Bruno Groening - Rewolucja w medycynie
Rehabilitacja człowieka niedocenionego
Medyczna dokumentacja uzdrowień na drodze duchowej. Matthias Kamp.
Przedmowa
Liczba osób, które w konwencjonalnej medycynie nie znalazły pomocy i które szukają innych
dróg, by odzyskać utracone zdrowie, ciągle wzrasta. Coraz większym zainteresowaniem
cieszy się nie tylko medycyna naturalna, lecz również uzdrowienie na drodze duchowej,
traktowane przez wiele lat jako temat tabu. Z drugiej strony, w środkach masowego przekazu,
często można się spotkać z przedstawieniem tej tematyki w negatywnym świetle, stawiając
ten fenomen uzdrowienia duchowego pod znakiem zapytania, na podstawie pojedyńczych,
niezróżnicowanych przypadków.
Ta wielorakość zdań, najczęściej pozbawionych głębszej znajomości tematu i ukazana w
polemicznej formie, koniecznie wymaga rzeczowego przedstawienia sprawy. To właśnie
ciągle zaostrzający się kryzys nowoczesnego systemu zdrowia, którego koszty w ostatnich
dziesięcioleciach, przy równoczesnym gwałtownym wzroście liczby chorych, dosłownie
eksplodowały, nie pozwala na światopoglądową polemikę, lecz wymaga zdecydowanego
działania świadomych odpowiedzialności kręgów, w interesie chorych.
Według zasady "kto uzdrawia ma rację", w Wielkiej Brytanii z końcem lat pięćdziesiątych,
200 szpitali narodowej służby zdrowia, otwarło swe bramy na uzdrowienie na drodze
duchowej; dziś istnieje już 1800 szpitali, które zatrudniają duchowych uzdrowicieli.1
Brytyjska izba lekarzy już przed dziesiątkami lat przyznała, że
"poprzez duchowe uzdrowienie można powrócić do zdrowia, czego jednak nie sposób
wytłumaczyć medycznie-naukowo."2
W przeciwieństwie do sytuacji w Wielkiej Brytani, wydaje się, że Niemcy, patrząc na stopień
akceptacji uzdrowienia duchowego w kręgach rządowych i naukowych, są krajem
rozwijającym się. Pojęcie uzdrowienia duchowego nie pojawia się w niemieckim
ustawodawstwie. Duchowy uzdrowiciel nie jest więc prawnie uznawany. Nawet współpraca
lekarza z homeopatą, lub z duchowym uzdrowicielem jest zabroniona w Republice Federalnej
Niemiec poprzez zawodowo-prawne sformułowania.3 Dla wielu przedstawicieli medycznych
kręgów działanie niewidocznej, uzdrawiającej siły na ludzki organizm, jest nie do
wytłumaczenia. Wyjrzenie poza granice tradycyjnej medycyny sprawia im wyraźną trudność.
Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że jeszcze teraz, w latach 90-tych, szczególnie w
Niemczech, trzeba walczyć z oporami, uprzedzeniami, fałszywymi informacjami na temat
duchowych uzdrowień, to tym bardziej możemy uzmysłowić sobie trudności, z jakimi musiał
borykać się Bruno Groening, kiedy to poprzez jego działalność w Niemczech, w latach 50-
tych, wydarzyły się zadziwiające uzdrowienia.
Niewiedza, zazdrość, światopoglądowe uprzedzenia i przerażająca powierzchowność
dochodzenia prawdy, stworzyły w mediach obraz człowieka, który jest rażącym
przeciwieństwem obrazu, który otrzymałem, poprzez relacje naocznych świadków,
fachowych osądów (patrz również rozdział II), relacji o uzdrowieniach, które były mi
dostępne dla napisania tej książki. Oprócz tego miałem możliwość osobistej rozmowy z
naocznymi świadkami.
W trakcie moich poszukiwań nabyłem nie tylko głębszego zrozumienia istoty duchowego
uzdrowienia, lecz coraz wyraźniej uzmysławiałem sobie powody tego masywnego oporu ze
stron instytucji bazujących na pradawnej, pierwotnej formie leczenia. Zrozumiałem, dlaczego
taki człowiek, jak Bruno Groening, który w sposób radykalny reprezentował wiedzę na temat
władzy ducha, która była stłumiona i który, nie biorąc za to ani grosza, uzdrowił tysiące ludzi,
uważanych przez ówczesny tradycyjny system za nieuleczalnie chorych, musiał stanowić
zagrożenie dla siły tych kręgów, których władza polegała na niewiedzy i cierpieniu ludności.
Dzisiejsza medycyna, ta zgubna w skutkach integracja przemysłu farmaceutycznego,
państwowych instytucji, ale także i kościoła, musi wziąć na siebie odpowiedzialność za
niezliczone cierpienia naszych czasów.
Powodem do napisania tej książki był ostatecznie fakt, że uzdrowienia zdarzały się nie tylko
za czasów życia Bruno Groeninga, lecz nawet dzisiaj, poprzez przekazywanie jego nauki, we
wzrastającym stopniu, ludzie uzdrawiani są z najcięższych obciążeń, również o podłożu
organicznym. Oprócz relacji o uzdrowieniach, napisanych za czasów życia Bruno Groeninga,
miałem dostęp do ponad 1000 relacji z czasów dzisiejszych. Do wielu z tych niesamowitych
uzdrowień dołączone są lekarskie potwierdzenia.
W tych pozbawionych "myśli o duchowym uzdrowieniu" czasach jako lekarz mogłem się o
tym przekonać, że Bruno Groening otwiera do uzdrowienia drogę, której wcześniej nigdy nie
uważałbym za możliwą. Nawet chorzy, którzy przez tradycyjną medycynę zaliczeni zostali do
nieuleczalnie chorych, na tej drodze mogli znaleźć dojście do uzdrawiającej siły, która nie zna
chorób nieuleczalnych.
Napisałem tę książkę jako lekarz z odpowiedzialnością wobec tych ludzi. Wzywam tym
samym moich kolegów po fachu, aby ze swoją odpowiedzialnością wobec pacjentów,
uświadomili sobie w jakim kierunku powinni się rzeczywiście dalej kształcić. Nakłaniam ich
również, by uwolnili się od dogmatycznego, jednostronnego, skupionego tylko na ciele,
zawężonego, medycznego myślenia i aby otworzyli się na uzdrowienie na drodze duchowej.
Tylko wtedy będziemy mogli uwolnić się od tej strony medycyny, która jest pogrążona w
cieniu i stać się prawdziwymi lekarzami, lekarzami, którzy nauczą się pracować, nie
przeciwko Niemu, lecz razem z Nim, z Bogiem, największym lekarzem wszystkich ludzi, jak
nazwał Boga Bruno Groening.
Sukcesy wszystkich lekarzy, którzy odważyli się na ten krok, mówią same za siebie.
Matthias Kamp
"Wierzę, że uzdrawianie na niematerialnej drodze, poprzez duchowe metody, ma przyszłość o
nieograniczonych możliwościach. Wierzę również, że zasięg tego uzdrawiania stopniowo
wyjdzie poza to, co dziś nazywamy faktorem czynnościowym i że obejmie również
obciążenia o podłożu organicznym. Widzę przed sobą rozpalającą się jutrzenkę nowych
czasów, w których pewne chirurgiczne zabiegi, np. na wewnętrznych organach, uważane będą
jako czysta łatanina, z pełną oburzenia myślą, że w ogóle kiedykolwiek istniały tak
ograniczone metody leczenia. Wtedy nie będą również potrzebne tego typu rodzaje leków,
których używamy dzisiaj. Nie mam zamiaru odsuwać na bok nowoczesnej medycyny i
chirurgii, wręcz przeciwnie, jestem wobec nich pełen podziwu. Ale udało mi się dojrzeć
niesamowitą energię, która tkwi w ludzkiej osobowości i która zasilana przez leżące poza
nami źródła, potrafi w odpowiednich warunkach przez tę osobowość przepływać. Ta, jak ją
nazywam, boża energia, jest siłą, która potrafi uzdrowić nie tylko czynnościowe zakłócenia,
lecz również te o podłożu organicznym, które są niczym innym, jak zjawiskim
towarzyszącym zakłóceniom psychiczno-duchowym.
Prof. Dr Carl Gustav Jung4
Rozdział 1
Niedoceniony człowiek
Choroba nieuleczalna nie istnieje.
Prawie o żadnym innym człowieku, w historii powojennych Niemiec, nie napisanono tak
wiele, jak o Bruno Groeningu. Wkrótce potem, gdy w marcu 1949 r., w leżącym w Westfalii
mieście Herford, rozpowszechniła się wieść o jego sukcesach w uzdrawianiu, imię Bruno
Groeninga było na ustach wszystkich ludzi. Ludzie przybywali do niego tysiącami widząc w
nim ostatnią deskę ratunku- poprzez wojnę z obciążeniami duszy i ciała, w większej części
pozostawieni na łaskę losu przez ówczesną służbę zdrowia. On opowiadał im nie tylko na
dziedzińcu w Rosenheim, ale również w wielu innych miejscowościach w Niemczech o
Bogu, który jest największym lekarzem i jak to opisuje jedna z gazet, sceny biblijne stawały
się rzeczywistością.
Ludzki rozum szybko jest skłonny do tego, by takie wydarzenia zaliczyć do bajek, ponieważ
nie pasują one do powszechnie stosowanych wzorców myślenia. A jednak fakty świadczą
same o sobie. Nie tylko wtedy, lecz również dzisiaj, ponad 30 lat po śmierci Bruno
Groeninga, zdarzają się uzdrowienia, będące wynikiem postępowania według jego nauki i
które ze strony medycyny nie dają się wyjaśnić.
Patrząc na dzisiejszą, katastrofalną sytuację służby zdrowia, coraz bardziej wzrasta potrzeba,
by bez jakichkolwiek uprzedzeń sprawdzić te wydarzenia. Kto na pierwszym miejscu stawia
osobistą wygodę, próżność, własny portfel i z tego powodu, postępując według pradawnej,
zużytej zasady "to, czego być nie powinno, być nie może" zaprzecza zadziwiającym
możliwościom uzdrowień na drodze duchowej, ten postępuje nieodpowiedzialnie.
Z drugiej strony, konieczne jest jasne zróżnicowanie, tego trudnego do ogarnięcia zjawiska
"uzdrowienia duchowego" i oddzielenie plewów od ziarna. Uogólnienie w postaci
całkowitego odrzucenia, wynikającego z negatywnych doświadczeń, jest znakiem na
niedostateczną konsekwencję sprawdzenia. Wszędzie można trafić na szarlatanów, którzy
czerpią zyski na cierpieniu innych ludzi. Przed tym nie uchroni nas ani lekarskie zezwolenie
na wykonywanie zawodu, ani państwowe uznanie kwalifikacji naturopatów i zielarzy.
Łatwowierność zawsze jest niepożądana i może mieć dla chorego człowieka ciężkie
konsekwencje. W tym przypadku są pilnie potrzebne informacje fachowców, którzy
wychodzą poza ramy konwencjonalnego myślenia
Z tego powodu, nie zważając na utarte przesądy, sam zacząłem badać zdumiewające relacje o
działaniu Bruno Groeninga, sięgające nawet naszych czasów. Rezultaty tych badań
przedstawiłem na łamach tej książki. Kto jednak, mimo wszyskich dowodów, ma trudności,
by w to uwierzyć, temu chciałbym przypomnieć słowa Szekspira:
"Więcej jest rzeczy dziwnych na niebie i ziemi, niż śniło się waszym filozofom."1
Wydaje mi się sensowne, by na początku takiego sprawdzianu, przedstawić relację o
uzdrowieniu, która żywo świadczy o rzeczywistym istnieniu uzdrawiającej siły, która działa i
dzisiaj, poprzez słowo Bruno Groeninga.
Margarethe Mast z A. cierpiała przez ponad pięć lat na zakłócenia krążenia krwi w żyłach
nóg, co było dla niej wielkim obciążeniem.
Opowiadała mi:
"Krew w nogach była niewłaściwie transportowana do góry, opadała więc i w rezultacie
tworzyła poważny zator w obu nogach. Nawet przez chwilę nie mogłam stać na nogach, bez
uczucia, że moje nogi, lada moment pękną. Podczas ciepłych, letnich dni było szczególnie
źle, a w upały nie do zniesienia. Z powodu tej dolegliwości poszłam do lekarza, który
postawił wyżej wymienioną diagnozę i przepisał mi noszenie masywnych pończoch
kompresyjnych.
Nosiłam te pończochy codziennie. Jednak, kiedy usiadłam, musiałam kłaść nogi na krzesło.
W ostatnich latach krzesło już nie wystarczało, by uśmierzyć ból. Potrzebowałam wysokiego
stółu z poduszką.
Mój lekarz powiedział mi, że tej dolegliwości nie można wyleczyć. On może jedynie poprzez
swoje zalecenia i kilka zabiegów w domu (zmienny prysznic, szczotkowanie nóg, noszenie
zdrowych butów) utrzymać stan obecny."2
Oprócz tego, od 25 lat cierpiała na kurcze mięśni łydek, które występowały wyłącznie nocą i
których nie potrafiła zlikwidować żadna terapia.
Przez 20 lat musiała żyć z chronicznym zapaleniem skóry na twarzy, które mimo stosowania
różnych maści i nalewek nie chciało ustąpić (przepisane zostało w tym czasie Volunimat 20
gr., Acidum saliculicum 0,25 gr., gliceryna 7,5, Eucerin cum aquosum ad 50,0, Unguentum
emulsificant aquosum 50,0, Lotio Alab Aquos AA 50,0, Liniolitial Emulsion, mleczko
Aknefug).
Przez ponad 30 lat męczyły ją ciągłe bóle kręgosłupa, które przez ostatnie 10 lat przed
wprowadzeniem do nauki Bruno Groeninga, uniemożliwiały jej siedzenie na normalnym,
drewnianym krześle. Musiała zrezygnować ze swojego zawodu. Jej mąż przyszykował jej w
domu specjalny tapczan, gdzie pod poduszkami położył masywną deskę, przez co oparcie
tapczanu nabrało takiej formy, że pani Mast mogła korzystać z niego w pozycji leżąco-
siedzącej.
Z powodu zakłóceń przepływu krwi w nogach, musiała trzymać je ciągle na podwyższeniu.
Ze strony lekarskiej oznajmiono ciężką osteochondrozę L 4/5 i L 5/S 1. Została poddana
dyskusji możliwość przejścia na rentę i zostało to poparte ze strony ortopedycznej.3
Te, spowodowane przez choroby, wielkie ograniczenia w codziennym życiu, doprowadziły do
depresji połączonych z głębokim smutkiem, przygnębieniem i ciągle rosnącym uczuciem
znalezienia się w sytuacji bez wyjścia. Przepełniało ją poczucie winy wobec rodziny i
uczucie, że zawiodła w życiu.
Pani Mast:
"Nie ma się co dziwić, że ta ciężka sytuacja udzielała się innym członkom rodziny. Również
moje dzieci miały podobny do mojego, smutny wyraz twarzy.
Poczucie winy, które tłumaczyłam sobie jako rzecz zupełnie naturalną, męczyło mnie latami.
Pragnęłam być dobrą matką i to mi się nie udawało. Tę trwającą przez dwa dziesięciolecia
mękę, można tu opisać tylko w przybliżeniu. Mimo moich wielkich starań, by obrócić stan
rzeczy w pozytywną stronę, nigdy nie udało mi się tego dokonać, wręcz przeciwnie, do
codziennych kłopotów dochodziły jeszcze inne, jedno nieszczęście goniło następne.
Żaden z lekarzy, z którymi konsultowałam się przez te lata, nie potrafił mi pomóc."4
W 1988 roku pani Mast dowiedziała się o nauce Bruno Groeninga. Po niedługim czasie
nastąpiły pierwsze uzdrowienia.
"Po wprowadzeniu mnie do nauki Bruno Groeninga poczułam, oprócz krótkich przerw,
intensywny prąd w obu nogach. Prąd ten był subtelny i szczególnie delikatny. Ciepłe
mrowienie objęło najpierw dolne regiony podudzia, potem wyższe partie, aż w końcu
przeniknęło przez całe podudzie.
Cztery miesiące po wprowadzeniu mogłam zdjąć pończochy kompresyjne. Od tego czasu
noszę, tak jak wcześniej, pończochy ze sztucznego włókna, jak i normalne buty. Bez
trudności mogę stać przez dłuższy czas. Nie mam przy tym żadnych bólów. Od czasu
uzdrowienia nie potrzebuję kłaść nóg na podwyższenia."5
Na moją prośbę pani Mast zdecydowała się jeszcze w tym samym roku i w roku 1991 na
ponowne badania kontrolne. W roku 1991 przeprowadzono sonograficzne badania Dopplera.
Lekarz napisał w rozpoznaniu:
"Badanie kończyn dolnych zostało wykonane z podejrzeniem o chroniczną niewydolność
naczyń żylnych. Sonografia Dopplera obu stron nie wskazuje na niewydolność żylną. Nie
można rozpoznać żadnych zewnętrznych żylaków. Puls żylny kończyn dolnych normalny
oraz znaki wskazujące na zakrzep żylny negatywne."6
Od czasu wprowadzenia do nauki Bruno Groeninga zniknęły również bóle kręgosłupa, które
męczyły ją przez trzy dziesięciolecia. Może ponownie godzinami siedzieć na twardym
krześle. Tutaj siedziała 8-10 godzin na normalnym drewnianym krześle. Pani Mast potrafi
podołać wszystkim swoim obowiązkom jako matka i gospodyni domu. W siódmym miesiącu
po wprowadzeniu zniknęły istniejące od 25 lat nocne kurcze mięśni łydek.
Również, trwające przez 21 lat zapalenie skóry, zniknęło po półrocznym przyjmowaniu
uzdrawiającego prądu. Nie potrzebuje więcej żadnych maści, ani nalewek.
Podobnie stało się ze stanami depresyjnymi:
"Od czasu, gdy jestem we wspólnocie Bruno Groeninga, nie męczą mnie żadne depresje.
Stałam się człowiekiem, który cieszy się życiem. W życie rodzinne wstąpiła radość i zupełnie
inne postępowanie wobec siebie. Wewnętrznie stałam się spokojna i pełna zaufania. Cieszę
się na każdy dzień nowego, podarowanego mi życia. Doznajemy pomocy w każdej dziedzinie
życia. Mogłabym codziennie składać o tym nowe świadectwo.
Nie jestem w stanie wypowiedzieć jak bardzo jestem wdzięczna za to nowo podarawane mi
życie."7
Jak mogło urzeczywistnić się to wszystko poprzez naukę zmarłego człowieka? Na pewno nie
poprzez wyobraźnię. Miałem dostęp do wszystkich wyników badań lekarskich. Oświadczenia
pod przysięgą osób współżyjących z Margarethą Mast świadczą w dobitny sposób o jej
długoletniej drodze cierpienia. Dane mi było spotkać zarówno ją, jak i wielu innych
uzdrowionych ludzi, którzy po wieloletnim cierpieniu znaleźli wybawienie w nauce Bruno
Groeninga i osobiście przekonać się o dobrym stanie ich zdrowia.
Czy rzeczywiście istnieje związek między wydarzeniami dzisiejszych dni, oraz tym
człowiekiem, który w 1949 roku na dziedzińcu w Rosenheim, mówił do 30.000 tysięcy ludzi
o Bogu, jako największym lekarzu?
Gdy przed kilkoma laty po raz pierwszy usłyszałem o Bruno Groeningu, utrwaliły mi się
szczególnie następujące słowa:
"Nie ma chorób nieuleczalnych, Bóg jest największym lekarzem."8
Na codzień w klinice przeżywałem coś wręcz przeciwnego. Często widziałem rozbitych
wewnętrznie pacjentów, którzy z takimi prognozami jak: "Z tym musi Pani żyć" lub "Daję
Panu jeszcze pół roku" opuszczali szpital bez jakiejkolwiek nadziei na ich przyszłe życie. Gdy
zapytałem mooich kolegów, na jakiej podstawie wypowiadają takie prognozy, odpowiedzieli
mi, że w oparciu o statystyki i własne doświadczenia. Oni chcieli być szczerzy wobec
pacjentów i w żadnym wypadku nie rozbudzać nadziei, której nie można by uzasadnić. Czy
można takie postępowanie zaakceptować? Czy statystyka jest nieomylna w stosunku do
indywidualnego człowieka? Czy zasługuje na poparcie fakt, że lekarz nie chcąc budzić u
pacjenta nieuzasadnionych nadziei, pogłębia w nim niesłuszną beznadzieję?
Jaka jest prawda? Kto ma rację? Czy lekarz, który ze swego doświadczenia przekazuje
pacjentowi na jego drogę życia diagnozę - choroba nieuleczalna, czy ten nieznany człowiek,
który nie posiadał akademickiego wykształcenia, który uszęszczał tylko do szkoły
podstawowej, a mimo to ośmielił się otwarcie głosić, że choroby nieuleczalne nie istnieją?
Od setek lat, miliony lekarzy dążą poprzez uczciwy trud, aby uwolnić ludzi od jażma
choroby. W nowoczesnych państwach nie oszczędza się pieniędzy ani trudu, by pomagać
chorym w tysiącach szpitali. Z drugiej strony nie da się ukryć, że możliwości tradycyjnej
medycyny są ograniczone. Statystyki mówią same za siebie. Mimo miliardowych nakładów
można nadal obserwować wyraźny wzrost zachorowań. Choroby serca i krążenia krwi,
reumatyzm, alergie, nowotwory i wiele innych, nadal uporczywie szerzą się wsród ludzi.
Monachijski lekarz, dr Scheiner wypowiada się na ten temat:
"Statystyka rodzajów chorób naukowego instytutu miejscowej kasy chorych w Bad
Godesberg, z roku 1988 notuje, że tendencja zachorowań nadal wzrasta. [...] Statystyka ta
porównała częstość zachorowań z roku 1980 i 1988. We wszystkich sektorach zauważalny
jest znaczny wzrost. I tak na przykład schorzenia psychiatryczne wzrosły o ok. 50%, choroby
systemu nerwowego i narządów zmysłu o 70%, choroby kośćca, mięśni i tkanki łącznej
prawie o 90%, nowotwory o 30%, choroby krążenia o 35%. Równocześnie ilość ludzi, którzy
skorzystali z usług lekarskich jeszcze nigdy nie była tak wysoka w całej historii naszego
kraju. Rocznie niemieccy lekarze wystawiają około 500 milionów recept - gdyby poukładać je
jedną na drugą, powstałaby wieża dwustukrotnie przewyższająca katedrę kolońską."9
Medycyna przechodzi kryzys. Będąc świadomym wszystkich, nie dających się podważyć
sukcesów w zwalczaniu ostrych chorób, trzeba jednak stwierdzić, że medycyna w dużej
mierze przynosi chorym tylko złagodzenie bólu, a nie uzdrowienie.
Z drugiej strony mam przed oczami prawie tysiąc relacji z ostatnich lat, które świadczą o
pomocy i uzdrowieniach porzez życie według nauki Bruno Groeninga. Jak doszło do tej
różnicy? Czy powodem tego jest fakt, że nowoczesna medycyna zapomniała o kimś, o kim
Bruno Groening mówił:
"Największym lekarzem całej ludzkości jest i pozostanie nasz Pan Bóg."10
i który był zawsze w centrum jego działania.
Aby otrzymać na te pytania bliższe wyjaśnienia, chciałbm poniżej opisać wydarzenia
związane z Bruno Groeningiem.
Cud z Herford
Wydarzenia z Herford, z roku 1949 pozostają w ścisłym związku z Bruno Groeningiem.
Uzdrowienie wówczas dziewięcioletniego Dietera Hülsmanna, chorego od lat na
zaawansowany zanik mięśni (nieuleczalne schorzenie, które powoduje osłabienie mięśni, w
niektórych przypadkach śmierć we wczesnych latach życia), było początkiem oficjalnego
działania, które sięga do dnia dzisiejszego
Dr filozofii Kaul relacjonuje w swojej książce "Cud z Herford":
"Do małego, westfalskiego miasteczka, którego mury kryją cudownego doktora, tysiącami
przybywają schorowani, niedomagający ludzie. Autobusami, ciężarówkami, samochodami,
pieszo, zaprzęgami konnymi, rowerami, wozami drabiniastymi, na wózkach inwalidzkich, w
karetkach pogotowia, - dzień i noc na plac Wilhelma [...] nr 7, w Herford przybywają masy
ludzi, gdzie Bruno Groening znalazł dach nad głową u rodziców pewnego uzdrowionego
przez niego dziecka. Ludzka nędza, która się tu objawia jest wstrząsająca i bezgraniczna. [...]
ze wszystkich okolic Niemiec napływają ludzie, [...] ze wszystkich państw i warstw
społecznych, Amerykanie, Anglicy, Belgijczycy, Szwajcarzy, Szwedzi, Węgrzy, Polacy,
nawet Cyganie, którzy po uzdrowieniu pewnego, niemego, cygańskiego dziecka, zjawili się
tutaj tłumnie."11
Dalej pisze:
"Moja relacja jest zgodna z prawdą i dotyczy tylko tego, czego świadkiem były moje własne
oczy. Chcąc zbadać pogłoski rozmawiałem z uzdrowionymi. Osobiście stałem przed domem
w Herford, na placu Wilhelma nr 7. Przebywałem jedną noc w domu ‘cudownego doktora’ i
obserwowałem wszystko, co się tutaj rozgrywało, z bezpośredniej bliskości. Rozmawiałem z
duchownymi i lekarzami. [...] Trzy dni i noce mieszkałem w Herford, pracowałem tam,
dociekałem i próbowałem znaleźć odpowiedź na pytanie, które do dziś poruszyło miliony
ludzi, dotyczące herfordzkiego misterium."12
Na koniec dr Kaul podsumowuje swoje wyniki w następujących słowach:
"Nikt nie może zaprzeczyć, że Bruno Groening uzdrowił już wielu ludzi, którzy uważani byli
za nieuleczalnie chorych. Mądrość naukowa spieszy z wytłumaczeniem, że nie rozchodzi się
tu o nic nadzwyczajnego, jeśli dotyczy to chorób mających podłoże psychiczne. Dlaczego
jednak nowoczesna medycyna miała tak mało sukcesów w tej dziedzinie, o tym nie mówi.
Czy jest tych przypadków tak niewiele, że lepiej milczeć na ten temat? Ta ‘nowa metoda’ z
Herfod jest w każdym razie godna sensacji, jaka wytworzyła się wokół niej."13
Państwowe urzędy nie podzielały jednak tego sukcesu. Miejscowy ośrodek zdrowia
przypisywał Bruno Groeningowi w najlepszym razie wpływ na cierpienia duchowe.
Po krótkim czasie publicznego działania w Herford zostało mu zabronione uzdrawianie.
Podstawą zakazu było "prawo o wykonywanej zawodowo praktyce lekarskiej bez nominacji",
krótko "prawo dla uzdrowicieli i naturopatów". Mimo tego ludzie poszukujący pomocy nadal
przybywali do Herford i osiedlali się, częściowo przez kilka dni, przed domem, w którym
zatrzymał się Bruno Groening. W tym czasie otrzymał on około 80.000 listów, a czasami
znajdowało się tam 5.000 ludzi. Ze względu na te wydarzenia, urzędy przymykały niekiedy
oczy na ten zakaz. W końcu jednak, na początku czerwca, Bruno Groening musiał opuścić
Herford i udał się na zaproszenie do Hamburga. Ale również i tam urzędy w obawie
masowego napływu chorych, nie udzieliły mu zezwolenia na uzdrawianie.
Wreszcie czasopismo "Revue" zaproponowało mu sfinansowanie naukowego zbadania jego
działania w klinice uniwersyteckiej w Heidelbergu. Propozycja ta miała otworzyć mu drogę
do chorych. Badania na oddziale słynnego, specjalizującego się w psychosomatyce profesora
von Weizsäckera, dały dobre rezultaty. Naukowcy doszli do wniosku, że "Bruno Groening nie
jest szarlatanem, hipnotyzerem, cudownym doktorem, lecz uzdolnionym, wprawdzie nie
lekarzem, ale psychoterapeutą (lekarzem dusz)".14
Zostały potwierdzone dokonane przez niego uzdrowienia. Nie otrzymał jednak ekspertyzy,
przyrzeczenie uwolnienia drogi ku chorym nie zostało spełnione. Ponieważ w międzyczasie w
Heilderbergu zebrały się ponownie wielkie ilości ludzi, Bruno Groening skorzystał z
zaproszenia do zajazdu w Rosenheim. Właściciel, pan Harward, miał nadzieję na uzdrowienie
swojej sparaliżowanej szwagierki i chciał zaoferować Bruno Groeningowi miejsce, gdzie
miałby chwilę spokoju. Jednak poprzez publikacje w prasie w niedługim czasie na dziedzińcu
przed zajazdem zebrało się ponad 30.000 ludzi. Również tutaj relacjonowano o wielu
uzdrowieniach (patrz również rozdz. 4). Bawaryjski rząd początkowo ustosukował się do tego
bardzo pozytywnie, lecz w któtkim czasie, powołując się na "prawo dla uzdrowicieli i
naturopatów" zabronił mu działania.
Bruno Groening szukał nowych możliwości dojścia do ludzi poszukujących pomocy. Jego cel
utworzenia uzdrowisk, w których mógłby pracować łącznie z lekarzami, załamał się poprzez
opór urzędów. Przez jakiś czas pracował w przychodni u pewnego naturopaty w Monachium,
ale wkrótce doszło do pierwszego procesu (1952). Chociaż prokuratura złożyła odwołanie,
został on uniewinniony z oskarżenia w sprawie wystąpienia przeciwko "prawu dla
uzdrowicieli i naturopatów". Sąd uznał, że poprzez sprzeczne ustosunkowanie się do sprawy
rządu bawarskiego, który najpierw zezwolił, a potem zabronił działalności, stan prawny nie
jest wystarczająco jasny. Pomimo tego zakaz uzdrawiania został potwierdzony, ponieważ
działalność Bruno Groeninga podporządkowano pod prawo dla uzdrowicieli i naturopatów, a
to pociągało za sobą zależność od specjalnego, urzędowego zezwolenia (patrz również rozdz.
5).
Bruno Groening rozpoczął starania o zezwolenie na pracę jako uzdrowiciel w urzędzie
zdrowia w Stuttgarcie (1953). Jego wniosek z błachych powodów został odrzucony (patrz
również rozdz. 5)
Dlatego też szukał innych dróg, bez urzędowego oporu, by móc pomagać ludziom
poszukującym pomocy.
W 1953 r. utworzony został "Związek Groeninga", który miał dać jego działaniu prawną
podstawę. Bruno Groening przemawiał do ludzi potrzebujących pomocy w poszczególnych
wspólnotach (miejscowych grupach) Związku Groeninga w Niemczech i Austrii.
Ponieważ uzdrowienia występowały nadal w 1955 r. wytoczono mu nowy proces.
Przygotowania do głównej rozprawy trwały aż do połowy 1957 r. Ostateczny wyrok nie
został ogłoszony, ponieważ Bruno Groening przed zakończeniem procesu zmarł w Paryżu
26.01.1959 r.
Wielu oczekujących pomocy zwątpiło. Wspólnoty zaczęły się wykruszać. Ale wtedy
wydarzyło się coś niesamowitego: nastąpiły kolejne uzdrowienia, tak jak on to
przepowiedział. Po długim okresie przerwy do początku lat 80-tych, liczba wspólnot pod
kierownictwem pani Grete Häusler, która sama poprzez Bruno Groeninga przeżyła w 1950 r.
uzdrowienie, zaczęła się powiększać. Od roku 1992 powstało ponad 170 wspólnot w całej
Środkowej Europie. Notuje się coraz więcej relacji o niezwykłych uzdrowieniach. Niektóre z
nich mogłem szczegółowo zbadać, i poprzez to mogę bez wątpliwości potwierdzić te
medycznie niewytłumaczalne fakty.
Od czasu, kiedy przekonałem się, że uzdrowienia w dzisiejszych czasach bazują na faktach,
chciałem dowiedzieć się więcej na temat Bruno Groeninga, jego osoby i charakteru. Poprzez
wypowiedzi wielu naocznych świadków, z którymi częściowo mogłem osobiście rozmawiać,
poprzez zapiski Bruno Groeninga i nagrane na taśmie magnetofonowej jego wykłady,
otrzymałem żywy obraz jego osoby. Niech będzie to tematem następnego rozdziału.
Rozdział 2
Osoba Bruno Groeninga
Nadzwyczajne dziecko
Bruno Groening urodził się 31.05.1906 roku w Gdańsku-Oliwie jako czwarty z siedmiorga
rodzeństwa. W swoim życiorysie opisał on tak swoje dzieciństwo:
"W okresie mojego dzieciństwa i młodości coraz bardziej mogłem stwierdzić nadzwyczajne
właściwości, które promieniując ode mnie były w stanie wpływać uspakajająco i
uzdrawiająco na ludzi i zwierzęta. Już jak byłem dzieckiem chorzy w moim otoczeniu
zostawali uwolnieni od dolegliwości, a dzieci, jak również dorośli, gdy byli zdenerwowani,
albo skłóceni, uspakajali się pod wpływem kilku moich słów. Jako dziecko stwierdziłem
również, że zwierzęta, które na codzień były nieśmiałe, albo uchodziły za groźne - miały w
stosunku do mnie łagodne i potulne usposobienie. Mój stosunek do domu rodzinnego był z
tego powodu nadzwyczajny i napięty. Dążyłem do całkowitej samodzielności, by uwolnić się
z otoczenia mojej rodziny pełnego nieporozumień.1
Niezwykłość tego dziecka rozpoczęła się już w samym momencie narodzin. Jego matka miała
zawsze ciężkie porody, tymczasem Bruno przyszedł na świat szczególnie lekko. Krótko po
porodzie matka udała się do lasu, by powiadomić o tym jego ojca, który tam przebywał. 2, 3
Jego rodzice byli głęboko wierzącymi katolikami. Nie opuszczono żadnej mszy świętej i
jeżeli nawet matka, czy ojciec byli bardzo zmęczeni po całodziennej pracy, nigdy nie została
zapomniana wieczorna modlitwa z dziećmi odmawiana na kolanach. Ojciec Bruno był, jak
pisze E. A. Schmidt, szorstkim, zwyczajnym, prostym człowiekiem. Pracował jako murarz,
był poważany i cieszył się powodzeniem jako dobry pracownik. 4
Jego brat Kurt opowiadał o nadzwyczajnym zdarzeniu. Pewnego ranka miał nakryć stół dla
całej rodziny, ale wolał się dalej bawić, niż wykonać polecenie rodziców. Wtedy jego brat
Bruno wypełnił to zadanie bez jakiejkolwiek prośby i otrzymał za to odpowiednią pochwałę.
Kurt Groening opowiadał:
"W tym momencie tak się zdenerwowałem, ponieważ on zawsze wychodził na tego dobrego,
że nie potrafiłem nad sobą zapanować, chwyciłem dzbanek z gorącą kawą i wylałem mu na
głowę. On stał zupełnie spokojnie, wszyscy inni byli przerażeni moim czynem. I znowu stało
się coś nadzwyczajnego. Bruno nie miał po tym wydarzeniu żadnej blizny, ani na twarzy, ani
na jakiejkolwiek części ciała."5
W czasopiśmie "Revue" pisano 4.9.1949 r. o dzieciństwie Bruno Groeninga:
"Uczył się samotności już jako dziecko, które ledwie umiało mówić. Uciekał z domu i bawił
się w sąsiedztwie ze zwierzętami, które były dla niego ważniejsze, niż jego własne
rodzeństwo. Gdy umiał już lepiej chodzić, odkrył duży las, który znajduje się w pobliżu tych
czynszowych kamienic. Zanurzał się w nim, jak w jakimś wielkim tajemniczym świecie. Od
swojej matki nauczył się jednego: modlitwy! I tę prostą dziecięcą wiarę w Matkę Boską
zabierał do lasu, który stał się jego światem. Ten mały Bruno stał się dziwakiem, jakiego nie
widziano jeszcze nigdy wśród chłopców robotników na ulicy Ludolfinger. Znikał nieraz na
parę dni. Nikt nie wiedział, czym się żywił. W jego domu panowała reguła, kto za późno
przychodził na posiłek, ten nie dostawał nic, albo tylko to, co jeszcze pozostało. Tak więc
Bruno głodował niaraz przez wiele dni. Nieraz znajomi widzieli go leżącego pod krzakiem,
jak obserwował starannie liście i trawę. Przypadkowo zauważono jego osobliwy kontakt do
wiewiórek i innych zwierząt. Znaleziono go też kiedyś zupełnie samego na cmentarzu.
Czasem widziano, jak się tam modlił. [...] Pewnego razu zaobserwowano go, jak szedł w
zadumie za kulejącym psem. Bawił się z nim. Głaskał go. [...] Biagało za nim dużo zwierząt.
Jeżeli leżały chore, to wstawały i biegły za nim do lasu."6
Często został schwytany przez ludzi w lesie i zaprowadzony do rodziców. Otrzymywał wtedy
przeważnie porządne lanie i zamykano go w pokoju.
W związku z tym pisał:
"Z powodu bicia nie potrafiłem nigdy płakać, bo nie odczuwałem bicia jako ból, chociaż
czasami moje ciało było aż sine i zielone. W każdym razie ta niewola w domu rodzinnym nia
trwała za długo, ponieważ uwalniałem się z niej często i bardzo szybko. Ciągle na nowo
ciągnęło mnie do lasu i moich przyjaciół - zwierząt, one były takie silne."7
Przepowiedzenie rozpoczęcia I wojny światowej przyniosło młodemu Bruno siarczysty
policzek, który wymierzył mu jego ojciec, jednak mimo to przepowiednia dokładnie się
spełniła.
Jego ojciec wypowiedział się o tym w oświadczeniu złożonym pod przysięgą 26.06.1949 w
Löhne, w Westfalii:
"Jako ojciec mojego syna Bruno Groeninga oświadczam pod przysięgą, że już przy
narodzinach tego dziecka okazało się, że będzie to dziecko o szczególnych właściwościach.
W późniejszych latach dało się to zaobserwować. Wielu członków rodziny i znajomych
potwierdziło ten szczególny przypadek. Już jako dziecko wypróbowywał swoje szczególne
zdolności na zwierzętach. Poza tym między innymi wziął do rąk zegarek, którego zegarmistrz
nie potrafił naprawić i zaraz potem zegarek zaczął chodzić. Potrafił również przepowiadać
ważne wydarzenia, np. początek i koniec I wojny światowej 1914-1918, także śmierć swojej
matki, jak i początek i koniec II wojny światowej 1939-1945. Przepowiedział także to, że jego
ojciec i rodzeństwo będą musieli opuścić po kapitulacji dom i ojczyznę, i gdzie się osiedlą po
długiej tułaczce. Wszystko to wiedział i przepowiadał. Do tego dochodzi jeszcze jedna
zdolność, która mu umożliwia uzdrawianie ludzi z chorób i cierpień."8
Pan Ernst Kohn, były sąsiad Bruno Groeninga z Gdańska opowiadał pod przysięgą
państwową, że
"Pan Bruno Groening [...] tłumaczył mi na początku wojny w 1939 r., w moim mieszkaniu w
Gdańsku - Kamienna Góra na ulicy Magdeburger 77, co następuje: ‘Poważnie mówił, że
wojna ta rozciągnie się na dłuższy okres czas, Polska będzie pokonana tak samo szybko jak
Francja. Niemcy nie będą przez swoje podboje większym krajem, lecz staną się krajem
mniejszym. Niemcy zostaną podzielone.’ Wtedy pokazał mi granicę, która dzisiaj
rzeczywiście tak przebiega. [...] Uzdrawiającą siłę Bruno Groeninga odczułem już podczas
jego działalności w latach naszego sąsiedztwa w Gdańsku - Kamiennej Górze. Byłem często
uwolniany od bólów. Moja żona, Frieda Kohn z domu Pettke może to poświadczyć. Ona
poznała Bruno Groeninga po naszym ślubie w roku 1940."9
Charakterystycznym faktem dla młodego Bruna było to, że ciągnęło go od najmłodszych lat
do chorych ludzi. Wykazywał tę cechę już jako 2,5-letnie dziecko.
Napisał później w związku z tym we wspomnieniach z dzieciństwa:
"Z ciała wielu zwierząt znikała choroba, gdy w myślach powiedziałem sobie: Kochane
zwierzątko, ty niedługo będziesz miało znowu zdrowe ciało. I tak też się stało. U ludzi nie jest
inaczej. [...] I tak byłem stale przyciągany bezpośrednio przez chorych [...], do których
zawsze tylko mówiłem: Ty przecież nie jesteś już chory. Albo, gdy niektórzy z ludzi mówili:
On umiera - to mówiłem krótko: nie, on jeszcze długo nie umrze, on będzie znowu
zdrowy!"10
Później zauważył, że był w stanie pomóc w tym samym czasie nie tylko pojedyńczym
chorym, ale również większej ilości ludzi. To nie było dla niego wcale trudne i przeważnie
odnosił sukcesy. Przez wojnę jego działalność została ograniczona tylko do małych grup
ludzi.11
Jego koledzy zabaw zauważyli, że obojętnie ile razy by go nie zaatakowano, on nigdy nie
bronił się. Jego starsze rodzeństwo czasami nie wiedziało, jak się z nim obchodzić, jak
traktować jego nadzwyczajne zachowanie. Złościli się z tego powodu, że się nie broni i bili go
za to. Jeden z jego starszych braci uderzył go tak mocno, że pękła mu kość nosa. Tego typu
zachowanie rodzeństwa trwało tak długo, aż wydarzyło się coś nadzwyczajnego.
Brat Kurt opowiadał o tym w roku 1954:
"Chłopcy szarpali się na dworze i jak spostrzegli, że Bruno znowu stoi z boku i nie bierze
udziału w tej złej zabawie, to jednego z nich naszła taka złość, że spoliczkował Bruno tylko
dlatego, że się z nimi nie szarpał i jak odludek stał z boku. Bruno jak zawsze nie oddał
uderzenia. Stał spokojnie bez zdenerwowania i czekał. Ten chłopak musiał, czy chciał, czy
nie, iść do domu. W mieszkaniu zaczął policzkować sam siebie. Nie potrafił się powstrzymać.
