2004-10-04, artykuły
Tajemnice polskich alchemików
Robert K. Leśniakiewicz
Referat na XIV Festiwal Ezoteryczny, Bratysława 10.10.2004
Szesnaste i siedemnaste stulecia, to czasy genialnych alchemików i równie genialnych
hochsztaplerów. To wieki tworzenia się i krzepnięcia struktur wielu tajnych stowarzyszeń, w
tym Masonerii i Różokrzyżowców. To wieki prześladowań religijnych, płonących stosów i
zarazem wiek pierwocin naukowych poszukiwań, które zaczęły dawać rezultaty w XIX
wieku, kiedy to zaczęła tworzyć się cywilizacja maszyn, pary i elektryczności, a w końcu
rozbitego atomu, statków kosmicznych i komputerów...
Po całej Europie krążyli rozmaici ludzie, którzy parali się alchemią. Alchemia, to – według
encyklopedii – pseudonauka, której celem było dokonanie Wielkiego Dzieła – transmutacji
jednych pierwiastków i substancji w drugie. Konkretnie chodziło o wyprodukowanie złota z
każdego innego dowolnego pierwiastka chemicznego – mówiąc językiem współczesnego
chemika.
COSMOPOLITA POLONUS i Wielkie Dzieło...
Jako się rzekło, alchemików było w owym czasie wielu. Ale niewielu mogło osiągnąć
najwyższe zaszczyty i dostąpić zaszczytu otrzymania Korony Adeptów – to taki
szesnastowieczny odpowiednik dzisiejszej Nagrody Nobla. Jednym z najznamienitszych był
polski alchemik, filozof i dyplomata – baron Michał Sędziwój zwany także Sendivogius
Polonus czy Polnus, posługujący się także zlatynizowanym pseudonimem Cosmopolita
(1566-1636). Jego inne pseudonimy, to: Sendivog, Sensophax, Helicantharus, Borentius,
Borealis oraz zanagramowane Divi Leschi genius amo i Angelus doce mihi ius. Był synem
Jakuba Sędzimir-Sędziwoja i Katarzyny Pielsz-Rogowskiej, pieczętował się herbem
Ostoja. Dr Roman Bugaj w swej pracy pt. „Nauki tajemne w dawnej Polsce. Mistrz
Twardowski” (Warszawa 1986, op. cit. ss. 88-129) twierdzi że początkowo studiował w
Krakowie, potem w Lipsku, Wiedniu, Altdorfie (Szwajcaria), Cambridge, Ingolsztadt,
Rostocku i Wittenberdze. Podróżował wiele po ówczesnym świecie i był w Rosji, Szwecji,
Anglii, Hiszpanii, Portugalii, Niemczech, Czechach i innych krajach. Po ukończeniu studiów
pracował na dworze cesarza Rudolfa II Habsburga (1552-1612) w Pradze Czeskiej. Nie
zapominajmy, że szesnastowieczna Praga w której skupiły się najwybitniejsze umysły
ówczesnych czasów była tym, czym dla nas jest dzisiaj Silicon Valley – Dolina Krzemowa!
W roku 1559 powrócił do Polski i dostał się na dwór króla Zygmunta III Wazy (1566-1632),
który wyprawiał go z poselstwami do cesarza i książąt Rzeszy Niemieckiej, co nie
przeszkadzało mu prowadzić prace badawcze w podkrakowskich Krzepicach. Po odejściu ze
służby królewskiej, Sędziwój powrócił do prac alchemicznych na dworach cesarzy Macieja
(1557-1619) i Ferdynanda II Habsburgów (1578-1637), gdzie napisał swe bardzo poczytne
i popularne traktaty alchemiczne „[Cosmopolitani] novum lumen chymicum” (1604, wyd.
polskie w 1971), które przetłumaczono na wiele języków i „Tractatus de lapide
philosophorum” (1604) znane jako „De lapide philosophorum tractatus duodecim”. W 1607
roku ukazało się jego kolejne dzieło pt. „Dialogus Mercurii, Alchymistae et Naturae”, zaś w
1613 roku wydał on „Tractatus de Sulphure”. Sędziwój pisał także po polsku i już w 1586
roku ukazał się jego traktat „Operatiae Elixiris Philosophici tak starydz iako y teraznieyszych
philosophow” znany z odpisów Hieronima Pinocciego, zaś w roku 1598 ukazał się jego
„Traktat o soli”, który w przekładzie na niemiecki wydano we Frankfurcie n/M. w roku 1682.
