Uczennica o "homoburzy" wokóø Rudego i
Zo ki: ja te my laøam, e oni si kochali.
Miøo jest zøa? [list]
Mo e dlatego, e nale do tego okropnego nowego pokolenia "smartfonów", co to we wszystkim widzi
podteksty, podteksty w relacjach dwóch bohaterów "Kamieni na szaniec" byøy dla mnie zawsze widoczne
Z zaskoczeniem - raczej niezbyt miøym - czytam artykuøy dotycz ce ''homoburzy'' wokóø "Rudego" i "Zo ki" z "Kamieni na
szaniec" w wielu gazetach, w tym w "Wyborczej". Jako czøonek grupy, o któr pono wszyscy tak dr - jestem
uczennic (warszawskiej szkoøy mocno zwi zanej z bohaterami akcji pod Arsenaøem) - chciaøabym si wypowiedzie na
temat tego, jak ja odbieram t ksi k .
Omawiali my j w szkole. U nas tak e rocznic akcji si wi tuje, robi wykøady na ten temat, prezentacje, puszcza filmy
dokumentalne i wywiady z tymi, którzy to jeszcze pami taj .
Je li mam pisa o sobie, to tak: podteksty w relacjach tych dwóch bohaterów - mo e dlatego, e nale do tego
okropnego "nowego" pokolenia "smartfonów", co to we wszystkim widzi podteksty - byøy dla mnie zawsze widoczne i
wcale nie zachowaøam tego wtedy tylko dla siebie.
Potem wytøumaczyøam to sobie tak, e mo e wówczas inaczej do siebie nawzajem mówiono, a mo e po prostu wtedy
wprost nie pisaøo si o tego typu sprawach, je li naprawd byli razem, a mo e w ogóle - nawet je li si kochali - co
takiego nie byøo dla nich do pomy lenia, nie tak jak teraz. Teraz, kiedy si w kim zakochasz, masz wi ksz swobod
my lenia o tym, nawet gdy jest to osoba tej samej pøci. Wtedy pewnie nie dopu ciliby do siebie takiego pomysøu. OK.
Nikt z moich rówie ników chyba nie zauwa yø tego co ja. Potraktowaøam to raczej z humorem: "ha ha, albo co jest
wyra nie ze mn bardzo nie tak, no, w sumie faktycznie, scena mierci, pewnie nie mam serca... albo mo e wtedy te
byli geje... ale... - no, niewa ne".
Wiemy o sobie tyle, ile nas sprawdzono
Nie b d udawa , e ksi ka Kami skiego jako szczególnie mnie ruszyøa. Byøa øadnie napisana, prosta i ze
zrozumiaøym przesøaniem, nic nadzwyczajnego. Mo e nie potrafi sobie wyobrazi tych uczu , na wojnie przecie nie
byøam, czytaøam j z przyjemno ci , ale bez gø bokich refleksji. To pi kna historia o sile przyja ni i patriotyzmie, ale te
to by byøo na tyle. Nie wyobra am sobie tego w prawdziwym yciu i nie b d udawa , e jest inaczej: "W ko cu wiemy o
sobie tyle, ile nas sprawdzono".
Natomiast w pewnych rodowiskach ksi ka ta jest obiektem zaskakuj cego mnie kultu i kopalni mitów. Nie wiem, czy
chodzi o ludzi, w ród których si obracam - miks harcerzy, dzieciaków z dobrych domów, co to jad studiowa na
Oksfordzie etc. - ale wedøug mnie niektórzy bior to wszystko stanowczo za bardzo serio.
To tylko ksi ka. Oparta na faktach, ale ci gle ksi ka. Wyobra am sobie, e gdybym ja miaøa teraz pisa o swoich
znajomych, to troch bym ich ugrzeczniøa z jednej strony, gdzie wyidealizowaøa, gdzie ubarwiøa dany dialog. Fragment
mo na zmieni , eby byø bardziej poruszaj cy albo zabawny. Ale nie mam w gøowie kamery ani dziennika, eby
wszystko dokøadnie odtwarza . Dlatego nigdy nie traktowaøam "Kamieni..." jako dokumentu czy jakiej prawdy
objawionej o danych wydarzeniach (a tacy np. harcerze...).
Gdybym ja j pisaøa...
