Prolog
rak możliwości widzenia wyostrzy) pozostałe zmysły,
Pogrążona w całkowitej ciemności, słyszała jedynie
nieustający ryk Oceanu AUantyck-iego w oddali, a nad głową
delikatne trzepotanie skrzydeł. Nozdrza jej drgnęły, gdy w po-
wietrzu wyczula woń stęcblizny. Pod bosymi stopami miała
zimną, wilgotną ziemię. Zacisnęła pałce na mokrym piasku,
Coś musnęło jej kostkę, zaczęła się modlić, by była to tylko
mysz.
Spędziła w tym wilgotnym pomieszczeniu już trzy doby.
Czuła, że jeszcze chwila, a postrada zmysły, Z drugiej strony,
kiedy ją odnajdą, jak to sobie cały czas wyobrażała, policja
na pewno będzie ją o wszystko wypytywać. Jeśli przeżyje,
musi być w stanie opowiedzieć ze szczegółami o tym, co
zaszło,
Powie, że zostawił ją samą na całe wieki. I że zanim wyszedł.
zakneblował ją, żeby nikt nie słyszał jej krzyków, 1 że opuszczał
knebel tylko po to, żeby przyciskać usta do jej ust.
Policja na pewno będzie chciała wiedzieć, co do niej mówił.
Będzie musiała się przyznać, że już na drugi dzień po porwaniu
przestała zadawać mu pytania, bo i tak nie odpowiada!. Jeśli
czegoś chciał, wyrażał to dotykiem. Dokładnie opowie, jak ją
pieścił i podnosił w górę, jak przygniatał ją swoim ciałem i
dawał do zrozumienia, jak ma się poruszać.
Próbując poskładać wszystkie informacje, jakie musi przeka-
zać policji, usłyszała znajome burczenie w brzuchu. Zjadła
bardzo niewiele ze skąpych zapasów, ale wcale się tym nie
przejmowała. Głód był jej starym znajomym. Wiedziała, że
umiejętność zaspokojenia łaknienia minimalną porcją pożywię-
B
nia była jej silną struną, choć rodzice wcale tak nie uważali.
Podobnie jej dawni przyjaciele, nauczyciele oraz terapeuci z oś-
rodka zdrowia, robiący wszystko, by zawrócić ją z drogi, którą
obrała. Nie dostrzegali tego, co jej wydawało się oczywiste -
niejedzenie było idealnym sposobem kontrolowania własnego
życia,
Nasłuchując gołębia gruchającego gdzieś nad jej głową, myś-
lała o swoich rodzicach. Musieli umierać z niepokoju. Marna
pewnie płakała, ojciec krążył po salonie i, jak zawsze, gdy był
/denerwowany, co chwilę strzelał kostkami. Ciekawe, czy całe
miasto zaczęło już je j szukać. Modliła się w duszy, żeby tak było.
Miała nadzieję, że wszyscy, którzy ją w jakikolwiek sposób
skrzywdzili, urazili czy zranili, zamartwiali się teraz o nią,
Próbowała się uspokoić, kołysząc się w miarowym rytmie
przypływów fal. Wszystko będzie dobrze. Musi być. Powie
poJicji, co się mlo, jak bez słowa podciągnął ją, żeby wstała.
Nie odzywał się do niej, tylko pokazał, czego od niej chciał.
poruszając się luż przy jej ciele. Musiała tańczyć dla niego
w ciemności. Cały czas tańczyła, desperacko próbując go zado-
wolić. Tańczyła o życie.
* *■ *
Cztery godziny pobitej. Ocean Grove. New Jersey
George Croft ochroniarz podniósł rękę i oświetlił zegarek na
nadgarstku. Do końca zmiany została mu jeszcze godzina. Pora
na ostatni patrol.
Ruszył na obchód pustymi alejkami. Z kieszeni munduru
wyjął chusteczkę i wytarł spocone czoło i kark. Gdyby nie
upiornie wysoka temperatura, ta noc niczym nic różniłaby się
od innych w spokojnym i cichym miasteczku nad oceanem. Od
czasu do czasu z mijanych domków dobiegało chrapanie. Prze-
pisy obowiązujące na terenie ośrodka wprowadzały ciszę nocną
o dwudziestej drugiej, więc prawie wszystkie światła były już
zgaszone. Słońce, upał i słone powietrze skutecznie usypiały
letników.
Ochroniarz dotarł do końca ulicy Mt. Carmel, przeszedł na
skróty po trawniku, żeby ostatni raz sprawdzić drzwi Świątyni
i Wielkiej Auli. Ogromne drewniane budowle w wiktoriańskim
stylu byty zamknięte na cztery spusty. Oświetlony krzyż na
duchu auli, wskazujący drogę przepływającym obok statkom.
rozjaśniał mrok nocy i sygnalizował, że wszędzie panował
spokój.
Z zadowoleniem stwierdzi!, że wszystko było w porządku.
ale do oficjalnego końca służby wciąż pozostawał mu cały
kwadrans. Nie daj Boże, żeby coś się wydarzyło przed drugą
w nocy, a jego nie było na posterunku! Na pewno straciłby
natychmiast robotę. Ta zaginiona dziewczyna nie mieszkała na
terenie, który patrolował, ale gdyby jakiś wariat zamierza!
uprowadzić jeszcze kogoś z Ocean Grove, to na pewno nie
podczas jego zmiany!
Rany. ależ gorąco! George marzy! o szklance zimnej wody.
Oświetli! latarką zabytkową drewnianą altankę, osłaniającą stu-
dnię Bersabee, pierwszą, jaką wywiercono w Ocean Grove i
nazwano na cześć biblijnej studni jakubowej, opisywanej w
Starym Testamencie. Woda z owej studni była dobra dla
Izraelitów, a z tej w Ocean Grove czerpali założyciele miasta.
Wprawdzie George wolał pić wodę butelkowaną, ale altanka
wydawała się całkiem dobrym miejscem, by tam doczekać
końca zmiany.
Od oceanu nie wiała nawet najlżejsza bryza, nocne powietrze
po prostu stało w miejscu. Ochroniarz oświetlił trawnik i nie
spiesząc się, szedł przed siebie. Miał jeszcze trochę czasu do
zabicia. Zauważył, że rozwiązała mu się sznurówka, więc po-
chylił się, by ją zawiązać, Kiedy odkładał latarkę na trawę,
usłyszał szelest, coś jakby drapanie.
Włoski na spoconym karku stanęły mu dęba. George skiero-
wal latarkę w stronę, skąd dobiegał hałas. Zmrużył oczy. próbu-
jąc zidentyfikować 10. co widna!. W altance, na podłodze leżało
coś duiego i, jak sic wydawało, nieruchomego.
Podszedł bliżej. W tym momencie kształt poruszył sie i jesz-
cze raz usłyszał ten sam szelest. Zbliżał się powoli i bardzo
ostrożnie, w końcu światło latarki odbiło się od bladej twarzy.
Na podłodze leżała kobieta, zakneblowana i /. przepaska, na
oczach.
-1-
ianę, idąc pospiesznie Columbus Avenue. przez podeszwy
tiulów czDla rozgrzany chodnik. Kropelki potu spłynęły jej
po skroniach, gdy otarła wilgotne czoło, zaprzepaszczając tym
samym dwadzieścia minm. które spędziła przed lustrem w
łazience, układając włosy. Świeżo wyprana, baweł-jm na
bluzka przylepiła jej stię do pleców, a wykrochmalony
kołnierzyk zaczynał .smętnie opadać na ramiona. Dzień jeszcze
sie na dobre nie zaczął, a ona już się topiła.
Jak zwykle, denerwowała sie. że sie spóini. Zaczynała żało-
wać. że przyrzekła sobie chodzić pieszo do pracy. Przejście
dwudziestu przecznic było ostatnio jedyną formą wysiłku fizy-
cznego. którego tak potrzebowała. Kiedy jej karnet na siłownię
wygasł, nie przedłużała go, bo i tak nie korzystała z sali regular-
nie. Nie ini.iła na mc czasu, a jeśli już go trochę znalazła.
uważała, źe powinna spędzać go z dziećmi.
W gorącym powietrzu unosił się ohydny zapach śmieci, które
od rana smażyły stę rta słońcu, czekając, aż ktoś zbierze je
zchodnika. Dianę z ulgą pomyślała o zbliżającym stę dwutygo-
dniowym urtopie. Będzie cudownie wyrwać się z miasta, byle
dalej od tego zabójczego upału, hałasu, wiecznego pośpiechu
i Stresu. Ostatnie miesiące były dła nich wszystkich naprawdę
ciężkie, wręcz brutalne.
Czasami czuła się lak. jakby nic się nie siało, jednak rzeczy-
wistość szybko o sobie przypominała. Wystarczyło, że spoj-
rzała na obgryzającą paznokcie Michelłe czy na zgarbione
pJeey A.nthony'ego. wpatrującego się w stojące na pianinie
zdjęcie ojca. albo gdy w środku nocy jej dłoń trafiała na pustkę
* wielkim łóżku."
Przeszła przez dziedziniec Lincoln Center, zatrzymując się
D
na moment przy dużej fontannie, w nadziei, że orzeźw i ja. powiew
wilgotnego powietrza. Niestety, powietrze stafo w miejscu.
Poprawiła torebkę i ruszyła dalej. Nieważne. Wkrótce ona i
jej dzieci będą gdzieś indziej, w miejscu, gdzie powietrze nie
Mnierdzi. a woda jest zimna i czysta. Cóż. nie będzie to dokład-
nie to, co wcześniej planowali, ale pojadą na te wakacje. Za-
służyli na nie. Potrzebowali ich po tym wszystkim, co przeszli.
W końcu trzeba żyć dalej, nawet bez Philipa. Dianę popchnęła
ciężkie drzwi obrotowe i weszła do holu, z ulgą poddając się
Tali zimnego powietrza. Uśmiechnęła się do umundurowanych
strażników i sięgnęła do torebki po metalowy łańcuszek, na
którym nosiła identyfikator. Wsunęła kartę w czytnik, który
cicho piknął, co oznaczało, że drzwi do siedziby kanału
informacyjnego KEYInfo były otwarte. Wielu korespondentów
oburzało się, że muszą pokazywać identyfikatory. Uważali, że są
na tyle znani, że nie powinno się tego od nich wymagać.
Dianę zupełnie to nie przeszkadzało. Ochroniarze nie mieli tu
lekkiego życia, a dla niej wyjęcie identyfikatora nie było
żadnym wysiłkiem. Nie zgodziła się jedynie nosić lego
czegoś na szyi przez cały dzień.
W sklepiku kupiła herbatę i banana. Podchodząc do długiego
rzędu wind, minęła duże, podświetlone zdjęcia dziennikarzy i
korespondentów działu wiadomości w stacji KEY info, po-
grupowane według programów, w jakich pracowali. Z plakatu
Wieczornych wiadomości KEY uśmiechała się Eliza Blake.
Constance Young i Harry Granger szczerzyli zęby w uśmiechu
pod logo porannej audycji Oto Ameryka. Zrobione rok wcześ-
niej zdjęcie z programu Pod lupą przedstawiało Cassiego Sheri-
dana w otoczeniu reporterów wiadomości. Dianę nawet nie
spojrzała na swoją uśmiechniętą twarz, z dużymi niebiesko-
szarymi oczyma i nosem, który, jak na jej gust. mógłby być
nieco prostszy. Zmieniła się. Stres i nerwy, jakie towarzyszyły
jej przez kilka ostatnich miesięcy, dawały o sobie znać. Drobne
zmarszczki w kącikach oczu pogłębiły się, a wokół ust pojawiły
się nowe. efekt nieświadomego marszczenia się. Dianę zauwa-
żyła. że od jakiegoś czasu używała korektora nawet kilka razy
dziennie, żeby zatuszować cienie, jakie pojawiły się jej pod
oczami.
Jeszcze jeden powód, dla którego należało wyjechać na
urlop, pomyślała, naciskając guzik przywołujący windę. Gdyby
tylko mogła wyjechać i choć przez chwilę się zrelaksować, od
razu zaczęłaby lepiej wyglądać. Wszystkie reporterki dobrze
wiedziały, że w tej pracy Uczy się wygląd. Oczywiście męż-
czyźni też zwracali uwagę na swój wygląd, tyle że oni mogli
sobie pozwolić na siwe włosy, drobne zmarszczki, kilka dodat-
kowych kilogramów. Kobietom absolutnie to nie uchodziło.
Doskonale zdawały sobie sprawę, że to się tak prędko nie
zmieni, więc mogły co najwyżej ponarzekać na ten temat.
Owszem, u prezenterek telewizyjnych liczyło się doświadcze-
nie zawodowe, ale to młodość i urodę stawiano na piedestale.
Brzęknął dzwonek i drzwi windy otworzyły się na szóstym
piętrze. Dianę udała się prosto do łazienki. Z wiszącego na
ścianie pojemnika wyjęła papierowe ręczniki i delikatnie, by nie
zniszczyć makijażu, osuszyła twarz i wytarła tusz z kącików
oczu. Gdy próbowała doprowadzić fryzurę do ładu, usłyszała,
że otworzyły się drzwi kabiny za jej plecami.
- Cześć. Susannah - przywitała się Dianę.
Młoda kobieta podeszła do sąsiedniej umywalki i wycisnęła
na dłoń odrobinę mydła w płynie.
- Hej, Dianę. Też ci tak gorąco?-Susannah uśmiechnęła się
krzywo do odbicia Dianę w lustrze.
Dianę miała ochotę ponarzekać na swoje oklapnięte włosy
i upiorną drogę do pracy, ale się powstrzymała. Wiedziała, że
byłby to nietakt. Susannah oddałaby wszystko, żeby być na jej
miejscu.
- Dzięki ci. Boże, za klimatyzację. - odparła Dianę, usuwa
jąc ze szczotki kilka długich włosów w kolorze popielatego
blondu. Schowała szczotkę do torebki i wyjęła z kosmetyczki
mały pojemnik z lakierem do włosów. - Od jutra mam urlop.
Jadę z dziećmi do Wielkiego Kanionu. Pewnie tam też będzie
gorąco, ale przynajmniej nie tak parno jak tutaj.
- To cudownie! - powiedziała z entuzjazmem Susannah,
- Zdążyłaś zebrać przed wyjazdem wszystkie niezbędne infor
macje? Jeśli chcesz, mogę się tym zająć.
I to w niej było najlepsze, pomyślała Dianę, potrząsając
pojemnikiem. Susannah była pełna zapału, zawsze chętnie
wszystkim pomagała. Bóg jeden wiedział, że miała swoje po-
wody do rozpaczy i niezadowolenia, ale nigdy nie odgrywała
roli ofiary. Może wiedziała, że nic tak ludzi nie odstrasza jak
wieczne użalanie się nad sobą.
- Och, Susannah, jesteś cudowna, ale dziękuję, niczego mi
nie potrzeba. Zamierzam rozsiąść się wygodnie i pozwolić
przewodnikom wykonywać swoje obowiązki. Marzę o wakac
jach. na których nie będę musiała oglądać map. ani brać na
siebie odpowiedzialności, a jedyne decyzje, jakie będę pode
jmować, to które szony włożyć rano. Chcę przez dwa tygodnie
wypoczywać z moimi dziećmi, a ktoś inny niech się martwi, jak
mamy spędzać czas.
Dianę zaczekała, aż asystentka znajdzie się przy drzwiach
łazienki, dopiero wtedy spryskała włosy lakierem. Ledwo za-
pachaerozolu rozszedł się w powietrzu, usłyszalagfosSusannah.
- Chyba powinnam cię ostrzec, Dianę. Joel cię szuka.
- Nie wiesz, czego chce? - zapytała Dianę, zamykając poje-
mnik z lakierem. Ale Susannah już nie było.
Detektyw o kamiennym obliczu, stojący w nogach szpital-
nego łóżka, dokładnie zapisywał każde słowo Leslie Patterson.
- Ile razy mam panu powtarzać? - zapytała podniesionym
2 frustracji głosem. - W ogóle nie widziałam jego twarzy.
Mówię prawdę. Nie widziałam go.
Czekała na reakcję, ale twarz detektywa niczego nie zdradza-
ła. Sposób, w jaki w kolko zadawał lo samo pytanie, pozwolił
się domyślać, że mężczyzna jej nie wierzył.
- Panno Patterson, zacznijmy jeszcze raz, od początku,
O północy spacerowała pani promenadą, tak? - Detektyw nie
kryl sceptycyzmu. - Często chodzi pani sama na spacery w środ
ku nocy?
- Już panu tłumaczyłam. Pokłóciłam się z moim chłopakiem
i chciałam przez chwilę pobyć sama, żeby przemyśleć parę
spraw. Miałam nadzieję, że spacer pomoże mi zebrać myśli albo
chociaż zmęczy mnie na tyle, że będę mogła zasnąć.
- Pani chłopak nazywa się Shawn Ostrander, zgadza się?
- Tak. to też już mówiłam. - Sięgnęła po łyżkę, leżącą na
tacy ze śniadaniem i zaraz odłożyła ją na miejsce. Pielęgniarka
uważała, że robi Leslie przysługę, przynosząc posiłek, gdy ta
czekała na wypisanie ze szpitala. Akurat to zjem, pomyślała
Leslie i z westchnieniem odsunęła stolik na kółkach, na którym
"zostało nietknięte jedzenie,
- Shawn powiedział, że nie chce pani więcej widzieć, tak?
zapytał łagodnie detektyw. - Tak. 1 że poznał kogoś. -
Leslie przez chwilę wpatrywała i w czerwone ślady, jakie
na jej nadgarsdtach zostawiły plastikowe kajdanki, po
czym przykryła się pod samą szyję.
Pod szpitalną kołdrą, gdzie nie sięgał wzrok detektywa. z
całej siły uszczypała siew udo. Nie miała pod ręką agrafki ani
żadnego ostrza, więc musiała poradzić sobie inaczej. Ścisnęła
w palcach skórę i przekręciła, żeby poczuć znajomy pulsujący
ból. Jej twarz nawet nie drgnęła. - To musiało
zaboleć. Leslie niespokojnie zamrugała powiekami.
Przez moment myślała, że mężczyzna jakimś cudem
zauważył, że się szczypała. ale zaraz uprzytomniła
sobie, że miał na myśli ból, jaki wywołała wiadomość
o tym. że Shawn kogoś miał. - Tak, zabolało. Kocham
Shawna. - Leslie jeszcze raz boleś-
t
I
nie ścisnęła fałdę skóry. Tym razem oczy zaszły jej łzami. Nie
z powodu bólu, ale na myśl o tym. że mogła stracić Shawna. Czy
nie zdawał sobie sprawy, że nikt nigdy nie będzie go kochał tak
jak ona?
- Leslie, czy chciała pani, żeby Shawn się o panią martwił?
Żeby uświadomił sobie, jak bardzo mu pani brakuje, i może
zmienił decyzję o zerwaniu? Miała pani nadzieję, że gdy znik-
nie na kilka dni, Shawn do pani wróci?
Leslie zastanawiała się nad odpowiedzią. Tak, chciała, żeby
Shawn się o nią martwił. Tak, kiedy przez trzy dni i noce tkwiła
w mokrej, ciemnej norze, miała nadzieję, że Shawn za nią
tęsknił. Uczyła, że koszmar, przez jaki przechodziła, opłaci się,
bo uświadomiwszy sobie, że może ją stracić na zawsze, Shawn
zrozumie, że kocha ją tak samo. jak ona jego.
Ale gdyby powiedziała o tym detektywowi, potwierdziłaby
tylkojego podejrzenia, że ukartowała to trzydniowe zniknięcie,
żeby zdobyć choć odrobinę zainteresowania. Nie chciała, żeby
tak myślał.
- Proszę posłuchać, ktoś mnie porwał, związał, zasłonił mi
oczy, zakneblował usta i zostawił w jakimś dziwnym miejscu na
trzy dni. Detektywie, odnoszę wrażenie, że mnie pan o coś
oskarża, podczas gdy powinien pan szukać przestępcy.
- Szukamy go. niech mi pani wierzy. Nie ja jeden pracuję
nad Lą sprawą. Zajmują się nią najlepsi oficerowie wydziału
policji w Neptune. Może być pani pewna, że wszystko wyjaś-
nimy. - Coś w głosie detektywa sprawiało, że jego słowa
brzmiały raczej jak groźba niż zapewnienie.
Otworzyły się drzwi i do sati wszedł lekarz, który ją wcześ-
niej badał. Zatrzymał się w nogach jej łóżka i, zanim przemówił,
przez chwilę wpatrywał się w swój notatnik. Spojrzał też na
gliniarza. W przypadkach gdy prowadzono śledztwo, policja
miała takie samo prawo znać wyniki badan jak pacjent.
- Nie potwierdziło się podejrzenie o gwałt. Lesłie, miała
pani szczęście. Wprawdzie twierdziła pani, że nie została zgwa-
łcona. ale zawsze lepiej zrobić odpow iednie badania. W takich
sytuacjach nigdy nie można mieć pewności. Mógł podać pani
jakieś narkotyki albo ogłuszyć i nawet by pani o niczym nie
wiedziała. - Lekarz uśmiechnął się łagodnie i położył jej rękę
na ramieniu. - Wyniki badań są dobre. Pod względem
fizycznym nic pani nie jest. Zadrapania na nadgarstkach i no-
gach znikną w ciągu kilku dni. Rany w kącikach ust także.
Może pani wracać do domu, Leslie. Będzie pani jednak musiała
z kimś porozmawiać, żeby psychicznie dojść do siebie. Jeśli
pani chce. mogę kogoś polecić. Mamy na oddziale kilku zna-
komitych terapeutów.
- "Dziękuję, mam już terapeutę.- Leslie pokiwała głową.
Wiedziała, że protestowanie nie miało sensu. Oczywiście, wró
ci na terapię i opowie doktorowi Messingerowi tę samą bajkę.
którą teraz opowiadała lekarzowi z izby przyjęć. Nie miał
najmniejszego pojęcia, że przez cały ten czas szczypała się pod
szpitalną kołdrą.
•
"
3
-
Choć w sierpniu większość producentów programów infor-
macyjnych grała w golfa w Hamptons albo wypoczywała na
południu Francji, Joel Malcolm siedział za biurkiem i pilotem
przerzucał kanały w sześciu telewizorach, wiszących na ścianie
jego biura.
- Och, dobize, że jesteś - powiedział, gdy Dianę zapukała
w otwarte drzwi. Kiwnął ręką zapraszająco i wskazał jeden
zmonitorów. Na ekranie pojawił się pasek informacyjny z napi
sem OCEAN GROVE, NEW JERSEY. Reporter na żywo relac
jonował coś z plaży, za jego plecami widać było ocean. Męż
czyzna miał rozpięty kołnierzyk koszuli, jego twarz była czer
wona, a fryzura nawet nie drgnęła. Skoro nie było wiatru, który
poruszałby włosy tego faceta, to znaczyło, że na plaży, mimo iż
tak blisko oceanu, musiało być zabójczo gorąco.
- Słyszałaś o tej zaginionej dziewczynie z wybrzeża Jersey?
- Joel wskazał telewizor.
- Nie interesowałam się tak bardzo tą historią - przyznała
Diane. siadając na skórzanej sofie. - Założę się. że zaraz mi
o wszystkim opowiesz.
Jeśli Joel wyczuł jej sarkazm, to nie dał tego po sobie poznać.
- Cóż, dziewczyna znikła na trzy dni i nagle wczoraj się
odnalazła. Matthew dowiedział się nieoftcjalnie od policji, ,-c
podejrzewają, iż dziewczyna sama to wymyśliła. Ukartowała to
cale porwanie. Najprawdopodobniej mamy do czynienia z praw
dziwą wariatką,
Diane poczuła, że jej puls przyspiesza. Zaczyna się, pomyś-
lała. Dwoje reporterów Pod lupą jut pracowało nad podobnymi
historiami. Joel tylko czekał na pojawienie się jeszcze jednej.
W Michigan studentka college*u zniknęła na sześć dni, a potem
powiedziała policji, że została porwana i że napastnik grozi! jej
nożem. W Oregonie matka zgłosiła zaginięcie dwóch nastolet-
nich córek, po tym, jak po wejściu do ich pokoju znalazła
zakrwawioną pościel i wybitą szybę w oknie. Natychmiast
rozpoczęto gorączkowe poszukiwania, choć policja od począt-
ku była przekonana, że dziewczyn wcale nie porwano, tylko
same to wszystko wymyśliły.
Diane byta dziwnie pewna, że Joel, w swej przewrotności,
potrzebował jeszcze jednej zagubionej duszyczki, najlepiej z
dobrą, medialną historią. Nowa twarz, w samą porę na otwarcie
nowego sezonu we wrześniu.
- Diane, to dla nas idealna historia. Trzecia dziewczyna,
która podnosi fałszywy alarm. Zrobisz ten temat.
- Joel. od jutra mam urlop - powiedziała, zakładając nogę na
nogę i próbując zachować spokój, Pewnie po prostu zapomniał
o tym. że przez najbliższe dwa lygodnie Diane miało nie być
w pracy. Ale w głębi duszy wiedziała, że Joel wcale nie zapom-
niał. Nigdy o niczym nie zapominał.
- To ważne, Diane. Urlop chyba może zaczekać, prawda?
- Nie, nie może. Od miesięcy planuję ten wyjazd.
- Masz ubezpieczenie podróżne?
Diane miała ochotę skłamać, ale szybko doszła do wniosku.
że lepiej nie. Kłamstwo zawsze prowadziło do następnego i,
prędzej czy później, prawda zwykle wychodziła na jaw. To
przez kłamstwa Philip miał tyle problemów.
- Tak się składa, że mam. Wykupiłam na wypadek, gdyby
któreś z dzieci zachorowało, a nie po to, by odwoływać wyjazd
na zachód, żebym mogła więcej pracować.
Joel zmarszczy! czoło. Ten grymas onieśmielił już niezliczo-
ną liczbę reporterów i producentów przed Diane. Twórca i pro-
ducent nagradzanego programu informacyjnego był legendą
telewizji. Wszystko, co osiągnął w ciągu czterdziestu lat pracy
dziennikarskiej, zawdzięcza! bystremu umysłowi, wielkiej spo-
strzegawczości i uporowi, Po prostu nigdy, ale to nigdy się nie
poddawał. Od samego początku kariery w tym biznesie, jeszcze
w czasach, gdy głównym nośnikiem był film, a nie kaseta
wideo, wiadomości czekały godzinami, a nawet całymi dniami
na emisję, bo od rozkładu lotu samolotów zależało, kiedy
materiał dotrze do Nowego Jorku, skąd można go było przeka-
zać reszcie kraju, w czasach, gdy nie było satelitów i telefonów
komórkowych, a na biurkach nie stały komputery - już wtedy
Joel mia! obsesję na punkcie kontrolowania. Od samego począt-
ku w tym zawodzie chciał robić wszystko po swojemu i przy-
wykł dostawać to. czego chciał.
- Zmieniając na moment temat. Diane... - Sięgnął po długo-
pis i zaczął coś gryzmolić w żółtym notesie leżącym na biurku. -
O ile dobrze pamiętam, za kilka miesięcy będziesz przedłużać
umowę, prawda?
- Tak. w styczniu - odparła, zaciskając usta. Podstępny
łajdak. Nie grał fair. Joel znał jej sytuację i teraz bezczelnie to
Wykorzystywał. Wszyscy w KEY Info wiedzieli, co się stało
z Philipem. Pisały o tym nowojorskie gazety i portale inter-
netowe. mówili w wiadomościach w ich stacji telewizyjnej
i radiu. Fakt. ze Joel wykorzystywał jej nieszczęście, by dostać
to, czego chciał, nie powinien być dla niej zaskoczeniem, a
jednak jego bezczelność wprawiła ja. w osłupienie.
Joel wiedział, że sama utrzymywała rodzinę, a jej pensja
musiała wystarczyć na jedzenie, ubrania i wszystkie opłaty.
Odkąd zabrakło Philipa. fundusze, jakimi dysponowała, znacz-
nie się skurczyły. Choć Joel nie powiedział tego głośno, dla
Dianę było oczywiste, że uzależnił przedłużenie umowy - a co
za lym idzie, bezpieczeństwo finansowe jej rodziny - od tego,
czy wykona jego polecenie. Bardzo ja tym uraził.
- Cóż, Dianę, sama dobrze wiesz, jak jest. Zarząd zapewne
przyjdzie z tym do mnie. Będą chcieli poznać moje zdanie.
zanim zwrócą się do tego twojego agenta, który z pewnością
skorzysta z sytuacji i zacznie domagać się podwyżki za obsługę
swojego najlepszego klienta, gwiazdy telewizyjnej. - Joel rzucił
długopis na notatnik. - Oczywiście chciałbym im powiedzieć,
jak bardzo cię cenimy w KEY Info, i że miejsce Pod lupą
w rankingach oglądalności uzależnione jest od tego, czy twoja
piękna twarz pojawia się na ekranie. Chciałbym moc im powie
dzieć, że musimy cię zatrzymać między innymi dlatego, że
potrafisz lak świetnie pracować w grupie.
Dianę oparła się na sofie,
- Posłuchaj, Joel. Dlaczego nie chcesz mnie zrozumieć?
Przecież wiesz, ile przez te ostatnie miesiące przeszliśmy ja
i moje dzieci. Potrzebuję tego urlopu, Musimy na chwilę wy
jechać.
Joel rozparł się w fotelu i patrzył na sufit, a jej przez moment
wydawało się, że producent rozważa jej prośbę.
- Coś ci powiem - odezwał się w końcu. - Jeśli chcesz
zabrać dzieciaki ze sobą, proszę bardzo. Co więcej, znajdę
sposób, żeby za nie zapłacić z naszego budżetu.
- Joel. Ty chyba żartujesz. Michelle i Anthony liczą na te
wakacje. To jedyna rzecz, jaka od tamtego wydarzenia wzbu-
dziła ich entuzjazm. Wyjazd do Ocean Grove to żadne wakacje,
przynajmniej dla mnie. Będę się ciągle martwić, że pracuję.
apowinnam spędzać czas z dziećmi.
Joel pochylił się do przodu i spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie. Dianę, nie żartuję. To moja ostatnia oferta, Mogę
gobie na nią pozwolić tylko dlatego, że Pod lupą miał takie
dobre notowania w ubiegłym sezonie, więc dział finansów nie
będzie mi truł głowy, gdy zarezerwuję kilka dodatkowych
pokoi. Jeśli chodzi o ciebie, to jestem przekonany, że jakość
twojej pracy na tym nie ucierpi. Jesteś profesjonalistką. Po-
trafisz pogodzić oba światy. Oczywiście, pod warunkiem, że
tego chcesz.
Wiedziała, że Joel dokładnie zdaje sobie sprawę z tego, że nie
chciała. Wiedziała też, że zupełnie go to nie obchodziło. Po
prostu zależało mu tylko na jednym - na oglądalności. Dodat-
kowe wydanie Pod lupą przyciągnie widzów, a co za tym idzie.
zwiększy wpływy z reklam, bo większa oglądalność oznaczała
wyższe stawki za spoty. Tylko o to mu chodziło. Jego ego
domagało się. by Pod łupą nadal pozostawał najważniejszym
programem informacyjnym, oglądanym w całym kraju. Aby
zaspokoić własne ego, Joel nie cofał się przed niczym, zwłasz-
cza gdy uważał, że okazja tego wymaga.
Dianę wstała z sofy. Wiedziała, że przegrała. Nawet nie
chciała sobie wyobrażać chwili, kiedy przekaże tę informację
dzieciom. Cóż. będą musiały się pogodzić z nieuniknionym,
Szkoda, że tak wcześnie zaczęły poznawać, co to prawdziwe
życie, ale co było robić. Nie dało się tego uniknąć, podobnie jak
bolesnych lekcji, które odebrały niedawno. Odwołanie wyjazdu
na wakacje było jeszcze jednym ciosem, ale w porównaniu
z całą resztą to drobiazg.
Gdzieś kiedyś czytała, że z dzieci, które miały trudne dzieciń-
stwo, mogą wyrosnąć zdrowi dorośli, wzmocnieni doświad-
czeniem. albo nieprzystosowani odszczepieńcy. Dianę co noc
modliła się, żeby to drugie nie spotkało jej dzieci i żeby Mi-
chelle i Anthony wynieśli z dziecięcego doświadczenia naukę
i siłę. Chciała, żeby wiedzieli, że życie, mimo porażek, toczy się
dalej i żeby ta wiedza wyszła im na dobre. Modliła się, by
potrafili docenić przykład, jaki im dawała jako samotna matka
dbająca o rodzinę i robiąca wszystko, co w jej mocy, by ich
utrzymać.
Nie miała wyboru. Ojciec siedział w wiezieniu. Była jedyną
osoba, jaką miały.
- 4 -
Helen Richey zmiatała piasek z drewnianej podłogi na ganku.
Szuranie miotły działało na nią uspokajająco. Przypominało jej
dzieciństwo. Rodzice każdego lata zabierali ją i jej siostry na
wakacje tu. do Ocean Grove. Od pierwszego weekendu po
zakończeniu roku szkolnego aż do Święta Pracy" mieszkali
w namiocie, na terenie ośrodka Wspólnoty w Modlitwie w
Ocean Grove.
Namioty o ścianach z grubego płótna były całkiem duże:
cztery na pięć mcu-ów, z uroczym gankiem i niewielką drew-
nianą przybudówką na tyłach. W środku byl prąd, bieżąca woda,
niewielka, ale dobrze wyposażona kuchnia, toaleta oraz prysz-
nic. Reszta, czyli meble, dywany, pościel, zastawa stołowa,
obrazy na ścianach, a nawet klimatyzacja, zależała od fantazji
letników. Niektórzy przywozili radia i telewizory, ale rodzice
Helen nigdy się na to nie zgodzili. Nalegali, żeby dziewczynki
choć przez wakacje trzymały się z daleka od ryczącego pudła.
jak nazywał telewizor ich ojciec.
Po porannych zajęciach w szkółce biblijnej dla dzieci jedli
lunch w ich domku, oddalonym o dwie ulice od Oceanu Atlan-
tyckiego, a potem szli całą rodziną na plażę, wyposażeni w ręcz-
niki i tony plastikowych zabawek i foremek do piasku. Mama
* W USA Święto Pracy przypada w pierwszy puniedziatek września (przyp
tłum,).
rozkładała leżak, do aluminiowego oparcia mocowała ogromny
parasol i oddawała się lekturze czasopism i kieszonkowych
wydań popularnych powieści, od czasu do czasu pokrzykując
ostrzegawczo na córki, które bawiły się przy brzegu. Czasami
plażę zalewały ogromne lale. kiedy indziej panował spokój, ale
kopanie w piasku, budowanie zamków i fos zawsze sprawiało
im radość. Podobnie jak zastanawianie się, czy wybrać lody
w watlu, czy na patyku.
Marzyła o takich wakacjach dla Sarah i Hannah. Proste,
beztroskie tygodnie zabaw na słońcu, świeże powietrze i za-
chwycający ocean, a w międzyczasie nauka o Bogu i pierwsze
próby zrozumienia, co znaczy życie w społeczności. Helen
uważała, że wakacje spędzane w ośrodku w Ocean Grove nie
bvlv czasem straconym. Stanowiły świetne podwaliny doros-
łego życia. Szkoda, że Jonathan nie chciał tego zrozumieć.
Jej mąż wprost nie znosił Ocean Grove. Twierdził, że to
najnudniejsze miejsce na świecie. Ale Helen wiedziała, że nie
chodziło o samo miasto. Jej mąż tak naprawdę nienawidził
życia w namiocie kempingowym. Denerwowały go prymityw-
ne. klaustrofobiczne warunki mieszkaniowe. Marzy! o domu
albo apartamencie w innej części miasteczka, w miejscu, które
nie kojarzyłoby się ze wspólnotą retigijno-kempingową,
Przez całe lato zdobywał się na opuszczenie ich domu w Pa-
ramus tylko w weekendy. Tego dnia Jonathan zamierzał wyjść
wcześniej z pracy i stawić czoło piątkowym korkom na Garden
State Parkway. by spędzić cały weekend z żoną i dziećmi w
płóciennym domku przy Bath Avenue. Helen nie mogła się
już doczekać, aż będą wszyscy razem, a jednocześnie była
pełna obaw.
Namioty stały bardzo blisko siebie, prawie na wyciągnięcie
fcki. Czasami, gdy ktoś z letników kichnął, sąsiedzi krzyczeli
„na zdrowie!". Jeśli Jonathan się zdenerwuje i zacznie mówić
podniesionym głosem, wszyscy wokół dowiedzą się o jego
niezadowoleniu. Już nieraz, gdy sytuacja stawała się napięta,
Helen musiała wsiąść z nim do samochodu, by tam wyjaśni u
nieporozumienia.
Skończywszy zamiatanie, zeszła z ganku, by obejrzeć kwia-
ty. które tuż po przyjeździe zasadziła razem z córkami wokół
domku. Czerwone krzaki geranium, białe niecierpki i fioletowe
żeniszki wyznaczały granice ich działki. Stanowiły dopełnienie
amerykańskiej flagi, powiewającej na drewnianym słupie, pod-
trzymującym pasiastą markizę nad gankiem. Niecierpki źle
znosiły upat, drobne białe kwiatki omdlały i zaniknęły się.
Helen już miała iść do kuchni i nalać wody do konewki, gdy
usłyszała, że otwarły się drzwi sąsiedniego domku.
- Witaj, moja droga - odezwała się drobna staruszka.
- Dzień dobry, pani Wilcox. Jak się pani dziś miewa?
- Och. całkiem dobrze - zaskrzypiała wysokim głosem. -
Trochę zesztywniały mi kości, ale poza tym czuję się całkiem
dobrze.
- Wyspała się pani? - zapytała Helen, odgarniając z ramion
miodowoztote włosy i zawiązując je wysoko na karku.
- Niebardzo. W nocy było za gorąco.
- Kiedy w końcu kupi pani klimatyzator, pani Wileox?- Helen
nie czekała na odpowiedź. - Jonathan przyjeżdża dziś po połu-
dniu. Mógłby go dła pani kupić i zamontować w weekend. -Już
składając tę propozycję, zaniepokoiła się, jak zareaguje jej mąż.
- Nie wiem. moja droga. Zawsze byłam przeciwna instalo-
waniu tu klimatyzacji. Bryza od oceanu zwykle nam wystar-
czała, ale w tym roku jesi inaczej, Przyjeżdżamy tu z Herbertem
od trzydziestu dziewięciu lat i oboje nie pamiętamy takich
upałów. - Kiwnęła głową w stronę namiotu. - Herbert właśnie
się zdrzemnął. On też nie mógł w nocy spać. Wstał wcześnie
i poszedł na spacer po gazetę. Podobno wszyscy w Nagle mówią
tylko o tej młodej Patterson.
Helen bardzo przygnębiły słowa sąsiadki.
- Znalazła się? Nic jej nie jest? - zapytała z niepokojem.
Pani Wilcox pokręciła siwą głową,
.
- Nie, jest cała i zdrowa. Znalazła się. Ale policja uważa, że
nikt jej nie porwał. Twierdzą, że dziewczyna sama to wszystko
wymyśliła, żeby zwrócić na siebie uwagę.
- Och, to okropne. Okropne i bardzo smutne.
Wszyscy w miasteczku śledzili losy zaginionej młodej kobie-
ty, mieszkanki Ocean Grove, LesLie Patterson mieszkała z ro-
dzicami przy Webb Avenue. Poprzedniego wieczoru Helen
poszła tam z córkami zapalić świeczki przed ich uroczym
domem w wiktoriańskim stylu. W drodze powrotnej skorzystała
z okazji, by przypomnieć córkom o niebezpieczeństwie, jakim
grozi rozmawianie z nieznajomymi.
Mimo duszącego upału Helen nagle poczuła dojmujący
chłód. Choć urodziła się i dorastała w miasteczku, które Helen
uważała za raj na ziemi. Leslie Patterson była niespokojnym
duchem. To spostrzeżenie przeraziło ją jeszcze bardziej, gdy
pomyślała o swoich córeczkach, plęcio- i sześciolatce, które
pewnie w tym momencie w szkółce biblijnej śpiewały „Jezus
jest twym przyjacielem". Cóż. tak to już jest, że choć rodzice
hardzo się starają i chronią swoje dzieci przed niebezpieczeń-
stwem, one czasami po prostu schodzą na złą drogę.
.,
Wychodząc z biura producenta, Dianę starała się zachować
obojętną minę. choć wszystko w niej się gotowało. Czuła się
urażona tym, że została pozbawiona możliwości wyboru i zmu-
vona do podjęcia zlecenia w Ocean Grove. Drażniło ją. że Joel
ttiał władzę nad jej losem. Ktoś inny pewnie wysłałby go do
diabła, ale ona nie bvła lak odważna. Ani tak głupia.
Nic mogła ryzykować, że nie przedłużą z nią umowy. Świa-
tem rządziła twarda ekonomia, przemysł coraz szybciej się
rozwijał, nowe technologie sprawiały, że coraz trudniej było
dostać sensowną pracę. Z roku na rok zmniejszała się liczba
osób potrzebnych do zrealizowania programu telewizyjnego.
Czasy, w których doświadczony korespondent mógi spełniać
własne ambicje i przechodzić z jednej stacji do drugiej, już
dawno minety.
Tęskniła za stabilizacją ekonomiczną, do jakiej przywykła.
Przy mężu, przynoszącym do domu imponującą pensję, jej
niewiele niższe zarobki byty wisienką na torcie. Rodzina Mayfie-
Idów korzystała z życia. Olbrzymi apartament na Manhattanie.
mały, ale za to położony w malowniczym Amagansett, domek
letniskowy, prywatne szkoły dia dzieci. Tak było, zanim posta-
wiono Philipa w stan oskarżenia. Zanim ich świat się zawalił.
Czasami nie mogła uwierzyć, jak szybko wszystko.się zmie-
niło. Właśnie minęło cztery lata, odkąd Philip objął wyma-
rzone stanowisko głównego urzędnika do spraw finansów w
BeamStar, nowoczesnej firmie telekomunikacyjnej planującej
wejść na giełdę. Dianę nadal była wściekła z powodu
głupoty Philipa. ale jego nieuczciwość złamała jej serce. Pod-
czas przygotowywania dokumentacji, związanej z debiutem
giełdowym firmy, złożył fałszywe oświadczenie w sprawie
dochodów BeamStar. Fakt, że zrobił to pod naciskiem szefów,
dodatkowo ją rozzłościł.
Kiedy akcje BeamStar spadły, inwestorzy oszaleli. Rząd
wszczął śledztwo, w wyniku którego aresztowano Philipa i jego
chciwych szefów. Mimo że podczas dochodzenia współpraco-
wał z władzami, został skazany na rok i jeden dzień. Była
szansa, że wyjdzie w październiku za dobre sprawowanie.
W ciągu tych kilku miesięcy, kiedy Philip siedział w więzie-
niu federalnym Fort Dix. Dianę sprzedała domek nad morzem.
a pieniądze przeznaczyła na spłatę kar. które z wyroku sądu
wyznaczono jej mężowi. Po opłaceniu rachunków i czesnego za
szkoły nie zostało jej zbyt wiele. Nie mogła się nadziwić, że
życie na Manhattanie aż tyle kosztowało. Pieniądze, które dla
większości obywateli kraju były nie do osiągnięcia, unikały
w oka mgnieniu.
Wracając do biura, Dianę starała się dostrzec jaśniejsze siro-
oy zaistniałej sytuacji. A może to lepiej, że została zmuszona do
odwołania wycieczki na zachód'.' Te wakacje sporo by kosz-
towały. a nie było ich na nie stać. ale Philip nalegał, żeby jechali
bez niego. Uważał, że Dianę powinna zabrać dzieciaki na
rodzinną wyprawę, którą planowali od lat. To miał być prezent
/okazji dziesiątych urodzin Anlhony'ego. Dianę z początku się
opierała, ale w końcu zgodziła się, kiedy jej młtKlsza siostra.
EniiK. poinformowała, że po zakończeniu nauki w Proyidencc
College chciałaby spędzić z nimi lato. Dianę pomyślała, że z
siostrą u boku wakacje będą mniej smutne. Przepadała za jej
towarzystwem. 1 choć wiekowo Emily bardziej pasowała do
Michelle i Amhony'ego. mimo wszystko była osobą dorosłą
i mogła choć w części wypełnić pustkę po Philipie.
Dianę sięgnęła po telefon. Postanowiła przekonać najpierw
do swojego pomysłu siostrę, a dopiero potem przekazać przykrą
wiadomość dzieciom. A może poprosić Emily, żeby im o tym
powiedziała? Dianę nie chciała przekazywać im tej informacji
przez telefon, a w domu będzie dopiero za dobrych kilka godzin.
Zamiast pakować buty do chodzenia po górach i plecaki ze
stelażem, powinni przygotować kostiumy kąpielowe i ręczniki
plażowe. I to szybko. Joel życzył sobie, żeby stawiła się v>
Ocean Grove nazajutrz rano.
- Puk. Puk.
W progu stał Matthew Voigt.
- Nie wierzę własnym oczom! - jęknęła Dianę. - Wejdź,
proszę,
Matthew wszedł do biura i zamknął za sobą drzwi.
- Domyślam się. w rozmawiałaś z Joelem? - W jego ciem
nobrązowych oczach pojawił się Figlarny błysk
| - Tak, już mi powiedział.
\ - Przykro mi z powodu twojego urlopu. Dianę. - Matthew
usiadł na krześle stojącym przed jej biurkiem.
- To nie twoja wina. Nasz nieustraszony przywódca to bez
względny tyran.
- Hm. Mimo wszystko to gorzka pigułka, nie?
- Łykałam już gorsze.
- Domyślani się. - Jego usta wykrzywiły się w lekko drwią-
cym uśmiechu.
Dianę westchnęła ciężko. Postanowiła pogodzić się z nieuni-
knionym.
- Przynajmniej ty będziesz producentem. Choć w tym mam
szczęście.
- Uprzejmie pani dziękuję. - Matdiew ukłonił się i dotkną]
czoła, jakby uchylał kapelusz.
Dianę wyjęła pisak z pojemnika stojącego na biurku.
- Co wiesz o tej sprawie? - zapytała, otwierając notes.
Matthew podał jej kartkę papieru.
- Znajdziesz tu wszystkie szczegóły wydarzeń aż do tej
chwili. Rozmawiałem z policją z Neptunc. Dziewczyna leczyła
się psychiatrycznie. W średniej szkole uciekła z domu, Okazało
się, że ukrywała się w kantorku przy sali gimnastycznej. Przy tej
fali fałszywych porwań, o jakich słychać w catym kraju, policja
uważa, że dziewczyna kłamie.
Matthew czekał, aż Dianę skończy czytać. Leslie Patierson
miała dwadzieścia dwa lata. Jej rodzice zgłosili zaginięcie we
wtorek rano, gdy zauważyli, że nie nocowała w swoim łóżku.
Policja i mieszkańcy Ocean Grove przez trzy doby przeczesywali
miasteczko, W końcu, po trzech nocach od zniknięcia, znalazł ja
ochroniarz, pilnujący terenu ośrodka Wspólnoty w Modlitwie.
Dziewczyna miała zawiązane oczy i była zakneblowana.
- Co to za ośrodek i wspólnota? - zapytała Dianę, nie
odrywając oczu od notatek.
- To coś w rodzaju religijnego ośrodka wypoczynkowego.
Sprawdziłem w intemecie. Założyli go metodyści, zaraz po
wojnie secesyjnej. Na początku mieściła się lam siedziba ich
zboru. Dziś już nie trzeba być metodystą, żeby korzystać z oś-
rodka. ale jeśli chcesz tam mieszkać, musisz przestrzegać ich
zasad. A teraz uważaj. Oni mieszkają w namiotach.
Dianę podniosła głowę.
- Płóciennych?
- Właśnie. Jest ich tam sto czternaście. Żeby dostać taki
namiot, trzeba się zapisać na specjalną listę oczekujących.
Czeka się l dziesięć lat albo i więcej. Prawo do wynajmu
dziedziczy się z pokolenia na pokolenie.
- Leslie mieszka w takim namiocie? - zapytała Dianę, za-
gryzając końcówkę pisaka.
- Nie. Mieszka w Ocean G.rove na stałe. Ci z namiotów
przyjeżdżają tylko latem.
Dianę skończyła czytać wycinki przygotowane przez Agen-
cję Prasową. Anonimowy informator z policji powiedział repor-
terowi AP. że w toku śledztwa okazało się, iż Leslie co jakiś czas
podejmowała próbę wyleczenia się z anoreksji, skłonności do
sumookaleczania za pomocą ostrych narzędzi, oraz do innych
impulsywnych zachowań. Według informatora, policja jest
przekonana, że dziewczyna upozorowała własne porwanie, jako
coś w rodzaju wołania o pomoc.
1
t- Biedny dzieciak, co? - zauważył Matthew, gdy odłożyła
notatki.
- 1 biedni rodzice. - Dianę aż się wzdrygnęła. — Nie dość, że
anoreksja, to jeszcze dziewczyna się tnie. Dwa największe
koszmary każdego rodzica.
- Taa- westchnął Matthew. - Koszmar, czy nie. do Pod lupą
pasuje idealnie,
- 6 -
Gdy tylko Matthew wyszedł, Dianę chwyciła za telefon
wykręciła numer. Po czwartym sygnale odebrała jej
siostra.
-
Halo? - Emily ciężko dyszała.
-
To ja.
Co robisz?
Brzuszki.
=
«
- Grzeczna dziewczynka. - Dianę wyobraziła sobie bosa.
siostrę w krótkich spodenkach i rozciągniętej koszulce, roz-
mawiającą przez telefon. Jej krótkie kasztanowe włosy pewnie
były zmierzwione, w ręce na pewno trzymała nieodłączną bu-
telkę wody.
- Co słychać?
- Mam złe wieści, Em.
- A konkretnie...?
- Nici z naszego wyjazdu. Musze być jutro w pracy.
- No chyba żartujesz! Dzieciaki wpadną w szał,
- Em. wierz mi, chciałabym żartować. - Dianę streściła
swoją rozmowę z Joelem Malcolmem i jego propozycję, by
Michelle i Anthony pojechali z nią do Ocean Grove, gdzie
mogła pracować nad programem. - W rzeczywistości to nie
była żadna propozycja, Em. On wydał mi polecenie.
- Boże, Dianę, dzieciaki będą strasznie rozczarowane.
- Tak jakbym sama o tym nie wiedziała! Aż boję się z nimi
rozmawiać.
- Chcesz, żebym zrobiła to za ciebie? *
- Miałam nadzieję, że na to wpadniesz.
- Dobra. Pogadam z nimi, jak wstaną.
Dianę zerknęła na zegarek. Było po jedenastej. Zazdrościła
dzieciom, że mogły tak długo spać. Marzylaolym, by nie budzić
się w środku nocy i nie gapić się w ciemność własnej sypialni.
tylko po prostu spać i spać, dooporu, bez niespokojnego przewra-
cania się z boku na bok. Natura chyba specjalnie tak to zaplano-
wała, wiedząc, że w dorosłym życiu trzeba wstawać o okropnych
porach, dlatego dzieci śpią tak długo, żeby stopniowo się przy-
stosować. Szkoda, że dorośli nie mają takiej taryfy ulgowej.
- Dzięki, Em. Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna.
- Och. domyślam się, tak z grubsza.
Dianc wyobraziła sobie pełen zrozumienia uśmiech na twa-
rzy siostry. Ich matka zawsze mawiała, że Emily urodziła się
z duszą starego człowieka. Już jako dziecko była bardzo doj-
rzała, jak na swój wiek. Dianę od razu zauważyła, że w jej
siedemnaście lat młodszej siostrze było coś niesamowitego,
Emily. gdy tylko zaczęła mówić, w jakiś niezrozumiały sposób
potrafiła rozszyfrować najdziwniejsze sytuacje i ludzi. Być
może dlatego, że od urodzenia spędzała czas prawie wyłącznie
/ dorosłymi.
Siostry rozmawiały jeszcze przez chwilę o tym. co należało
teraz zrobić: zadzwonić do biura podróży i odwołać wszelkie
rezerwacje, zdecydować, co spakować na wakacje, zupełnie
inne od planowanych. Odkładając słuchawkę. Dianę z ulgą
pomyślała, że to wielkie szczęście, że Emily pojedzie z nimi do
Ocean Grove. Dzięki siostrze może nie będzie miała aż takich
wyrzutów sumienia, że pracuje, zamiast zajmować się dziećmi.
Prawda była też taka, że ostatnimi czasy Michelle i Anthony
dużo lepiej bawili się w towarzystwie cioci niż własnej matki,
i Dianę doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
-7-
Shawn Osirander usiadł na stołku przy barze w „Nagte's" i
zamówił u uśmiechniętej kelnerki dwie kawy na wy nos. Wenty-
latory pod sufitem obracały się bezszelestnie, nadając wnętrzu
przyjemny, nieco staromodny Uimat i delikatnie poruszając
powietrze w starej aptece, przerobionej na lodziarnię i kafejkę,
w której można byto zjeść całkiem smaczne śniadania. Choć
klimaiy/aga pracowała na całego, za każdym razem, gdy otwie-
rały się drzw i, do środka wdzierało się duszące, upal ne pow ietrzc.
Czekając na swoje zamówienie. Shawn przyglądał się czar-
nym ceramicznym rozetom ułożonym na białej posadzce i pró-
bował skoncentrować się na zadaniu, które go czekało. Bez
Względu na to, przez co Leslie przeszła, on musiał zrobić tego
ranka to. co miał do zrobienia. Musiał zająć się swoimi badania-
mi. Ale najpierw chciał sprawdzić, czy Carly Neath spotka sic
ż nim w lokalu, w którym pracował jako barman.
Kiedy kelnerka zakładała plastikowe przykrywki na papiero-
we kubki. Shawn przystąpił do alaku.
- Carly, wieczorem w „Kamiennym Kucyku" będzie tajna
impreza - „Gitara i griJJ". Może się wybierzesz?
Carly włożyła kubki z kawą do papierowej torebki i podała
Shawnowi.
- Zapowiada się nieźle, ałe wieczorem opiekuję się dziećmi.
- Czyimi?
- Państwa Riehey, Letnicy z namiotów.
- O której wrócą?
- Niezbyt późno. - Carly wzruszyła ramionami. - Gdzieś
kolo jedenastej.
- To później mogłabyś na chwile wpaść - namawiał.
Carly spojrzała na ladę.
- Wiesz, Shawn, trochę to dziwne, że w ogóle chcesz, żeby
cię dziś 7. kimś widziano - powiedziała ściszonym głosem.
- Masz na myśli... tę sprawę z Leslie?
Blond kucyk Carly podskoczył, gdy kiwnęła głową.
- Carly - zaczął powoli - przykro mi z powodu tego, co jej
się przydarzyło. Naprawdę. Ale nie mogę jej dłużej pomagać.
Muszę zająć się własnym życiem. 1 nie zamierzam przejmować
się tym. co ludzie o mnie pomyślą.
Jego przygnębienie wzbudzało w Carly współczucie. Opo-
wiadał jej kiedyś trochę o swojej byłej dziewczynie. Robiła
wrażenie nieco zagubionej osoby, Ale jeśli Leslie sfingowała
własne porwanie, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, jak głosiła
plotka, Carly czuła się po części odpowiedzialna. Wiedziała, że
tuż przed zniknięciem Leslie Shawn powiedział jej. że chce się
z kimś spotykać.
- OK - zgodziła się w końcu. - Możemy się tam spotkać,
- Widząc, że się rozpogodził, od razu poczuła się lepiej.
