1
Mateusz Nowak – Magia jako zasada świata cyfrowych technologii
James George Frazer, jak przystało na dziewiętnastowiecznego antropologa na usługach
imperializmu, twierdził, iż magia społeczeństw pierwotnych jest upośledzoną nauką,
fałszywym systemem praw przyrody, który jest w oczywisty sposób cywilizacyjnie niższy od
racjonalnej i mechanistycznej nauki Zachodu [Frazer 1978, s. 38-39]. W toku rozwoju
antropologii, w duchu relatywizmu kulturowego, twierdzenia te zostały później
zakwestionowane. Dziś myślenie magiczne, oparte na logice podobnej do tej, którą Frazer
ilustrował nieskończonymi barwnymi historiami, zdaje się coraz bardziej zyskiwać na
znaczeniu, choć nie znaczy to wcale, iż ludzkość cofa się w swoim cywilizacyjnym rozwoju,
gdyż magia po prostu nigdy na dobre nas nie opuściła.
Erik Davis, w swej książce zatytułowanej TechGnoza, przekonująco udowadnia, że rozwój
technologiczny był zawsze stymulowany przez magiczne i mistyczne tęsknoty (a także sam je
stymulował) [Davis 2002]. Historia wynalazków technicznych kreślona przez Davisa na
pewno nie jest historią rozwoju trzeźwego mechanistycznego myślenia. Nawet wtedy, gdy do
głosu dochodził zdawałoby się najbardziej racjonalny i świecki światopogląd, magia w
odpowiadającym danym czasom wcieleniu, pozostawała jednym z głównych aspektów
ludzkiego działania. Renesansowi humaniści temu najbardziej zawdzięczają swoje miano, że
odświeżali indywidualistyczne i wolnościowe tendencje gnostycyzmu. Astrologia i przede
wszystkim alchemia, szły w parze z rozwojem praw mechanistycznej fizyki i tego
wszystkiego, co uważamy za nowożytna naukę, zaś najlepszym na to przykładem są
rozważania nad kamieniem filozoficznym prowadzone przez samego Newtona. Jak pisze
Davis, „magia jest podświadomością techniki, jej własnym pozaracjonalnym czarem” , [Davis
2002, s. 54]. Dlatego też doprowadzona do ostatecznego punktu rozwoju technika musi
kreować rzeczywistość magiczną.
Mechanistyczna nauka, gdy powstawał u progu Oświecenia, miała chyba najlepsze warunki
do tego, by obejść się bez magii. Najbardziej nowatorskie wynalazki tego czasu nie mogły
funkcjonować bez trybów i przekładni, których działanie było widzialne i słyszalne. Zapewne
i wtedy ludziom trudno było powstrzymać się przed animizowaniem maszyn, jednak wysiłek,
jaki trzeba było włożyć, by wprawić całą tę kupę żelastwa w ruch, zapewne utrudniał
zapominanie o prawach fizyki. Wkrótce jednak nadeszły odkrycia, dzięki którym znów mogła
silniej zadziałać wyobraźnia. Elektryczność ponownie ożywiła, unieruchomioną przez
mechanistyczną fizykę przyrodę. Wszystkie na poły naukowe, na poły mistyczne teorie
wyrosłe wokół elektryczności, pola i fal elektromagnetycznych, takie jak galwanizm czy
mesmeryzm, Davis nazywa „imaginarium elektromagnetycznym”. W objaśnianiu fenomenu
widma elektromagnetycznego kluczowe było pojęcie eteru, poprzez który te niewidzialne
oddziaływania mogłyby przepływać. Nieprzypadkowo Frazer, obrazując jak miałaby działać
magia sympatyczna, oparta na wpływaniu na siebie przedmiotów na odległość, posługuje się
również kategorią eteru. Elektryczność stawia krok ku uczynieniu techniki niewidzialną.
Elektryczna aktywność mózgu dostarcza podstawy do tego, by powiedzieć, że elektryczność
jest przedłużeniem układu nerwowego.
Magiczna niesamowitość elektryczności przybrała jeszcze na sile, gdy została ona
wykorzystana do przekazu informacji i umożliwiła telekomunikację. Telegraf, a później
gadający ludzkim głosem telefon, były bardziej animistyczne i magiczne niż jakiekolwiek
2
wynalazki wcześniej. Urządzenia te zainspirowały gwałtowny rozwój spirytyzmu, który
przenosił rozwiązania techniczne na sferę mistyczną i pozwalał ludziom odbierać fale
nadawane przez duchy. Późniejsze wynalazki radia, fotografii i telewizji były dopełnieniem
tej łamiącej prawa mechanistycznej fizyki obecności na odległość, ożywiającej logikę magii,
której nie opierali się nawet najwięksi wynalazcy i uczeni. Dzięki tym odkryciom następuje
„rozpad świata materializmu atomowego na widmowy kosmos bezcielesnych wibracji”
[Davis 2002, s. 93].
