Ksi��ka pobrana ze strony
http://www.ksiazki4u.prv.pl
Lewis Carroll
Alicja w Krainie Czarów
* * *
Nota:
Ba�niowa opowie�� o przygodach Alicji w Krainie Czarów powstała w gor�ce lipcowe
popołudnie 1862 roku, kiedy to podczas przeja�d�ki łódk� po Tamizie Lewis Carroll,
wykładowca matematyki w Oxfordzie i autor powa�nych ksi��ek matematycznych,
opowiedział j� małej Alicji Pleasaunce Liddel i jej dwu siostrom. I wła�nie ta opowie��
(wydana drukiem w 1865 roku), a nie prace naukowe, przyniosła pisarzowi �wiatow� sław�.
Zach�cony ogromnym powodzeniem ksi��ki, L. Carroll w kilka lat pó�niej napisał drugi tom.
"O tym, co Alicja widziała po drugiej stronie lustra". Oba tomy zostały przetłumaczone na
wiele j�zyków i miały mnóstwo wyda�. Pierwsze polskie wydanie ukazało si� w roku 1927.
"Alicja w Krainie Czarów" jest utworem szczególnym. Nie przedstawia �wiata takim,
jakim go widzimy na co dzie�, lecz ukazuje go w �nie bohaterki, a snem, jak dobrze wiecie,
rz�dz� odmienne prawa. Tote� w ksi��ce znane fragmenty rzeczywisto�ci układaj� si� w
całkiem nowe, cz�sto nonsensowne cało�ci, a postaci prawdziwe, przemieszane z
fantastycznymi, wygl�daj� i zachowuj� si� inaczej ni� w �yciu.
I jeszcze jedna uwaga: "Alicja w Krainie Czarów nale�y do tych ksi��ek, do których
warto wraca�. Teraz odczytacie j� jako dziwn� ba��, pełn� niezwykłych, zaskakuj�cych
wydarze�, ale gdy si�gniecie po ni� za kilka lat, uka�e Wam wiele nowych tre�ci. Ka�dego
jednak czytelnika zawsze zdumiewa� b�dzie bogactwo fantazji i pomysłowo�ci autora, ka�dy
te� podda si� urokowi jego niepowtarzalnego humoru.
* * *
Alicja w Krainie Czarów
Łód� nasza płynie oci��ale,
Sło�ce przy�wieca cudnie;
Trudno sterowa� w tym upale,
Wiosłowa� jeszcze trudniej;
Nios� nas wi�c łagodne fale
W złociste popołudnie.
Niestety. Wła�nie w owym czasie,
Gdy człowiek by si� zdrzemn�ł,
Dziewczynki chc�, bym mówił ba�nie
I cisz� m�cił senn�.
Lecz trudno. Na có� opór zda si�?
I tak wygraj� ze mn�.
Ta pierwsza strasznie jest surowa
I ka�e zacz�� zaraz.
Ta druga wa�na chce osoba,
Bym co� o czarach znalazł.
Trzecia przerywa mi wpół słowa,
Chce wiedzie� wszystko naraz.
I nagle cisza. W wyobra�ni
�
wiat słów mych staje �ywy;
Dziewcz�ta s� w krainie ba�ni,
Ju� ich nie dziwi� dziwy
I mo�e �wiat ba�niowy ja�niej
Im �wieci ni� prawdziwy.
A gdy opowie�� ma ospale
Gdzie� si� zatrzyma czasem,
Mówi� zm�czony: - Dobrze, ale
Reszta nast�pnym razem.
Tak powstała ta opowie��
Przedziwna i n�c�ca;
Słoworodziło si� po słowie,
A� ba�� dobiegła ko�ca.
Płyniemy ra�no ku domowi
Ju� po zachodzie sło�ca.
Alicjo! We� t� bajk� w dłonie,
A potem złó� j� lekko
W twoich dzieci�cych snów ustronie
I otocz j� opiek� -
Tak pielgrzym zwi�dłe kwiaty chroni
Zerwane gdzie� daleko.
Rozdział I - Przez królicz� nor�
Alicja miała ju� do�� siedzenia na ławce obok siostry i pró�nowania. Raz czy dwa razy
zerkn�ła do ksi��ki, któr� czytała siostra. Niestety, w ksi��ce nie było obrazków ani rozmów.
"A có� jest warta ksi��ka - pomy�lała Alicja - w której nie ma rozmów ani obrazków?"
Alicja rozmy�lała wła�nie - a raczej starała si� rozmy�la�, poniewa� upał czynił j� bardzo
senn� i niemraw� - czy warto m�czy� si� przy zrywaniu stokrotek po to, aby uwi� z nich
wianek. Nagle tu� obok niej przebiegł Biały Królik o ró�owych �lepkach.
Wła�ciwie nie było w tym nic nadzwyczajnego. Alicja nie dziwiła si� nawet zbytnio
słysz�c, jak Królik szeptał do siebie: "O rety, o rety, na pewno si� spó�ni�". Dopiero kiedy
Królik wyj�ł z kieszonki od kamizelki zegarek, spojrzał na� i pu�cił si� p�dem w dalsz�
drog�, Alicja zerwała si� na równe nogi. Przyszło jej bowiem na my�l, �e nigdy przedtem nie
widziała królika w kamizelce ani królika z zegarkiem. Płon�c z ciekawo�ci pobiegła na
przełaj przez pole za Białym Królikiem i zd��yła jeszcze spostrzec, �e znikł w sporej norze
pod �ywopłotem. Wczołgała si� wi�c za nim do króliczej nory nie my�l�c o tym, jak si�
pó�niej stamt�d wydostanie.
Nora była pocz�tkowo prosta niby tunel, po czym skr�cała w dół tak nagle, �e Alicja nie
mogła ju� si� zatrzyma� i run�ła w otwór przypominaj�cy wylot gł�bokiej studni.
Studnia była wida� tak gł�boka, czy mo�e Alicja spadała tak wolno, �e miała do�� czasu,
aby rozejrze� si� dokoła i zastanowi� nad tym, co si� dalej stanie. Przede wszystkim starała
si� dojrze� dno studni, ale jak to zrobi� w ciemno�ciach? Zauwa�yła jedynie, �e �ciany nory
zapełnione były szafami i półkami na ksi��ki. Tu i ówdzie wisiały mapy i obrazki. Mijaj�c
jedna z półek Alicja zd��yła zdj�� z niej słój z naklejk� Marmolada pomara�czowa. Niestety
był on pusty. Alicja nie upu�ciła słoja, obawiaj�c si�, �e mo�e zabi� nim kogo� na dole.
Postawiła go po drodze na jednej z ni�szych półek.
"No, no - pomy�lała - po tej przygodzie �aden upadek ze schodów nie zrobi ju� na mnie
wra�enia. W domu zdziwi� si�, �e jestem taka dzielna. Nawet gdybym spadła z samego
wierzchołka kamienicy, nie pisn�łabym ani słówka". Co do tego miała niew�tpliwie racj�).
W dół, w dół, wci�� w dół. Czy ju� nigdy nie sko�czy si� to spadanie?
- Ciekawa jestem, ile mil dotychczas przebyłam - rzekła nagle Alicja. - Musz� by� ju�
gdzie� w pobli�u �rodka ziemi. Zaraz... zaraz... To b�dzie, zdaje si�, około tysi�ca mil. (Alicja
uczyła si� wielu podobnych rzeczy w szkole. Nie była to co prawda chwila na popisywanie
si� wiedz�, no i imponowa� nie było komu. Uznała jednak, �e mała "powtórka" bywa czasami
po�yteczna).
"Tak, wydaje mi si�, �e to b�dzie wła�nie tysi�c mil. Ciekawe, pod jak� szeroko�ci� i
długo�ci� geograficzn� obecnie si� znajduj�". (Alicja nie imała najmniejszego poj�cia, co
oznacza "długo��" lub "szeroko�� geograficzna", ale słowa te wydały jej si� d�wi�czne i pełne
m�dro�ci).
Tymczasem rozmy�lała dalej:
"Chciałabym wiedzie�, czy przelec� cał� ziemi� na wylot. Jakie to b�dzie �mieszne,
kiedy znajd� si� naraz w�ród ludzi chodz�cych do góry nogami. Zapytam ich o nazw� kraju,
do którego przybyłam. "Przepraszam pani� bardzo, czy to Nowa Zelandia, czy Australia?"
(Tu Alicja usiłowała dygn��, ale spróbujcie to zrobi� w takich warunkach. Czy s�dzicie, �e
Wam si� to uda?)
"I co oni sobie o mnie pomy�l�? Chyba �e jestem głupia. Nie, ju� lepiej nie pyta�. Mo�e
zobacz� gdzie� jaki napis".
W dół, w dół, wci�� w dół. Nie było nic do roboty, wi�c Alicja zabawiała si� nadal
rozmow� z sam� sob�:
"Jacek b�dzie t�sknił za mn� dzi� wieczorem". (Jacek był to kot). "Mam nadziej�, �e w
domu nie zapomn� da� mu mleka na podwieczorek. Kochany, najdro�szy Jacku! Gdybym ci�
teraz miała przy sobie! Obawiam si�, co prawda, �e w powietrzu nie ma myszy, ale mógłby�
chwyta� nietoperze, a gacki bardzo przypominaj� myszy. Ale czy Jacek zjadłby gacka?"
Tu Alicji zachciało si� nagle spa� i zacz�ła powtarza� na wpół sennie: "Czy Jacek zjadłby
gacka? Czy Jacek zjadłby gacka?", a czasami: "Czy gacek zjadłby Jacka?" Tak czy inaczej,
nie umiała odpowiedzie� na te pytania, było jej wi�c wła�ciwie wszystko jedno. Wreszcie
poczuła, ze zasypia. �niło jej si�, �e jest na spacerze z Jackiem i �e mówi do niego bardzo
gro�nie: "Powiedz mi teraz cał� prawd�, Jacku, czy� ty kiedy zjadł nietoperza?" I nagle - tym
razem ju� na jawie - Alicia usiadła mi�kko na stosie chrustu i suchych li�ci. Spadanie
sko�czyło si�.
Alicja nie potłukła si� ani troch� i po chwili była ju� na nogach. Spojrzała w gór�, lecz
anowały tam straszne ciemno�ci. Przed ni� ci�gn�ł si� znowu długi korytarz. W dali
spostrzegła p�dz�cego Białego Królika. Nie było ani chwili do stracenia.
Pu�ciła si� wi�c w pogo� za Królikiem i przed jednym z zakr�tów korytarza usłyszała
jego zdyszany głosik:
- O, na moje uszy i bokobrody, robi si� strasznie pó�no!
Była ju� zupełnie blisko, ale za zakr�tem Biały Królik znikł w sposób niewytłumaczony.
Alicja znalazła si� w podłu�nej, niskiej sali z długim rz�dem lamp zwisaj�cych z sufitu.
Rozejrzała si� dokoła i spostrzegła mnóstwo drzwi. Usiłowała otworzy� ka�de z nich po
kolei, ale wszystkie były zaryglowane. Zasmucona, odeszła wi�c ku �rodkowi sali, straciła
bowiem nadziej�, �e si� kiedykolwiek st�d wydostanie.
Nagle znalazła si� przed stolikiem na trzech nogach, zrobionym z grubego szkła. Na
stoliku le�ał male�ki, złoty kluczyk. Alicja ucieszyła si� my�l�c, i� otwiera on jakie� drzwi.
Niestety. Czy zamki były zbyt wielkie, czy kluczyk zbyt mały, do�� ze nie pasował on
nigdzie. Obchodz�c sal� po raz drugi, Alicja zauwa�yła jednak co�, czego nie dostrzegła
przedtem: zasłon�, za któr� znajdowały si� drzwi niespełna półmetrowej wysoko�ci.
Przymierzyła złoty kluczyk i przekonała si� z rado�ci�, ze pasuje.
Drzwiczki prowadziły do korytarzyka niewiele wi�kszego od szczurzej nory. Alicja
ukl�kła i przez korytarzyk ujrzała najpi�kniejszy chyba na �wiecie ogród. Jak�e pragn�ła
przechadza� si� tam w�ród �licznych kwietników i orze�wiaj�cych wodotrysków! ale jak tu o
tym marzy�, skoro nie potrafiłaby wsun�� przez nork� nawet głowy. "A zreszt�, gdyby nawet
moja głowa dostała si� do ogrodu, nie na wiele by si� zdała bez ramion i reszty. Och, gdybym
mogła zło�y� si� tak jak teleskop. Mo�e bym nawet i umiała, ale jak si� do tego zabra�?"
(Alicja bowiem doznała ostatnio tylu niezwykłych wra�e�, �e nic nie wydawało si� jej
niemo�liwe).
Dłu�ej sta� pod drzwiczkami nie miało sensu. Wróciła wi�c do stolika z niejasnym
przeczuciem, �e znajdzie na nim nowy kluczyk albo chocia� przepis na składanie ludzi na
wzór teleskopów. Tym razem na stoliku stała buteleczka("Na pewno nie było jej tu przedtem"
- pomy�lała Alicja) z przytwierdzon� do szyjki za pomoc� nitki karteczk�. Alicja przeczytała
na niej pi�knie wykaligrafowane słowa: Wypij mnie.
Łatwo powiedzie� "Wypij mnie", ale nasza mała, m�dra Alicja bynajmniej si� do tego nie
kwapiła. "Zobacz� najpierw - pomy�lała - czy nie ma tam napisu: Uwaga - Trucizna. Czytała
bowiem wiele uroczych opowiastek o dzieciach, które spaliły si�, zostały po�arte przez dzikie
bestie lub doznały innych przykro�ci tylko dlatego, �e nie stosowały si� do prostych nauk: na
przykład, �e rozpalonym do biało�ci pogrzebaczem mo�na si� oparzy�, gdy trzyma si� go
zbyt długo w r�ku, albo �e - gdy zaci�� si� bardzo gł�boko scyzorykiem, to palec krwawi.
Alicja przypomniała sobie doskonale, �e picie z butelki opatrzonej napisem: "Uwaga -
Trucizna rzadko komu wychodzi na zdrowie.
Ta buteleczka jednak nie miała napisu: Trucizna. Alicja zdecydowała si� wi�c
skosztowa� płynu. Był on bardzo smaczny miał jednocze�nie smak ciasta z wi�niami, kremu,
ananasa, pieczonego indyka, cukierka i bułeczki z masłem), tak �e po chwili buteleczka
została opró�niona.
* * *
- Có� za dziwne uczucie - rzekła Alicja - składam si� zupełnie jak teleskop.
Tak było naprawd�. Alicja miała teraz tylko �wier� metra wzrostu i radowała si� na my�l
o tym, �e wejdzie przez drzwiczki do najwspanialszego z ogrodów. Najpierw jednak
odczekała par� minut, aby zobaczy�, czy si� ju� nie b�dzie dalej zmniejszała. Szczerze
mówi�c, obawiała si� troch� tego. "Mogłoby si� to sko�czy� w taki sposób, �e stopniałabym
zupełnie niczym �wieczka. Ciekawe, jakbym wtedy wygl�dała". Tu Alicja usiłowała
wyobrazi� sobie, jak wygl�da płomie� zdmuchni�tej �wiecy, ale nie umiała przypomnie�
sobie takiego zjawiska.
Po chwili, gdy uznała, �e jej wzrost ju� si� nie zmienia, postanowiła pój�� natychmiast do
ogrodu. Niestety. Kiedy biedna Alicja znalazła si� przy drzwiach, uprzytomniła sobie, �e
zapomniała na stole kluczyka. Wróciła wi�c, ale okazało si�, �e jest zbyt mała, by dosi�gn��
klucza. Widziała go wyra�nie poprzez szkło, chciała nawet wspi�� si� po nogach stolika, ale
były zbyt �liskie. Kiedy przekonała si�, biedactwo, o bezskuteczno�ci swoich prób, usiadła na
podłodze i zacz�ła rzewnie płaka�.
"Do�� tego - powiedziała sobie po chwili surowym tonem - płacz nic ci nie pomo�e.
Rozkazuj� ci przesta� natychmiast!" (Alicja udzielała sobie cz�sto takich dobrych rad - cho�
rzadko si� do nich stosowała - i czasami karciła si� tak ostro, �e ko�czyło si� to płaczem. Raz
nawet usiłowała przeci�gn�� si� za uszy, aby ukara� si� za oszukiwanie w czasie partii
krokieta, któr� rozgrywała przeciwko sobie - Alicja bardzo lubiła udawa� dwie osoby naraz.
"Ale po có� - pomy�lała - udawa� dwie osoby naraz, kiedy ledwie wystarczy mnie na jedn�,
godn� szacunku osob�").
Nagle zauwa�yła pod stolikiem małe, szklane pudełeczko. Otworzyła je i znalazła w
�
rodku ciasteczko z napisem: Zjedz mnie, pi�knie uło�onym z rodzynków.
- Dobrze, zjem to ciastko - rzekła Alicja. - Je�li przez to urosn�, to dosi�gn� kluczyka,
je�li za� jeszcze bardziej zmalej�, to b�d� mogła przedosta� si� przez szpar� w drzwiach. Tak
czy owak, dostan� si� do ogrodu, a reszta mało mnie obchodzi.
Odgryzła kawał�k ciastka i czekała z niepokojem, trzymaj�c r�k� na czubku głowy, aby
zbada� w ten sposób, czy ro�nie czy te� maleje. Przekonała si� jednak ze zdziwieniem, �e jest
nadal tego samego wzrostu. Co prawda zdarza si� to zwykle ludziom judz�cych ciastka, ale
Alicja przyzwyczaiła si� tak bardzo do czarów i niezwykło�ci, �e uwa�ała rzeczy normalne i
zwykłe - po prostu za głupie i nudne.
Jeszcze par� k�sów - i po ciastku.
Rozdział II - Sadzawka z łez
- Ach jak zdumiewaj�co! Coraz zdumiewaj�cej! - krzykn�ła Alicja. Była tak zdumiona,
�
e a� zapomniała o poprawnym wyra�aniu si�. - Rozci�gam si� teraz jak najwi�kszy teleskop
na �wiecie. Do widzenia, nogi! - Spogl�daj�c w dół, Alicja zauwa�yła, �e jej nogi wydłu�ały
si� coraz bardziej i gin�ły w oddali. - O moje biedne nó�ki, któ� wam teraz b�dzie wkładał
skarpetki i buciki? Bo ja z pewno�ci� nie dam sobie z tym rady, b�d� c od was tak daleko.
Musicie sobie teraz radzi� same.
"Powinnam jednak by� dla nich uprzejma - pomy�lała Alicja - bo mog� nie pój�� tam,
gdzie ja b�d� chciała. Zaraz, zaraz... Wiem. B�d� im dawała po nowej parze bucików na
ka�de Bo�e Narodzenie".
Tu Alicja zacz�ła zastanawia� si�, w jaki sposób dor�czy im prezenty. "Chyba przez
posła�ca - pomy�lała. - Ale jakie to b�dzie �mieszne posyła� podarunki swoim własnym
nogom. A jak zabawnie b�dzie wygl�dał adres:
Wielmo�na Pani Prawa Noga Alicji, Dywanik przed Kominkiem, tu� obok paleniska, z
serdecznym pozdrowieniem od Alicji.
O Bo�e, có� ja za głupstwa wygaduj�!"
To mówi�c Alicja uderzyła głow� o sufit sali. Miała teraz blisko trzy metry wzrostu,
wzi�ła wi�c ze stolika złoty kluczyk i po�pieszyła ku drzwiom.
Biedactwo. Mogła zaledwie jednym okiem zerka� do ogrodu, i to wtedy, kiedy le�ała na
boku. Przedostanie si� było bardziej ni� kiedykolwiek beznadziejne. Usiadła wi�c i zacz�ła na
nowo płaka�.
