Melanie Milburne
Ślub w Rzymie
Rozdział 1
Anna z przerażeniem patrzyła na poważną twarz lekarza.
– Chce pan powiedzieć, że... on umrze?
– Bez prywatnego ubezpieczenia, w publicznym systemie
opieki zdrowotnej syn pani będzie musiał poczekać na operację
co najmniej rok, a może nawet półtora.
– Ale mnie nie stać na prywatne ubezpieczenie – wykrztusiła
Anna przez zaciśnięte gardło. – Już teraz z trudem radzę sobie
nawet z utrzymaniem nas obydwojga!
– Zdaję sobie sprawę z trudności, jakie napotykają samotne
matki, takie jak pani – odrzekł lekarz bez śladu współczucia,
którego w tej chwili tak bardzo potrzebowała. – Ale publiczny
system opieki zdrowotnej jest przeciążony i bliski całkowitej
zapaści. Życie pani syna na krótką metę nie jest zagrożone, ale
tę dziurę w sercu trzeba załatać, zanim doprowadzi do trwałych
szkód. – Przerzucił notatki na biurku i dodał jeszcze: – Jeśli uda
się pani znaleźć jakiegoś sponsora i zebrać fundusze, to operacja
mogłaby się odbyć w ciągu miesiąca w Centrum Chirurgii Serca
w Melbourne.
Anna nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Ledwie było ją
stać na bilet tramwajowy do miasta. Co tu mówić o operacji
przeprowadzonej w jednym z najlepszych szpitali w kraju!
– Ile... to by kosztowało? – wyjąkała, nieświadomie zsuwając
się na brzeżek krzesła.
Lekarz przez chwilę milczał, jakby obliczał coś w myślach,
po czym wymienił sumę. Gdy Anna ją usłyszała, zaparło jej
dech i omal nie spadła z krzesła.
– Aż tyle? – wykrztusiła.
– Obawiam się, że tak. Sammy musiałby pozostać w szpitalu
co najmniej przez dziesięć dni. To znacznie podwyższa koszty.
A jeśli będą jakieś komplikacje...
Anna z przerażeniem przełknęła ślinę.
– Jakie komplikacje?
– Pani Stockton, każda operacja to ryzyko, a operacja serca u
trzyletniego dziecka, to szczególnie delikatna sprawa. Zagrożeń
jest wiele: na przykład infekcja, niepożądane reakcje na leki i
tak dalej. – Lekarz zamknął teczkę leżącą na biurku i,
odchylając się na oparcie krzesła, przesłał jej uśmiech, który
chyba miał jej dodać otuchy. – Proponuję, by poszła pani teraz
do domu, podzwoniła po znajomych i krewnych i poszukała
kogoś, kto mógłby pokryć koszty. W ten sposób pani syn miałby
szansę na szybkie i szczęśliwe rozwiązanie sytuacji.
Anna westchnęła w duchu, podnosząc się z miejsca. Poza
siostrą miała bardzo niewielu krewnych. A znajomi?
Gdy przed czterema laty wróciła do kraju, ostatnią rzeczą, o
jakiej myślała, było zbudowanie sieci wspierających przyjaciół;
wtedy myślała tylko o tym, by stworzyć jak największy dystans
między sobą a rodziną Ventressich. Niemal każdego dnia
myślała o swoim byłym narzeczonym Franku i jego bracie
Carlu... Teraz też z trudem odganiała te myśli od siebie.
Okropne oskarżenia wciąż dźwięczały jej w głowie i wiedziała,
że gdyby tylko poddała się im.
Po ulicy przelewał się tłum ludzi wędrujących od sklepu do
sklepu, od biura do biura. Niezwykły jak na listopad upał
powiększał jeszcze ogólne zniecierpliwienie. Marzyła o czymś
zimnym do picia. Zerknęła na zegarek: jeszcze przez godzinę
nie musiała wracać do domu, gdzie pod opieką Jenny, jej
młodszej siostry, czekał na nią synek. Zauważyła w pobliżu
kawiarnię i ruszyła w tę stronę. Gardło miała wyschnięte, tania
bawełniana bluzka na plecach była zupełnie mokra od potu.
Przechodząc obok szyby wystawowej, zauważyła, że jej jasne
włosy opadają na ramiona w strąkach. Wyglądała niechlujnie i
przygnębiająco.
Tylko jeden stolik był wolny. Znajdował się na samym końcu
kawiarni, w ciemnym kącie, toteż gdy Anna dostrzegła sylwetkę
wysokiego mężczyzny przy sąsiednim stoliku, było już za
późno. Mężczyzna patrzył wprost na nią. Było już za późno, by
się wycofać... o wiele za późno.
Podniósł się z niedbałym wdziękiem, charakterystycznym dla
wszystkich mężczyzn z jego rodziny, i stanął tuż przy jej stoliku.
– Witaj, Anno – odezwał się aksamitnym głosem, na dźwięk
którego przeszył ją dreszcz i natychmiast powróciły
wspomnienia czasu, gdy przez chwilę życie wydawało jej się
wielką obietnicą niezmąconego szczęścia.
– Franko... – wykrztusiła. Samo wypowiedzenie jego imienia
sprawiało jej ból.
– Czy mogę się do ciebie przysiąść? – Nie czekając na
odpowiedź, odsunął sobie krzesło i usiadł.
Anna zresztą i tak nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa.
Miała wrażenie, że usta zamarzły jej na lód.
– Ile to już lat? – zapytał, przebiegając wzrokiem po jej
postaci. – Trzy? Cztery?
Te słowa, rzucone lekkim tonem, kompletnie wytrąciły ją z
równowagi. Ona sama mogła mu dokładnie podać liczbę dni,
które minęły od ich rozstania; pamiętała to dokładnie niemal co
do minuty. Pamiętała również ostatnie słowa, jakie wykrzyczał
do niej w gniewie. Podniosła wyżej głowę i spojrzała na niego
ponad stolikiem.
– Nie pamiętam. To było tak dawno.
– To prawda. – Siedział rozluźniony i taksującym
spojrzeniem obrzucał jej oblaną rumieńcem twarz. – Co u ciebie
słychać? Wyglądasz na... przygnębioną.
– Wszystko w porządku, dziękuję – odrzekła, spuszczając
wzrok.
Podeszła do nich kelnerka i, zanim Anna zdążyła otworzyć
usta, Franko już zamówił sok ze świeżych pomarańczy dla niej i
kawę ristretto dla – Mogłeś mnie przynajmniej zapytać o zdanie
– prychnęła, gdy kelnerka odeszła. – Skąd wiesz, że nie
chciałam czegoś innego?
– A chciałaś coś innego? – zapytał bez żadnych emocji.
– Nie, ale nie w tym rzecz!
– A w czym?
No właśnie, zastanowiła się. Nie było sensu się z nim spierać;
wiedziała, że bez względu na to jaką taktykę obierze, Franko
zawsze będzie górą.
Zatrzymała wzrok na wazoniku z kwiatkami i zapytała z
udawaną obojętnością:
– Co cię sprowadziło do Melbourne?
– Interesy. Nasza firma rozwinęła się. Mamy teraz filie
zarówno tutaj, jak i w Sydney. Hossa na rynkach nieruchomości
bardzo nam się przysłużyła. Przyjechałem, żeby rozejrzeć się w
tym, co mamy.
Zerknęła na niego ukradkiem. Zauważyła, że on nie spuszcza
z niej wzroku, i poczuła się jak jedna z kontrolowanych
nieruchomości. Gdy kelnerka przyniosła im zamówienie, Anna
skorzystała z okazji i zatrzymała wzrok na twarzy Franka
odrobinę dłużej. Nadal był bardzo przystojny, jak zresztą
wszyscy mężczyźni z rodziny Ventressich, włącznie z Carlem,
jego bratem. Ale podczas gdy Carlo był niższy, ze
skłonnościami do nadwagi, sylwetka Franka nie pozostawiała
nic do życzenia; widać było, że regularnie odwiedza siłownię.
Włosy i oczy miał kruczoczarne, twarz pokrytą cieniem zarostu,
a usta o zdecydowanym wykroju. Anna pamiętała, że te usta
czasami przybierały łagodniejszy wyraz, przy innych okazjach
jednak padały z nich ostre, raniące jak brzytwa słowa. O tym
również wiedziała z gorzkiego doświadczenia.
– Jak długo zamierzasz zostać w Australii? – zapytała, by
wypełnić czymś niezręczne milczenie.
– Trzy miesiące, może trochę dłużej – odrzekł z namysłem,
nie spuszczając z niej badawczego wzroku.
Upiła łyk soku i drżącą dłonią odstawiła szklankę na stolik.
– Jak się miewa twój syn?
Omal nie przewróciła szklanki. Skąd wiedział?!
– Mój syn... – wykrztusiła. – Akurat teraz... miewa się
niezbyt dobrze.
– Przykro mi to słyszeć.
– Naprawdę? – zapytała, cynicznie patrząc mu prosto w oczy.
– To tylko dziecko – odpowiedział spokojnie. – Żadne
dziecko nie zasługuje na to, by chorować. Co mu jest?
Już miała opowiedzieć mu całą historię, ale ugryzła się w
język i dla uspokojenia znów sięgnęła po szklankę. Zapadło
ciężkie milczenie.
– Ile on ma lat? – zapytał w końcu Franko.
– Trzy.
– Widuje się czasem ze swoim ojcem?
– Nie – odrzekła, zaciskając dłoń na zimnym szkle.
– A gdzie on teraz jest?
– Z moją siostrą.
– Chodziło mi o jego ojca.
Niepewnie podniosła na niego wzrok.
– Nie mam pojęcia.
Franko głośno wciągnął oddech.
– A czy w ogóle wie o tym, że ma syna?
– Nie. Ale gdybym miała jakiekolwiek podstawy, by
przypuszczać, że ta wiedza jest mu do czegoś potrzebna, tobym
mu powiedziała – odparła Anna, doskonale zdając sobie sprawę,
że kłamie.
Brat Franka, Carlo, był ostatnią osobą na świecie, której
powiedziałaby o istnieniu Sammy’ego. Nawet gdyby jej własne
życic albo, nie daj Boże, życie Sammy’ego miało od tego
zależeć.
– A jak się miewa twoja siostra?
Poczuła wdzięczność za zmianę tematu i odpowiedziała
potokiem słów.
– Jenny miewa się doskonale. Skończyła pierwszy rok
studiów i zdała wszystkie egzaminy z wyróżnieniami.
– To spore osiągnięcie – zauważył.
Powiedz to głośno, pomyślała Anna. Powiedz, jak wielkim
osiągnięciem jest to dla dziewczyny, która nie słyszy nawet, gdy
ktoś wołają po imieniu. Ale te słowa, przepełnione goryczą, nie
przeszły jej przez gardło. Schowała uczucia za obojętną maską i
spojrzała mu prosto w twarz.
– A jak się czuje twoja matka?
– Bardzo dobrze. Nie może się nacieszyć wnukami.
Anna poczuła ucisk w żołądku.
– Masz dzieci? – zapytała mimowolnie.
– Nie ja. Moja siostra, Giulia. Ma już trójkę.
Wspomnienie Giulii sprawiło Annie przyjemność. Siostra
Franka była ogromnie sympatyczną osobą i szczerze lubiła
zarówno Annę, jak i Jenny.
– Sądziłam, że ty też już zdążyłeś się ożenić – powiedziała,
wpatrując się w pestkę pomarańczy na dnie szklanki.
– Nie darzę już małżeństwa szczególnym nabożeństwem.
Nie mogła go za to winić. Po tym, co mu zrobiła, miał pełne
prawo do cynizmu.
– Muszę już iść – wymamrotała, odsuwając krzesło i sięgając
po torebkę.
Franko jednak wyciągnął rękę i przytrzymał jej dłoń.
– Nie.
Poczuła, jak od jego dotyku przez cale jej ciało przebiegi
prąd.
– Chciałbym z tobą jeszcze porozmawiać.
– Muszę wracać do Sammy’ego. Spóźnię się na tramwaj...
– Podwiozę cię.
– Nie – zaprotestowała, próbując wyswobodzić rękę. –
Mieszkam daleko, a poza tym...
– Gdzie mieszkasz?
Miała ochotę podać mu nazwę jakiejś miejscowości odległej
o pięćset kilometrów, ale wszystkie nazwy wyparowały jej z
głowy.
– Gdzie mieszkasz, Anno? – powtórzył.
– W St. Kilda – wymamrotała, spuszczając wzrok.
– Nie wydaje mi się, żeby to było bardzo daleko –
skomentował sucho.
– Owszem, daleko, jeśli musisz iść piechotą.
– Nie masz pieniędzy na samochód albo na komunikację
publiczną?
– Mam tyle, że mi wystarcza – oburzyła się, podnosząc głowę
wyżej.
– Pracujesz?
– Tylko mężczyzna, który nigdy nie miał dziecka, może
zadać takie pytanie!
Zignorował jej sarkazm i zapytał jeszcze raz:
– Pracujesz poza domem?
– Mam dwie prace.
– Widzę, że jesteś kobietą skupioną na karierze – rzekł
przeciągle, puszczając jej rękę.
Jakoś nigdy nie uważała sprzątania w hotelu ani pracy w
barze za szczególnie istotne szczeble w rozwoju kariery
zawodowej, ale z drugiej strony, nigdy też nie sądziła, że w
wieku dwudziestu pięciu lat zostanie samotną matką.
– Lubię niezależność. – Roztarła przegub, rzucając mu
krzywe spojrzenie.
– Nic pamiętam, żeby kiedyś tak ci na tym zależało.
Miała już dość tych wzmianek o przeszłości.
– Naprawdę muszę już iść...
– Chciałbym z tobą porozmawiać dłużej – powiedział jeszcze
raz. – Powspominać stare czasy...
– Nie mam nic do opowiadania.
Odchylił się do tylu na krześle i przez dłuższą chwilę patrzył
na nią bez słowa. Musiała zebrać wszystkie siły, by znieść ten
wzrok z pozornym opanowaniem. W głowie czuła pustkę, miała
wrażenie, że wisi zawieszona w próżni, jak w koszmarnym śnie;
przeszło jej przez myśl, że za chwilę się obudzi i przekona, iż
jest sama w kawiarni, a po drugiej stronie stolika stoi tylko puste
krzesło.
– Nie masz mi nic do powiedzenia po czterech latach? –
zdziwił się.
– Nic mi nie przychodzi do głowy.
Coś w jego wzroku ostrzegło ją, że wzbiera w nim gniew.
Powietrze wokół nich stało się ciężkie od napięcia; Anna miała
wrażenie, że brakuje jej tlenu.
– Przepraszam, naprawdę muszę już iść. – Podniosła się
zdecydowanie i poczuła ulgę, widząc, że tym razem Franko jej
nie zatrzymuje.
– Zobaczymy się jeszcze – powiedział tylko, również się
podnosząc.
Rzucił na stolik kilka banknotów i wyszedł z kawiarni.
Patrzyła za nim, ale nie odwrócił się więcej.
Sammy powitał ją entuzjastycznie jak zwykle. Patrząc na
syna, Anna odniosła wrażenie, że jego usta przybrały sinawe
zabarwienie; z pewnością nie wyglądały tak jeszcze tego dnia z
rana.
– Witaj, kochanie – powiedziała, całując go w policzki i w
czubek perkatego nosa. – Byłeś grzeczny? Nie sprawiałeś
kłopotu cioci Jenny?
– Byłem bajdzo grzeczny. Najisowałem ci objazek, zobacz!
Podsunął jej pod nos kartkę papieru. Anna pochyliła się, żeby
się przyjrzeć. Zobaczyła na obrazku cztery patykowate postacie
ludzkie. Trzy z nich rozpoznała natychmiast – to była ona sama,
Jenny oraz Sammy.
– Bardzo ładne, ale kto to jest? – zapytała, wskazując na
czwartą postać.
– To mój tatuś – oznajmił chłopiec. – Ja też chcę mieć tatusia,
takiego samego jak Davey. Mogę takiego dostać?
Anna poczuła ulgę na myśl, że jej syn jest jeszcze za mały, by
pojąć wszystkie komplikacje swojej sytuacji. No tak, pomyślała.
Tato Daveya jest łagodnym chirurgiem laryngologiem, a nie
prostakiem, któremu chodzi tylko o to, żeby zaciągnąć kobietę
do łóżka...
Opanowała mdłości i posłała synowi blady uśmiech.
– Muszę nad tym pomyśleć. Może teraz pójdziemy zobaczyć,
co robi ciocia Jenny?
Jenny stalą przy stole w kuchni, marszcząc czoło nad
przepisem, który miała zamiar wypróbować. Anna postukała ją
w ramię.
– Jak poszło? – zapytała jej siostra językiem migowym.
Anna z westchnieniem usiadła przy stole i powiedziała
powoli, tak żeby Jenny mogła odczytać słowa z ruchu warg:
– Potrzebna jest operacja. Bardzo kosztowna operacja.
– Ile? – zapytała Jenny.
Jej głos był nieco zniekształcony w sposób typowy dla osób
zupełnie nie słyszących, Anna jednak przywykła do jego
brzmienia i doskonale rozumiała każde słowo. Wymieniła
astronomiczną sumę, którą podał jej lekarz. Jenny skrzywiła się
boleśnie.
– I co zrobimy?
– Nie wiem. – Anna znowu westchnęła. – Nie mam
najmniejszego pojęcia.
– Poszukam pracy! – zamigała Jenny tak szybko, że Anna z
trudem mogła nadążyć za ruchem jej dłoni.
– Nie. W tej rodzinie potrzebny jest ktoś po studiach i to
masz być ty. Jeśli zgodzisz się zostać z Sammym w weekendy,
to wezmę dodatkowe dyżury... Jakoś damy radę. Musimy.
Hotel miejski, w którym pracowała, w weekend był
wypełniony po brzegi. Praca była ciężka i żmudna, ale Anna
musiała zebrać pieniądze na operację, nawet gdyby miała paść z
wyczerpania.
Podczas pierwszej rundy po pokojach zdjęła pościel z łóżek,
posprzątała łazienki, zaniosła do nich świeże ręczniki i mydło.
Pracowała jak automat, nie pozwalając sobie nawet na chwilę
oddechu w obawie, by zdradzieckie myśli nie powędrowały
natychmiast do Franka.
Sama przed sobą nie chciała przyznać, jak bardzo poruszyło
ją ich spotkanie. Nie wspomniała o niczym Jenny, choć miała na
to ochotę. Siostra jednak nie znała dokładnie całej historii; nie
wiedziała, dlaczego Anna zerwała z Frankiem, teraz więc nie
było sensu wyciągać starych brudów. To wszystko było zbyt
bolesne.
Gdy zaledwie dwa lata po śmierci ich ojca matka również
zmarła, Jenny była tak zrozpaczona, że wpadła w głęboką
depresję. Jedynym lekarstwem dla siostry, jakie wówczas
przyszło Annie do głowy, była zmiana otoczenia, zorganizowała
więc tani wyjazd na wakacje. Zwiedziły wtedy Wyspy
Brytyjskie i większa, część Europy. Gra okazała się warta
świeczki; nawet w tak smutnych okolicznościach wakacje były
bardzo udane i nastrój Jenny wkrótce się poprawił.
Pod koniec podróży dotarły do Rzymu i wtedy zdarzyło się
nieszczęście. Usiłując porozumieć się z recepcjonistą w tanim
hoteliku, Anna na chwilę spuściła z oczu torbę, w której były
pieniądze i dokumenty ich obydwu. Przekonana, że siostra stoi
obok niej i pilnuje dobytku, odwróciła się po chwili, ale nie
zobaczyła ani torby, ani siostry.
Recepcjonistka nie okazała się zbyt pomocna, tak więc po
chwili obydwie znalazły się na ulicy. Anna próbowała pocieszyć
szlochająca Jenny, ale sama również nie miała pojęcia, co robić
dalej.
Wysoki mężczyzna o kruczoczarnych, lśniących w słońcu
włosach, z teczką w ręku, zatrzymał się obok nich i pozdrowił je
w doskonalej angielszczyźnie. Jedynie akcent i zbyt wyraźna
dykcja zdradzały, że nie jest to jego ojczysty język.
– Dzień dobry – powiedział. – Co się paniom stało?
Pierwszą rzeczą, która przyciągnęła uwagę Anny, było ciepłe
spojrzenie jego ciemnych oczu, spoglądających na zalaną łzami
twarz Jenny.
– Ktoś ukradł torebkę z naszymi paszportami. Dopiero tu
przyjechałyśmy – wyjaśniła. – Czy mógłby pan nam
powiedzieć, gdzie jest najbliższy posterunek policji?
Mężczyzna sięgnął po plecaki i z łatwością podniósł obydwa
naraz.
– Najlepiej będzie, jeśli sam tam panie zaprowadzę. To
niedaleko, tylko kilka ulic. Najszybciej będzie piechotą.
Owszem, Anna była w stanie w to uwierzyć. Nawet według
standardów z Melbourne ulica była zupełnie zakorkowana, a
skutery, śmigające z rykiem między uwięzionymi w korkach
samochodami, jeszcze powiększały wrażenie kompletnego
chaosu. Ruszyły za wysokim mężczyzną i po raz pierwszy od
dawna Annę ogarnęło poczucie bezpieczeństwa.
– Nazywam się Franko Ventressi – przedstawił się ich
wybawca. – Razem z bratem Carlem prowadzę firmę Ventressi
Developments. Czy po raz pierwszy jesteście w Rzymie?
– Tak. Właściwie wracamy już do domu, do Australii.
Nazywam się Anna Stockton, a to jest moja siostra Jenny.
Franko rzucił im uśmiech, od którego serce Anny
momentalnie stopniało, i uścisnął ich dłonie w formalnym
powitaniu. Od jego dotyku Annę przeszył dreszcz; szybko
cofnęła rękę.
Złożenie meldunku na policji z pomocą Franka trwało
zaledwie kilka minut. Gdyby musiały radzić sobie same, mając
tylko rozmówki angielsko-włoskie, zapewne spędziłyby na
posterunku pól dnia. Anna czuła do niego coraz większą
wdzięczność; nie wyobrażała sobie, jak by sobie poradziły,
gdyby nie on.
Pomógł im wypełnić papiery, zaprowadził do ambasady, a
gdy już wszystko było załatwione, zabrał do zacisznej kawiarni i
kupił coś zimnego do picia.
– Nic wiem, jak mam ci dziękować – powiedziała Anna. –
Tak wiele dla nas zrobiłeś!
Franko tylko pobłażliwie machnął ręką.
– Żaden problem. Ja też mam siostrę i chciałbym, by czuła się
bezpiecznie w obcym kraju.
Poczuła, że rumieni się pod jego uważnym spojrzeniem.
– Twoja siostra jest bardzo małomówna – zauważył.
Anna potrząsnęła głową.
– Nie. – Jenny nie słyszy. Straciła słuch, gdy miała dwa lata,
ale potrafi czytać z ruchu warg, tylko trzeba mówić wolno.
Umie też mówić, tylko że jest trochę nieśmiała w towarzystwie
osób, których nie zna.
– Rozumiem.
Nie minęło jednak wiele czasu, a Anna zauważyła, że Jenny
straciła swoja, wcześniejszą rezerwę i pogodnie rozmawiała z
Frankiem. Tym trudniej było jej odmówić, gdy zaproponował,
by zatrzymały się w jego rodzinnym domu.
– Nie macie gdzie mieszkać – przekonywał ją. – Nie musicie
się niczego obawiać. Moja matka i brat będą służyć za
przyzwoitki. Oddałbym wam do dyspozycji swoje mieszkanie,
ale właśnie trwa tam remont. Sam też przeprowadziłem się
chwilowo do mamy i Carla, żeby nie wdychać oparów farb.
Anna szybko przesygnalizowała Jenny treść jego słów. Na
twarzy siostry ukazał się uśmiech szczerej ulgi.
– Mam samochód niedaleko stąd, stoi przy budynku firmy –
dodał Franko i poprowadził je na parking.
Anna pochwyciła pełen entuzjazmu uśmiech siostry i
odpowiedziała jej uniesieniem brwi. Franko Ventressi
niewątpliwie był najprzystojniejszym i najbardziej szarmanckim
mężczyzną, jakiego dotychczas poznała. Podobała jej się jego
determinacja widoczna we wszystkim, co robił, a także szacunek
dla niepełnosprawności jej siostry, widoczny choćby w tym, że
gdy mówił, ustawiał się twarzą w kierunku Jenny, by mogła
czytać z jego warg.
Jenny była nim oczarowana jak nastolatka, Anna jednak, gdy
jego brązowe oczy zatrzymywały się na jej twarzy, w każdym
calu czuła się kobietą.
To było pożądanie.
Gdy wreszcie dotarła do ostatniego apartamentu na
luksusowym piętrze prezydenckim, bolały ją plecy, a wilgotne
włosy przyklejały się do czoła pod czepkiem pokojówki. Jak
zwykle zastukała do drzwi głośno i szybko, wołając:
– Obsługa!
Nic usłyszała żadnej odpowiedzi, więc sięgnęła po klucz i
weszła, ciągnąc za sobą wózek z przyborami do sprzątania.
Był to największy apartament w całym hotelu. Z okien
rozciągał się wspaniały widok na miasto i tereny parkowe
położone wzdłuż rzeki Yarra. Wystrój pokoi był bogaty,
dostosowany do arystokratycznych gustów, w mocnych,
nasyconych barwach.
Naraz poczuła się nieswojo, choć w pierwszej chwili nie
wiedziała dlaczego. Może to przez ten obrzydliwy przepych,
przemknęło jej przez głowę. W tych wnętrzach jeszcze
dotkliwiej czuła własne ubóstwo.
Nie, to było coś innego: wrażenie, że ktoś się jej przygląda.
Ale takie wrażenie nie opuszczało jej od dnia, gdy Carlo pokazał
jej na fotografiach, co robił z nią we własnym łóżku...
Odepchnęła od siebie te myśli i jednym ruchem ściągnęła
pościel z wielkiego łoża, a potem sięgnęła po czyste
prześcieradła złożone na wózku. Rozłożyła prześcieradło na
łóżku, starannie wepchnęła brzegi pod materac i wygładziła
wszystkie fałdki, a potem zajęła się poduszkami. Przy czwartej z
kolei poczuła znajomy, cytrusowy zapach. Nie potrafiła się
oprzeć: przysunęła poszewkę do twarzy i głęboko wciągnęła
woń w nozdrza. Tego zapachu używał kiedyś Franko...
Wzięła się w garść i pochyliła się po narzutę leżącą na
podłodze. Naraz w zasięgu jej wzroku pojawiła się para męskich
butów. Nad butami były spodnie w grafitowym kolorze o
ostrych jak brzytwy kantach.
Powoli, bardzo powoli Anna powiodła wzrokiem w górę.
– A więc znów się spotkaliśmy. Anno – powiedział Franko
przeciągle. – I to w mojej sypialni.
Rozdział 2
Anna patrzyła na niego, oszołomiona.
– Ty... ty tu mieszkasz?!
Jego ciemne oczy obiegły całą jej postać, przyodzianą w
czarno-biały mundurek pokojówki, po czym powoli wróciły do
twarzy.
– Jak widzisz.
– Zaraz... zaraz tu skończę – wymamrotała i sięgnęła po
narzutę, ale Franko wysunął nogę i przydeptał tkaninę butem.
– Zostaw to.
– Muszę skończyć sprzątanie.
– Powiedziałem, zostaw – powtórzył stanowczo, nie
pozwalając jej wyszarpnąć narzuty.
Cofnęła rękę, wyprostowała się i otarła wilgotne dłonie o
fartuszek. Franko był wyraźnie zły.
– Co ty właściwie wyprawiasz? Pracujesz jako sprzątaczka w
hotelu? – prychnął, przeszywając ją świdrującym spojrzeniem.
Anna dumnie podniosła głowę.
– Ktoś to musi robić.
– Mówiłaś, że masz dwie prace. Na czym polega ta druga?
– Pracuję w barze – odrzekła z godnością.
Franko ze złością wciągnął oddech i zaklął pod nosem.