Wszyscy chłopcy udali się tam i obserwowali to rzadkie zdarzenie. Ten chłopak zaczął
krzyczeć: "Bruno, pomóż mi!" Bruno wszedł do środka, chłopak uspokoił się i przestał się
bić."12
Od tego wydarzenia jego rodzeństwo i koledzy z siąsiedztwa zostawili go w spokoju.
Jego brat przypomina sobie jeszcze o jednym wydarzeniu, które dobitnie odzwierciedla
charakter młodego Bruno. Opowiadał, że podczas I wojny światowej było bardzo źle z
zapasami żywności, czasami nie wiedziano, gdzie można jeszcze zdobyć coś do jedzenia.
Mały Bruno wyjeżdżał rowerem i załatwiał w cudowny sposób u gospodarzy parę worków
kartofli, które jego bracia mogli przynieść do domu. W tym okresie czasu przy wspólnym
posiłku jadł dopiero wtedy, gdy inni byli już syci. Chociaż w ten sposób zostawało mu często
tylko bardzo mało, albo w ogóle nic, mimo tego był w nadzwyczajnej kondycji cielesnej.13
Uczęszczał do szkoły podstawowej i nie był złym uczniem, ale nie uchodził też za
szczególnie dobrego. Często zadawał swoim nauczycielom zagadki. Zdarzyło się np. że
przeczytał do końca zdanie, które nauczyciel dopiero zaczął pisać na tablicy. Po lekcjach
udawał się często do pobliskiego lasu, gdzie czasami przebywał kilka godzin, aż do wieczora.
W lesie dziękował Bogu, jego całą tęsknotą było być bliżej Niego. Jak sam opowiadał,
przeżywał tam Boga w każdym drzewie, w każdym zwierzątku, a nawet w kamieniach.
Godzinami potrafił tutaj siedzieć i rozmyślać, i czuł się przy tym tak, jakby jego życie
rozciągało się w nieskończoność.
Bruno Groening opowiadał raz, że jako dziecko często uciekał od ludzi, ponieważ odczuwał
tutejsze życie jako okropnie ciemne, bez serca. W tym trudnym okresie czasu prosił często
Boga, by zabrał go z powrotem z tej ciemnej ziemi. W lesie, poprzez wewnętrzne modlitwy,
zrozumiał, dlaczego został zesłany na ziemię i na czym polega jego życiowe zadanie. Dopiero
jak to rozpoznał, mógł pogodzić się ze swoim życiem.
Każdy, kto podąża tą duchową drogą i całym sercem szuka Boga, może tego chłopca
zrozumieć, jak bardzo był posłuszny głębokiej tęsknocie duszy i szukał Boga tam, gdzie
mieszka: w samotności i spokoju natury.
Tego rodzaju wczesna tęsknota za wyższym duchem, za Bogiem, wskazuje na stworzenie z
dojrzałą duszą. Tacy ludzie muszą często żyć z niezrozumieniem i pogardą środowiska,
któremu przeważnie brakuje dojścia do tych wyższych odczuć i pragnień. Jako szczególny
egzamin, wewnętrzna szkoła, często znajduje się w życiu tych ludzi pewna bezwzględność,
jako przygotowanie duszy do późniejszych zadań.
W 1915 r., w wieku 9 lat, Bruno zachorował na zagrażającą jego życiu czerwonkę. Schudł
okropnie i leżał przez tygodnie w gorączce. Postawił jednak na swoim i nie leżał w łóżku,
tylko przez kilka miesięcy leżał goły na podłodze. Dr. Klinge, lekarz, który często ich
odwiedzał, uważał go za straconego i Bruno otrzymał nawet ostatnie namaszczenie. Nikt nie
wierzył, że to wycieńczone gorączką dziecko przeżyje. Tymczasem on przezwyciężył
chorobę i w cudowny sposób wrócił do zdrowia.14
Urozmaicone życie zawodowe
Po ukończeniu szkoły podstawowej Bruno rozpoczął naukę w szkole handlowej. Jego ojciec,
z zawodu rzemieślnik, był od początku przeciwko tej decyzji i ostatecznie sam zadecydował:
Bruno Groening mówił o tym w swoim życiorysie:
"Z tej praktyki musiałem na żądanie mojego ojca zrezygnować dlatego, że życzeniem mojego
ojca było, abym się wyuczył rzemiosła budowlanego. Postąpiłem zgodnie z życzeniem
mojego ojca i wyuczyłem się zawodu cieśli. Jednak do egzaminu końcowego nie doszło,
ponieważ w tym czasie panowało w Gdańsku wielkie bezrobocie. Z tego powodu musiałem 3
miesiące przed zakończeniem nauki, bez egzaminu końcowego, zrezygnować z praktyki
zawodowej, ponieważ zakład w którym się uczyłem zbankrutował z powodu braku zleceń."15
W 1925 r., 19-letniemu Bruno, udało się założyć prywatny, budowlano-stolarski zakład
meblowy. Udało mu się utrzymać ten zakład przez 2 lata, po których został zmuszony, z
powodu niekorzystnej sytuacji gospodarczej w Gdańsku, do pracy przejściowo na: budowie,
przy przeróbce drewna, w fabryce lakierów i skrzyń, jak też i w innych dziedzinach. Z
pewnością wymagało to dużego talentu i energii, aby potrafić się usamodzielnić w Gdańsku w
tych trudnych czasach między dwiema światowymi wojnami, dysponując tylko prostymi
środkami i będąc młodym mężczyzną. Mimo tego, po dwóch latach musiał przejść na inne
środki dochodu. Panujące bezrobocie pociągało za sobą krótkoczasowe umowy o pracę i
szybkie zwalnianie z pracy ze względu na trudności na rynku zbytu. W ten sposób Bruno
Groening został zwolniony z fabryki lakierów, jako jeden z ostatnio zatrudnionych, już po
roku pracy ze wzgędu na ograniczenia w produkcji.
W swoim życiorysie relacjonuje, że po 1933 r. znalezienie pracy okazało się jeszcze
trudniejsze, ponieważ trudności gospodarcze w Gdańsku były gorsze niż w Rzeszy i firmy
były w większości polskie, tak że jako Niemiec było się mniej akceptowanym. (Gdańsk był
po I wojnie światowej odizolowany od Rzeszy. Połączenie z Rzeszą było możliwe tylko
poprzez polskie tereny).
Bruno Groening znalazł na pewien czas pracę w fabryce czekolady, w porcie i na Poczcie
Gdańskiej. Zanim został wcielony do Wermachtu w 1943 r., pracował kilka lat w firmie
Siemens i Halske, jako monter urządzeń niskoprądowych. Jego koledzy z pracy obserwowali
zawsze, że w każdej dziedzinie rozwijał on niesamowite zdolności i często potrafił nawet
więcej, niż fachowcy. Wielu jego kolegów z pracy poświadczyło, że w niezrozumiały sposób
po prostu wszystko mu się udawało, wszystko, czego by nie dotknął, czy to zegarek, czy
radio, czy też praca jako ślusarz. Szczególnie odpowiadały mu sprawy techniczne.
Przywiązywał szczególną uwagę do tego, aby wszystkie prace wykonywać z
zainteresowaniem i z sercem. W wielkiej ilości czynności, które wykonywał, widział życiową
praktykę i przygotowanie do jego późniejszego zadania. Zależało mu na tym, jak podkreślał,
aby poznawać ludzi przy najróżniejszych czynnościach i w różnych sytuacjach życiowych.
Trudne małżeństwo
Ożenił się mając 21 lat. Jednak małżeństwo z jego żoną Gertrudą nie dało mu uczucia domu
rodzinnego i zrozumienia, za którym również daremnie tęsknił w domu swoich rodziców. On
i jego żona mieli zupełnie odmienne charaktery. Od czasu rozpoczęcia życia zawodowego
coraz bardziej ustępowała jego powściągliwość z lat dziecięcych na rzecz gorącego
pragnienia pomagania ludziom. Świadkowie tego czasu opowiadają, że Bruno Groening był
gościnnym panem domu i zapraszał często wielu przyjaciół, podczas gdy jego żona
najchętniej nie wpuszczałaby nikogo do domu.
Gdy jakiś kolega z pracy, czy inny znajomy będący w duchowej, czy cielesnej potrzebie,
zwrócił się do niego, zapominał on o swoich własnych sprawach. Wówczas przesiadywał z
tymi ludźmi rozmawiając z nimi do rana i wspólnie z nimi starał się znaleźć wyjście z
trudnych sytuacji. Inne znane formy życia towarzyskiego (kino, kawiarnie, itd.) nie
znajdowały jego upodobania.
Pewien naoczny świadek z tamtego okresu relacjonował co następuje:
"Niniejszym chciałbym zapisać. Chodzi o pana Bruno Groeninga. Pana Groeninga znam od
1928 roku z Gdańska, który jest moim rodzinnym miastem. Pan Groening interesował się już
wtedy sprawami duchowymi, pomagał i uzdrawiał ludzi. Jest mi znanych około 20
przypadków, w których jego pomoc była skuteczna. [...] Mogę także dać wiele dowodów
pomocy dzieciom np. przy paraliżu, głuchocie, ślepocie. W tych wszystkich przypadkach
udało mu się im pomóc. My sami, jak i ludzie, którym pomógł, znajdujemy się jeszcze dzisiaj
przed zagadką. Wtedy łamaliśmy sobie głowy nad tym, jak to jest możliwe. Oprócz tego, pan
Groening zajmował się rzeczami, które może w tym miejscu nie mają z tym nic do czynienia.
Ale mimo tego chciałbym je nadmienić! Na przykład zajmował się samochodami i
odbiornikami radiowymi. Nie dotykał radia, i radio samo, na jego życzenie, wyłączało się.
Lampy radiowe, które były naprawdę zepsute doprowadzał do porządku."16
Z 1931 r. istnieje według E.A. Schmidta, złożone pod przysięgą oświadczenie o uzdrowieniu.
Bruno Groeningowi udało się uzdrowić tym razem kobietę, która ciężko zachorowała na
błonicę, którą lekarze uznali za nieuleczalną. Schmidt wypowiada się o tym: "Gdy on (Bruno
Groening) mówi o tym przypadku, który sobie szczególnie dobrze przypomina, to
promieniuje z niego prawdziwa, wielka radość:
‘Wyciągnąłem tę kobietę z łoża śmierci!’ Przy tym wyciąga ze swojego portfela zdjęcie
młodej kobiety i z satysfakcją je pokazuje."17
Pan Max Bruhn z Gdańska opowiadał o szczególnym przeżyciu, które przekazała mu siostra
Bruno Groeninga, Maria.
"Znałem siostrę Bruno Groeninga. Była skierowana do szpitala na operację. Miano
amputować jej pierś, było podejrzenie o raka. W ostatni dzień przed pójściem do szpitala,
Maria przyszła do Bruno. Prosiła go, aby jej pomógł. Był bardzo zdziwiony, że własna siostra
miała do niego zaufanie i wiarę. Popatrzył na nią przez chwilę i potem powiedział: ‘Idź bez
obawy do szpitala, nie widzę już w tobie niczego złego!’ Ona poszła do szpitala, a lekarze nie
stwierdzili przy badaniu żadnego raka. Operacja okazała się zbyteczna."18
Jego żona uważała jego zdolności za dziwactwa. Brakowało jej duchowego dojścia do
podstawowego motywu jego życia, aby pomagać i uzdrawiać. Ona nie obawiała się bardziej
niczego niż wywołania sensacji i bycia wyśmianym. Dlatego też było to dla niej wyjątkowo
nieprzyjemne, że jej mąż poświęcał się aż tak wielu innym ludziom. Chciała go mieć dla
siebie. Jednym z najcięższych sprawdzianów jego życia było to, że pozbawiła go możliwości
uzdrowienia własnych dzieci, które z całego serca kochał. Nie chciała ich dzieci poddać jego
"czarom"19, chroniła je przed nim na wszelkie sposoby i bez jego wiedzy oddała do szpitala.
Starszy syn Harald zmarł w dziewiątym roku życia, w 1939 roku, w gdańskim szpitalu z
powodu wady zastawki serca. Günther, młodszy syn, również w dziewiątym roku życia, w
1949 roku, z powodu ropnego zapalenia opłucnej, w klinice uniwersyteckiej w Marburgu.
Grete Hausler, naoczny świadek z Hennef / Sieg, która znała Bruno Groeninga od 1950 roku,
relacjonowała, że dopiero w 1955 roku był on w stanie rozmawiać o losie jego dzieci. Gdy
opowiadał o tym bliskim przyjaciołom, płynęły mu po twarzy łzy.
Gdy w 1949 r., Bruno Groening rozpoczął działalność publiczną, musiał opuścić swoją żonę,
ponieważ nie zmieniła swojego negatywnego nastawienia w stosunku do jego czynności i
chciała mu nawet zabronić uzdrawiania. Małżeństwo rozpadło się w maju 1955 roku
Wojna i niewola
W 1943 r., w wieku 37 lat Bruno Groening został powołany do Wermachtu. Z powodu jego
przekonań, by nigdy nie zabijać, które wywodziły się z głębokiego wychowania religijnego,
dochodziło często do starć i grożono mu nawet sądem wojennym. W końcu dostał się jednak
na front. Można sobie wyobrazić, że jeżeli chodzi o II-gą wojnę światową, przewidział on
swój los z wielką dokładnością.20
Został wyznaczony do służby na środkowo-północno-wschodnim odcinku frontu i w grudniu
1943 r. został po raz pierwszy zraniony przez odłamek granata z powierzchownym
przestrzałem górnej części lewego uda. W lutym 1944 r. doszło do powtórnego zranienia
górnej części prawego uda. Po wygojeniu się na początku 1945 r. został jeszcze raz
skierowany do jednostki i 5 marca 1945 r. dostał się do niewoli rosyjskiej w Hammerstein
(Pomorze). W maju 1945 r. został transportowany do obozu w Petrozawodsk. W rosyjskiej
niewoli udało mu się w zagadkowy sposób uzdrowić wielu współwięźniów, którzy chorowali
na puchlinę wodną. Także i tu doprowadzała do konfliktów ta silna, wewnętrzna potrzeba
pomagania. W stosunku do kierownictwa obozu zachowywał się odważnie i żądająco, aby
zatroszczyć się o lepsze warunki życia. Był z tego powodu znany u Rosjan jako buntowniczy
człowiek. Znowu ledwie uszedł z życiem i to tylko dlatego, że niektórzy rosyjscy oficerowie
byli po jego stronie i uchronili go przed rozstrzelaniem. W końcu 1945 roku został
uwolniony.
Transport powrotny, w przepełnionych wagonach do przewozu bydła, pochłonął wiele ofiar
wśród uwolnionych żołnierzy. Jeden z repatriantów relacjonował później, że ponoć ludzie
zatracili wszelkie ludzkie odruchy, przyjaźń między żołnierzami zanikła na rzecz brutalnej
walki o przetrwanie. On poznał Bruno Groeninga podczas powrotnego transportu i przebywał
z nim pewien czas. Wśród innych żołnierzy Bruno Groening rzucił mu się od razu w oczy,
ponieważ zachowywał się on zupełnie inaczej. Pośród tego załamania i lamentowania,
zachowywał on trudny do wyjaśnienia spokój i opanowanie, i pomimo wszystkiego
pozostawał ludzki. Dlatego zaproponował mu, aby towarzyszył mu do jego bawarskiej
ojczyzny. Lecz Bruno Groening chciał najpierw poszukać swojej rodziny na północnym
zachodzie. Widocznie znał już swoją drogę na łamy opinii publicznej w następnych latach,
ponieważ prosił swojego kolegę w 1945 r. podczas rozstania, aby go odwiedził za kilka lat,
gdy będzie o nim dużo czytał w gazetach.
Nastąpił ciężki czas powojenny. Bruno Groening przybył z jednym ze współwięźniów do
Haigerselbach w powiecie Dill. Tutaj otrzymał poprzez burmistrza razem ze swoimi
towarzyszami broni małą kwaterę i starał się za pomocą najróżniejszych prac u rolników w
pobliskich wioskach i w gminie zebrać to, co było konieczne, aby móc przeżyć. Poprzez
swoją skromność, by niczego nie wymagać i zadowalać się wszystkim, oraz poprzez jego
wielką zręczność do pracy, stał się wkrótce w okolicy lubianym człowiekiem. Jego czynności
przynosiły mu kontakty z wieloma jego rodakami. W celu złagodzenia biedy powołał do
życia wspólnie z innymi uchodźcami "Wspólnotę pomocy dla przesiedleńców". Mając przed
sobą jasny cel, służył sprawie i wspólnie zostały utworzone miejscowe przedstawicielstwa. Ta
praca często prowadziła go do Dillenburga. Tam otrzymał jeszcze krótko po tym zadanie w
mieszkaniowej komisji powiatowej i starał się pomagać, gdzie tylko mógł. Po jakimś czasie
odnalazł swoją żonę i przybył z nią do obozu uchodźców w powiecie Dill. Potem wprowadził
się do kwatery dla uchodźców, do mieszkania prowizorycznie zbudowanego ze strychu w
Dillenburgu.
Erich K., dzisiaj naturopata w S., poznał Bruno Groeninga właśnie w owym czasie. Z jego
wspomnień relacjonował on co następuje:
"Ten człowiek po prostu mnie zafascynował. Z nim można było omówić sprawy, których nie
można było omówić z nikim innym. U niego było zawsze nieco osobliwie. Pomimo, że
wszystkiego brakowało, każdy, kto do niego przyszedł, otrzymał talerz zupy - to było coś
typowego. Mimo, że była ona całkiem prosta, z jakiegoś zboża, bo niczego innego nie było,
nie mieliśmy do jedzenia wystarczającej ilości chleba i źle nam się wiodło. Ale on dla
każdego miał talerz zupy."21
Bruno Groening poprzez swoje czynności spotykał się z wieloma ludźmi. I znowu działy się
uzdrowienia. Przywoływali go do siebie coraz to nowi chorzy ludzie. Był proszony od domu
do domu, aż 14.03.1949 r. na prośbę rodziny Hulsmann przybył do Herford. Sukces
uzdrowienia cierpiącego na zanik mięśni i obłożnie chorego syna, Dietera Hulsmanna, został
rozgłoszony przez ojca i wkrótce znajdowało się coraz więcej chorych przed domem
Hulsmannów przy Wilhelmplatz 7. Bruno Groening przemawiał do tłumów ludzi o Bogu, a
jego słowa działały cuda: bóle zanikały, ślepi odzyskiwali wzrok, sparaliżowani dźwigali się z
wózków inwalidzkich albo wyrzucali kule i znowu mogli bez trudu chodzić. Wkrótce
przybywali nie tylko chorzy z bliskich okolic, lecz także z innych terenów Niemiec i z
zagranicy, z nadzieją odzyskania ich zdrowia poprzez tego człowieka.
"Jestem tylko małym sługą Boga"
Bruno Groening był człowiekiem, który żył czerpiąc całkowicie ze swego wnętrza. Nie czytał
książek, jego wiedza została mu przekazana z wyższego źródła. Ufał we wszystkim, co robił,
swojemu uczuciu. Już podczas wojny często stwierdzał, że kierując sie przeczuciem,
opuszczał jedno miejsce, w które krótko potem uderzał granat. Ta duchowa postawa
kształtowała całe jego życie. Nie słuchał ludzkich rozkazów, lecz podporządkowywał się
bezwarunkowo wyższemu prowadzeniu, do którego miał dostęp poprzez głęboką,
bezpośrednią religijność, lub poprzez intuicję. Uzdrowienia, które się działy za jego
pośrednictwem są bezpośrednio związane z ponownym zwróceniem się uzdrowionych do
Boga i z nową wewnętrzną orientacją (patrz również rozdz. 3). Nie traktował siebie w
pierwszej linii jako uzdrawiającego, lecz chciał uświadamiać o wyższych prawach życia i
przywrócić chorym wiarę w Boga, jako największego lekarza wszystkich ludzi. Wola do
nawrócenia się, gotowość do wiary w dobro i życzenie ponownego przyjęcia wiary w Boga,
były dla niego podstawowym warunkiem do uzyskania uzdrowienia. Jednocześnie odrzucał
jakiekolwiek naruszenie wolnej woli człowieka:
"Wolno mi człowiekowi pomóc w odnalezieniu drogi do dobra, ale nie mogę w tym za niego
zadecydować, ani go zmuszać do dobra. Każdy sam musi odnaleźć swoją drogę."22
Z tego powodu przejmowały go wstrętem techniki sugestii.
Jego przemówienia były nacechowane prostotą i zwykłością jego istoty. Wywierając silne
wrażenie potrafił w niewielu słowach, pokazać swoim słuchaczom podstawowe związki
między zdrowiem i chorobą. Jego słowa nie potrzebowały retorycznej ozdoby. W nich była
siła, która oddziaływała na ludzi. Świadczy o tym duża ilość relacji o uzdrowieniach. W jego
wykładach odczuwa się, że to wszystko, o czym mówił, przeżył osobiście. Gdy w 43 roku
życia wystąpił publicznie w Herford, mógł czerpać z doświadczenia wewnętrznej walki, która
miała swój początek w nienasycalnej tęsknocie za Bogiem, już w czasie dzieciństwa.
Przemawiał nie jako człowiek z akademickim wykształceniem, a mimo to jako człowiek
kompetentny, posiadający wiedzę.
W czasie jego działalności w prasie przedstawiano bardzo sprzeczny obraz Bruno Groeninga.
Jedni widzieli w nim bożego człowieka, dla innych był szarlatanem. E. A. Schmidt, który
przez osobiste spotkanie chciał wyrobić sobie o nim jasny obraz, odwiedził go w Herfod na
placu Wilhelma 7 wkrótce po fakcie, kiedy stał się człowiekiem znanym na łamach opinii
publicznej.
Tak opisał to pierwsze spotkanie:
"Poprzez tłumy wywalczyliśmy sobie drogę do tylnych drzwi, które nie były zamknięte.
Staliśmy przed drzwiami domu. W środku drzwi zamykały się z hałasem, wewnątrz domu
ludzie chodzili pośpiesznie z pomieszczenia do pomieszczenia. Dopiero po trzykrotnym
dzwonku zostały otworzone drzwi. Człowiekiem, który stanął przede mną, był sam Bruno
Groening. Mężczyzna o silnej, nieco krępej postawie, niecałe 1,70 wzrostu, bardzo prosto
ubrany, bez marynarki, w ciemnogranatowej koszuli i ciemnogranatowych spodniach.
Brązowo opalone, mocno napiętnowane oblicze, naturalnie kręcone włosy. W tej twarzy los
wyorał swoje znaki, ten człowiek musiał przejść przez wszystkie doliny. Był całkowicie
otwarty, nie miał brody, która nadawałaby mu niezwykłego, czy jakiegoś mistycznego
wyglądu, o którym relacjonowały artykuły w prasie. Oczy na mnie skierowane były jasne,
promieniowały dobrem i głębokim ludzkim zrozumieniem."23
Doktora fiozofii Kaula zaprowadziły na plac Wilhelma 7 podobne motywy. Zainteresowany
poprzez różnorodne relacje prasowe, chciał osobiście przekonać się na miejscu wydarzeń.
Tak napisał o "człowieku Bruno Groeningu":
"Kto po raz pierwszy styka się z tym człowiekiem, nie ma wcale uczucia obcości. Wręcz
przeciwnie, natychmiast znajduje się kontakt z tym osobliwym człowiekiem. [...] Opalona,
wąska twarz, która pomimo energicznych zmarszczek ustnych wyraża dobro, nosi
przytłumione rysy smutku. Często widziałem go rozmawjającego z chorymi i zawsze miałem
wrażenie, że on wewnętrznie płacze z powodu tej biedy i ludzkiej nędzy, której widok
przedstawiał się jego oczom. Bruno Groening jest człowiekiem z ludu. Próżność jest mu tak
samo obca, jak poza. Jego sława, która rozgłosiła jego nazwisko w krótkim czasie w całych
Niemczech i daleko poza granicami, nie potrafiła go zmusić do roli gwiazdy, czy też wybitnej
osobistości. Miałem rzadką przyjemność przebywania wiele godzin w jego pobliżu i miałem
możliwość dowiedzieć się od tego zwykle milczącego człowieka czegoś o jego życiu. Nie
lubił być obsypywany pytaniami, trzeba było poczekać na jego własną inicjatywę. Często
wydaje się, jak gdyby znał myśli osoby znajdującej się naprzeciwko i swoją mowę nawiązuje
bezpośrednio do tego, o czym dany człowiek akurat myśli. Potem rozmawia znowu, jakby do
siebie samego i wygląda, jak gdyby zapomniał o swoich partnerach. Jego oczy są przy tym
skierowane w dal. Bruno Groening nie ma prawie potrzeb osobistych, oprócz jego
upodobania do papierosów i mocnej kawy. Jego ubiory są skromne i proste. Mieszka w domu
wdzięcznych rodziców, których nieuleczalnie chore dziecko teraz znowu bawi się w ogrodzie,
bo zostało przez niego uzdrowione. Oni opiekują się nim również i pani Hulsmann musi
używać całego swojego talentu przekonywania, aby nakłonić go do zjedzenia czegokolwiek.
‘On prawie niczego nie je i od przeszło 3 miesięcy żyje prawie całkowicie bez snu.’ [...]
Wszyscy domownicy potwierdzili mi ten fakt. Mogłem się o tym przekonać, że Bruno
Groening ani nie wymagał, ani nie przyjmował za swoje uzdrowienia pieniędzy. Codziennie
poczta przynosi ponad 2000 listów, wiele setek listów poleconych, ponad 300 telegramów i
góry paczek i paczuszek. Surowo nakazał swoim współpracownikom, aby zwracać do
nadawców pieniądze z listów i nierozpakowane paczki."24
Obserwacje świadków z tamtego okrasu czasu uwidaczniają dokładnie, że Bruno Groening
także w świetle opinii publicznej pozostawał sobą. Nie chciał wyróżniać się jako cudowny
lekarz, albo w inny sposób. To powierzchowne określenie, w goniących za sensacją
czasopismach, było przeciwne jego naturze.
"Nie wolno mi się wywyższać ponad innych", podkreślał to stale, "ale muszę kroczyć za
moim przeznaczeniem tam, gdzie ono mnie prowadzi".25
Gorące pragnienie niesienia pomocy innym nakazywało mu w czasie pobytu w Herford
działać dniami i nocami. Widział w sobie "małego sługę Boga" i chciał poprzez swoje słowa
pośredniczyć ludziom w dojściu do uzdrawiających, bożych sił. Przy czym siebie traktował
jako pośrednika, albo też jako kanał dla tych sił. Stale podkreślał, że nie on, lecz "To", Boża
siła, powoduje uzdrowienie. Im większy był krąg ludzi szukających uzdrowienia, tym więcej
mógł przekazywać tej uzdrawiającej siły, i wtedy czuł się tym lepiej i tym szczęśliwiej. Gdy
mógł uzdrawiać bez przeszkód, jak sam mówił, wówczas wypełniały go te siły w takim
stopniu, że nawet nie odczuwał głodu i zmęczenia. Ten fakt potwierdzano mi stale z
najróżniejszych stron.
Jego religijne nastawienie zabraniało mu przyjmowania materialnej rekompensaty. Mówił, że
może stracić swoją siłę, jeżeli jej nadużyje, tzn. gdyby ją zastosował na własny użytek. W
uzdrowieniu widział dar boży, łaskę, która nie wymaga zapłaty, lecz raczej wewnętrznego
nawrócenia się do wiary i do miłości. Tę odrobinę, której potrzebował, przynosili mu
przyjaciele i jeszcze z tego połowę rozdawał. Bruno Groening wszędzie znajdował otwarte
drzwi, prześcigano się, współzawodniczono w tym, aby go ugościć.
Superintendent diecezji kościelnej Herford, pan Kunst, po wielokrotnych osobistych
kontaktach, w odpowiedzi na liczne zapytania wypowiedział się o nim.
Oto wyciąg z jego wypowiedzi:
"Nie chcę wypowiadać się na zakończenie, przede wszystkim ze względu na starania lekarzy,
ale chciałbym zrelacjonować o tym, jakie szczególne pytania postawiłem mu na temat pisma
świętego. Zagadnąłem pana Groeninga o 1 list św. Jana, rozdz. 4, 1-6. W sprawie Chrystusa
dał mi jasną odpowiedź. Jeszcze ważniejsze było dla mnie, że podczas spotkania z prasą
zacytował dziecięcą modlitwę: ‘Jestem mały...’, i wszystkich obecnych zagadnął na temat
Pana Jezusa. [...] Nie mam powodu do tego, aby wierzyć w to, że pan Groening stara się
poprzez swoje zdolności do osiągnięcia osobistych korzyści. Wielokrotnie zapewniał mnie, że
chce pozostać biednym człowiekiem. Doniesiono mi wiarygodne informacje, że oferowano
mu znaczne sumy, gdyby jakiemuś bogatemu choremu człowiekowi przywrócił zdrowie.
Wiem, że takie oferty odrzucał."26
Pomimo tego, albo może właśnie z powodu wielkiego rezonansu, jaki został wywołany przez
działanie Bruno Groeninga w opinii publicznej, ze strony pewnych kół mnożył się przeciwko
niemu opór. Jego pojawienie się w Herford poruszyło setki tysięcy ludzi, ponad milion listów
dotarło do niego w pierwszych latach jego działalności27. Nędza tych czasów pokazywała się
w swych pełnych, okropnych rozmiarach.
Wielu próbowało dostać się do jego najbliższego otoczenia, aby korzystając z tej sytuacji
zarobić pieniądze. Jego nazwisko nadużywane było często w osobistych celach przez osoby,
które na siłę wdarły się do grona jego najściślejszego otoczenia. Głęboko zakorzenione
niezrozumienie i przesądne odrzucanie duchowego sposobu uzdrawiania w wielu
akademickich, a szczególnie w bardzo wpływowych kołach medycznych czyniło swoje, aby
przeszkadać działaniu Bruno Groeninga. Rozgorzała gwałtowna walka, która przejawiała się
przede wszystkim w stronniczych sprawozdaniach w prasie i w licznych procesach.
Próbowano wszystkimi środkami dyskryminować tego człowieka i jego uzdrowienia. Na
początku zadowolono się tym, że obniżano wartość jego działania jako formę sugestii,
chociaż było to obiektywnie błędne w obliczu widocznych organicznych uzdrowień, np.
uzdrowień inwalidów wojennych. Później dochodziły do tego coraz częściej osobiste donosy,
które były przez wiele gazet szeroko rozpisywane tak, że człowiek szukający pomocy, który
nie miał możliwości osobistego poznania, tracił zaufanie w uczciwość jego woli.
Zadziwiające jest, z jaką siłą środki masowego przekazu mogą decydować o szczęściu i
nieszczęściu każdego pojedyńczego człowieka. Sprawozdania, które nie powstrzymywały się
przed potępiającymi wypowiedziami i wyszydzającym brakiem dystansu, wydają się jakby
nagłym okrzykiem panującego ducha czasu, który odciął społeczeństwo od
wszechuzdrawiającego połączenia z wewnętrznym źródłem życia poprzez iluzję dalekiego i
bezduchowego materializmu. Przekonywujące słowa Bruno Groeninga o Bogu, jako
największym lekarzu wszystkich ludzi, udowodnione poprzez czyny, poprzez fakty
następujących uzdrawień, dotknęły najczulszy punkt tego błędnego światopoglądu.
Tłumy cierpiących
Kto dokładnie przyjrzy się drodze dojścia Bruno Groeninga na łamy opinii publicznej, ten
zauważy konsekwencję jego postępowania. Człowiek ten pomimo wszelkich przeciwności
bezbłędnie zmierza do zbudowania silnej podstawy uporządkowanego działania. Swoje
zadanie widział w stworzeniu silcnych podstaw, mogących poza jego ziemskie istnienie dać
ludziom prostą możliwość dojścia do uzdrawiającej, bożej siły. Lecz głodna sensacji prasa i
niesprawny aparat urzędowy utrudniał zdobycie tego celu w latach jego działalności.
Stał on naprzeciw tego napływu mas bez odpowiedniej pomocy ze strony urzędów. W
Herford od marca do czerwca 1949 r. codziennie zbierało się do 5 tysięcy ludzi szukających
pomocy, którzy mieli nadzieję na jego pomoc, gromadząc się na Placu Wilhelma nr.7. Trochę
później, od końca sierpnia do połowy września, sześciokrotnie powiększyła się liczba ludzi
szukających pomocy na Traberhof pod Rosenheim, na terenie tamtejszej stadniny koni
oddanej przez właściciela do dyspozycji Bruno Groeningowi.
Ale to nie wszystko: w Herford docierały do niego wołania o pomoc również z Nadrenii i
okolicznych miejscowości. Wiele razy przemawiał do dużych mas ludzi w Viersen. Do tego
doszły jeszcze wizyty u pojedynczych osób, które w potrzebie prosiły o jego nisące pomoc
słowo. Tak samo było na Traberhof pod Rosenheim, skąd na prośby ludzi szukających
pomocy, jeździł nawet na północ Niemiec.
Naoczni świadkowie zawsze byli głęboko poruszeni tym wewnętrznym wyrażaniem wiary w
Boga, która przez Bruno Groeninga znowu została rozbudzona w tysiącach ludzi szukających
pomocy. Wielu ludzi po długim okresie znów pierwszy raz zaczynało modlić się, często ta
nowo odbudowana wiara łączyła cały tłum i spontanicznie dochodziło nawet do śpiewania
pieśni kościelnych.
W jaskrawym przeciwieństwie do tego były reakcje kompetentnych lekarzy piastujących
funkcje urzędowe i wielu urzędów.
Od rozpoczęcia swej działalności Bruno Groening starał się o współpracę z tymi urzędami,
lecz w Herford pomimo wielokrotnych rozmów nie doszło do żadnego zbliżenia. Na początku
maja 1949 roku zabroniono mu jego działalności.
Przedstawiony już wyżej superintendent miejscowej parafii, Kunst, wypowiedział się, jeżeli
chodzi o tamtejsze stosunki w Herford następująco: "Gdy Bruno Groening w roku 1949
przybył do Herford, po krótkim czasie całe miasto i okolice wypełnione były pogłoskami o
jego uzdrawiających sukcesach. Lokalne gazety [...] pisały obszerne artykuły. Byłem wtedy
superintendentem diecezji kościelnej w Herford i przedstawiciele prasy doprowadzili do
mojego spotkania z Bruno Groeningiem. Wielokrotnie był on na rozmowach w moim domu.
Taka sytuacja z tygodnia na tydzień powodowała, że wydarzenia przybierały formę
zbiegowiska, tumultu. Przyjeżdżały tysiące ludzi z całych Niemiec i z zagranicy, aby u Bruno
Groeninga znaleźć pomoc. Kiedy naczelny burmistrz miasta Herford chciał zabronić panu
Groeningowi jego działalności, zaistniało niebezpieczeństwo zaatakowania ratusza przez
podnieconą wielotysięczną masę ludzi. Wybrano komisję mającą na celu zbadać tę sprawę, do
której wchodzili naczelny burmistrz miasta Herford, pan prof. Schorch z Bethel i kompetentni
radcy medyczni rządu w Detmold. Przez pewien czas byłem przewodniczącym tej komisji.
Komisja zabrała się do tej pracy tak poważnie, że przeprowadziła pertrakracje z Bruno
Groeningiem i pozwoliła przedstawić sobie uzdrowionych ludzi. Pertraktacje z Bruno
Groeningiem były praktycznie całkowicie bez rezultatu dlatego, gdyż lekarze ci ocenili Bruno
Groeninga w kategoriach medycyny akademickiej. Tymczasem okazało się, że pan Groening
nie badał nikogo z tych ludzi, którzy do niego przyszli. Mnie nie był znany ani jeden
przypadek, gdzie Bruno Groening dotykałby pacjenta. Nigdy nie słyszałem, aby próbował
nakłonić chorego do zrezygnowania z pomocy lekarza. On nie przepisywał również żadnych
leków."28
Walka Bruno Groeninga o pozwolenie uzdrawiania trwała 10 lat i nie zakończyła się aż do
jego ostatnich dni życia.
On, którego działalność była bardziej podobna do działalności kapłana, niż lekarza, czy
uzdowiciela szedł każdą możliwą drogą, aby bez przeszkód ze strony policji i sądu móc
pomagać chorym ludziom. On stawił się, jak już nadmieniono, do dyspozycji komisji
badającej sprawę, która po sprawdzeniu dokonanych przez niego uzdrowień potwierdziła te
fakty i mimo to nie utorowała mu wolnej drogi. Latami starał się zorganizować uzdrowiska,
by przy współpracy lekarzy przeprowadzać uporządkowane, naukowe badania kontrolne
uzdrowień poprzez badania przed i po uzdrowieniu. Jednak do niczego nie doszło, po
pierwsze z powodu oporu urzędów, po drugie ci, którzy oferowali pomoc, próbowali zrobić
na tym interes. Aczkolwiek Bruno Groening przekonany był o tym, że jego działalność nie
ma nic wspólnego z praktyką naturopaty, gotów był również podporządkować się prawom dla
naturopatów i zdać egzaminy, ale zostało mu to zabronione.
Tego typu sytuacja wymagała rzadko spotykanej siły woli, aby na tej drodze nie zwątpić.
Do tego prawie w ogóle nie znalazł poparcia w prasie. Odwrotnie, było niewielu
dziennikarzy, którzy mając naprzeciw w większości niekorzystne artykuły kompetentnych
organów prasowych i negatywne postawy organizacji lekarskich i kół kościelnych, chcieliby
mimo to przedstawić obiektywny obraz Bruno Groeninga swoim czytelnikom poprzez
osobiste zbadanie sprawy. W większości przypadków postępowano w ten sposób, że
przejmowano negatawne, niesprawdzone artykuły z innych gazet. Przez to unikano
konfliktów z autorytatywnymi kołami towarzyskimi. Interesującym do zaobserwowania
faktem jest, że reporterzy, którzy wyrobili sobie o jego osobie swoje własne zdanie, mieli
zupełnie inne spojrzenie na tę sprawę.
Przykładem tego jest sprawozdanie w czasopismie "Das offene Wort" ("Otwarte słowo" -
niezależne pismo dla aktualnych pytań i tolerancji, PAD Verlag, München) na początku lat
50-tych. Dziennikarz przedstawia publicznie swoje wrażenie w artykule pt.:
"Groening [...] jaki on jest w rzeczywistości!"
On rozpoznał starania i trudności Bruno Groeninga na jego drodze do wolnej działalności i z
szacunkiem przyznał, że jest w nim wielka niezłomność, żeby odrzucić liczne, korzystne,
lukratywne propozycje z zagranicy i pozostać mimo wszelkich trudności w Niemczech, gdzie
ludzie umęczeni wojną bardzo tej pomocy potrzebowali. Dla autora był on osobowością,
którą szanował za jej prostolinijność i stanowczość w wypełnianiu wewnętrznej misji
pomimo, że usiłowano mu przeszkodzić poprzez "brukowe artykuły i świadome machinacje
w prasie, oraz hamulce i zakazy ze strony państwa". Opisuje go jako człowieka "o wielkiej
ludzkiej dobroci, pełnego poświęcenia dla swojego powołania uzdrawiania ludzi". Jego
zdaniem Bruno Groening wykroczył poza granicę dotychczasowej nauki doświadczalnej.
Jego celem jest: "pomóc ludziom i poprowadzić ich na drogę wewnętrznej odnowy".
Podsumował swoją wypowiedź stwierdzeniem, że już od dawna tak jest, że jakaś teoria
najpierw "zostaje wyśmiana, później jest zwalczana, a potem staje się zupełnie oczywista".
"Doświadczenia uczą nas", napisał na zakończenie, "że tak to już jest, że my ludzie wciąż
jesteśmy nietolerancyjni i nie wyciągamy z tego żadnej nauki".
Bruno Groening pomimo wszelkich trudności pozostał wierny zasadzie nie brania pieniędzy
za uzdrowienia, a z drugiej strony poświęcał cały swój czas i siłę dla ludzi szukających
uzdrowienia w całych Niemczech i Austrii, i nie mógł podjąć normalnej pracy zawodowej.
Zdany był na gościnność i dobrowolną pomoc innych. Procesy sądowe doprowadziły go do
wielkich kłopotów finansowych.
Jego czysto intuicyjne postępowanie było często nie do wyjaśnienia dla trzeźwego,
pracującego wyłącznie w oparciu o prawa logiki intelektu. Kilka razy dopuścił nawet do
siebie ludzi, którzy pod płaszczykiem chęci pomocy przeszli na jego stronę, a w
rzeczywistości chcieli dzięki niemu zrobić tylko dobry interes. Do pewnego stopnia
uzależniał się od nich i pozwalał im jakiś czas działać na własną rękę. Kiedy jednak nie
wykazywali chęci nawrócenia się do dobra i dobrowolnie nie chcieli odstąpić od swoich
chciwych planów i w obliczu wstrząsających wydarzeń (uzdrowień) w jego pobliżu, nie
nawrócili się wewnętrznie, wówczas wyjawiał ich postępowanie i często następstwem tego
były długotrwałe procesy. Dawni współpracownicy stawali się zażartymi wrogami, którzy
później przez ich rzekome "wyjawienia" stawiali jego osobę wielokrotnie publicznie w złym
świetle. Natomiast, gdy któryś z chciwych pomocników wprowadził go w wielkie kłopoty,
nie słyszało się od niego ani jednego negatywnego słowa o tych ludziach. Odwrotnie, często
tym, którzy mu bardzo zaszkodzili, dawał na ich prośbę jeszcze drugą szansę u swego boku.