- Wstyd� si� - rzekła po chwili - taka du�a dziwucha jak ty (to nie ulegało w tej chwili
w�tpliwo�ci), taka du�a dziewucha, �eby płakała jak niemowl�. W tej chwili przesta�,
rozkazuj� ci. - Ale i to nic nie pomogło; Alicja płakała dalej i wylewała takie potoki łez, a�
utworzyła si� dokoła niej wielka, zajmuj�ca pół pokoju i gł�boka na kilkana�cie centymetrów
kału�a.
Po chwili usłyszała czyje� kroki, otarła wi�c łzy, aby przyjrze� si� przybyszowi. Był to
powracaj�cy Biały Królik bogato przyodziany, z par� białych, skórkowych r�kawiczek w
jednej r�ce i wielkim wachlarzem - w drugiej. Spieszył si� bardzo i pod drodze mamrotał po
nosem:
- O Ksi��no, Ksi��no! Czy aby nie b�dziesz w�ciekła, �e dałem ci tak długo czeka�?
Alicja była tak zrozpaczona, �e zwróciłaby si� o pomoc do ka�dego. Kiedy wi�c Królik
zbli�ył si� do niej, odezwała si� cichym i nie�miałym głosikiem:
- Przepraszam pana. Przepraszam pana uprzejmie...
Królik stan�ł jak wryty, po czym upu�ciwszy wachlarz i r�kawiczki wzi�ł nogi za pas i po
chwili znikł w ciemno�ciach.
Alicja podniosła wachlarz i r�kawiczki, a poniewa� było bardzo gor�co, zacz�ła
wachlowa� si� mówi�c:
- Mój Bo�e, jakie wszystko jest dzisiaj dziwne. A wczoraj jeszcze �yło si� zupełnie
normalnie. Czy aby noc� nie zmieniono mnie w kogo� innego? Bo, prawd� mówi�c, czuj� si�
jako� inaczej. Ale je�li nie jestem sob�, to w takim razie kim jestem? W tym tkwi najwi�ksza
zagadka. - Tu Alicja zacz�ła przypomina� sobie swoje rówie�niczki i zastanawia� si�, która z
nich mogłaby wchodzi� w rachub�.
- Na pewno nie jestem Ad� - powiedziała w ko�cu - poniewa� ona ma długie loki, a moje
włosy wcale si� nie kr�c�. Nie mog� by� tak�e Małgosi�, bo znam si� na wielu rzeczach, a
ona wła�ciwie o niczym nie ma poj�cia. Poza tym ona jest sob�, a ja jestem sob� i - och,
jakie� to wszystko zawiłe! Musz� sprawdzi�, czy pami�tam co� jeszcze z rzeczy, które
dawniej widziałam. Zaraz, zaraz... cztery razy pi�� jest dwana�cie, cztery razy sze�� jest
trzyna�cie, a cztery razy siedem - o Bo�e! W ten sposób nigdy chyba nie dojd� do
dwudziestu. ale tabliczka mno�enia nie jest taka wa�na. Spróbuj� lepiej geografii: ondyn jest
stolic� Pary�a, Pary� jest stolic� Rzymu, a Rzym - nie, có� jak wygaduj�? To wszystko na
pewno si� nie zgadza. Musiałam naprawd� zmieni� si� w Małgosi�. Spróbuj� jeszcze
powiedzie�: "Pan kotek był chory"... - Alicja splotła dłonie, tak jak przy odpowiedział w
szkole, i zacz�ła deklamowa� wierszyk. Ale głos jej brzmiał dziwnie i obco, a słowa były
takie niezwykłe.
Pan Lew by raz chory i le�ał w łó�eczku,
Wi�c przyszedł pan doktor:
- Jak si� masz, koteczku?
- Niedobrze, lecz teraz na obiad jest pora -
Rzekł Lew roz�alony i po�arł doktora.
- To na pewno nie s� prawdziwe słowa - powiedziała Alicja i oczy jej zaszły łzami - a
wi�c musiałam zmieni� si� w Małgosi�. B�d� teraz mieszka� w jej brzydkim domu i mie�
zawsze tyle lekcji do odrabiania. Nie, nigdy si� na to nie zgodz�. Je�eli mam by� Małgosi�, to
wol� pozosta� tu na dole. Mog� sobie zagl�da� na dół i woła�: "Wracaj do nas, kochanie". A
ja spojrz� tylko w gór� i odpowiem: "Kim ja wła�ciwie jestem? Powiedzcie mi to naprzód:
je�eli b�d� chciała by� t� osob�, to wróc�, a je�eli nie, to zostan� na dole, dopóki nie zmieni�
w kogo� milszego".
- Mój Bo�e! - krzykn�ła nagle Alicja i znowu rozpłakała si�. - Jak�e gor�co chciałabym,
�
eby to do mnie kto� zajrzał. To samotno�� tak mi ju� dokuczyła.
Tu Alicja spojrzała na swoje r�ce i zdziwiła si� widz�c, �e bezwiednie wło�yła na r�k�
jedn� z białych r�kawiczek Królika. "Jak to si� mogło sta� - pomy�lała. - Widocznie
musiałam znowu zmale�".
Aby zmierzy� sw� wysoko��, Alicja podeszła do stolika i stwierdziła, �e ma około pół
metra wzrostu i nadal si� zmniejsza. Przyszło jej nagle na my�l, �e dzieje si� to za spraw�
wachlarza, rzuciła go wi�c szybko, w sam czas, aby zupełnie nie znikn��.
- No, tym razem ocalala jakim� cudem - rzekła Alicja, nie na �arty przestraszona nagł�
zmian�, lecz zadowolona z tego, ze jeszcze �yje. - A teraz do ogrodu. - To mówi�c Alicja
pobiegła w stron� małych drzwiczek, ale niestety - były one znów zamkni�te, złoty kluczyk
za� le�ał jak przedtem na szklanym stoliku. "Sytuacja jest gorsza ni� dotychczas - pomy�lała
biedna Alicja - bo nigdy jeszcze nie byłam taka male�ka. To ju� naprawd� kl�ska".
Tu Alicja po�lizgn�ła si� nagle i po chwili tkwiła ju� po brod� w słonej wodzie. Pierwsz�
jej my�l� było, �e wpadła do morza.
"Wobec tego b�d� musiała wróci� poci�giem" - powiedziała sobie.
Alicja była tylko raz w �yciu nad morzem i to słowo ł�czyło si� dla niej z widokiem
k�pi�cych si� letników, dzieci grzebi�cych łopatkami w piasku, rz�du pensjonatów oraz
poło�onej w gł�bi stacji kolejowej.
Szybko jednak zorientowała si�, �e wpadła do słonej kału�y, któr� wypłakała maj�cy trzy
metry wzrostu.
- Nie powinnam była tyle płaka� - rzekła, pływaj�c w poszukiwaniu miejsca dogodnego
do l�dowania. - Spotyka mnie teraz za to taka kara, �e mog� si� utopi� w swoich własnych
łzach. Byłoby to naprawd� bardzo dziwne. Ale dzisiaj wszystko jest takie dziwne.
Alicja usłyszała w pobli�u plusk wody, popłyn�ła wi�c w tym kierunku. Pomy�lała
najpierw, �e spotka si� z morsem albo z hipopotamem. Przypomniała sobie jednak, jaka jest
male�ka, i po chwili spostrzegła mysz, która równie� wpadła do kału�y.
"Czy warto przemówi� do tej myszy? - zastanawiała si� Alicja. - Wszystko jest dzisiaj
takie dziwne. Kto wie, czy ona nie umie mówi�? W ka�dym razie nie zaszkodzi spróbowa�..."
I Alicja rozpocz�ła bardzo grzecznie:
- O Myszy, czy nie wiesz, jak si� wydosta� z tej sadzawki? Zm�czyłam si� ju� bardzo
tym pływaniem, droga Myszy. (Alicji wydawało si�, �e jest to wła�ciwy sposób zwracania si�
do myszy. Nie miała co prawda do�wiadczenia w tych sprawach, ale przypomniało jej si�, �e
widziała kiedy� w gramatyce starszego brata odmian�: "Mysz - myszy - myszy - mysz -
mysz� - o myszy - myszy").
Mysz przypatrywała jej si� badawczo, mrugała nawet jednym ze swych �lepek, ale nie
odezwała si� ani słowem.
"Mo�e nie rozumie po angielski - pomy�lała Alicja. - Zapewne jest to mysz francuska,
która przybyła do nas z Wilhelmem Zdobywc�". (Alicja znała si� doskonale na historii, ale
nie miała poj�cia, kiedy co si� działo). Wi�c rozpocz�ła na nowo:
- Oú est ma chatte? (Było to pierwsze zdanie z jej ksi��ki do francuskiego).
Mysz poderwała si� nagle i wyra�nie zadr�ała ze strachu.
- Och, przepraszam pani� bardzo! - krzykn�ła Alicja, gdy uprzytomniła sobie swój
nietakt. - Zupełnie zapomniałam, �e pani nie lubi kotów!
- Nie lubi� kotów! - wrzasn�ła Mysz z w�ciekło�ci�. - Ciekawa jestem, czy ty lubiłaby�
koty b�d�c na moim miejscu.
- S�dz�, �e nie - odparła Alicja, chc�c załagodzi� spraw�. - Bardzo prosz�, niech si� pani
nie gniewa. Doprawdy chciałabym, �eby pani zobaczyła kiedy� naszego Jacka. Na pewno
polubiłaby pani od razu wszystkie koty. On jest taki �liczny - ci�gn�ła Alicja płyn�c wolno po
sadzawce - kiedy siedzi przy kominku, li�e łapki i myje sobie nimi mordk�. I tak przyjemnie z
nim si� bawi� - jest taki mi�ciutki i tak �licznie mruczy. a poza tym tak �wietnie łapie myszy
och, przepraszam pani� bardzo! - Ale tym razem Mysz a� zatrz�sła si� z oburzenia. Alicja
dodała wi�c szybko: - Nie b�dziemy ju� rozmawiały na ten temat, dobrze?
- Ładna mi rozmowa! - krzykn�ła Mysz, dr��c jeszcze z trwogi. - Tak jakbym ja mogła w
ogóle porusza� takie tematy. Moja rodzina nigdy nie mogła znie�� kotów, tych obrzydliwych,
t�pych, podłych stworze�. Nie mów mi o nich ani słowa.
- Ju� nie b�d� - odrzekła Alicja, pragn�c jak najpr�dzej zmieni� temat rozmowy. - A czy
lubi pani... czy lubi pani psy? - Mysz nie odpowiadała, Alicja ci�gn�ła wi�c dalej z zapałem: -
Znam pewnego pieska, którego pragn�łabym pani przedstawi�. Nie widziała pani jeszcze
teriera o tak sprytnych oczkach i k�dzierzawym futerku! A jak �licznie aportuje, słu�y i umie
jeszcze mnóstwo innych sztuk... Jego wła�ciciel mówi, �e ten pies wart jest ze sto funtów.
Podobno, wie pani, tak �wietnie łapie szczury i ... och, mój Bo�e! - krzykn�ła Alicja z
rozpacz�. - Obawiam si�, �e znów pani� uraziłam.
Tymczasem obra�ona Mysz szybko odpłyn�ła, robi�c wielkie poruszenie w całej
sadzawce.
Alicja wołała za ni�:
- Kochana Myszko, wró� do mnie! Przysi�gam ci, �e nie powiem ju� ani słówka o
kotach, ani o psach, je�li ich tak�e nie lubisz!
Słysz�c to Mysz zawróciła i zacz�ła powoli płyn�� w kierunku Alicji. Była zupełnie
blada (Alicja pomy�lała, �e ze w�ciekło�ci). Po chwili Mysz odezwała si� cichym, dr��cym
głosem:
- Popłyniemy teraz do brzegu, a potem opowiem ci moj� histori�, aby� zrozumiała,
dlaczego nienawidz� psów i kotów.
Był ju� najwy�szy czas, aby opu�ci� sadzawk�, bo zrobiło si� tam bardzo tłoczno.
Mnóstwo ptaków i zwierz�t powpadało do wody, a w�ród nich: Kaczka, Goł�b, Papu�ka,
Orzeł i inne interesuj�ce stworzenia. cało to towarzystwo, z Alicj� na przedzie, popłyn�ło ku
brzegowi.
Rozdział III - Wy�cigi ptasie i opowie�� Myszy
Towarzystwo zebrane na brzegu wygl�dało naprawd� dziwacznie: ptaki o zabłoconych
piórach oraz inne zwierz�ta ociekaj�ce wod�, zm�czone i złe.
Najpilniejsz� spraw� było, rzecz prosta, osuszenie si�. Odbyto na ten temat narad�, w
której wzi�ła równie� udział Alicja. Po paru minutach rozmawiała ju� ze wszystkimi tak
swobodnie, jak gdyby znała ich przez całe �ycie. Wdała si� nawet w dłu�sz� sprzeczk� z
Papu�k�, która w ko�cu obraziła si�, mówi�c: "Jestem starsza od ciebie, wi�c musz� mie�
racj�". Na to znowu Alicja nie mogła si� zgodzi� nie znaj�c wieku Papu�ki. Poniewa� za� ta
ostatnia odmówiła stanowczo odpowiedzi, nie było wła�ciwie nic wi�cej do powiedzenia.
Na koniec Mysz, która robiła wra�enie osoby ciesz�cej si� w tym towarzystwie du�ym
szacunkiem, krzykn�ła:
- Prosz� siada� i słucha�, co powiem1 Zaraz was wszystkich osusz�.
Usiedli wi�c kołem z Mysz� po�rodku. Alicja wpatrywała si� w Mysz z niecierpliwo�ci�,
obawiała si� bowiem nie na �arty przezi�bienia.
- Hm, hm - odchrz�kn�ła Mysz z bardzo wa�n� min� - czy jeste�cie ju� gotowi? Chcecie
si� osuszy�? Wi�c słuchajcie: oto najsuchrza rzecz, jak� znam. Prosz� o spokój! "Wilhelm
Zdobywca, któremu sprzyjał papie�, szybko podporz�dkował sobie Anglików, potrzebuj�cych
przywódcy nawykłego do najazdów i podbojów. Edwin i Morcar, hrabiowie Mercii i
Northumbrii..."
- Brr! - odezwała si� Papu�ka wstrz�saj�c si� gwałtownie.
- Bardzo przepraszam - rzekła Mysz, gro�nie marszcz�c brwi - czy pani chciała mo�e co�
powiedzie�?
- Nie, to nie ja! - krzykn�ła szybko Papu�ka.
- Miałam wra�enie, �e to wła�nie pani - rzekła Mysz z godno�ci�. - Je�li nie, to mówi�
dalej: "Edwin i Morcar, hrabiowie Mercii i Northumbrii, opowiedzieli si� za nim; nawet
patriotyczny arcybiskup Canterbury, Stigand, znalazł si�..."
- Co znalazł? - zapytała Kaczka.
- "... znalazł si�..." - odpowiedziała Mysz z wyra�n� irytacj�. - Wie pani chyba, co to
znaczy?
- Wiem, co to znaczy, kiedy ja sama co� znajduj� - rzekła Kaczka. - Przewa�nie jest to
�
aba albo owad, ale co znalazł arcybiskup?
Mysz nie zwróciła ju� uwagi na to pytanie i ci�gn�ła dalej.
- "... znalazł si� w ich odwodzie. Wraz z Edgarem Atheling udał si� do Wilhelma i
ofiarował mu koron�. Wilhelm zachowywał si� pocz�tkowo w sposób wstrzemi��liwy. Ale
zuchwalstwo Normanów..." - tu Mysz zwróciła si� do Alicji z niespodziewanym pytaniem: -
Jak si� czujesz, moja droga?
- Jestem tak samo morka jak i przedtem - odrzekła smutnie Alicja. - Wcale mnie to nie
osuszyło.
- Wobec tego zgłaszam rezolucj� - rzekł powstaj�c Goł�b - aby zebranie zostało
odroczone ze wzgl�du na konieczno�� natychmiastowego zastosowania energiczniejszych
�
rodków...
- Mów pan po ludzku! - przerwał Orzełek. - Nie rozumiem nawet połowy z tych słów i
obawiam si�, �e pan sam ich nie rozumie. - Tu Orzełek odwrócił si� dyskretnie, aby skry�
swój u�miech. Niektóre gorzej wychowane ptaki zacz�ły gło�no chichota�.
- Chciałem tylko powiedzie� - rzekł Goł�b obra�ony - �e najlepiej osuszyłyby nas
wy�cigi ptasie.
- Co to s� wy�cigi ptasie? - zapytała Alicja nie tyle z ciekawo�ci, ile z uprzejmo�ci, gdy�
Goł�b wyra�nie czekał na dyskusj�, wszyscy za� milczeli jak zakl�ci.
- Hm - rzekł Goł�b z powag� - najlepiej wytłumacz� ci to praktycznie.
Poniewa� to, co powiedział Goł�b, mo�e przyda� si� w nudny zimowy dzie� i Wam,
drodzy Czytelnicy, przeto opowiem, w jaki sposób zabrał si� do dzieła: najpierw wyznaczył
tor wy�cigowy o kształcie zbli�onym do koła.
- Dokładno�� nie gra roli - rzekł wyja�niaj�co.
Potem całe towarzystwo zostało rozstawione na torze jak popadło.
Nast�pnie Goł�b zawołał: Raz, dwa, trzy! - i wszyscy zacz�li p�dzi� w dowolnych
kierunkach, przystaj�c i znów biegn��, jak im si� tylko podobało, tak �e trudno było ustali�
chwil� zako�czenia wy�cigu. Mimo to, kiedy biegali tak dobre pół godziny i zupełnie si�
osuszyli, Goł�b krzykn�ł nagle:
- Koniec wy�cigów!
Wtedy wszyscy otoczyli go, ci��ko dysz�c i pytaj�c:
- Kto zwyci��ył?
Aby da� odpowied� na to pytanie, Goł�b musiał si� powa�nie zastanowi�. Siedział wi�c
przez dłu�sz� chwil� z palcem na czole (ulubiona pozycja wielkich poetów), gdy tymczasem
reszta towarzystwa wyczekiwała z niepokojem na jego decyzj�. W ko�cu Goł�b zdecydował:
- Wygrali wszyscy i wszyscy musz� dosta� nagrody.
- Ale kto nam rozda nagrody? - zapytał chór głosów.
- Oczywi�cie, �e ona - rzekł Goł�b, wskazuj�c palcem Alicj�.
Na te słowa otoczyła j� cała gromada, wołaj�c:
- Nagrody, nagrody, chcemy nagród!
Alicja nie wiedziała, jak wybrn�� z tej sytuacji.
Przypadkowo wsun�ła r�k� do kieszeni i znalazła tam pudełeczko cukierków
szcz��liwym trafem nie roztopionych przez słon� wod�. Rozdała wi�c cukierki uczestnikom
wy�cigu, przy czym starczyło akurat po cukierku na osob�.
- Ale jej tak�e nale�y si� nagroda - zauwa�yła Mysz.
- Oczywi�cie - rzekł Goł�b z powag�. - Co masz jeszcze w kieszeni? - dodał zwracaj�c
si� do Alicji.
- Tylko naparstek - rzekła smutnie Alicja.
- Daj mi go!
Po czym wszyscy raz jeszcze otoczyli Alicj�, Goł�b za� wr�czył jej uroczy�cie naparstek,
mówi�c:
- Prosimy ci� o przyj�cie tego wytwornego naparstka. - To krótkie przemówienie przyj�te
zostało przez zebranych oklaskami.
Alicji wydawało si� to głupie. Wszyscy mieli jednak tak powa�ne miny, �e nie odwa�yła
si� roze�mia�. Dygn�ła wi�c po prostu, przybieraj�c najpowa�niejsz� min�, na jak� mogła si�
zdoby�.