– Dlaczego?!
– Najprostszy pod słońcem powód. Dla pieniędzy.
– Jesteś biedna? – Zmarszczył czoło.
– W porównaniu do ciebie, tak.
– Nie baw się słowami! – parsknął. – Po prostu odpowiedz.
Czy masz kłopoty finansowe?
Miała wielką ochotę zaprzeczyć, ale przed oczami stanął jej
Sammy. Nie mogła stracić dziecka z powodu głupiej dumy.
– Tak – powiedziała, spuszczając wzrok.
– Co to za kłopoty? – drążył Franko, ale jego ton zaskakująco
złagodniał.
– Sammy... musi przejść operację. Nie mam prywatnego
ubezpieczenia, a jeśli będę czekać w kolejce w publicznej
służbie zdrowia, to... może być za późno.
– A co mu jest?
– Ma wadę serca.
– Poważną?
Anna wzięła głęboki oddech.
– Bez operacji nie dożyje dorosłego wieku.
– Ile ma kosztować ta... operacja? – zapytał po chwili i nawet
nie mrugnął okiem, gdy Anna wymieniła sumę.
Dla mego była to drobnostka, niemal kieszonkowe; dla niej te
pieniądze miały wagę życia jej dziecka. Przyglądała mu się
kątem oka. Zastanawiał się nad czymś... wyraźnie coś
przemyśliwał.
– Być może mógłbym ci pomóc – rzekł po kolejnej chwili
strategicznego milczenia.
– Dlaczego miałbyś to zrobić? – zapytała podejrzliwie.
– Mam swoje powody – odrzekł z kamienną twarzą.
– Chcesz mi pożyczyć te pieniądze?
– Nie.
– Nie?
– Nie – powtórzył, potrząsając głową.
Anna poczuła niejasny niepokój.
– To co w takim razie?
– Zapłacę za operację Sammy'ego, ale pod pewnymi
warunkami.
– Co to za warunki? – zapytała, z trudem przełykając ślinę.
Franko z determinacją wpatrywał się w jej twarz.
– Możesz ocalić życie swojego syna, ale pod warunkiem, że
zgodzisz się w zamian zrobić coś dla mnie.
– Zrobię wszystko. Zęby go ocalić. Wszystko, czego tylko
zechcesz.
Przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu.
– Bardzo się cieszę, że się zgadzasz, bo oczekiwałem
znacznie większego oporu z twojej strony.
Anna poczuła na plecach zimny dreszcz.
– Co mam zrobić?
– Sądziłem, że do tej pory sama się tego domyślisz – rzekł ze
zdziwieniem, obrzucając wymownym spojrzeniem całą jej
sylwetkę.
– Nic mam pojęcia, o czym mówisz – wyjąkała, choć zimne
przeczucie stawało się coraz wyraźniejsze.
– Naprawdę? – spytał kpiąco.
– Obawiam się. że mam bardzo niewiele doświadczenia w
odszyfrowywaniu motywacji innych ludzi.
– Ale za to jesteś doświadczona w innych sprawach, prawda?
Nie pokazała po sobie, jak bardzo ta uwaga była dla niej
bolesna; nie chciała mu dać tej satysfakcji.
– Mam wystarczająco dużo doświadczenia, by zdawać sobie
sprawę, że twoja propozycja nie jest czysto charytatywna.
– Doskonale to odgadłaś.
– Powiedz to wreszcie. Przez jakie tortury mam przejść?
Franko ekspresyjnie uniósł brwi.
– Tortury? Podoba mi się to słowo.
– Nie baw się ze mną w kotka i myszkę. Powiedz wreszcie,
czego chcesz.
Przez nieskończenie długą chwilę przyglądał się grze emocji
na jej twarzy. Miała ochotę wybiec z pokoju i zatrzasnąć za sobą
drzwi, ale nie mogła tego zrobić; tej bitwy nie toczyła dla siebie.
– Proszę cię, Franko – rzekła niemal błagalnie, tonem, na
dźwięk którego jej samej zebrało się na mdłości. – Proszę, nie
utrudniaj mi tej sytuacji jeszcze bardziej.
– Rozmowa ze mną jest dla ciebie trudna?
Miała ochotę wykrzyknąć: trudno mi nawet na ciebie patrzeć,
bo natychmiast zaczynam myśleć o wszystkim, co straciłam, a
co mogłabym mieć, gdyby...
– Niczego mi nie ułatwiasz – powiedziała tylko.
– A dlaczego miałbym ci ułatwiać? – zapytał chłodno. –
Ciebie moje cierpienie nic nie obchodziło.
– Ja... Ja nie...
– Dio! Przecież przespałaś się z moim bratem!
Jak mogła zaprzeczyć? Carlo miał na dowód zdjęcia, choć
ona sama prawie nic nie pamiętała z tego, co się stało.
– Czy Sammy jest jego dzieckiem?
Anna poczuła się tak, jakby ktoś wbił jej nóż prosto w serce.
Ona i Franko zawsze się zabezpieczali. To on nalegał: chciał ją
chronić, twierdził, że po ślubie będą mieli mnóstwo czasu na
założenie rodziny.
– Chyba... chyba tak.
Franko znów zaklął po włosku.
– Obrzydliwość. Na kilka dni przed naszym ślubem...
– Przykro mi...
– Przykro będzie ci wtedy, kiedy już z tobą skończę.
– Co to... co to ma znaczyć?
Przeszył ją palącym spojrzeniem, zaciskając usta w wąską
kreskę.
– Zapłacę za operację mojego bratanka, ale w zamian chcę
cię znowu mieć w łóżku.
– Nie! – wykrzyknęła, szeroko otwierając oczy.
Znów lekceważąco uniósł brwi.
– Nie? Myślałem, ze nie znasz takiego słowa.
Przymknęła oczy i powtórzyła już ciszej;
– Nie mogę tego zrobić.
– No dobrze – rzekł Franko obojętnie i cofnął się o krok. – W
takim razie skończ sprzątanie i wyjdź stąd.
Była już przy drzwiach, gdy nadeszło opamiętanie. Przecież
chodziło o Sammy'ego, nie o nią.
– Franko...
– Tak?
– Zrobię to – odrzekła, patrząc w podłogę, – Zrobię to, czego
chcesz.
– Dobrze. – Skrzyżował ramiona na piersiach z takim
wyrazem twarzy, jakby miał omówić mało istotne spotkanie w
interesach. – Przejdźmy do salonu, tam ustalimy wszystkie
szczegóły.
Posłusznie wyszła za nim z sypialni. Co za ironia losu,
pomyślała, mijając łóżko, które sama przed chwilą pościeliła.
Franko zbliżył się do doskonale zaopatrzonego barku.
– Masz ochotę napić się czegoś?
– Nie piję – odrzekła.
Ostatniego drinka w życiu wypiła w towarzystwie jego brata;
ta nauczka raz na zawsze odepchnęła ją od alkoholu.
Franko nalał do dwóch szklanek wody sodowej, a następnie
dopełnił jedną z nich sporą porcją whisky.
– Z lodem?
Potrząsnęła głową i sięgnęła po szklankę drżącą ręką.
– O co ci chodzi, cara? – zapytał zaczepnie. – Czy myśl o
pójściu ze mną do łóżka tak cię wytrąca z równowagi?
– Nie mogę powiedzieć; żebym bardzo wyczekiwała tej
chwili.
Wystarczyło mu tupetu, żeby się roześmiać.
– Ach... ale ja wyczekuję jej tak bardzo, że to powinno
wystarczyć za nas obydwoje.
– To zwykła prostytucja – parsknęła Anna.
– Nie prostytucja, tylko odszkodowanie – poprawił. – Za
grzechy.
– Jestem pewna, że dotychczas odbiłeś sobie szkody już
wielokrotnie.
– Jeśli masz na myśli to, że sypiałem z innymi kobietami, to
owszem. Ale ty na pewno też nie odmawiałaś sobie rozrywki.
Przy takich... potrzebach jak twoje nie wytrzymałabyś długo w
celibacie.
Poczuła, że robi jej się gorąco.
– Teraz jestem matką.
– Macierzyństwo jest bardzo seksowne. – Pokiwał głową,
zatrzymując wzrok na jej pełnych piersiach. – Naprawdę bardzo.
Szybko odwróciła wzrok.
– Jak długo ma obowiązywać ta... umowa? – zapytała,
wpatrując się w sofę.
– Niedługo.
Nie udało jej się powstrzymać westchnienia ulgi.
– To znaczy ile?
– Nie obawiaj się, nie puszczę cię z haczyka tak łatwo –
uśmiechnął się z rozbawieniem. – Będę w Melbourne przez trzy
miesiące. I przez ten czas ty będziesz moją kochanką. A to
oznacza, że zamieszkasz ze mną i zadbasz o zaspokojenie
wszystkich moich potrzeb.
– A co z Sammym i Jenny? – zapytała, desperacko szukając
jakiegoś wyjścia. – Nie mogę przeprowadzić się do ciebie i
zostawić ich samych!
– Wynająłem duży dom w South Yarra. Będę się mógł tam
wprowadzić za kilka dni. Twoja siostra i syn też się tam
przeprowadzą do czasu, gdy... – zawahał się krótko, szukając
odpowiedniego słowa – gdy nie będę cię już potrzebował.
– Przeprowadzki nie są dobre dla dziecka...
– Myślę, że śmierć jest jeszcze gorsza.
Anna pobladła, porażona jego okrucieństwem.
– Jak możesz robić coś takiego? – wybuchnęła. – Grasz
życiem dziecka!
Podszedł bliżej i pochwycił ją za ramiona.
– To mógł być mój syn, ale odmówiłaś mi tego przywileju.
Czy wiesz, przez jakie piekło przeszedłem, myśląc o tym, że
uwiodłaś mojego brata? Możesz sobie to wyobrazić?
Anna z całych sił zacisnęła powieki.
– Wyobrażałem sobie ciebie z nim. Śniło mi się to po nocach.
– Nie... – Szarpnęła się, ale trzymał mocno. – Puść mnie!
On jednak przyciągnął ją jeszcze bliżej, aż oparła się o jego
pierś.
– Nie mów mi „nie", skoro Carlo usłyszał od ciebie „tak".
Powiedz „tak" z pełnym przekonaniem.
– Nie.
– Nie przyjmuję takiej odpowiedzi.
– Nie pragnę cię.
– Mogę sprawić, żebyś zaczęła mnie pragnąć – odrzekł.
– Nie proś mnie o to!
– Ja cię nie proszę, tylko stawiam warunek. Jeśli chcesz, żeby
twój syn otrzymał pomoc, to przez trzy miesiące masz być moja.
Miała ochotę zarzucić mu blef. Przecież Sammy był jego
bratankiem. Czy rzeczywiście Franko mógłby odwrócić się do
niego plecami? Wiedziała jednak, że duma nie pozwoliłaby mu
zachować się inaczej. Jej zdrada zniszczyła uczucie; teraz
Franko kierował się wyłącznie żądzą zemsty. Nie mogła go za to
winić.
Pochyliła głowę, przyznając się do porażki, i bezbarwnym
głosem zapytała:
– Kiedy mam zacząć?
– Teraz.
– Jak to? – zdumiała się. – W tej chwili?!
– A dlaczego nie? – odparował spokojnie. – Przecież
jesteśmy sami.
– Ale ja jestem w pracy!
– Od dziesięciu minut już tu nie pracujesz.
– Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby nie pracować!
Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
– Będę ci płacił za twoje... usługi. Nic wspomniałem ci o tym
wcześniej?
– Nie możesz mi tego zrobić – wyjąkała z pobladłą twarzą.
– Mogę i zrobię.
– Aż tak mnie nienawidzisz?
Czarne oczy Franka nie przestawały przewiercać jej oczu.
– Wystarczająco długo czekałem na taką chwilę.
– Ileż w tobie goryczy... – szepnęła.
– Dziwi cię to?
– Nie, ale... Myślałam, że już dawno o wszystkim
zapomniałeś, że byłam w twoim życiu tylko epizodem.
– Byłaś całym moim życiem! – warknął. – Chciałem ci rzucić
cały świat do stóp... a ty odrzuciłaś mi go w twarz!
Nic nie mogła na to odpowiedzieć.
– Przepraszam... – wyjąkała.
– Nic chcę twoich przeprosin!
– A czego chcesz? Mam cię błagać?
– Nie. Chcę, żebyś czuła to, co ja czułem, kiedy na ciebie
patrzyłem. Chcę, żebyś jęczała z pożądania tak jak ja kiedyś.
Te słowa były dla niej szokiem.
– Franko, to wszystko nie tak... sam chyba rozumiesz?
– Nie. Chcę cię mieć na własnych warunkach. Możesz do
mnie przyjść z wdzięczności albo z nienawiści; wszystko mi
jedno. Będę cię miał bez względu na twoje uczucia.
Otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale było już za późno.
Franko pochylił głowę i zmiażdżył jej usta swoimi wargami,
otwierając je i zmuszając ją do niechcianej reakcji. Przez krótką
chwilę Anna miała wrażenie, jakby czas cofnął się o cztery lata,
do okresu, gdy jedno spojrzenie Franka wystarczało, by
zaczynała się wić z pożądania.
Za plecami czuła ścianę, a przed sobą napierające ciało
Franka. To wszystko wymknęło się spod kontroli. A najgorsze
było to, że jego dotyk, jego zapach, wciąż, wbrew jej woli,
rozpalały jej zmysły.
– Jesteś piękna – jęknął, odnajdując jej piersi. – Marzyłem o
tej chwili...
Te słowa przeraziły ją. Zebrała wszystkie siły i odepchnęła go
od siebie.
– Franko...
– Co? – zapytał ostro.
– Chyba nie mogę tego zrobić.
– Poszłaś do łóżka z moim bratem, a ze mną nie możesz?
Skrzywiła się boleśnie.
– To nie ma nic wspólnego z Carlem. Chodzi o mnie i o
ciebie.
– To ma bardzo wiele wspólnego z Carlem. Odrzuciłaś mnie
dla niego i urodziłaś mu dziecko.
– Nie odrzuciłam cię dla niego. Zostawiłam was obydwu.
– Czy to ma być dla mnie pocieszenie?
– Nie, ale myślałam...
– Myślałaś! – wybuchnął. – I kto tu mówi o myśleniu?
Uwiodłaś mojego brata i sądziłaś, że ujdzie ci to na sucho, bo ja
musiałem akurat wyjechać! Ale nie doceniłaś mojego brata.
Owszem, Anna dobrze wiedziała, że go nie doceniła.
– Carlo przejrzał tę twoją fasadę niewinności. Ja byłem na to
zbyt zaślepiony uczuciem.
– Nigdy mnie nie kochałeś – odrzekła pustym głosem.
– Kochałem! To ty zniszczyłaś tę miłość, uwodząc Carla, gdy
najmniej się tego spodziewał.
Anna patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Tak ci powiedział?
Franko odpowiedział jej stalowym spojrzeniem.
– Wiem, że mój brat nigdy z własnej woli nie zrobiłby nic
przeciwko mnie.
Nie miała pojęcia, co na to odpowiedzieć. Carlo doskonale
obmyślił całą intrygę; ona sama ani przez chwilę niczego nie
podejrzewała.
– Twoja lojalność wobec brata jest godna podziwu, ale
sądziłam, że choć przez chwilę zastanowisz się nad sytuacją... ze
względu na to, co było między nami.
– Szkoda, że ty się nad tym nie zastanowiłaś, gdy przekupiłaś
mojego brata, żeby poszedł z tobą do łóżka.
– Co takiego?!
– A nie o to ci chodziło?
– Nie rozumiem, o czym mówisz...
– Och, Anno, daj spokój – przerwał jej bezlitośnie. – Chyba
nie sądzisz, że będę ci tłumaczył najprostsze rzeczy? Carlo i ja
we dwóch jesteśmy spadkobiercami Ventressi Development.
Jeśli któremuś z nas urodzi się dziecko, spadkobierca, zostanie
dla niego wydzielona okrągła sumka, którą otrzyma w dniu
dwudziestych pierwszych urodzin.
Anna patrzyła na niego oszołomiona.
– Spadkobierca?
– Twój syn jest dla ciebie przepustką do majątku. Jako
Ventressi ma prawo dziedziczenia sporej fortuny. Dlaczego nie
przekazałaś Carlowi radosnej nowiny?
Poczuła, że robi jej się niedobrze. Wpatrzyła się w swoje
obgryzione paznokcie.
– Nie widziałam takiej potrzeby.
Oddech Franka przyspieszył.
– Nie, oczywiście, że nie widziałaś. Wolałaś raczej zaczekać
na moment, gdy zemsta będzie najsłodsza.
– Co to znaczy?!
– Nie udawaj niewiniątka – prychnął. – Carlo ożenił się i
oczekuje teraz dziecka. Na co miałaś nadzieję? Że naraz znów
się pojawisz i opowiesz o istnieniu Sammy’ego?
Anna patrzyła na niego bez słowa.
– Doskonale rozumiem, jak to sobie obmyśliłaś – ciągnął. –
Masz potrzeby finansowe. W tej sytuacji najlepszy pomysł to
przedstawić Carlowi dziecko, o którego istnieniu nie miał
pojęcia, i wtedy to ty stajesz się panią sytuacji.
Z trudem zbierała myśli. Carlo? Ożenił się? Dziecko w
drodze?
– Nie miałam zamiaru w ogóle kontaktować się z Carlem –
wykrztusiła pobielałymi ustami.
Franko rzucił jej sceptyczne spojrzenie.
– Nie? Chyba uważasz mnie za idiotę. Widziałem już kobiety
podobne do ciebie w akcji. Szantaż jest waszą drugą naturą, ale
jeśli wydaje ci się, że wyciągniesz od nas grube pieniądze, to
zastanów się jeszcze raz, bo ja do tego nie dopuszczę.
– Nie chcę mieć nic wspólnego z Carlem! – zaprotestowała.
– To dobrze, bo od tej chwili będziesz miała do czynienia
wyłącznie ze mną. Gdzie jest twoje zwykłe ubranie? – zapytał
nagle.
– W szafce w pokoju obsługi.
– Idź się przebrać i bądź tu z powrotem za dziesięć minut.
Porozmawiam z twoim szefem i wyjaśnię mu, w jakim
charakterze cię zatrudniłem.
Anna zbladła.
– Powiesz mu, że mam być twoją płatną kochanką?
Franko lekceważąco wzruszył ramionami.
– A dlaczego nie? Przecież taka jest prawda.
– Nie możesz mu powiedzieć, że zatrudniasz mnie jako
sekretarkę czy coś w tym rodzaju? Wszystko lepsze niż...
– Nie tylko będziesz moją kochanką, ale jeszcze będziesz
doskonale udawać, że podoba ci się ta rola. Rozumiesz?
Patrzyła na niego z coraz większą wrogością.
– A co z Jenny i Sammym? Co mam im powiedzieć?
Franko zastanawiał się przez dłuższą chwilę.
– Sammy jest za mały, żeby to zrozumieć. A twojej siostrze
wystarczy powiedzieć, że powróciliśmy do dawnego związku na
nieokreślony czas.
– Nieokreślony? Przecież mówiłeś, że to tylko na trzy
miesiące!
Oczy Franka błysnęły niebezpiecznie.
– Anno, to ja tu ustalam zasady. Lepiej o tym nie zapominaj.
Przepełniona wściekłością wybiegła z pokoju i dopadła
windy dla personelu. Była pewna, że zaraz wybuchnie. Co za
diabeł podszepnął jej, żeby pójść do tej kawiarni? Jaka zła siła
po latach znowu skrzyżowała ich ścieżki?
Franko zabrał Annę i Jenny do domu swojej matki. Pomimo
bariery językowej zostały przyjęte bardzo serdecznie. Pani
Ventressi była elegancką, drobną kobietą o ujmującym sposobie
bycia. Pierwotnie Anna planowała pozostać w Rzymie tylko
przez kilka dni, ale po naleganiach Ventressich zdecydowała się
przedłużyć pobyt. Nowi znajomi zabrali je do Neapolu, Pompei
i na wybrzeże Amalfi. Planowali również wycieczkę do Tivoli,
trzydzieści kilometrów na północny wschód od Rzymu, ale
rankiem przed wyjazdem Jenny skarżyła się na ból głowy, toteż
Jovanna, matka Franka, zdecydowała, że zostanie z nią w domu.
Carlo wyjechał akurat w interesach, więc Franko i Anna sami
wybrali się na wycieczkę.
Anna z trudem hamowała podniecenie na myśl o dniu
spędzonym tylko z nim. W ciągu poprzednich dwóch tygodni
serce jej zaczynało bić mocniej za każdym razem, gdy Franko
zatrzymywał na niej wzrok. Zbyt mało miała doświadczenia, by
mieć pewność, że on również interesuje się nią; widziała jednak,
że zawsze uważnie słuchał tego, co mówiła, i często ścigał ją
spojrzeniem.
– Podoba ci się nasz kraj, Anno? – zapytał, gdy mijali
opactwo benedyktynów.
– Bardzo – odrzekła, spoglądając na niego nieśmiało. –
Wszystko mi się tu podoba. Jedzenie, wino, klimat...
– A ludzie? – Uniósł brwi żartobliwie.
– Uwielbiam Włochów – wyznała spontanicznie, po czym
natychmiast poczuła, że się czerwieni, i odwróciła twarz do
okna.
Franko wybuchnął śmiechem. Czuła na sobie jego wzrok, ale
nie odwracała głowy.
– Tak wiele jest rzeczy, które chciałbym ci pokazać, Anno –
wyznał, zatrzymując samochód.
Odpowiedziała mu uśmiechem.
– Nie masz nic przeciwko temu, że dziś jesteśmy tu tylko we
dwoje? – zapytała, gdy pomagał jej wysiąść.
Rzucił szybkie spojrzenie na jej usta, a potem powiedział:
– Bardzo się cieszę, że wreszcie jesteśmy sami.
Po tych słowach pochylił się i pocałował ją. Wspomnienia
następnych chwil były wyraźnie zamglone. Kilkakrotnie
zdarzało jej się całować z chłopcami, ale tamte pocałunki w
niczym nie przypominały tego, co przeżywała teraz w
ramionach Franka.
Ze zwiedzania Villa Este w pamięci pozostał jej tylko szum
wody w tle i świergot ptaków w ogrodach, od czasu do czasu
urozmaicany biciem dzwonów. Chodziła po ogrodach jak we
mgle, ręka w rękę z Frankiem, nie słysząc prawie nic z tego, co
jej opowiadał.
– Ta posiadłość została założona przez kardynała Ippolito
d’Este, syna Lukrecji Borgii. Ogrody na tarasach i fontanny
zaprojektowali Liggorio i Giacomo delia Porta – mówił Franko.
– Widzisz tę aleję? To jest aleja Stu Fontann.
Wzrok Anny prześliznął się po omszałych orłach, okrętach,
groteskowych postaciach i obeliskach, w jej oczach jednak nie
błyszczało zainteresowanie, lecz emocje. Była zakochana we
Franku.
– Nie słuchasz mnie, cara – zauważył z łagodną przyganą.
– Ależ słucham! – zawołała z fałszywym oburzeniem. – Jak
nie wierzysz, to sprawdź!
– Dobrze. – Dotknął palcem jej brody. – W takim razie
powiedz mi, ile fontann jest na Viale delie Ccnto Fontane.
Przesunęła językiem po wargach i uśmiechnęła się
nieprzytomnie.
– Poddaję się. Ile?
– Dio – jęknął z udawaną rozpaczą, pociągając ją w ramiona.
– I co ja mam zrobić z taką nieuważną turystką?
– Uważałabym bardziej, ale te pocałunki zaraz po przyjeździe
zupełnie mnie zdekoncentrowały – przyznała ze śmiechem.
– Chciałem cię pocałować. Marzyłem o tym od pierwszej
chwili, gdy zobaczyłem, jak pocieszasz siostrę na ulicy.
– Naprawdę?
– A nie zauważyłaś, że nie mogę oderwać od ciebie oczu? I
jak świerzbią mnie ręce, żeby cię dotknąć?
Poczuła przyjemne pulsowanie krwi w całym ciele.
– Nie jestem przyzwyczajona do takich wrażeń – wyznała
nieśmiało.
– Cara, jesteś niedoświadczona? – zapytał łagodnie.
Z trudem znosiła intensywność jego wzroku.
– Przykro mi...
– Przykro? – zdumiał się. – Ależ niech ci nie będzie przykro!
Czy zdajesz sobie sprawę, jak długo czekałem na kogoś takiego
jak ty? Na kobietę, która nie spała wcześniej z tuzinem
mężczyzn?
– Masz dość staroświeckie poglądy, Franko – zauważyła.
– Wiem – roześmiał się – ale jestem Włochem, więc mam
chyba do tego prawo, nie sądzisz?
– Jeśli naprawdę jesteś włoskim tradycjonalistą, to na pewno
wybrano ci już kandydatkę na żonę.
– Ja sam wybiorę sobie żonę – oświadczył. – I
zdecydowałem, że ty nią będziesz.
– Ja?
– A dlaczego nie? – zapytał z błyskiem w oku. – Jestem tobą
zauroczony. Pragnę cię tak mocno, że wszystko mnie boli.
– Ale ja mam dopiero dwadzieścia jeden lat...
– I co z tego? Ja mam trzydzieści. Jestem od ciebie o
dziewięć lat starszy.
– Ale ja jestem Australijką.
– I co z tego?
– Powinnam wrócić do domu. Mam tam pracę i...
– Jako moja żona będziesz mogła podróżować po całym
świecie. Twoja siostra też. Nie zamierzam więzić cię w moim
kraju. I tak prowadzę interesy w Australii. Niektórzy członkowie
mojej rodziny wyemigrowali tam dawno temu. Możemy
mieszkać trochę tu, a trochę tam.
– Och, Franko – westchnęła Anna, osuwając się w jego
ramiona. – Nie mogę uwierzyć, że to wszystko naprawdę mi się
zdarzyło!
– Uwierz, cara – szepnął jej do ucha. – To się musiało
zdarzyć. Przeznaczenie.
Przeznaczenie.
Wyszła z windy i idąc do pokoju personelu, zastanawiała się,
w jaką kabałę właśnie udało jej się wpakować.
Przez trzy miesiące miała być kochanką Franka – nie,
utrzymanką, poprawiła się w myślach. Utrzymanka wydawała
się jej czymś znacznie gorszym. A gdy Franko już się nią
znudzi, po prostują odeśle i wówczas zemsta zostanie dokonana.
Dobrze rozumiała przyczyny jego gniewu. Wiedziała, że nie
ma prawa spodziewać się niczego innego. Ona na jego miejscu
zapewne zareagowałaby podobnie. Gdy próbowała wyobrazić
go sobie dzielącego z inną kobietą taką samą intymność, jaką
kiedyś przeżywali wspólnie, czuła przeszywający ból.
Przebrała się w swoje zwykłe ubrania, znoszone i niemodne,
rozczesała włosy i pożałowała, że nie ma na twarzy makijażu.
Wydawało jej się, że byłoby to coś w rodzaju tarczy ochronnej
przed Frankiem.
Bardzo się zmienił. Nie był już tym szarmanckim, delikatnym
mężczyzną z jej marzeń, mrocznym mścicielem, szukającym
zapłaty za jej przeszłe grzechy.
Jakby jeszcze mało za nie zapłaciła! Każdego dnia próbowała
zrozumieć, co nią wtedy kierowało, co mogło ją skłonić, by
zachowała się w tak nietypowy dla siebie sposób. Gdyby nie
fotografie, gotowa byłaby przysiąc, że to wszystko było tylko
wymysłem Carla.
Na pozór Carlo zawsze sprawiał wrażenie czarującego
młodszego brata Franka, zadowolonego z drugiego miejsca w
hierarchii. Przyjął wiadomość o zaręczynach brała z pozorną
życzliwością, Anna jednak podejrzewała, że w głębi duszy był
zirytowany. Często w nieoczekiwanych momentach czuła na
sobie jego wzrok; spojrzenie przymrużonych oczu wytrącało ją z
równowagi. Zamierzała porozmawiać o tym z Frankiem, on
jednak zajęty był dopinaniem jakiegoś kontraktu, który chciał
mieć z głowy przed ślubem. Do ślubu pozostał jeszcze miesiąc.