Impulsy magiczne, jakie pobudził wynalazek elektryczności z pewnością pozostały żywe w
toku dalszego rozwoju technologicznego, który wkrótce miał wejść w fazę cyfrową. Prócz tej
spuścizny, wynalezieniu i ekspansji komputerów towarzyszyła jego własna mistyczna
otoczka, którą analogicznie można by nazwać „imaginarium cyfrowym”. Jak przekonuje
Davis, u podstaw informacjonalizmu leżały gnostyckie dążenia środowisk hakerskich i
członków pierwszych sieciowych społeczności. Autor TechGnozy twierdzi, iż „gnostycka
walka ma charakter libertariański” [Davis 2002, s. 132]. Komputerowi guru są owładnięci
niemal obsesją na punkcie swobodnego dostępu do wiedzy i informacji, konieczności
zachowania całkowitej wolności w sieci, której autonomiczna zdecentralizowana struktura
jest ucieleśnieniem utopii powszechnej komunikacji i rozwoju. Jak się okazuje, apostołowie
cyfrowych technologii wywodzą się na ogół ze środowisk związanych z ruchami
kontrkulturowymi lat 60., którym nieobce były wszystkie magiczne i mistyczne wpływy, w
rodzaju religii wschodu, medytacji, LSD czy neopogaństwa. Jeden z takich podstarzałych
hippisów, John Perry Barlow, napisał Deklarację Niepodległości Cyberprzestrzeni, pod
rozwagę tym, którzy chcieliby ograniczać swobodny przepływ treści w sieci. Barlow, jak
wielu innych piewców komputerów, inspiruje się silnie koncepcją „noosfery” Pierre’a
Teilharda de Chardin. Mniej religijną, choć równie entuzjastyczną koncepcją jest idea
„zbiorowej inteligencji” Pierre’a Levy’ego, która stanowi podobną utopię wielkiej sieci
umysłów, pozwalającej na niczym nieograniczony przepływ informacji i wiedzy. Tego typu
pomysły bazują właściwie na tym samym dążeniu, aby dzięki komputerom i sieciom stworzyć
cyfrowy odpowiednik bezgranicznego ludzkiego umysłu, który umożliwiałby dostęp do
wszelkiej zgromadzonej przez człowieka wiedzy. Takie właśnie ideały przyświecały Markowi
Pesce, twórcy strukturalizującego dane w trójwymiarową przestrzeń wirtualną języka VRML,
a jednocześnie praktykującego neopoganina. Wydaje się jednak, że to nie ideologia hakerów i
programistów jest tym, co najsilniej stanowi o magicznej naturze cyfrowych technologii, choć
z pewnością wpływa ona istotnie na ich kształt, w stopniu równym, w jakim jest przez tenże
kształt inspirowana.
Podobnie współczesna mitologia nieodłącznie związana z kulturą komputerowych geeków,
nie jest tym, co rozwija dziś najbardziej myślenia magiczne. Wirtualną rzeczywistość
zamieszkują w dużej mierze stworzenia baśniowe i futurystyczne. Treści gier komputerowych
i stron internetowych są często wykwitem wyobraźni uformowanej przez opowieści z kręgu
science fiction i fantasy. Jednak baśniowość nie jest koniecznym warunkiem magiczności
mediów cyfrowych.
Tym, co bezpośrednio wpływa na magię cyfrowego świata jest, moim zdaniem, sama jego
techniczna struktura i sfera działań praktycznych, dotycząca każdego użytkownika
komputera. A oprócz elektronicznych układów i zwojów kabli, na komputery składa się język
– kod zerojedynkowy. Język sam w sobie również był wynalazkiem technicznym, który miał
kolosalne znaczenie dla rozwoju cywilizacyjnego. Początkowo pozostawał on w ścisłym
związku z organiczną całością świata. Egipskie hieroglify nie były martwymi symbolami, ale
esencjami rzeczy, które były przez nie reprezentowane. Ten animistyczny stosunek do słów
3
pozwalał manipulować nimi niczym samymi przedmiotami. Stopniowo język ewoluował w
stronę coraz większej abstrakcyjności, która stymulowała rozwój nauki. Można go było
zredukować do elementarnych jednostek pozbawionych semantycznych relacji, która
natchnęła Demokryta do powzięcia jego koncepcji atomów. Wciąż jednak, nawet po
zakończeniu sporu o uniwersalia, język pozostawał do pewnego stopnia zbiorem słów
chwytających istotę oznaczanych przez nie przedmiotów, platońskim światem czystych idei,
który jednak bardziej niż obiektywną rzeczywistość oddawał strukturę ludzkiego umysłu.
