Brian Kate Reed Brennan 06 Impreza musi trwać

background image
background image

BrianKate

Imprezamusitrwać

DlaprawdziwychdziewczynzBillings

zwyrazamiwielkiejwdzięczności:

dlaLanie,Sary,Katie,Lynn,Allison,

Emily,Courtney,Liii,Lucille,Kelly,

Carolyn,Sarah,Erin,Lee,Roxy,

orazdlaJosha,Paula,

MattaiBabyV.

Płytko

Śmierć.

Nietakmiałobyć.Znamtylkodwieosoby,którenieżyją,iobiezmarłymłodo.Obiebyły
piękne.Izginęłystraszną,okrutnąśmiercią.

Zmarłyprzezemnie.

Chwila.Moment.Nietak.

Nieprzezemnie.Niemogętakmyśleć.Inaczejzwariuję.Thomaszmarł,boArianabyła
obłąkana.Cheyennezginęła,bocierpiałanazaburzenia.Toniebyłamojawina.Niemoja.

Dlaczegowtakimrazieuparciepowracadomniemyśl,żegdybymnigdynieprzybyłado
EastonAcademy,zarównoThomas,jakiCheyennebylibynadalwśródżywych?
Chodzilibyterazpokampusie.Śmialibysię.Flirtowali.Żyliby.Cheyennewłaśnieto
chciałamipowiedziećwmailu,którymiprzysłałatamtejnocy,kiedyzginęła.

Zapomnijotamtejnotatce.Tymitozrobiiaś.Zniszczyłaśmiżycie.

Nieżyje.Przezemnie.

-Cozadzień-powiedziałaConstanceTalbot,owijającsięciaśniejtweedowym
płaszczem,gdywiatrzdmuchiwałzjejtwarzykosmykirudychwłosów.Zimne
wrześnioweniebobyłoszareizachmurzone;zanosiłosięnadeszcz.Przechodzi-!łyśmy
właśnieprzezdziedziniecnasamymśrodkukampusuEastonAcademy,razemze
współlokatorkami,równieżdziewczętamizBillings.Wsobotębyłydwadzieściacztery
stopnie,ateraz,raptemdwadnipóźniej,niecałetrzynaście.KapryśnąpogodęwNowej
Angliitrzebapolubić!Constancewtuliłapucułowatepoliczkiwkołnierzispojrzałana
brukowanąścieżkęprowadzącądostołówki.Wtakichchwilachzłatwościąmogłamsobie
wyobrazić,jakwyglądaławdzieciństwie.Prześliczna.

Delikatna.Niewinna.

-Cieszęsię,żemójpłaszczdotarłwsobotę-powiedziałaSabinęDuLac.Jejnowy
płaszcz,zbiałegoijasnoniebieskiegobłyszczącegomateriału,zestaromodnymi

background image

kryształowymiguzikami,doskonalepasowałdojejoryginalnegostylu.Ubranietworzyło
atrakcyjnykontrastzjejciemnymiwłosamiizłotawąkarnacją.-WBostoniebyłozimno-
dodała.

Prawda.WweekendSabinęodwiedziłasiostręwBostonie.Zupełniezapomniałamją
spytać,jakbyłoijaksięmajejsio-stra.Alezemnieprzyjaciółka.Będęmusiałapamiętać,
żebypóźniejjąotozagadać.

-Tutajteżbyłmróz.Iskończyłosięnatym,żesporoczasuspędziłyśmypoza
akademikiem-

powiedziałaConstance.-Boatmosferabyłazbytprzygnębiająca?-zapytałam.Przecieżw
sobotęranoznalazłyśmyzwłokiCheyenne.Zaledwiedwadnitemu.Rozumiem,dlaczego
wszyscyomijająszerokimłukiemBillingsHouse.PodobniejakSabine,opuściłam
kampusiwyjechałamnaweekenddoNowegoJorkuzmoimchłopakiem,Joshem
Hollisem.Nie

chciałomisiętuwracać,aleniemiałamwyboru.Billingstomójdom.Tedziewczyny,
ściśniętedookołamniezzimna,towarzyszącemiterazwdrodzenaśniadanie,byłydla
mniejakrodzina.Nadobreinazłe.

-Tak,atmosfera,apozatymwszędziebyłopełnopolicji-powiedziałaTiffany
Goulbourne,sprawdzającustawieniaswojegominiaturowegoaparatufotograficznego.-
PrzeglądalirzeczyCheyenne,robilizdjęciajejpokoju…

-Poco?-zapytałam.Przyjechałamzmiastapóźnownocyijeszczewszystkiegonie
słyszałam.

-Żebypotwierdzić,żetobyłosamobójstwo-odparłaTiffany.Wyglądałanachorą.Wiatr
szarpnąłdotyłupołyjejdługiego,białegopłaszcza,alewydawałosię,żenawettegonie
zauważyła.Byłajednąztychdziewcząt,którepotrafiądoskonalewyglądaćnawet,gdysię
lejeżarznieba,jestmokroalbopadadeszczześniegiem.Wysoka,ohebanowejkarnacji,
zkrótkimiczarnymiwłosamiiwielkimibrązowymioczami;miałakościpoliczkowejak
modelka,alechętniejstawałapodrugiejstronieobiektywu-żadnazdziewczątzBillings
niepotrafiłategozrozumieć.

-Podejrzewam,żepotym,cobyłowzeszłymroku,policjancisąpoprostuostrożni.Chcą
sięupewnić,żewsprawieCheyenneniemażadnychwątpliwości.

-Pytalinasnawetociebie,Reed-powiedziałaAstridChouzeswoimeleganckim
brytyjskimakcentem.Wiatrpostawiłnasztorcjejczarnekrótkiewłosy.-Otwojąkłótnię
zCheyenne.

-Cotakiego?-wykrztusiłam.Sercewaliłomijakmłotem.-Chybaniesądzą,żetoja…

-Nie!Nie!-odpartaAstrid,zpoczątkużywo,późniejpocieszająco.Położyłamidłońna
ramieniuiutkwiławemniespokojnespojrzenieswychciemnychoczu.Astriddołączyła
donaswtymroku,alepoznałamjązeszłegogrudnia,naprzyjęciuświątecznymu
CheyennewLitchfield.Przezjakiśczaswydawałomisię,żeonaiCheyennesą
najlepszymiprzyjaciółka-mi,alewkrótceokazałosię,żemamyzesobąwięcejwspólnego,
niżprzypuszczałam.

PodobniejakjaAstridnietolerowałaszalonychpomysłówCheyennenaotrzęsinyczy

background image

ostracyzmu,jakiemupoddawałanachybiłtrafiłniektóredziewczynyświeżoprzyjętedo
Billings.Czułam,żemogłybyśmysięnaprawdęzaprzyjaźnić.Jakożemiaładośćdziwny,
oryginalnystyliszczere,bezpośredniepoczuciehumoru,obienasuważanowBillingsza
sympatycznewariatki.

-Powiedziałyśmyim,żetobyłazwykłasprzeczkamiędzydziewczynami-wyjaśniła
Tiffany

-Nictakiego.Zdarzasięcojakiśczas.Oczywiściepolicjaniesądzi,żemiałaśztym
cokolwiekwspólnego.

-Poprostumusielinaspopytać-dodałaSabinę.-Takajużichrobota.

Mimożeichargumentybyłycałkowicielogiczne,musiałamnachwilęprzystanąć.Krew
pulsowałamiwskroniach.Tobyłosamobójstwo.Samobójstwo.Miałamnatodowód.Jej
drugilistwmoimkomputerze-nieżebymkonieczniechciałagopokazywać
przyjaciółkomalbopolicji.Iowszem,zdrugiejnotatki,którąCheyennewysłałatylkodo
mnie,wynikało,żetomojawina.Alejajejniezabiłam.Toobłęd.

Mojenajbliższeprzyjaciółkistanęłydookołamnie,czekając,ażotrząsnęsięzszoku.W
tymczasiekilkapozostałychdziewczynzBillingspobiegłonaprzód,chcącsięschronić
przedmrozem.

-Reed,niktnieuważa,żemiałaśztymcokolwiekdoczynienia-powiedziałaConstance.
-

Nieprzejmujsię…

Ztrudemprzełknęłamślinę.-Aleprzecieżpodejrzewali,żeCheyennemogłazostać…To
słowonieprzeszłomiprzezgardło.Nieporazkolejny.Nie.

Tiffanyprzełknęłaślinęizacisnęłapełneusta.

-MożepoprostuchcielisprawdzićjednązmożliwościąNiemogłamsięruszyć.
Morderstwo?

Czyuważali,żeCheyennemogłazostaćzamordowana?Aledlaczego?Comogłoim

podsunąćpomysł,żektośpragnąłjejśmierci?Pozamną,oczywiście.Inasząkłótnią.Ale
toniebyłamojawina.Cheyennepróbowałaukraśćmichłopaka.

Wyraźny,metalicznydźwiękpiłymechanicznejprzeciąłpowietrze.Nadziedzińcu
wszyscyzamarliwbezruchu.Chmaraptakówzleciałazpobliskiegodębu,skrzecząc
szaleńczoistrącającnatrawnikpomarańczoweliście.Sercenaglepodeszłomidogardła.
Zastanawiałamsię,kiedyznówpoczujęsiębezpiecznietutaj,wkampusie.

-Coto,udiabła,było?-spytałaTiffany.Podniosłaaparat,chcącuchwycićlecąceptaki.

Nigdynieprzepuszczałaokazjidozrobieniaciekawegozdjęcia.

PrzyuchylonychdrzwiachdoMitchellHall,głównegobudynkunapółnocodstołówki,
zebrał

sięjużtłumekuczniów.ZnajdowałasiętammiędzyinnymiWielkaSala,kilkapokoi
przeznaczonychdospotkańicmentarzsztuki.Pospieszyłyśmywtamtąstronę.Cokolwiek
działosięwEastonAcademy,dziewczynyzBillingszwyklewiedziałyotympierwsze.

background image

Cotymrazem?

Kilkaosóbprześliznęłosiętylnymidrzwiamiiprzemknęłodoszerokiegokorytarza,
podążajączadźwiękiempiłowania,dudnieniemikrzykami.Jajednakprzystanęłamna
progu.

Tużobokznajdowałysięoknacmentarzasztuki.Świadomośćtejbliskościzmroziłami
krewwżyłach.

JoshiCheyenne.JoshiCheyenne.Joshi…

-Reed?Chodźże!

RoseSakowiczchwyciłamniezarękę,prawiewyrywającmiramięzbarku.Była
niezwyklesilnajaknatakądrobniutkąosóbkę.Choćzdrugiejstronyspędzałamasęczasu
nanowoczesnejsiłowniEastonAcademylubnakorcietenisowym,rywalizujączresztą
drużyny.

Odwróciłamwzrokoddrzwicmentarzaiskupiłamsięnapowiewającychczerwonych
lokachRose,gdyobieszłyśmyzatłumemwzdłużkorytarza.Polewejstroniewidniały
podwójnedrzwidoWielkiejSali.Poprawejznajdowałosięolbrzymie,ośmiokątne
solariumzdużymioknami,którewychodziłynadoskonaleutrzymanyterenEaston
Academy.Wpomieszczeniubyłosporoskórzanychkanap,mahoniowychregałów
pełnychksiążek,roślindoniczkowychiorientalnychdywanów.Miałotobyćmiejsce,
gdziemoglibysięspotykaćuczniowie,alenieumieszczonownimanitelewizora,ani
stołubilardowego,aninicinnego,comogłobysłużyćrozrywce,nieliczącoczywiście
klasykiliteratury.Nigdyniewidziałam,żebyktokolwiektamprzesiadywał.Ażdoteraz.
Wydawałosię,żepołowaszkolnejspołecznościcisnęłasięnaśrodkuSali-wktórej
wszystkiemeblebyłynadalzakryteplastikowymipokrowcami-iwpatrywałasięw
siedmiurobotnikówtłukącychmłotaminiedalekotylnejściany.

-Cosiętudzieje?-zapytałaTiffany,podchodząc,abypstryknąćkilkazdjęć.

-Nicniesłyszałyście?-zakrzyknęłaztyłuMissyThurber.

-Oczym?-spytałam.

Missyrzuciłamiswójwymuszonyuśmieszekizadartanostakwysoko,iżprzezchwilę
byłamprzekonana,żeprzezwielkiedziurkiwnosiewidzęjejmigdałki

-AmberlyCarmichael.Właśnietuidzie-powiedziała,odrzucającnaplecygruby,jasny
warkocz.

-Niemożliwe-powiedziałaConstance.

-Jakimcudemnicotymniewiedziałyśmy?-zapytałaTiffany.

-KimjestAmberlyCarmichael?-chciałamwiedzieć.Wszystkiedziewczynysię
roześmiały,aMissyprzewróciła

oczami,cochybabyłogłównąrozrywkąwjejżyciu.

-AmberlyCarmichael,zCarmichaelówzSeattle-powiedziała.-Dajspokój,Reed,
przecieżnawettypowinnaświedzieć,kimonajest.

Missycmoknęłazdezaprobatą.Zaczynałamsięzastanawiać,cobysięstało,gdybym

background image

wsadziłajejpalcedonosaiporządnienacisnęła.

-OjcemAmberlyjestDustinCarmichael,założycieliprezesCoffeeCarma.Otymchyba
słyszałaś,prawda?-powiedziała,poprawiającnaramieniupasektorebkiodVeryBradley.

-NapewnoznaszCoffeeCarma-zawtórowałajejLornaGross.Zawszepowtarzała
wszystko,comówiłaMissy.Wzeszłymrokuprzezmomentwątpiłamnawet,czyLornaw
ogólemawłasnąosobowość,takbyłazajętapapugowaniemkażdegosłowa,ruchuczy
ubraniaMissy.Ostatniojednakpojawiłsięuniejzaczątekkręgosłupa.Byćmożebyłato
zasługajejnowegonosa,możefaktu,żeudałojejsięposkromićburzęlokównagłowie,a
byćmożetego,żebyłajużdziewczynązBillings-samaniewiem,alecośdodawałojej
pewnościsiebie.Terazprzezchwilęwróciłajednakdodawnego,paskudnegozwyczaju
małpowaniaMissy.

-Oczywiście,żeznam-odparłam.NarogukażdejulicywAmeryceznajdowałosię
CoffeeCarma,nawetwtakiejzapadłejdziurzejakmojerodzinnemiasteczko,Crotonw
staniePensylwania.

-NowięczpoczątkiemrokuDustinCarmichaelwypisałdlaEastonczekzmnóstwemzer.

Zastrzegłtylko,żewkampusiemastanąćCoffeeCarma,więc…-Missyuniosładłoń,
wskazującnarobotnikówpracującychzajejplecami.

-Dobrzewiedzieć,żenaszegodyrektoramożnakupić-mruknęłapodnosemTiffany.

-BędziemymiećCoffeeCarma?-wrzasnęłaViennaClark,chwytajączarękęLondon
Simmons.-OBoziu,acojamówiłamkażdegorankaprzezostatnietrzylata?

-Żedałabyśsiępokroićzamrożonąkawękarmelowązdużąpianką-odpowiedziała
radośnieLondon,potrząsającnatapirowanąbrązowączupryną.WzięłysięzViennaza
ręceizaczęłypodskakiwać,wydajączsiebiedzikiepiski.

LondonSimmonsiViennaClarkbyłynajwiększymiimprezowiczkamiwBillings,ado
tegowszystkorobiłyrazem-wspólniepodróżowały,razemchodziłyrobićpasemkaido
salonupięknościnazabiegiowijaniaciałaglonami,nadepilacjębrazylijskimwoskiem
czynaregulacjębrwi.Obiebyłydrobnejbudowy,choćzimponującymbiustem.Lubiły
ubieraćsięwkusespódniczkiirównieskąpebluzeczki.Viennabyłatrochę
inteligentniejsza,aLondonniecobardziejhumorzasta,alepozatymbyływłaściwiejak
bliźniaczki.PapużkiNierozłączkibyłynieszkodliwe,anawetcałkiemzabawne,alekiedy
terazpatrzyłamnanieinapozostałedziewczyny,zrobiłomisięniedobrze.Wszystkie
byłypodniecone,zaciekawioneirozpromienione-czyżadnaznichniepamiętałajuż,co
sięwydarzyłowweekend?Czysamobójstwokoleżankizklasymożnabyłousunąćwcień
obietnicąprzecenionych,choćlegalnychstymulantów?

-Niemogęuwierzyć,żejużsięwzięlidopracy-powiedziałam.-Niemoglibyzaczekać
choćtydzień?Samaniewiem,aleczyniepowinniśmywszyscybyćwżałobie?

NierozłączkiprzeztrzylatabyływgrupierazemzCheyenne.Niemogłamuwierzyć,żeto
jamusiałamimotymprzypominać.

LondoniViennaprzestałypodskakiwaćinaglewydałysięskruszone.

-Maszrację-powiedziałaLondon.-AleCheyennebysiętobardzopodobało.Uwielbiała

background image

CoffeeCarma.

-AjakjużmówimyoJejZamożności…-mruknęłapodnosemMissy.

Wszystkienaglesięodwróciłyśmy.Zbliżałasiędonaschochlikowatadziewczynaz
rozpuszczonymijasnymilokami,wobstawiedwóchprzyjaciółekwyglądającychjak
klony.

Byłaubranajakspodigły,jaktomawiałaKiranHayeswzeszłymroku,kiedy
krytykowałanaszeciuchy.Kirannieznosiła,kiedyubraniebyłoprzesadniedopracowanei
wstupro-centachprzemyślane;jeśliktórakolwiekznaspopełniłatengrzechprzeciw
dobremugustowi,byłaodsyłanadoswojegopokojuzpoleceniem,bysięprzebrać.
UbranieAmberlybyłostaranniedobrane-począwszyodczarno-biało-czerwonej
plisowanejspódnicy,poprzezszarypodkoszulek,naczarnymsweterkukończąc.
CzerwonatorbaodMarcaJacobsabyławtymsamymodcieniucoczapkazdaszkiem,
zawadiackonasuniętanaczubekgłowy.Szkarłatneobcasystukałynamarmurowej
posadzce,gdyAmberlypodeszładomnieiuśmiechnęłasię.

-Cześć,Reed!

Jakbymnieznała.Jakbyśmybyłystarymiprzyjaciółkami.-Cześć…Amberly?-

odpowiedziałamniepewnie.

-Czytoniewspaniale?CoffeeCarmawkampusieEas-tonAcademy!

-Taaak.Fantastycznie.Dlaczegomówiłatodomnie?

-Proszę,todlaciebie.Ojciecpowiedział,żemogękilkarozdać,aletylkowybranym
przyjaciółkom.-Amberlypochyliłasięwmojąstronęizniżyłagłos,wyjmującprzytym
małąplastikowąkartęzbladymispiralnymiwzorkami.

-Dzięki.Cotojest?-zapytałam,przesuwającpalcamipoobłymkonturzekarty.

-ToCarmaKarta!-odpartanajwyraźniejzaskoczona,żetodlamnienowość.-Jak
pokażesztomaleństwo,maszzadarmokawędokońcażycia!

DziewczynyzBillingszaczęłycośszemrać.Zpewnościązastanawiałysię,dlaczegoto
mnie,anieimprzypadłwzaszczycieświętyGraalwpostaciplastikowejkarty.Samanie
wiedziałam,dlaczegowłaśnienamniepadło,alekonieckońcówposłałamtejmałej
dziwacznejosóbcewymuszonyuśmiech.

-Wow.Dzięki.

Czekałam,żebyAmberlyjużsobieposzła,aleonanieruszałasięzmiejsca.

-No.WidziałaśostatnioNoelle?-zapytała.-Słyszałam,żewkońcuzabralijejkuratora.

Zamarłam.Mojeprzyjaciółkinaglezamilkły.Tak,widziałamNoelledwadnitemu,
wieczoremwmieście.Samospotkaniezresztąniezwyklemniezaskoczyło.
Zastanawiałamsię,coteżNoelleterazplanuje.Ciekawiłomnie,czymogłasięskądś
dowiedzieć,żebyłamwkontakciemailowymzDashemMcCafferty,który-jak
usłyszałamkuwłasnejuciesze-niebytjużjejchłopakiem.Niepodzieliłasięjednakze
mnąszczegółamitegorozstania;niepowiedziałaminawet,czystało

siętoniedawno,czybyćmożejużwzeszłymroku,kiedytoaresztowanojązarolę,jaką

background image

odegraławmorderstwieThomasaPearsona.Całatasprawaprezentowałasięnieco
surreali-stycznie-zjednejstronybyłaekscytująca,zdrugiejzaśwprowadzałapotworny
zamęt.NieopowiedziałamjeszczeotymdziewczynomzBillingsiniebyłampewna,czy
chcętozrobić,ponieważznającje,byłamprzekonana,żechciałybywyciągnąćzemnie
każdyszczegół.

Pytałyby,jakieNoellemiałabuty,ileterazważy-przytakimprzesłuchaniunapewno
bymsięwkońcupopłakała.DlaczegowięcobcadziewczynapytamnieterazoNoelle?

-Eeeem,nie-skłamałam.-Niewidziałamjej.

-Nocóż,jeślijązobaczysz,przekażjejpozdrowieniaodAmberly-powiedziałaz
uśmiechem.-Naszerodzinyoddawnasięprzyjaźnią-dodała,dotykającczubkami
palcówmojegoramienia.

Naglezrobiłomisiętakgorąco,żeplastikowakarta,którąnadalściskałamwręku,omało
niestopiłasięwmojejdłoni.TodlategoAmberlymniepierwszejdałatękartę.Wiedziała,
żeprzyjaźnięsięzwszechmocnąNoelleLange.

-No,dobra-odparłampodejrzliwie.-Jeszczerazdziękizaprezenty

-Całaprzyjemnośćpomojejstronie,-Amberlyuśmiechnęłasięjeszczeszerzej,ukazując
rządnieskazitelniebiałych,równychzębów.-Dozobaczenia!

Zatrzepotałapalcamiiodeszła,delikatniekołyszącbiodramipodplisowanąspódnicą.Jej
przyjaciółki,któreprzezcałyczasnieodezwałysięanisłoweminiezmieniływyrazu
twarzy,wpośpiechupobiegłytużzanią.

-Cotomiałobyć?-MissybezbłędniewyczułamomentkiedyAmberlysięoddaliła.

-Niemampojęcia-odpowiedziałam.

-NaprawdęniemiałaśżadnychwieściodNoelle?^zapytałaRose.-Nicanic?

-Wiecieco,umieramzgłodu-odparłamszybciutko.-Chodźmyjużnaśniadanie.

OdwróciłamsięwstronędrzwiiujrzałamprzedsobączerwonątwarzCage’aCoolidge’a.

Biegł,jakbymuktośportkipodpalił.Włosy,którezwyklestaranniestawiałnażelu,teraz
bezlitośnierozwiałwiatr,przyklejającmupołowęznichdoczoła.Miałnasobiemodne
dżinsy,jeszczemodniejszeadidasyigrubyszarysweterpodkreślającyjegoszerokie
ramionaiłagodnykontursylwetki.Byłbyzniegocałkiemniezłygość,gdybynieto,że
mapaskudnycharakter.

-No,jesteśmyudupieni-powiedział,zaciskającszczęki.Teraz,kiedysięzbliżył,uderzył

mniemocnyzapachjegopłynupogoleniu.Musiałamcofnąćsięokrok,żebysięnie
udusić.

-Cojest?-zapytałaSabinę,podchodzącdonas.KochałasięwGage’uodpoczątkuroku,
niepotrafiłamtegozrozumiećanijejtegowyperswadować,choćbardzosięstarałam.

-DostałemwłaśnieSMS-aodkumplazChapin.-Gageotworzyłklapkętelefonuna
potwierdzenieswoichsłów.-OjciecCheyenneodwołałDziedzictwo!

Wszyscyjaknakomendęgłośnonabraliśmypowietrzawpłuca.Zupełniejakgdybyw

background image

pobliżuwłaśnieeksplodowałabomba.

-Cotakiego?!-krzyknęłaPortiaAhronian.WyrwałaGage’owitelefonzrękiiwbiłasię
weńwzrokiem,przyciskającdopiersidrugądłońznieskazitelnymmanikiurem.Jejdłoń
spoczęłapodkolekcjązłotychnaszyjników,którePortiaobowiązkowonosiładokażdego
ciucha.Złotyblaskuwydatniałjejoliwkowąkarnacjęiciemnewłosy,alemoimzdaniem
mogłabyzdjąćchoćjedenczydwałańcuchy.

-Czekaj.JakimcudemojciecCheyennemożeodwołaćDziedzictwo?-zapytałam.

Wiedziałamprzecież,żeDziedzictwojestcorocznymbalem,któregotradycjasięgaza-
mierzchłejprzeszłości.Wszystkieszkołyzewschodniegowybrzeżabraływnimudział;
nazeszłorocznymbaluprzyParkAvenuepojawiłysiętysiąceosób.Zapraszanowyłącznie
uczniów,którychrodziceidziadkowierównieżuczęszczalidoprywatnychszkół.Chcąc
otrzymaćdodatkowepunkty,należałowykazaćsięjeszczestarszymiprzodkami.Zdaniem
WaltaWhittakera,zktórymbyłamnabaluzeszłejjesieni(potrzebowałamgo,abymnie
wprowadził,bowmojejrodzinieniktprzedemnąnieprzekroczyłproguprywatnej
uczelni),balodlaturządzatasamarodzina.

-Dreskinowiewkońcuzrezygnowali-wyjaśniłaRose.-Powiedzieli,żedłużejniedadzą
radydźwigaćciężaruubezpieczeniaododpowiedzialnościcywilnej,więcCheyenne
ubłagałaswojegoojca,byichzastąpiłjakogospodarzbalu.Tenpomysłbyłjejoczkiemw
głowie,aojciecnigdyjejniczegonieodmawiał,więc…

-Dlaczegonamniepowiedziała?-zapytałaTiffany.

-Chciała,żebytobyłaniespodzianka.Tylkorazprzyznałamisię,żepoczynionojuż
pewneprzygotowania.Niepotrafiładłużejutrzymaćtegowtajemnicy-odparłaRose.-
BalmiałsięodbyćwdomuwLitchfield.

WzeszłymrokuRoseiCheyennedzieliłypokójwBillings,niktwięcniebyłzCheyenne
bliżejniżwłaśnieRose.PrzezwzglądnatęprzyjaźńRoseciężkobyłotrzymaćmoją
stronępodczasniedawnegozamieszaniazotrzęsinami.Wiedziałamotym.

-Aterazjesteśmykompletnieudupieni-powiedziałCage,odbierającPortiitelefon.-
Boże,Cheyennewiedziała,żetojejojciecorganizujetęimprezę.Niemogłachociaż
poczekaćdotegocholernegolistopada,skorojużmusiałazesobąskończyć?

Naglepoczułam,jakbypiłamechanicznazwściekłymzgrzytemkrajałamimózg.-Cośty
powiedział?

Cagespojrzałnamnie,wytrzeszczającoczyiudającniewiniątko.

-Co?Przecieżtaktylkogadam.

-Jesteśchory,wiesz?-odcięłamsię.-Wszyscyjesteścieporąbani!Cheyennenieżyje,na
miłośćboską!Awymyślicietylkookawiarniachibalach,ludzie,cosięzwamidzieje?

Niktminieodpowiedział.Tiffanyschowałasięzaobiektywemaparatu,nadalpstrykając
zdjęciapracującymrobotnikom.PoliczkiConstancezaróżowiłysię.Portiabawiłasięna-
szyjnikami.jSabinekręciłaszklanymiguzikamiodpłaszcza,aRosewyglądała,jakby
miałasięladachwilarozpłakać.LondoniViennazaniepokojonespoglądałynasiebie,jak
gdybymtojaczymśsięskompromitowała.Świetnie.Skoromojetowarzystwostałosię

background image

dlawszystkichżenujące,niechsiębawiąsami.Itakniemogłabymichścierpieć.

Biednemałebogatedziewczynki

MszażałobnazaCheyennemiałasięodbyćwsobotę.JejojciecdzwoniłdoRosei
przekazał

tęinformację,którąonazkoleizapisałanażółtymarkuszuizostawiłanastolikuwpokoju
dziennym.Kartkęopartaowazonześwieżymikwiatami,którysprzątaczkizmieniały
każdegotygodnia.Notatkarzucałasięwoczyniczymwieśćonadchodzącejzagładzie.
Terazwięcnietylkounikałyśmywędróweknakonieckorytarza,gdzieznajdowałsię
pokójCheyenne,aleprzestałyśmyrównieżwchodzićdopokojudziennego.Jakibyłefekt?

DziewczynyzBillingsspędzaływbibliotecewięcejczasuniżzwykleotejpotoeroku.

Naglepoczułam,żeniemogęsiędoczekajotwarciaCoffeeCarma.Wtedyprzynajmniej
będziegdziesięspotkać.

-Dlaczegomusimysięuczyćanalizymatematycznej?-szepnęłaSabinęweśrodę
wieczorem,opadającnakrzesło.Naszapiętnastkazebrałasięprzypodłużnymstole,który
zajmował

większączęśćprzejściamiędzydziałamifilozofiiireligii.Honorowemiejsceuszczytu
stołuzostawiłyśmypuste.StałotamkrzesłoCheyenne.Mimowolniecałyczassięwnie
wpatrywałam.-Toniepowinienbyćprzedmiotobowiązkowy.

Jestcałkowicienieistotny,chybażechcesięstudiowaćmedycynę.

-Uwielbiamanalizę-odparłam,cieszącsię,żecośodrywamojąuwagęodpustego
krzesła.

Zaczerpnęłamdopłucbibliotecznegopowietrza,pozwalając,byzapachstarychksiążek
przepełniłmojezmysły,zawszeznajdowałamwnimcośkojącego.

Portiaopuściładłoń,ajejzłotyzegarekstuknąłwdrewnianystół.

-AleżtyPJP!-powiedziała,unoszącswegęstewłosydogóry,nadramiona.-Niktnie
lubianalizy.

-PJP?-zapytałam,patrzącnaRose.Portianieznosiła,gdyproszonojąo
rozszyfrowywaniejejskrótów.Byćmożegdybydałanamsłownikahroniańsko-angielski,
dałybyśmyradędotrzymaćjejkroku.

-Nowiesz,gadasz…jakpotłuczona-szepnęłaRose,rumieniącsię.

-Ahaa-Rosenigdynieużywałabrzydkichsłów,chybaże|niebyłoinnegowyjścia.

-Takczyowak,Cheyennelubiłaanalizę-powiedziałaRose.-Wogólelubiła
matematykę.

Podobałojejsię,żejestwniejcośniesubiektywnego.

ImięCheyennestałosięostatniosłowemkluczem!którekończyłokażdąrozmowę.
Równieżitymrazemwszystkiezamilkłyśmy,wszystkiepozaLondoniVienna,które
siedziałynaprzeciwkosiebienadrugimkońcustołu.Wzupełnejciszyichgłosyniosłysię
jakkrzykinadwodą.

background image

-Wiem,wiem!Twojakieckawymiata.Dobani,żeniebędzieszmiałaokazjijejwłożyć-

mówiłaVienna.

-Nowłaśnie,pocowogólejechałyśmypodczaswakacjidoMediolanu,jeśliDziedzictwo
mabyćodwołane!-jęknęła

London,splatającręcenapiersiach.-Dwatygodnieuganianiasiępobutikachwtakim
upaleiwszystkonanic!

-Nocóż,przynajmniejspotkałaśFabrizia-przypomniałajejVienna,unoszącdoskonale
wydepilowanebrwi.

-Ach,Fabrizio…-powiedziałyobie,zrozmarzeniemspoglądającgdzieśwdal.

-Cozwami?-zapytałamostro,amójwzrokznówzatrzymałsięnakrześleCheyenne.

KikiThorpewyjęłazuszumaleńkiesłuchawki,którezawszenosiła,iwyprostowałasię.

Ciężkimiczarnymibutamitupałapopodłodze.Jejbłękitneoczyspoglądałyzachłannieto
naNierozłączki,tonamnie.Całyczasrobiłaprzytymbalonyzgumydożucia.
Najwyraźniejwyczuwaławiszącynadnamikonflikt.

-Będzieciesiębić?-zapytałazciekawością.

-Nie-odparłam.-Niebędziemy.

Kikiwestchnęłarozczarowana,poczymznówsięwyprostowała.Rozczochrałaswoją
różowągrzywkętak,żejejwłosysterczałyprawiepodkątemprostym.Gdynanie
spoglądała,małoniedostałazeza.

-Totylko…czywłaśnieotymrozmawiałyście?-SabinezwróciłasiędoNierozłączek,
stająctymsamympomojejstronie.

LondoniViennaspojrzałynanaszlekkimniesmakiem.Viennaprzewróciłaoczamii
powiedziała:

-Nieróbcieznaspotworów,dobra?-Doskonaleopiłowa-nympaznokciemprzytrzymała
stronęwotwartejksiążce,którejtaknaprawdęwcalenieczytała.-Dobrzewiecie,że
chcia-

łybyście,abyDziedzictwojednaksięodbyło,mimotego…cosięprzydarzyłoCheyenne.
Myjesteśmynatyleodważne,żebypowiedziećtogłośno.

Każdazdziewczynprzystoleposzukałakogośwzrokiem.PozaSabineiConstance,oczy
każdejwyrażałypełnepoczuciawinypotwierdzenietego,oczymmówiłaVienna.Nawet
oczyRose,którawydawałasiębardziejzałamanaśmierciąCheyenneniżktokolwiekinny.

-ByćmożepowinnyśmyporozmawiaćotymzpanemMartinem.Możezmieniłbyzdanie,
widząc,jakwieleDziedzictwoznaczydlaprzyjaciółCheyenne-zaproponowałaVienna.

-Niesądzę-odparłam.

Wyobraziłamsobietęsytuację:ojciecCheyennesiedzisamotniewbiurze,próbując
wybraćtrumnędlawłasnegodziecka.Nagledzwonitelefon.OdzywasięVienna,błagając,
byjednakurządziłdlanasimprezę,boprzecieżCheyennebysiętospodobało.Facet
prawdopodobnieprzyjechałbydoEastoniwłasnoręczniejąudusił.Jegocórkaodebrała

background image

sobieżycie.Zakażdymrazem,kiedyotympomyślałam,bolałomnieserce,adooczu
napływałyłzy.Niepotrafiłamsobiewyobrazić,coczujeojciecCheyenne.

-Czemunie?Wartochociażspróbować-powiedziałaPortia.-Zaplanowałamweekendz
Hamiltonem,aterazonzaczynacośopowiadaćooszczędzaniulojalki.

-Lojalki?-zdziwiłamsię.

-Punktówzprogramulojalnościowegodlaklientówliniilotniczych-wyjaśniłaTiffany.

Odłożyłaaparatiwyjęłaskórzanyalbumpełenjejostatnichodbitek.

Fajnychłopak.Bardziejinteresujesiętobączydarmowymilotaminapanienkiićpanie?

Byćmożeporaprzemyślećtenzwiązek.Poraprzem,jakpowiedziałabywskróciePortia.

-Naprawdęuważam,żepowinnyśmyspróbowaćzadzwonićdopanaMartina.Może
nawetucieszysię,mającokazjęchoćtrochęsięoderwaćodsmutnychmyśli-znadzieją
powiedziałaLondon.-Wiecie,przestałbynachwilęmyślećotym,cosięstało.

-Niesądzę,żebyjednamałaimprezkapozwoliłamuzapomnieć,żejegojedynacórkanie
żyje-odparłamstanowczo.Doprawdy,ludzie!

-Toniejestjakaśmałaimprezka,Reed.MówimyoDziedzictwie-przypomniałaPortia.-

Wiesz,toodrobinęwiększeprzyjęcieniż,naprzykład,Boże-N.

Taktowłaśniepowiedziała.Boże-N.Nawetniechciałomisięjejodpowiadać.

-Amożektośinnymógłbytozorganizować.Tiff,możetwójojciec?Tassosprzecież
zawszejestwnastrojunaprzyjęcie,prawda?-zaproponowałaLondon.

Tiffanyzachichotała.

-Noproszę,mójojciecmajużagenta.

OjciecTiffany,zwanypoprostuTassos,byłmiędzynarodowejsławyfotografem!Płacono
mukrociezasfotografowaniekażdego,odksięciaWilliamadopsówBritneySpears.
Nigdyniepoznałamgoosobiście,alebyłjednymzniewieluojcówuczennicEaston,
którzydzwonilidocórekprzynajmniejrazwtygodniuizakażdymrazemrozmawializ
nimipoparęgodzin.

WiększośćdziewczynzBillings,którychtatusiowiebylizbytzajęci,bypamiętać,iż
zdarzyłoimsiękiedyśspłodzićdziecko,zazdrościłaTifffanynietylkoświatowejsławy
Tassosaijejwielusławnychznajomych,aleprzedewszystkimsilnejwięziłączącejojcai
córkę.

Oczywiściejateżrozmawiałamztatąrazwtygodniu,alejakożemojarodzinawywodzi
sięzklasyśredniej,zPensylwanii,nikogotospecjalnieniedziwiło.Takjakbymoja
rodzinabyłazdefinicjinormalna.Gdybyjednakktokolwiekwiedział,jakjestnaprawdę…
Toznaczy,ostatniomojarodzinanaprawdęstałasięnormalniejsza,odkądmamasięnieco
pozbierałaiprzestałasięfaszerowaćśrodkamiprzeciwbólowymi.Aleroktemuotej
samejporze?KlanBrenna-nówbyłwówczaswstrasznymdole…

-Notojak?-zapytałaPortia.

-Przykromi,dziewczynyalenaszdomwmieścieniejestwystarczającoduży,domwSag

background image

Harborjestwtejchwiliwremoncie,ajakośniewydajemisię,żebykomukolwiekchciało
sięleciećdoMiamialbonaKretę-odparłaTiffany,kartkującalbum.

-JapolecęnaKretę!-oznajmiłaVienna.Kilkainnychdziewczynjejprzytaknęło.

-Słuchajcie,wtymrokuniebędzieDziedzictwa,jasne?Przyzwyczajciesiędotejmyśli-

powiedziałam.Podniosłamołówekiwróciłamdozadania,mającnadzieję,żemojesłowa
zakończątędyskusję.

-Jesteśzła,boitakbyśniemogłapójść-odezwałasięMissy,rzucającmijednoze
swoichdrwiącychspojrzeń.

Miała,rzeczjasna,rację.Wzeszłymrokuposzłamtylkodlatego,żezaprosiłmnieWalt
Whittaker,oczywiściezanimzacząłspotykaćsięzConstance.Joshraczejniepodnosił

mojegostatusu,więcnawetjeśliDziedzictwowtymrokubysięodbytoitakspędziłabym
tęnocprzedtelewizoremwpokojudziennym,oglądającpowtórkiserialuPodkomisarz
BrendoJohnson

-Chwileczkę,toznaczy;żetyjednakmożesziść?-zapytałamMissy~Wzeszłymroku
cięniebyło.

-Miałamcoślepszegodoroboty-odparłaMissy,odwracającwzrok.

-Proszęciężarnazabroniłaciwychodzić,dopókinieskończyszszesnastulat-wypaliła
Lorna.Wszystkiesięroześmiałyśmy,aLorniedostałosięzabójczespojrzenie,poktórym
schowałasięzazeszytemdochemii.

-Toniedoprzyjęcia-powiedziałaPortia.-Cheyennebardzoszanowałatradycję,a
Dziedzictwobyłojednązjejulubionychnocywroku.Gdybyjeodwołanozjejpowodu,
straszniebysięwkurzyła.JeśliDziedzictwaniebędzie,totakjakbyśmyzbezcześciłyjej
pamięć.

Poważnie?Cośwtymbyło.Cheyennebyłabywściekła,gdybywiedziała,żeuświęcona
tradycja,takajakDziedzictwo,zostałazarzuconazjejpowodu.

NaglegdzieśwpobliżurozległsięgłośnyśmiechiuszczytustołupojawiłasięIvySlade.

Kruczoczarnewłosyupięłaztyłu,odsłaniająctwarzoostrychrysachidługiesrebrne
kolczykizpaciorkami.Wzwiewnejsukienceprzypominającejtunikęwyglądała
zdecydowaniezbyteleganckojaknawizytęwbibliotece.NawetdziewczynyzBillings
wiedziały,żedonaukinależyubraćsięniecoinaczej.

-Jesteścieniemożliwe-powiedziała.-Biednemałebogatedziewczynkiniepójdąnabal?

Uuu,jakietożałosne.Jednazwaszychnajlepszychprzyjaciółekdopierocosięzabiła,a
wypotraficierozmawiaćtylkootakichbzdurach?

-Zamknijsię,Ivy-odcięłasięPortia.-NawetnielubiłaśCheyenne.

Ivyspojrzałananiąztakązłością,żeczekałamtylko,ażzłotynaszyjnikPortiizacznie
zieleniećignić.PotemjednakIvywyprostowałasię,anajejbladejtwarzypojawiłsię
szyderczyuśmieszek.

-Maszrację.Nielubiłam.-PołożyładłonienaoparciukrzesłaCheyenne.-Icowtakim

background image

raziewynikaztego,żebardziejprzejęłamsięjejśmierciąniżwy?Omiotłanaswzrokiem
pełnymmilczącejkrytyki,poczymodwróciłasięiodeszła.Znówwpatrzyłamsięwpuste
krzesło.

Byłomistrasznieciężkonasercu.NieznosiłamIvySladeodnaszejpierwszejrozmowy,
alewtejchwilitrudnomibyłosięzniąniezgodzić.

Balmusitrwać

OdpoczątkurokuszkolnywychowawcazKetlarHall,panCross,wkażdypiątkowy
wieczóropuszczałkampusnatrzygodzinyznieznanegonikomupowodu(spotkaniaw
klubieanonimowychalkoholików?namiętnyromans?wieczórkara-okewLegowisku
Dzika?).W

tymczasiezostawiałbezopiekiinternat,wktórymmieszkalinajbardziejpożądani
chłopcy.

ChłopcyzKetlarniedawnopotwierdzili,żeówzwyczajwychowawcynieulegazmianie,
informacjatabyłazatemniezwykleużyteczna.Piątkowywieczórmożnabyłowięc
porównaćdowielkiejwyprzedażyuMarcaJacobsa,odbywającejsięwyjątkowow
internaciechłopcówzestarszychklas.Zkażdegozakątkakampususchodziłysiętam
dziewczęta,chichoczącitrajkoczączemocji,astukotichobcasówzaczterystadolarów
słychaćbyłowcałymhallu.

Byłamoczywiściejednąztychdziewczyn,ztąróżnicą,żeniechichrałamsięaninie
paplałam,amojeadidasytylkocichoskrzypiały.Joshleżałakuratusiebiena
niepościelonymłóżku.Ścianęwswojejczęścipokojuwytapetowałwłasnymiobrazami,
natomiastwczęściTreyaPrescottawisiałyplakaty

stawnychpiłkarzyeuropejskich.JasneloczkiJoshawyglądałyniesfornieikusząco,jak
zwyklezresztą.Miałnasobiepomiętedżinsyibiałypodkoszulekzdługimirękawami,
którynietylkouwydatniałjegoklatkępiersiową,aletakżeznakomiciepodkreślałresztki
wakacyjnejopalenizny.Treytaktownieopuściłpokój,jakożeniemiałobecnie
dziewczyny,zktórąmógłbysiępoprzytulać.Joshijapróbowaliśmywłaśnieustalić
powód,dlaktóregosiętutajznaleźliśmy,alebyłamzbytrozkojarzona,żebysięna
czymkolwiekskupić.Wyglądałonato,żeJoshczujesiępodobnie.Popiętnastuminutach
przytulaneknałóżkuobojeusiedliśmyiwestchnęliśmyzrezygnacją.Oparłamsięo
ścianę.Joshoparłsięozagłówek.

Posłaliśmysobieprzepraszająceuśmiechyikażdespojrzałowinnąstronę.

Toobłęd.Siedziałamwpokojuznajprzystojniejszymfacetemwcałymkampusie,z
facetem,którybyłwemniezakochany,cowidziałamwjegopięknychoczachzakażdym
razem,gdynamniespojrzał-amyślałamwyłącznieomailuodCheyenne.Io
Dziedzictwie.IoNoelle.IoDashu.

Co,udiabła,chciałamipowiedziećNoelle,rzucając:„Wszystkodziejesięzjakiegoś
powodu”?Czytozbiegokoliczności,żeDashnapisałmidokładnietesamesłowaw
ostatnimmailu?Czyobojechcieliprzekazaćmicośkonkretnego?AmożeNoelle
dowiedziałasię,żepotajemniekorespondujęzjejbyłymchłopakiem?

Naglezaczęłamsiępocić.Podniosłamręcedogóryiodgarnęłamztwarzywłosy.Nie

background image

mogłammyślećosensietychsłów.Nieteraz,kiedynogiJoshaspoczywałynamoich,a
jegopoplamionefarbąpalcedelikatnieszarpałypasekmoichbojówek.

-Hej,wszystkowporządku?-Tak.jasne.Aco?

-Wyglądasz,jakbyśnadczymśrozmyślała-opowiedziałJosh,sięgającdłonią,byzałożyć
mikosmykwłosówzaucho.-Oczymmyślisz?

Och,myślętylkoomojejpotajemnejkorespondencjizDashemMcCafferty.Iotym,że
zdradziłamwtensposóbnietylkociebie,aleiNoelle,bonawetjeślioniniesąjużrazem,
toNoelleprawdopodobnienadalsądzi,iżDashnależydoniej.Iotym,żejeślisięotym
dowie,wnastępnymsemestrzezpewnościąskopiemityłek.

Nie.Niejeśli.Kiedy.Kiedysięotymdowie.Bokogojawłaściwiechcęoszukać?
MówimyoNoelleLange.Niezdziwiłabymsię,gdybysięokazało,żeNoellemanawet
tajnedojściadocholernegoPentagonu,Zawszeowszystkimwie.

MyślęrównieżoCheyenneiotym,żemniezniązdradziłeś.!żenazwałamjądziwką,a
dotegodorzuciłamjeszczeparęinnychinwektyw.Iżepotymwszystkimonaodebrała
sobieżycie,amnieobarczyłazatowiną.

Sercemisięścisnęło,aoczyzaszłyłzami.OdwróciłamgłowęodJosha,chcącsię
uspokoić.

-Reed?

-Przepraszam,myślałamoDziedzictwie-powiedziałam,uznając,żetobędzie

najbezpieczniejszytemat.Wzięłamgłębokioddechispojrzałamprzedsiebie.Jeszczenie
byłamgotowa,bypokazaćJoshowitwarz,najprawdopodobniejwciążzaczerwienioną.

Nastąpiładługachwilaciszy.Zbytdługa.NastępnieJoshpodwinąłnogi,usiadłpoturecku
iprzeczesałdłońmiswojekręconewłosy-wszystkieoczywiściezarazwróciłynamiejsce.
W

tejchwiliwogólemnieniedotykał.O,złainterpretacjowydarzeń,tweimiębrzmiReed!

-ODziedzictwie?-zapytałtonempełnymnagany,wykrzywiającustawpełnymniesmaku
grymasie.Jakbysamobrzmienietychsłówwydawałomusięgorzkie.

-Tak.Wszystkiemojeprzyjaciółkirozmawiajątylkootym-odparłam.-Nieja,ale
wszystkieinne.Sązałamane,żebalodwołano.

-Dlaczegomnietoniedziwi?-odpowiedziałkpiącoJosh.

Wtymmomencieinstynktownieprzyjęłampostawęobronną,choćwgłębiduszysięz
nimzgadzałam.KiedyrozmowyschodziłynadziewczynyzBillings,zawszetak
reagowałam.

Możeciemnienazwaćadwokatemdiabła.

-Wiem,maszrację.-Spojrzałammuwoczy.-Aledlaniektórychdziewczynto

najważniejszewydarzeniewroku.

WażniejszeniżświętaBożego-N.

background image

-Tojużsamowsobiejestsmutne-powiedziałJosh.Poderwałsięipodszedłdosztalugi
stojącejustópłóżka.Zacząłgwałtownieprzekładaćsłoiczkizfarbąizaschniętepędzle.-
JakonemogąmyślećoimprezowaniuipopijawachwchwilępośmierciCheyenne?

-Cóż…Niektórzywtensposóbpróbująuciecprzedtąświadomością,prawda?-
zapytałamfrywolnie.

-Taaak.Świetnysposóbradzeniasobiezproblemami-odparłJosh,równiefrywolnie.

-Niemówię,żejatakrobię,alepróbujęzrozumieć,conimikieruje-odrobinę
podniosłamgłos,jednocześnieprzesuwającsięnakrawędźłóżka.-Taksamobyłow
zeszłymroku,kiedyumarłThomas,pamiętasz?Wszyscychcielitylkoznaleźćsposóbna
oderwaniemyśliodtego,cosięstało.

-Tak.BrońBoże,żebyktośwtejszkolemiałsobienaprawdęzczymśporadzić-odciął
sięJosh.-Dlaczegozawszewciemnobronisztychludzi?

-Dlaczegotaktrudnocizrozumieć,żeciludzietomojeprzyjaciółki?-odbiłampiłeczkę.

KochałamJosha,alezawszeirytowałamniejegoniechęćdodziewczynzBillings.Choć
wjegoprzypadkurozumiałam,skądsiętobierze,tojednakniemusiałzakładać,żemoje
przyjaciółkiwieczniezachowująsiętakokropnieiprzewidywalnie.Denerwowałomnie
również,żewrzucałjewszystkiedojednegoworka,jakbytakiedobreosoby,jak
Constance,Sabinę,TiffanyiRose,byłyrówniewredne,jakwzeszłymrokuwrednabyła
ArianaOsgood.Byćmożeichpriorytetyniezawszepokrywałysięznaszymi,alenie
oznaczałoto,żetedziewczynysązgruntuzłe.Miaływsobiewieledobrychcech,aJosh
uparcieniechciałtegodostrzec.

Apozatymbyłymoimiprzyjaciółkami.Wkażdymraziewiększośćznich.Miałamjużpo
dziurkiwnosietego,żenakażdymkrokujeatakuje.

Joshwestchnąłispojrzałwdół,naswojebosestopy.Obiemadłońmichwyciłkilkapędzli.

-Przepraszam.Niechodziociebie…Tylko…Pomyśl,jakczułabysięCheyenne.Jak
czułabysię,wiedząc,oczymjejprzyjaciółkirozmawiajązaledwieczterydnipojej
śmierci?

ZabolałomniejegowspółczuciedlaCheyenne.Wiem,żetodrobiazg,aleniecałedwa
tygodnietemunacmentarzyskusztukizastałamichwniedwuznacznejsytuacji,abyłto
dzień,kiedyJoshijaporazpierwszypowiedzieliśmysobie„kochamcię”.Okazałosię
później,żeCheyennedosypałaJoshowijakiegośnarkotyku,żebywprowadzićgow
nastrój,jeślimożnataktookreślić.Wybaczyłammu.ApozatymCheyennedziśjużz
naminiebyło.Alemimowszystkonieudałomisięwymazaćzpamięciwidokunawpół
nagiejCheyennedobierającejsiędoJoshaanijegospojrzeniawyrażającegopodziwi
zachwytodważnąboginiąseksu.Iwcalemniejmnietoniebolało.

-Szczerze?Myślę,żebyłabydumna-powiedziałam,lekkounoszącpodbródek.

BochoćniepoparłamPortiiwtedywbibliotece,jejargument,jakojedyny,wydawałmi
sięsłuszny.Cheyennemechciałabybyćzapamiętanajakoktoś,przezkogoDziedzictwo
sięnieodbyło.Gdybyzmarłktokolwiekinnyznaszejpaczki,Cheyennenapewno
optowałabyzatym,żebybaltrwałnadal”.

background image

SkonsternowanyJoshznówwykrzywiłtwarzwgrymasie.

-Dumna?

-Tak.CheyennezawszeopowiadałasięzaEastonitradycją.Szczyciłasię,żema
najlepszyrodowódzewszystkichwkampusie-powiedziałam.-Myślę,żechciałaby,aby
Dziedzictwosięodbyło,iniebyłabyzadowolona,wiedząc,zejejtataodwołałbal.Znałeś
przecieżCheyennecałkiemdobrze.Próbujęmyślećtakjakona-mówiłam,starającsię
ukryćniesmak,którypowracałzakażdymrazem,gdyprzypominałamsobiesytuację,w
jakiejichprzyłapałam.-Niesądzisz,żetakwłaśniebybyło?

-Wow-powiedziałJosh,wpatrującsięwemnie.

-Cojest?-spytałamniepewnie.

-Ależcizrobiłypraniemózgu.

Niemogłamuwierzyćwłasnymuszom.BiorącpoduwagęniechęćJoshadodziewczynz
Billngs,to,żewidziałmniejakojednąznich,wydawałosięnajwiększąobrazą,jakiej
mog-

łamsięspodziewaćzjegostrony.

-Pójdęjuż-powiedziałam,biorącklucze.

-Reed,zaczekaj.Przepraszam.Niechciałem|.

-Owszem.Chciałeś.

Poczymotwarłamdrzwiitymsposobemzakończyłamtenjakżeromantycznywieczór.

background image

Zonk

TamtejnocywpatrywałamsięwsufitmojegopokojuwBillings,słysząctylkodelikatny
oddechSabinę.Niemogłamzasnąć.Wdzieńczasamiudawałomisięzapomniećotym,
cosięniedawnotuzdarzyło,zepchnąćwszystkogdzieśnabok,bozwyklezajmowałam
sięinnymisprawami.Alekiedygasłyświatłaibyłamjużsama,wspomnieniapowracałyi
nieumiałamichpowstrzymać.