Współczesna nauka zrobiła z Sędziwoja szarlatana i zręcznego hochsztaplera, który przy
pomocy intryg i oszukańczych machinacji dorobił się tytułu barona von Sereskau i
ogromnego majątku. Gmin widział w nim czaromistrza, podobnie jak w Twardowskim czy
Fauście, i przypisywał mu posiadanie nadprzyrodzonych mocy, co upamiętniają legendy i
podania o Czarodzieju z Polski w Niemczech i oczywiście w Polsce, a konkretnie na Śląsku,
gdzie najczęściej można go było spotkać. (W tym czasie Śląsk obejmował także część
dzisiejszej Republiki Czeskiej i Słowacji.) Sam cesarz zachwycony transmutacją, którą
dokonał na jego oczach, upamiętnił jego wyczyn tablicą, na której widnieje napis:
Faciat hoc quispiam alius
quod fecit Sendivogius Polonus
Co w przekładzie oznacza: Niech ktokolwiek inny uczyni to, co uczynił Sędziwój Polak. Czy
był rzeczywiście oszustem? Na pewno dokonywał różnych – jakbyśmy to dzisiaj nazwali –
przekrętów wobec głupich i chciwych złota władców, którzy wykładali ogromne sumy na
jego badania. A przecież gdyby nie tacy alchemicy, to nie byłoby nowoczesnej chemii, tak jak
bez astrologii nie byłoby współczesnej astronomii. Dlatego bezkrytyczne opluwanie alchemii
i astrologii oraz innych para-nauk przez współczesnych racjonalistów wydaje mi się czymś
niegodnym uczonego. Uważam, że tacy uczeni, jak Sędziwój czy Twardowski zasługują na
swe pomniki, a to dlatego, że oni byli prekursorami. Mieli odwagę postawić pytania i szukać
na nie odpowiedzi. A że różnymi sposobami wyciągali pieniądze na swe badania? – no cóż, a
jakie mieli wyjście? Tylko poprzez wykorzystywanie naiwności i chciwości tych, którzy mieli
pieniądze i byli na tyle głupi, że dali się oszukać... NB, sytuacja zmieniła się niewiele od
czasów Sędziwoja i jest czymś haniebnym, że polska nauka nie ma pieniędzy na podstawowe
badania, a polscy uczeni muszą szukać dobrych warunków do pracy i odnoszą sukcesy
głównie za granicą!
Sędziwój nie działał w próżni, bo obok niego działały takie znakomitości świata
alchemicznego, jak Aleksander Seton-Kosmopolita, od którego przejął w dramatycznych
okolicznościach kilka uncji kamienia filozoficznego w postaci czerwonego, krystalicznego
proszku, przy pomocy którego dokonywał Wielkiej Przemiany... Dzięki innej znajomości z
Ludwikiem Koralkiem z Cieszyna udało mu się wkręcić na dwór cesarski i dzięki temu
odbyć kilka podróży na Wschód – rzekomo w celu poszukiwań alchemicznych. W
rzeczywistości były to misje ściśle szpiegowskie.
Na pewno w Pradze zetknął się z rabbim Löve (Jehudi) Ben-Bezalelem (1525-1609) –
twórcą glinianego potwora – a w gruncie rzeczy pierwszego androida – Golema. Później
został on Naczelnym Rabinem Polski w Poznaniu, które to stanowisko objął w 1592 roku.
(Zob. Zdzisław Zwoźniak – „Alchemia”, Warszawa 1978, op. cit. ss. 92-104) Poza tym
musiał się on tamże zetknąć z tajemnicą praskiego Orloja – zagadkowego zegara
astronomicznego i astrologicznego, o którym mówią, że odlicza czas do przyjścia
Antychrysta... (Zob. Miloš Jesenský – „Tajemnica praskiego Orloja” – referat na XII
Festiwal Ezoteryczny, Bratysława 2002.)