- Super. - Shawn uśmiechnął się szeroko, -To do zobacze-
nia wieczorkiem w „Kamiennym Kucyku". Muszę lecieć, chcę
jeszcze złapać Arthura,
Carly spojrzała na zegarek.
- Och, chętnie poszłabym z tobą. ale pracuję jeszcze parę
godzin.
- Nie martw się. Powiem Arthurowi, że go pozdrawiasz.
Carly uśmiechnęła się.
- Miło było poznać Arthura. To ładnie, że chcesz mu pomóc.
Shawn zignorował komplement.
- To nic wielkiego. Czasami mam wrażenie, że to ja więcej
na tym zyskuję niż on.
Zapłacił za kawę, wyszedł z restauracji i skręcił w lewo, w
Main Avenue. Szedł przez dwie długie ulice dzielące go od
nabrzeża i. mrużąc oczy w palącym słońcu, zerkał w stronę
oceanu. Wlokąc się w upale, nie mógł uwolnić się od myśli
slie. Dręczyło gopoczuciewiny.żezerwałzniąwchwili, gdy tak
bardzo go potrzebowała. Czuł wstyd, że nie przyłączył się do
ekipy poszukiwawczej, która przeczesywała miasteczko. Było
mu przykro, ale naprawdę nie obchodziło go. co się z nią działu.
Poczuł ulgę. gdy uświadomił sobie, że w końcu miał to i& sobą.
Gdyby w dniu. w którym spotkał Leslie, kiedy poszedł do
agencji nieruchomości w sprawie mieszkania, ktoś powiedział
mu. że z tą niezwykle szczupłą dziewczyną z recepcji będzie
ryle problemów, Shawn pewne i tak zignorowałby ostrzeżenie.
Leslie Patterson wydała mu się wówczas niesamowicie pocią-
gająca. W przeciwieństwie do Carly, nie była piękna, ale jej
ciemne brązowe oczy działały na niego jak magnes. Była w nich
jakaś tęsknota, jakby dziewczyna czekała na księcia z bajki.
który pojawi się na białym koniu i uratuje dla niej ten dzień.
Dotarł nad ocean. Czekając, aż samochody przejadą i będzie
mógł przejść na drugą stronę ulicy, na nabrzeże, powtarzał sobie
w myślach, że Leslie to już nie jego problem. I tak był z nią za
tltogo. Myślał, że uda mu się jakoś jej pomóc, że ją wyleczy, że
zdoła sprawić, by Leslie chciała się leczyć, miał nadzieję, że
Uzdrowią ją jego cierpliwość, uwaga i uczucie.
Ależ miał o sobie wysokie mniemanie!
W końcu jednak Shawn zrozumiał, że ani on, ani nikt inny nic
uleczy Leslie Patterson. Jej problem był dużo poważniejszy.
O wiele poważniejszy niż rany, jakie zadawala sobie agralka,
czy gdy odłamkiem szkła cięła się pod kolanami i na udach.
- 8 -
Owen Messinger westchną! ciężko, odkładając słuchawkę.
Rozmowa z policja bardzo go zaniepokoiła.
Całe lala terapii z Leslie Patterson nie przyniosły rezultatu.
Policja uważała, że dziewczyna ewidentnie upozorowała włas-
ne porwanie, by w ten sposób dać do zrozumienia, że potrzebuje
pomocy. Leslie nadal była ciężko chora młodą kobietą.
Owen wsta! zza biurka, podszedł do regału i zdją! z półki
żółty segregator. Żółty byikolorem Leslie. Zielony, czerwony.
niebieski, pomarańczowy i fioletowy zawierały dokumentację
związaną z terapią innych dziewczyn, które leczyły się u niego
z zaburzeń odżywiania, skłonności do samookaleczeń i innych
zachowań impulsywnych. W każdym znajdowały się szczegó-
łowe zapiski dotyczące nie tylko postępów w terapii, ale też
samej choroby,
Usiadł na kanapie, na której tak często siadywała Leslie.
otworzy! żółty segregator i zaczął przerzucać kartki. Najwcześ-
niejsze zapiski pochodziły sprzed ośmiu lat. Leslie była w dru-
giej klasie szkoły średniej, kiedy jej matka zauważyła blizny na
nogach córki. Nie były to wynikające z młodzieńczego niedo-
Świadczenia zacięcia przy goleniu, ale brutalne sznyty zadane
ostrym narzędziem.
Posługując się wymyślonymi na własne potrzeby skrótami,
Owen zanotował swoje pierwsze wrażenia:
- CIERPI NA ZABURZENIA ODŻYWIANIA = GWAŁ-
TOWNA UTRATA WAG!
- MÓWI O TRZECH POSIŁKACH DZIENNIE. Z ANALI-
ZY WYNIKA. ŻE L.P. ZJADA B. NIEWIELKĄ ILOŚĆ JE-
DZENIA
r
WYCZERPUJĄCY WYSIŁEK FIZYCZNY = SPOSÓB
KONTROLOWANIA WAGI
- UPORCZYWE KONCENTROWANIE SIĘ NA WŁASNYM
CIELE. POSTRZEGA SE J AKOOSOBĘZ NADWAGĄ -
WAGACIAŁAZDECYDOWANIEPONIŹEJZALECA-NEJ
NORMY, ALE L.P. NIE PRZYJMUJE DO WIADOMOŚCI.
ŻE JEST WYCHUDZONA
- PRÓBUJE REDUKOWAĆ STRES POPRZEZ SAMO
OKALECZENIE
- TŁUMIENIE LUB WEWNĘTRZNE PRZEŻYWANIE
Z! OŚCI
Uświadomił sobie, że notatki, które sporządził jakiś czas
temu. w niczym nie różniły się od tego, co teraz napijałby o
swojej pacjentce. Tyle że dziś miał już pewność, że Leslie
poszerzyła arsemi! narzędzi do cięcia do agrafek i odłamków
szkła. I że nowa terapia nie przynosiła żadnego eiektu.
Z zamyślenia wyrwa! go dźwięk interkomti. W głośniku
odezwał się glos asystentki.
- Doktorze Messinger, przyszła Anna Caprie.
- Dziękuję, Christine. Zaraz, przyjdę.
Zamknął żółty segregator i odstawi! go na miejsce. Wyj-
mując zielony, opisujący Annę Caprie, zawahał się na moment,
zasianawiając się. czy powinien kontynuować swoją innowa-
cyjna metodę terapii. Szybko jednak odpędził od siebie tę myśl.
podszedł do biurka i wyjął z szuflady paczkę żyletek.
» - Nie jestem głodna. - Leslie pokręciła głową, gdy matka
postawiła na stoliku talerz. - Dlaczego zmuszasz mnie do
jedzenia zawsze, kiedy nic mam ochoty?
ł
- Nie zmuszam cię, Leslie. Przyniosłam ci lunch. Kochanie.
musisz coś zjeść.
Audrey Patterson starała się nie okazywać frustracji. W ciągu
ostatnich trzech dni zawarła z Bogiem układ. Jeśli odda im
córkę, jeśli Leslie wróci do domu cała i zdrowa. Audrey będzie
dla niej bardziej cierpliwa. Przestanie zrzędzić, postara się
być dla swojej jedynaczki lepszą matka i przyjaciółka. Ulga
i radość z odzyskania córki szybko minęły, a Audrey zauwa-
żyła, że wracają znajome nawyki. Trzy dni spędzone Bóg
wie gdzie niczego nie zmieniły. Leslie znów zachowywała
się jak dawniej.
- Posłuchaj, kochanie. - Audrey podniosła kromkę z pełno-
ziarnistego chleba, - To indyk, białe mięso. Chude i smaczne.
- Mamo, proszę. Zostaw ją tu. dobrze? Zjem później. - Les-
lie skierowała pilota w stronę telewizora. Zatrwożona Audrey
usiadła na kanapie obok córki. Właśnie zaczynało się połu-
dniowe wydanie wiadomości. Prezenterka Cindy Hsu przywita-
ła się z telewidzami i rozpoczęła omawianie tematu dnia. Na
północnym wschodzie kraju utrzymywały się rekordowe tem-
peratury, W izbach przyjęć rosła liczba zgłoszeń związanych
z chorobami serca. Pasażerowie nowojorskiego metra mdleli.
a na ulicach topił się asfalt. Władze straszyły, że ciągłe korzy-
stanie z klimatyzatorów może doprowadzić do przerw w do-
stawie prądu, a straż pożarna przestrzegała przed katastrofą.
jaka może grozić w razie wybuchu pożaru, jeśli umęczona
upałami ludność wciąż będzie odkręcać hydranty i dla ochłody
polewać się wodą,
Audrey kątem oka obserwowała córkę, która szczelnie okryła
swoje chude nogi szydełkową narzutą. Choć na zewnątrz pano-
wał morderczy upał, temperatura w domu była całkiem znośna.
Narzuta na pewno nie była potrzebna. Cóż, Leslie marzła, jak
zawsze. Już dawno przestała się temu dziwić, bo z dziewczyny
zastała już przecież tylko skóra i kości.
Zgodnie z obawami Audrey, po pierwszej przerwie na re-
klamę pokazano reportaż ojej córce, dziewczynie, która według
policji, upozorowała własne porwanie, by w ten sposób zmusić
całe miasteczko do trzydniowych poszukiwań,
- Wcałe nie całe miasto - wyszeptała Leslie, wpatrując się
w ekran telewizora. - Shawn Ostrander nie zadał sobie trudu,
żeby mnie szukać.
Audrey chciała wziąć córkę za rękę. ale Leslie ją cofnęła.
- Daj spokój, mamo. Niczego już nie naprawisz. Po prostu
zostaw mnie w spokoju.
W milczeniu obejrzały wiadomości do końca. Gdy prowa-
dząca podziękowała za uwagę i zaczęła żegnać telewidzów.
zadzwonił telefon. Strapiona Audrey z troską zmarszczyła czo-
ło i spojrzała na córkę.
- Pewnie znowu jakiś dziennikarz - westchnęła. - Dlaczego
nic zostawią nas wreszcie w spokoju?
- Odbiorę - powiedziała Leslie, wstając z kanapy.
Nieco zbyt gorliwie, pomyślała Audrey. - Nie -
powiedziała szybko, delikatnie popychając córkę z
powrotem na łóżko. - Ja się tym zajmę - dodała, podnosząc
słuchawkę.
- Halo? - usłyszała kobiecy głos. - Nazywam się Dianę
Mayfield, z KEY łnfo. Czy rozmawiam z panią Patterson?
- Tak. - Audrey zmieniła pierwotny zamiar i nie odłożyła
słuchawki. jak to zwykle czyniła, gdy proszono ją o komentarz.
Tym razem nie była to kotejna dziennikarka z jakiejś mało
znaczącej lokalnej gazety, ale reporterka z ogólnokrajowego
programu informacyjnego. Audrey oglądała każde wydanie
Pad lupą i podziwiała Dianę Mayfield. Ta kobieta miała dobrą
jc. Potrafiła w bardzo uprzejmy sposób wydobyć z rozmów-
w wszystkie informacje, jakich potrzebowała, Ludzie otwie-
rali
MC
przed nią bez żadnych nacisków. Nie przypominała
tych Wszystkich reporterów, zachowujących się jak rekiny
polujące na ofiarę.
»
-10-
Matthew Voigt siedział w biurze Dianę i słuchał, jak roz-
mawiała przez telefon. Od czasu do czasu szeptem podpowiada)
jakieś pytanie. Kiedy Dianę odłożyła słuchawkę, pochylił się do
przodu.
- No i? Co powiedziała?
Dianę wzruszyła ramionami.
- Przynajmniej nie powiedziała nie. Obiecała, że się za-
stanowi.
- I?
- Ogląda Pod lupą, mówi, że podziwia moja pracę.
- Dobrze. To powinno nam pomóc. - Matthew oparł się
wygodniej, - Daje głowę, że nie my jedni chcemy przeprowa-
dzić wywiad z Leslie Patterson. Jeśli matka cię polubiła, mamy
spore szanse, że uda się pogadać z córką.
- OK. - Dianę wstała i podeszła do swojego biurka. - To
wszystko, co możemy stąd zrobić. Kiedy wyjeżdżasz do Ocean
Grove?
- Wpadnę do domu, żeby spakować rzeczy, a potem jadę
prosto na miejsce. Będę tam po południu. Spróbuję wszystko
ustawić. Widzimy się jutro rano.
Dianę kiwnęła głową z aprobatą.
- Kogo mamy w ekipie? - zapylała.
- Gatesa i Binga.
- No super. Po prostu super. - Przewróciła oczyma.
- Wierz mi, Dianę, mnie też jest przykro. Chciałem załatwić
Cohena i Duyk''a, ale są na urlopie. Został tylko Sarniny.
- Boże, Matthew. Kiedy ostatnio kręcił mnie Saturny Gates.
wyglądałam jak czarownica. Przez myśl mu nie przeszło, żeby
mi powiedzieć, że z tylu sterczą mi włosy. Mam wrażenie, że
specjalnie ciągle pokazywał moje cienie pod oczami. Facet
nawet nie sprawdził ustawienia światła.
Matthew pokiwał głową.
- Wiem. Dianę. Obiecuje, że będę go miał na oku. Dopil
nuje, żeby Summy przyłożył się do roboty. Nie martw się.
będziesz dobrze wyglądać,
Wiedziała, że Matthew dotrzyma słowa. Ze wszystkich pro-
ducentów Pod lupąjcgo lubiła najbardziej. Matthew był uzdol-
niony, niezwykle skrupulatny i uporządkowany, a jednak, gdy
sytuacja tego wymagała, zdawał się na własną inteligencję i
szedł na żywioł. W ich pracy coś takiego jak „przewidywane
ujęcie" nie istniało. Sytuacja ciągle się zmieniała, a Matthew
Voigt zawsze wiedział, co robić. Każdy korespondent Pod lupą
mia! listę producentów, z którymi najchętniej współpracował.
Matthew był na każdej z nich.
- Dobra, skoro tak mówisz. Uczę na ciebie. - Dianę zer
knęła na zegarek. - W takim razie idę na dół, przyniosę sobie
COŚ do jedzenia i dokończę papierkową robotę. Potem pojadę do
domu, spakuję się i stawię czoło plutonowi egzekucyjnemu.
-11-
Shawn sięgnął po okulary przeciwsłoneczne, ale po namyśle
zrezygnował z nich. Z doświadczenia wiedział, że Arthur nie
ufał ludziom, których oczu nie widział.
Jako barman w „Kamiennym Kucyku" zarabiał na opłacenie
rachunków, ale naprawdę koncentrował się na pomaganiu umy-
słowo chorym przystosować się do życia w społeczności. Przy-
gotowywał się do obrony dyplomu i właśnie miasteczko Ocean
Grove okazało się wymarzone do pracy badawczej.
Stare drewniane hoteliki i pensjonaty były idealnym miejs-
Łasm zesłania dla umysłowo chorych. O Ocean Grove zrobiło się
głośno nie tylko z powodu licznych przykładów wiktoriańskiej
architektury, ale, przede wszystkim, ze względu na ogromne
natężenie pacjentów, zwolnionych ze szpitali psychiatrycznych
W całych Stanuch.
Shawn dorastał, przyglądając się tym biedakom, krążącym
bez celu po promenadach, palącym papierosy i popijającym
kawę. Wszyscy narzekali, że wtadze stanu bardzo oszczędzały
na byłych pacjentach. Nie zapewniano im opieki medycznej,
ośrodka pomocy i opieki, nie zorganizowano im żadnych zajęć
rekreacyjnych, szkoleń czy kursów zawodowych. Nikogo nic
obchodziło, czy w ogóle zażywają leki.
Władze nie dbały o zwolnionych ze szpitali chorych, a jesz-
cze mniej interesował ich los obywateli mieszkających w oto-
czeniu. Choć Ocean Grove zawsze szczyciło się tolerancją
wobec tych, którym się nie powiodło, coraz częstsze przypadki
kradzieży i zakłócania porządku publicznego wywoływały
wściekłość mieszkańców uroczej nadmorskiej enklawy. Inte-
resy upadały, a zabytkowe hoteliki i pensjonaty niszczały na
oczach właścicieli.
W końcu mieszkańcy się zjednoczyli i wywalczyli uchwałę
ograniczającą liczbę pensjonatów dla byłych pacjentów psy-
chiatryków. Cześć rezydentów przesiedlono do innych mias-
teczek w New Jersey, z obietnicą, że tym razem będą mogli
liczyć na rehabilitację i pomoc.
Szukając Arthura, Shawn przypomniał sobie dzień, który tak
mocno wpłynął na jego dalsze życie. Owego dnia Shawn był
świadkiem samobójstwa, jakie popełnił były pacjent szpitala
psychiatrycznego, skacząc z dachu hotelu w centrum miasta.
Dla dziesięciolatka widok był przerażający, ale i fascynujący.
Chłopiec zaczął się zastanawiać nad rzeczami, o jakich nigdy
wcześniej nie myślał. Dlaczego jedni byli obłąkani, a inni nie?
Czy tym nieszczęśnikom, tak dotkniętym przez los, można
jakoś pomoc? Czy to nic powinno być jego obowiązkiem? Czyż
nie powinien chociaż spróbować? Ojciec nie był zachwycony,
kiedy Shawn oznajmił, że chce zostać pracownikiem socjal-
nym. ale matka była dumna, że wychowała syna, który pragnie
pomagać innym i przyczyniać się do tego, by świat stał się
lepszy. Podczas studiów na uniwersytecie Monmouth Shawn
zrobił specjalizację z pracy socjalnej. W przyszłym miesiącu
zamierza! wrócić do New Brunswick i kontynuować pracę nad
dyplomem magisterskim na uniwersytecie Rutgers. Na razie
jednak szuka! Arthura Tomkinsa, byłego pacjenta szpitala
w stanie Wirginia i rezydenta Ocean Grove, dręczonego
wspomnieniami wojny w Zatoce Perskiej. Shawn
przeszukiwał wzrokiem promenadę, nad którą wyraźnie
widać było fale gęstego, upalnego powietrza. Ścieżka
wzdłuż plaży ciągnęła się aż do granic miasteczka, gdzie w
As-bury Park znajdował się stary, niegdyś piękny budynek
kasyna. Ogromna budowla w stylu art deco zamieniła się
w ruinę, a po lodowisku i karuzeli z ręcznie rzeźbionymi i
fantazyjnie pomalowanymi konikami pozostało jedynie
wspomnienie dawnej świetności.
Arthura nigdzie nie było. Shawn ruszył w stronę kasyna, co
chwilę zerkając na ocean. Ciemnoniebieska woda aż kusiła, by
zanurzyć się w jej chłodnych odmętach i dla relaksu chwilę
popływać. Sumienie jednak nakazywało mu szukać dalej.
Wiedział, że Arthur bardzo lubił spędzać z nim czas. Kiedy
któregoś dnia Shawn przyprowadził ze sobą Leslie, a innego
Carly. biedny Arthur wydawał się miotać między entuzjazmem
a rozpaczą. Shawn zauważył, że lubił towarzystwo młodych
kobiet, ale podczas rozmowy nieraz zdarzały się momenty, że
nagle milkł i zaczynał wpatrywać się w ocean. Zna! jego prze-
szłość na tyle dobrze, by przypuszczać, że wspominał dawną
dziewczynę, która rzuciła go. gdy by! w wojsku.
Już miał się poddać, gdy dostrzegł Arthura w wojskowym
ubraniu. Mężczyzna wyłonił się zza budynku kasyna, podszedł
do najbliższej ławki na promenadzie i, okrążywszy ją trzy razy,
Usiadł.
Shawn przyspieszył kroku, podszedł do tawki i usiadł obok
Arthura. Zauważył, że jego podopiecznemu przydałoby się
golenie. Strzyżenie też by mu nie zaszkodziło.
- Cześć. Gdzie bywasz? -zapytał Shawn.
- Och. sam wiesz, Shawn. Tu i tam.
I
- Bierzesz leki, Arthur? - Shawn położył mit rękę na ra-
mieniu.
- Jasne. - Arthur trzy razy kiwną! głową. - Wiesz, że zawsze
robię, co każesz,
- 1 2 -
Odprowadzając małżeństwo z dzieckiem do samochodu.
Larry Belcaro mógł im tylko współczuć. Jakim cudem młodzi
ludzie mają sobie pozwolić na domek na plaży? To, co ostatnio
działo się z cenami, przechodziło ludzkie pojęcie. Choć dla
Surfside Realty, a tym samym dla niego, sytuacja była bardzo
korzystna, Lany uważał, że jednak region ogólnie na tym traci.
Wybrzeże Jersey z założenia miało być miejscem, w którym
rodziny mogłyby cieszyć się oceanem i sobą. Jego zdaniem
wszyscy, a nie tylko ci z zasobnym portfelem, powinni mieć
prawo do tych prostych przyjemności,
Skręcił beżowym sedanem na Webb Avenue i w tym momen-
cie. nagle i niespodziewanie, przez głowę przebiegło mu wspo-
mnienie. Mała dziewczynka o ciemnych kręconych włosach.
bawiąca się w piasku pod bezchmurnym błękitnym niebem.
Drobny nosek i delikatne białe ramiona, czerwieniejące w let-
nim słońcu. Mały aniołek uśmiechnął się z zadowoleniem i po-
prosi!. by Larry obejrzał jej piaskowy zamek.
Larry zatrzymał samochód przed wiktoriańskim domem z
wieżyczkami i potrząsnął głową, próbując odpędzić wizje.
Wciąż nie potrafił do nich przywyknąć. Czasami wspomnienia
atakowały go zupełnie znienacka, gdy był bezbronny, tak jak
w tej chwili, po spotkaniu ze szczęśliwą młodą rodziną, jaką
sam kiedyś miał. Niekiedy było do przewidzenia, że zaraz w
jego głowie pojawią się wspomnienia. Przychodziły, gdy ktoś w
jego obecności opowiadał o zdobyciu przez dziecko dyplomu
ukończenia cołlege'u, podczas wesel, gdy ojciec panny młodej
tańczył z córką, na chrzcinach w rodzinie. Zawsze, gdy w życiu
działo się coś, czego Larry nie doświadczył z Jenną, natych-
miast zaczynały go prześladować wspomnienia. Jak to się stało,
że sprawy potoczyły się tak tragicznie? Zmusi! się do wyjścia z
samochodu. Sam już nie wiedział, po co wciąż zadawał sobie to
samopytanie. Od śmierci Jenny minęło już prawie dwa lata. rok
temu odeszła za nią jej madia. Dzień po dniu. noc w noc. Larry z
bólem serca w kółko rozdrapywał rany i wciąż analizował to.
co zaszło. I zawsze dochodził do tego samego wniosku. Że to
on był wszystkiemu winny.
Powinien był gorliwiej zająć się Jenną, znaleźć jej lepszą
pomoc. Nie trzeba było ufać temu bezwzględnemu szarlatano-
wi, który miał czelność nazywać się terapeutą. Powinien byl
zabronić Jennie spotykać się z tym wariatem, kiedy okazało się.
że nie tylko nie było widać postępu w leczeniu, ale wręcz stan
jego córki się pogarszał. Jenna błagała, by pozwolił jej chod/k
na sesje do Owena Messingera. Była przekonana, że tylko
dzięki niemu może wyzdrowieć. W końcu, nie widząc innego
rozwiązania, oboje z żoną poddali się.
Dziś Lany miał świadomość, że to nie jest usprawiedliwie-
nie. Owszem, zależało im na tym, żeby ktoś pomógł .lennie, ale
powinni byli posłuchać instynktu. W głębi duszy oboje czuli, że
Owen Messinger krzywdził ich córkę, zamiast jej pomagać.
Powinni byli poruszyć niebo i ziemię, byle go powstrzymać.
Nie płacić rachunków, wyprowadzić się jak najdalej, może
nawet zamknąć Jennę, dla jej dobra. Cokolwiek, byle tylko
ochromć ją przed tym potworem.
A tak. stali się współwinni jej śmierci. Dwa razy w tygodniu
Larry i jego żona zawozili córkę na sesję. Nigdy sobie tego nie
wybaczy. Matkę Jenny także zżerały wyrzuty sumienia, co
w połączeniu ze złamanym sercem doprowadziło ją w końcu do
samobójstwa. Przez te kilka miesięcy po tym. jak Jenna pod-
cięła sobie żyły, Marie zdecydowanie za dużo piła. W końcu
którejś nocy. po pijanemu zderzyła się ze słupem telefo-
nicznym.
I w ten sposób został sum.
Widząc różowe i białe geranium wypełniające skrzynki
kwialowe, wiszące na balustradzie wokół ganku. Larry kolejny
raz zdał sobie sprawę z tego, że nie mógł nic zrobić, żeby
zapobiec dramatowi. Był jednak zdeterminowany pomóc lu-
dziom, którzy znaleźli się z podobnie bolesnej sytuacji co jego
rodzina. Gdzieś około Wielkanocy wykonał pierwszy krok.
Ruszył w ślad za szczupłą dziewczyną, wychodzącą z gabinetu
Owen Messingera i Śledził ją aż do domu. przed którym właśnie
się zatrzymał.
Całymi tygodniami przejeżdżał tędy kilka razy dziennie, od
czasu do czasu zauważał Lesiie. wchodzącą, albo jeszcze lepiej,
wychodzącą z domu. Jechał za nią, aż któregoś razu zauważył,
że wchodziła do skłepu „Lawenda i Koronki". Wszedł do
środka i udał, że jest zwyczajnym klientem. Podczas, niby
przypadkowo nawiązanej rozmowy z Lesiie i jej matką, wspo-
mniał, że szuka asystentki. 1 tak Lesiie zaczęła u niego praco-
wać, a on mógł mieć ją na oku.
* * *
Aitdrey Patterson otworzyła drzwi.
- Miło, że wpadłeś. Larry. Jesteś dla Lesiie cudownym
szefem. I prawdziwym przyjacielem.
Audrey wprowadziła Larry*ego do salonu, a sama udała się
do kuchni przygotować lemoniadę. Larry spojrzał na dziew-
czynę i odezwał się łagodnie:
- Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa, Lesiie - powiedział
szczerze.
- Ale nikt mi nie wierzy - odparła Lesiie. - Ktoś mnie
uprowadził i więził. Dlaczego nikt mi nie wierzy?
- Lesiie, to bez znaczenia, co ludzie myślą. Ważne jest tylko
to, że masz o siebie dbać i szybko wydobrzec. Nic innego się nie
liczy.
W brązowych oczach Lesiie stanęły łzy, a Larry'emu znów
przypomniała się córka. Czuł, że musi to naprawić.
- Larry. wierzysz mi? - Lesiie pociągnęła nosem. - Błagam.
powiedz, że mi wierzysz.
- Wierzę, że przeszłaś przez piekło, Lesiie, Wierze też, że
najlepsze, co teraz możesz dla siebie zrobić, to wrócić do pracy,
oderwać się, nie myśleć o tym wszystkim. Poodpoczywaj jesz-
cze przez weekend, ale pamiętaj, że czekamy na ciebie. Wróć do
pracy. Lesiie, Przyjdź w poniedziałek rano. Z doświadczenia
wiem, że praca to najlepsza terapia.
-n-
Droga, którą zwykle pokonywał w godzinę, w późne piąt-
kowe popołudnie zajęła mu dwie i pół. Kiedy w końcu dotarł do
Ocean Grove, Jonathan jeszcze przez pół godziny musiał szu-
kać miejsca, żeby zaparkować samochód. Zanim je w końcu
znalazł i wylądował swoje rzeczy, i przeszedł sześć skąpanych
w słońcu przecznic, dzielących go od namiotu, był wyczerpany
fizycznie i psychicznie.
Otworzył siatkowe drzwi. W namiocie nic było nikogo. Jona-
than nic był pewien, czy ma się zdenerwować, czy może cie-
szyć. Czy byłoby to aż takim poświęceniem, gdyby rodzina
c/t kala na niego i powitała go po tej upiornej podróży w kor-
kach? Zniechęcony, wrócił do sypialnianej części ich małego
letniego domku i rzucił swój worek na starannie zaścielone
podwójne łóżko.
Z drugiej strony, miło było mieć trochę czasu dła siebie.
Zwłaszcza że przez najbliższy tydzień praktycznie nie będzie
miał żadnej prywatności. Z Helen i dziećmi będą ciągle na
Siebie wpadać i potykać się o własne nogi. A o jakiejkolwiek
intymności z żoną powinien w ogóle zapomnieć. Helen będzie
się martwiła, że dzieci i sąsiedzi usłyszą każdy hałas. Między
innymi dlatego Jonathan tak nienawidził namiotowego życia.
Ale Helen je uwielbiała, a dziewczynki wydawały się tu takie
szczęśliwe i zdrowe. Jakim byłby ojcem i mężem, gdyby po-
zbawi! rodzinę tak bajkowych wakacji?
Kolejne kilka kroków i znalazł się w maleńkiej kuchni.
Podszedł do mikroskopijnej lodówki, wyjął puszkę coli i łap-
czywie wypił. Wprawdzie nie było to lodowato zimne piwo,
o jakim marzył, ale dało się przeżyć. W Ocean Grove nie
wolno było sprzedawać napojów idkoholowych. Jonathuu do-
brze wiedział, że nie powinien przynosić zapasów, Helen za
nic nie zgodziłaby się, żeby trzymać je w namiocie. Po prostu
tak już było.
Przynajmniej udało mu się przekonać ja, żeby wynajęli na
wieczór opiekunkę do dzieci i razem gdziei wyszli, W ubiegłym
roku znaleźli fajne miejsce w Bradley Beach, gdzie serwowano
drinki i można było potańczyć. Zbliżała się ich dziesiąta rocz-
nica ślubu, byłoby cudownie, gdyby spędzili ten wieczór tylko
we dwoje. Jonathan czuł. że szczera rozmowa i wyjaśnienie
różnych spraw dobrze im zrobi. W jego biurze pracowało zbyt
■wiele ślicznych dziewczyn o gibkich, młodych ciałach, które.
jak zauważył, tego lata zbyt gorliwie podziwiał.
-14-
Dianę i Emily próbowały rozpaczliwie przekonać dzieci, że
nagła zmiana wakacyjnych planów miała też pozytywne strony,
Anthony głośno i gwałtownie wyrażał niezadowolenie, a Mi-
chel le zacięła się w sobie i w ponurym milczeniu przesuwała na
talerzu swoje spaghetti.
- Posłuchajcie, przecież nie wysyłam was aa jakiś straszny
obóz wędrowny czy coś w tym stylu - powiedziała Dianę. -
Macie pojęcie, ile dzieciaków chciałoby spędzać wakacje na
plaży?
- Mamo. weź przestań! - Anthony potrząsał głową, - Lato
na plaży jest spoko, tylko że przez kilka ostatnich lat ciągle
jeździliśmy na wakacje do Amagansett. Byłem, widziałem.
Znowu to samo- Powiedziałem wszystkim kumplom, że jadę do
Wielkiego Kanionu, teraz wyjdę na głupka. Jeśli chcesz znać
moje zdanie, to wybrzeże Jersey nawet się nie umywa do
Wielkiego Kanionu.
Cierpliwość Dianę zaczynała się
wyczerpywać.
- Wiesz co, Anthony? Przykro mi. że nie jedziemy na wy
cieczkę, jak to planowaliśmy. Naprawdę mi przykro, kochanie.
Niestety, muszę wziąć to zlecenie, bo inaczej stracę pracę
w KF.Y lufo. To wszystko. Postarajcie się mnie zrozumieć.
- Urwała w obawie, że to, co chciała za chwilę powiedzieć,
może zranić syna. Po namyśle postanowiła jednak zaryzyko-
wać. Z ojcem w więzieniu, czy nie. jej syn powinien to usłyszeć.
- Mówiąc szczerze. Anthony, zachowujesz się jak rozpusz-
czony bachor.
Teraz Anthony dołączył do siostry i w milczeniu wbił wzrok
w talerz.
- Ktoś ma ochotę na dokładkę chleba czosnkowego? - zapy
tała Emily, próbując przełamać ponury nastrój. Kiedy koszy-
czek z pieczywem krąży! wokół stołu. Dianę zauważyła,
że córka podała go dalej, podczas gdy pozostali wzięli po
kromce. - Michelle. chleb Emily jest przepyszny.- Dianę
ponownie wyciągnęła koszyczek w stronę córki. -Poczęstuj
się. kochanie.
- Oj, mamo, zjadłam już dwie kromki.- Michelle nawet nie
próbowała kryć rozdrażnienia.
Dianę miała ochotę pokazać opryskliwej córce, gdzie jej
miejsce, ale wiedziała, że jeśli będzie zbyt surowa. Michelle
wstanie od stołu i zostawi kolację nietkniętą. Ostatnio wydawało
się, źe czternastolatka tylko szuka pretekstu, żeby się złościć.
Dianę traktowała to jako reakcję na stres i upokorzenie, jakie
powodowała świadomość, że mają ojca w więzieniu, ale też po
Części był to objaw zbliżającego się buntu okresu dojrzewania.
Tc wszystkie rozmowy, jakie przeprowadziła z córką, nie przy-
niusły rezultatu.
I
Uznawszy, że najlepiej zignorować komentarz Michelle,
Dianę wróciła do opisywania zalet nowego miejsca na wakacje.
- Możecie spędzać całe dnie na plaży. Wieczorem będziemy
chodzić do kina albo grać w minigolfa. Na pewno będą jakieś
koncerty, które zechcecie zobaczyć. Anthony, może po kolacji
sprawdzisz w internecie?
Słysząc to. Ambony uniósł aparat cyfrowy, skierował obiektyw
na Dianc i nacisnął spust migawki. Lampa błyskowa
oślepiła Dianę.
- Anthony! - krzyknęła, rozdrażniona, - Milion razy prosi
łam, żebyś nie bawił się aparatem przy stole. Myśleliśmy z tatu-
siem. że aparat będzie miał na ciebie dobry wpływ, ale twoje
zachowanie staje się coraz bardziej irytujące. Jeśli jeszcze raz
usiądziesz z nim do stołu, będziesz mógł zrobić zdjęcie, jak cię
morduję,
Do końca kolacji rozmowa toczyła się wokół wakacji. Dianę
i EmiJy zastanawiały się, co spakować przed porannym wyjaz-
dem do Ocean Grove.
- Przepraszam, czy mogę odejść od stołu? - zapylała Mi-
chel le, a Dianę przez moment poczuła ulgę. Więc jednak córka
nie zapomniała, co to dobre wychowanie. Wciąż jeszcze była
nadzieja.
- Tak, oczywiście.
- Aja?
- Ty też, Anthony. Możecie odejść.
Rodzeństwo zaniosło swoje talerze do kuchni. Michelle wy-
rzuciła resztki posiłku do kosza na śmieci, Anthony zostawił
swój talerz na blacie obok zlewu.
- Ty gotowałaś. Em. Ja pozmywam - zaproponowała Dianę.
- Nie będę protestować - uśmiechnęła się Emily. - Przejdę
się do drogerii po jakieś kremy z filtrami i balsam do ust.
Potrzebujesz czegoś?
- Myślę, że przyda się duża butelka Advilu,
- Nie ma sprawy,
Dianę usłyszała trzaśniecie dr/wi w chwili, gdy naciskała
daf kubła na śmieci, by opróżnić talerz Anthony'ego. Już
;
sła wyrzucić resztki makaronu, kiedy zauważyła zawartość
sza. Na papierowej serwetce, której używała Michelle, leżały
wie kromki chleba czosnkowego.
-15-
- Lou, dzwoniła dziś Dianę Mayfield z KEY lufo. Chce
przeprowadzić wywiad z Leslie.
Leslie, przyklejona plecami do ściany, stalą niedaleko drzwi
i podsłuchiwała rodziców. Audrey i Lou Paltersonowie siedzieli
przy kuchennym stole, popijali bezkoleinową kawę i zastana-
wiali się, co zrobić z całym tym bałaganem, w jaki wplątała się
tćh córka.
- Myślę, że nie powinniśmy nic obiecywać, Audrey. Przy-
najmniej do czasu, aż jakiś adwokat powie nam, o co policja
może pytać Leslie, jeśli okaże się, że są w stanie udowodnić, że
to wszystko ukartowała - odezwał się niski głos ojca. - Mam
kilka nazwisk. Jeden miejscowy, a dwaj to grube ryby z Hudson
Cmi My. Jak myślisz, Aud, na kogo powinniśmy się zdecydo-
wać? Na faceta, który zna tu wszystkich, łącznie z policją w
Neptune, czy lepiej wybrać najlepszego fachowca, jakiego
można mieć za pieniądze?
- Weźmy obu-powiedziała matka,-Nie możemy mieć obu?
- Chcesz zatrudnić i miejscowego adwokata, i kogoś z pół-
nocy? - Leslie domyśliła się, że matka pokiwała głową, bo
znów odezwał się ojciec. - Najpierw musielibyśmy wygrać
w totolotka. Aud. Nie stać nas, kochanie. Dobrze o tym wiesz.
Słysząc, jak matka zaczyna szlochać, Leslie wyobraziła sobie
ojca wyciągającego rękę i łagodnie obejmującego żonę,
- Wszystko będzie dobrze, Aud. Obiecuję.
- Nie, Lou. Wcale nie będzie dobrze. - Matka mówiła teraz
gluśnicj. - Przez tyle lat nie było dobrze, to się tak nagle nie
zmienia. Wtem jedno: nie pozwolę, żeby moje jedyne dziecko
karano tylko za to, że jest chore. Bo tak właśnie jest. Leslie jest
niestabilna emocjonalnie i dlatego wywinęła taki numer. Każdy
adwokat, który wie, za cu bierze forsę, powinien bez problemu
lo udowodnić.
- Obawiam się. że dla policji to coś więcej niż numer,
Audrey. 1 dla ludzi na mieście też. Może i będą współczuć
Leslie, ale na pewno nie pozwolą na taki precedens, wymierza
jąc jej klapsa. Wiesz, ile kosztowały poszukiwaniu, a ludzie nie
łubią, gdy marnuje się; ich czas i podatki. Nic będą chcieli płacić
za następną dziewczynę, która zrobi to samo, by zwrócić na
siebie uwagę. Nasza córka będzie przykładem.
Leslie czuła, że jej puls przyspiesza, a policzki robią się
gorące. Wiedziała, że policja nie wierzyła w jej historię, ale
nawet przez my SI jej nie przeszło, że rodzice mogliby jej nie
uwierzyć, albo że groziło jej więzienie. Mnóstwo słyszała o
tym. co dzieje się za kratami, i la myśl ją przerażała. Leslie nie
mogła zapanować nad szlochem, cisnącym się jej do gardła.
- Leslie'.' Czy to ty, kochanie? - Audrey wstała od stołu i
podeszła do drzwi. W ciemnej jadalni znalazła córkę, przykuc-
niętą pod ścianą i obejmującą rękoma ramiona.
- Och. Leslie. Chodź tu do mnie, słońce. - Audrey objęta
dziewczynę i pomogła jej wstać, - Wszystko będzie dobrze.
zobaczysz. Wejdź, porozmawiaj z nami.
- Nie chcę rozmawiać - łkała Leslie. - Nie chcę iść do
więzienia. Nie zrobiłam nic złego, mamo. Przysięgam,
- Cii, Leslie. Już dobrze. Nie pójdziesz do więzienia, skar-
bie.-Audrey nic wypuszczała z objęć roztrzęsionej córki, aż do
jadalni wszedł Lou i zaświeci! światło. - Lou. powiedz Lesłie.
że wszystko będzie dobrze.
- Znajdziemy ci najlepszego adwokata, Leslie. O nic się nie
martw - odparł ojciec. Nie potrafił się zdobyć na obiecanie
czegoś, w co tak do końca nie wierzył. -Już on będzie wiedział,
co robić. Wszystko wyprostuje,
Lesłie nie dawała się pocieszyć. Wciąż szlochała, nie tylko
powodu kary, jaka mogłaby ją spotkać, ale również po to, by
edukować napięcie i ból, jakie odczuwała przez cały dzień. Nie
:sć.źe Shawu jej nie szukał, gdy znikła, to nawet nie zadał sobie
.idu. żeby ją odwiedzić i powiedzieć, że cieszy się, ze żyje.
-16-
Dzięki Bogu, Helen zgodziła się opuścić na chwilę Ocean
Grove i jechać na południe do Bradley Bcach, gdzie mogli się
firochę wyluzować. Smaczny homar na kolację i kilka piw
zdecydowanie poprawiły Jonathanowi humor. Gdy później tań-
czyli przy starych przebojach, zauważył, że całkiem dobrze się
jj»wi. Właśnie tak powinno być. Tak wyglądało normalne.
dorosłe życie na plaży. Parę drinków, głośna muzyka, zabawa.
A nie otępiająca cisza nocna od dziesiątej wieczór albo czytanie
Biblii przed zgaszeniem światła i świadomość, że jutro będ/ie
dokładnie taki sam dzień.
Dobry nastrój prysł, gdy Jonathan zauważył, że żona spog-
ląda na zegarek.
- Daj spokój, Helen, Jeszcze wcześnie -jęknął.
- Już prawie pół do jedenastej. Zanim dojedziemy do domu.
ie jedenasta.
- Chyba żartujesz. Dziewczynki wstają wcześnie rano.
JonaUian. I co
Ł
tego? Pooglądają sobie kreskówki,
a my trochę
;ej pośpimy.
- Nie mamy tu telewizora, pamiętasz?
Jon
LI
t han uśmiechną! się przebiegle.
p Przywiozłem ze sobą przenośny. Jest w bagażniku.
Wiedziała, że nie było sensu się z nim sprzeczać. Helen
nauczyła się przegrywać bitwy, by ostatecznie wygrać wojnę.
Zgodziła się na jeszcze kilka tańców, dobrze wiedząc, że w ich
namiocie telewizor znajdzie się po jej trupie.
-17-
Idąc korytarzem w stronę swojej sypialni, Dianę usłyszała
szum prysznica. Michelle zostawiła drzwi do swojego pokoju
uchylone, więc Dianę weszła do środka. Na podłodze leżała
torba podróżna, wypchana po brzegi ciuchami na całe lato
Obok torby zauważyła miniaturowy odtwarzacz DVD, który
Michelle wy błagała na prezent bożonarodzeniowy, i stertę fil-
mów. Do płóciennego worka zapakowała boombox, walkmana
i kompakty.
Żądanie, by nastoletnia córka spakowała się bardziej ekono-
micznie, nie miało sensu. Dianę dobrze o tym wiedziała. Inne
matki, z którymi wymieniały się doświadczeniami, donosiły
o identycznym zachowaniu. Kiedyś nadejd/ic taki dzień, że
Michelle będzie chciała zabrać w podróż jak najmniej rzec/y.
aJe nieprędko to nastąp). W lej chwili jej córka uważała za
konieczne zabrać ze sobą wszystko, czego tylko mogłaby po-
trzebować' lub chcieć.
Podniosła kolorowy magazyn, leżący na tóżku Michelle, i
przerzuciła kilka kartek. Między artykułami o chłopakach i
pryszczach znajdowały się głównie reklamy dżinsów, butów.
torebek i kosmetyków. Buty zdawały się wirować, spodnie
kroczyły dumnie, tak. że nic można ich było zignorować.
Wszystkie modelki, dzięki którym firmy sprzedawały swoje
produkty, były chude. W niektórych przypadkach wręcz przera-
źliwie chude.
Dianę oderwała wzrok od pisma i spojrzała na stojąca w pro-
gu córkę. Na głowie miała biały ręcznik, nieco większym
owinęła ciało. Dianę nie była pewna, czy jej się zdaje, ule chyba
Michelle miała bardziej kościste ramiona, niż kiedy ostatni ra/
ie widziała. Spróbowała sobie przypomnieć. Przez cale łato ani
razu nie były razem na ptaży czy basenie. Kiedy Dianę wracała
wieczorami z pracy. Michelle zwykle miała na sobie baweł-
nianą koszulkę. Jak się lepiej zastanowić, to nosiła koszulki
I z długimi rękawami i ciągle narzekała, że w mieszkaniu panuje
r zbyt niska temperamru. Aż do teraz Dianę nigdy się nad tym
nie I zastanawiała.
-18-
Beznadziejnie, że państwo Richey nie mieli telewizora. Carly
nie pierwszy raz opiekowała się ich dziećmi, więc przezornie
rabrala ze sobą walkmana i kilka kolorowych pism. Hannah
i Sarah, wyczerpane upałem i całodniowym pobytem na plaży,
padły godzinę po wyjściu rodziców i od tej pory słodko spały
W piętrowym łóżku, ustawionym przy płóciennej ścianie.
Carly wsiała z wiklinowego fotela i poszła do kuchni. Po
drodze zatrzymała się, żeby podkręcić klimatyzator. Gdyby
u państwa Richey nie było klimatyzacji, tego wieczoru za nic
nie zgodziłaby się pilnować ich dzieci. Te kilka godzin bez
telewizora jeszcze można wytrzymać, ale Carly w żadnym razie
nie zamierzała się pocić. Niestety, mimo że urządzenie chodziło
na najwyższych obrotach, przegrywało bitwę z nieznośnym
upałem, który od tylu dni nie chciał ustąpić.
Otworzyła lodówkę i przejrzała jej zawartość. W mikrosko-
pijnym zamrażalniku znalazła lizaki, z których wybrała ten
o smaku pomarańczowym. Zdrowo i mah kalorii, pomyślała.
odwjjając papierek. I sama woda. nic, co mogłoby spowodować
wzdęcie. Carly pogłaskała się po brzuchu, upewniając się, że
nadal jest plaski, tak jak przed godziną, kiedy ostami raz spraw-
dzała.
Po pracy wybierała się do ..Kamiennego Kucyka" i chciała
wyglądać świetnie;, dla Shawna. Może nie był najprzystojniej-
my m facetem, z jakim się umawiała, ale miał w sobie coś, co
bardzo ją pociągało. I naprawdę słuchał, co się do niego mówi
~ nic jak inni faceci, którzy skupiali się tylko na tym, co sami
Wieli do powiedzenia, ignorując to, co ona myśli. Carly lubiła
Shawna i wiedziała, że on czuł do niej to samo.
I
Cenilii go icż za to, że nigdy nie czulą się przy nim nieswojo,
Nie gapił się na nią i nie uśmiecha] lubieżnie, jak pan Richey.
kiedy dziś do nich przyszła.
Jedyne, co ją martwiło, lo fakt, że Shawn nie szukał Leslie
Patterson. To, że ze sobą zerwali, nie znaczyło, że nie powinien
obchodzić go los byłej dziewczyny.
Carly wróciła na wiklinowy fotel i otworzyła ostatni numer
„Stylu". Pochłonięta zdjęciami przedstawiającymi szczupłe nogi
Cameron Diaz, w ostatniej chwili usłyszała skrzypnięcie
siatkowych drzwi.
- Carly. to ja - wyszeptała Helen Richey, wchodząc na
palcach do namiotu. - Wróciliśmy.
Podeszła prosto do łóżka, w którym spały dziewczynki.
- Jak się zachowywały? - zapytała cicho, delikatnie wyj-
mując młodszej córce palec z buzi.
- Wspaniale. Były bardzo grzeczne. Zagrałyśmy kilka rund
w „Cukierkową krainę" i dziewczynki same poprosiły, żeby je
ułożyć do snu. - Carly jeszcze raz zerknęła na siatkowe drzwi.
- A gdzie pan Richey?
- Podwiózł mnie. a sam szuka miejsca do parkowania, - He-
len poprawiła wełniane koce na łóżkach.
Carty zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- OK. Chyba będę już szła. Proszę dzwonić, gdyby państwo
mnie jeszcze kiedyś potrzebowali.
- Ach nie. Carly. - Helen wyprostowała się znad łóżka i
sięgnęła po torebkę. - Zaczekaj na Jonathana. Wołałabym.
żeby odprowadził cię do domu. - Wcisnęła w dłoń Carly złożone
banknoty, - Dziękuję ci bardzo za pomoc - powiedziała.
Myśl o spacerze w towarzystwie pana Richeya zniechęciła
Carly.
- Wie pani. nie trzeba. Naprawdę. To tylko krótki spacer.
Nic mi nie będzie.
Zanim Helen Richey zdołała wypowiedzieć choćby słowo,
opiekunka szybko wyszła z namiotu.
. * *
Jonathan wypatrzył wolne miejsce tuż za rogiem, bardzo
blisko ich namiotu, ale jeszcze długo ociągał się z wysiadaniem I
z samochodu. Nie spieszyło mu się. Namiot wywoływał w nim
kiaustmtohię.
Patrzył na ulicę i próbował zebrać się w sobie. Zrobi. jak
postanowił. Jutro powie o wszystkim Helen. To absolutnie
ostatnie tato. jakie spędza w namiocie. Jeśli żona chce. żeby
w przyszłe wakacje byli tu razem, całą rodziną, to powinni
w tym tygodniu zacząć szukać normalnego domu, gdzieś w
okolicy.
Otworzył drzwi i wysiadł. Postanowił jednak nie wyciągać
z bagażnika przenośnego telewizorka. Jutro będą mieć dużo
czasu na kłótnie. Nie ma sensu zaczynać już dziś. A zresztą, i tak
w tych przeklętych namiotach się nie da- przecież wszyscy żyją
tu sobie na głowach.
Zbliżając się do rogu Bath Avenue, w blasku księżyca zauwa-
żył postać przebiegającą przez ulicę. To była Carly, z roz-
wianymi blond włosami. Zapomniał na śmierć, że miał ją
odprowadzić do domu. Bardzo przyjemna nieszkodliwa fanta-
zja, kilka minut sam na sam z dziewczyną.
Już iniał ją zawołać, ale się powstrzymał i zamiast tego po
prostu /;i nią poszedł.
-19-
Kąpiel nie pomogła. Herbatka ziołowa też nie. Dianę w żaden
sposób nie mogła zasnąć. Leżała samotna w ciemności i chyba
jeszcze nigdy tak bardzo nie żałowała, źc nie było przy niej
Philipa.
'Odwróciła się, sięgnęła po leżącą na jego połowie łóżka
JWduszkę i mocno się do niej przytuliła.
jej głowie tłoczyły się obrazy, problemy, którym nie
poświęcała uwagi, gdy pojawiały się w jej życiu. Michelle
ciągle oddająca się ćwiczeniom, codziennie z uporem odtwa-
rzająca w kotko kasetę wideo, i skruputainie wykonująca wszyst-
kie polecenia. Dianę przypisywała to, zwyczajnej wśród na-
stolatek, większej świadomości własnej figury.
W lodówce od miesięcy stało pudełko lodów, których nikt nie
ruszał. „Ben & JerryY" o smaku bananowo-czekoladowym.
Ulubione lody Michelle, Od lat prosiła właśnie o te lody za
każdym razem, gdy Dianę wybierała się po zakupy. Tym też się
nie przejmowała, wiedząc, że ukochane smaki dziecka nie
zawsze odpowiadają nastolatce.
Dianę przytuliła się do poduszki i zamyśliła nad chlebem
czosnkowym, który córka wyrzuciła do kosza. Próbowała przy-
pomnieć sobie nawyki jedzeniowe Michelle. Odkąd Philip po-
szedł do więzienia, nie jadali razem zbyt wiciu posiłków. Coraz
częściej, gdy wracała wieczorem do domu, Emily i dzieci były
już po kolacji. Mówiąc szczerze. Dianę nieraz przyjmowała to
z ulgą. Łatwiej było przygotować sobie miseczkę płatków czy
jajecznicę i zjeść w samotności, przeglądając kolorowy maga-
zyn. bc2 konieczności zbierania resztek sil i przymuszania sic
do konwersacji przy stole. Stres, jaki powodowało niechlubne
zniknięcie męża, w połączeniu z nerwami w pracy sprawiały, że
wieczorami Diaite czuła się kompletnie wyczerpana.
Choć starała się unikać tematów zawodowych, planów zwią-
zanych z pracą, służbowych kolacji, wszystkiego, co nie po-
zwalało jej spędzać wieczorów w domu, z dziećmi, Dianę w
głębi duszy czuła się winna. To, że fizycznie przebywała w
domu. z rodziną, nie znaczyło, że była z nimi emocjonalnie
Dopiero teraz uświadomiła sobie, że chyba za bardzo skupiał;i
się na swoich problemach i złamanym sercu, i nie poświęcała
córce wystarczająco dużo uwagi.
I najwyższy czas. żeby zaczęła się nią interesować. Dianc
energicznie uderzyła poduszkę. Jeśli to początek zaburzeń od-
żywiania. należało natychmiast i zdecydowanie zrobić z tym
porządek. Nie dość. że Michelle zniszczy sobie zdrowie, to
zcze coś takiego może rozwinąć się w skłonność do za-
chowań destrukcyjnych. Czyż to nie ironia, że lego ranka tak
współczuła państwu Patterson, kiedy teraz okazuje się, że praw-
dopodobnie sama stanęła przed takim samym problemem?
Dzięki ci. Boże, że Michelle się nie cięła, A przynajmniej
Dianę tak się wydawało. Ta myśl wywołała szybsze bicie serca.
Ciekawe, jak to byto z Lesłic Patterson. Co zaczęło się wcześ-
niej? Czy najpierw zaburzenia jedzenia, a potem samookalecza-
nic, czy na odwrót? A może oba zaburzenia pojawiły się jedno-
cześnie? Dianę zacisnęła powieki, zmuszając się do koncen-
icji.
Panie Boże. błagam, pomóż mi ueiąe to, zanim rozwinie się
f£go coś gorszego.
Cichu modlitwa nieco ją uspokoiła, ale w głębi duszy Dianę
iedziala, że proszenie Boga o pomoc to tylko częściowe
związanie. Tą sprawą musiała zająć się osobiście.
-20-
Carly rozglądała się w poszukiwaniu Shawna, po słabo
oświetlonej saJi. Zauważyła go
ŁSL
barem. Szczupła, delikatna
blondynka przecisnęła się w.śród ilumu gości i usiadła na wol-
nym stołku barowym. Twarz Shawna rozpromieniła się na jej
widok.
- Myślałem, że już nie przyjdziesz. - Pochylił się ku niej i
mówił głośno, prosto do ucha. przekrzykując głośną muzykę.
- Ja leż! - wykrzyczała Carly.
- Czego się napijesz?
- Chyba coli - odparła ponuro. - No, chyba że mnie czymś
zaskoczysz,
Shawn nie skomentował. Wiedział, że Carly jest za młoda,
*eby podawać jej alkohol. Była wystarczająco dorosła, żeby
prowadźic" samochód, głosować, a nawet zaciągnąć się do woj-
ska, ale według obowiązującego w New Jersey prawa nie mogła
pić ałkotiolu. Bez sensu.
Nalai do szklanki trochę coli i szybko dopełnił rumem.
Gdyby szef zauważył, że serwuje drinka nieletniej, straciłb>
prace tak szybko, że nawet nie zdążyłby mrugnąć powieką. Na
szczęście szefa nie było w pobliżu, a jeden czy dwa drinki
jeszcze nikomu nie zaszkodziły,
- Carly, może trochę zwolnisz? - zaniepokod się Shawn,
widząc, jak pospiesznie pochłania przez rurkę drugiego drinka -
To się sączy.
- Nie martw się, Shawn - odparła z uśmiechem. - Maiu
mocną głowę. Miewasz czasami przerwy? Myślisz, że mog-
libyśmy potańczyć?
* * *
Wyróżnia się nawet w zatłoczonym pomieszczeniu. Jest pięk-
na, ożywiona i szczęśliwa. A jak taticzy! Wiruje do rytmu, jakby
całe życie tylko w robiła. Widać, że świetnie się bawi.
Dobrze, że jest taka drobniutka. To bardzo ułatwi sprawę.
Muzyka ucichła. Carly i Shawn wrócili do baru. a zespół udał
się na przerwę.
