R
ozdział 22 - Andrea
Pierwszy oddech, którego świadomie wyczułam, powodował palący
ból w piersi i żebrach. Bolało tak bardzo, że natychmiast próbowałam
otworzyć moje zaklejone oczy. Skrzywiłam się, gdy uderzyło mnie
ostre światło górnych świetlówek, próbując podnieść rękę, by osłonić
oczy przed światłem. Ale moje ramię było ciężkie jak ołów.
Unieruchomiona
. Musiałam usiąść. Ale jak tylko spróbowałam, ostry
ból
przeszył mi brzuch i sprawił, że zaczęłam ciężko oddychać. Ok.
Wtedy po prostu się nie poruszyłam.
C
ień zbliżył się do łóżka. Zamrugałam, a mroczna sylwetka nabrała
kształtu. Tata. Ojciec pochylił się nade mną. Cienie pod jego oczyma.
Głębokie zmarszczki otaczały jego usta. Jego brązowe włosy były
całkowicie potargane, jakby przeczesywał je niezliczoną ilość razy
palcami. Nie golił się. Kiedy ostatni raz widziałam go nieogolonego?
To
, musiało być wtedy, kiedy ... kiedy wciąż pił.
O mój boże.
Wypiłam i ...
-
Kochanie, obudziłaś się?- Tata usiadł na skraju łóżka. Zauważyłam, że
jego koszula była pomarszczona, podobnie jak spodnie. W
rzeczywistości mój ojciec wyglądał ogólnie źle. -Andrea?
Z trudem odkle
ijałam język od podniebienia. -Tak.
N
a chwilę zamknął oczy i wziął głęboki oddech. -Spałaś więcej niż
jeden dzień. Wiem, że to normalne dla takich urazów, ale nie
chciałem opuszczać pokoju, dopóki nie otworzysz oczu. Twoja matka
poczuje się okropnie, ponieważ właśnie wyszła, żeby nam przynieść
coś do jedzenia. Czy cierpisz?
Ból? Wszystko boli -
mój brzuch i moja głowa, nawet moja ręka. Moje
oczy przesunęły się na moją prawą rękę. Przypuszczalnie za to
odpowiedzialna była ogromna, przerażająca igła infuzyjna.
-Urazy?-
Zaskrzeczałam.
Tata wyciągnął rękę i złapał mnie za lewą rękę chłodnymi palcami.
D
elikatnie ją ścisnął. -Zraniłaś swoją głowę całkiem nieźle.
Wstrząśnienie mózgu. I to nie jest twoja jedyna szkoda...
Ponownie ścisnął moją dłoń. -Miałaś pęknięcie śledziony. Musieli
usunąć narząd i potrzebowałaś transfuzji krwi. Bez śledziony nie
będzie tak łatwo w przyszłości, jak to było do tej pory. Problemy w
zwalczaniu infekcji i ...
Ciągle mówił, ale już go nie słuchałam. Moja śledziona zniknęła i była
już przeszłością. Transfuzja krwi? Wstrząs? Moje myśli wystrzeliły z
powrotem do samochodu, na kilka sekund przed tym, jak usłyszałam,
jak metal pęka i pęka.
-
Czy kogoś zabiłam?- Wyrzuciłam, ignorując ból w gardle. -Czy kogoś
skrzywdziłam?
Tato przerwał i wpatrywał się we mnie tak długo, że ogarnęła mnie
panika.
-
O mój Boże,- wykrzyczałam. -Staranowałam kogoś? Zrobiłam to? O
Boże, nie mogę ...
-Nikogo nie
skrzywdziłaś, Andrea.- Przełknął głośno, patrząc na mnie.
-
Pojechałaś w barierkę na 459.
U
lga trwała tylko chwilę. Nikogo nie skrzywdziłam. To było dobre. Ale
mo
głabym kogoś skrzywdzić. O Boże, mogłabym kogoś zabić.