To jest dobra, pi kna historia, zdarzyøa si naprawd , ale co do tych relacji mi dzy bohaterami... - wyobra am sobie, e
pisz c j sama, nie wspominaøabym za du o o tych znajomych, którzy mnie irytuj , mo e pomieszaøabym ich rodziców,
mo e wyci øa jak gøupot , któr osobi cie zrobiøam.
Dziwi si , e jacy powa ni doktorzy i przyjaciele trójki z "Kamieni..." zareagowali w ten sposób. To, co twierdzi dr
El bieta Janicka, czytaøam z zainteresowaniem, bo zgadzam si , e tej ksi ce, która od dziesi tek lat jest lektur
szkoln , nikt nie po wi ciø wiele zastanowienia, a ona a krzyczy o jak krytyczn analiz (w ogóle o analiz , bo jest
traktowana jak zbiór czystych faktów). Nie jestem na tyle emocjonalnie zwi zana z bohaterami, eby zgøasza sprzeciw.
Dla mnie to co warto ciowego zastanowi si nad ksi k , któr wszyscy bezkrytycznie przyjmuj .
Nie analizuje si w ko cu po to, eby zrobi na zøo tym, którzy wydarzenia pami taj , ani tym, którzy polubili
bohaterów.
Czy celem nauki o literaturze nie jest interpretacja, analiza? Jak kto søusznie napisaø w komentarzu pod jednym z
artykuøów, ksi ka to nie zadanie z fizyki, które ma jedn poprawn odpowied . Nawet je li autor miaø na my li co
innego, to adna opinia, która nie staje w oczywistej sprzeczno ci z ksi kowymi faktami, nie jest bø dna - a ta nie staje.
Narodowi bohaterowie czy osoby prywatne?
Sk d w ogóle to oburzenie? Po co czyta ksi ki, jak nie po to, eby my le nad nimi? Nie mo na kara ludzi za ich
skojarzenia i my li, nawet jak dotycz yj cych kiedy osób. W ko cu zakochanie to adna obelga (nie wierz , e dr
Janicka chciaøa obra a , wyraziøa przecie w wielu miejscach swój podziw...). Mnie si to samo skojarzyøo, podzieliøam
si opini z kilkoma osobami, nikt si nie oburzaø, chocia oni powodów do takiej interpretacji nie zauwa yli (w
wi kszo ci przypadków).
Janicka wyra nie miaøa w tej kwestii na my li ksi k , cytowaøa jej tekst - czyli Kami skiego, nie "Zo k " czy "Rudego",
no, chyba e Kami ski dokøadnie zapami taø, co sobie mówili. Ksi ka ta jak ka da inna ma bohaterów literackich i tøo.
Badaczka sypn øa gar ci sugestii tu i tam.
Czy søusznych, nie mnie ocenia . Potem bowiem porównywaøa "Kamienie..." z tym, co byøo naprawd , a ja nie mam
wiedzy, czy Janek Bytnar rzeczywi cie byø ONR-owcem, wybijaø szyby w ydowskich sklepach, a w Batorym byøy czystki
i ojciec Tadeusza Zawadzkiego byø antysemit . Nie s to na pewno sugestie pozbawione podstaw, wedøug niej milczenie
o tych sprawach w ksi ce jest poszlak . Tak sobie wybadaøa. Nie wiem, czy takie sugestie s prawdziwe. Ale wiem, e
mi odbioru ksi ki nie psuj . Skoro pani doktor tak my li, to niech sobie my li (je li naprawd nie da si udowodni , jak
byøo, to jak mo na jej zabroni ...?).
Strona 1 z 3
Uczennica o 'homoburzy' wokóø Rudego i Zo ki: ja te my laøam, e oni si kochali. Miøo jest...
2013-04-07
http://wyborcza.pl/2029020,95892,13689316.html
Bo argument, e to ich - "Alka", "Rudego" i "Zo ki" - ycie prywatne... Zdecydujcie si , ludzie, mówimy o bohaterach -
publicznych! narodowych! opisanych w ksi ce! - czy osobach prywatnych?
"Rudy" i "Zo ka" jak Achilles - Patrokles
To w ogóle jest øadna idea - patrze tylko na faktyczne czyny i nie my le o osobach. Ludzie pisz , e ten
homoseksualizm ich nie interesuje. Mo na twierdzi , e nie interesuje mnie, kim byli, tylko e to bohaterowie i dzielni
Polacy, ale nie da si kaza robi tego innym. Bo ja na przykøad nie oddziel ani pi ci, ani pomocnej døoni od osoby.