Jeszcze w czasie pobytu w kraju spotka się z dwoma Anglikami: dr Johnem Dee (1527-
1608) zwanego Merlinem Królowej Elżbiety i Edwardem Kelley’em. Był on pod silnym
wpływem prac Philippusa Aureolusa Teophrastusa Bombastusa von Hochenheima alias
Paracelsusa (1493-1541) z którym najprawdopodobniej spotkał się także w Bratysławie lub
w Bańskiej Szczawnicy (w tym czasie Schemnitz) na Słowacji, gdzie ten ostatni prowadził
prace alchemiczne nad produkcją złota z tamtejszych rud miedzi. NB, w 1520 roku Paracelsus
przebywał w Krakowie oraz Gdańsku i Wilnie. Niestety, nie upamiętnia tego żadna tablica
pamiątkowa w Polsce, a szkoda – czyżby Polacy tak bardzo wstydzili się swej historii
tajemnej?... W Krakowie miał on wielu przyjaciół w tym dworzanina królewskiego Jana
Bonera. Z terenami Moraw Sędziwój związał się, kiedy otrzymał od Rudolfa II dobra: dom w
Ołomuńcu oraz majątki ziemskie w Chlebicach, Koutach i Zlamanym Ujezdie.
Wielkie Dzieło w Polsce i Europie Środkowej.
Jeszcze za czasów krakowskich zapewne spotkał się niejednokrotnie z Georgem Joachimem
von Lauchenem vel Retykiem (1514-1574), który podobnie jak Sędziwój był pod wpływem
prac Paracelsusa i doktryny jatrochemicznej. Prowadził on intensywną wymianę
korespondencji z dr Tadeášem Hájkiem zwanym Hagecius(z)em, który był nadwornym
medykiem Rudolfa II. Musiał się spotkać także z Janem Wawrzyńcem Twardowskim (NB,
„Encyklopedia Millenium Edycja 2001” podaje lata jego życia: 1515-1573), który był
najsłynniejszym z polskich alchemików i lekarzy tego okresu...
Wszyscy ci ludzie są związani ze sobą już to poprzez kontakty osobiste, już to poprzez prace,
które piszą i wydają. To normalne. Wiąże ich także tajemnica Wielkiego Dzieła. A w
pojęciach alchemicznych owo Wielkie Dzieło zawierało się w zasadniczych celach, które
chcieli oni osiągnąć:
1.Uzyskanie alkathestu, – czyli uniwersalnego rozpuszczalnika;
2.Rafinacja tzw. spiritus mundi, – czyli substancji nasyconej wszelkimi planetarnymi
wpływami;
3.Uzyskanie quinta essentia – substancji ekstrahowanej ze wszystkich minerałów, ciał
roślinnych i zwierzęcych, która miała być pomocna do życia człowieka;
4.Uzyskanie aurum potabile – płynnego złota, leku, który miałby uodparniać człowieka
przeciw wszystkim chorobom;
5.Uzyskanie eliksiru wiecznej młodości i wiecznego życia;
6.Uzyskanie arcanum, – czyli cudownego składnika wszystkich leków, czegoś w rodzaju
katalizatora;
7.Opracowanie metody paligenezy – czyli zregenerowania lub zrekonstruowania żywych
organizmów z popiołu – à la Feniks;
8.Uzyskanie homunculusa, – czyli wytworzenie nienaturalnymi metodami żywej istoty lub
człowieka.
O ile mi wiadomo, podobny program mieli Różokrzyżowcy i niektóre odłamy masonerii, ale
zredukowali oni swą problematykę badawczą do czterech punktów:
1.Uzyskanie lapis philosophum – kamienia filozoficznego do transmutacji metali w złoto;
2.Uzyskanie panaceum, – czyli leku na wszystkie możliwe choroby;
3.Uzyskanie metody paligenezy i;
4.Wyprodukowanie homunculusa.
Wielkie Dzieło można było osiągnąć poprzez odpowiednie operacje magiczne i procesy
chemiczne. Idea zupełnie poroniona, ale...
Nie zapominajmy jeszcze o innym drobiazgu, a mianowicie o tym, że w dwa wieki potem na
terenach południowej Polski i Słowacji powstają loże masońskie i ansamblee (ansamblea jest
różokrzyżowskim odpowiednikiem loży wolnomularskiej) różokrzyżowe: w Krakowie (loża
B’nei Brith – wolnomularstwo żydowskie), Bielsku-Białej (loża B’nei Brith i kółko
wolnomularskie), Lwowie (loża B’nei Brith i kółko wolnomularskie założone dopiero w XIX
wieku), Bratysławie, Preszowie (loża polskiego wolnomularstwa założona przez emigrantów
politycznych z Polski loża aux vertueux Voyageur. i ansamblea Różokrzyżowców. Zob.