-
Oni zrobili badanie krwi. Przekroczyłaś dozwolony limit -
kontynuował. Jego głos był szorstki, łamliwy. -Jechałaś po alkoholu.
Nacisk w mojej klatce piersiowej nasilił się, gdy jego słowa dotarły do
mojego umysłu, przebiły moje zamieszanie i zakorzeniły się w moim
mózgu. Wypiłam i tak pojechałam. Kiedykolwiek to robiłam? Nigdy.
Zawsze czekałam co najmniej godzinę, zanim wsiadłam do
samochodu. Zawsze zwracałam na to uwagę.
O mój boże.
Tata puścił moją dłoń, a jego oczy rzuciły się na zasłony przed oknem.
-
Zawiodłem cię.
To, co powiedział, uderzyło mnie głęboko. -Tato, nie zawiodłeś mnie.
To ... to tylko ja. Ja ... zrobiłam to. -Prawdziwe słowa nigdy nie zostały
wypowiedziane. -
Zrobiłam to.
Pokręcił głową. -Twoja matka i ja, nawet twój brat, wiedzieliśmy, że
pijesz. Powiedzieliśmy sobie, że nie było tak źle. Że nie jesteś taka jak
ja. Że nie stałabyś się taka jak ja. Myliłem się. -Przeszukał moje oczy i
zobaczyłam, jak szkliste są jego oczy. -Myliłem się. Ale nie pozwolę ci
się upodobnić do mnie.
Ciśnienie w klatce piersiowej było coraz gorsze i ciężko mi było
oddychać. W tle usłyszałam, że monitor pika szybciej. To nie był tylko
alkohol, chciałam krzyczeć, ale nie miałam słów.
-
Właśnie dlatego zamierzam działać teraz- kontynuował. -Jak tylko
wyzdrowiejesz wystarczająco, aby opuścić szpital, będziesz szukała
leczenia. To nie jest do dyskusji. Jeśli powiesz "nie" lub "zaprzeczysz
mi w tej kwestii" -
odezwał się jego głos, a jego ramiona zadrżały -
odetnę ci wszelkie wsparcie finansowe.
Ledwo mogłam oddychać. Nie dlatego, że moja rodzina zmusiła mnie
do terapii. Nie dlatego, że zostałam wybrana. Nie. Ledwo mogłam
odetchnąć, ponieważ podjęłam taką lekkomyślną, nieodpowiedzialną
decyzję. Nie tylko jeden, ale niezliczone głupie decyzje, które ułożyły
się przede mną. Mogłabym kogoś skrzywdzić - zabić kogoś. Nie
chodziło już tylko o mnie. To ... ta rzecz wymknęła się spod kontroli.
-Czy rozumiesz?
Rozumiałam go absolutnie.
Zanim opuściłam bar, zdałam sobie sprawę, że potrzebuję zmiany. Ta
realizacja była teraz wyraźniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Nie
walczyłabym z terapią. Nie ma mowy. Spojrzałam w niebieskie oczy
mojego ojca, a potem jego twarz zamazała się.
-Tato...-
Łzy ciekły mi po policzkach i płonęły na zadrapaniach na
mojej twarzy. -
Coś jest ze mną nie tak.
-
Jestem z ciebie naprawdę dumna.
Odwróciłam wzrok od Syd przycupniętej na skraju mojego łóżka.
Minął jeden dzień od kiedy obudziłam się w szpitalu. Wciąż
odczu
wałam silny ból.
-Powinna
ś ... nie być ze mnie dumna.
-Dlaczego nie?
Wpatrywałam się w sufit. -Wypiłam i wsiadłam do samochodu.
Chciałabym...
Zawiedziona
sobą, zacisnęłam usta i potrząsnęłam głową.
-To nie jest powód do dumy-
powiedziała. -Ale jestem z ciebie dumna
za przyjęcie pomocy.
Zamknęłam oczy i żałowałam, że nie mogę po prostu zasnąć. -To był
pomysł mojego taty.
-
Mogłaś się temu oprzeć.