(patrz również rozdz. 5)
Z drugiej strony można było zaobserwować u niego niespotykaną surowość. Parę razy
zdarzyło się, że wszedł do pomieszczenia, by przemawiać do ludzi szukających pomocy, ale
po krótkim czasie opuszczał to pomieszczenie ogarnięty niepokojem. Prosił wtedy swoich
pomocników, aby zatroszczyli się o to, by konkretna osoba, którą potrafił dokładnie określić,
opuściła pomieszczenie, inaczej nie będzie mógł mówić do zebranych ludzi. To niezwykłe dla
rozumu postępowanie staje się zrozumiałe, kiedy człowiek sobie uświadomi, że uzdrowienia
na drodze duchowej są bardzo delikatnym procesem, który może zostać zakłócony przez
promieniowanie przeciwne. I tak, bardzo negatywnie nastawiona osoba może już przez samo
nastawienie, bez wypowiadania się, przeszkodzić w działaniu uzdrawiających sił, a jeszcze
bardziej przez zakłócające, wypowiadane w międzyczasie słowa.
Tak samo, bezkompromisowo odmawiał pomocy, kiedy człowiek szukający pomocy starał się
kupić uzdrowienie i oferował pieniądze.
E.A.Schmidt opowiadał o takim przypadku w swojej wymienionej już tutaj książce:
"Zdarzało się, że zamożny człowiek podchodził do niego z błagającą prośbą, by mu pomógł,
za co gotowy był dać mu 5 tysięcy marek, a nawet więcej. W tym momencie Groening
dystansował się, co wyraźnie można było odczuć i zobaczyć nie tylko w jego poblliżu, ale
odczuwali to nawet ludzie stojący na zewnątrz. Kontakt został przerwany, a on mówił ze
wzbraniającym się gestem: "Ja nie sprzedaję zdrowia". Odwracał się, a my pomagający mu,
mieliśmy nieprzyjemne zadanie, aby takiego szukającego pomocy człowieka wyprosić. W
jednym przypadku przeżyłem co następuje: Groening usiadł naprzeciw tej osoby i powiedział:
"Wiem, że jest pan bogatym człowiekiem. Ale ja również wiem, że pański majątek nie został
zdobyty w uczciwy sposób. Pan wykorzystywał swoich robotników i urzędników, zgarniał
pieniądze i robił majątek. Nic dobrego pan nie uczynił i pana majątek nie jest zdobyty
uczciwie". Zagadnięty w ten sposób człowiek zaczął być niespokojny, zaczął kręcić się
zdenerwowany na krześle. Zaczerwienił się, nie wiadomo, czy ze złości, czy ze wstydu i bez
słowa opuścił pomieszczenie."29
Podobne fakty mógł zaobserwować dr. Kurt Trampler: "Wielokrotnie widziałem, że ostro
odprawiał ludzi szukających pomocy, ponieważ proponowali mu pieniądze."30
Pomimo opisanych tutaj przeciwności Bruno Groening mógł osiągnąć swój
wytyczony cel. W 1953 roku zakłada Związek Groeninga, by pod ochroną związku móc
wygłaszać wykłady dla ludzi szukających pomocy. Powstają wspólnoty, w których
uzdrowieni nieodpłatnie, w podziękowaniu za otrzymane uzdrowienie, pod jego nieobecność
otaczają opieką nowych ludzi szukających pomocy na drodze do zdrowia.
On sam już wiele razy zaznaczył, że jego osobista obecność nie jest konieczna, aby miały
miejsce uzdrowienia.
"Każdy uzdrowiony człowiek może dalej przekazywać uzdrowienie", mówił i dowodem na to
jest duża liczba relacji o uzdrowieniach, które następowały we wspólnotach pod jego
nieobecność.
W 1955 roku ożenił się ponownie po tym, jak wszelkie starania nawiązania kontaktu z jego
żoną spełzły na niczym. Jego druga żona Josette, Francuzka, wszelkimi siłami starała się
pomagać mu w dalszym tworzeniu nowych wspólnot.
Krótko po utworzeniu "Związku Groeninga" miało miejsce wytoczenie przeciw niemu
"wielkiego procesu". Poprzez ten proces chciano osiągnąć definitywny koniec jego
działalności. Nastąpił najcięższy okres jego życia. Ataki prasy osiągnęły w tym czasie
najwyższy szczyt. Wielu z tych, którzy zadeklarowali opiekowanie się nowymi ludźmi
poszukującymi pomocy we wspólnotach w Niemczech i Austrii, musiało poddać się
przesłuchaniom policyjnym. Próbowano ich zastraszyć, grożąc ewntualnym postawieniem
przed sądem za "niedozwolone prowadzenie działalności związanej z uzdrawianiem". Nigdy
do tego nie doszło, jednak te groźby w stosunku do niektórych nie przeszły bez śladu.
Bruno Groening starał się w tych latach równolegle przygotowywać do procesu i
niezmordowanie umacniać młode wspólnoty, zagrożone przez publiczne ataki. W wyniku
finansowych trudności praca jego była bardzo ograniczona.
Pewna kobieta, jako jeden z naocznych świadków opowiadała pełna przejęcia, że w tym
czasie największych zmagań zachował on również niezmiennie niewytłumaczalny spokój,
opanowanie i charakterystyczny dla niego humor. Ten humor można było zaobserwować
podczas rozprawy sądowej w ostatnim procesie, bez względu na to, jak był on dla niego
ciężki. Podeszła do niego w czasie przerwy, on uśmiechnął się tylko do niej znacząco
mówiąc, że to wszystko nie wygląda aż tak strasznie, jak wskazywały na to przygotowania.31
Bruno Groening zmarł w styczniu 1959 r. Z tego powodu proces został zakończony bez
wydania ostatecznego wyroku. Później okazało się, ile miał racji poprzez swoje starania, aby
stworzyć mocną podstawę, która sięgając poza jego ziemską egzystencję dała możliwość
uzdrowienia ludziom szukającym pomocy. Również po jego śmierci dalej następują
uzdrowienia.
"On był rzeczywiście człowiekiem kochającym Boga"
Bruno Groening wyrobił w sobie, podczas dziesięcioleci wewnętrznej walki w działalności
publicznej, jedną cechę, której u większości ludzi obecnie brakuje.
Katharina Dichtl (82 lata), hemeopatka z M., miała okazję bliżej przyjrzeć się jego pracy
przez parę miesięcy na początku jego działalności i tę charakterystyczną cechę opisała w
następujących, krótkich słowach:
"...on był rzeczywiście człowiekiem miłującym Boga."32
Z tej miłości do Boga wyrosła w nim, jak na te dzisiejsze oziębłe czasy, niezwykła miłość do
człowieka. Pani Dichtl zwróciła uwagę, jak czule zwracał się on do ludzi poszukujących
uzdrowienia, szczególnie wyraźnie obserwowała to wobec dzieci. Dzieci lubił szczególnie i
pani Dichtl dane było przeżyć spontaniczne uzdrowienia u dzieci.
Inge Thiede z F. relacjonowała mi o nim podobne rzeczy. Ona miała ona wieloletnie kontakty
z Bruno Groeningem i opowiadała, że z niego coś emanowało, czego nie przeżyła nigdy u
żadnego innego człowieka. To bardzo trudno opisać, ale można było u niego odczuć bardzo
dużo miłości i głębokiego współczucia, szczególnie w stosunku do chorych. Tę miłość, która
promieniowała z niego przyjmowano mimo woli, jego musiało się po prostu lubieć.
"Lecz była to", jak opisywała, "inna miłość, niż między mężczyzną i kobietą. Można by ją
nazwać miłością duchową". Zaraz potem kontynuowała: "To jest uczucie, które wnika
głęboko w duszę, takie silne odczucie szczęścia, i które daje głęboki spokój, którego nie
można opisać słowami. To uczucie miłości odczuwałam podczas obecności Bruno Groeninga
nie tylko ja, lecz wiele innych osób, mężczyzn jak i kobiet.33
Podobnie wyrażali się o nim Christa i Werner Hasse z S. Oni również relacjonowali o tych
silnych uczuciach miłości, pokoju i mocy, które ich wypełniały, podczas gdy przebywali
razem z Bruno Groeningiem, który częściej ich odwiedzał. Z niego coś promieniowało. Mogli
też zaobserwować, że nie byli senni, kiedy przebywał u nich parę dni, pomimo, że było mało
możliwości do spania, a także, że nikt nie miał uczucia głodu.34
Również Christa Pohl (55 lat) z G.opisywała tę miłość, którą ona i inni odczuwali w pobliżu
Bruno Groeninga, jako miłość duchową. Podczas wykładów we wspólnocie w Springe, na
które uczęszczała, Bruno Groening mówił bardzo często o miłości do ludzi, roślin i zwięrząt.
Miała także wrażenie, że miłość była dla niego najważniejsza. Podczas wykładów odczuwała
ciszę i spokój, i również bardzo przyjemne uczucie, którego nie mogła opisać słowami.
"Te uczucia trzeba przeżyć samemu, aby móc zrozumieć to coś, czego nie można opisać."35
Czy to w Husum, Hammeln, czy też w Herford, nad Jeziorem Bodeńskim, w Monachium, lub
w innych miejscach w Niemczech, lub w Austrii - ludzie, którzy za życia Bruno Groeninga
przebywali z nim w bliższym kontakcie i mieli możliwość lepszego poznania go, mówili o
nim z szacunkiem, o czym mogłem się sam przekonać. W zeznaniach świadków sądowych
jest ciągle wspominane, że w nim było coś niezwykłego, mimo iż wypowiadający się nie
mogli tego bliżej sprecyzować. Oprócz opisanych przedtem pojęć, mówiono o odczuciu
pewnego światła, lub jakiejś silnej mocy, którą niektórzy wyczuwali od niego, płynącą z jego
kierunku, inni znowu opisywali jakieś nie do określenia uczucie błogości, przeżywali
niesamowitą lekkość i radość, kiedy przebywali razem z nim.
"Ja jestem nikim więcej, jak tylko człowiekiem, który pozostał zupełnie naturalny"
Bruno Groening zachował w sobie od dzieciństwa poprzez całe życie duże przywiązanie do
natury. Morze i góry przyciągały go z całą mocą i często siedział tam długi czas bez ruchu,
wchłaniając w siebie wrażenia. Zwracał się bardzo troskliwie do roślin i zwierząt i nie mógł
się przemóc, aby zerwać kwiat. Z wielu rozmów ze świadkami tamtego okresu można było
wywnioskować, że istniał w nim pierwotny respekt przed wszelkim życiem, ponieważ we
wszystkim odczuwał Boga. Przy tym odznaczał się wielką naturalnością, jego zachowanie nie
zdradzało sztuczności i można było wyczuć, że odpowiadało jego usposobieniu.
Jako dorosły człowiek zachował w sobie niektóre cechy charakteru dziecka, które ujawniały
się szczególnie wyraźnie w jego nieskomplikowanym, otwartym sposobie życia i wyraźnej
skłoności do zufania.
Bruno Groening wyraził się na ten temat:
"Jestem i pozostanę dzieckiem ..., nie zmienię się, nie, i Państwo wszyscy możecie sobie
myśleć co chcecie. Jestem i pozostanę dzieckiem, jestem tylko dzieckiem bożym, nikim
więcej. Nic sobie nie wmawiam i nie boję się tego powiedzieć, ponieważ wiem, że jestem
tylko dzieckiem. Ale wielu ludzi nie jest już więcej dziećmi, ponieważ stali się dorosłymi."36
On potrafił cieszyć się w życiu z małych rzeczy jak dziecko. Na przykład, wielką radość
sprawiała mu zupa ziemniaczana, którą bardzo chętnie jadał. W obcowaniu z nim nie miało
się jednak wrażenia, że ma się do czynienia z człowiekiem, któremu obce są sprawy ziemskie,
wręcz przeciwnie, można było rozmawiać z nim, jak z każdym innym człowiekiem. Przy tym
przykładał on dużą wagę do poczucia humoru i często się śmiał, mimo że był poważanym i
milczącym człowiekiem.
Po swoich przemówieniach często zasiadał w małym, prywatnym kręgu zaufanych mu osób.
Dzięki jego słowom obecni tam ludzie dowiadywali się o egzystencji tamtego świata, i dawał
odpowiedzi na wiele skrytych pytań, jeśli chodzi o Boga i tajemnice życia. Takie spotkanie
trwało często aż do rana.
Christa Pohl zostawała w Springe często aż do wczesnych godzin porannych i opowiedziała o
szczególnym wydarzeniu na zakończenie takiego jednego wieczoru:
Spotkanie trwało do godziny szóstej rano, po zakończeniu musiała jechać do pracy do
Hannoweru. Na pożegnanie Bruno Groening powiedział do niej, że może spokojnie jechać do
pracy, ponieważ dobrze przetrzyma cały dzień. I tak było aż do godziny 15-tej. Później
wystąpiło u niej nagle bardzo silne uczucie senności. Skierowała się w myślach do Bruno
Groeninga i przypomniała mu jego obietnicę. W mgnieniu oka była ponownie rozbudzona i
rześka. Po zakończeniu pracy udała się z powrotem do Springe.Tam przywitał ją i zanim
zdołała sama coś powiedzieć, spytał uśmiechając się : "No, jak było dzisiaj po południu o
godzinie 15-tej?" Wyglądało na to, że wiedział, o czym myślała o tej porze w odległym
Hannowerze.37
Inny świadek tamtego okresu, kobieta, która przez wiele lat miała kontakt z Bruno
Groeningiem, opowiedziała mi pewne przeżycie:
"Podczas wieczornego spotkania z panem Groeningiem u pana Loya w Klagenfurcie w
Austrii doszła jeszcze pewna para małżeńska S. Pan Groening znał panią S., pana S. nie znał.
Byłam świadkiem, jak po pewnym czasie pan Groening zwrócił się do tego mężczyzny i
rozpoczął z nim rozmowę na temat statków. Rozmowa prowadziła coraz bardziej do
konkretnych szczegułów. Bruno Groening rozmawiał z nim tak, jak gdyby miał pełne
rozeznanie w tym fachu. Wreszcie
pan S. zmieszany powiedział:
‘Panie Groening, to są przecież szczegóły, o których pan nie może wcale wiedzieć!’ Pan
Groening uśmiechnął się tylko i powiedział żartobliwie: ‘Tak, ja jestem takim starym wilkiem
morskim!’ Pan S. był specjalistą budowy statków i w czasie wojny zajmował kierownicze
stanowisko, o czym pan Groening nie mógł wiedzieć. Zrobiło na nim wrażenie to, że pan
Groening wiedział rzeczy, które były ściśle tajne i które były znane tylko jemu z uwagi na
zajmowane stanowisko."38
Podobne rzeczy wydarzyły się u rodziny Weber w Essen. Bruno Groening zaczął nagle
rozmawiać z obecnym reporterem o budowie samolotów. Po pewnym czasie reporter spytał
się zdziwiony, skąd on o tym wszystkim wie. Ten reporter w czasie wojny zajmował wysokie
stanowisko w lotnictwie i miał duże rozeznanie w budowie samolotów, o czym nikt nie
wiedział.39
Käthe Tams z B. opowiadała o pewnym całkowicie nadzwyczajnym przypadku, o którym
dowiedziała się od pana Loya. Poszedł on raz na spacer z Bruno Groeningiem, który nagle
zniknął podczas ich wspólnej rozmowy. Pan Loy nie mógł go w ogóle znaleźć. Po pięciu
minutach stanął znów przed nim i spytał się tylko: "Ach, wystraszył się pan, że panu
uciekłem?" Pan Loy nie był w stanie niczego odpowiedzieć, gdyż nie mógł pojąć, jak
człowiek może stać się po prostu niewidzialny.40
Pani Tams przypomniała sobie jeszcze jedno wydarzenie. Bruno Groening był bardzo
zaprzyjaźniony z panem Preuelem. Pewnego dnia wybrali się razem na wycieczkę. Podczas
jazdy Bruno Groening położył swoją głowę na kierownicę, tak jak gdyby spał. Trwało to
dobre pięć minut. Samochód jechał dalej, nie zbaczając z drogi. Pan Preuel zaczął się
niepokoić. Gdy Bruno Groening zauważył to, zwrócił się do niego i zapytał, czy obawiał się,
że on mógłby na coś najechać. Pan Preuel przyznał się do tej obawy. Bruno Groening
odpowiedział tylko: "Nie, przecież ja potrafię kierować."41
Grete Häusler z Hennef/Sieg, która znała Bruno Groeninga od czasu jej uzdrowienia w roku
1950, opisywała mi następujące wydarzenia: przybyła ona z panem Petzem i państwem Bavey
z Rosenheimu do Augsburga do Bruno Groeninga. Późno w nocy chcieli wracać, ale nie
funkcjonowało tylnie światło samochodu. Pan Petz sprawdził wszystko i nie znalazł żadnego
defektu. Poprosił Bruno Groeninga o pomoc. Bruno Groening zamiast kontrolować tylne
światło, stanął z założynymi do tyłu rękami przed otwartą maską i zajrzał do środka. W tym
samym momencie tylne światło zapaliło się.42
W książce "Przeżyć uzdrowienie, to jest prawda" Grete Häusler pisze o nstępującym
wydarzeniu. 25. maja 1952 r. Bruno Groening przemawiał w jej domu do kilkunastu ludzi
szukających pomocy. Wśród nich znajdowała się 73-letnia pani Kulle, która ciężko chorowała
na serce i tego samego wieczoru przeżyła uzdrowienie. Mogła ona znowu wykonywać ruchy,
które wcześniej były dla niej niemożliwe z powodu ciężkich dolegliwości.
Grete Häusler tak przedstawia to wydarzenie:
"Powtarzała te ćwiczenia i była upojona radością, gdyż nie wierzyła, że kiedykolwiek jeszcze
da radę je wykonać. Promieniowała ze szczęścia. Pan Groening powiedział serdecznie: ‘Pani
syn cieszy się z tego.’ Ona zaprzeczyła i odpowiedziała: ‘Panie Groening, ja nie mam
żadnego syna.’ Pomyślałam sobie: ‘Widzisz, on jednak nie wie wszystkiego. To przykre.’ Pan
Groening był jednakże pewien sprawy i pytał dalej: ‘Nie miała pani syna?’ Tak, powiedziała
pani Kulle, ale przed trzydziestoma laty. Zmarł jako niemowlę. ‘A więc jednak syn!’
powiedział pan Groening uśmiechając się. ‘On widzi to teraz i cieszy się również! Tylko teraz
ma na sobie inną szatę.’43
Wszystko to wydarzyło się bez mistycznej tajemniczości. Bruno Groening obchodził się z
tymi, dla zwykłych ludzi niesamowitymi zdolnościami w zupełnie naturalny sposób. Nie były
one dla niego żadnymi cudami, tak samo jak uzdrowienia i niektóre inne nadzwyczajne
wydarzenia, lecz tylko wyrazem głębokiego stanu powiązania z naturą, tzn. z Bogiem.
Z tego punktu widzenia staje się zrozumiałe, że Bruno Groening sam o sobie powiedział: "Ja
jestem nikim innym, jak tylko człowiekiem, który pozostał zupełnie naturalny."44
Ta naturalność, swoboda w jego usposobieniu ukazywała się wyraźnie w jego wykładach.
Przygotowanie do nich polegało na tym tym, że ukrywał się w zaciszu i skupiał w sobie. Nie
przygotowywał sobie nigdy żadnego pisemnego konspektu. Słowa przekazywane w
wykładzie napływały mu do głowy. Jego sposób mówienia był bardzo niezwykły. Często
przerywał, stawiał pytania obcym ludziom i czasami rozpoczynał z nimi krótkie rozmowy.
Czasami zdarzały się w środku jego wykładu wtrącenia pozornie nie mające związku z
wykładem, którymi odpowiadał na pytania słuchaczy, postawione przez nich w myślach.
Christa Pohl, świadek tamtego okresu czasu, mogła to potwierdzić. Przypomina sobie, jak
często przeżywała, że ona, lub inni stawiali mentalnie pytania, a Bruno Groening odpowiadał
na nie spontanicznie w czasie przemówienia - dla ludzi bez rozeznania wydawały się one bez
związku z wykładem. Ona sama podczas jednego z wykładów rozpoznała nagle, kto przed nią
stał w osobie Bruno Groeninga i ledwie o tym pomyślała, gdy on przerwał swoje
przemówienie, zwrócił się do niej i powiedział: "To, co pani teraz pomyślała, proszę
zachować dla siebie."45
Jakikolwiek dogmatyzm był mu obcy. Nie można było zaobserwować, aby zakazywał innym
ludziom w jakikolwiek sposób czegokolwiek. Widział swoje zadanie w tym, aby udzielać
porad, które czasami nazywał mądrościami życiowymi. Nie mówił nigdy, że trzeba to, czy
owo czynić i był daleki od tego, aby czegokolwiek zabraniać. Christa i Werner Hasse mogli to
dokładnie zaobserwować, kiedy zostali raz zaproszeni przez Bruno Groeninga w okresie świąt
Bożego Narodzenia. Niektórzy ludzie pili kruszon. Bruno Groening był zdecydowanym
przeciwnikiem alkoholu, jednak nigdy nie zabraniał go innym, nawet i przy tej okazji.46
Opinie lekarzy rzeczoznawców
Jak oceniali Bruno Groeninga lekarze, którzy mogli wierzyć w sposób ograniczony w
działanie wyższej siły z punktu widzenia medycyny czysto akademickiej, jeżeli chodzi o
uzdrowienie i zdrowie, w działanie wyższej siły, która oddziaływała poprzez tego człowieka?
Kim on był dla tych, którzy wolni od przesądów epoki materializmu przypatrywali się
obiektywnie jego działalności?
Hella Emrich, lekarz i współwydawca czasopisma "Neues Europa" (Nowa Europa) wraz z jej
mężem Louisem Emrichem utrzymywali przez lata kontakt z Bruno Groeningiem.
On często odwiedzał tę parę małżeńską w ich mieszkaniu w Badenii i rozwinęła się między
nimi serdeczna przyjaźń. W czasie rozmowy ze mną opisała go jako prostego, ale bardzo
inteligentnego człowieka.
Powiedziała mi, że "od jego osobowości promieniowało wielkie ciepło. W jego pobliżu
człowiek czuł się po prostu dobrze. Często, gdy on nas odwiedzał ze swoją żoną, siedzieliśmy
po prostu w milczeniu. Nie było konieczności, by mówić, już sama jego obecność dawała
człowiekowi bardzo dużo siły"47
W jej książce "Tajemnice cudownych uzdrowień - próba obiektywnego przedstawienia
spornych problemów sztuki leczenia" relacjonuje ona wyniki długoletnich badań o wielu
uzdrowicielach.
W jednym z rozdziałów opisuje "fenomen Bruno Groeninga":
"Gdy rozniosła się wiadomość, że Bruno Groening z wielkim sukcesem dokonał wielu
uzdrowień, podczas wielkiej demonstracji w Herford, napływałi do niego chorzy ze
wszystkich krajów świata. [...] Wynikiem tego było to, że wkrótce zaczęli się troszczyć o
niego lekarze, lecz nie w tym dobrym, pozytywnym sensie, lecz ze zdumieniem i oburzeniem.
Próbowano wszelkimi środkami unieszkodliwić przeciwnika. [...] Utworzyły się grupy, które
walczyły namiętnie dla, albo przeciwko Groeningowi. Powstało zamieszanie wokół
Groeninga, w następstwie którego pojawili się sprytni ludzie do robienia interesów, o których
intrygach nawet sam Groening nie miał pojęcia. [...]
Nie przyjęto by tego za prawdę, gdyby tylko uwzględniono relacje prasowe, że pieniądze,
pozycja i tytuł znaczyły dla Groeninga niewiele.
"Chcę doprowadzić ludzi z powrotem do wiary w Boga. On ich uzdrowi" - było główną
treścią jego nauki o uzdrowieniu. [...]
Jeżeli Bruno Groening był przez pewne koła zupełnie niedoceniany i oczerniany, to nie tylko
dlatego, że został on jednostronnie przedstawiony swoim, współcześnie z nim żyjącym
ludziom, jako cudowny uzdrowiciel. [...] To zasłaniało jego właściwą i zróżnicowaną istotę
jako chrześcijanina, jako głosiciela i zwiastuna. Istota treści jego życia i jego dążenia były
znane tylko niewielu osobom, o wiele za małej grupie."48
Dr. Beyer, lekarz, który od kilkudziesięciu lat zajmował się fenomenem duchowego
uzdrawiania przekazał dla sądu podczas wielkiego procesu 1955-59 opinię rzeczoznawcy
dotyczącą zdolności Bruno Groeninga w duchowym uzdrawianiu. W tej ekspertyzie, która
była poprzedzona przez wymianę poglądów z Bruno Groeningiem, opisał on zadanie
duchowego uzdrowiciela, jako stacji przelotowej, jako rury przewodowej, jako pośrednika dla
"wielkiej przenikającej wszechświat siły Stworzyciela". A potem przekazał swoje wrażenie o
Bruno Groeningu:
"Groening określa swoją działalność, mówiąc jasno i otwarcie, wyrażając się słowami: "Nie
ja uzdrawiam, lecz to uzdrawia przeze mnie."
Świadomość, że nie uzdrawia się poprzez własne siły, lecz jest się narzędziem wyższej mocy
- to jest prawdziwa religijność. Takie wyjątkowe ujawnienie się talentu, jak miało to
niespodziewanie dla ogółu miejsce u Bruno Groeninga, wywołuje ze zrozumiałych względów
rozgłos, jak wystarczająco pokazały to zaistniałe wydarzenia. Napływ i nacisk ludzi
szukających pomocy był tak potężny, że jednostkowa osobowość otoczonego tłumami
uzdrowiciela nie mogła sprostać postawionym wymaganiom. Urzędzy proszone o pomoc
także nie mogły sprostać temu nieoczekiwanemu napływowi tłumu. W ten sposób doszło do
wielkiego nieporządku, który wywołał nie tylko publiczny skandal, lecz także stał się pokusą
dla nieuczciwych ludzi z otoczenia Groeninga, żeby urzeczywistnić własne egoistyczne cele.
W całym rozwoju wypadków utrzymywała się atmosfera nieuczciwej konkurencji. Przy czym
osobie Bruno Groeninga nie można przypisać winnego udziału w tych przykrych zajściach.
[...]
Od trzydziestu pięciu lat obeznany z dziedziną duchowego uzdrawiającego działania, w
oparciu o własne doświadczenia oceniam osobowość Bruno Groeninga o wiele bardziej bez
uprzedzeń niż ktoś inny, kto w tej dziedzinie jeszcze jest bez doświadczenia i dlatego nie
posiada wiedzy, albo przynajmniej jest niepewny. Moja opinia o nim nie opiera się tylko na
często sprzecznych relacjach z prasy, lecz ja wielokrotnie spotkałem go osobiście. Poznałem
go jako człowieka z najlepszą wolą i z zupełnie szczerymi zamiarami. [...] Stosownie do tego
nie istnieją ze strony rzeczoznawczej żadnego rodzaju wątpliwości, aby pozwolić mu działać i
wykorzystywać swoje uzdolnienia dla wielu chorych ludzi, którym on może rzeczywiście
pomóc."49
Dr Gemassmer, inny lekarz z długoletnim doświadczeniem na drodze duchowego
uzdrawiania, wyraził się o Bruno Groeningu w swojej ekspertyzie dla sądu w dniu 17.04.1955
między innymi:
"W pierwszych dniach stycznia 1954 r. poznałem Bruno Groeninga i odwiedziłem go w jego
mieszkaniu w pobliżu Monachium. W czasie rozmowy poprosiłem go o przykład jakiegoś
uzdrowienia. Odpowiedział mi na to: "Niech mi Pan powie, co będzie Pan odczuwał."
Jednocześnie rozpoczął rozmowę z pewnym mężczyzną siedzącym w odległości około 4
metrów od niego i niby nie zwracał na mnie uwagi.
Już po kilku minutach pojawiło się u mnie uczucie silnego prądu, który wypływał ze stóp i
wznosił się aż do podudzia. To uczucie prądu wywołało w jednej stopie silny ból, który
jednak po kilku minutach znowu znikł. Coraz bardziej ogarniał mnie przyjemny spokój. [...]
Silne uczucie zadowolenia wypełniało mnie coraz bardziej. [...] Uczucie spokoju, które mnie
ogarnęło wzrosło do poczucia siły, tak że sam przerwałem to zdarzenie i podziękowałem
Groeningowi. [...] Czułem się niezwykle dobrze. Z powodu mojej podróży byłem już drugi
dzień bez poobiedniej drzemki, na brak której jestem bardzo wrażliwy. Ponieważ wyszedłem
od pana Groeninga dopiero po północy, poszedłem do łóżka o godzinie około 2.00 w nocy.
Czułem się jednak tak świetnie i świeżo, że myślałem, że nie będę mógł zasnąć. Mimo tego
zasnąłem już po kilku minutach i następnego dnia po 4-godzinnym śnie wstałem zupełnie
wypoczęty. Mieszkałem w Starnberg, w odległości 25 minut drogi od dworca. Na
nieszczęście nie mogłem dostać taksówki i musiałem szybko biec, by nie spóźnić się na
pociąg. To był wyczyn, do którego nigdy nie byłbym zdolny. Przez to przeżycie uzdrawiająca
siła wywodząca się z fenomenu Groeninga stała się dla mnie jednoznacznym faktem."50
Dr Gemassmer podkreślił następnie, że taka siła - jaka uwidacznia się u Bruno Groeninga -
zobowiązuje jej nosiciela do jej spożytkowania. On uważał to za moralny obowiązek wobec
społeczeństwa, że "kiedy pojawia się fenomen o takiej sile, to trzeba mu dać możliwości
zdrowego oddziaływania". Ale to harmonijne działanie zostało zakłócone przez stronę
prawomocnych urzędów służby zdrowia, mimo oficjalnej gotowości Bruno Groeninga do
współpracy.
Dr Gemassmer pisał o tym:
"Poprzez wywieranie nacisku na lekarzy przez urzędy służby zdrowia, aby nie
współpracowali z Groeningiem i niedopuszczenie go do zdobycia oficjalnych dokunentów
naturopaty, powyższe urzędy przeszkadzały mu w uporządkowanym, harmonijnym
działaniu."51
Według dr Gemassmera u Bruno Groeninga pojawiły się wewętrzne siły, które oddziaływują
jako wielkie energie nie tylko na zewnątrz, na innych chorych ludzi, lecz również na niego
samego. Te siły rozerwałyby go wewnętrznie, gdyby on nie uzdrawiał i poprzez to nie
wypełniał wewnętrznego zadania, które zostało mu przekazane przez siłę wyższą.
Dalej kontynuuje on:
"Uniemożliwianie człowiekowi drogi, aby w harmonijny sposób działał poprzez swoją
prasiłę, której uzdrawiająca wartość została tysiąckrotnie udowodniona, pociąga za
odpowiedzialność, którą sądzić będzie prawo Ducha."52
Świadectwo moralności o Bruno Groeningu.
Na zakończenie chciałbym jeszcze przekazać świadectwo moralności, które znalazłem w
aktach. Erich Pelz, ekonomista z R. wyraził swoją opinię o osobie Bruno Groeninga po
ośmioletniej znajomości z nim. Przekazał ją w styczniu 1958 roku, krótko po tym, jak została
do odwołania zakończona rozprawa wielkiego procesu w Monachium, w formie osobistego
pisma:
"Walka o Pańską osobę i Pana dążenia doszła do poważnego stadium poprzez zakończonony
właśnie proces i z pewnością oczekiwaną rewizję.
Ponieważ osobiście na miejscu w sali sądowej śledziłem ten i poprzedni proces ze wszystkimi
szczegółami, pragnę nieodwołalnie i dobrowolnie złożyć następujące oświadczenie:
Po raz pierwszy zetknąłem się z panem Groeningiem w 1949 roku na Traberhof w
Rosenheim. [...] Ponieważ od 40 lat zajmowałem się indyjskimi, chińskimi i tybetańskimi
naukami, to w momencie, gdy Pan wkroczył w jaskrawe światło opinii publicznej poprzez
wydarzenia w Herford, stało się dla mnie jasne, że jest pan jednym z tych, którzy znani są na
Wschodzie, ale nieznani na Zachodzie - niezwykle rzadkim i wielkim duchem w ludzkiej
postaci, któremu dane są od Stworzyciela siły do dokonywania wielkich rzeczy, których nie
można wyjaśnić dzisiejszymi środkami współczesnej nauki. Mimo to, te boże siły istnieją i
ich istnienia nie można zaprzeczyć. Dlatego tacy ludzie są u nas od tysiącleci prześladowani i
kamieniowani. Stało się dla mnie jasne, że również i Pan [...] musi iść tą samą drogą. Rozwój
wydarzeń potwierdza niestety moją rację. Także w stosunku do Pana opinia ludzi jest
podzielona. [...] Natomiast mało kto przekonał się, jeżeli chodzi o Pana osobowość i Pana
działanie. Ponieważ było to dla mnie jasne, śledziłem Pana drogę od początku z uwagą i
próbowałem nawiązać bliższy kontakt. Zaczęło się to w cudowny sposób na Traberhof.
Cierpiałem od 1939 r. na pozostałości prawostronnego paraliżu [...]. Pomimo bardzo
intensywnego leczenia w ciągu 8 miesięcy w Specjalistycznej Klinice w Kilonii pozostało
upośledzenie prawego ramienia - stan, do którego się przyzwyczaiłem w ciągu następnych
dziesięciu lat. Chociaż na Traberhof stałem bardzo dalego od Pana - za tłumem około 20.000
ludzi - zostałem w ciągu jednej chwili uwolniony od tego obciążenia! I jestem wolny od tego
obciążenia do dzisiaj."53
Erich Pelz, aby jego opinia była autorytatywna, opisywał, że dane mu było w przeciągu wielu
lat odwiedzać wspólnie z panem Groeningiem wiele wspólnot w Niemczech i w Austrii. Był
jego gościem w Plochingen i poznał prywatne życie tego człowieka. Tak kontynuuje dalej:
"Mogę powiedzieć, że miałem dużo czasu i wystarczającą ilość okazji obserwować Pana
samego, Pańską działalność i wydarzenia wokół Pana. W oparciu o to wszystko chcę
niezwłocznie wyjaśnić, co następuje:
- Według mojego przekonania jest Pan jednym z wysłańców, który jako prosty człowiek ma
żyć tutaj w Niemczech i wypełniać swoje wyższe zadania. [...]
- W mojej obecności nie powiedział Pan jeszcze nigdy czegoś, co by nie odpowiadało
prawdzie.
- Pan nie czyni nic, co byłoby podobne do leczenia przez lekarza, albo naturopatę. Pan
stanowczo zabrania ludziom mówienia o ich chorobach. Stwierdzałem to ciągle na nowo od
1949 r, aż do dnia dzisiejszego. Przeżywałem również, że mimo to ludzie obciążali Pana
ciągle takimi opowiadaniami. [...]
- Pan nie dotyka żadnego człowieka, nie bada i nie odradza mu wizyt u lekarza. Wręcz
przeciwnie, Pan zawsze odsyła do lekarza. [...]
- Tak, jak Pan nie mówi niczego przeciwko żadnemu lekarzowi, tak i nie przeciwstawia się
Pan swoimi wykładami żadnej wierze. [...]
- Ja przeżyłem uzdrowienie, które wywodzi się od Pana, na własnym ciele i u mojej żony.
Widziałem niezliczoną ilość ludzi w Pana pobliżu i we wspólnotach podczas Pana
niebecności, jak zdrowieli, albo przeczytałem ich oświadczenia pod przysięgą, że tak było.
Osobiście dane mi było rozmawiać z pewnym panem z Ameryki Południowej o jego
niesłychanych przeżyciach i mogłem się poprzez to ze zdumieniem przekonać, że ta siła,
która w Panu działa nie podlega miejscowemu ograniczeniu.
- Muszę stanowczo stwierdzić, że Pana wykłady mają charakter czysto religijny. [...] Są
naturalne. W żaden sposób nie przypominają one sztuki leczenia [...]. Że w związku z Pana
wykładami pojawia się czysto duchowa, nowa orientacja i że pojawia się również cielesna
regulacja. Jest ona czymś, co medycyna akademicka dopiero teraz zaczyna ponownie
wykopywać z gruzów wiedzy sprzed tysięcy lat.
Dlatego też jest dla mnie jasne, że prześladuje się Pana w taki nieuczciwy sposób, w
rzeczywistości nie przekonawszy się w ogóle o Pańskim działaniu."54
Moim celem, w tym rozdziale jest, aby podać czytelnikowi i pozwolić mu odczuć - na
podstawie przeżyć i opinii naocznych świadków z otoczenia Bruno Groeninga - istotę i
charakter tego niezwykłego człowieka. Fakt, że od okresu dzieciństwa aż do jego śmierci,
różnorodne osoby niezależnie od siebie wyrażają podone opinie, jest wzruszającym
świadectwem prawdy tych wypowiedzi.
Rozdział 3
Nauka Bruno Groeninga
Tajemnica Bruno Groeninga odkryta przez naukę?
W wielu gazetach Bruno Groening był przedstawiany zbyt często jednostronnie i z wyraźną
nutą ironii jako "Groening, lekarz cudotwórca". O nauce Groeninga nie było mowy.
Przeciwnicy z szeregów medycyny mogli w ten sposób łatwo pomniejszyć znaczenie jego
osoby, które w publicznej świadomości było ograniczone do roli uzdrowiciela i cudotwórcy.
Uzdrowienia interpretowano jako sukcesy tylko wobec chorób powstałych na drodze
duchowej. Sprawozdania mówiące, że osiągnął on oczywiście większe sukcesy, niż te, które
były zwykle uzyskiwane przez lekarzy, bywały albo kwestionowane, lub też przedstawiane
jako wynik masowej psychozy. Trudzono się, aby przedstawić opinii publicznej, iż nauka
medyczna jest w stanie bardzo dobrze sklasyfikować działalność Bruna Groeninga,
i że przyczyny wydarzeń tak często graniczących z cudem są dla niej jasno zrozumiałe.
To ustosunkowanie się do sprawy można było jasno odczytać w symbolicznej okładce
tytułowej czasopisma "Revue" w październiku 1949:
"Tajemnica Groeninga odkryta przez naukę"1
To pozornie bezproblemowe zaszeregowanie działalności Bruno Groeninga w zwykłe
schematy myślenia medycznego pozwalało szerszym kręgom publicznym wyciągnąć
wniosek, że nie ma potrzeby, aby wydarzenia wokół niego głębiej zbadać. Bo cóż nowego
mógł on przekazać, kiedy nauka go przejrzała?
Objektywny obserwator, który wbrew tym oszacowaniom zajmie się bliżej wydarzeniami
wokół Bruno Groeninga, będzie musiał się wkrótce przyznać do tego, iż słownictwo
medyczne w dużej mierze nie wystarcza do tego, aby dać zadawalające wyjaśnienie zdarzeń
wokół tego człowieka. Sprawozdania uzdrowień, które z pewnością wykluczają jakikolwiek
związek z sugestywnym wpływem, a także wiele świadectw niezwykłych zdolności
duchowych Bruno Groeninga są oczywistymi dowodami realnego istnienia pewnej siły, której
dotąd nauka wypierała się uporczywie.
Przez dokładniejsze obserwowanie wykładów Bruno Groeninga wyjawia się wiedza o
przyczynach zdrowia i choroby, wiedza, której nie znajdzie się w żadnym poradniku
medycznym.
Wiedza, która musi wzbudzić poruszenie poprzez jej bezkompromisowość i przejrzystość
formy w jakiej jest wypowiedziana; wiedza ta stawia przecież istotne elementy
światopoglądowe pod znak zapytania. W całości wypowiedzi Bruno Groeninga można
wyraźnie dojrzeć naukę, dlatego też wydaje mi się sensowne, aby w następnych rozdziałach
mówić o "nauce Bruno Groeninga".
Bruno Groening: "Egzystencja Boga jest faktem"
Następujący opis nauki Bruno Groeninga powstał w oparciu o oryginalne źródła (wykłady
Bruno Groeninga), pisma z okresu jego życia i informacje, które dane mi było zdobyć
poprzez rozmowy ze świadkami tamtego okresu czasu. Starałem się, aby jak najwierniej
odtworzyć ducha jego wypowiedzi.
Większość ludzi uważa, że oni, to ich własne, widzialne na zewnątrz ciało, utożsamiają się z
ciałem. Natomiast Bruno Groening widział ciało człowieka jako narzędzie, aby móc działać w
świecie materialnym. Był przekonany, że człowiek jest w rzeczywistości duchem, posiada
duszę, która tylko w życiu na ziemi związana jest z ciałem materialnym. Niedwuznacznie
wskazywał on przez to na istnienie wyższej rzeczywistości duchowej. Duchowe płaszczyzny
istnienia nie były dla niego teorią, lecz żywą rzeczywistością. Przeżywał tę rzeczywistość w
sobie i z tego przeżycia wyrastała jego siła przekonania i wiedza o głębszych powiązaniach
dotyczących zdrowia i choroby. Podkreślał wyraźnie, że ta wiedza nie jest nowa, lecz jest ona
częścią pierwotnej wiedzy, prawiedzy, do której dostęp straciła większa część ludzkości.
"Wiem niewiele", powiedział on podczas jednego wykładu we wspólnocie w Springe, "wiem
jedynie to, czego obecnie ludzie już nie wiedzą. Właśnie dlatego uznaję za mój obowiązek,
aby pouczyć każdego człowieka w tym kierunku, do kogo on należy, jaką jest istotą i w jaki
sposób może przyjmować siłę Stworzyciela, aby być panem własnego ciała."2
Egzystencja Boga była dla Bruno Groeninga faktem. Z tej wewnętrznej pewności wyrosło
szczere oświadczenie opowiadające się za owym Wszechmocnym, w którego wielu ludzi nie
było w stanie więcej wierzyć:
"Czuję się zobowiązany, aby uświadomić ludzi. [...] Jeśli ktoś z was chce powiedzieć,
że nie ma Pana Boga, to dam się rozerwać na kawałki. Nie odstąpię od mojej wiary."3
W jego przypadku fakty nie ograniczały się jedynie do pobożnych słów, lecz chciał
poprowadzić ludzi w tym kierunku, aby znowu zaczęli przeżywać, że ten Bóg, który stał się
dla nich obcy, chce i może im pomóc, jeśli tylko pozwoli Mu się na tę pomoc. Z tego też
powodu widział on pierwsze zadanie w swoim działaniu w tym, żeby ludziom poszukującym
uzdrowienia otworzyć świadomy dostęp do uniwersalnej, uzdrawiającej siły, którą nazywał
uzdrawiającym prądem.