Technologie cyfrowe wykorzystują chyba najbardziej abstrakcyjny język z możliwych – kod
binarny. System znaków ogranicza się w nim do kombinacji dwu liczb, zera i jedynki, jest
więc możliwie najbardziej dyskretny i nieciągły. Z cyfrowej natury zaawansowanych
technologii wynikają właściwości nowych mediów, o których mówi Lev Manovich –
modularność, automatyzacja, wariacyjność [Manovich, s. 92-118]. Określenia te wskazują, iż
cyfrowe tworzywo da się bez końca dzielić, modyfikować je i programować tak, by samo
dokonywało na sobie operacji. Do tego dochodzi transkodowanie, dzięki któremu wszystkie
dane, właściwie cały świat, można poddać próbkowaniu oraz kwantyzowaniu i przekształcić
do postaci cyfrowej. Jest to więc matematyka, czysta abstrakcja, która jednak zapisuje i, co
ważniejsze, odtwarza czy raczej tworzy rzeczywistość. Rzeczywistość taka jest całkowicie
pitagorejska, jej zasadą jest liczba, na którą narzucona jest siatka zmysłowych wrażeń. Kod
binarny jest całkowicie jednolitą strukturą, więc tak jest też natura kreowanego przezeń
ś
wiata, który wskrzesza animistyczną i holistyczną rzeczywistość społeczeństw pierwotnych,
gdzie wszystko łączyło się ze sobą na zasadzie skojarzeń.
Rozwój fotografii, kina i telewizji z pewnością także miał wpływ na ponowne zasiedlenie
przez magię naszego życia. Ciągły przyrost ekranów, wzrost znaczenia obrazów i estetyzacja
ż
ycia sprawiły, że znaleźliśmy się wśród ogromu znaków ikonicznych, które miały
reprezentować rzeczywistość, ale zamiast tego same się nią stawały. Jednak aby wprawić tę
magię znaków w ruch, trzeba było użyć choć odrobiny wyobraźni. Ostatecznie w kinowy
obraz nie da się w materialnym sensie wejść i nim manipulować. Sporą różnicę w tym
względzie daje odtwarzanie filmów na komputerze, możemy nie tylko operować jego
parametrami, ale również modyfikować poprzez na przykład wycinanie niektórych partii i
dodawanie fragmentów stworzonych samemu. Ale to i tak jeszcze mało, jeśli weźmiemy pod
uwagę to, co oferują nam bardziej swoiste, a niezapożyczone od innych mediów właściwości
komputerów.
Telekomunikacja, która w coraz większym stopniu staje się teleobecnością i teleakcją, dzięki
wideopołączeniom i podobnym operacjom, sprzyja temu, by animizować cyfrowe urządzenia
jej służące. Jak twierdzi Manovich, komputery umożliwiają wykorzystywanie obrazów, jako
narzędzi działania na odległość [Manovich, s. 259-277]. Wprawdzie obrazy-narzędzia istniały
niemal od zawsze, czego przykładem jest choćby mapa, jednak dopiero technologie cyfrowe
umożliwiają jak najbardziej materialne i natychmiastowe działanie na oddaloną rzeczywistość
przy pomocy jej znaków. Tę teleobecność i teleakcję Manovich ogranicza do rzeczywistości
fizycznej, jednak można zapytać, czy wkrótce rozróżnienie odgraniczające ją od
rzeczywistości wirtualnej nie stanie się bezużyteczne i czy już dziś te dwie sfery nie
przenikają się w dużym stopniu.