Ludwik Hass – „Wolnomularstwo w Europie Środkowo-Wschodniej w XVIII i XIX wieku”,
Wrocław 1982, s. 119), Bańskiej Szczawnicy, Bańskiej Bystrzycy i Koszycach. To wszystko
na Słowacji odbywa się w latach 1744-1777, zaś w latach późniejszych dochodzą jeszcze loże
wolnomularskie w Spiskiej Nowej Wsi, Luczeńcu i śylinie. W Bańskiej Szczawnicy uprawia
się intensywnie alchemię – wszak jest tam wyższa szkoła górnicza i tutaj działał Paracelsus!
(L. Hass - ibidem s. 74) I zapewne także i Sędziwój... Ten ostatni miał dom w Ołomuńcu i
tamże powstaje pierwsza loża masońska na Morawach w roku 1743, zaledwie w dwa lata po
powstaniu pierwszej loży w Pradze Czeskiej. Czy to przypadek? Nie, nie ma takich
przypadków – Wolnomularze i Różokrzyżowcy m u s i e l i założyć swe placówki tam,
gdzie krzyżowały się drogi Wielkich Wtajemniczonych! (L. Hass – ibidem, ss. 72-74, 504-
505)
Alchemicy w Rzeczpospolitej Szlacheckiej i ich wpływ na historię.
Innym Wielkim Wtajemniczonym w Królestwie Polskim i Wielkim Księstwie Litewskim –
czyli Rzeczpospolitej Obojga Narodów był wspomniany tutaj już mistrz Twardowski, o
którym mówiłem na tym forum dwa lata temu. (Zob. Robert K. Leśniakiewicz – „Tajemnica
Mistrza Twardowskiego” – referat na XII Festiwal Ezoteryki, Bratysława 2002.)
Wielce tajemniczą postacią jest śląski uczony Witelo zwany z łaciny Vitello czy Witelionem
(1230-1280), który był przyrodnikiem, matematykiem, filozofem i oczywiście alchemikiem.
Miał on staranne wykształcenie – studiował bowiem w Paryżu i Padwie, gdzie wykładał na
katedrze nauk wyzwolonych. Ważki wpływ nań mieli m.in. Euklides, Klaudiusz
Ptolemeusz, Arystoteles, al-Hazena, Awicenna, Grosseteste i Bacon. Nie muszę
przypominać, że wszyscy ci filozofowie parali się także alchemią... (Tu i dalej: Z.
Zwoźniak – op. cit. ss. 74-104.)
Witelo napisał 10-tomowy traktat o świetle i jego właściwościach pt. „Perspectiva” (1270-
1273) znane później pod tytułem „Optyka” i wydane w 1535 roku, w którym ustanowił kanon
tej nauki, a który obowiązywał aż do XVII wieku! Jego filozoficzne zainteresowania skupiały
się wokół pojęcia demonów i naukowej – racjonalnej próbie ich interpretacji, za co został
wyklęty przez Kościół rzymskokatolicki, jak każdy niezależny umysł tej epoki... Dziś znalazł
swe należne mu miejsce w panteonie uczonych i jego imieniem nazwano jeden z
księżycowych kraterów.
Także w XIII wieku działał niejaki Mikołaj z Polski, dominikanin, o którym niewiele
wiadomo. Podobnie jak Witelo przebywał 20 lat w Montpellier (Francja), gdzie zdobył zawód
lekarza i wymieniał doświadczenia ze słynnym już wtedy Arnaldo de Villanovą (1235-
1311), zaś w roku 1278 pojawił się na dworze księcia małopolskiego Leszka Czarnego
(1240-1288) jako nadworny medyk. Jego dalsze losy nie są znane.
Kolejnym alchemikiem polskim był Wincenty Kowski vel Vincent Koffski (?-1488),
dominikanin, działający w Gdańsku. Jest on autorem traktatu alchemicznego pt. „Tractatus de
prima materia veterum lapidis philosophorum” wydanego w roku 1608. Badania niektórych
historyków wykazują jednak, że Wincenty Kowski nigdy nie istniał, a jest to jedynie
pseudonim grupy autorów hermetycznych związanych z gdańską ansambleą
Różokrzyżowców, i został napisany na krótko przed jego wydaniem. Tajemnica ta nie została
nigdy rozwikłana i potrzeba tutaj przenikliwości Pana Samochodzika z powieści Zbigniewa
Nienackiego, który byłby w stanie dojść prawdy o powstaniu tego dzieła i tożsamości o.