Przyjmowanie siły Stworzyciela
W większości przypadków przed przemówieniami Bruno Groeninga mówił do ludzi
poszukujących uzdrowienia jakiś pomocnik i wskazywał na warunki, których spełnienie jest
potrzebne, aby przyjąć tę uzdrawiającą siłę. Obecni nie powinni krzyżować rąk, ani nóg,
swoje myśli powinni kierować na coś przyjemnego i obserwować swoje ciało.
Bruno Groening sformuował tę prośbę w następujących słowach:
"Jeśli Państwo przystąpicie do rzeczy i rzeczywiście w dobrej woli zwrócicie uwagę na swoje
ciało ... Ciągle radzę moim bliźnim, aby każdy poszczególny z nich nie traktował swojego
ciało niedbale i nie krzyżował nóg, bo Bóg nie storzył go do tego, przecież on chce tutaj
przyjąć to, co najcenniejsze, więc musi siedzieć z otwartymi rękami i mieć serdeczne
życzenie, prosić o to Boga, aby mu dał to, co jest mu najbardziej potrzebne. Jeśli Państwo to
teraz uczynicie, Przyjaciele, to nie odbierzecie, lub odczujecie czegoś tam, tylko zawsze
odczujecie to, czego potrzebuje wasze ciało."4
W rozmowach z różnymi uzdrowicielami mogłem zaobserwować, że oni w ten sam sposób
postępują. Jeden uzdrowiciel z Bremen powiedział mi, że doszedł do tego intuicyjnie, iż
uzdrawiająca siła lepiej przepływa, jeśli nie krzyżuje się nóg i rąk. Pewna uzdrowicielka
relacjonowała mi, że nie może pracować, gdy ludzie poszukujący uzdrowienia krzyżują ręce.
Ma ona wtedy wrażenie, że coś się w niej blokuje.
Bruno Groening opisywał prostymi słowami podstawowe przebiegi. Uzdrawiającą siłę Boga
nazywał uzdrawiającym prądem. Co ciekawe, że większość ludzi, którzy przyjmowali tę siłę
według wskazówek Bruno Groeninga, przekazywała ciągle, iż odczuwali oni mrowienie i
mocne uczucie ciepła; wielu porównywało to występujące odczucie cielesne z przyjemnym
prądem, który płynie przez ciało. Groening wzywał słuchaczy do tego, aby wyobrażali sobie
ręce i nogi, jako przewodniki prądu. W technicznym porównaniu dotknięcie dwóch
nieizolowanych przewodów prowadzi do zwarcia. Podobna sytuacja ma miejsce w ciele.
Skrzyżowanie rąk, lub nóg doprowadza do zablokowania energii i przez to te subtelne energie
nie mogą płynąć. W ten sposób człowiek jakoby odłącza się od uzdrawiającej siły. Przy
odpowiedniej czułości jest to w ciele dokładnie odczuwalne. Niektóre osoby zapytane przeze
mnie opisywały występujące odczucia jako bardzo nieprzyjemne, jak gdyby panował nacisk,
lub też coś zablokowało się. Dla wielu ludzi zajście tego energetycznego zjawiska w ich ciele
jest świadomie niemożliwe. Mogłem zaobserwować, iż więcej niż 90 procent wszystkich
ludzi, np. podczas jakiejś imprezy publicznej, zakłada nogę na nogę, krzyżuje ręce.
Niektórym udaje się nawet podwójnie skrzyżować nogi. Ta pozycja jest uważana za normalną
i wygodną. Nie odczuwa się braku energii, ponieważ nie zna się jej. Ponieważ taki stan nie
może być zachowany na stałe (najpóźniej przerywany jest on podczas chodzenia), ciągle
może być uzyskiwane pewne wyrównanie, a zakłócenia występują dopiero po dłuższym
okresie inkubacji.
Uzdrawiający prąd: Sugestia, czy uzdrawiająca siła? - Faktor "X" w działalności Bruno
Groeninga.
Wróćmy jeszcze raz do nauki Bruno Groeninga. Otwarta pozycja ciała jest więc konieczna,
jak mówił Bruno Groening, aby móc przyjąć tę twórczą siłę (przyp.tłum.: siłę pochodzącą od
Stwórcy, czyli Boga). Oprócz ciała musi być również otwarty umysł, i to w taki sposób, że
odstąpi się od negatywnych myśli - szczególnie tych o chorobie i zmartwieniach, a w zamian
za to myśli się o czymś przyjemnym, obserwując przy tym swoje ciało. Bruno Groening
nazywał tę wewnętrzną i zewnętrzną pozycję "nastawieniem się”. Tutaj posługiwał się on
również dla lepszego zrozumienia technicznym porównaniem. Poprzez nastawienie się
człowiek otwiera się świadomie na uzdrawiającą siłę, twórczą siłę (siłę Stwórcy); wtedy
człowiek odbiera - jak mówił Bruno Groening - uzdrawiającą falę, przesłanie od Boga. Bruno
Groening porównywał ciało człowieka z radio. Radio wymaga także pewnego nastawienia,
aby odebrać odpowiednią audycję.
Gdy spełnione są odpowiednie warunki, to człowiek odbiera uzdrawiającą siłę (uzdrawiający
prąd). Najczęściej występują przy tym opisane już wcześniej (przyp.tłum.:w innym rozdziale)
odczucia. Co ciekawe, te odczucia były opisywane swego czasu nie tylko przez słuchaczy
Bruno Groeninga, ale również obecnie słyszy się podobne opisy ludzi szukających pomocy,
którzy przyjmują w siebie tę uzdrawiającą siłę.
Wymieniane są nie tylko oduczucia przepływającego, lekkiego prądu, ale często opisywane
jest też uczucie siły i lekkości, uczucie szczęścia. Natomiast niektóre osoby nie odczuwają
niczego. Napływ siły (energii) jest jednak niezależny od świadomego odbierania takich
odczuć. Liczne spostrzeżenia potwierdzają, iż u ludzi poszukujących pomocy, którzy nie
odczuwali świadomie uzdrawiającego prądu, też następują uzdrowienia powodowane
działaniem owej siły.
Czym wywoływane są te odczucia? To pytanie w roku 1949 postawili sobie również
naukowcy ze specjalnej, do tego celu powołanej, komisji w Heidelbergu, która chciała pod
medyczną kontrolą zbadać uzdrawiające zdolności Bruno Groeninga. Owi naukowcy
stwierdzili pewne podobieństwo z treningiem autogenicznym, który ugruntował w 1920 prof.
J. H. Schultz (znany berliński psychoterapeuta) w oparciu o doświadczenia z hipnozą. Przy
powierzchownej obserwacji można by uznać takie podobieństwo. Tak zwana "pozycja
dorożkarza” w treningu autogenicznym wymaga przyjęcia siedzącej, otwartej pozycji.
Ramiona i nogi nie powinny być skrzyżowane, plecy swobodnie wyprostowane, dłonie leżą
na udach. Jednak przy bliższej obserwacji zauważa się wyraźne różnice. Schultz określał
zawsze trening autogeniczny jako "drogę ćwiczeń do samohipnozy”5, przez co wskazywał na
niezaprzeczalne powiązania z hipnozą. Dla Bruno Groeninga wolna wola człowieka była
nienaruszalna, dlatego też odrzucał on hipnozę i samosugestię.
Schultz namawia również, podobnie jak Groening, aby osoby koncentrowały się na ich
cielesnych odczuciach, tylko że w treningu autogenicznym te odczucia produkowane są przez
autosugestię. To znaczy, że pacjenci zostają nakłaniani do koncentracji nad pewnymi
wyćwiczonymi formułami, lub obrazami (coś sobie wyobrażają). Trwa to tak długo, aż
pojawiają się żądane odczucia. Stosuje się takie formuły jak "Prawe (lewe) ramię jest bardzo
ciężkie”, "Jestem zupełnie spokojny”, "Moje serce bije spokojnie i silnie”, itp... .
Ćwiczący powinien wywołać obrazowo w swoim wnętrzu owe ćwiczebne formuły. Poprzez
powtarzaną samosugestię można uzyskać wpływ na zwykle niedostępny dla ludzkiej woli
układ wegetatywny stystemu nerwowego i np. doprowadzić do odprężenia mięśni, czy naczyń
krwioniośnych. Przy "nastawianiu się” niepotrzebne jest sugerowanie sobie jakichkolwiek
formuł, a więc zupełnie inaczej niż w treningu autogenicznym. Człowiek, który w treningu
autogenicznym stara się aktywnie doprowadzić do zmian w ciele, przy nastawianiu się
według nauki Bruno Groeninga jest jednostką odbierającą i przyjmującą. To nie on wywołuje
coś w sobie - narzucając swojej świadomości pewne wzory myślowe - lecz "TO”, tzn. boża
siła działa w nim. Człowiek pozwala działać i pracować tej sile, a sam obserwuje tylko
działanie tej siły w jego ciele i duszy.
Peter Drittler (31) z L. nauczył się u lekarza treningu autogenicznego i praktykował go przez
dłuższy czas. Następnie zapoznał się on z nauką Bruno Groeninga i zaczął nastawiać się na
odbiór uzdrawiającej siły.
Z jego osobistego doświadczenia mógł on potwierdzić moje spostrzeżenia. Oto, co mi
powiedział:
"List od pewnej wcześniejszej przyjaciółki zwrócił moją uwagę na naukę Bruno Groeninga.
Krótko po jego przeczytaniu - nagle przepłynął przeze mnie falowo od stóp do głowy jakiś
prąd, który rozpoznałem od razu jako uzdrawiający prąd i wypełniło mnie od razu przyjemne
i uwalniające uczucie - jakby odbyło się we mnie wewnętrzne oczyszczenie. To samo
przeżywam odtąd w podobnej formie podczas nastawiania się na odbiór uzdrawiającego
prądu. Mogłem wyraźnie stwierdzić różnice w stosunku do treningu autogenicznego. W
czasie treningu autogenicznego koncentrowałem się na części ciała, lub też na stanach, które
chciałbym osiągnąć. Przy nastawianiu się na uzdrawiający prąd oddaję po prostu dobrowolnie
wszelkie negatywne uczucia, uwalniam się i myślę o pięknych przeżyciach, powiedzmy np. o
wschodzie słońca. Przy tym obserwuję ciało i rzeczywiście odczuwam ten przepływ z jego
pozytywnym działaniem. Poprzez Bruno Groeninga uzyskałem wewnętrzne połączenie z tym
uzdrawiającym prądem życia, który potrafi uzdrowić nawet choroby nieuleczalne z punktu
widzenia medycyny. Trening autogeniczny nie jest w stanie tego uczynić. Zrezygnowałem z
tego treningu, bo co prawda opanowałem go dobrze, ale za mało mi dawał - tylko coś
krótkotrwałego i powierzchnownego. Uzdrawiający prąd zdziałał we mnie rzeczy, których nie
mogłem osiągnąć poprzez trening autogeniczny. Palenie papierosów, alkohol i automaty do
gry straciły nade mną władzę. Myśli samobójcze, strach przed życiem i egzaminami, które
mnie wcześniej często męczyły - opuściły mnie całkowicie i uwolniły miejsce dla radości
życia, która dotąd była mi całkowicie obca. Jest to tak, jak gdyby poprzez tę siłę zapanowało
we mnie światło, jak gdyby przez ten uzdrawiający prąd - "prąd życia” przepłynął przez moje
wnętrze. Na podstawie tych wywierających na mnie silne wrażenie przeżyć mogłem znowu
odnaleźć wiarę w Boga, którą straciłem przed wieloma laty.”6
Jest sprawą jasną, że z medycznego punktu widzenia - jeśli chodzi o pochodzenie uczuć -
powstał szybko problem światopoglądowy. Wyjaśnienie Bruno Groeninga dotyczące
działania wyższej siły, którą on rozpoznał jako boży, uzdrawiający prąd, wstrząsnęło obrazem
świata naukowej medycyny, która związana jest z martwymi pojęciami tej materaialistycznej
epoki. On wskazał na coś nowego - co wymaga zmiany sposobu myślenia. Historia zna wiele
przykładów, w których odmówiono aprobaty czemuś nowemu, co zaprzeczało istniejącemu
światopoglądowi. Jeśli się pomyśli, że pierwszy podręcznik medycyny psychosomatycznej
ukazał się w roku 1943 i jeszcze dzisiaj wbrew wszelkim nowym przekonaniom ciężko jest
wielu lekarzom akceptować władzę ducha nad procesami cielesnymi, to można sobie
wyobrazić, jak ciężko było Bruno Groeningowi w roku 1949, aby uwidocznić miarodajnym
autorytetom naukowym sedno jego nauki.
Naukowcy z Heidelberga starali się to działanie uzdrawiającego prądu jakoś zaszeregować w
ich systemie myślenia.
Prof. Fischer pisze w końcowym reportażu badań w Heidelbergu co następuje:
"Groening nie wzbudza takiej samosugestii (jak w treningu autogenicznym), lecz stwarza
najpierw silne napięcie oczekiwania, w ten sposób, iż zachęca on pacjentów do samodzielnej
obserwacji odczuć w swoich organach. Te odczucia występują w większości przypadków
samoistnie przzez napięcie oczekiwania.”7
Jest to bardzo niezadowalające wyjaśnienie zdarzeń. Problem, aby dopasować działanie
Bruno Groeninga do przyjętych formuł, stanie się jeszcze wyraźniejszy w późniejszych
wywodach prof. Fischera. Definiuje on "stopień pośredni”, który okazuje się bardzo
wątpliwy:
"On (Groening) rozwinął tutaj instynktownie coś nowego, stopień pośredni między
treningiem autogenicznym, a obcą sugestią.”8
Działanie wyższej siły zostało zatajone, a odczucia są jakoby następstwem specjalnej formy
sugestii Bruno Groeninga. I z czystym sumieniem twierdzono przed społeczeństwem, że:
"Tajemnica Groeninga została odkryta przez naukę.”9
W kilka lat później publiczną dyskusję spowodowało uczciwe wyznanie znanego
psychoterapeuty dr G. R. Heyer, który dawał do zrozumienia, że działanie Bruno Groeninga
"daleko przekracza działanie sugestii i psychoterapii” i można zauważyć "tylko dalekie
podobieństwo w podstawach”. On podkreślał, że "nie można sobie pozwolić na taką pomyłkę
z powodu zbyt wysoko cenionych wartości naukowych, aby z góry zaprzeczać temu
uzdrawiającemu działaniu bez dokładnego poznania zagadnienia i przez to popełnić stary i
niepezbieczny błąd, który zarozumiale twierdzi: ´Czegoś takiego nie ma ...!‘ lub też ‘My to
już dawno wiedzieliśmy ...!‘" On przyjął, iż istnieje jeszcze jakaś nieznana wielkość, która
jest w działaniu Bruno Groeninga czynnikiem nośnym. Nazwał ją "czynnikiem X”.10
Bruno Groening nazywał ciągle publicznie tę nieznaną wielkość - wielkość, której jeszcze
dzisiaj wypiera się większość ludzi nauki - kiedy pytano go, jak można by nazwać to
działanie, to, co się wokół niego dzieje:
"Nie ‘ja‘ uzdrawiam, lecz ‘TO‘ (dop.tł.: czyli ta siła) prowadzi człowieka przez moją naukę
wiary do jego uzdrowienia”11 i "Dziękujcie nie mnie, lecz Bogu”.12
W jednym z wykładów opisał on swoje działanie:
"Jestem gotów, aby przekazać Państwu tę siłę tak, jak jest mi ona dana - nie przez ludzi - lecz
rzeczywiście przez Pana Boga, aby móc ludziom pomagać i ich uzdrawiać. Nie mówcie
nigdy, że ja Was uzdrowiłem. Nie! Wiara w Boga i to połączenie z Panem Bogiem jest tą
uzdrawiającą falą, którą odebraliście i która przechodzi przez wasze, lub moje ciało. Ja jestem
tylko małym pośrednikiem - nikim więcej - tylko maleńkim transformatorem. Możecie
otrzymać ode mnie ten prąd i tylko od Was samych zależy - jak go odbierzecie.”13
Te słowa świadczą o osobistej pokorze i uznaniu wyższych praw.
Owe "TO”, czyli uzdrawiająca boża siła jest w jego nauce tym czynnikiem nowym, a zarazem
prastarym. On widział swoje zadanie w tym, by ludziom owo "TO” uzmysłowić.
Wielu uzdrowicieli znajduje dzisiaj, niezależnie od Bruno Groeninga, te same, lub podobne
słowa, aby wyjaśnić ich działanie. Margarete Rauer, uzdrowicielka z Wuppertalu, relacjonuje
w kiążce Anity Höhne pt. "Uzdrowiciele duchowi dzisiaj”, że ona sama nie jest w stanie
uzdrawiać, to potrafi tylko Jezus Chrystus, a ona jest jedynie kanałem dla bożych,
uzdrawiających sił. Tak samo jak Bruno Groening, nie zgadza się z pojęciem "cudu” w
połączeniu z uzdrawiającym działaniem tej siły.
Anita Stark, uzdrowicielka ze Szwajcarii wypowiada się w tej samej książce:
"Czuję sama, że coś mnie przenika ..., odczuwam jak gdybym siedziała na kopcu mrówek ...,
czasami czuję zimno, a czasami ciepło.” 14
Znowu inna uzdrowicielka - Erika Blöchinger ze Szwajcarii - podkreśla również, że ta siła nie
pochodzi od niej. Wielu ludzi poszukujących pomocy - twierdzi ona- widzi tę siłę jako
światło:
"Oni odczuwają strumień energii, która ich trafia jak promień światła ..., odczuwają ciepło i
wtedy czują się wolni, czują się dobrze.”15
W Anglii uzdrowiciele zjednoczyli się w zrzeszeniach. Jednym z tych zrzeszeń jest "National
Federation of Spiritual Healers", w którym jest zjednoczonych 4000 uzdrowicieli z ogólnej
liczby 20 000, którzy działają w Anglii. Gdy pyta się w Anglii uzdrowicieli-"spirital healers",
"skąd" jest ich uzdrawiająca siła, wówczas z reguły prawie wszyscy odpowiadają, że oni nie
są tymi, którzy uzdrawiają, lecz są tylko pośrednikami bożej energii, która płynie w całym
kosmosie.16
"Regulacje" - oczyszczanie ciała?
Kiedy po swoich wykładach Bruno Groening pytał się obecnych, czy coś odczuwali w swoich
ciałach, opisywali oni często bóle, które częściowo podczas wykładu występowały znacznie
silniej niż zazwyczaj. Po Bruno Groeningu można było poznać, że takie wypowiedzi go
cieszyły, co bardzo często zdumiewało ludzi poszukujących uzdrowienia, którzy przecież
przybyli po to, aby wyzdrowieć i nie dostrzegali czegoś dobrego w tych mocniej
występujących dolegliwościach: Bruno Groening nazywał te reakcje regulacjami, które
zostały wywołane przez napływającą uzdrawiającą siłę i przejawiały się jako nasilone, lub też
zmienione dolegliwości i bóle.
Wyrażał się on na temat tego fenomenu w ten sposób:
"Ból regulacyjny musi istnieć. Często obawiają się pojedyńczy ludzie, że jeśli ból regulacyjny
wystąpi, to oznacza to nawrót choroby.[...] Niektórzy ludzie wiedzieli jak to wykorzystać i
twierdzili: ‘Zamiast uzdrawiać, czyni ludzi chorymi´ - z tego powodu zwracam Państwa
uwagę na to, aby przetrzymać okres czasu, kiedy pojawia się ból regulujący. Nie nastąpi nic
złego, lecz tylko to, że człowiek wyzdrowieje."17
Bruno Groening widział regulacje jako proces oczyszczający, jako reakcję występującą na
skutek tego, że uzdrawiający prąd przenikał te rejony ciała i duszy, w których występowało
zakłócenie (choroba). W regulacjach można zaobserwować zewnętrzne znaki procesu zmian,
czy też "nowego regulowania" zakłóconych funkcji cielesnych i duchowych. Dla człowieka
poszukującego uzdrowienia regulacje te objawiają się często jako bóle, lub też istniejące
symptomy choroby stają się odczuwalne silniej, niekiedy słabiej, albo w niezmienionej
formie. Mogą się również pojawić takie reakcje jak biegunka, wymioty, gorączka, ogólne
zmęczenie, słabość i wiele innych. Jeśli występują regulacje jest to dobry znak, ponieważ
widać, iż człowiek reaguje na uzdrawiającą siłę i rozpoczął się w jego ciele proces
oczyszczający.
Anna K. (lat 59) z W. cierpiała od około 13 lat na lewostronny paraliż jako skutek udaru
mózgu z wylewem krwi w prawej części mózgu. Kiedy po raz pierwszy zaczęła odbierać w
swoim ciele uzdrawiający prąd, odczuwała mrowienie; wystąpiły bóle po prawej(!) stronie
głowy. Aby to zrozumieć, należy obserwować anatomiczne zjawiska w organiźmie. Jeśli
wystąpi lewostronny paraliż, to zniszczone są odpowiednie komórki mózgowe w prawej
półkuli mózgowej, ponieważ nerwy krzyżują się w śródmózgowiu i przechodzą na drugą
stronę, przez co mięśnie lewej strony ciała sterowane są przez komórki prawej strony mózgu.
Z zadziwiającą dokładnością bóle regulacyjne występowały po tej stronie, gdzie udar mózgu
doprowadził przed 13 laty do zniszczenia komórek mózgowych.
Najpóźniej w tym miejscu powinno stać się czytelnikowi oczywiste, iż uznawanie skutków
działania uzdrawiającego prądu jako następstwo urojenia, czy też sugestii jest błędem.
Z punktu widzenia medycznego komórki nerwowe nie regenerują się. Zniknęcie po kilku
dniach organicznego paraliżu, który utrzymywał się więcej niż dziesięć lat, jest
niewyjaśnialne. Tutaj objawia się dziłanie uzdrawiającej siły, która działa w organiźmie w
oparciu o własne prawidłowości i jest w stanie doprowadzić nawet do uzdrowienia uszkodzeń
organicznych.
Christa Leiendecker (33 lat) z K. relacjonowała o jej uzdroweieniach: Miała od dzieciństwa
astmę, od dwunastego roku życia katar sienny, latami męczyła ją alergia na orzechy włoskie,
a poza tym nocne skurcze stóp. Tego samego wieczoru, kiedy w maju 1981r. poznała naukę
Bruna Groeninga i nastawiła się na odbiór tej uzdrawiającej siły, wystąpiły silne dolegliwości
w oddychaniu. Tego wieczoru została uzdrowiona z astmy. Uzdrowienie utrzymało się.
Obecnie jest ona od dwunastu lat wolna od astmy.
Parę dni po wyzdrowieniu z astmy przeżyła drugie uzdrowienie. Podczas spaceru wystąpiło
tylko w prawym oku łzawienie i swędzenie, a więc typowe dolegliwości alergiczne. Takiego
czegoś dotychczas nie przeżyła, ponieważ zwykle było podrażnionych obydwoje oczu i
leciało jej z nosa. Wierzyła, iż teraz został "wyregulowany" z ciała ów od lat istniejący katar
sienny. Silny świąd i łzawienie w prawym oku były tylko zewnętrznym znakiem tego
oczyszczającego procesu. Następnęgo dnia prawe oko było rzeczywiście wolne i od tego
czasu nie pijawił się więcej katar sienny. Obecnie może ona latem bez dolegliwości
spacerować przez kwitnące łąki i pola.
Trzecie uzdrowienie z alergii na orzechy włoskie nastąpiło dopiero jesienią 1981r. Nagle
poczuła, że teraz jej organizm może tolerować orzechy włoskie. Ku jej wielkiemu zdumieniu
po zjedzeniu pierwszego kawałka orzecha nie było żadnych reakcji ciała. W ciągu następnych
dni jadła ponownie małe ilości orzechów. Po drugim kawałku orzecha wystąpiły znowu znane
objawy: swędzenie całego ciała, reakcja śluzówek i gorączka. Pani Leiendecker posiadała
znowu wewnętrzną pewność, iż te objawy należą do oczyszczenia, wierzyła w regulacje.
Relacjonowała sama:
"Po czwartym kawałku orzecha wystąpiły tak silne regulacje, iż zdawało mi się, że moja
głowa jest większa niż normalnie. Ogarnęło mnie uczucie silnego gorąca, przy czym było mi
jednocześnie zimno. Ponieważ wiedziałam, że było to ostatnie oczyszczenie, dlatego też nie
użyłam przeciwko temu żadnej maści. Ten stan trwał wieczorem przez kilka godzin.
Następnego ranka nie było żadnych objawów. Odtąd jestem wolna również od tego
obciążenia i mogę wszystko jeść bez jakichkolwiek obaw".18
Nawet dzisiaj, dwanaście lat później, jest wolna od opisanych dolegliwości.
Nocne skurcze stóp zniknęły w lipcu 1981. Wtedy, podczas spotkania wspólnoty po
nastawieniu się na odbiór uzdrawiającego prądu, dostała nagle skurczu stopy (w ciągu dnia!),
który utrzymywał się z przerwami do wieczora. Christa Leiendecker uwierzyła również w
tym przypadku, że te objawy należą do procesu oczyszczenia, że są to zmiany w ciele przed
uzdrowieniem, i miała rację: od tego czasu silne skurcze stóp nigdy więcej nie wystąpiły.
Jako zewnętrznie widoczne znaki wewnętrznego "procesu oczyszczającego" mogą wystąpić
różnorodne symptomy. Regulacje mogą wystąpić w takiej samej formie jak choroba, co
można było zaobserwować w opisanym wyżej przypadku przy astmie, lub mogą wystąpić
zupełnie nietypowe zjawiska, jak stało się to przy uzdrowieniu z kataru siennego i skurczów
stóp. Naturalnie takie nietypowe przebiegi ułatwiają uzyskanie zaufania i łatwiej jest
przeczekać rozwój wypadków, które okazują się wyraźnymi reakcjami procesu zdrowienia.
Jak wielokrotnie relacjonowali mi uzdrowieni ludzie, istnieje jeszcze często jakaś
niewyjaśniona wewnętrzna pewność, rodzaj intuicyjnej wiedzy, że te występujące reakcje
należą do procesu regulacji, do procesu zdrowienia.
Ferdinand Duve (44 lat) z L. cierpiał od 16 roku życia na zapalenie śluzówki żołądka
połączone z bólami i ciągle powtarzającymi się wrzodami żołądka i dwunastnicy. Z tego
powodu został zwolniony ze służby wojskowej. Odpowiednie preparaty ochronne dla żołądka
towarzyszyły mu codziennie, lecz łagodziły one tylko trwałe bóle. Często budził się w nocy z
powodu bólu. Przebywał wielokrotnie w szpitalu, lecz nie można mu tam było pomóc. Pan
Duve nie zgodził się na operację.
Na podstawie przedstawionych dokumentów lekarskich istniała u niego przewlekła,
nawracająca choroba żołądka i dwunastnicy. Możliwe następstwa tego chronicznego
obciążenia stają się widoczne poprzez obserwację losu jego bliskich krewnych. Jego ojciec i
brat doznali poprzez takie samo obciążenie pęknięcia żołądka. Jego najmłodszy brat cierpiał
na te same dolegliwości i wszyscy jego wujkowie mieli też te same schorzenia. Jednemu
wujkowi usunięto z tego powodu większą część żołądka (resekcja 2/3 żołądka), inny z tego
powodu zmarł.
W roku 1988 dowiedział się przez kolegę z pracy o uzdrawieniu duchowym poprzez naukę
Bruno Groeninga. Pan Duve chciał się o tym sam przekonać i kolega wprowadził go we
wrześniu 1988r. do tej nauki, oraz pokazał mu jak może przyjmować uzdrawiającą siłę. Panu
Duve dane było od razu odczuć w swoim ciele uzdrawiający prąd. Odtąd nastawiał się rano i
wieczorem na tę uzdrawiającą siłę. Wierzył, że bóle, które odczuwał, nie należały więcej do
choroby, lecz były bólami regulacyjnymi. Co prawda w ciągu następnych dni te bóle nadal
istniały, ale były one inne i nie były to bóle ciągłe jak dotychczas. Ale były one silniejsze(!)
niż przedtem i występowały w pewnych odstępach czasu. Wyraźna zmiana charakteru bólów
w powiązaniu z otrzymywaniem uzdrawiającej siły pomagała mu dostrzec w zmienionych
bólach zewnętrzny znak wewnętrznego przestawiania się organizmu ku uzdrowieniu.
Od 10.10 do 15.10. 1988r. pan Duwe odczuwał każdego dnia bóle regulacyjne, które stawały
się coraz silniejsze i występowały w coraz to krótszych odstępach czasu.
Opisywał mi, jak doszło do uzdrowienia:
"Sobotni ranek w tym tygodniu był szczególnie niedobry. Musiałem wstać o godzine trzeciej,
ponieważ o czwartej rozpoczynałem pracę. Bóle regulacyjne występowały już w bardzo silnej
formie. Najchętniej zwolniłbym się z pracy, lecz gdzie i u kogo o tej godzinie. Zapakowałem
do torby książkę "Prawda o i wokół Bruno Groeninga" i wybrałem się do pracy. Na ile tylko
pozwalała mi na to praca, zaczynałem zaraz czytać tę książkę. Była godzina siódma i
przeczytałem parę stronic będąc już pod wpływem silnych bólów regulacyjnych, gdy naraz
poczułem mrowienie od stóp do głowy, najpierw bardzo słabe, potem szybko nasilające się.
Mrowienie to było cudownym i pięknym uczuciem. Kiedy ustąpiło, zniknęły moje bóle. Było
to tak, jak gdybym stał pod prysznicem i woda wypłukiwałaby bóle od góry do dołu.
Upłynęło trochę czasu, zanim uzmysłowiłem sobie, co się ze mną stało i co przeżyłem. Od
tego czasu bóle całkowicie zniknęły.
Krótko po tym wydarzeniu, podczas badania rentgenologicznego nie wykryto żadnych
wrzodów. Po kilkudziesięciu latach jestem całkowicie bez bólów i tak pozostało do dzisiaj.
Jestem całkowicie zdrowym i szczęśliwym człowiekiem. Dziękuję Bruno Groeningowi i
innym, którzy mi pomogli, abym uwierzył w Boga i Jego siłę".19
Paracelsus, znany lekarz, wiedział widocznie już na początku 16 wieku o fenomenie
oczyszczających (regulacyjnych) bólów. W jego dziełach czyta się co następuje:
"Kto chce wyzdrowieć musi o tym wiedzieć, że nie nastąpi to bez bólów, [...] i tak jak w
pocie czoła zdobywamy pożywienie, tak jest również i tutaj: w naszym pocie, z bólami
wyzdrowiejemy z chorób".20
W homeopatii znane jest pojęcie "początkowego pogorszenia". Po zażywaniu leków często
obserwuje się, jak pogarszają się przez pewien czas symptomy, zanim nastąpi wyleczenie.
Friedrich Brechbühl, uzdrowiciel ze Szwajcarii, widzi w leczeniu "uaktywnianie sił, które
często wywołują najpierw obronę, objawy chorobowe". Nazywa to kryzysami leczenia,
bólami porodowymi zdrowia. Są one dla niego zawsze tylko potwierdzeniem, że można
choremu pomóc.21
Z rozmów z uzdrowicielami mogłem uzyskać dalsze potwierdzenia: homeopata Hossenfelder
z D. relacjonował mi o swojej obserwacji, iż u 80% wszystkich pacjentów podczas leczenia
nasilały się bóle. Często trwało to pozorne pogorszenie pewien czas, aby potem gwałtownie
zaniknąć.22
Erika Pelz, uzdrowicielka z M. uznaje początkowe pogorszenie się stanu u ludzi, którym
przekazywała uzdrawiającą siłę, jako naturalne. Wskazuje to, jak mówi Erika Pelz, że pacjent
reaguje na uzdrawiającą siłę. Początkowe pogorszenia nie są co prawda konieczne do
wyleczania, uzdrowienia mogą wystąpić również bez tych reakcji.23
Rudolf Thetter jako uzdrowiciel opisuje doświadczenia w swojej książce "Magnetismus - Das
Urheilmittel" (tzn. "Magnetyzm - prastary środek uzdrawiania"). Widzi on dużą trudność w
tym, aby dać pacjentom do zrozumienia, że do uzdrowienia potrzebne jest często przebrnięcie
przez pewien "kryzys" i opowiada:
"Na takie kryzysy należy wystarczająco dobitnie zwracać uwagę, ponieważ często słyszy się,
jeśli przyjdzie kryzys: ‘zanim poddałem się leczeniu byłem chory, ale dopiero teraz jestem
zupełnie chory ....‘ Takie kryzysy występują często burzliwie. Mogą one przynieść gorączkę,
nawet gwałtowną biegunkę, zwiększone wydalanie moczu, zawroty głowy i wyczerpanie,
silne pocenie się, gwałtowne niedomaganie, nerwowe rozdrażnienie, przejściową bezsenność,
silniejszą, lub lub słabszą menstruację .... Przede wszystkim nasilają się symptomy, które są
typowe dla ... choroby i należy zrozumieć, że chory traci zaufanie do terapii, która pozornie
sprawia, że jest bardziej chory niż był".24
Thetter jest zdania, że "kryzysy są naturalnymi przebiegami", które są nieszkodliwe i
niezbędne do wyzdrowienia".25 Przez te kryzysy ukazuje się "pełne mądrości działanie"
nieświadomego dla nas elementu Bożego. Dlatego też nie można z góry ustanowić czy, kiedy
i w jaki sposób nastąpi kryzys. Thetter widzi powody kryzysów w tym, że poprzez leczenie
zostają dostarczone organizmowi siły wzmacniające. Chory organizm otrzymuje niejako
"oddziały obronne". Człowiek poszukujący uzdrowienia czuje się silniej, lepiej; dochodzi do
ożywienia całego organizmu - i jak twierdzi Thetter - "tak daleko, aż siły jego wzmocnią się
do tego stopnia, aby mogły wszcząć ponowną walkę z chorobą".26 Rozpoczyna się nowa
walka wzmocnionego organizmu i następuje kryzys. On obserwował to szczególnie często w
przypadku chorób przewlekłych. Podczas kryzysu zakłócenie nabiera ostrego charakteru,
choroba uchodzi z ciała.
"W przypadku, gdy po kryzysie choroba nadal istnieje, jeżeli nawet w słabszej formie, wtedy
poprzez ponowny dopływ życiowych sił zostanie wywołany nowy kryzys. Kryzysy te
powtarzają się w coraz to większych odstępach czasu, również w słabnącym stopniu ..., aż do
osiągnięcia ostatecznego zwycięstwa, tj. do odzyskania zdrowia".27
Thetter podkreśla, iż z drugiej strony nieprawidłowym podejściem do sprawy jest, jeśli
człowiek obawia się tych kryzysów:
"W przypadkach znacznej ilości chorób występują one ledwo zauważalnie jako lekkie
zaakcentowanie normalengo obrazu choroby, czasami nie występują one wcale i mimo to
następuje uzdrowienie".28
Przy tych procesach niewłaściwe jest dogmatyczne podejście do sprawy, ponieważ jak
twierdzi Thetter, "dotyczy to spraw życia z jego swoistymi prawami, nie do przeniknięcia dla
naszego intelektu".29
Pani Mary Ehlen (44 lat) z B. przeżyła uzdrowienie bez bólu regulacyjnego. Od czerwca
1991r. cierpiała ona na bardzo bolesny zespół objawów stawu barkowego i ramienia, który
mimo unieruchomienia nie chciał ustąpić. Do tego męczyły ją od dziesiątek lat bóle pleców
(przewlekły postrzał). Rano ledwie mogła wstać z łóżka z powodu bólu. Fizykoterapia dzięki
borowinom i masażom doprowadziła do załagodzenia, lecz bez możliwości zahamowania
ponownego wystąpienia przewlekłych dolegliwości. Bóle żołądka, które według mniemania
jej lekarza domowego, spowodowane były przez odpływ soków żołądkowych do przełyku,
występowały od połowy 1991r. Otrzymywała lekarstwa redukujące kwasy żołądkowe, które
łagodziły ból. Wieczorem 31 stycznia 1992 dowiedziała się o nauce Bruna Groeninga. Tego
samego wieczoru zniknęły wszystkie jej bóle. Od momentu tego spontanicznego uzdrowienia
jest wolna od jakichkolwiek dolegliwości. Nie potrzebuje więcej żadnych lekarstw i może
poruszać się bez bólów.30
Znaczenie myśli w "procesie regulacyjnym"
Bruno Groening wskazywał bardzo wyraźnie na doniosłość myśli w tym przejściowym
okresie do uzdrowienia. Przebieg regulacji wywoływany jest przez siłę duchową i podlega w
dużej mierze wpływowi myśli danego człowieka. Wyżej wytłumaczyłem już, iż do przyjęcia
"uzdrawiającego prądu" potrzebna jest nie tylko otwarta pozycja ciała, lecz duże znaczenia
posiada również "otwarte usposobienie". Przez negatywne myśli, jak np. zmartwienia, czy też
myśli o chorobie, zamyka się możliwość napływu tej siły, co każdy może z łatwością na sobie
zaobserwować. A ponieważ proces regulacyjny jest wynikiem działania wpływającej siły,
przebieg tego procesu regulacyjnego jest zależny od nieprzerwanego wpływu uzdrawiającej
siły. W ten sposób jest łatwo zrozumieć, dlaczego Bruno Groening ciągle upominał, aby w
okresie procesu przestawienia się organizmu szczególnie uważać, jakimi ludźmi człowiek się
otacza.
Friedrich Rettow pisze w swojej pracy pt. "Bruno Groenings Heilstrom - seine Natur und
seine Wirkung" ("Prąd uzdrawiający Bruno Groeninga - jego natura i jego działanie") o tymże
okresie przejściowym:
"Życie myślowe człowieka posiada duże znaczenie dla tego procesu przejściowego i dla tego
okresu czasu, aż do momentu, kiedy mocno trzymamy uzdrowienie w naszych rękach.
Szczególnie przy uzdrowieniach przez przepływ prądu siły Bruno Groeninga, w stosunku do
którego świat materialistyczny był nastawiony niedowierzająco i negująco, istnieje
niebezpieczeństwo, że nieprzychylne mniemania, złośliwe osądy atakują chorego i ich
sugestywną mocą niszczą wiarę w umiejętności Groeninga, a zatem niszczą wiarę człowieka
w uzdrowienie i wyleczenie. Jest samo przez się zrozumiałe, że taki szkodliwy wpływ,
szczególnie jeśli wywiera wrażenie na chorym, utrudnia i niszczy ten ciągle działający i na
nowo napływający, uzdrawiający prąd. Niejeden nawrót do wcześniejszego stanu choroby
tłumaczy się tym niszczącym wpływem negatywnych myśli. Myśli są siłami, które posiadają
swoiste wibracje i promieniowanie. Tak, jak piec potrafi wydzielać czyniące dobrze ciepło,
lub też trujący czad, tak też człowiek poprzez swoje myśli nadaje bez przerwy albo zdrowe,
podbudowujące siły, kiedy myśli dobrze, lub też niezdrowe, niszczące siły, kiedy poddaje się
złym myślom.
Dlatego też, jeśli chorzy ludzie, u których następuje uzdrowienie, udadzą się z harmonijnego
otoczenia dobrych, pomocnych i ufnych ludzi w krąg kpiarzy, niedowiarków i sceptyków,
może dojść z wymienionych powodów do nawrotu choroby, którego powody są
powierzchownie niezauważalne.
Dlatego też jest nakazem mądrości, aby przy takiej zmianie otoczenia, jak również w ogóle
przy obcowaniu ze sceptykami i ludźmi niewiedzącymi, milczeć na temat następującego
procesu uzdrowienia pod wpływem działania tego prądu. Dopiero, gdy zakończy się okres
przejściowy i stan zdrowia jest ugruntowany i zabezpieczony, można swobodnie o tym
mówić".31
Uzdrowiciel R. Thetter relacjonuje o podobnych doświadczeniach w ww. książce:
"Największe wymogi wobec pomocnika stawiają najczęściej już przy pierwszym kryzysie
wątpliwości pacjenta.... Cały krąg znajomych, tak zwanych "mędrków" dokucza mu....
Wszystko to utrudnia życie uzdrowionemu człowiekowi... i dla samego przebiegu
uzdrowienia powstaje wiele niekorzystnych następstw. ... najlepiej jest, jeśli ... leczony
człowiek nie rozmawia o tym z nikim."32
Moc myśli
Istotnym składnikiem nauki Bruno Groeninga jest wiedza o mocy myśli. Jak już przedtem
przy procesie regulacji wspomniano, życie myślowe poszczególnego człowieka posiada
decydujące znaczenie dla wyzdrowienia. Jest to zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę, iż
Bruno Groening widzi w myślach działające siły, które nie pozostają bez skutków dla stanu
zdrowia. Negatywne myśli osłabiają człowieka i powodują przy dłuższym działaniu
zakłócenia w duszy i w ciele, które mogą wcześniej, czy też później objawić się jako
widoczna choroba. Dobre myśli podbudowują człowieka, dają mu siły i w związku z tym
wspomagają i stabilizują zdrowie danego człowieka. Bruno Groening wzywał ciągle swoich
słuchaczy, aby zwracali uwagę na ich życie myślowe i nie dopuszczali więcej do siebie
negatywnych myśli. Wiedział, iż negatywne myśli przeszkadzają w napływie
konstruktywnych, dobrych sił, i że oddzielają one człowieka od Boga.
W jednym z jego przemówień uwydatnia się jego ostrzeżenie:
"Strzeżcie się Państwo przed każdą złą myślą! [...] Odrzucajcie ją, mówcie nawet do siebie
[...]: Nie chcę nic mieć wspólnego z tą złą myślą, chcę teraz przyjąć dobrą myśl!”