-
Zagroził, że odetnie mi pieniądze, kiedy to zrobię - powiedziałam jej,
żałując, że nie mam drugiego koca. Zamarłam. -Znasz mnie. Podoba
mi się mój luksus. Nie mogę tego ...
- Uratuj to -
warknęła Syd, przyciągając moją uwagę. Policzki miała
zaróżowione. -Rozmawiałam z twoim tatą. Nawet nie próbowałaś mu
zaprzeczyć. Ani przez sekundę. Zdałaś sobie sprawę, że potrzebujesz
pomocy. Jestem z ciebie dumna
, że podjęłaś tę decyzję. Dlaczego
więc zachowujesz się w ten sposób?
Dlaczego? Ponieważ nie zasługiwałam na jej dobre słowa. To na
pewno nie zasługiwało na to, by ktoś był ze mnie dumny.
-
Jechałam pijana samochodem. Rozbiłam Lexusa. Nie... już nie mam
śledziony. Jestem przegrana. Będę sądzona i jestem prawie pewna, że
moje prawo jazdy zniknęło. Nie to, że chcę narzekać. Zasługuję na to.
Właściwie to zasługuję na to, by być w więzieniu. I kto wie, może też
tam skończę .
-Andrea...-
Wzdychając, Syd poruszyła się na materacu. Ciemne
pasmo opadło jej na ramię. -Nie jesteś przegrana. Ty...
-
Potrzebuję pomocy. Wiem. -Mur, który zbudowałam od czasu wizyty
mojego ojca, trochę się rozpadł. -Wiem.
Z d
rżącą dolną wargą Syd poklepała mnie po dłoni. -Kiedy Tanner
zadzwonił, żeby powiedzieć nam, co się stało, myślałam, że moje
serce
przestanie bić.
Tanner.
Teraz moje serce zatrzymało się. Mój brat powiedział mi dziś rano, że
widział Tannera w dniu mojego przybycia. Na początku myślałam, że
Tanner był jednym z pierwszych reagujących. Ale Brody rozmawiał z
nim i wiedział więcej. Tanner słyszał o operacji, ale dopiero później
zrozumiał, że chodzi o mnie. Gdy tylko usłyszał, pojechał do szpitala.
-
Myślałam, że cię straciłam,- szepnęła Syd, jej głos drżał.
Znowu
ścisnęłam mocno oczy.
Minęło kilka chwil. - Kyler też chciał przyjść, ale pomyślałam, że
pewnie nie chcesz widzieć wszystkich w tym samym czasie. Zawahała
się. -Tanner chciałby cię odwiedzić.
-
Nie chcę go widzieć - odpowiedziałam natychmiast.
-On jest taki...
-
Nie mogę.- W końcu na nią spojrzałam. -Proszę. Nie mogę widzieć go
teraz. Nie chcę go teraz widzieć. Nie mogę tego zrobić...
Szkoda, że Tanner już tu był. Według Brody'ego był on w tym pokoju,
kie
dy jeszcze spałam. Zakłopotanie i beznadziejność połączyły mnie w
brzydką mieszankę. Widzenie go mogło mnie zniszczyć, a ja ledwo
mogłam się połączyć. Wiedziałam, że zawiodłam moją rodzinę.
Głęboko. I chociaż Syd powiedziała, że jest ze mnie dumna,
wiedz
iałam, że była jednocześnie głęboko zdenerwowana.
Syd uśmiechnęła się słabo. -Ok. Mogę to uszanować. I wiem, że on też
to zrobi.
O
n by to zrobił. Tanner był przyzwoitym człowiekiem. Nie naciskałby
mnie. Jeśli Syd powiedziała mu, że nie chcę go widzieć, to się nie
pojawi. W tej chwili było jaśniej niż kiedykolwiek, że ... nie
zasługiwałam na kogoś takiego jak on. Byłam prawie pewna, że moje
działania sprawiły, że zaczęłam płynąć. Jak rzęsa na stawie. Tyle tylko,
że rzęsa prawdopodobnie miała jakieś znaczenie. Ale jaki był mój cel
w życiu? Wyrzucić rzeczy w błoto ?