Jaktosiędzieje,żektośpostanawiaumrzeć?Czywiększośćznasnieobawiasięśmierci
bardziejniżczegokolwiekinnego?Jeślisięzastanowić…jeślisięgłębokozastanowić…
tojesttojednajedynarzeczwżyciu,którejniesposóbsobiewyobrazić.Boniktniewie,
jaktojestnaprawdę.Niktniewie,dokądsięwtedyzmierza.Gdyzaśwszystkosięjuż
stanie,niemożnajużtegocofnąćipoparudniachwrócićdoprzyjaciół,mówiąc:Ijak,
naprawdętakbytodziwnie,jakumarłam?Otochodzi.Nawetjeślijestcośpotem,to
życie,jakieznaliśmynatymświecie,jużnigdyniewróci.Koniec.

Cheyennejużniema.

Usiadłamnałóżku.Sercebitomijakoszalałe.Nazajutrzmiałasięodbyćmszaza
Cheyenne.

Oddwóchdniwogóleniespałam.Zakażdymrazem,kiedyzamykałamoczy,widziałam
śliczną,zawadiackątwarzyczkęCheyenneinatychmiastsenpryskał.Dłużejjużbymnie
wytrzymała.KiedyzginąłThomas,doszłamdosiebiedopieropokilkumiesiącach
koszmarównocnychinieproszonychsnównajawie.Jakdługobędziemniedręczyć
samobójstwoCheyenne?Czytymrazemjużzawsze…

Słowazjejmailawryłymisięwpamięć.Obwiniałamnieoswojąśmierć.Obwiniała
mnie.

Jakmogłamsięztympogodzić?

Odrzuciłamkołdrę,chłodnepowietrzeowiałomojegorącenogi.Spoconewłosy
przykleiłymisiędogłowy.Musiałamcośzrobić,żebyzająćmyśli.Napiszęmailado
brata.AlbodoNatashyCrenshaw,zktórądzieliłampokójwzeszłymroku.Muszęzrobić
cokolwiek.

SpojrzałamnałóżkoSabinę.Wstałam,otworzyłamlaptopa,poczymnajciszejjak
umiałam,wysunęłamkrzesłospodbiurka.Zprzyzwyczajenianajpierwsprawdziłam
skrzynkęmailową.

NasamejgórzewidniaławiadomośćodDasha.Serceznówzaczęłomibićmocniej,ale
tymrazemzinnegopowodu.Kliknęłamnawiadomość.

DrogaReed,

SłyszałemomszyzaCheyenne.Szkoda,żemnietamniebędzie,alenaprawdęniedam
rady.

Czujęsięokropnie,zważywszy,jakdługoznałemCheyenne,alenaponiedziałekmuszę
napisaćsporąpracę,apogrzebyprzyjaciółniesąwYaleuznawanezawystarczające

background image

usprawiedliwienie.Aleniemartwsię.Jestempewien,żedaszradę.Niezrozummnieźle,
będziekiepsko,aleprzejdzieszprzezto.Wiem,żetwojeprzyjaciółkizBillings
będąprzy
tobieijestempewien,żetyteżzrobiszwszystko,żebystaćsiędlanichwsparciem.

Zawszebyłaśwtymdobra,niezależnieodokolicznościwspierałaśprzyjaciół.

Jeślibędzieciciężko,chciałbym,żebyświedziała,żeprzezcałydzieńmyślęotobie…i
żałuję,
żeniemogębyćrazemztobą.

Całuję,

Dash

Wpokojubrakowałopowietrza.Przeczytałammailatrzyrazyipoczułamsięznacznie
lepiej.

TenkawałekomoichprzyjaciółkachzBillings-Dashwiedział,żebędziemywtedy
wszystkierazem-niemogłamprzestaćsięweńwpatrywać.

Dashrozumiał.Wiedział,ileznacządlamnieprzyjaciółki.Wiedział,ileznaczyBillings.

ZupełnieinaczejniżJosh,któryprzykażdejokazjikrytykowałdziewczynyzmojego
internatu.Dashmnierozumiałidziękitemupoczułam,żetoważne.Byłamdumnai
szczęśliwa.

Noitoostatniezdanie.

„Przezcałydzieńmyślęotobie…iżałuję,żeniemogębyćrazemztobą”.Niedałosię
tegoopacznieodczytać.Adotegozakończyłmailasłowem„całuję”.„Całuję,Dash”.Z
powodujednegomailawszystkomiędzynamisięzmieniło.Robiłosięciekawie.

Iniebezpiecznie.Iźle.

MoimchłopakiembyłprzecieżJosh.ANoellebyłajednązmoichnajlepszych
przyjaciółek!

Dlaczegowięcuśmiechnieschodziłmizust?

Drżałymipalce.Położyłamjedelikatnienaklawiaturze.Wszystkozależałoodtego,co
odpiszę.MogłabympowiedziećDashowi,żetakżebędęonimmyślała.Tymsposobem
przeniosłabymnasząrelację,jakkolwiekbyjąnazwać,ojedenpoziomwyżej.Mogłamteż
zignorowaćto,conapisał.Mogłambyćchłodnaitrzymaćgonadystans-wtedy
okazałabymlojalnośćwobecJosha.Dashzpewnościązałapałbyaluzję,niebyłgłupi.

Itakwłaśniepowinnampostąpić.Oczywiście,taknależałozrobić.Dziświeczorem
międzymnąaJoshempojawiłosięnieprzyjemnenapięcie,aleniemiałotowiększego
znaczenia.W

końcuprzecieżbędzielepiej.Kochamgo.Aonkochamnie.Niemogłamnarażaćnaszego
uczucia,ładującsięwmailowyflirtzfacetem,którymieszkałsetkimilstąd.Nawetjeśli
jednymmailemsprawił,żepoczułamsięnieskończenielepiej,podczasgdytegosamego
wieczoruJoshzmieszałmniezbłotem.

PoczułamnatwarzyuderzeniegorącanawspomnieniedzisiejszegouporuJosha.Nie
chciałamjednakotymmyśleć,niechciałamdłużejrozwodzićsięnadtym,cozłe.
Chciałamsięskupićnaświeżoodzyskanym,pełnymspokojupoczuciusłuszności.

background image

Odpisałam…

Dash,

Teżbędężałować,żecięprzymnieniema.

Sabinęporuszyłasięwłóżku,wzdychającprzytym.Dłoniepodskoczyłymina
klawiaturze,jakgdybyklawiszenaglezamieniłysięwżarzącesięwęgielki.Zestrachem
obejrzałamsięprzezramię,aleSabinęprzewróciłasięnadrugibok.Nierzuciłami
pełnegonaganyspojrzenia.Nawetgdybywiedziała,dokogopiszę,niepodejrzewałaby,że
kryjesięwtymcośzłego.Aleczycośzłego?Dashbyłprzecieżmoimprzyjacielem.Poza
tymmusiałamoderwaćsięodwszystkiegodookoła.CałatadziwnasytuacjazJoshem,
zamieszaniezwiązanezCheyenne…musiałamswobodnieodetchnąć,żebyprzejśćprzez
mrok.

Wzięłamgłębokioddechipodpisałammaila:„Całuję,Reed”,poczymgowysłałam.
Nawetnieczułamsięwinna.Tylkozmęczona.Niezwykle,dogłębi,przejmująco
zmęczona.

Zamknęłamoknozpowiadomieniem„wiadomośćzostaławysłana”inaekranie
natychmiastpojawiłasięmojaskrzynkaodbiorcza.Zobaczyłamnowąwiadomość.Nie
mogłamuwierzyćwłasnymoczom.Sercepodskoczyłomidogardła.Pochylającsię,
zacisnęłamdłonienabiurku.

MailbyłodCheyenne.

Nie.Nie,nie,nie,nie,nie.Toniemożliwe.Cosię,udiabła,dzieje?

Wykasujto.Poprostuwykasuj.Taknaprawdęniemażadnegomaila.Totylko
halucynacja.

Maszzwidy.Jesteśzmęczona.Maszomamy.Skasujtoiidźspać.

Aleniemogłam.Pierwszymailprzyszedłdokładnietydzieńtemu.Tojużtydzień,jak
Cheyennenieżyje.Musiałamotworzyćjejmaila.Musiałamwiedzieć.

Wstrzymałamoddech,trzęsącsię,jakbymmiałarozleciećsięnakawałki.Kliknęłamna
wiadomość.

Zapomnijotamtejnotatce.Tymitozrobiłaś.Zniszczyłaśmiżycie.

Poczułam,jakrobimisięzimno.Niemogłamzłapaćoddechu.Chwyciłamsiękrawędzi
biurka,żebysięnieosunąćzkrzesła,żebyniezemdleć.Musiałampoczućcoś
rzeczywistego.

Bo…tawiadomość…niemogłaprzecieżbyćprawdziwaTosięniedziejenaprawdę.
Przecieżtotasamawiadomość

którądostałamwtamtenweekend.OstatnimailCheyenne.Jakimcudemzostałpowtórnie
wysłany?Czyktośpotajemniezakradłsiędojejpokoju?Czyktośwłamałsiędojej
komputera,aterazbawiłsięzemnąwkotkaimyszkę?

Czującnagłyprzypływadrenaliny,oderwałamsięodbiurkainapalcachpodeszłamdo
drzwi.

Caładrżałam,wymykającsięnakorytarz.PokójCheyenneznajdowałsięniedalekood

background image

mojego.Wypatrywałamsmużkiświatłapodjejdrzwiami,aleniczegoniezauważyłam.
Mimowszystkoktośmógłjednakbyćwśrodku.Siedziałprzyjejkomputerze.Bawiłsię
moimkosztem.Odetchnęłamgłębokoiruszyłamprzedsiebie.

Korytarznigdyprzedtemniewydawałmisiętakszeroki,chłodnyicichy.Przechodząc
obokstarychzdjęćprzedstawiającychhistorięEastonAcademy,poczułamsię,jakbyktoś
mnieobserwował.Jakbywkażdejchwilimogłymniezłapaćzimnedłoniewyłaniającesię
zciemności.Chybanaoglądałamsięzadużohorrorów.Musiałamwziąćsięwgarść.
KiedydotarłampoddrzwipokojuCheyenne,oparłamdłonieodrewnianeframugii
głębokoodetchnęłam.

Ktośjestwśrodku.Ktośtommusibyć.Niezwariowałam.Przecieżtenmailsamsięnie
wysłał.

Zdusiłamwsobiestrach,któryomałomnieniesparaliżował,wstrzymałamoddechi
popchnęłamdrzwi.

Otwarłysięszybkoinaoścież,jakbypomógłimwtymnagłypodmuchwiatru.Pokójbył

pusty,ekrankomputera-całkiemczarny.

Nikogoniebyło.

Stałamprzezdłuższąchwilę,niewierzącwłasnymoczom.Jeśliniktniewysłałtegomaila,
tojakimcudempojawiłsięonwmojejskrzynce?Jaktosięstało?Jednakodpowiedźnie
objawiłamisięwżadencudownysposób,aimdłużejstałam

wdrzwiach,tymbardziejskupiałamsięnasamympokoju.Zaczęłamzauważaćpewne
rzeczyRzeczy,którychniedostrzegłam,kiedybyłamtuostatnimrazem-tamtegoranka,
kiedyznalazłyśmyciałoCheyenne.

Naprzykładtrzyotwartewalizkileżącenapodłodzeprzyścianie.Wjednejpiętrzyłsię
stosikswetrów,wdrugiejzłożonawkosteczkębielizna.TamtejnocyCheyennezaczęła
siępakować.Szykowałasiędodrogi.

Wktórymmomencieprzerwałapakowanie?Kiedydoszładowniosku,żewłaściwienie
mazamiaruopuszczaćBillings?Aprzynajmniejdopókijestżywa.

Nigdysiętegoniedowiem.

Mojaciekawośćzwyciężyła.Weszłamdopokojuicichozamknęłamzasobądrzwi.Na
toaletceleżałakosmetyczkaCheyenne,pobrzegiwypełnionakosmetykamiodShiseidoi
LauryMercier.Obokzauważyłammalutkiesrebrnepudełeczkozozdobnąrycinąna
wieczku.

Piękne.Przyjrzałammusięzbliskaidostrzegłammonogramwplecionyw
skomplikowanywzór.V.M.S-wszystkieliterywtymsamymrozmiarze.PocoCheyenne
przechowywałapudełkozinicjałamiV.M.S.?Niepewniewyciągnęłamrękę,otworzyłam
pudełkoizamarłam.

Wśrodku,naczarnejwyściółce,leżałdiamentowynaszyjnikCheyennezliterkąB.Nie
mogłamuwierzyć,żegozdjęła.Tenwisioreksymbolizowałwszystko,cobyłodlaniej
najważniejsze.Zauważyłam,żezjegołańcuszkiemcośjestnietak.Niezostałnormalnie
rozpięty-byłzerwany.Jaktosięstało?Dlaczego?CzysamaCheyennetakmocnogo

background image

szarpnęła,wściekła,żejąwydalono?

Tokolejnarzecz,którejnigdysięniedowiem.

Przerażonabrutalnąsceną,którąsobiewyobraziłam,szybkozamknęłampudełkoi
odłożyłamjenamiejsce,tużobokszczątkówtelefonukomórkowego,którywtrakcie
awanturyoJosharoztrzaskałamościanęnadjejłóżkiem.NazajutrzCheyennemiałajuż
nowytelefon,więcpocotrzymałaresztkitamtego?

Następnepytaniebezodpowiedzi.

PotemrzuciłamokiemnakomputerCheyenne.Towłaśniezniegowysłałapamiętnego
maila.

Tonatejklawiaturzenapisałaswojąostatniąwiadomość.Czynadalbyłaonazapisanaw
systemie?JeśliCheyennewysłałająstąd,todzisiejszymailteżmusiałwyjśćztego
komputera,tochybalogiczne?Takmusiałobyć.

Naglemnieoświeciło.MożeCheyennezapisałaustawieniatak,bywiadomośćbyła
wysyłanaregularniecojakiśczas?Możeustawiłasystemtak,bymwkażdypiątek,do
końcamoichdni,otrzymywałajejostatniegomaila?Zwrażeniazakręciłomisięw
głowie,musiałamoprzećsięobiurko.

CzyCheyennebyłaażtakąsadystką?Czybyłaażtaknamniewściekła?Amożeoszalała?

Niemożliwe.Alejeślifaktycznietakustawiłaswojąskrzynkę…Jeślitak,tomusiałamcoś
ztymzrobić.Musiałamztymskończyć.

Zanimzdążyłamsięporządnienadwszystkimzastanowić,usiadłamzabiurkiemz
różowymobiciemiuruchomiłamkomputerCheyenne.Wydawałomisię,żestartsystemu
trwacałewieki,alewkońcunamonitorzepojawiłasiętapeta:zdjęcieprzedstawiające
wszystkiedziewczynystojąceprzedinternatemBillings,zrobionewostatnidzieńzajęć
szkolnych.

Widokuśmiechniętych,niczegoniepodejrzewającychtwarzy-iCheyennenasamym
środku

-sprawił,żełzynapłynęłymidooczu.SzybkokliknęłamdwarazynaherbEastonw
prawymgórnymroguekranu,otwierającszkolnąskrzynkęmailową.

Iwtedyzamarłam.Oczywiściesystemprosiłopodaniehasła.

Cholerajasna.Cholernezabezpieczenia.Skądmiałamwiedzieć,jakiehastowymyśliła
sobieCheyenneMartin?Czując,żeniemogęsięwtakiejchwilipoddać,wpisałamkilka
oczywistychpomysłów.„Billings”.Nie.„Easton”.Nie.„Josh”i„Hollis”teżnie.Dzięki
Bogu!Alepomysłymisięskończyły.Wzeszłymroku,kiedyrazemzDashem
włamaliśmysiędokomputerapaniLewis-Hanneman,Dashwpisałuniwersalnehasło,
którejakimścudemzłamałLanceReagan.Niemiałamjednakpojęcia,jakonobrzmiało.
MogłabymzadzwonićdoDashaalbodoLance’a,albodoktóregokolwiekchłopakaz
Ketlar,bowyglądałonato,żekażdyznichjeznał.Alekażdyznichchciałbywiedzieć,
pocomionopotrzebne.Tonanic.

Będęmusiałazrezygnować.Mogłamjeszczepodnieśćmonitorizezłościwalnąćnimo
ziemię,alehałaszpewnościązwróciłbyczyjąśuwagę.

background image

Zdrżeniemzaczerpnęłamoddechuiwyłączyłamkomputer.Gdywpokojuznów
zapanowałaciemność,gdzieśzamoimiplecamizaskrzypiałapodłoga.Odwróciłamsię
gwałtownie,sercepodeszłomidogardła,alenie,nikogoniebyło.Zobaczyłamtylko
otwartąszafkęCheyenne.

Pomałuzaczynałamwariować.AtmosferawpokojuCheyenneminiesłużyła.Szybko
wstałamiuciekłamdoswojegopokoju.Pocichuwśliznęłamsiępodkołdręi
podciągnęłamjąażpodbrodę.Wiedziałam,żetejnocyznówniezasnę.Polezęi
poczekamdorana,kiedyrozpoczniesięmszazaCheyenne.Wtedyprzyjdzieczas,żeby
sięzniąpożegnaćibyćmożebędęmogłarównieżrozstaćsięzeswympoczuciemwiny,
stracheminiepewnością.Nadziejamatkągłupich…

Moważałobna

-Mojacórkazawszemiałasercenadłoni.Jeślijąznaliście,znaliścierównieżjejuczucia,
jejnadziejeimarzenia-mówiłapaniKane,mamaCheyenne.Stałazaniewielkim
pulpitem,majączasobądługirządokien,zaktórymirozpościerałosięskalistewybrzeże
CapeMay.

Przedniąsetkagościsiedziałanieruchomojakposągi.Niktnieodważyłsięruszyć,nie
chcączakłócićporządkunabożeństwa.-Alejakojejmatkalubięmyśleć,żeznałamją
lepiejniżktokolwiekinny,dlategodzisiajchciałabympodzielićsięzwamikilkomamniej
znanymifaktamizżyciaCheyenneMartin,mojejmałejdziewczynki.

WyciągnęłamdłońichwyciłamJoshazarękę.Zakażdymrazem,kiedysłyszałamimię
Cheyenne,czułamciarkinacałymciele.Odkądporazkolejnydostałamjejwiadomość,
by-

łamcałaroztrzęsiona.Niemogłamsięuwolnićodpoczucia,żejestemnieustannie
obserwowana.Uczucietojeszczesiępogłębiło,kiedyweszłamdoprzestronnej
wiktoriańskiejposiadłościmatkiCheyennenaCapeMay.Wszędziebyłyzdjęcia
Cheyenne.Przyglądałamisię.Osądzałamnie.Obwiniała.

Spodziewałamsię,żepobytwjejdomubędziedlamnietrudny,alewrzeczywistościbyło
dziesięćrazygorzej,niżsądziłam.Mojaprywatnasalatortur.

-Mojejmałejdziewczynki-powtórzyłaztęsknotąpaniKane.

Oparładłonieopulpitiprzerwała.Wszyscywstrzymaliśmyoddech.MamaCheyenne
byłaszczupłąblondynką,bardzopodobnądoNaomiWatts,alemimowątłejposturymiała
wsobiemnóstwosiły.Byłaubranawobcisłeczarnespodniumiczarnebutynaobcasach;
włosyspięławkoknadkarkiem.Miałanieskazitelnymakijaż.Zanią,polewejstronie,
skulonynadrewnianymkrześlesiedziałojciecCheyenne.Niebyłnawetwpołowietak
opanowanyjakjegobyłażona.Miałwyraźniezarysowanąszczękę,szerokieramionai
jednodniowyzarost-

mimożałobywciążbyłprzystojny.

-Cheyennekochałakonie,jakzapewnewiecie,aleczywiedzieliście,żegdybyła
dzieckiem,jejnajwiększymmarzeniembyłróżowykucykzczerwonymogonem?-
powiedziałapaniKane.

Tłumzebranychzaśmiałsięcicho,delikatnieporuszającsięnaswychmiejscach.

background image

-Wieluzwaspewniewie,żemojacórkabyłarównieżfilantropką.Każdegolataspędzała
kilkatygodni,budującdomydlaubogichzFundacją„HabitatforHumanity”-ciągnęła
paniKane.-Aleczywiedzieliście,żetakbardzopokochałaarchitekturęibudownictwo,
żesamazaprojektowałaizbudowaładomdlanaszegopsaCoco?

PanMartinzwiesiłgłowę.Ogarnęłomniepoczuciecałkiemświeżejwiny.Znów
ścisnęłamdłońJosha.Opanowany,spokojnyJosh.Josh,któryprzezcałyranekani
słowemniewspomniałonaszejwczorajszejkłótni.Nadziedzińcu

objąłmnieramieniem,zaprowadziłdoswojegosamochoduiwdrodzenaCapeMay
ciąglepytał,czywszystkozemnąwporządku.Mimożejeszczesięniepogodziliśmy,
zależałomunamnienatyle,żebyprzyjśćtuzemną,choćwcaleniemusiał.

PocowczorajwnocywysyłałamtegomailadoDasha?Poco?Zrobiłamtowchwili
słabości.

Potrzebowałamzrozumieniaipociechy.Aktoterazbyłprzymnie?Josh.Przezcałydzień.

Służyłwsparciemipocieszeniem.Tojegokochałam.Niepotrzebowałaminnegofaceta.

-Jestempewna,żepamiętacie,jakbardzokochałaswojeprzyjaciółki,dziewczętaz
internatuBillings.-PaniKaneprzerwała,uśmiechającsiędonas,współlokatorek
Cheyenne.Najejprośbęwszystkiesiadłyśmywpierwszychdwóchrzędach.Nagle
poczułamfalęgorącanatwarzy.-Kochaławas,dziewczyny,najbardziejnaświecie.
Wiem,żegdybybyładzisiajznami,powiedziałaby,jakbardzozawamitęskniiżema
nadzieję,iżzapamiętaciejązewzględunatowszystko,corobiła,abyumilićwamżyciew
Billings,anieto,jakwasopuściła.

OczypaniKanebłyszczały,gdyspoglądałakolejnonakażdąznas.Łzapotoczyłasiępo
moimpoliczkuiotarłamjądrżącąręką.Cheyennezpewnościąnietęskniłabyzamną.

Nieawidziłamnie.Gdybynieja,żyłaby.

-Terazpoproszę,byścieposzlizemnąnabrzeg…Zakilkaminutrozsypiemyprochy
Cheyennewjejulubionymmiejscunaurwisku.Dziękujęwam-zakończyłamama
Cheyenne,zmuszającsiędopromiennegouśmiechu.

Gościezaczęlisiępodnosićzeswoichmiejsc,alepaniKaneobeszłapulpitdookołai
zatrzymałaRose,chwytającjązaramię.

-Dziewczęta,czymogłybyściejeszczenachwilęzostać?Chciałabymwamcoś
powiedzieć-

zaczęła,patrzącmiprostowoczy.

Zrobiłomisięsłabo.Dlaczegospojrzałanamnie?Czemuakuratnamnie?

-Daszradę?-spytałJosh,ściskającmniezarękę.Czułam,jakdławimniewgardle,nie
mogłamnicpowiedzieć,alekiwnęłamJoshowigłową.

-Zaczekamnazewnątrz-zapewniłmnie,posyłającmistanowczespojrzenie.

-Wporzo-zaskrzeczałam.

Usiadłamzpowrotem,obokKiki,któraschowałaswojąróżowągrzywkępodczarną
czapkązdaszkiem,naciągniętąnaczoło.Sercewaliłomitakmocno,żebyłampewna,że

background image

zemdleję.CotakiegochciałanampowiedziećmatkaCheyenne?

-Notobędziepewnieciekawe-mruknęłapodnosemKiki,opadającnakrzesłoirobiąc
balonzgumy.Jejciężkieczarnebuciorywystawałyspoddługiej,szarejspódnicy.

-Tozajmietylkochwilkę-zaczęłapaniKane.Uśmiechnęłasięisplotłaręce.Najejpalcu
serdecznymbłysnąłkamieńwielkościmojejgłowy.PanMartinstałzaniązopuszczonymi
ramionami.-Najpierwmamdowasprośbę.JutroranorazemztatąCheyennewybieramy
siędoEaston,byspakowaćrzeczyCheyenne.Rozmawialiśmyotymichcielibyśmy,aby
każdazwasdzisiajwieczoremwstąpiładojejpokojuiwybrałasobiecoś,cochciałaby
zatrzymaćnapamiątkę.

Spojrzałyśmynasiebie.ChybapaniKaneniemówiłapoważnie.

PanMartingłośnochrząknął.

-Wiemy,jakwieleznaczyłyściedlanaszej…dlaChey…-przerwał,byzebraćmyśli,i
przesunąłdłoniąpooczach.-Wiemy,jakwieledlaniejznaczyłyście;wiemyrównież,że
chciałaby,abyściemiałycoś,cobywamoniejprzypominało.Dlategomamnadzieję,że
uczynicienam…ijejpamięci…tenzaszczyt.

Zamilkł,wbijającwzrokwpodłogę,ipotrząsnąłgłową.-Przepraszambardzo.Ja
muszę…-

głosmusięzałamał.

Wybiegłzpokoju,zasłaniającdłoniąusta.Słychaćbyłotylkoszelestjegoeleganckich,
kosztownychspodni.Nigdywżyciunieczułamsiętaknieswojo.Niktsięnieporuszył.
Czu-

łyśmysięokropnie,widząc,jakczłowiekjegopokrojumożesięzałamać.Przeraziłonas
to.

Powróciływszystkiedopierocostłumioneuczucia.

-PaniKane,takmiprzykro…-drżącymgłosemodezwałasięRose.-Żałuję…
Chciałabym…

-Och,Rose,chodźdomnie,kochana-powiedziałamatkaCheyenne.

Rosepodeszładoniej,płaczącidepczącnaspostopach,amatkaCheyennemocnoją
przytuliła.Niewiedziałyśmy,jaksięzachować.Siedziałyśmywsłuchanewprzytłumiony
szlochRose.

MamaCheyennewyciągnęłachusteczkęztorebkiodChanelipodałająRose,która
drżącymirękamiprzycisnęłajądonosa.

-Dziewczęta,wiem,żejesteściewżałobie.Takpowinnobyć.Dopierocostraciłyście
jednąznajlepszychprzyjaciółek.Niechciałabymjednak,abyktórakolwiekzwasczuła
sięwinnalubdręczyłasiępytaniem:„cobybyłogdyby”.Żadnazwasniejest
odpowiedzialnazato,cozrobiłamojacórka.

Żadnapozamną.

-Takbardzowaskochała.Kochałarównieżwaszinternat-ciągnęłapaniKane.-
Chciałaby,żebywaszeżycietoczyłosiędalej.Chciałaby,abyściedalejprzynosiły

background image

zaszczytinternatowiBillingsipozostawaływiernejegotradycjom.Opłakujcieją,
uczcijciejejpamięć,aleniezapominajcie,żemaciewłasneżycie.Nieoglądajciesięza
siebiezżalem.

Niemogłamuwierzyćwto,cousłyszałam.CzynawetmatkaCheyennebagatelizowałajej
śmierć?Jakmogłaoczekiwać,żepotymwszystkimpoprostubędziemyżyłysobiedalej,
niczegonieżałując?Zeszłyrokbyłwyjątkowoszczodry,jeślichodziotragedie.
Rozejrzałamsię,spodziewającsięujrzećdookołasameprzerażonetwarze.Zamarłam,
widząc,żemojeprzyjaciółkinajwyraźniejłyknęłytęmowę.Kilkaznichjużwyglądało
niecoraźniej.Chociażwsumieniemogłammiećdonichżalu.JeślirodziceCheyenne
pozwalająimtakłatwopogodzićsięześmierciąswojejcórkiikażąimotrząsnąćsięz
żałoby,todlaczegomiałybynieposłuchać?

-Wyjdźmyterazidołączmydopozostałych-powiedziałapaniKane,razjeszcze
serdecznieściskającRose.-Jestempewna,żejużnanasczekają.

Potrwającymułameksekundywahaniudziewczynyzaczęływstawaćijednazadrugą
wychodzićnazewnątrz.Kolanamisiętrzęsły,kiedypodnosiłamsięzmiejsca,imusiałam
oprzećsięokrzesło.

-Reed?Wszystkowporządku?-zapytałaConstance.-Tak,jestem…

-ReedBrennan?-przerwałamipaniKane,usłyszawszy,comówiłaConstance.-Nie
byłampewna,czytoty.Nazdjęciachwyglądaszzupełnieinaczej…

Sercemizamarło.Nazdjęciach?Najakichzdjęciach?

-Przepraszam?-wyjąkałam.

Kilkadziewczyn,opuszczającpokój,rzuciłonamzagadkowespojrzenia,aletylkoSabinę
iConstancezatrzymałysię,stającwodpowiedniejodległościodemnieiodmatki
Cheyenne.

-Cheyennebardzoserdeczniesięotobiewyrażała-powiedziałapaniKane.

Zamrugałamoczami.

-Naprawdę?

-Jesteśzaskoczona-stwierdziła,przeczesującdłońmiitakjużgładkiewłosy.-Aletak
było.

KiedybyłyśmywGrecjinawakacjach,wszystkomiotobieopowiedziała.Otym,jak
wprowadziłaśdoBillingstakpotrzebnąwówczasdozęnormalności.Żetwardostąpaszpo
ziemi.Myślę,żemiałaśnaniądobrywpływ.

Niedoznałabymwiększegoszoku,nawetgdybytakobietawyjęłaterazzzapazuchy
laseczkęizaczęłastepować.

-Mamcośdlaciebie-powiedziała.

Odwróciłasięipołożyłanapulpicietorebkę,bywniejczegośposzukać.Byłamtak
zdezorientowana,żepoczułamsięsłabo.CzynaprawdęCheyennemiałaomnietakdobre
zdaniepodczasminionychwakacji?Ciężkomibyłouwierzyćwto,pamiętającokłótniach
izłośliwościach,jakiezdarzyłysięmiędzynamiwciąguostatnichkilkutygodni,ale

background image

mimowszystkokiedyśbyłyśmyprzyjaciółkami.Ostatniejwiosnyspędzałyśmyrazem
całkiemdużoczasu.

SkorojednakCheyenneuważała,żetwardostąpampoziemiiżebyłamwBillings
„bardzopotrzebna”,todlaczegopoświęciłatyleczasunaprzekonywaniemnie,iżnie
pasujędoreszty?Zaledwietydzieńtemupowiedziałamiwprost,żenienadajęsiędo
Billings.Żenigdyniezrozumiem,cotoznaczybyćjednąznich.Cotakiegowydarzyło
sięodostatniegolata,żeCheyennecałkowiciezmieniłaomniezdanie?Amoże

wcalegoniezmieniła?MożebyłatakzakochanawJoshu,zegotowabyłanawszystko,
bylebymniezranić.MożepróbowaławtensposóbzmusićmniedoopuszczeniaBillings,
że-bymniewięcejnieoglądać.WtakimraziejejuczuciedoJoshamusiałobyćpoważne.
Niewsypujesięgościowiczegośdodrinka,abynaciągnąćgonaprzytulanki,jeślitoma
byćtylkozabawa.Nieżebymwiedziałaotymzwłasnegodoświadczenia,alejednak.

-Proszę,znalazłamtowśródjejrzeczy.-PaniKaneodwróciłasięwmojąstronę.
Wręczyłamizdjęcie,naktórymbyłamjaiCheyenne.Fotografięzrobionowiosną,na
impreziezokazjisiedemnastychurodzinVienny.Obiebyłyśmyszerokouśmiechnięte,
przytulałyśmysię,naszepoliczkistykałysię,zupełniejakbyśmybyłynajlepszymi
przyjaciółkami.Bonaprawdęsięprzyjaźniłyśmy.Choćteraztrudnotosobieprzypomnieć,
aletakwłaśniekiedyśbyło.Tobyłofantastyczneujęcie.Pamiętałamdokładnie,kiedy
Tiffanypstryknęłanamtęfotkę.

TańczyłyśmynapokładziejachtudopiosenkiMorgańtovilleiśpiewałyśmyilesiłw
płucach.

Pamiętam,jakdziwiłamsię,żeludzieztowarzystwazEastonznająsłowategoutworu,
alepodejrzewam,iżtakiemelodyjkisąpoprostuuniwersalne.Wgórnejczęścizdjęcia
byładziurkapopinezce;widocznieCheyennegdzieśjeprzyczepiła.Byłodlaniejnatyle
ważne,żepowiesiłajewjakimświdocznymmiejscu.-Cheyennechciałaby,żebyśje
zatrzymała.

Poczułamwgardlewielkąbańkę,którarosnąc,uniemożliwiałamioddychanie.

-Pamiętaj,cowampowiedziałam,Reed.Niemarnujzbytwieleczasunaroztrząsanie
tego,cosięwydarzyło.Jesteśmłoda.Powinnaśżyćwłasnymżyciem.-Ścisnęłamnieza
ramięichciałaprzejśćdalej,alenagleogarnęłomnienanowopoczuciewiny.Tegobyło
jużzawiele.

-PaniKane…-wyjąkałam.

Zatrzymałasięispojrzałanamniewoczekiwaniunaciągdalszy.-Tak?

-Ja…Japrzepraszam.-Patrzyłamnazdjęcie,aoczyzaszłymiłzami.-Ja…Janie
chciałam…

Constancezrobiłakrokdoprzodu,jakbychciałamnieprzytulićalbouspokoić.Wtedy
momentalniewróciłamdorzeczywistości.Comiałamzamiarpowiedzieć?Żenie
chciałamzmuszaćCheyennedosamobójstwa?Żeprzepraszam,boprzyczyniłamsiędo
śmiercijejcórki?SpojrzałamnaConstanceiSabinę-obiestałyzszerokootwartymi
oczami,wyraźniezmartwione.Cojasobiewyobrażałam?Niktniemógłsiędowiedziećo
mailu.Absolutnienikt.

background image

-Czegoniechciałaś,kochanie?-zapytałapaniKane.

Ztrudemprzełknęłamślinęiwsunęłamzdjęciedotorebki.

-Nictakiego,przepraszam,poprostu…straszniemiprzykro.

PaniKaneuśmiechnęłasięwyrozumiale.

-Dziękuję,Reed.

Poczymobróciłasięiwyszła.

-Niemogęuwierzyć,żeCheyenneopowiadałaotobietakierzeczy.-Constance
przygryzławargę.

-Taaak.Jateż-odparłam,całkiemzdezorientowanaiwciążpełnapoczuciawiny.

-Powinnyśmychybastądwyjść.Niedługobędąchcielizaczynać-przypomniałanam
Sabinę,obejmującmnieramieniem.

Wyszłamnasłońcezdwiemanajbliższymiprzyjaciółkami.Choćbyłyprzymnie,czułam
sięstraszliwiesamotna.Niewiedziały,cowtejchwilidziejesięwmojejgłowie.Nie
zdawałysobiesprawy,doczegojestemzdolna…cozrobiłam.Inigdysiętegonie
dowiedzą.

Choćstałytużobokistarałysięmniepocieszyć,nigdynieczułamsiębardziej
osamotniona.

Zakończenie

Nadurwiskiempastorkończyłwłaśniemowępożegnalną.RodziceCheyennezbliżylisię,
bypodnieśćzłotąurnę,którapodczasnabożeństwastałanabiałymkoronkowymobrusie.

Podeszlidokrawędziurwiska,niosącjąwspólnie.Zbliżylisięniemaldomiejsca,gdzie
faleuderzałyoskały.PaniKanepowiedziałacośdobyłegomęża.Odpowiedziałjej
skinieniemgłowy.Następnieotworzyłurnęiwysypałasięzniejwielkachmuraczarnego
popiołu,którąnatychmiastuniósłwiatr.

Ktośgłośnozaszlochał.ToRoserozpływałasięwełzach.Poczułam,jakcośwemnie
zaczynadrżeć.Jakbyklatkapiersiowazaciskałasięwokółserca.ChwyciłamJoshaza
rękę,aonnatychmiastobjąłmnieimocnoprzytulił.Niewiem,cosięzemnądziało,ale
wstrzymałamoddechizdusiłamtowsobie.

StojącnadurwiskiempanMartinopadłnakolana.Urnaupadłanaziemięipotoczyłasię
dostóppaniKane.Kilkaosób-zdajesię,żezrodziny-pospieszyłoimzpomocą.Myzaś
przyglądaliśmysię,jakwiatrrozwiewaresztkiprochówCheyenne.

Inaglebyłojużpowszystkim.Wiatrporwałostatniąszczyptęprochówiwszyscy
zaczęliśmysięrozchodzić.Westchnęłamgłęboko,widząc,jaknajbliżsipomagająwstać
panuMartinowi.

Próbowałamoddychaćspokojnie.

Jużkoniec.Powszystkim.Pożegnałyśmysię.Kumojemuzdziwieniu,poczułam
olbrzymiąulgę.Byćmożetegowłaśniepotrzebowałam,Zakończenia,zamknięciaczyjak
tamludzietonazywają.Możeterazbędęmogłażyćnormalnie.

background image

-Niemogęuwierzyć,żeTayloriKirannieprzyszły-parsknęłaPortiadoswojej
współlokatorki!ShelbyWordsworth.Obiemaszerowałytużoboknas.-Przecieżrazem
miałyśmyotrzęsiny,cozanietakt.

-Proszęcię,odostatniejjesieniPannaGenialnadonikogosięnieodezwała.AKiranjest
uosobieniemegoizmu-sarknęłaShelby,-Wcalemnietoniedziwi.

Ażsięzarumieniłam,słyszącjejsarkastyczneuwagi.Shelbybyławostatniejklasie.Na
swójdystyngowanysposóbbyłapiękna.Miałagęstejasnewłosy,jasnoniebieskieoczy,a
dotegooryginalniesięubierała.Coniezmieniałofaktu,żezamieniłazemnąmożedwa
słowa.W

zeszłymrokuniebyłaspecjalniebliskozmoimiprzyjaciółkami-Noelle,Arianą,Kirani
Taylor-więcuważałam,żeterazniemaprawaichkrytykować.Choćfaktycznieznałaje
dłużejniżja.

Takczyowak,niebyłatonajlepszaporanasprzeczki.Zamiastzwracaćjejuwagę,
rozejrzałamsię,bysprawdzić,czyjakieśbyłemieszkankiBillingsnieprzemykająsię
gdzieśukradkiem.Myślałamonichtegoranka-brałampoduwa-gę,żemogąprzyjśćna

nabożeństwo-alebyłamtakrozkojarzonapodczasmowyżałobnejikiedypaniKane
przekonywałanas,abyśmy„nietraciłyczasunażale”,żezupełnieonichzapomniałam.

-Noijak…wszystkowporządku?-zapytałJosh,kiedypodążaliśmyzapozostałymi
uczniamiEastonwdółpagórka.Jegociemnoblondlokibyłyniecoprzygładzoneżelem,a
wwyprasowanymniebieskimgarniturzeiciemnymkrawaciewyglądałdoskonale.

-Tak,tak,myślę,żenicminiebędzie.-Przygryzłamwargi,wahającsię.-Toco,
porozmawiamy?Wiesz,onaszejkłótni?

Joshodchyliłgłowęiwsunąłręcedokieszeni.Kiedyznównamniespojrzał,miałdość
stanowczywyraztwarzy.-Myślę,żenie.

Ulżyłomi.Uśmiechnęłamsię.Ostatniąrzeczą,jakiejdzisiajpotrzebowałam,byłkolejny
dramat.

-Nie?

-Proponowałbym,żebyśmyzrzucilitonakarbemocji,okresowegoszaleństwaipoprostu
żylidalej-oznajmił.-Cootymsądzisz?

-Całkowiciesięzgadzam-odparłam.Okresoweszaleństwo.Byćmożedałobysiętym
wytłumaczyćrównieżmaila,któregowysłałamdoDasha.Tak,koncepcjaokresowego
szaleństwazpewnościąbędzieużyteczna.Podobałamisię.Zaczerpnęłamdopłuc
rześkiegomorskiegopowietrzaiodrazupoczułamsięnieskończenielepiej.Ruszyłam
znówwdół

urwiska§-Boże,niemogęsiędoczekać,kiedywrócędoswojegopokojuipołożęsięspać.

Chciałabymsiętakpoprostuwyluzować,wiesz?Chciałabym,żebyjużbyłopo
wszystkim,żebyśmymogli…

Iwtedyjązobaczyłam.Staławsamymśrodkutłumużałobników.Cheyennewcalenie
odeszła.Byłatam.Patrzyławprostnamnie.Prostoobciętejasnewłosy.Niebieskieoczy.

background image

Nieskazitelnakarnacja.Wielkiediamentowekolczyki.Tak,tobyłaona.

-Josh!-wyjąkałamprzerażona,ściskającgozarękę.

-Cojest?Cosięstało?

-Cheyenne!-powiedziałam,duszącsię.Grupamężczyznwciemnychgarniturach
przysłoniłamiCheyenne,akiedysięoddalili,jużjejniebyło.Rozejrzałamsięwśród
tłumuniczymobłąkana,alenie,onajużzniknęła.Czytobyłtylkozłośliwywybrykmojej
wyobraźni?

-CoCheyenne?-pytałJosh.-Reed,oddychająUsłuchałamJoshainiecosięuspokoiłam.
Totylkowyobraźnia.Jasne,takmusiałobyć.Cheyennenieżyje.Jejrodzicewłaśnie
wysypalijejprochynawiatr.Byłampoprostuzmęczona.Miałamzwidy.

-Cosiędzieje?-zapytałJoshporazkolejny,gdyścisnęłamjegodłoń.

-Nic.Poprostu…-spojrzałamnaniegoizmusiłamsiędośmiechu.-Pomyślisz,że
zwariowałam.Przezchwilęwydawałomisię,żewidzęCheyenne.

Joshzamrugał.

-Ach,wporządku.Rozumiem,tomogłocięprzestraszyć-powiedziałzwyrozumiałym
uśmiechem,dotykającmojegopoliczka.-Topewniejakaśjejkuzynkaalboktośinnyz
rodziny.Ktoś,ktojąprzypomina.

Spojrzałammuwoczyimojapanikaustąpiła.Kuzynka.Racja.Ktoś,ktoprzypomina
Cheyenne.Oczywiście.Nieoszalałam.Poprostuzauważyłamkogośdoniejpodobnego.
CojabymzrobiłabezJosha?

-Wporządku?-zapytał,niecorozluźniającuściskdłoni.Kiwnęłamgłową!

-Jasne.

-Zdrzemnijsięwsamochodzie,jakbędziemywracajpowiedział,obejmującmnie
ramieniemwtalii,gdyznówruszyliśmy

-Tak,zpewnościąGageiTreydadząmipospać-odparłamzwymuszonymśmiechem.

-Wywalęich.Możeszspokojniekimnąćnatylnymsiedzeniu.

-TojakGageiTreydotrądodomu?

-Poradząsobie,przecieżznajomychtudziśniebrakuje,amnieobchodzisztylkoty-
dodałzuśmiechem.

Boże,onjestwspaniały.Cojasobiewyobrażałam,flirtujączprzystojnymdziedzicem
nieruchomościwartychdobrekilkamiliardów?Czynaprawdęmuszęsnućdramatyna
tematmojegożycia,skorowyglądanato,żerysujesięprzedemnącałkiemprostadroga
kuprzyszłości?Odpowiedźzdecydowaniebrzminie.Przechyliłamgłowęnabok,
opierającsięnasilnymramieniuJosha,irazemzeszliśmyplażądojegosamochodu.

Kochamgo.Naprawdę.Tylkojego.Odtejchwilijużnikogoinnego.

Władza

-Tujestjakwkostnicy-powiedziaławieczoremAstrid,owijającsięfioletowym

background image

swetrem.

Drżąc,usiadłakołomnienakanapiewhallu.Sabinęopartasięościanępodoprawionymi
fotografiamidawnychmieszkanekBillings,którepoopuszczeniuszkołyzdobyłysławę.

Wieleznichbyłoranonanabożeństwie,byoddaćcześćzmarłejsiostrze.Terazwiększość
dziewczynzBillingssiedziaławpokojudziennym.Panowałapełnazamyśleniacisza.

Telewizorbyłwłączony,alejestempewna,żeżadnaznasniezwracałananiegouwagi.

Wróciłyśmydokampusuprzedgodziną,aodtamtejporyżadnaznasnawetniezbliżyła
siędopokojuCheyenne,byskorzystaćzeszczodrej,choćbyćmożeniecokoszmarnej
propozycjijejrodziców.

-Wyglądanato,żenicizoptymistycznegozałożenia,iżprzedstawieniemusitrwać-
dodałaAstrid.

-Potrzebatrochęczasu-powiedziałam.-Przecieżdopierodzisiajranorozsypaliśmy
prochyCheyenne.

GdywróciliśmyzCapeMay,natychmiastpobiegłamdomojegopokojuiwsunęłam
zdjęcie,któredostałamodmatki

Cheyenne,dojednegozzeszytówzzeszłegoroku.Następniewłożyłamzeszytnasamo
dnodolnejszufladybiurka.Cozoczu,toizserca.Tyleżetymrazempowiedzenieniedo
końcasięsprawdziło.Całyczasmiałamprzedoczymatęfo-tografię.Tak,powrótdo
normalnościniebędziełatwy.Ajużnapewnoniedlamnie.

-Mojamamazawszemówi,żeśmierćjestnaturalnąkonsekwencjążycia-powiedziała
Astrid,spoglądającnaswojebutywczarno-białąszachowniczkę.Zauważyłam,żetego
dniazmyłajaskrawożółtylakierdopaznokciizrezygnowałazulubionegobłyszczącego
cieniadopowieknarzeczbardziejstonowanychszarości.-AleśmierćCheyennenie
wydajesięnaturalna,prawda?

-Botakaniejest.Samobójstwoniejestsprawąnaturalną-odparłamponuro.

-Musimycośzrobić-powiedziałanagleSabinę,odrywającsięodściany.Jakoprawdziwa
wyspiarkaniemiałażadnychczarnychubrańiniebyłojejzbytniodotwarzywmojej
czarnejspódnicyiszarejbluzce.Wyglądałajakmaładziewczynka,którapróbujesię
bawićwbibliotekarkęlubcośwtymstylu.-Przecieżniemożemysiętakstrasznie
dołować.

Astridijaspojrzałyśmynasiebie.

-Acobyśproponowała?-zapytałam.

-Niewiem.Cokolwiek-ciągnęłaSabinę,przechadzającsięprzednami.-Zróbmycoś
wspólnie.Takjakzrobiłyściewzeszłymroku.Coś,copodniosłobynasnaduchui
pomogło…

no….Jaktosięmówi?

-Umocnićwięź?-podpowiedziałam.

-Tak!Właśnietak!-oczySabinębłyszczałyzpodniecenia.

background image

-Alecomiałybyśmyzrobić?-spytałaAstrid,prostującsięnakanapie.

-Niemampojęcia.Reed,znaszwiększośćdziewczynlepiejniżmy-zauważyłaSabinę.-
Cobyjepostawiłonanogi?

-Niewiem…zakupy?-zażartowałam.Byłatoprzecieżulubionainajpopularniejsza
rozrywkadziewczynzBillings.

-Wspaniale!-zakrzyknęłaAstrid.

-Tak!Tojestto!-dodałaSabinę,splatającdłonieimierzącwemniepalcem
wskazującym.-

Zakupy.Powinnyśmywszystkierazemwybraćsięnazakupy!

Zamrugałamoczami,patrzącnaniązniedowierzaniem-przecieżjatylkożartowałam.To
naprawdęniebyłnajlepszymomentnabezwstydnyaktrozpasanejkonsumpcji.

-Taksądzisz?-zapytałam.

-Zdecydowanie!-odparłaSabinę,ściągającmniezkanapy.-Todoskonałypomysł,Reed.

Wsercuzatliłomisięcośprzypominającegoiskierkępodniecenia.Byłobymiłozrobićcoś
normalnego.Coś,cobynaszajęło.Cośzabawnego.Ostatnietygodniebyłytakponure,że
kilkagodzinrozrywkiprzyniosłobynieladaulgę.

-Nocóż,wkońcumamyprzepustkęzkampusunacaływeekend…

DyrektorCromwellzwyklebywałbardzozasadniczymlecztymrazemzpowodu

nabożeństważałobnegoprzyznałwszystkimprzepustki,wiedząc,żeniektórzymogąsię
spodziewaćwizytyrodzinyiwzwiązkuztymbędąchcielizostaćwCapenanoc.

Podejrzewam,żeuznał,iżłatwiejbędziepoprostuwydaćogólnepozwoleniena„wyjście
nawolność”,niżużeraćsięzuczniami,którzycopięćminutbędąprzychodzić,aby
wypełnićodpowiedniepodanie.

-Znakomicie!Idź,zawiadomdziewczyny.Odrazujepocieszysz-powiedziałaSabinę,
wskazującpokójdzienny.

SabinęiAstridmójrzuconyzgłupiafrantpomysłtaksięspodobał,żeniemogłamim
odmówić.Zbliżyłamsiędodrzwipokojudziennegoizajrzałamdośrodka.Pozo-stałe
dziewczynyzBillingssiedziałynakanapachustawionychwkształtliteryU.Wpatrywały
sięgdzieśwdallubszeptałymiędzysobą.Londonkręciłakosmykwłosównapalcu,

wypuszczałago,poczymznówzaczynałakręcić.Portialeniwiebawiłasięnaszyjnikiem,
ConstancepisałaSMS-a,bezwątpieniadoWhittakera.Wpokojupanowałacisza,nie
liczącklikaniaklawiszytelefonuConstanceinielicznychszeptów.

-Hej,dziewczyny,mamypewienpomysł-zaczęłam.-Wszystkienatychmiastodwróciły
sięwmojąstronę,-TaknaprawdętopomysłReed-powiedziałaSabinę,stajączamną.

-Myślałam,żemogłybyśmyjutrowybraćsięrazemnazakupy-zaproponowałam.-Pójść
domiasta…pochodzićpofajnychsklepachwcentrum?ApotemzjeśćlunchwDriscoll.

-Poważnie?

background image

LondonImiennapodskoczyły,zupełniejakkretywgrzewhack-a-mole,ztym,żew
prawdziwejgrzekażdaznichoberwałabywgłowęgumowymmłotkiem.Szeptyprzeszły
wniecogłośniejszepomruki.

-Jestemabsolutnieza-powiedziałaPortia.-Jestemmistrzyniąterapiihandlowej.

KilkadziewczynzaśmiałosięipomrukiprzerodziłysięwnormalnygwarKtoczego
potrzebuje?Ktopierwszypuściojcaztorbami?Kostnicawokamgnieniuprzeobraziłasię
wimprezę.Bezdrinków,rzeczjasna.

-Tobyłsupciopomysł,Reed-rzuciłaPortia,całującpowietrzepoobustronachmoich
policzków.-Idęzrobićszybkispisbutów.

Tiffany,Rose,London,Vienna,KikiiLornauśmiechałysiędomnie.Naglepoczułam
olbrzymiąsatysfakcję,czułamsięjakNoelleLange.Aleteraztojaprzejęłampałeczkę.W

dwiesekundycałkowiciezmieniłamnastrój:zgłębokiegoprzygnębieniawpełne
podnieceniaoczekiwanie.

NiecopóźniejkażdazdziewczynposzładopokojuChe-yenne.Każdaopróczmnie.
Pierwsza,trochęnieśmiało,weszłatamShelby-pierwszekotyzapłoty-apotemreszta
dziewczynzBillingsruszyławjejślady,szepczącdosiebie,jakgdybyznalazłysięw
muzeum.Tylkojazostałamusiebiewpokoju.Wiedziałam,żeCheyenneniechciałaby,
żebymwzięłasobiecokolwiek,conależałodoniej,aostatniąrzeczą,jakiejteraz
potrzebowałam,byłprzedmiot,którynaokrągłowzbudzałbymojepoczuciewiny.Kiedy
wreszciewszystkiedziewczynycośwybrały,usłyszałam,jakgromadząsięwpokoju
dziennym,aleniezeszłamdonich.Byłomiciężkonasercu.Niemogłamsięruszyć.
Chciałampoprostupoleżećnałóżku!

Niemampojęcia,jakdługotakleżałam,patrzącwsufitirozmyślającnadwszystkim,co
zaszłodzisiejszegodnia.Jednakkiedydrzwisięotwarły,usiadłamcałkowiciegotowana
kontaktzeświatem.DopokojuweszłaSabinę,ztrudemniosącwielkiepudłopooklejane
znaczkamilotniczymi,Kiedymniezobaczyła,przystanęła.

-O,myślałam,żejesteśnadole-powiedziała.

-Nie.Cototakiego?-Wskazałamnapudło.

-Paczkazdomu-odparła,wrzucającpudłodoszafy.-Wcześniejzostawiłamjąnadole.

-Fajnie.Nieotworzysz?-spytałam,gdyzamknęłaszafę.

-Możepóźniej.Matkazawszewkładadośrodkateswojesentymentalneliściki-
powiedziała,wsuwającręcedotylnychkieszenidżinsów.-Niejestemterazwnastroju.

Rozumiałamto.Dzieńjużitakobfitowałwemocje.

-CowybrałaśsobiezpokojuCheyenne?-zagadnęłam.

-Nic.-Sabinępróbowaławyskubaćniewidzialnypyłekzoparciakrzesła.-Niechcęnicz
jejrzeczy.-Następniezkieszenidżinsówwyjęłamałeróżowepudełeczko.-AleTiffany
zmusiłamnie,żebymwzięłato.Uparłasię,żebyteżConstanceiLornawzięłypojednym.

Zdelikatnymtrzaskiemotworzyłapudełeczko.Wśrodkuleżałznajomywisiorekw
kształcieliteryBnazłotymłańcuszku.Sercezabiłomimocniej,kiedygozobaczyłam:to

background image

symbolprzynależnościdoBillings,któryCheyennewręczyłakażdejznasnapoczątku
roku,alewykluczyłaztegozaszczytuSabinę,ConstanceiLornę-uznała,żenatonie
zasługują.Tiffanymusiałaznaleźćwisiorkiwjejpokoju.Jajużodwieludninienosiłam
swojego.Kiedyterazotymmyślę,tosobieuświadamiam,żeniewidziałamostatnio,aby
którakolwiekzdziewczynwBillingsnosiłaswójwisiorek.Kiedyprzestały?