W takim momencie, aby odwrócić swoją uwagę od złych myśli, patrzcie przez okno, patrzcie
tam, gdzie ukazuje się dobro, rzeczywista Boskość. Wy określilibyście to w ten sposób, że
spoglądacie na naturę, patrzycie, jak właśnie na wiosnę rozpoczyna wszystko rosnąć, jak
ukazuje się życie, jak wszystko zieleni się przed naszymi oczami [...]. Kiedy będziecie tak
dokładnie obserwować przyrodę, wtedy odczujecie szybko, że te złe myśli opuściły was.
Przez oglądanie natury nawiązaliście już kontakt z Bogiem.”33
Dla Bruno Groeninga było jasne, że większość ludzi z przyzwyczajenia myśli negatywnie,
bez uświadomienia sobie, jak poprzez to szkodzą sami sobie. Nie tylko myśli związane ze
strachem, nienawiścią, zazdrością, złością itp., są myślami, które mają niszczący wpływ na
usposobienie człowieka i dlatego też Bruno Groening nazywał je "złymi myślami”; Bruno
Groening zaliczał wszystkie myśli, które zabierają człowiekowi radość, pokój i dobro, do
"złych”, negatywnych myśli. W ten sposób działa pełznąca trucizna strapień i smutków,
powątpiewań wobec siebie, niezadowolenia, ale także myśli związane z próżnością,
egoizmem i każda myśl o czymś złym, czy to się zdarzyło we własnym życiu, czy też w życiu
innych, działa osłabiająco i niszcząco na usposobienie, na uczucia. Bruno Groening widział
jako pierwszy obowiązek każdego człowieka, który chce zwalczać chorobę i nędzę od
korzenia, w tym, aby odrzucać od siebie wszystkie te myśli, a zwracać się świadomie ku
dobru, tj. ku dobrym myślom.
Nawyk wielu ludzi do myślenia o ich chorobie, staje się dużą przeszkodą w uzyskaniu
uzdrowienia.
Bruno Groening opisał to w prostym przykładzie:
"Weźcie Państwo miskę, która jest napełniona, np. owocami, które stały dniami, tj. stały i nikt
nie dbał o nie, nie wiedział jak obchodzić się z nimi, poprzez co uległy zepsuciu. Nie możecie
więcej tych owoców jeść. Wtedy przychodzi do was ktoś i chce dać wam nowe, zdrowe
owoce. Byłoby wielką głupotą, gdyby położono te nowe, zdrowe owoce na te zepsute,
ponieważ te dobre przeszłyby w ten sam stan, w którym znajdują się już te zepsute. Jeśli
chcecie mieć zdrowe owoce, to musicie najpierw usunąć te niejadalne; ale nie tylko to,
musicie również oczyścić tę miskę, aby móc włożyć do niej zdrowe owoce. Porównajcie to, tę
misę, z waszym ciałem, a owoce z waszymi chorymi narządami. Zdrowie jest tym, czego
oczekujecie. Lecz jego osiągnięcie jest niemożliwe, jeśli nie możecie odrzucić zła, to znaczy
w tym przypadku, jeśli zajmujecie się waszą chorobą.”34
Każda negatywna myśl, każda myśl o chorobie hamuje w człowieku napływ uzdrawiających
sił. Myśli o tym, co jest złe osłaniają go jak "mgła”, przez co nie są w stanie napływać jasne,
budujące i oczyszczające boże siły. Człowiek, jeśli chce przyjąć dobro, musi się najpierw
"opróżnić” z tych negatywnych wyobrażeń, oddalić się od nich myślowo. Wtedy poprzez
napływające, dobre siły, które człowiek przyjmuje w dużych ilościach poprzez uzdrawiający
prąd, następuje oczyszczenie ciała z negatywnych energii.
Jednakże wielu ludzi myśli prawie bez przerwy o ich chorobie i uważa takie myśli za
normalne. Myśli krążą zawsze wokół każdego słowa, które powiedział lekarz, każda zmiana
samopoczucia jest obserwowana z dużą troską i rozumiana jako oznaka pogorszenia. Myśli o
chorobie wypełniają człowieka z taką mocą, iż każdy inny temat rozmowy jest niemalże
niemożliwy. Ludzie łączą się nieświadomie poprzez swoje myśli dokładnie z tym, co
odczuwają jako zło, którego chcieliby się pozbyć i w ten sposób wpajają trwale swojej
podświadomości obraz choroby i jej pogarszanie się. Działanie twórczych sił ciała w kierunku
uzdrowienia jest stale hamowane. Ludzie ci nieświadomie pracują niestrudzenie nad tym, aby
urzeczywistnić zło. którego się obawiają.. W wyniku tego, mimo licznych terapii, często
choroba pogłębia się. Tylko niestety bardzo niewielu ludzi dostrzega w sobie powód tego, co
się dzieje. Trudno zrozumieć, że przez jednokierunkowe myślenie tylko o ciele, te zależności
i powiązania są niedostrzegalne nawet dla wielu lekarzy. W ten sposób człowiek jest
zwalniany z odpowiedzialności wobec jego myśli, wraz z wynikającymi z tego wszelkimi,
niebezpiecznymi następstwami.
Część nauki podjęła się jednak tej ważnej tematyki. Po psychosomatyce powstał przed kilku
laty nowy kierunek w medycynie: psycho-neuro-immunologia. Ta nowa specjalizacja bada
wpływ myśli i uczuć człowieka na jego system immunologiczny. Dowiedzono, iż negatywne
myśli i uczucia oddziaływują szkodliwie na system imunologiczny.
Ale przecież ta wiedza nie jest czymś nowym. Paracelsus (1494-1541), największy lekarz
rozpoczynającej się ery nowożytnej, mówił o "wewnętrznym lekarzu” w człowieku, który
jako "wewnętrzny uzdrowiciel” jest jako pomocnik do usług organizmu i służy jako
konserwator i odnawiciel zdrowia. Jest on podporządkowany podświadomości człowieka i
można bardzo łatwo wpłynąć na jego działanie poprzez myśli. Negatywne myśli działają
hamująco, podczas gdy te pozytywne wzmacniają siły porządkujące i budujące.
Diana Craig, znana angielska uzdrowicielka duchowa, która współpracowała z
najsłynniejszym duchowym uzdrowicielem w Anglii, Harrym Edwardsem, zwraca ciągle
uwagę jej pacjentów na moc ich myśli, w pozytywnym, jak i w negatywnym sensie. Jest ona
przekonana o tym, iż każdy człowiek przeważnie jest sam winien za swoją chorobę, ponieważ
sam siebie wprowadza w dysharmonię i brak równowagi, poprzez destruktywne myśli. Żeby
przeżyć uzdrowienie, każdy poszczególny człowiek musi starać się, aby "zmienić wzorce
swojego myślenia, tj. przekształcić myśli negatywne w myśli pozytywne”.35
Francuski aptekarz Emil Coue (1857-1926) zaobserwował, iż dzięki takim wzmiankom jak:
"To jest wspaniały lek - Po tym leku szybko polepszy się Pana zdrowie - Doktor nie mógł
rzeczywiście przepisać czegoś lepszego, jak ten lek itp.”, przepisane środki miały od razu
lepsze działanie. Z tego przekonania rozwinął on metodę świadomej autosugestii.
Przyjmował, że w człowieku istnieją siły twórcze, które nazwał "naszymi najwierniejszymi i
najlepszymi sługami”. Inni, którzy doszli do podobnych przekonań, mówili o "tajemniczych
sługach w nas samych”, lub też o "wewnętrznym lekarzu”, którego działanie uzależnione jest
w dużej mierze od rodzaju naszych myśli.
Coue wskazywał wyraźnie na niebezpieczeństwo ze strony negatywnych myśli, które
paraliżują działanie tychże wewnętrznych sił. Przekazywał on ludziom tzw. pozytywne
autosugestie, wyrażenia, które powinno się ciągle wymawiać i wyobrażać je sobie jak
najwyraźniej w ich działaniu. Najbardziej znaną formułą jest:
"Z każdym dniem czuję się lepiej.”36
W gruncie rzeczy Coue mówił o prawie urzeczywistniania się myśli: "Każda myśl, która nas
wypełnia, podąża z całą siłą ku jej urzeczywistnieniu - o ile znajduje się to w ramach praw
natury.”37
Austriacki radca służby sanitarnej, dr med. Erich Rauch, przejął od Couego tę metodę i pisze
na ten temat w swojej książce "Autosugestion und Heilung” ("Autosugestia i uzdrowienie”):
"Nie mamy wcale pojęcia, jakie niesamowite siły drzemią w każdym człowieku! Siły, które
mogą sprawić coś wielkiego, jeśli tylko wskrzesi się je przez niepodważalną wiarę w siebie i
własne możliwośći i ukierunkuje się je na prawidłowe tory! Dlatego też samej najgłębiej
odczutej myśli, w którą się mocno wierzy, może już przypaść rola decydująca o losie; rola,
która jest ważniejsza niż wszystko, co mniemamy, iż świadomie sobie tego życzymy, czy też
chcemy [...]. Dzieje się nie to, czego chcemy, lecz tylko to, w co wierzymy.”38
Dr. Rauch ostrzega usilnie przed tym, aby rozmawiać z innymi ludźmi o chorobach i widzi w
negatywnym myśleniu i mówieniu: "grzech śmiertelny przeciwko wewnętrznemu lekarzowi":
"Każda produkcja wypowiedzi o cierpieniu wzmacnia tylko nad nami władzę strony
negatywnej i utrudnia nam uwolnienie się z ucisku nieszczęścia i cierpienia”.39
Dr Rauch pisze dalej:
"Nawet przebieg najcięższych procesów chorobowych, takich jak rak, może zależeć w sposób
bardzo istotny od (myślowych) wpływów chorego na siebie samego. Dotyczy to tak samo
chorób o przebiegu ostrym i przewlekłym, nawet infekcji, co niedawno znowu podkreślił
prominentny naukowiec, prof. V. E. Frankl, podczas jego uroczystego przemówienia w
Związku lekarzy w Wiedniu:
Stan immunologiczny (obronny) człowieka jest miarodajnie określany przez jego stan
emocjonalny!
Nawet pozornie tak bardzo oddalone od wszelkich sfer duchowych cierpienia, jak następstwa
wypadków, zranienia i nawet złamania kości, zależą w przebiegu leczenia miarodajnie od
wewnętrznego nastawienia człowieka, a więc od myślowych wpływów rannego na samego
siebie, o czym pisze znany lekarz kliniki profesor A.Jores,”40
Amerykański lekarz dr Simonton w swojej pracy lekarskiej zajmuje się również mocą myśli.
Jego doświadczenia doprowadziły do rozwinięcia metody, polecanej przez czarowników i
szamanów, która przypomina o tysiącach lat na starej drodze uzdrawiania, mimo iż dr.
Simonton nie znał tej starej wiedzy.
W jego pracy istotną rolę spełnia technika wizualizacji (nazywana też imaginacją, tj.
obrazowym przedstawianiem pewnego, zażyczonego stanu, przez świadome nastawienie
myśli w pewnym kierunku, np. ku zdrowiu).
Uczy on swoich pacjentów, aby obok konwencjonalnej terapii rakowej wyobrażali sobie
ciągle plastycznie ich zdrowie i zwycięstwo nad rakiem. W latach 1974-1981 opracował on
dużą pracę z rewolucyjnymi wynikami. Dowiódł w niej, że pacjenci, którzy poddali się jego
terapii, żyli przeciętnie dwa razy dłużej, niż pacjenci z rakiem w najlepszych medycznych
centrach na normalnej terapii - w każdym z danych przypadków w odniesieniu do
porównywalnej normy choroby.41
Relacjonowano również, iż dzięki swojej terapii był on w stanie uratować i częściowo
wyleczyć ludzi horych na raka, których gdzie indziej uznano za straconych.42
Simonton odkrył również, że przede wszystkim niszczące emocje jak przytłumiona złość,
strach i beznadziejność stwarzają w ciele człowieka warunki, przez które może się
rozprzestrzeniać rak.
Dlatego jego pierwszy cel leczenia widzi on w tym, aby doprowadzić swoich pacjentów do
zmiany sposobu myślenia (!). Uczy swoich pacjentów, że najważniejszym czynnikiem przy
leczeniu raka są oni sami i ich wiara w samych siebie.
W jednym reportażu wypowiedział się na temat swojej pracy:
"Moja cała praca wynika z głębokiej duchowej przemiany, której doznałem. Wyrosłem w
wierze, że jestem z natury niedobry. Kiedy zacząłem zajmować się tą pracą i odkrywać coraz
to nowe obszary, dotarła do mnie podczas jednej medytacji informacja, że nie tylko moje
mniemanie "być z natury złym człowiekiem, było nieprawidłowe, lecz że w ogóle nikt z
natury nie jest niedobry, i że każdy z natury jest dobry, stworzony z tej samej boskiej
substancji. Było to dla mnie bardzo głębokie doznanie. Było to w roku 1971, krótko przed
leczeniem mojego pierwszego pacjenta tą nową metodą i bezpośrednio przed zrozumieniem,
że zmienimy sferę chemiczną naszego ciała, jeśli zmienimy nasze zachowanie [...]. Od tego
czasu regularnie medytuję.”43
Fakt o oddziaływaniu siły ducha poprzez myśli znajdował się już przed tysiącami lat w
naukach mędrców wszystkich ludów. Czy byli to ludzie wtajemniczeni w starych Indiach,
Chinach, czy też w innych ludach, oni wszyscy w opanowaniu i prowadzeniu myśli ku dobru
dostrzegali klucz do wewnętrznej siły, zdrowia i duchowego rozwoju. Budda powiedział
ponoć:
"Władza nad myślami jest władzą nad ciałem, życiem, losem.”
Tylko ludzie naszej ery w pędzie naukowych odkryć i nowych technik zapomnieli tę siłę,
która tkwi w człowieku. Lecz prawa nie tracą skuteczności swego działania tylko dlatego, że
ich się nie zna. Skutki, które wynikają z lekceważenia praw ducha objawiają się z alarmującą
wyrazistością.
Z drugiej strony opamiętuje się coraz więcej ludzi - często pod naciskiem potrzeby i
wewnętrznej pustki - i zauważa kształtującą los władzę swego ducha w sferze dobra, jak i w
sferze zła. Moc myśli jest opisana i rozpowszechniona w licznych dziełach, częściowo w
milionowych nakładach, autorstwa R. W. Trinea, Sheldona Leavitta, Dalea Carnegiego,
Josepha Murphyego, Normana Vincenta Pealea, a na terenie niemieckojęzycznym K.O.
Schmidta i wielu innych. Prastare prawo o szkoleniu myśli jest przyjmowane z wdzięcznością
przez wielu ludzi w formie pozytywnego myślenia jako pomoc życiowa.
Rozmowy o chorobach - duże niebezpieczeństwo dla uzdrowienia
Co dotyczy myśli, dotyczy tym bardziej wypowiadanego słowa. Bruno Groening podejmuje
ten temat w jednym z przemówień:
"Kochani przyjaciele, nie wierzę, że zebraliście się tutaj, aby teraz wyliczać wszystkie swoje
kłopoty i nieszczęścia. Narzekalibyście, wasze usta wymawiałyby tak rozpaczliwe słowa, że
wywołalibyście u swoich bliźnich wielką litość, ponieważ wiem, iż jesteście do tego
przyzwyczajeni, aby mówić o tym, co was do tej pory gnębiło, jakie zło odczuliście na
własnej skórze, co widzicie, co słyszycie, co czujecie, co odczuwacie. Przydarzyło się wam
wiele zła, lecz nigdy nie doszło do waszej świadomości, po pierwsze, że ponosicie sami winę
za to, że wy, tj.wasze ciało, zostało objęte złem.”44
Jak dalece ludzie nie doceniali mocy wymawianego słowa! Jeśli w każdej myśli tkwi duża
siła, to jakże potężnie działa wypowiadane słowo!
Nawet Salomon wiedział o tym. W pierwszym zbiorze mądrości salomonowych znajdują się
następujące myśli dotyczące mocy słowa:
"Kto strzeże swoich ust, zachowuje swoje życie; kto rozdziera swoje usta, tego dosięga
zguba”45
"Język jest władcą życia i śmierci; kto używa go życzliwie, rozkoszuje się jego owocami.”46
"Kto chroni swoje usta i swój język, ten chroni swoje życie przed udręką”47
Hinduski jogin Paramahansa Yogananda opisuje w swojej autobiografii jedno, wywierające
silne wrażenie, zdarzenie ze swojego dzieciństwa, związane z mocą słowa:
"Inne przeżycie z dzieciństwa jest także godne uwagi i to w dosłownym znaczeniu tego
słowa, ponieważ do dzisiejszego dnia zachowałem po tym bliznę. Moja starsza siostra Uma i
ja siedzieliśmy jednego ranka pod drzewem w naszym ogrodzie w Gorakhpurze. ... Uma
ubolewała nad wrzodem na jej nodze i przyniosła słoik z maścią. Ja również posmarowałem
sobie ramię.
Dlaczego nakładasz sobie lekarstwo na zdrową rękę?
Ponieważ przeczuwam, iż jutro będę miał również wrzód. Wypróbowuję twoją maść na tym
miejscu, na którym ukaże się mój wrzód.
Ty mały oszuście!
Uma, nie nazywaj mnie oszustem, lecz odczekaj najpierw do jutra! - rzekłem pełen oburzenia.
Lecz nie wywarło to na mojej siostrze wrażenia, dlatego też drażniła mnie jeszcze trzy razy w
ten sam sposób. Wtedy odpowiedziałem powoli i bardzo zdecydowanie:
W oparciu o siłę mojej woli oświadczam tobie, iż jutro dokładnie w tym miejscu będę miał
duży wrzód. A twój wrzód będzie podwójnie duży!
Następnego ranka miałem rzeczywiście na opisanym miejscu wrzód, a wrzód u Umy
powiększył się dwukrotnie. Uma popędziła z krzykiem do mojej matki: Mukunda (imię
dziecięce Yoganandy) stał się czarownikiem! Matka upomniała mnie poważnie, abym nigdy
więcej nie używał siły słowa, aby przynośić szkodę innym. Radę jej przyjąłem sobie bardzo
do serca i odtąd przestrzegałem jej.
Mój wrzód musiał być leczony chirurgicznie i pozostawił widoczną bliznę. W ten sposób
noszę stale na prawym ramieniu znak przestrogi, który przypomina mi o sile działania
ludzkiego słowa.
Te proste i rzekomo nieszkodliwe zdania, które skierowałem z głęboką koncentracją do mojej
siostry, posiadały jednakże tak dużo ukrytej siły, że zadziałały jak pocisk i spowodowały
rzeczywistą szkodę. Później spostrzegłem, że eksplozyjną siłą wibracji słowa można mądrze
kierować, aby usuwaćć wszelkiego rodzaju przeszkody, co nie przynosi komukolwiek ani
blizn, ani też zarzutów.”48
Dla większości ludzi stało się jednakże nawykiem, aby tak po prostu bez zwracania na to
uwagi wymawiać słowa, które właśnie przychodzą im na myśl. Ponieważ wielu ludzi wręcz
lgnie umysłowo do chorób i cierpień, opowiadają oni prawie każdemu bliźniemu o ich całych
historiach choroby i cierpieniach, lub też opowiadają ciągle o wszystkich kłopotach i
nieszczęściach, które uciskają ich duszę.
Dr.med. Rauch opisuje o tym w swojej książce "Autosuggestion und Heilung”("Autosugestia
i uzdrowienie”):
"Niekorzystnie działa również całe "rzeczowe” mówienie o chorobach, operacjach,
leczeniach, lub też na ulubiony ogólnie temat: o historii własnej choroby. Na Dalekim
Wschodzie z racją uznawano za najgorszy nietakt, gdy wypowiadano chociażby jedno słowo
o własnych chorobach. U nas jest to wstrząsającym faktem, z jaką wytrzymałością i nierzadko
natarczywością wielu ludzi rozwodzi się nad swoimi cierpieniami. Niektórzy ludzie są wręcz
opanowani przez nawyk zajmowania się ich nieszczęściem, analizowaniem go i dalszym
opowiadaniem o nim.”49
Człowiek powinien sobie uświadomić, że przez mówienie o chorobie, czy też o
zmartwieniach, tak samo jak i myślenie o nich, przyciąga się je duchowo, tzn. że człowiek
łączy swoją świadomość z tymi wydarzeniami. Człowiek, który w wierze i zaufaniu uwalnia
się od wszelkich kłopotów i nieszczęść w celu uzyskania uzdrowienia, poprzez każde
negatywne słowo zakuwa się w łańcuchy, które przedtem myślowo odrzucił, i poprzez to
choroba nie może odejść.
Bruno Groening kładł dlatego nacisk na to w jednym z wykładów:
"Kto zajmuje się chorobą, trzyma ją i blokuje drogę bożej sile.”50
Jeśli człowiek sobie uzmysłowi, iż każda negatywna myśl jest działającą siłą, która stawia
opór napływowi uzdrawiającej siły, wówczas stanie się w zastraszający sposób jasne, jakimi
to negatywnymi energiami otaczają się ludzie, którzy ciągle całe zło w ich życiu wyrażają
słowami. W ten sposób nieustannie pracują nad tym, aby powiększyć swoje nieszczęście i
nieszczęście innych ludzi. Poprzez myśl i słowo trzymają mocno ich cierpienia i obdarzają je
szczególną uwagą. Jak gdyby pod jakimś przymusem stawiają ciągle w centrum swoich
rozważań historię swojej choroby.
Inni łączą się nieustannie w myślach z nieprzyjemnymi przeżyciami z ich przeszłości i
swoimi słowami przywołują ponownie wszystkie te kłopoty i cierpienia. Wielu ludzi jak
gdyby ogarniętych jakimś magicznym czarem, tkwi poprzez swoje słowa w sferze
negatywów; narzekanie, biadolenie i zgorzkniałość z powodu tego całego zła, które słyszeli,
widzieli i przeżyli, przewija się jak czerwona nić przez wszystkie ich rozmowy.
Bruno Groeningowi znana była przynosząca nieszczęście potęga takich rozmów,
oddziaływująca na ciało i duszę. Dane mu było rozpoznać, że każda negatywna wypowiedź
wraca do człowieka, poniża go i osłabia. Wiedział, iż przez te wszystkie słowa potęguje się
nad człowiekiem władza zła i te negatywne słowa zarzucają na człowieka pęta nędzy i
nieszczęścia.
Dlatego też upomniał:
"Myślcie Państwo tylko dobrze, mówcie tylko dobrze i czyńcie dobro!”51
"Zastanówcie się Państwo, czy każde słowo i każde zdanie, które wymawiacie i każda myśl,
którą przyjmujecie, są godne tego, aby je przyjąć. Rozważcie dokładnie, czy działaliście
prawidłowo! Przywołujcie się codziennie do porządku, tzn. do Boga! Karćcie sami siebie!”52
"Człowiek, który zna moc słowa, uważa na swoją mowę.”53
Lecz wielu ludzi jest za słabych, np. wobec jakiegoś negatywnego przeżycia, aby natychmiast
wszystkie swoje myśli i słowa odwrócić ku dobru. W takich chwilach nie powinień człowiek
pozostawać sam. W mgnieniu oka zostałby on schwytany wewnętrznie przez siłę
napływających, negatywnych myśli i byłby zmuszony bezwiednie opowiadać swoje
zmartwienia do innych, których litość i złe myśli przyśpieszają jego duchową destrukcję.
Bruno Groening wskazywał w jego przemówieniach na to, że człowiek może zwracać się w
takiej sytuacji do swojego bliźniego, który jest silny w wierze, i powinień mu się zwierzyć,
aby uwolnić duszę od tego całego ciężaru. Następnie dany człowiek może razem z tym
bliźnim przyjąć bożą siłę, odrzucić od siebie to wszystko, co było negatywne i oddać to z
zaufaniem Bogu. Jego bliźni może mu poza tym służyć radą i pomocą, przede wszystkim
dzięki sile jego wiary, aż wreszcie wszystko uporządkuje się. W ten sposób człowiekowi,
który przeżył coś nieprzyjemnego, będzie łatwiej utrzymywać kontakt myślowy z dobrem.
Z tym, że człowiek powinien utrzymywać dystans do tego, co dane mu było już wyrzucić ze
swego serca i nie zajmować się ani w myślach, ani nie mówić o tym, co przysporzyło mu
kłopotów, jeśli oczekuje pomocy z wyższych sfer.
Zasadniczo każdemu człowiekowi powinno się udzielić rady, aby się strzegł przed
wymawianiem czegoś, czego nie chce, aby się urzeczywistniło. Wyżej opisane przeżycie
hinduskiego jogina Paramahansy Yoganandy winno być przestrogą wywierającą głębokie
wrażenie.
Współczucie zamiast litości
Ważną pobudką dla wielu ludzi, aby opowiadać możliwie wielu bliźnim o swoich
cierpieniach i chorobie, jest wzbudzenie u innych litości.
Bruno Groening przypominał:
"Mogę tutaj dostarczyć wystarczającą ilość dowodów na to, że jeśli otoczenie danego chorego
nie było w porządku, lub jeśli wywoływanie litości weszło temu człowiekowi do krwi, to
wtedy nie można mu pomóc i naprowadzić go na tę dobrą, zdrową drogę. A więc dlatego nie
należy stawiać pytania, co mogę uzdrawiać, lecz kogo mogę uzdrowić. Chcę człowiekowi
pomóc w osiągnięciu uzdrowienia, pokazując mu tę dobrą drogę, jaką tylko może być ta boża
droga.”54
Bruno Groening rozróżniał współczucie od litości.
Jakie znaczenie znajduje się w słowie? Litość, ubolewanie oznacza, że się wspólnie cierpi, że
przyjmuje się słowa zwątpienia od drugiego, zajmuje się myślowo jego cierpieniem i wkrótce
człowiek będzie się czuł tak samo przygnieciony i smutny, jak ten dotknięty cierpieniem.
Oznacza to, że przyjęło się negatywy od partnera rozmowy i dopuściło się do tego, aby
niszcząca siła działała w naszej duszy. Wtedy nie można dać z siebie nic dobrego. Wtedy
słowa otuchy, które się wypowiada są puste i bez siły. Wtedy człowiek sam nie wierzy w to,
co mówi drugiemu.
Bruno Groening w swoich wykładach ciągle wskazywał na te powiązania. Ostrzegał on
swoich słuchaczy, aby nie przyjmowali litości,ubolewania, jeśli chcą pomóc drugiemu
człowiekowi. Bo przecież drugiemu człowiekowi można dać tylko to, co przyjęło się
samemu. Człowiek nie jest w stanie wesprzeć drugiego odwagą i otuchą, jeśli otworzy swe
serce dla słów skargi i zwątpienia.
Bruno Groening radził swym słuchaczom, aby mieli ze swoim bliźnim współczucie zamiast
litości.
Różnicę między współczuciem, a litością można najlepiej zauważyć na podstawie zachowania
się matki, która zwraca się do dziecka, jeśli je coś boli. Ono zwierza się najpierw i opowiada,
co je boli. Wtedy matka serdecznie odwraca jego uwagę od bólu, mówi dobre słowa,
opowiada o czymś pięknym, albo bierze dziecko ze współczuciem na rękę.
Matka mówi do dziecka:
"Wszystko będzie znowu dobrze, tylko wierz, popatrz, czy przypominasz sobie, co pięknego
robiliśmy wczoraj ...”
Dziecko otwiera swoje serce dla słów matki, przyjmuje je. Jego myśli są teraz odwrócone od
zła, skierowane ku dobru i pięknu. Poprzez to ma ono wewnętrzny kontakt z dobrem i
wkrótce ta ożywiająca siła dobrych myśli daje się zauważyć. Matka zachowuje swą siłę,
ponieważ nie zajmuje się cierpieniem, poprzez swoje słowam łączy duszę dziecka z
podbudowującymi siłami.
"Precz z gadulstwem, precz z plotkarstwem!”
"Myśli są wolne”, śpiewa się w jednej ze znanych piosenek ludowych. One są co prawda
wolne, lecz fakt ten nie uwalnia żadnego człowieka od osobistej odpowiedzialności. Człowiek
myli się bardzo, jeśli uważa, że bez zastanowienia się może źle myśleć o innym człowieku tak
długo, dopóki nie wyraża tych myśli słowami. Dzięki badaniom naukowym można było
wielokrotnie dowieść, że myśli są przesyłane od człowieka do człowieka i są one w stanie
wywołać u odbiorcy cieleśnie namacalne skutki (patrz rozdział 4). Każda myśl jest duchową
siłą i zaczyna działać w oparciu o zawartość swego znaczenia, skoro tylko zostaje pomyślana
i to ze skutkiem działania odpowiednim do siły, z którą została pomyślana. W ten sposób zła
myśl o innym człowieku wywiera skutki nie tylko na własne samopoczucie, lecz dosięga z
pewnością bliźniego, dla którego była ona przeznaczona. On odbierze tę myśl, albo nagle
poczuje się pozornie bez powodu bezsilny.
R.W. Trine pisze o tym w swojej książce "In Harmonie mit dem Unendlichen” ("W harmonii
z nieskończonością”):
"Nie dosyć, że sami do siebie przyciągamy rzeczy, których się boimy, to przykładamy się w
stosunku do innych osób do tego, aby zrealizowały się u nich rzeczy, których my się
obawiamy. Odbywa się to odpowiednio do siły naszych myśli i do stopnia naszej wrażliwości,
zależnie od tego jak daleko jesteśmy subtelni i dlatego pozwalamy myślowo lekko na siebie
wpłynąć. Tych przebiegów nie zmienia fakt, że u nas i u innych, o których się boimy, te
procesy myślowe pozostają w sferze nieświadomości.[...] Znam dużo przypadków, gdzie ktoś
stale obawiał się o dziecko, i że właśnie to, czego się bał, przydarzyło się temu dziecku;
najprawdopodobniej nie stałoby się to, gdyby ta dana osoba była bez strachu. Często ta
bojaźliwość u ludzi występuje bez wystarczających powodów; lecz gdyby nawet istniał
chociażby tylko jeden powód, to jest o wiele mądrzej, jeśli przybierze się właśnie odwrotną
postawę ducha: W ten sposób te działające siły zostaną rozbrojone. Wtedy musimy otoczyć
dziecko mądrymi i silnymi myślami, które umożliwiają odparcie zła; zamiast dać się pokonać
złu, należy nad nim zapanować.
Niedawno, przed paroma dniami przyjaciel opowiadał mi o doświadczeniu, które zdobył w tej
dziedzinie w swoim życiu. Miał oduczyć się pewnego nawyku i jeśli osiągnąłby to, mógłby
wtedy ożenić się ze swoją narzeczoną. W okresie, podczas kiedy odbywał on ciężką walkę,
jego matka i narzeczona myślały o nim z ciągłym strachem tak, że ten bardzo wrażliwy
mężczyzna czuł bez przerwy przytłaczający i osłabiający wpływ ich trwożliwych myśli. Był
on w stanie zawsze dokładnie określić, co one w stosunku do niego odczuwały, gdyż ich
strach, ich powątpiewania wpływały na niego i ustawicznie go osłabiały. Następstwem tego
było dalsze zmniejszanie się poczucia jego własnej siły, przez co stawał się coraz bardziej
bezsilny na duchu. Zamiast napawać go odwagą i siłą, uświadamiały go w ten sposób coraz
bardziej o jego własnej słabości i bezowocowości jego walki. Owe dwie osoby, które go
tkliwie kochały i zrobiłyby wszystko, aby dopomóc mu w walce, nie wiedziały nic o cichej,
subtelnej, ciągle działającej i rozstrzygającej władzy sił myślowych i zamiast wzmacniać jego
odwagę i siłę rabowały mu ją i osłabiały jeszcze bardziej z zewnątrz jego wewnętrzną słabość.
Przez to ta walka stawała się trzykrotnie cięższa.”55
Na tym przykładzie jest widoczne, jak źle zrozumiane troski mogą negatywnie działać, dzieje
się to nieświadomie i właściwie nadawca wcale tego nie chce. Podobnie bardzo mocno
oddziaływują myśli, poprzez które człowiek wywyższa się ponad innych, ponieważ uważa, że
ma rację. Najczęściej dzieje się to pod wpływem zdenerwowania, złości i zazdrości.
Nieświadomie człowiek staje się współwinny za to, co sam u swego bliźniego potępia. W ten
sam sposób dobre myśli o innym człowieku wpływają na niego dobroczynnie i
wspomagająco.
W ten sposób człowiek wpływa na swego bliźniego dobrze, lub źle, w zależności od tego, czy
myśli o nim dobrze, czy też źle.
Negatywne, lub pozytywne oddziaływanie na bliźniego może być wielokrotnie wzmocnione,
jeśli wyraża się słowami myśli o danym człowieku i w ten sposób je rozpowszechnia.
Doprowadza to często do tego, że kilku ludzi myśli tak samo o jednej osobie, co oddziałowuje
odpowiednio na ich własne życie i zdrowie, jak również na życie i zdrowie danego człowieka.
Z tego punktu widzenia uwidacznia się wyraźnie nieszczęsne oddziaływanie "gadulstwa i
plotkarstwa.” Bruno Groeningowi znany był rozpowszechniony nawyk wielu współczesnych
jemu ludzi do marnowania czasu i siły na złe mówienie o innych w stylu niektórych, chętnie
czytanych gazet i czasopism.
Z tego też powodu upominając swoich słuchaczy skierował do nich w jednym ze swoich
przemówień następujące słowa:
"Jak człowiek marnuje czas, rozmawiając o trybie życia sąsiadów, krewmych czy znajomych.
Kochany przyjacielu - mówię - spytaj sam siebie, jak Ty żyjesz! Zatroszcz się najpierw o
twoje własne życie! Staraj się sam, abyś znowu przeszedł pod boże prowadzenie! Jeśli chcesz
mówić o innym człowieku, chcesz go osądzać, potępiać, to jest już źle.[...] Krótko
powiedziawszy, Przyjaciele, precz z gadulstwem i plotkarstwem!”56
Można również dodatkowo zaobserwować, że wszystko to, co uczyni się swemu bliźniemu
poprzez myśli, słowa i czyny, wraca do człowieka z powrotem. Człowiek, który emanuje
wiele dobroci, przez którego inny człowiek czuje się zrozumiany i akceptowany, budzi w
swoim bliźnim dobre myśli, które działają w odwrotnym kierunku i pozwalają, aby rosła w
nim siła dążąca ku dobru. W ten sam sposób człowiek, który w stosunku do drugiego
człowieka ma negatywne myśli, słowa i czyny, wywołuje w tymże człowieku coś podobnego,
coś co będzie działało odwrotnie. Tak więc wszelkie dobro, czy też zło, które człowiek
myślał, mówił, lub też czynił w stosunku do drugiego człowieka, wcześniej, czy też później
powróci z taką samą pewnością do niego samego.
W jednym z wykładów Bruno Groening przekazał to w taki sam sposób:
"Co człowiek sieje, będzie zbierał. Oznacza to: Wszystko, co człowiek wysyła poprzez słowa,
lub też czyny, powróci do niego. Odbierze to, co sam dał.”57
Każdy człowiek powinien sam sprawdzić się kiedyś, jak lekkomyślnie przyjmuje myśli i bez
zastanowienia się zamienia je w słowa i czyny.
Do tego tematu dalszy cytat z wypowiedzi Bruno Groeninga:
"Jacy jesteście Państwo w ogóle w życiu? Co czyniliście? Co mówiliście? Jakie myśli
przyjmowaliście? Czy nie wykazywaliście najwyższego zainteresowania tym, aby słuchać zła,
tzn. tego, co było dla was sensacją, aby mieć temat do rozmowy, aby nie zasnąć całkowicie,
aby nie oklapnąć, było przecież tak wiele interesujących rzeczy. Było dużo rzeczy do
słuchania, czytania, a także wiele zła do oglądania. Lecz większa część ludzkości jest i na
razie pozostanie przy tym, ponieważ ludzie są do tego przyzwyczajni.”58
Smutnym zjawiskiem naszego czasu jest fakt, że prawie cała prasa, radio i telewizja popiera
ten wzór zachowania ludzi. Uważny obserwator mimo poszerzenia programów znajdzie tylko
rzadko filmy, które chcą przekazać widzom coś dobrego, coś konstruktywnego. Natomiast
każdy rozwój osobowości pilnie wymaga myślowego prowadzenia człowieka ku dobru.
Podstawą tego rozwoju jest dobry przykład. Tego typu przykłady, wzorce stały się dzisiaj
rzadkością. Większości ludzi brakuje wytłumaczenia tematu dotyczącego mocy myśli. W ten
sposób są oni wydani mocy ich przyzwyczajeń i czy tego chcą, czy też nie, przekazują je dalej
swoim dzieciom poprzez złe wzorce, i ich dzieci rabowane są z wszelkiej stabilizacji duszy i
ducha poprzez nawałnicę negatywnych, wzorcowych obrazów i wyobrażeń.
Dyscyplina myśli jako brama do Bożego światła
Wielu ludzi widzi w pozytywnym myśleniu nic więcej jak tylko technikę duchowego
"przeprogramowania się" w dowolny sposób poprzez świadome "wkuwanie" pewnych myśli.
Często jest to proponowane w szkoleniu menedżerów jako koncepcja na powodzenie w
uzyskiwaniu celów ekonomicznych. Zapewne w myśleniu tkwi jedno z najpotężniejszych
praw ducha, i jest błogosławieństwem fakt, jeżeli znowu przypomina się o zapomnianej mocy
myśli, jednak świadome kierowanie myśli ku dobru jest czymś znacznie większym, niż
technika przeprogramowywania umysłu według zapotrzebowania.
Bruno Groening był przekonany, że wszelkie dobre myśli i uczucia pochodzą od Boga.
Człowiek, który przyjmuje dobrą, pełną wiary myśl, łączy się przez tą myśl ze źródłem
wszelkiego dobra. Te powiązania stały się już nawet wyraźnie podczas rozważania nad
przyjmowaniem uzdrawiającej siły. Dobre myśli otwierają niejako bramę do ludzkiego serca
dla uzdrawiającej siły Boga. I tak staje się jasne, czym jest to spowodowane, że z jednego
dobrego, pomocnego słowa, czy też z jednej dobrej myśli może wypływać taka siła. Jak długo
człowiek jest w stanie z wiarą przetrzymywać w sobie tę dobrą myśl, tak długo utrzymuje się
to ożywiające połączenie. Lecz kiedy człowiek uwierzy w te napierające myśli zwątpiewania,
wtedy zamyka się jego dusza i tym samym zamyka się w jego sercu brama dla bożego
światła. Myślowe ukierunkowanie ku dobru, tj. ku Bogu, jest więc najważniejszym
warunkiem dla każdego uzdrowienia i rozwoju duchowego.
Bruno Groening mówił na ten temat w pewnym wykładzie:
"Musicie Państwo stosować się do tego, musicie naśladować dobro, tj. słuchać dobra, dobra,
którego my wszyscy powinniśmy słuchać, bo przecież należymy do dobra. My musimy to
czynić! Każdy człowiek jest sam w stosunku do siebie zobowiązany, aby tak postępować. Ale
kiedy człowiek nie słucha, to wówczas: Komu nie można doradzić, temu nie można
pomóc."59
"Bóg daje nam wszelkie dobro, tylko my musimy przyjmować w siebie to wszystko, co do
Niego należy, co On nam wysyła. A więc czyńcie to Państwo!"60
Tak więc to zależy od samego człowieka, aby uczynić pierwszy krok na drodze prowadzącej z
powrotem do Boga, do dobra w sobie, poprzez to, że skieruje ku dobru swoją wolę, a zarazem
swoje myśli, stwarzając przez to duchowe warunki dla uzdrawiającego i ożywiającego
połączenia ze źródłem wszelkiego dobra.
Myślę, że wystarczająco wyjaśniłem, jak niesłychanie ważna jest dyscyplina myśli dla
cielesnego, psychicznego i duchowego dobra człowieka. Niezrozumiałe pozostaje, że
zarówno ze strony państwa, jak również i to w sposób szczególny ze strony kościoła, nie
kładzie się nacisku na ten podstawowy warunek dla obyczajowo-moralnego i duchowego
rozwoju człowieka. W ten sposób traci się dużą szansę, aby już wcześnie przekazać
człowiekowi namacalny kontakt z uzdrawiającą siłą Boga.
Z drugiej strony tak samo godnym pożałowania jest fakt, że pozytywne myślenie
przedstawiane jest w niektórych kręgach ezoterycznych jako możliwość samozbawienia
człowieka. Zbawiać i uzdrawiać ludzi może tylko Jeden, a mianowicie sam Bóg. Należałoby
tu jeszcze raz wyraźnie podkreślić, że tylko dobre, pełne wiary myśli są bramą do serca, które
człowiek powinien otwierać w oparciu o swoją wolną wolę poprzez odrzucanie od siebie
negatywów, aby w ten sposób umożliwić Bogu działanie bez ograniczeń w swoim wnętrzu.
Każde uzdrowienie i duchowy rozwój, które wynikają z tego wewnętrznego nastawienia
człowieka, są zawsze darem i łaską Boga.
Słuchanie Boga zamiast słuchania ludzi droga powrotna do uczucia
Ponieważ życiu myślowemu człowieka przypada rola nie do zlekceważenia dla całego jego
bytu, nasuwa się uzasadnione pytanie, w jaki sposób człowiek może rozróżnić dobrą myśl od
złej myśli. W każdej ludzkiej społeczności wyobrażenia o tym, co dobre i złe podlegały w
przeciągu stuleci dużym zmianom i mogą zatem tylko warunkowo służyć jako wskazówka do
rozróżniania dobra od zła. Ponadto niekiedy myśli związane z pychą, nieczułoścą i zazdrością
są bardzo trudne do rozpoznania, a niejedna myśl zwątpienia wydaje się być dla ludzkiego
intelektu zupełnie logiczna. Jeżeli człowiek przyjmie jakąś myśl z wiarą, połączy się z tą
myśłą, wtedy często bardzo ciężko jest rozerwać to połączenie. "Mała szpara w drzwiach",
które otworzyło się w swoim sercu, powiększa się szybko, wpływają inne myśli tego samego
rodzaju i często zauważa się dopiero wtedy jakiego rodzaju była myśl, którą wpuściło się do
siebie na początku, kiedy wiara w dobro, radość i pokój ustępuje męczącemu niepokojowi i
duchowemu przygnębieniu. Jak człowiek może rozpoznać zaraz na początku naturę jakiejś
myśli, aby zamknąć swoje serce, zanim powstanie to zgubne, duchowe powiązanie?
