała jej praca w kwiaciarni. A jednak

rodzina Jacka Beauchampa to bez wątpienia nie byli przeciętni ludzie,

jakich spotykała na co dzień.

- Nie przejmuj się, naprawdę... - uspokoił ją Jack. - Będę przy

tobie cały czas - dodał, uśmiechając się.

Wiedział przecież, że dla Mattie to żadne pocieszenie.

- Jaka jest twoja rodzina? - spytała odważnie.

- Normalna - odparł Jack. - Taka jak ja. Uważał siebie za

normalnego? To znaczy, może i nie był nienormalny, ale niewątpliwie

nie był przeciętny.

- Mają po dwie ręce, dwie nogi... - zażartował, widząc wyraz

twarzy Mattie.

- To rzeczywiście zwyczajni ludzie - zgodziła się. - Ile masz

rodzeństwa?

- Sprawdziłaś, czy aby twój paszport jest nadal ważny? - zmienił

nagle temat. - Nie chciałbym, żeby na lotnisku okazało się, że nie

możesz lecieć.

To byłoby wspaniałe wyjście z sytuacji - pomyślała. Jednak jej

paszport był z całą pewnością ważny. Otrzymała go w ubiegłym roku,

przed podróżą do Grecji.

- Jest ważny - zapewniła. - Ale musisz powiadomić linie

lotnicze, że poleci inna osoba.

- Już to zrobiłem - odparł. - Telefonowałem dziś rano do biura

background image

moich linii.

Z pewnością miał na myśli, że zrobiła to za niego jego

sekretarka. Mattie pomyślała, że musi cały czas pamiętać o tym

wszystkim. Łatwo było ulec czarowi Jacka. Mogłaby uwierzyć, że

poleci z nim do Paryża na romantyczny weekend. Byłoby to naprawdę

bardzo naiwne!

- Czy już ci mówiłem, jak pięknie dziś wyglądasz? - zagadnął.

Mattie zarumieniła się. Znowu starał się ją oczarowywać.

Nieodmiennie skutecznie!

- Nieszczere komplementy to coś okropnego - odpowiedziała,

zagniewana.

- Ależ naprawdę pięknie wyglądasz! - zapewnił. - Masz takie

wspaniałe włosy; ogromnie podoba mi się ich kolor. Jak go nazwać?

- Jestem szatynką.

Jack przyglądał się z podziwem opadającym na ramiona Mattie

kaskadom lśniących włosów.

-

Jedz

lepiej

kolację,

bo

wystygnie

-

powiedziała

zniecierpliwiona.

Poczuła się bardzo niezręcznie. Gdyby to była prawdziwa

randka! Ale przecież siedzieli w restauracji tylko po to, aby omówić

szczegóły niecodziennej podróży. Wyjazdu, podczas którego Mattie

miała odgrywać rolę osłony chroniącej Jacka przed miłosnymi

zakusami siostry jego przyszłego szwagra. I byłoby dla Mattie lepiej,

żeby Jack tylko jako tego rodzaju osłonę ją traktował.

Jak mężczyzna jego pokroju mógłby poważnie zainteresować się

background image

taką kobietą jak ja? - pytała samą siebie. Od roku dwa razy w

tygodniu, wczesnymi wieczorami, bywała w budynku, w którym

mieściła się firma Jacka. A mimo to choć rozpoznał jej twarz, nie był

w stanie przypomnieć sobie, skąd ją zna. Gdyby przypadkowo się nie

poznali, nie zwróciłby na nią najmniejszej uwagi. Nie zauważał

zapewne ludzi jej pokroju. W końcu płacono jej między innymi za to,

żeby dyskretnie opiekowała się roślinami. Była więc dla Jacka

niewidzialna.

Aż zwróciła na siebie jego uwagę.

- Nie musisz ćwiczysz tekstów, których zamierzasz używać w

Paryżu - odezwała się po chwili. - Nie przejmuj się tym, naprawdę.

Wolałabym usłyszeć od ciebie, po co przyjechałeś dzisiaj rano do

mojej matki.

- Nie powiedziała ci?

- Oczywiście, że powiedziała - odparła Mattie. - Zastanawiałam

się tylko... - Nie wiedziała, jak dokończyć.

- Wczoraj zasugerowałaś mi jednoznacznie, że nie chcesz, aby

twoja mama martwiła się o to, że ze mną wyjedziesz... - zaczął.

- Ciekawe dlaczego! - zadrwiła.

Jack uniósł brwi, lekko zniecierpliwiony.

- Pragnąłem tylko zapewnić twoją mamę, że...

- Nie zamierzasz mnie uwieść - dokończyła za niego. - Nie

sądzę, żeby...

- Tak ci powiedziała? - przerwał jej, chichocząc.

- Tak, właśnie tak mi powiedziała - potwierdziła Mattie, mrużąc

background image

oczy. - A co naprawdę jej powiedziałeś?

- Między innymi to - przyznał. - W każdym razie kiedy

wychodziłem, wydawała się znacznie mniej zaniepokojona niż na

początku rozmowy.

Mattie miała ochotę wypytać go o to, co jeszcze mówił jej

matce, jednak nadszedł kelner z winem, aby na nowo napełnić ich

kieliszki. Kiedy się oddalił, Jack zmienił temat rozmowy.

- Twoja mama jest wciąż bardzo piękną kobietą - powiedział. -

Czy nigdy nie myślała o tym, żeby ponownie wyjść za mąż?

- Nigdy - potwierdziła Mattie.

Cieszyła się, że Jack wypowiedział komplement na temat urody

jej matki, choć z drugiej strony poczuła się odrobinę zazdrosna.

Sama ją podziwiała, oczywiście nie tylko za urodę. Diana

owdowiała w wieku dwudziestu trzech lat, została sama z trzyletnim

dzieckiem. Zapewniła Mattie wszystko, co tylko dziecku było

potrzebne do szczęścia. Była cudowną matką.

- Mama musiała bardzo kochać twojego tatę, prawda? - spytał

Jack.

- Tak... Nie powiedziałeś mi dotąd nic więcej o naszej piątkowej

podróży.

Jack wpatrywał się chwilę w jej twarz, po czym wyraźnie się

uspokoił i odpowiedział:

- Rzeczywiście. - Następnie zaczął mówić o tym, z którego

lotniska i jakim samolotem polecą, jaki jest plan pobytu w Paryżu, i

tak dalej. Mattie najbardziej utkwił w pamięci jeden szczegół: że z

background image

okna ich hotelowego pokoju będzie widać Wieżę Eiffla. Powrót był

zaplanowany na poniedziałek.

Mattie nie wiedziała, co się z nią dzieje. Przyglądała się

mówiącemu Jackowi. Podobał jej się, podobało jej się w nim

wszystko, poza jednym - niestety, oszukiwał cztery kobiety.

Ten fakt wystarczył, aby był dla niej wstrętny. Musiałaby

postradać zmysły, żeby zakochać się w takim mężczyźnie!

A jednak nie była w stanie myśleć o nim z niechęcią.

Zdawała sobie sprawę, że mimo wszystko może się w nim

zakochać. Szczególnie podczas czterech dni spędzonych wspólnie w

Paryżu.

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Mattie, jedziemy na cztery dni, nie cztery tygodnie! - Jack

skomentował półżartem wagę jej walizki, którą załadował do

samochodu.

Niepewnie zerknęła na znacznie mniejszą walizkę Jacka.

Zdawała sobie sprawę, że prawdopodobnie przesadziła z ilością

ubrań, jednak jeszcze nigdy nie była w Paryżu i nie wiedziała, jaka

może być tam pogoda wiosną. Wstydziła się spytać o to Jacka.

Sprawdzała paryską pogodę przez dwa dni w gazecie. Temperatura

była dość wysoka, jednak czasami padało. Musiała być przygotowana

na różne sytuacje.

Mattie spakowała więc wszystkie najlepsze ubrania, łącznie z

background image

tymi, które kupiła poprzedniego dnia.

- Kobiety lubią być przygotowane na każdą ewentualność -

odpowiedziała ze śmiechem Diana, która poznawała się właśnie z

Harrym.

Collie biegał między ludźmi, merdając radośnie ogonem.

Zachowywał się raczej jak szczeniak niż sześcioletni pies. Miał

wspaniałą, szarobiałą sierść, jego oczy błyszczały. Z pewnością nie

zdawał sobie sprawy, że czeka go pobyt w psim hotelu.

- Czy zabrałaś również kuchenkę i zlew? - spytał Mattie Jack,

unosząc brwi.

- Oczywiście, a także wannę - odpowiedziała natychmiast.

- Mogą ci się przydać - zawyrokował ze śmiechem. - Raz w

życiu mieszkałem w pokoju, gdzie przez dwa dni nie było korka do

wanny, ponieważ poprzedni gość go ukradł.

- Tak to jest, kiedy człowiek zatrzymuje się w hotelach

najniższej kategorii - skomentowała żartobliwie. Wiedziała, że Jack

bez

wątpienia rezerwuje tylko apartamenty w najbardziej

luksusowych hotelach.

Uśmiechnął się. Wyglądał tego dnia nadzwyczaj męsko, w

czarnej koszuli i dopasowanych czarnych spodniach. Na tylnym

siedzeniu samochodu leżała kremowa marynarka.

Mattie zdecydowała się włożyć na podróż najlepsze dżinsy,

białą, dopasowaną bluzkę i czarny żakiet. Wyglądała dostatecznie

elegancko, a jednocześnie ubranie nie gniotło się zanadto.

Na widok Jacka serce Mattie od razu przyspieszyło rytm. Czuła

background image

się bardzo podekscytowana. Czy to z powodu Jacka, czy raczej z

powodu wyjazdu? Była odrobinę onieśmielona, a z drugiej strony

bardzo uradowana. Dziwne!

- Może wspólnie zaprowadzimy Harry'ego do pokoju, w którym

będzie mieszkał? - odezwała się znowu Diana.

- Jasne - zgodził się Jack. Nachylił się i czule pogłaskał psa. -

Chodź, stary, zobaczymy, jak ci się tu spodoba - powiedział do niego

wesoło.

Widać było, że Jack niechętnie rozstaje się z ulubieńcem, mimo

że wiedział, że Diana naprawdę dba o psy i uwielbia zwierzęta.

- Zaczekasz na nas, Mattie? - spytała Diana, rzucając córce

ostrzegawcze spojrzenie.

Mattie kiwnęła głową.

Czekała na Jacka i rozmyślała. Znowu ogarnęły ją wątpliwości.

W ciągu minionych kilku dni parokrotnie miała ochotę zatelefonować

do Jacka i powiedzieć mu, że się wycofuje. Za każdym razem

przypominała sobie jednak, że to ona jemu narobiła kłopotów i była

mu winna pomoc. Mimo wszystko niepokoiła się.

Zapomniała o tym natychmiast, kiedy Jack wrócił. Miał

niewesołą minę.

- Harry'emu nic złego się nie stanie - zapewniła go Mattie.

- Teraz zdaję sobie sprawę, jak czuli się moi rodzice za każdym

razem, kiedy odwozili mnie do szkoły z internatem - odpowiedział,

uśmiechając się smutno.

Mattie wydało się, że porównanie nie jest do końca trafne.

background image

- A jak ty się czułeś, kiedy twoi rodzice odjeżdżali? - zapytała.

- Och - Jack znów się uśmiechnął, tym razem weselej -

płakałem, ale już kilka minut po tym, jak ich samochód znikł,

cieszyłem się i śmiałem, bo znowu znajdowałem się w gronie

kolegów... Harry też nie był bardzo smutny, kiedy odchodziłem.

Poznawali się z Sophie. No, czas jechać. Czy na pewno wszystko

wzięłaś? - spytał.

- Tak. - Wsiedli do samochodu. - Spakowałam tylko sześć par

butów - dodała. - Czy sądzisz, że to wystarczy? - zażartowała.

Jack uruchomił silnik i samochód ruszył.

- Rozumiem, że tak - wywnioskowała, po czym oparła się

wygodnie.

- Myślałem, że tylko moje siostry są okropne, ale okazuje się, że

dziewczyny, na które natrafiam, są bardzo podobne do nich! -

skomentował półżartem.

- Pamiętaj, że nie jestem twoją dziewczyną - zastrzegła.

- Na najbliższe cztery dni masz się nią stać - odparł. - Mattie i

Jack, Jack i Mattie, jak myślisz, dobrze to brzmi? - Odwrócił się i

zmarszczył pytająco brwi.

- Fatalnie! - zawyrokowała wbrew fali ciepła, jaka w niej

wezbrała.

- Będziesz musiała się na krótko przyzwyczaić - zakończył Jack,

wzruszając ramionami.

Mattie żałowała, że podczas pobytu w Paryżu będzie musiała się

dostosowywać do planów Jacka i jego rodziny. Chciałaby naprawdę

background image

doświadczyć tego, jak brzmią imiona „Jack i Mattie” zestawione

razem. Rzeczywiście razem... Nie, co za bezsensowna myśl!

- Zamówiłem dla nas na wieczór stolik w restauracji -

poinformował Jack. - Czy jest jakieś miejsce w Paryżu, które

szczególnie chciałabyś zobaczyć?

- Ja? - zdziwiła się.

- A kto? - spytał z uśmiechem. - Być może się mylę, ale mam

wrażenie, że jeszcze nigdy nie byłaś w Paryżu.

- Nie mylisz się - przyznała. - Zrozumiałam jednak, że

zamierzasz spędzić ten weekend w towarzystwie rodziny.

- Rzeczywiście jestem w bliskich stosunkach z rodziną, jednak

nie mógłbym spędzić z nimi całych czterech dni, mając w tym czasie

do wyboru wyłączne towarzystwo pięknej kobiety. A szczególnie w

Paryżu! - dodał. - Jedynym ustalonym planem jest wspólny, rodzinny

obiad jutro wieczorem. Poza tym możemy robić to, na co tylko

będziemy mieli ochotę.

Mattie była zaskoczona. Najbardziej tym, że Jack nazwał ją

piękną kobietą. Reszta jego słów zaś przyprawiła ją o mały zawrót

głowy.

- Ja chętnie spędziłbym dzień w Eurodisneylandzie - oznajmił

Jack, nieco zawstydzony. - Co na to powiesz?

- Dobrze - mruknęła, wciąż nie mogąc ochłonąć po tym, co jej

powiedział. Przeważającą część czasu mieli spędzić tylko we dwoje?!

O czym będą rozmawiać? Jak będą wyglądały ich wspólne wieczory?

Trzy wieczory. I noce! Mattie przełknęła z trudem ślinę.

background image

- Jack... - zaczęła.

- Nie martw się, Mattie. Kiedy ostatni raz byłaś na wakacjach?

- W zeszłym roku - odpowiedziała.

- To pomyśl o naszym wyjeździe jako o wakacjach. Będziemy

dobrze się bawić, zgoda?

- Dobrze - odparła bez przekonania.

Jack zachichotał.

- Widzę, że się niepokoisz - stwierdził. - Gdybyś miała

wątpliwości, będziemy mieli w hotelu oddzielne sypialnie.

Przynajmniej jedna pocieszająca informacja - pomyślała.

Obawiała się jednak, że spędzając z Jackiem tyle czasu, nabierze

ochoty na znacznie więcej...

- Jak ci się podoba? - spytał Jack, stając za plecami Mattie.

Wyglądała przez okno swojej sypialni w hotelowym apartamencie.

Wpatrywała się w Wieżę Eiffla, była zafascynowana. Wieża zdawała

się stać tak blisko, jak gdyby można było wyciągnąć rękę i dotknąć

jej.

- Jest cudownie! Och, Jack! Dziękuję ci - szepnęła.

Jack oparł dłonie na jej ramionach, a potem delikatnie obrócił ją

i popatrzył jej w oczy.

- Za co? - spytał z troską, widząc jej wzruszenie.

- Za to - wyjaśniła, pokazując szerokim gestem pokój i cudowny

widok za oknem.

Sypialnia była ogromna, piękna, zastawiona roślinami i

background image

kwiatami. Natychmiast po przyjściu Mattie zrzuciła buty, z lubością

stąpając boso po miękkim dywanie. Dominującym meblem w pokoju

było ogromne łóżko stojące na środku. Mattie miała też własną

łazienkę, niezmiernie luksusową - wanna wyposażona była w jacuzzi,

krany i prysznic były złocone.

Przypuszczała, że sąsiedni pokój, z którym jej sypialnię łączyły,

niestety, otwarte drzwi, to sypialnia Jacka. Jednak był to salon. Robił

imponujące wrażenie - ogromne, miękkie, skórzane fotele, ławy

połyskujące kryształowo czystym szkłem, ręcznie zdobione misy z

owocami i wymyślnych kształtów wazony wypełnione kwiatami,

dyskretnie umieszczony barek, ogromny telewizor...

Któż chciałby oglądać telewizję, mając do wyboru paryskie

atrakcje? Mattie nie mieściło się to w głowie.

- Moja sypialnia jest tu - wyjaśnił Jack, otwierając drzwi koło

barku.

Oczom Mattie ukazał się pokój niemal identycznie wyposażony

jak jej sypialnia. Z tą różnicą, że w pokoju Jacka stały dwa oddzielne,

jednoosobowe łóżka.

Cóż, Mattie miała własną sypialnię, ale nie był to osobny pokój

hotelowy, a część tego samego apartamentu, w którym znajdowała się

sypialnia Jacka.

- Wskocz w jedną ze swoich sześciu par butów, to wyjdziemy do

miasta - zaproponował. - Pokażę ci Paryż.

Mattie ucieszyła się. Było jej miło, że Jack z entuzjazmem

odnosi się do oprowadzania jej po Paryżu, mimo że musiał być w tym

background image

mieście dziesiątki razy.

- Oglądanie wszystkiego razem z tobą sprawi, że na nowo będę

w stanie docenić wyjątkowość poszczególnych miejsc... - Jack

przesunął delikatnie dłonią po ramieniu Mattie. - Czy może chcesz na

początek coś zjeść? - zapytał. - Jedzenie w samolotach nie jest

najlepsze.

Mattie była zaskoczona ostatnim stwierdzeniem Jacka - jedzenie,

które zaserwowano im w poczekalni i kabinie pierwszej klasy, było

absolutnie wyśmienite, dorównywało klasą menu najlepszych

restauracji. Mattie nie była ani trochę głodna.

- Miałem nadzieję, że tak odpowiesz - ucieszył się, kiedy mu to

powiedziała. - Chodźmy zwiedzać i podziwiać!

Jego entuzjazm był zaraźliwy. Mattie włożyła buty. Żakiet

pozostawiła w pokoju. Okazało się, że w Paryżu wiosną może być tak

ciepło, jak w Londynie w słoneczny letni dzień.

Przystanęła w hotelowym holu, pytając nieśmiało:

- Czy nie powinieneś zawiadomić rodziny, że przyjechałeś?

- Już to zrobiłem. Zatelefonowałem także do twojej mamy.

Mattie była ogromnie zaskoczona postępowaniem Jacka.

Zamierzała zadzwonić do matki, ale nie wiedziała, jak bezpośrednio

połączyć się z Londynem z telefonu w pokoju. Nie znała

francuskiego, więc nie próbowała pytać obsługi hotelu. Chciała

później poprosić Jacka o pomoc.

- Dziękuję, to niezwykle miło z twojej strony - powiedziała.

- Przy okazji spytałem, co z Harrym.

background image

No tak, przede wszystkim o to mu chodziło - pomyślała. - Jak

mogłabym sądzić, że o co innego?