Krótki okres narzeczeństwa we wspomnieniach Anny okryty
był mgiełką zmysłowej rozkoszy. Franko uczył jej pojętne ciało
języka miłości, ona zaś krzyczała i szlochała z zachwytu w jego
ramionach. Jej szczęście było bezgraniczne. Promieniała; jej
ruchy, wcześniej spowolnione i ociężałe od smutku, teraz stały
się lekkie i beztroskie.
Nawet Jenny zmieniła się fizycznie; szczupła piętnastolatka
wyraźnie się zaokrągliła, przybyło jej też pewności siebie.
Wieczorami razem planowały ślub Anny, przeglądały wzory i
katalogi. Żadna z nich nie wspominała o matce, ale obydwie
żałowały, że nie może uczestniczyć w szczęściu córki.
Carlo jednak zatroszczył się, by to szczęście nie trwało długo.
Pewnego wieczoru, gdy Franko wyjechał w interesach, jego
brat podał Annie lampkę szampana i z uroczym uśmiechem
wzniósł toast:
– Za twoją przyszłość, Anno.
Coś w jego tonie wzbudziło jej podejrzliwość, ale
zignorowała podszept intuicji, przypominając sobie, że przecież
Jenny jest w pokoju obok.
Dopiero potem, gdy obudziła się w jego łóżku, naga w
pełnym blasku słonecznego dnia, zdała sobie sprawę z
rozmiarów swego błędu.
Nawet jeśli krzyczała, to i tak nikt jej nie usłyszał.
Rozdział 3
Anna z wysiłkiem oderwała myśli od przeszłości, której nie
mogła już zmienić. Przespała się z bratem swojego
narzeczonego i choć nic zupełnie z tego nie pamiętała, on miał
na to dowody: zdjęcia, na których naga Anna leżała na jego
łóżku w pozycji gwiazdki porno z filmu kategorii B.
Tamtej nocy poczęty został Sammy. Jak mogła mu
kiedykolwiek opowiedzieć o okolicznościach tego zdarzenia?
Wzięła głęboki oddech i podniosła rękę, ale zanim zdążyła
zastukać do drzwi apartamentu, te się otworzyły.
– Co ci zabrało tyle czasu? – mruknął Franko z niechęcią i
Anna wbrew sobie od razu przybrała obronny ton.
– Przecież nie było mnie tylko dziesięć minut.
Anna poczuła złość. A więc tak chciał to rozgrywać? Zabawa
w pana i niewolnicę? Stanęła twarzą do niego z błyskiem
niechęci w niebieskich oczach.
– Musiałam oddać klucz do szatki.
– Jeśli wyznaczam ci czas, to masz być punktualna co do
sekundy.
– Jeszcze jakieś polecenia, proszę pana?
Franko zacisnął usta.
– Owszem, tak.
Zimny, bezwzględny wyraz jego twarzy sprawił, że poczuła
dreszcz na plecach.
– Rozbieraj się.
Anna głośno wciągnęła oddech.
– Co takiego?!
– Słyszałaś, co powiedziałem.
Przez kilka długich sekund patrzyła na niego w bezruchu,
walcząc z nagłą słabością.
– Chyba nie mówisz poważnie!
– Rozbieraj się, bo jak nie, to ja cię rozbiorę!
Takiego Franka nie znała dotychczas.
– Ale... daj mi trochę czasu...
– Miałaś cztery lata.
– Dlaczego to robisz? – zapytała cicho, zatrzymując wzrok na
jego twarzy.
– Dobrze wiesz dlaczego.
Starała się zachować zimną krew, ale jej opanowanie
zaczynało się już kruszyć.
– Nie przesadzasz z tą zemstą?
– Czekałem na taką chwilę bardzo długo. Zrobiłaś to kiedyś
dla mojego brata, więc teraz zrobisz to dla mnie.
W gardle Anny wzbierał histeryczny śmiech.
– Nie rób tego, Franko – szepnęła błagalnie.
– Nie mów mi, co mam robić, a czego nie! Rób, co ci każę,
bo jak nie zechcesz, to poniesiesz konsekwencje.
– Do końca życia będę cię za to nienawidzić.
– Pokazałaś mi już swoją nienawiść, idąc do łóżka z moim
bratem. Teraz ja ci pokażę swoją.
Stała nieruchomo, drżąc z zimna, choć na zewnątrz było
prawie trzydzieści stopni. Nawet w najgorszych koszmarach nie
wyobrażała sobie, że może się znaleźć w takiej sytuacji.
Najpierw lęk o Sammy'ego, a teraz to. Tego wszystkiego było
już za wiele.
Doskonale wiedziała, że powinna przejąć kontrolę nad
sytuacją i nie poddać się kobiecej słabości, ale mimo to
zachowała się tak, jak na jej miejscu zachowałaby się każda
normalna dziewczyna. Wybuchnęła płaczem.
Franko zastygł. Wydawało się, że na widok drżących,
wstrząsanych szlochem ramion Anny i jej pochylonej jasnej
głowy wszelkie myśli o zemście uleciały z jego umysłu.
– Anno – powiedział łagodniej, zbliżając się do niej. –
Anno...
Podniosła na niego zalaną łzami twarz.
– Sam widzisz, co zrobiłeś. Teraz jesteś szczęśliwy?
– Nie chciałem cię doprowadzić do płaczu.
– Nie? – wyszlochała. – To czego chciałeś?
Franko wypuścił urywany oddech.
– Przepraszam. Zapomniałem, jaki stres musisz przeżywać z
powodu syna.
Łagody ton jego głosu sprawił, że Anna rozpłakała się jeszcze
bardziej.
– To wszystko jest takie... trudne – wyszlochała. – Robię, co
mogę, ale to za mało... Nie mogę dopuścić do tego, żeby umarł, .
, sam chyba rozumiesz!
– Oczywiście, że rozumiem – odrzekł Franko, patrząc jej w
oczy.
Pociągnęła nosem. Franko podał jej chusteczkę; szybko
schowała w niej twarz, chcąc uciec przed jego przenikliwym
spojrzeniem.
– Zawiozę cię do domu – powiedział.
– Mogę pojechać tramwajem.
Położył dłonie na jej ramionach, zmuszając, żeby spojrzała
mu w oczy.
– Anno. To, co jest między nami... jest tylko między nami.
Chcę, żebyś wiedziała, że nie będę wciągał w tę rozgrywkę ani
Sammy'ego, ani Jenny.
– To bardzo przyzwoicie z twojej strony – rzekła ironicznie,
odsuwając się.
– Jesteś zdenerwowana.
– Jestem wściekła! – wykrzyknęła. – Jak możesz mnie tak
upokarzać?
– Trochę sobie popłakałaś, a teraz znów będziesz drapać i
gryźć, tak?
– Mam ochotę wydrapać ci oczy – wycedziła przez zaciśnięte
zęby. – Nienawidzę cię!
– Twoje uczucia wobec mnie są mi obojętne – odrzekł Franko
z niezmąconym spokojem. – Zanim nasza umowa dobiegnie
końca, będziesz mnie nienawidzić o wiele bardziej.
Anna głęboko wciągnęła powietrze.
– Jak ty wytrzymujesz sam ze sobą? Stoisz tu i zupełnie
spokojnie twierdzisz, że zamierzasz mnie wykorzystywać i
upokarzać!
– Ja cię nie wykorzystuję, cara, tylko ci pomagam.
– Tak, bo masz w tym własny cel!
W jego oczach pojawił się ostrzegawczy błysk.
– Nie zamierzam tolerować twoich obelg. Proponuję, żebyś
się uspokoiła, dopóki jeszcze jest mi cię żal, bo w przyszłości
mogę się okazać mniej wyrozumiały.
Z wściekłością obróciła się na pięcie i pomaszerowała na
drugi koniec pokoju, żeby znaleźć się jak najdalej od niego.
– Kiedy mam się stawić... do służby? – zapytała z
obrzydzeniem w głosie, chcąc jak najbardziej wyprowadzić go z
równowagi.
– Dam ci dwa dni, żebyś mogła się spakować. We wtorek
przyślę po ciebie samochód.
– Tak po prostu?
Franko spojrzał na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Tak po prostu.
W drodze do domu siedziała w samochodzie w milczeniu.
Franko ant razu nie spojrzał w jej stronę. W krótkich słowach
wytłumaczyła mu, którędy ma jechać, i po niedługim czasie
maserati zatrzymało się przy krawężniku przed domem.
– Dziękuję za odwiezienie – wymamrotała i otworzyła drzwi.
Franko jednak przytrzymał ją za rękę.
– Zaczekaj. Nie przedstawisz mnie swojemu synowi? –
zapytał z nutą ironii.
– Pewnie śpi.
Jego palce mocniej ścisnęły jej przegub.
– W takim razie obudzisz go i przedstawisz mu wujka.
– Nic takiego nie zrobię!
W tej chwili jednak z okna na piętrze dobiegi ich cienki
głosik.
– Mamooo! Mamooo!
Anna niezgrabnie wygramoliła się z samochodu i drżącą ręką
pomachała synowi.
– Co to za pan?
– To jest...
– Powiedz mu, że jestem jego wujkiem – podpowiedział
Franko zza jej pleców..
Gwałtownie obróciła się na pięcie.
– Nic mogę tego zrobić!
– Dlaczego nie?
– Bo powiedziałam Jenny, że Sammy jest twoim synem –
przyznała, odwracając wzrok.
– Dio! – rozzłościł się.
– Musiałam – westchnęła. – Nie chciałam jej denerwować...
uznałam, że tak będzie najlepiej.
– Więc nawet własnej siostrze nie przyznałaś się do tego, co
zrobiłaś?
Anna przygryzła usta i odwróciła wzrok.
– Porozmawiamy o tym później – mruknął Franko i znów
pochwycił ją za rękę.
Na ich widok Jenny stanęła w progu jak wryta, a jej palce
błyskawicznie migały dziesiątki pytań.
– Wszystko w porządku – powiedziała Anna, jednocześnie
przekazując tę samą treść językiem migowym. – Franko i ja
znów się spotykamy.
Twarz jej siostry rozświetliła się uśmiechem.
– Naprawdę? – zapytała głośno.
– Tak, Jenny – potwierdził Franko. – Nasze...
nieporozumienie zostało już wyjaśnione i mamy wspólne plany
na przyszłość.
– Tak się cieszę! – wykrzyknęła Jenny z radością. –
Marzyłam o tym!
– Nie podniecaj się za bardzo – zamigała szybko Anna. – Nie
bierzemy ślubu, na razie tylko chcemy zamieszkać razem.
Franko chce, żebyśmy wszyscy przeprowadzili się do niego.
– A co to za różnica? – odmigała Jenny beztrosko. – Ważne,
że znów jesteście razem. Sammy w końcu pozna ojca!
Boże, co za matnia, pomyślała Anna z desperacją. Wyglądało
na to, że wszystkie kłamstwa wracają do niej rykoszetem.
Nie sądziła, że jeszcze kiedyś w życiu zobaczy Franka, toteż
najprościej było powiedzieć siostrze, że to on jest ojcem
Sammy'ego. O tym, że jest w ciąży, dowiedziała się dopiero pod
koniec trzeciego miesiąca; wcześniej składała brak miesiączki
na karb poczucia winy i stresu po rozstaniu z Frankiem.
– Widzę, że muszę nauczyć się języka migowego, bo inaczej
będziecie mogły rozmawiać za moimi plecami, a ja nie będę
miał pojęcia, co mówicie – zauważył Franko przeciągle.
Jenny zachichotała, a Anna poczuła irytację.
Do pokoju wbiegł Sarniny i zatrzymał się jak wryty przed
wysokim mężczyzną stojącym obok jego matki. Franko
przykucnął i wyciągnął do niego rękę.
– Jestem twoim tatą.
Chłopiec szeroko otworzył oczy.
– Naplawdę?!
– Naprawdę – skinął głową Franko i przytulił go.
Serce Anny ścisnęło się na ten widok. Byli do siebie tacy
podobni. Obydwaj mieli czarne włosy i brązowe oczy, ten sam
zarys podbródka i ust.
– Słyszałem, że jesteś chory – powiedział Franko.
– Ale już tu jestem i teraz możesz się zająć zdrowieniem.
– A jak już wyzdrowieję, to dalej pan z nami będzie?
Anna odwróciła się. Nie mogła spokojnie patrzeć na te
kłamstwa.
– Mogę ci coś obiecać, Sammy – powiedział Franko. – Jak
już wyzdrowiejesz, to nadal będziemy się widywać codziennie.
Anna poczuła dławiący strach. Dopiero teraz uświadomiła
sobie, że bogatą i wpływową rodzinę Ventressich stać na
najlepszych prawników. Nie sprawiłoby im żadnych trudności
odebranie syna matce, która z trudem wiąże koniec z końcem, i
przejęcie nad nim całkowitej opieki. Carlo mógłby zapewnić
chłopcu warunki, o jakich ona mogła tylko marzyć. Najlepsza
opieka zdrowotna, prywatne szkoły, wakacje nad morzem – lista
była długa. Anna poczuła się zupełnie bezradna. Fakt, że zataiła
wiadomość o narodzinach dziecka przed jego ojcem, z góry
nawiał ją na przegranej pozycji w sądzie, szczególnie w tak
patriarchalnym kraju jak Włochy.
– Sammy – wychrypiała – może pójdziesz z ciocią Jenny
pooglądać sobie sklepy, a ja tymczasem porozmawiam z...
twoim tatą?
Spojrzała z wdzięcznością na siostrę, która od razu wzięła
chłopca za rękę.
– Chodź, Sammy. A po drodze możemy jeszcze wstąpić do
parku.
– Dobrze! – ucieszył się chłopiec.
Gdy drzwi zamknęły się za nimi, Anna podniosła głowę i
spojrzała na Franka.
– Nie masz prawa tak go okłamywać.
Franko bez żadnego trudu wytrzymał jej spojrzenie.
– Nie okłamałem go. Mówiłem poważnie. Będę go widywał
codziennie.
– Jak długo? Przez trzy miesiące? Franko, to jest małe
dziecko, a nie zabawka, którą możesz rzucić w kąt, gdy ci się
znudzi. Przywiąże się do ciebie, a potem ty wyjedziesz i...
– Zdecydowanie należy do rodziny Ventressich – zauważył
Franko, ignorując jej tyradę. – Ale bardziej jest podobny do
mnie niż do Carla.
– Bogu dzięki, że nie ma twojego charakteru – wybuchnęła,
zanim zdążyła ugryźć się w język.
Przez dłuższą chwilę patrzył na nią z zupełnie nieruchomą
twarzą. Nic miała pojęcia, jakie myśli kłębią mu się w głowie.
– Powinien być moim synem – rzekł wreszcie, przerywając
milczenie.
Anna zatrzymała wzrok na swoich dłoniach.
– Nie możemy zmienić przeszłości, choćbyśmy nie wiem jak
chcieli.
– Więc żałujesz tego, co zrobiłaś?
– Dziwię się, że o to pytasz. – Wzruszyła ramionami. – Żałuję
wszystkiego. Przede wszystkim tego, że cię spotkałam i że się w
tobie zakochałam...
– Nie kochałaś mnie! – przerwał gwałtownie.
– Trafiła ci się dobra okazja, a ja nabrałem się na twoją
fałszywą niewinność. Byłem głupi. A ty byłaś zwykłą pijawką i
od początku miałaś oko na Carla!
– To nieprawda!
Przymrużył ciemne oczy.
– Jak to? Opowiadał mi, jak za nim ganiałaś.
– Co takiego?!
– Mówił, że za każdym razem, gdy mnie nie było w pobliżu,
musiał się od ciebie opędzać!
– To kłamstwo!
Spojrzenie Franka było lodowato zimne.
– Myślisz, że prędzej uwierzę tobie niż własnemu bratu?
– Wiem, że nie. Ale to jeszcze nie znaczy, że twój brat mówi
prawdę.
– Nigdy mnie nie okłamał. A ty... całe twoje życie oparte jest
na kłamstwie. Ukryłaś przed moją rodziną wiadomość o
dziecku.
– Ale mam wrażenie, że ty i tak o nim wiedziałeś –
odparowała. – Zapytałeś o niego wczoraj w kawiarni,
pamiętasz?
– Dziwi cię to, że postarałem się, by wiedzieć o tobie
wszystko?
Poczuła lęk.
– Co to znaczy?
– Byłaś obserwowana – odrzekł spokojnie. – Wiedziałem o
każdym twoim kichnięciu.
– Nie!
– Tak, cara – uśmiechnął się z satysfakcją. – Byłaś
obserwowana od czterech lat.
– Więc dlaczego nie skontaktowałeś się ze mną wcześniej?
Franko lekceważąco wzruszył ramionami.
– Musiałem być pewny, że nie odrzucisz mojej oferty.
– Chciałeś chyba powiedzieć: szantażu!
– Szantaż to takie nieprzyjemne słowo. Robię ci przysługę, a
ty mi się odwdzięczasz, to wszystko.
– Nic wierzę własnym uszom!
– Nie podobają ci się warunki naszej umowy?
– Mdli mnie na myśl o tej umowie!
– Ale dobrze wiesz, gdzie stoją konfitury i zgodnie z tym
zmieniasz swoje opinie.
Miała ochotę krzyczeć z frustracji. Czuła się zupełnie
bezradna; przed Frankiem nie dało się uciec. Pomoc finansowa
była wybawieniem dla Sammy’ego, ale koszt tej pomocy był
niesłychanie wysoki. Czy był jakiś sposób, który mógłby ją
uchronić
przed
dalszym
cierpieniem?
Po
zerwaniu
narzeczeństwa wpadła w długą, ciężką depresje, a teraz znów
przyszło jej ryzykować własne zdrowie psychiczne.
– Potrzebuję trochę czasu, żeby do tego wszystkiego
przywyknąć – powiedziała. – Muszę załatwić przyjęcie
Sammy’ego do szpitala i...
– To już załatwione.
– Jak to? – zdumiała się.
– Sprawa jest pilna, więc pomyślałem, że im wcześniej, tym
lepiej. Operacja odbędzie się na początku przyszłego tygodnia.
– Nie miałeś prawa!
– Miałem wszelkie prawa. Poza tobą i Jenny, jestem jego
najbliższym krewnym w tym kraju.
Na ten argument nic nie potrafiła odpowiedzieć. Uświadomiła
sobie z przerażeniem, że on ma rację: był najbliższym męskim
krewnym Sammy'ego i tego faktu nie można było zmienić.
– Ta kłótnia nie ma sensu – stwierdził Franko. – Jesteś teraz
bardzo zestresowana. Sądziłem, że pomogę ci, jeśli zajmę się
szpitalem.
– Dziękuję – wymamrotała niechętnie.
– Poinformowałem szpital, ze pokryję wszelkie rachunki.
Założyłem również konto bankowe z pełnomocnictwem dla
ciebie. – Sięgnął do kieszeni i podał jej kartę. – Numer PIN to
twoja data urodzenia. Suma, która się tam znajduje, wystarczy
na porządne ubrania dla was trojga.
Rzuciła w niego kartą.
– Nie chcę tego.
Wziął ją za rękę, rozprostował jej palce, wsunął między nie
kartę i znów zacisnął.
– Masz ją wziąć i używać, zrozumiałaś?
Odpowiedziała mu grymasem.
– A jakie ciuchy mam za to kupić? Coś, co by cię
podniecało?
– Do tego nie potrzebujesz żadnego ubrania.
Anna okryła się rumieńcem.
– Nie mogę tego zrobić. Nie potrafię udawać, że jestem twoją
kochanką dobrowolnie.
– Nic będziesz musiała udawać – zapewnił ją.
Popatrzyła na niego z konsternacją. Czyżby Franko chciał
znów rozpalić jej zmysły? Czy to miał być ciąg dalszy zemsty?
– Franko, nie możesz mi tego zrobić – powiedziała ze łzami
w oczach. – Nie możesz mnie w ten sposób zniszczyć.
– Nie mam zamiaru cię niszczyć. Ale chcę cię mieć. Chcę,
żebyś czuła to, co ja czułem przez cztery lata. Chcę wymazać ze
swojej wyobraźni wizje ciebie w ramionach Carla.
– Zniszczysz mnie tym – szepnęła, bezradnie opuszczając
ramiona. – Nie zniosę tego.
Franko w milczeniu stał przed nią, patrząc na jej pochyloną
głowę.
– Anno.
Podniosła głowę i napotkała jego wzrok.
– Proszę cię, nie dopuść do tego, żebym cię znienawidziła.
– I tak mnie już nienawidzisz, więc co mam do stracenia?
Najgorsze było to, że nie potrafiła czuć do niego nienawiści.
Kochała go nie mniej niż kiedyś, bezgranicznie i totalnie.
Przygryzła wargi, – Franko, ja już więcej nie zniosę. Nie
zmuszaj mnie, żebym musiała cię błagać.
Pochwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie.
– Chcę słyszeć twoje błaganie. Tylko to może mi dostarczyć
satysfakcji.
Pochylił głowę i przytrzymał jej twarz. Poczuła jego język w
swoich ustach i jej ciało natychmiast zmieniło się w drżąca
galaretę. Nie była w stanie z tym walczyć; Franko nie
pozostawił jej żadnej możliwości obrony. Miała wrażenie, że
roztapia się i w postaci atomów ulatuje w kosmos.
– Brakowało mi tego – westchnął, odnajdując dłonią jej pierś.
– Nie potrafiłem zapomnieć, jak to jest czuć cię pod sobą,
rozpaloną... – szepnął, czując jej zęby na swoich wargach. –
Chcesz mi zrobić krzywdę?
– Mam ochotę cię zabić – odrzekła cicho.
Na twarzy Franka, pochylonej tuż nad jej twarzą, pojawił się
leniwy uśmiech.
– Proszą bardzo, zabij mnie. Przynajmniej umrę szczęśliwy.
W odpowiedzi ugryzła go znacznie mocniej.
– Chcesz ostrego seksu? Będziesz gryźć i drapać?
– Nienawidzę cię! – westchnęła, gdy pochylił się a jego twarz
znalazła się przy jej piersiach. – Nienawidzę cię...
– Uwielbiam, kiedy mnie tak nienawidzisz – odszepnął. –
Czuję, jak całe twoje ciało mnie nienawidzi. Od tej nienawiści
staje się coraz bardziej gorące.
– Sammy i Jenny mogą wrócić w każdej chwili –
przypomniała mu, sięgając po ostateczną broń.
Franko natychmiast się odsunął. Zazdrościła mu łatwości. z
jaką pohamował pożądanie.
– Kiedyś nie psułaś zabawy z byle powodu – uśmiechnął się
kpiąco. – Nic ci nie było w stanie przeszkodzić.
– Bo byłam głupia i pozwoliłam ci się oczarować.
– Jeszcze głupiej postąpiłaś, pozwalając się oczarować
mojemu bratu.
– Przecież według niego to ja go uwiodłam. Zdecyduj się na
coś – westchnęła.
– Znając twój urok z własnego doświadczenia, nie wątpię, że
żaden mężczyzna nie byłby mu się w stanie oprzeć.
– Proszę, zostaw mnie już i idź sobie – westchnęła Anna. –
Nie mam już siły na dyskusje z tobą.
Obrzucił ją lodowatym spojrzeniem.
– Zemsta i tak cię nie ominie, Anno, możesz być tego pewna.
Dopnę swego bez względu na twoje uczucia.
– Nie poczujesz się szczęśliwy, dopóki mnie nie złamiesz,
prawda?
Franko zacisnął usta.
– Chodzi o moją dumę. Mogłaś wziąć to pod uwagę, zanim
wskoczyłaś do łóżka mojego brata. Owszem, dopnę swego i nic
mnie przed tym nie powstrzyma.
Anna ze znużeniem przymknęła oczy. Wiedziała, że Franko
mówi prawdę, i nie miała pojęcia, jak uda jej się to znieść.
Rozdział 4
Następne dwa dni były wypełnione po brzegi.
Anna starannie pakowała rzeczy. Nie zamierzała zabierać do
domu Franka całego dobytku, bo wiedziała, że za jakiś czas i tak
będzie musiała wrócić do siebie. Franko jej nie chciał; zależało
mu tylko na zemście.
Trzeciego dnia przed domem pojawił się samochód i w ciągu
kilku minut zawiózł ich przed imponującą rezydencję.
– Mamo, jaki duży dom – sapnął Sammy, ciągnąc za sobą
obszarpanego misia. – Czy tatuś ma basen?
Pochylona nad torbą Anna posłała synowi blady uśmiech.
– Nie wiem, kochanie. Wkrótce się przekonamy.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich starsza kobieta ubrana
na czarno.
– Dzień dobry, pani Stockton. Jestem Rosa, gospodyni pana
Ventressiego – powiedziała z mocnym włoskim akcentem. – A
to na pewno jest Sammy. Jaki podobny do ojca!
– Moja siostra, Jenny – powiedziała Anna szybko,
wypychając dziewczynę do przodu.
– Milo mi panią poznać – ukłoniła się Rosa. – Pan Ventressi
polecił mi przywitać panie jak najserdeczniej. On sam wróci
dzisiaj późno.
Typowe, pomyślała Anna, prowadząc Sammy'ego do wnętrza
domu. To na pewno miał być kolejny element tortur: Franko
chciał jej zagrać na nerwach, każąc czekać na siebie.
Gospodyni zaprowadziła je na górę, a kierowca w tym czasie
wniósł do domu bagaże.
Pokój Jenny był różowy, przestronny i bardzo kobiecy. W
wielkim oknie wisiały miękkie zasłony. Następny był pokój
Sammy'ego – z niebieskimi ścianami i wielką stertą zabawek,
które mogły zaspokoić najbardziej wygórowane życzenia
każdego trzylatka.
– To dla mnie? – zapytał Sammy, patrząc z zachwytem na
wielką ciężarówkę i rządek lśniących modeli samochodzików.
– Tak – uśmiechnęła się Rosa. – Twój tato chciał, żebyś się tu
czuł jak w domu.
Anna poczuła irytację na myśl, że Franko chce sobie kupić
względy syna drogimi zabawkami.
– A tutaj jest pani pokój – powiedziała Rosa, prowadząc ją
dalej korytarzem. – Proszę się rozgościć. Za godzinę będzie
kolacja.
– Dziękuję – rzekła Anna z uśmiechem, choć w środku
gotowała się ze złości.
Po wyjściu Rosy uważnie obejrzała pokój. Był wielki, z
osobną garderobą i łazienką. W wielkich oknach wisiały
jedwabne czarno-białe zasłony wykończone skomplikowanymi
sznurami i frędzlami. Przy szerokim łóżku, nakrytym również
czarno-białą narzutą, stał wygodny fotel i sofa. Od razu było
widać, że jest to dom człowieka nawykłego do komfortu i
nieliczącego się z kosztami. Anna, w swoim starym, spłowiałym
ubraniu, czuła się tu nie na miejscu.
Westchnęła i zatrzymała wzrok na swoim odbiciu w dużym
uchylnym lustrze, które stało obok sekretarzyka z orzechowego
drewna. Wyglądała na wyczerpaną. Oczy miała podkrążone,
zazwyczaj lśniące jasne włosy były matowe, bez życia, a twarz
blada, jakby od wielu miesięcy nie widziała słońca. Do tego
jeszcze miała zapadnięte policzki.
Usłyszała za plecami jakiś dźwięk.
– Popatrz, Anno! – wołała Jenny, z podnieceniem wbiegając
do pokoju, – Zobacz, co Franko mi kupił!
Anna odwróciła się i spojrzała na wielką stertę markowych
ubrań, które Jenny trzymała w ramionach.
– Kupił to dla mnie. Rosa mówi, że to prezent...
Zabawki dla Sammy'ego, ubrania dla Jenny... O co mu
właściwie chodziło?
– Nie możesz ich zatrzymać.
