background image

„Jak wychować dziecko i nie oszaleć” Kelvin Leman 
  

Rozdział 1 

Tam jest dżungla! 

Chwyć lianę! 
 

W dzisiejszych czasach wychowywanie dziecka jest przeraźliwie trudne. 

Ze  zgrozą  oglądałem  doniesienia  o  strzelaninie  w  Lit-tleton, w stanie Colorado, której 

ofia

rą  padło  wielu  nastolatków  na  terenie  własnej  szkoły.  Parę  miesięcy  później  uzbrojony 

mężczyzna wtargnął na teren przedszkola w Południowej Kalifornii. Te wydarzenia dotarły 

na  czołówki  gazet,  lecz  w  wielu  miejskich  ośrodkach  podobne  wypadki  zdarzają  się  zbyt 

często,  żeby  trafić  na  łamy  prasy.  Dzieci  są  narażone  na  niebezpieczeństwo  dosłownie 

wszędzie. A kto wie, jakie tragedie niesie nowe tysiąclecie? 

Strzelanina  nie  jest  jedynym  moim  zmartwieniem.  Dzieci  stają  się  zakładnikami 

ordynarnych programów telewi

zyjnych,  gier  video  z  elementami  przemocy  i  szkół,  które 

niczego pożytecznego nie uczą. Czy mogą przejść przez to wszystko z czystym sercem, silne 

duchem,  pewne  siebie  i  przepełnione  troską  o  drugiego  człowieka?  Czy  można  wychować 
dobre dzieci w tych szalonych czasach? 

Oczywiście, że można. Ale jest to przeraźliwie trudne. 

Wielu  znanych  mi  rodziców  sądzi,  że  to  właśnie  oni  są  niebezpieczni,  że  zrobią  coś 

strasznego,  co  na  zawsze  spowoduje  wypaczenia  u  ich  dzieci.  Obawiają  się,  że  będą  zbyt 

wymagający lub zbyt pobłażliwi, zbyt opiekuńczy lub zbyt oziębli. Rodzicielstwo paraliżuje 

ich,  nie  są  w  stanie  pomóc  swoim  dorastającym  dzieciom,  gdyż  są  zbyt  przerażeni,  żeby 

cokolwiek zrobić. 

Pamiętam  strach,  kiedy  wziąłem  na  ręce  moje  pierwsze  dziecko,  dziewczynkę.  Była 

pełnym  radości  zawiniątkiem,  ale  trzymałem  ją  ostrożnie,  jakby  była  delikatną  chińską 

porcelana, obawiając się, że wyrządzę jej krzywdę. Faktem jest, że w ciągu tych 27 lat, które 

minęły od tamtej chwili, popełniałem błędy, podobnie zresztą jak moja żona. Jestem pewien, 

że  niekiedy  zdarzało  nam  się  skrzywdzić  małą  Holly,  ale  mimo  wszystko  pomogliśmy  jej 

dorosnąć.  Obecnie  jest  piękną  młodą  kobietą,  mężatką,  opiekunem  nauczycieli  języka 

angielskiego w szkole średniej. Hura! Udało się nam! 

Oczywiście  nie  możemy  sobie  pozwolić  na  wytchnienie  —  oprócz niej jest jeszcze 

czwórka małych Lemanów. Kiedy piszę tę książkę, najmłodsze ma siedem lat, więc tkwimy 

w  tym  wychowawczym  interesie  po  uszy.  I  w  dalszym  ciągu  nas  to  przeraża,  szczególnie, 

kiedy widzimy, co się dzieje wokół nas. 

Mam  jednak  dla  was  dobrą  wiadomość:  Będziecie  popełniać  błędy  w  wychowaniu,  tak 

samo jak Sande i Kevin Lemanowie — 

macie  to  jak  w  banku!  Może  nie  popełnicie  tych 

samych błędów, ale i tak będzie ich sporo. Stale pamiętam dzień, kiedy moja jedenastoletnia 

córka popatrzyła na mnie ze złością i powiedziała: 

Wiesz, co powinieneś zrobić? Przeczytać swoją własną książkę! 

Błędy są częścią wyprawy, której na imię «rodzicielstwo». Ale dobrą wiadomością jest to, 

że można się na nich uczyć. Możesz stać się dobrym rodzicem, wychowując dzieci 

w atmosferze odpowiedzialności i budując między wami pełną radości więź. 

Hilary  Rodham  Clinton  zaczerpnęła  tytuł  swojej  książki  ze  starego  porzekadła:  „Do 

wychowania dziecka potrzeba całej wioski". Wydaje mi się, że ma to pewien sens — wszyscy 

możemy skorzystać z pomocy innych w opiece nad naszymi dziećmi. Ale problem polega na 

tym, że nie mieszkamy w wiosce, lecz w dżungli. Przedzieramy się przez nią, chwytając się 

kolejnych lian, trzymając się ich kurczowo za wszelką cenę.  Żeby wychowywać dzieci nie 

potrzebujemy wyręki społeczeństwa, nie potrzebujemy szkół, nie potrzebujemy, by rządzący 

mówili nam, jak mamy to robić, nie potrzebujemy nawet kościołów, by zastępowały nas w 

background image

wychowywaniu dzieci... Potrzebujemy do tego 

rodziców.  Wszystkich  pozostałych  — 

społeczeństwa, szkoły, rządzących i kościoła — potrzebujemy po to, żeby wspierali rodziców 

w ich wysiłkach. 

Takie  jest  moje  wezwanie,  które  do  was  kieruję.  Wyjdź  na  ring  i  stań  się  rodzicem. 

Zdobądź się na postanowienie, że twoja rodzina będzie dla ciebie najważniejsza, i poświęć się 

jej.  Podejmij  wysiłek  troszczenia  się  o  własne  dzieci.  To  nie  będzie  łatwe.  To  nie  będzie 

zabawa. Ale będzie warto. 

Pamiętaj, że nigdy nie zostaniesz doskonałym rodzicem. Nawet nie musisz być świetnym 

rodzicem. Ale namawiam cię, abyś poświęcił czas i zadał sobie trud, żeby stać się dobrym 

rodzicem. Możesz to osiągnąć, a ta książka ci w tym pomoże. 
 

Czas przedstawić koncepcję 

Nadeszła pora, żeby wyjaśnić termin, który nazywam: dyscyplina praktyczna. Jest to spójny, 
stanowczy i oparty na 

szacunku  sposób,  w  jaki  rodzice  mają  kochać  i  uczyć  swoje  dzieci 

dyscypliny  (zwróć  uwagę,  że  użyłem  określenia  «uczyć  dzieci  dyscypliny»,  a  nie  «karać», 

oraz  określenia  «kochać»,  a  nie  «zamęczać  z  miłości»).  Dyscyplina praktyczna oscyluje 

pomiędzy  stylem  autorytarnym  a  pobłażaniem,  pozwalając  dzieciom  na  dokonywanie 

wyborów, lecz jednocześnie ucząc ich odpowiedzialności za swoje decyzje. 

Jestem  —  podobnie jak inni — 

rad, że nie żyjemy w średniowieczu, kiedy dzieci miały 

być widziane, ale nie słyszane (już nie mówiąc o jakimkolwiek absorbowaniu swoją osobą 

uwagi  dorosłych).  Odczuwam  także  ulgę,  że  nie  pławimy  się  w  nadmiernej  pobłażliwości 

lansowanej  w  latach  50.  i  60.  XX  wieku,  kiedy  to  wielu  rodziców  błędnie  sądziło,  że 

dyscyplinowanie dzieci prowadzi do uszkodzenia ich młodej psychiki. 

Widzę, że w dzisiejszych czasach wiele rodzin miota się między tymi skrajnościami. Jako 

terapeuta rodzinny prowadzę cotygodniowe spotkania z rodzicami i ich dziećmi. Odbywam 

także wiele podróży i wygłaszam odczyty — na temat wychowywania dzieci, dyscypliny i 
poradnictwa — 

których adresatami są rodzice i nauczyciele. Widzę i słyszę, że w zbyt wielu 

współczesnych  domach  skądinąd  wykształceni  rodzice  w  dalszym  ciągu  nie  dostrzegają 

różnicy między dyscypliną a karą bądź między pobłażliwością a wyrażaniem uczuć. Zadają 
pytania: 

 
• 

Jak mam właściwie kochać moje dzieci? 

• 

Jak mam szanować moje dzieci? 

• 

Jak mam sprawić, żeby były odpowiedzialne za swoje postępowanie? 

• 

Jak mam sprawić — bez uciekania się do fizycznej bądź słownej przemocy — żeby 

robiły to, co według mnie powinny robić? 

• 

Co z biciem? Czy to konieczne? W jakim stopniu? Jak często? 

 

W  tej  książce  opisuję  metodę,  jaką  jest  dyscyplina  praktyczna.  Jest  to  próba  udzielenia 

rozsądnej i konkretnej odpowiedzi na większość pytań nurtujących rodziców. 

Pewnego  razu,  kiedy  po  programie  Club  700  wracałem  do  domu  samolotem,  zagadnął 

mnie  siedzący  obok  biznesmen.  Nie  przepadam  za  rozmowami  w  czasie  lotu,  ale  on 

widocznie  tak  spędzał  czas  w  podróży.  Przez  chwilę  gawędził  o  tym  i  owym,  aż  w  końcu 

zapytał: 

A czym pan się zajmuje? 

Zawsze  waham  się,  czy  powiedzieć,  że  jestem  psychologiem  i  chrześcijańskim 

kaznodzieją, bo ludzie czują się wtedy zazwyczaj wystraszeni. Odpowiedziałem więc: 

Brałem udział w programie. 

Wypytywał  mnie  dalej,  więc  opowiedziałem  mu  o  prezentowanych  w  programie 

założeniach dotyczących kształtowania rodziny. 

background image

To naprawdę niezłe — powiedział. — Skąd taki młody 

mężczyzna czerpie taką mądrość? (Byłem od niego młodszy). 

Prawdę mówiąc, wziąłem to z pewnej książki — odparłem. 

Natychmiast  sięgnął  do  kieszeni  i  wyciągnął  notatnik  elektroniczny,  by  zapisać  tytuł  i 

autora tej genialnej książki. 

To Biblia — 

powiedziałem powoli. — B-I-B-L-I-A. 

Prawda jest taka, że dyscyplina praktyczna jest zainspirowana właśnie Pismem Świętym. 

Jej podstawę stanowi krótki fragment zaczerpnięty z Nowego Testamentu, w którym święty 

Paweł pisze: 

Dzieci, bądźcie posłuszne w Panu waszym rodzicom, bo to jest sprawiedliwe. Czcij ojca 

twego i matkę —jest to pierwsze przykazanie z obietnicą — aby ci było dobrze i abyś długo 

żył na ziemi. A [wy] ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz wychowujcie 

je w karności, napominając jak [chce] Pan. 
(Ef 6, 1-4)

1

Słowa,  na  które  pragnę  zwrócić  szczególną  uwagę,  to:  «bądźcie  posłuszne»,  «to  jest 

sprawiedliwe» oraz «wychowujcie je w karności». 

 

W  tym  momencie  być  może  usiłujecie  umieścić  mnie  na  pewnego  rodzaju  skali. 

Zastanawiacie  się,  jak  bardzo  stanowczy  powinni  być  —  moim zdaniem —  rodzice; czy 
jestem zwolennikiem k

ar cielesnych, czy nie. No cóż, uważam, że i klaps ma swoje miejsce, 

ale  w  większości  przypadków  nie  powinno  to  być  miejsce  pierwsze.  Jednocześnie  mocno 

wierzę w to, że kiedy karzemy dzieci, ich psychika nie jest zagrożona. Metoda obchodzenia 

się z dziećmi jak z jajkiem odeszła wraz z wczesnymi wymysłami doktora Spocka

2

Podstawą  dyscypliny  praktycznej  jest  miłość.  Jedną  z  najdziwniejszych  rzeczy,  z  jaką 

często się spotykam, jest fakt, że dzieci nie czują się kochane w swoich własnych domach. 
Terapeuta rodzi

nny,  Craig  Massey,  przeprowadził  badania na 2.200 nastolatkach 

wywodzących  się  z  domów  chrześcijańskich,  na  terenie  całych  Stanów  Zjednoczonych. 

Zaskakująca  liczba  79  procent  badanych  twierdziła,  że  od¬czuwa  brak  miłości  w  swoim 
domu. Podstawowym warun¬kie

m tego, żeby dyscyplina zadziałała, jest zapewnienie dziecku 

poczucia,  że  naprawdę  jest  kochane.  Budowana  na  fundamencie  miłości  dyscyplina 

praktyczna  bazuje  na  udzielaniu  wskazówek  i  na  działaniach  zmuszających  dziecko  do 

nauczenia się i przejęcia odpowiedzialności za własne poczynania. 
 

 

Siedem zasad dyscypliny praktycznej 

Waham  się  przed  podaniem  dokładnej  liczby  «kroków»  czy  «tajników»  dyscypliny 

praktycznej,  ponieważ  to  nie  jest  takie  proste.  Często  trzeba  uciekać  się  do  metody  prób  i 

błędów. Dalsza część książki poświęcona jest przedstawieniu szczegółów wcielania w życie 

dyscypliny praktycznej jako sposobu na wychowanie; trudno jest ująć całość zagadnienia w 

kilka chwytliwych haseł. Ale pozwólcie, że — mając to na uwadze — podam wam siedem 
zasad, na których oparta jest dyscyplina praktyczna. 
 

1.   Ustal zdrowa wtadzę nad dziećmi. 

                                                 

1

 

Za: Biblia Tysiąclecia, Pallottinum — Poznań 1997. 

Przekład z języka angielskiego (z oryginału książki): „Dzieci, bądźcie posłuszne waszym rodzicom; tak należy postępować, ponieważ Bóg 

dał im władzę nad wami. Szanujcie waszego ojca i waszą matkę. To jest pierwsze z Dziesięciu Bożych Przykazań, które kończy się 

obietnicą. A oto obietnica: Jeżeli będziecie szanowali waszego ojca i waszą matkę, wasze życie będzie długie i pełne łaski. 

A teraz słowo do was, rodziców. Nie pomstujcie i nie łajajcie waszych dzieci, wywołując w nich złość i urazę. W zamian za to wychowujcie 

je w dyscyplinie opartej na miłości, którą sam Pan pochwala, udzielając wskazówek i zbożnych rad" (przyp. tłum.). 

2

 Dr Benjamin McLane Spock — 

amerykański pediatra, autor bestsellerowego, rewolucyjnego poradnika na temat opieki i wychowania 

dzieci Common Sense Book o/Baby and Child Care (1946) — 

Dziecko, pielęgnowanie i wychowanie (przyp. tłum.). 

 

background image

Rodzina  to  nie  demokracja.  Rodzice  muszą  mieć  władzę.  W  szóstym  rozdziale  Listu  do 

Efezjan św. Paweł pisze o tym, że Bóg dał rodzicom władzę nad dziećmi. Nie jest to więc 

władza, którą sobie uzurpowaliśmy, lecz władza dana wam przez Boga. 

Jeśli  traktujemy  dzieci  jako  centrum  całej  rodziny,  to  uczymy  je,  że  są  centrum 

wszechświata,  że  ich  szczęście  jest  sprawą  najwyższej  wagi.  Nic  bardziej  błędnego.  Zbyt 
wiele jest wy-chuchanych d

zieci, które wchodząc w życie doznają szoku, że świat nie obraca 

się wokół nich. Te które w domu są książętami czy księżniczkami, w prawdziwym życiu są 

jedynie pionkami i trudno im się z tym pogodzić. Najlepszym przygotowaniem do życia jest 
dom, w którym d

zieci  są  cenionymi  członkami  rodziny  —  a  nie  początkiem  i  końcem 

wszystkiego. 

Dzieci potrzebują, żeby  rodzice byli  rodzicami. One chcą, żeby  rodzice  byli rodzicami. 

Demonstrowanie siły i buntu to testowanie waszej gotowości do bycia rodzicami. Jeśli ty sam 

nie narzucisz władzy rodzicielskiej, to nikt tego za ciebie nie zrobi. Ani szkoła, ani media, ani 

tym bardziej ich rówieśnicy. Nie bój się rządzić w swoim domu. To, co powiesz, jest święte. 

Ale twoja władza musi być zdrowa. W świetle tego, co napisano w Liście do Efezjan, nie 

możesz „pobudzać do gniewu waszych dzieci". Twój autorytet musi działać raczej w oparciu 

o miłość, a nie w oparciu o siłę. 
 

2. Niech dzieci ponoszą  odpowiedzialność za swoje  czyny. 

Rodzicielstwa wszyscy uczymy się w domu. Powinniśmy na co dzień pokazywać dzieciom, 

że  to,  co  robią,  pociąga  za  sobą  pewne  konsekwencje  —  czasem pozytywne, a czasem 

negatywne. Jest to jedna z najistotniejszych nauk, jaką sobie przyswoją. 

Już jestem spóźniona, napisz mi usprawiedliwienie — 

mówi córka w drodze do samochodu. 

Co mam napisać? — pytasz niewinnie. — Że Ashley spóźniła się dzisiaj do szkoły, 

bo... co? 

Muszę mieć usprawiedliwienie — prosi córka i zaczyna się martwić, że tym razem nie 

wyratujesz jej z opresji. 

No cóż, a ja muszę mówić prawdę — odpowiadasz. — 

Więc  mam  napisać:  „Ashley  spóźniła  się,  ponieważ  przez  dwadzieścia  minut  wisiała  na 

telefonie z przyjaciółką, zamiast przygotowywać się do szkoły. Proszę potraktować ją tak, jak 

się traktuje dzieci, które spóźniają się bez ważnego powodu" — czy tak? 
- Mamo! 

Ahsley  uważa,  że  jesteś  niedobra,  ale  tak  naprawdę  dajesz  jej  dobry  i  wartościowy 

prezent. Udowadniasz jej, że jej postępowanie ma znaczenie. Odmawiasz wybawienia jej z 

tarapatów, w jakie sama się wpędziła. Jeśli zaczęłabyś j ą usprawiedliwiać, przyzwalałabyś 

jej,  by  nadal  zachowywała  się  nieodpowiedzialnie.  Ale  ty  szanujesz  jej  decyzje  do  tego 

stopnia, że pozwalasz jej zmierzyć się z ich konsekwencjami. Zmuszasz ją do tego, żeby była 
odpowiedzialna za to, co robi. 
 

3. Pozwól, żeby nauczycielem  była rzeczywistość. 

Jeśli  kot  wbiega  na  ulicę,  którą  jedzie  samochód,  wkrótce  staje  się  rozjechanym  kotem. 

Wszystkim jest z tego powodu przykro, ale faktem jest, że gdyby się zatrzymał i obejrzał w 

obie  strony,  żyłby  dalej.  To  cenna  lekcja,  jaką  dzieci  mogą  wynieść  dzięki  obserwacji  lub 

doświadczeniu. 

Dlatego moim ulubionym zwierzątkiem domowym jest złota rybka. Jeśli nie dasz jej jeść, 

to  zdechnie.  Dzieci  uczą  się,  że  muszą  troszczyć  się  o  zwierzątka  i  rzeczy  powierzone  ich 
opiece; w przeciwnym raz

ie  je  stracą.  Sztuczne  oddychanie  nie  ożywi  zdechłej  rybki.  Nie 

możesz odwrócić procesu umierania, bez względu na to, jak bardzo tego pragniesz. Dzieciom 

może  być  bardzo  przykro,  ale  właśnie  w  ten  sposób  się  uczą.  (Faktem  jest,  że  nawet  jeśli 

background image

troszczysz si

ę  o  rybki  jak  należy,  to  i  tak  czasem  zdychają).  Może  to  być  też  okazja  do 

przybliżenia dzieciom zagadnień związanych z życiem i śmiercią. 

Szukaj takich chwil, z których płynie nauka. Czasami życie samo podsuwa nam doskonałe 

materiały na lekcje poglądowe. Może pozwolisz dzieciom pójść spać naprawdę późno, żeby 

same  mogły  się  przekonać,  jak  bardzo  zmęczone  będą  następnego  dnia  (potem  jednak  do 

ciebie należy ustalenie odpowiedniej dla nich pory kładzenia się spać). 

Nie  bój  się  pozwolić  dzieciom  na  niepowodzenia.  Zbyt  wielu  rodziców  obawia  się,  że 

porażka urazi dziecięcą ambicję. W konsekwencji rodzice oszukują, zmieniają zasady, udają, 

że  dziecko  nie  przegrało,  lub  powstrzymują  je  przed  spróbowaniem  czegoś  nowego. 

Obwiniają  się  o  to,  że  nie  chronią  swoich  pociech  przed  porażkami,  i  takie  poczucie  winy 

prowadzi do różnego rodzaju błędnych decyzji. (Idźcie na dni otwarte szkoły i poszukajcie 

paru prac, które uczniowie wykonali naprawdę samodzielnie). 

Wasz dom powinien być miejscem, gdzie dziecko może ponieść porażkę — i uczyć się na 

własnych niepowodzeniach. Otoczcie je miłością, pokażcie, jak wiele dla was znaczą, ale nie 

starajcie  się  sami  naprawiać  ich  błędów.  Nasze  zadanie  jako  rodziców  nie  polega  na 
przymykaniu oczu na wybryki dzieci — 

my musimy mieć je szeroko otwarte. Rzeczywistość 

to doskonały nauczyciel i jeśli wpoisz dzieciom, żeby właśnie z niej czerpały naukę, to takie 

lekcje będą przynosiły owoce przez całe życie. 
 
4. 

Kładź większy nacisk na działanie niż na słowa. 

Twoje  dzieci  doskonale  wiedzą,  co  w  danej  sytuacji  chcesz  powiedzieć.  W  połowie 

przypadków  mogą  nawet  powiedzieć  to  za  ciebie.  „Pospiesz  się,  bo  ci  autobus  ucieknie". 

„Uważaj, bo sobie wybijesz oko". „Nie będę więcej powtarzać..." Ale oczywiście powtarzasz 
to jeszcze raz... i jeszcze raz..., i jeszcze raz. 

Kusi nas, by uczyć słowami. „Tym razem ci daruję, ale żeby to było ostatni raz". Co — 

według  ciebie  —  bardziej  przemawia:  słowa  „żeby  to  było  ostatni  raz"  czy  darowanie? 

Zawsze działanie powinno być na pierwszym miejscu. 

Kiedy mój syn, Kevin

, był w ósmej klasie, poprosił mnie, żebym pomógł mu przygotować 

się do dyktanda. Normalnie chętnie bym to zrobił, ale była godzina 10 wieczorem, a ostatnie 

dwie  godziny  spędził  on  przed  telewizorem.  Odmówiłem,  tłumacząc,  że  powinien  był 

najpierw zająć się nauką i teraz jest już za późno. 

Może  pomyślicie,  że  byłem  zbyt  surowy.  Mógłbym  pewnie  pogrozić  mu  palcem  i 

powiedzieć: „W porządku, ale następnym razem nie będę taki dobry". Te słowa na nic by się 

nie  zdały,  zaś  moje  działanie  nauczyło  go  odpowiedzialności.  I  wiecie  co?  O  świcie 

usłyszałem, że wstał i uczył się do sprawdzianu. 

Stosując  dyscyplinę  praktyczną  musisz  jasno  określić  swoje  oczekiwania.  Niech  dzieci 

wiedzą, na czym polega ich odpowiedzialność w odniesieniu do rodziny. 

Nie musisz się powtarzać. Niech przemówią twoje czyny. 

 

5. Broń własnej bramki — nie strzelaj do niej. 

Dzieci  mają  wytrzymałość  maratończyków.  Wiedzą,  że  jeśli  nie  przestaną  jęczeć,  błagać, 

wykłócać się, to w końcu cię zamęczą i postawią na swoim. Musisz ich przetrzymać. Wy-

najdą milion powodów, dla których twoje postanowienia są „po prostu niesprawiedliwe!". Ale 

to  ty  jesteś  szefem.  Tak  postanowiłeś  i  tego  się  trzymaj.  Nie  ulega  wątpliwości,  że  twoje 

decyzje nie zawsze będą nosić znamię mądrości Salomona, ale musisz wpoić dzieciom, że ma 

być tak, jak ty mówisz. Ulegnij, a następnym razem będą jęczeć jeszcze bardziej. Przetrzymaj 

je, a pojmą, że nie ma sensu marudzić. 

Istnieją  pewne  wyjątki.  Pamiętaj,  że  nawet  twój  autorytet  nie  jest  ostateczny  —  w 

przeciwieństwie  do  Boskiego.  Więc  jeśli  zaczynasz  przypuszczać,  że  inna  decyzja  byłaby 

mądrzejsza czy słuszniejsza, zmień zdanie. 

background image

Kiedyś  rozmawiałem  z  kobietą,  której  córka  chciała  odejść  ze  szkoły  prywatnej,  by 

uczęszczać  do  szkoły  publicznej  razem  z  przyjaciółmi.  Kobieta  była  zdania,  że  córce nie 

spodoba  się  w  szkole  publicznej,  ale  postanowiła,  że  pozwoli  jej  podjąć  decyzję. 

Wyjaśniwszy swoje zastrzeżenia, rodzice postawili warunek: „Nie wolno ci zmienić zdania. 

Jeśli rozpoczniesz naukę w szkole publicznej, będziesz musiała się tam uczyć do końca roku". 

Córka stwierdziła stanowczo, że właśnie tak chce zrobić. 

Parę dni po rozpoczęciu nauki zaczęła zmieniać zdanie. Znienawidziła szkołę publiczną i 

zatęskniła za prywatną, do której chodziła wcześniej. Ale mama, powstrzymując się przed «a 
nie 

mówiłam», twardo obstawała przy swoim. Dziewczyna musiała pozostać w szkole, której 

nie  znosiła.  Dokonałaś  wyboru  i  musisz  ponieść  konsekwencje.  Oto  dobry  przykład 
dyscypliny praktycznej, prawda? 

Otóż nie do końca. Rodzice byli bliscy strzelenia gola do własnej bramki. Jeśli chodzi o 

sprawy  tak  istotne  jak  wykształcenie,  musisz  podejmować  właściwe  decyzje,  nawet  jeśli 

oznaczałoby to zmianę zasad (w tym przypadku powątpiewam przede wszystkim w słuszność 

dawania  córce  wolnej  ręki).  W  każdym  razie  tam,  gdzie  twarde  trzymanie  się  raz  podjętej 

decyzji  mogłoby  w  poważnym  stopniu  zagrozić  zdrowiu  czy  dobru  dziecka,  lepiej  jest  się 

wycofać. 
 

6. Więzi mają pierwszeństwo przed zasadami. 

Zasady  dyscypliny  praktycznej  nie  są  żelazne.  Zawsze  istnieje  pole  manewru.  Ludzie 

domagają  się  gotowych  recept  na  to,  jak  być  dobrym  rodzicem,  tymczasem  rodzicielstwo 

bardziej przypomina sztukę. To nie kółko i krzyżyk. Czasami kierujesz się przeczuciem, ale 

cel zawsze pozostaje ten sam: wpajanie dzieciom, żeby kochały bliźnich, żeby dobro innych 

stawiały zawsze na pierwszym miejscu, żeby dawały, a nie tylko brały, i żeby zdawały sobie 

sprawę, że to, jak wygląda ich życie, nie jest obojętne. 

Jeśli  w  waszym  domu  dyscyplina  sprowadza  się  jedynie  do  porozlepiania  haseł  na 

ścianach, to ona nie zadziała. Oczywiście możesz zmusić dzieci do posłuszeństwa, jednak nie 

wyrosną  z  nich  kochający  i  odpowiedzialni  dorośli.  Zasady  mają  wartość,  kiedy  wyrażają 

istniejące  w  rodzinie  więzi.  Więzi,  które  wskazują,  że  między  członkami  rodziny  panuje 

miłość.  Kiedy  dzieci  widzą  zaangażowanie  rodziców  w  sprawy  rodzinne,  same  również 

zaczynają się angażować. 

Ubiegłego  lata  moje  najmłodsze  córki,  dwunastoletnia  Hannah  i  siedmioletnia  Lauren, 

leciały do domu w Arizonie z Buffalo w stanie Nowy York. Miałem w Buffalo pewne sprawy 

do  załatwienia,  ale  postanowiłem  polecieć  z  dziewczynkami,  żeby  upewnić  się,  że 

bezpiecznie dotrą na miejsce. Potem miałem złapać następne połączenie lotnicze z powrotem 

do  Buffalo.  Kiedy  przedstawicielka  obsługi  lotu  dowiedziała  się  o  moich  planach, 

powiedziała: 

Może nam pan zaufa? Oferujemy usługę, w obrębie której zajmujemy się dziećmi w 

czasie lotu i dostarczamy 

je bezpiecznie rodzicom oczekującym na lotnisku. Może¬ 

my to dla pana zrobić. 

To jest nie państwa obowiązek, ale mój — odparłem. 

Moja  więź  z  córkami  miała  pierwszeństwo  przed  sprawami  zawodowymi  i  one  o  tym 

wiedziały. Wierzcie mi, że jest to najistotniejszy element dyscypliny, jaki mogłem wnieść w 

życie moich dzieci. Jeśli sygnalizuję swe zaangażowanie w nasze wzajemne relacje, to one 

sygnalizują swoje. To samo może mieć miejsce w twoim przypadku — kiedy zrezygnujesz z 

awansu, ponieważ spowodowałoby to rewolucję w waszym życiu domowym; kiedy odłożysz 

podróż służbową po to, żeby zobaczyć występ szkolny syna; kiedy planujesz wakacje tak, by 

nie kolidowały z meczami drużyny, w której gra twoja córka. Nie znaczy to, że dzieci mają 

być pępkiem świata, ale wzajemne więzi w rodzinie mają być na pierwszym miejscu. Jeśli 

będziesz tak postępował, twoje dzieci będą postępowały podobnie. 

background image

Mam 

okazję  obserwować  wielu  rodziców,  którzy  posyłają  swoje  dzieci  na  wszelkie 

możliwe zajęcia dodatkowe. Dzieci te stale noszą przy sobie plan zajęć, żeby się nie pogubić 

w tych wszystkich próbach, lekcjach, spotkaniach itp. Efekt jest taki, że rodzice widują swoje 

dzieci jedynie w samochodzie, kiedy przewożą je z miejsca na miejsce. (W którejś z moich 

książek  jeden  rozdział  zatytułowałem:  Ratunku,  jestem  taksówkarzem,  a  nie  mam  żółtej 
bryki!

3

Reguła więzi przed zasadami oznacza również, że kształtujesz jedyne w swoim rodzaju 

związki  z  każdym  swoim  dzieckiem.  Poświęć  trochę  czasu,  żeby  zrozumieć,  kim  ono  jest, 

jakie ma zainteresowania, zdolności i strukturę emocjonalną. Dzieci są wyczulone na punkcie 

sprawiedliwości  i  będą  się  skarżyć,  jeżeli  nie  będziesz  ich  traktować  tak  samo.  Muszą 

wiedzieć, że każde z nich kochasz jednakowo, nawet jeśli wyrażasz to uczucie uwzględniając 

odmienność  każdego  z  nich.  Namiętnego  kibica  zabierz  na  mecz  piłkarski,  a  marzącego  o 
karierze aktorskiej — na sp

ektakl. Melomanowi załatw lekcje gry na gitarze, a informatykowi 

— 

daj  komputer.  Przez  jakiś  czas  dzieci  będą  porównywały  metki,  ale  wkrótce  pojmą,  że 

każde z nich liczy się dla ciebie w wyjątkowy sposób. 

 

Nic dodać, nic ująć, prawda?) Twój dom ma być domem, a nie hotelem. Budowanie 

więzi z dziećmi ma być sprawą nadrzędną wobec innych zajęć. Podoba mi się powiedzenie 

mojego przyjaciela, Josha McDowella: „Zasady bez więzi prowadzą do buntu". Nie możesz 

mieć hotelu z listą zasad i nazywać go «domem». Życie jest zbyt krótkie, by pozwolić sobie 

na niewykorzystanie tego ważnego okresu, gdy dziecko dorasta na naszych oczach. Nie wahaj 

się  zrezygnować  z  niektórych  zajęć  nadobowiązkowych.  Ten  czas  jest  ci  potrzebny  do 

budowy życia rodzinnego. 

Kiedy  nasza  starsza  córka  wychodziła  za  mąż,  zarówno  panna  młoda,  jak  i  pan  młody 

znaleźli  czas,  żeby  wyrazić  rodzicom  swoje  podziękowanie.  Holly  powiedziała  tylko  parę 

słów, ale one wyrażały wszystko: „Kochaliście mnie po prostu taką, jaka jestem". 
 

7. Żyj w zgodzie z zasadami. 
W dzisiejszych czasach wiel

e  mówi  się  o  wpajaniu  dzieciom  zasad,  tymczasem  gdzie  nie 

spojrzymy,  widzimy  ośmiolatków  oglądających  wulgarny  serial  Miasteczko  South  Park, 

dziesięciolatków  kołyszących  się  w  takt  przepojonych  erotyzmem  tekstów  S/?/cć  Girls  i 

dwunastolatki pacykujące się na podobieństwo  Britney Spears.  Dla zbyt wielu dzisiejszych 

dzieci oszustwa i kłamstwa są w porządku, pod warunkiem że nie zostaną na nich przyłapane 
— 

a  jeśli  zostaną  przyłapane,  ich  odpowiedzią  jest  jedynie  wzruszenie  ramionami  i 

komentarz: „No i co z te

go?". Społeczeństwo szuka wyjścia z takiej sytuacji. 

Oto reguła numer jeden: Postępuj w zgodzie ze swoimi zasadami. 

Twoje dzieci uczą się obserwując cię. Czego się nauczą? Co robisz, kiedy kasjerka wyda 

ci dwudziestkę zamiast dziesiątki? Chowasz nadwyżkę do kieszeni, bo dlaczego by nie? A 

dziecko cię obserwuje. Czego nauczy się mały Jaś o uczciwości? Kiedy na szosie kierowca 

zajeżdża ci drogę, czego nauczą się dzieci od ciebie? Kiedy atrakcyjna osoba odmiennej płci 
przechodzi obok, kiedy twoi kumple zaczyna

ją, się z kogoś nabijać, kiedy sędzia podejmie 

błędną decyzję podczas meczu ligi juniorów — jakie wartości dostrzegą w tobie twoje dzieci? 

Nie możesz skarżyć się na społeczeństwo, jeśli sam nie jesteś lepszy. 

  

Niedawno nasza najmłodsza córka, Lauren, obnosiła się z dziesięciodolarówką. To dużo 

pieniędzy jak na siedmiolatkę. Jednak nie dostała ich ode mnie. 

Lauren, skąd masz te pieniądze? — zapytałem. 

Stanęła jak wryta, z oczyma jak spodki i wymamrotała: 

Znalazłam je. 

Gdzie znalazłaś? 

                                                 

3

 

W USA taksówki są koloru żółtego. 

 

background image

Na drodze. 
Dzi

ęki  Bogu,  nie  jest  przekonującą  kłamczuchą.  Sande  podeszła  do  nas  i  zaczęła 

drążyć sprawę. 

Lauren, powiedz pr

awdę, gdzie znalazłaś te pieniądze? 

W torbie. 

Jakiej torbie? 

W kuchni. 

Kochanie, ważne, żebyś powiedziała prawdę. Gdzie były te pieniądze? 

Wszystko zaczęło układać się w całość. Daliśmy Kris — naszej drugiej, zamężnej córce 

— 

dwadzieścia dolarów na zakupy. Położyła torbę z zakupami na stole  w kuchni, z resztą 

pieniędzy (w sumie jakieś piętnaście dolarów) w środku. To, co było w siatce, zostało wyjęte, 

a  pieniądze  zostały;  i  Lauren  je  znalazła.  Rzeczywiście,  już  wyciągała  z  kieszeni  resztę 

zdobyczy: przywłaszczony pomięty pięciodolarowy banknot. 

Jak należało postąpić? Jaka kara byłaby zgodna z duchem dyscypliny praktycznej? Myślę, 

że  mogliśmy  ukarać  ją  karą  pieniężną  lub  zabrać  jej  coś  innego,  ale  «taka  kasa»  była  dla 

Lauren czymś zupełnie nowym. Czuliśmy, że nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego, w co się 

wpakowała. Jednakże jakąś naukę musiała z tego wynieść. 

Wieczorem, kiedy układałem ją do snu, opowiedziałem jej historię o chłopcu, który coś 

ukradł. Wymyśliłem ją na poczekaniu, ale bardzo się do tego przyłożyłem. Chłopiec został 

uwięziony.  Chciałem,  żeby  Lauren  zrozumiała,  na  czym  w  rzeczywistości  polega  kradzież. 
Nazajutrz w samochodzie zap

ytałem ją: 

Co się dzieje z ludźmi, którzy kradną? 

Idą do więzienia — odpowiedziała. 

Dobrze, pojęła o co chodzi. Ale przez następnych kilka dni wracałem do tematu kradzieży 

i kłamstwa. Musiała zrozumieć, że takie zachowanie jest nie do przyjęcia zarówno w naszym 

domu, jak i w życiu. 

Niektórzy  powiedzieliby,  że  Lauren  nie  została  ukarana.  Nigdy  nie  ukaraliśmy  jej  za 

wzięcie  tych  pieniędzy,  ale  daliśmy  jej  nauczkę.  Trafiliśmy  na  moment,  z  którego  płynie 

nauka, i wykorzystaliśmy go. W tym wypadku słowa bez działania wystarczyły. Jeśli kiedyś 

to  się  powtórzy  (a  wątpię,  żeby  tak  się  stało),  idę  o  zakład,  że  działanie  będzie  szybkie  i 
mocne. 

To właśnie mam na myśli mówiąc, że dyscyplina praktyczna przypomina sztukę. Kluczem 

jest  spowodowanie,  żeby  dzieci  zrozumiały  sytuację,  dostrzegły  konsekwencje  swego 

zachowania  i  żeby  w  przyszłości  dokonywały  lepszych  wyborów.  Nie  musisz  przesadzać. 

Znam  mężczyznę,  który  za  przyniesienie  złych  ocen  zmuszał  swoich  dwóch  synów  do 
kopania dwumetrowych dziur na podwórku. Jaki by

ł  cel  takiego  postępowania?  Ukazać 

synom, że jeśli nie poprawią się w nauce, to przez resztę życia będą kopać doły. Oto najlepszy 

przykład nieproporcjonalnej reakcji! 

Wierzę,  że  dyscyplina  praktyczna  to  wcielanie  w  życie  słów  z  Listu  do  Efezjan,  a  nie 

frus

trowanie  dzieci  własną  niekonsekwencją,  popadaniem  to  w  pobłażliwość,  to  znowu  w 

surowość.  Dyscyplina  praktyczna  wymaga  cierpliwości,  umiejętności  i  poświęcenia  w 

kierowaniu dziećmi i w  uczeniu ich; stosowanie  dyscypliny nie polega na rozładowywaniu 
swych 

emocji, na wyładowywaniu złości.  

Miłość  Boga  do  nas  jest  bezwarunkowa.  Bóg  po  prostu  nas  kocha  —  takich, jacy 

jesteśmy: niedoskonałych i skłonnych do popełniania błędów. Bóg pragnie, żebyśmy kochali 
nasze dzieci w ten sam sposób — 

bezwarunkowo. Miłość bezwarunkowa jest zasadą numer 

jeden dla rodziców, którzy chcą wprowadzać dyscyplinę praktyczną. Sama rzeczywistość jest 

warunkowa:  Jeśli  robisz  pewne  rzeczy,  musisz  liczyć  się  z  pewnymi  konsekwencjami.  Ale 

bezwarunkowa  miłość  pomoże  nam  przebrnąć  przez  trudne  lekcje,  jakie  niesie  z  sobą 

codzienność. 

background image

Rodzice  muszą  być  świadomi  istotnego  rozróżnienia.  Nie  przestajesz  kochać  swoich 

dzieci, kiedy wymierzasz im karę. Kochasz je wtedy nawet bardziej, ponieważ skłaniasz je do 

czerpania nauk płynących z konkretnych sytuacji. Przygotowujesz je do tego, by były w życiu 
odpowiedzialne. 

A  oto  reguła  numer  dwa:  Musisz  być  gotowy  poświęcić  czas,  by  wprowadzić  w  życie 

zasady dyscypliny praktycznej. W czasie moich kontaktów z rodzicami i ich pociechami 

nieustannie  obserwuję,  że  dorośli  poświęcają  zbyt  mało  czasu  na  wychowywanie  dzieci. 

Żyjemy  w  świecie,  w  którym  wszystko  możemy  dostać  natychmiast.  Ulice  są  obstawione 

bankomatami oferującymi gotówkę natychmiast. Ludzie chodzą z komórkami i pagerami i nie 

muszą czekać, żeby z kimś porozmawiać. Kuchenki mikrofalowe serwują obiady w przeciągu 

kilku sekund, a nie godzin. Jest więc rzeczą oczywistą, że ludzie również od swoich dzieci 

oczekują natychmiastowego dobrego zachowania. 

Jednak  sprawy  wyglądają  inaczej.  Ktoś  ujął  to  kiedyś  w  następujący  sposób: 

„Rodzicielstwo  jest  długoterminową  inwestycją,  a  nie  krótkoterminową  pożyczką". 

Rodzicielstwo zawiera w sobie ukłucie porażki i rozczarowanie, gdy chybiliśmy o włos, lecz 

zawiera  w  sobie  także  radość  z  odniesionego  sukcesu.  To  transakcja  wiązana,  szczególnie 

jeśli stosujesz dyscyplinę praktyczną. 
  
Odegraj role 

W  dzisiejszych  czasach  pełno  jest  tak  zwanych  ekspertów,  którzy  uważają,  że  obecność 

rodziców w życiu dzieci nie jest istotna. Twierdzą, że ważniejsze są kontakty z rówieśnikami, 

że wzorzec zachowań dziecięcych jest zdeterminowany biologicznie. Przekazujemy dzieciom 

geny, a następnie usuwamy się w cień. Tyle współczesna doktryna. 

A  ja  wam  powiem,  że  mamy  tu  do  odegrania  ważną  rolę.  Jeśli  macie  wątpliwości, 

odwiedźcie najbliższy zakład karny. Popytajcie więźniów, ilu z nich pochodzi z domów, w 

których rodzice kochali się i szanowali. Przekonajcie się, jaki wpływ na ich zachowanie miały 
ich domy. 

Albo  odwiedźcie  osobę,  którą  darzycie  szacunkiem,  i  chcielibyście,  by  wasze  dzieci  ją 

naśladowały.  Zapytajcie,  w  jakim  stopniu  jej  rodzice  wpłynęli  na  jej  sukces.  Oczywiście 

można  znaleźć  parę  «samorodków»,  którym  powiodło  się  mimo  niewłaściwego 

wychowywania,  ale  przekonacie  się,  że  w  większości  wypadków  to  rodzice  wskazują 

dzieciom drogę, którą podążają. 

Zbyt wielu rodziców zbyt szybko uległo opinii, że są nieważni. «Eksperci» zastraszyli ich 

do  tego  stopnia,  że  boją  się  być  rodzicami.  Więc  się  poddają.  Przekazują  swoje  obowiązki 

nauczycielom,  wychowawcom,  opiekunom  duchowym  lub  osobom  sławnym. Niektórzy z 

nich są w porządku, ale nie są wami. To nie oni są odpowiedzialni za rozwój waszego dziecka 

i za jego dobro. To wy jesteście za to odpowiedzialni. 

Pozwólcie,  że  was  o  coś  zapytam.  Gdyby  ktoś  zapukał  do  waszych  drzwi  i  chciał 

pożyczyć od was samochód, zgodzilibyście się na to? Dlaczego więc powierzylibyście komuś 

obcemu własne dziecko? Wszyscy daliśmy się nabrać na pogląd, że dodatkowe zajęcia są dla 

dzieci  dobre.  Błąd!  Dzieci  są  nadmiernie  obciążone  zajęciami,  a  to  prowadzi  do  różnego 
rodzaju 

napięć w rodzinie.  

Kiedy rodzice nie zachowują się jak rodzice, dzieci zaczynają chodzić samopas. Można je 

zobaczyć, jak szaleją po centrach handlowych, plączą się przed supermarketami, szydzą, palą 

i klną jak zgraja szewców. „Gdzie są ich rodzice?" — zastanawiacie się. Te dzieci być może 

też  się  nad  tym  zastanawiają.  Rozpaczliwie  potrzebują  wychowania,  ale  ich  mamusie  i 

tatusiowie boją się za to zabrać. 

Niedawno podpisywałem książkę w księgarni w Walden, kiedy zauważyłem chłopca — 

na oko sześcioletniego — idącego w moim kierunku. Krzyczał i machał rękami, strącając z 

background image

półek książki. Jego matka wyglądała na umęczoną lub znudzoną, nie mogłem ocenić, na jaką 

bardziej. Powiedziała monotonnym głosem: 

Nie dotykaj tych książek. Nie są twoje. 

Jej prośba nie wpłynęła na jego zachowanie. 

Wtedy  matka  dostrzegła  mnie  i  książkę,  którą  podpisywałem  —  była  to  właściwie 

wcześniejsza wersja niniejszej książki. Przeczytawszy tytuł, rzekła: 

Ojej, to coś dla mnie. 

Miała rację. Gdybym miał wtedy trochę oleju w głowie, dałbym jej tę książkę, ale zanim 

na to wpadłem, ona już była w drzwiach, pędząc za synkiem do następnego sklepu. 

Nie chciałbym oceniać tej rodziny na podstawie tak krótkiej obserwacji, ale wydaje mi się, że 

ta  kobieta  się  poddała.  Przestała  pełnić  w  stosunku  do  syna  rolę  matki,  a  stała  się 

ochroniarzem, a może sprzątaczką. Może dała się zastraszyć «ekspertom», którzy orzekli, że 

nie będzie w stanie wpłynąć na syna. Może próbowała dać temu malcowi wybór — wybór 

między dobrym a złym zachowaniem. Może nie chciała poskramiać jego twórczego zapału. 

Nie wiem, dlaczego się poddała, ale musi ona ponownie stać się prawdziwym rodzicem. 

I o to was proszę. Weźcie na siebie ten obowiązek. Nie zrzucajcie go na szkoły czy na 

telewizję. Zechciejcie wpływać na życie waszych dzieci. Wierzcie lub nie, ale wasze dziecko 

chce tego. Każdy przejaw buntu jest błaganiem: „Wychowuj mnie! Traktuj mnie tak, jakbym 

był dla ciebie ważny!". 

Dzieci  potrzebują  wytycznych.  Potrzebuj  ą  parametrów.  Wychowanie  bezstresowe 

stwarza potwory, które zagrażają zarówno im samym, jak i domowej harmonii. Kiedy dzieci 

się buntują, same czują się z tym źle. Szukają sposobu, żeby temu zaradzić. 

Ale  czy  nadmierne  napominanie  nie  wpłynie  niekorzystnie  na  ich  ambicję?  To  kolejna 

bzdura  lansowana  przez  «ekspertów».  Są  to  ci  sami  ludzie,  którzy  nie  chcą,  żeby  szkoły 

wystawiały stopnie, ponieważ niższa nota mogłaby sprawić komuś przykrość. A z pewnością 

nie  chcemy,  żeby  komuś  się  nie  powiodło.  Słyszałem  o  pewnym  szkolnym  systemie,  w 
którym wykluczono wszystkie oceny niedostateczne

.  I  tak,  jeśli  dziecko  sobie  nie  radzi, 

otrzymuje 

świadectwo mówiące, że «robi postępy». Jak więc dzieci mają się nauczyć, skoro 

nie pozwalamy im na porażki? 

Nauczyciele  uczący  pisać  wypracowania  przestali  poprawiać  błędy  ortograficzne,  żeby 

nie 

podciąć skrzydeł inwencji swoich podopiecznych. W wyniku tego dzieci piszą z błędami. 

W  niektórych  grach  zespołowych  natomiast  nie  liczy  się  zdobytych  goli,  bo  mogłoby  to 

obniżyć samoocenę tego, kto przegrał. 

A skąd bierze się dobra samoocena? Z wygranego meczu czy konkursu ortograficznego? 

Nie, te sukcesy sprawiają dzieciom radość, która szybko ulatuje. Czy dobra samoocena bierze 

się  z  udawania,  że zawsze  wszystko  robią  jak  należy?  Nie!  Trwała  samoocena  pojawia  się 

wtedy,  kiedy  dziecko  uczy  się,  że  należy  —  do  rodziny,  społeczeństwa,  grupy  przyjaciół. 

Kiedy  zdaje  sobie  sprawę,  że  może  się  do  czegoś  przyczynić,  coś  z  siebie  dać,  to  właśnie 

wtedy  dostrzega,  jakie  jest  ważne.  Dzieci  mogą  znieść  różne  porażki  pod  warunkiem,  że 

wiedzą, na czym stoją.  

Zbyt wielu  rodziców nader gorliwie zapewnia dzieciom wszystko i chroni je przed 

każdym negatywnym doświadczeniem. Należy nauczyć dzieci dawać. Niech wniosą coś do 

rodziny.  Niech  poznają  swoje  obowiązki.  Wyznaczmy  im  pewne  standardy  i  pomóżmy  je 

osiągnąć. W ten sposób poprawimy ich samoocenę. 

Nie  pozwólcie  «ekspertom»  wychowywać  waszych  dzieci.  Jeśli  czujecie  się 

niekompetentni,  to  oni  zrobią  wszystko,  żeby  to  poczucie  w  was  ugruntować.  Ale 

wychowanie nie jest aż tak skomplikowane, jak usiłują wykazać to specjaliści. Wymaga ono 

pewnego wysiłku, ale nie jest do tego potrzebny żaden tytuł naukowy. Kiedy w grę wchodzą 

twoje dzieci, to ty jesteś ekspertem. Więc podejmij ten trud. 

background image

Siebie również zaliczam do grupy obcych, którzy nie powinni kierować waszym życiem. 

Jeśli natrafisz w tej książce na coś pomocnego, zapamiętaj to. Wolno ci modyfikować moje 

sugestie tak, jak chcesz. Jeśli to, o czym piszę, nie odnosi się do twojej sytuacji, pomiń to. 

Wykorzystaj  pomysły,  które  mogą  być  ci  pomocne.  To  ty  najlepiej  znasz  swoje  dzieci. Ty 

osądź, co może się sprawdzić, darząc bezwarunkową miłością ten specjalny dar od Boga — 
swoje dzieci. 
 
Zastawów 

się: 

• 

Które aspekty współczesnego życia utrudniają ci wychowywanie dzieci? 

•  Przejrzyj siedem zasad dyscypliny praktycznej. Które najtrudniej j

est zrozumieć? 

 
Wypróbuj: 

•  Przedyskutuj zasady dys

cypliny  praktycznej  ze  współmałżonkiem.  Wspólnie 

zdecydujcie, czy zaczniecie wcielać je w życie. A może wolicie najpierw przeczytać 

resztę książki, żeby przekonać się, jak to działa? 

  
 

Rozdział 2 
Brak konsekwencji albo efekt jo-jo w wychowywaniu 
 

Czy pamiętasz ten niezwykły dzień, kiedy przyszło na świat twoje pierwsze dziecko? Nigdy 

nie zapomnę przeżycia, jakiego doświadczyłem obserwując narodziny mojej córeczki. Jakąż 

radość sprawiała mi świadomość, że miałem swój udział w stworzeniu tego cudownego daru 

Boga! Moja żona, Sande, cieszyła się razem ze mną. Wszystkie obawy i pamięć o bólu, jaki 

przeżywała w ciągu godzin porodu, uleciały, kiedy dano jej do potrzymania maleńką Holly — 

mającą  pięćdziesiąt  cztery  centymetry  wzrostu  i  tak  słodką,  jak  słodkie  potrafią  być  tylko 

niemowlęta. Przez następnych parę dni pokazywałem Holly z dumą wszystkim przyjaciołom i 

szybko doszedłem do wniosku, że jest ona najpiękniejszym bobaskiem na całej porodówce. 

Po trzech dniach p

rzywieźliśmy  Holly  do  domu;  na  tę  okazję  przyjaciele  powiesili  na 

domu  ogromny  napis:  WITAJ  W  DOMU,  HOLLY!  Stwierdzenie,  że  byłem 

podekscytowanym młodym tatą to mało powiedziane. Moja żona ciągle jeszcze wypomina mi 

pierwszą noc, kiedy to  umieściliśmy kosz z Holly obok naszego łóżka. Podkręciłem wtedy 

ogrzewanie tak bardzo, że w domu było ponad 30 stopni! No dobrze, podkręciłem trochę za 

bardzo. Chciałem być pewien, że Holly nie zmarznie. Byłem świeżo upieczonym rodzicem i 

wiedziałem, co do mnie należy: opieka nad tą całkowicie bezbronną istotką. 

Nie ma zatem co się dziwić, że byłem zaskoczony, kiedy w tym samym tygodniu lekarz 

Sande  poradził  nam:  „Chciałbym,  abyście  już  w  pierwszych  tygodniach  zaczęli  zostawiać 

córeczkę z opiekunką". Musiałem go poprosić, żeby to powtórzył. Poza tym, że polecenie to 

było trudne, wydawało się całkowicie niestosowne. W okresie, kiedy malutka najbardziej nas 

potrzebowała, doktor sugerował, abyśmy ją zostawili i poszli się zabawić. 

Jednak  wielokrotnie  już  dziękowałem  Bogu  za  tę  radę.  Opierając  się  na  wieloletnim 

doświadczeniu,  lekarz  zdawał  sobie  sprawę,  że  jeżeli  mamy  z  Sande  prawdziwie  kochać 

Holly, to musimy utrzymać silną uczuciową więź między sobą. Wiedział, że im silniejszy jest 

nasz związek jako męża i żony, tym lepsi będą z nas rodzice. Tak więc w tych wczesnych 

tygodniach  zaczęliśmy  rozwijać  w  naszym  domu  istotny element dyscypliny, jakim jest 

miłość.  I  te  pierwsze  tygodnie  okazały  się  doskonałym  momentem  na  wprowadzenie 

dyscypliny w życie nasze i naszego dziecka. 

Ale nie 

było  to  łatwe.  Nie  jest  łatwo  zostawić  niemowlę.  Podstawową  trudnością  było 

znalezienie  do  niego  opiekunki.  Młodzi  rodzice  mają  skłonność  zakładać,  że  jedyną 

opiekunką nadającą się do opieki nad ich dzieckiem jest pielęgniarka, i to specjalizująca się w 

background image

pediatrii, lub — 

oczywiście — babcia! Ale posłuchaliśmy rady lekarza i zmusiliśmy się do 

tego, żeby przynajmniej raz na tydzień wychodzić z domu i zostawiać Holly z opiekunką. 

Boję  się  pomyśleć,  co  by  było,  gdybyśmy  zignorowali  zalecenie  lekarza  i 

podporządkowali wszystkie nasze poczynania potrzebom pierwszego dziecka. Holly byłaby 
podobna 

do wielu dzieci, jakie co tydzień spotykam w gabinecie. Zostały one wychowane w 

zgodzie  z  filozofią,  która  mówi  „Kochaj,  kochaj,  kochaj...  Jeśli  tylko  będę  kochać  małego 
B

uforda  wystarczająco  mocno,  to  wszystko  będzie  dobrze".  Ale  tak  nie  jest.  Dzieci,  które 

otoczono  miłością  pozbawioną  elementów  dyscypliny,  zachowują  się  często  lekceważąco 

oraz/ lub są zbyt uzależnione od swoich rodziców. 
 
Czym opieka wie jest 
Zbyt wielu r

odziców ulega opinii, że opieka polega na robieniu za swoje dzieci wszystkiego i 

na podejmowaniu za nie wszelkich decyzji. Można usłyszeć, jak złapani w tę pułapkę ojcowie 

i matki mówią: „Nie obchodzi mnie, że masz piętnaście lat! Stój spokojnie, zapnę ci koszulę". 

Jeżeli  chcecie  katastrofy  i  chaosu,  to  wyręczajcie  dzieci  we  wszystkim.  W  ten  sposób 

pozbawicie  je  sposobności  do  stanięcia  na  własnych  nogach,  do  nauczenia  się 

obowiązkowości  i  odpowiedzialności  —  dwóch  filarów  niezbędnych  do  kształtowania 
zrówn

oważonego człowieka dorosłego. 

Ale wróćmy na moment do małej Holly. Czy doktor poradził nam, abyśmy zaniedbywali 

Holly lub abyśmy nie okazywali jej troski, pieszczot, czułości i tak dalej? Oczywiście, że nie. 

To wszystko jest absolutnie konieczne. Opiekuńczą miłość, okazywaną dziecku w pierwszych 

tygodniach  i  miesiącach  jego  życia  przez  rodziców,  a  w  szczególności  przez  matkę, 

psychologowie  nazywają  «czasem  kształtowania  się  więzi».  W  tym  właśnie  czasie  rodzic 

okazuje  całkowicie  bezbronnemu  dziecku,  że  jest  kochane  i  otoczone  opieką.  Badania 

pokazały,  że  w  pierwszym  okresie  życia  brak  dotyku,  pieszczot  i  czułości  może  uszkodzić 

osobowość małego dziecka. 

Lekarz podpowiadał nam, że rodzice muszą wprowadzać w życie dziecka dyscyplinę już 

w okresie jego niemowlęctwa.  

Holly  była  maleńka,  kiedy  zapoczątkowaliśmy  zwyczaj,  że  raz  w  tygodniu  wychodzimy 

gdzieś  razem,  zostawiając  ją  z  opiekunką.  Wprowadzając  w  życie  dziecka  jakąś 

systematyczność  —  na  przykład  w  kwestii  karmienia  czy  spania  —  wprowadzamy w jego 

życie ład. Można tu być elastycznym; dziecko i tak nauczy się systematyczności. I w miarę 

jak uczy się ono porządku, uczy się także odpowiedzialności; uczy się, jakie jest jego miejsce 

w ogólnym schemacie życia rodziny i jakie są jego obowiązki. 

Prowadząc  wykłady  na  temat  życia  rodzinnego,  rodzicielstwa  i  dyscypliny  w  USA  i  w 

Kanadzie, często słyszę pytania, które można sprowadzić do jednego: „Dlaczego my, rodzice, 

nie możemy podejmować za nasze dzieci wszystkich decyzji? Przecież my wiemy, co jest dla 
nich najlepsze". 

Współczuję  tym,  którzy  zadają  takie  pytania,  ponieważ  sam  jestem  rodzicem.  Rodzice 

naprawdę uważają, że wiedzą, co jest dobre dla ich dzieci. Chcą otoczyć je swą miłością i 

troską,  by  oszczędzić  im  życiowych  wpadek  i  niepowodzeń.  Jednak  powinni  jednocześnie 

chcieć nauczyć je, że wolno im popełniać błędy. Dzieci muszą wiedzieć, że mają prawo do 

niepowodzeń. Muszą mieć okazję do podejmowania decyzji dotyczących ich własnego życia. 
 
Despoci 

decydują o wszystkim 

Kiedy  przedstawiam  na  seminariach  koncepcję  prawa  do  błądzenia,  wielu  rodzicom 

koncepcja  ta  się  nie  podoba.  Kilka  tygodni  temu,  w  czasie  wygłaszania  odczytu  nt. 

Ustanawianie  autorytetu  Bożego  i  rodzicielskiego  w  życiu  domowym,  pewien  mężczyzna 

zerwał  się  i  przerwał  mi:  „Hej,  panie  Leman,  posunął  się  pan  za  daleko!  Dość  już  się 

nasłuchałem podobnych bzdur, wielkie dzięki! Ja wiem, co jest dobre dla moich dzieci i będę 

background image

za nie decydował. Nie mam zamiaru pozwalać dzieciakowi, żeby sam decydował o czymś, co 

może mieć wpływ na jego życie". 

Rozumiałem, co ten ojciec czuje, ale wiedziałem również, że musi się zastanowić, co tak 

naprawdę  mówi.  Zapytałem  go  więc:  „Kto  zdecyduje  za  niego,  czy  przyjmie  Boga 

Wszechmogącego?". Ojciec usiadł. Wiedział, że taką decyzję może podjąć jedynie w swoim 

własnym imieniu. 

Chc

iałem, żeby ten ojciec zobaczył, że istniej ą wybory, których człowiek musi dokonać 

sam.  Tak  naprawdę  to  dzieci,  w  miarę  jak  dorastają,  powinny  coraz  częściej  podejmować 

decyzje  samodzielnie.  Sądzę,  że  we  współczesnych  domach  dzieci  powinny  mieć  okazję 
dow

iedzieć  się  o  sobie  czegoś  więcej.  Dom  powinien  być  miejscem,  gdzie  mogą  one 

popełniać błędy, próbując czegoś, o czym zdecydowały samodzielnie. 

Czy pamiętacie fragment z  Listu do Efezjan, który  cytowałem w rozdziale pierwszym? 

Szczególnie przemawiają do mnie trzy pierwsze wersy. Jest to taki cytat, który ma się ochotę 

wyciąć, przykleić na lodówce lub na nocnej szafce w dziecinnym pokoju: 

 

Dzieci,  bądźcie  posłuszne  w  Panu  waszym  rodzicom,  bo  to  jest 

sprawiedliwe.  Czcij  ojca  twego  i  matkę  —jest to pierwsze przykazanie z 

obietnicą — aby ci było dobrze i abyś długo żył na ziemi. 
(Ef 6, 1-3) 

 

Ale nie zapominajmy o następnym wersie. Wiele mówi on o tym, jak korzystamy z naszej 

władzy nad dziećmi, jak za nie decydujemy, czy pozwalamy im decydować i jak uczy¬my ich 

w domu odpowiedzialności: 
 

A [wy] ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz 

wychowujcie je w karności, napominając jak [chce] Pan. 
(Ef 6, 4) 

  
Despotyzm 

wydaje się skuteczny 

Pismo Święte poucza nas, żebyśmy korzystali z władzy nad dziećmi, ale zauważmy, że nie 

każe nam być despotami. Wielu z nas wywodzi się z domów autorytarnych albo przynajmniej 

miało  rodziców  wychowywanych  w  ten  sposób.  W  systemie  autorytarnym  dzieci  mają 

niewielką  role  do  spełnienia.  Robią  po  prostu  to,  co  im  się  każe,  i  siedzą  cicho.  W 

domostwach  autorytarnych  panuje  typowe  przekonanie  co  do  hierarchii  ważności,  według 

której mężczyźni są lepsi od kobiet, a dorośli są lepsi od dzieci. 

Był  czas,  jakieś  40-60  lat  temu,  kiedy  nasze  społeczeństwo  popierało  koncepcję 

despotyzmu. 

Ale  to  się  zmieniło.  Obecnie  dzieci  nie  postrzegają  siebie  jako  gorsze  od 

dorosłych.  Nauczyły  się  mówić  głośno  i  otwarcie  i  często  mają  odczucie,  że  dorównują 

dorosłym.  Istnieją  oczywiście  okoliczności,  w których  wszyscy  jesteśmy  sobie  równi  —  w 
szczególn

ości  przed  Bogiem.  Ale  kiedy  dzieciom  wydaje  się,  że  znaczą  tyle,  ile  dorośli  w 

kwestii  funkcjonowania  domu  i  odgrywania  w  nim  konkretnej  roli,  pojęcie  władzy  nabiera 

dziwnych kształtów i przekręcone zostaje jego znaczenie. 

Co  tydzień  otrzymuję  dowody  na  to,  że  współczesne  dzieci  tak  naprawdę  nie  są 

przygotowane  do  właściwych  reakcji  ani  na  despotyzm,  ani  na  pobłażliwość.  W  obu 

przypadkach  przeszkadza  ich  poczucie,  że  «są  równe»  mamie  i  tacie.  Ciągle  dostrzegam 

problemy z dyscypliną domową zarówno tam, gdzie despotyzm jest na porządku dziennym, 

jak i tam, gdzie zbyt pobłażliwi rodzice pozwalają dzieciom na wszystko. 