- I jak miewa się twój pies? - spytała grzecznie.

- Dziękuję, świetnie. Moi rodzice i rodzeństwo prosili, żeby ci

przekazać, że chętnie cię poznają.

Mattie zadrżała. W domu wszystko wydawało jej się łatwiejsze.

Dopiero tu, w Paryżu, coraz lepiej zdawała sobie sprawę z tego, co

będzie oznaczało udawanie dziewczyny Jacka.

Na razie odbyła niezwykłą podróż, jako pasażerka pierwszej

klasy, znalazła się w apartamencie luksusowego hotelu, a towarzystwo

Jacka okazało się dla niej bardzo miłe. Chyba aż za bardzo! Zbyt

dobrze się przy nim czuła.

Zastanawiała się, jak po powrocie do Londynu zdoła powrócić

do szarej codzienności, do pracy w kwiaciarni i biurach cudzych firm.

Pod Wieżą Eiffla panowała świąteczna atmosfera - handlarze

pamiątek i rozmaitych świecidełek oferowali swoje towary, wokół

przechadzały się setki turystów. Inni wjeżdżali na wieżę albo siedzieli

na olbrzymim trawniku Pól Marsowych, odpoczywając w słońcu.

- Napiłbym się czegoś - oznajmił Jack i, nie czekając na

odpowiedź, ujął dłoń Mattie i poprowadził ją na drugą stronę ulicy,

nad Sekwanę. Zeszli po schodkach do jednej z nadbrzeżnych

kawiarni.

Trzymali się za ręce!

Mattie była pewna, że wszyscy wokół biorą ich za parę

kochanków. Serce biło jej szybko i mocno, jej policzki były ciepłe.

background image

Czuła się trochę zdezorientowana.

Jack zamówił po francusku dwie kawy głosem człowieka, który

robił to już wielokrotnie. Patrząc na niego, Mattie pomyślała, że łatwo

zapomina, dlaczego znalazła się w Paryżu w towarzystwie tego

wyjątkowo przystojnego mężczyzny. W naturalny sposób poddawała

się jego czarowi i romantycznej atmosferze miejsca. Nie powinna

jednak zapominać o prawdziwej przyczynie podróży. Inaczej będzie

jej naprawdę trudno powrócić do rzeczywistości po poniedziałkowym

powrocie do Londynu!

Obawiała się, że będzie miała złamane serce.

Musiała cały czas sobie przypominać, że Jack należy do innej

klasy niż ona. Był bogatym, wykształconym światowcem,

właścicielem i prezesem dużej firmy. I jeszcze przed kilkoma dniami

miał cztery kochanki!

Nawet gdyby Mattie zdołała poważnie zainteresować sobą Jacka

i zdobyć przychylność jego rodziny, przezwyciężając wszystkie

bariery, nie mogła zapominać o jego stosunku do kobiet.

- Czy moglibyśmy wrócić do hotelu? - spytała nagle. - Czuję, że

jestem trochę... zmęczona podróżą. - Jack był wyraźnie rozczarowany.

- Chciałabym odświeżyć się przed wieczorem, wziąć kąpiel, umyć

włosy - tłumaczyła. - Wieczorem na pewno znowu dokądś pójdziemy.

Kąpiel byłaby faktycznie odświeżająca, jednak Mattie przede

wszystkim desperacko potrzebowała pobyć trochę sama.

Musiała na jakiś czas odizolować się od Jacka.

- Oczywiście - mruknął, wypijając jednym haustem kawę. -

background image

Powinienem był o tym pomyśleć. - Pozostawił na stole pieniądze. -

Nie musimy zwiedzać miasta od razu pierwszego dnia. Masz cztery

dni na to, aby zakochać się w Paryżu!

Mattie już zdążyła zakochać się w tym mieście.

Obawiała się, że niestety mimo woli zdążyła także zakochać się

w siedzącym naprzeciw niej mężczyźnie...

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Jack znowu zaprowadził Mattie nad Sekwanę, tym razem na

statek, na którym znajdowała się restauracja.

Obiad w luksusowej restauracji na statku płynącym Sekwaną nie

ułatwiał Mattie zachowania dystansu do Jacka. W ciągu dziesięciu

minut podano jej dwa kieliszki szampana.

Mattie pokręciła głową.

- Jack, nie sądzę, że powinniśmy spędzać czas w taki sposób -

powiedziała.

- Nie przyjechaliśmy tu zastanawiać się nad życiem, tylko się

nim cieszyć - odparł. - Spróbuj się nim nacieszyć. - Uśmiechnął się do

niej i przysiadł bliżej. W czarnym smokingu, śnieżnobiałej koszuli i

czarnej muszce wyglądał wprost oszałamiająco.

Mattie mimo to, a może właśnie dlatego, martwiła się, co się

stanie, jeśli ciesząc się obecnością Jacka i Paryżem, całkowicie straci

zdrowy rozsądek.

Tego wieczora miała na sobie jedną z dwóch nowych sukienek,

background image

bardzo twarzową, jedwabną, ciemnoniebieską, ze stójką, w odcieniu

idealnie pasującym do koloru jej oczu. Sukienka sięgała do kolan,

ukazując smukłe łydki. Włożyła także ciemnoniebieskie sandały na

wysokim obcasie. Czuła się w nich i w nowej sukience piękna i

elegancka.

Ubrała się tak na wypadek, gdyby napotkali tego wieczora kogoś

z rodziny Jacka. Myślała, że będą jedli w hotelowej restauracji.

Mattie nie była pewna, czy to dobrze wyglądać atrakcyjnie w

oczach Jacka podczas kolacji, przy której siedzieli tylko we dwoje, w

romantycznym otoczeniu.

Jack również robił na niej w tych warunkach wrażenie szalenie

atrakcyjnego mężczyzny, a tego najbardziej się obawiała. Że całkiem

straci głowę.

Chyba to Jack pierwszy zapomniał, po co zabiera Mattie do

Paryża, skoro zamówił dla nich stolik na tym statku.

- Warto cieszyć się życiem - odpowiedziała. - Ale czy pamiętasz,

dlaczego tu z tobą przyjechałam?

- Skądże... - odpowiedział wymijająco, wyglądając za burtę, za

którą przesuwały się, jak bajkowe, fantasmagoryczne obrazy,

podświetlane niezwykłym światłem reflektorów przepływającego

statku budowle Paryża.

- Jakim sposobem nasza kolacja we dwoje na Sekwanie ma

pokazać Sharon, że ona cię wcale nie interesuje? - drążyła Mattie.

- Czy to naprawdę nie jest oczywiste? - spytał. - Skoro wolę

przebywać tylko z tobą, a nie z rodziną, swoją oraz narzeczonego

background image

siostry, czyli także z Sharon, to znaczy, że Sharon mnie nie interesuje.

Słowa Jacka brzmiały całkiem przekonująco, choć nie do końca.

W każdym razie Mattie nie była pewna, co się za tym wszystkim

kryje.

- Nie byłoby prościej i taniej zamówić kolację do apartamentu? -

spytała półgłosem.

Przyniesiono właśnie pasztet z gęsich wątróbek.

Gdyby pozostali w hotelowym apartamencie, mogłaby siedzieć

sama w sypialni.

- Nie żartuj, Mattie - ofuknął ją Jack. - Nie przyjechaliśmy do

Paryża po to, żeby tkwić w hotelu.

W takim razie po co?

- Chociaż w twojej sypialni z pewnością byłoby nam wygodnie -

dodał.

Mattie wstrzymała oddech. Zaniepokoiła się.

- Przyszło ci do głowy - ciągnął Jack - że w Paryżu mogę

próbować cię uwieść, prawda?

Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Drżały jej usta.

- Przyszło - wywnioskował z jej milczenia. - Mogę ci coś

obiecać.

- Co takiego? - spytała.

- Obiecuję ci, że nie będę próbował cię uwieść, jeżeli ty nie

będziesz się starała uwieść mnie - odpowiedział, po czym uśmiechnął

się.

Mattie na chwilę zaniemówiła.

background image

- Nie mam zamiaru cię uwieść! - odpowiedziała w końcu z

oburzeniem.

- Rozumiem - zakończył i zajął się pasztetem.

Jak to? Czy jemu się zdaje, że próbuję go uwieść? Mattie

wpatrywała się w Jacka z niedowierzaniem.

Nie próbowała. Chociaż... czuła, że może mieć ochotę

spróbować. Rozumiała, że obecność Jacka, jego osobowość,

romantyczne otoczenie - to wszystko oddziaływało mocno na jej

zmysły, a za ich pośrednictwem na emocje. Przede wszystkim Jack.

Wydawał jej się...

- Jednak gdybyś chciała mnie uwieść, nie musisz się hamować -

powiedział jeszcze.

Co za impertynent! - pomyślała, rzucając mu gniewne

spojrzenie. Nie, choćby nawet miała ochotę, nie pozwoli mu się nawet

pocałować. To znaczy... czuła, że już teraz ma ochotę całować się z

nim. Będzie musiała tłumić w sobie to pragnienie.

Pożałowała, że zgodziła się przyjechać z Jackiem do Paryża.

Roześmiał się.

- Czy coś cię śmieszy? - spytała, rozdrażniona.

- Ty - odpowiedział. - To, że jesteś przekonana, że zamierzam

cię uwieść, a ja wcale tego nie planuję, moja piękna.

„Moja piękna”? Jack uważa mnie za piękną? Coś takiego!

Nie dowierzała mu, że nie zamierza jej uwodzić.

Jego komplement sprawił, że coraz trudniej było jej

powstrzymać marzenia o znalezieniu się w ramionach Jacka,

background image

zwłaszcza że wokół siedziały wpatrzone w siebie, zakochane, całujące

się pary. I Mattie czuła, że coraz mocniej się zakochuje.

Zeszli ze statku przed północą.

Jack wskazał zamówioną taksówkę i spytał:

- Jedziemy czy może wolałabyś wrócić piechotą? Ja mam ochotę

przespacerować się nocą po Paryżu.

- Ja też! - szepnęła, niewiele myśląc.

- Cieszę się! - odpowiedział z uśmiechem.

Zwolnił taksówkarza, dając mu napiwek za przyjazd, i ze

szczęściem w oczach wrócił do Mattie.

Popatrzyła na niego i nagle przyszło jej do głowy, że to właśnie

na tego mężczyznę całe życie czekała. Na Jacka.

Ta myśl była dla niej jak nagłe objawienie. Zarumieniła się,

pobladła, jej oddech przyśpieszył.

- Dobrze się czujesz? - spytał z troską.

Czuła się cudownie, choć w jej myśli wkradła się obawa, że

zakochując się w Jacku, popełniła największy błąd w życiu.

- Dobrze... - odpowiedziała cicho, nie chcąc zdradzać przed nim

swojego euforycznego stanu. Bała się upokorzenia. - Ciekawa jestem,

co zwykle robisz dalej - dodała. - Postępowałeś już przecież tak

nieraz, prawda?

- Słucham? - Jack zmarszczył ze zdumieniem brwi.

- Jesteś uwodzicielem - wyjaśniła. - Właśnie zjedliśmy

romantyczną kolację we dwoje, płynąc nocą po Sekwanie przez serce

Paryża. Teraz zaproponowałeś mi spacer. Ciekawe, co zazwyczaj

background image

robisz potem?

Jack zmrużył oczy.

- Czy nabrałaś przekonania, że podstępnie zawożę kobiety do

Paryża, zapraszam na romantyczne kolacje, a potem uwodzę? - spytał.

- To dość kosztowna metoda uwodzenia - skomentowała. - Ale

zapewne stuprocentowo skuteczna. - Zmrużyła oczy i uśmiechnęła się.

- Chcesz wiedzieć, co zrobię dalej? - Jack zacisnął usta. -

Zaprowadzę cię do hotelu, powiem dobranoc i pójdę do swojej

sypialni, a ty - do swojej!

- Czy gniewasz się na mnie za to, że kosztowałam cię tyle trudu i

pieniędzy? - spytała. - W końcu jestem tu tylko dlatego, że zepsułam

twoje relacje z czterema innymi kobietami, z których jedna miała ci

towarzyszyć w tej podróży - drwiła.

- Czy naprawdę wierzysz, że mam jakieś inne plany mimo

obietnicy, jaką złożyłem ci podczas kolacji? - zapytał z desperacją.

Pokiwała głową.

- Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, bo bardzo mi się

podobało. Ale muszę ci uświadomić, że była to z mojego punktu

widzenia zupełna strata czasu i pieniędzy. Gniewasz się, prawda?

Myślałeś, że ulegnę twojemu czarowi w połączeniu z czarem Paryża?

- Nie gniewam się - zaprzeczył. - Jeśli zaś chodzi o Paryż,

starałem się zrobić ci przyjemność i przykro mi, jeśli mój pomysł na

dzisiejszy wieczór nie bardzo cię zachwycił.

Wprost przeciwnie! - odpowiedziała w duchu.

- Idziemy? - spytał Jack, podając jej ramię.

background image

Zawahała się, a potem wsunęła pod nie dłoń i ruszyli wzdłuż

bulwaru.

Mattie drżała z emocji, starając się nie dać tego po sobie poznać.

Niech mu się zdaje, że jest mi obojętny - myślała.

Tymczasem prawda była zupełnie inna. Mattie po uszy

zakochała się w Jacku.

Nie miała zamiaru iść z nim do łóżka, ale zapłonęła do niego

prawdziwym uczuciem. Uwielbiała na niego patrzeć, słuchać jego

głosu, podobało jej się jego przywiązanie do rodziny i do psa, jego

poczucie humoru.

Podobało jej się w nim wszystko - oprócz jednego. Faktu, że tak

bardzo lubił towarzystwo wielu kobiet.

Mattie dostrzegała w Jacku tylko tę jedną wadę, za to była to

wada nie do zaakceptowania. Nie mogła się z nią pogodzić, nie tylko

ze względu na smutne doświadczenie z Richardem.

Miała też pozytywny przykład - wielką miłość rodziców.

Kochali się tak mocno, że jeszcze dwadzieścia lat po śmierci męża

Diana czule go wspominała i dotąd nie była w stanie związać się z

nikim innym.

Mattie pragnęła tylko takiego związku, w którym dwoje ludzi

całkowicie sobie wystarcza, do końca życia. Nie przypuszczała, aby

Jack marzył o takich więziach.

Nie mogła więc być z Jackiem. Nie zgodziłaby się na przelotny

romans, by stać się zaledwie na pewien czas jedną z wielu kobiet, z

jakimi sypiał.

background image

Patrzyła na spacerujące wzdłuż brzegu Sekwany trzymające się

za ręce pary, za którymi wznosiła się ku niebu świecąca tysiącami

złocistych światełek Wieża Eiffla.

Mattie ogarniał coraz głębszy smutek.

Szli w zupełnym milczeniu.

Żałowała, że do tego doszło. Nie mogła być z Jackiem, a

przecież jej serce wołało o jego bliskość i ciepło.

Miała ochotę zapomnieć o powziętym chwilę wcześniej

postanowieniu, zapomnieć o zagrożeniu, jakie stanowił dla spokoju jej

ducha, i rzucić mu się na szyję.

Kiedy wjeżdżali windą na piętro hotelu, odezwali się nagle

jednocześnie:

- Mattie...

- Jack...

- Proszę, mów pierwsza - zachęcił, ustępując Mattie miejsca w

drzwiach windy.

- Chciałam... chciałam... - jąkała się Mattie, odwracając głowę

ku Jackowi, który ruszył za nią korytarzem.

- Ogromnie pragnę cię pocałować! - dokończył za nią, nie

panując już nad emocjami. Nachylił się, ujął Mattie za ramiona i

zaczął ją całować.

Nie broniła się. Przeciwnie, oparła dłonie na jego szerokiej piersi

i całowała go czule.

- Jack! Dobrze, że nareszcie wróciłeś! - odezwał się

niespodziewanie kobiecy głos.

background image

Mattie cofnęła się raptownie i zobaczyła, że po miękkim,

hotelowym dywanie ktoś ku nim biegnie. Nieznana jej młoda kobieta

musiała parę godzin czekać pod drzwiami ich apartamentu.

Czekała na Jacka.

Kobieta była wyjątkowo piękną, wysoką blondynką, o miłej

twarzy i idealnej figurze. Nieoczekiwanie rzuciła się z łkaniem w

ramiona Jacka.

- Tina, co się stało?! - spytał z troską Jack.

Tina! Mattie nie wiedziała, skąd wzięła się tu Tina, ale musiała

być to jedna z kobiet, którym Mattie dostarczyła bukiety. Imię ją

zdradziło. Zapewne to z Tiną Jack miał polecieć do Paryża...

- Opuściłam Jima! - wyznała z łkaniem Tina.

- Słucham?!

- Opuściłam Jima! - powtórzyła. Po jej pięknej twarzy płynęły

łzy.

Mężatka! - pomyślała Mattie. Opuściła męża dla Jacka i

przyjechała tutaj!

- To niemożliwe! - Jack kręcił głową. - Jak mogłaś to zrobić?

- Zrobiłam to! - potwierdziła Tina, zaciskając usta. Już nie

płakała.

Mattie poczuła się niezręcznie. Najwyraźniej przeszkadzała tym

dwojgu. Nie miała ochoty przy nich dłużej stać.

- Jack... - przypomniała o swojej obecności, dotykając jego

ramienia.

Popatrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem.

background image

- Chyba lepiej będzie, jeśli zostawię was samych - powiedziała.

- Mattie... dobrze, tak chyba będzie lepiej... - Wydawał się

oszołomiony. Ciągle kręcił głową. Najwyraźniej pojawienie się Tiny

w Paryżu zupełnie go zaskoczyło. - Zdaje się, że muszę porozmawiać

z Tiną - dodał przepraszającym tonem.

Mattie ruszyła do apartamentu. Po chwili była już w swojej

sypialni, za zamkniętymi drzwiami.

Rzuciła się na łóżko i przykryła głowę poduszką, aby nie słyszeć

Jacka i pięknej Tiny, jeśli wejdą razem do apartamentu.

Coś podobnego nie zdarzyło się Mattie jeszcze nigdy w życiu.

Czuła się okropnie.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- Mattie... Mattie, śpisz?

Jack pukał do drzwi jej sypialni. Oczywiście, że nie spała. Jak

mogłaby zasnąć po tym, co się stało?

Nie wydawało jej się, żeby poczuła się lepiej dzięki rozmowie z

Jackiem. Było już wpół do trzeciej w nocy. Na szczęście nie musiała

go wpuszczać. Drzwi sypialni zamknęła wcześniej na klucz.

- Mattie, koniecznie muszę z tobą porozmawiać!

Bez wątpienia chciał jej wszystko wytłumaczyć. Cóż, będzie

musiał poczekać. Trudno. Mattie i tak się domyślała, że Jack oznajmi

jej, że rano czekają powrót do Wielkiej Brytanii, ponieważ

przyjechała Tina.

background image

Idź sobie! - mówiła mu w myślach.

Jack jednak nie przestawał pukać. Być może nazajutrz zdoła z

nim porozmawiać, ale z pewnością nie teraz.

Oto, do czego prowadziło naganne postępowanie Jacka!

Jak mogłam się w nim zakochać! - skarciła samą siebie Mattie.

Tak właśnie traktuje kobiety!