-Będzieszgonosić?

-Nie.-Sabinęzatrzasnęłapudełkoibezceremonialnierzuciłajenabiurko.-Diamentysą
tandetne-rzuciłazlekkimuśmiechem.

Zaśmiałamsię.Przezdłuższąchwilężadnaznasnicniemówiła.

-Chciałabyś…niewiem…pograćwkarty?-przerwałamwreszciemilczenie.

WzielonychoczachSabinępojawiłsiębłysk.

-Jasne!

Wskoczyłanamojełóżko,ajatymczasemwyjęłamtaliękartzgórnejszufladybiurka.

Zaczęłyśmygraćwmakao,wremikaiwkuku,któregoSabinęwcześniejnieznała.Żadna
znasjużniewspomniałaoCheyenneiprzezkilkagodzinczułamsięprawienormalnie.
Niecałkiem.Prawie.Aleniewielebrakowało.

Najlepszypomysł

-Musiszpozwolić,żebymcijąkupiła,Reed-przekonywałamniePortia.-Tocałaty.

Sukienkabyłafaktycznieboska.OdNicoleMiller,czerwona,bezrękawów,prosta,sięgała
nadkolanoimiaładekoltwłódkę.Podkreślałamojedługienogiiwyraźniezarysowane
ramiona;byłaseksowna,leczniewyzywająca.Doskonałasukienkadladziewczynyz
Billings.Oddawnaniemiałamnasobienictakluksusowego.Dokładniemówiąc,od
czasukiedywyrzuciłamwszystkierzeczy,którewzeszłymrokudostałamodNoelleiod
pozostałychdziewczyn.Pozbyłamsięnawetkoronkowejzłotejsukni,którądziewczyny
wybrałydlamnienaDziedzictwo,itegokrokuakuratżałowałam.Tamtejnocyczułamsię
takapiękna…Taka…Zupełniejaknieja.Mniejwięcejtakjakteraz,przymierzającto
czerwonecudo.

Jakaśczęśćmniezchęciąpowiedziałaby:„Jasne,Portia.Bierzemy”.Aletasukienka
kosztowałasześćsetdolarów.Noapozatymbyłaczerwona.Trochęzabardzo,jaknamój
gust,przyciągałauwagę.

-Jestzadroga!-powiedziałamdoPortii,jeszczerazprzeglądającsięwlustrze.

-Strasznehalo,Pozatym,„droga”tookreśleniewzględnezwyższościąodpartaPortia,
Ups,

-Alejawcaleniechciałamnickupować,przymierzyłamjątaksobie,dlazabawy.

-No,ilechybanatomiałyśmyprzeznaczyćdzisiejszydzień,prawda?Nazabawę…-
Tiffanyodchyliłasię,byzrobićmizdjęciewolbrzymiejprzymierzalni.Miałanasobie
srebrnąobcisłąsukienkęwiązanąnaszyiGdybypojawiłasięwtymstrojunaktórejśz
głównychautostradwkraju!zpewnościąspowodowałabywypadek.

-NiechżePortiacijąkupi,jakchce-dodałaTlffany.-Pieniędzymajaklodu,Można

background image

nawetpowiedzieć,żenimi,,.

-Niekończ!-krzyknęłaPortia,podnoszącdłoń,-Niemuszęsobiewyobrażaćforsy
wyłażącejzjakiegokolwiekotworuwmoimciele.Dlaczegoludziomsięwydaje,żetojest
zabawne?

Odciągnęłamnienabokirozpięłasuwak,

-Zdejmujto.Dopiszemyjądorachunku,Cóżznaczydodatkowychsześćstów?Zobacz,
ilejanakupiłam.

Spojrzałamnastosswetrów,apaszekisukienek,Stertabyławielkościvolkswagena
garbusa,

-Byćmoże,Alejeślimamjądostać,towybrałabymzieloną,

~O,nie,Zielonytomójkolor-powiedziałaPortia,-Proszę?

-Zielony.Tomójznakrozpoznawczy-odparłaPortia,radośniepotrząsającwłosamiprzed
lustrem,Jeślisięnadtymzastanowić,torzeczywiścieczęstonosiłazieloneubrania-
Kupujętylkoczerwoną,

Tiffanyijaspojrzałyśmynasiebieiroześmiałyśmysię.IDobrawróżkazastrzegasobie
prawowyborukoloru-zażartowałaTiffany,prowokująctymsamympełnezłości
spojrzeniePortii.Naszczęściejezignorowała!

-Aletakczyowakpowinnaśjąwziąć,Reed.Wczerwonymbędziecidotwarzy,tokolor
władzy.

Kolorwładzy.Hmm.Porazkolejnyspojrzałamwlustro.Czerwonypodkreślałmoje
brązowewłosyidelikatnąopaleniznę.Jeślitokolorwładzy,byćmożepowinnamsiędo
niegoprzyzwyczajać.PotowłaśnieprzybyłamtoEaston.WyrwałamsięzCrotonw
Pensylwanii,żebyżyćtakjaktedziewczyny.Żyćjakktoś,ktozmierzadookreślonego
celu.Jakktoś,kogosięzauważa.

-No,Reed,decydujsię-powiedziałaPortia,wyciągajączportfelaczarnąkartęAmerican
Express.-Taofertajestważnajeszczeprzezpięć…cztery…trzy…dwie…

-Dobra!Dobra!Bioręją!-zawołałam.-Alewtakimraziejestemcicoświnna.

ZdjęłamsukienkęipołożyłamjąnaławcenastercieubrańwybranychprzezPortię,po
czymzpowrotemwłożyłamswojedżinsyisweter.

Portiaposłałamiszyderczyuśmieszek.-Fantastycznie.Bardzobymchciałazobaczyć,jak
misięodwdzięczasz.

Niebyłampewna,czychciałamidokuczyć,czymożetobyłagroźba,zważywszyna
wszystkienieprzyjemnerzeczy,jakiewprzeszłościmusiałamrobićdladziewczynz
Billings,aleniemiałamnawetszansyotozapytać.ZaróżowionezpodnieceniaLondoni
Viennawybrałysobieakurattenmoment,bywpaśćdoprzymierzałni,trzymającw
ramionachmnóstwoubrań.

-Cokupujecie?-zapytałaLondon,mierzącwzrokiemstosubrańPortii.

-Tylkoparęciuchów-odparłaPortia.-DobaniztymDziedzictwem.Wtamtejsalimają
paręświetnychkiecek.

background image

-OBoże,widziałam.Halloweenwtymrokubędziestraszniedołujące.-Londonzrobiła
obrażonąminę.-Aleitakmamzamiarwłożyćmojąsuknię.Jeżeliniebędzieinnejokazji,
ubioręsięwniądoszkoły.

Naglewpadłmidogłowypewienpomysł.Wydawałsiętakoczywisty,żezdziwiłamsię,
iżniktdotejporyotymniepomyślał.Znakomitysposób,bydziewczynyzBillings
dostałyto,oczymtakmarzą,adotegobezryzykabrakuakceptacjispołecznejczy
posądzeniaopłytkośćipróżność.

-Agdybyśmytakurządziływłasnybal?-zaproponowałam.

-Jakto?-zapytałaPortia.

-BojeśliDziedzictwoodwołano,tomożedziewczynyzBillingszorganizująwłasnybal?
-

powiedziałam.-TylkodlauczniówzEaston,aletozawszecoś.Imiałybyścieokazję,by
wło-

żyćswojekreacje.

-Brzmiciekawie-mruknęłaTiffany,wysuwającdolnąwargę.

-Chwileczkę.Myślałam,żejesteściepostronie„jakmożnaimprezować,przecież
Cheyennedopierocokopnęławkalendami-powiedziałaPortia,odkładającnabokswoje
zakupy.-Skądtanagłazmiana?

-Pomyślałam,żemogłybyśmywimieniuCheyennezebraćtrochępieniędzyf|

zasugerowałam.-Możnabyustanowićstypendium,abyuczcićjejpamięć,isprzedawać
biletynabal.Icałydochódposzedłbynatenfunduszstypendialny,

-FunduszstypendialnyCheyenneMartin!-zakrzyknęłaVienna,podskakująciklaszcząc
wdłonie.

-Ooooo,podobamisiętenpomysł!-powiedziałaTiffany.

-Podobasię?Jestprze!-dodałaPortia.-Tojak,mogęteraziśćpoprzymierzaćkiecki?

Zanimwyleciałazprzymierzalni,dwukrotniejeszczecmoknęłapowietrzepoobustronach
mojejtwarzy.Tiffanypoklepałamniepoplecach,aLondoniViennazamknęłymniewe
wspólnymuścisku.

-Reed,jesteśmoimwybawieniem!-powiedziałaVienna.

-Tonajlepszypomysł,jakikiedykolwiekmiałaś-zgodziłasięLondon.

DziewczynypodążyłyzaPortiądodrugiejsali.Pochwilirozległosiępukaniedodrzwi
przymierzalni-dziewczynyprzekazywałyinnymdobrewiadomości.Zostałamsama,by
mócsięcieszyćmoimipięciomaminutamisławy.Tobyłdobrypomysł.Dobrzebyło
zrobićcoświmieniuCheyenne.Wdodatkucoś,czegonigdybysiępomnienie
spodziewała.Totak,jakbymmiałajejdowieść,żeźlemnieoceniła.

-Reed!Właśnieusłyszałamobalucharytatywnym!Cozaniezwykłypomysł!Jejrodzice
chybazwariują!-paplałaConstance,wpadającdoprzymierzalnirazemzSabine.

-Zdecydowanie.Todoskonałypomysł-dodałaSabine.

background image

-Taaak,wielkiemihalo-burknęłaMissy,przechodzącobok.-Takjakbyniktwcześniej
nieustanawiałfunduszystypendialnych.

Przewróciłamoczamiizignorowałamtęwzmiankę.Wolałampławićsięwblasku
pochwał.

Miałamtylkonadzieję,żemojanowaczerwonasukienkabędziewystarczającoelegancka
natęokazję.Choć,zdrugiejstrony,toprzecieżjabyłamgłównąorganizatorkąbalu,
prawda?

Przynajmniejjedenrazwżyciutojabędęmogłaustalaćzasady.Spojrzałamnaswoje
odbiciewlustrzeiuśmiechnęłamsię.PoczułamsięjakzupełnienowaReed.

background image

Damyprzystole

RestauracjawhoteluDriscollbyłaeleganckaitowdobrym,starymstylu.Lśniącedębowe
stoły,złotetapetywlilie,błyszczącekryształowekieliszki,białelnianeserwetki,okna,
przezktórewdzierałysiępromieniesłoneczne,widoknapięknystawiłabędziekreślące
zawijasynagładkiejpowierzchniwody.Wtakimmiejscużadnadziewczynawdżinsachi
ciężkichbuciorachnieczułabysiękomfortowo…nochybażetowarzyszyłobyjej
czternaścieeleganckich,dobrzeuczesanychdziewczątwnajlepszychstrojachna
wschodnimwybrzeżu!

Przynaszymstolikupanowałaserdecznaatmosfera;urządziłyśmysobiepogaduszkiprzy
kanapkachimrożonejherbacie.MójpomysłBaluBillingspoprawiłwszystkimnastroje,
myślałyśmytylkootym,gdzieurządzimyimprezę,kogozaprosimyikomutrzebabędzie
zapłacić,żebyalkoholmógłsięlaćstrumieniamibezobawy,żewkrocząwładze.Dawno
niesłyszałamwnaszymtowarzystwietyleśmiechu.

-Dobrarobota,Reed-szepnęłaminauchoSabinę,składającserwetkęnakolanach.-Że
nibyco?-zapytałam.

Położyłaramięnaoparciumojegokrzesłaipochyliłasięwmojąstronę.

-Rozejrzyjsię.Twójplancałodniowegowypadunamiastonajwyraźniejdziała.Niktnie
wydajesięjużprzygnębionyśmierciąCheyenne.

Sercemisięścisnęłonadźwiękjejimienia,aleudałomisięopanować.Sabinęmiała
rację.

Wyglądałonato,żezaczęłyśmypowolidochodzićdosiebiepotejtragedii.PaniKanena
pewnobysięztegocieszyła.

Tiffanywstała,stukającwidelcemwkieliszek.Natychmiastsięuciszyłyśmyi
spojrzałyśmynaniąwyczekująco.

-Chciałabymwznieśćtoast-powiedziałaTiffany,podnosząckieliszek.-Zanaszą
przyjaciółkęCheyenne.

Serceznówmisięścisnęło.

-Będzienamciebiebrakowało,Cheyenne.Imamynadzieję,żegdziekolwiekterazjesteś,
jesteśszczęśliwszaniżtutaj.

Tiffanyuniosłakieliszekjeszczewyżej;całaresztazrobiłatosamo.-ZaCheyenne!

Stuknęłyśmysiękieliszkami,poczymnastąpiłachwilaciszy;każdaznaspogrążyłasię
wewłasnychmyślach.Miałamnadzieję,żeCheyennenaprawdęjestgdzieś,skądmogłaby
zauważyćidocenićto,czegosiępodjęłyśmywjejimieniu.Towpewnymsensie
pomogłobynaprawićzło,któresięwydarzyło.Wreszcie,podłuższejchwilimilczenia,
Londonwstałaiodchrząknęła.

-Jestjeszcze,.feee…jaktosięmówi?Jestpewnakwestia,którąmusimysięzająć!-

oznajmiła,dumnaztego,żeużyłatakwyszukaniebrzmiącegozwrotu.-Billings

background image

potrzebujeprezesa.Myślę,żepowinnyśmywybraćterazkogośnatostanowisko.

-Czytonaprawdęwypada?-spytałaMissy,wykrzywiająctwarzwkonsternacji.Jeślinie
będzieuważała,szybkonabawisięzmarszczek.-Cheyennenieżyjezaledwieod
tygodnia.

Kilkadziewczynmruknęło,zgadzającsięzjejuwagą.

-Tak,igdybybyłaterazznami,myślę,żesamaprzyznałaby,żeBillingspotrzebuje
przywódczyni-powiedziałaVienna,stającobokLondon.Jakzwyklewyglądałyjak
papużkinierozłączki.Jednamiałanasobiefioletowąkrótkąsukienkęzrobionąnadrutach,
adrugapodobną,tyleżeczarną.Obiemiałynatapirowanewłosyprzewiązanekolorową
apaszką.-Apozatymwszystkiewiemy,ktozostanieprezesem.Jakijestsensodkładania
tego,coitaksięstanie?

Chwilamoment.Wszystkiewiemy,ktozostanieprezesem?Nibykto?Janiewiedziałam.

Podniosłamwzrokizobaczyłam,żewszystkiedziewczynyzwyjątkiemMissypatrząna
mnie.

Odsunęłamsięodstołu,naglezrobiłomisięgorąco.

-Cotakiego?Niemamowy.

-Czychodzicioto,żeniechceszbyćprezesemBillings?-spytałastanowczoPortia.Tak
jakbysamamyślotymbyłaniedoprzyjęcia.

-Nie,nie,tonietak.Tylko…dlaczegoja?-odparłamzdumiona.

-Reed,przecieżtosięrozumiesamoprzezsię-powiedziaładelikatnieRose,pochylając
sięnadstołemtak,żebymjąwidziała.-Zobacz,coudałocisięzrobićwtymroku.Jako
jedynapostawiłaśsięCheyennepodczasotrzęsin…

-Pokazałaśwszystkim,jaknaprawdębyćsilnymwzoremdziewczynyzBillings-

potwierdziłaTiffany.-Broniłaśtego,wcowierzysz,mimożeresztasióstrsięztobąnie
zgadzała.

-Broniłaśnas-wyjaśniłaLorna,czymzasłużyłanapełneirytacjispojrzenieMissy.

-Anakoniecwyskoczyłaśztympomysłemterapiihandlowej…izbalem,ifunduszem
stypendialnym-powiedziałaRose.-Towszystkotwojazasługa.

-Jużjesteśnasząprzywódczynią.Tyleżeniejesttojeszczecałkiemoficjalne-dodała
Astrid.

-Apozatym,jesteśwdrugiejklasie,więcmożeszprzezcałedwalatapiastowaćurząd-

dorzuciłaTiffany,unoszącaparat,abyzrobićmizdjęcie,którenastępniezachowa,by
ukazaćpotomnościmójzdziwionywyraztwarzy.-WtejchwiliBillingspotrzebuje
odrobinystabilizacji.

Spoconedłoniepołożyłamnakolanach.Niezasłużyłamnatakizaszczyt.Absolutnienie.

Gdybynieja,Cheyennenadalbyłabyznami.Aprzynajmniejsamatakpowiedziała.Nie
mogłamzająćjejmiejsca,prawda?

background image

-Niewiem,copowiedzieć-wyjąkałam.

-Niemusisznicmówić-pocieszyłamnieTiffany.-Czywszystkiesięzgadzamy,żeby
ReedBrennanzostałaprezesemBillings?

-Tak!-zgodniezakrzyknęłydziewczyny.Wszystkiepodniosłyręcedogóry,cała
czternastka

-nawetmilczącaShel-byWordsworth.NawetMissy,choćniepodniosładłonitakwysoko
jakinnedziewczyny.

Rozległsięuprzejmyaplauz-niezbytgłośny,bynieprzeszkadzaćpozostałymgościom
restauracji.Naglemimowolniesięuśmiechnęłam.Poczułamsiętakzaszczycona,takmile
zaskoczona;to,żedziewczynywybrałymnienaswojąszefową,ścięłomnieznóg.Że
wszystkiechciały,bymstanęłanaichczele.

Tegomibyłotrzeba.Zjednoczonegointernatu.Wsparciaipewnościprzyjaciółek.

Prawdziwegonowegopoczątku.

ReedBrennan,prezesinternatuBillings.

Zasłużona

ObjuczonezakupamiledwozmieściłyśmysięwefrontowychdrzwiachBillings.
Wszystkiewesołogadałyśmy,oceniająckolejnenowezdobycze|dogadującsię,ktokomu
mógłbycośpożyczyć.Terapiahandlowapowinnasięstadlegalnąmetodąleczenia
depresji.Przynajmniejwśródnas.

-Reed,musiszwpaśćdonasiznówpokazaćsięwtejczerwonejkiecce-postanowiła
Shelby.

Bytytoprawdopodobniepierwszesłowa,jakiepowiedziaładomniezwłasnejwoli.Nie
żebymmiaładoniejotożal.Wtymmomenciekochałamabsolutniewszystkich.-Chyba
mamparęszpilekodLouboutina,któreświetniebydoniejpasowała

-Tezpaseczków,zezłotymisprzączkami?Nojasne!-zgodziłasięPortia,

-Amożebyśmyposzływszystkiedomojegopokojuipooglądamy,coktórakupiła?-

zaproponowałam,niechcąc,bydobrazabawadobiegłakońca.Byłamzbytpodniecona
tym,żeopuściłomniepoczuciewiny.Chciałamodwlecjegopowrót.Apozatym
tworzeniewięzizdziewczynamibyłoczymśfantastycznym.Odwiekównie
pozwalałyśmysobienadobrązabawę.

-Pokazmody!-zaśpiewałyViennaiLondon,wyrzucającwgóręramiona.

-Supciopomysł-powiedziałaradośniePortia.ZaśmiałamsięiodwróciłamdoSabine:

-Nodobra,czymisiętylkozdaje,czywszyscysądziśmoiminajlepszymiprzyjaciółmi?-

szepnęłam.

-Taktobywazkobietamiprzywładzy-ześmiechemodparłaSabine,ściskającmoją
dłoń.-

Przyzwyczajsiędotego.Zasługujesznato.

background image

Rozpierałamnieduma,mimożewydawałosięabsurdalne,iżktośmógłbyuważać,żemi
siętonależało.Alejeślinaprawdędziewczynytaksądziły,niemiałamzamiarusięznimi
spierać.Chciałamzatrzymaćtęchwilęiczućsiępełnaenergiitakdługo,jaktobędzie
możliwe.

Rzuciłyśmysięnaschodyipognałyśmynagórę.Komuśpostronnemumogłobysię
wydawać,żetojednawielkamasafalującychwłosów,podskakującychtorebiradosnego
śmiechu.

Właśniemiałamsięodwrócićiotworzyćdrzwidomojegopokoju,gdyktośwyszedłna
korytarz.ZpokojuCheyenne.

-Tujesteście!Całewiekiczekam,ażktośwróciipomożemirozpakowaćgraty!

Wszystkienaglezamilkłyśmy,potykającsięiwpadającjednanadrugą.Śmiechzamarł.

Niemożliwe,żebytobyłaona,niewierzyłamwłasnymoczom.Alejednaktoona!Gęste
brą-

zowewłosy.Władczypodbródek.Złośliwybłyskwoku.

NoelleLangewróciła.

background image

Niespodzianka

-Noelle!Ranyboskie,cotytutajrobisz?

Otrząsnąwszysięzszoku,dziewczynyruszyływstronędawnoniewidzianejNoelle,
wykrzykującrozmaitepytania.Noelleotoczyłtłumkoleżanek;wszystkienarazchciałyją
przytulić,uściskać,aichchudełokcieimodnefirmowezegarkizderzałysięboleśniewtej
walce.Jajednakniemogłamsięruszyćzmiejsca.Podobniejakresztadrugoklasistek,
Constance,Sabinę,Astrid,Kiki,MissyiLorna.OnenieznałyNoelle.Prawdopodobnie
większośćznichsięjejbała.Aleniedlategomniezamurowało.Byłampoprostutak
zaskoczona,żeniestaćmniebyłonajakąkolwiekreakcję.

JakNoellemogłaminiepowiedzieć,żewraca?Widziałyśmysięprzecieżwzeszły
weekend.

Musiałajużwtedyotymwiedzieć.Alezachowywałasiędośćpowściągliwie,mówiła
tylkoomiejscach,któremazamiarzwiedzić,skoroniemajużkuratora.Czychciałamnie
zaskoczyć,czyteżbyłatokolejnazjejgierek?Mogętylkomiećnadzieję,żetopierwsze.

TłumwokółniejwreszciesięprzerzedziłiNoellespojrzaławprostnamnie.Utkwiławe
mniewzrokiposłałamiwymuszonyuśmiech.

-Niespodzianka!-krzyknęła.

Przecisnęłasięprzezgromadędziewczyn,podeszłaiuściskałamnie.Tbbyłszczeryi
mocnyuściskzprawdziwegozdarzenia.Niejakieśbyleco,którymzwykleobdarzasię
niezbytlubianąosobę.Owionąłmniecharakterystyczny-trochęostry,delikatnie
kwiatowy-zapachjejperfum;używałaich,odkądpamiętam.Odrazusięrozluźniłam.

-Noelle,dlaczegonie…

-Powiedziałam?Żebyujrzećtenzdziwionywyraztwarzy!Proszęcię!-Noelleodgarnęła
włosynaplecy.-Dziewczynkamusisięczasamizabawić.

Starszedziewczynyzachichotałyporozumiewawczo.Młodszeporuszyłysięniespokojnie.

NiemogłamoderwaćwzrokuodNoelle,choćpróbowałamzewszystkichsił.

Wyciągnęładomnieręceipowiedziałaprzyciszonymgłosem,jakgdybywpobliżunie
byłonikogoinnego:

-NareszciezobaczyszBillingstakie,jakiebyćpowinno.

Poczułamwgardlegulęwielkościpiłkinożnej.Skądwiedziała,żewłaśnietopotrzebuję
terazusłyszeć?Teraz,kiedywróciła-tu,gdziejestjejmiejsce-Billingsznówstałosię
prawdziwymBillings.

WzrokNoelleprześliznąłsięnadmoimramieniem.

-Czymysięznamy?

Obejrzałamsięzasiebie,aSabinęodpowiedziała:-Nie,chybanie.

-NoelleLange,tojestSabinęDuLac-przedstawiłamją,unoszącdłoń.-Dołączyładonas

background image

wtymroku.

-Miłociępoznać-odparłaNoelle,delikatniesięuśmiechając.

-Tyleotobiesłyszałam-wypaliłaSabinę.

-Poważnie?Ajaotobienic.-Noellewyglądałanaznudzoną,próbującściągnąćjakiś
pyłekzeswetraodChaiken.

RadosnywyraztwarzySabinęustąpiłmiejscarozczarowaniu!Rzuciłamizawstydzone
spojrzeniezdradzonejprzyjaciółki.Chciałamwyjaśnić,żeopowiedziałabymoniejNoelle,
gdybymmiałazniąjakikolwiekkontaktprzedzeszłymweekendem.Aległupiomibyło
plątaćsięwzeznaniachprzywszystkich,tymbardziejżedziewczynyznówzaczęłygadać.

Chciaływiedzieć,gdzieNoellebyłaprzezcałytenczas,czymiałajakieświadomościod
KiranHayesiTaylorBellijaksięsprawymająmiędzyniąaDashem.Samabardzo
chciałamusłyszećodpowiedzinatepytania.

-No,chodź,Reed.Mamdlaciebieparęprezentów-rzuciłaprzezramięNoelle,gdycała
świtaodprowadzałajądopokoju.

Prezenty?Robiłosięcorazciekawiej.SpojrzałamnaSabinęprzepraszającymwzrokiem,
postanowiając,żepóźniejwszystkojejwytłumaczę,poczymruszyłamzaNoelle.Jakza
starychczasów.

PrzyszłośćBillings

-NoicoztobąiDashem?-zapytałaShelby,gdyNoelleotwieraławalizęodLouisa
Vuittona.

Gdysięwyprostowała,wstrzymałamoddech.Noellerzuciłaukradkowespojrzenieza
siebie,poczympowiedziała:

-Dashmasiędobrze-zręcznieudałojejsięuniknąćodpowiedzi.Niechciała,żeby
przyjaciółkiwiedziały,żesięrozstali?Jeżelitakbyło,todlaczego?-Słyszałyście,zeDash
ja-kojedynyspośródpierwszoroczniakówdostałsiędozałogiżeglarskiejwYale?

Dziewczynyprzyjęłytęwiadomośćokrzykamizaskoczenia,ajapoczułam,żerobimisię
gorąco.DlaczegoNoelleotymwiedziała,ajanie?Podobnosięrozstali,aDashod
początkurokupisałdomniemaile.Możeniezasługiwałam,bydzielićsięzemnątak
doniosłymiwieściami?ANoellebyłategowarta.

-Atengość,Cromwell,tojakiśpalant,nie?-powiedziałaNoelle,wrzucającdoszuflady
kilkaswetrówiapaszekwyjętychzwalizki.Następniezatrzasnęłaszufladę.Jakna
dziewczynę,którajestwłaścicielkąnajdroższychciuchów,najakiekobietamożesobie
pozwolić,nietraktowałaswojegomajątku

znależnymszacunkiem.Jejzdaniem,wszystkomożnabyłoodkupićlubzastąpićczym
innym.Miałaniewyczerpanezasobyluksusunawyciągnięcieręki.

London,Vienna,Tiffany,Portia,Rose,Shelbyijasiedziałyśmywjejpokoju,ależadnaz
nasnieśmiałaodpowiedziećnazadanepytanie.Najwyraźniejbyłyśmyodrobinę
przestraszonetym,żeznówznalazłyśmysięwpokojuCheyenne,któryjejrodzicezdążyli
jużwysprzątać.

background image

Musielitubyć,kiedyrobiłyśmyzakupy.MimożewszędziepiętrzyłysiębagażeNoelle,
pokójwydawałsiędziwniepusty.Trochęprzerażający.Niemogęmówićwimieniu
wszystkich,alejamiałamwrażenie,żektośnasobserwuje.Iocenia.

-Nowięc,jakijestCromwell?-spytałaNoellezaskoczonanaszymmilczeniem.

-Nieznosimygo-wypaliłaLondon.

-Todelikatniepowiedziane-dodałaPortia.

-ToonzabiłCheyenne-wtrąciłaVienna.

Jakbywemniepiorunstrzelił.MusiałamsięoprzećobiurkoCheyenne-nie,obiurko
Noelle.

-Cotakiego?

-Wszyscyotymwiedzą.-Londonzrobiławielkieoczy.-WyrzuciłjązBillingsitamtej
nocysięzabiła.Wiemy,żeżytatymmiejscem,więc…

-Wszyscygoobwiniają-dokończyłaTiffany,ustawiającmasywnyobiektywswojego
staromodnegoaparatu.

Dlaczegootymniewiedziałam?Możebyłamzbytpochłoniętarozpamiętywaniem,kogo
obwiniałasamaCheyenne.

-Gdybyniebyłtakimnieustępliwymdraniem..

-Mówmijeszcze-Noelleprzewróciłaoczami.-Mójojciecmusiałzagrozić,że
doprowadzidozamknięciaszkoły,żebyprzyjętomnietuzpowrotem.

-ZamknąćEaston?Twójojciecmógłbytozrobić?-zapytałam,choćwcalebymnietonie
zdziwiło.

-Noniedosłownie,alemógłbysłaćdosądupozewzapozwem-roześmiałasięNoelle.-

Wierzmi,jegokieszeniesąowieległębszeniżEaston.Szkoławkońcubypadła.Kiedyta
przykraprawdadotartadoCromwella,facetzmiękłniczymtaniadętka.

-Wow,alemusiałbyćwku-powiedziałaPortia,przysiadającnakrawędziłóżka.Rodzice
Cheyennezabraliwszystkiejejwłasnemeble,więcnaichmiejscewstawiono
standardowemeblezBillings.PrzynajmniejdopókiNoellenieurządzisobiepokojuna
nowo.

-O,żebyświedziała-powiedziałaNoelle,rzucająciPodanabiurko.-Widziałyście,jak
siętrzęsie,kiedyjestzły?Wyglądajakfrankenstein.

Roześmiałyśmysię,aleNoellezmarszczyłanosiprzesunęłapalcempopowierzchni
biurka.

-Cotojest?Urządzałyścietuszaloneimprezyczyco?-Czubekjejpalcabyłpokryty
gęstymbiałymkurzem.

-Topewniezostałopowizyciepolicji,szukalituodciskówpalców-wyjaśniłaTiffany,
patrzącnapalecNoelle.-Biurkojestjedynymtutejszymmeblem,jakiegoużywała
Cheyenne,więc.iiNoellespojrzałananas,otwierajączezdumieniausta.

background image

-Odciskówpalców?Dlaczego?Myślałam,żetobyłosamobójstwo.

-Bobyło-powiedziałacichoRose,spoglądającprzezwy-kuszoweokno.-Tylko…

-Chcielisięupewnić-dokończyłam,ztrudemprzełykającślinę.

-Pewnienabralipodejrzeń,borzeczwydarzyłasięwEaston-dodałaPortiazdrwinąw
głosie.

Noellezasępiłasię.Spojrzaławdrugikoniecpokoju,tamgdziewcześniejmieszkała
ArianaOsgood.Jejnajlepszaprzyjaciółka.Dziewczyna,któraokazałasięwyrachowaną
morderczynią.

-Proszę,proszę.Ciekawedlaczego-powiedziałaNoelle.Przezchwilępanowałacisza,
aleprzerwałająNoelle,klaszczącwdłonie,byoczyścićjezkurzu.

-Nodobra,cojeszczesiętuterazdzieje?-zapytała,wysypujączawartośćswojej
olbrzymiejkosmetyczkidogórnejszufladybiurka.-Oczywiście,nielicząckolacjiw
Driscollu,októrejCromwellnawijałpodczasnaszegospotkania.

KolacjadlaabsolwentówwDriscollu.Prawda.Ztegowszystkiegozupełnieoniej
zapomniałam.MiałasięodbyćwhoteluDriscollwnajbliższąsobotęibyła
najważniejszymwydarzeniemzjazduabsolwentów.KażdyuczeńEastonmiałprzyłączyć
siędokomitetu,bypomócprzyjejorganizacjilubzająćsiępracamipomocniczymi.
Sabineijamiałyśmybyćkelnerkami.Byłamkłębkiemnerwówiporaztysięczny
zastanawiałamsię,czyDashmazamiaruczestniczyćwkolacji,aleszybkoprzegnałamtę
myśl,jakgdybyNoellemogławy-czytaćjązmojejtwarzy.

-OBoże,oczywiście!BędziemymiećCoffeeCarma!-oznajmiłaVienna,wprowadzając
tymsamymradosnynastrój.

-Notak.Amberlyjestterazwpierwszejklasie,zupełnieotymzapomniałam.Będę
musiałasięzniąprzywitać,zanimmatkazaczniedomniewydzwaniaćitruć,żebymto
zrobiła.

-Prawda,przecieżsięznacie-przypomniałamsobie.

-O,widzę,żejużspotkałaśnasząmałąAmberly.-Noellewydawałasięrozbawiona.

-DałaReedkartęCoffeeCarma-powiedziałaLondonobrażonymtonem.

-Niedziwięsię.OpowiadałamjejoBillings,aszczególnieotobie,Reed-odparłaNoelle.
-

Pewnieszykujesobiezaplecze.Bystredziewczę.

Noellepołożyłanatoaletcepudełkozbiżuterią.-Icojeszcze?

-SłyszałaśjużpewnieoDziedzictwie-przypomniałaPortia,odrzucającnaplecylśniące
czarnewłosy.

-Tak.Strasznalipa.-Noelle,grzebiącwkosmetykach,wyciągnęłatubkęzbłyszczykiem
MACiotwartają.-Ktośwkroczyizorganizujetenbal.Wierzciemi,jedennieszczęśliwy
wypadekniepowstrzymaDziedzictwa.

-Myślisz?-głosLondonbyłpełennadziei.

background image

-Janiemyślę,jawiem-odpowiedziałaNoelle,otwierająclusterkowzłotejoprawce,po
czympomalowałabłyszczykiemdolnąwargę.

-TaknawszelkiwypadekReedobmyśliłaplan„B”-dodałaTiffany.

-Znakomityplan„B”-uzupełniłaRose.

Noelleuniosłabrew,apałeczkaodbłyszczykazatrzymałasiękilkamilimetrówodjej
górnejwargi.

-Acóżtozaplan?

-WydamywłasnybalzokazjiHalloween!-wykrzyknęłaVienna.

-AbyuczcićpamięćCheyenne-wyjaśniłaShelby.SpojrzałamwyczekująconaNoelle.Z

nadzieją.Bowciąż

potrzebowałamjejaprobaty.

-Poważnie?-Noelledalejzajmowałasięmakijażem.$Pomysłowe,Reed.Zobaczno,
samaprzejmujeszinicjatywę.Powiedziałabymci:„SzczęśćBoże”,aletojestjużpassć.

Uśmiechnęłamsięiskinęłamgłową.Otochodziło.Niedoczekamsięodniejwiększej
pochwały,alewystarczyć

-IReedjestnaszymnowymprezesem!-powiedziałaLondon,podchodząc,byobjąćmnie
ramieniem.

Noelleztrzaskiemzamknęłalusterko.Sercezamartomizestrachu.Nieumiałam
rozszyfrowaćwyrazujejtwarzy.Gniew?Szok?Obauczucianaraz?Naglezapragnęłam
sięzewszystkiegowycofać.NiechciałamnadepnąćNoellenaodcisk,przecieżtoNoelle
Lange!

Dlaczegoprezesemmiałbyzostaćktośtakijakja,skoroNoelleLangewróciła?

-No,no,no-zaczęłaNoelle,krzyżującręcenapiersiachiprzyglądającmisięuważnie.-

Kopciuszekdalekozaszedł.

-Nowiesz,toznaczy…teraz,jakwróciłaś,towszystkozmienia…-wyjąkałam.-
Oczywiścietotypowinnaś…Znaczy,gdybyśtubyła,napewnobymnieniewybrano.

Noellespojrzałanamnie.Niktsięnieodezwał,żebyzaprzeczyćtemu,copowiedziałam.

Dziękizawsparcie,dziewczyny.Aniedawnojednomyślnieuznały,żejestemidealną
kandydatką.Chociażwłaściwieniemogęmiećdonichpretensji.TakabyłaNoelle.Nawet
jawiedziałam,żetoonapowinnazostaćprezesemBillings.

Odchrząknęłam.Jeślimiałamtozrobić,jeślijużmiałamoddaćupragnionąprezesurętuż
pozdobyciustanowiska,toprzynajmniejzrobiętozgodnością.Aniejakjąkającasię
idiotka.

-Bezciebietomiejsceniebyłotakiesamo-powiedziałamspokojnie.-Zawszemiałam
wrażenie,żeBillingstotwójdomitwójteren.Jeślichceszbyćprezesem,oddajęciten
urząd.

DziewczynyspojrzałynaNoelle.Wsunęłamręcedokieszeniiwstrzymałamoddech.

background image

Noellepowolisięuśmiechnęła.

-Jakmiłoztwojejstrony,Reed,alenie,dziękuję.

Zamrugałamoczami,zaskoczona.Ulżyłomi,alebyłamzdumiona.

-Cotakiego?-wypaliłaPortia,mówiącnagłosto,cokażdaznaspomyślała.

Noellewzruszyłaramionamiiwrzuciłabłyszczykdoszuflady.

-Słuchajcie,prawdęmówiąc,niepowinnomnietuwogólebyć.Powinnambyłaskończyć
szkołęroktemu,alewiecie,różniebywa.Wróciłamtylkopoto,żebyudowodnićtymz
LigiBluszczowej,żepotrafięciężkopracowaćinieoczekujęspecjalnegotraktowania.

Natwarzachmoichprzyjaciółekwidaćbyłoniedowierzanie.Noellenieoczekuje
specjalnegotraktowania?Przecieżnadobrąsprawęnieznałainnego.Zajmowała
szczególnemiejscenawetpośródinnychuprzywilejowanychdziewczątwnaszymkraju.I
niedawałanikomuotymzapomnieć.

-TotyjesteśprzyszłościąBillings,Reed.-Noelleodwróciłasiędomnie.-Chcęsiętylko
upewnić,żekiedyjużopuszczęszkołę,pozostawięinternatwdobrychrękach.Anie
wyobra-

żamsobielepszychrąkniżtwoje.

Ho,ho!

Dziewczynyspojrzałynamnie.Byłypodwrażeniem.Todopierobyłapochwała.Choć
dziewczynyzBillingssamewybrałymnienatostanowiskoibytywtymjednomyślne,
terazdopieronastąpiłoostatecznepotwierdzenieichwyboru.

-Dzięki,Noelle-powiedziałamciepło.

-Niemazaco-Noelleuśmiechnęłasięznieprzeniknionym,byćmożeodrobinę
złośliwymbłyskiemwoku-paniprezes.

background image

MantraJosha

Następnegoranka,przyśniadaniu,Joshpodniósłkubekizhukiempostawiłgonatacy.
Potemwziąłmiskę!podstawiłjąpodautomatzpłatkamiimocnouderzyłwdźwignię.
Usłyszałamtrzask,leczzezdumieniemodkryłam,żerączkasięniezłamała.Kiedydo
miskinasypałosięzbytdużo,Joshzakląłpodnosem,zaczerpnąłgarśćpłatkówirzuciłje
wkierunkustojącegozaladąkoszanaśmieci.Nawszystkichspadłgradmałych
pomarańczowychizielonychkółeczek.Chybatylkojednotrafiłodokosza.

WszyscyuczniowieEastonstarannieomijalidziśtematCheyenneinabożeństwa
żałobnego.

Rozmawianonatomiastoweekendzieabsolwentów,którymiałsięodbyćpodkoniectego
tygodnia.Wszyscymówiliotym,wcosięubiorą,ktozesławnychabsolwentówmożesię
pojawićijaknajlepiejzwinąćtrochęalkoholuzhoteluDriscoll.Byłojednakjasne,żeani
ja,aniJoshniezamierzamyuczestniczyćwtychwesołychpogaduszkach.

-Kobiecaintuicjapodpowiadami,żecościędzisiajdręczy-zażartowałam,chcącnieco
rozluźnićatmosferę.

Spojrzałnamniejaknawroga.

-Niemogęuwierzyć,żeNoëllewrócriła.Dlaczego,udiabła,przyjęlijąZpowrotem?

Westchnęłamciężko,Noëlle!Nojasne.CoinnegomogłodręczyćJosha?Musiałam
przyznać,żemialpowód,byjejnienawidzić.Wzeszłymrokuzbytchętnieprzypisałamu
zamor-dowanieThomasa,mimożeodpoczątkupodejrzewałaAriane.Inawetgdyby
Joshaniearesztowanoitakmiałbysłusznypowód,bychowaćurazędoNoellezarolę.
jakąodegraławzabójstwiejegonajlepszegoprzyjaciela.Ona,Kiran,TayloriAriana
porwałyThomasazjegopokojuiwywiozłydolasu,gdziezostawiłygoprzywiązanegodo
drzewa,samegoiprzerażonego.Tylkopoto,bydaćmunauczkę.Tylkopoto,żebypoczuł
siębezradnyiupokorzony-takjakjaczułamsięprzezniegopoprzedniegowieczoru,na
impreziewlesie.

To,cozrobiłybyłookropne,aletoArianawróciładolasuizamordowałaThomasa.A
Noëlle,KirianiTaylorniemiałypojęciaojejsadystycznejwyprawie.Moimzdaniem
NoëlleiresztaporządnienarozrabiałaaleniechciałyśmierciThomasa.Poprostumyślały,
żezrobiąmudowcip.Takstarałamsiętosobiewytłumaczyć.Byłotojedynelogiczne
wyjaśnienie,którepozwalałomispokojniespać.

-Wyglądanato,żerodziceNoellezagroziliszkoleprocesemitowystarczyło-
powiedziałamspokojniekładącnatacyprecelka.Podciągnęłamrękawyczarnego
kaszmirowegoswetrazdekoltemwserek,którydostałamodNoelle.Byttojedenzwielu
jejpodarunków,wśródinnychpowinnamwymienićbutyodMiuMiu,długinaszyjnikz
monogramemodTiffany’egooraziPhone’a-liczyłam,żeJoshniezapyta,skądgo
wzięłam!Noelletłumaczyła,żewtensposóbchcenadrobićto,iżwubiegłymrokunie
byłojejna

moichurodzinach.InaBożeNarodzenie.MówiłacośjeszczeoDniuFlagi.

background image

-Cholera,wszyscykochająAmerykę.PowinnizmienićnazwętegokrajunaStany
Procesowe

-burknąłJosh.Wziąłgłębokioddechiwypuściłpowietrzenosem,kładącdłoniena
biodrach.

-MusiszsięwynieśćzBillings.Teraz,jakwróciła,będzietakjakwzeszłymroku.

-Nieprawda-odparłam.

-Tak?Askądwiesz?

-Popierwsze,tojaterazturządzę-zaczęłam.-Dziewczynywybrałymnienaprezesa,
pamiętasz?Atakprzyokazji,nawetminiepogratulowałeś.

Joshgłośnowestchnąłispojrzałnamniezlękiem.

-Maszrację.Przepraszam.Gratuluję.Przynajmniejtymrazempokazały,żemającośpod
kopułą.

-Dzięki-odparłam,skinąwszygłową.SiostryzBillingsniedoczekająsięodJosha
większejpochwały.-Samwidzisz,wtymrokuNoelleniebędziedyktowaławarunków,
bojatorobię.

-Taaak,jasne.-Joshpodniósłtacęiskierowałsięwstronęjadalni.

Zrobiłomisięgorąco.Czyniezdawałsobiesprawy,jakbardzomnieterazobraził?

-Wielkiedzięki-rzuciłam,podążajączanim.

Joshspojrzałnamniezniecocieplejszymwyrazemtwarzy.

-Przykromi,niemiałemnamyśliniczłego.-Wzruszyłramionami,poczymchwycił
pełnąjedzeniatacę.-Poprostu…Znamtędziewczynę.Noelleniespocznie,dopókinie
wywoławokółsiebieatmosferydramatuiskandalu.Dajspokój.Poprostuprzenieśsiędo
Pemberlyalbogdzieindziej.Toniekoniecświata.Aprzynajmniejznajdzieszsięzdalaod
niej.

-Niekoniecświata?Niemogęsiętakpoprostuprzenieśćpotym,jakdziewczynymnie
wybrały!-Rumieniecpaliłmipoliczki.-Apozatym,czymuszęciprzypominać,żewze-
szłymrokuNoelleuratowałamiżycie?

-Niemusisz.Aletwojeżycieniebyłobyzagrożone,gdybynieonaijejprzyjaciółkiz
Billingsspodciemnejgwiazdy-odparłJosh.-Dlaczegoniewidzisz,jakzepsutejestto
miejsce?

-Boże,Josh.Możejużstarczytejagitacjipodtytułem„konieczBillings”-odcięłamsię.-

Powtarzasztojakmantrę.

Zaskoczonyodchyliłgłowęizmarszczyłbrwi.

-Poprostumartwięsięociebie.

-Jasne,dzięki.Potrafięsięsamaosiebiezatroszczyć.

Odwróciłamsięiodeszłamszybkimkrokiem,poczymzajęłammiejscenadrugimkońcu
stolika,nietam,gdziezwyklesiadywaliśmy.Joshpowolipodążyłzamną,alewkońcu

background image

zrozumiałaluzjęiusiadłzTreyemprzyinnymstole.Gdygwałtowniepotrząsałambutelką
zsokiempomarańczowym,minęłymniedwiedziewczynyzreprezentacjipiłkarskiej

pierwszychklas.

-Cześć,Reed-powiedziałajednaznich.-Gratulacjezokazjiobjęciaprezesuryw
Billings.

-Nojasne!Gratulacje!-zawtórowałajejdruga.-Atakprzyokazji,maszcudowny
sweter.

-Dzięki-odparłam.Zaskoczyłymnie.Nigdywcześniejzniminierozmawiałam.Nie
wiedziałamnawet,jaksięnazywają.Jaksiędowiedziałyogłosowaniu?

-Słuchaj,mójtatapracujedladrużynyNewEnglandRevolution,mógłbynamzałatwić
wejście,kiedybędągralizGalaxynawiosnęprzyszłegoroku,Inapewnospotkamy
Beck-sa!

Idziesz?-paplałapierwsza.

Zamrugałamoczami.Zadużoinformacjinaraz.Icałkiemdziwnapropozycja:spotkaniez
graczamipierwszejligi.

-Eeee,aktóżbyodmówił?-powiedziałam.-Przepraszam,alezapomniałam,jakmaszna
imię.

Dziewczynazarumieniłasię,aledzielnieodpowiedziała:-JestemAvaGreene.Atojest
DemetriaWallace.

-Dzięki,Ava.Tofajnieztwojejstrony.

-Straszniesięcieszę,żesięzgodziłaś!-krzyknęłaAva.-Notowidzimysięnatreningu!

Dziewczynyodeszływswojąstronę.Ichgłowystykałysię,pewnieznówgadały.

-Taaak.Dozobaczenia-rzuciłamwpowietrze.

Nodobra,tobyłodziwaczne.AlechybabycieprezesemBillingsniesiezesobąitakie
niespodzianki.

Sięgającpoprecelka,spojrzałamnaJosha,zastanawiającsię,czywidział,jakrozmawiam
zpierwszoklasistkami.Zobaczyłam,żemechanicznieprzeżuwapączkaispoglądaprzed
siebiezponurąminą.Poczułamukłucieżalu,leczjednocześniegniewu.Podobałomisię,
żetaksięomniemartwił.Naprawdę.Alezaczynałamsięniepokoić.Czymożnakogoś
zamęczyćzbytniątroską?

background image

Suzel

-Wiedziałaś,żeGeorgeWashingtonniechciałbyćprezydentem?-zapytałamnie
wieczorempodekscytowanaSabine.Obróciłasięnakrześleizaklekotałyjejbransoletkiz
muszelek,którezawszenosiła.ZakochałasięwhistoriiAmeryki.Jakożeprzybyłaz
zagranicy,uczyłasięjejporazpierwszyikażdynowyfaktnapełniałjącorazwiększym
podziwem;innedziewczynyzBillingsreagowałyzpodobnąeuforiąjedyniena
wiadomość,żeStellaMcCartneylansujewłaśnienowąkolekcjęalbożezdjęciaJake’a
Gyllenhaalabezkoszulipojawiłysięwjakimśnowymmagazynie.Fajniebyłojednak
widzieć,żekogośtakinteresujeicieszyprzedmiot,któryjaznałamodpodstawówki.

Położyłamołóweknazeszyciedomatematykiirozprostowałamobolałepalce.Chyba
zbytmocnogotrzymałam.Naśrodkowympalcuzrobiłmisięodcisk.

-Tak,pamiętam-powiedziałam.-Washingtonsądził,żeniejestgodzientegozaszczytu
czycośwtymstylu,prawda?

-Prawietakjakty-odparłaSabine.

Spojrzałamnapalce,naktórychwidaćbyłojeszczeodciśniętyśladołówka.

-Myślę,żejestemgodnaprezesury-skłamałam.

-AleNoellebardziej.-Tobyłabardzospostrzegawczauwaga.

Zarumieniłamsię.

-Tak,nowiesz,onajestpoprostu…TojestNoelle.Zrozumiałabyśto,gdybyśznałają
lepiej.

Sabinęwyraźnieposmutniałaiszybkopowróciładoksiążek.

-Nocóż,alejejnieznam.

Idzięki,żemiotymprzypomniałaś,wynikałojednoznaczniezjejtonu.Alejakmiałam
jejtowyjaśnić?Niebardzoumiałamwytłumaczyć,jakczułamsięjesieniązeszłegoroku.
Samaniebardzowiedziałam,jaktoopisać.WielbiłamNoelle.Nienawidziłamjej.
Kochałam.Bałamsięjej.Potrzebowałamjej.Niedałosięokreślićjej…Noelle’owatości.
Tobyłocoś,czegokażdymusiałdoświadczyćsam.

-Sabinę,ja…

Przerwałomipukaniedodrzwi.Obiespojrzałyśmywtamtymkierunku,nieco

zdezorientowane.Nikttunigdyniepukał.Zwyklewchodziłosiędokogoś,informująco
niecierpiącymzwłokiproblemiezfryzurąalboprzekazującniezwykleważnąplotkę.Na
tyleważną,żesłychaćjąbyło,jeszczezanimdrzwizdążyłysięzamknąć.

-Proszę-powiedziałamniepewnie.

DrzwiotwarłaNoelleiodsunęłasię,przepuszczająceleganckąkobietęwśrednimwieku.

Nieznajomamiałanasobiedoskonaleskrojonykostium,anaszyigrubyzłotynaszyjnik.
Nawłosachmiałaświetniezrobionejasnepasemka,zaktórenawetArianadałabysię

background image

pokroić.W

dłoniachtrzymaładużepudełko,zapakowanewsrebrnypapieriprzewiązaneczerwoną
jedwabnąwstążką.Uśmiechałasięciepłoi,trzebaprzyznać,szczerze,alewjej
zachowaniubyłocośwyraźniesłużbowego.Mimożebyładrobna,samajejobecność
wyraźnie

dominowaławcałympokoju.Wstałam,instynktownieczując,żetaknależysięzachować.

-Drogiepanie,przepraszam,żeprzeszkadzamwamwnauce-powiedziałazdelikatnym
południowymakcentem.

-Ależniemazaco-odparłamnatychmiast.

-Reed,chciałabym,żebyśpoznałaSusanLlewelyn-odezwałasięwesołoNoelle.-Suzel
jestprzewodniczącąkomitetuabsolwentekzBillingsiczłonkiemzarząduEaston
Academy.

-Miłociępoznać,Reed-powiedziałaSuzel,zbliżającsię

ipodającmiolbrzymieciężkiepudło.-WimieniukomitetudawnychmieszkanekBillings
chciałabymcipogratulowaćstanowiskaprezesa.

-Dziękuję-odparłamzaskoczona,żewiadomośćomojejprezesurzedotarłaażdo
zarządu.

OficjalnysposóbbyciaSuzelsprawił,żepoczułamsięlekkozdenerwowana.Zrobiłomi
sięgorącoiniewiedziałam,comampowiedzieć.Pudłobyłowielkieiniewygodniebyło
mijetrzymać.Sabineporuszyłasięnakrześle,ajachrząknęłam,wskazującruchem
głowyjejczęśćpokoju.UtkwiłamwzrokwNoelle.

-O,atojestSabineDuLac-dodałaobojętnymtonemNoelle.

Zaczerwieniłamsię,domyślającsię,coczujeSabine.DlaczegoNoelleupartasię,żeby
ignorowaćmojąwspółlokatorkę?Alewyglądałonato,żeSabineniezwróciłauwaginajej
ton,skupiającsięcałkowicienaSuzel.Napoczątkusemestru,kiedyCheyennekazała
dziewczynomnowoprzybyłymdoBillingskraśćróżneprzedmiotyzEaston,Sabine
wybrałatransparentwykonanynapożegnanieSusanLlewelyn.Zabrałagozkaplicy.Przy
tejokazjispędziłaniezliczonegodzinywszkolnejbibliotece,czytającoSuzel.Bytanią
zafascynowana.

-Tozaszczytpaniąpoznać.-Sabinęwstała,bypodaćSuzelrękę.

Sercezatrzepotałomiznerwów.Ożkurde!Możeteżpowinnambyłapodaćjejrękę?Ale
nawejściuwręczyłamitowielgachnepudło.Naglepożałowałam,żeniesłuchałam,kiedy
SabinęopowiadałamikiedyśznajdrobniejszymiszczegółamiożyciuSuzel.Mogłabym
terazzadaćjejjakieściekawealbomądrepytanie.Szybkosięodwróciłamipostawiłam
pudłonabiurku,przewracającprzytymkubekzdługopisamiiołówkami.Taksiętym

zdenerwowałam,żezachciałomisiępłakać.Słysząchałas,Noellezacisnęłausta,ale
Suzelcałkowicietozignorowała.

-Mnieteżmiłociępoznać-SuzeluprzejmieodpowiedziałaSabinę.-Jesteśjednąz
naszychnajnowszychczłonkiń.

background image

Sabinęijaspojrzałyśmynasiebie.Sabinęwłaściwienigdynieprzeszłaprawdziwych
otrzęsin.Aleniemiałyśmyzamiaruwspominaćotamtymferalnymwydarzeniu.Wnoc
corocznegorytuałuCheyennedopilnowała,bydziewczyny,któreuznałazagodnetego
zaszczytu-Missy,KikiiAstrid-zostałypowitanewnaszymkręguzotwartymi
ramionami.