Jeśli tak, to przekroczyłam wszelkie oczekiwania.
Rankiem zostałam wypisana ze szpitala, było tak gorąco, że asfalt
za
migotał. Był to typowy sierpniowy dzień, tyle że w tym dniu nic nie
było normalne. Nie byłam nawet pewna, czy kiedykolwiek znów
pojawi się normalność.
Tylko mój tata i mama byli tam, kiedy zostałam wypchnięta ze
szpitala na wózku inwalidzkim. Nie było balonów ani uśmiechniętych
twarzy. Ale dlaczego? Nie było co świętować, a ja nie wróciłam do
domu. Dobrze, że nie kupiłam zwierzaka.
Posadzenie
mnie na tylnym siedzeniu było trudniejsze, niż się
spodziewałam, mój brzuch nadal bolał. Obok mnie na siedzeniu była
moja walizka. Mama spakowała ją dla mnie. Nie zatrzymaliśmy się
nawet w moim mieszkaniu.
Droga do kliniki
leczenia uzależnień przebiegła w milczeniu i to było w
porządku dla mnie. Nie chciałam zrobić krótkiej rozmowy, która
sprawiała wrażenie, że wszystko jest w porządku. Czułam, że moi
rodzice
mają podobne zdanie.
Centrum terapii znajdowało się poza miastem, niedaleko Fredericka,
w szczerym polu. Zrobiliśmy wyjście, które do tej pory zawsze
ignorowałam, a potem minęło dobre dwadzieścia minut, zanim
samoch
ód skręcił w prawo. Minęliśmy duży głaz, na którym
wyrzeźbiono słowa THE BROOK.
D
otarliśmy na szczyt wzgórza i zastanawiałam się, czy mój ojciec nie
po
mylił adresu. To nie wyglądało jak klinika leczenia uzależnień.
Rozległe tereny przypominające ranczo, położone wśród zielonych
pól z kortami tenisowymi i basenem, krzyczały bardziej jak
nowoczesny klub wiejski.
Tata podążył ścieżką i w końcu zatrzymał się pod wielkim
baldachimem kliniki. Szerokie schody i szerokie drzwi wejściowe
przypominały mi hotel. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na
mojego tatę. Obserwował mnie w lusterku wstecznym. Kiwnął głową.
Nagle chciałam płakać - chciałam rzucić się na tylne siedzenie i nigdy
więcej się nie ruszać. Ale mama wysiadła z samochodu i otworzyła
moje drzwi. Nie mogłam tu zostać.
Ostrożnie wysunęłam się z samochodu, wpatrując się w drzwi patio.
Moje serce
ściskało się. Mama wyciągnęła rękę i skrzyżowała palce z
moimi. Powoli
posunęłam się do przodu, a mój tata dołączył do nas,
trzymając moją walizkę w ręce.
Kiedy weszliśmy do wielkiego lobby, uderzyło nas chłodne powietrze.
Przed nami była recepcja, która również przypominała mi recepcję
hotelu. Mój ojciec wystąpił naprzód i rozmawiał z kobietą za ladą.
-
Wszystko będzie dobrze-, szepnęła moja mama.
Wątpiłam.
Wzięłam głęboki oddech i natychmiast pod moimi żebrami pojawił się
tępy ból. Drżenie zajęło moje ciało, a moje kolana były pulchne, gdy
tata się odwrócił. Szukał mojego spojrzenia.
Po lewej stronie recepcji otworzyły się drzwi i wyszedł mężczyzna.
Wyglądał, jakby był po trzydziestce i nosił zwariowane biodrówki,
których czarne krawędzie były równie ciemne jak włosy. Nie był
ubrany jak ktoś tu pracujący. Czy ludzie naprawdę pracowali tutaj w
szortach i sandałach?
-Andrea Walters?-
Jego uśmiech był przyjazny.
