background image

Prolog

rak  możliwości  widzenia  wyostrzy)  pozostałe  zmysły,
Pogrążona  w  całkowitej  ciemności,  słyszała  jedynie

nieustający  ryk  Oceanu  AUantyck-iego  w  oddali,  a  nad  głową
delikatne trzepotanie skrzydeł. Nozdrza jej drgnęły, gdy po-
wietrzu  wyczula  woń  stęcblizny.  Pod  bosymi  stopami  miała
zimną,  wilgotną  ziemię.  Zacisnęła  pałce  na  mokrym  piasku,
Coś musnęło jej kostkę, zaczęła się modlić, by była to tylko
mysz.

Spędziła  w  tym  wilgotnym  pomieszczeniu  już  trzy  doby.

Czuła, że jeszcze chwila, a postrada zmysły, Z drugiej strony,
kiedy ją odnajdą, jak to sobie cały czas wyobrażała, policja
na  pewno  będzie  ją  o  wszystko  wypytywać.  Jeśli  przeżyje,
musi  być  w  stanie  opowiedzieć  ze  szczegółami  o  tym,  co
zaszło,

Powie, że zostawił ją samą na całe wieki. I że zanim wyszedł.

zakneblował ją, żeby nikt nie słyszał jej krzyków, 1 że opuszczał
knebel tylko po to, żeby przyciskać usta do jej ust.

Policja na pewno będzie chciała wiedzieć, co do niej mówił.

Będzie musiała się przyznać, że już na drugi dzień po porwaniu
przestała  zadawać  mu  pytania,  bo  i  tak  nie  odpowiada!.  Jeśli
czegoś chciał, wyrażał to dotykiem. Dokładnie opowie, jak ją
pieścił i podnosił w górę, jak przygniatał ją swoim ciałem i
dawał do zrozumienia, jak ma się poruszać.

Próbując poskładać wszystkie informacje, jakie musi przeka-

zać  policji,  usłyszała  znajome  burczenie  w  brzuchu.  Zjadła
bardzo  niewiele  ze  skąpych  zapasów,  ale  wcale  się  tym  nie
przejmowała.  Głód  był  jej  starym  znajomym.  Wiedziała,  że
umiejętność zaspokojenia łaknienia minimalną porcją pożywię-

B

background image

nia  była  jej  silną  struną,  choć  rodzice  wcale  tak  nie  uważali.
Podobnie jej dawni przyjaciele, nauczyciele oraz terapeuci z oś-
rodka zdrowia, robiący wszystko, by zawrócić ją z drogi, którą
obrała. Nie dostrzegali tego, co jej wydawało się oczywiste -
niejedzenie  było  idealnym  sposobem  kontrolowania  własnego
życia,

Nasłuchując gołębia gruchającego gdzieś nad jej głową, myś-

lała  o  swoich  rodzicach.  Musieli  umierać  z  niepokoju.  Marna
pewnie płakała, ojciec krążył po salonie i, jak zawsze, gdy był
/denerwowany, co chwilę strzelał kostkami. Ciekawe, czy całe
miasto zaczęło już je j szukać. Modliła się w duszy, żeby tak było.
Miała  nadzieję,  że  wszyscy,  którzy  ją  w  jakikolwiek  sposób
skrzywdzili, urazili czy zranili, zamartwiali się teraz o nią,

Próbowała  się  uspokoić,  kołysząc  się  w  miarowym  rytmie

przypływów  fal.  Wszystko  będzie  dobrze.  Musi  być.  Powie
poJicji, co się mlo, jak bez słowa podciągnął ją, żeby wstała.
Nie  odzywał  się  do  niej,  tylko  pokazał,  czego  od  niej  chciał.
poruszając  się  luż  przy  jej  ciele. Musiała  tańczyć  dla  niego
w ciemności. Cały czas tańczyła, desperacko próbując go zado-
wolić. Tańczyła o życie.

* *■ *

Cztery godziny pobitej. Ocean Grove. New Jersey

George Croft ochroniarz podniósł rękę i oświetlił zegarek na

nadgarstku. Do końca zmiany została mu jeszcze godzina. Pora
na ostatni patrol.

Ruszył  na  obchód  pustymi  alejkami.  Z  kieszeni  munduru

wyjął  chusteczkę  i  wytarł  spocone  czoło  i  kark.  Gdyby  nie
upiornie wysoka temperatura, ta noc niczym nic różniłaby się
od innych w spokojnym i cichym miasteczku nad oceanem. Od
czasu do czasu z mijanych domków dobiegało chrapanie. Prze-
pisy obowiązujące na terenie ośrodka wprowadzały ciszę nocną

o dwudziestej drugiej, więc prawie wszystkie światła były już
zgaszone.  Słońce,  upał  i  słone  powietrze  skutecznie  usypiały
letników.

Ochroniarz  dotarł  do  końca  ulicy  Mt.  Carmel,  przeszedł  na

skróty po trawniku, żeby ostatni raz sprawdzić drzwi Świątyni
i Wielkiej Auli. Ogromne drewniane budowle w wiktoriańskim
stylu byty zamknięte  na cztery spusty.  Oświetlony  krzyż  na
duchu  auli,  wskazujący  drogę  przepływającym  obok  statkom.
rozjaśniał  mrok  nocy  i  sygnalizował,  że  wszędzie  panował
spokój.

Z zadowoleniem stwierdzi!, że wszystko było w porządku.

ale  do  oficjalnego  końca  służby  wciąż  pozostawał  mu  cały
kwadrans. Nie daj Boże, żeby coś się wydarzyło przed drugą
w  nocy,  a  jego  nie  było  na  posterunku!  Na  pewno  straciłby
natychmiast robotę. Ta zaginiona dziewczyna nie mieszkała na
terenie,  który  patrolował,  ale  gdyby  jakiś  wariat  zamierza!
uprowadzić  jeszcze  kogoś  z  Ocean  Grove,  to  na  pewno  nie
podczas jego zmiany!

Rany. ależ gorąco! George marzy! o szklance zimnej wody.

Oświetli! latarką zabytkową drewnianą altankę, osłaniającą stu-
dnię Bersabee, pierwszą, jaką wywiercono w Ocean Grove i
nazwano na cześć biblijnej studni jakubowej, opisywanej w
Starym  Testamencie.  Woda  z  owej  studni  była  dobra  dla
Izraelitów, a z tej w Ocean Grove czerpali założyciele miasta.
Wprawdzie  George  wolał  pić  wodę  butelkowaną,  ale  altanka
wydawała  się  całkiem  dobrym  miejscem,  by  tam  doczekać
końca zmiany.

Od oceanu nie wiała nawet najlżejsza bryza, nocne powietrze

po  prostu  stało  w  miejscu.  Ochroniarz  oświetlił  trawnik  i  nie
spiesząc  się,  szedł  przed  siebie.  Miał  jeszcze  trochę  czasu  do
zabicia. Zauważył, że rozwiązała mu się sznurówka, więc po-
chylił  się,  by  ją  zawiązać,  Kiedy  odkładał  latarkę  na  trawę,
usłyszał szelest, coś jakby drapanie.

Włoski na spoconym karku stanęły mu dęba. George skiero-

background image

wal latarkę w stronę, skąd dobiegał hałas. Zmrużył oczy. próbu-
jąc zidentyfikować 10. co widna!. W altance, na podłodze leżało
coś duiego i, jak sic wydawało, nieruchomego.

Podszedł bliżej. W tym momencie kształt poruszył sie i jesz-

cze  raz  usłyszał  ten  sam  szelest.  Zbliżał  się  powoli  i  bardzo
ostrożnie, w końcu światło latarki odbiło się od bladej twarzy.
Na  podłodze  leżała  kobieta,  zakneblowana  i  /.  przepaska,  na
oczach.

background image

-1-

ianę, idąc pospiesznie Columbus Avenue. przez podeszwy
tiulów czDla rozgrzany chodnik. Kropelki potu spłynęły jej

po skroniach, gdy otarła wilgotne czoło, zaprzepaszczając tym
samym  dwadzieścia  minm.  które  spędziła  przed lustrem  w
łazience,  układając  włosy.  Świeżo  wyprana,  baweł-jm  na
bluzka  przylepiła  jej  stię  do  pleców,  a  wykrochmalony
kołnierzyk zaczynał .smętnie opadać na ramiona. Dzień jeszcze
sie na dobre nie zaczął, a ona już się topiła.

Jak zwykle, denerwowała sie. że sie spóini. Zaczynała żało-

wać.  że  przyrzekła  sobie  chodzić  pieszo  do  pracy.  Przejście
dwudziestu przecznic było ostatnio jedyną formą wysiłku fizy-
cznego. którego tak potrzebowała. Kiedy jej karnet na siłownię
wygasł, nie przedłużała go, bo i tak nie korzystała z sali regular-
nie.  Nie ini.iła  na mc czasu,  a  jeśli  już  go  trochę  znalazła.
uważała, źe powinna spędzać go z dziećmi.

W gorącym powietrzu unosił się ohydny zapach śmieci, które

od  rana  smażyły  stę  rta  słońcu,  czekając,  aż  ktoś  zbierze  je
zchodnika. Dianę z ulgą pomyślała o zbliżającym stę dwutygo-
dniowym urtopie. Będzie cudownie wyrwać się z miasta, byle
dalej od tego zabójczego upału, hałasu, wiecznego pośpiechu
i  Stresu.  Ostatnie  miesiące  były  dła  nich  wszystkich  naprawdę
ciężkie, wręcz brutalne.

Czasami czuła się lak. jakby nic się nie siało, jednak rzeczy-

wistość  szybko  o  sobie  przypominała.  Wystarczyło,  że  spoj-
rzała  na  obgryzającą  paznokcie  Michelłe  czy  na  zgarbione
pJeey  A.nthony'ego.  wpatrującego  się  w  stojące  na  pianinie
zdjęcie ojca. albo gdy w środku nocy jej dłoń trafiała na pustkę
* wielkim łóżku."

Przeszła przez dziedziniec Lincoln Center, zatrzymując się

D

background image

na moment przy dużej fontannie, w nadziei, że orzeźw i ja. powiew
wilgotnego powietrza. Niestety, powietrze stafo w miejscu.

Poprawiła torebkę i ruszyła dalej. Nieważne. Wkrótce ona i
jej dzieci będą gdzieś indziej, w miejscu, gdzie powietrze nie
Mnierdzi. a woda jest zimna i czysta. Cóż. nie będzie to dokład-
nie to, co wcześniej planowali, ale pojadą na te wakacje. Za-
służyli na nie. Potrzebowali ich po tym wszystkim, co przeszli.
W końcu trzeba żyć dalej, nawet bez Philipa. Dianę popchnęła
ciężkie drzwi obrotowe i weszła do holu, z ulgą poddając się
Tali zimnego powietrza. Uśmiechnęła się do umundurowanych
strażników i sięgnęła do torebki po metalowy łańcuszek, na
którym nosiła identyfikator. Wsunęła kartę w czytnik, który
cicho piknął, co oznaczało, że drzwi do siedziby kanału
informacyjnego KEYInfo były otwarte. Wielu korespondentów
oburzało się, że muszą pokazywać identyfikatory. Uważali, że są
na tyle znani, że nie powinno się tego od nich wymagać.
Dianę zupełnie to nie przeszkadzało. Ochroniarze nie mieli tu
lekkiego życia, a dla niej wyjęcie identyfikatora nie było
żadnym wysiłkiem. Nie zgodziła się jedynie nosić lego
czegoś na szyi przez cały dzień.

W sklepiku kupiła herbatę i banana. Podchodząc do długiego

rzędu wind, minęła duże, podświetlone zdjęcia dziennikarzy i
korespondentów  działu  wiadomości  w  stacji KEY  info, po-
grupowane  według  programów,  w  jakich  pracowali.  Z  plakatu
Wieczornych  wiadomości  KEY uśmiechała  się  Eliza  Blake.
Constance Young i Harry Granger szczerzyli zęby w uśmiechu
pod  logo  porannej  audycji Oto  Ameryka. Zrobione  rok  wcześ-
niej zdjęcie z programu Pod lupą przedstawiało Cassiego Sheri-
dana  w  otoczeniu  reporterów  wiadomości.  Dianę  nawet  nie
spojrzała  na  swoją  uśmiechniętą  twarz,  z  dużymi  niebiesko-
szarymi  oczyma  i  nosem,  który,  jak  na  jej  gust.  mógłby  być
nieco prostszy. Zmieniła się. Stres i nerwy, jakie towarzyszyły
jej przez kilka ostatnich miesięcy, dawały o sobie znać. Drobne
zmarszczki w kącikach oczu pogłębiły się, a wokół ust pojawiły

się nowe. efekt nieświadomego marszczenia się. Dianę zauwa-
żyła. że od jakiegoś czasu używała korektora nawet kilka razy
dziennie,  żeby  zatuszować  cienie,  jakie  pojawiły  się  jej  pod
oczami.

Jeszcze  jeden  powód,  dla  którego  należało  wyjechać  na

urlop, pomyślała, naciskając guzik przywołujący windę. Gdyby
tylko mogła wyjechać i choć przez chwilę się zrelaksować, od
razu  zaczęłaby  lepiej  wyglądać.  Wszystkie  reporterki  dobrze
wiedziały,  że  w  tej  pracy  Uczy  się  wygląd.  Oczywiście  męż-
czyźni  też  zwracali  uwagę  na  swój  wygląd,  tyle  że  oni  mogli
sobie pozwolić na siwe włosy, drobne zmarszczki, kilka dodat-
kowych  kilogramów.  Kobietom  absolutnie  to  nie  uchodziło.
Doskonale  zdawały  sobie  sprawę,  że  to  się  tak  prędko  nie
zmieni,  więc  mogły  co  najwyżej  ponarzekać  na  ten  temat.
Owszem, u prezenterek telewizyjnych liczyło się doświadcze-
nie zawodowe, ale to młodość i urodę stawiano na piedestale.

Brzęknął  dzwonek  i  drzwi  windy  otworzyły  się  na  szóstym

piętrze.  Dianę  udała  się  prosto  do  łazienki.  Z  wiszącego  na
ścianie pojemnika wyjęła papierowe ręczniki i delikatnie, by nie
zniszczyć  makijażu,  osuszyła  twarz  i  wytarła tusz  z  kącików
oczu. Gdy próbowała doprowadzić fryzurę do ładu, usłyszała,
że otworzyły się drzwi kabiny za jej plecami.

- Cześć. Susannah - przywitała się Dianę.
Młoda kobieta podeszła do sąsiedniej umywalki i wycisnęła

na dłoń odrobinę mydła w płynie.

- Hej, Dianę. Też ci tak gorąco?-Susannah uśmiechnęła się

krzywo do odbicia Dianę w lustrze.

Dianę miała ochotę ponarzekać na swoje oklapnięte włosy

i upiorną drogę do pracy, ale się powstrzymała. Wiedziała, że
byłby to nietakt. Susannah oddałaby wszystko, żeby być na jej
miejscu.

- Dzięki ci. Boże, za klimatyzację. - odparła Dianę, usuwa

jąc  ze  szczotki  kilka  długich  włosów  w  kolorze  popielatego
blondu. Schowała szczotkę do torebki i wyjęła z kosmetyczki

background image

mały pojemnik  z lakierem  do włosów. -  Od jutra mam urlop.
Jadę z dziećmi do Wielkiego Kanionu. Pewnie tam też będzie
gorąco, ale przynajmniej nie tak parno jak tutaj.

- To cudownie! - powiedziała z entuzjazmem Susannah,

-  Zdążyłaś  zebrać  przed  wyjazdem  wszystkie  niezbędne  infor
macje? Jeśli chcesz, mogę się tym zająć.

I  to  w  niej  było  najlepsze,  pomyślała  Dianę,  potrząsając

pojemnikiem.  Susannah  była  pełna  zapału,  zawsze  chętnie
wszystkim pomagała. Bóg jeden wiedział, że miała swoje po-
wody do rozpaczy i niezadowolenia, ale nigdy nie odgrywała
roli  ofiary.  Może  wiedziała,  że  nic tak  ludzi  nie  odstrasza  jak
wieczne użalanie się nad sobą.

- Och,  Susannah,  jesteś  cudowna,  ale  dziękuję,  niczego  mi

nie  potrzeba.  Zamierzam  rozsiąść  się  wygodnie  i  pozwolić
przewodnikom  wykonywać  swoje  obowiązki.  Marzę  o  wakac
jach.  na  których  nie  będę  musiała  oglądać  map.  ani  brać  na
siebie  odpowiedzialności,  a  jedyne  decyzje,  jakie  będę  pode
jmować, to które szony włożyć rano. Chcę przez dwa tygodnie
wypoczywać z moimi dziećmi, a ktoś inny niech się martwi, jak
mamy spędzać czas.

Dianę  zaczekała,  aż  asystentka  znajdzie  się  przy  drzwiach

łazienki,  dopiero  wtedy  spryskała  włosy  lakierem.  Ledwo  za-
pachaerozolu rozszedł się w powietrzu, usłyszalagfosSusannah.

- Chyba powinnam cię ostrzec, Dianę. Joel cię szuka.
- Nie wiesz, czego chce? - zapytała Dianę, zamykając poje-

mnik z lakierem. Ale Susannah już nie było.

Detektyw  o  kamiennym  obliczu,  stojący  w  nogach  szpital-

nego łóżka, dokładnie zapisywał każde słowo Leslie Patterson.

- Ile razy mam panu powtarzać? - zapytała podniesionym

2  frustracji  głosem. -  W  ogóle  nie  widziałam  jego  twarzy.
Mówię prawdę. Nie widziałam go.

Czekała na reakcję, ale twarz detektywa niczego nie zdradza-

ła. Sposób, w jaki w kolko zadawał lo samo pytanie, pozwolił
się domyślać, że mężczyzna jej nie wierzył.

- Panno  Patterson,  zacznijmy  jeszcze  raz,  od  początku,

O północy spacerowała pani promenadą, tak? - Detektyw nie
kryl sceptycyzmu. - Często chodzi pani sama na spacery w środ
ku nocy?

- Już panu tłumaczyłam. Pokłóciłam się z moim chłopakiem

i  chciałam  przez  chwilę  pobyć  sama,  żeby  przemyśleć  parę
spraw. Miałam nadzieję, że spacer pomoże mi zebrać myśli albo
chociaż zmęczy mnie na tyle, że będę mogła zasnąć.

- Pani chłopak nazywa się Shawn Ostrander, zgadza się?

- Tak. to też już mówiłam. - Sięgnęła po łyżkę, leżącą na

tacy ze śniadaniem i zaraz odłożyła ją na miejsce. Pielęgniarka
uważała,  że  robi  Leslie  przysługę,  przynosząc  posiłek,  gdy  ta
czekała  na  wypisanie  ze  szpitala. Akurat  to  zjem, pomyślała
Leslie i z westchnieniem odsunęła stolik na kółkach, na którym
"zostało nietknięte jedzenie,

- Shawn powiedział, że nie chce pani więcej widzieć, tak?
zapytał łagodnie detektyw. - Tak. 1 że poznał kogoś. -
Leslie przez chwilę wpatrywała w czerwone ślady, jakie
na jej nadgarsdtach zostawiły plastikowe kajdanki, po
czym przykryła się pod samą szyję.

Pod szpitalną kołdrą, gdzie nie sięgał wzrok detektywa. z

całej siły uszczypała siew udo. Nie miała pod ręką agrafki ani
żadnego ostrza, więc musiała poradzić sobie inaczej. Ścisnęła
w palcach skórę i przekręciła, żeby poczuć znajomy pulsujący

ból. Jej twarz nawet nie drgnęła. - To musiało

zaboleć. Leslie niespokojnie zamrugała powiekami.
Przez moment myślała, że mężczyzna jakimś cudem
zauważył, że się szczypała. ale zaraz uprzytomniła
sobie, że miał na myśli ból, jaki wywołała wiadomość
o tym. że Shawn kogoś miał. - Tak, zabolało. Kocham
Shawna. - Leslie jeszcze raz boleś-

t

I

background image

nie ścisnęła fałdę skóry. Tym razem oczy zaszły jej łzami. Nie
z powodu bólu, ale na myśl o tym. że mogła stracić Shawna. Czy

nie zdawał sobie sprawy, że nikt nigdy nie będzie go kochał tak
jak ona?

- Leslie, czy chciała pani, żeby Shawn się o panią martwił?

Żeby  uświadomił  sobie,  jak  bardzo  mu  pani  brakuje,  i  może
zmienił decyzję o zerwaniu? Miała pani nadzieję, że gdy znik-
nie na kilka dni, Shawn do pani wróci?

Leslie zastanawiała się nad odpowiedzią. Tak, chciała, żeby

Shawn się o nią martwił. Tak, kiedy przez trzy dni i noce tkwiła
w  mokrej,  ciemnej  norze,  miała  nadzieję,  że  Shawn  za  nią
tęsknił. Uczyła, że koszmar, przez jaki przechodziła, opłaci się,
bo uświadomiwszy sobie, że może ją stracić na zawsze, Shawn
zrozumie, że kocha ją tak samo. jak ona jego.

Ale  gdyby  powiedziała o tym detektywowi,  potwierdziłaby

tylkojego podejrzenia, że ukartowała to trzydniowe zniknięcie,
żeby zdobyć choć odrobinę zainteresowania. Nie chciała, żeby
tak myślał.

- Proszę posłuchać, ktoś mnie porwał, związał, zasłonił mi

oczy, zakneblował usta i zostawił w jakimś dziwnym miejscu na
trzy  dni.  Detektywie,  odnoszę  wrażenie,  że  mnie  pan  o  coś
oskarża, podczas gdy powinien pan szukać przestępcy.

- Szukamy go. niech mi pani wierzy. Nie ja jeden pracuję

nad  Lą  sprawą.  Zajmują  się  nią  najlepsi  oficerowie  wydziału
policji  w  Neptune.  Może  być  pani  pewna,  że  wszystko  wyjaś-
nimy. -  Coś  w  głosie  detektywa  sprawiało,  że  jego  słowa
brzmiały raczej jak groźba niż zapewnienie.

Otworzyły się drzwi i do sati wszedł lekarz, który ją wcześ-

niej badał. Zatrzymał się w nogach jej łóżka i, zanim przemówił,
przez  chwilę  wpatrywał  się  w  swój  notatnik.  Spojrzał  też  na
gliniarza.  W  przypadkach  gdy  prowadzono  śledztwo,  policja
miała takie samo prawo znać wyniki badan jak pacjent.

-  Nie  potwierdziło  się  podejrzenie  o  gwałt.  Lesłie,  miała

pani szczęście. Wprawdzie twierdziła pani, że nie została zgwa-

łcona. ale zawsze lepiej zrobić odpow iednie badania. W takich
sytuacjach  nigdy  nie  można  mieć  pewności.  Mógł  podać  pani
jakieś narkotyki albo ogłuszyć i nawet by pani o niczym nie
wiedziała. - Lekarz uśmiechnął się łagodnie i położył jej rękę
na  ramieniu. -  Wyniki  badań  są  dobre.  Pod  względem
fizycznym nic pani nie jest. Zadrapania na nadgarstkach i no-
gach  znikną  w  ciągu  kilku  dni.  Rany  w  kącikach  ust  także.
Może pani wracać do domu, Leslie. Będzie pani jednak musiała
z  kimś  porozmawiać,  żeby  psychicznie  dojść  do  siebie.  Jeśli
pani  chce.  mogę  kogoś  polecić.  Mamy  na  oddziale  kilku  zna-
komitych terapeutów.

- "Dziękuję,  mam  już  terapeutę.-  Leslie  pokiwała  głową.

Wiedziała, że protestowanie nie miało sensu. Oczywiście, wró
ci na terapię i opowie doktorowi Messingerowi tę samą bajkę.
którą  teraz  opowiadała  lekarzowi  z  izby  przyjęć.  Nie  miał
najmniejszego pojęcia, że przez cały ten czas szczypała się pod
szpitalną kołdrą.

"

3

-

Choć w sierpniu większość producentów programów infor-

macyjnych  grała  w  golfa  w  Hamptons  albo  wypoczywała  na
południu  Francji, Joel Malcolm  siedział  za  biurkiem  i  pilotem
przerzucał kanały w sześciu telewizorach, wiszących na ścianie
jego biura.

- Och, dobize, że jesteś - powiedział, gdy Dianę zapukała

w  otwarte  drzwi.  Kiwnął  ręką  zapraszająco  i  wskazał  jeden
zmonitorów. Na ekranie pojawił się pasek informacyjny z napi
sem OCEAN GROVE, NEW JERSEY. Reporter na żywo relac
jonował  coś  z  plaży,  za  jego  plecami  widać  było  ocean.  Męż
czyzna  miał  rozpięty  kołnierzyk  koszuli,  jego  twarz  była  czer
wona, a fryzura nawet nie drgnęła. Skoro nie było wiatru, który
poruszałby włosy tego faceta, to znaczyło, że na plaży, mimo iż
tak blisko oceanu, musiało być zabójczo gorąco.

background image

- Słyszałaś o tej zaginionej dziewczynie z wybrzeża Jersey?

- Joel wskazał telewizor.

- Nie  interesowałam  się  tak  bardzo  tą  historią -  przyznała

Diane. siadając na skórzanej sofie. - Założę się. że zaraz mi
o wszystkim opowiesz.

Jeśli Joel wyczuł jej sarkazm, to nie dał tego po sobie poznać.
- Cóż,  dziewczyna  znikła  na  trzy  dni  i  nagle  wczoraj  się

odnalazła.  Matthew  dowiedział  się  nieoftcjalnie  od  policji, ,-c
podejrzewają, iż dziewczyna sama to wymyśliła. Ukartowała to
cale porwanie. Najprawdopodobniej mamy do czynienia z praw
dziwą wariatką,

Diane poczuła, że jej puls przyspiesza. Zaczyna się, pomyś-

lała. Dwoje reporterów Pod lupą jut pracowało nad podobnymi
historiami. Joel tylko czekał na pojawienie się jeszcze jednej.
W Michigan studentka college*u zniknęła na sześć dni, a potem
powiedziała policji, że została porwana i że napastnik grozi! jej
nożem. W Oregonie matka zgłosiła zaginięcie dwóch nastolet-
nich  córek,  po  tym,  jak  po  wejściu  do  ich  pokoju  znalazła
zakrwawioną  pościel  i  wybitą  szybę  w  oknie.  Natychmiast
rozpoczęto gorączkowe poszukiwania, choć policja od począt-
ku  była  przekonana,  że  dziewczyn  wcale  nie  porwano,  tylko
same to wszystko wymyśliły.

Diane  byta  dziwnie  pewna,  że  Joel,  w  swej  przewrotności,

potrzebował jeszcze jednej zagubionej duszyczki, najlepiej z
dobrą, medialną historią. Nowa twarz, w samą porę na otwarcie
nowego sezonu we wrześniu.

- Diane,  to  dla  nas  idealna  historia.  Trzecia  dziewczyna,

która podnosi fałszywy alarm. Zrobisz ten temat.

- Joel. od jutra mam urlop - powiedziała, zakładając nogę na

nogę i próbując zachować spokój, Pewnie po prostu zapomniał
o tym. że przez najbliższe dwa lygodnie Diane miało nie być
w pracy. Ale w głębi duszy wiedziała, że Joel wcale nie zapom-
niał. Nigdy o niczym nie zapominał.

- To ważne, Diane. Urlop chyba może zaczekać, prawda?

- Nie, nie może. Od miesięcy planuję ten wyjazd.
- Masz ubezpieczenie podróżne?

Diane miała ochotę skłamać, ale szybko doszła do wniosku.

że  lepiej  nie.  Kłamstwo  zawsze  prowadziło  do  następnego  i,
prędzej  czy  później,  prawda  zwykle  wychodziła  na  jaw.  To
przez kłamstwa Philip miał tyle problemów.

- Tak się składa, że mam. Wykupiłam na wypadek,  gdyby

któreś z dzieci zachorowało, a nie po to, by odwoływać wyjazd
na zachód, żebym mogła więcej pracować.

Joel zmarszczy! czoło. Ten grymas onieśmielił już niezliczo-

ną liczbę reporterów i producentów przed Diane. Twórca i pro-
ducent  nagradzanego  programu  informacyjnego  był  legendą
telewizji. Wszystko, co osiągnął w ciągu czterdziestu lat pracy
dziennikarskiej, zawdzięcza! bystremu umysłowi, wielkiej spo-
strzegawczości i uporowi, Po prostu nigdy, ale to nigdy się nie
poddawał. Od samego początku kariery w tym biznesie, jeszcze
w  czasach,  gdy  głównym  nośnikiem  był  film,  a  nie  kaseta
wideo, wiadomości czekały godzinami, a nawet całymi dniami
na  emisję,  bo  od  rozkładu  lotu  samolotów  zależało,  kiedy
materiał dotrze do Nowego Jorku, skąd można go było przeka-
zać reszcie kraju, w czasach, gdy nie było satelitów i telefonów
komórkowych, a na biurkach nie stały komputery - już wtedy
Joel mia! obsesję na punkcie kontrolowania. Od samego począt-
ku w tym zawodzie chciał robić wszystko po swojemu i przy-
wykł dostawać to. czego chciał.

- Zmieniając na moment temat. Diane... - Sięgnął po długo-

pis i zaczął coś gryzmolić w żółtym notesie leżącym na biurku. -
O ile dobrze pamiętam, za kilka miesięcy będziesz przedłużać
umowę, prawda?

- Tak.  w  styczniu -  odparła,  zaciskając  usta.  Podstępny

łajdak. Nie grał fair. Joel znał jej sytuację i teraz bezczelnie to
Wykorzystywał. Wszyscy w KEY Info wiedzieli, co się stało
z  Philipem.  Pisały  o  tym  nowojorskie  gazety  i  portale  inter-
netowe. mówili w wiadomościach w ich stacji telewizyjnej

background image

i radiu. Fakt. ze Joel wykorzystywał jej nieszczęście, by dostać
to, czego chciał, nie powinien być dla niej zaskoczeniem, a
jednak jego bezczelność wprawiła ja. w osłupienie.

Joel  wiedział,  że  sama  utrzymywała  rodzinę,  a  jej  pensja

musiała  wystarczyć  na  jedzenie,  ubrania  i  wszystkie  opłaty.
Odkąd zabrakło Philipa. fundusze, jakimi dysponowała, znacz-
nie  się  skurczyły.  Choć  Joel  nie  powiedział  tego  głośno, dla
Dianę było oczywiste, że uzależnił przedłużenie umowy - a co
za lym idzie, bezpieczeństwo finansowe jej rodziny - od tego,
czy wykona jego polecenie. Bardzo ja tym uraził.

- Cóż, Dianę, sama dobrze wiesz, jak jest. Zarząd zapewne

przyjdzie  z  tym  do  mnie.  Będą  chcieli  poznać  moje  zdanie.
zanim  zwrócą  się  do  tego  twojego  agenta,  który  z  pewnością
skorzysta z sytuacji i zacznie domagać się podwyżki za obsługę
swojego najlepszego klienta, gwiazdy telewizyjnej. Joel rzucił
długopis na  notatnik. -  Oczywiście chciałbym  im  powiedzieć,
jak  bardzo  cię  cenimy  w KEY  Info, i  że  miejsce Pod  lupą
w rankingach oglądalności uzależnione jest od tego, czy twoja
piękna twarz pojawia się na ekranie. Chciałbym moc im powie
dzieć,  że  musimy  cię  zatrzymać  między  innymi  dlatego,  że
potrafisz lak świetnie pracować w grupie.

Dianę oparła się na sofie,

- Posłuchaj,  Joel.  Dlaczego  nie  chcesz  mnie  zrozumieć?

Przecież wiesz, ile przez te ostatnie miesiące przeszliśmy ja
i  moje  dzieci.  Potrzebuję  tego  urlopu,  Musimy  na  chwilę  wy
jechać.

Joel rozparł się w fotelu i patrzył na sufit, a jej przez moment

wydawało się, że producent rozważa jej prośbę.

- Coś  ci  powiem -  odezwał  się  w  końcu. -  Jeśli  chcesz

zabrać  dzieciaki  ze  sobą,  proszę  bardzo.  Co  więcej,  znajdę
sposób, żeby za nie zapłacić z naszego budżetu.

- Joel.  Ty  chyba  żartujesz.  Michelle  i  Anthony  liczą  na  te

wakacje. To jedyna rzecz, jaka od tamtego wydarzenia wzbu-
dziła ich entuzjazm. Wyjazd do Ocean Grove to żadne wakacje,

przynajmniej  dla  mnie.  Będę  się  ciągle  martwić,  że  pracuję.
apowinnam spędzać czas z dziećmi.

Joel pochylił się do przodu i spojrzał jej prosto w oczy.

-  Nie.  Dianę,  nie  żartuję.  To  moja  ostatnia  oferta,  Mogę

gobie  na  nią  pozwolić tylko  dlatego,  że Pod  lupą miał  takie
dobre notowania w ubiegłym sezonie, więc dział finansów nie
będzie  mi  truł  głowy,  gdy  zarezerwuję  kilka  dodatkowych
pokoi.  Jeśli  chodzi  o  ciebie,  to  jestem  przekonany,  że  jakość
twojej  pracy  na  tym  nie  ucierpi.  Jesteś  profesjonalistką.  Po-
trafisz  pogodzić  oba  światy.  Oczywiście,  pod  warunkiem,  że
tego chcesz.

Wiedziała, że Joel dokładnie zdaje sobie sprawę z tego, że nie

chciała.  Wiedziała  też,  że  zupełnie  go  to  nie  obchodziło.  Po
prostu zależało mu tylko na jednym - na oglądalności. Dodat-
kowe wydanie Pod lupą przyciągnie widzów, a co za tym idzie.
zwiększy wpływy z reklam, bo większa oglądalność oznaczała
wyższe  stawki  za  spoty.  Tylko  o  to  mu  chodziło.  Jego  ego
domagało  się.  by Pod  łupą nadal  pozostawał  najważniejszym
programem  informacyjnym,  oglądanym  w  całym  kraju.  Aby
zaspokoić własne ego, Joel nie cofał się przed niczym, zwłasz-
cza gdy uważał, że okazja tego wymaga.

Dianę  wstała  z  sofy.  Wiedziała,  że  przegrała.  Nawet  nie

chciała sobie wyobrażać chwili, kiedy przekaże tę informację
dzieciom.  Cóż.  będą  musiały  się  pogodzić  z  nieuniknionym,
Szkoda,  że  tak  wcześnie  zaczęły  poznawać,  co  to  prawdziwe
życie, ale co było robić. Nie dało się tego uniknąć, podobnie jak
bolesnych lekcji, które odebrały niedawno. Odwołanie wyjazdu
na wakacje było jeszcze jednym ciosem, ale w porównaniu
z całą resztą to drobiazg.

Gdzieś kiedyś czytała, że z dzieci, które miały trudne dzieciń-

stwo,  mogą  wyrosnąć  zdrowi  dorośli,  wzmocnieni  doświad-
czeniem.  albo  nieprzystosowani  odszczepieńcy.  Dianę  co  noc
modliła się, żeby to drugie nie spotkało jej dzieci i żeby Mi-
chelle i Anthony wynieśli z dziecięcego doświadczenia naukę

background image

i siłę. Chciała, żeby wiedzieli, że życie, mimo porażek, toczy się
dalej  i  żeby  ta  wiedza  wyszła  im  na  dobre.  Modliła  się,  by
potrafili docenić przykład, jaki im dawała jako samotna matka
dbająca  o  rodzinę  i  robiąca  wszystko,  co  w  jej  mocy,  by  ich
utrzymać.

Nie miała wyboru. Ojciec siedział w wiezieniu. Była jedyną

osoba, jaką miały.

- 4 -

Helen Richey zmiatała piasek z drewnianej podłogi na ganku.

Szuranie miotły działało na nią uspokajająco. Przypominało jej
dzieciństwo.  Rodzice  każdego  lata  zabierali  ją  i  jej  siostry  na
wakacje  tu.  do  Ocean  Grove.  Od  pierwszego  weekendu  po
zakończeniu  roku  szkolnego  aż  do  Święta  Pracy"  mieszkali
w  namiocie,  na  terenie  ośrodka  Wspólnoty  w  Modlitwie  w
Ocean Grove.

Namioty  o  ścianach  z  grubego  płótna  były  całkiem  duże:

cztery  na  pięć  mcu-ów,  z  uroczym  gankiem  i  niewielką  drew-
nianą przybudówką na tyłach. W środku byl prąd, bieżąca woda,
niewielka, ale dobrze wyposażona kuchnia, toaleta oraz prysz-
nic.  Reszta,  czyli  meble,  dywany,  pościel,  zastawa  stołowa,
obrazy na ścianach, a nawet  klimatyzacja, zależała  od fantazji
letników.  Niektórzy  przywozili  radia  i  telewizory,  ale  rodzice
Helen nigdy się na to nie zgodzili. Nalegali, żeby dziewczynki
choć przez wakacje trzymały się z daleka od ryczącego pudła.
jak nazywał telewizor ich ojciec.

Po  porannych  zajęciach  w  szkółce  biblijnej  dla  dzieci  jedli

lunch w ich domku, oddalonym o dwie ulice od Oceanu Atlan-
tyckiego, a potem szli całą rodziną na plażę, wyposażeni w ręcz-
niki i tony plastikowych zabawek i foremek do piasku. Mama

* W USA Święto Pracy przypada w pierwszy puniedziatek września (przyp

tłum,).

rozkładała leżak, do aluminiowego oparcia mocowała ogromny
parasol  i  oddawała  się  lekturze  czasopism  i  kieszonkowych
wydań popularnych powieści, od czasu do czasu  pokrzykując
ostrzegawczo na córki, które bawiły się przy brzegu. Czasami
plażę zalewały ogromne lale. kiedy indziej panował spokój, ale
kopanie w piasku, budowanie zamków i fos zawsze sprawiało
im radość. Podobnie jak zastanawianie się, czy wybrać lody
w watlu, czy na patyku.

Marzyła  o  takich  wakacjach  dla  Sarah  i  Hannah.  Proste,

beztroskie  tygodnie  zabaw  na  słońcu,  świeże  powietrze  i  za-
chwycający ocean, a w międzyczasie nauka o Bogu i pierwsze
próby  zrozumienia,  co  znaczy  życie  w  społeczności.  Helen
uważała, że wakacje spędzane w ośrodku w Ocean Grove nie
bvlv czasem  straconym.  Stanowiły  świetne  podwaliny  doros-
łego życia. Szkoda, że Jonathan nie chciał tego zrozumieć.

Jej  mąż  wprost  nie  znosił  Ocean  Grove.  Twierdził,  że  to

najnudniejsze miejsce na świecie. Ale Helen wiedziała, że nie
chodziło  o  samo  miasto.  Jej  mąż  tak  naprawdę  nienawidził
życia w namiocie kempingowym. Denerwowały go prymityw-
ne.  klaustrofobiczne  warunki  mieszkaniowe.  Marzy!  o  domu
albo apartamencie w innej części miasteczka, w miejscu, które
nie kojarzyłoby się ze wspólnotą retigijno-kempingową,

Przez całe lato zdobywał się na opuszczenie ich domu w Pa-

ramus tylko w weekendy. Tego dnia Jonathan zamierzał wyjść
wcześniej z pracy i stawić czoło piątkowym korkom na Garden
State Parkway. by spędzić cały weekend z żoną i dziećmi w
płóciennym domku przy Bath Avenue. Helen nie mogła się
już  doczekać,  aż  będą  wszyscy  razem,  a  jednocześnie  była
pełna obaw.

Namioty stały bardzo blisko siebie, prawie na wyciągnięcie

fcki. Czasami, gdy ktoś z letników kichnął, sąsiedzi krzyczeli
„na zdrowie!". Jeśli Jonathan się zdenerwuje i zacznie mówić
podniesionym  głosem,  wszyscy  wokół  dowiedzą  się  o  jego
niezadowoleniu. Już nieraz, gdy sytuacja stawała się napięta,

background image

Helen musiała wsiąść z nim do samochodu, by tam wyjaśni u
nieporozumienia.

Skończywszy zamiatanie, zeszła z ganku, by obejrzeć kwia-

ty.  które tuż  po przyjeździe zasadziła razem  z córkami  wokół
domku. Czerwone krzaki geranium, białe niecierpki i fioletowe
żeniszki wyznaczały granice ich działki. Stanowiły dopełnienie
amerykańskiej flagi, powiewającej na drewnianym słupie, pod-
trzymującym  pasiastą  markizę  nad  gankiem.  Niecierpki  źle
znosiły  upat,  drobne  białe  kwiatki  omdlały  i  zaniknęły  się.
Helen  już  miała  iść  do  kuchni  i  nalać  wody  do  konewki,  gdy
usłyszała, że otwarły się drzwi sąsiedniego domku.

- Witaj, moja droga - odezwała się drobna staruszka.
- Dzień dobry, pani Wilcox. Jak się pani dziś miewa?
- Och. całkiem dobrze - zaskrzypiała wysokim głosem. -

Trochę zesztywniały mi kości, ale poza tym czuję się całkiem
dobrze.

- Wyspała się pani? - zapytała Helen, odgarniając z ramion

miodowoztote włosy i zawiązując je wysoko na karku.

- Niebardzo. W nocy było za gorąco.
- Kiedy w końcu kupi pani klimatyzator, pani Wileox?- Helen

nie czekała na odpowiedź. - Jonathan przyjeżdża dziś po połu-
dniu. Mógłby go dła pani kupić i zamontować w weekend. -Już
składając tę propozycję, zaniepokoiła się, jak zareaguje jej mąż.

- Nie wiem. moja droga. Zawsze byłam przeciwna instalo-

waniu  tu  klimatyzacji.  Bryza  od  oceanu  zwykle  nam  wystar-
czała, ale w tym roku jesi inaczej, Przyjeżdżamy tu z Herbertem
od  trzydziestu  dziewięciu  lat  i  oboje  nie  pamiętamy  takich
upałów. - Kiwnęła głową w stronę namiotu. - Herbert właśnie
się zdrzemnął. On też nie mógł w nocy spać. Wstał wcześnie
i poszedł na spacer po gazetę. Podobno wszyscy w Nagle mówią
tylko o tej młodej Patterson.

Helen bardzo przygnębiły słowa sąsiadki.

- Znalazła się? Nic jej nie jest? - zapytała z niepokojem.
Pani Wilcox pokręciła siwą głową,

.

- Nie, jest cała i zdrowa. Znalazła się. Ale policja uważa, że

nikt jej nie porwał. Twierdzą, że dziewczyna sama to wszystko
wymyśliła, żeby zwrócić na siebie uwagę.

- Och, to okropne. Okropne i bardzo smutne.

Wszyscy w miasteczku śledzili losy zaginionej młodej kobie-

ty, mieszkanki Ocean Grove, LesLie Patterson mieszkała z ro-
dzicami  przy  Webb  Avenue.  Poprzedniego  wieczoru  Helen
poszła  tam  z  córkami  zapalić  świeczki przed  ich  uroczym
domem w wiktoriańskim stylu. W drodze powrotnej skorzystała
z okazji, by przypomnieć córkom o niebezpieczeństwie, jakim
grozi rozmawianie z nieznajomymi.

Mimo  duszącego  upału  Helen  nagle  poczuła  dojmujący

chłód. Choć urodziła się i dorastała w miasteczku, które Helen
uważała  za  raj  na  ziemi.  Leslie  Patterson  była  niespokojnym
duchem.  To  spostrzeżenie  przeraziło  ją  jeszcze  bardziej,  gdy
pomyślała  o  swoich  córeczkach,  plęcio-  i  sześciolatce,  które
pewnie w tym  momencie w szkółce biblijnej śpiewały „Jezus
jest  twym  przyjacielem".  Cóż.  tak  to  już  jest,  że  choć  rodzice
hardzo się starają i chronią swoje dzieci przed niebezpieczeń-
stwem, one czasami po prostu schodzą na złą drogę.

.,

Wychodząc z biura producenta, Dianę starała się zachować

obojętną  minę.  choć  wszystko  w  niej  się  gotowało.  Czuła  się
urażona tym, że została pozbawiona możliwości wyboru i zmu-
vona do podjęcia zlecenia w Ocean Grove. Drażniło ją. że Joel
ttiał  władzę  nad  jej  losem.  Ktoś  inny  pewnie  wysłałby  go  do
diabła, ale ona nie bvła lak odważna. Ani tak głupia.

Nic mogła ryzykować, że nie przedłużą z nią umowy. Świa-

tem  rządziła  twarda  ekonomia,  przemysł  coraz  szybciej  się
rozwijał,  nowe  technologie  sprawiały,  że  coraz  trudniej  było
dostać sensowną pracę. Z roku na rok zmniejszała się liczba
osób potrzebnych do zrealizowania programu telewizyjnego.

background image

Czasy,  w  których  doświadczony  korespondent  mógi  spełniać
własne  ambicje  i  przechodzić  z  jednej  stacji  do  drugiej,  już
dawno minety.

Tęskniła  za  stabilizacją  ekonomiczną,  do  jakiej  przywykła.

Przy  mężu,  przynoszącym  do  domu  imponującą  pensję,  jej
niewiele niższe zarobki byty wisienką na torcie. Rodzina Mayfie-
Idów korzystała z życia. Olbrzymi apartament na Manhattanie.
mały, ale za to położony w malowniczym Amagansett, domek
letniskowy, prywatne szkoły dia dzieci. Tak było, zanim posta-
wiono Philipa w stan oskarżenia. Zanim ich świat się zawalił.

Czasami nie mogła uwierzyć, jak szybko wszystko.się zmie-

niło.  Właśnie  minęło  cztery  lata,  odkąd  Philip  objął  wyma-
rzone stanowisko głównego urzędnika do spraw finansów w
BeamStar,  nowoczesnej  firmie  telekomunikacyjnej  planującej
wejść  na  giełdę.  Dianę  nadal  była  wściekła  z  powodu
głupoty Philipa. ale jego nieuczciwość złamała jej serce. Pod-
czas  przygotowywania  dokumentacji,  związanej  z  debiutem
giełdowym  firmy,  złożył  fałszywe  oświadczenie  w  sprawie
dochodów BeamStar. Fakt, że zrobił to pod naciskiem szefów,
dodatkowo ją rozzłościł.

Kiedy  akcje  BeamStar  spadły,  inwestorzy  oszaleli.  Rząd

wszczął śledztwo, w wyniku którego aresztowano Philipa i jego
chciwych szefów. Mimo że podczas dochodzenia współpraco-
wał  z  władzami,  został  skazany  na  rok  i  jeden  dzień.  Była
szansa, że wyjdzie w październiku za dobre sprawowanie.

W ciągu tych kilku miesięcy, kiedy Philip siedział w więzie-

niu federalnym Fort Dix. Dianę sprzedała domek nad morzem.
a  pieniądze  przeznaczyła  na  spłatę  kar.  które  z  wyroku  sądu
wyznaczono jej mężowi. Po opłaceniu rachunków i czesnego za
szkoły  nie  zostało jej  zbyt wiele.  Nie  mogła się nadziwić,  że
życie na Manhattanie aż tyle kosztowało. Pieniądze, które dla
większości obywateli kraju były nie do osiągnięcia, unikały
w oka mgnieniu.

Wracając do biura, Dianę starała się dostrzec jaśniejsze siro-

oy zaistniałej sytuacji. A może to lepiej, że została zmuszona do
odwołania  wycieczki  na  zachód'.'  Te  wakacje  sporo  by  kosz-
towały. a nie było ich na nie stać. ale Philip nalegał, żeby jechali
bez  niego.  Uważał,  że  Dianę  powinna  zabrać  dzieciaki  na
rodzinną wyprawę, którą planowali od lat. To miał być prezent
/okazji dziesiątych urodzin Anlhony'ego. Dianę z początku się
opierała,  ale  w  końcu  zgodziła  się,  kiedy  jej  młtKlsza  siostra.
EniiK. poinformowała, że po zakończeniu nauki w Proyidencc
College chciałaby spędzić z nimi lato. Dianę pomyślała, że z
siostrą  u  boku  wakacje  będą  mniej  smutne.  Przepadała  za  jej
towarzystwem.  1  choć  wiekowo  Emily  bardziej  pasowała  do
Michelle i Amhony'ego. mimo wszystko była osobą dorosłą
i mogła choć w części wypełnić pustkę po Philipie.

Dianę sięgnęła po telefon. Postanowiła przekonać najpierw

do swojego pomysłu siostrę, a dopiero potem przekazać przykrą
wiadomość dzieciom. A może poprosić Emily, żeby im o tym
powiedziała? Dianę nie chciała przekazywać im tej informacji
przez telefon, a w domu będzie dopiero za dobrych kilka godzin.
Zamiast  pakować  buty  do  chodzenia  po  górach  i  plecaki  ze
stelażem, powinni przygotować kostiumy  kąpielowe i ręczniki
plażowe. I to szybko. Joel życzył sobie, żeby stawiła się v>
Ocean Grove nazajutrz rano.

- Puk. Puk.

W progu stał Matthew Voigt.

- Nie  wierzę  własnym  oczom! -  jęknęła  Dianę. -  Wejdź,

proszę,

Matthew wszedł do biura i zamknął za sobą drzwi.

- Domyślam się. rozmawiałaś z Joelem? - W jego ciem

nobrązowych oczach pojawił się Figlarny błysk

| - Tak, już mi powiedział.

- Przykro mi z powodu twojego urlopu. Dianę. - Matthew

usiadł na krześle stojącym przed jej biurkiem.

- To nie twoja wina. Nasz nieustraszony przywódca to bez

względny tyran.

background image

- Hm. Mimo wszystko to gorzka pigułka, nie?
- Łykałam już gorsze.
- Domyślani się. - Jego usta wykrzywiły się w lekko drwią-

cym uśmiechu.

Dianę westchnęła ciężko. Postanowiła pogodzić się z nieuni-

knionym.

- Przynajmniej ty będziesz producentem. Choć w tym mam

szczęście.

- Uprzejmie pani dziękuję. - Matdiew ukłonił się i dotkną]

czoła, jakby uchylał kapelusz.

Dianę wyjęła pisak z pojemnika stojącego na biurku.

- Co wiesz o tej sprawie? - zapytała, otwierając notes.
Matthew podał jej kartkę papieru.

- Znajdziesz  tu  wszystkie  szczegóły  wydarzeń  aż  do  tej

chwili. Rozmawiałem z policją z Neptunc. Dziewczyna leczyła
się psychiatrycznie. W średniej szkole uciekła z domu, Okazało
się, że ukrywała się w kantorku przy sali gimnastycznej. Przy tej
fali fałszywych porwań, o jakich słychać w catym kraju, policja
uważa, że dziewczyna kłamie.

Matthew  czekał,  aż  Dianę  skończy  czytać.  Leslie  Patierson

miała dwadzieścia dwa lata. Jej rodzice zgłosili zaginięcie we
wtorek  rano,  gdy  zauważyli,  że  nie nocowała  w  swoim  łóżku.
Policja i mieszkańcy Ocean Grove przez trzy doby przeczesywali
miasteczko, W końcu, po trzech nocach od zniknięcia, znalazł ja
ochroniarz,  pilnujący  terenu  ośrodka  Wspólnoty  w  Modlitwie.
Dziewczyna miała zawiązane oczy i była zakneblowana.

- Co  to  za  ośrodek  i  wspólnota? -  zapytała  Dianę,  nie

odrywając oczu od notatek.

- To  coś  w  rodzaju  religijnego  ośrodka  wypoczynkowego.

Sprawdziłem  w  intemecie.  Założyli go  metodyści,  zaraz  po
wojnie  secesyjnej.  Na  początku  mieściła  się  lam  siedziba  ich
zboru. Dziś już nie trzeba być metodystą, żeby korzystać z oś-
rodka.  ale  jeśli  chcesz  tam  mieszkać,  musisz  przestrzegać  ich
zasad. A teraz uważaj. Oni mieszkają w namiotach.

Dianę podniosła głowę.

- Płóciennych?
- Właśnie.  Jest  ich  tam  sto  czternaście.  Żeby  dostać  taki

namiot,  trzeba  się  zapisać  na  specjalną  listę  oczekujących.
Czeka  się dziesięć  lat  albo  i  więcej.  Prawo  do  wynajmu
dziedziczy się z pokolenia na pokolenie.

- Leslie  mieszka  w  takim  namiocie? -  zapytała  Dianę,  za-

gryzając końcówkę pisaka.

- Nie.  Mieszka  w  Ocean  G.rove  na  stałe.  Ci  z  namiotów

przyjeżdżają tylko latem.

Dianę skończyła czytać wycinki przygotowane przez Agen-

cję Prasową. Anonimowy informator z policji powiedział repor-
terowi AP. że w toku śledztwa okazało się, iż Leslie co jakiś czas
podejmowała  próbę  wyleczenia  się  z  anoreksji,  skłonności  do
sumookaleczania za pomocą ostrych narzędzi, oraz do innych
impulsywnych  zachowań.  Według  informatora,  policja  jest
przekonana, że dziewczyna upozorowała własne porwanie, jako
coś w rodzaju wołania o pomoc.

1

 t- Biedny dzieciak, co? - zauważył Matthew, gdy odłożyła

notatki.

- 1 biedni rodzice. - Dianę aż się wzdrygnęła. — Nie dość, że

anoreksja,  to  jeszcze  dziewczyna się  tnie.  Dwa  największe
koszmary każdego rodzica.

- Taa- westchnął Matthew. - Koszmar, czy nie. do Pod lupą

pasuje idealnie,

- 6 -

Gdy tylko Matthew wyszedł, Dianę chwyciła za telefon

wykręciła numer. Po czwartym sygnale odebrała jej
siostra.

-

Halo? - Emily ciężko dyszała.

-

To ja.

Co robisz?
Brzuszki.

=

background image

«

- Grzeczna  dziewczynka. -  Dianę  wyobraziła  sobie  bosa.

siostrę  w  krótkich  spodenkach  i  rozciągniętej  koszulce,  roz-
mawiającą przez telefon. Jej krótkie kasztanowe włosy pewnie
były  zmierzwione,  w  ręce  na pewno  trzymała  nieodłączną  bu-
telkę wody.

- Co słychać?
- Mam złe wieści, Em.
- A konkretnie...?
- Nici z naszego wyjazdu. Musze być jutro w pracy.
- No chyba żartujesz! Dzieciaki wpadną w szał,
- Em.  wierz  mi,  chciałabym  żartować. -  Dianę  streściła

swoją  rozmowę  z  Joelem  Malcolmem  i  jego  propozycję,  by
Michelle  i  Anthony  pojechali  z  nią  do  Ocean  Grove,  gdzie
mogła  pracować  nad  programem. -  W  rzeczywistości  to nie
była żadna propozycja, Em. On wydał mi polecenie.

- Boże, Dianę, dzieciaki będą strasznie rozczarowane.
- Tak jakbym sama o tym nie wiedziała! Aż boję się z nimi

rozmawiać.

- Chcesz, żebym zrobiła to za ciebie?   *
- Miałam nadzieję, że na to wpadniesz.
- Dobra. Pogadam z nimi, jak wstaną.

Dianę  zerknęła  na  zegarek.  Było  po  jedenastej.  Zazdrościła

dzieciom, że mogły tak długo spać. Marzylaolym, by nie budzić
się w środku nocy i nie gapić się w ciemność własnej sypialni.
tylko po prostu spać i spać, dooporu, bez niespokojnego przewra-
cania się z boku na bok. Natura chyba specjalnie tak to zaplano-
wała, wiedząc, że w dorosłym życiu trzeba wstawać o okropnych
porach, dlatego dzieci śpią tak długo, żeby stopniowo się przy-
stosować. Szkoda, że dorośli nie mają takiej taryfy ulgowej.

- Dzięki, Em. Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna.
- Och. domyślam się, tak z grubsza.
Dianc wyobraziła sobie pełen zrozumienia uśmiech na twa-

rzy siostry. Ich matka zawsze mawiała, że Emily urodziła się
z duszą starego człowieka. Już jako dziecko była bardzo doj-

rzała,  jak  na  swój  wiek.  Dianę  od  razu  zauważyła,  że  w  jej
siedemnaście  lat  młodszej  siostrze  było  coś  niesamowitego,
Emily. gdy tylko zaczęła mówić, w jakiś niezrozumiały sposób
potrafiła  rozszyfrować  najdziwniejsze  sytuacje  i  ludzi.  Być
może dlatego, że od urodzenia spędzała czas prawie wyłącznie
/ dorosłymi.

Siostry rozmawiały jeszcze przez chwilę o tym. co należało

teraz  zrobić:  zadzwonić  do  biura  podróży  i  odwołać  wszelkie
rezerwacje,  zdecydować,  co  spakować  na  wakacje,  zupełnie
inne  od  planowanych.  Odkładając  słuchawkę.  Dianę  z  ulgą
pomyślała, że to wielkie szczęście, że Emily pojedzie z nimi do
Ocean Grove. Dzięki siostrze może nie będzie miała aż takich
wyrzutów sumienia, że pracuje, zamiast zajmować się dziećmi.
Prawda była też taka, że ostatnimi czasy Michelle i Anthony
dużo lepiej bawili się w towarzystwie cioci niż własnej matki,
i Dianę doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

-7-

Shawn Osirander usiadł na stołku przy barze w „Nagte's" i

zamówił u uśmiechniętej kelnerki dwie kawy na wy nos. Wenty-
latory pod sufitem obracały się bezszelestnie, nadając wnętrzu
przyjemny,  nieco  staromodny  Uimat  i  delikatnie  poruszając
powietrze w starej aptece, przerobionej na lodziarnię i kafejkę,
w  której  można  byto  zjeść  całkiem  smaczne  śniadania.  Choć
klimaiy/aga pracowała na całego, za każdym razem, gdy otwie-
rały się drzw i, do środka wdzierało się duszące, upal ne pow ietrzc.

Czekając na swoje zamówienie. Shawn przyglądał się czar-

nym ceramicznym rozetom ułożonym na białej posadzce i pró-
bował  skoncentrować  się  na  zadaniu,  które  go  czekało.  Bez
Względu na to, przez co Leslie przeszła, on musiał zrobić tego
ranka to. co miał do zrobienia. Musiał zająć się swoimi badania-
mi. Ale najpierw chciał sprawdzić, czy Carly Neath spotka sic
ż nim w lokalu, w którym pracował jako barman.

background image

Kiedy kelnerka zakładała plastikowe przykrywki na papiero-

we kubki. Shawn przystąpił do alaku.

- Carly,  wieczorem  w  „Kamiennym  Kucyku"  będzie  tajna

impreza - „Gitara i griJJ". Może się wybierzesz?

Carly  włożyła  kubki  z  kawą  do  papierowej  torebki  i  podała

Shawnowi.

- Zapowiada się nieźle, ałe wieczorem opiekuję się dziećmi.

- Czyimi?

- Państwa Riehey, Letnicy z namiotów.
- O której wrócą?
- Niezbyt  późno. -  Carly  wzruszyła ramionami. -  Gdzieś

kolo jedenastej.

- To później mogłabyś na chwile wpaść - namawiał.
Carly spojrzała na ladę.

- Wiesz, Shawn, trochę to dziwne, że w ogóle chcesz, żeby

cię dziś 7. kimś widziano - powiedziała ściszonym głosem.

- Masz na myśli... tę sprawę z Leslie?

Blond kucyk Carly podskoczył, gdy kiwnęła głową.

- Carly - zaczął powoli - przykro mi z powodu tego, co jej

się  przydarzyło.  Naprawdę.  Ale  nie  mogę  jej  dłużej  pomagać.
Muszę zająć się własnym życiem. 1 nie zamierzam przejmować
się tym. co ludzie o mnie pomyślą.