ASabinę,ConstanceiLomazostałyupokorzoneiwykluczoneztowarzystwa.Sprawę
zakończyłdyrektorCromwell;CheyennezostaławydalonazEastonitejsamejnocy
odebrałasobieżycie.Odtamtejporyniktniewspomniałootrzęsinach.

-To,rzeczjasna,jestdlaciebie-zwróciłasiędomnieSuzel,spoglądającnapodaruneki
składającdłonie.-Otwórzpóźniej,kiedybędzieszsama-dodałastanowczymtonem.

RzuciłamokiemnaSabinę,którątainstrukcjanajwyraźniejwprawiławzakłopotanie.

-Och,wporządku.Dziękuję-wyjąkałam.

-Wszystkieuważamy,żebędzieszcennymnabytkiemipozytywnymwkłademw
dziedzictwoBillings-powiedziałaSuzel,uśmiechającsięcorazszerzejiprzyglądającmi
sięuważnie.

DziękiBogu,miałamnasobienowy,drogisweter,którydostałamodNoelle.

-Dziękuję.Mamnadzieję,żeniezawiodęwaszychoczekiwań-nareszcieudałomisię
sklecićpełnezdanie.

-Byłomibardzomiłopoznaćwasobie-dodałaSuzel.

-Namteż-odparłam.-Czyzobaczymysięnakolacjiabsolwentówwsobotę?

Brawo!Kolejnepełnezdanie.Suzeluśmiechnęłasię.

-Oczywiście.Napewnotambędę-odpowiedziała.-Wtakimraziedozobaczenia.

Uścisnęłanamdłonie,poczympodeszładodrzwi.NoellewyszłarazemzSuzeli
zamieniwszyzniąszeptemkilkasłównakorytarzu,wróciładonas.

-AwięctobyłaSuzel?-spytałam.NieliczącdokonanejprzezSabinękradzieży
transparentu,niesłyszałamimieniaSu-sanLlewelynodzeszłegoroku,kiedytozałatwiła
namjednodniowywyjazddospa.Nam-czylimnie,Noelle,Arianie,Kiran,Taylori
Natashy.Wydawałosięteraz,żebyłotostolattemu.

-Tak,tobyłaSuzel-odpartazuśmiechemNoelle.

-No,Reed,otwórzswójprezent!-ponagliłamnieSabinę,pożerającpudłowzrokiem.

-Ooo,tak!-powiedziałam,odwracającsię,żebypodnieśćpodarunek.

-Reed,nie.-Noellepołożyładłońnapudle.

-Cotakiego?Dlaczegonie?

-Słyszałaś,comówiłaSuzel.Maszotworzyć,jakbędzieszsama.-Noellewskazała
wzrokiemSabinę.

Sabinęzbladła,Imiałapowód.Oczywistebyło,żeNoellewie,cojestwśrodku.Wkrótce
jateżsiętegodowiem.Noellechciałapowiedzieć,żetylkoSabinęniejestwarta,bysię

background image

tegodowiedzieć.

-Cóż,możeitak,ale…

-Reed,jesteśprezesemBillingsimusiszpoważnietraktowaćtakiesprawy-powiedziała
surowymtonemNoelle.

ZtrudemprzełknęłamślinęispojrzałamnaSabinę.Odpoczątkurokubyłajednązmoich
najlepszychprzyjaciółekiczułamsięokropnienamyśl,żebędęjąmusiaławykluczyćz
pewnychspraw.Alecomiałamzrobić?TobyłaoficjalnasprawaBillings.Ważnasprawa.

-Noellemarację.Przykromi,Sabinę.Sabinęwzruszyłaramionami.

-Dobra.Comitam.

Poczymwróciładoswojegobiurka,jakbytakwestiazupełniejejnieobchodziła.

Alewiedziałam,żetakniejest.Tobyłooczywiste.Jeślichodziłoosprawyzwiązanez
Billings,Sabinepoprostuichnierozumiała.Miałamnadzieję,żezczasemdotrzedoniej,
ilemaszczęścia,żemożetubyćicototaknaprawdęoznacza.Przeczuwałam,żew
przeciwnymwypadkumojerządystanąsiękościąniezgody.

Władzaabsolutna

TobyłatorebkaodChloe.Duża,czarna,zmiękkiejskóry.Serialimitowana.Torebkaod
Chloe!Wartaconajmniejdwatysiącedolarów-wiedziałamotymtylkodlatego,żePortia
miałakiedyśpodobnąiusłyszałam,jakmówiłaShelby,iżzapisałasięnaniąimusiała
czekaćponadrok,akiedyjejojcieczobaczyłrachunek,omałogoszlagnietrafił,choć
podobnobył

jakąśgrubąrybąwmiędzynarodowymbiznesie.Zajmowałsięchybazłotemidiamentami
iutrzymywałpodejrzanekontaktyztajnymisłużbamikilkukrajów,jeśliwierzyćtemu,co
szeptanopokątach.

-Jednatorebka?Jedna?-zwyraźnymormiańskimakcentempowtarzałpanAhronian.
Jegotwarzzsekundynasekundęstawałasięcorazbardziejczerwona,costrasznie
rozbawiłomatkęPortii.

Aleostatecznie,rzeczjasna,zapłacił.

AterazsamamiałamtorebkęodChloe.Ja,ReedBrennan.Gdybymjąsprzedałana
eBay’u,mogłabymspłacićkredyt,którymójtatawziąłnakupnosamochodu.Conie
znaczy,żebymzamierzałatozrobić.Prawdęmówiąc,miałamochotęschrupaćtętorebkę.
Przecieżjateżmogęmiećcośluksusowego,prawda?

Spojrzałamprzezramię,byupewnićsię,żenikogopozamnątuniema.Potemuniosłam
torebkędotwarzyipowąchałamją.Ostry,intensywnyzapachnowejskóryprzepełnił
mojezmysłyisprawił,żezrobiłomisięlekkonasercu.Chybasięzakochałam.

AledlaczegoniemogłamjejwyjąćprzySabinę?Tobyłoniedopomyślenia,jasne,ale
przecieżitakwkońcuzobaczy,żejąnoszę.Ja,ReedBrennan,dziewczyna,którakorzysta
zestypendiumsocjalnego,aparadujeztorebkązadwatysiące.Prawda,wzeszłymroku
dostawałamkosztowneprezentyodKiraniinnychdziewczyn,alenigdynictak
luksusowego.

background image

Gładziłampalcamidelikatnąskórę,bawiłamsięzłotymzapięciemimiałamwłaśnie
odłożyćtorebkę,byoprzećsięwygodnieipoprostunaniąpopatrzeć,kiedydostrzegłam,
żewśrodkucośjest.Odchyliłamgórnączęśćizajrzałam.Byłtamstaranniezłożony
grubykatalogNeimanaMarcusa,kasetkanabiżuterięzpłytąkompaktowąwśrodkuoraz
czerwonapodłużnaportmonetkanazamekbłyskawiczny.Zauważyłam,żejest
wybrzuszona.

Poczułamsięjakwświątecznyporanek.Świątecznyporanek,jakiegonigdynie
przeżyłam.

Wyciągnęłamportmonetkęiotwarłamją.Zauważyłam,żejestodFendiego.Aletym
razemtoniemetkamniepowstrzymała.Zzaskoczeniemodkryłamwportmonetcerulon
banknotów.

Niemamowy!

Zamknęłamportmonetkęiznówobejrzałamsięprzezramię.Cisza.Martwacisza.
Wszyscybylinadole,gdzierozmawialionaszymbaluprzebierańców.Planowałam
dołączyćdonichzakilkaminut,alenajpierwmusiałamsięotrząsnąćzszoku,który
właśnieprzeżyłam.

Drżącymirękamiznówotwarłamportmonetkęiwyjęłamowiniętypapierowąopaskąplik
banknotów.Nigdywcześniejniewidziałamtylusetek.Naopascewidniałnadrukowany
napis:$5000.

Pięćtysięcydolarówgotówką.Dlaczegoktośmiałbymidawaćtylepieniędzy?

Oddychającnerwowo,wepchnęłambanknotydoportmonetki,poczymschowałamjąpod
poduszkę.Obawiałamsię,żewkażdejchwilimożemituwpaśćjednostkadodziałań
specjalnych,ściągniemniezłóżkairzuciościanę.Pięćtysięcydolarów.Towięcejniż
kiedykolwiekmogłamsobiewyobrazić.Nacomiażtyle?jf

Wzięłamgłębokioddechiznówpodeszłamdotorebki.Położyłampłytęnabiurkuobok
zamkniętegolaptopa.Następniewyjęłamkatalog.Dołączonodoniegojakąśkartkę.

DrogaReed,

PrzyjmijgratulacjezokazjiobjęciastanowiskaprezesaBillings.Jakowiceprezesdziału
zakupówwNeimanMar-cusGroup,mamprzyjemnośćzaproponowaćCiotwartąlinię

kredytową.WkażdymkolejnymsezoniebędęprzesyłałaCinaszkatalog,zktórego
będzieszmogłagratiswybraćtowaryomaksymalnejłącznejwartościtysiącadolarów.

Miłejzabawy!

PozdrowieniaodsiostryzBillings

TinsleyDunellen

EastonAcademy,rocznik1990

Tegojużbyłozawiele.Pieniądzewprezencie,darmoweciuchy.Firmowetorebkizafriko.

Cojeszcze?DarmowawycieczkanaHawaje?

Zaintrygowanadogranicmożliwości,otwarłamlaptopaiwłożyłampłytę.Musiałam

background image

założyćręcenakrzyż,botakmisiętrzęsły,gdykomputer,brzęcząc,budziłsiędożycia.
Naekraniepojawiłasięlistafolderów:

ABSOLWENTKIZBILLINGS-LATAOSIEMDZIESIĄTE

ABSOLWENTKIZBILLINGS-LATADZIEWIĘĆDZIESIĄTE

OBECNEMIESZKANKIBILLINGS

FUNDUSZBYŁYCHMIESZKANEKBILLINGS

HOLDINGINIERUCHOMOŚCI

KONTAKTYNAUNIWERSYTECIE

KONTAKTYWRANKINGUFIRMFORTUNE500

LOSANGELES

NOWYJORK

PARYŻ

MEDIOLAN

Itakdalej,itakdalej.Otwierałamplikpopliku.Bilansfunduszuabsolwentekopiewałna
dobrekilkamilionówdolarów,ajawłaśnieotrzymałamnumerPINdoichkonta.Ab-
solwentkimiałykontaktywdziałachrekrutacjikażdegoprestiżowegouniwersytetuw
krajuiwwielumiędzynarodowychkorporacjach,wktórychkażdychciałbypracować!
Plikizatytułowanenazwamimiastzawierałydanekontaktoweułożonewedługlokalizacji,
anastępniewedługnazwprzedsiębiorstw.Folderzholdingaminieruchomościzawierał
sporychrozmiarówdokument,awnimwyszczególniononieruchomościnacałym
świecie,których

właścicielkamibyłydawnemieszkankiBillings.Domytebytynajwyraźniejdonaszej
dyspozycji,gdybyśmychciałynaprzykładudaćsięnamałyspontanicznywypaddo
DubajualbozadekowaćsięnaparędninawybrzeżuMorzaŚródziemnego.Znalazłam
dane

kontaktowekażdejmieszkankiBillingsicałkiemprywatneinformacje:zakogowyszłyza
mąż,ilemajądzieci,iledomówigdzie.Dotegoprzykażdymnazwiskuwidniałazakładka
zatytułowana„ważneinformacje”,któreokazałysięnimniej,niwięcejtylko„ważnymi
brudami”.WstydliweszczegółydotyczącekażdejzbyłychmieszkanekBillings.
Romanse,aresztowaniaiinnekompromitującesytuacje.Czytającto,ażsięzarumieniłam.
Dlaczegoumieszczonotutakieinformacje?Dlaczegokomuśzależało,bymije
przekazać?Ktozebrał

tewszystkiewiadomościijakjezdobył?

Iczyplikzdanymiobecnychmieszkanekteżzawierałrówniewstydliweinformacje?

Nienawidziłamsięzato,alepoprostumusiałamwiedzieć.Kliknęłamwięcnafolderz
obecnymimieszkankamiBillings:zawierałoczywiściesiedemnaścieplików,każdy
nazwanyimieniemktórejśzmoichprzyjaciółek.NawetNoelleiCheyenne.Ignorując
niezdrowąciekawośćdotyczącąCheyenne,otwarłamplikzmoimimieniem.Iznalazłam.
Wszystko.

background image

Dochódmojejrodziny.Miejscepracytaty.Całąprzygnębiającąhistorięchorobymamy.

ŚredniąocenmojegobratawPensylwanii.Imnóstwoinformacjinamójtemat.Rekordy,
którepobiłamwszkoleśredniejwCroton.To,żezdobyłamnagrodyzadwaostatnie
kwartałydrugiejklasy.Wakacyjnapracaiilepieniędzywniejzarobiłam.

Poczułamsięniecodziwnie,kiedytakczytałamwiadomościoswoimprywatnymżyciu,
wyszczególnioneterazprzezkogoś,jakgdybynicnieznaczyły.Czymiałotocoś
wspólnegoztymdziwnymuczuciem,żektośmnieobserwuje?Widocznietoniebyła
tylkomojaparanoja.

Tyledobrze,żektokolwiekmnieśledził,niewiedziałjednak,żeomałoniepocałowałam
Dashawtedywlecie.WśródmoichważniejszychzwiązkówwymienionotylkoAdama

Robinsona,mojegobyłegochłopakazCroton,ThomasaPearsona(jużnieżyje),Waltera
Whittakera(byłamznimnaDziedzictwie)iJoshuęHollisa(obecny).

Nachwilęoparłamsięnakrześle,przyglądającsięfolderominnychdziewczynzBillings.

MissyThurber.Niezaszkodziłobymiećnaniąjakiegośhaka.PortiaAhronian.Czymdo-
kładniezajmowałsięjejtajemniczyojciec?ICheyenneMartin.Czycierpiałanadepresję?

Miewałahuśtawkinastrojów?Gdybymzobaczyłacośtakiegowjejfolderze,zpewnością
poczułabymsięowielelepiej.

Aleczymiałamprawotozrobić?Czywolnomiczytaćonajskrytszychtajemnicachludzi,
którzypodobnosąmoimiprzyjaciółmi?Tobyłobypoważnenadużycie.

Chociaż…Cheyennejużnieżyje.Ajeślijestcoś,dziękiczemumogłabympozbyćsię
choćczęściowopoczuciawinyiniepokoju…

Położyłamdłońnamyszy.Jużmiałamkliknąć,kiedymójnowyiPhonezadzwoniłtak
głośno,żeomałoniespadłamzkrzesła.

Chwyciłamtelefon.NaekraniepojawiłasiętwarzJosha.Ledwoudałomisięutrzymać
telefoniprzyłożyćgodoucha.

-Halo?

-Reed?Wszystkowporządku?-zapytałJosh.Podejrzewam,żemiałamnieconerwowy
głos.

-Tak,wszystkodobrze.Przepraszam.-Szybkozamknęłamwszystkieplikiiwyjęłam
płytę.-

Przestraszyłamsiędzwonkawtelefonie.

-Przepraszam,niechciałemcięwystraszyć.Słuchaj,jestemprzedtwoiminternatem,
możeszzejść?

-Jesteśprzedinternatem?Teraz?-spytałam,wstając.Kolanamiałamjakzwatypotym,
cozobaczyłamiczegosiędowiedziałamonowychmożliwościach,jakiesięprzedemną
pojawiły.OdsunęłamzasłonęizobaczyłamJoshastojącegonatrawnikupodmoimoknem.

Podniósłdłońiuśmiechnąłsięnieśmiało.

-Zarazzejdę.

background image

Wyłączyłamtelefon,zamknęłamlaptopaiwsadziłampłytędostojaka,nasamkoniec,za
starąpłytąJohnaMayera.Nikt,nawettajemniczyzespółdetektywówzBillings,nie
będziejejtamszukał.KatalogwcisnęłamzpowrotemdotorebkiodChloe,poczym
schowałamjąpodbiurko.Dlakamuflażuzastawiłamjąkrzesłem.

Teraztowszystkonależałodomnie.Tylkodomnie.

Imiałamzamiarsiętymrozkoszować.

background image

Niegrzeczna

Joshprzestępowałznoginanogę.Podeszłamdoniego,ciągnącwdółrękawyswetra.Był

chłodnywieczór;Joshmiałnasobiesweterzgolfemwpionoweprążki,zapinanyz
przodunasuwak.Tobyłchybajegonajbardziejseksownyciuch.Mimożenie
rozmawialiśmyodporannejwymianyzdań,chciałamsięwtulićwjegoramionai
pocałowaćgo.Amożepoprostubyłamweuforii,dowiedziawszysię,jakawładza
spoczywawmoichrękach.

-Czylijestemgnojkiem-powiedziałnapowitanie.Wzięłamgozarękęiprzyciągnęłam
bliżejścianybudynku.

Prawdęmówiąc,niewolnonambyłoprzebywaćpozainternatemotakpóźnejporze,aco
dopieroumawiaćsięnaspotkaniazosobnikamipłciprzeciwnej.Aleczyktoś
kiedykolwiekprzestrzegałtychzasad?Całyczasmiałamjednakprzedoczamipliko
nazwie„ważneinformacje”.Zastanawiałamsię,czyznajdziesięwnimrównież
informacjaotejschadzce.

-Niejesteśgnojkiem-szepnęłam.

-Jestem,jestem.-Joshpodrapałsięwpotylicęispuściłwzrok.-Wiesz,Noellenigdynie
będziemojądobrąkoleżanką,aledlaciebiejestkimśważnymipowinienemzdawaćsobie
ztegosprawę.Postaramsię…postaramsięodtejchwililepiejzniądogadywać.

Spojrzałamnaniegojednocześniezaskoczonaiwzruszona.

-Niemusisztegorobić.Naprawdęrozumiem,dlaczegojejnielubisz.Byćmoże
będziemy,niewiem,naprzykładspotykaćsięznaszymiznajomymiosobno.

-Takjakbytobyłomożliwe-zażartowałJosh.Uwielbiamjegouśmiech.Jegosłodki,
nieśmiałyuśmiech.-Nie,wporządku.Potrafiętrzymaćustanakłódkę.Poważnie.Będzie
dobrze.

-Możepoprostuzajmijustaczymśinnym-powiedziałam,przysuwającsiędoniego.

Ażmusięoczyzaświeciły.

-Naprawdę?Acomasznamyśli?

Zarzuciłammuramionanaszyjęiprzyciągnęłamgodosiebie.Jakzwykle,gdytylkojego
językdotknąłmojego,poczułamprzyjemnedrżenie,nawetwpalcachstóp.Mimowolnie
jęknęłam.Joshodebrałtojakozachętęipocałowałmniejeszczemocniej,przyciskając
mniedościanyinternatu.Wpowietrzuunosiłosięcośdziwnego,cosprawiło,że
poczułamsięniezwyklepodniecona.PrzycisnęłamsiędoJoshajeszczebardziej,wtulając
sięwniegocałymciałem.DłonieJoshawsunęłysiępodmójsweter.

Niemogłamuwierzyć,żetorobimy.Nasamymśrodkukampusu,gdziewkażdejchwili
mógł

przechodzićktóryśzestrażników.AleterazbyłamprezesemBillings.Czytoprzypadkiem
nieoznaczało,żejestemnietykalna?Takczyinaczejniemiałotowiększegoznaczenia.

background image

Szybkieprzytulankijużsamewsobiesąpodniecające,aleszybkieprzytulankiz
możliwościąprzyłapania-o,tojużjestcałkiemniegrzeczne.

PalceJoshadotarłydomojegostanika.Delikatniezacisnąłdłońnamojejpiersi.Nie
mogłamoddychać.Jednakwmomenciegdyjegopalcewśliznęłysiępodmateriał,
wyrwałamsię.

Dobra.Nietutaj.Nieteraz.

-Cosięstało?-zapytałnieobecnymgłosem.-Przepraszam.Ja…

-Nie,nie,wszystkowporządku-odpadamszybko.-Jatylko…Zaraznasktośprzyłapie.

-OBoże,maszrację.Ja…

Naglespojrzałgdzieśponadmoimprawymramieniemizbladł.

-Cojest?-zapytałam.Terazbyłamjużprzerażona.Chwiejnymkrokiemoddaliłamsięod
ścianyispojrzałamwokno,alenicwnimniezobaczyłam.-Ktośnasobserwował?

-Nie,chybanie-odpowiedziałJosh.-Chybazaczynammiećobsesję.

-Powinieneśjużiść-powiedziałamnagle.Szybkopocałowałamgowustai
odepchnęłam.

-Nodobra.-Niechętnieruszyłdoswojegointernatu,poczymstrzeliłpalcamiiodwrócił
siędomnie.-Zapomniałbym…Chciałemcięocośzapytać…Wprzyszływeekendmamy
zjazdrodzinnyHollisówwMaine.Wybierzeszsię?

-ZjazdrodzinnyHollisów?

-Tak.CorokuojcieczapraszawszystkichdonaszegodomuwMainenaolbrzymispęd-

powiedziałJosh,wkładającdłoniepodpachy.-Przyjeżdżająkuzyni,ciotki,cioteczne
babkiicałareszta.Zcałegokraju.Iwszyscychcąciępoznać.Omałonieudusiłamsię
własnąśliną.

-Mniepoznać?

-Nocóż,niewszyscywiedzą,kimjesteś…Jeszczeniewiedzą.Alejaksiędowiedzą,
będąchcieliciępoznać-odparł

Josh.-Mamamipoleciła,żebymcięzaprosił,abraciaisiostryumierajązciekawości,
żebyzobaczyćtęgwiazdę,októrejopowiadałemprzezcałelato.Zjazdjestwsobotę,
przenoco-walibyśmytam,awniedzielęwrócilidoEaston.Cotynato?

Zawahałamsię.Widziałam,żeJoshowizależy,abympojechała,aleniepokoiłamnie
olbrzymiagrupaludzi,naktórychmiałamzrobićwrażenie.Nietaklubiłamspędzać
weekendy.

-No,dajsięnamówić.Będziefajnie.-Joshpodszedłbliżejiwziąłmniezarękę.-
Obiecuję,żeaninachwilęniezostawięcięsamej.

Uśmiechnęłamsięszeroko.

-No,jeślitakstawiaszsprawę…

-Tak!Napewnowygramwkonkursie„Ktoprzywiózłnajpiękniejsządziewczynę”!-

background image

powiedziałJosh,wymachującdrugąręką,zwiniętąwpięść.-Wypchajsię,HunterHollis,
zapomnijozwycięstwiewtymroku!

-Cotakiego?

-Żartowałem!Tylkożartowałem!-Dałmibuziaka.-Kochamcię.

-Jateżciękocham-odpowiedziałamzradosnymuśmiechem.

Pomachałminapożegnanie,poczymruszyłbiegiem.Odprowadzającgowzrokiem,
kątemokazauważyłam,żewokniecośsięporusza.Sercegwałtowniemizatrzepotało.
Spojrzałamjeszczeraz.Zasłonawjednymzokiennakorytarzuopadła,jakgdybyktoś
przedchwiląjąodchylił.

Fantazjujesz,Reed.Niktcięnieobserwuje.

Naglezrobiłomisięzimno,szybkospojrzałamprzezramię.Nakamiennymchodniku
byłowidaćtylkobłyskświatełicieniedrzewkołyszącychsięnawietrze.Jednaknadalsię
bałam.

Otuliłamsięswetremiprzebiegłamostatniekilkametrówdzielącemnieodinternatu,po
czymszybkoweszłamdośrodka.Zrobiłomisięgłupioipotrząsnęłamgłową-
postanowiłamniezaprzątaćsobiemyśliurojonymiszpiegami,aleskoncentrowaćsięna
całkiemrzeczywistejkwestii,amianowicieweekendzie,którymiałamspędzićzjednąz
najstarszychinajbardziejszanowanychrodzin.Zupełnieobca,innaniżpozostali-będę
sięczułanienamiejscu.Westchnęłamgłęboko,poczymruszyłamnagórę,pogodziwszy
sięzlosem.Totylkojedendzień.Damradę.ZrobiętodlaJosha.

background image

Cogodzina

WpiątekwieczoremabsolwencizaczęlisięgromadzićnadziedzińcukampusuEaston
niczymszarańcza.Byliwszędzie.Robilisobiegrupowezdjęciaprzedinternatami,
rozmawialinaśrodkustołówki,testowalinowootwarteCoffeeCarma.Uczniowie,którzy
niemoglisięposzczycićobecnościąswychrodzicówlubchociażbyrodzeństwawtym
szacownymgronie,bądźteżci,którzyakuratniemieliochotynikomusiępodlizywać,
pochowalisięwpokojach.

Wśródtychpustelnikówbyłamija.Wiedziałam,żejakonowowybranyprezesBillings
powinnambyćnadziedzińcuinawiązywaćcennekontakty,aleniemogłamzebraćsięna
odwagę,bywyściubićnoszpokoju.Bałamsię,żemogęprzypadkiemwpaśćnaDasha.

Niepowiedziałmi,czyzamierzasiępojawićnazjeździe.Poupojnymtygodniu
spędzonymzJoshem-kiedytotrzymaliśmysięzaręce,rozmawialiśmyijeślitylko
nadarzałasięokazja,wymykaliśmysięnagorętszespotkania-tymbardziejpostanowiłam
usunąćDashazmojegożycia.To,żekażdegodniaspędzałamsporoczasuzNoelle,
dodatkowoułatwiłomitędecyzję.Przeczytałamkilkamaili,którewtymtygodniu
przysłałmiDash,alenażadennieodpowiedziałam.DziękiBogu,niepowtórzyłysięjuż
żadneckliwetekstyiczasamizprzyjemnościąmyślałam,żepoprostuwszystkosobie
wyobraziłam.Wtedybyłomiłatwiejuznaćsprawęzazakończoną.

Alebyłocośjeszcze,coś,oczymznacznietrudniejbyłomizapomnieć.Całytydzień
starałamsięniemyślećomailuodCheyenne.Próbowałamwyrzucićgozpamięci.
Ustawiłamnawetjejadresmailowyjakospam,wraziegdybykoszmarnymailfaktycznie
miałbyćwysyłanycopiątek.Wtedytrafiłbyprostodokoszanaśmieci.Zakażdymrazem,
kiedyprzypominałamisiętasprawa,powtarzałamsobie,żejużpowszystkim.Żejeślinie
zajrzędofolderuzespamem,niebędęmusiałanigdywięcejczytaćtejmakabrycznej
wiadomości.

Aleotonadszedłpiątkowywieczóripoprostumusiałampoznaćprawdę.Musiałam
wiedzieć,czymailodCheyennebyłtylkowytworemmojejwyobraźni,czymożejakimś
przypad-kowymbłędem.CzyteżCheyennebyłanaprawdętakpodła,bydołożyćstarań,
abymcotydzieńotrzymywałaodniejwiadomośćzzaświatów,przypominającąo
dręczącymmniepoczuciuwiny.Trzęsącsięzestrachu,dopóźnasiedziałamnałóżkui
udawałam,żesięuczęwciepłymświetlelampkinabiurku.ŻyczyłamSabinędobrejnocy.
Jakzwyklezasnęławokamgnieniu.Gdyusłyszałamjejregularnyoddech,sercemi
podskoczyło.Nadeszłatachwila.Godzinazero.

Odsunęłamkołdręipocichutkuodłożyłamksiążkędohistoriinapodłogę.Mójlaptopbył
wtrybieuśpionym,więcuruchomiłsię,gdytylkogootworzyłam.Drżącymipalcami
sięgnęłampomyszkę,wduchupowtarzającsobie:„Uspokójsię.Nicniebędzie.Tobyła
pomyłka”.

Takiewyjaśnieniewydawałomisięnajbardziejlogiczne.

Najpierwsprawdziłampocztęprzychodzącą.Nic.Sercetrochęsięuspokoiło.Spojrzałam
nafolderzusuniętymiwiadomościami.

background image

Musiałamgootworzyć.Tojasne.Jeślitegoniezrobię,nigdysięniedowiem,kim
naprawdębyłaCheyenne.Ijakiemiaławobecmniezamiary.Czyto,coprzekazałamiw
swojejostatniejwiadomości,byłoszczere.Takszczere,żechciała,bymzapamiętałatona
zawsze.

Wstrzymałamoddechikliknęłamnafolderzusuniętąpocztą.Westchnienie,któremisię
przytymwyrwało,byłotakgłośne,żezbudziłobyumarłego.AcodopieroSabinę.

-Reed?-zapytałasennymgłosem,siadającnałóżku.Odgarnęłaztwarzygęsteczarne
włosy.

-Cosiędzieje?

Niemogłamwydusićanisłowa.Niemogłamoderwaćwzrokuodlistymaili,których
wcześniejniewidziałam.

NADAWCA:CheyenneMartinNADAWCA:CheyenneMartinNADAWCA:Cheyenne

MartinNADAWCA:CheyenneMartinNADAWCA:CheyenneMartinNADAWCA:

CheyenneMartin

Listaciągnęłasiębezkońca.Przezkilkastron.Klikałamiprzewijałam,klikałami
przewijałam.Wciąguostatnichtrzechdnimailbyłwysyłanydomniecogodzina.Co
godzina!Mojaskrzynkaprzechowujepocztętylkotrzydni,późniejautomatycznie
przerzucajądofolderazusuniętymiwiadomościami.Czytomożliwe,żebywiadomość
przychodziłacogodzinaprzezcałytydzień?

-Reed?Zaczynamsięniepokoić.Cojestgrane?

Sabinejużwstawała,Sziawmoimkierunku,Spanikowałaminatychmiastkliknęłam
“usuńwszystko”,KiedySabinęzbliżyłasiędokomputera,folderbyłpusty,

-Wszystkowporządku?-zapytała,

Położyłamidłońnaramieniu.Podskoczyłamjakoparzona,PrzerażonaSabinęcofnęłasię,

-Przepraszam,.,Ja,,,Nieczujęsięzbytdobrze…wyjąkałam,poczymzerwałamsięz
krzesłaimijającSabinę,popędziłamdołazienkiizatrzasnęłamzasobądrzwi,Obiema
rękamichwyciłamsięzimnejbiałejumywalkiistarałamsięzłapaćoddech,Tosięnie
dziejenaprawdę.Tosięniemożedziaćnaprawdę,Toniemożliwe,

-Reed?-podrugiejstroniedrzwirozległsięgłosSabinę,Odkręciłamkurekzzimnąwodą.

-Zarazwychodzę!

Kilkarazyochlapałamtwarzwodąiniecosięuspokoiłam.Zaczęłammyślećrozsądniej,
Oczywiście,tomusiałbyćbłądkomputera,Zpewnością.Alejeślitak,dlaczegona
początkumailprzychodziłraznatydzień,apotemnaglezacząłprzychodzićcogodzina?

-Nieważne,jaktosięstało.Stałosięijuż-mruknęłamdoswojegoodbiciawlustrze,-
Terazmusiszwymyślić,coztymdalejzrobić,

Tamyślokoniecznościdziałaniauspokoiłamnie,więcmójpulsprawiewróciłdonormy.

Sytuacjajestpodkontrolą.Damradę,:Zakręciłamkurekispojrzałamwlustro.Jutro
zmienięadresmailowyitymsposobemzakończętoszaleństwo.Raznazawsze.

background image

Dash

Wsobotęwieczoremmusiałamwkońcuwyjśćzukrycia,atozasprawąkolacji
absolwentówwDriscollu.Poprzeżyciachostatniejnocychętniezresztąwstałamod
komputeraiwyszłamzpokoju.Założywszyskrzynkęmailowąznowymhasłem,byłam
pewna,żewięcejniedostanężadnejwiadomościodCheyenneMartin.Czaspowrócićdo
żywych.

Kolacjaodbywałasięwtymsamymeleganckimhotelu,wktórymprzedtygodniem
jadłyśmyzdziewczynamilunch.DladyrektoraCromwellatakolacjabyłaoczkiemw
głowie.Napoczątkuroku,kiedypoleciłwszystkimuczniomzapisaćsiędojakiegoś
komitetu,Sabinęijapostanowiłyśmydołączyćdogrupykelnerek.Miałamspędzićten
sobotniwieczórubranawczarnąspódniczkęibiałyfraczek,serwującprzystawki
sławnymabsolwentom.

AlejeślipojawisiętamDash,niemaszans,żebyudałomisięgouniknąć.

KrążyłampozatłoczonejigłośnejsalibalowejhoteluDriscollztacąpełnąkrabowych
ciasteczek,starającsięlawirowaćmiędzyjedwabnymisukniamiieleganckimimęskimi
butami.

Mojesercewpadłowniespokojnyrytm-byćmożeDashjednakpostanowiłnieprzyjść?
W

końcutotakieoficjalnewydarzenie.StudentpierwszegorokuwYalenapewnomalepsze
zajęcianiżpogaduszkizestarszymiabsolwentami.Zpewnościątrafimusięjakaś
popijawaalbowieczorekpoetycki,alboinnaimpreza,naktórejjegoobecnośćbędzie
niezbędna.

Popółgodzinie,kiedytozuśmiechemnaustachserwowałamzakąskiiwymieniałam
uprzejmościzgośćmi,stwierdziłam,żejednaknigdziegoniema.Wreszciezaczęłamsię
czućswobodniej.Zatrzydzieściminutskończąsiękoktajle.Muszęjeszczetylkotrochę
wytrzymać,apóźniejbędęmogłasięschowaćgdzieśwkuchni,amożenawetudamisię
wymknąćnamałeprzytulankizJoshem.Właściwiepokoktajlachbędęjużwolna.

Iwtedy,gdyodwracałamsięodeleganckoubranychbiznesmenówzWallStreeto
tubalnychgłosach,czyjaśdłońchwyciłamniezaramię.Omalnieupuściłamtacy,ale
zdążyłamjązłapać,zanimztrzaskiemuderzyłaopodłogę.

Toon.Toon.

-Cześć.Seksowniewyglądaszwtymmundurku.Westchnęłamzulgą.Toniebyłon.To
Josh.

-Dzięki-odpadam,mającnadzieję,żemójrumieniecwytłumaczysobiereakcjąna
komplement.

Wyglądałwspanialewczarnymsmokingu.Jegowłosyjakzwyklebyłyzmierzwione,ale
dziękitemuwyglądałjeszczecudowniej.Cóżbardziejpodniecającegoniżniedbałyartysta
wstrojuwieczorowym?Joshspojrzałnaboki,poczymwidocznieuznał,żehoryzontjest
czysty,bopochyliłsięimniepocałował.

background image

Och,Josh.Josh.Josh.Josh.

Uśmiechnąłsięzawadiacko,oddalającsięodemnie.

-Będędoglądałpracwkuchni,wraziegdybyśchciałaprzyjśćidokończyćto,cowłaśnie
zaczęliśmy.

Widzicie?Nawetmyślimytaksamo:Jesteśmydlasiebiestworzeni.

-Zapamiętamtosobie-powiedziałamzuśmiechem.Szybkosięodwrócił,aja
zaczerpnęłampowietrza,byuspokoićbijąceszybkoserce,poczymodeszłamwswoją
stronę.

IwtedystanęłamtwarząwtwarzzDashem.

No,dobra.Byłjeszczeprzystojniejszy,niżzapamiętałam.Wyższy.Lepiejzbudowany.A
wsmokinguprezentowałsiędoskonale.Jegobrązoweoczyociepłymspojrzeniuwprost
mnieprzeszywały.Jasnewłosyopadałymuniedbalenaczoło.Spojrzałmiprostowoczy.
Zarazspłonę-przeszłomiprzezmyśl.§

-Dash-powiedziałamjakbynieświadomie.Zabrzmiałotoraczejjakokrzykzdumienia.
Tenfacetomałoniepocałowałmniezeszłegolata.TenApolloBelwederskiomałonie
pocałował

właśniemnie.

Dashprzyglądałmisięprzezdłuższąchwilę.Późniejspojrzałgdzieśponadmoim
ramieniem.

Mogłamtylkoprzypuszczać,żzedostrzegłmojegoodchodzącegochłopaka,aswojego
przyjaciela.Jegoszczękiporuszałysię,jakbypróbowałsięprzedczymśpowstrzymać.

Przedczym?

-Musimyporozmawiać-powiedział.

Niezadałsobienawettrudu,byrozejrzećsię,czydrogawolna.Poprostuwziąłmnieza
rękęizacząłgdzieśprowadzić.

background image

Tylkoprzyjaciele

PojakichśpięciusekundachDashznalazłpustykorytarznatyłachhotelu.Najwyraźniej
jużtukiedyśbył.Podrodzerzuciłamwpołowiejeszczepełnątacęnajakieśkrzesłoi
wytarłamdłoniewspódnicę.Byłamspanikowana.Obawiałamsię,żemogę
zwymiotować.Albosięposikać.Alboito,ito.AjeśliJoshwidział,jakrazemzDashem
wychodzimyzsali?AjeśliwidziałanasNoelle?JeślizobaczyłanasMissyiwszystkimo
tymopowie?Atoakuratbyłodoniejpodobne.

NatychmiastprzyszedłminamyślfolderpoświęconyMissy,któregowczoraj
postanowiłamnieotwierać.JeśliMissyzdecydujesięnawojnę,przynajmniejbędęmiała
jakąśbroń.Aledlaczegowłaśnieterazotympomyślałam?Teraz,kiedyciepła,silnadłoń
Dashaobejmowałamojepalce?Teraz,kiedyJoshczekałnamniewkuchnia.

Dashschowałsięwniszywścianie,poczymrozejrzałsię,jeszczerazsprawdzając,czy
nikogoniemanakorytarzu.

-Jesteśmysami-powiedziałpełnymemocjigłosem.

Spojrzałamnaniego.Niewiedziałam,copowiedzieć.Pocomnietuprzyprowadził?Skąd
teemocje?

Powiemi,żeznówjestzNoelle.Że,niewiem,rozstalisięnachwilę,aterazpostanowili
dosiebiewrócić.Alboostrze-żemnie,żebymniemówiłajejonaszejkorespondencji.

Takjakbytrzebamniebyłojeszczedodatkowoostrzegać.

-Nieodpisywałaśwtymtygodniunamojemaile.-Dashpatrzyłnamniesmutnym
wzrokiem.

Czyżbymisięwydawało,czykryłasięwnimodrobinadesperacji?

Przycisnęłamdłońdozimnejścianyzamoimiplecami,chcącznaleźćjakiśpunktoparcia.
-

Ja…

-Martwiłemsię,żebyćmożecościsięstało-ciągnął,zbliżającsiędomnie.-Wszystko
wporządku?

Niemiałampojęcia,cootymwszystkimsądzić.

-Nicminiejest-odpowiedziałamświadoma,żedzielinasjużtylkokilkacentymetrów.

PrzezmomentDashwydawałsięzmieszany,alewnastępnejchwilijegotwarzrozjaśniła
sięiwestchnąłzulgą.

-Todobrze.Toświetnie-powiedział,chwytającsięzakark.Odwróciłsięodemniei
odchylił

głowędotyłu,jakgdybyczemuśsięopierał.Palcamimasowałmięśnienakarku.Kiedy
znównamniespojrzał,zauważyłam,żeszukamojegowzroku.

-Reed,jestcoś,oczymmusiszwiedzieć.

background image

Naglepoczułamsięstraszliwienielojalna.Wtejchwilipragnęłamumrzeć.Poczułam
ciarkinasamdźwiękjegogłębokiego,stanowczegogłosuwymawiającegomojeimię.
Chciałamtylko,byjepowtarzałrazporaz.Jakmogłamczućto,cowłaśnieczułam?
Wiedziałamprzecież,żekochamJosha.AlestojąctakbliskoDasha…

-Wiem,żenigdynictakiegosobieniemówimy,więcdotejporytegounikałem.Ale
powinnaświedzieć,żeniejesteśmyjużzNoelleparą.

Cofnęłamsięokrok.Całymciałemprzycisnęłamsiędościany.Tylkodziękitemuudało
misięnieupaść.Czylinaprawdęmusiępodobam!Bodlaczegomiałbymimówićtakie
rzeczy?

Dlaczegopatrzałbynamnieztakątęsknotą?

-Czytodlaciebiecokolwiekznaczy?-zapytał.

Notak.Chwilaprawdy.To,coterazpowiem,nazawszeokreśli,kimjestem:albookażę
sięlojalnądziewczyną,naktórejmożnapolegać,albowiedźmą,którazdradzazaufanie
przyjaciół.

-Nie.-Uniosłambrodę.Cholera,głosmisięzałamał.Odchrząknęłamispróbowałamraz
jeszcze:-Aczemumiałobycośznaczyć?

Dashawyraźniezamurowało.Poczułsięzraniony.Wyprostowałsięispojrzałnamniez
niedowierzaniem.

-No,wporządku.Pomyliłemsię.-Odwróciłsię,alepochwiliznównamniespojrzał,
jakbymbyłazjawą.-Myślałem,że…Nie,nictakiego.Zapomnijotym.

Ruszyłprzedsiebie.Cośwemnienaglepękłoioderwałamsięodściany.Niemogłam
pozwolićmuodejść.Jeszczenieteraz.Nietak.Czułamsięźle,zraniwszyDasha.

-Dash,zaczekaj-wyrzuciłamzsiebie.

Zatrzymałsię,alenieodwrócił.Słyszałamjegooddech.

-Dalejbędziemyprzyjaciółmi,prawda?-powiedziałam.Żałosne,wiem.Alecoinnego
mogłampowiedzieć?

-Przyjaciółmi!

Dashzaśmiałsięszyderczo.Potemodwróciłsięiznówprzycisnąłmniedościany.Stało
siętotakszybko,żenawetniezdążyłamsiępołapać,nacosięzanosi.Sercepodeszłomi
dogardła,kiedyDashwyciągnąłrękęnadmojągłowąipochyliłsięwmojąstronę.
Gwałtownyoddechunosiłmojepiersiwgóręiwdół,wgóręiwdół.Zamroczyłomnie.
Jegoustaznalazłysięzaledwiekilkacentymetrówodmoich.Kilkamilimetrów.
Zagubionaspojrzałammuwoczy.

Koniec.Straciłam”kontrolę.Niepanowałamnadsytuacją.

Dashzbliżyłsięjeszczebardziej.Każdykawałekmojegociałapulsował,czułamjego
oddechnaswojejtwarzyDashMcCaffertyzarazmniepocałuje.DashMcCaffertyzaraz
mniepocałuje.Ajamunatopozwolę.

Uśmiechnąłsię.Sercemizamarło.

background image

-Jasne-szepnął,amojeciałoprzeszyłnagłydreszcz.-Jesteśmytylkoprzyjaciółmi.

Cofnąłsię.Momentalniepoczułam,żeznówoddycham.

-Będęsobietopowtarzał,jeżelitegowłaśniechcesz-powiedziałpoważnymtonem.

Niespuszczajączemniewzroku,wycofałsięzniszy,wktórejstaliśmy,poczymzniknął.

Doskonałewyjaśnienia

WniedzielęwieczoremSabinęposzławziąćprysznicwłazienceoboknaszegopokoju,
więcnareszciemogłamswobodnieotworzyćmaila,któryprzezcałydzieńczekałnamnie
wskrzynce.BytodDasha.Niewiem,czytodlatego,żezobaczyłamwiadomośćzsamego
rana,czyteżdlatego,żepamiętałam,comimówiłwhoteluDriscoll,alefaktpozostawał
faktem:przezcałydzieńniemogłamprzestaćonimmyśleć.To,żemogłabymsię
podobaćkomuśtakiemujakDash,wydawałosięniesamowite.Przyznaję,niecomnieto
odurzyło.ChoćstarałamsięwyrzucićgozpamięciimyślećoJoshu,ciąglemiałamprzed
oczymawłaśnieDasha.Dziwne,żemyśląconim,czułamsięjednocześniepodlei
radośnie.Niemiałampojęcia,comożebyćwmailu,alebyłamtakprzejęta,żegdy
próbowałamgootworzyć,mojespoconeznerwówpalceześlizgiwałysięzmyszy.
Wzięłamgłębokioddech,wytarłamręcewspodnieiotworzyłamwiadomość.

Reed,

Fajnie,żeudałonamsięwczorajzobaczyć.Mamnadzieję,żeresztaweekenduupłynieCi
bezzakłóceń.

Dash

Dobra.Coto,udiabła,miałoznaczyć?Czypotoczekałamcałydzieńnachwilę
samotności,żebyprzeczytaćcośtakiego?Możeprzytykdomojejpropozycjizostania
przyjaciółmi?MożeDashchciałmipokazać,żepotrafidoskonalegraćnamoich
zasadach.Amożezemnieszydzi?

Czytałamwiadomośćrazzarazem,jakgdybywtychkilkusłowachmogłokryćsięjakieś
drugiedno,kiedynaglezamoimiplecamiotwartysiędrzwidopokoju.Odruchowo
zatrzasnęłamlaptopa.IBogudzięki!PodwóchsekundachodwejściaNoellejużstałaza
mną.

-Tajemniczykorespondent?-zapytałakpiąco,gapiącsięnakomputer.

Całyobiad,czylinóżkaindyka,wróciłmidogardła.

-Cotakiego?Nie.Dlaczego?Ja…

DrzwiotworzyłysięporazkolejnyitymrazemstanęławnichPortia.Piłaprzezrurkę
dużąkawęmrożonąiwydawałasiętaknabuzowana,żezpowodzeniemmogłaby
obdzielićenergiącałyinternat.

-Sprawdźpocztę!Cościprzesłałam!

Ostatniąrzeczą,ojakiejbymmarzyła,byłootwieranielaptopa.AleNoellebyłachwilowo
zaciekawionastanememocjonalnymPortii,więcszybciutkogootwarłamiskasowałam
wiadomośćodDasha.Omaływłos.Wciążbyłamroztrzęsiona.Nasamejgórzeskrzynki
odbiorczejwidniałmailodPortiizatytułowany:FW:DZIEDZICTWOŻYJE!

background image

-Cototakiego?

-Otwórzzałącznik!-rozkazałamiPortia,wciągającprzezolbrzymiąfioletowąsłomkę
kolejnyłykkawy.Jejźrenicewyglądałyterazjakdwamaleńkiepunkciki.

Kliknęłamnazałącznik.NaekranieotwarłsięplikAdobe.Zobaczyłamskan
przedstawiającycośjakbywyjątkowokosztowneieleganckiezaproszenie,naktórym
wykaligrafowano:

„ZaproszenienaDziedzictwo,któreodbędziesię31października.Miejsce:TBD.
Wejściówkibędąwysłanewpóźniejszymterminie”.

-PrzysłałamitojednazmoichprzyjaciółekzDalton.Wczorajwszystkietamtejsze
dziewczynydostałytakiezaproszenia-poinformowałanasPortia,wytrzeszczającoczy.-
Czytojakaśpodpucha,czytaknaprawdęDziedzictwawcalenieodwołano?Ijaktosię
stało,żemyśmynicniedostały?

-Mówiłamwam,żektośinnytozorganizuje.-Noelleodniechceniarzuciłaokiemw
lustronadmojątoaletkąipoprawiłafryzurę.Odgarnęławłosyztwarzyiwciągnęła
doskonalezarysowanepoliczki,przeglądającsięzkażdejmożliwejstrony.-Jestempewna,
żenaszezaproszeniaprzyjdąjutro.

-Takmyślisz?Omatko!Bogudzięki!-zaszczebiotałaPortia.-Ostatnirokwszkolebez
Dziedzictwa,tobydopierobyłodobani.

Uśmiechnęłamsiędodziewczyn,aleczułamsię,jakbyktośmniepodeptał.Niciz
pomysłuBaluMaskowegoBillings.KażdybędziewolałpójśćnaDziedzictwo.Aja,w
gruncierzeczy,niemiałamprawatamsięznaleźć.CotozaprezesBillings,któryniema
wstępunanajwiększąimprezęwroku?Chybaraczejbeznadziejny.

-Hej!AlemaszfajnąfotkęzCheyenne!-krzyknęłaPortia.Sercemisięścisnęło.

Odwróciłamsię,podążajączajejwzrokiem;musiałamzamknąćlaptopa,byzobaczyć,o
czymPortiamówi.Zamoimbiurkiem,naniemalpustejtablicykorkowejwisiałozdjęcie
przedstawiającemnieiCheyennenasiedemnastychurodzinachVienny.Aprzecieżsama
schowałamjenadniedolnejszuflady,zaokładkąksiążkidoangielskiegozpierwszej
klasy!

-Oranyboskie.-Odsunęłamsięodbiurkaizerwałamnarównenogi.-Skądtosiętu
wzięło,dojasnejcholery?

Wpokojuniebyłożywegoducha,kiedyponadtydzieńtemuchowałamtozdjęcie.Jakim
cudemwisiałoteraznatablicy?

-Reed,wyluzuj-powiedziałaNoelle.-Cojestgrane?

-Jategotunieprzyczepiłam-odpadam,drżąc.-Schowałamtonadnoszuflady.Nie
rozumiem…

Sabinęwyszłazłazienki,zdejmujączgłowygrubybiałyręcznik.Spojrzałanamnieijej
twarzodrazuprzybrałazatroskanywyraz.

-Reed?Cośsięstało?

-Tozdjęcie.Wiesz,skądsiętuwzięło?-zapytałam.Sabinęzmrużyłaoczyiprzyjrzałasię

background image

tablicy.

-Jużtambyło,nie?

Rzuciłamokiemnafotografię-czyżbynaprawdęwcześniejtamwisiała?Czysamają
przyczepiłamioniejzapomniałam?Czyżbymzaczynałatracićzmysły?

-Nie!-powiedziałam,stanowczokręcącgłową.-Jajeschowałam.Ja…

-Reed,dajżespokój-przerwałamiNoelle.-Przecieżtonicwielkiego.Dziśranobyłytu
sprzątaczki.Pewnieznalazłyzdjęcieipomyślały,żejezgubiłaśalbocośwtymstylu.
Prawdopodobniemiałydobrechęci.

-Taksądzisz?-spytałam,przyciskającdłońdoserca.-Janiesądzę,jatowiem.
Sprzątaczkizawszeprzesuwająmojerzeczy.Cieszsię,żeniccinieukradły.-Noelle
sięgnęładotablicy,wyjętapinezkę,zdjętafotografięischowałajądodolnejszuflady.-
Widzisz?Jużpokrzyku.

Gdytylkozdjęciezniknęłomizoczu,sercezaczęłomibićwnormalnymtempie.Noelle
miałarację.Tobyłodoskonałewyjaśnienie.Nieoszalałam.Nie.

Istniałyzawszeprostewyjaśnieniadziwnychrzeczy,któremisięostatnioprzydarzały.

Cieszyłamsię,żesądookołaludzie,którzymitewyjaśnieniapodsuwają.

Zlekceważone

Wponiedziałekpopołudniu,międzylekcjami,ośmiokątna,pełnasłońcasalaażhuczała
odploteknatematDziedzictwa.PoobiedziepołowauczniówEastontłoczyłasięna
poczcie,alewszystkonanic.Pocztędoręczono,alewśródkatalogów,podańzuczelnii
pocztówekzcałegoświatanieznalezionoanijednegozaproszenianaDziedzictwo.Każdy
znałkogośzinnejszkoły,ktozpewnościąjeotrzymał.Wydawałosięjasne,że
dziedzictwoEastonzostałozjakiegośpowoduzlekceważone.Anasiuczniowieniebyli
przyzwyczajenidolekceważenia.

Przeciskającsięprzezzatłoczone,nasłonecznionepomieszczenie,pełneuczniów
sączącychkawęlattezpiankąlubmochaccino,nasłuchiwałamstrzępówrozmów.

-WBartondostalijużwpiątek!Wpiątek!Atozaledwiekawałekdalejniż…

-TychzDaltonniepowinnosięwogólezapraszać.Teżmicoś,szkołabezinternatu!
Proszębardzo,niechzachwilęzacznąrozsyłaćzaproszeniadotychszkół,wktórych,
zdajesię,niemanawetosobnychklas.

-Jeśliniedostaniemyzaproszeń,zaskarżęich,jaksłowodaję.

UstawiłamsięnakońcukolejkidoladywCoffeeCarma.ZamnąwśliznęłasięNoelle.

-SzykujenamsięMarszMilczeniaMatołów.Roześmiałamsięirozejrzałamdookoła.

-Kawachybanikomuniepomaga.Tenfatalnynastrójsięudziela,ledwosiętuwejdzie.

-Błagamcię,przecieżnaszabraćuczniowskawypracowałatakipoziomtolerancji,
jakiegoniepowstydzilibysięnawetmieszkańcyKrainyCzarów-zażartowałaNoelle.-
Odrobinakofeinyjużnanichniedziała.

Gdyjednakobejrzałasięzasiebie,naglespochmurniała.Jednazdziewczynzmojejklasy,

background image

DianaWaters,staławpobliżuzkilkomakoleżankamizPemberly.Cośmiędzysobą
szeptały,gapiącsięnaNoelle.

-Jakiśproblem?-zapytałaNoelle.Dianapobladła.

-No,nie.Żadenproblem.Mytylko…-Szybkospuściławzrok.-Fajnemaszbuty.

-OdBalenciagi-odpartaNoelle,rzucającokiemnaswojestopy.-Jeśliwtejchwilinie
odejdziesz,przekonaszsię,jakmożnakomuśskopaćnimityłek.

LubiłamDianę,więcroześmiawszysię,zakryłamustadłonią.Dianaijejkoleżanki
szybkoznalazłysobiestoliknatyłachsali.

-Całyczasmisiętoprzydarza-powiedziałaNoelle,zeznudzonymwyrazemtwarzy
przyglądającsięwiszącemunaścianiemenu.-Jakbyniktwcześniejniewywalczyłsobie
prawapowrotudotejszkoły.