Bruno Groening powiedział w jednym z wykładów:
"To, czego Państwo nie widzicie, możecie czuć, dlatego wasze ciało wyposażone jest w
większą ilość zmysłów, lecz musicie te zmysły poznać i używać ich."61
On był przekonany, że człowiekowi dane są wewnętrzne zmysły, aby mógł poznać duchowe
obszary bytu. Dobra myśl jest tak samo jak myśl negatywna wypełniona pewną duchową siłą,
która w połączeniu z siłami wiary człowieka oddziaływuje w życiu pomocnie, lub szkodliwie.
W ten sam sposób jak światło odbierane jest przez oko i dzwięk przez ucho, tak samo myśl w
charakterystyczny sposób jest odczuwalna przez uczucie człowieka w oparciu o jej
specyficzną, duchową emisję. Jest to łatwe do zaobserwowania na jednym, prostym
przykładzie. Jeżeli człowiek otworzy się uczuciowo na następujące myśli:
"Mogę to zrobić, dam sobie radę"
a potem podda się działaniu odwrotnych myśli:
"Nie mogę tego zrobić, nie dam sobie rady"
wtedy każdy, kto ma do pewnego stopnia rozwinięty zmysł czucia, może odczuć, można
powiedzieć, przeciwstawną emisję. Pierwsza myśl wywołuje przyjemne uczucie, podczas gdy
druga działa nieprzyjemnie, u niektórych ludzi odczuwana jest ona wręcz jako duchowy ból.
Jest to również odczuwalne przy innych myślach, aczkolwiek nie zawsze tak wyraźnie. Jeśli
jednak każdej myśli odpowiada odczuwalna, duchowa emisja, wtedy musi się to w ten sam
sposób odnosić do słów i czynów, wręcz do wszelkich form i zjawisk, które są przecież
materialnym wyrazem myśli.
Kto był już nieraz zmuszony poprzez niedobre uczucie do zachowania dużej ostrożności
wobec schlebiających, miłych słów drugiego człowieka? Często uczucie, które widzi złe
zamiary za uśmiechającą się fasadą, sprzeciwia się wszelkim argumentom intelektu. Inni
znowu relacjonują, iż podczas myśli o pewnym zamiarze, odczuwali niemiłe uczucie, i
niektórzy ludzie zawdzięczają ich życie faktowi, że dali się pokierować temu uczuciu.
Znajoma opowiadała mi, że pewnego ranka, kiedy jej matka chciała jechać do pracy, miała w
sobie niemiłe uczucie na myśl, że matka będzie jechała do pracy samochodem. Kiedy z tego
powodu poprosiła matkę, aby zostawiła samochód, matka posłuchała rady córki i pojechała
koleją. Rzeczywiście tego ranka na trasie, którą ciągle jeździła do pracy, zdarzył się ciężki
wypadek, i to mniej więcej w tym czasie i w tym miejscu, gdzie musiałaby właśnie
przejeżdżać.
Kurt Allgeier pisze o podobnym przypadku znanego lekarza i uzdrowiciela dr. Leonharda
Hochenegga z Innsbrucku:
"W dzień po wielkiej katastrofie atomowej w Czarnobylu [...] Pani Hochenegg chciała
koniecznie wybrać się z jej dziećmi na wyprawę w góry Karwendel. Jej mąż jednakże
wzbraniał się. "Nie, nie dzisiaj!" upierał się usilnie. " Jest coś zagrażającego w powietrzu. Nie
możemy jechać w góry, lecz musimy pozostać w domu." Pani Hochenegg znała jej męża i
wiedziała, że nie ma sensu przekonywać go. On wiedział przecież więcej. Dzień później
dowiedziała się, co on wiedział, lub przeczuwał: radioaktywność, która rozprzestrzeniła się z
eksplodującego reaktora atomowego."62
Wielu ludzi może relacjonować o podobnych przeżyciach. Wygląda na to, że poprzez swoje
uczucie ludzie mają dostęp do poznania, które przekracza ramy wyuczonej wiedzy i
przekracza możliwości postrzegania zewnętrznych zmysłów. Szczególnie w kontaktach z
innymi ludźmi powinno się zwracać uwagę na uczucie. Bruno Groening nawoływał do tego,
aby stawiać sobie wewnętrznie pytanie: "Czy jest dany człowiek sympatyczny, czy też
niesympatyczny?, przy czym należy zwracać uwagę na własne uczucie i jeśli zachpdzi taka
potrzeba, należy zamknąć się wewnętrznie i z odpowiednią ostrożnością dalej obserwować.
Szczególnie ludzie, którzy znajdują się na drodze do uzdrowienia, winni uważać na to, z kim
obcują i wobec kogo otwierają swoje serce. Bruno Groening był przekonany, iż uczucie
mówił on również o "prawdziwym, ludzkim instynkcie" dane jest przez Boga, aby wobec
różnorodności wrażeń w życiu, wobec rozbieżności ludzkich mniemań i nauk, posiadać
niezawodny poradnik, takie wewnętrzne prowadzenie ku dobru i prawdzie.
Powiedział on kiedyś:
"Pozwolono na to, aby człowiek zsunął się na dół poprzez to, że zagubił ten prawdziwy,
ludzki instynkt, nie wczoraj i dzisiaj, nie, wstecz pokolenie za pokoleniem, krok po kroku
człowiek zaszedł tak daleko do miejsca, w którym znajduje się dzisiaj. Krótko mówiąc,
dzisiaj jest on tak daleko, że dalej już iść nie może."63
Odkrycie tego określonego uczucia w zamęcie myśli i uczuć i postępowanie w oparciu o nie,
Bruno Groening widział w tym konieczną podstawę dla powrotu człowieka do uzdrowienia,
do Boga. Kto uczy się w sobie rozwoju tego zmysłu, aż do pierwotnej klarowności
postrzegania, uzyskuje w sobie dostęp do instancji, która może uwolnić go z krępujących
powiązań ludzkich zapatrywań. Albowiem w uczuciu człowieka ukazuje się dużo więcej niż
tylko sam zmysł, który może udostępnić człowiekowi niezwykły wgląd za kulisy jego
warunków życia. Człowiek może zwracać się do tej instancji w sobie i przeżywać, że na jego
pytanie otrzyma odczuwalną odpowiedź. Wygląda to tak, jakg dyby przez to uczucie
człowiek miał kontakt z doradcą i pomocnikiem nie z tego świata. Często daje się
bezpośrednio odczuć ostrzeżenie, jakąś wskazówkę, mimo że człowiek nie szukał i nie
oczekiwał tego świadomie. Bruno Groening mówił o pewnym wewnętrznym prowadzeniu,
prowadzeniu przez Boga, które odczuwalne jest poprzez uczucie. Uważał, że każdy człowiek
ma otwartą możliwość wyczucia woli Boga wobec wszelkich życiowych spraw i to w taki
sam sposób, jak odczuwalna jest cieleśnie boża siła. Każdy czytelnik może dostrzec, jakże
duże znaczenie ma prowadzenie człowieka do tak doskonałego postrzegania, nie tylko dla
jego osobistego życia, lecz dla życia całego społeczeństwa. Ileż cierpienia i nędzy powstało
tylko przez niezdolność i brak gotowości człowieka, aby przy podejmowaniu decyzji prosić
pokornie Wszechwiedzę o odpowiedź.
Bruno Groening mówi na ten temat:
"Mówiąc krótko, on [człowiek] stracił swój prawdziwy, ludzki instynkt, nie może być
prowadzony, zdalnie sterowany. Pan Bóg stracił kierowanie, ponieważ ludzie za bardzo nad
tym pracowali i mówi: No, to teraz próbujcie sobie. Wiem, że jestem zobowiązany, aby
przekazać ludziom to na drogę, iż powinni natychmiast przełączyć się i przyjąć znowu ten
prawdziwy instynkt ludzki.[...] Ja nie zatraciłem tego prawdziwego instynktu - tak, jak doszło
do tego u ludzi! Ja nie dopuściłem do tego, aby być człowiekiem zarozumiałym! Jacy ludzie
są zarozumiali! Jest tyle książek! Człowiek nie jest w stanie tego wszystkiego w sobie
utrwalić.. Jeden pisze na pewień temat tak, drugi pisze inaczej. Co jest prawidłowe? Istnieje
zamęt. My, ludzie możemy uczyć się od zwierzęcia, musimy znaleźć drogę powrotną, nie po
to, aby nie stać się zwierzęciem, nie, ale aby przyjąć znowu ludzki instynkt."64
Większość ludzi nie jest w stanie zrozumieć i słuchać tego lekkiego tchnienia, tego cichego
wewnętrznego dotknięcia, które chce ich czule prowadzić. Wielokrotnie brakuje siły i wiary,
często też po prostu woli, aby być wiernym temu odczuciu, tj. samemu sobie, a zarazem
Bogu. Najczęściej mniemania innych ludzi, lub też intelekt, rozum są silniejsze; pozorny
pokój przedkłada się nad wierność wobec swojego serca.
R.W. Trine pisze w swej książce "In Harmonie mit dem Unendlichen" ("W harmonii z
nieskończonością”):
"Być samym sobą, jest to jedyna sprawa, która jest ciebie godna, która tobie wystarczy. ´Czy
nie byłoby może korzystniejszą polityką dać się czasami kierować przez swoje otoczenie?‘
Jedyną korzystną polityką dla ciebie jest zawsze przede wszystkim to, abyś był sobą.
Przede wszystkim bądź wierny sam sobie:
bo następstwem tego jest, tak jak noc następuje po dniu,
że nie możesz być fałszywy wobec kogokolwiek. (Hamlet)
Jeśli damy się kierować Najwyższemu i naszym życiem będzie rządziła powyższa zasada,
wtedy nie będzie panować nad nami ani obawa przed opinią publiczną, ani obawa przed
dezaprobatą innych, a my możemy być pewni, iż Najwyższy jest po naszej stronie. Jeśli
będziemy starali się w jakikolwiek sposób, aby dogodzić innym, wtedy nie dogodzimy im
nigdy i im więcej będziemy się starali, tym bardziej nierozsądne będą ich wymagania wobec
nas. Kierowanie twoim życiem jest sprawą, która obchodzi tylko ciebie i Boga, a jeśli
dopuścisz, aby wpływała na ciebie inna strony i pozwolisz na wymuszanie na tobie, abyś
poszedł w jakimś kierunku, wtedy jesteś na nieprawidłowej drodze."65
Wielu ludzi myli wierność wobec siebie z bezgranicznym egoizmem. Uznanie u ludzi i
zaspokajanie osobistej próżności jest ważniejsze, niż wierność wobec prawa serca.
Im więcej łączy człowiek swoją świadomość z egoistycznymi celami, im więcej daje się
kierować zewnętrznymi życzeniami, tym bardziej traci on kontakt ze sobą. Zwraca uwagę na
wszystko i na każdego; nowoczesne środki przekazu przynoszą mu codziennie informacje ze
wszystkich części świata, tylko informacje od światła Boga, które winny być odczuwalne na
własnym ciele, pozostają niezauważone. Nie ma się czasu na to, aby zwracać uwagę na siebie;
zamiast robić to, co właściwe, ludzie gonią przez dzisiątki lat za martwymi celami, bez
zadania sobie w swoim sercu chociaż raz pytania, czy ich poczynanie ma jakiś sens. Mnóstwo
myśli, które dopuszczają do siebie, wywołuje podobnie wielką liczbę uczuć. Niezauważalnie
podążają oni ku coraz większej niewoli duchowej. Często ciało musi zakończyć to
samodestruktywne zachowanie, dopiero bóle i choroba pozwalają wielu ludziom opamiętać
się. Lecz większość ludzi jest tylko ofiarą ogólnej niewiedzy i daleko oddalonego od życia
wychowania; najczęściej szkolony był od dzieciństwa intelekt i odczucia poprzez zewnętrzne
zmysły. Nasze szkoły i uniwersytety zarzucają człowieka martwą, zewnętrzną wiedzą,
zamiast kierować go ku prowadzeniu i wiedzy w nim samym. Osobiste wrażenie jest
potępiane jako "błędna subiektywność", ludzie zaś muszą poddać się z wiarą "obiektywności"
technicznych środków pomocniczych.
Jest to rozwój, który ganił już przyrodnik i poeta Johann Wolfgang Goethe w swoich
"Maksymach i refleksjach nad teorią nauki":
"Człowiek jako taki, jeżeli posługuje się swoimi zdrowymi zmysłami, jest największym i
najdokładniejszym aparatem fizycznym, jaki tylko może istnieć; i właśnie największym
nieszczęściem nowoczesnej fizyki jest to, że przeprowadzane eksperymenty oddzielono
niejako od człowieka i chce się poznać naturę jedynie przez to, co pokazują sztuczne
instrumenty; i w ten sposób chce się ograniczyć i udowodnić to, czego dokonuje natura."66
Ten rozwój prowadził do coraz to większej niesamodzielności duchowej człowieka. A
ponieważ wewnętrzny został zatracony zmysł odróżniania w świetle wyższego poznania
pomiędzy prawdą i kłamstwem, dobrem i złem, tym, co prawidłowe i co nieprawidłowe,
ludzie zaczęli w dużej mierze ulegać wpływom i stali się uzależnieni od mniemań innych
osób. Odpowiedzi, których nie są w stanie znaleźć więcej w sobie, szukają teraz u innych
ludzi. Wielu poddało się szybko popychaniu w jednym kierunku poprzez ogólnie
akceptowane poglądy. Legitymacja dobra i zła powstaje obecnie najczęściej nie w oparciu o
osobiste odczucia, lecz w oparciu zachowania masy ludzkiej, lub danej grupy. Natomiast
masa daje się manipulować przez społeczne autorytety, lub środki masowego przekazu.
To stanowi najlepsze podłoże do rozszerzania błędnych nauk, które podobają się umysłowi i
zewnętrznym zmysłom, lecz które prowadzą do nieprawidłowych nawyków myślowych i
życiowych, które stawiają coraz większy opór napływowi sił życiowych. Wyniki tego
zgubnego procesu są dokładnie zauważalne w niszczeniu środowiska i w różnorakim
cierpieniu na tej Ziemi.
W jednym z wykładów Bruno Groening mówił:
"Także Wy, kochani Przyjaciele, byliście wprowadzani w błąd. Nie mówiono wam prawdy
[...]. Nie musicie wierzyć temu, co Wam mówię. [...] Ale macie obowiązek, [...] aby
przekonać się na sobie, tj. na waszym ciele[...]. Ważne jest, abyście zwracali uwagę na wasze
ciało. Wtedy przeżyjecie prawdę i wtedy uwierzycie. Wtedy nie będziecie ludźmi
łatwowiernymi, lecz ludźmi przekonanymi. Przekonajcie się! Jest to waszym obowiązkiem.
Jestem o tym przekonany.
A może myślicie, że możecie mnie przekonać? Nie! Ja nie słucham żadnego człowieka. Tak
naprawdę, to nie słuchałem się moich rodzonych rodziców, co mówili, że mam to i owo
uczynić. Jeśli byli oni niesprawiedliwi, mówiłem: Nie, nie zrobię tego! Oczywiście, byłem
policzkowany! Ale to nie szkodzi, mimo wszystko upierałem się, upieram się również dzisiaj
i będę to zawsze czynił. Nie czynię tego, czego chcą ludzie [...]. Ponieważ nie jestem poddany
ludziom, lecz Bogu! I to wszystko. Chcę, abyście Wy też tacy byli, Przyjaciele; abyście byli
poddani Bogu, abyście pozbyli się waszej łatwowierności, abyście nie wierzyli w żaden
hokuspokus, abyście nie poddawali się więcej pokusom."67
I dalej kontynuował:
"Bóg, który jest naszym Ojcem, dał nam tak wiele na drogę. Mieliśmy w sobie wszystko. Ja
posiadam to jeszcze, ja nie dałem się pozbawić tej naturalności, tej boskości. Dlatego też nie
jestem komukolwiek posłuszny, dlatego też nie słucham się żadnego człowieka. Lecz Bóg dał
to na drogę każdemu dziecku [...]. Rodzice zabrali to dziecku i wychowali je inaczej. Czy nie
myślicie, kochani Przyjaciele, że samego Boga boli to, iż człowiek został pozbawiony jego
własnej woli, którą Bóg dał każdej istocie? Bóg nie pozbawił żadnej Swojej istoty jej własnej
woli. Rodzice zaś uczynili to, wasi rodzice dokonali tego z Wami, przejęliście to po nich,
słuchując się ludzi. Wy również przekazaliście to waszym dzieciom i tak przechodzi to z
pokolenia na pokolenie. Kiedy się to skończy? Kiedy skończy się niedola i nieszczęście?
Kiedy zmniejszą się rzesze chorych? Kiedy wreszcie skończy się to? Tak, kochani
Przyjaciele, jaki przyzwyczajony jest do tego człowiek, ale tak być nie może, on musi
odstąpić od tych nawyków, musi nawrócić się, musi stać się tym i robić to, do czego Bóg go
przeznaczył, nic innego, on musi słuchać się Boga. On musi oddać się pod kierownictwo
Boga, bez którego nie istnieje żadne życie."68
Lecz jak można korzystać w życiu codziennym z pomocy bożego przewodnictwa? W tym
przypadku najważniejsze jest, aby nie być w żadnej sprawie człowiekiem dogmatycznym i w
ten sam sposób, jak dawniej słuchało się opinii innych ludzi i rozumu, aby tak samo nie
wierzyć ślepo w występujące odczucia. Nie jest również wskazane, aby swoje egoistyczne
wyobrażenia usprawiedliwiać poprzez rzekome poznania na płaszczyźnie uczuciowej, lub też
bezkrytycznie dopuszczać do siebie uczucia pod obłudnym pretekstem, że człowiek musi się
wyżyć. Kto tak pojmie wierność wobec siebie, kto uważa, że w ten sposób podąża za wyższą
instancją w sobie, ten nie zrozumiał, o co chodzi, kiedy Bruno mówił, aby człowiek stał się
"oddany Bogu". Nie bez powodu upominał on bez przerwy każdego, kto chciał iść drogą
duchową, aby przekonywał się ciągle, czy robi właściwie Kto na tej drodze dozna
uzdrowienia i poprzez staranne badanie dojdzie do prawdy praw życiowych, na które
wskazywał Bruno Groening, tego upomina on, aby nadal przekonywał się. Życie stwarza
dużo możliwośći do tego, aby w najprzeróżniejszych sytuacjach badać ciągle te nadrzędne
prawidłowości.
W ten sam sposób, drogą krytycznego badania i bezwzględnej szczerości wobec siebie
samego prowadzi droga do prawdziwego uczucia, do wyraźnego odczucia bożej woli. Kto
poznał już raz "głos swego serca", szybko dane mu będzie doświadczyć, że ten głos nie
zawsze zgadza się z osobistą wolą, czasami jest nawet do tej woli przeciwstawny.
W przytoczonym wyżej przykładzie Dr. Hochenegg cieszyłby się zapewne z tej wyprawy w
góry, lecz wieloletnie doświadczenia z "głosem jego serca" zmusiły go do sprzeciwu wobec
argumentów umysłu i argumentów jego żony, i do zachowania wierności jego uczuciom.
Im bardziej człowiek zdolny jest do wewnętrznego uwolnienia się spod własnej woli, tym
wyraźniej może on wyczuć wolę Boga. Kto zaś w głębi swej istoty chce postępować raczej
według własnych, krótkowzrocznych wyobrażeń i życzeń, szybko dojdzie do tego, że będzie
czuł to, co chce czuć. Jak długo człowiek nie będzie gotowy do poddania się i
podporządkowania własnej woli Najwyższemu, będzie ciągle popełniał wykroczenia wobec
wyższego prawa z powodu niedostateczności swej wiedzy umysłowej i będzie tworzył
cierpienia sobie i innym. I jak powiedział Bruno Groening, wtedy człowiek będzie
kombinował tak długo, aż dojdzie do tego, że nie będzie wiedział, co ma dalej zrobić. Kto
natomiast jest na tyle daleko, aby móc iść tą inną drogą, wkrótce zauważy, że dla
najwyższego ducha przejrzyste są wszelkie powiązania i otwarte są możliwości, które
ograniczonemu umysłowi człowieka wydają się być wręcz niezrozumiałe.
Na moją prośbę, aby opowiedzieć o swoich doświadczeniach w tym zakresie, Birgit Häusler
(lat 29) z R. napisała tak:
"Dzięki wykładowi Bruno Groeninga została zwrócona moja uwaga na poddanie się Bogu,
lub poddanie się ludziom. Naturalnie zaprzeczałam wobec mojego poddania się ludziom.
Lecz samokrytycznie zadałam sobie pytanie, jak radzę sobie z codziennymi problemami itp.
Kiedy miałam np. jakiś problem, wtedy rozważałam za i przeciw, aby dojść do rozwiązania.
Rozmawiałam jeszcze o tym z innymi ludźmi, którzy nierzadko wywierali na mnie duży
wpływ. Dziś wiem, że takie zachowanie jest zasadniczo nieprawidłowe, bo wobec licznych
rad i częściowo zaprzeczających sobie zdań, zapomniałam o najważniejszej instancji w sobie,
która powinna być miarodajna przy podjęciu końcowej decyzji, a mianowicie zapomniałam o
prośbie o wewnętrzną przejrzystość skierowanej do tego Jedynego, który więcej wie, niż ja
mogę zauważyć dzięki ludzkim radom w tylu niekończących się dyskusjach.
Ale jak powinnam odebrać w sobie głos Boga? Jak powinnam być poddana Bogu?
Poprzez regularne przyjmowanie uzdrawiającego prądu udawało mi się coraz częściej
uchwycić moim uczuciem ten boży, wewnętrzny głos. Zauważyłam, że nawet najbardziej
rozsądne rozważanie umysłu nie mogło mi często wyjaśnić, odpowiedzieć na to, czego
szukałam, tylko jedynie przez proszące nastawianie się i odunięcie od siebie wszelkich myśli
dane mi było przeżyć, jak "wewnętrzny", często cichy głos zdołał dać mi prawidłową
odpowiedź, dopiero po upływie czasu okazywało się zawsze, że ta odpowiedź była
prawidłowa.
Swego czasu zdawałam maturę. A ponieważ z powodu braku czasu nie mogłam wyuczyć się
całego materiału na egzamin końcowy, otworzyłam się więc na uzdrawiający prąd z prośbą,
aby wyczuć, z jakich tematów będę egzaminowana. Przyszły mi myśli z tematami
egzaminacyjnymi i przygotowałam się pełna zaufania tylko z tych tematów. I rzeczywiście
pytania egzaminacyjne obejmowały tylko i wyłącznie wyuczony przeze mnie zakres.
Podczas egzaminu ustnego postawiono mi pytania z nieznanego zakresu wiedzy. Z miejsca
nastawiłam się na bożą siłę i po krótkiej chwili byłam w stanie dać odpowiedź mimo mojej
niewiedzy w tym zakresie. Egzamin ustny zdałam nawet jako najlepsza.
Był to dla mnie wystarczający dowód, że w przeciwieństwie do głosu intelektu, ten głos
wewnętrzny jest wszechwiedzący, i że lepiej dla mnie jest, jeśli słucham tego głosu.
Przez takie i podobne doświadczenia zdobywałam coraz bardziej zaufanie do mojego głosu
wewnętrznego. Kiedy zbliżał się znowu egzamin, pomyślałam: Dlacze właściwie mam się
wszystkiego uczyć? Wybrałam sobie dowolnie kilka tematów, na które przygotowałam się.
Pod zwróconą pracą egzaminacyjną widniało - niedostatecznie‘. Najpierw byłam zła na Bruno
Groeninga i rozczarowana z powodu bożej siły, która zawiniła mojej ocenie, opamiętałam się
jednak i poznałam swój błąd: ,Nie należy żądać, lecz dążyć do osiągnięcia‘[cytat Bruno
Groeninga]. Butne myśli przeszkadzają w uzyskiwaniu wewnętrznego prowadzenia.
Również podczas studiów dane mi było doświadczyć w czasie egzaminu, jak pokorne
nastawianie się na bożą siłę stało się dużą pomocą: leżały przede mną pełne wiedzy książki i
skoroszyty i znowu dzięki nastawianiu się mogłam się dowiedzieć, na które tematy powinnam
się przygotować. W ten sposób przy niewielkim wymiarze uczenia się otrzymałam
wymarzone dyplomy.
Chciałabym zaakcentować, iż droga powrotna do uczucia, aby zauważyć ten wewnętrzny
głos, który każdego człowieka, jeśli ten tylko tego chce, prowadzi do dobra, iż ta droga nie
ma nic wspólnego z sentymentalnością, lub chęcią życia w oparciu o własne, ludzkie
odczucia, lecz jest to wewnętrzna walka, prośba o boże kierownictwo i poznanie. W tej
dziedzinie była i jest dla mnie dużą pomocą nauka Bruno Groeninga."69
Inne relacje udowadniają również tę cenną pomoc wewnętrznego prowadzenia dzięki uczuciu
w życiu zawodowym i rodzinnym. Jakże wartościowe byłoby to dla większości ludzi, gdyby
przy wyborze ich zawodu, lub partnera do małżeństwa, byli oni gotowi pogrążyć się w
kontemplacji i w ich sercu poważnie prosić Boga o jasność myśli. Często o tym, czy jest się
samym sobą, czy też nie, dezyduje zewnętrzne wrażenie, krótkie odurzenie przez uczucia, lub
myśli, najczęściej nawyk i bojaźń. Ileż to cierpień zaoszczędziłoby sobie dużo ludzi! Na mnie
wywarło duże wrażenie również to, że wiele ludzi dzięki nauce Bruno Groeninga mogło
oswobodzić się od męczącej chwiejności, i że dzięki doświadczeniom zebranym w oparciu o
kierowanie się ich uczuciem odnaleźli znowu tę oswobadzającą, wewnętrzną pewność.
Odnaleźli tę od dawna wymarzoną pewność siebie, poprzez świadome przeżywanie
przewodnictwa ich wyższego ja, przez przeżywanie przewodnictwa Boga. Z niektórych
rozmów dane mi było dowiedzieć się, że wyzbyli się ośmieszającego poddaństwa wobec
wyżej postawionych osobistości, lub lekarzy, na korzyść świadomości, że człowiek sam jest
odpowiedzialny za swoje ciało i życie.
Ludzie ci w swoim sercu ponownie posadzili Boga na tronie, który wcześniej obsadzony był
wiarą w naukę, rozumu i ludzkie mniemania.
Znany psychoanalityk C. G. Jung mówił już wcześniej o pewnym wewnętrznym głosie,
pewnym wewnętrznym prawie, do którego człowiek powinien się dostosować, jeśli życzy
sobie szczęśliwego życia. On widział w tym podstawowy warunek do rozwoju osobowości
człowieka:
"Kto ma wytknięty cel, słucha wewnętrznego głosu; ten jest zdecydowany"70
Im bardziej człowiek grzęźnie w masie ogółu i uwikłany jest w układy, tym cichszy staje się
wewnętrzny głos, jak mówi Jung. Człowiek zepsuty przez kulturę jest najczęściej absolutnie
niezdolny do tego, aby mieć kontakt z tym wewnętrznym przewodnictwem i rozpoznawać
jego przesłania. Potwierdza to tragizm wielu losów:
"W takiej mierze, jak daleko człowiek sprzemiewierzy się własnemu prawu [...], tak dalece
przeoczy on sens własnego życia."71
Nauka Bruna Groeninga - droga do Boga?
Bruno Groening powiedział w jednym z przemówień:
"Co złego uczynili przodkowie, możecie Państwo obecnie naprawić. Owi ludzie zostali
odciągnięci i został zerwany most do Boga za człowiekiem, który dał się odciągnąć, i dzisiaj
człowiek znajduje się na błędnej drodze. On nie wie, co jest dobre, a co złe.... Dlatego też
dzisiaj stoję przede wszystkim przed biednymi, chorymi ludźmi jako drogowskaz, który
znowu prowadzi człowieka na prawdziwą, bożą drogę”72
W moich poszukiwaniach w okresie pisania tej książki spotykałem ciągle ludzi, którzy
zapewniali, iż dzięki nauce Bruno Groeninga i regularnemu przyjmowaniu uzdrawiającego
prądu doszli do wiary, lub mogli ją znacznie pogłębić.
Inni opisywali, że zapanowała w nich "jasność”, i że otrzymali siłę, aby z własnej inicjatywy
zmienić swoje życie. Manfred B., kierownik szkoły w K.,na moją prośbę zrobił
podsumowanie, co przeżył dzięki nauce Bruno Groenina.
A oto jego relacja:
"Od lutego 1990 dane mi było przekonać się o tym, że nauka Bruno Groeninga działa
uwalniająco i uszczęśliwiająco, i że może zwrócić zdrowie cielesne i duchowe, jeżeli
człowiek jest gotowy otworzyć się duchowo i postępować według mądrości życiowych Bruno
Groeninga. Wypowiedzi Bruno Groeninga nadały mojej wierze - byłem i jestem katolikiem -
nowego wymiaru. Moje zaufanie do Boga, wiara w jego wszechmoc i wpływ Ducha Świętego
na moje ciało uzyskały w moim życiu większą głębię. Stało się dla mnie jasne, że byłem
jeszcze zbyt mocno chrześcijaninem z nawyku.
Również dwoje moich dzieci, jedenaście i dwanaście lat, zdobyły duchową wiedzę poprzez
regularne uczęszczanie w spotkaniach wspólnot dla dzieci, jak na dzieci ich wieku wiedzę
wręcz niezwykłą, zdobyły także zaufanie do Boga jako największego lekarza. One nauczyły
się podchodzić do wszelkich ich zadań z zaufaniem. Modlitwa (nastawianie się) uzyskała w
ich życiu pocieszająco dużą wartość.
W mojej działalności zawodowej jako kierownik katolickiej szkoły podstawowej poprzez
moją pracę z dziećmi doświadczałem ciągle, jak mało miejsca większość rodzin poświęca na
zajmowanie się sprawami duchowymi. Przy silnym, materialistycznym ukierunkowaniu życia
Bóg odgrywa jeśli w ogóle - to tylko podrzędną rolę.
To, co zdołała przekazać nauka religii, niestety jeszcze zbyt często utknęło na płaszczyźnie
wiedzy szkolnej, którą można odpytać. Gdy tymczasem napewno pierwszorzędnym zadaniem
każdego wychowania religijnego jest dać wyczuć ludziom, że Bóg chce działać uzdrawiająco
w życiu każdego człowieka, jeśli ten gotów jest otworzyć swoje serce i poddać się bożemu
prowadzeniu. To, czego dowiedziałem się w Kole Przyjaciół Bruna Groeninga o Bruno
Groeningu i od niego samego, było dla mnie dodatkowo wartościową pomocą”73
Bruno Groeningowi był całkowicie obcy wszelki przymus i wszelki dogmatyzm. Wolna wola
człowieka była dla niego czymś najwyższym. Przekazywał swoim słuchaczom to, co uznał
jako prawdziwe w oparciu o swoje doświadczenia i osobiste przeżycia. Tak samo chciał, aby
ludzie, którzy uwierzyli jego słowom, zamieniali je w czyn dopiero po dokładnym
sprawdzeniu.
Rolf Z. (lat 35) z G. na moje pytanie dotyczące uzdrawiającego prądu opisał krótko swoje
przeżycia:
"Bruno Groening jest dla mnie człowiekiem, który otworzył mi drogę do poznania Boga. Jako
ateista związany blisko z marksizmem byłem przyzwyczajony do krytycznego kontrolowania
wszystkich rzeczy, z którymi byłem konfrontowany - pytania religijne traktowałem więcej niż
krytycznie. Stwierdziłem pewną konsekwencję w wierze chrześcijańskiej, lecz podstawowy
warunek, a mianowicie egzystencja Boga w celu akceptacji pewnej religii, wymykała się
jakiejkolwiek możliwości udowodnienia. Żaden duchowny, czy też teolog nie mógł mnie
zmusić do przyjęcia, iż Bóg jest czymś więcej, niż tylko jakąś konstrukcją myślową,
utworzoną w tym celu, aby nadać wiernemu pewną stabilność psychiczną poprzez
sugerowanie wyższego sensu w życiu. Dopiero dzięki doświadczeniu z uzdrawiającym
prądem - za pośrednictwem Bruno Groeninga - zacząłem zmieniać sposób myślenia.
Szczególnie pomocne było dla mnie wezwanie Groeninga, aby nie być człowiekiem
łatwowiernym, lecz przekonać się o prawdziwości jego słów. Możliwość przekonania istnieje
poprzez nastawianie się na odbiór uzdrawiającego prądu. Praktyczne doświadczenie jest
teoretycznie nie do wyprowadzenia, ale można je przeżyć”74
Szczególnie młodzież relacjonuje mi często, że dzięki nauce Bruno Groeninga sami z siebie
bez pomocy innych znajdują głębokie poznanie duchowego znaczenia wielu wartości
moralnych, które wcześniej były dla nich "zakazane”. Często słyszałem, iż dzięki nastawianiu
się na uzdrawiający prąd znikały uzależnienia od narkotyków, alkocholu i inne, a ludzie,
którzy znajdowali się na najniższym szczeblu socjalnym, odczuwali w sobie ponownie siłę i
wewnętrzną potrzebę samodzielnej pracy i jakg dyby poprzez szczęśliwe zrządzenie losu
znajdowali znowu pracę.
Inni młodzi ludzie odczuwali po raz pierwszy po latach potrzebę założenia rodziny, co
wcześniej nie byłoby u nich do pomyślenia. Szczególnie znamionujące dla wewnętrznej
przemiany jest - również u młodzieży, - że relacjonowano ciągle o nowo powstałej, głębokiej
religijności.
Posiadam relację młodego człowieka (dzisiaj już 31 letniego), który w roku 1984 odkrył dła
siebie naukę Bruno Groeninga.
Hans Georg Leiendecker z K. pisze:
"W roku 1984 trafiłem do wspólnoty Bruna Groeninga jako ateista z astmą, katarem siennym
i strachem przed życiem i przyszłością. Do tego dochodziła stosunkowo duża konsumpcja
kawy i alkoholu, a nawet sporadyczne zażywanie narkotyków. Moje całe usposobienie
znajdowało wyraz w obrazach, które malowałem. W tym czasie lubowałem się w posępnych i
agresywnych farbach i w takiej samej tematyce.
Krótko po wprowadzeniu zniknęła astma i katar sienny. Dzięki temu powróciłem do wiary w
Boga i Chrystusa.
Ponieważ jestem człowiekiem bardzo lubiącym wolność, byłem zadowolony, że nie musiałem
tutaj przestrzegać żadnych reguł. Mimo tego moje życie zmieniało się krok po kroku. Zmiana
ta następowała od wewnątrz, tzn. we wspólnocie (koło przyjaciół, składające się z ludzi
uzdrowionych i poszukujących uzdrowienia, którzy bez jakichkolwiek związkowych
powiązań spotykają się w celu wspólnego pobierania uzdrawiającej siły, patrz rodział 9)
nauczyłem się zwracać uwagę na moje odczucia i moje ciało. I tak z czasem zacząłem
odczuwać coraz większy wstręt do kawy, alkocholu i narkotyków, co spowodowało
zakończenie konsumpcji. Moje nastawienie do założenia związku małżeńskiego, rodziny i do
dzieci zmieniło się na pozytywne, wcześniej byłem zdecydowanie przeciwko tym rzeczom.
Dzisiaj jestem wolny od tych uprzedzeń i szczęśliwym, żonatym ojcem. Krok po kroku
zmieniało się moje usposobienie aż do aprobaty życia. Przez to zmieniły się naturalnie moje
obrazy i teraz wybieram w większości jasne i radosne kolory i motywy malarskie.
Wszystkie te zmiany nastąpiły tylko dlatego, że uczyłem się coraz więcej obserwacji swego
ciała i uczucia, i dzięki bożej sile musiało znikać coraz więcej zła.”75
Poznałem pana Leiendeckera osobiście. Jego wewnętrzna przemiana od pierwszego kontaktu
z nauką Bruno Groeninga jest imponująca i odzwierciedla się w jego obrazach.
Thomas Eich (lat 26) z W. zanim dowiedział się o Brunie Groeningu, grał w zespole muzykę
rockową i był szalonym wielbicielem muzyki hard rock i heavy metal.
Sam opisał mi w ten sposób jego wcześniejsze zachowanie:
"Na zewnątrz byłem impertynencki, wręcz zimny, niedostępny. Byłem człowiekiem, który za
zewnętrzną fasadą chłodnego rockera ukrywał brak zaufania do siebie i nie dowierzał sobie,
czego nie mógł nikt zauważyć, tj. na zewnątrz silny, a wewnątrz słabeusz. Postępowałem z
duchem czasu, dla którego charakterystycznych było wiele najprzeróżniejszych zwyrodnień;
dużo paliłem, piłem bardzo dużo alkoholu i bardzo dużo grałem na automatach do gry. Byłem
bardzo małomówny; moje jedyne uwagi wypowiadałem sarkastycznie, ironicznie, drwiąco,
bluźniąco idt. W roku 1984 rozpocząłem zajmować się ideologią chrześcijańską. Nauka
Chrystusa fascynowała mnie bardzo i tak też powstało we mnie życzenie, aby w ten sposób
żyć. Powoli zacząłem rozpoznawać, że w moim życiu było wiele niedobrych rzeczy, lecz nie
posiadałem siły, aby przeciwstawić się temu. Im więcej zgłębiałem naukę Jesusa, tym
większa była moja wewnętrzna rozpacz.
Kiedy dowiedziałem się o Bruno Groeningu przyjąłem wszystko bardzo sceptycznie, lecz
zanim dane mi było zdecydować się na wprowadzenie do nauki Bruno Groeninga, z dnia na
dzień byłem w stanie skończyć z paleniem i alkoholem. Po wprowadzeniu (tutaj pokazano
mu, jak może przyjmować uzdrawiający prąd; patrz rodział 9) doznałem w moim życiu
wielkiej odmiany. Nagle posiadałem siłę do zmiany życia tak, jak chciałem tego od dłuższego
czasu, lecz nie byłem w stanie tego zrealizować. Przeżyłem prawdę słów z modlitwy "Ojcze
nasz”: "Twoja jest siła”. Dzięki Bruno Groeningowi doświadczyłem, iż istnieje boża siła i
przez przyjmowanie uzdrawiającego prądu uzyskałem rzeczywiście moc do ukierunkowania
mego życia według nauki Chrystusa”76
Z biegiem czasu został on uwolniony od męczących cech charakteru. Obecnie odczuwa w
sobie nieznany wcześniej pokój i odnalazł zaufanie do siebie. Założył rodzinę, co było
wcześniej nie do pomyślenia i jest ojcem trojga dzieci. Nie pije więcej alkoholu; zniknęła
chęć na papierosy. Automaty do gry nie mają więcej nad nim władzy. Znalazł siłę do tego,
aby wypowiadane przez niego słowa wypełnione były dobrem. Thomas Eich przeżył również
uzdrowienie ciała. Od dziesięciu lat musiał nosić okulary o sile szkieł + 3,5 dioprii
(obustronnie). Po pewnym czasie, kiedy rozpoczął pobierać uzdrawiający prąd, przeżył
uzdrowienie obu oczu. Obecnie nie potrzebuje żadnych okularów. Najważniejszą dla niego
sprawą stało się odzyskanie wiary w Boga.
"Trudno mi było uzmysłowić sobie, że tego niepojętego, pozornie dalekiego ducha można
przeżywać w sobie tak bezpośrednio i uszczęśliwiająco, jak stało się to możliwe dzięki Bruno
Groeningowi i dzięki przyjmowaniu uzdrawiającego prądu.
Gdyby ktoś powiedział mi o czymś takim wcześniej, to podarowałbym temu komuś tylko
drwiący uśmiech. Teraz jest inaczej. Odczuwam Boga jako kochającego Ojca. Jest On tylko
światłem i miłością. Nie można tego wyrazić słowami, lecz trzeba to przeżyć. Jestem
wdzięczny z całego serca Bruno Groeningowi, że dzięki jego pośrednictwu mogłem nie tylko
wyzdrowieć, lecz dane mi było również odzyskać żywe połączenie z najwyższym światłem
we mnie”77
Podsumowanie
W tym miejscu chciałbym podsumować wszystko, co zostało dotychczas napisane.
Podstawy nauki Bruno Groeninga można ująć w następujących, krótkich słowach:
"Mogę pomóc człowiekowi znaleźć drogę do dobra, lecz nie mogę odebrać mu decyzji o tym,
ani zmusić go do dobra. Każdy musi znaleźć swoją drogę.”78
Bruno Groening pokazał ludziom poszukującym uzdrowienia, jak mogą przyjmować tę
uniwersalną, uzdrawiającą siłę, lecz każdy musi to robić sam. Wytłumaczył ludziom prawa
duchow i potęgę myśli, ostrzegał dobitnie przed każdą negatywną myślą i kierował uwagę
swoich słuchaczy na ich ciało i odczucia, aby mogli rozróżniać między różnymi rodzajami
myśli. Jednak zadaniem każdego pojedyńczego człowieka jest zamiana rad Bruno Groeninga
w czyny.
On mówił:
"Musicie Paćstwo kierować się tym, kierować się dobrem, tj. słuchać dobra, którego my
wszyscy powinniśmy słuchać, do którego my wszyscy należymy. Musimy to czynić! Każdy
człowiek sam w stosunku do siebie ma taką powinność. Jeżeli jednak ktoś nie słucha, to:
Komu nie można doradzić, temu nie można pomóc.”79
To wszystko zależy ciągle tylko od danego człowieka, czy nawróci się, lub czy przynajmniej
chce się nawrócić, wtedy dzięki pośrednictwu Bruno Groeninga może przyjąć ową bożą siłę.