Jego  przygnębienie  wzbudzało  w  Carly  współczucie.  Opo-

wiadał  jej  kiedyś  trochę  o  swojej  byłej  dziewczynie.  Robiła
wrażenie  nieco  zagubionej  osoby,  Ale  jeśli  Leslie  sfingowała
własne porwanie, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, jak głosiła
plotka, Carly czuła się po części odpowiedzialna. Wiedziała, że
tuż przed zniknięciem Leslie Shawn powiedział jej. że chce się
z kimś spotykać.

- OK - zgodziła się w końcu. - Możemy się tam spotkać,

- Widząc, że się rozpogodził, od razu poczuła się lepiej.

- Super. - Shawn uśmiechnął się szeroko, -To do zobacze-

nia wieczorkiem w „Kamiennym Kucyku". Muszę lecieć, chcę
jeszcze złapać Arthura,

Carly spojrzała na zegarek.
- Och, chętnie poszłabym z tobą. ale pracuję jeszcze parę

godzin.

- Nie martw się. Powiem Arthurowi, że go pozdrawiasz.
Carly uśmiechnęła się.
- Miło było poznać Arthura. To ładnie, że chcesz mu pomóc.
Shawn zignorował komplement.
- To nic wielkiego. Czasami mam wrażenie, że to ja więcej

na tym zyskuję niż on.
Zapłacił za kawę, wyszedł z restauracji i skręcił w lewo, w
Main  Avenue.  Szedł  przez  dwie  długie  ulice  dzielące  go  od
nabrzeża  i.  mrużąc  oczy  w  palącym  słońcu,  zerkał  w  stronę
oceanu. Wlokąc się w upale, nie mógł uwolnić się od myśli
slie. Dręczyło gopoczuciewiny.żezerwałzniąwchwili, gdy tak
bardzo  go  potrzebowała.  Czuł  wstyd,  że  nie  przyłączył  się  do
ekipy poszukiwawczej, która przeczesywała miasteczko. Było
mu przykro, ale naprawdę nie obchodziło go. co się z nią działu.
Poczuł ulgę. gdy uświadomił sobie, że w końcu miał to i& sobą.

Gdyby  w  dniu.  w  którym  spotkał  Leslie,  kiedy  poszedł  do

agencji  nieruchomości  w  sprawie  mieszkania,  ktoś  powiedział
mu. że z tą niezwykle szczupłą dziewczyną z recepcji będzie
ryle problemów, Shawn pewne i tak zignorowałby ostrzeżenie.
Leslie  Patterson  wydała  mu  się  wówczas  niesamowicie  pocią-
gająca.  W  przeciwieństwie  do  Carly,  nie  była  piękna,  ale  jej
ciemne brązowe oczy działały na niego jak magnes. Była w nich
jakaś  tęsknota,  jakby  dziewczyna  czekała  na  księcia  z  bajki.
który pojawi się na białym koniu i uratuje dla niej ten dzień.

Dotarł nad ocean. Czekając, aż samochody przejadą i będzie

mógł przejść na drugą stronę ulicy, na nabrzeże, powtarzał sobie
w myślach, że Leslie to już nie jego problem. I tak był z nią za
tltogo. Myślał, że uda mu się jakoś jej pomóc, że ją wyleczy, że
zdoła  sprawić,  by  Leslie  chciała  się  leczyć,  miał  nadzieję,  że
Uzdrowią ją jego cierpliwość, uwaga i uczucie.

Ależ miał o sobie wysokie mniemanie!

background image

W końcu jednak Shawn zrozumiał, że ani on, ani nikt inny nic

uleczy Leslie Patterson. Jej problem był dużo poważniejszy.
O wiele poważniejszy niż rany, jakie zadawala sobie agralka,
czy gdy odłamkiem szkła cięła się pod kolanami i na udach.

- 8 -

Owen Messinger westchną! ciężko, odkładając słuchawkę.

Rozmowa z policja bardzo go zaniepokoiła.

Całe lala terapii  z Leslie  Patterson nie przyniosły rezultatu.

Policja uważała, że dziewczyna ewidentnie upozorowała włas-
ne porwanie, by w ten sposób dać do zrozumienia, że potrzebuje
pomocy. Leslie nadal była ciężko chora młodą kobietą.

Owen wsta! zza biurka, podszedł do regału i zdją! z półki

żółty segregator.  Żółty byikolorem Leslie.  Zielony, czerwony.
niebieski,  pomarańczowy  i  fioletowy  zawierały  dokumentację
związaną z terapią innych dziewczyn, które leczyły się u niego
z zaburzeń odżywiania, skłonności do samookaleczeń i innych
zachowań impulsywnych. W każdym znajdowały się szczegó-
łowe  zapiski  dotyczące  nie  tylko  postępów  w  terapii,  ale  też
samej choroby,

Usiadł  na  kanapie,  na  której  tak  często  siadywała  Leslie.

otworzy! żółty segregator i zaczął przerzucać kartki. Najwcześ-
niejsze zapiski pochodziły sprzed ośmiu lat. Leslie była w dru-
giej klasie szkoły średniej, kiedy jej matka zauważyła blizny na
nogach córki. Nie były to wynikające z młodzieńczego niedo-
Świadczenia zacięcia przy goleniu, ale brutalne sznyty zadane
ostrym narzędziem.

Posługując się wymyślonymi na  własne potrzeby skrótami,

Owen zanotował swoje pierwsze wrażenia:

- CIERPI  NA  ZABURZENIA  ODŻYWIANIA  =  GWAŁ-

TOWNA UTRATA WAG!

- MÓWI O TRZECH POSIŁKACH DZIENNIE. Z ANALI-

ZY WYNIKA. ŻE L.P. ZJADA B. NIEWIELKĄ ILOŚĆ JE-
DZENIA

r

WYCZERPUJĄCY  WYSIŁEK  FIZYCZNY  =  SPOSÓB

KONTROLOWANIA WAGI

- UPORCZYWE KONCENTROWANIE SIĘ NA WŁASNYM
CIELE.  POSTRZEGA  SE  J  AKOOSOBĘZ  NADWAGĄ -

WAGACIAŁAZDECYDOWANIEPONIŹEJZALECA-NEJ

NORMY,  ALE  L.P.  NIE  PRZYJMUJE  DO  WIADOMOŚCI.
ŻE JEST WYCHUDZONA

- PRÓBUJE  REDUKOWAĆ  STRES  POPRZEZ  SAMO

OKALECZENIE

- TŁUMIENIE  LUB  WEWNĘTRZNE  PRZEŻYWANIE

Z! OŚCI

Uświadomił  sobie,  że  notatki,  które  sporządził  jakiś  czas

temu. w niczym nie różniły się od tego, co teraz napijałby o
swojej  pacjentce.  Tyle  że  dziś  miał  już  pewność,  że  Leslie
poszerzyła arsemi!  narzędzi do cięcia  do agrafek i odłamków
szkła. I że nowa terapia nie przynosiła żadnego eiektu.

Z  zamyślenia  wyrwa!  go  dźwięk  interkomti.  W  głośniku

odezwał się glos asystentki.

- Doktorze Messinger, przyszła Anna Caprie.

- Dziękuję, Christine. Zaraz, przyjdę.

Zamknął  żółty  segregator  i  odstawi!  go  na  miejsce.  Wyj-

mując zielony, opisujący Annę Caprie, zawahał się na moment,
zasianawiając  się.  czy  powinien  kontynuować  swoją  innowa-
cyjna metodę terapii. Szybko jednak odpędził od siebie tę myśl.
podszedł do biurka i wyjął z szuflady paczkę żyletek.

» -  Nie  jestem  głodna. -  Leslie  pokręciła  głową,  gdy  matka
postawiła  na  stoliku  talerz. -  Dlaczego  zmuszasz  mnie  do
jedzenia zawsze, kiedy nic mam ochoty?

ł

background image

- Nie zmuszam cię, Leslie. Przyniosłam ci lunch. Kochanie.

musisz coś zjeść.

Audrey Patterson starała się nie okazywać frustracji. W ciągu

ostatnich  trzech  dni  zawarła  z  Bogiem  układ.  Jeśli  odda  im
córkę, jeśli Leslie wróci do domu cała i zdrowa. Audrey będzie
dla  niej  bardziej  cierpliwa.  Przestanie  zrzędzić,  postara  się
być dla swojej jedynaczki lepszą matka i przyjaciółka. Ulga
i radość z odzyskania córki szybko minęły, a Audrey zauwa-
żyła,  że  wracają  znajome  nawyki.  Trzy  dni  spędzone  Bóg
wie  gdzie  niczego  nie  zmieniły.  Leslie  znów  zachowywała
się jak dawniej.

- Posłuchaj, kochanie. - Audrey podniosła kromkę pełno-

ziarnistego chleba, - To indyk, białe mięso. Chude i smaczne.

- Mamo, proszę. Zostaw ją tu. dobrze? Zjem później. - Les-

lie  skierowała  pilota  w  stronę  telewizora.  Zatrwożona  Audrey
usiadła  na  kanapie  obok  córki.  Właśnie  zaczynało  się  połu-
dniowe wydanie wiadomości. Prezenterka Cindy Hsu przywita-
ła  się  z  telewidzami  i  rozpoczęła  omawianie  tematu  dnia.  Na
północnym  wschodzie  kraju  utrzymywały  się  rekordowe  tem-
peratury, W izbach przyjęć rosła liczba zgłoszeń związanych
z chorobami serca. Pasażerowie nowojorskiego metra mdleli.
a na ulicach topił się asfalt. Władze straszyły, że ciągłe korzy-
stanie  z  klimatyzatorów  może  doprowadzić  do  przerw  w  do-
stawie  prądu,  a  straż  pożarna  przestrzegała  przed  katastrofą.
jaka  może  grozić  w  razie  wybuchu  pożaru,  jeśli  umęczona
upałami ludność wciąż będzie odkręcać hydranty i dla ochłody
polewać się wodą,

Audrey kątem oka obserwowała córkę, która szczelnie okryła

swoje chude nogi szydełkową narzutą. Choć na zewnątrz pano-
wał morderczy upał, temperatura w domu była całkiem znośna.
Narzuta  na  pewno  nie  była  potrzebna.  Cóż,  Leslie  marzła, jak
zawsze. Już dawno przestała się temu dziwić, bo z dziewczyny
zastała już przecież tylko skóra i kości.

Zgodnie z obawami Audrey, po pierwszej przerwie na re-

klamę pokazano reportaż ojej córce, dziewczynie, która według
policji, upozorowała własne porwanie, by w ten sposób zmusić
całe miasteczko do trzydniowych poszukiwań,

- Wcałe nie całe miasto - wyszeptała Leslie, wpatrując się

w ekran telewizora. -  Shawn Ostrander nie  zadał sobie trudu,
żeby mnie szukać.

Audrey chciała wziąć córkę za rękę. ale Leslie ją cofnęła.

- Daj spokój, mamo. Niczego już nie naprawisz. Po prostu

zostaw mnie w spokoju.

W  milczeniu  obejrzały  wiadomości  do  końca.  Gdy  prowa-

dząca  podziękowała  za  uwagę  i  zaczęła  żegnać  telewidzów.
zadzwonił telefon. Strapiona Audrey troską zmarszczyła czo-
ło i spojrzała na córkę.

- Pewnie znowu jakiś dziennikarz - westchnęła. - Dlaczego

nic zostawią nas wreszcie w spokoju?

- Odbiorę - powiedziała Leslie, wstając z kanapy.

Nieco zbyt gorliwie, pomyślała Audrey. - Nie -
powiedziała szybko, delikatnie popychając córkę z
powrotem na łóżko. - Ja się tym zajmę - dodała, podnosząc

słuchawkę.

- Halo? -  usłyszała  kobiecy  głos. -  Nazywam  się  Dianę

Mayfield, z KEY łnfo. Czy rozmawiam z panią Patterson?

- Tak. -  Audrey  zmieniła  pierwotny  zamiar  i  nie odłożyła

słuchawki. jak to zwykle czyniła, gdy proszono ją o komentarz.
Tym  razem  nie  była  to  kotejna  dziennikarka  z  jakiejś  mało
znaczącej  lokalnej  gazety,  ale  reporterka  z  ogólnokrajowego
programu  informacyjnego.  Audrey  oglądała  każde  wydanie

Pad lupą i podziwiała Dianę Mayfield. Ta kobieta miała dobrą

jc. Potrafiła w bardzo uprzejmy sposób wydobyć z rozmów-
w wszystkie informacje, jakich potrzebowała, Ludzie otwie-

rali

MC

przed nią bez żadnych nacisków. Nie przypominała

tych Wszystkich reporterów, zachowujących się jak rekiny

polujące na ofiarę.

»

background image

-10-

Matthew  Voigt  siedział  w  biurze  Dianę  i  słuchał,  jak  roz-

mawiała przez telefon. Od czasu do czasu szeptem podpowiada)
jakieś pytanie. Kiedy Dianę odłożyła słuchawkę, pochylił się do
przodu.

- No i? Co powiedziała?
Dianę wzruszyła ramionami.

- Przynajmniej  nie  powiedziała  nie.  Obiecała,  że  się  za-

stanowi.

- I?
- Ogląda Pod lupą, mówi, że podziwia moja pracę.
- Dobrze.  To  powinno  nam  pomóc. -  Matthew  oparł  się

wygodniej, - Daje głowę, że nie my jedni chcemy przeprowa-
dzić wywiad z Leslie Patterson. Jeśli matka cię polubiła, mamy
spore szanse, że uda się pogadać z córką.

- OK. Dianę  wstała  i  podeszła  do  swojego  biurka. -  To

wszystko, co możemy stąd zrobić. Kiedy wyjeżdżasz do Ocean
Grove?

- Wpadnę  do  domu,  żeby  spakować  rzeczy,  a  potem  jadę

prosto  na  miejsce.  Będę  tam  po  południu.  Spróbuję  wszystko
ustawić. Widzimy się jutro rano.

Dianę kiwnęła głową z aprobatą.

- Kogo mamy w ekipie? - zapylała.
- Gatesa i Binga.
- No super. Po prostu super. - Przewróciła oczyma.
- Wierz mi, Dianę, mnie też jest przykro. Chciałem załatwić

Cohena i Duyk''a, ale są na urlopie. Został tylko Sarniny.

- Boże, Matthew. Kiedy ostatnio kręcił mnie Saturny Gates.

wyglądałam jak czarownica. Przez myśl mu nie przeszło, żeby
mi  powiedzieć,  że  z  tylu  sterczą  mi  włosy.  Mam  wrażenie,  że
specjalnie  ciągle  pokazywał  moje  cienie  pod  oczami.  Facet
nawet nie sprawdził ustawienia światła.

Matthew pokiwał głową.

- Wiem.  Dianę.  Obiecuje,  że  będę  go  miał  na  oku.  Dopil

nuje,  żeby  Summy  przyłożył  się  do  roboty.  Nie  martw  się.
będziesz dobrze wyglądać,

Wiedziała, że Matthew dotrzyma słowa. Ze wszystkich pro-

ducentów Pod lupąjcgo lubiła najbardziej. Matthew był uzdol-
niony,  niezwykle  skrupulatny  i  uporządkowany,  a jednak,  gdy
sytuacja tego wymagała, zdawał się na własną inteligencję i
szedł  na  żywioł.  W  ich  pracy  coś  takiego  jak  „przewidywane
ujęcie"  nie  istniało.  Sytuacja  ciągle  się  zmieniała,  a  Matthew
Voigt zawsze wiedział, co robić. Każdy korespondent Pod lupą
mia!  listę  producentów,  z  którymi  najchętniej  współpracował.
Matthew był na każdej z nich.

- Dobra,  skoro  tak  mówisz.  Uczę  na  ciebie. -  Dianę  zer

knęła na zegarek. - W takim razie idę na dół, przyniosę sobie
COŚ do jedzenia i dokończę papierkową robotę. Potem pojadę do
domu, spakuję się i stawię czoło plutonowi egzekucyjnemu.

-11-

Shawn sięgnął po okulary przeciwsłoneczne, ale po namyśle

zrezygnował z nich. Z doświadczenia wiedział, że Arthur nie
ufał ludziom, których oczu nie widział.

Jako barman w „Kamiennym Kucyku" zarabiał na opłacenie

rachunków, ale naprawdę koncentrował się na pomaganiu umy-
słowo chorym przystosować się do życia w społeczności. Przy-
gotowywał się do obrony dyplomu i właśnie miasteczko Ocean
Grove okazało się wymarzone do pracy badawczej.

Stare  drewniane  hoteliki  i  pensjonaty  były  idealnym  miejs-

Łasm zesłania dla umysłowo chorych. O Ocean Grove zrobiło się
głośno  nie  tylko  z  powodu  licznych  przykładów  wiktoriańskiej
architektury,  ale,  przede  wszystkim,  ze  względu  na  ogromne
natężenie  pacjentów,  zwolnionych  ze  szpitali  psychiatrycznych
W całych Stanuch.

Shawn dorastał, przyglądając się tym biedakom, krążącym

background image

bez  celu  po  promenadach,  palącym  papierosy  i  popijającym
kawę. Wszyscy narzekali, że wtadze stanu bardzo oszczędzały
na  byłych  pacjentach.  Nie  zapewniano  im  opieki  medycznej,
ośrodka pomocy i opieki, nie zorganizowano im żadnych zajęć
rekreacyjnych,  szkoleń  czy  kursów  zawodowych.  Nikogo  nic
obchodziło, czy w ogóle zażywają leki.

Władze nie dbały o zwolnionych ze szpitali chorych, a jesz-

cze mniej interesował ich los obywateli mieszkających w oto-
czeniu.  Choć  Ocean  Grove  zawsze  szczyciło  się  tolerancją
wobec tych, którym się nie powiodło, coraz częstsze przypadki
kradzieży  i  zakłócania  porządku  publicznego  wywoływały
wściekłość  mieszkańców  uroczej  nadmorskiej  enklawy.  Inte-
resy  upadały,  a  zabytkowe  hoteliki  i  pensjonaty  niszczały  na
oczach właścicieli.

W  końcu  mieszkańcy  się  zjednoczyli  i  wywalczyli  uchwałę

ograniczającą  liczbę  pensjonatów  dla  byłych  pacjentów  psy-
chiatryków.  Cześć  rezydentów  przesiedlono  do  innych  mias-
teczek  w  New  Jersey,  z  obietnicą,  że  tym  razem  będą  mogli
liczyć na rehabilitację i pomoc.

Szukając Arthura, Shawn przypomniał sobie dzień, który tak

mocno  wpłynął  na  jego  dalsze  życie.  Owego  dnia  Shawn  był
świadkiem  samobójstwa,  jakie  popełnił  były  pacjent  szpitala
psychiatrycznego,  skacząc  z  dachu  hotelu  w  centrum  miasta.
Dla  dziesięciolatka  widok  był  przerażający,  ale  i  fascynujący.
Chłopiec  zaczął  się  zastanawiać  nad  rzeczami,  o  jakich  nigdy
wcześniej nie myślał. Dlaczego jedni byli obłąkani, a inni nie?
Czy  tym  nieszczęśnikom,  tak  dotkniętym  przez  los,  można
jakoś pomoc? Czy to nic powinno być jego obowiązkiem? Czyż
nie powinien chociaż spróbować? Ojciec nie był zachwycony,
kiedy  Shawn  oznajmił,  że  chce  zostać  pracownikiem  socjal-
nym. ale matka była dumna, że wychowała syna, który pragnie
pomagać  innym  i  przyczyniać  się  do  tego,  by  świat  stał  się
lepszy.  Podczas  studiów  na  uniwersytecie  Monmouth  Shawn
zrobił specjalizację z pracy socjalnej. W przyszłym miesiącu

zamierza! wrócić do New Brunswick i kontynuować pracę nad
dyplomem  magisterskim  na  uniwersytecie  Rutgers.  Na  razie
jednak szuka! Arthura Tomkinsa, byłego pacjenta szpitala

w  stanie  Wirginia  i  rezydenta  Ocean  Grove,  dręczonego
wspomnieniami  wojny  w  Zatoce  Perskiej. Shawn
przeszukiwał  wzrokiem  promenadę,  nad  którą  wyraźnie
widać  było  fale  gęstego,  upalnego  powietrza.  Ścieżka
wzdłuż plaży ciągnęła się aż do granic miasteczka, gdzie w
As-bury Park znajdował się stary, niegdyś piękny budynek
kasyna. Ogromna budowla w stylu art deco zamieniła się

w  ruinę,  a  po  lodowisku  i  karuzeli  z  ręcznie  rzeźbionymi  i
fantazyjnie  pomalowanymi  konikami  pozostało  jedynie
wspomnienie dawnej świetności.

Arthura nigdzie nie było. Shawn ruszył w stronę kasyna, co

chwilę zerkając na ocean. Ciemnoniebieska woda aż kusiła, by
zanurzyć  się  w  jej  chłodnych  odmętach  i  dla  relaksu  chwilę
popływać. Sumienie jednak nakazywało mu szukać dalej.

Wiedział, że Arthur bardzo lubił spędzać z nim czas. Kiedy

któregoś  dnia  Shawn  przyprowadził  ze  sobą  Leslie,  a  innego
Carly. biedny Arthur wydawał się miotać między entuzjazmem
a  rozpaczą.  Shawn  zauważył,  że  lubił  towarzystwo  młodych
kobiet,  ale  podczas  rozmowy  nieraz  zdarzały  się  momenty,  że
nagle milkł i zaczynał wpatrywać się w ocean. Zna! jego prze-
szłość  na  tyle  dobrze,  by  przypuszczać,  że  wspominał  dawną
dziewczynę, która rzuciła go. gdy by! w wojsku.

Już  miał  się  poddać,  gdy  dostrzegł  Arthura  w  wojskowym

ubraniu. Mężczyzna wyłonił się zza budynku kasyna, podszedł
do najbliższej ławki na promenadzie i, okrążywszy ją trzy razy,
Usiadł.

Shawn przyspieszył  kroku, podszedł  do tawki i usiadł obok

Arthura.  Zauważył,  że  jego  podopiecznemu  przydałoby  się
golenie. Strzyżenie też by mu nie zaszkodziło.

- Cześć. Gdzie bywasz? -zapytał Shawn.
- Och. sam wiesz, Shawn. Tu i tam.

I

background image

- Bierzesz  leki,  Arthur? -  Shawn  położył  mit  rękę  na  ra-

mieniu.

- Jasne. - Arthur trzy razy kiwną! głową. - Wiesz, że zawsze

robię, co każesz,

- 1 2 -

Odprowadzając  małżeństwo  z  dzieckiem  do  samochodu.

Larry  Belcaro  mógł  im  tylko  współczuć. Jakim  cudem młodzi
ludzie mają sobie pozwolić na domek na plaży? To, co ostatnio
działo  się  z  cenami,  przechodziło  ludzkie  pojęcie.  Choć  dla
Surfside Realty, a tym samym dla niego, sytuacja była bardzo
korzystna, Lany uważał, że jednak region ogólnie na tym traci.
Wybrzeże  Jersey  z  założenia  miało  być  miejscem,  w  którym
rodziny  mogłyby  cieszyć  się  oceanem  i  sobą.  Jego  zdaniem
wszyscy,  a  nie  tylko  ci  z  zasobnym  portfelem,  powinni  mieć
prawo do tych prostych przyjemności,

Skręcił beżowym sedanem na Webb Avenue i w tym momen-

cie. nagle i niespodziewanie, przez głowę przebiegło mu wspo-
mnienie.  Mała  dziewczynka  o  ciemnych  kręconych  włosach.
bawiąca  się  w  piasku  pod  bezchmurnym  błękitnym  niebem.
Drobny nosek i delikatne białe ramiona, czerwieniejące w let-
nim słońcu. Mały aniołek uśmiechnął się z zadowoleniem i po-
prosi!. by Larry obejrzał jej piaskowy zamek.

Larry zatrzymał samochód przed wiktoriańskim domem z

wieżyczkami  i  potrząsnął  głową,  próbując  odpędzić  wizje.
Wciąż nie potrafił do nich przywyknąć. Czasami wspomnienia
atakowały go zupełnie znienacka, gdy był bezbronny, tak jak
w tej chwili, po spotkaniu ze szczęśliwą młodą rodziną, jaką
sam kiedyś miał. Niekiedy było do przewidzenia, że zaraz w
jego głowie pojawią się wspomnienia. Przychodziły, gdy ktoś w
jego  obecności  opowiadał  o  zdobyciu  przez  dziecko  dyplomu
ukończenia cołlege'u, podczas wesel, gdy ojciec panny młodej
tańczył z córką, na chrzcinach w rodzinie. Zawsze, gdy w życiu

działo  się  coś,  czego  Larry  nie  doświadczył  z  Jenną,  natych-
miast zaczynały go prześladować wspomnienia. Jak to się stało,
że sprawy potoczyły się tak tragicznie? Zmusi! się do wyjścia z
samochodu. Sam już nie wiedział, po co wciąż zadawał sobie to
samopytanie. Od śmierci Jenny minęło już prawie dwa lata. rok
temu odeszła za nią jej madia. Dzień po dniu. noc w noc. Larry z
bólem serca w kółko rozdrapywał rany i  wciąż  analizował  to.
co zaszło. I zawsze dochodził do tego samego wniosku. Że to
on był wszystkiemu winny.

Powinien  był  gorliwiej  zająć  się  Jenną,  znaleźć  jej  lepszą

pomoc. Nie trzeba było ufać temu bezwzględnemu szarlatano-
wi,  który  miał  czelność  nazywać  się  terapeutą.  Powinien  byl
zabronić Jennie spotykać się z tym wariatem, kiedy okazało się.
że nie tylko nie było widać postępu w leczeniu, ale wręcz stan
jego córki się pogarszał. Jenna błagała, by pozwolił jej chod/k
na  sesje  do  Owena  Messingera.  Była  przekonana,  że  tylko
dzięki  niemu  może  wyzdrowieć. W  końcu,  nie  widząc innego
rozwiązania, oboje z żoną poddali się.

Dziś  Lany  miał  świadomość,  że  to  nie  jest  usprawiedliwie-

nie. Owszem, zależało im na tym, żeby ktoś pomógł .lennie, ale
powinni byli posłuchać instynktu. W głębi duszy oboje czuli, że
Owen  Messinger  krzywdził  ich  córkę,  zamiast  jej  pomagać.
Powinni byli poruszyć niebo i ziemię, byle go powstrzymać.
Nie  płacić  rachunków,  wyprowadzić  się  jak  najdalej,  może
nawet  zamknąć  Jennę,  dla jej  dobra.  Cokolwiek,  byle  tylko
ochromć ją przed tym potworem.

A tak. stali się współwinni jej śmierci. Dwa razy w tygodniu

Larry i jego żona zawozili córkę na sesję. Nigdy sobie tego nie
wybaczy.  Matkę  Jenny  także  zżerały  wyrzuty  sumienia,  co
w połączeniu ze złamanym sercem doprowadziło ją w końcu do
samobójstwa. Przez te  kilka  miesięcy  po tym. jak Jenna pod-
cięła  sobie  żyły,  Marie  zdecydowanie  za  dużo  piła.  W  końcu
którejś  nocy.  po  pijanemu  zderzyła  się  ze  słupem  telefo-
nicznym.

background image

I w ten sposób został sum.

Widząc  różowe  i  białe  geranium  wypełniające  skrzynki

kwialowe, wiszące na balustradzie wokół ganku. Larry kolejny
raz  zdał  sobie  sprawę  z  tego,  że  nie  mógł  nic  zrobić,  żeby
zapobiec  dramatowi.  Był  jednak  zdeterminowany  pomóc  lu-
dziom, którzy znaleźli się z podobnie bolesnej sytuacji co jego
rodzina.  Gdzieś  około  Wielkanocy  wykonał  pierwszy  krok.
Ruszył w ślad za szczupłą dziewczyną, wychodzącą z gabinetu
Owen Messingera i Śledził ją aż do domu. przed którym właśnie
się zatrzymał.

Całymi tygodniami przejeżdżał tędy  kilka razy dziennie, od

czasu do czasu zauważał Lesiie. wchodzącą, albo jeszcze lepiej,
wychodzącą z domu. Jechał za nią, aż któregoś razu zauważył,
że  wchodziła  do  skłepu  „Lawenda  i  Koronki".  Wszedł  do
środka  i  udał,  że  jest  zwyczajnym  klientem.  Podczas,  niby
przypadkowo nawiązanej rozmowy z Lesiie i jej matką, wspo-
mniał, że szuka asystentki. 1 tak Lesiie zaczęła u niego praco-
wać, a on mógł mieć ją na oku.

* * *

Aitdrey Patterson otworzyła drzwi.

- Miło,  że  wpadłeś.  Larry.  Jesteś  dla  Lesiie  cudownym

szefem. I prawdziwym przyjacielem.

Audrey wprowadziła Larry*ego do salonu, a sama udała się

do  kuchni  przygotować  lemoniadę.  Larry  spojrzał  na  dziew-
czynę i odezwał się łagodnie:

- Cieszę  się,  że  jesteś  cała  i  zdrowa,  Lesiie -  powiedział

szczerze.

- Ale  nikt  mi  nie  wierzy -  odparła  Lesiie. -  Ktoś  mnie

uprowadził i więził. Dlaczego nikt mi nie wierzy?

- Lesiie, to bez znaczenia, co ludzie myślą. Ważne jest tylko

to, że masz o siebie dbać i szybko wydobrzec. Nic innego się nie
liczy.

W  brązowych  oczach  Lesiie  stanęły  łzy,  a  Larry'emu  znów

przypomniała się córka. Czuł, że musi to naprawić.

- Larry. wierzysz mi? - Lesiie pociągnęła nosem. - Błagam.

powiedz, że mi wierzysz.

- Wierzę,  że  przeszłaś  przez  piekło,  Lesiie,  Wierze  też,  że

najlepsze, co teraz możesz dla siebie zrobić, to wrócić do pracy,
oderwać się, nie myśleć o tym wszystkim. Poodpoczywaj jesz-
cze przez weekend, ale pamiętaj, że czekamy na ciebie. Wróć do
pracy.  Lesiie,  Przyjdź  w  poniedziałek  rano.  Z  doświadczenia
wiem, że praca to najlepsza terapia.

-n-

Droga,  którą  zwykle  pokonywał  w  godzinę,  w  późne  piąt-

kowe popołudnie zajęła mu dwie i pół. Kiedy w końcu dotarł do
Ocean Grove, Jonathan jeszcze przez pół godziny musiał szu-
kać  miejsca,  żeby  zaparkować  samochód.  Zanim  je  w  końcu
znalazł i wylądował swoje rzeczy, i przeszedł sześć skąpanych
w słońcu przecznic, dzielących go od namiotu, był wyczerpany
fizycznie i psychicznie.

Otworzył siatkowe drzwi. W namiocie nic było nikogo. Jona-

than nic był pewien, czy ma się zdenerwować, czy może cie-
szyć. Czy byłoby to aż takim poświęceniem, gdyby rodzina
c/t kala na niego i powitała go po tej upiornej podróży w kor-
kach? Zniechęcony, wrócił do sypialnianej części ich małego
letniego  domku  i  rzucił  swój  worek  na  starannie  zaścielone
podwójne łóżko.

Z  drugiej  strony,  miło  było  mieć  trochę  czasu  dła  siebie.

Zwłaszcza  że  przez  najbliższy  tydzień  praktycznie  nie  będzie
miał  żadnej  prywatności.  Z  Helen  i  dziećmi  będą  ciągle  na
Siebie wpadać i potykać się o własne nogi. A o jakiejkolwiek
intymności z żoną powinien w ogóle zapomnieć. Helen będzie
się martwiła, że dzieci i sąsiedzi usłyszą każdy hałas. Między
innymi dlatego Jonathan tak nienawidził namiotowego życia.

background image

Ale Helen je uwielbiała, a dziewczynki wydawały się tu takie

szczęśliwe  i  zdrowe.  Jakim  byłby  ojcem  i  mężem,  gdyby po-
zbawi! rodzinę tak bajkowych wakacji?

Kolejne  kilka  kroków  i  znalazł  się  w  maleńkiej  kuchni.

Podszedł do mikroskopijnej lodówki, wyjął puszkę coli i łap-
czywie wypił. Wprawdzie nie było to lodowato zimne piwo,
o  jakim  marzył,  ale  dało  się  przeżyć.  W  Ocean  Grove  nie
wolno było sprzedawać napojów idkoholowych. Jonathuu do-
brze wiedział, że nie powinien przynosić zapasów, Helen za
nic nie zgodziłaby się, żeby trzymać je w namiocie. Po prostu
tak już było.

Przynajmniej  udało  mu  się  przekonać  ja,  żeby  wynajęli  na

wieczór opiekunkę do dzieci i razem gdziei wyszli, W ubiegłym
roku znaleźli fajne miejsce w Bradley Beach, gdzie serwowano
drinki i można było potańczyć. Zbliżała się ich dziesiąta rocz-
nica ślubu, byłoby cudownie, gdyby spędzili ten wieczór tylko
we dwoje.  Jonathan  czuł.  że  szczera  rozmowa  i  wyjaśnienie
różnych spraw dobrze im zrobi. W jego biurze pracowało zbyt
■wiele ślicznych dziewczyn o gibkich, młodych ciałach, które.
jak zauważył, tego lata zbyt gorliwie podziwiał.

-14-

Dianę i Emily próbowały rozpaczliwie przekonać dzieci, że

nagła zmiana wakacyjnych planów miała też pozytywne strony,
Anthony  głośno  i  gwałtownie  wyrażał  niezadowolenie,  a  Mi-
chel le zacięła się w sobie i w ponurym milczeniu przesuwała na
talerzu swoje spaghetti.

- Posłuchajcie, przecież nie wysyłam was aa jakiś straszny

obóz wędrowny czy coś w tym stylu - powiedziała Dianę. -
Macie  pojęcie,  ile  dzieciaków  chciałoby  spędzać  wakacje  na
plaży?

- Mamo. weź przestań! - Anthony potrząsał głową, - Lato

na plaży jest spoko, tylko że przez kilka ostatnich lat ciągle

jeździliśmy  na  wakacje  do  Amagansett.  Byłem,  widziałem.
Znowu to samo- Powiedziałem wszystkim kumplom, że jadę do
Wielkiego  Kanionu,  teraz  wyjdę  na  głupka.  Jeśli  chcesz  znać
moje  zdanie,  to  wybrzeże  Jersey  nawet  się  nie  umywa  do
Wielkiego  Kanionu.

Cierpliwość  Dianę  zaczynała  się

wyczerpywać.

- Wiesz  co,  Anthony?  Przykro  mi.  że  nie  jedziemy  na  wy

cieczkę, jak to planowaliśmy. Naprawdę mi przykro, kochanie.
Niestety,  muszę  wziąć  to  zlecenie,  bo  inaczej  stracę  pracę
KF.Y lufo. To wszystko. Postarajcie się mnie zrozumieć.

- Urwała  w  obawie,  że  to,  co  chciała  za  chwilę  powiedzieć,
może  zranić  syna.  Po  namyśle  postanowiła  jednak  zaryzyko-
wać. Z ojcem w więzieniu, czy nie. jej syn powinien to usłyszeć.
- Mówiąc  szczerze.  Anthony,  zachowujesz  się  jak  rozpusz-
czony bachor.

Teraz Anthony dołączył do siostry i w milczeniu wbił wzrok

w talerz.

- Ktoś ma ochotę na dokładkę chleba czosnkowego? - zapy

tała Emily, próbując przełamać ponury nastrój. Kiedy koszy-

 czek z pieczywem krąży! wokół stołu. Dianę zauważyła,
że córka podała go dalej, podczas gdy pozostali wzięli po
kromce. - Michelle. chleb Emily jest przepyszny.- Dianę
ponownie wyciągnęła koszyczek w stronę córki. -Poczęstuj

się. kochanie.

- Oj, mamo, zjadłam już dwie kromki.- Michelle nawet nie

próbowała kryć rozdrażnienia.

Dianę  miała  ochotę  pokazać  opryskliwej  córce,  gdzie  jej

miejsce,  ale  wiedziała,  że  jeśli  będzie  zbyt  surowa.  Michelle
wstanie od stołu i zostawi kolację nietkniętą. Ostatnio wydawało
się,  źe  czternastolatka  tylko  szuka  pretekstu,  żeby  się  złościć.
Dianę  traktowała  to  jako  reakcję  na  stres  i  upokorzenie,  jakie
powodowała świadomość, że mają ojca w więzieniu, ale też po
Części był to objaw zbliżającego się buntu okresu dojrzewania.
Tc wszystkie rozmowy, jakie przeprowadziła z córką, nie przy-
niusły rezultatu.

I

background image

Uznawszy,  że  najlepiej  zignorować  komentarz  Michelle,

Dianę wróciła do opisywania zalet nowego miejsca na wakacje.

- Możecie spędzać całe dnie na plaży. Wieczorem będziemy

chodzić do kina albo grać w  minigolfa. Na pewno będą jakieś
koncerty, które zechcecie zobaczyć. Anthony, może po kolacji
sprawdzisz w internecie?

Słysząc to. Ambony uniósł aparat cyfrowy, skierował obiektyw
na Dianc i nacisnął spust migawki. Lampa błyskowa
oślepiła Dianę.

- Anthony! -  krzyknęła,  rozdrażniona, -  Milion  razy  prosi

łam, żebyś nie bawił się aparatem przy stole. Myśleliśmy z tatu-
siem.  że  aparat  będzie  miał  na  ciebie  dobry  wpływ,  ale  twoje
zachowanie staje się coraz bardziej irytujące. Jeśli jeszcze raz
usiądziesz z nim do stołu, będziesz mógł zrobić zdjęcie, jak cię
morduję,

Do końca kolacji rozmowa toczyła się wokół wakacji. Dianę

i EmiJy zastanawiały się, co spakować przed porannym wyjaz-
dem do Ocean Grove.

- Przepraszam,  czy  mogę  odejść  od  stołu? -  zapylała  Mi-

chel le, a Dianę przez moment poczuła ulgę. Więc jednak córka
nie  zapomniała,  co  to  dobre  wychowanie.  Wciąż  jeszcze  była
nadzieja.

- Tak, oczywiście.
- Aja?
- Ty też, Anthony. Możecie odejść.

Rodzeństwo zaniosło swoje talerze do kuchni. Michelle wy-

rzuciła  resztki  posiłku  do  kosza  na  śmieci,  Anthony  zostawił
swój talerz na blacie obok zlewu.

- Ty gotowałaś. Em. Ja pozmywam - zaproponowała Dianę.
- Nie będę protestować - uśmiechnęła się Emily. - Przejdę

się  do  drogerii  po  jakieś  kremy  z  filtrami  i  balsam  do  ust.
Potrzebujesz czegoś?

- Myślę, że przyda się duża butelka Advilu,
- Nie ma sprawy,

Dianę  usłyszała  trzaśniecie  dr/wi  w  chwili,  gdy  naciskała
daf  kubła  na  śmieci,  by  opróżnić  talerz  Anthony'ego.  Już

;

sła  wyrzucić  resztki  makaronu,  kiedy  zauważyła  zawartość

sza. Na papierowej serwetce, której używała Michelle, leżały
wie kromki chleba czosnkowego.

-15-

- Lou,  dzwoniła  dziś  Dianę  Mayfield  z KEY  lufo. Chce

przeprowadzić wywiad z Leslie.

Leslie, przyklejona plecami do ściany, stalą niedaleko drzwi

i podsłuchiwała rodziców. Audrey i Lou Paltersonowie siedzieli
przy  kuchennym  stole,  popijali  bezkoleinową  kawę  i  zastana-
wiali się, co zrobić z całym tym bałaganem, w jaki wplątała się
tćh córka.

- Myślę,  że nie powinniśmy  nic obiecywać, Audrey. Przy-

najmniej do czasu, aż jakiś adwokat powie nam, o co policja
może pytać Leslie, jeśli okaże się, że są w stanie udowodnić, że
to wszystko ukartowała - odezwał się niski głos ojca. - Mam
kilka nazwisk. Jeden miejscowy, a dwaj to grube ryby z Hudson
Cmi My. Jak myślisz, Aud, na kogo powinniśmy się zdecydo-
wać? Na faceta, który zna tu wszystkich, łącznie z policją w
Neptune,  czy  lepiej  wybrać  najlepszego  fachowca,  jakiego
można mieć za pieniądze?

- Weźmy obu-powiedziała matka,-Nie możemy mieć obu?
- Chcesz zatrudnić i miejscowego adwokata, i kogoś z pół-

nocy? -  Leslie  domyśliła  się,  że  matka  pokiwała  głową,  bo
znów  odezwał  się  ojciec. -  Najpierw  musielibyśmy  wygrać
w totolotka. Aud. Nie stać nas, kochanie. Dobrze o tym wiesz.

Słysząc, jak matka zaczyna szlochać, Leslie wyobraziła sobie

ojca wyciągającego rękę i łagodnie obejmującego żonę,

- Wszystko będzie dobrze, Aud. Obiecuję.
- Nie, Lou. Wcale nie będzie dobrze. - Matka mówiła teraz

gluśnicj. Przez tyle lat nie było dobrze, to się tak nagle nie

background image

zmienia. Wtem jedno: nie pozwolę, żeby moje jedyne dziecko
karano tylko za to, że jest chore. Bo tak właśnie jest. Leslie jest
niestabilna emocjonalnie i dlatego wywinęła taki numer. Każdy
adwokat, który wie, za cu bierze forsę, powinien bez problemu
lo udowodnić.

- Obawiam  się.  że  dla  policji  to  coś  więcej  niż  numer,

Audrey.  1  dla  ludzi  na  mieście  też.  Może  i  będą  współczuć
Leslie, ale na pewno nie pozwolą na taki precedens, wymierza
jąc jej klapsa. Wiesz, ile kosztowały poszukiwaniu, a ludzie nie
łubią, gdy marnuje się; ich czas i podatki. Nic będą chcieli płacić
za  następną dziewczynę,  która  zrobi  to  samo,  by  zwrócić  na
siebie uwagę. Nasza córka będzie przykładem.

Leslie  czuła,  że  jej  puls  przyspiesza,  a  policzki  robią  się

gorące.  Wiedziała,  że  policja  nie  wierzyła  w  jej  historię,  ale
nawet  przez  my  SI  jej  nie  przeszło,  że  rodzice  mogliby  jej  nie
uwierzyć, albo że groziło jej więzienie. Mnóstwo słyszała o
tym. co dzieje się za kratami, i la myśl ją przerażała. Leslie nie
mogła zapanować nad szlochem, cisnącym się jej do gardła.

- Leslie'.' Czy to ty, kochanie? - Audrey wstała od stołu i

podeszła do drzwi. W ciemnej jadalni znalazła córkę, przykuc-
niętą pod ścianą i obejmującą rękoma ramiona.

- Och.  Leslie.  Chodź  tu  do  mnie,  słońce. -  Audrey  objęta

dziewczynę  i  pomogła  jej  wstać, -  Wszystko  będzie  dobrze.
zobaczysz. Wejdź, porozmawiaj z nami.

- Nie  chcę  rozmawiać -  łkała  Leslie. -  Nie  chcę  iść  do

więzienia. Nie zrobiłam nic złego, mamo. Przysięgam,

- Cii, Leslie. Już dobrze. Nie pójdziesz do więzienia, skar-

bie.-Audrey nic wypuszczała z objęć roztrzęsionej córki, aż do
jadalni wszedł Lou i zaświeci! światło. - Lou. powiedz Lesłie.
że wszystko będzie dobrze.

- Znajdziemy ci najlepszego adwokata, Leslie. O nic się nie

martw -  odparł  ojciec.  Nie  potrafił  się  zdobyć  na  obiecanie
czegoś, w co tak do końca nie wierzył. -Już on będzie wiedział,
co robić. Wszystko wyprostuje,

Lesłie  nie  dawała  się  pocieszyć.  Wciąż  szlochała,  nie  tylko
powodu kary, jaka mogłaby ją spotkać, ale również po to, by
edukować napięcie i ból, jakie odczuwała przez cały dzień. Nie
:sć.źe Shawu jej nie szukał, gdy znikła, to nawet nie zadał sobie
.idu. żeby ją odwiedzić i powiedzieć, że cieszy się, ze żyje.

-16-

Dzięki  Bogu,  Helen  zgodziła  się  opuścić  na  chwilę  Ocean

Grove i jechać na południe do Bradley Bcach, gdzie mogli się
firochę  wyluzować.  Smaczny  homar  na  kolację  i  kilka  piw
zdecydowanie poprawiły Jonathanowi humor. Gdy później tań-
czyli przy starych przebojach, zauważył, że całkiem dobrze się
jj»wi.  Właśnie  tak  powinno  być.  Tak  wyglądało  normalne.
dorosłe życie na plaży. Parę drinków, głośna muzyka, zabawa.
A nie otępiająca cisza nocna od dziesiątej wieczór albo czytanie
Biblii  przed  zgaszeniem  światła  i  świadomość,  że  jutro  będ/ie
dokładnie taki sam dzień.

Dobry nastrój prysł, gdy Jonathan zauważył, że żona spog-

ląda na zegarek.

- Daj spokój, Helen, Jeszcze wcześnie -jęknął.

- Już prawie pół do jedenastej. Zanim dojedziemy do domu.

ie jedenasta.

- Chyba żartujesz. Dziewczynki wstają wcześnie rano.

JonaUian. I co

Ł

tego? Pooglądają sobie kreskówki,

a my trochę

;ej pośpimy.

- Nie mamy tu telewizora, pamiętasz?
Jon

LI

t han uśmiechną! się przebiegle.

p Przywiozłem ze sobą przenośny. Jest w bagażniku.

Wiedziała,  że  nie  było  sensu  się  z nim  sprzeczać.  Helen

nauczyła  się  przegrywać  bitwy,  by  ostatecznie  wygrać  wojnę.
Zgodziła się na jeszcze kilka tańców, dobrze wiedząc, że w ich
namiocie telewizor znajdzie się po jej trupie.

background image

-17-

Idąc  korytarzem  w  stronę  swojej  sypialni,  Dianę  usłyszała

szum  prysznica.  Michelle  zostawiła  drzwi  do  swojego  pokoju
uchylone,  więc  Dianę  weszła  do  środka.  Na  podłodze  leżała
torba  podróżna,  wypchana  po  brzegi  ciuchami  na  całe  lato
Obok  torby  zauważyła  miniaturowy  odtwarzacz  DVD,  który
Michelle wy błagała na prezent bożonarodzeniowy, i stertę fil-
mów. Do płóciennego worka zapakowała boombox, walkmana
i kompakty.

Żądanie, by nastoletnia córka spakowała się bardziej ekono-

micznie, nie miało sensu. Dianę dobrze o tym wiedziała. Inne
matki, z którymi wymieniały się doświadczeniami, donosiły
o  identycznym  zachowaniu.  Kiedyś  nadejd/ic  taki  dzień,  że
Michelle będzie chciała zabrać w podróż jak najmniej rzec/y.
aJe  nieprędko  to  nastąp).  W  lej  chwili  jej  córka  uważała  za
konieczne  zabrać  ze  sobą  wszystko,  czego  tylko  mogłaby  po-
trzebować' lub chcieć.

Podniosła kolorowy magazyn, leżący na tóżku Michelle, i

przerzuciła  kilka  kartek.  Między  artykułami  o  chłopakach i
pryszczach  znajdowały  się  głównie  reklamy  dżinsów,  butów.
torebek  i  kosmetyków.  Buty  zdawały  się  wirować,  spodnie
kroczyły  dumnie,  tak.  że  nic  można  ich  było  zignorować.
Wszystkie  modelki,  dzięki  którym  firmy  sprzedawały  swoje
produkty, były chude. W niektórych przypadkach wręcz przera-
źliwie chude.

Dianę oderwała wzrok od pisma i spojrzała na stojąca w pro-

gu  córkę.  Na  głowie  miała  biały  ręcznik,  nieco  większym
owinęła ciało. Dianę nie była pewna, czy jej się zdaje, ule chyba
Michelle miała bardziej kościste ramiona, niż kiedy ostatni ra/
ie widziała. Spróbowała sobie przypomnieć. Przez cale łato ani
razu nie były razem na ptaży czy basenie. Kiedy Dianę wracała
wieczorami  z  pracy.  Michelle  zwykle  miała  na  sobie  baweł-
nianą koszulkę. Jak się lepiej zastanowić, to nosiła koszulki

I z długimi rękawami i ciągle narzekała, że w mieszkaniu panuje

r zbyt niska temperamru. Aż do teraz Dianę nigdy się nad tym
nie I zastanawiała.

-18-

Beznadziejnie, że państwo Richey nie mieli telewizora. Carly

nie pierwszy raz  opiekowała się ich dziećmi, więc przezornie
rabrala ze sobą walkmana i kilka kolorowych pism. Hannah
i Sarah, wyczerpane upałem i całodniowym pobytem na plaży,
padły godzinę po wyjściu rodziców i od tej pory słodko spały
W piętrowym łóżku, ustawionym przy płóciennej ścianie.

Carly  wsiała  z  wiklinowego  fotela  i  poszła  do  kuchni.  Po

drodze zatrzymała się, żeby podkręcić klimatyzator. Gdyby
u państwa Richey nie było klimatyzacji, tego wieczoru za nic
nie  zgodziłaby  się  pilnować  ich  dzieci.  Te  kilka  godzin  bez
telewizora jeszcze można wytrzymać, ale Carly w żadnym razie
nie zamierzała się pocić. Niestety, mimo że urządzenie chodziło
na  najwyższych  obrotach,  przegrywało  bitwę  z  nieznośnym
upałem, który od tylu dni nie chciał ustąpić.

Otworzyła lodówkę i przejrzała jej zawartość. W mikrosko-

pijnym  zamrażalniku znalazła lizaki, z  których wybrała ten
o smaku pomarańczowym. Zdrowo i mah kalorii, pomyślała.
odwjjając papierek. I sama woda. nic, co mogłoby spowodować
wzdęcie.  Carly  pogłaskała  się  po  brzuchu,  upewniając  się,  że
nadal jest plaski, tak jak przed godziną, kiedy ostami raz spraw-
dzała.

Po pracy wybierała się do ..Kamiennego Kucyka" i chciała

wyglądać świetnie;, dla Shawna. Może nie był najprzystojniej-
my m facetem, z jakim się umawiała, ale miał w sobie coś, co
bardzo ją pociągało. I naprawdę słuchał, co się do niego mówi
~ nic jak inni faceci, którzy skupiali się tylko na tym, co sami
Wieli do powiedzenia, ignorując to, co ona myśli. Carly lubiła
Shawna i wiedziała, że on czuł do niej to samo.

I

background image

Cenilii go icż za to, że nigdy nie czulą się przy nim nieswojo,

Nie gapił się na nią i nie uśmiecha] lubieżnie, jak pan Richey.
kiedy dziś do nich przyszła.

Jedyne, co ją martwiło, lo fakt, że Shawn nie szukał Leslie

Patterson. To, że ze sobą zerwali, nie znaczyło, że nie powinien
obchodzić go los byłej dziewczyny.

Carly wróciła na wiklinowy fotel i otworzyła ostatni numer

„Stylu". Pochłonięta zdjęciami przedstawiającymi szczupłe nogi
Cameron  Diaz,  w  ostatniej  chwili  usłyszała  skrzypnięcie
siatkowych drzwi.

- Carly.  to  ja -  wyszeptała  Helen  Richey,  wchodząc  na

palcach do namiotu. - Wróciliśmy.

Podeszła prosto do łóżka, w którym spały dziewczynki.

- Jak  się  zachowywały? -  zapytała  cicho,  delikatnie  wyj-

mując młodszej córce palec z buzi.

- Wspaniale. Były bardzo grzeczne. Zagrałyśmy kilka rund

w „Cukierkową krainę" i dziewczynki same poprosiły, żeby je
ułożyć do snu. - Carly jeszcze raz zerknęła na siatkowe drzwi.
- A gdzie pan Richey?

- Podwiózł mnie. a sam szuka miejsca do parkowania, - He-

len poprawiła wełniane koce na łóżkach.

Carty zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- OK. Chyba będę już szła. Proszę dzwonić, gdyby państwo

mnie jeszcze kiedyś potrzebowali.

- Ach  nie.  Carly. -  Helen  wyprostowała się  znad łóżka i

sięgnęła  po  torebkę. -  Zaczekaj  na  Jonathana.  Wołałabym.
żeby odprowadził cię do domu. - Wcisnęła w dłoń Carly złożone
banknoty, - Dziękuję ci bardzo za pomoc - powiedziała.

Myśl  o  spacerze  w  towarzystwie  pana  Richeya  zniechęciła

Carly.

- Wie pani. nie trzeba. Naprawdę. To tylko krótki spacer.

Nic mi nie będzie.

Zanim  Helen  Richey zdołała  wypowiedzieć  choćby  słowo,

opiekunka szybko wyszła z namiotu.

. * *

Jonathan  wypatrzył  wolne  miejsce  tuż  za  rogiem,  bardzo

blisko ich namiotu, ale jeszcze długo ociągał się z wysiadaniem I
z  samochodu.  Nie  spieszyło  mu  się.  Namiot  wywoływał  w  nim
kiaustmtohię.

Patrzył na ulicę i próbował zebrać się w sobie. Zrobi. jak

postanowił.  Jutro  powie  o  wszystkim  Helen.  To  absolutnie
ostatnie tato. jakie spędza w namiocie. Jeśli żona chce. żeby
w przyszłe wakacje byli tu razem, całą rodziną, to powinni
w tym tygodniu zacząć szukać normalnego domu, gdzieś w
okolicy.

Otworzył drzwi i wysiadł. Postanowił jednak nie wyciągać

z  bagażnika  przenośnego  telewizorka.  Jutro  będą  mieć  dużo
czasu na kłótnie. Nie ma sensu zaczynać już dziś. A zresztą, i tak
w tych przeklętych namiotach się nie da- przecież wszyscy żyją
tu sobie na głowach.

Zbliżając się do rogu Bath Avenue, w blasku księżyca zauwa-

żył  postać  przebiegającą  przez  ulicę.  To  była  Carly,  z  roz-
wianymi  blond  włosami.  Zapomniał  na  śmierć,  że  miał  ją
odprowadzić do domu. Bardzo przyjemna nieszkodliwa fanta-
zja, kilka minut sam na sam z dziewczyną.

Już  iniał ją  zawołać,  ale  się  powstrzymał  i  zamiast  tego  po

prostu /;i nią poszedł.

-19-

Kąpiel nie pomogła. Herbatka ziołowa też nie. Dianę w żaden

sposób nie mogła zasnąć. Leżała samotna w ciemności i chyba
jeszcze  nigdy  tak  bardzo  nie  żałowała,  źc  nie  było  przy  niej
Philipa.

'Odwróciła  się,  sięgnęła  po  leżącą  na  jego  połowie  łóżka

JWduszkę i mocno się do niej przytuliła.

jej głowie tłoczyły się obrazy, problemy, którym nie

background image

poświęcała  uwagi,  gdy  pojawiały  się  w  jej  życiu.  Michelle
ciągle oddająca się ćwiczeniom, codziennie z uporem odtwa-
rzająca w kotko kasetę wideo, i skruputainie wykonująca wszyst-
kie  polecenia.  Dianę  przypisywała  to,  zwyczajnej  wśród  na-
stolatek, większej świadomości własnej figury.

W lodówce od miesięcy stało pudełko lodów, których nikt nie

ruszał.  „Ben JerryY"  o  smaku  bananowo-czekoladowym.
Ulubione  lody  Michelle,  Od  lat  prosiła  właśnie  o  te  lody  za
każdym razem, gdy Dianę wybierała się po zakupy. Tym też się
nie  przejmowała,  wiedząc,  że  ukochane  smaki  dziecka  nie
zawsze odpowiadają nastolatce.

Dianę  przytuliła  się  do  poduszki  i  zamyśliła  nad  chlebem

czosnkowym, który córka wyrzuciła do kosza. Próbowała przy-
pomnieć sobie nawyki jedzeniowe Michelle. Odkąd Philip po-
szedł do więzienia, nie jadali razem zbyt wiciu posiłków. Coraz
częściej, gdy wracała wieczorem do domu, Emily i dzieci były
już po kolacji. Mówiąc szczerze. Dianę nieraz przyjmowała to
z ulgą. Łatwiej było przygotować sobie miseczkę płatków czy
jajecznicę  i  zjeść  w  samotności,  przeglądając  kolorowy  maga-
zyn. bc2 konieczności zbierania resztek sil i przymuszania sic
do konwersacji przy stole. Stres, jaki powodowało niechlubne
zniknięcie męża, w połączeniu z nerwami w pracy sprawiały, że
wieczorami Diaite czuła się kompletnie wyczerpana.

Choć starała się unikać tematów zawodowych, planów zwią-

zanych  z  pracą,  służbowych  kolacji,  wszystkiego,  co  nie  po-
zwalało jej spędzać wieczorów w domu, z dziećmi, Dianę w
głębi duszy czuła się winna. To, że fizycznie przebywała w
domu.  z  rodziną,  nie  znaczyło,  że  była  z  nimi  emocjonalnie
Dopiero teraz uświadomiła sobie, że chyba za bardzo skupiał;i
się  na  swoich  problemach  i złamanym  sercu,  i  nie  poświęcała
córce wystarczająco dużo uwagi.

I  najwyższy  czas.  żeby  zaczęła  się  nią  interesować.  Dianc

energicznie uderzyła poduszkę. Jeśli to początek zaburzeń od-
żywiania. należało natychmiast i zdecydowanie zrobić z tym

porządek.  Nie  dość.  że  Michelle  zniszczy  sobie  zdrowie,  to

zcze  coś  takiego  może  rozwinąć  się  w  skłonność  do  za-
chowań destrukcyjnych. Czyż to nie ironia, że lego ranka tak

współczuła państwu Patterson, kiedy teraz okazuje się, że praw-
dopodobnie sama stanęła przed takim samym problemem?

Dzięki  ci.  Boże,  że  Michelle  się  nie  cięła,  A  przynajmniej

Dianę tak się wydawało. Ta myśl wywołała szybsze bicie serca.
Ciekawe, jak to byto z Lesłic Patterson. Co zaczęło się wcześ-
niej? Czy najpierw zaburzenia jedzenia, a potem samookalecza-
nic, czy na odwrót? A może oba zaburzenia pojawiły się jedno-
cześnie? Dianę zacisnęła powieki, zmuszając się do koncen-

icji.

Panie Boże. błagam, pomóż mi ueiąe to, zanim rozwinie się

f£go coś gorszego.

Cichu modlitwa nieco ją uspokoiła, ale w głębi duszy Dianę

iedziala, że proszenie Boga o pomoc to tylko częściowe

związanie. Tą sprawą musiała zająć się osobiście.

-20-

Carly  rozglądała  się  w  poszukiwaniu  Shawna,  po  słabo

oświetlonej saJi. Zauważyła go

ŁSL

barem. Szczupła, delikatna

blondynka przecisnęła się w.śród ilumu gości i usiadła na wol-
nym  stołku  barowym.  Twarz  Shawna  rozpromieniła  się  na jej
widok.

- Myślałem, że już nie przyjdziesz. - Pochylił się ku niej i

mówił głośno, prosto do ucha. przekrzykując głośną muzykę.

- Ja leż! - wykrzyczała Carly.
- Czego się napijesz?
- Chyba coli - odparła ponuro. - No, chyba że mnie czymś

zaskoczysz,

Shawn nie skomentował. Wiedział, że Carly jest za młoda,

*eby  podawać  jej  alkohol.  Była  wystarczająco  dorosła,  żeby
prowadźic" samochód, głosować, a nawet zaciągnąć się do woj-

background image

ska, ale według obowiązującego w New Jersey prawa nie mogła
pić ałkotiolu. Bez sensu.