– Dlaczego? – jęknęła Jenny z wielkim rozczarowaniem.
– Bo ja nie mogę sobie pozwolić na to, żeby za nie zapłacić.
– Ale to prezent – powtórzyła Jenny. – Nic płaci się za
prezenty!
– Naprawdę? – stwierdziła Anna ironicznie.
Sukienka z zielonego jedwabiu zsunęła się ze sterty i upadła u
stóp Jenny.
– Anno, czy coś się stało?
– Nie – skłamała. – Ale nie możemy się do tego wszystkiego
za bardzo przyzwyczajać... – zatoczyła luk ręką, – Te luksusy
nie będą trwały wiecznie.
– Co to znaczy? – zdziwiła się Jenny. – Przecież Franko jest
bardzo bogaty i może sobie pozwolić na hojność.
– Jenny... – westchnęła Anna i przeszła na język migowy,
żeby siostra zrozumiała wszystko dokładnie. – Nie czuję się
dobrze, przyjmując tak kosztowne prezenty. A jeśli coś nam nie
wyjdzie...
– A co może wam nie wyjść? – zdziwiła się Jenny. – Franko
wrócił do twojego życia, a Sammy będzie zdrowy. Co złego
może się stać?
Och, młodzieńcza naiwności, pomyślała Anna. Jenny miała
zaledwie – dziewiętnaście lat i głowę pełną romantycznych
iluzji, ale przecież nie znała całej historii związku z Frankiem,
nie znała mrocznego sekretu, który kładł się cieniem na całej
teraźniejszości.
– Nic – westchnęła. – Masz rację. Głupio gadam.
– Jesteś zmęczona – stwierdziła jej siostra. – Masz za sobą
ciężkie dni. Postaram się pomagać ci bardziej.
– I tak pomagasz mi bardzo dużo – rzekła Anna z
wdzięcznością. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
– Teraz mam ferie, więc mogę zająć się Sammym, żebyś ty
miała więcej czasu dla Franka.
Gdy siostra wyszła z pokoju, Anna jeszcze raz popatrzyła na
swoje odbicie w lustrze. Spędzanie czasu z Frankiem było
ostatnią rzeczą, na jaką miała w tej chwili ochotę.
Sammy usnął, nie doczekawszy końca bajki. Otuliła go
kołdrą, pocałowała w policzek i poszła do swojego pokoju.
Jenny była u siebie, a gosposia już dawno skończyła pracę.
Anna czekała na powrót Franka, niespokojnie chodząc z kąta w
kąt. Miała ochotę się położyć, ale nie chciała, by zastał ją
pogrążoną we śnie; obawiała się, że w takiej sytuacji po prostu
wsunąłby się do łóżka obok niej.
W końcu usłyszała przed domem odgłos silnika maserati i
świst zamykanych elektronicznie drzwi do garażu. Potem kroki
na żwirowej ścieżce... zgrzyt klucza w drzwiach... znów kroki,
tym razem zbliżające się do smugi światła pod drzwiami salonu.
Gdy otworzył drzwi, zerwała się na równe nogi.
– Nie masz prawa ich przykupywać! – wykrzyknęła bez
wstępów.
Franko zamknął za sobą drzwi zupełnie niewzruszony.
– Dobry wieczór, cara.
– Słyszałeś, co powiedziałam?
Rzucił marynarkę na sofę i rozluźnił węzeł krawata.
– Zdążyliście się już tu urządzić?
Anna patrzyła na niego bez słowa.
– Czy coś jest nie tak? – zapytał ze zdziwieniem.
– Wszystko jest nie tak! – wybuchnęła. – Specjalnie starasz
się utrudnić mi...
– Utrudnić ci co? Pójście ze mną do łóżka?
– Nie mam ochoty z tobą sypiać!
– Ach, ale nie masz wyboru, prawda?
Popatrzyła na niego ze złością.
– Czy naprawę myślisz, że cały pokój zabawek dla
Sammy'ego i szafa ubrań dla mojej siostry wystarczą... ?
Oczy Franka przybrały kształt wąskich szparek.
– Nie, ale sądziłem, że uwzględnisz w rachunku koszty
leczenia w szpitalu.
Na to oczywiście nie mogła nic odpowiedzieć.
Franko wygodnie rozsiadł się na sofie i położył nogi na
stoliku.
– Czyżbyś miała jeszcze jakieś wahania co do naszej umowy?
– To wszystko jest takie... bezduszne. Chcesz mnie
wykorzystać z czystej nienawiści.
– A dlaczego nie miałbym cię nienawidzić? – Wzruszył
ramionami.
– Nikt nie jest doskonały – mruknęła, unikając jego wzroku. –
Każdy popełnia jakieś błędy. To ludzkie.
– Ale za niektóre błędy trzeba płacić.
– A co z twoim bratem? Jaką cenę on ma zapłacić?
Franko mocno zacisnął zęby, ale wytrzymał jej spojrzenie.
– Carlo już zapłacił. Nie wie o tym, że ma syna. Nie potrafię
sobie wyobrazić gorszej kary.
– Czyli wychodzi na to, że jest to wyłącznie moja wina.
– Tak. – Zdjął nogi ze stołu i wstał. – To jest twoja wina.
Złamałaś obietnicę.
– Przecież nie zrobiłam tego sama! – zawołała, hamując łzy.
– Carlo jest mężczyzną z krwi i kości. Nie był w stanie
oprzeć się pokusie, jaką mu zaoferowałaś. Przeprosił mnie za to,
co niechcący zrobił.
– Niechcący? – prychnęła Anna z niedowierzaniem. – Napoił
mnie szampanem, a ty mówisz, że zrobił to niechcący?
Franko zacisnął usta.
– Nie musiałaś pić.
– A on nie musiał... nie musiał...
Łzy w końcu popłynęły. Otarła je wierzchem dłoni.
– Sama mówiłaś, że co się stało, to się nie odstanie. Trzeba
się skupić na tym, co jest tu i teraz.
– To, co jest tu i teraz, to szantaż i przekupstwo!
– No i co z tego? – Wzruszył ramionami. – Tylko w ten
sposób możemy wyrównać rachunki.
– Franko, nie żyjemy w średniowieczu! Zasada "oko za oko"
już nie obowiązuje!
– Nie zaznam spokoju, dopóki nie zapłacisz mi za to, co
zrobiłaś.
– Już zapłaciłam! Nawet nie masz pojęcia, jak drogo!
– Ale nie na moje konto.
Z frustracją zacisnęła dłonie w pięści.
– Dobrze – powiedziała wojowniczo. – Miejmy to już z
głowy. Rób, co masz zrobić, i niech już będzie po wszystkim.
stał nieruchomo, z twarzą przypominającą maskę.
– Na co czekasz?! – krzyczała Anna, zrzucając buty i
rozpinając bluzkę. – Przecież tego właśnie chciałeś! – Rzuciła
bluzkę na podłogę i sięgnęła do paska steranych dżinsów. –
Zróbmy to wreszcie, żebym mogła się przestać zastanawiać,
kiedy w końcu eksplodujesz.
Dżinsy opadły na podłogę i Anna w samej bieliźnie stanęła
przed Frankiem. On jednak nawet nie drgnął.
– No co? – prowokowała go. – Zniechęca cię moja stara
bielizna? Możesz ją ze mnie zerwać i zrobić, co zechcesz. Co
cię powstrzymuje? Brak ci charakteru? Nie uwierzę, że twój brat
ma gorętszą krew niż ty...
Poruszył się tak szybko, że nie zdążyła dokończyć zdania.
Całym ciałem przycisnął ją do ściany i zamknął jej usta
pocałunkiem, a jednocześnie dłonie rozpoczęły podróż po jej
piersiach. Wbrew sobie Anna nie potrafiła odeprzeć tego
zmasowanego ataku na swe zmysły; nie była w stanie walczyć z
Frankiem.
Po chwili biustonosz poleciał na podłogę, a w ślad za nim
zsunęły się majtki. Franko sięgnął ręką między jej nogi, drugą
rozpinając swoje spodnie. Wstrzymała oddech, gdy gwałtownie
w nią wtargnął. Zdradzieckie ciało reagowało po swojemu,
pulsując w jednym rytmie z jego ciałem.
– Chcesz właśnie mnie – mruczał Franko między jednym
gorączkowym pchnięciem a drugim. – I to właśnie mnie
będziesz miała, dopóki ja się tobą nie nasycę.
Ciało Anny po kilku latach celibatu nie było przyzwyczajone
do takiej gwałtowności. Skrzywiła się lekko; Franko
natychmiast znieruchomiał i zatrzymał wzrok na jej twarzy.
– Co się stało? Nie jest ci ze mną tak dobrze jak z Carlem?
Czy o to chodzi?
– Nie...
– W takim razie o co? – Znów zaczął się poruszać, ale już
delikatniej. – Myślisz o nim?
– Nie... – szepnęła, wbijając paznokcie w jego ramiona.
– Nie zniósłbym, gdybyś myślała o nim wtedy, kiedy ja
jestem w tobie.
Chciała mu powiedzieć, że nigdy nie było w niej miejsca dla
nikogo innego, ale wiedziała, że Franko jej nie uwierzy. Zresztą
sama przestawała już wierzyć sobie. Zagryzła usta,
powstrzymując okrzyk rozkoszy; nie chciała mu dać tej
satysfakcji.
– Nie walcz ze mną – wydyszał Franko prosto do jej ucha. –
Przestań się kontrolować!
– Nic. Nienawidzę cię.
– Ale pragniesz mnie mimo to!
– Ja... ja...
– Zrób to dla mnie – poprosił łagodnie. – Tak jak kiedyś.
– Nie chcę... och... och... och... !
Franko mocno przytrzymał jej drżące ciało.
– Tak, cara. Chcesz.
Owszem, chciała i nie była w stanie powstrzymać
przetaczających się przez nią fal rozkoszy ani zapobiec
bezwładności, która ogarnęła ją całą.
– Teraz moja kolej – mruknął, znów zwiększając tempo. –
Tak długo na to czekałem!
Czuła, jak jego napięcie narasta z każdym ruchem. Po chwili
Franko porzucił samokontrolę i dokończył dzieła z głębokim
jękiem, a potem natychmiast odsunął się od niej. Usłyszała
zgrzyt zamka błyskawicznego; on również doprowadzał się do
porządku.
– Mam nadzieję, że Rosa pokazała ci twój pokój? – rzucił
przez ramię, podchodząc do barku.
Anna przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu.
– Tak...
– To dobrze. – Odwrócił się w jej stronę i wzniósł kieliszek w
toaście. – Za nasz związek. Oby trwał przez wiele nocy i dni.
– Zmieniłeś się...
W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
– Jeśli tak, to tylko siebie możesz za to winić – odrzekł z
goryczą.
– Przykro mi.
– Przykro? – powtórzył z niedowierzaniem.
– A dokładnie dlaczego jest ci przykro?
– Nie chciałam cię zranić...
– Naprawdę?
– Oczywiście, że tak – powiedziała, wykręcając ręce. –
Niczego nie pamiętam z tamtej nocy.
– Nie musisz nic pamiętać – prychnął. – Carlo był
przewidujący i przygotował dokumentację.
Zadała mu wreszcie pytanie, które prześladowało ją już od
dawna:
– A nigdy się nie zastanawiałeś, po co to zrobił?
Franko przez chwilę milczał.
– Czasami zadawałem sobie to pytanie, ale za każdym razem
dochodziłem do tej samej odpowiedzi, którą podał mi Carlo.
Gdyby nie miał tych cholernych zdjęć, nigdy bym mu nie
uwierzył. Twój zadowolony uśmiech prześladował mnie przez
koszmarnie długie cztery łata. Nie potrafiłem zapomnieć tego
widoku, choć bardzo się starałem.
Anna przymknęła oczy.
– Czy wiesz, jak ciężko jest mi patrzeć na własnego brata i
nie myśleć o tym, że go uwiodłaś? Robiłem wszystko, co
mogłem, żeby naprawić relacje między nami, ale blizny
pozostały.
Co miała powiedzieć? Była winna i koniec. Franko miał
rację: choć ona sama niczego nie pamiętała, zdjęcia były
wystarczającym dowodem na to, co zaszło.
Włożyła dżinsy i zapięła bluzkę.
– Nie wiem, co mam odpowiedzieć...
– Nic już nie mów – prychnął. – Czy naprawdę myślisz, że
słowa mogą wymazać przeszłość?
Potrząsnęła głową i na widok nienawiści w jego twarzy
opuściła wzrok.
– Jesteś małą, tandetną...
– Nie!
Dłoń Franka ostro przecięła powietrze.
– Jesteś kusicielką w przebraniu anioła. Dałem się nabrać i
mój brat też, ale teraz nasz związek opiera się wyłącznie na
moich warunkach. Zniesiesz wszystko, co zechcę ci zaoferować
– wycedził przez zaciśnięte zęby. – Jesteś mi to winna. A teraz
zejdź mi z oczu.
– Franko... Proszę cię... ja...
– Wynoś się! – wykrzyknął, uderzając pięścią w stół.
– Ale ja...
Przybliżył się o kilka kroków, Anna jednak nie cofnęła się.
– Zdaje się, że kazałem ci stąd wyjść.
– Słyszałam, co powiedziałeś, ale nie zamierzam pozwolić,
byś mnie obrażał.
Franko patrzył na nią ponuro.
– Jeśli będę miał ochotę cię obrazić, to zrobię to. Ty obraziłaś
mnie bardziej.
– Nic z tego nie pamiętam! – wykrzyknęła z frustracją. –
Zupełnie nic!
– Jakie to wygodne.
– Nie wierzysz mi, tak? Po prostu mi nie wierzysz.
Znów prychnął pogardliwie i sięgnął po coś do szuflady.
Zobaczyła w jego wyciągniętej ręce dużą kopertę i przeszył ją
dreszcz.
– Wygodnie ci było zapomnieć to, co wtedy zaszło... – rzekł
lodowato – ale może to pozwoli ci odzyskać pamięć.
Drżącymi rękami otworzyła kopertę i wyjęła zdjęcia.
Rozdział 5
Cała krew odpłynęła jej z twarzy. Patrzyła na własne zdjęcie
w kompromitującej pozie i z trudem powstrzymywała mdłości.
– Teraz mi powiedz, że nic nie pamiętasz – warknął Franko.
Poczuła ucisk w skroniach. Miała wrażenie, że ogląda
własnego sobowtóra, nie siebie. Kobieta na zdjęciu miała na
ustach nieobecny uśmiech i wyciągała ręce do kogoś, kogo nie
było widać w kadrze.
Kolejne zdjęcie wyglądało bardzo podobnie. Zachęcająca
poza, włosy rozrzucone na poduszce, usta rozchylone w
uśmiechu i pusty wzrok. Nie miała już ochoty oglądać kolejnych
fotografii.
– Dziwię się, że zatrzymałeś te zdjęcia – powiedziała,
oddając mu cały plik. – Moim zdaniem zakrawa to na
masochizm.
– Zatrzymałem je, żeby od czasu do czasu przypominać
sobie, jaki byłem głupi, że ci wierzyłem.
– Jak często musiałeś je oglądać?
Odwrócił wzrok, schował zdjęcia do szuflady i zamknął ją na
klucz, który schował do kieszeni.
– Patrzę na nie, ilekroć czuję pokusę, by zaufać pięknej
kobiecie.
– To dlatego jeszcze się nie ożeniłeś?
– Nie mam ochoty znaleźć się w następnym podobnym
związku.
– A nie chcesz mieć dzieci?
Znów odwrócił wzrok.
– Dzieci to obciążenie. Nie chcę takich mocnych więzi.
Anna nie wierzyła własnym uszom. Gdzie się podział ten
mężczyzna, który marzył o rodzinie i jak twierdził, nie mógł się
doczekać córki lub syna? Czyżby naprawdę zmienił się tak
bardzo? Czy to była jej wina?
– Jeśli chodzi o to, co zaszło między nami, to mam nadzieję,
że używasz jakiegoś wiarygodnego zabezpieczenia?
Na szczęście nie patrzył w jej stronę, bo na pewno
zauważyłby głęboki rumieniec na policzkach.
– Oczywiście.
Nie było to do końca kłamstwo; co prawda, w celu kontroli
długości cyklu, używała niskohormonalnych tabletek, ale nie
zażywała ich regularnie.
Przez chwilę panowało milczenie, przerywane tylko
szczęknięciem szklanki o butelkę z brandy. Anna niepewnie
stała przy sofie; miała ochotę jak najszybciej stąd uciec, ale żeby
wyjść z salonu, musiałaby przejść obok Franka.
W końcu popatrzył na nią z nieprzeniknionym wyrazem
twarzy i zatrzymał wzrok na drobnym rozcięciu na dolnej
wardze. Podszedł bliżej jak zahipnotyzowany.
– Cara – szepnął z nieoczekiwaną delikatnością. – Czy to ja
zrobiłem?
Odwróciła twarz; jego ręka opadła bezwładnie.
– Bywało gorzej.
– Nie. Nie z mojego powodu.
– Jesteś pewien? – zapytała sucho.
– Anno... nigdy bym celowo nie skrzywdził ciebie ani żadnej
innej kobiety.
– To dlaczego tu jestem?
Przez chwilę patrzył jej w oczy.
– Czy rani cię to, że jesteś tu ze mną?
– Przecież wiesz, że tak...
– Dlaczego?
Jego intensywne spojrzenie utrudniało jej odpowiedź.
Opuściła głowę i wpatrzyła się w podłogę.
– Dlaczego rani cię przebywanie w moim towarzystwie? –
powtórzył Franko.
Wolała nic nie mówić. Wyminęła go, unikając dotknięcia
jego wyciągniętej ręki, wyszła z salonu i stanowczo zamknęła za
sobą drzwi. Franko patrzył za nią, a potem z rozmachem wrzucił
kryształową szklankę z brandy do kominka. Na kremowym
dywanie pozostały żółte ślady po rozlanej brandy.
Wyczerpanie emocjonalne sprawiło, że Anna spała
wyjątkowo mocno. Gdy się obudziła, było parę minut po ósmej.
Na jej łóżku siedział Sammy z nową zabawką na kolanach.
– Już nie śpisz, mamo? – Zapytał z nadzieją.
Uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z jego oczu, – Dlaczego
nie obudziłeś mnie wcześniej? Długo tu siedzisz?
– Tatuś powiedział, żebym cię nie budził – odrzekł chłopiec z
ważną miną. – Mówił, że jesteś bardzo zmęczona i potrzebujesz
snu.
Dziwnie się poczuła, słysząc, że Franko tak się troszczy ojej
wypoczynek. Niemożna jednak było na tym niczego budować.
– Ale teraz już nie śpię – powiedziała i przegarnęła ręką
ciemne włosy synka. – Gdzie jest ciocia Jenny?
– Pomaga Rosie przy śniadaniu. Wstajesz już?
Anna miała wielką ochotę znów zagrzebać się pod kołdrą i
nie wychodzić z łóżka co najmniej przez tydzień, ale Sammy już
za kilka dni miał pójść do szpitala, a pozostało jeszcze mnóstwo
spraw, którymi należało się wcześniej zająć.
– Wstaję – westchnęła, opuszczając nogi na podłogę. –
Chyba.
Sammy pochylił się bliżej i wskazał na jej dolną wargę.
– Co to takiego? – zapytał, dotykając palcem rozcięcia.
– Ugryzłam się w usta.
– Głupio zrobiłaś – uśmiechnął się promiennie i poklepał ją
po dłoni.
Przy drzwiach rozległ się jakiś dźwięk. Anna podniosła
głowę i napotkała mroczne spojrzenie Franka. Sammy od razu
do niego podbiegł.
– Tatusiu, ja jej nie obudziłem, sama się obudziła!
– To dobrze. Może pójdziesz do Rosy i powiesz jej, że
przyjdziemy za kilka minut?
Sammy wyszedł z sypialni z ciężarówką pod pachą. Anna
podniosła się i sięgnęła po wytarty szlafrok.
– Anno.
Zawiązała pasek i spojrzała na niego obronnie.
– Dobrze spałeś, Franko?
– Chciałem przeprosić za moje wczorajsze zachowanie –
powiedział, odwracając wzrok. – Byłem... nie byłem sobą.
– Coś takiego...
– Sytuacja wymknęła mi się spod kontroli...
– Po prostu chciałeś mnie upokorzyć. Jesteś teraz
zadowolony?
Mocno zacisnął usta, ale wytrzymał jej wzrok.
– Byłem zły na ciebie.
– Dobrze wiesz, że to nie jest żadne usprawiedliwienie.
– Nic próbuję się usprawiedliwiać.
– Nie chcę ani usprawiedliwień, ani przeprosin. Chciałabym
przebrnąć przez najbliższe dni, dopóki Sammy nie trafi do
szpitala, bez komplikacji w postaci twoich planów zemsty.
– Uwierzysz, jeśli ci obiecam, że cię nie skrzywdzę?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Oczywiście, że nie uwierzę.
Twarz Franka wyraźnie zadrgała.
– Masz na to moje słowo.
– Mam je uznać za gwarancję? Niestety. Nie wierzę już w
żadne słowo nikogo, kto nazywa się Ventressi: Z waszych
obietnic nie wynika zupełnie nic.
– Jak mam to rozumieć? – zapytał, przymrużając oczy.
– Jak sobie chcesz.
– Wyjaśnij mi, co masz na myśli.
– Po co? I tak obrócisz kota ogonem, żeby na koniec wyszło
na twoje.
– Chcę wiedzieć, co te słowa miały znaczyć.
– Dobrze, skoro się upierasz – westchnęła. – Cztery lata temu
poprosiłeś, żebym za ciebie wyszła. Mówiłeś, że mnie kochasz,
ale przy pierwszej próbie ta miłość gdzieś zniknęła. Więc co to
była za miłość? Co była warta taka obietnica? Zabrakło ci
odwagi, żeby stawić czoło temu, co się stało; od razu mnie
przekreśliłeś i nawet przez chwilę nie zastanowiłeś się nad
innymi możliwościami.
– A jakie były inne możliwości?
– Dalej nic nie rozumiesz. Widzisz tylko moją winę. Nawet
nie przyjdzie ci do głowy, że mogłam być ofiarą.
Franko ściągnął brwi.
– Ofiarą? Od kiedy to ofiary pozują nago na łóżku i
pozwalają, żeby ktoś im robił zdjęcia?
Anna dobrze wiedziała, że traci grunt, ale za wszelką cenę
pragnęła go zmusić, żeby poszukał innego możliwego
wyjaśnienia. Gdyby tylko potrafiła sobie cokolwiek
przypomnieć!
– Mogłam być... pijana.
– Pijana? – powtórzył z oburzeniem. – I to miałoby cię
usprawiedliwić?
– Nie... oczywiście, że nie... ale może niechcący wypiłam za
dużo i....
– Anno, widzę, do czego zmierzasz, ale nic ci z tego nie
przyjdzie. Stawianie siebie na miejscu ofiary nie znaczy
automatycznie, że Carlo był na miejscu kata. Czy sądzisz, że
uwierzę tobie, a nie własnemu bratu, zwłaszcza że on. w
przeciwieństwie do ciebie, potrafi opisać każdy szczegół tego,
co się zdarzyło?
Nie było sensu ciągnąć tej sprzeczki. Zawsze kończyło się tak
samo: jej słowo przeciwko słowu Carla. Nie miała się na czym
oprzeć.
– Nic, nigdy nie sądziłam, że mi uwierzysz – westchnęła ze
znużeniem.
– Myślisz, że w ciągu tych czterech lat nie przychodziło mi to
wielokrotnie do głowy? Ze nie próbowałem szukać kozła
ofiarnego? Znaleźć odpowiedzi na pytania, które nigdy nie
powinny zostać zadane? Kochałem cię z całego serca, a ty
zniszczyłaś tę miłość. Teraz mogę ci oferować tylko gorycz.
Odwrócił się plecami do niej i przez chwilę milczał. Anna
patrzyła na niego ze ściśniętym sercem.
– Idę do pracy – odezwał się wreszcie, nie zmieniając
pozycji. – Na dole znajdziesz szczegóły dotyczące przyjęcia
Sammy'ego do szpitala. Zobaczymy się później.
Drzwi zamknęły się z cichym stuknięciem.
Tego samego dnia po południu Sammy był umówiony na
spotkanie z lekarzem w szpitalu, gdzie miała zostać
przeprowadzona operacja.
Anna mocno trzymała chłopca za rękę. Na początek
pielęgniarka oprowadziła ich po oddziale.
– To urządzenie uśpi cię przed operacją – tłumaczyła,
wskazując na sprzęt anestezjologiczny. – A gdy już będziesz
spał, chirurg zrobi malutkie nacięcie w twojej nodze, wprowadzi
tam malutką kamerę i wyśle ją aż do twojego serca. A kamera
znajdzie dziurkę, którą trzeba zapełnić. To tak, jakby w tym
miejscu brakowało kawałka puzzli.
W ujęciu pielęgniarki cały zabieg wydawał się niezmiernie
prosty. Choć spokój kobiety udzielił się Sammy’emu, Anna z
chwili na chwilę czuła coraz większą panikę. Tyle rzeczy mogło
pójść nie tak! Słyszała o nietypowych reakcjach organizmu;
niektórzy ludzie po operacji zapadali w śpiączkę. Zdarzały się
również niemożliwe do opanowania krwotoki. A Sammy był
taki mały, taki delikatny...
– Proszę się nie martwić – uśmiechnęła się pielęgniarka na
widok jej przerażonej twarzy. – Co roku wykonujemy tysiące
takich operacji. Sammy będzie w najlepszych rękach.
Anna uśmiechnęła się blado, modląc się w duchu, by
pielęgniarka miała rację.
Popołudniowy upał wypędził ich do ogrodu, nad basen. Na
widok błękitnej tafli wody otoczonej ciemnozielonymi
paprociami Sammy omal nie oszalał z zachwytu. Jeden koniec
basenu był ocieniony.
Anna trzymała syna blisko przy sobie, nie pozwalając mu się
przemęczać. Sammy ze szczęśliwym uśmiechem chlapał się w
płytkiej wodzie. Niedaleko nich Jenny ćwiczyła własną wersję
żabki, przez cały czas trzymając głowę nad wodą. Patrząc na
siostrę, Anna nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. W ciągu
ostatnich dni Jenny zmieniła się z patykowatej nastolatki w
rozkwitającą kobietę. Śmiało ze wszystkimi rozmawiała, nawet
z Rosą, a na jej twarzy, zamiast bolesnego grymasu, przeważnie
gościł uśmiech.
Anna pomyślała, że być może cena, jaką przyszło jej
zapłacić, warta była szczęścia syna i siostry. Mogła znieść wiele
ze strony Franka, jeśli miałaby oszczędzić w ten sposób
cierpienia dwóm najbliższym osobom.
– Czy ja też się tu zmieszczę?
Drgnęła na dźwięk głębokiego głosu Franka za plecami.
Odwróciła się i ujrzała jego szczupłe, opalone ciało.
– Tatusiu! – zawołał Sammy z zachwytem. – Patrz, co ja
lobie! – Zamachał nogami, rozchlapując dokoła wodę.
Franko wyciągnął rękę.
– Chodź do mnie, Sammy. Przypłyń do mnie.
– On nie umie pływać – zauważyła Anna.
– W takim razie czas już, żeby się nauczył.
– On ma dopiero trzy lata.
Sammy nabrał powietrza do płuc i machając wszystkimi
kończynami, rzucił się przez wodę w stronę Franka. Ten w porę
pochwycił chłopca i z uśmiechem podniósł do góry.
– Bardzo dobrze! Widzę, że będziesz mistrzem w pływaniu.
– Lubię pływać – oznajmił Sammy z dumą, ocierając oczy z
wody.
– Będę z tobą pływał codziennie – obiecał Franko.
– Po operacji przez jakiś czas nie będzie mógł pływać –
przypomniała mu Anna.
Franko poczekał, aż Sammy podreptał na drugi koniec
basenu, gdzie była Jenny, i dopiero wtedy odpowiedział.