Na domiar złego Tina nadbiegła akurat w chwili, kiedy Mattie

całowała się z Jackiem. Gdyby stało się to w innym momencie, Mattie

powiedziałaby mu, co o nim myśli. A tak...

Ależ ze mnie idiotka! - narzekała w duchu.

- Mattie, proszę cię, wpuść mnie - mówił cicho Jack. - Naprawdę

musimy porozmawiać. Zdaję sobie sprawę, jak musiałaś odebrać

scenę na korytarzu, i dlatego chcę ci wszystko wyjaśnić.

Co takiego? - myślała z ironią. Że całował mnie tylko dla

rozrywki? Że zrobił to niepotrzebnie? Żebym się nie martwiła,

ponieważ kupi mi bilet na poranny samolot?

Obejdzie się. Sama kupi sobie bilet z Paryża do Londynu i wróci

do domu!

Miała ochotę zerwać się z łóżka i wykrzyczeć to Jackowi, ale

zacisnęła zęby i powstrzymała się. Nie chciała się znowu rozpłakać,

okazać słabości. Pomyślała, że nazajutrz będzie miała dość siły, aby

otwarcie i zdecydowanie powiedzieć Jackowi, co o nim myśli.

- Dobrze - westchnął zza drzwi. - Trudno, pójdę spać. Jednak

koniecznie musimy porozmawiać, musisz mi pozwolić wytłumaczyć

ci wszystko jutro. Dobranoc.

background image

Może pozwolę, a może nie - pomyślała. Jeśli zdołam kupić bilet

na poranny samolot, Jack nie będzie musiał się trudzić.

Była już spakowana.

Próbowała zasnąć, ale przewracała się tylko z boku na bok aż do

rana. W końcu o szóstej wstała, ubrała się i cicho wyszła z

apartamentu. Wyszła z hotelu, przeszła parę ulic i usiadła na ławce

pod Wieżą Eiffla. Patrzyła na kręcące się w pobliżu gołębie, żałując,

że nie ma dla nich nic do jedzenia.

Wiedziała, że jest zakochana w Jacku. Lecz nie była szczęśliwa.

Dlatego że Jack był kobieciarzem i że przyjechała jedna z jego

kochanek.

- Przepraszam, czy można się przysiąść? - spytała nagle po

angielsku jakaś kobieta. - Myślałam, że o tej porze nikogo nie

spotkam.

Mattie podniosła wzrok i zobaczyła sympatyczną starszą panią.

- Dzień dobry, bardzo proszę - odparła.

- Tak pomyślałam, że może pani też jest Angielką - powiedziała

kobieta. Miała około sześćdziesięciu ośmiu lat, zadbane siwe włosy,

niebieskie oczy i miłą, pomarszczoną twarz.

Mattie uśmiechnęła się. Zaraz! - pomyślała nagle. Przecież

zupełnie nie znam się na ludziach. Dałam się oszukać Richardowi,

pozwoliłam oczarować Jackowi. A może to seryjna morderczyni?

- Chyba jest pani za młoda, żeby cierpieć na bezsenność -

ciągnęła Angielka. Najwyraźniej miała ochotę porozmawiać.

- Chciałam pospacerować jeszcze przed wyjazdem. Wracam

background image

dzisiaj do Londynu - odpowiedziała Mattie.

- Szkoda - skomentowała rozmówczyni. - Paryż jest takim

pięknym miastem! Pierwszy raz przyjechałam tu trzydzieści pięć lat

temu, na miesiąc miodowy. Wydaje mi się, że to było wczoraj...

Chociaż moje dzieci, a tym bardziej wnuki, powiedziałyby co innego.

- Uśmiechnęła się znowu.

- To bardzo romantyczne miasto.

- Czyżby przyjechała tu pani z narzeczonym? - spytała kobieta.

- Nie. Przyjechałam... to znaczy... Nie był to udany pobyt -

wyznała Mattie.

- Jaka szkoda! - zmartwiła się starsza pani. - Ja przyjechałam

tutaj na rodzinne przyjęcie - kontynuowała po chwili. - Na zaręczyny

mojej najmłodszej córki.

Jak to?! - pomyślała Mattie. Zerknęła z ukosa na sympatyczną

rozmówczynię. To musiała być matka Jacka! Mattie była tego pewna.

Coś takiego! - myślała. Na domiar wszystkiego spotkałam tu

jego matkę!

Drobna kobieta o delikatnej twarzy nie była podobna do Jacka.

Widocznie odziedziczył wygląd po ojcu.

- Chyba już pójdę - odezwała się Mattie, zmieszana. Wstała. -

Miło było panią poznać. Mam nadzieję, że przyjęcie będzie udane.

- Dziękuję ci, kochanie. - Kobieta znowu się uśmiechnęła. -

Mattie, miałam nadzieję, że będziesz z nami na zaręczynach.

- Słucham?! - Odwróciła się zaskoczona.

Popełniła wielki błąd, pozwalając się wyśledzić matce Jacka. Bo

background image

chyba pani Beauchamp ją śledziła, inaczej skąd wiedziałaby, kim ona

jest?!

- Chodź, kochanie. Usiądź, proszę - zachęciła ją matka Jacka. -

Masz na imię Mattie, prawda? A ja jestem Betty Beauchamp. -

Uśmiechając się, postukała delikatnie w ławkę.

Mattie usiadła posłusznie jak zahipnotyzowana.

- Nazywam się Mattie Crawford - przedstawiła się z nazwiska.

- Nie obawiaj się, kochanie - mogę mówić do ciebie po imieniu,

prawda? - zaczęła Betty. - Nie jestem chora psychicznie ani

niebezpieczna. Po prostu widziałam was wczoraj wieczorem z

Jackiem, jak wychodziliście razem z hotelu.

- Och, oczywiście - odparła grzecznie. Nie wiedziała, co więcej

mogłaby powiedzieć, żeby nie obrazić matki Jacka.

- Nie wiem, jak się zachował Jack - ciągnęła smutno Betty - ale

od razu widać, że zrobił ci jakąś przykrość. A wczoraj wieczorem

wyglądaliście na takich szczęśliwych! - Pokręciła głową.

Cóż, matka Jacka widziała nas przed przybyciem Tiny -

pomyślała Mattie. Wątpiła, żeby Betty Beauchamp znała prawdziwą

przyczynę jej przylotu do Londynu, więc na wszelki wypadek nie

mówiła nic więcej.

- Edward i ja tak się ucieszyliśmy, kiedy w środę wieczorem

Jack zadzwonił do nas i powiedział, że poleci do Paryża z pewną

młodą damą! - oznajmiła Betty.

- W środę? - upewniła się. - Czy dotychczas Jack nie spotykał się

z państwem w towarzystwie... kobiet? - spytała odważnie.

background image

- Ależ skąd! - zaprzeczyła Betty. - Po raz pierwszy w życiu

zamierzał przedstawić nam dziewczynę! Tak się cieszyliśmy. On

nigdy nic nam nie mówi o swoim życiu prywatnym.

Nie dziwię się! - pomyślała Mattie.

- Czy przed środą nie wspominał o tym, że przyleci tu z kobietą?

- spytała, zachęcona otwartością matki Jacka.

- Nie. - Betty pokręciła głową, podekscytowana. - Edward i ja

byliśmy tacy zadowoleni, że cię poznamy! - Uśmiechnęła się ciepło, a

zarazem ze współczuciem.

Mattie odpowiedziała wymuszonym uśmiechem.

Nic nie rozumiała. Przecież Jack potwierdził, że zamienienie

przez nią karteczek przy bukietach doprowadziło do rozpadu jego

relacji z kobietami, którym... zaraz...

Co on właściwie powiedział? - zastanawiała się.

- Wiem, że Jack potrafi być zbyt natarczywy - przyznała Betty.

Wydawała się lekko zawstydzona. - Ma to po ojcu. Nauczyłam się

radzić sobie z tym, ale zajęło mi to chyba kilka lat. Ale poza tym Jack

to bardzo dobry chłopak. Chyba trzeba mu wybaczyć jego wady.

Do głowy Mattie cisnęły się pytania.

- Czy Jack przysyła pani czasem kwiaty? - zapytała.

- Kwiaty? - Betty była zdumiona pytaniem. - Ach, wiem,

kochanie, o co ci chodzi. Musiał ci mówić. Nie, ja naprawdę nie mogę

patrzeć na cięte kwiaty. Uważam, że kwiaty można podziwiać w

naturze. Powinny rosnąć i żyć, a nie umierać powoli w wazonach.

Jack posyła kwiaty swoim siostrom, a mnie zamiast tego kupuje krzak

background image

róży. Wyobraź sobie, że mam już w ogrodzie chyba z pięćdziesiąt

krzaków róż od niego! - wyznała z radością.

- Siostrom? - spytała cicho Mattie.

- Nie mówił ci, że ma siostry? Mam pięcioro dzieci! Jacka i

cztery córki - oznajmiła z dumą Betty. - Jack jest najstarszy, potem

jest Christina, Sally i Cally, to bliźniaczki, a najmłodsza jest...

- Sandy - dokończyła Mattie. - Czyli Alexandra. Christina, czyli

Tina.

- Właśnie! - ucieszyła się Betty. Mattie była zaszokowana. - Nie

wiem, czy wiesz, że Sandy wychodzi za mąż po raz drugi -

kontynuowała Betty. - Niestety jej pierwszy mąż okazał się okropnym

człowiekiem. Cieszymy się, że znowu jest szczęśliwa.

Cztery kobiety, dla których Jack zamówił u Mattie bukiety

kwiatów, były jego siostrami! Nie do wiary!

Faktycznie nigdy nie przyznał, że miał cztery kochanki. Ale

oszukał Mattie, aby ją przekonać, żeby pojechała z nim do Paryża.

Nikogo wszak nie zastępowała. Dlaczego Jack ją okłamał?

Szantażował ją! A przed swoją rodziną udawał, że żyje spokojnie i

przyzwoicie.

Mattie była rozzłoszczona. Ale nie miała już zamiaru wyjeżdżać.

- Powinnam chyba wrócić do hotelu - powiedziała. -

Przepraszam. A może zdołamy jakoś z Jackiem wyjaśnić sobie

wszystko? - Uśmiechnęła się lekko.

- Och, oby się wam udało! Mam wielką nadzieję, że tak będzie! -

Betty rozpromieniła się. - Mój mąż i córki tak bardzo pragną panią

background image

poznać! - Znowu przeszła na „pani”. Nie chciała być niegrzeczna.

Mattie poczuła się nagle zawstydzona. Ale to przecież Jack

powinien się wstydzić. Jego matka była niezmiernie ciepłą, otwartą i

miłą osobą. Jeśli ojciec Jacka i jego siostry były podobne do Betty,

Jack różnił się od nich na niekorzyść. Oszukiwał najbliższych, którzy

naprawdę chcieli dla niego jak najlepiej.

- Nie zastanie pani Jacka w hotelu - poinformowała Betty. -

Pojechał na lotnisko po męża Tiny, mojej najstarszej córki. Jak pani

wie - matka Jacka posmutniała - Tina przyjechała wczoraj wieczorem

i oznajmiła nam, że porzuciła Jima, swojego męża. Niestety Tina

zawsze była w gorącej wodzie kąpana. - Betty pokręciła głową. - Tym

razem przeszła samą siebie! Jim to taki sympatyczny młody człowiek!

A zatem kiedy Mattie wymykała się z apartamentu, Jacka już w

nim nie było? Pewnie dlatego chciał koniecznie porozmawiać z nią w

nocy. Wiedział, że rano pojedzie na lotnisko i obawiał się, że podczas

jego nieobecności Mattie opuści hotel i więcej się tam nie pojawi.

Mattie wracała jednak do hotelu.

Jack mógł jedynie martwić się o jej zachowanie na przyjęciu i

później. Skoro kilka dni ją oszukiwał, niech sam się dowie, jak to jest

być wodzonym za nos.

- Jestem pewna, że Tina i Jim się pogodzą - odezwała się Mattie,

aby pocieszyć Betty. - Atmosfera Paryża powinna im w tym pomóc.

- Pewnie masz rację, kochanie... - Betty ponownie przeszła na

„ty”. - Cieszę się, że zrezygnowałaś z wyjazdu.

Mattie przez chwilę wstydziła się, że zamierzała opuścić Jacka

background image

bez jego wiedzy i zgody. Jednak to on powinien się był wstydzić.

Może nie miał obowiązku mówić jej, że cztery kobiety, którym polecił

posłać kwiaty, były jego siostrami, ale jak mógł od początku

sugerować swoim rodzicom, że Mattie jest jego sympatią?

Skoro nigdy nie przedstawiał rodzinie żadnych kolegów ani

koleżanek, jego rodzice musieli zrozumieć jego intencje tylko w jeden

sposób. Jack z pewnością był tego świadom.

Ale przynajmniej nie był kobieciarzem, jak wcześniej zdawało

się Mattie.

- Czy mogłybyśmy zachować w sekrecie naszą rozmowę? -

poprosiła. - Chyba Jack nie byłby zadowolony z tego spotkania o

poranku. To znaczy... oczywiście powiem mu, że się spotkałyśmy...

ale nie będę wspominała, że mówiłyśmy o... jego charakterze.

- Na pewno by się rozzłościł - przyznała Betty. - Ja też nie

zamierzam relacjonować mu naszej wymiany zdań na temat jego

osoby. Cieszę się, że mogłyśmy porozmawiać. Miałam na to wielką

ochotę, kiedy zobaczyłam panią wychodzącą z hotelu. Dlatego zaraz

wyszłam za panią. - Uśmiechnęła się. - W takim razie... do zobaczenia

wieczorem!

- Do zobaczenia. - Mattie wstała i pożegnała się z Betty. -

Dziękuję. - Ruszyła z powrotem do hotelu.

Co on sobie wyobraża? - myślała o Jacku.

Cóż, widocznie siostra jego przyszłego szwagra, Sharon,

rzeczywiście mu się naprzykrza, a on nie chce mieć z nią do

czynienia.

background image

Ale czy nie przyszło mu do głowy, jakie nadzieje rozbudzi w

rodzicach, kiedy pojawi się na rodzinnym przyjęciu z potencjalną

narzeczoną...?

Jack chyba nie przemyślał dostatecznie tego aspektu sprawy.

Czy uczucia rodziców i samej Mattie mogły mu być całkiem

obojętne?

Jeśli tak, Mattie zamierzała odpłacić mu pięknym za nadobne!

ROZDZIAŁ ÓSMY

- Mattie, obawiałem się, że... - Jack umilkł ze zdumieniem,

ponieważ objęła go i uniosła głowę w wyraźnym oczekiwaniu na

pocałunek. - Co ty wyprawiasz? - spytał.

- Myślałam, że lepiej okazać ci nieco uczucia, na wypadek

gdybyśmy nie byli sami - odpowiedziała, cofnąwszy się.

Zajrzała wymownie do salonu. Widziała już wcześniej, że był

pusty, bo zerknęła doń przez uchylone drzwi sypialni. Czekała w

napięciu na Jacka wracającego z lotniska.

- Świetny pomysł - mruknął. - Tylko nie w tym momencie. -

Przesunął dłonią po włosach. - Jestem trochę zmęczony.

Mattie przyjrzała mu się uważnie. Rzeczywiście wydawał się

zmęczony. Pewnie próba rozwiązania kryzysu małżeńskiego

popędliwej siostry i jej męża wycisnęła na Jacku swoje piętno.

- Nie masz ochoty na karesy? - zaproponowała Mattie. - A może

chcesz, żebym zamówiła lunch? Weź prysznic i odpocznij - poradziła.

background image

Jack

był

zdumiony

jej

mimo

wszystko

przyjaznym

zachowaniem. Właśnie o to chodziło Mattie. Po tym, co stało się w

nocy, nie spodziewał się, że zastanie ją w hotelu i że będzie chciała z

nim rozmawiać.

A ona chciała wywrzeć na nim wrażenie, że po romantycznej

kolacji na statku i przerwanym pocałunku oczekuje teraz od niego

poważnego zaangażowania.

Jack powinien się tym przerazić.

- Odebrałam z recepcji wiadomość, którą dla mnie zostawiłeś -

powiadomiła.

Gdy wróciła do hotelu, podano jej kopertę z kartką od Jacka.

Niewiele napisał:

„Pojechałem na lotnisko. Koniecznie zaczekaj, aż wrócę. Jack”.

Czy on uważał, że może wydawać jej polecenia?

- Rozumiem - odpowiedział. - Pewnie...

- Zamówić lunch? - przerwała mu Mattie, podnosząc słuchawkę

telefonu. - Wcześniej zamówiłam sobie kanapkę. Była pyszna!

- W takim razie ja również poproszę kanapkę - oznajmił Jack.

Czuł się odrobinę zdezorientowany.

- Spotkałam rano twoją matkę - poinformowała niby od

niechcenia Mattie, siadając z telefonem w ręku w jednym z głębokich

foteli. Łączyła się z recepcją. Jednak ukradkiem zerknęła na Jacka -

był zaskoczony.

- Spotkałaś moją mamę? - upewnił się. - Co...

- Halo, recepcja? - spytała głośno. - Poproszę jedną kanapkę

background image

klubową. - Zasłoniła mikrofon i szepnęła do Jacka: - Napijesz się

czegoś?

- Chyba potrzebna mi duża, mocna kawa - westchnął.

Zamówiła kawę i odłożyła słuchawkę. Spojrzała na zegarek.

- Niestety muszę wyjść - oznajmiła. - Zamówiłam sobie dłuższą

wizytę w salonie piękności na dole. Chcę wyglądać wieczorem

najlepiej, jak tylko będę mogła.

- Mattie... - odezwał się.

Był coraz bardziej zdumiony.

- Na twoim miejscu przespałabym się trochę po zjedzeniu

lunchu. - Mattie nie dawała mu dojść do słowa. Wzięła torebkę. -

Wyglądasz na wyczerpanego, chyba brakuje ci snu.

- A ty najwyraźniej jesteś pełna energii i tak radosna, jakby nic

złego nie zaszło - mruknął.

- A nie powinnam? - odpowiedziała z uśmiechem. - Jesteśmy w

Paryżu, spędzę popołudnie w salonie piękności luksusowego hotelu,

wieczorem czeka nas uroczysty obiad w uroczej restauracji na Wieży

Eiffla... Żyć, nie umierać!

Jack zmarszczył brwi.

- Ale minionej nocy... - zaczął.

- Z pewnością poradziłeś sobie z tym, co stało się w nocy -

przerwała Mattie. - W końcu to mnie spodziewają się wieczorem twoi

najbliżsi, prawda? - Wybacz, muszę już iść. - Zerknęła na zegarek i

pobiegła do drzwi. - Twoja mama jest cudowna! - rzuciła na

odchodnym.

background image

Ha! - pomyślała, znalazłszy się za drzwiami. I kto teraz czuje się

niezręcznie? Z triumfującą miną zjechała windą na pierwsze piętro,

gdzie znajdował się salon piękności. Niech teraz Jack nie wie, co się

wokół niego dzieje! - myślała. Będzie miał się z pyszna!

Możliwie najdłuższą wizytę w salonie piękności Mattie

zamówiła przede wszystkim dlatego, aby uniknąć pytań, jakie bez

wątpienia cisnęły się Jackowi na usta. Zamierzała zabawić się jego

kosztem, półleżąc w rozkładanym fotelu kosmetycznym i oddając się

przyjemnym

zabiegom

fryzjerki,

stylistki,

kosmetyczki

i

manikiurzystki. Jednocześnie będzie to okazja do miłego odpoczynku.