Nalai  do  szklanki  trochę  coli  i  szybko  dopełnił  rumem.

Gdyby  szef  zauważył,  że  serwuje  drinka  nieletniej,  straciłb>
prace tak szybko, że nawet nie zdążyłby mrugnąć powieką. Na
szczęście  szefa  nie  było  w  pobliżu,  a  jeden  czy  dwa  drinki
jeszcze nikomu nie zaszkodziły,

- Carly,  może  trochę  zwolnisz? -  zaniepokod  się  Shawn,

widząc, jak pospiesznie pochłania przez rurkę drugiego drinka -
To się sączy.

- Nie  martw  się,  Shawn -  odparła  z  uśmiechem. -  Maiu

mocną  głowę.  Miewasz  czasami  przerwy?  Myślisz,  że  mog-
libyśmy potańczyć?

* * *

Wyróżnia się nawet w zatłoczonym pomieszczeniu. Jest pięk-

na, ożywiona i szczęśliwa. A jak taticzy! Wiruje do rytmu, jakby
całe życie tylko w robiła. Widać, że świetnie się bawi.

Dobrze, że jest taka drobniutka. To bardzo ułatwi sprawę.

Muzyka ucichła. Carly i Shawn wrócili do baru. a zespół udał

się na przerwę.

- Jak poszło z dziećmi? - zapytał, korzystając / tego, że nie

trzeba było krzyczeć.

- Och, fajnie. Dziewczynki są miludde, a pani Richey nieźle

płaci. Tylko ten pan Richey...

- Co z nim?
- Sama nie wiem. Jakoś mi nie pasuje do modelu „letnik /

namiotów". No wiesz, wydaje mi się, że nie jest zbyt zadowo-
lony z tego, że tu jest. - CarJy uznała, że lepiej nie wspominać
o lym, jak pan Richey na nią patrzył. Na razie nie miała

pewności, czy Shawn nie jest typem zazdrośnika. Postanowiła
zmienić temat. - Nic wiesz, co u Lcslie?

- Boże,  Carly,  nie  psujmy  sobie  wieczoru,  rozmawiając

ej Leslie, dobra? - jęknął.

- Myślałam, że bardziej ci na niej zaieżało. Shawn. Przecież

' byliście ze sohą tak długo. - Carly próbowała opanować

czkawkę.

- Posłuchaj, Leslietojuzzamknięty rozdział. Koniec, Finiw.

Nie chcę więcej o tym rozmawiać. Myślałem, że to rozumiesz,

Alkohol zaczynał już na nią działać. Carly nie podobało się

zniecierpliwienie w głosie Shawna i nie zamierzała tego prze-
milczeć,

- Cóż,mamnadzieję,żekióregośdnia.gdyjużbedziemytak

długo  ze  sobą  chodzić,  a  ja  nagle  zniknę,  bardziej  się tym
przejmiesz - powiedziała nadąsana.

- Hm.  a  ja  mam  nadzieję,  że  nie  będziesz  wariatką,  która

ucieka, chowa się gdzieś i udaje, że ją porwano - uciął dyskusję
Shawn.  po  czym  odwrócił  się,  żeby  przyjąć  zamówienie  od
klienta z drugiego końca baru.

Kłopoty w raju. Już nie

wgląda na taką szczęśliwą.

Jeszcze  godzinę  temu  nie  było  wiadomo,  jak  sie  sprawy

potoczą. Plan był prosty; znaleźć dziewczynę do tańca i trzy-
"««■' w ukryciu, aż przestanie być potrzebni.

A teraz ona wychodzi. Trzeba zmienić plany.

ł

ł

Przechodząc  przez  ulicę,  Carly  słyszała  jednostajny  szum

°ceanu.  Skręciła  w  prawo  i  ruszyła  w  stronę  Ocean  Grove.
^„Kamiennego Kucyka" do domu miała niecałe dziesięć minut

dr«

♦ * *

background image

Powietrze  było  ciepłe,  ale  świeże  i  słone,  więc  nieco  wy-

trzeźwiała. Jak to się stało, że r. Shawnem tak nagle wszystko
się  zepsuło?  A  może  za  ostro  zareagowała?  Naprawdę  był
takim palantem, a nie sympatycznym chłopakiem, za jakiego
go miała?

Szła  wzdłuż  krawężnika,  patrząc  uważnie  pod  nogi,  by  nie

nadepnąć cienką podeszwa na jakieś szkło. Ulice w Asbury Park
nie były takie czyste jak w Ocean Grovc. Nic w Asbury Park
nie  by  to  takie  samo  jak  w  Ocean  Grove.  Jedyne*  w  czym
miasteczka były do siebie podobne, to położenie nad Oceanem
Atlantyckim.

Zbliżając  się  do  granicy  między  miejscowościami,  na  tle

ciemnego  nieba  dostrzegła  bryłę  starego  ceglanego  budynku
kasyna. Niegdyś wspaniała budowla, od lat była opuszczona
i  zapomniana.  W  skąpym  świetle  samotnej  latami  Carly  za-
uważyła  napis:  UWAGA!  NIE  WCHODZIĆ!  NLEBEZPIE
CZEŃSTWO!

Przystanęła na moment, zastanawiając się. co robić. Mogła

iść drogą dookoła Wesley Lakę albo przemknąć wąską ścieżką
obok  kasyna,  potem  parę  metrów  po  piasku  i  zaraz  bedzk'
promenada, prowadząca do Ocean Grove. A stamtąd do domu
miała już tylko kilka przecznic

Choć  by(o  ciemno,  a  ona  nie  siała  zbyt  pewnie  na  nogach,

zdecydowała się iść trasą, którą znała od dziecka. Wyciągnęła
(ewą rękę. dotknęła ściany kasyna i ruszyła przed siebie. Już
miała zeskoczyć ze ścieżki na piasek, gdy nagle odziana w ręka-
wiczkę dłoń uderzyła ją cegłą w głowę.

background image

-21-

a  horyzoncie  pojawiła  się  pierwsza  zapowiedź  wschodu
słońca.  Zmieniało  się  światło,  czarne  jak  atrament  niebo

powoli przybierało ciemnoszary odcień. Wchodzący na prome-
nadę Arthur wiedział, że szarość' stopniowo będzie się rozjaś-
niać. aż w końcu nad granatowym oceanem pojawią się poma-
rańczo wożóhe promienie słońca i przywołają na niebo iazur.

:

Mniej więcej lak to wyglądało każdego dnia. Arthur wiedział,
bo miał problemy ze snem. Zwykle był na promenadzie już
o czwartej nad ranem. To była jego ulubiona pora dnia, jeszcze
pr/x'<l pojawieniem się biegaczy i rybaków, rzucających, w wodę
sieci. Tylko o tej godzinie miał całą promenadę dla siebie.

Odkąd,  po  wypisaniu  ze  szpitala  w  Wirginii,  przybył  do

Ocean  Grove,  nie  było  jednego  poranka,  jednego  spaceru  po
promenadzie, żeby nie myślał o Bonnie. Codziennie, gdy pat-
rzył  na  wodę.  gdy  słyszał  krzyk  mew  i  niekończący  się  szum
oceanu, myślał o niej. Dziś było tak samo,

Przyjemna  chłodna  bryza  od  oceanu  rozwiała  jego  rozpiętą

koszulę.  Rzadki  prezent,  podmuch  wiatru.  Czul  go  na
twarzy i klatce piersiowej i cieszył się nim, wiedząc, że już za
chwilę zapanuje nieprzejednany upał.

Nichiesko-biały dodge zatrzymał się przy krawężniku, obok

jego ulubionego miejsca.

- Jak leci. .Art? - zawołał policjant z nocnej zmiany.
- W porządku. A co u pana? - zapytał grzecznie Arthur,

wając niezadowolenie

L

faktu, że choć tyle razy prosił.

gliny nazywały go .Arthur, oni ciągle zwracali się do

lięgo Au. Dobrze. Art. Dzięki, że pytasz powiedział
gliniarz. Długo lu jesteś, Art?

Nie. Dopiero co przyszedłem.

- Nie zauważyłeś czegoś niezwykłego?
- Na przykład czego?

N

background image

- Dostaliśmy  telefon  od  rodziców  pewnej  dziewczyny.  Po

dobno nie wróciła na noc do domu.

Arthur czuł, że robi sic niespokojny.
- Nie  widziałem  żadnej  dziewczyny -  odparł  szybko,  po

czym trzy razy zakaszlał.

- Nikt nie twierdzi, że widziałeś. Art. Ale. jakbyś coś zauwa-

żył,  daj  nam  znać,  dobra?  Szukamy  blondynki,  około  metra
pięćdziesiąt  wzrostu,  szczupła,  ładna.  To  ta  kelnerka  z  „Na-
gleV - Carly Neath. Znasz ją?

Zatrwożony Arthur nie wiedział, co powiedzieć. Tak, znają,

Shawn kiedyś przyprowadził ją na promenadę. Ale Arthur bał
sie przyznać policji. Jeśli się dowiedzą, że ziuił Carly. pomyślą.
że mial coś wspólnego z tym, że poprzedniej nocy nie wróciła
do domu. Tacy jak on zawsze byli pierwszymi podejrzanymi
kiedy coś było nie tak.

- Nie. Nie znam.

Arthur szedł po promenadzie nad plaża.. Przez chwilę towa-

rzyszył  mu  wolno  jadący  wóz  policyjny,  w  końcu  jednak  się
oddalił, Arthur myślał o ślicznej dziewczynie, która" tak pro-
miennie  się  uśmiechała,  gdy  Shawn  mu  ją  przedstawił.  Byki
bardzo podobna do Bonnie.

Dotarł  do  swojej  ulubionej  ław

r

ki.  okrążył  ją  trzy  razy,  po

czym usiadł. Jego myśli oddaliły się od dziewczyny Sfeawna
i nieświadomie skupiły naBonnie. Głowa Arthura wypełniła się
wspomnieniami, wciąż zaskakująco wyraźnymi, mimo upływu
czasu  i  medytacji,  które  miały  złagodzić  ból.  Leki,  kiedy  je
zażywa!,  jakimś  cudem  działały.  Choć  myśli  o  Bonnie  nie
poruszały go już lak jak dawniej, nic nie było w stanie wymazać
jej obrazu z pamięci. I choć nadal jeszcze miał w sobie gniew za
to,  co  mu  zrobiła -  co  zrobiła  im -  nie  znaczyło  to  jednak,  że
kiedykolwiek chciałby o niej zapomnieć,

Była jego pierwszą i jedyną miłością. Arthur wiedział, te już

nigdy nikogo nie pokocha tak. jak kochał Donnie. Wiedział też
że nigdy nie spotka nikogo takiego jak ona. i nikt go tak nie

pokocha. Na pewno nie, dopóki będzie w tym stanie. Kto

pokocha tb> bezrobotnego, żyjącego z zasiłku? Kio pokocha faceta
śpiącego  na  brudnym  materacu  w  podupadłym  pensjonacie,
spędzającego całe dnie na snuciu się po mieście I-  i  piciu  kawy?
Arthur  sięgnął  do  kieszeni  na  piersi  i  Wyją]  paczkę  papierosów.
Zapalił  zapałkę,  podpalił  papierosa  i  głęboko  się  zaciągnął,
spoglądając rui odległy koniec promenady, gdzie na szarym niebie
majaczył stary budynek kasyna. Wypuścił dym nosem i wrócił do
bolesnych rozmyślań.

Przeżyli razem wiele wspaniałych miesięcy. Oczami wyobraźni

widział  jej  drobną  postać  wirującą  w  tańcu  na  parkiecie. jej
śliczną  uśmiechniętą  twarz.  Pamiętał,  jak  się  zaśmiewali  na
przedstawieniach kabaretowych, na które tak lubiła chodzić, jak

obejmowali  się  na  meczach  i  razem  kibicowali  drużynie
Yankees. Przypomniał sobie, jak się śmiali, wybierając imiona
dla dzieci, które miały ira się urodzić po ślubie, jak już odsłuży
swoje w wojsku.

Arthur wstał z ławki i ze złością rzucił niedopałek na piasek.

Kiedy  ruszał  na  „Pustynną  Burzę",  Bonnie  przysięgała,  że
będzie na niego czekać. Okłamała go.

• - Mamo-jęczał Anthony, kiedy znaleźli się w niewielkim
holu motelu „Tańczące Wydmy", - Ty chyba żartujesz.

Dianę rozglądała się po pomieszczeniu i ogarniało ją coraz

gorsze przeczucie. Na ławce o wrzecionowatych nogach -jedy-
nym  meblu  w  holu -  spał  zwinięty  w  kłębek  kot.  Wypłowiał;!
prawic do białości tapeta w mewy zapewne była kiedyś niebies-
ka, Beżowe zasłony w oknach prano już tyle razy, że stały się
Prawie  przezroczyste.  Szara  farba  odłaziła  z  drewnianej  pod-
'Ogi. Hol wydawał się pozbawiony kolorów, ale przynajmniej
tyl czysty, pocieszała się Dianę.

background image

- No dobrze, Faktycznie to nie Ritz - szepnęła do syna. - Ale

przestań marudzić", Anthony. Mówię poważnie.

Dianę zerknęła na Emily, która tylko W7xuszyła ramionami.

- Witam.  Mogę  w  czymś  pomóc'.' -  W  skromnej  recepcji

pojawił  sic  przystojny  Latynos.  Miat  na  sobie  jasnozieloną
koszulę  ze  starannie  podwiniętymi  rękawami,  ukazującymi
opalone  i  umięśnione  ramiona. Dianę  uznała,  że  był  po  trzy
dziestce.

~  Tak.  Jestem  Dianę  Maytiekl.  Mamy  zarezerwowane

pokoje.

- Ach tak, oczy wiście. - Mężczyzna uśmiechnął się, ukazu

jąc  równe,  zdumiewająco  białe  zęby. -  Jesteście  z KEY  lufo.
prawda?

Durne kiwnęła głową,

- Przepraszam,  że  musieli  państwo  czekać,  ale  byłem  na

zapleczu,  przy  komputerze.  Przygotowuję  broszurę  z  oferta
motelu.  Proszę  wybaczyć  nasz  wystrój,  a  raczej  jego  brak
-  ii  umączył  się.  machając  dłonią.  Dianę  zauważyła,  że  na
lewym  nadgarstku  nosił  złotą  bransoletkę. -Dopiero  co  kupiliś
my  to  miejsce.  Mój  partner  i  ja  mamy  wielkie  plany,  ale
renowację  będzie  można  zacząć  nie  wcześniej  niż  po  zakoń
czeniu letniego sezonu.

Dianę próbowała wymyślić jakąś taktowną odpowiedź.

- Jestem pewna, że będzie tu przepięknie.
- Wiem. że przywykła pani do lepszych warunków, ale jeśli

jest  coś,  co  moglibyśmy  zrobić,  żeby  uprzyjemnić  państwu
pobyt u nas. proszę mi wierzyć, będziemy szczęśliwi, mogąc to
uczynić. Jestem Carlos. Carlos Hemandez. - Wyciągnął rękę
i uścisnął dłoń Dianę.

- Miło  mi.  To  moja  siostra,  Emily  Abbott.  a  to  mój  syn.

Anthony. Córka, Michelle, wypakowuje swoje rzeczy z samo-
chodu.

Carlos  przywitał  się  z  gośćmi,  po  czym  odwrócił  się  do

wiszącej na ścianie tablicy.

- Trzy pokoje, prawda? - zapytał, zdejmując z haczyków

 klucze. - Właściwie to powinny być cztery, I

Carlos

zmarszczył czoło i zerknął do książki meldunkowej. - Cóż,

rzeczywiście mamy zarezerwowane cztery pokoje dla KEY lufo,
ale jeden zajął już pan Gates. - Sammy Gates? - upewniła się
Diatte. - Tak. Samuel Gates. - Czy Matthew Voigl już się
zameldował? Carlos jeszcze raz spojrzał do książki. -- Nie. Na
razie jest tylko pan Gates. Dianc wzruszyła ramionami. - Nadal
jednak nie rozumiem, dlaczego nie możemy mieć «czwartego
pokoju. - Och, bardzo mi przykro, pani Mayfield. Chciałbym za-
proponować państwu dodatkowy pokój, ale, niestety, nie mogę. O tej
porze roku wszystko jest już dawno zarezerwowane. Prawdę
mówiąc, specjalnie dla państwa otworzyliśmy ostatnie piętro. W tej
chwili przygotowujemy tam pokoje na sezon jesienny.

 Dianę  spojrzała  na  niego  w  popłochu. -  Proszę  się  nie
martwić -  uspokoił. -  Nie  jest  tak  źle.  nie mamy  tam  placu
budowy.  Kip  i  ja  przez  całą  noc  przygotowywaliśmy  dla
państwa  piętro.  Chcielibyśmy  przyciągnąć  więcej gości  z

miasta, uważamy, że to dla nas wielka szansa. Mamy nadzieję,
że będą państwo zadowoleni.

K>   *   *

Dianę  była  wprost  oczarowana  pierwszym  pokojem,  do  ja-

kiego zaprowadził ich Carlos. Bladocytrynowe ściany pasowały
do  błyszczących,  białych  futryn  w  oknach  i  białych  listew
Przypodłogowych. Dwa identyczne, mosiężne łóżka przykryte
hyły śnieżnobiałymi, szydełkowymi narzutami. Na wypastowa-

k

r

background image

tlej. sosnowej podłodze leża! niebieski, wełniany dywan w deli-
katne  żólto-biale  kwiaty.  Ściany  zdobiły  gustowne  roślinne
grafiki. oprawione w niebieskie ramki- Na wiktoriańskiej toalet-
ce  stały  świece,  a  na  dolnej  półce  nocnego  stolika  między
łóżkami kilka książek i czasopism.

- Rezerwuje len pokój.

Dianę odwróciła się do stojącej w progu Miehelle. Pro bo

wała patrzeć córce w twarz, a nic przyglądać się jej syl-
wetce.

- Kochanie, ktoś z nas będzie musiał mieć współ loka torą.
- Nie ja. Mamo, przestań. Chcę mieć swój własny pokój.

- Miehelle podeszła do okna i odsunęła ażurowa firankę. - Pat-
rzcie! Widać plażę!

Dianę już dawno nie słyszała w glosie córki takiego entuzja/-

mu.  Spojrzała  na  Emily.  zastanawiając  się,  jak  mają  się  roz-
lokować. Anthony powinien  mieć  własny  pokój.  Zostawał;
dwa  dla  trzech  kobiet.  Czy  nie  będzie  lepiej,  jeśli  Miehelle
zostanie sama'?

- Co ty na to, Em?
- Mogę mieszkać z tobą. jeśli ci to nie przeszkadza.
- W  porządku -  zdecydowała  Dianę. -  I  tak  będziemy  tu

tylko spać. Możesz to zostać. Miehelle.

Carłos kiwnął ręką. żeby poszli za nim do następnego pokoju.

- W takim razie już wiemy, kto gdzie się zatrzyma. W poko

ju morskim  mamy jedno podwójne łóżko, a w  muszelkowym
dwa mniejsze. Anthony, to lwój pokój.

I tym razem Dianę była zachwycona. Jasnoniebieskie ściany.

białe wykończenia i granatowa narzuta na solidnym, sosnowym
łóżku, na ścianach obrazki z okrętami, a na podłodze sizalowy
chodnik.

Antbony  pokiwał  głową.  Początkowa  niechęć  znikła,  gdy

wypróbował materac .

- Całkiem nieźle,
- Dobra. W takim razie zapraszam do pokoju muszelkowe-

go. -  Carłos  prowadził  ich  korytarzem.  Zatrzymał  się  przy
wąskich drzwiach. - Tu jest łazienka,

- La/ienka?  Tylko  jedna? -  zapytała  z  niedowierzaniem

Miehelle.

Carłos pokiwał głową.

- Miehelle. wspólna łazienka to jeszcze nie koniec świata.

- Dianę próbowała nic okazywać zniecierpliwienia.

- Przykro  mi, że mamy tu rylko jedną łazienkę - przeprosił

Carłos. - Planujemy w przyszłości zrobić drugą, a na razie mogę
rylko  zapewnić,  że  w  tej jest  cały  zapas  świeżych  ręczników,
które będziemy codziennie wymieniać.

- Nie ma problemu. Carłos. - Dianę z trudem powstrzymała

się  przed  rzuceniem  Miehelle  karcącego  spojrzeniu, -  Damy
sobie radę.

Chwilę później Dianę i Emily dzieliły się miejscem w szuf-

ladach i rozpakowywały swoje rzeczy.

- Powąchaj  tę  saszetkę -  powiedziała  Dianę,  wyjmując

szuflady w komodzie jedwabny woreczek- - O wszystkim

jmyśloli. nie? ■ Emily

roześmiała się.

- A czego się spodziewałaś, Di?
- Jak to. czego się spodziewałam?
- O rany. Carłos i jego partner to geje.

Dianę wzruszyła ramionami i schowała saszetkę do szuflady.

- No  cóż, jedno jest  pewne -  wiedzą, jak urządzić  uroczy

hoieł.

-23-

Helen skończyła ścielić tóżfca i wkładała brudne naczynia do

WCwu, kiedy usłyszała trzykrotne pukanie we framugę drzwi.

odjęła z haczyka ręcznik i wytarła mokre dłonie, zasiana w iając

czy to Jonathan i dziewczynki tak wcześnie wrócili ze

spaceru dn miasta po gazetę. Dlaczego nie wchodzą? Kiedy

background image

otworzyła drewniane dr/wi, przywitała ją fala gorącego powiet-
rza i dwóch umundurowanych policjantów, stojących na wąs-
kim ganku.

- Pani Richey?

- Tak. O co chodzi?

- Chcielibyśmy zadać pani kilka pytań.

Helen zauważyła, że ich czoła błyszczały od potu.

- Może wejdą panowie do środka? Tu jest chłodniej.
- Dziękujemy pani. Chętnie.

Jeden z mężczyzn był zdecydowanie wyższy od drugiego, ale

obaj  byli  dobrze  zbudowani.  W  niewielkim  saloniku  od  razu
zrobiło się ciasno.

- Proszę,  niech  panowie  siadają. -  Helen  wskazała  wik

linowe fotele. - Napiją się panowie czegoś? Właśnie przygoto
wałam lemoniadę.

- Nie, dziękujemy, proszę pani - odpowiedział wyższy.
Helen usiadła na brzegu piętrowego łóżka i spojrzała na

policjantów.

- OK. W czym mogę pomóc?

- Pani Richey, czy wczoraj wieczorem była u państwa opie

kunka do dzieci? - zapytał niższy, a jego kolega wyjął z kieszeni
koszuli notes.

- Tak. Carly. Carly Neath. A o co chodzi?
Zignorowali jej pytanie.
- Matka Carly twierdzi, że jej córka już wcześniej pracowała

dla państwa. Czy 10 prawda?

- Tak, Carly była u nas kilka razy tego lata. Dziewczynki ja

uwielbiają.

- O której była tu wczoraj?
- Przyszła  o  siódmej  i  została  do  naszego  powrotu,  około

jedenastej. Nie. właściwie dochodziło już pól do dwunastej.

Helen w  roztargnieniu  bawiła  się  frędzlami  kuchennego

ręcznika, kiedy otworzyły się drzwi i do namiotu wszedł jej
maż i córeczki. Jonathan oniemiał na widok policjantów, ale

szybko się opanował, przedstawił się i podał oficerom rękę
na powitanie.

-  Dziewczynki,  wyjdźcie  przed  dom  i  pt>dlejcie  kwiatki, a

mamusia i ja porozmawiamy z tymi miłymi panami policjan-lami.

dobrze? - zasugerował.

Kiedy dziewczynki nie mogły ich już usłyszeć". Helen wyjaś-

niła, o co chodzi.

- Policja  pyta  o  Carly.  Właśnie  tłumaczyłam  panom,  że

wróciliśmy do domu około pół do dwunastej,

- Więc o jedenastej trzydzieści dotarli państwo do domu

- powtórzył głośno oficer, zapisując coś w notesie. - I co było
polem?

- Chciałem odprowadzić ją do domu, ale Carly uparła się, że

pójdzie  sama.  Zapłaciliśmy  jej  i  zanim  zdążyliśmy  ją  zatrzy
mać. wybiegła z namiotu —odparł Jonathan.

Helen zagryzła dolną wargę, ale nie sprostowała informacji.

- Proszę powiedzieć, czy Carly coś się stało? - zapytała,
Policjanci wstali z krzeseł.

- Mamy nadzieję, że nie. Rodzice zgłosili, że dziewczyna

nie wróciła na noc do domu. Nie ma się co denerwować, to
się  zdarza,  dzieciaki  ciągle  robiąjakieś  głupstwa.  Normalnie
zaczekalibyśmy  czterdzieśei  osiem  godzin,  ale  ze  względu
na to. co spotkało  córkę państwa Pattersonów. rozpoczęliśmy
akcję od razu.

- Słyszałam,  że  Leslie  Patterson  upozorowała  własne  po-

rwanie powiedziała Helen.

- Dopóki śledztwo jest w toku. nie możemy udzielać na ten

temat informacji, proszę pani.

- Tak, oczywiście, rozumiem. Ale jeśli coś podobnego przy-

darzyło  się  Carly...  jeśli  ktoś  ją  porwał...  to  może  w  okolicy
grasuje jakiś szaleniec?

P"licjanci nie odpowiedzieli.

- Nie martw się, kochanie. -Jonathan objął żonę mocno.
Patrząc za oddalającymi się policjantami. Helen próbowała

background image

odtworzyć w myślach przebieg wczoraj s/egu wieczoru. Opie-
kunka wybiegła z ich domu. zanim Jonathan wrócił z parkingu.
Właściwie, 10 od wyjścia dziewczyny upłynęło dobre pól godzi-
ny, nim  zjawi!  się  w  domu.  Helen  założyła,  że  maż  nie  mógł
znaleźć miejsca parkingowego. Prawdę mówiąc, chciała* żeby
zajęło mu to jak najwięcej czasu, tak. by mogła uniknąć spełniania
małżeńskiego obowiązku. Nie miała ochot y k fóetĆ się

Z

nim t M

I I

Heien z przerażeniem myślała o intymności z mężem, w tych

warunkach wydawało jej się to niemożliwe. Dziewczynki spały
tuż obok, a sąsiedzi słyszeli każdy najdrobniejszy szelest. Kiedy
usłyszała skrzypienie siatkowych drzwi, udała, że już śpi. Spo-
dziewała  się,  że  Jonathan  będzie  próbował  ja  budzić,  ale  nie
zrobił tego. Rozebrał się, wsunął pod kołdrę i zasnął. nawet jej
nie dotknąwszy.

Wczoraj przyjęła to z ulgą. Dziś rano te pół godziny obudziło

jej  niepokój.  Nie  byta  pewna,  co  w  tym  czasie  robił  mąż.  Na
dodatek, teraz z rozmysłem skłamał policji, mówiąc, że przeby-
wał wtedy w namiocie.

Kiedy  Sarah  i  Hannah  wkładały  stroje  kąpielowe,  skinęła

głową na Jonathana, by poszedł z nią do kuchni.

- Dlaczego im powiedziałeś, że chciałeś odprowadzić Carly

do domu? 1 że my jej zapłaciliśmy? Jonathan, przecież ciebie tu
nie było. Dlaczego skłamałeś? - Helen była poważna, a na jej
twarzy widać było niepokój.

- Helen,  naprawdę  myślisz,  że  byłoby  łepiej,  gdybym  po-

wiedział.  że  nie  było  mnie  w  domu? -  odparował. -  Przed
chwilą,  na  mieście, słyszałem  o  zniknięciu  Carly.  Nie  chcę,
żeby gliny traktowały mnie jak podejrzanego. A ty?

-24-

- Cześć, tu Matthew. Czekam w holu.
- OK. Zaraz schodzę.

Dianę zaniknęła klapkę telefonu komórkowego.

- Przykro roi, Em - zwróciła się do siostry. - Muszę lecieć.

Powiedz jeszcze raz. że nie przeszkadza ci la sytuacja.

Emily wsunęła opróżnioną walizkę pod swoje łóżko i wstała.
- Przestaniesz się wreszcie zamartwiać, Dianę? Damy radę.

p Już widzę, że nie będziemy się tu nudzić. Pierwsze, co
zrobimy. to włożymy kostiumy i skoczymy na plażę. - Em.
co ja bym bez ciebie zrobiła?

- Nie  martw  się.  zrewanżujesz  się, jak  sama  będę  miała

dzieci. O ile nie będziesz wtedy za stara.

- Bardzo zabawne, Emily.
Dianę wrzuciła do płóciennej torebki tubkę kremu z filtrem,

okulary  przeciwsłoneczne  i  komórkę.  Z  portfela  wyjęła  kilka
banknotów  dwudziestodolarowych  i  wręczyła  je  Emily.  Zaj-
rzała do pokoi Michelle i Anthony'ego, by pospiesznie pożegnać
się z dziećmi, po czym zbiegła na dół drewnianymi schodami.
Matthew  czekał  na  nią,  ubrany  w  czerwoną  firmową  koszulkę
KEY /n/o, bermudy w kolorze khaki i brązowe sandały.

- Farciarz z ciebie. Szkoda, że nie mogę się tak ubierać.

- To jest właśnie najlepsze w pracy po drugiej stronie karne

ty. -  Matthew  uśmiechnął sję i  wskazał  drzwi  z  boku  holu.
- Może usiądziemy na chwilę? Ustalimy plan działania.

W starym salonie nikogo nie było, ale na stole pod ścianą, na

srebrnej tacy. czekał dzbanek mrożonej herbaty i lśniące czys-
tością szklanki. Na kominku ustawiono koszyk stokrotek. Miłe
akcenty  w  dość ponurym  pomieszczeniu.  Na  wysokim  suficie
Dianę  zauważyła  sziukaierie  w  zawiłe  wzory,  rzeźbione  ka-
mienne zdobienia wokół kominka i nieciekawy kandelabr z brą-
zu. Pomieszczenie było zaniedbane, ale na pewno miało charak-
ter. Przy odrobinie wysiłku i dobrego smaku z zapomnianego.
ciemnego pokoju można by urządzić wiktoriański salon.

Nalali sobie herbaty i usiedli na sofie. Matthew zaczął przed*

stawiać swój platr.

- Po  pierwsze,  i  najważniejsze,  musimy  dotrzeć  do  Leslie

Patterson, Wywiad z nią to podstawa.

I

background image

Dianę kiwnęła głową.

- Ja się tynt zajmę. Jak skończmy, zadzwonię do jej maiki.
Matthew wyjął z chlebaka notesik i przerzucił kilka kartek.
- A może lepiej byłoby osobiście się z nią spotkać?
Pomysł nie wzbudził w Dianę entuzjazmu.
- Chcesz, żebym poszła do ich domu i zapukała do drzwi?

Nie znoszę tego.

- Nie. pomyślałem, że mogłabyś iść do ich sklepu. - Mat-

thew zajrzał do swoich zapisków. - Jej matka prowadzi sklep
/  pamiątkami  o  nazwie  „Lawenda  i  Koronki".  Pattersonowie
wykorzystywali  go  podczas  poszukiwań  Leslie  jako  bazę  dla
ochotników.

- OK,  chyba  da  się  zrobić -  mruknęła  Dianę  i  upiła  łyk

herbaty. - Ale pójdę sama, bez ciebie i ekipy. Nic chcę, żeby ta
biedna kobieta poczuła się osaczona. Myślisz, że ram będzie?

- Cóż, powinna. Zatrzymałem się tani wczoraj po południu,

zaraz po przyjeździe. Na drzwiach wisiała kartka z podziękowali
mmi  za  pomoc  w  poszukiwaniach  i  za  troskę  o  losy  Leslie.
Była też informacja, że otworzą sklep w terr weekend.

Dianę zapisała sobie adres sklepu.

- Co jeszcze? - zapytała.
- Policja zwołała konferencję prasową na dwunastą.
- Wnoszą sprawę przeciwko Leslie?
- Wątpię.  Tym  zajmie  się prokurator  okręgowy.  Nie  mam

pojęcia, co gliny chcą powiedzieć. Pójdę tam z ekipą i zrobimy
tę konferencję.

- A właśnie, coś mi się przypomniało - powiedziała Dianę.

- Skąd Sammy Gates wziął się w naszym pokoju?

- Och,  Boże-jęknął Matthew.- Przepraszam cię, Dianę, ale

kiedy  Sammy  zobaczył  pokoje  w  naszym  motelu,  zagroził,  że
wróci do Nowego Jorku. Musiałem go jakoś udobruchać. Przy-
kro mi, że twoim kosztem.

- Chcesz powiedzieć,  że  motet, w którym się  zatrzymałeś.

jest gorszy od naszego? - zapytała z niedowierzaniem Dianę.

Maithew parskną! śmiechem.

- Przy tej dziurze, w której mieszkamy. „Tańczące Wydmy"

to  prawdziwy  paiac. To  najlepsze,  co  udało  mi  się  znaleźć.
W lakich miejscowościach rezerwacje robi się na kilka mięsie -

|f'cy do przodu.

- Więc obaj z Garym Bingiem męczycie się w jakiejś norze?

Tak mi przykro, Maithew.

- Ach, nic ma problemu. 1 tak nie będziemy tam spędzać za

dużo  czasu. -  Matthew  spojrzał  na  zegarek. -  Muszę  lecieć.
Umówiłem  się  z  Gatesem  i  Bingiem  przy  posterunku  poJieji.
Podrzucić cię do sklepu Audrey Patterson?

- Tak. dzięki. Będę miała to za sobą,

Dzwoneczek przy drzwiach zadźwięczał dyskretnie, gdy Dia-

nę weszła do „Lawendy i Koronek". Chłodne powietrze pachnia-
ło potpourri i świecami zapachowymi. Nu białych półkach pod
lawendowymi ścianami leżały zdobione haftami serwetki lniane,
delikatne koronki i ręcznie robione mydła. Z wysokich, porcela-
nowych pojemników wystawały stare spinki do kapeluszy, a na
ładach znajdowały się komplety ozdobnej papeteri i i pocztówki
na różne okoliczności. Były tam kolorowe parasolki w stojakach,
gablota z misternie zdobionymi rękawiczkami i wachlarzami
z piór. Na rozmieszczonych w całym sklepie haczykach wisiały
wieczorowe torebki wyszywane koralikami. Rozglądając się po
pomieszczeniu, Dianę zastanawiała się, jak mogła mieścić się tu
baza  dla  uczestników  poszukiwań.  Tu  nie  było  gdzie  wcisnąć
szpilki, a co dopiero mówić o armii ochotników!

Zatrzymała się. żeby obejrzeć kolekcję pluszowych misiów,

"Sławionych  na  szczeblach  drewnianej  drabiny.  Każdy  by!
ubrany  w  lawendową  spódniczkę  z  tafty,  czepek  o  szerokim
rundzie,  ozdobiony  koronka.,  na  szyi  miał  sznur  sztucznych
pereł i wachlarz z piór w łapce.

background image

Z zaplecza, zza koralikowej zasłony wyłoniła się starannie

uczesana kobieta w średnim wieku. Uśmiechała sic słabo, idąc
wąskim przejściem w stronę Dianę.

- Czym mogę służyć? - zapylała, odgarniając za ucho kos-

myk siwiejących włosów.

- Są prześliczne - powiedziała Dianę, biorąc do ręki misia.
- Dziękuję. Sprzedaję je już od wielu lat. odkąd moja córka

się w nich zakochała.

Dianę odłożyła zabawkę na drabinę.

- Czy pani Patterson?
- luk - odparła kobieta ostrożnie.

Dianę  2djcła  okulary  przeciwsłoneczne  i  wyciągnęła  do

niej rękę.

- Jestem Dianę Mayfield.
- Och! - Audrey Patterson była wyraźnie zdenerwowana.

- Proszę wybaczyć, nie poznałam pani. Tak mi przykro. Mam
ostatnio tyle na głowie.

- Nie ma za co przepraszać. Powinnam była wcześniej zdjąć

okulary.

Dianę czulą, że Audrey uważnie obseiwuje jej twarz. Szuku

zmarszczek, pomyślała -  tak  jak  większość  ludzi,  gdy  spotka
kogoś znanego tytko zekranu telewizora. Będzie chciała opowie-
dzieć koleżankom, że w rzeczywistości la dziennikarka z KEYlnjo
wyglądała ładniej, gorzej, szczupłej, grubiej, starzej łub młodziej.

- Miałam  nadzieję,  że  może  mogłybyśmy  trochę  porozma-

wiać - powiedziała, przechodząc od razu do rzeczy.

- O występie Leslie w pani programie, tak?
- Tak. o wywiadzie.
Dzwonek  oznaczał,  że  ktoś  otworzył  drzwi.  Po  chwili  do

sklepu weszły dwie starsze panie.

- Przejdźmy na zaplecze - zaproponowała Audrey.
- Mogę zaczekać, jeśli chce pani zająć się klientami.
- Nie. chodźmy. - Audrey ściszyła glos do szeptu: - Ciągle

lu przychodzą. Tylko oglądają, niczego nie kupują.

Minęły zasłonę z koralików i weszły do dużego magazynu.

Pod ścianami stały cale sterty kanonowych pudeł, w śnkl nich
ledwo mieściło się biurko, zastawione pustymi jednorazowymi
kubkami po kawie i pudelkami po pączkach. Na wielkiej sztalu-
dze w i siała mapa Ocean Grovc i okołie. Czerwonym flamast-
rem pozaznaczane były obszary poszukiwań.

- Może pani usiądzie? - Audrey wskazała składane metalo-

we krzesło.

- Dziękuje.

Audrey przysiadła na rogu biurka.

- Rozmawiałam o tym wczoraj z mężem, uważa, że powin-

niśmy  najpierw  wynająć  adwokata.  Dopiero  kiedy  adwokat
uzna za słuszne. Leslie udzieli pani wywiadu.

- Pani Palterson, jak pani sądzi, kiedy to będzie możliwe?
- Lou  ma  wykonać  dziś  kilka  telefonów.  Ale  wie  pani,

naszej córce nie postawiono jeszcze żadnych zarzutów.

- 1  miejmy  nadzieję,  że  do  tego  nie  dojdzie -  powiedziała

szczerze  Dianę. -  Byłoby  to  straszne  przeżycie  dla  młodej
dziewczyny.  Sama  mam  córkę,  mogę sobie  wyobrazić,  jak
bardzo państwo się martwią.

Oczy Audrey zaszły łzami.

- Ile ma lat?
- Czternaście.
- Czternaście -  powtórzyła  Audrey. -  Tyle  samo  miała

Leslie. kiedy zaczęły się jej problemy.

Dianę aż ścisnęło się serce, gdy pomyślała o Michelle, Sam

pomysł,  że  mogłaby  iść  w  ślady  Leslie  Patterson,  był  nie  do
zniesienia. Jednak, jako profesjonalistka. Dianę od razu rozpo-
znała szansę. Audrey Patterson zaczynała się otwierać, należało
ją tylko trochę zachęcić.

- Jakie problemy? - zapytała łagodnie.
- Zaburzenia  odżywiania -  Audrey  opuściła  głowę,  jakby

zawstydzona. - ZaczęJa chudnąć. I ciągle ćwiczyła. początku
nie /wracałam na to uwaci. Już zawsze będę mieć o to do siebie

background image

pretensje. Kiedy się zorientowałam, że coś z nią jest nie tak.
i poszłam do specjalisty, zdiagnozował u niej anoreksje.

- Pomógł  jej? -  Dianę  bardzo  chciała  usłyszeć  pozytywną

odpowiedź.

- Bóg jeden wie, że próbował. - Audrey pokręciła głowa,.

-  Moim  zdaniem  Owen  Messinger to  święty  człowiek.  Leczył
Leslie  przez  te  wszystkie  lata.  miał  do  niej  tyle  cierpliwości.
podczas gdy ja... - Urwała, a po policzku spłynęła jej łza.

- Jak to jest, że  matki  zawsze obwiniają siebie? -  zapytała

cicho  Dianę.  Jednak  naprawdę  chciała  zapytać  o  coś  innego.
Skoro, jak twierdziła Audrey, Owen Messinger był tak wspania-
ły ni terapeutą, to dlaczego, mimo ośmiu lat terapii, stan zdrowia
Leslie wcale się nie poprawił?

-26-

Matthew  wraz  z  ekipą  zajęli  pozycję  przed  żółtym  budyn-

kiem z betonu przy Central Avenue. Gary Bing przymocował
mikrofon do drewnianego podium przy wejifciir do posterunku
policji miasta Neptune, Sammy  Gates wybrał najkorzyslniejsze
miejsce, żeby ustawić kamerę.

Schowany  pod  drzewem  przed  palącym  słońcem,  Matthew

spokojnie  przyglądał  się  konkurencji  i  czekał  na  rozpoczęcie
konferencji  prasowej.  Oprócz  nich  nie  było  przedstawicieli
żadnej ogólnokrajowej sieci. Na konferencję czekały ekipy New
Jersey  Network 
WCBS. Na  chodniku  kręciło  się  kilku  dzien-
nikarzy prasowych, uzbrojonych w notatniki, W sumie mniej-
sze zainteresowanie, niż się spodziewał. A jednak Matthew nie
był  zaskoczony.  Biorąc  pod  uwagę  ograniczenia  w  długości
tego typu sprawozdań, wydawcy woleli nie wysyłać ekip ka-
merami,  których  żadna  stacja  nie  miała  w  nadmiarze.  Przy
dwudziestoczterogodzinnym  cyklu  informacyjnym  historia  Le-
slie  Patterson  nie  byta  już  nowością.  Policja  uważa,  że  sama
upozorowała porwanie. Telewizyjni wydawcy z doświadczenia

wiedzieli,  ze  podczas  tej  konferencji  policja  nie  ogłosi  niczego
zaskakującego, żadnych gorących informacji, których nie można
by przekazać w dwudziestosekundowyni raporcie w wieczornym
wydaniu  wiadomości.  Wystarczyło,  że  pojawił  się  ktoś z
Agencji  Prasowej,  by  wydarzenie  zostało  odnotowane,  W  ra-'
zie  czego  zawsze  można  przekazać  informację,  powołując  się
na inne; źródło. Ekipa KEYłnjb znalazła się na konferencji tylko
dlatego,  że Joel Malcolm ubzdurał sobie,  że la historia znajdzie
się w najbliższym wydaniu Pod lupą.

Drzwi  do  budynku  w  końcu  się  otworzyły  i  na  podium

pojawił się oficer policji.

- Halo, czy mnie dobrze słychać? spytał, Technicy spraw-

dzili jakość dźwięku.

- Niech pan mówi! - krzyknął jeden z nich.
- Nazywam  się  Jared  Albert,  jestem  szeryfem  wydziału

policji miasta Nepiune.

- Proszę przeliterować nazwisko - zawołał reporter AP.
- J-A-R-E-D A-L-B-E-R-T.

Oficer zrobił krótką przerwę, czekając, aż dziennikarze pod-

niosą głowy znad notatek, dopiero wtedy zaczął czytać oświad-
czenie:

- Dziś rano wydział policji w Neptune został powiadomiony

o  zniknięciu  dwudziestojednoletniej  kobiety,  mieszkanki
Ocean Grove. Zaginiecie zgłosili rodzice, kiedy okazało się, że
dziewczyna,  która  wieczorem  pracowała  jako  opiekunka  do
dzieci,  nie  wróciła  na  noc  do  domu.  Ponieważ  jest  to  drugi
przypadek  w  Ocean  Grove  zniknięcia  młodej  kobiety,  natych
miast rozpoczęto poszukiwania. Policja w Neptune apeluje do
mieszkańców o udzielenie wszelkich informacji, które mogłyby
pomóc w zakończeniu śledztwa.

Matthew  wyprostował  się  i  podszedł  bliżej  podium,  żeby

dokładniej przyjrzeć się fotografii, którą trzymał w ręce szeryf
Albert. Młoda uśmiechnięta blondynka to nie była Leslie Patter-
son. O co chodzi?

background image

- Rysopis zaginionej: Carly Rachel Neath. metr pięćdziesiąt

pięć  wzrostu,  waga  około  pięćdziesięciu  kilogramów.  Włosy
blond, oczy niebieskie, znamię na wewnętrznej stronie lewego
nadgarstka. Kiedy widziano ja ostatni raz, miała na sobie białe
spodnie  biodrówki,  koszulkę  w  biało-niebieskie  paski  i  białe
sandały. Ktokolwiek wie o losie zaginionej, proszony jest o jak
najszybsze udzielenie informacji policji miasta Neptune.

Matthew spojrzał naSammy*egoGatesa. Kamerzysta filmo-

wa!  błyszczące  zdjęcie.  Kiedy  szeryf  Albert  skończył  czytać
oświadczenie. Matthew zadał pierwsze pytania.

- Co z Leslie Patterson? Czy nadal uważacie, że upozorowa

ła  własne  porwanie?  Czy  Cariy  Neath  przetrzymuje  ta  sama
osoba,  która  uprowadziła  Leslie?  Czy  policja  zamierza  posta
wić Leslie jakieś zarzuty?

Oficer wytarł dłonią pot  z czoła i dopiero po chwili  zaczai

odpowiadać na pytania.

- Badamy  wszystkie  możliwości.  Leslie  Patterson  nie  po

stawiono na razie żadnych zarzutów,

-27-

Carly otworzyła oczy, ałe wciąż nic nie widziała. Dopiero po

chwili  uświadomiła  sobie,  że  ma  na  oczach  opaskę.  Głowa
bolała ją tak mocno, że prawie z ulgą powitała ciemność. Co to
za miejsce?

Gdzieś w pobliżu monotonnie kapała woda, w oddali słychać

było  szum  oceanu.  Czy  ten  trzepot  nad  jej  głową  to  ptasie
skrzydła? Czy to gruchanie gołębi?

Trzęsąc się ze strachu. Carly położyła się na wilgotnej ziemi

i próbowała przypomnieć sobie, co się stało. Wracała do domu
z „Kamiennego Kucyka". Tak, teraz pamiętała. Wkurzyła się na
niego i wybiegła.

Ale  co  było  potem?  Carly  próbowała  się  skoncentrować,

mimo upiornego bólu głowy, który sprawiał, że modliła się

o sen. Powoli wspomnienia zaczynały wracać. Wyszła z klubu
i przeszła na drugą stronę ulicy. Potem zastana* iała się, którędy
wracać  do  domu.  Wybrała  skrót  wokół  kasyna.  I  wtedy  ktoś
uderzył ją od tyłu w głowę. Musiała stracić przytomność. ' Nie

wiedziała, czy głowa bolała ją od tego uderzenia, czy to kolejny
nawrót starej znajomej, migreny. Cokolwiek to było, * życiu
nie odczuwała większego bólu.

Musi się jakoś stąd wydostać. Spróbowała się podnieść, ale

upadła. Dopiero wtedy dotarto do niej. że ma związane ręce
i nogi. Knebel przeciął .jej kąciki ust, gdy próbowała wołać
o pomoc.

-28-

Po wyjściu ze sklepu Dianę znalazła ławkę pod drzewem na

Main  Avenue.  usiadła  i  wyjęła  komórkę,  żeby  zadzwonić  do
informacji po numer doktora Owena Messingera, Złapanie go
w sobotę w jego gabinecie raczej nie wchodziło w rachubę, ale
Dianę postanowiła sprawdzić. Wtedy jednak zadzwonił jej tele-
fon. Zerknęła na wyświetlacz i zbliżyła słuchawkę do ucha,

- Cześć, Matthew.
- Dianę.-  W jego  głosie  wyczula niepokój. -  Zniknęła na-

stępna dziewczyna.

- Co takiego?
- Jeszcze jedna młoda kobieta. Carly Neath. Mniej więcej

w tym samym wieku co Leslie Patterson. Wczoraj wieczorem
opiekowała się dziećmi i nie wróciła z pracy do domu. - Czy
policja uważa, że te sprawy coś łączy? - zapytała Dianę.

~  Na  razie  niczego  takiego  nie  powiedzieli,  ale  rozpoczęli
poszukiwania  wcześniej,  niż  nakazują  przepisy.  Nie  wnoszą

sprawy przeciwko Leslie.

- Jak Joel się o tym dowie, dostanie apopleksji! - przewidy

wała Dianę. Znając szefa, mogła przypuszczać, że taki rozwój

ł

i

*

background image

sytuacji bardzo go poruszy. Czy zniknięcie drugiej dziewczyny
oznaczało, że Leslie Patierson mówiła prawdę? Jeśli Leslie nie
upozorowała porwania, czyż nie będzie idealną bohaterką pro-
gramu Pod  iupąl Bez  względu  na  decyzję  Joela  w  sprawie
Leslie Patterson, porwanie drugiej dziewczyny było informacją
o  zasięgu  krajowym.  Następne  słowa  Matthcw  wcale  jej  nie
zaskoczyły.

Weekendowe Wiadomości Wieczorne chcą lo dziś pokazać.
- Niech zgadnę: jestem reporterką.
- Tak.  Nie  mają  tu  kogo  wysłać.  Z  wyjątkiem  reportera

dyżurnego, z oddziału na północy, wszyscy są na urlopach.

- My  też  powinniśmy  być -  powiedziała  Dianę,  próbując

skoncentrować  się na  planach. -  Umieram  z  głodu.  Zjedzmy
jakiś lunch i zastanówmy się, co robić. Och. Matlhew,  jeszcze
jedno. Chwilowo nie mam zgody na wywiad z Leslie Patterson.
Nie wiem, czy Joel w ogóle będzie to jeszcze chciał puścić w Pod
htpą 
ale  byłoby  dobrze,  gdybyśmy  dla Wiadomości  Wieczor-
nych 
mieli jej reakcję na informację o zniknięciu Carly Neaih.

* * *

Dziesięć  minut  później  kelner  wskazał  Dianę  i  Matthew

stolik w ogródku na tyłach restauracji.

- Nie macie wolnych miejsc w środku? - zapytał go Matthew.
- Niestety, Wszystkie są zajęte. Każdy chce siedzieć w kli-

matyzowanych pomieszczeniach.

Zamówili dwie mrożone herbaty i zabrali się do przeglądania

karty restauracji.

- W menu mają mnóstwo pysznych dań. aie jest za gorąco.

żeby  je  jeść -  westchnęła  Dianę. -  Chyba  zdecyduję  się  na
sałatkę z tuńczyka.

- A ja poproszę podwójnego hot doga po włosku i frytki.

-  Matthew  zamknął  menu. -  Dla  mnie  nigdy  nie  jest  zbyt
gorąco, żeby jeść.

Gdy kelner się oddalił, Matlhew podsumował, czego się o

wiedział.

- Dobra,  mamy  oświadczenie  policji  i  zdjęcie  tej  drugiej

zaginionej. Mamy też zdjęcia Leslie Patterson z poszukiwań na
początku tygodnia.

- Skąd je wziąłeś? Przecież nas tu nie było.
- Cóż, nie mam ich przy sobie, ale zadzwoniłem do WKEY,

skopiują  to,  co  dostali,  i  podeślą  do  studia Weekendowych
Wiadomości Wieczornych. 
Nie mamy sprzętu do montażu, więc
wyślemy materiały do oddziału głównego, żeby nam wszystko
zmontowali,

- A kiedy przyjedzie wóz satelitarny? - zapytała Dianę.

- Około czwartej. O piątej będziemy gotowi.
Spojrzała na zegarek.

- Dobra, mamy jakieś cztery godziny, żeby zebrać jak naj-

więcej  elementów.  Potem  złożymy  z  tego  materiał.  Byłoby
dobrze, gdyby udało się zrobić ten wywiad z Leslie Patterson.

- Jej matka się nie paliła do lego, co?
- Nie. Ale 10 było. zanim zniknęła Carly Neath. Sytuacja się

zmieniła. Teraz wygląda na to. że Leslie Patterson mogła mó-
wić prawdę,

-29-

Shawn wszedł do „NagleY*. i jak zwykle zajął swoje ulubio-

ne miejsce przy barze. Na śniadanie było już za późno, więc na
pierwszy posiłek tego dnia zamówił coś zbliżonego.

- Sałatka z jajka na toście i kawa - poinformował szczupłą,

ciemnowłosą kelnerkę za barem. Shawn znał Annę, w ubiegłym
tygodniu oboje z Carly podwozili ją na sesję, bo jej samochód
był  w  warsztacie.  Teraz  Anna  patrzyła  na  niego  tak.  jakby
chciała mu coś powiedzieć. Shawn spojrzał na nią wyczekująco.

- Słyszałeś o Carly?
- Co z nią?

background image

- Nie  wróciła  wczoraj  wieczorem  do  domu.  Jej  rodzice

umierają ze strachu. Policja już jej szuka. - Anna przygadała
mu  się  z  odrobina,  współczucia. -  Opiekowała  się  dziećmi
i miała wrócić po pracy do domu. ale nie wróciła. Nikt nie wie.
gdzie się podziała. Będę musiała zostać za nią na drugą zmianę

Shawn zszedł się z wysokiego barowego stołka,

- Wycofaj moje zamówienie, dobrze?

Wybiegł na ulicę, ale nie poczuł palących promieni słońca i

gorącego, stojącego powieirza. Jego myśli pędziły gorączkowo.
Powinien zgłosić się na policję, zanim oni przyjdą do niego. To
tylko  kwestia  czasu,  zanim  dowiedzą  się,  że  poprzedniego
wieczora spotkał się  z Carly  w „Kamiennym Kucyku". Skoro
kelnerka  w  „.NagleY'  uważała  go  za  chłopaka  Carly.  to  i  inni
mogą. tak go traktować.

Jeśli  powie  policji  prawdę,  będzie  wyglądał  podejrzanie.

Pokłócił się z Carly, tak jak pokłócił się z Lestie. tuż przed jej
/mknięciem. To oczywiste, że był wspólnym mianownikiem
w obu sprawach.

Kiedy policja przesłuchiwała go po zniknięciu Leslie, Shawn

od razu się domyślił, że jest głównym podejrzanym, Z kursu
o przemocy w rodzinie wiedział, że kobiety najczęściej doznają
przemocy nie od obcych, ale od osób, które znają- porzuconych
chłopaków, rozczarowanych mężów.

Zamknął oczy i w desperacji przeczesał włosy palcami z ob-

gryzionymi paznokciami. Musiał coś wymyślić. Policja na pew-
no pomyśli, że jest odpowiedzialny za zniknięcie Carly i jeszczi/
gotowi wrobić go w sprawę Leslie.

-30-

- Tera/ mi wierzycie?

Audrey aż poskoczyła, kiedy za plecami usłyszała glos córki.

- Nie  skradaj  się  tak,  Leslie.  Śmiertelnie  mnie  przestraszy

łaś",- Odwróciła się, aie nie przerwała układania pudelek z zapa-

sowymi świecami. - Tak się zamyśliłam, że nie usłyszałam
dzwonka, kiedy weszłaś.

Leslie przyglądała się matce. Na jej twarzy dostrzegła rezyg-

nacje. ! - Jeszcze o tym nie wiesz, tak?

- O czym?
- O  tym,  że  zniknęła  druga  dziewczyna. -  W  brązowych

w/ach Leslie pojawił się błysk.

Audrey odłożyła pudełka na ladę i oparła się o krawędź.

- Mamo?  Słyszysz,  co  do  ciebie  mówię.'  Zniknęła jeszcze

jedna  dziewczyna.  Teraz  policja  mi  uwierzy.  Wszyscy  mi
uwierzą.

- Leslie! - syknęła Audrey, - Proszę cię. mów ciszej.

dobrze? Szczupła twarz Leslie

spochmumiała.

- Cóż, myślałam, że się ucieszysz. Mamo. nie rozumiesz?

To dowód, że mówiłam prawdę.

- Kochanie,  cieszę  się.  że  będziesz  wiarygodna. -  Audrey

wyciągnęła rękę i-pogłaskała ciemne włosy córki, zauważając,
że ostatnio straciły blask. - Ale szczerze mówiąc, trudno być
szczęśliwym kosztem jakieś biednej dziewczyny. Kto to?

Znam ja?

- Wątpię. To kelnerka z „Nagle

1

 s", chodziła z Shawnem.

- Dobry  Boże! -  wykrzyknęła  Audrey. -  Zniknęła  kolejna

dziewczyna Shawna? Policja musi się o tym dowiedzieć. Cóż.
niech  Bóg  ma  ją  w  opiece. Ją  i  jej  rodzinę -  dodała  cicho
Audrey.  myśląc  o  tym,  przez  co  właśnie  przeszli  oboje  z  mę-
żem. -  Uważam,  że  powinniśmy  im  pomóc,  Leslie.  Może
zaproponujmy,  żeby  znów  w  naszym  sklepie  zorganizowano
bazę dla poszukiwań?

- Tak, to chyba dobry pomysł - odparła po chwili namysłu

Leslie, - Przyjdę pomóc. Ci, którzy we mnie wątpili, będą mieli
Okazje mnie teraz przeprosić.

background image

-31-

Idąc Main Avenue. Sammy Gates dźwigał na ramieniu ciężki

sprzęt i mamrotał pod nosem.

- Jezu. ale gorąco. Przypomnij mi, dlaczego to robimy.
- Dlatego, że jeśli nie uda nam się z Leslie Patterson, przy-

najmniej  będziemy  mieli  reakcję  jej  maiki. -  Diane  próbowała
nie  okazywać  zniecierpliwienia,  choć  zupełnie  nie  miała  na-
stroju  do  wysłuchiwania  zrzędzenia  Sammy*ego.  Na  miłość
boską, przecież to jego praca. - Jeśli się zgodzi, a my zaczniemy
od  razu  filmować,  nie  będzie  miała  czasu  do  namysłu  i  nie
zmieni zdania.

- Trochę  prowizorka -  zauważył  Sammy.  zwracając  się  do

swojego partnera. - Co, Gary?

- Mnie  bez  różnicy. -  Gary  wzruszył  ramionami. -  Mam

płacone  za  godziny,  więc  wszystko  mi  jedno.  Robię,  co  każą,
dopóki dostaję za to kasę. -Gary Bing był tak miły i zgodny, jak
Sammy Gates kłótliwy i denerwujący. Diane uważała, że Gary
był święty, skoro zgadza! się pracować z Sammym. Większość
pracowników KEY  Info unikała  go  jak  ognia,  podczas  gdy
biedny Gary dzień w dzień znosił towarzystwo tego gbura,

Sammy  nie  zrozumiał  sugestii  kolegi  i  dalej  ciągną!  swoją

litanię:

- A te  warunki  mieszkaniowe naprawdę pozostawiają wiele

do życzenia. Lubię mieć w pokoju telewizor, za to nie cierpię
kilimów i wspólnej łazienki na korytarzu,

- Matthew wspominał, że w ..Tańczących Wydmach" jest

o niebo lepiej niż tam, gdzie się miałeś zatrzymać zauważyła
Diane, wciąż nieco urażona, bo w końcu to jej rodzina musiała
oddać  jeden pokój,  żeby  Sammy  był  zadowolony. -  Trochę
wysłużone, ale to czyste i naprawdę urocze miejsce.

- Urocze-srocze - mruknął Sammy. - Zwykła nora. Nie ma

to jak Marriott. Obsługa hotelowa i minibarek to postawa.

Diane podniosła rękę, ucinając jego ględzenie.

I

- Hej, to chyba Leslie Patterson.

Po drugiej stronie ulicy, na chodniku przed „Lawendą i Ko-

ronkami

1

' pojawiła się szczupła postać.

- Chłopaki, przygotujcie się - poleciła Diane, i manewrując

między samochodami, ruszyła w stronę dziewczyny. - Leslie?

Leslie Patterson?-zawołała do niej. Młoda kobieta zatrzymała

[ się.

