background image

ROZDZIAŁ 2 

 

 

 

Układ  Tamtego  Świata  przeciwstawia  się  ludzkiej  logice.  Nie  ma  żadnych 

prostych linii z punktu A do punktu B, nawet kiedy idziesz wzdłuż drogi, która wydaje 
się  nie  zakrzywiać  albo  nie  rozwidlać.  Jeden  krok  do  przodu  może  zabrać  cię  do 
królestwa, o którym myślałeś, że jest 10 mil za tobą. Większość królestw starała się, 
by  pozostać  w  tej  samej  bliskości  jedno  od  drugiego,  ale  nie  było  żadnej  na  to 
gwarancji. Droga główna, o której myślałeś, że znasz jej dziwactwa mogła zmienić się 
w mgnieniu oka. 
 

Na  szczęście  dzisiaj  obyło  się  bez  żadnych  takich  zaskoczeń.  Droga,  którą 

obraliśmy, by dotrzeć do bramy w Hudson w końcu doprowadziła nas do Kraju Dębów, 
z małymi tylko objazdami po przyjaznych ziemiach. Kraj Dębów nie był jednym z moich 
królestw. Był rządzony przez mojego najsilniejszego sojusznika, który był też tym, 
który  sprawiał,  że  byłam  nerwowa.  Dorian  i  ja  kiedyś  byliśmy  kochankami  i 
rozpętaliśmy razem wojnę w Tamtym Świecie. Układ ten rozpadł się, kiedy podstępem 
wysłał  mnie  na  poszukiwanie  Żelaznej  Korony,  by  zdobyć  królestwo,  którego  nie 
chciałam. Byliśmy całkiem wrodzy wobec siebie przez pewien okres czasu, ale moja 
ciąża  zmieniła  naszą  relację.  Był  jednym  z  obrońców  proroctwa,  które  mówiło,  że 
pierwszy wnuk mojego ojca podbije ludzkość. Mimo tego, że nie on był ojcem, Dorian 
ślubował pomóc ochronić moje dzieci. 

 
Upewnił się, że byłam cała i zdrowa, jednakże widziałam w nim cień współczucia, 

gdy dowiedział się o zasadzce w którą wpadliśmy. 

 
- Nigdy nie zrozumiem, dlaczego musiałaś iść do Ohoho.- powiedział, nalewając 

sobie kieliszek wina. – Dobrze, że się przebiliście. 

 

Westchnęłam.   
 

Westchnęłam - To jest Ohio. I wiesz, dlaczego tam byłam. Bliźniaki potrzebują 

opieki medycznej. 

 

background image

- Według ciebie. Tutaj też mogą otrzymać „opiekę medyczną”. Nasza jest tak 

samo dobra jak ludzka. Chcesz kieliszek? - podniósł butelkę wina. 

 
- Nie. I o to właśnie chodzi. Medycyna tutaj wcale nie jest taka sama. Wino na 

strasznie zły wpływ na dzieci. 

 

Dorian  przeszedł  przez  salon,  by  dołączyć  do  mnie,  elegancko  siadając  i 

układając swoje purpurowe, aksamitne szaty dla osiągnięcia jak najlepszego efektu.   
 

- Oczywiście, że tak jest. Nigdy nie marzyłbym o dawaniu wina niemowlęciu! Dla 

czego bierzesz mnie za barbarzyńcę? Ale dla ciebie... Cóż, musisz przejść jeszcze 
długą  drogę,  byś  stała  się  nieco  mniej  nerwowa.  Byłabyś  dzięki  niemu  pozytywniej 
nastawiona do wszystkiego wokół. 
 

- Nadal nie mogę. Wpływa na dzieci w łonie matki. 
 
- Nonsens - powiedział, przerzucając swoje długie, kasztanowate włosy przez 

jedno ramię. Życie byłoby łatwiejsze, gdyby nie był tak cholernie przystojny. - Moja 
matka piła wino każdego dnia i wszystko ze mną w porządku. 