Obiedobrzewiedziałyśmy,żeniedlategodziewczynytaksięnaniągapiły.Zwróciły
uwagęnaNoellezewzględunato,cozrobiłaThomasowi.Oilewzeszłymroku
onieśmielałainnych,otyleterazjejobecnośćwywoływałaniezdrowezainteresowanie.
Stałasiężywąlegendąmiejską.

Noelleijazamówiłyśmykawę.ZaobiezapłaciłamkartąCoffeeCarma.Kiedysię
odwróciłyśmy,stałnadnamiCage.

-Dobra,cosię,docholery,dzieje?-zapytałnieznoszącymsprzeciwutonem.Miał

wyprostowane,świeżopodciętewłosy,naktórychwidaćbyłojaśniejszepasemka.Na
twarzymiałjednodniowyzarost.UbranybyłwkoszulkęznapisemL.A.Galaxy,mimoże
wcaleniegrałwpiłkę.

-RobiszsięnaBeckhama?Jakieżtooryginalne!-skomentowałaNoelle.

-Prawda,tyjesteśprzecieżponadfanaberiamimody-zdrwinąwgłosieodpartGage.-Do
twojejwiadomości:kiedybyłemwweekendwmieście,widziałemnawłasneoczy
dziesięćtychfałszywychzaproszeńionesąprawdziwe,amyśmyżadnychniedostali.

JoshpojawiłsięzaplecamiGage’a,pochyliłsię,bymniepocałować,poczym,unosząc
brwi,zapytał:

-Jeżelisąfałszywe,tojakmogąjednocześniebyćprawdziwe?

-Zamknijsię,stary.Niejestemwnastroju-odciąłsięGage.

-Przepraszam.-Joshpróbowałpowstrzymaćśmiech.Widzącto,samasięroześmiałam.

-Straszniesięcieszę,żeciętobawi-odparłzprzekąsemGage.-Aleprawdajesttaka,że
jeśliEastonzostaniewykluczonezDziedzictwa,toponas.Nigdzieniebędąnasjuż
chcieli.

Równiedobrzebędziemymoglizapisaćsiędojakiejkolwiekpaństwowejszkółkiidać
sobiespokójzambicjami.Musimysiędowiedzieć,ocotu,docholery,chodzi.

GageiNoellespojrzelinamniewyczekująco.Zprzerażeniemzdałamsobiesprawę,że
chcą,abymcośpowiedziała,ispodziewająsię,żetojadowiemsię,ocotu,docholery,
chodzi.

background image

NoelleLangeiGageCoolidge.Czekalinamojąopinię.

Wtedyprzypomniałamsobie,żeprzecieżjestemprezesemBillings,czyli,teoretycznie,
spośródwszystkichuczniówEastontojamamnajszerszekoneksje.Pomyślałamo
wszystkichinformacjach,któreprzechowywałamwswoimpokoju.Owszystkich
ważnych

osobistościach,zktórymimogłabymsięskontaktować.Gdzieśmusiałasiękryć
odpowiedź.

-Niemartwciesię-powiedziałam,czującnagłyprzypływadrenaliny.-Cokolwieksiętu
dzieje,dowiemsięprawdy.

Noellepokiwałagłowązaprobatą,aGagewydawałsięuspokojonymojąobietnicą.Josh
wyciągnąłdłońichwyciłmniezarękę.Poczułamsiędumna.ZnówczułamsięjakNoelle
Lange,aletymrazemNoellestałatużobokmnie.

Byłomidziwnie.Alejednocześniebardzo,bardzoprzyjemnie.

background image

Rewolucja

OdwakacjiwVineyardmiałamwtelefonienumerkomórkiDasha.DałgomnieiNatashy,
żebyśmymoglisięumawiaćnażagle.Nigdyzniegonieskorzystałam.ZatoNatasha
zadzwoniłaiwszystkoustaliła.Wypłynęliśmypewnegopopołudniałódkąjejojca;Dash
przyprowadziłswoichdwóchboskichkuzynów,którzyzkoleiprzynieśliskrzynkępiwa.

Wszystkobyłopięknie.Donastępnegowieczoru,kiedytoDashpojawiłsięwrestauracji,
wktórejpracowałam,iomałosięniepocałowaliśmy^Takczyinaczej,nigdynie
korzystałamztegonumeru.Ażdodzisiaj.

Potrzebowałamwięcejinformacji,takąmiałamwymówkę.AnieliczącNatashy-która,o
ilewiedziałam,miaławponiedziałkiwieczoremzajęciawDartmouth-Dashbyłjedynym
absolwentemEaston,zktórymnadalmiałamkontakt.Nodobra,byłjeszczeWhittaker.

Myślę,żemogłamnamówićConstance,żebydoniegozadzwoniła!

Alecotam.Zapytamgoraz-dwa,pożegnamsięiposprawie.Nacisnęłam„wybierz”i
usiadłampotureckunałóżku,wstrzymującoddech.Odebrałodrazu.

-Cześć.

Miałtakiciepły,czutygłos.wktórymwyczułamulgę.Byćmożeniewiedział,żetoja.

-Cześć,toja,Reed.Zachichotał.

-Wiem.Jesttakicudownywynalazek,nazywasię:,identyfikacjapołączeń
przychodzących.

Zaśmiałamsię,niecojużrozluźniona.Potakimchłodnymmailu,początekrozmowy
zabrzmiałobiecująco.

-Cozamiłaniespodzianka.Jaksięmasz?-zapytał.Itengłos,znówjakbylekko
zachrypnięty.Czuły.Zarumieniłamsię.Spojrzałamnabiurko,naoprawionezdjęcie
przedstawiającemniezJoshem.Odchrząknęłam.

-Wporządku.Właściwietodzwonięzpytaniem-przybrałamsłużbowyton.

-Słuchamcię-odparł.Gdzieśwtleusłyszałamdamskigłos,poczymktośzachichotał.
Naglezaczęłymniepiecoczy-Zaczekaj,wyjdęnakorytarz-powiedział.

Czekając,zorientowałamsię,żedłoniemamzaciśniętewpięści.Rozluźniłamje.Nie
byłamzazdrosna.Niemogłambyćzazdrosna.

-Przepraszam-powiedziałDash.-Terazjestemsam.

-Jesteśnaimprezie?

-Cośwtymrodzaju.NaszadrużynażeglarskazdobyławczorajnagrodęHoodTrophyi
jeszczeświętujemy.Wtychkręgachtodośćważnarzecz,rzuciłlekko.

-O,toświetnie.Gratulacje|§powiedziałam,choćniemiałampojęcia,cototakiegoHood
Trophy.AlejeśliwYaleświętują,togdziesiępodziałaresztachłopakówzdrużyny
Dasha?

background image

No,chybażewszyscyodniedawnamówilidamskimigłosami.-Podobnojesteśjedynym
pierwszakiemwdrużynie-dodałam,ignorujączazdrosnepytaniacisnącemisięnajęzyk.
-Toniewiarygodne,-Dzięki.Tocosłychać?

Dręczyłomnie,dlaczegonicminiepowiedziałoswojejdrużynie-czytoprzez
skromność,czyniebyłamdlaniegonatyleważna,żebyzasługiwaćnatakiewiadomości,
aleotoniemogłamzapytać,niewychodzącprzytymnaobrażalskąfajtłapę.Obrażalską
fajtłapę,którejniepasuje,żejesteśmytylkoprzyjaciółmi.

-Reed?

Skupsię,Reed.Onniejesttwoimchłopakiem,apozatymmaszdozałatwieniainteres.

-ChodzioDziedzictwo.Słyszałeś,cosiędzieje?

-Atak,razmówią,żeodwołane,innymrazem,żenie…

-Notak,widzisz,wszystkieszkołynawschodnimwybrzeżuzwyjątkiemEastondostały
zaproszenia-wyjaśniłam.Dałamsobieplusazato,żeudałomisięniestracićwątku.

-Atodziwne-przyznałDash.

-No,coprawdawiem,żeitakbyśniedostałzaproszenia…

-Auuu,tobolało-zaśmiałsię.

-Aleczyjacyśinniabsolwencijedostali?

-Raczejnie,niktnicniemówił-odparłDash.-Azwykleplanujesiępodtenbalcały
weekend.Nawetmy,wyrzutki,któreniezasługująnazaproszenie,wiemyowszystkim-a
jaoniczymdotądniesłyszałem.NiewspominałotymnawetWhit,który,jaksamawiesz,
żyjetąimprezą.

Wtymmomenciedrzwidopokojuotwarłysięisercepodskoczyłomidogardła.Całe
szczęście,totylkoSabinę.Uśmiechnęłasięiprzeszłaprzezpokój.Alepoczułamsię,
jakbymniektośprzyłapałnaniecnymuczynku.

-Chcesz,żebymwykonałparętelefonów?Mamsięupewnić?-spytałDash.

-Właściwietonie.Nietrzeba.Mamplan-skłamałam,chcącjaknajszybciejzakończyćtę
rozmowę,skorojużniebyłamwpokojusama.

-Posłuchaj,Reed,jeślichodziotęsobotę…

-Niemogęterazotymgadać-powiedziałamszybciutko,aSabinęrzuciłamizagadkowe
spojrzenie.-Porozmawiamypóźniej.Ijeszczerazdzięki.

-Poczekaj!Ja…

Zakończyłamrozmowęidlapewnościwyłączyłamtelefon,poczymwstałamirzuciłam
gonałóżko.

-Cojest?-zapytałamSabinę,wsuwającręcedotylnychkieszenispodni.-Jaktam
zajęcia?

-Świetnie.Cozazajęcia!-zaśmiałasię.-Czemuśtakaczerwona?Rozmawiałaśz
Joshem?-

background image

zapytała,chcącsiępo-droczyć.

Wgardlemiałamwielkągulę,którejzanicniemogłamprzełknąć.Czułamsięwinna.

-Nie.Totylko…mójbrat-rzuciłamlekceważącymtonem.

Widaćbyło,żeminieuwierzyła,alezajęłasięwypakowywaniemksiążeknabiurko,po
czymodwróciłasiędomnie.

-MissywłaśnieopowiadałamioDziedzictwie.Ciludziemająhoplanapunkciewłasnej
wyższości.

-Toitakdelikatniepowiedziane-odparłam,opierającsięobiurko.

-Tostraszniewkurzające.Gadajątylkootym,ktodostałzaproszenie.Zupełniejakbyjuż
zapomnieliotwoimbalu-powiedziała,krzyżującramionanapiersiach.

-Omoimbalu?

-OBaluMaskowymBillings!Niemów,żetyteżonimzapomniałaś!Tobyłtwójpomysł.
Iuważam,żebyłbardzodobry,szczególnietozfunduszemstypendialnym.

-Notak,prawda.Alewiesz,Dziedzictwowieledlawszystkichznaczyijatorozumiem-

powiedziałam,przewracającoczami.Podniosłamzbiurkadługopisizaczęłamsięnim
bawić.

-Apozatymnadalzamierzamustanowićfunduszstypendialnynazwanyimieniem
Cheyenne.

MożemyzacząćodpieniędzyzfunduszuabsolwentekBillings,apotemprosićodatki.

-Czylipoprostusiępoddasz-powiedziałaSabinę.

-Ococichodzi?-Zabolałmnietennienaturalnydlaniejkrytycznyton.

-Powinnaśzejśćnadółipowiedziećdziewczynom,żezamiastsiędołować,mająsię
zabraćdoplanowaniabalumaskowego,naktórytaksięcieszyły-Sabinęzrobiłakrokw
mojąstronę.-Jesteśprezesem.Tobyłtwójpomysł,aonemajątogdzieś.

Gapiłamsięnaniązosłupieniem.

-Sabinę,BalMaskowyBillings…byłdobrympomysłem,aletowdalszymciąguniejest
Dziedzictwo.Nierozumiesz,iletaimprezadlawszystkichznaczy.Jakbytoująć?Tojest
kwestiahonoru.Onepoprostumuszątambyć.

-Czylipoprostusięwycofujesz-sarknęłaSabinę.

-Niewycofujęsię.PomogęimdostaćsięnatoichwymarzoneDziedzictwo-wyjaśniłam.
-

Dajludziomto,czegopotrzebują,czyżnietak?

-Nierozumiemcię.Dlaczegochceszimpomócuzyskaćwstępnaimprezę,naktórąsama
niemożeszpójść,itymsamympogrążyćwłasnybaliwłasnyautorytet?-zapytała.-Nie
uwłaczacito?

-Nodobra,odkiedyjesteśtakąrewolucjonistką?-zażartowałam,próbującrozładować
naglezaistniałenapięcie.

background image

Sabinęodwróciłasięipotrząsnęłagłową.

-Staramsiętylkopomóc-powiedziała.-JesteśprezesemBillings.Chciałabym,żebyś
wreszciezaczęłasięzachowywaćstosowniedoswojejfunkcji.

Poczułamsię,jakbymniespoliczkowała.

-Wydajemisię,żetaksięwłaśniezachowuję.Zrobięwszystko,żebyEastonniebyło
wykluczonezDziedzictwa.ZrobiętodlaBillings,dlaEaston…

-DlaNoelle-dokończyłagorzkoSabinę.

A,czyliototaknaprawdęchodziło!Noelle.SabinęmiałaproblemzNoelle.

-Nierobiętegodlaniej-wytłumaczyłam.Przynajmniejnietylkodlaniej.

Sabinęprzyglądałamisięprzezdłuższąchwilę-robiławrażeniezranionejizdradzonej.

-Niechcibędzie.

Odwróciłasięiwzięłazbiurkaksiążkę.Chwyciłajązagrzbiet,poczymprzytuliłado
piersi.

-Hej,amożezrobiłybyśmycośwspólniewtamtenwieczór,tylkowedwie?Noboskoroi
takniemożemyiśćnatęimprezę…-zaproponowałapełnymnadzieigłosem.

NiebyłamwnastrojunabrataniesięzSabinę-potejkrytyce,jakąodniejusłyszałam,nie
czułamsięnajlepiej,aleniechciałamzranićjejuczuć.

Powiedziałam:

-Dobra,możemy.

Alewgłębiduszymiałamnadzieję,żeudamisięjakośzałatwićzaproszeniena
Dziedzictwo.

Samamyśl,żemiałabymopuścićtowydarzenie,apotemwysłuchiwać,jakwszyscy
dookotaonimrozmawiają,doprowadzałamniedoszaleństwa.Niechciałam,żeby
dziewczynyopowiadałymiznajdrobniejszymiszczegółami,jakbyłowspanialeicomnie
ominęło.ByłamprezesemBillings,musiałprzecieżistniećjakiśsposób.

-Wybieramsięnadół,nakawę-powiedziałaSabinę.-Maszochotę…

WtymmomencieotworzyłysiędrzwidopokojuiNoelleścisnęłamniezaramię.

-Przepraszamcię,Francuzeczko.Muszęwypożyczyćnasząrodaczkę-rzuciła.

Następniewyciągnęłamniezpokoju,zostawiającwnimzasmuconąSabinę.

background image

Ostracyzm

CałaspołecznośćBillings,wyjąwszySabinę,zebrałasięwsalonie.Dziewczynytrzymały
kubkizkawąiszeptałycośdosiebie;byływyraźniepodniecone.Czułamsię,jakbym
przyszłanaspotkanieAnonimowychAlkoholików.(Kiedyśbyłamnaprawdziwym.

Poszliśmynanierazemzbratem,namówiłnastata,bómyślał,żetonampomoże
poradzićsobiezmamą.Aleniepomogło).Towarzystwospojrzałonamniepełnymi
nadziei,zaczerwienionymioczami.

-Wporzo.Przyprowadziłamnasząnieustraszonąprzywódczynię-powiedziałaNoelle,
popychającmniekukominkowi.Odeszłakawałekiodwróciłasiędomnie,krzyżując
ramionanapiersiach.-MusimycośpostanowićwsprawieDziedzictwa-rzekła,
odrzucającsweciemnewłosynaplecy.-Wszyscypanikują.

-Widzę-odparłam.

NawetLornaiAstridwyglądałynazdenerwowane.Aprzecież,podobniejakja,itaknie
dostałybyzaproszeń.

-Takipoziomstresukoszmarnieszkodzimojejcerze-powiedziałaPortia.-Naprawdę,
KDB.

Kompletniedobani.Tenskrótakuratznałam.Wprawdzieniedostrzegłamnajejtwarzy
śladupryszcza,aleniezamierzałamsięzniąspierać.

-Nierozumiem.-Londonwydęłausta,szarpiąckosmykwłosów.-Dlaczegowszyscy
dostali,amynie?Comyśmytakiegozrobiły?

-Janicniezrobiłam-wyrwałasięVienna,zupełniezresztąniepotrzebnie.

-Ten,ktoorganizujeDziedzictwo,musichowaćjakąśurazędoEastonalbocośwtym
guście

-stwierdziłaTiffany,robiączdjęciebutówKiki,naktórychAstridnalekcjiplastyki
namalowałażółto-pomarańczoweesy-floresy.-Tojedynewyjaśnienie.

-ChybażezaproszeniadlaEastonzaginęłynapoczcie-powiedziałaznadziejąwgłosie
Rose,nerwowoskubiącswerudeloki.

-Wtakimwypadkuktośbyjednakdostałzaproszenie,przecieżwszystkieniemogły
zaginąć

-wtrąciłam.-Apozatymwyglądanato,żeżadenzabsolwentówteżgoniedostał.

Noellespojrzałanamniepytającymwzrokiem:Skądwiesz?Ażmniezmroziłoodtego
spojrzenia.Naraziejednakpostanowiłamnieodpowiadać.

-Oranyboskie!Nawetabsolwentówolali?Comyterazzrobimy?-jęknęłaLondon.W

salonierozległsiępomrukniezadowoleniaikilkarozpaczliwychwestchnień.

Starczytego-pomyślałam.

-Dobra,posłuchajcie.Mampomysł-oznajmiłam,uciszająctowarzystwo.-Musimy

background image

zdobyćchociażjednozaproszenie.Jeślinamsięuda,byćmożedowiemysię,skądje
wysłano.Ajakbędziemytowiedzieć,dowiemysię,ktojekupił.

-Dobrypomysł!-krzyknęłaTiffany.-Zupełniejakzpowieścidetektywistycznej.

Uśmiechnęłamsię.

-Noto…łapciezatelefony.Każdazwasznakogoś,kto

zaproszeniedostał.Niechnamktośprzyśleoryginał.

Wodpowiedziusłyszałamtrzaskotwieranychklapekodtelefonów.Dziesiątkipalcóww
ekspresowymtempiepisałySMS-y.Kilkaosóbwykonałotelefony.Odrazuwiadomo
było,żeniemadobrychwieści.

-Niemożliwe!Niemożliwe!-krzyczałaVienna.Wstała

iodsunęłatelefonoducha,żebyjeszczegłośniejnawrzeszczećdosłuchawki.-Jesteśdo
niczego,Vanessa!Mamnadzieję,żeudusiszsiękondomemiumrzesz!-ryknęłai
zatrzasnęłatelefon.

-Vienna!-upomniałająRose.

-Noco?Przecieżwszystkiewiemy,żemojasiostratoszmata.-Viennaotwarłaszeroko
oczyzudanymzdumieniem.

Jejsiostra?Przyganiałkociołgarnkowi,nieprawdaż?Zastanawiałamsię,dlaczego
VanessaClarknieposzładoEas-ton,aleodmówiłamsobiezadaniategoimpertynenckiego
pytania.

-Cosięstało?-zapytałam.

-Powiedziała,cytuję:„Niemogęciwysłaćzaproszenia”-odparłaViennaprzesadnie
piskliwymgłosikiem,kiwającgłowąnabokijakmaładziewczynka,któradroczysięz
innymdzieckiemnaplacuzabaw.-„Dostałammailazprzestrogą,żejeśliktokolwiek
podzielisięzuczniamizEastonwiadomościamidotyczącymiDziedzictwa,organizatorzy
dowiedząsięotymiskreślągadułęzlistyzaproszonych”.Pfff!Teraztojużnapewnonie
damjejBąbelka.

-Bąbelka?

-Mojegokonia-mruknęłaVienna.

Konia!Najcenniejsząrzeczą,jakąkiedykolwiekdostałamodScotta,byłdiscman.

-Ej,dziewczyny!Rourkemówitosamo!-krzyknęłaLondon,czytającSMS-a.-
Przestraszył

siętegomaila.

-Wszyscytakmówią-potwierdziłaKiki,rzucającsięzpowrotemnakanapęizgłośnym
hukiemkładącnastolenogiwkolorowychglanach.Odchyliłagłowę,wpatrującsięw
sufit.

Różowagrzywkaopadła,odsłaniającjejtwarz.

-JeśliVanessaniedostanietwojegokonia,tomożejagowezmę?-rzuciławsufit.

background image

Viennaprzezchwilęwyglądałatak,jakbynaprawdęrozważałatępropozycję,alereszta
dziewczynsiedziałajaknaszpilkach.SpojrzałamnaNoelle.TenostracyzmwobecEaston
zaszedłjużzadaleko.Porazpierwszyzobaczyłam,żeNoellerównieżwyglądana
zdezorientowaną.Porazpierwszyniewiedziała,cojestgrane.Itonajbardziejmnie
martwiło.

background image

Wyzwanie

-Whitpomałuwariuje.Wydajemusię,żeświat,jakiznamy,rozsypujesięwdrobnymak
-

szepnęładomnieConstancepodczaswtorkowejmodlitwyporannej.-Jegozdaniemznie-
waga,jakiejdoznaliśmywzwiązkuzDziedzictwem,toobrazawszystkichwartości,jakie
onouosabiało.

Wartości?Czychodzionarkotyki,przygodnyseks,czypiciealkoholuprzeznieletnich?

Samaniebyłamświęta,aledziwne,żestaroświeckakoncepcjahonoruzmieniłanieco
znaczenieirównałasiędzisiajotrzymaniuzaproszeniananajwiększąpopijawęwokolicy.

-Amiałamwtymrokuwystąpićjakojegoosobatowarzysząca-wymamrotałaConstance,
spuszczającwzrokiwpatrującsięwewłasnedłonie.Alepozawodach!Przygryzłam
wargę.

Tegorankawkampusiedawałosięwyczućpełnąniechęciakceptacjęzaistniałegostanu
rzeczy.PrzezpółnocyprzeglądałaminformacjenatematBillings,próbującopracować
jakiśplandziałania,leczpomysłówmiałamniewiele.Aleskoroludziezaczynająsięjuż
godzićztym,żenieidąnaDziedzictwo,tomożelepiejdaćsobiespokójztymtematem?
Czynaprawdęchciałamzawracaćgłowęstawnymabsolwentkomjakimiśbzdurnymi
skargami?

Czyrzeczywiściezależałomi,żebymojepierwszekrokijakoprezesaBillingskojarzonoz
takbtahąkwestią?ByćmożeSabinęmiałarację,możelepiejbyłobywrócićdo
pierwotnegoplanuiwydaćbalmaskowydlauczczeniapamięciCheyenne?Takbyłoby
bardziejhonorowo.

Dojrzalej.Takikrokotwierałbyzdecydowanieszerszeperspektywy,jeślichodzionasze
przyszłedziałania.Zaczynałamwierzyć,żeBalMaskowyBillingszrobiłbyowielelepsze
wrażenienakomitecieabsolwentek.Adotegobyłatoimpreza,naktórejmogłabymsię
pojawić.Ibyćmożeudałobymisięudowodnić,żeCheyennewswoimostatnimmailu
jednakniemiałaracji.

-Zanimsięrozejdziecie,mamjeszczejednoważneogłoszenie-powiedziałdyrektor
Cromwell,stajączapulpitem.Miałnasobiegranatowygarnituriżółtykrawatjakzwykle
przypiętydokoszulispinkąwkształcieflagiamerykańskiej.Siwewłosymiałzaczesane
dotyłu,odgarniętezszerokiej,kwadratowejtwarzy.Omiótłkaplicęwzrokiempełnym
jawnejpogardy.Dlaczegoczłowiek,którytaknienawidzimłodych,objąłstanowisko
dyrektoraszkołyśredniej?-Mamświadomość,żebalzwanyDziedzictwemmasięodbyć,
jakzwykle,podkoniectegomiesiąca.

Wkaplicyrozległosięskrzypieniedrewnianychławekipełnezdziwieniapomruki.Oile
sięniemylę,żadendorosłynigdynieprzyznałsięotwarcieprzedmłodzieżą,żewieo
Dziedzictwie.Byłatokwestiadelikatnejnatury-myśmyniemówili,oniniepytali.
Dyrektorpostukał

zaciśniętymipalcamiwpulpit,chcącnasprzywołaćdoporządku.Dźwiękniósłsię

background image

złowiesz-czymechempokaplicy,ażpodwysokisufit.Zapadłacisza.

-Wiemrównież,żemoipoprzednicyprzymykalioczy,gdynadchodziłtenczas,nie
dbającobezpieczeństwouczniówanioreputacjęnaszejszkoły-ciągnąłCromwell,
głosemjeszczesurowszymniżzazwyczaj,-Mojerządykładąkrestejniewiedzy.

Wkaplicysłyszałamteraztylkoswójwłasnyoddech,którystawałsięcorazpłytszy.

Nienawidziłamtegoczłowieka,Takbardzonienawidziłam.Najpierwzniszczyłkażdą
tradycjęBillings,jakątylkomógłPotemprzesłuchiwałnasprawiedoświtutamtejnocy,
kiedyodbywałysięotrzęsiny.AnakoniecwyrzuciłzeszkołyCheyenne,Co,oczywiście,
wydawałosiębłogosławieństwempotymwszystkim,cozrobiła.Myślałyśmywtedy,że
koszmarsięjużskończył.Alezperspektywyczasuokazałosię,żetobyłtylkopoczątek
nowegokoszmaru,Aterazjeszczeto.

-Jeżeliktokolwiekspróbujeopuścićkampustrzydziestegopierwszegopaździernika
wieczorem,możeciebyćpewni,żesięotymdowiem,Osoby,którezłamiązakaz,zostaną
za-trzymane.Wyciągnęwobecnichsurowekonsekwencje-powiedziałzłowieszczo
Cromwell,Tomojaszkoła,jaustalamzasady,awymaciesiędonichstosować,

Czymisięzdawało,czymówiącto,patrzyłwprostnamnie?Poczułamwewnętrznyopór,
CzyCromwellwłaśnierzuciłmiwyzwanie?Czymnieprowokował?

-Możeciesięrozejść-powiedziałnakoniec.Wszyscywstalijakjedenmążiruszyliw
stronęprzejścia.

-Cozazłamas-rzuciłktośztyłu,

-Chybajednakniepołożyłkresuniewiedzy,skoroniemanawetpojęciaozaproszeniach,

-Takjakbynaprawdęmógłnaspowstrzymać,Jeślibędziemychcieliwyjść,wyjdziemy,

-Nieznoszętegogościa-powiedziałaNoelle,kiedydoniejdołączyłam,

-Taak,mówmijeszcze-odparłam,

Wyminęłamjąszybkoiwyszłamnaciepłe,jesiennesłońce.Poczułamprzypływ
adrenaliny.

Nigdynielubiłam,kiedyktośmówiłmi,jakmampostępować.Raztylkosięztym
pogodziłam,abyłotowzeszłymroku,kiedypróbowałamdostaćsiędoBillings.Jednak
nawetwtedyprzyszłomitoztrudnością.Terazodkryłam,żejeszczebardziejnieznoszę,
kiedyktośmówi,czegominiewolno.Jakiśtajemniczyorganizatorchciałwykluczyćnas
zudziałuwDziedzictwie,aterazCromwelluczyniłstłamszenienasswojążyciowąmisją.
Zakogociludziesięuważają?EastonmatakiesamoprawouczestniczyćwDziedzictwie
jakinneszkoły.

-Ochjejku,jej.Wyglądanato,żebiednedziewczynkizBillingsbędąmusiałyopuścić
największąimprezęroku-powiedziałaIvySlade,zfałszywątroskąkrzywiącusta.-1co
napiszecietegowieczoruwpamiętniczkach?

Zacisnęłampięści.Co,udiabła,tadziewczynadonasma?

-Witajzpowrotem,Noelle-dodałazwyraźnymniesmakiem.-Wykończyłaśkogoś
ostatnio?

background image

Grupkauczniówztrzeciejklasyusłyszałatoiprzerwałarozmowę.Zaśmialisięz
dowcipu,czekającnareakcjęNoelle.Poczułamuciskwżołądku.LepiejdlaIvy,żebyjuż
sobieposzła.

Naprawdę.

-Nie,alemożesięwreszcieskuszę-odparłaNoelle.Ivyparsknęłaśmiechem,ale
przezornieodwróciłasię

iodeszła,podobniejaktłumekgapiów,którymnaglezrzed-łyminy.

-Boże!ktojejpozwoliłwrócić?-mruknęłapodnosem

Noelle.

Cóżzaironia-pomyślałam.

-Niemogęuwierzyć,żeCromwellpostawiłnamultimatumwsprawieDziedzictwa-
rzuciłamiprzezramięMissy.

WiększośćdziewczynzBillingszatrzymałasięzaNoelleizamnąprzeddrzwiamido
kaplicy.-Noprzecież,dajciespokój,jakbymałodotądnamieszał.

Miałanamyślirzeczjasnarolę,jakąCromwellrzekomoodegrałwsamobójstwie
Cheyenne.

-Alewsumietodobrze,prawda?-zapytałaSabinę.|TeraznapewnourządzimyBal
MaskowyBillings.

Powoliodwróciłamsię,zaciskającszczęki.Wszystkiedziewczynyprzyglądałymisię,
czekającnajakiśznak.

-Nie-powiedziałamszorstko.OpróczCramwellaflvyitajemniczegoorganizatora
Dziedzictwabyłojeszczekilkaosób,którymchciałamdaćnauczkę.-Eastonidziena
Dziedzictwo

inieważne,cobędęmusiałazrobić,żebynastamwkręcić.

background image

Szacunek

Byłamotwarcie,jawniewkurzona.Akiedyjestemwkurzona,działam.Wciągu

piętnastominutowejprzerwymiędzyobiademalekcjąhistorii,kiedywiększośćuczniów
korzystałanadziedzińcuzurokówsłonecznegojesiennegodnia,pijąckawęlub

przygotowującsiędoklasówek,jaukradkiemwróciłamdoBillingsizabrałamsiędo
roboty.

Poprzedniejnocy,przeglądającplikiabsolwentek,doznałamobjawienia.Kilkadawnych
mieszkanekBillingsmiałodzieci,którewybrałyinneprywatneszkoły,naprzykład
Choate,BartonalboChapin.Częstobytytoszkoły,doktórychniegdyśuczęszczaliich
ojcowie.Obokniektórychnazwiskwidniałypowiązaniarodzinne,aprzynazwisku
każdegoczłonkarodziny

-aczęstobyłotamkilkapokoleńwstecz-zamieszczononazwęszkoły,którąukończył.To
była,moimzdaniem,najbardziejużytecznainformacja.BojeżeliabsolwentkazBillings
wyszła,powiedzmy,zamężczyznę,któryukończyłBartoniktóregoojciecteżuczęszczał
doBarton,aichdzieckowybrałoterazrównieżtęszkołę…tootrzymaonozaproszeniena
Dziedzictwo.Pogodzinieposzukiwańudałomisięsporządzić

listęabsolwentek,którychdziecibezwątpieniazaproszononaDziedzictwo,dzięki
rodowodowizestronyojca.

Niemajączbytwieleczasu,popędziłamdopokoju,wzięłamlistęispojrzałamnapierwsze
nazwisko.JennaKorman,dyrektorPoshCosmetics,jednejznajwiększychwskalikraju
firmprodukującychkosmetykizwyższejpółki.Biorącpoduwagęjejpozycjęzawodową,
byłamwłaściwiepewna,żeniebędziemiałaczasuodebraćmojegotelefonu,alemusiałam
chociażspróbować.Chwyciłamkomórkęiwystukałamnumer.

-PoshCosmetics,biuropaniKorman-energicznygłosodpowiedziałjużpopierwszym
sygnale.

-Tak,dzieńdobry.ChciałabymrozmawiaćzpaniąKorman,dzwonięz…

-Przykromi,paniKormanniemożewtejchwilipodejśćdotelefonu-powiedziała
kobieta,wyraźniezniecierpliwiona.-Czycośprzekazać?

Cholera.Zrobiłomisięgorąco,kiedyzdałamsobiesprawę,jaknieprofesjonalnie
musiałamzabrzmieć.

-Och,wporządku.NazywamsięReedBrennan,dzwonięz…

-O,pannaBrennan.Przepraszam,jużłączę-głospodrugiejstronienaglezrobiłsięmiły.

Zamrugałamszybko.PoczułamsięjakAlicjaprzechodzącanadrugąstronęlustra.Coto
miałobyć?Żartowałasobiezemnie?Idlaczegozachowałasiętak,jakbyznałamoje
nazwisko?

-Reed,cozamiłaniespodzianka-usłyszałamgardłowygłos.-Wczymmogęcipomóc?

-Czy…czyrozmawiamzpaniąJennąKorman?-spytałamzaskoczona.

background image

-Tak,przytelefonie.CosłychaćwEaston?-zapytałażyczliwie.-Pewniejeszcze
dochodziciedosiebiepotejtragedii.CheyenneMartinbyłaskarbemzarównodla
internatu,jakidlacałejszkoły.

-Tak…tak,oczywiście,żebyła-powiedziałam.Zupełnienietegooczekiwałam.-
Wszyscychybamamysiędobrze.

-Toświetnie.Aterazdorzeczy,czymogęciwczymśpomóc?-ciągnęłapaniKorman.

-Właściwietotak-powiedziałam,odchrząknąwszyprzedtem.Niechciałamzajmowaćjej
więcejczasuniżtokonieczne.-ZjakiegośpowoduEastonzostałowtymroku
wykluczonezudziałuwDziedzictwie.

-Tak,słyszałamjużdotyczącetegoskargi-powiedziałazgorycząwgłosiepaniKorman.

-Staramsiędowiedzieć,dlaczegotaksięstało,żebycośwtejsprawiezrobić-
wyjaśniłam.-

Alebytowyjaśnić,muszęzobaczyćnawłasneoczychociażjednooryginalne
zaproszenie.

Słyszałam,żepanicórkachodzidoHotchkissibyćmoże…

-Niemaproblemu.Zadzwonięzarazdodomuipolecęlokajowi,żebycijeprzesłał
kurierem

-obiecałapaniKorman.

Lokajowi?Nojasne,napewnomasłużbę.

-Możebyćjutroczywolałabyśmiećjewcześniej?Mogłabympolecićkierowcy,żebyci
jeprzywiózłdziśpopołudniu,jeślitokonieczne.

Zebrałomisięnaśmiech,alesiępowstrzymałam.GdziesiępodzialiBiałyKróliki
SzalonyKapelusznik?Możepowinnamzaparzyćherbatkę?

-Nie,dziękuję.Wystarczyjutro.Bardzodziękujęzapomoc,paniKorman.

-Niemazaco.MówmiJenna.Iniedziękuj,takajestnaszarola-odparta.-No,apoza
tymgratulacje,Reed.Wszystkiejesteśmydumne,żeobjęłaśstanowiskoprezesa.

-Dziękujębardzo-powiedziałam.

-Dowidzenia.

Usłyszałamkliknięcieoznaczającekoniecpołączenia.Siedziałamztelefonemwręce
jeszczedobredziesięćsekund.Niemogłamwprostuwierzyć,żesięudało.Żewistocie
byłototakieproste.Jennawiedziała,kimjestem.Jejasystentkarównieżwiedziała,kim
jestReedBrennan.

Itakpoprostudopuszczonomniedoichgrona.Zaczynałamrozumieć,conaprawdę
łączyłosięzestanowiskiemprezesaBillings.Otwartedrzwi,odebranepołączenia…
szacunek.

Odwróciłamsięiodsunęłamkrzesłozzabiurka,wyjmująctorebkęodChloe.Leżaław
ukryciu,odkądjądostałam.WyjęłamzniejkatalogNeimanaMarcusaizaczęłamwrzucać
swojerzeczydopachnącegonowościąmiękkiegoskórzanegownętrza.

background image

Wcześniejniezdawałamsobieztegosprawy,aledotejporynieczułamsięwarta,by
nosićtakątorebkę.

Dotejpory.

Szczególnetalenty

WśrodępopołudniubiegłampoboiskudopiłkinożnejnaprzeciwkoNoelle.Bernadettę
Baskindeptałamipopiętach.Słońcechowałosięjużzadrzewami,cooznaczało,żelada
momenttrenerLisickogłosikoniecmeczu,akonieczniechciałamstrzelićgola,zanim
zagwiżdże.Musiałamstrzelićtegogola.

Wykrzesałamzsiebiejeszczejednądawkęenergii,wystrzeliłamnaglenaprzód,
zostawiającBernadettęwtyle.Noellewokamgnieniuzorientowałasię,żeniejestem
krytaicelnymkopniakiempodałamipiłkę.Podaniebyłodokładne,mocneitakszybkie,
żeniebyłoszans,byktokolwiekześrodkapolamógłjeprzechwycić.Zbliżającsiędo
bramki,zerknęłamwlewoiAstrid,którązjakiegośpowodutrenerLisickpostanowiła
postawićnabramce,ruszyławmoimkierunku.Skoczyławprawąstronę,rzuciłasięw
powietrze,więczłatwościąposłałampiłkęwdrugirógbramki.

-Jest!-krzyknęłaradośnieNoelle,wymachującpięściąwpowietrzu.

Podbiegłyśmynaśrodekboiska,przybiłyśmysobiepiątkę,apotemporządniesię
wyściskałyśmy.Dobrze,żeNoellewróciładoszkoły;tymlepiej,żeznówbyławnaszej
drużynie.Potrzebowałyśmyjejagresywnejgry.Naboiskuniktniemógłsięzniąrównać.

-Świetnie,mojepanie!Znakomitagra!-krzyknęłatrenerLisick,gwiżdżącnakoniec
meczu,

-Napijciesię,apotemmarszpodprysznic!

-Dobrarobota-powiedziałaAstrid,podbiegającdonas.Krótkieczarnewłosymiała
związanewdwakucyki,któresterczałynaczubkujejgłowyjakantenki.-Wiesz
oczywiście,żepodarowałamwamtegoostatniegogola,prawda?-zażartowała.

-Tobrytyjskiepoczuciehumorumniepowala-powiedziałaNoellezszyderczym

uśmieszkiem.Uwiesiłasięciężkonamoimramieniu.-Noico,dostałaś?

-Atak,mam-odparłam.

-Comasz?-zapytałaAstrid.

-ZaproszenienaDziedzictwo-szepnęłam.-Jestwmojejtorbie.

-Notodawaj,oglądamy-krzyknęłaAstrid.

-Ciiii,nietutaj.JakbędziemywracaćdoBillings-zaproponowałam.

PrzydystrybutorzezwodądołączyładonasSabinę-podczaspierwszychkilkumeczów
okazałosię,żeboisiępiłkiiniepotrafisięwystarczającoszybkoporuszać,więc
uczynionojąodpowiedzialnązasprzęt.WręczyłaAstridimniepapierowekubeczki,
ignorującprzytymNoelle,któraprzewróciłaoczamiisamasięgnęłaposwójkubek,po
czymnapełniłagopobrzegi.Ugryzłamsięwjęzyk,żebyniemówićnicSabinę,ale
postanowiłam,żewkrótcewszystkojejwyjaśnię.Noellenienależaładoosób,które
chciałobysięmiećzawroga.Aniignorować.Inieważne,jakciętraktowała.

background image

-Niezłystrzat.-Sabinęuśmiechnęłasiędomnie.-Bez

obrazy-rzuciławkierunkuAstrid.

-Spoko-odparłaAstrid.

-Idziemy.-Noellezgniotłakubeczekiwrzuciłagodoko-sza.-Chcętozobaczyć.

-Chwileczkę.PomóżmySabinęsprzątnąćiodnieśćsprzęt-zaproponowałam.

-Chodźżejuż,Reed.Francuzeczkadasobieradę-ponagliłamnieNoelle,zupełniejakby
Sabinębyłapowietrzem.-Przecieżtojejzadanie.

Zarumieniłamsię-zrobiłomisiężalSabinę.ByćmożeJoshmiałrację:Noellemusi
wywoływaćwokółsiebieskandale.Sabinęnigdyniezrobiłanic,comogłobyjąurazić.
Byłakompletnienieszkodliwa.AmimotoNoelleuparłasię,żebyzrobićzniejpozerkęi
dziwoląga,kogoś,ktodonasniepasuje.

-Wporządku,idźcie.JapomogęSabinę-zaoferowałasięAstrid.

-Aj,czyżtoniesłodkie?WielkaBrytaniaiFrancjadziałająrękawrękę!JakwONZ-cie,
zarazsiępopłaczę.-Noelleznówobjęłamnieramieniem.-Aterazchodźmyjuż.-
Odwróciłamniesiłąipociągnęławstronępagórka.Ledwozdążyłamchwycićswój
marynarskiworek.

-Gdzietomasz?-zapytała,łapczywymwzrokiempożerającmojątorbę.

-Noczekajżechwilę.MójBoże,niechciałabymcięwidziećwświątecznyporanek-

odparłam.

Wyjęłamztorbyotwartąkopertę,aześrodkawyciągnęłamgrubykartonikkolorukości
słoniowej.Przezostatniekilkagodzinkorzystałamzkażdejwolnejchwili,bydokładnie
sięmuprzyjrzeć,alejedynyminteresującymszczegółembyławytłoczonaorchideaztyłu
zaproszenia.Pozatymżadnychznaków:aninazwyfirmy,aninicinnego.

-Noależnamtopomogło-powiedziałasarkastycznieNoelle,oddającmizaproszenieze
zniesmaczonąminą,jakgdybytobyłazużytachusteczkahigieniczna.

-Wiem.Alepodejrzewam,żeorchideacośznaczy-odparłam.-Idomyślamsię,kto
mógłbywiedzieć,comianowicie.

-Ciekawe-powiedziałaNoellezpodstępnymuśmieszkiem.-Jednącechęzawszewtobie
uwielbiałam,Reed:nigdysięniepoddajesz.

Uśmiechnęłamsię,gdyotwierałyśmydrzwidointernatu.Jakzwykleotejporze,London,
Viennaikilkainnychdziewczynkręciłosięposalonie.Weszłamirzuciłamtorbęna
podłogę,całyczastrzymającwdłonizaproszenie.

-London,mogęzamienićztobąsłówko?

Otwarłaszerokooczynamójwidokiwyjęłasłuchawkizuszu.

-Czytojestto?!-Podskoczyławgórę,potknęłasięonogiKikiiomalnamnienie
wpadła.-

Pokaż!Pokaż!

background image

Wyrwałamizrękizaproszenie,aresztadziewczynzebrałasięwokółniej,żebychociaż
zerknąćjejprzezramię.Przeczytawszyjegotreść,którądawnoznałyśmyjużnapamięć,
Londonobróciłazaproszeniewpalcach.Przesunęłapalcempoorchideiiuśmiechnęłasię.

-Bouquet.Tostamtądprzyszłotozaproszenie^-stwierdziła.

Wiedziałam.Wiedziałam,żeonabędziewiedziała.Każdymajakiśszczególnytalent,
nawetPapużkiNierozłączki.

-ZBostonu?-zapytałaRose.

-No,Bouquetjesttylkojeden-ztriumfemwgłosiepowiedziałaLondon,oddającmi
zaproszenie.-Mająprzeróżnerodzajekartiwzorów,anakażdymzaproszeniuwytłaczają
kwiatek,innydlakażdegoprzedziałucenowego.Orchideawartajestnajwięcej.
Ktokolwiektokupił,najwyraźniejmamnóstwokasy.Atociniespodzianka.

-Wieszdokładnie,gdzietojest?-zapytałam.Londonprzewróciłaoczami.

-Noproszęcię.Zarazcipodamichadresinumertelefonu.

SięgnęładoswojejtorebkimarkiBottegaVenetaiwyjęłaczerwonytelefonTreo.
Kliknąwszykilkaprzycisków,uśmiechnęłasię:

-Właśnieciwysłałam.

MójiPhonezapiszczałjaknakomendę,ajaspojrzałamnaNoelle.

-Tojak,Boston?

Noellewyszczerzyłasięwodpowiedzi.

-Wycieczka!

background image

Samolub

-Powinnyśmyzrobićztegoprawdziwąwyprawę-powiedziałaNoelle,kiedysiadłyśmy
dośniadaniaweczwartekrano.-DrugieśniadankowAzure,potemtrochępracyśledczej,
anakonieczakupki.JeśliwybieramysięnaDziedzictwo,tobędziemymusiałyuzupełnić
garderobę.

Upchnęłaplisowanąminispódniczkępodudaiusiadłanakrześle,któredotejpory
należałodomnie.Usiadłamwięcnaprzeciwko,tamgdziezwyklesiadywałaAriana.Przez
większośćtegorokuszkolnegoprzytymstolikusiedziałtakżeJoshalboSabinę.I
wydawałosię,żeatmosferaznówstałasięprzyjemna,alezjakiegośpowoduczułamsię
natymmiejscuniezręcznie.

-Zapominaszoczymś-rzuciłam,próbującsięskoncentrować.Podniosłampołowęprecla,
żebyposmarowaćjąserkiem.

-Oczym?-spytałatakimtonem,jakbynigdyniezdarzyłojejsięoniczymzapomnieć.

-Janigdziesięniewybieram.Nawetjeślizałatwimysprawę,janiedostanęzaproszenia-

wyjaśniłam.Wzruszyłaramionami,machającnożemwpowietrzu.

-NOico?Znajdziemykogoś,ktocięzaprosijakoosobę

towarzyszącą,jakwzeszłymroku.

-AlewtedyniebyłamzJoshem-odparłam.Formalnierzeczbiorąc,byłamwówczasz
Thomasem.Aprzynajmniejtakmisięwydawało.AlenabalposzłamzWhitem,bo
wszyscyprzekonywalimnie,żeThomaspojawisięnaDziedzictwie,ajamusiałamsięz
nimzobaczyć.

Niewiedzieliśmyjeszcze,żeThomasjużodparutygodninieżyje.Żerozkładasięgdzieś
wlesie,nieżywy,sztywny,zimnyi…

Dobra,niebędęotymterazmyśleć.

Tokrzesłoźlenamniedziała.

-Niemogę,ottaksobie,iśćzkimśinnym-zakończyłam.

-Reed,chodzioto,żebysiętamdostać.Nieważnejak-Noellepowiedziałatotonem,
któryzawszesprawiał,żeczułamsięmaleńka.Terazteżtaksięstało,alenieczułamsięaż
takamała.-Jakjużtamwejdziesz,możeszparadowaćztąswojąkuląunogi,ilesobie
zapragniesz.

Zmusiłamsiędouśmiechu.

-TojaksiędostaniemydoBostonu?-spytałam,znówpróbującsięskupić.-Jeśli
Cromwelldanamprzepustki…będziemymusiaływynająćjakiśsamochódalboco?

-Niemusimy.Mamsamochód-powiedziałaNoelle,delikatniegryzącprecelka.

-Maszsamochód?Wkampusie?-zapytałamzniedowierzaniem.

-No,tobyłoostateczneżądanietatywnegocjacjachzCromem-powiedziałabeztrosko.

background image

Zaśmiałamsię:

-Crom,tobrzmi,jakbybyłjakimśrobotem!

-Noprzecieżjest!-Noelleuniosłabrwi,znówgryząckęsprecelka.-Takczyinaczej,nie
martwsię,przepustkizałatwione.

-Jakieprzepustki?-zapytałJosh,całującmnienadzieńdobry,gdytylkodonasdołączył.

Postawiłnastolikutacę,naktórejbyłypączki,słodkiepłatkiśniadanioweikawa,zdjął
spranąsztruksowąkurtkęzłatkamiwszkockąkratęnałokciach-chybatylkoonmógłw
tymdobrzewyglądać-ipowiesiłjąnaoparciukrzesła.Podspodemmiałbiałygładki
podkoszulekzdługimirękawami-pojednejstroniewidaćbyłomaleńkieplamkizfarby.

-Nasobotę-powiedziałaNoelle.-Reedijawybieramysięnawyprawę.

Joshciężkoopadłnakrzesło.

-O,nie-powiedziałzzaskoczeniemwgłosie.

-O,tak.JedziemydoBostonusprawdzićsklep,zktóregopochodzązaproszeniana
Dziedzictwo.Zobaczymy,czyudanamsiędowiedzieć,ktojekupił-wyjaśniłammu,
popijającłyksoku,

-Fajnie.Jechaćzwami?Mogękomuśspuścićlanie,jakbytrzebabyło-zaproponował
Gage,siadającokrakiemnakrześle.

-Toniebędziekonieczne-odparłaNoelle,przewracającoczami.

Joshodwróciłsiędomnienakrześle,podczasgdynapozostałychmiejscachprzynaszym
stolikusiadałykolejnedziewczynyzmojegointernatu.Joshspojrzałnamniepoważnie
swoiminiebieskimioczami.

-Reed,niezapomniałaśoczymś?-zapytałcicho.Zmarszczyłambrwi,spoglądającna
niego.

Wgłowiemiałampustkę.

-Oczym?

-WsobotęmieliśmyjechaćdoMaine.Pamiętasz?Naszzjazdrodzinny?

Poczułamsię,jakbyktośnagleoblałmniewiadremzimnejwody.Ależzemnieidiotka.
NiepomyślałamozjeździerodzinnymHollisówanirazuodponiedziałkuwieczorem,
kiedytozapisałamjegodatęwzeszyciedoangielskiego.Działosiętyleinnychrzeczy,że
zupełniewyleciałomitozgłowy.

-iOranyboskie,Josh,takmiprzykro.Kompletniezapomniałam-wyznałamwnagłym
przypływieciepłychuczuć.Wszyscynanaspatrzyli.Czułamnasobieichwzrok.Joshteż
musiałtopoczuć,boprzysunąłsiędomniejeszczebliżej,chowającsięzamną,jakby
chciał

sięukryćprzedGage’em.

-Musiszjechać.Powiedziałemrodzinie,żebędziesz-odparł.

-Wiem,ale…Josh,toważnasprawa-wyjaśniłambłagalnymtonem.-Chodzio

background image

uratowanieDziedzictwa.WszyscywEastonnamnieliczą.

Joshodsunąłsięniecoispojrzałmiwoczy.Nigdyprzedtemniewidziałamnajegotwarzy
takbolesnegowyrazu.

-Acozemną?Jateżnaciebieliczę.

Wgardlezrobiłamisięwielkagula,omałosięniąnieudusiłam.Czułamsięwręcz
okropnie.

AleczyJoshnierozumiał,żetonaprawdęważnasprawa?JakoprezesBillingsmiałam
obowiązeksiętymzająć.Obiecałamwszystkim,żecośztymzrobię,więcjeślisię
wycofaminiedotrzymamsłowa,wyjdęnacieniasainiedorajdę,adopierocoobjęłam
urząd.PozatymHollisowieurządzajązjazdrodzinnycoroku-więctoniejedynaszansa,
żebymsięznimispotkała.

-Owszem,alesammówiłeś,żebędąuwassetkiludzi-przypomniałammu.-Niktnie
zauważymojejnieobecności.

Poradziszsobie.

-Chłopie,będzieszmusiałjąchybasklonować-wtrąciłsięGage.-Mówimyo
Dziedzictwie.

JeślinaszamałaBrennanmożeuratowaćsytuację,niechtozrobi.Noprzecieżnie
będzieszchybaażtakimsamolubem?

Joshspojrzałnamnie.Czekał,ażsięwycofam,ażzaprzeczę.Wiedziałamotym.Alenie
mogłamtegozrobić.Niezrobiętego.Choćczułamsięwinnazpowoduzjazdu
rodzinnego,zdenerwowałamsię,żeJoshtaknalegał,bymkoniecznieznimjechała.W
pewnymsensieGagemiałrację.JeślichcemypoznaćprawdęprzedHalloween,toliczy
siękażdachwila.

Jeśliniezrobimytegownajbliższyweekend,niebędziesensupodejmowaćjużżadnych
działań.Jeśliniewezmęsiędoroboty,całedziedzictwoEastonszlagtrafi.CzyJoshtego
nierozumie?

Dashbyzrozumiał.

Zauważyłam,żewoczachJoshacośsięzmieniło.Odsunąłsię.

-Wporządku.Niechbędzie.Powiemimpewnie,żesię

rozchorowałaś.

-Itomisiępodoba,Hollis-opowiedziałGage,szykującpięśćdozrobienia„żółwika”.
Joshniezwróciłnatouwagi.Zabrałsiędojedzeniapączka.

-Nicsięniemartw,Josh.Zaopiekujęsięnasządziewczynką-powiedziałaNoellez
odrobinązłośliwości.

Niedobrze.Najbardziejnieodpowiedniaosobapowiedziałanajgorsząmożliwąrzecz.Josh
dokończyłpączkaidokońcaśniadanianieodezwałsięanisłowem.

background image

Bouquet

Samochód,któryNoelletrzymaławkampusie,okazałsięlśniącym,srebrnymkabrioletem
markiMercedes.Wśrodkumiałmięciutkąskórzanątapicerkę.Opuściłyśmydach,zało-

żyłyśmyciemneokularyiwłączyłyśmynacałyregulatorradiosatelitarne-tymsposobem
udałonamsięzwrócićuwagęcałkiemsporejliczbykierowcówmknącychautostradądo
Bostonu.

Miałyśmyprzepustkiwystawioneprzeznauczycielaplastyki,rzekomopoto,byobejrzeć
wystawęGauguinawMuzeumSztukPięknych,alewistociecałydzieńmogłyśmy
robić!conamsiężywniepodoba.Wystarczyłotylkowskoczyćnachwilędomuzeum,
zabraćmapęikilkanaklejek,byudowodnić,żewykonałyśmyzadanie.Małotego,
miałyśmynawetdostaćzatododatkowepunkty.Noellebyłaistnymgeniuszemzła.

Anajlepsze,żekiedypoprzedniegowieczorusprawdziłampocztę,niebyłowniejani
śladumailaodCheyennezzaświatów.Skończyłosię.Nareszciebyłamwolna.