Diane zaczerpnęła głęboko powietrza i podeszła bliżej. Choć

Leslie  była  osiem  lat  starsza  od  jej  córki,  wcale  na  to  nie
wyglądała.  Diane  miała  wrażenie,  że  dziewczyna  wciąż  była
nastolatką. Chude, kościste nogi. wystające z dżinsowych szor-
tów. pozbawione były kobiecych wypukłości. Prawie zupełnie
nie miała biustu.

- Wiem,  kim  pani  jest-powiedziała  z  dumą  Leslie, -Diane

M:iyfieldz/C£:r//f/o.

Diane wyciągnęła rękę,

- Milo cię poznać. Leslie.
- Mama  wspominała  wczoraj,  że  dzwoniła  pani  w  sprawie

wywiadu.

- To  prawda.  Rozumiem,  dlaczego  mama  nie  zgodziła  się

wczoraj, a nawet dziś rano, kiedy z nią rozmawiałam. Ale teraz,
po  zniknięciu  drugiej  dziewczyny,  miałam  nadzieję,  że  może
zmieni zdanie.

- Nie potrzebuję zgody rodziców - zaprotestowała Leslie,

- Jestem dorosła,

- Tak.  wiem -  przyznała  Diane. -  Ale.  biorąc  pod  uwagę

okoliczności, byłoby lepiej skonsultować się z rodzicami.

Wiedziała, że w tym momencie przemawiała przez nią mat-

ka, Gdyby - uchowaj Boże - Michełle znalazła się kiedyś w
podobnej sytuacji, Diane miała nadzieję, że córka zwróciłaby się
do niej po radę.

- Nie  muszę  rozmawiać  o  tym  z  matką. -  Leslie  buntow

niczo spojrzała w stronę kamery.

1 co miała teraz, zrobić? Naciskać, żeby Leslie zapylała

f

background image

rodziców  o  zgodę"?  W  sumie.  Leslie  była  dorosła.  Skoro
zgadzała  sic  na  wywiad,  Dianę  byłaby  idiotką,  nie  zadając
pytań,

- W  porządku -  powiedziała,  zwracając  się  do  Gary'egn.

- Podepntj jej mikrofon, dobra? Zrobimy to lu, na chodniku.

Leslie jednak miała inny pomysł. Dianę zauważyła, że dziew-

czyna miała niesamowite wyczucie i medialna smykałkę.

- A  może  udzieliłabym  wam  tego  wywiadu  przy  studni.

tam.  gdzie  znalazł  mnie ochroniarz? To tylko  kilka  przecznic
stąd.

* ł *

Sammy ustawi! statyw. Gary przypiął jej maleńki mikrofon

do kołnierzyka bluzki i podał mały zasilacz.

- Trzymaj. Wsuń kabel od mikrofonu pod bluzkę i przypnij

zasilacz z tylu. do spodenek.

Leslie zrobiła, o co prosił.

- Nie będzie żadnej charakteryzatorki? '
Dianę uśmiechnęła się.

- Przykro  mi.  W  studiu,  w  Nowym  Jorku  tak,  ale  tu.

w terenie, każda kobieta musi sama o siebie zadbać. - Wyję
ła  z  torebki  kosmetyczkę  i  podręczne  lusterko. Chcesz
trochę różu?

Leslie skinęła głową.

Spośród swoich kosmetyków, z którymi prawie się nie roz-

stawała. Dianę wybrała najbardziej młodzieńcze kolory. Uzna-
ła. że do karnacji Leslie najlepiej będzie pasować brzoskwinio-
wa pomadka i róż. oraz ciemnobrązowa niascara.

Dianę poprawiła usia. przypudrowała twarz, wyszczoikowala

włosy  i  spryskała  je  lekko  lakierem,  cały  czas  zajmując  Leslie
rozmową. Zapytała, eo zamierzała robić teraz, kiedy znów była
wolna.

- W poniedziałek wracam do pracy. Dzięki temu zajściu

uświadomiłam snbie. że chcę coś czegoś więcej od życia. Mam
nadzieję, że nie zatrzymam się na pracy w biurze, jak w agencji

J nieruchomości „Surtside", - Jakie masz lam obowiązki? -

zapytała uprzejmie Dianę.

- Och. wie pani... odbieram telefony, wysyłam faksy, prze

glądam pocztę, zamawiam rzeczy do biura.

Dianę zauważyła, że ekipa była już gotowa.
-

Leslie. może staniemy tu, przy altance? - zasugerowała.

Leslie posłusznie ustawiła się obok Dianę.

1- Dziwne uczucie znów tu być. po tym. jak dwie noce temu ■

zostałam znaleziona dokładnie w tym miejscu. Dianę poklepała
Leslie po ramieniu.

-

Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - Zwróciła się do

ekipy. - Cliłoucy, jesteście gotowi?

-

Zaczynaj - rozkazał Sammy.

-

W porządku, Leslie?-zapytała Dianę.

-

Mhm.

Dianę zwróciła się ku niej i zaczęła.

- Jesteśmy na miejscu, gdzie znaleziono cię w piątek rano.

po  trzydniowych  poszukiwaniach.  Leslie.  opowiedź,  co  ci  się
przydarzyło.

Leslie westchnęła ciężko i dopiero po chwili przemówiła.

- W  poniedziałek,  późnym  wieczorem,  szłam  promenadą,

gdy nagle ktoś zaatakował mnie od tyłu i ogłuszył. Gdy odzys
kałam  przytomność,  miałam przepaskę  na  oczach  i  byłam  za
kneblowana jakąś szmatą, więc nie mogłam wzywać pomocy.
Nie wiedziałam, gdzie jestem.

Masowała nagie ramiona, jakby próbowała się rozgrzać,
-

To musiało być przerażające przeżycie.

Leslie w milczeniu pokiwała głowa.
-

1 co się potem stało? - dopytywała się Dianę.

-

Cóż, porywacz... choć ten człowiek ani razu się do mnie

nic  odezwał,  zakładam,  że  to  był  mężczyzna...  położył  mnie  na
/K-mi i zostawił. Od czasu do czasu wracał, przynosił mi żyw-

background image

ność. ale jadłam niewiele. Za każdym razem, gdy przychodził,
podnosił mnie i kazał ze sobą tańczyć.

- Tańczyć? Jak to?

- Nie  było  tam  żadnej  muzyki,  ale  myślę,  że  można  to

nazwać tańcem. Podnosił mnie, przyciskał do siebie i kołysał się
w  przód  i  w  tył,  jakby  do  rytmu  fal.  Chyba  byliśmy  gdzieś
niedalego oceanu, bo słyszałam jego szum.

Z każdym słowem Lcslie Dianę nabierała pewności, że mate-

riał, jaki za kilka godzin przedstawi w Weekendowych Wiado-
mościach Wieczornych, 
będzie niesamowity.

- To  było  straszne.  Przerażające.  Cały  czas  wyobrażałam

sobie,  że  tańczę  z  moim  chłopakiem,  Shawnem,  inaczej  nie
dałabym rady.-Głos Leslie podniósł sie żałośnie.-A najgorsze
w tym wszystkim jest to, że nikt mi nie wierzy.

- Dziś zniknęła druga młoda kobieta. Jak myślisz, Leslie.

czy teraz ludzie zaczną ci wierzyć?

- Mam nadzieję, że tak - odparła cicho, a jej brązowe oczy

zaszły Izami. - Bardzo mi jej żal.

-32-

Choć ojciec Carly Neath oświadczył, że ani on, ani jego żona

nie maja nic do powiedzenia mediom. Matthew upierał się. żeby
jednak iść do ich domu. Przez telefon zawsze łatwiej odmówić.
ale  kiedy  staje  się  z  nimi  twarzą  w  twarz,  ludzie  czasami
zmieniają  zdanie.  Matthew  czuł,  ze  bez  onieśmielającej  obec
ności ekipy telewizyjnej ma większe szanse, i wierzył, że uda
mu się nakłonić państwa Neath do rozmowy.

Dom w kolonialnym stylu znajdował się pośrodku jednej

z  przecznic  Surf  Avenue.  W  oknach  nie  było  okiennic  ani
skrzynek z kwiatami. Ściany pokrywał aluminiowy siding. Mat-
thew podejrzewał, że pod nijaką, podniszczona elewacją kryją
się oryginalne drewniane deski i ozdobne wiktoriańskie sztuka-
terie. Wielbiciel nowoczesności, który wpadł na pomysł, by

ten  sposób  odnowić  zabytkowy  budynek,  całkowicie  po-

zbawi I len dom uroku.

Manhew zapukał do drzwi, odczekał chwilę i zapuka! pono-

wnie. Nie był pewien, czy ktoś jest domu. Podszedł do okna
1 zajrzał do środka przed szybę.

- Na pewno są.

Matthew  błyskawicznie  odwrócił  się  w  kierunku,  skąd  do-

biegł głos. Na ganku sąsiedniego domu siał mężczyzna w pode-
szłym wieku.

- Wiem, że tam są, czekają, w razie gdyby  zadzwoniła ich

córka. Albo policja.

Matthew zostawił w spokoju państwa Neath, wyczuwając, że

staruszek o  kościstych ramionach i żylastych rękach,  widocz-
nych  spod  znoszonego  podkoszulka,  może  być  znakomitym
źródłem informacji. Podszedł bliżej i zagadnął:

- Rozumiem, że zna pan Carly?
- Taa.  Znam  ją  od  dziecka.  Zawsze  wtykała  wszędzie  nos.

Najwyraźniej tym razem wetknęła go tam. gdzie nie trzeba.

- Domyśla się pan, co mogło się jej stać? - zapytał Matthew.
Staruszek wzruszył ramionami.
- Mam podejrzenia.

Matthew nie przerywał, czekał, aż mężczyzna zdecyduje się

mówić dalej.

- Starość jest ciężka. Pewnie teraz nawet o tym nie myślisz.

co, synu?

- Nie  bard/o -  przyznał Matthew, przyglądając się suchej,

łuszczącej się skórze na skroniach mężczyzny. W dolnej szczę-
ce  brakowało  mu  kilku  zębów,  a  po  chwili  Matthew  wyczul
zapacli rozkładu.

- Ja też o tym nie myślałem, kiedy byłem w twoim wieku.

Ałe  starość  przyjdzie,  zanim  się  obejrzysz.  I  przyniesie  ze
sobą  te  wszystkie  okropne  dolegliwości.  Mnie  najbardziej  do-
kucza bezsenność. Nie pamiętam, kiedy ostami raz przespałem
całą noc.

background image

- To  przykre. -  Matthew  nie  mógł  się  doczekać,  aż  stary

maruda przejdzie wres/de do rzeczy. Mężczyzna rozsiadł się
w bujanym fotelu.

- Wczoraj w nocy było gorąco. Boże, było nieznośnie. Nic

mam klimatyzacji. bo zwykle nie jest mi potrzebna, nawet w
lecie.  Ta  maszyna  pożera  ogromne  pieniądze,  a  lego  akurat
zawsze mi brakuje.

MatUiew zaczynał się niecierpliwić. Musiał się powstrzymy-

wać przed tupaniem w drewniana podłogę ganku. Kiwnął gło-
wą, udając, że rozumiał problem staruszka.

- Wyszedłem  sobie  na  ganek,  żeby  posiedzieć  w  fotelu

Myślałem, że tu będzie chłodniej. Wcale nie było. Okazało się.
że na zewnątrz było tak samo gorąco jak w środku.

Matdiew wiedział, do czego zmierzał jego rozmówca, dlate-

go spróbował mu pomóc.

- I coś pan stąd wczoraj zauważył, tak?
Mężczyzna huśtał się w fotelu.
- Taa.
- A co pan widział.'

Staruszka wyraźnie bawdo takie przeciąganie rozmowy.

- Widziałem, jak Carly szła ulicą. Te jej żółte włosy odbijały

świado księżyca.

- Która ta mogła być godzina?

- Około pół do dwunastej. Może za kwadrans.
- Odezwał się pan do niej? Ona do pana?
- Ona mnie nic widziała, a ja nie miałem jej nic do powie-

dzenia,

Mężczyzna urwał, upajając się władzą. Przez minutę kołysał

się w fotelu.

- Cóż. mogę ci powiedzieć to samo, co wczoraj powiedzia

łem  policji -  odezwał  się  w  końcu. -  Byli  tu,  zadawali  mi
pytania.  Wcale  się  nie  zdziwiłem,  kiedy  ją  zobaczyłem.  Ta
dzisiejsza młodzież, przychodzą i wychodzą, kiedy chcą, nawci
dziewczęta. Za moich czasów żadna panująca się panienka nic

I

I spacerowałaby tak sama. w środku nocy. Nawet tu, w Ocean
■Crove.

- Widział pan coś? - naciskał Matthew.

I -  Widziałem,  jak  minęła  swój  dom  i  poszła  dalej. -  Staru-

Rzek pokręcił głową. - Taa. po prostu poszła dalej. W sironę ■
oceanu, W środku nocy. To hańba, co te dzisiejsze dziewczęta

wyprawiają.

- Wspominał pan, że podejrzewa, co się slalo z Carly. - Mat-

thew próbował odwrócić uwagę mężczyzny od moralności dzi-
siejszej  młodzieży. -  Jak  pan  myśli,  co  się  wydarzyło? -  Po-
c h y l i ł

MC

. żeby lepiej słyszeć.

- Już mówiłem policji. Moim zdaniem dorwał ją ten facet.
- Facet? Jaki facet?
- Ten. co za nią szedł. Ona go nie widziała, ale on najwyraź-

niej ją śledził.

-33-

Na trawniku, wokół altanki nad studnią Bersabee. zebrała

się  grupa  gapiów,  obserwujących  ekipę  telewizyjną,  która
nagrywała  wywiad.  Dianę  by  ta  przyzwyczajona  do  cieka-
wskich  spojrzeń,  ale  dla  Leslie  to  była  nowość.  I  nie
chodziło  o  to.  że  nie  lubiła  zainteresowania  swoją  osobą.
Leslie po prostu nie czuta się swobodnie w otoczeniu ludzi,
których nie znała. Anonimowi telewidzowie nie denerwowali
jej nawet w polowie tak, jak ci prawdziwi. żywi. próbujący
podsłuchać, o czym rozmawiała z Dianę Mayfield.

- To  chyba  wszysdco,  co  mam  do  powiedzenia. -  Le&ie

odczepiła mikrofon.

Dianc wiedziała, że nie warto naciskać. Jeśli Joel zdecyduje

się puścić ten materiał w Pod lupą, będzie chciała przeprowa-
dzić z dziewczyną większy wywiad, a to, co miała teraz, w zu-
pelnosd wystarczyło do wieczornych wiadomości. Poza tym.

background image

już pry walnie. Dianę nie zamierzała naciskać, żeby czyjaś córka
robiła coś wbrew własnej woli.

- O której to będzie w telewizji? - zapytała Lesfie. wsuijąc
- Nie  jestem  pewna,  czy  ten  materiał  się  dziś  zmieści,  ak-

program  zaczyna  się  w  pól  do  siódmej -  wyjaśniła  Dianę. -
Leslie, bardzo ci dziękuje, że zechciałaś ze mną porozmawiać

Dianę obserwowała, jak dziewczyna przechodzi obok grupy

gapiów, idzie dalej po irawniku i kieruje sic w stronę centrum
miasteczka. Gdy Sammy i Gary pakowali sprzęi. Dianę usiadła
z powrotem na schodkach przy studni, ale, zanim zaczęła spisy-
wać scenariusz, zadzwoni! jej telefon.

- Rozmowa  z  wiezienia  federalnego -  oznajmił  nagrań;

głos.

Dianę znała procedurę. W odpowiednim momencie nacisnęli

piątkę, żeby przyjąć rozmowę.

- Cześć, to ja.

Mimo tego wszystkiego, co zaszło, jego głos wciąż wywoły-

wał w niej dreszcz. Od pierwszego razu. gdy się do niej ode-
zwał, dawno temu, »a zajęciach z psychologii, jeszcze na stu-
diach. Dianę miała fioła na punkcie jego miękkiego, śpiewnego
akcentu z Zachodniej Wirginii.

Wsiała i oddaliła się o kilka kroków od ekipy.

- Cześć, a co ja- odpowiedziała łagodnie.
- I  co?  Jak  wam  się  podoba?  Jak  lot?  Zaczęliście  zwiedza

nie? -  wyrzucał siebie  pytania  z  prędkością  karabinu  maszy-
nowego,

Dianę zagryzła wargę.

- Dianę? Jesteś tani?
- Tak. Phi lip. Jestem.
- No i? Jak wam leci? Dzieciaki zadowolone? Opowiadaj, eo

tam robicie. -W jego głosie był taki entuzjazm, że Dianc pękało
serce na myśl o tym. że będzie musiała go rozczarować. Wie-
działa. jak bardzo czekał na jakaś dobrą wiadomość, na coś. co
/nim zostanie, gdy zgaszą światła, a on nie będzie mógł zasnąć.

-

Pbilip. zaszła pewna zmiana planów.

-

Rozmowa z więzienia federalnego - przerwała im maszy-

na. przypominając o tym, o czym ani na moment nie zapominali.

-

Jaka zmiana planów? - Tym razem  w  głosie Philipa wy-

czula niepokój. - Czy coś się stało? Dzieci chorują? - Teraz lo

już była panika.

-  Nie,  nic  im  nie  jest -  zapewniła  go  szybko.  Nie  miała
najmniejszego zamiaru poruszać tematu Michelle ani dzielić się z

mężem swoimi podejrzeniami. Philip i tak nic nie mógł teraz na
to poradzić, Nie ma eo dokładać mu zmartwień.

-

Kochanie, nic ci nie jest? - zapytał.

Jego czułość wywołała skurcz w piersi Dianę. W biedzie i

bogactwie, w zdrowiu i chorobie... Mimo rozczarowania tym. co
zrobił  w  sprawach  zawodowych,  mimo  złości, jaką budziło  w
niej  to,  co  zrobił  rodzinie,  Dianę  wciąż  miała  nadzieję,  że
kiedyś  zdobędzie  się  na  wybaczenie  mężowi.  Przeżyli  razem
wiele  dobrego.  Choć  Philip  popełnił  wielki  błąd.  ona  nie  prze-
stała  go  kochać.  Zbyt  dużo  ich  łączyło.  Mieli  swoją  historię.
Mieli  dwoje  dzieci.  A  uczucia  t  chemia  między  mmi  zawsze
były niezwykle sitne.

Tak bardzo za nim tęskniła. Chciała być z nim. ale nie w tym

wielkim pomieszczeniu  z  mewy  godny  mi  krzesłami i pod nie-
ustanną  obserwacją  strażników  i  więziennych  kamer,  wiedząc,
że po wizycie będzie  zmuszony  poddać  się poniżającemu prze-
szukaniu. Boże, tak bardzo brakowało jej ich dawnego życia,
/ intymnością, która wtedy wydawała się laka pewna,

- Wszystko  w  porządku,  Philip.  Serio.  Tylko  musiałam

odwołać  wyprawę.  Malcolm  nalegał,  żeby  zrobiła  dla  niego
historię.

-

Ach, Di, ty żartujesz. - Rozczarowanie w jego głosie było

prawie namacalne.

-

Chciałabym,  wierz  mi,  ale  nie  żartuję.  Jestem  w  Ocean

Grove.  w  New  Jersey,  robię  materiał  o  zaginionych  dziew-
czynach.

t

background image

- A dzieci? Musiało je 10 stras/nie zdołować.
- Mało powiedziane, zwłaszcza w przypadku Anthony'ego,

Ale Joel zaproponował, żebym je tu ze sobą przywiozła. Teraz
pewnie są na plaży, z Emily,

- Rozmowa  z  więzienia  federalnego.-  Znów  ta  cholerna

maszyna.

- O  czwartej  punkt  muszę  być  u  siebie,  Di -  powiedział

ciężko.

Robiło jej się niedobrze na myśl to lyro, że strażnicy więzien-

nie traktują Philipa jak przestępcę. Prawdę mówiąc, wszystko.
co  wiedziała  o  więziennych  doświadczeniach  męża,  przypra-
wiało ją o mdłości. A to. czego, jak podejrzewała, jej nic mówił.
przerażało ją najbardziej.

Cóż,  popełnił  przestępstwo.  Jeśli  była  nawet  najmniejsza

szansa, że jeszcze kiedyś będą mogli żyć normałnie i uczciwie,
Philip musiał zapłacić za to, co zrobił.

-34-

Scott Huffman, kierowca wozu satelitarnego z logo KEYlnfo,

zaparkował  w  umówionym  miejscu,  na  końcu  Ocean  Avenue.
oparł się wygodniej i z włączonym silnikiem czekał na Dianę
Mayfield. Mailhew Voigta i ich  ekipę,  realizujących  materiał
dla Weekendowych Wiadomości Wieczornych. Widok za oknem
nie pozwała! mu  zapomnieć, że był letni weekend, a on znów
pracował. Promenadą przechadzali się letnicy w szortach i stro-
jach kąpielowych. Niektórzy wchodzili do drewnianego budyn-
ku na końcu plaży, inni ustawiali się w kolejce przy okienku.

Zaczęło  mu  burczeć  w  brzuchu,  bo  oprócz  sernika  i  kawy

wcześnie rano. nie miał nic w ustach. Kiedy otworzył drzwi
i  poczuł  uderzenie  gorącego  powietrza,  zawahał  się,  czy  nic
zostać  w  przyjemnym,  chłodnym  samochodzie.  Głód  jednak
pokonał  skłonność  do  wygód.  Kierowca  wysiadł  z  wozu,  za-
mknął drzwi i stanął na końcu kolejki.

Zapłacił za dwa hot dogi, frytki i piwo korzenne. Nie chciał

nabrudzić w samochodzie, więc wziął tekturową tackę z posił-
kiem  i  usiadł  na  ławce  przy  promenadzie.  Pochłaniając  późny
lunch, między kęsami zerkał na ocean.

Przeżuwał jedzenie i myślał o swoim życiu. A właściwie

o  tym.  że  go  nie  miał.  Nic,  tylko  pracował.  Owszem,  nad-
godziny  były  fajne,  ale  przez  całe  lato  nie  spędził  jeszcze
jednego  weekendu  w  domu.  W  ubiegłym  miesiącu,  przez  cały
tydzień  był  w  Newport,  w  Rhode  Island.  skąd  nadawali Oto
Ameiyka

Nie  powinien  tak  traktować  żony  i  dzieci,  Ani  samego

siebie.  Nie  chciał  stać  się  jednym  z  tych  facetów,  których
nigdy  nie  było  w  domu,  gdy  działo  się  cos"  ważnego,
Rezygnował  z  życia  rodzinnego  tylko  po  to.  żeby  mieć
więcej  na  koncie.  Najwyższy  czas  powiedzieć  „nie"  weeken-
dowym  zleceniom.  Nie  on  jeden  potrafił  obsługiwać  wóz
satelitarny  i  przesyłać  materiał  dalej.  Niech  inni  też  sobie
dorobią.

Scott wyrzucił tackę do kubła na śmieci i ruszył z powrotem

do samochodu. Po drodze minął mężczyznę, mniej więcej w
swoim wieku, idącego w przeciwnym kierunku i mamroczącego
coś  pod  nosem.  Mimo  porażającego  upaiu  mężczyzna  miał na
sobie  długie  spodnie  i  wojskową  bluzę  z  długimi  rękawami.
Scott nie mógł oderwać od niego wzroku. Nie miał wątpliwości,
że coś było z nim nie tak.

Pomyślał,  że temu to się  w  życiu nie  poszczęściło. Szybko

jednak zapomniał o dziwaku, bo zauważył, że Dianę Mayfield
czekała już przy wozie.

-35-

Dianę siedziała w samochodzie i kończyła ostatnie poprawki

* scenariuszu, gdy zadzwoniła jej komórka. Maithew w skrócie
opowiedział o rozmowie z sąsiadem Carly Neath.

background image

- Powinnam  wspomnieć,  że  ktoś  ją  śledził? -  zapylała

Dianę.

- Byłbym  spokojniejszy,  gdybyśmy  mieli  jakiś  komentarz

policji w tej sprawie - odparł Matmę w. - Niestety, nikt do mnie
nie oddzwonil.

- S/koda, że nie wziąłeś ze sobą, chłopaków. Jak sądzisz, czy

ten twój świadek powtórzy wszystko przed kamera,? Gdybyśmy
mieli  go.  jak  mówi,  że  ktoś  śledził  Carly.  materiał  byłby  na-
prawdę mocny.

- Spróbuję. Przyślij mi Sammy^ego i Gary'ego, zobaczę-, czy

staruszek powiórzy to, co powiedział.

- Ach. jeszeze coś - dodała Dianę, gdy skończyła zapisywać

adres. - Rozmawiałam z Leslie Paiterson.

- Żartujesz! To wspaniale! Dobrze poszło?
- Raczej  tak.  Mamy  całkiem  niezły  materiał  na wieczór,

Chciałabym mieć ją później w Pod lupą. Jak już dowiemy się.
co dzieje się z Carly Neath, przydałaby się reakcja Leslie.

Dianę  wysiała  ekipę  na  Surf  Avenue,  sama  zaś  zajęła  się

poprawkami  w  scenariuszu,  uwzględniając  nagranie  z  wypo-
wiedzi;! sąsiada Carly. Na wypadek gdyby Matthew nie zdołał
nakłonić  mężczyzny  do  występu  przed  kamerą,  przygotowała
alternatywny  komentarz,  w  którym  informowała  o  tym,  co
widział świadek. W razie czego ten zapis można było jeszcze
w ostatniej chwili przeredagować.

Zadowolona, że miała gotowy tekst dla producenta w studiu.

na miejscu, Dianc kliknęła na komputerze ikonkę „wyślij" i
oparła  się  wygodnie,  czekając  na  zatwierdzenie  swojego  sce-
nariusza.

-36-

Shawn szybko uświadomił sobie, że mi policję powinien byl

przyjść z adwokatem. Przez dwie godziny czekaj, aż obrońca
z urzędu dotrze na posterunek. Mężczyzna, który się zjawił.

ubrany byl w koszulkę do gry w golfa i szorty, i wyglądał tak.
jakby właśnie wezwano go z pola golfowego albo rodzinnego
grilla.  Kiedy  Shawn  w  skrócie  przedstawił  mu  swoją  wersję
wydarzeń,  prawnik  dał  sygnał,  że  oficerowie  mogą  wrócić  do
niewielkiego pokoju przesłuchań.

- Mój klient zgłosił się z własnej woli-zaezął. -Powiedział, że

ubiegłej nocy widział się z Carly Neath, i że dziewczyna zostawiła
go w ..Kamiennym Kucyku". To byt ostatni raz, kiedy ją widział.
Jeśli nie macie na niego niczego konkretnego, spadamy stąd.

- Więc to przypadek, że młoda kobieta, którą porwano kilka

dni wcześniej, też była jego dziewczyną? -zapyta! jeden z dete
ktywów.

- Na to wygląda - odparł z kamienną twarzą, adwokat.
Drugi detektyw pokiwał głową, wiedząc, że na razie i tafc

mieli  związane  ręce.  Musieli  zdobyć  niepodważalne  dowody
pt7.ee i w ko temu facetowi.

- Dobra. Osirander-warkną). - Możesz iść. Ale nie oddalaj

się za bardzo, bo będziemy cię jeszeze potrzebować.

-37-

- Staruszek nie chce mówić, Dianę. Nie będziemy mieli jego

   wypowiedzi, - To nic. Lecimy z planem B. Dzięki, Matthew.
Dianc zamknęła klapkę telefonu i sięgnęła po mikrofon,

Trzymając go blisko ust, zaczęła nagrywać ostateczną wersję
komentarza.

- Już drugi raz w ciągu niespełna tygodnia spokojne i ciche

miasteczko  na  wybrzeżu  New  Jersey  jest  świadkiem  porwania
młodej  kobiety.  Dwudziestoletnia  Carly  Neath  nie  wróciła
wczoraj na noc do domu, po tym, jak wieczorem opiekowała się
dziećmi w malowniczym Ocean Grove.

Zrobiła  pauzę,  by  poinformować,  że  w  tym  miejscu  należy

wkleić relację z konferencji prasowej policji.

t

background image

- Tu  pójdzie  materiał,  który  podrzucimy  później.  Szeryf

Jared  Alben,  J-A-R-E-D  A-L-B-E-R-T,  z  wydziału  policji
w  Neplune.  Nagranie:  „Ponieważ  jest  to  drugi  przypadek  znik
nięcia młodej kobiety w Ocean Grove, natychmiast rozpoczęto
poszukiwania.  Policja  w  Neptune  apeluje  do  mieszkańców
o  udzielenie  wszelkich  informacji,  które  mogłyby  pomóc  w  za
kończeniu śledztwa",

Dianę odchrząknęła,

- Ścieżka  druga:  Policja  i  cywilni  ochotnicy  przeszukują

niewielkie  miasteczko,  nazywane  „Bożym  Poletkiem",  oddalo
ne  o  godzinę drogi od  Nowego  Jorku,  tak, jak  kilka  dni  temu,
kiedy  uprowadzona  została  dwudziestodwuletnia  Leslie  Palter-
son.  Po  trzydniowych  poszukiwaniach  związana  i  zakneblowa
na, kobietę znaleziono na terenie ośrodka Wspólnoty w Modlił
wie w  Ocean  Grove.  Początkowo  policja  podejrzewała,  że
Leslie upozorowała własne porwanie, by w ten sposób zwrócić
na siebie uwagę, jednak od zniknięcia kolejnej osoby wszystko
się  zmieniło  Specjalnie  dla KEY  Info Leslie  zgodziła  się  dziś
porozmawiać ze mną w miejscu, gdzie znaleziono ja w piątek
nad ranem.

Przerwała, żeby zajrzeć do notatek.

- OK.  Nagranie:  „W  poniedziałek,  późnym  wieczorem.

szłam  promenadą,  gdy  nagle  ktoś  zaatakował  mnie  od  tyłu
i ogłuszył. Gdy odzyskałam przytomność, miałam przepaskę na
oczach  i byłam  zakneblowana jakąś szmatą,  więc  nic  mogłam
wzywać pomocy. Nie wiedziałam, gdzie jestem"

Dianę wróciła do swojego scenariusza.

- ścieżka  trzecia:  W  Ocean  Grove  trwają  poszukiwania

Carly  Neath.  Nagranie,  jeszcze  raz  szeryf  Albert:  „Rysopis
zaginionej: Carly Rachel Neath, metr pięćdziesiąt pięć wzrostu.
waga  około  pięćdziesięciu  kdogramów.  Włosy  blond,  oczy
niebieskie, znamię na wewnętrznej stronic lewego nadgarstka.
Kiedy  widziano  ją  ostatni  raz.  miała  na  sobie  białe  spodnie
biodrówki, koszulkę w bialo-niebieskie paski i białe sandały.

Ktokolwiek wieo losie zaginionej, proszony jest o jak najszyb-
sze udzielenie informacji policji miasta Neptune".

W  tym  miejscu  aż  prosiło  się  o  wypowiedź  sąsiada  Carly.

Zamiast  tego,  Dianę  nagrała  alternatywny  komentarz,  który
przygotowała wcześniej.

- Nasz reporter rozmawiał ze świadkiem, którego zeznania

mogą pomóc w śledztwie, jeden z sąsiadów iwierdzi. że wczo-
raj  w  nocy  widział  mężczyznę,  idącego  za  Carly  w  stronę  jej
domu. Na razie nie wiadomo, czy ów mężczyzna jest zamiesza-
n\  w  zniknięcie  Carly  Neath.  Tymczasem  Leslie  Patterson
wyznała, że bardzo niepokoi się losem Carly.

- Dobra,  w  polowie  zdanie  wrzucamy  wypowiedź  Leslie.

Zaczynamy od: „ten człowiek ani raz się do mnie nie odezwał".
i lecimy dalej. „Położy! mnie na ziemi i zostawił. Od czasu do
czasu  wracał,  przynosił  mi  żywność,  ale  jadłam  niewiele.  Za
każdym razem, gdy przychodził, podnosił mnie i kazał ze sobą
tańczyć''.

- Ścieżka ostatnia: Zapewne w tej chwili rodzina i przyjaciela

Carly  Neath  modlą  się,  by  druga  zaginiona  młoda  kobieta  nie
musiała sv ten sposób tańczyć o życie. Z Ocean Grove w stanie
New Jersey dla KEY lufo mówiła Dianę Mayficld.

-38-

Przekraczając próg domu, Larry poluzował krawat i natych-

miast zrzucił z nóg buty. Miał za sobą długi dzień, ale warto
bytu się męczyć. Ta sobota nic różniła się specjalnie od innych
sobót tego lata. Odpukać, ale chyba sprzedał dom. Z bolesnego
doświadczenia  wiedział,  że  tak  naprawdę  o  sprzedaży  można
mówić nie wcześniej niż w chwili sfinalizowania umowy, kiedy
ws/ystkie papiery są już podpisane, a pieniądze zmieniły właś-
ciciela.  Dopiero  wtedy,  ani  sekundy  wcześniej,  agent  biura
nieruchomości otrzymuje prowizję.

Tym razem Lany miał przeczucie, że transakcja to pewniak.

background image

Klienci mieli umowę kredytową, wcześniej sprzed nosa sprząt-
nięto im już dwa domy na tym rynku. Nie będą się burzyć, nawet
gdyby  podczas  dokładnych  oględzin  lokalu  coś  było  nie  tak.
Ludzie po prostu chcieli mieć własny kąt tu. na wybrzeżu,

Larry otworzy! piwo. przeszedł do salonu i rozsiadłsic wygod-

nie na kanapie. Tak bardzo brakowało mu kogoś, z kim mógłby
porozmawiać o tym dniu i uczcić sukces. W takich chwilach jak
ta najbardziej tęsknił za żoną i córką. Wychodzenie rano z puste-
go domu do pracy było załamujące, ale wieczorne powroty i
samotne  kolacje  były  jeszcze  gorsze.  Siedział  sam,  wieczór
w wieczór i gapit się w telewizor. Miał zaduźoczasu namyślenie.

Położył nogi na stoliku, wycelował pilotem w telewizor i

nacisnął  przycisk.  Na  kanale KEY zaraz  miały  zacząć  się
wiadomości.

Pierwsza  informacja  dotyczyła  wojny  w  Iraku,  druga  dnia

prezydenta.  Larry  wstał  i  podszedł  do  lodówki.  Otwierając
drugie piwo, usłyszał wzmiankę o Ocean Grove. Pospiesznie
wrócił do salonu.

Obejrzał  materiał  z  pięknymi  zdjęciami  Ocean  Grove i

uśmiechniętej  Carly  Neath.  i  wysłuchał  komentarza  Dianę
Mayłield.  Najbardziej jednak  interesowało  go  to,  co  miała  do
powiedzenia Leslie.

-  Od  czasu  do  czasu  wracał,  przynosił  mi  żywność,  ale

jadłam niewiele.

Tc  słowa,  wyraźny  zarys  linii  jej  szczęki  chude  ramiona

rozjątrzyły ból. który nigdy nie opuszczał Larry ego. Przypo-
mniała  mu  się  Jenna,  ileż  to  razy  próbował  ją  karmić!  Larry
całymi  godzinami  obmyślał  podstępy  i  triki,  mające  nakłonić
córkę  do  jedzenia.  Ale  na  nią  nic  nie  działało.  Ze  szczupłej.
Jenna stała się najpierw chuda, a w końcu wychudzona.

Ta  dziewczyna  była  jego  szansą  odkupienia  błędów,  jakie

popełnił ze swoją córką. Musiał pomóc Leslie, musiał sprawić,
żeby  zrozumiała,  jak  poważnym  problemem  jest  zaburzenie
jedzenia, i że można z tego wyjść. A rozwiązanie leżało w niej

samej. Nie w tym niewydarzonym terapeucie. Owen Mcssinger
zniszczy! Jennę, a teraz zabrał się za Leslie

Larry beknął i wyłączył telewizor. Zastanawia! się, dlaczego

Leslie  nie  widziała,  jaką  krzywdę  sobie  wyrządzała.  Powinna
wreszcie zrozumieć, że na świecie są większe problemy, takie.
z którymi naprawdę nie można sobie poradzić. Porwanie i bycie
zakładnikiem to dobry przykład. Jeśli to nie przeraziło tego

 dzieciaka, to co innego? Larry miał nadzieję, że to
doświadczenie nauczyło Leslie czegoś, teraz z pewnością
zmieni swoje autodestrukcyjne zachowanie i pogląd nażycie.

Nie mógł się już doczekać poniedziałku. kiedy wróci do pracy,

a on będzie mógł mieć ją na oku,

Jeszcze  długo  po  zakończeniu Weekendowych  Wiadomości

Wieczornych Owen  Mcssinger  wpatrywał  się  w  ekran  telewizora.

Nie mógł uwierzyć, że Leslie Patterson rozmawiała z reporterką.
Jeszcze  wczoraj  matka  Leslie  skarżyła  się,  że  dziewczyna w
ogóle nie chce wychodzić z domu,

Owen  podejrzewał,  że  po  zniknięciu  Carly  Neath  Leslie

poczuła  się  oczyszczona  z zarzutów i  chciała  o tym  opowie-
dzieć. Możliwe, że całe to zło wyjdzie jej na dobre. Dziwne, ale
dzięki temu może poczuć się pewniej. Kiedy mieszkańcy prze-
konają  się,  że  niesprawiedliwie  ją  ocenili  i  że  dziewczyna
mówiła prawdę, zaczną okazywać jej sympatię i w ten sposób
Leslie zdobędzie uwagę, której tak potrzebuje. Bardzo jej się to
przyda.

Bóg jeden wiedział, że terapia nie przynosiła efektów. Po

tylu latach Leslie wciąż miała problem z jedzeniem i nadal
się cięła. Zwłaszcza pod tym względem jego terapia zawodziła.
Martwiło go to.

Owen  podszedł  do  barku  w  jadalni  i  nalał  sobie  podwój  im

szkocką. Przyglądając się bursztynowej zawartości szklanki,

4

background image

zastanawiał się, co robić. Jego innowacyjna metoda przyniosła
na tyle zadowalające wyniki, ze, gdyby nie porażka z Leslie.
w  zasadzie  mógłby  je  już  opublikować.  Tymczasem  rezultaty
pracy z dziewczyną rzucały cień na spodziewane wnioski jego
badań.

-  Gleo? -  zawołał. -  Gdzie jesteś,  maleńka? -  Owen  pod-

szedł do biurka, czekając na pojawienie sic kotki. Usiadł z. za-
miarem uporządkowania sterty  korespondencji, jaka uskładała
się przez cały tydzień. Najpierw wybrał wszystkie katałogi i
ulotki  i  wrzucił  je  do  kosza  na  śmieci.  Od  razu  poczuł,  że
najgorsze ma za sobą. Następnie wyciągnął ze sterty rachunki.
Zostało kilka czasopism i tylko jedna koperta.

Sięgnął po nożyk, a kiedy otwiera) list. na kołana wskoczyła

mu  czarno-biała  kotka.  Pogłaskał  ją  i  zaczął  czytać  dołączoną
wiadomość.

JESTEŚ SZARLATANEM.
TA TWOJA TERAPIA POCHŁONĘŁA JUŻ ZBYT WIELE

OFIAR.

JAK POLICJA 1 KOLEDZY PO FACHU DOWIEDZĄ SIĘ.

CO ROBISZ Z TYMI BIEDNYMI KOBIETAMI. STRACISZ
LICENCJĘ.

DOŁĄCZAM  WIZYTÓWKĘ,  W  RAZIE  GDYBYŚ  PO-

STANOWIŁ TO  ZGŁOSIĆ.  CHĘTNIE  POROZMAWIAM
O TOBIE Z POLICJĄ.

NO. CHYBA ZE WOLISZ ZAŁATWIĆ TO BEZPOŚRED-

NIO ZE MNĄ. ZAPRASZAM.

NIECH TO BĘDZIE DLA CIEBIE OSTRZEŻENIEM. WY-

COFAJ SIĘ Z ZAWODU, ZANIM ZNISZCZYSZ JESZCZE
JEDNO ŻYCIE.

Owen  wziął  do  ręki  białą  wizytówkę,  która  spadła  na

dywan  i  przeczytał:  Agencja  nieruchomości  „Surfside'\  pod
spodem było nazwisko: Lany Bełcaro.

-40-

Po  powrocie  do  „Tańczących  Wydm"  Dianę  zastała  An-

thony'ego i Emily, pochylonych nad planszą do gry w scrabbte.

- Już  wiem,  co  dziś  robiliście -  roześmiała  się,  widząc  ich

zaczerwienione od słońca twarze. - Boli?

- Oj, mamo, przestań, dobra? Wysmarowaliśmy się 11 Itrami.
- Gdzie Michelle? - Dianę rozejrzała się najpierw po poko-

ju, a potem zerknęła w stronę jadalni.

- Jest na górze. - Emily nie odrywała wzroku od planszy. -

Królowa,  KRÓLOWA,  przypominani,  że  zaÓ  jest  pięć  punk-
tów -powiedziała triumfująco.

Anthony'emu  całkiem  zrzedła  mina,  bo  różnica  w  punk-

tach  między  nim  a  ciotką  była  już  praktycznie  nie  do  od-
robienia.

- Umieram z głodu - zmienił temat. - Kiedy coś zjemy?
- A  na  co  macie  ochotę? -  zapytała  Dianę,  choć  po  tak

długim, upalnym dniu wyjście na kolację było ostatnią rzeczą,
o  jakiej  marzyła.  Chłodna  kąpiel  i  łóżko  w  klimatyzowanym
pokoju wydawały się o niebo atrakcyjniejsze. Ale to był ich
pierwszy  wakacyjny  wieczór,  Dianę  wiedziała,  że  na  nią
czekali.

- Pizza? - zaproponował Anthony.
- Em?
- Może być.
- Super. - Dianę ucieszyła się, że nie wymugati dwugodzin-

nego posiłku w jakimś ekstra lokalu. —Andiony. biegnij na górę
i zawołaj siostrę, dobrze?

Czekając, aż dzieci zejdą na dól, Dianę wyjęła komórkę i

w  końcu  zostawi  lii  wiadomość  w  gabinecie  doktora  Owena
Mcssingera, proponując mu rozmowę na temat zdrowia kobiet,
dla najbliższego wydania programu Pod lupą,

Jeśli  tylko  znajdzie  pan  chwilę,  bardzo  proszę  o  telefon.

Oczywiście, rozumiem, że etyka zawodowa zabrania panu dys-

background image

kutować o przypadku Leslie Patterson, ale mam kilka ogólnych
pytań, które na pewno zainteresują naszych widzów.

* * *

Zapytany o sugestie Carlos poradził, by pojechali do Asbury

Park. do jego ulubionej pizzerii.

- Miejsce może nie jest eleganckie, ale za to robią najlepsza

pizze na świecie.

Kwadrans później siedzieli już w restauracji. Zamówili dwie

pizze:  jedną  z  pomidorami.  Anthony  błyskawicznie  pochłonął
cztery kawałki. Emily i Dianę, ku własnej rozpaczy, zjadły po
trzy. ale Michelle wzięta lyiko jeden kawałek, długo go męczy-
ła, a w końcu zostawiła aa Lalerzu całe ciasto.

Dianę przyłapała się na tym, że cały czas obserwuje córkę

i liczy każdy kęs, jaki bierze do ust.

-41-

Teraz, kiedy zrobiło się ciemno, byh w miarę bezpieczni?.

Wejście do kasyna przy świetle księżyca to ryzyko, ale nie byh
innego sposobu. To musiało stać się tej nocv.

Trzeba było trzymać się blisko muru, żeby nikt niczego nie

Zauważył. Zza rogu powiała wreszcie bryza od oceanu, porusza-
jąc  gigantycznym,  mosiężnym  koniem  morskim,  wiszącym  na
metalowych linach, który wyglądał tak, jakby szykował się do
skoku z dachu. Wejście tarasował rozklekotany płot. Jaskrawy
napis  OSttzegat  UWAGA!  NIEBEZPIECZEŃSTWO.'  TEREN
PRYWATNY. PRZEJŚCIE WZBRONIONE.

Wśliznięcie się przez dziurę w płocie nie stanowiło żadnego

problemu. W środku można było wreszcie włączyć latarkę. Żółty
snop światła wędrował po mokrej, betonowej podłodze, upstrzo-
nej  ptasimi  odchodami,  potłuczonym  szkłem  i  piórami  mew.
Odłamki szkła chrzęścił}

1

 pod stopami.

W przestronnej auli wisiała stara  tablica,  informująca,

mieściło się tu lodowisko. W ścianie była dziura, mniejsza

gf ta w ogrodzeniu. Niełatwo było wczoraj wciągnąć tu

bezwładne i ciężkie ciało Carły, ale samodzielne przejście

mprzez te dziury to żaden wysiłek. Na podłodze było więcej

ptasich odchodów, a deski wydawały się bardziej przegnite

I i zniszczone przez wodę.  W pomieszczeniu znajdowała .\ię

sfatygowana scena, na której, w czasach świetności Asbury

Park, występowało wiele viakomitości. Teraz rosły tu jakieś

krzaki,   wszędzie  walały się kawałki papy. Mech porastał

długie ławki, na których kiedyś siedzieli widzowie letnich

spektakli.

Z  żelaznych  krokwi  zwisały  zardzewiałe  kandelabry.  Przez

dziurę w dachu wpadał cienki snop światła. Zdawał się wskazy-
wać drogę do dawnego baru 
więzienia Carly.

Najważniejsze, żeby wszystko przebiegało zgodnie z planem.

Carly musi przez to przejść. Od jej uprowadzenia i uwięzienia
upłynęło  prawie  dwadzieścia  cztery  godziny.  Trzeba  przeciąć
plastikowe  kajdanki  na  jej  kostkach.  Pora  na  jej  pierwszy
taniec.

-42-

Carly nic nie widziała, ale wszystko słyszała. Aż za dobrze.

Słyszała, że ktoS się zbliżał, słyszała chrzęst gruzu i szklą pod
butami.  Dźwięki  stawały  się  coraz  bliższe,  a  Carly  wciąż  nie
potrafiła rozróżnić, czy zbliżał się człowiek, czy zwierzę. Sama
nie wiedziała, co gorsze.

Czuła, jak wali jej serce, skoki adrenaliny aż wstrząsały jej

ciałem. W głowie jej pulsowało, obdrapane i pokaleczone nad-
garstki piekły od wrzynających się kajdanek. Próbowała skon-
centrować  się  na  oddechu,  mogła  wdychać  powietrze  tylko
przez nos, bo usta miała zakneblowane.

Kroki ucichły tuż za jej plecami. Przez cienką szparę pod

background image

opaską  zauważyła  smugę  światła.  To  musiał  być  człowiek,
skoro włączył światło.

Poczuła  łaskotanie  przy  kostkach,  zaraz  potem  zdjęto  jej

kajdanki  z  nóg.  Ktoś  chwycił  ja  za  ramię  i  pociągną!  W  górę.
Czyżby chciał ją uwolnić?

Z  trudem  opanowała  zawroty  głowy  i  stanęła  na  nogach.

Z kneblem w ustach nie mogła o nic zapytać, nie wiedziała, co
ma robić, więc stała i czekała na to. co się wydarzy.

Nadzieja  jednak  szybko  się  rozwiała,  a  jej  miejsce  zajęło

przerażenie, gdy ten ktoś zaczął ją pieścić.

* * *

Nie była pewna, jak długo to trwało. Minutę'.' Dziesięć? Pó!

godziny? Wydawało się nieskończonością. Coś gładkiego mus-
kało  jej  policzki  i  gładziło  nagie  ramiona.  Dłoń  w  skórzanej
rękawiczce?

Nagłe ciało przylgnęło do niej i zaczęło ją trącać, zmuszając

do ruchu. Carly wciąż miała związane ręce. wyczuła jednak, że
ramiona,  które  ją  obejmowały,  były  czymś  okryte.  Słyszała
cichy  szelest  tkaniny.  Czyżby  ortalionowe  ubranie?  Dźwięk
przypominał  szelest,  jaki  wydają  spodnie  narciarskie,  kiedy
idzie sic po śniegu.

Ciało dręczyciela zaczęło kołysać się w rytmie fal, Do przo-

du,  do  tylu,  Carly  automatycznie  się  poddała,  ale  myślami
przeniosła się w inne miejsce. Usilnie próbowała przypomnieć
sobie dzieciństwo, jazdę na sankach i lepienie bałwana,

background image

-43-

tworzyła oczy i sięgnęła po zegarek, leżący oa stoliku przy
łóżku. Diane ze zdumieniem stwierdziła, że dochodziła

dziesiąta. a ona spokojnie przespała cała; noc.

Poprzedniego  wieczoru  umówili  się,  że  Matthew

skontaktuje się  rano  z  policją  i  zadzwoni  do  niej  około
południa, żeb\ zaplanować dzień- Jeśli okaże się, że trzeba

coś  kręcić,  Matihew z  chłopakami  zrobią  to  bez  niej.  Dzięki
temu Diane miała teraz

dwie godziny, które mogła spędzić z dziećmi Odwróciła się i
przez chwilę patrzyła na siostrę, śpiącą ■ na sąsiednim

łóżku. Boże, jakie szczęście, że Em była tu z nimi.

Najciszej,  jak  mogła,  Diane  wstała  z  łóżka  i  włożyła  cienki
Jetni  szłafrok.  Przejrzała  zawartość  walizki  i  wyjęła  z  niej
parę froiowych pantofli, które wsunęła na nogi. Po cichu prze-
szła przez pokój, otworzyła drzwi i wyszła na korytarz.. W dro-
dze  do łazienki  zauważyła, że  drzwi  do  pokoju Micheile  były
uchylone. Delikatnie zapukała.

- Micheile?

Zajr/ala do środka. Pokój był pusty, wyglądał, jakby przeszło

przez niego tornado. Na środku leżała otwarta walizka, z której
wysypywała się jej zawartość. Na podłodze i niepościclonym
łóżku wała/y się ubrania, a aa toaletce .szampony, odżywki i
kremy.  Stół  byl  cały  zawalony  płytami  CD  i  DVD.  Diane
pokręciła głową i westchnęła. Jakim cudem córka zdołała do-
prowadzić pokój do takiego stanu w ciągu jednego dnia?

I gdzie ona w ogóle była?
Z nadzieją, że po drodze na nikogo nie wpadnie. Diane zeszła

na dół. W holu i w salonie nie było nikogo. W jadalni Carłos.
w  towarzystwie  jakiegoś'  mężczyzny  przygotowywali  bufet,
ustawiając na stołach jedzenie i kwiaty.

- Przepraszam - odezwała się Diane.

O

»

»

background image

Mężczyźni spojrzeli w jej kierunku, a Carlos uśmiechnął sie

szeroko.

- Dzień dobry, pani Mayfield.
- Dianę. Proszę, mówmy sobie po imieniu.
- OK, Dianę. - Carlos zwrócił się w stronę mężczyzny, -

Dianę, to mój partner, Kip.

- Milo cię poznać - powiedziała Dianę, dokładniej owijając

się  szlafrokiem. -  Zwykle  nie  paraduję  w  miejscach  publicz-
nych w samym szlafroku, ale tym razem szukam córki,

- Nie widziałem jej dziś rano - powiedział Carlos.
- Trzynaście,  czternaście  łat.  brązowe  włosy,  bardzo  szczu-

pła? - zapytał Kip.

Dianę  kiwnęła  głową,  krzywiąc  się  w  duchu  przy  ostatnim

słowie.

- W  takim  razie  widziałem,  jak  wychodziła,  jakieś  pół  go

dziny temu. Miała na sobie szorty i buty sportowe. I walkmana.
Myślę, że poszła biegać.

* * *

Dianę wzięła prysznic, umyła zęby i wróciła do pokoju, żeby

się ubrać. W tym czasie Emily zdążyła się obudzić.

- Cześć, śpiochu.

Siostra przeciągnęła się w łóżku i westchnęła.

- Och, ależ cudownie się czuję. Jeśli tak mam tu sypiać, to

cieszę się, że przyjechałam.

Dianę włożyła przez głowę czarną koszulkę.

- Zejdziesz ze mną na śniadanie? Na dole coś smakowicie

pachnie.

- A dzieciaki już wstały? - Emily nie ruszała się z łóżka.
- Anthony  jeszcze  Śpi.  ale  Michelle  wstała,  zdążyła  już

nawet wyjść. Chyba poszła pobiegać. - Dianę zasunęła zamek
w białych spodniach. - Em, czy mogę cię o coś zapytać?

- Jasne.

- Chodzi o Michelle. - Dianę przełknęła ślinę. - Nie wydaje

ci się, że może mieć zaburzenia odżywiania?

Emily poprawiła poduszki i usiadła prosto.

- Boże, Dianę. Nigdy się na tym nie zastanawiałam.
Dianę podzieliła się swoimi spostrzeżeniami. Niedojedzony

chleb czosnkowy, prawie nietknięta pizza, obojętność wobec
smakołyków, za którymi kiedyś przepadała.

- Na dodatek ćwiczy jak szalona. Mam wrażenie, że bardzo

 schudła. Emily przez chwilę milczała, jakby
zastanawiała się nad słowami siostry. Kredy w końcu
się odezwała. Dianę nieco się uspokoiła. - Tak, może
coś w tym być - powiedziała Emily. - Ale przypomnij
sobie, jak sama byłaś w tym wieku. Pamiętasz to cale
współzawodnictwo, kto ładniejszy, kto ma najlepszą

figurę? Kurcze, to się nigdy nie zmieni. Myślę, że Michelle po »
prostu próbuje wpasować się do roli kobiety we współczesnym
świecie. Czy to zaraz oznacza, że ma zaburzenia jedzenia?
Szczerze mówiąc, wątpię. Dianę. - Boże, mam nadzieję, że masz
rację, Em.

Chcąc poznać miejscową wersję wydarzeń, Matthew zatrzy-

mał się w kiosku przy Main Avenue i kupił Dziennik Asbury
Park. 
Najbardziej interesowało go to, czyich dzieci pilnowała
Carly Neath przed swoim zniknięciem. Nie mieli czasu, żeby to
sprawdzić do wczorajszego wieczornego materiału, a na pewno
przyda im się do Pod lupą. Podczas konferencji prasowej pyta-
ny o to oficer policji odmówił udzielenia informacji, ale lokalni
dziennikarze zwykle mieli swoje źródła, do których obcy w ża-
den sposób nie byli w stanie dotrzeć. Matthew miał nadzieję, że
reporter Dzienniku Asbury Park odrobił za niego zadanie.

Sianą! na chodniku przed sklepem ze słodyczami, żeby prze-

1

background image

czytać  artykuł  z  pierwszej  strony.  Oczywiście  wymieniono
nazwisko  rodziny,  u  której  pracowała  Carly.  Państwo  Richey
spędzali w Ocean Grove lato i mieszkali w namiotach przy Batłi
Avenue. Matthew ucieszył się, bo nie dość, że osiedle z namio-
larru było niezwykle atrakcyjne wizualnie, to jeszcze spodzie-
wał  sie,  że  historia  letników  będzie  ciekawym  uzupełnieniem
reportażu,

Z  dalszej  lektury  dowiedział  się,  że  Carly  pracowała  jako

kelnerka  w  kawiarni  ,.NagleV\  Lokal  znajdował  się  na  rogu
Main Avenue, niedaleko plaży. Zauważył go wczoraj, w dro-
dze powrotnej do motelu. Stad było całkiem blisko. Postano-
wił  sprawdzić,  czy  uda  mu  się  porozmawiać  z  kimś,  kto  znał
Carly.

Kilka minut później Matthew dotarł do kawiarni. Zauważył

kilka małych stolików w ogródku, wolał jednak wejść do klima-
tyzowanej  sali.  Rozejrzał  się  po  pomieszczeniu.  Wszystkie
miejsca  przy  stolikach  były  zajęte,  ale  na  końcu  baru  czekał
wolny stołek. Matthew usiadł obok łysawego mężczyzny, w Śred-
nim wieku.

- Czym mogę służyć? - zapytała kelnerka,
- Na  początek  poproszę  kawę.  Anno-powiedział  Matthew,

odczytawszy jej imię na plakietce. - Czarną, bez cukru. Potem
poproszę dwa jajka na miękko i tost z pełnoziarnistego chleba.

- Bekon?
- Czemu nie? życie jest krótkie.

Siedzący obok mężczyzna spojrzał na niego tak, że Matthew
odniósł dziwne wrażenie, iż powiedział coś niestosownego.
Uśmiechną] się niepewnie.

- Jak leci? - zagadnął.
- Dzięki, całkiem nieźle. - Mężczyzna upił łyk soku poma-

rańczowego. - Na wakacjach?

- Nic, i bardzo żałuję. Pięknie tu.
Kiwając  głową,  mężczyzna  sięgnął  do  kieszeni  i  wydobył

białą wizytówkę, którą wręczył Manhew.

_____

I Gdyby pan kiedyś szukał czegoś w Ocean Grove lub Asbury
I park. zapraszam do siebie.

- Dzięki - powiedział Matthew. chowając wizytówkę. Była

tu dobra okazja, by pogadać z miejscowym.

- Mieszka pan w okolicy?

- Tak. W Ocean Grove, od dwudziestu lat.

- Rodzina?
Larry wbił wzrok w blat, a Matthew natychmiast pożałował,

I że zapytał.

- Już nie mam - odparł cicho Larry.

Kelnerka  przyniosła  jajka  i  bekon,  przerywając  niezręczną

sytuację. Matthew ugryzł tost i rozłożył przed sobą gazetę.

- Ale historia, co? - mruknął, wskazując widelcem artykuł o
Carly. Larry pokiwał głową.

- Tak,  aż  trudno  uwierzyć,  że  w  naszym  małym  miasteczku

dzieją się takie rzeczy. Tu zawsze byto tak spokojnie. Kto by
pomyślał,  że  w  Ocean  Grove  w  ogóle  istnieje  jakaś  przestęp
czość?

Matthew uświadomił sobie, że agent pewnie chciałby przed-

stawić Ocean Grove w jak najlepszym świetle.

- Nie, nie o to mi chodziło.

Kelnerka dolała im kawy i położyła na stole ich rachunki.

- W gazecie piszą, że ta zaginiona tu pracuje. Zna ją pan?

- zapytał Matthew, kiedy Larry sięgnął po swój rachunek.

- Tak, to przemiła dziewczyna. Zawsze uśmiechnięta, zawsze

porozmawiała,  kiedy  mnie  obsługiwała.  Nieraz  namawiałem  ją.

żeby  sama  coś  zjadła.  Moim  zdaniem  była  zbyt  szczupła, tak
samo jak Anna. - Larry wskazał głową ich kelnerkę, zostawi)
dla  niej  napiwek  i  zszedł  z  wysokiego  stołka. -  No  nic. będę
leciał.  Proszę  pamiętać,  gdyby  kiedyś  szukał  pan  w  okolicy
nieruchomości, niech pan dzwoni.

- Tak zrobię. - Matthew uśmiechną! się i chwilę patrzy! za

*

background image

odchodzącym Larrym. Dopiero teraz dotarło do niego, że jego
rozmówca mówił o Carly Neath w czasie przeszłym.

-45-

Schodząc  na  dół,  Dianę  spotkała  na  schodach  Michelle.

Twarz  córki  była  czerwona,  a  kosmyki  brązowych  włosów
wymknęły się spod frotki, która, związała je w kucyk.

- Fajnie sic biegało'.'
- Tak, fajnie.
- A gdzie biegałaś?
- Po promenadzie, kilka razy w tę i z powrotem.
Dianę kiwnęła głową.
- Idę na dół coś zjeść. Pójdziesz ze mną?
- Nie, dzięki. Chcę wrócić do siebie i wziąć prysznic.
Twarz Dianę spoehnuimiała.
- O co ci chodzi, mamo'.'