Despotyzm  charakteryzuje  przekonanie,  że  to  my  wiemy,  co  jest  dla  dzieci  najlepsze; 

podejmujemy  za  nie  wszelkie  decyzje,  a  one  nie  mają  żadnej  możliwości  dokonywania 

wyborów, przed jakimi stawia je życie. Rodzic-despota 

background image

  

na poparcie swych słów «ja wiem najlepiej» często używa siły, a to nie ma nic wspólnego z 

karnością  (dyscypliną  opartą  na  miłości),  o  której  jest  mowa  w  Liście  do  Efezjan. 
Prawdo

podobnie  najczęściej  błędnie  używanym  (żeby  nie  powiedzieć:  przekręcanym) 

wersetem z Pisma Świętego jest werset: „Oszczędzaj rózgi, a zepsujesz dziecko". Tymczasem 

tekst ten brzmi w następujący sposób: „Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go — w 
po

rę go skarci" (Prz 13, 24). 

Żydzi wierzyli w dyscyplinę, ale kiedy autorzy biblijni używali słowa «rózga», mieli na 

myśli raczej korygowanie i wskazywanie właściwej drogi, a nie klapsy i bicie. Dla przykładu: 

Pasterz używał rózgi po to, by owce prowadzić, a nie bić. Dobrze znamy werset z Psalmu 23: 

„Twój kij i Twoja laska właśnie mnie pocieszają". Wątpię w to, że dobrze byśmy się czuli, 

gdyby rózga Pana spadała na nasze głowy lub pośladki za każdym razem, kiedy zbłądzimy. 

Kolejną rzeczą, która mnie martwi w «filozofii używania rózgi» jest to, że chodzi w niej 

bardziej o kontrolowanie dzieci niż o troskliwe ich wychowywanie. Widuję aż nazbyt wielu 

rodziców,  którzy  chcą  dobrze,  ale  za  bardzo  zdominowali  swoje  dzieci.  W  ich  umysłach 

panuje dziwny zamęt co do tego, czy dzieci są wychowane dobrze czy źle. Rodzice zdają się 

preferować  dzieci  potulne,  miłe  i  łatwo  dające  sobą  kierować  —  trochę  na  podobieństwo 
szczeniaków. 

Mnie również zależy na tym, żeby moje dzieci były dobrze wychowane, ale nie jestem 

pewien, czy 

chciałbym, żeby inni mogli je z łatwością kontrolować. Chcę, żeby moje dzieci 

były przygotowane do życia. Chcę, żeby były przygotowane do wejścia w ten burzliwy świat, 

w  którym  będą  poddawane  najróżniejszym  wpływom  swych  rówieśników.  Chcę,  żeby 

potrafiły  stanąć  na  własnych  nogach,  żeby  były  odpowiedzialne  i  dojrzałe  i  żeby  same 

myślały za siebie. Jeśli jednak wtedy, kiedy są w młodym wieku, będę chciał je kontrolować i 

dominować nad nimi, to wyrządzę im dużą krzywdę. Wolę koncepcję dyscypliny praktycznej, 
która daje dzieciom wiele okazji do samodzielnego podejmowania decyzji, a nie ma lepszego 

miejsca do uczenia się dokonywania wyborów jak dom. Uważam, że dom powinien być takim 

miejscem, gdzie dzieci uczą się przeżywać niepowodzenia i tego, jak się po nich pozbierać i 

iść dalej. 

Ilekroć krytycznie odnoszę się do despotyzmu i nadużywania «rózgi», tylekroć mówię też, 

iż  wierzę  w  stosowanie  dyscypliny  z  miłością.  Czasami  —  tę  decyzję  musimy  podjąć 

ostrożnie  i  wtedy,  kiedy  jest  to  naprawdę  niezbędne  —  sprawienie  lania jest krokiem 

koniecznym. Więcej na ten temat powiem w rozdziale piątym. Niezbędne jest, żeby rodzic — 

za  każdym  razem,  kiedy  dyscyplinuje  dziecko  —  niezwłocznie  udzielał  mu  rady  i 

wskazówek,  jakich  ono  potrzebuje,  by  stać  się  osobą  wiarygodną  i  odpowiedzialną.  Jeśli 

rodzic zaniecha takiego działania, popada w drugą skrajność: w nadmierną pobłażliwość. 
 

Pobłażliwość rodzi bunt 

Pobłażliwy rodzic mówi: „Och, zrób to po swojemu. Zrób, jak chcesz. Będzie w porządku". 
Lata praktyki w poradnictwie rodzinnym 

podpowiadają  mi,  że  w  środowisku  pobłażliwym 

dzieci  się  buntują.  Buntują  się,  ponieważ  czują  złość  i  wściekłość  na  rodziców  za  brak 

wskazówek i za brak ustaleń, co im wolno, a czego im nie wolno. Wielu rodziców może się tu 

ze mną nie zgodzi, ale sądzę, że dzieci chcą, aby w ich życiu panował porządek i nawet jeżeli 

mają  okazję  do  robienia  «czego  tylko  dusza  zapragnie»,  to  i  tak  w  końcu  zwracają  się  ku 
ogólnie akceptowanym normom zachowania.  

W badaniach obejmujących klasy szkoły podstawowej pozwolono dzieciom przez 30 dni 

jeść  na  stołówce  to,  na  co  miały  ochotę.  Badania  wykazały,  że  chociaż  —  tak jak 
przypuszczano  — 

przez pierwszy okres dzieci rzucały się na słodycze i na inne niezdrowe 

jedzenie,  to  po  paru  tygodniach  powracały  do  całkiem  zbilansowanej  diety.  Uważam,  że 

badanie to uwidacznia potrzebę porządku i harmonii w życiu dziecka. Nie twierdzę, że dzieci 

background image

powinny  mieć  nieograniczoną  swobodę  robienia  co  tylko  chcą,  ale  sądzę,  że  w  pewnych 

sytuacjach  dziecko,  mając  swobodę  wyboru,  uczy  się  wybierać  w  sposób  mądry  i 
odpowiedzialny. 

Pewnego  razu  siedziałem  w  gabinecie  z  rodzicami  jedenastoletniego  Ryana,  którzy 

skarżyli się, że wszystkie swoje kosztowności (łącznie z portfelami) muszą trzymać w skrytce 

bankowej. Powód był prosty: Ryan okradał rodziców ze wszystkiego. Nałogowo korzystał z 

automatów do gier, a oprócz tego lubił pozwalać sobie na różne przyjemności. 

Złe zachowanie Ryana można by zrozumieć, gdyby jego rodzice nie dawali mu żadnych 

pieniędzy, ale Ryan zawsze dostawał kieszonkowe. 

Być może rodzice byli dla niego nieuprzejmi? Też nie, nie w tym tkwił problem. 

Pewnego dnia, kiedy oboje uczestniczyli w sesji terapeutycznej, matka dała mi wskazówkę, 

której szukałem. Oświadczyła mi z dumą: 

Wie pan, nigdy nie zostawialiśmy Ryana samego w domu. 

A to szkoda — 

brzmiała moja odpowiedź. 

Z  początku  matka  nie  zrozumiała,  o  co  mi  chodzi,  ale  w  miarę  rozmowy  zaczęła 

rozumieć, co miałem na myśli. Bez przerwy obserwując Ryana, rodzice odebrali mu szansę, 

żeby  stanął  na  własnych  nogach  i  poczuł  się  odpowiedzialny.  I tak w wieku lat jedenastu, 

zachowywał się całkowicie nieodpowiedzialnie, raniąc rodziców.  

Klasycznie pobłażliwi rodzice Ryana nie mogli pojąć, co się dzieje. Mówili mi: „Dajemy 

Ryanowi wszystko, o co prosi, staramy się robić dla niego wszystko". 

Jakże błędne pojmowanie miłości rodzicielskiej! Miłość nie polega na dawaniu dziecku 

wszystkiego, czego ono chce. Jednej rzeczy jestem coraz bardziej pewien: Nasze 

społeczeństwo  wychowuje  coraz  więcej  dzieci,  które  biorą.  Nie  znają  one  znaczenia  słowa 

«dawać», ale bez przerwy powtarzają: „Daj mi, daj mi, daj mi!". 
 

Złoty środek 

Powiedzieliśmy  sobie  w  skrócie  o  skrajnych  sposobach  wychowywania:  despotycznym  i 

pobłażliwym. Czujemy to instynktownie, a w oparciu o liczne przykłady przekonaliśmy się, 

że  żadna  skrajność  nie  jest  dobra.  Jednakże  wielu  rodziców  błądzi  między  nimi  —  raz  są 

pobłażliwi, raz nagle wpadają w gniew despotów. Widuję wielu rodziców miotających się w 

ten sposób, a później dziwią się, że dziecko często zachowuje się jak jo-jo. 

Co  więc  mogą  zrobić  rodzice?  Jak  mają  zaprzestać  tego  balansowania  pomiędzy 

despotyzmem a pobłażliwością? Jak mają znaleźć złoty środek, który zadowoli zarówno ich, 

jak i ich dziecko? Jest wiele określeń na ten złoty środek, ale ja najbardziej lubię określenie 
«autorytatywny». 

Nie mylcie pojęcia  «autorytatywny» z pojęciem  «autorytarny» (władczy). 

Dzieli je cała przepaść znaczeniowa. Autorytatywni rodzice nie dominują nad dzieckiem i nie 

decydują  za  nie.  Wykorzystują  natomiast  założenia  dyscypliny  praktycznej,  która  jest  tak 
pomy

ślana,  żeby  można  było  wychowywać  dziecko  „w  karności,  napominając  jak  [chce] 

Pan" (Ef 6, 4). 

Jak  to  działa?  Załóżmy,  że  siedmiolatek  psuje  zabawkę  należącą  do  innego  dziecka.  Co 

powinieneś uczynić?  

Jakiego  rodzaju  dyscyplinowanie  należałoby  zastosować  w  tej  sytuacji?  Uważam,  że  musi 

ono być  adekwatne do rzeczywistości. A rzeczywistość wygląda następująco: Kto zniszczy 

czyjąś własność, musi za nią zapłacić. 

Możecie pomyśleć, że doktor Leman żartuje. Siedmio-latek ma zapłacić? Otóż wcale nie 

żartuję. Siedmiolatek ma pieniądze. Pochodzą one z kieszonkowego albo z bankowej lokaty. 

Zadziwiające,  jak  wielu  dzieciom  założono  lokaty,  zanim  ukończyły  one  siedem  lat  życia. 

Dziadkowie i babcie z wielką pieczołowitością dbają o utrzymanie płynności na rachunkach 
ich wnuków. 

background image

Tak  wiec,  jeżeli  siedmiolatek  zniszczy  innemu  dziecku  zabawkę,  to  możecie 

zdyscyplinować go z miłością — pociągając go do odpowiedzialności. Nauczy się, że tego 

rodzaju postępowanie będzie go kosztować. 

Oczywiście  moglibyście  dać  mu  klapsa,  a  nawet  solidne  lanie.  Moglibyście  na  niego 

nakrzyczeć,  poniżyć  go  i  odesłać  do  jego  pokoju.  To  wszystko  nazwałbym  «karą».  Kara 

koncentruje  się  na  dziecku  i  mija  się  z  rzeczywistym  problemem.  Kiedy  bowiem  karzemy 

dziecko,  dajemy  mu  do  zrozumienia,  że  go  nie  lubimy  lub  nie  kochamy.  Ale  stosując 

dyscyplinę praktyczną możemy wymóc na nim odpowiedzialność za jego czyny jednocześnie 

pouczając je, jakie są konsekwencje błędnego wyboru. 

I  tak,  jeżeli  w  moim  domu  dziecko  zepsuje  zabawkę  (bez  względu  na  to,  do  kogo  ona 

nale

żała),  nie  biegnę  zaraz  do  sklepu,  by  kupić  następną.  Nauczyłoby  je  to  po  prostu 

nieodpowiedzialności. Nasze dzieci szybko doszły-by do wniosku, że wolno im niszczyć, co 

tylko  chcą,  a  zawsze  znajdzie  się  ktoś,  kto  kupi  im  nową  zabawkę.  To  nie  tak.  Dobra 
dyscyplina zawsze oparta jest na realizmie sytuacji. A w tej sytuacji realizm podpowiada: 

„Zepsułeś zabawkę, więc za nową zapłacisz ze swego kieszonkowego".  

W rozdziale czwartym opowiem więcej o wykorzystaniu kieszonkowego jako narzędzia 

do nauki i dyscypli

ny.  Będziecie  zaskoczeni,  jak  to  wszystko  sprawdza  się  w  praktyce.  W 

wielu sytuacjach możesz pozwolić, żeby to rzeczywistość była nauczycielem; wystarczy, że 

odsuniesz się na bok i pozwolisz jej działać. 
Moim zdaniem wychowywanie i dyscyplinowanie dzieci w 

sposób autorytatywny wymagają 

zachowania trzech warunków: 

1. 

Dyscyplinuj  poprzez  działanie.  Kara  powinna  być  szybka,  bezpośrednia  i  skuteczna; 

powinna ściśle nawiązywać do przewinienia. Przykładem jest to, o czym wspomniałem 

przed  chwilą.  Kiedy  zabawka  ulega  zniszczeniu,  ma  być  zastąpiona,  odkupiona  lub 
naprawiona. 

2. 

Rodzice muszą słuchać, co dzieci mają dopowiedzenia. W słuchaniu tkwi wielka moc, ale 

niewielu  z  nas  z  niej  korzysta.  Zbyt  łatwo  jest  nie  słuchać  —  naszych dzieci, 

współmałżonka, kogokolwiek. A kiedy próbujemy usłyszeć, co dzieci do nas mówią, to 

nie  staramy  się  tak  naprawdę  wczuć  w  ich  problem,  co  oznacza,  że  nie  słuchamy  ich 

wcale. Poważną lekcję tego, co znaczy nie słuchać, dostałem w rozmowie z własną córką. 

Gościłem  wtedy  jako  psycholog  w  programie Toni Tennille Show, emitowanym przez 

telewizję  publiczną.  Zaprosiłem  Holly,  naszą  najstarszą  córkę,  żeby  poszła  ze  mną 

zobaczyć program. Holly powiedziała: 

Tatusiu, naprawdę bardzo bym chciała tam pójść. 

Cóż, kochanie, właśnie dlatego ci to proponuję — odparłem. — Pomyślałem sobie, że 

chciałabyś  widzieć,  jak  wygląda  kręcenie  programu  i  jak  tak  naprawdę  jest  w  studio 
telewizyjnym. 

Zapadła kilkusekundowa cisza, a kiedy popatrzyłem na Holly, miała łzy w oczach. 

Holly! Co się stało? 

Tatusiu, 

ja nie o tym myślałam — odrzekła. 

A o czym? 

Tatusiu,  czy  jak  już  wystąpisz  w  programie,  to  czy  i  ja  będę  mogła  wystąpić  i 

zaśpiewać piosenkę? 

Aha! Było jasne, że nie słuchałem. Owszem, Holly powiedziała, że chce pójść do studia, 

lecz  ona  chciała  wystąpić  w  programie.  Chciała  zaśpiewać  w  telewizji  publicznej!  Nie 

nastroiłem  się  na  jej  częstotliwość.  Ale  kiedy  w  końcu  zacząłem  odbierać  na  jej  falach, 

podjąłem  ogromny  wysiłek,  by  pomóc  jej  w  zrozumieniu  rzeczywistości.  Łagodnie,  acz 

stanowczo wyjaśniłem, że nie mam możliwości załatwienia jej występu w programie, ale że 

miałem nadzieję, że będzie mi towarzyszyć. W końcu zrozumiała! 

background image

Ten krótki incydent może uchodzić za «brak porozumienia». Ja jednak wolę go postrzegać 

jako świetny przykład tego, że prawdziwe słuchanie wymaga ćwiczenia. Musimy wczuwać 

się  w  swoje  dzieci  i  rozumieć,  jak  postrzegają  one  świat  (przyjrzymy  się  temu  bliżej  w 

następnym rozdziale). 

3. 

Rodzice  powinni  poświęcić  się  swoim  dzieciom.  Dawanie  siebie  (a  nie  rzeczy)  jest 

istotnym  składnikiem  dyscypliny  praktycznej.  Wiele  razy  rodzice  pytają  mnie 

przepraszającym  tonem:  „Co  mam  dzieciom  do  zaoferowania?".  Zawsze  odpowiadam: 
„Siebie". 

Prawda  jest  taka,  że  dzieci  chcą  nas.  Pragną  naszego  czasu.  Ale  czas  jest  cenny  i 

większości  z  nas  zbyt  często  go  brakuje.  Czy  to  nie  ironia  losu,  że  brakuje  nam  czasu  dla 

własnych dzieci? Wydaje się nam, że później to nadrobimy. Być może uda się nam poświęcić 

im więcej czasu za kilka miesięcy albo jak minie początek roku i w pracy się uspokoi. Jednak 
czasu nigdy w 

magiczny sposób nie przybywa. Kiedy tak pędzimy przez życie, czas staje się 

coraz  cenniejszy.  Zanim  się  spostrzeżemy,  nasze  dzieci  stają  się  nastolatkami,  a  potem 

dorastają i odchodzą. Tymczasem my nie zdążyliśmy nawiązać z nimi bliskiego kontaktu. W 
zamian 

za to usiłowaliśmy narzucić im dyscyplinę, nie wiedząc, kim one tak naprawdę są. 

Często słyszę, jak rodzice mówią o «jakości czasu». Rozumiem, co mają na myśli, ale w 

całej mojej prywatnej praktyce ani razu nie słyszałem, żeby którykolwiek z moich młodych 

pacjentów (czyli dzieci) wspomniał o «jakości czasu». Dziecko wie tylko tyle, że potrzebuje 
twojego czasu i twojej uwagi — 

nieważne,  czy  po  to,  żebyś  patrzył,  jak  fika  koziołki  lub 

biega w kółko, czy po to, żebyś je zabrał na Big Maca. Starając się znaleźć czas dla swoich 

dzieci nie martw się zbytnio o to, ile w nim «jakości». Poświęć im cały czas, jaki możesz im 

poświęcić, a jakość zatroszczy się o siebie sama. Kiedy poświęcasz dzieciom czas, poznajesz 

je. Będziesz w stanie zbudować podstawy dla dyscypliny połączonej z działaniem i uczuciem. 

Podsumowując: Nie zapominaj, że dzieci oczekują, żeby rodzice je dyscyplinowali. Jeśli 

dyscyplinowanie  jest  przepełnione  miłością,  to  będzie  przejawiać  się  w  instruowaniu, 
nauczaniu, radzeniu, a przede wszystkim we wp

ajaniu odpowiedzialności za czyny. 

Jeżeli  rodzic  nie  dyscyplinuje  dziecka,  zachęca  je  do  buntu.  Przyzwala  na  to,  by 

lekceważyło  rodziców.  Dziecko  może  nawet  znienawidzić  rodziców,  jeżeli  ci  nie  są 

stanowczy i go nie dyscyplinują. 

Ale jeśli zdobędziemy się na stanowczość, efekt jest ogromny. Poniższa notatka jest tego 

dowodem. Została napisana przez tę samą małą dziewczynkę, którą mieliście okazję poznać 

na  początku  tego  rozdziału.  Jest  tą  samą  dziewczynką,  którą  zaczęliśmy  «ćwiczyć  w 
dyscyplinie* od pierwsz

ych tygodni jej życia, zostawiając ją  raz w tygodniu z opiekunką i 

wychodząc z domu, żeby utrzymać nasze małżeństwo w dobrej kondycji. 

Kiedy  Holly  miała  siedem  lat,  dostałem  od  niej  na  Dzień  Ojca  taką  oto  karteczkę. 

Oryginał wisi na ścianie w moim gabinecie: 
  

Ortografia Holly pozostawia nieco do życzenia, ale dla taty treść kompensuje te braki z 

nadwyżką. Oczywiście podoba mi się linijka „Najspanialszy ojciec na świecie", ale większe 

wrażenie  robi  na  mnie  coś  innego.  Ciekawi  mnie,  że  Holly  posłużyła  się  słowem 

«dyscyplinuje»,  zamiast  «karze».  Dzieci  chcą,  abyśmy  je  dyscyplinowali,  ponieważ  jeśli  je 

dyscyplinujemy, to znaczy, że nam na nich zależy. 
 

Zastanów się: 

• 

Jakie są trzy style wychowania? Który z nich najbardziej przypomina twój styl? 

  

• 

Jaka jest różnica między stylem autorytatywnym a autorytarnym? 

 
 

background image

Wypróbuj: 

• 

Słuchaj.  Zapytaj  dzieci,  co  sądzą  o  sobie,  o  swoich  zajęciach,  o  szkole,  rodzinie, 

wydarzeniach dnia. Naprawdę słuchaj, co mają ci do powiedzenia. 

• 

Spędzaj z dziećmi czas. Wygospodaruj w swoim grafiku czas specjalnie dla nich. 

• 

Spędzaj czas bez dzieci. Postaraj się o dobrą opiekunkę i zaplanuj wychodne. 

 
 

Rozdział 3 
Punkt widzenia 

zależy od punktu siedzenia 

 
G

dy  myślimy  o  dyscyplinie  praktycznej,  zawsze  dobrze  jest  się  zatrzymać  i  zadać  sobie 

pytanie: Na czym to polega? 

Jako uczeń szkoły średniej zostałem pewnego razu wezwany do sądu w sprawie wypadku 

samochodowego,  którego  byłem  świadkiem.  Pamiętam,  że  mając  siedemnaście  lat 

zastanawiałem  się,  jakie  to  dziwne,  że  dwóch  innych  świadków  wypadku  może  być  tak 

ślepych.  Ja  wiedziałem,  że  mam  rację.  Winnym  wypadku  był  samochód  niebieski,  a  nie 

czerwony, który został wskazany przez nich. I niebieski jechał na wschód, a nie na zachód! 

Na  sali  sądowej  zetknąłem  się  bezpośrednio  z  koncepcją  często  nazywaną  «okiem 

świadka».  Wychowywanie  dziecka  w  oparciu  o  dyscyplinę  również  zawiera  element  «oka 

świadka».  Jednym  z  podstawowych  celów  dyscypliny  praktycznej  jest  nauczenie  dziecka 

myślenia  i  wyciągania  wniosków.  Lecz  żeby  ci  się  to  udało,  musisz  zrozumieć,  jaka  jest 

rzeczywistość — szczególnie dla dziecka. Niezależnie od tego, co myślisz lub wiesz o danej 

sytuacji,  to  jeśli  chodzi o  dyscyplinę,  rzeczywistość  jest  taka,  jak  postrzegają  dziecko.  Tak 

naprawdę to nie jest istotne, co się dokładnie wydarzyło albo co się dzieje. Istotne jest, jak 

widzi to dziecko. Postrzeganie sytuacji przez dziecko jest rzeczywistością, z którą musisz się 

zmierzyć. 

W  tym  rozdziale  chciałbym  opowiedzieć  o  trzech  z  pozoru  niezwiązanych  ze  sobą 

sprawach. Wszystkie trzy dają jednak istotny wgląd w to, w jaki sposób dzieci się uczą i czym 

jest rzeczywistość — taka, jaką one ją widzą. 
 
Dzieci 

uczą się. poprzez kolejność narodzin

4

W rozdziale drugim dowiedzieliśmy się, jak postrzegają nas dzieci, kiedy postępujemy z nimi 

niekonsekwentnie,  szamocząc  się  między  despotyzmem  a  pobłażliwością.  Najlepszym 

rozwiązaniem  pośrednim  jest  podejście  autorytatywne,  które  —  moim zdaniem —  uosabia 

dyscyplina  praktyczna.  Wykorzystując  je  musimy  być  o  wiele  bardziej  świadomi  percepcji 

dziecka  i  musimy  nauczyć  się  je  rozumieć,  jak  i  odnosić  się  do  każdego  dziecka  (i  jego 
potrzeb) z osobna. 

 

Dlatego uważam, że istotne jest zrozumienie, iż kolejność narodzin ma ogromny wpływ 

na  to,  w  jaki  sposób  każde  dziecko  w  twojej  rodzinie  uczy  się  i  postrzega  rzeczywistość. 

Ponieważ  każde  dziecko  obserwuje  otoczenie  z  innej  pozycji  w  rodzinie,  można  śmiało 

stwierdzić, że każde z nich postrzega swą rodzinę w odmienny sposób. Na przykład pierwsze 

dziecko uczy się naśladując jedynie dwa modele: mamę i tatę. Te dorosłe modele często robią 

wszystko  tak  dobrze,  że  nie  ma  się  co  dziwić,  że  pierworodne  dziecko  ma  tendencje  do 

zachowywania się jak «mały dorosły». 
 

Sporo  badań  psychologicznych  poświęcono  cechom  osobowościowym  dzieci;  badano 

dzieci,  które  różniły  się  pod  względem  kolejności  przyjścia  na  świat  w  rodzinie.  Dzieci 
                                                 

4

 

Więcej na temat kolejności narodzin i jej wpływu na rozwój osobowości i szczęście małżeńskie znajdziesz w moich książkach New Birth 

Order Book i Sex Begins in the Kitchen, wydanych przez wydawnictwo Ravel. 

 

background image

pierworodne  są  często  zdobywcami.  Zaczynają  wcześniej  chodzić  i  mówić  i  we 

wcześniejszym wieku mają duży zasób słownictwa. Nie dziwi więc, że później — w szkole 

średniej, na studiach i w życiu dorosłym — w wyższych sferach aż roi się od pierworodnych. 

Dzieci pierworodne bywają perfekcjonistami i podchodzą do nowych sytuacji i wyzwań z 

ostrożnością.  Nie  lubią  popełniać  błędów.  Być  może  przypominasz  sobie  chwile,  kiedy 

siedziałeś  w  klasie  i  znałeś  odpowiedź  na  pytanie,  ale  z  takich  czy  innych  względów  nie 

chciałeś  się  zgłosić.  To  częsta  cecha  dzieci  pierworodnych.  Mają  one  rzadką  potrzebę 

posiadania racji i bycia «doskonałym» w każdej sytuacji. 

Dzieci,  które  urodziły  się  jako  drugie  z  kolei,  bywają  w  wielu  sprawach  odwrotnością 

pierworodnych.  Drugie  dziecko  ma  zazwyczaj  łatwiejsze  życie  niż  jego  starszy  brat  czy 

starsza  siostra,  który/która  zapewne  był/była  swego  rodzaju  królikiem  doświadczalnym. 

Zasadniczo rodzice  eksperymentują ze swoim pierwszym dzieckiem.  Z reguły  pierworodne 

jest wychowywane według bardziej surowych zasad. Są w nim pokładane większe nadzieje 

niż  w  kolejnych  dzieciach.  Dlatego  też  dzieci  pierworodne  często  wydają  się  być  bardziej 

rzetelne i bardziej sumienne niż dzieci, które urodziły się po nich. 

Dzieci drug

ie  z  kolei  często  kończą  jako  dziecko  «środkowe».  Ponieważ  lądują  «w 

środku»,  prawie  w  każdej  sytuacji  bywają  mediatorami.  Środkowe  dzieci  za  wszelką  cenę 

unikają  konfliktów,  ale  pod  żadnym  względem  nie  są  słabeuszami.  Wiedzą  zazwyczaj  jak 

walczyć  o  swoje,  ponieważ  wylądowały  pomiędzy  dwiema  bardzo  ważnymi  w  rodzinie 
osobami  — 

najstarszą i najmłodszą. Rodzice niechętnie się do tego przyznają, ale zdają się 

poświęcać środkowemu dziecku mniej uwagi; dlatego też w rozmaitych sytuacjach staje się 
ono bardziej n

iezależne. 

Trzecie  dziecko  często  kończy  jako  najmłodsze.  Bywa  otwarte,  urokliwe  i  lubi 

manipulować.  Ponieważ  jest  «pieszczoszkiem»  całej  rodziny,  jest  wyćwiczone  w 

manipulowaniu  innymi.  Zapytajcie  jakieś  pierworodne  dziecko,  a  powie  wam,  że 
pieszczoszkowi 

całej rodziny ujdzie na sucho nawet morderstwo! 

Oczywiście  wszystkie  moje  spostrzeżenia  dotyczące  dzieci  urodzonych  w  pierwszej, 

drugiej  i  trzeciej  kolejności  mówią  jedynie  o  przejawianych  przez  nie  skłonnościach. 

Kolejność przyjścia na świat naszych dzieci nie daje nam gwarancji, że będą one postępować 

lub rozwijać się w określony sposób, niemniej jednak wiele badań potwierdza słuszność tych 

uogólnień.  Istotne  jest,  żeby  rodzice  zdali  sobie  sprawę  z  tego,  że  każde  dziecko  ma  inną 

percepcję  życia  i  rzeczywistości,  a  w  dużej  mierze  percepcja  ta  zależy  od  tego,  jako  które 

dziecko przyszło ono na świat. Należy też zauważyć, że wraz z każdymi narodzinami lub z 

każdym  pojawieniem  się  w  rodzinie  kogoś  nowego,  zmienia  się  cała  rodzina.  Wraz  z 
narodzinami kolejnego 

dziecka rodzina jako jednostka staje się zupełnie inną, nową strukturą. 

Podstawowe  pytania,  jakie  rodzice  powinni  sobie  zadać,  gdy  pojawia  się  dziecko,  są 

następujące:  Czy  staramy  się,  żeby  każde  nasze  dziecko  czuło  się  przez  nas  kochane  i 
doceniane? Czy 

jesteśmy świadomi nacisków i tarć w rodzinie? 

Istnieje na przykład kwestia «detronizacji» pierworodnego dziecka w momencie narodzin 

kolejnego. W mojej praktyce obserwuję stały syndrom: Pierwsze dziecko skupia nadmierną 

uwagę  rodziców.  Za  bardzo  się  na  nim  koncentrują.  Pierwszemu  dziecku  robi  się  tysiące 

(zdawać  by  się  mogło)  zdjęć.  Każdy  jego  ruch  utrwala  kamera.  Jest  absolutnym  pępkiem 

świata. Potem pojawia się malutki braciszek albo malutka siostrzyczka i dziecko nagle spada 

z piedestału. Nie wolno mu dotykać dzidziusia. Nie może ono pomagać karmić czy przytulać 

nowego  przybysza.  A  mamusia  nie  ma  teraz  dla  niego  czasu,  bo  jest  zbyt  zajęta  małym 
«intruzem». 

Są  dwa  sposoby,  żeby  pomóc  dziecku  pierworodnemu  poczuć  się  mniej  odsuniętym: 

jeden to rozmawianie z nim, a drugi — 

angażowanie  go.  Mama  powinna  w  czasie  ciąży 

rozmawiać  z  pierwszym  dzieckiem  i  wytłumaczyć  mu,  co  się  dzieje  i  co  dojrzewa  w  jej 

brzuszku. Może pozwolić dziecku poczuć, jak nienarodzone maleństwo kopie. 

background image

W  każdy  możliwy  sposób,  na  wiele  miesięcy  przed  pojawieniem  się  drugiego  dziecka, 

matka powinna przygotować swoje pierworodne na przyjście małej siostry lub małego brata, 

tak aby było ono świadome, że narodziny nowego dziecka zabiorą nieco maminego czasu. 

Kiedy drugie dziecko się pojawi, rodzice powinni robić wszystko, żeby w opiekę nad nim 

angażować starszą pociechę. Nawet jeśli pierwsze dziecko jest zaledwie dwulatkiem, matka 

powinna pozwolić mu dotykać maleństwo, pieścić je i pomagać na różne sposoby. Już nawet 

samo pozwolenie dziecku, żeby pomogło potrzymać butelkę podczas karmienia może mieć 

duże znaczenie. 

I kiedy mama zajęta jest niemowlęciem, powinna stale zapewniać starsze dziecko, że też 

jest  bardzo  ważne.  Nie  zapominajcie  również  o  tatusiu,  który  wraz  ze  starszym  dzieckiem 

może zrobić coś specjalnego, żeby poczuło się ono wyróżnione i kochane. 

W miarę pojawiania się kolejnych dzieci, każde z nich będzie szukało sposobu określenia 

swojego  miejsca  w  rodzinie,  a  w  końcu  także  i  w  społeczeństwie.  Jeśli  dziecko  będzie  się 

czuło kochane, doceniane i otoczone opieką, to jego samopoczucie też będzie dobre. I kiedy 

nadejdzie czas na pójście do żłobka lub przedszkola, będzie o wiele lepiej przygotowane do 
stoczenia nowej batalii.  

Rodzice  powinni  zdawać  sobie  sprawę  z  tego,  że  na  osobowość  każdego  dziecka 

największy wpływ będzie miało to spośród rodzeństwa, które jest do niego najmniej podobne. 

Weźmy na przykład chłopca, który ma zdolnego i wygadanego starszego o półtora roku brata. 

Załóżmy,  że  starszy  brat  świetnie  sobie  radzi  w  szkole  (co  nie  jest rzadkie w przypadku 

pierwszych  dzieci).  Drugie  dziecko  może  czuć  się  zniechęcone  powodzeniem  brata  i  nie 

radzić sobie tak dobrze z obowiązkami szkolnymi. Może być tak samo uzdolnione, ale będzie 

czuć  się  onieśmielone  lub  zagrożone  osiągnięciami  starszego  brata.  Wycofuje  się  więc  ze 
szkolnej rywalizacji, która nie jest ani bezpieczna, ani przyjemna. Drugie dziecko szuka 

uznania zazwyczaj w innych dziedzinach. Jeśli starszy brat jest typem mola książkowego, to 

może  ono  spróbować  szczęścia  w  sporcie.  Jest  wiele  dróg,  którymi  dzieci  mogą  podążyć. 

Typowe jest to, że drugie dziecko często wybiera taką dziedzinę, w której nie będzie musiało 

rywalizować łeb w łeb ze starszym bratem czy ze starszą siostrą. 

Jedna  rzecz  jest  pewna:  Każde  dziecko  jest  niepowtarzalne.  Bóg  stwarza  każdego 

obdarzając  go  specjalnymi  przymiotami  i  jego  własną  osobowością.  Moje  najstarsze  córki, 

Holly i Kris, dzieli różnica osiemnastu miesięcy. Zawsze z ciekawością obserwowałem, kiedy 

wchodziły  do  sklepu  i  wybierały  zabawkę  lub  słodycze.  Holly  —  gdybyśmy  jej  na  to 
pozwolili  — 

stałaby  przez  godzinę  i  rozważała  każdą  możliwość.  Czytałaby  instrukcję, 

porównywałaby  wagę  i  cenę  itd.  Natomiast  Krissy  decydowała,  czego  chce,  w  ciągu  paru 

minut.  Oto  prosta  ilustracja  tego,  że  pierwsze  dziecko  (Holly)  jest  ostrożne,  podczas  gdy 

drugie (Krissy) przypomina błyskawicę. 

Obserwuj swoje dzieci i zwróć uwagę, czym różnią się od siebie. I — co istotniejsze — 

uświadom sobie, jak na te różnice reagujesz. Czy masz skłonność do faworyzowania któregoś 

dziecka, choćby  w najbardziej subtelny sposób? Dzieci są zdumiewająco spostrzegawcze.  I 

pamiętaj o tym, co powiedziałem na początku tego rozdziału: Dla dziecka rzeczywistością jest 

to,  co  ono  postrzega.  Jest  absolutnie  niezbędne,  żebyśmy  każdemu  z  dzieci  dawali  do 
zroz

umienia, że je kochamy i troszczymy się o nie tylko dlatego, że są takie, jakie są. Jeśli 

dyscyplina  praktyczna  ma  się  sprawdzić  w  twoim  domu,  to  ideałem,  do  którego  zawsze 

musisz dążyć, jest bezwarunkowa miłość do każdego dziecka. Dlatego też rzeczą absolutnie 

konieczną  jest  dyscyplinowanie  dziecka  poprzez  uczynienie  go  odpowiedzialnym  za  swe 

postępowanie, a nie karanie go z użyciem słownej czy fizycznej przemocy. 

 

Dzieci 

uczą się. poprzez «próby sił» 

Każda  młoda  matka  wie,  jak  frustrujące  może  być  siedzenie  w  domu  przez  cały  dzień  z 

jednym lub kilkorgiem dziećmi. Zazwyczaj w taki czy inny sposób zaczyna jej to doskwierać. 

background image

Nierzadko  można  usłyszeć  dwie  matki  gawędzące  przy  kawie,  z  których  jedna  mówi  na 

przykład tak: „Przepraszam, Mary Jane, ale muszę iść zrobić siusiu". Niejedna młoda matka 

wyznała mi, że marzy jej się normalna rozmowa z kimś dorosłym. 

Dlatego  jestem  zdania,  że  młodzi  rodzice  powinni  znaleźć  w  tygodniu  czas  tylko  dla 

siebie. (Pamiętacie, jak pewien lekarz poradził nam, abyśmy poszukali niani dla Holly, kiedy 

miała  zaledwie  parę  tygodni?) Jedną  z  najlepszych  rzeczy,  jakie  kiedykolwiek  wymyślono, 

jest  wprowadzony  w  wielu  kościołach  program  o  nazwie:  Wolny  ranek  dla  mamy.  Młode 

matki przyprowadzają swoje dzieci do kościoła i zostawiają je pod dobrą opieką, podczas gdy 

same  mogą  przez  ten  czas  robić  to,  na  co  mają  ochotę.  Nie  przychodzi  mi  do  głowy  inny 

sposób,  w  jaki  kościół  może  praktycznie  służyć  społeczności,  niż  ten:  pomóc  matkom 

oderwać się na kilka godzin od swoich pociech. 

Wierzę  również,  że  nie  ma  lepszego  sposobu  na  okazanie  żonie  swej  miłości  jak 

pomaganie jej przy dzieciach, kiedy to tylko możliwe. Tatuś może wrócić wcześniej z pracy i 

pozwolić  mamie,  by  miała  chwilę  dla  siebie.  Może  zabrać  dzieci  do  lekarza  lub  pomóc  w 
jakikolwiek inn

y sposób. Może od czasu do czasu powiedzieć: „Kochanie, siądź do stołu, a ja 

podam kolację". W ten sposób, panowie, okazujecie żonie miłość. Często powtarzam ojcom, 

którzy odwiedzają mój gabinet: „Miejsce mężczyzny/es* w domu". 

Wyrwanie się choćby na parę godzin dla wielu matek może być czymś wspaniałym, ale 

niektóre będą się zastanawiać: „A jeżeli dziecko będzie mnie potrzebować?". O to właśnie 

chodzi.  Twoje  dziecko  nie  potrzebuje  ciebie  przez  cały  czas.  Rodzice  i  dzieci  potrzebują 
regularnych mini wakacji

. Zawsze powtarzam młodym matkom, żeby wypoczywały tyle, ile 

mogą (zazwyczaj słyszę w odpowiedzi ich histeryczny śmiech, ale ja wiem, co mówię). Matki 

muszą być dla siebie sprawiedliwe, a nie stawać się niewolnicami swoich dzieci. Jeżeli mama 
jest zawsze p

od  ręką,  żeby  zaspokoić  każdą  potrzebę  dziecka,  to  dziecko  szybko  staje  się 

emocjonalnym  kaleką,  któremu  wydaje  się,  że  może  istnieć  tylko  z  matką  przy  boku. 

Kolejnym elementem syndromu «mama jest zawsze przy mnie» jest to, iż dziecko przekonuje 

się, że opłaca się płakać i marudzić. Dziecko uczy się, że może użyć łez, żeby manipulować 

mamusią i tatusiem, wciągając ich nadmiernie w swoje życie. 

W  mojej  praktyce  często  obserwuję  jak  dzieci  testują  zakres  własnych  wpływów. 

Psychiatra Alfred Adler nazywa to «za

chowaniem  celowym».  Adler  spostrzega,  że  każde 

zachowanie  społeczne  ma  jakiś  cel.  W  przypadku  dzieci  cel  jest  zwykle  związany  z 

problemem przystosowawczym: żeby utrzymać  rodziców na dystans albo niepotrzebnie ich 

angażować.  Przełożywszy  to  na  jeżyk  współczesny,  powiemy:  Dziecko  urządza  swego 

rodzaju  próbę  sił,  żeby  przekonać  się,  kto  będzie  dominował,  kontrolował  i  kto  «będzie 

szefem». Po każdej próbie sił dziecko stopniowo uczy się, co na rodziców działa, a co nie. 

Adler  podkreśla,  że  bardzo  nieśmiałe  dziecko  może  mieć  silną  osobowość.  Dziecko 

wykorzystuje  swoją  nieśmiałość,  żeby  wzbudzić  współczucie  rodziców  i  wciągnąć  ich  w 

swoje  życie.  Przez  «wciągnąć»  rozumiem  «wciągnąć  nadmiernie^  Wszystkie  dzieci  są 

skupione na sobie i zawsze obchodzi je tylko ich własna osoba. Szczególnie w młodym wieku 

wydaje  się,  że  nigdy  nie  dość  im  mamy  i  taty  i  że  zrobią  wszystko,  żeby  utrzymać  ich  na 

postronku troski i trwogi. Pokażcie mi nieśmiałe dziecko, a ja raczej będę w stanie wykazać, 

że ma ono bardzo silny charakter. 

Nie

które  dzieci  mogą  uciekać  się  do  łez  i  napadów  złości,  żeby  zmusić  rodziców  do 

konkretnych zachowań. Dzieci mogą nawet stać się małymi tyranami, jeśli będą tak bez końca 

angażować dorosłych w swe życie. 

Uzasadnieniem tych zachowań jest to, że dzieci zawsze chcą zwracać na siebie uwagę. 

Chcą naszej uwagi, potrzebują uwagi dorosłych i w taki czy inny sposób tę uwagę zdobędą. 

Zapytajcie  jakiegoś  nauczyciela,  czy  dzieci  chcą  zwracać  na  siebie  uwagę.  Zawsze  wam 

odpowie: „Oczywiście, że tak!". I zdobywają tę uwagę — za pomocą albo pozytywnych, albo 

negatywnych środków. Jeśli dziecko nie odnajdzie swojego miejsca w szkole posługując się 

background image

środkami  pozytywnymi,  to  może  zwracać  na  siebie  uwagę  uciekając  się  do  środków 

negatywnych; odnosi to taki skutek, że nauczyciele zwracają uwagę rodzicom tego dziecka na 

to, że musi ono pracować nad sobą. 

Inną wykorzystywaną przez dzieci bronią jest symulowanie zniechęcenia. Niektóre dzieci 

dochodzą do perfekcji w graniu na maminym współczuciu; urządzają próbę sił pod pozorem 

użalania się. 

Wszystkie  tego  typu  zachowania  są  przez  psychologów  określane  mianem  «władcze». 

Zachowanie  władcze  jest  sposobem,  w  jaki  dziecko  komunikuje  rodzicom  lub  innym 

dorosłym: „Kontroluję cię. Mam nad tobą przewagę. Mogę wygrać. Mogę cię zmusić, żebyś 
zrob

ił to, co chcę". 

Władcze zachowanie dziecka jest dla rodziców szczególnie uciążliwe. Większość z nich 

doskonale zdaje sobie sprawę, kiedy dziecko ich nabiera. Wzbierają w nas uczucia krzyczące: 

„Nie  możesz  mi  tego  robić!  Nie  wiesz,  kim  jestem?  Jestem  twoim  ojcem  —jestem  twoją 

matką!". 

Wiele  problemów  istniejących  między  rodzicami  a  dziećmi  zaczyna  się  właśnie  wtedy, 

kiedy dziecko zaczyna eksperymentować z władzą. Gdy dziecko dochodzi do tego etapu (od 

drugiego roku życia), zaczyna pojmować, że ma władzę, i zaczyna sprawdzać — z całych sił 
— 

ograniczenia narzucane na niego  w obrębie  rodziny. Jednym z klasycznych przykładów 

próby sił są napady złości. Jeśli rodzice potrafią poradzić sobie z tą początkową demonstracją 

siły,  unikną  wielu  problemów  w  późniejszym  okresie. Kiedy dziecko swoim zachowaniem 

oznajmia: „Mamo, tato, będę was kontrolował", lepiej, żeby byli przygotowani do szybkiej 

rozprawy, i to za pomocą działania, a nie słów. 

Załóżmy,  że  dziecko  złości  się,  kiedy  jesteś  zajęta  gotowaniem  obiadu.  W  jaki  sposób 

uporasz się z tym za pomocą działania, a nie słów? Rzecz jasna, nie prosisz i nie błagasz, 

żeby  dziecko  przestało.  I  oczywiście  nie  przekupujesz  go  ciastkiem  lub  inną  nagrodą.  To 

wszystko umocniłoby go po prostu w postanowieniu zdobycia nad tobą władzy. 

A  co  z  laniem?  Czy  to  działa?  Zazwyczaj  odpowiedź  jest  przecząca.  Lanie  tylko 

podgrzewa  sytuację,  a  dziecko  przekonuje  się,  że  i  tak  do  pewnego  stopnia  kontroluje 

rodziców,  nawet  kosztem  ich  negatywnej  reakcji.  W  rozdziale  piątym  powiem  więcej  na 
tema

t  lania  jako  uzasadnionego  narzędzia  dyscyplinowania.  W  tym  miejscu  chciałbym 

podkreślić fakt, że lanie przynosi mało korzyści, kiedy napad złości już trwa. 

Uważam, że najlepszym sposobem radzenia sobie z napadem złości jest wyprowadzenie 

dziecka do jego p

okoju. Zamknij za nim drzwi i niech wie, że może się złościć w samotności i 

że kiedy się uspokoi, może wrócić do reszty rodziny. Może będzie konieczne nawet usunięcie 

dziecka z domu. Niech wie, że może się wyzłościć na podwórku, a kiedy mu przejdzie, może 

do was wrócić. 

Co osiągamy przez izolację? Sygnalizuje ona dziecku: „W porządku, masz napad złości i 

nie będę cię powstrzymywać. Ale nie będziesz miał nade mną kontroli i nie będziesz zmuszał 

mnie  do  słuchania  twoich  wrzasków.  Kiedy  się  uspokoisz,  będziemy  mogli  znowu  być 
razem". 

Kiedy  usiłujesz  powstrzymać  atak  złości  prośbą,  tłumaczeniem,  łajaniem  lub  biciem, 

zazwyczaj kończy się na tym, że dziecko jest jeszcze bardziej pobudzone i wymyka się spod 

kontroli (właściwie to ono kontroluje sytuację, ale tobie wydaje się, że jest odwrotnie). Ale 

jeśli masz odwagę wziąć dziecko i umieścić je  w pokoju czy poza domem, to możesz być 

prawie pewien, że napad złości zniknie jak ręką odjął. Dlaczego? Dlatego, że wyeliminowałeś 

niezbędny element: odizolowałeś siebie od sceny, jaką dziecko urządza dla ciebie. 

Oto kwintesencja dyscypliny praktycznej. Czynisz dziecko odpowiedzialnym za wybór 

złego postępowania. Dajesz mu prawo do niewłaściwego zachowania, ale nie w towarzystwie. 

Dałeś dziecku jasno do zrozumienia: „Jeśli chcesz, możesz się tak zachowywać, ale będziesz 

to robił w samotności i nie będziesz zakłócał życia mojego i innych". 

background image

Takie  podejście  rzadko  nie  przynosi  rezultatów.  Dzieci  nie  interesuje  demonstrowanie 

władczego  zachowania  bez  widowni.  Cały  sens  urządzania  próby  sił  polega  na  tym,  żeby 

zaangażować  w  nią  mamę  lub  tatę.  Jeśli  nikt  się  na  to  nie  zgadza,  to  całe  przedsięwzięcie 

przestaje być dobrą zabawą. 

Możesz powiedzieć: „W porządku, to może dobry sposób na radzenie sobie z wybuchem 

złości w domu, ale co mam zrobić, kiedy jesteśmy w sklepie?". 

Rozumiem ten problem — 

naprawdę.  Sam  kilka  razy  przez  to  przeszedłem.  Co  masz 

zrobić,  kiedy  jesteś  w  trakcie  zakupów  lub  stoisz  w  kolejce  do  kasy,  a  dziecko  zaczyna 

szaleć? Oto trzyletni Festus — kopiący, wrzeszczący, gryzący i tłukący pięściami o podłogę. 

Co  zrobić?  Jeśli  schylisz  się  i  ze  złością  mu  przyłożysz,  atak  wściekłości  tylko  się  nasili. 

Podniesione  głosy  ściągną  coraz  więcej  ludzi,  którzy  chcą  pooglądać  sobie  ciebie  w 

klasycznej walce z dzieckiem o dominację. 

Ra

dzę matkom i ojcom, którzy muszą zareagować na takie publiczne wybuchy gniewu, 

żeby zrobili rzecz śmiałą: Po prostu przejdź obok dziecka (z pewnością jest pokusa wielka, 

żeby  przejść  po  dziecku,  ale  tobie  chodzi  o  efekt,  a  nie  o  odwet).  Przejdź  obok  dziecka i 

skieruj się ku drzwiom. Brzmi łatwo, ale może to być najdłuższa droga w twoim życiu. Zrób 

jednak  kilka  kroków,  a  podejrzewam,  że  twój  maluch  pójdzie  za  tobą  prosząc,  żebyś 

zaczekała.  Dlaczego?  Ponieważ  napad  złości  nie  jest  wiele  wart,  jeśli  nie  ma  publiczności, 

która by podziwiała jego występ. 

Oczywiście publiczność może składać się z innych kupujących, którzy już zaczęli oglądać 

ciebie i Festusa. Trzymaj się i nie daj sobą manipulować. Możesz być pewien, że dla dziecka 

prawdziwą  publicznością  jesteś  ty,  a  nie  inni.  Może  ono  próbować  wprawić  cię  w 

zakłopotanie przed nimi, ale jeśli tego nie kupisz, ono natychmiast przestanie to sprzedawać. 

Po prostu przejdź obok i odejdź mrucząc coś w rodzaju: „Ach te dzieci bez opieki...". 

A co jeśli twoje dziecko nie pójdzie za tobą? Idź wolno, zawsze mając je na oku. Jeśli to 

konieczne,  zatrzymaj  się  przy  drzwiach  i  zacznij  coś  wertować  albo  przeglądać  listę 

sprawunków.  Nie  spuszczaj  dziecka  z  oczu,  ale  utrzymuj  sporą  odległość,  żeby  nie  miało 

przed sobą publiczności, o  jaką  mu  chodzi,  czyli  ciebie.  W  końcu  (przed  upływem 

tygodnia?) odkryje, że się «zgubił»! 

Jeśli  napady  złości  będą  się  powtarzać  przy  innych  okazjach,  może  będziesz 

musiał/musiała  zostawiać  dziecko  w  domu.  Zorganizuj  opiekunkę  i  dokładnie  wytłumacz 
dzie

cku,  dlaczego  zostaje  w  domu.  Powiedz  po  prostu:  „Mamusia  zostawia  cię  w  domu, 

ponieważ  jesteś  w  sklepie  niegrzeczny.  Kiedy  próbuję  cię  uspokoić,  nie  mam  czasu  na 

zrobienie zakupów. Kiedy będziesz grzeczniejszy, znów pójdziemy razem". 

Bez względu na to, jak zareagujesz na umyślne zachowanie się dziecka, pamiętaj, że za 

każdym  razem,  kiedy  podejmuje  ono  próbę  sił,  wybiera  się  także  na  wyprawę  naukową. 

Odkrywa rzeczywistość. Jeśli jego zachowanie będzie mu uchodzić na sucho, nauczy się, że 

rzeczywistość  to  kontrolowanie  i  manipulowanie  mamą  i  tatą  w  takim  stopniu,  w  jakim  to 

tylko  możliwe.  Ale  jeśli  jego  zapędy  nie  przyniosą  żadnych  owoców,  pozna  inną 

rzeczywistość.  Pozna  rzeczywistość,  która  zakłada  odpowiedzialność  za  własne  uczynki i 

dowie się, że zachowanie niedozwolone się nie opłaca. 

 

Dzieci 

uczą się obserwując 

Dzieci  uczą  się  postrzegając  rzeczywistość  własnymi  oczyma  i  obserwując  zachowanie 

otaczających  je  dorosłych.  Oczywiście  pierwszymi  wzorcami  są  mama  i  tata.  W  miarę  jak 

dzieci  dorastają  ich  wzorcami  stają  się:  dziadkowie,  rodzeństwo,  wujkowie  i  ciocie, 

nauczyciele, koledzy, wdowa mieszkająca obok i wiele innych osób. 

Niektórzy  rodzice  mogą  się  ze  mną  nie  zgodzić,  ale  uważam,  że  mama  i  tata  zawsze 

pozostają głównymi wzorcami dla swoich dzieci. Zdaję sobie sprawę z tego, że wpływ grupy 

rówieśników jest ogromny. Wiem również, że w miarę upływu lat dzieci często bywają pod 

background image

wrażeniem  jakiegoś  nauczyciela,  trenera  lub  nawet  gwiazdy  filmowej  czy  sportowca.  Ale 

osobami,  z  którymi  obcują  na  co  dzień,  są  ich  rodzice.  Dzieci  naprawdę  uczą  się  poprzez 

obserwację i — wierzcie mi — obserwują o wiele uważniej, niż wam się zdaje. 

Jak więc mają zachowywać się rodzice, skoro codziennie pełnią rolę «modeli zachowań»? 

Oczywiście  wszyscy  znają  odpowiedź:  Być  dobrym  przykładem,  być  konsekwentnym,  bo 

uczynki  przemawiają  mocniej  niż  słowa,  i  tak  dalej.  Uważam  jednak,  że  prawdopodobnie 

najlepszym sposobem na to, żeby stać się dobrym wzorcem, jest szczerość. 

Dzieci  wchodzą  w  życie  jako  osoby  całkowicie  szczere.  Z  czasem  mogą  nauczyć  się 

oszukiwania  i  przebiegłości,  ale  na  początku  ich  podejście  do  życia  jest  bardzo  otwarte  i 
szczere. 

Pamiętam  jak  raz  odkryłem,  że  lokalna  gazeta  rezygnuje  z  kolumny  porad,  którą 

redagowałem, na korzyść porad o  diecie autorstwa Richarda Simmonsa. Kiedy moja córka, 

Holly, dowiedziała się o tym, powiedziała: „O, świetnie! 

Uwielbiam Richarda Simmonsa!". Tak, dzieci potrafią być szczere do bólu, nawet gdy w 

grę wchodzi ego ich tatusia. 

Czasami  szczerość  dzieci  może  spowodować  zakłopotanie  osoby,  której  ta  szczerość 

dotyczy.  Kiedy  mój  syn,  Kevin,  miał  prawie  cztery  lata,  pewnego  dnia  w  drodze  z 

przedszkola  zatrzymał  się  z  mamą  na  lody.  Kiedy  Sande  i  Kevin  zajadali  się  lodami,  przy 

sąsiednim stoliku usiadła pewna pani. Zamówiła kawę i lody i zapaliła papierosa. Dym zaczął 

lecieć prosto na Kevina i moją żonę. Większość nie palących zna tę mękę z restauracji lub 

innych miejsc użyteczności publicznej. Zazwyczaj cierpią w milczeniu, ale nie Kevin. Rzucił 

on na kobietę wrogie spojrzenie i powiedział: „Proszę pani, pani dym leci na moje lody!". 

Moja żona skuliła się w sobie i oblała się rumieńcem. Winowajczyni zgniotła papierosa, 

wymamrotała pospiesznie przeprosiny i jeszcze szybciej wyszła. 

Nie ma wątpliwości, że dzieci, przy każdej nadarzającej się okazji, są absolutnie szczere. 

A  jednak  wielokrotnie  obserwuję,  jak  rodzice  usiłują  wybić  z  głowy  lub  wyperswadować 

dzieciom szczerość. Uważam, że to poważny błąd. Rodzice powinni zrobić wszystko, żeby 

pielęgnować  w  dzieciach  szczerość.  A  najlepszym  sposobem  nauczenia  je  szczerości  jest 

bycie szczerym. Nalegam na rodziców, żeby od początku byli wobec dzieci jak najbardziej 

bezpośredni i szczerzy. Z jakiegoś powodu sądzimy, że dzieci nie są w stanie poradzić sobie z 

prawdą. W rozmowie z nimi mamy tendencje do «zatajania». Nie mówimy im wszystkiego, 

co się dzieje, ponieważ sądzimy, że są za małe, żeby zrozumieć. Oczywiście w niektórych 

sytuacjach  skrytość  jest  niezbędna,  zwykle  jednak  zachęcam  rodziców,  żeby  dzielili  się  z 

dziećmi swoimi prawdziwymi uczuciami, problemami czy zmartwieniami. 

Niektórzy  rodzice  nie  są  do  tej  rady  przekonani.  Czy  nasze  obawy  i  niepokoje  nie 

spowodują, że dziecko będzie niespokojne i strachliwe? Oczywiście istnieje taka możliwość, 

jeśli tylko skarżysz się lub zamartwiasz i wszystko widzisz w czarnych kolorach. Ale rodzic 

może podzielić się z dziećmi odrobiną tego, co przeżywa — strachem, obawami i troskami. 

Jeśli  twoje  dzieci  będą  widzieć  cię  takim,  jaki  jesteś,  docenią  fakt,  że  nie  jesteś  maszyną. 

Przekonają  się,  że  jesteś  prawdziwą  osobą,  która  ma uczucia i potrzeby i —  tak!  — 

niepowodzenia.  Mówiąc  w  skrócie,  dziecko  dowie  się,  że  jesteś  bardzo  podobny  do  niego. 

Powie sobie: „Mama wie, jak to jest się bać i być zmartwionym. Wie, kiedy się boję i kiedy 
jestem zmartwiony".  

Może  to  trochę  przerażać  rodziców,  których  wyćwiczono,  żeby  wyglądali  na  takich, 

którzy nad wszystkim panują i są «kompetentni». Jestem jednak przekonany, że ważne jest, 

aby  nasze  dzieci  widziały  naszą  niedoskonałość.  Moim  zdaniem  jest  to najlepsza  droga  do 
wpojenia dziecku prawd

ziwej wiary w Boga. Kiedy dziecko dowiaduje się, że jego rodzice są 

naprawdę  zależni  od  Bożej  łaski  i  że  potrzebują  Bożej  pomocy,  przekona  się,  że  Bóg  jest 

bardzo  realny  i  nie  jest  tylko  «wierzeniem»,  o  którym  dyskutuje  się  jak  o  czymś 
abstrakcyjnym. Zawsz

e proponuję, żeby rodzice wspólnie z dziećmi modlili się, dzieląc się z 

background image

serca płynącymi myślami i uczuciami. Modlitwa to wspaniały sposób porozumiewania się z 

dzieckiem w sprawach związanych z rzeczywistością życia. 

Szczerość jest pewnym  wyzwaniem, ale ufam, że warto podjąć to ryzyko. Oto niektóre 

powody: 

1. 

Dzięki  naszej  szczerości  dzieci  uczą  się,  że  bycie  niedoskonałym  jest  czymś 

normalnym.  Błędy,  smutki  i  niepowodzenia  nie  czynią  z  nas  osoby  dziwacznej  czy 
gorszej. Wprost przeciwnie, tylko silna osoba przy

znaje się do słabości. 

2. 

Jeśli  jesteś  z  dzieckiem  szczery,  masz  ogromną  szansę  zbudować  między  wami 

pocz

ucie  intymności  i  silną  więź  rodzic-dziecko.  Będąc  szczery,  obdarzasz  dziecko 

swym zaufaniem, dopuszczasz je do swego prywatnego świata, do którego wstęp mają 

nieliczni. W rezultacie mówisz dziecku: „Ufam ci. Cenię twoje zdanie. Wiem, że dasz 
sobie 

radę". 

3. 

Szczerość daje okazję do dzielenia się z dzieckiem wiarą w Boga. Nie musisz jedynie 

mówić o modlitwie i zaufaniu do Boga. Możesz zachęcić dziecko, żeby pomodliło się 

razem z tobą. Nie ma lepszego podejścia do rzeczywistości. 

 

Rodzice potrzebują planu gry 

Oczywiste jest, że dzieci uczą się też na wiele innych sposobów, o których nie było mowy w 

tym  rozdziale.  Zwróciłem  jednak  szczególną  uwagę  na  kolejność  przyjścia  dzieci  na  świat 

oraz na zachowania celowe i na modelowanie zachowań, aby podkreślić wagę uświadomienia 

sobie, że dzieci są odrębnymi indywidualnościami oraz że każde z nich odkrywa świat i uczy 

się  go  patrząc  własnymi  oczyma.  Dyscyplina  praktyczna  opiera  się  na  zrozumieniu 

wyjątkowości każdego dziecka, ale nie jest ona cudownym lekiem na wszystko. Dyscyplinę 

praktyczną oboje rodzice muszą realizować w sposób spójny i skoordynowany. Jeżeli tylko 

jedno z nich usiłuje wcielać ją w życie, skutki będą mizerne. Pewien mędrzec powiedział, że 

możesz  zmylić  dorosłego,  ale  nigdy  nie  zmylisz  dziecka.  Znając  z  praktyki  tysiące  takich 

przykładów, całkowicie  się z nim zgadzam. Dzieci są niesamowicie spostrzegawcze. Jeżeli 

zauważą, że mama inaczej rozumie dyscyplinę niż tata, to zrobią wszystko, żeby doprowadzić 
do ich konfrontacji. 

Darzę  miłością  wszystkie  dzieci,  ale  miłość  nie  sprawia,  że  jestem  ślepy.  Dlatego  z 

naciskiem powtarzam: „Zetknęliśmy się z przeciwnikiem, tylko tak się składa, że przeciwnik 
ten j

est  mały!".  Pod  wieloma  względami  dzieci  są  naszymi  przeciwnikami.  Działają 

powodowane  egoizmem  i  chęcią  postawienia  na  swoim.  Jeśli  widzą  choćby  najmniejsze 

rozbieżności  między  mamą  a  tatą,  znajdą  sposób  na  wbicie  między  nich  klina.  Ostrzegam 

rodziców, żeby się mieli na baczności, bo w przeciwnym razie dzieci sprawią, że zrobicie lub 

powiecie coś, czego później będziecie żałować. 

Kiedy  tylko  mam  okazję,  zachęcam  rodziców,  żeby  w  kwestii  wychowywania  mówili 

jednym głosem. W Liście do Filipian (2, 2) święty Paweł zachęca chrześcijan, żeby działali 

mając „te same dążenia, tę samą miłość i wspólnego ducha". Gdy rodzice nie zgadzają się ze 

sobą,  powinni  to  «załatwić»  za  zamkniętymi  drzwiami.  Przedyskutujcie  sprawę,  a  kiedy 

wyjdziecie i będziecie rozmawiać z dziećmi oraz podejmować decyzje mające wpływ na ich 

życie, niech widzą, że się ze sobą zgadzacie. 

Rodzina  mieszka  razem,  ale  każdy  jej  członek  uczy  się  indywidualnie.  Każde  twoje 

dziecko postrzega świat z jedynej w swoim rodzaju perspektywy. Pierworodne widzi rzeczy 

inaczej  niż  dziecko  urodzone  jako  ostatnie.  To,  które  przyszło  na  świat  między  nimi,  ma 

jeszcze inny, sobie tylko właściwy sposób postrzegania rzeczywistości. Bez względu na to, na 

którym  szczeblu  drabiny  urodzeń  stoją,  możecie  mieć  pewność,  że  wasze  dzieci  będą 

testować,  próbować  i  wykorzystywać  wszelkie  dostępne  im  środki,  żeby  zyskać  możliwie 

największe  wpływy.  Są  czujne  i  ani  na  chwilę  nie  spuszczają  was  z  oczu.  Co  widzą  w 

waszym domu? Właśnie tego się nauczą. 

background image

Zastanów 

się: 

•  W jaki sposób dzieci w 

twojej rodzinie powielają charakterystyczne cechy jedynaków lub 

pierwszych,  środkowych  i  ostatnich  pod  względem  urodzenia  dzieci?  Które  najbardziej 
przypomina ciebie? 