Nast�pnym punktem programu było zjedzenie cukierków. Wywołało to sporo hałasu i
zamieszania. Du�e ptaki skar�yły si�, �e nie czuj� smaku cukierków, małe dławiły si� nimi i
trzeba było bi� w plecy. W ko�cu jednak zapanował spokój. Ptaki zasiadły kołem i poprosiły
Mysz, �eby im co� opowiedziała.
- Obiecała�, �e opowiesz mi swoj� histori� - rzekła Alicja. - Dlaczego nie znosisz "k" i
"p" - dodała półszeptem, nie chc�c raz jeszcze obrazi� Myszy.
- Dobrze, obiecała. Zobaczysz sama, jak bardzo ten problem jest zaogniony...
- Za o... - powtórzyła bezmy�lnie Alicja, nie bardzo rozumiej�c, o co chodzi. - Za o..., ale
za co?... za ogony! - przypomniała sobie, gdy popatrzyła na długi i kr�ty ogon Myszy.
W ten sposób jej historia przybrała dla Alicji jakby kształt mysiego ogona:
P�dziła Myszka do dziury, by jej nie złapał Kot bury, ale nie pomógł niebodze ten
rozpaczliwy bieg, bo Kot jej stan�ł na drodze i rzekł:
"- Nudz� si� dzi� srodze, wi�c ci wytoczy� chc� spraw�. Ja b�d� oskar�ycielem..."
"- A gdzie masz przysi�głych ław�, gdzie s�dziego?" - pyta Mysz nie�miele.
"- Wi�c có� z tego? Proces formalnie si� odb�dzie, sam b�d� ław� przysi�głych i s�dzi�
rzecze Kot przebiegły, je��c sier�� - wszystko rozs�dz� i rozwa�� po czym ci� ska�� na
�
mier�!"
- Ty wcale nie słuchasz! - rzekła Mysz przerywaj�c swoj� opowie�� i patrz�c surowo na
Alicj�. - O czym ty wła�ciwie my�lisz?
- Przepraszam pani� najmocniej - odpowiedziała pokornie Alicja. - Zdaje si�, �e była pani
przy czwartym zakr�cie?
- Nie wiem, o co ci idzie, mów zwi��le - rzekła Mysz z wyra�n� irytacj�.
- O jakim w��le mam mówi�? - zapytała Alicja. - Je�li ma pani jaki� w�zeł, to mog�
zaraz pomóc w rozpl�tywaniu go...
- Nie powiedziałam nic podobnego - rzekła Mysz, po czym wstała z obra�on� min�. -
Zniewa�asz mnie mówi�c takie głupstwa.
- Ja naprawd� nie chciałam! - zawołała Alicja bliska płaczu. - Pani tak łatwo si� obra�a...
Mysz mrukn�ła tylko co� niezrozumiałego.
- Bardzo prosz�, niech�e pani łaskawie doko�czy swego opowiadania! - krzyczała Alicja
za odchodz�c� Mysz�.
Zwierz�ta przył�czyły si� do jej pro�by wołaj�c:
- Prosimy, prosimy! - ale Mysz potrz�sała niecierpliwie głow� i oddalała si� coraz
szybciej.
- Wielka szkoda, �e nie chce z nami zosta� - westchn�ła Papu�ka, kiedy Mysz znikła im z
oczu.
A pewna stara Langusta rzekła do córki:
- Pami�taj, moja droga, niech to b�dzie dla ciebie przestroga, �eby� niegdy nie traciła
równowagi.
- Daj spokój, mamo - odpowiedziała opryskliwie młoda Langusta. - Ty mogłaby�
wyprowadzi� z równowagi nawet �limaka!
- Jak�ebym chciała mie� tu przy sobie Jacka - rzekła Alicja na wpół do siebie. - Zaraz by
j� sprowadził z powrotem!
- A któ� to jest Jacek, je�li wolno wiedzie�? - spytała Papu�ka.
Alicja odpowiedziała z zapałem, była bowiem zawsze gotowa wychwala� swego
ulubie�ca:
- Jacek to nasz kot. Nie mo�ecie sobie wyobrazi�, jak �wietnie łapie myszy! A jak si�
ugania za ptakami! Je�li tylko dojrzy jakiego� ptaszka, to na pewno schwyta go i po�re!...
Słowa Alicji wywołały ogromne poruszenie w�ród obecnych. Niektóre ptaki uciekły
natychmiast. Pewna stara Sroka otuliła si� bardzo starannie skrzydłami, mówi�c:
- B�d� musiała ju� i�� do domu. Dzisiejsze powietrze wyra�nie szkodzi mi na gardło.
Kanarek zawołał dr��cym głosikiem do swych dzieci:
- Chod�cie, moje drogie! Ju� najwy�szy czas, aby�cie le�ały w łó�eczkach.
Pod ró�nymi pretekstami ptaki rozbiegły si� i Alicja została po chwili sama.
- Jaka szkoda, �e wspomniałam Jacka! - rzekła ze smutkiem. - Nikt go jako� tu na dole
nie kocha, ale ja mimo to przysi�głabym, �e jest to najmilszy kot na �wiecie! O drogi Jacku!
Czy ci� jeszcze kiedy zobacz�? - To mówi�c Alicja zacz�ła płaka�, poniewa� poczuła si�
nagle strasznie samotna i bezbronna. Po chwili jednak usłyszała w oddali odgłosy st�pania.
Spojrzała wi�c z ciekawo�ci�, s�dz�c, �e to Mysz rozmy�liła si� i powraca, aby doko�czy�
swej przerwanej opowie�ci.
Rozdział IV - Wysłannik Białego Królika
Był to raz jeszcze Biały Królik. Szedł powoli i rozgl�dał si� trwo�liwie dokoła, jak gdyby
czego� szukaj�c. Alicja usłyszała, jak mamrotał do siebie:
- O Ksi��no, Ksi��no! Na moje najdro�sze łapy! Na moje futerko i bokobrody, ka�esz
mnie na pewno �ci��! Gdzie ja mogłem je zapodzia�, nieszcz�sny?
Alicja odgadła, �e Królik szuka wachlarza i pary białych, skórkowych r�kawiczek. Zaraz
wi�c zacz�ła rozgl�da� si� za nimi, ale na pró�no. Nic zreszt� dziwnego, bo wszystko
zmieniło si� nie do poznania od czasu, kiedy Alicja pływała w sadzawce. Sala ze szklanym
stolikiem i malute�kimi drzwiczkami dawno ju� znikła.
Nagle Biały Królik dostrzegł Alicj� i zawołał gniewnie:
- Co ty tu robisz, Marianno? Biegnij w te p�dy do domu i przynie� im par� r�kawiczek i
wachlarz. Ale ju�!
Alicja była tak przera�ona, �e nie próbowała nawet wyja�ni� nieporozumienia i pobiegła
natychmiast we wskazanym przez Królika kierunku.
- Wzi�ł mnie widocznie za swoj� pokojówk� - mówiła biegn�c. - B�dzie na pewno
zdziwiony, kiedy dowie si�, kim jestem! Ale ja przynios� mu te jego r�kawiczki i wachlarz,
je�eli je oczywi�cie znajd�. - Wtem ujrzała mały domek, na którego drzwiach l�niła mosi��na
tabliczka z napisem: B. KRÓLIK. Weszła bez pukania i pobiegła pr�dziutko na gór�,
poniewa� bała si�, �e spotka prawdziw� Mariann�, a ta wyprosi j� z domu, zanim znajdzie
wachlarz i r�kawiczki.
- Jakie to dziwne - powiedziała do siebie Alicja - biega� na posyłki dla Królika! Mo�e
niedługo i Jacek b�dzie dawał mi podobne zlecenia! - I zacz�ła wyobra�a� sobie, jak to si�
b�dzie odbywało: "Alicjo! Chod� tu natychmiast i przygotuj si� do spaceru!" "Zaraz, nianiu,
dopóki nie wróci Jacek musz� pilnowa� mysiej norki, �eby myszka mu nie uciekła"! - Tak,
tak, tylko w�tpi�, czy pozwolono by Jackowi pozosta� u nas w domu, gdyby zacz�ł si� tak
rz�dzi� i rozkazywa� ludziom.
Tymczasem Alicja znalazła si� w małej, schludnej izdebce. Na stoliku pod oknem
zauwa�yła wachlarzyk i trzy pary male�kich r�kawiczek. Chciała ju� wyj�� z pokoju ze swoj�
zdobycz�, kiedy wzrok jej padł na stoj�c� obok lustra buleteczk�. Tym razem nie była nie niej
naklejki z napisem: Wypij mnie. Alicja odkorkowała j� jednak i przyło�yła do ust.
"Wiem - rzekła do siebie - �e musi si� zawsze cos wydarzy�, gdy cokolwiek zjem albo
wypij�. Chc� przekona� si�, co stanie si� ze mn� po wypiciu tego płynu. Mam nadziej�, �e
urosn�, bo doprawdy znudziło mi si� ju� by� takim malutkim stworzonkiem".
�
yczenie Alicji spełniło si� szybciej, ni� mogła przypuszcza�.
Zanim wypiła połow�, uderzyła głow� o sufit i musiała si� schyli�, aby zmie�ci� si� w
pokoiku. Odstawiła wi�c szybko buteleczk�, mówi�c do siebie:
"To w zupełno�ci wystarczy. Mam nadziej�, �e nie b�d� wi�cej rosła, bo i tak nie mog�
ju� wydosta� si� przez drzwi. Ach, po co wypiłam tego tak du�o?"
Niestety, było ju� za pó�no. Alicja rosła, rosła bez przerwy i wkrótce była ju� zmuszona
ukl�kn��. Po chwili i na to było za mało miejsca. Spróbowała wi�c poło�y� si� z jedn� r�k�
opart� o drzwi, drug� za� owini�t� dokoła szyi. Robiło si� coraz cia�niej. Alicja musiała wi�c
wyci�gn�� jedn� r�k� przez okno, jedn� za� nog� wsun�� do komina. "To wszystko, co mog�
zrobi� - pomy�lała. - Co si� teraz ze mn� stanie?"
Szcz��liwie zawarto�� buteleczki przestała ju� działa� i Alicja nie rosła ju� dalej. Czuła
si� jednak tak marnie i tak mało widziała mo�liwo�ci wydostania si� z pokoiku, �e była
doprawdy bardzo nieszcz��liwa.
"O wiele lepiej działo mi si� w domu - pomy�lała z �alem. - Tam przynajmniej człowiek
nie rósł wci�� i nie malał na przemian i nie był nara�ony na zuchwalstwa ze strony królików i
myszy. Bodajbym nigdy nie wchodziła w królicz� nor�, chocia�... chocia� te przygody s�,
prawd� mówi�c, ciekawe. Kiedy czytałam bajki, zdawało mi si�, �e co� podobnego nie mo�e
przydarzy� si� nikomu, a oto sama prze�ywam bajk� najdziwniejsz� w �wiecie! Doprawdy,
kto� powinien napisa� ksi��k� o mnie. Albo ja sama napisz�, kiedy urosn�... Ale przecie� ja
wła�nie urosłam - uprzytomniła sobie Alicja - i nie mog� ju� wi�cej rosn��, przynajmniej w
tym domu... Lecz w takim razie nie b�d� ju� nigdy starsza! Z jednej strony wydaje si� to do��
wygodne - nigdy nie by� star� - ale kiedy pomy�l�, �e b�d� miała przez całe �ycie lekcje do
odrabiania! Nie, to im si� wcale nie u�miecha!"
"Och, ty głuptasku - powiedziała sobie po chwili - jak�eby� mogła odrabia� lekcje tutaj?
Ledwie starczy tu miejsca dla ciebie, a gdzie zmie�ciłyby si� twoje podr�czniki i zeszyty?"
Alicja zabawiała si� tak przez par� minut stawianiem pyta� i dawaniem na nie
odpowiedzi, z czego wywi�zała si� cała rozmowa, gdy nagle usłyszała na zewn�trz jaki�
piskliwy głosik:
- Marianno! Marianno! Podaj mi w tej chwili moje r�kawiczki! - Nast�pnie dało si�
słysze� szybkie st�panie łapek po schodach. Nie ulegało w�tpliwo�ci, �e to Biały Królik
wraca do swego mieszkania. Alicja zapomniała widocznie o tym, �e była teraz z tysi�c razy
wi�ksza od Królika, bo zacz�ła dygota� ze strachu, a wraz z ni� zatrz�sł si� cały domek.
Biały Królik usiłował otworzy� drzwi. Poniewa� jednak otwierały si� one od wewn�trz,
okazało si� to niemo�liwe. Alicja słyszała, jak powiedział do siebie:
- Musz� pój�� naokoło i dosta� si� do �rodka oknem.
"To ci si� tak�e nie uda" - pomy�lała Alicja.
Poczekała chwil�, a� Królik zd��y obej�� swój domek, i trzepn�ła nagle palcami
wysuni�tej za okno r�ki. Cho� nie dotkn�ła niczego, rozległ si� cichy pisk i odgłos upadku, a
potem brz�k tłuczonego szkła. Alicja wywnioskowała, �e Królik wpa�� musiał w inspekty
albo w co� podobnego. Nast�pnie usłyszała gniewny głosik:
- Bazyli, Bazyli, gdzie jeste�? - na co jaki� nieznany głos odpowiedział:
- Tutaj jestem, ja�nie panie! Kopi� jabłka, prosz� ja�nie pana.
- Kopie jabłka, dajmy na to, �e kopie - rzekł Królik z w�ciekło�ci�. - Na razie jednak
chod� tutaj i pomó� mi si� st�d wydosta�! (Znów brz�k tłuczonego szkła).
- Powiedz mi, Bazyli, co tam jest w oknie?
- Ani chybi r�ka, prosz� ja�nie pana.
- R�ka, ty o�le? Czy� kiedy widział r�k� takiej wielko�ci? Przecie� ona wypełnia całe
okno!
- Tak jest, prosz� ja�nie pana, ale to jednak r�ka.
- Tak czy inaczej, ona nie ma tutaj nic do roboty. Id� i usu� j�.
Nast�piła długa cisza, w czasie której do uszu Alicji dochodziły tylko jakie� szepty.
Zdołała jedynie zrozumie�, �e Bazyli usiłował si� wykr�ci� od wykonania rozkazu, Królik za�
komenderował: "Ruszaj, ty tchórzu!"
Na wszelki wypadek Alicja raz jeszcze trzepn�ła palcami. Tym razem usłyszała a� dwa
piski i gło�niejszy brz�k tłuczonego szkła. "Musi tam by� sporo tych inspektów - pomy�lała. -
Ciekawe, co oni teraz postanowi�. Je�li idzie o usuni�cie mnie st�d, to byłabym bardzo rada,
gdyby im si� to udało. Pozostawanie tutaj dłu�ej zupełnie mnie nie bawi".
Min�ło znowu troch� czasu. Alicja usłyszała na koniec jakby dudnienie kół male�kich
furmanek, a potem mnóstwo przekrzykuj�cych si� głosów. Rozró�niała słowa: "Gdzie jest
druga drabina?" "Miałem przynie�� tylko jedn�, Bi� ma drug�". "Bi�, przystaw j� tutaj,
chłopcze. Oprzyj j� o ten róg". "Tak, tak, trzeba j� najpierw zwi�za�". "Si�gaj� teraz do
połowy wysoko�ci". "Wystarcz� ci zupełnie". "Nie b�d� taki wymagaj�cy". "Bi�, złap si� za
t� lin�". "Czy dach tylko wytrzyma?" "Uwa�aj na obluzowan� dachówk�!" "Och, spada!"
(Gło�ny huk). "Kto j� zrzucił?" "To chyba Bi�". "Kto wejdzie do pokoju przez komin?" "Nie,
ja nie". "Wła�nie, �e ty!" "A wła�nie, �e nie ja!" "Bi� wejdzie przez komin". "Słuchaj, Bi�,
ja�nie pan mówi, �e ty masz wej�� prze komin!"
"Ach, wi�c to Bis ma wej�� prze komin - rzekła do siebie Alicja. - Wygl�da na to, �e oni
wszystko zwalaj� na tego Bisia. Nie chciałabym by� na jego miejscu. Ten komin jest bardzo
w�ski, a poza tym my�l�, �e b�d� mogła wyrzuci� go stamt�d nog�".
Alicja wystawiła nog� tak daleko, jak tylko mogła, i czekała, dopóki zwierz�tko(nie
wiedziała dokładnie jakie) nie zacznie hałasowa� u wylotu komina. Kiedy usłyszała odgłosy
schodzenia, powiedziała sobie: "To musi by� Bi�" - i zrobiła gwałtowny ruch uwi�zion� w
kominie nog�, po czym czekała, co b�dzie dalej.
Najpierw usłyszała cały chór głosów wołaj�cych w podnieceniu "To Bi� wraca!" Potem
głos Królika: "Trzymajcie go, wy przy �ywopłocie!" Nast�pnie, po chwili ciszy, nowy chór
głosów: "Podnie�cie mu głow�". "Dajcie mu łyk wódki". "Nie potrz�sajcie nim". "Co z tob�,
przyjacielu?" "Co ci si� stało?" "Opowiedz nam o wszystkim".
Na koniec rozległ si� słaby piskliwy głosik. ("To musi by� Bi�" - pomy�lała Alicja).
- Naprawd�, ja nic nie wiem, tak samo jak i wy; teraz mi lepiej - jestem nazbyt
wstrz��ni�ty, by opowiada�, wiem tylko, �e co� wyskoczyło na mnie i pofrun�łem w gór� jak
rakieta.
- Tak było, wła�nie tak - zgodzili si� słuchacze.
- Musimy spali� ten dom - zawyrokował Królik.
Usłyszawszy to Alicja wrzasn�ła na cały głos:
- Je�li to zrobicie, poszczuj� na was Jacka!
Nast�piła zupełna cisza. Alicja pomy�lała sobie: "Ciekawe, co oni teraz zrobi�. Gdyby
mieli troch� oleju w głowach, zdj�liby dach".
Po dwóch minutach rozpocz�ło si� nowe bieganie i Alicja usłyszała głos Królika:
- Jedna beczułka powinna wystarczy� na pocz�tek.
"Beczułka czego? - pomy�lała Alicja. Ale w tej chwili w okno uderzył grad małych
kamyczków, z których cz��� ugodziła j� w twarz. Doszła wi�c do wniosku, �e musi poło�y�
kres temu atakowi, i zawołała jak najgro�niejszym głosem:
- Radz� wam przesta� w tej chwili! - co spowodowało ponownie głuch� cisz�.
Alicja zauwa�yła ze zdumieniem, �e le��ce na podłodze kamyczki przemieniaj� si� w
male�kie ciasteczka. I nagle przyszło jej do głowy, �e zjedzenie jednego z ciasteczek powinno
jako� wpłyn�� na jej wzrost. "Poniewa� nie mog� ju� chyba urosn�� - pomy�lała - wi�c
przypuszczam, �e zrobi� si� mniejsza".
Nie zwlekaj�c długo, zjadła ciasteczko i stwierdziła z zachwytem, �e gwałtownie maleje.
Kiedy była ju� tam mała, �e mogła przej�� przez drzwi, wybiegła szybko z domu, przed
którym zebrała si� cała gromada ptaków i innych zwierz�tek. Po�rodku zauwa�yła Bisia
(okazało si�, �e to mała jaszczurka) podtrzymywanego przez dwie �winki morskie, które poiły
go płynem z jakiej� buteleczki. Wszystkie zwierz�ta rzuciły si� ku Alicji, ale ona uciekła, co
sił w nogach. Wkrótce znalazła si� w g�stym lesie, gdzie poczuła si� wreszcie bezpieczna.