Bylebym się tylko zanadto nie przyzwyczaiła - pomyślała,

patrząc, jak manikiurzystka maluje jej paznokcie. We wtorek wracam

do pracy w Londynie.

Powrót do Londynu wiązał się z zakończeniem krótkiej i

przypadkowej znajomości z Jackiem. Niestety! - westchnęła w duchu.

Cóż mi po satysfakcji, że dostarczę Jackowi trochę stresu?

Przecież była w nim zakochana.

Ogarnęło ją rozdrażnienie. Nadal pozostawał dla niej zagadką.

Nagle tok jej myśli przerwały urywki rozmowy, jaką prowadziły

ze sobą dwie znajdujące się obok klientki salonu.

- Rodzice tak się cieszą z tego, że Tina spodziewa się dziecka! -

oznajmiła jedna z kobiet.

- Tina też się cieszy - odparła druga. - Oczekiwała po prostu od

Jima bardziej spontanicznej, żywszej reakcji na tę radosną

wiadomość. Nie spodobał jej się jego żart, kiedy stwierdził tylko, że

background image

nadchodzącego Bożego Narodzenia nie spędzą na nartach! Ale

przecież Jim ma specyficzne poczucie humoru. Kiedy Tina się

uspokoi, na pewno zrozumie, że chciał ją tylko rozbawić.

- U wielu kobiet ciąża powoduje emocjonalne rozchwianie -

skomentowała pierwsza z rozmawiających. - Pamiętasz, co się działo,

kiedy sama byłaś w ciąży albo kiedy ja byłam?

Mattie zerknęła w bok. Ze swojego miejsca nie widziała dobrze

dwóch kobiet, których rozmowę słyszała, jednak zdołała stwierdzić,

że są do siebie bardzo podobne. Musiały być siostrami Jacka,

bliźniaczkami Sally i Cally.

Były również bardzo podobne do Jacka, obie miały ciemne

włosy i ciemne oczy.

- Zastanawiam się, jaka jest dziewczyna Jacka - odezwała się

nagle bliźniaczka siedząca po lewej. - Wszyscy chyba bardziej się

ekscytują możliwością poznania jej niż zaręczynami Sandy, a nawet

sytuacją Tiny!

Serce Mattie przyspieszyło rytm.

- Mama mówi, że to czarująca młoda osóbka - odpowiedziała

bliźniaczka po prawej. - Ogromnie sympatyczna. Zupełnie nie robi

wrażenia kogoś, kto szuka męża z dużymi pieniędzmi. Całe szczęście!

- Tak. Jack jest taki dobry! Mógłby przymknąć oko na zbyt

wiele, a potem ciężko tego żałować.

Czyżby Jacka można było aż tak łatwo wyprowadzić w pole, tak

łatwo zranić? - zdumiała się Mattie. Najwyraźniej poznała go od innej

strony.

background image

- Mama zapewnia, że to dobra, otwarta dziewczyna - ciągnął

głos z prawej. - Ale mama uznałaby za czarującą każdą dziewczynę, z

którą postanowiłby się ożenić Jack! My zresztą także. Jeśli on kogoś

wybierze, bez wątpienia będzie to sympatyczna osoba.

Mattie miała już dość podsłuchiwanej rozmowy.

Nie dziwiła się, że siostry Jacka plotkują na jej temat. W końcu

na ich miejscu byłaby równie ciekawa sympatii brata, który od dawna

nikogo rodzinie nie przedstawił.

Niepokoiło ją, że rodzice i siostry Jacka mogą postrzegać ją jako

potencjalną łowczynię fortun. Aby nie uznali Mattie za kogoś takiego,

musiała podczas wieczornego obiadu zachowywać się zupełnie

inaczej, niż zamierzała.

- Dziękuję - powiedziała do manikiurzystki, gdy kobieta

skończyła malować jej paznokcie. - Chciałabym zapłacić.

Wizyta w luksusowym salonie piękności będzie dla niej

ogromnym wydatkiem, lecz po tym, co przed chwilą usłyszała, nie

zamierzała pozwolić, by płacił za nią Jack. Nawet gdyby następny

miesiąc miała przeżyć o chlebie i wodzie.

Kiedy wychodziła, Sally i Cally powiodły za nią spojrzeniem.

Nie mogły jednak wiedzieć, na kogo patrzą. Mattie pożałowała nagle,

że nie wyjechała rankiem z Paryża.

Jack i jego siostry byli bardzo atrakcyjni z wyglądu. Matka także

była zadbana; bez wątpienia była kiedyś bardzo piękną kobietą.

Również ojciec Jacka musiał być przystojnym i bardzo eleganckim

starszym panem. Mattie pomyślała, że będzie się czuła pomiędzy nimi

background image

jak brzydkie kaczątko.

Ależ głupi pomysł miał Jack, żeby mnie tu sprowadzić i

przedstawić im jako swoją przyszłą narzeczoną! - myślała. Było

oczywiste, że rodzina Jacka odbierze jej pojawienie się jako ważną

deklarację z jego strony. Jak mógł nie wziąć tego pod uwagę?!

Mattie wyszła z hotelu i ruszyła pod Wieżę Eiffla. Rozmyślała.

Z jednej strony chciała zemścić się na Jacku za to, że ją oszukał, z

drugiej nie chciała robić przykrości jego rodzinie ani też pozostawić

go samego, co doprowadziłoby do kompromitacji Jacka przed

najbliższymi.

Nie, Mattie nie mogła wyrządzić im wszystkim takiej krzywdy.

Nie była aż tak podstępnym i porywczym człowiekiem, a i wszyscy

Beauchampowie wydawali się dobrymi, miłymi ludźmi. Jack też nie

był taki zły.

Usiadła na trawniku na Polach Marsowych, zastanawiając się, co

robić. Wprawiła Jacka w zakłopotanie. Na pewno musiał być

zaniepokojony jej dzisiejszym zachowaniem.

Postanowiła w końcu, dla dobra Jacka i jego najbliższych, że

odegra podczas kolacji rolę uczciwej, skromnej, zakochanej w nim

dziewczyny.

- Wyglądasz wprost oszałamiająco! - ocenił Jack, kiedy krótko

po dziewiętnastej Mattie wróciła wreszcie do apartamentu. W jego

oczach widać było szczery zachwyt.

Miała na sobie drugą z dwóch wieczorowych sukienek, jakie

background image

kupiła w minioną sobotę - ta była kremowa, koronkowa, miała krótkie

rękawy i sięgała do kolan. Jasna sukienka podkreślała ciemny odcień

pięknie ułożonych, błyszczących włosów Mattie.

- Dziękuję - powiedziała z uśmiechem, bardzo zadowolona.

Jack chyba rzeczywiście trochę odpoczął i wziął prysznic,

ponieważ wyglądał teraz świeżo i uroczo. Ponownie miał na sobie

czarny smoking i białą koszulę.

Był taki przystojny i męski, że Mattie aż zakręciło się w głowie.

- Mattie, zanim tam pójdziemy, chciałbym z tobą poroz...

- Twoja mama telefonowała, kiedy spałeś - przerwała mu Mattie.

- Odebrałam, żeby cię nie budzić. - Jack uniósł brwi. Mattie nie

wiedziała, co pomyślałaby matka Jacka, gdyby stwierdziła, że

mieszkają z Mattie w tym samym apartamencie. - Piętnaście po

siódmej mamy spotkać się wszyscy w barze. Napijemy się drinka, a

potem razem pójdziemy w stronę Wieży Eiffla.

- Naprawdę? - spytał Jack, znowu zdezorientowany.

- Tak - potwierdziła, ruszając do drzwi. - Już pora zjechać do

baru. - Popatrzyła na niego wyczekująco.

- Miałem nadzieję, że porozmawiamy wczoraj w nocy...

- Przerwała nam bardzo niegrzecznie kobieta! - przypomniała

Mattie.

- To prawda. Jednak zanim zobaczysz moich bliskich, muszę ci

coś powiedzieć.

- Możesz to zrobić po drodze - zaproponowała, wychodząc na

korytarz.

background image

I tak wiedziała wszystko, co chciał jej oznajmić. W

rzeczywistości wcale nie zamierzała dopuścić go do słowa.

Przy jego rodzinie miała zamiar zachowywać się grzecznie, ale

na razie nie potrafiła jeszcze zrezygnować z zemsty. Chciała zobaczyć

przerażenie na twarzy Jacka, kiedy staną oko w oko z Tiną i jego

pozostałymi siostrami, i jego głębokie zdumienie, gdy okaże się, że

Mattie wie, kim one są w rzeczywistości.

Jack wyszedł na korytarz i przytrzymał Mattie za łokieć, aby szła

trochę wolniej.

- Mattie! - zaczął podekscytowany. - Słuchaj, jeszcze nie miałem

okazji powiedzieć ci, że...

- Jack, Mattie! Zaczekajcie! - odezwał się zza ich pleców głos

Betty Beauchamp.

Mattie omal nie wybuchnęła śmiechem, widząc minę Jacka.

Biedak, właśnie się zorientował, że nie zdąży w porę wyznać Mattie

bardzo ważnych rzeczy! Niemal mu współczuła.

Odwróciła się, aby uśmiechnąć się do Betty, i nagle aż zamarła

na widok jej męża. Edward Beauchamp był uderzająco podobny do

syna. Miał prawie identyczną twarz, podobną figurę, był tego samego

wzrostu - tylko o mniej więcej czterdzieści lat starszy od Jacka.

Niezwykle elegancka para - pomyślała Mattie.

Twarz Edwarda robiła wrażenie oblicza dostojnego, wysoko

urodzonego człowieka.

- To jest Mattie, a to Edward, mój mąż - powiedziała miłym

tonem Betty.

background image

Miała na sobie długą, czarną suknię z cekinami, w której

wyglądała jak królowa.

Mattie i Edward uścisnęli sobie dłonie.

- Cieszę się, że mogę panią poznać - odezwał się na powitanie

Edward.

- Jest nam ogromnie miło - potwierdziła radośnie Betty, ujmując

Mattie pod rękę i ruszając z nią przodem. Betty Beauchamp była

wesołą, pełną energii kobietą i łatwo nawiązywała kontakt z ludźmi. -

Dziewczyny są wściekłe, że je uprzedziłam i zdążyłam cię już poznać

- zdradziła konspiracyjnym szeptem, zadowolona z siebie.

Jack nie mógł tego słyszeć. Z pewnością wciąż ogromnie się

niepokoił.

Mattie zastanawiała się, czy jednak nie postępuje z nim okrutnie.

Pocieszała się, że jeszcze tylko kilka minut, a potem wszystko

się wyjaśni i Jack powinien się uspokoić.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Czy mógłbym zamienić z Mattie kilka słów na osobności? -

spytał w końcu Jack, kiedy zbliżali się do hotelowego baru.

Mattie odwróciła głowę. Jack miał niewyraźną minę. Mattie

puściła więc Betty, zaczekała na Jacka i ujęła go pod rękę.

- Mam nadzieję, że po dzisiejszej kolacji będziemy mieli

mnóstwo czasu, żeby porozmawiać o wszystkim - powiedziała.

- Ale... - zaczął Jack.

background image

Wyraźnie drżał.

- Dziewczyny będą bardzo rozczarowane, jeśli każecie im na

siebie czekać - powiedziała Betty.

Zupełnie jakby była ze mną w spisku - pomyślała Mattie.

- Chodź, synu - odezwał się Edward, wesoło klepiąc Jacka po

plecach. - Wiesz, jakie są te nasze panie.

- Chodźmy, Jack - zachęciła Mattie. - Wszystko będzie dobrze.

W barze siedziały już wszystkie cztery siostry Jacka.

Sandy żartowała z wysokim brunetem, wpatrując się w niego z

miłością. To musiał być Thom, jej nowy narzeczony.

Tina dyskutowała z mężczyzną nieco przysadzistej budowy.

Musiał to być Jim, jej trochę mało wrażliwy mąż.

Sally siedziała w towarzystwie wysokiego blondyna.

Mąż Cally był również wysoki, miał rude włosy, wyglądał na

Szkota. Obok siedziała para starszych ludzi, zapewne byli to rodzice

Thoma.

Mattie nie zauważyła natomiast dziewczyny, która mogłaby być

Sharon. To jej zalotów tak bardzo obawiał się Jack.

Na widok wchodzących ustały rozmowy.

Jack ścisnął dłoń Mattie - musiał bardzo się denerwować. Czego

się po mnie spodziewa? - dziwiła się. Nawet gdybym nie wiedziała,

kim są Tina, Sandy, Cally i Sally, nie zrobiłabym przecież sceny przy

nich wszystkich, przy rodzicach Jacka. Czy nie jest o tym

przekonany?

Najwyraźniej nie był.

background image

- Nie denerwuj się, Jack, wszystko w porządku - szepnęła, aby

go uspokoić. - Przedstaw mnie, proszę.

- Szkoda, że nie pozwoliłaś mi wyjaśnić... - zaczął.

- Zrobisz to później - przerwała mu kolejny raz. - Naprawdę nie

musisz się niepokoić.

- Cześć wszystkim! - odezwał się nagle z tyłu przesadnie

modulowany, aksamitny kobiecy głos. - Mam nadzieję, że się nie

spóźniłam?

Jack zesztywniał. Mattie zerknęła na niego z niepokojem, po

czym odwróciła się, żeby zobaczyć nowo przybyłą.

Była wysoką brunetką o bujnych włosach sięgających aż do

pasa. Włożyła na ten wieczór krótką, dopasowaną sukienkę w kolorze

fioletowym. Miała pełną, delikatną twarz porcelanowej lalki,

ciemnoniebieskie oczy i niemal nienaturalnie długie rzęsy.

Czy to była siostra Thoma?

Musiała to być Sharon. Najwyraźniej zwróciła się do rodziny

Beauchampów oraz własnej. Jack chce, abym broniła go przed

zalotami takiej kobiety? Mattie nie posiadała się ze zdumienia.

Spojrzała na Jacka. Jeśli tak, z pewnością nie jest kobieciarzem -

myślała. Wszyscy bowiem inni mężczyźni, jacy siedzieli w barze,

otwarcie wpatrywali się w Sharon, podziwiając jej urodę. Sharon,

trajkocząc i śmiejąc się, witała się z Sandy, Thomem, siostrami Jacka i

ich mężami. Mimo to widać było, że rzuca ukradkowe spojrzenia

właśnie na Jacka.

W końcu znalazła się przed nim i powiedziała:

background image

- Cześć, Jack.

- Cześć - odparł beznamiętnie, grzecznie skłaniając głowę.

- Nie bądź taki sztywny, teraz wszyscy jesteśmy jedną wielką

rodziną! - odpowiedziała, zmysłowo modulując głos, i natychmiast

rzuciła się Jackowi na szyję, całując go w usta.

Zaskoczony, puścił dłoń Mattie. Oparł dłonie na obnażonych,

smukłych, opalonych ramionach Sharon i delikatnie, ale stanowczo

odsunął ją od siebie.

Sharon nie ustępowała.

- Jak się cieszę, że znowu cię widzę! - oznajmiła znacząco, po

czym ujęła go pod rękę.

Mattie miała ochotę wydrapać Sharon oczy. W każdym razie

takie sformułowanie przyszło jej na myśl. Jak ona śmie patrzeć na

Jacka takim wzrokiem?! - myślała gniewnie. Zachowuje się, jakbym

nie istniała. Na nikogo innego już nie zwraca uwagi, tylko na Jacka!

Jack nie robił nic, co mogłoby zachęcić Sharon do takiego

zachowania. Po prostu stał nieruchomo. Ale ona najwyraźniej

wiedziała, czego chce. Jak najbardziej zbliżyć się do niego.

Czyżby naprawdę nie miał ochoty bliżej poznać tej dziewczyny?

A może tylko tak mówi? Chociaż jaki sens miałoby wówczas

sprowadzanie mnie tutaj na ten weekend, kiedy miałby okazję bawić

się z Sharon? - myślała Mattie.

- To moja przyjaciółka, Mattie Crawford - oznajmił głośno Jack,

obejmując ją w pasie i przysuwając lekko do siebie. - A to Sharon

Keswick, siostra Thoma.

background image

- Tak mnie przedstawiasz: „siostra Thoma”? - odpowiedziała z

oburzeniem Sharon. - Miałam nadzieję, że jestem dla ciebie kimś

więcej niż tylko „siostrą Thoma”! - Spojrzała gniewnie na Mattie. -

Cześć, Mandy - powiedziała, podając jej niechętnie dłoń.

- Mam na imię Mattie. - Była pewna, że Sharon celowo

niewłaściwie wymówiła jej imię.

- Czy my się już spotkałyśmy? - spytała Sharon, w której nagle

obudził się duch współzawodnictwa. - Znasz może...

- Może przynieść ci szampana, Sharon? - przerwał grzecznie

Edward.

- Wybaczcie, kochani, chciałbym przedstawić Mattie reszcie

rodziny - wtrącił Jack, wykorzystując okazję.

A jeszcze przed kilkoma minutami tak bardzo bał się

przedstawić Mattie najbliższym!

- Słusznie. - Mattie kiwnęła głową. - Z pewnością jeszcze dziś

porozmawiamy - powiedziała chłodno do Sharon.

- Bez wątpienia - odparła lodowatym tonem Sharon.

Uśmiechnęła się do Edwarda i wzięła od niego kieliszek

szampana.

- O rety! - szepnął Jack do Mattie, kiedy odeszli parę kroków. -

Teraz rozumiesz, o co mi chodzi?

Mattie nie była pewna, o co naprawdę chodzi Jackowi. Choć

było oczywiste, że Sharon ogromnie się nim interesuje, a on stara się

jej unikać. Mattie była jednak również przekonana, że między nimi

jest jeszcze coś. Może tych dwoje łączyła jakaś wspólna przeszłość?

background image

W każdym razie poznanie Sharon było dla Mattie tak przykre, że

zepsuło jej humor na cały wieczór. Przedtem podejrzewała chwilami,

że może żadna Sharon nie istnieje, że Jack wymyślił tę postać w

ramach niecodziennej gry, jaką prowadził z Mattie. Gdyby tak było,

zaproszenie Mattie do Paryża miałoby inny cel, niż twierdził.

Jednak Sharon była kobietą z krwi i kości, i to jaką kobietą!

Mattie poczuła się jak brzydkie kaczątko pośród łabędzi. Zwłaszcza

obecność Sharon nie pozwalała Mattie spokojnie cieszyć się

uroczystym wieczorem.

- Nie wiem, o co ci naprawdę chodzi - powiedziała do Jacka. -

Czy może o to, że Sharon jest niezwykle piękna?

- Cóż, jest piękna... - przyznał niechętnie.

Mattie zjeżyła się. Mógłby chociaż skłamać, spróbować jakoś

umniejszyć w słowach olśniewającą urodę Sharon.

- I masz z tym kłopot? - spytała gniewnie.

Jack pokręcił głową.

- To zbyt skomplikowane, żebym wytłumaczył ci w tej chwili.

- Możesz wyjaśnić mi w prostych, krótkich zdaniach - poradziła.

- Bez wątpienia je zrozumiem.

Jack popatrzył na nią z niepokojem.

- Mattie... - zaczął.

- Nie teraz - ucięła i zmusiła się do uśmiechu, ponieważ stali

naprzeciw sióstr Jacka oraz towarzyszących im mężczyzn. - Przedstaw

mnie swoim siostrom: Tinie, Sally, Cally i Sandy - powiedziała.