 
- Myślę, że udowodniłeś właśnie mój punkt widzenia. - powiedziałam sucho. - 

Słuchaj, wiem, że wierzysz w to, iż wszystko jest w porządku i nie ma żadnego powodu, 
dla  którego  miałabym  opuszczać  Tamten  Świat,  ale  po  prostu  nie  poczuję  się 
bezpiecznie,  jeżeli  moja  ciąża  nie  będzie  monitorowana  przez  ludzkiego  lekarza. 
Miałam  powiedzieć  „prawdziwego  lekarza”,  ale  powstrzymałam  się  w  samą  porę.  To 
było prawdziwe, kiedy oglądałam, jak szlachta wykonuje jakieś zdumiewające czyny 
uzdrawiania. Dosłownie widziałam jak kończyny ponownie odrastały. Poza tym, wbrew 
wszystkiej  magii  szlachty,  nic  nie  mogłoby  równać  się  komfortowi  jaki  miałam  w 
uspokajających  cyfrach  i  dźwiękach  maszyn  medycznych.  Mimo  wszystko  byłam 
pół-człowiekiem i zostałam wychowana w taki sposób. 

 
- Nie czujesz się bezpiecznie? - Dorian posłał mi jeden ze swoich lakonicznych 

uśmiechów.  -  Powiedz  mi,  czy  zapewnienie  od  lekarza,  które  dzisiaj  dostałaś,  ma 
większą wartość od tego, że przez to zostałaś zaatakowana? - rzuciłam mu groźne 
spojrzenie i odwróciłam się. Chociaż zdołałam dość dobrze wylądować, kiedy spadłam 
blisko  bramy,  uzdrowiciele  Doriana  zbadali  mnie  kiedy  wróciłam.  Wykonali  jakieś 
pomniejsze zaklęcia na mnie, by złagodzić stłuczenia i przysięgli, że nie było żadnego 
zagrożenia  dla  bliźniaków.  Nie  mieli  żadnego  diagnostycznego  wyposażenia,  by  to 
udowodnić,  ale  uzdrowiciele  szlachty  mieli  wrodzone  wyczucie  dla  takich  rzeczy w 

background image

swoim organizmie, tak jak ja byłam wrażliwa na składniki burz. Musiałam wziąć to na 
wiarę, że uzdrowiciele mieli rację. 

 
- Powinniśmy być bardziej przygotowani, to wszystko. - zamruczałam. 
 
- Jak bardziej mogłabyś być przygotowana? - zapytał Dorian. Nadal mówił w ten 

swój spokojny sposób, jakby wszystko to było żartem, ale widziałam twardość w jego 
zielonych oczach. - Już włóczysz się przez ten świat z prawdziwą armią za twoimi 
plecami. Czy zaczniesz też ich zabierać ze sobą do ludzkiego świata? 

 
- Oczywiście, że nie. Nigdy nie dostalibyśmy wystarczającej ilości ubrań, by ich 

wszystkich ubrać. 

 
- Ryzykujesz życiem swoim i ich.  - Dorian wskazał na mój brzuch na wszelki 

wypadek, bym nie miała jakichkolwiek wątpliwości co miał na myśli. - Nie powinnaś iść 
do ludzkiego świata. Szczerze, to nawet nie powinnaś podróżować między tutejszymi   
królestwami! Wybierz jedno. Jedno ze swoich, lub moje, to nie ma znaczenia. Tylko 
zostań w jednym miejscu i bądź cały czas pod ochroną, aż do chwili, gdy urodzisz. 

 
- Nie jestem zbyt dobra w siedzeniu na jednym miejscu. - zauważyłam, notując 

podobieństwo między tą rozmową i tą którą odbyłam, kiedy powiedziałam doktorowi o 
moich fizycznych frustracjach. 

 
Ku mojemu zaskoczeniu, twarz Doriana właściwie zmiękła w uczuciu sympatii. - 

Wiem, moja droga. Wiem. Ale to są niezwykłe czasy. Powiem ci tak: poruszanie się 
utrudni  im  znalezienie  cię.  Maiwenn  i  Kiyo  mogą  monitorować  tylko  kilka  miejsc 
jednocześnie,  więc  jest  to  coś,  co  przemawia  za  tym,  by  nie  zostawać  w  jednym 
miejscu na stałe. 