• 

W jaką próbę sił próbowały wciągnąć cię twoje dzieci? 

• 

Jeśli dzieci przyjrzałyby się twojemu życiu w dniu wczorajszym, czego by się nauczyły? 
 

Wypróbuj: 

• 

Rozmawiaj  z  dziećmi  szczerze  o  swych  błędach  i  zmartwieniach.  Zrób  postanowienie, 

żeby powiedzieć dziecku o tym, co cię smuci. 

• 

Spróbuj  przewidzieć  następne  władcze  zachowanie  się  twego  dziecka.  Bądź 

przygotowany na to, że podejmie ono kolejną próbę sił. Zapisz swoją reakcje. 

• 

Zastanów się, czy faworyzujesz któreś z dzieci. Czy kolejność przyjścia na świat twoich 

dzieci ma wpływ na traktowanie ich przez ciebie? Czy to sprawiedliwe? Jeżeli coś nie gra, 

zaplanuj dokładnie, jak to zmienić.  

• 

Opowiedz coś dzieciom. Może to być wymyślona przez ciebie historyjka albo prawdziwa 

historia  z  twego  dzieciństwa.  Możesz  zawrzeć  w  tym  opowiadaniu  jakąś  myśl 

przewodnią,  jak  na  przykład:  mówienie  prawdy,  przyjaźń,  dzielenie  się,  kradzież, 

nieposłuszeństwo.  To  świetny  sposób  na  przemycenie  «reklamy»  właściwego 

postępowania. 
 
  

Rozdział 4 
Dlaczego system nagród i kar nie zdaje egzaminu? 

 

Większość  z  nas,  wychowanych  w  domach  tradycyjnych,  doświadczyła  najczęściej 
sto

sowanej  metody  kontrolowania  dziecięcego  zachowania,  to  jest  metody  nagradzania  i 

karania. Oba te środki są wykorzystywane w kontaktach z ludźmi w każdym wieku i w każdej 

pozycji społecznej. Nagroda od dawna jest zachętą, by zmusić innych do zachowywania się 

tak, jak my tego chcemy. Jeśli nie jesteśmy w stanie zjednać ich sobie przez nagradzanie, to 

uciekamy się do karania. 

 

Dlaczego 

taki system się wie sprawdza? 

Niektóre teorie wychowania głoszą, że jeśli nagradzamy dobre zachowanie, a karzemy złe, to 
dzie

ci  bardzo  szybko  pojmują  różnicę  i  stają  się  aniołkami.  Wielu  rodziców  trzyma  się 

kurczowo  tego  rozróżnienia,  lecz  w  praktyce  obserwuję  sporo  przykładów  na  to,  że  ten 

system po prostu nie działa. Kary i nagrody mogły przynosić efekty dawniej, ale nie potrzeba 

specjalnej wiedzy psychologicznej, żeby dostrzec, iż w nowym tysiącleciu ta teoria raczej się 
nie sprawdza. 

Istnieje  ku  temu  kilka  powodów.  Chyba  najważniejszym  z  nich  jest  silnie 

wyeksponowana demokratyzacja życia społecznego. Gdy tylko u dzieci rozwinie się zdolność 

rozumienia, zaczynają uważać, że są  równe wszystkim — także rodzicom. Od przedszkola 

przez szkołę średnią i uczelnię wyższą dzieci uczy się, że stworzono je równymi i że mają 

prawo  głośno  wyrażać  swoje  opinie.  Doszły  nawet  do  wniosku,  że  mogą  «domagać  się 

swoich  praw».  Były  przypadki  rozpraw  sądowych,  w  których  dzieci  z  różnych  powodów 

oskarżały własnych rodziców. A nawet wygrywały! 

Istnieje oczywiście dobra strona takiej demokratyzacji. Bóg stworzył nas wszystkich jako 

jednostki. Z pewnością każdego kocha jednakowo, bez względu na jego wiek. Każdy z nas 

został przez Stwórcę obdarzony pewnymi niezbywalnymi prawami. 

background image

Ale gdy dzieci zaczynają wierzyć, że mają tyle samo władzy, co dorośli, i że nie muszą 

podporządkowywać się ich autorytetowi, zaczynają się poważne kłopoty. W wielu szkołach 

nauczyciele  rozpaczają  z  powodu  problemów  z  dyscypliną.  A  skąd  biorą  się  problemy  z 

dyscypliną? Z domu, w którym mama i tata poddali się i pozwolili małemu Festusowi rządzić. 

Aby system nagród i kar był skuteczny, osoby nagradzane i karane muszą go akceptować. 

Rodzice i nauczyciele stale używają tego systemu i nadal będą go używać, ale problem polega 

na tym, że dzieci nie akceptują  go bez zastrzeżeń. Mogą mu się podporządkować, lecz tak 

naprawdę nie pomaga im to w rozwoju i w dorastaniu. 

Jeśli system nagród i kar przestał być skutecznym narzędziem dyscypliny, to co powinno 

zająć  jego  miejsce?  Sądzę,  że  odpowiedź  znajduje  się  w  Liście  do  Efezjan,  w  którym  jest 

mowa o „karności (dyscyplinie opartej na miłości)" (6, 4). 

Święty  Paweł  przestrzegał  rodziców  przed  wychowywaniem  dzieci  w  sposób,  który 

wywołuje niechęć i złość (do czego prowadzi system nagród i kar). Rodzice powinni zwrócić 

uwagę  raczej  na  metody  inne  niż  stosowanie  nagród  i  kar,  czyli  na  zachętę  i  dyscyplinę 

praktyczną. 

 

Zachęta zamiast nagrody 

Między zachętą a nagrodą istnieje subtelna, lecz istotna różnica. Jest pewne, że nagradzanie 

sprawdza  się  w  przypadku  małych  dzieci.  Powiedz  przeciętnemu  trzylatkowi,  że  dostanie 

lizaka,  jeżeli  zrobi,  o  co  prosisz,  a  posłucha  cię!  Powiedz  swojemu  dwunastoletniemu 

dziecku, że dostanie pięć dolarów, jeżeli zrobi porządek w ogrodzie, a istnieje szansa, że to 

zrobi.  Ale  wcześniej  czy  później  każdy  rodzic  zada  sobie  pytanie:  „Czy  chcę,  żeby  moje 

dzieci robiły wszystko  w zamian za nagrody?". Oto dlaczego moje dwunastoletnie dziecko 

powinno na przykład zrobić porządek w ogródku: 
 

1. 

Jest członkiem rodziny. 

2. 

Ogródek trzeba posprzątać. 

3. 

Chcę,  żeby  było  zaangażowane  w  sprawy  rodziny  i  że  by  czuło  się 

współodpowiedzialne za jej funkcjonowanie. 

 

Jasne  jest,  że  zapłacenie  pięciu  dolarów  za  uporządkowanie  ogrodu  jest  zupełnie  inną 

formą motywacji niż trzy wymienione wyżej. W końcu jest to dom nie tylko mamy i taty, ale 

całej rodziny. Wszyscy domownicy w nim mieszkają. Jeżeli chodzi o różnego rodzaju prace 

domowe,  to  może  lepiej  motywować  dzieci  do  ich  wykonania  używając  zachęt  innych  niż 

finansowe. Jeśli używacie systemu nagród jako  głównego sposobu motywowania dzieci, to 

istnieje niebezpieczeństwo, że wychowacie  «poszukiwaczy marchewek», czyli osoby, które 

ilekroć zrobią coś dobrego, właściwego lub godnego zauważenia, będą oczekiwać marchewki 
(nagrody). 

Aby  zilustrować,  jak  to  działa,  przejdźmy  do  przykładu  dwunastoletniego  Justina  i 

pięciodolarowej «marchewki». Otóż Justin znakomicie wywiązuje się z podjętego zadania i 

otrzymuje pięć dolarów. Mama jest zadowolona, bo ogród jest uporządkowany, a Justin — bo 

ma o pięć dolarów więcej. Koniec problemu, nieprawdaż? Otóż nie! Jakieś siedem dni później 

Justin znowu posprzątał w ogrodzie i mówi: 

Mamo, a moje pięć dolarów? 

Mama patrzy nieco zaskoczona i mówi: 

Justin, nie bardzo wiem, o czym mówisz. O co ci chodzi, kochanie? 

No jak to, mamo, tydzień temu dałaś mi pięć dolarów za posprzątanie ogrodu, a teraz 

znowu go posprzątałem. I chciałbym dostać pięć dolarów, które mi się należą. 

Może mieliście do czynienia z podobną sytuacją u siebie w domu. Sprawa jest raczej 

oczywista.  Jeżeli  zaczniemy  płacić  dzieciom  za  obowiązki,  które  powinny  wykonywać  po 

background image

prostu dlatego, że są częścią rodziny, to wkrótce okaże się, że to do niczego nie prowadzi. Nie 

przeczę,  że  czasem  jest  zasadne,  aby  dzieci  otrzymały  zapłatę  za  wykonanie  jakiegoś 

specjalnego  zadania.  Jednak  w  pracy  obserwuję,  że  powszechnym  zjawiskiem  jest  to,  że 

rodzice  płacą  dzieciom  za  wykonywanie  wszystkich  czynności  związanych  z  utrzymaniem 

domu.  Jeśli  wpadłeś  w  taką  pułapkę,  to  najwyższy  czas,  by  z  niej  wyjść  i  porozmawiać  o 

wprowadzeniu zasad, które na pierwszym planie stawiają samodyscyplinę, pokorę i pełnienie 
dobrych uczynków bez oczekiwan

ia na uznanie wyrażone w zapłacie gotówką. 

  

Zachęta eksponuje działanie 

Nagroda i zachęta to dwa odrębne, choć bliskie sobie, pojęcia. Różnica między nimi istnieje 

przede  wszystkim  w  podejściu  rodziców  do  ich  dzieci  i  w  przyjętych  w  rodzinie 
podstawowych 

zasadach  postępowania.  Wróćmy  jeszcze  do  Justina  i  ogrodu.  Jak  wobec 

dwunastolatka,  który  zrobił  porządek  w  ogrodzie,  zachowałaby  się  mama  w  domu,  gdzie 

większy  nacisk  kładzie  się  na  zachętę  niż  na  nagrodę?  Przede  wszystkim  nie  machałaby 

marchewką. Po prostu poprosiłaby go o zrobienie porządku, ponieważ trzeba go było zrobić. 

Przypuśćmy, że Justin zrobił go, i to starannie. Co by zrobiła i powiedziała mama? 

Sądzę,  że  reakcja  osoby  propagującej  zachętę  wyglądałaby  mniej  więcej  tak:  „Justin, 

dobra robota. Założę się, że jesteś z siebie dumny. Musiałeś włożyć w to sporo pracy! Ogród 

wygląda naprawdę świetnie. Doceniam twoją pracę. Dziękuję, kochanie". 

Jeszcze raz przyjrzyjmy się tym słowom. Zwróćmy uwagę, że nacisk położono na pracę, a 

nie na Justina. Mama nie 

mówi:  „Jesteś  grzecznym  chłopcem,  bo  tak  ładnie  posprzątałeś". 

Dobrze  jest  unikać  utożsamiania  bycia  grzecznym  lub  dobrym  z  jakością  pracy  wykonanej 

przez dziecko. Przypuśćmy, że Justin wykonał pracę po łebkach (jest to całkiem możliwe w 
przypadku dwunasto

latka).  Jeśli  wykonałby  pracę  źle,  to  nie  znaczy,  że  on  stałby  się  zły. 

Mama  musiałaby  uznać,  że  ogród  jest  nie  do  przyjęcia.  Musiałaby  spróbować  zachęcić 

Justina, aby bardziej się postarał. 

W naszym przykładzie Justin spisał się jednak dobrze i mama może mu to powiedzieć. 

Ale nie wiąże jego wartości jako człowieka z tym, co zrobił. Dziękuje mu, docenia jego pracę 

i  dodaje,  że  ogród  wygląda  znakomicie.  W  ten  sposób  zachęca  Justina  do  dobrego 
wykonywania innych prac po prostu dla satysfakcji, a nie dla pieni

ędzy  lub  dla  jakiejś 

etykietki, która mówi, że jest dobry lub wartościowy. 

Próbuję tutaj dotrzeć do tego, że musimy zrobić wszystko, co tylko jest w naszej mocy, 

żeby zachęcić nasze dzieci do rzetelnego wykonywania wszelkich prac i musimy pomóc im 
dostrzec

, że są kochane nie tylko wtedy, kiedy wykonują polecenia. To, czy kochamy nasze 

dziecko i czy je akceptujemy, nie może być uwarunkowane jego postępowaniem. Dyscyplina 

praktyczna zawsze szuka miłości bezwarunkowej. Najwyższym wzorem jest dla nas sam Bóg, 
k

tóry kocha nas bezwarunkowo, miłością bezwzględną. Zawsze możemy do Niego przyjść, 

nawet wtedy, kiedy coś zawaliliśmy. Może bardziej prawdziwe jest stwierdzenie, że możemy 

do Niego przyjść zwłaszcza wtedy, kiedy coś zawaliliśmy. 

W domu, w którym stosuje si

ę zachętę i kocha się bezwarunkowo, dziecko styka się ze 

słowami i czynami, które niosą komunikat: „Kocham cię — bez względu na wszystko! Nie 

zawsze  mi  się  podoba  to,  co  mówisz  albo  robisz,  ale  moja  miłość  do  ciebie  nigdy  się  nie 

skończy". Takie podejście różni się zupełnie od: „Kocham cię, jeżeli..." albo „Kocham cię, 
kiedy..." — 

innymi słowy: mama będzie kochać Justina, jeżeli posprząta ładnie ogród; mama 

będzie kochać Justina, kiedy posprząta ładnie ogród. 

Jak stwierdza Josh McDowell w swojej świetnej książce Girers, Takers and Other Kinds 

of Lovers, kochanie dzieci „jeżeli i kiedy coś zrobią" nie jest właściwym sposobem kochania. 

McDowell zaznacza, że jedynym prawdziwym sposobem kochania jest po prostu kochanie. 

Bez żadnych «jeżeli», «kiedy» czy «ale». Po prostu w każdy możliwy sposób dajesz dziecku 

background image

do zrozumienia, że je kochasz. Dzieci muszą wiedzieć, że są kochane bez względu na to, jak 

sobie radzą w różnych sferach życia. 

Pamiętaj, że podstawową różnicą między nagrodą a zachętą jest to, że nagroda skupia się 

na dziecku:  

„O, jesteś naprawdę grzecznym chłopcem, że pozmywałeś. Masz tu pieniążka". 

„O, jesteś naprawdę grzecznym chłopcem, że posprzątałeś u siebie. Możesz posiedzieć do 

dziesiątej". 

 

Podobne  stwierdzenia  jedynie  utwierdzają  dziecko  w  przekonaniu,  że  jest  kochane, 

ponieważ robi pewne rzeczy. Za wszelką cenę unikajcie podobnych nonsensów. W zamian za 

to  używajcie  zachęty,  która  skupia  się  na  zachowaniu  dziecka.  Reagując  pozytywnie  na 

zachowanie dziecka dajemy mu odczuć, że jest kochane bezwarunkowo. 

 

Dyscyplina praktyczna wie jest kara. 

Trudno nam odróżnić nagrodę od zachęty, lecz jeszcze trudniej jest oddzielić dyscyplinę od 

kary. Podobnie jak nagroda, kara skupia się na dziecku. I podobnie jak zachęta, dyscyplina 

skupia się na zachowaniu dziecka. 

List  do  Efezjan  uczy  nas,  abyśmy  wychowywali  dzieci  „w  karności,  napominając  jak 

[chce] Pan". Ale co oznacza ta «karność (dyscyplina oparta na miłości)»? Słowa te zdają się 

sobie przeczyć. Chcemy okazywać dziecku naszą miłość, ale są okoliczności, kiedy musimy 

je zdyscyplinować. Moim zdaniem te dwa słowa idą w parze i mają sens, jeżeli rozumiemy, 

czym  jest  dyscyplina  praktyczna.  Odkryłem,  że  jest  wiele  sposobów  na  zdyscyplinowanie 

dziecka. Metody te mają sens, są bezpośrednie i szybkie i są ukierunkowane na działanie. Co 

ważniejsze, przynoszą o wiele lepsze rezultaty niż tradycyjne karanie. 

Na  przykład,  mama  rozmawia  przez  telefon,  a  sześciolatek  zaczyna  dokazywać.  Jest 

głośny,  kapryśny  i  wychodzi  z  siebie,  żeby  rozmowę  mamy  uprzykrzyć  lub  nawet 

uniemożliwić.  Mama  przez  parę  minut  nie  zwraca  na  niego  uwagi,  aż  w  końcu  wybucha. 

„Przepraszam na moment, Marge, mam mały problem" — mówi. Łapie sześciolatka za szyje, 

wlepia mu kilka klapsów, tarmosi go i wtrąca do pokoju, krzycząc: „Siedź tu, dopóki się nie 
naucz

ysz, jak trzeba się zachowywać!". 

Co tak naprawdę zaszło podczas tej znajomo wyglądającej scenki? Mama starała się być 

cierpliwa, ale straciła panowanie nad sobą. W końcu sprawiła dziecku lanie, żeby je ukarać, i 

teraz  siedzi  ono  w  pokoju  rozgoryczone,  złe  i  zniechęcone.  W  jaki  sposób  moglibyśmy 

osiągnąć pożądany skutek stosując dyscyplinę praktyczną? 

Powróćmy do pierwszej chwili, gdy maluch zaczął przeszkadzać mamie w rozmowie. To 

wtedy  powinna  była  zareagować  —  szybko  i  zdecydowanie.  Powinna  była  powiedzieć: 

„Marge, przepraszam na chwilę, muszę pomówić z Tylerem". 

Potem mama mogła była wziąć Tylera stanowczo, ale bez szarpania, i wyprowadzić do 

drugiego  pokoju  lub  do  ogrodu.  Tak  postępując  zademonstrowałaby,  że  Tyler  może  dalej 

zachowywać się tak, jak się zachowywał, ale nie tam, gdzie mama rozmawia przez telefon. 

Mama mogła dać mu to do zrozumienia mówiąc po prostu: „Rozmawiam przez telefon i nie 

chcę, żebyś mi przeszkadzał. Pobaw się teraz sam; powiem ci, kiedy skończę, a jeśli będziesz 

czegoś potrzebował, to spróbuję ci pomóc". 

Zauważcie jednak, że nie ma tu mowy o biciu, a mama panuje nad swoimi emocjami. I 

przez  cały  czas  Tyler  byłby  dyscyplinowany,  a  nie  karany.  I  byłby  to  właściwy  rodzaj 

dyscypliny. Jedno wiem, jeśli chodzi o sześciolatki: nie lubią być izolowane. Chcą słyszeć 

wszystko, co się dzieje. Ale dla dziecka absorbującego, które po prostu musi zadręczać mamę 

lub  tatę,  kiedy  ci  rozmawiają  przez  telefon,  izolacja  jest  doskonałym  środkiem 

dyscyplinującym. 
  

background image

Dlaczego karanie jest nieskuteczne? 
Wyc

howując  własne  dzieci  i  doradzając  innym  rodzicom  w  kwestii  wychowywania  ich 

potomstwa przekonałem się, że dyscyplina zawsze ma przewagę nad karą. Gdyby kara miała 

poskutkować,  nie  trzeba  byłoby  karać  dziecka  więcej  niż  jeden  raz  za  jedno  przewinienie. 
Gdy

by  kara  naprawdę  skutkowała,  dziecko  wiedziałoby,  jak  ma  postępować,  już  po 

pierwszym  razie.  Ale  kara  nie  skutkuje.  Nam  się  tylko  wydaje,  że  skutkuje;  jej  efekty  są 

doraźne,  gdyż  w  głowie  dziecka  zbierają  się  myśli,  takie  jak:  „Dobra,  mamo,  tym  razem 
wygra

łaś, ale ja ci jeszcze pokażę!". 

Karanie  uczy  dzieci,  że  my  —  ich rodzice—jako  więksi  i  silniejsi,  możemy  ich 

przestawiać z kąta w kąt; że możemy wymusić na nich wykonanie naszej woli. A skoro nam 

to  wychodzi,  umacniamy  się  w  przekonaniu,  że  wymuszanie  naszej woli na dzieciach jest 

najzupełniej  w  porządku.  W  przypadku  niektórych  rodziców  problem  jest  jeszcze 

poważniejszy.  Żeby  się  usprawiedliwić,  że  mamy  zbyt  ciężką  rękę,  zawsze  wracamy  do 

naszego ulubionego hasła: „Dzieci, macie słuchać rodziców". Ale wymuszanie własnej woli 

na dziecku nie jest zgodne z Pismem Świętym. Mówiliśmy już o znaczeniu słowa «rózga» w 

Piśmie  Świętym  i  o  tym,  że  ludzie  nie  tylko  błędnie  cytują  Pismo  („oszczędzaj  rózgi,  a 

zepsujesz  dziecko"),  ale  i  błędnie  stosują  to,  co  autorzy  biblijni  mieli  na  myśli,  pisząc  o 

rózdze (p. wyżej, rozdział drugi). 

Nie  znajdziemy  lepszego  przykładu  stosowania  dyscypliny  niż  postępowanie  Jezusa  w 

czasie  Jego  ziemskiego  nauczania.  Nigdy  nie  bił  On  swoich  uczniów  po  głowie.  Zawsze 

zwracał się do nich w sposób bezpośredni, był sprawiedliwy i stanowczy. Nigdy nie podnosił 

głosu ani nie wywoływał awantur, nigdy nie udzielał wymijających odpowiedzi. Ale zawsze 

dawał  uczniom  wybór.  Pozwalał  im,  by  sami  uczyli  się  odpowiedzialności.  Jezus  był 
wzorcowym nauczycielem dyscypliny praktycznej. 

Co  prawda  miał  do  czynienia  z  dorosłymi,  a  nam  chodzi  o  dyscyplinowanie  dzieci, 

niemniej  jednak  założenia  są  takie  same.  Dyscyplinowanie  dzieci  jest  trudne  i  wymaga 

pewnych  umiejętności.  Jest  to  jeden  z  podstawowych  powodów,  dla  których  napisałem  tę 

książkę.  Chcę  pomóc  rodzicom  przyswoić  sobie  umiejętność  dyscyplinowania  dzieci  w 

każdej  sytuacji.  Chcę  pomóc  rodzicom  okazywać  dzieciom  szacunek  przy  jednoczesnym 

wpajaniu im szacunku dla rodziców. Rodzice zawsze powinni starać się postępować tak, aby 

umacniać w dziecku gotowość do okazywania im szacunku. Dlaczego? Ponieważ nie tylko 

sprzyja to budowaniu rodziny, lecz także wzmacnia strukturę społeczeństwa. 

Nie napotkałem w Piśmie Świętym zasady, która nie przyczyniałaby się do rozwoju ludzi 

i ich społeczności, jeśli chcą oni żyć w oparciu  o te ogólnie przyjęte normy postępowania. 

Przykazanie wyraźnie mówi: „Czcij ojca swego i matkę swoją, a będziesz długo żył i będzie 

ci się dobrze powodziło na ziemi" (Wj 20, 12). A święty Paweł powtórzył naukę płynącą z 

tego  przykazania:  „Dzieci,  bądźcie  posłuszne  w  Panu  waszym  rodzicom,  bo  to  jest 

sprawiedliwe. Czcij ojca twego i matkę — jest to pierwsze przykazanie z obietnicą — aby ci 

było dobrze i abyś długo żył na ziemi" (Ef 6, 1-3). 

Jest jasne, że Słowo Boże podpowiada rodzicom, jak postępować mądrze. Jeżeli stosują 

się do tych wskazówek, to wszyscy żyją dłużej i są szczęśliwsi. Jeśli jednak nie bierzemy tych 

wskazówek pod uwagę lub uciekamy się do takich krańcowych zachowań, jak despotyzm czy 
pob

łażliwość, to nie dzieje się najlepiej. 

Jednym  z  podstawowych  powodów,  dla  których  karanie  na  dłuższą  metę  nie  przynosi 

efektów, jest to, że Bóg nie przewidział karania w rodzinie. Kiedy Bóg zwraca się do swoich 

dzieci (wierzących), kładzie nacisk na karcenie, upominanie i dyscyplinę (zob. np. Hbr 12,5-

11).  Skoro  Pan  Bóg  nas  stworzył,  to  wie,  jak  z  nami  postępować.  Wskazał  na  dyscyplinę, 

dzięki której uczymy się zachowywać i żyć w taki sposób, jaki Bóg mógłby zaaprobować. 

 

 

background image

Nauczenie dziecka wymaga czasu 
Ks

ięga Przysłów przypomina nam: „Ćwicz młodego według potrzeby drogi jego; bo gdy się 

zestarzeje, nie odstąpi od niej" (22, 6). «Wyćwiczenie» dziecka oznacza poświęcenie czasu i 

energii na nauczenie go właściwego zachowania się w każdej sytuacji. Ale najważniejsze jest 

to,  jak  dziecko  zachowuje  się,  gdy  rodziców  nie  ma  w  pobliżu.  Co  powoduje,  że  dziecko 

zachowuje się właściwie, gdy nie ma przy nim mamy ani taty? Czy jest to lęk przed karą czy 
sumienie dziecka? 

Jestem zdania, że jeśli w stosunku do dziecka kierujesz się zasadami dyscypliny opartej na 

miłości,  to  jego  sumienie  będzie  kształtowane  w  taki  sposób,  że  coraz  większe  będzie 

prawdopodobieństwo,  iż  zachowa  się  ono  poprawnie  również  wtedy,  gdy  cię  przy  nim  nie 

będzie. Ale żeby wychować je we właściwy sposób, musisz stosować zachętę i dyscyplinę, a 

nie  nagrodę  i  karę.  Rodzice,  którzy  uciekają  się  do  nagrody  i  kary  jako  dwóch  czynników 

motywujących zachowanie dziecka, tak naprawdę nie pomagają mu w kształtowaniu dobrego 

sumienia. W zamian za to dzieci uczą się: „Będę grzeczny, jak mama i tata są w pobliżu, ale 

jak sobie pójdą, to będę robił, co mi się podoba". 

Stosowanie dyscypliny praktycznej nie gwarantuje nam, że dziecko zawsze będzie małym 

aniołkiem,  ale  mogę  zagwarantować,  że  zaowocuje  większą  szczerością  i  lepszym 

porozumieniem między wami. 

Najlepszym  sposobem  na  właściwe  ukształtowanie  sumienia  dziecka  jest  nauczenie  go 

odpowiedzialności.  Odpowiedzialności  uczymy  poprzez  dawanie  wskazówek  lub  —jeśli 
wolimy — poprzez wprowadzanie zasad. Wskazówki wyznac

zają pewną granicę i ważne jest, 

żeby  dziecko  rozumiało,  gdzie  ona  przebiega  i  dlaczego  została  wyznaczona.  Do  nas, 

rodziców, należy spokojne dyscyplinowanie dzieci, z gotowością na przedyskutowanie z nimi 
przyczyn i skutków danej sytuacji. 

Kolejnym  ważnym  etapem  w  procesie  kształtowania  sumienia  dziecka  jest  wyjaśnienie 

mu pojęcia «przebaczenie». Musimy nauczyć dzieci przebaczać i dać im szansę na wyrażenie 

skruchy z powodu naruszenia zasad obowiązujących w rodzinie. Sami również musimy umieć 

wyrażać skruchę. Jedynym sposobem nauczenia dziecka mówić «przepraszam» jest używanie 

tego  słowa  przez  nas  samych.  Dzieci  zawsze  uczą  się  przez  naśladowanie  przykładu 

rodziców. Uwierzcie mi, prawdę mówi stare porzekadło: „Dzieci zwracają o wiele większą 

uwagę na nasze czyny niż na nasze słowa". 

Księga  Przysłów  zawiera  jeszcze  jedną  prawdę  o  uczeniu  dzieci.  Dosłowny  przekład  z 

hebrajskiego brzmi: „Ćwicz młodego według potrzeby drogi jego" (22, 6). Nie oznacza to, że 

masz  pozwolić  dziecku,  żeby  zawsze  stawiało  na  swoim  i  robiło,  co  chce  (pobłażliwość). 

Wspomniany fragment mówi, że każde dziecko jest inne. W rozdziale trzecim zwróciliśmy 

uwagę  na  fakt,  że  każde  dziecko  postrzega  świat  z  własnej  perspektywy.  Ma  określony 

temperament, określoną osobowość, reaguje na otaczający je świat i na różne wydarzenia w 

określony sposób. 

Gdy  mówimy  o  dyscyplinowaniu  dzieci,  musimy  pamiętać,  że  każde  stworzenie  Boże 

zostało  stworzone  jako  jedyne  w  swoim  rodzaju.  Każdy  z  nas  jest  inny.  Nie  jestem  tak 

naiwny, żeby przypuszczać, że wszystkie metody dyscyplinowania będą tak samo skuteczne 

wobec każdego dziecka. 

Niektóre  dzieci  mają  silniejszą  wolę  i  są  bardziej  aktywne,  więc  w  danej  sytuacji  będą 

potrzebować  innego  środka  dyscyplinującego  niż  dziecko,  które  jest  mniej  aktywne.  Ucząc 
dziecko w 

sposób  dla  niego  właściwy  okazujemy  mu,  że  jesteśmy  świadomi  jego 

odmienności  i  że  każda  sytuacja  musi  być  rozpatrywana  zgodnie  z  jego  potrzebami  i 

temperamentem.  Dyscyplina  praktyczna  jest  metodą  dającą  swobodę  potrzebną  do 
wychowywania dziecka w sposób d

la niego najkorzystniejszy. Każde dziecko jest wyjątkowe. 

Oprzyj się pokusie porównywania swojej córki lub swojego syna z innymi dziećmi. 
 

background image

Od kieszonkowego do odpowiedzialności 

Do nauczenia dziecka odpowiedzialności potrzeba nie tylko czasu, lecz także strategii. Jedną 

z  najlepszych  znanych  mi  strategii  jest  wykorzystanie  kieszonkowego  jako  środka 

pomagającego w kształtowaniu u dzieci odpowiedzialności. Kieszonkowe to oczywiście stary 
wynalazek. Ale to, w jaki sposób kieszonkowe bywa wykorzystane i w jaki sposób jest 

dawane,  może  mieć  ogromny  wpływ  na  zachowanie  się  dzieci.  Proponuję  rodzinom,  które 

przychodzą do mnie na konsultacje, żeby każde dziecko w rodzinie otrzymywało inną kwotę 

(chyba  że  macie  bliźnięta).  Wiek  jest  równie  dobrym  jak  inne  kryterium  zróżnicowania 

wysokości  kieszonkowego  i  logiczne  jest,  że  im  starsze  jest  dziecko,  tym  wyższe  powinno 

być jego kieszonkowe. 

Proponuję  także,  by  kieszonkowe  postrzegać  jako  część  rodzinnego  budżetu.  Każde 

dziecko  powinno  mieć  kieszonkowe,  tak  jak  mama  i  tata  mają  pieniądze  na  cotygodniowy 

lunch. Kieszonkowe jest praktycznym i skutecznym sposobem na to, by nauczyć dziecko, jak 

sobie radzić z pieniędzmi, umacniając w nim poczucie własnej wartości. Bez względu na to, 

czy mamy sześć, czy  sześćdziesiąt lat — kiedy słyszymy w kieszeni brzęk mówiący „Hej, 

mam własne pieniążki" — rośniemy we własnych oczach. 

Kolejną oczywistą zasadą jest wypłacanie kieszonkowego co tydzień lub co miesiąc tego 

samego dnia. Powinno to być coś, czego dzieci mogą się regularnie spodziewać. 

Obserwuję  jednak,  że  rodzice  często  nie  rozumieją  jednej  rzeczy,  mianowicie  tego,  że 

każde  dziecko  powinno  móc  wydać  te  pieniądze  na  to,  na  co  chce.  Dawanie  dziecku 

kieszonkowego i mówienie mu, jak ma je wydać, to powrót do despotyzmu, o którym była 
mowa 

w poprzednich rozdziałach. Despota podejmuje za dziecko wszystkie decyzje, łącznie z 

tymi, na co ma wydać — bądź co bądź własne — pieniądze. Wtedy dziecko nie ma okazji 

nauczyć się, jak posługiwać się pieniędzmi ani jak być odpowiedzialnym. Żeby nauczyć je 

odpowiedzialności,  musisz  stworzyć  środowisko,  w  którym  będzie  ono  czuło,  że  może 

bezpiecznie  testować,  odkrywać  i  uczyć  się.  Przyswojenie  sobie  niektórych  zasad 

postępowania będzie trudne, a kieszonkowe to dobre narzędzie do rozpoczęcia tej nauki. 

Za  każdym  razem,  kiedy  mówię  o  kieszonkowym,  mówię  też  o  odpowiedzialności. 

Ponieważ  dziecko  jest  odpowiedzialnym  członkiem  wspólnoty  domowej,  powinno 

otrzymywać  kieszonkowe.  I  ponieważ  jest  odpowiedzialnym  członkiem  rodziny,  powinno 

mieć pewne obowiązki i zadania. Możecie określić te zadania siedząc przy rodzinnym stole 

lub  podczas  innej  specjalnej  okazji.  Rodzice  muszą  jednak  uważać,  żeby  kieszonkowe  nie 

stało się odpowiednikiem zapłaty za wykonanie zadania. Dziecko zaś powinno zrozumieć, że 

ma  pewne  obowiązki.  Powinno  wiedzieć,  że  otrzymuje  kieszonkowe  tylko  dlatego,  że  jest 

członkiem  rodziny.  Niemniej  jednak  kieszonkowe  nie  jest  całkowicie  bezwarunkowe.  Jako 

odpowiedzialny  członek  rodziny,  każde  dziecko  ma  swoje  zadania,  polegające  na  tym,  by 

pomagać rodzinie sprawnie funkcjonować.  

Z jednej strony uważam, że dzieci powinny mieć swobodę wydawania kieszonkowego jak 

chcą,  jednak  z  drugiej  strony  kieszonkowe  powinno  być  wykorzystane  jako  okazja  do 

nauczenia  ich  oszczędzania  i  zarządzania.  W  naszym  domu  dajemy  dzieciom  możliwość 

zaoszczędzenia  pewnej  kwoty.  Jeżeli  dziecko  chce  odłożyć  pewną  sumę  w  banku, 

powiększam  tę  kwotę  o  drugie  tyle.  Wpoiliśmy  również  dzieciom  to,  jak  ważne  jest 

oddawanie  Bogu  części  swoich  pieniędzy.  Próbujemy  unaocznić  dzieciom,  że  najlepiej  by 

było,  gdyby  część  swojego  kieszonkowego  oddawały  Bogu,  część  oszczędzały,  a  resztę 

wydawały wedle własnego upodobania. 

W jaki więc sposób kieszonkowe staje się narzędziem uczącym odpowiedzialności? To 

bardzo proste. Wyobraźmy sobie, że dziecko dostaje kieszonkowe w wysokości dolara i za 

całą kwotę kupuje słodycze. Załóżmy jeszcze, że kupuje te słodycze towarzysząc mamie w 

zakupach  w  supermarkecie.  Pamiętajcie  o  zasadzie:  część  Panu  Bogu,  część  do  banku,  a 

reszta  na  własne  przyjemności.  Będzie  to  wymagało  od  was  prawdziwej  dyscypliny,  żeby 

background image

pozwolić dziecku kupić cukierki za siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt centów i je zjeść. Nie 

sugeruję, abyście pozwalali na to tydzień w tydzień, ponieważ w grę wchodzi tu coś więcej 

niż  wydanie  kieszonkowego  —  zdrowie i odżywianie.  Sądzę  jednak,  że  warto  byłoby 

pozwolić  dziecku  przepuścić  kieszonkowe  w  ten  sposób  przynajmniej  przez  kilka  tygodni. 

Dzięki  własnemu  doświadczeniu  nauczy  się  ono,  że  nie  ma  sensu  być  rozrzutnym  i 

pierwszego  dnia  wydawać  na  cukierki  pieniędzy  przeznaczonych  na  cały  tydzień.  W  ciągu 

tygodnia na pewno przyjdzie dziecku ochota na coś innego niż słodycze, ale nie będzie miało 

na to pieniędzy; i tutaj właśnie rodzice mają wspaniałą okazję do wykorzystania sytuacji jako 

nauczyciela i środka-dyscyplinującego.  

Oto kilka dni później jesteście w innym sklepie i dziecko pyta: 

Mamo, mogę kupić te gumę do żucia bez cukru? 

Patrzysz dziecku prosto w oczy i mówisz: 

Oczywiście, Brian. Masz przecież kieszonkowe. 

Ale Brian patrzy z zakłopotaniem i mówi: 
-  Ale ma

mo, całe kieszonkowe wydałem w poniedziałek. 

No cóż, kochanie — odpowiadasz. — Odłóż gumę i wrócimy po nią w sobotę. Kupisz 

ją sobie, jak dostaniesz następne kieszonkowe. 

Powyższy przykład moim zdaniem pokazuje, jak można wykorzystać kieszonkowe jako 

str

ategiczne  narzędzie  do  nauczenia  dziecka  odpowiedzialności.  Kieszonkowe  jest 

doskonałym  sposobem  nauczenia  dziecka  podejmowania  mądrych  decyzji  na  co  dzień.  Po 

kilku złych doświadczeniach większość dzieci uczy się, że nie należy wydawać rozrzutnie od 
razu 

całej sumy. Niektóre zaczynają nawet odkładać trochę na przysłowiową czarną godzinę. 

 

Jak sprawić, żeby zadania były wypełniane 

Nie lekceważ związku, jaki istnieje między kieszonkowym a przypisanymi dziecku zadaniami 

lub  obowiązkami.  Każde  dziecko  powinno  od  najwcześniejszych  chwil  mieć  określone 

obowiązki domowe. Nawet trzylatek może pomóc w nakrywaniu do stołu. Oczywiście stół 

będzie wyglądał tak, jakby nakrywał go trzylatek, ale ważne jest, żeby dać dziecku możliwość 
wykonywania odpowiednich dla niego ob

owiązków. 

Kiedy  przydzielimy  każdemu  obowiązki,  stajemy  w  obliczu  problemu:  Co  się  stanie, 

jeżeli  dziecko  nie  wywiąże  się  ze  swoich  obowiązków  i  nie  wypełni  swoich  zadań?  W 
domach 

tradycyjnych, gdzie królują kary i nagrody, mama zabiera się za dziecko. Wrzeszczy, 

dopóki zadanie nie zostanie wykonane. Jeśli zaistnieje konieczność, ucieka się do silniejszych 

środków: szlaban na przyjemności, brak kolacji, a nawet lanie. Ale w domu, w którym stosuje 

się dyscyplinę praktyczną, na porządku dziennym są zachęta i dyscyplina. Jeżeli dziecko nie 

wywiąże  się  ze  swoich  zadań  w  wyznaczonym  czasie,  mama  i  tata  szybko  i  spokojnie 

przystępują  do  rozwiązania  sprawy.  Jako  przywódcy  i  szefowie  w  domu,  muszą  podjąć 

decyzję,  jak  należy  postąpić.  Jedna  możliwość,  to  znalezienie  kogoś,  kto  wykona  owo 

zadanie. Na przykład, jeżeli mary Brian nie wyniesie śmieci, to może zrobić to jego siostra. 

Czy jest to narzucanie siostrze zadania? Raczej nie. Siostrzyczka dostanie za swój trud część 
kieszonkowego Briana! 

Zwróćmy  uwagę:  W  tym  przypadku  działa  dyscyplina  praktyczna.  Brian  traci  część 

kieszonkowego, ale nie odebraliście mu pieniędzy, żeby go «ukarać». Po prostu zwrócił on te 

pieniądze  do  rodzinnego  budżetu,  żeby  ktoś  inny  wypełnił  jego  obowiązek.  Brian  może 

postrzegać to jako karę, więc musicie stanowczo i delikatnie wyjaśnić mu, że kara nie ma tu 

miejsca.  W  budżecie  domowym  jest  określona  ilość  pieniędzy  i  jeżeli  istnieje  konieczność 

wynajęcia kogoś, Brian musi dołożyć część kieszonkowego, żeby zadanie zostało wykonane. 

Jeżeli  Brian  jest  spostrzegawczy,  wkrótce  nauczy  się,  że  tracenie  pieniędzy  przez 

zapominalstwo, niedbalstwo czy wojowniczość nie jest dobrym sposobem postępowania. Nie 

koniec  na  tym;  zobaczy  również,  jak  jego  pieniądze  wędrują  do  brata  lub  siostry,  a  to 

background image

naprawdę  boli.  Jest  duża  szansa,  że  Brian  drastycznie  zmieni  swoje  zachowanie  i  zacznie 

wykonywać swoje zadania na czas. 

Przerzucenie  obowiązku  na  siostrę  jest  w  tym  przypadku  doskonałym  sposobem,  żeby 

rzeczywistość stała się nauczycielem. Czy nie na tym to wszystko polega? Jeżeli mama i tata 

nie pójdą do pracy, to nie dostaną pieniędzy. To proste.  

Jestem  pewien,  że  polem  do  przećwiczenia  zachowań,  które  mogą  być  przydatne  w 

dalszym życiu dziecka, powinien być dom. Musimy uczyć dzieci odpowiedzialności za swe 
czyny. W z

byt wielu domach nie robi się tego. Mama i tata zawsze znajdą się pod ręką, żeby 

przypomnieć,  namówić,  przekupić.  Tak,  być  może  polecenia  zostają  —  w  końcu  — 

wykonane, ale za jaką cenę? Częścią tej ceny jest to, że rodzice bez przerwy narzekają, przed 
czym 

jasno  przestrzega  List  do  Efezjan.  Większym  zagrożeniem  jest  to,  że  poprzez  ciągłe 

gderanie,  namawianie  i  przekupywanie  rodzice  wpajają  dzieciom,  że  kiedy  rozpoczną  one 

dorosłe życie, też zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie je popychał, motywował i nagradzał za 

ich  zachowanie.  A  w  życiu  wcale  tak  nie  jest.  Możemy  wyposażyć  dzieci  we  wspaniałe, 

przydatne w życiu narzędzie, ucząc je odpowiedzialności i obowiązkowości. Możemy — jak 

mówi stare porzekadło — nauczyć je stać na własnych nogach. 
 

Różnorodność i odpowiedzialność 

Zanim zakończymy omawianie tematu obowiązków i odpowiedzialności, powinniśmy dobrze 

przyjrzeć  się  kwestii  zróżnicowania  zadań.  Złą  stroną  obowiązków  jest  to,  że  muszą  być 

wypełnione, a dobrą — że mogą się zmienić. Buford nie musi do końca życia wynosić śmieci. 

Kiedy dorośnie, zadanie to może przejąć jego młodszy brat lub młodsza siostra. 

Prawdę powiedziawszy, wielu rodziców zaskakuję proponując im, by starszym dzieciom 

przydzielali mniej obowiązków. Moje rozumowanie jest następujące: Kiedy dziecko dorasta i 

idzie  do  szkoły  średniej,  musi  sprostać  o  wiele  większym  wyzwaniom,  takim  jak  nauka  i 

zajęcia  nadobowiązkowe.  Sądzę,  że  prace  domowe  nastolatka  powinno  się  ograniczyć, 

przerzucając ich część na dzieci młodsze. W przypadku wielu znanych mi rodzin ma miejsce 

coś  odwrotnego.  Starszym  dzieciom  narzuca  się  obowiązki  i  z  roku  na  rok  dowodzą  one 

swojej odpowiedzialności, podczas gdy ich młodsze rodzeństwo ma tych obowiązków mniej. 

Jeśli macie dzieci w wieku od kilku do kilkunastu lat, to zastanówcie się nad tym przez 

chwilę. Jakie obowiązki miał wasz szesnastoletni syn, kiedy miał dziesięć lat? Porównajcie je 

z obecnymi obowiązkami waszej dziesięcioletniej córki. Zauważyłem, że w wielu rodzinach, 

które do mnie przychodzą, jest tak, że kiedy dzisiejszy szesnastolatek był dziesięciolatkiem, 

miał więcej obowiązków, niż ma jego dziesięcioletnia dziś siostra. 

Rodzice powinni modyfikować obciążenia związane z pracami domowymi i powinni mieć 

świadomość,  że  mają  umożliwić  młodszym  dzieciom  wniesienie  własnego  wkładu  w  życie 

rodziny na równi z pozostałymi jej członkami. 

Jak już powiedziałem, nastolatkowie powinni być—jeśli to możliwe — mniej obciążeni 

zajęciami w domu, by mieć czas na naukę, dodatkowe zajęcia, sporty i wszystkie obowiązki 

związane ze szkołą średnią. Nie twierdzę, że nastolatkowie powinni siedzieć i nic nie robić, 

podczas  gdy  ich  bracia  i  siostry  wykonują  wszystkie  prace  domowe.  Poza  tym  zwolnienie 

nastolatków z niektórych obowiązków może okazać się niemożliwe. Być może nie mają brata 
ani siost

ry, którzy mogliby ich zastąpić, bądź istnieje jakiś inny powód. Jednakże rozsądną 

regułą,  do  której  zastosowania  usilnie  rodziców  namawiam,  jest  podzielenie  obowiązków 

między rodzeństwem i jak największe odciążenie nastolatków, przy jednoczesnym wpajaniu 

młodszym dzieciom obowiązkowości i odpowiedzialności. 

Naturalnie  jeśli  nastolatek  zostanie  uwolniony  od  części  swoich  obowiązków  i  zadań, 

musi on być odpowiedzialny za wykorzystanie swojego czasu. Marnowanie go, opuszczanie 

się  w  nauce,  lenistwo  są  nie  do  przyjęcia.  Porozmawiaj  z  nastoletnim  dzieckiem  o  jego 

background image

obowiązkach.  Wytłumacz  mu,  że  chcesz  zmniejszyć  jego  domowe  obowiązki  po  to,  żeby 

mógł sprostać poważniejszym obowiązkom szkolnym. 
 

Nigdy nie jest za późno, żeby wprowadzić zmiany 
Pewnie zastanawiacie s

ię,  dlaczego  tak  dużo  czasu  poświęcam  na  wyznaczanie  zadań  i 

obowiązków.  W  wielu  współczesnych  domach,  szczególnie  na  obszarach  podmiejskich 

Ameryki,  przydzielanie  dzieciom  obowiązków  jest  czymś  niemal  zapomnianym.  Wielu 

dorosłych  pamięta,  jak  dorastali  w  środowisku  wiejskim,  gdzie  ich  obowiązki  były  jasno 

określone. Zadania, jakie im powierzano, miały znaczący wpływ na sytuację rodziny, a nawet 

na  jej  budżet.  Jednakże  w  obecnych  czasach  poszliśmy  w  innym  kierunku:  kształcenia  i 

łagodnego  traktowania  dzieci.  Łatwiej  jest  wynająć  ogrodnika,  niż  zagonić  Jasona,  żeby 

wykosił  trawnik.  Z  braku  czasu,  jak  i  z  wygody  nie  stwarzamy  dzieciom  okazji,  żeby 

nauczyły  się  w  domu  obowiązkowości  i  odpowiedzialności  poprzez  wypełnianie  pewnych 

określonych codziennych lub cotygodniowych prac. Uważam, że ogromnym wyzwaniem dla 

współczesnych rodziców jest sprawiedliwe rozłożenie obowiązków rodzinnych na wszystkich 

członków  rodziny.  Obciążenia  te  mogą  się  od  czasu  do  czasu  zmieniać  (na  przykład,  gdy 

dzieci podrastają), ale każdy powinien być za coś odpowiedzialny. 

Jeśli  uważacie,  że  należycie  do  tej  kategorii  rodziców,  którzy  nie  przyłożyli  się  do 

stworzenia  dzieciom  okazji,  aby  nauczyły  się  odpowiedzialności  poprzez  wypełnianie 

obowiązków w domu, to nigdy nie jest za późno, żeby to naprawić. Ale proponuję, abyście 

zaczęli od drobnych zmian. 

Siądźcie  i  przedyskutujcie  to  z  dziećmi,  pozwalając  im  wybrać  zadania.  Zróbcie  listę 

wszystkich  prac,  jakie  są  do  wykonania.  Spiszcie  wszystko  i  przydzielcie  poszczególne 
zadania. Pozwólcie dzi

eciom wybrać zadania, ale jeśli się spierają i kłócą, będziecie musieli 

przydzielić je według własnego uznania, koniecznie z uwagą: „Spróbujemy w ten sposób j 

zobaczymy, jak to się sprawdzi". Przypominajcie dzieciom, że wyznaczone obowiązki nie są 

karą  dożywotnią  i  ich  zakres  może  się  zmieniać.  Pamiętajcie,  że  chodzi  wam  o  to,  żeby 

nauczyć dzieci obowiązkowości i odpowiedzialności. 

W  tym  rozdziale  wiele  miejsca  poświęciłem  obowiązkowości  i  odpowiedzialności. 

Przyglądaliśmy się różnicom między zachętą a nagrodą oraz między dyscypliną a karą. Może 

powinniśmy  baczniej  przyglądnąć  się  temu,  jak  dyscyplina  praktyczna  działa  wtedy,  kiedy 

dziecko  nie  słucha.  Co  się  dzieje,  jeżeli  dzieci  z  nami  nie  współpracują?  Mam  ulubione 

powiedzonko, które cytuję na wykładach i w czasie sesji terapeutycznych: „Czasami musisz 

pociągnąć za dywan; niech się małe sępy powywracają". 

Rodzice  zazwyczaj  uśmiechają  się,  kiedy  wyobrażą  sobie  swoje  «małe  sępy» 

powywracane.  Oczywiście  ostrzegam  ich,  że  kiedy  «ciągną  za  dywan»,  muszą  to  robić  w 

sposób,  który  dziecko  czegoś  nauczy,  a  nie  zrani.  W  następnym  rozdziale  dokładnie 

przyjrzymy się temu, jak należy «ciągnąć za dywan». 

 

Zastanów się: 

• 

Czym dyscyplina praktyczna różni się od systemu nagród i kar? 

• 

W jaki sposób można zachęcić dziecko lub skorygować jego zachowanie, nie określając 

go mianem «dobry» lub «zły»? 
Dlaczego jest to istotne? 

  
Wypróbuj: 

• 

Przećwicz  słowa  zachęty.  Co  powiesz  zamiast  «dobra  dziewczynka»  lub  «dobry 

chłopiec*?  Przećwicz  sformułowania,  które  zachęcają,  w  których  nie  ma  przypinania 
etykietek. „Dobra robota — 

teraz już wiesz, o co chodzi". 

background image

• 

Podziel  obowiązki.  Jeśli  dotąd  tego  nie  zrobiłeś,  podziel  obowiązki  rodzinne, 

przydzielając dzieciom stosowne zadania. Porozmawiaj o odpowiednim kieszonkowym. 

 
  

Rozdział 5 

Pociągnij za dywan; niech się małe sępy powywracają 
 

„Czyny przemawiają głośniej niż słowa". 

To  powiedzenie  stało  się  frazesem,  ale  —  jak wszystkie frazesy —  bywa prawdziwe, 

szczególnie  w  przypadku  wychowywania  dzieci.  Nasze  dzieci  zwracają  uwagę  na  to,  co 
robimy, ale ni

e  zawsze  zwracają  uwagę  na  to,  co  mówimy.  Dlatego  powtarzam:  „Czasami 

musisz pociągnąć za dywan; niech się małe sępy powywracają". 

Jeżeli  jesteś  matką,  możesz  wzdrygnąć  się,  kiedy  twój  dar  od  Boga  nazywam  «małym 

sępem».  I  być  może  «pociąganie  za  dywan»  bardziej przypomina karanie (i czyni 

pobojowisko) niż dyscyplinowanie. Proszę o chwilę cierpliwości. Jestem z Tucson, a my w 

Arizonie uważamy, że małe sępy są fajne — szczególnie te, które gnieżdżą się na huśtawce w 

naszym ogrodzie. Co do tego, że «pociąganie za dywan» jest karaniem i czyni pobojowisko 
— 

nie  zgodzę  się.  Jest  ono  kluczem  do  tego,  żeby  dyscyplina  praktyczna  zdała  egzamin. 

Pokażę wam dlaczego. 

Kilka lat temu odbywałem sesje terapeutyczną z dziesięcioletnim Erykiem. Mieszkał on 

na wsi i ogromnie l

ubił zwierzęta. Bez zgody rodziców kupił (za własne pieniądze) od kolegi 

dwie małe świnki. Przyniósł świnki do domu i pokazał mamie, która oznajmiła mu, że musi 

się ich pozbyć. Eryk wypróbował na rodzicach wszystkie sztuczki: już wydał pieniądze i nie 

może ich odebrać, będzie się świnkami zajmował, wychowa je, sprzeda i nawet zarobi trochę 

pieniędzy i tak dalej. 

Ale  mama  Eryka  po  prostu  nie  chciała  się  zgodzić,  żeby  świnki  zostały  w  domu.  Eryk 

uparcie  obstawał  przy  tym,  żeby  pozwolono  mu  je  zatrzymać.  Kiedy  cała  sprawa  z  wolna 

zmieniała się w świńską aferę, rodzice Eryka przyszli do mnie na konsultacje. 

Moja propozycja była szybka i krótka: pozbyć się świnek. Ich reakcja wspaniale ilustruje 

dylemat,  w  jakim  stawiają  się  rodzice,  którzy  nie  chcą  «pociągnąć  za  dywan». Chcieli 

wiedzieć, w jaki sposób mieli pozbyć się świnek, które należały do Eryka. I dokąd mieli je 

zaprowadzić? 

Sprowokowałem  rodziców  Eryka  uwagą,  że  ich  dziecko  zachowało  się 

nieodpowiedzialnie przynosząc do domu dwa zwierzaki bez ich zgody. Przypomniałem im, że 

jako jego rodzice, mają nad nim władzę. Jeśli dziecko przekracza granicę i swoimi czynami 

mówi: „Nie macie nade mną władzy — zrobię, co mi się podoba", to rodzice muszą działać 
szybko i zdecydowanie — 

«pociągnąć za dywan». 

Rodzice Eryka p

ojęli w czym rzecz i pozbyli się świnek. Nawiasem mówiąc, pozbyli się 

ich  w  dość  łatwy  sposób,  znajdując  inną  rodzinę,  która  chciała  je  zabrać  —  za darmo. 

Oczywiście Eryk nie był zadowolony. Stracił pieniądze, jakie wydał na świnki. I być może to 

była  najlepsza  nauczka  w  całym  tym  zajściu.  Była  to  konsekwencja,  na  której  poniesienie 

rodzice musieli przystać. 

Gdy Eryk wrócił do domu i odkrył, że świnek nie ma, był wściekły. Naprawdę szalał. Ale 

(rodzice powiedzieli mi to później) to «pociągnięcie za dywan» rzeczywiście zwróciło uwagę 

Eryka. Doprowadziło do pozytywnych zmian w jego zachowaniu. 

Jestem  pewien,  że  zdążyliście  się  domyślić,  że  incydent  ze  świnkami  nie  był  jedynym 

występkiem w życiu Eryka. Próbował on już wielokrotnie udowodnić, że «może postawić na 

swoim». Rodzicom Eryka nie było jednak łatwo patrzeć, jak stracił on wszystkie pieniądze, 

jakie  zarobił  pomagając  w  ciężkich  pracach  na  sąsiedniej  farmie.  Niemniej  jednak  była  to 

doskonała lekcja, nawet jeśli nie przyszła łatwo. Rodzice okazali wielką cierpliwość, starając 

background image

się przekonać syna, żeby pozbył się świnek. Istniało spore prawdopodobieństwo, że chłopak 

będzie  mógł  oddać  je  na  farmę,  skąd  pochodziły.  Jego  kolega  mógł  nawet  zwrócić  za  nie 

pieniądze.  Ale  Eryk  tak  się  upierał,  żeby  postawić  na  swoim,  że  nawet  nie  próbował  ich 

oddać; i zapłacił za to. 

Mimo  że  «wyciągnięcie  dywanu»  spod  Eryka  było  rzeczą  przykrą,  to  był  to  najlepszy 

sposób, w jaki rodzice mogli zastosować dyscyplinę (i okazać mu miłość). W swojej pracy i 

podczas prowadzonych w całym kraju wykładów miałem okazję przekonać się, że rodzicom 

wmówiono wiele rzeczy. Słyszeli opinie psychologów, że psychika dziecka jest tak delikatna, 

że  nie  wolno  go  w  żaden  sposób  krzywdzić  ani  ranić.  Zgadzam  się  z  tekstem  Listu  do 

Efezjan.  Nie  powinniśmy  dzieci  zniechęcać  ani  „pobudzać  ich  do  gniewu"  (Ef  6,  4).  Ale 

twierdzenie, że dzieci są za delikatne, by czerpać naukę z dyscypliny opartej na miłości, jest 

niemądre. 

Jak  wspomniałem  w  rozdziale  poprzednim,  dzieci  nieustannie  sprawdzają  swoich 

rodziców. Nie te

stują nas z czystej złośliwości; tak naprawdę to chcą tylko wiedzieć, czy nam 

na nich zależy. Jeśli jesteśmy stanowczy i dowodzimy, że zależy nam na nich, to może im się 

to  nie  podobać,  ale  będą  nas  szanować  i  cenić.  Powtórzę  jeszcze  raz:  Stanowcze 
dyscypl

inowanie to nie jest karanie. W tej konkretnej sytuacji z Brykiem i świnkami utrata 

pieniędzy  (nie  mówiąc  o  stracie  świnek)  była  doskonałą  nauczką.  Niestosowne  —i 

prawdopodobnie  mało  skuteczne  —  byłyby  krzyki,  wyzwiska  lub  bicie.  I  ten  moment  jest 
równie d

obry jak każdy inny, żeby powiedzieć o najbardziej tradycyjnej formie «dyscypliny», 

czyli o karach cielesnych. Zastanawiacie się może, czyje aprobuję. Czytajcie dalej. 

 

Czy   pociągniecie za dywan» wymaga klapsa? 

Owszem, uważam, że lanie pasuje do mojej teorii pociągania za dywan. Ale lanie może być 

stosowane  tylko  w  odpowiedniej  sytuacji.  Na  przykład  klaps  w  pupę  może  być  dobrym 

środkiem  dyscyplinującym  wobec  dzieci  w  wieku  od  dwóch  do  siedmiu  lat,  kiedy  są  one 
absolutnie uparte i zbuntowane. 

Ostrożnie jednak z biciem dzieci poniżej dwóch lat. Moim zdaniem dzieci półtoraroczne 

lub młodsze w ogóle nie powinny być bite. Takie małe dziecko nie rozumie, co się dzieje. Tak 

naprawdę  to  dzieci  w  wieku  poniżej  półtora  roku  nie  posiadają  jeszcze  wykształconego  w 

pełni myślenia pojęciowego. Nie rozumieją znaczenia słowa «nie». (Tak, wiem, wydaje się, 

że  rozumieją,  ale  o  wiele  lepiej  rozumieją  wyraz  twojej  twarzy).  Kiedy  mówisz  do 

półtorarocznego dziecka: „Chodź tutaj", to jest to skuteczny sposób na to, żeby pobiegło w 

odwrotnym  kierunku.  Dzieci  w  tym  wieku  są  przekorne,  t'o  znaczy,  że  lubią  postępować 

odwrotnie  niż  im  proponujemy.  Pokazanie  zabawki  albo  przytulanki  jest  bardziej 

odpowiednim sposobem przywołania dziecka do siebie. 

Kiedy dzieci 

osiągną wiek dwóch lat, zaczynają myśleć koncepcyjnie. Wyrastają również 

z etapu przekory. Wiele 

matek nie zgodziłoby się ze mną, ponieważ one dobrze wiedzą, co to 

jest  «straszny  dwulatek».  Niemniej  jednak  w  wieku  dwóch  i  więcej  lat  większość  dzieci 

rozumie  prośbę:  „Chodź  tutaj",  chociaż  dziecko  może  być  przekorne  i  nie  posłuchać. 

Wszyscy  znamy  sytuacje,  kiedy  dziecko  zmusza  nas  do  gry  w  otwarte  karty.  Jednak  idę  o 

zakład, że w sytuacji, gdy wygrać może albo rodzic, albo Festus, górą będzie rodzic. Jeżeli 
konieczne jest lanie, to t

rzeba je sprawić. Obserwując różne rodziny zauważyłem, że jeżeli 

mały Festus postawi na swoim, to gra jest skończona i całe dyscyplinowanie idzie na marne. 
 
Dobre 

i złe sposoby sprawiania lania 

Istnieją  jednak  dobre  i  złe  sposoby  sprawiania  lania.  Napisano  o  tym  całe  tomy,  ale 

przedstawię tutaj niektóre podstawowe zasady. 

Istotne w czasie sprawiania dziecku 

lania jest panowanie nad własnymi emocjami. Mimo 

że słowa zdają się temu przeczyć, lanie to coś, co musi być robione z miłością. To prawda, że 

background image

w trakcie 

dawania lania możecie nie czuć się bardzo kochającymi rodzicami, ale żeby okazać 

miłość, trzeba okazać opanowanie. 

Istnieje przepaść między jednym lub paroma dobrymi klapsami a biciem dziecka w ataku 

furii, czemu zazwyczaj towarzyszą krzyki i ubliżanie. 

D

rugą  podstawową  zasadą,  którą  należy  stosować  przy  dawaniu  lania,  jest  coś,  co 

nazywam  «czasem  pojednania».  Niektórzy  autorzy  książek  o  dyscyplinie  i  wychowaniu 

wykazują, iż kiedy dziecko dostanie lanie, czuje, że dług został spłacony i że sytuacja została 

wyjaśniona, a rachunki wyrównane. Nie czuję się zbyt pewnie poprzestając na tym. Uważam, 

że jeżeli dajesz dziecku lanie, to masz obowiązek dokładnie mu wyjaśnić, dlaczego je dostało. 

Następnym obowiązkiem jest wysłuchanie dziecka. Moment zaraz po otrzymaniu lania może 

być dobry, żeby dziecko opowiedziało o swoich emocjach: Co je doprowadziło do złości, co 

sprawiło, że powiedziało to, co powiedziało, lub że zrobiło to, co zrobiło, i tak dalej. Rodzic, 

podobnie  jak  dziecko,  może  z  takich  sytuacji  wynieść  korzyść.  I  może  przekonać  się,  że 

działał pochopnie i być może sprawił lanie ze złego powodu. Jeśli tak było, rodzic winien jest 
dziecku natychmiastowe przeprosiny. 

Jednak kluczem do pojednania jest kontakt fizyczny. Przytul dziecko i opowiedz mu o 

tym, co cz

ujesz. Wyjaśnij, co cię zmartwiło. Wytłumacz, co cię rozzłościło i dlaczego lanie 

było konieczne. I wytłumacz dziecku, czego oczekujesz od niego w przyszłości. 

Możliwe, że dziecko będzie chciało przeprosić lub okazać skruchę. Może powiedzieć coś 

takiego: „

Mamusiu, przepraszam". Jeśli tak się stanie, dodaj mu otuchy, okazując mu czułość 

i miłość. Możesz powiedzieć, że tobie jest również przykro, ale że miałaś obowiązek dać mu 

lanie, żeby go nauczyć, jak ma postępować. 

Zawsze  staraj  się  dodać  dziecku  otuchy,  szczególnie gdy jest w wieku od dwóch do 

siedmiu lat. W trakcie «pojednania» powiedz mu, że je kochasz. Wytłumacz, że będą jeszcze 

sytuacje, kiedy będzie postępował niewłaściwie, ale nawet wtedy nie przestaniesz go kochać i 

troszczyć się o niego. 