Poprzez to potęguje się w nim siła do nawrócenia się ku Bogu i do myślowego odseparowania
się od wszelkiego zła. Poprzez występujące regulacje ciało i dusza zostają uwolnione od
negatywów, którą przyjął przez myśli, a które zagnieździły się w duszy i spowodowały
zakłócenie, jak Bruno Groening nazywał chorobę.
Kiedy nastąpiło uzdrowienie, to oznacza, że został uczyniony pierwszy krok. Uzdrowiony
człowiek powinien nadal zwracać uwagę na swoje życie myślowe (aby zachować
uzdrowienie). Przy tym uzdrowienie nie jest żadnym procesem mechanicznym; człowiek nie
został zwolniony z tego, aby nadal prosić Boga o wyzwolenie od następstw działania
negatywnych sił w ciele i w duszy. W oczach Bruno Groeninga uzdrowienie pozostaje w
końcu ciągle jako akt łaski bożej.
Człowiek, który postępuje według nauki Bruno Groeninga, przeżywa nie tylko uzdrowienie,
lecz także doznaje pomocy. Na przykładzie własnego ciała i życia może przekonać się o
wszechmocy Boga. Zatem rośnie wiara w dobro, w Boga, coraz bardziej rośnie wiara w Boga
w nim samym. A ponieważ przyjmuje do siebie dobro, więc coraz bardziej wypełnia go
pokój, miłość, radość i zadowolenie. Muszą ustępować rozpacz, strach, niepokój, oraz inne
owoce negatywnych myśli. Człowiek podbudowuje się duchowo i cieleśnie.
Bruno Groening:
"Podbudowanie duchowe oznacza, że człowiek odbiera znowu poprzez duszę, którą Bóg dał
jego ciału, poprzez którą może on odbierać bożą przesyłkę”80
Ciało człowieka i jego uczucia wskazują mu coraz to wyraźniej zło i dobro, i człowiek uczy
się zamykać na negatywne myśli i uczucia. Rozpoczyna się owa wewnętrzna droga i każdy
powoli, ale pewnie, uświadamia sobie, dlaczego żyje na Ziemi. Zaczyna zauważać, że chodzi
tu o dużo więcej, aniżeli tylko o zaspokojenie potrzeb ciała. Człowiekowi staje się coraz
bardziej jasne, czym dysponuje w postaci swoich myśli i przede wszystkim swoich decyzji i
swego sposobu postępowania. Znika ograniczona świadomość pospolitego człowieka, i widzi
on siebie jako człowieka w środku akcji o kosmicznych rozmiarach. Jego duch zaczyna się
budzić.
Zło i dobro - świetą walka w ludzkiej duszy
Z poprzednich rozpatrywań widać wystarczająco wyraźnie, że myśli są działającymi siłami
duchowymi. Istnieje bardzo duża ilość myśli. Przy dokładniejszej obserwacji ich
specyficznego wpływu na człowieka można rozróżniać pomiędzy działaniem
konstruktywnym, a destruktywnym. Z tego też powodu mówię o myślach pozytywnych i
negatywnych.
Do udowodnienia jest wyraźny związek między negatywnymi myślami i chorobami
człowieka jako następstwem. Tak samo można mówić o zdrowotnym, uzdrawiającym wyniku
działania pozytywnych myśli.
Lecz dlaczego myśl negatywna działa w sposób szkodliwy na człowieka, i dlaczego myśl
pozytywna działa w odwrotny sposób? Musi to być następstwem siły duchowej znajdującej
się w myślach. A więc jest sensowne, aby mówić o pozytywnych, o ożywiających i o
negatywnych, paraliżujących i niszczących siłach duchowych.
Jest nie do przyjęcia pojęcie naukowców, którzy widzą w myślach nic więcej jak następstwo
procesów elektrochemicznych. Zaprzecza temu jasno dowiedziony fakt, iż myśli mogą być
przesyłane od jednego człowieka do drugiego i to w warunkach, które zaprzeczają wszelkim
znanym prawom dotyczącym promieniujących fal (patrz rozdział 4).
Kto już raz konfrontowany był z przemianą ludzkiego ciała przed i bezpośrednio po śmierci, u
tego przypuszczenie przerodzi się w wewnętrzną pewność, że człowiek jest czymś więcej, niż
tylko ciałem. Ma się wyraźne wrażenie, że w czasie śmierci jak gdyby uchodziło coś z ciała
człowieka, coś, co stanowi o jego istocie. Pozostające ciało daje raczej wrażenie pewnej
otoczki, od której poprzez "śmierć” oddzieliło się to coś.
Jeśli chce się przybliżyć do istoty istnienia człowieka, zachodzi potrzeba, aby oprócz ciała
przyjąć także dalsze poziomy, które są nośnikiem myśli, życia, uczuć i właściwego charakteru
człowieka.
Bruno Groening widział to tak:
"Człowiek jest duchem, posiada duszę i żyje w tym życiu na Ziemi w ciele.”81
Bruno Groening widział ciało jako narzędzie, dzięki któremu człowiek może działać w
świecie materialnym. Narzędzie to jest prezentem od Boga, lecz wymaga kontaktu z duszą i
duchem, aby móc istnieć jako widzialna, zewnętrzna forma człowieka. Przez śmierć człowiek
oddziela się od jego narzędzia. To rozpada się wkrótce na czynniki pierwsze, pozbawione
ożywiającej i nadającej formę siły.
W zjawisku śmierci objawia się jasno i wyraźnie duża zależność ciała od ducha i duszy,
których oddzielanie się powoduje rozpad cielesny. W ten sam sposób zauważalny jest
stosunek zależności w działaniu pozytywnch i negatywnych myśli na ciało podczas życia.
Skąd przychodzą myśli, które, widocznie wypełnione różną siłą, szkodzą, lub służą
człowiekowi? Czy pochodzą one z umysłu człowieka, tj. czy tworzy je ludzki umysł sam z
siebie, czy też przypływają one do niego z wyższego źródła?
Powodując się tym rozpatrzmy bliżej działanie myśli w człowieku. Przy pilnej obserwacji
wpada w oko, iż negatywne jak i pozytywne myśli posiadają pewne charakterystyki, które
mogą przypominać rysy charakteru przeciwstawnych istot.
Negatywne myśli często napierają wręcz na usposobienie człowieka i męczą go poprzez
różnorodnie obrazy niepowodzenia, jak gdyby chciały zmusić duszę do wpuszczenia ich, aby
wypełniona została strachem, zakłopotaniem, lub nienawiścią.
Normalnie człowiek nie przyciąga ich do siebie; one po prostu istnieją i w swej treści
przeciwstawiają się często jego własnym celom i pragnieniom, niweczą nieraz wszelkie
osobiste szczęście. Wielokrotnie można nawet dojrzeć planowe działanie, które stale
nastawione jest na to, aby poprzez pewne myśli wzbudzać uczucia zazdrości, złości, żądzy
władzy i pieniędzy itp., i w ten sposób niszczyć ludzkie więzi, zaufanie i miłość.
Kto chciałby nosić w sobie takie myśli? Mimo to napływa ich tak dużo i jeżeli podaruje im się
poprzez wiarę w nie mały palec, chwytają całą dłoń i mają pozornie swoje zadowolenie w
psychicznym cierpieniu męczonych ludzi. W niektórych ludziach stają się one tak silne, iż
zabierają im wszelką możliwość wolnej decyzji, niszczą osobowość i całe duchowe życie,
całą siłę człowieka wiążą ze sobą. Nazywa się to nałogiem.
Natomiast całkowicie inaczej wyglądają pozytywne myśli. One nigdy nie narzucają się
umysłowi ludzkiemu, są raczej delikatnym powiewem, pomocną dłonią.
Wywołują oswobadzające, przyjemne uczucie, respektują jego wolną wolę; i trzeba wręcz
starać się, by je w sobie zachować, bo inaczej odpływają one z umysłu człowieka.
Często wypełniają człowieka serdeczną miłością, obdarzają w największej potrzebie
nieoczekiwanym pokojem i wskazują odpowiedzi i rozwiązania, których szukający duch
człowieka nigdy nie znalazłby sam z siebie.
Wielu mówi o natchnieniu, inni nazywają to intuicją; jakieś wydarzenie, o którym może
każdy opowiedzieć, kiedy np. nagle zawiłe stany rzeczy stają się nieoczekiwanie, jakby we
śnie, zrozumiałe. Zdarza się, że wiedza, którą człowiek życzy sobie zdobyć, ale do której nie
miał jeszcze dostępu, nagle w myślach staje się dla niego łatwo osiągalna i widocznie dotarła
do niego z nieznanego źródła.
Kurt Allgeier pisze w jego książce "Der Wuderheiler” - "Cudowny uzdrowiciel":
"Rzeczywiście wielu naukowców, techników, a nawet artystów, pisarzy mówi, iż rozwiązania
jakiegoś problemu, który ich dręczył, przyszły do nich we śnie, lub też w jakiegoś rodzaju
śnie na jawie. Nierzadko zdaża się, że jakiś wynalazek, lub naukowe poznanie odkrywane jest
jednocześnie w różnych zakątkach świata.
Już Sokrates uczył:
" Jestem zdania, iż poeci tworzą swoje dzieła nie dzięki ich mądrości, lecz dzięki
nadzwyczajnej mocy natury i inspiracji, jak wróżbici i prorocy, którzy czasami mówią wiele
pięknych rzeczy, lecz nie rozumieją co mówią.”
Wolfgang Amadeusz Mozart opowiadał:
"W mojej fantazji słyszę fragmenty mojej muzyki nie po kolei, lecz wszystko na raz. Jakaż to
jest radość, nie mogę tego opisać. Jeśli powodzi mi się dobrze, kiedy jadę w moim powozie,
lub spaceruję, lub też nocą, kiedy nie mogę spać, zaczynają napływać do mnie myśli. Nie
mogę powiedzieć, skąd się biorą, lub czegoś więcej na ich temat”82
Byłoby mało sensowne, aby świadomość człowieka uznawać za źródło myśli. Goethe i
Mozart "uzyskali” wiele ich wspaniałych dzieł bez dłuższych przemyśleń na płaszczyźnie
umysłowej.
Mieli oni widocznie dostęp do wiedzy, która była czymś więcej, niż suma ich osobistych
doświadczeń. Niezależnie od siebie oświadczyli obydwaj z przekonaniem, iż ich dzieła nie
pochodzą od nich.
Te obserwowane związki stają się dopiero zrozumiałe, jeśli źródło myśli widzi się "poza”
indywidualnym umysłem ludzkim. W ten sam sposób, jak dowiedziona jest już możliwość
przekazywania myśli od jednego człowieka do drugiego, tak można by wyobrazić sobie
przekazywanie myśli z wyższych płaszczyzn istnienia, które niejednokrotnie odczuwane są
przez ludzi jako natchnienie.
Jednakże zawsze myśli biorą początek w duchu. Wychodząc z tego założenia konieczne jest
przyjąć egzystencję ducha, który może sam z siebie tworzyć myśli, egzystencję źródła z
którego dostępne są dla ludzi myśli i wiedza, które mogą daleko przekraczać osobiste
poznanie i wiedzę.
Bruno Groening poznał te powiązania i był w stanie prostymi słowami przyswoić je swoim
słuchaczom. Uświadamiał ich, że człowiek nie jest w stanie sam z siebie tworzyć myśli, jest
jedynie zdolny do przyjmowania myśli dzięki swojej woli. Myśli są człowiekowi przysyłane;
on jest odbiorcą i jednocześnie nadawcą, gdyż może te odebrane myśli po-myśleć i dalej
przesłać. Człowiek może za pomocą siły, którą ma do dyspozycji, nie tylko przyjmować do
siebie myśli, lecz wyrażać je słowami, zapisywać, lub przekształcać je w czyn za
porednictwem ciała.
Poezja Goethe’go jest przekazywana przez mówione, lub pisane słowo i może być przyjęta
przez innych ludzi, następnie może być przez nich przerobiona w słowa, lub może być okazją
do pewnego zewnętrznie, widocznego czynu. Niejeden człowiek, który wierzy, iż wspaniały
wiersz, lub przepiękna muzyka pochodzą od Goethe’go lub Mozarta, zapomina, że oni sami
przyznali się do pochodzenia ich dzieł z nieznanego źródła.
Podłoże ludzkiego myślenia uwydatnia się w sposób przenośny w jezyku niemieckim w
takich typowych zwrotach jak: "Naszła mnie myśl” lub "po-myślę”.
Przy tym należy w tym miejscu jeszcze nadmienić, iż nie jest to zupełny przypadek, kto
odbiera pewne myśli z wysokich sfer, a kto nie. Ludzkie dzieła wysokiej jakości twórczej
wymagają co prawda kierującego impulsu z bożego świata myśli, lecz rówież odpowiedniego
charakteru ludzkiego, który może te impulsy przyjąć, ale który nadaje im wyraz
odpowiadający jego naturze. Człowiek nie jest marionetką Boga, lecz odzwierciedla boskie
światło w świecie materialnym odpowiednio do własnego charakteru tegoż człowieka.
Jeśli można wyjść z tego założenia, że myśli są słane człowiekowi z wyższego źródła, to
byłoby ważne, aby poznać więcej naturę tego źródła.
Bruno Groening zdobył swe poznanie bez studiów na wyższej uczelni; sama jego głęboka
religijność umożliwiała jemu dostęp do duchowych zakresów istnienia ludzkiego.
Był on przekonany, iż człowiek znajduje się między dwiema potęgami. Po jednej stronie jest
Bóg, źródło wszelkiego dobra, źródło życia, po drugiej stronie przeciwny biegun duchowy
Boga, "zło”, lub szatan. Bruno Groening uznawał bezkompromisowo, że Bóg jako szczyt
wszystkich dobrych sił, tak samo jak "ten zły” jako szczyt sił negatywnych, jest konkretną
istotą. Rozwój człowieka odbywa się w polu napięć tych przeciwnych sił duchowych, przy
czym jak później zostanie pokazane, zło wbrew jego zamiarom służy jednak celowi Boga.
Z bożego świata myśli, tj. myśli biorących początek z Boga, pochodzą wszystkie dobre myśli
i uczucia. Bóg przysyła ludziom bez przerwy Jego myśli. W ten sam sposób działa na
ludzkiego ducha przeciwnik Boga. Jako duchowe istoty pozostają one niewidoczne dla
cielesnych zmysłów człowieka. Językiem ducha są myśli i człowiek odczuwa w sobie te
myśli, w normalnym przypadku bez widzienia źródła.
Bruno Groening mówił w jego wykładzie:
"Bóg stworzył człowieka jako istotę piękną, dobrą i zdrową. I On chce człowieka takim
zachować. Początkowo ludzie byli całkowicie połączeni z Bogiem; istniała wtedy tylko
miłość, harmonia i zdrowie; wszystko było jednością. Lecz kiedy pierwszy człowiek
posłuchał głosu, tego złego, który przemawiał z poza tej jedności, wtedy zerwane zostało to
połączenie i od tego czasu Bóg jest tutaj, a człowiek tam. Między Bogiem i ludźmi powstała
duża przepaść. Nie ma połączenia. Pozostawiony sobie człowiek może być jak chce wierny i
modlić się, mimo to będzie atakowany na jego drodze życiowej przez zło i ciągnięty w dół.
Na waszej drodze życia dotarliście tam, na dół. Przeżywacie nieszczęścia, bóle, nieuleczalne
choroby. Mówię wam, nie zstępujcie jeszcze głębiej: wzywam was do wielkiego nawrócenia
się! Wspinajcie się wyżej, a ja zbuduję wam nad przepaścią most! Zejdźcie z drogi cierpienia
na bożą drogę! Na tej drodze nie istnieje cierpienie, bóle, choroby nieuleczalne; na tej drodze
wszystko jest dobre. Droga ta prowadzi z powrotem do Boga!”83
Spór między pozytywnymi, a negatywnymi myślami w umyśle staje się w nauce Bruno
Groeninga walką Boga ze "Złym” a człowieka. Każdy człowiek sam decyduje przez rodzaj
przyjmowanych myśli, które obdarowuje wiarą, czy jest połączony z Bogiem, czy z
negatywami.
Opisane już przedtem charakterystyki pozytywnych myśli pokazują istotę Boga. On nie
narzuca się, lecz raczej puka cicho w drzwi ludzkiego serca z nadzieją, iż uwierzy się Jego
słowom.
"Zły”, ów głos, który poza jednością Boga z ludźmi jest "słyszalny” w negatywnych myślach
człowieka, narzuca najczęściej swoje myśli umysłowi człowieka, i chce wymusić wiarę.
On chce związać człowieka przez jego myśli z zewnętrznym światem w innym świetle i
wymusić na nim, aby człowiek zapomniał swoje wyższe pochodzenie i zadania poprzez
pogrążenie się w morzu strapień i przez pragnienia ograniczone jedynie do widzialnego
poziomu istnienia. Niezmordowanie przeciwstawia on każdej dobrej, trzymającej się wiary
myśli człowieka dużą ilość myśli pełnych powątpiewania i próbuje wszystkiego, aby
zniszczyć wiarę w dobro w człowieku i w ten sposób chce jemu zabrać jego połączenie z
bożym źródłem myśli.
Bruno Groening powiedział w jednym z wykładów:
"Człowiek nie wie już, że Bóg przemawia do niego, że Bóg przeznaczył dla niego tak dużo, i
że on tego nie przyjął i nawet dzisiaj jest on ledwie w stanie, aby to przyjąć, ponieważ opiera
się i ciągle obcuje ze złem. Ciągle na nowo człowiek ma połączenie ze złem. Ciągle na nowo
napływają złe myśli. Ciągle na nowo człowiek zajmuje się tym, co odczuwa w swoim ciele
jako nieszczęście”84
Człowiek znajduje się w każdej chwili pod duchowym kierownictwem. Jest prowadzony
poprzez jego myśli, albo przez dobro, albo przez zło.
Bruno Groening opisywał to w ten sposób:
"Nie ma nikogo bez przewodnika. Jest ich dwóch, tj. jeden, który zwodzi, a drugi, który
wiedzie”.85
Również tutaj Bruno Groening przedstawił wyraźnie duchowy rozwój wypadków dzięki
porównaniu z odbiornikiem radiowym. Odbiornik nastawia się na pewną długość fal, aby
można było odebrać odpowiednią audycję. Jak długo odbiornik jest nastawiony na tę stację,
tak długo nie będzie słychać innej stacji. Dopiero jeśli przestroi się odbiornik na inną falę,
można odebrać audycję innej stacji.
W ten sam sposób człowiek dzięki jego woli może się otworzyć wobec dobrej myśli, tj.
nastawić się na przesyłkę od Boga, lub nawiązać połączenie z myślową przesyłką od
negatywnego ducha. Kto jest wypełniony negatywnymi myślami, tj. otworzył się wobec
przesyłki ze strony siły negatywnej, ten będzie w tym samym momencie niedostępny dla
dobrych myśli. Najpierw w oparciu o własną wolę musi się on "opróżnić”, odseparować od
negatywnych myśli, aby móc wyczuć ową "bożą stację”
Bruno Groening mówił na ten tamat:
"Czy powinienem was okłamywać, czy powinienem mówić, że tutaj zależy wszystko od
jednego, ode mnie? Nie, Przyjaciele, to zależy od Was, jak przyjmujecie to dobro! Kiedy
możecie je przyjąć? Nie wcześniej zanim nie odseparujecie się sami od zła, dopóki nie
będziecie mieć z nim nic wsólnego. Wcześniej nie dojdzie do przyjęcia dobra! Wcześniej jest
to niemożliwe! A więc otwórzcie wasze serce; wydalcie naprawdę wszystko! Precz z
wszelkimi zmartwieniami i nieszczęściami! Większość ludzi nie robi nic innego - to stało się
już nawykiem - jak tylko produkuje nowe strapienia”86
Każdemu człowiekowi jest wolno wybudować duchową ścianę między nim a Bogiem i przez
każdą negatywną myśl, negatywne słowo i każdy zły czyn umacniać ten mur. Bóg
podporządkowuje się wolnej woli człowieka. On jej nie łamie. Jeśli człowiek obdarowuje
wiarą "ten inny głos”, Bóg wycofuje się. Ten drugi głos jest tym, co zabiera ludziom
zbawienie, jeśli zwracają się w jego stronę.
Bruno Groening przez swoje słowa przybliżył działanie Boga, który stał się wielu ludziom
obcy, który najczęściej umiejscawiany jest w odległych sferach w niebie. Przeciwstawny
biegun Boga, wielokrotnie ośmieszany jest jako postać z bajki, a poprzez Bruno Groeninga
stał się namacalnym przeciwnikiem ludzkości.
Prastara jest wiedza o podłożu zła i dobra w życiu człowieka. Wiele ludów intuicyjnie
rozpoznało w tym działanie pozaludzkiej siły i przyznają się również do tego przekazy
chrześcijańskie.
W Nowym Testamencie Bóg ukazuje się jako Ojciec ludzi; jest On przedstawiany jako
konkretna osoba, do której można się zwrócić. Negatywny duch jest opisywany jako osobowa
postać na czele ciemnych, zagrażających sił. Autorzy biblii widzą w nim wroga i przeciwnika
Boga; jest on od początku uwodzicielem, mordercą, szatan, diabeł, książe tego świata. W
przekazach chrześcijańskich widzi się w tym negatywnym duchu odszczepionego od Boga,
najwyższego anioła Lucyfera, razem z jego świtą.
Jest to również ten duch, który zwodził Jezusa na jego drodzie zbawienia i który
przedstawiany jest w Starym Testamencie jako wąż, który skusił Ewę do wykroczenia wobec
bożego porządku. Ewa uległa pokusie; Jezus przezwyciężył pokusę, oddzielając się z całą
stanowczością od negatywnych podszeptów i kuszenia, zachowując w ten sposób połączenie
z Bogiem.
W osiemnastym wieku w ramach procesu uświadomiania oddalono się od przekazów
chrześcijańskiego objawienia. "Rozsądne myślenie” i "zdrowy rozsądek” stały się miarą
wszelkich rzeczy; a egzystencja osobowej, negatywnej siły duchowej została zbagatelizowana
jako relikt średniowiecza.
Spoglądając wstecz na historię, jest to oczywiście zrozumiałe, ponieważ ilekroć pomyślimy
tylko o czasie procesów czarownic, w tym okresie ów negatywny duch był prawną legalizacją
prześladowania i potępiania innych ludzi. Miliony niewinnych ludzi było męczonych i
palonych w ramach inkwizycji (patrz rodział 7).
Jest jednak bardzo niebezpiecznie zaprzeczać istnieniu siły, która każdego dnia w coraz to
bardziej alarmującym stopniu daje dowody o swojej egzystencji. Tylko w naszym stuleciu
miliony pomordowanych ludzi tworzą potworny pomnik przestrogi przed niszczącym
działaniem negatywnego ducha, który w do tej pory nieznanym rozmiarze prowadzi
człowieka przeciwko człowiekowi i przez złudę władzy, pieniądza, przez religijny, lub
ideologiczny fanatyzm przeistacza ludzi w bezlitosne bestie.
Teolog prof. Adolf Köberle naświetlił ten temat w sposób wywierający silne wrażenie w
swoim dziele "Das Böse und der Böse. Zwei Uberzeugungen im Widerstreit” ("Zło i zły. Dwa
przeciwstawne przekonania”). On widzi również w średniowiecznej, okrutnej praktyce
inkwizycji powód w dzisiejszym, szerokim wyparciu się istnienia osobowej, negatywnej
mocy i opisuje zmiany, które poprzez to od okresu Oświecenia zaszły we wszystkich
zakresach życia społecznego:
"W dobrym towarzystwie istnieje teraz niepisane prawo, aby ten nieszczęsny temat pomijać.
Gdy zdarza się jeszcze, że ktoś w rozmowach poruszy ten temat, wtedy można się z tego
śmiać z politowaniem, lub oburzeniem. Diabeł ma zniknąć natychmiast ze szkół, z
uniwersytetów, z fakultetów prawnych i medycznych, z pedagogiki i psychologii, a tym
bardziej ze wszystkich nauk ścisłych. Teologia bierze również udział w ogólnym zatajeniu
tego tematu. Diabeł nie występuje więcej w kazaniu i duszpasterstwie. Daremnie szuka się go
w dogmatycznych rozprawach. Kto przywiązuje do tego wagę, aby zachować swoją naukową
reputację, będzie się wzbraniał, aby uznać rzeczywistość istnienia tego antagonisty”87
Jednoznaczne wyznanie Jezusa i pierwotnego chrześcijaństwa jeśli chodzi o istnienie pewnej
negatywnej siły osobowej, której istnienie potwierdzał również Marcin Luther, jest
interpretowane przez szerokie kręgi liberalnych teologów jako czasowo uwarunkowane,
błędne wyobrażenie.
Modele nowoczesnej psychiatrii i psychoterapii zastępują stare poznania o działaniu
pozaludzkiej siły.
Mimo to w późniejszym okresie czasu znajdują się jeszcze teolodzy, którzy przypominają
sobie o biblijnej ideologii i traktują ją w poważny sposób. Do nich zalicza się teolog z
Tübingen Karl Heim. On wyznaje otwarcie rzeczywistość istnienia negatywnej siły osobowej
i opisuje życie Jezusa jako stałą walkę ze śmiertelnym wrogiem Boga.
Podobną postawę można zaobserwować u teologa Emila Brunera.
Prof Köberle wyraża się tak:
"Według przekonania Emila Brunnera to indywidualne zło w sercach ludzi nie wystarcza do
pojęcia głębi zła. To, co wywiera wrażenie na każdym myślicielu, to fakt że: Siła ta działa
planowo i jest sterowana. Za tym wszystkim jest w działaniiu centrala o obszernej mądrości.
Ona wychodzi z założenia, że: Na ziemi nie może być pokoju, ciągle muszą być wywoływane
jakieś nowe wojny. Już w ciele matki muszą być zabijane, nikt z młodzieży nie powinien
wyrastać w zdrowiu cielesnym i duchowym, młodzież musi być zdegenerowana, nie powinno
istnieć stworzenie, które nie zostałoby zniszczone, stworzenie powinno być zniszczone, aż do
jego elementarnych wartości. To, że niegodne, nadwyraz doczesne żądze nabierają dla nas
prawie nadziemskiego blasku, który upaja, jest według Brunnera również dowodem strategii
tego wielkiego oszustwa.”88
Podobnie wyraża się Wilhelm Stählin, profesor na uniwersytecie w Münster, biskup w
Oldenburgu. On jest tego przekonania, jak pisze prof. Köberle, iż człowiek nie jest żadną
zamkniętą w sobie wielkością, lecz dzięki jego woli może się otworzyć wobec świata prawdy
i miłości, ale jest w stanie w ten sam sposób otworzyć się pokusie. Człowiek jest sam dla
siebie polem walki, walczą o niego dwie przeciwne siły, przy czym nie jest wcale obojętne,
jak zachowuje się człowiek z własnego wyboru w stosunku do tych duchowych wpływów.
Otworzy się wobec sił negatywnych, będzie mógł wkrótce stwierdzić, że udał się w bolesną
niewolę, z której nie może uciec o własnych siłach.
Prof. Stählin kładzie szczególny nacisk na to, aby dokładnie określić różnice wpływu sił
negatywnch i pozytywnych. Siły ze świata prawdy i miłości są pełne rezerwy, podczas gdy
siły negatywne są odczuwalne jako natarczywe. One szturmują bez pytania dom i zabierają
ofierze jej całą siłę. Człowiek potrzebuje, tak pisze prof. Stahlin, wrażliwego słuchu na owe
"ciche, dostojne werbowanie anioła”; i potrzebuje "zdecydowanego ducha do odparcia owego
atakującego ducha ze świata zła”89
Dla człowieka jest błogosławieńswem, jak podkreśla prof. Stählin, jeśli z pełnym
zdecydowaniem zamyka swoją duszę wobec wpływu nagatywnej mocy i otwiera się dla
dobrych sił, ponieważ przyjmowanie nagatywnych i pozytywnych myśli, a także
przetrasponowanie ich na słowo i czyn, ma daleko idące konsekwencje dla życia i losu
człowieka, które znaczenie przekraczają momentalne samopoczucie cielesne.
Już Laotse zauważył to przed 2500 laty i wyraził to w następujących słowach:
"Człowiek ma w ręku wszystko, aby kierować swoim losem, w zależności od tego, czy
poprzez jego zachowanie podda się on działaniu błogosławiących sił, czy też niszczących
sił”90
Każda, przyjmowana przez człowieka myśl, oddziaływuje według tkwiącej w niej duchowej
siły, na wszelkie warunki jego życia. Myśli są duchowymi nasionami, które w tym rozmiarze,
w jakim wypełnione są one siłą wiary i przekonania człowieka, mogą się uwidocznić w
świecie materialnym jako szczęście, lub nieszczęście, zdrowie, lub choroba itp.
W ten sposób człowiek staje się twórcą w oparciu o wolę Boga w wyznaczonych przez Niego
ramach. Człowiek może dane mu siły życiowe, ale również i siły twórcze wykorzystywać do
tego, aby wypełniać myśli siłą i życiem, które mają źródło w Duchu Bożym, lub też
przeciwstawiają się porządkowi bożemu. Jeśli wiąże on swojego ducha poprzez dobre myśli
ze sferą Boga, wtedy będzie do niego napływać ponownie boża siła. Jest wtedy podobny do
jeziora, do którego stale dopływa świeża, przejrzysta woda, dzięki czemu może ono z
nadmiaru zaopatrywać w wodę szerokie połacie ziemi. Woda tego jeziora jest przejrzysta,
przez co odbija się w nim niebo.
Przez negatywne myśli człowiek "marnuje” tę daną jemu siłę i kuje stale łańcuchy, które
kiedyś zakują go w bolesną niewolę, z której nie będzie mógł uwolnić się o własnych siłach.
Pewna tama zagradza dopływ źródlanej wody do jeziora i staje się ono wtedy bagniste, jego
woda staje się mętna, życie w nim ginie, jego dno będzie stęchłe i czarne.
Co Bóg ma zrobić, kiedy człowiek z niewiedzy, lub złośliwości zamyka się wobec Niego?
Musi przypatrywać się, jak człowiek wymyka się spod Jego prowadzenia i poprzez to nie
może więcej rozumieć Jego wołania, aż dopiero poruszony przez cierpienie i nieszczęście
jako odczuwalne skutki jego zachowania, zaczyna znowu wołać do Boga. Często dopiero w
potrzebie jest on zdolny przyjąć przekaz, który w takiej sytuacji Bóg wysyła mu, np. przez
słowa bliźniego, i chwyta go ratującą ręką.
Bruno Groening akcentował:
"Tutaj zależy od samego człowieka, aby dbał o siebie samego, o jego ciało. Czerpie on siłę
Boga pozostaje pod bożym przewodnictwem, wtedy posiada on ochronę. Wypada spod tego
prowadzenia, wtedy nie ma ochrony.”91
"To nie jest tak, jak ludzie wierzą, że choroba jest karą bożą. Można to porównać z
przypadkiem, kiedy dziecko opuszcza dom rodzinny. Wówczas rodzice nie mogą opiekować
się nim, nie są w stanie chronić ich dziecka. Tak samo my opuściliśmy naszego Ojca. Nie
powinniśmy zapominać, że sami jesteśmy dziećmi Boga. On może nam pomóc! On pomoże
nam jeśli znowu odnajdziemy do Niego drogę.”92
Bruno Groening przez jego otwarte wypowiedzi na temat podstaw zła, lub dobra nie chciał
wzbudzać lęku, lub przygotowywać podłoże do rozwoju fanatyzmu religijnego, lecz zależało
mu na pokazaniu ludziom pomocnej drogi z nieszczęścia i cierpienia.
Obecna sytuacja światowa ukazuje z dramatyczną wyrazistością, iż niewiedza ludzka o
możliwości negatywnej siły ma okrutniejsze następstwa, aniżeli trzeźwe wytłumaczenie tego
tematu.
Naturalnie należy tutaj jak najbardziej ostro oskarżyć, i tego nie można wystarczająco
wyraźnie podkreślić, praktyki średniowiecznego kościoła. Przez inkwizycję kościół
prześladował jakiekolwiek próby duchowego uświadomienia ludu, aby zachować własną
władzę. Przez straszne metody postępowania tej inkwizycji, która czuła się upoważniona do
niesienia ludziom nauki miłości Chrystusa, służyła ona nagatywnej władzy i rabowała wielu
ludziom żywy dostęp do Zbawiciela i przygotowywała najlepsze podłoże dla rozwoju
materializmu.
W dzisiejszych czasach istnienie przeciwnika Boga jest co prawda uznawane przez Watykan,
lecz w poszczególnych parafiach zauważa się mało działań uświadamiających ludzi o
działaniu ciemnej siły.
A właśnie w tym uświadamiającym działaniu kryje się najważniejsze zadanie obecnego
czasu. Życie wewnętrzne każdego człowieka ma również pewne "publiczne” oddziaływanie.
Tworzenie wszelkich wartości materialnych miało początek w myślach. Każdy dom, każda
broń, zdobycze techniki, wszystko to miało swoją niewidoczną formę najpierw w umyśle
człowieka, w jego myślach, zanim te myśli mogły przyjąć materialną formę przez
odpowiednią pracę cielesną. Formy rozwinięte przez ludzki umysł działają znowu dalej w
sposób pozytywny, lub negatywny na świadomość innych ludzi, służą ich rozwojowi ku
dobru, lub złu! W ten sam sposób dotyczy to mówionego i pisanego słowa. Najbliższa
niemiecka przeszłość i władza środków masowego przekazu są wyraźnymi dowodami
oddziaływania myśli jednostek ludzkich na orientację duchową szerokich kręgów
społecznych. Szeroka masa jest zwykle bezradnie zdana na nagatywne wpływy. Kto nie
nauczył się patrzeć za kulisy, daje się ciągle łapać na obietnice, lub schlebiające słowa.
Nie tylko "Faust” Goethe’go, lecz także inne poezje dowodzą o ukrytym wpływie
negatywnego ducha na społeczeństwo ludzkie. Takie dzieła jak "Merlin oder das wüste Land”
Tankreda Dorsta lub "Ahasver” Stefana Heyma ukazują negatywnego ducha nie tylko jako
wroga indywidualnego życia, lecz widzą w nim ponadto znaczącą siłę, która w ukryty sposób
ma wielki wpływ na całą rzeczywistość socjalną.
Jak można uwolnić się z objęć nędzy i cierpienia?
Jak można chronić się przed działaniem fatalnego, silnego, negatywnego ducha?
"Zło jest potężne, lecz Bóg wszechpotężny.”93
"Kto jest na służbie Boga, będzie nie tylko wspierany przez Jego siłę, lecz także chroniony.
Dzięki mocy Boga będzie mógł pokonać zło.”94
Poprzez powyższe słowa Bruno Groening niedwuznacznie tłumaczył swoim słuchaczom siłę,
która rozrasta się w ludziach dzięki żywemu połączeniu z Duchem Bożym. Jest to siła, dzięki
której możliwe jest pokonanie negatywów. On wzywa swoich słuchaczy, aby w ich życiu
"panowali nad wszelkim złem” i wzywa ich do wspólnej walki przeciwko wrogowi
wszelkiego życia:
"Prowadźmy wspólną walkę przeciwko złu, idźmy wspólnie drogą, która prowadzi
wszystkich ludzi rzeczywiście do dobra”95
"Wzywam was do porządku! Chcę, abyście prowadzili zdrowe, dobre życie, jak ustanowił to
Bóg, i abyście nie zadawali się z tym demonem, z tym łym, abyście nie tolerowalii go, nie,
abyście go od siebie odrzucali! Jeśli będziecie to wszystko czynić, to bądźcie o tym
przekonani, wtedy wszystko wygląda zupełnie inaczej, o wiele piękniej; dopiero wtedy
rozpocznie się życie, tj. dopiero wtedy Bóg zaczyna działać w człowieku.”96
Poprzez swoje słowa Bruno Groening pragnie ukazać człowiekowi reguły gry w tej duchowej
walce, którą prowadzi każdy człowiek. W większości zostały one już omówione, jednak w
tym miejscu chciałbym je jeszcz raz podsumować:
- Człowiek winnien odseparować się wewnętrznie od wszystkiego, co odczuwa w swoim
życiu jako zło, powinien myślowo odrzucić to wszystko i wysyłać złu dobre myśli. Nie
powinien on nigdy odpowiadać złem na zło zarówno w myślach, jak i w uczuciach. Z tego
powodu upominał już nawet Jezus:
"Miłujcie swoich wrogów ; czyńcie dobro tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tych,
którzy was przeklinają; proście dla tych, którzy was zadręczają "97
- Podstawowym warunkiem tej walki jest regularne, świadome nastawianie się na siłę Boga,
aby posiadać potrzebne energie do odpierania od siebie nagatywnych myśli.
- Człowiek nie może nigdy czegoś żądać; może jedynie wszystko osiągnąć dzięki woli Boga.
- Musi on być posłuszny Bogu i nie powinien łatwowiernie słuchać mniemań innych ludzi, a
mianowicie poprzez swoje uczucie powinien badać wszystko, co dociera do niego z myśli i
słów, i powinien zacząć pytać Boga w swoim sercu, a także uczyć się rozpoznawać
przekazywane mu odpowiedzi i przestrogi, ponieważ strona negatywna jest często bardzo
trudna do rozpoznania.
Życzenie uzdrowienia doprowadziło Hansa Georga Leiendeckera do nauki Bruno Groeninga.
Gdy nastawiał się po raz pierwszy na uzdrawiającą siłę, otrzymał natychmiast uzdrowienie z
długoletniej astmy. Wkrótce stało się dla niego jasne, iż Bruno Groening chciał przekazać
ludziom dużo więcej, niż tylko cielesne uzdrowienie. Zaczął świadomie zamykać się na
stronę negatywną i przeżył wiele pozytywnych doświadczeń, przez co wzmocniła się w nim
wiara w moc dobra.
Przekazał mi następującą relację:
"To trwało pewien czas, zanim mogłem uwierzyć w istnienie "zła”, a raczej "tego złego”.
Wydawało mi się to na początku wręcz średniowieczne i śmieszne w naszej "oświeconej
erze”. Krok po kroku poznałem, gdzie tkwi powód całego zła na świecie, a mianowicie w
"złym”, z czego na początku podśmiewałem się. Teraz już więcej nie widzę tylko zła we
wszystkich ludziach i rzeczach, i nie wierzę w nie więcej, gdyż codziennie przeżywam, że
Bóg jest silniejszy od wszelkiego zła, że On może zawsze pomóc i może wszelkie zło
zamienić w dobro. Zamiast być pesymistą, jestem teraz pełen optymizmu i już więcej nie
widzę przyszłości na czarno i beznadziejnie. Zamiast patrzeć i tolerować u moich bliźnich zło
i ich złe nawyki, nauczyłem się powiedzieć to drugiemu człowiekowi z miłością ... Również
zniszczenia środowiska nie są w stanie mnie przygnębić, gdyż wiem, że boża siła jest
silniejsza od tej destruktywnej i dlatego nastawiam się codziennie dla całego środowiska”98
Kto rozpozna te powiązania, będzie się wzbraniał, aby osądzać człowieka nawet jeśli czyni on
coś oczywiście złego, gdyż jest dla niego oczywiste, że człowiek nie jest sam w sobie zły,
lecz jest narzędziem negatywnej siły duchowej.
Bruno Groening ujął to w następujących słowach:
"Człowiek jest i pozostanie istotą bożą, człowiek nigdy nie jest zły, lecz tylko ... jeśli opuści
Boga, jeśli siebie zaniedba, ... może zostać owładnięty przez zło. Zło zapanuje nad nim, i
wtedy musi mu służyć. To nie człowiek jest tym, który czyni zło, ale sam szatan."99
Zatem pierwszym obowiązkiem człowieka, który jest prześladowany przez swojego
bliźniego, jest zamknąć swe serce przed wszystkim, co negatywne, przed negatywnymi
rzeczami, na które ten bliźni się wyraźnie otworzył. Jeśli zostanie zwymyślany, nie powinień
odzwajemniać się tym samym, lecz połączyć się świadomie z dobrą energią, by ten
negatywny ładunek odrzucić od siebie i swojemu przeciwnikowi w myślach, albo w słowach
przekazać dobro w spokoju i z całą stanowczością woli. W ten sposób chroni on sam siebie i
pomaga swojemu bliźniemu uwolnić się od negatywów.
Bruno Groening na ten temat:
"Przyjaciele, nie bądźcie na niego źli! Być złym, oznacza, że przyjęliście zło."100
"Możecie spokojnie podejść do mnie i mnie spoliczkować, nie będę z tego powodu gniewał
się na Państwa. Cieszę się, gdy mogę powiedzieć: ‘On teraz wyrzucił z siebie zło, teraz
przyszła moja kolej, by w tym momencie przekazać mu dobro‘"101
"Kocham moich nieprzyjaciół. Zło złapie się we własne sidła"102
Nie jest to żadną oznaką słabości, gdy się nie uderza z powrotem, kiedy nie odpłaca się tym
samym, lecz świadczy to o głębokiej znajomości duchowych praw i wielkim opanowaniu.
Czytelnik szukający schematu do zastosowania w każdej sytuacji, w której konfrontowany
jest z negatywną siłą pochodzącą od innego człowieka - dochodzi do przekonania, że nie
istnieje jeden sposób postępowania według "schematu F", aby właściwie rozwiązać
problematyczne sytuacje w życiu. Każda sytuacja jest inna i możliwe, że wymaga całkowicie
różnych reakcji. Człowieka, który po prostu nie chce się zmienić, postępuje i wyraża się
negatywnie, trzeba kiedyś odsunąć od siebie, aby ochronić samego siebie. Czasem potrzebne
jest głośne stanowcze słowo, a czasem pomaga milczenie. Kto jednak zwraca uwagę na to, by
jego serce pozostało wolne od wszelkich negatywów i reaguje zawsze z poczuciem spokoju,
miłości i stanowczości - ten przeżyje, że w każdej sytuacji jego serce przekażaje mu to, co w
danej chwili jest prawidłowe.