 
Maiwenn i Kiyo. Moje serce skręciło się. Rzadko kiedykolwiek wymawialiśmy te 

imiona. Zwykle mówiliśmy „wróg”, albo po prostu „oni.” Chociaż istniał duży kontyngent 
szlachty,  która  chciała  zatrzymać  proroctwo  Króla  Burz,  wszyscy  wiedzieliśmy,  że 
szczególnie tych dwoje było prawdziwym zagrożeniem. Maiwenn była królową Kraju 
Wierzb i kiedyś była przyjaciółką. Kiyo był moim eks-chłopakiem i pół-człowiekiem, tak 
jak ja. 

 
Był także ojcem moich dzieci. 

 

background image

Kiyo... 

 

Jeżeli myślałam o nim zbyt długo, moje emocje stawały się bardzo pozytywne. 

Nawet,  gdy  nasza  romantyczna  relacja  zaczęła  się  łamać,  nadal  troszczyłam  się  o 
niego.  Jednak  potem  wyraził  się  jasno,  że  uważa  mnie  i  bliźniaki  za  dopuszczalne 
straty, aby uniknąć zagrożenia dla świata. Na pewno nie chciałam oglądać, jak szlachta 
zdobywa ludzki świat, ale jego działania sprawiały, że się motałam. To była dla mnie 
smutna rzeczywistość, że niby znałam kogoś tak dobrze... a jednak tak naprawdę nie 
znałam go wcale. 
 

- Jak myślisz, co powinniśmy zrobić ze ślubem? - spytałam, zmuszając się, by 

zmienić temat. - Oni wiedzą, że tam będę. - Dwaj moi służący, Rurik i Shaya, brali 
wkrótce ślub, a ja byłam gospodarzem ich święta. Dorian pokiwał głową, a oczy zwęziły 
mu się w zamyśleniu.   

 
- Wiedzą również, że wszyscy twoi sojusznicy i ci którzy nie chcą wchodzić z 

tobą w konflikt tam będą. Tak długo jak możemy bezpiecznie sprowadzić cię do Kraju 
Cierni, nie powinno być... 

 
- Nie interesuje mnie, co on robi! Potrzebuję porozmawiać z nim już teraz! 
 
Zarówno Dorian, jak i ja cofnęliśmy się na ten hałas i odwróciliśmy zaskoczeni w 

kierunku źródła rozgniewanego kobiecego głosu. Straż stojąca na warcie w drzwiach 
natychmiast  zaczęła  protestować,  że  Dorianowi  nie  można  przeszkadzać,  ale  było 
jasne, iż te tłumaczenia zostały zignorowane.   

 
Zmęczenie zagościło na twarzy Doriana. - W porządku. - powiedział - Wpuścić 

ją.   

 
-  Leżałam  na  szezlongu  prawie  tak  wygodnie  jak  Dorian,  ale  teraz 

wyprostowałam się. Wiedziałam, kim był ten przybysz. 
 

Ysabel  weszła  do  pokoju,  nosząc  suknię,  która  była  wyszukana  nawet  jak  na 

normy szlachty. Zawsze myślałam, że najlepszym terminem, by opisać ich trend mody 
był „Średniowieczny zachwyt”. Jej sukienka została zrobiona z ciężkiego, srebrnego 
atłasu ze zwariowanym dekoltem w kształcie litery V, który sięgał prawie do jej pępka. 
Zastanawiałam  się,  czy  była  w  drodze  na  jakieś  formalne  spotkanie,  czy  nadal 
próbowała uwieść Doriana. Była jego kochanką, zanim on i ja zostaliśmy parą, a on nie 

background image

wznowił wzajemnych relacji po naszym zerwaniu.   

 
Być może bardziej zadziwiający niż jej ubiór był fakt, że miała towarzystwo. Za 

nią szedł Pagiel i jej ogólnie nieprzyjemna matka, Edria. Chłopak musiał się spieszyć, 
aby  nadążyć  z  pozostałą  dwójką  i  wyglądał  na  nieszczęśliwego.  Kilka  chwil  później, 
weszła  nerwowo  również  jego  młodsza  siostra,  Ansonia.  Miała  długie  włosy,  koloru 
nieco podobnego do moich i wyglądała na przerażoną, że tu jest.   
 