- Pierwsza rzecz, o któr� powinnam si� postara�, to odzyskanie mego prawdziwego
wzrostu - rzekła Alicja chodz�c po lesie. - A poza tym musz� wreszcie dosta� si� do tego
przepi�knego ogrodu. S�dz�, �e to b�dzie wła�ciwy plan działania na najbli�szy czas.
Plan ten był prosty i poci�gaj�cy. Alicja nie miała jednak poj�cia, jak zabra� si� do jego
wykonania. Bł�kaj�c si� mi�dzy drzewami posłyszała nagle nad głow� gło�ne szczekni�cie.
Olbrzymie szczeni� przypatrywało jej si� wielkimi, okr�głymi oczami i łagodnie tr�cało
j� łap�.
- �liczne, małe biedactwo - rzekła Alicja mo�liwie jak najsłodszym głosem i usiłowała
zagwizda�. Była przy tym �miertelnie przera�ona, �e szczeni� jest głodne i �e po�re j� mimo
jej słodkich słówek.
Nie wiedz�c, co czyni�, wyci�gn�ła ku pieskowi jaki� patyczek. Szczeniak odbił si� od
ziemi wszystkimi czterema łapami naraz, podskoczył w gór� na znak zachwytu, szczekn�ł i
rzucił si� na patyk z tak� min�, jak gdyby miał zamiar zmia�d�y� go jednym kłapni�ciem
z�bów. Tymczasem Alicja ukryła si� za wielkim ostem, przez co unikn�ła stratowania.
Szczeniak rzucił si� znowu na patyk, fikn�ł koziołka, podskoczył kilkakrotnie do góry, a
potem cofał si� bardzo daleko w tył i znów p�dził naprzód, szczekaj�c bezustannie przez cały
czas. Na koniec przysiadł ci��ko dysz�c, z wywieszonym j�zykiem i przymru�onymi
�
lepiami.
Alicja skorzystała z tej sposobno�ci, aby si� wymkn��. Biegła bardzo długo a� do utraty
sił i zatrzymała si� dopiero wówczas, gdy szczekanie psa ju� ledwo dochodziło z oddali.
"To przemiły szczeniak - pomy�lała opieraj�c si� o jaskier i wachluj�c jednym z jego
li�ci. - Bardzo bym chciała z nim pobaraszkowa�, gdybym tylko była troch� wi�ksza. Mój
i
Bo�e! Zapomniałam całkiem, �e musz� na nowo urosn��. Ale jak si� do tego zabra�?
Przypuszczam, �e musz� co� zje�� albo wypi�, ale co - w tym s�k!"
Alicja rozejrzała si� dokoła, ale nie zauwa�yła poza kwiatami i traw� nic godnego uwagi.
W pobli�u stał du�y grzyb, mniej wi�cej jej wysoko�ci. Kiedy przyjrzałam mu si� dokładnie
od dołu i ze wszystkich mo�liwych stron, przyszło jej na my�l, �e warto by równie� zobaczy�,
co dzieje si� z wierzchu na kapeluszu grzyba.
Wspi�ła si� na paluszki i natychmiast zauwa�yła ogromnego, niebieskiego pana
G�sienic�. Siedział wygodnie z r�kami skrzy�owanymi na piersiach i pykał wolno
uroczy�cie z olbrzymiej fajki, nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na otoczenie.
Rozdział V - Rada pana G�sienicy
Pan G�sienica i Alicja przypatrywali si� sobie nawzajem przez kilka minut w zupełnym
milczeniu. Na koniec pan G�sienica wyj�ł z ust fajk� i odezwał si� słabym, �pi�cym głosem:
- Kim jeste�?
Nie było to zbyt zach�caj�ce. Alicja odpowiedziała nie�miało:
- Ja... ja naprawd� w tej chwili nie bardzo wiem, kim jestem, prosz� pana. Mogłabym
powiedzie�, kim byłam dzi� rano, ale od tego czasu musiałam si� ju� zmieni� wiele razy.
- Co chcesz przez to powiedzie�? - zapytał surowo pan G�sienica. - Wytłumacz si�!
- Nie mog� si� wytłumaczy� - odrzekła Alicja - poniewa�, jak pan widzi, nie jestem sob�.
- Nic nie rozumiem - rzekł pan G�sienica.
- Obawiam si�, �e nie b�d� mogła wytłumaczy� panu tego ja�niej, poniewa�, szczerze
mówi�c, sama nic nie rozumiem. Te ci�głe zmiany wzrostu działaj� na człowieka raczej
ogłupiaj�co.
- Nie widz� powodu - rzekł pan G�sienica.
- By� mo�e, �e nie zaznał pan tego dotychczas - odparła uprzejmie Alicja - ale kiedy
zmieni si� pan w poczwark�, a pó�niej w motyla, to b�dzie to dla pana czym� równie� bardzo
dziwnym, prawda?
- Nieprawda - rzekł pan G�sienica.
- By� mo�e, ale pan te sprawy odczuwa inaczej. W ka�dym razie byłoby to dziwne dla
mnie.
- Dla ciebie? - rzekł pan G�sienica pogardliwie. - A kim ty wła�ciwie jeste�?
W ten sposób powrócili na nowo do pocz�tku rozmowy. Opryskliwe odpowiedzi pana
G�sienicy mocno ju� zirytowały Alicj�, powiedziała wi�c z naciskiem:
- S�dz�, �e to pan powinien mi si� przedstawi� pierwszy.
- Dlaczego? - zapytał pan G�sienica.
Była to znowu sprawa nader kłopotliwa. Widz�c, �e pan G�sienica jest w bardzo
kiepskim humorze, Alicja odwróciła si� i zamierzała odej��.
- Czekaj! - zawołał nagle pan G�sienica. - Mam ci co� wa�nego do powiedzenia.
Brzmiało to do�� obiecuj�co. Alicja zawróciła wi�c i zmieniła si� w słuch.
- Trzymaj nerwy na wodzy - rzekł pan G�sienica.
- Czy to ju� wszystko? - zapytała Alicja, usiłuj�c opanowa� gniew.
- Nie - odparł pan G�sienica.
Alicja pomy�lała, �e wła�ciwie mo�e zaczeka� na dalszy ci�g tej rozmowy, bo i tak nie
ma nic lepszego do roboty. Przez par� minut pan G�sienica milcz�co pykał z fajki, po czym
wyj�ł cybuch z ust i zapytał:
- Wi�c wydaje ci si�, �e nie jeste� sob�?
- Obawiam si�, �e nie jestem, prosz� pana - odpowiedziała Alicja. - Nie pami�tam ju�
niczego w sposób normalny, zmieniał wzrost co dziesi�� minut.
- Czego nie pami�tasz? - zapytał pan G�sienica.
- Próbowałam na przykład powiedzie� "Pan kotek był chory", ale wyszło jako� inaczej.
- Powiedz "Ojca Wirgiliusza" - rzekł pan G�sienica.
Alicja splotła dłonie i zacz�ła deklamowa�:
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje
Na głowie przy tym stoj�c wiele lat
Rzekł jeden z synów: - Tak bardzo si� boj�
O ciebie ojcze, bo� juz stary dziad.
- W latach młodo�ci - ojciec mu odpowie -
Bywałem nieraz w strachu o swój mózg,
Lecz dzi�, gdy widz�, �e mam pusto w głowie,
�
wicz�c, najwy�ej słysz� wody plusk.
- Jeste� ju� stary, jak si� wy�ej rzekło,
I gruby - wybacz - �e a� brak mi słów,
Ale koziołki fikasz z pasj� w�ciekł�.
Sk�d si�, mój ojcze, bierze zwyczaj ów?
- W mojej młodo�ci - rzecze m�drzec siwy -
Naciera� zwykłem co dzie� członki swe,
Za� u�ywałem tej oto oliwy,
Chcesz, to ci sprzedam butelk� lub dwie?
- Masz ojcze, szcz�ki słabe ze staro�ci
I zdolny� chyba łyka� tylko ciecz,
Ale ze�arłe� g�� z dziobem i ko��mi,
Przyznasz mi, ojcze, �e to dziwna rzecz.
- Za młodu - rzecze starzec - prowadziłem
Dyskusji z �on� codziennie ze sze��
I to mym szcz�kom dało ow� sił�,
Która pozwala dzi� mi g�si je��.
- We� pod uwag�, ojcze, ilo�� lat tw�,
W tym wieku oczom bystro�ci ju� brak,
A ty w�gorza utrzymujesz łatwo
Na czubku nosa - powiedz, ojcze, jak?
- Jest w domu dzieci sto dwadzie�cia troje
- ojciec odpowie - i mam pyta� do��.
Ju� mi obrzydły idiotyzmy twoje,
Wi�c radz�, zmykaj, zanim wpadn� w zło��!
!!! BRAK STRON 73 - 100 !!!
działa Alicja całkiem naturalnym tonem, tak jak gdyby Kot powrócił w zwykły sposób.
- Przewidziałem to - rzekł Kot i znowu znikł.
Alicja odczekała chwil�, czy Kot nie uka�e si� jej po raz trzeci, po czym poszła w
kierunku mieszkania Szaraka Bez Pi�tej Klepki.
- Widziałam ju� w �yciu kapeluszników - rzekła do siebie - i przypuszczam, �e Szarak
mo�e by� o wiele bardziej interesuj�cy. A poza tym, gdzie jest powiedziane, �e zaj�ce musz�
mie� pełnych pi�� klepek? - To mówi�c Alicja spojrzała w gór� i znowu dostrzegła Kota
siedz�cego na gał�zi.
- Czy powiedziała�, �e zmieniło si� w prosiaka, czy w psiaka? - zapytał Kot.
- Powiedziałam, �e w prosiaka - odparła Alicja. - A w ogóle wolałabym, �eby pan nie
znikał i nie pojawiał si� tak nagle. Mo�na od tego zgłupie�.
- Zgoda - rzekł Kot i tym razem zacz�ł znika� bardzo powoli, zaczynaj�c od ko�ca
ogona, a ko�cz�c na u�miechu, który pozostał jeszcze przez pewien czas, zawieszony nad
gał�zi�.
"Widziałam ju� koty bez u�miechu - pomy�lała Alicja - ale u�miech bez kota widz� po
raz pierwszy w �yciu. To doprawdy nadzwyczajne!"
Jeszcze par�set metrów i Alicja znalazła si� przed domem Szaraka Bez Pi�tej Klepki.
Odgadła bez trudu, �e to wła�nie ten dom, poniewa� jego kominy miały kształt zaj�czych
uszu, dach za� pokryty był futerkiem. Dom był du�y, wolała wi�c ugry�� kawałek grzyba z
lewej r�ki, przez co osi�gn�ła a� pół metra wysoko�ci. Mimo to, zbli�aj�c si� do domu
Szaraka, my�lała nie bez l�ku: "A mo�e jednak nale�ało raczej odwiedzi� Zwariowanego
Kapelusznika?"
Przed domem, w cieniu drzew ustawiony był stół, przy którym siedzieli Szarak Bez Pi�tej
Klepki i Zwariowany Kapelusznik. Pomi�dzy nimi, na wpół u�piony, kiwał si� Suseł, na
którym opierali si� łokciami jak na poduszce, prowadz�c rozmow� ponad jego głow�. Alicja
pomy�lała, �e musi to dla Susła by� bardzo niewygodne. Chocia� mo�e nie czuje tego wcale
�
pi�c tak mocno?
Stół był du�y, ale wszyscy trzej siedzieli stłoczeni w jednym rogu. Kiedy spostrzegli
zbli�aj�c� si� Alicj�, zawołali:
- Nie ma miejsca! Nie ma miejsca!
- Wła�nie, �e jest mnóstwo miejsca! - odpowiedziała z oburzeniem Alicja, po czym
usiadła na wygodnym fotelu przy drugim ko�cu stołu.
- Prosz�, pocz�stuj si� winem - rzekł bardzo grzecznie Szarak Bez Pi�tej Klepki.
Alicja spojrzała na stół, ale nie zauwa�yła na nim nic prócz herbaty. Powiedziała wi�c:
- Nie widz� tu �adnego wina.
- Bo go wcale nie ma - rzekł Szarak.
- Wobec tego cz�stowanie mnie winem nie było z pa�skiej strony zbyt uprzejme.
- Przysiadanie si� tutaj bez zaproszenia nie było zbyt uprzejme z twojej strony.
- Nie wiedziałam, �e to pana stół. Jest nakryty na znacznie wi�cej ni� trzy osoby.
- Powinna� ostrzy� sobie włosy - odezwał si� nagle Zwariowany Kapelusznik.
Przypatrywał si� Alicji ju� od dłu�szego czasu z wielk� ciekawo�ci� i teraz zabrał głos po raz
pierwszy.
- Powinien pan oduczy� si� robienia przycinków - rzekła surowo Alicja - to jest bardzo
niegrzeczne.
Na to Kapelusznik otworzył oczy jeszcze szerzej i zapytał:
- Jaka jest ró�nica miedzy kciukiem a piórnikiem?
Alicja pomy�lała z rado�ci�, �e zanosi si� wreszcie na jak�� zabaw�. Rzekła wi�c:
- S�dz�, �e b�d� umiała rozwi�za� t� zagadk�.
- My�lisz, �e potrafisz znale�� odpowied� na to pytanie? - rzekł Kapelusznik.
- Wła�nie.
- No to mów, co my�lisz.
- Ja... ja my�l� to, co mówi�, a to jest wła�ciwie to samo, prosz� pana.
- Wcale nie. W ten sposób mogłaby� powiedzie�, �e "widz� to, co jem" i "jem to, co
widz�" maj� to samo znaczenie.
- Mogłaby� tak�e powiedzie� - niespodziewanie odezwał si� zaspanym głosem Suseł - �e
"oddycham, kiedy �pi�" ma to samo znaczenie, co "�pi�, kiedy oddycham".
- Wła�nie tak ma si� rzecz z tob� - rzekł Zwariowany Kapelusznik i rozmowa urwała si�
nagle jak uci�ta no�em. Przez par� minut panowała cisza, w czasie której Alicja przypomniała
sobie wszystko, co tylko wiedziała, o krukach i piórnikach.
Pierwszy przerwał milczenie Zwariowany Kapelusznik pytaniem: - Którego dzi� mamy?
- zwróconym do Alicji. Jednocze�nie wyj�ł z kieszeni kamizelki zegarek i potrz�sn�ł nim na
wszystkie strony, przykładaj�c go czasem do ucha.
Alicja pomy�lała chwil�, po czym odpowiedziała:
- Czwartego.
- Spó�nia si� o dwa dni - westchn�ł Kapelusznik. A nie mówiłem ci, �e masło nie nadaje
si� do smarowania mechanizmów? - dodał patrz�c ze zło�ci� na Szaraka.
- TO było najlepsze masło - odpowiedział potulnie Szarak.
- Tak, tak, ale mogły dosta� si� do �rodka jakie� okruchy. Wsadzałe� tam przecie� to
masło no�em od chleba.
Szarak wzi�ł zegarek i przygl�dał mu si� przez dłu�sz� chwil�, po czym wrzucił go do
swej herbaty, zajrzał do �rodka i powtórzył tym samym tonem:
- To było najlepsze masło.
Alicja przypatrywała si� temu wszystkiemu z wielkim zainteresowaniem. Wreszcie
zawołała:
- Có� to za dziwny zegarek, który wskazuje dni, a nie godziny, minuty i sekundy!
- No to co z tego? - zapytał Kapelusznik. - A czy twój zegarek wskazuje lata?
- Oczywi�cie, �e nie. Bo... bo... on stoi przecie� na jednym dniu roku tak strasznie długo!
- Tak samo jest z moim zegarkiem - rzekł Zwariowany Kapelusznik.
Alicja była nie na �arty zaniepokojona. Ostatnie zdanie Kapelusznika wydawało si� ju�
zupełnie niezrozumiałem, cho� wypowiedziane było niew�tpliwie po angielsku. Rzekła wi�c
najuprzejmiej w �wiecie:
- Niezupełnie rozumiem, co pan ma na my�li.
- Suseł znowu zasn�ł - rzekł Kapelusznik i wylał Susłowi na nos troch� gor�cej herbaty.
�
pioch potrz�sn�ł gwałtownie głow� i powiedział nie otwieraj�c oczu:
- Oczywi�cie, rzecz jasna. Chciałem wła�nie to samo powiedzie�.
- Czy znalazłe� ju� rozwi�zanie zagadki? - zapytał Kapelusznik zwracaj�c si� do Alicji.
- Nie. A jaka jest wła�ciwie odpowied�?
- Nie mam najmniejszego poj�cia - odparł Kapelusznik.
- Ani ja - dorzucił Szarak.
Alicja westchn�ła ci��ko i po chwili odezwała si�:
- Wydaje mi si�, �e mogliby�cie sp�dza� czas po�yteczniej ni� na wymy�laniu zagadek,
które nie maj� rozwi�zania.
- Gdyby� znała Czas tak dobrze jak my, nie mówiłaby� tego - rzekł Kapelusznik.
- Nie wiem, co pan ma na my�li.
- Oczywi�cie, �e nie wiesz. - Tu Kapelusznik przybrał pogardliwy wyraz twarzy. - Jestem
pewien, �e nawet nigdy nie rozmawiała� z Czasem.
- Chyba nie - odparła Alicja - ale za to cz�sto zabijam czas gr� na fortepianie.
- W tym wła�nie s�k - rzekł Kapelusznik, �e Czas nie znosi, aby go zabijano. Gdyby�
była z nim w dobrych stosunkach, zrobiłby dla ciebie z twoim zegarem wszystko, co by�
tylko chciała. Dam ci przykład: przypu��my, �e jest godzina dziewi�ta rano i maj� si�
rozpocz�� lekcje. Szepczesz słóweczko i ju� wskazówki p�dz� po tarczy jak oszalałe! Po
chwili jest godzina wpół do drugiej i idziesz sobie po sko�czonych lekcjach na obiad do
domu.
- To byłoby naprawd� wspaniałe - rzekła Alicja z gł�bokim namysłem. - Tylko, widzi
pan, nie byłabym wtedy do�� głodna.
- To tylko z pocz�tku - odparł Kapelusznik. Pó�niej mogłaby� po prostu zatrzyma� Czas
na godzinie wpół do drugiej, dopóki nie nabrałaby� apetytu.
- Czy pan post�puje wła�nie w taki sposób? - zapytała Alicja.
Kapelusznik zaprzeczał z wielce pos�pn� min�, po czym dodał:
- W zeszłym roku pokłóciłem si� z Czasem na koncercie urz�dzonym prze Królow� Kier.
Było to na krótko, zanim on zwariował - tu wskazał ły�eczk� od herbaty na Szaraka Bez
Pi�tej Klepki. - Miałem wtedy recytowa� wierszyk:
Jasne słoni�tko pó�no dzi� wstało,
Zagra� na tr�bie czasu nie miało.
- Znasz to mo�e?
- Zdaje si�, �e słyszałam kiedy� co� podobnego.
- Pami�tasz zatem, jak to idzie dalej?
Wi�c zbieraj� zewsz�d gromadnie,
Za chwil� pewnie zatr�bi ładnie.
O�ywi wszystkie nied�wiedzie w lesie,
Znu�one główki susłów podniesie.
Wi�c chocia� w domu p�ka ci głowa,
Jak�e jest pi�kna ta pie�� słoniowa.
Tu Suseł wstrz�sn�ł si� nagle i zacz�ł �piewa� przez sen: Niowasło, niowasło, niowasło,
niowasło... - tak długo, dopóki szczypaniem nie zmuszono go do umilkni�cia.
- Ledwo sko�czyłem pierwsz� zwrotk� - rzekł Kapelusznik, kiedy Królowa wrzasn�ła na
całe gardło: "On zabija Czas! �ci�� go natychmiast!"
- Jakie to strasznie dzikie! - westchn�ła Alicja.