Wincentego...
W roku 1491, niejaki bakałarz Kacper z kościoła p.w. Marii Magdaleny w Poznaniu został
skazany przez sąd grodzki za „palenie złota” po 15-letnim procesie na całkowity zakaz
zajmowania się „królewską sztuką”. Wyrok ten zapadł w roku Pańskim 1506! Jak wskazują
na to dokumenty procesowe, był on wcale biegły w alchemicznej sztuce rozpuszczania złota
w wodzie królewskiej i pozłacania metalowych przedmiotów.
Jednym z najchciwszych polskich alchemików był krakowski lekarz i adept „czarnej sztuki”
Baliński z Balina zwany Setnikiem, który podawał się za Greka z rodu Laskarisów.
Alchemią ponoć zajmował się potajemnie. Zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach
ś
cigany przez wierzycieli i posądzony o otrucie króla polskiego i wielkiego księcia
litewskiego Aleksandra Jagiellończyka (1461-1506). NB, dalsze panowanie tego króla
mogłoby doprowadzić Rzeczpospolitą do szybkiego upadku, wskutek błędnych i
nieprzemyślanych decyzji tego władcy...
Jak pisze Zdzisław Zwoźniak – w XV wieku alchemię nie wykładano na Uniwersytecie
Jagiellońskim w Krakowie, ale wielu profesorów tej uczelni ją uprawiało. Byli to m.in. Piotr
Gaszowiec, Andrzej Grzymała, Adam z Bochynia i Maciej z Miechowa – Miechowita.
Wiek XVI, to Renesans także i w Polsce. Alchemii nie wykładano nadal oficjalnie – była ona
ars prohibita, ale jej elementy pojawiały się na wydziale lekarskim Akademii Krakowskiej –
Alma Mater Jagiellonica. To właśnie w Krakowie przebywał słynny niemiecki alchemik dr
Johannes Faust(us) (1480-1540). W roku 1520 przebywał w Krakowie, Gdańsku i Wilnie
słynny Paracelsus. Miał on tutaj przyjaciół: wspomnianego już tutaj Jana Bonera, Wojciecha
Bazę i Dawida Meyera. W drugiej połowie XVI wieku w Krakowie powstał krąg literacko-
naukowy, do którego należeli m.in. Andrzej Dudycz i znany nam z historii czaromistrza Jana
Twardowskiego i mistrza Mikołaja Kopernika – Jerzy Joachim von Lauchen vel Retyk -
Rhaeticus! NB, ten ostatni był gorącym zwolennikiem doktryny jatrochemicznej i pozostawił
po sobie 7 traktatów alchemicznych. Niestety, nie ukazały się drukiem i znikły bez śladu...
Potężnym przyjacielem tych alchemików i aktywnym alchemikiem był Olbracht Łaski
(1536-1603) – magnat i wojewoda sandomierski. Swe prace alchemiczne prowadził w swym
zamku w Kieżmarku na Słowacji, gdzie znajdowały się jego dobra. Nawiasem mówiąc z
Łaskimi wiąże się pewien doniosły epizod z historii eksploracji Tatr, a mianowicie – pierwszą
kobietą, która wybrała się w Tatry turystycznie – była Beata Kościelecka-Łaska, co stało się
11 czerwca 1565 roku, co podaje Jacek Kolbuszewski w książce „Skarby króla Gregoriusa”
(Katowice 1972, ss.29-30). Była to pierwsza turystka w Tatrach w ogóle! Czy w Tatry
pognała ją li tylko ciekawość? – tego nie dowiemy się już nigdy. Olbrachtowi Łaskiemu
zawdzięczamy przełożenie z niemieckiego na łacinę przez Adama Schröttera z Nysy dzieł
Paracelsusa: „De praeparationiubus” oraz „Archidoxae libri X”, z których korzystali
alchemicy wymienieni w poprzednim akapicie. Łaski był też potężnym protektorem
angielskiego maga dr Johna Dee. Nawiasem mówiąc, Devius i Kelley najprawdopodobniej
zrobili z niego swego agenta wpływu na dworze polskim, co pomogło im m.in. uzyskać dla
Elżbiety I Tudor wspaniałe perły Barbary Radziwiłłównej i zamordowanie króla Stefana
Batorego, o czym jeszcze tu będzie mówione...