To tyle, 

jeżeli  chodzi  o  ogólne  zasady  dotyczące  bicia.  Ale  wielu  rodziców  chciałoby 

wiedzieć,  kiedy  i  dlaczego  powinni  sprawiać  lanie.  Uważam,  że  lanie  jest  szczególnie 

pomocne w przypadku małych dzieci, kiedy w grę wchodzi ich bezpieczeństwo. Na przykład, 

dwuipółlatek może ciągle podchodzić za blisko krawędzi basenu lub innego niebezpiecznego 

miejsca.  Jeżeli  umyślnie  nie  przestrzega  maminego  polecenia,  to  sprawienie  mu  lania  i 

odsunięcie go w bezpieczne miejsce może okazać się bardzo skuteczne.  

Jeżeli  powtórzy  swe  złe  zachowanie,  być  może  konieczne  będzie  powtórne  lanie  i 

odizolowanie go od basenu poprzez zatrzymanie go w domu. 

Te same zasady obowiązują w przypadku dzieci, które bez przerwy wbiegają na ulicę i nie 

słuchają  przestróg,  żeby  były  ostrożne.  Niektórzy  specjaliści  od  wychowania  radzą,  żeby 

nigdy  nie  bić  dziecka  ręką.  Radzą,  żeby  użyć  linijki  lub  kijka.  Nie  zgadzam  się  z  takim 

podejściem.  Wierzę,  że  miłość  i  dyscyplina  idą  ręka  w  rękę  (zamierzona  dwuznaczność). 

Księga  Przysłów  (13,24)  mówi,  że  jeżeli  kochasz swoje dziecko, to je dyscyplinujesz. Ta 

sama  ręka,  która  przeprowadza  dziecko  przez  ruchliwą  ulicę,  musi  czasem  wyegzekwować 

posłuszeństwo, żeby pomóc dziecku pojąć pewne rzeczy. 
 
Zadbaj o to, 

żeby dzieci czuły się. kochane 

Zarówno lanie, jak i każda inna forma dyscyplinowania są bardziej skuteczne, jeżeli dziecko 

czuje się kochane. Podoba mi się rada umieszczona w książce Larry'ego Tomczaka God, the 

Rod, and the Child's Body (Bóg, rózga i ciało dziecka). Muszę przyznać, że początkowo tytuł 
mnie odrzuci

ł, ale traktowanie przez autora kwestii bicia jako „sztuki czułej troski" ma sens. 

Tomczak udziela praktycznych porad, jak sprawić, żeby dziecko czuło się kochane. Obejmują 

one następujące kwestie: 
 

background image

1. 

Upewnij  się,  że  postrzegasz  dziecko  tak,  jak  Bóg  je  postrzega  —  jako  „dar",  „nagrodę"  i 

„strzały  w  kołczanie"  (Ps  127,  4)  —  a nie jako zaburzenie, przypadek  czy «wakacje 
podatkowe». 

2. 

Szanuj  dziecięce  podejście  do  życia.  Nie  traktuj  się  niezbyt  poważnie.  Odkryj  na  nowo 

zabawę. Razem ze swym dzieckiem chodź na bosaka po mokrej trawie. Wsiądź na karuzele. 

Odegraj historyjkę, zamiast ją tylko przeczytać. 

3.  Podtrzymuj z dzieckiem kontakt wzrokowy. Dziecko 

posiada  silną  potrzebę  skupiania  na 

sobie uwagi; kiedy jest w centrum zainteresowania, czuje się szanowane, ważne i kochane. 

„Tatuś (mamusia) naprawdę troszczy się o mnie... o to, co mówię... o to, co robię". 

4. 

Wyrażaj  swoją  miłość  poprzez  gesty.  Regularne  przytulanie,  całowanie,  siadanie  blisko 

siebie, czochranie 

włosów,  łaskotanie,  opieranie  się  o  siebie,  obejmowanie...  są  absolutnie 

konieczne do zapewnienia 

dziecku  bezpieczeństwa  emocjonalnego  i  podbudowania  jego 

samooceny. Gesty te wyrażają myśl: „Lubię cię i lubię z tobą być". To są cegiełki budujące 

silną, zdrową więź emocjonalną. 

5. 

Wyćwicz się w umiejętności słuchania. Słuchanie wymaga samodyscypliny, szczególnie w 

odniesieniu do 

dzieci,  które  potrafią  sto  razy  opowiedzieć  tę  samą  historyjkę  o  Kubusiu 

Puchatku. To wymaga oczu, 

uszu, umysłu i serca. To oznacza klękanie, by znaleźć się na ich 

poziomie i naw

iązać  kontakt  wzrokowy.  Ważne  jest,  abyśmy  jako  rodzice  reagowali  na 

uczucia dziecka. Odżywki takie jak: „Nie teraz, jestem zajęta" albo „Powiesz mi później" dają 
dziecku do zrozumienia: „Nie jestem dla mamusi i tatusia tak 

ważny, jak inne rzeczy”. 

6. 

Spędzajcie  razem  czas.  Nic  nie  zastąpi  czasu  regularnie  spędzanego  razem  na  robieniu 

zwykłych rzeczy (takich jak jedzenie, praca, spacer, modlitwa, jazda samochodem, pływanie, 
zakupy) lub na «tworzeniu 

wspomnień»  i  robieniu  rzeczy  niezwykłych  (wizyty  w zoo, w 

sklepie ze zwierzętami,  w parkach rozrywki lub odwiedzenie kogoś znajomego  w szpitalu; 
gry 

planszowe, gra w piłkę, piknik, kemping, jazda na rowerze, wspinaczka, sklejanie modelu 

samolotu, szycie ubranka dla lalki, wizyty w muzeach, zwiedzanie pobliskiej remizy 

strażackiej i wizyta w biurze tatusia). 
 

Szczególnie podoba mi się to, co Larry Tomczak mówi o słuchaniu i spędzaniu wspólnie 

czasu.  Spędzanie  czasu  z  dziećmi  tworzy  niesamowite  wspomnienia.  Dziecko  w  okresie 

rozwoju  jest  bardzo  chłonne.  Postaraj  się  codziennie  dawać  dziecku  wspaniały  prezent: 

siebie! I słuchaj. Wszyscy rodzice spoglądają wstecz i zdają sobie sprawę z tego, jak szybko 

czas ucieka. Wykorzystaj go mądrze. Słuchaj swoich dzieci, kiedy są małe, a będziesz mógł 

się spodziewać, że kiedy będą starsze, też będą z tobą rozmawiać! 
 
Szacunek obustronny 

Bicie może być sposobem na dyscyplinowanie dziecka, ale upewnij się, że robisz to z troską o 

to, aby się poprawiło, a nie tak, że może poczuć się odrzucone. Jak mówi Larry Tomczak, 

jeżeli uznasz, że konieczne jest sprawienie dziecku lania, to nie rób tego tak, żeby je poniżyć 

czy skrępować, albo w sposób okrutny czy gwałtowny. 

Mimo że bicie jest pewną metodą dyscyplinowania, to uważam, że aby  pomóc dziecku 

coś  zrozumieć,  raczej  nie  powinno  się  zaczynać  od  «pociągnięcia  za  dywan».  Sądzę,  że 

najlepszym nauczycielem życia są rzeczywiste doświadczenia. Nie twierdzę, że lanie nie jest 

rzeczywiste,  ale  moim  zdaniem  życie  podpowiada  wiele  innych  sposobów  stosowania 
dyscypliny praktycznej. 

Takim sposobem jes

t  na  przykład  wykorzystanie  możliwości  dokonywania  wyboru: 

Pozwól dzieciom wybierać. Wiele przepychanek między rodzicami a dziećmi wynika z walki 

o władzę. W stosunkach rodzic-dziecko zdarza się, że występuje różnica zapatrywań. Mama 

każe  Megan  założyć  tę  sukienkę,  a  Megan  mówi,  że  jej  nie  założy.  Mama  mówi,  że  mają 

założyć, a Megan znów się sprzeciwia. I wojna gotowa. 

background image

Jak  można  uniknąć  podobnej  utarczki?  Jak  mama  powinna  nauczyć  córkę,  żeby 

szanowała wolę  rodziców? Oczywista odpowiedź jest taka: Niech mama sama okaże  córce 

trochę  szacunku.  A  jak  może  to  zrobić  bez  narażenia  na  szwank  swego  autorytetu?  Jedna 

możliwość  to  posegregowanie  ubrań  Megan:  ubrania  do  szkoły  i  do  zabawy  są  po  jednej 

stronie,  a  ubrania  do  szkoły  niedzielnej,  do  kościoła  i  na  specjalne  okazje  —  po drugiej. 

Wtedy Megan może wybierać i czuje, że ma pewną kontrolę nad własnym życiem. 

Można przy tym sortowaniu ubrań posunąć się jeszcze dalej i podzielić rzeczy szkolne na 

kilka kategorii, a ubrania do zabawy umieścić też w osobnej kategorii. 

Dokonując posezonowego przeglądu dziecięcej garderoby możesz odłożyć rzeczy, które 

są za małe bądź już nie pasują z innych względów. Możesz zaangażować w to dziecko. 

Poprzez  takie  proste  działania  pozwolisz  dziecku  podejmować  coraz  więcej 

samodzielnych de

cyzji.  Możliwość  dokonywania  samodzielnych  wyborów  wzmocni  jego 

samoocenę i pewność siebie. Dziecko czuje się szanowane i w zamian za to bardziej szanuje 

rodziców. Jeżeli rodzice dadzą dziecku trochę swobody w wyborze ubrania, to dziecko często 
samo przyjd

zie pokazać, jak się ubrało, i poprosi rodziców o aprobatę. Jest to tylko prosty 

przykład  podstawowej  zasady:  Jeżeli  dobrze  wywiązujemy  się  z  roli  rodziców  i  mądrze 

korzystamy z naszego autorytetu, to nasze dzieci będą szanować nas i nasze zdanie. 

  

Nie żądaj szacunku — zaskarb go sobie 

Jest pewne, że szacunku dziecka nie zdobywa się w oparciu o jedno proste działanie, jakim 

może być na przykład pozwolenie dziecku na decydowanie o tym, w co się ubierze. Podobnie 

jak  większość  rzeczy  w  życiu,  zyskanie  sobie  szacunku  nie  jest  łatwe.  Rodzice  muszą  być 

świadomi  i  tego,  że  nie  mogą  żądać  szacunku  od  swoich  dzieci.  Och,  przypuszczam,  że 

uważacie, iż możecie go żądać i wskazujecie na szósty rozdział Listu do Efezjan, który jasno 

mówi, że dzieci mają szanować swoich rodziców. Ale niekoniecznie wywrze to wrażenie na 

małym  Snookie  czy  Cletusie.  Żeby  zdobyć  szacunek  drugiej  osoby  (a  trzeba  pamiętać,  że 

nasze dziecko jest osobą), trzeba na niego zapracować. Nie da się przyrządzić szacunku w 
kuchence mikrofalowej — potrzeba na to czasu. 

Pamiętam,  jak  pewnego  razu  odwiedziłem  piętnastoletnią  dziewczynkę,  która  usiłowała 

popełnić  samobójstwo.  Jej  rodzina  skontaktowała  się  ze  mną  niezwłocznie  i  poprosiła  o 

złożenie jej wizyty. Odwołałem inne zajęcia i poszedłem prosto do szpitala. Kiedy zbliżałem 

się do jej pokoju, w mojej głowie tłoczyły się pytania: Dlaczego dziewczyna chciała odebrać 

sobie życie? Jakim przeszkodom i problemom musiała stawić czoło? 

Kiedy  znalazłem  się  w  jej  pokoju,  zastałem  śliczną  dziewczynę,  która  była  zupełnie 

rozbita,  pogrążona  we  łzach  i  głębokiej  depresji.  Zapytałem,  czy  wie,  kim  jestem. 

Potwierdziła. Usiadłem obok niej przy łóżku i po prostu zapytałem: 

Czy chcesz o tym porozmawiać? 

Nie  odpowiedziała.  W  zamian  za  to  wpatrywała  się  w  sufit,  a  wyraz  jej  twarzy  mówił 

jasno: „Nie, nie chcę o tym rozmawiać". 

Wyczułem,  że  sprawdza,  czy  naprawdę  mi  na  niej  zależy,  czy  też  zostałem  przysłany 

przez rodziców w charakterze szpiega.  

Jeżeli nie chcesz, to nie musimy o tym rozmawiać — powiedziałem. — Tak naprawdę 

to nie musisz się ze mną spotykać ani mnie tutaj znosić, ale martwię się o ciebie i o twoją 

rodzinę i jeżeli jest coś, co mógłbym zrobić, to chcę to zrobić. 

Mówiłem dalej i opowiedziałem jej trochę o swoim życiu. Podzieliłem się z nią paroma 

prywatnymi pr

zemyśleniami  o  nastolatkach,  z  którymi  pracowałem,  i  o  problemach,  jakie 

widziałem w rodzinach. Kiedy mówiłem, przestała płakać i zaczęła na mnie patrzyć. O mało 

nie  roześmiałem  się  na  głos,  bo  wiedziałem,  że  nawiązanie  kontaktu  wzrokowego  z  tą 

nieszczęśliwą  dziewczyną  było  przełomem.  Kiedy  tak  rozmawialiśmy  i  dawałem  jej  do 

zrozumienia, że jej nie potępiam, zaczęła się otwierać. I kiedy zaczęła dzielić się tym, co w 

background image

niej  było,  wyszło  rzecz  jasna  na  jaw  sporo  wrogości  i  złości.  W  czasie  naszej  rozmowy 
wrogo

ść  i  złość  częściowo  uleciały  i  na  koniec  zapytałem  ją,  czy  mogę  przyjść  nazajutrz, 

żeby ją zobaczyć. 

W porządku — odrzekła i pomachaliśmy sobie na do widzenia. 

Wróciłem  nazajutrz  i  wyglądała  trochę  lepiej.  Wydawała  się  być  w  trochę  lepszym 

humorze, ale 

ciągle w depresji. Kończąc naszą drugą rozmowę wyraźnie podkreśliłem, że nie 

musi ze mną więcej rozmawiać ani mnie oglądać. Sama miała o tym zdecydować. Chciałem 

ją odwiedzać, ale pod warunkiem, że będę mógł jej pomóc. 

Wtedy zadała mi pytanie: 
-  Jak pan uw

aża, co powinnam zrobić z moim problemem? 

W tym momencie wiedziałem, że przebiłem się przez 

wszystkie zapory. Teraz pytała mnie o zdanie. Zadając to pytanie mówiła: „Cenię twoją 

opinię. Powiedz mi, co ty o tym sądzisz". 

W końcu zaskarbiłem sobie szacunek dziewczyny. Zrobiłem, co należało, i teraz chciała 

wiedzieć, co moim zdaniem powinna zrobić. To właśnie jest szacunek. 

Łatwo byłoby tak po prostu wejść do niej i być bardzo «profesjonalnym». Łatwo byłoby 

jeszcze  bardziej  pogłębić  jej  poczucie  winy,  które  i  tak  już  odczuwała.  W  zamian  za  to 

musiałem być łagodny, delikatny i rozumiejący. Musiałem jej pokazać, że mi na niej zależy, i 

tak naprawdę było! 

Koniec  tej  historii  jest  pomyślny.  Młoda  dama  przemyślała  sobie  wszystko, 

przezwyciężyła pewne przeszkody, które stały na jej drodze, i w stosunkowo krótkim czasie 

poczyniła spore postępy. 

W  pewnym  sensie  oczywiście  łatwiej  jest  terapeucie  zdobyć  szacunek  zdesperowanej 

nastolatki  w  szpitalu  niż  rodzicowi  zdobywać  szacunek  małego  Festusa  (czy  małej  Zeldy) 
przez 24 

godziny na dobę i 365 dni w roku. Ale można i trzeba to osiągnąć. A jednym ze 

znaków  sygnalizujących,  że  zdobyłeś  szacunek  dziecka,  są  słowa:  „Hej, mamo  (tato),  co  o 

tym myślisz?". 

Rzecz jasna, nie zawsze będziesz się z dzieckiem zgadzać. Ale dopóki macie dla siebie 

miłość i szacunek, wasza więź będzie się umacniać. Często mówię rodzicom małych dzieci, 

że to dobra pora na budowanie wzajemnego szacunku. Będzie to jak oszczędności w banku, 

które przydadzą się, gdy twoje dziecko stanie się nastolatkiem i tarcia między wami zaczną 

się nasilać. 
 
Od dawania wyboru 

do   pociągania za dywan 

Możecie  zapytać:  „Co  ma  wspólnego  budowanie  szacunku  i  dawanie  wolnej  ręki  z 

«pociąganiem za dywan»?". Bardzo wiele, jak pokazuje poniższy przykład. 

Wybory  muszą  być  dokonywane  we  właściwym  kontekście.  Przecież  nie  dyskutujesz  z 

dwunastolatkiem o tym, czy może prowadzić wasz samochód. Nie mówisz sześciolatkowi, że 

może wybierać, czy chce się pobawić samochodzikiem--ciężarówką czy  bronią tatusia. Ale 

dzieci mogą same podejmować wiele spośród drobnych decyzji, jeśli tylko pozwolimy im na 

to.  Możemy  dziecku  dać  wybór,  co  chciałoby  zjeść:  „Matthew,  masz  ochotę  na  kanapkę  z 

tuńczykiem czy na kanapkę z masłem orzechowym i galaretkę?" 

Dajemy Matthew wybór, ale uczymy go, że kiedy już podjął decyzję, nie ma prawa jej 

zmienić. Jeśli chcemy zastosować dyscyplinę praktyczną, musimy pokazać Matthew, że jeżeli 

zmieni  zdanie,  to  spowoduje  to  pewne  konsekwencje.  Tak  jest  w  życiu.  Innymi  słowy, 

musimy wymagać, żeby był odpowiedzialny za swój wybór. 

A  co  się  dzieje  w  wielu  domach?  Typowa  scenka  jest  taka:  Kiedy  Matthew  wybierze 

kanapkę  z  masłem  orzechowym  i  galaretkę,  a  mama  to  wszystko  przygotuje,  on  zmienia 

zdanie i chce kanapkę z tuńczykiem. Więc mama zabiera kanapkę z masłem orzechowym i 
galaretk

ę (i próbuje zachować je na następny dzień) i posłusznie robi kanapkę z tuńczykiem. 

background image

Czego  mama  uczy  Matthew  pozwalając  mu  zmienić  zdanie?  O  ironio,  uczy  go 

nieodpowiedzialności, ponieważ sama postępuje nieodpowiedzialnie. Oto wspaniała okazja, 

żeby rzeczywistość wpłynęła na życie Matthew i nauczyła go zasady, z której będzie mógł 

korzystać  przez  całe  życie.  Chodzi  mi  o  rzecz  następującą:  Daj  Matthew  wybór  między 

zjedzeniem  tego,  co  wybrał  najpierw  (kanapka  z  masłem  orzechowym  i  galaretka),  a 
niejedzeniem w 

ogóle. Jeżeli Matthew postanowi nie jeść kanapki z masłem orzechowym i 

galaretki, nie wmuszaj w niego. Odstaw to i spróbuj zachować na później. Ale dla Matthew 

lunch już się skończył. Może się teraz pobawić albo robić to, na co ma ochotę, ale nic innego 
do jedzenia nie dostanie. 

Matthew  może  wzruszyć  ramionami  i  iść  się  bawić,  ale  wkrótce  rzeczywistość  da  mu 

nauczkę. Da o sobie znać w postaci głodu.  

Przed kolacją — być może nawet sporo przed kolacją — Matthew zjawi się z powrotem w 

kuchni  biadoląc,  jaki  jest  głodny.  To  istotny  moment  z  przynajmniej  dwóch  powodów:  1° 

Mama może poczuć ukłucie winy i współczucia dla syna, ale musi się modlić o wytrwałość i 

nie może się poddać. 2° Musi wyjaśnić synowi, dlaczego nie może on nic dostać do jedzenia 
do czasu kolacj

i. Musi powiedzieć mu jasno i prosto, że podejmowanie decyzji jest ważne — 

nawet w tak prostych sprawach, jak wybór kanapki. Może powiedzieć coś w rodzaju: „Tak, 

wiem,  że  jesteś  głodny.  Skoro  nie  jadłeś  lunchu,  musisz  być  głodny  jak  wilk!  No  to  masz 

szczęście. Zjemy kolację za jakieś dwie i pół godziny, jak tylko tatuś wróci z pracy. Idź się 

teraz pobawić i do zobaczenia o wpół do siódmej". 

I tak oto, trzymając się za brzuch, Matthew wraca do zabawy głodny. Może uronić łzę lub 

dwie albo przynajmniej powiedz

ieć, jaka mama jest okropna. Ale teraz nadszedł czas, żeby 

dokończyć  «pociąganie  za  dywan»,  które  zaczęło  się  w  porze  lunchu,  kiedy  mama  zabrała 

kanapkę z masłem orzechowym i galaretkę, ale  odmówiła zrobienia kanapki z tuńczykiem. 
Teraz, kiedy Matthew musi 

przez kilka godzin stawiać czoło prawdziwemu głodowi, dywan 

faktycznie został pociągnięty. 

I czego nauczy się Matthew? Nauczy się, że decyzja, by nie zjeść tego, co przygotowała 

mama, jest decyzją głupią. Kiepską decyzją jest zmiana zdania, kiedy jest już za późno. Dobrą 

decyzją  jest  trzymanie  się  swojego  zdania,  nawet  jeśli  wydaje  się  nam,  że  w  danej  chwili 

wolałoby się coś innego. 

 

Chwytanie sępa za dziób 

Czy  to  wszystko  brzmi  podle  i  okrutnie?  Niektóre  matki,  które  szukają  u  mnie  porady, 

oskarżają mnie o to, że mam zimne, «męskie» podejście do sprawy. Mówią: „Dobrze panu, 

ojcu, mówić, niech dziecko chodzi głodne. Pan siedzi w pracy i nie musi pan patrzyć mu w 

oczy". Mówię tym matkom, że je rozumiem. W naszym domu Sande i ja staramy się dzielić 

obowiązek  «pociągania  za  dywan»,  kiedy  to  tylko  możliwe.  A  na  stwierdzenie,  że  jestem 

«zimny», uśmiecham się i mówię, że nic nie jest dalsze od prawdy i zachęcam protestującą 

matkę, żeby zapytała moje dzieci, czy jestem zimny i okrutny. Sande i ja «pociągaliśmy za 
d

ywan» i pozwalaliśmy naszym sępom się wywracać przez całe ich życie — i wygląda na to, 

że wcale im to nie zaszkodziło. Powód? Kochamy je z całych sił i one o tym wiedzą! 

Nie  uważamy  «pociągania  za  dywan»  za  formę  kary  lub  odwetu.  Nie  «pociągamy  za 

dywan» p

o to, żeby dominować nad dziećmi lub podkreślić, że jesteśmy od nich ważniejsi. 

«Pociągamy za dywan» z miłością (i czasami wymaga to ogromnego poświęcenia, ponieważ 

jest  to  bolesne).  Byłoby  łatwiej  tylko  je  przytulać,  głaskać  i  rozpieszczać,  ale  to  nie 
nau

czyłoby ich odpowiedzialności i obowiązkowości, jaka będzie im potrzebna, by sprostać 

wymaganiom stawianym przez życie. Nadejdzie dzień, kiedy twoje dzieci będą za duże, aby 

otaczać  je  tak  wielką  czułością  i  pieszczotami.  I  wtedy,  gdy  będą  się  stawać 
odpow

iedzialnymi i obowiązkowymi dorosłymi, twoja miłość nadal będzie wyraźnie obecna 

w ich życiu. 

background image

Lubię też myśleć o «pociąganiu za dywan» jako dobrym sposobie naśladowania mistrza w 

stosowaniu dyscypliny praktycznej — 

naszego  Pana.  Racja,  nauczał  On,  żeby  nadstawiać 

drugi policzek, ale wielokrotnie też chwytał byka za rogi i doprowadzał rzeczy do końca. Był 

uprzejmy i współczujący, ale równocześnie był stanowczy i bezpośredni, kiedy «pociągał za 

dywan» w przypadku Piotra, Jakuba i Jana, bogatego młodzieńca i wielu innych. 

I  tym  właśnie  jest  dyscyplina  praktyczna:  przejściem  do  czynów,  chwytaniem  byka  za 

rogi  (bardziej  dokładnie:  chwytanie  naszych  małych  sępów  za  dzioby)  i  «pociąganie  za 

dywan» z uprzejmością i współczuciem. Nie ma lepszego sposobu na okazanie prawdziwej 

miłości. 

Przypominam sobie pewną rodzinę, którą wodził za nos pięcioletni Todd. «Pociąganie za 

dywan» było dla nich pomysłem zupełnie nie do przyjęcia, szczególnie dla jego mamy. 

Todd był oczkiem w głowie całej rodziny i — jak wiele dzieci urodzonych jako ostatnie 

— 

był rozkapryszony. Lubił tylko niektóre rzeczy, szczególnie jeśli chodziło o jedzenie. Lubił 

ziemniaki  puree,  ale  nie  gotowane  lub  pieczone.  Lubił  naleśniki  uzłożone  na  talerzu  obok 

siebie,  a  nie  jeden  na  drugim.  Todd  był  faktycznie  wybredny  i  trochę  przypominał 

perfekcjonistę. 

Rzecz jasna podczas posiłków miały miejsce rozmaite przepychanki. Starszy brat i siostra 

Todda zazwyczaj zjadali to, co im podano, ale nie Todd. Czas rodzinnego posiłku potrafił on 

zamienić w miniwojnę. 

Ojciec To

dda  nie  podzielał  jego  kapryśnego  podejścia  do  naleśników  czy  ziemniaków. 

Wychowywano go tak, że nie wolno mu było się odzywać, kiedy do niego nie mówiono, i 

miał robić to, co mu kazano, i kwita. Posiadanie dziecka, które buntowałoby się przy czymś 
tak pro

stym jak zjedzenie albo niezjedzenie posiłku, było ponad jego siły. Pięść lądowała na 

stole i górę brał terror. Ale to rzadko powodowało, że Todd zjadał, co miał do zjedzenia. 

Próbowałem  pomóc  tym  rodzicom  radząc  im,  żeby  dawali  dzieciom  wybór. 

Wytłumaczyłem,  że  stół  rodzinny  to  doskonałe  miejsce,  by  dzieci  same  zdecydowały,  czy 

chcą jeść czy nie. Pomogłem im opracować prostą strategię i wcielili ją w życie. 

Tego  wieczora  na  kolację  serwowano  smażonego  kurczaka.  Todd  rzucił  nań  okiem, 

pociągnął nosem i powiedział: „Tego nie lubię! Nie lubię kurczaka!". 

Mama była zaskoczona, bo Todd zjadł w ubiegłym tygodniu dwie porcje kurczaka, ale nie 

powtórzyła swojego rutynowego tłumaczenia: „Ależ kochanie, oczywiście, że lubisz. Dopiero 

co w zeszłym tygodniu zjadłeś dwie porcje, a poza tym, jeśli zjesz kurczaczka, to dostaniesz 
na deser swoje ulubione truskawkowe ciasteczko". 

Wyjaśniłem  mamie,  że  takie  tłumaczenie  jest  bezużyteczne,  a  nawet  szkodliwe.  Nie 

pomaga ani trochę. Mama spokojnie zabrała więc talerz Todda, podeszła do zlewu i jednym 

ruchem dłoni pozbyła się kolacji Todda. 

Nie jestem pewien, co się działo w głowie Todda, ale może pomyślał: „Mama wreszcie 

pękła. Mówiła, że doprowadzam ją do szału, i tak się w końcu stało. Zawsze mi powtarza, 
jakie jedzenie jest dro

gie, a dopiero co wyrzuciła moją kolację do śmieci". 

Czy  działanie  mamy  było  zbyt  radykalne?  Czy  powinna  była  to  z  Toddem 

przedyskutować i próbować go przekonać? Próbowała już wielokrotnie. Wierzę, że jej czyn 

był słuszny. I zawsze sprawdza się w odniesieniu do dzieci, które nie jedzą tego, co się im 

podaje.  Mają  prawo  wyboru:  jeść  czy  nie  jeść.  I  dzięki  temu  uczą  się  odpowiedzialności. 

Jeżeli wolą grymasić i wybrzydzać, wiedzą, że do końca dnia nie będzie żadnych przekąsek 

ani  przysmaków.  Mogą  wstać  od  stołu.  Mogą  się  pobawić,  odrobić  zadanie;  mogą  zrobić 

wszystko,  co  zwykle  robią  —  kary  nie  będzie.  Ale  jest  dyscyplina.  A  dyscyplina  mówi: 

„Mama i tata nie będą cię przekupywać. Nie mamy zamiaru się sprzeczać, krzyczeć czy walić 

pięścią w stół. Po prostu już więcej się w ten sposób nie bawimy. Jeśli nie chcesz jeść, to 

kolacja skończona. Nie ma ciasteczek, słodyczy ani niczego podobnego. Jest tylko dobranoc i 

do zobaczenia przy śniadaniu". 

background image

Matka Todda powiedziała mi później, że następnego dnia zjadł on jedno z najobfitszych 

śniadań  w  swoim  życiu.  Po  tym  pierwszym  jej  heroicznym  geście  (używam  słowa 

«heroiczny»,  ponieważ  wiem,  ile  ją  to  kosztowało),  zaczęła  pozwalać  Toddowi  na 

dokonywanie  wyboru,  ale  nie  wchodziło  w  grę  grymaszenie.  A  życie  w  rodzinie  w 
niesamow

ity sposób zmieniło się na plus. 

Jeżeli  rodzice  są  na  tyle  odważni,  by  «pociągnąć  za  dywan»,  to  dają  dzieciom  szansę 

dokonania wyboru — 

właściwego  lub  niewłaściwego.  Moim  zdaniem  dom  powinien  być 

miejscem, gdzie można dokonywać dobrych lub złych wyborów. Jednocześnie dom powinien 

być ostatnim miejscem, gdzie karze się dzieci za dokonywanie błędnych wyborów. W nazbyt 

wielu domach obserwuję, że rodzice robią wiele zamieszania z powodu drobiazgów. Jeżeli 

rozleje  się  mleko  albo  spaghetti  spadnie  na  stół,  to  nie  potrzeba  używać  ostrych  słów, 

podnosić głosu, dawać klapsa czy solidnego lania. Potrzeba za to ścierki i miłego słowa, które 

uświadomi dziecku, że wypadki się zdarzają. 

Oczywiście dzieci nie zawsze uważają, że «pociągnięcie za dywan» i wyznawanie zasady 

«

działać zamiast mówić» jest sprawiedliwe. Tak jak wspomniałem w poprzednim rozdziale, 

są  one  mistrzami  we  wzbudzaniu  w  rodzicach  poczucia  winy.  Spierają  się  z  biegłością 

wytrawnych prawników o to, co jest sprawiedliwe, a co nie; czy zostali ostrzeżeni czy nie. 

Ale  rodzice  muszą  być  stanowczy.  Powinni  ustalić  zasady  postępowania  i  uświadomić 

dziecku, że jeżeli je przekroczy, «pociągną za dywan». 

Na przykład, rodzice często skarżą się, że ich dzieci psują zabawki. Mówię im, że jeśli 

widzą, jak mały Brandon ze wszystkich sił stara się zniszczyć swoją grę wideo, to trzeba mu 

ją  po  prostu  spokojnie  odebrać.  Owszem,  mały  Brandon  może  się  rozpłakać,  lecz  ty 

osiągniesz kilka rzeczy. Ocalisz zabawkę i pokażesz Brandonowi, że zabawki kosztują i nie 

należy  ich  psuć.  Co  ważniejsze  jednak,  utrzymujesz  w  domu  porządek  i  uczysz  Brandona 

szacunku do własnych i twoich rzeczy. 

Odebranie  zabawki  małemu  dziecku,  które  stara  sieją  zniszczyć,  nie  jest  karą.  Nie 

oznacza: „Nie kocham cię", „Nie zależy mi na tobie". Oznacza: „Jako twój rodzic nie mogę 

pozwolić na psucie zabawki. Zabawki dużo kosztują i nie wolno ich niszczyć tylko dlatego, 

że takie masz widzimisię". 

Co jednak zrobić w sytuacji, gdy dziecko faktycznie zepsuje zabawkę (lub coś innego)? 

Jeżeli  dziecko  jest  na  tyle  duże,  że  dostaje  kieszonkowe,  doskonałym  rozwiązaniem  jest 

spowodowanie, żeby zapłacił za nową zabawkę z własnych pieniędzy. Oto kolejny przykład, 

w  jaki  sposób  kieszonkowe  może  posłużyć  do  nauczenia  obowiązkowości  i 

odpowiedzialności. Jeśli jest mowa o «pociąganiu za dywan», to oczywiście nie chodzi o to, 

żeby dziecku stała się jakaś krzywda. Ale kiedy  uzmysłowisz dziecku, że złe decyzje i złe 

zachowanie uderzają je po kieszeni, to dajesz mu przedsmak rzeczywistości. 
 

Wszystko jest łatwiejsze od dyscypliny praktycznej 

Cały  ten  rozdział  poświęciłem  właściwie  zilustrowaniu  jednej  kwestii:  że  dyscyplina 

praktyczna jest najtrudniejsza. O wiele łatwiej jest być pobłażliwym i machnąć ręką. Łatwiej 

jest nawet ukarać, ponieważ pozwalasz sobie wtedy  na luksus wyładowania swych emocji. 

Zazwyczaj nie musisz potem wracać do sprawy i upewniać się, czy dziecko wyniosło z tego 

jakąś  naukę.  Lubimy  myśleć,  że  sprawiając  małemu  Brandonowi  lanie,  wymyślając  mu  i 

odsyłając  go  do  pokoju,  «dajemy  mu  nauczkę».  Niestety,  zazwyczaj  uczymy  Brandona 

jedynie tego, żeby następnym razem nie dał się  złapać; jeśli bowiem zostanie przyłapany i 

ukarany, to potem przyczai się i poczeka, aż w taki czy inny sposób będzie się mógł na nas 

odegrać. 

Dyscyplinowanie dzieci wymaga od rodziców prawdziwego po

święcenia, wytrwałości i 

odwagi. Nigdy nie jest to 

łatwe, ale zawsze warto próbować. I to się opłaca. Przychodzi mi na 

myśl list otrzymany od pewnej kobiety z Chicago. W jej rodzinie pojawił się typowy problem: 

background image

Dzieci  domagały  się  nadmiernej  uwagi  z  jej  strony.  Prawie  w  każdej  rodzinie  znajdzie  się 

przynajmniej jedno dziecko, które bardzo skutecznie potrafi zmonopolizować na sobie uwagę 

rodziców i rówieśników. Czasami robi to w sposób pozytywny poprzez dobre zachowanie, 
przynoszenie dobrych stopni i tak dal

ej, ale często robi to w sposób negatywny, a jednym z 

ulubionych jego zajęć jest gnębienie mamy i taty. 

I właśnie z tyranią ze strony obydwojga jej dzieci musiała się zmagać ta pani. W liście 

wspomniała, że była na moim seminarium w Chicago i szczególnie zainteresowała ją moja 

teoria «pociągania za dywan». 

W liście pisała: 

 

Kiedy  rozmawiałam  z  przyjaciółką  przez  telefon,  dzieci  zachowywały  się 

okropnie. Przynajmniej dwa razy prosiłam, żeby się uspokoiły. Za trzecim razem 

przypomniałam sobie, co pan mówił, i postanowiłam działać, a nie tracić czasu na 

bezproduktywne gadanie. Odłożyłam słuchawkę i wyprowadziłam dzieci z domu. 

Następnie wróciłam do rozmowy i rozmawiałam przynajmniej przez dwadzieścia 
minut. 

Kiedy  się  odwróciłam  i  spojrzałam  przez  okno  kuchenne,  zobaczyłam  małą 

rączkę  z  karteczką.  Było  tam  napisane:  „Mamusiu,  kochamy  cię  —  odbiór". 

Potem odwrócili kartkę, a na drugiej stronie było: „Przepraszamy. Czy możemy 

już wejść?". 

 

Pamiętam,  że  z  przyjemnością  czytałem  jej  słowa  i  napisaną  przez  dzieci  karteczkę, 

dołączoną do listu. Wysłałem do tej pani podziękowanie, że zachciała podzielić się ze mną 

swoim doświadczeniem. Napisałem jej, że postąpiła bardzo odważnie i zwróciłem szczególną 

uwagę na linijkę, w której pisała, że teraz, ilekroć rozmawia przez telefon, zachowanie dzieci 

jest zupełnie inne. Skąd ta zmiana? Ponieważ zaczęła działać. Chwyciła małe sępy za dzioby. 

Powiedziała im, że mogą się dalej okropnie zachowywać, jeśli chcą, ale będą musiały robić to 
poza domem — szczególnie wtedy, kiedy mama rozmawia przez telefon. 

Morał z tej historii nie może być bardziej jasny. Nasze dzieci faktycznie zauważają, kiedy 

działamy  stanowczo,  i  dyscyplina  praktyczna  zaczyna  odnosić  skutek.  Oczywiście  łatwo 

byłoby tej młodej matce poddać się błaganiom dzieci, kiedy próbowała odsunąć je na bok. 

Pewnie  zawodziły:  „Mamusiu!  Będziemy  grzeczni.  Prosimy,  nie  wyprowadzaj  nas.  Już 

będziemy grzeczni". 

Gdyby wtedy matka ugięła się, przegrałaby całą bitwę. Ale zawzięła się i wytrzymała. Wy 

możecie postąpić tak samo. Nigdy nie obawiajcie się «pociągnąć za dywan» i pozwólcie, żeby 

małe sępy się poprzewracały. Gwarantuję wam, że wylądują właściwie — i wy też! 
 
Zastawów si

ę: 

• 

Co sądzisz o biciu? Jaka jest twoja reakcja na zalecenia zawarte w tej książce? 

• 

W jaki sposób możesz zaskarbić sobie szacunek dzieci? 

 
Wypróbuj: 

• 

Policz  swoje  konflikty.  Jakie  bitwy  staczasz  z  dziećmi  najczęściej?  Czy  są  kwestie,  do 
których wracacie? Wypisz je. 

• 

"Pociągnij  za  dywan».  W  jaki  sposób  mógłbyś  «pociągnąć  za dywan» w codziennych 
konfliktach, które wymien

iłeś? Jakie środki mógłbyś zastosować? Zrób konkretne plany. 

  
 
 
 

background image

Rozdział 6 
Niebezpie

czeństwo — Super Rodzic w akcji 

• 

Co mogę zrobić, żeby moje dziecko bardziej siebie lubiło? Wygląda na nieszczęśliwe. 

• 

Jak  mam  sprawić,  żeby  moje  dziecko  zrealizowało  swoje  możliwości?  Wiem,  że  może 

osiągnąć więcej. 

• 

Jak mam sprawić, żeby moje dziecko było odpowiedzialne? 

• 

Martwię  się.  Widzę,  że  moje  dziecko  schodzi  na  złą  drogę  —  jest dopiero w czwartej 

klasie, a już zadaje się z niewłaściwymi osobami. 

• 

Co zrobić z Joshem? Już się buntuje, a tak bardzo staraliśmy się wychować go dobrze i po 

Bożemu. 

 

Co tydzień słyszę od rodziców tego rodzaju uwagi. Wyrażają one rodzicielską troskę o dzieci 

i  ja  również  ją  podzielam.  Jako  rodzic  też  martwię  się  o  swoje  dzieci.  Też  jestem 
bombardo

wany poradami, jak być dobrym rodzicem. Wydano całe tony książek, artykułów, 

broszur, kaset, filmów i kaset wideo, które mówią nam, dlaczego i jak powinniśmy się stać 

Super Rodzicami. I zapewne w niektórych miejscach tej książki wyrażam się dokładnie tak 
jak reszta ekspertów: 
  

Absolutnie nie róbcie tego... Koniecznie zróbcie to. 

Bądź szybszy od pocisku, kiedy używasz czynów, a nie słów. 

Bądź silniejszy niż lokomotywa, kiedy wprowadzasz zasady dyscypliny praktycznej. 

Problemy pokonuj jednym susem, b

ędąc  rodzicem  kochającym,  troskliwym  i 

świadomym uczuć swoich dzieci. 

 

Rozumiem, że rodzice mogą czuć się sfrustrowani poradami  «ekspertów». Sam miałem 

podobne odczucia — 

a  podobno  zaliczam  się  do  specjalistów!  Rodzicielstwo  jest  trudnym 

zadaniem. Moja pie

rwsza  książka  traktująca  o  rodzicielstwie  nosiła  tytuł  Parenting  without 

Hassles — 

Well, Almost (Rodzicielstwo prawie bez problemów). Mimo że byłem pewien, że 

rodzicielstwo  jest  o  wiele  łatwiejszym  zadaniem,  niż  wielu  ludzi  sądzi,  to  wiedziałem,  że 
wszystk

ie nieporozumienia nie znikną. 

Teraz,  wiele  lat  później,  jestem  jeszcze  większym  realistą.  Tematem  tej  książki  jest 

dyscyplina  praktyczna.  I  być  może  zdążyliście  już  zauważyć,  że  sugestia  zawarta  w  tytule 

mojej  książki  jest  błędna  —  wcale nie kreujesz umysłu  twojego  dziecka

5

Czym  różni  się  to,  co  mówię,  od  opinii  pozostałych  «ekspertów»?  W  pewnym  sensie 

wcale  się  od  nich  nie  różnię.  Wielu  psychologów  i  specjalistów od wychowywania dzieci 

wierzy w dyscyplinę, obowiązkowość, odpowiedzialność i konieczność pomagania dzieciom 

w podejmowaniu mądrych decyzji. Ale jestem przekonany, że dyscyplina praktyczna posiada 

cechy  wyróżniające  ją  od  innych  metod  wychowania  i  że  powinno  się  ją  stosować  we 

wszystkich domach, w których są dzieci. 

.  Wykorzystując 

założenia  dyscypliny  praktycznej,  towarzyszysz  mu  w  podejmowaniu  właściwych  decyzji 

związanych  z  realiami  życia.  I  wiesz,  że  dziecko  musi  mieć  swobodę  błądzenia.  Niemniej 

jednak możesz być pewien, że podejmie więcej słusznych niż błędnych decyzji, kiedy nauczy 

się odpowiedzialności i obowiązkowości poprzez dyscyplinowanie samego siebie. 

 
1. 

Rodzice  nigdy  nie  stosują  kar  —  zamiast  tego  uciekają  się  do  dyscyplinowania, 
treningu i uczenia. 

                                                 

5

 

Tytuł oryginału brzmi: Making children mind without losing yours (przyp. wyd.). 

 

background image

2. 

Jeżeli pojawi się «kara», ból czy konsekwencja czegoś, to nie rodzic jest ich sprawcą, 
lec

z rzeczywistość. Twoje dziecko uczy się, jak funkcjonuje prawdziwy świat. 

3.  Dyscyplina praktyczna to najlepszy znany mi system unikania niekonsekwentnego 

błądzenia między despotyzmem a pobłażliwością. Większość rodziców instynktownie 

czuje,  że  powinni  być  autorytatywni  —  dowodzić,  ale  rozumnie  i  sprawiedliwie. 
Trwanie przy 

złotym środku — autorytatywności najlepiej osiągać poprzez dyscyplinę 

praktyczną. 

4. 

Dyscyplina  praktyczna  jest  najlepszym  systemem  uczenia  odpowiedzialności  i 

obowiązkowości  na  dłuższą  metę.  Dziecko  uczy  się  przez  podejmowanie 

samodzielnych decyzji, przez popełnianie błędów i przeżywanie swych porażek oraz 

przez odnoszenie sukcesów. Nie jest marionetką ani naśladowcą swoich rodziców —
jest ich uczniem. 

5.  Dyscyplina praktyczna jest przede wszystki

m najlepszą drogą do uniknięcia syndromu 

Super  Rodzica.  Gdy  chodzi  o  rodzicielstwo,  większość  z  nas  nie  tylko  chce  się 

oderwać od ziemi, ale również chce, żeby nasze wysiłki osiągały jak najwyższe loty 
—  niczym ptak, samolot czy nawet rakieta kosmiczna. Ch

cemy,  żeby  nasze 

rodzicielstwo  się  sprawdziło.  Chcemy  być  skuteczni.  Dlatego  często  ostrzegam 

rodziców:  „Bądź  ptakiem,  bądź  samolotem,  ale  nie  bądź  Super  Rodzicem!".  Jeżeli 

stosujesz  zasady  dyscypliny  praktycznej,  to  nie  popełnisz  czterech  kluczowych 

błędów Super Rodzica. 

 

Pułapki syndromu Super Rodzica 

«Wielką Czwórkę»

6

 

 

błędnych koncepcji wychowawczych spotyka się dość powszechnie, ale 

przekonałem się, że szczególnie podatne są na nią rodziny religijne. Super Mama czy Super 

Tata daje się złapać w pułapki syndromu Super Rodzica, gdy sądzi, że: 

1. 

Dzieci są moją własnością. 

2. 

Jestem sędzią i wyrocznią. 

3. 

Moje dzieci nie mogą przegrywać. 

4.  Jestem szefem — 

ma być tak, jak ja chcę. 

 

Wszystkie cztery koncepcje są błędne i trącą despotyzmem — takim stylem rodzicielstwa, 

którym wiele jest kontroli, a mało miłości i wsparcia. Despotyczny rodzic jest «u władzy» i 

rządzi w sposób kategoryczny i stanowczy. Rodzic łatwo popada w taki styl, gdy towarzyszy 

mu  przekonanie,  że  tresując  dziecko  spełnia  wolę  Boga,  i  gdy  wierzy,  że  sam Bóg tego 

właśnie od niego oczekuje. Oczywiście niektórzy rodzice są większymi despotami niż inni, 

ale jest to rola, w którą wcielamy się zbyt łatwo, szczególnie gdy sprawy wymykają się spod 

kontroli i biorą w nas górę niecierpliwość, zniechęcenie lub zakłopotanie. Uważam, że byłoby 

dobrze, gdyby rodzice wiedzieli o istnieniu owych czterech pułapek syndromu Super Rodzica. 
 

1. 

Dzieci są moją własnością. 

Uważam,  że  wszystkim  rodzicom  należy  przypomnieć,  że  dzieci  nie  są  ich  własnością. 

Prawdą  jest,  że  rodzicielstwo  to  długoterminowa  inwestycja  (nie  mówiąc  o  kosztach).  Ale 

dzieci nie należą do nas. Dyscyplina praktyczna przypomina nam, że nie powinniśmy starać 

się posiąść dzieci na własność ani ich zatrzymać. Przeciwnie, próbujemy pomóc im, żeby na 

własną rękę stawały się osobami odpowiedzialnymi i obowiązkowymi. 

                                                 

6

 

Aluzja może dotyczyć czterech zwycięskich państw (USA, Wielka Brytania, ZSRR i Francja) — członków Międzynarodowego Trybunału 

w Norymberdze sądzącego zbrodniarzy wojennych albo tytułu jednego z powieści kryminalnych Agathy Christie (przyp. tłum.). 

 

background image

Nasze dzieci należą do Pana. On je nam powierzył, dając w Biblii konkretne wskazówki, 

jak je uczyć i jak ubogacać ich życie. Kiedy popadamy w syndrom Super Rodzica, to tak się 

angażujemy w życie naszych dzieci, że próbujemy nimi zawładnąć. Często przy tym bardzo je 

kochamy.  Jak  już  wcześniej  wspomniałem,  despotyczny  rodzic  z  reguły  często  dziecko 

kontroluje,  a  rzadko  okazuje  mu  miłość  i  po-rnoc. W domach despotycznych owszem jest 

obecna miłość, ale przejawia się ona w łaskawości dyktatora. Dyscyplina praktyczna została 

pomyślana  tak,  żeby  pomóc  dziecku  osiągnąć  równowagę,  która  z  jednej  strony  daje  mu 

ciepło  i  miłość,  a  z  drugiej  —  swobodę  podejmowania  samodzielnych  decyzji.  Dyscyplina 
praktyczna pomaga uk

ierunkować dziecko, ale nie prowadzi do posiadania go na własność ani 

do kontrolowania go. 
 

2. 

Jestem sędzią i wyrocznią. 

Nie  jesteśmy  też  sędziami  ani  wyroczniami.  Jedynym  sędzią  jest  Bóg  i  kiedyś  osądzi  On 

każdego  z  nas.  Owszem,  mamy  władzę  nad  dziećmi,  ale  powinniśmy  sprawować  ją  z 

wyczuleniem  na  sprawiedliwość  i  z  miłością.  Każdy  dzień  naszego  życia  i  życia  naszych 

dzieci  obfituje  w  wyzwania.  Ale  dyscyplina  praktyczna  kładzie  nacisk  na  to,  że  nie  wolno 

nam osądzać naszych dzieci, chociaż one same często próbują nas do tego nakłonić. Dzieci 

posiadają naturalną skłonność do postrzegania mamy i taty jako nieomylnych i do uważania 

ich za instancję ostateczną, która pomoże im osiągnąć to, czego w danej chwili chcą. Często 

kusi nas, żeby tę rolę podjąć i rozwiązać ich problemy wydając słuszny wyrok. 

Przyjrzyjmy się sześcioletniemu Ricky'emu i Bobby'emu, ośmiolatkowi. Kiedy nadchodzi 

czas, żeby położyć się spać, oni się tarmoszą, biją ze sobą. Tata już trzykrotnie kazał im się 

uspokoić.  Ale  Ricky  i  Bobby  dalej  się  mocują  i  sprzeczają.  W  końcu  Ricky  (sześciolatek) 

zaczyna płakać. To wystarcza — przycisk gniewu zostaje włączony i tato wpada do pokoju z 

postanowieniem natychmiastowego załatwienia sprawy! 

W porządku, kto zaczął? — tato jest teraz sędzią i ma zamiar wykryć, komu należy się 

stosowna kara. 

Jak można było się spodziewać, Ricky i Bobby pokazują na siebie nawzajem. Tato czuje się 

zagubiony w roli sędziego i mówi: 

Słuchajcie!  Mam  tego  dość.  Mówiłem  wam  trzy  razy,  że  macie  się  uspokoić! 

ZROZUMIANO? 

Tak, tatusiu. 

Tak, tatusiu. 

Tatuś wychodzi wściekły, trzaskając drzwiami tak, że dom trzęsie się w posadach. A 

co  robią  Ricky  i  Bobby  za  zamkniętymi  drzwiami?  Patrzą  się  na  siebie  z  rączkami  przy 

buziach, usiłując zdusić chichot. Bobby parska: 

Widziałeś, jak mu żyły wyszły na szyi? Nigdy nie widziałem, żeby tak się wściekł. 

Tymczasem tatuś wraca do salonu i razem z mamą siadają przed telewizorem. Mama podsyca 

problem zwracając się do taty: 

John, wydaje mi się, że byłeś dla chłopców zdecydowanie za ostry. 

John rzuca:  

A mnie się wydaje, że gdybyś dbała o dyscyplinę, nie musiałbym tego robić! 

Teraz Super Mama i Super Tata mogą wrócić do oglądania telewizji w grobowej ciszy 

albo  wszcząć  własną  awanturę.  W  prosty  sposób  wpadli  w  pułapkę  zastawioną  przez 
Ricky'e

go  i  Bobby'ego,  którzy  bezustannie  wciągają  oboje  rodziców  we  własne  małe 

sprzeczki.  Jak  na  ironię,  chociaż  tacie  wydawało  się,  że  występuje  jako  sędzia,  to  tak 

naprawdę  był  on  obiektem  manipulacji  własnych  dzieci!  Jego  pierwszym  błędem  było 
trzykrotne upo

minanie, zanim doprowadzili go do ostateczności i spowodowali, że popełnił 

drugi błąd, wpadając we wściekłość. Jego trzecim błędem było pytanie: „Kto to zrobił?". To 

jasne, że w takiej sytuacji żaden z chłopców nie przyznał się do winy. 

background image

Co  powinien  był  zrobić  ojciec?  Miał  kilka  możliwości,  które  dadzą  się  wyprowadzić  z 

założeń  dyscypliny  praktycznej.  Mógł  skorzystać  z  tego,  że  w  wyniku  logiki  następstw 

chłopcy będą musieli przez kilka kolejnych dni kłaść się wcześniej spać, jeśli nie przestaną się 

sprzeczać. Albo mógł zabrać jedno dziecko z pokoju i kazać mu spać gdzie indziej (więcej o 

tym w rozdziale 11, podrozdziale Bitwy w łóżku). 

Bez względu na powagę sytuacji, rodzic nigdy nie powinien stawać się sędzią. Rodzice 

nie są przedstawicielami sądu. Prowadzą dom, w którym zachęta zajmuje miejsce nagrody, a 

dyscyplina zawsze  góruje nad karą.  Żeby  grać rolę sędziego i wyroczni, musisz być Super 

Rodzicem;  potrzebujesz  szybkości  wystrzelonego  pocisku  i  mocy  lokomotywy.  Do  tego 

jednak,  żeby  stosować  dyscyplinę  praktyczną,  potrzebujesz  mądrości,  aby  wskazywać 

dzieciom, jak podejmować dobre decyzje i aby pozwolić rządzić rzeczywistości. 
 

3. 

Moje dzieci nie mogą przegrywać. 

Kiedy  zaczynasz  myśleć  jak  Super  Rodzic,  perspektywa  porażki  wcale  nie  jest  atrakcyjna. 
Super Rodzi

c uważa, że mu nie wolno i nie może on ponieść porażki, ponieważ Bóg jest po 

jego stronie. Sądzi, że oczywiście jego dziecko także nie może ponosić porażek, a jeżeli coś 

mu  się  nie  uda,  to  ciężko  jest  im  się  z  tym  pogodzić.  Rozczarowanie  jest  przez  dzieci 

odbierane jako przejaw  warunkowego akceptowania ich, a to powoduje, że stres się nasila. 

Prawda jest taka, że nasze dzieci mogą ponosić porażki. 

Uważam, że dzieciom od czasu do czasu powinno coś się nie udać, ponieważ porażka jest 

dla nich korzystna. Super 

Rodzicom trudno jest zaakceptować tę gorzką prawdę. Parę lat temu 

występowałem w programie radiowym z Abigail Van Buren, znanej z głośnego Droga Abby. 

Abby  wzięła  «Dziesięć  przykazań  dzieci  dla  rodziców»  z  mojej  książki  Parenting  without 
Hassles  —  Well, A

lmost  i  przedrukowała  je  w  swojej  kolumnie.  Podczas  programu 

oświadczyła, że po druku otrzymała ponad siedemset listów od osób, którym nie podobało się 

przykazanie,  które  mówiło:  „Proszę,  daj  mi  wolność  podejmowania  decyzji,  które  mnie 

dotyczą. Pozwól mi na klęski, żebym mógł się uczyć na błędach. Wtedy któregoś dnia będę 

gotów do podejmowania takich decyzji, jakich będzie wymagało ode mnie życie". 

Uwaga Abby była oczywistym dowodem na to, że we współczesnych domach problem 

ten  istnieje.  Rodzice  boją  się  pozwolić  dzieciom  na  porażki.  Nie  twierdzę,  że  dziecko  ma 

wiecznie przegrywać ani że ma zostać życiowym nieudacznikiem. Twierdzę, że uczymy się 

na błędach. Uczymy się przez podejmowanie własnych decyzji, więc jest rzeczą naturalną, że 

niektóre z nich są błędne i prowadzą do porażek. 

Bez względu na to, ile przychodzi listów krytykujących to «siódme przykazanie», w dalszym 

ciągu uważam, że dom powinien być miejscem, gdzie wolno błądzić i gdzie traktuje się tę 

kwestię w sposób rzeczowy, a ból porażki rodzice łagodzą miłością i wsparciem. 

Przypomina  mi  się  ojciec  Harlana;  w  szkole  średniej  i  na  studiach  był  on  znakomitym 

zawodnikiem  drużyny  baseballowej.  Mały  Harlan  bardzo  się  starał  dostać  do  składu 

głównego drużyny ligi juniorów, lecz nie udało mu się to. Trafił za to do drużyny niższej ligi. 

Bez wiedzy i pozwolenia Harlana, jego ojciec poszedł do trenera i chciał o tym porozmawiać. 

W rezultacie jego ojciec stracił panowanie nad sobą i doszło do awantury. Świadkami całego 

zajścia byli niektórzy rodzice i wszyscy koledzy szkolni Harlana. Chłopiec też był przy tym 

obecny  i  poczuł  się  tak  speszony,  że  całymi  miesiącami  nie  chciał  pokazać  się  w  szkole. 

Skończyło się na tym, że opuścił drużynę niższej ligi i nie chciał już mieć nic do czynienia z 
baseballem. 

Rodzicom j

est  ciężko  poradzić  sobie  z  porażką własnego  dziecka.  Chcemy,  żeby  nasze 

dzieci odnosiły w życiu sukcesy i żeby były szczęśliwe, ale musimy postawić sobie pytania: 

Kiedy i jak my odnosiliśmy sukcesy? Czy nie odnosiliśmy sukcesu często przez porażkę? Czy 
na 

wielu etapach naszego życia nie przechodziliśmy od niepowodzenia do sukcesu? 

background image

Ciekawą rzeczą jest, że życie każdego chrześcijanina rozpoczyna się od niepowodzenia. 

Kiedy  przychodzimy  zaczerpnąć  zbawczej  łaski  Chrystusa,  nie  przychodzimy  po  nią  przez 

zwycięstwo,  ale  przez  przyznanie  się  do  klęski.  Jesteśmy  grzesznikami  i  potrzebujemy 

Odkupiciela. Kiedy przyznajemy się do błędów i do tego, że potrzebujemy Chrystusa, wtedy 

odnosimy zwycięstwo. 
 

4.  Jestem szefem — 

ma być tak. jak ja chcę. 

Rodzic, który stosuje dys

cyplinę praktyczną, sprawuje rzeczywistą władzę, ale nigdy nie jest 

szefem. W domu chrześcijańskim szefem jest Bóg. Rodzic zarządza jedynie tym, co Bóg mu 

powierzył.  Stosując  dyscyplinę  praktyczną  pomagasz  dziecku  stać  się  odpowiedzialnym  i 

obowiązkowym,  ale  nie  podejmujesz  za  niego  decyzji.  Kiedy  zaczynasz  myśleć  jak  Super 

Rodzic, zaczynasz decydować za dzieci, bo wydaje ci się, że wszystko wiesz najlepiej. 

Prawdą jest, że rodzice przeważnie wiedzą więcej od swoich dzieci. Wiedzą, co dziecko 

powinno zrobić, ponieważ sami już przez to przeszli. 

Ale dyscyplina praktyczna pomaga ci kierować  dzieckiem, a nie dominować nad nim i 

dokonywać  za  niego  wszystkich  wyborów.  Kierowanie  wymaga  większego  wysiłku,  ale 

bardziej się opłaca. Rodzic może podejmować za dziecko wszystkie decyzje, ale co się stanie, 

kiedy dziecko pójdzie do szkoły podstawowej, średniej, na studia i stanie się dorosłe? Często 

mam  do  czynienia  z  sytuacjami  tragicznymi,  których  przyczyną  są  rodzice  usiłujący  przez 

cały czas decydować za dorosłe lub prawie dorosłe dzieci. 

Nie  tak  dawno  temu  pracowałem  z  piętnastoletnią  dziewczyną,  którą  nazwę  tu  «Sarą». 

Była nastolatką, której rodzice dokładnie wiedzieli, co jest dla niej najlepsze. Całkowicie ją 

usidlili.  Nie  miała  żadnej  swobody,  była  obserwowana,  podejrzewana  o  najróżniejsze 

wybryki, nie ufano jej. Nigdy nie było dowodów na to, że Sara się buntowała ani że robiła coś 

złego. Rodzice nie mieli podstaw, żeby jej nie ufać, ale i tak jej nie ufali. 

Sara  mogła  chodzić  do  kościoła,  ale  kiedy  organizowano  jakieś  imprezy  grupowe  lub 

wycieczki, rodzice stanowczo się sprzeciwiali, by brała w nich udział. Nigdy nie chodziła na 

żadne spotkania. 

W wieku piętnastu lat Sara zjawiła się w moim gabinecie — w ciąży. Wychodziła z domu 

przez okno, żeby spotkać się ze swoim dziewiętnastoletnim chłopakiem. Rodzice mieli dobre 

intencje,  ale  lekceważenie  wolności,  jakiej  potrzebują  dzieci,  żeby  nauczyć  się 

samodzielności  i  żeby  dojrzeć,  spowodowało  tragedię.  Rodzice  wyszli  z  siebie,  kiedy  w 

końcu  do  nich  dotarło,  że  to  oni  przyczynili  się  do  zaistniałej  sytuacji.  Sara  zawsze 

postrzegała rodziców jako niewrażliwych i surowych. Ich postępowanie postrzegała jako karę 

i powiedziała sobie: „W porządku, mamo i tato, jeżeli wy macie prawo mnie karać, to ja mam 

prawo ukarać was". I odegrała się na nich, przy okazji rujnując sobie życie. 

Często  obserwuję,  jak  rodzice  wybierają  dla  swego  dziecka  szkołę  i  kierunek  studiów. 

Następnie  decydują,  jaki  zawód  powinno  ono  wykonywać.  Wielu  rodziców  angażuje  się 
nawet w to, kogo ich dziecko powinno 

poślubić. Nie twierdzę, że rodzice nie powinni mieć 

zdania  w  kwestii  wyboru  dla  ich  dziecka  szkoły,  zawodu  czy  współmałżonka,  ale  rada  i 

opinia to nie to samo, co kontrola i presja. A przecież w grę wchodzi jeszcze najistotniejsza ze 
wszystkich decyzja. C

zy rodzic ma prawo podejmować za dziecko decyzję o przyjęciu wiary 

w Boga? Nawet Super Rodzic nie może tego dokonać!

7

Powyżej  zaprezentowałem  zaledwie  kilka  przykładów  tego,  że  rozumowanie  Super 

Rodzica zawsze przynosi opłakane skutki. Jeśli starasz się być Super Rodzicem, to możesz 

tylko  przymnożyć  problemów,  a  jeśli  jesteście  normalną  rodziną  —  i tak macie do 

 

                                                 

7

 

Jeśli chodzi o chrzest dzieci, to Kościół katolicki chrzci nie tylko dorosłych, ale i niemowlęta, uważając, że chrzci się je w wierze tegoż 

Kościoła, wyznawanej publicznie przez rodziców i chrzestnych dziecka oraz innych uczestników obrzędu. Dzieci te mają być wychowywane 

w wierze, w której zostały ochrzczone (przyp. wyd.). 

 

background image

rozwiązania  wystarczającą  ich  ilość.  Oczywiście  jeżeli  starasz  się  być  Super  Rodzicem  za 

wszelką cenę, nie przyznasz, że takie problemy istnieją. Nie ma nic złego w tym, że problemy 

się pojawiają. Wszyscy je mamy. Chodzi o to, jak na nie reagujemy. 
 
Czy twoja rodzina jest zdrowa, czy 

Wszystkie rodziny troszczą się o zdrowie swych członków. Nie jest niczym nadzwyczajnym 

fakt, że wydają one tysiące dolarów na właściwe odżywianie, na stosowną opiekę medyczną i 

tak dalej. Jednak nawet wykonując to wszystko można mieć niezdrowy dom. Chodzi o to, jak 

wy, rodzice, reagujecie na problemy będące częścią codziennego życia. Nie chcę nadużywać 
analogii ze zdrowiem

,  ale  sądzę,  że  możemy  spojrzeć  na  problemy  tak,  jak  patrzymy  na 

zarazki. Czy pozwalamy, żeby problemy zainfekowały  naszą rodzinę i przekształciły się w 

poważną chorobę? Czy też potrafimy opanować chorobę, zwalczyć jej objawy i wyleczyć się? 