PoniesamowitymśniadaniuwAzure,restauracjiweleganckimhoteluwcentrum
Bostonu,pomaszerowałyśmyprostodo

Bouquet.Byłpiękny,słonecznydzień,awświeżym,czystympowietrzuczułosię
atmosferępodniecenia.NigdyniebyłamwBostoniewdzień,terazwydawałmisię
jeszczepiękniejszyniżgosobiewyobrażałam.Wąziutkiekręteuliczki,starebudynkiz
cegły,staroświeckielatarnieuliczne,złotetabliczkinadomach,ananichwypisana
ciekawahistoriakażdegoznich.TutajnocowałWashington.TutajposilałsięJefferson.
Wkrótceznalazłamsięwdziwnejdzielnicysklepów,gdzieogarnięciszałemklienci
wpadalidonieskazitelnychmagazynówpełnychjesiennychubrańizimowychpłaszczy,a
następnierównieszybkoznichwypadali.Taksięnajadłam,żepodążałamzaNoelle
zatłoczonymchodnikiemniczymzombiwgastronomicznejśpiączce.Niebyłotołatwepo
czterechmimozach,alechybaudałomisięnikogonieprzewrócić.Odetchnęłampełną
piersiąipoczułamsiępoprostuwolna.DobrzebyłosięwyrwaćzEastonizBillings,
uciecodpresjiipoczuciawiny.Wiedziałam,żetozakrawanazdradę,aleniemogłamsię
oprzećwrażeniu,żebawięsięlepiej,niżbyłobytomożliwenazjeździerodzinnym
Hollisów.

Oczywiście,gdyuświadomiłamsobie,comichodzipogłowie,natychmiastpoczułamsię
winna.ChciałamodrazuzadzwonićdoJoshaispytać,jaktamzjazd,alemiałam
przeczucie,żenaszarozmowabyłabyraczejchłodna.Apozatymwłaśniedotarłyśmypod
drzwiBouquet.

-Totutaj-powiedziałaNoelle,przesuwającokularynagłowę.-Jabędęmówiła.

-Wporządku-odparłam.Ibeknęłam.Ileższampanaonidodajądotejmimozy?

-Ależmaszklasę!-skomentowałaNoelle,marszczącnos.Otwarładrzwidomaleńkiego
sklepiku.Nadnaszymigłowamirozległysiędzwoneczki.Woświetlonymprzezsłońce
sklepiepanowałacisza.Podcytrynowożółtymiścianamistałypółki,naktórychustawiono
przeróżnezestawykolorowychpapeterii,pocztówkizpodziękowaniamiizaproszenia.Na
wysokichstołachstojącychnaśrodkupomieszczeniawidaćbyłowazonyześwieżymi

background image

kwiatamiwewszystkichkolorachjesieni:czerwoneróże,pomarańczowelilie,żółto-białe
stokrotki.Natyłachsklepuwidaćbyłoczterydrewnianestoły-przyjednymznich
siedziałymatkazcórką,przeglądająckatalogizaproszeń.Oboknichstałapracownica
sklepu,szepczącimdouchaswesugestieiinstrukcje.Panowałatuatmosferajakw
muzeum.ByćmożeniebędziemywogólemusiałyiśćdoMuzeumSztukPięknych.

-Czymogęwczymśpomóc?-zapytałazzaladykrępasprzedawczyni.

Chybatylkocudemudałojejsięwbićwszarykostiumik.Czarnewłosymiałazwiązanew
kucyknadkarkiem.Niemiałażadnejbiżuterii.Zmierzyłanaswzrokiem,niewydawałasię
uradowanaperspektywąobsługiwaniadwóchnastolatek.Noelleodchrząknęłaizrobiła
krokdoprzodu.Nigdywcześniejtaksięniecieszyłamztego,żejesttużobokmnie.Nie
znoszęmiećdoczynieniaznadętymisprzedawcami.KiedyjeszczemieszkałamwCroton,

wstydziłamsięczasamiwejśćnawetdoGaPa.

-Owszem.Próbujemysiędowiedzieć,ktozamówiłtezaproszenia-zaczęłaNoelle,przez
ladępodającsprzedawczynizaproszenienaDziedzictwo.

Kobietapodniosłaje,obróciławpalcach,przebiegławzrokiempowytłaczanejkarcie,po
czymodłożyłająnaladę.ZdecydowanymruchemdłonipopchnęłazaproszeniekuNoelle.

-Przykromi.Wszystkiezamówieniasąściślepoufne-rzuciła.

Noellezmierzyłająwzrokiemodstópdogłówiprzezchwilęmyślałam,żezarazurządzi
scenęzpiekłarodem,alenagle,nistąd,nizowąd,uśmiechnęłasię.Jejtwarzrozświetlił
naj-szczerszyuśmiech,jakikiedykolwiekuniejwidziałam.

-Rozumiem-powiedziała.-Tylko.…dziewczynyunaswszkole…-wyjaśniła,
wzruszającramionami-urządzająekskluzywnąimprezęizpremedytacjąpomijają
niektóreuczennice.

Tylkodlatego,żesąnaprzykładtroszkęprzykościalbomająbrzydszącerę,albo
pochodząnieztychrodzin,cotrzeba.Wysyłajązaproszeniawedługwłasnegowidzimisię.

Zcałychsiłstarałamsięnieroześmiać.Tobyłazwykłapodpucha-akcjawstylu
Constance.

Słodkiej,niewinnejConstanceTalbot,całkowitegoprzeciwieństwaNoelle.Musiałamsię
odwrócić,żebysprzedawczyniniezauważyła,jaksięczerwienię.

-Toobrzydliwe!-wykrzyknęłakobietazaladą,nagleokazującnamwspółczucie.

Niedowiary.WdziesięćsekundNoellebezbłędnieoceniłatękobietęidoskonale
wiedziała,coskruszyjejopór.

-Chciałybyśmysiętylkodowiedzieć,któradziewczynatymwszystkimzawiaduje,
żebyśmymogłyznią,wiepani,porozmawiać-Noellemówiładalejbłagalnymtonem.
Spojrzałamnaniąprzezramię.-Bototakieniesprawiedliwej,

KobietauważnieprzyjrzałasięNoelleimnie.

-Czekajcieno,toznaczy,żewasniezaproszono?-zapytałapodejrzliwie.

Sercepodskoczyłomidogardła.SprzedawczyninajwyraźniejrozszyfrowałaNoelle.Była
zdecydowaniezbytpięknaizadobrzeubrana,bystaćsięofiarąostracyzmuzpowodu

background image

pieniędzylubwyglądu!

-Nie,nie,naszaproszono.!-Noelleskromniespuściłaoczy.-Dlategomamyzaproszenie.
Alewielenaszychprzyjaciółekpominięto,abeznichniepójdziemy.Chcemywich
imieniuprzeciwstawićsiętejprowodyrce.Jesttakiemałecoś,cosięnazywalojalność,
wiepani?

Kobietanadalniewyglądałanaprzekonaną.Tenpodstępjednakniezadziała.Wtedy
Noellepochyliłasięnadladąizpowagąspojrzałasprzedawczyniprostowoczy.

-Niechpaniposłucha:dwalatatemuniktbymnieniezaprosił.Miałamokularyjakdenka
odbutelek,pryszczeinadwagę.Nicpięknego.

Aniprzezmomentniedałabymsięnatonabrać,alemuszęprzyznać,żeNoellebyła
całkiemprzekonująca.

-Wiem,jaktojestbyćwykluczonymztowarzystwa,dlategochcędołożyćstarań,żebyto
samoniespotkałoosób,naktórychmizależy-ciągnęłaNoelle.-Czywtakimraziemoże
paninampomóc?

Sprzedawczynirzuciłaokiemnatyłysklepu,gdziejejkoleżankacałyczaspomagała
klientkomwybieraćzaproszenia.

-Dobra,alejakktośbędziepytał,tojaniemamztymnicwspólnego-powiedziała.

Odwróciłasiędokomputeraiszybkocośwpisała.ZaskoczonadołączyłamdoNoelleprzy
ladzie.Wyciągnęładomnierękę,zaplecami,abyniktniewidział,ajaszybkoprzybiłam
jejpiątkę.

-A,jest.Nawetsamaprzyjmowałamzamówienie-wyszeptałakobieta.-Pamiętamtę
dziewczynę.Chudablondynkazniebieskimioczami.Naokobyławwaszymwieku.
Miaładziwnąmanierę,byłatakachłodna,nawetjakbynieobecna.Czytowamkogoś
przypomina?

Zmroziłomnie.Noelleijaspojrzałyśmynasiebie.Tak,tonamkogośprzypominało.Ale
toniemogłabyćprawda.Noelleodchrząknęła.

-Byćmoże-odparta.-Znapanijejnazwisko?

-Tak,nazywałasię.,.-sprzedawczynipochyliłasięwnasząstronęiściszyłagłostak,że
ledwobyłojąsłychać-LoisLane.

WoczachNoellebłysnęłyiskierki.Przygryzławargi,bypowstrzymaćzłośliwy
uśmieszek.

Skądznałatędziewczynę?

-Pamiętapanicośjeszcze?-zapytała.-Czybyłatuzkimś?Amożedokogośstąd
dzwoniła?

-Ztego,copamiętam,toowszem-jużnormalnymgłosempowiedziałakobieta.-

Rozmawiałazkimśprzeztelefon

imówiła,żetegosamegodniawybierasięjeszczedosklepujubilerskiegoUngah.

Noellewsunęłazaproszeniedotorebki.

background image

-Stokrotnedzięki,panno…?

-Roxanne—podpowiedziałasprzedawczyni,wyciągającdłońwgeściepożegnania.-
Mamnadzieję,żetaLoisLanedostanieto,nacozasługuje.

Noelleznówsięuśmiechnęła,tymrazemjużbardziejnaturalnie:

-O,tak,proszęsięniemartwić.Jużmytegodopilnujemy.

background image

Naszakolej

-Dobrarobota-pochwaliłamNoelle,gdyszłyśmyalejąCommonwealth.

-Jakzabraniecukierkamałemu,grubiutkiemudziecku-odparłaNoellezuśmieszkiem.

Nodobra,toniebyłouprzejme.Alecotam.Powiedzenie.prostejakzabraniedziecku
cukierka”zawszewydawałomisiębezsensu.Przecieżtonapewnoniemożebyćproste.

-NotokimjestLoisLane?Znaszją?

Noelleroześmiałasię.

-Reed,niezałamujmnie.LoisLane?-Spojrzałanamniewymownie,ajaodwzajemniłam
jejspojrzenie.-LoisLane??DziewczynaSupermana?Przecieżtojedenz
najpopularniejszychpseudonimów!

-Orany!-Poczułamsięnaglejakidiotka.-Dlaczegoktośmiałbyzamawiaćartykuły
papierniczepodfałszywymnazwiskiem?

Nagleżołądekścisnąłmisięzprzerażenia,kiedyprzypomniałamsobie,jakimisłowami
sprzedawczyniopisałatęLoisLane.DokładnieopisałaArianę.Aonanapewnomiała
powody,bywystępowaćpodfałszywymnazwiskiem.Aletoprzecieżniemożliwe.Ariana
siedziałazamkniętawjakimśszpitaludlaobłąkanych,prawda?Zamkniętadokońca
swoichdni.

-Przestańmyślećotym,oczymwłaśniemyślisz-powiedziałastanowczoNoelle.-Na
świeciesąmilionyblondynekzniebieskimioczamipatrzącymitępowdal.Niebez
powodupowstałtakistereotypblondynki.Arianasiedzisobiebezpieczniewpokojubez
klamek.

ChociażmatampewniewygodyjakwhoteluWaldorf-Astoria.

Noelleotwarławielkiesrebrnedrzwidodostojniewyglądającegosklepu.Zawahałamsię
przezmoment,poczympodążyłamzanią.WymieniłaimięAriany-kiedyśswej
najlepszejprzyjaciółki-porazpierwszy,odkądwróciładoEaston.Imiętoprzywodziłona
myślmilionypytań.AlekiedyprzypominającyShrekaochroniarzprzyglądałmisięzza
drzwi,uznałam,żetoniejestnajlepszymomentnazadawaniepytań.

-Wchodzipanienkaczywychodzi?-zagadnąłszorstko.

-Wchodzę,wchodzę-odparłam.

Powietrzewsklepiebyłochłodneirześkie.Wnętrzeutrzymanebyłowszarejtonacji.
Szaredywany,szareściany,szarośćwsetkachlśniącychszklanychszafek.Gdziekolwiek
sięobróciłam,widziałamdiamenty.Diamenty,rubiny,szmaragdy,szafiry,ametystyiinne
kamienie.Wjednejzszafekspoczywałróżowydiamentrozmiarućwierćdolarówki.

Umieszczonogowozdobnymnaszyjnikuwykonanymzmaleńkichbiałychdiamencików
-

wyglądałyjakwianekzkwiatów.Tysiącediamentów.Niedopomyślenia,żemogłabym
kiedyśmiećnaszyicośtakwytwornegoikosztownego.Musiałabymsięnajpierwzapisać

background image

nakurssamoobrony,żebywtakimnaszyjnikuczućsiębezpiecznie.

-Reed,spójrz.-Noellepomachałaręką,żebympodeszła.-Trzeciodtyłu.

Wskazałapalcemnajednązszafek,niedotykającszkła.Patrzyłanadiamentwkształcie
kostki-wspaniały,wielki,osadzonynapierścionkuiotoczonypaseczkiemzdiamencików
wielkościłebkówodszpilki.Przełknęłamślinę,któranaglenabraładziwnego,kwaśnego
smaku.Pierścionkizaręczynowe.Noelleoglądałapierścionkizaręczynowe.

Ukradkiemzerknęłamnajejprofil.OczyNoellelśniły,awyrazjejtwarzymożnaby
nazwaćrozmarzonym.CzymyślałaoDashu?Dlaczegonamyślotymzrobiłomisię
niedobrze?

-Wczymmogępanienkompomóc?Możecośpokazać?-starszypanzaladąprzemówił
donasprzyciszonymbarytonem.Najwyraźniejbogacicenilisobieciszęwsklepie.

Noellezaczęłacośmówić,alepołożyłamjejdłońnaramieniu,byjąpowstrzymać.Po
pierwsze,potroszedlatego,żebałamsię,iżzacznieprzymierzaćpierścionki
zaręczynowe.Apodrugie,jeślichciałazbajerowaćtegogościa,tonajpierwjamiałam
zamiarspróbowaćtejsztuki.Wkońcutobyłamojamisja,aniemisjaNoelle.

-Witam,nazywamsięLoisLane-oznajmiłam.-Kilkatygodnitemuzłożyłamupaństwa
zamówienieichciałamsprawdzićjegostatus.

-Oczywiście,paniLane.Tędyproszę-powiedziałmężczyzna,skinąwszykunamgłową.

Podążyłyśmyzanimdostojącegowrogukomputera.Najwyraźniejpotrafiłamsiępozbyć
lękuprzedsprzedawcami,kiedybroniłamwłasnegoterytorium.

Kilkauderzeńwklawiaturęi„moje”zamówieniewyskoczyłonaekranie.

-Tak,widzę,żezamówiłapanitrzystadwadzieściapięćplatynowychspinekdo
banknotówiczterystasiedemzłotychpierścionków.Nawszystkichmiałabyć
wygrawerowanaliteraD.

Zaschłomiwgardle.Tojestto!SymbolDziedzictwa.Tani-by-LoisLanenaprawdę
organizowałacałeprzedstawienie.

-Tak,zgadzasię-wydusiłam.

-Chciałapani,abywszystkodostarczyćpodadres,którypodałapaniprzedtygodniem-
dodał

sprzedawcazuprzejmymuśmiechem.

Adres!Otochodzi!Tegonambyłotrzeba!-Ajaki…

TymrazemtoNoellepołożyłamidłońnaramieniu.

-Chciałaścośdodaćdozamówienia,prawda,Lois?-powiedziaładobitnie.

Sięgnęładotorebkiiwyjęłamalutkąkarteczkę,naktórejnagryzmolonojakieśliczby.

-Będziemypotrzebowaćdodatkowopięćdziesiąttrzyspinkidobanknotówisześćdziesiąt
pięćpierścionków-ciągnęłaNoelle.-Itymrazemtojazapłacę.Loisjużswojezrobiła-

dodałazprzelotnymuśmieszkiem.

background image

-Oczywiście-odrzekłsprzedawca,znówskinąwszygłową.-Gdybymtylkomógłprosić
panikartękredytowąiszczegółydotyczącedoręczenia,panno…

-Lange.NoelleLange-odparłaNoelle,kładącnaladzieczarnąkartęAmericanExpress.

Kiedyjużzłożyłyśmyzamówienieiwyszłyśmyzesklepunaświeżepowietrze,zdałam
sobiesprawęzeswojejpomyłki.LoisLaneniepotrzebowałabyprzecieżprosić
sprzedawcyopodaniejejwłasnegoadresu.Omałoconiezawaliłamcałejsprawy.Będę
musiałajeszczepopracowaćnadswoimitalentamiśledczymi:Alboprzynajmniejnie
wyruszaćnamisiepoczterechmimozach.

-Adlaczegopięćdziesiąttrzyisześćdziesiątpięć?-spytałamNoelle,gdyznówszłyśmy
alejąCommonwealth.

-Botylewystarczydlaobecnychdziedzicówidlamłodychabsolwentów.Noidla
wszystkichdziewczynzBillings-wyjaśniłarzeczowoNoelle.Założyłazauchokosmyk
włosów,porwanyprzezchłodnywietrzyk.-Niemasprawy.

-Co?-wyjąkałam.-Niewierzę,żetozrobiłaś.

-Owszem,zrobiłam.Pilnujęswoichinteresów-odparta,biorącmniepodrękę.Podrodze
rzuciłaokiemwoknowystawowe.

-Niewierzę,żechceszzmieniaćzasadyDziedzictwa.Noellezatrzymałasięispojrzałami
woczyma

-ToLoisLanepierwszajezmieniła-podkreśliła,przysłaniającoczyciemnymiokularami.
-

Teraznaszakolej.

background image

Przerwa

SklepnazywałsięFlourishibyttakekskluzywny,zewejściedońoznaczałajedyniezłota
tabliczkanaceglanejścianiebudynku.Widniałynaniejadresidatazałożeniasklepu-rok
1912.Przechodzącprzezdrzwi,poczułamnagłąobawę,żezsufituspadnienamniesiatka,
poczymwłączysięalarmobwieszczającywszemiwobec,iżotoprzezprógprzeszła
pozerka,Nieważne,ileczasuzdążyłamspędzićwpodobnychmiejscach,nadalczułam,
jakgdybymbyłatamnienamiejscu,Zamiastalarmówisiecizobaczyłamjednakubrane
wczarnekostiumysprzedawczyniesunącewmojąstronępomiękkim,pluszowym
dywanie.Nadzieńdobryzaproponowałymiszampanaikawę,anastępniezaprosiłyna
zwiedzaniekolekcji.

NiecałągodzinępóźniejrazemzNoellesiedziałyśmywprzymierzalniwiększejniżmoja
sypialniawdomurodzinnymKażdaznasdostaładoprzymierzeniadwanaściesukni-
jednąwspanialsząoddrugiej.Alenajpierwobowiązki,potemprzyjemności.Krawcowa
miałajużwymiaryNoelle,alezemniemusiaładopierozdjąćmiarę.Siwowłosapaniz
brązowymmetremkrawieckimstanowczymtonemnakazałamirozebraćsiędobieliznyi
właśniemierzyłakażdączęśćmojegociałaswymizimnymiikościstymipalcami.

-OBoże,Reed,zapomniałam,jakajesteśpruderyjna-powiedziałaNoelle,stojącobok
mnie.

Jejobfitepiersidoskonalemodelowałczarnykoronkowystanik.Czarnekoronkowe
majtkiledwozakrywałyjejpośladki.Nawetjasięzarumieniłam.-Nieżebybyłonaco
patrzeć.

Pewniebymsięobraziła,gdybynieto,żeakuratmiałarację.Genetykawpołączeniuz
predyspozycjamidosportudaławmoimprzypadkuefektwpostacisylwetki,którąmożna
byraczejnazwaćchłopięcą-szerokieramiona,płaskibrzuch,niewidocznebiodra.
Przynajmniejbiustwtymrokuniecomiurósł.Ażkrzyknęłamzradości,kiedywlecie
wybrałyśmysięzNatashąnazakupyiodkryłam,żemojamiseczkaawansowałado
rozmiaruB!Natashaprzezponadgodzinęśmiałasiędorozpukuzmojejreakcji.

-Wielkiedzięki-odparłamobojętnie.

Noelleprzewróciłaoczami.Włożyłaczarnątaftowąsuknięrozszerzanądołem,poczymją
zapięła.Jakożesukniabyłaciutzaduża,Noellezebrałająnieconaplecach-teraz
materiał

opinałjejdoskonałąfiguręwkształcieklepsydry.

-Nieprzejmujsię-powiedziała,gdywykrzywiłamsię,bopalcekrawcowejznów
dotknęłymojegociała.-Zobaczysz,okażesię,żebyłowartopocierpieć.Sukniabędzie
pasowałajakulał.Dariajestgeniuszem!

-Dziękuję,panienkoLange-odrzekłaDaria.Krawcowaprzykucnęłaizmierzyładługość
mojejnagiejnogi.Poczułamciarkinawewnętrznejstronieudaicałeszczęście,że
powstrzymałamodruch,bokopnęłabymbiednąkobietęwgłowę.

-Przepraszam-powiedziałam,gdyzauważyłagrymasnamojejtwarzy.Dariajedynie

background image

zacisnęłaustaiwstała.

-Wporządku,pannoBrennan-odparła.-Gotowe.Proszęnamdaćznać,gdybyczegoś
panipotrzebowała.

-Dziękujębardzo.

Kiedyodeszłazmetremkrawieckiminotatnikiem,nareszcieodetchnęłamswobodniej.

Noellezdjęłazwieszakabrązowąsuknię,jednązwybranychdlamnie.

-Tojestto.Znamtękieckę.

Przymierzyłamją.Jedwabnydotykmateriałułaskotałmniewkostki,cichoszeleszcząc.

Wsunęłamramionawkrótkierękawki.Musiałamzebraćzaplecamiowielewięcej
materiałuniżNoelle.Spojrzałyśmydolustranaswojeodbicia.Westchnęłam.PrzyNoelle
wyglądałamjakdziesięciolatkabawiącasięwprzebieranki.

-Wspaniale!Zobacz,jakpodkreślatwojąkarnację!-zzachwytemwykrzyknęłaNoelle.

-Czyjawiem…Chybawolałabymcośbardziejeleganckiego-powiedziałam,ściągając
sukienkę.

-Ajacośbardziejseksownego-przytaknęłamiNoelle.Rozpięłasuknię,któraopadłana
podłogę,ikopnęłająna

bok,gdzieleżałyjużdwieinne.CałaNoelle.Kieckajestwartakilkatysięcy,aonakopie
jąjakpiłkędonogi.Zdjęłazwieszakadługą,obcisłączerwonąsuknięiprzymierzyłają.
CośtakiegomogłabymiećnasobiepodczasgaliRinnanHearst,sławna,nominowanado
OscaramacochaCheyenne.

-No,tojestcoś-powiedziałaNoelle,przybierającprzedlustremprowokującąpozę.

Ztrudempowstrzymałamsię,byniewlepićwniąwzroku.Tofaktyczniebyłocoś.
Wszystkiekrągłościnaswoimmiejscu.Marzenie.

Noelleodgarnęławłosy,przerzucającjezaramię,poczymwydętausta.Przywodziłami
namyślgwiazdyfilmowezdawnychczasów,takiejakVeronicaLakeczyMarilyn
Monroe.-

Musiszmiećtękieckę-powiedziałam,zapinającwłasną.-Wiem.Dashpadniezwrażenia
-

odparłaDrgnęłamiprzezprzypadekprzycięłamsięsuwakiem.Krzywiącsięzbólu,
rozpięłamzamekiobróciłamsię,chcącsprawdzić,czynaplecachzostałślad.Istotnie,
zauważyłamwyraźnyczerwonypunkt,alenaszczęścieniepolałasiękrew.

-DashwybierasięnaDziedzictwo?-Starałamsięmówićopanowanymtonem,mimoże
całyczaspocierałamzaczerwienionąskórę,cowcaleminiepomagało.Przecieżdopiero
coDashmipowiedział,żeoniNoëllejużniesąrazem.Apamiętamteż,żeNoëlleto
samomówiłatamtegowieczoruwNowymJorku.Czycośsię,udiabła,zmieniło?

—Notak.—NoëlleskręciławłosywwęzełiprzytrzymałajeztyługłowyOdwracała
twarztowjedną,towdrugąstronę,przyglądającsięwłasnemuodbiciu.-Dashzawsze
jestmojąosobątowarzyszącą.Alejakożenawetmnienieuwzględniononaliście

background image

tegorocznychgości,więcwłaśniezamówiłamdlaniegododatkowąspinkędobanknotów.

NonoNoellełamałazasady,gdziesiętylkodało.-Aha.

Dopięłamwreszciesukienkęiprzejrzałamsięwlustrze.Sukniabyłaprzepiękna—nie
miałarękawów,aurnadekoltuijedenbokgorsetubytyozdobionemaleńkimibłysz-
czącymipunkcikami.Gorsetłączyłsięzfalbaniastąspód-nicą.Zdecydowaniecałośćbyła
bardzoelegancka.Możnabypowiedzieć:dziełosztuki.AleprzyNoelleitakczułamsię
jaktroll.

Dashnapewnopadniezwrażenia,kiedyjązobaczy.Padnie,apotempójdzieprostodo
nieba.

SpojrzałamwlustronaodbicieNoelle,kiedyodwróciłasię,chcączobaczyć,jak
prezentujesiętyłjejsukni.Otomojaszansa.Mamwreszcieokazjęprzekonaćsię,coona
naprawdęczujedoDasha.Ico,jejzdaniem,możeprzynieśćprzyszłość.Byćmoże
gdybymzcałąpewnościąwiedziała,żeznówsąparąlubprzynajmniejżeNoelle
zdecydowaniebytegochciała,mogłabymdaćsobiespokójzeswoimidiotycznym
zauroczeniemiskupićsięnaJoshu.Nachłopaku,któregopodobnokocham.

Wzięłamgłębokioddech.Tak.Tobyłdobryplan.Dowiedziećsię.Ruszaćdalejdoprzodu.

Próbującprzybraćjaknajbardziejobojętnyton,zapytałam:

-Imyślisz,żesięznówzejdziecie?-Poprawiłamsukienkęiprzejrzałamsięwlustrze,
chcącsprawiaćwrażenieosobyzupełnieniezainteresowanejtematem.

-Oczywiście-odpartabezwahaniaNoelle.Wszystkowemniezamarto.Wmomencie.

-Naprawdę?-wyjąkałam.Zauważyłambłyskwjejpiwnychoczach.

-Wydajeszsięzaskoczona.

-Nie.Nie,skądżeznowu.-Gorączkowoszukałamsłów.-Jatylko…Niewiem.Niewiem
nawet,dlaczegosięrozstaliście.Niebyłampewna,czyposzłoocoś,oczymdasię
zapomnieć,czy…

Zamknijsię,Reed.Wkopujeszsięcorazgłębiej.Immniejgadasz,tymlepiej.

Ugryzłamsięwjęzyk,zanimzdążyłampalnąćcośjeszczegłupszego.

WreszcieNoelleodpowiedziała!

-Cóż,pewnieotymniewiesz,bocięwtedyniebyłowEaston,aledozeszłegorokuukład
międzynamiwyglądałtak,żecojakiśczassięrozstawaliśmy,apotemwracaliśmydo
siebie.

Alezawszewracaliśmy-tobyłytylkoprzerwy.Terazznówmamytakąprzerwę,alejeśli
wszystkopójdziepomojejmyśli…

Tuprzerwałairzuciłamispojrzenie,któremówiło,żewszystkozawszeidziepojejmyśli.

-TojeszczeprzedDziedzictwemsięzejdziemy-zakończyła,przygładzającwłosy.

Wpatrzyłamsięwswojeodbiciewlustrze.CzyDashpadłby,gdybyujrzałmniewtym
stroju?Chociażtaknaprawdę,czytomiałojakiekolwiekznaczenie?Joshowitasukienka
napewnobysięspodobała.Byłaakuratwjegoguście-ciekawykrój,oryginalnykolor.

background image

Dziełosztuki.Joshzpewnościątodoceni.

-Bioręją-powiedziałam,szybkorozpinającizdejmującsuknię.

-Dobrywybór-pochwaliłaNoelle.

-Chodźjuż.Musimyzapłacićiwpaśćchociażnachwilędomuzeum.Powinnyśmysięjuż
zbierać-powiedziałam,nerwowowkładającdżinsy.

-Dobra.Zapłacićzatwoją?-zapytałaNoelle,odkładającsuknię,którąwybrała,z
powrotemnawieszak.Wprzeciwieństwiedotych,któreodrzuciłaikopnęławkąt
przymierzalni.

Zjakiegośpowodujejpropozycjadoprowadziłamniedobiałejgorączki.

-Nie.Billingsmatutajotwartyrachunek-odparłam,wyciągającrękęwkierunkujej
sukienki.-Dopiszędoniegomojąitwoją.

Noelleprzyglądałamisięprzezdłuższąchwilę.Niemiałamzielonegopojęcia,oczym
akuratmyśli,anawettrochęsiętegoobawiałam.Alewreszciepowolisięuśmiechnęła.

-No,nareszciezaczynaszrozumieć-powiedziała,wręczającmiswojąkreację.Gdy
ruszyłamdowyjścia,odwróciłasięrazjeszczewstronęlustra.-Pamiętaj,żebyim
powiedzieć,żespieszynamsięzprzeróbkami.

-Rozumiem-mruknęłam,poczymwyszłamzprzymierzalni.

Wieszwszystko.Maszwszystko.Rozumiem.Uwierzmi,jużrozumiem.

Niewdzięczna

-Mamznakomitewiadomości!-krzyknęłam,gdytegowieczoruwpadłamdopokoju.

Postanowiłamskupićsięnapozytywach.Anajwiększympozytywembyłyzpewnością
wiadomości,którepowinnywyrwaćSabinęzdziwnegoprzygnębienia,wktórymsię
ostatniopogrążyła.Jasne,wydawałosię,żeniepopieraDziedzictwa,alewiedziałam,że
zmienizdanieteraz,gdyokażesię,żeteżbędziezaproszona.Siedziałanałóżkuzigłąi
niciąijakimśkawałkiemmateriałuumocowanymnatamborku.Kiedyweszłam,upuściła
robótkę.

-Cojest?-zapytała,prostującsię.

-Atoco?-Wskazałampalcemnatamborek.Namomentoderwałamsięodwłasnych
myśli.

Niecodzieńwidujesięszesnastolatkęzrobótkąręczną.

-A,robięcośdlasiostry.-Sabinęschowałatamborekpodpoduszkę,jakgdybysię
zawstydziła.Alezarazwyzywającouniosłapodbródek.

-Haftuję.Tomnieuspokaja.

-Och,wporządkupowiedziałamirzuciłamtorebkęodChlośnałóżko.Sabinęnaprawdę
różniłasięodpozostałychuczniówwEaston.Mogłamtylkoprzypuszczać,coPortia,
PapużkiNierozłączkiiNoellepowiedziałybyohobbytakstaroświeckiminiemodnym,
Alezdecydowaniebyłotrochęracjiwtym,żehaftowanieuspokaja.Sabinęzawsze
wydawałasięopanowana.

background image

-Notojakiemaszwiadomości?-zapytała.

Nojasne!Wiadomości!Odwróciłamsiędoniej,omałosięnieprzewracając.-Wszystkie
idziemynaDziedzictwo!Sabinęzrzedłamina.-Aha.

Oczekiwałamtrochębardziejentuzjastycznejreakcji.

-Nierozumiesz?Toniewiarygodne!-krzyknęłam.-Niebędziemymusiałytutkwićsame,
podczasgdyinnidumniepomaszerująnanajwiększybalroku!Noellezdobyłapierścionki
dlawszystkichdziewczynzBillings,więczałapiemysięnaimprezę.Cóżtobędzieza
szalonanoc,samazobaczysz.

-Pierścionki?Jakiepierścionki?-zapytałaSabinę,przesuwającsięnakrawędźłóżka.

|Musiszmiećpierścionek,żebywejść.Organizatorzyzawszerozsyłająjakąśbiżuterię,
któramabyćdowodemnato,żedostałosięzaproszenie.Wzeszłymrokutobyły
naszyjniki-

wyjaśniłam.-WkażdymrazieNoellebędziejemiałaladadzień,apotemtrzebatylko
odebraćmailazpowiadomieniemoadresieigotowe,idziemy!

-Noellejezdobędzie-powiedziałaSabinę,akcentującpierwszesłowo.Opuściła
splecionedłonienakolanaispojrzałanamnie.

-Tak.Onajużjezamówiła-powiedziałam.-Aco?

-Atomidopieroniespodzianka-odparładrwiąco.

Podniosłasięipodeszładoswojegobiurka.Stojąctyłemdomnie,zaczęłaprzekładać
książki.

Dobra.Zaczynałomnietodenerwować.Niedość,żenieucieszyłasięnawieśćo
Dziezictwie

-każdyuczeńEastondałbysobierękęuciąć,żebysiędostaćnatęimprezę-tojeszcze
stroiłafochyzpowoduNoelle.Porazkolejny.

-MaszjakiśproblemzNoelle?-zapytałam.

-Nie-odparła.Zacisnęłampięści.

-Nie?Chciałabymwiedzieć.

Sabinewestchnęła.Ramionajejopadły.

-Cóż,popierwsze,dokuczami,odkądsiętupojawiła.

-Tyteżniebyłaśdlaniejzbytmiła-zauważyłam.

Wiem,marneusprawiedliwienie.TakjakbyNoelleprzejmowałasiętym,jakSabinęsiędo
niejodnosi.Niemniejjednakbyłatoprawda.

-Apodrugie,Noellenajwyraźniejchceprzejąćprezesurę-dodałaSabinę,jakgdybynie
usłyszałamoichsłów.

-Cotakiego?Nieprawda!-zaprzeczyłamzoburzeniemwgłosie.

-Reed!-Sabinęwytrzeszczyłaoczy,jakbyniewierząc,żemogębyćażtakślepa.-Jeśli
Noelleniechceturządzić,toczemu,odkądwróciła,niepozwalaciniczrobić

background image

samodzielnie?

Niesądzę,żebykiedykolwiekpopierałapomysłurządzeniabalumaskowego.
Podpuszczaławszystkich,abyupieralisięprzyDziedzictwie.Aterazwkręcanasnatę
imprezę,żebyśmyniemogłyurządzićwłasnegobaluzokazjiHalloween.Itoona
zdobywapierścionki,DlategowszyscywEaston-iwBillings-będąmusielibyćjej
wdzięcznizato,żezałatwiłanamzaproszenia.Nakażdymkrokupodkopujetwój
autorytet.

Zabolałomnieto,GapiłamsięnaSabinę-tozadziwiającejakpotrafiławykręcićkota
ogonem,byudowodnićswojeracje,AleniebyłojejznamiwBostonie.Niewidziała,jak
omaływłosniezawaliłamsprawyujubilera,aNoeliewostatniejchwiliuratowała
sytuację.Ibniebyłozaplanowanejinterweniowałaspontanicznie,botakabyłapotrzeba
chwili.SabinęnielubiłaNoelle,więckażdejejdziałanieinterpretowałajakoelement
spisku.

Wporządku,byćmożeNoellewprzeszłościknułaintrygi,aleterazsytuacjasięzmieniła.

-Myliszsięcodoniej-powiedziałamstanowczo.-Płacączapierścionki,zrobiłacośdla
naswszystkich.Niemyślałaosobie.Niezrobiłategodlasiebie.

Sabinęposmutniałaiznówwestchnęła.

-Skorotaksądzisz.,.

Poczymusiadłazabiurkiemipochyliłasięnadksiążkami,odwracającsiędomnie
plecami.

Tymrazemoznaczałotokoniecrozmowy.Sfrustrowanaskrzyżowałamręcenapiersiachi
spojrzałamprzezoknonaniebo.Zapadałzmierzchiwkampusiezapalałysięświatła.
Sabinęsięmyliła.Noelleijaprzyjaźniłyśmysię.Teraz,jaknigdywcześniej,czułam,że
jesteśmysobierówne.Oczywiściezwyjątkiemchwil,kiedyprzypominałami,że
pewnychsprawjeszczedobrzenierozumiem.Mimowszystkojednakodwaliłyśmyrazem
kawałdobrejroboty.Byłampewna,żezaszczytiuznaniedostanąsięnamobuporówno.

background image

Zaniedbanie

-IdziemynaDziedzictwo?Wszystkie?-wykrzyknęłaConstance.-OmójBoże,Reed!
Jesteśmojąbohaterką!

Inatakąwłaśniereakcjęliczyłam.Constancezapiszczałaiomałonieprzewróciłastojącej
międzynamiławy,gdypróbowałamnieuściskać.Jejgęstewłosydostałymisięprzytej
okazjidoust,więcszybkojewyciągnęłam,starającsięniezakrztusić,żebyjejnieurazić.

SiedzącyprzystolikuobokchłopcyzinternatuDrakęzasłoniliswojekonsolenawypadek,
gdybypofrunęławichstronęjakaśzabłąkanakawa.

-Ciii!-upomniałamjąmimowszystko,rozglądającsiępozatłoczonympomieszczeniu.
Przykażdymstolikuuczniowieszeptalicośmiędzysobą,uczylisięalboukradkiem
wymienialipocałunkinadkawąibułeczkami.-Niechcemy,żebywszyscyotym
usłyszeli,bopomyślą,żekażdymoże,ottaksobie,iśćnatenbal.

-Ach,prawda!-wyszeptałaConstance.

-Proszę,Constance!Nadchodziświeżaporcjaczekoladowychcroissantów!

Jakaśdziewczynazpierwszejklasy,wktórejrozpoznałamjednązprzyjaciółekAmberly,
postawiłaplastikowytalerznanaszymstoliku.SkonsternowanaConstancepodniosłana
niąoczy.

-Eeee,dziękuję.,.Lano,prawda?-spytała,-Z„Kroniki”?

-Tak!-Dziewczynarozpromieniłasię,słysząc,żeConstancepamiętajejimię.-Żaden
problem:jeszczewkolejceusłyszałam,żemaszochotęnaczekoladowecroissanty,więc
gdyzobaczyłam,żewynoszątacę,pomyślałam,żeprzyniosęcijednego-powiedziała,
wzruszającramionami.-Dozobaczeniajutronaspotkaniuwredakcji!

Larauciekła,aConstanceroześmiałasięzniedowierzaniem.

-Acóżtobyło?

Uśmiechnęłamsiędrwiąco.

-TakdziałasiłaprzebiciaBillings.TwarzConstancerozjaśniłasię.

-Poważnie?Alefajnie!Mójpierwszybonusztegotytułu!

Ugryzłasporykęscroissantaiuśmiechnęłasię.Wodpowiedziteżsiędoniej
wyszczerzyłam,cieszącsię,żeotoConstancedoświadczawpełnitego,cowiążesięz
przynależnościądoBillings.Napoczątkurokuwydawałosię,żedlaniejtachwilanigdy
nienadejdzie.

-Takczyowak,Whitpadnie,kiedysiędowieoDziedzictwie-wyszeptała.-Podobniejak
Astrid,LornaiSabinę!Zwariujązradości!

Oparłamsięnakrześleinapiłamsiękawy.

-WłaściwieSabinę…nietakbardzo-powiedziałamzgoryczą.

-Cotakiego?Atoczemu?-zapytałaConstance,szerokootwierającoczy.Pochwilinajej

background image

twarzypojawiłosięzrozumienie.-Czytodlatego,żejestcudzoziemką?

Zaśmiałamsię,przezcoomatoniezakrztusiłamsiękawą.ChłopcyzDrake’aznów
spojrzelinanaszprzerażeniemwoczach.Gdyprzestałamkaszleć,zapytałam:

-Cochciałaśprzeztopowiedzieć?

-No,żeniejeststąd,więc,wiesz,nierozumie,ocochodzizDziedzictwem-odparła
Constance,

-Aha.-Towyjaśnieniemiałosens.Byłamjednakprzekonana,żewtymwypadkunieoto
chodzi.Przynajmniejnietylkooto.-Nie,niewiem.Wydawałasiępoirytowana,że
pracowałyśmynadtąsprawąrazemzNoelle.

-Ach.-Constanceskinęłagłową.-Tak.Tomasens.

-Comasens?

-No…wiesz…Niezrozummnieźle,aleodkądNoellewróciła,spędzaszzniądośćdużo
czasu,

-Noi?…

Constanceuniosłajednoramięistarannieunikałaspojrzeniamiwoczy,wsypując
jednocześniekolejną-piątąjuż-saszetkęcukrudokawylatte.

-No…Możepoprostujestodrobinęzazdrosna.-Podniosłanamnieoczyizamieszała
kawę,poczymszybkoodwróciławzrokinapiłasię.

-Aha.

Prawda.Jakmogłomitonieprzyjśćdogłowy?Sabinęijazdążyłyśmysięzaprzyjaźnić,
zanimNoellewróciładoszkoły.Constancemiałarację.Zazdrośćsporobywyjaśniała.Ale
czymówiłarównieżosobie?Widząc,jaksięnaglerumieniiuciekawzrokiemwbok,
miałamwrażenie,żetak.

ByćmożeJoshteż…

Boże!Czybyłktoś,kogoniezaniedbywałamnarzeczNoelle?PomyślałamoJoshu;
wyobraziłamsobie,jakstoinaplażywMaineispoglądanachłodnyAtlantyk,podczas
gdyjegorodzinabawisięgdzieśprzyognisku.Naglezewszystkichsitzapragnęłambyć
obokniego.Kiedywróci,trzebabędzienadrobićparępocałunków.Całetuziny.-
Constance,przepraszam.

-Zaco?-zapytałagłośno.

-Ostatnio…-chciałampowiedzieć:„zaniedbywałamcię”,alezabrzmiałobytozbyt
egoistycznie-…byłambardzozajęta-dokończyłam.-Alenieprzejmujsię,teraztosię
zmieni.

Constanceuśmiechnęłasiętakpromiennie,żenamomentmnieoślepiło.

-No,przynajmniejzabawimysięwszystkienaDziedzic-twie!

Itobyłamojaoptymistycznakoleżanka!

-Tak,zabawimysię-odrzekłamzdumą.

background image

-IWhit,iJosh!Orajuśku,ależbędziejazda!IWhit.IJosh.IDash.Oranyboskie!

Właśniemiałamsięnapićkawy,aleodsunęłamkubek.Chłopak,któregowykorzystałam,
chłopak,zktórymsięspotykałam,ichłopak,zktórymflirtowałamzaplecamiwszystkich.
Inaglemyśl,żemamysięwszyscybawićnajednejimprezie,wydałamisięniecodziwna.

Tak.„Jazda”tojednakzbytdelikatneokreślenie.

background image

Uznanie

Wniedzielęranopowietrzebyłorześkie,chłodneiświeże-doskonałydzieńna
przechadzkępodziedzińcu,podziwianiekolorowychjesiennychliściipochwaleniesię
nowymiciuchaminatęporęroku.Podwodząnaszychnieustraszonychprzywódczyńmy,
dziewczynyzBillings,znalazłyśmymiejscewsamymcentrumakcjiirozłożyłyśmyna
ziemikaszmirowenarzutyodBurberry.Usiadłyśmynanichzewszystkimiksiążkami,do
którychnawetniemiałyśmyzamiaruzaglądać,iprzeszłyśmyodrazudorzeczy,czylido
przyglądaniasięludziomiplotkowaniaonich.

-Uwierzycie,żeIvyiGageznowuzesobąkręcą?-powiedziałaVienna,odkręcającduży
srebrnytermos.Przyniosłazesobąkilkatermosów,którewcześniejnapełniładlanas
kawązCoffeeCarma.-Czyżbyśmyjużtegonieprzerabiały?Czasznaleźćcośnowego.

-GageiIvy?-wykrzyknęłazdziwionaSabine.

-Jakmogłaśtegoniezauważyć?-zapytałazkpinąwgłosiePortia,spoglądającnadrugi
koniecdziedzińca.~Noprzecieżbardziejjużchybaniemogąsięafiszować.

Wszystkieodwróciłyśmysię,bypopatrzeć.Prawda.GagenieodrywałsięodIvy.
Przydybał

jąnaschodachdoPiekielnegoHallu.Językiposzływruch.PalceIvyzacisnęłysięna
swetrzeGage’a.Jegodłoniezabłądziłypodjejspódnicę.Musiałamimprzyznaćpunktyza
koncertowągłupotę.Takjakbyniewiedzieli,żedziesiątkinauczycieliipracowników
administracjimogłyichwkażdejchwilizauważyć.

-Toobrzydliwe-powiedziałaTiffanymimowszystkokierującnanichzoom.

|Dlaczegoona?-zapytałaSabine,wyraźniezdenerwowana.

-Boonaniemażadnychzasad-sarknęłaNoelle,przyjmującodViennykubekzkawą.

-Niezwracajnanichuwagi,Sabine-powiedziałamściszonymgłosem,ściskającjąza
rękę.

OdmojejwczorajszejrozmowyzConstancepostanowiłampoświęcaćwięcejuwagi

przyjaciółkom.-Mówiłamci,staćcięnakogośowielelepszego.

Sabinedelikatniesięuśmiechnęłaiodwróciła,byniewidziećtejniskobudżetowej
pornografii.Grzecznadziewczynkai

-Acodozasad…-Portiaodgarnęłanaplecygęstewłosy.Miałanasobie

szmaragdowozielonygolf,którywświetlesłonecznymwspanialeuwydatniałblaskjej
oczuiciemnewłosy.Terazzrozumiałam,dlaczegouważazielonyzaswójkolor.-Czyto
prawda,żewszystkieidziemynaDziedzictwo?

-Prawda-odparłaNoelle,popijająckawę.

-Toniedowiary,dziewczyny.-Roserozpromieniłasię.Wygładziłaztyłubrązową
zamszowąspódnicęiusiadławygodniejnanarzucie.-Zawszebyłamwściekła,żenie
może-mytamiśćwszystkierazem.

background image

-Nototerazmożemy.Oczywiściepodwarunkiem,żedowiemysię,gdziesiębalodbywa
-

przypomniałamim.-Ach,zapomniałabym,muszęzadzwonić.Zarazwracam.

Podniosłamsięiodeszłamkawałekdalej,dostojącejwpobliżukamiennejławki.
ZapisałamwszystkienumeryJennyKormanwswoimiPhonie,taknawszelkiwypadek;
terazzamierzałamwprawićwruchostatnitrybiknaszegoplanu.Wolałamtozrobićjak
najprędzej.

WybrałamnumertelefonukomórkowegoJennyiusiadłamnazimnejławce,czekającna
połączenie.

-Reed!Czemuzawdzięczamtęprzyjemność?-zabrzmiałjejniecozachrypniętygłos.

-Witam,pani…Jenno.Przepraszam,żeprzeszkadzamwniedzielę.

-Nicnieszkodzi.Gramzmężemwgolfa-odparławesoło,anastępnieściszyłagłos.-
Nudnetojakdiabli.Żadenmężczyznaniewygrałbyzemną,nawetgdybysamTiger
Woodsnosiłzanimkije.Notowczymmogęcipomóc?Rozumiem,żedostałaś
zaproszenie?

-Tak,bardzodziękuję.Mamyjużprawiewszystko,czegonambyłotrzeba-wyjaśniłam.

Grupkadziewczynprzechodziłaakuratkołomoichprzyjaciółek,alekiedyzauważyły,jak
bardzozbliżająsiędoNoelle,ominęłyjąszerszymłukiem.Przewróciłamoczami.Coone
sobienibymyślą?Żepogryziejepokostkach?

-Dobrze.Miłotosłyszeć-powiedziałaJenna.-Walter!Ugnijkolana!Nigdynieuginasz
kolanjaktrzeba!-krzyknęłaoboksłuchawki.-Przepraszam-wróciładorozmowy-co
mówiłaś?

Stłumiłamśmiech,apowiewwiatruodgarnąłmiwłosyztwarzy.

-Potrzebujemyjeszczekopięostatniegomaila,tego,wktórympodanogodzinęiadres
miejsca,gdzieodbywasiębal.Żadnejznasniemanaliście,rzeczjasna.

-Toniejestproblem.Poproszęcórkę,żebyprzestałacitegomaila,jaktylkogootrzyma.

Przygryzłamwargę?

-Itujestkłopot.OrganizatorDziedzictwanajwyraźniejzagroził,żekażdy,ktopomoże
uczniomzEastondostaćsięnabal,zostaniewykluczonyzimprezy.

Jennazaśmiałasięszyderczo.

-Nodobra.Mojacórkapowinnasięjużnauczyć,jaksobieradzićzrozczarowaniem.Po
pierwsze,trzebabyłoiśćdoEastonzamiastdoszkołyswojegoojca.Terazmanauczkę.

Szczękamiopadła.Zauważyłam,żeNoelleprzyglądamisięzzaciekawieniem.Nie
mogłamuwierzyć,żeBillingsjestdlaJennyważniejszeniżwłasnarodzina.Byćmoże
jeszczeniedokońcazdawałamsobiesprawęztego,cooznaczaprzynależnośćdo
Billingsl

-Rozumiem.Dziękujębardzowtakimrazie-powiedziałam.-Dziękujęzawszystko.

-Niemazaco.Mamnadzieję,żektóregośdniabędęmiałaokazjępoznaćcięosobiście-

background image

odpartaJenna.-Aterazbędęcięmusiałaprzeprosić;powinnampomócmężowi,boznów
będzietłukłwpiłkęniewiadomoilerazy.Dowidzenia,Reed.

-Dowidzenia.

Usłyszałamzasobąjakieśzamieszanie-topilnującydyscyplinypanWhiteściągnął
Gage’aiIvyzeschodów.Gagegłośnoprotestował,aleIvyposłusznieodeszłaz
zadowolonymuśmieszkiemnatwarzy.Cozadziwadło.

-Noicopowiedziała?-spytałaNoelle,gdywróciłamdodziewczyn.

Iotowłaśniemiałamszansęudowodnić,żeSabinęniemiałaracji,Tojazałatwiamnam
wstępnaDziedzictwo.NikomuinnemunienależąsiępodziękowaniazatelefondoJenny
Korman.

Adotegowszystkiedziewczynysątutaj,namiejscu,kiedybędęogłaszaćdobrą
wiadomość.Imnieprzypadniecałachwała.

Właśnieotwierałamusta,bystreścićrozmowęzJenną,kiedyzobaczyłamJoshaidącego
wnaszymkierunkuprzezdziedziniec.Wyglądałznakomiciewbiałymswetrzerybackimi
sztruksach.Przezramięmiałprzerzuconątorbę,wktórąspa-kowałsięnaweekend.
Spojrzał

namnieniepewnie,amnieażsercezabolało.Tylemiwystarczyło,bypodjąćszybką
decyzję.Chwałamożezaczekać!

-Powiemwampóźniej-rzuciłamdoNoelle.

-Reed,noniebądźtaka!Cocipowiedziała?-dopytywałasięNoelle,podczasgdyreszta
dziewczynwydałazsiebiezbiorowypomrukniezadowolenia.

Alenieodwróciłamsiędonich.Joshczekał,ajaokrążyłamnaszpiknikiprzeszłamprzez
dziedziniec.ChwilępóźniejznalazłamsięwramionachJosha.Gdymnieprzytulił,
westchnął

jakbyzulgą.Pachniałsłonympowietrzemidymemzogniska.

-Przepraszam-szepnęłamnadjegoramieniem.Tęskniłemzatobą.

PoczymudaliśmysięwmiejsceniecobardziejodosobnioneniżschodyPiekielnego
Hallu.

Wdzięczność

Pierścionkiprzystanowśrodępopołudniu.Niemogłamsiędoczekać,byjerozdać,ale
pamiętającopoleceniuCromwella,wiedziałyśmy,żeostatniąrzeczą,jakąnależałozrobić,
byłootwarciewstołówcestoiskaztransparentem:PROSZĘODBIERAĆWEJŚCIÓWKI
NADZIEDZICTWO.Postanowiłyśmywybraćjakieślepsze,nierzucającesięwoczy
miejsce.

Wieczorem,tużprzedzamknięciempoczty,przyniosłyśmydookienkaplikkopert-po
jednejdlakażdegozaproszonegozEaston,adotegooczywiściedlakażdejdziewczynyz
Billings.

Wiedziałyśmy,żerówniedobrzemogłyśmyrozdaćimpierścionkiwinternacie,ale
dlaczegomiałabyjeominąćtakafajnaintryga?

background image

Później,wczwartekpoobiedzie,NoelleijawymknęłyśmysiędoCwendolynHall,
przycupnęłyśmynaławcepodstarym,walącymsięwejściemdobudynkuiczekałyśmy.

CwendolynbyłopierwsząsiedzibąEaston-razemzkaplicąstanowiłonajstarszy
kompleksnatereniekampusu-aleodlatbyłozamknięteiwyłączonezużytku.Wszystkie
drzwiioknazabitodeskami,naktórychfarbąwypisano:NIEWCHODZIĆ.Zeszłej
wiosnypytałamNatashę,dlaczegozarządnierozebrałtegobudynku,skoropowszechnie
uważanogozakłopot,aleNatasharoześmiałasięzmojejnaiwności.Najwidoczniejw
Eastonnienależałoczepiaćsięniczego,costanowiłotradycję,nawetjeślizdążyłaona
zarosnąćchwastamiizalęgłysięwniejgryzonie.

-Spójrz-powiedziałaNoelle,przyciskającpalecdodrewnianejpowierzchniławki,na
którejsiedziałyśmy.

Pochyliłamsięnadjejkolanamiispojrzałamnasetkiznakówwyciętychscyzorykiem.