-  Wasza  Wysokość  -  zawołała  Ysabel,  zatrzymując  się  przed  Dorianem.  Nie 

mogłam  powiedzieć,  czy  jej  policzki  były  zarumienione  przez  gniew,  czy  przez  złe 
nałożenie makijażu. Zważywszy iż szlachta często robiła swoje kosmetyki z orzechów 
laskowych i jagód, żadna możliwość mnie nie zaskoczyła. - To jest niedopuszczalne. 

 
-  Matko  -  zaczął  Pagiel,  docierając  do  niej.  Ysabel  wskazała  na  mnie,  z 

błyszczącym gniewem w jej oczach.   

 
- Odmawiam jej narażania życia mojego syna! On prawie umarł dzisiaj. 

 

- Nieprawda! - zawołał Pagiel. Dorian spojrzał na niego.   
 
- Jak dla mnie wygląda w porządku. 
 
- Ale było tego blisko. - powiedziała Edria poważnie. 
 
- No nie wiem. - powiedziałam, przypominając sobie jak szybko Pagiel uśmiercił 

swojego przeciwnika. - Z tego co widziałam, to miał wszystko pod kontrolą. 

 
- Jak mogłaś to widzieć? - spytała Ysabel z szyderstwem. – Przecież uciekłaś. 
 
Czułam  rumieniec  wypełzający  na  moje  policzki.  Moja  nowa  rola  nadal  mnie 

drażniła,  podobnie  jak  wiedza,  że  muszę  trzymać  się  z  dala  od  niebezpieczeństw, 
podczas gdy inni mnie bronili. Obojętnie jak bardzo logiczne to było, nigdy nie będzie 
to dla mnie łatwe. 
 

- Hej, zrobiłam swoją część pracy. – powiedziałam, ale Ysabel już obróciła się 

ode mnie i zwróciła do Doriana. 

 
- To nie jest właściwe, że mój syn ryzykuje swoje życie dla niej. 

background image

 
-  Zgadzam  się.  -  powiedziała  Edria.  Jej  ciemne  włosy  zostały  zebrane  tak 

ciasno, że mogłabym przysiąc, że to ściągnęło skórę na jej twarzy. Być może to był 
zamiennik  liftingu  w  wersji  szlachty.  -  On  nie  ma  żadnego  interesu  w  tym 
domniemanym proroctwie dotyczącym jej syna. On nie jest nic jej winien. 

 
Pagiel próbował się wtrącić, ale był stale uciszany przez jego matkę i babcię. 

Źle się czułam z jego powodu, szczególnie, że był jedynym samcem w tej rodzinie. 
Jego ojciec umarł rok temu, a ojciec Ysabel rzekomo uciekł od nich. Pagiel nie miał 
nikogo oprócz kobiet wokół siebie. Dorian spojrzał między Ysabel i Edrię.   
 

- Nie namawiam go, by robił dla niej cokolwiek. Chodzi z nią z własnego wyboru. 
 
-  Ale  to  jest  niebezpieczne.  -  powiedziała  Ysabel.  Dorian  pozostał 

niewzruszony.   

 
- Powtarzam, że on chodzi z nią z własnego wyboru. Szczerze, to nie jestem 

pewien co chcesz bym zrobił. Twój syn jest wolnym obywatelem mojego królestwa i 
jest pełnoletni, by podejmować swoje własne decyzje. - Ysabel wyglądała jakby była na 
krawędzi, tupiąc nogami.   

 
-  To  jest  niebezpieczne!  Nie  jest  twoim  obowiązkiem,  by  chronić  swoich 

poddanych przed krzywdą? 