Jack spojrzał na nią zaskoczony. Jak przewidziała, był

background image

oszołomiony tym, że Mattie wie, kim są kobiety o wymienionych

przez nią imionach. Nie rozbawiło jej to jednak. Już nic jej w tej

chwili nie bawiło.

- Nie stój tak - powiedziała. - Twoje siostry i ich mężowie

czekają, aż podejdziemy i przywitamy się z nimi.

Dobrze, że Sharon się pojawiła, bo przypomniało to Mattie, po

co Jack zabrał ją ze sobą do Paryża. Inaczej mogłaby naiwnie

podejrzewać, że to dlatego, że mu się spodobała.

Jack wprawdzie był dla niej miły i naprawdę dbał o to, żeby się

nie nudziła, ale nie wspominał słowem o tym, by poważnie się nią

zainteresował. Jeśli jego dziwne spojrzenia odebrała jako

zobowiązującą deklarację, a co gorsza, zakochała się w Jacku, była to

jej własna wina. I naiwność.

- Wiesz, że to moje siostry... - szepnął w końcu.

Widać było, że jest zdezorientowany.

- Oczywiście.

- Ale skąd...? W jaki sposób się dowiedziałaś?

- Rozmawiałam rano z twoją mamą. Czy często zdarza ci się

tracić rezon w towarzystwie?

- Słucham?

- Zaniemówiłeś. Stoisz jak słup soli - drażniła się z nim Mattie.

- Od samego rana wiesz, że cztery kobiety, którym... - zaczął.

- Kto rano wstaje, nie błądzi - przerwała mu kolejny raz, celowo

mieszając dwa przysłowia.

- Dziwne... - mruknął sam do siebie. - Rozmawiałem z mamą po

background image

południu i nie wspominała mi o tej części waszej rozmowy.

Widocznie kiedy Mattie zjechała do salonu piękności, Jack

poszedł porozmawiać z matką.

- Twoja mama nie wie, że myślałam, że Tina, Sally, Cally i

Sandy nie są twoimi siostrami. - Mattie uśmiechnęła się szeroko.

- No tak... To dlatego byłaś tak nieoczekiwanie miła, kiedy

wróciłem z lotniska. Bawisz się moim kosztem.

- To ty rozpocząłeś tę grę - odparła.

Nie chciała, żeby Jack domyślił się jej uczuć.

- Jeden do zera dla ciebie - skomentował.

Uśmiechnął się, objął Mattie i ruszył z nią w stronę swoich

sióstr. Siostry Jacka przywitały się z nią serdecznie. Wszystkie

wydawały się ogromnie sympatyczne. Mężczyźni również byli

przyjaźnie nastawieni.

Mattie cieszyła się, że została tak ciepło przyjęta. Od razu

poczuła się lepiej. Co ciekawe, także i Thom, brat Sharon, odniósł się

do Mattie bardzo życzliwie. Robił wrażenie czarującego człowieka.

Widocznie nie był podobny do siostry.

- Pasujecie do siebie - powiedział - ale czy Mattie już wie, że

jesteś pracoholikiem? - Drażnił się w ten sposób z Jackiem.

- Może teraz, kiedy poznałem Mattie, nie będę takim

pracoholikiem jak dawniej - odparł Jack, przytulając Mattie znacząco.

- A czy ona wie, że kiepsko grasz w golfa? - dorzucił ze

złośliwym uśmiechem Ian, mąż Cally. Faktycznie był Szkotem.

- Wolę sporty uprawiane w zamkniętych pomieszczeniach -

background image

odpowiedział Jack.

- Hm, ale czy Mattie zdaje już sobie sprawę, że chrapiesz? -

odezwał się z kolei Jim. - Auu! - zawył, kiedy Tina mocno kopnęła go

w kostkę.

Mattie powstrzymała wybuch śmiechu. Jim i Tina byli dość

specyficzną parą.

- Ogromnie was przepraszam za to, w jaki sposób wpadłam na

was wczoraj w nocy, rujnując wam wieczór - powiedziała Tina. - Nie

wiem, co sobie o mnie pomyślałaś, Mattie. Byłam w tak okropnym

stanie! I przetrzymałam Jacka parę godzin w swoim pokoju, płacząc

mu w rękaw... - wyznała.

Nic dziwnego, że kiedy wrócił z lotniska, był wyczerpany.

- Nie przejmuj się - pocieszyła ją Mattie. - Po to ma się braci,

żeby było komu zwierzyć się z kłopotów. Cieszę się, że już się

pogodziliście. Słyszałam, że spodziewacie się dziecka. Gratuluję! -

Mattie uśmiechnęła się do obojga małżonków.

- Dziękuję ci - odpowiedziała Tina. - Niestety, mój mąż zbyt

często najpierw coś mówi, a dopiero potem myśli - dodała, po czym

przytuliła się do Jima, uśmiechając się do niego czule.

- A ja sądziłem, że po prostu jest dla ciebie niedobry... -

skomentował żartobliwie Jack.

- Przestańcie, dobrze? - mruknął lekko zniecierpliwiony Jim.

- Dopiero zaczynamy - odpowiedział Jack, mrugając do niego

porozumiewawczo.

- Czas ruszyć na przyjęcie - zarządziła nagle głośno Betty. -

background image

Chodźmy, kochani!

Przez poprzednie kilka minut rozmawiała wraz ze swoim mężem

z rodzicami Thoma i Sharon. Także i państwo Keswickowie wydawali

się bardzo mili. Robili wrażenie zwykłych ludzi - oboje byli niscy i

mieli nadwagę.

Mattie zastanawiała się, jak to możliwe, żeby Sharon była ich

dzieckiem. Odróżniała się od reszty rodziny nie tylko urodą, ale i

charakterem.

- O czym jeszcze rozmawiałyście z moją mamą? - spytał Mattie

Jack, kiedy ruszyli razem w stronę Wieży Eiffla. - Wspomniała ci o

moich czterech siostrach, wymieniając ich imiona. Musiała również

powiedzieć ci o ciąży Tiny...

- Twoja mama jest bardzo otwartym człowiekiem - odparła

wymijająco Mattie.

- W przeciwieństwie do mnie - przyznał z kwaśną miną.

Bardzo niewiele o sobie mówił, choć nie był milczkiem ani

człowiekiem zamkniętym w sobie. Mattie rozmawiało się z nim tak

dobrze, że musiała uważać, żeby mimowolnie nie zdradzić, że się w

nim zakochała.

- Miło znowu cię widzieć, Jack! - Mattie usłyszała donośny głos

zbliżającej się Sharon. Sharon ostentacyjnie ujęła Jacka za ramię. -

Mam nadzieję, że nam wybaczysz, Mandy - mruknęła do Mattie,

uśmiechając się nieszczerze. - Jesteśmy z Jackiem dobrymi

znajomymi. Och, Jack - zatrzepotała długimi rzęsami - czy to nie

najbardziej romantyczne miejsce na świecie?

background image

Mattie milczała. Sharon ją zdenerwowała. W dodatku Jack nie

próbował jej zniechęcić ani nakłonić do odejścia.

W restauracji na wieży Sharon szybko usiadła obok Jacka, a

Mattie po drugiej stronie. Była wściekła, chociaż niespecjalne

zdziwiona zachowaniem rywalki.

Gniewała się zarówno na Sharon, jak i na Jacka.

A także na siebie samą za to, że była taka niemądra i dała się

wplątać w tę farsę.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Nie przejmuj się moją siostrą - odezwał się w pewnej chwili

Thom, który siedział z lewej strony Mattie. - Nie ma się czym

martwić. Naprawdę.

Serce Mattie zabiło mocniej. Uśmiechnęła się sztucznie do

Thoma. Nie zwracała uwagi na widoczne z góry kolorowe światła

Paryża. Ledwie skubnęła pierwsze danie. Wszystko z powodu Sharon.

Jack próbował włączyć Mattie do rozmowy, ale Sharon cały czas

wykazywała inicjatywę, skupiając na sobie uwagę. W dodatku starała

się jak najczęściej wypowiadać głośno zdania zaczynające się od: „A

pamiętasz, Jack, jak razem...” Po każdej takiej wypowiedzi Mattie

miała ochotę krzyczeć.

Co właściwie łączyło Jacka i Sharon? - myślała nerwowo.

Właściwie nie trzeba było długo się nad tym zastanawiać. W takim

razie Jack sprowadził Mattie do Paryża po to, aby...

background image

- On nie zwraca na Sharon uwagi, naprawdę - szepnął znowu

Thom.

Uśmiech Mattie był tym razem kwaśny. Jeśli nawet obecnie

Jackowi nie zależało na Sharon, musiał zwrócić na nią szczególną

uwagę już wcześniej!

- Mówię serio - zapewnił Thom, ściskając przelotnie dłoń

Mattie, by dodać jej otuchy.

Nie odpowiadała, łamała kawałek bagietki. Popatrzyła na

pokruszoną bułkę i otrzepała palce z okruchów.

- W takim razie ciekawe, co robi Jack, kiedy zwraca uwagę na

kobietę! - mruknęła do Thoma.

Jack był wciąż zajęty perorującą Sharon.

- Przyjrzyj mu się, jakim wzrokiem na ciebie patrzy - poradził z

uśmiechem Thom. - Jeszcze nigdy nie widziałem Jacka tak

szczęśliwego i ożywionego jak wcześniej w barze, kiedy

rozmawialiście z nami wszystkimi.

- Naprawdę? - Mattie była zdziwiona. - Myślałam, że Jack

zawsze jest ożywiony i zadowolony z siebie.

- No widzisz! - odparł Thom.

Mattie od początku sądziła, że Jack to człowiek pewny siebie,

cieszący się życiem. Człowiek sukcesu we wszystkich dziedzinach.

I raczej się nie myliła, bo przecież nie zaprosił jej do Paryża ze

względu na nią samą i paryskie atrakcje. Zabrał ją po to, aby chroniła

go przed zalotami Sharon. Jeżeli robi na Thomie wrażenie szczególnie

zadowolonego z mojego towarzystwa - myślała - dowodzi to jedynie,

background image

jak dobrym aktorem jest Jack.

Zresztą i tak większą część wieczoru spędzał na rozmowie z

Sharon. Mattie czuła, że jej obecność w restauracji jest zbędna.

- Dziękuję ci za troskę, Thom, ale nie musisz tak się tym

przejmować. - Uśmiechnęła się. - Nie jesteśmy z Jackiem parą. - Nie

byli nawet dobrymi znajomymi. Mattie wątpiła, żeby po powrocie do

Londynu miała kiedykolwiek okazję zobaczyć Jacka.

- Może w takim razie powinniście nią być - odparł Thom,

wzruszając ramionami.

Mattie popatrzyła na niego ze zdziwieniem.

- Lepiej, żebyście nie popełnili podobnego błędu, jaki

popełniłem z Sandy pięć lat temu - kontynuował. - Spotykaliśmy się

od dłuższego czasu i wiedziałem, że ją kocham, że jest tą jedyną

kobietą, z którą chcę się ożenić. Tylko że jej tego nie powiedziałem.

Wyobraź sobie, że tymczasem pojawił się inny mężczyzna, który

mnie w tym wyprzedził. I pobrali się! - Thom westchnął. - A po

upływie czterech lat ona doszła do wniosku, że popełniła błąd i

rozwiodła się. Dopiero wówczas mogłem powiedzieć jej, co naprawdę

do niej czułem cały czas.

Z nami jest inaczej - pomyślała Mattie. To znaczy, jestem

zakochana w Jacku, ale on we mnie z pewnością nie. Gdybym

wyznała mu miłość, bez wątpienia jasno dałby mi do zrozumienia, że

nie chce ze mną być.

- O czym tak poważnie rozmawiacie? - zainteresował się nagle

Jack.

background image

Wydawał się rozzłoszczony. Czym? Czy tym, że Mattie

rozmawiała z Thomem?

- Opowiedziałem właśnie Mattie - odezwał się szybko Thom -

jak to przed pięcioma laty konkurent sprzątnął mi sprzed nosa Sandy,

ponieważ nie wpadłem na to, aby w porę powiedzieć jej, co do niej

czuję. - Popatrzył na Jacka wyzywająco.

Mattie zaczerwieniła się. Bez wątpienia Jack spyta, jakim

sposobem w ciągu kilku minut rozmowy doszli do tak osobistych

tematów.

- Naprawdę...? - spytał przeciągle Jack, świdrując Thoma

wzrokiem.

- Tak - potwierdził Thom, wytrzymując jego spojrzenie.

Tego tylko brakuje, żeby jeszcze ci dwaj się pokłócili! -

pomyślała Mattie.

- To takie romantyczne, że w końcu Sandy wróciła do Thoma,

prawda? - wtrąciła, nie czekając na rozwój kłótni.

- Kobiety lubią romantyczne wydarzenia - dodał Thom. -

Powinieneś kiedyś to sprawdzić.

Jack spochmurniał.

- To nie takie proste, kiedy ma się taką rodzinę - mruknął.

Ciekawe, o co mu chodzi? - zastanowiła się Mattie. Tymczasem

nieoczekiwanie przyłączyła się do rozmowy Sandy.

- Po tym, jak pomyliłeś dedykacje przy bukietach z kwiatami dla

nas - powiedziała - masz szczęście, że żeńska część twojej rodziny

wciąż ma ochotę z tobą rozmawiać, Jack. Dobrze, że mamy poczucie

background image

humoru. W istocie było to nawet śmieszne. Wiesz, Mattie, Jack posłał

wszystkim siostrom po bukiecie kwiatów, ale omyłkowo pozamieniał

karteczki z imionami. Wyobrażasz sobie?

- Wyobrażasz sobie? - powtórzył Jack, spoglądając surowo na

Mattie, która miała ochotę schować się pod stół ze wstydu.

Thom z zaciekawieniem obserwował jej nieoczekiwaną reakcję.

- To chyba rzeczywiście musiało być zabawne - powiedziała w

końcu.

- Zależy, jak się na to spojrzy - skomentował Jack.

- Mam nadzieję, że nie pomylił imienia na kwiatach dla ciebie,

Mattie - odezwała się znowu Sandy. - Co byś pomyślała, gdybyś

dostała kwiaty z dedykacją dla Sandy, Sally, Cally albo Tiny?

Mattie uśmiechnęła się blado. Sandy nie wiedziała, że Mattie nie

dostała od Jacka żadnych kwiatów, za to słyszała od niego

zawoalowaną groźbę szantażu.

- Daj już biedakowi spokój - poradził jej Thom. -

Porozmawiajmy lepiej o Mattie. Czym się właściwie zajmujesz,

Mattie? Jeszcze nam nie mówiłaś.

- Może Mattie nie zajmuje się niczym - wtrąciła ze złością

Sharon, uznając, że już zbyt długo nie uczestniczy w rozmowie. - W

końcu Jack to bardzo zamożny człowiek! Prawda, kochanie, że jesteś

zamożny? - Popatrzyła zalotnie na Jacka.

- Większość kobiet chce robić coś pożytecznego, Sharon! -

odpowiedział Thom, rzucając siostrze karcące spojrzenie.

- Nie chce mi się pracować - odpowiedziała szczerze.

background image

- Widocznie nie należysz do większości - zakończył Thom, po

czym z powrotem spojrzał na Mattie.

Wiedziała, że nie powinna wspominać, że prowadzi kwiaciarnię.

Siedzący obok ludzie byli zbyt inteligentni, żeby nie skojarzyć

faktów.

- Realizuję różne zlecenia - odpowiedziała wymijająco. - A w

wolnym czasie pomagam mojej mamie prowadzić hotel dla psów -

dorzuciła szybko, zanim ktokolwiek spytał ją o charakter

realizowanych przez nią zleceń.

- A właśnie... jak się miewa Harry? - spytała z troską Sandy.

Widać było, że lubi psa Jacka. Beauchampowie byli naprawdę

sympatyczną rodziną.

- Spytaj Mattie. Harry zamieszkał na ten weekend właśnie w

hotelu jej mamy - wyjaśnił z uśmiechem Jack.

- Dobry pomysł - skomentowała Sandy. - Czy spodobało mu się

to miejsce? - spytała Mattie. - Jack martwił się, że może wcale nie

wyjedzie, bo nie ma z kim zostawić Harry'ego.

- To ty rozmawiałeś wczoraj z moją mamą, Jack - przypomniała

Mattie. Była niezadowolona, że nie zaproponował jej, aby

zatelefonowali do jej matki wspólnie.

- Harry ma dziewczynę - poinformował Jack. - Piękną sukę

labradora, która wabi się Sophie.

- To wspaniale. Zdaje się, że dziewczyn wokół nie brak... -

zaczął z przekąsem Thom, ale rozmowę przerwało nadejście kelnerów

roznoszących drugie dania.

background image

Teraz przy stole rozlegały się tylko słowa zachwytu nad

wyglądem, aromatem oraz wspaniałym smakiem jedzenia.

Całe szczęście, że zapomnieli o rozmowie na temat mojego

zawodu - pomyślała Mattie.

Thom był naprawdę bardzo miłym człowiekiem i dbał, aby

Mattie się nie nudziła, choć jego towarzystwo było dla niej trochę

niewygodne. Zaczynał bowiem podejrzewać, że Mattie i Jack nie są ze

sobą w tak dobrych relacjach, jak wszyscy sądzą. Że mogło zajść

między nimi coś przykrego, czego nikt wokół nie podejrzewa.

I nie mylił się.

Gdyby wiedział, jak niewiele łączy mnie z Jackiem... - myślała

ze smutkiem Mattie.

- Smakuje ci? - spytał ją Jack, gdy spróbowała wyśmienitego

kurczaka.

- Bardzo - odpowiedziała.

Jack westchnął ze smutkiem i szepnął:

- Mattie, co ja mogę zrobić? Musiałbym być w stosunku do niej

niegrzeczny...

Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

- Czy ja coś mówię? - odpowiedziała pytaniem.

- Nie musisz... Widzę, jaka jesteś niezadowolona.

Nie wiedziała, że Jack martwi się jej stanem psychicznym.

Uśmiechnęła się wymuszonym uśmiechem, stwierdziwszy, że

Betty przygląda im się z naprzeciwka okrągłego stołu, z błogą miną.

- Zastanawiałam się, dlaczego właściwie sprowadziłeś mnie

background image

tutaj, skoro tak dobrze się bawisz w towarzystwie Sharon - szepnęła.

- Dobrze się bawię?! - jęknął Jack. - Chętnie bym ją udusił!

Mattie nie była w stanie powstrzymać wybuchu śmiechu.

Jack wyglądał jak bezradny chłopiec.

- Dobrze, że humor choć trochę ci się poprawił - skomentował

Jack, po czym nachylił się i delikatnie pocałował Mattie w usta. -

Uwielbiam, kiedy się śmiejesz - dodał. - To tak jakby nagle wyszło

słońce.

Mattie była zaskoczona i onieśmielona.

Jednak zaraz potem zdała sobie sprawę, że przecież pocałunek

Jacka był gestem aktorskim wobec jego rodziny siedzącej wokół. No i

wobec Sharon Keswisk.

Sharon była bowiem wyraźnie wściekła. Rzuciła Mattie

nienawistne spojrzenie.

- Teraz chyba ci się udało - pochwaliła go Mattie. - Sharon nie

spodobał się ten pocałunek.

- Mattie, nie dlatego... - zaczął Jack, kręcąc głową.