- Posłuchaj, kochanie. Chciałabym trochę z tobą pobyć. Za

godzinę muszę być w pracy i nie wiem, kiedy wrócę. Myślałam.
że może usiądziemy razem na chwilę i porozmawiamy.

Michelle westchnęła ciężko,

- No dobra,

Dianę zignorowała wyraźną niechęć w głosie córki.

Wchodząc do jadalni. Dianę zauważyła Sammy^go Gatesu.

siedzącego przy stoliku pod oknem. W innych okolicznościach
zmusiłaby  się  do  zaproszenia  go  do  wspólnego  posiłku,  tym
razem jednak skinęła tylko głową, mruknęła coś na powitanie
i podeszła do stolika w przeciwległym rogu sali. Zanim zdążyły
usiąść, pojawił się Carlos, żeby przyjąć zamówienia na napoje
i zaprosić do bufetu.

- Częstujcie się - powiedział, - Jeśli macie ochotę na tosty,

dajcie znać. to przygotuję w kuchni. Musicie koniecznie spró-
bować drożdżówek Kipa. Są absolutnie boskie.

- Masz ochotę? - zapytała córkę Dianę.

Na bufetowym stole, w srebrnych naczyniach czekała jajecz-

nica, kiełbaski i pieczone ziemniaki, W koszyczku, wyłożonym
lnianu  serwetką,  leżały  jagodzianki  i  maleńkie  bajgle.  Obok
kryształowej misy z granolą stały zgrabne miseczki w kwiatki
i  śliczny  dzban  pełen  mleka.  Drożdżówki,  specjalność  Kipa,
znajdowały się na dużej, okrągłej tacy. Jch zapach wprost

ezwladniał.

- Och.  wyglądają  rewelacyjnie -  zauważyła  Dianę.  Ponie-

waż nie wiedziała,  kiedy znów będzie  miała okazję coś zjeść,
zaczęła nakładać na talerz wszystkiego po trochu. - I to wszyst-
ko,  co  zamierzasz  zjeść? -  zapytała,  patrząc  na  odrobinkę
jajecznicy i jednego bajgla na talerzu Michelle.

- Tak, mamo, to wszystko, na co mam w tej chwili ochotę.
- Ależ, kochanie. Powinnaś więcej jeść - nalegała Dianę.
- Nie, nic więcej mi się nie zmieści.

Wróciły  do  stolika.  Cartos  przyniósł  dietetyczną  colę  dla

Michelle i mrożoną herbatę dla Dianę.

- Córeczko, to niezdrowo tak od rana pić gazowane napoje.
Michelle przewróciła oczami.
- Mamo, przestań się czepiać, dobrze?
Dianę posoliła jajka.
- Nie czepiam się. kochanie. Ja tylko się o ciebie martwię, to

wszystko.

Michelle upiła łyk coli.

- Nie musisz się o mnie martwić. Nic mi nie jest.
- Doprawdy.  Michelle?  Uważasz,  że  nie  mam  powodu  do

niepokoju? - Dianę wpatrywała się badawczo w twarz córki.

- Masz na myśli tę sprawę z tatą?
- Między innymi-odparła cicho.
- A co jeszcze ?

Dianę wzięła głęboki oddech, po czym wyrzuciła z siebie:

- Niepokoi  mnie.  jak  ostatnio  się  odżywiasz.  Michelle.  Za

uważyłam. że prawie nic nie jesz. I wydaje mi się, że straciłaś na
wadze.

background image

Michelle rozpromieniła się.

- Czyli schudłam? Ekstra!
- Kochanie,  przecież  ty  wcale  nie  musiałaś  chudnąć.  Wy-

glądasz świetnie.

- Jesteś moją matką. To chyba oczywiste, że tak uważasz.
Dianę odłożyła widelec.

- Nie,  Michelle.  Mówię  poważnie.  Wyglądasz  bardzo  dob-

rze, tak szczerze, to mogłabyś nawet przybrać parę funtów.

- Nie ma mowy!
- Nie mówię, że masz odzyskać to. co zgubiłaś, ale uważam.

że nie powinnaś się więcej odchudzać.

- Mamo, ty nic nie rozumiesz.
- Mylisz się. Wszystko rozumiem. I powiem ci jedno: to, czy

jesteśmy  szczupłe,  nie  powinno  być  naszym największym
zmartwieniem. Są ważniejsze sprawy.

Michelle oparła się na krześle.

- Ty chyba żartujesz, mamo. Myślisz, że nie widziałam, jak

oglądasz  się  w  tym  wielkim  lustrze  w  sypialni?  Przecież  ty
ciągle martwisz się swoją wagą.

Dianę była bliska załamania. Czyżby sama przyczyniła się do

obsesji córki?

- Aleja mam powód. Kamera bardzo pogrubia. Gdybym nie

pracowała w telewizji i nie była ciągle na wizji, zapewniam cię.
że nie zwracałabym aż takiej uwagi na swój wygląd.

- Tak,  jasne. -  Michelle  uśmiechnęła  się przebiegle. -

Chcesz  powiedzieć,  że  gdyby  nie  praca  w  telewizji,  nie
farbowałabyś włosów na blond, nie malowałabyś paznokci i nie
kupowała fajnych ciuchów?

- Nie wiem, do czego zmierzasz.
- Mamo, robisz to wszystko, bo chcesz być atrakcyjna, a nie

dlatego, że pracujesz w telewizji. Po prostulubiszładnie wyglądać.

Dianę przez chwilę zastanawiała się nad słowami córki.

- Owszem, z tym, że ja muszę ładnie wyglądać, bo za to mi

płacą.

- A  ja  muszę  być  szczupła,  żeby  lubiano  mnie  w  szkole.

Chcę  być  popularna.  Chcę  podobać  sie  chłopakom.  Sama  za
częłaś  ten  temat,  więc  ci  mówię.  Tak  to  już  jest. Michelle
siedziała z założonymi rękami.

Ta rozmowa nie mogła zakończyć się w ten sposób, Dianę

wyciągnęła rękę i ujęła dłoń córki.

- Michelle. kochanie. Nie rozumiesz? Liczy się nie to. co jest

na zewnątrz. Owszem, miło jest być atrakcyjnym, nie ma w tym
nic złego. Ale nie warto ulegać obsesji na punkcie jedzenia czy
własnego wyglądu. W życiu o wiele ważniejsze są inne sprawy,
Liczy się charakter, umysł, to, co masz w głowie i w sercu.

Michelle  patrzyła  na  nią  szklanym  wzrokiem.  Dianę  zro-

zumiała, że córka się na to nie nabierze.

r

-46-

Stojąc na końcu promenady, Arthur nie miał się gdzie scho-

wać. Bezlitosne słońce świeciło tuż nad jego głową. Patrzył na
ludzi, smażących się na plaży, ryzykujących bąble, poparzenia
i udary. I io jego mieli za wariata!

Zeskoczył  na  piasek  i  powlókł  się  w  stronę  wody.  w  pełni

świadomy, że jest pod obserwacją. Ludzie zawsze mu się przy-
glądali,  uważali  go  za  dziwaka  i  cieszyli  się,  że  nie  są nim.
Arthur już dawno do tego przywykł.

Skręcił na północ, zostawiając zatłoczoną plażę Ocean Grove

i skierował się ku zapomnianym piaskom Asbury Park. Plaż nie
dzieliły  żadne  bariery.  O  tym,  że  jest  się  w  Asbury  Park.
świadczyły walające się tam butelki po piwie, puszki po napo-
jach. papiery i inne śmieci. Oddalona o kilka jardów plaża w
Ocean Grove była czysta i przyjazna.

Piski  i  śmiechy  bawiących  się  w  piasku  i  wodzie  dzieci

eichły. gdy Arthur oddalał się od czcicieli słońca. Obejrzał się,
by  jeszcze  raz  na  nich  popatrzeć.  Już  nie  zwracali  na  niego
uwagi.

background image

Udając, że kręci się bez celu, skradał się w kierunku starego

kasyna. Wiedział, że musi poruszać się szybko jak błyskawic
Przy budynku, od strony oceanu, znajdowała się szczelina mię-
dzy  piaskiem  a  gigantyczną  betonowa  płytą,  na  której  stało
kasyno. Pobiegł po piachu, padł na ziemię i na brzuchu wczołgał
się do ciemnej szpary pod betonem.

Nie trwało to dłużej niż trzy sekundy. Arthur był pewien, że

nikt  go  nie  zauważył.  Nikt  nigdy  go  nie  widział.  W  Środku
panował  mrok  i  chłód,  przyjemna  odmiana  od  oślepiającego
słońca i upału na plaży. Tak jak nauczył się tego na ćwiczeniach
przed .Pustynną Burzą", Arthur przemknął się. niczym krab.
i zniknął w ciemności.

-47-

Dianę i Maidicw weszli do sklepu „Lawenda i Koronki

żeby zapytać, czy mogą filmować działania grupy poszukiwaw-
czej, Ekipa z kamerą czekała na zewnątrz, dopiero gdy dostali
pozwolenie, Sarniny i Gary wnieśii sprzęt dó środka, oslro/nif.
żeby nie stłuc delikatnego towaru, rozstawionego na półkach.

W sklepie panowało poruszenie. Stłoczeni ochotnicy pochy-

lali się nad mapą okolicy, i popijając kawę. słuchali instrukcji
Kserokopiarka szumiała,  wyrzucając ulotki z wizerunkiem
uśmiechniętej Carly Neath.  Przy stole siedział mężczyzna w
średnim wieku, ze słuchawką telefoniczną przy uchu.

- Policja - powiedział, odkładając słuchawkę. - Mówią,

A

-

przyprowadzą psy gończe. Dla Leslie tak się nie wysilali.

- Daj spokój, Lou. To nie jest odpowiednia pora - skarciła

go delikatnie Audrey Palterson.

Słysząc tę wymianę zdań, Dianę domyśliła się, że mężczyzna

by!  ojcem  Lesłie.  Już  miała  się  przedstawić,  ale  mężczyzna
nagle wstał, podszedł do drzwi i stanął twarzą w twarz z chłopa-
kiem, który właśnie wszedł.

- Dzień dobry, panie Patterson.

- Co tu robisz'.' - zapytał ostro ojciec Leslie.
- Chciałbym pomóc.
- Och.  rozumiem.  Jakoś  nie  przyszło  ci  do  głowy,  żeby

pomóc, kiedy szukaliśmy Leslie. ale chcesz szukać Carly. To

fnilo z twojej strony. Sbawn. Jeszcze ci mało? - Proszę,
panie Patterson. Proszę mnie zrozumieć. Bardzo [mi
przykro z powodu Leslie. ale nie mogłem wtedy przyjść.

- Nie mogłeś czy nie chciałeś? - Lou Patterson nie czekał na

odpowiedź. -  Chłopic,  masz  tupet,  żeby  się  tu  pokazywać.
Najpierw rzucasz moją córkę, a kiedy ona znika, ciebie też nie
można nigdzie złapać. A teraz chcesz szukać dziewczyny, która
miata nieszczęście się z tobą zadawać. Shawn, wiem. że policja
się  tobą  interesuje.  Przyszedłeś  tu  jako  zatroskany  chłopak'?
Świetny żart.

- To nieprawda.
- Nie  mów  mi,  że  to  nieprawda. -  Twarz  ojca  Leslie

mocno  sczerwieniała. -Przejrzałem  cię,  i  policja  też  to  zrobi.
Szkoda  tylko,  że  Leslie  się  na  tobie  nie  poznała.  A  teraz
wynoś sie stąd!

|

-48-

Zapach, którym przesiąknięte było powietrze, wdzierał się

w nozdrza Arthura. Dobrze mu znany, łatwy do zidentyfikowa-
nia zapach choroby, wstrętu, strachu.

Arthur  nie  był  pewien,  czy  chce  wiedzieć  więcej.  Przy-

szedł tu tylko na chwilę, żeby pobyć w ciemności, chłodzie i
spokoju.  Usiadł  na  zniszczonych  trybunach  i  spojrzał  na
dziurę  w  suficie  auli.  Zastanawiał  się,  co  robić.  Mógł  zig-
norować odór i  wyjść,  ale mógł  też  iść  za  nim  i  przekonać
6ic, dokąd go zaprowadzi.

Wstał, uznawszy, że jednak najlepiej będzie opuścić to miejs-

ce. Szkło i kamyki chrzęściły pod podeszwami jego wysokich
butów, gdy przechodził między rzędami ławek, kierując się do

I

background image

wyjścia na plaże. Zapach się nasili). Arthur poddał się- Zszedł
na  dół.  na  scenę  i  ruszył  w stronę  zrujnowanego  baru-  Smród
przyciągał go jak magnes,

Arthur  pochylił  się  nad  blatem  i  zajrzał  za  ladę,  W  słabym

świetle, jakie przedostawało się przez dziurę w dachu, dostrzegł
leżącą na podłodze postać. Zastygł w bezruchu, czekając, aż się
poruszy. Ciało ani drgnęło.

Nerwowo chrząknął trzy razy i ostrożnie podszedł bliżej. Na

widok długich jasnych włosów zapomniał o ostrożności. Schylił
się, odwrócił ciało, zdjął opaskę z oczu i aż westchnął. To była
ta śliczna Carly Nealh. przyjaciółka Shawna. Kiedy pospiesznie
wyjmował jej knebel z ust, uświadomił sobie, skąd wziął się ten
zapach. Tak śmierdziały wymiociny, którymi nasiąkła szmata,
i które zaschły na policzkach Carly.

Nie ruszała się. Arthur potrząsnął ja. za ramiona. Wytarł jej

usta i spróbował zrobić sztuczne oddychanie, tak jak nauczono
go bardzo dawno temu. Niestety, dziewczyna nie chciała sama
oddychać.

Najważniejsze, to jak najszybciej ją stąd wynieść i wezwać

pomoc.  Gorączkowo  szarpnął  plastikowe  paski,  krępujące
ręce i  nogi.  Dotknął  wnętrza  jej  bezwładnego  nadgarstka,  na
próżno próbując wyczuć puls.

-49-

Matthew  z  chłopakami  zostali  w  sklepie,  filmując  ekipę

poszukiwawczą, Dianę zaś ruszyła w ślad za młodym mężczyz-
ną. którego ojciec Leslie Patterson wyrzucił ze sklepu.

- Shawn. Shawn! - zawołała za nim.

Odwrócił się i spojrzał na nią przekrwionymi oczyma,

- Tak? -odezwał się niepewnie,
- Shawn, jestem Dianę May field z KEY Info, - Wyciągnę!"

do  niego  rękę.  Kiedy  odruchowo  ja.  uścisnął,  dodała: —  Czy
możemy porozmawiać?

Shawn cofnął rękę i niespokojnie przeczesał nią kasztanowe

włos. Dianę zauważyła, że miał obgryzione paznokcie

- To nie jest dobry pomysł - powiedział. - A przynajmniej

nw lutaj. - Rozejrzał się niepewnie po sklepie. - Lepiej stąd

yjdźiny.

- Ostro cię potraktował, co?-pytała Dianę, gdy znale/11 sit,-

na chodniku. Shawn pokiwał głową, mrużąc oczy w

słońcu.

- Owszem. Nie powinienem się spodziewać, że pan Patter-

son  zrozumie,  jak  strasznie  się  czułem  po  tym,  co  spotkało
Leslie. Ale nie mogłem się zaangażować w poszukiwania. Po
prostu nie mogłem.

- Dlaczego? - zapytała łagodnie.
- Proszę  posłuchać,  naprawdę  nie  powinienem  o  tym  roz-

mawiać.  Policja  podejrzewa,  że  mam  coś  wspólnego  ze  znik-
nięciem Leslie i Carly. Według nich, to nie jest zbieg okoliczno-
ści, bo spotykałem się z nimi obiema.

- Cóż.  nie  wygląda  to  najlepiej -  zgodziła  się  Dianę. -

Shawn,  a  może  jednak  10  nie  jest  taki  zty  pomysł,  żebyś
przedstawi! ludziom swoją wersję wydarzeń.

- Nie -  powiedziuł,  kręcą  głową. -  Niczego  nie  powiem

przed kamerą. A przynajmniej do czasu, aż skontaktuję się z
moim  adwokatem. -  Shawn  podniósł  palec  do  ust  i  zaczął
Obgryzać zniszczony paznokieć.

- W  porządku,  rozumiem.  A  jeśli  porozmawiamy  bez  ka-

mer? Mógłbyś opowiedzieć swoją wersję, żeby uczciwie prze-
kazać  telewidzom  to,  co  się  tutaj  siało.  Muszę  wiedzieć,  kim
jesteś

- Bez  kamer  znaczy,  że  pani  powtórzy  wszystko,  co

powiem?

- Tylko za twoim pozwoleniem.
Dianę widziała, że wciąż się wahai.
- Może zacznijmy od podstawowych spraw. Przeliteruj mi

Swoje nazwisko, dobrze?

background image

Spełnił prośbę, a Dianc je zapisała.

- Czym sie zajmujesz, Shawn?
- Kończę studia, dorabiam wieczorami jako barman w „Ka-

miennym Kucyku

7

',

- Studiujesz?
- Piszę pracę magisterską.

- Specjalizujesz się z pracy społecznej?
Shawn kiwnął głową.

- Podziwiam- przyznała Dianę. - Co chces2 robić po skoń-

czeniu studiów?

- Chciałbym pracować z osobami niepełnosprawnymi umy-

słowo.

Strzępki informacji w głowie Dianę zaczęły układać się w

całość.

- Shawn. czy to dlatego zainteresowałeś się Leslie Patter-

son? Bo była rozchwiana emocjonalnie?

Wbił wzrok w cłiodnik.

- Możliwe -  mruknął  pod  nosem. -  Chyba  z  początku  nie

zwróciłem na to uwagi.

- I^eslie miała spore potrzeby, prawda?
- Och, to mało powiedziane - westchnął ciężko. - Choćbym

nie  wiem  ile  uwagi  jej  poświęcał,  ona  zawsze  chciała  więcej.
Myślałem, że będę mógł jej pomóc, ale nie potrafiłem. Wyda-
wało mi się, że jeśli sprawię, że poczuje się bezpiecznie, nabie-
rze  pewności  siebie,  polubi  siebie  i  zacznie  jeść.  Można  by
pomyśleć, że z wiedzą, jaką zdobyłem na studiach, powinienem
sobie  lepiej  poradzić.  Nie  potrafiłem  jej  pomóc.  To  coś,  do
czego musiała dojść sama.

- Podobno chodziła na terapię.
- Chodziła, ale nie przynosiła ona elektów. Ten jej terapeutu

miał z nią sporo roboty. Leslie nic tylko cierpiała na anoreksję.

Dianę czekała.

- Cięła się. Kiedy się o dowiedziałem, odpuściłem, bo wie

działem. że nie dani rady.

- I wtedy z nią zerwałeś?
- Tak, Nie jestem z tego dumny, ale musiałem zakończyć ten

zw ia.zek. To było chore. Proszę mi wierzyć, czułem się winny
z powodu zerwania. Kiedy Leslie znikła, nie uwierzyłem w po-
trwanie. Byłem pewien, że się gdzieś ukrywa, żeby zwrócić na

siebie uwagę, Moją uwagę. Dlatego nie przyłączyłem się do
poszukiwań. Nie chciałem podsycać jej choroby.

- A teraz, Shawn? Co o tym myślisz teraz, kiedy znikła Carly

Neath? - Dianc wpatrywała się badawczo w jego twarz, - Czy
nadal uważasz, że Leslie wszystko upozorowała?

Shawn przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.

- Nie,  chyba  nie.  Carly  jest  wspaniałą,  pogodną  i  normalną

dziewczyną.  Na  pewno  nie  upozorowała  własnego  porwania,
więc może Leslie też nie udawała.

-50-

Był wściekły na Boga. dlatego nie chodził już do kościoła.

Ale  (o nic  znaczyło,  że  Lany  nie  pielęgnował  niedzielnych
rytuałów.  Co  tydzień wstępował  rano  na  śniadanie  do  „Na-
gle's". a potem jechał na cmentarz Sw. Anny.
Zaparkował,  wysiadł  z  samochodu  i  ruszył  przez  wyschnięty,
brązowy  trawnik.  Szedł  ostrożnie,  próbując  nie  deptać  tam,
gdzie, jak szacował, pod ziemią leżały ciata. Niszczejące grani-
towe nagrobki wyznaczały miejsca wiecznego spoczynku setek
\ a każda była przez kogoś kochana. Mężowie, żony, synowie,
córki. Cały hektar smutku j rozpaczy.

Nagrobki  Jenny  i  jego  żony  wyróżniały  się  spośród  setek

innych. Wciąż były świeże i jasne. Miały przed sobą długie lata
niszczenia. Pocieszał się myślą, że dwie ukochane przez niego
istmy leżą obok siebie, ale i tak ta niesprawiedliwość losu, te
bezsensowne śmierci wciąż budziły w nim gniew.

Przyklęknął i odruchowo się przeżegnał, w tym samym mo-

mencie uświadamiając sobie, że nie powinien tego robić, gdy

background image

miał  w  sercu  tyle  gniewu.  Wiedział,  że  powinien  odpuścić.
przestać  nienawidzić  Owena  Messingera.  ale  to  wciąż  było
silniejsze od niego. Nikt nie powinien tego od niego oczekiwać.
W końcu, len człowiek zrujnował życie jego i jego rodziny.

Lany pogładził kamienny pomnik. Jego palce powędrowały

ku wygrawerowanemu w granicie imieniu córki.

-  Obiecuję  ci.  kochanie,  przysięgam -  wyszeptał. -  Zrobię

wszystko,  żeby  Owen  Messinger  nie  skrzywdził  już  żadnej
dziewczyny, tak jak skrzywdził ciebie. Ostrzegłem go, jeśli sam
nie przestanie, to ja go powstrzymam.

-51-

Leslie  przez  cały  ranek  ćwiczyła  brzuszki  i  unoszenie  nóg.

Potem umyta głowę, wzięła prysznic i ubrała się, próbując jakoś
zabić czas przed wyjściem do ..Lawendy i Koronek", Kiedy
już tam dotrze, miała zamiar zrobić wszystko, o co ją poproszą,
by  pomóc  znaJeżć  Carly  Neath.  mimo  że  Carly  ukradła  jej
Shawna.

Włożyła bawełniane rybaczki, nie bez przyjemności zauwa-

żając,  że  były  nieco  luźniejsze,  niż  kiedy  miała  je  na  sobie
ostatni  raz.  Teraz  wydawało  się  jej,  że  było  to  wieki  temu.
podczas gdy minęły niecałe dwa tygodnie. Shawn zabrał ją na
mecz minigolfa, świetnie się wtedy bawili. Ale, kiedy po meczu
poszli na kolację, znów się pokłócili. Shawn upierał się, żeby
coś zjadła, ona nie chciała. Na następnej randce Shawn powie-
dział. że nie chce jej więcej widzieć.

Choć zrywając z nią, zadał jej wielki ból, Lesue prawie mu

teraz współczuła. Poprzedniej nocy podsłuchała, jak rodzice
o  nim  rozmawiali.  Mówili,  że  pewnie  policja  uważa  go  za
głównego  podejrzanego  w  obu  sprawach,  jej  j  Carly.  Ojciec
strasznie  się  denerwował  i  przeklinał  Shawna.  a  matka  go
uciszała  i  mówiła,  że  powinien  się  cieszyć,  bo  okazało  się, 
jednak ich córka nie kłaniała.

Leslie  zeszła na  dół  do  kuchni  i  wyjęła  z  lodówki  ki  I  kii

gałązek selera naciowego. Kiedy szukała drugiego klapka, za-
dzwonił telefon.

- Leslie? Tu doktor Messinger. Jak się miewasz.?

p

Leslie zamknęła oczy.

- Dziękuję, dobrze,

Zapadła  cisza.  Taka  sama,  jaką  Leslie  znała  z  sesji.  Cisza

oznaczała, że doktor Messinger czeka, aż sama zacznie mówić.
Cóż, tym razem nie była na sesji.

Messinger poddał się.

- Chciałem  ci  tylko  przypomnieć  o  jutrzejszej  sesji  gru-

powej.

- Panie  doktorze,  niestety,  jutro  nie  dam  rady.  Wie  pan,

wracam do pracy. Tym razem opuszczę sesję.

- Leslie. obawiam się, że to nie jest dobry pomysł. - Mówił

spokojnym,  pełnym  cierpliwości  głosem. -  To  ważne,  żebyś
przyszła.  Przeżyłaś  bardzo  traumatyczne  doświadczenie.
Przyjdź, pozwól, żeby grupa ci pogratulowała,

- Prawdę mówią, panie doktorze, mam dość terapii. Widzę,

że  wcale  mi  nie  pomaga.  Chcę  spróbować  czegoś  innego,  na
własną rękę.

- Możemy o tym porozmawiać, jak przyjdziesz, Leslie. Jut-

ro o czwartej, I nie zapomnij przynieść pluszowego zwierzaka.

- No dobrze - zgodziła się w końcu Leslie. nienawidząc się

za to, że uległa. - Ale to będzie ostatni raz,

* * *

Los  jakby  nie  chciał,  żeby  szła  do  ..Lawendy  i  Koronek"

pomagać w poszukiwaniach Carly. Leslie stała już na ganku
i zamykała drzwi, kiedy na chodniku zatrzymał się wóz policyj-
ny. Wysiadł z niego sam szeryf Jared Albert, i w towarzystwie
drugiego oficera podszedł do jej domu. Leslie z przyjemnością
zauważyła, że zdjął czapkę, na znak szacunku.

background image

- Lcslie. chcemy ci zadać kilka pyuiń - powiedział. - Twoje

odpowiedzi mogą nam pomóc w znalezieniu Carly Ncalh.

- Może  wejdziemy  do  domu? -  zaproponowała, -  Strasznie

tu gorąco.

Szeryf zerknął w stronę drzwi.

- Czy rodzice są w domu?
- Nic, są w sklepie z ekipa. poszukiwawcza..
- Porozmawiajmy  tu.  na  ganku -  zdecydował Teraz,  kiedy

zntkla Carly. może i wierzył w niewinność Leslie Patterson. ale
wciąż  nie  był  przekonany,  czy  dziewczyna  jest  zrównoważon;i
psychicznie. Nie zamierzał ryzykować, młodu kobieta w każdej
chwili  mogła  ich  fałszywie  oskarżyć  o  niewłaściwe  zachowa-
nie,  Nie,  lepiej  zostać  lu,  na  ganku,  gdzie  mogli  ich  widzieć
wszyscy sąsiedzi.

Leslie usiadła na bujanym fotelu, a Albert i młodszy policjant

zajęli miejsca na wiklinowej sofie.

- Potrzebujemy  więcej  szczegółów  o  tym,  co  się  z  tobą

działo od chwili porwania - zaczął szeryf.

- Opowiedziałam wszystko, co pamiętałam, gdy byłatn w

szpitalu - odparła. - Co jeszcze chcecie wiedzieć?

- Interesuje  nas  len  taniec,  o  którym  wspomniałaś.  Grała

muzyka?

- Nie, słychać było tylko szum oceanu.
- Mówiłaś,  że  miałaś  opaskę  na  oczach.  Może  jednak  coś

wyczułaś?

Zamknęła oczy i spróbowała przywołać ten obraz w myślach.

- Mężczyzna  miał  na  sobie s7.eleszcza.c4 kurtę.  Słyszałam

każdy ruch jego rak.

- Coś jeszcze?
- Prawie na pewno nosi! rękawiczki.
- Jak sądzisz, czy to mogły być rękawiczki z lateksu, takie

jak noszą, dentyści? - zapytał szeryf Albert.

- Nie, raczej skórzane. Czułam zapach skóry.
- Dziękuję za współpracę, Leslie.

- Nie  ma  sprawy,  szeryfie.  Zrobię  wszystko,  żeby  pomóc

odnaleźć Carly - powiedziała. - Właśnie wychodziłam na spot-
kanie /. ochotnikami z ekipy poszukiwawczej.

- Możemy cię podrzucić - zaproponował szeryf" Albert.
- Dziękuję, nie trzeba. Przejdę się.

Patrząc  za  wsiadającymi  do  samochodu  oficerami,  Leslie

odetchnęła z ulgą. W końcu jej uwierzyli.

-52-

Postanowili  wrócić  na  lunch  do  restauracji.  Po  dziesięciu

minutach oczekiwania dostali Stolik dla czterech osób. Dianc.
Mailhew i Gary zamówili kanapki firmowe, natomiast Sammy.
jak  zwykle  wykorzystując  takt,  że  jadł  na  koszt KEY  Info.
zdecydował się na kraba w cieście z zapiekaną cebulą na piwie,
a do tego kawałek sernika,

- A ty co, chcesz mieć zawal? - zdziwi! się Maidiew.
- Nie martw się. Mam dobre geny - pochwalił się Sammy.

- W mojej rodzinie jeszcze nikt nie chorował na serce.

- Znasz 10 powiedzenie, że nie powinno się kusić losu?- nie

ustępował Mailhew. ale Sammy tylko się uśmiechnąłz zadowo
leniem.

Czekając na jedzenie. Dianę opowiedziała im o rozmowie

2 Shawnem Oslrandcrem na temat jego związku z Leslie Patter-
son i powodów, dla których musia! z nią zerwać.

- Sama nic wiem - powiedziała, mieszając mrożoną herbatę.

- Po prostu nie mogę sobie wyobrazić, żeby ten facet porywał
i więził kobiety. Wydaje się laki szczery i uczciwy.

- Właśnie  na  takich  trzeba  najbardziej  uważać -  zakpił

Sammy.

Dianę zignorowała jego komentarz.

- A co z Carly? - zapytał MatUiew. - Shawn musi zdawać

sobie sprawę z tego, że w oczach policji źle 10 wygląda. W koń
cu był blisko związany z obiema zaginionymi.

background image

Milczący zazwyczaj Gary wtrąci! się do rozmowy.

- No. nie chciałbym być na jego miejscu.
- Ani ja - poparł go Sammy.

Skończyli jeść. ale czekali jeszcze, aż Sammy pochłonie swój

deser, Matthew wyjął gazetę i pokazał Diane fragment artykułu.
w którym wspomniano o tym. że Carly opiekowała się dziećmi
państwa Richey z Bath Avenue.

- Powinniśmy  się  tam  przejść —  powiedział. -  Zrobimy

parę  ujęć  tych  namiotów,  zobaczymy,  może  ktoś  z  nami
pogada.

ł * *

- Co jeden, to słodszy. Wszystkie są urocze - zachwycała się

Diane, gdy szli Bath Avemie, Namioty z markizajni w kolorowe
paski,  udekorowane  kwiatami,  stanowiły  zadziwiający  widok.
Prosty,  bezpieczny  świat,  w  którym  młode  dziewczyny  nie
musiały  myśleć  o  tym.  że  w  ciemną  noc  mogą  zostać  uprowa
dzone.

Sammy i Gary sfilmowali ulicę i kilka namiotów, wiedząc,

że  montażyści  zawsze  lubią  mieć  wybór.  W  międzyczasie
Diane i Matthew próbowali znaleźć kogoś, kto skierowałby
ich  do  namiotu  państwa  Richey.  Niestety,  na  gankach i  w
ogródkach nie było żywego ducha, mieszkańcy wjechali albo
chowali  się  w  namiotach  przed  palącym,  południowym
słońcem,

- Cóż, chyba będziemy musieli gdzieś zapukać - stwierdziła

Diane.

W dwóch pierwszych namiotach nie zastali nikogo. Za trze-

cim razem siatkowe drzwi otworzyła mała dziewczynka o blond
włosach.

- Dzień dobry. Czy jest mama lub tato? - zapytała Diane.
- Tatuś wyszedł, ale mamusia jest w domu. —Dziecko stało

i gapiło się na Diane.

- A czy mogłabym porozmawiać twoją mamą?
Dziewczynka puściła drzwi i odwróciła się.
- Mamo! - krzyknęła do namiotu. - Przyszła taka pani!
- Jaka pani?
- Nie wtem!
Diane  już  miała  się  przedstawić,  kiedy  do  drzwi  podeszła

matka dziecka. Diane miała wrażenie, że lekko się wzdrygnęła,
gdy usłyszała ich nazwiska,

- Szukamy namiotu państwa Richey.
- To tutaj. Jestem Helen Richey. W czym mogę pomóc?
- Och,  wspaniale -  rozpromieniła  się  Diane. -  Przypusz

czam. że domyśla się pani, dlaczego tu jesteśmy, W Dzienniku
Ashtiry Park. 
piszą, że Carly Nealh pracowała u państwa wieczo
rem, tuż przed swoim zniknięciem.

Helen Richey odwróciła się w stronę salonu.

- Dziewczynki, będę na ganku. - Zamknęła za sobą drzwi

i  wskazała  Diane  i  Matthew  wiklinowe  krzesła,  zapraszając,
żeby usiedli.— Nie chcę, żeby dzieci słuchały.

- Oczywiście", to zrozumiałe - powiedziała Diane.
- Mieliśmy nadzieję, że zechce nam pani opowiedzieć, co

się  wydarzyło  tamtej  nocy. -  Matthew  zerknął  przez  ramię
Helen,  żeby  sprawdzić,  gdzie  są  chłopaki  z  kamerą  i  dać  im
znak, że myją podejść.

- Wszystko  opowiedzieliśmy  policji -  powiedziała  Helen,

obracając  na  patcu  złotą  obrączkę.  Postanowiła  potwierdzić
wersję  męża. Carly  opiekowała  się  dziewczynkami  przez
jakieś  cztery  godziny.  Wróciliśmy  do  domu  po  jedenastej,
Zapłaciliśmy jej i Carly wyszła. To nie był jej pierwszy wieczór
u nas, już kilka razy dla nas pracowała.

- Poszła do domu sama? -upewniła się Diane.-Nikt jej nie

odprowadził? - Robiła wszystko, by jej głos nie brzmiał oskar-
życielko.

- Carly mieszka kilka przecznic stąd. Uparła się. że pójdzie

sama. Uznaliśmy /. mężem, że nic jej nie grozi. - Zagryzła dolną

background image

wargę, a oczy zaszły jej łzami. - Popełniliśmy błąd. puszczając
ją samą do domu. Jeśli Carly coś się stało, nigdy sobie tego nie
wybaczy,

-53-

Chlapiąc  się  w  słonej  wodzie  zalewającej  piasek,  Anthony

zauważył, że ma bardzo czerwoną skórę stóp. Czuł. że powinien
wrócić i nałożyć jeszcze trochę balsamu z filtrem, który miała
w torbie ciocia Emily. ale nie chciało mu sic. Nie miał ochoty
gadać z ciotką i siostrą. Chciał pobyć trochę sam. Wciąż był zły,
że nie pojechali do Wielkiego Kanionu. Wakacje na plaży były
takie nudne.

Zrobił  zdjęcie  zamku  z  piasku,  porzuconego  przez  swoich

budowniczych, po czym jednym kopniakiem go rozwalił. Po-
chyli)  się.  żeby  podnieść  kawałek  szkła,  wyrzuconego  prze/
ocean. Idąc plażą. Anthony przyglądał się dzieciakom surfują-
cym po wysokich Falach. Postanowił, że namówi mamę. żeby
mu kupiła taką deskę. W oddali jakiś windsurfingowiec. holo-
wany przez łódź motorową, to sunął pa wodzie, to unosił się
w powietrzu. Może mama pozwoli mu spróbować i tego?

Była  mu  to  winna.  Choć  w  głębi  duszy  wiedział,  źe  mama

robiła wszystko, co w jej mocy, żeby on i Michetłe byli szczęś-
liwi.  i  że  powinien  to  docenić,  zamiast  ciągle  marudzić,  byl
jednak obrażony. Naopowiadał wszystkim kumplom w szkole
o  tej  superwyprawie,  na  którą  miał  latem  jechać.  Jak  po  po-
wrocie dowiedzą się. że spędzał wakacje nad morzem, będą mu
już zawsze  dokuczać i wypominać,  że bujał. Jakby  mało było
tego, że ma ojca w więzieniu. Anthony nie mógł sobie pozwolić
na jeszcze jedną kompromitację.

A  gdyhy  tak  udało  mu  się  coś  wymyślić,  żeby  sprawy  nie

wyglądały tak beznadziejnie, jak wyglądają? Tylko czy w takim
Ocean  Grove  może  wydarzyć  się  coś.  co  zrobi  wrażenie  na
kolegach? Mama by go chyba zabiła, gdyby spróbował włączyć

się do poszukiwań tej zaginionej dziewczyny. Byłoby super,
gdyby ją znalazł! Na pewno mówiliby o ni m w wiadomościach.

- Anthony. Annthonyy!
Odwrócił się. Enuly stała na plaży, machała rękami i wolała

* go. jakby był małym dzieckiem. Zrezygnowany, ruszył z po-
wrotem.  Nie  uszedł  dałcko,  gdy  zauważył  mężczyznę  w  mun-
durze,  który  nagle  wyłonił  się  spod  betonu,  wokół  dużego,
okrągłego budynku z cegły, rzucił się na piasek i ułożył w pozy-

cj i embrionalnej. Anthony szybko zrobił mu zdjęcie i pobity 1 de
Emily,

I

Niech jej Bóg wybaczy. Opowiedziała to tak. jakby J ona i łun i

byl  z  nią  wtedy,  gdy  płaciła  Carly  za  opiekę  nad  dziećmi -
dała  do  zrozumienia,  że  byl  w  namiocie,  gdy  Carly  uparła
się sama iść do domu. Helen wprowadziła w błąd Dianę May-
fiełd  i  producenta KEY  lufo. tak  samo  jak  dzień  wcześniej
policję,  milcząc'  kiedy  Jonathan  kłamał.  Modliła  się,  żeby
Bóg jej wybaczył.

Miała świadomość, że warunkiem wybaczenia jest żal za grzechy.

Bóg widział jej serce, wiedział, że naprawdę żałowała. Na pewno

rozumiał,  że  nie  miała  wyboru.  Jonathan  był  jej mężem,
ojcem  jej  dzieci.  Nie  było  mowy.  żeby  go  o  cokolwiek
oskarżyła.

Helen wróciła do namiotu i pochwaliła córeczki, które ryso-

wały przy kuchennym stole.

- Śliczny  obrazek,  Hannah.  Chyba  go  tu  powiesimy.  Twój

leż, Sarah.

Pospiesznie przykleiła morskie widoczki do drzwi lodówki.

wiedząc,  że  Jonathan  łada  moment  wróci  z  joggingu  po  plaży.
Trawiona podejrzeniami i strachem, podeszła do komody w sy-
pialni i wyjęła skórzany portfel męża. W środku znalazła kilka-
set dolarów w gotówce, które miały im starczyć na len tydzień.

ł

ł

background image

karty kredytowe Visa i MasterCard, nowiutkie prawo jazdy i
białą  wizytówkę  z  niebieskim  napisem:  AGENCJA  NIERU-
CHOMOŚCI „REALTY ". Helen odwróciła kartę. Z ty (u ktoś
dopisał: i $ sierpnia, czwartek, 16.00.

Bez sensu. Jonathan mc mógł się umówić na oglądanie domu

w czwartek po południu. Przecież nawet go tu wtedy nie było.
Przyjechał do nich dopiero w piątek.

-55-

- Uwielbiam  to  miasto -  powiedział  Carlos,  biorąc  za  rękę

swojego  partnera.  Szli  prawie  pustą  promenadą,  w  towarzyst-
wie  pośrednika  nieruchomości, -  Urząd  miejski  Asbury  Park
zalegalizował nasz związek.

- Cóż, powinniście z Kipem jak najszybciej coś tu kupić -

powiedział  Larry.  łuzując  krawat. -  Ceny  nieruchomości  już
podskoczyły, a teraz, kiedy zatwierdzono plan rozwoju miasta,
możecie być pewni, że pójdą jeszcze bardziej w górę.

- Tak -  zgodził  sic  Kip. -  Jak  tytko  popłyną pieniądze i

zacznie  się  zabudowa  tych  pustych  terenów  nad  oceanem,
Asbury Park ożyje,

- Mam  nadzieję,  że  nie  wyburzą  tych  wszystkich  cudow-

nych zabytków. - Carlos zmarszczył czoło, - Do dziś nie mogę
odżałować „The Pałace". Kto by pomyślał, że przyjadą spycha-
cze  i  zrównają  z  ziemią  najstarsze kryte  wesołe  miasteczko
w Stanach. Przecież ten budynek był wpisany do rejestru zabyt-
ków narodowych. Sam już nie wiem, co w tym kraju uważa się
za postęp.

Zwolnili przy ruinach starego kasyna.

- Lany. nie wiesz. czy ktoś przypadkiem nie chce zniszczyć

tego miejsca? - zapytał Kip. - Umrę, jeśli je rozbiorą. To mój
ukochany budynek w Asbury Park.

- Hm. z tego. co wiem. interesuje się nim kilka grup obroń-

ców zabytków. Twierdzą, że nigdy nie pozwolą wyburzyć

kasyna - powiedział Larry. - Ale sami wiecie, nigdy nie mów
nigdy.

Trzej mężczyźni zatrzymali się. żeby przez chwilę popatrzeć

na ocean. Nie midi wątpliwości, że miasto skorzystało na tym,
że mieszkańcy Asbury Park okazali się tak tolerancyjni wobec
środowiska  gejów  i  lesbijek,  bo  to  właśnie  lej  nowej  grupie
napływowej zawdzięczało swój renesans.

- Asbury Park jest dziś tym, czym dwadzieścia lat temu było

South Bcacb na Florydzie - zauważył Carlos. -A my chcemy to
wykorzystać.

Kip pokiwał głową

- Tak. Jesteśmy zachwyceni Ocean Grove i tym, jak nas tani

przyjęto.  Nasz  motel  się  rozwija,  mamy  już  rezerwacje  na
przyszły  sezon.  Pod  koniec  roku  planujemy  ukończyć  remont,
Wtedy będziemy myśleć o następnym lokalu.

- Hm, to może ja już zacznę się rozglądać? - zaproponował

Larry. -  Pewnie  nie  czujecie  się  jeszcze  gotowi  do  inwes-
towania,  ale  powinniście  zacząć  orientować  się  w  tutejszym
rynku.  Mam  na  oku parę miejsc,  z  których,  przy  odrobinie
wysiłku, można urządzić urocze pensjonaty.

- Brzmi  to  zachęcająco -  powiedział  Kip. -  Ach,  Larry,

ziinim zapomnę. Czy możesz dać mi kilka swoich wizytówek?
Nasi znajomi też szukają czegoś w Asbury Park.

Kiedy Larry sięgał po wizytownik, przed budynkiem kasyna

zatrzymał się policyjny radiowóz.

i

-56-

Przed kasynem zgromadził się tłum gapiów, by popatrzeć,

jak policja zabiera z plaży mężczyznę.

- Już  dobrze,  wszystko  będzie  dobrze -  powtarzał  jeden

z oficerów. - Zaraz ci pomożemy.

Mężczyzna, podtrzymywany pod ramiona przed dwóch poli-

cjantów, potykał się na piasku. Oficerowie z uudem utrzymy-

background image

wali go  w  pionie.  Włosy  miał  zmierzwione,  wiatr  rozwiewał
jego wojskowa koszulę Arthurw milczeniu patrzył przed siebie
niewidzącym wzrokiem.

-57-

Poszukiwania  trwały,  dopóki  było  wystarczająco  jasno.

Ochotnicy pukali do drzwi, zaglądali pod drewniana proniena-
de. przeczesywali ulice. Jako że teren należał do melodystów,
Ośrodek  Wspólnoty  w  Modlitwie  w  Ocean  Grove  wydal  ze-
zwolenie na przeszukanie każdego cala wokół namiotów. Sami
letnicy  chętnie  otwierali  drzwi.  pewni,  że  nikt  nic  /.najdzie
Carl> NŁ-:t:h w ich małych przytulnych płóciennych domkach.

Po dziewiątej wszyscy wrócili do bazy w „Lawendzie v Ko-

ronkach", gdzie ogłoszono zakończenie akcji na ten dzień. Niki
nie miał pojęcia, gdzie nazajutrz rano wznowić poszukiwania.

-58-

Kilku  godzin  po  zapadnięciu  ciemności  przyszła  pora  na

drugi taniec. Carly nie miała opaski na oczach ani knebla, ale
jej nogi i race nadal byty spętane,

Zn ladą w zapomnianym barze snop światła, wpadający przez

dziurę w dachu,, oświetlił martwą twarz Carly. Miała otwarte usta.
Na przezroczystych powiekach wyraźnie rysowały się niebieskie
:ylki. Jej policzki i piękne złote włosy byty całe w wymiocituich.

Nic lak miało być Wszystko powinno było odbyć się dokład-

nie tak jak poprzednim razem.

Żółte  światło  latarki  pełzało  po  pokrytej  gruzem  podłodze.

szukając  knebla  i  opaski.  Szmaty  były  na  miejscu,  sak  jak
ostatnio. Tylko że tym razem kobieta, ktćrą znajdzie ochroniarz,
będzie martwa. Nie było sensu trzymać jej tu przez pełne trzy
doby. Policja i tak zaraz odkryje, że Carły nie przeżyła drugiego
dnia niewoli

Poniedziałek

22 sierpnia

background image

budził jii dzwonek telefonu. Diano wymacała na stoliku
zegarek. W porannym

mroku ledwo było widać, że

| dopiero szósta.

- Halo? - mruknęła rozespanym głosem. ~
Dianę? Tu Matthew. Musisz wstać.
- Co? - Przetarła oczy.

- Przyjedź na posterunek policji. Wóz satelitarny jest już

w drodze. O siódmej dwadzieścia masz relacje na żywo dla Oio
Ameryka.

Dianę usiadła na łóżku, próbując skoncentrować się na tym.

co mówił do niej Matthew.

- Znaleziono Carly Neath, Ona nie żyje, Dianę.

+ * *

Zanim Dianę dotarła nu komisariat, Maithcw zdążył przygo-

lować dla niej tekst. Gary Bing nagrał jej komentarz i pobiegł
z taśmą do wozu transmisyjnego, który właśnie przyjechał z
Nowego  Jorku.  Komentarz  natychmiast  wysłano ćo ośrodka
głównego,  gdzie  montażyści  mieli  złożyć  reportaż  ze  zdjęć,
kióre pokazano już w Wiadomościach Wieczornych, oraz lego,
co  ekipa  Dianc  sfilmowała  wczoraj  w  „Lawendzie  i  Koron-
kach" i na Balh Avenue, W  międzyczasie Sani my Gates roz-
bawił  sprzęt,  żeby  nagrać  oświadczenie  policji  i  od  razu,  na
żywo nadać komentarz Dianę.

- O  siódme}  policja  miała  wygłosić  oświadczenie -  po

wiedział  Matthew,  zerkając  na  zegarek. -  Jest  pięć  po.
Lepiej  zastanów  się,  co  powiesz,  jeśli  zaraz  nie  zaczną
konferencji.

Dianę spuściła głowę i wydawali się wpatrywać w chodnik.

Próbowała ułożyć sobie w głowie, co powie, kiedy Harry Gran-
gcr odda jej głos ze studia w Nowym Jorku, Czas płynął.

-59-

O

background image

a  rzecznik  policji  wciąż  nie  wychodził  do  przedstawicieli  me-
diów, którzy zebrali się m w pośpiechu.

Gary wróci! z wozu transmisyjnego, by wyposażyć Dianę

w  mikrofon i  małą plastikową słuchawkę.  Dianc  włożyła ją do
ucha, żeby słyszeć polecenia z reżyserki i pytania, które miał jej
zadać Harry Granger ze studia Oto Ameryka.

Dianę, pięć minut - odezwał się ostrzegawczy glos.
Podniosła w górę kciuk i spojrzała w kamerę Samitiy*ego,

wiedząc, że obraz jest już transmitowany do ośrodka głównego.
Przełączyła komórkę na wibracje, żeby przypadkiem telefon nie
zadzwonił, kiedy będzie na wizji.

- Dianę, próba mikrofonu,

- Próba. Raz, dwa, trzy. cztery, pięć. Pięć, cztery, trzy. dwa.

jeden.

Odwróciła  się  w  stronę  pustego  podium,  ustawionego  na

chodniku przed wejściem do budynku policji

- Dwie minuty.

Wyjęła  z  torebki  lusterko,  nałożyła  dodatkową  warstwę

szminki i poprawiła wtosy.

- Minuta.

Słyszała zapowiedź jej reportażu, zaraz potem głęboki głos

Harry'ego Grangera wymieni! jej nazwisko. Dianę przełknęła
ślinę, czekając, aż pro wadzący odda jej glos,

- Reporterka KEY In/b, Dianę Mayłield. jest w Ocean Gro-

ve.  w  stanie  New  Jersey.  Dianę,  opowiedz,  czego  się  dowie-
działaś.

- Dzień dobry. Harry - zaczęta. - Społeczność niewielkiego

miasteczka  nad  oceanem  zmaga  się nie  tylko  z  rekordowymi
upałami. Nad mieszkańcami zawisła chmura terroru. Od kilku
dni  wszyscy  żyją  w  strachu,  że  gdzieś  w  pobliżu  czai  się
morderca, Dziś nad ranem, na terenie ośrodka Wspólnoty w
Modlitwie w Ocean Grove, znaleziono ciało dwudziestoletniej
Carły  Neath.  Zwłoki  leżały  dokładnie  w  tym  samym  miejscu,
gdzie w piątek odnaleziono inną młodą kobietę, uprowadzo-

ną  trzy  dni  wcześniej.  Leslie  Patterson  przeżyła;  Carły  Neath.
która  w  piątek  wieczorem  nie  wróciła  z  pracy  do  domu.  nie
miała tyle szczęścia.

W tym momencie na wizji pojawiły się fragmenty materia-

łów  wideo  przesianych  wcześniej  do  studia.  Przez  pół  mińmy
Dianę słyszała w słuchawce własny komentarz, nadawany w
tym momencie we wszystkich stacjach sieci KEY.

Matthew  zdołał  umieścić  w  scenariuszu  jej  wypowiedzi

wszystkie najważniejsze informacje, zaczynając od piądcowego
zatknięcia  Carly  po  pracy,  aż  po  krótkie  omówienie  akcji  po-
szukiwawczej, jaka miała miejsce kilka dni po poszukiwaniach
Leslie  Patterson.  Matthew  wspomniał  też,  że  policja  podej-
rzewała Leslie Patterson o upozorowanie własnego porwania,
ale  wraz  ze  zniknięciem  drugiej ofiary,  którą  dziś  znaleziono
martwą, śledztwo w sprawie Leslie przybrało inny obrót.

Reportaż, dobiegał końca, Dianę wiedziała, że lada moment

redaktor  prowadzący  znów  odda  jej  głos.  Czekała  na  ostatnie
nagrane przez siebie słowa.

- Mówiąc  kródio.  w  Ocean  Grave  zapanował  śmiertelny

strach - usłyszała w słuchawce swój glos.

Odczekała moment i zaczęła mówić do kamery:

- Harry,  w  tej  chwili  czekamy  na  pojawienie  się  rzecznika

policji, który przedstawi szczegóły sytuacji. Policja ma tu dziś
pełne ręce roboty. Jest szczyt sezonu letniego, populacja mias-
teczka zwiększyła się dwukrotnie, w porównaniu z miesiącami
zimowymi.  Mieszkańcy  Ocean  Grove  i  przebywający  tu  na
urlopach  letnicy  są  po  prostu  przerażeni.  Wszyscy  chcą  znów
czuć się bezpiecznie.

- A co z Leslie Patterson, młcKłą kobietą, którą posądzano

o upozorowanie własnego porwania? - zapyta! redaktor prowa-
dzacy.-Czyodczułaulgę, teraz, kiedy ludzie zaczęli jej wierzyć?

- Rozmawiałam z Leslie w ten weekend. Oczywiście, zanim

znaleziono  Carly  Neath.  Leslie  powiedziała,  że  w  całej  tej
okropnej historii najgorsze było nie to. że przez trzy dni prze-

background image

trzymywano ją w nieznanym miejscu, związaną, zakneblowaną
i z opaską na oczach, ani to, że porywacz zmuszał ją do tańca,
ale fakt. że zarzucano jej kłamstwo.

Dianę  zeszła  z  wizji  i  w  lym  samym  momencie  poczuła

wibracje telefonu.

- Dobry materiał,

Od razu rozpoznała głos i uśmiechnęła się,

- Postaraj się zdobyć dla nas wyłączność. Nie chcę, żeby ta

historia się rozmyła. /W lupą przyda się taki wstrząs,

- Nie  martw się, Joel. Tyle tu nieszczęść,  że wystarczy dla

wszystkich. Dianę  pokręciła  głową  i.  patrząc  na  Matthew.
porozumiewawczo przewróciła oczyma. - To wszystko chyba
miało wyglądać trochę inaczej. Joel. Przysłałeś mnie tu, żebym
zrobiła reportaż o dziewczynie, która upozorowała własne po-
rwanie, a tymczasem okazuje się. że  mamy  dziewczynę, która
mówi prawdę, i mordercę na wolności.

- Spokojna  głowa -  odezwał  się  śpiewnym  głosem  Joel.

Wydawał się  bardzo  zadowolony  z  przebiegu  sprawy. -  To
nawet lepiej. Nasz reportaż nabierze dodatkowego wymiaru.

- Chcesz powiedzieć...
- Chcę powiedzieć przerwał jej Joel - że już mamy dwie

historie o dziewczynach, które oszukiwały. Skup się na tym. jak
to jest, kiedy mówisz prawdę, a nikt ci nie wierzy.

-60-

Owen Messinger jadł płatki kukurydziane i oglądał w telewi-

zji reportaż Dianc Mayfield. Podczas dzisiejszej terapii grupo-
wej  miał  zamiar  intensywnie  popracować  nad  przypadkiem
Leslie - to znaczy, o ile Leslie pojawi się na sesji.

Nikt  nie  uwierzy!  w  jej  historię,  więc  dziewczyna  czulą się

niesłusznie prześladowana przez całe miasteczko. Teraz, kiedy
sprawa nabrała rozgłosu, a Lesiie zainteresował się cały kraj,
pojawiły się dodatkowe problemy natury psychologicznej.

z  którymi  Leslie  musiała  sobie  poradzić.  Jeśli  kiedykolwiek
zależało jej na zwróceniu na siebie uwagi, to  z  pewnością tym
razem jej się udało.

Odłożył miskę do zlewu i przyniósł ze spiżami puszkę kociej

karmy.

- Ciec.  skarbie,  zostawiam  ci  jedzenie -  zawołał,  przesypu

jąc zawartość puszki do kociej miski.-Tatuś wróci dziś późno
do domu.

Wyszedł przez drzwi kuchenne. Nie zauważył, że zapomniał

o  komórce,  która  ładowała  się  na  stole.  Wsiadł  do  czarnego
volvo i ustawił klimatyzację na najwyższe obroty. Zapowiadał
się kolejny upalny dzień.

Droga do pracy nie była długa. Wjeżdżając na parking, Owen

spostrzegł dwa radiowozy, stojące przed wejściem do budynku.
Zaparkował  samochód  na  zarezerwowanym  miejscu,  wszedł
prosto do budynku i wjechał windą na trzecie piętro.

Drzwi do biura były otwarte na oścież.
- Co tu się dzieje? - zapytał, widząc poprzesuwane meble

w recepcji.

- Och, panie doktorze - powiedziała z ulgą Christine. - Pró-

bowałam pana złapać, ale nie odbierał pan telefonu. Kiedy rano
przyszłam do pracy, zastałam biuro w takim stanie. - Asystentka
wskazała ręką bałagan.

Owen  spojrzał  w  kierunku  swojego  gabinetu,  po  którym

kręcili się policjanci, oceniając szkody.

- Proszę sprawdzić, czy coś nie zginęło - odezwał się jeden

z nich.

Owen wyjął z kieszeni pęk kluczy i otworzył szuflady w

biurku,

- Dzięki Bogu, wszystko jest na miejscu - powiedział.
- A poza biurkiem? Zauważył pan, czy coś zginęło?

Owen spojrzał na regał. Na półkach, gdzie trzyma! segregato-

ry, bvło pusto. Znikły wszystkie notatki dotyczące pacjentów
i terapii.

background image

-61-

- Leslie,  jeśli  chcesz  iść  do  pracy,  to  najwyższy  czas

wstawać.

Słysząc piskliwy głos matki wołającej z dołu, Leslie jęknęła

i odwróciła się w łóżku na drugi bok. Wciąż była zmęczona i nie
miała siły wstawać.

- Nie  żartuję.  Leslie  Jeśli  się  nie  pospieszysz,  nie  zdążysz

zjeść śniadania.

Jakoś w przeżyję, pomyślała, przecierając oczy. Leżała się

na piecach i wpatrywała się w fluorescencyjne gwiazdki, które
nakleiła na suficie dobre dziesięć lat temu. Nic dziwnego, że
miała  depresję.  To  był  pokój  dziecka,  a  nie  dorosłej  kobiety.
Jeśli chciała uwolnić się od rodziców, którzy wciąż traktowali
ją  jak  małą  dziewczynkę,  musiała  znaleźć  jakieś  źródło  do-
chodów,

Zmusiła  się  do  wstania  z  łóżka  i  postawiła  bose  stopy  na

dywanie, zrobionym własnoręcznie przez mamę. Bladoróżowe
rozety na kremowym tle. Wzrok Leslie wędrował po dywanie.
różowych  ścianach  i  białych  meblach,  ozdobionych  drobnymi
kwiatuszkami.

Przysięgła sobie, że kiedy zamieszka sama. w jej mieszkaniu

nie będzie takich cukierkowych, różowiutkich dekoracji.

Zdjęła koszulkę i spodenki gimnastyczne, w których sypiała,

i  stanęła  przed  lustrem.  Oglądając  swoje  ciało  ze  wszystkich
stron,  Leslie  obiecała  sobie,  że  dziś  postara  się  jak  najmniej
zjeść. Oczywiście, to nie będ/ie takie proste, z matką i Lanym
Belcaro, obserwującymi ją cały czas, niczym sępy.

Pod  prysznicem  strumień  ciepłej  wody  biczował  jej  napiętą

skórę.  Wytarła  plecy  szorstkim  ręcznikiem,  Szorując  zęby.
zerkała do lustra, lubiła ten moment, kiedy biała pasta sprawia-
ła. że wyglądały jaśniej.

Na  pierwszy  dzień  w  pracy  wybrała  krótką  brązową  spód-

niczkę z bawełny i brzoskwiniową bluzkę. Chciała zrobić przy-

jemność  Larry*emu.  Zawsze  prawi!  jej  komplementy,  kiedy
ubierała  się  w  tym  kolorze.  Mówił,  że  brzoskwiniowy  wyjąt-
kowo podkreśla jej ciepłe brązowe oczy.

- Leslie, zejdziesz tu wreszcie?
- Już idę, mamo.

Wciągnęła brzuch i policzki i jeszcze raz obróciła się przed

lustrem. Leslie nic była zadowolona ze swojego wyglądu, ale
nie mogła zrobić nic więcej, poza tym, co sobie zaplanowała.

* * *

Audrey Patlerson nałożyła na talerz córki dużą łyżkę jajecz-

nicy, trzy plasterki bekonu i bułeczkę z masłem.

- Leslie. jaki chcesz sok? Pomarańczowy czy ananasowy?
- Poproszę pomarańczowy.

Kiedy  matka  odwróciła  się  do  lodówki.  Leslie  oderwała

kawałek bułki, zepchnęła z lalerza plaster bekonu i wrzuciła go
do  płóciennej  torebki,  którą  poprzedniego  wieczoru  starannie
wyściełała pergaminem i umieściła na podłodze, obok swojego
krzesła.  Audrey  nalała  sok  do  szklanki  i  podała  córce.  Leslie
zauważyła, że zerknęła na jej talerz. Nabrała na widelce odrobi-
nę jajecznicy i wzięła do ust.