- ...I od tej chwili - ci�gn�ł dalej Kapelusznik - Czas odmówił mi posłusze�stwa. Dla
mnie teraz jest ju� zawsze szósta.
Alicja doznała nagłego ol�nienia.
- Wi�c to dlatego siedzicie zawsze przy podwieczorku? - zapytała.
- Oczywi�cie. Nasz podwieczorek trwa wiecznie, tak �e nie mamy czasu na zmywanie
naczy�.
- I przesuwacie si� ku coraz dalszym nakryciom?
- Rzecz jasna. W miar� brudzenia naczy�!
- Ale co si� dzieje wówczas, gdy wracacie do pierwszego nakrycia?
- Zmie�my temat rozmowy - rzekł Szarak szeroko ziewaj�c. - Zaczyna mnie to ju�
nudzi�. Proponuj�, aby ona co� na opowiedziała.
- Obawiam si�, �e nie mam nic ciekawego do opowiedzenia - rzekła szybko Alicja nie na
�
arty przestraszona t� propozycj�.
- To niech Suseł co� nam opowie! - krzykn�li chórem Szarak Bez Pi�tej Klepki i
Zwariowany Kapelusznik. - Halo! Zbud� si� natychmiast! - To mówi�c zacz�li szczypa�
Susła jednocze�nie z obu stron.
Suseł otworzył oczy i rzekł:
- Ja wcale nie spałem. Słyszałem ka�de wasze słowo.
- Opowiedz nam co� - nalegał Szarak.
- Tak, tak, bardzo prosz� o jak�� ciekaw� histori� - poparła go Alicja.
- Gadaj szybko - dodał Kapelusznik - bo w przeciwnym razie za�niesz w czasie
opowiadania.
- Pewnego razu �yły na �wiecie trzy siostry - zacz�ł Suseł bardzo szybko. - Nazywały si�
Kasia, Jasia i Basia i mieszkały na dnie studni.
- A czym si� �ywiły? - zapytała Alicja, któr� te sprawy najbardziej interesowały.
- �ywiły si� syropem - odparł Suseł po parominutowym namy�le.
- Nie mogły chyba �ywi� si� samym syropem - sprzeciwiła si� Alicja. - Bo byłyby na
pewno chore.
- Istotnie - rzekł Suseł. - One były chore. Bardzo chore.
Alicja usiłowała wyobrazi� sobie przedziwny tryb �ycia trzech sióstr, ale nie bardzo jej
si� to udawało. Zapytała wi�c z wielkim zaciekawieniem:
- Ale dlaczego mieszkały na dnie studni?
- Nalej sobie wi�cej herbaty - rzekł z wielk� powag� Szarak.
- Jeszcze w ogóle nie piłam - odparła Alicja ura�ona t� propozycj�. - Trudno wi�c, abym
nalała sobie wi�cej.
- Chciała� powiedzie�, �e trudno, aby� nalała sobie mniej - wtr�cił si� Kapelusznik. -
Przecie� znacznie łatwiej jest nala� sobie wi�cej ni� nic.
- Nikt nie pytał pana o zdanie - rzekła gniewnie Alicja.
- Aha, a kto teraz robi przecinki? - zawołał triumfalnie Kapelusznik.
Alicja nie bardzo wiedziała, co odpowiedzie�. Nalała wi�c sobie herbaty i wzi�ła chleba z
masłem, po czym powtórzyła swe pytanie:
- Dlaczego siostry mieszkały na dnie studni?
Suseł namy�lił si� znów par� minut, a� wreszcie rzekł:
- Była to studnia napełniona syropem.
- Nic takiego w ogóle nie istnieje - zacz�ła Alicja, ale Szarak i Kapelusznik przerwali jej:
- Pst! - Suseł za� rzekł z wyra�nym oburzeniem:
- Je�li nie potrafisz zachowa� si� przyzwoicie, to doko�cz sobie sama.
- Nie, prosz� opowiada� dalej - powiedziała pokornie Alicja. - Ja ju� na pewno panu nie
przerw�. By� mo�e, i� taka studnia istnieje.
- "By� mo�e?"... - powtórzył z oburzeniem Suseł. Po chwili za� ci�gn�ł dalej. - Te trzy
siostrzyczki uczyły si� tam rysowa�.
- A co one rysowały? - zapytała Alicja, całkiem zapominaj�c o swym przyrzeczeniu.
- Syrop - odparł bez chwili namysłu Suseł.
- Chciałabym czyst� fili�ank� - rzekł Kapelusznik. - Przesu�my si� wszyscy o jedno
miejsce.
To mówi�c Kapelusznik przesiadł si�. Suseł zaj�ł jego miejsce, Szarak miejsce Susła,
Alicji za� przypadło w udziale miejsce Szaraka. Jedynie Kapelusznik zyskał na tej zamianie.
Alicja wyszła na niej bardzo �le, bo talerzyk Szaraka był zupełnie zalany herbat�.
Aby znowu nie obrazi� Susła, Alicja zapytała bardzo ostro�nie:
- A jak długo rysowały one ten syrop w studni?
- Sama odpowiedziała� sobie przecie� na to pytanie - rzekł Kapelusznik. - Od stu dni
rzecz jasna.
- Nie musiało im tam by� przyjemnie - zauwa�yła Alicja.
- Głupia� - rzekł nagle Suseł spogl�daj�c z pogard� na Alicj�. - Było im tam wprost
słodko.
Odpowied� ta tak bardzo zmieszała Alicj�, �e przez par� minut nie przerywała Susłowi
ani jednym słówkiem.
- Uczyły si� one rysowa� - ci�gn�ł Suseł tr�c oczy, zaczynał bowiem odczuwa� wielk�
senno�� - i rysowały prócz syropu wszystko, co zaczyna si� na liter� "s"...
- Dlaczego na liter� "s"? - spytała Alicja.
- A dlaczego nie? - wtr�cił Kapelusznik.
Alicja siedziała juz teraz cichutko jak myszka. Tymczasem Suseł zamkn�ł oczy i zapadł
w drzemk�.
Uszczypni�ty przez Kapelusznika obudził si� nagle z piskiem i opowiadał dalej:
- ... wszystko, co zaczyna si� na liter� "s", a wi�c sło�ce, stonog�, stodoł�, stół, spanie.
Czy widziała� kiedy, aby kto� rysował spanie? - zwrócił si� Suseł do Alicji.
Alicja odpowiedziała:
- Ja doprawdy nie my�l�, �eby...
- Je�eli nie my�lisz, to nie gadaj - przerwał jej Kapelusznik.
Takiej bezczelno�ci Alicja nie mogła ju� �cierpie�. Wstała wi�c od stołu i oddaliła si� z
godno�ci�. Suseł zapadł natychmiast w sen, pozostali za� biesiadnicy nie zwrócili na jej
odej�cie najmniejszej uwagi. Alicja obejrzała si� raz czy dwa razy, ale nikt za ni� nie wołał.
Zauwa�yła tylko, �e Zwariowany Kapelusznik i Szarak Bez Pi�tej Klepki usiłowali wsadzi�
Susła do dzbanka z herbat�.
- W ka�dym razie nigdy ju� tam nie wróc� - rzekła Alicja przedzieraj�c si� przez las. - To
był najgłupszy podwieczorek w moim �yciu.
Nagle dostrzegła w jednym z drzew ukryte drzwi. "To bardzo dziwne - pomy�lała. - Ale
dzisiaj wszystko jest dziwne. Przypuszczam, �e powinnam tam wej��".
Alicja znalazła si� ponownie w długim korytarzu, w pobli�u szklanego stolika. "Teraz ju�
wiem, co musz� zrobi�" - pomy�lała i przede wszystkim zdj�ła złoty kluczyk, po czym
otworzyła nim drzwiczki prowadz�ce do ogrodu. Nast�pnie odgryzła kawałek grzyba
(zachowała jego resztki w kieszonce) i zmniejszyła si� do jakich� trzydziestu centymetrów.
Bez trudu przeszła przez male�ki korytarzyk i... znalazła si� wreszcie w swym wymarzonym
ogrodzie pomi�dzy wspaniałymi kwietnikami i orze�wiaj�cymi wodotryskami.
Rozdział VIII - Partia krokieta u Królowej
W pobli�u wej�cia do ogrodu rósł spory krzew białej ró�y. Trzech ogrodników
przemalowywało po�piesznie jego kwiaty na kolor czerwony. Zdziwiło to bardzo Alicj�,
podeszła wi�c bli�ej i usłyszała słowa jednego z ogrodników:
- Uwa�aj tylko, Pi�tko! Jak mo�esz pryska� mi tak na ubranie!
- Nic na to nie poradz� - odparł Pi�tka wyra�nie ura�ony. - Siódemka tr�cił mnie w
łokie�.
Na to Siódemka:
- Dobrze, dobrze, Pi�tko! Zrzucaj zawsze win� na drugich!
- Nie odzywałby� si� lepiej - przerwał Pi�tka. - Nie dalej jak wczoraj Królowa
powiedziała, �e zasługujesz na �ci�cie.
- Za co? - zapytał pierwszy ogrodnik.
- To nie twoja sprawa, Dwójko - odpowiedział Siódemka.
- Nieprawda, to jest jego sprawa - wtr�ciła si� Pi�tka. - I powiem mu nawet za co: za to,
�
e przyniósł Kucharce zamiast cebuli sadzonki tulipanów.
Siódemka rzucił p�dzel na ziemi� i wła�nie zacz�ł:
- Jak Boga kocham, ze wszystkich niesprawiedliwo�ci... - kiedy nagle urwał wpół zdania,
wzrok jego bowiem padł na Alicj�. Po chwili wszyscy trzej ogrodnicy zacz�li bi� przed ni�
gł�bokie pokłony.
- Czy mogliby�cie mi wytłumaczy�, po co przemalowujecie te ró�e? - zapytała Alicja
zmieszana ich czołobitno�ci�.
Pi�tka i Siódemka spojrzeli milcz�co na Dwójk�. Ten za� powiedział cichutko:
- Idzie o to, prosz� panienki, �e to miały by� czerwone ró�e, a my przez pomyłk�
zasadzili�my białe. Gdyby Królowa dowiedziała si� o tym, zaraz kazałaby nas �ci��. Widzi
panienka, robimy, co mo�emy, zanim ona nadejdzie i... - W tej chwili Pi�tka, który wpatrywał
si� przez cały czas w przeciwległy kraniec ogrodu, wrzasn�ł:
- Królowa, Królowa! - po czym wszyscy trzej upadli twarz� na ziemi�. Nast�pnie
rozległy si� odgłosy wielu kroków. Alicja wyt��yła wzrok, pragn�c jak najszybciej ujrze�
monarchini�.
Najpierw szedł oddział �ołnierzy. Byli oni zupełnie podobni do trzech ogrodników,
podłu�ni i płascy, z t� tylko ró�nic�, �e mieli zamiast pików wymalowane na tułowiach trefle.
Za nimi post�powali bogato przyozdobieni diamentami dworzanie, po nich dziesi�cioro dzieci
królewskich, wesołych i rozigranych (cała rodzina królewska naznaczona była kierami).
Potem szli go�cie, przewa�nie Królowie i Królowe. Alicja dostrzegła pomi�dzy Białego
Królika okropnie podnieconego i zgadzaj�cego si� z góry ze wszystkim, co mówili jego
rozmówcy. Przeszedł on obok Alicji i nawet jej nie zauwa�ył. Nast�pnie szedł Walet Kier
nios�c na purpurowej poduszce z aksamitu koron� królewsk�.
No koniec kroczyli majestatycznie KRÓL I KRÓLOWA KIER.
Alicja nie bardzo wiedziała, czy powinna rzuci� si� na ziemi�, tak jak to uczynili
ogrodnicy. Przyszło jej jednak na my�l, �e mały byłby po�ytek z takich uroczystych
pochodów, gdyby wszyscy musieli na ich widok pada� na twarz, bo któ� by wówczas mógł
im si� przygl�da�? Stała wi�c spokojnie i czekała, co dalej nast�pi.
Kiedy orszak znalazł si� tu� obok Alicji, Królowa spojrzała na ni� surowo i zapytała
Waleta Kier:
- Kto to jest?
Walet ukłonił si� tylko i u�miechn�ł zamiast odpowiedzi.
- Głupiec - rzekła z w�ciekło�ci� Królowa. A potem zwróciła si� do Alicji: - Powiedz, jak
si� nazywasz, moje dziecko.
- Nazywał si� Alicja, prosz� Waszej Królewskiej Mo�ci - odpowiedziała Alicja bardzo
uprzejmie, cho� pomy�lała sobie równocze�nie: "Wła�ciwie to tylko talia kart i nie ma
powodu za bardzo si� nimi przejmowa�".
- A kto to s� ci tutaj? - zapytała Królowa, wskazuj�c na trzech ogrodników le��cych
plackiem wokół krzaka ró�y. (Trzeba Wam bowiem wiedzie�, �e le�eli oni na brzuchach, a z
tyłu pokryci byli tym samym wzorem, co cał� talia kart. Królowa nie mogła wi�c odró�ni�,
czy s� to ogrodnicy, �ołnierze, dworzanie, czy zgoła jej własne dzieci).
- A sk�d ja mog� wiedzie�? To nie moja sprawa - powiedziała Alicja, zdumiona własn�
�
miało�ci�.
Królowa zrobiła si� purpurowa z w�ciekło�ci, przez chwil� wpatrywała si� w Alicj�
wzrokiem dzikiej bestii, po czym zawołała:
- �ci�� j�, �ci�� j� natychmiast!
- Bzdura! - rzekła Alicja bardzo stanowczo i Królowa zamilkła.
Król za� wzi�ł sw� mał�onk� za r�k� i rzekł nie�miało:
- Zastanów si�, kochanie, przecie� to tylko dziecko.
Królowa odwróciła si� gwałtownie i zawołała na Waleta wskazuj�c na ogrodników:
- Odwróci� si� natychmiast!
Walet wykonał to nog�, jak gdyby nie chc�c si� pobrudzi�.
- Wstawajcie! - wrzasn�ła Królowa, a ogrodnicy zerwali si� z ziemi i zacz�li bi� pokłony
Królowi, Królowej, dzieciom królewskim i całemu orszakowi.
- Przesta�cie w tej chwili - zaryczała Królowa. - Mo�na oszale� od tych ci�głych
pokłonów! - Nast�pnie, wskazuj�c na ró�e, zapytała: - Co�cie tu robili?
- Dopraszam si� łaski Waszej Królewskiej mo�ci - rzekł pokornie Dwójka padaj�c na
kolana - próbowali�my...
- Ju� widz�! - wrzasn�ła Królowa, która z wielk� uwag� przypatrywała si� krzewowi. -
�
ci�� ich!
Orszak ruszył tymczasem i tylko trzech �ołnierzy pozostało na miejscu, aby dokona�
zarz�dzonej przez monarchi� egzekucji.
Nieszcz��liwi ogrodnicy zwrócili si� do Alicji z błaganiem o wstawiennictwo i pomoc.
- Nie b�dziecie �ci�ci - rzekła stanowczo Alicja i wsadziła wszystkich trzech do wielkiej
donicy, która stała w pobli�u krzewu. �ołnierze szukali ich przez chwil�, po czym spokojnie
udali si� w �lad za orszakiem.
- Czy zostali �ci�ci?! - krzykn�ła z daleka Królowa.
- Jako �ywo, Wasza Królewska Mo��! - zawołali w odpowiedz dzielni wojacy.
- To dobrze - ucieszyła si� Królowa. - Czy umiesz gra� w krokieta?
�
ołnierze spojrzeli na Alicj�, do której najwidoczniej odnosiło si� to ostatnie pytanie.
- Tak! - zawołała Alicja.
- Wi�c chod� tutaj! - wrzasn�ła Królowa.
Alicja przył�czyła si� do orszaku, niezmiernie zaciekawiona takim obrotem rzeczy.
- Mamy dzi� �liczn� pogod� - odezwał si� nagle jaki� nie�miały głosik tu� u jej boku. Był
to Biały Królik, który przypatrywał si� Alicji z wyra�nym zaniepokojeniem.
- Istotnie, �liczna - odpowiedziała uprzejmie Alicja. - A gdzie jest Ksi��na?
- Cicho, na miło�� bosk�, cicho - wymamrotał Królik rozgl�daj�c si� dokoła z
przera�eniem. Nast�pnie wspi�ł si� na palce i szepn�ł Alicji do ucha: - Ona jest skazana na
�
mier�.
- Ale za co, za co? - zapytała Alicja.
- Czy powiedziała�: "Co za szkoda?"
- Nie, wcale nie uwa�am, aby to była szkoda. Pytam tylko za co.
- Za to, �e dała Królowej po nosie - rzekł Królik.
Alicja wybuchn�ła �miechem.
- Cicho - szepn�ł Królik dr��cym z trwogi głosikiem. - Królowa mo�e ci� słysze�! Było
to, widzisz, tak: Ksi��na spó�niła si� troch� i wtedy Królowa...
- Wszyscy na swoje miejsca! - krzykn�ła Królowa przera�liwie dono�nym głosem.
Go�cie rozbiegli si� w ró�nych kierunkach, przy czym wpadali na siebie i przewracali si� raz
po raz. Po jakiej� minucie wszyscy byli gdzie trzeba i gra mogła si� rozpocz��.
Alicja nie widziała nigdy w �yciu tak dziwnego pola krokietowego. Były to same góry i
doły. Zamiast kul krokietowych grano je�ami, za kije krokietowe słu�yły �ywe flamingi,
�
ołnierze za� wyginali si� w skomplikowanych figurach gimnastycznych, zast�puj�c bramki.
Najwi�ksz� trudno�ci� była dla Alicji poradzenie sobie z flamingiem. Udało jej si�
wprawdzie uj�� go w r�ce w sposób wzgl�dnie wygodny, ale có� z tego? Ilekro� chciała jego
głow� uderzy� je�a, flaming wykr�cał dług� szyj� i spogl�dał jej w oczy z wyrazem takiego
zdumienia, �e nie mogła si� powstrzyma� od �miechu. Kiedy ju� wreszcie uło�yła szyj� ptaka
w odpowiedni sposób, je�, zwini�ty dot�d w kł�buszek, oddalił si� wła�nie, i to w zupełnie
innym kierunku ni� trzeba. Poza tym teren był okropnie wyboisty i dok�dkolwiek chciała
posła� swego je�a, pojawiał si� przed ni� jaki� rów lub pagórek. Na domiar złego �ołnierze
zmieniali jeszcze co chwila miejsca, słu��c za bramki wci�� innym graczom. Nic dziwnego,
�
e Alicja doszła wkrótce do przekonania, �e jest to gra niezmiernie uci��liwa.
Całe towarzystwo grało jednocze�nie, nikt nie zwracał uwagi na kolejno��, ustawicznie
wybuchały sprzeczki i bójki o je�e. W�ciekło�� Królowej nie miała granic. Monarchini
biegała po całym polu, tupi�c i wrzeszcz�c mniej wi�cej raz na minut�: "�ci�� go!" albo
"�ci�� j�!"
Alicja czuła si� w tym otoczeniu coraz gorzej. Nie miała jeszcze co prawda zatargu z
Królow�, wiedziała jednak, �e mo�e to nast�pi� lada chwila. "A wtedy co by si� ze mn� stało?
- pomy�lała. - Skazywanie na �mier� stanowi tu wida� ich najulubie�sz� rozrywk�. Cud, �e
kto� pozostał jeszcze w ogóle przy �yciu!"