Stąd już blisko do tego, co stanowi samo sedno cyfrowej magii. Kod binarny niczego by
jeszcze nie zdziałał, gdyby nie został wepchnięty niczym życiodajna pneuma w komputery
wyposażone w szybkie procesory i monitory o wysokiej rozdzielczości, które umożliwiły
pełną prezentację jego magicznych możliwości i w konsekwencji całkowicie niemal
4
przysłoniły jego obecność. Komputery z pewnością od początku wywoływały mistyczne
skojarzenia, jednak stopniowe kurczenie się szaf tranzystorów i przewodów, czemu
towarzyszył rozwój ekranów reprezentujących cyfrowe trzewia tych maszyn, wzmocnił
tendencje do ich animizowania, przynajmniej w potocznym myśleniu. Ale nie chodzi w
gruncie rzeczy o to, że komputer przemawia do nas poprzez obraz, a o to, czym się ten obraz
charakteryzuje. Cechuje go bowiem to, że jest zbudowany ze znaków, które są jednocześnie
narzędziami. Znaki te natomiast mają w coraz większym stopniu charakter obrazkowy, czy w
szerszym znaczeniu zmysłowy, oparty na podobieństwie do tego, co reprezentują. Nie jest to
więc język znaków arbitralnych, ale organicznie zrośniętych z przedmiotami odniesień, tak
jak język hieroglificzny. Graficzny interfejs użytkownika, wykorzystany przez Apple, a
później przez Microsoft, oparty na metaforze biurka i ikonach jest właśnie prostym
ucieleśnieniem tej zasady. Wprawdzie obecnie systemy operacyjne umożliwiają dość
dowolne manipulowanie ikonami, ale to nie dla wszystkich jest oczywiste i nie podważa
organicznych związków spajających środowisko cyfrowe. Interfejsy stają się coraz bardziej
intuicyjne i samo to określenie wiele mówi na temat natury wirtualnej rzeczywistości. Działa
ona właśnie na zasadzie intuicyjnych skojarzeń, którą wciąż rozwijają coraz bardziej
zaawansowane rozwiązanie programistyczne. Struktura hipertekstu, która stała się zasadą
budowy stron WWW, miała z założenia odwzorowywać połączenia neuronowe w ludzkim
mózgu. Dzięki komputerom możliwa staje się eksternalizacja ludzkiej pamięci i umysłu.
Najpełniejszym tego wyrazem są cyfrowe światy 3D. Cyberprzestrzeń (pojawia się w
znaczeniu matrycy po raz pierwszy w powieści Williama Gibsona pt. “Neuromancer”) dla
wielu programistów jest najdoskonalszym sposobem strukturyzowania informacji. Mark
Pesce, twórca VRML, twierdzi, że trójwymiarowa rzeczywistość wirtualna ma
odwzorowywać ludzkie myśli i wyobraźnię. Jest to rzeczywistość utkana z samych tylko
znaków na kształt wielkiej sieci. Wszystko organicznie łączy się ze sobą, tak jak w świecie
magii, którego materialny aspekt jest jedynie pretekstem dla twórczego działania umysłu, z
jego intuicyjnym kojarzeniem podobieństw. Pesce twierdzi wprost: „w magii mapa jest
terenem. I to samo dotyczy cyberprzestrzeni” [Davis, s. 246].
Wirtualna rzeczywistość eksponowana na monitorach komputerów jest reprezentacją w sensie
dwojakim. Po pierwsze odnosi się do otaczającej nas fizycznej rzeczywistości, po drugie
reprezentuje kod dwójkowy i języki programowania wyższego rzędu. Można zatem
powiedzieć, że wirtualna rzeczywistość jest znakiem znaku, co bardziej czyni ją emanacją
ludzkiej siatki pojęć, niż świata natury. Rzeczywistość cyfrowa, a zwłaszcza jej
trójwymiarowe światy, są więc w stopniu znacznie większym, niż przekaz innych
wcześniejszych mediów sztuczne i niezależne od fizycznych ograniczeń. Są ludzką
rzeczywistością oczyszczoną z szumu materii, abstrakcją doprowadzoną do końca w języku
symboli i wirtualnie ucieleśnioną. Cyfrowe technologie bardziej niż cokolwiek innego są, jak
chciał Baudrillard, hiperrzeczywiste [Baudrillard, 1997]. Wirtualne środowisko to
symulakrum, przestrzeń znaków, która nie potrzebuje już swojego odniesienia, czyli
rzeczywistości, i odnosi się sama do siebie. Jest zatem po prostu światem magii.