W 1517 roku została powołana do życia przez króla Zygmunta I Starego (1467-1548)
Komora Górnicza i związana z nią Camera Separatoria, w której oddzielano złoto od srebra.
Było to pierwsze państwowe laboratorium chemiczne (i oczywiście alchemiczne – sic!), w
którym produkowano kwas azotowy – HNO3, kwas siarkowy– H2SO4 i wodę królewską –
HCl + HNO3 w stosunku 3 : 1. Oczyszczano także siarkę, rtęć, antymon, glejtę (tlenek ołowiu
– PbO) i ołów. Rudę do przerobu dostarczano z kopalni w Rabsztynie i Tarnowskich Górach
oraz Olkusza. Dyrektorem Camera Separatoria w Mogile był krakowski mieszczanin Kasper
Ber, który studiował we Florencji i Wenecji, gdzie znajdowały się szkoły metalurgiczne i
probiercze oraz... alchemiczne.
Jego syn Marcin Berowicz alias Martin Kasperberovič wstąpił do klasztoru Kartuzów i
zamieszkał w Czerwonym Klasztorze w słowackich Pieninach (!!!) – złota nie
wyprodukował, ale pozostawił po sobie „Alchemiczny testament” na kartach traktatu
alchemicznego z 1535 roku. Dowodzi on, że Berowicz znał się doskonale na alchemii i
wykonał on wiele ciekawych doświadczeń. Inne źródła twierdzą, że uciekał on z Ołomuńca
przed prześladowaniami protestantów w 1563, skąd zabrał swe całe laboratorium
alchemiczne. (Zob. M. Jesenský – „Prawda i legenda brata Cypriana” na łamach „Nieznanego
Ś
wiata”) NB, w klasztorze tym niemal dwa wieki potem zamieszkał słynny brat Cyprian,
którego unieśmiertelniły pierwsze eksperymenty z lotnią i eksperymenty medyczno-
alchemiczne, które pomogły mu wyleczyć wielu ludzi...
W tym samym czasie w Krakowie działają dr Kasper Skarbimir – filozof i medyk, profesor
Uniwersytetu Jagiellońskiego – autor zaginionych, niestety, „Listów alchemicznych”.
Alchemikami byli także Jan Polak – autor wykładu o ekstraktach z ziół i kwiatów oraz dr
Mikołaj Husman – alchemik i profesor Jagiellonki.
Oczywiście najsłynniejszym był Jan Wawrzyniec Twardowski zwany także pod
zlatynizowanym imieniem Lorenzo Dhur alias Duran, Durranus vel Laurentius
Durranovius...
Alchemią interesowali się także królowie: Zygmunt II August (1520-1572), Stefan Batory
(1533-1586) i Zygmunt III Waza (1566-1632). Poza nimi magnaci: Mikołaj Wolski (1553-
1630), wspomniany tutaj Olbracht Łaski, bp. Franciszek Krasiński (był ponoć przyjacielem
Twardowskiego!!!) oraz Mikołaj i Jerzy Mniszchowie.
Szczególnie na dworze Zygmunta Augusta – gdzie bywał Twardowski, który został odsunięty
odeń po aferze z duchem Barbary Radziwiłłównej (1520-1551) – znajdowała się również
druga osobliwa postać, której poświęcę nieco czasu. Jest nią Stanisław Dewojna vel
Dewojno (?-1566) – lekarz, alchemik, mag i astrolog. Nie lubiany przez dworzan, którzy
nazywali go borsukiem – stał się Dewojna dla historyków „tajemniczym”,
„kontrowersyjnym” czy „osobliwszym wzorem dworaka” – dworaka – nie dworzanina, co
ma zawsze zabarwienie ujemne. Z królem wiązały go jakieś osobliwe więzy – Zdzisław
Zwoźniak twierdzi, że to właśnie on uczył króla alchemii i astrologii, zaś Tadeusz Rojek w
swej książce pt. „XIII tajemnic historii” (Warszawa 1989, op. cit. ss. 83-94 ) twierdzi, że poza
tym był on jednym z największych zaufanych zauszników króla – jego szarą eminencją – i
pośrednikiem pomiędzy nim, a rodem Radziwiłłów oraz faktycznym „konstruktorem” jego
małżeństwa z Barbarą Radziwiłłówną. Postać ta jest dowodem na to, jak wielki wpływ na
politykę mocarstwa, jakim była Polska w epoce Renesansu, mieli m.in. alchemicy.