Tak samo człowiek, który źle myśli, mówi i czyni, nie jest złym człowiekiem, nie wolno
błędnie uznawać chorego człowieka za złego człowieka. Założenie, że człowiek niszczy swą
energię życiową poprzez negatywne myśli i czyny, a więc tworzy w sobie podłoże dla
duchowego i cielesnego cierpienia, jest w zasadzie prawidłowe, ale jednak nie może ono
doprowadzać w jakiejkolwiek formie do osądu chorego człowieka, gdyż my nie znamy
powodu, dlaczego uległ on negatywnej sile; w większości przypadków następuje to
nieświadomie. W niektórych sytuacjach wydaje się, że nie można uniknąć strachu,
zmartwienia, litości i w oczach większości ludzi te odczucia uznawane są jako "naturalne",
ponieważ jest im obce zaufanie do Boga, prazaufanie. Niezależnie od tego w dzisiejszych
czasach niewiele osób potrafi w pełni panować nad własnymi myślami, a tym samym
prowadzić życie w nieprzerwanej łączności z Bogiem. Wszyscy inni ludzie - jeśli posiedli już
odpowiedni stopień wiedzy na ten temat - są mniej, lub bardziej na etapie pokonywania
negatywnej siły.
Bruno Groening był zdania, że przeważająca część wszystkich ludzi, która uległa złu, jest
ofiarą nieprzyjaznych wpływów środowiska, oraz własnej słabości, jednak w sercu tęsknią oni
do dobra. Jednak w międzyczasie negatywna siła stała się na tyle silna, że pojedyńczy i
nieświadomy człowiek jest wydany na jej wpływy. Wielu z tych ludzi, którzy z punktu
widzenia medycyny szkolnej są uznani za zdrowych, noszą w sobie już wyraźnie zakłócenia
systemów sterujących naszym ciałem, powstałe wskutek przyjęcia negatywnych energii
poprzez myśli, słowa i czyny. W tym stanie wystarczy jakiś bodziec, by w układzie
komórkowym organizmu objawiło się to w postaci choroby. Odporność ducha oraz odporność
duszy i ciała stają się już od dzieciństwa w znacznym stopniu osłabione poprzez wielorakie
wpływy w postaci słowa, czy obrazu. Wystarczy przyjrzeć się, jak szybko wiele dzieci i
młodzieży załamuje się duchowo, gdy tylko stawia się przed nimi niewielkie zadania. Liczba
samobójstw mówi sama za siebie.
Wiele ludzi przez dziesiątki lat nie miało siły przeciwstawiać się krewnym, albo rodzinie
przez którą byli tyranizowani. Poprze kompleksy niższości, uczucie strachu, utajona aż do
nienawiści złość, otwierają bezwiednie swoje serce negatywnej sile, która coraz ciaśniej
zamyka wokół nich sieć cirpienia, nieszczęść i wszelkich życiowych kłopotów. Inni znowu
czują się związani błędnie pojętym poczuciem obowiązku w małżeństwie, które stało się
martyrium. Rok po roku są oni narażeni na negatywne energie emitowane przez partnera,
który absolutnie nie chce się zmienić.
Ktoś inny np. przez długie lata obawiał się udaru mózgu, gdyż przeżyły go matka i babcia, i
obawia się, że jego może spotkać to samo. Wówczas poprzez siłę swych myśli doprowadzi
siebie do tego stanu, którego tak się obawiał.
Wrażliwi ludzie cierpią szczególnie, gdyż są oni wyczuleni nie tylko na dobro, lecz także na
działanie negatywne. Otwierają swe serce z fałszywie pojętej dobroduszności wszystkiemu i
każdemu, i mają trudności z zamknięciem się przed negatywnym działaniem, które często
pdrzekazywane jest im od innych ludzi. Przyjmują w siebie kłopoty bliźnich, gdyż chcą
wszystkim pomóc, mają zawsze nastawione ucho na wysłuchiwanie długich wywodów o
krzywdzie innych ludzi. W większości przypadków przepojeni są wielkim współczuciem w
stosunku do potrzebujących pomocy bliźnich, co doprowadza do wspomnianych
katastrofalnych następstw w stanie własnego zdrowia. Bruno Groening często podkreślał, że
każdy człowiek powinien mieć w sobie "zdrowy egoizm życia" i nie powinien nigdy
zapominać o siebie. Nigdy nie można oddać więcej siły, niż się jej przyjęło, bo innaczej robi
się "długi", i potem przyjdzie czas, że sami będziemy potrzebowali pomocy.
Wsród wrażliwych ludzi spotyka się też osoby, które bardzo szybko czują się urażone i łatwo
biorą sobie coś do serca. Tacy ludzie pod wpływem np. złego słowa często długi czas cierpią -
przeżywają to, podczas gdy inni o niewrażliwym usposobieniu przyjmują je bez znaczenia.
Tacy ludzie muszą wielokrotnie wiele wycierpieć zanim nabędą odporności na negatywną
siłę.
Natomiast inni ludzie nie są w stanie sami sobie wybaczyć osobistych błędów. Niektórzy
czynią sobie długie lata wyrzuty i obciążają się niemiłosiernie przez te negatywne odczucia.
Ta lista mogłaby być przedłużana bez końca. Niezliczone przykłady świadczą o tym, że
ludzie nieświadomie oddają się pod władzę zła.
Egoiści bez uczucia dla bliźniego myślą np. tylko o interesie, pieniądzach, lub beztroskim
życiu. Tacy ludzie przez całe swoje życie trwaliby w fałszywych urojeniach, gdyby ich z tych
więzów nie wyzwolił płomień cierpienia. Często dopiero cierpienie pomaga znaleźć drogę do
wyższego celu i pozwala po uzdrowieniu zmienić całe życie.
Jeśli nawet ten związek z tym. co niedobre, przynosi tylko cierpienie, kłopoty i nieszczęście,
to u podstaw fatalnego działania tej władzy należy jeszcze dojrzeć ukryty sens. Poprzez ból i
cierpienie można przeżyć wewnętrzne dojrzewanie, które oderwie od złudy wielu
materialnych życzeń i pozwoli poszukiwać wyższego sensu istnienia. Inni ludzie którzy nie
musieli przez te stacje przechodzić pozostają często do śmierci uwięzieni w więzach
materialnych, w więzach przyjemności życia - w stanie duchowej apatii. Aby te utajone
powiązania wyraźniej zaznaczyć Bruno Groening spytał kiedyś słuchaczy, co ich do niego
sprowadziło. Otrzymał wiele odpowiedzi, że ktoś dowiedział się z gazety, ktoś inny od
krewnych itd. - żadna z odpowiedzi jednak nie zadowoliła go. Odpowiedział więc sam i
wytłumaczył, że to "zło” w postaci np. choroby jest tym, co prowadzi człowieka do niego.
"Zło prowadzi zawsze do dobra”103
Czyż nie cierpienie sprowadziło ludzi na drogę szukania Boga? Wielu z ludzi musi najpierw
długie lata biegać od lekarza do lekarza zanim rozpoznają, że jest ktoś JEDEN, o którym
zapomnieli, o którym Bruno Groening powiedział: "On jest największym lekarzem
ludzkości". Już Goethe w swym dziele "Faust” w podobny sposób wyraził się o utajonym
sensie działania negatywnej mocy:
"To jest część owej mocy, która stale pragnie zła, a jednak prowadzi do dobra.”104
Ten, który przeżył cierpienie, zna wartość zdrowego ciała. Ten człowiek będzie szukał dróg,
by odnaleźć utracone zdrowie. Często dopiero teraz jest on gotowy uwolnić się od
zakorzenionych uprzedzeń, w których ugrzązł, jest gotowy dostrzec możliwości, które
zarozumiały umyzł dotąd odsuwał, jest gotowy zmienić się samemu i szukać drogi do dobra -
do Boga i jest gotowy przyjąć Go.
Gdy człowiek zmuszony jest przeżyć swoją całkowitą bezsilność gdy np. konfrontowany jest
z chorobą, lub innym nieszczęściem, gdy znajduje się na granicy swoich sił, jego wnętrze jest
gotowe, aby w pokorze szukać wyższej potęgi i poddać się jej. Często dopiero po przebytym
cierpieniu człowiek zdolny jest okazać współczucie w podobnej sytuacji swemu bliźniemu, w
ogóle rozwinąć w sobie miłość do bliźniego.
Jedna z uzdrowionych pań z dzisiejszego Koła Przyjaciół Bruno Groeninga powiedziała, że
teraz po uzyskaniu zdrowia wdzięczna jest za te lata cierpień. Nigdy nie zainteresowałaby się
osobą Bruno Groeninga i uzdrowieniem na drodze duchowej, gdyby nie znalazła się sama w
potrzebie. W ten sposób pokonała wszelkie uprzedzenia i była gotowa przekonać się osobiście
w tej sprawie. Uzyskała zdrowie i odnalazła więcej aniżeli zdrowie: odnalazła drogę do Boga.
"Dopiero teraz właściwie cenię moje zdrowie, gdy otrzymałam je w darze z powrotem dzięki
Bruno Groeningowi”, powiedziała do mnie "poprzez moje uzdrowienie mogło już wielu
innych ludzi odnaleźć tę drogę i jak ja - przeżyć uzdrowienie. Moja relacja przekonała
ich.”105
Gdy człowiek dotknięty cierpieniem posiada odwagę przeskoczyć próg własnych
przyzwyczajeń i uprzedzeń, przekona się o sile ducha, pomaga nie tylko sobie, lecz także
innym, którzy wtedy głównie dzięki widocznym dużym zmianom na ciele i w życiu danego
człowieka postępują tak, jak on, wzorując się na nim. W ten sposób niejednemu człowiekowi
może zostać zaoszczędzone sporo cierpienia i kłopotów, gdy zachęcony wzorem bliźniego
wcześniej nauczy się postępować zgodnie z podstawowymi zasadami życia i podejmie tę
świętą walkę o zdrowie.
Czas
Szeroko rozpowszechnionym złem dzisiejszych czasów jest nie zajmowanie się określonymi,
koniecznymi dla życia sprawami i kwitowanie tego krótkimi słowami:
"Nie mam czasu.”
Wszystko zdaje się być ważniejsze: zadania zawodowe, organizowanie wolnego czasu; tylko
sprawą niemożliwą wydaje się znalezienie czasu w ciągu całej doby, aby w spokoju pobrać
dla ciała dobro.
Bruno Groening kiedyś powiedział:
"Człowiek może zadbać o to, skoro we właściwy sposób wykorzysta czas i możliwość dla
siebie i swego ciała tak, że wejdzie w posiadanie takiej ilości dobrej siły, że nie potrzebuje
obawiać się zła. Z tą rezerwą sił z całkowitym spokojem może prowadzić walkę przeciwko
złu. W ten sposób człowiek żyje w bożym porządku.”106
Kto w swym życiu chce iść drogą ku zdrowiu i chce w swym ciele prowadzić walkę
przeciwko złu, może to jedynie wtedy zrobić, gdy przyjmie w siebie niezbędną do tego
duchową siłę.
Bruno Groening często porównywał ciało człowieka z baterią i zwracał uwagę na to, że
człowiek poprzez myślenie, mówienie i każde działanie zużywa siłę, która na dłuższą metę
nie może być w wystarczającej mierze wyrównana poprzez sen. Dlatego człowiek winien
przeznaczyć sobie na to czas, by codziennie conajmniej dwa razy nastawić się na odbiór
uzdrawiającej siły. Powinen sobie poszukać spokojnego miejsca, by przyjmować w nim bożą
siłę. Często wystarcza 10 lub 15 minut, aby pobrać energię konieczną do sprostania zadaniom
dnia, bez doprowadzania do sytuacji, kiedy z braku sił pozbawiamy się spokoju, radości i
pokoju. Zalecane jest również, aby od czasu do czasu pobierać energię razem z innymi
ludźmi, gdyż przepływ strumienia siły jest wówczas zwiększony.
Bruno Groening powiedział na ten temat przed wspólnotą Springe - 05.10.58 podczas jednego
z wykładów:
"Przyjaciele, sądzę, że będzie lepiej, gdy powiem otwarcie prawdę, w jaki sposób ludzie
trwonili życie, gdyż rzadko kto coś w życiu przeżył. Większość trwoni życie. Ludzie marnują
ten piękny czas. Gdy tymczasem czas jest właśnie tym dobrem.[...] Powinniśmy ciągle
doznawać wielu cudownych, wielu bożych przeżyć. I jeżeli przeżywamy to, co boże,
przyjmujemy w siebie to, co boże, wówczas będziemy czuli się dobrze, wówczas jesteśmy
wolni, wtedy żyjemy tak, jak Bóg ustanowił to życie tutaj.
Co jednak robi większość ludzi? Tak, to co już powiedziałem, a poza tym Państwo nie macie
czasu dla siebie samych. Tam jest interes, tam gospodarstwo domowe, tam jest
przedsiębiorstwo, tam jest praca, tam Haneczka, tam cioteczka, a tam jeszcze ktoś, muszę
tutaj i muszę iść tam. O nie, tej też nie mogę pominąć. Nie, nie, ja nie mam czasu. Być może
kiedyś będę miała czas, aby przyjść ... Niektórzy ludzie żałowali tego wielokrotnie dopiero
wtedy, gdy zostali tak osaczeni przez zło, że zło ich nie odstępuje, gdyż wdarło się w ich
ciało, wówczas uświadamiają sobie, dochodzą do przekonania, wtedy mają czas. [...] Kto nie
chce słuchać ten musi poczuć. Jest zatem wielu ludzi, którzy nie chcą słuchać - wtedy muszą
poczuć. Ci muszą sobie wyszukać zakątek, by móc znów przyjąć ten niebiański, boży spokój,
dzięki czemu w ich ciele znowu zapanuje porządek. Musicie Państwo poświęcić swemu ciału
więcej uwagi, nie wolno Wam więcej wiązać się ze złem, musicie najpierw wyrzec się zła, tak
jak teraz wyrzekliście się tego mówiąc: "Tu mam mój pokoik, tu pozostanę, tu mi nikt nie
przeszkadza!” Wówczas przyjmiecie wszystko, przyjmiecie również siłę, aby zaburzenie,
które było w ciele zostało z niego usunięte.
Jeśli nie wystarczy tego [...] jeden raz, dwa razy, a dokładnie mówiąc musicie to stale czynić,
codziennie. Dla większości jest to za dużo. [...] Kto dla siebie nie ma czasu, Przyjaciele, ten
nie jest człowiekiem wierzącym w Boga. Tyle czasu trzeba mieć dla siebie, dla swego
ciała.”107
Człowiek, który myśli naprawdę realistycznie, winien sobie uzmysłowić, że dla swego życia
potrzebuje nie tylko pozytywnego bilansu na koncie bankowym, lecz również bilans jego
energii powinien być pozytywny. Jeśli jest on gotowy w takiej formie poświęcić dla siebie
czas - i to na przekór wszelkim oporom swoich przyzwyczajeń i swego otoczenia - może się
wkrótce przekonać, że zdobywa nie tylko siłę, ale zyskuje również na czasie. Zawsze istnieje
możliwość i czas by na moment wycofać się w spokojne miejsce, aby "zatankować”, gdy
czuje się w sobie, że negatywna siła mogłaby uzyskać do nas dojście. Przeżyłem osobiście w
jak krótkim czasie poprzez nastawienie się znowu dostarczane są ciału ożywiające energie.
Czas, który poświęca się na nastawianie jest wielokrotnie odzyskany poprzez nowo uzyskaną
energię. Napływają znów właściwe myśli i człowiek wciąż na nowo jest zaskakiwany poprzez
ile małych, lub większych "przypadkowych zdarzeń” dane jest mu przeżywać przy pracy
pomoc wyższej siły, gdy tylko człowiek zadecyduje się na nią otworzyć.
Poza tym sprawą zasadniczą jest uznanie na pierwszym miejscu zdrowia duszy i ciała jako
bożego daru.
"Ufaj i wierz, boża siła pomaga i uzdrawia”
Nauka Bruno Groeninga wskazuje niedwuznacznie na wyższy porządek, któremu
podporządkowane jest życie człowieka. Ten boży, życiowy porządek, te podstawowe prawa,
czy też "zasady gry życia”, jak je nazywał Bruno Groening, nie są niczym innym jak regułami
natury w ludzkiej egzystencji. Każdy człowiek jest im podporządkowany podobnie jak
znanym prawom fizycznym.
Bruno Groening wyraził się kiedyś na ten temat:
"Bóg ma jedno prawo tzn. Swoje prawo. Kto tego prawa nie zna, kto się do niego nie stosuje,
kto go nie przestrzega, ten nie odniesie żadnego sukcesu.”108
Jest już sprawą jasną, że człowiek, który daje wiarę dobrym pozytywnym myślom, nawiązuje
duchową łączność z Bogiem. Wiara w Boga oznacza więc nie tylko uznanie nadrzędnej
człowiekowi wszechmocnej istoty, lub umiejętności tłumaczenia religijnych tekstów. Wiara w
Boga jest bezwarunkowym zaufaniem w dobroć w sobie i w drugim człowieku. Wiara w
Boga oznacza, aby nie przyznawać w swoim sercu większej mocy żadnemu człowiekowi i
żadnej sytuacji w życiu, niż wierze w zwycięstwo dobra, niż wierze w uzdrowienie.
Bruno Groening:
"Być człowiekiem oznacza być dobrym, dobrym jeden dla drugiego, wszystkie wasze myśli i
wszystkie wasze słowa kierować ku dobru - tzn. zamieniać w czyn, a nie tylko coś obiecywać,
nie tylko mówić."109
Taki człowiek "modli się bez przerwy", ponieważ poprzez swoje wewnętrzne nastawienie,
poprzez swoje myśli jest ciągle połączony duchowo z Bogiem i służy Bogu w prawdziwym
znaczeniu tego słowa, ponieważ jako wzór budzi dobro, tzn. budzi Boga w innym człowieku.
Bruno Groening:
"Kto wierzy w swoje zdrowie, ten wierzy w Boga" 110
Jednak człowiek, który w obliczu lekarskiej diagnozy wierzy w chorobę i możliwe że
obdarowuje wiarą kłamstwo "choroba nieuleczalna", taki człowiek, jeżeli nawet nie zdaje
sobie z tego sprawy, bezwiednie odstępuje od wiary w Boga. Albowiem choroba nie pochodzi
od Boga, lecz jest dziełem negatywnej mocy.
Załóżmy teraz, że diagnoza lekarska jest jednak faktem i człowiek pwinien poczuć się
świadommie skonfrontowany z tym faktem, gdyż inaczej będziemy wypierać się tylko tego
faktu. Wypieranie się czegoś jest jednak następstwem lęku. Człowiek, który wypiera się
negatywnych sytuacji w swoim życiu nie uwolnił się jeszcze od wiarygodnych powiązać z
nimi - tzn. że one w dalszym ciągu mogą na niego oddziaływać.
Również "realista", który mówi, że musi patrzeć faktom prosto w oczy, powinien nauczyć się,
jak to nazywa się dzisiaj w wielu grupach samopomocy; "żyć z daną chorobą, albo z danym
cierpieniem" - kapitulując w ten sposób przed odzwierciedleniem negatywnej energii, które
ukazała się w jego życiu jako choroba nieuleczalna, albo inna choroba. On wiąże się z siłą
negatywną i pobudza w sobie niewłaściwą wiarą tak, że ta siła umacnia się coraz bardziej w
jego świadomości. Często jeszcze to wszystko umacnia działanie środowiska poprzez swoje
destrukcyjne osłabiające współczucie, prowadząc dotkniętego cierpieniem w uliczkę bez
wyjścia.
W obu przypadkach w charakterystyczny, prawidłowy sposób odzwierciedlają się słowa
Jezusa: "Stanie się wam według waszej wiary".
Wielokrotnie dochodzi potem jeszcze do określonej sprzeczności w umysłach tych ludzi.
Wielu przyznaje się ustami do wiary w Boga, można ich spotkać regularnie w kościele, ale na
pytanie, czy wierzą w uzdrowienie z reumatyzmu, z artrozy, z dolegliwości serca, albo z
następstw udaru mózgu itp. zwracają uwagę na wypowiedź swojego lekarza, który im
najczęściej wyraźnie powiedział, że jest to choroba nieuleczalna, lub zapowiedział mające
wkrótce nastąpić pogłębienie się choroby.
Bruno Groening wypowiedział się na ten temat:
"Ulegli oni pewnej sile, jest to siła przyzwyczajenia, pocieszają się słowem wiara, lecz w
rzeczywistości nie potrafią wierzyć, gdyż nie pojęli jeszcze tego słowa - jeszcze nie przeszli
do czynu."111
"Zwracam waszą uwagę na to, że uzdrowieni mogą być tylko ci ludzie, którzy posiadają w
sobie wiarę w naszego Pana Boga, albo też są gotowi ją przyjąć"112
Człowiek, który przyjmuje do swojego ciała siłę zgodnie z nauką Bruno Groeninga, postępuje
zupełnie przeciwstawnie do tego, który wypiera się choroby, albo "chce żyć z chorobą". On
podejmuje walkę o zdrowie. Poprzez wiarę we wszechmoc Boga, która wzmacnia się poprzez
doświadczenia związane z uzdrawiającym prądem, nabiera on w swojej świadomości
zdolności uwolnienia się od chorby i umacia w sobie wiarę w zdrowie. W ten sposób odniósł
on duchowe zwycięstwo nad negatywną siłą, gdyż nie dopuścił, by w jego świadomości
nieszczęście przejęło władzę, a tym samym stworzył podstawę dla zdrowia w swoim ciele i w
życiu. Natomiast to "tłumienie, odsuwanie, zaprzeczanie" istnienia dolegliwości w
powszechnie przyjętej terapii staje się "odpowiedzią potwierdzającą". Cała świadomość
człowieka szukającego pomocy otwiera się ku uzdrowieniu. Poprzez uzdrawiający prąd
często nasilające się symptomy, lub bóle przyjmuje on jako reakcję przestawiania się
organizmu, aby przez nie dojść do zdrowia, a nie jako "z tym muszę żyć".
Bruno Groening powiedział na ten temat:
"Ja wzbudzam w człowieku ufność w siebie i wiarę w wytyczony cel."113
"Jeśli wierzycie Państwo, że przeżyjecie uzdrowienia, to już otrzymaliście pomoc. Wierzcie
tylko!"114
Ważną sprawą jest, aby na drodze do widocznego zewnętrznego zdrowia, zachować ten stan
wiary, przeciwstawiać się wszystkim zewnętrznym i wewnętrznym oporom i przetrzymać
okres regulacji, które są oczyszczeniem.
Bruno Groening wypowiedział się w jednym ze swoich przemówień:
"Kto jest niezachwiany, kto potrafi zachować w sobie tę prawdziwą bożą wiarę - ten
zwycięży."115
Ale również człowiek, który nie jest w stanie uwierzyć w dobro, nie jest sam. Wiem od
niektórych uzdrowionych ludzi, którzy na podstawie wielu negatywnych przeżyć w ich życiu
- nie mogli sobie uzmysłowić, że oni mogą również odzyskać w sobie dobro, lub też, że ono
ma w ogóle, w jakiejkolwiek formie władzę. Faktem wywierającym silne wrażenie jest, jak
rosła w nich siła wiary poprzez regularne przyjmowanie uzdrawiającego prądu, przez co
również oni mogli uzyskać uzdrowienie.
Bruno Groening mówwił do tych ludzi:
"Jeżeli dzisiaj nie możecie jeszcze Państwo wierzyć, ja chcę to uczynić za was, aż wreszcze
sami aprawdę uwierzycie. Jeżeli dzisiaj nie umiecie jeszcze prosić, modlić się, ja chcę to
uczynić za was."116
Nowa orientacja człowieka według wiary we wszechmoc Boga poprzez naukę Bruno
Groeninga i regularne przyjmowanie uzdrawiającego prądu nie stoją naturalnie na
przeszkodzie w odwiedzeniu lekarza. Większość kolegów byłoby zadowolonych, gdyby ich
pacjenci odwiedzali ich z takim wewnętrznym nastawieniem. Wielokrotnie zdarza się, że
poprzez swobodne działanie uzdrawiającej siły w człowieku wkrótce następuje uzdrowienie i
terapia lekarska staje się zbędna. Inni mogą stopniowo redukować ilość zażywanych lekarstw,
aż nastąpi całkowite wyzdrowienie.
Oczywiste powinno być przeprowadzenie dodatkowych badań u niezależnego lekarza. Są one
skuteczną ostoją przeciwko wszystkim powątpiewającym z kręgu krewnych i znajomych, i
cenną pomocą w odzyskaniu wiary dla nowych ludzi szukających pomocy.
Wielkie wrażenie robi przykład pana Hansa Röscha z W., jeżeli chodzi o działanie mocy
Boga w człowieku, który według rady Bruno Groeninga otwiera się w wierze i ufności wobec
działania Boga. W wieku 70 lat należy on do grupy wiekowej, której ogólnie nie daje się w
naszym społeczeństwie dużo szans, kiedy ciało i dusza są osłabione przez choroby. W wielu
ludziach umocniła się nieprawidłowo wiara, iż podeszły wiek związany jest z chorobami i
bólami. "Pan jest przecież stary i tutaj nie da się nic zrobić", często można to usłyszeć z ust
lekarzy. Powiedzeń jak: "Kto jest po 50-ce i nie ma bólów, ten już nie żyje", które swego
czasu słyszałem, nie powinno się zlekceważyć z ich dynamiką, którą w sobie zawierają.
Pan Rösch cierpiał od lat na bóle serca, które promieniowały po lewej stronie, częściowo
nawet aż do ramienia i występowały szczególnie przy obciążeniu fizycznym. Ciągle nosił on
przy sobie buteleczkę z lekem sercowym "Nitrolingual", który stosował kilka razy na dzień
przy bólach, by doprowadzić do ich zaniku. Ponadto potrzebował on różne tabletki
nasercowe. Lekarze stwierdzili chorobę wieńcową serca, która została wyraźnie stwierdzona
podczas wysiłkowego EKG.
W diagnozie badającego internisty (lekarz naczelny miejskiego szpitala w H.) napisane jest:
"Podsumowując, dolegliwości pacjenta sprowadzają się do niewydolności wysiłkowej na tle
choroby wieńcowej serca. Zmiany według EKG są typowe."117
Hans Rösch wyjaśnił ponadto:
"Bóle występowały szczególnie przy obciążeniu i podnieceniu. Jeśli ból był silniejszy,
promieniował aż do ramienia. Przed kontaktem z nauką Bruno Groeninga nie mogłem w
ostatnich latach pokonać nawet połowy piętra bez zrobienia przerwy. Musiałem przystawać,
ponieważ brakowało mi powietrza i występowały bóle serca."118
P. Rösch stracił wiarę w możliwość wyleczenie w tym wieku i pogodził się znasilającymi się
ograniczeniami w jego życiu.
Poza tym męczyły go od 25 lat bóle głowy, które tłumaczone były przez lekarzy poprzez
degeneracyjne zmiany kręgosłupa szyjnego. Podczas silnych bólów zażywał on czasami do
dziesięciu tabletek przeciwbólowych "Prontopyrin", co przynosiło krótkotrwalą ulgę.
Występujące ciągle od dziesiątek lat ropne zapalenie zatok czołowych, które wymagały co
dwa lata płukania, pogarszało jeszcze bardziej bóle głowy.
Sieć nieszczęścia składająca się z choroby i bólów zaciskała się z roku na rok coraz bardziej
w życiu tego człowieka. Na początku siedemdziesiątki wystąpiły u niego bóle pleców
(diagnoza lekarska: chroniczny ból w okolicy lędźwiowej)
Hans Rösch:
"Bóle przychodziły z okolicy krzyża i ciągnęły się często aż do prawej nogi. Ciągle
odczuwłem nieprzyjemne, bolesne uczucie w plecach. Bóle potęgowały się przy poruszaniu
się, szczególnie przy schylaniu, noszeniu ciężarów, lub przy pokonywaniu dłuższych
odcinków. Kiedy występowały silne bóle musiałem zaniechać poruszania się i kładłem sobie
obie ręce na krzyż, aż po pewnym czasie ból łagodniał. Zażywałem dużo środków
przeciwbólowych, m.in. tak mocne leki jak ‘Felden 20‘lub ‘Butazolidin‘.
Lekarstwa razem z borowinami z Battaglio (Włochy), masażami i naświetlaniami przynosiły
mi krótkotrwałą ulgę, a potem były znowu tak samo silne. Lekarze stwierdzili zurzycie
dysków w obrębie kręgów lędźwiowych i degenerację kręgosłupa. Z powodu obciążeń
zostałem określony jako niezdolny do pracy półtora roku przed moją emeryturą. O
uzdrowieniu nie było mowy. Mój ortopeda powiedział mi już przed laty: ´Musi Pan z tym
żyć‘"119
Do tego doszły inne dolegliwości:
"W 1942 podczas wojny pod Stalingradem dostaliśmy nagle ostrzał artylerii i granatów.
Razem z innym towarzyszem broni byłem w bunkrze, zostaliśmy trafieni i zasypani.
Doznałem przy tym między innymi ciężkiego zgniecenia klatki piersiowej. Przez ciśnienie
towarzyszące wybuchowi granatu pękło mi płuco. ... Od tego czasu miałem bóle w płucu.
Zależnie od tego jaką wykonywałem pracę, albo jak się poruszałem, lub jak głęboko
zaczerpnąłem powietrza - to odczuwałem silne kłucie w płucu. Często mówiłem o tym
mojemu lekarzowi, lecz on tylko sądził, iż na ten uraz wojenny nie można nic zrobić."120
Nie można się dziwić, że u Hansa Röscha rozwinął się przy tych wszystkich
wyszczególnionych wyżej chorobach chroniczny nieżyt żołądka, który objawiał się przez
dziesięć lat raz do dwóch razy w roku w formie wyraźnych bólów żołądka i zmuszało go to
do zastosowania diety. Również zakłócenia snu, które dawały się we znaki od około 1946 i
doprowadzały do częstego wstawania w nocy i wielogodzinnej bezsenności - stają się w
świetle tego wszystkiego zupełnie zrozumiałe.
Pod koniec 1987 poznał on naukę Bruno Groeninga i rozpoczął nastawiać się na uzdrawiający
prąd. Odrzucił od siebie wszystkie negatywne prognozy jego lekarzy, wszelkie nieszczęście i
bóle w jego życiu i przyjął wiarę w to, iż Bóg jest największym lekarzem i prosił w sercu o
uzdrowienie.
Godnym uwagi jest fakt, jak szybko zadziałała uzdrawiająca siła dzięki jego wewnętrznemu
przestawieniu się na wiarę w dobro:
Po krótkim czasie był on uwolniony od długoletnich bólów serca, nie potrzebował
"Nitrolingualu" i innych tabletek nasercowych. Może teraz bez dolegliwości, co było przez
lata nie do pomyślenia, bez żadnej przerwy pokonywać kilka pięter; brał też udział w długich
wędrówkach po Schwarzwaldzie i w Austrii. W jego wieku może znowu tańczyć, co było
jego serdecznym życzeniem.
Od czasu przyjmowania uzdrawiającego prądu zniknęły również bóle głowy i częste ropne
zapalenia zatok czołowych - po prostu więcej nie wystąpiły.
Jeśli chodzi o uzdrowienie z bólów pleców to wyjaśniał następująco:
"Plecy są wolne od bólów. Mogę znowu pracować w ogrodzie i schylać się bez wystąpienia
bólów. Nie mam problemów przy wstawaniu z łóżka, albo z krzesła. Nie potrzebuję więcej
masaży, borowiny z Battagio, naświetlania i zastrzyków uśmierzających bóle. To obciążenie
zostało mi zabrane spontanicznie bez bólów regulacyjnych."121
Zanikły bóle w plecach, i nie wystąpiły więcej dolegliwości żołądka. Może teraz wszystko
jeść i musi tylko uważać, żeby nie przybrać na wadze. Ponieważ wszystkie bóle i bojaźnie
zniknęły, może on znowu "spać jak suseł".122
Hans Rösch uczynił wszystko, aby jego uzdrowienie sprawdzić ze strony lekarskiej. Ponowne
EKG wysiłkowe potwierdziło jego osobistą obserwację o odzyskaniu jego wcześniejszej
obciążalności. Podczas obciążenia w wysokości 125 watów "nie znaleziono wskazówek na
zakłócenia repolaryzacji w sensie zachorowania naczyń wieńcowych."123
Z człowieka dobitego bólami i chorobami, któremu żaden lekarz nie dawał szansy
wyleczenia, stał się człowiekiem rześkim, pełnym radości życia, który odzyskał zdrowie i
wiarę. A wszystko to dzięki postępowaniu zgodnie z radami Bruno Groeninga;
odseparowaniu się od wiary w moc negatywów w formie choroby i bólów, a otwarciu swego
serca na wiarę w dobro i zdrowie.
"Co chcesz, jest twoje!"124
powiedział Bruno Groening. Jest to najdoskonalsza droga pomocy, jeśli pomoże się
człowiekowi tak, aby ten sam sobie pomógł - jeśli ma się odwagę pomóc wbrew wszelkim
wzorcom prognozowym przyjętym przez ludzi, aby umysł człowieka uwolnił się od
nieprawidłowych, przyswojonych sobie z przyzwyczajenia wzorów wiary i odnalazł pełnię
zdrowia.
Miłość, podstawowe prawo życia
Najwyższe prawo bożego porządku życia widział Bruno Groening w miłości:
"Czy istnieje zasada, w oparciu o którą należy kierować się przez całe życie? Tak, miłość do
bliźniego."125
On odczuwał wielkie osobiste szczęście, kiedy czuł, że jakiś człowiek dążył do wysokiego
ideału miłości do Boga i bliźniego, i jeśli dowodził tego swoimi czynami. Kto znał bliżej
Bruno Groeninga, ten wiedział, że obok cielesno-duchowego uzdrowienia człowieka, jego
celem było, aby poprzez swoją naukę ponownie doprowadzić człowieka do wyższych,
czystych uczuć.
Miłość uważał jako coś świętego, ona była dla niego centrum istoty Boga. Zarazem widział w
niej najmocniejszą broń w walce ze złem. Człowiek, który otwiera się wobec miłości, łączy
się z najwyższą światłością Ducha Bożego. Każda myśl miłości jest z tego powodu
wypełniona bardzo silnie podbudowującą, pozytywną i ożywiającą energią duchową.
Człowiekowi, który kocha, wychodzi to wielokrotnie na dobre. Wzmacnia się sam, chroni się
przed negatywnymi myślami i wyzwala u swego bliźniego podobne myśli, jeśli człowiek
pracuje z tymi myślami miłości, tj. jeśli je praktykuje.
Kto rozpoznał w miłości najwyższą duchową moc i podstawę dla pokoju i szczęścia, ten nie
będzie się więcej dziwił, że negatywny duch uczynił wszystko, aby owe uczucie zostało w
dziesiejszym czasie wypaczone i podeptane! Mało który człowiek stara się o tę postawę
ducha; wobec pogoni dnia, aby przeżyć, w nowoczesnym społeczeństwie wszystko wskazuje
na to, że miłość nie ma sensu. Miłość, lub struktury uczuciowe, które są tak nazywane w
dzisiejszych czasach, ograniczają się do egoizmu rodzinnego, lub partnerskiego, rzadko który
człowiek znajduje wielkość prawdziwej miłości do bliźniego i Boga.
Co prawda w każdą niedzielę głoszona jest z ambony ta "wesoła nowina", lecz słyszy ją
niewiele uszu, a już zupełnie niewielu jest tych, którzy potrafią ją rzeczywiście zrozumieć,
albo zamienić ją w czyn. Nauka miłości "największego przyjaciela ludzkości", "największego
duchowego uzdrowiciela" jak Bruno Groening nazywał Chrystusa, stała się dla większości
chrześcijan pobożną utopią. W każdym razie z obserwacji zachowania chrześcijan nie daje się
zauważyć czegokolwiek z praktyki życiowej tej nauki.
Podstawowe przykazania miłości, które Chrystus objawiał następującymi słowami, wydają się
nie odpowiadać temu czasowi:
"Będziesz miłował Pana Boga Swego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze
wszystkich sił swoich. To jest najważniejsze i pierwsze przykazanie. Tak samo ważne jak
drugie: Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się
całe prawo wraz z prorokami."126
Bruno Groening był przekonania, iż miłość do Boga i bliźniego daje się również w dzisiejszej
erze urzeczywistnić dla każdego człowieka dobrej woli. Lecz tutaj człowiek musi sobie
również uświadomić, iż miłość, w taki sam sposób jak każda myśl, nie ma źródła w jego
ograniczonej istocie, lecz jest zawsze duchowym darem ze sfer światła. W niewyczerpanej
pełni wypływa ona ze źródła wszelkiego dobra i wszystko zależy od człowieka, aby otworzył
się, przyjął ją i dopuścił do rozwoju w nim samym.
Bruno Groening:
"Bóg posiada wszystko, czego człowiek potrzebuje. Tylko człowiek zapomniał o tym."127
Tak samo jak możliwe jest dla człowieka uzdrowienie ciała i duszy poprzez świadome
połączenie z Bogiem, tak samo rozwija się z tego połączenia od dawna zapomniana
bezinteresowna miłość. Ta sama siła, która oczyszcza ciało i duszę, pomaga człowiekowi
przekształcić wewnętrzne nawrócenie się w czyn, wzbudza ponownie ogień miłości w sercach
ludzkich.
Jak dowiedziałem się z rozmów z kilkoma osobami z obecnego Koła Przyjaciół Bruno
Groeninga, przeżywali oni, że po otwarciu się na "uzdrawiający prąd” - według rady Bruno
Groeninga - wzrastały ich wewnętrzne zdolności do kochania:
"Nie mogę właściwie powiedzieć, że przed poznaniem nauki Bruno Groeninga nie
odczuwałam do ludzi miłości", pisała mi Anja K. z H., "ale ponieważ zajmowałam się
intensywnie pojęciem miłości i szukałam jej, było to dla mnie nie wystarczające, co w tym
sensie, jak to w sobie odczuwałam. Miałam gorące pragnienie, aby móc kochać wszystkich
ludzi, niezależnie od tego, czy byli oni do mnie podobni i czy miałam z nimi jakiś kontakt czy
też nie. Mimo tego, że bardzo się wysilałam, nie udawało mi się to tak, abym była
zadowolona.
Po pewnym czasie po przyjęciu bożej siły podczas mojego pierwszego spotkania we
wspólnocie i po odczuciu jej napływu, opanowała mnie zupełnie zaskakująca dotąd nie znana
miłość do wszystkich tam obecnych ludzi. Ponadto muszę dodać, iż nie znałam tam nikogo, a
więc wszyscy obecni byli mi obcy. Teraz byłam w stanie ich po prostu bez zastrzeżeń gorąco
kochać. Wiedziałam, że spełniło się gorące życzenie mojego serca.
Przeżycie to powtórzyło się później wielokrotnie. Po dłuższym przyjmowaniu tej siły, np.
podczas spotkania wspólnoty, wzrastało to odczucie miłości do nieznanego mi dotąd stopnia.
Przygasało ono co prawda w życiu codziennym, ale ożywiało się znowu po intensywnym
przyjęciu nowej siły."128
"Wcześniej starałem się zawsze, aby czynić dobro, lecz ograniczało się to do prób, musiałem
się do tego prawdziwie zmuszać, czyniłem to nie od serca, lecz z przekonania", relacjonuje
Franz K. (29) z H. "Kiedy otwierałem się coraz bardziej na tę bożą siłę wedługo nauki Bruno
Groeninga, to czułem, że coś zmieniało się we mnie. Ustąpił ciężar, który ciągle leżał na mnie
jak męczący ucisk, niwelował i psuł wszelką radość. Zawsze podczas pobierania
uzdrawiającego prądu odczuwałem mrowienie i ciepło w moim ciele. Było to tak, jak gdyby
jakieś - niewidzialne dla moich zewnętrznych zmysłów - światło napływało do mojej duszy.
Światło to wypełnia często moją duszę głębokim pokojem, odczuwam szczęście i zauważam,
że coraz bardziej jestem zdolny kochać. Odtąd narasta znowu we mnie to upragnione uczucie
miłości, potrafię od serca pomagać innym ludziom i jest dla mnie nawet możliwe, aby
okazywać ludziom miłe uczucia, które wcześniej poddawałbym tylko krytyce. Uczucie to
wzrasta, im bardziej otwieram się tę uzdrawiającą siłę, czasami jest ono jak gdyby ogniem w
sercu. Szczególnie szczęśliwy jestem z faktu, że mogę okazywać miłość nie tylko wobec
mojego bliźniego, lecz mogę również coraz bardziej kochać Boga, mimo iż nie jestem w
stanie Go widzieć. Jestem bardzo wdzięczny Panu Groeningowi, iż mimo wszelkich oporów
miał odwagę, aby dane mu wiedzę przekazać ludziom. Bez niego nie uzyskałbym tego
dostępu do miłości i Boga. Dopiero dzięki jego nauce jestem w stanie realizować cele nauki
Chrystusa w moim życiu."129
Obudzenie bezinteresownej miłości w człowieku jest najwyższą formą uzdrowienia. Kto
może kochać, posiada silną więź duchową między sobą i źródłem wszelkiego dobra, przez co
staje się bardziej wrażliwy na prowadzenie przez Ducha Bożego.
Każda prawdziwa duchowa droga musi prowadzić człowieka do miłości, ponieważ Bóg jest
miłością. Miłość obca jest charakterowi negatywnej mocy, wszędzie tam, gdzie owa siła
rośnie w człowieku, lub społeczności ludzkiej, tam zanika miłość, a tam gdzie rośnie miłość
tam zanika jej wpływ.
Dzięki słowom Bruno Groeninga otwiera się w okresie duchowego zamętu jasna i prosta
droga do pomocy i uzdrowienia. Zależy to wszystko od nas samych, czy uchwycimy tę
pomocną rękę i przeżyjemy tę przekazaną nam prawdę na własnym ciele i we własnym życiu.