Magia ta nie jest jednak zarezerwowana dla cybernetycznych kowbojów z powieści Gibsona,
ale dla każdego przeciętnego użytkownika. Semiotyczna siatka cyfrowego świata splata się
coraz bardziej ze światem fizycznym i niedługo być może całkiem go zasiedli. Może się o
tym przekonać nawet każda gospodyni domowa w średnim wieku, trwożnie klikająca ikonki,
by połączyć się przez Skype’a ze swoją oddaloną o setki kilometrów pociechą lub by zagrać
w prostą gierką sieciową. Zakupy przez sieć czy inne dokonywane drogą internetową operacje
też są przejawem tej tendencji. Materialne rezultaty działania w wirtualnym środowisku
ograniczają się na razie głownie do tego, co wypali i wydrukuje nasz hardware, ale przecież
5
kable powoli zanikają, a eter przecina coraz więcej niewidzialnych wiązek energii. Być może
wkrótce w ścianach naszych domów zamiast okien ze szklanymi szybami, będą wmontowane
ekrany z bardziej uniwersalnymi oknami Windowsa. Ostatecznie wszystko to jest tylko
technologią opartą wciąż na użyciu dość ciężkich blaszanych skrzynek. Skrzynki te jednak
wciąż się kurczą, a wraz z nimi świadomość tego jak działają cyfrowe urządzenia. Komputery
wrastają w nasze życie i powszednieją, więc nie ma sensu zastanawiać się jak funkcjonują na
głębszym poziomie, bo każdy, nawet trzyletnie dziecko, potrafi się nimi wystarczająco biegle
posługiwać. Coraz bardziej rozbudowana strona graficzna (czy już raczej zmysłowa?)
ś
rodowiska komputerowego, jeszcze bardziej przysłania istnienie kodu, abstrakcyjnych
ciągów zer i jedynek. Magia, jak ją ujmuje Frazer, dla jej użytkowników ma zawsze charakter
praktyczny i nie jest podbudowana teorią. Znajomość nawet najbardziej podstawowego
komputerowego rzemiosła być może wkrótce przestanie być potrzebna, gdy zaczniemy
komunikować się z cyfrowymi urządzeniami za pomocą głosu. Wówczas znajdziemy się w
ś
wiecie jeszcze bardziej pierwotnym, niż ten stworzony przez hieroglify. Pismo stanie się
niepotrzebne i magia scali jeszcze lepiej taki plemienny świat słowa mówionego.
Kazimierz Krzysztofek, odwołując się do przemyśleń Derricka de Kerckhove, stawia pytanie,
czy popadanie w niełaskę języka alfabetycznego w piktograficznej rzeczywistości cyfrowej,
nie doprowadzi do upadku nauki i wynalazczości, której rozwój był dotąd możliwy głównie
dzięki niemu [Krzysztofek, s. 46-51]. Przykład programistów owładniętych wizją
prezentowania danych w postaci graficznej
i przestrzennej, zdaje się temu przeczyć. Dziś innowacyjność oparta jest głownie na
ż
ywotności wyobraźni, a nie systematyczności. Mistyczne i intuicyjne podejście wielu z
przedstawicieli dzisiejszych technoelit sprzyja pomysłowości, którą wspiera zapewne dość
wąska informatyczna specjalizacja i ogrom praktyki, zrodzony z fanowskiego, czy wręcz
maniackiego, nastawienia do technologii. Zresztą, jak pokazuje historia, większość
wynalazców była raczej geniuszami o mistycznej wyobraźni, niż trzeźwymi racjonalistami o
gruntownej wiedzy.
Wydaje się zatem, że taki zwrot ku początkom nie musi oznacza regresu. Nie cofamy się do
stanu ciemnoty, spadając z wyżyn oświeconych czasów panowania nauki. To właśnie
racjonalna, abstrakcyjna nauka rozwinięta do granic pozwoliła na zmaterializowanie świata
ludzkiego umysłu w postaci rzeczywistości wirtualnej. Świat platońskich idei okazuje się być
ś
wiatem magii. Społeczeństwa pierwotne żyły w utopijnym świecie wyobraźni, tyle że nie
miały odpowiednich narzędzi, które by pozwoliły aby ta imaginacja stała się czymś więcej.
My mamy cyfrowe technologie, dlatego magiczna utopia może się spełnić współcześnie.
Bibliografia:
Jean Baudrillard, Precesja symulakrów,[w:] Postmodernizm: antologia przekładów, red. Ryszard Nycz, Baran i
Suszczyński, Kraków 1997.
Erik Davis, TechGnoza, Rebis, Poznań 2002.
James George Frazer, Złota Gałąź, PIW, Warszawa 1978.
Kazimierz Krzysztofek, Okno na e-świat,[w:] Wielka sieć. E-seje z socjologii Internetu, red. Jacek Kurczewski,
Trio, Warszawa 2006.
Lev Manovich, Język nowych mediów, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2006.