Nie mo na si dziwi , e inni chc wiedzie , zastanawiaj si , dociekaj .
A tym bardziej kiedy Janicka wypowiedziaøa si o relacji dwóch postaci w ksi ce, to chyba nie mo na zarzuca jej
køamstwa? (oraz chamstwa, zawi ci, a w ogóle to pewnie sama jest lesb ... dlaczego padaj same oskar enia, a tak
maøo argumentów?). Ona nie mówi o faktach, tylko o tym, co wyczytaøa u Kami skiego.
Moim zdaniem t najbardziej poruszaj c spraw opisaøa subtelnie (na pewno nie po to, eby wywoøa skandal): e
"Rudego" i "Zo k " ø czy relacja podobna do tej Achilles - Patrokles (sugestie, e to byø zwi zek homoseksualny,
zapocz tkowaø sam Platon w "Uczcie" i nikt si jako nie oburzaø... no, ale co z niego za autorytet, prawda?) i e w
niektórych fragmentach tekstu mogøaby podwa a ich heteroseksualno . e razem walczyli. e to pi kne. e ta relacja
jest niepowtarzalna, wyj tkowa, e byli dla siebie kim wa nym, e si kochali.
Zakochani? Prawdziwsi!
Jaka byøa reakcja ludzi? "Nooo... ale BEZ PRZESADY!". Gdyby byli w sobie zakochani (nikt seksualnych aluzji nie robi,
mowa o miøo ci!), nie umniejszaøoby to wcale ich zasøug (przeciwnie - w moich oczach byliby nawet bardziej ludzcy).
Dziwi mnie, sk d ta nagonka na osob , która tylko powiedziaøa, co my li?
Jakie podstawy miaøa. "Zo ka" zorganizowaø akcj , byø potwornie zdeterminowany, by odbi koleg , a miesi c
wcze niej wa ny czøonek podziemia te zostaø zøapany i nikt go nie odbiø. Mo e motywem byøa przyja , ale nie jest
przekraczaniem granic pomysø, e mo e miøo . Mówili sobie z "Rudym", e zamieszkaj razem, w tamtej scenie mierci
obejmowali si etc.
Wiem jedno - teraz aden mój kolega, nawet umieraj cy, tak by do przyjaciela nie powiedziaø. Nie udawajmy, e jest
inaczej. Kiedy pewnie tak byøo mo na si do siebie odnosi , nie wiem. I Kami ski tak to napisaø. Nic w tym ohydnego
sugerowa , e to ze wzgl du na miøo , a nie na przyja takie søowa padøy. Bo co, miøo to gorszy powód?
Pokoleniowy gej
Tekst Janickiej przysøaniaj komentarze dziennikarzy i w ogóle wywiady z innymi "znawcami". Na przykøad takie: "Byli
gejami!", "Ale to nie tak byøo, znaøam ich i nigdy si przy mnie nie caøowali!"
(mówi ø czniczka "Zo ki" Danuta Rossman
),
"'Zo ka'? Przypadek? To musiaøa by jego genderowa to samo !".
To ju nadinterpretacje. Bo kto czytaø o "Zo ce" lataj cym ze spluw , organizuj cym akcje etc., ten wie, e nigdzie w
"Kamieniach..." - cho by i w rzeczywisto ci istniaøy - nie byøo przesøanek do s dzenia, e si nie czuø jak facet czy e byø
urodzony w zøym ciele etc. (a przecie mowa o ksi ce, nikt nie przes dza o tym, jakie byøy fakty).
Dziwi si radykalizmowi komentarza p. Rossman, która sugesti uznaøa za plam na honorze swoich kolegów i
potraktowaøa bardzo osobi cie, jako oskar enie, a nie opini o postaciach z ksi ki, w czasach, kiedy nie mówiøo si o
takich uczuciach, chyba nie oczekiwaøa, e gdyby byli razem, to naøo yliby ró owe koszulki i el na wøosy? Bo to nie s
oznaki miøo ci, prosz pani.
Niestety, to jest jedyne, co si kojarzy ze søowem "gej" tamtemu pokoleniu.
Mówi si , e sami geje sobie zrobili niedobr opini , e gdyby nie te nieszcz sne wøosy na el i ogolone niemal na zero
lesbijki na paradach równo ci, toby pewnie inaczej si na nich patrzyøo.