- Jak poszło z dziećmi? - zapytał, korzystając / tego, że nie
trzeba było krzyczeć.
- Och, fajnie. Dziewczynki są miludde, a pani Richey nieźle
płaci. Tylko ten pan Richey...
- Co z nim?
- Sama nie wiem. Jakoś mi nie pasuje do modelu „letnik /
namiotów". No wiesz, wydaje mi się, że nie jest zbyt zadowo-
lony z tego, że tu jest. - CarJy uznała, że lepiej nie wspominać
o lym, jak pan Richey na nią patrzył. Na razie nie miała
pewności, czy Shawn nie jest typem zazdrośnika. Postanowiła
zmienić temat. - Nic wiesz, co u Lcslie?
- Boże, Carly, nie psujmy sobie wieczoru, rozmawiając
ej Leslie, dobra? - jęknął.
- Myślałam, że bardziej ci na niej zaieżało. Shawn. Przecież
' byliście ze sohą tak długo. - Carly próbowała opanować
czkawkę.
- Posłuchaj, Leslietojuzzamknięty rozdział. Koniec, Finiw.
Nie chcę więcej o tym rozmawiać. Myślałem, że to rozumiesz,
Alkohol zaczynał już na nią działać. Carly nie podobało się
zniecierpliwienie w głosie Shawna i nie zamierzała tego prze-
milczeć,
- Cóż,mamnadzieję,żekióregośdnia.gdyjużbedziemytak
długo ze sobą chodzić, a ja nagle zniknę, bardziej się tym
przejmiesz - powiedziała nadąsana.
- Hm. a ja mam nadzieję, że nie będziesz wariatką, która
ucieka, chowa się gdzieś i udaje, że ją porwano - uciął dyskusję
Shawn. po czym odwrócił się, żeby przyjąć zamówienie od
klienta z drugiego końca baru.
Kłopoty w raju. Już nie
wgląda na taką szczęśliwą.
Jeszcze godzinę temu nie było wiadomo, jak sie sprawy
potoczą. Plan był prosty; znaleźć dziewczynę do tańca - i trzy-
"««■' w ukryciu, aż przestanie być potrzebni.
A teraz ona wychodzi. Trzeba zmienić plany.
ł
ł
™
Przechodząc przez ulicę, Carly słyszała jednostajny szum
°ceanu. Skręciła w prawo i ruszyła w stronę Ocean Grove.
^„Kamiennego Kucyka" do domu miała niecałe dziesięć minut
dr«
♦ * *
Powietrze było ciepłe, ale świeże i słone, więc nieco wy-
trzeźwiała. Jak to się stało, że r. Shawnem tak nagle wszystko
się zepsuło? A może za ostro zareagowała? Naprawdę był
takim palantem, a nie sympatycznym chłopakiem, za jakiego
go miała?
Szła wzdłuż krawężnika, patrząc uważnie pod nogi, by nie
nadepnąć cienką podeszwa na jakieś szkło. Ulice w Asbury Park
nie były takie czyste jak w Ocean Grovc. Nic w Asbury Park
nie by to takie samo jak w Ocean Grove. Jedyne* w czym
miasteczka były do siebie podobne, to położenie nad Oceanem
Atlantyckim.
Zbliżając się do granicy między miejscowościami, na tle
ciemnego nieba dostrzegła bryłę starego ceglanego budynku
kasyna. Niegdyś wspaniała budowla, od lat była opuszczona
i zapomniana. W skąpym świetle samotnej latami Carly za-
uważyła napis: UWAGA! NIE WCHODZIĆ! NLEBEZPIE
CZEŃSTWO!
Przystanęła na moment, zastanawiając się. co robić. Mogła
iść drogą dookoła Wesley Lakę albo przemknąć wąską ścieżką
obok kasyna, potem parę metrów po piasku i zaraz bedzk'
promenada, prowadząca do Ocean Grove. A stamtąd do domu
miała już tylko kilka przecznic
Choć by(o ciemno, a ona nie siała zbyt pewnie na nogach,
zdecydowała się iść trasą, którą znała od dziecka. Wyciągnęła
(ewą rękę. dotknęła ściany kasyna i ruszyła przed siebie. Już
miała zeskoczyć ze ścieżki na piasek, gdy nagle odziana w ręka-
wiczkę dłoń uderzyła ją cegłą w głowę.
-21-
a horyzoncie pojawiła się pierwsza zapowiedź wschodu
słońca. Zmieniało się światło, czarne jak atrament niebo
powoli przybierało ciemnoszary odcień. Wchodzący na prome-
nadę Arthur wiedział, że szarość' stopniowo będzie się rozjaś-
niać. aż w końcu nad granatowym oceanem pojawią się poma-
rańczo wożóhe promienie słońca i przywołają na niebo iazur.
:
Mniej więcej lak to wyglądało każdego dnia. Arthur wiedział,
bo miał problemy ze snem. Zwykle był na promenadzie już
o czwartej nad ranem. To była jego ulubiona pora dnia, jeszcze
pr/x'<l pojawieniem się biegaczy i rybaków, rzucających, w wodę
sieci. Tylko o tej godzinie miał całą promenadę dla siebie.
Odkąd, po wypisaniu ze szpitala w Wirginii, przybył do
Ocean Grove, nie było jednego poranka, jednego spaceru po
promenadzie, żeby nie myślał o Bonnie. Codziennie, gdy pat-
rzył na wodę. gdy słyszał krzyk mew i niekończący się szum
oceanu, myślał o niej. Dziś było tak samo,
Przyjemna chłodna bryza od oceanu rozwiała jego rozpiętą
koszulę. Rzadki prezent, podmuch wiatru. Czul go na
twarzy i klatce piersiowej i cieszył się nim, wiedząc, że już za
chwilę zapanuje nieprzejednany upał.
Nichiesko-biały dodge zatrzymał się przy krawężniku, obok
jego ulubionego miejsca.
- Jak leci. .Art? - zawołał policjant z nocnej zmiany.
- W porządku. A co u pana? - zapytał grzecznie Arthur,
wając niezadowolenie
L
faktu, że choć tyle razy prosił.
gliny nazywały go .Arthur, oni ciągle zwracali się do
lięgo Au. \ Dobrze. Art. Dzięki, że pytasz - powiedział
gliniarz. Długo lu jesteś, Art?
Nie. Dopiero co przyszedłem.
- Nie zauważyłeś czegoś niezwykłego?
- Na przykład czego?
N
- Dostaliśmy telefon od rodziców pewnej dziewczyny. Po
dobno nie wróciła na noc do domu.
Arthur czuł, że robi sic niespokojny.
- Nie widziałem żadnej dziewczyny - odparł szybko, po
czym trzy razy zakaszlał.
- Nikt nie twierdzi, że widziałeś. Art. Ale. jakbyś coś zauwa-
żył, daj nam znać, dobra? Szukamy blondynki, około metra
pięćdziesiąt wzrostu, szczupła, ładna. To ta kelnerka z „Na-
gleV - Carly Neath. Znasz ją?
Zatrwożony Arthur nie wiedział, co powiedzieć. Tak, znają,
Shawn kiedyś przyprowadził ją na promenadę. Ale Arthur bał
sie przyznać policji. Jeśli się dowiedzą, że ziuił Carly. pomyślą.
że mial coś wspólnego z tym, że poprzedniej nocy nie wróciła
do domu. Tacy jak on zawsze byli pierwszymi podejrzanymi
kiedy coś było nie tak.
- Nie. Nie znam.
Arthur szedł po promenadzie nad plaża.. Przez chwilę towa-
rzyszył mu wolno jadący wóz policyjny, w końcu jednak się
oddalił, Arthur myślał o ślicznej dziewczynie, która" tak pro-
miennie się uśmiechała, gdy Shawn mu ją przedstawił. Byki
bardzo podobna do Bonnie.
Dotarł do swojej ulubionej ław
r
ki. okrążył ją trzy razy, po
czym usiadł. Jego myśli oddaliły się od dziewczyny Sfeawna
i nieświadomie skupiły naBonnie. Głowa Arthura wypełniła się
wspomnieniami, wciąż zaskakująco wyraźnymi, mimo upływu
czasu i medytacji, które miały złagodzić ból. Leki, kiedy je
zażywa!, jakimś cudem działały. Choć myśli o Bonnie nie
poruszały go już lak jak dawniej, nic nie było w stanie wymazać
jej obrazu z pamięci. I choć nadal jeszcze miał w sobie gniew za
to, co mu zrobiła - co zrobiła im - nie znaczyło to jednak, że
kiedykolwiek chciałby o niej zapomnieć,
Była jego pierwszą i jedyną miłością. Arthur wiedział, te już
nigdy nikogo nie pokocha tak. jak kochał Donnie. Wiedział też
że nigdy nie spotka nikogo takiego jak ona. i nikt go tak nie
pokocha. Na pewno nie, dopóki będzie w tym stanie. Kto
pokocha tb> bezrobotnego, żyjącego z zasiłku? Kio pokocha faceta
śpiącego na brudnym materacu w podupadłym pensjonacie,
spędzającego całe dnie na snuciu się po mieście I- i piciu kawy?
Arthur sięgnął do kieszeni na piersi i Wyją] paczkę papierosów.
Zapalił zapałkę, podpalił papierosa i głęboko się zaciągnął,
spoglądając rui odległy koniec promenady, gdzie na szarym niebie
majaczył stary budynek kasyna. Wypuścił dym nosem i wrócił do
bolesnych rozmyślań.
Przeżyli razem wiele wspaniałych miesięcy. Oczami wyobraźni
widział jej drobną postać wirującą w tańcu na parkiecie. jej
śliczną uśmiechniętą twarz. Pamiętał, jak się zaśmiewali na
przedstawieniach kabaretowych, na które tak lubiła chodzić, jak
obejmowali się na meczach i razem kibicowali drużynie
Yankees. Przypomniał sobie, jak się śmiali, wybierając imiona
dla dzieci, które miały ira się urodzić po ślubie, jak już odsłuży
swoje w wojsku.
Arthur wstał z ławki i ze złością rzucił niedopałek na piasek.
Kiedy ruszał na „Pustynną Burzę", Bonnie przysięgała, że
będzie na niego czekać. Okłamała go.
• - Mamo-jęczał Anthony, kiedy znaleźli się w niewielkim
holu motelu „Tańczące Wydmy", - Ty chyba żartujesz.
Dianę rozglądała się po pomieszczeniu i ogarniało ją coraz
gorsze przeczucie. Na ławce o wrzecionowatych nogach -jedy-
nym meblu w holu - spał zwinięty w kłębek kot. Wypłowiał;!
prawic do białości tapeta w mewy zapewne była kiedyś niebies-
ka, Beżowe zasłony w oknach prano już tyle razy, że stały się
Prawie przezroczyste. Szara farba odłaziła z drewnianej pod-
'Ogi. Hol wydawał się pozbawiony kolorów, ale przynajmniej
tyl czysty, pocieszała się Dianę.
•
- No dobrze, Faktycznie to nie Ritz - szepnęła do syna. - Ale
przestań marudzić", Anthony. Mówię poważnie.
Dianę zerknęła na Emily, która tylko W7xuszyła ramionami.
- Witam. Mogę w czymś pomóc'.' - W skromnej recepcji
pojawił sic przystojny Latynos. Miat na sobie jasnozieloną
koszulę ze starannie podwiniętymi rękawami, ukazującymi
opalone i umięśnione ramiona. Dianę uznała, że był po trzy
dziestce.
~ Tak. Jestem Dianę Maytiekl. Mamy zarezerwowane
pokoje.
- Ach tak, oczy wiście. - Mężczyzna uśmiechnął się, ukazu
jąc równe, zdumiewająco białe zęby. - Jesteście z KEY lufo.
prawda?
Durne kiwnęła głową,
- Przepraszam, że musieli państwo czekać, ale byłem na
zapleczu, przy komputerze. Przygotowuję broszurę z oferta
motelu. Proszę wybaczyć nasz wystrój, a raczej jego brak
- ii umączył się. machając dłonią. Dianę zauważyła, że na
lewym nadgarstku nosił złotą bransoletkę. -Dopiero co kupiliś
my to miejsce. Mój partner i ja mamy wielkie plany, ale
renowację będzie można zacząć nie wcześniej niż po zakoń
czeniu letniego sezonu.
Dianę próbowała wymyślić jakąś taktowną odpowiedź.
- Jestem pewna, że będzie tu przepięknie.
- Wiem. że przywykła pani do lepszych warunków, ale jeśli
jest coś, co moglibyśmy zrobić, żeby uprzyjemnić państwu
pobyt u nas. proszę mi wierzyć, będziemy szczęśliwi, mogąc to
uczynić. Jestem Carlos. Carlos Hemandez. - Wyciągnął rękę
i uścisnął dłoń Dianę.
- Miło mi. To moja siostra, Emily Abbott. a to mój syn.
Anthony. Córka, Michelle, wypakowuje swoje rzeczy z samo-
chodu.
Carlos przywitał się z gośćmi, po czym odwrócił się do
wiszącej na ścianie tablicy.
- Trzy pokoje, prawda? - zapytał, zdejmując z haczyków
klucze. - Właściwie to powinny być cztery, I
Carlos
zmarszczył czoło i zerknął do książki meldunkowej. - Cóż,
rzeczywiście mamy zarezerwowane cztery pokoje dla KEY lufo,
ale jeden zajął już pan Gates. - Sammy Gates? - upewniła się
Diatte. - Tak. Samuel Gates. - Czy Matthew Voigl już się
zameldował? Carlos jeszcze raz spojrzał do książki. -- Nie. Na
razie jest tylko pan Gates. Dianc wzruszyła ramionami. - Nadal
jednak nie rozumiem, dlaczego nie możemy mieć «czwartego
pokoju. - Och, bardzo mi przykro, pani Mayfield. Chciałbym za-
proponować państwu dodatkowy pokój, ale, niestety, nie mogę. O tej
porze roku wszystko jest już dawno zarezerwowane. Prawdę
mówiąc, specjalnie dla państwa otworzyliśmy ostatnie piętro. W tej
chwili przygotowujemy tam pokoje na sezon jesienny.
Dianę spojrzała na niego w popłochu. - Proszę się nie
martwić - uspokoił. - Nie jest tak źle. nie mamy tam placu
budowy. Kip i ja przez całą noc przygotowywaliśmy dla
państwa piętro. Chcielibyśmy przyciągnąć więcej gości z
miasta, uważamy, że to dla nas wielka szansa. Mamy nadzieję,
że będą państwo zadowoleni.
K> * *
Dianę była wprost oczarowana pierwszym pokojem, do ja-
kiego zaprowadził ich Carlos. Bladocytrynowe ściany pasowały
do błyszczących, białych futryn w oknach i białych listew
Przypodłogowych. Dwa identyczne, mosiężne łóżka przykryte
hyły śnieżnobiałymi, szydełkowymi narzutami. Na wypastowa-
k
r
tlej. sosnowej podłodze leża! niebieski, wełniany dywan w deli-
katne żólto-biale kwiaty. Ściany zdobiły gustowne roślinne
grafiki. oprawione w niebieskie ramki- Na wiktoriańskiej toalet-
ce stały świece, a na dolnej półce nocnego stolika między
łóżkami kilka książek i czasopism.
- Rezerwuje len pokój.
Dianę odwróciła się do stojącej w progu Miehelle. Pro bo
wała patrzeć córce w twarz, a nic przyglądać się jej syl-
wetce.
- Kochanie, ktoś z nas będzie musiał mieć współ loka torą.
- Nie ja. Mamo, przestań. Chcę mieć swój własny pokój.
- Miehelle podeszła do okna i odsunęła ażurowa firankę. - Pat-
rzcie! Widać plażę!
Dianę już dawno nie słyszała w glosie córki takiego entuzja/-
mu. Spojrzała na Emily. zastanawiając się, jak mają się roz-
lokować. Anthony powinien mieć własny pokój. Zostawał;
dwa dla trzech kobiet. Czy nie będzie lepiej, jeśli Miehelle
zostanie sama'?
- Co ty na to, Em?
- Mogę mieszkać z tobą. jeśli ci to nie przeszkadza.
- W porządku - zdecydowała Dianę. - I tak będziemy tu
tylko spać. Możesz to zostać. Miehelle.
Carłos kiwnął ręką. żeby poszli za nim do następnego pokoju.
- W takim razie już wiemy, kto gdzie się zatrzyma. W poko
ju morskim mamy jedno podwójne łóżko, a w muszelkowym
dwa mniejsze. Anthony, to lwój pokój.
I tym razem Dianę była zachwycona. Jasnoniebieskie ściany.
białe wykończenia i granatowa narzuta na solidnym, sosnowym
łóżku, na ścianach obrazki z okrętami, a na podłodze sizalowy
chodnik.
Antbony pokiwał głową. Początkowa niechęć znikła, gdy
wypróbował materac .
- Całkiem nieźle,
- Dobra. W takim razie zapraszam do pokoju muszelkowe-
go. - Carłos prowadził ich korytarzem. Zatrzymał się przy
wąskich drzwiach. - Tu jest łazienka,
- La/ienka? Tylko jedna? - zapytała z niedowierzaniem
Miehelle.
Carłos pokiwał głową.
- Miehelle. wspólna łazienka to jeszcze nie koniec świata.
- Dianę próbowała nic okazywać zniecierpliwienia.
- Przykro mi, że mamy tu rylko jedną łazienkę - przeprosił
Carłos. - Planujemy w przyszłości zrobić drugą, a na razie mogę
rylko zapewnić, że w tej jest cały zapas świeżych ręczników,
które będziemy codziennie wymieniać.
- Nie ma problemu. Carłos. - Dianę z trudem powstrzymała
się przed rzuceniem Miehelle karcącego spojrzeniu, - Damy
sobie radę.
Chwilę później Dianę i Emily dzieliły się miejscem w szuf-
ladach i rozpakowywały swoje rzeczy.
- Powąchaj tę saszetkę - powiedziała Dianę, wyjmując
z szuflady w komodzie jedwabny woreczek- - O wszystkim
jmyśloli. nie? ■ Emily
roześmiała się.
- A czego się spodziewałaś, Di?
- Jak to. czego się spodziewałam?
- O rany. Carłos i jego partner to geje.
Dianę wzruszyła ramionami i schowała saszetkę do szuflady.
- No cóż, jedno jest pewne - wiedzą, jak urządzić uroczy
hoieł.
-23-
Helen skończyła ścielić tóżfca i wkładała brudne naczynia do
WCwu, kiedy usłyszała trzykrotne pukanie we framugę drzwi.
odjęła z haczyka ręcznik i wytarła mokre dłonie, zasiana w iając
czy to Jonathan i dziewczynki tak wcześnie wrócili ze
spaceru dn miasta po gazetę. Dlaczego nie wchodzą? Kiedy
otworzyła drewniane dr/wi, przywitała ją fala gorącego powiet-
rza i dwóch umundurowanych policjantów, stojących na wąs-
kim ganku.
- Pani Richey?
- Tak. O co chodzi?
- Chcielibyśmy zadać pani kilka pytań.
Helen zauważyła, że ich czoła błyszczały od potu.
- Może wejdą panowie do środka? Tu jest chłodniej.
- Dziękujemy pani. Chętnie.
Jeden z mężczyzn był zdecydowanie wyższy od drugiego, ale
obaj byli dobrze zbudowani. W niewielkim saloniku od razu
zrobiło się ciasno.
- Proszę, niech panowie siadają. - Helen wskazała wik
linowe fotele. - Napiją się panowie czegoś? Właśnie przygoto
wałam lemoniadę.
- Nie, dziękujemy, proszę pani - odpowiedział wyższy.
Helen usiadła na brzegu piętrowego łóżka i spojrzała na
policjantów.
- OK. W czym mogę pomóc?
- Pani Richey, czy wczoraj wieczorem była u państwa opie
kunka do dzieci? - zapytał niższy, a jego kolega wyjął z kieszeni
koszuli notes.
- Tak. Carly. Carly Neath. A o co chodzi?
Zignorowali jej pytanie.
- Matka Carly twierdzi, że jej córka już wcześniej pracowała
dla państwa. Czy 10 prawda?
- Tak, Carly była u nas kilka razy tego lata. Dziewczynki ja
uwielbiają.
- O której była tu wczoraj?
- Przyszła o siódmej i została do naszego powrotu, około
jedenastej. Nie. właściwie dochodziło już pól do dwunastej.
Helen w roztargnieniu bawiła się frędzlami kuchennego
ręcznika, kiedy otworzyły się drzwi i do namiotu wszedł jej
maż i córeczki. Jonathan oniemiał na widok policjantów, ale
szybko się opanował, przedstawił się i podał oficerom rękę
na powitanie.
- Dziewczynki, wyjdźcie przed dom i pt>dlejcie kwiatki, a
mamusia i ja porozmawiamy z tymi miłymi panami policjan-lami.
dobrze? - zasugerował.
Kiedy dziewczynki nie mogły ich już usłyszeć". Helen wyjaś-
niła, o co chodzi.
- Policja pyta o Carly. Właśnie tłumaczyłam panom, że
wróciliśmy do domu około pół do dwunastej,
- Więc o jedenastej trzydzieści dotarli państwo do domu
- powtórzył głośno oficer, zapisując coś w notesie. - I co było
polem?
- Chciałem odprowadzić ją do domu, ale Carly uparła się, że
pójdzie sama. Zapłaciliśmy jej i zanim zdążyliśmy ją zatrzy
mać. wybiegła z namiotu —odparł Jonathan.
Helen zagryzła dolną wargę, ale nie sprostowała informacji.
- Proszę powiedzieć, czy Carly coś się stało? - zapytała,
Policjanci wstali z krzeseł.
- Mamy nadzieję, że nie. Rodzice zgłosili, że dziewczyna
nie wróciła na noc do domu. Nie ma się co denerwować, to
się zdarza, dzieciaki ciągle robiąjakieś głupstwa. Normalnie
zaczekalibyśmy czterdzieśei osiem godzin, ale ze względu
na to. co spotkało córkę państwa Pattersonów. rozpoczęliśmy
akcję od razu.
- Słyszałam, że Leslie Patterson upozorowała własne po-
rwanie - powiedziała Helen.
- Dopóki śledztwo jest w toku. nie możemy udzielać na ten
temat informacji, proszę pani.
- Tak, oczywiście, rozumiem. Ale jeśli coś podobnego przy-
darzyło się Carly... jeśli ktoś ją porwał... to może w okolicy
grasuje jakiś szaleniec?
P"licjanci nie odpowiedzieli.
- Nie martw się, kochanie. -Jonathan objął żonę mocno.
Patrząc za oddalającymi się policjantami. Helen próbowała
•
odtworzyć w myślach przebieg wczoraj s/egu wieczoru. Opie-
kunka wybiegła z ich domu. zanim Jonathan wrócił z parkingu.
Właściwie, 10 od wyjścia dziewczyny upłynęło dobre pól godzi-
ny, nim zjawi! się w domu. Helen założyła, że maż nie mógł
znaleźć miejsca parkingowego. Prawdę mówiąc, chciała* żeby
zajęło mu to jak najwięcej czasu, tak. by mogła uniknąć spełniania
małżeńskiego obowiązku. Nie miała ochot y k fóetĆ się
Z
nim t M
I I
Heien z przerażeniem myślała o intymności z mężem, w tych
warunkach wydawało jej się to niemożliwe. Dziewczynki spały
tuż obok, a sąsiedzi słyszeli każdy najdrobniejszy szelest. Kiedy
usłyszała skrzypienie siatkowych drzwi, udała, że już śpi. Spo-
dziewała się, że Jonathan będzie próbował ja budzić, ale nie
zrobił tego. Rozebrał się, wsunął pod kołdrę i zasnął. nawet jej
nie dotknąwszy.
Wczoraj przyjęła to z ulgą. Dziś rano te pół godziny obudziło
jej niepokój. Nie byta pewna, co w tym czasie robił mąż. Na
dodatek, teraz z rozmysłem skłamał policji, mówiąc, że przeby-
wał wtedy w namiocie.
Kiedy Sarah i Hannah wkładały stroje kąpielowe, skinęła
głową na Jonathana, by poszedł z nią do kuchni.
- Dlaczego im powiedziałeś, że chciałeś odprowadzić Carly
do domu? 1 że my jej zapłaciliśmy? Jonathan, przecież ciebie tu
nie było. Dlaczego skłamałeś? - Helen była poważna, a na jej
twarzy widać było niepokój.
- Helen, naprawdę myślisz, że byłoby łepiej, gdybym po-
wiedział. że nie było mnie w domu? - odparował. - Przed
chwilą, na mieście, słyszałem o zniknięciu Carly. Nie chcę,
żeby gliny traktowały mnie jak podejrzanego. A ty?
-24-
- Cześć, tu Matthew. Czekam w holu.
- OK. Zaraz schodzę.
Dianę zaniknęła klapkę telefonu komórkowego.
- Przykro roi, Em - zwróciła się do siostry. - Muszę lecieć.
Powiedz jeszcze raz. że nie przeszkadza ci la sytuacja.
Emily wsunęła opróżnioną walizkę pod swoje łóżko i wstała.
- Przestaniesz się wreszcie zamartwiać, Dianę? Damy radę.
p Już widzę, że nie będziemy się tu nudzić. Pierwsze, co
zrobimy. to włożymy kostiumy i skoczymy na plażę. - Em.
co ja bym bez ciebie zrobiła?
- Nie martw się. zrewanżujesz się, jak sama będę miała
dzieci. O ile nie będziesz wtedy za stara.
- Bardzo zabawne, Emily.
Dianę wrzuciła do płóciennej torebki tubkę kremu z filtrem,
okulary przeciwsłoneczne i komórkę. Z portfela wyjęła kilka
banknotów dwudziestodolarowych i wręczyła je Emily. Zaj-
rzała do pokoi Michelle i Anthony'ego, by pospiesznie pożegnać
się z dziećmi, po czym zbiegła na dół drewnianymi schodami.
Matthew czekał na nią, ubrany w czerwoną firmową koszulkę
KEY /n/o, bermudy w kolorze khaki i brązowe sandały.
- Farciarz z ciebie. Szkoda, że nie mogę się tak ubierać.
- To jest właśnie najlepsze w pracy po drugiej stronie karne
ty. - Matthew uśmiechnął sję i wskazał drzwi z boku holu.
- Może usiądziemy na chwilę? Ustalimy plan działania.
W starym salonie nikogo nie było, ale na stole pod ścianą, na
srebrnej tacy. czekał dzbanek mrożonej herbaty i lśniące czys-
tością szklanki. Na kominku ustawiono koszyk stokrotek. Miłe
akcenty w dość ponurym pomieszczeniu. Na wysokim suficie
Dianę zauważyła sziukaierie w zawiłe wzory, rzeźbione ka-
mienne zdobienia wokół kominka i nieciekawy kandelabr z brą-
zu. Pomieszczenie było zaniedbane, ale na pewno miało charak-
ter. Przy odrobinie wysiłku i dobrego smaku z zapomnianego.
ciemnego pokoju można by urządzić wiktoriański salon.
Nalali sobie herbaty i usiedli na sofie. Matthew zaczął przed*
stawiać swój platr.
- Po pierwsze, i najważniejsze, musimy dotrzeć do Leslie
Patterson, Wywiad z nią to podstawa.
I
Dianę kiwnęła głową.
- Ja się tynt zajmę. Jak skończmy, zadzwonię do jej maiki.
Matthew wyjął z chlebaka notesik i przerzucił kilka kartek.
- A może lepiej byłoby osobiście się z nią spotkać?
Pomysł nie wzbudził w Dianę entuzjazmu.
- Chcesz, żebym poszła do ich domu i zapukała do drzwi?
Nie znoszę tego.
- Nie. pomyślałem, że mogłabyś iść do ich sklepu. - Mat-
thew zajrzał do swoich zapisków. - Jej matka prowadzi sklep
/ pamiątkami o nazwie „Lawenda i Koronki". Pattersonowie
wykorzystywali go podczas poszukiwań Leslie jako bazę dla
ochotników.
- OK, chyba da się zrobić - mruknęła Dianę i upiła łyk
herbaty. - Ale pójdę sama, bez ciebie i ekipy. Nic chcę, żeby ta
biedna kobieta poczuła się osaczona. Myślisz, że ram będzie?
- Cóż, powinna. Zatrzymałem się tani wczoraj po południu,
zaraz po przyjeździe. Na drzwiach wisiała kartka z podziękowali
mmi za pomoc w poszukiwaniach i za troskę o losy Leslie.
Była też informacja, że otworzą sklep w terr weekend.
Dianę zapisała sobie adres sklepu.
- Co jeszcze? - zapytała.
- Policja zwołała konferencję prasową na dwunastą.
- Wnoszą sprawę przeciwko Leslie?
- Wątpię. Tym zajmie się prokurator okręgowy. Nie mam
pojęcia, co gliny chcą powiedzieć. Pójdę tam z ekipą i zrobimy
tę konferencję.
- A właśnie, coś mi się przypomniało - powiedziała Dianę.
- Skąd Sammy Gates wziął się w naszym pokoju?
- Och, Boże-jęknął Matthew.- Przepraszam cię, Dianę, ale
kiedy Sammy zobaczył pokoje w naszym motelu, zagroził, że
wróci do Nowego Jorku. Musiałem go jakoś udobruchać. Przy-
kro mi, że twoim kosztem.
- Chcesz powiedzieć, że motet, w którym się zatrzymałeś.
jest gorszy od naszego? - zapytała z niedowierzaniem Dianę.
Maithew parskną! śmiechem.
- Przy tej dziurze, w której mieszkamy. „Tańczące Wydmy"
to prawdziwy paiac. To najlepsze, co udało mi się znaleźć.
W lakich miejscowościach rezerwacje robi się na kilka mięsie -
|f'cy do przodu.
- Więc obaj z Garym Bingiem męczycie się w jakiejś norze?
Tak mi przykro, Maithew.
- Ach, nic ma problemu. 1 tak nie będziemy tam spędzać za
dużo czasu. - Matthew spojrzał na zegarek. - Muszę lecieć.
Umówiłem się z Gatesem i Bingiem przy posterunku poJieji.
Podrzucić cię do sklepu Audrey Patterson?
- Tak. dzięki. Będę miała to za sobą,
Dzwoneczek przy drzwiach zadźwięczał dyskretnie, gdy Dia-
nę weszła do „Lawendy i Koronek". Chłodne powietrze pachnia-
ło potpourri i świecami zapachowymi. Nu białych półkach pod
lawendowymi ścianami leżały zdobione haftami serwetki lniane,
delikatne koronki i ręcznie robione mydła. Z wysokich, porcela-
nowych pojemników wystawały stare spinki do kapeluszy, a na
ładach znajdowały się komplety ozdobnej papeteri i i pocztówki
na różne okoliczności. Były tam kolorowe parasolki w stojakach,
gablota z misternie zdobionymi rękawiczkami i wachlarzami
z piór. Na rozmieszczonych w całym sklepie haczykach wisiały
wieczorowe torebki wyszywane koralikami. Rozglądając się po
pomieszczeniu, Dianę zastanawiała się, jak mogła mieścić się tu
baza dla uczestników poszukiwań. Tu nie było gdzie wcisnąć
szpilki, a co dopiero mówić o armii ochotników!
Zatrzymała się. żeby obejrzeć kolekcję pluszowych misiów,
"Sławionych na szczeblach drewnianej drabiny. Każdy by!
ubrany w lawendową spódniczkę z tafty, czepek o szerokim
rundzie, ozdobiony koronka., na szyi miał sznur sztucznych
pereł i wachlarz z piór w łapce.
Z zaplecza, zza koralikowej zasłony wyłoniła się starannie
uczesana kobieta w średnim wieku. Uśmiechała sic słabo, idąc
wąskim przejściem w stronę Dianę.
- Czym mogę służyć? - zapylała, odgarniając za ucho kos-
myk siwiejących włosów.
- Są prześliczne - powiedziała Dianę, biorąc do ręki misia.
- Dziękuję. Sprzedaję je już od wielu lat. odkąd moja córka
się w nich zakochała.
Dianę odłożyła zabawkę na drabinę.
- Czy pani Patterson?
- luk - odparła kobieta ostrożnie.
Dianę 2djcła okulary przeciwsłoneczne i wyciągnęła do
niej rękę.
- Jestem Dianę Mayfield.
- Och! - Audrey Patterson była wyraźnie zdenerwowana.
- Proszę wybaczyć, nie poznałam pani. Tak mi przykro. Mam
ostatnio tyle na głowie.
- Nie ma za co przepraszać. Powinnam była wcześniej zdjąć
okulary.
Dianę czulą, że Audrey uważnie obseiwuje jej twarz. Szuku
zmarszczek, pomyślała - tak jak większość ludzi, gdy spotka
kogoś znanego tytko zekranu telewizora. Będzie chciała opowie-
dzieć koleżankom, że w rzeczywistości la dziennikarka z KEYlnjo
wyglądała ładniej, gorzej, szczupłej, grubiej, starzej łub młodziej.
- Miałam nadzieję, że może mogłybyśmy trochę porozma-
wiać - powiedziała, przechodząc od razu do rzeczy.
- O występie Leslie w pani programie, tak?
- Tak. o wywiadzie.
Dzwonek oznaczał, że ktoś otworzył drzwi. Po chwili do
sklepu weszły dwie starsze panie.
- Przejdźmy na zaplecze - zaproponowała Audrey.
- Mogę zaczekać, jeśli chce pani zająć się klientami.
- Nie. chodźmy. - Audrey ściszyła glos do szeptu: - Ciągle
lu przychodzą. Tylko oglądają, niczego nie kupują.
Minęły zasłonę z koralików i weszły do dużego magazynu.
Pod ścianami stały cale sterty kanonowych pudeł, w śnkl nich
ledwo mieściło się biurko, zastawione pustymi jednorazowymi
kubkami po kawie i pudelkami po pączkach. Na wielkiej sztalu-
dze w i siała mapa Ocean Grovc i okołie. Czerwonym flamast-
rem pozaznaczane były obszary poszukiwań.
- Może pani usiądzie? - Audrey wskazała składane metalo-
we krzesło.
- Dziękuje.
Audrey przysiadła na rogu biurka.
- Rozmawiałam o tym wczoraj z mężem, uważa, że powin-
niśmy najpierw wynająć adwokata. Dopiero kiedy adwokat
uzna za słuszne. Leslie udzieli pani wywiadu.
- Pani Palterson, jak pani sądzi, kiedy to będzie możliwe?
- Lou ma wykonać dziś kilka telefonów. Ale wie pani,
naszej córce nie postawiono jeszcze żadnych zarzutów.
- 1 miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie - powiedziała
szczerze Dianę. - Byłoby to straszne przeżycie dla młodej
dziewczyny. Sama mam córkę, mogę sobie wyobrazić, jak
bardzo państwo się martwią.
Oczy Audrey zaszły łzami.
- Ile ma lat?
- Czternaście.
- Czternaście - powtórzyła Audrey. - Tyle samo miała
Leslie. kiedy zaczęły się jej problemy.
Dianę aż ścisnęło się serce, gdy pomyślała o Michelle, Sam
pomysł, że mogłaby iść w ślady Leslie Patterson, był nie do
zniesienia. Jednak, jako profesjonalistka. Dianę od razu rozpo-
znała szansę. Audrey Patterson zaczynała się otwierać, należało
ją tylko trochę zachęcić.
- Jakie problemy? - zapytała łagodnie.
- Zaburzenia odżywiania - Audrey opuściła głowę, jakby
zawstydzona. - ZaczęJa chudnąć. I ciągle ćwiczyła. Z początku
nie /wracałam na to uwaci. Już zawsze będę mieć o to do siebie
pretensje. Kiedy się zorientowałam, że coś z nią jest nie tak.
i poszłam do specjalisty, zdiagnozował u niej anoreksje.
- Pomógł jej? - Dianę bardzo chciała usłyszeć pozytywną
odpowiedź.
- Bóg jeden wie, że próbował. - Audrey pokręciła głowa,.
- Moim zdaniem Owen Messinger to święty człowiek. Leczył
Leslie przez te wszystkie lata. miał do niej tyle cierpliwości.
podczas gdy ja... - Urwała, a po policzku spłynęła jej łza.
- Jak to jest, że matki zawsze obwiniają siebie? - zapytała
cicho Dianę. Jednak naprawdę chciała zapytać o coś innego.
Skoro, jak twierdziła Audrey, Owen Messinger był tak wspania-
ły ni terapeutą, to dlaczego, mimo ośmiu lat terapii, stan zdrowia
Leslie wcale się nie poprawił?
-26-
Matthew wraz z ekipą zajęli pozycję przed żółtym budyn-
kiem z betonu przy Central Avenue. Gary Bing przymocował
mikrofon do drewnianego podium przy wejifciir do posterunku
policji miasta Neptune, Sammy Gates wybrał najkorzyslniejsze
miejsce, żeby ustawić kamerę.
Schowany pod drzewem przed palącym słońcem, Matthew
spokojnie przyglądał się konkurencji i czekał na rozpoczęcie
konferencji prasowej. Oprócz nich nie było przedstawicieli
żadnej ogólnokrajowej sieci. Na konferencję czekały ekipy New
Jersey Network i WCBS. Na chodniku kręciło się kilku dzien-
nikarzy prasowych, uzbrojonych w notatniki, W sumie mniej-
sze zainteresowanie, niż się spodziewał. A jednak Matthew nie
był zaskoczony. Biorąc pod uwagę ograniczenia w długości
tego typu sprawozdań, wydawcy woleli nie wysyłać ekip t ka-
merami, których żadna stacja nie miała w nadmiarze. Przy
dwudziestoczterogodzinnym cyklu informacyjnym historia Le-
slie Patterson nie byta już nowością. Policja uważa, że sama
upozorowała porwanie. Telewizyjni wydawcy z doświadczenia
wiedzieli, ze podczas tej konferencji policja nie ogłosi niczego
zaskakującego, żadnych gorących informacji, których nie można
by przekazać w dwudziestosekundowyni raporcie w wieczornym
wydaniu wiadomości. Wystarczyło, że pojawił się ktoś z
Agencji Prasowej, by wydarzenie zostało odnotowane, W ra-'
zie czego zawsze można przekazać informację, powołując się
na inne; źródło. Ekipa KEYłnjb znalazła się na konferencji tylko
dlatego, że Joel Malcolm ubzdurał sobie, że la historia znajdzie
się w najbliższym wydaniu Pod lupą.
Drzwi do budynku w końcu się otworzyły i na podium
pojawił się oficer policji.
- Halo, czy mnie dobrze słychać? - spytał, Technicy spraw-
dzili jakość dźwięku.
- Niech pan mówi! - krzyknął jeden z nich.
- Nazywam się Jared Albert, jestem szeryfem wydziału
policji miasta Nepiune.
- Proszę przeliterować nazwisko - zawołał reporter AP.
- J-A-R-E-D A-L-B-E-R-T.
Oficer zrobił krótką przerwę, czekając, aż dziennikarze pod-
niosą głowy znad notatek, dopiero wtedy zaczął czytać oświad-
czenie:
- Dziś rano wydział policji w Neptune został powiadomiony
o zniknięciu dwudziestojednoletniej kobiety, mieszkanki
Ocean Grove. Zaginiecie zgłosili rodzice, kiedy okazało się, że
dziewczyna, która wieczorem pracowała jako opiekunka do
dzieci, nie wróciła na noc do domu. Ponieważ jest to drugi
przypadek w Ocean Grove zniknięcia młodej kobiety, natych
miast rozpoczęto poszukiwania. Policja w Neptune apeluje do
mieszkańców o udzielenie wszelkich informacji, które mogłyby
pomóc w zakończeniu śledztwa.
Matthew wyprostował się i podszedł bliżej podium, żeby
dokładniej przyjrzeć się fotografii, którą trzymał w ręce szeryf
Albert. Młoda uśmiechnięta blondynka to nie była Leslie Patter-
son. O co chodzi?
- Rysopis zaginionej: Carly Rachel Neath. metr pięćdziesiąt
pięć wzrostu, waga około pięćdziesięciu kilogramów. Włosy
blond, oczy niebieskie, znamię na wewnętrznej stronie lewego
nadgarstka. Kiedy widziano ja ostatni raz, miała na sobie białe
spodnie biodrówki, koszulkę w biało-niebieskie paski i białe
sandały. Ktokolwiek wie o losie zaginionej, proszony jest o jak
najszybsze udzielenie informacji policji miasta Neptune.
Matthew spojrzał naSammy*egoGatesa. Kamerzysta filmo-
wa! błyszczące zdjęcie. Kiedy szeryf Albert skończył czytać
oświadczenie. Matthew zadał pierwsze pytania.
- Co z Leslie Patterson? Czy nadal uważacie, że upozorowa
ła własne porwanie? Czy Cariy Neath przetrzymuje ta sama
osoba, która uprowadziła Leslie? Czy policja zamierza posta
wić Leslie jakieś zarzuty?
Oficer wytarł dłonią pot z czoła i dopiero po chwili zaczai
odpowiadać na pytania.
- Badamy wszystkie możliwości. Leslie Patterson nie po
stawiono na razie żadnych zarzutów,
-27-
Carly otworzyła oczy, ałe wciąż nic nie widziała. Dopiero po
chwili uświadomiła sobie, że ma na oczach opaskę. Głowa
bolała ją tak mocno, że prawie z ulgą powitała ciemność. Co to
za miejsce?
Gdzieś w pobliżu monotonnie kapała woda, w oddali słychać
było szum oceanu. Czy ten trzepot nad jej głową to ptasie
skrzydła? Czy to gruchanie gołębi?
Trzęsąc się ze strachu. Carly położyła się na wilgotnej ziemi
i próbowała przypomnieć sobie, co się stało. Wracała do domu
z „Kamiennego Kucyka". Tak, teraz pamiętała. Wkurzyła się na
niego i wybiegła.
Ale co było potem? Carly próbowała się skoncentrować,
mimo upiornego bólu głowy, który sprawiał, że modliła się
o sen. Powoli wspomnienia zaczynały wracać. Wyszła z klubu
i przeszła na drugą stronę ulicy. Potem zastana* iała się, którędy
wracać do domu. Wybrała skrót wokół kasyna. I wtedy ktoś
uderzył ją od tyłu w głowę. Musiała stracić przytomność. ' Nie
wiedziała, czy głowa bolała ją od tego uderzenia, czy to kolejny
nawrót starej znajomej, migreny. Cokolwiek to było, * życiu
nie odczuwała większego bólu.
Musi się jakoś stąd wydostać. Spróbowała się podnieść, ale
upadła. Dopiero wtedy dotarto do niej. że ma związane ręce
i nogi. Knebel przeciął .jej kąciki ust, gdy próbowała wołać
o pomoc.
-28-
Po wyjściu ze sklepu Dianę znalazła ławkę pod drzewem na
Main Avenue. usiadła i wyjęła komórkę, żeby zadzwonić do
informacji po numer doktora Owena Messingera, Złapanie go
w sobotę w jego gabinecie raczej nie wchodziło w rachubę, ale
Dianę postanowiła sprawdzić. Wtedy jednak zadzwonił jej tele-
fon. Zerknęła na wyświetlacz i zbliżyła słuchawkę do ucha,
- Cześć, Matthew.
- Dianę.- W jego głosie wyczula niepokój. - Zniknęła na-
stępna dziewczyna.
- Co takiego?
- Jeszcze jedna młoda kobieta. Carly Neath. Mniej więcej
w tym samym wieku co Leslie Patterson. Wczoraj wieczorem
opiekowała się dziećmi i nie wróciła z pracy do domu. - Czy
policja uważa, że te sprawy coś łączy? - zapytała Dianę.
~ Na razie niczego takiego nie powiedzieli, ale rozpoczęli
poszukiwania wcześniej, niż nakazują przepisy. Nie wnoszą
sprawy przeciwko Leslie.
- Jak Joel się o tym dowie, dostanie apopleksji! - przewidy
wała Dianę. Znając szefa, mogła przypuszczać, że taki rozwój
ł
i
*
sytuacji bardzo go poruszy. Czy zniknięcie drugiej dziewczyny
oznaczało, że Leslie Patierson mówiła prawdę? Jeśli Leslie nie
upozorowała porwania, czyż nie będzie idealną bohaterką pro-
gramu Pod iupąl Bez względu na decyzję Joela w sprawie
Leslie Patterson, porwanie drugiej dziewczyny było informacją
o zasięgu krajowym. Następne słowa Matthcw wcale jej nie
zaskoczyły.
- Weekendowe Wiadomości Wieczorne chcą lo dziś pokazać.
- Niech zgadnę: jestem reporterką.
- Tak. Nie mają tu kogo wysłać. Z wyjątkiem reportera
dyżurnego, z oddziału na północy, wszyscy są na urlopach.
- My też powinniśmy być - powiedziała Dianę, próbując
skoncentrować się na planach. - Umieram z głodu. Zjedzmy
jakiś lunch i zastanówmy się, co robić. Och. Matlhew, jeszcze
jedno. Chwilowo nie mam zgody na wywiad z Leslie Patterson.
Nie wiem, czy Joel w ogóle będzie to jeszcze chciał puścić w Pod
htpą ale byłoby dobrze, gdybyśmy dla Wiadomości Wieczor-
nych mieli jej reakcję na informację o zniknięciu Carly Neaih.
* * *
Dziesięć minut później kelner wskazał Dianę i Matthew
stolik w ogródku na tyłach restauracji.
- Nie macie wolnych miejsc w środku? - zapytał go Matthew.
- Niestety, Wszystkie są zajęte. Każdy chce siedzieć w kli-
matyzowanych pomieszczeniach.
Zamówili dwie mrożone herbaty i zabrali się do przeglądania
karty restauracji.
- W menu mają mnóstwo pysznych dań. aie jest za gorąco.
żeby je jeść - westchnęła Dianę. - Chyba zdecyduję się na
sałatkę z tuńczyka.
- A ja poproszę podwójnego hot doga po włosku i frytki.
- Matthew zamknął menu. - Dla mnie nigdy nie jest zbyt
gorąco, żeby jeść.
Gdy kelner się oddalił, Matlhew podsumował, czego się o
wiedział.
- Dobra, mamy oświadczenie policji i zdjęcie tej drugiej
zaginionej. Mamy też zdjęcia Leslie Patterson z poszukiwań na
początku tygodnia.
- Skąd je wziąłeś? Przecież nas tu nie było.
- Cóż, nie mam ich przy sobie, ale zadzwoniłem do WKEY,
skopiują to, co dostali, i podeślą do studia Weekendowych
Wiadomości Wieczornych. Nie mamy sprzętu do montażu, więc
wyślemy materiały do oddziału głównego, żeby nam wszystko
zmontowali,
- A kiedy przyjedzie wóz satelitarny? - zapytała Dianę.
- Około czwartej. O piątej będziemy gotowi.
Spojrzała na zegarek.
- Dobra, mamy jakieś cztery godziny, żeby zebrać jak naj-
więcej elementów. Potem złożymy z tego materiał. Byłoby
dobrze, gdyby udało się zrobić ten wywiad z Leslie Patterson.
- Jej matka się nie paliła do lego, co?
- Nie. Ale 10 było. zanim zniknęła Carly Neath. Sytuacja się
zmieniła. Teraz wygląda na to. że Leslie Patterson mogła mó-
wić prawdę,
-29-
Shawn wszedł do „NagleY*. i jak zwykle zajął swoje ulubio-
ne miejsce przy barze. Na śniadanie było już za późno, więc na
pierwszy posiłek tego dnia zamówił coś zbliżonego.
- Sałatka z jajka na toście i kawa - poinformował szczupłą,
ciemnowłosą kelnerkę za barem. Shawn znał Annę, w ubiegłym
tygodniu oboje z Carly podwozili ją na sesję, bo jej samochód
był w warsztacie. Teraz Anna patrzyła na niego tak. jakby
chciała mu coś powiedzieć. Shawn spojrzał na nią wyczekująco.
- Słyszałeś o Carly?
- Co z nią?
- Nie wróciła wczoraj wieczorem do domu. Jej rodzice
umierają ze strachu. Policja już jej szuka. - Anna przygadała
mu się z odrobina, współczucia. - Opiekowała się dziećmi
i miała wrócić po pracy do domu. ale nie wróciła. Nikt nie wie.
gdzie się podziała. Będę musiała zostać za nią na drugą zmianę
Shawn zszedł się z wysokiego barowego stołka,
- Wycofaj moje zamówienie, dobrze?
Wybiegł na ulicę, ale nie poczuł palących promieni słońca w i
gorącego, stojącego powieirza. Jego myśli pędziły gorączkowo.
Powinien zgłosić się na policję, zanim oni przyjdą do niego. To
tylko kwestia czasu, zanim dowiedzą się, że poprzedniego
wieczora spotkał się z Carly w „Kamiennym Kucyku". Skoro
kelnerka w „.NagleY' uważała go za chłopaka Carly. to i inni
mogą. tak go traktować.
Jeśli powie policji prawdę, będzie wyglądał podejrzanie.
Pokłócił się z Carly, tak jak pokłócił się z Lestie. tuż przed jej
/mknięciem. To oczywiste, że był wspólnym mianownikiem
w obu sprawach.
Kiedy policja przesłuchiwała go po zniknięciu Leslie, Shawn
od razu się domyślił, że jest głównym podejrzanym, Z kursu
o przemocy w rodzinie wiedział, że kobiety najczęściej doznają
przemocy nie od obcych, ale od osób, które znają- porzuconych
chłopaków, rozczarowanych mężów.
Zamknął oczy i w desperacji przeczesał włosy palcami z ob-
gryzionymi paznokciami. Musiał coś wymyślić. Policja na pew-
no pomyśli, że jest odpowiedzialny za zniknięcie Carly i jeszczi/
gotowi wrobić go w sprawę Leslie.
-30-
- Tera/ mi wierzycie?
Audrey aż poskoczyła, kiedy za plecami usłyszała glos córki.
- Nie skradaj się tak, Leslie. Śmiertelnie mnie przestraszy
łaś",- Odwróciła się, aie nie przerwała układania pudelek z zapa-
sowymi świecami. - Tak się zamyśliłam, że nie usłyszałam
dzwonka, kiedy weszłaś.
Leslie przyglądała się matce. Na jej twarzy dostrzegła rezyg-
nacje. ! - Jeszcze o tym nie wiesz, tak?
- O czym?
- O tym, że zniknęła druga dziewczyna. - W brązowych
w/ach Leslie pojawił się błysk.
Audrey odłożyła pudełka na ladę i oparła się o krawędź.
- Mamo? Słyszysz, co do ciebie mówię.' Zniknęła jeszcze
jedna dziewczyna. Teraz policja mi uwierzy. Wszyscy mi
uwierzą.
- Leslie! - syknęła Audrey, - Proszę cię. mów ciszej.
dobrze? Szczupła twarz Leslie
spochmumiała.
- Cóż, myślałam, że się ucieszysz. Mamo. nie rozumiesz?
To dowód, że mówiłam prawdę.
- Kochanie, cieszę się. że będziesz wiarygodna. - Audrey
wyciągnęła rękę i-pogłaskała ciemne włosy córki, zauważając,
że ostatnio straciły blask. - Ale szczerze mówiąc, trudno być
szczęśliwym kosztem jakieś biednej dziewczyny. Kto to?
Znam ja?
- Wątpię. To kelnerka z „Nagle
1
s", chodziła z Shawnem.
- Dobry Boże! - wykrzyknęła Audrey. - Zniknęła kolejna
dziewczyna Shawna? Policja musi się o tym dowiedzieć. Cóż.
niech Bóg ma ją w opiece. Ją i jej rodzinę - dodała cicho
Audrey. myśląc o tym, przez co właśnie przeszli oboje z mę-
żem. - Uważam, że powinniśmy im pomóc, Leslie. Może
zaproponujmy, żeby znów w naszym sklepie zorganizowano
bazę dla poszukiwań?
- Tak, to chyba dobry pomysł - odparła po chwili namysłu
Leslie, - Przyjdę pomóc. Ci, którzy we mnie wątpili, będą mieli
Okazje mnie teraz przeprosić.
-31-
Idąc Main Avenue. Sammy Gates dźwigał na ramieniu ciężki
sprzęt i mamrotał pod nosem.
- Jezu. ale gorąco. Przypomnij mi, dlaczego to robimy.
- Dlatego, że jeśli nie uda nam się z Leslie Patterson, przy-
najmniej będziemy mieli reakcję jej maiki. - Diane próbowała
nie okazywać zniecierpliwienia, choć zupełnie nie miała na-
stroju do wysłuchiwania zrzędzenia Sammy*ego. Na miłość
boską, przecież to jego praca. - Jeśli się zgodzi, a my zaczniemy
od razu filmować, nie będzie miała czasu do namysłu i nie
zmieni zdania.
- Trochę prowizorka - zauważył Sammy. zwracając się do
swojego partnera. - Co, Gary?
- Mnie bez różnicy. - Gary wzruszył ramionami. - Mam
płacone za godziny, więc wszystko mi jedno. Robię, co każą,
dopóki dostaję za to kasę. -Gary Bing był tak miły i zgodny, jak
Sammy Gates kłótliwy i denerwujący. Diane uważała, że Gary
był święty, skoro zgadza! się pracować z Sammym. Większość
pracowników KEY Info unikała go jak ognia, podczas gdy
biedny Gary dzień w dzień znosił towarzystwo tego gbura,
Sammy nie zrozumiał sugestii kolegi i dalej ciągną! swoją
litanię:
- A te warunki mieszkaniowe naprawdę pozostawiają wiele
do życzenia. Lubię mieć w pokoju telewizor, za to nie cierpię
kilimów i wspólnej łazienki na korytarzu,
- Matthew wspominał, że w ..Tańczących Wydmach" jest
o niebo lepiej niż tam, gdzie się miałeś zatrzymać - zauważyła
Diane, wciąż nieco urażona, bo w końcu to jej rodzina musiała
oddać jeden pokój, żeby Sammy był zadowolony. - Trochę
wysłużone, ale to czyste i naprawdę urocze miejsce.
- Urocze-srocze - mruknął Sammy. - Zwykła nora. Nie ma
to jak Marriott. Obsługa hotelowa i minibarek to postawa.
Diane podniosła rękę, ucinając jego ględzenie.
I
- Hej, to chyba Leslie Patterson.
Po drugiej stronie ulicy, na chodniku przed „Lawendą i Ko-
ronkami
1
' pojawiła się szczupła postać.
- Chłopaki, przygotujcie się - poleciła Diane, i manewrując
między samochodami, ruszyła w stronę dziewczyny. - Leslie?
Leslie Patterson?-zawołała do niej. Młoda kobieta zatrzymała
[ się.
Diane zaczerpnęła głęboko powietrza i podeszła bliżej. Choć
Leslie była osiem lat starsza od jej córki, wcale na to nie
wyglądała. Diane miała wrażenie, że dziewczyna wciąż była
nastolatką. Chude, kościste nogi. wystające z dżinsowych szor-
tów. pozbawione były kobiecych wypukłości. Prawie zupełnie
nie miała biustu.
- Wiem, kim pani jest-powiedziała z dumą Leslie, -Diane
M:iyfieldz/C£:r//f/o.
Diane wyciągnęła rękę,
- Milo cię poznać. Leslie.
- Mama wspominała wczoraj, że dzwoniła pani w sprawie
wywiadu.
- To prawda. Rozumiem, dlaczego mama nie zgodziła się
wczoraj, a nawet dziś rano, kiedy z nią rozmawiałam. Ale teraz,
po zniknięciu drugiej dziewczyny, miałam nadzieję, że może
zmieni zdanie.