 
- Oczywiście. - powiedział Dorian. - I równocześnie muszę też opiekować się 

potrzebami królestwa. Mogę ledwie ochronić każdego żołnierza w czasach wojny. I 
nawet,  jeśli  nie  jesteśmy  technicznie  obecnie  w  stanie  wojny,  to  moje  królestwo 
popiera Królową Jarzębiny i Cierni. Oczywiście niesie to ze sobą pewne nieuniknione 
niebezpieczeństwo, ale nie ma go jak uniknąć. Stąd moje użycie słowa „nieuniknione”. 
Trudno  mi  potępiać  go,  gdy  dobrowolnie  decyduje  się  jej  pomagać.  I  dodatkowo, 
odkąd poszedł by ją chronić i stoczył dzisiejszą potyczkę zasłużył na pochwałę. 

 
Pagiel  rozpromienił  się  na  słowa  swojego  króla,  ale  twarz  Ysabel  stała  się 

ciemniejsza.  Część  mnie  czuła  dla  niej  trochę  współczucia.  Pomimo  wszystko  była 
matką  próbującą  chronić  swojego  syna.  Kąśliwa  czy  nie,  troszczyła  się  o  niego. 
Równocześnie, to było dla mnie trudne, by okazywać zbyt dużo uznania komuś, kto 
często  używał  własnego  syna  dla  jej  własnego  zysku.  Po  zgonie  jej  męża,  Ysabel 
przybyła na Dwór Doriana w jedynym konkretnym celu uwodzenia człowieka (raczej 

background image

króla), by potem ją utrzymywał. Zabranie Pagiela i Ansonii było sztuczką Ysabel, w 
celu zwiększenia własnego uroku. Płodność cieszyła się bezustannym zainteresowaniem 
szlachty,  która  nie  zachodziła  w  ciążę  zbyt  łatwo.  Popisywanie  się  dwójką  swoich 
dzieci, było próbą Ysabel w pokazaniu tego, co ma do zaoferowania. 
 

- Teraz widzisz? - spytał Pagiel tryumfalnie, w końcu wtrącając swoje słowo. - 

Mam poparcie króla. Wierzę w to co robię. Chcę wspierać proroctwo. - Skrzywiłam się 
trochę  na  te  słowa.  Mimo,  że  byłam  wdzięczna  tym,  którzy  pomagali  chronić  mnie 
przed  Kiyo  i  Maiwenn,  wdzięczność  ta  została  nadszarpnięta  przez  wiadomość,  że 
większość  robiła  to  w  nadziei,  że  mój  syn  naprawdę  podbiłby  ludzkość.  Szlachta  i 
ludzie kiedyś dzielili ten sam świat, ale w końcu Szlachta odeszła, kiedy magia zanikła, 
a technologia się podniosła. Wielu ze szlachty czuło, że zostali skrzywdzeni i zasłużyli 
by żądać powrotu. 

 
- Jesteś głupim chłopcem. - krzyknęła Edria. - I nawet nie wiesz w co wierzysz. 

Połowa twojej motywacji to wzgląd na jej siostrę. - widziałam migotanie zakłopotania 
w  twarzy  Pagiela.  To  było  prawda,  że  pierwotnie  poznałam  go,  kiedy  zaczął 
przedstawiać  romantyczne  zainteresowanie  względem  Jasmine.  Jednakże  w  miarę 
upływu czasu, gorąco sprzeciwił się tym, którzy grozili moim nienarodzonym dzieciom i 
wziął moją stronę z tego powodu. 

 
-  Moje  powody  są  moją  sprawą.  –  odpowiedział  Pagiel,  wściekły  na  matkę  i 

babcię.    - Nie waszą. To jest to co chce zrobić i nie możecie mnie powstrzymać. Cała 
trójka jakby o nas zapomniał i zajęła się ich własnym prywatnym rodzinnym sporem. 
Ansonia  czaiła  się  z tyłu.  Domyślałam  się, że  jej  matka  wzięła  ją  tutaj  by  pokazać 
rodzinną solidarność. 
 

- Pagiel był niesamowity. - powiedziałam, mając nadzieję dać mu małe poparcie. - 

Był wręcz niezbędny podczas naszych podróży do ludzkiego świata. Niewielu z mocą 
ma jakiś rodzaj władzy w ludzkim świecie. 

 
- Władza, która jest marnowana. - powiedziała Edria z pociągnięciem nosa. - On 

ma ważniejsze sprawy do roboty, niż być twoim chłopcem na posyłki. 