- Mamo. przestań mi się tak przyglądać, kiedy jem, dobrze?

Ile razy mam ci powtarzać, że tego nienawidzę?

Audrey przygryzła dolną wargę.

- Wybacz, kochanie. Czasami nawet nie zdaję sobie sprawy,

że to robię. Chcę mieć pewność, że jesz.

- Tylko wszystko pogarszasz. Strasznie mnie to denerwuje.

- Leslie odłożyła widelec i oparła się na krześle.

- Dobrze, już dobrze. Nie będę ci się przyglądać.

Audrey  podeszła  do  zlewu,  nalała  płynu  do  naczyń  i  od-

kręciła kurek z wodą. Odwrócona plecami do córki, szorowała
patelnię, w tym czasie Leslie wrzuciła do torebki resztę bekonu
i pół bułeczki. Dobrze wiedziała, że gdyby wszystko znikło z jej

background image

talerza,  matka  na  pewno  zaczęłaby  coś  podejrzewać.  Zanim
wsiała  od  stołu,  rozgrzebała  jajecznicę  i  zostawiła  na  talerzu
kawałek bułki. Teraz mama będzie myślała, że zjadła śniadanie.
podczas gdy lak naprawdę upiła tylko kilka łyków soku i wzięła
do usi jedną porcję jajecznicy.

- Dziękuję, skończyłam. - Leslie odsunęła talerz. - Więcej

nie dam rady. Muszę się zbierać.

Matka  odwróciła  się  od  zlewu,  omiotła  wzrokiem  talerz

Leslie i szybko spojrzała córce w twarz.

- Leslie. muszę ci coś powiedzieć, zanim wyjdziesz.
- Co? - zapylała ostrożnie Leslie.
- Kochanie,  zanim  zeszlaś,  oglądałam  wiadomości,  ale nw

chciałam ci o tym mówić przed śniadaniem.

- Co się stało?

Audrey usiadła przy stole i ujęła dłoń córki.

- Dziś rano znaleziono Carly Neath. przy studni Bersabee.
- To bardzo dobrze! - Twarz Leslie rozpromieniła się. - Te-

raz już wszyscy będą mi wierzyć.

Audrey opuściła głowę.

- Mamo, nie chciałam, żeby wyglądało, że tylko na tym mi

zależy -  dodała  pospiesznie  Leslie, -  Cieszę  się,  że  znaleźli
Carly.

Audrey spojrzała na córkę ze łzami w oczach.

- O co chodzi, mamo? Co się siało?

- Carly nie żyje. kochanie.
Leslie milczała.
- Leslie, dobrze się czujesz

1

?

- Tak,  nic  mi  nie  jest.  Tylko  nie  wiem,  co  powiedzieć...

Przecież to mogłam być ja. Właśnie sobie uświadomiłam, jakie
miałam szczęście. - Wstała od siołu, wzięła torebkę i mszyła
w  stronę  drzwi,  ale  zatrzymała  się  przed  wyjściem. —  Och,
zapomniałam  Lee  Lee -  powiedziała. -  Doktor  Messinger  pro
sił. żeby przynieść dziś na zajęcia ukochana, pluszową zabawkę
dzieciństwa

Pobiegła  z  powrotem  na  górę  i  zdjęła  z  regalu  z

książkami

starego,  zniszczonego  misia.  Ostrożnie

wyjęła z płóciennej torebki pergamin, zawinęła resztki

śniadania  i  schowała  je na  dno  swojego  plecaczka.  Na

wierzchu ułożyła ukochanego misia.

-62-

Dlaczego nie wziął od tego prawnika numeru pagera?

Serce Shawna waliło jak oszalałe. Odkładając

słuchawkę, czuł, że płoną mu policzki. Wiadomość o

znalezieniu martwej Carly wywołała w nim panikę. Leslie

znikła na chwilę, ale Carly ' została zamordowana! Obie były

jego dziewczynami, policja od początku go podejrzewała.

Najpierw o porwanie, teraz pewnie o morderstwo. Było mu

wstyd. Strach, że zaraz zjawi się u niego policja - i wywlecze z

domu. zdominował wszelkie emocje związane ze śmiercią Carly.

Okazało się, że jednak zachowywał się jak większość ludzi.

Najbardziej martwił się o własny tyłek. Shawn nerwowo krążył

po niewielkim salonie w swoim

mieszkaniu.  Wiedział,  że  powinien  się  uspokoić,  spróbować

racjonalnie myśleć. Adwokat na pewno oddzwoni i powie mu.
co  ma  robić. Dzwonek  telefonu  wyrwał  go  z  zamyślenia.
Dzięki  Bogu. piawnik  bardzo  szybko  zareagował.  Shawn

rzucił się do słuchawki.

- Halo?
- Czy mogę rozmawiać z Shawnem Ostranderem?
- Przy telefonie. -To pewnie sekretarka albo jakaś asystent-

ka. Adwokat zaraz weźmie od niej słuchawkę. - Dzwonię ze
Szpitala Uniwersyteckiego Centrum Medycznego Wybrzeża

Jersey. Przywieziono nam pacjenia, pana Arthura Tomkinsa,
W portfelu ma kartkę z pańskim nazwiskiem, i informacją, że
należy pana powiadomić.

[

J

I

ł

background image

- Co z Arthurem? - zapytał odruchowo Shawn.
- Jego  stan  jest  stabilny.  O  szczegółach  dowie  się  pan  od

lekarza prowadzącego.

Shawn  poczuł  skurcz  w  klatce  piersiowej.  Nie  miał  tera/

głowy do problemów Arthura. Powinien skupić na własnych
i spróbować jakoś" przetrwać ten koszmar.

- Halo? Jesi pan ta/n?

Co  z  niego  za  człowiek?  Arthur  go  potrzebował,  musiał

biedakowi  pomóc.  Zrobi  to,  co  do  niego  należy.  Poza  tym.
policja na pewno będzie go obserwować. Powinien wykonywać
swoje  obowiązki,  jak  gdyby  nigdy  nie.  W  lej  samej  chwili
Shawn podjął decyzje.

- Proszę przekazać panu Tomkinsowi. że zaraz tam będę.

-63-

Szeryf Albert wyszedł przed budynek, przeprosił dziennika-

rzy i powiedział, że konferencja prasowa została przełożona na
dziesiątą. O dziesiątej pojawił się. by obiecać, że będzie nvi;il
coś dla prasy, ale dopiero przed południem. W końcu, w samo
południe,  staną!  na  drewnianym  podium,  gotowy  wygłosić
oświadczenie. Wóz satelitarny sieci KEY transmitował wszyst-
ko do ośrodka głównego, skąd materiały przekazano dalej, dla
południowych wydań wiadomości w lokalnych stacjach.

- Przed  chwila  otrzymaliśmy  wyniki  autopsji  przeprowa-

dzonej  na  zwłokach  dwudziestoletniej  Carly  Neadi.  Z  raportu
koronera wynika, że zgon nastąpił w wyniku uduszenia.

- Została uduszona? - zapytała Dianę.

Przed udzieleniem odpowiedzi szeryf Albert zerknął do no-

tatek.

- Udusiła się własnymi wymiociitann.
- Więc to nie morderstwo? - upewni! się reporter Dzienniku

Axbury Park.

- Tego na razie nie wiemy. Śledztwo jest w toku. Mogę

I;powiedzieć tylko tyle, że w świetle prawa obowiązującego
łw stanie New Jersey, jeśli w trakcie przetrzymywania porwana
osoba umiera, porywacz ponosi odpowiedzialność za jej śmierć. -
Czy to znaczy, że ktoś odpowie za śmierć Carly? - zapylał

 jakiś reporter. - Tego nie powiedziałem. - W głosie
policjanta dało się wyczuć zniecierpliwienie, - Na
razie sprawdzamy wszystkie możliwości. - Szeryf
Albert spojrzał w stronę Dianę. - Oczywiście, zdają
sobie państwo sprawę z tego. że społeczeństwo jest
bartfeo zaniepokojone lymi wypadkami - odezwała się
spokojnym głosem. - Wszyscy z przerażeniem myślą, że
morderca wciąż jest na wolności, gdzieś tu, w Ocean

Grovc. (Szeryfie, czy chce pan coś powiedzieć, żeby uspokoić
ich obawy? - Proszę państwa, pobeja prowadzi intensywne
śledztwo. p w tej chwili to nasz priorytet. To wszystko, co mam
teraz do powiedzenia. Możliwe, że jeszcze dziś będę mógł podać
więcej szczegółów.-To powiedziawszy, szeryf odwrócił się i
zniknął za drzwiami posterunku.

-64-

Ostre słonce i caje to zamieszanie w miasteczku trte sprzyjały

zabawom na dworze. Helen Richey w końcu zgodziła się. by ►

w namiocie pojawił się telewizor. Poprosiła Jonathana, by

poszed! do sklepu, ale on przypomniał, że ma odbiornik w baga-

żniku. i ? radością wniósł go i zamontował w ich domku.

Kiedv córki, siedząc przy kuchennym stole, jadły kanapki

z tuńczykiem. Helen ohejrzala południowe wydanie wiadomo-
ści na kanale W KEY. w którym pokazano relację z konferencji
praMiwej policji Ściszyła  stojący  w  pokoju  telewizor  tak,  by
dziewczynki nic nie słyszały. Rozpoznała Dianę Mayfield, któ-
ra  mówiła  o  strachu,  jaki  zapanował  w  okolicy.  Kiedy  szeryf
oświadczył, że prowadzą intensywne śledztwo i być może

I

background image

później  poda  więcej  szczegółów,  mimo  upału  Helen  przeszły
dreszcze.

Carly Neath, ta przemiła dziewczyna, nie żyła. A jeśli Jona-

than miał z tym coś wspólnego? Co, jeśli jej mąż poszedł za nią
w piątek, kiedy wracała od nich do domu? A jeśli okaże się, że
Jonathan byl zamieszany w znikniecie Leslie Patterson?

Helen  wyłączyła  lelewizor  i  usiadła  w  wiklinowym  fotelu,

próbując zebrać myśli. Z wizytówki, którą znalazła w portfelu
Jonathana, wynikało, że jej mąż miał spodlanie w Ocean Grove
w czwartek po południu, Jeśli tak było, dlaczego jej o tym nie
powiedział? Jeśli Jonathan przebywał w czwartek w miastecz-
ku. to równie dobrze mógł w środku nocy porzucić" związaną
Leslie Patterson w altanie nad studnią Bersabee.

Zastanawiała się, gdzie był teraz. Wstała z fotela, podeszła do

siatkowych drzwi, otworzyła je i wyjrzała na utice, żeby spraw-
dzić,  czy  nie  wraca  ze  sklepu  żelaznego.  Ostatnio  ciągłe  coś
naprawiał.  Helen  zaczynała  podejrzewać,  że  maż  tylko  szukał
pretekstu, żeby wyrwać się z domku, od niej i od dzieci.

Myśli  gorączkowo  przebiegały  jej  przez  głowę.  A  może

Jonathan się załamał pod presją jej wymagań? Może za bardzo
naciskała, żeby żyli w sposób, którego tak nie znosił? W takim
układzie byłaby po części odpowiedzialna za los Carly i Leslie.
Wiedziała, że nie dałaby rady żyć z tą świadomością.

Helen wróciła do środka.
- Dziewczynki, skończyłyście lunch? - zapytała, wchodząc

do kuchni.

Gdy  tyiko  Jonathan  wróci,  namówi  go,  żeby  wziął  duży

parasol  i  poszedł  z  dziewczynkami  na  plażę.  Wtedy  będzie
mogła zrobić to, co zaplanowała.

-65-

Larry uparł się, żeby włączyli automatyczną sekretarkę, za-

mknęli biuro i poszli z Leslie na lunch. Ustalili, że nie pójdą do

„NugleY", bo wiedzieli, że miejscowi wciąż plotkują na teriuu
tragedii Carly Neath i na pewno wszyscy gapiliby się na Leslie.
Postanowili jechać do włoskiej restauracji w Asbury Park. Była
to  ulubiona  knajpa  jego  córki,  jeszcze  z  czasów,  zanim  Jenna
wpadła w obsesję i zaczęła liczyć każdy kęs. jaki wkłada do ust.
Larry  cierpiał  przez  tę  godzinę,  obserwując,  jak  Leslie  ledwo
dziobie swoją sataikę. Dobrze wiedział, że absolutnie nie wolno
mu lego komentować. Przynajmniej tyle nauczył się, gdy zma-
gali się z problemem Jenny.

- Leslie. lak się cieszę, że wróciłaś do pracy - powiedział,

czekając  na  rachunek. —  To  teraz  dla  ciebie  najwłaściwsze
miejsce. W takich sytuacjach najlepiej się czymś zająć.

Leslie pokiwała głową.

- Wiesz,  Larry -  odezwała  się  cicho -  te  trzy  dni  były

naprawdę  straszne.  W  życiu  się  tak  nie  bałam.  Kiedy  leżałam
związana, w samotności, dużo myślałam o tym, jak pokręcone
jest moje życie.

Lany pochylił się do przodu i zamienił w słuch.

- Teraz, kiedy czuję, że otrzymałam jeszcze jedną szansę,

chcę zrobić licencję agenta nieruchomości.

- Leslie,  to  wspaniały  pomysł! -  Jego  zmartwiona  twarz

rozpromieniła  się. -  Wiesz,  że  zrobię  wszystko  co  w  mojej
mocy. żeby ci pomóc.

- Tak, wiem - odparła,

W drodze powrotnej do biura zastanawiali się, gdzie Leslie

mogłaby zrobić odpowiedni kurs, i jak powinna przygotować
się  do  trudnego  egzaminu  państwowego.  Wjeżdżając  na  par-
king,  Larry  zauważył,  że  przed  biurem  stoi jakaś  kobieta.  Po-
spiesznie wysiadł z samochodu i podszedł, by ją przeprosić, że
musiała czekać na takim upale.

- Och. naprawdę nic się nie stało - powiedziała jasnowłosa

kobieta, - Przejechałam parę minut temu.

- Larry Belcaro - przedstawił się i wyciągnął do niej rękę,

- A lo moja asystentka, Leslie Patterson.

background image

Kobiela uścisnęła dłoń Larry'ego. ate nie odrywała oczu ód

Leslie.

- Helen Richey - powiedziała.

Leslie  usiadła  za  biurkiem,  przy  drzwiach  i  sięgnęła  po

magazyn,  podczas  gdy  Larry  wprowadził  kobietę  do  swojego
gabinetu.

- Czym mogę pani służyć? Zamierza pani coś wynająć czy

kupić'

- Cóż, ani jedno, ani drugie - odparła.
- Och. więc chce pani coś sprzedać. - Zdjął skuwkę z długo-

pisu. Tu. w Ocean Grove?

- Nic. leż nie to. Przyszłam w zupełnie innej sprawie. - He-

len  była  bardzo  niespokojna.  Otworzyła  torebkę  i  wyjęła  z niej
białą wizytówkę, którą położyła na stole. - Chciałam zapylać
o to. Znalazłam to w rzeczach męża. Czy spotkał się z panem
w ubiegłym tygodniu?

Larry obejrzał obie strony wizytówki.

- Hm. niech się zastanowię - mruknął pod nosem. - Ubiegły

czwartek  o  czwartej.  Nie,  chyba  nie. -  Otworzył  leżący  na
biurku  notes. -  Nie,  na  pewno  nie.  W  czwartek  podpisywałem
umowę końcową. Nie oglądałem lokali z żadnym klientem.

-66-

- Boże, Wiadomości Wieczorne chcą mieć na dziś materiał.

- Matthew zamknął klapkę komórki. - Próbowałem ich namó-
wić.  żeby  przysłali  własnego  reportera  z  ekipą,  ale  oni  chcą
ciebie.

- Pochlebiłoby mi to, gdybym nie wiedziała, że jest sierpień

i nie mają ludzi, bo wszyscy są na urlopach. Nie mają wyboru.
postałam tylko ja - zauważyła Dianę. - Joel wie?

- Tak.  Rangę  Bulłock  już  mu  powiedział.  Wiesz,  jak  jest:

jeden producent z drugim producentem...

Dianę uśmiechnęła się.

- Wyobrażam sobie tę rozmowę. Założę się, że Joel cały

czas  przypominał,  że  Rangę  będzie  miał  teraz  ogromny  dług
wdzięczności.

- Tak,  a  my  jesteśmy  kartą  przetargową. -  Matthew  wyjął

długopis i otworzył noiatnik. - No nic. bierzmy się do roboty.
Jedyny świeży materiał to popołudniowe oświadczenie policji.

- Miejmy nadzieję, że powiedzą coś nowego przed emisją

- dodała Dianę.

- Rangę  chciałby,  żebyśmy  spróbowali  uchwycić  nastrój,

jaki  panuje  w  miasteczku.  Niech  widzowie  poczują  klimat
Ocean  Grove.  Pogadamy  z  ludźmi  na  ulicy,  sfilmujemy  ich
reakcje. Chcesz się przejść do „Nagle V? Carly tam pracowała.
więc  może  uda  nam  się  porozmawiać  z  kimś.  kto  ją  znał -
zaproponował Matthew.

- To już mamy plan - ucieszyła się Dianę.

-6 7 -

Nienawidzil  szpitalnego  zapachu.  Próbując  nie  oddychać

głęboko. Shawn wsłuchiwał się w skrzypienie swoich tenisó-
wek  na  linoleum. Alei to  o  głupie, pomyślał,  idąc  długim
korytarzem. Prawdopodobnie oskarżacie porwanie i morderst-
wu. a 
ry kręcisz nosem, bo ci śmierdzą środki dezynfekujące.

Shawn  poczuł się nieco lepiej,  gdy  w  końcu  oddzwonił  do

niego  adwokat  z  urzędu.  Prawnik  powiedział,  że  policja  już.
dawno by go aresztowała, gdyby mieli jakieś dowody, łączące
go  z porwaniem Leslie i Carly.  Zapewnił,  że dopóki nie będą
mieć  niepodważalnych  dowodów  rzeczowych  albo  naocznego
świadka,  jesi  bardzo  małe  prawdopodobieństwo,  że  Shawn
zostanie skazany. Fakt.  że był  związany  z dwiema  kobietami.
które  zostały  porwane,  nie  oznacza,  że  jest  porywaczem  ani
mordercą. Shawn z całej siły uczepił się tych słów.

Drzwi były otwarte. W sali stały dwa łóżka, ale to bliżej drzwi

było puste. Shawn cicho podszedł do łóżka za kotarą.

background image

- Anhur? - wyszeptał.

Otworzył  oczy  i  spojrzał  na  Shawna,  jego  włosy  jeszcze

bardziej się splatały, gdy przesunął głową po poduszce. W spra-
nej  szpitalnej  piżamie,  zwykle  opalony  Anhur  wydawał  się
śmiertelnie blady,

- Jak się masz, kolego?
Ardiur nie odpowiedział.
- Go się dzieje, stary? Możesz mi powiedzieć - przekonywa!

Shawn.

- Odkąd go przywieźli, nie odezwał się ani słowem.
Shawn aż podskoczył, słysząc kobiecy głos.

- Przepraszam, nie chciałam pana wystraszyć. Jestem dokti «■

Varga -  przedstawiła  się  kobieta.  Podeszła  do  łóżka  i  ujęia
nadgarstek Arthura.

- Shawn Ostrander.
- Krewny?
- Nie,  przyjaciel. -  Nie  było  sensu  wchodzić  w  szczegóły

długiej historii tego. jak zaczęła się jego znajomość z psychicz-
nie chorym mężczyzną. Arthur od dawna byt czymś więcej ni/
obiektem  pracy  badawczej, -  Jego  krewni  przestali  się  nim
interesować.

Lekarka pokiwała głową.

- Co mu jest? - zapytał Shawn.
- W sensie fizycznym nic. ale się nie odzywa. Kiedy policja

go  tu  przywiozła,  poinformowali  nas  o  jego  stanie  psychicz-
nym.

- Tak, w miasteczku wszyscy go znają. - Shawn uśmiechnął

się krzywo.

Doktor Varga zapisała coś w karcie.

- Na szczęcie w kieszeni kurtki miał leki. Nie mamy pew-

ności, czy je zażywał, ale teraz mu podajemy.

- Kiedy będzie mógł wrócić do domu?
- To zależy. Chyba nie ma pośpiechu, prawda?

Shawn pokręcił głową. Przypomniał sobie ponury mały p°-

koik  w  rozpadającym  się  pensjonacie,  który  Arthur  nazywał
domem.

- Nie. nie ma pośpiechu.
Lekarka poklepała dłoń Arthura i wyszła z sali. Shawn usiadł

i zaczął monolog o upałach i tłumie letników, jacy zjechali tego
roku do Ocean Grove, O dziennikarzach, którzy pojawili się, by
pisać, o Carly nie wspomniał.

- No  dobra,  stary -  powiedział,  odstawiając  na  miejsce

krzesło, które pół godziny wcześniej przysunął do łóżka. Będę
leciał.  Zadzwonię później do  dyżurki pielęgniarek  i  zapytam,
jak  się  czujesz. -Położył  dłoń  na  ramieniu  Arthura.-Wypoczy
waj  sobie  i  o  nic  się  nie  martw.  Wszystko  będzie  dobrze.
Odpoczywaj, słyszysz?

Arthur  spojrzał  mu  prosto  w  oczy.  t  po  raz  pierwszy  od

przywiezienia go do szpitala, przemówił.

- Dobra, Shawn. Zawsze robię, co każesz.

-68-

W  porze  lunchu  Dianę.  Matthew  i  ekipa  z  kamerą siali  na

chodniku przed „Nagle* s" i pytał i gości restauracji, co sądzą
o sytuacji w Ocean Grove. Wszyscy chętnie się wypowiadali.
a opinie właściwie się nie różniły.

-  To  straszne.  I  pomyśleć,  że  w  takim  uroczym  miasteczku
dzieją  się takie rzeczy!  Niech  Bóg  ma  w  opiece rodziców  tej
biednej  dziewczyny. -  Jestem  śmiertelnie  przerażona.  Sama
mam dzieci, nie spuszczam ich z oka ani na sekundę. Jak mam
im coś takiego wytłumaczyć?

- Potworność. Przyjechaliśmy na wakacje, a teraz myślimy.

Czy nie wrócić wcześniej do domu. Nie tego szukaliśmy. Ma
rzyliśmy o spokojnym tygodniu na plaży.

W  ciągu  pól  godziny  nagrali  sporo wypowiedzi,  Niestety.

nikt / rozmówców nie znał Carly Neath.

ł

background image

- Zajrzyjmy  do  Środka,  może  znajdziemy  kogoś,  kto  z  nią

pracował -  zasugerowała  Dianę. -  Sprawdzę,  czy  ktoś  z  nich
zechce porozmawiać, i od razu zapylam, ezy możemy filmować
w środku,

Dianę z ulgą zamieniła zalaną słońcem ulice na klimatyzowa-

ną restaurację. Podeszła prosto do baru i przedstawiła się męż-
czyźnie stojqccmu przy kasie,

- Kręcimy reportaż o  Carly  Neath, chcielibyśmy porozma-

wiać z ludźmi, którzy ją znali. Czy możemy wejść tu z kamerą?

- Wolałbym  nie -  odparł  mężczyzna. -  Wszyscy  są  nadal

poruszeni. Nasi goście na pewno nie życzą sobie, żeby przypo-
minać im o tym honorze podczas posiłku.

- Oczywiście, rozumiem. - Dianę była wyraźnie zawiedzio-

na. - A czy będzie pan miał coś przeciwko temu, jeśli poproszę
żeby  na kilka  minut  wyszli  na  zewnątrz?  Nakręcimy  rozmowę
na ulicy.

- No, dobrze - westchnął mężczyzna. - To wolny kraj.
- W  takim  razie  zacznę  od  pana.  Czy  zechce  pan  poroz-

mawiać o Carly?

- Nie. Nie będę rozmawiał - odparł krótko, Dianę już dawno

temu  nauczyła  się  nie  przejmować  odmową.  Nie  chcieli  roz-
mawiać,  to  trudno.  Z  nielicznymi  wyjątkami,  nie  było  sensu
naciskać.

Rozejrzała się po sali.

- A  ona? -  zapytała,  wskazując  młodą  brunetkę  za  barem.

która wsypywała lód do wysokiej szklanki. - Znała Carly?

- Pracują razem na porannych zmianach. To znaczy, pni

cowały.

- Myśli pan. że zechce ze mną porozmawiać?
Mężczyzna wzruszył ramionami,
- Niech ją pani sama zapyta.

=* # *

*

Szczupła  dziewczyna  wyszła  przed  restaurację.  Stojąc  na

chodniku, założyła za ucho kosmyk pozbawionych blasku, brą-
zowych włosów.

- Dziękuję, że zgodziłaś się na lę rozmowę - zaczęła Dianę.

- Zajmę ci tylko kilka minut.

- Nie ma sprawy - odparła dziecinnym głosem kelnerka.

- Właśnie skończyłam zmianę. Mam dziś tylko wizytę u tera
peuty, ale to dopiero po południu.

Dianę uśmiechnęła się. kiedy Sammy dal sygnał, że włączył

kamerę.

- Dobrze. Na poc/ątek, poproszę, żebyś się przedstawiła i

przeiiterowała swoje imię i nazwisko.

- Anna Capric.
- Gdzie mieszkasz, Anno?
- W Ocean Grove.
- Praeujesz tu. w restauracji ..Nagle's", w tej samej, w której

pracowała Carly Neath?

Anna kiwnęła głową.

- Mhm. Pracowałyśmy razem, ale nie zawsze. Czasami ona

miała zmianę, a ja nie. a czasami ja byłam w pracy, a ona miału
wolne.

- Kiedy ostatni raz widziałaś się z Carly? - zapytała Dianę.
- W piątek rano. To by! ostatni raz.
- Tego dnia znikła.
- Tak. — Anna wbiła wzrok w chodnik.
- Czy tego dnia rozmawiałaś z Carly? - pytała dalej Dianę.
- Nie za wiele. Lałem mamy duży ruch. Przeważnie nie ma

czasu na rozmowy

- Anno, czy tego dnia zwróciłaś na coś szczególną uwagę ?

Może wydarzyło się coś niezwykłego? Coś innego niż zwykle?

Anna podniosła głowę. Dianę nie była pewna, czy jej twarz

nabrała koloru od słońca, czy dziewczyna się zarumieniła. Tak,
czy siak. ładnie wyglądała z różowymi policzkami. Dianę uwa-
żała, że keinerka jest zbyt błada. I zdecydowanie zbyt chuda.

background image

- Cóż... -  wahała  się  Anna. -  Nie  bardzo.  Wpadł  chłopak

Carly, chciał nią pogadać. Ale on juz nieraz Ul by I.

Shawn Ostrander?

- Mhm.  Carly  mówiła,  że  bardzo  go  lubi... -  Anna  nie

dokończyła zdania.

- Ale co, Anno? - Dianę delikatnie próbowała jej pomóc.
- Nie wiem, czy powinnam  o tym  mówić, Shawn zawsze

był  dla  mnie  mity.  W  zeszłym  tygodniu,  kiedy  miałam  ze-
psuty samochód, oboje z Carly podrzucili mnie na terapie. 1
nawet zaczekali, żeby mnie potem odwieźć do domu. - Anna
kręciła w palcach kosmyk matowych włosów. - Nie chciałabym
mówić  czegoś,  co  mogłoby  zaszkodzić  tak  miłemu
człowiekowi.

- Oczywiście,  Anno,  to  zrozumiałe.  Pamiętaj jednak,  że  to

bardzo poważna sytuacja. Jeśli uważasz, że wiesz o czymś", co
mogłoby  pomóc  wyjaśnić  okoliczności  zaginięcia  Carly.  po-
winnaś o tym powiedzieć. Jeśli nie mnie, to policji.

Anna głośno przełknęła ślinę.
- Chodzi o to. że Carly nie podobało sie, że Shawn nie chcia!

szukać Leslie Palterson. Mówiła, że mu o tym powie, jak się
z nim spotka wieczorem.

-69-

- Larry, wiem, że to mój pierwszy dzień w pracy, ale musze

wyjść trochę wcześniej.

Agent nieruchomości podniósł głowę znam biurka i spojrzał

na  stojącą  w  drzwiach  Leslie.  Widok  jej  chorobliwie  chudej
sylwetki jak zwykJe sprawił mu ból.

- W porządku, moja droga. - Uśmiechnął się do niej lanoli-

nie. - Pewnie jesteś /.męczona. Dobrze ci dziś poszło.

- Jesteś dla ranie taki dobry, Larry. Prawie nic nie zrobiłam

i ty dobrze o tym wiesz.

- Wcale nie, sporo pracowałaś, I nie martw się, jutro czeka

cię jes/cze więcej roboty. A teraz idź do domu, zjedz pyszną
kolację i odpocznij,

Leslie  podeszła  do  swojego  biurka  i  sięgnęła  po  leżącą  na

podłodze  płócienną  torebkę.  Kiedy  szukała  kluczyków  do  sa-
mochodu, Larry wyszedł ze swojego gabinetu z dokumentami
w ręce.

- Chciałem  zostawić  to  na  jutro -  wyjaśnił.  Kątem  oka

zauważył  wystającego  z  torebki  pluszowego  misia. -  Leslie.
wcale nie jedziesz teraz do domu, prawda?

- Nie- - przyznała. - Mam spotkanie z terapeutą. Nie chcia-

łam ci o tym mówić, bo wiem. co myślisz o terapii.

Larry zdjął okulary, przetarł oczy i ciężko westchnął.

- Och, Leslie. Leslie. Sam już nie wiem. jak ei to tłumaczyć.

Nie  jestem  przeciwny  terapii.  To  nie  lak.  Ja  tylko  chciałbym.
żebyś miała pewność, że leczy cię odpowiednia osoba.

-70-

Dianę  siedziała  na  przednim  siedzeniu  w  wozie  transmisyj-

nym. zimne powietrze z wentylatora wiało jej prosto w twarz.
Dopracowywała scenariusz reportażu, kiedy zadzwoniła jej ko-
mórka. Asystentka Owena Messingera powiadomiła ją. że tera-
peuta może z nią porozmawiać o piątej.

- Och,  obawiam  się,  że  mogę  nie  zdążyć -  powiedziała

Dianę,  patrząc  na  zegarek, -  Czy  nie  dałoby  się  przełożyć
spotkania na jutro?

- Nie. Doktor Messinger będzie przez najbliższe dni bardzo

zajęty.

- W  takim  razie  przyjedziemy -  zgodziła  się  z  ociąganiem

Dianę.

Odłożyła telefon i zwróciła się doMatthew. który przegląda!

io. co lego dnia nakręcili przed „Nagle's". i wybierał fragmenty
nadające się do wykorzystania w jej reportażu.

- Musimy zrobić wywiad z Messingerem do Pod lupą. ale

background image

jeśli  nie  uda  nam  nie  dzisiaj,  tp  potem  możemy  mieć  problem.
Scenariusz dln Wiadomości Wieczornychjest jut gotowy. Było-
by dobrze, gdyby Rangę Bullock przyjął to wcześniej. Zrobimy
tak:  nagram  teraz  komentarz  i  zostawię ci,  żebyś  mógł  wysłać
materiał do Nowego Jorku, a ja z chłopakami pojadę do gabinetu
Messingera. Jeśli przyjmie mnie o piątej, jak to ustaliliśmy, o
w  pół  do  szóstej  będę  mieć  ten  wywiad  i  zdążę  wrócić  na
szóstą. W razie czego, jeszcze dam radę wprowadzić poprawki
do  wydania  wiadomości  o  w  pół  do  siódmej. Maltbew
zagwizdał.

- Jezu,  Dianę,  wszystko  na  styk,  Nienawidzę,  kiedy  tak

ryzykujemy.

- Ach. Matthew. przestań. Sam nieraz bardziej ryzykowałeś.
- No  dobra -  mruknął. -  Potrzebna  nam  fachowa  opinia

Messingera,  skoro to jedyny  termin, jaki  ma.  to  niech  będzie.
Nie mamy wyboru.

-71-

Każda z sześciu dziewczyn, siedzących w kręgu w sali tera-

peutycznej. trzymała na kolanach pluszowe zwierzątko. Poważ-
ne. bardzo szczupłe, wszystkie miały skłonność do samookale-
czenia.

Doktor Messinger rozpoczął sesję.

- Od naszego ostatniego spotkania wydarzyło się coś bardzo

bolesnego. Leslie została porwana i przez trzy dni przetrzymy-
wana w niewoli. Potem porwano drugą młodą kobietę. Jej ciało
znaleziono wczoraj.

- Znałam  ją-  przerwał  mu  piskliwy,  dziecinny  głos.-Carły

Neatłi. Pracowałyśmy razem.

Owen szybko przeniósł wzrok z Anny na Leslie. która, zgod-

nie z jego przewidywaniem, zareagowała od razu.

- Ziemia  do  Anny.  Może  i  znałaś  Carły  Neath,  ałe  to  ja

siedzę tu przed tobą. Myślę, że to, nad czym mam dziś pracować

jest trochę ważniejsze od tego. co ty chciałabyś teraz powie-
dzieć .

Anna skurczyła się na swoim krześle i zaczęła ściskać czar-

nego pluszowego królika. Jej twarz zrobiła się różowa, jak nos

zabawki.

- Jakmyślisz. Leslie. jak Anna poczuła się, słysząc, że twoje

przeżycia są ważniejsze od tego. co sama doświadczyła - zapytał
Owen. Zawstydzona Leslie skubała ucho misia.

- Chyba niezbyt przyjemnie. Przepraszam, Anno,
- Leslie. chcesz porozmawiać o tym. co ci się przydarzyło?

* • *

Owen  Messinger  słuchał  opowieści  Leslie.  próbując jedno-

cześnie obserwować reakcje pozostałych pacjentek na coś. co
w  jego  mniemaniu  było  prawdziwą  gehenną.  Zachęcał  dziew-
czyny do zadawania Leslie pytań i okazywania jej wsparcia.

Anna  Caprie  przyznała  się. że  usłyszawszy  o  zniknięciu

Leslie, zamknęła się na klucz w swoim pokoju. Chciała dołą-
czyć do poszukiwań, ale czuła się zbyt przytłoczona.

- Wzięhni szpilkę z pudełka z przyborami do szycia i wbija-

łam ją w ciało.

To  był  dobry  moment,  żeby  pacjentki  się  czegoś  nauczyły.

Niektóre od lat przychodziły do niego na terapię, ale żadna ze
sprawdzonych  technik  terapeutycznych  nie  przynosiła  widocz-
nych rezultatów. Nadal odmawiały przyjmowania pokarmów,
a kiedy czuły się bezsilne, chwytały ostre przedmioty i zadawa-
ły  sobie  ból.  co  w  niewyjaśniony  sposób  przynosiło  im  ulgę.
Owen  czuł.  że  pozostało  mu  tylko  jedno  wyjście:  zastosować
drastyczną,  bardziej  dramatyczną  metodę,  by  przekonać  swoje
młode pacjentki, że samookalcezanic przynosi jedynie krótko-
trwałą  ulgę.  ałe  na  dłuższą  metę  był  10  nieskuteczny  i  bardzo
niebezpieczny mechanizm radzenia sobie z problemami.

background image

Tak jak co tydzień, przez ostainie trzy miesiące. Owen wrę-

czył dziewczynom brzytwy. Na początku łata polecił, by przesu-
nęły palcami po ostrzu - bez kaleczenia się -i otwarcie opowie-
działy, coezuły. dotykając ostrego narzędzi a. W ciągu kolejnych
tygodni  próbował  ..zdemi-itylikować"  siłę  brzytwy,  przekonać
dziewczyny, że ostrze w żaden sposób nie może im pomóc.

Dziś nadszedł czas na najważniejszą lekcję,

- Anno. może zaczniesz? - zaproponował Owen. wskazując

dłonią pluszowe zwierząiko na jej kolanach.

- Nie skrzywdzę Pana Aksamitka. Po prostu nie mogę.

- Oczy Anny zaszły łzami.

- Dlaczego? - zapytał Owen. - Siebie już nieraz okaleczy-

łaś. Dlaczego nie chcesz przeciąć kawałka materiału wypchane-
go trocinami?

- Dlatego,  że  Pan  Aksamitek  jest  dla  mnie  wszystkim.  Nie

mogłabym go skrzywdzić łkała Anna.

- Siebie krzywdzisz bez oporu. Czy nie uważasz, że jesteś co

najmniej  tak  ważna  jak  twój  pluszowy  królik?  Czy  nie  za-
sługujesz na miłość tak jak on?

Po policzkach dziewczyny spływały wielkie łzy.

- Anno? - naciskał.
- Anna uważa, że na nic nie zasługuje - wtrąciła się Leslie.

- Myśli, że nie jest ważna.

Wszystkie  oczy,  z  wyjątkiem  terapeuty,  zwróciły  się  na

Leslie. Owen nie odrywał wzroku od Anny.

- Anno. co czujesz, usłyszawszy słowa Leslie?

Anna nie odpowiedziała. Zacisnęła palce na brzytwie i pode-

rżnęła gardło Pana Aksamitka.

-72-

Dziewczyny  wychodzące  z  budynku  sprawiały  wrażenie

przygnębionych  i  wyczerpanych.  Ta  cała  terapia  miała  popra-
wiać ich samopoczucie. Czy po sesji nie powinny być bardziej

zadowolone  i  pełne  energii?  Przecież  się  wywnęlrzały,  dla-
czego  wiec  wyglądały,  jakby  dźwigały  na  ramionach  cały
.świat?

Larry osunął się niżej na siedzeniu, żeby I .eslie przypadkiem

go  nie  zauważyła.  Z  rozmysłem  zaparkował obok  próbnego
beżowego  sedana,  stojącego  na  odległym  krańcu  parkingu,
mając  nadzieję,  że  jego  samochód  nie  rzuci  się  jej  w  oczy,
Patrzył, jak z ponurą miną zbliżała się do swojego samochodu.
W jej dłoni smętnie kołysał się wypchany miś.

Leslie odjechała, ale Larry jeszcze chwilę zaczekał, chciał się

lepiej  przyjrzeć  pozostałym  dziewczynom.  Ta  mała,  Anna,
kelnerka  z  „Nagle  Y\  wyglądała  na  wyjątkowo  przybitą,  gdy
wsiadała do czekającego na nią samochodu. Larry domyślał się.
że siedzący za kierownicą mężczyzna w średnim wieku był jej
ojcem. Biedny facet. Pochyli! się i ucałował córkę w policzek.
a Larry wyobrażał sobie, oczym rozmawiali. Pewnie pytaL jak
poszła sesja i czy czuje się tępiej. Tak jak Larry często wypyty-
wał swoją najdroższą Jennc„

Czuł, że wzbiera w nim gniew. Zacisnął palce na kierownicy.

aż  pobielały  mu  kostki.  Miał  ochotę  udusić  tego  przeklętego
terapeutę.

W  końcu  wszystkie  dziewczyny  opuściły  teren  parkingu.

Larry zamierzał przekręcić kluczyk w stacyjce, kiedy zauważył
kobietę i dwóch mężczyzn /. kamerą, idących w stronę wejścia
do  budynku.  Pochylił  się  do  przodu,  żeby  dokładniej  się  im
przyjrzeć. Zdawało mu się, że rozpoznał kobietę. Tak, to była
Dianę Mayfield. Pojawiła się w miasteczku razem z całą zgrają
dziennikarzy.

Wiedziony  impulsem,  otworzył  drzwi  i  wysiadł  z  samo-

chodu.

- Hało! Proszę państwa! - krzyknął. Trzy
głowy odwróciły się w jego kierunku.
- Pani Mayfield?
- Tak?

background image

- Dzień  dobry.  Nazywani  sic  Larry  Belcaro,  Jestem  właś

cicielem agencji nieruchomości w Ocean Grove.

Dianę  uścisnęła  jego  wyciągniętą  dłoń.  Przywykła  już  do

tego,  że  obcy  ludzie  zaczepiali  ją.  żeby  się  przedstawić.  Jeśli
pracuje się w telewizji, ludziom wydaje się, że cię znają. Dianę
zawsze starała sic być uprzejma.

- Miło mi pana poznać -  powiedziała. -  Niestety. obawiam

się, że nic mogę poświęcić panu teraz zbyt dużo czasu. Jestem
umówiona  na  piątą  w  sprawie  wywiadu pewnym  lekarzem.
Podobnie jak ja. to bardzo zajęty człowiek.

- Czy  to  przypadkiem  nie  doktor  Messinger? -  zapytał

Larry.

Dianę spojrzała na niego z zaciekawieniem.

- Tak się składa, że to właśnie on.
- Chce pani rozmawiać z nim o tym, co stę dzieje w Ocean

Grove. prawda?

-Tak.
- Proszę pani, prawdziwa historia, którą należałoby ujawnić,

to szatańskie eksperymenty, jakie robi ten człowiek. Powinni go
zamknąć  za  wszystkie  nieszczęścia,  które  spowodował,  za  te
zniszczone życia, w rym mojej córki, Jenny.

- Panie Bełcaro, bardzo bym chciała, aJe naprawdę nie mogę

w  tej  chwili  z  panem  rozmawiać.  Zechce  pan  podać  numer
telefonu, pod którym można pana złapać, może dokończymy tę
rozmowę później'

Czując, że próbują się go pozbyć. Larry wręczy! Dianę swoja

wizytówkę.

- Na odwrocie zapisałem mój numer domowy - powiedział.

nie licząc, że dziennikarka do niego zadzwoni.

-73-

Kiedy siostra z zamkniętymi oczyma opalała się na ręczniku.

a ciotka wybrała się na spacer po płazy, Anthony uznał, że

wreszcie  nadarzyła  się  okazja  zrobić  coś  po  swojemu.  Wziął
aparat fotograficzny i ruszył na północ, w kierunku Asbury Park
i starego kasyna.

Odkąd dzień wcześniej zauważył mężczyznę wślizgującego

się  pod  budynek,  Anthony  nie  był  w  stanie  myśleć  o  niczym
innym. Facet zniknął - ot. lak po prostu. Dokąd poszedł? Co to
było za miejsce?

Zatrzymał się. żeby sfotografować ogromną konstrukcję z

cegły.  Uważnie  skomponował  ujęcie.  Przybliżając  budynek
kasyna, zaczął się zastanawiać nad pomysłem, by sprawdzić,
jak  ta  ruina  wygląda  od  środka.  A  jeśli  to  siedziba  jakiegoś
groźnego gangu albo ktoś tam mieszka? Może są groźni i zrobią
mu krzywdę? A jak sie wkurzą, że wtargnął na ich terytorium?
A jeśli mama dowie się, że tak ryzykował?

Zaraz, zaraz! A niby kim on był? Jakimś cieniasem?
Podszedł  bliżej  hudynku  i  zatrzymał  sie.  żeby  się  rozejrzeć.

Chyba  nikt  go  nie  obserwował.  Anthony  policzył  do  trzech.
wziął głęboki oddech i  zanurkował w szczelinie  między beto-
nem a piaskiem,

Z  początku  jasne  promienie  słońca  sączyły  się  do  Środka,

oświetlając mu drogę, ale z  każdym  krokiem  w  gtąb budynku
robiło się coraz ciemniej. Zanim jego oczy przywykły do mro-
ku. posuwał się powoli, przytrzymując się ściany. Potem przeci-
snął się przez dziurę w murze.

Słońce  znów  było  jego  sprzymierzeńcem,  wpadając  przed

szparę w dachu, wysoko nad głową Amhony'ego. Rozglądał
się.  próbując  rozszyfrować,  gdzie  właściwie  się  znalazł,  i  co
Widział.  Porośnięte  mchem  trybuny,  pusta  scena,  zardzewiałe
kandelabry  i  niszczejący  bar.  Wyobrażał  sobie,  że  to  miejsce
musiało  kiedyś  tętnić  życiem.  Tłumy  na  widowni  na  pewno
nieraz wiwatowały, oglądając występy na scenie. I tylko pomy-
śleć, jakie to niesamowite, że teraz salę wypełniały ich duchy.

Pstrykał  aparatem,  fotografując tajemniczy  świat,  który  od-

krył przez przypadek. Po chwili zatrzymał się, żeby sprawdzić.

background image

czy zdjęcia dobrze wyszły. Lampa błyskowa nieźle się spisywa-
ła, obrazy były wyraźne i ostre.

Przeszedł wśród gruzu i odłamków szkła, po czym wspiął się

na trybuny, żeby zrobić kilka ujęć z góry. Wtedy zauważył coś
wystającego  zza  rogu  baru.  Z  daleka  nie  był  w  stanie  ziden-
tyfikować co to, więc ostrożnie zszedł na dół.

Anthony zajrzał za ladę baru. Tym, co przyciągnęło na górze

jego wzrok, okazał się brzeg styropianowej płyty. Obok niej, na
ziemi leżał brudny żółty koc. Chyba ktoś tu mieszka, pomyślał.
Pewnie len facet w mundurze, którego widział wczoraj.

Na kocu leżało jakieś stare czasopismo i bordowa kurtka z

ortalionu.  W  nocy  musi  tu  być  strasznie  zimno,  bo  w  innym
przypadku,  po  co  komu  takie  grube  ubranie  w  samym  środku
upalnego lala? Podniósł kurtkę i sprawdził zawartość kieszeni.
Znalazł tylko małą białą prostokątną kartkę. Oczy Anthony'ego
przywykły już do mroku, dlatego zdołał odczytać napis: Agen-
cja nieruchomości „Surfside". Szybko odłożył wizytówkę z po-
wrotem do kieszeni.

Anthony  pstryknął  jeszcze  kilka  zdjęć  obozowiska  1  wtedy

wpadł na pomysł, żeby zajrzeć do chłodziarki. W środku znalazł
dwie puszki  dietetycznej  coli,  pomarańczę  i  paczkę  solonych
krakersów. Było tam jeszcze jedno opakowanie, którego zawar-
tości nie potrafił rozpoznać. Wyjął je i gwałtownie otworzył.
a wówczas na podłogę, pod jego nogi. wysypały się paski z
twardego plastiku.

-74-

Czekając, aż chłopcy z ekipy przypną im mikrofony i ustawi;)

światła, Dianę gawędziła poza kamerą z Owenem Messingerem.

- Bardzo dziękuję, że znalazł pan dla nas czas - powiedziała.
- deSze się, że chociaż to się udało. - Owen uśmiechną! się.

w  odczuciu  Dianę  nieco  sztucznie. -  Dzień  rozpoczął  się  od
włamania, a potem było coraz gorzej.

- Och,  bardzo  mi  przykro -  powiedziała  Dianę. -  Mam

nadzieję, że nie zginęło nic cennego.

- W zasadzie, rzeczy, które mi skradziono, nic miały warto-

ści finansowej. - Wskazał głową w kierunku regalu. - Znikły
moje  notatki  na  temat  pacjentów,  które  gromadziłem,  odkąd
zacząłem prowadzić pracę badawczą.

Dianę westchnęła.

- Co za strata. Da pan radę odtworzyć te materiały?
Owen zmarszczył czoło.
- Nie sądzę.

Przed  rozpoczęciem  nagrywania  Dianę  wyjaśniła,  o  czym

chciała z nim rozmawiać.

- Jak  wspomniałam  przez  telefon. Pod  lupą przygotowuje

program o dziewczynach, a właściwie kobietach, które znikają
na kilka dni i pozorują porwanie, żeby w len sposób zwrócić na
siebie uwagę. Zostałam tu przysłana, żeby zrobić reportaż o Le-
slie Patterson. Chociaż porwanie i śmierć Carty Neath zmieniły
perspektywę, nadal chciałabym zadać panu kilka pytań w imie-
niu naszych telewidzów,

- Oczywiście. -Terapeuta przygładził włosy. - Postaram się

na wszystkie odpowiedzieć,

Dianę spojrzała na ekipę.

- Gotowi?
- Zaczynamy - potwierdził Sammy.
Dianę odchrząknęła.

- Doktorze Messinger, jak wynika z danych statystycznych,

od  kilku  lat  maleje  liczba  porwań,  a  jednocześnie  coraz
częściej  zdarzają  się  przypadki  pozorowanych  zaginięć. W
większości oszustw tych dokonują kobiety. Dlaczego tak się
dzieje?

- To prawda, pani redaktor. Mimo histerii, jaka panuje w

środkach  masowego  przekazu,  w  rzeczywistości  od  jakiegoś
czasu porwania zdarzają się coraz rzadziej. Statystycznie rzecz
biorąc,   istnieje  większe prawdopodobieństwo,  że  dziecko

background image

umrze na atak serca, niż że zostanie oprowadzone przez obcą
osobę.

- A co z młodymi kobietami, które pozorują własne zaginie-

cie? Dlaczego to robią?

- Zwykle  jest  to  wołanie  o  pomoc.  Te  kobiety  potrzebują

uwagi. Być  może czują się niekochane i nikomu niepotrzebne,
można powiedzieć, niewidzialne. - Owen sięgnął po szklankę
z wodą i upił łyk, - Niestety, te fałszywe zgłoszenia sprawiają,
że  prawdziwe  ofiary  uprowadzeń  stają

MC

mniej  wiarygodne.

Nie  wspominając  już  o  stratach  finansowych,  jakie  ponosi
policja, i panice, jaka zwykłe ogarnia społeczeństwo,

Dianę  wiedziała,  że  ma  już  kilka  mocnych  fragmentów.

Skrzyżowała nogi i zadała kolejne pytanie.

- Tu,  w  Ocean  Grove.  Leslie  Patterson.  która  znikła  jako

pierwsza, była podejrzewana o oszustwo, dopóki nic porwano
Carly Neatb. Proszę powiedzieć, jak czuje się osoba, która po
tak ciężkim przeżyciu mówi prawdę, w którą nikt nie wierzy?

- Cóż,  nie  chcę  komentować  przypadku  Leslie.  ale  chyba

może  sobie  pani  wyobrazić, jak  by  się  paiii  wówczas  czulą.
prawda? Przede wszystkim, pojawia się frustracja i gniew. Do
tego  dochodzi  bolesne  poczucie  izolacji.  Człowiek  wie,  źe
mówi prawdę, a jednak nikt mu nie wierzy. Coś takiego budzi
ogromne  poczucie  osamotnienia  i  pragnienie  potwierdzenia
swojej racji za wszelką cenę.

Mówiąc to. terapeuta tak intensywnie patrzył w oczy Dianę.

ze  aż  poczuła  się  nieswojo.  Owen  Messinger  urodził  się  do
występowania w telewizji. Jego odpowiedzi były zwięzłe i inte-
resujące, a jednak miał w sobie coś. co nie dawało jej spokoju.
Przypomniała  sobie  mężczyznę  w  średnim  wieku,  który  za-
czepił ją przed budynkiem. Larry Belcaro nie miał zbyt dobrego
zdania o doktorze Messingerze. Nagle Dianę zapragnęła dowie-
dzieć się dlaczego.

- Doktorze  Messinger,  przed  naszą  rozmową,  na  parkingu

zauważyłam grupę młodych kobiet, wychodzących z budynku.

Wśród nich rozpoznałam Leslie Patterson. Czy to były pańskie
pacjentki?

- Trudno mi powiedzieć.
- Tak, oczywiście. Może ujmę to inaczej. Czy pańskie pac-

jentki często wychodzą z zajęć zapłakane?

- Sesja  terapeutyczna  bywa  bardzo  bolesnym  przeżyciem,

pani redaktor.

-75-

- Jakieś wiadomości z policji? - zapytała Dianę po powrocie

do wozu transmisyjnego.

Widząc ją, Matthew odetchnął z ulgą. Choć się do tego nie

przyznawał, martwił się o nią. o wszystko się martwił. To n.-
tieżało  do  obowiązków  producenta.  Podejmował  ryzyko,  zga-
dzając stę,  by  pobiegła  zrobić  ten  wywiad  z  terapeutą, ale  nic
chciał,  by  myśleli,  że  jest  przesadnie  ostrożny.  Przez  ostatnią
godzinę siedział ze ściśniętym żołądkiem,  modląc się, żeby
w  sprawie  Carły  Neath  nie  pojawiło  się  mc  nowego,  zanim
Dianę nie wróci. Miał już dość pracy na gorąco, zleceń, w któ-
rych najważniejsze szczegóły zmieniały się do ostatniej chwili.
a na wprowadzanie poprawek i składanie materiałów w całość
zostawały sekundy. Adrenalina w takiej dawce od dawna go nie
bawiła.  To  dlatego  lubił  pracować  dla Pod  lupą. Przy  tym
programie  miał  czas.  żeby  zaplanować  i  dopracować  każdą
historię, bez presji czasu.

Pokręci! głową.

- Nie. Dianę. Powiedzieli, że najbliższe oświadczenie wyda-

dzą dopiero jutro.

- To  nawet  dobrze,  nie? -  zauważyła. -  Nie  ma  nowych

informacji,  więc  nie  musimy  wprowadzać  poprawek.  Kiedy
wchodzimy na antenę?

- Po pierwszej przerwie na reklamę.
Dianę spojrzała na zegarek.

background image

-  Super.  Mamy  jeszcze  dwadzieścia  minut, -  Wyjęła  kos-

metyczkę i zaczęła poprawiać makijaż. - Skąd będziemy nada-
wać komentarz na żywo?

■■■:     ■•:

■ :■

Piętnaście minut później Dianę stała na trawniku przed stu-

dnia.  Bersabee.  Altanka  otoczona  była  żółtą  taśma,  policyjną.
Nie tylko Malthew uznał to miejsce za idealne do transmisji na
żywo-  wokół  kręciło  się  kilka  ekip  telewizyjnych,  oczywiście
towarzyszyli im ciekawscy gapie.

Na terenie ośrodka Wspólnoty w Modlitwie w Ocean Grove

odbywał  się  właśnie  dobroczynny  piknik.  Uśmiechnięta  Helen
Richey  gawędziła  z  gośćmi  i  nakładała  na  talerze  potrawy
domowej roboty, ałe wzrokiem ciągle szukała w tłumie Jona-
thana i dziewczynek.

Odkąd Larry Belcaro powiedział, że w ubiegły czwartek nie

spotkał  się  z  Jonamanem.  samopoczucie  Helen  nieco jśię po-
prawiło. Może jednak Jonathan nie miał nic wspólnego z upro-
wadzeniem Leslie Palterson?

Jedno pytanie wciąż nie dawało jej spokoju. Co znaczyła la

wizytówka i zapis na jej odwrocie?

* *. *

Jonathan  przełknął  ostatni  kawałek  ryby  i  wytarł  usta

papierową  serwetką.  Nie  cierpiał  tych  wczesnych  posiłków.
kiedy  był  na  urlopie.  Wolałby  wypić  parę  drinków  albo
zimnych  piw,  a  potem,  około  ósmej,  dziewiątej,  iść  gdzieś
na  kolację.  Wiedział  jednak,  że  nie  warto  marudzić,  skoro
żona  uparła  się.  żeby  poszedł  z  nią  na  ten  piknik  o  pól  do
szóstej.

Po dziewięciu latach małżeństwa, poprzedzonego trzyletnim

narzeczenstwem. Jonalhan potrafił bezbłędnie rozpoznać, że

Helen coś chodziło po głowie. Wiedział, że była niezadowolo-
na.  kiedy  okłamał  policję,  Ale  co  innego  miał  zrobić?  Gdyby
przyznał się, że tamtej nocy poszedł za Carly, na pewno zosial-
by wplątany w jej zniknięcie. A teraz byłby oskarżony o mor-
derstwo.

Zebrał papierowe talerzyki i serwetki i wrzucitjedokoszana

śmieci.

- Chodźcie,  dziewczynki -  powiedział. -  Mamusia  jeszcze

trochę tu zostanie i popracuje, a my zrobimy sobie spacer.

- Pójdziemy na lody? - zapytała Sarah.
- Oczywiście - odparł Jonathan. - Dobry pomysł, kochanie.

Sarahi Hannah wybiegły, pewne kierunku, w jakim zmierza-

li.  Ich  ulubionym  miejscem  była  cukiernia  znajdująca  się  na
terenie ośrodka, po drugiej stronie studni Bersabee.

- Hej,  dziewczynki! -  zawołał  za  nimi  Jonathan. -  Wra

cajcie!

Wokół  studni  kręciło  się  zbyt  dużo  ludzi.  Helen  ciągle  mu

powtarzała, że w tłumie dziewczynki mogą się zgubić albo ktoś
może je porwać. Dokładnie pamiętał, jak podczas zakupów
w centrum handlowym Pararaus Park stracił z oczu Hannah. Te
dziesięć minut, kiedy szukał jej między regatami w Sears, były
chyba najbardziej przerażającymi chwilami w jego życiu.

Trzymając córki za ręce. podszedł bliżej altanki.

- Tatusiu,  co  oni  tu  robią? -  zapytała  Hannah,  wskazując

ludzi z kamerami i mikrofonami.

- Kręcą reportaż, skarbie. Dla telewizji - wyjaśnił Jonathan.

- Chcecie popatrzeć?

Dziewczynki przyglądały się przez kiłka minut, ale obiecane

Ipdy  czekoladowo-truskawkowe  znaczyły  dla  nich  więcej  ni/.
komentarze na temat niepokoju w Ocean Grove. wypowiadane
przez dorosłych z mikrofonami. Już po chwili zaczęły szarpać
rękę ojca. przypominając mu o cukierni. Jonalhan zdążył usły-
szeć wszystko, co chciał.

background image

-76-

Pożegnawszy  się  ze  studiem  w  Nowym  Jorku,  Dianę  za-

prosiła  wszystkich  na  kolację.  Sammy  stwierdził,  że  jest  zmę-
czony, a Gary zamierza! jechać do domu. żeby choć przez kilka
gadzin  pobyć  z  żoną  i  dziećmi,  i  nad ranem  wrócić  do Ocean
Grove.

- Tytko  wróć  przed  piątą-ostrzegł  Matthew. -Jeśli  coś  się

wydarzy, KTA chce  mieć  komentarz  w  porannym  wydaniu.
Będziemy cię potrzebować.

- Nie manw się, Matthew. Zdążę.

Dianę i Matthew zostawił i ich, żeby spakowali sprzęt.

- Na  co  masz  ochotę? -  zapytała,  gdy  skręcili  w  Main

Avenue. -  Przez  dwa  wieczory  z  rzędu  byliśmy  we  włoskich
knajpach, to może coś innego?

- Co powiesz na oczywiste? Owoce morza.
- Super. Wpadnę na chwilę do siebie, odświeżę się, wezmę

dzieci i Emily.

- Wybierz lokal i zadzwoń do mnie na komórkę - zapropo-

nował Matthew, - Spotkamy się na miejscu.

* * *

Smażone  kalmary,  gotowane  małże,  pieczone  nadziewane

krewetki i filet z soli, mimo że gorące, zniknęły z ich talerzy
w  mgnieniu  oka.  Dianę  zauważyła,  że  nawei  Michę  Ile  zjadła
prawie całą porcję.

- Umierałem z głodu - westchnął Anthony. wkładając do usi

ostatni kawałek chleba kukurydzianego masłem.

- Nadmorskie powietrze zaostrza apetyt - stwierdziła Dianę.

- A przynajmniej tak mówią.

Dorośli  zamówili  kawę.  Michelle  nie  chciała  deseru.  An-

thony zrobił zdjęcie całej grupy i zaproponował, żeby zagrali
u, minigolfa. a potem poszli na lody.

- Widziałem  pole  do  minigolfa  niedaleko  mojego  motelu

-podpowiedział Matthew.

Cala piątka udała się na parking.

- Jadę  z  Matthew -  poinformował  Anthony. -  Mam  dość

towarzystwa dziewczyn.

Na polu Anthony zasugerował, żeby podzielili się na drużyny.