- Uśmiechaj się - przerwała mu. - Twoja mama nas obserwuje.

- Nieważne, co pomyśli sobie moja mama - mruknął.

- Dla mnie to ważne - oznajmiła Mattie. - Bardzo ją polubiłam.

Jack popatrzył na Mattie z szacunkiem, a potem uśmiechnął się i

ścisnął jej dłoń.

- Ona także cię polubiła - powiedział. - Rozmawialiśmy chwilę

przed przyjęciem i...

Mattie była ciekawa, co powiedziała mu o niej jego matka. Nie

background image

zdążyła jednak o to zapytać, ponieważ Edward podniósł się właśnie z

miejsca i wzniósł toast za Sandy i Thoma. Krótką przemowę

zakończył stwierdzeniem, że ma nadzieję, że za trzy miesiące wszyscy

spotkają się w tym samym gronie na weselu.

Za trzy miesiące nie będę znała Jacka ani nikogo z was -

pomyślała ze smutkiem Mattie.

- Dzisiejszy dzień był wyjątkowo nieudany - odezwał się do niej

ponownie Jack. - Może jest coś, na co miałabyś szczególną ochotę

jutro? - Czekając na odpowiedź, zabrał się energicznie do krojenia

steku. Najwyraźniej był w nie najgorszym humorze.

- Podobno mamy wszyscy iść na spacer do Notre Dame -

odpowiedziała za Mattie Sandy. - To będzie rodzinna wycieczka.

Pamiętasz nasze rodzinne pikniki?

- Pamiętam - odpowiedział. - Mrówki w kanapkach i lody z

muchami.

- Jesteś niemożliwy! - skomentowała ze śmiechem Sandy.

Mattie z fascynacją słuchała, jak Jack i Sandy wspominają

wesołe wakacje spędzone z rodzicami i siostrami. Ona nie miała

takich wspomnień. Była jedynaczką, a jej ojciec zmarł, kiedy miała

trzy lata. Całe dzieciństwo spędziła tylko z matką.

Dalsza część kolacji przebiegła na niezobowiązujących

rozmowach w miłej atmosferze. Jackowi udawało się już poświęcać

Sharon znacznie mniej czasu.

Po paru godzinach spędzonych w towarzystwie bliskich Jacka

Mattie czuła się jak nowa członkini wesołego klanu, od razu przez

background image

niego przyjęta i zaakceptowana. Rodzina Beauchampów była

naprawdę wyjątkowa.

Mimo to Mattie raz po raz ogarniał smutek, kiedy przypominało

jej się, że w poniedziałek wróci do Londynu i na tym zakończy się jej

znajomość z tą miłą rodziną. A w szczególności z Jackiem.

Przyjęcie dobiegło końca i wszyscy zjechali windą z wieży.

- Ja i Mattie idziemy na spacer - oznajmił Jack.

- Ho - ho - ho, spacer! - skomentował Jim. Naprawdę nie był

delikatnym człowiekiem.

Jack obejmował Mattie wpół.

- Chyba przejdę się z wami - oznajmiła Sharon, stając z lewej

strony Jacka. - Świeże powietrze dobrze mi zrobi.

Powietrze w restauracji na wieży było wystarczająco świeże. Dla

wszystkich było oczywiste, że Sharon chodzi o co innego.

Jack nie wydawał się zachwycony jej pomysłem.

- Może wszyscy się przespacerujemy? - zaproponowała Cally.

Mattie była jej wdzięczna za tę propozycję. Wolała chodzić nocą

po Paryżu ze wszystkimi niż tylko z nim i okropną Sharon.

- To bardzo dobry pomysł! - skomentowała Betty. - Od lat nie

spacerowaliśmy po Paryżu w świetle księżyca, prawda, Edwardzie? -

Popatrzyła z miłością na męża. Od trzydziestu pięciu lat byli tak samo

mocno w sobie zakochani jak wtedy, kiedy się pobierali.

- Zdaje się, że w wyniku naszego ostatniego nocnego spaceru po

Paryżu został poczęty Jack - przypomniał sobie Edward.

- Powtórka już nam nie grozi - zapewniła Betty.

background image

Pozostali przysłuchiwali się tej rozmowie z rozbawieniem.

- W naszym przypadku nie, ale jeśli chodzi o pozostałe pary,

nigdy nic nie wiadomo - zauważył przytomnie Edward. - No, z

wyjątkiem Tiny i Jima.

- My już mamy dwoje dzieci. To nam wystarczy - oświadczyła

Cally czy też Sally; bliźniaczki były ogromnie podobne do siebie i

jednakowo ubrane.

- Nam wystarczy jedno dziecko - dodała druga.

- Nie patrzcie tak na nas - odezwał się po chwili Jack, obejmując

mocniej Mattie. - Kocham dzieci, zwłaszcza wasze, ale na własne

wolę jeszcze poczekać. Na razie chcę mieć Mattie tylko dla siebie.

- No to ruszajmy! - zarządziła Betty, wciąż czule ujmując

Edwarda za łokieć.

Mattie zaczerwieniła się. Rodzina Jacka była jednak czasem zbyt

bezpośrednia.

- Chciałbyś mieć ze mną dzieci? - spytała cicho Jacka, kiedy szli

na czele grupy.

- Musiałem im coś powiedzieć - odpowiedział wymijająco.

- To był tylko żart...

- Wiem. - Jack obejrzał się z niezadowoleniem. Rodzina nie

zamierzała go opuszczać pomimo późnej pory. - Chyba się

sprzysięgli.

- Słucham?

- Nie odstępują nas na krok. Wczoraj w nocy i dziś w ciągu dnia

zajmowałem się kłopotami Tiny i Jima. Nie mieliśmy czasu dla siebie.

background image

Wydawał się rozzłoszczony. Kąciki ust Mattie zadrżały. Nie

mogła powstrzymać się od śmiechu, kiedy Jack się złościł. Tak

zabawnie i niewinnie wówczas wyglądał. W końcu roześmiała się.

- Co cię tak śmieszy? - spytał zdumiony.

- Ty! - odparła wesoło. - Nie martw się, nikt się przeciw tobie

nie sprzysiągł. - Posmutniała nagle. - Poza tym przecież tylko gramy

przed nimi, czyż nie?

- Tylko gramy... - szepnął niepewnie, jakby sam do siebie.

- Sharon ani trochę się nie speszyła tym, że masz dziewczynę -

dodała Mattie.

- Czy to moja wina?

- Chyba nie moja.

Jack westchnął.

- Rzeczywiście, z pewnością nie twoja - zgodził się. - Wiesz,

przed kilkoma laty popełniłem błąd: spotykałem się z Sharon przez

parę tygodni.

- Nie wspominałeś mi o tym! - Mattie była poruszona, choć po

tym, co działo się w restauracji, domyślała się, że Jacka coś łączyło z

Sharon.

- Nikt nie lubi opowiadać o swoich błędach - tłumaczył się.

- Ja przyznałam się przed tobą do mojego - odparła Mattie.

I do czego to doprowadziło? Znalazła się z Jackiem w Paryżu. I

zakochała się w Jacku.

- Sharon wprawdzie fantastycznie wygląda... - kontynuował.

- Widzę, jak wygląda! - przerwała gniewnie Mattie. Nie miała

background image

ochoty słuchać o zaletach urody Sharon.

- Wygląd to nie wszystko - ciągnął. - Okazało się, że Sharon ma

okropny charakter - dokończył. - Jest po prostu straszna! Spotkaliśmy

się w sumie może trzy czy cztery razy, przysięgam. Podczas ostatniej,

trzeciej czy czwartej randki, Sharon uznała, że już może mną

dyrygować, rządzić moim życiem. Dla mężczyzny nie ma nic bardziej

zniechęcającego niż kobieta, która na początku znajomości zachowuje

się, jakby już było postanowione, że zostanie twoją żoną! Więcej się z

nią nie spotkałem. Przypadkiem zobaczyłem ją ponownie przed

kilkoma miesiącami, kiedy Sandy związała się z Thomem. Muszę

powiedzieć, że nie było to miłe przeżycie.

Mattie rozumiała go. Nie dowierzała jednak, że nie kusi go

wyjątkowa uroda Sharon.

Co za różnica? - pomyślała znowu. Dlaczego w ogóle się nad

tym zastanawiam? Przecież to nie moja sprawa. Za dwa dni nie będę

nawet znajomą Jacka. Wszystko jedno, co czuję.

- Z pewnością się między wami ułoży - powiedziała.

- Przepraszam, że zanudzam cię moimi kłopotami - odezwał się

znowu Jack.

- Nie zanudzasz! - Jak mogłaby nudzić się w jego

towarzystwie?! - Przykro mi tylko, że na wiele ci się nie przydałam.

Chociaż po tym, jak mnie pocałowałeś, Sharon jest na ciebie wściekła.

Nie wiem, czy cię to cieszy.

- Cieszy mnie, że cię pocałowałem - odpowiedział. - Może

pocałujemy się znowu?

background image

Przystanęli na moście, z którego widać było w całej okazałości

wspaniałą, rozświetloną tysiącami złocistych światełek Wieżę Eiffla.

Członkowie rodziny Jacka zaczęli ich mijać, ale oni nie zwracali

na nich uwagi. Popatrzyli sobie w oczy. Jack objął Mattie, a ona

wstrzymała oddech. Przytulili się delikatnie, a potem Jack powoli

opuścił głowę, dotknął wargami ust Mattie, zaczął ją całować coraz

śmielej. Objęła go mocno. W tej chwili istniał dla niej tylko Jack, nikt

więcej.

W końcu przerwał długi pocałunek i oparł czoło o czoło Mattie.

Patrzył rozognionym spojrzeniem na jej zaróżowioną z emocji twarz,

w jej roziskrzone oczy.

Zadrżała. Tak bardzo pragnęła być z Jackiem! Należeć do niego!

Na zawsze.

- Zimno ci? - spytał, błędnie interpretując jej drżenie. Ściągnął

smoking i narzucił go na ramiona Mattie. - Wracajmy do hotelu -

zaproponował. - Co ty na to?

- Dobry pomysł - odpowiedziała bez wahania.

Trzymając się za ręce, ruszyli do hotelu. Zapomnieli o

pozostałych uczestnikach spaceru, nie zwracali uwagi na mijane

obiekty. Myśleli tylko o sobie nawzajem.

- Pani Crawford, prawda? - odezwała się do Mattie

recepcjonistka, kiedy Mattie i Jack dotarli do hotelu. - Był telefon do

pani. Pozostawiono wiadomość.

Mattie musiała się skupić, żeby znaczenie słów sympatycznej

background image

recepcjonistki dotarło do jej świadomości.

- Wiadomość? - powtórzyła ze zdziwieniem. - Dla mnie?

Przecież nikt nie wie... ach, racja, moja mama. - Przeraziła się.

Czyżby stało się coś złego?!

- Nie martw się, Mattie, to na pewno zwykłe pozdrowienia -

próbował ją uspokoić Jack.

Odebrała od recepcjonistki białą kopertę, otworzyła ją i,

przeczytawszy wiadomość, pobladła.

- Co się stało? - spytał Jack.

- Twój Harry jest chory... - szepnęła. - Mama wezwała dzisiaj

rano weterynarza. Tak mi przykro...

Jack wyraźnie bardzo się przejął. Szybko ruszyli do swoich

pokojów. Musieli się spakować i jak najprędzej wracać do Londynu.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

- Harry na pewno wyzdrowieje - zapewniała Mattie raz po raz.

Jechali z Jackiem z londyńskiego lotniska Heathrow w stronę

domu, przy którym Diana Crawford prowadziła hotel dla psów. -

Dzisiaj rano mama mówiła mi, że Harry czuje się trochę lepiej. Jack

wciąż był ponury. Nie mógł przestać myśleć o ukochanym psie.

Poprzedniego wieczora mimo późnej pory natychmiast po

powrocie do hotelowego apartamentu zatelefonowali do matki Mattie.

Diana spodziewała się ich telefonu. Wyjaśniła spokojnym tonem, że

Harry ma poważną infekcję układu oddechowego, że badał go

background image

weterynarz, zaaplikował mu antybiotyk, i że Harry obecnie śpi w

swoim koszu w jej kuchni.

Jacka niespecjalnie to uspokoiło. Nie był w stanie spać, całą noc

chodził po salonie. Mattie nie kładła się, żeby mu towarzyszyć.

Zamawiała kolejne kawy.

Nie mogli się doczekać poranka, kiedy można było

zarezerwować telefonicznie bilety na najbliższy lot do Londynu.

Przed

opuszczeniem

hotelu

Jack

i

Mattie

ponownie

zatelefonowali do Diany. Powiedziała, że stan Harry'ego się nie

pogarsza, a nawet być może już się poprawia.

Jack i tak się niepokoił, w samolocie milczał niemal przez cały

czas. Mattie pocieszała go, jak mogła. Miała nadzieję, że nie będzie

winił jej matki za chorobę swojego ulubieńca. To byłoby okropne.

Myślała także, że jakoś nie mogą z Jackiem spędzić w spokoju

choćby godziny tylko we dwoje. Za każdym razem, kiedy mieli na to

nadzieję, wydarzało się coś niespodziewanego.

Nie byli w stanie się do siebie zbliżyć. Tym razem Jack nie

rozmawiał z nikim, tylko zamknął się w sobie. Nic, co mówiła czy

robiła Mattie, nie mogło wyprowadzić go z odrętwienia. Był to dla

niej kolejny dowód tego, że Jack jest wprawdzie czarująco

towarzyski, jednak niechętnie dzieli się z innymi wewnętrznymi

przeżyciami.

Mam nadzieję, że Harry'emu nic się nie stanie! - myślała Mattie.

Była przekonana, że inaczej Jack żywiłby już na zawsze urazę do jej

matki i do niej samej.

background image

Dotarli do hoteliku Woofdorf.

- Właśnie bada Harry'ego weterynarz - poinformowała ich Diana

zaraz w drzwiach.

- Porozmawiam z nim - odpowiedział Jack i ruszył do kuchni.

Ogromnie martwił się o Harry'ego.

Kiedy znikł z oczu Mattie, kolejny raz pomyślała ze smutkiem o

tym, jak trudno jej będzie przyzwyczaić się do braku Jacka, kiedy się

wkrótce rozstaną.

- Martwię się, że tak się stało, i ogromnie cię przepraszam,

Mattie! - odezwała się Diana, obejmując ją. - Ale chyba rozumiesz, że

zawiadomienie Jacka było moim obowiązkiem.

- Oczywiście - zapewniła Mattie. - Jack nigdy by nam nie

wybaczył, gdyby... Jak naprawdę czuje się Harry? - spytała z

niepokojem.

- Dzisiaj trochę lepiej - odpowiedziała Diana. - Na pewno

pomoże mu obecność Jacka.

Niewątpliwie miała rację. Mattie wyobraziła sobie, jak ona by

się ucieszyła, gdyby Jack odwiedził ją podczas choroby.

- Jak minął wam weekend? - spytała z ciekawością Diana. -

Dobrze się bawiłaś?

- Tak - odparła smutnym tonem Mattie. - Rodzina Jacka to

wyjątkowo mili ludzie.

- Nic dziwnego - odpowiedziała z uśmiechem Diana. - Jack też

jest bardzo miłym człowiekiem.

To prawda. Jest bardzo miły - pomyślała Mattie. A także

background image

nadzwyczaj przystojny i czarujący. I kocham go! Mimo to więcej go

nie zobaczę, kiedy odjedzie.

- Gdzie są pozostałe psy? - spytała.

- Zamknęłam wszystkie cztery w największym boksie.

Obawiałam się, że choroba Harry'ego jest zakaźna. Jednak Michael -

miała na myśli weterynarza - mówi, że nie. Mimo to nie wypuszczam

ich, żeby nie przeszkadzały Harry'emu odpoczywać.

- Potem pójdę się z nimi przywitać - zdecydowała Mattie. -

Chodźmy lepiej do domu, żeby usłyszeć, co mówi weterynarz. Jack

chyba będzie chciał zabrać Harry'ego do siebie.

Nie myliła się. Kiedy weszły z Dianą do kuchni, Jack

dyskutował właśnie z weterynarzem o możliwości przewiezienia

Harry'ego do domu.

Mattie pochyliła się nad koszem, w którym leżał Harry. Collie

wyglądał żałośnie. Podniósł ku Mattie smutne oczy. Czyżby miał do

niej pretensje za to, że jego pan zniknął nagle na parę dni?

Mattie zawstydziła się, że pozostawili z Jackiem Harry'ego w

obcym dla niego miejscu, u obcej osoby. Gdyby nie wyjechali do

Paryża, być może Harry by nie zachorował.

- Bez wątpienia choroba Harry'ego rozwijała się już od kilku dni,

kiedy przywiózł go pan tutaj - oznajmił Jackowi weterynarz. - Pani

Diana zawiadomiła mnie natychmiast, kiedy się zorientowała, że

pańskiemu psu coś dolega.

Przynajmniej Jack nie będzie winił mamy za chorobę Harry'ego

- pomyślała z ulgą Mattie. Ogromnie się martwiła o chorego psa, jak

background image

również o zatroskanego Jacka.

- Przewiezienie Harry'ego w tej chwili naprawdę mogłoby mu

zaszkodzić - mówił weterynarz.

- Radzę zaczekać z tym przynajmniej do jutra. Jeśli nie ma pan

nic przeciwko temu, chciałbym wpaść tu ponownie jutro z samego

rana, aby się upewnić, czy Harry zdrowieje. Jeśli tak, nie będzie

przeszkód, aby zabrał go pan do domu.

- Może zostaniesz u nas na noc, Jack? - zaproponowała Diana.

Mattie popatrzyła na nią ze zdziwieniem.

- Nie chciałbym sprawiać jeszcze większego kłopotu -

odpowiedział, kręcąc głową.

- To nie będzie żaden kłopot - zapewniła Diana. - Możesz spać w

pokoju Mattie. Mam dwuosobowe łóżko; Mattie może spać ze mną.

To szerokie łóżko, na pewno będzie nam wygodnie. - Popatrzyła

znacząco na Mattie. Nie wiedziała, co zaszło w Paryżu.

Mattie zaczęła przemawiać czule do Harry'ego, aby uniknąć

pełnego ciekawości wzroku Diany. Cieszyła się, że włosy zasłoniły jej

policzki, dzięki czemu nie było widać, jak się czerwieni.

Miała nadzieję, że dwaj mężczyźni nie zwrócili uwagi na

spojrzenie jej matki.

- Nie będzie ci to przeszkadzało, Mattie? - spytał ponuro Jack.

- Oczywiście, że nie - odpowiedziała, podnosząc wzrok.

- W takim razie zostanę, dziękuję, Diano.

- Odprowadzę cię do samochodu - powiedziała Diana do

weterynarza.

background image

Mattie i Jack zostali sami w kuchni.

Sami z Harrym. Jack przyklęknął przy swoim ulubieńcu,

wyciągnął rękę i pogłaskał go ostrożnie.

- Mam nadzieję, że naprawdę nie sprawi ci to kłopotu... -

powiedział do Mattie. - Być może zgodziłaś się tylko przez

grzeczność. - Nie odrywał spojrzenia od psa.

- Będzie nam z mamą całkiem wygodnie - zapewniła. -

Powinieneś być w pobliżu Harry'ego. - A także przy mnie - dodała w

myślach.

Jack skinął głową i wyprostował się.