– Jesteś nadopiekuńcza. To chłopiec. Musi poznawać świat.
– To chłopiec z wadą serca – przypomniała mu ponuro.
– Anno, rozmawiałem z lekarzami. Zabieg usunie wadę w stu
procentach. Za bardzo się o niego martwisz.
– Tylko mi nie mów, że nie powinnam się o niego martwić!
Przecież jestem jego matką.
– Będziesz go nadmiernie chronić, tak samo jak Jenny.
– Co?! – wykrzyknęła ze zdumieniem.
– Ona ma dziewiętnaście lat, a nie dziewięć. Powinna
umawiać się z chłopcami, chodzić na imprezy i...
– Na litość boską, przecież ona nie słyszy!
– To, że nie słyszy, nie znaczy jeszcze, że jest upośledzona –
powiedział Franko spokojnie. – Potrafi zadbać o siebie i
powinna to robić, żeby znaleźć swoje miejsce w świecie.
– Jest taka wrażliwa...
– Jest silną, odważną młodą kobietą. Da sobie radę w każdym
otoczeniu. Może zaproponujesz jej, żeby poszukała sobie jakiejś
pracy na lato? Dzięki temu nabrałaby śmiałości.
– Jenny jest mi potrzebna do pomocy przy Sammym.
Opiekunki do dziecka s$ bardzo drogie. Bez jej pomocy nie
mogłabym pracować w weekendy ani wieczorami.
– Przez najbliższe trzy miesiące nie będziesz pracować.
Anna spojrzała na niego krzywo.
– To, co dla ciebie robię, w seksbiznesie nazywa się pracą.
Oczy Franka zmieniły się w wąskie szparki.
– Anno, nie nadużywaj mojej cierpliwości. Jestem już
zmęczony tym, że kiedy czujesz się osaczona, walisz na ślepo.
– A dlaczego to robię? Pojawiłeś się znów w moim życiu i
chcesz jednocześnie odgrywać rolę sędziego i ławy
przysięgłych. Przez cały czas udowadniasz mi, jaki mam
okropny charakter, krytykujesz mnie jako matkę i nawet jako
siostrę. Bardzo mi przykro, że nie dorastam do twoich
wygórowanych wymagań, ale jestem tylko człowiekiem i daleko
mi do doskonałości.
– Nie krytykuję cię, mówię tylko, jak cię widzę.
– A czy ja cię prosiłam o opinię? Staram się, jak mogę,
poradzić sobie w trudnej sytuacji.
– Zdaję sobie sprawę, że ostatni okres nie był dla ciebie
łatwy.
– A co ty możesz o tym wiedzieć? Pochodzisz z bogatej
rodziny. Nigdy nie musiałeś się zastanawiać, skąd wziąć
następny posiłek i kto za niego zapłaci. Żyjesz w luksusach, a
mimo to ośmielasz się krytykować moje niedociągnięcia.
– Anno, proszę... nie wpadaj w histerię.
Otarła ręką łzy.
– Sądzisz, że to histeria? Jeszcze nie widziałeś prawdziwej
histerii, więc to ty nie nadużywaj mojej cierpliwości.
– Mamo? – zapytał niepewnie Sammy, podchodząc do niej. –
Czy jesteś smutna?
– Nie, kochanie, tylko...
– Chodź ze mną, Sammy – wtrąciła Jenny, biorąc chłopca za
rękę. – Mama i tato muszą teraz porozmawiać.
– Ale ja chcę wiedzieć, dlaczego mama jest...
– Chodź, Sammy – ucięła Jenny stanowczo i pociągnęła
chłopca za sobą. Gdy zniknęli w domu, Franko powiedział:
– Jenny ma rację. Powinniśmy spędzić trochę czasu razem.
– Nie chcę być z tobą sama.
– Czego się boisz? Tego, że poczujesz do mnie coś innego niż
nienawiść? – zapytał z lekkim uśmieszkiem.
– Czuję tylko niesmak z powodu tego, co zrobiłeś.
– Ostrożnie, cara. Czy nikt ci nie mówił, że nie należy
obrażać dobroczyńców, bo mogą się zniechęcić?
– Ty draniu! – syknęła. – Ty arogancki draniu! Byłbyś do
tego zdolny, prawda? Zdrowie Sammy'ego jest dla ciebie tylko
środkiem, żebyś mógł dostać to, czego chcesz!
– Znasz warunki naszej umowy – odrzekł Franko z
lodowatym spokojem. – Ty masz wypełnić swoją rolę, a ja
swoją.
– Jak możesz być taki podły!
– Ty mnie tego nauczyłaś – odparował gładko.
– Ten dzień, gdy przespałaś się z moim bratem, zmienił mnie
na zawsze.
Pomimo palącego słońca Anna zadrżała z chłodu.
– Nie mogę znieść towarzystwa człowieka, dla którego
potrzeby innych nie znaczą nic.
– Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z twoich potrzeb, Anno.
Poznałem je wszystkie doskonale. – Jego wzrok leniwie
prześlizgnął się po jej ciele.
– Zimno mi – wzdrygnęła się i chciała wejść na schodek, ale
Franko przytrzymał ją i obrócił twarzą do siebie.
– Jest prawie trzydzieści stopni w cieniu.
– Ale...
– Nie uciekaj ode mnie.
Jego bliskość zapierała jej dech. Ich uda w wodzie niemal się
stykały. Na rzęsach też miał kropelki wody.
– Nie – westchnęła, gdy pochylił twarz nad jej twarzą.
– Przecież wcale tak nie myślisz – mruknął i leciutko musnął
wargami jej usta.
– Właśnie że tak – odpowiedziała ledwo słyszalnym głosem.
– Naprawdę tak myślę.
– Jeśli będziesz sobie to powtarzać wystarczająco długo, to
pewnie w końcu w to uwierzysz... ale mnie nie przekonasz.
Anna czuła, że kolana zaczynają pod nią drzeć. To tylko
jeden pocałunek, tłumaczyła sobie. Basen był doskonale
widoczny z okien domu. Nic więcej nie mogło tu zajść. Tylko
jeden pocałunek...
Franko dostrzegł jej wahanie i skorzystał z okazji. Kolejny
pocałunek był już znacznie mocniejszy. Przesunął ją nieco tak,
że oparła się o ścianę basenu, i przez dłuższą chwilę nie
podnosił głowy znad jej twarzy.
– Zawsze tak dobrze smakujesz – wymruczał. – Nigdy nie
potrafiłem tego zapomnieć.
Przymknęła oczy, udając przed sobą, że on ją kocha. W ten
sposób łatwiej jej było wszystko znieść. Jego ręce powędrowały
do ramiączek jej kostiumu i delikatnieje zsunęły. Pochylił się
nad jej piersiami.
– Wiesz, cara – powiedział cicho po chwili – to chyba nie był
najlepszy pomysł. Mam ochotę wziąć cię tu i teraz, ale widać
nas z okien domu.
Wszystko mi jedno! – miała ochotę odpowiedzieć, ale
ugryzła się w język.
Franko odsunął się od niej. Wyskoczył z basenu i podał jej
rękę.
– Chodź. Musimy dokończyć tę rozmowę w jakimś
ustronnym miejscu.
Nie mogła mu się oprzeć, nie potrafiła zignorować obietnicy
w jego oczach. Rozsądek nie miał tu nic do powiedzenia. Jak
zahipnotyzowana poszła za nim na górę.
Rozdział 6
W nocy przed operacją Sammy'ego Anna prawie nie spała.
Przewracała się z boku na bok, aż wreszcie nad ranem wstała z
łóżka z podkrążonymi oczami.
Franko nie został z nią na noc; Anna starannie skrywała
rozczarowanie.
Sammy musiał być na czczo, więc Anna też nie jadła
śniadania. Wypiła tylko kilka łyków herbaty i obydwoje poszli
za Frankiem do samochodu.
– Przestań się zamartwiać – upomniał ją łagodnie, otwierając
drzwi. – Sammy wyjdzie z tego.
Przygryzła usta.
– Nic na to nie poradzę. On jest taki mały... a to bardzo
poważny zabieg.
– Teraz już jest to całkiem prosty zabieg. To nie to samo, co
kilka lat temu – zauważył Franko. – Kiedyś takie operacje
przeprowadzano na otwartym sercu, a potem pacjenta czekały
długie miesiące rehabilitacji. Teraz jest zupełnie inaczej. Nawet
się nie obejrzysz, a Sammy znów będzie w domu.
Żałowała, że nie potrafi podzielać jego optymizmu.
Sammy czul się niezmiernie ważny. Przez całą drogę do
szpitala buzia mu się nie zamykała; był wyraźnie zachwycony
uwagą, jaką wszyscy mu poświęcali.
– Mamusiu, czy będziesz ze mną, kiedy się obudzę? –
dopytywał się ze swojego fotelika.
– Oczywiście, skarbie.
– Ja też tam będę – zapewnił go Franko.
Anna spojrzała na niego krzywo i mruknęła pod nosem:
– Nic składaj obietnic, których nie zamierzasz dotrzymać.
Odpowiedział jej spojrzeniem prosto w oczy.
– Sądzisz, że Sammy nic mnie nie obchodzi?
– Franko, przecież to nie jest twoje dziecko. I nie stanie się
twoim synem, choćbyś nie wiem ile się nim zajmował.
Franko mocno zacisnął dłonie na kierownicy.
– Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy?
Odwróciła wzrok i złożyła dłonie na kolanach.
– Anno, jeśli jeszcze raz rzucisz mi te słowa w twarz, to nie
odpowiadam za siebie – mruknął ostrzegawczo.
– Mamo. czy ty i tatuś się kłócicie? – zapytał cienki głosik z
tylnego siedzenia.
Anna spojrzała na Franka z wyrzutem i mocno zacisnęła usta.
– Nie – odpowiedział Franko. – Mama i tato bardzo się
kochają, tylko czasem nie potrafimy się porozumieć.
– Co to znaczy polo... polo… to słowo?
– To znaczy: wiedzieć, co druga osoba ma na myśli –
wyjaśnił Franko. – Czasami trzeba do tego wielu lat.
Anna odrzuciła głowę do tyłu i wpatrzyła się w widok za
oknem.
Mama i tato bardzo się kochają. Rzeczywiście.
– ... a teraz już śpi – mówił anestezjolog, poprawiając maskę
na twarzy Sammy'ego. – Może pójdzie pani z mężem na kawę
do pokoju rodziców. Zawołamy państwa, gdy już będzie po
wszystkim.
Anna miała ochotę sprostować, że ten mężczyzna nie jest jej
mężem, a Sammy nie jest jego synem, pohamowała się jednak.
Franko ujął ją pod ramię i wyprowadził z sali operacyjnej.
– Chodź, kochanie.
Na korytarzu zdjęli fartuchy ochronne i ochraniacze na buty i
wrzucili je do stojącego tam kosza.
– Wszystko będzie dobrze – zapewniał ją Franko.
– Nie mogę pozbyć się myśli, że to wszystko moja wina –
westchnęła.
– Co to ma znaczyć?
– To kara dla mnie... za to, że...
– Co za bzdury wygadujesz.
– Tak myślisz?
– Oczywiście.
– Przecież ty też mnie karzesz. Sam powiedziałeś, że muszę
zapłacić za swoje grzechy.
Franko wyraźnie poczuł się nieswojo.
– Byłem na ciebie zły. W złości mówi się różne rzeczy.
Usiadła na krześle i schowała twarz w dłoniach.
– Gdybym tylko mogła cofnąć czas...
Poczuła dotyk jego ręki na głowie.
– Nie możemy cofnąć czasu, choćbyśmy najbardziej chcieli.
– Jeśli on umrze, nigdy sobie nie wybaczę.
– Nie umrze.
– I lak sobie nie wybaczę.
– Anno, przestań wreszcie. I nie obgryzaj paznokci – dodał,
odsuwając jej dłoń od ust. – Kiedyś miałaś takie piękne
paznokcie.
– No tak. Kiedyś w ogóle byłam piękną dziewczyną.
Przynajmniej tak mówiłeś – odrzekła z goryczą.
Skrzywił się i puścił jej dłoń.
– Sami tworzymy własny los przez wybory, których
dokonujemy. Od tego nie da się uciec.
Przygryzła wargi i nic nie odpowiedziała.
– Wszystko poszło doskonale – oznajmił chirurg z szerokim
uśmiechem, zdejmując z głowy czepek. – Mogą państwo do
niego pójść. Jest w sali pooperacyjnej, ale na razie jeszcze śpi.
Anna poderwała się na nogi.
– Wszystko będzie dobrze?
– Oczywiście, że tak – zapewnił lekarz. – Całe szczęście, że
nie czekali państwo z tym dłużej. W takich przypadkach im
szybciej operacja zostanie przeprowadzona, tym lepiej.
Stała nad uśpionym synem, podłączonym do skomplikowanej
aparatury, i patrzyła na niego, w duchu odmawiając modlitwę
dziękczynną. Franko wyszedł, żeby porozmawiać z
pielęgniarkami. Po chwili wrócił i podał jej butelkę soku.
– Pomyślałem, że na pewno chce ci się pić.
Przyjęła butelkę z wdzięcznością.
– Nie obudził się jeszcze? – zapytał Franko, siadając na
drugim krześle.
– Nie, tylko mruczał coś przez sen. Pielęgniarka mówiła, że
specjalnie uśpili go mocniej, żeby się nie kręcił. Nie obudzi się
tak szybko.
– Może pójdziemy do domu i wrócimy tu rano?
– Nie mogę go zostawić! – zaprotestowała.
– Anno... jesteś wyczerpana. Nie pomożesz Sammy'emu, jeśli
zasłabniesz przy jego łóżku.
– Nie mogę go zostawić.
Franko podniósł się i podszedł do drzwi.
– W takim razie rób, jak chcesz, ale myślę, że będziesz tego
żałowała.
– Są rzeczy, których żałuję o wiele bardziej – odparowała, nie
zastanawiając się nad tym, co mówi.
Obrócił się już w progu i zatrzymał na niej wzrok.
– Doskonale cię rozumiem – powiedział i wyszedł.
To była bardzo długa noc.
Sammy spał spokojnie, nieświadomy tego, że matka czuwa
przy jego łóżku. Od czasu do czasu do sali zaglądała któraś z
dyżurnych pielęgniarek.
– Wygląda pani na zmęczoną – stwierdziła jedna z nich nad
ranem. – Może ma pani ochotę położyć się na chwilę?
Anna potrząsnęła głową.
– Chcę tu być, kiedy on się obudzi.
Pielęgniarka na powrót zawiesiła kartę Sammy'ego nad jego
głową.
– Nie sądzę, żeby miał się obudzić szybko. Doktor Frentalle
zwykłe usypia dzieci na dłużej, żeby tętnica udowa miała czas
się zasklepić. Gwałtowniejsze ruchy mogą spowodować
krwotok, najlepiej więc, jeśli dziecko prześpi te pierwsze
godziny.
– Mimo wszystko wolę tu zostać – powiedziała Anna. –
Przynajmniej mogę spokojnie pomyśleć.
– Mnie też by się coś takiego przydało – uśmiechnęła się
pielęgniarka bez humoru. – Gdyby pani czegoś potrzebowała,
proszę mnie zawołać.
Anna odpowiedziała jej uśmiechem, a potem długo patrzyła
na Sammy'ego, aż oczy zaczęły jej się zamykać, a myśli
powędrowały w przeszłość...
– Daj spokój, Anno – przekonywał ją Carlo.
– Chyba nie odmówisz szampana w towarzystwie przyszłego
szwagra?
– Naprawdę wolałabym...
– Czego się boisz? – Podał jej lampkę z szampanem,
szczerząc w uśmiechu zęby ostre jak u wilka.
– Przecież cię nie zjem.
– Nie myślałam o tym, żeby, ..
– Anno, ty chyba mnie nie lubisz? – zapytał, przyglądając jej
się podejrzliwie.
– Jesteś bratem Franka... – Wzruszyła ramionami, odwracając
wzrok. – Właściwie już jesteś moją rodziną...
Usta Carla rozciągnęły się w sztucznym uśmiechu.
– Muszę powiedzieć, że patrzę na ciebie inaczej niż na moją
siostrę Giulię – rzekł, obrzucając ją wymownym spojrzeniem.. –
Zupełnie inaczej.
Anna podniosła się.
– Muszę iść i poszukać Jenny.
Carlo jednak wyciągnął rękę i pochwycił ją za ramię.
– Gdzie się tak spieszysz? Nie masz ochoty porozmawiać ze
swoim nowym bratem?
Poczuła się nieswojo, ale nie była w stanie uwolnić się z
uchwytu.
– Twoja siostra to bardzo ładna dziewczyna.
Ton jego głosu bardzo się nie podobał Annie. Już wcześniej
zauważyła wzrok, jakim Carlo obrzucał Jenny, gdy sądził, że
nikt nie zwraca na niego uwagi. Jenny miała zaledwie piętnaście
lat i przez całe życie była ochraniana kloszem z racji swej
niepełnosprawności, a przez to mogła stać się łatwym łupem
kogoś takiego jak Carlo. Anna była zdeterminowana nie
dopuścić do żadnych bliższych kontaktów między nimi, nawet
gdyby miało to oznaczać, że sama będzie musiała się poświęcić
i znosić towarzystwo brata Franka.
– Może jednak napiję się tego szampana – westchnęła,
wyciągając rękę.
Carlo podał jej kieliszek z dziwnym błyskiem w oczach.
– Wiedziałem, że nie odmówisz. Franko na pewno życzyłby
sobie, żebym cię zabawiał podczas jego nieobecności –
rozumiesz, chodzi o honor rodziny. Gdy Franka nie ma, to ja
jestem głową domu. Jak to się nazywa w Australii? Szef?
– Coś w tym rodzaju – mruknęła niechętnie i podniosła
kieliszek do ust.
– Masz szczęście, Anno. Wychodzisz za mąż za dziedzica
jednego z arystokratycznych włoskich rodów. Rodzina
Ventressich jest znana na całym świecie. Jako żonie Franka
niczego nie będzie ci brakowało.
– Nic wychodzę za niego dla pieniędzy – zaprotestowała.
Ciemne brwi Carla uniosły się cynicznie.
– Ciężko ci będzie przekonać o tym innych. Każda kobieta
pragnie bezpieczeństwa w życiu. Przez wieki kobiety wybierały
kandydatów na mężów właśnie pod tym kątem. To chyba część
teorii ewolucji – przetrwanie najsilniejszych, prawda?
– Najlepiej przystosowanych – poprawiła go.
– Przetrwanie najlepiej przystosowanych gatunków.
– Ach, tak, racja. Rzeczywiście trzeba być doskonale
przystosowanym do potrzeb młodej i namiętnej żony, żeby ją
zaspokoić.
Anna czuła się coraz bardziej nieswojo. Nie wiedząc, co
odpowiedzieć, wypiła kolejny łyk szampana.
– Słyszałem was – oznajmił Carlo.
Mocno zacisnęła palce na nóżce kieliszka.
– Co... co takiego?
Carlo wpatrywał się w jej piersi.
– Całe szczęście, że twoja siostra jest głucha, bo pewnie
byłaby zaszokowana, gdyby mogła usłyszeć, jak jej siostra
krzyczy w objęciach narzeczonego... nieprawdaż?
Z zażenowania nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Czyżby
Carlo naprawdę ich podsłuchał?
– Ale mnie to nie dziwi – ciągnął wciąż z tyra samym,
cynicznym uśmiechem. – Bardzo się cieszę ze względu na brata.
Jestem trochę zazdrosny, ale może mała Jenny również ma takie
talenty jak jej siostra?
Anna gwałtownie odstawiła kieliszek.
– Nie!
– Co się stało? Nie wierzysz, że mógłbym być dobrym
kochankiem?
– Nie, to znaczy tak... Ale...
– Daj spokój, Anno, nie traktuj mnie tak brutalnie. Nie
podobam ci się? Ludzie zawsze mówią, że ja i Franko jesteśmy
do siebie podobni. Nie chciałabyś się przekonać, czy jesteśmy
podobni również w... jak mam to wyrazić? W bardziej
intymnych sytuacjach?
Anna poczuła dziwne zawroty głowy i słabość w całym ciele.
– To chyba nie jest dobry...
Urwała w pół słowa. Działo się z nią coś dziwnego; musiała
się przytrzymać brzegu sofy, żeby nie upaść.
– Co się siało, maleńka? – zapytał Carlo z troską.
– Nic – odrzekła z trudem, oddychając głęboko. – Po prostu
zakręciło mi się w głowie.
– Chyba ta rozmowa o miłości za bardzo cię wzburzyła.
Tęsknisz za swoim kochankiem, tak?
Zamrugała, usiłując skupić wzrok na jego twarzy.
– Tak... tak, tęsknię za nim.
– Nie martw się, cara a mio. Zajmę się tobą, dopóki Franko
nie wróci. Chcesz się położyć?
– Nie...
– A może masz ochotę na jeszcze jednego drinka?
Potrząsnęła głową, on jednak wcisnął jej w dłoń następną
lampkę szampana. Przyjęła ją, nie chcąc go urazić.
– Jesteś bardzo zdenerwowana, Anno – powiedział Carlo,
sącząc swojego drinka. – Powinnaś odpocząć. Jesteś wśród
rodziny, nie musisz się niczego obawiać.
Poczuła, że jej mięśnie stają się coraz bardziej bezwładne.
– Carlo, czy masz dziewczynę? – zapytała, żeby zapełnić
czymś ciszę.
Popatrzył jej prosto w oczy.
– Mam wiele dziewczyn. Jestem, jak to się mówi po
angielsku... zabawką dla dam?
– Bawidamkiem – zachichotała.
– Ty też tak myślisz? – zapytał z szerokim uśmiechem.
– Zdecydowanie tak. Jesteś bawidamkiem najgorszego
rodzaju – odrzekła, patrząc na jego przystojną twarz.
Carlo spojrzał na nią z miną zbitego psa.
– Teraz naprawdę mnie uraziłaś!
– Kogoś takiego jak ty chyba nie można urazić – zaśmiała się.
– Jesteś na to zbyt cwany. .
– Cwany? Co to znaczy?
Dopiła szampana i dopiero wtedy odpowiedziała:
– To znaczy, że widziałeś już niejeden numer.
– Ach, ale to chyba nic dobrego?
Wzruszyła ramionami i wyciągnęła w jego stronę pusty
kieliszek, który Carlo skwapliwie napełnił.
– Myślę, że nie można być zbyt bogatym, ale na pewno
można być zbyt cynicznym.
– Uważasz mnie za cynika?
– Oczywiście, że tak! Zupełnie źle interpretujesz powody, dla
których wychodzę za twojego brata. To bardzo cyniczne z
twojej strony.
– Może masz rację – powiedział, wpatrując się w swój
kieliszek. – Być może niektóre z moich własnych doświadczeń z
kobietami zabarwiają mój osąd.
– Carlo, byłeś kiedyś zakochany?
Podniósł głowę i spojrzał jej w oczy.
– Legenda głosi, Anno, że mężczyźni z rodziny Ventressich
zakochują się tylko raz w życiu. Kochają głęboko i
bezgranicznie, ale jeśli zostaną zdradzeni, nigdy nie wybaczają.
– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie.
– Nie chcesz mi powiedzieć?
– Nie byłem jeszcze zakochany – uśmiechnął się – ale jestem
na najlepszej...
– Drodze?
– Dziękuję ci za to słowo. Mój angielski dużo zyskuje przy
tobie.
– Jesteś dobrym uczniem, Carlo. – Z uśmiechem uniosła
kieliszek w jego stronę. – Za mojego nowego szwagra,
największego bawidamka w rodzinie Ventressich!
Carlo stuknął kieliszkiem o jej kieliszek.
– Za rodzinne uczucia.
Wkrótce skończyli butelkę szampana. Anna czuła, że kręci jej
się w głowie, ale udało jej się rozluźnić. Rozmowa z Carlem
bardzo ją bawiła. Gdy już porzucił maskę arogancji, ujrzała pod
spodem sympatycznego i trochę niepewnego siebie chłopca,
który spędził całe życie w cieniu starszego brata. – –
Oczywiście, że po śmierci ojca nasze życie się zmieniło –
wyznał jej, wpatrując się w kieliszek ze zmarszczonym czołem.
– To musiało być dla was bardzo trudne przeżycie – odrzekła
Anna łagodnie. – Ile miałeś wtedy lat?
– Byłem w wieku Jenny. Giulia miała siedemnaście, a Franko
dziewiętnaście. To był szok, szczególnie dla matki, ale dla nas
też.
– Wypadek?
Carlo skinął głową.
– Ojciec ciężko pracował nad rozwojem firmy. Wracał do
domu z Neapolu i zasnął za kierownicą. Zginął na miejscu.
– Tak mi przykro...
– Ty też miałaś swoje smutki. Franko mówił mi, że wasza
matka zmarła niedawno.
– Tak... Bardzo mi jej brakuje.
– Ale masz Jenny.
– Tak – uśmiechnęła się. – Mam Jenny.
– A teraz będziesz miała nową rodzinę. Wkrótce zostaniesz
panią Ventressi.
– Mam nadzieję, że nie zawiodę waszych oczekiwań.
– Och, na pewno nie – zapewnił Carlo żarliwie. – Jestem
przekonany, że doskonale spełnisz wszystkie oczekiwania.
Niewiele więcej pamiętała z tego wieczoru. Carlo otworzył
drugą butelkę szampana. Wznosili toasty i zaśmiewali się z jego
potknięć w angielskim. A następnego ranka obudziła się w jego
łóżku, oślepiona wpadającym przez okno jaskrawym światłem
słońca. A potem Franko otworzył drzwi i wpatrzył się w nią ze
zdumieniem.
– Anna?
– Franko! – wykrzyknęła, siadając na łóżku.
Dopiero w tej chwili uświadomiła sobie, że jest zupełnie
naga.
Jego wzrok przeszył ją bezlitośnie.
– Co ty robisz w łóżku Carla?
Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, nic nie
rozumiejąc i usiłując sobie przypomnieć, jak się tu znalazła.
– Ja...
Odpowiedzią było grube przekleństwo po włosku.
– Franko, ja... – wyjąkała.
– Carlo miał rację. Jesteś zwykłym śmieciem, chciałaś tylko
zapolować na bogatego męża!
– Nie! – zawołała, okrywając się prześcieradłem.
We wzroku Franka malowała się nieskrywana pogarda.
– Wystarczyło, żebym na jeden dzień wyjechał, a ty uwiodłaś
mojego brata!
– Nie! – Niezgrabnie wygramoliła się z łóżka, owinięta
prześcieradłem. – Franko, ja nic nie zrobiłam...
– Nawet nie próbuj się tłumaczyć. Carlo wszystko mi
opowiedział.
– Co ci opowiedział?
– Jak się na niego rzuciłaś.
– To nieprawda!
– Bardzo się wstydzi, że nie potrafił cię przed tym
powstrzymać.
Anna nie rozumiała z tego ani słowa. Carlo? Powstrzymać?
Ją?
– I uwierzyłeś mu? – zapytała ze zdumieniem.
– A dlaczego miałbym mu nie wierzyć? Przecież to mój brat!
No tak, pomyślała. Racja.
– Franko, nie pamiętam, co się zdarzyło w nocy, ale jestem
pewna, że nie spałam z twoim bratem.
– Nie kłam! – wrzasnął z pogardą. – Wykorzystałaś jego
chwilę słabości. Carlo jest w szoku i nie może dojść do siebie!
Carlo? W szoku?
– Mogę ci wytłumaczyć...
– Myślisz, że mam ochotę słuchać twoich tłumaczeń?
– Ja...
– Brzydzę się tobą!
– Franko, ale ja nie...
– Nie mam ochoty przedłużać tej dyskusji – przerwał jej. –
Obydwie z siostrą macie natychmiast stąd wyjechać.
Zamówiłem wam już bilety – Ale...
– Naprawdę myślałaś, że coś takiego ujdzie ci płazem?
– Ja nic nie zrobiłam...
– Idź do diabla! – wrzasnął. – Kochałem cię! Jak mogłaś mi
zrobić coś takiego?!