Częstym  przykładem  niewłaściwego  zachowania  rodziców  jest  traktowanie  dziecka  jak 

czarnej  owcy.  Rodzice  umawiają  się  na  rodzinną  sesję  terapeutyczną,  na  którą 

przyprowadzają małego  Buforda lub Cletusa i mówią mi: „Doktorze, to on. To on sprawia 

kłopoty. To on się buntuje przeciw kościołowi. To on przynosi kiepskie stopnie. Proszę go 

uleczyć!". 

A  czarna  owca  zazwyczaj  siedzi  ze  smętnie  zwieszoną  głową  lub  patrzy  przez  okno, 

znudzona na śmierć. Moja reakcja zazwyczaj zaskakuje rodziców. Mówię im, że jeżeli mają 
zamiar pocz

ynić  jakiekolwiek  postępy  w  zmianie  zachowania  dziecka,  to  muszą  najpierw 

zastanowić się nad zmianą własnego zachowania. 

Jeżeli mam do czynienia z rodziną, która uważa, że ich dziecko to czarna owca, często 

proszę, żeby na spotkanie ze mną przyszła cała rodzina. Ważne jest, żeby rodzina postrzegała 

złe  zachowanie  dziecka  niejako  wyłącznie  jego  problem,  bo  jest  to  problem  całej  rodziny. 

Zazwyczaj  istnieją  jakieś  powody,  dla  których  dziecko  właśnie  tak  się  zachowuje,  i  często 

przyczyniają się do tego członkowie rodziny.  

Na przykład nietrudno zauważyć, jak bardzo idealnemu dziecku opłaca się mieć czarną 

owce  w  postaci  kogoś  (brata  lub  siostry)  młodszego  o  jakieś  półtora  roku  (czasami  czarną 

owcą bywa starsze dziecko). Kędy wzorowe dziecko robi coś dobrze, czarna owca wypada na 

jego tle jeszcze gorzej. W wielu rodzinach im przykładniej zachowuje się wzorowe dziecko, 

tym bardziej przyczynia się do pogorszenia samooceny i pewności siebie jego rodzeństwa — 

czarnej owcy. Wzorowe dziecko nigdy się do tego nie przyzna, ale z całą pewnością korzysta 

z tej sytuacji. Jego własną pozycję w rodzinie umacnia złe zachowanie czarnej owcy. Rodzice 

są jedynie ludźmi. Porównują i zastanawiają się, dlaczego mały Bufford nie może być taki, 
jaka jest jego wzorowa starsza siostra. 

Po

zostaje  pytanie:  No  dobrze,  ale  co  zrobić  z  Buffordem?  Czyjego  wzorowy  brat  lub 

wzorowa siostra mają zacząć zachowywać się jak czarne owce, żeby inne dzieci nie czuły się 

skrępowane? 

Oczywiście,  że  nie,  ale  rodziny,  a  szczególnie  rodzice,  muszą  zastanowić  się,  dlaczego 

Bufford  miewa  napady  gniewu,  ssie  kciuk,  zachowuje  się  aspołecznie  i  tak  dalej.  Próbuję 

pomóc rodzicom określić przyczyny (pozytywne lub negatywne) takiego zachowania się ich 

dziecka,  a  następnie  uporać  się  z  nim  w  inny  sposób,  niż  robili  to  dotychczas. Reakcje 

rodziców i innych członków rodziny mogą w znacznym stopniu przyczynić się do umocnienia 

niepożądanego  zachowania  się  dziecka.  Reakcje  rodziny  mogą  też  wywołać  zachowanie 

pożądane.  Zależy  to  od  tego,  czy  dana  reakcja  jest  zdrowa  czy  niezdrowa.  Poniższa  tabela 

ilustruje,  co  mam  na  myśli.  Podaje  ona  przykłady  pozytywnych  i  negatywnych  zachowań, 

zdrowych i niezdrowych reakcji na nie rodziców oraz wywołanego daną reakcją postrzegania 
siebie przez dziecko: 

 

  

background image

Zachowanie dziecka 

 

Niezdrowa 

reakcja 

rodziców 

Postrzeganie 

siebie przez 

dziecko 

Zdrowa reakcja 

rodziców 

 

Postrzeganie 

siebie przez 

dziecko 

Dziecko «zapomina» o 
swoich 

obowiązkach i idzie 

bawić się z kolegami, 
(negatywne) 
 

„Jesteś taki 
nieodpowiedzial
ny!" „Do niczego 
nie dojdziesz, 

jeżeli nie 

nauczysz się 

robić tego, co do 

ciebie należy!" 

„Przez tydzień 
masz szlaban!" 

„Jestem zły. Nie 
jestem wiele wart". 

„Karzą mnie, a to 
jest 
niesprawiedliwe". 
 

„Naprawdę jest mi 
smutno, kiedy nie 

wypełniasz naszych 

poleceń. Musiałam 

nająć syna sąsiadów, 

żeby wykonał za 
ciebie te prace. 

Kosztowało to pięć 

dolarów i zostaną one 

potrącone z twojego 
kieszonkowego". 

„Nie pójdziesz dziś 

na zbiórkę, bo musisz 

zostać w domu i 

zrobić to, co miałeś 

zrobić po południu". 

„Mama jest na 

mnie zła ,bo nie 

wypełniłem moich 

zadań". „Jeżeli ich 
nie wykonam, to 

będę musiał 

zapłacić". „Daje mi 
wybór". 
 

Dziecko pomaga 
mamie w zmywaniu i 

sprzątaniu kuchni. 
(pozytywne) 
 

„Masz dolara za 
to, 

że pomogłeś 
mamie". 

„Och, jesteś 
takim 
dobrym 
dzieckiem, 

bo pomogłeś 
mamie". 

„Mogę dostać 
p

ieniądze za 

pomaganie 
mamie". „Mama 
mnie kocha pod 

warunkiem, że 
jestem dobry". 
 

„Dzięki za ciężką 

pracę. 
Doceniam to". 
„Twoja pomoc 

bardzo mi ulżyła 
w pracy". 

„Dzięki. Kuchnia 

wygląda 

świetnie, prawda?" 

„Jestem ważny. 

Należę do 
rodziny". 
„Jestem 
odpowiedzialny i 

wykonuję dobrą 

robotę". 
 

Dziecko zostało 

przyłapane na 
wagarowaniu. 
(negatywne) 
 

„Jak mogłeś nam 

to zrobić?" 

„Jesteś 

krętaczem i 

kłamcą!" 

„Wylądujesz 
w szkole 
specjalnej". 
 

„Nie jestem 
dobry". 
„Moi rodzice 

martwią się tylko o 

to, jak wyglądają 
przed 
nauczycielami". „I 

tak skończę jako 

punk, więc równie 

dobrze mogę stać 

się nim już teraz". 

„Przykro mi, że tak 
bardzo nie lubisz 

szkoły". 
„Pogadajmy o tym, 

co cię gnębi". „Może 

się mylę, ale wydaje 

mi się, że z różnych 

powodów szkoła jest 
ci potrzebna". 
 

„Moi rodzice 

martwią się 
o mnie". 

„Chcą usłyszeć, co 
mam do 
powiedzenia". 
 

Dziecko samo 

posprzątało pokój, 
(pozytywne) 
 

„Pokój wygląda 

w porządku, ale 

zapomniałeś 

powiesić sweter". 

„Jesteś taki 

kochany, że 

pomogłeś 
mamusi 

sprzątając swój 
pokój". 
„Bardzo 

ucieszyłeś Pana 
Boga". 

„Nigdy nic nie 

robię dobrze". 
„Mamusia mnie 
kocha, bo 

posprzątałem 
pokój". 
„Pan Bóg kocha 
mnie tylko wtedy, 
kiedy 

robię to, co mi 

każą". 
 

„Twój pokój wygląda 

świetnie". 

„Pewnie jesteś 
dumny ze swojej 
pracy. Dobra robota!" 
„Twój wysi

łek się 

opłacił. Pokój 

wygląda wspaniale!" 
 

„Jestem 
odpowiedzialny. 

Mogę wykonać 

pracę bez mamy". 

„Mogę sobie 

narzucić 

dyscyplinę. 

Potrafię to zrobić". 
 

  

Niezdrowe  reakcje  rodziców  w  dwóch  negatywnych  przykładach  są  łatwe  do 

zaobserwowania. W obu przypad

kach  rodzic  wysyła  głośny  i  klarowny  komunikat 

zaczynający się od słowa «ty». Oznajmia to dziecku: „Nie jesteś dobry, jesteś niewiele wart, 

rozczarowujesz nas i pakujesz się w dalsze kłopoty". 

background image

Wiele  dzieci  stale  słyszy  takie  komentarze  i  zamiast  się  poprawiać,  stają  się  gorsze. 

Rodzice utrwalają złe zachowanie dziecka powtarzając mu, że nie jest dobre i nie będzie w 

stanie się poprawić, a dziecko tylko spełnia ich przepowiednie. 

Zdrowszymi reakcjami na przewinienie dziecka są komunikaty zaczynające się od słowa 

«ja», które sygnalizują dziecku, że rodzic czuje się zraniony, zły i zmartwiony. Ale zamiast 

atakować dziecko, rodzic po prostu dzieli się z nim swoimi uczuciami i zmartwieniami i prosi 
dziecko o pomoc w naprawieniu sytuacji. 

Przyjrzyjmy  się  teraz  dwóm  przykładom  pozytywnego  zachowania  oraz  zdrowym  i 

niezdrowym  reakcjom.  Niezdrowe  reakcje  są  powszechne.  Mogą  przypominać  reakcje 

naszych  własnych  rodziców.  Na  przykład:  „Jesteś  takim  dobrym  chłopcem,  bo  pomagasz 
mamusi". 

Co w niej jest złego? Co jest złego w mówieniu dziecku, że jest dobrym chłopcem? 

Sporo jest złego, choć trudno to zauważyć. Taki komentarz daje dziecku do zrozumienia, 

że  jest  kochane,  ponieważ  pomógł  mamusi.  Sugeruje,  że  jest  kochane  tylko  wtedy,  kiedy 

pomaga.  Co  może  dziać  się  w  umyśle  dziecka,  kiedy  słyszy  taki  komentarz?  Może  sobie 

pomyśleć: „A gdybym nie pomógł, to nie byłbym kochany?". 

Nawet  jeśli  dziecko  nie  potrafi  wyrazić  tego  słowami,  to  może  sądzić,  że  miłość 

rodzicielska jest warunkowa: Jeśli się dobrze nie spisze, nie jest kochany. Rodzic powinien 

zawsze próbować uświadamiać dziecku, że jest kochane bez względu na to, czy pomaga, czy 

nie lub czy się spisuje dobrze czy źle. 

Popatrzmy teraz na zdrowe reakcje: „Twoja pomoc bardzo ulżyła mi w pracy", „Dzięki!", 

„Kuchnia świetnie wygląda, prawda?". 

Te  stwierdzenia  wysyłają  dziecku  pozytywne  sygnały.  Dziecko  słyszy,  że  jego  praca 

została  doceniona.  Nacisk  położony  jest  na  pracę,  a  nie  na  dziecko.  Słyszy,  że  pomogło 

mamie  w  pracy  i  mama  jest  mu  za  to  wdzięczna.  To  sprawia,  że  czuje  się  dobre i 

wartościowe. A stwierdzenie, że kuchnia wygląda wspaniale, sygnalizuje mu, że jest zdolne 
do pracy — 

że może zrobić coś dobrego. 

Przykłady w tabeli dają podstawowe pojęcie o tym, jaka jest różnica między zdrowymi a 

niezdrowymi reakcjami rodziców na 

typowe domowe problemy. Przyjrzyj się im i zastanów 

się,  jakie  są  zazwyczaj  twoje  reakcje  w  odniesieniu  do  dzieci.  Czy  stosujesz  zachętę  i 

dyscyplinę z miłością, czy popadasz w niedobry zwyczaj chwalenia i karania? 

Zachęcam wszystkich rodziców, żeby zapamiętali werset 6, 4 z Listu do Efezjan. Niech 

on stale przypomina im o różnicy między zdrowymi a niezdrowymi reakcjami na zachowanie 

się dzieci. Biblia wspaniale to ujmuje: „A wy, ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych 
dzieci, lecz wychowujcie je w karn

ości i napominając jak [chce] Pan". 

Tym jednym zdaniem święty Paweł w sposób idealny ukazał, na czym polega dyscyplina 

praktyczna.  Rodzic  opisany  w  Liście  do  Efezjan  unika  dominacji  nad  dzieckiem,  próbując 

wychować je zgodnie z wolą Bożą. Niestety obserwuję nazbyt wiele mam i tatusiów, którzy 

usiłują stać się Super Rodzicami, ponieważ szczerze wierzą, że tego uczy Pismo Święte. Jak 

na  ironię  ci  Super  Rodzice  polegają  bardziej  na  sobie  niż  na  Bogu.  Pewnie  mówią  o 

pokładaniu ufności w Bogu,  ale sposób, w jaki  sprawują władzę rodzicielską, pokazuje, że 

ufają  oni  przede  wszystkim  sobie.  Sprawowanie  roli  sędziego  i  wyroczni  albo  bycie 

ostateczną  instancją  wydaje  się  sprawiać  im  przyjemność.  Tak  bardzo  kładą  nacisk  na 

doskonałość, że ich dzieci paraliżuje strach przed porażką. 

Czasami  zaś  dążenie  Super  Rodzica  do  doskonałości  może  doprowadzić  go  do 

całkowitego  wyniszczenia,  gdyż  zachowuje  się  on  jak  niewolnik  całej  rodziny.  Często 

przytrafia się to matkom. Na przykład, pewnego razu udzielałem porady Michelle, 34-letniej 

perfekcjonistce, matce trzech córek, z których najstarsza była w gimnazjum. Córki Michelle 

rzucały  się  w  oczy.  Ich  dobrane  pod  względem  kolorystycznym  ubrania  były  widoczne  z 

background image

daleka.  Michelle  krochmaliła  i  prasowała  nawet  plisy  sukienek,  żeby  mieć  pewność,  że 

wyglądają schludnie. 

Gdy do mnie trafiła, była kobietą całkowicie wyczerpaną — pod względem fizycznym i 

emocjonalnym.  Wstawała  codziennie  o  5.30.  Codziennie  staczała  batalie  wyciągając 

dziewczęta  z  łóżek,  upewniając  się,  czy  mają  umyte  zęby,  i  tak dalej. O 6.45 nienagannie 

ubrana i zadbana, podawała rodzinie cztery różne śniadania. Dla jednej córki były naleśniki z 
borówkami, dla drugiej —jajecznica, a dla trzeciej — 

płatki.  Tata  jadał  oczywiście  swoje 

ulubione tosty. 

Trwało to dość długo, lecz w pewnej chwili Michelle zaczęła tracić siły. Jej rodzina stała 

się cyrkiem, a ona była jego dyrektorem. Była skrajnym i pożałowania godnym przykładem 

matki  chcącej  dać  rodzinie  wszystko.  To,  co  robiła,  stało  w  sprzeczności  z  tym,  co 
podpowiada psychologia, 

zdrowy  rozsądek  i  mądrość  Biblii.  Po  kilkutygodniowej  terapii 

Michelle w końcu poczyniła postępy. Jej najbardziej znaczącym czynem było rozłożenie rąk i 

oznajmienie, że zaczyna strajk. Tak właśnie zrobiła; przestała być Super Mamą i sytuacja w 

domu błyskawicznie się poprawiła. 

Jak na ironię Michelle — mimo że wierzyła, iż kocha swoją rodzinę, i na pewno starała 

się okazywać pozytywne uczucia — wcale nie osiągała zamierzonych celów. Podejmując tak 

wiele decyzji za swoje dzieci i stale je wyręczając, w rzeczywistości utrudniała im stanie się 

osobami  samodzielnymi,  które  byłyby  w  stanie  decydować  za  siebie,  i  osobami 
odpowiedzialnymi — 

przed innymi, a także przed Bogiem. 

 
Ostateczny cel dyscypliny praktycznej 

Najważniejsze  pytania,  jakie  zadają  mi  rodzice  podczas seminariów prowadzonych przeze 

mnie w USA i w Kanadzie, brzmią następująco: „Jak mam pomóc dziecku w jego rozwoju 

duchowym? Jak mam umacniać więź dziecka z Bogiem?". 

Uważam, że kluczem do odpowiedzi na te pytania jest koncepcja dyscypliny praktycznej, 

k

tóra  jest  oparta  na  czynach,  a  nie  na  słowach.  Dzieci  słyszą  w  domu  wiele  słów  o  Bogu. 

Wiele mówi się o Bogu na katechezie i w kościele. Ale dzieci nieczęsto widzą uczynki, które 

wynikałyby  z  relacji  Bogiem.  W  miarę  dorastania  w  swych  domach  i  kościołach  często 

spotykają  się  ze  słabością  i  hipokryzją  dorosłych.  Obserwują  ułomność  swoich  rodziców  i 
innych osób. 

Nie  ma  nic  złego  w  tym,  że  ktoś  jest  ułomny,  ale  jest  dużo  złego  w  tym,  że  ktoś  jest 

hipokrytą.  Wierzę,  że  otwarte  przyznanie  się  przed  dziećmi  do  swej  słabości  jest 

wykorzystaniem doskonałej okazji do nauczenia ich, że człowiek jest zależny od łaski Bożej. 

Kiedy  przyznaję  się  przed  dziećmi,  że  nie  znam  odpowiedzi  na  wszystkie  pytania,  i  kiedy 

modlę się razem z nimi, widzą one moją zależność od Boga w sprawach życia codziennego. 

Jednym  z  najlepszych  sposobów  pokazania  (a  nie  tylko  powiedzenia)  dzieciom,  że 

naprawdę polegasz na Bogu, jest modlitwa. Czy masz czas, żeby regularnie modlić się razem 

z  dziećmi?  Nie  mówię  tu  o  siadaniu  na  łóżku  dziecka  przed  położeniem  go  spać  i 

recytowaniu: „Aniele Boży...". Moje dzieci nigdy nie słyszały tego rodzaju modlitwy. Kiedy 

się z nimi modlę, mówię o minionym dniu, o naszych potrzebach, konkretnych problemach 
— 

jakiekolwiek by one nie byty. Modlę się z moimi dziećmi za babcię i dziadka, za mamę i 

tatę  albo  za  brata  lub  siostrę.  Dziękuję  wraz  z  nimi  za  coś,  za  co  w  danym  dniu  jesteśmy 

szczególnie Bogu wdzięczni—za spełnienie naszej prośby lub za udzielenie nam odpowiedzi. 

Razem z dziećmi oddaję Bogu nasze słabości i niedociągnięcia. Moje dzieci nie słyszą, że 

dziękuję Bogu za to, że jestem doskonały. Słyszą, że polegam na Bogu i proszę Go o mądrość 

i siły. 

Dzieci  naśladują  dorosłych.  Dorośli  są  od  nich  o  wiele  więksi  i  mogą  zrobić  o  wiele 

więcej. Dorośli spełniają codzienne potrzeby dzieci. Nie ma więc co się dziwić, że ojcowie i 

matki są przez małe dzieci postrzegani jako osoby właściwie doskonałe. 

background image

Oczywiście  peleryna  doskonałości  szybko  opada  z  naszych  ramion.  Ale  dopóki 

oszukujemy  dzieci  tą  maskaradą,  krzywdzimy  je.  Ludzie  doskonali  wpędzają  innych  w 

zakłopotanie  i  trudno  z  nimi  przebywać.  Wydają  się  niedostępni,  a  jeżeli  jest  coś,  co  jako 

rodzic chciałbym moim dzieciom zaoferować, to jest to właśnie dostępność. 

Przykro jest patrzeć na tak licznych rodziców, którzy — z poczucia dumy czy z egoizmu 

— 

zatajają  przed  dziećmi  swe  niedoskonałości.  Kiedy  rodzice  są  wystarczająco  odważni, 

żeby w czasie modlitwy podzielić się z dziećmi swoimi wadami i brakami, dają doskonały 

przykład,  jak  polegać  na  Bogu.  Jeżeli  jesteś  otwarty  i  przejrzysty  przed  Bogiem  i  dziećmi, 

mówisz: „Chociaż jestem o wiele starszy, ja też polegam na naszym Ojcu, który jest w niebie, 

i chcę, żebyście wy też na Nim polegali". 

Inną korzyścią płynącą z bycia otwartym przed Bogiem i dziećmi jest to, że będzie je to 

zachęcać  do  dzielenia  się  z  tobą  ich  prawdziwymi  uczuciami.  Jest  prawdopodobne,  i  będą 

chętniej dzielić się z tobą swoimi problemami i słabościami, jeżeli będą wiedzieć, że też je 

miałeś. Ich rozumowanie będzie następujące: „Mama nie będzie się o to złościć, bo jej też się 

to przytrafiło". 

Moim zdaniem czas modlitwy jest specjalną porą dla ciebie i dla twoich dzieci. Ważne 

jest, abyście podczas modlitwy przytulali swoje dzieci. Nie spieszcie się. Mówcie naprawdę z 

serca. Odejdźcie od wyszukanych modlitw i od pacierza, który znacie na pamięć. Nauczcie 

dzieci modlitwy płynącej z serca i nauczcie je modlić się w każdej potrzebie. 

Pokaż  dziecku,  że  polegasz  w  życiu  na  wszechogarniającej  miłości  i  potędze  Boga. 

Wyrób  w  sobie  postawę  podporządkowania  się  Panu,  a nauczysz dziecko, jak 

podporządkować Bogu swoje życie. 

Niech modlitwa stanie się w twoim domu wydarzeniem takiej samej wagi co uczęszczanie 

do kościoła i na lekcje religii. Znajdź czas na modlitwę przy posiłkach. Wykorzystaj każdą 

okazję, aby — zdobywając się na odwagę — podzielić się swoimi najskrytszymi myślami i 

odczuciami o Ojcu Niebieskim. Twoje dzieci nauczą się postępować tak samo. 

Uważam,  że  wykształcenie  w  dziecku  postawy  uległości  wobec  Boga  owocuje 

podwójnym dobrodziejstwem:  

 
1° Podejmujesz konkretne kroki ku nauczeniu dziecka podejmowania decyzji, szczególnie 

podjęcia decyzji o przyjęciu Chrystusa jako Pana swego życia.  

2° Wypełniasz rolę autorytatywnego rodzica, którego opis zawarł święty Paweł w Liście 

do Efezjan.  

 

Zauważ,  że  powiedziałem  «autorytatywnego», a nie «autorytarnego». Rodzic 

autorytatywny  stoi  na  solidnym  gruncie  pomiędzy  dwiema  skrajnościami:  pobłażliwością  i 

despotyzmem. Jak pokazuje poniższa tabela, ani rodzic pobłażliwy, ani  rodzic despotyczny 

nie pomoże dziecku nauczyć się podejmowania decyzji. Rodzic pobłażliwy odbiera dziecku 

poczucie  własnej  wartości  i  inicjatywę  poprzez  robienie  wszystkiego  dla  dziecka.  Rodzic 

despotyczny odbiera dziecku poczucie własnej wartości i niezależności poprzez robienie tak 
wielu rzeczy za dziecko. 

Rodzic-

despota kontroluje dziecko władzą autokratyczną, ale taki despotyzm skazany jest 

na  niepowodzenie.  Despota  może  sądzić,  że  jego  dziecko  «przestrzega  zasad»,  ale  tak 

naprawdę to czyni się on odpowiedzialnym za czyny dziecka. Autokratyzm pociąga za sobą 

bunt, ponieważ umacnia w dziecku dwa typy zachowania. Jednym jest zachowanie na pokaz, 

adresowane do rodziców i innych ważnych osób. Drugi typ zachowania objawia się wtedy, 

gdy  dziecko  przebywa  na  osobności  lub  w  gronie  przyjaciół.  Uwierzcie  mi,  że  oba 

zachowania mogą się radykalnie różnić. 

Jednym z narzekań, jakie słyszę co tydzień, jest: „Mały Festus w domu jest inny, ale kiedy 

jest z kolegami, zawsze pakuje się w kłopoty". 

background image

Kiedy określam styl rodziców jako autokratyczny i despotyczny, pytam łagodnie: „Czego 

się  państwo  spodziewają?  Pozbawiliście  dziecko  szansy  podejmowania  życiowych  decyzji. 

Kładliście nacisk na kontrolę, ale zaniedbaliście to, by nauczyć je niezależności i wpoić w nie 

pewność siebie w podejmowaniu decyzji". 

Uważam,  że  dom  powinien  być  miejscem,  gdzie  dzieci  mogą  uczyć  się  podejmowania 

decyzji  dotyczących  ich  życia  i  gdzie  akceptuje  się  konsekwencje  tych  decyzji  —  tych 

właściwych i tych niewłaściwych. Dom to tak naprawdę wolny, bezpłatny uniwersytet, gdzie 

dzieci studiują życiowy program podejmowania decyzji. Używam słowa «wolny», ponieważ 

Bóg  dał  nam  wolną  wolę.  Możemy  podejmować  decyzje,  łącznie  z  tą,  czy  przyjąć  Jego 

propozycję  odkupienia  i  życia  w  wiecznej  miłości,  czy  nie  przyjąć.  Wolność,  jaką  się 
cieszymy, jest wielkim dowodem na to, jak bardzo Bóg nas kocha.  

Dom  powinien  odzwierciedlać  tego  rodzaju  miłość.  Bóg  ma  władze  nad  rodzicami,  ale 

obdarza  ich  wolnością  i  miłością.  Rodzice  mają  władzę  nad  dziećmi,  ale  dzieci  również 

powinny cieszyć się wolnością i miłością. 

Dla niektór

ych  rodziców  brzmi  to  groźnie.  Z  całych  sił  obstają  przy  kontrolowaniu. 

Uważają, że jeśli nie kontrolują dziecka, to wymknie się im ono z rąk, zostanie skrzywdzone, 

zejdzie na złą drogę itp. Ale jeśli się zatrzymasz i zastanowisz, to zrozumiesz, że rodzic nie 
ma innego wyboru — 

musi dać dziecku wolność. Nie twierdzę, że powinien je zaniedbywać 

albo pozwolić mu biegać po ulicy i dać się zabić. Ale u podstaw relacji dziecko — rodzic 

powinno leżeć pragnienie rodzica, żeby nauczyć dziecko odpowiedzialności, pokazać mu, jak 

należy w życiu postępować, i żeby dać mu wolność, by stało się osobą niezależną. Dziecko i 

tak  stanie  się  niezależne  i  zamiast  ten  proces  tłumić  i  krępować,  trzeba  go  akceptować  i 

wspierać. 

 

Rodzic despota 

 

Rodzic autorytatywny i 

odpowiedzialny 

 

Rodzic pobłażliwy 

 

1. Podejmuje za dziecko 
wszystkie decyzje. 

1. Daje dziecku wybór i 
wskazówki. 

1. Jest niewolnikiem dziecka. 

2. Stosuje nagrody i kary, 

żeby kontrolować 
zachowanie dziecka. 

2. Daje dziecku okazje do 
podejmowania decyzji. 

2. Priorytetem jest dziecko, a 

nie współmałżonek 

3. Postrzega siebie jako 

kogoś lepszego od dziecka. 

3. Wprowadza konsekwentną 

dyscyplinę opartą na miłości. 

3. Pozbawia dziecko 

poczucia własnej wartości i 
ambicji, bo robi za nie to, co 

ono może zrobić. 

4. Rządzi w domu żelazną 

ręką; daje dziecku mało 

wolności. 
 

4. Czyni dziecko 
odpowiedzialnym. 
 

4. Dostarcza dziecku 

disneyowskich doświadczeń, 

wszystko mu ułatwia: 
odrabia za dziecko zadania, 
udziela za nie odpowiedzi 
itp. 

 

5. Pozwala, by nauczycielem 

dziecka była 
rze

czywistość. 

 

5. 

Niekonsekwentnym 
wychowaniem doprowadza 
do buntu dziecka.  

6. Okazuje dziecku szacunek, umacnia w nim poczucie własnej wartości, a przez to 

podbudowuje jego poczucie godności i ambicję. 
  

background image

Twoje  dziecko  niedługo  stanie  się  nastolatkiem,  a  potem  wejdzie  w  dorosłość.  I  tak 

wkrótce będzie robić, co mu się podoba (a stanie się to o wiele szybciej, niż przypuszczasz). 

Kiedy nasze dzieci staną się nastolatkami, to możemy polegać właściwie tylko na ich miłości 

i szacunku. Może będzie się nam wydawać, że mamy nad nimi władzę i kontrolę, ale ta iluzja 

szybko się rozwieje. 

Stale mam do czynienia z rodzicami, którzy nie dali swym dzieciom wolności, a teraz, 

kiedy dzieci te stały się nastolatkami i dorosłymi, zbierają gorzkie żniwo. W książce tej kładę 

duży  nacisk  na  to,  żeby  pomóc  ci  nauczyć  dziecko  jak  najwcześniej  podejmować  mądre 

decyzje. Rodzic nie może mieć w życiu wspanialszego celu. 
  
Zastawów 

się: 

• 

Czy kiedykolwiek próbowałeś być Super Rodzicem? Jak? Jakie były tego wyniki? 

• 

Czy  pamiętasz  cztery  błędy  w  rozumowaniu  Super  Rodzica?  Na  które  z  nich  jesteś 

narażony najbardziej? 

 
Wypróbuj: 

• 

Przestań  być  doskonały.  l  tak  nie  jesteś,  wiec  możesz  przestać  udawać.  Porzuć 

bezsensowne zadania, którym usiłujesz sprostać, żeby uszczęśliwić swoją rodzinę. Albo 
pr

zyznaj się do ich niewypełnienia. 

• 

Módl  się  z  dziećmi.  Pokaż  im,  że  znajdujesz  oparcie  w  codziennej  modlitwie.  Nie 

wygłaszaj  kazań;  po  prostu  pozwól,  żeby  Bóg  zagościł  w  twoim  domu.  Bądź  szczery 

przed Bogiem i zachęć dzieci, aby też były szczere. 

 
  
Rozdzia

ł 7 

Jak zostać najlepszym przyjacielem swego dziecka? 
 

Po  tej  pory  przyjrzeliśmy  się  podstawowym  założeniom  dyscypliny  praktycznej.  Obejmują 

one następujące zagadnienia: 

Osoby  stosujące  dyscyplinę  praktyczną  starają  się  być  konsekwentne,  zdecydowane  i 

szan

ują dzieci jako osoby. 

Osoby  stosujące  dyscyplinę  praktyczną  wskazują  kierunek,  a  nie  używają  siły;  kładą 

nacisk na czyny, a nie na słowa. 

Osoby  stosujące  dyscyplinę  praktyczną  czynią  dzieci  odpowiedzialnymi  za  swoje 

poczynania (jakie by one nie były), aby mogły czerpać naukę z doświadczenia. Poczynania te 

mogą przynieść porażkę lub sukces, ale dzieci będą obowiązkowe i odpowiedzialne za to, co 

robią. 

Osoby stosujące dyscyplinę praktyczną pomagają dzieciom uczyć się. Zdają sobie sprawę 

z tego, że są najważniejszymi nauczycielami, jakich kiedykolwiek będą miały ich dzieci; są 

okoliczności i wydarzenia, z których płynie nauka.  

Być  może  zżymacie  się,  kiedy  używam  określenia  «osoba  stosująca  dyscyplinę 

praktyczną».  W  potocznym  rozumieniu  osoba  stosująca  dyscyplinę  to  ktoś  surowy, 
despotyczny i — 

ogólnie  mówiąc  —  nie  jest  przyjemnie  z  nią  przebywać.  Jednak  mam 

nadzieję, że uda mi się w tej książce wykazać, że będąc osobą dyscyplinującą, staniesz się 

możliwie najlepszym przyjacielem swego dziecka. Osoba dyscyplinująca to ktoś, kto kieruje, 

trenuje  i  uczy  drugą  osobę,  żeby  pomóc  jej  stać  się  kimś  dojrzałym,  odpowiedzialnym  i 

odnoszącym w życiu sukces. 
 
 
 

background image

Stawiaj zachowanie na drugim miejscu, przede wszystkim kochaj dziecko 

W  gruncie  rzeczy  dzieci  pragną  dyscypliny.  Nie  odrzucą  cię  dlatego,  że  jesteś  osobą 

dyscyplinującą,  pod  warunkiem,  że  mają  pewność,  że  ty  sam  ich  nie  odrzucasz.  I  na  tym 

polega  piękno  koncepcji  dyscypliny  praktycznej.  Dyscyplina  praktyczna  pomaga  rodzicom 

dawać  dzieciom  do  zrozumienia,  że  je  kochają,  chociaż  nie  zawsze  podoba  im  się  ich 

zachowanie. Moja praktyka i seminaria prowadzone w całym kraju nieustannie pokazują, że 

rodzice nie opanowali sztuki okazywania dziecku, że: „Kocham cię, ale nie podoba mi się to, 

co  zrobiłeś".  Dziwnym  trafem  dzieci  ciągle  odbierają  komunikat:  „Nie  podoba  ci  się,  co 

zrobiłem, i za mną też nie przepadasz". 

Ale dzieci ciągle chcą czegoś więcej. Bezustannie nas sprawdzają, buntują się, próbują, na 

ile  mogą  sobie  pozwolić,  i  przez  cały  czas  zadają  pytania:  „Czy  ty  mnie  kochasz? Czy 

kochasz mnie wystarczająco, żeby mnie zdyscyplinować i skorygować moje zachowanie,  a 

jednocześnie nadal mnie lubić?".  

Przy  stosowaniu  dyscypliny  praktycznej  słowem  kluczowym  jest  słowo  «równowaga». 

Jeśli  dziecko  nie  zachowuje  się  właściwie,  musisz  na  to  zareagować.  Jeżeli  zareagujesz  w 

sposób  nadmiernie  pobłażliwy,  dziecku  wkrótce  przyjdzie  do  głowy,  że  to  ono  rządzi  w 

domu.  Jeżeli  zareagujesz  w  sposób  nazbyt  apodyktyczny,  dziecko  poczuje  się  zdeptane  i 

poczeka  na  moment,  kiedy  będzie  mogło  odegrać  się  na  tobie.  To  odegranie  się  może 

obejmować  całą  gamę  zachowań,  począwszy  od  zuchwałości  lub  nieposłuszeństwa,  a  na 

ucieczce lub samobójstwie skończywszy. Obserwuję powtarzające się tragedie zbuntowanych 

dzieci, które dosłownie niszczą swoje życie, usiłując zemścić się za despotyzm rodziców. 

Niektóre  dzieci  wychowywane  w  domach  despotycznych  pozostają  «grzecznymi 

chłopcami  i  dziewczynkami»  aż  do  chwili,  kiedy  staną  się  poważnymi  nastolatkami  albo 

młodymi dorosłymi, i wtedy biorą odwet na rodzicach otwarcie się buntując, odrzucając wiarę 

itd. Miałem wielu dorosłych pacjentów, którzy zbuntowali się jeszcze później. Wiele kobiet i 

wielu  mężczyzn  przeżywających  «kryzys  wieku  średniego»  to  osoby  zmagające  się  ze 

szkodliwymi pozostałościami wychowania despotycznego. 
 

Nigdy wie odkładaj porachunków 

Dyscyplina praktyczna stara się nie kierować ani nadmierną pobłażliwością, ani nadmiernym 

despotyzmem.  Chodzi  w  niej  o  konsekwencję  i  o  ukierunkowanie  na  działanie.  Rodzic 

stosujący dyscyplinę praktyczną nie odwleka porachunków. Nie trwa w niechęci, gniewie czy 

we  frustracji.  Kiedy  zostaje  złamana  jakaś  zasada  lub  ma  miejsce  innego  rodzaju  złe 

zachowanie, dziecko wie, że rozwiązanie sytuacji będzie natychmiastowe.  

To rozwiązanie nie musi oznaczać natychmiastowego klapsa czy lania. Kara cielesna ma 

w  wychowywaniu  swoje  miejsce,  ale  moim  zdaniem  zbyt  wielu  rodziców  stosuje  ją 

niepotrzebnie.  Chodzi  przede  wszystkim  o  to,  żeby  dziecko  dostrzegło,  co  złego  zrobiło,  i 

żeby  dać  mu  okazję  do  wyrażenia  skruchy  oraz  żeby  wiedziało,  iż  postąpiono  z  nim 
sprawiedliwie. 

W  niektórych  wypadkach  dziecku  może  być  naprawdę  przykro  i  może  ono  okazać 

skruchę  wobec  osoby  pokrzywdzonej.  Jeżeli  dziecko  prosi  o  przebaczenie,  to  powinno  je 

otrzymać. Istotne jest porozumienie się. Jeżeli to możliwe, dziecko powinno porozmawiać o 

zaistniałej sytuacji z mamą lub z tatą. To właśnie podczas rozmowy o złym zachowaniu lub 

złamaniu  jakiejś  zasady  ma  miejsce  prawdziwe  wychowywanie.  W  przypadku  dyscypliny 
praktycznej nie dyscyplinujesz dziecka dla samego  dyscyplinowania ani dla «utrzymania 

porządku».  Twoim  dalekosiężnym  celem  jest  pomóc  dziecku  stać  się  obowiązkową  i 

zdyscyplinowaną osobą, która nauczy się dyscyplinować się sama. 
 
 
 

background image

Wykorzystaj najpotężniejszego sprzymierzeńca 

Jeżeli  stosujesz  dyscyplinę  praktyczną,  zawsze  wykorzystuj  swego  najpotężniejszego 

sprzymierzeńca w tym  względzie: naturalne lub logiczne konsekwencje. Pojęcie  «naturalne 

konsekwencje»  po  raz  pierwszy  sformułował  psychiatra  Rudolf  Dreikurs.  Uważał  on,  że 
najlepszym sposobem uczenia d

zieci jest pozwolenie, by uczyło je życie. Konsekwencje są 

naturalne  przez  to,  że  po  prostu  następują,  jeżeli  sprawy  potoczą  się  w  sposób  naturalny. 

Pismo Święte trafnie opisuje naturalne konsekwencje w Liście do Galatów (6,7). Parafrazując 
nieco ten fragm

ent, można powiedzieć: „Dziecko zbiera to, co posiało". Na przykład:  

Biegnij, kiedy powinieneś iść, a poślizgniesz się i zranisz kolano. 

Połóż się późno, a spóźnisz się do szkoły.  

Logiczne  konsekwencje  są  nieco  inne.  Rodzice  przedstawiają  je  dziecku  wybiegając  w 

przyszłość,  przestrzegając  dziecko,  co  się  stanie,  jeżeli  pewne  obowiązki  nie  zostaną 

spełnione. Na przykład: 

• 

Jeżeli  nie  zjesz  kolacji,  to  wyląduje  ona  w  koszu  (albo  w  psiej  misce),  a  ty  nie 

dostaniesz nic do jedzenia aż do śniadania. 

• 

Wróć późno od kolegi, a jutro nie będzie ci wolno do niego pójść (albo następnym 

razem będziesz musiał wrócić wcześniej). 

•  Zapominaj o nakarmieniu kota, a znajdziemy mu nowy dom. 
 

Wykorzystując naturalne i logiczne konsekwencje chętnie wyjaśniaj dziecku, o co chodzi, 

a

le  nie  wracaj  bez  przerwy  do  podstawowych  reguł  i  bez  przerwy  nie  ostrzegaj,  nie  dawaj 

dodatkowych  szans  itd.  Jednym  z  kluczowych  zamierzeń  jest  wpojenie  dziecku,  że 

konsekwencje są realne i że życie nie zawsze daje drugą szansę. 

Życie  codzienne  oferuje  niezliczone możliwości  zastosowania  w  praktyce  naturalnych  i 

logicznych konsekwencji pewnych działań. I za każdym razem, kiedy to robisz, bądź gotów 

na krytyczną «chwilę prawdy», w której konsekwencje te rzeczywiście nastąpią. Jeśli spuścisz 
z tonu lub stani

esz  się  zbyt  pobłażliwy,  to  twojej  dyscyplinie  zabraknie  odniesienia  do 

rzeczywistości, a — co za tym idzie — także efektów. 
  

Żal może być bronią dziecka 

Jako rodzic zdaję sobie sprawę z tego, że nie zawsze łatwo jest być twardym i obstawać przy 
naturalny

ch  i  logicznych  konsekwencjach.  To  może  być  po  prostu  bolesne.  Oto  pozwalasz 

Bufordowi na długi sen, w rezultacie czego spóźnia się on do szkoły. Będzie narzekanie, łzy i 

żal, co nieodmiennie powoduje nerwową atmosferę w domu. 

Często przestrzegam rodziców, że skrucha dziecka czasami bywa prawdziwa, a czasami 

jest zręcznie wykorzystywana jako skuteczna broń. Jeżeli dziecko bez przerwy łamie tę samą 

zasadę lub bez przerwy robi tę samą rzecz źle i za każdym razem mówi, że tego żałuje, to być 

może używa tej skruchy jako broni. Może ono zakładać: „Dopóki mówię mamie, że żałuję, 

dopóty  będzie  mi  się  udawać".  Pamiętaj,  że  dyscyplina  praktyczna  zawsze  pyta  o 

odpowiedzialność.  Skrucha  jest  dobra,  ale  w  wielu  wypadkach  jest  niewystarczająca.  Na 

przykład, kiedy dziecko zepsuje coś w domu w rezultacie nieprzestrzegania zasady «nie ma w 

domu szaleństw», może okazać wielką skruchę. Niemniej jednak powinno zostać obciążone 

odpowiedzialnością za zniszczoną rzecz. 

Ta sama zasada odpowiedzialności powinna znaleźć zastosowanie w przypadku dziecka, 

które bez przerwy spóźnia się na kolację. Możesz przyjąć przeprosiny raz lub dwa razy, ale za 

trzecim razem dziecko powinno pójść spać bez kolacji. 

Przypominam  sobie  dziewięcioletnią  dziewczynkę,  z  którą  odbyłem  kilka  sesji 

terapeutycz

nych. Bardzo czekała na weekend, który miała spędzić ze swoją koleżanką. Miała 

nocować w jej domu, następnego ranka zjeść tam śniadanie, a potem miały wybrać się gdzieś 

razem z mamą przyjaciółki. 

background image

Ale nasza dziewięcioletnia dziewczynka miała pewne domowe obowiązki, które powinna 

była  wykonać  najpóźniej  w  piątek  wieczorem.  Mama  wcześniej  określiła  te  obowiązki  i 

wyznaczyła czas ich wykonania.  

Piątek upłynął i wieczorem córka przypomniała mamie, że czas już jechać do koleżanki. 

Kłopot  polegał  na  tym,  że  dziewczynka  nie  wykonała  poleceń  mamy.  Tak  naprawdę  to 

większość z nich nie została nawet zaczęta. Mama spokojnie powiedziała: 

Kochanie, przykro mi, ale nie będziesz mogła pojechać. 

Rzecz jasna, był płacz i scena, ale kiedy emocje opadły, córka wróciła do stołu i wciąż 

zapłakana zapytała: 

Ale dlaczego, mamusiu? 

Mama spokojnie odpowiedziała: 

Ponieważ  nie  zrobiłaś  tego,  co  do  ciebie  należy.  Przykro  mi,  ale  będziesz  musiała 

zostać w domu i to dokończyć. 

To,  co  następnie  się  wydarzyło  jest  znaczące  i  zainteresuje  rodziców,  którzy  myślą  o 

korzystaniu z dyscypliny praktycznej. Z całą przebiegłością, jaką dzieci zdają się posiadać, 

dziewięciolatka zaczęła nękać mamę: 

Ale  mamo,  przecież  nie  mówiłaś  mi,  że  mam  to  zrobić!  Dlaczego  mnie  nie 

uprzedziłaś? 

Widzicie, ja

k łatwo jest stworzyć małego potwora lub — jeśli wolicie — małego sępa? 

Dzieci posiadają umiejętność zapędzania nas w kozi róg i wywoływania w nas poczucia winy. 

Znają niezliczone sposoby oznajmiania nam, że mamy je ostrzegać, przymilać się, pochlebiać, 

nawet  przekupywać.  Wszystko  to  nonsens!  Córka  dokładnie  wiedziała,  jakie  są  jej 

obowiązki  i  do  kiedy  ma  się  z  nich  wywiązać.  Jedyną  różnicą  było  to,  że  matka  nigdy 

wcześniej tak stanowczo nie obstawała przy przestrzeganiu zasad. 

I  tutaj  właśnie  dotykamy  sedna sprawy w dyscyplinie praktycznej. Nadejdzie moment, 

kiedy  trzeba  twardo  trzymać  się  ustaleń,  co  oznaczać  będzie  łzy  i  oskarżenia,  i  nękanie. 

Możesz  zamknąć  się  w  skorupie  winy  i  pobłażliwości  i  ustąpić  albo  założyć  zbroję 

despotyzmu. Żadne z tych posunięć nie przyniesie efektu. 

Trzeba zrobić to, co zrobiła ta matka. Była spokojna, ale zdecydowana. Była stanowcza, 

ale  czuła.  Oczywiście  w  ten  weekend  nie  należała  do  osób  najbardziej  lubianych  przez 

dziewięciolatkę. Ale bardziej interesowało ją nauczenie córki odpowiedzialności niż to, żeby 

być  przez  córkę  «lubianą».  Tego  wymaga  uczenie  odpowiedzialności—czasami musimy 

«pociągnąć za dywan» i pozwolić, żeby małe sępy się poprzewracały. 

Skuteczna dyscyplina praktyczna pozwoli ci skoncentrować się bardziej na opanowaniu 

swych emocji, tak by emocje nie panowały nad tobą. Rzecz jasna, łatwiej jest to powiedzieć 
(albo  —  tak jak ja — 

napisać), niż zrobić, gdy wybite jest okno albo gdy na podłodze leży 

stłuczony flakon. Nie jest łatwo panować nad emocjami, gdy mała Courtney wraca późno i 

sprawia wrażenie, że pozjadała wszystkie rozumy, lub gdy odkrywasz, że czteroletni Cletus 

kąpie swoją dwuletnią siostrę w muszli klozetowej. Niemniej jednak wybuch gniewu niczego 

nie  rozwiązuje.  Tak  naprawdę  to  w  chwilach,  gdy  tracimy  panowanie  nad  sobą  i  nie 

dyscyplinujemy  z  czułością,  jesteśmy  winni  naszym  dzieciom  przeprosiny.  To  może  być 

trudne, ale jest to niezwykle pomocne w czynnym wypełnianiu nauki Chrystusa, który kazał 

„przebaczać jak Bóg wam przebacza" (por. Ef 4, 32 i Koi 3,13). 

W  każdej  sytuacji  to  do  ciebie  —jako rodzica —  należy  ocena  tego,  co  się  dzieje,  i 

rozstrzygnięcie,  jak  postąpić.  Kluczem  do  skutecznej  interakcji  z  dziećmi  jest  chwila 

zastanowienia,  zanim  zacznie  się  działać.  Zdaję  sobie  sprawę  z  tego,  że  nie  zawsze jest to 

łatwe,  szczególnie  że  dyscyplina  praktyczna  wymaga  zdecydowanego  działania,  a  nie 

zwlekania.  Ale  w  każdej  sytuacji  warto  zastanowić  się  przez  chwilę,  co  tak  naprawdę  się 

dzieje i co trzeba zrobić. Chwila zastanowienia (jeżeli trzeba, sam się oddal lub usuń dzieci z 

background image

miejsca  zdarzenia)  zmniejsza  prawdopodobieństwo  działania  pod  wpływem  gniewu  i 

zwiększa prawdopodobieństwo zastosowania skutecznego rozwiązania dyscyplinującego. 
  

Dziewięć sposobów na to, by zostać najlepszym przyjacielem swego dziecka 

Oto  dziewięć  wskazówek,  które  warto  pamiętać  przy  stosowaniu  dyscypliny  praktycznej  i 

które pomogą stać się najlepszym przyjacielem swego dziecka: 
 

1. 

Reakcja rodzica powinna być adekwatna do tego, co się stało. Na przykład, dziecko 

przepuściło  swoje  kieszonkowe.  Kiedy  prosi  o  dodatkowe  pieniądze  przed  końcem 
tygodnia, mówisz po prostu: „Przykro mi, 

musisz wziąć z kieszonkowego, a jeżeli już 

nic nie 

2. 

masz, to trzeba będzie poczekać do soboty". 

3. 

Nigdy  nie  skłaniaj  do  posłuszeństwa  biciem  lub  znęcaniem  się.  Pamiętaj,  kija 

pasterskiego lub rózgi używano do prowadzenia owiec, a nie do bicia ich. 

4. 

Kiedy to tylko możliwe, wybieraj działanie. 

5. 

Staraj się zawsze być konsekwentny. 

6. 

Kładź nacisk na porządek. Praca ma pierwszeństwo przed zabawą, poranne obowiązki 

przed śniadaniem itd. Sprzyja to umacnianiu posłuszeństwa i podkreśla, że w całym 

królestwie Bożym istnieje potrzeba porządku — porządek jest istotny. 

7. 

Zawsze wymagaj od dziecka odpowiedzialności za swoje czyny. 

8. 

Zawsze dawaj dziecku do zrozumienia, że jest dobre, nawet jeśli jego zachowanie jest 
nieodpowiedzialne. 

9. 

Zawsze dawaj dziecku wybór, by umacniać współpracę, a nie współzawodnictwo. 

10. 

Jeżeli lanie jest absolutnie niezbędne, powinieneś je wymierzyć, ale tylko wtedy, gdy 

w  pełni  kontrolujesz  swoje emocje. Zawsze powinno  nastąpić  po  tym  wyjaśnienie, 

dlaczego  lanie  było  konieczne  oraz  znaczące  słowa:  „Kocham  cię  i  zależy  mi  na 
tobie". 

  
To 

jest łatwe i skuteczne 

Niejeden rodzic powtarzał mi: „Za dużo pan wymaga. Mam trudności ze zdyscyplinowaniem 

dziecka w oparciu o pańskie metody". 

Mówię tym rodzicom, że czuję to, co oni. Dyscyplina praktyczna jest prostą, bezpośrednią 

metodą, ale jest trudna. Nie jest łatwo zachować się jak matka dziewięcioletniej dziewczynki, 

która  nie  wywiązała  się  ze  swoich  obowiązków.  Mała  dziewczynka  zaniedbała  swoje 

obowiązki i nie mogła spędzić wieczoru u swojej przyjaciółki. Wypróbowała wszystkie znane 

sobie sztuczki, żeby wzbudzić w mamie poczucie winy, ale mama nie uległa. Była stanowcza, 

lecz okazała jej uczucie. Rozumiała sytuację, ale pozostała nieugięta i wymogła na dziecku 

odpowiedzialność. 

Nacisk  na  odpowiedzialność  nie  jest  czymś  nowym.  Sugeruje  to  wielu  specjalistów 

zajmujących się problemem wychowania dzieci. Ale lubię myśleć, że dyscyplina praktyczna 

jest  wyjątkowo  skutecznym  sposobem  na  osiągnięcie  tego  celu  ze  względu  na  nacisk 

kładziony  na  działanie,  na  gotowość  «pociągnięcia  za  dywan»  z  humorem,  ale  i  z 

niewzruszoną  stanowczością.  I  to  się  opłaca.  Dyscyplina  praktyczna  sprawdza  się!  Widzę 

codziennie,  jak  sprawdza  się  w  moim  domu.  Widzę,  jak  działa  w  rodzinach  poddawanych 

terapii i w tych, z którymi rozmawiam jeżdżąc po kraju. W drugiej części książki przyjrzymy 

się konkretnym problemom, zawirowaniom i kłopotom, żeby przekonać  się, jak dyscyplina 

praktyczna może poprawić i umocnić twoją więź z dzieckiem — od zaraz. 
 
 
 

background image

Zastanów się: 

• 

Ten  rozdział  mówi:  „Będąc  osobą  dyscyplinującą  staniesz  się  najlepszym  przyjacielem 

swego dziecka". Jak to możliwe? 

  
• 

Co  to  są  naturalne  i  logiczne  konsekwencje?  Dlaczego  odgrywają  ważną  role  w 
dyscyplinowaniu twojego dziecka? 

 
Wypróbuj: 

• 

Uświadom sobie, jakie mogą być korzyści z konsekwencji wynikających z postępowania 

twoich dzieci. Zastanów się, jakie naturalne i logiczne konsekwencje zachowania twojego 

dziecka możesz wykorzystać do zdyscyplinowania go. 

Za

planuj swoje postępowanie. 

  
 

Rozdział 8 
Kiedy rodzina nuklearna eksploduje       
 
G

ail  była  samotną  matką  borykającą  się  z  wychowaniem  dwóch  synów,  ale  kiedy  kościół 

opłacił  jej  uczestnictwo  w  seminarium  nt.  wychowania  dzieci,  nie  pokazała  się.  Następnej 
n

iedzieli pastor zapytał ją o powód nieobecności. 

Być może zna już pani odpowiedź na wszystkie pytania — dogadywał jej. 

Ależ nie, pastorze. Wie pastor, że tak nie jest — odparła. — Ale kiedy zobaczyłam te 

wszystkie plakaty z obojgiem rodziców i kiedy pa

stor powtarzał, że seminarium jest 

dla matek i ojców, pomyślałam, że to nie dla mnie. Jest inaczej, kiedy jest się samotną matką. 

Zbyt  często  my,  autorzy  poradników  i  wykładowcy  formułujemy  nasze  rady  tak,  jak 

gdyby były one adresowane tylko do rodzin, w których są oboje rodzice — zwanych przez 

socjologów  «rodzinami  nuklearnymi».  Wielu  samotnych  rodziców  uważa,  że  ich  niepełne 

rodziny  nie  spełniają  norm,  czują  się  wypchnięci  poza  nawias,  jakby  nasze  starannie 

przetestowane  wzorce  miały  zastosowanie  tylko  w  hermetycznych laboratoriach. 

Przepraszam, jeśli to, co do tej pory napisałem w tej książce, tak zabrzmiało. Prawda jest taka, 

że samotni rodzice mogą wcielać w życie dyscyplinę praktyczną równie skutecznie. Dla wielu 

z nich może się to okazać właśnie tym, czego szukają. 

Badania  pokazują,  że  w  Stanach  Zjednoczonych  prawie  30  procent  dzieci  wychowują 

samotni rodzice. Natomiast 20 procent żyje w rodzinach zastępczych lub—jak je nazywam — 

w  rodzinach  mieszanych.  Ozzy  i  Harriet  ustępują  miejsca  Brady  Bunch  i  Murphy Brown

8

Jakie  rozwiązania  proponuje  dyscyplina  praktyczna  w  takich  sytuacjach?  Czy  istnieją 

jakieś  szczególne  sposoby  okazywania  miłości  i  stanowczości,  «pociągania  za  dywan», 

egzekwowania  odpowiedzialności  —jeżeli  jesteś  samotnym  rodzicem  albo  kiedy 

wychowujesz  czyjeś  dziecko?  I  tak,  i  nie.  W  pozostałej  część  książki  mówię  o  tych 

przypadkach,  ale  istnieją  jeszcze  pewne  dodatkowe  zastrzeżenia,  o  których sobie tutaj 
powiemy. 

Rodziny  nuklearne  eksplodują  i  ich  członkowie  muszą  dalej  żyć  w  środowisku  skażonym 
opadem radioaktywnym. 

 
Rozbite domy 

Być  samotnym  rodzicem  to  najtrudniejsze  zadanie  na  świecie.  Jesteś  żywicielem  i 

konsumentem, dozorcą i gorylem, opiekunem i jędzą. Samotnie bierzesz na siebie obowiązki 

                                                 

8

 

Bohaterowie popularnych amerykańskich seriali komediowych — osoby samotne, zajęte robieniem kariery zawodowej (przyp. tłum.). 

 

background image

wychowawcze obojga rodziców, dodając je do pozostałych zajęć i obowiązków. Większość 
znanych mi samotnych rodziców pada z nóg. 

W  przeważającej  liczbie  przypadków  któreś  z  rodziców  zostaje  osamotnione  na  skutek 

odejścia (śmierci) 
 

współmałżonka, będącego zarazem rodzicem, lub rozwodu. W obu sytuacjach towarzyszy im 

ogromny  ból  oraz  poczucie  winy  i  gniew.  Tak  więc  nie  tylko  zmagasz  się  z  codziennym 

życiem, ale musisz też poradzić sobie z ładunkiem emocji — własnych i twoich dzieci! Nie 

jest  to  łatwe  życie.  (Dostrzegam,  że  na  macierzyństwo  decyduje  się  coraz  więcej  kobiet 

niezamężnych. W takiej sytuacji emocje są nieco inne, ale wcale nie jest im łatwiej). 

Czy  jesteś  więc  skazany  na  życie  drugiej  kategorii?  Czy  twoje  dzieci  zawsze  będą 

napiętnowane  tą  sytuacją?  Niekoniecznie.  Znam  wiele  dzieci  pochodzących  z  rozbitych 

domów, które wyrosły na odpowiedzialnych nastolatków i dorosłych i które są szczęśliwymi i 

dobrze  radzącymi  sobie  w  społeczeństwie  ludźmi.  Świadczy  to  o  sile  ich  charakteru, o 

ciężkiej pracy rodzica i o działaniu łaski Bożej. 
 
Zadbaj o siebie 

Jeżeli  jesteś  samotnym  rodzicem  mającym  pod  opieką  dziecko,  to  twój  poziom  stresu  jest 

wyższy od przeciętnego. Zawsze masz na  głowie dziesięć milionów rzeczy do zrobienia, a 
czasu tylk

o na dwanaście lub trzynaście. To szef każe ci zostać dłużej w pracy, to dzieci chcą 

pojechać na zakupy, to telefon z banku w sprawie opóźnienia w spłacie kredytu. Stale coś się 
dzieje. 

Wiele  żyjących  w  głębokim  stresie  osób  uwija  się  jak  w  ukropie,  lecz  są  tak  do  tego 

przyzwyczajone,  że  nawet  nie  zauważają,  jak  bardzo  są  zestresowane.  Często  potrzeba 

jakiegoś załamania — emocjonalnego, fizycznego lub w relacjach z innymi osobami — żeby 

to sobie uświadomić. Nie czekaj, aż to się stanie. Bądź świadoma, jak wielki jest twój stres, i 

zrób, co w twojej mocy, żeby choć trochę go zmniejszyć.  

Przede  wszystkim,  zajmij  się  sprawami  podstawowymi:  odpoczynkiem,  jedzeniem  i 

sportem. Śpij siedem lub osiem godzin i jedz trzy porządne posiłki na dobę. Unikaj przekąsek, 
al

e także modnych diet. Jeśli nie możesz iść do fitness klubu, to idź i pobaw się z dziećmi, ale 

znajduj czas na regularną aktywność fizyczną. 

Następnie zajmij się rozkładem dnia. Znajdzie się mnóstwo rzeczy, na które po prostu nie 

będziesz  miała  czasu.  Jeśli  jesteś  samotnym  rodzicem,  to  jest  oczywiste,  że  nie  możesz 

zadowolić wszystkich. Naucz się odmawiać, gdy ludzie proszą cię o robienie czasochłonnych 

rzeczy.  Inaczej  zamęczą  cię  na  śmierć;  uleganie  bowiem  ich  prośbom  oznacza  dla  ciebie 
samobójstwo. Przyzn

aj sam przed sobą, że nie jesteś w stanie podołać wszystkiemu. 

Zrób sobie wolne w chwilach szczególnie stresujących. Uważaj na te chwile, w których 

czujesz  się  szczególnie  zestresowana/zestresowany  i  podejmij  stosowne  kroki,  żeby  nie 

wybuchnąć. Może jest coś — pora dnia, jakaś czynność, osoba lub pewne zachowanie dzieci 
— 

co zawsze powoduje, że czujesz się szczególnie zestresowana. W każdym razie zredukuj 

stres pozwalając sobie na odrobinę luzu, robiąc sobie miniwakacje. 

Spróbuj zachęcić dzieci do pomocy. Znam jedną mamę, która zarządziła, że pierwsze pół 

godziny  po  jej  powrocie  do  domu  to  «czas  wytchnienia».  Nie  wolno  było  jej  wtedy 

przeszkadzać. Po tym czasie z uśmiechem na ustach zajmowała się dziećmi, ale potrzebowała 
trzydziestu minut wypoczynku. Jej dz

ieci  pojęły,  że  ich  życie  jest  o  wiele  przyjemniejsze, 

jeśli  pozwolą  mamie  na  tę  chwilę  relaksu.  Ty  też  potrzebujesz takiego  czasu.  Niech  dzieci 

wiedzą, że czasem twoje potrzeby są ważniejsze. 

Zadbaj  o  siebie.  Znajdź  przyjemności,  które  sprawią  ci  radość  porównywalną  z 

wygraniem miliona, gdy tymczasem kosztują tylko kilka dolarów. Zamów kolację, zrób sobie 

background image

pedicure,  weź  gorącą  kąpiel,  idź  z  przyjaciółmi  na  koncert.  Zaoszczędź  trochę  czasu  i 

pieniędzy na własne proste przyjemności i nie czuj się z tego powodu winna. 

Co to wszystko ma wspólnego z dyscypliną praktyczną? To punkt wyjścia. Musisz być silna, 

żeby  dyscyplina  praktyczna  przynosiła  skutki,  więc  musisz  zatroszczyć  się  o  siebie. 

Wcześniej wspomniałem, że rodzice powinni znaleźć dobrą opiekunkę do dzieci i od czasu do 

czasu oderwać się od nich. Ich związek musi być silny, jeżeli mają być dobrymi rodzicami. 

To samo dotyczy ciebie, z tym że teraz jesteś sama. Poświeć trochę czasu na nabranie sił. I od 
czasu do czasu odpocznij od dzieci. 
 
Zrozum ból dzieci, 

ale mu się. nie poddawaj 

Rzecz  jasna  nie  jesteś  jedyną  osobą,  która  cierpi.  Twoje  dzieci  cierpią  również.  Ten  ból 

będzie trwał bardzo długo, chociaż kiedyś zacznie zanikać. Przez pierwsze dwa lata daje znać 

o sobie na wiele różnych sposobów, a przez następnych kilka lat będzie się pojawiał od czasu 

do czasu. Niekiedy dzieci będą miały ataki gniewu. Jeżeli będziesz w pobliżu, wyżyją się na 
tobie. (Tak bywa z gniewem — 

nie zawsze wybiera adresata). Niektóre dzieci zamkną się w 

sobie, nie okazując swoich uczuć. Niektóre popadną w autodestrukcję, inne opuszczą się w 

nauce, a jeszcze inne nie zrobią nic, o co je poprosisz. 

Jak  możesz  zdyscyplinować  dziecko  za  to,  że  czuje  się  zranione?  Wiesz,  przez  co 

przechodzi, i mu współczujesz. Możesz mieć poczucie winy za spowodowanie tego bólu (a 

jest  ono  źródłem  większości  niewłaściwych  decyzji  podejmowanych  przez  samotnego 

rodzica). Możesz chcieć zrekompensować im stratę rodzica przez zbytnią pobłażliwość.  

Ale tak naprawdę to wcale im to nie pomoże. Pewne rodzaje zachowań, bez względu na 

uwarunkowania,  są  nadal  nie  do  przyjęcia.  Musisz  wymagać  od  dziecka  —  nawet od 

cierpiącego  dziecka  —  żeby  wniosło  swój  wkład  w  poprawne  funkcjonowanie  rodziny. 

Tkwicie w tym razem i musicie sobie nawzajem pomagać. Wszyscy odczuwacie ból, ale nie 

ma  żadnego  wytłumaczenia  dla  działań  destrukcyjnych.  Bardziej  niż  kiedykolwiek  musisz 

okazywać  miłość  swemu  źle  zachowującemu  się  dziecku  („Rozumiem  cię")  i  jednocześnie 

stale wymagać, żeby zachowywało się właściwie. Jeżeli chcesz dać swojemu dziecku coś, co 

zrekompensowałoby  jego  ból,  to  po  prostu  bądź  konsekwentnym  kochającym  rodzicem  ze 

zdrowym podejściem do sprawy wychowania. 
 