Zauważyłamwyrytewdrewnieserce,awniminicjałyDM+NL.Rysunekwyglądałna
nowszyniżpozostałe,alezdecydowaniestarszyniżtenajświeższe.Zmusiłamsiędo
uśmiechu.

-Kiedy…

-Dashtowyciąłwpierwszejklasie-odpowiedziałazpełnymzadowoleniauśmiechem.-
Tozupełnieniewjegostylu.Przecieżzawszetakprzestrzegazasad.

Zastanawiałamsię,czyzdziwiłabysię,słysząc,żeprzestrzegającyzasadDashdwarazy
omalmnieniepocałował,podczasgdyNoellewydawałosię,iżjegosercenależytylkodo
niej.

Oczywiście,ledwotamyślprzyszłamidogłowy,natychmiastpoczułamsięwinna.Noelle
byłamojąprzyjaciółką.Jakmogłamsnućtakiezdradzieckiewizje,siedząctużobokniej?

-PrzychodziłaśtukiedyśzJoshem?-spytała.

-Nie-odparłam.PrzypomniałymisięchwilespędzonezThomasem,wspomnienia,które
usilniestarałamsięwyprzećzeświadomości.-NiezJoshem.

Odwróciłamgłowę.

-Aha-szepnęłaNoelle.

Zapadłapełnanapięciacisza.BogudziękiNoellechwilępóźniejdostrzegłanaszego
pierwszegoklienta.Wyznaczyłyśmykażdemukonkretnągodzinęnaspotkanie-cotrzy
minutyjednaosoba.WpierwszejkolejnościpostanowiłyśmywezwaćGage’a,żeby
szybkomiećgozgłowy.

-No-powiedziałGage,uśmiechającsięlubieżnie,gdywchodziłposchodach.-Tascenka
przywodzinamyślróżnemożliwescenariusze.Chceciepokoleiczyobienaraz?Bomnie
wszystkojedno-ciągnął,zacierającręce.Jeszczechwilaizaczniesięoblizywać.

-Fuj,dajsobiespokój-odparłam.Wyjęłamjednozmałychczarnychpudełeczeki
wręczyłamjeGage’owi,którynajwyraźniejjeszczerozkoszowałsięmyślą,że
zaprosiłyśmygotutajnafiglenaturyseksualnej.Jakożewyprowadziłyśmygozbłędu,
wyglądałnazdezorientowanego.Dopókinieotwarłpudełka.

background image

-Niemożliwe.-Wyciągnąłspinkędobanknotów,podrzuciłjąwgórę,anastępniezłapał.-

Czytojestto,oczymmyślę?

-IdziesznaDziedzictwo.Gratulacje-objaśniłammu,poczymspojrzałamnaNoelle.-

Chociażzaczynamsięzastanawiać,dlaczegowłaściwiewciągnęłyśmygonalistę.

Gagechybamnienieusłyszał.Upadłnakolanaizłożyłmipokłon.

-Cofamwszystko,cokiedykolwiekzłegootobiepowiedziałem,ReedBrennan.Wygląda
nato,żeusiebienawsinauczyłaśsięjednakparusztuczek.

-Dzięki.Chybamaszrację-zakończyłamrozmowę.

NastępnybyłLanceReagan.Spojrzałnamnie,NoelleiklęczącegoprzedemnąGage’a.
Niemiałpojęcia,cojestgrane.Byćmożeniepowinnyśmybyływybraćdotegocelu
miejsca,wktórymparyspotykałysięnaprzytulankiipodobneekscesy.Alezdrugiej
stronywłaśniedlategotenzakątekcieszyłsiępopularnością,żebyłtajny,ukrytyi
odizolowanyodresztykampusu.

-Chłopie!IdziemynaDziedzictwo!-oznajmiłGage,podskakująciobejmującramieniem
szerokiebarkiLance’a.-Poważnie?-zapytałLance.Oczynaglemusięzaświeciły.

-Możeszjużodejść-powiedziałaNoelledoGage’a.

-Cotakiego?Adlaczego?Jachcęsięzabawić-odparłGagezobrażonąminą.

-Bochodziwłaśnieoto,żebynieściągaćtucałegotłu-muiniewzbudzaćpodejrzeń-

wyjaśniłam.

-Nojeśliniechciałyścieniczegowzbudzać…-zacząłGage.gapiącsięnanaszeokryte
spódniczkaminogi.Bonatęokazjępostanowiłamsięubraćbardziejelegancko.

-Spadajjuż!-krzyknęłyśmyjednocześnie.Gagewkońcuzałapał,ocochodzi.Wciągu
następnejgodzinyNoelleijarozdawałyśmypierścionkiispinkidobanknotów,pławiąc
sięwwylewnejwdzięcznościnaszychkolegówikoleżanek.Wreszcieposchodachwspiął
sięJosh.

MiałnasobiekoszulkęznapisemHarvard,kraciastąkurtkęidżinsyzmalutkimi
dziurkaminakolanach.Wyglądałtakcudnie,żeażmisercepodskoczyło.Wstałamiz
uśmiechempodałammujegospinkędobanknotów.

-Dzięki-odpowiedział,nawetnieotwierającpudełka.

-Nieotworzysz?-zapytałamzrozczarowaniemwgłosie.Wiemjuż,cotojest.Gagełazii
wszystkimotymrozpowiada.

Noelleijaprzewróciłyśmyoczami.-Niewiarygodne.

Noellewstałaizeszłaposchodach,chcącwybadaćsytuacjaUcieszyłamsię,żenachwilę
zostawiłanassamych.

-Niecieszyszsię?-zapytałam,chwytającgozarękę,-Wszyscyidziemy!Nawetja!

Joshuśmiechnąłsiędelikatnie.

-Toakuratfajnie.

background image

Sercezabitomijeszczemocniej.Agdziepodziękowanie?Agdziedumazdobrze
wykonanejroboty?

-Cojest?

-Nic-odparłJosh,chowającpudełkodokieszeni.-Tylko…Jeszczewięcejpijaństwai
deprawacji?Chybajużztegowyrosłem…

Poczułamsię,jakbymiprzyłożył.Tojabiegamzwywieszonymjęzorem,starającsię
wkręcićnasnabal,próbującuratowaćhonorEaston,adotegowłączyćwDziedzictwo
jegoipozostałych,aonnawetniemazamiarumipodziękować!Cogorsza,niechce
nawetiśćnatenbal.GdybytoDashtutajstał,napewnooszalałbyzradości.Napewnoby
mipodziękował.Byłamotymprzekonana.

Boże,cosięzemnądzieje?Muszęnadsobązapanować.Niemogęichcałyczas

porównywać.

-Przepraszam.Źletowyszło-powiedziałJosh,biorącmniezarękę.-Oczywiścieże
pójdziemyizpewnościąbędziemysiędobrzebawić.Powinnaśzobaczyć,jakwszyscy
wariujązradości.Uszczęśliwiłaświeleosób,Reed.

Dobra.Terazbyłolepiej.Aleitakwolałabym,żebyodrazutakpowiedział.

-Idioci,staliwszyscywkupie-rzuciłaNoelle,wracającdonas.-Zupełnieniekapują,o
cochodziwpotajemnychspotkaniach,czyco?Przysięgam,tomusiałbyćjakiścud,żew
ogóledostalisiędotejszkoły.

Noelleusiadła,byprzejrzećlistęisprawdzić,czyktośjeszczemożesiępojawić.Josh
zbliżył

siędomnie.

-Podobamisię,żekorzystaszzwładzywdobrymcelu,aniewzłym-szepnąłmido
ucha.

Cofającsię,rzuciłwzrokiemwkierunkuNoelle.Czyżbytomiałabyćaluzja?Żeniby
Noellebyłazła.Czyliwcalemunieprzeszło.

-Dzięki-powiedziałam,przewracającoczami.Zmusiłamsiędośmiechu,bowiedziałam,
żeJoshchce,bympotraktowałajegosłowajakodowcip,aniechciałamjużprzedłużać
pożegnania.

-Tonarazie,dziewczyny-odezwałsięJosh,porazpierwszyzwracającsięrównieżdo
Noelle.

-Dozo,Hollis-odparłaNoelle.

GdyJoshsięoddalał,mimowolniepoczułamsięzawiedziona.Dlaczegoniemógłbyćze
mniedumny?Dlaczegonieumiałmniewspierać?Dlaczegoaniprzezchwilęnieumiałsię
zdobyćnaentuzjazm.

Paręosób

TamtegowieczoruwróciłamdopokojupożmudnejnaucezKikiiparomainnymi
osobami,którechodziłyzemnąnazajęciazchemiipraktycznej.Następnegodniaczekał

background image

naspierwszyważnyegzamin,którymiałobjąćwszystko,czegouczyliśmysięod
początkusemestru.

Wysłuchawszyformułek,wzorówiwynikówdoświadczeńwykutychnapamięćprzez

kolegówikoleżankizklasy,zaczynałammyśleć,żewłaściwieniczegosięnienauczyłam.

ByćmożemogłabymprzekonaćpanaDramble’a,abyprzełożyłtest.Aleczywpływy
Billingsbyłyażtakmocne?

Wykończonaprzysiadłamprzedkomputerem,żebysprawdzićpocztę.Dostałammailaod
mojegobrata,Scotta,zatytułowanego„LwyNittanyrządzą!”.Tomogłopoczekać.
Kolejnybyłodmamy-przekazałamiwiadomość,prawdopodobniejedenztych
głupawych

wierszyków-łańcuszków,któreodlatkrążąwsieci.Mamadopieroconauczyłasię
korzystaćzpocztyelektronicznej,więcwszelkielegendymiejskie,kawałyoblondynkach
ihistorieowiecznejmiłości,któreznałamodwieków,wciążbyłydlaniejcałkowitą
nowością.Pominęłamzatemitęwiadomość,klikającodrazuwpierwszegomailana
liścieodebranych.

Przyszedłzaledwieprzedkilkomaminutami.

OdDasha.Temat:“Gratulacje”

Jakzwyklespojrzałamprzezramię,zanimgootworzyłam.

Reed,

SłyszałemoTwojejakcji.Dobrarobota!Wiedziałem,że

cięnatostać.Whittakerjesttakpodekscytowany,żemoimzdaniemmógłsobiecoś
uszkodzić.

Czyzabrzmidziwnie,jeślipowiem,żejestemzciebiedumny?Czytakpowiedziałby”tylko
przyjaciel”?

Donastępnego!

Dash

No,tobyłoowielelepszeniżjegoostatnimail,Ico?Takiejwłaśnieodpowiedzi
oczekiwałamodJosha,DumyGratulacji,Czytotakietrudne?Sercezabiłomiszybciej,
gdyzabrałamsiędopisaniaodpowiedni,aleprzerwałam,nagleprzypominającsobieo
Noelle,Pomyślałam,żeonaiDashprawdopodobniepójdąrazemnaDziedzictwo,aon-
nadal-mitegoniepowiedział,Wykasowałampierwsząlinijkę,izaczęłamjeszczeraz,od
nowa.

Dash,

Dzięki,Awięcwydajemisię,żetylkoprzyjacielemogąbyćdumnizsiebienawzajem,A
propos,podobnoIdzieszzNoelle.Towspaniaławiadomość,

Reed

No,tomupokaże,jakmałomnieruszajego…

background image

Wiadomośćzwrotnaprzyszłaniemalnatychmiast.OdDasha.Byłterazwnecie.Dlaczego
samamyślotymsprawiła,żeprzyspieszyłmipuls,jakbymwłaśniezakończyłabiegna
czterystametrów?

Reed,

Toprawda.Noellepowiedziała,żezdobyładlamniejednąztychspinekdobanknotów.I
dobrze.Nabalubędzieparęosób,zktórymibardzochcęsięzobaczyć…

Dash

Potakiejwiadomościuśmiechjakośniechciałmizejśćztwarzy.

background image

Plan

Następnegodniadostarczononaszesuknie.WszystkiepozostałedziewczynyzBillings
dostałypaczkizdomówalbozamówiłykilkasukienekprzezInternet,żebywzaciszu
własnegopokojudokonaćwyboru.NawetpoczątkowoniechętnienastawionaSabinę
dostałasukienkęodmamy.Wspaniałą,białą,nowoczesnąsuknięzjedwabnymsznurkiem
dookołaszyiidośćgłębokimwycięciemnaplecach.Wszystkowreszciewróciłodo
normy,agdziekolwieksięobróciłyśmy,uczniowiezcoznamienitszychrodzinwymieniali
szeptemprzypuszczenia,gdziemożesięodbyćbalikogomożnasięnanimspodziewać.
Dreszczykoczekiwanianapełniałnasradością.Dziękitemuwszystkoinne-lekcje,
egzaminy,Cheyenne,anawetJoshiDash-zupełniewyleciałomizgłowy.

Alebyłjeszczejedenmałyproblem.

-Sprawdzałampłot,kiedyposzłamranopobiegać-szepnęłaNoelle,wślizgującsiędo
bibliotekiizajmującmiejscenaprzeciwkomnie.-Jestzapieczętowany

-Cholera.Awszystkieinnewyjściasąmonitorowane.

-Cromfaktycznieobstawiłwszelkiemożliwefronty-mruknęłaNoelle,zhukiemrzucając
nastolikpodręcznikdohistorii.-ŻyjemywjakimśzakichanymAlcatraz!

-Chybaniemaszzamiarusiępoddać?-syknęłamznadstołu.

-Jasne,żenie-odcięłasię.-Mówiętylko…

Obiepodniosłyśmywzrok,gdynanaszstolikpadłczyjścień.ToAmberly,zadziornai
ubranajakspodigły,jakzwyklezresztą,zLarąidrugąprzybocznązaplecami.

-Cześć,Noelle!Cześć,Reed!-powiedziałazuśmiechem.

-Cześć,Amberly-odparłam.

Nadalniewiedziałam,comyślećotejdziewczynie.Wydawałasięsłodka,alewjej
uśmiechuwyczuwałamcośsztucznego.

-MójtyBoże,Noelle,właśniesiędowiedziałam,żemojarodzinawybierasięwtymroku
naświętadoNowegoJorku-zagaiłaAmberly,kurczowościskającksiążki.-Będziesz
mogłamniezabraćnawszystkieodjazdoweimprezy!

Noelleuśmiechnęłasiędrwiąco.

-Bardzobymchciała,Amberly,alemojarodzinazawszespędzaświętanawyspach.

MinaAmberlynaglezrzedła,kącikiustopadłyjejjakDroopyemuzkreskówki.-Aha.

Alenatychmiastjejtwarzznówrozjaśniłuśmiech.

-Notomożenamówięich,żebyzmieniliplanyiteżpojechalinawyspy.Rodziceprzecież
zrobiądlamniewszystko.

Cieszymysięwszyscy.

-Wiem.SąfantastyczniipowiedziałaNoelle.

background image

-Acotyrobiszwświęta,Reed?-zwróciłasiędomnieAmberlyzradościąwgłosie.-Też
wybieraszsięnawyspy?Niemogłampowstrzymaćśmiechu.-Eee,nie,niejadę.

-No,byćmoże-poprawiłamnieNoelle,przyglądającmisięzuwagą.

-Poważnie?-spytałam.

-Aczemunie?Zdecydowaniepowinnaśjechać.Jestempewna,żeświętawzabitej
dechamidziurzewStanachtoświetnazabawa,alejeśliniebyłaśnigdynawakacjachw
St.Bart’s,toniemożeszpowiedzieć,żeżyjesz.

Dobra.Tobyłzupełnienieoczekiwanyzwrotakcji.Sampomysł,żemiałabymdzielić
beztroskieżycieNoellepodczasszkolnychferii,przyprawiłmnieociarki.Aleczy
mogłamolaćrodzicówiScotta,skorotomiałybyćpierwszetrzeźweświętamojejmamy?

-Zastanowięsię-odparłam.-Aledziękizazaproszenie.

-Oj,musiszpojechać!Będziemymogłysięzabawićwszystkierazem!-zaszczebiotała
Amberly.-Odrazuzadzwoniędomamy!

Wyjęławścieklezielonytelefon,którydoskonalepasowałdojaskrawozielonegopaskana
ściągaczugranatowegoswetra,poczymgootwarła.

Noelleprzewróciłaoczami,odwracającsięnakrześlewstronęAmberly,którejtwarz
opromieniałwesołyuśmiech.

-Niechciałabymbyćniegrzeczna,Amberlyi…orszaku-zwróciłasiędostojącejztyłu
cichejstrażyprzybocznej-alewłaśniecośomawiałyśmy.

Amberlyzawahałasięprzezmoment,anastępniezamknęłatelefon.

-Cotakiego?Cojestgrane?-spytała.-Przecieżmożeszmipowiedzieć.Znamysięjak
łysekonie.

-Wiem,toprawda-odparłabezzająknięciaNoelle.-AletasprawadotyczyBillings.

Dowieszsięwszystkiegozajakieśparęlat.jestemtegopewna.

Amberiyzaśmiałasięjakgłupidosera.Noelewłaśniepowiedziałajejcoś,cochciałaby
usłyszećkażdauczennicaEaston.Pokazałajejmożliwośćdostaniasięwszeregi
dziewczynzBillings.ZaplecamiAmberiyjejstrażprzybocznazaczętagorączkowo
szeptać.

-Naprawdę?-spytałapodnieconaAmberiy.Chybazdałasobiesprawę,żewjejgłosie
zabrzmiaławdzięcznośćgraniczącazdesperacją,boszybciutkoodchrząknęła:-Napewno
takbędzie-dodała,unoszącpodbródek.-Cóż,jeślibędzieciepotrzebowałypomocy,to
wiecie,gdziemnieszukać.Iniezapomnijciezadzwonićidaćmiznać,cozSt.Barfs!
Będzieniezłajazda!Cześć,Noelle!Cześć,Reed!

Odeszłarazemzprzyjaciółkamiiwłaśniemiałamwrócićdorozpoczętejwcześniej
rozmowy,kiedyNoellespojrzałanamniezporozumiewawczymuśmiechem.e$

-Maszplan,zgadłam?-powiedziałam,rozpoznającbłyskwjejoku.

-No,możenieplan-odparła.-Alepewneprzeczucie…Zanimzdążyłamzapytać,co
konkretniemanamyśli,zauważyłam,żektośskradasięzaregałemzaplecamiNoelle.

background image

Sercezabiłomimocniejzprzerażenia.Ktośnasszpieguje.Podsłuchuje.Dostrzegłam
błyskbłękitnychoczu,białąskórę.

Podskoczyłam,odpychająckrzesłodotyłu.-Cojest,Reed?Cosięstało?-zapytała
Noelle.

Podniosłamdłońibiegiemokrążyłamregał.Zupełniewbrewzdrowemurozsądkowi

pomyślałamoCheyenne.IoArianie.Choćobascenariuszebyłyniemożliwe,czułam,że
ktośmnieśledzi.Ktośmnieobserwuje.Któżbyinny?Ktoinnymiałbypowód,żebymnie
prześladować?

Niemiałampojęcia,coodpowiedziećNoelle.Niewiedziałam,jakstanąćtwarząwtwarzz
kimślubczymś,comiałamnapotkać.Alechwilępóźniejzrozumiałam,żewcalenie
muszęnicwiedzieć.

Bonikogotamniebyło.

background image

Buntowniczka

Sobota,30października.KażdetajnewyjściezkampusuEastonzostałosprawdzone.

Wszystkieokazałysięniedostępne.Byłyśmywkropce,chybażeKomandoFoki
zgodziłobysięwedrzećnaterenszkołyijakośnasstądwyprowadzić.

Noelleijabyłyśmytegowieczoruwsalonie.Gapiłyśmysięnasiebie,siedzącpo
przeciwnychstronachjednegozmałychstolikówpodścianą.Stoliktenzwolniłydlanas
dwiedziewczynyzdrugiejklasy,kiedytylkozauważyły,żepatrzęwichkierunku!
Powiedziały,żeitakmiałyzamiarjużiść.Wszyscynamsięprzyglądali.Czekalinajakiś
znak.Nasygnał,którydowiódłby,żeniemachałyśmyimprzednosemtymDziedzictwem
tylkopoto,żebywostatniejchwilipowiedzieć,żenicztego.Niktjednaknieśmiał
podejśćizapytaćnaswprost,coplanujemy.Znalazłyśmysięwpotrzasku.

-Musibyćjakiśsposób-powiedziałaNoelle.

-MusimyzadzwonićdoSuzel-szepnęłam.Noellewestchnęła.

-Mówiłamci,żewolałabymjejdotegoniemieszać.Musimywymyślić,jakporadzić
sobiesamodzielnie.

-Noelle.Dziedzictwojestjutro.Jutro!Musimyopracowaćplanipowiadomićonim
wszystkichzainteresowanych.Niemaczasudostracenia.ASuzelnietylkojestw
zarządzie,alekiedyuczyłasięwEaston,teżbyłaswegorodzajubuntowniczką.

PrzeczytałamwcześniejwiadomościzplikudotyczącegoSuzel.Takobietaoprostych
zębachizawszeułożonychwłosach,która-choćtrudnobyłowtouwierzyćĄmoże
postawićEastonnarównenogi,wciągupierwszychtrzechlatspędzonychtutaj
sześciokrotniebyłabliskawydaleniazeszkoły.Byłazamieszanawewszystkiemożliwe
afery,odotrzęsin,poprzezpyskowanienauczycielom,ażponarkotyki.Wostatniejklasie
jakimścudemprzeobraziłasięwewzorowąobywatelkę,którąobecniebyła.Coskłoniłoją
dozmiany?Tejinformacjiwplikujużnieznalazłam!

Noellerzeczjasnaniewydawałasięzaskoczonatąwiadomością.Zawszewiedziała
wszystkoowszystkich.

-Założęsię,żeSuzelwieotymkampusierzeczy,októrychnamsięnawetnieśniło-

powiedziałam.

Noelleprzyjrzałamisięzwielkąpowagą.

-Dziedzictwojestjutro-powtórzyłam.Noellewypuściłapowietrzenosem.

-Wporządku.Zadzwoń.

ChwyciłamiPhone’aiodszukałamnumerSuzelnaliściekontaktów.Odebrałapo
pierwszymsygnale.

-Cześć,Reed-odezwałasięenergicznie.-Cosłychać?

-Wporządku,dziękuję,acoupani?-odparłam,wstajączkrzesła,bypochodzićitym
sposobemniecorozłado-waćnapięcie.Trzymałamsięściany,żebyniktniepodsłuchał

background image

tego,comówię,alewszyscywsalonieobserwowalimojeruchyipokazywalimnieswoim
przyjaciołom.Czułamsięjakwklatcewzoo.

-Teżwporządku,dzięki,żepytasz!

-Proszęposłuchać,mamytupewienproblem-przeszłamdorzeczy.

-Walśmiało-zachęciłamnie.

-NobojutrojestDziedzictwo,aciągleniewiemy,jakwydostaćsięzkampusu-
wyrzuciłamzsiebie,przygryzającwargę.

Suzelciężkowestchnęłaiprzezchwilęmyślałam,żezawaliłamsprawę.ŻeNoellemiała
rację.Żezawiodłyśmy.

-Właśnietegosięobawiałam-przyznała.-DyrektorCromwelltopotwornycykor.Aleja
nicniemówię,jakbyco.

Zaśmiałamsię,jednocześniezulgąirozbawieniem.TwarzNoelleniecosięrozjaśniła.

-Dobra.Jestjednowyjściezkampusu…Cromwellnapewnoniepodejrzewa,żemożecie
jeznać-powiedziałastanowczoSuzel.-JutrowieczorembądźciepodGwendolynHall
dokładnieoszóstej.Ztyłusądrewnianedrzwiprowadzącedopiwnicy.Tojedynewejście,
któregonigdyniezabitodeskami.Dopilnuję,żebybyłootwarte.

-GwendolynHall?-spytałam,spoglądającnaNoelle,którazkoleiprzyjrzałamisięz
zaciekawieniem.

-Tak.Tambędąnawasczekałydalszewskazówki-powiedziałaSuzel.-Dopilnuj,żeby
ludzieprzychodzilipokolei.Jeśliprzyjdąwszyscynaraz,napewnozwrócączyjąśuwagę.

Zrozumiano?

-Zrozumiano-odparłam.

Mówiłarzeczowym,konspiracyjnymtonem.Spodziewałamsięjuż,żepowie,iż
natychmiastpozakończeniurozmowymójtelefonulegniesamozniszczeniu,alezamiast
tegoSuzelpoprostużyczyłamipowodzeniairozłączyłasię.

-GwendolynHall?-zdziwiłasięNoelle.-Przecieżtokawałdrogiodbramy.

-Wiem-potwierdziłam,gdytylkozpowrotemusiad-łam.-Mówiłamci.Takobietajest
naprawdędobra.-Wzięłamgłębokioddechiwestchnęłam.-Alemamyjeszczejeden
problem.

-Crom?

-Owszem.Wygrażałsię,żebędzienamdeptałpopiętach-powiedziałam,przeczesując
dłoniąwłosy.-Chybabędziemymusiałyjakośodwrócićjegouwagę.Trzebagobędzie
czymśzająćwtymczasie.

-Otymsamympomyślałam-odpartaNoellezesprytnymuśmieszkiem.-Ichybacoś
mam.-

Wyprostowałasięnakrześle.-Amberly?-rzuciłanacałygłos.

Amberlyomałonieprzewróciłakrzesła,takszybkowstałanatowezwanie.

background image

-Tak?

Pozatymwsaloniepanowałaabsolutnacisza.Wszyscyzpewnościązachodziliwgłowę,
dlaczegodziewczynazpierwszejklasy,którawdodatkuniedostajezaproszeniana
Dziedzictwo,jestwzywanaprzezdwiedziewczynyzBillings.

iPodejdźnotunamomencik,razemzkoleżankami-poleciłaNoelle.

Amberlypochyliłasię,szepnęłacośdoswoichprzyjaciółek,poczymobiedziewczyny
pospieszyły,byotoczyćjąniczymgwardiaprzyboczna.Niemiałampojęcia,ocochodzi,
alezaczynałomisiętopodobać.

-Amberly,Reedchciałabyciępoprosićodrobnąprzysłu-gę-wyjaśniłaNoelle,
podnoszącnaniąwzrok.

Dziewczynamiałaprzynajmniejnatylerozsądku,byzachowaćpozorybeztroski.

-Niemaproblemu-odpowiedziała.-Aojakąprzysługęchodzi?

-Tojestprzysługa,zaktórądziewczynyzBillingsbędąmiałyuciebienazawszedług
wdzięczności-powiedziałaNoelleznacząco,spoglądającpokoleinakażdązdziewcząt.

Wszystkietrzyzarumieniłysięażposameuszy.Wiedziały,cotooznacza.Jeśli
wyświadczątęprzysługę,dziewczynyzBillingsnigdyotymniezapomną.Jeślizasłużą
sobienanasząwdzięcznośćjużwpierwszejklasie,wprzyszłościzostanązaproszonedo
najważniejszegoinajbardziejekskluzywnegointernatuwcałymkampusie.

-Dobra,zrobimyto-obiecałaAmberly.Niemusiałanawetnaradzaćsięzprzyjaciółkami.
-

Cokolwiekbytobyło.

Noelleposłałamizłośliwyuśmieszek-odrazuwiedziałam,coknuje.Odwrócićuwagę.

Zmyłka.Internat,wktórymmieszkałaAmberly,znajdowałsiępoprzeciwnejstronie
kampusuniżGwendolynHall.GdybyudałojejsięściągnąćtamCromwellaiochronę,
mielibyśmywszyscywolnądrogę.Alemusielibyśmyzgraćwszystkowczasie,apretekst
dowezwaniadyrektoramusiałbybyćwiarygodny.Cromwellniemiałprawaprzejrzeć
tegoplanu.

Aletakiplanumiałabyobmyślićtylkojednaosoba-Noelle.

-Dobrze.Właśnietakąodpowiedźchciałamusłyszeć-rzekłaNoelledonie
podejrzewającejniczegouczennicypierwszejklasy.-Aterazsłuchajcie…

background image

SekretGwendolyn

Wieczór31październikabytprzeraźliwiezimny.Znaszychoddechówtworzyłysięw
powietrzuniewielkiechmurki.SzesnaściedziewczynzBillingsstałopodzachodnią
ścianąnaszegointernatu,patrząc,jakochroniarzezbiegająsięzewszystkichzakątków
kampusudoBradwell.Kurczowochwyciłamplastikowąreklamówkę,wktórejleżała
mojakreacjanatęnoc,butyisrebrnabłyszczącamaskawybranaspośróddodatków
specjalnieprzeznaczonychnaDziedzictwo,któreNoelleprzezlatazbieraładopudełka.
Pozapojedynczymikrzykamisłychaćbyłotylkooddechymoichprzyjaciółek.

-IdzieCromwell-wyszeptałaNoelle.Notak,niebyłowątpliwości:wysoka,masywna
postaćprzemknęłasięwłaśnietylnymwejściemdointernatudlauczenniczpierwszeji
drugiejklasy.

-Terazporananas.

Odwróciłamsiędoresztygrupy-krewpulsowałamiwskroniach,wnadgarstkachiw
klatcepiersiowej!

-Terazruszapierwszaósemka.Resztaodczekadokładnietrzyminuty,apotembiegiem!

Wszystkiekiwnęłygłowami!

-Dobra.Ruszamy.

Sabinewyciągnęładłońichwyciłamniezarękę.Odwróciłyśmysięwszystkie,poczym
pobiegłyśmynatyłyinternatu,anastępniekryjącsięzadrzewami,wkierunkuGwendolyn
Hall.Konturyobracającegosięwruinębudynkuwznosiłysięnatlerozświetlonego
gwiazdaminiebaniczymnawiedzonydom.Gdytakbiegłyśmy,wydawałosię,żekażdy
naszkrokrozbrzmiewaechemjakwystrzałzarmaty,akażdyoddechsłychaćjak
podmuchporywistegowiatru.

Niemamowy,żebynamsięudało.Napewnoktośnasprzyłapie.Niematakiej
możliwości,żebysięnampowiodło.

Dotarłamdotylnychdrzwipierwsza.Wejścieczęściowoprzysłaniałystuletniebluszczei
chwasty.PuściłamdłońSabine,pocichuzmówiłampacierz,poczympopchnęłamdrzwi.

Otwarłysięzeskrzypieniem,któremogłobyzbudzićumarłego.

-Idziemy!-wyszeptałam,wpuszczającdziewczynydośrodka.

Ledwonaszaósemkaweszładobudynku-ja,Noelle,Sabine,London,Vienna,Tiffany,
RoseiConstance-pojawiłasięgrupachłopcówzKetlar.Mielijużnasobiesmokingi.
Joshszybkomniepocałował,przechodzącobok,poczymschyliłamsięipodążyłamza
nimi,zostawiającdrzwiotwartedlanastępnejgrupy.

-Niepodobamisięto-powiedziałaSabine,czającsięwprzejściu.-Tookropnemiejsce.
Tujesttakstrasznie.

-Wszystkojestwporządku-uspokoiłamją,wchodzącdozimnejkamiennejpiwnicy.

Sufitbyłniski,więcTiffany,Noelle,Gage,Joshijamusieliśmysiępochylić.Na

background image

wszystkimleżałagrubanatrzycalewarstwakurzuibrudu.Tuzinystaroświeckich
drewnianychbiurekstałyustawionebylejakpodścianą,

-MuszęsięzgodzićzSabine-powiedziałJosh.-Możepowinniśmydaćsobiespokój.

Nicnieodpowiedziałam.Niemamowy,terazniezawrócę.Posuwającsięwgłąb

pomieszczenia,LondoniViennaprzytuliłysięizaczęłyhisteryzować,słysząc
popiskiwanieiszuranienapodłodze.

-Fuj!Myszy!Nienawidzęmyszy!-wrzasnęłaConstance.Poczymwydarłasięilesiłw
płucach.ToGagenastraszył

ją,dotykającjejramienia.

-Constance,cichobądź!-upomniałamjągłośnymszeptem.

-Gage,dorośnijże,dojasnejcholery!-rzuciłaNoelle.PozostałedziewczynyzBillingsw
tejwłaśniechwiliweszły

dobudynkuiwpiwnicyzaczęłosięrobićciasno.-Icoteraz?-zapytałaTiffany.

-Wskazówki.Suzelpowiedziała,żezostawinamwskazówki-odparłam.

Noelle,jaikilkainnychosóbrozeszłosiępopomieszczeniu,szukającjakiegokolwiek
znakuwprzyćmionymświetlewpadającymdośrodkaprzezoknapodsufitem.Imdłużej
szukaliśmy,tymmocniejwaliłomiserce.AjeśliSuzelnieudałosiętudotrzeć?Jeśli
natknęłasięnaCromwella?Jeśli…

Wtedyzabłysłojakieśświatło.Jednocześniepoczułamwpowietrzusłodki,gryzący
zapach.

-Ktotupali,dodiabła?-spytałaostroNoelle.

LondoniViennazachichotały.Wtymmomenciedopiw-nicyweszłokilkaosóbzdrugiej
klasy.

Super!Terazsięnaprawdęwkurzyłam.Trawka?Ibeztegobyłotuduszno.

-Hej.wytam!Narobiciesmroduiściągniecienamkogośnakark!

LondonzaciągnęłasięmocnojointemipodałagoViennie.-Przepraszamy,Reed.
Paliłyśmyjużwewszystkichbudynkachkampusu,aletutajnigdynieudałonamsięwejść.

-GwendolyntonaszświętyGraal-poparłająVienna,wstrzymującwpłucachdym,przez
cojejtwarzzrobiłasięcałapomarszczonainiecojakbywklęsła.-Wtejchwiliudałonam
sięzakończyćnaszązielonąpodróżpoEaston!

LondoniViennawybuchnęłyśmiechem,wypuszczającdymażpodsufit.

-Bardzotodojrzałe-skomentowałaNoelle,gdyGage

iparuinnychwyciągnęłowłasnytowarzwewnętrznychkieszeni.-Takjakbyna

Dziedzictwiemiałozabraknąćtrawki.

-Chybajesteśmybezpieczni-powiedziałLance,wyglądającprzezjednozniżej
umieszczonychokienek.-Przynajmniejnicniewskazujenato,byktośtuszedł.

background image

-ChybabójkawwykonaniuAmberlybyłanaprawdęprzekonująca-powiedziała
uradowanaNoelle.

-Znalazłamcoś-rzuciłaRose.Naglezobaczyłamwciemnościachbłysklatarki.-Coś
wisiprzydrzwiach.

Nareszciechoćjednaosobaskupiłasięnanajważniejszymzadaniu.

-Poświećdookoła-poleciłam.Rosezastosowałasiędomojejprośby,poczymujrzałam
cośbiałego.-Tutaj!

Noelleijarzuciłyśmysiędoprzodu.Dostrzegłyśmykartkęprzyczepionąszpilkądo
drewnianychdrzwi,którewcześniejbyłyniewidoczne.Nakartceodręcznienapisano:
Dziewczyny.

Niktpozazarządemidozorcaminiewieotymprzejściu.Noaterazjeszczewy.Idźcie
tunelemdosamegokońca.Poleciłam,byczekałytamnawassamochody.Bezpiecznej
drogi!

Suzel

-Tunelemdokońca?-powtórzyłaNoelle.

Wyciągnęłamrękęwkierunkuframugi;musiałamwbićpaznokciewpróchniejące
drewno,żebyporządniechwycićdrzwi.Inieźlesięnamęczyłam,żebyjeotworzyć,bo
straszniesięza-cinałynakamiennejpodłodze.WreszcieJoshpodszedł,bymipomóc,i
razemudałonamsięodsunąćjeażdościany.

Rosepoświeciłalatarkąinaszymoczomukazałsięniewiarygodnieciasnytunelz
brudnymiścianamiiposadzką.Przywejściuleżałokilkalatarek.

-Suzelchybasobieznaskpi-powiedziałaNoelle.Portiapołożyładłońnapiersiach,
zerkającprzezdrzwiiwykrzywiająctwarz:

-ŚMZ.

-Słucham?

-Śmiechmniezbiera-RosewyjaśniłakolejnyskrótPortii.

-Coto,udiabła,jest?Kolejpodziemna?-zapytałGage,dmuchającmidymemztrawki
prostowtwarz.

-Jatamniewchodzę.Niemamowy-dodałaLondon.

-Ej,przecieżSuzelnienaraziłabynasnaniebezpieczeństwo-powiedziałam,chwytając
jednązlatarek.-Musimyiść,zanimktośzauważyświatło.Jeśliwtowchodzicie,to
proszęzamną.

Jeślinie,dopilnujcie,żebyniktniewidział,jaksięstądwymykacie.

-No,no!Pokazałaś,żemaszautorytet,Reed-zauważyłaNoellebezcieniasarkazmu.

-Dzięki-odparłam,schylającsiędowejścia.

Joshchwyciłmniezanadgarstek,próbującmniezatrzymać.

-Jesteśpewna?

background image

Spojrzałamnaniegoprzezramię.Sercewaliłomijakoszalałe,dłoniepociłysiętak,że
plastikowatorba,wktórejmiałamsuknię,zaczęłamisięznichwyślizgiwać.Aletwarze
wszystkichwpatrywałysięwemniewyczekująco.Niemogłamsięwycofać.Niepotym
wszystkim,cojużzrobiłam.Niemogłamichzawieść.

-Tak,jestempewna-potwierdziłam.

WręczyłamJoshowilatarkęiwzięłamgozadrugąrękęNotakbyłoowielelepiej.

-Aterazwdrogę.

Mojepięćminut

Wyjścieztuneluznajdowałosięnazboczupagórka,wsamymśrodkulasu.Wychodzącna
zewnątrz,Joshijazachłysnęliśmysięświeżympowietrzem.Czułam,jakgdybyśmy
godzinamiszlipoomacku,alekiedyspojrzałamnazegarek,okazałosię,żenasza
wyprawatrwałatylkopiętnaścieminut.

-Icoteraz?-spytałJosh,gdypozostalizaczęlisiętłoczyćzanami.

Przesunęliśmystrumienieświatłalatarekwzdłużliniidrzew.Byłociemnochoćoko
wykol.

-Tam!-krzyknęłam,uradowanawidokiemścieżkiwśróddrzew.

Joshijaruszyliśmyprzodem,aSabinę,Constance,NoelleiCagedeptalinampopiętach.
W

niewielkiejodległościzanimiszłareszta.Podwóchminutachznaleźliśmysięnapoboczu
cichejdrogi,gdzienanaszeprzybycieoczekiwałsznurdługaśnychlimuzyn.

Widzącsamochody,tłumekzmierzającynaDziedzictwoza-cząłpohukiwaćiwznosić
okrzyki.Kilkaosóbklepałomniepoplecach,ściskałoicałowałoWydajemisię,żedotej
chwiliwieluznichmiałowątpliwościczytaeskapadanaprawdęsiępowiedzie.

-Reed,przejdzieszdohistoriiBillings!powiedziałTif-fany,robiącmizdjęcie,

-AnawetdohistoriiEaston-dodałLance

-ReedBrennan,wśródwszystkichdziewcząttyjesteśboginią-usłyszałamodCagea

-Gage,właśniepowiedziałeśmicoś,wcalemnieprzytymnieobnażając-pochwaliłam
go.

-Topewniedziękitrawce-roześmiałsięiruszyłwkie-runkusamochodów.

-Totwojepięćminut,Reed.Rozkoszujsiętąchwilą-wyszeptałamidouchaNoelle,
przemykającobokmnie.Takteżzrobiłam.Dziękimniewszyscydookołacieszylisię,byli
szczęśliwiipodekscytowani.Bosięwcześniejniepoddałam.Niemogłamsię
powstrzymaćoduśmiechu.Tonaprawdębyłomojepięćminut.

-Włożyszto?—spytałJosh,obejmującmniewtaliiramieniemispoglądającnatorbę,w
którejnadalspoczywałamojakreacja.

Dziewczynydookołanasrozbierałysięniezważającnato,żewszyscyimsięprzypatrują,
poczymwkładałyswojewy-marzonesuknie.-Zarazwracam.

background image

Cofnęłamsiędolasu,żebyszybkosięprzebrać,Joshruszyłzamną.

i-Adokądto.panieHolls?Chciałobysiępodglądać?-zażartowałam,rzucającmu
spojrzenieprzezramię.Zarumieniłsięipodrapałwpotylicę.-No,nie,chybażesama
zechceszmisiępokazać.

Joshnigdyniewidziałmnienagiej,jajegoteżniewidziałambezubrania.Owszem,w
ręczniku;alenigdynago.Jednakwtamtejchwili,pośródcałejtejradościi
podekscytowania,poczułamsięwyjątkowoodważna.Odważna-tomałopowiedziane.To
byławręczbrawura.

ByłwieczórDziedzictwa.Awtakąnocwszystkomogłosięwydarzyć.

Stałamwśróddrzew,czującnasobiestrumieńświatłazlatarkiJosha.Powolirozebrałam
siędobielizny,aninamomentnieprzestającspoglądaćmuwoczy.Onzaśobserwował
każ-dymójruch.Przynimczułamsiępewniej,niżstojącniedawnoprzedNoelleiDarią,
jejkrawcową.Chciałam,żebyJoshnamniepatrzył.Sądziłam,żebędziesięwierciłalbo
chociażsięzarumieni,aleonstałjakzahipnotyzowany.Spoglądałnamnie,jakbymbyła
ósmymcudemświata.|Wtedysięgnęłamdotyłuiodpięłamstanik.Togoobudziło.

-Coty…

-Sukienkajestbezramiączek-wyjaśniłam.

-Nie.-Podszedłdomnie,wziąłtorbęzsuknią,poczymotworzyłjątakszybko,że
obawiałamsię,czyczegośniezniszczy.Wyjąłsukienkęipodniósłją,zasłaniającmojena
wpółnagieciało.

-Ktośmógłbysiętupojawić.Niechcę,żebycięzobaczył…

Spojrzałnamniebłagalnymwzrokiem.Odrazuzrozumiałam.Niechciał,żebyoglądał
mniektokolwiekpozanim.Wtejchwilikochałamgotakbardzo,żechciałomisiępłakać.
Coztego,żeniezależymunaDziedzictwie?Zależymunamnie.Kochamnie.

-Dobra,nieteraz-powiedziałam.Poczymprzysunęłamsię,niewypuszczajączrąk
sukni,ipocałowałamgo.-Alejużniedługo?

Joshztrudemprzełknąłślinę.Widziałam,żezewszystkichsiłstarasięopanować.

-Niedługo.Bardzoniedługo.

Nagleprzestałomnieobchodzić,czyDashdziświeczorempojawisięnabalu.Miałam
zamiargounikać,jeślitylkobędzietomożliwe.PragnęłamtylkoJosha.Potrzebowałam
tylkojego.

-Możebyśmytaknieszlizaresztą,tylkozostalitusami,wedwójkę?-zaproponował
Joshniskimgłosem.-Tylkotyija.

Przezchwilęchciałamsięzgodzić-któżbywtakiejsytuacjiodmówił?Naglejednak
usłyszałamjakiśkrzykzulicyiroześmiałamsię.

-Josh,niemożemy.ADziedzictwo?

Cośwjegowzrokunaglesięzmieniło.Przezchwilęwydawałomisię,żeznówzacznie
narzekać,żetacałaszopkajestzupełnieniepotrzebna.Żetoobciach.Przygotowałamsię
naewentualnąwymianęzdań.Poczułamprzypływadrenaliny.Zabarykadowałamsięjuż

background image

napozycjiobronnej.AlewtedyJoshpoprostusięuśmiechnął.

-Maszrację.JestprzecieżDziedzictwo-potwierdził.-Notoubierajsięiidziemy.

Bogudzięki.Niebyłampewna,czywytrzymałabymterazkolejnątyradęJosha.Nagle
zadrżałam,jakbymznalazłasiętużnadkrawędziąprzepaści.Jakbydzisiejszejnocycoś
sięmiałowydarzyć.Szybkowłożyłamsuknięiwygnałamzgłowynieprzyjemnąmyśl.

Pięćminutpóźniejwszyscysiedzieliśmyjużwlimuzynach.Jawcisnęłamsięmiędzy
JoshaiSabinę.DołączylidonasNo-elle,Constance,GagenTiffanyiRose,apozostali
wsiedlidosamochodówjadącychzanami.Wbarkuwśródkostekloduchłodziłysię
butelkiszampana,aleniktnieśmiałichotworzyć.Wszyscymilczeliśmy.

WpatrywaliśmysięwmojegoiPhone’aiczekaliśmyIczekaliśmy.Wmartwejciszy.

SpojrzałamnaNoelle.Byłajużprawiesiódma.Toniemożliwe.Potymwszystkim,co
przeżyliśmy,niemogłonamsięnieudaćtylkodlatego,żecórkaJennyKormanniechciała
namwysłaćSMS-a.

Iwtedytelefonzapiszczał.

Chwyciłamgodrżącymidłońmi.Natychmiastogarnęłamnieeuforia.IMamyadres!

-Jaki?-spytałaRose.

-325BayshoreDrive,Boston.Josh,Constance,TiffanyinawetSabinewydalizsiebie
radosnyokrzyk.AleNoelleiGagerównocześniepowiedzieli:

-Bezjaj!

Zamarłam,słyszącwściekłytonGage’aipełenniedowierzaniagłosNoelle.

-Cojest?

Rosewyglądała,jakbywłaśniepołknęłarobaka.-Cojest?

Noellewyciągnęłarękęiwyjęłamitelefonzdłoni,spoglądającnawyświetlacz.-Toadres
IvySlade.

Zepsuć

-Tomiejscejestniesamowite-powiedziałJosh,niemalżeprzyciskającnosdoszyby.

Niewielemówiłpodczastrwającejtrzygodzinyjazdy,więcucieszyłamsię,słyszączjego
ustcośtakpozytywnego.Townimwłaśnieuwielbiałam-żeniebyłtakzblazowanyjak
niektórzy.MimożejegorodzinaposiadaładomywNowymJorku,Berlinie,Paryżu,
Maine,VailinaHawajach,nadalpotrafiłzauważyćwswoimotoczeniupięknoi
przepych.

Niktinnyniewydawałsięażtakporuszonynowoczesnąposiadłością,którawyrosłaprzed
naszymioczami,gdylimuzynazatrzymałasięnapodjeździe.Nigdywżyciunie
widziałamczegośtakiego.Domwkomponowanowkamienistyklifwychodzącyna
przystań.Budynekbyłbiały,miałconajmniejpięćpięter,anakażdymznichznajdowały
sięwysokieoknabiegnącewzdłużcałejfasady.Miałteżkilkatarasów-tennajniżej
położonybyłnajszerszy-ananichtłoczylisięimprezowicze.Jeszczewięcejuczestników
Dziedzictwaspoglądałonanaszdachu-wrękachtrzymalidrinkiizciekawością

background image

obserwowali,ktoprzyjeżdża.Tarasyudekorowanoczerwonymiipomarańczowymi
flagami,którełopotałyunoszone

przezporywistywiatr.Ogromdomuibijąceobrzegfalesprawiały,żerobiłonwrażenie
smaganegowiatremzamku.

Naszsamochódzatrzymałsięprzedmasywnymidrzwiamizprzydymionegoszkła.Na
zewnątrzstałodwóchfacetówwyglądających,jakbydopierocopożegnalisięzarmią.

Spojrzelinanaszgóry,gdyzataczającsiępodwpływemszampana,gramoliliśmysię,
próbujączgodnościąwysiąśćzauta.

-Panie-powiedziałwyższyznichibardziejopalony,robiąckrokwnasząstronę.-I
panowie

-dodałzdrwiącym

uśmiechem,boakuratusłyszał,jakGagechichrasięzdowcipu,który

usłyszałodLance’a.ZkażdymłykiemalkoholuGabebędziesięśmiałcorazgłośnieji
corazbardziejniechlujniewyglądał.-Maciecośdopokazania?

-Jasne!-zaszczebiotałam,wychodzącnaprzódiwyciągającprzedsiebiedłoń.

Mężczyznaprzyjrzałsięmojemupierścionkowi.Naułameksekundyzapanowała
absolutnaciszaibyłamniemalpewna,żebeztrudurozpoznapodróbkę-żeuUngariego
celowopostanowionowyróżnićnas,robiączbytdużeliteryDalboużywającnietego
złota,cotrzeba,albowjakiśinnysposób.Aleochroniarzkiwnąłgłowąnaswojego
kumpla,któryodwiódłsięiotwarłnamdrzwi.Przeszłamobokniegolekkimkrokiem,
zaśmiewającsięzulgą.Boże.

szkoda,żeIvyakurattamniebyło-zobaczyłaby,zjakąłatwościądostaliśmysięnajej
przyjęcieIlekroćprzypominałamsobiejejtriumfującąminęito,jakprzezostatnie
tygodnieprzechadzałasiępokampusiemyśląc,żenasprzechytrzyła,miałamochotęjej
przyłożyć.Niemogłamwprostuwierzyć,iżpróbowaławy-kluczyćzbaluwłasne
koleżankiikolegówzklasy,wtymrównieżchłopaka,któregonacodzieńobdarzała
swoimiwdziękaminaoczachcałejszkoły.Zamawiajączaproszenia,pierścionkiispinki,
musiałazałożyćperukę,uznającwidocznie,żeprzebranieikiepskipseudonimtozamało,
byukryćpodstęp.Coniąkierowało?JeżelitakbardzonienawidziłaEastoniwszystkich
uczniów,dlaczego,dojasnejcholery,wróciła?

Aletojużnieważne.Tomybędziemysięśmiaćostatni.Niemogłamsiędoczekać,by
zobaczyćwyrazjejtwarzy,kiedystanęzniąokowoko.

Czekałamprzydrzwiach,dopókiwszyscymoiprzyjacielenieminęlicerberów.Kiedy
JoshiwszystkiedziewczynyzBillingszostaliskontrolowani,weszłamdośrodka.

Głównyhall,wysokinapięćpięter,sięgałpodsamoniebo.Nadnaszymigłowamiszeroki
namniejwięcejczterystopymostłączyłwschodniąstronętrzeciegopiętrazzachodnią.
Pojegoobustronachustawionochromowanebarierki.Powyżej,nasamymśrodku
wysokiegosufitu,widniałopłaskie,kwadratoweoknowdachu,przezktóremożnabyło
podziwiać

rozgwieżdżoneniebo.Natyłachkorytarzaznajdowałysiędwiekręteklatkischodowe,

background image

ciągnącesięwgórę,ażnadach.Wszystkobyłoczarno-białe,zwyjątkiemczerwonej
marmurowejpodłogipodnaszymistopami,oprawionychdziełsztukinowoczesnejna
ścianachistojącejpośrodkuniezwyklekolorowej,równieżnowoczesnejrzeźby-
składającejsięzpo-wyginanegometaluiostrychkątów.Dookołarzeźbykrążylikelnerzy
ikelnerki,roznosząctęczowekoktajleeleganckoubranymdziewczętomichłopcomw
smokingach.Śmiechirozmowywypełniałyjasnooświetlonąsalę.Naraziebyłojeszcze
całkiemkulturalnie.

PrawdziweDziedzictwomiałosiędopierozacząć.

-Zupełnieinaczejtosobiewyobrażałam.Czegośtakiegowżyciuniewidziałam-

powiedziaławniebowziętaSabine.

Prawdabyłataka,żejeszczeniewielewidziała.Alepocomiałabymjejpsuć
niespodziankę?

-Niechcępowiedzieć:aniemówiłam,ale…

-Alemiałaśrację.Mamprzeczucie,żetobędzienoc,którejnigdyniezapomnę-odparła
przejętaSabine.-Dziękujęci,Reed.

Uśmiechnęłamsięszeroko.Lepiejpóźnoniżwcale.

Idącdalej,wgłąbotwartegonaościeżgłównegohallu,usłyszeliśmygłębokie,melodyjne
biciedzwonów,któreodbijałosięechemodścianiniosłopocałymdomu|Wezwaniwten
sposóbgościezaczęlisięschodzićztarasów,wmiaręjakdźwięknabierałcorazwiększej
mocy.GdzieśwpobliżuusłyszałampiskConstance.Odwróciłamsięizobaczyłam,jak
rzucasięwramionaWhittakera.Jejzielonasukniazadarłasięprzytymtakwysoko,że
uchwyciłamwzrokiemkawałekfioletowychstringów.

Constancenosiłastringi.Cozaszok.Odwróciłamsię,niedlatego,żeprzeraziłamsię
widokujejbiałychpośladków,alewiedziałam,żejeślijesttamWhit,Dashrównieżnie
możebyćdaleko.Anatoniebyłamgotowa.Ijeszczedługoniebędę.

Nagledzwonyprzestałybić.Zaciekawienigościezaczęlisięwyczekującorozglądać.W

powietrzuunosiłsiędziwnydźwięk.

-Cototakiego?-zapytałaSabine.

-Powitanie-wyjaśniłaNoelle,podchodzącdonas.Zadarłagłowę,amypodążyłyśmyza
jejwzrokiem.NaznajdującysięnadnaszymigłowamimostwyszłaIvySlade.Miałana
sobiesuknięwczarno-białepasyzsunącympoziemitrenemipostrzępionymibrzegami.
Każdypasbyłtrochędłuższyodpoprzedniego.TwarzIvyzasłaniałamaskazczarnych
piór,którewznosiłysięconajmniejpółmetranadjejgłową,

poprawejstronie.Byłablada,austamiałapociągniętekrwistoczerwonąszminką.
Wyglądałajakżywcemwyjętazmagazynu„Vogue”.

Wyjęłazzaplecówdużysrebrnydzwonekipotrząsnęłanim.Dźwiękznówponiósłsię
echempodomu.Wszyscyzamilkli.

-Witajcie,witajcie!-wykrzyknęłaIvy,władczorozglądającsięposali.-Mamzaszczyt
byćwtymrokugospodyniąDziedzictwaizprawdziwąprzyjemnościąwitamwas

background image

wszystkichwtymsanktuarium.Wtymrokuoczywiściesanktuariumjestwszędzie.

Rozpostartaszerokoramiona,wskazująccałydom.