Alicja zastanawiała si� wła�nie, jak by tu w sposób odpowiednio dyskretny wycofa� si� z
gry, kiedy w powietrzu pojawiło si� przedziwne zjawisko. Z pocz�tku trudno je było
rozpozna�, potem ukazał si� najwyra�niejszy w �wiecie u�miech. Alicja poznała Kota-
Dziwaka i ucieszyła si� niezmiernie na my�l, �e b�dzie mogła nareszcie zamieni� par� słów z
kim� �yczliwym.
- Jak ci si� powodzi? - zapytał Kot, kiedy pojawiła si� dostatecznie du�a cz��� jego ust.
Alicja zaczekała na ukazanie si� oczu, po czym zrobiła przecz�cy ruch głow�. "Nie warto
mówi� do niego - pomy�lała - dopóki nie wyłoni� si� uszy, a przynajmniej cz��� jednego
ucha". Kiedy ju� miała przed sob� cał� głow� Kota, Alicja odstawiła na bok swego flaminga i
zacz�ła opowiada� o grze, szcz��liwa, �e mo�e si� komu� poskar�y�. Kot uwa�ał widocznie,
�
e jego głowa jest zjawiskiem zupełnie wystarczaj�cym, poprzestał wi�c na niej i nie pojawił
si� w całej swej okazało�ci.
- Wydaje mi si�, �e oni graj� nieuczciwie - odpowiadała Alicja. - Poza tym kłóc� si� bez
przerwy i tak okropnie hałasuj�! O �adnych regułach nie ma w ogóle mowy, a je�li nawet
byłaby mowa, to nikt nie stosuje ich w grze. A ju� najbardziej daje si� we znaki to, �e
wszystko tu jest �ywe. Na przykład bramka, przez któr� powinnam teraz przej��, przechadza
si� po przeciwległym ko�cu pola. Widzi pan, skrokietowałabym je�a Królowej, gdyby nie
uciekł an widok mojego.
- A jak ci si� podoba Królowa? - zapytał cicho Kot.
- Wcale mi si� nie podoba - odparła Alicja. - Ona tak strasznie... - tu zauwa�yła stoj�c� w
pobli�u Królow�, która przysłuchiwała si� jej słowom, doko�czyła wi�c po�piesznie: - dobrze
gra w krokieta, �e graj�c z ni� nie ma si� �adnej nadziei na wygran�.
Królowa u�miechn�ła si� i pobiegła za swym je�em.
- Z kim ty wła�ciwie rozmawiasz? - zapytał Król przygl�daj�c si� głowie Kota z wielkim
zainteresowaniem.
- To mój przyjaciel, Kot-Dziwak - odpowiedziała Alicja. - Pozwoli Wasza Królewska
Mo��, �e go przestawi�.
- On mi si� zupełnie nie podoba - odrzekł król. - Ale mo�e pocałowa� mnie w r�k�, je�li
chce.
- Wcale nie chc� - powiedział Kot.
- Nie b�d� zuchwalcem! - zawołał Król - I nie przypatruj mi si� tak! (To mówi�c schował
si� za Alicj�).
- Kotu wolno patrze� na Króla - rzekła Alicja. - Czytałam to w jakiej� ksi��ce, ale nie
pami�tam ju� w jakiej.
- Trzeba o st�d koniecznie usun��! - zdecydował Król i krzykn�ł do przechodz�cej
wła�nie Królowej: - Kochanie, chciałbym, �eby� usun�ła st�d tego Kota!
Królowa znała jeden tylko sposób załatwiania spraw, wi�c: "�ci�� go!", nie wiedz�c
nawet, o kogo i o co idzie.
- Zaraz sam pobiegn� po Kata - rzekł Król z wyra�nym zadowoleniem i pomkn�ł ku
pałacowi.
Alicja chciała zobaczy�, jak przestawia si� gra, bez przerwy bowiem słyszała kipi�cy
w�ciekło�ci� głos Królowej, która skazała ju� na �mier� trzech graczy za to, �e przepu�cili
swe kolejki. Na polu panowało nieopisane zamieszanie, ta �e zorientowanie si� w kolejno�ci
gry było zupełnie niemo�liwe. Alicja udała si� z l�kiem w sercu na poszukiwanie swego je�a.
Je� wdał si� wła�nie w walk� z drugim je�em, co Alicja uznała na znakomit� okazj� do
skrokietowania przeciwnika. Niestety flaming Alicji znajdował si� wła�nie w drugim ko�cu
pola, gdzie usiłował bezskutecznie frun�� na drzewo.
Kiedy udało si� jej pochwyci� flaminga i powróci� na swe poprzednie miejsce, walka
była ju� sko�czona i oba je�e zgin�ły gdzie� bez �ladu. "To i tak nie ma znaczenia, bo nie
znajd� teraz �adnej bramki" - pomy�lała Alicja. Wzi�ła wi�c flaminga pod pach�, aby si�
znowu nie ulotnił, i poszła w kierunku Kota, �eby uci�� sobie dłu�sz� pogaw�dk� z
przyjacielem.
Jakie� było jej zdziwienie, gdy ujrzała wokół głowy kociej wielkie zbiegowisko. Król,
Królowa i Kat mówili wszyscy naraz, kłóc�c si� o co� zawzi�cie, gdy reszta towarzystwa
milczała z bardzo niewyra�nymi minami.
Gdy ujrzeli Alicj�, poprosili j� o rozstrzygni�cie sporu. Poniewa� jednak mówili wszyscy
jednocze�nie i strzaszliwie przy tym hałasowali, nie mogła zrozumie�, o co idzie.
Kat twierdził, �e nie potrafi �ci�� głowy nie maj�c tułowia, od którego mógłby j�
odr�ba�. Podkre�lił on, �e nie miał dotychczas do czynienia z tak� robot� i �e nie my�li
zabiera� si� do niej na stare lata.
Król twierdził, �e ka�de stworzenie posiadaj�ce głow� mo�e by� �ci�te i �e w gadaniu
Kata nie ma ani krzty sensu.
Królowa twierdziła, �e je�li rozkaz nie zostanie spełniony pr�dzej ni� w mgnieniu oka
ka�e �ci�� wszystkich w promieniu mili (dlatego wła�nie całe towarzystwo miało miny tak
blade i niewyra�ne).
Alicja poczuła zam�t w głowie i powiedziała:
- Ten Kot nale�y do Ksi��ny. Zapytajcie jej o zdanie.
- Ksi��na jest uwi�ziona - rzekła Królowa do Kata - sprowad� j� tu natychmiast1 -
Wobec czego Kat pobiegł jak strzała w kierunku pałacu.
Tymczasem głowa kocia zacz�ła si� stopniowo zaciera� i do czasu powrotu Kata z
Ksi��n� znikła zupełnie. Król i Kat biegali we wszystkie strony jak szaleni, aby j� odnale��,
za� reszta towarzystwa powróciła do przerwanej gry.
Rozdział IX - Opowie�� niby �ółwia
Nie mo�esz wyobrazi� sobie, kochanie, jak bardzo jestem rada, �e ci� znowu spotykam -
rzekła Ksi��na, opieraj�c si� przyja�nie na ramieniu Alicji. - Chod�, przejdziemy si� troch�
razem.
Alicja była mile zaskoczona dobrym humorem Ksi��ny i pomy�lała, �e jej dzikie
zachowanie si� w kuchni musiało by� spowodowane nadmiern� ilo�ci� pieprzu w atmosferze.
"Gdybym ja była Ksi��n� - my�lała dalej (cho� bez wi�kszego przekonania) - nie
trzymałabym w ogóle pieprzu w kuchni. Zupa mo�e si� �wietnie obej�� bez pieprzu, a kto
wie, czy to nie on wła�nie robi z ludzi dzikusów". Alicja była wyra�nie dumna z wynalezionej
przez siebie nowej teorii, rozwijała j� wi�c w dalszym ci�gu: "Ocet czyni ludzi kwa�nymi,
rumianek - gorzkimi, a dzi�ki cukierkom dzieci staj� si� słodkie. Chciałabym, �eby doro�li
ludzie wiedzieli o tym; mo�e nie byliby wtedy tacy sk�pi i..."
Rozmy�laj�c Alicja zapomniała całkiem o ksi��nej i zdziwiła si�, gdy usłyszała nagle jej
głos tu� przy swoim uchu.
- My�lisz pewnie o czym�, drogie dziecko, i dlatego si� nie odzywasz. Nie umiem ci teraz
powiedzie�, jaki st�d płynie morał, ale za chwil� na pewno sobie przypomn�.
- Mo�e nie ma morału - rzekła Alicja nie�miało.
- Nie, nie, moje dziecko - odparła Ksi��na. - Ka�da rzecz ma swój morał. Trzeba go tylko
umie� znale��.
To mówi�c przysun�ła si� jeszcze bli�ej do Alicji, która nie odczuwała z tego powodu
specjalnego zachwytu. Po pierwsze dlatego, �e Ksi��na była strasznie brzydka, po drugie -
poniewa� była akurat takiego wzrostu, �e opierała si� o rami� Alicji podbródkiem, podbródek
za� miała okropnie ostry. Alicja jednak znosiła to bez szemrania, nie chc�c okaza� si�
nieuprzejm�.
- Gra robi si� coraz bardziej interesuj�ca - odezwała si�, aby podtrzyma� rozmow�.
- Niew�tpliwie - odrzekła Ksi��na. - A st�d płynie morał, �e "na pochyłe drzewo ka�da
koza skacze".
- Gdyby nie skakała - rzekła Alicja, aby co� powiedzie� - toby nó�ki nie złamała.
- To prawda - rzekła Ksi��na - masz zupełn� racj�. Po czym d�gaj�c Alicj� jeszcze
mocniej swym podbródkiem dodała: - A st�d wynika morał, �e "przyszła koza do woza".
Alicja pomy�lała sobie, �e Ksi��na musi mie� bzika na punkcie morałów.
- Dziwisz si� zapewnie, �e nie obejmuj� ci� za szyj� - rzekła po chwili Ksi��na - ale
prawd� mówi�c nie jestem pewna łagodnego usposobienia twego flaminga. Czy chcesz,
�
ebym spróbowała?
- On chyba gryzie - odpowiedziała szybko Alicja, której nie zale�ało na tej pieszczocie.
- Oczywi�cie, flamingi i musztarda gryz�. A st�d płynie morał, �e "lepszy wróbel w r�ku
ni� dzi�cioł na s�ku".
- Tylko �e musztarda nie jest ptakiem - zauwa�yła Alicja.
- Racja, jak zwykle racja - zgodziła si� szybko Ksi��na. - Masz wyj�tkowo jasny sposób
wyra�ania swych my�li.
- Zdaje si�, �e to jest minerał - rzekła niepewnie Alicja.
- Z cał� pewno�ci�. Niedaleko st�d w lesie znajduj� si� wielkie kopalnie musztardy. A z
tego wynika morał, �e "im dalej w las, tym wi�cej drzew".
- Wiem, ju� wiem! - wykrzykn�ła Alicja, nie zwracaj�c uwagi na ostatnie słowa Ksi��ny.
- Musztarda jest jarzyn�! Nie wygl�da na to, ale jest.
- Zgadzam si� z tob� w zupełno�ci, a st�d płynie morał, �e "oszcz�dno�ci� i prac� ludzie
si� bogac�". Mog� wytłumaczy� ci to przyst�pnie: ludzie, którzy nie s� skłonni oddawa� si�
lenistwu i uwa�aj� za stosowne nie hołdowa� zbytniej rozrzutno�ci, byliby niew�tpliwie
ubo�si, wzgl�dnie nie byliby tak zamo�ni, gdyby nie przy�wiecała im stale i niezmiennie
dewiza stosowania si� do wy�ej wyszczególnionych zasad.
- Poj�łabym to lepiej - rzekła Alicja - gdyby zapisała mi to pani na parteczce. W
przeciwnym razie...
- To jeszcze nic - przerwała Ksi��na głosem, w którym przebijała pró�no�� - nic wobec
tego, co mogłabym powiedzie�, gdybym zadała sobie trud.
- Naprawd� niech pani nie zadaje sobie trudu...
- Och, nie mo�e by� mowy o trudzie. Robi� ci prezent ze wszystkiego, co dotychczas
powiedziałam.
Alicja pomy�lała, �e jest to raczej tani rodzaj prezentu. "Zadowolona jestem, �e nie daj�
takich prezentów na urodziny". - Nie �miała jednak powiedzie� tego gło�no.
- Znów rozmy�lasz? - zapytała Ksi��na, po czym nast�piło nowe d�gni�cie podbródkiem.
- Mam chyba prawo co� my�le� - odparła ostro Alicja, któr� zaczynała ju� nu�y� ta
rozmowa.
- Dokładnie takie samo prawo, jakie maj� prosiaki do fruwania. St�d za� płynie mo...
Nagle, ku wielkiemu zdumieniu Alicji, głos Ksi��ny zamarł w połowie jej ulubionego
słowa "morał", r�ce zatrz�sły si� ze strachu. Alicja podniosła wzrok i ujrzała Królow�, która
stała przed nimi w gro�nej pozie ciskaj�c wzrokiem gromy.
- Mamy dzi� pi�kn� pogod� - rzekła Ksi��na słabiutkim dr��cym głosem.
- Ostrzegam ci� po raz ostatni - wrzasn�ła Królowa marszcz�c brwi i tupi�c nogami - �e
albo pobawisz mnie natychmiast swego widoku, albo ja pozbawi� ci� głowy! Wybieraj jedno
z dwojga!
Ksi��na nie zastanawiała si� długo nad wyborem i umkn�ła, a� si� kurzyło.
- Gramy dalej - rzekła Królowa do przera�onej Alicji, po czym udały si� na plac
krokietowy. Widz�c j� z daleka, wszyscy rzucili si� do swych flamingów i je�y. Tym razem
przerwa ta uszła im płazem, chocia� usłyszeli od Królowej, �e chwil� zwłoki w rozpocz�ciu
gry przypłaciliby �yciem. Przez cały czas Królowa kłóciła si� bez przerwy ze wszystkimi
graczami, wykrzykuj�c: "�ci�� go!" albo "�ci�� j�!". Skazanych na �ci�cie �ołnierze
odprowadzali do twierdzy. W ten sposób po upływie pół godziny zabrakło bramek i wszyscy
gracze, z wyj�tkiem Króla, Królowej i Alicji, znajdowali si� w lochu, gdzie czekali na
egzekucj�. Wtedy Królowa, straszliwie ju� zm�czona, przerwała gr� i zapytała:
- Czy widziała� ju� Niby �ółwia?
- Nie, nie widziałam - odparła Alicja - i nawet nigdy o nim nie słyszałam.
- Z tego stwora robi si� pyszn� zielon� zup�, która na�laduje zup� �ółwiow�. Nazywamy
go dlatego Niby �ółwiem.
- Ciekawa jestem, jak takie zwierz� wygl�da - westchn�ła Alicja.
- Chod�, przedstawi� ci go, a przy okazji usłyszysz jego histori�.
Oddalaj�c si� z Królow� Alicja usłyszała, jak Król mówi półgłosem do całego
towarzystwa:
- Jeste�cie ułaskawieni.
"Bardzo mnie to cieszy" - pomy�lała Alicja, przygn�biona potworn� liczb� egzekucji
zarz�dzonych przez Królow�.
Id�c natkn�ły si� wnet na Smoka drzemi�cego w sło�cu (je�li nie wiecie, jak taki Smok
wygl�da, spójrzcie, prosz�, na obrazek).
- Wstawaj, leniu - zawołała Królowa - i zaprowad� t� panienk� do Nigdy �ółwia! Niech
jej opowie swoj� histori�. Ja musz� ju� wraca�, aby dopilnowa� egzekucji. - Po tych słowach
Królowa oddaliła si�, pozostawiaj�c Alicj� sam na sam ze Smokiem. Alicji niezbyt
odpowiadał widok straszydła, niemniej jednak czuła si� z nim bezpieczniej ni� w
towarzystwie Królowej. Czekała wi�c, co dalej nast�pi.
Tymczasem Smok usiadł i zacz�ł przeciera� sobie łapami oczy. Potem popatrzył na
Królow�, póki nie znikła mu z oczu. Zachichotał wtedy i rzekł na wpół do siebie, na wpół do
Alicji:
- �wietny kawał, co?
- Jaki kawał? - zapytała Alicja.
- No, ona i jej pomysły. Bo musisz wiedzie�, �e to wszystko bujda. Nikt nie został tu
jeszcze �ci�ty. Ale chod� pr�dzej.
"Ka�dy tu mówi "chod� tu", "id� tam" - pomy�lała Alicja id�c ze Smokiem. - Jeszcze
nigdy w �yciu nie nasłuchałam si� tylu rozkazów, co tutaj".
Wkrótce ujrzeli Niby �ółwia siedz�cego samotnie na małym wyst�pie skalnym w pozie
pełnej �ało�ci i bólu. Gdy podzeszli bli�ej, do uszu Alicji doszły rozpaczliwe szlochy i
narzekania. Trudno było nie współczu� tak wielkiej niedoli. Alicja zapytała Smoka:
- Co mu si� wła�ciwie stało?
Na to Smok odpowiedział w znany ju� sposób:
- To wszystko bujda, on nie ma najmniejszego powodu do smutku. Chod� pr�dzej.
Zbli�yli si� wi�c do Niby �ółwia, który podniósł na nich w milczeniu swe wielkie oczy
pełne łez.
- Ta oto panienka - rzekł Smok - chciałaby usłysze� twoj� histori�.
- Opowiem jej - rzekł Niby �ółw ponurym, jakby wydobywaj�cym si� z beczki głosem. -
Słuchajcie oboje i nie odzywajcie si�, dopóki nie sko�cz�.
Zapanowała parominutowa cisza. Alicja pomy�lała w duchu: "Nie wiem, jak on mo�e
kiedykolwiek sko�czy�, skoro wcale nie zaczyna". Czekała jednak cierpliwie.
- Kiedy� - rzekł wreszcie Niby �ółw z gł�bokim westchnieniem - kiedy� byłem
prawdziwym �ółwiem. - Po tych słowach nast�piła znowu cisza przerywana jedynie
wydawanymi przez Smoka odgłosami: "hrzkrr" i stałym, �ałosnym łkaniem Niby �ółwia.
Alicja miała ju� niemal zamiar podnie�� si� i powiedzie�: "Dzi�kuj� panu za niezmiernie
interesuj�ce opowiadanie". Czuła jednak, �e dalszy ci�g musi nast�pi� i siedziała w
milczeniu.
- Kiedy byli�my mali - odezwał si� na koniec Niby �ółw spokojnym ju� głosem,
przerywanym tylko od czasu do czasu cichym łkaniem - kiedy byli�my mali, chodziłem do
morskiej szkoły. Nauczycielem naszym był pewien stary, bezz�bny Rekin, którego
nazywali�my Pił�.
- Dlaczego nazywali�cie go Pił�, skoro był Rekinem, a w dodatku nie miał z�bów? -
zapytała Alicja.
- Poniewa� piłował nas wci�� w czasie lekcji - odparł ze zniecierpliwieniem Niby �ółw. -
Twoje pytanie nie �wiadczy doprawdy o zbyt wielkim rozs�dku.
- Wstyd� si� zadawa� podobne głupie pytania - dodał Smok, po czym obaj przez dłu�sz�
chwil� wpatrywali si� milcz�co w Alicj�, która najch�tniej zapadłaby si� pod ziemi�.
Na koniec Smok zaskrzeczał:
- Jed� dalej, drogi przyjacielu. Dajmy pokój tej sprawie.
Niby �ółw zgodził si� podj�� swoje opowiadanie.
- Tak wi�c chodzili�my do szkoły morskiej, cho� wydaje ci si� to
nieprawdopodobie�stwem.
- Wcale mi si� nie wydaje - przerwała Alicja.
- A wła�nie �e tak.
- Milcz! - rzekł Smok, zanim jeszcze Alicja zd��yła cokolwiek odpowiedzie�.