Historia Dewojny powtórzyła się w sto lat później, kiedy to na dworze Zygmunta III Wazy
pojawiła się królewska ochmistrzyni – niejaka Urszula Meierin vel Gienger, Gänger czy
może Giengerin (?-1635). Nikt nie znał jej prawdziwego nazwiska, a podane tutaj są jeno
domysłami uczonych. Słowo „meierin” znaczy tyle, co „ochmistrzyni” i zastąpiło jej
prawdziwe nazwisko... Nie zachował się żaden portret tej damy, zaś jedyny obraz, na którym
uwieczniono ją w otoczeniu rodziny królewskiej znikł w niewyjaśnionych okolicznościach.
Jej przeszłość otacza nieprzenikniona tajemnica i nie wiadomo właściwie nawet tego, skąd
pochodzi i kim byli jej rodzice. A wpływ na króla i jego otoczenie miała potężny, dość
wspomnieć, że jej pogrzeb w Warszawie (w kościele Karmelitanek Bosych lub oo. Jezuitów)
odbył się z pompą godną samego króla... Być może była ona agentką właśnie Towarzystwa
Jezusowego i stanowiła element strategii Kościoła katolickiego walczącego o swe wpływy w
Europie, co jest o tyle prawdopodobne, że była niezmiernie pobożną panną do końca swego
ż
ycia i swój testament poświęciła właśnie oo. Jezuitom. Byłaby z niej doskonała agentka
wpływu – miała dojścia, koneksje i... pieniądze. Ogromne pieniądze. I chyba de facto była
agentką wpływu, bowiem żadna ważna decyzja państwowa nie miała prawa zapaść bez jej
akceptacji... (T. Rojek – op. cit. ss. 139-152.)
Wracając jeszcze do Zygmunta Augusta, to trzecim jego magiem i alchemikiem był dr
Baltazar Smosarski vel Wawrzyszewski. Współpracował on w tym zakresie z Mikołajem
Wolskim. Podejrzewano go o otrucie dwóch ostatnich książąt mazowieckich – Stanisława i
Janusza, ponoć na polecenie wojewodzianki i ich ... narzeczonej Katarzyny
Radziejowskiej.
Król Stefan Batory także interesował się magią i alchemią. Miał on na dworze alchemika i
lekarza dr Ruperta Fincka i swego spowiednika – też alchemika – prof. Hannibala
Roselli’ego! Kto wie, czy tajemnicza śmierć tego władcy Polski, która nastąpiła po krótkiej,
bo zaledwie pięciodniowej chorobie w dniu 12 grudnia 1586 roku, nie była spowodowana
przez podanie trucizny przez któregoś z zaufanych lekarzy-alchemików: dr Simona
Simoniusa i dr Niccolo Brucellego. Zamach ten zmienił losy Europy, bowiem Stefan Batory
zamierzał zlikwidować trzy nie-katolickie państwa europejskie: protestancką Anglię,
prawosławną Rosję i muzułmańską Turcję poprzez stworzenie ligi państw katolickich.