 
-  Babciu,  nie  możesz  rozmawiać  z  nią  w  taki  sposób!  -  Pagiel  wyglądał  na 

zmartwionego. - Ona jest Królową Jarzębiny i Cierni. 

 
- Nie obchodzi mnie, że jest... 

background image

 
- Dość. - powiedział Dorian, podnosząc rękę. Jego postawa była nadal spokojna i 

zrelaksowana, ale w jego głosie pojawiła się srogość, która przykuła uwagę każdego. - 
Ta rozmowa jest skończona. Nie ma niczego co mogę zrobić, albo zrobię. Obydwie, 
czarujące  panie,  musicie  przyjąć,  że  Pagiel  jest  mężczyzną  i  sam  kieruje  swoim 
własnym  życiem.  Chociaż,  na  wasze  pocieszenie  -  rzucił  mi  ukradkowe  rozbawione 
spojrzenie - wątpię, czy będzie włóczyć się do ludzkiego świata w najbliższym czasie, 
skoro tajna kryjówka Jej Wysokości nie jest już taka tajna. 

 
Groźnie  popatrzyłam  na  niego,  ale  się  nie  odezwałam.  -  ponieważ  miał  rację. 

Niebieskie oczy Pagiela rozjaśniły się.   
 

- Pomogę ci znaleźć nowe miejsce. - powiedział do mnie. - Sprawdzę wszystkie 

bramy i zobaczę, dokąd prowadzą w ludzkim świecie. - Uśmiechnęłam się pobłażliwie. 
Zaczynałam myśleć, że Dorian mógłby mieć rację o pozostaniu w tym świecie, ale nie 
chciałam zbesztać Pagiela przy Ysabel i Edrii.   

 
- Dziękuję, Pagiel. - Ysabel wyglądała na gotową, by eksplodować.   
 
- To jeszcze nie koniec. 
 
- Och - powiedział Dorian.- Zapewniam cię, że tak. A teraz wyjdź. Wy wszyscy. 

- władczy ton powrócił i po kilku obowiązkowych ukłonach cała rodzina wyszła. 

 
- Oni są zawsze są tacy zachwycający.- powiedział Dorian. 
 
-  To  nie  jest  pierwsze  słowo  jakie  przychodzi  mi  na  myśl.  -  powiedziałam, 

patrząc  jak  strażnicy  zamykali  za  nimi  drzwi.  Westchnęłam.  -  Chociaż  naprawdę 
nienawidzę pomysłu ryzykowania dla mnie czyjegoś życia. Zwłaszcza Pagiela. Lubię go. 

 
- To niefortunne. - powiedział Dorian, uśmiechając. - To zawsze będą ludzie, 

których  lubisz.  Wrogowie  zwykle  nie  ryzykują  dla  kogoś  życiem.  Tylko  twoi 
przyjaciele  są  do  tego  skłonni,  by  ponieść  ofiarę.  Poza  tym,  myślałem,  że 
przezwyciężyłaś ten moralny kłopot, kiedy poszliśmy na wojnę przeciw Katrice? 

 
- Nie powiedziałabym, że kiedykolwiek naprawdę to przezwyciężyłam. Po prostu 

nauczyłam się z tym żyć. 

 

background image

- To powinno stać się dla ciebie trwałą filozofią. 
 
-  Być  może.  -  zgodziłam  się.  Wstałam,  rozciągając  się,  by  złagodzić  ból  w 

plecach, którego nie było tam wcześniej. Świetnie. Kolejny sposób w jaki moje ciało się 
buntowało.  -  Powinnam  teraz  znaleźć  sposób,  by  wrócić  do  Kraju  Cierni.  -  Dorian 
podniósł się za mną.   

 
- Jeszcze nie. - Przyjrzałam się mu ostrożnie.   
 
- Starasz się utrzymać mnie w pobliżu? 
 