- Nie potrzebuję zgody rodziców - zaprotestowała Leslie,
- Jestem dorosła,
- Tak. wiem - przyznała Diane. - Ale. biorąc pod uwagę
okoliczności, byłoby lepiej skonsultować się z rodzicami.
Wiedziała, że w tym momencie przemawiała przez nią mat-
ka, Gdyby - uchowaj Boże - Michełle znalazła się kiedyś w
podobnej sytuacji, Diane miała nadzieję, że córka zwróciłaby się
do niej po radę.
- Nie muszę rozmawiać o tym z matką. - Leslie buntow
niczo spojrzała w stronę kamery.
1 co miała teraz, zrobić? Naciskać, żeby Leslie zapylała
f
rodziców o zgodę"? W sumie. Leslie była dorosła. Skoro
zgadzała sic na wywiad, Dianę byłaby idiotką, nie zadając
pytań,
- W porządku - powiedziała, zwracając się do Gary'egn.
- Podepntj jej mikrofon, dobra? Zrobimy to lu, na chodniku.
Leslie jednak miała inny pomysł. Dianę zauważyła, że dziew-
czyna miała niesamowite wyczucie i medialna smykałkę.
- A może udzieliłabym wam tego wywiadu przy studni.
tam. gdzie znalazł mnie ochroniarz? To tylko kilka przecznic
stąd.
* ł *
Sammy ustawi! statyw. Gary przypiął jej maleńki mikrofon
do kołnierzyka bluzki i podał mały zasilacz.
- Trzymaj. Wsuń kabel od mikrofonu pod bluzkę i przypnij
zasilacz z tylu. do spodenek.
Leslie zrobiła, o co prosił.
- Nie będzie żadnej charakteryzatorki? '
Dianę uśmiechnęła się.
- Przykro mi. W studiu, w Nowym Jorku tak, ale tu.
w terenie, każda kobieta musi sama o siebie zadbać. - Wyję
ła z torebki kosmetyczkę i podręczne lusterko. - Chcesz
trochę różu?
Leslie skinęła głową.
Spośród swoich kosmetyków, z którymi prawie się nie roz-
stawała. Dianę wybrała najbardziej młodzieńcze kolory. Uzna-
ła. że do karnacji Leslie najlepiej będzie pasować brzoskwinio-
wa pomadka i róż. oraz ciemnobrązowa niascara.
Dianę poprawiła usia. przypudrowała twarz, wyszczoikowala
włosy i spryskała je lekko lakierem, cały czas zajmując Leslie
rozmową. Zapytała, eo zamierzała robić teraz, kiedy znów była
wolna.
- W poniedziałek wracam do pracy. Dzięki temu zajściu
uświadomiłam snbie. że chcę coś czegoś więcej od życia. Mam
nadzieję, że nie zatrzymam się na pracy w biurze, jak w agencji
J nieruchomości „Surtside", - Jakie masz lam obowiązki? -
zapytała uprzejmie Dianę.
- Och. wie pani... odbieram telefony, wysyłam faksy, prze
glądam pocztę, zamawiam rzeczy do biura.
Dianę zauważyła, że ekipa była już gotowa.
-
Leslie. może staniemy tu, przy altance? - zasugerowała.
Leslie posłusznie ustawiła się obok Dianę.
1- Dziwne uczucie znów tu być. po tym. jak dwie noce temu ■
zostałam znaleziona dokładnie w tym miejscu. Dianę poklepała
Leslie po ramieniu.
-
Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - Zwróciła się do
ekipy. - Cliłoucy, jesteście gotowi?
-
Zaczynaj - rozkazał Sammy.
-
W porządku, Leslie?-zapytała Dianę.
-
Mhm.
Dianę zwróciła się ku niej i zaczęła.
- Jesteśmy na miejscu, gdzie znaleziono cię w piątek rano.
po trzydniowych poszukiwaniach. Leslie. opowiedź, co ci się
przydarzyło.
Leslie westchnęła ciężko i dopiero po chwili przemówiła.
- W poniedziałek, późnym wieczorem, szłam promenadą,
gdy nagle ktoś zaatakował mnie od tyłu i ogłuszył. Gdy odzys
kałam przytomność, miałam przepaskę na oczach i byłam za
kneblowana jakąś szmatą, więc nie mogłam wzywać pomocy.
Nie wiedziałam, gdzie jestem.
Masowała nagie ramiona, jakby próbowała się rozgrzać,
-
To musiało być przerażające przeżycie.
Leslie w milczeniu pokiwała głowa.
-
1 co się potem stało? - dopytywała się Dianę.
-
Cóż, porywacz... choć ten człowiek ani razu się do mnie
nic odezwał, zakładam, że to był mężczyzna... położył mnie na
/K-mi i zostawił. Od czasu do czasu wracał, przynosił mi żyw-
ność. ale jadłam niewiele. Za każdym razem, gdy przychodził,
podnosił mnie i kazał ze sobą tańczyć.
- Tańczyć? Jak to?
- Nie było tam żadnej muzyki, ale myślę, że można to
nazwać tańcem. Podnosił mnie, przyciskał do siebie i kołysał się
w przód i w tył, jakby do rytmu fal. Chyba byliśmy gdzieś
niedalego oceanu, bo słyszałam jego szum.
Z każdym słowem Lcslie Dianę nabierała pewności, że mate-
riał, jaki za kilka godzin przedstawi w Weekendowych Wiado-
mościach Wieczornych, będzie niesamowity.
- To było straszne. Przerażające. Cały czas wyobrażałam
sobie, że tańczę z moim chłopakiem, Shawnem, inaczej nie
dałabym rady.-Głos Leslie podniósł sie żałośnie.-A najgorsze
w tym wszystkim jest to, że nikt mi nie wierzy.
- Dziś zniknęła druga młoda kobieta. Jak myślisz, Leslie.
czy teraz ludzie zaczną ci wierzyć?
- Mam nadzieję, że tak - odparła cicho, a jej brązowe oczy
zaszły Izami. - Bardzo mi jej żal.
-32-
Choć ojciec Carly Neath oświadczył, że ani on, ani jego żona
nie maja nic do powiedzenia mediom. Matthew upierał się. żeby
jednak iść do ich domu. Przez telefon zawsze łatwiej odmówić.
ale kiedy staje się z nimi twarzą w twarz, ludzie czasami
zmieniają zdanie. Matthew czuł, ze bez onieśmielającej obec
ności ekipy telewizyjnej ma większe szanse, i wierzył, że uda
mu się nakłonić państwa Neath do rozmowy.
Dom w kolonialnym stylu znajdował się pośrodku jednej
z przecznic Surf Avenue. W oknach nie było okiennic ani
skrzynek z kwiatami. Ściany pokrywał aluminiowy siding. Mat-
thew podejrzewał, że pod nijaką, podniszczona elewacją kryją
się oryginalne drewniane deski i ozdobne wiktoriańskie sztuka-
terie. Wielbiciel nowoczesności, który wpadł na pomysł, by
ten sposób odnowić zabytkowy budynek, całkowicie po-
zbawi I len dom uroku.
Manhew zapukał do drzwi, odczekał chwilę i zapuka! pono-
wnie. Nie był pewien, czy ktoś jest w domu. Podszedł do okna
1 zajrzał do środka przed szybę.
- Na pewno są.
Matthew błyskawicznie odwrócił się w kierunku, skąd do-
biegł głos. Na ganku sąsiedniego domu siał mężczyzna w pode-
szłym wieku.
- Wiem, że tam są, czekają, w razie gdyby zadzwoniła ich
córka. Albo policja.
Matthew zostawił w spokoju państwa Neath, wyczuwając, że
staruszek o kościstych ramionach i żylastych rękach, widocz-
nych spod znoszonego podkoszulka, może być znakomitym
źródłem informacji. Podszedł bliżej i zagadnął:
- Rozumiem, że zna pan Carly?
- Taa. Znam ją od dziecka. Zawsze wtykała wszędzie nos.
Najwyraźniej tym razem wetknęła go tam. gdzie nie trzeba.
- Domyśla się pan, co mogło się jej stać? - zapytał Matthew.
Staruszek wzruszył ramionami.
- Mam podejrzenia.
Matthew nie przerywał, czekał, aż mężczyzna zdecyduje się
mówić dalej.
- Starość jest ciężka. Pewnie teraz nawet o tym nie myślisz.
co, synu?
- Nie bard/o - przyznał Matthew, przyglądając się suchej,
łuszczącej się skórze na skroniach mężczyzny. W dolnej szczę-
ce brakowało mu kilku zębów, a po chwili Matthew wyczul
zapacli rozkładu.
- Ja też o tym nie myślałem, kiedy byłem w twoim wieku.
Ałe starość przyjdzie, zanim się obejrzysz. I przyniesie ze
sobą te wszystkie okropne dolegliwości. Mnie najbardziej do-
kucza bezsenność. Nie pamiętam, kiedy ostami raz przespałem
całą noc.
- To przykre. - Matthew nie mógł się doczekać, aż stary
maruda przejdzie wres/de do rzeczy. Mężczyzna rozsiadł się
w bujanym fotelu.
- Wczoraj w nocy było gorąco. Boże, było nieznośnie. Nic
mam klimatyzacji. bo zwykle nie jest mi potrzebna, nawet w
lecie. Ta maszyna pożera ogromne pieniądze, a lego akurat
zawsze mi brakuje.
MatUiew zaczynał się niecierpliwić. Musiał się powstrzymy-
wać przed tupaniem w drewniana podłogę ganku. Kiwnął gło-
wą, udając, że rozumiał problem staruszka.
- Wyszedłem sobie na ganek, żeby posiedzieć w fotelu
Myślałem, że tu będzie chłodniej. Wcale nie było. Okazało się.
że na zewnątrz było tak samo gorąco jak w środku.
Matdiew wiedział, do czego zmierzał jego rozmówca, dlate-
go spróbował mu pomóc.
- I coś pan stąd wczoraj zauważył, tak?
Mężczyzna huśtał się w fotelu.
- Taa.
- A co pan widział.'
Staruszka wyraźnie bawdo takie przeciąganie rozmowy.
- Widziałem, jak Carly szła ulicą. Te jej żółte włosy odbijały
świado księżyca.
- Która ta mogła być godzina?
- Około pół do dwunastej. Może za kwadrans.
- Odezwał się pan do niej? Ona do pana?
- Ona mnie nic widziała, a ja nie miałem jej nic do powie-
dzenia,
Mężczyzna urwał, upajając się władzą. Przez minutę kołysał
się w fotelu.
- Cóż. mogę ci powiedzieć to samo, co wczoraj powiedzia
łem policji - odezwał się w końcu. - Byli tu, zadawali mi
pytania. Wcale się nie zdziwiłem, kiedy ją zobaczyłem. Ta
dzisiejsza młodzież, przychodzą i wychodzą, kiedy chcą, nawci
dziewczęta. Za moich czasów żadna panująca się panienka nic
I
I spacerowałaby tak sama. w środku nocy. Nawet tu, w Ocean
■Crove.
- Widział pan coś? - naciskał Matthew.
I - Widziałem, jak minęła swój dom i poszła dalej. - Staru-
Rzek pokręcił głową. - Taa. po prostu poszła dalej. W sironę ■
oceanu, W środku nocy. To hańba, co te dzisiejsze dziewczęta
wyprawiają.
- Wspominał pan, że podejrzewa, co się slalo z Carly. - Mat-
thew próbował odwrócić uwagę mężczyzny od moralności dzi-
siejszej młodzieży. - Jak pan myśli, co się wydarzyło? - Po-
c h y l i ł
MC
. żeby lepiej słyszeć.
- Już mówiłem policji. Moim zdaniem dorwał ją ten facet.
- Facet? Jaki facet?
- Ten. co za nią szedł. Ona go nie widziała, ale on najwyraź-
niej ją śledził.
-33-
Na trawniku, wokół altanki nad studnią Bersabee. zebrała
się grupa gapiów, obserwujących ekipę telewizyjną, która
nagrywała wywiad. Dianę by ta przyzwyczajona do cieka-
wskich spojrzeń, ale dla Leslie to była nowość. I nie
chodziło o to. że nie lubiła zainteresowania swoją osobą.
Leslie po prostu nie czuta się swobodnie w otoczeniu ludzi,
których nie znała. Anonimowi telewidzowie nie denerwowali
jej nawet w polowie tak, jak ci prawdziwi. żywi. próbujący
podsłuchać, o czym rozmawiała z Dianę Mayfield.
- To chyba wszysdco, co mam do powiedzenia. - Le&ie
odczepiła mikrofon.
Dianc wiedziała, że nie warto naciskać. Jeśli Joel zdecyduje
się puścić ten materiał w Pod lupą, będzie chciała przeprowa-
dzić z dziewczyną większy wywiad, a to, co miała teraz, w zu-
pelnosd wystarczyło do wieczornych wiadomości. Poza tym.
już pry walnie. Dianę nie zamierzała naciskać, żeby czyjaś córka
robiła coś wbrew własnej woli.
- O której to będzie w telewizji? - zapytała Lesfie. wsuijąc
- Nie jestem pewna, czy ten materiał się dziś zmieści, ak-
program zaczyna się w pól do siódmej - wyjaśniła Dianę. -
Leslie, bardzo ci dziękuje, że zechciałaś ze mną porozmawiać
Dianę obserwowała, jak dziewczyna przechodzi obok grupy
gapiów, idzie dalej po irawniku i kieruje sic w stronę centrum
miasteczka. Gdy Sammy i Gary pakowali sprzęi. Dianę usiadła
z powrotem na schodkach przy studni, ale, zanim zaczęła spisy-
wać scenariusz, zadzwoni! jej telefon.
- Rozmowa z wiezienia federalnego - oznajmił nagrań;
głos.
Dianę znała procedurę. W odpowiednim momencie nacisnęli
piątkę, żeby przyjąć rozmowę.
- Cześć, to ja.
Mimo tego wszystkiego, co zaszło, jego głos wciąż wywoły-
wał w niej dreszcz. Od pierwszego razu. gdy się do niej ode-
zwał, dawno temu, »a zajęciach z psychologii, jeszcze na stu-
diach. Dianę miała fioła na punkcie jego miękkiego, śpiewnego
akcentu z Zachodniej Wirginii.
Wsiała i oddaliła się o kilka kroków od ekipy.
- Cześć, a co ja- odpowiedziała łagodnie.
- I co? Jak wam się podoba? Jak lot? Zaczęliście zwiedza
nie? - wyrzucał i siebie pytania z prędkością karabinu maszy-
nowego,
Dianę zagryzła wargę.
- Dianę? Jesteś tani?
- Tak. Phi lip. Jestem.
- No i? Jak wam leci? Dzieciaki zadowolone? Opowiadaj, eo
tam robicie. -W jego głosie był taki entuzjazm, że Dianc pękało
serce na myśl o tym. że będzie musiała go rozczarować. Wie-
działa. jak bardzo czekał na jakaś dobrą wiadomość, na coś. co
/nim zostanie, gdy zgaszą światła, a on nie będzie mógł zasnąć.
-
Pbilip. zaszła pewna zmiana planów.
-
Rozmowa z więzienia federalnego - przerwała im maszy-
na. przypominając o tym, o czym ani na moment nie zapominali.
-
Jaka zmiana planów? - Tym razem w głosie Philipa wy-
czula niepokój. - Czy coś się stało? Dzieci chorują? - Teraz lo
[ już była panika.
- Nie, nic im nie jest - zapewniła go szybko. Nie miała
najmniejszego zamiaru poruszać tematu Michelle ani dzielić się z
mężem swoimi podejrzeniami. Philip i tak nic nie mógł teraz na
to poradzić, Nie ma eo dokładać mu zmartwień.
-
Kochanie, nic ci nie jest? - zapytał.
Jego czułość wywołała skurcz w piersi Dianę. W biedzie i
bogactwie, w zdrowiu i chorobie... Mimo rozczarowania tym. co
zrobił w sprawach zawodowych, mimo złości, jaką budziło w
niej to, co zrobił rodzinie, Dianę wciąż miała nadzieję, że
kiedyś zdobędzie się na wybaczenie mężowi. Przeżyli razem
wiele dobrego. Choć Philip popełnił wielki błąd. ona nie prze-
stała go kochać. Zbyt dużo ich łączyło. Mieli swoją historię.
Mieli dwoje dzieci. A uczucia t chemia między mmi zawsze
były niezwykle sitne.
Tak bardzo za nim tęskniła. Chciała być z nim. ale nie w tym
wielkim pomieszczeniu z mewy godny mi krzesłami i pod nie-
ustanną obserwacją strażników i więziennych kamer, wiedząc,
że po wizycie będzie zmuszony poddać się poniżającemu prze-
szukaniu. Boże, tak bardzo brakowało jej ich dawnego życia,
/ intymnością, która wtedy wydawała się laka pewna,
- Wszystko w porządku, Philip. Serio. Tylko musiałam
odwołać wyprawę. Malcolm nalegał, żeby zrobiła dla niego
historię.
-
Ach, Di, ty żartujesz. - Rozczarowanie w jego głosie było
prawie namacalne.
-
Chciałabym, wierz mi, ale nie żartuję. Jestem w Ocean
Grove. w New Jersey, robię materiał o zaginionych dziew-
czynach.
t
- A dzieci? Musiało je 10 stras/nie zdołować.
- Mało powiedziane, zwłaszcza w przypadku Anthony'ego,
Ale Joel zaproponował, żebym je tu ze sobą przywiozła. Teraz
pewnie są na plaży, z Emily,
- Rozmowa z więzienia federalnego.- Znów ta cholerna
maszyna.
- O czwartej punkt muszę być u siebie, Di - powiedział
ciężko.
Robiło jej się niedobrze na myśl to lyro, że strażnicy więzien-
nie traktują Philipa jak przestępcę. Prawdę mówiąc, wszystko.
co wiedziała o więziennych doświadczeniach męża, przypra-
wiało ją o mdłości. A to. czego, jak podejrzewała, jej nic mówił.
przerażało ją najbardziej.
Cóż, popełnił przestępstwo. Jeśli była nawet najmniejsza
szansa, że jeszcze kiedyś będą mogli żyć normałnie i uczciwie,
Philip musiał zapłacić za to, co zrobił.
-34-
Scott Huffman, kierowca wozu satelitarnego z logo KEYlnfo,
zaparkował w umówionym miejscu, na końcu Ocean Avenue.
oparł się wygodniej i z włączonym silnikiem czekał na Dianę
Mayfield. Mailhew Voigta i ich ekipę, realizujących materiał
dla Weekendowych Wiadomości Wieczornych. Widok za oknem
nie pozwała! mu zapomnieć, że był letni weekend, a on znów
pracował. Promenadą przechadzali się letnicy w szortach i stro-
jach kąpielowych. Niektórzy wchodzili do drewnianego budyn-
ku na końcu plaży, inni ustawiali się w kolejce przy okienku.
Zaczęło mu burczeć w brzuchu, bo oprócz sernika i kawy
wcześnie rano. nie miał nic w ustach. Kiedy otworzył drzwi
i poczuł uderzenie gorącego powietrza, zawahał się, czy nic
zostać w przyjemnym, chłodnym samochodzie. Głód jednak
pokonał skłonność do wygód. Kierowca wysiadł z wozu, za-
mknął drzwi i stanął na końcu kolejki.
Zapłacił za dwa hot dogi, frytki i piwo korzenne. Nie chciał
nabrudzić w samochodzie, więc wziął tekturową tackę z posił-
kiem i usiadł na ławce przy promenadzie. Pochłaniając późny
lunch, między kęsami zerkał na ocean.
Przeżuwał jedzenie i myślał o swoim życiu. A właściwie
o tym. że go nie miał. Nic, tylko pracował. Owszem, nad-
godziny były fajne, ale przez całe lato nie spędził jeszcze
jednego weekendu w domu. W ubiegłym miesiącu, przez cały
tydzień był w Newport, w Rhode Island. skąd nadawali Oto
Ameiyka
Nie powinien tak traktować żony i dzieci, Ani samego
siebie. Nie chciał stać się jednym z tych facetów, których
nigdy nie było w domu, gdy działo się cos" ważnego,
Rezygnował z życia rodzinnego tylko po to. żeby mieć
więcej na koncie. Najwyższy czas powiedzieć „nie" weeken-
dowym zleceniom. Nie on jeden potrafił obsługiwać wóz
satelitarny i przesyłać materiał dalej. Niech inni też sobie
dorobią.
Scott wyrzucił tackę do kubła na śmieci i ruszył z powrotem
do samochodu. Po drodze minął mężczyznę, mniej więcej w
swoim wieku, idącego w przeciwnym kierunku i mamroczącego
coś pod nosem. Mimo porażającego upaiu mężczyzna miał na
sobie długie spodnie i wojskową bluzę z długimi rękawami.
Scott nie mógł oderwać od niego wzroku. Nie miał wątpliwości,
że coś było z nim nie tak.
Pomyślał, że temu to się w życiu nie poszczęściło. Szybko
jednak zapomniał o dziwaku, bo zauważył, że Dianę Mayfield
czekała już przy wozie.
-35-
Dianę siedziała w samochodzie i kończyła ostatnie poprawki
* scenariuszu, gdy zadzwoniła jej komórka. Maithew w skrócie
opowiedział o rozmowie z sąsiadem Carly Neath.
- Powinnam wspomnieć, że ktoś ją śledził? - zapylała
Dianę.
- Byłbym spokojniejszy, gdybyśmy mieli jakiś komentarz
policji w tej sprawie - odparł Matmę w. - Niestety, nikt do mnie
nie oddzwonil.
- S/koda, że nie wziąłeś ze sobą, chłopaków. Jak sądzisz, czy
ten twój świadek powtórzy wszystko przed kamera,? Gdybyśmy
mieli go. jak mówi, że ktoś śledził Carly. materiał byłby na-
prawdę mocny.
- Spróbuję. Przyślij mi Sammy^ego i Gary'ego, zobaczę-, czy
staruszek powiórzy to, co powiedział.
- Ach. jeszeze coś - dodała Dianę, gdy skończyła zapisywać
adres. - Rozmawiałam z Leslie Paiterson.
- Żartujesz! To wspaniale! Dobrze poszło?
- Raczej tak. Mamy całkiem niezły materiał na wieczór,
Chciałabym mieć ją później w Pod lupą. Jak już dowiemy się.
co dzieje się z Carly Neath, przydałaby się reakcja Leslie.
Dianę wysiała ekipę na Surf Avenue, sama zaś zajęła się
poprawkami w scenariuszu, uwzględniając nagranie z wypo-
wiedzi;! sąsiada Carly. Na wypadek gdyby Matthew nie zdołał
nakłonić mężczyzny do występu przed kamerą, przygotowała
alternatywny komentarz, w którym informowała o tym, co
widział świadek. W razie czego ten zapis można było jeszcze
w ostatniej chwili przeredagować.
Zadowolona, że miała gotowy tekst dla producenta w studiu.
na miejscu, Dianc kliknęła na komputerze ikonkę „wyślij" i
oparła się wygodnie, czekając na zatwierdzenie swojego sce-
nariusza.
-36-
Shawn szybko uświadomił sobie, że mi policję powinien byl
przyjść z adwokatem. Przez dwie godziny czekaj, aż obrońca
z urzędu dotrze na posterunek. Mężczyzna, który się zjawił.
ubrany byl w koszulkę do gry w golfa i szorty, i wyglądał tak.
jakby właśnie wezwano go z pola golfowego albo rodzinnego
grilla. Kiedy Shawn w skrócie przedstawił mu swoją wersję
wydarzeń, prawnik dał sygnał, że oficerowie mogą wrócić do
niewielkiego pokoju przesłuchań.
- Mój klient zgłosił się z własnej woli-zaezął. -Powiedział, że
ubiegłej nocy widział się z Carly Neath, i że dziewczyna zostawiła
go w ..Kamiennym Kucyku". To byt ostatni raz, kiedy ją widział.
Jeśli nie macie na niego niczego konkretnego, spadamy stąd.
- Więc to przypadek, że młoda kobieta, którą porwano kilka
dni wcześniej, też była jego dziewczyną? -zapyta! jeden z dete
ktywów.
- Na to wygląda - odparł z kamienną twarzą, adwokat.
Drugi detektyw pokiwał głową, wiedząc, że na razie i tafc
mieli związane ręce. Musieli zdobyć niepodważalne dowody
pt7.ee i w ko temu facetowi.
- Dobra. Osirander-warkną). - Możesz iść. Ale nie oddalaj
się za bardzo, bo będziemy cię jeszeze potrzebować.
-37-
- Staruszek nie chce mówić, Dianę. Nie będziemy mieli jego
wypowiedzi, - To nic. Lecimy z planem B. Dzięki, Matthew.
Dianc zamknęła klapkę telefonu i sięgnęła po mikrofon,
Trzymając go blisko ust, zaczęła nagrywać ostateczną wersję
komentarza.
- Już drugi raz w ciągu niespełna tygodnia spokojne i ciche
miasteczko na wybrzeżu New Jersey jest świadkiem porwania
młodej kobiety. Dwudziestoletnia Carly Neath nie wróciła
wczoraj na noc do domu, po tym, jak wieczorem opiekowała się
dziećmi w malowniczym Ocean Grove.
Zrobiła pauzę, by poinformować, że w tym miejscu należy
wkleić relację z konferencji prasowej policji.
t
- Tu pójdzie materiał, który podrzucimy później. Szeryf
Jared Alben, J-A-R-E-D A-L-B-E-R-T, z wydziału policji
w Neplune. Nagranie: „Ponieważ jest to drugi przypadek znik
nięcia młodej kobiety w Ocean Grove, natychmiast rozpoczęto
poszukiwania. Policja w Neptune apeluje do mieszkańców
o udzielenie wszelkich informacji, które mogłyby pomóc w za
kończeniu śledztwa",
Dianę odchrząknęła,
- Ścieżka druga: Policja i cywilni ochotnicy przeszukują
niewielkie miasteczko, nazywane „Bożym Poletkiem", oddalo
ne o godzinę drogi od Nowego Jorku, tak, jak kilka dni temu,
kiedy uprowadzona została dwudziestodwuletnia Leslie Palter-
son. Po trzydniowych poszukiwaniach związana i zakneblowa
na, kobietę znaleziono na terenie ośrodka Wspólnoty w Modlił
wie w Ocean Grove. Początkowo policja podejrzewała, że
Leslie upozorowała własne porwanie, by w ten sposób zwrócić
na siebie uwagę, jednak od zniknięcia kolejnej osoby wszystko
się zmieniło Specjalnie dla KEY Info Leslie zgodziła się dziś
porozmawiać ze mną w miejscu, gdzie znaleziono ja w piątek
nad ranem.
Przerwała, żeby zajrzeć do notatek.
- OK. Nagranie: „W poniedziałek, późnym wieczorem.
szłam promenadą, gdy nagle ktoś zaatakował mnie od tyłu
i ogłuszył. Gdy odzyskałam przytomność, miałam przepaskę na
oczach i byłam zakneblowana jakąś szmatą, więc nic mogłam
wzywać pomocy. Nie wiedziałam, gdzie jestem"
Dianę wróciła do swojego scenariusza.
- ścieżka trzecia: W Ocean Grove trwają poszukiwania
Carly Neath. Nagranie, jeszcze raz szeryf Albert: „Rysopis
zaginionej: Carly Rachel Neath, metr pięćdziesiąt pięć wzrostu.
waga około pięćdziesięciu kdogramów. Włosy blond, oczy
niebieskie, znamię na wewnętrznej stronic lewego nadgarstka.
Kiedy widziano ją ostatni raz. miała na sobie białe spodnie
biodrówki, koszulkę w bialo-niebieskie paski i białe sandały.
Ktokolwiek wieo losie zaginionej, proszony jest o jak najszyb-
sze udzielenie informacji policji miasta Neptune".
W tym miejscu aż prosiło się o wypowiedź sąsiada Carly.
Zamiast tego, Dianę nagrała alternatywny komentarz, który
przygotowała wcześniej.
- Nasz reporter rozmawiał ze świadkiem, którego zeznania
mogą pomóc w śledztwie, jeden z sąsiadów iwierdzi. że wczo-
raj w nocy widział mężczyznę, idącego za Carly w stronę jej
domu. Na razie nie wiadomo, czy ów mężczyzna jest zamiesza-
n\ w zniknięcie Carly Neath. Tymczasem Leslie Patterson
wyznała, że bardzo niepokoi się losem Carly.
- Dobra, w polowie zdanie wrzucamy wypowiedź Leslie.
Zaczynamy od: „ten człowiek ani raz się do mnie nie odezwał".
i lecimy dalej. „Położy! mnie na ziemi i zostawił. Od czasu do
czasu wracał, przynosił mi żywność, ale jadłam niewiele. Za
każdym razem, gdy przychodził, podnosił mnie i kazał ze sobą
tańczyć''.
- Ścieżka ostatnia: Zapewne w tej chwili rodzina i przyjaciela
Carly Neath modlą się, by druga zaginiona młoda kobieta nie
musiała sv ten sposób tańczyć o życie. Z Ocean Grove w stanie
New Jersey dla KEY lufo mówiła Dianę Mayficld.
-38-
Przekraczając próg domu, Larry poluzował krawat i natych-
miast zrzucił z nóg buty. Miał za sobą długi dzień, ale warto
bytu się męczyć. Ta sobota nic różniła się specjalnie od innych
sobót tego lata. Odpukać, ale chyba sprzedał dom. Z bolesnego
doświadczenia wiedział, że tak naprawdę o sprzedaży można
mówić nie wcześniej niż w chwili sfinalizowania umowy, kiedy
ws/ystkie papiery są już podpisane, a pieniądze zmieniły właś-
ciciela. Dopiero wtedy, ani sekundy wcześniej, agent biura
nieruchomości otrzymuje prowizję.
Tym razem Lany miał przeczucie, że transakcja to pewniak.
Klienci mieli umowę kredytową, wcześniej sprzed nosa sprząt-
nięto im już dwa domy na tym rynku. Nie będą się burzyć, nawet
gdyby podczas dokładnych oględzin lokalu coś było nie tak.
Ludzie po prostu chcieli mieć własny kąt tu. na wybrzeżu,
Larry otworzy! piwo. przeszedł do salonu i rozsiadłsic wygod-
nie na kanapie. Tak bardzo brakowało mu kogoś, z kim mógłby
porozmawiać o tym dniu i uczcić sukces. W takich chwilach jak
ta najbardziej tęsknił za żoną i córką. Wychodzenie rano z puste-
go domu do pracy było załamujące, ale wieczorne powroty i
samotne kolacje były jeszcze gorsze. Siedział sam, wieczór
w wieczór i gapit się w telewizor. Miał zaduźoczasu namyślenie.
Położył nogi na stoliku, wycelował pilotem w telewizor i
nacisnął przycisk. Na kanale KEY zaraz miały zacząć się
wiadomości.
Pierwsza informacja dotyczyła wojny w Iraku, druga dnia
prezydenta. Larry wstał i podszedł do lodówki. Otwierając
drugie piwo, usłyszał wzmiankę o Ocean Grove. Pospiesznie
wrócił do salonu.
Obejrzał materiał z pięknymi zdjęciami Ocean Grove i
uśmiechniętej Carly Neath. i wysłuchał komentarza Dianę
Mayłield. Najbardziej jednak interesowało go to, co miała do
powiedzenia Leslie.
- Od czasu do czasu wracał, przynosił mi żywność, ale
jadłam niewiele.
Tc słowa, wyraźny zarys linii jej szczęki chude ramiona
rozjątrzyły ból. który nigdy nie opuszczał Larry ego. Przypo-
mniała mu się Jenna, ileż to razy próbował ją karmić! Larry
całymi godzinami obmyślał podstępy i triki, mające nakłonić
córkę do jedzenia. Ale na nią nic nie działało. Ze szczupłej.
Jenna stała się najpierw chuda, a w końcu wychudzona.
Ta dziewczyna była jego szansą odkupienia błędów, jakie
popełnił ze swoją córką. Musiał pomóc Leslie, musiał sprawić,
żeby zrozumiała, jak poważnym problemem jest zaburzenie
jedzenia, i że można z tego wyjść. A rozwiązanie leżało w niej
samej. Nie w tym niewydarzonym terapeucie. Owen Mcssinger
zniszczy! Jennę, a teraz zabrał się za Leslie
Larry beknął i wyłączył telewizor. Zastanawia! się, dlaczego
Leslie nie widziała, jaką krzywdę sobie wyrządzała. Powinna
wreszcie zrozumieć, że na świecie są większe problemy, takie.
z którymi naprawdę nie można sobie poradzić. Porwanie i bycie
zakładnikiem to dobry przykład. Jeśli to nie przeraziło tego
dzieciaka, to co innego? Larry miał nadzieję, że to
doświadczenie nauczyło Leslie czegoś, teraz z pewnością
zmieni swoje autodestrukcyjne zachowanie i pogląd nażycie.
Nie mógł się już doczekać poniedziałku. kiedy wróci do pracy,
a on będzie mógł mieć ją na oku,
Jeszcze długo po zakończeniu Weekendowych Wiadomości
Wieczornych Owen Mcssinger wpatrywał się w ekran telewizora.
Nie mógł uwierzyć, że Leslie Patterson rozmawiała z reporterką.
Jeszcze wczoraj matka Leslie skarżyła się, że dziewczyna w
ogóle nie chce wychodzić z domu,
Owen podejrzewał, że po zniknięciu Carly Neath Leslie
poczuła się oczyszczona z zarzutów i chciała o tym opowie-
dzieć. Możliwe, że całe to zło wyjdzie jej na dobre. Dziwne, ale
dzięki temu może poczuć się pewniej. Kiedy mieszkańcy prze-
konają się, że niesprawiedliwie ją ocenili i że dziewczyna
mówiła prawdę, zaczną okazywać jej sympatię i w ten sposób
Leslie zdobędzie uwagę, której tak potrzebuje. Bardzo jej się to
przyda.
Bóg jeden wiedział, że terapia nie przynosiła efektów. Po
tylu latach Leslie wciąż miała problem z jedzeniem i nadal
się cięła. Zwłaszcza pod tym względem jego terapia zawodziła.
Martwiło go to.
Owen podszedł do barku w jadalni i nalał sobie podwój im
szkocką. Przyglądając się bursztynowej zawartości szklanki,
4
zastanawiał się, co robić. Jego innowacyjna metoda przyniosła
na tyle zadowalające wyniki, ze, gdyby nie porażka z Leslie.
w zasadzie mógłby je już opublikować. Tymczasem rezultaty
pracy z dziewczyną rzucały cień na spodziewane wnioski z jego
badań.
- Gleo? - zawołał. - Gdzie jesteś, maleńka? - Owen pod-
szedł do biurka, czekając na pojawienie sic kotki. Usiadł z. za-
miarem uporządkowania sterty korespondencji, jaka uskładała
się przez cały tydzień. Najpierw wybrał wszystkie katałogi i
ulotki i wrzucił je do kosza na śmieci. Od razu poczuł, że
najgorsze ma za sobą. Następnie wyciągnął ze sterty rachunki.
Zostało kilka czasopism i tylko jedna koperta.
Sięgnął po nożyk, a kiedy otwiera) list. na kołana wskoczyła
mu czarno-biała kotka. Pogłaskał ją i zaczął czytać dołączoną
wiadomość.
JESTEŚ SZARLATANEM.
TA TWOJA TERAPIA POCHŁONĘŁA JUŻ ZBYT WIELE
OFIAR.
JAK POLICJA 1 KOLEDZY PO FACHU DOWIEDZĄ SIĘ.
CO ROBISZ Z TYMI BIEDNYMI KOBIETAMI. STRACISZ
LICENCJĘ.
DOŁĄCZAM WIZYTÓWKĘ, W RAZIE GDYBYŚ PO-
STANOWIŁ TO ZGŁOSIĆ. CHĘTNIE POROZMAWIAM
O TOBIE Z POLICJĄ.
NO. CHYBA ZE WOLISZ ZAŁATWIĆ TO BEZPOŚRED-
NIO ZE MNĄ. ZAPRASZAM.
NIECH TO BĘDZIE DLA CIEBIE OSTRZEŻENIEM. WY-
COFAJ SIĘ Z ZAWODU, ZANIM ZNISZCZYSZ JESZCZE
JEDNO ŻYCIE.
Owen wziął do ręki białą wizytówkę, która spadła na
dywan i przeczytał: Agencja nieruchomości „Surfside'\ pod
spodem było nazwisko: Lany Bełcaro.
-40-
Po powrocie do „Tańczących Wydm" Dianę zastała An-
thony'ego i Emily, pochylonych nad planszą do gry w scrabbte.
- Już wiem, co dziś robiliście - roześmiała się, widząc ich
zaczerwienione od słońca twarze. - Boli?
- Oj, mamo, przestań, dobra? Wysmarowaliśmy się 11 Itrami.
- Gdzie Michelle? - Dianę rozejrzała się najpierw po poko-
ju, a potem zerknęła w stronę jadalni.
- Jest na górze. - Emily nie odrywała wzroku od planszy. -
Królowa, KRÓLOWA, przypominani, że zaÓ jest pięć punk-
tów -powiedziała triumfująco.
Anthony'emu całkiem zrzedła mina, bo różnica w punk-
tach między nim a ciotką była już praktycznie nie do od-
robienia.
- Umieram z głodu - zmienił temat. - Kiedy coś zjemy?
- A na co macie ochotę? - zapytała Dianę, choć po tak
długim, upalnym dniu wyjście na kolację było ostatnią rzeczą,
o jakiej marzyła. Chłodna kąpiel i łóżko w klimatyzowanym
pokoju wydawały się o niebo atrakcyjniejsze. Ale to był ich
pierwszy wakacyjny wieczór, Dianę wiedziała, że na nią
czekali.
- Pizza? - zaproponował Anthony.
- Em?
- Może być.
- Super. - Dianę ucieszyła się, że nie wymugati dwugodzin-
nego posiłku w jakimś ekstra lokalu. —Andiony. biegnij na górę
i zawołaj siostrę, dobrze?
Czekając, aż dzieci zejdą na dól, Dianę wyjęła komórkę i
w końcu zostawi lii wiadomość w gabinecie doktora Owena
Mcssingera, proponując mu rozmowę na temat zdrowia kobiet,
dla najbliższego wydania programu Pod lupą,
~ Jeśli tylko znajdzie pan chwilę, bardzo proszę o telefon.
Oczywiście, rozumiem, że etyka zawodowa zabrania panu dys-
kutować o przypadku Leslie Patterson, ale mam kilka ogólnych
pytań, które na pewno zainteresują naszych widzów.
* * *
Zapytany o sugestie Carlos poradził, by pojechali do Asbury
Park. do jego ulubionej pizzerii.
- Miejsce może nie jest eleganckie, ale za to robią najlepsza
pizze na świecie.
Kwadrans później siedzieli już w restauracji. Zamówili dwie
pizze: jedną z pomidorami. Anthony błyskawicznie pochłonął
cztery kawałki. Emily i Dianę, ku własnej rozpaczy, zjadły po
trzy. ale Michelle wzięta lyiko jeden kawałek, długo go męczy-
ła, a w końcu zostawiła aa Lalerzu całe ciasto.
Dianę przyłapała się na tym, że cały czas obserwuje córkę
i liczy każdy kęs, jaki bierze do ust.
-41-
Teraz, kiedy zrobiło się ciemno, byh w miarę bezpieczni?.
Wejście do kasyna przy świetle księżyca to ryzyko, ale nie byh
innego sposobu. To musiało stać się tej nocv.
Trzeba było trzymać się blisko muru, żeby nikt niczego nie
Zauważył. Zza rogu powiała wreszcie bryza od oceanu, porusza-
jąc gigantycznym, mosiężnym koniem morskim, wiszącym na
metalowych linach, który wyglądał tak, jakby szykował się do
skoku z dachu. Wejście tarasował rozklekotany płot. Jaskrawy
napis OSttzegat UWAGA! NIEBEZPIECZEŃSTWO.' TEREN
PRYWATNY. PRZEJŚCIE WZBRONIONE.
Wśliznięcie się przez dziurę w płocie nie stanowiło żadnego
problemu. W środku można było wreszcie włączyć latarkę. Żółty
snop światła wędrował po mokrej, betonowej podłodze, upstrzo-
nej ptasimi odchodami, potłuczonym szkłem i piórami mew.
Odłamki szkła chrzęścił}
1
pod stopami.
W przestronnej auli wisiała stara tablica, informująca,
mieściło się tu lodowisko. W ścianie była dziura, mniejsza
gf ta w ogrodzeniu. Niełatwo było wczoraj wciągnąć tu
f bezwładne i ciężkie ciało Carły, ale samodzielne przejście
mprzez te dziury to żaden wysiłek. Na podłodze było więcej
ptasich odchodów, a deski wydawały się bardziej przegnite
I i zniszczone przez wodę. W pomieszczeniu znajdowała .\ię
sfatygowana scena, na której, w czasach świetności Asbury
Park, występowało wiele viakomitości. Teraz rosły tu jakieś
krzaki, wszędzie walały się kawałki papy. Mech porastał
długie ławki, na których kiedyś siedzieli widzowie letnich
spektakli.
Z żelaznych krokwi zwisały zardzewiałe kandelabry. Przez
dziurę w dachu wpadał cienki snop światła. Zdawał się wskazy-
wać drogę do dawnego baru - więzienia Carly.
Najważniejsze, żeby wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Carly musi przez to przejść. Od jej uprowadzenia i uwięzienia
upłynęło prawie dwadzieścia cztery godziny. Trzeba przeciąć
plastikowe kajdanki na jej kostkach. Pora na jej pierwszy
taniec.
-42-
Carly nic nie widziała, ale wszystko słyszała. Aż za dobrze.
Słyszała, że ktoS się zbliżał, słyszała chrzęst gruzu i szklą pod
butami. Dźwięki stawały się coraz bliższe, a Carly wciąż nie
potrafiła rozróżnić, czy zbliżał się człowiek, czy zwierzę. Sama
nie wiedziała, co gorsze.
Czuła, jak wali jej serce, skoki adrenaliny aż wstrząsały jej
ciałem. W głowie jej pulsowało, obdrapane i pokaleczone nad-
garstki piekły od wrzynających się kajdanek. Próbowała skon-
centrować się na oddechu, mogła wdychać powietrze tylko
przez nos, bo usta miała zakneblowane.
Kroki ucichły tuż za jej plecami. Przez cienką szparę pod
opaską zauważyła smugę światła. To musiał być człowiek,
skoro włączył światło.
Poczuła łaskotanie przy kostkach, zaraz potem zdjęto jej
kajdanki z nóg. Ktoś chwycił ja za ramię i pociągną! W górę.
Czyżby chciał ją uwolnić?
Z trudem opanowała zawroty głowy i stanęła na nogach.
Z kneblem w ustach nie mogła o nic zapytać, nie wiedziała, co
ma robić, więc stała i czekała na to. co się wydarzy.
Nadzieja jednak szybko się rozwiała, a jej miejsce zajęło
przerażenie, gdy ten ktoś zaczął ją pieścić.
* * *
Nie była pewna, jak długo to trwało. Minutę'.' Dziesięć? Pó!
godziny? Wydawało się nieskończonością. Coś gładkiego mus-
kało jej policzki i gładziło nagie ramiona. Dłoń w skórzanej
rękawiczce?
Nagłe ciało przylgnęło do niej i zaczęło ją trącać, zmuszając
do ruchu. Carly wciąż miała związane ręce. wyczuła jednak, że
ramiona, które ją obejmowały, były czymś okryte. Słyszała
cichy szelest tkaniny. Czyżby ortalionowe ubranie? Dźwięk
przypominał szelest, jaki wydają spodnie narciarskie, kiedy
idzie sic po śniegu.
Ciało dręczyciela zaczęło kołysać się w rytmie fal, Do przo-
du, do tylu, Carly automatycznie się poddała, ale myślami
przeniosła się w inne miejsce. Usilnie próbowała przypomnieć
sobie dzieciństwo, jazdę na sankach i lepienie bałwana,
-43-
tworzyła oczy i sięgnęła po zegarek, leżący oa stoliku przy
łóżku. Diane ze zdumieniem stwierdziła, że dochodziła
dziesiąta. a ona spokojnie przespała cała; noc.
Poprzedniego wieczoru umówili się, że Matthew
skontaktuje się rano z policją i zadzwoni do niej około
południa, żeb\ zaplanować dzień- Jeśli okaże się, że trzeba
coś kręcić, Matihew z chłopakami zrobią to bez niej. Dzięki
temu Diane miała teraz
dwie godziny, które mogła spędzić z dziećmi Odwróciła się i
przez chwilę patrzyła na siostrę, śpiącą ■ na sąsiednim
łóżku. Boże, jakie szczęście, że Em była tu z nimi.
Najciszej, jak mogła, Diane wstała z łóżka i włożyła cienki
Jetni szłafrok. Przejrzała zawartość walizki i wyjęła z niej
parę froiowych pantofli, które wsunęła na nogi. Po cichu prze-
szła przez pokój, otworzyła drzwi i wyszła na korytarz.. W dro-
dze do łazienki zauważyła, że drzwi do pokoju Micheile były
uchylone. Delikatnie zapukała.
- Micheile?
Zajr/ala do środka. Pokój był pusty, wyglądał, jakby przeszło
przez niego tornado. Na środku leżała otwarta walizka, z której
wysypywała się jej zawartość. Na podłodze i niepościclonym
łóżku wała/y się ubrania, a aa toaletce .szampony, odżywki i
kremy. Stół byl cały zawalony płytami CD i DVD. Diane
pokręciła głową i westchnęła. Jakim cudem córka zdołała do-
prowadzić pokój do takiego stanu w ciągu jednego dnia?
I gdzie ona w ogóle była?
Z nadzieją, że po drodze na nikogo nie wpadnie. Diane zeszła
na dół. W holu i w salonie nie było nikogo. W jadalni Carłos.
w towarzystwie jakiegoś' mężczyzny przygotowywali bufet,
ustawiając na stołach jedzenie i kwiaty.
- Przepraszam - odezwała się Diane.
O
»
»
Mężczyźni spojrzeli w jej kierunku, a Carlos uśmiechnął sie
szeroko.
- Dzień dobry, pani Mayfield.
- Dianę. Proszę, mówmy sobie po imieniu.
- OK, Dianę. - Carlos zwrócił się w stronę mężczyzny, -
Dianę, to mój partner, Kip.
- Milo cię poznać - powiedziała Dianę, dokładniej owijając
się szlafrokiem. - Zwykle nie paraduję w miejscach publicz-
nych w samym szlafroku, ale tym razem szukam córki,
- Nie widziałem jej dziś rano - powiedział Carlos.
- Trzynaście, czternaście łat. brązowe włosy, bardzo szczu-
pła? - zapytał Kip.
Dianę kiwnęła głową, krzywiąc się w duchu przy ostatnim
słowie.
- W takim razie widziałem, jak wychodziła, jakieś pół go
dziny temu. Miała na sobie szorty i buty sportowe. I walkmana.
Myślę, że poszła biegać.
* * *
Dianę wzięła prysznic, umyła zęby i wróciła do pokoju, żeby
się ubrać. W tym czasie Emily zdążyła się obudzić.
- Cześć, śpiochu.
Siostra przeciągnęła się w łóżku i westchnęła.
- Och, ależ cudownie się czuję. Jeśli tak mam tu sypiać, to
cieszę się, że przyjechałam.
Dianę włożyła przez głowę czarną koszulkę.
- Zejdziesz ze mną na śniadanie? Na dole coś smakowicie
pachnie.
- A dzieciaki już wstały? - Emily nie ruszała się z łóżka.
- Anthony jeszcze Śpi. ale Michelle wstała, zdążyła już
nawet wyjść. Chyba poszła pobiegać. - Dianę zasunęła zamek
w białych spodniach. - Em, czy mogę cię o coś zapytać?
- Jasne.
- Chodzi o Michelle. - Dianę przełknęła ślinę. - Nie wydaje
ci się, że może mieć zaburzenia odżywiania?
Emily poprawiła poduszki i usiadła prosto.
- Boże, Dianę. Nigdy się na tym nie zastanawiałam.
Dianę podzieliła się swoimi spostrzeżeniami. Niedojedzony
chleb czosnkowy, prawie nietknięta pizza, obojętność wobec
smakołyków, za którymi kiedyś przepadała.
- Na dodatek ćwiczy jak szalona. Mam wrażenie, że bardzo
schudła. Emily przez chwilę milczała, jakby
zastanawiała się nad słowami siostry. Kredy w końcu
się odezwała. Dianę nieco się uspokoiła. - Tak, może
coś w tym być - powiedziała Emily. - Ale przypomnij
sobie, jak sama byłaś w tym wieku. Pamiętasz to cale
współzawodnictwo, kto ładniejszy, kto ma najlepszą
figurę? Kurcze, to się nigdy nie zmieni. Myślę, że Michelle po »
prostu próbuje wpasować się do roli kobiety we współczesnym
świecie. Czy to zaraz oznacza, że ma zaburzenia jedzenia?
Szczerze mówiąc, wątpię. Dianę. - Boże, mam nadzieję, że masz
rację, Em.
Chcąc poznać miejscową wersję wydarzeń, Matthew zatrzy-
mał się w kiosku przy Main Avenue i kupił Dziennik Asbury
Park. Najbardziej interesowało go to, czyich dzieci pilnowała
Carly Neath przed swoim zniknięciem. Nie mieli czasu, żeby to
sprawdzić do wczorajszego wieczornego materiału, a na pewno
przyda im się do Pod lupą. Podczas konferencji prasowej pyta-
ny o to oficer policji odmówił udzielenia informacji, ale lokalni
dziennikarze zwykle mieli swoje źródła, do których obcy w ża-
den sposób nie byli w stanie dotrzeć. Matthew miał nadzieję, że
reporter Dzienniku Asbury Park odrobił za niego zadanie.
Sianą! na chodniku przed sklepem ze słodyczami, żeby prze-
1
czytać artykuł z pierwszej strony. Oczywiście wymieniono
nazwisko rodziny, u której pracowała Carly. Państwo Richey
spędzali w Ocean Grove lato i mieszkali w namiotach przy Batłi
Avenue. Matthew ucieszył się, bo nie dość, że osiedle z namio-
larru było niezwykle atrakcyjne wizualnie, to jeszcze spodzie-
wał sie, że historia letników będzie ciekawym uzupełnieniem
reportażu,
Z dalszej lektury dowiedział się, że Carly pracowała jako
kelnerka w kawiarni ,.NagleV\ Lokal znajdował się na rogu
Main Avenue, niedaleko plaży. Zauważył go wczoraj, w dro-
dze powrotnej do motelu. Stad było całkiem blisko. Postano-
wił sprawdzić, czy uda mu się porozmawiać z kimś, kto znał
Carly.
Kilka minut później Matthew dotarł do kawiarni. Zauważył
kilka małych stolików w ogródku, wolał jednak wejść do klima-
tyzowanej sali. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszystkie
miejsca przy stolikach były zajęte, ale na końcu baru czekał
wolny stołek. Matthew usiadł obok łysawego mężczyzny, w Śred-
nim wieku.
- Czym mogę służyć? - zapytała kelnerka,
- Na początek poproszę kawę. Anno-powiedział Matthew,
odczytawszy jej imię na plakietce. - Czarną, bez cukru. Potem
poproszę dwa jajka na miękko i tost z pełnoziarnistego chleba.
- Bekon?
- Czemu nie? życie jest krótkie.
Siedzący obok mężczyzna spojrzał na niego tak, że Matthew
odniósł dziwne wrażenie, iż powiedział coś niestosownego.
Uśmiechną] się niepewnie.
- Jak leci? - zagadnął.
- Dzięki, całkiem nieźle. - Mężczyzna upił łyk soku poma-
rańczowego. - Na wakacjach?
- Nic, i bardzo żałuję. Pięknie tu.
Kiwając głową, mężczyzna sięgnął do kieszeni i wydobył
białą wizytówkę, którą wręczył Manhew.
_____
I Gdyby pan kiedyś szukał czegoś w Ocean Grove lub Asbury
I park. zapraszam do siebie.
- Dzięki - powiedział Matthew. chowając wizytówkę. Była
tu dobra okazja, by pogadać z miejscowym.
- Mieszka pan w okolicy?
- Tak. W Ocean Grove, od dwudziestu lat.
- Rodzina?
Larry wbił wzrok w blat, a Matthew natychmiast pożałował,
I że zapytał.
- Już nie mam - odparł cicho Larry.
Kelnerka przyniosła jajka i bekon, przerywając niezręczną
sytuację. Matthew ugryzł tost i rozłożył przed sobą gazetę.
- Ale historia, co? - mruknął, wskazując widelcem artykuł o
Carly. Larry pokiwał głową.
- Tak, aż trudno uwierzyć, że w naszym małym miasteczku
dzieją się takie rzeczy. Tu zawsze byto tak spokojnie. Kto by
pomyślał, że w Ocean Grove w ogóle istnieje jakaś przestęp
czość?
Matthew uświadomił sobie, że agent pewnie chciałby przed-
stawić Ocean Grove w jak najlepszym świetle.
- Nie, nie o to mi chodziło.
Kelnerka dolała im kawy i położyła na stole ich rachunki.
- W gazecie piszą, że ta zaginiona tu pracuje. Zna ją pan?
- zapytał Matthew, kiedy Larry sięgnął po swój rachunek.
- Tak, to przemiła dziewczyna. Zawsze uśmiechnięta, zawsze
porozmawiała, kiedy mnie obsługiwała. Nieraz namawiałem ją.
żeby sama coś zjadła. Moim zdaniem była zbyt szczupła, tak
samo jak Anna. - Larry wskazał głową ich kelnerkę, zostawi)
dla niej napiwek i zszedł z wysokiego stołka. - No nic. będę
leciał. Proszę pamiętać, gdyby kiedyś szukał pan w okolicy
nieruchomości, niech pan dzwoni.
- Tak zrobię. - Matthew uśmiechną! się i chwilę patrzy! za
•
*
•
odchodzącym Larrym. Dopiero teraz dotarło do niego, że jego
rozmówca mówił o Carly Neath w czasie przeszłym.
-45-
Schodząc na dół, Dianę spotkała na schodach Michelle.
Twarz córki była czerwona, a kosmyki brązowych włosów
wymknęły się spod frotki, która, związała je w kucyk.
- Fajnie sic biegało'.'
- Tak, fajnie.
- A gdzie biegałaś?
- Po promenadzie, kilka razy w tę i z powrotem.
Dianę kiwnęła głową.
- Idę na dół coś zjeść. Pójdziesz ze mną?
- Nie, dzięki. Chcę wrócić do siebie i wziąć prysznic.
Twarz Dianę spoehnuimiała.
- O co ci chodzi, mamo'.'
- Posłuchaj, kochanie. Chciałabym trochę z tobą pobyć. Za
godzinę muszę być w pracy i nie wiem, kiedy wrócę. Myślałam.
że może usiądziemy razem na chwilę i porozmawiamy.
Michelle westchnęła ciężko,
- No dobra,
Dianę zignorowała wyraźną niechęć w głosie córki.
Wchodząc do jadalni. Dianę zauważyła Sammy^go Gatesu.
siedzącego przy stoliku pod oknem. W innych okolicznościach
zmusiłaby się do zaproszenia go do wspólnego posiłku, tym
razem jednak skinęła tylko głową, mruknęła coś na powitanie
i podeszła do stolika w przeciwległym rogu sali. Zanim zdążyły
usiąść, pojawił się Carlos, żeby przyjąć zamówienia na napoje
i zaprosić do bufetu.
- Częstujcie się - powiedział, - Jeśli macie ochotę na tosty,
dajcie znać. to przygotuję w kuchni. Musicie koniecznie spró-
bować drożdżówek Kipa. Są absolutnie boskie.