Otó skoro "oni", tamto pokolenie, co si oburza, narzeka na moje, ja mog narzeka na nich. eby si rozejrzeli, ile
gejów i lesbijek to ich s siedzi, panowie w
garniturach
i kobiety z døugimi wøosami, koledzy z
pracy
, których jak gøupi
uwag na zawsze zmusz , by si nikomu do tego nie przyznali. Ja bym si baøa.
Tolerancja dla nietolerancji?
Ale musimy jako y ! Dopóki nie wmawiam mojemu koledze, który uwa a homoseksualistów za wybryk natury, e to
dobre i po dane, dopóki pozwalam mu my le , co my li, dopóty mo emy si ze sob zadawa i razem pracowa , je li
nie b dzie mi wmawiaø, e jako lesbijka potrzebuj faceta, co to zrobi ze mnie "normaln ". Dopóki nie przekonujemy si
wzajemnie, kim powinni my by , granice tolerancji nie s naruszane. Pogl dy mo emy gøosi .
Ale zmusi do ich wyznawania da si tylko siø . A chyba ju jaki czas temu doszli my do wniosku, e to niewypaø?
Pokolenie moich dziadków i moich rodziców twierdzi, e do tej møodzie y to "ju w innym j zyku trzeba mówi !". A do
nich? I do pokolenia poprzednio? I jeszcze poprzednio? Ja te nie wiem, co to jest "w dech ", a oni - co to "smartfon".
Bo to wszystko - serio! - ewoluuje. I b dzie ci gle.
W szkole o tym nie mówi si na serio
Konopnicka, michowska, Gombrowicz, Biaøoszewski... jak si chce, mo na znale troch przykøadów wielkich postaci,
które byøy odmiennej orientacji, w kilka minut. To, czego dzieciom w szkoøach na pewno nie powinno si wmawia - co
chyba jest oczywiste dla ka dej ze stron - to to, e takie osoby nie istniej . Statystycznie w mojej szkole uczy si ze
trzydziestka. Nawet teraz, kiedy jest o tym tak gøo no, a ja mieszkam przecie w du ym mie cie, w tpi , by cho jedna z
nich miaøa odwag si przyzna . W szkole o tym nie mówi si na serio.
"Rudy" i "Zo ka" - i ich relacja - zawsze bardzo kojarzyli mi si z Idgie i Ruth ze "Sma onych zielonych pomidorów".
Pami tacie t ksi k ? To historia o tym, jak dwie dziewczyny w latach 30. XX wieku poznaj si w Alabamie i kochaj .
Fajne jest to, e nikt tam nie robi wielkiego zamieszania - ani mieszka cy miasta, ani rodzina, nikt. Niemal wszystko, co
potem dotyczy tej relacji, jest naturalne i cudownie proste. W lokalnej gazecie o synu Ruth pisz "synek Idgie i Ruth", raz
powiedziane jest, wøa ciwie w jednym zdaniu, e si zakochaøy, i tyle. I chocia nie maj lubu, obie swobodnie
Strona 2 z 3
Uczennica o 'homoburzy' wokóø Rudego i Zo ki: ja te my laøam, e oni si kochali. Miøo jest...
2013-04-07
http://wyborcza.pl/2029020,95892,13689316.html
zakøadaj sukienki i zabiøyby si dla siebie nawzajem, adna awantura tam nie wybucha.
Trudno nawet opisa , jak bardzo pi knie i øagodnie jest to opisane, jak maøo tam podtekstów. Caøo jest spokojna,
naturalna.
yjemy w katolickim - podobno ci gle - spoøecze stwie, wi c wydawaøoby si , e szacunek dla innych powinien by
nieustannie obecny w naszym codziennym yciu, bo nie ma innego sposobu, by sobie z tym yciem w spoøecze stwie
poradzi . Zarówno je li chodzi o sprzeczne opinie, jak i o osobisty obraz postaci, które tak czy inaczej s chyba dla
wszystkich wzorami do na ladowania(?).
Ucz , e tak naprawd , je li chodzi o przyja i miøo , nie ma adnych granic, których nie mogliby my przekroczy .
Ja ci gle to dostrzegam.
Pami tacie t lektur i co wtedy my leli cie o jej bohaterach? Czekamy na Wasze listy. Napisz:
listydogazety@gazeta.pl
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
Strona 3 z 3
Uczennica o 'homoburzy' wokóø Rudego i Zo ki: ja te my laøam, e oni si kochali. Miøo jest...
2013-04-07
http://wyborcza.pl/2029020,95892,13689316.html