- Chłopaki  razem,  dziewczyny  razem -  powiedział. -1  chło

paki zaczynają. To seksizm. że dziewczyny zawsze muszą być
pierwsze.

Dianę próbowała zignorować ukłucie w sercu. Było oczywis-

te, że Anthony chciał przebywać z Matthew. Byl w tym wieku,
kiedy  chłopcy  potrzebują  ohecności  mężczyzny.  Wiedziała,  że
Anthony desperacko tęsknił za ojcem. Obserwując, jak rozpo-
czynają z Matthew grę. Dianę nie mogła odżałować, że nie było
tu z nimi Philipa.

Po dziewiątym dołku Matthew i Anthony usiedli na lawće,

żeby zaczekać, aż grupa grająca przed nimi przejdzie dalej.

- Jak  tam,  Anthony,  dobrze  się  tu  bawisz? -  zapylał

Matthew.

Anthony wzruszy! ramionami.

- Jakoś leci.
- Ale lo nie to. co Wielki Kanion, nie?
- Bez porównania.

Matthew podrzucał piłkę golfową.

- Twojej mamie było bardzo przykro, że musiała odwołać

tamten wyjazd. Ale wiesz, nie mogła nic zrobić. Szef kazał jej tu
przyjechać,

- Wiem - mruknął Anthony. - Ja tylko...
- Tylko co?

- Już nic. - Anthony wstał i ustawił piłeczkę na gumowej

podstawce.

Chwilę później, kiedy po rozegraniu meczu czekali na końcu

pola  na  kobiety.  Anthony  zapragnął  podzielić  się  z  Matthew
jeszcze czymś. Wyjął z kieszeni plastikowe paski.

background image

- Zobacz, 00 mam.
- Och- Matrhew wziął od Anthony'ego jeden z pasków. -

Skąd je masz?

- To kajdanki. Z plastiku. Widziałem w telewizji, gliny

takich używają.

- Wiem. co to jest. Ambony. Pytałem, skąd je masz.
Chłopak zamilkł, nie mając pewności, jak sie wytłumaczyć.

Matdiew  przyjaźnił  sie  z  jego  matką,  mógł  jej  wszystko  po-
wtórzyć. Anthony wiedział, że mamie nie spodobałoby się, że
bez opieki kręcił się po zapomnianych ruinach starego kasyna.
A  to.  jak  na  razie,  było  najlepszą  przygodą,  jaka  rau  sie  tu
przydarzyła. Nie chciał sobie psuć zabawy, a tak by było, gdyby
mama dowiedziała się, że tam chodził.

- Ojciec kumpla jest policjantem- skłamał, - Dał nam kiłka.

Wtorek

23 sierpnia

background image

-77

„PANIKA W OCEAN GROVE"
Dziennikarze  zebrani  przed  posterunkiem  policji  czytali  ar-

tykuł w Dzienniku Asbury Park. czekając na rozpoczęcie kon-
ferencji prasowej. Minęło południe, zbliżała się pora wiadomo-
ści  lokalnych,  kiedy  przed  budynkiem  pojawił  się  szeryf/ared
Albert, by wygłosić kolejne oświadczy nie.

- W  związku  ze  śmiercią  Carly  Nealh  policja  miasta  Nep-

tutie  zatrzymała  czterdziestoletniego  rezydenta  pensjonatu
w  Ocean  Grove.  Arthura  Roya  Tomkinsa.  weterana  wojny
w Zatoce Perskiej. Pan Tomkins przebywa obecnie w więzieniu
stanowym w Freehold. Jutro zostaną, mu przedstawione zarzuty
o uprowadzenie, uwięzienie i nieumyślne spowodowanie Śmier
ci. Jeśli maja. państwo jakieś pytania, to słuchani.

Słysząc wzmiankę o pensjonacie, reporter Dziennika Ashuty

Park nadstawO uszu.

- Czy chodzi o któryś" z pensjonatów dla umysłowo cho-

rych?- zapytaj.

- Tak - odparł Albert.
- Czyli podejrzany jest umysłowo chory?
- Tak, pan Toińkins jest leczony psychiatrycznie.
- Czy są jakieś dowody, łączące Tomkinsa ze śmiercią Carly

Neath? - odezwała się Dianę.

- Odcieki palców.

- Czy może powiedzieć pan coś więcej na ten temat? Gdzie

znaleziono odciski'

1

- Nie.  To  wszystko,  co  mam  do  powiedzenia  w  sprawie

dowodów. - Szeryf Albert spojrzał w innym kierunku.

- Czy Tomkins znał Carly Neath? Czy coś ich łączyło? -

spytał jeden z dziennikarzy.

- Jeszcze nie wiemy. Śledztwo jest w toku.
Dianę zadała następne pytanie,

background image

- Czy uważa pan, że Tomkins był zamieszany w porwanie

Leslie Patterson?

- Wydaje się, że te sprawy może coś łączyć, ale w tej chwjJi

nie  jesteśmy  w  stanie  niczego  udowodnić.  Powiem  tyle.  że
mieszkańcy  Ocean  Grove  oraz  przebywający  tu  na  wakacjach
goście mogą dziś czuć się bezpieczniej.

-78-

Jak to możliwe, że wszystko lak okropnie się skończyło?

Po tyiu przygotowaniach i zacieraniu śladów policja znalazła

odciski palców. Arthur musiał zdjąć Carly knebel i opaskę. Ale
głupio, że biedak zostawił swoje odciski.

Nie tak miało być.
Arthur Tomkins jest niewinny, ale dobrze jest zttwsze. zwalić

winę, na chorego psychicznie,

-79-

- Powinniśmy przeprowadzić jeszcze jeden wywiad z Lesl [e

- powiedziała Dianę do Matthew po konferencji prasowej.
- Przyda nam się jej reakcja.

- Czuję, że zgodzi się na rozmowę z nami.
- I wiesz, co jeszcze powinniśmy zrobić?
- Co?
- Sprawdźmy, czy w Google znajdziemy jakieś informacje

o Arthurze Tomkinsie,

* * *

Usiedli nad laptopem Matthew. Po wpisaniu w wyszukiwarce

„ArthurTomkins" i „Ocean Grove" otrzymali ponad trzydzieści
wyników,  ale  tylko  jeden  dotyczył  ich  człowieka.  Dwa  lata
temu w Dzienniku Asbury Park ukazała się seria artykułów

o byłych pacjentach szpitali psychiatrycznych, którzy mieszkali
U Ocean Grove i Asbury Park. Arthur Tomkins udz.ehł wów-
czas wywiadu przedstawicielowi gazety.

Dianc czytała głośno z monitom.

* Bez pracy i jakiegokolwiek zajęcia, tr/ydziestoosmioletm
Arthur Tomkins codziennie od Świtu włóczy się po promena-
dzie. Pochodzący ze Spring Lakę Tomkins przeszedł załamanie
nerwowe po powrocie z wojny w Zatoce Perskiej. Stres wywo-
łany przeżyciami wojennymi pogłębiło odejście narzeczonej.
Pospędzcniu trzech miesięcy na oddziale psychiatrycznym
Szpitala Weteranów w Lyons, w stanie New Jersey, wrócił do
domu rodzinnego w Spring Lakę. gdzie podjął pracę. Sześć
miesięcy później był znów hospitalizowany, po tym. jak stracił
nad sobą panowanie podczas ceremonii w kościele sw. Katarzyny
i zadał cios pięścią w twarz jednemu ze świadków. -Dianę
spojrzała na Matthew. - Strasznie smutne - westchnęła. Na
końcu artykułu zacytowano słowa Arthura. Dianę głośno

je odczytała.

...

- Gdyirafilemdoszpitalaporazdrugi.inoirodzicezabromli

mi wracać do Spring Lakę. W sumie nie mam do nich pretensji.

* * +

Matthew wyjął swoją komórkę.

- Sprawdzę., czego chce Nowy Jork.

Producent wykonawczy uznał, że w najbliższym wydaniu

Wiadomości Wieczornych nie będzie reportażu Ocean Grovc
Ponieważ, oprócz relacji z konferencji prasowej, me mieli
żadnych nowych zdjęć, o aresztowaniu Arthura Tomkinsa po
prostu poinformuje prowadząca wiadomości Ełiza Blake

Czyli możemy dziś robić, co nam się podoba - powiedział

Matthew. zamykając klapkę telefonu.

Dianę  zadzwoniła  do  domu  państwa  Patterson.  zostawiła

swój numer i poprosiła, żeby Lestie s,ę odezwała.

background image

- Nie  wiadomo,  czy  i  kiedy  Leslie  zechce  oddzwonić -  po

wiedziała. -  Co  powiecie  na  przejażdżkę  do  Spring  Lakę?
Zrobimy  trochę  zdjęć  miasta,  które, jak  mówi  policja, wydało
na świat zabójcę,

-80-

Gary  wiózł  ich  do  Spring  Lakę  i  z  powrotem, a  Sammy

filmował  widoki  przez  okno  samochodu.  Zrobił  kilka  zdjęć
mało uczęszczanej promenady i przepięknej, dziewiczej plaży.
oraz drogi, wzdłuż której porozrzucane były domy w wiktoriań-
skim stylu, otoczone gankami i ogromnymi trawnikami.

- Ależ tu pięknie - odezwała się siedząca z tylu Dianę.

Samochód skręcił na zachód i powoli przejeżdżał wypielęg-

nowanymi  alejkami.  Domy  były  urocze  i  zadbane.  W  samym
środku miasteczka, w ogromnym jeziorze, którego brzegi pora-
stały wierzby płaczące, pływały łabędzie. Na wzgórzu, za jezio-
rem, stal kościół, uderzająco podobny do Bazyliki św. Piotra
w Rzymie.

- To św. Katarzyna - zauważył z entuzjazmem Matthew.

- To tu Arthur walnął tego świadka. Sammy, zrób parę ujęć.
A potem zatrzymajmy się gdzieś i kupmy coś do picia,

Gary zaparkował na środku rynku, naprzeciwko delikatesów.

Mężczyźni weszli do sklepu po napoje, a Dianę została w samo-
chodzie. Wyjęła telefon i zadzwoniła do informacji, Operatorka
podała jej numer telefonu państwa Tomkins ze Spring Lakę, ale
odmówiła podania adresu.

Dianę  rozłączyła  się,  zadzwoniła  do  biura Pod  lupą i  po-

prosiła, żeby połączono ją z Susannah.

- Jak wam idzie"? - zapytała Susannah.
- Całkiem,  całkiem -  odparła  Dianę. -  Mam  do  ciebie

prośbę.

- Mów śmiało.
- Zapisz ten numer i sprawdź, co to za adres, dobrze?

-81-

Szpilal Uniwersytecki Centrum Medycznego Wybrzeża fy -w Z
huc/ał  od  plotek  na  temat  aresztowania  pacjenta  podej-"
nego  o  porwie  i  morderstwo.  Doktor  Carohne  Var

g

a  zlyke

tak^wna  siebie,  teraz  była  w  rozterce,  te  na  porcję
riLdziecSźe  słyszała,  co  ^«-»*£2 młodego  człowieka,  który
go wczoraj odw.edzd? A jeśl, słowa Anhiiri tak naprawdę nic
nie znaczyły?

który jak jej się zdawało, tam zostawiła. W chwih. gdy usw.a-
dStbie. że ma długopis w kieszeni, leżący za kotarą

Arthur przemówił.

- Dobra, Shawn. Zawsze robię, co każesz.

Wczoraj, słysząc te słowa. Caroline po prostu uceszyla stę.

że w końcu pacjent się odezwał. Ale teraz zaczęła sięza-

am,wtać. A może umysłowo chory człowiek wykonywał roz-
"yTojego młodego pr.yjac.ela'> Czyżby Shawn Grandę

stał  za  porwanym  dwóch  kobtet  i  W*2**2*j£2 Arthur  nie
był  tylko  bezmyślną  maszyną,  wykonującą  tak  groź nc  w
skutkach polecenia?

Nie takie rzeczy się zdarzały.

A może niepotrzebnie robiła z igły widły-'

-82-

- Dzwonimy czy lepiej od razu do nich iść-? - zapyla

Dianę.

.

Matthew upił łyk napoju wiśniowego.

W tym

P

rzvpadku wyjątkowo jestem za tym. żeby od razu

sie

tam  pokazać.  Ich  syna  oskarżono  o  morderstwo,  wątpiłby
ToSowie zaprosili nas do siebie. jeśli wcześniej zadzwom-n
A tik pójdziemy i po prostu zapukamy *^ «*** n eć czasu do
namysłu. To może okazać ot dla nas korzystne.

background image

- Tak. chyba masz rację - przyznała Dianę. - To jest naj-

mniej przyjemna część tej pracy. Czuję się jak sęp.

* » *

Domy z cegły i drewna przy Washington Avenue były wyjąt-

kowo urocze. Zadbana soczyście zielona trawa i dojrzałe iglaki
sprawiały wrażenie, że miasteczko leży gdzieś w głębi lądu.
a nie parę ulic od piaszczystej płazy. Duża, szara willa z białymi
okiennicami  i  czarnymi  drzwiami,  należąca  do  Tomkinsów,
stała na rogu. Okna zdobiły biaJo-szare markizy i skrzynki z
bujnie  kwitnącymi  czerwonymi  i  białymi  petuniami.  Iden-
tyczne wisiały na balustradach ganku.

- Ja  też  chcę  mieć  taki  dom westchnęła  Dianę,  kiedy

samochód zatrzymał się przy krawężniku. - Jak z bajki. Mogła-
bym siedzieć na wiklinowym fotelu na biegunach i bujać się do
końca moich dni.

- Wygląd często bywa zwodniczy - zauważył Matthew. -

Patrząc  na  to  miejsce,  nikomu  nie  przyszłoby  do  głowy,  że
chłopak,  który  tu  dorastał,  postradał  zmysły  i  zabił  niewinną
dziewczynę.

Wysiedli samochodu. Sam my przystanął na chodniku i

przez  chwilę  filmował  dom.  Dianę  zauważyła,  że  w  oknie  na
dole drgnęła firanka.

- Góż,  już  wiedzą,  że  tu  jesteśmy -  powiedziała. -  Byłoby

miło. gdyby wyszli przed dom i porozmawiali z nami.

- Nie licz na to - powiedział Matthew.
- Dobra, mamy dom -oznajmił Sammy, zdejmując kamerę

z ramienia. Co teraz?

Matthew przez moment zastanawiał się.

- To  może  Dianę  zrobi  przejściówkę,  którą  potem  gdzieś

wykorzystamy?  Dianę,  podejdź  kawałek,  zatrzymaj  się  przed
domem  i  powiedz  coś,  jakiś  ogólny  komentarz.  Później  to
gdzieś wmontujemy,

- Rozumiem. -  Kiwnęła  głową. -  Gary,  przydepnij  mi  mik

rofon i daj parę minut, muszę się zastanowić, co powiedz-

Przeszła  w  górę  ulicy,  układając  w  myślach  wypowiedź.

Odwróciła się w stronę Matthew i chłopaków, którzy czekali na
chodniku przed domem Tomkinsów.

- Jesteście gotowi? - zawołała.

- Dawaj! - odkrzyknął Sammy.

Idąc powoli w kierunku kamery. Dianę zaczęła mówić:

- Dia wielu osób Spring Lakę to najpiękniejsze miasteczko

na wybrzeżu Jersey. Na pewno jedno z najbogatszych. Patrząc
na  urocze  uliczki  i  zadbane,  eleganckie  wille,  nie  sposób  nie
zauważyć,  że  ludziom  dobrze  się  tu  powodzi.  Wydaje  się  wy
marzonym  miejscem  do  wychowywania  dzieci,  bo  sprawia
wrażenie, że nic złego nie może się tu wydarzyć. - Zwolniła, bo
znalazła się przed domem Tomkinsów. -Dla Arthura Tomkin-
sa, który dorastał w tym domu. w tej bajecznej okolicy, piękne
Spring Lakę jest tylko odległym wspomnieniem.

Dianę urwała.
- I jak? - zawołała do Matthew.
Podniósł kciuk do góry.
- Zaraz sprawdzimy, chyba udało sie za pierwszym razem.

* * *

- Chcesz, żebym ja to zrobi!? - zaproponował Matthew.
- Nie - odparła Dianę. - Sama się tym zajmę.

Weszła na ganek po kamiennych schodach nacisnęła dzwo-

nek  Po  minucie  zadzwoniła  jeszcze  raz.  Dopiero  wtedy  usły-
szała  że  ktoś  idzie  otworzyć.  W  drzwiach  stanął  starszy  męz-
ezwna.  o  bujnvch  siwych  włosach,  ubrany  w  starannie  od-
prasowane spodnie w kolorze khaki i różową koszulę z krótkimi
rękawami. Widząc wyraz jego twarzy, Dianę domyśliła się. ze
nie jest tu mile widziana.

- Pan Tomkins?

background image

- Tak.
- Jestem Dianę Mayfield z KEY Info.

Mężczyzna patrzy! na nią chłodnymi niebieskimi oczyma

i milczał.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy nie zechciałhy pan

porozmawiać z nami o pańskim synu, Arthurze?

- Cóż, młoda damo. Rzeczywiście mi puni przeszkadza. Nie

mam pani nic do powiedzenia. Proszę stad odejść.

Dianę aż podskoczyła, gdy zatrzasnął jej drzwi przed nosem,

* * *

Zanieśli  sprzęt  do  bagażnika  i  wszyscy  czworo  wsiedli  do

samochodu

- Cóż -  powiedział  Matthew, -  Nie  mamy  rodziców  Ar

thura, ale to jeszcze nie koniec świata. Warto było przyjechać
dla Łych kilku ujęć, bo w Spring Lakę jest naprawdę pięknie.

Skręcając za rogiem, zauważyli, że na chodniku stoi kobieta

i  macha  ręką  do  nich.  Sammy  zatrzymał  samochód,  a  Dianc
opuściła tylną szybę.

- Możemy pani w czymś pomóc? - zapytała.

Kobieta zerknęła przez ramię w stronę domu Tomkinsów, po

czym nachyliła się nad otwartym oknem.

- Nazywam się Barbara Tomkins - powiedziała łagodnie.

- Jestem siostrą Arthura.

Dianę zaczęła otwierać drzwi,

- Niech pani nie wysiada! - Jej głos brzmiał teraz ostrzej.

- Nie mam za dużo czasu. Nie chcę, żeby rodzice się dowiedzie
li, że z panią rozmawiam.

- W porządku. - Dianę odsunęła rękę od klamki,
- Rodzice udają, że Arthur nic istnieje. Mówią, że jeśli będę

się z nim kontaktować, to mam się wynosić z domu, a oni nie
chcą mnie więcej widzieć na oczy.

- Przykro mi - powiedziała Dianę,

- Mnie  też.  Znalazłam  się  w  naprawdę  trudnej  sytuacji

- kontynuowała Barbara. -Rodzice są już starzy, nie zostało im
dużo czasu. Bez Arthura, poza mną nie mają nikogo. A przecież
nie mogę tak zupełnie opuścić brata.

Barbara jeszcze raz spojrzała przez ramię na dom.

- Od czasu do czasu wymykam się do Ocean Grove i spoty

kam z Arthurem. Nie tak często, jak powinnam, ale częściej nie
dam rady. Daję mu pieniądze, przynoszę ubrania, ale on tylko
nosi te wojskowe ciuchy. Wojna w Zatoce zniszczyła mu życie,
nie wiem. dlaczego wciąż chce sobie o tym przypominać.

-PaniTomkins.copani pomyślała, kiedy dowiedziała się pani,

że bral kogoś zamordował i został aresztowany? -zapytała Dianę.
w pełni świadoma, że mają bardzo mało czasu na tę rozmowę.

- Pomyślałam,  że  zaszła  jakaś  pomyłka.  Nie  wierzę,  żeby

Arthur  mógł  kogoś  zabić.  Nigdy.  To  była  główna  przyczyna
jego załamania nerwowego.

- Arthur zabił podczas wojny?
- Cóż. nigdy mi się do tego nie przyznał, ale podejrzewam,

że  tak.  A  jeśli  nie  zabił,  to  widział,  jak  inni  zabijali.  !  ginęli.
Wystarczy, żeby oszaleć.

Dianę kiwnęła głową.

- Muszę już iść. - Barbara wyprostowała się i wyjęła z kie

szeni  niewielką  kopertę. -  Mam  do  pani  prośbę.  Arthur  ma
w Ocean Grove opiekuna. Nie znam jego adresu, nie udało mi
się skontaktować z nim przez telefon, a chciałabym przekazać
mu czek. żeby pomógł Arthurowi. Ja nie mogę się tam pokazy
wać i mieszać w tę sprawę. Pani jest dziennikarką. Czy może go
pani w moim imieniu odszukać i przekazać mu tę kopertę?

W pierwszym odruchu Dianę chciała odmówić, w obawie, że

weźmie na siebie zbyt dużą odpowiedzialność, co może skoń-
czyć się problemami, ale gdy zobaczyła nazwisko na kopereie,
zmieniła  zdanie.  Pomyślała,  że  odnalezienie  Shawna  Ostran-
dera nie powinno być takie trudne, a dostarczenie mu koperty
może być okazją do zadania kilku pytań.

background image

-83-

Dwa błędy, które skomplikowały sprawę.

Carły nie miała umrzeć, a jednak umarła. To straszne. Ale

jeśli za jej śmierć zapłaci niewinny człowiek, to będzie jeszcze
straszniejsze.

Co robić? Co robić?

Jak powiadomić policję, że Arthur Tomkinsjest niewinny''

-84-

Jakimś cudem Anna zdołała dotrwać do końca zmiany, choć

wylała  na  klienta  mrożona,  kawę  i  pomyliła  trzy  zamówienia.
Kiedy  pojawiła  się  jej  zmienniczka,  Anna  poszła  prosto  do
łazienki i błyskawicznie się przebrała.

Z  foliowej  torby  wyjęła  dżinsy  i  bawełniana,  koszulkę  z

długimi  rękawami.  Zdawała  sobie  sprawę  z  tego,  że  na
spodnie  i  długie  rękawy  było  zdecydowanie  za  gorąco,  ale
spakowała  te  ciuchy  z  rozmysłem.  Po  wczorajszej  sesji  u  do-
ktora  Mcssingera  wróciła  do  domu,  i  nożyczkami  pocięła
skórę  wewnętrznej  strony  ud.  Rano.  przed  wyjściem  do
pracy, zrobiła to jeszcze raz, i wiedziała, że prawdopodobnie
po  południu  będzie  musiała  wszystko  powtórzyć.  Nie  mogła
już  więcej  ciąć  nóg.  więc  zapakowała  koszulkę  z  długimi
rękawami.

Na  dnie  torby  znaluzła  plastry  i  spinacze  biurowe,  klórtr

wrzuciła  tam  przed  wyjściem  z  domu.  Wyjęła  meiałowy  spi-
nacz.  wprawnie  go  rozprostowała  i  zaczęła  ostrym  czubkiem
drapać wewnętrzna, stronę ramienia.

Zadawanie  sobie  ran  pomogło  złagodzić  bolesne  emocje.

głęboko  zakorzenione  uczucia,  których  nie  potrafiła  wyrazić.
Okaleczanie się  musiało naprawdę boleć,  żeby  poskutkowało.
Anna coraz mocniej przyciskała ostrze do gładkiej białej skóry.

Jak mogła zrobić to Panu Aksamitkowi? I co z tego, że Leslie

była dla niej taka niemiła? Anna nie powinna była mścić się na
ukochanym króliku. Nienawidziła się to. co uczyniła.

Czubek spinacza coraz głębiej wbijał się w skórę ramienia.

Polała się krew. Anna rozgrzebywała ranę, az w końcu poczuła,
że wraca spokój, a ona kontroluje sytuację.

Drgnęła, słysząc pukanie do drzwi.

- Już wychodzę! - zawołała.

Szybko nakleiła plaster na ranę, włożyła spodnie i koszulkę,

a  spinacz  wyrzuciła  do  kosza.  Na  dzisiejszej  terapii  będ/ie
musiała przyznać się doktorowi Messingerowi do wielu rzeczy.

-85-

W drodze powrotnej do Ocean Grove Dianę trzymała w ręku

kopertę, którą dała jej siostra Arthura Tomkinsa. i wpatrywała
się w nazwisko zapisane na białym papierze.

- Shawn Ostrander - rozmyślała na głos. - Chodził z Leshe

Patterson. potem z Carly Neath, a teraz okazuje się, że jest też
związany z Arthurem Tomkinsem. Dwie ofiary i domniemany
sprawca.

- Potrójny wspólny mianownik - zauważy! Matthew.

Dianę kiwnęła głowa.

- Dostarczenie mu listu od siostry Arthura to świetna okazja,

żebv z nim porozmawiać.

W biurze numerów znali tylko jednego Shawna Osirandera.

Dianę  zadzwoniła,  ałe  nikt  nie  odebrał.  Zostawiła  więc  wia-
domość.

- Witam. Shawn. mówi Dianę May field. Poproszono mnie

o  dostarczenie  ci  pewnej  rzeczy.  Zadzwoń,  proszę,  żebyśmy
ustalili jakiś rozsądny termin spotkania.

W  tym  czasie  Matthew  wykonał  telefon  do  Nowego Jorku.

Piany, jak na razie, nie zmieniły się. Nadal nie mieli zlecenia na
materiał do wieczornego wydania wiadomości, ale. oczywiście,
zawsze mogli dokręcić coś do reportażu dla Pod lupą.

background image

- Jest trzecia - powiedział Matthew. - Proponuję na chwilę

rozdzielić się i spotkać wieczorem. O ósmej w Wielkiej Auli ma
być jakiś  koncert.  Nakręcimy tajny,  klimatyczny  materiał,  mo
że  uda  nam  się  popytać  widzów,  co  sądzą  o  aresztowaniu
Arthura Tomkinsa.

Dianę milczała.

- Oczywiście, mogę iść tylko z chłopakami, Dianę. Ty nie

musisz.

- Nic.  nie  ma  sprawy.  Matthew.  Chętnie  się  wybiorę.  Za-

stanawiałam się tylko, czy dzieci i Emily będą miały ochotę na
koncert. Spędzam z nimi tak mało czasu.

Zanim  Matthew  zdążył  odpowiedzieć,  odezwał  się  telefon

Dianę. Leslie Pattcrson dzwoniła, żeby jej powiedzieć, ze bar-
dzo chętnie z nią porozmawia. Jak najszybciej.

* * *

Leslie  czekała  na  nich  na  ławce,  przy  wypożyczalni sprzętu

plażowego.  Dianę  zaproponowała,  żeby  spotkały  się  na  pro-
menadzie. Wiedziała, że kamerzysta będzie chciał zrobić kilka
długich  ujęć,  najchętniej  reporterki  i  jej  rozmówczyni,  spa-
cerujących podczas wywiadu. Taki materiał będzie można wy-
korzystać  podczas  montażu,  wystarczy  tylko  potem  dodać  ko-
mentarz.

- Co  powiesz,  żebyśmy  przeszły  się  promenadą  w  stronę

Asbury  Park? -  zaproponowała  Dianę,  gdy  już  podpięto  im
mikrofony.

Kamera ruszyła, a Dianę rozpoczęła wywiad.

- Leslie,  kiedy  rozmawiałyśmy  w  sobotę,  w  miejscu.

gdzie cię znaleziono, nie zapytałam, co zapamiętałaś z tamie i
nocy.  kiedy  odzyskałaś  wolność. Jak  znalazłaś  się  w  tej
altanie?

Leslie  zerknęła  w  stronę  majaczącego  w  oddali  budynku

kasyna.

- Cóż.  pamiętam,  że  potwornie  bolała  mnie  głowa.  Wyob

rażam sobie, jak Carly musiała cierpieć, jeśli jej zabójca uderzył
ją tak mocno jak mnie. Pamiętam, że miałam związane ręce
i nogi, i że wziął mnie pod pachy i zaciągnął tam. gdzie mnie
znaleziona.

- Broniłaś się? - zapylała Dianę.
Leslie zwiesiła głowę,

- Nic. Chciałabym móc powiedzieć, że się broniłam, ale to

nieprawda. Tak się bałam,  że  mnie  zabije, że w ogóle  się nie
szarpałam.

- Więc lak po prostu ciągnął bezwładne ciało?
- Właściwie tak - przyznała Leslie,
- A co się działo potem?
- Kiedy  wydostaliśmy  się  z  tego  miejsca,  gdzie  mnie

przetrzymywał,  szum  oceanu  się  nasilił.  Pamiętam,  że  po-
wietrze wydało mi się takie świeże. Ale to trwało tylko przez
minutę, może dwie, bo zaraz wsadził mnie do bagażnika.

- Do jego samochodu?

- Tak przypuszczam, Miałam zawiązane oczy, musiałam się

skulić,  żeby  się  tam  zmieścić,  a  potem  klapa  się  zatrzasnęła.
Boże.  jak  ja  się  bałam. -  Mimo  poł

udniowe

S°  "P"^*

Leslie

pocierała nagie ramiona, jakby chciała się rozgrzać.

- Wyobrażam sobie - powiedziała Dianę. - Co działo się

później?

Leslie wzięła głęboki oddech i mówiła dalej:

- Wiedziałam,  że  gdzieś  jedziemy,  ale  nie  miałam  pojęcia

dokąd ani w jakim celu.

- Jak długo to trwało?
- Nie jestem pewna. Zdawało mi się. że całe wieki, ale wtedy

każda  minuta  ciągnęła  się  w  nieskończoność.  Chyba  niezbyt
długo.  W  końcu  samochód  się  zatrzymał,  usłyszałam,  że  ot-
worzył się bagażnik.

- I co wtedy?

background image

Kobiety dotarły na sani koniec promenady. Przed nimi znaj-

dowało się stare kasyno. Zatrzymały się i oparły o barierkę,
żeby popatrzeć na wodę, podczas gdy ekipa z kamerą zbiegła na
dół, by sfilmować je z plaży.

- Wtedy wyciągnął mnie, przez chwile wlókł po trawie i

w końcu porzuci! w altanie. Podejrzewam, że tak samo było z
Carly,  Tylko  że  ona  nie  miała  tyle  szczęścia  co  ja.  Nie  żyła,
kiedy ją tu zostawił.

- Może dokończymy wywiad tu. na tej ławce? - zapropono-

wała Dianę. Przerwały rozmowę i zajęły miejsca, ekipa z kame-
rą wróciła z plaży i rozstawiła sprzęt.

- Lcslie,  podczas  naszej  poprzedniej  rozmowy  wspomnia-

łaś, że porywacz zmuszał cię do tańca.

- Tak, - Leslie niespokojnie wykręcała dłonie.
- Możesz opowiedzieć coś więcej?
Leslie ciężko westchnęła,

- To  było  straszne.  Nie  wiedziałam,  kto  mnie  trzyma.

Zawsze  bardzo  lubiłam  tańczyć.  Pamiętam,  jak  tańczyłam
z moim ojcem, kiedy byłam mała. Stawałam na jego butach
i wirowaliśmy po salonie. Pamiętam też, jak cudownie czułam
się,  tańcząc  z  Shawnem. -  Kamera  uchwyciła  dreszcz*  jaki
wstrząsnął ciałem Leslie. - Już nigdy nie odważę sie zatańczyć
/ m^/czyzną.

Dianę układała w głowie ostatnie pytanie.

- Leslie, śmierć Carly jest wielką tragedią. Ale przyczyniła

się do tego, że policja w końcu zaczęła ci wierzyć. Wszyscy już
wiedzą, że nie wymyśliłaś tej historii. Teraz na pewno czujesz
się lepiej, prawda?

- Tak- odparła cicho Leslie. - Czuję się lepiej.
- A jak się czułaś, kiedy zarzucano ci oszustwo?
- Okropnie, po prostu okropnie. - W oczach Leslie pojawiły

się łzy, -Tytko strasznie mi przykro, że Carly musiała umrzeć.
żeby ludzie mi uwierzyli,

-86-

Ciotka ErniW nie pilnowała go tak bardzo tego popołudnia.

Odkąd  aresztowano  tego  porywacza,  wyraźnie  się  uspokoiła.
Nawet  pozwoliła  Anthony'emu  iść  na  spacer  po  plaży,  me
pytając, gdzie dokładnie się wybiera. Bez problemu jeszcze raz

dotarł do kasyna.

W środku było równie ponuro i mrocznie, jak dzień wcześ-

niej. Miniobóz nadal znajdował się w tyra samym miejscu. Tym
razem Ambony rozłożył się wygodnie na brudnym żółtym kocu
i poczęstował się  napojem  z puszki.  Pijąc, zastanaw.ał  się, do
kogo należał koc. i kto nosił tę kurtkę narciarską. Może ten facet
w stroju wojskowym ukrywał się tu przed światem. Może nawet

tu mieszkał.

Anthony chciał się dowiedzieć, ale czuł. że za dnta to niemo-

żliwe.  Postanowił  wrócić  po  zapadnięciu  zmroku.  Wtedy  się
przekona, czy ktoś tu nocował.

* * *■

Anthony  wydostał  się  przez  szczelinę  pod  betonem,  jego

oczy  szybko  przywykły  do  światła  dziennego.  Wracając  na
plażę  co  chwilę  się  zatrzymywał  i  przekopywał  stopą  piasek,
próbując znaleźć choćby małego kraba. Zbliżając stę do znajo-
mego plażowego parasola, zauważył, że Michelle i ciotka Emi-
ly rozmawiają z jego matką. Anthony podbiegł do nich.

- Hej, mamo. Co tu robisz? - zapytał.
- Mam wolną chwilę. Pomyślałam, że wpadnę do was t zo-

baczę, co porabiacie.

Anthony nie chciał tego mówić, ale ucieszył się. Spojrzał

w stronę promenady.

- Gdzie Matihew? - zapytał.
- Wrócił  do  siebie,  ale  jak  chcesz,  to  możemy  się  z  nim

spotkać dziś wieczorem.

background image

- Fajnie. Zje z nami kolację?

~ Nie. Spotkamy się z nim później. Wieczorem odbędzie się

koncert. Moglibyśmy się razem wybrać - powiedziała Dianę.

Michelłe  obróciła  się  na  ręczniku  i  zasłoniła  dłonią  oczy

przed słońcem,

- Ooot  Koncert  Dave'aMatthewsa  w  Centrum  Sztuki?-za-

pytała  z  entuzjazmem,  jakiego  Dianę  nie widziała  u  niej  od
wieków. - Widziałam afisze i strasznie chciałam na to pójść.

- Nie. kochanie. Miałam na myśli koncert Letniej Orkiestry

Ocean Grove w Wielkiej Auli.

A w hony nie zwracał uwagi na oburzenie siostry. Zastanawiał

się, czy w takim układzie uda mu się wymknąć nocą do kasyna.
jak to zaplanował.

-87-

Obserwując  letników,  spacerujących  po  terenie  ośrodka

Wspólnoty  w  Modlitwie.  Dianę  przypomniała  sobie  stary  film
Disneya. „Polłyanna". Choć wszyscy ubrani byli zgodnie z let-
nią modą, obowiązującą w nowym milenium, atmosfera panująca
wśród  wiktoriańskich  zabudowań  była  zupełnie  niedzisiejsza.
W  letni  wieczór  świat  wydawał  się  spokojny  i  bezpieczny.
Jedynie żółta taśma policyjna, która nadal oplatała altankę nad
studnią, przypominała wydarzenia, jakie miały tu miejsce.

- Cieszę  się.  że  złapali  tego  faceta -  powiedział  pierwszy

rozmówca Dianę. - Trochę szkoda, że to umysłowo chory. To
sprawia, że ta historia jest jeszcze smutniejsza.

- Przez  cały  czas  nie  spuszczałam  dzieci  z  oka.  Wreszcie

można  się  uspokoić  i  cieszyć  wakacjami.  Przykro  mi.  że  to
mówię -  przyznała  zagadnięta  kobieta. -  Rodzice  tej  biednej
dziewczyny  pewnie  przechodzą  piekło.  Już  nigdy  nic  będą
cieszyć się latem.

Po nakręceniu jeszcze kilku rozmów Maiihew polecił chłopa-

kom, żeby przeszli się z kamerą po ośrodku i zrobili parę ujęć.

- A potem macie wolne. Zadzwonię do was rano, jeśli okaże

się. że mamy przesłać jakiś materia! dla Oto Ameryka.

- Czyli nie musimy Filmować koncertu? - zapylał Sammy.
- Nie, nie musimy niczego więcej filmować - odparł Mat-

thew. - Ale, jak macie ochotę, możecie z nami iść.

- Nie, dzięki - powiedzieli równocześnie Sammy i Gary.
- Dlaczego  my  musimy,  a  oni  nie? -  jęknęła  Michelłe.

patrząc za odchodzącymi mężczyznami.

- Bo to coś. co możemy zrobić razem, jako rodzina - ucięła

Dianę. - Nie zaszkodzi spróbować.

* * *

Orkiestra  grała  typowy  tetnio-urlopowy  repertuar.  Po  kilku

szlagierach typu .,Nad morzem, nad morzem, nad naszym pięk-
nym morzem" Michelłe nie wytrzymała.

- Wyjdźmy stąd - syknęła do Dianę.
- Jeśli nie podoba ci się muzyka, nie /wracaj na nią uwagi

odparła Dianę. - Po prostu siedź i patrz. To miejsce jest

niesamowite.

Najpotężniejsza  budowla  w  Ocean  Grove  była  wielkości

stadionu.  Jedyne  słowo,  jakie  nadawało  się.  by  ją  opisać,  to
gigant. Pod drewnianym, kopułowym sklepieniem mieściło się
siedem tysięcy osób. Na tylach sceny zainstalowane były olb-
rzymie organy z dziesięcioma tysiącami piszczałek, wśród któ-
rych były takie wielkości ludzkiego palca. Akustyka była tu

idealna.

Rozglądając się po auli, Dianę zauważyła mężczyznę wska-

zującego widzom miejsca. Stojąca obok niego i trzymająca go
pod  ramię  kobieta  wydała  jej  się  znajoma.  Po  chwili  namysłu
Dianę zidentyfikowała ją. To była Helen Richey. Nie wyglądała

na szczęśliwą.

Dianę  na  moment  odwróciła  się  w  stronę  sceny,  a  kjedy

jeszcze raz spojrzała W tamtym kierunku, pary już nie było.

background image

-88-

- Helen, tobie naprawdę trudno dogodzić - syknął Jonathan,

starając się mówić cicho. Miał ochotę głośno krzyczeć. Niech
wszyscy  się  dowiedzą,  że  ma  po  dziurki  w  nosie  tej  całej
Wspólnoty w Modlitwie, nienawidzi życia w namiotach i wcale
nie ma ochoty całymi dniami być trzeźwym jak świnia. Dzień
w dzień.

- Jestem tu. spełniam obywatelski obowiązek, zgłosiłem się

na ochotnika do obsługi tego koncertu, choć szczerze mówiąc,
znam setki innych, przyjemniejszych sposobów spędzania cza-
su.  Ale  ty  wciąż  nic  jesteś  zadowolona.  Helen,  mam  dość.
poddaję się, nie będę więcej próbował cię uszczęśliwić,

Dobrze,  że  było  ciemno  i  Jonathan  nie  widział  łez  w  jej

oczach. Szła za nim. gdy maszerował w stronę ich namiotu, ale,
zanim skręcił w Badi Avenue. zawołała go i poprosiła, żeby się
zatrzymał. Wiedziała, że gdy znajdą się na swojej ulicy, sąsiedzi
usłyszą każde ich słowo.

Jonathan odwrócił się i zaczekał na żonę, Chciała wziąć go

pod ramię, ale się wyrwał.

- Dobrze. Powiem ci, dlaczego tak zrzędzę i marudzę.
Nie widziała dokładnie jego twarzy, ale czuła, że przygląda

jej się wyczekująco.

- Wszystko przez to, że ostatnio żyję w potwornym stresie.

- W jakim stresie? - zapytał Jonathan. - Helen, spędzasz

lato dokładnie tak, jak chciałaś, prawda? Jeśli ktoś jest tu w
stresie, to ja.

- Jonathan,  wiem,  że  ci  się  tu  nie  podoba -  odezwała  się

łagodnie. - Pewnie nie miałam prawa upierać się, żebyśmy co
roku  tu przyjeżdżali.  Nigdy  bym  sobie nie  wybaczyła,  gdybyś
przeze mnie zrobił jakieś głupstwo.

- O czym ty mówisz?

Helen nie mogła dłużej już tego ukrywać.

- Czy w ubiegły czwartek byłeś Ocean Grove? Zajrzałam do

twojego portfela i znalazłam wizytówkę Z notatką na odwrocie:
18 sierpnia, czwartek, 76.00.

- Helen, na miłość boską, czego szukałaś w moim portfelu>

- W jego głosie słychać było gniew.

- Wierz  mi.  ja  nigdy  przedtem  nie  zaglądałam  do  twojego

portfela  Tylko  tym  razem,  kiedy  usłyszałam,  jak  kłamiesz
policji, że tamtej nocy. kiedy Carly wyszła od nas, byłeś w do-
mu. A potem jeszcze, na dodatek, ja sama okłamałam tę dzien-
nikarkę... Jonathan, potwornie mnie to męczyło.

- Więc postanowiłaś sprawdzić mój portfel?
- Ja  nawet  nie  wiedziałam,  czego  szukam -  jąkała  się. -

Wiesz,  chyba  chciałam  znaleźć  jakieś  potwierdzenie,  że
wszystko jest w porządku. - Spuściła oczy. - Jonathan, tak mi
wstyd, ze to zrobiłam,

Kiedy  na  niego  spojrzała,  Jonathan  tylko  pokręcił  głową.

Jeśli  Uczyła,  że  wyjaśni,  skąd  w  jego  portfelu  wzięła  się  ta
wizytówka, to czekało ją rozczarowanie.

- Helen,  nie  musisz  wszystkiego  o  mnie  wiedzieć.  Idę  s)ę

przejść - oznajmił. - Mam parę spraw do przemyślenia.

Patrzyła  za  oddalającym  się  mężem  i  nie  widziała,  co  ma

robić Pewna była jedynie tego, że musi wrócić do namiotu i
zwolnić  panią  Wilcox

(

  która  opiekowała  się  dziewczynkami.

Jonathan mógł sobie odejść. Ona nie,

-89-

- Każde samookaleczenie, czy to poprzez cięcie się. przypa-

lanie, sińce, to próba uśmierzenia bólu - wyjaśnił doktor Mes-
singer. siadając obok regału w swoim gabinecie.

- To bez sensu - zauważyła Anna. - Zadawanie sobie bólu

żeby zmniejszyć ból.- Wróciła do domu. żeby włożyć długą
bawełnianą spódnicę i teraz była pewna, że zakryła

wszystkie rany.

- Prawda? Cięcie się daje tylko krótkotrwałą ulgę, Anno.

background image

Niczego nie rozwiązuje. - Doktor Messinger spojrzał na zegar
ścienny. -  Skończmy  na  dziś,  Anno.  Do  zobaczenia  w  przy-
szłym tygodniu.

Anna posłusznie wstała, nie wiedząc, ezy ma się denerwo-

wać,  czy  cieszyć.  Nie  lubiła,  kiedy  jej  terapeuta  lak  nagle
kończył  sesje.  Znowu,  kiedy  czuła,  że  jest  bliska  zrozumienia
swojego problemu, Messinger mówił, że czas minął. A jednak
Anna zawsze z ulgą przyjmowała koniec sesji.

Wiedziała, że jej zdrowie psychiczne po części zależało od

asertywnoSci. Wtorek o dziewiątej wieczór 10 za późno. Chcia-
ła, żeby terapeuta przełoży! ich spotkania na inną godzinę, ale
do dziś nie miała śmiałości o to poprosić.

- Panie doktorze?
- Tak, Anno?
- Chciałam  zapytać,  czy  nie  mógłby  pan  wyznaczyć  dla

mnie innej godziny. Wolałabym przychodzić trochę wcześniej.

Messinger,  skoncentrowany  na  swoich  noiatkach,  nie  pod-

niósł głowy.

- Porozmawiamy o tym w przyszłym tygodniu,
Przełknęła jego lekceważący ton, ale zanim wyszła, jeszcze

raz spojrzała na regał.

- Gdzie  się  podziały te  wszystkie  kolorowe  segregatory?

- zapytała. - Zauważyłam, że założył pan dla mnie nowy. Ma
inny odcień zieleni.

- Anno, nie chciałbym, żebyś" się niepokoiła, ale w weekend

ktoś włamał się do mojego gabinetu i je zabrał.

Obserwował jej twarz.

- Chce pan powiedzieć, że ktoś ukradł pańskie notatki na

mój  temat? -  zapytała  ze  zgrozą. -  Jakiś  obcy  człowiek  może
poznać  moje  prywatne  sprawy,  o  których  z  panem  rozma-
wiałam?

- Anno, proszę, postaraj się nie denerwować. Robię zapiski

skrótami, które tylko ja znam. Wątpię, by ktoś poza mną potrafił
je rozszyfrować.

™dczas sesji grupowych. Przyglądała się, jak doktor Messinger

*.> ,f obserwuje, zamiast leczyć. A teraz zniwy j^ ££1S tukana.
Czy to jak* zna.? Mo* powmna ™r/ać terapie od nowa, z kimś
innym? "S3* wsiadała do starego samochodu ojca, rzuci.
torTbkfna tylne siedzenie, zapięła pas i ostrożnie wyjechała
wielkim fordem z parkingu.

* * *

Najważniejsze to zachować odpowiednią odl^ość. iebyAn-

J&E3*  i,  jest  ^"^r^ZrcSe dopracowane  bardziej  tM ******
dotyczące Ctoly. Gdie ZZadany & okazja, by P°™ć Ann,, me
tyla jasne. Ale cel wstał wyraźnie określony.

* * *

Pamiętając, że najbliższy McDonakTs znajdował się przy

M

SJ

I

w Asbury Park. Anna ruszyła w *£*££&

Podjechała przed okienko i długo przeglądała ofertę na koloro
wej tabhcy , menu. krzywiąc się . mesmakiem na w.dok
wysokokalorycznych propozycji.

7

,

d

łueo

Stoiacv za nią klient zatrąbił ze zmecierphwiemem. Za długo się
namyśli. Niespokojna i spięta, Anna wyjechała z kolejk,,
nekł dając zamówienia i znalazła miejsce na parkmgu. Próbki
zebrać się w sobie. Jeśli chciała wyzdrowieć,

background image

powinna  choć  spróbować  skorzystać  z  zaleceń  terapeuty.  lak
mogła  winić  doktora  Messtngera  za  niepowodzenie  w  terapii.
skoro nigdy nie wypełniała jego połeceń? Musi wejść do Środka,
kupić Big Maca, i zjeść chociaż kawałek.

Z takim postanowieniem wysiadła z samochodu i ruszyła

w stronę restauracji.

* *■ *

Widać  ją  przez  szybę.  Biedactwo.  W  jasnym  pomieszczeniu

restauracji  wydawała  się  mocno  przestraszona.  Wykrzywiła
rozpaczliwie usta, i stojąc w kolejce, patrzyła na tablicę z menu.

Parking był prawie pełen, ale mało kto zdecydował się jeść

w samochodzie. Ci, którzy nie wysiedli, skupili się na odwijaniu
i pochłanianiu posiłku. Wystarczyło podejść do starego niebies-
kiego forda, otworzyć niezamknięte na klucz drzwi i usiąść na
tylnym siedzeniu.

-90-

- „Od morza, do morza !*' - Publiczność odśpiewała ostatnią

piosenkę koncertu i zaczęła wychodzić z auli.

- Fajnie było, prawda? - zapylała Dianę, gdy znaleźli się na

zewnątrz.

- Cóż, z pewnością bardzo pobożnie - zauważył Matthew.
- Zupełnie jak nie z tej epoki - powiedziała Emily. Michełle

i Anthony przewrócili tylko oczyma.

Dianę wyjęła z torebki komórkę i sprawdziła wiadomości.

- Shawn Ostrander wciąż się nie odezwał - powiedziała. -

Mam  przeczucie,  że  trzeba  jak  najszybciej  dostarczyć  mu  te
kopertę  od  siostry  Arthura  Tomkinsa.  Kto  wie,  jakiego  mu
przydzielą obrońcę? Shawn powinien wiedzieć, że ma środki na
wynajęcie adwokata dla Arthura.

- Wiesz co? - powiedział po namyśle Matthew. - Przed

powrotem do motelu mógłbym wstąpić do „Kamiennego Kucy-
ka"  i  sprawdzić,  czy  czasem  Shawn  nie  stoi  dziś  za  barem.
Zostawię mu forsę, może będzie chciał pogadać o tym, co się

-

J

Och byłoby świetnie! Spróbuj go namówić na wywiad.

- Mamo, mogę jechać Matthew? - wtrącił się Anthony.
- Synku, to nie jest dobry pomysł.

_  Dlaczego?  Nie  mam  nic  innego  do  roboty.  Wolę  to,  niz

wracać do tego naszego nudnego, starego motelu.

-

Kamienny Kucyk" co bar, Anthony. Nie dla dzieci.

- Zaczekam  w  samochodzie.  Z  zamkniętymi  drzwiami.

Obiecuję, mamo. Matthew nie będzie tam długo siedział, praw
da, Matthew?

Dianę spojrzała na producenta.

- Co ty na to?

- Nie mam nic przeciwko temu, Dianę, jeśli ty się zgadzasz

- zapewnił Matthew.

- W porządku, Anthony. Ale nie zamęczaj Matthew. I pokaż

mi się zaraz, jak wrócisz.

-91-

Anna usiadła za kierownicą. Wstrzymując oddech, otworzyła

papierową  torebkę  i  rozpakowała  Big  Maca. Dasz  radę, po-
wtarzała sobie w myślach.

Rozejrzała się na wszystkie strony, żeby się upewnić, czy nikt

jej  nie  obserwuje.  Pasażerowie  siedzący  w  sąsiednich  samo-
chodach nie zwracali na nią uwagi.

Opanowała  zniechęcenie,  jakie  wywoływał  w  mej  sam  za-

pach i zbliżyła hamburgera do ust. Starała się me myśleć O
swoim  ciele  ani  o  tym,  jak  wpłynie  na  nie  ten  posiłek.  Kiedy
wreszcie  zebrała  w  sobie  całą  odwagę,  by  ugryźć  pierwszy
znienawidzony kęs. dostała cios w tył głowy.

background image

-92-

- Nie przyszedł dziś do pracy! - Kelner musiał przekrzyki-

wać  głośną  muzykę. -  Zadzwonił  i  poprosił,  żebym  wziął  za
niego zmianę. Chodzi o tego chorego psychicznie gościa, któ-
rym się zawsze zajmuje.

Matmew miał ochotę zostawić kopertę u tego kelnera, ale po

namyśle zmieni! zdanie. Powinna trafić do rąk własnych Shaw-
na. Poza tym, będą mieli jeszcze jedną szansę, żeby spotkać się
jutro z Shawnem. Może zgodzi się na rozmowę, jeśli wyświad-
czą przysługę jemu i Arthurowi Tomkinsowi?

Słuchając  grającej  na  żywo  kapeli,  Matthew  nuał  ochotę

zostać  dłużej  i  wypić  choć  jedno  piwo,  aie  z  czekającym  na
niego Anlhonym to nie wchodziło w rachubę. Wyszedł z knajpy
i skierował się prosto do samochodu. Anthony, zgodnie z obiet-
nicą, siedział w środku z zablokowanymi drzwiami.

Podjechali  przed  „Tańczące  Wydmy".  Anthony  otworzył

drzwi od strony pasażera.

- Dzięki,  Matthew. To było sto razy  lepsze  od siedzenia

w domu z mamą, siostrą i ciotką.

Noprobłemo, Anthony, Do jutra. Może wieczorem znowu

zagramy w minigolfa?

- Super!
Anthony wbiegł po drewnianych schodach na ganek motelu,

odwrócił się i przez chwilę patrzył za odjeżdżającym samocho-
dem MatUiew. Kiedy czerwone światła znikły za zakrętem, zbiegł
ze schodów, przeszedł przez ulicę i popędził w stronę promenady.

-93-

Pulsowanie w czaszce było nie do wytrzymania, Anna próbo-

wała otworzyć oczy, ale coś jej nie pozwalało. Chciała się

wyprostować i podnieść głowę, ale osunęła się z powrotem na

siedzenie samochodu.

... „.

Gdzie była? Co się stało? Starała się pozbterać myshjł.g

Mac Postoi na parkingu. Pierwszy kęs. Przeszywający ból.

M

  Don^Sa  się'  że  jelt  w  samochodzie,  ktoś  fc  gdzieśwtezte.

Słyszała  cichy  szum  klimatyzacji  i  nujające  .eh  samochody.
ByhT  w  fordie  ojca -  uświadomi  to  sobie  gdy  rozeznała
S>me stukanie silnika. W powietrzu wciąż było czuć zapach

'TSfzawołać o pomoc, ale coś wrzynało jej się w k**i

ust. uniemożliwiając krzyk.

* * *

Samochód nagle się zatrzymał. Anna usłyszała^ ktoś w^ą.

kluczyki ze stacyjki. Drzwi od strony kierowcy s.ę otworzyły
i no chwili zamknęły.

,      .

P

Muno knebla zakwiliła cicho, gdy ?>*^™^t Czyjeś ręce

chwyciły ją pod pachami, podmosły do s,adu t wy wlekły z
samochodu.

-94-

Diane  doszła  do  wniosku,  że  Anthony  zapomniał  po  po-

wrS zateć do jej pokoju, dlatego przed udamem stę na

zapukała głośniej. Nadal nic. Nacisnęła klamkę, ale drzw. były

zamknięte.

Wróciła do siebie.

_ Nie ma eo - poinformowała siostrę.

_  P  wnie  poszli  na  pizzę  albo  cos -  wysapała  Emd  . nie

przerywając brzuszków. - Przestań stę tak ctągle zama-nwiać.

background image

-95-

Anthony  był  zmęczony.  Wiedział, że nie  powinien  dłużej

czekać". Mama zabije go. jeśli się dowie, że tu przyszedł. Jeśli
właściciel koca i chłodziarki nie zjawi się zaraz, wróci dodoniu.
Miał  nadzieję,  że  uda  mu  się  przemknąć  do  swojego  pokoju,
szybko rozebrać i wśliznąć do łóżka, zanim mama się zorien-
tuje. A jutro spróbuje jeszcze raz.

Jeszcze  pięć  mima, postanowił,  siadając  na  podłodze.  Pod-

ciągnął  kolana  pod  brodę  i  zaczął  wsłuchiwać  się  w  szum
oceanu  dobiegający  zza  ściany  kasyna.  Jakiś  chrzęst  przerwał
monotonne  mruczenie  wody,  ałe  Anthony  nie  potrafił  powie-
dzieć, co to było i skąd dobiegało. Dobrze, źe przez dziurę w
suficie wpadała choć odrobina światła księżyca.

Wstał,  gotowy  zrezygnować  na  dziś,  kiedy  nagle  zauważył

zbliżające się w jego kierunku światło. Wyciągnął głowę, żeby
zobaczyć, kto trzymał latarkę.

background image

-96-

- Coś długo ich nic mu.
- Uspokój się. Ditme. Nie ma się czym martwić - uspokajała

ją Emily, zdejmując kapę ze swojego łóżka.

- Ale juz po północy. Powinni już dawno wrócić. Dzwonię

do Maltbew.

- Anthony  nie  lubi.  kiedy  go  sprawdzasz -  powiedziała

Emily i  zajęła się poprawianiem poduszki. -  Pomyśli, że trak-
tujesz go jak małe dziecko. Zawstydzisz go.

- Trudno, -  Dianc  wyjęła  z  torebki  komórkę  i  wybrała

numer.  Po  pięciu  dzwonk&ch  w  słuchawce  odezwał  się  głos
Maithew,

- Witam, tu Maithew Voigi. Zostaw wiadomość po sygnale.

fxldzwortię. jak tylko będę mógł,

- Małthew. tu Dianę. Chciałam tylko sprawdzić, co robicie

z  Antnonym.  Pewnie  wyszliśoie  coś  zjeść  i  już  wracacie.  Ate
oddzwoń do mnie. dobrze?

* * *

Wróciwszy do „Kamiennego Kucyka". Maithew usiadł przy

barze  i  zamówił  piwo.  Szczyt  je,  przytupując  nogą,  a  głośna
muzyka zagłuszała dzwoniący telefon.

-97-

Ukryty za iiybunami Anthony obserwował jak zaczarowany.

ale nic był pewien, co widzi. Tęższa posiać odłożyła latarkę na
koc.  Snop  światła  padał  nisko  przy  ziemi,  dprawiając,  że  An-
thony wyraźniej dostrzegał kończyny niż góme części ciał. Na
kocu  siały  najchudsze  łydki,  jakie  w  życiu  widział.  Czyżby
należały do d/k-cka"

Obok gołych, chudych jak u ptaka nóg. stały inne. ukryte

background image

w  luźnych  spodniach.  Anthony  wstrzymał  oddech,  gdy  ubrane
nogi zbliżyły się do tych gołych. Po chwiłi obie postacie zaczęły
się kołysać. Rytmicznie, do przodu i do tyłu. Anthony patrzy!
jak zaczarowany, w pewnym momencie zauważył, że sam także
łagodnie się kołysze. Trzy ciała w pogrążonym w mroku kasy-
nie poruszały się do rytmu fal.

Ocean. Był nieomał na wyciągnięcie ręki, tuż ścianą. a

zdawało  się,  że  równie  dobrze  może  być  na  drugim  końcu
świata. Podniecenie Anthony'ego powoli zamieniało się w nie-
pokój. Cały ten taniec, o ile można to tak nazwać, przyprawiał
go o dreszcze. Chciał wydostać się z kasyna i co sił w nogach
biec promenadą. Motel, na który jeszcze kilka godzin temu tak
narzekał,  wydawał  się  najprzytulniejszym  miejscem  na  ziemi
Własne łóżko, czysta pościel, gorący prysznic, mama.

-98-

Zespól skończył grać. Matthew sięgnął do kieszeni po port-

fel. wyjął z niego kilka banknotów i położył je na barze
Dopiwszy trzecie piwo, wyszedł z baru.

Nocne  powietrze  było  jak  balsam,  dawało  cudowne  wy-

tchnienie  po  nieustępliwym,  morderczym  upale  panującym  za
dnia. Uśmiechnął się do  siebie z  zadowoleniem. Miał  za sobą
dobry dzień. Praca Świetnie im szła. Szkoda, że to, co dla niego
było znakomitą historią, dla innych oznaczało tylko cierpienie
i rozpacz.

Przeszedł przez ulicę i kierował się na południe. Z boku miał

Ocean  Atlantycki,  a  przed  sobą  krótki  spacer.  Na  parkingu
niedaleko starego kasyna, czekał jego samochód.

Potknął się na pustej butelce, leżącej na ulicy, zatoczył się

ale nie upadł. Na parkingu upuści! kluczyki, podniósł je i przez
chwilę  męczył  się,  próbując  odblokować  drzwi  W  końcu  je
otworzył i wsiadł do samochodu, nie zwracając uwagi na nie-
bieskiego forda, zaparkowanego tuż za nim.

-99-

W słabym świetle latarki ledwo widział tancerzy. Zwolnili,

w  końcu przestali się kołysać. Jedna z osób uklękła. Anthony
zauważył, że odziane w kurtkę narciarską ręce zawiązały coś 3
szczupłych  nagich  kostek.  Plastikowe  kajdankt!  Serce
Anthony'ego bilo coraz szybciej.

Drobna postać ze związanymi rękoma , nogami powoli osu-

nęła się. niczym szmaciana lalka i zastygła w bezruchu na kocu
Mimo słabego oświetlenia, Anthony po raz pierwszy dostrzegł
głowę dziewczyny. Między kneblem a opaską na oczach ster-

czat mały nosek.