- Masz ochotę? - zapytała córkę Dianę.
Na bufetowym stole, w srebrnych naczyniach czekała jajecz-
nica, kiełbaski i pieczone ziemniaki, W koszyczku, wyłożonym
lnianu serwetką, leżały jagodzianki i maleńkie bajgle. Obok
kryształowej misy z granolą stały zgrabne miseczki w kwiatki
i śliczny dzban pełen mleka. Drożdżówki, specjalność Kipa,
znajdowały się na dużej, okrągłej tacy. Jch zapach wprost
ezwladniał.
- Och. wyglądają rewelacyjnie - zauważyła Dianę. Ponie-
waż nie wiedziała, kiedy znów będzie miała okazję coś zjeść,
zaczęła nakładać na talerz wszystkiego po trochu. - I to wszyst-
ko, co zamierzasz zjeść? - zapytała, patrząc na odrobinkę
jajecznicy i jednego bajgla na talerzu Michelle.
- Tak, mamo, to wszystko, na co mam w tej chwili ochotę.
- Ależ, kochanie. Powinnaś więcej jeść - nalegała Dianę.
- Nie, nic więcej mi się nie zmieści.
Wróciły do stolika. Cartos przyniósł dietetyczną colę dla
Michelle i mrożoną herbatę dla Dianę.
- Córeczko, to niezdrowo tak od rana pić gazowane napoje.
Michelle przewróciła oczami.
- Mamo, przestań się czepiać, dobrze?
Dianę posoliła jajka.
- Nie czepiam się. kochanie. Ja tylko się o ciebie martwię, to
wszystko.
Michelle upiła łyk coli.
- Nie musisz się o mnie martwić. Nic mi nie jest.
- Doprawdy. Michelle? Uważasz, że nie mam powodu do
niepokoju? - Dianę wpatrywała się badawczo w twarz córki.
- Masz na myśli tę sprawę z tatą?
- Między innymi-odparła cicho.
- A co jeszcze ?
Dianę wzięła głęboki oddech, po czym wyrzuciła z siebie:
- Niepokoi mnie. jak ostatnio się odżywiasz. Michelle. Za
uważyłam. że prawie nic nie jesz. I wydaje mi się, że straciłaś na
wadze.
Michelle rozpromieniła się.
- Czyli schudłam? Ekstra!
- Kochanie, przecież ty wcale nie musiałaś chudnąć. Wy-
glądasz świetnie.
- Jesteś moją matką. To chyba oczywiste, że tak uważasz.
Dianę odłożyła widelec.
- Nie, Michelle. Mówię poważnie. Wyglądasz bardzo dob-
rze, tak szczerze, to mogłabyś nawet przybrać parę funtów.
- Nie ma mowy!
- Nie mówię, że masz odzyskać to. co zgubiłaś, ale uważam.
że nie powinnaś się więcej odchudzać.
- Mamo, ty nic nie rozumiesz.
- Mylisz się. Wszystko rozumiem. I powiem ci jedno: to, czy
jesteśmy szczupłe, nie powinno być naszym największym
zmartwieniem. Są ważniejsze sprawy.
Michelle oparła się na krześle.
- Ty chyba żartujesz, mamo. Myślisz, że nie widziałam, jak
oglądasz się w tym wielkim lustrze w sypialni? Przecież ty
ciągle martwisz się swoją wagą.
Dianę była bliska załamania. Czyżby sama przyczyniła się do
obsesji córki?
- Aleja mam powód. Kamera bardzo pogrubia. Gdybym nie
pracowała w telewizji i nie była ciągle na wizji, zapewniam cię.
że nie zwracałabym aż takiej uwagi na swój wygląd.
- Tak, jasne. - Michelle uśmiechnęła się przebiegle. -
Chcesz powiedzieć, że gdyby nie praca w telewizji, nie
farbowałabyś włosów na blond, nie malowałabyś paznokci i nie
kupowała fajnych ciuchów?
- Nie wiem, do czego zmierzasz.
- Mamo, robisz to wszystko, bo chcesz być atrakcyjna, a nie
dlatego, że pracujesz w telewizji. Po prostulubiszładnie wyglądać.
Dianę przez chwilę zastanawiała się nad słowami córki.
- Owszem, z tym, że ja muszę ładnie wyglądać, bo za to mi
płacą.
- A ja muszę być szczupła, żeby lubiano mnie w szkole.
Chcę być popularna. Chcę podobać sie chłopakom. Sama za
częłaś ten temat, więc ci mówię. Tak to już jest. - Michelle
siedziała z założonymi rękami.
Ta rozmowa nie mogła zakończyć się w ten sposób, Dianę
wyciągnęła rękę i ujęła dłoń córki.
- Michelle. kochanie. Nie rozumiesz? Liczy się nie to. co jest
na zewnątrz. Owszem, miło jest być atrakcyjnym, nie ma w tym
nic złego. Ale nie warto ulegać obsesji na punkcie jedzenia czy
własnego wyglądu. W życiu o wiele ważniejsze są inne sprawy,
Liczy się charakter, umysł, to, co masz w głowie i w sercu.
Michelle patrzyła na nią szklanym wzrokiem. Dianę zro-
zumiała, że córka się na to nie nabierze.
r
-46-
Stojąc na końcu promenady, Arthur nie miał się gdzie scho-
wać. Bezlitosne słońce świeciło tuż nad jego głową. Patrzył na
ludzi, smażących się na plaży, ryzykujących bąble, poparzenia
i udary. I io jego mieli za wariata!
Zeskoczył na piasek i powlókł się w stronę wody. w pełni
świadomy, że jest pod obserwacją. Ludzie zawsze mu się przy-
glądali, uważali go za dziwaka i cieszyli się, że nie są nim.
Arthur już dawno do tego przywykł.
Skręcił na północ, zostawiając zatłoczoną plażę Ocean Grove
i skierował się ku zapomnianym piaskom Asbury Park. Plaż nie
dzieliły żadne bariery. O tym, że jest się w Asbury Park.
świadczyły walające się tam butelki po piwie, puszki po napo-
jach. papiery i inne śmieci. Oddalona o kilka jardów plaża w
Ocean Grove była czysta i przyjazna.
Piski i śmiechy bawiących się w piasku i wodzie dzieci
eichły. gdy Arthur oddalał się od czcicieli słońca. Obejrzał się,
by jeszcze raz na nich popatrzeć. Już nie zwracali na niego
uwagi.
Udając, że kręci się bez celu, skradał się w kierunku starego
kasyna. Wiedział, że musi poruszać się szybko jak błyskawic
Przy budynku, od strony oceanu, znajdowała się szczelina mię-
dzy piaskiem a gigantyczną betonowa płytą, na której stało
kasyno. Pobiegł po piachu, padł na ziemię i na brzuchu wczołgał
się do ciemnej szpary pod betonem.
Nie trwało to dłużej niż trzy sekundy. Arthur był pewien, że
nikt go nie zauważył. Nikt nigdy go nie widział. W Środku
panował mrok i chłód, przyjemna odmiana od oślepiającego
słońca i upału na plaży. Tak jak nauczył się tego na ćwiczeniach
przed .Pustynną Burzą", Arthur przemknął się. niczym krab.
i zniknął w ciemności.
-47-
Dianę i Maidicw weszli do sklepu „Lawenda i Koronki
żeby zapytać, czy mogą filmować działania grupy poszukiwaw-
czej, Ekipa z kamerą czekała na zewnątrz, dopiero gdy dostali
pozwolenie, Sarniny i Gary wnieśii sprzęt dó środka, oslro/nif.
żeby nie stłuc delikatnego towaru, rozstawionego na półkach.
W sklepie panowało poruszenie. Stłoczeni ochotnicy pochy-
lali się nad mapą okolicy, i popijając kawę. słuchali instrukcji
Kserokopiarka szumiała, wyrzucając ulotki z wizerunkiem
uśmiechniętej Carly Neath. Przy stole siedział mężczyzna w
średnim wieku, ze słuchawką telefoniczną przy uchu.
- Policja - powiedział, odkładając słuchawkę. - Mówią,
A
-
przyprowadzą psy gończe. Dla Leslie tak się nie wysilali.
- Daj spokój, Lou. To nie jest odpowiednia pora - skarciła
go delikatnie Audrey Palterson.
Słysząc tę wymianę zdań, Dianę domyśliła się, że mężczyzna
by! ojcem Lesłie. Już miała się przedstawić, ale mężczyzna
nagle wstał, podszedł do drzwi i stanął twarzą w twarz z chłopa-
kiem, który właśnie wszedł.
- Dzień dobry, panie Patterson.
- Co tu robisz'.' - zapytał ostro ojciec Leslie.
- Chciałbym pomóc.
- Och. rozumiem. Jakoś nie przyszło ci do głowy, żeby
pomóc, kiedy szukaliśmy Leslie. ale chcesz szukać Carly. To
fnilo z twojej strony. Sbawn. Jeszcze ci mało? - Proszę,
panie Patterson. Proszę mnie zrozumieć. Bardzo [mi
przykro z powodu Leslie. ale nie mogłem wtedy przyjść.
- Nie mogłeś czy nie chciałeś? - Lou Patterson nie czekał na
odpowiedź. - Chłopic, masz tupet, żeby się tu pokazywać.
Najpierw rzucasz moją córkę, a kiedy ona znika, ciebie też nie
można nigdzie złapać. A teraz chcesz szukać dziewczyny, która
miata nieszczęście się z tobą zadawać. Shawn, wiem. że policja
się tobą interesuje. Przyszedłeś tu jako zatroskany chłopak'?
Świetny żart.
- To nieprawda.
- Nie mów mi, że to nieprawda. - Twarz ojca Leslie
mocno sczerwieniała. -Przejrzałem cię, i policja też to zrobi.
Szkoda tylko, że Leslie się na tobie nie poznała. A teraz
wynoś sie stąd!
|
-48-
Zapach, którym przesiąknięte było powietrze, wdzierał się
w nozdrza Arthura. Dobrze mu znany, łatwy do zidentyfikowa-
nia zapach choroby, wstrętu, strachu.
Arthur nie był pewien, czy chce wiedzieć więcej. Przy-
szedł tu tylko na chwilę, żeby pobyć w ciemności, chłodzie i
spokoju. Usiadł na zniszczonych trybunach i spojrzał na
dziurę w suficie auli. Zastanawiał się, co robić. Mógł zig-
norować odór i wyjść, ale mógł też iść za nim i przekonać
6ic, dokąd go zaprowadzi.
Wstał, uznawszy, że jednak najlepiej będzie opuścić to miejs-
ce. Szkło i kamyki chrzęściły pod podeszwami jego wysokich
butów, gdy przechodził między rzędami ławek, kierując się do
I
wyjścia na plaże. Zapach się nasili). Arthur poddał się- Zszedł
na dół. na scenę i ruszył w stronę zrujnowanego baru- Smród
przyciągał go jak magnes,
Arthur pochylił się nad blatem i zajrzał za ladę, W słabym
świetle, jakie przedostawało się przez dziurę w dachu, dostrzegł
leżącą na podłodze postać. Zastygł w bezruchu, czekając, aż się
poruszy. Ciało ani drgnęło.
Nerwowo chrząknął trzy razy i ostrożnie podszedł bliżej. Na
widok długich jasnych włosów zapomniał o ostrożności. Schylił
się, odwrócił ciało, zdjął opaskę z oczu i aż westchnął. To była
ta śliczna Carly Nealh. przyjaciółka Shawna. Kiedy pospiesznie
wyjmował jej knebel z ust, uświadomił sobie, skąd wziął się ten
zapach. Tak śmierdziały wymiociny, którymi nasiąkła szmata,
i które zaschły na policzkach Carly.
Nie ruszała się. Arthur potrząsnął ja. za ramiona. Wytarł jej
usta i spróbował zrobić sztuczne oddychanie, tak jak nauczono
go bardzo dawno temu. Niestety, dziewczyna nie chciała sama
oddychać.
Najważniejsze, to jak najszybciej ją stąd wynieść i wezwać
pomoc. Gorączkowo szarpnął plastikowe paski, krępujące
ręce i nogi. Dotknął wnętrza jej bezwładnego nadgarstka, na
próżno próbując wyczuć puls.
-49-
Matthew z chłopakami zostali w sklepie, filmując ekipę
poszukiwawczą, Dianę zaś ruszyła w ślad za młodym mężczyz-
ną. którego ojciec Leslie Patterson wyrzucił ze sklepu.
- Shawn. Shawn! - zawołała za nim.
Odwrócił się i spojrzał na nią przekrwionymi oczyma,
- Tak? -odezwał się niepewnie,
- Shawn, jestem Dianę May field z KEY Info, - Wyciągnę!"
do niego rękę. Kiedy odruchowo ja. uścisnął, dodała: — Czy
możemy porozmawiać?
Shawn cofnął rękę i niespokojnie przeczesał nią kasztanowe
włos. Dianę zauważyła, że miał obgryzione paznokcie
- To nie jest dobry pomysł - powiedział. - A przynajmniej
nw lutaj. - Rozejrzał się niepewnie po sklepie. - Lepiej stąd
yjdźiny.
- Ostro cię potraktował, co?-pytała Dianę, gdy znale/11 sit,-
na chodniku. Shawn pokiwał głową, mrużąc oczy w
słońcu.
- Owszem. Nie powinienem się spodziewać, że pan Patter-
son zrozumie, jak strasznie się czułem po tym, co spotkało
Leslie. Ale nie mogłem się zaangażować w poszukiwania. Po
prostu nie mogłem.
- Dlaczego? - zapytała łagodnie.
- Proszę posłuchać, naprawdę nie powinienem o tym roz-
mawiać. Policja podejrzewa, że mam coś wspólnego ze znik-
nięciem Leslie i Carly. Według nich, to nie jest zbieg okoliczno-
ści, bo spotykałem się z nimi obiema.
- Cóż. nie wygląda to najlepiej - zgodziła się Dianę. -
Shawn, a może jednak 10 nie jest taki zty pomysł, żebyś
przedstawi! ludziom swoją wersję wydarzeń.
- Nie - powiedziuł, kręcą głową. - Niczego nie powiem
przed kamerą. A przynajmniej do czasu, aż skontaktuję się z
moim adwokatem. - Shawn podniósł palec do ust i zaczął
Obgryzać zniszczony paznokieć.
- W porządku, rozumiem. A jeśli porozmawiamy bez ka-
mer? Mógłbyś opowiedzieć swoją wersję, żeby uczciwie prze-
kazać telewidzom to, co się tutaj siało. Muszę wiedzieć, kim
jesteś
- Bez kamer znaczy, że pani powtórzy wszystko, co
powiem?
- Tylko za twoim pozwoleniem.
Dianę widziała, że wciąż się wahai.
- Może zacznijmy od podstawowych spraw. Przeliteruj mi
Swoje nazwisko, dobrze?
Spełnił prośbę, a Dianc je zapisała.
- Czym sie zajmujesz, Shawn?
- Kończę studia, dorabiam wieczorami jako barman w „Ka-
miennym Kucyku
7
',
- Studiujesz?
- Piszę pracę magisterską.
- Specjalizujesz się z pracy społecznej?
Shawn kiwnął głową.
- Podziwiam- przyznała Dianę. - Co chces2 robić po skoń-
czeniu studiów?
- Chciałbym pracować z osobami niepełnosprawnymi umy-
słowo.
Strzępki informacji w głowie Dianę zaczęły układać się w
całość.
- Shawn. czy to dlatego zainteresowałeś się Leslie Patter-
son? Bo była rozchwiana emocjonalnie?
Wbił wzrok w cłiodnik.
- Możliwe - mruknął pod nosem. - Chyba z początku nie
zwróciłem na to uwagi.
- I^eslie miała spore potrzeby, prawda?
- Och, to mało powiedziane - westchnął ciężko. - Choćbym
nie wiem ile uwagi jej poświęcał, ona zawsze chciała więcej.
Myślałem, że będę mógł jej pomóc, ale nie potrafiłem. Wyda-
wało mi się, że jeśli sprawię, że poczuje się bezpiecznie, nabie-
rze pewności siebie, polubi siebie i zacznie jeść. Można by
pomyśleć, że z wiedzą, jaką zdobyłem na studiach, powinienem
sobie lepiej poradzić. Nie potrafiłem jej pomóc. To coś, do
czego musiała dojść sama.
- Podobno chodziła na terapię.
- Chodziła, ale nie przynosiła ona elektów. Ten jej terapeutu
miał z nią sporo roboty. Leslie nic tylko cierpiała na anoreksję.
Dianę czekała.
- Cięła się. Kiedy się o dowiedziałem, odpuściłem, bo wie
działem. że nie dani rady.
- I wtedy z nią zerwałeś?
- Tak, Nie jestem z tego dumny, ale musiałem zakończyć ten
zw ia.zek. To było chore. Proszę mi wierzyć, czułem się winny
z powodu zerwania. Kiedy Leslie znikła, nie uwierzyłem w po-
trwanie. Byłem pewien, że się gdzieś ukrywa, żeby zwrócić na
siebie uwagę, Moją uwagę. Dlatego nie przyłączyłem się do
poszukiwań. Nie chciałem podsycać jej choroby.
- A teraz, Shawn? Co o tym myślisz teraz, kiedy znikła Carly
Neath? - Dianc wpatrywała się badawczo w jego twarz, - Czy
nadal uważasz, że Leslie wszystko upozorowała?
Shawn przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Nie, chyba nie. Carly jest wspaniałą, pogodną i normalną
dziewczyną. Na pewno nie upozorowała własnego porwania,
więc może Leslie też nie udawała.
-50-
Był wściekły na Boga. dlatego nie chodził już do kościoła.
Ale (o nic znaczyło, że Lany nie pielęgnował niedzielnych
rytuałów. Co tydzień wstępował rano na śniadanie do „Na-
gle's". a potem jechał na cmentarz Sw. Anny.
Zaparkował, wysiadł z samochodu i ruszył przez wyschnięty,
brązowy trawnik. Szedł ostrożnie, próbując nie deptać tam,
gdzie, jak szacował, pod ziemią leżały ciata. Niszczejące grani-
towe nagrobki wyznaczały miejsca wiecznego spoczynku setek
\ a każda była przez kogoś kochana. Mężowie, żony, synowie,
córki. Cały hektar smutku j rozpaczy.
Nagrobki Jenny i jego żony wyróżniały się spośród setek
innych. Wciąż były świeże i jasne. Miały przed sobą długie lata
niszczenia. Pocieszał się myślą, że dwie ukochane przez niego
istmy leżą obok siebie, ale i tak ta niesprawiedliwość losu, te
bezsensowne śmierci wciąż budziły w nim gniew.
Przyklęknął i odruchowo się przeżegnał, w tym samym mo-
mencie uświadamiając sobie, że nie powinien tego robić, gdy
miał w sercu tyle gniewu. Wiedział, że powinien odpuścić.
przestać nienawidzić Owena Messingera. ale to wciąż było
silniejsze od niego. Nikt nie powinien tego od niego oczekiwać.
W końcu, len człowiek zrujnował życie jego i jego rodziny.
Lany pogładził kamienny pomnik. Jego palce powędrowały
ku wygrawerowanemu w granicie imieniu córki.
- Obiecuję ci. kochanie, przysięgam - wyszeptał. - Zrobię
wszystko, żeby Owen Messinger nie skrzywdził już żadnej
dziewczyny, tak jak skrzywdził ciebie. Ostrzegłem go, jeśli sam
nie przestanie, to ja go powstrzymam.
-51-
Leslie przez cały ranek ćwiczyła brzuszki i unoszenie nóg.
Potem umyta głowę, wzięła prysznic i ubrała się, próbując jakoś
zabić czas przed wyjściem do ..Lawendy i Koronek", Kiedy
już tam dotrze, miała zamiar zrobić wszystko, o co ją poproszą,
by pomóc znaJeżć Carly Neath. mimo że Carly ukradła jej
Shawna.
Włożyła bawełniane rybaczki, nie bez przyjemności zauwa-
żając, że były nieco luźniejsze, niż kiedy miała je na sobie
ostatni raz. Teraz wydawało się jej, że było to wieki temu.
podczas gdy minęły niecałe dwa tygodnie. Shawn zabrał ją na
mecz minigolfa, świetnie się wtedy bawili. Ale, kiedy po meczu
poszli na kolację, znów się pokłócili. Shawn upierał się, żeby
coś zjadła, ona nie chciała. Na następnej randce Shawn powie-
dział. że nie chce jej więcej widzieć.
Choć zrywając z nią, zadał jej wielki ból, Lesue prawie mu
teraz współczuła. Poprzedniej nocy podsłuchała, jak rodzice
o nim rozmawiali. Mówili, że pewnie policja uważa go za
głównego podejrzanego w obu sprawach, jej j Carly. Ojciec
strasznie się denerwował i przeklinał Shawna. a matka go
uciszała i mówiła, że powinien się cieszyć, bo okazało się, t£
jednak ich córka nie kłaniała.
Leslie zeszła na dół do kuchni i wyjęła z lodówki ki I kii
gałązek selera naciowego. Kiedy szukała drugiego klapka, za-
dzwonił telefon.
- Leslie? Tu doktor Messinger. Jak się miewasz.?
p
Leslie zamknęła oczy.
- Dziękuję, dobrze,
Zapadła cisza. Taka sama, jaką Leslie znała z sesji. Cisza
oznaczała, że doktor Messinger czeka, aż sama zacznie mówić.
Cóż, tym razem nie była na sesji.
Messinger poddał się.
- Chciałem ci tylko przypomnieć o jutrzejszej sesji gru-
powej.
- Panie doktorze, niestety, jutro nie dam rady. Wie pan,
wracam do pracy. Tym razem opuszczę sesję.
- Leslie. obawiam się, że to nie jest dobry pomysł. - Mówił
spokojnym, pełnym cierpliwości głosem. - To ważne, żebyś
przyszła. Przeżyłaś bardzo traumatyczne doświadczenie.
Przyjdź, pozwól, żeby grupa ci pogratulowała,
- Prawdę mówią, panie doktorze, mam dość terapii. Widzę,
że wcale mi nie pomaga. Chcę spróbować czegoś innego, na
własną rękę.
- Możemy o tym porozmawiać, jak przyjdziesz, Leslie. Jut-
ro o czwartej, I nie zapomnij przynieść pluszowego zwierzaka.
- No dobrze - zgodziła się w końcu Leslie. nienawidząc się
za to, że uległa. - Ale to będzie ostatni raz,
* * *
Los jakby nie chciał, żeby szła do ..Lawendy i Koronek"
pomagać w poszukiwaniach Carly. Leslie stała już na ganku
i zamykała drzwi, kiedy na chodniku zatrzymał się wóz policyj-
ny. Wysiadł z niego sam szeryf Jared Albert, i w towarzystwie
drugiego oficera podszedł do jej domu. Leslie z przyjemnością
zauważyła, że zdjął czapkę, na znak szacunku.
- Lcslie. chcemy ci zadać kilka pyuiń - powiedział. - Twoje
odpowiedzi mogą nam pomóc w znalezieniu Carly Ncalh.
- Może wejdziemy do domu? - zaproponowała, - Strasznie
tu gorąco.
Szeryf zerknął w stronę drzwi.
- Czy rodzice są w domu?
- Nic, są w sklepie z ekipa. poszukiwawcza..
- Porozmawiajmy tu. na ganku - zdecydował Teraz, kiedy
zntkla Carly. może i wierzył w niewinność Leslie Patterson. ale
wciąż nie był przekonany, czy dziewczyna jest zrównoważon;i
psychicznie. Nie zamierzał ryzykować, młodu kobieta w każdej
chwili mogła ich fałszywie oskarżyć o niewłaściwe zachowa-
nie, Nie, lepiej zostać lu, na ganku, gdzie mogli ich widzieć
wszyscy sąsiedzi.
Leslie usiadła na bujanym fotelu, a Albert i młodszy policjant
zajęli miejsca na wiklinowej sofie.
- Potrzebujemy więcej szczegółów o tym, co się z tobą
działo od chwili porwania - zaczął szeryf.
- Opowiedziałam wszystko, co pamiętałam, gdy byłatn w
szpitalu - odparła. - Co jeszcze chcecie wiedzieć?
- Interesuje nas len taniec, o którym wspomniałaś. Grała
muzyka?
- Nie, słychać było tylko szum oceanu.
- Mówiłaś, że miałaś opaskę na oczach. Może jednak coś
wyczułaś?
Zamknęła oczy i spróbowała przywołać ten obraz w myślach.
- Mężczyzna miał na sobie s7.eleszcza.c4 kurtę. Słyszałam
każdy ruch jego rak.
- Coś jeszcze?
- Prawie na pewno nosi! rękawiczki.
- Jak sądzisz, czy to mogły być rękawiczki z lateksu, takie
jak noszą, dentyści? - zapytał szeryf Albert.
- Nie, raczej skórzane. Czułam zapach skóry.
- Dziękuję za współpracę, Leslie.
- Nie ma sprawy, szeryfie. Zrobię wszystko, żeby pomóc
odnaleźć Carly - powiedziała. - Właśnie wychodziłam na spot-
kanie /. ochotnikami z ekipy poszukiwawczej.
- Możemy cię podrzucić - zaproponował szeryf" Albert.
- Dziękuję, nie trzeba. Przejdę się.
Patrząc za wsiadającymi do samochodu oficerami, Leslie
odetchnęła z ulgą. W końcu jej uwierzyli.
-52-
Postanowili wrócić na lunch do restauracji. Po dziesięciu
minutach oczekiwania dostali Stolik dla czterech osób. Dianc.
Mailhew i Gary zamówili kanapki firmowe, natomiast Sammy.
jak zwykle wykorzystując takt, że jadł na koszt KEY Info.
zdecydował się na kraba w cieście z zapiekaną cebulą na piwie,
a do tego kawałek sernika,
- A ty co, chcesz mieć zawal? - zdziwi! się Maidiew.
- Nie martw się. Mam dobre geny - pochwalił się Sammy.
- W mojej rodzinie jeszcze nikt nie chorował na serce.
- Znasz 10 powiedzenie, że nie powinno się kusić losu?- nie
ustępował Mailhew. ale Sammy tylko się uśmiechnąłz zadowo
leniem.
Czekając na jedzenie. Dianę opowiedziała im o rozmowie
2 Shawnem Oslrandcrem na temat jego związku z Leslie Patter-
son i powodów, dla których musia! z nią zerwać.
- Sama nic wiem - powiedziała, mieszając mrożoną herbatę.
- Po prostu nie mogę sobie wyobrazić, żeby ten facet porywał
i więził kobiety. Wydaje się laki szczery i uczciwy.
- Właśnie na takich trzeba najbardziej uważać - zakpił
Sammy.
Dianę zignorowała jego komentarz.
- A co z Carly? - zapytał MatUiew. - Shawn musi zdawać
sobie sprawę z tego, że w oczach policji źle 10 wygląda. W koń
cu był blisko związany z obiema zaginionymi.
Milczący zazwyczaj Gary wtrąci! się do rozmowy.
- No. nie chciałbym być na jego miejscu.
- Ani ja - poparł go Sammy.
Skończyli jeść. ale czekali jeszcze, aż Sammy pochłonie swój
deser, Matthew wyjął gazetę i pokazał Diane fragment artykułu.
w którym wspomniano o tym. że Carly opiekowała się dziećmi
państwa Richey z Bath Avenue.
- Powinniśmy się tam przejść — powiedział. - Zrobimy
parę ujęć tych namiotów, zobaczymy, może ktoś z nami
pogada.
ł * *
- Co jeden, to słodszy. Wszystkie są urocze - zachwycała się
Diane, gdy szli Bath Avemie, Namioty z markizajni w kolorowe
paski, udekorowane kwiatami, stanowiły zadziwiający widok.
Prosty, bezpieczny świat, w którym młode dziewczyny nie
musiały myśleć o tym. że w ciemną noc mogą zostać uprowa
dzone.
Sammy i Gary sfilmowali ulicę i kilka namiotów, wiedząc,
że montażyści zawsze lubią mieć wybór. W międzyczasie
Diane i Matthew próbowali znaleźć kogoś, kto skierowałby
ich do namiotu państwa Richey. Niestety, na gankach i w
ogródkach nie było żywego ducha, mieszkańcy wjechali albo
chowali się w namiotach przed palącym, południowym
słońcem,
- Cóż, chyba będziemy musieli gdzieś zapukać - stwierdziła
Diane.
W dwóch pierwszych namiotach nie zastali nikogo. Za trze-
cim razem siatkowe drzwi otworzyła mała dziewczynka o blond
włosach.
- Dzień dobry. Czy jest mama lub tato? - zapytała Diane.
- Tatuś wyszedł, ale mamusia jest w domu. —Dziecko stało
i gapiło się na Diane.
- A czy mogłabym porozmawiać i twoją mamą?
Dziewczynka puściła drzwi i odwróciła się.
- Mamo! - krzyknęła do namiotu. - Przyszła taka pani!
- Jaka pani?
- Nie wtem!
Diane już miała się przedstawić, kiedy do drzwi podeszła
matka dziecka. Diane miała wrażenie, że lekko się wzdrygnęła,
gdy usłyszała ich nazwiska,
- Szukamy namiotu państwa Richey.
- To tutaj. Jestem Helen Richey. W czym mogę pomóc?
- Och, wspaniale - rozpromieniła się Diane. - Przypusz
czam. że domyśla się pani, dlaczego tu jesteśmy, W Dzienniku
Ashtiry Park. piszą, że Carly Nealh pracowała u państwa wieczo
rem, tuż przed swoim zniknięciem.
Helen Richey odwróciła się w stronę salonu.
- Dziewczynki, będę na ganku. - Zamknęła za sobą drzwi
i wskazała Diane i Matthew wiklinowe krzesła, zapraszając,
żeby usiedli.— Nie chcę, żeby dzieci słuchały.
- Oczywiście", to zrozumiałe - powiedziała Diane.
- Mieliśmy nadzieję, że zechce nam pani opowiedzieć, co
się wydarzyło tamtej nocy. - Matthew zerknął przez ramię
Helen, żeby sprawdzić, gdzie są chłopaki z kamerą i dać im
znak, że myją podejść.
- Wszystko opowiedzieliśmy policji - powiedziała Helen,
obracając na patcu złotą obrączkę. Postanowiła potwierdzić
wersję męża. - Carly opiekowała się dziewczynkami przez
jakieś cztery godziny. Wróciliśmy do domu po jedenastej,
Zapłaciliśmy jej i Carly wyszła. To nie był jej pierwszy wieczór
u nas, już kilka razy dla nas pracowała.
- Poszła do domu sama? -upewniła się Diane.-Nikt jej nie
odprowadził? - Robiła wszystko, by jej głos nie brzmiał oskar-
życielko.
- Carly mieszka kilka przecznic stąd. Uparła się. że pójdzie
sama. Uznaliśmy /. mężem, że nic jej nie grozi. - Zagryzła dolną
wargę, a oczy zaszły jej łzami. - Popełniliśmy błąd. puszczając
ją samą do domu. Jeśli Carly coś się stało, nigdy sobie tego nie
wybaczy,
-53-
Chlapiąc się w słonej wodzie zalewającej piasek, Anthony
zauważył, że ma bardzo czerwoną skórę stóp. Czuł. że powinien
wrócić i nałożyć jeszcze trochę balsamu z filtrem, który miała
w torbie ciocia Emily. ale nie chciało mu sic. Nie miał ochoty
gadać z ciotką i siostrą. Chciał pobyć trochę sam. Wciąż był zły,
że nie pojechali do Wielkiego Kanionu. Wakacje na plaży były
takie nudne.
Zrobił zdjęcie zamku z piasku, porzuconego przez swoich
budowniczych, po czym jednym kopniakiem go rozwalił. Po-
chyli) się. żeby podnieść kawałek szkła, wyrzuconego prze/
ocean. Idąc plażą. Anthony przyglądał się dzieciakom surfują-
cym po wysokich Falach. Postanowił, że namówi mamę. żeby
mu kupiła taką deskę. W oddali jakiś windsurfingowiec. holo-
wany przez łódź motorową, to sunął pa wodzie, to unosił się
w powietrzu. Może mama pozwoli mu spróbować i tego?
Była mu to winna. Choć w głębi duszy wiedział, źe mama
robiła wszystko, co w jej mocy, żeby on i Michetłe byli szczęś-
liwi. i że powinien to docenić, zamiast ciągle marudzić, byl
jednak obrażony. Naopowiadał wszystkim kumplom w szkole
o tej superwyprawie, na którą miał latem jechać. Jak po po-
wrocie dowiedzą się. że spędzał wakacje nad morzem, będą mu
już zawsze dokuczać i wypominać, że bujał. Jakby mało było
tego, że ma ojca w więzieniu. Anthony nie mógł sobie pozwolić
na jeszcze jedną kompromitację.
A gdyhy tak udało mu się coś wymyślić, żeby sprawy nie
wyglądały tak beznadziejnie, jak wyglądają? Tylko czy w takim
Ocean Grove może wydarzyć się coś. co zrobi wrażenie na
kolegach? Mama by go chyba zabiła, gdyby spróbował włączyć
się do poszukiwań tej zaginionej dziewczyny. Byłoby super,
gdyby ją znalazł! Na pewno mówiliby o ni m w wiadomościach.
- Anthony. Annthonyy!
Odwrócił się. Enuly stała na plaży, machała rękami i wolała
* go. jakby był małym dzieckiem. Zrezygnowany, ruszył z po-
wrotem. Nie uszedł dałcko, gdy zauważył mężczyznę w mun-
durze, który nagle wyłonił się spod betonu, wokół dużego,
okrągłego budynku z cegły, rzucił się na piasek i ułożył w pozy-
cj i embrionalnej. Anthony szybko zrobił mu zdjęcie i pobity 1 de
Emily,
I
Niech jej Bóg wybaczy. Opowiedziała to tak. jakby J ona i łun i
byl z nią wtedy, gdy płaciła Carly za opiekę nad dziećmi -
dała do zrozumienia, że byl w namiocie, gdy Carly uparła
się sama iść do domu. Helen wprowadziła w błąd Dianę May-
fiełd i producenta KEY lufo. tak samo jak dzień wcześniej
policję, milcząc' kiedy Jonathan kłamał. Modliła się, żeby
Bóg jej wybaczył.
Miała świadomość, że warunkiem wybaczenia jest żal za grzechy.
Bóg widział jej serce, wiedział, że naprawdę żałowała. Na pewno
rozumiał, że nie miała wyboru. Jonathan był jej mężem,
ojcem jej dzieci. Nie było mowy. żeby go o cokolwiek
oskarżyła.
Helen wróciła do namiotu i pochwaliła córeczki, które ryso-
wały przy kuchennym stole.
- Śliczny obrazek, Hannah. Chyba go tu powiesimy. Twój
leż, Sarah.
Pospiesznie przykleiła morskie widoczki do drzwi lodówki.
wiedząc, że Jonathan łada moment wróci z joggingu po plaży.
Trawiona podejrzeniami i strachem, podeszła do komody w sy-
pialni i wyjęła skórzany portfel męża. W środku znalazła kilka-
set dolarów w gotówce, które miały im starczyć na len tydzień.
ł
ł
karty kredytowe Visa i MasterCard, nowiutkie prawo jazdy i
białą wizytówkę z niebieskim napisem: AGENCJA NIERU-
CHOMOŚCI „REALTY ". Helen odwróciła kartę. Z ty (u ktoś
dopisał: i $ sierpnia, czwartek, 16.00.
Bez sensu. Jonathan mc mógł się umówić na oglądanie domu
w czwartek po południu. Przecież nawet go tu wtedy nie było.
Przyjechał do nich dopiero w piątek.
-55-
- Uwielbiam to miasto - powiedział Carlos, biorąc za rękę
swojego partnera. Szli prawie pustą promenadą, w towarzyst-
wie pośrednika nieruchomości, - Urząd miejski Asbury Park
zalegalizował nasz związek.
- Cóż, powinniście z Kipem jak najszybciej coś tu kupić -
powiedział Larry. łuzując krawat. - Ceny nieruchomości już
podskoczyły, a teraz, kiedy zatwierdzono plan rozwoju miasta,
możecie być pewni, że pójdą jeszcze bardziej w górę.
- Tak - zgodził sic Kip. - Jak tytko popłyną pieniądze i
zacznie się zabudowa tych pustych terenów nad oceanem,
Asbury Park ożyje,
- Mam nadzieję, że nie wyburzą tych wszystkich cudow-
nych zabytków. - Carlos zmarszczył czoło, - Do dziś nie mogę
odżałować „The Pałace". Kto by pomyślał, że przyjadą spycha-
cze i zrównają z ziemią najstarsze kryte wesołe miasteczko
w Stanach. Przecież ten budynek był wpisany do rejestru zabyt-
ków narodowych. Sam już nie wiem, co w tym kraju uważa się
za postęp.
Zwolnili przy ruinach starego kasyna.
- Lany. nie wiesz. czy ktoś przypadkiem nie chce zniszczyć
tego miejsca? - zapytał Kip. - Umrę, jeśli je rozbiorą. To mój
ukochany budynek w Asbury Park.
- Hm. z tego. co wiem. interesuje się nim kilka grup obroń-
ców zabytków. Twierdzą, że nigdy nie pozwolą wyburzyć
kasyna - powiedział Larry. - Ale sami wiecie, nigdy nie mów
nigdy.
Trzej mężczyźni zatrzymali się. żeby przez chwilę popatrzeć
na ocean. Nie midi wątpliwości, że miasto skorzystało na tym,
że mieszkańcy Asbury Park okazali się tak tolerancyjni wobec
środowiska gejów i lesbijek, bo to właśnie lej nowej grupie
napływowej zawdzięczało swój renesans.
- Asbury Park jest dziś tym, czym dwadzieścia lat temu było
South Bcacb na Florydzie - zauważył Carlos. -A my chcemy to
wykorzystać.
Kip pokiwał głową
- Tak. Jesteśmy zachwyceni Ocean Grove i tym, jak nas tani
przyjęto. Nasz motel się rozwija, mamy już rezerwacje na
przyszły sezon. Pod koniec roku planujemy ukończyć remont,
Wtedy będziemy myśleć o następnym lokalu.
- Hm, to może ja już zacznę się rozglądać? - zaproponował
Larry. - Pewnie nie czujecie się jeszcze gotowi do inwes-
towania, ale powinniście zacząć orientować się w tutejszym
rynku. Mam na oku parę miejsc, z których, przy odrobinie
wysiłku, można urządzić urocze pensjonaty.
- Brzmi to zachęcająco - powiedział Kip. - Ach, Larry,
ziinim zapomnę. Czy możesz dać mi kilka swoich wizytówek?
Nasi znajomi też szukają czegoś w Asbury Park.
Kiedy Larry sięgał po wizytownik, przed budynkiem kasyna
zatrzymał się policyjny radiowóz.
i
-56-
Przed kasynem zgromadził się tłum gapiów, by popatrzeć,
jak policja zabiera z plaży mężczyznę.
- Już dobrze, wszystko będzie dobrze - powtarzał jeden
z oficerów. - Zaraz ci pomożemy.
Mężczyzna, podtrzymywany pod ramiona przed dwóch poli-
cjantów, potykał się na piasku. Oficerowie z uudem utrzymy-
wali go w pionie. Włosy miał zmierzwione, wiatr rozwiewał
jego wojskowa koszulę Arthurw milczeniu patrzył przed siebie
niewidzącym wzrokiem.
-57-
Poszukiwania trwały, dopóki było wystarczająco jasno.
Ochotnicy pukali do drzwi, zaglądali pod drewniana proniena-
de. przeczesywali ulice. Jako że teren należał do melodystów,
Ośrodek Wspólnoty w Modlitwie w Ocean Grove wydal ze-
zwolenie na przeszukanie każdego cala wokół namiotów. Sami
letnicy chętnie otwierali drzwi. pewni, że nikt nic /.najdzie
Carl> NŁ-:t:h w ich małych przytulnych płóciennych domkach.
Po dziewiątej wszyscy wrócili do bazy w „Lawendzie v Ko-
ronkach", gdzie ogłoszono zakończenie akcji na ten dzień. Niki
nie miał pojęcia, gdzie nazajutrz rano wznowić poszukiwania.
-58-
Kilku godzin po zapadnięciu ciemności przyszła pora na
drugi taniec. Carly nie miała opaski na oczach ani knebla, ale
jej nogi i race nadal byty spętane,
Zn ladą w zapomnianym barze snop światła, wpadający przez
dziurę w dachu,, oświetlił martwą twarz Carly. Miała otwarte usta.
Na przezroczystych powiekach wyraźnie rysowały się niebieskie
:ylki. Jej policzki i piękne złote włosy byty całe w wymiocituich.
Nic lak miało być Wszystko powinno było odbyć się dokład-
nie tak jak poprzednim razem.
Żółte światło latarki pełzało po pokrytej gruzem podłodze.
szukając knebla i opaski. Szmaty były na miejscu, sak jak
ostatnio. Tylko że tym razem kobieta, ktćrą znajdzie ochroniarz,
będzie martwa. Nie było sensu trzymać jej tu przez pełne trzy
doby. Policja i tak zaraz odkryje, że Carły nie przeżyła drugiego
dnia niewoli
■
Poniedziałek
22 sierpnia
budził jii dzwonek telefonu. Diano wymacała na stoliku
zegarek. W porannym
mroku ledwo było widać, że
| dopiero szósta.
- Halo? - mruknęła rozespanym głosem. ~
Dianę? Tu Matthew. Musisz wstać.
- Co? - Przetarła oczy.
- Przyjedź na posterunek policji. Wóz satelitarny jest już
w drodze. O siódmej dwadzieścia masz relacje na żywo dla Oio
Ameryka.
Dianę usiadła na łóżku, próbując skoncentrować się na tym.
co mówił do niej Matthew.
- Znaleziono Carly Neath, Ona nie żyje, Dianę.
+ * *
Zanim Dianę dotarła nu komisariat, Maithcw zdążył przygo-
lować dla niej tekst. Gary Bing nagrał jej komentarz i pobiegł
z taśmą do wozu transmisyjnego, który właśnie przyjechał z
Nowego Jorku. Komentarz natychmiast wysłano ćo ośrodka
głównego, gdzie montażyści mieli złożyć reportaż ze zdjęć,
kióre pokazano już w Wiadomościach Wieczornych, oraz lego,
co ekipa Dianc sfilmowała wczoraj w „Lawendzie i Koron-
kach" i na Balh Avenue, W międzyczasie Sani my Gates roz-
bawił sprzęt, żeby nagrać oświadczenie policji i od razu, na
żywo nadać komentarz Dianę.
- O siódme} policja miała wygłosić oświadczenie - po
wiedział Matthew, zerkając na zegarek. - Jest pięć po.
Lepiej zastanów się, co powiesz, jeśli zaraz nie zaczną
konferencji.
Dianę spuściła głowę i wydawali się wpatrywać w chodnik.
Próbowała ułożyć sobie w głowie, co powie, kiedy Harry Gran-
gcr odda jej głos ze studia w Nowym Jorku, Czas płynął.
-59-
O
a rzecznik policji wciąż nie wychodził do przedstawicieli me-
diów, którzy zebrali się m w pośpiechu.
Gary wróci! z wozu transmisyjnego, by wyposażyć Dianę
w mikrofon i małą plastikową słuchawkę. Dianc włożyła ją do
ucha, żeby słyszeć polecenia z reżyserki i pytania, które miał jej
zadać Harry Granger ze studia Oto Ameryka.
- Dianę, pięć minut - odezwał się ostrzegawczy glos.
Podniosła w górę kciuk i spojrzała w kamerę Samitiy*ego,
wiedząc, że obraz jest już transmitowany do ośrodka głównego.
Przełączyła komórkę na wibracje, żeby przypadkiem telefon nie
zadzwonił, kiedy będzie na wizji.
- Dianę, próba mikrofonu,
- Próba. Raz, dwa, trzy. cztery, pięć. Pięć, cztery, trzy. dwa.
jeden.
Odwróciła się w stronę pustego podium, ustawionego na
chodniku przed wejściem do budynku policji
- Dwie minuty.
Wyjęła z torebki lusterko, nałożyła dodatkową warstwę
szminki i poprawiła wtosy.
- Minuta.
Słyszała zapowiedź jej reportażu, zaraz potem głęboki głos
Harry'ego Grangera wymieni! jej nazwisko. Dianę przełknęła
ślinę, czekając, aż pro wadzący odda jej glos,
- Reporterka KEY In/b, Dianę Mayłield. jest w Ocean Gro-
ve. w stanie New Jersey. Dianę, opowiedz, czego się dowie-
działaś.
- Dzień dobry. Harry - zaczęta. - Społeczność niewielkiego
miasteczka nad oceanem zmaga się nie tylko z rekordowymi
upałami. Nad mieszkańcami zawisła chmura terroru. Od kilku
dni wszyscy żyją w strachu, że gdzieś w pobliżu czai się
morderca, Dziś nad ranem, na terenie ośrodka Wspólnoty w
Modlitwie w Ocean Grove, znaleziono ciało dwudziestoletniej
Carły Neath. Zwłoki leżały dokładnie w tym samym miejscu,
gdzie w piątek odnaleziono inną młodą kobietę, uprowadzo-
ną trzy dni wcześniej. Leslie Patterson przeżyła; Carły Neath.
która w piątek wieczorem nie wróciła z pracy do domu. nie
miała tyle szczęścia.
W tym momencie na wizji pojawiły się fragmenty materia-
łów wideo przesianych wcześniej do studia. Przez pół mińmy
Dianę słyszała w słuchawce własny komentarz, nadawany w
tym momencie we wszystkich stacjach sieci KEY.
Matthew zdołał umieścić w scenariuszu jej wypowiedzi
wszystkie najważniejsze informacje, zaczynając od piądcowego
zatknięcia Carly po pracy, aż po krótkie omówienie akcji po-
szukiwawczej, jaka miała miejsce kilka dni po poszukiwaniach
Leslie Patterson. Matthew wspomniał też, że policja podej-
rzewała Leslie Patterson o upozorowanie własnego porwania,
ale wraz ze zniknięciem drugiej ofiary, którą dziś znaleziono
martwą, śledztwo w sprawie Leslie przybrało inny obrót.
Reportaż, dobiegał końca, Dianę wiedziała, że lada moment
redaktor prowadzący znów odda jej głos. Czekała na ostatnie
nagrane przez siebie słowa.
- Mówiąc kródio. w Ocean Grave zapanował śmiertelny
strach - usłyszała w słuchawce swój glos.
Odczekała moment i zaczęła mówić do kamery:
- Harry, w tej chwili czekamy na pojawienie się rzecznika
policji, który przedstawi szczegóły sytuacji. Policja ma tu dziś
pełne ręce roboty. Jest szczyt sezonu letniego, populacja mias-
teczka zwiększyła się dwukrotnie, w porównaniu z miesiącami
zimowymi. Mieszkańcy Ocean Grove i przebywający tu na
urlopach letnicy są po prostu przerażeni. Wszyscy chcą znów
czuć się bezpiecznie.
- A co z Leslie Patterson, młcKłą kobietą, którą posądzano
o upozorowanie własnego porwania? - zapyta! redaktor prowa-
dzacy.-Czyodczułaulgę, teraz, kiedy ludzie zaczęli jej wierzyć?
- Rozmawiałam z Leslie w ten weekend. Oczywiście, zanim
znaleziono Carly Neath. Leslie powiedziała, że w całej tej
okropnej historii najgorsze było nie to. że przez trzy dni prze-
trzymywano ją w nieznanym miejscu, związaną, zakneblowaną
i z opaską na oczach, ani to, że porywacz zmuszał ją do tańca,
ale fakt. że zarzucano jej kłamstwo.
Dianę zeszła z wizji i w lym samym momencie poczuła
wibracje telefonu.
- Dobry materiał,
Od razu rozpoznała głos i uśmiechnęła się,
- Postaraj się zdobyć dla nas wyłączność. Nie chcę, żeby ta
historia się rozmyła. /W lupą przyda się taki wstrząs,
- Nie martw się, Joel. Tyle tu nieszczęść, że wystarczy dla
wszystkich. - Dianę pokręciła głową i. patrząc na Matthew.
porozumiewawczo przewróciła oczyma. - To wszystko chyba
miało wyglądać trochę inaczej. Joel. Przysłałeś mnie tu, żebym
zrobiła reportaż o dziewczynie, która upozorowała własne po-
rwanie, a tymczasem okazuje się. że mamy dziewczynę, która
mówi prawdę, i mordercę na wolności.
- Spokojna głowa - odezwał się śpiewnym głosem Joel.
Wydawał się bardzo zadowolony z przebiegu sprawy. - To
nawet lepiej. Nasz reportaż nabierze dodatkowego wymiaru.
- Chcesz powiedzieć...
- Chcę powiedzieć - przerwał jej Joel - że już mamy dwie
historie o dziewczynach, które oszukiwały. Skup się na tym. jak
to jest, kiedy mówisz prawdę, a nikt ci nie wierzy.
-60-
Owen Messinger jadł płatki kukurydziane i oglądał w telewi-
zji reportaż Dianc Mayfield. Podczas dzisiejszej terapii grupo-
wej miał zamiar intensywnie popracować nad przypadkiem
Leslie - to znaczy, o ile Leslie pojawi się na sesji.
Nikt nie uwierzy! w jej historię, więc dziewczyna czulą się
niesłusznie prześladowana przez całe miasteczko. Teraz, kiedy
sprawa nabrała rozgłosu, a Lesiie zainteresował się cały kraj,
pojawiły się dodatkowe problemy natury psychologicznej.
z którymi Leslie musiała sobie poradzić. Jeśli kiedykolwiek
zależało jej na zwróceniu na siebie uwagi, to z pewnością tym
razem jej się udało.
Odłożył miskę do zlewu i przyniósł ze spiżami puszkę kociej
karmy.
- Ciec. skarbie, zostawiam ci jedzenie - zawołał, przesypu
jąc zawartość puszki do kociej miski.-Tatuś wróci dziś późno
do domu.
Wyszedł przez drzwi kuchenne. Nie zauważył, że zapomniał
o komórce, która ładowała się na stole. Wsiadł do czarnego
volvo i ustawił klimatyzację na najwyższe obroty. Zapowiadał
się kolejny upalny dzień.
Droga do pracy nie była długa. Wjeżdżając na parking, Owen
spostrzegł dwa radiowozy, stojące przed wejściem do budynku.
Zaparkował samochód na zarezerwowanym miejscu, wszedł
prosto do budynku i wjechał windą na trzecie piętro.
Drzwi do biura były otwarte na oścież.
- Co tu się dzieje? - zapytał, widząc poprzesuwane meble
w recepcji.
- Och, panie doktorze - powiedziała z ulgą Christine. - Pró-
bowałam pana złapać, ale nie odbierał pan telefonu. Kiedy rano
przyszłam do pracy, zastałam biuro w takim stanie. - Asystentka
wskazała ręką bałagan.
Owen spojrzał w kierunku swojego gabinetu, po którym
kręcili się policjanci, oceniając szkody.
- Proszę sprawdzić, czy coś nie zginęło - odezwał się jeden
z nich.
Owen wyjął z kieszeni pęk kluczy i otworzył szuflady w
biurku,
- Dzięki Bogu, wszystko jest na miejscu - powiedział.
- A poza biurkiem? Zauważył pan, czy coś zginęło?
Owen spojrzał na regał. Na półkach, gdzie trzyma! segregato-
ry, bvło pusto. Znikły wszystkie notatki dotyczące pacjentów
i terapii.
-61-
- Leslie, jeśli chcesz iść do pracy, to najwyższy czas
wstawać.
Słysząc piskliwy głos matki wołającej z dołu, Leslie jęknęła
i odwróciła się w łóżku na drugi bok. Wciąż była zmęczona i nie
miała siły wstawać.
- Nie żartuję. Leslie Jeśli się nie pospieszysz, nie zdążysz
zjeść śniadania.
Jakoś w przeżyję, pomyślała, przecierając oczy. Leżała się
na piecach i wpatrywała się w fluorescencyjne gwiazdki, które
nakleiła na suficie dobre dziesięć lat temu. Nic dziwnego, że
miała depresję. To był pokój dziecka, a nie dorosłej kobiety.
Jeśli chciała uwolnić się od rodziców, którzy wciąż traktowali
ją jak małą dziewczynkę, musiała znaleźć jakieś źródło do-
chodów,
Zmusiła się do wstania z łóżka i postawiła bose stopy na
dywanie, zrobionym własnoręcznie przez mamę. Bladoróżowe
rozety na kremowym tle. Wzrok Leslie wędrował po dywanie.
różowych ścianach i białych meblach, ozdobionych drobnymi
kwiatuszkami.
Przysięgła sobie, że kiedy zamieszka sama. w jej mieszkaniu
nie będzie takich cukierkowych, różowiutkich dekoracji.
Zdjęła koszulkę i spodenki gimnastyczne, w których sypiała,
i stanęła przed lustrem. Oglądając swoje ciało ze wszystkich
stron, Leslie obiecała sobie, że dziś postara się jak najmniej
zjeść. Oczywiście, to nie będ/ie takie proste, z matką i Lanym
Belcaro, obserwującymi ją cały czas, niczym sępy.
Pod prysznicem strumień ciepłej wody biczował jej napiętą
skórę. Wytarła plecy szorstkim ręcznikiem, Szorując zęby.
zerkała do lustra, lubiła ten moment, kiedy biała pasta sprawia-
ła. że wyglądały jaśniej.
Na pierwszy dzień w pracy wybrała krótką brązową spód-
niczkę z bawełny i brzoskwiniową bluzkę. Chciała zrobić przy-
jemność Larry*emu. Zawsze prawi! jej komplementy, kiedy
ubierała się w tym kolorze. Mówił, że brzoskwiniowy wyjąt-
kowo podkreśla jej ciepłe brązowe oczy.
- Leslie, zejdziesz tu wreszcie?
- Już idę, mamo.
Wciągnęła brzuch i policzki i jeszcze raz obróciła się przed
lustrem. Leslie nic była zadowolona ze swojego wyglądu, ale
nie mogła zrobić nic więcej, poza tym, co sobie zaplanowała.
* * *
Audrey Patlerson nałożyła na talerz córki dużą łyżkę jajecz-
nicy, trzy plasterki bekonu i bułeczkę z masłem.
- Leslie. jaki chcesz sok? Pomarańczowy czy ananasowy?
- Poproszę pomarańczowy.
Kiedy matka odwróciła się do lodówki. Leslie oderwała
kawałek bułki, zepchnęła z lalerza plaster bekonu i wrzuciła go
do płóciennej torebki, którą poprzedniego wieczoru starannie
wyściełała pergaminem i umieściła na podłodze, obok swojego
krzesła. Audrey nalała sok do szklanki i podała córce. Leslie
zauważyła, że zerknęła na jej talerz. Nabrała na widelce odrobi-
nę jajecznicy i wzięła do ust.
- Mamo. przestań mi się tak przyglądać, kiedy jem, dobrze?
Ile razy mam ci powtarzać, że tego nienawidzę?
Audrey przygryzła dolną wargę.
- Wybacz, kochanie. Czasami nawet nie zdaję sobie sprawy,
że to robię. Chcę mieć pewność, że jesz.
- Tylko wszystko pogarszasz. Strasznie mnie to denerwuje.
- Leslie odłożyła widelec i oparła się na krześle.
- Dobrze, już dobrze. Nie będę ci się przyglądać.