– Franko...
Błagalnie wyciągnęła do niego rękę, ale odepchnął ją w
gniewie.
– Nie chcę cię już nigdy widzieć na oczy. Rozumiesz?
Wyjedziecie stąd jeszcze dziś przed południem. Pokojówka już
pakuje twoje rzeczy.
– Ale, Franko, ja...
– Zejdź mi z oczu, Anno, bo za chwilę zupełnie stracę
kontrolę nad sobą.
Patrzyła na niego z konsternacją. Zachowywał się jak ktoś
zupełnie obcy. Czuły kochanek sprzed zaledwie kilku dni
zniknął bez śladu; zastąpił go kipiący ze złości mężczyzna.
– Ja nie spalam z...
– Wynoś się, bo za chwilę sam cię stąd wyrzucę.
– Kocham cię, Franko!
– Zabieraj swoją siostrę i wynoście się stąd obydwie, zanim
zadzwonię po policję. Okryłaś wstydem nazwisko Ventressi.
Tego ci nigdy nie wybaczę.
Odwrócił się i poszedł do drzwi.
– Ja nie spalam z Carlem... – powtórzyła Anna bezradnie. –
Nie spałam z nim...
Ale Franka już nie było.
Gdy się obudziła, Franko stał obok łóżka Sammy'ego i
trzymał go za rękę.
– Pielęgniarka mówi, że wszystko jest w najlepszym
porządku – powiedział.
Zamrugała powiekami, żeby się dobudzić, i podniosła głowę.
– Jak długo już tu jesteś?
Odpowiedział jej nieprzeniknionym spojrzeniem.
– Wystarczająco długo. Słyszałem, jak mruczałaś przez sen
imię mojego brata.
Wbiła wzrok w podłogę, nie mając pojęcia, co ma
odpowiedzieć.
– Zapewne czujesz się winna, że nie powiedziałaś mu o
narodzinach syna.
Przygryzła usta. Wielokrotnie przychodziło jej do głowy, że
powinna zawiadomić o tym Carla, ale zbyt dobrze pamiętała, jak
bezlitośni potrafią być mężczyźni z rodziny Ventressich. Mieli
pieniądze i wpływy; gdyby chcieli, bez trudu mogliby odebrać
jej dziecko. Nawet teraz czuła, że stąpa po bardzo niepewnym
gruncie. Jako samotna matka z trudem wiązała koniec z końcem;
wioski prawnik z łatwością przekonałby sąd, że Sammy ma
prawo do ojcowskiej opieki, a fakt, że Anna poczęła dziecko
jednego brata, będąc zaręczona z drugim, bez wątpienia
świadczyłby przeciwko niej.
– Dziwię się, że sam mu o tym nie powiedziałeś – rzekła po
chwili milczenia.
Franko spojrzał na nią z ukosa spod czarnych rzęs.
– Już ci wspominałem, że Carlo jest szczęśliwym mężem i
wkrótce oczekuje narodzin dziecka. Nie sądzę, by wiadomość o
Sammym mogła mu się teraz przysłużyć.
– A powiedziałeś mu, że... mieszkasz ze mną?
– Powiedziałem mu tyle, ile potrzebuje wiedzieć.
– To znaczy co?
– Powiedziałem, że mam z tobą romans.
Anna poczuła, że pałą ją policzki.
– I co on na to?
– Był zdziwiony. Może nawet wstrząśnięty.
– Mogę to sobie wyobrazić – mruknęła sucho. – Co
powiedział? Że jesteś głupi, wkładając rękę po raz drugi w ten
sam ogień?
Franko przez chwilę przyglądał jej się uważnie, zanim
odpowiedział.
– Nie, niczego takiego nie usłyszałem.
Zapadło milczenie, przerywane jedynie rytmicznym piskiem
aparatury przy łóżku Sammy'ego.
– Mój brat bardzo nie lubi wracać do tamtej nocy – rzekł
Franko w końcu. – Wydaje mi się, że on bardziej czuje balast
winy niż ty.
Anna podniosła głowę.
– Co ty możesz wiedzieć o moich uczuciach? Co ty w ogóle
wiesz? Jesteś mężczyzną. Zapewne spałeś z setkami kobiet i
nigdy nawet nie przyszło ci do głowy, by zastanowić się nad
możliwymi konsekwencjami. A ja popełniłam tylko jeden błąd!
Którego, w dodatku, w ogóle nie pamiętam, choć są materialne
dowody. Ale osądzasz mnie surowiej, bo jestem kobietą. Mam
nieślubne dziecko, które z powodu głupiego błędu nie ma
kontaktu z własnym ojcem. Nie mów mi, że twój brat boleśniej
odczuwa winę niż ja.
– Carlo nie może się dowiedzieć o Sammym – mruknął
Franko. – Jego żona by tego nie zrozumiała. To byłby wielki
problem w rodzinie.
– A czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że chcę go o tym
zawiadomić?
– Adoptuję Sammy'ego. Uznam go za swoje dziecko.
Anna gwałtownie poderwała się z miejsca.
– Co takiego?!
Odpowiedziało jej stalowe spojrzenie.
– Ożenię się z tobą i adoptuję Sammy'ego.
– Aż do tego chcesz się posunąć, żeby ochronić brata przed
prawdą?!
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby uchronić moją
rodzinę przed wykorzystaniem. Weźmiemy ślub, jak tylko
Sammy wyjdzie ze szpitala. Potem rozpocznę procedurę
adopcji. Nikt nie będzie mógł niczego zakwestionować.
– Nikt oprócz mnie! A ja nie zamierzam za ciebie wychodzić!
– A dlaczego nie?
Ze zdumienia zaparło jej dech.
– Ty mnie o to pytasz?!
Franko lekko wzruszył ramionami.
– Będziesz musiała przywyknąć do tej myśli.
– Nigdy do niej nie przywyknę! Nie potrafię sobie wyobrazić
niczego gorszego!
– Naprawdę? Zastanów się jeszcze. Mogę wynająć
najlepszych prawników, żeby odebrać ci prawa do opieki nad
Sammym. Sprawdzą twoją reputację i prawda wyjdzie na jaw.
Uwiodłaś mojego brata i zataiłaś przed nim istnienie jego syna.
Z trudem zarabiasz na życie, twoja siostra jest...
– Ani mi się waż wciągać W to Jenny! Ona nie ma z tym
wszystkim nic wspólnego.
Franko obrzucił ją aroganckim spojrzeniem.
– Użyję wszelkich dostępnych mi środków, by cię zmusić do
zapłacenia rachunku za to, co zrobiłaś.
– Naprawdę jesteś gotów posunąć się tak daleko, by osiągnąć
swój cel? Nawet do małżeństwa ze mną?
Jego uśmiech zmroził ją do szpiku kości.
Rozdział 7
Następny tydzień był dla Anny torturą. Plany Franka z dnia
na dzień nabierały coraz bardziej realnych kształtów. Nie była w
stanie wymknąć się z tej sieci. Chciał mieć kontrolę: nad nią,
nad jej synem, nad jej zachowaniem i reakcjami. Na każdym
kroku napotykała jego zimną determinację. To on od początku
do końca dyktował zasady gry. Wiedziała, że w każdej chwili
może odebrać jej Sammy'ego i że nic go przed tym nie
powstrzyma. Był przekonany, że w ten sposób wymierza jej
sprawiedliwość, ona zaś nie miała innego wyjścia, jak tylko
przyjąć jego warunki.
Ale małżeństwo? Czy rzeczywiście musiała się zgodzić na
życie pełne pogardy i nienawiści? Owszem, Sammy zyskałby
ojca, ale za jaką cenę? Mroczny sekret już na zawsze stałby się
częścią ich życia.
Franko odwiedzał Sammy'ego regularnie. Z pozoru sprawiał
wrażenie idealnego ojca i czułego partnera. Przynosił jej
kanapki i napoje, siedział przy łóżku chłopca, czytał mu
książeczki i bawił się z nim. W obecności pielęgniarek był
wcieleniem uprzejmości i troskliwości. Nikt nawet nie
przypuszczał, co kryło się za tą piękną fasadą.
Na dzień przed wypisem Sammy'ego do szpitala wpadła
rozpromieniona Jenny.
– Wyglądasz na uradowaną – zauważyła Anna, całując siostrę
w policzek. – Co się stało?
– Dostałam pracę! – zawołała dziewczyna z podnieceniem.
Anna zmarszczyła czoło.
– Jaką pracę?
– Franko zaproponował mi posadę u siebie w firmie.
Zaczynam od jutra.
Anna ciężko przysiadła na skraju łóżka Sammy'ego.
– Czy jesteś pewna, że to mądra decyzja?
Jenny wydawała się zaskoczona.
– O co chodzi? Myślałam, że się ucieszysz! Przecież macie
wziąć ślub, więc wszystkie problemy są już rozwiązane. Mogę
pracować przez całe wakacje. Przyda mi się takie
doświadczenie!
– Franko ci powiedział, że bierzemy ślub?
– Tak. Mówił, że wystarał się o specjalne zezwolenie i
uroczystość może się odbyć już w przyszłym tygodniu.
Anna zaniemówiła. Jenny popatrzyła na nią dziwnie.
– Nic jesteś szczęśliwa? Przecież go kochasz? Nigdy nie
przestałaś go kochać, więc dlaczego teraz tak dziwnie na mnie
patrzysz?
Anna przygryzła usta, zastanawiając się, czy powinna
wtajemniczyć siostrę w kulisy sytuacji, Jenny jednak nie
zostawiła jej czasu na podjęcie decyzji.
– Rozumiem, że Franko nadal jest na ciebie zły, bo nie
powiedziałaś mu o Sammym, ale postanowił odłożyć na bok
żale i dać wam jeszcze jedną szansę. Moim zdaniem jesteś mu to
winna, szczególnie że to on płaci za operację!
Co mogła odrzec? Owszem, była mu coś winna; była mu
winna więcej, niż Jenny przypuszczała. Nie zmieniało to jednak
faktu, że ją i Franka łączyły już tylko gorycz, cierpienie i zdrada.
– Masz rację – westchnęła. – Niepotrzebnie się martwię.
Wszystko się jakoś ułoży... z czasem.
Jenny dotknęła jej ręki.
– Jesteś wyczerpana. Może pójdziesz do domu i wreszcie
porządnie się prześpisz? Mogę zostać z Sammym do rana.
– Jesteś kochana, ale to jest moje miejsce. W końcu to ja
jestem jego matką – uśmiechnęła się, ściskając dłoń siostry.
– Sammy ma teraz również ojca – zauważyła Jenny. – Nie
jesteś już sama ze wszystkim. Franko mówił, że przyjdzie tu po
pracy. Powinien już niedługo być.
Jak na zawołanie w drzwiach ukazała się wysoka sylwetka.
– Dzień dobry, Anno – powiedział, szukając jej wzroku. – Jak
się czuje mój synek?
Synek! O ileż wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby Sammy
rzeczywiście był synem Franka!
– Dobrze – odrzekła Anna, rozciągając wargi w sztucznym
uśmiechu. – Doktor Frentalle mówi, że jutro Sammy może
wyjść do domu.
– To wspaniale – rozpromienił się Franko.
– Może zabierzesz Annę na kolację? – wtrąciła Jenny. – Ja
mogę posiedzieć tu z Sammym przez kilka godzin.
– Raczej nie... – odezwała się Anna, ale Franko nie pozwolił
jej skończyć.
– Bardzo dziękuję – uśmiechnął się z wdzięcznością. – Nie
zajmie nam to długo, najwyżej półtorej godziny. Chodźmy,
zanim Sammy się zbudzi.
Anna z trudem powstrzymywała wybuch, ale gdy już znaleźli
się za dyżurką pielęgniarek, wyszarpnęła ramię i utkwiła w
twarzy Franka lodowaty wzrok.
– Nie chcę iść z tobą na kolację.
– Musisz coś jeść – powiedział, zupełnie niewzruszony. –
Więc równie dobrze możesz zjeść ze mną. W końcu już
niedługo będziesz dzieliła ze mną wszystkie posiłki.
Przyzwyczajaj się.
– Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Nie mam najmniejszej
ochoty wychodzić za ciebie.
– Kilka lat temu ten pomysł bardzo ci się podobał...
– Nie jesteś już tym samym człowiekiem.
– To prawda, ale ty też nie jesteś tą samą kobietą, którą
wówczas kochałem. Tym razem przynajmniej wiem, co biorę.
– Nic nie bierzesz, bo ja się nie zgadzam na ślub.
– Wyjdziesz za mnie, Anno, albo będziesz musiała znieść
konsekwencje swojej odmowy.
– Grozisz mi? – zapytała z oburzeniem.
Franko w dalszym ciągu zachowywał kamienny spokój.
– Nie, przypominam ci tylko o niektórych faktach.
– A pierwszy z nich to ten, że ty dyktujesz zasady?
– To oczywiste. Czy myślisz, że znów pozwolę wystrychnąć
się na dudka? Nie jestem taki głupi. Będę cię miał na własnych
warunkach, lak długo, jak zechcę, a ty nie możesz zrobić nic,
żeby temu zapobiec.
– Czy nie posuwasz się przypadkiem za daleko? Naprawdę
chcesz zawrzeć małżeństwo z nienawiści?
– Coś ci powiem, Anno. – Zatrzymał na jej twarzy
przenikliwe spojrzenie. – Wolę być twoim mężem, nienawidząc
cię, niż żyć z dala od ciebie, usychając z miłości.
Przez dłuższą chwilę patrzyła na niego z kompletnym
niezrozumieniem.
– Nie interesuje mnie, co do mnie czujesz; chcę cię mieć, i to
wszystko – ciągnął Franko. – Zostaniesz moją żoną, a Sammy
wobec wszystkich będzie uchodził za mojego syna. Będę go
traktował dokładnie tak samo jak inne nasze dzieci.
Anna otworzyła usta ze zdumienia.
– Jakie dzieci? Chcesz mieć ze mną dzieci?
– Ależ oczywiście!
– Ale przecież...
– Nie od razu – przerwał jej. – Zrozumiałe, że będziesz
potrzebowała trochę czasu, żeby przywyknąć do sytuacji.
– Nie przywyknę nawet do końca życia!
– W tej chwili najważniejsze są potrzeby Sammy'ego.
Możemy się na razie wstrzymać z płodzeniem innych dzieci.
– Jaki ty jesteś troskliwy – mruknęła ironicznie.
– Co ci się tak nie podoba w moim pomyśle, Anno? Urodziłaś
dziecko mojemu bratu, więc jedno czy dwoje dla mnie nie
powinno ci sprawić większej różnicy.
– Boże, jaki ty jesteś cyniczny! – wykrzyknęła.
– Nie zamierzam wprowadzać cię w błąd co do istoty naszej
relacji.
Serce ścisnęło jej się boleśnie. Franko określił swoje
stanowisko wystarczająco jasno. Nie czuł do niej już nic oprócz
nienawiści.
– Weźmiemy ślub w przyszłym tygodniu, gdy lekarze
pozwolą Sammy'emu polecieć do Rzymu. Moja rodzina zechce
cię oficjalnie powitać w swoim gronie.
– Nie chcę jechać do Rzymu.
Franko nic na to nie odpowiedział, tylko w milczeniu
poprowadził ją do samochodu, ale mocno zaciśnięte usta
świadczyły o tym, że jest na nią zły.
– Nie chcę jechać do Rzymu – powtórzyła, siedząc już na
miejscu pasażera.
– Już to słyszałem. Nie musisz powtarzać.
– Mój dom jest w Australii. Jenny tutaj studiuje i...
Franko szarpnął dźwignię biegów z wyraźną złością.
– Przecież nie wymagam, żebyś zupełnie stąd wyemigrowała.
Powiedziałem tylko, że polecimy do Rzymu na ślub.
– Ale twój dom jest we Włoszech – zdziwiła się. – Mówiłeś,
że przyjechałeś do Australii tylko na trzy miesiące, więc...
– Przez następny rok albo dłużej będę podróżował między
obydwoma krajami. Ty, Sammy i Jenny możecie podróżować
razem ze mną, gdy czas wam na to pozwoli.
– Mam być żoną na pół etatu?
Franko przelotnie spojrzał jej w oczy.
– Chyba nie spodziewałaś się, że zatrudnię cię w pełnym
wymiarze?
Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Czego właściwie
oczekiwała obietnicy szczęśliwego życia do grobowej deski?
Przygryzła usta i wpatrzyła się w okno.
– Co masz ochotę zjeść? – zapytał Franko po dłuższej chwili
nabrzmiałej milczeniem.
– Nie jestem głodna.
Westchnął i zastukał palcami o kierownicę.
– Widzę, że nie chcesz ustąpić nawet o cal. Walczysz ze mną
na każdym kroku.
– A jak mam z tobą nie walczyć? – odrzekła gniewnie. –
Traktujesz mnie jak pionek na szachownicy... przestawiasz,
gdzie ci przyjdzie ochota, nie zastanawiając się w ogóle nad
tym, czego ja chcę!
Franko znów zacisnął usta.
– No dobrze. W takim razie czego chcesz?
Czego chciała? Jak mogła mu o tym opowiedzieć?
– Powiedz mi, co cię uszczęśliwi – nalegał. – Staram się, jak
mogę, uporządkować ten bałagan w naszym życiu. Przecież nie
musiałem pomagać ci przy operacji Sammy’ego. W końcu nic
mnie z nim nie łączy... zupełnie nic.
– Czego ty chcesz?! – wykrzyknęła Anna, balansując na
skraju histerii. – Chcesz dostać medal za to, co zrobiłeś? W
porządku, zapłaciłeś za operację dziecka. I co z tego? Czego
jeszcze ode mnie wymagasz? Nie wystarczy ci, że poszłam z
tobą do łóżka i zgodziłam się mieszkać z tobą przez trzy
miesiące? Czego jeszcze oczekujesz?
W jego oczach zobaczyła furię.
– Chcę odzyskać to, co zniszczyłaś kiedyś.
Zamrugała, żeby odpędzić Izy.
– Chciałabym, żebyś chociaż raz nie wspominał o
przeszłości.
– Dlaczego? Wpędzam cię w poczucie winy?
Anna wybuchnęła szlochem.
– Nie zniosę tego więcej, nie zniosę!
– No cóż, mnie nie sprawia to przyjemności, ale ten problem
sam nie zniknie. Jeśli się z nim otwarcie nie skonfrontujemy, to
ciągle będziemy się o niego potykać.
Zaparkował samochód przed restauracją, wysiadł i otworzył
drzwi po jej stronie.
– Anno... – powiedział już łagodniej, ujmując ją pod ramię. –
Anno...
– Zostaw mnie.
– Posłuchaj, cara. Obiecuję, że dzisiaj nie będę już więcej
wspominał o przeszłości. Zgoda?
– Nie wierzę, że uda ci się powstrzymać – prychnęła.
– Sama się przekonasz – obiecał.
Wprowadził ją do wnętrza włoskiej restauracji.
Już po chwili siedzieli przy stoliku w ustronnym kącie.
Franko wziął ją za rękę i nie spuszczając wzroku z jej twarzy,
bawił się jej palcami.
– Anno...
– Tak?
– Nic – uśmiechnął się. – Po prostu: Anno.
– Franko?
– Mhm?
– Dlaczego chcesz się ze mną ożenić?
Milczał przez dłuższą chwilę, a wreszcie powiedział:
– Sammy potrzebuje ojca.
– Czy to jedyny powód?
– A jaki może być inny? – wzruszył ramionami.
– Nie wiem... ale to jest dość radykalne rozwiązanie... jeśli
wziąć pod uwagę naszą przeszłość.
– Zdawało mi się, że mieliśmy dzisiaj nie rozmawiać o
przeszłości?
– Wiem, ale zastanawiałam się... – Podniosła na niego wzrok.
– Ta podróż do Rzymu, którą planujesz... Czy wziąłeś pod
uwagę, jak twoja rodzina może zareagować na wiadomość, że
żenisz się ze mną?
– Wziąłem to pod uwagę.
– I?
– Mimo wszystko weźmiemy ślub.
– Ale to będzie bardzo trudne... obecność Carla i w ogóle...
– Anno, to nie ja spowodowałem te trudności, tylko ty. Carlo
będzie musiał zaakceptować cie jako moją żonę, bo taka jest
moja wola. Podobnie jak i reszta rodziny.
– Czy twoja matka wie o... ?
– Nie. – Puścił jej dłoń i sięgnął po kieliszek z winem. –
Uznałem wtedy, że najlepiej będzie powiedzieć jej, że.
pokłóciliśmy się i zrezygnowaliśmy ze ślubu.
– Nigdy nie zapytała, o co poszło?
– Moja matka zna mnie bardzo dobrze. Wie, o jakich
sprawach nie chcę rozmawiać, i nie próbuje mnie do niczego
zmuszać.
– A twoja siostra Giulia?
– Giulia zawsze miała o tobie bardzo dobre zdanie.
Zwymyślała mnie od głupców za to, że pozwoliłem ci odejść.
– I nie korciło cię. żeby powiedzieć jej prawdę?
– Korciło mnie, i to bardzo.
– Więc co cię powstrzymało?
Franko przez chwilę obracał kieliszek w ręku.
– Carlo był bardzo przygnieciony poczuciem winy...
uznałem, że gdy opowiem o wszystkim rodzinie, będzie się czuł
jeszcze gorzej.
Z jakiegoś powodu Anna poczuła się rozczarowana tą
odpowiedzią.
– A ty nigdy nie miałaś ochoty powiedzieć prawdy Jenny? –
zapyta! Franko.
– Czasami...
– Jak jej wyjaśniłaś nasze zerwanie?
Anna wzruszyła ramionami.
– Powiedziałam, że się w tobie odkochałam – odrzekła,
unikając jego wzroku. Tak było łatwiej. A potem okazało się, że
to nawet nie było kłamstwo.
– Byłaś później w jakimś związku? – indagował Franko,
obserwując ją bacznie.
– To nie jest łatwe dla samotnej matki – odpowiedziała,
bawiąc się kieliszkiem. – Mężczyźni przeważnie wolą kobiety
bez przychówku.
– Sammy jest fantastycznym dzieciakiem.
– Dziękuję – odrzekła szczerze.
Znów zapadło między nimi milczenie. Anna obracała w
palcach serwetkę.
– Dzwoniłem do domu wczoraj wieczorem. Powiedziałem
im, że Sammy jest moim synem – oznajmił Franko.
Widelec wysunął się Annie z rąk.
– Zdenerwowali się?
– Trochę – odrzekł Franko z grymasem. – Matka oczywiście
była na mnie wściekła, a Giulia uznała, że opuściłem cię, gdy
najbardziej mnie potrzebowałaś.
– To musiało być dla ciebie bardzo trudne.
– To samo myślałem o tobie – stwierdził. – Kiedy się
przekonałaś, że jesteś w ciąży?
– Za późno – przyznała. – Pod koniec trzeciego miesiąca. I
wpadłam w panikę. Chyba zlekceważyłam pierwsze objawy. To
był dla mnie szok. A jeszcze gorsze było to. że nikomu nie
mogłam powiedzieć prawdy.
– Brałaś pod uwagę usunięcie ciąży?
Anna drgnęła.
– Nie, nawet przez chwilę się nad tym nie zastanawiałam. To
był mój błąd... i byłam przygotowana, by za niego zapłacić.
– Wygląda na to, że zapłaciłaś wielką cenę.
– Zdziwiona jestem, że tak mówisz.
– Ja też byłem w szoku, gdy się dowiedziałem, że masz
dziecko – przyznał Franko. – Przez krótki czas miałem nadzieję,
że jest moje... ale przecież zawsze używaliśmy zabezpieczenia,
więc musiałem pogodzić się z myślą, że to dziecko Carla.
– Szkoda, że to nie jest twój syn – powiedziała Anna
impulsywnie, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Franko popatrzył jej prosto w oczy.
– Myślisz, że ja nie żałuję? Patrzę na niego i widzę siebie. I
widzę, co mogliśmy przeżywać razem...
– Tak mi przykro...
Franko odstawił kieliszek z głośnym stuknięciem.
– Mnie jest przykro jeszcze bardziej niż tobie.
– Szkoda, że niczego nie pamiętam.
– Chciałbym, żebyś wreszcie przestała mnie karmić tymi
bzdurami o zaniku pamięci. Czego jeszcze potrzebujesz, żeby
przyjąć odpowiedzialność za swoją rolę w lej historii? Zdjęcia ci
nie wystarczą? Chcesz relacji naocznego świadka?
Anna nerwowo zwijała serwetkę w ciasny rulon.
– Byłoby mi o wiele łatwiej, gdybym mogła sobie
przypomnieć, w jaki sposób znalazłam się w łóżku Carla.
– Mogę ci w tym pomóc – rzekł Franko z goryczą. –
Wypiliście butelkę szampana. Zaszumiało ci w głowie i zaczęłaś
się dobierać do Carla, a że on również nie był trzeźwy, nie
potrafił ci się oprzeć. Nie dziwię mu się zresztą. Ja na jego
miejscu zrobiłbym to samo. Ale mniejsza o to. Teraz trzeba się
skoncentrować na przyszłości. Sammy ma prawo do swojego
dziedzictwa jako Ventressi i dopilnuję, żeby je otrzymał.
– Nawet jeśli oznacza to małżeństwo z kobietą, do której nic
nie czujesz?
Franko spojrzał na nią twardo.
– Nie posunąłbym się do takiego stwierdzenia. Owszem,
czuję do ciebie wiele rzeczy. Na przykład złość, a w
spokojniejszych chwilach także ślad dawnej sympatii. Ale
szczerze mówiąc, czuję przede wszystkim pożądanie. Tego
uczucia nie potrafiłem się pozbyć przez te wszystkie lata.
Dlatego teraz jestem zdecydowany cię mieć.
– Nie mogę, Franko – szepnęła Anna niemal bezgłośnie. –
Nie mogę za ciebie wyjść.
– Możesz i wyjdziesz. Nie zgadzam się na żadne inne
rozwiązanie.
– I jak długo, twoim zdaniem, takie małżeństwo może
przetrwać? – zapytała z desperacją.
– Tak długo, jak ja zechcę.
– Zawsze musisz mieć ostatnie słowo?
– Myślisz, że zadowolę się czymkolwiek innym? Kiedyś już
zniszczyłaś moje szczęście. Nie zamierzam teraz rezygnować z
ponownej szansy.
– Błagam cię, nie proś mnie o to.
– Ale ja cię nie proszę. Za tydzień zostaniesz moją żoną. Nie
ma innej możliwości.
– Aż tak bardzo mnie nienawidzisz?
Jego twarz była zupełnie nieprzenikniona.
– Mam wiele powodów, żeby cię nienawidzić. Ty sama wiesz
o tym najlepiej.
Nic nie potrafiła powiedzieć na swoją obronę, – Nie wiem,
jak spojrzę w twarz twojemu bratu...
– Nie musisz się obawiać o zachowanie Carla. On już nigdy
nie spojrzy na ciebie w ten sposób. Jest bardzo zakochany w
Milanie i nie będzie miał ochoty narażać swojego małżeństwa.
Nastąpiła kolejna niezręczna chwila milczenia.
– On mi przysłał te zdjęcia – powiedziała w końcu Anna.
Franko znieruchomiał.
– W pierwszej chwili myślałam, że to list od ciebie...
Przeprosiny za to, że nie próbowałeś spojrzeć na sytuację z
mojej strony...
– Czy coś jeszcze tam było oprócz zdjęć?
– Na przykład co? – zapytała Anna ironicznie. – Wyznanie,
że podle mnie wykorzystał? I że to jednak nie była moja wina?
Franko znów ponuro zacisnął usta.
– Czy był tam jakiś list?
– Owszem, był. Krótki i rzeczowy.
– Co tam było napisane?
– Niewiele, ale nietrudno było odczytać przekaz między
wierszami.
– Masz jeszcze ten list?
– Nie.
– Oczywiście – uśmiechnął się Franko cynicznie.
Anna spojrzała na niego z oszołomieniem.
– Znów mi nie wierzysz, tak?