Marzyła mu się V Krucjata, którą gorąco popierał papież Sykstus V. Pierwszym jej celem
byłaby Moskwa, a potem Turcja. Anglia i zapewne Niemcy byłyby na deser. Kto wie, czy
Batoremu nie marzył się tron Cesarstwa Europejskiej Unii Katolickiej - takiej Zjednoczonej
Katolickiej Europy??? Zatem być może został on zamordowany przez innego lekarza i
alchemika – Leonarda Thurneissera (1530-1595), do którego zwrócił się on z prośbą o jakąś
odtrutkę. Król panicznie obawiał się trucizny po zamachu innego alchemika – niejakiego
Wawrzyńca Gradowskiego z Gradowa, który w 1578 roku usiłował otruć Batorego. Czyżby
miał jakieś dane po temu, by się obawiać nowego tego rodzaju zamachu na swe życie? Czy ze
strony Anglików? – to jest bardzo możliwe. Nie zapominajmy, że Devius i Kelley przebywali
w Polsce od 5 lutego do sierpnia 1584 roku w Łasku i Krakowie, skąd udali się do Pragi. Tam
potraktowano ich niemal wrogo i 12 kwietnia 1585 roku powrócili oni do Krakowa. Devius
uzyskał audiencję na zamku królewskim w dniu 17 kwietnia 1585 roku. Batory – już
poważnie chory (o czym wiedzieli tylko jego zaufani ludzie) przyjął Łaskiego, Dee i Kelleya
jeszcze raz 23 maja tegoż roku. 28 maja nastąpiło zerwanie serdecznej przyjaźni, kiedy Dee w
czasie „akcji” zasugerował królowi stworzenie ligi anty-francuskiej i anty-tureckiej, która
miałaby zaszachować ligę francusko-turecką, zaś bezpośrednia korzyść przypadłaby Rzeszy
Niemieckiej i Anglii. Batory przejrzał grę – gdyż miał swoje plany – i odprawił magów z 800
florenami w ręce. W półtora roku później zamordowano go. Elżbieta I nie pozwoliłaby sobie
na zmontowanie ligi katolickiej wymierzonej w jej imperium i zapewne usunęłaby bez
skrupułów każde zagrożenie z tej strony, a była piekielnie konsekwentna w swych
poczynaniach. Dowodem na to, że był to jednak zamach jest chociażby to, że królewskie
archiwum zostało dokładnie wyczyszczone z wielu kluczowych dokumentów. Olbracht Łaski
miał wszelkie możliwości, by to zrobić – wszak sprzeciwiał się elekcji Batorego i chciał
zostać królem Polski! Czy mógł posunąć się aż tak daleko? Bardzo możliwe – wszak miał
motyw, możliwości i środki, a poza tym poparcie Anglików, którzy potrafili grać na chorych i
wybujałych ambicjach swych wrogów. To też jedna z trzynastu tajemnic polskiej historii.
Na temat Zygmunta III Wazy i jego dworu Zdzisław Zwoźniak pisze, że interesował się
alchemią bardzo poważnie, ale z pozycji amatora. Sam wykonywał w Krakowie i Warszawie
doświadczenia alchemiczne. Znajdował się pod wpływem Mikołaja Wolskiego, który
alchemią zajmował się bardzo poważnie i traktował ją na całkowicie serio. Król interesował
się żywo farmacją i włączył ją do cechu złotników. Wtedy też powstał termin „alchemista”
odpowiadający dzisiejszemu „farmaceuta”. Królewska apteka była kierowana przez dwóch
alchemistów: Mikołaja Marianiego (?-1609) oraz prof. Bartłomieja Morkowica. Ich
obowiązkami było m.in. dostarczaniem królowi specyfików do doświadczeń alchemicznych,
które król traktował bardziej jako rozrywkę, niż naukę, boż był już pod znacznym wpływem
jezuitów, którzy zajadle atakowali alchemików w swych wystąpieniach – szczególnie ks.
Stanisław z Gór Poklatecki SJ i ks. Fabian Birkowski SJ, podobnie jak i całe
duchowieństwo, bowiem alchemia w szesnasto- i siedemnastowiecznej Polsce była
niezmiernie popularna, co powodowało wzrost ilości fałszerstw złota, monet i innych
walorów pieniężnych, na czym poważnie cierpiał Kościół i państwo.
Wiek XVIII stanowi oświeceniowy przełom, w czasie którego alchemia stopniowo traci na
znaczeniu i jest wypierana przez chemię i farmację. Jest ona uprawiana jedynie w lożach
masońskich i ansambleach różokrzyżowskich, w których pojawili się pseudo-alchemicy
pracujący nad transmutacją do dziś dnia – szczególnie w USA i niektórych krajach Europy.
Rzeczpospolita Szlachecka rozdarta pomiędzy trzy mocarstwa miała inne zmartwienia, niż
bezpłodne rozważania nad produkcją złota. II Rzeczpospolita zajęta obroną swych granic
także nie zajmowała się paranaukami, a badania alchemiczne zeszły na margines i uprawiana
była tylko w lożach tajnych stowarzyszeń. Pewien renesans przeżyła ona w III Rzeszy, gdzie
w latach 1933-1945 zajmowano się nią w celu m.in. wynalezienia „cudownej broni”. Nie
pomogła ona jednak hitlerowskim ludobójcom i została zepchnięta ponownie na margines
paranauk.