Audrey podeszła do zlewu, nalała płynu do naczyń i od-
kręciła kurek z wodą. Odwrócona plecami do córki, szorowała
patelnię, w tym czasie Leslie wrzuciła do torebki resztę bekonu
i pół bułeczki. Dobrze wiedziała, że gdyby wszystko znikło z jej
talerza, matka na pewno zaczęłaby coś podejrzewać. Zanim
wsiała od stołu, rozgrzebała jajecznicę i zostawiła na talerzu
kawałek bułki. Teraz mama będzie myślała, że zjadła śniadanie.
podczas gdy lak naprawdę upiła tylko kilka łyków soku i wzięła
do usi jedną porcję jajecznicy.
- Dziękuję, skończyłam. - Leslie odsunęła talerz. - Więcej
nie dam rady. Muszę się zbierać.
Matka odwróciła się od zlewu, omiotła wzrokiem talerz
Leslie i szybko spojrzała córce w twarz.
- Leslie. muszę ci coś powiedzieć, zanim wyjdziesz.
- Co? - zapylała ostrożnie Leslie.
- Kochanie, zanim zeszlaś, oglądałam wiadomości, ale nw
chciałam ci o tym mówić przed śniadaniem.
- Co się stało?
Audrey usiadła przy stole i ujęła dłoń córki.
- Dziś rano znaleziono Carly Neath. przy studni Bersabee.
- To bardzo dobrze! - Twarz Leslie rozpromieniła się. - Te-
raz już wszyscy będą mi wierzyć.
Audrey opuściła głowę.
- Mamo, nie chciałam, żeby wyglądało, że tylko na tym mi
zależy - dodała pospiesznie Leslie, - Cieszę się, że znaleźli
Carly.
Audrey spojrzała na córkę ze łzami w oczach.
- O co chodzi, mamo? Co się siało?
- Carly nie żyje. kochanie.
Leslie milczała.
- Leslie, dobrze się czujesz
1
?
- Tak, nic mi nie jest. Tylko nie wiem, co powiedzieć...
Przecież to mogłam być ja. Właśnie sobie uświadomiłam, jakie
miałam szczęście. - Wstała od siołu, wzięła torebkę i mszyła
w stronę drzwi, ale zatrzymała się przed wyjściem. — Och,
zapomniałam Lee Lee - powiedziała. - Doktor Messinger pro
sił. żeby przynieść dziś na zajęcia ukochana, pluszową zabawkę
z dzieciństwa
Pobiegła z powrotem na górę i zdjęła z regalu z
książkami
starego, zniszczonego misia. Ostrożnie
wyjęła z płóciennej torebki pergamin, zawinęła resztki
śniadania i schowała je na dno swojego plecaczka. Na
wierzchu ułożyła ukochanego misia.
-62-
Dlaczego nie wziął od tego prawnika numeru pagera?
Serce Shawna waliło jak oszalałe. Odkładając
słuchawkę, czuł, że płoną mu policzki. Wiadomość o
znalezieniu martwej Carly wywołała w nim panikę. Leslie
znikła na chwilę, ale Carly ' została zamordowana! Obie były
jego dziewczynami, policja od początku go podejrzewała.
Najpierw o porwanie, teraz pewnie o morderstwo. Było mu
wstyd. Strach, że zaraz zjawi się u niego policja - i wywlecze z
domu. zdominował wszelkie emocje związane ze śmiercią Carly.
Okazało się, że jednak zachowywał się jak większość ludzi.
Najbardziej martwił się o własny tyłek. Shawn nerwowo krążył
po niewielkim salonie w swoim
mieszkaniu. Wiedział, że powinien się uspokoić, spróbować
racjonalnie myśleć. Adwokat na pewno oddzwoni i powie mu.
co ma robić. Dzwonek telefonu wyrwał go z zamyślenia.
Dzięki Bogu. piawnik bardzo szybko zareagował. Shawn
rzucił się do słuchawki.
- Halo?
- Czy mogę rozmawiać z Shawnem Ostranderem?
- Przy telefonie. -To pewnie sekretarka albo jakaś asystent-
ka. Adwokat zaraz weźmie od niej słuchawkę. - Dzwonię ze
Szpitala Uniwersyteckiego Centrum Medycznego Wybrzeża
Jersey. Przywieziono nam pacjenia, pana Arthura Tomkinsa,
W portfelu ma kartkę z pańskim nazwiskiem, i informacją, że
należy pana powiadomić.
[
J
I
ł
- Co z Arthurem? - zapytał odruchowo Shawn.
- Jego stan jest stabilny. O szczegółach dowie się pan od
lekarza prowadzącego.
Shawn poczuł skurcz w klatce piersiowej. Nie miał tera/
głowy do problemów Arthura. Powinien skupić na własnych
i spróbować jakoś" przetrwać ten koszmar.
- Halo? Jesi pan ta/n?
Co z niego za człowiek? Arthur go potrzebował, musiał
biedakowi pomóc. Zrobi to, co do niego należy. Poza tym.
policja na pewno będzie go obserwować. Powinien wykonywać
swoje obowiązki, jak gdyby nigdy nie. W lej samej chwili
Shawn podjął decyzje.
- Proszę przekazać panu Tomkinsowi. że zaraz tam będę.
-63-
Szeryf Albert wyszedł przed budynek, przeprosił dziennika-
rzy i powiedział, że konferencja prasowa została przełożona na
dziesiątą. O dziesiątej pojawił się. by obiecać, że będzie nvi;il
coś dla prasy, ale dopiero przed południem. W końcu, w samo
południe, staną! na drewnianym podium, gotowy wygłosić
oświadczenie. Wóz satelitarny sieci KEY transmitował wszyst-
ko do ośrodka głównego, skąd materiały przekazano dalej, dla
południowych wydań wiadomości w lokalnych stacjach.
- Przed chwila otrzymaliśmy wyniki autopsji przeprowa-
dzonej na zwłokach dwudziestoletniej Carly Neadi. Z raportu
koronera wynika, że zgon nastąpił w wyniku uduszenia.
- Została uduszona? - zapytała Dianę.
Przed udzieleniem odpowiedzi szeryf Albert zerknął do no-
tatek.
- Udusiła się własnymi wymiociitann.
- Więc to nie morderstwo? - upewni! się reporter Dzienniku
Axbury Park.
- Tego na razie nie wiemy. Śledztwo jest w toku. Mogę
•
I;powiedzieć tylko tyle, że w świetle prawa obowiązującego
łw stanie New Jersey, jeśli w trakcie przetrzymywania porwana
osoba umiera, porywacz ponosi odpowiedzialność za jej śmierć. -
Czy to znaczy, że ktoś odpowie za śmierć Carly? - zapylał
jakiś reporter. - Tego nie powiedziałem. - W głosie
policjanta dało się wyczuć zniecierpliwienie, - Na
razie sprawdzamy wszystkie możliwości. - Szeryf
Albert spojrzał w stronę Dianę. - Oczywiście, zdają
sobie państwo sprawę z tego. że społeczeństwo jest
bartfeo zaniepokojone lymi wypadkami - odezwała się
spokojnym głosem. - Wszyscy z przerażeniem myślą, że
morderca wciąż jest na wolności, gdzieś tu, w Ocean
Grovc. (Szeryfie, czy chce pan coś powiedzieć, żeby uspokoić
ich obawy? - Proszę państwa, pobeja prowadzi intensywne
śledztwo. p w tej chwili to nasz priorytet. To wszystko, co mam
teraz do powiedzenia. Możliwe, że jeszcze dziś będę mógł podać
więcej szczegółów.-To powiedziawszy, szeryf odwrócił się i
zniknął za drzwiami posterunku.
-64-
Ostre słonce i caje to zamieszanie w miasteczku trte sprzyjały
zabawom na dworze. Helen Richey w końcu zgodziła się. by ►
w namiocie pojawił się telewizor. Poprosiła Jonathana, by
poszed! do sklepu, ale on przypomniał, że ma odbiornik w baga-
żniku. i ? radością wniósł go i zamontował w ich domku.
Kiedv córki, siedząc przy kuchennym stole, jadły kanapki
z tuńczykiem. Helen ohejrzala południowe wydanie wiadomo-
ści na kanale W KEY. w którym pokazano relację z konferencji
praMiwej policji Ściszyła stojący w pokoju telewizor tak, by
dziewczynki nic nie słyszały. Rozpoznała Dianę Mayfield, któ-
ra mówiła o strachu, jaki zapanował w okolicy. Kiedy szeryf
oświadczył, że prowadzą intensywne śledztwo i być może
I
później poda więcej szczegółów, mimo upału Helen przeszły
dreszcze.
Carly Neath, ta przemiła dziewczyna, nie żyła. A jeśli Jona-
than miał z tym coś wspólnego? Co, jeśli jej mąż poszedł za nią
w piątek, kiedy wracała od nich do domu? A jeśli okaże się, że
Jonathan byl zamieszany w znikniecie Leslie Patterson?
Helen wyłączyła lelewizor i usiadła w wiklinowym fotelu,
próbując zebrać myśli. Z wizytówki, którą znalazła w portfelu
Jonathana, wynikało, że jej mąż miał spodlanie w Ocean Grove
w czwartek po południu, Jeśli tak było, dlaczego jej o tym nie
powiedział? Jeśli Jonathan przebywał w czwartek w miastecz-
ku. to równie dobrze mógł w środku nocy porzucić" związaną
Leslie Patterson w altanie nad studnią Bersabee.
Zastanawiała się, gdzie był teraz. Wstała z fotela, podeszła do
siatkowych drzwi, otworzyła je i wyjrzała na utice, żeby spraw-
dzić, czy nie wraca ze sklepu żelaznego. Ostatnio ciągłe coś
naprawiał. Helen zaczynała podejrzewać, że maż tylko szukał
pretekstu, żeby wyrwać się z domku, od niej i od dzieci.
Myśli gorączkowo przebiegały jej przez głowę. A może
Jonathan się załamał pod presją jej wymagań? Może za bardzo
naciskała, żeby żyli w sposób, którego tak nie znosił? W takim
układzie byłaby po części odpowiedzialna za los Carly i Leslie.
Wiedziała, że nie dałaby rady żyć z tą świadomością.
Helen wróciła do środka.
- Dziewczynki, skończyłyście lunch? - zapytała, wchodząc
do kuchni.
Gdy tyiko Jonathan wróci, namówi go, żeby wziął duży
parasol i poszedł z dziewczynkami na plażę. Wtedy będzie
mogła zrobić to, co zaplanowała.
-65-
Larry uparł się, żeby włączyli automatyczną sekretarkę, za-
mknęli biuro i poszli z Leslie na lunch. Ustalili, że nie pójdą do
„NugleY", bo wiedzieli, że miejscowi wciąż plotkują na teriuu
tragedii Carly Neath i na pewno wszyscy gapiliby się na Leslie.
Postanowili jechać do włoskiej restauracji w Asbury Park. Była
to ulubiona knajpa jego córki, jeszcze z czasów, zanim Jenna
wpadła w obsesję i zaczęła liczyć każdy kęs. jaki wkłada do ust.
Larry cierpiał przez tę godzinę, obserwując, jak Leslie ledwo
dziobie swoją sataikę. Dobrze wiedział, że absolutnie nie wolno
mu lego komentować. Przynajmniej tyle nauczył się, gdy zma-
gali się z problemem Jenny.
- Leslie. lak się cieszę, że wróciłaś do pracy - powiedział,
czekając na rachunek. — To teraz dla ciebie najwłaściwsze
miejsce. W takich sytuacjach najlepiej się czymś zająć.
Leslie pokiwała głową.
- Wiesz, Larry - odezwała się cicho - te trzy dni były
naprawdę straszne. W życiu się tak nie bałam. Kiedy leżałam
związana, w samotności, dużo myślałam o tym, jak pokręcone
jest moje życie.
Lany pochylił się do przodu i zamienił w słuch.
- Teraz, kiedy czuję, że otrzymałam jeszcze jedną szansę,
chcę zrobić licencję agenta nieruchomości.
- Leslie, to wspaniały pomysł! - Jego zmartwiona twarz
rozpromieniła się. - Wiesz, że zrobię wszystko co w mojej
mocy. żeby ci pomóc.
- Tak, wiem - odparła,
W drodze powrotnej do biura zastanawiali się, gdzie Leslie
mogłaby zrobić odpowiedni kurs, i jak powinna przygotować
się do trudnego egzaminu państwowego. Wjeżdżając na par-
king, Larry zauważył, że przed biurem stoi jakaś kobieta. Po-
spiesznie wysiadł z samochodu i podszedł, by ją przeprosić, że
musiała czekać na takim upale.
- Och. naprawdę nic się nie stało - powiedziała jasnowłosa
kobieta, - Przejechałam parę minut temu.
- Larry Belcaro - przedstawił się i wyciągnął do niej rękę,
- A lo moja asystentka, Leslie Patterson.
Kobiela uścisnęła dłoń Larry'ego. ate nie odrywała oczu ód
Leslie.
- Helen Richey - powiedziała.
Leslie usiadła za biurkiem, przy drzwiach i sięgnęła po
magazyn, podczas gdy Larry wprowadził kobietę do swojego
gabinetu.
- Czym mogę pani służyć? Zamierza pani coś wynająć czy
kupić'
- Cóż, ani jedno, ani drugie - odparła.
- Och. więc chce pani coś sprzedać. - Zdjął skuwkę z długo-
pisu. - Tu. w Ocean Grove?
- Nic. leż nie to. Przyszłam w zupełnie innej sprawie. - He-
len była bardzo niespokojna. Otworzyła torebkę i wyjęła z niej
białą wizytówkę, którą położyła na stole. - Chciałam zapylać
o to. Znalazłam to w rzeczach męża. Czy spotkał się z panem
w ubiegłym tygodniu?
Larry obejrzał obie strony wizytówki.
- Hm. niech się zastanowię - mruknął pod nosem. - Ubiegły
czwartek o czwartej. Nie, chyba nie. - Otworzył leżący na
biurku notes. - Nie, na pewno nie. W czwartek podpisywałem
umowę końcową. Nie oglądałem lokali z żadnym klientem.
-66-
- Boże, Wiadomości Wieczorne chcą mieć na dziś materiał.
- Matthew zamknął klapkę komórki. - Próbowałem ich namó-
wić. żeby przysłali własnego reportera z ekipą, ale oni chcą
ciebie.
- Pochlebiłoby mi to, gdybym nie wiedziała, że jest sierpień
i nie mają ludzi, bo wszyscy są na urlopach. Nie mają wyboru.
postałam tylko ja - zauważyła Dianę. - Joel wie?
- Tak. Rangę Bulłock już mu powiedział. Wiesz, jak jest:
jeden producent z drugim producentem...
Dianę uśmiechnęła się.
- Wyobrażam sobie tę rozmowę. Założę się, że Joel cały
czas przypominał, że Rangę będzie miał teraz ogromny dług
wdzięczności.
- Tak, a my jesteśmy kartą przetargową. - Matthew wyjął
długopis i otworzył noiatnik. - No nic. bierzmy się do roboty.
Jedyny świeży materiał to popołudniowe oświadczenie policji.
- Miejmy nadzieję, że powiedzą coś nowego przed emisją
- dodała Dianę.
- Rangę chciałby, żebyśmy spróbowali uchwycić nastrój,
jaki panuje w miasteczku. Niech widzowie poczują klimat
Ocean Grove. Pogadamy z ludźmi na ulicy, sfilmujemy ich
reakcje. Chcesz się przejść do „Nagle V? Carly tam pracowała.
więc może uda nam się porozmawiać z kimś. kto ją znał -
zaproponował Matthew.
- To już mamy plan - ucieszyła się Dianę.
-6 7 -
Nienawidzil szpitalnego zapachu. Próbując nie oddychać
głęboko. Shawn wsłuchiwał się w skrzypienie swoich tenisó-
wek na linoleum. Alei to o głupie, pomyślał, idąc długim
korytarzem. Prawdopodobnie oskarżacie porwanie i morderst-
wu. a ry kręcisz nosem, bo ci śmierdzą środki dezynfekujące.
Shawn poczuł się nieco lepiej, gdy w końcu oddzwonił do
niego adwokat z urzędu. Prawnik powiedział, że policja już.
dawno by go aresztowała, gdyby mieli jakieś dowody, łączące
go z porwaniem Leslie i Carly. Zapewnił, że dopóki nie będą
mieć niepodważalnych dowodów rzeczowych albo naocznego
świadka, jesi bardzo małe prawdopodobieństwo, że Shawn
zostanie skazany. Fakt. że był związany z dwiema kobietami.
które zostały porwane, nie oznacza, że jest porywaczem ani
mordercą. Shawn z całej siły uczepił się tych słów.
Drzwi były otwarte. W sali stały dwa łóżka, ale to bliżej drzwi
było puste. Shawn cicho podszedł do łóżka za kotarą.
- Anhur? - wyszeptał.
Otworzył oczy i spojrzał na Shawna, jego włosy jeszcze
bardziej się splatały, gdy przesunął głową po poduszce. W spra-
nej szpitalnej piżamie, zwykle opalony Anhur wydawał się
śmiertelnie blady,
- Jak się masz, kolego?
Ardiur nie odpowiedział.
- Go się dzieje, stary? Możesz mi powiedzieć - przekonywa!
Shawn.
- Odkąd go przywieźli, nie odezwał się ani słowem.
Shawn aż podskoczył, słysząc kobiecy głos.
- Przepraszam, nie chciałam pana wystraszyć. Jestem dokti «■
Varga - przedstawiła się kobieta. Podeszła do łóżka i ujęia
nadgarstek Arthura.
- Shawn Ostrander.
- Krewny?
- Nie, przyjaciel. - Nie było sensu wchodzić w szczegóły
długiej historii tego. jak zaczęła się jego znajomość z psychicz-
nie chorym mężczyzną. Arthur od dawna byt czymś więcej ni/
obiektem pracy badawczej, - Jego krewni przestali się nim
interesować.
Lekarka pokiwała głową.
- Co mu jest? - zapytał Shawn.
- W sensie fizycznym nic. ale się nie odzywa. Kiedy policja
go tu przywiozła, poinformowali nas o jego stanie psychicz-
nym.
- Tak, w miasteczku wszyscy go znają. - Shawn uśmiechnął
się krzywo.
Doktor Varga zapisała coś w karcie.
- Na szczęcie w kieszeni kurtki miał leki. Nie mamy pew-
ności, czy je zażywał, ale teraz mu podajemy.
- Kiedy będzie mógł wrócić do domu?
- To zależy. Chyba nie ma pośpiechu, prawda?
Shawn pokręcił głową. Przypomniał sobie ponury mały p°-
koik w rozpadającym się pensjonacie, który Arthur nazywał
domem.
- Nie. nie ma pośpiechu.
Lekarka poklepała dłoń Arthura i wyszła z sali. Shawn usiadł
i zaczął monolog o upałach i tłumie letników, jacy zjechali tego
roku do Ocean Grove, O dziennikarzach, którzy pojawili się, by
pisać, o Carly nie wspomniał.
- No dobra, stary - powiedział, odstawiając na miejsce
krzesło, które pół godziny wcześniej przysunął do łóżka. - Będę
leciał. Zadzwonię później do dyżurki pielęgniarek i zapytam,
jak się czujesz. -Położył dłoń na ramieniu Arthura.-Wypoczy
waj sobie i o nic się nie martw. Wszystko będzie dobrze.
Odpoczywaj, słyszysz?
Arthur spojrzał mu prosto w oczy. t po raz pierwszy od
przywiezienia go do szpitala, przemówił.
- Dobra, Shawn. Zawsze robię, co każesz.
-68-
W porze lunchu Dianę. Matthew i ekipa z kamerą siali na
chodniku przed „Nagle* s" i pytał i gości restauracji, co sądzą
o sytuacji w Ocean Grove. Wszyscy chętnie się wypowiadali.
a opinie właściwie się nie różniły.
- To straszne. I pomyśleć, że w takim uroczym miasteczku
dzieją się takie rzeczy! Niech Bóg ma w opiece rodziców tej
biednej dziewczyny. - Jestem śmiertelnie przerażona. Sama
mam dzieci, nie spuszczam ich z oka ani na sekundę. Jak mam
im coś takiego wytłumaczyć?
- Potworność. Przyjechaliśmy na wakacje, a teraz myślimy.
Czy nie wrócić wcześniej do domu. Nie tego szukaliśmy. Ma
rzyliśmy o spokojnym tygodniu na plaży.
W ciągu pól godziny nagrali sporo wypowiedzi, Niestety.
nikt / rozmówców nie znał Carly Neath.
ł
- Zajrzyjmy do Środka, może znajdziemy kogoś, kto z nią
pracował - zasugerowała Dianę. - Sprawdzę, czy ktoś z nich
zechce porozmawiać, i od razu zapylam, ezy możemy filmować
w środku,
Dianę z ulgą zamieniła zalaną słońcem ulice na klimatyzowa-
ną restaurację. Podeszła prosto do baru i przedstawiła się męż-
czyźnie stojqccmu przy kasie,
- Kręcimy reportaż o Carly Neath, chcielibyśmy porozma-
wiać z ludźmi, którzy ją znali. Czy możemy wejść tu z kamerą?
- Wolałbym nie - odparł mężczyzna. - Wszyscy są nadal
poruszeni. Nasi goście na pewno nie życzą sobie, żeby przypo-
minać im o tym honorze podczas posiłku.
- Oczywiście, rozumiem. - Dianę była wyraźnie zawiedzio-
na. - A czy będzie pan miał coś przeciwko temu, jeśli poproszę
żeby na kilka minut wyszli na zewnątrz? Nakręcimy rozmowę
na ulicy.
- No, dobrze - westchnął mężczyzna. - To wolny kraj.
- W takim razie zacznę od pana. Czy zechce pan poroz-
mawiać o Carly?
- Nie. Nie będę rozmawiał - odparł krótko, Dianę już dawno
temu nauczyła się nie przejmować odmową. Nie chcieli roz-
mawiać, to trudno. Z nielicznymi wyjątkami, nie było sensu
naciskać.
Rozejrzała się po sali.
- A ona? - zapytała, wskazując młodą brunetkę za barem.
która wsypywała lód do wysokiej szklanki. - Znała Carly?
- Pracują razem na porannych zmianach. To znaczy, pni
cowały.
- Myśli pan. że zechce ze mną porozmawiać?
Mężczyzna wzruszył ramionami,
- Niech ją pani sama zapyta.
=* # *
*
Szczupła dziewczyna wyszła przed restaurację. Stojąc na
chodniku, założyła za ucho kosmyk pozbawionych blasku, brą-
zowych włosów.
- Dziękuję, że zgodziłaś się na lę rozmowę - zaczęła Dianę.
- Zajmę ci tylko kilka minut.
- Nie ma sprawy - odparła dziecinnym głosem kelnerka.
- Właśnie skończyłam zmianę. Mam dziś tylko wizytę u tera
peuty, ale to dopiero po południu.
Dianę uśmiechnęła się. kiedy Sammy dal sygnał, że włączył
kamerę.
- Dobrze. Na poc/ątek, poproszę, żebyś się przedstawiła i
przeiiterowała swoje imię i nazwisko.
- Anna Capric.
- Gdzie mieszkasz, Anno?
- W Ocean Grove.
- Praeujesz tu. w restauracji ..Nagle's", w tej samej, w której
pracowała Carly Neath?
Anna kiwnęła głową.
- Mhm. Pracowałyśmy razem, ale nie zawsze. Czasami ona
miała zmianę, a ja nie. a czasami ja byłam w pracy, a ona miału
wolne.
- Kiedy ostatni raz widziałaś się z Carly? - zapytała Dianę.
- W piątek rano. To by! ostatni raz.
- Tego dnia znikła.
- Tak. — Anna wbiła wzrok w chodnik.
- Czy tego dnia rozmawiałaś z Carly? - pytała dalej Dianę.
- Nie za wiele. Lałem mamy duży ruch. Przeważnie nie ma
czasu na rozmowy
- Anno, czy tego dnia zwróciłaś na coś szczególną uwagę ?
Może wydarzyło się coś niezwykłego? Coś innego niż zwykle?
Anna podniosła głowę. Dianę nie była pewna, czy jej twarz
nabrała koloru od słońca, czy dziewczyna się zarumieniła. Tak,
czy siak. ładnie wyglądała z różowymi policzkami. Dianę uwa-
żała, że keinerka jest zbyt błada. I zdecydowanie zbyt chuda.
- Cóż... - wahała się Anna. - Nie bardzo. Wpadł chłopak
Carly, chciał z nią pogadać. Ale on juz nieraz Ul by I.
~ Shawn Ostrander?
- Mhm. Carly mówiła, że bardzo go lubi... - Anna nie
dokończyła zdania.
- Ale co, Anno? - Dianę delikatnie próbowała jej pomóc.
- Nie wiem, czy powinnam o tym mówić, Shawn zawsze
był dla mnie mity. W zeszłym tygodniu, kiedy miałam ze-
psuty samochód, oboje z Carly podrzucili mnie na terapie. 1
nawet zaczekali, żeby mnie potem odwieźć do domu. - Anna
kręciła w palcach kosmyk matowych włosów. - Nie chciałabym
mówić czegoś, co mogłoby zaszkodzić tak miłemu
człowiekowi.
- Oczywiście, Anno, to zrozumiałe. Pamiętaj jednak, że to
bardzo poważna sytuacja. Jeśli uważasz, że wiesz o czymś", co
mogłoby pomóc wyjaśnić okoliczności zaginięcia Carly. po-
winnaś o tym powiedzieć. Jeśli nie mnie, to policji.
Anna głośno przełknęła ślinę.
- Chodzi o to. że Carly nie podobało sie, że Shawn nie chcia!
szukać Leslie Palterson. Mówiła, że mu o tym powie, jak się
z nim spotka wieczorem.
-69-
- Larry, wiem, że to mój pierwszy dzień w pracy, ale musze
wyjść trochę wcześniej.
Agent nieruchomości podniósł głowę znam biurka i spojrzał
na stojącą w drzwiach Leslie. Widok jej chorobliwie chudej
sylwetki jak zwykJe sprawił mu ból.
- W porządku, moja droga. - Uśmiechnął się do niej lanoli-
nie. - Pewnie jesteś /.męczona. Dobrze ci dziś poszło.
- Jesteś dla ranie taki dobry, Larry. Prawie nic nie zrobiłam
i ty dobrze o tym wiesz.
- Wcale nie, sporo pracowałaś, I nie martw się, jutro czeka
cię jes/cze więcej roboty. A teraz idź do domu, zjedz pyszną
kolację i odpocznij,
Leslie podeszła do swojego biurka i sięgnęła po leżącą na
podłodze płócienną torebkę. Kiedy szukała kluczyków do sa-
mochodu, Larry wyszedł ze swojego gabinetu z dokumentami
w ręce.
- Chciałem zostawić to na jutro - wyjaśnił. Kątem oka
zauważył wystającego z torebki pluszowego misia. - Leslie.
wcale nie jedziesz teraz do domu, prawda?
- Nie- - przyznała. - Mam spotkanie z terapeutą. Nie chcia-
łam ci o tym mówić, bo wiem. co myślisz o terapii.
Larry zdjął okulary, przetarł oczy i ciężko westchnął.
- Och, Leslie. Leslie. Sam już nie wiem. jak ei to tłumaczyć.
Nie jestem przeciwny terapii. To nie lak. Ja tylko chciałbym.
żebyś miała pewność, że leczy cię odpowiednia osoba.
-70-
Dianę siedziała na przednim siedzeniu w wozie transmisyj-
nym. zimne powietrze z wentylatora wiało jej prosto w twarz.
Dopracowywała scenariusz reportażu, kiedy zadzwoniła jej ko-
mórka. Asystentka Owena Messingera powiadomiła ją. że tera-
peuta może z nią porozmawiać o piątej.
- Och, obawiam się, że mogę nie zdążyć - powiedziała
Dianę, patrząc na zegarek, - Czy nie dałoby się przełożyć
spotkania na jutro?
- Nie. Doktor Messinger będzie przez najbliższe dni bardzo
zajęty.
- W takim razie przyjedziemy - zgodziła się z ociąganiem
Dianę.
Odłożyła telefon i zwróciła się doMatthew. który przegląda!
io. co lego dnia nakręcili przed „Nagle's". i wybierał fragmenty
nadające się do wykorzystania w jej reportażu.
- Musimy zrobić wywiad z Messingerem do Pod lupą. ale
jeśli nie uda nam nie dzisiaj, tp potem możemy mieć problem.
Scenariusz dln Wiadomości Wieczornychjest jut gotowy. Było-
by dobrze, gdyby Rangę Bullock przyjął to wcześniej. Zrobimy
tak: nagram teraz komentarz i zostawię ci, żebyś mógł wysłać
materiał do Nowego Jorku, a ja z chłopakami pojadę do gabinetu
Messingera. Jeśli przyjmie mnie o piątej, jak to ustaliliśmy, o
w pół do szóstej będę mieć ten wywiad i zdążę wrócić na
szóstą. W razie czego, jeszcze dam radę wprowadzić poprawki
do wydania wiadomości o w pół do siódmej. Maltbew
zagwizdał.
- Jezu, Dianę, wszystko na styk, Nienawidzę, kiedy tak
ryzykujemy.
- Ach. Matthew. przestań. Sam nieraz bardziej ryzykowałeś.
- No dobra - mruknął. - Potrzebna nam fachowa opinia
Messingera, skoro to jedyny termin, jaki ma. to niech będzie.
Nie mamy wyboru.
-71-
Każda z sześciu dziewczyn, siedzących w kręgu w sali tera-
peutycznej. trzymała na kolanach pluszowe zwierzątko. Poważ-
ne. bardzo szczupłe, wszystkie miały skłonność do samookale-
czenia.
Doktor Messinger rozpoczął sesję.
- Od naszego ostatniego spotkania wydarzyło się coś bardzo
bolesnego. Leslie została porwana i przez trzy dni przetrzymy-
wana w niewoli. Potem porwano drugą młodą kobietę. Jej ciało
znaleziono wczoraj.
- Znałam ją- przerwał mu piskliwy, dziecinny głos.-Carły
Neatłi. Pracowałyśmy razem.
Owen szybko przeniósł wzrok z Anny na Leslie. która, zgod-
nie z jego przewidywaniem, zareagowała od razu.
- Ziemia do Anny. Może i znałaś Carły Neath, ałe to ja
siedzę tu przed tobą. Myślę, że to, nad czym mam dziś pracować
jest trochę ważniejsze od tego. co ty chciałabyś teraz powie-
dzieć .
Anna skurczyła się na swoim krześle i zaczęła ściskać czar-
nego pluszowego królika. Jej twarz zrobiła się różowa, jak nos
zabawki.
- Jakmyślisz. Leslie. jak Anna poczuła się, słysząc, że twoje
przeżycia są ważniejsze od tego. co sama doświadczyła - zapytał
Owen. Zawstydzona Leslie skubała ucho misia.
- Chyba niezbyt przyjemnie. Przepraszam, Anno,
- Leslie. chcesz porozmawiać o tym. co ci się przydarzyło?
* • *
Owen Messinger słuchał opowieści Leslie. próbując jedno-
cześnie obserwować reakcje pozostałych pacjentek na coś. co
w jego mniemaniu było prawdziwą gehenną. Zachęcał dziew-
czyny do zadawania Leslie pytań i okazywania jej wsparcia.
Anna Caprie przyznała się. że usłyszawszy o zniknięciu
Leslie, zamknęła się na klucz w swoim pokoju. Chciała dołą-
czyć do poszukiwań, ale czuła się zbyt przytłoczona.
- Wzięhni szpilkę z pudełka z przyborami do szycia i wbija-
łam ją w ciało.
To był dobry moment, żeby pacjentki się czegoś nauczyły.
Niektóre od lat przychodziły do niego na terapię, ale żadna ze
sprawdzonych technik terapeutycznych nie przynosiła widocz-
nych rezultatów. Nadal odmawiały przyjmowania pokarmów,
a kiedy czuły się bezsilne, chwytały ostre przedmioty i zadawa-
ły sobie ból. co w niewyjaśniony sposób przynosiło im ulgę.
Owen czuł. że pozostało mu tylko jedno wyjście: zastosować
drastyczną, bardziej dramatyczną metodę, by przekonać swoje
młode pacjentki, że samookalcezanic przynosi jedynie krótko-
trwałą ulgę. ałe na dłuższą metę był 10 nieskuteczny i bardzo
niebezpieczny mechanizm radzenia sobie z problemami.
Tak jak co tydzień, przez ostainie trzy miesiące. Owen wrę-
czył dziewczynom brzytwy. Na początku łata polecił, by przesu-
nęły palcami po ostrzu - bez kaleczenia się -i otwarcie opowie-
działy, coezuły. dotykając ostrego narzędzi a. W ciągu kolejnych
tygodni próbował ..zdemi-itylikować" siłę brzytwy, przekonać
dziewczyny, że ostrze w żaden sposób nie może im pomóc.
Dziś nadszedł czas na najważniejszą lekcję,
- Anno. może zaczniesz? - zaproponował Owen. wskazując
dłonią pluszowe zwierząiko na jej kolanach.
- Nie skrzywdzę Pana Aksamitka. Po prostu nie mogę.
- Oczy Anny zaszły łzami.
- Dlaczego? - zapytał Owen. - Siebie już nieraz okaleczy-
łaś. Dlaczego nie chcesz przeciąć kawałka materiału wypchane-
go trocinami?
- Dlatego, że Pan Aksamitek jest dla mnie wszystkim. Nie
mogłabym go skrzywdzić - łkała Anna.
- Siebie krzywdzisz bez oporu. Czy nie uważasz, że jesteś co
najmniej tak ważna jak twój pluszowy królik? Czy nie za-
sługujesz na miłość tak jak on?
Po policzkach dziewczyny spływały wielkie łzy.
- Anno? - naciskał.
- Anna uważa, że na nic nie zasługuje - wtrąciła się Leslie.
- Myśli, że nie jest ważna.
Wszystkie oczy, z wyjątkiem terapeuty, zwróciły się na
Leslie. Owen nie odrywał wzroku od Anny.
- Anno. co czujesz, usłyszawszy słowa Leslie?
Anna nie odpowiedziała. Zacisnęła palce na brzytwie i pode-
rżnęła gardło Pana Aksamitka.
-72-
Dziewczyny wychodzące z budynku sprawiały wrażenie
przygnębionych i wyczerpanych. Ta cała terapia miała popra-
wiać ich samopoczucie. Czy po sesji nie powinny być bardziej
zadowolone i pełne energii? Przecież się wywnęlrzały, dla-
czego wiec wyglądały, jakby dźwigały na ramionach cały
.świat?
Larry osunął się niżej na siedzeniu, żeby I .eslie przypadkiem
go nie zauważyła. Z rozmysłem zaparkował obok próbnego
beżowego sedana, stojącego na odległym krańcu parkingu,
mając nadzieję, że jego samochód nie rzuci się jej w oczy,
Patrzył, jak z ponurą miną zbliżała się do swojego samochodu.
W jej dłoni smętnie kołysał się wypchany miś.
Leslie odjechała, ale Larry jeszcze chwilę zaczekał, chciał się
lepiej przyjrzeć pozostałym dziewczynom. Ta mała, Anna,
kelnerka z „Nagle Y\ wyglądała na wyjątkowo przybitą, gdy
wsiadała do czekającego na nią samochodu. Larry domyślał się.
że siedzący za kierownicą mężczyzna w średnim wieku był jej
ojcem. Biedny facet. Pochyli! się i ucałował córkę w policzek.
a Larry wyobrażał sobie, oczym rozmawiali. Pewnie pytaL jak
poszła sesja i czy czuje się tępiej. Tak jak Larry często wypyty-
wał swoją najdroższą Jennc„
Czuł, że wzbiera w nim gniew. Zacisnął palce na kierownicy.
aż pobielały mu kostki. Miał ochotę udusić tego przeklętego
terapeutę.
W końcu wszystkie dziewczyny opuściły teren parkingu.
Larry zamierzał przekręcić kluczyk w stacyjce, kiedy zauważył
kobietę i dwóch mężczyzn /. kamerą, idących w stronę wejścia
do budynku. Pochylił się do przodu, żeby dokładniej się im
przyjrzeć. Zdawało mu się, że rozpoznał kobietę. Tak, to była
Dianę Mayfield. Pojawiła się w miasteczku razem z całą zgrają
dziennikarzy.
Wiedziony impulsem, otworzył drzwi i wysiadł z samo-
chodu.
- Hało! Proszę państwa! - krzyknął. Trzy
głowy odwróciły się w jego kierunku.
- Pani Mayfield?
- Tak?
- Dzień dobry. Nazywani sic Larry Belcaro, Jestem właś
cicielem agencji nieruchomości w Ocean Grove.
Dianę uścisnęła jego wyciągniętą dłoń. Przywykła już do
tego, że obcy ludzie zaczepiali ją. żeby się przedstawić. Jeśli
pracuje się w telewizji, ludziom wydaje się, że cię znają. Dianę
zawsze starała sic być uprzejma.
- Miło mi pana poznać - powiedziała. - Niestety. obawiam
się, że nic mogę poświęcić panu teraz zbyt dużo czasu. Jestem
umówiona na piątą w sprawie wywiadu Z pewnym lekarzem.
Podobnie jak ja. to bardzo zajęty człowiek.
- Czy to przypadkiem nie doktor Messinger? - zapytał
Larry.
Dianę spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Tak się składa, że to właśnie on.
- Chce pani rozmawiać z nim o tym, co stę dzieje w Ocean
Grove. prawda?
-Tak.
- Proszę pani, prawdziwa historia, którą należałoby ujawnić,
to szatańskie eksperymenty, jakie robi ten człowiek. Powinni go
zamknąć za wszystkie nieszczęścia, które spowodował, za te
zniszczone życia, w rym mojej córki, Jenny.
- Panie Bełcaro, bardzo bym chciała, aJe naprawdę nie mogę
w tej chwili z panem rozmawiać. Zechce pan podać numer
telefonu, pod którym można pana złapać, może dokończymy tę
rozmowę później'
Czując, że próbują się go pozbyć. Larry wręczy! Dianę swoja
wizytówkę.
- Na odwrocie zapisałem mój numer domowy - powiedział.
nie licząc, że dziennikarka do niego zadzwoni.
-73-
Kiedy siostra z zamkniętymi oczyma opalała się na ręczniku.
a ciotka wybrała się na spacer po płazy, Anthony uznał, że
wreszcie nadarzyła się okazja zrobić coś po swojemu. Wziął
aparat fotograficzny i ruszył na północ, w kierunku Asbury Park
i starego kasyna.
Odkąd dzień wcześniej zauważył mężczyznę wślizgującego
się pod budynek, Anthony nie był w stanie myśleć o niczym
innym. Facet zniknął - ot. lak po prostu. Dokąd poszedł? Co to
było za miejsce?
Zatrzymał się. żeby sfotografować ogromną konstrukcję z
cegły. Uważnie skomponował ujęcie. Przybliżając budynek
kasyna, zaczął się zastanawiać nad pomysłem, by sprawdzić,
jak ta ruina wygląda od środka. A jeśli to siedziba jakiegoś
groźnego gangu albo ktoś tam mieszka? Może są groźni i zrobią
mu krzywdę? A jak sie wkurzą, że wtargnął na ich terytorium?
A jeśli mama dowie się, że tak ryzykował?
Zaraz, zaraz! A niby kim on był? Jakimś cieniasem?
Podszedł bliżej hudynku i zatrzymał sie. żeby się rozejrzeć.
Chyba nikt go nie obserwował. Anthony policzył do trzech.
wziął głęboki oddech i zanurkował w szczelinie między beto-
nem a piaskiem,
Z początku jasne promienie słońca sączyły się do Środka,
oświetlając mu drogę, ale z każdym krokiem w gtąb budynku
robiło się coraz ciemniej. Zanim jego oczy przywykły do mro-
ku. posuwał się powoli, przytrzymując się ściany. Potem przeci-
snął się przez dziurę w murze.
Słońce znów było jego sprzymierzeńcem, wpadając przed
szparę w dachu, wysoko nad głową Amhony'ego. Rozglądał
się. próbując rozszyfrować, gdzie właściwie się znalazł, i co
Widział. Porośnięte mchem trybuny, pusta scena, zardzewiałe
kandelabry i niszczejący bar. Wyobrażał sobie, że to miejsce
musiało kiedyś tętnić życiem. Tłumy na widowni na pewno
nieraz wiwatowały, oglądając występy na scenie. I tylko pomy-
śleć, jakie to niesamowite, że teraz salę wypełniały ich duchy.
Pstrykał aparatem, fotografując tajemniczy świat, który od-
krył przez przypadek. Po chwili zatrzymał się, żeby sprawdzić.
czy zdjęcia dobrze wyszły. Lampa błyskowa nieźle się spisywa-
ła, obrazy były wyraźne i ostre.
Przeszedł wśród gruzu i odłamków szkła, po czym wspiął się
na trybuny, żeby zrobić kilka ujęć z góry. Wtedy zauważył coś
wystającego zza rogu baru. Z daleka nie był w stanie ziden-
tyfikować co to, więc ostrożnie zszedł na dół.
Anthony zajrzał za ladę baru. Tym, co przyciągnęło na górze
jego wzrok, okazał się brzeg styropianowej płyty. Obok niej, na
ziemi leżał brudny żółty koc. Chyba ktoś tu mieszka, pomyślał.
Pewnie len facet w mundurze, którego widział wczoraj.
Na kocu leżało jakieś stare czasopismo i bordowa kurtka z
ortalionu. W nocy musi tu być strasznie zimno, bo w innym
przypadku, po co komu takie grube ubranie w samym środku
upalnego lala? Podniósł kurtkę i sprawdził zawartość kieszeni.
Znalazł tylko małą białą prostokątną kartkę. Oczy Anthony'ego
przywykły już do mroku, dlatego zdołał odczytać napis: Agen-
cja nieruchomości „Surfside". Szybko odłożył wizytówkę z po-
wrotem do kieszeni.
Anthony pstryknął jeszcze kilka zdjęć obozowiska 1 wtedy
wpadł na pomysł, żeby zajrzeć do chłodziarki. W środku znalazł
dwie puszki dietetycznej coli, pomarańczę i paczkę solonych
krakersów. Było tam jeszcze jedno opakowanie, którego zawar-
tości nie potrafił rozpoznać. Wyjął je i gwałtownie otworzył.
a wówczas na podłogę, pod jego nogi. wysypały się paski z
twardego plastiku.
-74-
Czekając, aż chłopcy z ekipy przypną im mikrofony i ustawi;)
światła, Dianę gawędziła poza kamerą z Owenem Messingerem.
- Bardzo dziękuję, że znalazł pan dla nas czas - powiedziała.
- deSze się, że chociaż to się udało. - Owen uśmiechną! się.
w odczuciu Dianę nieco sztucznie. - Dzień rozpoczął się od
włamania, a potem było coraz gorzej.
- Och, bardzo mi przykro - powiedziała Dianę. - Mam
nadzieję, że nie zginęło nic cennego.
- W zasadzie, rzeczy, które mi skradziono, nic miały warto-
ści finansowej. - Wskazał głową w kierunku regalu. - Znikły
moje notatki na temat pacjentów, które gromadziłem, odkąd
zacząłem prowadzić pracę badawczą.
Dianę westchnęła.
- Co za strata. Da pan radę odtworzyć te materiały?
Owen zmarszczył czoło.
- Nie sądzę.
Przed rozpoczęciem nagrywania Dianę wyjaśniła, o czym
chciała z nim rozmawiać.
- Jak wspomniałam przez telefon. Pod lupą przygotowuje
program o dziewczynach, a właściwie kobietach, które znikają
na kilka dni i pozorują porwanie, żeby w len sposób zwrócić na
siebie uwagę. Zostałam tu przysłana, żeby zrobić reportaż o Le-
slie Patterson. Chociaż porwanie i śmierć Carty Neath zmieniły
perspektywę, nadal chciałabym zadać panu kilka pytań w imie-
niu naszych telewidzów,
- Oczywiście. -Terapeuta przygładził włosy. - Postaram się
na wszystkie odpowiedzieć,
Dianę spojrzała na ekipę.
- Gotowi?
- Zaczynamy - potwierdził Sammy.
Dianę odchrząknęła.
- Doktorze Messinger, jak wynika z danych statystycznych,
od kilku lat maleje liczba porwań, a jednocześnie coraz
częściej zdarzają się przypadki pozorowanych zaginięć. W
większości oszustw tych dokonują kobiety. Dlaczego tak się
dzieje?
- To prawda, pani redaktor. Mimo histerii, jaka panuje w
środkach masowego przekazu, w rzeczywistości od jakiegoś
czasu porwania zdarzają się coraz rzadziej. Statystycznie rzecz
biorąc, istnieje większe prawdopodobieństwo, że dziecko
umrze na atak serca, niż że zostanie oprowadzone przez obcą
osobę.
- A co z młodymi kobietami, które pozorują własne zaginie-
cie? Dlaczego to robią?
- Zwykle jest to wołanie o pomoc. Te kobiety potrzebują
uwagi. Być może czują się niekochane i nikomu niepotrzebne,
można powiedzieć, niewidzialne. - Owen sięgnął po szklankę
z wodą i upił łyk, - Niestety, te fałszywe zgłoszenia sprawiają,
że prawdziwe ofiary uprowadzeń stają
MC
mniej wiarygodne.
Nie wspominając już o stratach finansowych, jakie ponosi
policja, i panice, jaka zwykłe ogarnia społeczeństwo,
Dianę wiedziała, że ma już kilka mocnych fragmentów.
Skrzyżowała nogi i zadała kolejne pytanie.
- Tu, w Ocean Grove. Leslie Patterson. która znikła jako
pierwsza, była podejrzewana o oszustwo, dopóki nic porwano
Carly Neatb. Proszę powiedzieć, jak czuje się osoba, która po
tak ciężkim przeżyciu mówi prawdę, w którą nikt nie wierzy?
- Cóż, nie chcę komentować przypadku Leslie. ale chyba
może sobie pani wyobrazić, jak by się paiii wówczas czulą.
prawda? Przede wszystkim, pojawia się frustracja i gniew. Do
tego dochodzi bolesne poczucie izolacji. Człowiek wie, źe
mówi prawdę, a jednak nikt mu nie wierzy. Coś takiego budzi
ogromne poczucie osamotnienia i pragnienie potwierdzenia
swojej racji za wszelką cenę.
Mówiąc to. terapeuta tak intensywnie patrzył w oczy Dianę.
ze aż poczuła się nieswojo. Owen Messinger urodził się do
występowania w telewizji. Jego odpowiedzi były zwięzłe i inte-
resujące, a jednak miał w sobie coś. co nie dawało jej spokoju.
Przypomniała sobie mężczyznę w średnim wieku, który za-
czepił ją przed budynkiem. Larry Belcaro nie miał zbyt dobrego
zdania o doktorze Messingerze. Nagle Dianę zapragnęła dowie-
dzieć się dlaczego.
- Doktorze Messinger, przed naszą rozmową, na parkingu
zauważyłam grupę młodych kobiet, wychodzących z budynku.
Wśród nich rozpoznałam Leslie Patterson. Czy to były pańskie
pacjentki?
- Trudno mi powiedzieć.
- Tak, oczywiście. Może ujmę to inaczej. Czy pańskie pac-
jentki często wychodzą z zajęć zapłakane?
- Sesja terapeutyczna bywa bardzo bolesnym przeżyciem,
pani redaktor.
-75-
- Jakieś wiadomości z policji? - zapytała Dianę po powrocie
do wozu transmisyjnego.
Widząc ją, Matthew odetchnął z ulgą. Choć się do tego nie
przyznawał, martwił się o nią. o wszystko się martwił. To n.-
tieżało do obowiązków producenta. Podejmował ryzyko, zga-
dzając stę, by pobiegła zrobić ten wywiad z terapeutą, ale nic
chciał, by myśleli, że jest przesadnie ostrożny. Przez ostatnią
godzinę siedział ze ściśniętym żołądkiem, modląc się, żeby
w sprawie Carły Neath nie pojawiło się mc nowego, zanim
Dianę nie wróci. Miał już dość pracy na gorąco, zleceń, w któ-
rych najważniejsze szczegóły zmieniały się do ostatniej chwili.
a na wprowadzanie poprawek i składanie materiałów w całość
zostawały sekundy. Adrenalina w takiej dawce od dawna go nie
bawiła. To dlatego lubił pracować dla Pod lupą. Przy tym
programie miał czas. żeby zaplanować i dopracować każdą
historię, bez presji czasu.
Pokręci! głową.
- Nie. Dianę. Powiedzieli, że najbliższe oświadczenie wyda-
dzą dopiero jutro.
- To nawet dobrze, nie? - zauważyła. - Nie ma nowych
informacji, więc nie musimy wprowadzać poprawek. Kiedy
wchodzimy na antenę?
- Po pierwszej przerwie na reklamę.
Dianę spojrzała na zegarek.
- Super. Mamy jeszcze dwadzieścia minut, - Wyjęła kos-
metyczkę i zaczęła poprawiać makijaż. - Skąd będziemy nada-
wać komentarz na żywo?
■■■: ■•:
■ :■
Piętnaście minut później Dianę stała na trawniku przed stu-
dnia. Bersabee. Altanka otoczona była żółtą taśma, policyjną.
Nie tylko Malthew uznał to miejsce za idealne do transmisji na
żywo- wokół kręciło się kilka ekip telewizyjnych, oczywiście
towarzyszyli im ciekawscy gapie.
Na terenie ośrodka Wspólnoty w Modlitwie w Ocean Grove
odbywał się właśnie dobroczynny piknik. Uśmiechnięta Helen
Richey gawędziła z gośćmi i nakładała na talerze potrawy
domowej roboty, ałe wzrokiem ciągle szukała w tłumie Jona-
thana i dziewczynek.
Odkąd Larry Belcaro powiedział, że w ubiegły czwartek nie
spotkał się z Jonamanem. samopoczucie Helen nieco jśię po-
prawiło. Może jednak Jonathan nie miał nic wspólnego z upro-
wadzeniem Leslie Palterson?
Jedno pytanie wciąż nie dawało jej spokoju. Co znaczyła la
wizytówka i zapis na jej odwrocie?
* *. *
Jonathan przełknął ostatni kawałek ryby i wytarł usta
papierową serwetką. Nie cierpiał tych wczesnych posiłków.
kiedy był na urlopie. Wolałby wypić parę drinków albo
zimnych piw, a potem, około ósmej, dziewiątej, iść gdzieś
na kolację. Wiedział jednak, że nie warto marudzić, skoro
żona uparła się. żeby poszedł z nią na ten piknik o pól do
szóstej.
Po dziewięciu latach małżeństwa, poprzedzonego trzyletnim
narzeczenstwem. Jonalhan potrafił bezbłędnie rozpoznać, że
Helen coś chodziło po głowie. Wiedział, że była niezadowolo-
na. kiedy okłamał policję, Ale co innego miał zrobić? Gdyby
przyznał się, że tamtej nocy poszedł za Carly, na pewno zosial-
by wplątany w jej zniknięcie. A teraz byłby oskarżony o mor-
derstwo.
Zebrał papierowe talerzyki i serwetki i wrzucitjedokoszana
śmieci.
- Chodźcie, dziewczynki - powiedział. - Mamusia jeszcze
trochę tu zostanie i popracuje, a my zrobimy sobie spacer.
- Pójdziemy na lody? - zapytała Sarah.
- Oczywiście - odparł Jonathan. - Dobry pomysł, kochanie.
Sarahi Hannah wybiegły, pewne kierunku, w jakim zmierza-
li. Ich ulubionym miejscem była cukiernia znajdująca się na
terenie ośrodka, po drugiej stronie studni Bersabee.
- Hej, dziewczynki! - zawołał za nimi Jonathan. - Wra
cajcie!
Wokół studni kręciło się zbyt dużo ludzi. Helen ciągle mu
powtarzała, że w tłumie dziewczynki mogą się zgubić albo ktoś
może je porwać. Dokładnie pamiętał, jak podczas zakupów
w centrum handlowym Pararaus Park stracił z oczu Hannah. Te
dziesięć minut, kiedy szukał jej między regatami w Sears, były
chyba najbardziej przerażającymi chwilami w jego życiu.
Trzymając córki za ręce. podszedł bliżej altanki.
- Tatusiu, co oni tu robią? - zapytała Hannah, wskazując
ludzi z kamerami i mikrofonami.
- Kręcą reportaż, skarbie. Dla telewizji - wyjaśnił Jonathan.
- Chcecie popatrzeć?
Dziewczynki przyglądały się przez kiłka minut, ale obiecane
Ipdy czekoladowo-truskawkowe znaczyły dla nich więcej ni/.
komentarze na temat niepokoju w Ocean Grove. wypowiadane
przez dorosłych z mikrofonami. Już po chwili zaczęły szarpać
rękę ojca. przypominając mu o cukierni. Jonalhan zdążył usły-
szeć wszystko, co chciał.
-76-
Pożegnawszy się ze studiem w Nowym Jorku, Dianę za-
prosiła wszystkich na kolację. Sammy stwierdził, że jest zmę-
czony, a Gary zamierza! jechać do domu. żeby choć przez kilka
gadzin pobyć z żoną i dziećmi, i nad ranem wrócić do Ocean
Grove.
- Tytko wróć przed piątą-ostrzegł Matthew. -Jeśli coś się
wydarzy, KTA chce mieć komentarz w porannym wydaniu.
Będziemy cię potrzebować.
- Nie manw się, Matthew. Zdążę.
Dianę i Matthew zostawił i ich, żeby spakowali sprzęt.
- Na co masz ochotę? - zapytała, gdy skręcili w Main
Avenue. - Przez dwa wieczory z rzędu byliśmy we włoskich
knajpach, to może coś innego?
- Co powiesz na oczywiste? Owoce morza.
- Super. Wpadnę na chwilę do siebie, odświeżę się, wezmę
dzieci i Emily.
- Wybierz lokal i zadzwoń do mnie na komórkę - zapropo-
nował Matthew, - Spotkamy się na miejscu.
* * *
Smażone kalmary, gotowane małże, pieczone nadziewane
krewetki i filet z soli, mimo że gorące, zniknęły z ich talerzy
w mgnieniu oka. Dianę zauważyła, że nawei Michę Ile zjadła
prawie całą porcję.
- Umierałem z głodu - westchnął Anthony. wkładając do usi
ostatni kawałek chleba kukurydzianego / masłem.
- Nadmorskie powietrze zaostrza apetyt - stwierdziła Dianę.
- A przynajmniej tak mówią.
Dorośli zamówili kawę. Michelle nie chciała deseru. An-
thony zrobił zdjęcie całej grupy i zaproponował, żeby zagrali
u, minigolfa. a potem poszli na lody.
- Widziałem pole do minigolfa niedaleko mojego motelu
-podpowiedział Matthew.
Cala piątka udała się na parking.
- Jadę z Matthew - poinformował Anthony. - Mam dość
towarzystwa dziewczyn.
Na polu Anthony zasugerował, żeby podzielili się na drużyny.
- Chłopaki razem, dziewczyny razem - powiedział. -1 chło
paki zaczynają. To seksizm. że dziewczyny zawsze muszą być
pierwsze.
Dianę próbowała zignorować ukłucie w sercu. Było oczywis-
te, że Anthony chciał przebywać z Matthew. Byl w tym wieku,
kiedy chłopcy potrzebują ohecności mężczyzny. Wiedziała, że
Anthony desperacko tęsknił za ojcem. Obserwując, jak rozpo-
czynają z Matthew grę. Dianę nie mogła odżałować, że nie było
tu z nimi Philipa.
Po dziewiątym dołku Matthew i Anthony usiedli na lawće,
żeby zaczekać, aż grupa grająca przed nimi przejdzie dalej.
- Jak tam, Anthony, dobrze się tu bawisz? - zapylał
Matthew.
Anthony wzruszy! ramionami.
- Jakoś leci.