-Nakażdympiętrzeznajdzieciemiliardyprzyjemności,którezpewnościąprzemówiądo
waszychzmysłów-ciągnęła,przechadzającsiępomościeispoglądającwdółnagości.-
Takwięcchodźcie.Bawciesię.Pławciesięwprzyjemnościach.Izapamiętajcie…to,co
dzisiajzobaczycie…to,cozrobicie…kogodotkniecie…kogobędzieciepieścić…

Przerwała,patrzącchytrymwzrokiemnarozbawionytłum.

-Wszystkopozostaniewtychścianach-powiedziała.-Ponieważto,moiprzyjaciele,jest
Dziedzictwo.Awyzostaliściewybrani.

-Taak,wybrani,aleprzezkogo?-mruknęłaNoëlle.

-Zatempogódźciesięztymi,którychuwielbiacie,inigdy…nieoglądajciesię…za
siebie!

Wszystkieświatławdomupogasły.Zustzebranychdobyłsięokrzykzdumienia.
Zapanowałachwilowapanika,poczymzamigotałytysiąceświatełekstroboskopowych,
którymtowarzyszyłwyraźnyrytmtanecznejmuzyki.Pomieszczeniewypełniłosię
szalonymwirembarw.

Towarzystwozaczęłowiwatować.Natychmiastrozpoczęłysiętańce.Ludziezaczęli
wrzeszczeć

ichwytaćsięzaręce.Tuiówdzienalewanodrinki.Wcałymtymzamieszaniuomalnie
straciłamzoczulvy,alezauważyłam,żewłaśnieidziewnasząstronę.Schodziłapo
schodach,rękamipodtrzymującsuknięikłaniającsięgościomniczymkrólowa
pozdrawiającaprostaczków.Zanimzdążyłazejśćnadół,zaczęłamprzeciskaćsięprzez
tłum.

-Reed!-krzyknąłJosh.-Dokądsię…

-Zarazwracam!

Dziękisilewoliimięśniudałomisiędotrzećnadółschodówwtejsamejchwilicolvy.

-Ivy!-krzyknęłam.

Jakaśdziewczynawróżowejsukni,piszcząc,przebiegłaobok,wbijającmiobcaswstopę.
Zaniągnałchłopak,któryjużzdążyłpozbyćsiękoszuli.Niezwróciłamuwaginaból.Ivy
spojrzałanamniepytającymwzrokiem.-Tak?

Zdarłamztwarzymaskę.Wartobyłowidziećjejreakcję.Opadłajejszczęka,atwarzstała
siębiałajakpapier,poczym,kiedyminęłozaskoczenie,najejoczyopadłstalowywelon.

-Ktociętuwpuścił?-syknęłaprzezzęby,zbliżającsiędomnieniczymczarno-biały
nietoperz.

Uniosłamdłoń.Wblaskuświatełmójpierścionekmieniłsięnaczerwono,różowo,
zielonoiżółto.Ivystałajakzahipnotyzowana.

-LoisLane?-zapytałam,rozkoszującsięjejzdziwionymwyrazemtwarzy.-Wielkie
dziękizazaproszeniecałegoBillings-dodałam,przybierającsłodko-mdławyton.-Jakie

background image

tomiłeztwojejstrony.Zpewnościąbędziemysięświetniebawić!

Poczymwycofałamsięzuśmiechem,zadowolona,żeudałomisięzepsućjejwielkibal,
takjakonapróbowałazepsućimprezęEaston,iwtopiłamsięwtłum.

Wybór

Mijałygodziny.Amożeminuty.Samajuzniebyłamtegopewna:Wstawiłamsię.Dookoła
nictylkopot,dudnieniebasów,plątaninaciał,rąk,jedwabiuiskóry.Wszystkowydawało
misięlekkozamazane.OddłuższejchwiliniewidziałamJosha.Odmomentu,kiedy
poszłamnaspotkaniezIvy.Alepotemnieruszyłamsięzmiejsca.Aprzynajmniejnieza
bardzo.Przezcałyczasbyłamnatymsamympiętrze,tańczączprzyjaciółmi,którzy
akuratznaleźlisiępodręką.Niemusiałamchodzićnapiętronarkotyków.Niechciałam
zwiedzaćpiętrarozkoszy,dopókinieodnajdęJosha.Pocomiałabymsięstądruszać,
skorotutajmogłambawićsię,popijaćkoktajle,tańczyćipocićsię?GdybyJoshchciał
mnieznaleźć,zrobiłbyto.

Dlaczegojednakniechciałmnieodnaleźć?

-Reed!Tutaj!

Gdysięodwróciłam,zamroczyłomnienieco,więctrzymałamsięzagłowę,dopókinie
doszłamdosiebie.Todziwne.Byćmożepowinnamniecoprzystopowaćzalkoholem.*
KiedywreszciewzrokprzestałmipłataćfigielujrzałamSabine.Miaławrękachróżowego
drinkazpianką.Awłaściwietrzy.

Jedenmiałbyćdlamnie,jedendlaniejijedendlaVienny.Wyglądałonato,żedobrzesię
bawi.Jejczołolśniłoodpotu,aoczybłyszczałyzpodniecenia.Jakożechciaławybadać
przynosiłanamdrinki,podrodzesięrozglądając.Dziedzictwowkońcupodbiłoijejserce.

-Taimprezajestniesamowita!-krzyknęła,mieszającrurkąwszklance.luzobokjakaś
dziewczynaściągałazparkietuchłopaka,któregodłońznalazłasięjużpodgórąjejsuknii
konsekwentniezmierzaławdół.

-Wiem!Właśnietegobyłomitrzeba!-krzyknęłamija.Czknęłam,poczymgłośnosię
roześmiałam.Miałamwrażenie,żemójmózgradośniepodskakujenafalachróżowej
pianki.-

Czyżtoniewspaniałemócpoprostuniemyśleć?

Sabinęuśmiechnęłasię.

-Otóżto.

Wtejsamejchwiliczyjeśdłonieobjęłymniewtalii.Jużmiałamsięopędzać-cały
wieczórpróbowalimnieobmacywaćjacyśobcyfaceci-alenaglepoczułamnaszyi
znajomydotykdelikatnychustJosha.

-Hej!-przywitałamgo,odwracającsię.Przyokazjiwylałamnaniegoodrobinęróżowego
drinka.Znówmniezamroczyło,musiałamchwycićsięJosha,bynieupaść.Ilealkoholu
byłowtychróżowychsłodkościach?

-Gdziebyłeś?

-Tuitam-odparłJosh.Pochyliłsięnadmoimprawymuchem,widocznieniechciał

background image

krzyczeć.-Posłuchaj,maszochotęsięstądwyrwać?

Zadrżałamiuśmiechnęłamsię.

-Naprzykładnadach?

Wśródgościszybkorozniosłasięwieść,żenadachupo-stawionokilkanamiotówdlaco
wstydliwszychimprezowiczów,

którzywolelinieobmacywaćsięwtłumie-dotegocelunajwyraźniejprzeznaczono
trzeciepiętro.Taknaprawdęwcaleniechciałamtegosprawdzać.

TwarzJoshaniecospoważniała.Zamrugałamoczami.Cojestgrane?

-Nie,myślałemraczej,żebysięstądwyrwaćiuciekaćdodomu-powiedział.

Niepewniecofnęłamsięokrok.RamionaJoshaopadływdół.

Chybażartował.Przecieżdopierocodotarliśmynamiejsce!Takmisięprzynajmniej
zdawało.

-Poważnie?Chceszjużiść?

-Ktochcejużiść?-krzyknęłaVienna,zarzucającmiramionanaszyję.Jejfioletowa
sukniaopadłataknisko,żeprawiewidaćbyłosutki.-Reed,niemożeszwychodzić!Nikt
nawetniepuściłdotądpawia!JastawiamnaConstance,jestleciutkajakpiórkoi…

-Nieteraz,Vienna.-Wyrwałamsięzjejobjęć.

-Niechcibędzie,smutasie-jęknęłaioddaliłasiętanecznymkrokiem.

Joshwsunąłręcedokieszeni.

-Ja…poprostu…Toniejestmojabajka.Przykromi.Rokwroktosamoi…nudzimi
się.Niemożemystądwyjśćipobyćsami?

Powiedziałtobardzoprzekonującoinagleprzedoczamistanęłaminiedawnascenkaw
lesie.

Propozycja,byolaćDziedzictwo,wjegoustachbyłarównoznacznazpowrotemdodomu,
acozatymidzie-zseksem.Tylkojaion.Naszpierwszyraz.Chciał,żebytostałosię
dzisiaj.

Aledlaczego?Dlaczegoteraz?Dlaczegodzisiaj?Czytylkodlatego,żeniechciałtudłużej
być?Czypróbowałzagraćjedynymargumentem,któryprzekonałbymniedoopuszczenia
balu?

Cóżzamanipulacja!Taka.,.biernaagresja.Itakdoniegoniepodobna.Cośwemnie
pękło.

Adlaczegoakuratdzisiaj?-spytałamstanowczo.-Możemybyćsamiwłaściwiekażdego
wieczoru,więcdlaczegoproponujeszmitowłaśnieteraz?

Dostrzegłambłyskwjegooczach.

-Myślałem…Noprzecieżpowiedziałaś„niedługo”,pamiętasz?Sądziłem…-Wbiłwzrok
wpodłogę.Jakiświelki,napa-kowanyfacetzatoczyłsię,trącającgowbok,aJoshbez
zmru-

background image

żeniaokiemodepchnąłgo.-Czyteżmożenagleważniejszejestdlaciebiezalewaniesię
różowymidrinkami?

-Nie!Kiedypowiedziałam„niedługo”,miałamnamyśliniedługo-odparłam,usuwając
sięzdrogikolejnejparześmiercionośnychszpilek.Dudnienie,tłokihałasnieułatwiały
namrozmowy.Podobniejakto,żewgłowieteżzaczęłomidudnićwrytmmuzyki.
CiężkobyłomiskupićsięnatwarzyJosha.Wzięłamgłębokioddechizcałychsił
starałamsięskoncentrować.

-Poprostu…Nieteraz.Dlaczegotaknalegasz,żebymstądwyszła?Wiedziałeś,jak
bardzomizależy,żebytubyćdziświeczorem.Wiedziałeś…

-Atywiedziałaś,żeniechcętuprzychodzić,ajednakprzyszedłem.Terazproszętylko,
żebyśmywyszlistądtrochęwcześniej.Żebyśmymoglipobyćrazem.Wydawałobysię,że
będzieszchciałaspędzićczastylkozemną,skoropodobnojesteśmojądziewczyną.
Biorącpoduwagęto,żepodobnojesteśmyzakochani,chociażsamjużniewiem!

PakerznówwpadłnaJosha,zanoszącsięśmiechem,bowrazzgrupąprzyjaciółświetnie
siębawił,miotającsięwrytmmuzyki.

-Spadaj!-krzyknąłJosh,parazkolejnygoodpychającPakerzaśmiałsięiodbiegł.Tak,
onteżzdecydowanienamniepomagał.

-Josh,kochamcię-krzyknęłambełkotliwie.-Przecieżwiesz!Aledlaczegokażeszmito
udowadniaćwłaśniewtensposób?Czymaszpojęcie,ilewysiłkukosztowałomnie,żeby
nastuwprowadzić?Niechcęjeszczewychodzić.Dobrzesiębawię!

-Dobrzesiębawisz?Tomabyćzabawa?-krzyknąłJosh.-Bandapijanychi
obmacującychsiękretynów,którzyudają,żetoprzywilej?Myślałem,żejesteśponadto,
Reed!Sądziłem,żejesteśnawyższympoziomie!

-Wyższymniżten?Tojesttwójświat,Josh!Jatylkopróbujęstaćsięjegoczęścią|
odcięłamsię.-Boże!Odkiedyjesteśtakimsmutasem?

Joshzacisnąłzębyispojrzałnamniezbólem.Chybagozraniłam.

-AodkiedytyjesteśtakądziewczynązBillings?

Ton,jakimwypowiedziałostatniesłowa,wcalemisięniespodobał-równiedobrzemógł

powiedzieć:takąsuką.Poczułamsię,jakbydźgnąłmniewserce.Oczyzaszłymiłzami,
aleniepozwoliłamimpopłynąćpopoliczkach.

-Mamcięgdzieś!

Joshspojrzałnamnieszerokootwartymioczami^Przezchwilęmyślałam,żeodejdzie,ale
tegoniezrobił.

-Mamdość,Reed.Niejesteśsobą-olewaszprzyjaciół,upijaszsięizachowujeszjakbyś
byłalepszaodinnych.

Niemogłamuwierzyćwłasnymuszom.

-Niezachowujęsię,jakbymbyłalepszaodinnych!

-Niepodobamisięto,cowyprawiająztobątwojeprzyjaciółki.Niebędętakpoprostu

background image

stałzbokuipatrzył.Mamtegodosyć.Czas,żebyśwybrała,Reed-powiedział,zbliżając
siędomnie-Alboja,alboone.

Poszukałamwzrokiemmoichprzyjaciółek,aleminęłasporachwila,zanimudałomisięje
odnaleźć.Tańczyłynieopodal,najwyraźniejstarającsięuniknąćkłótni.Noelleśmiałasię,
odrzucającwłosynaplecy,TiffanyobracałaPartięwokółswojejpodniesionejręki.Kiki
próbowałanauczyćConstancetańcawtaktmuzyki.Dobrzesiębawiły.Takjak
zamierzały.Aja…byłamnieszczęśliwa.

-Chciałamsiętylkodobrzebawićdziświeczorem-powiedziałamdoJosha,nagleczując
siębardzosłabo,-Kochamdę,alechcęmiećwłasneżycie.Niepowinnamstawaćprzed
takimwyborem.

-Ajednakjacięotoproszę-nalegałJosh.

Tosieniedziejenaprawdę.Niemożliwe,żebyJoshzmuszałmniedopodjęciatakiej
decyzji.

Przecieżniezmuszamnie.żebymznimzerwała.Żebymtojapowiedziałatesłowa-A
przecieżtoontakcholernieutrudniatęsytuację.Toniewporządku.Tozdecydowanienie
jestwporządku

-Niemogę-powiedziałam,cofającsię.Głowachwiałamisięzbokunabok,ajanadtym
niepanowałam.Unosiłamsięwoparachróżowychdrinkówzbąbelkami.-Nie

potrafię.

Joshspojrzałnamniezezdziwieniem.Najegotwarzymalowałasięrezygnacja.

-Wtakimraziemuszęjużiść.Bawsiędobrzezeswoimiprzyjaciółkami.

Wjegogłosiebyłotylejadu,awjegooczachtylegniewu.

kiedystałsietakizawzięty?Takikrytyczny?Jakmógłmówićżemniekocha,ateraz
patrzećnamnietakimwzrokiem?Iztakąłatwościąpoprostuodwrócićsięimnie
zostawić?

PochwiliJoshzniknąłwtłumie.Znówdotartadomnierozbrzmiewającawsalimuzyka.

Brzmiaławszędzie.Dookołamnie,wemnie,siłąwdzierałasięwkażdyzakamarek
mojegociała.

CzyżbyJoshwłaśniezemnązerwał?Czytowłaśniestałosięprzedchwilą?

Ktośprzyłożyłmiłokciemwtwarz.Ktośinnyuderzyłmniezbiodraiwpadłamnaplecy
jakiejśpuszystejdziewczyny.Natymparkiecietrzebasiębyłoruszaćwzgodzieze
wszystkimi,inaczejskutkimogłybyćopłakane.Całasalazaczęławirowaćmiprzed
oczami.

Naglepoczułam,żemuszęstądwyjść.Brakowałomipowietrza.Musiałamchwilę
pomyśleć.

Iprawdopodobniezwymiotować.Wyglądałonato,żeViennaraczejniewygrazakładu.

-Reed!Reed!

Sabinepodążaławmojąstronę.Niezauważyłamnawet,żeodeszła.j|

background image

-Przepraszam.Muszęwyjść-powiedziałam,chwytającjązaramiona,abyniestracić
równowagi.

-Poczekaj.Mamcośdlaciebie!Ktośmitodałiprosił,żebyciprzekazać-oznajmiła
podekscytowana.Wyrwałaramięzmojegouściskuipodałamizłożonąkarteczkęgestem
takim,jakbytobyłazłotakarta.

-Ktocitodał?-spytałam,próbującoddychaćmiarowo.CzyjaiJoshwłaśniesię
rozstaliśmy?Naprawdę?

-Niewiem!Jakaśdziewczyna.Miałanatwarzymaskę,jakwszyscy-odparłaSabine,
splatającdłonie.ZdecydowaniepodobałajejsiętajemniczaatmosferaDziedzictwa.-
Otwórz!

Rozłożyłamkarteczkę.Literybyłykoślawe,musiałamzmrużyćoczy,żebyodczytać
wiadomość.Byłakrótka:„Spotkajmysięnadachu”.

-Ooooo,jakaśintryga!-powiedziałapodnieconaSabinę.-Pójdziesz?

Pokójznówzawirował.Któradziewczynamogłabychciećspotkaćsięzemnąsamna
sam?Idlaczegoakuratnadachu?Odostatniejjesieninieprzepadałamzawysokością,ze
szczególnymuwzględnieniemdachów.Przycisnęłamdłońdoczoła.Ciałozaczynało
odmawiaćmiposłuszeństwa.Jakzawsze,kiedymiałamzwymiotować.

Dobra,możefaktycznielepiejbędziezaczerpnąćświeżegopowietrza.

-Tak,pójdę-powiedziałam.

Iuciekłam,zanimzdążyłamzwymiotowaćnabutySabinę.

background image

Koniec

Potykałamsięokolorowenamiotyrozstawionenadachu.Powietrzebyłorześkiei
chłodne.

Złapałamoddech.Wreszciemogłamzebraćmyśli.Wszystkopomałustawałosięjasne.
Jasnejaksłońce.

WłaśnierozstaliśmysięzJoshem.Zmusiłmniedodokonaniawyboru.Samuznał,że
wybrałamBillings.Zostawiłmnieiwyszedł.Jakmógłmitozrobić?

Ktośroześmiałsięwjednymznamiotów-iwtymmomencieocknęłamsię,
przypominającsobie,pocowłaściwietuprzyszłam.Rozglądającsiędookoła,dostrzegłam
kilkaparstojącychprzybarierkachipodziwiającychwidoki.Jakiśchłopakcałowałw
szyjędziewczynę,siedzącnakrawędzioknadachowego.Pozaniminiebyłotużywej
duszy.

Żadnychdziewczyn,któremogłybynamnieczekać.Porazkolejnyspojrzałamna
karteczkę.

Spotkajmysięnadachu.

Toniebyłopismodziewczyny.Zcałąpewnością.

Sercezaczęłomiwalićjakmłotem.Cosiętudzieje?Zrobiłamkilkachwiejnychkroków.
Pół

metradalejjakaśdziewczynajęknęławekstazie.Usłyszałamwystrzałkorkaodszampana.

Ktośwrzasnął.Odwróciłamsię,straciłamrównowagę,lecznagleczyjaśdłońchwyciła
mniezaramię.

Niemiałamnawetczasustawićoporu.Zostałamwciągniętadoczerwonegonamiotu.I
przygarniętadociepłego,twardegociała.

-Coty…

Głęboki,ciepływzrok.Piwneoczy.Chłopakzdjąłztwarzyczarnąmaskę.TobytDash.

-Jednaktujesteś-usłyszałamsamąsiebie.Wszystkoznówmizawirowałoprzedoczami.
Niepotrafiłamsięskupić.Czułamsięosłabiona.

-Obserwowałemcięcaływieczór.-DłonieDashaprzesunęłysiępomoichodkrytych
ramionach,ajegowzrokpomojejsylwetce.Potwarzywłosach,ramionach,piersiach,
biodrach,ażwreszcieDashspojrzałmiwoczy.-Niemogłemdłużejwytrzymać.
Musiałemciędotknąć.

-Dash…

Udałomisiędobyćzpiersizaledwiewestchnienie.Skurczonepłucaniepozwalałynanic
więcej.WzrokDashabyłtakintensywny.Takiprzenikliwy.Czyoncośbrał?Mającna
uwadze,gdziejesteśmy,byłotowysoceprawdopodobne.Aleniemiałamcałkowitej
pewności.Byćmożebyłamzbytpijana.Byćmoże,akuratwtejchwili,nicmnietonie
obchodziło.Wiedziałamtylko,żemiędzynamijestjeszczezadużopowietrza.Zbytduża

background image

odległość.Zaledwiekilkacali,alejednakzadużo.

-Reed,niemogę…Myślętylkootobie.Dłużejtakniemogę.Niepotrafię.Proszęcię.

Proszę…

Zbliżyłamsiędoniegojakweśnie.Nieumiałamsiępowstrzymać.Toniedobrze.To
bardzo,bardzoźle.Alebyliśmysami.AprzedemnąstałDashMcCafferty.Silny.
Przystojny.

Niewiarygodnieseksowny.AJoshIf!

Joshmniezostawił.Zostawiłmnietamsamą.Bolałomnieserce,chciałamzapomniećo
wszystkim,cosięprzedchwilązdarzyło.Zatracićsię.ZatracićsięwramionachDasha.

-Proszę…

Błagałmnie.Błagał,bymgoprzytuliła.DashMcCaffertybłagałmnie.

ToDziedzictwo.Wszystkomożesięwydarzyć.Inikt-nigdy-oniczym-sięniedowie.

-Cochceszzrobić,Dash?-szepnęłam.IwtedyDashmniepocałował.

Wszystkowemnieeksplodowało.Naglepoczułam,jakulatniasięcałamojasiła.
ZatraciłamsięwDashu.

Przytuliłmnie,jegosilneramionaotoczyłymojeplecyiuniosłymniewgórę.Tuliłkażdy
centymetrmojegociała.

Boże,nacomyczekaliśmy?Jakmogliśmytakdługosięopierać?Gdybymwiedziała,że
jegopocałunkitaksmakują,żemojeciałobędziedrżećzrozkoszy-całowałabymgojuż
wDriscollu.CałowałabymwVineyard.Całowałabymwzeszłymrokuiprzykażdej

nadarzającejsięokazji.

Dashdrżał.Wiedziałam,żeczujetosamocoja.Naszeciałapragnęłybyćrazem.Czućsię
nawzajem.Chcieliśmypodążyćzatymgłosemszaleństwa,niezważając,gdzienasono
doprowadzi.Dashcofałsięwkierunkuokrytegojedwabiemmateraca.Nieopierałamsię
anitrochę.

Kiedyodsunąłsięodemnie,zrobiłamkrokwjegokierunku,amojeustaszukałyjegoust.

-co…

Uśmiechnąłsię.Potempodniósłmniejakmałedziecko.Falbanysukniłaskotałymnie-
nawettowydałomisiępodniecające.GdyDashpołożyłmnienamateracu,chwyciłam
jegokurtkęipociągnęłamgozasobą.Chciałampoczućciężarjegociała.Poczućnasobie
każdycentymetrjegociała.

-Boże.Niemogłabyśbyćaniodrobinępiękniejsza…-wyszeptał,obsypującpocałunkami
mojąszyję.

Objęłamgoiznówposzukałamjegoust.Odtejchwiliwszystkopotoczyłosiębardzo
szybko.

Sukienkaprzestałamnieopinać,jegokurtkaznalazłasięnaziemi.Mojepiersiuwolniły
sięzestanika,koszulaDashaszybkozostałarozpięta.Obserwowałam,jakmojepalce

background image

wędrująwstronęsuwakajegospodni.Niemogłamuwierzyć,żetorobię|a!enie
potrafiłamsiępowstrzymać.Nieumiałam.Niedałamrady.Potrzebowałamgo.Teraz.

DrżącepalceDashapowolizbliżałysiędomoichpiersi.Westchnęłamzpodniecenia.
Gdzieśnazewnątrzktośkrzyknął.Rozległsiębrzęktłuczonegoszkła.Znówkrzyk.Ale
ledwozwróciłamnatouwagę.NiezwracałamuwaginanicopróczDasha,któregociało
poruszałosięnamnie.

Iwtedyktośgwałtownieodsunąłzasłonę.ZobaczyłamJo-sha.Wjegooczachdostrzegłam
olbrzymiepoczuciekrzywdy,szok,gniewizaskoczenie.

-Josh!AleJoshjużzniknął.

background image

Powszystkim

Coja,udiabła,robię?

OdepchnęłamDasha,zapięłamsuwakodsukienki,omalsięprzytymnieprzewracając.

Wyprostowałamsięinatychmiastwypadłamznamiotu.Dashcośzamnąkrzyknął,alenie
zrozumiałam,cochciałmipowiedzieć.Dachiwszystkiekolorywirowałydookołamnie,
kiedypróbowałamznaleźćJosha.

Nie.Nie.Nie.

Miałamwrażeniejakbyktośwbijałmiwserceostrykawałekloduikręciłnimtowjedną,
towdrugąstronę.Czułamuciskwżołądku.Niemogłamzłapaćtchu.Sprawanie
wyglądaładobrze.Odwróciłamsięizwymiotowałam.Prostonaczyściuteńkądotejpory
szybęwokniedachowym.

-Ofuj,aleświnia!

-Paskudztwo’

Przetarłamdłoniąusta.Łzypociekłymipopoliczkach.Niemożliwe,żebymbyłaażtak
pijana.Próbowałamsobieprzypomnieć,ilewsumiewypiłamróżowychdrinków.Możeze
trzy.Amożecztery.Nobochybaniepięć?Itonapełnyżołądek.Amimotonie
potrafiłamsięwziąćwgarść.Mojemyśliwirowałyiledwodałamradęustaćnanogach.
Cosięzemnądzieje?

Potemusłyszałamczyjeśkrzykiirozejrzałamsię,ściskającdłońmigłowę.Josh
przedzierał

sięprzeztłum,dodrzwi,dośrodka.Jeszczeniebyłozapóźno.

-Josh!Josh!Zaczekaj!

Potknęłamsięofalbanymojejsukienki,ruszajączanim,poczymzebrałamsuknię,
chwyciłamjąwdłoń,żebyłatwiejmibyłobiec.Kilkakrokówwdółposchodachnapiąte
piętro.Potykającsię.Chwytającsięporęczy.Wszystkodookoławirowało.Wszystkobyło
zamazane.Dookołapełnoludzi-opieralisięościany,byłoimsłabo,leżelinapodłodze,
cału-jącsię,rozmawiali,piliipalili.Wszystkobyłojakieśkoślawe.Wszystkonietak.Ale
zauważyłam,jakJoshbiegniekrętymischodamiwdół.Obijającsięościanykorytarza,
próbowałampobieczanim.

Ledworuszyłamposchodach,żołądekznówdałmiosobieznać.Spojrzałamwdół-pode
mnąfalowałyczterypiętrapełneimprezowiczów.Zapowiadałosię,żeniczegonie
podejrzewającytancerzzostaniepotraktowanykolejnąfaląwymiotów.Wstrzymałam
oddech,zasłoniłamustaibiegłamdalejprzedsiebie.NaszczęścieJoshzmierzałtylkona
czwartepię-

tro.Chwiejnymkrokiemzeszłamzostatniegoschodkaidelikatniezaczerpnęłam
powietrza.

Alezamiastpowietrzapoczułamdymztrawki-napiętrzezebrałasięgrupkamłodzieży,

background image

pociągającrozmaitefajkiwodne.Mimotopoczułamsiętrochęlepiej.Ruszyłamdo
przoduichwyciłamJoshazaramię.

-Josh;proszęcię.Proszę!Musimyporozmawiać!

Odwróciłsięispojrzałnamnie.Wjegooczachdostrzegłamtylkopolitowanie!
obrzydzenie.

Wyciągnęłamdoniegoręce,alecofnąłsię.Musiałamsięoprzećościanę,żebynieupaść.

-Doprowadziłaśsiędokoszmarnegostanu-stwierdził.-Wiem.AleJosh.Janie…Nie
wiedziałam…

Conibymiałammupowiedzieć?Jakmogłamwyjaśnićto,czegobyłświadkiem?Miałam
mętlikwgłowie.Byłampodniecona.Zdesperowana.Przedewszystkimchciałam,żeby
przestałtaknamniepatrzeć.Chciałam,żebyspojrzałnamnietak,jakpatrzyłwlesie.Tak
jakwtedy,kiedyporazpierwszypowiedział,żemniekochał.Chciałam,żebybyłomiędzy
namitakjakdawniej.Bardzotegochciałam.

-Wróciłem,żebycięprzeprosić-powiedziałzimnoJosh.-Chciałemcipowiedzieć,żeto,
comówiłemwcześniej,byłobłędem.Żeczujęsięwinny.Icozobaczyłem?Znalazłemcię
nawpółnagą,baraszkującązjednymzmoichnajlepszychprzyjaciół!

Ostatniesłowawykrzyczałtakgłośno,żeskuliłamsię,akilkaosóbpalącychobokfajkę
wodnązaśmiałosię.

-Wyluzuj,chłopie.ToprzecieżDziedzictwo-powiedziałjedenznich.

-Josh,proszęcię.Niemiałampojęcia,cosięzemnądzieje.Czuję,że…Janie…

-Niesądziłaś,żektościęprzyłapie?-rzuciłmiprostowtwarz.-Nocóż,nieudałosię.I
żebyśmysiędobrzezrozumieli:znamikoniec.Powszystkim.Anapożegnaniedodam,iż
niechcęcięwięcejwidzieć.Żegnaj,Reed.

Odwróciłsię,odpychającnabokjakiegośchłopaka,poczympuściłsiępędemprzed
siebie.

-Josh!-Łzypopłynęłymizoczustrumieniem.Potykającsię,ruszyłamzanim.-Josh,nie!

Proszę!Niemożesz…

Aleonbiegłzbytszybko,żebymwtymstaniemogłagodogonić.Zbiegłposchodachi
tylegowidziałam.

-OmójBoże!OBoże!OBoże!-Oddychałamgłęboko.Niemogłamjednakztapaćtchu.

Przycisnęłamtwarzdochłodnejściany,poczymprzylgnęłamdoniejcałymciałem.Josh
odszedł.Terazjużnaprawdę,nazawsze.

Dookołamniestaliimprezowicze.Śmialisię.Rozmawiali,krzyczeli,miotalisię,palili,
całowalisię,tańczyli,obmacywalisięipili.AJoshodszedł.Naprawdę.Nazawsze.

Nigdynieczułamtakiegobólu,jakiterazopanowałmojąklatkępiersiową,żołądek,
płuca…Inagledotartodomnie,żeniepotrafiężyćbezJosha.Zamknęłamoczy.
Chciałamstłumićtenpotwornyból.Zapaśćsiępodziemięipozostaćtamdokońcażycia.
W

background image

Iwtedyktośsięzaśmiał.Momentalnieotwarłamoczy,apoplecachprzebiegłmizimny
dreszcz.Znałamtenśmiech.TośmiechCheyenne.

Ktośotarłsięomnie.Zebrałamsięwsobieiodwróciłam.Wszystkodookołaznówstało
sięzamazane,aletymrazembyłamnatoprzygotowana.Zamknęłamoczy,wzięłam
głębokioddechipochwiliznówrozejrzałamsiędookoła.Stałatam.Tobyłaona.Wrazz
trzemainnymidziewczynamiprzeciskałasiękorytarzemprzeznaćpanytłum.Śmiałasię.
Poznałamtenśmiech.Jejwłosy.Uśmiech.Figurę.Jejpodbródekpodróżowąmaskąz
cekinami.Miałanasobiezwiewnąbiałąsuknięprzewiązanąróżowympaskiem.Różowy-
ulubionykolorCheyenne.Położyładłońnaplecachjednejzdziewczyniwszystkierazem
ruszyłyprzedsiebie.Zadwiesekundyzniknąwśródgości.

ZapomniałamoJoshu.Musiałam.WtejchwiliJoshprzestałsięliczyć.Musiałamsię
dowiedzieć,cosięwłaściwiedzieje.CzyCheyenneżyje?Czytojazwariowałam?Może
mamhalucynacje?Omamy?Nie.Niemożliwe.Onatambyła.Wgłowiezaczęłomi
dudnić.Nieumiałamzebraćmyśli.Alemusiałampoznaćprawdę.Musiałammieć
pewność.

-Czekaj!Cheyenne!Czekaj!-krzyknęłam.

Niezatrzymałysię.Nawetniespojrzałyzasiebiej|

-Nie!Zaczekaj!Wracaj!

Podążyłamzanimi.Potknęłamsięoczyjąśnogę.Chwyciłamsięporęczy.Znówdobiegł
mniejejśmiech.Mimożepodłogazdawałasięfalowaćpodmoimistopami,szłamdalej.

-Cheyenne!Zaczekaj!Dlaczegotorobisz?Proszę,zatrzymajsię!

Mimodymu,potuigorącazauważyłam,jakCheyenneprzytulajednązeswoich
przyjaciółek,poczym,schylającsię,wchodzidopokojunakońcukorytarza.Świetnie!
Jestsama.Terazminieucieknie.Adrenalinauderzyłamidogłowy,odepchnęłamparę
chichoczącychdziewcząt,kopnęłamgościawmasceGeorge’aW.Busha,którypróbował
mniezatrzymać,anastępnieruszyłamwstronędrzwi.

Sercepodeszłomidogardła,kiedywchodziłamdopokoju.Odwróciłamsięizamknęłam
zasobądrzwi.Czekałam,ażmójmózgprzestaniewywijaćfikołki.Zaczerpnęłam
powietrza.Z

przerażeniemrozejrzałamsiędookoła.Opanowałmnieirracjonalnystrach,który
przeniknął

mniedogłębi.Poczułamciarki.Ilękprzedmściwymiduchami,zjawamiiżywymi
trupami.

Stałamjakskamieniała,alepokonałamtouczucieirozejrzałamsię.

Pokójbyłpusty.

Najlepszeprzyjaciółki?

Zaczynałamwariować.Nakońcukorytarzaniebyłoinnychdrzwi.Mogłabymprzysiąc,że
Cheyennewchodziładotegopokoju.Ajednak…Pusto.

Wtedysięrozpłakałam.Poomackudotarłamdoolbrzymiegołożastojącegonaśrodku

background image

pokoju.Drżałam,trzymającsięzabrzuch.Ztrudemstarałamsięoddychać.Płakałamtak,
jaknigdywcześniejniepłakałamzpowoduCheyenne.Takjaknigdyniepłakałamz
powoduThomasa.Dzisiejszejnocyumarłocośważniejszego.Mojeserce.Mojamiłość.
Mojaprzyszłość.

Wiem,toegoistyczne,aletaksięczułam.Ikiedytodomniedotarło,zwinęłamsięw
kłębekipłakałamjeszczeprzezchwilę,myślącoludziach,którychstraciłam.Otym,że
zginęlizupełniebezsensu.Iotym,żeoddałabymwszystko,żebywrócili.

Wciąguostatnichtygodniudawałomisięoderwaćodponurychmyśli,boznajdowałam
sobieróżnezajęcia.Mojaprezesura,Dziedzictwo,anawetszkołaiDash.Aleteraznicjuż
niestałoimnadrodze.Byłtylkotenpustypokój.Iciężar,którytakbardzomnie
przytłaczał.

Niewiem,jakdługoleżałamzwiniętanaczerwonejkołdrze,płaczącwłóżkoobcego
człowieka.Pochwilisięuspokoiłam.Zdałamsobiesprawę,żejestemwykończona.
Potrzebowałamchusteczekhigienicznych,aspirynyisnu.Chciałamprzeczekaćtudorana.

Podniosłamsięiporazpierwszyuważnieprzyjrzałamsiępokojowi.Obokłóżkastała
szafkanocna,ananiejlampkaikilkanumerówpism„Paper”i„Nylon”.Chusteczeknie
było.

Zeszłamzłóżka,otwarłamdrzwiczkiodszafki.Ześrodkawypadłytrzyalbumyze
zdjęciami.

Jedenznichupadłtużpodmojestopyiotworzyłsię.

Sercenachwilęprzestałomibić.Naśrodkustronywidniałoduże,błyszczącezdjęcie
przedstawiająceIvySladeiChe-yenneMartin.

Byłybardzomłode-mogłymiećmożetrzynaścielat.Cheyennemiałanazębachaparat,a
Ivyokularynanosie.Obiebyłyśliczne.Piękne,uśmiechnięteitakieświeże.Obejmowały
sięramionami,każdatrzymaławrękurakietętenisową.Podspodemktośnapisał:
„CheyenneiIvy,mistrzyniedebla!”.

Zaschłomiwgardle,więczaczęłamkaszleć.Usiadłamnałóżkuijeszczerazrozejrzałam
siędookoła.Całąścianęnawprostmniepokrywałkolaż-rozmaitesłowaiobrazy.
Niektórewyciętezmagazynów,innewydrukowanenapapierzezdjęciowym,ajeszcze
inne-nacienkimpapierzegazetowym.Fragmentyobrazów-usta,aleniecałetwarze;
płatki,leczniekwiaty;skrzydła,alenieptaki;chmury,leczniecałeniebo.Aletonieten
rażącymelanżzmroziłmikrewwżyłach.Przeraziłomniejednosłowo,napisane
czerwonąfarbą,wielkimiliteraminasamymśrodkuplątaninywycinków:

IVY.TobyłpokójIvy.Byłamwjejpokoju,AIvymiałazdjęciaCheyenne.

Drżącąrękąprzewróciłamstronęwalbumie.Zobaczyłamkilkamniejszychfotografii,
którychtematemprzewodnimnadalbyłapara:IvyiCheyenne.Zkażdegozdjęciapatrzyły
namniedwiedziewczyny.Cheyenne,starszaijużbezaparatunazębach,trzymającasię
dziobułodzi.

IvyiCheyenne,wwiekuczternastu,możepiętnastulat,próbującejazdynanartach
wodnychIvyiCheyennewstrojachwieczorowych,

background image

mocnoprzytulone,każdaznogąodchylonądotyłu.“JaiChenaregatach””Ivy+
Cheyenne

=NajlepszePrzyjaciółki””JaiChe,pierwszydzieńwEaston!”IvyiCheyenne.
WszędzieIvyiCheyenne.Toniemiałosensu.CheyenneiIvynieznosiłysię.KiedyRose
iPortiazaproponowałyżebyprzyjąćIvydoBillings,Chayenneomałoniezagotowałasię
zezłości.

AIvyprzecieżnienawidziłanaswszystkich,anajbardziejCheyenne.Szydziłazniej,
kiedytylkowrozmowiepadałojejimię.Ateraznagledowiadujęsię,żebyłynajlepszymi
przyjaciółkami?

Zatrzasnęłamalbum,trzęsącsięzezłości.Kłamstwa.Towszystkobyłykłamstwa.Same
sekrety.Zupełniejakwze-szłymroku,kiedydoskonaływkażdymcaluThomasokazałsię
dileremnarkotyków,aprzesłodkaAriana-oszalałązmiłościmorderczynią.Natasha
potajemniespotykałasięzLeanne’emShore,aTaylorzniknęławśrodkunocy,niezo-
stawijąćżadnegowyjaśnienia,inigdyjużniewróciła.Tenświattopowtarzanewkółkote
samehistorie.Chodziłotylkooto,coujdziecinasucho.Kogoudasięoszukać.Czy
ktokolwiekwogólebyłzemnąszczery?CzyistniałowEastonjakieśprawozakazujące
szczerości?Czywszyscydookoła

przechodzilijakiśtajemniczykursoszustwa,októrymjanicniewiedziałam?

NagleprzedoczamistanęłamizmartwionainieszczęśliwatwarzJosha.Zaśmiałamsię
gorzko.Samajesteśhipo-krytką,Reed.Niemusiałamchodzićnażadenkursoszustwa.W

końcucorobiłamodpoczątkutegoroku?FlirtowałamzDashem,okłamywałamJoshai
Noelle.PostępowałamdokładnietaksamojakcałaresztaUoshmiałrację.Stałamsięjedną
znich.

Wepchnęłamalbumyzpowrotemdoszafkiiwstałamzłóżka.Dosyćtego.Koniec.Koniec
zkłamstwami.ZnajdęNoelleiopowiemjejotym,cosięwydarzyło.ODashu.Powiem,
żecośdoniegoczuję.Nieważne,żeteuczucianiesądlamniedokońcajasne.Przyznam
siędowszystkiegoiponiosękonsekwencje.Noellesięwścieknie,tegomogłambyć
pewna,alewtejchwilibyłomijużwszystkojedno.

Miałamjużdosyćkłamstw.Zamierzałamcośztymzrobić.

Dobrewieści

-Noelle!Noelie!

Noeliegadałazdziewczyną,którejnigdywcześniejniewidziałam.Dziewczynabyła
wysokaiszczupła,miałarudewłosyibyłowmejcośkrólewskiego.Gdydonich
podbiegłam,Noelleomałoniezakrztusiłasięzielonymjabłkowymmartini.

-Reed!Cosięstało?Wyglądaszokropnie!-powiedziałanapowitanie.

Szczupładziewczynarzuciłamiprzelotne,pełneobrzydzeniaspojrzenie,jakbymwłaśnie
ześliznęłasięzpokładukutrarybackiego.Poczymodeszła,szybkoidyskretnie.

-Wiem-odpadam,starającsięzignorowaćsyrenęalarmowąwyjącąwmojejgłowie.
Alarmostrzegałmnie.żetoniejestdobrypian.Żetozłypomysł,żejeślipowiemNoelle
prawdętojestemjużtrupem.Aleniemiałotojużznaczenia.Niemiałonajmniejszego

background image

znaczenia.Ważnabyłatylkoprawda.

-Posłuchaj,Noelie,muszęztobąporozmawiać.Teraz.

Chwyciłamjązaramionaipociągnęłampodścianę.

-Ranyboskie,Reed,ocochodzi?-zapytałaNoelle.Uderzyłomnieniespokojne
spojrzeniejejpiwnychoczu.

-Ja…

-Czekaj!Najpierwdobrewieści!-Łyknęładrinkaiodstawiłakieliszeknanajbliższy
stolik.

-Maszjakieśdobrewieści?-wyjąkałamsłabo.Bonus.Możejejdobrewieścizłagodzą
uderzeniemoje]bronimasowegorażenia.

-Znakomite!-powiedziała,chwytającmniezarękę-Dashijaznówjesteśmyrazem!

Wtymmomencieświatprzestałwirować.

Zerododwóch

Kiedytosięstało?Kiedy?Kiedy?

Przezresztęnocypowtarzałamsobiewduchutopytanie.

Siedziałamnaszezlonguiczekałam,ażmojeprzyjaciółkiskończąradosnąpopijawę…

Kiedy?

Marzłam,czekającnanasząlimuzynę,którajechałanaczeledługiegosznura
samochodów.

Kiedy?

Siedziałamnaaksamitnymsiedzeniulimuzyny,zgłowąGage’anakolanach,podczasgdy
NoelleiPortiamalowałyjegozaspanątwarzszminką,tuszemdorzęsibronzerem…
Kiedy?

KiedyNoelleiDashpostanowili,żeznówbędąrazem?Czystałosięto,zanimmnie
dopadł,zanimmniepocałował?Zanimmnieobmacywał,kładłnamateracuitymsamym
pomógłmizłamaćJoshowiserce?Czypóźniej?

Cobyłobygorsze?

Jeżelistałosiętoprzedtymwszystkim,toDashbyłdupkiem.Dupkiem,którymnie
wykorzystałizdradziłswojądziewczynę.

Jeślipotem,todlaczegowróciłdoNoelle?Czyuznał,żenie

chcebyćzemną?Czytodotykmojegociaławepchnąłgozpowrotemwjejramiona?A
możepomyślał,żetojaniechcęznimbyć,bopobiegłamzaJoshem?Czyteżmożeod
początkuzamierzałwrócićdoNoelle,aleprzedtemchciałjeszczezemnąpobaraszkować?

Znówzebrałomisięnawymioty.Tylkożetymrazemzwymiotowałabymprostonatwarz
nieprzytomnegoCage’a.

-Reed,uśmiechproszę!

background image

Podniosłamwzrok.Noelletrzymałanamoichkolanachwymalowanąjakuklaunatwarz
Gage’a,podczasgdyTiffanyustawiałaaparat.Oślepiłmniebłysklampy.Wszyscysięro-
ześmiali.Odwróciłamsiędookna,obserwującfioletoweplamyprzesuwającesięprzed
moimioczami.

-Wżyciumnietakniktniecałował!§SabinęzwierzałasięConstance.-Anawetnie
widziałamjegotwarzy!Czywszyscyamerykańscychłopcytakcałują?

-WypróbujnaCage’u!-zażartowałaNoelle,

Śmiech.Towarzystwocałyczasświetniesiębawiło.Ciąglebylinabuzowani,ciąglepełni
energii.Dziedzictwoimsięudało.

Aja…Straciłamichłopaka,ikogoś,ktomógłnimzostać,awszystkowciągujednejnocy.

MójwynikDziedzictwa-zerododwóch.Wprzyszłymrokuzostajęwdomu.

background image

Warto

WdrodzepowrotnejtuneldoGwendolynHallwydawałsięjeszczewęższyniżwcześniej.

Ciaśniejszy,zimniejszyistrasznieduszny.Zupełniejaknawycieczce,kiedywjedną
stronęidziesięszybko,apotemwydajesię,żepowróttrwacałewieki.Chciałamjuż
stamtądwyjść,miałamwrażenie,żetunelnigdysięnieskończy.Noistałosię.

Ktośzprzoduzacząłkaszleć.Niemalwtejsamejchwilidymwypełniłmipłuca.Tym
razemniebyłtodymztrawki,aleprawdziwy,gęsty,czarny,dławiącydym.

-Zawracać!Hej,tamztyłu,zawracać!-krzyknąłktoś.

Rozległsięczyjśprzeraźliwywrzask.Odwróciłamsię.Constance,którawcześniejszła
przedemną,aterazzamną,wpadłaminaplecy.Potknęłamsięiwpadłamzkoleina
Vienne,któraprzewróciłasięnaziemię.Wszyscyzaczęlibiecnaoślep,wzajemniesię
tratując.Krewpulsowałamiwżytach,awokółmnierosłapanika.Wszyscyumrzemy.
Stratujemysię,udusi-myiumrzemy.

-Stać!-krzyknęłapełnymgłosemNoelle.Szłaterazkawałekzamną,dzieliłonaskilka
osób.

PrzedtemNoelleszłanaczelegrupy.-Uspokujciesięwszyscy!-powiedziaławładczym
tonemNiktsięnieruszył.-Aterazpozbierajciesię.

PomogłamwstaćViennie.Dymstawałsięcorazgęstszy.Viennapłakała.

-Aterazzakryjcieczymśnosyiustaiwracamy.Idźcieszybko,aleidźcie,niebiegnijcie-

mówiłaNoelle.~Dowyjściajużniedaleko.

Podniosłamsukniędogóry,zasłaniającniątwarz.Próbowałamoddychać.Vienna
chwyciłamniezarękęspoconymipalcami.Szłaprzedsiebie.Ktośwtuneluszeptem
odmawiał

modlitwy.Podejrzewam,żekiedyludziezwyższychsfersąprzerażeniizagrożeni,stają
sięreligijni.

Wkrótcedymzacząłsięprzerzedzaćinerwowaatmosferaniecosięuspokoiła.Kiedy
wreszciewyszłamnaświeżepowietrze,poczułamtakąulgę,żeniemogłamsięruszyćz
miejsca.

-Cotobyło?-spytałaTiffany,kiedyPortiaiNoelle,idącejakoostatnie,wynurzyłysięz
tunelu.Naichtwarzachwidniałyczarnesmugi.-Portiaschyliłasię,próbujączwalczyć
atakkaszlu.Rosepodeszła,byjejpomóc.Wyglądałonato,żenawdychałysięnajwięcej
dymuznaswszystkich.

-Samaniewiem-powiedziałaNoelle.-Alechybatrzebabędziewrócićiprzejśćprzez
głównąbramę.

Całetowarzystwoogarnęłaponurarezygnacja.Tobyłoto.Jeśliprzejdziemyprzezbramę,
obokstrażnikówikamer,będziemyzałatwieninacacy.Spojrzałamnawszystkich.
Miałamnadzieję,żecałaimprezabyładlanichtegowarta.

background image

Dlamniezdecydowanienie.

Mojeprzekleństwo

Strażnikwpuściłnasdokampusu.Niebytzaskoczonynaszymwidokiem.Poprostuskinął

głową,nacisnąłbrzęczyk,byotworzyćbramę,iobserwował,jakciężkimkrokiem
wchodzimydośrodkawbrudnych,poplamionychsadząipodartychstrojach.Drogana
wzgórzeokazałasięniezwyklemęcząca.Ci,cobyliwlepszejformie,musielipomagać
tympółprzytomnymwejśćnaszczytstromejścieżki.Wszyscyzaśtruchlelizprzerażenia
namyślotym,coczekanasnamiejscu.Ktomógłwiedzieć,cotamzastaniemy?Ktomógł
przewidzieć,czynasnatychmiastniewydalązeszkoły?Apozatym,jakrozległybył
pożar?Czykomuścośsięstało?JadodatkowomartwiłamsięoJosha-gdziemógłteraz
być?Czypróbowałwrócićtąsamądrogą?Czynicmusięniestało?Czykiedykolwiek
jeszczebędzieChciałzemnąrozmawiać?

Gdywkońcudotarliśmydopierwszegokręguinternatów,niebozaczynałojużróżowieć.
Niemogliśmynawetmiećnadzieinapowrótpodosłonąnocy,niedałosięjużodwlec
tego,conieuniknione.Byliśmyskończeni.

Wtedyujrzeliśmyczarnąchmurędymuunoszącąsięnaddrzewami.

-ToGwendolynHall-ponuropowiedziałaRose.Wiedzieliśmy,żemarację.Oczywiście,
żewiedzieliśmy.Alektośmusiałtopowiedziećnagłos.-Idziemy-rozkazałaNoelle.

OkrążyliśmyBradwelliweszliśmynadziedziniec.Niktniepróbowałsięchować,ociągać
aniprzemykaćchyłkiem.Strażnikmiałnasnanagraniu.Mogliśmywięctrzymaćsię
razem.

Wprzeciwieństwiedoinnychtragedii,którychdoświadczyłamwkampusie,temu
zdarzeniunietowarzyszyłtłumuczniów.Tylkonauczyciele,strażacy,policjai
sanitariusze.Uczniomnajwyraźniejrozkazanozostaćwpokojach,alewoknachwidać
byłoprzyglądającenamsięzgóryprzyciśniętedoszybtwarze.

Czterywozystrażackiestałyzaparkowaneprzedtym,copozostałozGwendolynHall.W

trawiesterczałypaskudne,wyszczerbionewieżyczki,adookołaścieżekiskwerówwidać
byłobłotoikurz.Jedenzestrażakówwciążpolewałwodątlącesięzgliszcza.Wszędzie
poniewierałysiępoczerniałekamienie,pokruszonazaprawa,osmalonegałęziei
potłuczoneszkło.Górakamieni.GwendolynHall,pierwszybudynekszkolnyEaston,
najstarszyobiektwkampusie,zakończyłswójżywot.

Tomydotegodoprowadziliśmy.Tonaszawina.Ktozapalaogieńwpiwnicystarego
budynku,wktórejstojąsetkiwiekowychdrewnianychbiurek?Przecieżtakieprzedmioty
sąłatwopalne.Wystarczyjednaiskra,żebysięzajęły.Jednazapał-ka|pedenżarzącysię
joint.

Wystarczy.

SpaliliśmyGwendolynHall.

KilkupolicjantówprzesunęłosięiujrzałamdyrektoraCromwella.Miałnasobiegarnituri
krawat.Ponurokiwał

głową,słuchająctego,comiałmudopowiedzeniajedenze

background image

strażaków.

Comyśmynarobili?Cojdnarobiłam?

-Powinniśmysięstądzabierać-powiedziałLance.

Miałrację.Niktnasdotądniezauważył.Alewtymmomencie,zupełniejakbygłos
Lance’adotarłdouszuCromwella,dyrektorpodniósłgłowęispojrzałwprostnanas.Na
jegotwarzymalowałsiępotwornygniew.Jegowściekłespojrzenieprzeszyłomnieażdo
szpikukości.

-Onwie-rzuciłGage.Byłjeszczepijany,dlategomówiłnagłosto,oczymdawno
wszyscyjużwiedzieli.-Ocholera,onjużwie.

OdruchowospojrzałamnaNoelle.Stałabezruchu.Ponuro,alespokojnie.Wszyscy
pozostaliczłonkowienaszejbrudnej,przemoczonejdrużynypatrzylinamnie.Cofnęlisię.
Wtedymiałamjużpewność.Tojamiałamponieśćkonsekwencje.Wszystkospadniena
mnie.

Powinnambyłatoprzewidzieć.Powinnamwiedziećtoodpoczątku.Zaszczytnytytuł
prezesaBillingstowistocieprzekleństwo.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Brian Kate Reed Brennan 02 Impreza zamknięta
Brian Kate Reed Brennan 05 W wąskim gronie
Brian Kate Reed Brennan 05 W wÄ…skim gronie
Brian Kate Reed Brennan 05 W wąskim gronie
Reed Brennan 02 Impreza zamknięta
Dialog ekumeniczny musi trwać
Brian Kate (Scott Kieran) Idealny chłopak
Scott Kieran (Brian Kate) Megan przewodnik po chłopcach
06 Wszystko musi mieć początek
Scott Kieran (Brian Kate) Idealny chłopak
Brian Kate Megan Przewodnik Po Chłopcach
Brian Kate (Scott Kieran) Księżniczka i żebraczka
Brian Kate Megan Przewodnik Po Chłopcach CAŁOŚĆ
Scott Kieran (Brian Kate) Megan przewodnik po chłopcach
Scott Kieran (Brian Kate) Klub niewiniątek
Reisch Kathy Temperance Brennan 06 Nagie kosci
Programowanie imprez turystycznych 03.06.2011, GWSH, programowanie imprez turystycznych
KALENDARZ IMPREZ PTT OSTROWIEC 30 09 2017 24 06
Nora Roberts Stanislaski 06 Considering Kate

więcej podobnych podstron