- Pójdę do samochodu po rzeczy - powiedział. - Dziękuję ci za

zrozumienie i pomoc, za wszystko. Zrobiłaś dla mnie naprawdę wiele,

Mattie. - Dotknął jej ramienia w geście podziękowania i wyszedł z

kuchni.

Mattie ucieszyła się z chwili samotności, gdyż mogła nareszcie

zebrać myśli. Nie znała uczuć Jacka, ale wiedziała, że cokolwiek czuł

do niej w Paryżu, dobiegło końca.

Powrócili do rzeczywistości. Każdy do własnej - ich światy nie

zazębiały się.

Im szybciej to zaakceptuję, tym lepiej dla mnie - myślała. Choć

na razie nie będzie jej łatwo zapomnieć o Jacku. Miał przecież spędzić

noc w jej domu.

Diana, Mattie i Jack usiedli przy stole, aby zjeść wspólnie

kolację. Później Diana zaproponowała grę w karty. Starała się w ten

sposób zająć Jacka. Było to mądre posunięcie, chociaż przez to Mattie

background image

cały czas przebywała w towarzystwie Jacka. A nie było jej łatwo

siedzieć obok niego z obojętną miną.

- W mojej rodzinie często ze sobą rywalizuje my - odezwał się

Jack, wygrawszy drugą z kolei partię wista.

Mattie

przypomniała

sobie

wszystkich

miłych

ludzi

stanowiących najbliższą rodzinę Jacka. Ogromnie ich polubiła.

Posmutniała, myśląc, że ich także więcej nie zobaczy.

- Zawsze chciałam mieć liczną rodzinę - wyznała Diana. -

Niestety, to marzenie mi się nie spełniło.

- Może można je jeszcze zrealizować? - odpowiedział z

szelmowskim uśmiechem, tasując karty.

- Mam czterdzieści trzy lata. To za dużo, żebym jeszcze myślała

o dzieciach - odparła Diana, rumieniąc się odrobinę.

- Ależ skąd - zaprzeczył. - A ty jak myślisz, Mattie?

Mattie zamrugała, zdając sobie sprawę, że powinna inteligentnie

odpowiedzieć. Nie była w nastroju na przysłuchiwanie się, jak Jack

kokietuje jej matkę. Ani na kokietowanie Jacka. Zastanowiła się

chwilę nad jego słowami.

Nigdy nie rozważała tego, czy jej matka może albo powinna

mieć jeszcze dzieci. Ani razu bowiem od śmierci ukochanego męża

nie umówiła się z żadnym mężczyzną. Od dwudziestu lat.

- Mattie aż zaniemówiła - skomentowała z rozbawieniem Diana.

- Nie dziwię się. - Wciąż się rumieniła.

- Wcale nie zaniemówiłam - zaprzeczyła Mattie. Jej matka była

wciąż młodą, piękną kobietą. W obecnych czasach wiele kobiet w jej

background image

wieku rodziło jeszcze dzieci. - To mogłoby być cudowne -

powiedziała szczerze.

- No widzisz, Diano? Mattie by się ucieszyła.

Mattie zmarszczyła brwi. Jej matka wyglądała na nieco

onieśmieloną.

- Za stara jestem, żeby myśleć o pieluchach - burknęła.

Rozmowa przybrała dziwny obrót.

- Czy nad bliskimi też się tak znęcasz? - spytała Diana Jacka,

wstając.

- Jeszcze bardziej - odparł, pokazując piękne zęby w kolejnym

uśmiechu.

- Musiałeś być bardzo nieznośnym nastolatkiem. - Diana

pokręciła głową. - Czas na mnie. Starsze kobiety muszą dużo spać,

żeby lepiej wyglądać. Dobranoc. Mattie, pokażesz Jackowi, gdzie

będzie spał, prawda? - Uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.

Mattie podniosła się z miejsca.

- Mam nadzieję, że nie będzie ci zbyt ciasno w moim akwarium -

powiedziała, nieco zmieszana.

Sądząc po wspaniałym apartamencie paryskiego hotelu, Jack był

przyzwyczajony do luksusów.

Sypialnia wciąż była urządzona tak samo jak w czasach, kiedy

Mattie była nastolatką. W pokoju dominowały kolory biały i różowy.

Na półkach do tej pory stały młodzieżowe książki. Mniej więcej przed

dwoma laty Mattie zdjęła ze ścian zdobiące je wcześniej plakaty ze

zdjęciami ulubionych zespołów muzyki pop.

background image

- Z pewnością sobie poradzę - powiedział Jack. - Chociaż

wcześniej wyobrażałem sobie, że spędzimy dzisiejszy wieczór w

innych okolicznościach...

- Nieważne - zakończyła temat Mattie, wzruszając ramionami. -

Napijesz się czegoś przed snem? Może zrobić ci herbaty? -

Zmarszczyła brwi. - Wydaje mi się, że mamy gdzieś napoczętą

butelkę whisky, którą otworzyłyśmy w święta Bożego Narodzenia.

Przynieść?

- Nie, dziękuję - odparł, wstając. - Zdaje się, że Harry wygląda

lepiej niż w chwili naszego przyjazdu.

Harry przeleżał większą część wieczora u stóp pana. Teraz

podniósł się na dźwięk własnego imienia, zamerdał nawet ogonem.

- Rzeczywiście. - Mattie delikatnie podrapała psa za uchem. -

Cieszę się.

Jack popatrzył na swojego ulubieńca.

- Czy myślisz, że on także sprzysiągł się z moją rodziną, żeby

nie pozwolić nam na spokojny wieczór tylko we dwoje? - zażartował.

- Wygląda na inteligentnego psa, ale nie na złośliwego -

odpowiedziała, podnosząc wzrok.

- Nie, nie jest ani trochę złośliwy - zapewnił Jack. Wyciągnął

ręce i przytulił Mattie. - Myślę, że jestem ci winien romantyczny

weekend w Paryżu - oznajmił. - Ty dotrzymałaś warunków naszej

umowy.

Dotrzymałam? - zamyśliła się. W każdym razie nie za bardzo

udało mi się powstrzymać Sharon przed narzucaniem się Jackowi.

background image

Poczuła się niezręcznie, stojąc tak przytulona do niego.

- Twoi bliscy byli bardzo rozczarowani tym, że musisz wyjechać

wcześniej - odezwała się, aby przerwać dwuznaczne milczenie.

- Że musimy wyjechać wcześniej - poprawił ją. - Ty i ja. Moja

mama bardzo cię lubi.

- Jest wyjątkowo miłą osobą - odpowiedziała Mattie obojętnym

tonem. Mimo to zarumieniła się.

- Mattie? - odezwał się znowu.

Podniosła wzrok. Nie wiadomo dlaczego jej oczy zamgliły się

nagle łzami. Zobaczyła, że Jack powoli opuszcza głowę i zbliża usta

do jej warg.

Pocałował ją.

Z początku delikatnie, potem pocałunek stał się bardziej

namiętny. Mattie także całowała go śmielej. Przecież tak ogromnie

pragnęła z nim być! Jak najbliżej, zawsze, całe życie!

- Nie! - wykrzyknęła nagle, cofając się. Poprawiła ubranie. - Ten

weekend się skończył, Jack - powiedziała. - To, co teraz robisz,

wykracza poza zobowiązania wynikające z naszej umowy.

- Owszem - zgodził się Jack - ale...

- To był męczący weekend - przerwała mu - zarówno pod

względem fizycznym, jak i psychicznym. Jestem zmęczona!

Nie była w stanie patrzeć Jackowi w oczy.

- Ja też jestem zmęczony - odparł. - Jednak...

- To się doskonale składa. - Jak zwykle nie dała Jackowi dojść

do słowa. - Pokażę ci pokój, w którym będziesz spał.

background image

Ruszyła przodem; Jack szedł za nią, ciągnąc korytarzem swoją

walizkę.

- Przepraszam za wystrój - odezwała się, kiedy weszli do jej

sypialni.

- W porządku - odparł cicho. Był zamyślony.

Mattie wstydziła się przed nim swojego pokoju, wszystkich

różowych przedmiotów, szeregu lalek z czasów dzieciństwa,

spoczywających na kanapie.

- Łazienka jest na prawo, pierwsze drzwi - powiedziała.

Jack podniósł wzrok i uśmiechnął się.

- Dziękuję.

- To do zobaczenia rano.

- Mattie?

Zadrżała.

- Słucham?

Jack pochylił głowę i z wyrazem zakłopotania na twarzy

powiedział:

- Już drugi raz zacząłem cię całować...

- Zauważyłam - odparła z lekkim zniecierpliwieniem.

Podczas ostatniego pocałunku omal nie straciła panowania nad

sobą, poddając się na chwilę urokowi Jacka.

- Na razie nie chcę, żebyśmy namiętnie się całowali - oznajmił. -

To nie ten etap znajomości. Ale tak bardzo... To znaczy...

Zachowujesz się inaczej niż wtedy, kiedy wyjeżdżaliśmy i... - Nie był

w stanie dokończyć.

background image

Oczywiście, że zachowuję się inaczej, ponieważ w ciągu

minionego weekendu zdążyłam się w tobie zakochać - pomyślała.

- Nie wiem, o co ci chodzi - skłamała.

- A jednak odnosisz się do mnie jakby... chłodniej. Kiedy cię

poznałem, wydałaś mi się energiczną dziewczyną, a teraz widzę w

tobie jakąś niejasną dla mnie nostalgię.

- Mówiłam ci, że jestem zmęczona - odparła krótko.

- Tylko tyle? - upewnił się.

- Wystarczy - zakończyła, patrząc na różową tapetę obok jego

głowy. - Jutro, kiedy się porządnie wyśpimy, na pewno oboje

będziemy w lepszych humorach.

Jack pokiwał głową. Ta odpowiedź na pewno go nie zadowoliła.

- W takim razie dobranoc - powiedział.

- Dobranoc. - Mattie wyszła i zamknęła za sobą drzwi.

Muszę się chwilę uspokoić, zanim pójdę do mamy - pomyślała.

Nie chciała, żeby matka dostrzegła jej wzburzenie.

Kiedy Mattie mijała kuchnię, Harry zerknął z kosza, a potem

odwrócił łeb, zawiedziony, że to nie Jack.

Czuję się podobnie jak ty - pomyślała Mattie, spoglądając na

cierpiącego psa.

- Smutno ci, malutki? - spytała łagodnie. - Oboje kochamy

Jacka, prawda?

Przecież miłość powinna być radosna - myślała.

Owszem, przebywanie z Jackiem było dla niej wielką radością, a

przytulanie się do niego - cudownym, trudnym do opisania stanem.

background image

Jednak jednocześnie trawił ją ból z powodu tego, że jej uczucie

nie jest i nie będzie odwzajemnione.

Rozpłakała się.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

- Dzień dobry! - odezwała się wesoło Mattie, kiedy Jack wszedł

do kuchni o ósmej rano następnego dnia. - Zjesz jajka na bekonie czy

tylko owsiankę? - spytała, nalewając mu kubek mocnej kawy.

Mattie obudziła się o piątej rano i nie była w stanie już zasnąć.

Rozmyślała, leżąc obok matki. Postanowiła zachowywać się przy

Jacku tak, jak gdyby nic się nie stało. Powinna być wesoła. Jack chciał

ją taką widzieć. Jeszcze zdążę się napłakać - myślała ze smutkiem.

Sam Jack nie wydawał się wesoły. Miał podkrążone oczy, był

nieogolony, wydawał się zaspany. Chyba dopiero przed chwilą wstał.

- Dziękuję, napiję się tylko kawy - mruknął. - Dzięki. - Wypił

duży łyk. - Gdzie jest Harry? - spytał, patrząc na pusty kosz.

- Mama poszła z nim na spacer - wyjaśniła energicznym głosem

Mattie. - Harry czuje się nieporównanie lepiej niż wczoraj wieczorem.

- Ty także - zauważył Jack.

- Mówiłam ci, że kiedy się wyśpimy, będziemy w lepszych

humorach.

- Zawsze masz taki świetny humor, kiedy się obudzisz? -

zapytał.

- Zazwyczaj - potwierdziła.

background image

Włożyła dwie kromki chleba do opiekacza. Wiedziała, że Jack i

tak zje, kiedy ona postawi przed nim jedzenie. Musiał być głodny, bo

poprzedniego dnia jadł bardzo mało.

- A czy ty zawsze jesteś rano taki mało pogodny? - spytała.

- Zazwyczaj - powtórzył jej odpowiedź Jack.

Mattie pokręciła głową.

- W takim razie chyba dobrze, że nie mieszkamy razem, prawda?

- odparła wyzywająco.

Wyjęła chleb z tostera i położyła go na stole, gdzie stała już

maselniczka i słoiki z konfiturami.

- Mattie... - zaczął, ale przestraszyła się jego odpowiedzi i jak

zwykle mu przerwała.

- Dolać ci kawy? - spytała. - A może sam sobie dolejesz. Pójdę

na dwór, zobaczę, czy mama nie potrzebuje pomocy przy psach. -

Wypadła z kuchni, zanim Jack zdążył cokolwiek powiedzieć.

Miała nadzieję uniknąć trudnej rozmowy.

A za godzinę już go nie będzie i wówczas przyjdzie czas, by

mogła martwić się w spokoju całkiem sama. Zanim Jack wyjedzie,

będzie odgrywała przed nim wesołą i pełną energii.

Diana znała Mattie znacznie lepiej niż Jack i nie pozwoliła się

łatwo oszukać.

- Późno wczoraj przyszłaś do pokoju - odezwała się. -

Słyszałam, że Jack poszedł spać parę godzin przed tobą.

- Nie chciało mi się spać - odpowiedziała. - Byłam

podekscytowana wydarzeniami minionego weekendu.

background image

- Michael już był u Harry'ego - oznajmiła Diana. - Mówi, że

skoro Harry czuje się lepiej niż wczoraj, Jack może zabrać go do

domu... Czy Jack już wstał? - spytała.

- Tak, właśnie podałam mu śniadanie - odpowiedziała możliwie

obojętnym tonem Mattie.

Obawiała się, czy matka nie odczytuje z jej zachowania tego,

jakie są jej uczucia do Jacka. Czy sam Jack się tego nie domyśla?

Gdyby tak było, Mattie czułaby się upokorzona.

Zaczęła wyjmować z boksów miski, aby napełnić je psim

jedzeniem. Jeszcze tylko godzina - myślała. Potem więcej go nie

zobaczę.

Karmiła psy. W pewnej chwili omal nie upuściła miski z

jedzeniem na dźwięk znajomego głosu.

- Mattie! - zawołał Jack.

Jeszcze nie odjechał!

Odwróciła głowę.

- Harry jest na wybiegu za domem. Weterynarz powiedział, że

możesz już zabrać swojego ulubieńca. - Z powrotem zajęła się miską z

jedzeniem dla jednego z psów.

- Mattie! - zawołał znowu.

- Niedługo skończę - powiedziała, odwracając się na chwilę

jeszcze raz.

Jack przyjrzał jej się uważnie.

- Chciałbym przed odjazdem napić się z tobą kawy - oznajmił.

I o czym będziemy rozmawiać? - pomyślała Mattie. O minionym

background image

weekendzie? I po co?

Bała się pożegnania z Jackiem.

- Kiedy skończę, będę musiała jak najszybciej pojechać do

kwiaciarni - odpowiedziała, kręcąc głową.

- Z pewnością możesz mi poświęcić dziesięć minut - uciął Jack,

po czym ruszył za dom.

Mattie popatrzyła za nim gniewnie. Dlaczego właściwie miałaby

spełnić jego prośbę?

- Jack już odjeżdża? - spytała Diana, wychodząc z boksu, który

czyściła.

- Tak, za parę minut - potwierdziła Mattie.

Matka popatrzyła na nią smutno.

- Nie martw się - powiedziała - na pewno wkrótce znowu go

zobaczysz. - Ścisnęła dłoń córki dla dodania jej otuchy.

Mattie pokręciła głową.

- Niestety, mamo, nie spodziewasz się tego, ale... spędzony z

nim weekend był tak okropny, że nie mam ochoty więcej oglądać tego

człowieka.

Po cóż miałaby zadawać sobie dodatkowy ból?

- Szkoda, Mattie - odezwał się głucho zza jej pleców głos Jacka.

- Moja mama zamierza zaprosić cię na ślub Sandy i Thoma.

Mattie zamknęła oczy i znieruchomiała. Dlaczego usłyszał

akurat to, a nie inne zdanie? Do diabła!

Odwróciła się powoli. Jack wyglądał oczywiście na

rozczarowanego. Czyżby oczekiwał, że Mattie będzie mu się narzucać

background image

tak jak Sharon? Nigdy w życiu nie zachowywałaby się podobnie do

Sharon Keswick!

- Wymyślę jakąś wymówkę - odpowiedziała Jackowi. - W końcu

twoja mama chce mnie zaprosić tylko dlatego, że myśli, że jesteśmy

razem.

- I bardzo się myli! - skomentował Jack, sfrustrowany.

Popatrzył na Mattie, potem na Dianę.

- Chyba już czas na mnie - powiedział. - Dziękuję za gościnę.

- Nie ma za co - odparła Diana, rzucając Mattie karcące

spojrzenie. Ruszyła w stronę domu. - Napijmy się razem kawy, zanim

odjedziesz, Jack.

- Dziękuję za propozycję, jednak naprawdę będzie chyba lepiej,

jeśli odjadę natychmiast. Cześć, Mattie.

- Cześć. Uważaj na siebie! - Mattie pomyślała, że chyba nie jest

osobą konsekwentną.

Teraz wcale nie chciała, żeby Jack odjechał. Miała ochotę

zatrzymać go choćby na chwilę.

- Ty też na siebie uważaj - powiedział niespodziewanie.

- Dobrze - obiecała, po czym odwróciła wzrok, bojąc się, że

oczy zdradzą jej uczucia.

- Mattie, nie odprowadzisz Jacka do samochodu? - spytała z

oburzeniem Diana.

Mattie zdawała sobie sprawę, że zachowuje się niegrzecznie, ale

wiedziała, że gdyby wyszła z matką odprowadzić Jacka, z pewnością

by się rozpłakała. Nie chciała, żeby dowiedział się o tym, jak wiele

background image

dla niej znaczy. Będzie jeszcze miała czas płakać po jego odjeździe.

- Po co Jackowi komitet pożegnalny? - odpowiedziała.

Diana była zaskoczona zachowaniem Mattie.

- Proszę się nie przejmować, Diano - odezwał się Jack

zrezygnowanym tonem. - Mattie powiedziała, że jest zajęta - dodał

ironicznie.

- Jutro wieczorem przyjdę jak zwykle do twojego biura, żeby

podlać rośliny - odezwała się Mattie.

Milczenie okazało się dla niej zbyt niewygodne.

- Rośliny z pewnością będą bardzo zadowolone - mruknął,

wołając Harry'ego.

- Co się z tobą dzieje?! - szepnęła ze złością Diana do Mattie.

Mattie pokręciła tylko głową, patrząc na Jacka. Nic, co by

powiedziała albo zrobiła, nie mogło powstrzymać jego zniknięcia z jej

życia.

- Porozmawiamy, kiedy odjedzie - oznajmiła Diana i poszła w

stronę domu.

Mattie ruszyła za nią. Myślała o tym, że kocha, ale nie jest

kochana. Że zakochała się w mężczyźnie, który nie odwzajemnia jej

uczucia, który nie pokocha jej nigdy...