- Otrzymali�my �wietle wykształcenie - ci�gn�ł Niby �ółw. - Chodzili�my do szkoły
codziennie i...
- Wielka mi rzecz - przerwała znowu Alicja - ja tak�e chodziłam do szkoły codziennie.
Czym tu si� chwali�?
- A czy miała� przedmioty nie obowi�zuj�ce? - z pewnym niepokojem zapytał Niby
�
ółw.
- Oczywi�cie, �e miałam: francuski i muzyk�.
- A mycie?
- Rzecz prosta, �e nie.
- No to nie chodziła� do prawdziwie dobrej szkoły - rzekł Niby �ółw z widoczn� ulg�. -
Na blankietach naszej szkoły było napisane: przedmioty nie obowi�zuj�ce: francuski, muzyka
i mycie.
- Nie widz� potrzeby mycia - stwierdziła Alicja. - Przecie� mieszkali�cie w morzu.
- O, dla mnie to było i tak zbyt trudne - westchn�ł Niby �ółw. - Przerabiałem tylko
program obowi�zuj�cy.
- A jakie mieli�cie przedmioty? - zapytała Alicja.
- No, oczywi�cie przede wszystkim: zgrzytanie i zwisanie. ("Czytanie i pisanie" -
pomy�lała Alicja). Ponadto cztery działania arytmetyczne: podawanie, obejmowanie,
mro�enie i gdzielenie.
- Nigdy nie słyszałam o gdzieleniu - odezwała si� nie�miało Alicja. - Co to za przedmiot.
Smok podniósł przednie łapy i przybrał poz� wyra�aj�c� bezgraniczne zdumienie.
- Nigdy nie słyszała� o gdzieleniu? A co mówi nauczyciel, gdy cz��� uczniów nie zd��yła
zrobi� na czas klasówki?
- Nie wiem.
- Nauczyciel pyta wówczas: "A gdzie lenie, którzy nie oddali jeszcze zeszytów?" - i to
jest wła�nie ten przedmiot. Je�li tego nie rozumiesz, no to wybacz...
Alicja wolała nie wdawa� si� w dłu�sz� rozmow� na ten temat i zwróciła si� do Niby
�
ółwia:
- A czego jeszcze uczyli�cie si� w szkole?
- No wi�c była zimnostyka, były chroboty zr�czne - rzekł Niby �ółw wyliczaj�c
przedmioty na płetwach - oraz frasunki z uwzgl�dnieniem falowania kolejnego. ("Rysunki z
uwzgl�dnieniem malowania olejnego" - pomy�lała Alicja).
- Tak jest, mój druhu - zgodził si� Smok, ci��ko wzdychaj�c, po czym obaj siedzieli
przez chwil� ze zwieszonymi głowami.
- A czy mieli�cie cz�sto wypracowania? - zapytała Alicja, pragn�c jak najszybciej
zmieni� temat rozmowy, nasuwaj�cy obu zwierzakom tak bolesne wspomnienia.
- I owszem. Mieli�my wyprasowania domowe mniej wi�cej raz na tydzie� - odrzekł
Smok.
- A czasem nawet dwa - dodał Niby �ółw.
- A jak było u was z �wiczeniami?
- O, �wietnie, znakomicie. Zapewniam ci�, �e �wicze� nam nie brakło. Byli�my �wiczeni
przy ka�dej okazji - odparł dumnie Niby �ółw.
- I to jeszcze jak cz�sto - dodał Smok. - Ale dosy� o tym. Opowiedz jej lepiej o naszych
zabawach.
Rakowy Kadryl
Niby �ółw westchn�ł gł�boko, po czym otarł łz� łap�. Usiłował co� powiedzie� i
popatrzył �ało�nie na Alicj�, ale nie mógł wydoby� głosu, tak strasznie wstrz�sały nim łkania.
- Zupełnie jak gdyby udławił si� ko�ci� - rzekł Smok potrz�saj�c Niby �ółwiem i wal�c
go z całej siły w plecy.
Na koniec Niby �ółw odzyskał głos i ci�gn�ł dalej, zalewaj�c si� łzami.
- Prawdopodobnie nie mieszkała� zbyt długo pod wod�.
- Istotnie, nie mieszkałam - wtr�ciła Alicja.
- I nigdy mo�e nie była� przedstaniona Rakowi?
Alicja chciała powiedzie�: "Raz go próbowałam...", ale powstrzymała si� w sam� por� i
rzekła: - Istotnie, nigdy.
- Wobec tego nie mo�esz mie� wyobra�enia, czym jest Karowy Kadryl.
- Ma pan słuszno�� - odparła Alicja.
- Pierwszy raz słysz� o tym ta�cu.
- Ta�czy si� go w nast�puj�cy sposób - rzekł Smok. - Najpierw wszyscy ustawiaj� si�
rz�dem wzdłu� brzegu.
- Nie rz�dem, lecz dwoma rz�dami - rzekł Niby �ółw. - Foki, �ółwie, łososie i tak dalej.
Potem, kiedy si� tylko usun�ło z drogi meduzy...
- ... co zabiera zwykle sporo czasu - wtr�cił Smok.
- ... robi si� dwa kroki naprzód! - krzykn�ł Niby �ółw.
- ... ka�dy w parze ze swoim rakiem - przerwał Smok.
- Oczywi�cie - zgodził si� Niby �ółw. - Zrobiwszy dwa kroki naprzód, odwracasz si� do
swojej pary...
- ... zmieniasz raki i cofasz si� w tym samym porz�dku - ci�gn�ł dalej Smok.
- ... wtedy - wtr�cił Niby �ółw - ustawiasz si� odpowiednio i odrzucasz...
- ... odrzucasz raka! - zawołał Smok zamachuj�c si� i podskakuj�c w zapale.
- ... tak daleko, jak tylko mo�esz...
- ... płyniesz za nim! - wrzeszczał Smok.
- wywijasz koziołki w wodzie! - wył Niby �ółw kr�c�c si� w miejscu jak op�tany.
- Zmieniasz powtórnie raki - piszczał Smok niemal ju� bez tchu.
- Wracasz do brzegu, i na tym wła�nie polega pierwsza figura - rzekł niby �ółw całkiem
ju� normalnym i spokojnym głosem; i dwa stwory, które przed chwil� jeszcze prze�cigały si�
w wariackich skokach i okrzykach, usiadły w grobowym milczeniu, wpatruj�c si� ponuro w
Alicj�.
- To musi by� przepi�kny taniec - odezwała si� nie�miało Alicja.
- Czy chciałaby� zata�czy�? - zapytał Niby �ółw.
- Strasznie bym chciała.
- Chod� no - rzekł Niby �ółw do Smoka. - Spróbujemy pokaza� jej pierwsz� figur�.
Mo�emy ta�czy� bez raków. Kto za�piewa?
- Oczywi�cie, �e ty - odparł Smok. - Ja zapomniałem słów.
Po chwili oba stwory ta�czyły uroczy�cie wokół Alicji depcz�c od jej od czasu do czasu
po palcach i wybijaj�c takt przenimi łapami. Niby �ółw �piewał bardzo wolno i �ało�nie tak�
oto pie��:
Ta�cowała ryba z rakiem, �ółw ze star� pl�sał �ab�.
Rzekła mał�a do �limaka: - Oni ta�cz� bardzo słabo.
Z zagranicznych wiem �urnali, �e dzi� ta�czy si� inaczej,
Daj wi�c próbk�, mój �limaku, tej zwinno�ci swej �limaczej.
Chcesz czy nie chcesz, chcesz czy nie chcesz - bardzo prosz�, si� zastanów,
Chcesz czy nie chcesz, chcesz czy nie chcesz mnie nauczy� modnych tanów?
Taki taniec, mój �limaku, ma naprawd� mnóstwo zalet,
A� na �rodek oceanu, hen! - powiedzie nas ten balet.
Na to �limak: - Tak si� �piesz�, �e wybaczycie, moje panie,
Lecz zupełnie nie mam czasu na pl�sanie w oceanie.
Nie chc�, nie dbam, nie chc�, nie dbam, nie chc� ta�czy� jak szalony,
Nie chc�, nie dbam, nie chc�, nie dbam, nie dbam o dalekie strony.
- Odległo�� nie gra �adnej roli - rak po namy�le rzekł. -
Bowiem po tamtej morza stronie jest przecie� drugi brzeg.
Im oddalamy si� st�d bardziej, tym bli�ej mamy tam.
Ja, mój �limaku, chodz�c tyłem, te sprawy dobrze znam.
Wi�c chcesz czy nie chcesz, chcesz czy nie chcesz - uprzejmie ci� pytamy,
Wi�c chcesz czy nie chcesz, chcesz czy nie chcesz i�� w tan, jak pragn� damy?
- Naprawd� bardzo wam dzi�kuj�, to było okropnie ciekawe - rzekła Alicja
uszcz��liwiona, �e taniec nareszcie si� sko�czył. - A piosenka o rybie jest prze�liczna.
- Znasz chyba ryby osobi�cie? - spytał Niby �ółw.
- Tak jest - odparła Alicja. - Cz�sto widywałam je podczas obiadu. (To mówi�c ugryzła
si� w j�zyk, ale Niby �ółw nie zrozumiał na szcz��cie, w jakich okoliczno�ciach Alicja
widywała ryby).
- Je�eli spotykała� si� z rybami na przyj�ciach - rzekł - to z pewno�ci� wiesz, jak
wygl�daj�.
- Oczywi�cie, �e wiem - odpowiedziała z namysłem Alicja. - Maj� w pyskach ogony i
posypane s� tart� bułeczk�.
- Mylisz si� co do tartej bułeczki - rzekł Niby �ółw - bułeczka zmyłaby si� natychmiast w
morzu. Ale masz racj� co do tego, �e maj� ogony w pyskach. a przyczyna tego tkwi w tym,
�
e... - tu Niby �ółw ziewn�ł i przymkn�ł oczy. - Opowiedz jej o przyczynie - zwrócił si� do
Smoka.
- Sprawa jest całkiem prosta - rzekł Smok tonem wykładu. - Ta�cz�c z rakiem ryby s�
wyrzucane równie� w morze. Padaj�c wsadzaj� sobie dla bezpiecze�stwa ogony do pysków, a
pó�niej nie potrafi� ju� ich wyj��.
- Bardzo panu dzi�kuj� za obja�nienie - rzekła Alicja. - Dotychczas nigdy jeszcze nie
dowiedziałam si� tak wielu rzeczy o rybach.
- Mog� opowiedzie� ci jeszcze wi�cej, je�li chcesz - rzekł usłu�nie Smok. - Na przykład,
jak ci si� zdaje, dlaczego ryby tak �wietnie ta�cz�?
- Doprawdy nie wiem - odpowiedziała Alicja. - Dlaczego?
- Dlatego, �e s� niezwykle wysportowane. Wida� to wyra�nie, kiedy si� �ledzi ich ruchy.
- Czyje ruchy? - zapytała Alicja, gubi�c w�tek rozmowy.
- �ledzi, rzecz jasna. We� pod uwag�, �e ryby �wicz� si� bez przerwy w biegach przez
płotki i w �wiczeniach na linach.
- Istotnie, wcale o tym nie pomy�lałam - rzekła Alicja.
- Tak, tak - wtr�cił Niby �ółw - wiele ryb dokazuje istnych cudów w tej dziedzinie. Na
przykład minogi...
- Wła�nie - rzekł Smok. - Taniec wyrobił mi nogi zupełnie nadzwyczajnie. - Spójrz tylko
na moje muskuły - dodał zwracaj�c si� ku Alicji.
- ... czy okonie... - ci�gn�ł nie zra�ony niczym Niby �ółw.
- Oko nie - rzekł smutnie Smok. - Niestety, taniec nie wyrobił mi oka. Ale opowiedz nam
teraz o swoich przygodach.
- Tak, tak, opowiedz - poparł go Niby �ółw.
- Mog� opowiedzie� wam o moich przygodach pocz�wszy od dzisiejszego ranka -
odparła nie�miało Alicja. - Nie miałoby sensu wraca� do dnia wczorajszego, poniewa� byłam
wtedy zupełnie inn� osob�.
- Wyja�nij nam to wszystko - rzekł Niby �ółw.
- Nie trzeba, prosimy najpierw o przygody - przerwał niecierpliwie Smok. - Wyja�nienia
zabieraj� zwykle zbyt wiele czasu.
Alicja wi�c zacz�ła opowiada� swoje przygody od chwili, kiedy po raz pierwszy ujrzała
Białego Królika. Z pocz�tku była troch� onie�mielona, ale nabrała odwagi widz�c, �e oba
stwory słuchaj� z wielk� uwag�, przysuwaj� si� coraz bli�ej i otwieraj� coraz szerzej oczy i
usta. Jej słuchacze nie odezwali si� ani słowem a� do chwili, kiedy opowiedziała im o tym,
jak próbowała zadeklamowa� "Ojca Wirgiliusza" panu G�sienicy i co z tego wynikło. Wtedy
Niby �ółw westchn�ł gł�boko i rzekł:
- To doprawdy bardzo interesuj�ce.
- Wszystko to jest niesłychanie interesuj�ce - potwierdził Smok.
- Chciałabym, aby� spróbowała powiedzie� jaki� wierszyk - rzekł Niby �ółw. - ka� jej
zacz��, Smoku - dodał, jak gdyby Smok posiadał jaki� szczególny wpływ na Alicj�.
- Wsta� i powiedz "Idzie rak" - rzekł Smok.
- "Jak te zwierzaki si� rozzuchwaliły - pomy�lała Alicja. - Ka�� mi powtarza� lekcje,
zupełnie jakbym była w szkole". Mimo to wstała i zacz�ła recytowa� dobrze sobie znany
wierszyk. Wspomnienie Rakowego Kadryla wywołało jednak taki zam�t w jej głowie, �e
wierszyk wypadł naprawd� przedziwnie:
Idzie rak - nieborak
I rozmy�la sobie tak:
"Gdzie rak-tata bawi� raczy?
Czy na szczypcach swoich gra, czy
Mo�e z ostro�no�ci raczej
W jakiej� tkwi kryjówce raczej?"
- To ró�ni si� zupełnie od wierszyka, który słyszałem w dzieci�stwie - stwierdził Smok.
- Słysz� te słowa po raz pierwszy - dodał Niby �ółw. - Wydaje mi si�, �e to zupełna
bzdura.
Alicja usiadła w przekonaniu, �e ju� nigdy nie zdarzy jej si� nic normalnego.
- Chciałbym, �eby� mi to wytłumaczyła - rzekł Niby �ółw.
- Ona nie umie tego wytłumaczy� - przerwał po�piesznie Smok. - Powiedz lepiej drug�
zwrotk�.
- Idzie mi o t� gr� - nastawał Niby �ółw. - W jaki sposób rak mo�e gra� na szczypcach?
- Chyba tak samo, jak na skrzypcach - odparła Alicja. Była jednak tak zmieszana, �e
pragn�ła jak najrychlej zmieni� temat rozmowy.
- No, to czekamy - rzekł niecierpliwie Smok.
I tym razem Alicja nie chciała by� nieposłuszna i zacz�ła dr��cym głosikiem:
Idzie rak - nieborak,
A o tacie wie�ci brak.
Doszedł, biedny, a� pod Raków
I tam pyta braci-raków.
A co ci na to, �e jest akurat rak-tata w tataraku!
- Wła�ciwie co to za po�ytek z powtarzania tych bredni, je�eli nie potrafisz ich nawet
wytłumaczy� - przerwał Niby �ółw. - To z pewno�ci� najgłupsza rzecz, jak� słyszałem w
�
yciu.
- Tak, tak, dajmy lepiej temu pokój - rzekł Smok ku wielkiej rado�ci Alicji.
- Czy mamy odta�czy� nast�pn� figur� kadryla? - zapytał Smok. - Czy te� wolałaby�, aby
Niby �ółw co� za�piewał?
- Och, wolałabym usłysze� jak�� piosenk�, je�li tylko Niby �ółw si� zgodzi - rzekła
Alicja z takim po�piechem, �e Smok poczuł si� ura�ony.
- Hm - rzekł - s� przeró�ne gusta... - Za�piewaj jej "Zup� Rakow�", drogi przyjacielu.
Niby �ółw odetchn�ł gł�boko i zacz�ł �piewa� głosem przerywanym od czasu do czasu
przez łkanie:
Stoi pachn�ca w wazie ró�owej,
My si� kłaniamy jako królowej,
Pyszna zupko, gdy ci� jem, gdy ci� jem, gdy ci� jem,
�
ycie staje si� wnet snem, pi�knym snem.
Pyszna zupko, gdy ci� jem, gdy ci� jem, gdy ci� jem,
�
ycie staje si� wnet snem, pi�knym SNE-EM.
Niby �ółw chciał raz jeszcze powtórzy� t� zwrotk�, kiedy nagle w pobli�u dało si�
słysze� wołanie: "Proces si� zaczyna!"
- Chod�my - wrzasn�ł Smok i pop�dził wraz z Alicj� ku gmachowi s�du, nie �egnaj�c si�
nawet z Niby �ółwiem.
- Co to za proces? - pytała Alicja, ledwo nad��aj�c za ci�gn�cym j� za r�k� stworem. Z
dala dochodziło ich jeszcze t�skne zawodzenie Niby �ółwia:
- �ycie staje si� wnet snem, pi�knym SNE-EM...
Rozdział XI - Kto ukradł ciastka?
Gdy przybyli do gmachu s�du, Król i Królowa Kier zasiadali na tronie, dokoła za�
zebrała si� wielka ci�ba. Były tam najrozmaitsze rodzaje ptaków i małych zwierz�tek oraz
cała talia kart. Przed par� królewsk� stał Walet Kier skuty ła�cuchami i strze�ony przez
dwóch �ołnierzy. Obok Króla siedział Biały Królik z tr�bk� w jednej i zwojem pergaminu w
drugiej r�ce. Po�rodku sali s�dowej znajdował si� stolik, na którym stała taca z ciastkami.
Wygl�dały one tak apetycznie, �e Alicji �linka napłyn�ła do ust. "Chciałabym - pomy�lała
aby ju� było po sprawie i �eby pocz�stowano nas tymi ciastkami". Na razie jednak wcale si�
na to nie zanosiło, zacz�ła wi�c z nudów rozgl�da� si� dokoła.
Alicja była w s�dzie po raz pierwszy w �yciu. Widziała ju� jednak sal� s�dow� na
obrazku, co pozwalało jej orientowa� si� w otoczeniu. "To jest pan s�dzia - powiedziała do
siebie - poznaj� go po wielkiej peruce".
S�dzi� był zreszt� sam Król. Nosił on na peruce koron�, w czym nie było mu z pewno�ci�
ani zbyt wygodnie, ani do twarzy (spójrzcie na obrazek).
"A to jest ława przysi�głych - pomy�lała Alicja. - Tych dwana�cie stworzonek (musiała
powiedzie� "stworzonek", bo były tam zarówno ptaki, jak i czworonogi) to zapewne
s�dziowie przysi�gli". Powtórzyła te ostatnie słowa kilkakrotnie i z wyra�n� dum�, przyszło
jej bowiem do głowy, �e niewiele małych dziewczynek w jej wieku rozumie znaczenie takich
słów.
Dwunastu s�dziów pisało co� pilnie w zeszycikach.
- Co oni wła�ciwie robi�? - zapytała
!!! BRAK STRON 173 - 180 !!!
W tym miejscu wyraziła uznanie jedna ze �winek morskich, co zostało natychmiast
stłumione przez wo�nych. (Poniewa� słowo "stłumione" mogłoby Wam nasun�� pewne
w�tpliwo�ci, wyja�ni�, w jaki sposób si� to odbyło: wo�ni mieli wielki worek płócienny, do
którego wsadzali wpierw �wink� głow� naprzód, nast�pnie za� usiedli na nim).