- Ale lo nie to. co Wielki Kanion, nie?
- Bez porównania.
Matthew podrzucał piłkę golfową.
- Twojej mamie było bardzo przykro, że musiała odwołać
tamten wyjazd. Ale wiesz, nie mogła nic zrobić. Szef kazał jej tu
przyjechać,
- Wiem - mruknął Anthony. - Ja tylko...
- Tylko co?
- Już nic. - Anthony wstał i ustawił piłeczkę na gumowej
podstawce.
Chwilę później, kiedy po rozegraniu meczu czekali na końcu
pola na kobiety. Anthony zapragnął podzielić się z Matthew
jeszcze czymś. Wyjął z kieszeni plastikowe paski.
- Zobacz, 00 mam.
- Och- Matrhew wziął od Anthony'ego jeden z pasków. -
Skąd je masz?
- To kajdanki. Z plastiku. Widziałem w telewizji, gliny
takich używają.
- Wiem. co to jest. Ambony. Pytałem, skąd je masz.
Chłopak zamilkł, nie mając pewności, jak sie wytłumaczyć.
Matdiew przyjaźnił sie z jego matką, mógł jej wszystko po-
wtórzyć. Anthony wiedział, że mamie nie spodobałoby się, że
bez opieki kręcił się po zapomnianych ruinach starego kasyna.
A to. jak na razie, było najlepszą przygodą, jaka rau sie tu
przydarzyła. Nie chciał sobie psuć zabawy, a tak by było, gdyby
mama dowiedziała się, że tam chodził.
- Ojciec kumpla jest policjantem- skłamał, - Dał nam kiłka.
Wtorek
23 sierpnia
-77
„PANIKA W OCEAN GROVE"
Dziennikarze zebrani przed posterunkiem policji czytali ar-
tykuł w Dzienniku Asbury Park. czekając na rozpoczęcie kon-
ferencji prasowej. Minęło południe, zbliżała się pora wiadomo-
ści lokalnych, kiedy przed budynkiem pojawił się szeryf/ared
Albert, by wygłosić kolejne oświadczy nie.
- W związku ze śmiercią Carly Nealh policja miasta Nep-
tutie zatrzymała czterdziestoletniego rezydenta pensjonatu
w Ocean Grove. Arthura Roya Tomkinsa. weterana wojny
w Zatoce Perskiej. Pan Tomkins przebywa obecnie w więzieniu
stanowym w Freehold. Jutro zostaną, mu przedstawione zarzuty
o uprowadzenie, uwięzienie i nieumyślne spowodowanie Śmier
ci. Jeśli maja. państwo jakieś pytania, to słuchani.
Słysząc wzmiankę o pensjonacie, reporter Dziennika Ashuty
Park nadstawO uszu.
- Czy chodzi o któryś" z pensjonatów dla umysłowo cho-
rych?- zapytaj.
- Tak - odparł Albert.
- Czyli podejrzany jest umysłowo chory?
- Tak, pan Toińkins jest leczony psychiatrycznie.
- Czy są jakieś dowody, łączące Tomkinsa ze śmiercią Carly
Neath? - odezwała się Dianę.
- Odcieki palców.
- Czy może powiedzieć pan coś więcej na ten temat? Gdzie
znaleziono odciski'
1
- Nie. To wszystko, co mam do powiedzenia w sprawie
dowodów. - Szeryf Albert spojrzał w innym kierunku.
- Czy Tomkins znał Carly Neath? Czy coś ich łączyło? -
spytał jeden z dziennikarzy.
- Jeszcze nie wiemy. Śledztwo jest w toku.
Dianę zadała następne pytanie,
- Czy uważa pan, że Tomkins był zamieszany w porwanie
Leslie Patterson?
- Wydaje się, że te sprawy może coś łączyć, ale w tej chwjJi
nie jesteśmy w stanie niczego udowodnić. Powiem tyle. że
mieszkańcy Ocean Grove oraz przebywający tu na wakacjach
goście mogą dziś czuć się bezpieczniej.
-78-
Jak to możliwe, że wszystko lak okropnie się skończyło?
Po tyiu przygotowaniach i zacieraniu śladów policja znalazła
odciski palców. Arthur musiał zdjąć Carly knebel i opaskę. Ale
głupio, że biedak zostawił swoje odciski.
Nie tak miało być.
Arthur Tomkins jest niewinny, ale dobrze jest zttwsze. zwalić
winę, na chorego psychicznie,
-79-
- Powinniśmy przeprowadzić jeszcze jeden wywiad z Lesl [e
- powiedziała Dianę do Matthew po konferencji prasowej.
- Przyda nam się jej reakcja.
- Czuję, że zgodzi się na rozmowę z nami.
- I wiesz, co jeszcze powinniśmy zrobić?
- Co?
- Sprawdźmy, czy w Google znajdziemy jakieś informacje
o Arthurze Tomkinsie,
* * *
Usiedli nad laptopem Matthew. Po wpisaniu w wyszukiwarce
„ArthurTomkins" i „Ocean Grove" otrzymali ponad trzydzieści
wyników, ale tylko jeden dotyczył ich człowieka. Dwa lata
temu w Dzienniku Asbury Park ukazała się seria artykułów
o byłych pacjentach szpitali psychiatrycznych, którzy mieszkali
U Ocean Grove i Asbury Park. Arthur Tomkins udz.ehł wów-
czas wywiadu przedstawicielowi gazety.
Dianc czytała głośno z monitom.
* Bez pracy i jakiegokolwiek zajęcia, tr/ydziestoosmioletm
Arthur Tomkins codziennie od Świtu włóczy się po promena-
dzie. Pochodzący ze Spring Lakę Tomkins przeszedł załamanie
nerwowe po powrocie z wojny w Zatoce Perskiej. Stres wywo-
łany przeżyciami wojennymi pogłębiło odejście narzeczonej.
Pospędzcniu trzech miesięcy na oddziale psychiatrycznym
Szpitala Weteranów w Lyons, w stanie New Jersey, wrócił do
domu rodzinnego w Spring Lakę. gdzie podjął pracę. Sześć
miesięcy później był znów hospitalizowany, po tym. jak stracił
nad sobą panowanie podczas ceremonii w kościele sw. Katarzyny
i zadał cios pięścią w twarz jednemu ze świadków. -Dianę
spojrzała na Matthew. - Strasznie smutne - westchnęła. Na
końcu artykułu zacytowano słowa Arthura. Dianę głośno
je odczytała.
...
- Gdyirafilemdoszpitalaporazdrugi.inoirodzicezabromli
mi wracać do Spring Lakę. W sumie nie mam do nich pretensji.
* * +
Matthew wyjął swoją komórkę.
- Sprawdzę., czego chce Nowy Jork.
Producent wykonawczy uznał, że w najbliższym wydaniu
Wiadomości Wieczornych nie będzie reportażu ? Ocean Grovc
Ponieważ, oprócz relacji z konferencji prasowej, me mieli
żadnych nowych zdjęć, o aresztowaniu Arthura Tomkinsa po
prostu poinformuje prowadząca wiadomości Ełiza Blake
* Czyli możemy dziś robić, co nam się podoba - powiedział
Matthew. zamykając klapkę telefonu.
Dianę zadzwoniła do domu państwa Patterson. zostawiła
swój numer i poprosiła, żeby Lestie s,ę odezwała.
- Nie wiadomo, czy i kiedy Leslie zechce oddzwonić - po
wiedziała. - Co powiecie na przejażdżkę do Spring Lakę?
Zrobimy trochę zdjęć miasta, które, jak mówi policja, wydało
na świat zabójcę,
-80-
Gary wiózł ich do Spring Lakę i z powrotem, a Sammy
filmował widoki przez okno samochodu. Zrobił kilka zdjęć
mało uczęszczanej promenady i przepięknej, dziewiczej plaży.
oraz drogi, wzdłuż której porozrzucane były domy w wiktoriań-
skim stylu, otoczone gankami i ogromnymi trawnikami.
- Ależ tu pięknie - odezwała się siedząca z tylu Dianę.
Samochód skręcił na zachód i powoli przejeżdżał wypielęg-
nowanymi alejkami. Domy były urocze i zadbane. W samym
środku miasteczka, w ogromnym jeziorze, którego brzegi pora-
stały wierzby płaczące, pływały łabędzie. Na wzgórzu, za jezio-
rem, stal kościół, uderzająco podobny do Bazyliki św. Piotra
w Rzymie.
- To św. Katarzyna - zauważył z entuzjazmem Matthew.
- To tu Arthur walnął tego świadka. Sammy, zrób parę ujęć.
A potem zatrzymajmy się gdzieś i kupmy coś do picia,
Gary zaparkował na środku rynku, naprzeciwko delikatesów.
Mężczyźni weszli do sklepu po napoje, a Dianę została w samo-
chodzie. Wyjęła telefon i zadzwoniła do informacji, Operatorka
podała jej numer telefonu państwa Tomkins ze Spring Lakę, ale
odmówiła podania adresu.
Dianę rozłączyła się, zadzwoniła do biura Pod lupą i po-
prosiła, żeby połączono ją z Susannah.
- Jak wam idzie"? - zapytała Susannah.
- Całkiem, całkiem - odparła Dianę. - Mam do ciebie
prośbę.
- Mów śmiało.
- Zapisz ten numer i sprawdź, co to za adres, dobrze?
-81-
Szpilal Uniwersytecki Centrum Medycznego Wybrzeża fy -w Z
huc/ał od plotek na temat aresztowania pacjenta podej-"
nego o porwie i morderstwo. Doktor Carohne Var
g
a zlyke
tak^wna siebie, teraz była w rozterce, te na porcję
riLdziecSźe słyszała, co ^«-»*£2 młodego człowieka, który
go wczoraj odw.edzd? A jeśl, słowa Anhiiri tak naprawdę nic
nie znaczyły?
który jak jej się zdawało, tam zostawiła. W chwih. gdy usw.a-
dStbie. że ma długopis w kieszeni, leżący za kotarą
Arthur przemówił.
- Dobra, Shawn. Zawsze robię, co każesz.
Wczoraj, słysząc te słowa. Caroline po prostu uceszyla stę.
że w końcu pacjent się odezwał. Ale teraz zaczęła sięza-
am,wtać. A może umysłowo chory człowiek wykonywał roz-
"yTojego młodego pr.yjac.ela'> Czyżby Shawn Grandę
stał za porwanym dwóch kobtet i W*2**2*j£2 Arthur nie
był tylko bezmyślną maszyną, wykonującą tak groź nc w
skutkach polecenia?
Nie takie rzeczy się zdarzały.
A może niepotrzebnie robiła z igły widły-'
-82-
- Dzwonimy czy lepiej od razu do nich iść-? - zapyla
Dianę.
.
Matthew upił łyk napoju wiśniowego.
W tym
P
rzvpadku wyjątkowo jestem za tym. żeby od razu
sie
tam pokazać. Ich syna oskarżono o morderstwo, wątpiłby
ToSowie zaprosili nas do siebie. jeśli wcześniej zadzwom-n
A tik pójdziemy i po prostu zapukamy *^ «*** n eć czasu do
namysłu. To może okazać ot dla nas korzystne.
- Tak. chyba masz rację - przyznała Dianę. - To jest naj-
mniej przyjemna część tej pracy. Czuję się jak sęp.
* » *
Domy z cegły i drewna przy Washington Avenue były wyjąt-
kowo urocze. Zadbana soczyście zielona trawa i dojrzałe iglaki
sprawiały wrażenie, że miasteczko leży gdzieś w głębi lądu.
a nie parę ulic od piaszczystej płazy. Duża, szara willa z białymi
okiennicami i czarnymi drzwiami, należąca do Tomkinsów,
stała na rogu. Okna zdobiły biaJo-szare markizy i skrzynki z
bujnie kwitnącymi czerwonymi i białymi petuniami. Iden-
tyczne wisiały na balustradach ganku.
- Ja też chcę mieć taki dom - westchnęła Dianę, kiedy
samochód zatrzymał się przy krawężniku. - Jak z bajki. Mogła-
bym siedzieć na wiklinowym fotelu na biegunach i bujać się do
końca moich dni.
- Wygląd często bywa zwodniczy - zauważył Matthew. -
Patrząc na to miejsce, nikomu nie przyszłoby do głowy, że
chłopak, który tu dorastał, postradał zmysły i zabił niewinną
dziewczynę.
Wysiedli z samochodu. Sam my przystanął na chodniku i
przez chwilę filmował dom. Dianę zauważyła, że w oknie na
dole drgnęła firanka.
- Góż, już wiedzą, że tu jesteśmy - powiedziała. - Byłoby
miło. gdyby wyszli przed dom i porozmawiali z nami.
- Nie licz na to - powiedział Matthew.
- Dobra, mamy dom -oznajmił Sammy, zdejmując kamerę
z ramienia. - Co teraz?
Matthew przez moment zastanawiał się.
- To może Dianę zrobi przejściówkę, którą potem gdzieś
wykorzystamy? Dianę, podejdź kawałek, zatrzymaj się przed
domem i powiedz coś, jakiś ogólny komentarz. Później to
gdzieś wmontujemy,
- Rozumiem. - Kiwnęła głową. - Gary, przydepnij mi mik
rofon i daj parę minut, muszę się zastanowić, co powiedz-
Przeszła w górę ulicy, układając w myślach wypowiedź.
Odwróciła się w stronę Matthew i chłopaków, którzy czekali na
chodniku przed domem Tomkinsów.
- Jesteście gotowi? - zawołała.
- Dawaj! - odkrzyknął Sammy.
Idąc powoli w kierunku kamery. Dianę zaczęła mówić:
- Dia wielu osób Spring Lakę to najpiękniejsze miasteczko
na wybrzeżu Jersey. Na pewno jedno z najbogatszych. Patrząc
na urocze uliczki i zadbane, eleganckie wille, nie sposób nie
zauważyć, że ludziom dobrze się tu powodzi. Wydaje się wy
marzonym miejscem do wychowywania dzieci, bo sprawia
wrażenie, że nic złego nie może się tu wydarzyć. - Zwolniła, bo
znalazła się przed domem Tomkinsów. -Dla Arthura Tomkin-
sa, który dorastał w tym domu. w tej bajecznej okolicy, piękne
Spring Lakę jest tylko odległym wspomnieniem.
Dianę urwała.
- I jak? - zawołała do Matthew.
Podniósł kciuk do góry.
- Zaraz sprawdzimy, chyba udało sie za pierwszym razem.
* * *
- Chcesz, żebym ja to zrobi!? - zaproponował Matthew.
- Nie - odparła Dianę. - Sama się tym zajmę.
Weszła na ganek po kamiennych schodach i nacisnęła dzwo-
nek Po minucie zadzwoniła jeszcze raz. Dopiero wtedy usły-
szała że ktoś idzie otworzyć. W drzwiach stanął starszy męz-
ezwna. o bujnvch siwych włosach, ubrany w starannie od-
prasowane spodnie w kolorze khaki i różową koszulę z krótkimi
rękawami. Widząc wyraz jego twarzy, Dianę domyśliła się. ze
nie jest tu mile widziana.
- Pan Tomkins?
- Tak.
- Jestem Dianę Mayfield z KEY Info.
Mężczyzna patrzy! na nią chłodnymi niebieskimi oczyma
i milczał.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy nie zechciałhy pan
porozmawiać z nami o pańskim synu, Arthurze?
- Cóż, młoda damo. Rzeczywiście mi puni przeszkadza. Nie
mam pani nic do powiedzenia. Proszę stad odejść.
Dianę aż podskoczyła, gdy zatrzasnął jej drzwi przed nosem,
* * *
Zanieśli sprzęt do bagażnika i wszyscy czworo wsiedli do
samochodu
- Cóż - powiedział Matthew, - Nie mamy rodziców Ar
thura, ale to jeszcze nie koniec świata. Warto było przyjechać
dla Łych kilku ujęć, bo w Spring Lakę jest naprawdę pięknie.
Skręcając za rogiem, zauważyli, że na chodniku stoi kobieta
i macha ręką do nich. Sammy zatrzymał samochód, a Dianc
opuściła tylną szybę.
- Możemy pani w czymś pomóc? - zapytała.
Kobieta zerknęła przez ramię w stronę domu Tomkinsów, po
czym nachyliła się nad otwartym oknem.
- Nazywam się Barbara Tomkins - powiedziała łagodnie.
- Jestem siostrą Arthura.
Dianę zaczęła otwierać drzwi,
- Niech pani nie wysiada! - Jej głos brzmiał teraz ostrzej.
- Nie mam za dużo czasu. Nie chcę, żeby rodzice się dowiedzie
li, że z panią rozmawiam.
- W porządku. - Dianę odsunęła rękę od klamki,
- Rodzice udają, że Arthur nic istnieje. Mówią, że jeśli będę
się z nim kontaktować, to mam się wynosić z domu, a oni nie
chcą mnie więcej widzieć na oczy.
- Przykro mi - powiedziała Dianę,
- Mnie też. Znalazłam się w naprawdę trudnej sytuacji
- kontynuowała Barbara. -Rodzice są już starzy, nie zostało im
dużo czasu. Bez Arthura, poza mną nie mają nikogo. A przecież
nie mogę tak zupełnie opuścić brata.
Barbara jeszcze raz spojrzała przez ramię na dom.
- Od czasu do czasu wymykam się do Ocean Grove i spoty
kam z Arthurem. Nie tak często, jak powinnam, ale częściej nie
dam rady. Daję mu pieniądze, przynoszę ubrania, ale on tylko
nosi te wojskowe ciuchy. Wojna w Zatoce zniszczyła mu życie,
nie wiem. dlaczego wciąż chce sobie o tym przypominać.
-PaniTomkins.copani pomyślała, kiedy dowiedziała się pani,
że bral kogoś zamordował i został aresztowany? -zapytała Dianę.
w pełni świadoma, że mają bardzo mało czasu na tę rozmowę.
- Pomyślałam, że zaszła jakaś pomyłka. Nie wierzę, żeby
Arthur mógł kogoś zabić. Nigdy. To była główna przyczyna
jego załamania nerwowego.
- Arthur zabił podczas wojny?
- Cóż. nigdy mi się do tego nie przyznał, ale podejrzewam,
że tak. A jeśli nie zabił, to widział, jak inni zabijali. ! ginęli.
Wystarczy, żeby oszaleć.
Dianę kiwnęła głową.
- Muszę już iść. - Barbara wyprostowała się i wyjęła z kie
szeni niewielką kopertę. - Mam do pani prośbę. Arthur ma
w Ocean Grove opiekuna. Nie znam jego adresu, nie udało mi
się skontaktować z nim przez telefon, a chciałabym przekazać
mu czek. żeby pomógł Arthurowi. Ja nie mogę się tam pokazy
wać i mieszać w tę sprawę. Pani jest dziennikarką. Czy może go
pani w moim imieniu odszukać i przekazać mu tę kopertę?
W pierwszym odruchu Dianę chciała odmówić, w obawie, że
weźmie na siebie zbyt dużą odpowiedzialność, co może skoń-
czyć się problemami, ale gdy zobaczyła nazwisko na kopereie,
zmieniła zdanie. Pomyślała, że odnalezienie Shawna Ostran-
dera nie powinno być takie trudne, a dostarczenie mu koperty
może być okazją do zadania kilku pytań.
-83-
Dwa błędy, które skomplikowały sprawę.
Carły nie miała umrzeć, a jednak umarła. To straszne. Ale
jeśli za jej śmierć zapłaci niewinny człowiek, to będzie jeszcze
straszniejsze.
Co robić? Co robić?
Jak powiadomić policję, że Arthur Tomkinsjest niewinny''
-84-
Jakimś cudem Anna zdołała dotrwać do końca zmiany, choć
wylała na klienta mrożona, kawę i pomyliła trzy zamówienia.
Kiedy pojawiła się jej zmienniczka, Anna poszła prosto do
łazienki i błyskawicznie się przebrała.
Z foliowej torby wyjęła dżinsy i bawełniana, koszulkę z
długimi rękawami. Zdawała sobie sprawę z tego, że na
spodnie i długie rękawy było zdecydowanie za gorąco, ale
spakowała te ciuchy z rozmysłem. Po wczorajszej sesji u do-
ktora Mcssingera wróciła do domu, i nożyczkami pocięła
skórę wewnętrznej strony ud. Rano. przed wyjściem do
pracy, zrobiła to jeszcze raz, i wiedziała, że prawdopodobnie
po południu będzie musiała wszystko powtórzyć. Nie mogła
już więcej ciąć nóg. więc zapakowała koszulkę z długimi
rękawami.
Na dnie torby znaluzła plastry i spinacze biurowe, klórtr
wrzuciła tam przed wyjściem z domu. Wyjęła meiałowy spi-
nacz. wprawnie go rozprostowała i zaczęła ostrym czubkiem
drapać wewnętrzna, stronę ramienia.
Zadawanie sobie ran pomogło złagodzić bolesne emocje.
głęboko zakorzenione uczucia, których nie potrafiła wyrazić.
Okaleczanie się musiało naprawdę boleć, żeby poskutkowało.
Anna coraz mocniej przyciskała ostrze do gładkiej białej skóry.
Jak mogła zrobić to Panu Aksamitkowi? I co z tego, że Leslie
była dla niej taka niemiła? Anna nie powinna była mścić się na
ukochanym króliku. Nienawidziła się m to. co uczyniła.
Czubek spinacza coraz głębiej wbijał się w skórę ramienia.
Polała się krew. Anna rozgrzebywała ranę, az w końcu poczuła,
że wraca spokój, a ona kontroluje sytuację.
Drgnęła, słysząc pukanie do drzwi.
- Już wychodzę! - zawołała.
Szybko nakleiła plaster na ranę, włożyła spodnie i koszulkę,
a spinacz wyrzuciła do kosza. Na dzisiejszej terapii będ/ie
musiała przyznać się doktorowi Messingerowi do wielu rzeczy.
-85-
W drodze powrotnej do Ocean Grove Dianę trzymała w ręku
kopertę, którą dała jej siostra Arthura Tomkinsa. i wpatrywała
się w nazwisko zapisane na białym papierze.
- Shawn Ostrander - rozmyślała na głos. - Chodził z Leshe
Patterson. potem z Carly Neath, a teraz okazuje się, że jest też
związany z Arthurem Tomkinsem. Dwie ofiary i domniemany
sprawca.
- Potrójny wspólny mianownik - zauważy! Matthew.
Dianę kiwnęła głowa.
- Dostarczenie mu listu od siostry Arthura to świetna okazja,
żebv z nim porozmawiać.
W biurze numerów znali tylko jednego Shawna Osirandera.
Dianę zadzwoniła, ałe nikt nie odebrał. Zostawiła więc wia-
domość.
- Witam. Shawn. mówi Dianę May field. Poproszono mnie
o dostarczenie ci pewnej rzeczy. Zadzwoń, proszę, żebyśmy
ustalili jakiś rozsądny termin spotkania.
W tym czasie Matthew wykonał telefon do Nowego Jorku.
Piany, jak na razie, nie zmieniły się. Nadal nie mieli zlecenia na
materiał do wieczornego wydania wiadomości, ale. oczywiście,
zawsze mogli dokręcić coś do reportażu dla Pod lupą.
- Jest trzecia - powiedział Matthew. - Proponuję na chwilę
rozdzielić się i spotkać wieczorem. O ósmej w Wielkiej Auli ma
być jakiś koncert. Nakręcimy tajny, klimatyczny materiał, mo
że uda nam się popytać widzów, co sądzą o aresztowaniu
Arthura Tomkinsa.
Dianę milczała.
- Oczywiście, mogę iść tylko z chłopakami, Dianę. Ty nie
musisz.
- Nic. nie ma sprawy. Matthew. Chętnie się wybiorę. Za-
stanawiałam się tylko, czy dzieci i Emily będą miały ochotę na
koncert. Spędzam z nimi tak mało czasu.
Zanim Matthew zdążył odpowiedzieć, odezwał się telefon
Dianę. Leslie Pattcrson dzwoniła, żeby jej powiedzieć, ze bar-
dzo chętnie z nią porozmawia. Jak najszybciej.
* * *
Leslie czekała na nich na ławce, przy wypożyczalni sprzętu
plażowego. Dianę zaproponowała, żeby spotkały się na pro-
menadzie. Wiedziała, że kamerzysta będzie chciał zrobić kilka
długich ujęć, najchętniej reporterki i jej rozmówczyni, spa-
cerujących podczas wywiadu. Taki materiał będzie można wy-
korzystać podczas montażu, wystarczy tylko potem dodać ko-
mentarz.
- Co powiesz, żebyśmy przeszły się promenadą w stronę
Asbury Park? - zaproponowała Dianę, gdy już podpięto im
mikrofony.
Kamera ruszyła, a Dianę rozpoczęła wywiad.
- Leslie, kiedy rozmawiałyśmy w sobotę, w miejscu.
gdzie cię znaleziono, nie zapytałam, co zapamiętałaś z tamie i
nocy. kiedy odzyskałaś wolność. Jak znalazłaś się w tej
altanie?
Leslie zerknęła w stronę majaczącego w oddali budynku
kasyna.
- Cóż. pamiętam, że potwornie bolała mnie głowa. Wyob
rażam sobie, jak Carly musiała cierpieć, jeśli jej zabójca uderzył
ją tak mocno jak mnie. Pamiętam, że miałam związane ręce
i nogi, i że wziął mnie pod pachy i zaciągnął tam. gdzie mnie
znaleziona.
- Broniłaś się? - zapylała Dianę.
Leslie zwiesiła głowę,
- Nic. Chciałabym móc powiedzieć, że się broniłam, ale to
nieprawda. Tak się bałam, że mnie zabije, że w ogóle się nie
szarpałam.
- Więc lak po prostu ciągnął bezwładne ciało?
- Właściwie tak - przyznała Leslie,
- A co się działo potem?
- Kiedy wydostaliśmy się z tego miejsca, gdzie mnie
przetrzymywał, szum oceanu się nasilił. Pamiętam, że po-
wietrze wydało mi się takie świeże. Ale to trwało tylko przez
minutę, może dwie, bo zaraz wsadził mnie do bagażnika.
- Do jego samochodu?
- Tak przypuszczam, Miałam zawiązane oczy, musiałam się
skulić, żeby się tam zmieścić, a potem klapa się zatrzasnęła.
Boże. jak ja się bałam. - Mimo poł
udniowe
S° "P"^*
Leslie
pocierała nagie ramiona, jakby chciała się rozgrzać.
- Wyobrażam sobie - powiedziała Dianę. - Co działo się
później?
Leslie wzięła głęboki oddech i mówiła dalej:
- Wiedziałam, że gdzieś jedziemy, ale nie miałam pojęcia
dokąd ani w jakim celu.
- Jak długo to trwało?
- Nie jestem pewna. Zdawało mi się. że całe wieki, ale wtedy
każda minuta ciągnęła się w nieskończoność. Chyba niezbyt
długo. W końcu samochód się zatrzymał, usłyszałam, że ot-
worzył się bagażnik.
- I co wtedy?
Kobiety dotarły na sani koniec promenady. Przed nimi znaj-
dowało się stare kasyno. Zatrzymały się i oparły o barierkę,
żeby popatrzeć na wodę, podczas gdy ekipa z kamerą zbiegła na
dół, by sfilmować je z plaży.
- Wtedy wyciągnął mnie, przez chwile wlókł po trawie i
w końcu porzuci! w altanie. Podejrzewam, że tak samo było z
Carly, Tylko że ona nie miała tyle szczęścia co ja. Nie żyła,
kiedy ją tu zostawił.
- Może dokończymy wywiad tu. na tej ławce? - zapropono-
wała Dianę. Przerwały rozmowę i zajęły miejsca, ekipa z kame-
rą wróciła z plaży i rozstawiła sprzęt.
- Lcslie, podczas naszej poprzedniej rozmowy wspomnia-
łaś, że porywacz zmuszał cię do tańca.
- Tak, - Leslie niespokojnie wykręcała dłonie.
- Możesz opowiedzieć coś więcej?
Leslie ciężko westchnęła,
- To było straszne. Nie wiedziałam, kto mnie trzyma.
Zawsze bardzo lubiłam tańczyć. Pamiętam, jak tańczyłam
z moim ojcem, kiedy byłam mała. Stawałam na jego butach
i wirowaliśmy po salonie. Pamiętam też, jak cudownie czułam
się, tańcząc z Shawnem. - Kamera uchwyciła dreszcz* jaki
wstrząsnął ciałem Leslie. - Już nigdy nie odważę sie zatańczyć
/ m^/czyzną.
Dianę układała w głowie ostatnie pytanie.
- Leslie, śmierć Carly jest wielką tragedią. Ale przyczyniła
się do tego, że policja w końcu zaczęła ci wierzyć. Wszyscy już
wiedzą, że nie wymyśliłaś tej historii. Teraz na pewno czujesz
się lepiej, prawda?
- Tak- odparła cicho Leslie. - Czuję się lepiej.
- A jak się czułaś, kiedy zarzucano ci oszustwo?
- Okropnie, po prostu okropnie. - W oczach Leslie pojawiły
się łzy, -Tytko strasznie mi przykro, że Carly musiała umrzeć.
żeby ludzie mi uwierzyli,
-86-
Ciotka ErniW nie pilnowała go tak bardzo tego popołudnia.
Odkąd aresztowano tego porywacza, wyraźnie się uspokoiła.
Nawet pozwoliła Anthony'emu iść na spacer po plaży, me
pytając, gdzie dokładnie się wybiera. Bez problemu jeszcze raz
dotarł do kasyna.
W środku było równie ponuro i mrocznie, jak dzień wcześ-
niej. Miniobóz nadal znajdował się w tyra samym miejscu. Tym
razem Ambony rozłożył się wygodnie na brudnym żółtym kocu
i poczęstował się napojem z puszki. Pijąc, zastanaw.ał się, do
kogo należał koc. i kto nosił tę kurtkę narciarską. Może ten facet
w stroju wojskowym ukrywał się tu przed światem. Może nawet
tu mieszkał.
Anthony chciał się dowiedzieć, ale czuł. że za dnta to niemo-
żliwe. Postanowił wrócić po zapadnięciu zmroku. Wtedy się
przekona, czy ktoś tu nocował.
* * *■
Anthony wydostał się przez szczelinę pod betonem, jego
oczy szybko przywykły do światła dziennego. Wracając na
plażę co chwilę się zatrzymywał i przekopywał stopą piasek,
próbując znaleźć choćby małego kraba. Zbliżając stę do znajo-
mego plażowego parasola, zauważył, że Michelle i ciotka Emi-
ly rozmawiają z jego matką. Anthony podbiegł do nich.
- Hej, mamo. Co tu robisz? - zapytał.
- Mam wolną chwilę. Pomyślałam, że wpadnę do was t zo-
baczę, co porabiacie.
Anthony nie chciał tego mówić, ale ucieszył się. Spojrzał
w stronę promenady.
- Gdzie Matihew? - zapytał.
- Wrócił do siebie, ale jak chcesz, to możemy się z nim
spotkać dziś wieczorem.
- Fajnie. Zje z nami kolację?
~ Nie. Spotkamy się z nim później. Wieczorem odbędzie się
koncert. Moglibyśmy się razem wybrać - powiedziała Dianę.
Michelłe obróciła się na ręczniku i zasłoniła dłonią oczy
przed słońcem,
- Ooot Koncert Dave'aMatthewsa w Centrum Sztuki?-za-
pytała z entuzjazmem, jakiego Dianę nie widziała u niej od
wieków. - Widziałam afisze i strasznie chciałam na to pójść.
- Nie. kochanie. Miałam na myśli koncert Letniej Orkiestry
Ocean Grove w Wielkiej Auli.
A w hony nie zwracał uwagi na oburzenie siostry. Zastanawiał
się, czy w takim układzie uda mu się wymknąć nocą do kasyna.
jak to zaplanował.
-87-
Obserwując letników, spacerujących po terenie ośrodka
Wspólnoty w Modlitwie. Dianę przypomniała sobie stary film
Disneya. „Polłyanna". Choć wszyscy ubrani byli zgodnie z let-
nią modą, obowiązującą w nowym milenium, atmosfera panująca
wśród wiktoriańskich zabudowań była zupełnie niedzisiejsza.
W letni wieczór świat wydawał się spokojny i bezpieczny.
Jedynie żółta taśma policyjna, która nadal oplatała altankę nad
studnią, przypominała wydarzenia, jakie miały tu miejsce.
- Cieszę się. że złapali tego faceta - powiedział pierwszy
rozmówca Dianę. - Trochę szkoda, że to umysłowo chory. To
sprawia, że ta historia jest jeszcze smutniejsza.
- Przez cały czas nie spuszczałam dzieci z oka. Wreszcie
można się uspokoić i cieszyć wakacjami. Przykro mi. że to
mówię - przyznała zagadnięta kobieta. - Rodzice tej biednej
dziewczyny pewnie przechodzą piekło. Już nigdy nic będą
cieszyć się latem.
Po nakręceniu jeszcze kilku rozmów Maiihew polecił chłopa-
kom, żeby przeszli się z kamerą po ośrodku i zrobili parę ujęć.
- A potem macie wolne. Zadzwonię do was rano, jeśli okaże
się. że mamy przesłać jakiś materia! dla Oto Ameryka.
- Czyli nie musimy Filmować koncertu? - zapylał Sammy.
- Nie, nie musimy niczego więcej filmować - odparł Mat-
thew. - Ale, jak macie ochotę, możecie z nami iść.
- Nie, dzięki - powiedzieli równocześnie Sammy i Gary.
- Dlaczego my musimy, a oni nie? - jęknęła Michelłe.
patrząc za odchodzącymi mężczyznami.
- Bo to coś. co możemy zrobić razem, jako rodzina - ucięła
Dianę. - Nie zaszkodzi spróbować.
* * *
Orkiestra grała typowy tetnio-urlopowy repertuar. Po kilku
szlagierach typu .,Nad morzem, nad morzem, nad naszym pięk-
nym morzem" Michelłe nie wytrzymała.
- Wyjdźmy stąd - syknęła do Dianę.
- Jeśli nie podoba ci się muzyka, nie /wracaj na nią uwagi
m odparła Dianę. - Po prostu siedź i patrz. To miejsce jest
niesamowite.
Najpotężniejsza budowla w Ocean Grove była wielkości
stadionu. Jedyne słowo, jakie nadawało się. by ją opisać, to
gigant. Pod drewnianym, kopułowym sklepieniem mieściło się
siedem tysięcy osób. Na tylach sceny zainstalowane były olb-
rzymie organy z dziesięcioma tysiącami piszczałek, wśród któ-
rych były takie wielkości ludzkiego palca. Akustyka była tu
idealna.
Rozglądając się po auli, Dianę zauważyła mężczyznę wska-
zującego widzom miejsca. Stojąca obok niego i trzymająca go
pod ramię kobieta wydała jej się znajoma. Po chwili namysłu
Dianę zidentyfikowała ją. To była Helen Richey. Nie wyglądała
na szczęśliwą.
Dianę na moment odwróciła się w stronę sceny, a kjedy
jeszcze raz spojrzała W tamtym kierunku, pary już nie było.
-88-
- Helen, tobie naprawdę trudno dogodzić - syknął Jonathan,
starając się mówić cicho. Miał ochotę głośno krzyczeć. Niech
wszyscy się dowiedzą, że ma po dziurki w nosie tej całej
Wspólnoty w Modlitwie, nienawidzi życia w namiotach i wcale
nie ma ochoty całymi dniami być trzeźwym jak świnia. Dzień
w dzień.
- Jestem tu. spełniam obywatelski obowiązek, zgłosiłem się
na ochotnika do obsługi tego koncertu, choć szczerze mówiąc,
znam setki innych, przyjemniejszych sposobów spędzania cza-
su. Ale ty wciąż nic jesteś zadowolona. Helen, mam dość.
poddaję się, nie będę więcej próbował cię uszczęśliwić,
Dobrze, że było ciemno i Jonathan nie widział łez w jej
oczach. Szła za nim. gdy maszerował w stronę ich namiotu, ale,
zanim skręcił w Badi Avenue. zawołała go i poprosiła, żeby się
zatrzymał. Wiedziała, że gdy znajdą się na swojej ulicy, sąsiedzi
usłyszą każde ich słowo.
Jonathan odwrócił się i zaczekał na żonę, Chciała wziąć go
pod ramię, ale się wyrwał.
- Dobrze. Powiem ci, dlaczego tak zrzędzę i marudzę.
Nie widziała dokładnie jego twarzy, ale czuła, że przygląda
jej się wyczekująco.
- Wszystko przez to, że ostatnio żyję w potwornym stresie.
- W jakim stresie? - zapytał Jonathan. - Helen, spędzasz
lato dokładnie tak, jak chciałaś, prawda? Jeśli ktoś jest tu w
stresie, to ja.
- Jonathan, wiem, że ci się tu nie podoba - odezwała się
łagodnie. - Pewnie nie miałam prawa upierać się, żebyśmy co
roku tu przyjeżdżali. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybyś
przeze mnie zrobił jakieś głupstwo.
- O czym ty mówisz?
Helen nie mogła dłużej już tego ukrywać.
- Czy w ubiegły czwartek byłeś Ocean Grove? Zajrzałam do
twojego portfela i znalazłam wizytówkę Z notatką na odwrocie:
18 sierpnia, czwartek, 76.00.
- Helen, na miłość boską, czego szukałaś w moim portfelu>
- W jego głosie słychać było gniew.
- Wierz mi. ja nigdy przedtem nie zaglądałam do twojego
portfela Tylko tym razem, kiedy usłyszałam, jak kłamiesz
policji, że tamtej nocy. kiedy Carly wyszła od nas, byłeś w do-
mu. A potem jeszcze, na dodatek, ja sama okłamałam tę dzien-
nikarkę... Jonathan, potwornie mnie to męczyło.
- Więc postanowiłaś sprawdzić mój portfel?
- Ja nawet nie wiedziałam, czego szukam - jąkała się. -
Wiesz, chyba chciałam znaleźć jakieś potwierdzenie, że
wszystko jest w porządku. - Spuściła oczy. - Jonathan, tak mi
wstyd, ze to zrobiłam,
Kiedy na niego spojrzała, Jonathan tylko pokręcił głową.
Jeśli Uczyła, że wyjaśni, skąd w jego portfelu wzięła się ta
wizytówka, to czekało ją rozczarowanie.
- Helen, nie musisz wszystkiego o mnie wiedzieć. Idę s)ę
przejść - oznajmił. - Mam parę spraw do przemyślenia.
Patrzyła za oddalającym się mężem i nie widziała, co ma
robić Pewna była jedynie tego, że musi wrócić do namiotu i
zwolnić panią Wilcox
(
która opiekowała się dziewczynkami.
Jonathan mógł sobie odejść. Ona nie,
-89-
- Każde samookaleczenie, czy to poprzez cięcie się. przypa-
lanie, sińce, to próba uśmierzenia bólu - wyjaśnił doktor Mes-
singer. siadając obok regału w swoim gabinecie.
- To bez sensu - zauważyła Anna. - Zadawanie sobie bólu
żeby zmniejszyć ból.- Wróciła do domu. żeby włożyć długą
bawełnianą spódnicę i teraz była pewna, że zakryła
wszystkie rany.
- Prawda? Cięcie się daje tylko krótkotrwałą ulgę, Anno.
Niczego nie rozwiązuje. - Doktor Messinger spojrzał na zegar
ścienny. - Skończmy na dziś, Anno. Do zobaczenia w przy-
szłym tygodniu.
Anna posłusznie wstała, nie wiedząc, ezy ma się denerwo-
wać, czy cieszyć. Nie lubiła, kiedy jej terapeuta lak nagle
kończył sesje. Znowu, kiedy czuła, że jest bliska zrozumienia
swojego problemu, Messinger mówił, że czas minął. A jednak
Anna zawsze z ulgą przyjmowała koniec sesji.
Wiedziała, że jej zdrowie psychiczne po części zależało od
asertywnoSci. Wtorek o dziewiątej wieczór 10 za późno. Chcia-
ła, żeby terapeuta przełoży! ich spotkania na inną godzinę, ale
do dziś nie miała śmiałości o to poprosić.
- Panie doktorze?
- Tak, Anno?
- Chciałam zapytać, czy nie mógłby pan wyznaczyć dla
mnie innej godziny. Wolałabym przychodzić trochę wcześniej.
Messinger, skoncentrowany na swoich noiatkach, nie pod-
niósł głowy.
- Porozmawiamy o tym w przyszłym tygodniu,
Przełknęła jego lekceważący ton, ale zanim wyszła, jeszcze
raz spojrzała na regał.
- Gdzie się podziały te wszystkie kolorowe segregatory?
- zapytała. - Zauważyłam, że założył pan dla mnie nowy. Ma
inny odcień zieleni.
- Anno, nie chciałbym, żebyś" się niepokoiła, ale w weekend
ktoś włamał się do mojego gabinetu i je zabrał.
Obserwował jej twarz.
- Chce pan powiedzieć, że ktoś ukradł pańskie notatki na
mój temat? - zapytała ze zgrozą. - Jakiś obcy człowiek może
poznać moje prywatne sprawy, o których z panem rozma-
wiałam?
- Anno, proszę, postaraj się nie denerwować. Robię zapiski
skrótami, które tylko ja znam. Wątpię, by ktoś poza mną potrafił
je rozszyfrować.
™dczas sesji grupowych. Przyglądała się, jak doktor Messinger
*.> ,f obserwuje, zamiast leczyć. A teraz zniwy j^ ££1S tukana.
Czy to jak* zna.? Mo* powmna ™r/ać terapie od nowa, z kimś
innym? "S3* wsiadała do starego samochodu ojca, rzuci.
torTbkfna tylne siedzenie, zapięła pas i ostrożnie wyjechała
wielkim fordem z parkingu.
* * *
Najważniejsze to zachować odpowiednią odl^ość. iebyAn-
J&E3* i, jest ^"^r^ZrcSe dopracowane bardziej tM ******
dotyczące Ctoly. Gdie ZZadany & okazja, by P°™ć Ann,, me
tyla jasne. Ale cel wstał wyraźnie określony.
* * *
Pamiętając, że najbliższy McDonakTs znajdował się przy
M
SJ
I
w Asbury Park. Anna ruszyła w *£*££&
Podjechała przed okienko i długo przeglądała ofertę na koloro
wej tabhcy , menu. krzywiąc się . mesmakiem na w.dok
wysokokalorycznych propozycji.
7
,
d
łueo
Stoiacv za nią klient zatrąbił ze zmecierphwiemem. Za długo się
namyśli. Niespokojna i spięta, Anna wyjechała z kolejk,,
nekł dając zamówienia i znalazła miejsce na parkmgu. Próbki
zebrać się w sobie. Jeśli chciała wyzdrowieć,
powinna choć spróbować skorzystać z zaleceń terapeuty. lak
mogła winić doktora Messtngera za niepowodzenie w terapii.
skoro nigdy nie wypełniała jego połeceń? Musi wejść do Środka,
kupić Big Maca, i zjeść chociaż kawałek.
Z takim postanowieniem wysiadła z samochodu i ruszyła
w stronę restauracji.
* *■ *
Widać ją przez szybę. Biedactwo. W jasnym pomieszczeniu
restauracji wydawała się mocno przestraszona. Wykrzywiła
rozpaczliwie usta, i stojąc w kolejce, patrzyła na tablicę z menu.
Parking był prawie pełen, ale mało kto zdecydował się jeść
w samochodzie. Ci, którzy nie wysiedli, skupili się na odwijaniu
i pochłanianiu posiłku. Wystarczyło podejść do starego niebies-
kiego forda, otworzyć niezamknięte na klucz drzwi i usiąść na
tylnym siedzeniu.
-90-
- „Od morza, do morza !*' - Publiczność odśpiewała ostatnią
piosenkę koncertu i zaczęła wychodzić z auli.
- Fajnie było, prawda? - zapylała Dianę, gdy znaleźli się na
zewnątrz.
- Cóż, z pewnością bardzo pobożnie - zauważył Matthew.
- Zupełnie jak nie z tej epoki - powiedziała Emily. Michełle
i Anthony przewrócili tylko oczyma.
Dianę wyjęła z torebki komórkę i sprawdziła wiadomości.
- Shawn Ostrander wciąż się nie odezwał - powiedziała. -
Mam przeczucie, że trzeba jak najszybciej dostarczyć mu te
kopertę od siostry Arthura Tomkinsa. Kto wie, jakiego mu
przydzielą obrońcę? Shawn powinien wiedzieć, że ma środki na
wynajęcie adwokata dla Arthura.
- Wiesz co? - powiedział po namyśle Matthew. - Przed
powrotem do motelu mógłbym wstąpić do „Kamiennego Kucy-
ka" i sprawdzić, czy czasem Shawn nie stoi dziś za barem.
Zostawię mu forsę, może będzie chciał pogadać o tym, co się
-
J
Och byłoby świetnie! Spróbuj go namówić na wywiad.
- Mamo, mogę jechać z Matthew? - wtrącił się Anthony.
- Synku, to nie jest dobry pomysł.
_ Dlaczego? Nie mam nic innego do roboty. Wolę to, niz
wracać do tego naszego nudnego, starego motelu.
-
Kamienny Kucyk" co bar, Anthony. Nie dla dzieci.
- Zaczekam w samochodzie. Z zamkniętymi drzwiami.
Obiecuję, mamo. Matthew nie będzie tam długo siedział, praw
da, Matthew?
Dianę spojrzała na producenta.
- Co ty na to?
- Nie mam nic przeciwko temu, Dianę, jeśli ty się zgadzasz
- zapewnił Matthew.
- W porządku, Anthony. Ale nie zamęczaj Matthew. I pokaż
mi się zaraz, jak wrócisz.
-91-
Anna usiadła za kierownicą. Wstrzymując oddech, otworzyła
papierową torebkę i rozpakowała Big Maca. Dasz radę, po-
wtarzała sobie w myślach.
Rozejrzała się na wszystkie strony, żeby się upewnić, czy nikt
jej nie obserwuje. Pasażerowie siedzący w sąsiednich samo-
chodach nie zwracali na nią uwagi.
Opanowała zniechęcenie, jakie wywoływał w mej sam za-
pach i zbliżyła hamburgera do ust. Starała się me myśleć O
swoim ciele ani o tym, jak wpłynie na nie ten posiłek. Kiedy
wreszcie zebrała w sobie całą odwagę, by ugryźć pierwszy
znienawidzony kęs. dostała cios w tył głowy.
-92-
- Nie przyszedł dziś do pracy! - Kelner musiał przekrzyki-
wać głośną muzykę. - Zadzwonił i poprosił, żebym wziął za
niego zmianę. Chodzi o tego chorego psychicznie gościa, któ-
rym się zawsze zajmuje.
Matmew miał ochotę zostawić kopertę u tego kelnera, ale po
namyśle zmieni! zdanie. Powinna trafić do rąk własnych Shaw-
na. Poza tym, będą mieli jeszcze jedną szansę, żeby spotkać się
jutro z Shawnem. Może zgodzi się na rozmowę, jeśli wyświad-
czą przysługę jemu i Arthurowi Tomkinsowi?
Słuchając grającej na żywo kapeli, Matthew nuał ochotę
zostać dłużej i wypić choć jedno piwo, aie z czekającym na
niego Anlhonym to nie wchodziło w rachubę. Wyszedł z knajpy
i skierował się prosto do samochodu. Anthony, zgodnie z obiet-
nicą, siedział w środku z zablokowanymi drzwiami.
Podjechali przed „Tańczące Wydmy". Anthony otworzył
drzwi od strony pasażera.
- Dzięki, Matthew. To było sto razy lepsze od siedzenia
w domu z mamą, siostrą i ciotką.
- Noprobłemo, Anthony, Do jutra. Może wieczorem znowu
zagramy w minigolfa?
- Super!
Anthony wbiegł po drewnianych schodach na ganek motelu,
odwrócił się i przez chwilę patrzył za odjeżdżającym samocho-
dem MatUiew. Kiedy czerwone światła znikły za zakrętem, zbiegł
ze schodów, przeszedł przez ulicę i popędził w stronę promenady.
-93-
Pulsowanie w czaszce było nie do wytrzymania, Anna próbo-
wała otworzyć oczy, ale coś jej nie pozwalało. Chciała się
wyprostować i podnieść głowę, ale osunęła się z powrotem na
siedzenie samochodu.
... „.
Gdzie była? Co się stało? Starała się pozbterać myshjł.g
Mac Postoi na parkingu. Pierwszy kęs. Przeszywający ból.
M
Don^Sa się' że jelt w samochodzie, ktoś fc gdzieśwtezte.
Słyszała cichy szum klimatyzacji i nujające .eh samochody.
ByhT w fordie ojca - uświadomi to sobie gdy rozeznała
S>me stukanie silnika. W powietrzu wciąż było czuć zapach
'TSfzawołać o pomoc, ale coś wrzynało jej się w k**i
ust. uniemożliwiając krzyk.
* * *
Samochód nagle się zatrzymał. Anna usłyszała^ ktoś w^ą.
kluczyki ze stacyjki. Drzwi od strony kierowcy s.ę otworzyły
i no chwili zamknęły.
, .
P
Muno knebla zakwiliła cicho, gdy ?>*^™^t Czyjeś ręce
chwyciły ją pod pachami, podmosły do s,adu t wy wlekły z
samochodu.
-94-
Diane doszła do wniosku, że Anthony zapomniał po po-
wrS zateć do jej pokoju, dlatego przed udamem stę na
zapukała głośniej. Nadal nic. Nacisnęła klamkę, ale drzw. były
zamknięte.
Wróciła do siebie.
_ Nie ma eo - poinformowała siostrę.
_ P wnie poszli na pizzę albo cos - wysapała Emd . nie
przerywając brzuszków. - Przestań stę tak ctągle zama-nwiać.
-95-
Anthony był zmęczony. Wiedział, że nie powinien dłużej
czekać". Mama zabije go. jeśli się dowie, że tu przyszedł. Jeśli
właściciel koca i chłodziarki nie zjawi się zaraz, wróci dodoniu.
Miał nadzieję, że uda mu się przemknąć do swojego pokoju,
szybko rozebrać i wśliznąć do łóżka, zanim mama się zorien-
tuje. A jutro spróbuje jeszcze raz.
Jeszcze pięć mima, postanowił, siadając na podłodze. Pod-
ciągnął kolana pod brodę i zaczął wsłuchiwać się w szum
oceanu dobiegający zza ściany kasyna. Jakiś chrzęst przerwał
monotonne mruczenie wody, ałe Anthony nie potrafił powie-
dzieć, co to było i skąd dobiegało. Dobrze, źe przez dziurę w
suficie wpadała choć odrobina światła księżyca.
Wstał, gotowy zrezygnować na dziś, kiedy nagle zauważył
zbliżające się w jego kierunku światło. Wyciągnął głowę, żeby
zobaczyć, kto trzymał latarkę.
-96-
- Coś długo ich nic mu.
- Uspokój się. Ditme. Nie ma się czym martwić - uspokajała
ją Emily, zdejmując kapę ze swojego łóżka.
- Ale juz po północy. Powinni już dawno wrócić. Dzwonię
do Maltbew.
- Anthony nie lubi. kiedy go sprawdzasz - powiedziała
Emily i zajęła się poprawianiem poduszki. - Pomyśli, że trak-
tujesz go jak małe dziecko. Zawstydzisz go.
- Trudno, - Dianc wyjęła z torebki komórkę i wybrała
numer. Po pięciu dzwonk&ch w słuchawce odezwał się głos
Maithew,
- Witam, tu Maithew Voigi. Zostaw wiadomość po sygnale.
fxldzwortię. jak tylko będę mógł,
- Małthew. tu Dianę. Chciałam tylko sprawdzić, co robicie
z Antnonym. Pewnie wyszliśoie coś zjeść i już wracacie. Ate
oddzwoń do mnie. dobrze?
* * *
Wróciwszy do „Kamiennego Kucyka". Maithew usiadł przy
barze i zamówił piwo. Szczyt je, przytupując nogą, a głośna
muzyka zagłuszała dzwoniący telefon.
-97-
Ukryty za iiybunami Anthony obserwował jak zaczarowany.
ale nic był pewien, co widzi. Tęższa posiać odłożyła latarkę na
koc. Snop światła padał nisko przy ziemi, dprawiając, że An-
thony wyraźniej dostrzegał kończyny niż góme części ciał. Na
kocu siały najchudsze łydki, jakie w życiu widział. Czyżby
należały do d/k-cka"
Obok gołych, chudych jak u ptaka nóg. stały inne. ukryte
w luźnych spodniach. Anthony wstrzymał oddech, gdy ubrane
nogi zbliżyły się do tych gołych. Po chwiłi obie postacie zaczęły
się kołysać. Rytmicznie, do przodu i do tyłu. Anthony patrzy!
jak zaczarowany, w pewnym momencie zauważył, że sam także
łagodnie się kołysze. Trzy ciała w pogrążonym w mroku kasy-
nie poruszały się do rytmu fal.
Ocean. Był nieomał na wyciągnięcie ręki, tuż m ścianą. a
zdawało się, że równie dobrze może być na drugim końcu
świata. Podniecenie Anthony'ego powoli zamieniało się w nie-
pokój. Cały ten taniec, o ile można to tak nazwać, przyprawiał
go o dreszcze. Chciał wydostać się z kasyna i co sił w nogach
biec promenadą. Motel, na który jeszcze kilka godzin temu tak
narzekał, wydawał się najprzytulniejszym miejscem na ziemi
Własne łóżko, czysta pościel, gorący prysznic, mama.
-98-
Zespól skończył grać. Matthew sięgnął do kieszeni po port-
fel. wyjął z niego kilka banknotów i położył je na barze
Dopiwszy trzecie piwo, wyszedł z baru.
Nocne powietrze było jak balsam, dawało cudowne wy-
tchnienie po nieustępliwym, morderczym upale panującym za
dnia. Uśmiechnął się do siebie z zadowoleniem. Miał za sobą
dobry dzień. Praca Świetnie im szła. Szkoda, że to, co dla niego
było znakomitą historią, dla innych oznaczało tylko cierpienie
i rozpacz.
Przeszedł przez ulicę i kierował się na południe. Z boku miał
Ocean Atlantycki, a przed sobą krótki spacer. Na parkingu
niedaleko starego kasyna, czekał jego samochód.
Potknął się na pustej butelce, leżącej na ulicy, zatoczył się
ale nie upadł. Na parkingu upuści! kluczyki, podniósł je i przez
chwilę męczył się, próbując odblokować drzwi W końcu je
otworzył i wsiadł do samochodu, nie zwracając uwagi na nie-
bieskiego forda, zaparkowanego tuż za nim.
-99-
W słabym świetle latarki ledwo widział tancerzy. Zwolnili,
w końcu przestali się kołysać. Jedna z osób uklękła. Anthony
zauważył, że odziane w kurtkę narciarską ręce zawiązały coś 3
szczupłych nagich kostek. Plastikowe kajdankt! Serce
Anthony'ego bilo coraz szybciej.
Drobna postać ze związanymi rękoma , nogami powoli osu-
nęła się. niczym szmaciana lalka i zastygła w bezruchu na kocu
Mimo słabego oświetlenia, Anthony po raz pierwszy dostrzegł
głowę dziewczyny. Między kneblem a opaską na oczach ster-
czat mały nosek.
.
W ustach poczuł smak lodów orzechowych, kredy jego po-
drażniony żołądek próbował pozbyć się swojej zawartości. To
01
Amhonywiedział, że musi natychmiast stąd uciec. Musiał jak
najszybciej wezwać pomoc.
-100-
Matthew wjeżdżał właśnie na parking przed motelem, kiedy
zadzwoniła ieeo komórka.