.

W ustach poczuł smak lodów orzechowych, kredy jego po-

drażniony żołądek próbował pozbyć się swojej zawartości. To

01

Amhonywiedział, że musi natychmiast stąd uciec. Musiał jak

najszybciej wezwać pomoc.

-100-

Matthew wjeżdżał właśnie na parking przed motelem, kiedy

zadzwoniła ieeo komórka.

D^ Bogu powiedziała Dianę. - Wydzwantam za

wami cały wieczór. Gdzie jesteście?

Gdzie  jesteście? Matthew  pomyślał,  że  musiał  się  prze-

słyszeć.

- Właśnie wróciłem do motelu.
- A Amhony?

Natychmiast wytrzeźwiał, słysząc pytanie Dianę.

- Powinien być u siebie.
- Ale go nie ma.
- Dianę, przysięgam, odwiozłem go chwilę po jedenastej.

Sprawdzałaś, czy nie ma go w pokoju? _

Oczywiście - odparła krótko. - Nie ma go.

background image

- Zaraz tam będę - powiedział, wycofując samochód  z  po

wrotem na ulice.

-101-

- Michelle? - Dianę potrząsnęła córkę za ramie. - Michelle,

obudź się.

- Co? - Dziewczyna z trudem uchyliła powieki.
- Nie wiesz, gdzie jest Anthony?
- Jest u siebie. - Zamknęła oczy,

- Michelle. proszę cię. Obudź się i posłuchaj.
Michelle podniosła się i podparła na łokciu.
- Dobra, już nie śpię - powiedziała, przecierając oczy.
- Matthew  mówi.  że  podrzucił  tu  Anthony'ego  godzinę  ie-

mu, ale jego nie ma w pokoju. Nie wiesz, gdzie może być?

- Nie,  nie  mam  pojęcia.  Ale  ja  na  twoim  miejscu  nie  mart-

wiłabym się. Mamo, sama wiesz, jaki z niego mały półgłówek.

- To  mój  mały  półgłówek.  I  bardzo  się  o  niego  martwię.

Michelle.  Ty  chyba  nie  zdajesz  sobie  sprawy  z tęga, co  się
mogło stać.

* * #

Dianę  i  Emily  rozmawiały  w  hoiu  z  Carlosem.  kiedy w

drzwiach  pojawił  się  Mattliew.  W  ciągu  lej  krótkiej  chwili
zdążył całkowicie wytrzeźwieć.

- Carlos mówi, że nie widział, żeby Anthony wracał - poin-

formowała go Dianę.

- Właśnie.  A  byłem  tu  prawie  przez  cały  wieczór,  miałem

sporo papierkowej roboty - wyjaśnił właściciel motelu.

Matthew podszedł do Dianę.

- Nie chcę wywoływać niepotrzebnej paniki, ale uważam, że

ze względu na to, co się tu ostatnio dzieje, powinniśmy zawia-
domić policję.

- Już. to zrobiłam.

-102-

Dyspozytor miał dwa radiowozy i oba były w terenie. Jeden

wvjechal  do  domu  Anny  Caprie.  by  zaniepokojeni  rodztce
mogli  złożyć  zeznania,  drugi  był  w  drodze  do  gabinetu  te-
ra

P

eutv.  Gdyby  się  okazało,  że  na  parkingu  przed  budynk,em

dokonano przestępstwa, należało jak najszybciej zabezpieczyć

""owen Messinger nic odbierał telefonu ani w domu, ani w
Kabinecie. Bill i Angela Caprie powiadomili policję, ze ich

córka poszła wieczorem na cotygodniową sesję terapeutycz-
ną. Anna wyszła z domu o ósmej, wtedy widzieli ją po raz

>S

Ponieważ  istniało  niebezpieczeństwo,  że  to  może  być  kon

tynuacja  horroru,  wsysającego  Ocean  Grove,  natychmiast
powiadomiono szeryfa  Alberta, który po służbie był juz w do
mu  Szeryf  zjawił  się  na  posterunku  w  chwili,  gdy  zadzwomła
Dianę  Mayf.eld.  Wiedząc,  że  ma  związek  z  mediami,  postano
wił osobiście z nią porozmawiać.

..    .

Starał  się  mówić  spokojnym  głosem.  Po.nformowal  ją,  że

wyśle  radiowóz  tak  szybko,  jak  to  możliwe  ale  przemilczał
fakt  że  właśnie  zaginęła  kolejna  mieszkanka  Ocean  Grove,
kobieta, której z pewnością nie uprowadził przebywający w are-
szcie Arthur Tomkins.

-103-

A  jeśli  nikt  mu  nie  uwierzy?  Może  się  zdarzyć,  że  zanim

wymknie się z kasvna, dobiegnie do motelu i wezwie pomoc.
postać w narciarskiej kurtce zniknie, zabierając ze sobą związa-
na i zakneblowaną dziewczynę.

Androny postanowił, że zdobędzie jakiś dowód dla pewność..

Obliczył w myślach odległość, jaka dzieliła go od miejsca w
którym się ukrywał, do dziury, przez którą mógł s.c wydostać

background image

na zewnątrz. Nie było daleko, a on bardzo szybko biegał. Zrobi
zdjęcie i ucieknie. Zdąży wybiec, zanim go złapią.

Ostrożnie wyjął z kieszeni aparat i na tyle dokładnie, na ile

pozwalało  słabe  światło,  wycelował  obiektyw.  Na  wyświet-
laczu LCD nie było wiele widać, obraz był szary i ziarnisty, ale
Anthony wiedział, że gdy włączy się lampa błyskowa, postacie
hęda wyraźne.

Chciał uchwycić twarz. Dokładnie zdawał sobie sprawę z te-

go, że ma tyłka jedną szansę, żeby zrobić zdjęcie. Zaczekał, aż
postać w kurtce narciarskiej zwróci się w jego stronę.

-104-

Policjanci z patrolu zajechali na pusty parking przed gabine-

tem doktora Messingera. Budynek był  zamknięty, a w oknach
było ciemno.

Na posterunku szeryf Albert wysłuchał przez radio raportu.

To oczywiste, że Arthur Tomkins nie miał nic wspólnego z
porwaniem  kolejnej  ofiary.  Albert  zastanawiał  się,  jak  mógł
się  aż  tak  pomylić,  podejrzewając  Shawna  Ostrandera.  Tak
bardzo  zdał  się  na  statystyki,  według  których  porywaczami
najczęściej  okazywaJi  się  byli  partnerzy  i  mężowie,  że  auto-
matycznie wpisał w ten obraz Śhawna, Cóż. w zasadzie trudno
było  mu  się  dziwić,  że  przyjął  takie  założenie.  Wszystko  się
zgadzało,  zwłaszcza  że  nie  jedna,  a  obie  porwane  były  jego
dziewczynami.

Tymczasem Lesłie Patterson i Anna Caprie były pacjentkami

Owena Messingera. Czy to możliwe, żeby terapeuta uprowadził
obie młode kobiety? Ale skąd w takim razie wzięła się tu Carly
Neath?

Szeryf Albert nie potrafił odpowiedzieć na te pytania. A po-

trzebował  odpowiedzi,  i  to  szybko.  Zanim  zginie  następna
ofiara. Kolejna śmierć zniszczyłaby Ocean Grove.

Muszą wejść do domu Messingera. Jeśli dobry pan doktor nie

pozwoli im sie rozejrzeć, trzeba będzie obudzić sędziego, żeby

wydał nakaz rewizji.

-105-

Helen patrzyła na śpiące córeczki i czuła, że jej świat się wali.

Jonathan nt wracał So namiotu. Z każdą chwilą ogarniało ją
co f wlkl Pr-rażeme na myśl. że mąż miał coś wspoLnego

tei ostatniej. Oznaczałoby to, że mężczyzna, którego jak ej się
XX dobrze  znał.  który  był  ojcem  jej  dzteen^remu  obiecała
wierność i uczciwość aż do śmierć, , b>\™^™

Nie była pewna, czy w ogóle ehce, żeby Jonathan wróć^

Sama już nie wiedziała, czego się po nim spodztewac^Czy

nie  miała  jednak  siły  zadzwomć  na  nobcję.  N  e*h  jej  Bog
wybaczy, ale wciąż kochała Jonathana , nie chemia by, L,

*^o2S£**  ao  buzi,  a  Hełen  odruchowo  go  wyj.  „Wsunęła
pulchną  nóżkę  Sarah  pod ^^^SA małe  aniołki  były  takie
niewinne. Jak m.ała tm wytłumaczyć to, co uczyni! ich ojciec?

-106-

Posiać otworzyła chłodziarkę, wyjęła z niej puszkę i zdjąw-

Jdziewczynielnebe.. zaczęła wlewać jej do ust dietetyką cole
Anthonv  usłyszał,  że  kaszle,  dławiąc  s.ę  napojem.  Trzy-
mtapaTa  nieruchomo,  czekając  na  okaz*  Postać  me  patrzya
* jego stronę. Miała opuszczoną głowę i zdawało s.ę. ze przy-
olada sie zawartości chłodziarki.

&

Anthony wstrzymał oddech, przeklinając samego

S1

eb.e za

^^2 w niej rzeczy. Ciekawe, czy naretarska

kurtka to zauważyła.

background image

Przykrywa  chłodziarki  opadła  z  trzaskiem,  postać  uniosła

głowę i spojrzała prosto na Anthony'ego.

-107-

- Carlos, czy mógłbyś otworzyć pokój Anthony'ego zapaso-

wym kluczem? - zapyta! Matthew. - Może znajdziemy coś. co
pozwoli nam się domyślić, gdzie poszedł.

- Dlaczego sama na to nie wpadłam? - westchnęła Dianę.
- Bo w tej chwili jesteś matka, a nie dziennikarka prowadzą-

cą śledztwo. Di - odparła Emily.

Dianę.  Matthew.  Emily  i  Carlos  stłoczyli  się  w  morskim

pokoju. Dianę wstrzymała oddech, widząc nienaruszone łóżko.
W pokoju było czysto, bo pokojówka zrobiła rano porządek. Na
podłodze leżały tylko kąpielówki Anthony^go, które rzucił tam
w południe, po powrociez plaży. Dianę podniosła je, wciąż były
wilgotne.

Matthew podszedł do sosnowej toaletki. Na wierzchu leżała

skórzana  męska  kosmetyczka,  ozdobiona  inicjałami  Antho-
ny'ego. w środku znajdowała się szczoteczka i pasta do zębów.
oraz mały dezodorant. Dianę przypomniała sobie, jak bardzo się
ucieszył, gdy dwa lata temu dostał na urodziny ten przybornik,
bo był identyczny jak ten, który miał ojciec.

Philip. Och, Boże, dlaczego nie ma tu Philipa? Tak bardzo go

teraz  potrzebowała.  Dianę  z  determinacją  wypchnęła  męża  ze
swoich myśli. Stamtąd, gdzie w tej chwili przebywał. Philip nie
mógł im w żaden sposób pomóc. Musiała sama sobie radzić
i odnaleźć syna.

- Mogę?-  zapytał  Matthew,  chwytając  uchwyt  gómej  szu-

flady.

- Jasne. - Dianę skinęła głową.
W środku znajdowała się bielizna i kilka par skarpet. W dru-

giej szufladzie Anthony trzymał koszulki i krótkie spodenki,
a w tej na samym dole konsolę Gamę Boy i kijka kartridży.

- Nie  widzę  tu  nic.  co  mogłoby  nam  pomóc -  powiedział

Matthew, szperając w drobiazgach.

Dianę poczuła, że ogarnia ją rozpacz.

- Moment.- Matthew wyjął jeden z kartridży. inny od pozo-

siatych. - To nie jest od Gamę Boya.

Diaue spojrzała na niego wyczekująco.

To  pamięć  od  aparatu  cyfrowego.  Do  przechowywania

zdjęć  Teraz  potrzebny  nam  aparat  Anihony*ego.  wtedy  przej
rzymy co tu ma. - Matthew jeszcze raz zajrzą) do szuflady.

- Podejrzewam, że Anthony ma aparat ze sobą- powiedzia

ła smutno Dianę. - Robił zdjęcia na koncercie.

* Tonie Nie martw się-uspakajał ją Matthew.-Możemy ją

podpis  do  mojego  komputera. -  Ruszył  w  stronę  drzwi. -

Skoczę po niego do motelu.

- Zaczekaj! -ożywił sięCados, - Nie mus.sz nigdzie jechać.

Na  dole  mam  laptop.  Chodźcie,  podepniemy  to  maleństwo.
Kilka  kliknięć  myszką  i  zobaczmy  wszystkie  zdjęcia,  jakie
zrobił Anthony.

-108-

Anthony wiedział, że kiedy błyśnie flesz, będzie musiał wiać.

ile sił w nogach. Zmuszając się do zachowania spokoju, nacis-
ną! spust migawki do potowy, i zaczekał, aż ustawią się ostrość
i światło. Wziął głęboki wdech i docisnął guz.k. Błysnęła

131

Ambony  odwróci!  się i  rzucił  do ucieczki,  przyciskają aparat

do piersi. Wiedział, że zaraz ruszy za nim pościg. Ale wiedział
też.  że  element  zaskoczenia  dawał  mu  przewagę,  a  młodość
zapewniała prędkość,

Był już prawie przy dziurze, przez którą mogl s.ę wydostać

na  plażę,  gdy  nagle  potkną!  się  na  zardzewiałej  puszce  i
upadł.

background image

-109-

Wszyscy czworo zeszli do recepcji i otoczyli biurko. Carlos

wldadal kartę pamięci do laptopa, gdy w drzwiach wejściowych
pojawi! się Kip.

- Och,  co  za  wieczór,  „Paradise"  pękał  w  szwach -  powie

dział, z trudem łapiąc oddech. - Carlos, szkoda, że nie dałeś się
namówić  na  wyjazd  ze  mną  do  Asbiiry  Park,  zamiast  się  mor
dować nad tymi papierami. - Kip urwał, zauważywszy zaniepo
kojone miny zebranych. - Co jest? Coś się stało?

Carlos wyjaśnił sytuację.

- Słodki Jezu, tylko nie to. - Kip natychmiast wytrzeźwiał,

-Co się z tymi miastem dzieje? W drodze do domu wstąpiłem do
„7-£leven" po coś do picia na rano. Akurat w radiu podawali, że
dziś wieczorem znów zaginęła jakaś dziewczyna z Ocean Grove.

-110-

Upadając, Anthony wypuścił z ręki aparat.'W panice próbo-

wał wstać, rozglądając się nerwowo po ciemnym pomieszcze-
niu. Och. jest I Metalowy gadżet, zawierający dowód na to, co tu

widział.

W  ułamku  sekundy  chwycił  aparat,  ale  tyle  samo  czasu

wystarczyło postaci w narciarskiej kurtce, żeby go dogonić i
złapać za nogę.

- 111 -

Kiedy policja przybyła na miejsce, w domu Owena Messin-

gera  nie  świeciło  się  żadne  światło.  Po  dość  długiej  chwili
uporczywego pukania i dzwonienia na ganku zapaliła się lampa
t rozespany terapeuta otworzy! drzwi.

- Tak?- zapytał, zawiązując pasek szlafroka i mrużąc oczy

od jasnego światła. - O co chodzi?

- Pan Messinger? Owen Messinger?
- Tak.
- Z tego co nam wiadomo, młoda kobieta nazwiskiem Anna

Caprie jest jedną ż pańskich pacjentek.

- To prawda.

- I miała dziś z panem sesję?
- Tak - odparł Owen, - Coś się stało?
- Pani Caprie nie wróciła do domu. Jej rodzice są zaniepoko-

jeni. Jeśli pan pozwoli, chcielibyśmy rozejrzeć się u pana w do-
mu, doktorze Messenger.

- To absurdalne, ale oczywiście, czemu nie? Nie mam mc do

ukrycia.

Owen cofnął się, by wpuścić do domu oficerów. Policjanci

obeszli wszystkie pomieszczenia, zajrzeli do szaf, za kotarę pod
prysznicem i pod łóżka. W końcu wszyscy wrócili do holu przy

wejściu.

- Zadowoleni? -  zapytał  z  sarkazmem  terapeuta.  Nie  spo

dziewał się. że zechcą, by towarzyszył im podczas przeszukiwa
nia bagażnika jego samochodu.

-112-

- Kto wie. że tu jesteś?

Anthony  zasłonił  głowę,  słysząc  desperację  w  głoste

prześladowcy.  Nie  wiedział,  czy  powinien  przyznać  stę  do
tego, że nikt nie wiedział, ze tu przyszedł. Nie miał pewno-
ści  czy  mu  to  pomoże,  czy   wręcz  przeciwnie,  dlatego

milczał.

- Komu mówiłeś o tym miejscu?
Znów nie odpowiedział.
- Dobra, mały, jak chcesz.

Widząc zbliżający się ostry metalowy przedmiot, Anthony

nagle odzyskał mowę.

background image

-113-

Wysiarczyło  kitka  kliknięć,  by  pierwsze  obrazy  zapisane

w  karcie  pamięci  pojawiły  się  na  ekranie  komputera.  Były  to
zdjęcia  zrobione  jeszcze  przed  przyjazdem  do  Ocean  Grove.
Przyjaciele  Anihony*ego,  znajome  miejsca  w  Central  Parku,
parę  ujęć  bezdomnego  mężczyzny,  który  czasami  koczował
przy 74 Ulicy, aż przegoniła go policja. Dianę rozpoznała siebie
na  zdjęciu,  które  Anthony  zrobił  podczas  kolacji  przed  ich
wyjazdem. Skrzywiła się, przypomniawszy sobie, jak zdener-
wował jii. przynosząc aparat do siołu.

- Może  pominiemy  tę  część? -  zasugerował  Matthew.

- Przejdź do zdjęć" z Ocean Grove.

Anihony nie próżnował. Fotografował surferów, dzieciaki

z latawcami, zamki z piasku. Było tu mnóstwo zbliżeń krabów
i  Śniętej  ryby.  Dianę  uśmiechnęła  się,  widząc,  że  Anthony
pstryknął zdjęcie dziewczynie, której morska lala rozpięła górę
stroju do opalania.

- A to co? - zdziwił się Carlos. gdy na ekranie pojawiło się

kolejne zdjęcie.

Przedstawiało skulonego mężczyznę, leżącego na piasku.

- Możesz to trochę powiększyć? - zapytał Matthew.

Na ekranie pojawił się wyraźny profil mężczyzny. To, i wojs-

kowa koszula wystarczyły, by go zidentyfikować...

- To Arthur Tomkins - powiedziała Dianę. - Poznaję go. Co

len Anthony wyprawiał? Gdzie on zrobi! to zdjęcie?

Emily wtrąciła się do rozmowy:

- Chodził na spacery po plaży. Wiem. że miat dość ciągłego

towarzystwa  dziewczyn,  więc  pozwalałam  mu  się  na  chwilę
oddalać, Pewnie wtedy robi! te zdjęcia,

Po kilku zdjęciach z plaży pojawiła się długa seria z rumami

budynku z cegły.

- To kasyno - wyjaśnił Carlos, klikając następne zdjęcia.
Tym razem ukazał się zupełnie inny świat. Pusta scena,

porośnięte mchem trybuny, zardzewiałe żyrandole. Brudna lada
w jakimś opuszczonym barze.

Anthony musiał wejść do środka - zauważył K,p -Uri*.

pamiętasz, jak zakradaliśmy si«, żeby zobaczyć, co tam jest

P

T

Tto mus, być to. - Carlos wyświeud kolejne zdjęcie

Ek  an  wypełnił  żółty  koc.  na  którym  leżało  ^g**! dz^

czasopismo  i  czerwona  kurtka  narciarska.  Obok  legow.s-ka
stała przenośna plażowa chłodziarka-

- Dalei - ponaglał Matthew.

Otwarta chłodziarka. Kilka puszek z napojanu pomarańcza,

paczka solonych krakersów. I jeszcze jakieś pudełko.

- Możesz to powiększyć, Carlos?
Matthew aż zagwizdał.

- Ach, więc tu je znalazł - mruknął.
- Co znalazł?-zapytała ostro Dianę.

_  wtedy  wieczorem,  kiedy  graliśmy  w  mimgolfa,  Anthony

pokazał  ri  placowe  kajdanki.  Powiedział,  ze  dostał  je  od
kumpla, którego ojciec jest policjantem.

Cjam

ot Wiemy, że Anthony był w kasynie. Ale kto zostać tam

te kajdanki? - zastanawiał się na głos Matthew. Coś nie
dawało Dianę spokoju.

-Niepamiętam  dokładnie -  odezwała  się.-Ale.czy g*a  Me

mówHa, że Leslie i Cariy były skute takim,   ajd-karni?

Matthew  zmarszczył  czoło,  próbując  przywołać  w  parmęc.

szczegóły konferencji prasowej.

- Ńie. jakoś sobie nie przypominam.

Mb

>

m

 <^

l

*

ie

»° s!yszal

To  nie  znaczy  jednak,  ze  nie  użyto  kajdanek.  Gt.ny mogły
ukryć taki szczegół przed prasą.

_ Nie £doba mi się to wszystko - zauważyła ^Pn*

z

chwilę

p^ygM^ się fotograf., na ekranie. -  Czy  możesz 35 do tego
zdjęcia z kocem, kurtką , czasoptsmem?

background image

Carlos zrobił, o co prosiła.

- A teraz przybliż to czasopismo. Zobaczmy, czy uda się

przeczytać adres prenumeratora na nakJejce.

-114-

- Nie mogę znaleźć kluczyków.

Owen  udawał,  że  szuka,  próbując  w  tym  czasie  wymyślili

lepszy pretekst, by uniknąć zaglądania do bagażnika.

- Jeśli nic znajdzie pan kluczyków, bodziemy  musieli sami

otworzyć bagażnik - ostrzegł oficer.

Owen westchnął ciężko. Cóż, wyglądało na to, że nie uda mu

się  odwieść  ich  od  tego  zamiaru.  Nie  było  wyjścia,  musiał
otworzyć samochód i liczyć na szczęście. Może policjanci nie
domyśla się, co widzą?

- Och, już mam zawołaj i wyszedł na podjazd. Skierował

pilota w stronę swojego volvo i usłyszał znajomy sygnał. Klapa
bagażnika  otworzyła  się  automatycznie.  Stojąc  z  boku,  Owen
patrzył,  jak  oficerowie  oglądają  kolorowe  segregatory  z  notat
kami o jego pacjentach.

Dlaczego nie zrobiłem z rym porządku, kiedy była okazja? -

pomyślał  z  niechęcią. Trzeba  było zniszczyć  przynajmniej to,
co dotyczyło Lesłie.

-115-

Diane zbliżyła się do ekranu. Adres na naklejce był zaskaku-

jąco łatwy do odczytania. L. BELCARO. REALTY AVENUE,
OCEAN GROVE. NJ 07756. To ten agent nieruchomości, który
zaczepi! ja na parkingu przed gabinetem doktora Messingera
i mówił, że terapeuta powinien trafić za kratki za to. że niszczył
ludziom życie. Choć do tej pory nie zdążyła tego zrobić. Dianę
miała  zamiar  zadzwonić  do  Belcaro  i  porozmawiać  z  nim.
Wiedziała, że w torebce wciąż ma jego wizytówkę.

Stod s* tam wzięło jego czasopismo? Czy to on urządził sobie

to obozowisko?

Matthew także przyglądał się adresowi. Ło. To en facet,
którego poznałem k.edy  w ££

£i

;

s

-  Rozmywaliśmy o Carly

Neath. Jeszcze nie było wiadomo, że me żyje. a on już mówi. o
niej w czas.e przeszłym.

Dianę podjęła decyzję.

_ Ja idę do kasyna poszukać Anthony ego.

_ Idę z tobą - powiedział Matthew.

Wybiegli z motelu i ruszyli do samochodu.
- Zadzwoń na policję i powiedz, niech tam przyjadą -Dianę

zawołała przez ramię do Carlosa.

* * *

Do kasyna nie było daleko, ale postanowi, P^^^T Avenue

MaUhew usiadł za kierownicą. Dianę włączyła w &©£ KSto  i
zaczęła szperać w torebce w poszuktwamu «fr

Zyt

-"super, mam ja, - Wyjęła komórkę, wybrała numer, który

Lany Belcaro zapisał na odwrocie. Nikt nie: odbierał.

Dojechali  do  końca  promenady.  Dianę  ,,uz  Nb*_  roz-

łączyć. gdy w słuchawce odezwał się rozespany raeskj głos.

-116-

Mb * wiedział gdzie był ten wścibski dzieciak. Nikomu nie

wspominał o tym miejscu.

„,^„

t(i

n>

Tu  Z  okaruł  W  sy»m  tHa**  Mayfutd,  było  przerażające.

Jeśli dziennikarka zgłosi jego zaginięcie, wszyscy rzucą się na

P

°S*^r^ A»thony Mayfiełd nie miał opaski na oczach.

Powie, co - i kogo widział. Nie. nie może tego zrobić. Na
razie ma knebel w ustach.

background image

-117-

- Szeryfie, dom Messingera jest czysty - zgłosi} przez radio

oficer, gdy obaj z partnerem wrócili do radiowozu.

- Przyjąłem - potwierdził szeryf Alben z kwatery głównej

na posterunku. - A garaż? - zapytał, zakładając, ze policjanci
i lam niczego nie znaleźli.

- Nic, szeryfie. W garażu pusto, w samochodzie też. z wyjąt-

kiem jakichś segregatorów w bagażniku.

- Segregatory,  powiadasz? -  Mimo  chaosu,  jaki  panował

przez  cały  tydzień,  Alben  przypomniał  sobie  poniedziałkowy
raport z włamania do gabinetu doktora Messingera.

- Tak, takie kolorowe.
- Wróćcie i zarekwirujcie te segregatory. Sukinsyn upozoro-

wał włamanie do własnego gabinetu.

-118-

- Pan Belcaro? Tu Dianc Mayfield. Przepraszam, że dzwo-

nię o tak późnej porze.

- Och, witam, pani Mayfield - powiedział z entuzjazmem. -

Nic nie szkodzi. Jeszcze nie spałem, tylko nie mogłem znaleźć
komórki. Cieszę się. że puni dzwoni. Od naszego spotkania na
parkingu czekałem na ten telefon.

- Nadal chciałabym z panem porozmawiać o doktorze Mes-

singerzc,  ale  tym  razem  dzwonię  w  innej  sprawie. Mam  na-
dzieje, że może mi pan pomóc, panie Belcaro.

- Och! -  W  jego  głosie  wyczuła  rozczarowanie, -  O  co

chodzi?

Nie chciała powiedzieć dużo.

- Mój  syn  interesuje  się  fotografią.  Zrobił  tu,  w  Ocean

Grove, całą masę zdjęć, fotografuje prawie wszystko, co widzi-
Zdajc się, że wpadł na coś w rodzaju obozowiska, które oczywi
ście uwiecznił. Na zdjęciach zauważyłam czasopismo z pańs-

m

adresem. Tak się zastanawiałam, jak pański magazyn się

la

m

znalazł?

"" Hm bardzo mi przykro, naprawdę, ale me mam clonego

■_;„

s

kad moje czasopismo mogło się tam wziąć.

^Roztniem. Dziękuje za pomoc, panie Belcaro. I jeszcze

«n nrzeDraszam. że nękam pana w domu. Zamyka ac klapkę

telefonu. Dianę uświadomiła sobie, ze

„SŁ pewności, że Belcaro rozmawiał z mą z domu.
IwIdodzwLa się na jego komórkę. Mógł być gdzre-

kol wiek.

Przed mm,. na czarnym

niebie rysował się kontur

wielkiego, ^je^o;wXhodzimydo

ś

rodka?^z

a

pytałMa«hew.

wyjmując latarkę ze schowka w samochodzie

Tak - odparła Dianę. - Boże, błagam etę, spraw, żeby

^ Otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu. RazemM

P1ECZEŃSTWO!, wiszące na rozklekotanym ogrodzeniu. Kie-
dy już znaleźli się w środku, w ogromnej sali, żółty snop światła
Łi oświetlił mokrą betonową podłogę. Matthew skręcał
latarkę na tablicę, informującą, że mieściło s,ę tu lodówko. -
Anthony! - zawołała Dianę. - Anthony, jesteś tu?

* * *

Po drugiej stronie ściany Anthony słyszał glos wołającej go

matki, ale knebel w ustach nie pozwalał mu odpowiedzieć.

* * *

background image

-119-

- Anthony! - zawołała Dianę jeszcze raz.
- Spójrzmy prawdzie w oczy. Dianę. Nikogo tu nie ma, -

Mauhew omiótł przestrzeń snopem światła latarki. - A może
się mylimy? Może Anthony zrobił te zdjęcia gdzie indziej?

- Chyba masz racje - powiedziała Dianę, idąc poprzez gru-

zowisko  do  wyjścia. -  Tylko,  gdzie  jest  Anthony?  Wybacz.
Mauhew.  ale  nie  obchodzi  mnie.  że  znowu  zniknęła  jakaś
dziewczyna.  Policja  powinna  szukać  mojego  syna.  Dlaczego
jeszcze się nie zjawili?

- Nie mam pojęcia, Dianę. Jak wyjdziemy, to jeszcze raz do

nich zadzwonię.

Matthew wyjął komórkę, w tym czasie Dianę odwróciła się

w stronę oceanu i przez chwilę wpatrywała się w fale. Jej myśli
podążyły  w  kierunku,  którego  nie  chciała. Anrhony  chyba  nie
poszedłby sam na plażę. Żeby popływać? Raczej nie ma szans.
żeby był tu gdzieś, pod wodą. Chyba.

Dość! - napomniała się w duchu. To w niczym nie pomaga.

Przestań  myśłeć  jak  rozhisieryzowana  matka  i  zastanów  się.
dokąd tnógł pójść. 
Niestety, choć się starała, nie potrafiła opa-
nować natłoku coraz czarniejszych myśli, Dianę przypomniała
sobie  o  rodzicach  dziewczyny,  która  zaginęła  tego  wieczoru.
Musieli szaleć z rozpaczy. Myślała o rodzicach biednej Carly
i  o  tym,  jak  bardzo  teraz  cierpieli.  A  Audrey  Patterson?  Na
pewno z bólem serca czekała na bezpieczny powrót córki.

Dianę zmusiła się do opanowania paniki. W przypadku Pat-

tersonów wszystko skończyło się szczęśliwie, Lesiie wróciła do
domu  cala  i  zdrowa.  Dianę  powtarzała  sobie,  źe  jutro  będzie
siedzieć obok Anthony'ego, tak. jak siedziała obok Lesiie Pat-
terson, kiedy rozmawiała z nią w dzień po jej uwolnieniu.

Wydawało się, że od tamtego popołudnia upłynęły całe wie-

ki. Dianę nie mogła się wówczas nadziwić, ile człowiek potrafi

zaleźć w 'sobie siły i hartu ducha. Jednego dnia przechodź.

Uo a iuż drugiego potrafi planować przyszłą kanerę.

P

t   h

Patterson wspomniała, że chce zdobyć licencję agenta L„nści
Mar/vła o bardziej odpowiedzialnej pracy, któ-

KSSffl.*- -w - •*-

*

,e,etm6w

i omawianiu artykułów biurowych.

Dopiero teraz to do niej dotarto. Na czasop.smte ze zdjęua

A

n? ego widniał adres biura, nie domu Larry'e

g

o Bdcara To

Leshc Patterson mogła zamawiać prasę, jaka przychodna

TSS^S-^ - 7»m numer do Pattersonów

i sprawdź, czy Lesiie jest w domu.

wi^in-

Złapalajego tatarkę i zaczelabiec w stronę ^^f£ la, że musi

znaleźć  miejsce,  które  sfotografował  Anthony.  Po prostu
należało dokładniej szukać.

♦ * *

Już  wcześniej  przeszukali  ogromną  aulę  z j^gg* Dianę  z

ulgą stwierdziła, że nikogo tam me była Tylko ze z ze^n trz
budynek  wydawał  się  o  wiele  w.ekszy,  Pomado ścianv  od
strony  oceanu.  Za  tym  murem  musiały  być  jeszcze  jak  eś
pomieszczenia.  Dianę  poświeciła  latarką  po  saame  szukając
pójścia.  Zaczęła  krążyć  po  auli.  W  pewnym  momenoe na
rafila  na  opartą  o  ścianę  deskę.  Odsunęła  ją.  Okazało  *.  ze
zapiała S* w murze. Dianę zrobiła krok do przodu i poczuła,
ze nadepnęła na coś miękkiego

Serce podskoczyło jej do gardła, k.edy świato latarki ukaza

ło stareg<Vbrązowego misia, ubranego w sukienkę; , ta% - -
nereł -starsza i bardziej wysłużona wersja m.stow. jakie D.ane
wlSiała w „Lawendzie . Koronkach". Audrey Patterson wspo-
mniała wówczas, że jej córka od la. miała taktego piuszaka.

background image

Dianę pochyliła się nad ciemną dziurą.

- Anthony, odezwij sie, jeśli tani jesteś.- Odpowiedziała jej

cisza. Dianę zawołała więc- głośniej; - Lesiie, jesteś tam?

Wciąż słychać było tylko szum oceanu.

- Lesiie? Lesiie, lu Dianę Mayfteld. Błagam, nie krzywdź

mojego syna.

- Nie podchodź bliżej! - odezwał sie stłumiony głos z dru-

giej strony.

Dianę aż podskoczyła, gdy poczuła na ramieniu rękę. Ode-

tchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że to Matthew.

- Lesiie? Lesiie Patterson lam jest? -zapytał szeptem.
Dianę skinęła głową i położyła palec na ustach-

- Lesiie. błagam cię - zawołała po chwili. Zastanawiała się.

jak wciągnąć dziewczynę w rozmowę. Miała nadzieję, że w ten
sposób  odwróci  jej  uwagę,  a  ona  nie  skrzywdzi  w  tym  czasie
Anthony'ego. - Proszę. Lesiie. Czy Anthony jest tam z tobą?

- Nie zbliżaj się. - W głosie słychać było desperację.
- Może zaczekamy na policję? - wyszeptał Matthew.
- Kto wie. kiedy się tu zjawią? - odparła równie cicho Dianę.

- Jeśli ona ma mojego syna, nie będę czekać.

-120-

Jonathan przeszedł promenadą do Bradley Beach, gdzie zna-

lazł lokal, w którym można było wypić piwo, I jeszcze jedno.
A potem kolejne.

Wciąż  nie  mógł  w  to  uwierzyć.  Jak  Helen  w  ogóle  mogło

przyjść do głowy, że miał coś wspólnego ze zniknięciem i śmier-
cią Carly Neath? Czyżby własna żona uważała go 2a aż takiego
potwora?

Owszem,  poszedł  wtedy  za  Carly.  Ale  to  było  zupełnie

niewinne. Szedł za nią aż do jej domu. Potem zauważył jakiegoś
staruszka czającego się na ganku w sąsiedztwie domu Carly,
i trochę się wystraszył. Zanim dotarła na promenadę i ruszyła

;,hurv Park Jonathan zdąży! już zawroctć-Do domu

w blT

onc Asbury Parfc,JQ

wścibskieg0

dziadka.

ze

dł inną «~ *** T?^ przyszła do nich policja, %

P^wda. k.edy "W" J?

P

^

byl w

domu Helen.

m

&rf o

<^*£g££&, przyzb *. *

kied

^^

m

^Z, go za podejrzanego. *

"** :S   dTmu Jonathan skręcił w Bath Avenue.

-121-

_ Wyłączę latark, *by jej nie ostrzegać, * się «amy

- wyszeptała Dianę-

m K w murze

. Poru-

myl

«,Kli. by BS!SSS*»****'

sia

„ieHi

ę

wc,em„osc,by opm*.e°

- Stój' W tej chwili się zatrzymaj!     krzyc

Matthew wstał i oboje z W&s 

Rozglądając

s.ebie. Wkrótce zauważyli **^^ J

w

 j

eg

o kiesie po ciemnym

betonowym pomieszczeń

mnkl1

'

.        >,n,vt7e or/ed nią leżała druga postać, ze

Lesiie klęczała na podłodze przea n^4

ą

 ^

skrępowanymi rękoma 1 nogami, zaknebowa

V

-

J

^

oczL Lesiie *!+l2£r$ffE2*»**

Wyglądała przy tym jak uboga wer^ J

^

m

je

"

ca

"

u «a„

a

 te lei syn też musi tu gdzieś być.

Dianę była przekonana, ze jej W

Włączyła latarkę.

Zatańcz ze mną

background image

-Do  diabła  z  ostrożnością -  mruknęła  pod  nosem.  Światło

rozproszyło  mrok  pomieszczenia.  Choć  przerażała  ją  perspek
tywa  poznania  najgorszej  prawdy,  Dianę  musiała  się  dowie
dzieć, - Gdzie mój syn. Leslie? Co mu zrobiłaś?

Ale zanim Leslie zdążyła odpowiedzieć, z ust Dianę wyrwał

się krzyk.

- Boże! -  Snop  światła  padł  na  drugą  postać,  leżącą  kilka

jardów  dalej,  związaną  i  zakneblowaną,  tak  samo  jak  ta  pierw-
sza. Dianę rozpoznała tenisówki, które niedawno wybłagał u
niej syn.

- Anthony! - Rzuciła się do przodu.
- Ani  kroku  dalej -  warknęła  Leslie. Bo  Anna  zginie.

Przysięgam,  ze  to  zrobię.  Poderżnę  jej  gardło,  tak  jak  ona
swojemu ukochanemu Panu Aksamitkowi.

Dianę poczuła ucisk w klatce piersiowej, Pragnęła podbiec

do  syna,  ale  nie  mogła  przecież  prowokować  Leslie,  która
wydawała się gotowa zrobić cos" naprawdę potwornego.

Skąd  wiedziałaś,  że  to  ja?-  zapytała  Leslie,  zwracając

w końcu uwagę na Dianę. - Skąd wiedziataś.-że tu jestem?

Dianc starała się zachować spokój.

- Spójrz na to czasopismo. Leslie - powiedziała, wskazując

w stronę koca i chłodziarki. Widzisz?

- Tak. A co?
- Jest  tam  nazwisko  twojego  szefa.  Tylko  że  Larry  nie

zamawiał tego tytułu. Ty to zamówiłaś, prawda?

- I po tym się domyśliłaś?
- Nie,  ałe  nabrałam  podejrzeń. -  Dianę  bardzo  powoli  zbli-

żała się do dziewczyny. - Zaniepokoiło mnie coś jeszcze. Kiedy
rozmawiałyśmy na promenadzie, powiedziałaś, że Carly już nie
żyła,  gdy  porywacz  zaciągnął  ją  do  altany.  Taką  inrormację
mógł mieć tylko zabójca. Jeśli policja o tym wiedziała, to z
pewnością nie podali tego do publicznej wiadomości.

Dianę czekała na reakcję, ale Leslie milczała.

- To był błąd. prawda, Leslie? Chciałaś, żeby wyglądało to

„t że porywacz traktował Carly tak samo jak ciebie, tą iLu* że

W przeżyło, a Carly me.

^B  im  wściekła,  że  Carly  ukradła  mi  Shawna.  ale  wcale «
SSL  żeby  umarła -  złamała  s.ę  Leslie, -  Nikt  me ^ -n  urna
Ca  ly  miała  zniknąć  na  trzy  dni.  tak  samo  jak ^b^  wreszcie
mi  uwierzy**  Włożyłam  kurtkę  nar  daS  Teby  wyglądać
grubiej i żeby Carly mc wyczuła, jak

Lm  szczupła  I  miałam  rękawiczki,  żeby me  czuła  mo.ch

StycT^ców.  Wymyśliłam  historyjkę  o  ?-£•£*«£  MtafiayŁ
więc  musiałam  zachowywać  s.ę  tak.  zęby  Carly  3,o  samo
policji.  Ale  kiedy  przyszłam  do  kasyn, żeby  z  mą  znowu
zatańczyć, Carly się me ruszała

_ Nie sądzić, że ktoś przypadkiem odkryje twoją kryjówkę,

prawda? - zapytała Dianę, próbując zachęcić Leshe do mó-

Wi

!

m

Nie  To  że  nikt  mi  nie  wierzył,  było  okropne,  ale  gdy

aresztowano  Arthura  Tomkinsa.  wszystko

&«%*»?^

skomplikowało. -  Głos  Leshe  zaczął  drzeć. -M*J-g  znaleźć
Carly, zanim wróciłam. Zostawd odcisk. ?£<£*£ działam, że
z  tego  powodu  zostanie  oskarżony.  Ja  byłam  ostroz £££
n^zTuiwtlam śladów. Nawet nauczyłam 

policja mnie znajdzie. I tym razem tez mtalo ■■jjj* A potem
wyszło, że Arthur będzie musiał zaplactć za coś, czego

"-tęc porwałaś jeszcze jedną dziewczynę, by Uwodnić że to
nie JUur był porywaczem? - Dianę była juz bardzo

blisko koca.

.,   .   . „,„_-

- Tak. porwałam Annę. Myślałam, że gdy zniknie jeszcze

ktoś. policja się przekona, że do więzienia trafi! iuewmn>

człowiek.

- Leslie. czyli ty jednak udawałaś. Dlaczego?
Tym razem głos Leslie by) mocniejszy
- Bo chciałam, żeby Shawn zrozumiał, że powinien mnie

łntnńj-i m mnn

background image

lepiej traktować". Nie jestem śmieciem, który można wyrzucić
gdy sic  człowiek  znudzi.  Czytałam  te  wszystkie  historie,  wi-
działam  to  w  telewizji.  Kobiety,  które  upozorowały  własne
porwanie.  Ale  one  wszystkie  popełniły  błędy,  głupie,  drobne
pomyłki, dowodzące, że oszukiwały.

Tak  sama  jak  ty. pomyślała  Dianę,  ale  zatrzymała  to  dla

siebie. Nie było sensu dobijać Leslie. Najważniejsze to przeko-
nać ją, żeby uwolniła swoich jeńców.

- Leslie,  tu  Matthew  Voigt. -  Leslie  poderwała  się.  zaniepo

kojona  nieznanym  głosem. -  Jestem  producentem  Dianę.  Pa
miętasz mnie? Spotkaliśmy się na promenadzie.

Milczenie.

- Chcemy ci pomóc, Leslie. Dzięki nam ludzie zrozumieją,

że lego nie planowałaś.

- Nie.  Wszystko  stracone.  Teraz  już  nie  mam  wyjścia. -

Dziewczyna była coraz bardziej zdesperowana.

Dianę oświetliła latarką Anthony'ego. Szarpał się, próbując

wyswobodzić ręce.

- Leslie -  przemówiła  łagodnie. -  Nikt  nie  pomyśli,  że

zrobiłaś  to  celowo,  ale  pod  warunkiem,  że  wypuścisz  mojego
syna i Annę. Zginęła niewinna kobieta. Nie krzywdź już nikogo
więcej.

- AJe  jak  ja  mam  teraz  żyć? -  zapytała  ochrypłym  głosem

Leslie. Wszyscy  się  dowiedzą,  co  zrobiłam.  Moi  rodzice.
Shawn.  Wszyscy  mnie  odrzucą.  Odkąd  pamiętani,  czułam  się
odrzucona. Nigdy nie byłam wystarczająco dobra, mądra, ładna.

- Leslie -  Dianę  ze  wszystkich  sił  starała  się  zachować

spokój. - Leslie. wszyscy cię zrozumieją. Wierz mi.  Wypuść
ich. - Zrobiła krok. potem następny.

Leslie straciła panowanie i zaczęła krzyczeć.

- Stój! Mówiłam ci, żebyś się nie zbliżała! - Wyrwała rękę

spod głowy Anny. Ciało dziewczyny osunęło się na podłogę.
Parząc  Dianę  prosto  w  oczy,  Leslie  przyłożyła  brzytwę  do
swojej wiotkiej szyi i podcięła sobie gardło.

Epilog

promieni ach słońca wschodzącego nad Oceanem Atlan-

tyckim Dianę stała na piaszczystej plaży, zajej plecami

widać było niszczejący budynek kasyna. Ambony wrocd do u
du i -jak miała nadzieję - smaezme spał. Ermly . Michdlc
obiecały nic spuszczać go z oka, gdy wyjdzie ze swojego pokoju.
Miała przypięty mikrofon i była gotowa do relacji na żywo.
Diunę uśmiechnęła się do Sammy'ego i Gary' ego. którzy uwijali
sie, ustawiając sprzęt. Sammy był tego ranka zadziwiająco
cichy jakby w ten sposób chciał okazać Dianę szacunek *
Ocean Grove było pierwszą informacją w porannym wydaniu Oto
Ameryka. 
Na pięć minut przed wejściem na antenę Maithew zjawił
się przy Dianę, by podzielić się nowinami, jakich dowie-

dział się od policji.

- Nagle jesteśmy kumplami - uśmiechnął się szeroko. - Po-

wiedzieli wszystko, co chciałem wiedzieć. Po pierwsze. Leslie
żyje. Nie trafiła w tętnicę. Jej stan jest stabilny, przebywa w
Szpitalu Uniwersyteckim.

.

- Całe  szczęście,  że  policja  zjawiła  się  zaraz  po  tym.  jak

podcięła  sobie  gardło -  westchnęła  cicho  Dianę. -  Gdyby  się
spóźnili, kto wie, jak by się to wszystko skończyło.

- Cóż obrażenia fizyczne to chyba najmniejszy problem tej

dziewczyny. Leslie czeka teraz prawne piekło. I poważna tera-
pia u dobrego psychologa.

Dianę kiwnęła głową.
- Pewnie  zostanie  postawiona  w  stan  oskarżenia,  wtedy

zeznania psychologa na pewno jej pomogą. Ale, jeśli chcesz
znać moje zdanie, to Owen Messinger powinien zmienić zawód.
Leslie potrzebuje prawdziwej pomocy.

W

background image

- Dobrze  powiedziane.  Ale  dziewczyna  teraz  się  z  nim  po

żegna -  zgodzi!  się  Matthew. -  Wyobraź  sobie,  że  podobno
Messingcr  upozorował  włamanie  do  swojego  gabinetu.  Tak
utrzymuje  policja.  Twierdził,  że  skradziono  mu  wszystkie  nota
tki  dotyczące  pacjentów.  Pewnie  nic był  zadowolony  z  rezul
tatów terapii, jaką stosował. Zamierzał pozbyć się notatek i ca
łej dokumentacji na lemat fatalnych skutków leczenia, żeby nie
można  było  tego  włączyć  do  pracy,  którą  zamierzał  opubliko
wać. W ten sposób pozostały mu tylko pozytywne wyniki.

Dianę przypomniała sobie, że terapeuta wspominał o włama-

niu, kiedy przeprowadzała z nim wywiad. To spoikanie przywo-
łało  w  jej  pamięci  Larry'ego  Belcaro.  Biedak,  próbował  jej
powiedzieć o swoich obawach dotyczących Messingera, ale
w  pośpiechu  Dianę  go  zignorowała.  I  to  nie  lyłko  wtedy,  na
parkingu, ale także kilka godzin temu, podczas rozmowy telefo-
nicznej. Zasługiwał na lepsze traktowanie.

- Ach, i jeszcze coś - mówił dalej Matthew. - Anna Caprie

jest  już  w  domu,  cała  i  zdrowa,  a  Arthur  Tomkins  został
zwolniony. Nie zapomnij powiedzieć o tynrw komentarzu.

* * *

Dianę  marzyła  tylko  o  powrocie  do  motelu,  prysznicu  i

drzemce. Zanim jednak zdążyła odpiąć mikrofon, poczuła wib-
rację telefonu.

- „Rozmowa z więzienia federalnego"
Philip zasypał ją pytaniami.

- Dianę,  kochanie,  nic  ci  nie  jest?  Jak  Anthony?  Właśnie

widziałem  cię  w  telewizji.  Jak  mogli  kazać  ci  komentować  rut
żywo, po tym wszystkim, przez co przeszłaś?

- Skarbie, nie było kogo tu przysłać. Wiesz, ta historia była

chyba nawet lepsza przez to. że uczestniczyłam w tych wyda-
rzeniach. - Odpowiadała na wszystkie pytania, zapewniając go,
że rodzina jest cała i zdrowa.

Rozmowa

L

więzienia federalnego" . Powinienem lam być,

Dianę. Nienawidzę myśli, że me moee być 7. wami. że nie
mogę was chronić. Dianę miała ochotę dodać, że ona też tego
nienawidzi, ale się

T?m>, nic namnie jest-zapewniła. - Wszystko jest dobrze.

_ Gdyby coś stało się tobie albo dzieciom, nie wiem, co bym

zrobił.  I  tak już  was  zraniłem.  Dianę,  jeśli  dasz  rai  szansę,
obiecuję że wam to wszystko wynagrodzę. Przysięgam.

_  Niedługo  wyjdziesz,  Philip.  A  potem  będziemy  powoli

Wtóysiko naprawiać. Spróbujemy. Wciąż cię kocham, i wiem,
że lv też mnie kochasz. To dobry początek.

* * *

- Jesteś  gotowa?  Podrzucić  cię  do  motelu?  ~  zapytał  Mat

thew, - Zdrzemnij się. bo potem będziemy musieli popracować
nad materiałem do Wieczornych Wiadomości.

Tak /robię. Dobry plan - uśmiechnęła się Dianę.

Matthew  zostawił  ekipie  instrukcje  dotyczące  popołudnio-

wego spotkania,  po czym  oboje  z  Dianę poszli przed siebie
płażą  wpięli  się  po  piaszczystym  nasypie,  zeszli  z  drugiej
strony promenady, by w końcu dotrzeć do samochodu Matthew.

- Możemy jeszcze wstąpić w jedno miejsce, zanim zawie-

ziesz mnie do motelu? - zapytała Dianę.

- Jasne - powiedział Matthew. - Dokąd?

* * *

Agencja nieruchomości „Surfside" była jeszcze nieczynna

- Może napijemy się kawy, zanim otworzą? - zasugerował

Matthew.

. ,

- Pewnie. Ale tytko bezkofeinowej. Nie chcę później mieć

problemów z zaśnięciem.

background image

- Czy to nie Shawn Osirander? I Arthur Tomkins? - zapyta}

Matthew. gdy znaleźli się w ogródku przed knajpą.

Podeszli do ich stolika. Dianę odezwała się pierwsza:

- Tak się cieszę, że prawda wyszła na jaw, panie Tomkins.

Dobrze, że został pan oczyszczony z zarzutów.

Arthur uśmiechnął się łagodnie i trzy razy zastukał łyżeczki}

w swoją filiżankę z kawa..

- Z tego, co słys/alem, powinniśmy pani za to podziękować

- powiedział Shawn.

- Po prostu cieszmy się. że wszystko dobrze się skończyło,

- Dianę spojrzała na Matthew. - Chyba nadał mamy lę kopertę
od siostry pana Tomkinsa?

- Och,  Boże.  faktycznie! -  Matthew  sięgnął  do  kieszeni

spodni. - Noszę ja, od wczoraj. Shawn, próbowałem cię złapać
wieczorem w „Kamiennym Kucyku", ale barman powiedział,
że wziąłeś wolne.

Shawn pokiwał głową.

- Pojechałem do Spring Lakę spotkać się z rodziną Arthura.-

Shawn  objął  Arthura  za  ramię. -  Rozmawialiśmy  o  tym,  że
pora, aby rodzina się pogodziła i wybaczyła. Wybieramy się do
nich dziś po południu albo jutro, prawda, Arthur?

Arthur trzy razy skinął głową,

- Jasne, Shawn. Wiesz, że zawsze robię, co każesz.

+ * *

Lany  Belcaro  otwierał  drzwi  biura,  gdy  Dianę  i  MatUiew

wrócili przed budynek. Agent wydawał się zaskoczony ich wizytą.

- Oglądałem pani reportaż w porannych wiadomościach. Co

pani tu robi. po tak ciężkiej nocy?

- Panie  Belcaro.  przyszłam  pana  przeprosić -  powiedziała

Dianę.

- Za co?
- Za to, źe tamtego wieczoru, na parkingu, nie miałam czasu.

ieby panem porozmawiać. I to, że wczoraj tak późno do

nana dzwoniłam.

,

^  Cóż  domyśliłem  się.  o  co  chodziło,  gdy  dziś  rano  obej-
„aian dziennik. Biedna, mała Leslie. - Larry pokręcił głową.
_ Owen Messinget kompletnie namieszał dziewczynie w głosie
Tak  samo  jak  mojej  Jennie.  Ale  cóż.  temu  hochsztaplerów!
znowu ujdzie to na sucho. Po prostu nie mogę się tym

Może poczuje się pan lepiej, gdy panu powiem, że Messin-

jrcr okazał się kłamca i oszustem. - Matthew opowiedział o tym.
jak terapeuta upozorował włamanie i kradzież dokumentacji. i
Jeśli to się dostanie do prasy, może pan być pewien, że Owen
Messinger szybko skończy karierę. Nawet gdyby umkną! wię-
zienia czy grzywny, i tak poniesie karę. bo straci wiarygodność
w środowisku zawodowym.

- Chociaż jedna dobra wiadomość rozpromienił się Larry.

- Modliłem się. żeby ktoś powstrzymał Messingera. Chyba Pan
Bóg  w  końcu  wysłuchał  moich  próśb. -  Agent  spojrzał  na
zegarek -  Przepraszam,  aie  za  parę  minut  mam  spotkanie z
klientem i  muszę przygotować listę. Pracuję dla niego od kilku
tygodni musiałem nawet kłamać przed jego żoną. kiedy znalaz-
łaś portfelu moją wizytówkę. Co roku przyjeżdżają tu latem i
wynajmują jeden z tych namiotów, ale on chce kupić w Ocean
Grove dom i zrobić jej niespodziankę.

* * *

Wracając do ..Tańczących Wydm". Dianę czuła się zmęczo-

na. ale zadowolona. Już miała wejść do swojego pokoju, ale
Carl os powiedział, że jej córka czeka w jadalni.

Zastała  Michelle  przy  stole,  z  talerzem  jajecznicy,

kiełbaską i tostem z petnoziaroistego chleba. Dianę usiadła i
zamówiła to samo,

- Dobrze się czujesz, mamo?

background image

- Tak, kochanie, dobrze. A ty?

Michelle upiła duży łyk soku pomarańczowego.

- Ja  też.  Wiesz,  mamo,  dużo  o  tym  wszystkim  myślałam.

Wstałyśmy z Emily, żeby obejrzeć w telewizji twój reportaż. Ta
Leslie Patterson to strasznie pokręcona dziewczyna.

- To prawda.
- Ciekawe, dlaczego tak jej się poplątało w życiu - powie-

działa Michelle, zagryzając tost.

- Trudno powiedzieć, kochanie. Pewnie było wiele różnych

powodów.

Michelle patrzyła na nią wielkimi oczyma.

- Mamo. nie chce skończyć tak jak ona - wyszeptała.
- Nie musisz. Michelle. Nie musisz. Po prostu koncentruj się

na  tym,  co  jest  naprawdę  ważne.  Dobrze  jest  dbać  o  swój
wygląd,  ale  to  niezdrowo  wpadać  z  tego  powodu  w  obsesję.
Kochanie, w życiu liczy się coś więcej niż rozmiar dżinsów.

Kiedy, po zakończeniu rozmowy, wstały od stołu, ich talerze

były puste.

PODZIĘKOWANIA

Od  chwili,  gdy  pierwszy  raz  ujrzałam  pieszczone  letnim

słońcem namioty" z kolorowymi markizami, dałam się uwieść
urokowi  Ocean  Grove.  a  kiedy  poznałam  wyjątkową  historię
tego pięknego miasteczka na wybrzeżu Jersey, zakochałam się
na  dobre.  To  jedyne  w  swoim  rodzaju  miejsce  wydawało  się
stworzone, by umieścić tam akcję powieści. Wyobrażałam so-
bie  moich  bohaterów,  żyjących -  i  kłamiących -  w  tym  urok-
liwym miasteczku przepojonym wiktoriańską atmosferą.

Wiedziałam  jednak,  że  sama  lokalizacja  to  za  mało.  by

stworzyć  dobrą  powieść.  Dopiero  gdy  Jen  Enderlin,  wydawca
moich książek, zaproponowała temat-dziewczyny, które pozo-
rują zaginięcie - wszystko zaczęło układać się w spójną całość.
Jen jest prawdziwą pasjonalką. oddaną bez reszty swojej pracy.
Współpraca z nią to wielka przyjemność. Dziękuję Jen i wszyst-
kim  w  St.  Martin's  Press,  którzy  byli  tak  pomocni:  Sałly  Ri-
ihiirdson.  Matlhew  Shearowi.  Edowi  Gabriellemu.  Johnowi
Karle, Johnowi Murphy'emu. Kim  Cardascia. Jerry'emu Tod-
dowi.  który  zaprojektował  okładkę,  i  Tomowi  Hallmanowi.
ilustratorowi. Kolejny raz miałam szczęście, korzystać z umie-
jętności redakcyjnych i edytorskich Susan M.S. Brown.

Wiem, że fortuna mi sprzyja, gdyż na mojej drodze postawiła

serdeczną  przyjaciółkę,  Eiisabeth  Demarest.  Kiedy  wspomnia-
łam Eiisabeth. że piszę powieść, której akcja toczy się w Ocean
Grove.  bez  wahania  przedstawiła  mnie  swoim  krewnym,  spę-
dzającym  letni  urlop  w  jednym  z  namiotów.  W  bezchmurny,
sierpniowy poranek Helen i Mil Thatcher otworzyli przede mną
drzwi płóciennego domku letniskowego i poświęcili cały dzień,
oprowadzając mnie po okolicy i dzieląc się swoją wiedzą,

background image

zdobytą  w  ciągu  wielu  lal  w  tym  uroczym  miasteczku  nad
Oceanem  Atlantyckim,  Elisabeth,  Heien  i  Mil  swoją  pomocą
przyczynili  się  do  powstania  lej  książki,  zaskarbiając  sobie
moją ogromną wdzięczność.

Opisując  nastolatki  i  młode  kobiety,  korzystałam  z  pomocy

mojej córki Elizabeth, która chętnie udzielała mi wskazówek
i dzieliła się swoimi tajemnicami.

Katharine  Hayden  podzieliła  się  ze  mną  swoją  wiedzą  pra-

wną, pozwalając doprowadzić bohatera za kraty więzienia fede-
ralnego. Choć jest nieprawdopodobnie zapracowaną osobą, za-
wsze znajduje dla mnie czas.

Mój przyjaciel. Rob Shafer z CBS News, podzielił się ze inną

wiedz;) techniczną. Rob. jesteś niezwykle hojny,

Strona internetowa www.maryjaneclark.com nie zaistniałaby

bez  Colleen  Kenny.  Colleen  poświęca  swój  czas  i  taJent  nie
tylko stronie, ale i mnie. Jestem jej zu to bardzo wdzięczna.

Laura Dail, moja nieoceniona agentka, z wielką sympatia

i troską dba o moją karierę pisarska. Dopinguje mnie i wspiera
moje marzenia i nadzieje. L.D., dziękuję za" wszystko.

Wkładu  niezależnego  redaktora,  ojca  Paula  Holmesa,  nie

sposób przecenić. Jego przyjaźń to dla mnie prawdziwe błogo-
sławieństwo.  Odkąd  się  znamy,  podsuwa  pomysły,  wspiera
mnie moralnie i nie szczędzi zachęty. Cieszę się, że „Zatańcz ze
mną" jest, jak na razie, jego ulubioną powieścią.

Dotarłam do końca. Mojej cierpliwej rodzinie i najdroższym

przyjaciołom dziękuję za lo, że wciąż są ze mną. Teraz mogę
wyczołgać się z mroku do światła i zatańczyć.