"Rada jestem, �e widziałam, jak si� to robi - pomy�lała Alicja. - Tak cz�sto czytałam w
gazetach, �e po ogłoszeniu wyroku próba owacji została natychmiast stłumiona przez
wo�nych, i nigdy nie rozumiałam, o co wła�ciwie idzie".
- Je�eli to jest wszystko, co wiesz, to mo�esz usi��� - rzekł Król zwracaj�c si� do
Kapelusznika.
- Musiałbym najpierw wsta�, Wasza Królewska Mo��, bo teraz kl�cz�.
- Powiedziałam, �e mo�esz usi��� - rzekł Król. - Nie b�d� powtarzał jednej i tej samej
rzeczy po sto razy.
Tu wyraziła swoje uznanie druga �winka Morska, co zostało w podobny sposób
stłumione.
"Tyle o �winkach morskich - pomy�lała Alicja. - Teraz mo�e proces potoczy si�
sprawniej".
- Chciałabym raczej sko�czy� mój podwieczorek - rzekł Kapelusznik spogl�daj�c z
przestrachem na Królow�, która czytała wci�� list� �piewaków.
- Mo�esz odej�� - rzekł Król, po czym Kapelusznik wybiegł z s�du �piesz�c si� tak
bardzo, �e zapomniał swoich pantofli.
- Masz �ci�� go zaraz po wyj�ciu na dwór - krzykn�ła Królowa do jednego z wo�nych.
Ale Kapelusznik znikn�ł bez �ladu, zanim wo�ny zd��ył dobiec do drzwi.
- Wezwij nast�pnego �wiadka - rzekł Król.
Nast�pnym �wiadkiem była Kucharka Ksi��ny. Niosła ona w r�ku pudełko z pieprzem.
Alicja poznała j� natychmiast po tym, �e publiczno�� siedz�ca przy drzwiach zacz�ła
gwałtownie kicha�.
- Złó� zeznanie - rzekł Król.
- Nie chc� - odparła Kucharka.
Król popatrzał z niepokojem na Białego Królika, który powiedział cicho:
- Wasza Królewska Mo�� musi wzi�� tego �wiadka w krzy�owy ogie� pyta�.
- Je�li trzeba, to trudno - rzekł Król ze sm�tn� min�. Nast�pnie skrzy�ował r�ce na
piersiach, zmarszczył czoło tak, �e nie było mu niemal wida� oczu, i spytał ponurym głosem:
- Z czego na ogół robi si� ciastka?
- Przewa�nie z pieprzu - odparła Kucharka.
- Z syropu - rozległ si� senny głosik tu� za Kuchark�.
- Aresztujcie tego Susła! - wrzasn�ła Królowa. - Zetnijcie łeb temu Susłowi! Wyrzu�cie
tego Susła za drzwi! Uszczypnijcie go! Precz z jego bokobrodami!
Przez kilka minut panowało zamieszanie. Nim wyrzucono Susła za drzwi i przyst�piono
do dalszego przesłuchiwania �wiadków, Kucharka znikła jak kamfora.
- Nic nie szkodzi - rzekł Król z wyrazem ulgi. - Zawołaj nast�pnego �wiadka. - Tu Król
odezwał si� półgłosem do Królowej: - Musisz sama wzi�� nast�pnego �wiadka w krzy�owy
ogie� pyta�. Mnie ju� od tego rozbolała głowa.
Alicja widziała, �e Biały Królik szuka czego� na li�cie. Ciekawiło j�, kto b�dzie
nast�pnym �wiadkiem. "Nie maj� jeszcze dotychczas zbyt wielu zezna�" - pomy�lała.
Jakie� było jej zdumienie, gdy Biały Królik przeczytał swym piskliwym głosikiem imi� -
Alicja.
Zeznanie Alicji
- Obecna! - zawołała Alicja i zapominaj�c zupełnie o tym, �e znów urosła, zerwała si� na
równe nogi z takim impetem, �e spódniczk� zawadziła o ław� przysi�głych. Ława wywróciła
si� i przysi�gli spadli na głowy zebranego poni�ej tłumu. Le�eli tam w dziwacznych
pozycjach, przypominaj�c Alicji rybki z akwarium, które niechc�cy wywróciła przed kilkoma
dniami.
- Och, najmocniej przepraszam! - zawołała Alicja nie na �arty przestraszona tym
wypadkiem. To mówi�c zacz�ła z wielkim po�piechem zbiera� przysi�głych z podłogi. (Po
wypadku z akwarium pozostało jej niejasne wra�enie, �e musz� oni by� natychmiast
podniesieni i posadzeni na ławie, w przeciwnym bowiem razie grozi im �mier�).
- Sprawa nie mo�e toczy� si� dalej, dopóki wszyscy s�dziowie nie znajd� si� z powrotem
na swoich miejscach - rzekł z wielk� powag� Król. - Wszyscy - powtórzył z naciskiem,
patrz�c surowo na Alicj�.
Alicja spojrzała na ław� przysi�głych i postrzegła, �e w po�piechu posadziła jaszczurk�
Bisia głow� na dół. Biedak machał teraz �ało�nie ogonkiem, nie umiej�c wydosta� si� z tej
opresji. Musiała wi�c wyj�� go z powrotem i posadzi� w sposób wła�ciwy. "Nie jest to
zreszt� zbyt istotne dla sprawy - pomy�lała - tyle� samo b�dzie ze� po�ytku w tej pozycji, co i
w tamtej".
Kiedy tylko s�dziowie przyszli nieco do siebie po niespodziewanym wstrz�sie i kiedy
odnaleziono i wr�czono im zeszyciki i pióra, zabrali si� do spisania historii wypadku. Jedynie
Bi� siedział nieruchomo, wpatruj�c si� nieprzytomnie z otwartymi ustami w sufit.
- Co wiesz o tej sprawie? - zapytał Król Alicj�.
- Nic.
- Zupełnie nic?
- Zupełnie.
- To jest niesłychanie wa�na okoliczno�� - rzekł Król, zwracaj�c si� do przysi�głych.
Mieli oni wła�nie zanotowa� w zeszycikach t� opini� Króla, kiedy nagle odezwał si� Biały
Królik mrugaj�c porozumiewawczo:
- Jego Królewska Mo�� chciał powiedzie�, �e to niesłychanie niewa�na okoliczno��.
- Oczywi�cie, chciałem powiedzie�, �e niewa�na - rzekł po�piesznie Król, po czym
zacz�ł powtarza� półgłosem: - Wa�na-niewa�na, wa�na-niewa�na - jakby zastanawiaj�c si�,
które słowo ma ładniejsze brzmienie.
Alicja zauwa�yła, �e niektórzy przysi�gli zanotowali: "wa�na", inni za� "niewa�na".
Pomy�lała jednak, �e nie gra to i tak najmniejszej roli.
Król, który od pewnego czasu zapisywał co� pilnie w notesie, zawołał nagle:
- Spokój! - po czym przeczytał zanotowane zdanie: - Prawo numer czterdzie�ci dwa.
Wszystkie osoby licz�ce ponad mil� wzrostu winny opu�ci� natychmiast sal� s�dow�.
- Wszyscy spojrzeli na Alicj�.
- Nie mam mili wzrostu - zauwa�yła Alicja.
- Masz - rzekł Król.
- Blisko dwie mile - dodała Królowa.
- By� mo�e - odparła Alicja. - W ka�dym razie nie rusz� si� st�d ani na krok. Poza tym to
nie jest prawdziwe prawo, bo zostało przez Wasz� Królewsk� Mo�� dopiero w tej chwili
wymy�lone.
- To jest najstarsze prawo w moim notesie - odrzekł Król.
- W takim razie powinno mie� numer jeden, a nie czterdzie�ci dwa - stwierdziła Alicja.
Król zbladł i zamkn�ł szybko notes, po czym rzekł do przysi�głych cichym, dr��cym
głosem:
- Wydajcie wyrok.
- Trzeba mie� wi�cej dowodów! - zawołał Biały Królik zrywaj�c si� po�piesznie z
miejsca. - Poza tym znaleziono dokument.
- A có� on zawiera? - zapytała Królowa.
- Jeszcze go nie otworzyłem - odparł Królik. - Jest to list pisany do kogo� przez
oskar�onego.
- Niew�tpliwie. Listy pisuje si� zawsze do kogo� - rzekł z namysłem Król. - Byłoby to
bardzo dziwne, gdyby oskar�ony pisał list do nikogo.
- A do kogo jest adresowany? - zapytał jeden z przysi�głych.
- Nie ma adresu - odparł Królik. - W ogóle na kopercie nic nie jest napisane. - To mówi�c
Królik rozło�ył list na stole i dodał: - To wcale nie jest list, tylko jakie� wiersze.
- Czy pisane s� charakterystycznym pismem oskar�onego? - zapytał inny przysi�gły.
- Nie - odpowiedział Królik. - I to jest wła�nie najbardziej zagadkowe. (Miny s�dziów
wyra�ały wielkie zakłopotanie).
- Musiał zapewne podrobi� czyj� charakter pisma - rzekł Król. (Miny s�dziów rozja�niły
si� na nowo).
- Wasza Królewska Mo��! - zawołał oskar�ony Walet Kier. - Ja nie napisałem tego listu i
nikt mi nie udowodni, �e go napisałem. A poza tym nie ma na nim wcale podpisu.
- Tym gorzej dla ciebie - rzekł Król. - Musiałe� knu� co� niecnego, w przeciwnym
bowiem razie podpisałby� si� jak ka�dy uczciwy człowiek.
Po tych słowach Króla rozległy si� huczne oklaski. Istotnie była to pierwsza m�dra my�l,
jak� Król wypowiedział tego dnia.
- To dowodzi jego winy - rzekła Królowa.
- To niczego nie dowodzi - przerwała Alicja. - Nie wiecie nawet, co tam jest w tym li�cie.
- Odczytaj go - rzekł Król.
Biały Królik wło�ył na nos okulary i zapytał:
- Od którego miejsca mam rozpocz��, prosz� Jego Królewskiej Mo�ci?
- Zacznij od pocz�tku - odparł z powag� Król - doczytaj do ko�ca, a potem przerwij
czytanie.
A oto, co odczytał Biały Królik:
Mówiono mi, �e� u niej trzykro�
Powiedział jemu, �e
Cho� im to wielk� sprawia przykro��,
Niestety pływam �le.
On miał stos listów na ten temat
(To jasne jest jak dzie�),
Lecz je�li rozmawiano z trzema,
Zrobiono durnia ze�.
Dałem jej jedno, oni dali,
Jak s�dz�, raczej dwa,
Lecz je�li rzecz tak pójdzie dalej,
Ucierpi babka twa.
Zapewne, je�li zamieszały
W t� spraw� mnie lub j�,
To mog� do was w rok niecały
Powróci�, je�li chc�.
Wydaje si�, �e wy�cie sami,
Nie znaj�c roli swej,
Byli przeszkod� mi�dzy nami
I nimi w domu jej
Wi�c mimo stanowiska obu
Przedstawiamy spraw� im
W formie sekretu mi�dzy tob�,
Mn�, wami oraz nim.
- To jest najwa�niejszy materiał dowodowy, z jakim zapoznali�my si� od pocz�tku
sprawy - rzekł Król zacieraj�c r�ce. - Niech teraz przysi�gli...
- Gotowa jestem i�� o zakład, �e nikt nie zrozumiał z tego ani słowa - rzekła Alicja, która
tak bardzo urosła w ci�gu ostatnich paru minut, �e nie bała si� ju� przerywa� Królowi. -
Przecie� w tym nie ma ani odrobiny sensu.
S�dziowie zanotowali w swych zeszycikach: "Przecie� w tym nie ma ani odrobiny
sensu", ale �aden z nich nie starał si� nawet zrozumie�, o co chodzi.
- Je�eli istotnie nie byłoby w tym dokumecie sensu - przemówił Król po chwili milczenia
- zaoszcz�dziłoby to nam wielu kłopotów, gdy� nie potrzebowali�my głowi� si� nad jego
znaczeniem. Ja jednak nie jestem wcale przekonany - rzekł rozkładaj�c list na kolanie i
wpatruj�c si� we� jednym okiem. - Wydaje mi si�, �e jest w tym jaki� sens. Na przykład: "...
niestety pływam �le".
- Ty nie umiesz pływa�, prawda? - dodał zwracaj�c si� do Waleta.
- Walet smutnie zaprzeczył ruchem głowy i zapytał:
- Czy wygl�dam na pływaka? (Trzeba mu przyzna�, �e na pływaka rzeczywi�cie nie
wygl�dał, b�d�c najzwyczajniejsz� w �wiecie kart� do gry).
- Doskonale, zgadza si� jak dot�d - rzekł król, po czym zacz�ł mamrota� pod nosem
dalszy tekst wiersza: - "To jasne jest jak dzie�", oczywi�cie idzie o kradzie�... "Dałem jej
jedno, oni dali, jak s�dz�, raczej dwa" - nie ulega w�tpliwo�ci, ze mowa jest o ciastkach...
- Ale dalej powiedziane jest: "... mog� do nas w rok niecały powróci�, je�li chc�" -
wtr�ciła Alicja.
- No, wła�nie - zawołał Król uradowany, wskazuj�c na ciastka. - Czy mo�e by� co�
bardziej oczywistego? Przecie� to brzmi całkiem jasno: "On miał stos listów na ten temat".
Czy� ty pisała do niego jakie� listy, kochanie? - zapytał zwracaj�c si� do Królowej.
- Przenigdy - odpowiedziała obra�ona monarchini rzucaj�c z w�ciekło�ci� kałamarzem w
Bisia (biedaczek przestał juz wodzi� palcem po zeszycie, kiedy przekonał si�, �e nie
pozostawia to �adnych �ladów. Teraz jednak zacz�ł to czyni� na powrót z wielkim
po�piechem, posługuj�c si� �ciekaj�cym mu po twarzy atramentem).
- Je�eli ten stos listów nie pochodzi od ciebie - rzekł Król spogl�daj�c dokoła z figlarnym
u�miechem - to w takim razie ten ust�p do ciebie si� nie stosuje.
Po tych słowach monarchy zapanowała grobowa cisza.
- To była gra słów! - zawołał gniewnie Król i wszyscy wybuchn�li �miechem. - No, ale
czas ju�, aby�cie naradzili si� nad wyrokiem - dodał chyba po raz dwudziesty tego dnia.
- Nie, nie - przerwała Królowa. - Najpierw niech wydadz� wyrok, a potem niech si�
zastanawiaj�.
- Bzdura! - rzekła na głos Alicja. - Nie słyszałam jeszcze w �yciu nic głupszego.
- Trzymaj j�zyk za z�bami! - warkn�ła Królowa.
- Ani mi si� �ni - rzekła Alicja.
- �ci�� j�! - wrzeszczała Królowa w istnym ataku furii. Ale nikt nie ruszył si� z miejsca.
- Czy my�licie, �e si� was kto boi? - zapytała Alicja, która osi�gn�ła tymczasem swój
normalny wzrost. - Jeste�cie zwykł� tali� kart, niczym wi�cej.
Na te słowa cała talia kart uniosła si� w gór� i opadła na Alicj�. Nasza bohaterka wydała
okrzyk gniewu i usiłowała strz�sn�� z siebie karty.
W tej samej chwili spostrzegła, ze le�y na ławce, z głow� na kolanach siostry, która
łagodnie ogarnia jej z twarzy opadłe z drzew zwi�dłe li�cie.
- Wstawaj kochanie - rzekła siostra. - Nigdy nie sypiasz tak długo.
- Och, miałam taki przedziwny sen! - zawołała Alicja i opowiedziała siostrze wszystkie
nadzwyczajne przygody, o których dowiedzieli�cie si� z tej ksi��ki. Kiedy sko�czyła, siostra
ucałowała j� i rzekła: "To naprawd� był przedziwny sen, kochanie. Ale teraz pobiegnij na
podwieczorek, bo robi si� pó�no". Alicja wstała wi�c i pobiegła do domu, rozmy�laj�c po
drodze o niezwykłych przygodach, jakich doznała we �nie.
* * *
Siostra Alicji pozostała na ławce i tam, z głowa wspart� na dłoni, patrzała na zachód
sło�ca i rozmy�lała o swej małej siostrzyczce i jej przygodach. Wreszcie zasn�ła i przy�nił jej
si� taki sen:
Z pocz�tku zobaczyła Alicj�,. Małe r�czki siostrzyczki obejmowały jej kolana, a jasne,
bystre oczy wpatrywały si� w jej oczy. Słyszała głosik Alicji i widziała ów tak dobrze jej
znany ruch głowy, jakim odrzucała niesforne włosy, które zawsze musiały opada� jej na
czoło. Po chwili wszystko dokoła zaludniło si� dziwacznymi stworzonkami ze snu Alicji.
Opodal przemkn�ł po trawie, jak zwykle w wielkim po�piechu Biały Królik. Po
pobliskim stawie płyn�ła z pluskiem przera�ona Mysz. Siostra Alicji słyszała brz�k naczy� w
czasie nie ko�cz�cego si� podwieczorku u Szaraka Bez Pi�tej Klepki, ochrypły głos Królowej
skazuj�cej swych go�ci na �ci�cie, wrzask prosi�cia-niemowl�cia na kolanach Ksi��ny,
zmieszany z odgłosem tłuczonych talerzy, skrzeczenie Smoka, skrzypienie pióra Bisia,
chrz�kanie "tłumionych" �winek morskich oraz t�skne zawodzenie nieszcz��liwego Niby
�
ółwia.
Siedziała tak z przymkni�tymi oczyma, wyobra�aj�c sobie, �e znajduje si� w Krainie
Czarów, cho� wiedziała, �e wystarczyłoby otworzy� oczy, aby wszystko stało si� na powrót
zwykłe i codzienne: aby trawa poruszała si� po prostu na wietrze, aby szele�ciły trzciny na
stawie, aby brz�k naczy� przemienił si� w dzwonienie dzwoneczków owczych, krzyk
Królowej - w nawoływanie pasterzy, a wrzask niemowl�cia, skrzeczenie Smoka i inne
przedziwne d�wi�ki - w ró�norodny gwar wiejskiego podwórka, gdy tymczasem daleki ryk
bydła zast�piły �ałosne szlochy Niby �ółwia.
Wreszcie siostrze Alicji przyszło na my�l, �e jej mała siostrzyczka b�dzie kiedy� w
przyszło�ci dorosł� kobiet�, a� �e zachowa a� do pó�nej staro�ci swe ufne i dobre serce
dziecka. Pomy�lała, �e dorosła Alicja nieraz zbierze dokoła siebie gromadk� dzieci i
opowiada� im b�dzie najdziwniejsze ba�nie, a mi�dzy tymi ba�niami znajdzie si� mo�e i sen
sprzed wielu lat o Krainie Czarów. I Alicja martwi� si� b�dzie wówczas ich dzieci�cymi
troskami i cieszy� ich rado�ci�, pami�taj�c swoje własne dzieci�stwo i szcz��liwe lenie dni.
Przypisy:
001. Teleskop - rodzaj składanej lunety; przyrz�d słu��cy do ogl�dania przedmiotów
odległych.
002. Wilhelm Zdobywca (1027 - 1087) - ksi��� normandzki, który wyruszywszy z francuskiej
Normandii podbił wyspy brytyjskie i koronował si� na pierwszego króla Anglii.
003. Czytaj: U e ma szat (franc.) - Gdzie jest moja kotka?
004. Fragmenty z niesłychanie suchego i nudnego podr�cznika historii Anglii, z którego
wówczas dzieci musiały si� uczy�.
005. Langusta - du�y skorupiak zbli�ony wygl�dem do raka.
Ksi��ka pobrana ze strony
http://www.ksiazki4u.prv.pl