Niech dzieci wiedzą, że jesteś im oddana... na zawsze 

Dzieci po rozwodzie ich rodziców szczególnie obawiają się odrzucenia. Przekonały się, że nie 

mogą zaufać dorosłemu, którego kochały. Może się to objawiać poprzez brak pewności, czy 

może  ci  zaufać,  lub  przez  trudności  z  okazaniem  miłości  innym.  Ponieważ  dyscyplina 

praktyczna  opiera  się  na  wzajemnym  zaangażowaniu  (każdy  członek  rodziny  wnosi  swój 

wkład w jej funkcjonowanie), sytuacja może trochę się skomplikować. 

Zrób wszystko, co w twojej mocy, żeby zachować poczucie rodzinnej więzi, bez względu 

na  to,  czy  masz  jedno  dziecko  czy  jedenaścioro.  Musicie  umieć  poświęcać  się  dla siebie 

nawzajem.  Jesteś  tym  rodzicem,  który  pozostał,  i  na  tobie  spoczywa  ciężar  udowodnienia 

dzieciom, że będziesz z nimi na dobre i na złe; że nie znikniesz, gdy tylko sprawy zaczną 

układać się źle. Przezwyciężenie emocjonalnego nastawienia dzieci zajmie ci trochę czasu i 

może być frustrujące, ale powtarzaj im w kółko, że jesteś tu dla nich. Zapewniaj je o swoim 
oddaniu. 
 

Przestrzegaj swoich zasad bez względu na eksmałżonka 

Kiedy zdecydujesz się postępować zgodnie z zasadami dyscypliny praktycznej, trzymaj się 
tego — 

nawet jeżeli twój były mąż nie zgadza się na to. Niech dzieci wiedzą, że macie swoje 

«domowe  zasady».  Kiedy  dzieci  zostają  z  tobą,  wiedzą,  czego  mają  się  trzymać.  Jeśli  w 

background image

weekendy odwiedzają drugiego rodzica, mogą postępować według innych reguł. Ale w twoim 

domu słuchają twoich wskazówek. 

Ale tatuś mi na to pozwala! 

Możesz to robić u tatusia. Ale tutaj ci nie wolno. 

Dzieci mogą przez jakiś czas narzekać, ale wkrótce przywykną. Mogą ci się nawet odgrażać, 

że  wolą  być  z  tatusiem.  Nie  daj  się  na  to  złapać.  Trzymaj  się  zaplanowanej  dyscypliny 

praktycznej tak długo, jak długo dzieci pozostają pod twoją opieką. 

Trzymanie przez rodziców wspólnego frontu, nawet jeśli są rozwiedzeni, jest wskazane. 

Jeżeli  pozostajesz  w  możliwie  dobrych  stosunkach  ze  swoim  byłym  mężem,  to  możesz  — 
szczególnie gdy chodzi o dzieci — 

spróbować  opisać  mu  metody  dyscypliny  praktycznej, 

które  mógłby  zastosować.  Wyjaśnij,  czego  się  spodziewasz  od  każdego  z  dzieci,  i  w  jaki 

sposób  będziesz  wymagać  od  nich  odpowiedzialności.  Dla dobra dzieci twój eks-mąż 

powinien zgodzić się realizować twój sposób dyscyplinowania. 

Ale  nie  jest  to  bezwzględnie  konieczne.  Wielu  ludzi  błędnie  pojmuje  dyscyplinę 

praktyczną,  uważając  ją  za  zbyt  surową,  i  twój  były  mąż  może  obawiać  się,  że  jesteś  dla 

dzieci zbyt surowa. Niech cię to nie zniechęca. Postępuj zgodnie ze swoim planem. 
  

Unikaj trójkątów 

Załóżmy, że twój były  mąż ma przyjechać po waszego syna w sobotę  o godzinie 10, żeby 

zabrać go do parku. O godzinie 9.45 twój maluch jest całkowicie ubrany, spakowany i czeka 
na schodach. Mija 10.00, potem 10.30 i 11.00 — 

tatusia ani śladu. Dziecko pyta pochlipując: 

Dlaczego nie przyjeżdża? Przecież obiecał. 

Oczywiście wszystko zaczyna się w tobie gotować. Twój były mąż rzadko dotrzymywał 

obietnic, a ter

az  dobija  cię  widok  rozczarowanego  synka.  Już  sięgasz  po  słuchawkę,  żeby 

zmyć byłemu mężowi głowę. 

Ale to nie twój problem. Tak naprawdę to jest to sprawa między twoim byłym mężem a 

waszym synkiem. Nie musisz się w to angażować. Podaj słuchawkę synkowi i powiedz: 

Nie wiem. Znasz jego numer. Zapytaj go sam. 

Dzięki takiemu postępowaniu nie tylko ty unikasz wybuchowej sytuacji, ale twoje dziecko 

również dostaje cenną, choć bolesną lekcję. A czyj głos w słuchawce wywrze większy efekt 
na nieobecnym tatusiu — t

wój (zrzędzący) czy dziecka (płaczliwy i proszący)? Niech dziecko 

ma z drugim rodzicem swoje własne układy. 

Często  dzieci  rozwiedzionych  rodziców  pełnią  rolę  gołębi  pocztowych  lub  szpiegów. 

Krążąc  między  rodzicami  przynoszą  wiadomości  (zazwyczaj  nieprzyjemne)  albo  zbierają 
informacje. 

Powiedz temu swojemu beznadziejnemu ojcu, żeby tym razem przywiózł cię o jakiejś 

sensownej porze. 

Czy matka się z kimś teraz spotyka? 

Jeśli  masz  jakąś  sprawę  do  swego  byłego  małżonka,  zwróć  się  do  niego  sama  lub 

porozmawia

j z nim przez prawnika. Nie stawiaj dzieci między wami. Unikaj również pokusy 

zdobycia  sympatii  dzieci.  Czasami  rozwiedzeni  rodzice  znajdują  pewną  dozę  satysfakcji  w 

tym, że „dzieci bardziej mnie lubią".  

W rezultacie kiedy tylko mogą, wieszają psy na byłym współmałżonku. Jest to niewskazane; 

dzieci muszą nauczyć się szanować oboje rodziców tak, jak to tylko możliwe. (Ponadto twoje 

pragnienie bycia lubianą przez dzieci może podkopać dyscyplinę praktyczną. Jeśli dzieci są 

pionkami w jakiejś emocjonalnej rozgrywce, to mogą szybko nauczyć się wykorzystywać to 

przeciwko  tobie:  „Tatuś  jest  fajniejszy  od  ciebie.  U  niego  mogę  nie  kłaść  się  spać  aż  do 
jedenastej!"). 

Czasami  dzieci  albo  eksmąż  będą  usiłowali  wciągnąć  cię  w  swoje  wzajemne  relacje. 

„Dlaczego tatuś już mnie nie kocha tak jak dawniej?" „Wydaje mi się, że od jakiegoś czasu 

background image

Tyler  jest  na  mnie  zły.  Dlaczego?"  Oczywiście  możesz  w  czymś  pomóc,  ale  nie  daj  się 

wciągnąć  w  nieporozumienia  między  twoim  byłym  mężem  a  waszym  dzieckiem,  bo  tak 

będzie  dla  ciebie  bezpieczniej.  Jeśli  to  tylko  możliwe,  niech  kontaktują  się  ze  sobą 

bezpośrednio. 
 

Nic wyręczaj nikogo w rozwiązywaniu problemów 

Jako samotny rodzic jesteś przyzwyczajona do samodzielnego zaspokajania potrzeb dziecka. 

Może to dość szybko przerodzić się w nadopiekuńczość, co spowoduje, że będziesz chciała 

osłonić  dziecko  przed  rzeczywistością.  Na  dodatek  samotni  rodzice  często  mają  poczucie 

winy za to, że ich dzieci znalazły się w sytuacji, która nie jest sytuacją wymarzoną. Chcą więc 

zrekompensować to dzieciom, chroniąc je przed dodatkowym cierpieniem. 

Al

e  kluczem  do  dyscypliny  praktycznej  jest  konieczność  nauczenia  się  stawiania  czoła 

rzeczywistości, zaś czasami — jak mówią — «rzeczywistość boli». Wiem, że niełatwo jest 

patrzeć, jak dziecko przynosi ocenę niedostateczną z historii, ponieważ zamiast pisać referat, 

oglądało telewizję, ale to nie oznacza, że powinnaś je wyręczać. Następnym razem zdecyduje 

mądrzej. Niełatwo jest patrzeć, jak twój syn zostaje usunięty z drużyny piłkarskiej, ale to nie 

oznacza, że masz dzwonić do trenera ze skargą. W następnym roku syn więcej się przyłoży — 

albo znajdzie dziedzinę, która bardziej odpowiada jego zainteresowaniom. 

Rzeczywistość jest naprawdę dobrym nauczycielem, aczkolwiek wymagającym. A ty nie 

wyświadczasz dzieciom przysługi chroniąc je przed nią. Zwalcz pokusę rozwiązywania za nie 

wszystkich problemów. Niech odkryją kawałek rzeczywistości na własną rękę. 
 
Nie szukaj zbytniego wsparcia u dzieci 

Samotni  rodzice  często  próbują  przekazać  dzieciom  część  obowiązków  współmałżonka. 

Jeżeli  chodzi  tylko  o  wyniesienie  śmieci,  nie  ma  sprawy.  Ale  uważaj,  żeby  nie 

wykorzystywać  dziecka  jako  powiernika.  Dzieje  się  tak  szczególnie  wtedy,  gdy  chodzi  o 

jedynaka. Wtedy robi się z tego «ty i ja przeciw światu». Regularne wylewanie swoich uczuć 

jest  bardzo  kuszące.  Jednak  taka  sytuacja  może  doprowadzić  do  naruszenia  dyscypliny 

praktycznej  przez  podważenie  autorytetu  rodzica.  Jeżeli  w  jednej  chwili  jesteś  pokrewną 

duszą, to trudno w drugiej być osobą dyscyplinującą. Nie twierdzę, że  nie powinnaś być z 

dziećmi szczera i cieszyć się z ich towarzystwa. Powinnaś! Ale pamiętaj, że jesteś rodzicem. 

I pamiętaj, że twoje dziecko jest tylko dzieckiem. Wiele twoich uczuć to uczucia z natury 

«dorosłe» — złożone i sprzeczne. Twoje dziecko nie jest gotowe na ich poznanie. Ty możesz 

poczuć  ulgę  zrzucając  ciężar  z  serca  przed  słuchającym  cię  dzieckiem,  ale  teraz  dziecko 

przejęło ten ciężar i może się pod nim ugiąć. Jeżeli martwisz się pieniędzmi, snujesz marzenia 

o własnym życiu uczuciowym albo masz pretensje do swojego eksmęża — zachowaj to dla 

siebie albo (to jeszcze lepsze rozwiązanie) poszukaj kogoś dorosłego, z kim mogłabyś o tym 

porozmawiać. 

Jeśli  masz  kilkoro  dzieci,  to  prawdopodobnie  poszukasz  oparcia  w  najstarszym,  żeby 

pomagało ci przy młodszych. Nie ma w tym nic złego — Sande i ja często tak robimy (ale 

ułatwia to spora różnica wieku między naszymi dziećmi). Uważaj jednak, by nie składać na 

barki najstarszego zbyt wielu obowiązków. Nie może ono stać się «współrodzicem». Pozwól, 

żeby  dziecko  wykształciło  w  sobie  naturalne  zdolności  przywódcze,  lecz  rodzicielską 

odpowiedzialność zachowaj dla siebie. 
 
Uwaga na dziadków 

Pewnego  razu  miałem  do  czynienia  z  35-letnią  samotną  matką  dwójki  dzieci  w  wieku 

dwunastu i dziesięciu lat. Jej rodzice postanowili, że zabiorą całą rodzinę do Disneylandu i 

zapłacą  za  wszystko.  Był  to  wspaniały  prezent,  ale  kobieta  miała  w  związku  z  tym  nieco 

mieszane uczucia. Zgodziłem się z nią. Prezent był miły, ale i niebezpieczny. 

background image

W  tym  wypadku  dziadkowie  postępowaliby  jak  rodzice.  Decydowaliby  za  swą  dorosłą 

córkę  i  za  jej  dzieci.  Podczas  wycieczki  to  oni  byliby  u  władzy,  a  nie  ona.  I  jaką  naukę 

wyniosłyby z tego dzieci? 

Możliwe,  że  w  danej  chwili  nie  miałabyś  nic  przeciwko  zafundowaniu  wycieczki  do 

Disneylandu. Mógł to być dobry pomysł, gdyby dziadkowie mimowolnie nie wykorzystali tej 

sytuacji do kierowania córką i jej dziećmi. Sądzę, że czuli się nieco winni z powodu jej trzech 

rozwodów  (pewnie  popełnili  jakiś  błąd  wychowawczy),  a  teraz  nie  ufali  jej,  jeśli  chodzi  o 

wychowanie  jej  własnych  dzieci,  i  chcieli  przejąć  odpowiedzialność  za  tę  sprawę.  (W 

rzeczywistości od czasu do czasu zajmowali się już dziećmi przez dwa lub trzy tygodnie z 

rzędu, kiedy córka potrzebowała odpoczynku). 

Dziadkowie byli mili, ale chcieli kontrolować córkę, a ona pozwalała na to. Kiedy inni 

bez  przerwy  cię  w  czymś  wyręczają,  szybko  nabierasz  przekonania,  że  sama  sobie  nie 
poradzisz. 

Zaproponowałem,  że  najlepiej  będzie,  jeśli  córka  weźmie  na  siebie  rolę  rodzica,  a 

dziadkowie  będą  ją  w  tym  wspierać.  Wycieczka  do  Disneylandu  nie  umacniała  jej  w  roli 

rodzica (jeżeli naprawdę chcieli pomóc, mogli dać jej pieniądze i pozwolić, żeby sama zabrała 
dzieci). 

Ta historia odnosi się do wielu niepełnych rodzin. Dziadkowie — często pod wpływem 

niejasnego poczucia winy (i zwykle r

zeczywiście  chcąc  pomóc)  —  uzurpują  sobie  rolę 

rodzica.  Samotny  rodzic,  który  i  tak  boryka  się  z  życiem,  pozwala  im  na  to.  Ale  jest  to 

pułapka kwestionująca faktyczny autorytet w rodzinie. Samotny rodzic i jego rodzice muszą 

współpracować, żeby umocnić szacunek między tym rodzicem a jego dzieckiem. Dziadkowie 

mogą pomagać, ale nie mogą przejmować steru. 
 

Ostrożnie z własnym życiem uczuciowym 
Od momentu rozwodu

9

Musisz  być  szczególnie  ostrożna  również  przez  wzgląd  na  dzieci.  Zapewne  twój  stan 

emocjonalny w znacznym stopniu wynika ze świadomości, że twoje dzieci potrzebują i ojca, i 

matki.  Zdajesz  sobie  sprawę,  że  samotne  macierzyństwo  jest  ciężkie  dla  wszystkich  osób, 

których ono dotyka, i snujesz fantazje, że twój nowy towarzysz życia rozwiąże wszystkie te 

problemy. Ale rzuć okiem na dalsze strony tej książki, a przekonasz się, że przybrany rodzic 

to też nie bułka z masłem. Poślubienie niewłaściwej osoby — po raz kolejny—wyrządziłoby 

twojej rodzinie jeszcze większą szkodę. Więc nie spiesz się. 

 

lub śmierci, kiedy to stałaś się samotnym rodzicem, w twoim życiu 

pojawiła się głęboka wyrwa. Jest rzeczą naturalną, że chciałabyś znaleźć kogoś, kto pomógłby 

ci  ją  zapełnić.  Ale  musisz  być  ostrożna,  kiedy  twoje  serce  zaczyna  się  zwracać  w  stronę 

drugiego człowieka. Co tobą kieruje: uczucie czy potrzeba? W wyniku tragedii pojawiły się w 
tobie nowe pot

rzeby emocjonalne, które spowodują zaburzenie równowagi w każdym nowym 

związku. Według ekspertów, żeby emocjonalnie pogodzić się z tym, że doszło do rozwodu, 

potrzeba  przynajmniej  dwóch  lat,  a  często  nawet  więcej.  Jeśli  zbyt  szybko  się  z  kimś 

zwiążesz, szykujesz sobie kolejną porażkę. 

Wiele  marzeń  twoich  dzieci  jest  podobnych  do  twoich.  Widzą  jak  gawędzisz  z 

sympatycznym kasjerem/kasjerką  w supermarkecie i już zaczynają planować  wesele. Jeżeli 

przyprowadzasz  kogoś  nowego  do  domu,  mogę  się  założyć,  że  przyglądają  mu  się  jako 

potencjalnemu tacie/mamie. Opłakując utratę kogoś bliskiego żyje się nadzieją, że jeszcze nie 

wszystko  stracone.  Kiedy  w  końcu  dzieci  zdają  sobie  sprawę,  że  ty  i  twój  eksmąż  to 

przeszłość, szukają kogoś, żeby obsadzić wakujące stanowisko, żeby wszystko wyglądało jak 

dawniej. Oczywiście nigdy nie będzie tak jak dawniej. Nie możesz się cofnąć. Jedyna droga 

                                                 

9

 

W dzisiejszym świecie rozwody są niestety zjawiskiem częstym. Autor kieruje swoje rady również do osób rozwiedzionych (przyp. wyd). 

 

background image

prowadzi  naprzód.  Jednak  presja  ze  strony  dzieci  może  doprowadzić  do  rozpadu  nowego 

związku. 

Radziłbym utrzymywać własne życie uczuciowe w jak największym sekrecie. Nie dziel 

się z dziećmi szczegółami o randkach i nie przyprowadzaj swoich partnerów do domu, dopóki 

nie jesteś zaręczona. Byłoby to dla dzieci tylko źródłem rozczarowań. Najlepszym sposobem 

na  to,  abyście  pozostali  zdrową  rodziną  (i  osobami),  jest  zaakceptowanie  możliwości 

pozostania osobą samotną. Ty i twoje dzieci musicie nauczyć się radzić sobie jako rodzina 

funkcjonująca  bez  jednego  elementu.  Taka  jest  rzeczywistość.  A  jeżeli  Bóg  da  ci  nowego 

towarzysza życia, to tym silniejsza będziesz w nowym związku. 

Connie poznała Ricka za pośrednictwem kolegów z pracy.  Zaczęła się z nim spotykać. 

Mając dwóch synów z pierwszego małżeństwa, które zakończyło się dwa lata wcześniej, była 

gotowa na poważny związek. Rick zdawał się być dla niej doskonałym mężczyzną. Nawet jej 
ojciec  — 

chociaż nie podobał się mu żaden z mężczyzn, z którymi dotąd się spotykała — 

wyraził swą gorącą aprobatę, kiedy przedstawiła mu Ricka. 

Kiedy  Rick  zabrał  jej  synów  na  ryby,  Connie  pokochała  go  jeszcze  bardziej. 

Dziewięcioletni  Jake  i  jedenastoletni  Jeffy  naprawdę  potrzebowali  ojca,  a  Rick  był  typem 

człowieka  aktywnego,  który  im  imponował.  Cała  rodzina  naprawdę  oszalała  na  punkcie 
Ricka. 

Miło było na nich patrzeć. 

Ale  w  pewnym  momencie  Connie  zaczęła  dostrzegać  pewne  problemy.  Tajemnicze 

wyjazdy  służbowe,  nieprzekonujące  wyjaśnienia.  Z  początku  ignorowała  te  niepokojące  ją 

sygnały,  ale  wkrótce  zdała  sobie  sprawę,  że  Rick  ją  oszukuje.  Kiedy  w  końcu  doszło  do 

konfrontacji, roześmiał się. 
-

Ach, tylko o to chodzi. Przecież jestem facetem. Nie jesteśmy małżeństwem ani nic w tym 

stylu. To nie jest nic wielkiego. 

Oczywiście dla niej to było coś wielkiego. W myślach już podążała ku małżeństwu, ale 

teraz  nacisnęła  hamulec.  Jej  poprzedni  mąż  był  oszustem.  Nie  zamierzała  pozwolić,  żeby 

historia się powtórzyła. 

Jake i Jeffy zmartwili się, że nie zobaczą już Ricka. Connie w delikatny sposób wyjaśniła 

im sytuację, ale oni właściwie zaakceptowali już Ricka jako ojca. Skończyło się na tym, że 

obwiniali Connie za zerwanie tego związku, manifestując swój bunt, co na długie miesiące 

zatruwało atmosferę w domu. 

To  jeszcze  bardziej  pogorszyło  życie  Connie.  Cierpiała  rzecz  jasna  z  powodu  zdrady 

Ricka, a teraz mus

iała jeszcze codziennie staczać batalie z własnymi dziećmi. Martwiło ją, że 

nie  była  wystarczająco  pociągająca,  żeby  podtrzymać  zainteresowanie  Ricka.  Dlaczego 

miałby  spotykać  się  z  innymi  kobietami?  I  czuła  się  winna,  że  dała  dzieciom  nadzieję,  a 

następnie im ją odebrała. Ten uczuciowy galimatias wzmógł jej potrzebę znalezienia oparcia 

w drugim człowieku, która to potrzeba pchnęła ją w ramiona kolejnego mężczyzny. 

Stan zamieszkał w okolicy niedawno. Był przystojny, nie był wcześniej żonaty. Nie był 

typem m

acho jak Rick; cechowała go stałość, był konsekwentny, miał dobrą pracę w firmie 

ubezpieczeniowej i perspektywę na awans. Connie dobrze się z nim czuła, gdy oprowadzała 

go po mieście i pomagała mu urządzić mieszkanie. On potrzebował jej, a ona jego. Dokładnie 

cztery miesiące po rozstaniu z Rickiem Connie wybrała się na pierwszą oficjalną randkę ze 
Stanem. 

Wkrótce zaczęły się wspólne obiady z Connie i jej dziećmi trzy razy w tygodniu. Jake i 

Jeffy traktowali go z ostrożnością, ale w końcu przywykli do jego obecności, szczególnie gdy 

pomagał im w odrabianiu zadań. Connie zaczęła myśleć, że tym razem ten związek przetrwa. 

Czuła, że Stan to dobry materiał na męża, że trafiła na takiego mężczyznę, który zaopiekuje 

się nią i jej dziećmi. 

Po  sześciu  miesiącach  regularnego  spotykania  się  Connie  zaczęła  się  niecierpliwić. 

Chciała pogłębić ten związek, ale Stanowi zdawał się odpowiadać obecny stan rzeczy. Connie 

background image

zdała  sobie  sprawę,  że  cała  inicjatywa,  żeby  być  razem,  pochodzi  od  niej,  a  Stanowi  jak 

gdyby nie zależało na tym, czy są razem czy nie. W jaki sposób taki świetny facet osiągnął 

wiek 37 lat pozostając kawalerem? Może ma problem z angażowaniem się w związek? 

Connie  postanowiła  wziąć  byka  za  rogi.  Gdy  pewnego  wieczora  siedzieli  w  salonie, 

wyłączyła telewizor i zaczęła mówić o swoim pragnieniu zawarcia ponownego małżeństwa. 

Nie muszą się spieszyć, zapewniła Staną, ale zdecydowanie chciała iść w tym kierunku. Nie 

dał  jej  zobowiązującej  odpowiedzi.  I  więcej  go  nie  zobaczyła.  Przestał  dzwonić.  Przestał 

przychodzić do kościoła. Nie odpowiadał na telefony. Za bardzo go przycisnęła i uciekł przed 

koniecznością zaangażowania się. 

Tym  razem  Jake  i  Jeffy  nie  okazywali  zbytnio  swych  uczuć,  ale  w  ciągu  roku  ich 

zachowanie znacznie się pogorszyło. Ich stopnie poleciały w dół. Jeffy wdawał się w szkole 

w  bójki.  Pewnego  razu  Connie  dostała  telefon  z  posterunku  policji:  Zatrzymano  Jake'a  za 

kradzież w sklepie. 

Ciąg  porażek  sercowych  był  dla  Connie  bolesny,  ale  cierpiały  też  jej  dzieci.  Nie 

wiedziały,  jak  sobie  poradzić  z  rozczarowaniem i spowodowanym przez nie gniewem. Ich 

emocje  wymykały  się  spod  kontroli  i  przejawiały  się  w  różnych  destrukcyjnych 
zachowaniach. 

Historia  Connie  często  się  powtarza.  Miałem  do  czynienia  z  wieloma  rodzinami 

przeżywającymi podobne doświadczenia: zawiedzione nadzieje i rozdrapywanie ran. Dlatego 

mówię  samotnym  rodzicom,  żeby  byli  bardzo  ostrożni  w  kwestii  mówienia  dzieciom  o 

swoich romansach. Rzecz jasna musisz brać pod uwagę swe emocje, gdy odczuwasz wielką 

potrzebę znalezienia nowego towarzysza życia, ale w sposób szczególny ochraniaj dzieci. Nie 

przywiązuj ich do siebie, kiedy wybierasz się na przejażdżkę karuzelą miłości. 

Najlepsza rada dla samotnych rodziców jest następująca:  

1° Nie umawiaj się.  

2° Jeśli się umawiasz, rób to poza domem.  
3° Nie przyprowadzaj go/jej do domu, dopóki na 

twoim palcu nie pojawi się coś, czym 

będziesz w stanie przeciąć szkło. 

Z  następnego  rozdziału  dowiesz  się,  że  nawet  jeśli  nowe  związki  są  udane,  to  często 

więcej problemów powodują, niż rozwiązują. 
 

Zastawów się: 

•  W jaki 

sposób możesz okazać dzieciom zrozumienie w tych trudnych dla nich chwilach, 

nie pobłażając im? Dlaczego jest to ważne? 

• 

Jakie są największe wyzwania stojące przed tobą jako samotnym rodzicem? 

• 

Które z sugestii zawartych w tym rozdziale są dla ciebie najtrudniejsze do wypełnienia? 

Które są najłatwiejsze? Dlaczego? 

 
Wypróbuj: 

• 

Sporządź plan wprowadzenia w życie wybranej przez was najtrudniejszej i najłatwiejsze] 

sugestii.  Zrób  dokładny  harmonogram  spotkań,  ustal  zasady  postępowania,  zaplanuj,  z 
którymi osobami 

chcesz się spotkać, itd. 

  
 
 
 
 
 
 
 

background image

Rozdział 9 

Rodziny się nie łączą; owe się zderzają 
 

dawnych  czasach  rodzice  mieli  wiele  dzieci.  Teraz  dzieci  miewają  wielu  rodziców. 

Rozwody i powtórne małżeństwa są obecnie tak powszechne, że rodziny  po przejściach są 
n

iemal wyznacznikiem nowego tysiąclecia. Dzieci często muszą nauczyć się żyć z nowymi 

rodzicami i z nowym rodzeństwem, co wcale nie jest łatwe. 

Rodziny  łączone  wydają  się  wspaniałym  pomysłem,  dopóki  nie  spróbuje  się  tego  na 

własnej  skórze.  „Ja  mam  dzieci,  które  potrzebują  tatusia,  ty  masz  dzieci,  które  potrzebują 

mamusi, więc wrzućmy wszystko do wspólnego worka". Wydaje się, że ma to sens. Ale kiedy 

zajmiesz  się  dopracowywaniem  szczegółów  tworzenia  nowego  domu  z dwóch  odmiennych 

rodzin, czar pryska. Możesz nawet zatęsknić za prostotą bycia samotnym rodzicem. 

Ostatnio po wykładzie w Minnesocie podeszli do mnie pewni małżonkowie i oświadczyli: 

Chcieliśmy  panu  tylko  powiedzieć,  jak  wiele  znaczy  dla  nas  pańska  książka  Living  in  a 

Stepfamily without Getting Stepped on.  

A  ja  w  swej  głębokiej  pokorze  spodziewałem  się  zaraz  usłyszeć,  jak  moje  błyskotliwe 

analizy sprawiły, że ich życie stało się wspaniałe i spokojne. Lecz oni zaskoczyli mnie swoją 

szczerością. 

Pańska książka przygotowała nas na «wieczory Armagedonu

10

Ich uwagi otrzeźwiły mnie, ale trafiły w sedno. Nawet jeżeli wszystko robisz dobrze, to 

rodzina łączona i tak pozostaje strefą działań wojennych. Często powtarzam, że podczas ślubu 

pobierają  się  więcej  niż  dwie  osoby.  Myślę  o  sześciu,  bo  musicie  wliczyć  w  to  obie  pary 

rodziców. W bardzo konkretnym sensie  «poślubiacie»  też swoich teściów. Czy wam się to 
podoba, czy ni

e, wchodzicie w inną rodzinę. 

», jakie od czasu do czasu 

przeżywamy — powiedzieli. — Życie w rodzinie łączonej jest bardzo trudne. Dziękujemy, że 

nas pan o tym uprzedził. 

A co się dzieje, jeśli oboje — i panna młoda, i pan młody — mają dzieci? I tu ma miejsce 

«poślubianie» członków rodziny, tyle że ich liczba jest nieco większa. «Poślubiasz» mamę i 

tatę, syna i córkę swojego współmałżonka, a twój współmałżonek poślubia członków twojej 

rodziny.  Twoje  dzieci  zyskują  nagle  nowych  braci  i  siostry  oraz  dziadków.  W  tej  jednej 

uroczystości może być zawieranych dwadzieścia albo trzydzieści «małżeństw»! 

Problem  polega  na  tym,  że  łączenie  rodzin  jest  skomplikowane.  Musisz  wejść  w  tę 

sytuację  z  szeroko  otwartymi  oczyma.  Jeżeli  masz  nadzieję,  że  to  małżeństwo  rozwiąże 

wszystkie  twoje  problemy  samotnego  rodzicielstwa,  to  zapomnij  o  tym.  Właśnie  otwierasz 

puszkę Pandory. 

Jeśli tylko jedno z małżonków posiada dzieci, to sprawa jest odrobinę prostsza, ale w dalszym 

ciągu istnieją kwestie związane z połączeniem rodzin. Nowy ojciec albo nowa matka musi 

zapracować na prawo bycia rodzicem, a to może zabrać trochę czasu. 

Ogólnie rzecz biorąc, na zespolenie się rodzin potrzeba od trzech do siedmiu lat. Od 

trzech do siedmiu lat! To oznacza, że do czasu, kiedy zaczniecie się czuć jak jedna rodzina, 

twój  szóstoklasista  może  już  opuścić  dom.  To  długi  proces.  Pomoże  ci  w  nim  dyscyplina 

praktyczna, ale uważaj, jak ją stosujesz. Rozważ poniższe wskazówki. 
 
Najpierw dyscyplinuj swoje dzieci 

Pamiętaj  że  «relacje  są  przed  zasadami»,  a  ty  nie  masz  jeszcze  wystarczającej  więzi 

emocjonalnej z dziećmi twojego współmałżonka. Trudno ci więc będzie stanowić prawo. A 

jeśli  będziesz  zmuszona  «pociągnąć  za  dywan»,  to  twoje  przybrane  dzieci  poczują  się 

dotknięte. Przez kilka pierwszych lat każdy rodzic powinien dyscyplinować wyłącznie własne 
                                                 

10

 

Armagedon: według Biblii równina, na której nastąpi ostateczna rozprawa sił Dobra z siłami Zła. 

 

background image

dzieci. W końcu rodzina połączy się na tyle, że taki podział dyscyplinowania nie będzie już 
konieczny. 

Jeśli  jeden  rodzic  będzie  surowszy  od  drugiego,  to  może  to  spowodować  pewną 

nierównowagę. Rodzice powinni wprowadzać dyscyplinę praktyczną wspólnie, «porównując 

zasady» (patrz niżej). Ale odrobina nierównowagi jest lepsza od niechęci pasierba wywołanej 
ni

eodpowiednio zastosowaną przez przybranego rodzica dyscypliną. 

 
Stwórz nowy dom 

Jestem tu daleki od używania metafor. Kiedy łączycie swoje rodziny, przeprowadźcie się do 

nowego domu lub mieszkania. Jeżeli jedna rodzina przeprowadza się do drugiej, to jedni będą 

się  czuli  wyobcowani,  a  drudzy  stłoczeni.  O  wiele  lepiej  jest  zacząć  nową  przygodę  w 

miejscu nowym dla wszystkich. Zdaję sobie sprawę z tego, że znalezienie innego mieszkania 

wymaga sporych zachodów, ale j est to j edna z wielu rzeczy, jaką trzeba wziąć pod uwagę 

przed  połączeniem  rodzin.  Jeżeli  jedna  z  rodzin  już  przeniosła  się  do  domu  drugiej,  to 

prawdopodobnie  już  widzicie  problemy.  Rodzina  «gospodarza»  z  niechęcią  dzieli  się 

«swoimi»  pokojami,  łazienkami,  telewizorami,  komputerami  i  telefonami.  Rodzina  «gości» 

nigdy tak naprawdę nie czuje się u siebie. Spróbuj jak najszybciej temu zaradzić znajdując 

dom, który dla wszystkich będzie nowym domem. 
 
Porównuj zasady 

Radzę to wszystkim parom bez względu na to, czy mają dzieci czy nie. Bądź świadom, że 
ka

żde  z  was  wzrastało  z  odmiennymi  wyobrażeniami,  co  jest  dobre,  a  co  złe;  co  jest 

uprzejme, a co samolubne; co należy do kompetencji mamy, a co do kompetencji taty. Swój 

zestaw  zasad  otrzymałaś/  otrzymałeś  od  rodziców,  chociaż  w  miarę  wzrastania 

mogłeś/mogłaś go nieco zmodyfikować. A w poprzednim małżeństwie miały miejsce kolejne 

adaptacje. Twoje dzieci wpoiły sobie pewne zasady i oczekiwania. Ale twój współmałżonek 

otrzymał  odmienny  zestaw  zasad  i  oczekiwań,  które  też  uległy  pewnej  modyfikacji,  więc 
jego/je

j dzieci mają inny kodeks postępowania niż twoje dzieci. 

Co możesz zrobić? Porozmawiaj o tym ze współmałżonkiem i mówcie o tym nieustannie. 

Niech wszyscy w rodzinie mają swój wkład w dyskusję o tym, co jest dla niej dobre, a co złe. 

Ustal wspólną listę oczekiwań i obowiązków. 

Jako  przybrany  rodzic  zachowaj  pewną  pokorę.  Nie  wiesz,  co  powoduje,  że  twoje 

przybrane  dzieci  wybuchają.  Możesz  sądzić,  że  ci  dokuczają,  gdy  tymczasem  one  tylko 

żartują. Możesz nie aprobować niektórych rzeczy, które dotąd wolno im było robić. Przyda 

się tutaj stara dobra metoda rozpoczynania wypowiedzi od słowa «ja» („[Ja] nie lubię, kiedy 

tak  robisz"),  ale  nie  zakładaj,  że  wiesz,  jakie  intencje  przyświecają  twoim  przybranym 

dzieciom („Jesteś taki przekorny!"). 
 

Nie muszą cię. kochać; wystarczy że cię szanują — i na odwrót 

Między  przybranymi  rodzicami  a  przybranymi  dziećmi  zdarzają  się  wojny  totalne.  Dzieci 

twojego współmałżonka mają wiele powodów, żeby cię nienawidzić, choć większość z tych 

powodów jest nieracjonalna. Mogą cię uważać za intruza, wchodzącego w rolę prawdziwego 

rodzica  i  nie  potrafiącego  tej  roli  sprostać.  Mogą  cię  obwiniać  o  to,  że  przeszkadzasz  ich 

rodzicom w ponownym zejściu się. Mogą czuć do ciebie niechęć za to, że kradniesz im ich 

matkę lub ojca (twojego współmałżonka) — dawniej cała uwaga ich rodzica była skupiona na 

nich,  a  teraz  muszą  się  nim  z  tobą  dzielić.  Albo  mogą  mieć  niewyobrażalnie  wysokie 

oczekiwania związane z twoją osobą i mogą się czuć rozczarowane, że nie potrafisz sprostać 
tym oczekiwaniom. 

Możesz  próbować  udowodnić  swoją  wartość,  wyperswadować  im  te  uczucia  albo 

powiedzieć im, że je kochasz, ale pewnie wiele to nie zmieni. Jeżeli nadal odczuwają duży 

background image

ból, winę za to przypiszą tobie. A im bardziej będziesz je zmuszać, żeby cię pokochały, tym 

mniej będą do tego skłonne. Miłości nie da się wymusić. 

Ale  możesz  prosić  o  szacunek.  Kiedy  nawiązujesz  z  dziećmi  więź  jako  ich  przybrany 

rodzic, zrozum, jakiego rodzaju jest to związek, i nie wyolbrzymiaj swojej roli. (To by tylko 

zwiększyło ich niechęć). Z czasem może zdobędziesz miłość swoich przybranych dzieci, ale 

będzie to wymagać od ciebie wiele uporu. Póki co masz pozycję guasi-autorytetu. Owszem, 

dyscyplinowaniem  ich  będzie  się  zajmował  ich  własny  ojciec,  ale  ty  uczestniczysz  w 

zajmowaniu się domem, więc muszą okazywać ci szacunek jako osobie współtroszczącej się 

o dom i jako komuś, kogo kocha ich rodzic. 

Domaganie się szacunku doskonale mieści się w ramach dyscypliny praktycznej. Gdyby 

te  dzieci  przyszły  do  kogoś  obcego  i  okazały  rażący  brak  szacunku,  wyproszono by je za 

drzwi.  Taka  jest  rzeczywistość.  Ty  i  twój  współmałżonek  powinniście  ustalić  pewne 

standardy szacunku, jaki twoje przybrane dzieci  powinny  ci okazywać;  można tu stosować 

odpowiednie środki dyscyplinujące. 

Ale najlepszym sposobem zdobycia szacunku jest okazywanie go. Czasami przybrani 

rodzice zwierzają mi się, że wcale nie kochają dzieci swojego współmałżonka. „W porządku" 
— 

mówię. Nie musicie ich kochać; po prostu je szanujcie. Są co najmniej istotami ludzkimi, 

które  mieszkają  w  naszym  domu.  Są  również  potomstwem  osoby,  którą  kochasz.  Mają 

uczucia, ideały, marzenia i cele. Im więcej ich słuchasz, im większy szacunek im okazujesz, 

tym bezpieczniej czują się z tobą. I w końcu odwzajemnią ten szacunek. 

Wiem, że czasami czujesz się jak na wojnie. Jesteście tak pełni konfliktów, że traktujecie 

przybranych  członków  rodziny  gorzej  niż  potraktowalibyście  w  swym  domu  kogoś 

nieznajomego.  Przestańcie  walczyć  i  zacznijcie  znów  okazywać  sobie  zwykłą  uprzejmość. 

Nie  użalaj  się  nad  brakiem  miłości  w  tych  relacjach.  Dołóż  wszelkich  starań,  abyście  się 

wzajemnie szanowali, a miłość pojawi się sama. 
  

Weź pod uwagę czynnik starszeństwa 

Od dawna fascynuje mnie to, jak kolejność przyjścia na świat wpływa na naszą osobowość. 

Dzieci urodzone jako pierwsze, w środku czy na końcu posiadają inne cechy i kiedy uda ci się 

je określić, będziesz w stanie wszędzie je rozpoznać. Pewnego razu, kiedy przeprowadzano ze 

mną wywiad w ABC-TY na temat mojej książki The New Birth Order Book, zaskoczyłem 
czterech gospodarzy programu The 

View  odgadując  kolejność,  w  jakiej  przyszli  na  świat. 

(Meredith Yieira

11

Ale jest to coś więcej niż gra towarzyska. Jest to ważna informacja dla tego, kto stara się 

tworzyć  nowy  związek.  Parom  będącym  przed  ślubem  radzę,  żeby  zastanowiły  się.  w  jaki 

sposób kolejność ich przyjścia na świat wpłynie na ich małżeństwo. Niektóre kombinacje się 

sprawdzają,  a  niektóre  są  mieszanką  wybuchową.  Sprawdza  się  to  również  w  przypadku 

łączenia rodzin, z tym że trzeba wziąć pod uwagę większą liczbę kombinacji. 

 

szczególnie zaimponowało to, że odgadłem, iż ma starszych braci). 

Urodzeni jako pierwsi bywają najbardziej odpowiedzialni, najszybciej dorastają. Często są 

ambitni  i  mają  skłonności  do  perfekcjonizmu.  Urodzeni  jako  ostatni  bywają  otwarci,  chcą 

zwracać  na  siebie  uwagę.  Są  «pieszczoszkami»  całej  rodziny  i  ta  etykietka  towarzyszy  im 

przez  całe  życie.  Urodzeni  pośrodku  są  często  zagubieni.  Muszą  się  bardziej  starać,  żeby 

znaleźć  swoje  miejsce.  Tak  więc  mimo  że  często  są  rozjemcami  rozstrzygającymi  spory 

rodzeństwa,  stają  się  również  outsiderami,  są  skryci  i  trudno  ich  rozgryźć.  Jedynak  może 

przejawiać w potrójnym nasileniu cechy dziecka urodzonego jako pierwsze, ale inni jedynacy 

w dziwny sposób kompilują cechy pierwszego dziecka, które upodabnia się do dorosłego, z 
cechami 

dziecka urodzonego jako ostatnie, domagającego się specjalnej uwagi. 

                                                 

11

 

Meredith Yieira — 

współprowadząca talk-show The Vlew. 

 

background image

Rzecz jasna rozmaite czynniki wewnątrz rodziny mogą wpłynąć na zmianę pozycji, jaką 

poszczególne dzieci w niej zajmują, ale powyższa teoria często się sprawdza. Szczegółowo 

piszę  o  tym  w  książce  The  New  Birth  Order  Book.  Tutaj  chodzi  mi  o  to,  że  w  rodzinach 

łączonych  sprawy  są  zazwyczaj  postawione  na  głowie.  Urodzony  jako  pierwszy  w  swojej 

rodzinie  może  ni  stąd  ni  zowąd  zyskać  dwójkę  starszego  rodzeństwa.  Pieszczoszek  może 

będzie  musiał  dzielić  z  nowym  dzieckiem  zainteresowanie  ze  strony  rodziny,  jakim  do  tej 

pory  cieszył  się  sam.  Może  to  spowodować  frustrację  i  chęć  odegrania  się  —  nawet  jeśli 

dzieci nie zdają sobie sprawy z własnych uczuć. To tak, jakby były aktorami na scenie, a ktoś 
nag

le zamienił im role. Nie wiedzą, którą rolę mają grać, i to wywołuje w nich niepokój. 

Jest rzeczą ważną, żeby w nowej rodzinie znalazło się wyjątkowe miejsce dla każdego. 

Jeżeli jesteś świadom, jaką pozycję zajmowało każde dziecko w hierarchii przyjścia na świat, 

to będziesz w stanie służyć mu odpowiednim wsparciem. Dziecko, które przyszło na świat 

jako  pierwsze,  a  teraz  ma  starsze  rodzeństwo,  może  w  dalszym  ciągu  czuć  się 

odpowiedzialne.  Nie  przeocz  jego  przywódczej  roli.  I  pamiętaj,  żeby  zwracać  uwagę  na 

dziecko, które było wcześniej najmłodsze, nawet jeśli obecnie jest w domu ktoś młodszy od 

niego. Urodzeni w środku mają zazwyczaj najmniej problemów z dostosowaniem się (nadal 

są w środku), a ty możesz wykorzystać ich talenty rozjemcze do rozwiązywania konfliktów 

między pozostałymi dziećmi. 
 

Pozwól im boleć wad utraconą przeszłością 

Rodziny  łączone  powstają  po  utracie  kogoś  bliskiego.  Śmierć  lub  rozwód  spowodowały 

rozpad wcześniejszej rodziny, a tu pojawia się nowy twór, który ma zastąpić poprzedni dom. 
Dzi

eci będą pełne sprzecznych uczuć. Z jednej strony żywiły nadzieję, że bolesną przeszłość 

można odwrócić. Oto szansa, żeby na nowo wszystko posklejać — nowy dom, podobny do 
starego  — 

taką  przynajmniej  mają  nadzieję.  Ale  szybko  zdają  sobie  sprawę,  że  nie 

prz

ypomina  on  dawnego  domu.  Zaczynają  porównywać  wszystkie  nowości  z  rzeczami 

zapamiętanymi z przeszłości i to zestawienie nie wypada na korzyść rzeczy nowej. 

Ojczym nie pozwala mi robić tego, na co pozwalał 

mi tato. 

Wolałem mieć pokój tylko dla siebie. 

K

iedy dzieci pojmą, że nowe nie zastępuje im starego, będą wściekłe na ciebie, rodzica, 

że próbowałaś je oszukać. 

Ilekroć starasz się, żeby wszystko było lepiej, to nic ci nie wychodzi. 

Dzieci mogą walczyć o zachowanie wspomnień o tym, co było, i mogą walczyć z tobą, 

ponieważ uważają, że próbujesz te wspomnienia wymazać. 

Kiedy ludzi dotyka strata, rzeczą normalną jest to, że cierpią. Klasyczne etapy cierpienia 

to: negacja, złość, szukanie kompromisu, depresja i w końcu akceptacja. (Generalnie sytuacja 
ulega 

pewnej  poprawie  z  etapu  na  etap,  ale  jest  też  dużo  miotania  się).  Musisz  pozwolić 

dzieciom przez to przejść. W trakcie tego procesu mogą się wycofać i udawać, że wszystko 

jest  jak  dawniej,  mogą  podnosić  na  ciebie  głos  o  każdą  najmniejszą  rzecz,  mogą  usiłować 

zniszczyć  twoje  nowe  małżeństwo,  żebyś  mogła  wrócić  do  poprzedniego  małżonka,  albo 

mogą odmówić udziału w rodzinnych przedsięwzięciach. 

Jako rodzic musisz stale wyjaśniać im istotę nowej sytuacji. Przeszłość odeszła, ale nie 

została zapomniana. Wszystkim wam jest przykro z powodu utraty dawnej rodziny, ale nie 

możesz  na  zawsze  przykuć  się  do  przeszłości.  Nowy  układ  nie  zastępuje  starego,  ale  jest 

całkiem nową przygodą. Potrzebujemy twojej obecności w nowej rodzinie, ponieważ taka jest 
w tym momencie rzec

zywistość, której stawiamy czoło. 

 
 
 

background image

Radź sobie z gniewem 

Fundament  rodziny  łączonej  cementuje  zaprawa  gniewu,  winy,  zazdrości,  gniewu,  miłości, 

nieufności, gniewu, niepokoju i... czy wspomniałem już o gniewie? Jak już mówiłem, gniew 
jest jednym z etapów p

rocesu ubolewania nad stratą. Ale gniew panoszy się także w domu, 

gdzie  dzieci  zmagają  się  z  innymi  dziećmi  w  poszukiwaniu  swojego  miejsca.  Adresatem 

gniewu stanie się również przybrany rodzic, usiłujący zaprowadzić w rodzinie nowe zasady. 

Każdy chowa w zanadrzu topór wojenny. 

Ludzie  złoszczą  się,  gdy  sądzą,  że  nie  są  traktowani  sprawiedliwie.  A  rodzina  łączona 

stwarza tyle nowych sytuacji: Jej członkowie muszą podejmować decyzje, jak podzielić się 

obowiązkami,  okazać  pozostałym  względy,  znaleźć  w  domu  własny  kąt,  wygospodarować 

czas na telewizję lub na rozmowę telefoniczną, pobyć z rodzicami... — nawet Salomon by się 

pogubił.  Każdy  czuje,  że  jest  w  czymś  pokrzywdzony,  nie  wspominając  już  o 

niesprawiedliwości wynikającej z konieczności życia w rozbitej rodzinie. Twoje dzieci mają 

w nosie muchy wielkości słonia. 

Proponuję,  żeby  rodziny  łączone  robiły  sobie  cotygodniowe  sesje  złości.  Niech  każda 

osoba  ma  sposobność  powiedzenia  innym,  co  ją  doprowadza  do  szału.  Te  spotkania  mogą 

mieć  charakter  wybuchowy,  więc  będziecie  musieli  ustalić  kilka  podstawowych  zasad,  ale 

ważne  jest  żeby  dzieci  mogły  dać  upust  swoim  emocjom.  Jeśli  stłumią  gniew  w  sobie, 

znajdzie on ujście w niezdrowy sposób. 
 

Unikaj wszelkiego rodzaju trójkątów 

W  rozdziale  ósmym  przestrzegałem  samotnych  rodziców przed utrudnianiem relacji 

pomiędzy dzieckiem a byłym małżonkiem. Takie trójkąty nigdy nie są zdrowe. W rodzinach 

łączonych istnieje o wiele więcej trójkątów, których trzeba unikać. Jest tu twój były mąż i 

była żona twojego obecnego męża, i twoje dzieci, i dzieci twojego obecnego męża — sam 

zobacz, jak skomplikowana potrafi być geometria rodzinna. 

Na  porządku  dziennym  jest  walka  dziecka  z  przybranym  rodzicem  o  «kontrolę»  nad 

własnym  rodzicem.  Zewsząd  słyszę  o  aktach  sabotażu  podejmowanych  przez  przybrane 

dzieci w celu rozbicia nowego małżeństwa. Załóżmy, że para planuje weekendowy wypad we 

dwoje. Dziecko będzie wtedy symulować chorobę, żeby pokrzyżować im plany. Regularnie 

pojawiają się próby postawienia pytania: „Kto jest ważniejszy: ja czy on/ona?". 

Możesz staczać i wygrywać te potyczki, ale moim zdaniem mądrzej będzie wyjść z tego 

trójkąta. To znaczy znajdź takie sposoby, które  w widoczny sposób wpłyną na umocnienie 

więzi między twoim współmałżonkiem a jego dziećmi. Kiedy dzieci zrozumieją, że nie mają 

do czynienia z sytuacją albo-albo, będzie mniej powodów do walki. 

Dzieci  mogą  również  starać  się  przeciwstawić  ciebie  swojej  prawdziwej  mamie  lub 

swojemu prawdziwemu tacie. Możesz poczuć się zraniona, ale nie daj się w to wciągnąć.  

To  nie  są  zawody.  A  dzieci  cały  czas  będą  odgrywać  rolę  swatki  chcącej  cię  ponownie 

skojarzyć z twoim byłym mężem. Oto kolejny trójkąt, którego trzeba unikać. 

Często trzeba będzie się wtrącić i rozstrzygać konflikty między twoimi dziećmi a dziećmi 

przybranymi, ale najlepie

j  by  było,  żeby  dzieci  —  kiedy  to  tylko  możliwe  —  same 

rozwiązywały  swoje  problemy.  Kiedy  się  wtrącisz,  uznają,  że  stoisz  po  tej  lub  po  tamtej 

stronie. Właściwe zastosowanie dyscypliny praktycznej skłoni je do rozstrzygania konfliktów 

we własnym gronie. 
 
C

hwal indywidualność, ale wymagaj współpracy 

Wszystkich członków rodziny powinno się cenić i traktować w sposób wyjątkowy. Wysłuchaj 

pomysłów i marzeń każdego, rozwijaj ich zainteresowania oraz chwal umiejętności. Jest to 

szczególnie  istotne  w  rodzinach  łączonych,  w  których  dzieci  szybko  mogą  poczuć  się 
zagubione i niedoceniane. 

background image

Ale jedną z najlepszych rzeczy, jakie możesz zrobić, żeby dziecko poczuło się ważne, jest 

dać mu szansę współpracy na rzecz rodziny. Daj każdemu dziecku obowiązki do wypełnienia, 

może  jakieś  prace  domowe.  Przy  rozdzielaniu  obowiązków  weź  pod  uwagę  wiek, 

umiejętności i zainteresowania każdego dziecka. Tak naprawdę to dobrze jest porozmawiać o 

tym  w  gronie  rodzinnym,  pozwalając  dzieciom  wybrać  sobie  obowiązki.  Będą 

współpracować  chętniej,  jeśli  będą  miały  swój  wkład  w  funkcjonowanie  domu.  Ale  potem 

dopilnuj,  żeby  wywiązywały  się  ze  swych  powinności,  gdyż  w  przeciwnym  razie  będą 

musiały stawić czoło dyscyplinie. 
  

Przygotuj się na granaty rzucane przez byłego męża 

Eksmężowie i eksżony potrafią uprzykrzyć nam życie. Co prawda nie wszyscy, bo znam kilka 

przypadków,  kiedy  małżonkowie  rozstawali  się  po  przyjacielsku.  Ale  eks-małżon-kowie 

posiadają  szczególne  umiejętności  zatruwania  życia  w  sposób  spektakularny,  szczególnie 
przez podburzanie dzieci. 

Twój były mąż może dzieci rozczarowywać, psuć, składać im niemożliwe do spełnienia 

obietnice, wpajać im złe nawyki lub nastawiać je przeciw tobie. Jeżeli w jakikolwiek sposób 

dzielisz z nim opiekę prawną nad dziećmi, to musisz odseparować je od niego, a następnie 

przystąpić do naprawiania wyrządzonych szkód. 

Nie mam w rękawie żadnych łatwych rozwiązań. Musisz po prostu wiedzieć, że może się 

tak  zdarzyć;  i  bądź z  dziećmi  zupełnie  szczera  w  tym  względzie.  Nie  zatruwaj  ich  więzi  z 

twoim byłym mężem, ale pomóż im dostrzec rzeczywistość. Nie daj się wciągnąć w konflikt 

emocjonalny. On prawdopodobnie wie, na co jak reagujesz. Bądź obojętna na te matac-twa i 

skup  się  na  swoim  nowym  związku  i  na  nowej  rodzinie.  Zrób  co  w  twojej  mocy,  żeby 

przygotować dzieci twoje i przybrane do życia w otaczającym je świecie. 
 

Pamiętaj, że silna wież małżeńska jest ostoja, całej rodziny 

W rodzinie łączonej najpierw muszą się połączyć mąż i żona. Jeżeli ich związek jest silny, 

reszta jakoś pójdzie. 

Oto ciekawe pytanie: Kto jest 

dla  ciebie  ważniejszy:  twój  mąż/  żona  czy  twoje  dzieci? 

Rzecz  jasna  kochasz  ich  wszystkich,  ale  kto  jest  najważniejszy?  W  przypadku  pierwszego 

małżeństwa  nie  ma  przeważnie  problemu  z  wyznaniem,  że  na  pierwszym  miejscu  stoi 

małżonek. W końcu ta relacja była pierwsza. 

Tak więc kiedy mówię, że silna więź małżeńska powinna być na pierwszym miejscu bo, 

stanowi  trzon  silnej  rodziny,  to  ma  to  sens.  Ale  w  rodzinie  łączonej  sprawa  jest  bardziej 

zawiła.  Tutaj  dłuższy  staż  ma  więź  z  własnymi  dziećmi.  Twój  współmałżonek  jest  osobą 

stosunkowo  nową.  Jak  więc  ten  nowy  związek  może  być  ważniejszy  od  dzieci,  w  których 

żyłach płynie twoja krew? 

Ale żeby twoja rodzina była w miarę stabilna, tak właśnie musi się stać. Twoja więź z 

małżonkiem  musi  oprzeć  się  na  solidnych  podstawach.  Dzieci  będą  tę  więź  testować, 

zwalczać i odnosić się do niej z niechęcią. Jeżeli od samego początku nie dasz im jasno do 

zrozumienia, że małżonek jest dla ciebie najważniejszy, dzieci mogą doprowadzić do rozpadu 

tego związku. 

Pojawienie  się  nowego  towarzysza  życia  nie  stawia  cię  od  razu  w  sytuacji,  która 

zmuszałaby  cię  do  dokonania  wyboru,  chociaż  dzieci  mogą  się  przy  tym  upierać.  Twoje 

małżeństwo  nie  pomniejsza  statusu  dzieci.  Nie  kochasz  ich  mniej  dlatego,  że  obdarzasz 

miłością nową osobę (i  nową rodzinę). Wykorzystaj każdą okazję, żeby  pokazać dzieciom, 

jak bardzo je kochasz, ale jednocześnie niech wiedzą, jak bardzo kochasz swojego męża. 
 
 
 

background image

Stwórzcie zespół 

Stworzenie udanej rodziny łączonej zależy od wysiłku wszystkich jej członków. Nie możesz 

żądać posłuszeństwa; musisz je sobie zaskarbić. Nie wymuszaj więc niczego, szczególnie na 

początku. Szanuj i słuchaj dzieci. Nie znasz odpowiedzi na wszystkie pytania — niech one o 

tym  wiedzą.  Nie  podejmuj  decyzji,  które  mają  wpływ  na  innych  członków  rodziny,  zanim 

tego wcześniej z nimi nie uzgodnisz. Stwórzcie zgrany zespół. 

Integracja  rodziny  potrwa  od  trzech  do  siedmiu  lat.  Możesz  przyspieszyć  ten  proces 

akceptując każdą osobę jako pełnowartościowego członka zespołu. 
 

Zastanów się; 

• 

Dlaczego  ważne  jest  «stworzenie  nowego  domu»  dla  integrującej  się  rodziny?  Oprócz 

zmiany  miejsca  zamieszkania  (co  jest  wskazane),  w  jaki  inny  sposób  można  tego 

dokonać? 

• 

Jakie są największe wyzwania dla waszej integrującej się rodziny? 

• 

Które z powyższych sugestii wydają się dla was najtrudniejsze? Które są najłatwiejsze? 
Dlaczego? 

 
Wypróbuj: 

• 

Sporządź plan wprowadzenia w życie wybranej przez was najtrudniejszej i najłatwiejszej 

sugestii.  Zrób  dokładny  plan  spotkań,  rozmów,  określ  zasady  postępowania  i  wybierz 
osoby, z którymi chcesz s

ię spotkać, itd. 

  
 

Rozdział 10 

Co robić, kiedy dzieci się buntują? 
 

Kilka lat temu, można było zobaczyć dzieci bawiące się zwierzakami tamagochi. Potworki te 

były  tak  naprawdę  miniaturowymi  komputerami,  którym  —  żeby  prawidłowo  działały  — 

trzeba  było  zapewnić  opiekę.  Ich  właściciele  musieli  naciskać  pewne  przyciski,  żeby  je 

nakarmić, wyprowadzać na spacer, a nawet pieścić. Jeżeli nie były odpowiednio traktowane, 

zaczynały się źle zachowywać, aż w końcu... przestawały działać. Przez jakiś czas te gadżety 
by

ły istnym szaleństwem. Dzieci robiły przerwy podczas lekcji, spotkań, oglądania telewizji, 

żeby nacisnąć właściwy guzik, żeby uszczęśliwić te małe «stworzonka». Jestem przekonany, 

że  wiele  spośród  tych  dzieci  narzekałoby  i  ociągało  się,  gdyby  przyszło  im  karmić  swe 

prawdziwe zwierzęta. 

Czasami myślę, że rodzice chcieliby, żeby ich dzieci były jak te małe komputery. Często 

zwracają się do mnie dorośli, którzy chcieliby tylko «naciskać właściwe guziki». Przypisują 

mi rolę wyroczni i zakładają, że jeżeli postąpią zgodnie z moimi wskazówkami, to wszystkie 

ich problemy znikną.  

Przykro  mi,  jeśli  rozczarują  was  moje  słowa,  ale  żadna  z  rnoich  sugestii  nie  jest 

gwarantowaną receptą na doskonałe rodzicielstwo. Mając do czynienia z tysiącami rodzin na 
przestrzeni lat 

przekonałem  się,  że  to,  co  sprawdza  się  w  przypadku  jednego  dziecka, 

niekoniecznie musi się sprawdzać w przypadku innego. 

To powiedziawszy, powtórzę po raz kolejny, że dyscyplina praktyczna się sprawdza. Jej 

założenia  są  logiczne  i  przemyślane.  Ale  nie  musisz  z  niej  korzystać  zawsze  w  taki  sam 

sposób  i  niektóre  metody  mogą  okazać  się  lepsze  od  innych.  Dyscyplina  praktyczna  jest 

bardziej sztuką niż nauką. Nie chodzi w niej o przyciskanie guzików; rezultaty pojawią się, 

tylko  wtedy,  gdy  będzie  stosowana  w  sposób  subtelny  i  kreatywny,  ze  świadomością,  że 

każde dziecko jest wyjątkowe. 

background image

W  ostatnich  trzech  rozdziałach  przedstawiłem  sugestie,  jak  radzić  sobie  z  codziennymi 

problemami w domu, jak w konkretnych sytuacjach korzystać z dyscypliny praktycznej. Ten 
rozdzi

ał  dotyczy  pewnych  zachowań  dzieci.  Co  powinieneś  zrobić,  kiedy  postąpią  w  dany 

sposób? Następne rozdziały obejmują konkretne sytuacje rodzinne i strategie stosowane przez 

rodziców. W obrębie rozdziału tematy ułożone są w porządku alfabetycznym. Mam nadzieję, 

że  staną  się  dla  ciebie  materiałem  wielokrotnie  wykorzystywanym,  w  miarę  jak  dzieciom 

będzie przybywało lat. 
 

A może wreszcie zwrócisz na mnie uwagę? 

Rodzice  stosujący  dyscyplinę  praktyczną  wiedzą,  że  dziecko  zawsze  stara  się  zwrócić  na 

siebie uwagę. Począwszy od najwcześniejszych chwil naszego życia wszyscy w taki czy inny 

sposób staramy się być w centrum zainteresowania.  

Niemowlęta na przykład szybko uczą się, że mogą zwrócić na siebie uwagę płaczem. Jeśli 

rodzice zawsze reagują na pierwsze odgłosy płaczu, to dziecko pojmuje, że — chociaż jest 

takie małe — dysponuje sporą władzą i wpływem na dorosłych. 

W  miarę  jak  dzieci  dorastają,  szukają  bardziej  pozytywnych  sposobów  zwracania  na 

siebie  uwagi.  Jeśli  nie  uda  im  się  zwrócić  na  siebie  uwagi  i  zdobyć  uznania w oparciu o 

działania  pozytywne,  to  uciekają  się  do  niezliczonych  działań  negatywnych,  począwszy  od 

biadolenia, ociągania się, stukania ołówkiem o blat, a skończywszy na czesaniu się podczas 

posiłku. 

W  bardzo  wczesnym  okresie  życia  dzieci  mogą  nabrać  o  sobie  i  o  innych  fałszywych 

wyobrażeń,  które  —jeżeli  nie  zostaną  skorygowane  —  przetrwają  do  wieku  dorosłego. 

Przykłady  błędnego  myślenia  dzieci  obejmują  następujące  przekonania:  „Liczę  się  w  życiu 

tylko wtedy, kiedy jestem zauważany. Liczę się w życiu tylko wtedy, kiedy mam kontrolę, 

dominuję albo wygrywam". 

Uważam, że są to zapatrywania błędne; są bowiem po prostu nieprawdziwe. Nie liczymy 

się w życiu tylko wtedy, kiedy zwracamy na siebie uwagę innych. Liczymy się już jako ci, 
którzy zostali stworzeni 

przez Boga. Musimy natomiast spotkać się z naszym Stworzycielem 

na  Jego  warunkach  i  zrozumieć Jego  plan  przygotowany  dla  nas  na  czas  naszego  życia  na 
ziemi. 

Istnienie  naturalnego  dziecięcego  pragnienia  skupiania  na  sobie  uwagi  jest  istotnym 

powodem, dla kt

órego  rodzice  powinni  poświęcić  czas,  żeby  nauczyć  dzieci  zasad,  jakie 

obowiązują w relacjach między ludźmi. Musimy znaleźć czas, żeby dotrzeć do prywatnego 

świata  każdego  naszego  dziecka.  Musimy  popatrzyć  oczami  dziecka  i  zobaczyć 

rzeczywistość, jaką widzi nasz syn lub nasza córka. 