– A dlaczego miałbym ci wierzyć?
– Bo mówię prawdę! Twój brat dołączył do zdjęć kartkę z
ostrzeżeniem, żebym nigdy w życiu nie próbowała kontaktować
się z nikim z waszej rodziny.
– Nie nazwałbym tego groźbą – mruknął Franko. – W tych
okolicznościach to było zupełnie zrozumiałe.
– I ty się zastanawiasz, dlaczego nie wierzę w naszą
przyszłość – zaśmiała się Anna bez humoru. – Dla ciebie jestem
tylko niemoralną dziwką, która zdradziła cię z bratem przy
pierwszej nadarzającej się okazji.
– Muszę w to wierzyć, Anno, nie mam innego wyboru –
westchnął. – Ale bardzo bym chciał mieć taki wybór. Nawet nie
wiesz, jak bardzo.
Rozdział 8
Rankiem w dniu ślubu niebo przecięły zielone błyskawice, a
zaraz potem rozległ się grzmot i lunął ulewny deszcz. Anna nie
mogła powstrzymać się od myśli, że ta pogoda to omen
zwiastujący przyszłość jej małżeństwa.
W ciągu ostatnich dni Franko traktował ją nadspodziewanie
dobrze. Trzymał się na dystans, wyraźnie schodził jej z drogi,
omijał wspólną sypialnię, a w rozmowach ograniczał się do
pojedynczych słów i monosylab. Tylko w obecności Sammy'ego
lub Jenny znów wchodził w swoją dawną skórę i stawał się
czarującym, uroczym mężczyzną.
Ceremonia ślubu była krótka i bezosobowa i w niczym nie
przypominała wielkiej fety, jaką Anna i Jenny planowały przed
czterema laty w Rzymie. Anna powtarzała słowa przysięgi
stłumionym głosem, zastanawiając się, czy błyskawice nad jej
głową symbolizują gniew jakiejś wyższej siły z powodu jej
dawnych grzechów.
Wydawało się, że Franko nie przeżywa podobnych rozterek.
Spokojnie wsunął obrączkę na jej palce i pocałował ją
zdawkowo, chyba tylko ze względu na nielicznych świadków,
wśród których prym wiodła entuzjastyczna Jenny i Sammy z
ochami wielkimi jak spodki.
Przyjęcie, złożone z kilku kieliszków szampana oraz tacy
przekąsek, odbyło się W holu hotelowym, a oprawę artystyczną
zapewniał pianista o bardzo ograniczonym repertuarze, Anna
odetchnęła z ulgą, gdy ta farsa dobiegła wreszcie końca i można
było wrócić do domu Franka. Tam przynajmniej wiedziała, na
czym stoi i gdzie jest •ej miejsce.
Sammy poszedł spać bez zwykłego wieczornego marudzenia,
Jenny uśmiechnęła się nieśmiało, gdy przy drzwiach pojawił się
młody księgowy z firmy Franka, z którym spotykała się od kilku
dni. Anna pomachała im na pożegnanie i ruszyła w stronę
schodów, ale zatrzymał ją głos Franka.
– Anno.
Obejrzała się przez ramię i gdy napotkała jego wzrok,
nieświadomie zacisnęła dłonie w pięści.
– Chciałbym z tobą porozmawiać.
– Trochę już za późno na ustalenia przedmałżeńskie –
stwierdziła ironicznie.
Zauważyła, że on także zwinął dłonie w pięści, i sprawiło jej
to dziwną satysfakcję.
– Za trzy tygodnie wyjeżdżamy do Rzymu – oznajmił, – To
mam jeszcze mnóstwo czasu, żeby się spakować. Czy jeszcze
coś?
– Owszem, tak – odrzekł ostro. – Możemy porozmawiać tutaj
w holu albo w salonie, jak wolisz.
Uniosła wyżej głowę i stanęła na pierwszym schodku.
– Wolałabym pójść się położyć, jeśli nie masz nic przeciwko
temu. Nic mam teraz ochoty na stypę poślubną.
Brwi Franka powędrowały do góry.
– Co to ma znaczyć?
– Tę dzisiejszą uroczystość trudno chyba nazwać ślubem? –
odrzekła z ironicznym zdziwieniem. – Panna młoda, która
została przymuszona do ślubu szantażem, i pan młody, który
żeni się wyłącznie z zemsty!
– Zapewniam cię, że nie chodziło mi tylko o zemstę.
– Och, czyżby? No cóż. Mnie w tej chwili chodzi tylko o to,
żebym mogła się spokojnie położyć.
Odwróciła się, chcąc pójść na górę, i naraz ze świstem
wciągnęła powietrze. Nieoczekiwany, przeszywający ból w
podbrzuszu zgiął ją wpół; omal nie upadła, ale zdążyła
przytrzymać się barierki.
– Anno! – wykrzyknął Franko, dobiegając do niej w dwóch
susach. – Co się stało?
Blada jak papier, kurczowo zaciskała pałce na poręczy
schodów.
– Nie... nie wiem – wykrztusiła.
Franko wziął ją na ręce, zaniósł do największej sypialni i
położył na łóżku. Nawet nie próbowała się wyrywać; nie miała
na to siły. Czuła, że po nogach spływa jej lepka ciecz.
– Jesteś blada jak papier – zauważy! Franko z niepokojem. –
Dzwonię po lekarza.
Zwinęła się w kłębek, by zmniejszyć ból, i resztką sił
walczyła ze Izami.
– Jak się nazywa twój lekarz? – zapytał Franko Z paniką w
głosie.
Podała mu nazwisko przez zaciśnięte zęby i zwinęła się na
łóżku jeszcze ciaśniej.
– To pilne! – krzyczał Franko do słuchawki. – Moja... moja
żona ma atak bólu! Nic mnie nie obchodzi, ilu ludzi potrzebuje
w tej chwili karetki! Mówię pani, że...
– Och! – jęknęła Anna, przyciskając obydwie dłonie do
brzucha.
Franko odrzucił telefon i w jednej chwili znalazł się przy niej.
Drżącą ręką odgarnął włosy z jej czoła.
– Anno!
– Franko, ja krwawię – wydyszała.
– Co?! – Zmarszczył brwi; treść jej słów wyraźnie dotarła do
niego dopiero po dłuższej chwili.
Przesunął wzrok wzdłuż jej ciała i dopiero teraz zauważył
czerwoną plamę, rozszerzającą się szybko na prześcieradle.
– Dostałaś okres?
Potrząsnęła głową, mocno zaciskając zęby, żeby przetrwać
następny skurcz.
Franko rzucił się do łazienki i po sekundzie wrócił z
ręcznikiem, który wsunął jej między nogi.
– Czy zawsze wygląda to tak źle?
Znów potrząsnęła głową i tym razem spróbowała się
odezwać.
– Nie... ja... jeszcze nigdy.... och!
Franko po raz drugi zadzwonił na pogotowie i tym razem
uzyskał, czego chciał. Po kilku minutach przed domem rozległa
się syrena karetki, a w ślad za sanitariuszami do sypialni wpadła
Rosa.
– Ja się zajmę Sammym – zapewniła Annę, którą paramedycy
właśnie układali na noszach.
– Dziękuję – szepnęła.
Franko bezceremonialnie odsunął gospodynię na bok i przejął
dowodzenie nad personelem karetki.
– Ostrożnie! – warknął, gdy nosze podskoczyły z hałasem.
– Robimy, co możemy – uspokajał go z uśmiechem
rudowłosy sanitariusz. – Nic jej nie będzie. Wygląda to na
zwykłe poronienie. Ciśnienie ma dobre, a ból jest do zniesienia.
Wróci do domu, zanim się pan obejrzy.
Franko znieruchomiał. Poronienie? Dziecko? Czyje? Jego?
Wsiadł do karetki z chaosem w myślach, patrząc na swoją
świeżo upieczoną żonę z takim wyrazem twarzy, jakby zobaczył
ducha.
– Anno...
Wzięła go za rękę i lekko uścisnęła.
– Przepraszam.
– Za co mnie przepraszasz? – zdumiał się, trzymając jej dłoń
tak delikatnie, jakby była ze szklą.
– Powinnam ci powiedzieć...
– O czym?
– Brałam niskohormonalne tabletki, ale zdarzało mi się
zapomnieć...
Franko gwałtownie wciągnął oddech.
– Nie sądziłam, że tak się zdarzy... – dodała cicho.
– Nie martw się tym. – Słowa z trudem wydobywały się z
zaciśniętego gardła.
Anna rozpłakała się.
– Anno... to moja wina... – wykrztusił.
– Nie...
– Cicho. – Przyłożył palec wskazujący do jej ust, a kciukiem
jednocześnie otarł łzę z policzka. – Nie płacz, cara. Proszę cię,
nie płacz...
Szpital był hałaśliwy i przepełniony, ale Franko dopilnował,
by Anna jak najszybciej znalazła się w spokojnej salce.
Zawołano lekarza, który szybko przygotował wszystko, co było
potrzebne do zabiegu wyłyżeczkowania macicy.
– To wczesne poronienie, więc pańska żona szybko dojdzie
do siebie – zapewnił lekarz Franka. – Kilka dni odpoczynku i
wszystko wróci do normy. Ale trzeba uważać na jej zdrowie
emocjonalne. Wiele kobiet ciężko przechodzi utratę ciąży, ale
jeśli okaże jej pan czułość i serdeczność, powinna szybko
odzyskać wewnętrzną równowagę.
Franko nerwowo przełknął ślinę, przepełniony poczuciem
winy. Przez chwilę zastanawiał się, co powiedziałby ten lekarz,
gdyby się dowiedział, jak świeżo upieczony mąż dotychczas
traktował pacjentkę.
Lekarz napisał coś na kartce i podał ją pielęgniarce, a potem
znów zwrócił się do Franka:
– Słyszałem, że dopiero dzisiaj wzięli państwo ślub –
powiedział ze współczuciem. – Wygląda na to, że małżeństwo
nie zaczęło się najszczęśliwiej.
– Nie musi mi pan tego mówić – mruknął Franko ponuro.
Gdy odzyskała przytomność, była zupełnie zdezorientowana.
Cale ciało miała obolałe, ale nie czuła już skurczy. Obróciła
głowę w bok i zobaczyła przy łóżku Franka. Siedział na krześle
z twarzą ukrytą w dłoniach.
Poczuł chyba na sobie jej wzrok, bo podniósł głowę. Na jego
twarzy malowało się niezwykłe wzburzenie. Włosy miał
potargane, oczy podkrążone i do tego był nieogolony.
– Anno... – wychrypiał, sięgając po jej dłonie.
– Czy... czy z Sammym wszystko w porządku? – szepnęła
przez wyschnięte gardło.
– Parę minut temu dzwoniłem do Rosy i Jenny. Wszystko w
porządku, zjadł śniadanie i teraz wybiera się z Jenny do parku.
Przez twarz Anny przemknął blady uśmiech.
– Wyglądasz okropnie.
– A czuję się jeszcze gorzej.
– W ogóle nie spałeś?
– Nie.
Zatrzymała
wzrok
na
ich
splecionych
dłoniach
przyozdobionych złotymi obrączkami.
– Okropnie mnie wystraszyłaś – rzekł Franko po chwili.
Podniosła na niego wzrok.
– Przepraszam... Nawet nie wiedziałam, że byłam w ciąży.
Martwiłam się o Sammy'ego... czasem zapominałam o tabletce i
nie miałam pojęcia, w której fazie cyklu jestem...
– To ja powinienem się zabezpieczać – mruknął Franko.
– To nie ma znaczenia... – szepnęła.
– Oczywiście, że ma! To wszystko by się nie zdarzyło,
gdybym traktował cię choć trochę lepiej. – Puścił jej ręce i
przesunął się na koniec łóżka.
– Wiesz, jak bardzo obwiniam siebie za to, przez co
przeszłaś?
– To nie twoja wina – powtórzyła, patrząc na jego zmęczoną
twarz.
– To moja wina – powtórzył z uporem. – Od pierwszego dnia
zatruwałem ci życie. Przeżywałaś wielki stres z powodu
Sammy'ego, a ja jeszcze dołożyłem do tego swoje niedorzeczne
wymagania. – Pokręcił głową z niedowierzaniem i dodał: –
Byłem dla ciebie okrutny.
– Nie! – szepnęła. – Nie byłeś... taki zły.
– Wybacz mi, Anno. Proszę, powiedz, że mi wybaczasz to, co
ci zrobiłem.
– Nie mam ci czego wybaczać – odrzekła, odwracając wzrok.
Nie była w stanie znieść jego spojrzenia.
– Jesteś dla mnie zbyt wyrozumiała.
– Każdy w końcu popełnia jakieś błędy.
Franko westchnął ciężko.
– Masz rację, oczywiście. W samą porę mi o tym
przypomniałaś. Ty popełniłaś jeden błąd, za który karałem cię
całymi latami, przy okazji niszcząc własne życie.
Pod powiekami Anny zbierały się łzy. Słuchała Franka ze
ściśniętym sercem. To, co czuł, to były wyrzuty sumienia, nie
miłość. A teraz poczucie winy miało ich połączyć na zawsze.
– Franko... Ja...
– Nie – uciszył ją. – Pozwól mi skończyć. Jesteśmy teraz
małżeństwem. Tego nie mogę zmienić tak szybko. Wiem, że
proszę o wiele, ale... czy jednak zgodzisz się pojechać ze mną
do Rzymu za trzy tygodnie? Moja matka bardzo chciałaby
zobaczyć wnuka. Giulia naturalnie też się ucieszy na twój
widok.
– A potem? – zapytała przez ściśnięte gardło. – Co będzie,
gdy już wrócimy do Australii?
Franko zatrzymał wzrok na jej twarzy.
– Potem się rozstaniemy. Zwrócę ci wolność, której nigdy nie
powinienem był ci zabierać. Oczywiście zapewnię tobie i
Sammy'emu bezpieczeństwo finansowe.
Nie chciała jego pieniędzy! Łzy znów wymknęły się spod jej
powiek i popłynęły po policzkach.
– Widzę, że to dla ciebie wielka ulga – stwierdził Franko,
zaciskając usta. – Pewnie liczysz dni do chwili, kiedy to
wszystko się skończy.
Obrócił się na pięcie i szybko wyszedł z sali.
Następne trzy tygodnie były dla Anny bardzo trudne do
zniesienia. Franko traktował ją niezwykłe uprzejmie, nawet
serdecznie, ale była pewna, że w głębi duszy odlicza dni
pozostałe do zakończenia ich fasadowego małżeństwa.
Jenny była zaabsorbowana swoim chłopcem, a Sammy czuł
się doskonale w wielkim domu z jeszcze większym telewizorem
i stertą fantastycznych zabawek. Anna jednak była coraz
bardziej samotna. Franko przeniósł się na stałe do jednej z
zapasowych sypialni, zostawiając ogromne podwójne łóżko do
jej wyłącznego użytku. Wychodził do pracy bardzo wcześnie, a
wracał późno, tłumacząc się nawałem obowiązków w firmie.
Oczywiście Anna wcale w to nie wierzyła.
Była tak sfrustrowana jego chłodem, że kilka razy specjalnie
czekała na jego powrót. Ostatniego wieczoru przed wyjazdem
do Rzymu Franko pojawił się w domu dopiero przed północą.
Wszedł do salonu z marynarką przerzuconą przez ramię, z
rozluźnionym węzłem krawata, i zauważył ją dopiero wtedy,
gdy podniosła się z sofy i wypowiedziała jego imię.
– Anno – odezwał się, rzucając marynarkę na oparcie krzesła.
– Masz ochotę na drinka?
– Nie, dziękuję.
Podszedł do barku, omijając ją wzrokiem.
– Dlaczego jeszcze nie śpisz?
– Chciałam z tobą porozmawiać.
– O czym? – zapytał między jednym łykiem whisky a
drugim.
Anna zacisnęła usta.
– Zastanawiałam się, jak chcesz zorganizować nasz pobyt w
Rzymie.
– Zatrzymamy się u mojej matki. Wynająłem swój dom. Ale
nie musisz się niczego obawiać. Powiedziałem matce o
poronieniu, więc dostaniesz osobną sypialnię, żebyś mogła w
spokoju dochodzić do zdrowia.
– Nie sądziłam...
– Ty może nie, ale moja matka tak. I tak już uważa mnie za
brutala, którego należałoby wychłostać za to, jak cię
potraktowałem.
– Powinieneś powiedzieć jej prawdę.
– Jaką? Że zamierzamy wziąć rozwód zaraz po powrocie do
Melbourne? Moja matka jest gorliwą katoliczką.
– W końcu i tak będziesz musiał jej powiedzieć.
– Zrobię to, kiedy uznam za stosowne – uciął krótko i dolał
sobie whisky.
Anna patrzyła na niego, przygryzając wargi.
– Nigdy wcześniej tyle nie piłeś – zauważyła.
– Masz z tym jakiś problem? – Wzruszył ramionami.
– Nie, tylko pomyślałam...
– Nie myśl. Myślenie niczego nie zmienia.
– Jesteś na mnie zły?
– Dlaczego miałbym być na ciebie zły? Przemykasz po
kątach, boisz się odezwać, żebym nie urwał ci głowy.
Oczywiście, że nie jestem na ciebie zły.
– Nie przemykam po kątach – odpowiedziała z urazą. – Po
prostu odniosłam wrażenie, że wolisz, abym schodziła ci z
drogi. Wracasz bardzo późno, nie przychodzisz do sypialni...
– Nie sądzisz, że to już chyba byłoby trochę za wicie? Chyba
nie czekałaś na mnie po to, żeby zaoferować mi swoje
towarzystwo w łóżku?
Anna zaniemówiła, ale jeden rzut oka na twarz Franka
przekonał ją, że w tej chwili jakakolwiek rozsądna rozmowa jest
niemożliwa.
– Za dużo wypiłeś – stwierdziła śmiało.
– I co z tego? – skrzywił się. – Co zamierzasz z tym zrobić,
moja droga żono?
Już miała na końcu języka ciętą odpowiedź, ale pohamowała
się w porę i odwróciła się do wyjścia. Franko jednak
przytrzymał ją za rękę.
– Nie tak szybko.
– Puść mnie, Franko.
– Nigdzie cię nie puszczę – rzekł, mierząc ją
rozgorączkowanym spojrzeniem. – Nigdy nie chciałem cię
wypuszczać.
Szarpnęła rękę, ale trzymał ją mocno i powoli zbliżał twarz
do jej twarzy, nie zostawiając jej żadnego wyboru. Przymknęła
oczy, by nie ujrzeć w jego oczach błysku nienawiści, i poddała
się.
– Proszę... – szepnęła po dłuższej chwili, przyciskając się do
niego całym ciałem. – Proszę cię...
Franko natychmiast wytrzeźwiał i odsunął się od niej.
– Nie, cara. Obiecałem sobie, że nie zrobię tego.
– Proszę! – jęknęła błagalnie.
Franko z łatwością uwolnił się z jej uchwytu i znów podszedł
do barku.
– Idź spać, Anno – powiedział, zwrócony do niej plecami.
Znów poczuła palące upokorzenie.
– Ale...
– Nic kłóć się ze mną.
Usłyszała szczęk kryształowej karafki o szklankę.
– Franko...
– Wynoś się stąd wreszcie! – Obrócił się na pięcie i spojrzał
na nią groźnie. Kostki jego palców zaciśniętych na szklance
były zupełnie białe.
– Czy... czy zrobiłam coś nie tak? – zapytała nieśmiało,
prawie szeptem.
– Chyba nie rozumiesz, co do ciebie mówię – wycedził przez
zaciśnięte wargi. – Prosiłem cię, żebyś stąd wyszła.
– Słyszałam.
– W takim razie wyjdź.
– Nie boję się ciebie – powiedziała cicho.
– Głupia jesteś, że chcesz mnie oglądać w takim stanie.
– Widziałam cię już w gorszym.
– Wątpię. – Niepewnie odstawił szklankę i przesunął dłonią
po włosach. – Przecież nie było cię przy mnie, gdy zobaczyłem
te zdjęcia.
– Obiecałeś, że nie będziesz już do tego wracał.
– Wtem, co obiecałem! – wykrzyknął, uderzając zwiniętą
pięścią w blat.
Anna przygryzła usta, ale stała nieruchomo, drżąc na całym
ciele.
– Sama się prosisz o kłopoty – wybuchnął Franko. – Nie
jestem teraz w stanie się kontrolować, a ty możesz na tym
ucierpieć!
– Dlaczego to robisz? – zapytała, wskazując na karafkę i
szklankę.
– Topię swoje smutki. Tak się chyba mówi?
– Jakie smutki?
Franko znów sięgnął po karafkę.
– Byłem głupi, że cię odnalazłem. Myślałem, że uda mi się
odebrać dług, ale wyszło na to, że sam płacę.
– W jaki sposób?
Jednym haustem wychylił połowę zawartości szklanki i
dopiero wtedy odpowiedział:
– To, co kiedyś było między nami, umarło na zawsze.
Najwyższy czas, żebyśmy oboje się z tym pogodzili. Tego już
nie ma.
Dopił resztkę whisky, z rozmachem odstawił szklankę na bok
i wyszedł z salonu, nie czekając na jej odpowiedź.
Rozdział 9
Lot do Rzymu był łatwiejszy do zniesienia dzięki obecności
Sammy'ego, który siedział pomiędzy nimi, zachwycony
luksusami klasy biznesowej. Jego nieustanna paplanina
skutecznie zapełniała niezręczne milczenie między Anną a
Frankiem.
Gdy chłopiec w końcu usnął, Anna ułożyła go na wolnym
fotelu i włączyła sobie film. Patrzyła na ekran, ale nic do niej nie
docierało. Franko siedział obok, oddzielony od niej przestrzenią
zaledwie jednego pustego miejsca. W ręku trzymał drinka, a
wzrok również miał sztywno utkwiony w ekranie przed sobą.
Przez ostatnie dwa dni prawie nie rozmawiali. Nawet Jenny
zauważyła, że zapanowały między nimi ciche dni, i
skomentowała to z troską w oczach. Anna próbowała ją
uspokoić, ale zdawała sobie sprawę, że jej słowa nie brzmią
przekonująco.
Rzymskie lotnisko Leonarda da Vinci było zatłoczone po
brzegi. Wśród oczekujących na przylot znalazła się Jovanna,
matka Franka, oraz jego siostra Giulia z trójką dzieci.
– Anno. – Jovanna pochwyciła ją w objęcia i ze łzami w
oczach ucałowała w policzki. – Wreszcie do nas wróciłaś! A
gdzie jest mój wnuczek? Och! – Przyłożyła obie dłonie do
policzków i z zachwytem wpatrzyła się w chłopca, który właśnie
wyłonił się zza nóg Franka. – Jaki on podobny do ciebie,
Franko! Wyglądałeś dokładnie tak samo, gdy byłeś w jego
wieku! – zawołała i porwała Sammy'ego w ramiona. Giulia
ucałowała Annę i przedstawiła jej swoje dzieci: dwuletnie
bliźniaczki, Pię i Paotę, oraz maleńkiego Antonia, który
uśmiechał się do wszystkich bezzębnymi dziąsłami.
– Masz śliczne dzieci – stwierdziła Anna, łaskocząc Antonia
pod brodą.
Giulia spochmurniała i delikatnie dotknęła jej ramienia.
– Tak mi przykro z powodu twojej straty.
– Dziękuję – odrzekła Anna, nieco speszona.
– Niedługo będziesz miała następne – zapewniła ją Giulia. –
Może zrobicie sobie jakieś w Rzymie?
Anna żałowała, że nie może się ukryć pod stertą bagaży.
Gdyby tylko Giulia znała prawdę!
Droga do domu Jovanny przywodziła jej na myśl bolesne
wspomnienia. W tych wspomnieniach Franko był kimś zupełnie
innym niż ten facet, który teraz siedział obok niej w kamiennym
milczeniu, nie reagując na nic. – Gdy wreszcie dotarli na
miejsce, Sammy był już bardzo zmęczony i po krótkim wybuchu
łez pozwolił się odesłać do łóżka w towarzystwie nowo
poznanej babci. Giulia również zabrała dzieci i poszła do siebie,
obiecując, że przyjdzie następnego dnia na rodzinny obiad.
Anna z dreszczem uświadomiła sobie, że Carlo i jego żona
najprawdopodobniej również się wtedy pojawią.
Przysiadła na sofie w salonie. Po chwili pojawił się tam
Franko ze szklanką soku pomarańczowego w ręku. Sok był dla
niej; Franko natychmiast skierował kroki do barku.
– Mama jest zachwycona twoim synem – oświadczył,
nalewając sobie drinka.
– Tak – odrzekła Anna krótko.
– Bardzo ją uszczęśliwiłaś. Już zaczynała przywykać do
myśli, że nigdy nie będę miał syna.
– Przecież to nie jest twój syn – odrzekła ze znużeniem.
– Nie, ale ona nie musi o tym wiedzieć. Nikt nie musi o tym
wiedzieć.
Anna potrząsnęła głową.
– Czuję się jak oszustka... Nie znoszę tego udawania. To
wszystko jest fałszywe.
– To nie jest idealna sytuacja – zgodził się Franko. – Ale nic
więcej nie możemy zrobić. Carlo i Milana pojawią się tu jutro –
dodał po chwili.
– Wiem. Giulia mi powiedziała.
– Nie masz nic przeciwko temu? – zapytał, obserwując ją
uważnie.
Odwróciła wzrok.
– Oczywiście, że nie.
– Nic chciałbym denerwować matki.
– Rozumiem.
– Wyglądasz na zmęczoną – zauważył. – Jeśli chcesz, to idź
się położyć. Mama nie będzie miała ci za złe, jeśli nie powiesz
jej dobranoc. Anna podniosła się i podeszła do drzwi.
– Mamy połączone pokoje – dorzucił Franko. – Ale nie
musisz się tym martwić. Zamknę porządnie drzwi od swojej
strony, żebyś mogła spać spokojnie.
– Mówiłam ci już, że nie boję się ciebie.
Franko prychnął drwiąco.
– To może powinnaś zacząć. Ja na twoim miejscu bym się
bał.
Nic nie odpowiedziała, ale kiedy szła do swojego pokoju,
serce biło jej mocniej niż zazwyczaj.
Następnego wieczoru pojawiła się w salonie jako ostatnia.
Rodzina była już w komplecie. Anna nałożyła na tę okazję
błękitną sukienkę, która podkreślała kolor jej oczu, i srebrne
sandałki, a jasne włosy upięła w elegancki węzeł na karku.
Ledwie stanęła w progu, podbiegła do niej Giulia.
– Anno, poznaj mojego męża, Pietra. Chyba nie zdążyłaś go
spotkać podczas swojego poprzedniego pobytu.
– Jak się masz, Anno? – zapytał przystojny, ciemnooki
mężczyzna, wyciągając do niej dłoń. – Żona dużo mi o tobie
opowiadała.
– Wspaniale dziś wyglądasz! – zawołała Jovanna, również do
niej podchodząc. – Carlo! – zawołała do mężczyzny stojącego
obok wózka z drinkami w towarzystwie kobiety w
zaawansowanej ciąży – Gdzie twoje dobre maniery? Przedstaw
Annie Milanę!
Carlo zbliżył się i wymamrotał coś niewyraźnie, nie patrząc
jej w oczy.
Angielski Milany nie był tak płynny jak u pozostałych
Ventressich, a ponadto dziewczyna sprawiała wrażenie nieco
nieśmiałej. Przez cały czas kurczowo trzymała Carla za rękę,
jakby obawiała się, by gdzieś jej nie zniknął.
Po chwili wszyscy usiedli przy stole i Anna z przerażeniem
odkryła, że wyznaczono jej miejsce dokładnie naprzeciwko
Carla. Podniosła się, ale gdy Franko szybko oparł dłoń na jej
ramieniu, przywołując ją do porządku, w milczeniu opuściła
wzrok na stół.
Otoczona rodziną Jovanna promieniała szczęściem.