D^ Bogu - powiedziała Dianę. - Wydzwantam za
wami cały wieczór. Gdzie jesteście?
Gdzie jesteście? Matthew pomyślał, że musiał się prze-
słyszeć.
- Właśnie wróciłem do motelu.
- A Amhony?
Natychmiast wytrzeźwiał, słysząc pytanie Dianę.
- Powinien być u siebie.
- Ale go nie ma.
- Dianę, przysięgam, odwiozłem go chwilę po jedenastej.
Sprawdzałaś, czy nie ma go w pokoju? _
Oczywiście - odparła krótko. - Nie ma go.
- Zaraz tam będę - powiedział, wycofując samochód z po
wrotem na ulice.
-101-
- Michelle? - Dianę potrząsnęła córkę za ramie. - Michelle,
obudź się.
- Co? - Dziewczyna z trudem uchyliła powieki.
- Nie wiesz, gdzie jest Anthony?
- Jest u siebie. - Zamknęła oczy,
- Michelle. proszę cię. Obudź się i posłuchaj.
Michelle podniosła się i podparła na łokciu.
- Dobra, już nie śpię - powiedziała, przecierając oczy.
- Matthew mówi. że podrzucił tu Anthony'ego godzinę ie-
mu, ale jego nie ma w pokoju. Nie wiesz, gdzie może być?
- Nie, nie mam pojęcia. Ale ja na twoim miejscu nie mart-
wiłabym się. Mamo, sama wiesz, jaki z niego mały półgłówek.
- To mój mały półgłówek. I bardzo się o niego martwię.
Michelle. Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tęga, co się
mogło stać.
* * #
Dianę i Emily rozmawiały w hoiu z Carlosem. kiedy w
drzwiach pojawił się Mattliew. W ciągu lej krótkiej chwili
zdążył całkowicie wytrzeźwieć.
- Carlos mówi, że nie widział, żeby Anthony wracał - poin-
formowała go Dianę.
- Właśnie. A byłem tu prawie przez cały wieczór, miałem
sporo papierkowej roboty - wyjaśnił właściciel motelu.
Matthew podszedł do Dianę.
- Nie chcę wywoływać niepotrzebnej paniki, ale uważam, że
ze względu na to, co się tu ostatnio dzieje, powinniśmy zawia-
domić policję.
- Już. to zrobiłam.
-102-
Dyspozytor miał dwa radiowozy i oba były w terenie. Jeden
wvjechal do domu Anny Caprie. by zaniepokojeni rodztce
mogli złożyć zeznania, drugi był w drodze do gabinetu te-
ra
P
eutv. Gdyby się okazało, że na parkingu przed budynk,em
dokonano przestępstwa, należało jak najszybciej zabezpieczyć
""owen Messinger nic odbierał telefonu ani w domu, ani w
Kabinecie. Bill i Angela Caprie powiadomili policję, ze ich
córka poszła wieczorem na cotygodniową sesję terapeutycz-
ną. Anna wyszła z domu o ósmej, wtedy widzieli ją po raz
>S
Ponieważ istniało niebezpieczeństwo, że to może być kon
tynuacja horroru, wsysającego Ocean Grove, natychmiast
powiadomiono szeryfa Alberta, który po służbie był juz w do
mu Szeryf zjawił się na posterunku w chwili, gdy zadzwomła
Dianę Mayf.eld. Wiedząc, że ma związek z mediami, postano
wił osobiście z nią porozmawiać.
.. .
Starał się mówić spokojnym głosem. Po.nformowal ją, że
wyśle radiowóz tak szybko, jak to możliwe ale przemilczał
fakt że właśnie zaginęła kolejna mieszkanka Ocean Grove,
kobieta, której z pewnością nie uprowadził przebywający w are-
szcie Arthur Tomkins.
-103-
A jeśli nikt mu nie uwierzy? Może się zdarzyć, że zanim
wymknie się z kasvna, dobiegnie do motelu i wezwie pomoc.
postać w narciarskiej kurtce zniknie, zabierając ze sobą związa-
na i zakneblowaną dziewczynę.
Androny postanowił, że zdobędzie jakiś dowód dla pewność..
Obliczył w myślach odległość, jaka dzieliła go od miejsca w
którym się ukrywał, do dziury, przez którą mógł s.c wydostać
na zewnątrz. Nie było daleko, a on bardzo szybko biegał. Zrobi
zdjęcie i ucieknie. Zdąży wybiec, zanim go złapią.
Ostrożnie wyjął z kieszeni aparat i na tyle dokładnie, na ile
pozwalało słabe światło, wycelował obiektyw. Na wyświet-
laczu LCD nie było wiele widać, obraz był szary i ziarnisty, ale
Anthony wiedział, że gdy włączy się lampa błyskowa, postacie
hęda wyraźne.
Chciał uchwycić twarz. Dokładnie zdawał sobie sprawę z te-
go, że ma tyłka jedną szansę, żeby zrobić zdjęcie. Zaczekał, aż
postać w kurtce narciarskiej zwróci się w jego stronę.
-104-
Policjanci z patrolu zajechali na pusty parking przed gabine-
tem doktora Messingera. Budynek był zamknięty, a w oknach
było ciemno.
Na posterunku szeryf Albert wysłuchał przez radio raportu.
To oczywiste, że Arthur Tomkins nie miał nic wspólnego z
porwaniem kolejnej ofiary. Albert zastanawiał się, jak mógł
się aż tak pomylić, podejrzewając Shawna Ostrandera. Tak
bardzo zdał się na statystyki, według których porywaczami
najczęściej okazywaJi się byli partnerzy i mężowie, że auto-
matycznie wpisał w ten obraz Śhawna, Cóż. w zasadzie trudno
było mu się dziwić, że przyjął takie założenie. Wszystko się
zgadzało, zwłaszcza że nie jedna, a obie porwane były jego
dziewczynami.
Tymczasem Lesłie Patterson i Anna Caprie były pacjentkami
Owena Messingera. Czy to możliwe, żeby terapeuta uprowadził
obie młode kobiety? Ale skąd w takim razie wzięła się tu Carly
Neath?
Szeryf Albert nie potrafił odpowiedzieć na te pytania. A po-
trzebował odpowiedzi, i to szybko. Zanim zginie następna
ofiara. Kolejna śmierć zniszczyłaby Ocean Grove.
Muszą wejść do domu Messingera. Jeśli dobry pan doktor nie
pozwoli im sie rozejrzeć, trzeba będzie obudzić sędziego, żeby
wydał nakaz rewizji.
-105-
Helen patrzyła na śpiące córeczki i czuła, że jej świat się wali.
Jonathan nt wracał So namiotu. Z każdą chwilą ogarniało ją
co f wlkl Pr-rażeme na myśl. że mąż miał coś wspoLnego
tei ostatniej. Oznaczałoby to, że mężczyzna, którego jak ej się
XX dobrze znał. który był ojcem jej dzteen^remu obiecała
wierność i uczciwość aż do śmierć, , b>\™^™
Nie była pewna, czy w ogóle ehce, żeby Jonathan wróć^
Sama już nie wiedziała, czego się po nim spodztewac^Czy
nie miała jednak siły zadzwomć na nobcję. N e*h jej Bog
wybaczy, ale wciąż kochała Jonathana , nie chemia by, L,
*^o2S£** ao buzi, a Hełen odruchowo go wyj. „Wsunęła
pulchną nóżkę Sarah pod ^^^SA małe aniołki były takie
niewinne. Jak m.ała tm wytłumaczyć to, co uczyni! ich ojciec?
-106-
Posiać otworzyła chłodziarkę, wyjęła z niej puszkę i zdjąw-
Jdziewczynielnebe.. zaczęła wlewać jej do ust dietetyką cole
Anthonv usłyszał, że kaszle, dławiąc s.ę napojem. Trzy-
mtapaTa nieruchomo, czekając na okaz* Postać me patrzya
* jego stronę. Miała opuszczoną głowę i zdawało s.ę. ze przy-
olada sie zawartości chłodziarki.
&
Anthony wstrzymał oddech, przeklinając samego
S1
eb.e za
^^2 w niej rzeczy. Ciekawe, czy naretarska
kurtka to zauważyła.
Przykrywa chłodziarki opadła z trzaskiem, postać uniosła
głowę i spojrzała prosto na Anthony'ego.
-107-
- Carlos, czy mógłbyś otworzyć pokój Anthony'ego zapaso-
wym kluczem? - zapyta! Matthew. - Może znajdziemy coś. co
pozwoli nam się domyślić, gdzie poszedł.
- Dlaczego sama na to nie wpadłam? - westchnęła Dianę.
- Bo w tej chwili jesteś matka, a nie dziennikarka prowadzą-
cą śledztwo. Di - odparła Emily.
Dianę. Matthew. Emily i Carlos stłoczyli się w morskim
pokoju. Dianę wstrzymała oddech, widząc nienaruszone łóżko.
W pokoju było czysto, bo pokojówka zrobiła rano porządek. Na
podłodze leżały tylko kąpielówki Anthony^go, które rzucił tam
w południe, po powrociez plaży. Dianę podniosła je, wciąż były
wilgotne.
Matthew podszedł do sosnowej toaletki. Na wierzchu leżała
skórzana męska kosmetyczka, ozdobiona inicjałami Antho-
ny'ego. w środku znajdowała się szczoteczka i pasta do zębów.
oraz mały dezodorant. Dianę przypomniała sobie, jak bardzo się
ucieszył, gdy dwa lata temu dostał na urodziny ten przybornik,
bo był identyczny jak ten, który miał ojciec.
Philip. Och, Boże, dlaczego nie ma tu Philipa? Tak bardzo go
teraz potrzebowała. Dianę z determinacją wypchnęła męża ze
swoich myśli. Stamtąd, gdzie w tej chwili przebywał. Philip nie
mógł im w żaden sposób pomóc. Musiała sama sobie radzić
i odnaleźć syna.
- Mogę?- zapytał Matthew, chwytając uchwyt gómej szu-
flady.
- Jasne. - Dianę skinęła głową.
W środku znajdowała się bielizna i kilka par skarpet. W dru-
giej szufladzie Anthony trzymał koszulki i krótkie spodenki,
a w tej na samym dole konsolę Gamę Boy i kijka kartridży.
- Nie widzę tu nic. co mogłoby nam pomóc - powiedział
Matthew, szperając w drobiazgach.
Dianę poczuła, że ogarnia ją rozpacz.
- Moment.- Matthew wyjął jeden z kartridży. inny od pozo-
siatych. - To nie jest od Gamę Boya.
Diaue spojrzała na niego wyczekująco.
- To pamięć od aparatu cyfrowego. Do przechowywania
zdjęć Teraz potrzebny nam aparat Anihony*ego. wtedy przej
rzymy co tu ma. - Matthew jeszcze raz zajrzą) do szuflady.
- Podejrzewam, że Anthony ma aparat ze sobą- powiedzia
ła smutno Dianę. - Robił zdjęcia na koncercie.
* Tonie Nie martw się-uspakajał ją Matthew.-Możemy ją
podpis do mojego komputera. - Ruszył w stronę drzwi. -
Skoczę po niego do motelu.
- Zaczekaj! -ożywił sięCados, - Nie mus.sz nigdzie jechać.
Na dole mam laptop. Chodźcie, podepniemy to maleństwo.
Kilka kliknięć myszką i zobaczmy wszystkie zdjęcia, jakie
zrobił Anthony.
-108-
Anthony wiedział, że kiedy błyśnie flesz, będzie musiał wiać.
ile sił w nogach. Zmuszając się do zachowania spokoju, nacis-
ną! spust migawki do potowy, i zaczekał, aż ustawią się ostrość
i światło. Wziął głęboki wdech i docisnął guz.k. Błysnęła
131
Ambony odwróci! się i rzucił do ucieczki, przyciskają aparat
do piersi. Wiedział, że zaraz ruszy za nim pościg. Ale wiedział
też. że element zaskoczenia dawał mu przewagę, a młodość
zapewniała prędkość,
Był już prawie przy dziurze, przez którą mogl s.ę wydostać
na plażę, gdy nagle potkną! się na zardzewiałej puszce i
upadł.
-109-
Wszyscy czworo zeszli do recepcji i otoczyli biurko. Carlos
wldadal kartę pamięci do laptopa, gdy w drzwiach wejściowych
pojawi! się Kip.
- Och, co za wieczór, „Paradise" pękał w szwach - powie
dział, z trudem łapiąc oddech. - Carlos, szkoda, że nie dałeś się
namówić na wyjazd ze mną do Asbiiry Park, zamiast się mor
dować nad tymi papierami. - Kip urwał, zauważywszy zaniepo
kojone miny zebranych. - Co jest? Coś się stało?
Carlos wyjaśnił sytuację.
- Słodki Jezu, tylko nie to. - Kip natychmiast wytrzeźwiał,
-Co się z tymi miastem dzieje? W drodze do domu wstąpiłem do
„7-£leven" po coś do picia na rano. Akurat w radiu podawali, że
dziś wieczorem znów zaginęła jakaś dziewczyna z Ocean Grove.
-110-
Upadając, Anthony wypuścił z ręki aparat.'W panice próbo-
wał wstać, rozglądając się nerwowo po ciemnym pomieszcze-
niu. Och. jest I Metalowy gadżet, zawierający dowód na to, co tu
widział.
W ułamku sekundy chwycił aparat, ale tyle samo czasu
wystarczyło postaci w narciarskiej kurtce, żeby go dogonić i
złapać za nogę.
- 111 -
Kiedy policja przybyła na miejsce, w domu Owena Messin-
gera nie świeciło się żadne światło. Po dość długiej chwili
uporczywego pukania i dzwonienia na ganku zapaliła się lampa
t rozespany terapeuta otworzy! drzwi.
- Tak?- zapytał, zawiązując pasek szlafroka i mrużąc oczy
od jasnego światła. - O co chodzi?
- Pan Messinger? Owen Messinger?
- Tak.
- Z tego co nam wiadomo, młoda kobieta nazwiskiem Anna
Caprie jest jedną ż pańskich pacjentek.
- To prawda.
- I miała dziś z panem sesję?
- Tak - odparł Owen, - Coś się stało?
- Pani Caprie nie wróciła do domu. Jej rodzice są zaniepoko-
jeni. Jeśli pan pozwoli, chcielibyśmy rozejrzeć się u pana w do-
mu, doktorze Messenger.
- To absurdalne, ale oczywiście, czemu nie? Nie mam mc do
ukrycia.
Owen cofnął się, by wpuścić do domu oficerów. Policjanci
obeszli wszystkie pomieszczenia, zajrzeli do szaf, za kotarę pod
prysznicem i pod łóżka. W końcu wszyscy wrócili do holu przy
wejściu.
- Zadowoleni? - zapytał z sarkazmem terapeuta. Nie spo
dziewał się. że zechcą, by towarzyszył im podczas przeszukiwa
nia bagażnika jego samochodu.
-112-
- Kto wie. że tu jesteś?
Anthony zasłonił głowę, słysząc desperację w głoste
prześladowcy. Nie wiedział, czy powinien przyznać stę do
tego, że nikt nie wiedział, ze tu przyszedł. Nie miał pewno-
ści czy mu to pomoże, czy wręcz przeciwnie, dlatego
milczał.
- Komu mówiłeś o tym miejscu?
Znów nie odpowiedział.
- Dobra, mały, jak chcesz.
Widząc zbliżający się ostry metalowy przedmiot, Anthony
nagle odzyskał mowę.
-113-
Wysiarczyło kitka kliknięć, by pierwsze obrazy zapisane
w karcie pamięci pojawiły się na ekranie komputera. Były to
zdjęcia zrobione jeszcze przed przyjazdem do Ocean Grove.
Przyjaciele Anihony*ego, znajome miejsca w Central Parku,
parę ujęć bezdomnego mężczyzny, który czasami koczował
przy 74 Ulicy, aż przegoniła go policja. Dianę rozpoznała siebie
na zdjęciu, które Anthony zrobił podczas kolacji przed ich
wyjazdem. Skrzywiła się, przypomniawszy sobie, jak zdener-
wował jii. przynosząc aparat do siołu.
- Może pominiemy tę część? - zasugerował Matthew.
- Przejdź do zdjęć" z Ocean Grove.
Anihony nie próżnował. Fotografował surferów, dzieciaki
z latawcami, zamki z piasku. Było tu mnóstwo zbliżeń krabów
i Śniętej ryby. Dianę uśmiechnęła się, widząc, że Anthony
pstryknął zdjęcie dziewczynie, której morska lala rozpięła górę
stroju do opalania.
- A to co? - zdziwił się Carlos. gdy na ekranie pojawiło się
kolejne zdjęcie.
Przedstawiało skulonego mężczyznę, leżącego na piasku.
- Możesz to trochę powiększyć? - zapytał Matthew.
Na ekranie pojawił się wyraźny profil mężczyzny. To, i wojs-
kowa koszula wystarczyły, by go zidentyfikować...
- To Arthur Tomkins - powiedziała Dianę. - Poznaję go. Co
len Anthony wyprawiał? Gdzie on zrobi! to zdjęcie?
Emily wtrąciła się do rozmowy:
- Chodził na spacery po plaży. Wiem. że miat dość ciągłego
towarzystwa dziewczyn, więc pozwalałam mu się na chwilę
oddalać, Pewnie wtedy robi! te zdjęcia,
Po kilku zdjęciach z plaży pojawiła się długa seria z rumami
budynku z cegły.
- To kasyno - wyjaśnił Carlos, klikając następne zdjęcia.
Tym razem ukazał się zupełnie inny świat. Pusta scena,
porośnięte mchem trybuny, zardzewiałe żyrandole. Brudna lada
w jakimś opuszczonym barze.
- Anthony musiał wejść do środka - zauważył K,p -Uri*.
pamiętasz, jak zakradaliśmy si«, żeby zobaczyć, co tam jest
P
T
Tto mus, być to. - Carlos wyświeud kolejne zdjęcie
Ek an wypełnił żółty koc. na którym leżało ^g**! dz^
czasopismo i czerwona kurtka narciarska. Obok legow.s-ka
stała przenośna plażowa chłodziarka-
- Dalei - ponaglał Matthew.
Otwarta chłodziarka. Kilka puszek z napojanu pomarańcza,
paczka solonych krakersów. I jeszcze jakieś pudełko.
- Możesz to powiększyć, Carlos?
Matthew aż zagwizdał.
- Ach, więc tu je znalazł - mruknął.
- Co znalazł?-zapytała ostro Dianę.
_ wtedy wieczorem, kiedy graliśmy w mimgolfa, Anthony
pokazał ri placowe kajdanki. Powiedział, ze dostał je od
kumpla, którego ojciec jest policjantem.
Cjam
ot Wiemy, że Anthony był w kasynie. Ale kto zostać tam
te kajdanki? - zastanawiał się na głos Matthew. Coś nie
dawało Dianę spokoju.
-Niepamiętam dokładnie - odezwała się.-Ale.czy g*a Me
mówHa, że Leslie i Cariy były skute takim, ajd-karni?
Matthew zmarszczył czoło, próbując przywołać w parmęc.
szczegóły konferencji prasowej.
- Ńie. jakoś sobie nie przypominam.
Mb
>
m
<^
l
*
ie
»° s!yszal
To nie znaczy jednak, ze nie użyto kajdanek. Gt.ny mogły
ukryć taki szczegół przed prasą.
_ Nie £doba mi się to wszystko - zauważyła ^Pn*
z
chwilę
p^ygM^ się fotograf., na ekranie. - Czy możesz 35 do tego
zdjęcia z kocem, kurtką , czasoptsmem?
Carlos zrobił, o co prosiła.
- A teraz przybliż to czasopismo. Zobaczmy, czy uda się
przeczytać adres prenumeratora na nakJejce.
-114-
- Nie mogę znaleźć kluczyków.
Owen udawał, że szuka, próbując w tym czasie wymyślili
lepszy pretekst, by uniknąć zaglądania do bagażnika.
- Jeśli nic znajdzie pan kluczyków, bodziemy musieli sami
otworzyć bagażnik - ostrzegł oficer.
Owen westchnął ciężko. Cóż, wyglądało na to, że nie uda mu
się odwieść ich od tego zamiaru. Nie było wyjścia, musiał
otworzyć samochód i liczyć na szczęście. Może policjanci nie
domyśla się, co widzą?
- Och, już mam - zawołaj i wyszedł na podjazd. Skierował
pilota w stronę swojego volvo i usłyszał znajomy sygnał. Klapa
bagażnika otworzyła się automatycznie. Stojąc z boku, Owen
patrzył, jak oficerowie oglądają kolorowe segregatory z notat
kami o jego pacjentach.
Dlaczego nie zrobiłem z rym porządku, kiedy była okazja? -
pomyślał z niechęcią. Trzeba było zniszczyć przynajmniej to,
co dotyczyło Lesłie.
-115-
Diane zbliżyła się do ekranu. Adres na naklejce był zaskaku-
jąco łatwy do odczytania. L. BELCARO. REALTY AVENUE,
OCEAN GROVE. NJ 07756. To ten agent nieruchomości, który
zaczepi! ja na parkingu przed gabinetem doktora Messingera
i mówił, że terapeuta powinien trafić za kratki za to. że niszczył
ludziom życie. Choć do tej pory nie zdążyła tego zrobić. Dianę
miała zamiar zadzwonić do Belcaro i porozmawiać z nim.
Wiedziała, że w torebce wciąż ma jego wizytówkę.
Stod s* tam wzięło jego czasopismo? Czy to on urządził sobie
to obozowisko?
Matthew także przyglądał się adresowi. Ło. To en facet,
którego poznałem k.edy w ££
£i
;
s
- Rozmywaliśmy o Carly
Neath. Jeszcze nie było wiadomo, że me żyje. a on już mówi. o
niej w czas.e przeszłym.
Dianę podjęła decyzję.
_ Ja idę do kasyna poszukać Anthony ego.
_ Idę z tobą - powiedział Matthew.
Wybiegli z motelu i ruszyli do samochodu.
- Zadzwoń na policję i powiedz, niech tam przyjadą -Dianę
zawołała przez ramię do Carlosa.
* * *
Do kasyna nie było daleko, ale postanowi, P^^^T Avenue
MaUhew usiadł za kierownicą. Dianę włączyła w &©£ KSto i
zaczęła szperać w torebce w poszuktwamu «fr
Zyt
-"super, mam ja, - Wyjęła komórkę, wybrała numer, który
Lany Belcaro zapisał na odwrocie. Nikt nie: odbierał.
Dojechali do końca promenady. Dianę ,,uz Nb*_ roz-
łączyć. gdy w słuchawce odezwał się rozespany raeskj głos.
-116-
Mb * wiedział gdzie był ten wścibski dzieciak. Nikomu nie
wspominał o tym miejscu.
■
„,^„
t(i
n>
Tu Z okaruł W sy»m tHa** Mayfutd, było przerażające.
Jeśli dziennikarka zgłosi jego zaginięcie, wszyscy rzucą się na
P
°S*^r^ A»thony Mayfiełd nie miał opaski na oczach.
Powie, co - i kogo - widział. Nie. nie może tego zrobić. Na
razie ma knebel w ustach.
-117-
- Szeryfie, dom Messingera jest czysty - zgłosi} przez radio
oficer, gdy obaj z partnerem wrócili do radiowozu.
- Przyjąłem - potwierdził szeryf Alben z kwatery głównej
na posterunku. - A garaż? - zapytał, zakładając, ze policjanci
i lam niczego nie znaleźli.
- Nic, szeryfie. W garażu pusto, w samochodzie też. z wyjąt-
kiem jakichś segregatorów w bagażniku.
- Segregatory, powiadasz? - Mimo chaosu, jaki panował
przez cały tydzień, Alben przypomniał sobie poniedziałkowy
raport z włamania do gabinetu doktora Messingera.
- Tak, takie kolorowe.
- Wróćcie i zarekwirujcie te segregatory. Sukinsyn upozoro-
wał włamanie do własnego gabinetu.
-118-
- Pan Belcaro? Tu Dianc Mayfield. Przepraszam, że dzwo-
nię o tak późnej porze.
- Och, witam, pani Mayfield - powiedział z entuzjazmem. -
Nic nie szkodzi. Jeszcze nie spałem, tylko nie mogłem znaleźć
komórki. Cieszę się. że puni dzwoni. Od naszego spotkania na
parkingu czekałem na ten telefon.
- Nadal chciałabym z panem porozmawiać o doktorze Mes-
singerzc, ale tym razem dzwonię w innej sprawie. Mam na-
dzieje, że może mi pan pomóc, panie Belcaro.
- Och! - W jego głosie wyczuła rozczarowanie, - O co
chodzi?
Nie chciała powiedzieć dużo.
- Mój syn interesuje się fotografią. Zrobił tu, w Ocean
Grove, całą masę zdjęć, fotografuje prawie wszystko, co widzi-
Zdajc się, że wpadł na coś w rodzaju obozowiska, które oczywi
ście uwiecznił. Na zdjęciach zauważyłam czasopismo z pańs-
m
adresem. Tak się zastanawiałam, jak pański magazyn się
la
m
znalazł?
"" Hm bardzo mi przykro, naprawdę, ale me mam clonego
■_;„
s
kad moje czasopismo mogło się tam wziąć.
^Roztniem. Dziękuje za pomoc, panie Belcaro. I jeszcze
«n nrzeDraszam. że nękam pana w domu. Zamyka ac klapkę
telefonu. Dianę uświadomiła sobie, ze
„SŁ pewności, że Belcaro rozmawiał z mą z domu.
IwIdodzwLa się na jego komórkę. Mógł być gdzre-
kol wiek.
Przed mm,. na czarnym
niebie rysował się kontur
wielkiego, ^je^o;wXhodzimydo
ś
rodka?^z
a
pytałMa«hew.
wyjmując latarkę ze schowka w samochodzie
Tak - odparła Dianę. - Boże, błagam etę, spraw, żeby
^ Otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu. RazemM
P1ECZEŃSTWO!, wiszące na rozklekotanym ogrodzeniu. Kie-
dy już znaleźli się w środku, w ogromnej sali, żółty snop światła
Łi oświetlił mokrą betonową podłogę. Matthew skręcał
latarkę na tablicę, informującą, że mieściło s,ę tu lodówko. -
Anthony! - zawołała Dianę. - Anthony, jesteś tu?
* * *
Po drugiej stronie ściany Anthony słyszał glos wołającej go
matki, ale knebel w ustach nie pozwalał mu odpowiedzieć.
* * *
-119-
- Anthony! - zawołała Dianę jeszcze raz.
- Spójrzmy prawdzie w oczy. Dianę. Nikogo tu nie ma, -
Mauhew omiótł przestrzeń snopem światła latarki. - A może
się mylimy? Może Anthony zrobił te zdjęcia gdzie indziej?
- Chyba masz racje - powiedziała Dianę, idąc poprzez gru-
zowisko do wyjścia. - Tylko, gdzie jest Anthony? Wybacz.
Mauhew. ale nie obchodzi mnie. że znowu zniknęła jakaś
dziewczyna. Policja powinna szukać mojego syna. Dlaczego
jeszcze się nie zjawili?
- Nie mam pojęcia, Dianę. Jak wyjdziemy, to jeszcze raz do
nich zadzwonię.
Matthew wyjął komórkę, w tym czasie Dianę odwróciła się
w stronę oceanu i przez chwilę wpatrywała się w fale. Jej myśli
podążyły w kierunku, którego nie chciała. Anrhony chyba nie
poszedłby sam na plażę. Żeby popływać? Raczej nie ma szans.
żeby był tu gdzieś, pod wodą. Chyba.
Dość! - napomniała się w duchu. To w niczym nie pomaga.
Przestań myśłeć jak rozhisieryzowana matka i zastanów się.
dokąd tnógł pójść. Niestety, choć się starała, nie potrafiła opa-
nować natłoku coraz czarniejszych myśli, Dianę przypomniała
sobie o rodzicach dziewczyny, która zaginęła tego wieczoru.
Musieli szaleć z rozpaczy. Myślała o rodzicach biednej Carly
i o tym, jak bardzo teraz cierpieli. A Audrey Patterson? Na
pewno z bólem serca czekała na bezpieczny powrót córki.
Dianę zmusiła się do opanowania paniki. W przypadku Pat-
tersonów wszystko skończyło się szczęśliwie, Lesiie wróciła do
domu cala i zdrowa. Dianę powtarzała sobie, źe jutro będzie
siedzieć obok Anthony'ego, tak. jak siedziała obok Lesiie Pat-
terson, kiedy rozmawiała z nią w dzień po jej uwolnieniu.
Wydawało się, że od tamtego popołudnia upłynęły całe wie-
ki. Dianę nie mogła się wówczas nadziwić, ile człowiek potrafi
zaleźć w 'sobie siły i hartu ducha. Jednego dnia przechodź.
Uo a iuż drugiego potrafi planować przyszłą kanerę.
P
t h
Patterson wspomniała, że chce zdobyć licencję agenta L„nści
Mar/vła o bardziej odpowiedzialnej pracy, któ-
KSSffl.*- -w - •*-
*
,e,etm6w
i omawianiu artykułów biurowych.
Dopiero teraz to do niej dotarto. Na czasop.smte ze zdjęua
A
n? ego widniał adres biura, nie domu Larry'e
g
o Bdcara To
Leshc Patterson mogła zamawiać prasę, jaka przychodna
TSS^S-^ - 7»m numer do Pattersonów
i sprawdź, czy Lesiie jest w domu.
wi^in-
Złapalajego tatarkę i zaczelabiec w stronę ^^f£ la, że musi
znaleźć miejsce, które sfotografował Anthony. Po prostu
należało dokładniej szukać.
♦ * *
Już wcześniej przeszukali ogromną aulę z j^gg* Dianę z
ulgą stwierdziła, że nikogo tam me była Tylko ze z ze^n trz
budynek wydawał się o wiele w.ekszy, Pomado ścianv od
strony oceanu. Za tym murem musiały być jeszcze jak eś
pomieszczenia. Dianę poświeciła latarką po saame szukając
pójścia. Zaczęła krążyć po auli. W pewnym momenoe na
rafila na opartą o ścianę deskę. Odsunęła ją. Okazało *. ze
zapiała S* w murze. Dianę zrobiła krok do przodu i poczuła,
ze nadepnęła na coś miękkiego
Serce podskoczyło jej do gardła, k.edy świato latarki ukaza
ło stareg<Vbrązowego misia, ubranego w sukienkę; , ta% - -
nereł -starsza i bardziej wysłużona wersja m.stow. jakie D.ane
wlSiała w „Lawendzie . Koronkach". Audrey Patterson wspo-
mniała wówczas, że jej córka od la. miała taktego piuszaka.
Dianę pochyliła się nad ciemną dziurą.
- Anthony, odezwij sie, jeśli tani jesteś.- Odpowiedziała jej
cisza. Dianę zawołała więc- głośniej; - Lesiie, jesteś tam?
Wciąż słychać było tylko szum oceanu.
- Lesiie? Lesiie, lu Dianę Mayfteld. Błagam, nie krzywdź
mojego syna.
- Nie podchodź bliżej! - odezwał sie stłumiony głos z dru-
giej strony.
Dianę aż podskoczyła, gdy poczuła na ramieniu rękę. Ode-
tchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że to Matthew.
- Lesiie? Lesiie Patterson lam jest? -zapytał szeptem.
Dianę skinęła głową i położyła palec na ustach-
- Lesiie. błagam cię - zawołała po chwili. Zastanawiała się.
jak wciągnąć dziewczynę w rozmowę. Miała nadzieję, że w ten
sposób odwróci jej uwagę, a ona nie skrzywdzi w tym czasie
Anthony'ego. - Proszę. Lesiie. Czy Anthony jest tam z tobą?
- Nie zbliżaj się. - W głosie słychać było desperację.
- Może zaczekamy na policję? - wyszeptał Matthew.
- Kto wie. kiedy się tu zjawią? - odparła równie cicho Dianę.
- Jeśli ona ma mojego syna, nie będę czekać.
-120-
Jonathan przeszedł promenadą do Bradley Beach, gdzie zna-
lazł lokal, w którym można było wypić piwo, I jeszcze jedno.
A potem kolejne.
Wciąż nie mógł w to uwierzyć. Jak Helen w ogóle mogło
przyjść do głowy, że miał coś wspólnego ze zniknięciem i śmier-
cią Carly Neath? Czyżby własna żona uważała go 2a aż takiego
potwora?
Owszem, poszedł wtedy za Carly. Ale to było zupełnie
niewinne. Szedł za nią aż do jej domu. Potem zauważył jakiegoś
staruszka czającego się na ganku w sąsiedztwie domu Carly,
i trochę się wystraszył. Zanim dotarła na promenadę i ruszyła
;,hurv Park Jonathan zdąży! już zawroctć-Do domu
w blT
onc Asbury Parfc,JQ
wścibskieg0
dziadka.
ze
dł inną «~ *** T?^ przyszła do nich policja, %
P^wda. k.edy "W" J?
P
^
byl w
domu z Helen.
m
&rf o
<^*£g££&, przyzb *. *
kied
y ^^
m
^Z, go za podejrzanego. *
"** :S dTmu Jonathan skręcił w Bath Avenue.
-121-
_ Wyłączę latark, *by jej nie ostrzegać, * się «amy
- wyszeptała Dianę-
m K w murze
. Poru-
myl
«,Kli. by BS!SSS*»****'
sia
„ieHi
ę
wc,em„osc,by opm*.e°
- Stój' W tej chwili się zatrzymaj! krzyc
Matthew wstał i oboje z W&s p»
Rozglądając
s.ebie. Wkrótce zauważyli **^^ J
w
j
eg
o kiesie po ciemnym
betonowym pomieszczeń
mnkl1
'
. >,n,vt7e or/ed nią leżała druga postać, ze
Lesiie klęczała na podłodze przea n^4
ą
^
skrępowanymi rękoma 1 nogami, zaknebowa
V
-
J
^
oczL Lesiie *!+l2£r$ffE2*»**
Wyglądała przy tym jak uboga wer^ J
^
m
je
"
ca
"
u «a„
a
te lei syn też musi tu gdzieś być.
Dianę była przekonana, ze jej W
Włączyła latarkę.
Zatańcz ze mną
-Do diabła z ostrożnością - mruknęła pod nosem. Światło
rozproszyło mrok pomieszczenia. Choć przerażała ją perspek
tywa poznania najgorszej prawdy, Dianę musiała się dowie
dzieć, - Gdzie mój syn. Leslie? Co mu zrobiłaś?
Ale zanim Leslie zdążyła odpowiedzieć, z ust Dianę wyrwał
się krzyk.
- Boże! - Snop światła padł na drugą postać, leżącą kilka
jardów dalej, związaną i zakneblowaną, tak samo jak ta pierw-
sza. Dianę rozpoznała tenisówki, które niedawno wybłagał u
niej syn.
- Anthony! - Rzuciła się do przodu.
- Ani kroku dalej - warknęła Leslie. - Bo Anna zginie.
Przysięgam, ze to zrobię. Poderżnę jej gardło, tak jak ona
swojemu ukochanemu Panu Aksamitkowi.
Dianę poczuła ucisk w klatce piersiowej, Pragnęła podbiec
do syna, ale nie mogła przecież prowokować Leslie, która
wydawała się gotowa zrobić cos" naprawdę potwornego.
- Skąd wiedziałaś, że to ja?- zapytała Leslie, zwracając
w końcu uwagę na Dianę. - Skąd wiedziataś.-że tu jestem?
Dianc starała się zachować spokój.
- Spójrz na to czasopismo. Leslie - powiedziała, wskazując
w stronę koca i chłodziarki. - Widzisz?
- Tak. A co?
- Jest tam nazwisko twojego szefa. Tylko że Larry nie
zamawiał tego tytułu. Ty to zamówiłaś, prawda?
- I po tym się domyśliłaś?
- Nie, ałe nabrałam podejrzeń. - Dianę bardzo powoli zbli-
żała się do dziewczyny. - Zaniepokoiło mnie coś jeszcze. Kiedy
rozmawiałyśmy na promenadzie, powiedziałaś, że Carly już nie
żyła, gdy porywacz zaciągnął ją do altany. Taką inrormację
mógł mieć tylko zabójca. Jeśli policja o tym wiedziała, to z
pewnością nie podali tego do publicznej wiadomości.
Dianę czekała na reakcję, ale Leslie milczała.
- To był błąd. prawda, Leslie? Chciałaś, żeby wyglądało to
„t że porywacz traktował Carly tak samo jak ciebie, z tą iLu* że
W przeżyło, a Carly me.
^B im wściekła, że Carly ukradła mi Shawna. ale wcale «
SSL żeby umarła - złamała s.ę Leslie, - Nikt me ^ -n urna
Ca ly miała zniknąć na trzy dni. tak samo jak ^b^ wreszcie
mi uwierzy** Włożyłam kurtkę nar daS Teby wyglądać
grubiej i żeby Carly mc wyczuła, jak
Lm szczupła I miałam rękawiczki, żeby me czuła mo.ch
StycT^ców. Wymyśliłam historyjkę o ?-£•£*«£ MtafiayŁ
więc musiałam zachowywać s.ę tak. zęby Carly 3,o samo
policji. Ale kiedy przyszłam do kasyn, żeby z mą znowu
zatańczyć, Carly się me ruszała
_ Nie sądzić, że ktoś przypadkiem odkryje twoją kryjówkę,
prawda? - zapytała Dianę, próbując zachęcić Leshe do mó-
Wi
!
m
Nie To że nikt mi nie wierzył, było okropne, ale gdy
aresztowano Arthura Tomkinsa. wszystko
&«%*»?^
skomplikowało. - Głos Leshe zaczął drzeć. -M*J-g znaleźć
Carly, zanim wróciłam. Zostawd odcisk. ?£<£*£ działam, że
z tego powodu zostanie oskarżony. Ja byłam ostroz £££
n^zTuiwtlam śladów. Nawet nauczyłam *£
policja mnie znajdzie. I tym razem tez mtalo ■■jjj* A potem
wyszło, że Arthur będzie musiał zaplactć za coś, czego
"-tęc porwałaś jeszcze jedną dziewczynę, by Uwodnić że to
nie JUur był porywaczem? - Dianę była juz bardzo
blisko koca.
., . . „,„_-
- Tak. porwałam Annę. Myślałam, że gdy zniknie jeszcze
ktoś. policja się przekona, że do więzienia trafi! iuewmn>
człowiek.
„
- Leslie. czyli ty jednak udawałaś. Dlaczego?
Tym razem głos Leslie by) mocniejszy
- Bo chciałam, żeby Shawn zrozumiał, że powinien mnie
łntnńj-i m mnn
lepiej traktować". Nie jestem śmieciem, który można wyrzucić
gdy sic człowiek znudzi. Czytałam te wszystkie historie, wi-
działam to w telewizji. Kobiety, które upozorowały własne
porwanie. Ale one wszystkie popełniły błędy, głupie, drobne
pomyłki, dowodzące, że oszukiwały.
Tak sama jak ty. pomyślała Dianę, ale zatrzymała to dla
siebie. Nie było sensu dobijać Leslie. Najważniejsze to przeko-
nać ją, żeby uwolniła swoich jeńców.
- Leslie, tu Matthew Voigt. - Leslie poderwała się. zaniepo
kojona nieznanym głosem. - Jestem producentem Dianę. Pa
miętasz mnie? Spotkaliśmy się na promenadzie.
Milczenie.
- Chcemy ci pomóc, Leslie. Dzięki nam ludzie zrozumieją,
że lego nie planowałaś.
- Nie. Wszystko stracone. Teraz już nie mam wyjścia. -
Dziewczyna była coraz bardziej zdesperowana.
Dianę oświetliła latarką Anthony'ego. Szarpał się, próbując
wyswobodzić ręce.
- Leslie - przemówiła łagodnie. - Nikt nie pomyśli, że
zrobiłaś to celowo, ale pod warunkiem, że wypuścisz mojego
syna i Annę. Zginęła niewinna kobieta. Nie krzywdź już nikogo
więcej.
- AJe jak ja mam teraz żyć? - zapytała ochrypłym głosem
Leslie. - Wszyscy się dowiedzą, co zrobiłam. Moi rodzice.
Shawn. Wszyscy mnie odrzucą. Odkąd pamiętani, czułam się
odrzucona. Nigdy nie byłam wystarczająco dobra, mądra, ładna.
- Leslie - Dianę ze wszystkich sił starała się zachować
spokój. - Leslie. wszyscy cię zrozumieją. Wierz mi. Wypuść
ich. - Zrobiła krok. potem następny.
Leslie straciła panowanie i zaczęła krzyczeć.
- Stój! Mówiłam ci, żebyś się nie zbliżała! - Wyrwała rękę
spod głowy Anny. Ciało dziewczyny osunęło się na podłogę.
Parząc Dianę prosto w oczy, Leslie przyłożyła brzytwę do
swojej wiotkiej szyi i podcięła sobie gardło.
Epilog
promieni ach słońca wschodzącego nad Oceanem Atlan-
tyckim Dianę stała na piaszczystej plaży, zajej plecami
widać było niszczejący budynek kasyna. Ambony wrocd do u
du i -jak miała nadzieję - smaezme spał. Ermly . Michdlc
obiecały nic spuszczać go z oka, gdy wyjdzie ze swojego pokoju.
Miała przypięty mikrofon i była gotowa do relacji na żywo.
Diunę uśmiechnęła się do Sammy'ego i Gary' ego. którzy uwijali
sie, ustawiając sprzęt. Sammy był tego ranka zadziwiająco
cichy jakby w ten sposób chciał okazać Dianę szacunek *
Ocean Grove było pierwszą informacją w porannym wydaniu Oto
Ameryka. Na pięć minut przed wejściem na antenę Maithew zjawił
się przy Dianę, by podzielić się nowinami, jakich dowie-
dział się od policji.
- Nagle jesteśmy kumplami - uśmiechnął się szeroko. - Po-
wiedzieli wszystko, co chciałem wiedzieć. Po pierwsze. Leslie
żyje. Nie trafiła w tętnicę. Jej stan jest stabilny, przebywa w
Szpitalu Uniwersyteckim.
.
- Całe szczęście, że policja zjawiła się zaraz po tym. jak
podcięła sobie gardło - westchnęła cicho Dianę. - Gdyby się
spóźnili, kto wie, jak by się to wszystko skończyło.
- Cóż obrażenia fizyczne to chyba najmniejszy problem tej
dziewczyny. Leslie czeka teraz prawne piekło. I poważna tera-
pia u dobrego psychologa.
Dianę kiwnęła głową.
- Pewnie zostanie postawiona w stan oskarżenia, wtedy
zeznania psychologa na pewno jej pomogą. Ale, jeśli chcesz
znać moje zdanie, to Owen Messinger powinien zmienić zawód.
Leslie potrzebuje prawdziwej pomocy.
W
- Dobrze powiedziane. Ale dziewczyna teraz się z nim po
żegna - zgodzi! się Matthew. - Wyobraź sobie, że podobno
Messingcr upozorował włamanie do swojego gabinetu. Tak
utrzymuje policja. Twierdził, że skradziono mu wszystkie nota
tki dotyczące pacjentów. Pewnie nic był zadowolony z rezul
tatów terapii, jaką stosował. Zamierzał pozbyć się notatek i ca
łej dokumentacji na lemat fatalnych skutków leczenia, żeby nie
można było tego włączyć do pracy, którą zamierzał opubliko
wać. W ten sposób pozostały mu tylko pozytywne wyniki.
Dianę przypomniała sobie, że terapeuta wspominał o włama-
niu, kiedy przeprowadzała z nim wywiad. To spoikanie przywo-
łało w jej pamięci Larry'ego Belcaro. Biedak, próbował jej
powiedzieć o swoich obawach dotyczących Messingera, ale
w pośpiechu Dianę go zignorowała. I to nie lyłko wtedy, na
parkingu, ale także kilka godzin temu, podczas rozmowy telefo-
nicznej. Zasługiwał na lepsze traktowanie.
- Ach, i jeszcze coś - mówił dalej Matthew. - Anna Caprie
jest już w domu, cała i zdrowa, a Arthur Tomkins został
zwolniony. Nie zapomnij powiedzieć o tynrw komentarzu.
* * *
Dianę marzyła tylko o powrocie do motelu, prysznicu i
drzemce. Zanim jednak zdążyła odpiąć mikrofon, poczuła wib-
rację telefonu.
- „Rozmowa z więzienia federalnego"
Philip zasypał ją pytaniami.
- Dianę, kochanie, nic ci nie jest? Jak Anthony? Właśnie
widziałem cię w telewizji. Jak mogli kazać ci komentować rut
żywo, po tym wszystkim, przez co przeszłaś?
- Skarbie, nie było kogo tu przysłać. Wiesz, ta historia była
chyba nawet lepsza przez to. że uczestniczyłam w tych wyda-
rzeniach. - Odpowiadała na wszystkie pytania, zapewniając go,
że rodzina jest cała i zdrowa.
Rozmowa
L
więzienia federalnego" . Powinienem lam być,
Dianę. Nienawidzę myśli, że me moee być 7. wami. że nie
mogę was chronić. Dianę miała ochotę dodać, że ona też tego
nienawidzi, ale się
T?m>, nic namnie jest-zapewniła. - Wszystko jest dobrze.
_ Gdyby coś stało się tobie albo dzieciom, nie wiem, co bym
zrobił. I tak już was zraniłem. Dianę, jeśli dasz rai szansę,
obiecuję że wam to wszystko wynagrodzę. Przysięgam.
_ Niedługo wyjdziesz, Philip. A potem będziemy powoli
Wtóysiko naprawiać. Spróbujemy. Wciąż cię kocham, i wiem,
że lv też mnie kochasz. To dobry początek.
* * *
- Jesteś gotowa? Podrzucić cię do motelu? ~ zapytał Mat
thew, - Zdrzemnij się. bo potem będziemy musieli popracować
nad materiałem do Wieczornych Wiadomości.
~ Tak /robię. Dobry plan - uśmiechnęła się Dianę.
Matthew zostawił ekipie instrukcje dotyczące popołudnio-
wego spotkania, po czym oboje z Dianę poszli przed siebie
płażą wpięli się po piaszczystym nasypie, zeszli z drugiej
strony promenady, by w końcu dotrzeć do samochodu Matthew.
- Możemy jeszcze wstąpić w jedno miejsce, zanim zawie-
ziesz mnie do motelu? - zapytała Dianę.
- Jasne - powiedział Matthew. - Dokąd?
* * *
Agencja nieruchomości „Surfside" była jeszcze nieczynna
- Może napijemy się kawy, zanim otworzą? - zasugerował
Matthew.
. ,
- Pewnie. Ale tytko bezkofeinowej. Nie chcę później mieć
problemów z zaśnięciem.
- Czy to nie Shawn Osirander? I Arthur Tomkins? - zapyta}
Matthew. gdy znaleźli się w ogródku przed knajpą.
Podeszli do ich stolika. Dianę odezwała się pierwsza:
- Tak się cieszę, że prawda wyszła na jaw, panie Tomkins.
Dobrze, że został pan oczyszczony z zarzutów.
Arthur uśmiechnął się łagodnie i trzy razy zastukał łyżeczki}
w swoją filiżankę z kawa..
- Z tego, co słys/alem, powinniśmy pani za to podziękować
- powiedział Shawn.
- Po prostu cieszmy się. że wszystko dobrze się skończyło,
- Dianę spojrzała na Matthew. - Chyba nadał mamy lę kopertę
od siostry pana Tomkinsa?
- Och, Boże. faktycznie! - Matthew sięgnął do kieszeni
spodni. - Noszę ja, od wczoraj. Shawn, próbowałem cię złapać
wieczorem w „Kamiennym Kucyku", ale barman powiedział,
że wziąłeś wolne.
Shawn pokiwał głową.
- Pojechałem do Spring Lakę spotkać się z rodziną Arthura.-
Shawn objął Arthura za ramię. - Rozmawialiśmy o tym, że
pora, aby rodzina się pogodziła i wybaczyła. Wybieramy się do
nich dziś po południu albo jutro, prawda, Arthur?
Arthur trzy razy skinął głową,
- Jasne, Shawn. Wiesz, że zawsze robię, co każesz.
+ * *
Lany Belcaro otwierał drzwi biura, gdy Dianę i MatUiew
wrócili przed budynek. Agent wydawał się zaskoczony ich wizytą.
- Oglądałem pani reportaż w porannych wiadomościach. Co
pani tu robi. po tak ciężkiej nocy?
- Panie Belcaro. przyszłam pana przeprosić - powiedziała
Dianę.
- Za co?
- Za to, źe tamtego wieczoru, na parkingu, nie miałam czasu.
ieby i panem porozmawiać. I m to, że wczoraj tak późno do
nana dzwoniłam.
,
^ Cóż domyśliłem się. o co chodziło, gdy dziś rano obej-
„aian dziennik. Biedna, mała Leslie. - Larry pokręcił głową.
_ Owen Messinget kompletnie namieszał dziewczynie w głosie
Tak samo jak mojej Jennie. Ale cóż. temu hochsztaplerów!
znowu ujdzie to na sucho. Po prostu nie mogę się i tym
\ Może poczuje się pan lepiej, gdy panu powiem, że Messin-
jrcr okazał się kłamca i oszustem. - Matthew opowiedział o tym.
jak terapeuta upozorował włamanie i kradzież dokumentacji. i
Jeśli to się dostanie do prasy, może pan być pewien, że Owen
Messinger szybko skończy karierę. Nawet gdyby umkną! wię-
zienia czy grzywny, i tak poniesie karę. bo straci wiarygodność
w środowisku zawodowym.
- Chociaż jedna dobra wiadomość - rozpromienił się Larry.
- Modliłem się. żeby ktoś powstrzymał Messingera. Chyba Pan
Bóg w końcu wysłuchał moich próśb. - Agent spojrzał na
zegarek - Przepraszam, aie za parę minut mam spotkanie z
klientem i muszę przygotować listę. Pracuję dla niego od kilku
tygodni musiałem nawet kłamać przed jego żoną. kiedy znalaz-
łaś portfelu moją wizytówkę. Co roku przyjeżdżają tu latem i
wynajmują jeden z tych namiotów, ale on chce kupić w Ocean
Grove dom i zrobić jej niespodziankę.
* * *
Wracając do ..Tańczących Wydm". Dianę czuła się zmęczo-
na. ale zadowolona. Już miała wejść do swojego pokoju, ale
Carl os powiedział, że jej córka czeka w jadalni.
Zastała Michelle przy stole, z talerzem jajecznicy,
kiełbaską i tostem z petnoziaroistego chleba. Dianę usiadła i
zamówiła to samo,
- Dobrze się czujesz, mamo?
- Tak, kochanie, dobrze. A ty?
Michelle upiła duży łyk soku pomarańczowego.
- Ja też. Wiesz, mamo, dużo o tym wszystkim myślałam.
Wstałyśmy z Emily, żeby obejrzeć w telewizji twój reportaż. Ta
Leslie Patterson to strasznie pokręcona dziewczyna.
- To prawda.
- Ciekawe, dlaczego tak jej się poplątało w życiu - powie-
działa Michelle, zagryzając tost.
- Trudno powiedzieć, kochanie. Pewnie było wiele różnych
powodów.
Michelle patrzyła na nią wielkimi oczyma.
- Mamo. nie chce skończyć tak jak ona - wyszeptała.
- Nie musisz. Michelle. Nie musisz. Po prostu koncentruj się
na tym, co jest naprawdę ważne. Dobrze jest dbać o swój
wygląd, ale to niezdrowo wpadać z tego powodu w obsesję.
Kochanie, w życiu liczy się coś więcej niż rozmiar dżinsów.
Kiedy, po zakończeniu rozmowy, wstały od stołu, ich talerze
były puste.
PODZIĘKOWANIA
Od chwili, gdy pierwszy raz ujrzałam pieszczone letnim
słońcem namioty" z kolorowymi markizami, dałam się uwieść
urokowi Ocean Grove. a kiedy poznałam wyjątkową historię
tego pięknego miasteczka na wybrzeżu Jersey, zakochałam się
na dobre. To jedyne w swoim rodzaju miejsce wydawało się
stworzone, by umieścić tam akcję powieści. Wyobrażałam so-
bie moich bohaterów, żyjących - i kłamiących - w tym urok-
liwym miasteczku przepojonym wiktoriańską atmosferą.
Wiedziałam jednak, że sama lokalizacja to za mało. by
stworzyć dobrą powieść. Dopiero gdy Jen Enderlin, wydawca
moich książek, zaproponowała temat-dziewczyny, które pozo-
rują zaginięcie - wszystko zaczęło układać się w spójną całość.
Jen jest prawdziwą pasjonalką. oddaną bez reszty swojej pracy.
Współpraca z nią to wielka przyjemność. Dziękuję Jen i wszyst-
kim w St. Martin's Press, którzy byli tak pomocni: Sałly Ri-
ihiirdson. Matlhew Shearowi. Edowi Gabriellemu. Johnowi
Karle, Johnowi Murphy'emu. Kim Cardascia. Jerry'emu Tod-
dowi. który zaprojektował okładkę, i Tomowi Hallmanowi.
ilustratorowi. Kolejny raz miałam szczęście, korzystać z umie-
jętności redakcyjnych i edytorskich Susan M.S. Brown.
Wiem, że fortuna mi sprzyja, gdyż na mojej drodze postawiła
serdeczną przyjaciółkę, Eiisabeth Demarest. Kiedy wspomnia-
łam Eiisabeth. że piszę powieść, której akcja toczy się w Ocean
Grove. bez wahania przedstawiła mnie swoim krewnym, spę-
dzającym letni urlop w jednym z namiotów. W bezchmurny,
sierpniowy poranek Helen i Mil Thatcher otworzyli przede mną
drzwi płóciennego domku letniskowego i poświęcili cały dzień,
oprowadzając mnie po okolicy i dzieląc się swoją wiedzą,
zdobytą w ciągu wielu lal w tym uroczym miasteczku nad
Oceanem Atlantyckim, Elisabeth, Heien i Mil swoją pomocą
przyczynili się do powstania lej książki, zaskarbiając sobie
moją ogromną wdzięczność.
Opisując nastolatki i młode kobiety, korzystałam z pomocy
mojej córki Elizabeth, która chętnie udzielała mi wskazówek
i dzieliła się swoimi tajemnicami.
Katharine Hayden podzieliła się ze mną swoją wiedzą pra-
wną, pozwalając doprowadzić bohatera za kraty więzienia fede-
ralnego. Choć jest nieprawdopodobnie zapracowaną osobą, za-
wsze znajduje dla mnie czas.
Mój przyjaciel. Rob Shafer z CBS News, podzielił się ze inną
wiedz;) techniczną. Rob. jesteś niezwykle hojny,
Strona internetowa www.maryjaneclark.com nie zaistniałaby
bez Colleen Kenny. Colleen poświęca swój czas i taJent nie
tylko stronie, ale i mnie. Jestem jej zu to bardzo wdzięczna.
Laura Dail, moja nieoceniona agentka, z wielką sympatia
i troską dba o moją karierę pisarska. Dopinguje mnie i wspiera
moje marzenia i nadzieje. L.D., dziękuję za" wszystko.
Wkładu niezależnego redaktora, ojca Paula Holmesa, nie
sposób przecenić. Jego przyjaźń to dla mnie prawdziwe błogo-
sławieństwo. Odkąd się znamy, podsuwa pomysły, wspiera
mnie moralnie i nie szczędzi zachęty. Cieszę się, że „Zatańcz ze
mną" jest, jak na razie, jego ulubioną powieścią.
Dotarłam do końca. Mojej cierpliwej rodzinie i najdroższym
przyjaciołom dziękuję za lo, że wciąż są ze mną. Teraz mogę
wyczołgać się z mroku do światła i zatańczyć.