Wzdrygnęłam się i spojrzałam najpierw na tatę, a potem na mamę. -
Tak.-
Oczyściłam gardło. -Tak, tak.
-
Nazywam się Dave Proby. Proszę za mną. -Spojrzał na moich
rodziców. -
Mogą nam towarzyszyć.
Moje palce
mrowiły, a jednocześnie byłam głucha, kiedy szliśmy za
nim do małego pokoju za drzwiami. W przeciwległej ścianie były
kolejne drzwi, a szyba była oszroniona. Nie byliśmy sami. Czekała na
nas pielęgniarka z mankietem ciśnieniowym w ręku.
-
Usiądź-. Dave wskazał zielone, wyściełane krzesło obok biurka.
Nerwow
o podążyłam za jego prośbą. Moi rodzice zatrzymali się przy
drzwiach. Pielęgniarka podeszła do mnie z łagodnym uśmiechem. -Po
prostu muszę zmierzyć twoje ciśnienie, kochanie.
Nie miałam pojęcia, czy to normalne, czy nie, ale wyciągnęłam rękę.
-Czy bierzesz leki?
Z suchymi ustami skin
ęłam głową, a mama zainterweniowała.
-
Mam ze sobą torebkę. Ma tabletki nasenne i leki do ataków paniki.
Otworzyła torbę i przeszukiwała, aż znalazła trzy słoiki. Pielęgniarka
wzięła to, a ja po prostu tam siedziałam i ... cóż, wypełniły mnie różne
uczucia. -
A tutaj są leki, które zostały przepisane w szpitalu.
Poczułam się niesamowicie mała, kiedy pielęgniarka przyjrzała się
bliżej słoikom. Moja skóra świerzbiła, przygotowując się na armie
czerwonych mrówek
. Chciałam podskoczyć i chwycić słoiki i wyrzucić
je z małego okna - nawet antybiotyki.
Dave nic nie powiedział, dopóki pielęgniarka nie spisała moich
informacj
i i wręczyła mu papier. Siedząc na małym obrotowym
krześle, wziął ołówek i wyrównał go między palcami, gdy studiował
moje akta. -Czy masz telefon komórkowy ze s
obą?
Otworzyłam oczy. To nie było poważne. -To... jest w mojej kieszeni.
Po chwili mama znalazła go i włożyła do ręki Dave'a. Spojrzałam na
nią i zobaczyłam zmarszczki na jej twarzy, których nigdy wcześniej nie
widziałam.
Dave położył mój telefon obok pudełek na pigułki. Odwrócił się do
mnie. -
Czy wiesz, dlaczego tu jesteś, Andrea?
Myślałam, że to dość bezsensowne pytanie. -Ja ... -Zamknęłam na
chwilę oczy. Moje policzki płonęły. -Ja ... mam problem z alkoholem.
Skinął tylko raz. -Czy to twój jedyny problem?
Zacisnęłam usta i potrząsnęłam głową.
-Wiesz, dlaczego pijesz?
W
milczeniu znów pokręciłam głową, ale poczułam się jak kłamca.
Dave spojrzał na mnie, i rzucił znaczące spojrzenie na słoiki na stole.
-
Myślę, że to wiesz, Andrea. Ale nie jesteś jeszcze gotowa, aby to
powiedzieć. W porządku. Moim zadaniem jest sprawić, że nie tylko
powiesz słowa, ale je zrozumiesz i zaakceptujesz. -Odchylił się i splótł
dłonie na kolanach. -Czy jesteś gotowa to zrobić? Aby zaakceptować
pomoc?
Wzięłam drżący oddech. Mój głos się załamał, gdy odpowiedziałam: -
Tak.
-Doskonale
. To wszystko, co chciałem usłyszeć - powiedział, patrząc
na mnie równomiernie. -Walczy
łaś dzielnie przez długi czas. Ale
przegrałaś tę bitwę, Andrea. Dobra wiadomość jest taka, że wojna
jeszcze się nie skończyła. I że nie musisz teraz walczyć samotnie.