– Jak to dobrze widzieć cię znowu wśród nas, Anno! I jak się
cieszę, że mogłam wreszcie poznać mojego wnuczka! Sammy
pod każdym względem jest podobny do Franka. Mój syn tak
samo zawsze marudził, gdy trzeba było iść spać, Od dziecka był
uparty jak osioł!
Anna uśmiechnęła się blado, kątem oka zauważając
zdumiony wyraz twarzy Carla.
– Giulia też była uparta – ciągnęła Jovanna, patrząc na córkę
ciepło.
Giulia wydęła usta.
– Dziękuję ci, mamo. A jaki był Carlo? Chyba nie powiesz,
że przypominał aniołka?
– Nie, ale miłość dobrej kobiety dokonała cudów –
uśmiechnęła się Jovanna. – Prawda, Carlo?
Na twarzy wymienionego pojawił się sztuczny uśmiech.
– Tak, jestem teraz bardzo szczęśliwy – rzekł otaczając żonę
ramieniem.
– Gdzie byśmy byli bez naszych pięknych żon? – uśmiechnął
się Piętro, patrząc na Giulię z czułością.
Serce Anny ścisnęło się boleśnie. Na szczęście wkrótce
rozmowa zboczyła na inne tematy. Anna słuchała, nie biorąc w
niej czynnego udziału, a gdy Carlo ze względu na Milanę
przeszedł na włoski, odetchnęła i z czystym sumieniem zajęła
się obserwacją rodziny.
Franko przeważnie milczał, odzywał się tylko wtedy, gdy
ktoś go o coś zapytał. Jego zachowanie nie uszło uwagi
Jovanny, która przypatrywała się synowi ze zmarszczonym
czołem. Giulia była jak zwykle radosna i ożywiona. Z kolei
Milana sprawiała wrażenie bardzo zakochanej w mężu; jej duże
brązowe oczy z zachwytem wpatrywały się w Carla. Anna
westchnęła w duchu, nie dziwiąc się, że Franko nie chciał psuć
tej sielanki. A w dodatku Milanę już tylko kilka tygodni dzieliło
od rozwiązania. Anna dobrze pamiętała, jak niestabilne były jej
emocje w tym okresie. Wyjawianie prawdy o ojcostwie
Sammy'ego byłoby teraz tylko bezmyślnym okrucieństwem.
Następnego dnia po południu Jovanna zabrała Sammy'ego do
zoo. Franko i Anna zostali sami w domu, Franko jednak zaraz
oświadczył, że ma pilne papiery do przejrzenia, i zniknął gdzieś
w otchłaniach wielkiego domu.
Anna przez kilka minut błąkała się po pokojach, podziwiając
wspaniale wnętrza i uśmiechając się uprzejmie do służby, która
łamaną angielszczyzną bezustannie proponowała jej drinka oraz
coś do zjedzenia, a w końcu poszła do swojej sypialni i z ulgą
zamknęła za sobą drzwi.
Położyła się na łóżku z nadzieją, że uda jej się przespać resztę
popołudnia. Wzięła do ręki jakąś książkę i bezmyślnie zaczęła ją
kartkować, ale nie mogła skupić się na treści. W końcu
zrezygnowała, odłożyła książkę na bok i pogrążyła się w
niewesołych rozmyślaniach.
Ktoś zapukał do drzwi. Westchnęła i poszła otworzyć,
przekonana, że to znów któraś z pokojówek chce ją czymś
nakarmić. Za progiem jednak stał Carlo. Anna ze zdumieniem
cofnęła się o krok.
– Co ty tu robisz? – zapytała przytłumionym głosem.
Carlo zamknął za sobą drzwi i oparł się o futrynę.
– Muszę z tobą porozmawiać.
– To chyba nie jest dobry pomysł – odrzekła ze
zdenerwowaniem. – A jeśli Franko tu wejdzie i zastanie cię w
mojej sypialni?
– Nie zajmę ci dużo czasu. Ta sprawa gryzie mnie od
czterech lat, więc proszę, wysłuchaj mnie.
Skrywając niepokój, przyjrzała mu się uważniej. Twarz miał
bladą, kąciki ust opuszczone, oczy otoczone ciemnymi cieniami.
– Muszę ci powiedzieć coś, co powinienem wyznać już
dawno temu – zaczął, przesuwając dłonią po włosach gestem
identycznym jak Franko.
Patrzyła na niego w milczeniu, starając się nie okazywać
zdenerwowania.
– Nic wiem, jak mam zacząć – westchnął, chodząc po pokoju.
– Co chcesz mi powiedzieć?
Na twarzy Carla odbiło się cierpienie.
– Nie spałem z tobą tamtej nocy.
Cisza, która zapadła po tych słowach, swoim natężeniem
przypominała eksplozję bomby atomowej. Anna poczuła, że
kręci jej się w głowie. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z
nich żaden dźwięk.
Carlo wziął urywany oddech i mówił dalej:
– Nasypałem ci narkotyku do drinka. Byłem szaleńczo
zazdrosny o Franka... o wasze zaręczyny. Mnie się nie układało
z kobietami, więc kiedy Franko przedstawił cię rodzinie jako
swoją narzeczoną, postanowiłem, że muszę coś z tym zrobić.
Wypiłaś tego szampana, a gdy usnęłaś, ja... rozebrałem cię i
zrobiłem te zdjęcia. Wstyd mi teraz o tym mówić... ale nie
czułem się winny, dopóki nie poznałem Milany. Dopiero wtedy
zrozumiałem, przez co przechodził mój brat, gdy cię stracił. A
potem dowiedziałem się, że masz syna...
Anna szeroko otworzyła oczy. Dopiero teraz to do niej
dotarło.
– Więc Sammy... Sammy jest... jest dzieckiem Franka?
– Z pewnością nie moim. Anno, musisz mi uwierzyć. Byłem
głupi i zły, ale nie aż tak.
Nie miała pojęcia, co powiedzieć. Przez cztery lata
torturowała się myślami o tym, co zrobiła... pozwoliła, by
poczucie winy zniszczyło jej życie... a także życie Franka.
Poderwała się na nogi.
– Franko musi się o tym dowiedzieć. Natychmiast!
– Nie! – wykrzyknął Carlo.
Zatrzymała się pośrodku pokoju jak wryta i spojrzała na
niego z konsternacją.
– Jak to nie?
– Proszę... – powiedział Carlo błagalnym tonem. – Franko nie
musi o tym wiedzieć. To, co zrobiłem, było niewybaczalne, ale
kto wie, jakie jeszcze szkody mogłyby powstać, gdyby
dowiedział się o tym teraz?
– Już wyrządziłeś niewybaczalne szkody! – wykrzyknęła
Anna z oburzeniem. – Czy potrafisz sobie wyobrazić, przez co
przeszłam? Byłam pewna, że Sammy jest twoim synem! Przez
lata biczowałam się za coś, czego w ogóle nie zrobiłam! Jak
mogłeś tak postąpić, Carlo? Zniszczyłeś nie tylko moje życie,
ale także życie Franka!
Carlo nerwowo przełknął ślinę.
– Przecież Franko i tak wierzy, że Sammy jest jego synem,
więc na czym polega problem?
Anna znów opadła na łóżko, szukając odpowiednich słów.
– Anno, przecież on się w końcu z tobą ożeni! Dostaliście
swoją szansę na szczęście. Proszę, nie odbieraj mi mojej. Nie
każ mi ujawniać tego, co ci powiedziałem. Proszę cię.
Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
– Carlo, nie zdajesz sobie sprawy z tego, o co prosisz.
– Chyba jednak tak. Kocham Milanę z całego serca i wiem,
że Franko tak samo kocha ciebie. To taka nasza rodzinna
legenda...
– Franko mnie nie kocha – wykrztusiła.
– Kocha cię. Inaczej nie zawracałby sobie głowy szukaniem
ciebie. Nigdy nie przestał cię kochać.
– On myśli, że Sammy jest twoim synem – powiedziała Anna
łamiącym się głosem.
Jak miała przekonać Franka, że Sammy jest jego synem,
skoro Carlo nalegał na zachowanie tajemnicy?
– Powinien się o tym dowiedzieć – nalegała. – Teraz myśli o
mnie okropne rzeczy...
– Anno, proszę cię. Milana ma rodzić już za kilka tygodni.
Błagam, nie wyjawiaj mojej podlej przeszłości. To by ją
zniszczyło...
– A co ze mną? – Łzy napłynęły jej do oczu. – Mam zostać z
tym wstydem już na zawsze?
– Nie zrobiłaś nic złego.
– Ale Franko jest przekonany, że zrobiłam.
– Anno... wiem, że mi nie wybaczysz, ale może kiedyś
spojrzysz na to jak na młodzieńczy wygłup, który przyniósł
nieoczekiwane konsekwencje.
– To ja poniosłam te konsekwencje, nie ty.
– Myślisz, że o tym nie wiem? Wiem, ale nie mogę zmienić
przeszłości. Pogodziliście się z Frankiem i teraz możecie
budować wasze życie od nowa.
– Franko chce się ze mną rozwieść zaraz po powrocie do
Australii.
Carlo zastygł ze zdumienia.
– Kie zrobi tego. Za bardzo cię kocha.
– Jak możesz być tak ślepy?! – wykrzyknęła Anna. – Nie
zauważyłeś, jak on na mnie patrzy?.
– Proszę, Anno, daj mi chociaż tych kilka tygodni – jęknął
Carlo. – Gdy Milana już urodzi, wszystko może się zmienić.
Anna otarła Izy wierzchem dłoni– Carlo, jak możesz mnie o
to prosić? Po tym, co zrobiłeś... jak możesz tak po prostu przyjść
tutaj i udawać, że nic takiego się nie stało?
– Bo właśnie o to chodzi, że nic się wtedy nie stało.
– Teraz mi to mówisz! O cztery lata za późno!
– Wiem, co Zrobiłem, i bardzo mi z tego powodu przykro.
Ale jeśli powiesz Frankowi prawdę... to rozbije naszą rodzinę.
Moja matka będzie załamana. Nigdy się nie pogodzi z tym, co
zrobiłem.
– Trzeba było o tym pomyśleć, zanim dosypałeś mi tego
świństwa do szampana – odparowała t goryczą. – Co to
właściwie było? Nic nie pamiętam z tamtej nocy, więc musiał to
być jakiś silny środek. Bardzo ryzykowałeś. A gdybym umarła z
powodu reakcji alergicznej? To się czasami zdarza.
– To był środek, który powoduje chwilowa utratę pamięci.
Dostałaś niedużą dawkę.
– Dziękuję ci, że tak się o mnie zatroszczyłeś – odrzekła z
sarkazmem. – Ale w razie gdyby nie przyszło ci to do głowy...
byłam już wtedy w ciąży. Nie wiedziałam o tym, ale byłam.
Naraziłeś nie tylko nie tylko mnie, ale również moje dziecko.
Twarz Carla poszarzała.
– Tak mi przykro, Anno.
– „Przykro" to zupełnie bezużyteczne słowo w tej sytuacji.
Łatwo się je wymawia, ale niczego nie zmienia.
– Nic wiem, co jeszcze mógłbym zrobić – rzekł Carlo
bezradnie. – Nie mogę zaryzykować i powiedzieć teraz
Frankowi. Stawka jest zbyt duża.
– Jesteś bardzo podobny do swojego brata. Widzisz wszystko
tylko z jednej strony...
– Rozumiem, że to dla ciebie trudne...
Anna zerwała się na równe nogi i rzuciła w jego stronę jak
tygrysica.
– Trudne?! Wiesz, kim jesteś, Carlo? Zwykłym tchórzem!
Dlaczego nie powiesz tego wszystkiego Frankowi? Bądź
mężczyzną! On ma prawo o tym wiedzieć! Powinien się
dowiedzieć!
Usłyszała odgłos otwieranych drzwi za swoimi plecami i
obróciła się gwałtownie. W progu stał Franko z twarzą
ściągniętą napięciem.
– O czym mam prawo wiedzieć, Anno? – zapytał lodowatym
tonem.
Patrzyła na niego nieruchomo, niezdolna wypowiedzieć
słowa, zastanawiając się, ile zdążył usłyszeć.
Franko przeniósł wzrok na brata, który nagle skurczył się do
polowy zwykłych rozmiarów.
– Carlo? Może ty mi wyjaśnisz, co robisz w sypialni mojej
żony?
– Ja... właśnie wychodziłem – wymamrotał Carlo,
przysuwając się bliżej drzwi.
– Carlo! – wychrypiała Anna. – Nie wychodź!
Franko przeszył ją spojrzeniem na wskroś.
– Jakie to wzruszające, cara. Wzrusza mnie twoje oddanie
kochankowi po tylu lalach. Ale czy nie zapomniałaś
przypadkiem, że on jest teraz żonaty?
– Anno, przepraszam cię – wykrztusił Carlo spod drzwi i
zanim zdążyła go powstrzymać, zamknął je za sobą.
W pokoju zapanowało ciężkie milczenie. Anna przesunęła
językiem po wyschniętych wargach. Miała wielką ochotę
wyznać Frankowi prawdę, ale wiedziała, że on nie uwierzy,
dopóki nie usłyszy wszystkiego z ust własnego brata.
– Co Carlo tutaj robił? – zapytał Franko stalowym głosem.
– Przyszedł, żeby... coś mi powiedzieć.
– Co?
– Chciał mnie przeprosić za to, że... że zrobił tamte zdjęcia.
– O czym jeszcze rozmawialiście?
– O niczym – odrzekła, opuszczając wzrok.
– Słyszałem, jak mówiłaś, że mam prawo coś wiedzieć. Może
mnie oświecisz, o co dokładnie chodziło?
Zacisnęła usta, próbując zebrać myśli.
– Carlo powiedział... że Sammy na pewno jest twoim synem.
Franko gwałtownie wciągnął oddech.
– Jak to możliwe?
Anna przygryzła wargi.
– Carlo jest absolutnie pewien, że Sammy nie może być jego
dzieckiem.
– Przecież mógłbym być jego ojcem tylko w razie, gdyby...
– Prezerwatywy nie są zupełnie bezpiecznym środkiem
antykoncepcyjnym. Ja jestem pewna, że Sammy jest twój, nawet
jeśli ty nie chcesz tego przyznać.
– Nawet test genetyczny nie może zmienić faktu, że spałaś z
moim bratem. – Spałam w jego łóżku, ale nie z nim.
– Wyjaśnijmy to sobie wreszcie. Kochałaś się z moim
bratem.
– Nic o tym nie wiem.
– Ach tak, znowu te zaburzenia pamięci. Jaki to wygodny
sposób na uniknięcie odpowiedzialności za to, co zrobiłaś.
Anna bezradnie zacisnęła dłonie w pięści.
– Dlaczego nie zapytasz swojego brata, co się zdarzyło tamtej
nocy? Poproś go, żeby opowiedział ci to dokładnie, zaczynając
od chwili, gdy podał mi pierwszy kieliszek szampana.
– Już słyszałem relację Carla z tamtej nocy.
– Zapytaj go jeszcze raz.
– Nie muszę. Wina jest wypisana wielkimi literami na twojej
twarzy od chwili, gdy wtargnąłem na wasze potajemne
spotkanie.
– To Carlo tutaj przyszedł! – wykrzyknęła Anna. – Ja go nie
zapraszałam! Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. To podły
tchórz, który myśli, że może wszystko wymazać głupimi
przeprosinami! A ja mam dalej cierpieć konsekwencje jego...
Franko zmarszczył brwi.
– Konsekwencje czego?
– Niczego – burknęła, odwracając się tyłem do niego. – Nic
chcę o tym więcej rozmawiać.
Franko podszedł bliżej i położył rękę na jej ramieniu.
– Anno, widzę, że coś przede mną ukrywasz. Powiedz mi
wreszcie, co się tu dzieje.
Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu prosto w twarz.
– Nic się nie dzieje, Franko. Właśnie o to chodzi. Nic się nie
dzieje i nic się nigdy nie działo.
Wyrwała mu się i wybiegła z sypialni. Po chwili jej szybkie
kroki rozległy się na schodach.
Franko przez chwilę stał nieruchomo ze zmarszczonymi
brwiami, a potem sięgnął po telefon i wystukał numer komórki
brata.
Rozdział 10
W dwie godziny później Carlo stanął w drzwiach gabinetu
brata. Na jego widok Franko podniósł się zza biurka.
– Spóźniłeś się – powiedział krótko.
– Wiem – odrzekł Carlo, unikając jego wzroku.
– Carlo, o co tu chodzi?
Młodszy z braci usiadł na krześle i przygarbił ramiona, jakby
dźwigał na nich wielki ciężar.
– Zadałem ci pytanie – rzekł Franko sucho.
Carlo podniósł głowę i zatrzymał udręczony wzrok na twarzy
brata.
– Nie spałem z Anną.
Po tym wyznaniu zapadła martwa cisza.
– Nasypałem jej narkotyku do drinka... – podjął wreszcie
Carlo. – Chciałem... nie chciałem, żebyś ożenił się pierwszy...
wcześniej niż ja. Przez całe życie byłem drugi w kolejce do
wszystkiego. Ty byłeś starszy i miałeś przywileje. Ojciec
przekazał ci zarządzanie firmą... odpowiedzialność za
przyjmowanie i zwalnianie pracowników, a ja co dostałem?
Drugie w hierarchii stanowisko, które oznaczało tylko tyle, że
jestem twoim bezpośrednim podwładnym. Miałem już tego
dosyć, chciałem coś zrobić, żeby to wreszcie zmienić...
Pomyślałem, że najlepiej będzie, jeśli pozbędę się Anny. Wtedy
ja mógłbym pierwszy mieć syna.... dziedzica firmy.
Franko mocno zacisnął palce na długopisie, który trzymał w
ręku.
– Spała, gdy... gdy robiłem jej te zdjęcia. Wymyśliłem całą
historyjkę o tym, że się z nią przespałem. To było nawet
zabawne. Nie zdawałem sobie sprawy z konsekwencji, dopóki
się nie dowiedziałem, że Anna ma syna... twojego syna.
Franko zaklął pod nosem.
Carlo przelotnie zerknął na jego twarz i szybko odwrócił
głowę.
– Dziwiłem się, że wątpiłeś w swoje ojcostwo. Sammy jest
przecież bardzo podobny do ciebie.
Franko przymknął oczy.
– Przepraszam cię, Franko... Zrobiłem coś bardzo złego... nie
mogę już tego zmienić, ale...
Franko gwałtownie wstał.
– Czy ty w ogóle masz pojęcie, co zrobiłeś?
Carlo pobladł jak płótno.
– Chyba tak.
– Nic masz pojęcia! – pieklił się Franko. – Zniszczyłeś nasze
życie i nasze szczęście!
– Ona nadal cię kocha. Jestem tego pewien.
Franko opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach.
– Teraz już może mnie tylko nienawidzić. Po tym, jak ją
traktowałem.
– Przecież ożeniłeś się z nią.
– Wbrew jej woli. Ona nie chciała mieć ze mną nic
wspólnego. Zmusiłem ją do ślubu.
– Wybaczy ci.
– Naprawdę jesteś aż takim idiotą? Jak może mi wybaczyć?
Albo tobie?
– Przeprosiłem ją.
Franko z frustracją wzniósł oczy do góry.
– I naprawdę myślisz, że takie przeprosiny są w stanie
wymazać to, co się stało?
– Nie, ale teraz nic innego nie mogę zrobić. Gdybym
powiedział prawdę wszystkim, zraniłbym Milanę i mamę.
– Myślisz tylko o sobie! Czy w ogóle zastanowiłeś się nad
tym, jak to wszystko odbiło się na Annie? Kochałem ją z całego
serca, a ty zniszczyłeś wszystko swoimi kłamstwami! Jak mam
jej to teraz wynagrodzić?
– Nadał ją kochasz?
– Oczywiście, że nadał ją kocham! Co to za pytanie? Nigdy
nie przestałem jej kochać!
– A powiedziałeś jej to?
Franko znieruchomiał.
– Nie... nie, nie powiedziałem.
– Powinieneś jej powiedzieć, co do niej czujesz.
– Teraz już jest za późno.
– Jak może być za późno? – zdziwił się Carlo. – Masz
przecież syna, a Anna jest twoją żoną. To jest więź na całe
życie.
– Obiecałem jej, że weźmiemy rozwód zaraz po powrocie do
Melbourne.
– To powiedz jej teraz, że zmieniłeś zdanie i że chcesz,
byście pozostali małżeństwem.
– Ona się na to nie Zgodzi.
– Jeśli nie jesteś gotów o nią walczyć, to znaczy, że na nią nie
zasługujesz. Gdybyś ją naprawdę kochał, to od samego początku
dostrzegłbyś, że mówi prawdę. Ale ty wolałeś uwierzyć mnie.
W ogóle nie chciałeś słuchać tego, co ona miała do powiedzenia.
– Te zdjęcia...
– Widziałeś to, co chciałeś zobaczyć. Gdybyś się przyjrzał
uważniej, to dostrzegłbyś, że ona jest tam zupełnie
nieprzytomna.
– Powinienem ci wybić wszystkie zęby – oznajmił Franko z
furią. – Za to, co zrobiłeś nam obydwojgu.
– Zasłużyłem na to – zgodził się jego brat. – Ale lepiej zajmij
się naprawieniem związku z Anną. Jest matką twojego syna i
teraz tytko od was zależy, jaką przyszłość sobie zbudujecie.
– Zejdź mi z oczu – syknął Franko przez zaciśnięte zęby.
– Przepraszam cię – powtórzył Carlo po raz kolejny. –
Chciałbym móc cofnąć czas. Gdybym wiedział, że Anna była
już w ciąży, tobym tego nie zrobił.
Twarz Franka spopielała.
– Nie miałem pojęcia, że ona była w ciąży... A potem
naturalnie uznałem, że Sammy jest twoim synem.
– Wszyscy i tak sądzili, że to ty jesteś jego ojcem. Dlatego
nie ma powodu dalej upubliczniać tej historii. Pomyśl tylko, jak
mama by to przeżyła.
Franko spojrzał na niego zimno.
– Ja przez cztery lata nie miałem kontaktu z własnym synem i
jego matką, podczas gdy ty pławiłeś się w chwale grzesznika
nawróconego na świętość.
– Nie jestem dumny z tego, co zrobiłem. Chciałbym móc
jakoś wam to wynagrodzić.
– Możesz, Carlo. Możesz to zrobić, przyznając się do
wszystkiego mamie i Milanie. Tylko pod tym warunkiem będę
chciał z tobą dalej rozmawiać. – Franko otworzył szufladę
biurka i wyjął z niej jakiś dokument. – Twoja przyszłość w
firmie również od tego zależy.
Carlo szeroko otworzył usta ze zdziwienia.
– Wyrzucasz mnie?
– Nie zmuszaj mnie do tego, bo wiesz, że jestem w stanie to
zrobić – rzekł Franko ponuro. – Od czasu twojej ostatniej
porażki w Neapolu to ja zarządzam większością akcji.
– Ale Milana... – zająknął się Carlo.
– Za Milanę ty jesteś odpowiedzialny. A ja muszę zadbać o
Annę i o mojego syna. Szkoda tylko, że zrozumiałem to o cztery
lata za późno.
Carlo zsunął się z krzesła i w milczeniu podszedł do drzwi.
– Daję ci czas do wieczora! – zawołał za nim Franko. – A
potem wezmę sprawy w swoje ręce!
Drzwi sypialni Anny otworzyły się i znów stanął w nich
Franko. Wyraz twarzy miał zupełnie nieprzenikniony. Anna
wstrzymała oddech.
– Anno – powiedział, podchodząc do niej.
– T-tak? – zapytała, wykręcając nerwowo dłonie.
Jego oczy zatrzymały się na jej twarzy.
– Zastanawiam się, jak mam ci to powiedzieć... Boję się, że
znów wybiegniesz z pokoju i znikniesz z mojego życia tak jak
cztery lata temu – rzekł zmienionym głosem.
– Ja nie zniknęłam z twojego życia – przypomniała mu. – To
ty mnie z niego wyrzuciłeś.
Franko skrzywił się boleśnie.
– Masz rację, oczywiście. Nawet nie przyszło mi wtedy do
głowy, że może istnieć jakieś inne wyjaśnienie tej sytuacji...
Wolałem uwierzyć bratu, W rezultacie naraziłem cię na okropne
cierpienie... Bardzo mi wstyd za Carla. Trudno mi nawet o tym
mówić. Nie miałem pojęcia, że on wyhodował sobie takie
kompleksy wobec mnie.
– Powiedział ci? – zapytała Anna bez tchu.
Twarz Franka pociemniała z gniewu.
– Praktycznie rzecz biorąc, musiałem to z niego wydrzeć
siłą... ale tak, powiedział mi. Miałem ochotę zabić go na
miejscu.
– Przeprosił – rzekła Anna cicho.
Franko prychnął ironicznie.
– Owszem, przeprosił i spodziewał się, że dalej wszystko
będzie po staremu, jak gdyby zupełnie nic się nie zdarzyło... Ale
nic już nie może być takie samo.
Anna przygryzła wargi. Rozumiała gniew Franka, ale
świadomość, że on wreszcie poznał prawdę, przyniosła jej
wielką ulgę.
– Carlo okradł mnie z pierwszych lat życia mojego syna.
Okradł mnie ze szczęścia. Przez te wszystkie lata karmiłem się
złością i nienawiścią do ciebie... podczas gdy ty byłaś tylko
niewinną ofiarą.
– Franko, ja...
– Zmusiłem cię do romansu, a potem do małżeństwa, zaszłaś
w ciążę i poroniłaś z mojej winy... Traktowałem cię w
niewybaczalny sposób.
Głos załamał mu się, a w kącikach oczu pojawiły się łzy.
– Kocham cię – powiedziała Anna.
Franko otarł twarz i mówił dalej, jakby nie usłyszał jej słów:
– Zaraz po powrocie do Australii złożymy papiery
rozwodowe. Ustanowię fundusz na rzecz ciebie i Sammy'ego;
już nigdy nie będzie wam niczego brakowało. Przynajmniej tyle
mogę dla was zrobić.
– Powiedziałam przecież, że cię kocham.
– A co do mnie – ramiona Franka opadły bezwładnie – będę
musiał jakoś przywyknąć do perspektywy przyszłości bez... –
Naraz zmarszczył brwi i spojrzał na nią uważnie. – Co
powiedziałaś?
Anna uśmiechnęła się.
– Powtórzyłam to już, dwukrotnie. Czy naprawdę chcesz to
usłyszeć po raz trzeci?
W jego oczach pojawił się dziwny błysk. Pochwycił ją za
ramiona i przyciągnął bliżej. – Naprawdę powiedziałaś, że mnie
kochasz? Na twarz Anny powoli wypełzł uśmiech.
– Nic więcej nie powiem, dopóki ty się nie przyznasz, co do
mnie czujesz.
Na twarzy Franka szalały emocje.
– Kochałem cię od pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem na
ulicy w Rzymie – powiedział głosem ochrypłym ze wzruszenia.
– Sądziłem, że ta miłość została zniszczona, ale ona z biegiem
czasu stawała się tylko coraz mocniejsza. Gdy się dowiedziałem,
że masz dziecko, z całego serca pragnąłem, by było moje. A
kiedy zobaczyłem Sammy’ego po raz pierwszy, ze wzruszenia
zaparło mi dech... był tak podobny do mnie. Na ciebie nie
mogłem patrzeć spokojnie... chciałem cię mieć za wszelką cenę.
– Twoje warunki były dosyć bezlitosne – uśmiechnęła się
Anna.
– Zapłaciłbym za operację Sammy'ego bez względu na twoją
decyzję. Chciałem tylko, żeby trudniej było ci odmówić.
– Zawsze trudno mi było odmawiać, gdy chodziło o ciebie.
– W takim razie jeszcze raz zapytam, co do mnie czujesz.
– Kocham cię.
Franko mocno przycisnął ją do siebie.
– Nie zasługuję na twoją miłość. Robiłem, co tylko mogłem,
żeby ją zniszczyć.
– W takim razie teraz będziesz musiał się bardziej postarać,
żeby ją odbudować – zaśmiała się lekko.