Jeśli chodzi o patrzenie oczami waszego dziecka, to proponuję, żebyście zabawili się w 

«psychologiczną zgadywankę»:  

Usiądź ze swoim dzieckiem, popatrz mu prosto w oczy i powiedz: „Wiesz, kochanie, może 

się mylę, ale kiedy patrzę, jak się bijesz z bratem, to mam wrażenie, że tak naprawdę wcale 

nie jesteś tak bardzo na niego zły. Po prostu chcesz, żebym zwracała na ciebie większą uwagę 
— 

dlatego, że chcesz wiedzieć, że cię naprawdę kocham i że się o ciebie troszczę. Czy o to 

właśnie chodzi?". 
 
B

oję się 

Dzieci  — 

szczególnie  małe,  poniżej  szóstego  roku  życia  —  często  się  boją.  Ich  lęki 

przybierają  różne  nasilenie  i  formy:  nocnych  koszmarów,  strachu  przed  ciemnością  i  inne. 

Większość rodziców spostrzega, że dziecięce lęki nasilają się w porze wieczornej, kładzenia 

się spać i w czasie samotnego przebywania w pokoju. 

Istnieje kilka bardzo prostych sposobów, by pomóc dziecku w pokonaniu tych lęków. Są 

to między innymi zaświecenie lampki nocnej lub zostawienie światła w przedpokoju. Każdy 

background image

rodzic powinien mieć świadomość, że większość lęków, które wywołują u dziecka koszmary, 

strachy  nocne  oraz  budzące  trwogę  myśli  i  uczucia,  jest  bezpośrednim  skutkiem  tego,  że 

pozwalamy  mu  na  oglądanie  przemocy  w  telewizji.  Rodzice  muszą  mieć  wyraźną 

świadomość  szkód,  jakie  mogą  powstać  w  wyniku  zezwalania  dzieciom  na  oglądanie 

drastycznych lub przerażających scen, programów i filmów. Doktor James Dobson przytacza 

wyniki badań na Uniwersytecie Cornell, z których wynika, że ojcowie wywodzący się z klasy 

średniej spędzają ze swymi dziećmi w wieku przedszkolnym przeciętnie 37 sekund dziennie 
— 

to  mniej  niż  5  minut  tygodniowo!  Dla  porównania,  wyniki  badań  pokazują,  że  dzieci 

spędzają przed telewizorem 54 godziny na tydzień!  

Jednym z najlepszych sposobów na to, b

y pomóc dzieciom w uporaniu się z lękami, jest 

rozmowa z nimi o naszych własnych lękach. Kiedy sami byliśmy dziećmi, większość z nas 

czegoś się bała. Dobrze jest podzielić się tym swoim doświadczeniem z własnym dzieckiem. 

Opowiedz mu, jak rozpoznawałeś w swym życiu różne lęki i jak dawałeś sobie z nimi radę. 

Nigdy nie krytykuj i nie strofuj dziecka za to, że się boi. Cokolwiek powie, nie żartuj z niego, 

bez  względu  na  to,  jak  zabawnie  brzmiała  jego  wypowiedź.  Pomóż  dziecku  zrozumieć,  że 

wszyscy się czegoś boją i że z twoją pomocą może przezwyciężyć ten lęk. 

Bądź  jednak  świadom  tego,  że  dziecko  może  wykorzystywać  strach  —  jak i poczucie 

winy  — 

jako  taktykę  lub  narzędzie  manipulacji.  Dzieci  są  mistrzami  w  nadmiernym 

angażowaniu  w  swe  życie  mamy  i  taty.  Chcą  zyskać  monopol  na  rodziców  i  posuną  się 

daleko, żeby to osiągnąć. Mogą stać się mistrzami w tej dyscyplinie w bardzo młodym wieku. 

Jedna  z  propozycji,  jakie  przedstawiam  rodzicom  małych  dzieci  (poniżej  piątego  roku 

życia),  dotyczy  rutynowych  czynności  składających  się  na  rytuał  kładzenia  się  spać.  Czas 

przed ułożeniem się dziecka do snu może być czasem na modlitwę i na opowiadanie bajki 

albo  na  posłuchanie  jakiegoś  nagrania.  Daj  dziecku  jasno  do  zrozumienia,  że  będzie  tylko 
jedna bajka lub jedno nagranie, a p

otem drzwi zostaną zamknięte i mają pozostać zamknięte, 

nie wolno ich otwierać (zob. Bitwy łóżkowe w następnym rozdziale). 
 
Bójki 

Wielu rodziców, z którymi rozmawiam, zdaje się sądzić, że niemożliwe jest, żeby dzieci nie 

biły się ze sobą. Ale znam też rodziny, w których bójki między rodzeństwem są sporadyczne. 

Jeżeli zrozumiemy przyczyny dziecięcych bójek, to możemy wpłynąć na poprawę sytuacji. 

Przede  wszystkim  zdajmy  sobie  sprawę  z  tego,  że  jeżeli  dwoje  dzieci  o  coś  walczy,  to 

równocześnie  ze  sobą  współpracuje.  Nazwanie  bójki  «przejawem  współpracy»  może 

wydawać się dziwne, ale bójka tym właśnie jest. Niezwykle trudno jest walczyć w pojedynkę. 

Jak  mówi  stare  porzekadło,  „do  tanga  trzeba  dwojga".  Żeby  walka  się  wywiązała  i  trwała, 

druga  osoba  musi  powiedzieć  prowokujące  słowo  albo  zrobić  odpowiednią  minę  czy 
odpowiedni gest. 

Odkryłem, że najlepszym sposobem radzenia sobie z bójką jest danie dzieciom tego, o co 

jak twierdzą — im chodzi. Jeżeli chcą walczyć, niech walczą. Jednakże stale powtarzam 

rodzicom, że mają powiedzieć dzieciom, gdzie i pod jakim warunkiem mogą się bić. Bójka 

dzieci nie może zakłócać ciszy i spokoju pozostałym domownikom. 

Gdy dwoje dzieci zaczyna się bić, najlepiej je wyprowadzić (kiedy są malutkie, wynieść) 

do innego pokoju albo do ogródk

a. Poinstruuj je, że mogą walczyć, dopóki nie rozstrzygną 

kwestii  spornej.  Zostaw  je  ich  «walce».  Wwiększo-ści  przypadków,  kiedy  pozwolisz 

dzieciom na walkę, nie będą się bić. Po prostu stoją i patrzą na siebie. Jedno powie: „Dobra, 
ty zaczynaj". A drugie na to: „Nie, to ty zacznij". 

Dzieje się zazwyczaj tak, że żadne z nich nie zacznie, bo aż tak bardzo nie zależy im na 

bójce.  Ich  bezustanne  walki  zwykle  mają  na  celu  wciąganie  rodziców  w  ich  dziecięce 

konflikty. Im szybciej rodzice nauczą się trzymać z dala od dziecięcych sporów, tym szybciej 

nauczą dzieci większej odpowiedzialności i obowiązkowości. Wielu nauczycieli mówi mi, że 

background image

kiedy  widzą  bijące  się  dzieci,  rozwiązują  problem  w  następujący  sposób:  Dają  dzieciom 

rękawice  bokserskie,  usuwają  widownię,  zaprowadzają  je  do  sali  gimnastycznej  i  mówią, 

żeby sobie nie przeszkadzali. W takich sytuacjach dzieci rzadko podejmują walkę. Zazwyczaj 

walczą  bowiem  po  to,  żeby  przyciągnąć  czyjąś  uwag?-  P°~  trzebuj  ą  widowni  —  swoich 

kolegów albo, kiedy są w domu> rodziców. Zabierz widownię, a walka raczej się skończY- 

Od  każdej  reguły  są  oczywiście  wyjątki.  Są  przyj?adki,  że  dziecko  wszczyna  bójkę  z 

innym dzieckiem, które Całkowicie nie dorównuje mu pod względem wzrostu i siły, Pewna 

matka przyłapała swojego dwunastoletniego syna na duszeniu dziewięcioletniego brata, który 

już zaczynał sinieć. Chłopcy zostali przeniesieni do osobnych pokojów! 

Często  walka  między  dziećmi  ma  charakter  słowny  >  me  fizyczny.  Najpierw  jest 

przekomarzanie  się.  Następnie  zmienia  się  ono  w  przezywanie,  a  w  końcu  są  zawody  w 
krzy

czeniu. Jeżeli ma to miejsce przy stole, to po prostu upomnij dzieci i powiedz im, żeby 

wstały  od  stołu  i  poszły  do  innego  pokoju  lub  na  dwór.  Jeśli  zainteresowane  są  bardziej 

przezywaniem  się  niż  jedzeniem,  to  niech  robią  to  gdzie indziej. Zazwyczaj dobrze jest 

odprowadzić  je  tam,  gdzie  chcesz  żeby  poszły,  i  potem  przykazać  im,  żeby  tam  zostały, 

dopóki  nie  rozstrzygną  sporu.  Tylko  wtedy,  gdy  rozstrzygną  swoje  problemy  i  są  gotowe 

zachowywać się grzecznie, mógł wrócić do towarzystwa przy stole. 

Pozwól, żeby rzeczywistość była ich nauczycielem. Jeżeli do czasu ich powrotu kolacja 

się  skończy,  nie  będą  jeść  kolacji;  dodatkowego  posiłku  też  już  nie  dostaną.  Spóźni  się  na 

kolację,  bo  toczyli  ze  sobą  kłótnię,  natomiast  życie  w  społeczności  wymaga  traktowania 

innych  z  szacunkiem.  Jeżeli  nie  są  w  stanie  rozstrzygnąć  swego  nieporozumienia  przed 

końcem  kolacji,  to  kolacja  skończy  się  bez  nich.  Przypomina  to  trochę  sytuację,  kiedy  nie 

możesz  się  rano  wybrać,  a  potem  spieszysz  się  na  autobus  i  kiedy  jesteś  już  za  rogiem, 

widzisz jak autobus właśnie odjeżdża. 

W  dyscyplinie  praktycznej  podkreśla  się,  że  okoliczności  życiowe  wymagają,  iż  pewne 

rzeczy  wykonuje  się  w  określonym  czasie.  Jeżeli  nie  zmieścisz  się  w  jednym  czasowym, 

musisz  poczekać  na  następny.  Jeśli  spóźnisz  się na  autobus,  musisz  poczekać  na  następny. 

Jeśli spóźnisz się na posiłek, musisz poczekać na następny. 

Walka  — 

słowna  lub  fizyczna  —  często  ma  miejsce  podczas  rodzinnej  podróży 

samochodem.  W  takim  wypadku  najlepiej  jest  się  zatrzymać.  Jeśli  to  możliwe,  wysiądź  z 

samochodu, idź na krótki spacer i pozwól dzieciom dalej bić się ze sobą. Wkrótce przestaną. 

Jeśli opuszczenie samochodu nie jest bezpieczne, to po prostu powiedz dzieciom, że mogą bić 

się dalej, ale nie pojedziecie dalej, dopóki nie skończą. 

Kluczowe jest tutaj zachowanie spokoju, niezłoszczenie się. Jeśli dzieje się to w drodze na 

zajęcia dzieci (zawody ligi juniorów, piłka nożna, lekcje muzyki itp.), to tym lepiej. Ich złe 

zachowanie pociągnie za sobą naturalne konsekwencje. 

Uważam,  że  rodzice  wykazują  dużą  odpowiedzialność,  jeśli  odmawiają  prowadzenia 

samochodu w czasie, gdy ich dzieci biją się ze sobą. Sygnał wysyłany do dzieci w ten sposób 

jest  następujący:  „Dobrze,  możecie  bić  się  dalej,  ale  ja  dalej  nie  pojadę,  dopóki nie 

skończycie". I bójka kończy się zazwyczaj w ciągu minuty albo jeszcze wcześniej. Jeżeli się 

nie kończy, to miej odwagę po prostu zawrócić do domu. 

W każdym wypadku twoim celem jest zniechęcenie dzieci do bójki. Dzieci mają dostrzec, że 
bójka nie je

st dobrym sposobem na rozwiązywanie problemów. Mają nauczyć się, że: 

 
1. 

Bicie się nie wywoła żadnej reakcji mamy i taty, nawet tej negatywnej. 

2. 

Jeśli się biję, mogę zostać zraniony. 

3. 

Jeśli się biję, mogę nie pójść na trening, do parku itd. 

 

Pamiętaj,  że  nie  ma  dobrego  sposobu  na  wyeliminowanie  rywalizacji  między 

rodzeństwem. Realistycznie rzecz 

background image

  

biorąc,  możesz  mieć  nadzieję  jedynie  na  jej  zminimalizowanie.  Konflikty  w  domu, 

szczególnie  pomiędzy  rodzeństwem,  są  czymś  naturalnym.  Ucząc  dziecko  rozwiązywania 

konfliktów w sposób pozytywny, tworzysz jego konstrukcję psychiczną, która jest pomocna 

w zmaganiu się z otaczającym światem. 
 

Chyba zapomniałem 

Czy twoje dziecko cierpi od czasu do czasu na chwilową utratę pamięci? Nie mam tu na myśli 
amnezji. Mam na 

myśli te sytuacje, kiedy prosisz je o wypełnienie danego polecenia, a ono 

odpowiada później na wpół przepraszająco: „Och, zapomniałem". 

Ważne  jest,  żeby  zdać  sobie  sprawę  z  tego,  dlaczego  twoje  dziecko  bez  przerwy 

«zapomina»  —  szczególnie o rzeczach, o kt

órych zrobienie prosiłaś. Czy dziecko ma coś z 

tego,  że  «zapomina»?  Nie  chodzi  mi  tutaj  o  dodatkowe  kieszonkowe.  Mówię  o  tym,  że 
kolejna manipulacja uchodzi mu na sucho. 

Jeżeli prosisz dziecko o zrobienie czegoś, a ono o tym  «zapomina» i potem ty sama to 

r

obisz, to dziecko zyskuje to, czego oczekiwało. Ugruntowałaś w nim nawyk «zapominania» i 

jednocześnie  uczyniłaś  je  o  wiele  słabszym.  Po  pierwsze  osłabiasz  jego  pewność  siebie. 

Osłabiasz też jego umiejętność myślenia i zapamiętywania rzeczy istotnych. Na dalszą metę 

osłabiasz jego zdolność bycia odpowiedzialnym i obowiązkowym. 

Kiedy rodzice skarżą się na «zapominalstwo» swego dziecka, natychmiast nalegam, żeby 

nie  pozwalali,  by  zapominanie  stało  się  wymówką  do  niewykonywania  poleceń  w  ogóle. 
Dyscyplina prakt

yczna  nie  przyjmuje  żadnych  wymówek.  (Możesz  uznać  okoliczności 

łagodzące, ale nie ciągłe wymówki, które stają się regułą). Nawet jeśli jest to dla ciebie trudne 

i czujesz się «podle», pamiętaj, że w przyszłości twoje dziecko będzie pracowało dla osób, 
któ

re nie przyjmą wytłumaczenia (czy przeprosin), że o czymś «za-pomniało». 

Tak  więc  zawsze  trzymaj  się  podstawowej  zasady:  Jeśli  poprosiłeś  dziecko,  żeby  coś 

zrobiło,  a  następnie  ono  o  tym  «zapomniało»,  to  i  tak  ma  to  zrobić.  Jeśli  oznacza  to 

rezygnację  z  ulubionego  programu  telewizyjnego,  spóźnienie  się  gdzieś  (włączając  w  to 

szkołę) lub inne różne uciążliwości, to trudno. Nikt nie będzie tolerować wymówek twojego 

dziecka w jego życiu dorosłym i ty też nie powinnaś ich tolerować. 
 
K

łamstwo 

Rodzice, których z

nam,  chcą,  żeby  ich  dzieci  mówiły  prawdę.  Kłamstwo  martwi  ich 

szczególnie  i  zastanawiają  się,  dlaczego  dzieci  czasem  uciekają  się  do  niego.  Kłamstwo 

najczęściej występuje w dwóch sytuacjach: 

1. 

Niektóre dzieci kłamią  po to, aby spełnić swoje pragnienia. Ten rodzaj kłamstwa jest 
odzwierciedleniem 

dziecięcej  fantazji.  Małe  dzieci  fantazjują  czasami  o 

wyimaginowanych przyjaciołach, o spotkaniu z Rudolfem (Czerwononosym Reniferem) 

itd. Te «kłamstwa» to najczęściej pojedyncze przypadki i nie powinny być powodem do 

zmartwień. 

2. 

Powodem większości kłamstw jest jednak lęk. Bez względu na to, jak bardzo dziecko 

jest  kochane  i  akceptowane,  boi  się,  że  gdy  powie  rodzicom  prawdę  o  jakimś  swym 

przewinieniu, wtedy zdarzy się coś nieprzyjemnego, zostanie w jakiś sposób ukarane. U 
podstaw tego 

lęku leży obawa, że jeżeli powie prawdę, przestanie być kochane. Dziecko 

uważa, że musi być doskonałe, aby zasłużyć na miłość. 

Blagi  i  niewinne  kłamstwa  są  często  spontaniczną  próbą  zatuszowania  małych 

niedoskonałości.  Jeśli  rodzic  jest  despotą,  to  jego  zachowanie  daje  podstawy  do  kolejnych 

kłamstw.  Dziecko  despotycznych  rodziców  często  ugina  się  pod  ciężarem  ich  nierealnych 

oczekiwań (nie mówiąc już o odczuwanym przez nie strachu). Tymczasem można zrobić coś 
innego, a mianowicie podzi

elić  się  z  dzieckiem  własnymi  niedociągnięciami.  Pomóż  mu 

background image

zrozumieć, że każdy z nas ma jakieś niedoskonałości. Pewnego razu przyszła do mnie moja 

dziewięcioletnia córka, Krissy, tonąc we łzach, bo zdała sobie sprawę z tego, że nakłamała 
osobie, która do mn

ie  telefonowała.  Była  to  właściwie  moja  wina.  Nie  zastanowiwszy  się 

bowiem poprosiłem ją, żeby powiedziała, iż nie ma mnie w domu, chociaż byłem w łazience i 

goliłem się. 

Czasami  mamy  mówią  dzieciom,  że  nie  mają  czasu,  żeby  upiec  ciasteczka  czy  zrobić 

lemo

niadę. W rzeczywistości mają czas, ale brakuje im energii.  Lepiej jest być szczerym i 

powiedzieć: „Jestem zbyt zmęczona" lub nawet: „Nie jestem teraz w nastroju". 

Większość  rodziców,  z  którymi  mam  do  czynienia,  zdaje  sobie  sprawę  z  tego,  że  ich 

dzieci kłamią albo przynajmniej zaciemniają prawdę («niewinne kłamstwa»). Często rodzice 

rozstrzygają kwestię w ten sposób, że każą dzieciom powiedzieć prawdę, i na tym sprawa się 

kończy.  Nie  ma  kary  ani  innej  próby  egzekwowania  dyscypliny.  Niestety  czasem  dziecko 
mu

si ponieść odpowiedzialność za kłamstwo, pewne konsekwencje muszą nastąpić. Daj mu 

wtedy jasno do zrozumienia, że chociaż skłamało i musi ponieść tego konsekwencje, to nadal 

je kochasz i masz nadzieję, że w przyszłości nie będzie czuło, że musi kłamać. 
  

O

to w jaki sposób rodzice mogą zachęcać dziecko do tego, by przestało kłamać: 

1. 

Zawsze  ufaj  dziecku.  Daj  mu  szansę,  by  powiedziało  prawdę.  Kiedy  powie  prawdę, 

podziękuj mu i od tego momentu zachowuj się tak, jakby nic się nie stało, nie wracaj do 
tego, co 

było.  Jeżeli  konieczne  jest  poniesienie  konsekwencji,  skrupulatnie  wytłumacz 

dziecku,  dlaczego  musi  je  ponieść,  ale  podkreśl,  że  prawda zawsze jest lepsza od 

kłamstwa. 

2. 

Zawsze korzystaj ze sposobności, by  pokazać dziecku, że kłamstwo nie  popłaca. Jedno 
k

łamstwo zawsze pociąga za sobą drugie. Lubię dzieciom powtarzać: „Jeżeli nie kłamiesz, 

nie musisz mieć doskonałej pamięci". Kłamca zawsze musi pamiętać, co komu powiedział 

i w jaki sposób powinien zastąpić jedno kłamstwo następnym. 

 
Niejedzenie 

Wspomnieliśmy już o tym we wcześniejszych rozdziałach. Moja praca z rodzicami i dziećmi 

pokazuje,  że  co  wieczór  w  amerykańskich  domach  ma  miejsce  zbyt  wiele  sprzeczek  przy 

posiłku.  Dzieje  się  tak  również  podczas  śniadania  i  lunchu,  ale  zdaje  się,  że  szczególnie 
kolac

ja jest porą, kiedy mały Rufus i mała Jessica postanawiają, że nie będą jeść. 

Jestem głęboko przekonany, że jeśli dziecko nie chce jeść, to przekupstwo i nagradzanie 

nie zdadzą egzaminu. Nie pomoże też «samolocik», który wyszedł z użycia dwadzieścia lat 
te

mu (mówi się do dziecka: „Leci, leci samolocik" i tak w kółko). 

Dyscyplina praktyczna proponuje prosty sposób radzenia sobie z dzieckiem, które nie 

chce jeść: Niech odpowiada ono za swój wybór. Wyrzuć jedzenie do kosza i pozwól dziecku 

wstać od stołu. To działa zarówno na dziesięcio-, jak i na trzylatków. 

Właściwie wyrzucenie jedzenia i odesłanie dziecka od stołu jest tu najłatwiejsze. Trudne 

chwile są wtedy, kiedy musisz trwać przy swoim postępowaniu i odmówić dziecku jedzenia 

przez cały wieczór. Musisz pozwolić, żeby dziecko doświadczyło rzeczywistości głodu, skoro 

postanowiło  nie  jeść  kolacji.  Jeżeli  zdecydujesz  się  odpowiedzieć  na  blef  małego  Rufusa, 

zabierz  jedzenie  i  powiedz:  „Koniec  kolacji.  Idź  się  pobawić".  Możesz  mieć  pewność,  że 

wkrótce zdarzy się parę rzeczy: 
1. 

Rufus wkrótce powróci narzekając, że jest głodny. Wtedy po prostu powiesz: „Ciekawe, 
dlaczego. Pewnie 

nie zjadłeś kolacji". 

2. 

Innym  wydarzeniem,  jakie  prawdopodobnie  nastąpi,  będzie  to,  że  następnego  ranka 

dziecko zje obfite śniadanie. Wiem, że niektórzy z was pomyślą tak: „Co, pozwolić, żeby 

dziecko nie zjadło posiłku?". Lekarz pediatra powie ci, że dziecko nie umrze, jeżeli nie zje 

posiłku — zaś to, że go nie zje, pomoże mu zrozumieć realia rzeczywistości. 

background image

Kiedy dziecko chce zagrać w grę «nie jestem głodny», ważne jest, aby nie dać się złapać 

w  pułapkę,  w  którą  dali  się  czasem  złapać  nasi  rodzice,  gdy  byliśmy  dziećmi.  Nie  stosuj 

przekupstwa, nagradzania, namawiania, proszenia, grożenia, krzyków czy bicia. Daj dziecku 

prawo do podjęcia decyzji i do poniesienia konsekwencji tego wyboru. 

A  jeżeli  wyrzucanie  jedzenia  do  śmieci  jest  wbrew  twoim  zwyczajom,  to  po  prostu 

schowaj je do lodówki. 
  

Samolubność 

Oczywistą  prawdą  jest  to,  że  nasze  dzieci  są  małymi  istotami  skupionymi  na  sobie. 
Wielokrot

nie kręcimy głowami zastanawiając się, dlaczego nasze dzieci potrafią myśleć tylko 

o sobie. Odpowiedź jest prosta. Są dziećmi, a dla dzieci charakterystyczne jest to, że myślą 

tylko o sobie. Dziecko musi dopiero się nauczyć, że ma myśleć także o innych. 

Ja

k na ironię, mimo że jedną z podstawowych powinności rodziców jest nauczenie dzieci 

myślenia o innych, to jednocześnie jednym z kluczowych błędów popełnianych przez wielu 

rodziców jest skupianie się na dogadzaniu dzieciom i na uszczęśliwianiu ich. Nie twierdzę, że 

mamy starać się sprawiać dzieciom przykrość. Ale raz za razem obserwuję, że rodzice są tak 

pochłonięci  uszczęśliwianiem  swych  dzieci  i  sprawianiem  im  przyjemności,  że  na  żadną 

naukę «myślenia o innych, a nie tylko o sobie» nie ma już czasu. 

Jednym 

z typowych tego przykładów jest dawanie dzieciom prezentów. Wiele podróżuję i 

rozumiem rodziców, którzy chcą z podróży przywozić dzieciom upominki. Sam tak robię. Ale 

jednocześnie  staram  się  mówić  rodzicom  (sobie  też),  żeby  nie  zawsze  przywozili  dziecku 
p

rezent. Jeśli przywożenie prezentów staje się regułą, to dziecko postrzega prezent jako coś, 

co  mu  się  należy.  Ludzie  nie  mają  «prawa»  do  prezentu.  Prezent  ma  być  symbolem 

przywiązania do drugiej osoby. 

Przypominam sobie pewien wywiad w telewizyjnym talk show. Gospodarz programu 

zapytał mnie, jak moim  zdaniem powinien postąpić ze swoim synem. Wyglądało na to, że 

jego dziewięcioletniemu synowi często nie podobały się prezenty, jakie prowadzący program 

przywoził  mu  ze  swych  podróży.  Chłopiec  był  energicznym,  uczuciowym  i  pod  każdym 

względem  „bardzo  dobrym  dzieciakiem".  Ale  wkrótce  przekształcił  swoją  «niechęć»  do 
prezentów od ojca 

w  pewnego  rodzaju  grę.  Prawie  zawsze,  kiedy  ojciec  przywoził  mu 

upominek,  zaczynał  narzekać.  Ojciec  w  końcu  czuł  się  winny  i  poirytowany,  ponieważ  ze 

wszystkich  sił  starał  się  przywieźć  mu  odpowiedni  podarunek,  który  i  tak  się  chłopcu  nie 

podobał. 

Poradziłem  gospodarzowi  programu,  żeby  następnym  razem  postąpił  tak:  Gdy  tylko 

chłopiec okaże niechęć lub lekceważenie wobec prezentu, niech po prostu powie: „Przykro 

mi, że ci się nie podoba. Czy mogę go zabrać z powrotem? Z pewnością nie chcesz, żeby ci tu 

zawadzał"- 

Następnie  ojciec  powinien  prezent  zabrać  i  coś  z  nim  zrobić.  Być  może  spodoba  się 

starszemu  lub  młodszemu  rodzeństwu.  A  może  dziecko  sąsiadów  go  doceni.  Cokolwiek 

postanowi, ma to zrobić szybko. Jeżeli istnieje taka możliwość, może nawet zwrócić prezent 

tam, gdzie go kupił. 

Przestrzegłem  ojca,  żeby  zrobił  to  spokojnie  i  z  miłością.  Gdyby  dziecko  poczuło,  że 

ojciec po prostu «szykuje odwet» lub daje upust zranionym uczuciom, dyscyplina praktyczna 

nie odniosłaby skutku. Oto co w tym wypadku ojciec próbował dać dziecku do zrozumienia: 

„Słuchaj,  kocham  cię.  Przywożę  ci  prezenty,  ponieważ  chcę  ci  powiedzieć,  jak  bardzo  cię 

kocham. Jeżeli prezenty ci się nie podobają, to rozumiem, że nie chcesz, żeby zagracały twój 
pokój". 

Zasugerowałem gospodarzowi programu jeszcze jedną rzecz. Jest to coś, co sam próbuję 

robić. Rodzice powinni wyzbyć się nawyku przywożenia prezentów za każdym razem, gdy 

gdzieś  wyjeżdżają.  Rodzic,  który  dużo  podróżuje,  może  bowiem  wykorzystywać  upominki 

background image

jako  sposób  na  zmniejszenie  swego  poczucia  winy.  Prezenty  powinny  być  przyjemnością 

dawaną  raz  na  jakiś  czas,  a  nie  co  tydzień,  co  miesiąc  czy  co  wyjazd.  Tak  naprawdę  to 

chcemy  nauczyć  dzieci  tego,  że  powinny  czuć  się  szczęśliwe,  kiedy  tatuś  wraca  do  domu. 

Powinny doświadczyć radości z powodu powrotu taty do domu, a nie z otrzymania kolejnego 
prezentu.  

Kolejnym sposobem na zwalczanie u dzieci egocentryzmu jest wpajanie im od wczesnych 

lat ich życia, że dawanie naprawdę jest czymś lepszym niż branie. Kiedy to tylko możliwe, 

powinno się je zachęcać do robienia czegoś dla innych. Na przykład, może jest w sąsiedztwie 

jakieś  stare  małżeństwo,  któremu  przydałaby  się  pomoc  przy  wykonywaniu  różnych  prac. 

Jeżeli  naprawdę  zależy  ci  na  tym,  aby  twoje  zabiegi  w  tej  mierze  odniosły  skutek,  niech 

niesienie  pomocy  innym  stanie  się  przedsięwzięciem  rodzinnym.  Wszyscy  —  mama, tata i 

dzieci mogą pójść i wykonać jakieś prace z czystej życzliwości. Pokazanie dzieciom, jak nie 

być samolubnym, jest o wiele bardziej skuteczne niż mówienie o tym. 
 
Seksualna eksploracja 

Kiedy wygłaszam wykład i pojawia się temat seksu, na sali zalega cisza jak makiem zasiał. 

Myślę, iż jest to spowodowane tym, że — szczególnie w Ameryce — zawsze czuliśmy się 

nieswojo rozmawiając o seksie. Kiedy w gabinecie mam do czynienia z matkami i ojcami, 

często mówią, że ich dzieci odkryły genitalia i «dotykają się», i pytają mnie, co powinni z tym 

zrobić. 

Moja pierwsza rada to: 

Nie  panikować.  Dzieci  rzeczywiście  odkrywają  swoje  genitalia 

prawie natychmiast po urodzeniu się i są zafascynowane dotykaniem się. 

Ale w jaki sposób rodzice mają porozmawiać z dzieckiem, kiedy to się zdarzy? Uważam, 

że przede wszystkim należy dać dziecku do zrozumienia, że chęć dotykania się jest czymś 

bardzo naturalnym. Nawet bardzo małemu dziecku możesz wyjaśnić, że nie ma nic złego w 

dotykaniu siebie, ale że nie powinno się dotykać ciała drugiej osoby bez jej zgody.  

Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy inne dzieci <<wyrażają zgodę» na to. Znane są 

zabawy  dzieci  w  dom  i  karzą  i  «wzajemne  badanie  się». Jak  w  takiej  sytuacji  ma  się 

zachować  rodzic?  Przede  wszystkim  musi  zrozumieć,  że  motywacja  do  zabawy  w  lekarza 

wyrasta zazwyczaj z dziecięcej potrzeby przekonania się, czy  wszyscy  chłopcy i wszystkie 

dziewczynki są tak samo zbudowane. Jakieś 95 procent mężczyzn i kobiet, z którymi mam do 
czynieni

a  w  mojej  prywatnej  praktyce,  przyznaje  się  do  seksualnej  eksploracji  (zabawy  w 

lekarza) z dziećmi tej samej płci; kiedy sami byli dziećmi. 

Kiedy  odkryjesz,  że  twoje  dziecko  lub  dzieci  bawić. się  w lekarza, to im spokojniej 

zareagujesz na to — 

normalne przecież — zachowanie, tym lepiej. Po prostu weź na stronę i 

wytłumacz mu, że jego ciekawość jest normalna. Jednakże przestrzeż je, że dotykanie innycJ1 

może spowodować niemiłe wrażenia. Powiedz dziecku, że porozmawiasz z nim o ciele i o 

tym  jak  ono  funkcjonuje.  Powiedz,  że  kupicie  książkę,  która  „pomoże  nam  znaleźć 
odpowiedzi na pytania, które zadajemy". 

Zalecam ta

kże, abyście powiedzieli innym rodzicom dzieci uczestniczących w zabawie w 

lekarza o «med

ycznej  poradzie»,  jaką  dałeś  swemu  dziecku,  i  w  skrócie  opisz  im,  jak 

zamierzasz postąpić. 

A następnie zrób tak, jak powiedziałaś, że zrobisz - Kup stosowną książkę

12

Gorąco zachęcam rodziców także do opowiedzenia dzieciom o czasach, kiedy sami bawili 

się  w  lekarza,  gdy  byli  mali.  Polecam  to,  ponieważ  takie  wyznanie  umocni  w  dziecku 

przekonanie, że to, co zrobiło, jest naturalne i nie jest czymś, za 

 i 

niech będzie 

ona punktem wyjęcia do dalszych dyskusji. 

 
                                                 

12

 

Polecam Wonderf

ul Story ofHow You Werę Bom Sidonie? Gruenberg, wydaną przez Doubleday. 

 

background image

co  powinno  czuć  się  winne.  Takie  wyznanie  stwarza  wiele  możliwości  głębszego 

porozumienia.  Zasada  dyscypliny  praktycznej  głosi,  że  rodzice  mają  chętnie  dzielić  się  z 

dziećmi własnymi doświadczeniami, żeby nawiązać z nimi szczery kontakt. 

Nigdy  nie  karz  dziecka  za  jego  naturalną  ciekawość  swego  ciała.  Jeżeli  zareagujesz 

gwałtownie  i  wywołasz  w  dziecku  poczucie  winy  i  lęk,  to  możesz  zasiać  w  jego  umyśle 

ziarno, które później zakiełkuje i wywoła nienormalne zachowania seksualne. 

Zabawa  w  lekarza  to  jedna  sprawa,  ale  co  ma  zrobić  matka,  która  odkrywa,  że  jej 

pięcioletnia  córka  podnieca  się  siedząc  na  podłodze  w  czasie  oglądania  porannych 

niedzielnych  kreskówek?  Zawsze  gdy  zauważamy,  że  dziecko  dotyka  swoich  genitaliów, 

najważniejsze jest nasze spokojne, ciepłe i pozytywne zachowanie. Nigdy nie krytykuj, nie 

potępiaj  i  nie  histeryzuj,  jeśli  nie  chcesz,  żeby  dzieci  utożsamiały  swoje  genitalia  z  czymś 

niestosownym, złym czy brudnym. 

Od  najwcześniejszych  lat  życia  dziecka  próbuj  —w  każdy  możliwy  sposób  —  dać  do 

zrozumienia, że wszystkie części jego ciała są dobre, wspaniałe i dane przez Boga. To, jakimi 

stworzył nas Bóg, jest częścią Jego planu odnośnie do naszego życia. Kiedy dzieci podrosną 

(powyżej szóstego roku życia), możesz zacząć rozmawiać z nimi o darze, jakim jest seks, i o 
tym, w jaki sposób mamusia  i 

tatuś  starają  się  o  dzidziusia.  Wspomniałem  już  o  świetnej 

książce  Sidonie  Gruenberg.  Inną  dobrą  pozycją  jest  How to Teach Tour Child about Sex 
autorstwa doktor Grace H. Ketterman (wyd. Revell)

13

Słuchacze wykładów często proszą mnie, abym podzielił się doświadczeniami, jakie ja i 

moja żona mieliśmy w trakcie wychowywania naszych dzieci, gdy zaczęły one odkrywać swe 

genitalia.  Najbardziej  zabawny  incydent  miał  miejsce  pewnego  dnia,  gdy  pracowałem  w 

gabinecie.  Zadzwonił  telefon  i  okazało  się,  że  dzwoni  Sande,  bardzo  wzburzona.  Płakała  i 

zdołałem  wydobyć  z  niej  jedynie  to,  że  coś  złego  stało  się  z  Kevinem,  który  miał  wtedy 

dziewiętnaście miesięcy. Natychmiast przyszedł mi na myśl basen w ogrodzie i pomyślałem o 

najgorszym. Czy znalazła go utopionego w basenie? Nie, nie o to chodziło. 

No więc co się stało? — pytam. — Mów prędko. 

No więc — odpowiada. — Chodzi o jego ptaszka. 

-  Jego ptaszka? 
-  Tak — no wiesz, jego ptaszka. 
-  No w

ięc co się stało z jego ptaszkiem? — zapytałem. 

-  Jest fioletowy! — 

wybuchła. 

-  Fioletowy? — 

powtórzyłem jak echo. — Co to znaczy, że jest fioletowy? 

Sande  zaczęła  tłumaczyć,  że  mały  Kevin  zdjął  pamper-sa,  znalazł  fioletowy  mazak  i 

stworzył małe dzieło sztuki na swoim  «ptaszku». Następnie wmaszerował jak Napoleon do 

pokoju, żeby się zaprezentować mojej żonie. W tym miejscu wybuchnąłem śmiechem. Nie 

powinienem był, ale nie mogłem się powstrzymać. 

No dlaczego się śmiejesz? — zapytała Sande. 

Zorientowałem się, że moje rozbawienie nie bardzo jej się podoba. 
-  Widzisz, kochanie — 

odpowiedziałem.  —  Mali  chłopcy  robią  podobne  rzeczy,  nie 

powinnaś się tym przejmować. 

Sande nie mogła uwierzyć własnym uszom. 

Robią? — zapytała — Czy naprawdę uważasz, że to w porządku? 

W wieku dziewiętnastu miesięcy to jest w porządku — zapewniłem ją. — Mam tylko 

nadzieję, że nie dostanie wysypki. 

  

                                                 

13

 

W  języku  polskim  wartościową  pozycją  jest  książka  Włodzimierza  Fijałkowskiego  i  Roksany  Jedrzejewskiej-Wróbel pt. Oto jestem, 

wydana przez Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe (przyp. tłum.). 

 

background image

I w ten oto sposób moja żona dowiedziała się, że mali chłopcy robią „podobne rzeczy". 

Wniosek z tej historii jest taki, że dzieci będą eksperymentować — same ze sobą, a czasami z 

innymi. Dyscyplina praktyczna domaga się, abyście zachowali spokój i nigdy nie dali dziecku 

do  zrozumienia,  że  jego  szczera  ciekawość  jest  czymś  brudnym  lub  perwersyjnym. 

Jednocześnie zawsze podkreślaj, że organy płciowe są sprawą intymną i że dał je nam sam 

Bóg w ramach swego cudownego planu dotyczącego naszego życia. 
 

Słowa, od których puchną uszy 

Pewnego  dnia  moja  sześcioletnia  córeczka  nagle  zmroziła  wszystkich  wypowiedzeniem 

przekleństwa. Jej matka popatrzyła na mnie, a ja na nią. Następnie oboje popatrzyliśmy na 

naszą córkę. Bez słowa podniosłem ją, zabrałem do jej pokoju i posadziłem na łóżku. Moja 

sześcioletnia córka była zaskoczona szybkim usunięciem jej z pokoju. Jej oczy przypominały 

piłeczki do ping-ponga. Popatrzyłem prosto w te oczy i powiedziałem: 

Krissy,  tatuś  i  mamusią  znają  każde  brzydkie  i  ordynarne  słowo.  Ale  wolimy  ich  nie 

używać. 

Oczywiście Krissy zalała się łzami i bardzo żałowała tego, co powiedziała. Zapewniliśmy 

j ą, że jej przebaczamy, a następnie przeprowadziliśmy z nią rozmowę o tym, że usłyszy takie 

słowa w szkole lub na placu zabaw, że będzie widziała brzydkie wyrazy powypisywane na 

ścianach toalet i usłyszy je także z ust dorosłych. Takie są realia. Mimo że tego nie znosimy, 
nasze d

zieci od najwcześniejszych lat są narażone na brzydkie, ordynarne i bluźniercze słowa 

i będą na nie narażone do końca życia. 

Uważam, że kiedy słyszysz, jak dziecko przeklina lub mówi ordynarne słowa, najlepiej 

jest  uświadomić  mu,  że  znasz  wszystkie  słowa  —  każde  z  osobna  —  ale wolisz ich nie 

wypowiadać.  Wytłumacz  dziecku  dokładnie,  dlaczego  postanowiłeś  tych  słów  nie  używać. 

Jeżeli  w  przekleństwa  wplecione  jest  imię  Boże,  to  wyjaśnij  dziecku,  że  w  twoim  domu 

takiego jeżyka się nie używa, ponieważ jest wulgarny, prostacki i obraźliwy dla wszystkich, 

którzy to słyszą. 

Powyższe  podejście  jest  nieskończenie  lepsze  od  tradycyjnego  karania  poprzez 

wymierzenie  dziecku  policzka,  klapsa  czy  klasycznego  «zmycia  mu  głowy».  Wszystkie  te 

metody  mogą  zmniejszyć  twoje  napięcie  i  gniew,  ale  nie  będą  miały  nic  wspólnego  z 

dyscypliną czy wychowaniem. 
 

Wymądrzanie się i odszczekiwanie 

Jeżeli  w  twoim  domu  nie  panuje  dyktatura,  to  prawdopodobnie  od  czasu  do  czasu  twoje 

dziecko pozwala sobie na odszczekiwanie się. Wielu rodziców, z którymi mam do czynienia, 

ma  poważny  problem  z  wymądrzaniem  się  ich  dzieci.  Chcą,  żeby  dzieci  potrafiły 

kwestionować, sprzeciwiać się im i mówić, co czują, ale kiedy przekraczają niewidzialną, ale 

bardzo  wyraźną  granicę  i  stają  się  bezczelne,  w  głowie  rodzica  zapala  się  lampka.  Cichy 

głosik mówi: „Nie możesz tak do mnie mówić. Nie wiesz, kim jestem? Jestem twoją matką!". 

Czasami rodzic komunikuje dziecku właśnie tę myśl, co z kolei prowadzi rzecz jasna do 

tego, że odszczekuje się ono jeszcze bardziej i jest jeszcze bardziej bezczelne. 

Kiedy  dziecko  zaczyna  brać  nad  tobą  górę,  nie  powinieneś  odwzajemniać  się  mu  tym 

samym. Próba wywarcia na dziecko nacisku prowokuje jedynie zaciekłą walkę. Można sobie 

poradzić z odszczekiwaniem się dziecka na wiele różnych sposobów.  

Jeżeli  masz  trudności  z  opanowaniem  się,  spróbuj  na  parę  minut  wyjść  z  pokoju.  To 

komunikuje  dziecku:  „Nie  mam  zamiaru  z  tobą  walczyć".  Krótka  wizyta  w  sypialni  lub 

włączenie  radia  (aby  zagłuszyć  odszczekiwanie  się,  jeśli  jest  to  konieczne)  pozwolą  ci 

zapanować nad emocjami. Jednak uważaj, żeby twoja nieobecność nie trwała dłużej niż kilka 

minut.  Nie  chodzi  ci  o  to,  by  dziecko  doszło  do  wniosku,  że  może  «wykurzyć  mamę  z 

background image

pokoju», kiedy tylko zechce. I kiedy już odzyskasz opanowanie, musisz wrócić i stawić czoło 
sytuacji. 

Jednym  ze  sposobów  radzenia  sobie  z  wymądrzaniem  się  dziecka  jest  po  prostu 

stosowanie komunikatów w pierwszej osobie, które sygnalizują mu, że nie podoba ci się jego 

zachowanie  i  nie  będziesz  go  tolerować.  Jeżeli  dziecko  nie  zmieni  swego zachowania, to 

zostanie usunięte z pokoju i na krótko odizolowane. 

Jeżeli nadal się odszczekuje, to znaczy, że prosi się o lanie. Jeśli dziecko ma siedem lat 

lub  mniej,  lanie  może  być  jak  najbardziej  wskazane.  Upewnij  się  tylko,  że  panujesz  nad 
swoi

mi emocjami i że po sprawieniu dziecku lania dasz mu do zrozumienia, że je kochasz, ale 

nie wolno mu odzywać się do rodziców w ten sposób. 

Przypuśćmy,  że  odszczekiwanie  się  dotyczy  kwestii,  co  mała  Jessica  ma  włożyć  na 

przyjęcie  urodzinowe.  Jeżeli  Jessica  obstaje  przy  swoim  wyborze  zachowując  się  głośno  i 

obraźliwie,  to  możesz  «pociągnąć  za  dywan»  i  po  prostu  oznajmić:  „Chyba  nigdzie  nie 
pójdziesz". 

Bez  względu  na  to,  jak  rodzice  postępują,  uważam,  że  nigdy  nie  powinni  akceptować 

odszczekiwania się. Co więcej, jest rzeczą istotną, żeby kobiety nie tolerowały niegrzecznego 

zachowania się swoich synów, a ojcowie — córek. Między matką a synem oraz między ojcem 

a  córką  istnieje  bardzo  silna  więź.  Tak  naprawdę  to  rodzice  pozwalają  swemu  dziecku 

zrozumieć,  kim  jest  jako  kobieta  czy  jako  mężczyzna  oraz  co  oznacza  być  kobietą  lub 

mężczyzną.  

Szczególnie ważne jest, żeby matki uczyły synów, iż kobiety należy szanować. 

Badania  psychologiczne  pokazują,  że  mężczyźni  poślubiają  zazwyczaj  te  kobiety,  które 

mają cechy osobowościowe przypominające im ich matki, zaś kobiety poślubiają mężczyzn o 

osobowościach przypominających im ich ojców. Wyniki tych badań świadczą jedynie o tym, 

że  konieczne  jest,  aby  rodzice  byli  świadomi  wyjątkowości  relacji  matka-syn oraz relacji 
ojciec-c

órka.  Kiedy  rodzice  są  stanowczy  wobec  dzieci  o  przeciwnej  płci,  to  tak  naprawdę 

wiele uczą je o szacunku i miłości w małżeństwie. Może nie jest to w danej chwili oczywiste, 

ale kiedy mama nie pozwala, by odszczekiwanie się uszło małemu Bufordowi na sucho, a tata 

ukróca wybuch gniewu małej Jessiki, to tak naprawdę zwiększają oni szansę swego dziecka 

na to, żeby kiedyś było szczęśliwe w swoim małżeństwie. 

Dyscyplina praktyczna całkowicie potwierdza zdanie: „Bóg nie stworzył żadnego z nas po 

to, by nim pomiatano!". 
 
Zwalanie winy 

Jedną z najstarszych sztuczek stosowanych przez dzieci po to, by wciągać rodziców w swoje 

spory, jest wzajemne oskarżanie się. Problem ze zwalaniem winy jest taki, że jeśli wysłuchasz 

opowieści jednego dziecka, będziesz musiał wysłuchać opowieści ich wszystkich. Proponuję 

rodzicom, żeby nigdy nie słuchali niczego, co przypomina skarżenie. Oczywiście rodzic musi 

umieć  odróżnić  historyjkę,  która  ma  sprowadzić  kłopoty  na  brata  lub  na  siostrę,  od 

doniesienia  o  czymś  bardziej  poważnym.  Na  przykład,  jeżeli  dwunastolatek  okłada  swoją 

ośmioletnią siostrę, to dziewczynka ta powinna mieć możliwość zakomunikowania mamie, że 

jest  bita.  Ale  najczęściej  dzieci  przychodzą  po  prostu  z  opowieściami  o  tym,  co  robi  ich 

starszy brat albo co zrobiła ich siostra.  

Kiedy  wyczuwasz,  że  nikomu  nie  dzieje  się  żadna  krzywda,  powiedz  prosto  z  mostu: 

„Kochanie, jestem pewna, że sobie z tym poradzisz. Ty i twoja siostra możecie sami dojść do 

porozumienia".  Zasygnalizuje  to  dziecku,  że  nie  masz  zamiaru  się  poddać  i  dać  się 

wykorzystywać  lub  sobą  kierować.  Jeszcze  raz  podkreślam,  że  czasem  skarga  dziecka  jest 

uzasadniona.  Ale  jeśli  wyczuwasz,  że  próbuje  ono  tobą  po  prostu  manipulować,  by  dopiąć 

swego, to musisz działać szybko, żeby temu zapobiec. W przeciwnym razie wpadniesz prosto 

background image

w pułapkę. Będziesz biegać w kółko, a każde dziecko będzie chciało przeciągnąć cię na swoją 

stronę i uwikłać w ich konflikt. 

Kiedy  pozwalasz  dziecku  tak  sobą  manipulować,  nieuniknione  stanie  się  przyjęcie  roli 

sędziego,  który  musi  podjąć  szybką  decyzję  w  oparciu  o  nieliczne  i  stronnicze  informacje, 
uzyskane od jednego lub od obojga dzieci. W takich warunkach dyscyplina praktyczna nie 

funkcjonuje  prawidłowo.  Jeśli  to  tylko  możliwe,  trzymaj  się  z  daleka  od  dziecięcych 

nieporozumień i sprzeczek. Pozwól, żeby dzieci odpowiadały za swoje czyny. Kiedy pojawi 

się  taka  konieczność,  zainterweniuj,  ale  takie  przypadki  powinny  być  ograniczone  do 
minimum. 

Znam  pewną  matkę,  która  miała  następujący  sposób,  by  w  takich  sytuacjach  zachować 

odpowiedni dystans: I

lekroć któreś z trojga jej dzieci przychodziło na skargę, wysłuchiwała 

go  z  uwagą.  Jeśli  chodziło  o  proste  „Brian  mnie  uderzył"  lub  „Yicki  nie  pozwala  mi  się 

bawić", to odpowiadała: „Dziękuję" i nic nie robiła. Ale gdy skarga dotyczyła prawdziwego 
przewini

enia  lub  konfliktu,  w  którym  dwoje  dzieci  atakowało  jedno,  wtedy  reagowała 

stosownym działaniem. Jej dzieci wkrótce zrozumiały, że kiedy tylko skarżą, są ignorowane, i 

przestały przychodzić z takimi doniesieniami. Przychodziły natomiast z bardziej poważnymi 
skargami. 
   
Codzienna walka 
W

ychowywanie  dzieci  nie  powinno  być  walką,  ale  dobrze  wiecie,  że  często  nią  bywa. 

Czasami  przypomina  nawet  totalną  wojnę.  Niektóre  dzieci  odkrywają,  że  mają  władzę  i  ją 

wykorzystują.  Sprawdzają  cię  na  każdym  kroku  w  wielu  sytuacjach, z jakimi masz do 

czynienia na co dzień. Od chwili, kiedy wstaną, aż do położenia się spać, są gotowe stawiać 

na swoim wbrew tobie, więc musisz być na to przygotowana. 

Wielu rodziców nie znosi pewnych pór dnia, ponieważ wiedzą, że wtedy mary Sean lub 

mała Sharisse będzie z nimi walczyć. Czy jest to: „Nie chce mi się jeszcze wstać", czy: „Nie 

będę tego jeść", czy: „Jeszcze tylko dziesięć minut, dobrze?" — dzieci będą naciągać granice 

twojej władzy na swoją korzyść. Jak zareagujesz? 

Piękno dyscypliny praktycznej polega na tym, że przesuwa nieco punkt ciężkości w walce 

o władzę. Nie chodzi po prostu o sytuację: ty przeciwko twoim dzieciom. Jest to sytuacja: 

dziecko przeciwko rzeczywistości, a ty jesteś tu po to, by nadzorować konfrontację dziecka z 
rzec

zywistością.  Sharisse  może  nie  chcieć  rano  wstawać,  ale  jeżeli  spóźni  się  do  szkoły, 

spowoduje to pewne konsekwencje.  

Sean może nie chcieć jeść brokułów, ale jeśli ich nie zje, to będzie głodny. Tak naprawdę to 

nie walczysz z dziećmi, ale stajesz po ich stronie, kiedy stawiają czoło trudnym realiom życia. 

One rzecz jasna mogą nie postrzegać tego w ten sposób. 

W  tym  rozdziale  skupiam  się  na  sytuacjach  konfliktowych  w  rodzinie.  Jak  można 

zastosować dyscyplinę praktyczną w codziennych konfliktach? 
 

Bitwy łóżkowe 

Klasyczne  problemy  mają  w  wielu  domach  miejsce  w  porze  kładzenia  się  do  snu.  Dzieci 

często mają opory przed położeniem się do łóżka oraz/lub ciężko jest im zasnąć, kiedy już 

znajdą się pod kołdrą. 

Kluczem  do  rozwiązania  problemu  „Czy  mogę  nie  kłaść  się  jeszcze  spać?"  jest  użycie 

standardowej  reguły  dyscypliny  praktycznej:  bezpośredniego  i  szybkiego  działania.  Nie 

sprzeczaj  się  i  nie  negocjuj.  Oświadcz:  „O  ósmej  masz  być  w  łóżku"  czy  o  jakiejś  innej 

wyznaczonej przez ciebie godzinie. I tego się trzymaj. 

Jeśli chodzi o dzieci młodsze, to możesz wprowadzić stały zwyczaj czytania im książki 

lub odmawiania z nimi modlitwy. Ale kiedy rytuał dobiega końca, otul je i zamknij drzwi. 

Czas spać. 

background image

Władcze dziecko będzie cię testowało, krzycząc, kwękając lub marudząc w inny sposób. 

Spotykałem się z rodzicami, których dzieci mogły wrzeszczeć po cztery godziny. To może 

ogromnie irytować i w końcu osłabić wolę rodzica. Ale nie będzie dobrych efektów, jeżeli po 

prawie dwóch godzinach poddadzą się i pójdą zobaczyć, co się dzieje. Uczysz wtedy dziecko, 

że trzeba dalej wrzeszczeć; prędzej czy później mama albo tata się podda.  

Jeżeli  trudno  ci  opracować  odpowiedni  rytuał  kładzenia  dziecka  do  łóżka,  to  możesz 

pomyśleć o zastosowaniu magnetofonu z automatycznym wyłączaniem. Pobliska księgarnia 

może  dysponować  kasetowymi  nagraniami  bajek  lub  opowiadań,  które  pomogą  dziecku 

przenieść się w krainę snów. 

Czegokolwiek próbujesz, pamiętaj o kilku podstawowych zasadach: 
1. 

Opracuj listę regularnych czynności wykonywanych codziennie przed snem. 

2. 

Niech słuchanie nagrania będzie ostatnim etapem usypiania dziecka. 

3. 

Kiedy dziecko już leży przykryte kołdrą, pod żadnym pozorem nie otwieraj drzwi do 

jego pokoju. 

4. 

Jeżeli dziecko z jakiegoś powodu wstanie, będzie musiało samo ponownie ułożyć się do 

spania. Kiedy 

się  zorientuje,  że  nie  będzie  powtórki  wieczornego  rytuału, 

prawdopodobnie nie będzie wstawać z łóżka. 

5. 

Czas  utulenia  i  modlitwy  może  być  wspaniałą  okazją  do  rozmowy  o  tym,  co  się 

wydarzyło w ciągu dnia (zarówno u dziecka, jak i u ciebie). Nie spiesz się, kiedy tulisz 

dziecko i modlisz się z nim. Jest to twoja codzienna szansa na okazanie mu swej miłości 

w  ważnej  chwili.  Nie  spiesz  się,  żeby  zdążyć  na  program  w  telewizji.  Dziecko jest 

ważniejsze. 

 
Dzieci starsze (od siedmiu lat w gór

ę) będą się uciekać do różnego rodzaju sztuczek, żeby 

uniknąć  pójścia  spać  (szczególnie  gdy  ma  się  zacząć  w  telewizji  jakiś  ciekawy  program). 

Będą  się  targować  niczym  dealerzy  używanych  samochodów,  żeby  wydusić  z  ciebie  kilka 

dodatkowych  minut.  Nie  daj  się  wciągnąć  w  tę  grę.  Zawrzyjcie  jasny  układ:  „Jeżeli  nie 

położysz się spać o wyznaczonej porze, to przez następnych kilka wieczorów będziesz kładł 

się wcześniej". Albo: „Jeżeli nie położysz się spać o wyznaczonej porze, to przez tydzień nie 

będziesz oglądał ulubionego programu". Grunt to się nie poddawać i nie wahać. Bądź miła i 

przyjacielska, ale postępuj jak generał Ulisses S. Grant. Jego motto brzmiało: „bezwarunkowa 
kapitulacja". 

Ale  załóżmy,  że  twoje  małe  sępy  położyły  się  spać  we  względnym  spokoju,  a  po paru 

minutach dochodzą cię dziwne hałasy. (To typowy problem, gdy dwoje dzieci ma wspólny 

pokój). Nie możesz skupić się na pogawędce z mężem, na oglądaniu programu lub czytaniu 

gazety. Stuki i piski są zbyt głośne. I znów sytuacja wymaga działania — bezpośredniego i 
szybkiego. Jaki masz wybór? 

Możesz skorzystać ze sposobu, którego sam kiedyś użyłem. Polecam go pod warunkiem, 

że wykażesz się zdrowym rozsądkiem i wielką ostrożnością. Nasze małe dziewczynki, Holly i 

Krissy, miały kłopot z zaśnięciem. Zanim się spostrzegły, znalazły się na werandzie w mało 

sprzyjających warunkach pogodowych (w Tucson lubi popadać). Postały na werandzie przez 

dokładnie dziewięćdziesiąt sekund i wtedy pozwoliłem im wejść do domu. Poszły cichutko do 

łóżek już bez zwlekania i marudzenia. 

Jeżeli  wystawianie  dzieci  na  krótko  za  drzwi  wydaje  się  zbyt  radykalne  lub  jest 

niemożliwe ze względów praktycznych — oto inne pomysły: Zabierz dzieci z pokoju i umieść 

je w innym pomieszczeniu, takim jak kuchnia, pomieszczenie gospodarcze, być może nawet 

łazienka. Przykaż im, że mają tam siedzieć, dopóki nie dojdą do porozumienia. Pod żadnym 

warunkiem nie mogą mieć dostępu do telewizora, radia lub jakiejkolwiek zabawki czy innego 

sprzętu, którym mogłyby się zainteresować. Chodzi o to, żeby usiadły na osobnych krzesłach 

i miały «czas wolny» na dojście do porozumienia. 

background image

Innym sposobem jest rozdzielenie dzieci. Jeśli jedno z nich jest oczywistym winowajcą, 

zabierz je z pokoju i zaprowadź na krótko do innego pomieszczenia. I też ma siedzieć tam na 

krześle przez pięć czy dziesięć minut, aż będzie mu wolno wrócić spokojnie do łóżka. 

Wyjściem ostatecznym jest bicie. Ale istnieje szansa, że nie będzie ono konieczne. Kiedy 

zaczniesz  działać,  twoje  dzieci  prawdopodobnie  będą  bardziej  skłonne  do  tego,  żeby  się 
u

spokoić. Siłowanie się i chichotanie w łóżku to dobra zabawa. Siedzenie ze sobą w pokoju 

— 

nie. Możesz wypracować własne najlepsze sposoby działania z wykorzystaniem czynów, a 

nie  słów,  żeby  poradzić  sobie  z  bitwami  łóżkowymi.  Istnieje  wiele  metod  reagowania w 

oparciu  o  pozytywną  dyscyplinę,  z  pominięciem  gier,  w  które  dzieci  chcą  cię  wciągnąć, 

takich jak: ostrzeżenia, napominanie, wędrówki w celu uciszenia ich itd. 

Dzieci  muszą  zrozumieć,  że  pora  snu  jest  koniecznością,  a  nie  czymś,  co  można 

negocjować. Mogą protestować: „Ale ja nie jestem śpiący". Powiedz im: „Dobrze, nie jesteś 

śpiący, ale jest pora spania, więc do łóżka". Niech wiedzą, że pod koniec dnia mama i tata 

potrzebują trochę czasu tylko dla siebie — na rozmowę lub na coś innego. 
 

Grzeczność 
Inny

m częstym pytaniem, które pada z ust matek jest: „Jak mam nauczyć dzieci grzeczności? 

Jak mam je nauczyć, żeby mówiły «dziękuję», «nie ma za co» i «proszę»?". 

Prawie wszyscy, których znam — inni terapeuci, nauczyciele i rodzice — 

zgadzają się, że 

uczenie b

ycia grzecznym trzeba rozpocząć bardzo wcześnie, tak żeby uprzejmość stała się dla 

dziecka  drugą  naturą.  Radzę  rodzicom,  żeby  razem  postanowili,  czego  jeśli  chodzi  o 

grzeczność chcą dziecko nauczyć. Czy chcesz nauczyć dziecko mówić «Tak, proszę pana» i 
«Ni

e, proszę pani»? Innymi powszechnymi zwrotami grzecznościowymi, które znajdą się na 

liście, będą bez wątpienia: «Dziękuję», «Proszę», «Miło mi», «Czy mogę»... 

Wszyscy mamy na ten temat pewne podstawowe wyobrażenia i możemy próbować wbijać 

je  dzieciom  do  głowy.  Ale  chociaż  nauka  uprzejmości  polega  częściowo  na  poprawianiu 

dzieci i egzekwowaniu grzecznych odpowiedzi, to jednak nie ma dwóch zdań co do tego, że 

najlepszym sposobem na nauczenie dzieci grzeczności jest po prostu bycie uprzejmym. Kiedy 
rodzice daj

ą przykład grzeczności — w relacjach między sobą oraz wobec dzieci — uczą je 

przykładem. 

Jednym ze sposobów, w jaki uczymy grzeczności w naszym domu, jest zabawa podczas 

kolacji, którą nazywam «gra w centa». Wszyscy — łącznie z dorosłymi — otrzymują po pięć 

centów. Celem gry jest złapanie kogoś, kto nie stosuje dobrych manier przy stole (jedzenie z 

otwartymi ustami, brak serwetki na kolanach, łokcie na stole, sięganie po coś przed nosem 

innego, hałaśliwość). W czasie trwania kolacji każdy obserwuje każdego, żeby go przyłapać i 

otrzymać  centa.  Na  przykład,  moja  córka  widzi,  że  robię  coś  niewłaściwego,  i  zwraca  mi 

uwagę, więc muszę daj jej centa. To wspaniała gra dla dzieci poniżej dziesiątego roku życia. 

Nasze dzieci ją uwielbiały. Ta gra stała się również punktem wyjściowym do dyskusji o tym, 

dlaczego coś jest niewłaściwe i jak można to zrobić lepiej. 

Załóżmy,  że  twoje  dziecko  uraziło  czymś  inną  osobę  —  dorosłego  lub  dziecko.  Jak  to 

podkreślałem w rozdziale piątym, najlepiej jest wkroczyć i «chwycić sępa za dziób». Innymi 

słowy, zająć się danym zachowaniem od razu. 

Nie  łajaj  dziecka  przy  osobie,  którą  obraziło.  Spróbuj  wyprowadzić  je  z pomieszczenia 

lub przynajmniej odejdź z nim na bok i wtedy z nim porozmawiaj. Łagodnie, ale stanowczo 

wyjaśnij  mu,  co  czujesz  w  związku  z  tym,  co  powiedziało  lub  zrobiło,  i  dlaczego  tak  się 

czujesz.  Jeżeli  dziecko  jest  wystarczająco  duże  (powyżej  trzech  lat),  to  niech  wróci  do 

obrażonej  osoby  i  ją  przeprosi.  Jeżeli  dziecko  nie  chce  przeprosić,  to  możesz  uciec  się  do 
innej formy d

yscypliny, jaką jest odosobnienie: na jakiś czas odizoluj dziecko od innych. 

background image

Zawsze powinnaś starać się, żeby — jeśli w ogóle jest to możliwe — dziecko powiedziało 

«przepraszam»,  aby  dać  obrażonej  osobie  lub  osobom  do  zrozumienia,  że  żałuje  tego,  co 

zrobiło. 

Powtarzam: Najlepszym sposobem na nauczenie kogoś grzeczności jest być grzecznym. 

Jeżeli  kiedykolwiek  urazisz  swoje  dziecko  lub  małżonka,  to  nie  wahaj  się  powiedzieć 
«przepraszam». 