-  Po  prostu  jestem  inteligentny.  Sojusznicy  Maiwenn  prawdopodobnie 

monitorowali ten atak i czekają, by zobaczyć, czy będziesz wracać. Jeżeli oni nadal są 
na tym terenie, to najlepszym dla ciebie rozwiązaniem jest nie wyruszanie w drogę, z 
eskortą czy też nie. Mogą również oczekiwać, że zdasz mi relację i od razu ruszysz do 
domu. Zaczekaj mniej więcej jeden dzień, a zrezygnują i odejdą. 

 
- Nienawidzę intryg. - zamruczałam, wiedząc, że miał znów rację. 
 
- Ale robisz to tak dobrze. - nagle, bez ostrzeżenia, podszedł do mnie i położył 

rękę na moim brzuchu. Odskoczyłam od niego.   

 
- Hej! Spytaj najpierw o pozwolenie. 
 
- Chciałem tylko sprawdzić moje małe cudy. - powiedział, niewzruszony. Znów do 

mnie podszedł. - Czy mogę? 

 
- One nie są twoimi cudami. - niechętne kiwnęłam głową, a jego ręka wróciła. - 

Dlaczego  się  martwisz?  Nie  czułam  nawet  jeszcze  ich  ruchów.  Ty  też  na  pewno 
jeszcze nie możesz ich wyczuć. 

 
-  Mimo  to  lubię  to  połączenie.  Będziemy  bardzo  blisko,  ta  dwójka  i  ja.  Cóż, 

jeżeli nie będziesz nadal taka uparta i pozwolisz mi je zaadoptować. - Oferta, którą 
kiedyś mi złożył, dawałaby moim dzieciom prawowitość i pozycję w Tamtym Świecie. 
Chociaż  jako  dzieci  królowej  dwóch  królestw,  miały  one  zapewnioną  pozycję  i 
dziedziczenie przeze mnie, bez jego udziału. Dorian twierdził, że po prostu chciał być 
częścią naszego życia. Po tej całej nieufności między nami, byłam pewna, że był w tym 
jakiś rodzaj próby kontroli. 

background image

 

- Nadal nad tym myślę. - powiedziałam wymijająco. Zachichotał sam do siebie.   

 

-  Coś  karze mi  podejrzewać,  że  będziesz  „przemyśliwać  to”  przez  następne 

dwadzieścia lat. - Dorian zamilkł, ale jego ręka się nie poruszyła. Wydawał się zupełnie 
oczarowany dotykaniem mnie i żałowałam, że nie mogłam odczytać tego co czuł. Dorian 
celował  w  ukrywanie  tego,  co  było  wewnątrz  niego.  Część  tego  powodowało  bycie 
królem,  a  część  tego  powodowało  bycie...  no  cóż,  Dorianem.  Ponieważ  tak  sobie 
staliśmy  tam,  wkrótce  stałam  się świadoma  ciepła,  jakie  mi  przekazywał  i  bliskości 
jego ciała. To było niepokojące i poruszyło zbyt wiele strun mojej pamięci o naszej 
przeszłości. Byłam  zatopiona w miłości z nim, kiedy mnie zdradził; to nie była zbyt 
łatwa  relacja,  by  tak  łatwo  o  wszystkim  zapomnieć.  Nawet  teraz,  pamięć  naszej 
bliskości i intensywnej fizyczności paliły się we mnie. Kiedy zaczął przesuwać dłoń w 
stronę boku mojego biodra, nagle oderwałam się od niego. 

 
- Nie ma ich tam. - powiedziałam, spodziewając się, że brzmiałam bardziej na 

rozdrażnioną  niż  podnieconą.  Zrobiłam  kilka  kroków  w  kierunku  drzwi.  -  Zostanę 
jeszcze dzień, lub dwa, a potem wrócę. - Zacisnął ręce z przodu i pokiwał głową.   

 
- Jak sobie życzysz. Jestem pewny, że zobaczę cię wkrótce. Jeżeli nie, to na 

ślubie. 

 
-  Racja.  -  powiedziałam.  Utrzymałam  jego  spojrzenie  przez  chwilę,  a  potem 

szybko się obróciłam, przestraszona tym, co mogłabym zobaczyć w jego oczach. To, że 
musiałam domyślać się jego emocji czasami frustrowało, ale nie było tak przerażające 
jak właściwe rozpoznawanie ich.