I nagle, kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi samochodu i

odgłos uruchamianego silnika, wybiegła zza domu. Jack już

odjeżdżał. Mattie uniosła rękę i zamachała, choć wątpiła, aby

zobaczył ją w lusterku. Do jej oczu napłynęły łzy.

- Cieszę się, że chociaż przybiegłaś mu pomachać - odezwała się

background image

Diana, ujmując córkę pod rękę i ściskając lekko jej dłoń.

Mattie zbierało się na płacz.

Wtem zobaczyła w tylnym oknie samochodu Jacka dwa otwarte

psie pyski.

- Mamo, Jack zabrał dwa psy! - zawołała ze zdumieniem.

- Owszem - potwierdziła z uśmiechem Diana. - Wziął również

Sophie.

- Jak to?

- Tego ranka, kiedy przyjechał do mnie z kwiatami, spytał, czy

zgodziłabym się oddać mu Sophie. Ogromnie ją polubił.

- Naprawdę? - Mattie zamrugała z niedowierzaniem. To o

Sophie Jack dyskutował z mamą tamtego ranka?

- Tak - Diana potwierdziła swoje słowa. - Mówił, że

opowiedziałaś mu historię Sophie, że to wspaniałe zwierzę, że myślał

o niej kilka dni, martwiąc się jej losem. Harry i Sophie spędziły

miniony weekend razem. Postanowiliśmy z Jackiem sprawdzić, czy

będą się dobrze rozumiały. Próba wypadła pomyślnie i oto Sophie

znalazła nowy dom!

Mattie popatrzyła za oddalającym się czerwonym samochodem.

Coś takiego! - myślała. Jak to się stało, że Jack zabrał Sophie, a

mnie pozostawił?

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

- Chodź, kochanie - odezwała się Diana chwilę po tym, jak

sportowy samochód Jacka zniknął jej z oczu. - Napijemy się kawy i

porozmawiamy, dobrze?

- Chcesz rozmawiać o Jacku, prawda? - spytała niechętnie

Mattie.

- Owszem.

- Czy mogłybyśmy odłożyć tę rozmowę na później? - poprosiła

Mattie. Czuła, że musi pobyć jakiś czas sama, aby się uspokoić i

zebrać myśli. - Porozmawiajmy po południu - zgadzasz się? Obie

mamy sporo pracy, ty tutaj, a ja w kwiaciarni - dodała.

Diana popatrzyła na córkę.

- Skoro nalegasz... - zgodziła się bez przekonania, zobaczywszy

minę Mattie. - Ale koniecznie musimy porozmawiać dzisiaj. Gdy

tylko wrócisz z kwiaciarni. Wczoraj, kiedy przyjechaliście z Jackiem,

wydawało mi się, że... - Pokręciła głową, zamiast dokończyć. -

Niepotrzebnie się martwisz, Mattie. To w niczym ci nie pomoże.

- Przejdzie mi - mruknęła z westchnieniem Mattie. Może i

niepotrzebnie się martwiła, jednak trudno jej było natychmiast

pogodzić się z tym, że nigdy więcej nie zobaczy Jacka.

- Nie jestem pewna, czy tak łatwo ci przejdzie - odpowiedziała z

powątpiewaniem Diana.

Mattie sama nie dowierzała słowom, które przed chwilą

wypowiedziała.

- Wrócę na lunch - zapewniła.

background image

- Koniecznie przyjedź. Wieczorem... - Diana zrobiła pauzę,

nieoczekiwanie wyglądała na zawstydzoną - ...umówiłam się. Nie

będę jadła z tobą kolacji.

Mama się z kimś umówiła? - zdumiała się Mattie. Tak! Jej

matka zarumieniła się ze wstydu.

- Czyżbyś umówiła się z Michaelem Vaughanem? - spytała

Mattie, wymieniając nazwisko sympatycznego weterynarza, który od

pewnego czasu stale współpracował z Dianą. - Bardzo miły i

przystojny mężczyzna.

- Tak... - odpowiedziała cicho, kiwając głową na potwierdzenie

słów córki. - Jest wdowcem. I uwielbia zwierzęta. Już kilkakrotnie

proponował mi randkę, a ja za każdym razem odmawiałam.

- To świetnie, że się nareszcie zgodziłaś, mamo! - zapewniła

Mattie. - Może to mężczyzna dla ciebie.

- Co ty mówisz? - obruszyła się Diana. Mimo to w jej oczach

widać było zadowolenie. - Bałam się powiedzieć ci o tym spotkaniu.

- Dlaczego? - Mattie nachyliła się i pocałowała matkę w

policzek. - Już czas, żebyś sobie kogoś znalazła. Tyle lat żyjemy tylko

we dwie.

- Tak uważasz? - upewniła się Diana.

- Tak.

Diana uśmiechnęła się, zawstydzona.

Mattie pojechała do kwiaciarni. Wprawdzie był dzień wolny od

pracy, jednak postanowiła posprzątać i przygotować zamówienia na

background image

następny dzień.

Pracując, myślała o Jacku. Tęskniła za nim. Gdyby nie była

zajęta, prawdopodobnie płakałaby cały dzień.

W pewnej chwili zadzwonił telefon. Zdziwiła się. Przecież

klienci wiedzieli, że kwiaciarnia jest nieczynna. Mimo to ktoś

próbował się dodzwonić, aby złożyć pilne zamówienie.

- Słucham, kwiaciarnia - powiedziała Mattie, podniósłszy

słuchawkę. - Czym mogę służyć?

- Witam, piękna kwiaciarko - odezwał się głos Jacka.

Mattie znieruchomiała.

- Jesteś tam? - upewnił się.

Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zaniemówiła.

- Mattie? Słyszysz mnie?

- Słyszę, słyszę - odpowiedziała w końcu. - Po prostu... nie

spodziewałam się, że zatelefonujesz.

- Rozumiem. Dzwonię w pilnej sprawie - oznajmił.

- Czyżby Sophie uciekła? - spytała Mattie.

- Nie. Sophie czuje się świetnie, podobnie jak Harry. Naprawdę

przypadli sobie do gustu. Telefonuję, ponieważ moja mama - wrócili z

tatą z Paryża pół godziny temu - zadzwoniła do mnie właśnie i

zaprosiła nas na dziś wieczór na kolację, razem.

- I dlatego do mnie dzwonisz? - Mattie była zdziwiona.

- Tak.

- Dziękuję, ale nie przyjmę zaproszenia twojej mamy -

odpowiedziała.

background image

- Dlaczego?

- Właśnie wróciliśmy ze spędzonego wspólnie weekendu -

przypomniała.

- I co chcesz przez to powiedzieć? - Jack nie ustępował.

- Jestem zaskoczona tym, że chcesz, abym spędziła kolejny

wieczór z tobą i twoimi rodzicami.

Propozycja Jacka i jego matki byłaby dla Mattie ogromnie

nęcąca - gdyby nie to, że nie chciała udawać przed rodzicami Jacka

jego dziewczyny. Naprawdę polubiła rodzinę Jacka i uważała jego

postępowanie za nieuczciwe. Jak mógł oszukiwać rodziców, którzy

byli dla niego tacy dobrzy?

- Rzeczywiście, dziś rano wyraźnie okazałaś mi chłód -

powiedział. - Myślałem jednak, że na tyle polubiłaś moich rodziców,

że może zechcesz spotkać się z nami wszystkimi...

- Ogromnie lubię twoich rodziców - zapewniła. - I właśnie

dlatego nie chcę się z wami spotkać. - Westchnęła. - Na miniony

weekend zawarliśmy umowę. Ale weekend się skończył i myślę, że

twoi rodzice zasługują na to, żebyś powiedział im prawdę. Nie mam

ochoty dłużej oszukiwać tak wspaniałych ludzi.

W słuchawce zapadło milczenie. Przedłużało się.

- Jack? - odezwała się wreszcie Mattie.

- Oszukiwać... - Jack powtórzył kluczowe słowo, jakiego użyła. -

Powiedz, co o mnie myślisz?

Uważam, że jesteś dobrym, kochającym rodzinę, miłym,

uczciwym człowiekiem - pomyślała natychmiast. Do tego

background image

niesłychanie przystojnym, atrakcyjnym fizycznie i czarującym.

Mężczyzną moich marzeń, człowiekiem, w którym się zakochałam!

Nie mogła jednak tego powiedzieć.

- Myślę - odparła - że jesteś na tyle przyzwoitym człowiekiem,

że powinieneś zrozumieć, że dalsze udawanie przed twoimi

rodzicami, że jesteśmy parą, nie jest dobre ani uczciwe.

- Mattie, ja niczego przed nimi nie udaję - oznajmił. -

Rozumiem, że ty...

- Nie żartuj! - przerwała mu. - Za bardzo lubię i szanuję twoich

rodziców, żeby... Zaraz... Co właściwie masz na myśli, mówiąc, że

niczego nie udajesz?

- Niczego nie udaję - powtórzył. - Przed rodzicami, przed tobą,

przed nikim.

- Jak to? - Mattie była zupełnie zaskoczona.

- Przez cały czas niczego nie udawałem - potwierdził swoje

słowa Jack.

Mattie przełknęła ślinę. Zrobiło jej się gorąco. Jej serce

przyspieszyło. Co to znaczy? Jeżeli Jack niczego nie udaje, czyżby...

Czy to możliwe, żeby...? Bała się dokończyć myśli.

- Nie przejmuj się - odezwał się znowu. - Nie wymagam od

ciebie, żebyś mi powiedziała, że też mnie kochasz. Zdaję sobie

sprawę, że tak nie jest, dałaś mi to do zrozumienia dziś rano. Mimo

to...

- Jack! Chciałabym z tobą porozmawiać osobiście, nie przez

telefon.

background image

- Nie mam ochoty znowu stawać dzisiaj z tobą twarzą w twarz -

odpowiedział. - Dość się już nacierpiałem rano. Wiesz, aż do tej pory

nie wiedziałem, jakie to okropne przeżycie zostać odrzuconym przez

kogoś, kogo się pokochało. Mam już prawie trzydzieści trzy lata i do

czasu, kiedy cię poznałem, nie spotkałem kobiety, z którą chciałbym

spędzić resztę życia. Nigdy mnie to nie martwiło. Moi rodzice

pokochali się od pierwszego wejrzenia i zawsze uważałem, że ja też

kiedyś poznam kobietę mojego życia. Czekałem cierpliwie. I

rzeczywiście zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Nie przyszło

mi jednak do głowy, że ty mnie nie pokochasz.

Przecież to nieprawda! - pomyślała Mattie.

Słowa Jacka tak ją oszołomiły, że nie była w stanie mówić.

Jack mnie kocha?! - myślała zaskoczona.

Pokochał mnie od pierwszego wejrzenia?!

Tak samo jak ja - jego!

- Rozumiem, że nie chcesz odgrywać przed moimi rodzicami

zakochanej we mnie dziewczyny - odezwał się znowu. Westchnął. -

Chyba rzeczywiście będzie lepiej, jeśli nie przyjdziesz na tę kolację.

Zdaje się, że tak bardzo chciałem znowu cię zobaczyć, spędzić z tobą

miło czas... Nie zdawałem sobie sprawy, że to niemożliwe...

Wytłumaczę moim rodzicom, co się stało w ciągu minionego

weekendu - kontynuował. - Mojej mamie będzie smutno, że więcej cię

nie zobaczy. Mnie tym bardziej... Ale trudno... To mój kłopot.

Poradzę sobie z nim.

- Nie! - zawołała Mattie, zdając sobie sprawę, że nie zabrzmiało

background image

to mądrze. Była tak oszołomiona.

- Jak to: nie?

- Myślę, że to wspaniały pomysł, żebyśmy zjedli dzisiaj kolację

razem: ty, ja i twoi rodzice - wyjaśniła. - Muszę ci powiedzieć coś

ważnego: ja także nie udawałam. - Zawstydziła się swojej pomyłki,

swojego braku odwagi, przesadnej dbałości o własną dumę.

Błędnie oceniła intencje Jacka, obawiała się odrzucenia. Nie

chciała wyznać mu nieodwzajemnionej - jej zdaniem - miłości i przez

to wszystko omal nie popełniła największego błędu w swoim życiu!

Przypomniała jej się opowieść Thoma - przed pięcioma laty nie

wyznał ukochanej kobiecie miłości i w wyniku tego stracił Sandy.

Wprawdzie po kilku latach odnaleźli się na nowo, ale Mattie mogła

stracić Jacka na dobre.

- Mattie... - odezwał się znowu. - Co chcesz przez to

powiedzieć?

Mówił bardzo niepewnym tonem. On, najbardziej pewny siebie

człowiek, jakiego w życiu spotkała!

- Proszę cię, czy moglibyśmy jednak porozmawiać twarzą w

twarz? - odpowiedziała Mattie. - Mam ci do powiedzenia coś, czego

nie chciałabym mówić przez telefon.

- Rozumiem - odparł, nagle podekscytowany. - Za dziesięć

minut będę w twojej kwiaciarni! - Chyba domyślał się, co może

chcieć mu powiedzieć Mattie.

- Spotkajmy się w parku po drugiej stronie ulicy -

zaproponowała. - Tam jest tak romantycznie... Świeci słońce,

background image

śpiewają ptaki...

- Będę tam za dziesięć minut! - zapewnił. - W parku koło twojej

kwiaciarni!

Mattie powoli odłożyła słuchawkę.

Czy to się dzieje naprawdę? - myślała. - Czy Jack mnie

rzeczywiście kocha?

Pokochał mnie od pierwszego wejrzenia?!

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Mattie stała pośrodku parku, podziwiając piękny ogród różany.

Nagle spostrzegła Jacka. Zbliżał się sprężystym krokiem od strony

południowej bramy.

Spuściła wzrok, onieśmielona. Za chwilę będzie musiała wyznać

Jackowi miłość. Jak zdobyć się na taką odwagę? Wprawdzie słyszała

już jego wyznanie miłości, jednak złożenie podobnej deklaracji prosto

w oczy jest silnym przeżyciem.

Jack najwyraźniej niczego już się nie obawiał. Wyciągnął ręce,

przytulił Mattie i oznajmił z uczuciem:

- Kocham cię, Mattie! - Następnie, nie czekając na odpowiedź,

nachylił się i pocałował Mattie w usta.

Jack naprawdę ją kochał!

Oparła dłonie na jego ramionach, a potem objęła go za szyję,

wspięła się na palce i również pocałowała go w usta, angażując w ten

pocałunek całe uczucie.

background image

Spojrzeli sobie w oczy. Jej policzki płonęły.

- Coś podobnego! - skomentował Jack. - To chyba starczy za

wyznanie. Czy możemy natychmiast się zaręczyć? Chciałbym się z

tobą ożenić, Mattie! - wyznał. - Jak najszybciej. Uważam, że nie mam

na co czekać.

Ożenić! Jak najszybciej! - powtarzała w myśli Mattie.

Cudownie, ale... Od razu wyjść za Jacka? W jej głowie kłębiły

się coraz to nowe myśli, targały nią emocje. Usiłowała oswoić się z

tym, że Jack ją kocha, a on nagle wyznał jej, że chce się z nią jak

najszybciej ożenić! To za wiele jak na pół godziny!

Mattie pokręciła głową, oszołomiona.

- Prawie się nie znamy... - odpowiedziała. - Poznaliśmy się... -

obliczyła szybko - przed dziewięcioma dniami.

Jack wzruszył ramionami.

- To prawda, ale ja już wiem, że cię kocham. Zakochałem się w

tobie od pierwszego wejrzenia, kiedy pierwszy raz przyjechałem do

Woofdorf. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego... jak w twojej

obecności! Od początku wiedziałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni.

Jesteś wspaniała, po prostu cudowna! Jesteś moim marzeniem -

mówił. - Chciałbym ci powiedzieć, że... dziś rano wyjątkowo

zachowywałem się tak dziwnie, bo... spodziewałem się, że wkrótce

pożegnamy się na dobre.

Mattie doskonale rozumiała, jak musiał się czuć. Popatrzył na

nią z miłością.

- Usiądźmy na ławce - zaproponował.

background image

Usiedli, Jack objął Mattie i przytulił.

- Powiedz mi coś o sobie - poprosił. - I przede wszystkim

odpowiedz: chcesz za mnie wyjść? - Uśmiechnął się szeroko.

Bardzo chciała wyjść za niego, marzyła o tym. Była przekonana,

że zna już Jacka na tyle, że nic, co mógłby o sobie powiedzieć, nie

zmieniłoby jej decyzji. Kochała go. Kochała i pragnęła być z nim

zawsze!

Zaczęli rozmawiać. O sobie nawzajem, o swoich marzeniach,

doświadczeniach, błędach. O trwającym od początku ich znajomości

nieporozumieniu, które wyjaśnili przed zaledwie godziną. O

wszystkich ważnych sprawach.

Wreszcie Jack powtórzył najważniejsze pytanie:

- Czy chciałabyś za mnie wyjść, Mattie?

Mattie postanowiła, że to właśnie ta chwila.

- Kocham cię, Jack! - wyznała. - Kocham cię i marzę o tym,

żeby za ciebie wyjść. Tylko czy ty po jakimś czasie nie zmienisz

zdania? Czy małżeństwo ze mną cię nie znudzi?

- Kochanie! - odparł ze wzruszeniem. - Jesteś najcudowniejszą

kobietą, jaką mógłbym sobie wyobrazić, kobietą moich marzeń. Na

pewno nigdy mnie nie znudzisz. Wiesz, że małżeństwo jest czymś, co

traktuję bardzo poważnie. Marzę o tym, żeby codziennie kłaść się z

tobą do łóżka, a potem wstawać z tobą, jeść razem śniadanie, spotykać

się po powrocie z pracy, opowiadać sobie to, co się wydarzyło w

ciągu dnia, jeść z tobą kolacje i spędzać wspólnie wieczory... Dzień

po dniu, do końca życia... Codziennie całować cię, przytulać i

background image

kochać...

Do oczu Mattie napłynęły łzy szczęścia.

- Ja marzę o tym samym... - szepnęła. - I jestem tak samo pewna

swojego uczucia do ciebie. W takim razie... wypada zawiadomić o

tym twoją rodzinę i moją mamę. Nie ma na co czekać.

Pobrali się, a niecały rok później Mattie urodziła bliźnięta.

Dwóch chłopców. Otrzymali imiona: James - po ojcu Mattie - i

Edward - po ojcu Jacka.

Wkrótce również Diana zdecydowała się poślubić Michaela

Vaughana i zacząć nowe życie. Teraz wszyscy tworzyli jedną, bardzo

liczną, szczęśliwą rodzinę.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mortimer Carole Weekend w Paryżu
0003 Mortimer Carole Weekend w Paryżu
Mortimer Carole Weekend w Paryzu
Mortimer Carole Weekend w Paryżu
003 Mortimer Carole Weekend w Paryżu
Mortimer Carole Weekend w Paryżu 2
259 Mortimer Carole Przyjęcie w Paryżu
Mortimer Carole Weekend z szefem
Carole Mortimer Weekend w Paryżu
Mortimer Carole Harlequin Światowe Życie 03 Weekend w Paryżu
Mortimer?role Weekend w Paryżu
Mortimer Carole Paryskie sekrety
weekend w paryżu opis
weekend w paryżu
Mortimer Carole Wystawa w Nowym Jorku
Mortimer Carole Paryskie sekrety
Weekend w Paryzu rozdzial 01

więcej podobnych podstron