Grzeczność jest dobrym tematem do rozmowy przy kolacji lub o specjalnej porze, jaką 

może być pora kładzenia się spać. Porozmawiaj z dziećmi o okazywaniu sobie uprzejmości w 

taki  czy  inny  sposób.  (Możesz  dowiedzieć  się  czegoś  o  tym,  co  dzieci  rozumieją  pod 

pojęciem  «zwykłej  grzeczności»!)  Przedstaw  konkretne  pomysły  okazywania  uprzejmości 
innym i — 

co ważniejsze — pomóż dziecku zrozumieć, jak się czuje dana osoba, kiedy ktoś 

jest wobec niej uprzejmy, a jak — kiedy jest nieuprzejmy. 
 
Korzystanie z nocnika 

Wyrabianie  w  dziecku  nawyków  związanych  z  higieną  osobistą  jest  zadaniem,  które 

prawdopodobnie wymaga więcej dyscypliny praktycznej od ciebie niż od dziecka. Wszyscy 

znamy  panią,  której  dziecko  uczone  było  korzystać  z  nocnika,  kiedy  miało  dziesięć  czy 

czternaście  miesięcy.  W  wielu  przypadkach  to  nie  dziecko  jest  przyuczane  do  nocnika, ale 

jego mama. Zanim zapamięta ona, aby w porę posadzić dziecko na nocniku, prawdopodobnie 

zaliczy  parę  wpadek.  Oczywiście  istnieją  dzieci  wyjątkowe,  które  potrafią  korzystać  z 

nocnika w bardzo wczesnym wieku, ale nie ma tu żadnej reguły. Nie ma jakiegoś magicznego 

dnia, w którym dziecko powinno umieć wydalać resztki przemiany materii do nocnika. 

Każde  dziecko  jest  wyjątkowe.  Dla  każdego  przychodzi  czas,  kiedy  opanowuje  sztukę 

korzystania  z  nocnika.  Większość  dzieci  zaczyna  korzystać  z  nocnika  w  wieku  od  około 

osiemnastu miesięcy do dwóch lat. Upewnij się, że i ty — nie tylko dziecko — jesteś na to 
przygotowana. 

Powtarzam rodzicom —  szczególnie matkom — 

że  najważniejsze  jest  to,  aby  ucząc 

dziecko  korzystania  z  nocnika  zachowywały  spokój.  Nie  denerwuj  się  i  nie  bądź  napięta. 

Dziecko wyczuje twój nastrój i też będzie zdenerwowane i napięte. 

Oboje  z  żoną  pamiętamy  dzień,  w  którym  oznajmiła  ona  jednej  z  naszych  córek:  „Od 

dzisiaj uczymy się korzystać z nocnika". Sande miała już dość brudnych pieluch i uznała, ze 

sytuacja wymaga pewnej «dyscypliny». Takie podejście spotkało się oczywiście z całkowitą 

porażką.  Nasza  córka  wyczuła  napięcie  Sande  i  stosownie  do  niego  zareagowała.  Cała 

operacja skończyła się totalną klapą, mimo że żona zastosowała system nagród, dając córce 

cukierki, gdy tylko zbliżyła się do nocnika lub na nim usiadła. Skąd moja żona dowiedziała 

się o użyciu cukierków jako nagrody? Zgadliście. Z książki o sztuce korzystania z nocnika 
napisanej przez — 

znowu zgadliście — psychologa! 

Po pierwszej k

lęsce wszyscy zapomnieli o nocniku i na parę miesięcy odzyskali spokój. 

Kiedy nasza córka miała jakieś dwa latka, moja żona uznała, że pora spróbować jeszcze raz. 

Tym  razem  posłuchała  rady  swojego  ulubionego  psychologa  (mnie).  Kupiła  zwykły 
plastikowy nocn

ik  i  po  prostu  zostawiła  go  w  łazience.  Nasza  córka  «odkryła»  nocnik  i  z 

wielkim entuzjazmem zaczęła go używać. W ciągu trzech dni nauczyła się z niego korzystać. 

Wynagrodziliśmy jej pojętność nagrodą — fikuśną bielizną (dla córeczki, nie dla żony). 

Zawsze 

ostrzegam  rodziców,  że  kiedy  chodzi  o  naukę  korzystania  z  nocnika,  to  dzieci 

mogą mieć sporą władzę nad rodzicami, którzy dotąd kontrolowali ich życie. Jeśli się nad tym 

zastanowimy,  to  wcale  nie  tak  trudno  jest  pojąć,  dlaczego  dziecko  wpada  na  pomysł 
kon

trolowania  dorosłych.  My  naprawdę  zachowujemy  się  trochę  głupio  i  mówimy  głupie 

rzeczy,  kiedy  dziecko  załatwi  się  do  nocnika.  Pochwalić  dziecko  owszem  można,  ale 

mówienie: „Och, popatrzcie na to!" albo „Zobaczcie, jaki śliczny prezent dostała mamusia od 
Fe

stusa" jest przesadną reakcją na — bądź co bądź — podstawową czynność fizjologiczną. 

background image

Niektórzy rodzice usiłują przyuczyć dzieci do załatwiania się z wykorzystaniem nakładki 

na sedes. Lepszą metodą jest kupienie dziecku nocnika z oparciem; może on stać na podłodze 

i jest dostosowany do wzrostu dziecka. Dziecko będzie na nim siedzieć nie obawiając się, że 

spadnie.  Jeśli  twoje  pierwsze  wysiłki  spełzną  na  niczym  i  dziecko  nie  zainteresuje  się 

nocnikiem, to możesz odstawić go na jakiś czas i spróbować później. 

M

ożesz  też  spróbować  metody,  która  najbardziej  mi  się  podoba.  Moim  zdaniem 

najlepszym sposobem nauczenia dziecka siadania na nocniku jest kupić mu nocnik, postawić 

go w łazience i nawet słowem o nim nie wspomnieć. Niech dziecko samo go odkryje. Jeśli 

użyje go prawidłowo, pochwal je. Przytul, porozmawiaj z nim i daj mu do zrozumienia, że 

jest duże i uczy się dorosłego zachowania. 

O nauce korzystania z nocnika napisano całe tomy. Jeśli uważasz, że potrzebne ci są na 

ten temat jeszcze jakieś informacje, porozmawiaj z lekarzem pediatrą. Dyscyplina praktyczna 

podpowiada nam, że w nauce korzystania z nocnika ważne jest odprężenie i spokój, tak aby 

natura sama zadziałała. Nie ma bardziej naturalnej umiejętności i twoje dziecko posiądzie ją, 

gdy  będzie  na  to  gotowe.  Cokolwiek  zrobisz,  nie  daj  się  upokorzyć  lub  nabrać  na  opinie 

innych matek, które przeczytały poradnik Jak w niecałą godzinę nauczyć dziecko korzystać z 

nocnika. Wierzcie mi, w rzeczywistości nie da się tego zrobić. 
 

Niebezpieczeństwa życiowe 
W jaki sposób 

rodzic podchodzi do rozmowy o realiach życia w świecie, w którym zewsząd 

czai się niebezpieczeństwo? 

Jednym z prostych sposobów, które można wykorzystać podczas jazdy samochodem, jest 

pokazywanie  rozjechanych  skunksów,  przejechanych  królików,  potrąconych  kotów, psów i 

jeleni, żeby w dramatyczny sposób unaocznić dzieciom, co się stanie, kiedy „nie oglądamy 

się w obie strony". 

Jeżeli masz basen, pamiętaj, że dzieci w wieku od trzech do sześciu lat często twierdzą, że 

potrafią  pływać,  gdy  tak  naprawdę  nie  potrafią.  Dla  dziecka  «pływanie»  może  oznaczać 

chlapanie się w basenie. Zrób dzieciom z sąsiedztwa krótki test na pływanie, zanim w pełni 

skorzystają z twojego basenu. Starszym dzieciom uświadom, jak głęboka jest woda. Mądrze 

jest zakazać dzieciom nurkowania. 

Sugeruję także, żeby od czasu do czasu czytać dzieciom — z dużą dozą ostrożności — 

wzmianki prasowe o utonięciach, szczególnie te dotyczące ich rówieśników. Nie przesadzaj z 

tym,  ponieważ  możesz  źle  wykorzystać  czynnik  strachu.  Chodzi  o  wyrobienie  u  dziecka 

zdrowego podejścia do niebezpieczeństw związanych z wodą. 

Jednym z niebezpieczeństw zagrażających dzieciom (w ostatnim czasie coraz częstszym) 

jest uprowadzanie dzieci. Jest wiele specjalnych komunikatów telewizyjnych informujących o 
zaginionych dziecia

ch  i  o  porwaniach.  Jak  możesz  ostrzec  dziecko  przed  «niebezpiecznym 

nieznajomym»?  

Tu również trzeba uważać, żeby dzieci za bardzo nie przestraszyć. Z drugiej jednak strony 

chcemy,  żeby  dzieci  były  świadome  tego  niebezpieczeństwa.  Uważam,  że  podejściem 
rea

listycznym  jest  po  prostu  uświadomienie  dzieciom,  że  nie  wszyscy  ludzie  są  tacy  jak 

mama czy tata. Jest wielu ludzi miłych, ale jest też pewna liczba ludzi bardzo złych. Niech 

dzieci wiedzą, że ludzi spotyka nie tylko to, co dobre. Jeśli nie będą ostrożne, to złe rzeczy 

mogą się przytrafić również im. 

Rodzice mogą dzieciom powiedzieć, że Bóg będzie je chronił, jeśli nauczą się myśleć i 

korzystać z rozsądku, jakim je obdarzył. 

Porozmawiaj  z  dziećmi  i  nawet  zainscenizuj  sytuację,  jak  należy  postąpić,  kiedy 

ni

eznajomy  proponuje  przejażdżkę.  Niech  w  twoim  domu  panuje  żelazna  zasada,  że  dzieci 

nigdy  nie  przyjmują  propozycji  przejażdżki  z  nieznajomym  i  oczywiście  nigdy  nie  jeżdżą 

background image

autostopem. (Kiedy byłem asystentem na Uniwersytecie w Arizonie, studentki korzystające z 

autostopu często padały ofiarą gwałtu). 

Pomóż dzieciom wymyślić, co powiedziałby nieznajomy, żeby je zwabić do samochodu. 

Porywacze dzieci stosują następujące chwyty: „Twój piesek wpadł pod auto. Zawiozę cię do 
niego". „Mama (lub tata) mieli wypadek i 

przysłali mnie, żebym cię zabrał". 

Zwróć  dzieciom  uwagę,  że  gdyby  któreś  z  rodziców  zostało  ranne,  na  pewno  nie 

przysłałoby po nie kogoś nieznajomego. 

Przygotuj  dzieciom  także  awaryjny  plan  działania  na  wypadek,  gdyby  kiedykolwiek 

zaczepił  je  nieznajomy.  Powiedz  im,  żeby  z  nim  nie  dyskutowały  ani  nie  rozmawiały. 

Powiedz, żeby grzecznie odrzuciły jego propozycję i szybko się oddaliły. Jeżeli nieznajomy 

będzie nieustępliwy, dziecko powinno pobiec po pomoc — na przykład do pobliskiego domu, 

w którym pali się światło lub widać kogoś przez okno.  

Wiele szkół korzysta z pomocy rodziców, żeby  zapewnić dzieciom pomoc na wypadek 

takiego zdarzenia. Na frontowym oknie wybranych domów umieszcza się wielką literę «E» 

(lub  inny  symbol),  żeby  zaznaczyć,  że  rodzice  w  nim  mieszkający  mają  prawo  i  chęć 

niesienia  pomocy  dziecku  w  sytuacjach  zagrożenia.  Porozmawiaj  o  tym  z  dzieckiem, 

przejdźcie razem drogę powrotną ze szkoły i wskaż mu te domy, żeby z góry wiedziało, gdzie 

może szukać pomocy. 

Zgodzę się, że smutnym znakiem naszych czasów jest konieczność ostrzegania dzieci o 

takich  sprawach,  ale  statystyka  pokazuje,  że  z  roku  na  rok  coraz  więcej  dzieci  pada  ofiarą 

gwałtów, przemocy, porwań, a nawet zabójstw. Taka jest rzeczywistość i powinieneś znaleźć 

czas, żeby pomóc dzieciom to zrozumieć. Staraj się ich nie przestraszyć, ale uświadomić je. 

Jeżeli dziecko jest na tyle duże, żeby przebywać z dala od ciebie, choćby przez krótki okres 

czasu,  to  pomóż  mu  nauczyć  się,  jak  być  odpowiedzialnym  i  jak  podejmować  szybkie 
decyzje, które p

omogą mu uniknąć kłopotów. 

 
O jedzeniu raz jeszcze 

Wspominałem już w tej książce o problemach związanych z jedzeniem, ale tutaj chciałbym 

zaproponować  strategię,  która  może  okazać  się  pomocna  we  wcielaniu  w  życie  dyscypliny 
praktycznej w porze krytycznej, 

jaką  bywa  pora  kolacji;  dla  wielu  rodzin  jest  to  moment 

napięć,  walk  i  niezadowolenia.  Pora  kolacji  powinna  być  jedną  z  bardziej  kojących, 

podbudowujących i umacniających chwil dnia, ale w zbyt wielu domach dzieje się dokładnie 

odwrotnie. Jak można temu zaradzić? 

Po  pierwsze,  zadaj  sobie  trud  zerwania  ze  zwyczajami,  które  stały  się  rutyną.  Jest  tak 

szczególnie  w  domach,  w  których  dzieci  nie  chcą  jeść,  grymaszą  przy  jedzeniu  itd.  Niech 

wszyscy  siądą  do  kolacji,  ale  nie  zawracaj  sobie  głowy  nakładaniem  jedzenia na talerze 

dzieci. Niech dzieci poproszą, żeby podano im jedzenie. Niech wezmą dokładnie to, na co 

mają ochotę. Nie zmuszaj ich ani nie namawiaj do zjedzenia jarzyn czy do wypicia mleka. 

Nie  namawiaj  ich  ani  im  nie  przypominaj,  żeby  skończyły  jedzenie.  Nie  trać  słów  na 

historie o ludziach umierających z głodu na Dalekim Wschodzie. Twoje dzieci wiedzą, że nie 

ma szans, by wysłać im jedzenie, które twoja rodzina właśnie spożywa na kolację. Niektóre 

dzieci wiedzą nawet, że w wielu krajach wschodnich ludzie jedzą ryby i inne zdrowe rzeczy i 

że są w lepszej kondycji niż wielu przekarmionych i niewysportowanych Amerykanów. 

Ogólnie rzecz biorąc, traktuj dzieci jak dorosłych, którzy wiedzą, ile mogą sobie nałożyć i 

zjeść. 

Następnie  usiądź  wygodnie  i  słuchaj.  Obserwuj jak przebiega rozmowa przy stole. 

Rozmawiaj o tym, co cię interesuje, i o tym, co interesuje pozostałych. Jeśli dzieci nie chcą 

opowiedzieć, co było w szkole, nie przejmuj się. Ale postaraj się ze wszystkich sił utrzymać 

swobodną i rozluźnioną atmosferę. 

background image

Bądź świadoma, że dzieci wkrótce połapią się, do czego zmierzasz i odpowiedzą atakiem. 

Zastawią  pułapki  i  będą  się  starały  wplątać  cię  w  kontrowersję  dotyczącą  zjedzenia  lub 

niezjedzenia posiłku. Zachowaj spokój i stanowczość. Nie mieszaj się w to, co jedzą. Przede 

wszystkim ciesz się swoim posiłkiem. 

Dla rodziców, którzy — oboje — 

pracują, dodaję następujące wskazówki: Kiedy mam do 

czynienia z rodzinami, w których zawodowo pracuje tylko mama, przekonuję się, że dzieci w 

tych rodzinach mają samodzielnie przygotować kolację, nakryć do stołu, wynieść śmieci itd. 

Uważam,  że  w  każdym  domu  dzieci  powinny  mieć  swoje  obowiązki,  ale  szczególnie 

pochwalam  ich  zaangażowanie  w  domach,  w  których  oboje  rodzice  pracują.  Kiedy  oboje 

muszą pracować, a mama ma mało czasu na przygotowanie kolacji, wyznaczanie dzieciom 

zadań jest piękną okazją wcielania w życie zasad dyscypliny praktycznej. 

A co się dzieje, gdy to nie zdaje egzaminu? Co wtedy, gdy mama i tata wracają do domu i 

widzą, że stół nie jest nakryty, śmieci nie są wyrzucone, a przygotowania do kolacji nie są 

nawet rozpoczęte? Dzieci są zajęte — wypadem z przyjaciółmi, najnowszą grą Nintendo itd. 

Co wtedy podpowiada dyscyplina praktyczna? Podpowiada, żeby użyć czynów, nie słów, ale 
nie takich czynów, jakie masz na my

śli. Nie reaguj; niech nastąpią logiczne konsekwencje. 

Nie przypominaj i nie namawiaj, nie przekupuj ani nie groź ł nie wybuchaj. Po prostu usiądź i 

poczytaj gazetę. Zrelaksuj się i odpręż po ciężkim dniu. 

Prędzej  czy  później  jedno  z  dzieci  przyjdzie  i  zada  oczywiste  pytanie:  „Kiedy  będzie 

kolacja? A co jest na kolację?". 

Oto  okazja  dla  mamy  lub  taty,  by  spokojnie  oznajmić:  „Kiedy  kuchnia  będzie  gotowa, 

zacznie  się  kolacja.  Teraz  kuchnia  wygląda  tak,  jakby  nikt  nie  był  dziś  zainteresowany 

kolacją. Nie mogę przygotować kolacji w zabałaganionej i brudnej kuchni". 

Taka odpowiedź uczy dzieci, że porządek jest ważny. Jeśli nie chcą pomóc w utrzymaniu 

porządku w domu, kolacji nie będzie. 

Jeszcze jedno, nie pozwólcie dzieciom na to, żeby «zja-dły kolację» chwyciwszy pierwszą 

lepszą paczkę krakersów lub chipsów i zapychając się nimi przed telewizorem. Niech wiedzą, 

że  nie  ma  żadnego  jedzenia,  dopóki  obowiązki,  które  miały  zostać  wykonane,  nie  zostaną 
wykonane. 
 
Poranne wstawanie 

Z tego, co słyszę na sesjach terapeutycznych i wiem z pytań otrzymywanych w listach, można 

odnieść  wrażenie,  że  wiele  amerykańskich  domów  stanowi  strefę  działań  wojennych  — 

szczególnie nad ranem. Wydaje się, że wyciągnięcie małego Bufforda z łóżka i wyprawienie 

go na  czas do szkoły to bitwa na śmierć i życie. Kiedy ojcowie lub matki zwracają się do 

mnie  z  problemem:  „Co  mam  zrobić,  żeby  dziecko  wstało",  przypominam  im  o  jednej  z 

podstawowych zasad dyscypliny praktycznej: Nie możesz zmuszać innej osoby do zrobienia 

czegoś. Zamiast je zmuszać postępuj z nim tak, żeby rzeczywistość sprawiła, iż zrobi ono to, 

co powinno zrobić. 

Tak  więc  w  wypadku  problemu  „Nie  mogę  ich  rano  wyciągnąć  z  łóżek"  najlepszym 

sposobem postępowania jest całkowite zrzucenie z siebie odpowiedzialności za to, że dzieci 

zaspały. Innymi słowy, ogłoś rozejm. Nie będziesz już więcej nękać dzieci, żeby wstawały. 

Czy sugeruję, żeby pozwolić dzieciom zaspać i spóźnić się na pierwsze lekcje? Absolutnie 

tak.  Niech  rzeczywistość  postawi  dziecko  na  nogi.  Po  parokrotnych  próbach  dobu-dzenia 

dziecka  zakończonych  fiaskiem  po  prostu  odmów  współpracy.  Nie  zgadzaj  się  być 

człowiekiem-budzikiem.  Powiedz  dziecku,  że  będzie  musiało  wymyślić  sobie  jakiś  sposób, 

żeby rano wstawać. Będzie musiało podjąć stosowne decyzje co do tego, w jaki sposób zwlec 

się  rano  z  łóżka  i  wyprawić  się  do  szkoły.  Jeśli  dziecko  nie  dotrze  do  szkoły  na  czas, 

rzeczywistość  da  o  sobie  znać  na  różne  sposoby.  Przede  wszystkim  będą  kłopoty  z 

nauczycielami. Prawda, nauczyciele mogą zadzwonić do ciebie, ale ty po prostu przekażesz tę 

background image

wiadomość  dziecku.  Nie  pozwól,  żeby  nauczyciele  cię  upokarzali,  wywoływali  w  tobie 

poczucie  winy  czy  w  jakiś  inny  sposób  zmuszali  cię  do  tego,  byś  znów  odgrywała  rolę 

człowieka-budzika. 

Jednym z najprostszych rozwiązań problemu wstawania jest kupienie dziecku własnego 

budzika. Daj mu go i naucz je, jak go nastawiać. Jeżeli zapomni nastawić budzik, poniesie te 

same  konsekwencje,  jakie  ponosisz  ty,  kiedy  zapomnisz  nastawić  budzik  przed  ważnym 
spotkaniem. 

Może  zechcesz  włączyć  w  swój  plan  nauczyciela  lub  nauczycieli.  Zadzwoń  do  szkoły  i 

powiedz, że twoje dziecko się spóźni, ponieważ zaspało, i że twoim zdaniem byłoby dobrze, 

gdyby jego spóźnienie wywołało określone konsekwencje. Kiedy Bufford dotrze do szkoły, 

jego nauczyciel mógłby powiedzieć: „Bufford, widzę, że się spóźniłeś. Ale masz szczęście; 

będziesz  mógł  nadrobić  te  stracone  dwadzieścia  minut  na  długiej  przerwie;  trochę 

popracujesz, kiedy reszta dzieci wyjdzie się pobawić". 

Oczywiście pozwolenie na to, by Bufford zaspał do szkoły, ani nie jest łatwe, ani nie rodzi 

miłej perspektywy. Reakcje mogą być różne, począwszy od zawstydzenia, a na odczuwaniu 

niewygody  skończywszy.  Na  przykład  może  się  okazać,  że  będziesz  musiała  odwieźć 
Bufforda do 

szkoły,  ponieważ  autobus  odjedzie,  zanim  będzie  on  gotowy  do  wyjścia.  (Z 

drugiej jednak strony, jeżeli szkoła jest wystarczająco blisko, niech Bufford cierpi niewygody 
— 

niech idzie do szkoły na piechotę). 

Wygranie bitwy  «nie mogę ich rano dobudzić» może być trudne, ale jeżeli wytrzymasz 

przez kilka dni lub może tydzień albo dwa, to ci się to opłaci. Wybór należy do  ciebie — 

możesz  nadal  pełnić  rolę  budzika  i  brać  na  siebie  odpowiedzialność,  która  tak  naprawdę 

powinna spaść na dziecko, albo możesz zrzucić tę odpowiedzialność na dziecko i pozwolić 

mu, żeby poranne budzenie się i wstawanie stało się jego obowiązkiem. 

Może jednak jesteś jednym z tych szczęśliwców, których dziecko wstaje rano na pierwsze 

wezwanie  bez  szczególnych  problemów.  Jeśli  obdarzono  cię  takim  błogosławieństwem, 
zignoruj moje uwagi o kupowaniu budzik

a i trwaj w tym błogostanie. Później, kiedy dziecko 

podrośnie, może zechce mieć własny budzik, ale będzie on służył jego własnej wygodzie, a 

nie jako narzędzie dyscypliny. 
  
Praca domowa 

W wielu szkołach na terenie całego kraju nakłanianie dzieci do odrabiania zadania domowego 

staje się problemem już od trzeciej klasy. Większość nauczycieli twierdzi, że jeżeli dziecko 

sprawnie  wykorzystuje  czas,  to  znaczną  część  zadań  domowych  może  odrobić  w  czasie 

wolnym,  kiedy  przebywa  jeszcze  w  szkole.  Oczywiście  wiele  dzieci  woli  bawić  się  lub 

spędzać czas inaczej i zadaną pracę muszą wykonać w domu. 

I  tu  zaczyna  się  bitwa.  Rodzicom,  którzy  są  zaangażowani  w  dziecięce  problemy  z 

zadaniem domowym, proponuję kilka podstawowych reguł: 

1.  Pamiętając  o  podstawowej  zasadzie  dyscypliny praktycznej, nie zmuszamy dziecka do 

odrobienia  zadania.  Próbujemy  natomiast  zapewnić  mu  warunki  sprzyjające  nauce.  Są 

domy,  w  których  mama  i  tata  tylko  tyle  mają  do  zrobienia.  Niektóre  dzieci  posiadają 

wystarczającą  motywację,  żeby  dobrze  odrobić  zadanie  i  przy  niewielkiej  współpracy  ze 

strony mamy lub taty skończą zadanie bez problemów. 

Jeśli  to  możliwe,  zapewnij  dziecku  specjalny  pokój  do  nauki,  ale  jeśli  jest  to 

nieosiągalny luksus, ma ono zasiąść do nauki w swym własnym pokoju. Dziecko powinno 

mieć tam biurko i miejsce, gdzie będzie mogło rozłożyć swe książki i zeszyty. 

Dobrym  pomysłem  jest  też  wyznaczenie  czasu,  w  którym  dzieci  mają  odrabiać  swe 

zadania.  Pora  po  kolacji,  od  18.30  do  20.00,  od  poniedziałku  do  czwartku,  byłaby 
odpowiednia dla dz

ieci  od  czwartej  do  ósmej  klasy.  Młodsze  dzieci  mogłyby  odrabiać 

background image

lekcje  w  tym  samym  lub  nieco  krótszym  czasie,  gdzieś  między  18.30  a  19.00  lub  19.15. 

Rzecz jasna godziny te mogą ulegać zmianie w zależności od warunków domowych.  

Mama może pomóc dziecku starając się nie hałasować, kiedy mały Bufford się uczy. 

Odgłos odkurzania, na przykład, nie będzie sprzyjać odrobieniu zadania. 

2. K

olejną istotną sprawą, o której rodzice muszą pamiętać, jest to, że nie powinni odrabiać 

zadania za dziecko. Niektórzy rodzice 

uśmiechają  się  na  myśl  o  odrabianiu  zadania,  ale 

znam  wielu  rodziców,  którzy  to  robią  —  i to regularnie. (Jednymi z najgorszych 

przestępców  są  tu  rodzice,  którzy  są  także  nauczycielami.  Po  kolacji  zamieniają  dom  w 

pseudoszkołę). 

Gorąco  namawiam  rodziców,  żeby  się  powstrzymywali  przed  zbytnim  angażowaniem 

się w odrabianie zadania domowego ich dziecka. Jeżeli od czasu do czasu poprosi ono o 

pomoc, to co innego. Ale każdy musi zrozumieć, co dokładnie znaczy wyrażenie «od czasu 

do  czasu».  Jeśli  będziesz  nieuważny,  to  wkrótce  większość  godzin  wieczornych  w  dni 

powszednie będziesz spędzać nad zadaniem twego dziecka. Jeżeli tak jest, to coś nie gra. 

Spotkaj się z nauczycielem dziecka lub z psychologiem i porozmawiajcie o tym. Postanów, 

że będziesz się trzymać z dala od zadań domowych swego dziecka i że będziesz wspierać 

nauczyciela w każdy możliwy sposób, tak by dziecko samo odrabiało zadanie. 

Czasem może okazać się to trudne, ponieważ rodzice posiadają naturalną skłonność do 

pomagania  swemu  dziecku  (które  może  faktycznie  mieć  kłopoty).  Zawsze  istnieje  też 
element dumy rodzicielskiej — 

niezadowolenie z naciąganej oceny dobrej lub dostatecznej, 

kiedy  rodzic  wie,  że  może  pomóc  Buffordowi  tak,  aby  dostał  on  ocenę  bardzo  dobrą,  a 

nawet celującą. 

Zdrowy  rozsądek  podpowiada: Niewielka pomoc —-tak, nadmierna pomoc  —  nie, 

ciągła pomoc — w żadnym wypadku! Na przykład, jeżeli dziecko przychodzi i prosi, żebyś 

przepytała je z pisowni słówek, to je przepytaj. Zabiera to stosunkowo mało czasu i mieści 

się w kategorii pomagania, a więc nie jest wyręczaniem dziecka. Ponadto pokazujesz przez 

to dziecku, że interesujesz się tym, co ono robi.  

3. Załóżmy, że dziecko nie chce odrabiać zadania. Przypuśćmy, że zorganizowałeś miejsce do 

nauki i uczyniłeś wszystko, żeby w domu było cicho, a mimo to dziecko nie odrabia pracy 

domowej.  Twój  następny  krok  to  ukazanie  mu  logicznych  konsekwencji  (patrz  rozdział 

siódmy).  Najlepszym  sposobem  na  uniknięcie  logicznych  konsekwencji  jest  rozmowa  z 

dzieckiem i wspólne ich określenie. 

Na przykład, jeżeli dziecko nie odrobi lekcji i otrzyma zły stopień, to nie będzie mogło 

bawić się po szkole albo po kolacji; albo nie będzie mu wolno chodzić na nadobowiązkowe 

zajęcia czy treningi. Powtarzam: Porozmawiaj z dzieckiem o tym, co według niego będzie 
sprawiedliwe

, i wypracujcie porozumienie, które dla obojga będzie miało sens. 

Pamiętaj  też,  że  oceny,  jakie  dziecko  dostaje,  są  jego,  a  nie  twoje.  Koniecznie 

porozmawiaj  z  dzieckiem  o  jego  stopniach.  Oglądając  kiepskie  świadectwo  swojego 

dziecka,  możesz  powiedzieć:  „Przykro  mi,  że  nie  lubisz  się  uczyć".  To  będzie  szczera 

uwaga, a nie krytyczny czy potępiający komentarz. 

Jeżeli  postępy  dziecka  wydają  się  marne,  okaż  cierpliwość.  Niektóre  dzieci  nie  radzą 

sobie  dobrze  w  niektórych  klasach,  ale  później  idzie  im  znacznie  lepiej. Jako rodzic 

chrześcijański zostałeś obdarzony przez Boga władzą i odpowiedzialnością, żeby właściwie 

pokierować swym dzieckiem. Zawsze wpajaj mu następującą hierarchię wartości: 

  

1.  l.Bóg 
2.  Rodzice 
3.  Dom i rodzina 
4. 

Szkoła 

5. 

Zajęcia dodatkowe 

background image

Rówieśnicy 
W mia

rę dorastania naszych dzieci coraz większą rolę w ich życiu zaczyna odgrywać grupa 

rówieśników. Jej wpływ zaczyna być widoczny już w pierwszej lub drugiej klasie. 

Aby rodzice dobrze wypełniali swą misję, muszą zdać sobie sprawę z tego, że dzieci chcą 

się identyfikować z jakąś grupą społeczną. Dzieci identyfikują się albo ze swoją rodziną, albo 

z grupą rówieśników, czyli z innymi dziećmi — z sąsiedztwa lub ze szkoły. Możecie być tego 
pewni. 

Wyzwaniem dla rodziców jest codzienne zapewnianie dzieci, że należą one do rodziny. 

Poczucie przynależności jest jednym z podstawowych elementów samooceny. Jeżeli dziecko 

czuje się dowartościowane w domu, będzie mniej podatne na wpływ rówieśników. Oto kilka 

prostych  sposobów  na  to,  żeby  dziecko  czuło:  „Należę  do  rodziny.  Mama  i  tata  naprawdę 

mnie kochają". 
1. 

Nich dzieci maj ą prawo głosu w kwestii rodzinnych zajęć, wyjść, wycieczek i wakacji. 

Zapytaj je, co chciałyby robić. Bądź gotów na kompromis. 

2. Zapytaj ich o zdanie w sprawie problemów, jakim wy — 

rodzice i inni członkowie rodziny 

— 

musicie sprostać. Problemy mogą mieć charakter duchowy, finansowy 

lub emocjonalny. Kiedy pytasz ich o zdanie, mówisz: 

„Cenię twoją opinię. Jesteś wartościowy i ważny w rodzinie".  
3. 

Uważam,  że  zapewniamy  dziecku  poczucie  przynależności,  kiedy  dzielimy  się  z  nim 

obowiązkami  domowymi.  Nie  wyznaczaj  zadań  tak,  jak  gdyby  były  one  czymś 

nieprzyjemnym,  czym  każdy  musi  być  obarczony.  Pomóż  dzieciom  dostrzec,  że  dobre 

wypełnianie  obowiązków  pozwala  być  dumnym  z  tego,  jak  wygląda  wasz  dom.  Z 

pewnością wygląd domu jeszcze przez kilka lat nie będzie plasował się wysoko na ich liście 

priorytetów, ale kiedy zaczną przyprowadzać kolegów — szczególnie kiedy zaczną chodzić 

do  szkoły  średniej  i  nawiązywać  kontakty  z  osobami  płci  przeciwnej  —  sytuacja  może 
r

adykalnie  się  zmienić.  W  rzeczy  samej,  mały  Festus  może  przeistoczyć  się  w  młodego 

Czyścioszka, dbającego o to, żeby dom dobrze się prezentował na przyjście przyjaciół. 

4. 

Niech  dziecko  ma  możliwość  wpływania  na  ustalanie  reguł  (rodzinnych  zasad)  i  bądź 

gotów do negocjacji. 

Wymaż ze słownika zwroty takie, jak: «Zrobisz to, bo ja tak mówię», 

«Dopóki tutaj mieszkasz, masz 

robić tak, jak ja  każę». W zamian za to  bądź skłonny do 

argumentowania, przekonywania i wyjaśniania dziecku, dlaczego uważasz, tak jak uważasz, 

i dlaczego robisz to, co robisz. Jeśli nie szczędzisz czasu na wyjaśnienie dziecku przyczyn 

wprowadzenia  jakichś  zasad,  to  komunikujesz  mu:  „Cenię  cię  jako  osobę.  Uważam,  że 

jesteś człowiekiem odpowiedzialnym". 

 

Jeśli  chcesz  wiedzieć  więcej  na  temat  wpływu  grup  rówieśniczych,  zapoznaj  się  z 

następującymi pozycjami. Każdy z trzech autorów przyjmuje nieco inny punkt widzenia, ale 

wszystkie  te  książki  dobrze  ukazują  rzeczywistość,  z  jaką  twoje  dziecko  już  się  styka  lub 

zetknie  się  wkrótce  w  ramach  swych  kontaktów  z  rówieśnikami,  i  podpowiadają,  w  jaki 

sposób możesz sprawić, żeby dziecko czuło się w domu pewniej i bardziej akceptowane: 

•  How to Really Love Your Teenager, Ross Campbell (Chariot Yictor)  

•  Preparing for Adolescence, James Dobson (Gospel Light)  

•  Rightfrom Wrong, Josh McDowell (Word). 
 

Rywalizacja między rodzeństwem 

Niewiele  rodzin  posiadających  więcej  niż  jedno  dziecko  jest  wolnych  od  kłopotów 

związanych z rywalizacją między rodzeństwem.  Uważam, że częściowo problem bierze się 

stąd,  że  rodzice  mają  tendencje do traktowania wszystkich dzieci w jednakowy sposób. 

Możecie  być  pewni,  że  tak  przynajmniej  widzą  to  dzieci.  Jeśli  jedno  dziecko  coś  dostaje, 
natychmiast pragnie tego drugie dziecko. 

background image

W  wielu  sytuacjach  moje  własne  dzieci  usiłowały  naciągać  mnie  w ten sposób. Holly 

mawiała: „Tatusiu, dlaczego ona to dostała, a ja nie? Dlaczego Krissy wolno to robić, a mnie 
nie?". 

Czasami drażniłem się trochę z Holly i «pociągałem za dywan» mówiąc coś okrutnego w 

rodzaju: „No cóż, pewnie dlatego, że mama i ja kochamy ją o wiele bardziej niż ciebie!". 

Jeśli Holly w dalszym ciągu mnie dręczyła i domagała się równego traktowania, w końcu 

rzucałem jej wyzwanie w rodzaju: „W porządku, Holly, jeżeli naprawdę chcesz, żebym cię 

traktował dokładnie tak jak twoją siostrzyczkę, Krissy, to od dziś kładziesz się o 8.30, a nie o 

9.00, a twoje kieszonkowe wynosi dwa dolary pięćdziesiąt centów, a nie trzy dolary". 

W takiej sytuacji Holly decydowała, że nie chce być zawsze traktowana tak samo jak jej 

siostrzyczka.  Powyższy  przykład  zdał  egzamin,  ponieważ  Holly  była  starsza  od  Krisy  i 

cieszyła się liczniejszymi przywilejami, takimi jak dłuższe siedzenie wieczorami czy większe 

kieszonkowe.  Pozwoliliśmy  Krissy  zrobić  coś,  co  według  Holly  ona  też  mogła  zrobić  i  to 

wywołało  problem.  Ale  co  się  dzieje,  kiedy  młodsze  dziecko  domaga  się  tych  samych 
przywilejów, co jego starszy brat lub starsza siostra? Zasada dyscypliny praktycznej, do której 

zawsze należy się odwoływać, mówi, że kochasz swoje dzieci jednakowo, ale traktujesz je 
odmiennie, zgo

dnie  z  tym,  co  na  danym  etapie  rozwoju  dziecka  uważasz  za  stosowne  dla 

niego i sprawiedliwe. 

Jedną z głównych przyczyn kryjących się za rywalizacją rodzeństwa jest to, że dzieci chcą 

dla  siebie  tego,  co  na  świecie  najlepsze.  Chcą  mieć  pewność,  że  ich  brat  czy siostra nie 

dostanie więcej od nich, ale jednocześnie  chcą być  traktowane w sposób odmienny  —jako 

ktoś wyjątkowy. Rodzice zbyt łatwo dają się złapać w pułapkę wydawania sądów. 

Większość  z  tego,  o  czym  była  mowa  w  podrozdziale  Bójki,  odnosi  się  do 

współzawodnictwa  między  rodzeństwem.  Jak  już  wspomniałem,  nie  da  się  całkowicie 

wyeliminować  rywalizacji,  więc  powinniście  poszukać  sposobów  na  minimalizowanie  i 

kontrolowanie  jej.  Zgadzanie  się  na  to,  aby  dziecko  dało  upust  frustracji  i  negatywnym 
uczuciom odn

oszącym  się  do  rodzeństwa,  jest  podejściem  zdrowym  i  w  dłuższej 

perspektywie doprowadzi do zmniejszenia wrogości, złości i rywalizacji. 

Rzecz jasna, chodzi o to, żeby nad tym panować i nie pozwolić, by sprawy wymknęły się 

spod kontroli. Zgodnie z podstawowymi zasadami dyscypliny praktycznej, w przypadku 

rywalizacji między rodzeństwem należy spróbować nakłonić dzieci do tego, aby zastanowiły 

się nad sytuacją i — jeśli to w ogóle możliwe — doszły do porozumienia. Na przykład, jeśli 
dwoje dzieci, siedmio- 

i ośmiolatek, sprzeczają się, zabierz je z salonu, zaprowadź do pustego 

pokoju i każ im tam pozostać, dopóki się nie pogodzą.  

Pamiętaj  zawsze  o  tym,  że  większość  słownych  utarczek  między  rodzeństwem 

adresowana  jest  do  rodziców.  Chcą,  żebyśmy  interweniowali  i  zaangażowali  się.  Jedno 

dziecko rzuca bratu lub siostrze złośliwą odżywkę, w zamian otrzymuje wulgarną odpowiedź 

i zanim się zorientujesz, cała rodzina znajduje się w epicentrum wojny. Jeżeli dzieci chcą być 

przykre, jeśli chcą wrzeszczeć i krzyczeć na siebie, to niech robią to na zewnątrz lub w innym 

odległym pomieszczeniu. Nie wolno im się tak zachowywać przy stole ani w salonie. 

Kolejną kluczową wskazówką dyscypliny praktycznej, którą należy zapamiętać, jest to, że 

dzieci  — 

świadomie bądź nie — będą zastawiać na rodziców pułapki, aby ich wciągnąć w 

swe  kłótnie  i  zaangażować  do  rozstrzygania  sporów.  Jednakże  odpowiedzialny  rodzic 

korzysta  z  zasad  dyscypliny  praktycznej,  nakazujących  trzymać  się  na  uboczu  i  pozwolić 

dzieciom, żeby — w miarę możliwości — same doszły do porozumienia. 

W  domach  tradycyjnych,  w  których  funkcjonuje  system  nagród  i  kar,  dzieci  zastawiają 

pułapki  na  siebie  nawzajem.  Chcą,  żeby  rodzice  interweniowali  i  ukarali  brata  lub  siostrę. 

Twoje  decyzje  w  najlepszym  razie  będą  w  50  procentach  sprawiedliwe i zazwyczaj 

doprowadzą do powiększenia zamieszania i wrogości, a nie do rozwiązania problemów. 

background image

Słyszałem  z  ust  najmłodszych  dzieci  wiele  opowieści  o  tym,  jaką  frajdę  sprawiało  im 

wrabianie starszego rodzeństwa i naciskanie przycisków wywołujących w starszym bracie lub 

w  starszej  siostrze  odruch  bicia.  Następnie  z  doskonałym  wyczuciem  czasu  i  z  teatralnymi 
gestami godnymi 

Oscara, najmłodsze dziecko zaczynało krzyczeć, jęczeć i  

wrzeszczeć, 

tak by przekonać rodziców, że grozi mu śmierć. 
Zazwyczaj 

rodzice  reagowali  bezzwłocznie  i  surowo  karali  starsze  rodzeństwo.  Młodsze 

dziecko musiało co prawda znieść ból sporadycznych kuksańców od starszego brata czy od 

starszej siostry, ale zawsze czuło, że na nie zasłużyło.  

Dlaczego? Ponieważ tak naprawdę cieszył je widok rodzica okładającego brata lub siostrę. 

My, psycholodzy, często mamy do czynienia z rodzinami, w których obserwujemy, jak 

najstarsze  dziecko  zdaje  się  iść  przez  życie  patrząc  na  rodzeństwo  «oglądając  się  przez 

ramię». Fachowy termin to «detronizacja». Problem detronizacji jest bardziej jaskrawy, gdy 

między rodzeństwem jest mała różnica wieku, a zaostrza się jeszcze bardziej, jeśli dzieci są 

tej samej płci. 

Choć  może  nie  jest  to  doskonałe  rozwiązanie  w  każdej  sytuacji,  to  nadal  uważam,  że 

najlepszym sposobem na zapewnienie indywidualnego i sprawiedliwego traktowania dzieci 

jest «nadanie prawa pierwszeństwa» najstarszemu dziecku. Oznacza to, że najstarsze dziecko 

ma więcej swobody i przywilejów, ale jednocześnie ma więcej obowiązków. 
 
Telewizja - potwór 

W  dzisiejszych  czasach  telewizja  staje  się  dla  rodziców  coraz  dotkliwszym  problemem. 

Kanały telewizyjne są pełne wręcz szkodliwych programów, począwszy od tych, w których 

pełno  przemocy  i  erotyki,  a  skończywszy  na  zwykłych  marnych  programach  w  kiepskim 

stylu. Martwi mnie nie tylko to, że dzieci oglądają w telewizji to, co oglądają, ale także to, że 

dzieci nie oglądają tego, czego nie oglądają. Pokażcie mi program, w którym ludzie nie byliby 
ukazani jako niepozbierani bufoni, lub program, w którym mam

a  i  tata  szanowaliby  się 

nawzajem,  a  dzieci  czułyby  respekt  przed  każdym  dorosłym,  łącznie  z  rodzicami,  czy  też 
program, w którym pokazano by tragiczne skutki przygodnego seksu. Nawet te programy, w 

których nie ma brzydkiego języka, seksu czy przemocy, często wypaczają nasze wyobrażenie 

o tym, jak powinno wyglądać życie rodzinne.  

Choć tematyka programów telewizyjnych bywa problematyczna, to jednak telewizja daje 

okazję  do  skutecznego  zastosowania  dyscypliny  praktycznej.  Oto  kilka  kroków,  które 

powinieneś podjąć: 
1. 

Ustanów  zasady  oglądania  telewizji  w  twoim  domu.  Dowiedz  się,  co  twoje  dzieci  chcą 

oglądać,  i  sam  obejrzyj  niektóre  z  tych  programów.  Jeśli  któreś  z  nich  nie  są  do 
zaakceptowania, powiedz dzieciom, co 

o nich sądzisz i dlaczego tak uważasz. 

Określenie «do zaakceptowania» jest bardzo subiektywne. Najważniejsze jest, abyś określił, 

co w twoim domu jest w telewizji do zaakceptowania, i tego się trzymaj. 

2. 

Kolejną istotną zasadą dotyczącą oglądania, telewizji jest ograniczenie czasu spędzanego 

przez dzieci przed 

telewizorem.  Za  każdym  razem  kładź  nacisk  na  regułę  dyscypliny 

praktycznej,  według  której  praca  zawsze  wyprzedza  zabawę,  a  zadanie  ma  być  zrobione, 

zanim wolno będzie włączyć telewizor. 

3. 

Czuwaj nad tym, jakie programy są oglądane, nawet wtedy, gdy jesteś nieobecny. Na rynku 

są  już  dostępne  urządzenia  pozwalające  zaprogramować  wybrane  programy nawet z 
tygodniowym wyprzedzeniem. 

Tego  rodzaju  urządzenie  jest  szczególnie  przydatne  w 

rodzinach rozbitych, gdzie dzieci przez dłuższy czas muszą być w domu same. 

4. 

Poświęć  trochę  czasu  na  lekturę  programu  telewizyjnego.  Zaznacz  programy,  które  są 

wartościowe dla całej rodziny. Niech to będzie wydarzenie. Zróbcie popcorn i razem dobrze 

się bawcie. 

background image

5. 

Zapoznaj się z innymi propozycjami telewizji. Chrześcijańscy rodzice często narzekają na 

telewizję  kablową,  aleja  bardzo  ją  lubię.  Ogólnodostępne  stacje  telewizyjne  pokazują 

głupawe  i  sugestywne  programy,  zaś  telewizja  kablowa  oferuje  wiele  programów  o 

charakterze  popularnonaukowym  dla  całej  rodziny.  Oprócz  kilku sieci kablowych 
skierowanych specjalnie do dzieci, wiele sieci kablowych i telewizji satelitarnych oferuje 

programy o charakterze religijnym na kanałach takich jak CBN i PAX. Rzućcie też okiem 

na kasety wideo dla dzieci w przykościelnych wypożyczalniach lub w innych sprawdzonych 

źródłach.  Począwszy  od  Yeggie  Tales,  a  skończywszy  na  disneyowskiej  klasyce, 

powinniście znaleźć kasety, które uczą i bawią w pozytywny sposób. 

 
T

error podróżowania 

Wyobraźmy  sobie,  że  wakacje  postanowiliście  spędzić  podróżując  po  kraju.  Jeśli  chodzi  o 

dzieci, to można rozważyć następujące opcje: (a) zostawić je w domu, (b) wysłać je na obóz, 

(c) zabrać je ze sobą, (d) wysłać je przesyłką priorytetową. Jeżeli wybraliście odpowiedź (c) 
— 

zabrać je ze sobą, to pewnie już wiecie, że podróżowanie z dziećmi bywa trudne. 

Jednym z niezawodnych sposobów na dotarcie do celu jest wiezienie dzieci «na jelenia» z 

przodu samochodu. Jeśli jesteś wystarczająco dorosły, by  pamiętać, że dawniej samochody 

miały z przodu ochraniacze, to być może jesteś w stanie wyobrazić sobie małego Bufforda 

czy  Festusa  przywiązanego  nad  światłami  samochodu,  co  gwarantowałoby  dotarcie  na 
miejsce bez bójek, dogadywania i 47 postojów. Ale pewnie nie dysponujesz ochraniaczami 

albo  nie  skłaniasz  się  ku  tak  radykalnym  rozwiązaniom,  więc  proponuję,  żeby  w  trakcie 

podróży z dziećmi pamiętać o kilku podstawowych sprawach: 
 
l.  

Jeżeli  masz  małe  dzieci  (poniżej  piątego  roku  życia),  nagraj  na  kasetę  wszystkie  ich 

ulubione  historyjki.  Mogą  one  słuchać  ich  całymi  godzinami  i  chociaż  ty  możesz  być 

trochę  znudzony  słuchaniem  ciągle  tych  samych  bajek,  to  jest  to  i  tak  nieporównanie 

lepsze od słuchania docinków czy narzekań.  Zabierz także jedną lub dwie puste taśmy, 

żeby dzieci same mogły coś nagrać. Dźwięk własnego głosuje upaja. 

2. 

Dzieci często proszą o coś do jedzenia i picia. Mądry rodzic zabiera ze sobą popcorn. Jest 

świetny  na  przemianę  materii  u  dzieci.  Zostaje  po  nim  trochę  śmieci,  ale  łatwo  je 

posprzątać.  Popcorn  jest  o  wiele  lepszy  niż  batoniki  czekoladowe.  Jest  zdrowszy  i  nie 

zostawia plam (pod warunkiem, że nie zawiera zbyt dużo tłuszczu). 

Zabierz  także  coś  do  picia.  Uważaj,  bo  dzieci  pakują  w  siebie  za  dużo  cukru.  Napoje 

dietetyczne  są  równie,  a  nawet  bardziej  szkodliwe,  gdyż  zawierają  środki  chemiczne. 

Doskonałe są małe soczki jabłkowe lub ananasowe, jak również woda mineralna. 

3. 

Wielu rodziców zna gry umilające podróż, takie jak liczenie słupów telefonicznych, krów 

itd. Może to też być szukanie tablic rejestracyjnych z innych stanów. 

Innym  doskonałym  sposobem  na  «zabicie czasu» jest  rysowanie: Zabierz zmywalne i 
nietoksyczne pisaki 

oraz papier. Nie bierz ze sobą kredek woskowych. Topią się na słońcu 

i bardzo niszczą tapicerkę auta. 

Kolejnym dobrym produktem, jaki można zabrać dla dzieci (szczególnie poniżej piątego 
roku 

życia) są Colorforms — małe plastikowe figurki, które można przylepiać na szyby. 

Są  idealne  do  użycia  w  samochodzie,  a  nawet  w  pociągu  czy  w  samolocie,  ponieważ 

można  je  potem  łatwo  zdjąć.  Dzieci  potrafią  godzinami zabawiać  się  Wielkim  Ptakiem 
czy Misiem Yogi i tuzinem innych znanych z kreskówek postaci.  

4. 

Nie unikniemy okrzyku: „ Chce mi się siusiu " — zazwyczaj co parę mil. Oto jeden ze 

sposobów  na  ograniczenie  częstotliwości  takich  okrzyków  do  minimum:  Za  każdym 

razem, kiedy się zatrzymujesz, bez względu na powód, zabierz dziecko, żeby zobaczyło 

toaletę. 

background image

Dzieci  są  zafascynowane  toaletami.  Uwielbiają  do  nich  zaglądać  —  czy  chcą  z  nich 

skorzystać,  czy  też  nie.  A  co  drugi  raz  będą  chciały  z  niej  skorzystać.  Pomaga  to 

wyeliminować niektóre z nieplanowanych postojów. 

5. 

Unikaj  obiecywania  podczas  podróży.  Niczego  dzieciom  nie obiecuj. Nie ma ku temu 

powodu, a może to sprowadzić na ciebie różnego rodzaju kłopoty. Obiecywanie, że „tam 

nie będzie padało" lub że „dojedziemy na miejsce przed południem" może cię kosztować 

ból głowy. Dzieci mają pamięć niczym słonie, a ty nie musisz co chwilę wysłuchiwać, że 

„przecież obiecałeś..." 

6. 

Nie  pluj  na  dzieci.  Wiem,  że  zabrzmi  to  trochę  niewiarygodnie,  ale  mówię  poważnie. 

Wielu rodziców może się znaleźć w takiej sytuacji, że będą musieli doprowadzić dziecko 

do  czystości.  Ponieważ  nie  mają  niczego  pod  ręką,  używają  w  tym  celu  własnej  śliny, 

żeby za pomocą chusteczki wytrzeć buzię Buffordowi. 

Jeśli  mam  jakieś  przerażające  wspomnienia  z  własnego  dzieciństwa,  to  jest  to  właśnie 

ślina  mamusi  na  mojej  twarzy.  Żebyście  nie  musieli  pluć,  weźcie  ze  sobą  pojemnik  z 

nawilżonymi chusteczkami. 

Wszystkie powyższe rozwiązania noszą nazwę «sztuczki dla odwrócenia uwagi». Dzieci 

pełzające po sobie (i po was), domagające się uwagi mamy lub taty dają się rodzicom we 

znaki (i z czasem doprowadzają ich do szału). Te pomysły są po to, żeby dzieci zajęły się 

sobą,  a  rodzice  mieli  chwilę  wytchnienia.  Przy  odrobinie  planowania  i  przygotowania 

możesz uczynić tę podróż po kraju o wiele przyjemniejszą — i dla siebie, i dla nich. 

  
 

Rozdział 12 
Sposób na sukces 
 

dzisiejszych  czasach  żołnierzy  szkoli  się  przy  pomocy  specjalistycznych  gier 

komputerowych.  Krąży  historia  o  rekrucie,  który  zdobywał  niezliczoną  liczbę  punktów  w 
symulowanej wojnie pancernej. Z

aintrygowany dowódca przyszedł pooglądać młody narybek 

i natychmiast zauważył, w czym problem. 

Synu, zabijasz swoich żołnierzy. 

Tak — 

odparł żołnierz nie odrywając palców od kla 

wiszy strzału — ale w ten sposób wygrywam. 

Czasami rodzice tak bardzo chcą wygrać batalię o wychowanie, że strzelają do własnych 

żołnierzy  —  dzieci.  Owszem,  musisz  konsekwentnie  obstawać  przy  swoim,  nawet  gdyby 

dzieci  wymyśliły  milion  powodów,  abyś  zmienił  swoją  decyzję.  Jednak  ostateczne 

zwycięstwo  nie  jest  równoznaczne  z  wykazaniem,  że  masz  rację,  ale  z  tym,  żeby  dzieci 

«wyszły na ludzi» radzących sobie w różnych sytuacjach życiowych. 

W  codziennym  natłoku  problemów  wychowawczych  będziecie  musieli  podjąć  wiele 

trudnych decyzji. Prześledziliśmy typowe zachowania dzieci i sytuacje, które przywodzą na 

myśl działania wojenne. W tym rozdziale skupię się na ogólnych metodach wychowawczych 

opartych  na  zasadach  dyscypliny  praktycznej  (oraz  przedstawię  parę  metod,  których 

powinniście unikać). 
 

Aktywne słuchanie 
Dyscyplina praktyczna opier

a się zarówno na działaniu, jak i na słuchaniu. Kiedy pojawia się 

problem,  należy  najpierw  wysłuchać  dziecka.  Wyobraź  sobie,  że  twój  dziewięcioletni  syn 

tupie i złości się na kolegę z sąsiedztwa, nauczyciela lub na trenera. Co masz w tej sytuacji 
powiedzie

ć? Co powinieneś zrobić? 

background image

Uważne słuchanie dziecka polega na tym, że go nie poprawiasz, nie prawisz mu kazań ani 

nie  grozisz.  Po  prostu  dajesz  mu  do  zrozumienia,  że  widzisz  jego  problem.  Możesz 

powiedzieć coś w tym stylu: „Słuchaj, wyglądasz na zmartwionego. Chcesz o tym pogadać?". 

Jeżeli dziecko wypada z pokoju i trzaska drzwiami, to łatwo zgadnąć, że teraz nie chce o 

rym  rozmawiać.  Za  chwilę  (może  za  pół  godziny)  wyjdzie  skruszone  i  chętnie  skorzysta  z 
twojej propozycji. 

Jeśli  dziecko  sygnalizuje,  że  chce  porozmawiać,  to  twoim  następnym  posunięciem 

powinno być zareagowanie na jego uczucia. Na przykład, dziecko może powiedzieć: „Nigdy 
na nic mi nie pozwalasz!". 

Odpowiedź, która zasygnalizowałaby  dziecku, że jesteś świadoma jego  uczuć, mogłaby 

brzmieć  następująco:  „Jesteś  zły  i  gniewasz  się  na  mnie".  Niewłaściwą  reakcją  na  zarzut 

dziecka „Nigdy na nic mi nie pozwalasz" byłoby coś w rodzaju: „Nie waż się tak do mnie 

mówić, młody człowieku. Nie wiesz, kim jestem? Jestem twoją matką!". 

Co  powinien  powiedzieć  rodzic,  kiedy  usłyszy:  „Mamusiu,  nie  potrafię  tego  zrobić"? 

Rodzic,  który  nie  wsłuchał  się  w  uczucia  dziecka,  zareaguje  zniechęcającą  odpowiedzią  w 

stylu:  „Oczywiście,  że  potrafisz.  Przecież  w  zeszłym  tygodniu  to  zrobiłeś".  Ale  jeżeli 

naprawdę  wsłuchasz  się  w  uczucia  dziecka,  to  twoja  odpowiedź  może  być  następująca: 

„Wygląda na to, że to naprawdę jest dla ciebie za trudne". 

Dla  większości  rodziców  jest  oczywiste,  że  do  ich  podstawowych  obowiązków  należy 

poprawianie lub pouczanie dziecka, aż poda ono właściwe rozwiązanie lub wskaże właściwą 

odpowiedź. Jeśli zaczniesz pielęgnować w sobie umiejętność aktywnego słuchania, to coraz 

rzadziej będziesz musiał dziecko pouczać i sam udzielać właściwych odpowiedzi. Oprzesz się 

pokusie szybkiego rozwiązywania problemów dziecka. I coraz większy nacisk będziesz kładł 

na empatię — na dawanie dziecku do zrozumienia, że wiesz, jak się czuje, i że jego uczucia 

cię obchodzą. 
 

Ataki złości 

Częstym pytaniem, stawianym podczas mych ogólnokrajowych seminariów z cyklu Family 
Living, jes

t: „Czy rodzic w ogóle powinien się złościć?". 

Oczywiście, że rodzice powinni się złościć! Pytanie tylko, czy powinniśmy się złościć na 

nasze dziecko, czy na to, co ono robi. Kiedy rozgraniczymy te dwie sprawy, zaobserwujemy, 

że nasza złość wywoła inny skutek wtedy, gdy złościmy się na dziecko, zaś inny wtedy, gdy 

okazujemy niezadowolenie z tego, co ono zrobiło. 

Rodzice muszą mieć możliwość okazania złości na to, co robi ich dziecko. Na przykład, 

wyobraź  sobie,  że  właśnie  posprzątałaś  cały  dom,  a  twój  pięciolatek  wyciągnął  Wszystkie 

zabawki  i  zostawił  je  w  salonie.  W  takim  momencie  masz  ochotę  zrobić  pożytek  z  płuc  i 

okazać,  jak  bardzo  jesteś  zła  z  powodu  zaistniałej  sytuacji.  Ważne  jest,  w jaki sposób 

komunikujesz, że jesteś zła. Możesz stwierdzić coś takiego: „Jestem bardzo zła, kiedy widzę 

te  porozrzucane  po  pokoju  zabawki.  Przez  dwie  godziny  sprzątałam  dom.  Mogłabym 

wrzeszczeć ze złości!". 

Oto  szczera  wypowiedź  o  tym,  jak  czuje  się  mama  z  powodu  nieodpowiedzialnego 

zachowania się pięciolatka. Czy mama zasugerowała, że nie kocha dziecka? Nie. Po prostu 

przesłała  mu  w  pierwszej  osobie  komunikat,  że  jest  zła.  Nie  przesłała  mu  żadnego 

komunikatu  w  drugiej  osobie,  mówiącego:  „Jesteś  niegrzecznym  dzieckiem.  Nie  znoszę, 

kiedy jesteś blisko mnie". 

Z  pewnością  dobrze  by  było,  gdyby  mama  usiadła  z  pięciolatkiem  (po  pozbieraniu 

wszystkich  zabawek)  i  jeszcze  trochę  z  nim  porozmawiała.  Mogłaby  wyjaśnić  mu  swoje 

uczucia  złości  i  frustracji.  Mogłaby  spróbować  wytłumaczyć  mu,  że  ciężko  pracuje,  żeby 

zrobić  w  domu  porządek,  a  kiedy  on  robi  bałagan,  to  czuje  się  zniechęcona.  Wszystko  to 

background image

powinna  wyjaśnić  trzymając  pięciolatka  na  kolanach,  oko  w  oko,  cały  czas  trzymając  go  i 

głaskając, i dając mu do zrozumienia, że jest kochany i akceptowany. 

Więcej na temat radzenia sobie ze złością i koncentrowania się na zachowaniu dziecka, a 

nie na nim samym, znajdziesz w podrozdziale Komunikacja. 
 
Podawanie otuchy 

Rodzice  często  mają  do  czynienia  z  dzieckiem,  które  z  jakiegoś  powodu  jest  strapione, 

nieszczęśliwe  lub  płacze.  Kiedy,  według  zasad  dyscypliny  praktycznej,  mamy  podejść  do 

niego i pocieszyć je, a kiedy nasza reakcja powinna być inna?  

Na  przykład,  co  robić,  kiedy  dziecko  wraca  do  domu  zapłakane  z  powodu  kiepskiego 

świadectwa?  Zdrową  reakcją  mamy  lub  taty  mogłoby  być  stwierdzenie:  „Jesteś 

niezadowolony ze swoich ocen i dlatego jesteś zniechęcony. Boisz się, że mama i tata będą 

mieli gorsze mniemanie o tobie, ponieważ dostałeś złe oceny". Niezdrową reakcją natomiast 

byłoby stwierdzenie: „Powinieneś płakać, kiedy przynosisz takie stopnie. Ja wstydziłabym się 

pokazać takie stopnie moim rodzicom. Za moich czasów..." 

Używszy wyrażenia «za moich czasów» zablokowałeś w świadomości dziecka drogę do 

porozumienia.  Również  okazując  niezadowolenie  z  jego  złych  stopni  potwierdziłeś  jedynie 
jego ob

awy i dałeś mu powód do płaczu. 

Kiedy  pojawiają  się  problemy,  które  są  przyczyną  płaczu  dziecka,  należałoby  postąpić 

zgodnie z poniższymi wskazówkami: 

 

1. 

Słuchaj.  Posłuchaj  uważnie,  co  dziecko  ma  do  powiedzenia  i  —  co  ważniejsze  —  co 
dziecko czuje. 

2.  Zar

eaguj na dziecięce odczucia. Na przykład, zdrową reakcją rodzica, wspomnianą wyżej, 

było stwierdzenie: „Jesteś niezadowolony ze swoich ocen i dlatego jesteś zniechęcony". 

Tego rodzaju uwaga sygnalizuje dziecku, że wiesz, jak ono się czuje. Najlepszą reakcją 

jest nie współczucie, ale empatia — danie synowi czy córce do zrozumienia, że wiesz, jak 

on/ona się czuje, i że nieraz sam tak właśnie się czułeś. 

3. 

Nie obawiaj się dotykać dziecka. Dotyk mówi, że je rozumiesz i że ci na nim zależy. W 
wielu sytuacjach j

eden dotyk zastępuje wiele słów. 

Na początku mojej drogi zawodowej przekonałem się, że kiedy dziecko odczuwa presję, 

może  zacząć  płakać.  Płacze  często,  gdyż  takie  zachowanie  utrwaliło  się  w  nim  już 

wcześniej. Wie, że kiedy sytuacja staje się trudna, wystarczy uronić kilka łez i dorośli się 

wycofują. 

Parę  lat  temu  prezentowałem  nauczycielom  i  terapeutom  techniki  rodzinnej  terapii 
grupowej. Prezentacji tej — 

z udziałem prawdziwej rodziny — przyglądało się blisko sto 

osób. Pracowałem z około ośmioletnim chłopcem i widziałem, że był on bliski łez. Nie 

przerwałem  mojej  wypowiedzi.  Po  prostu  wyciągnąłem  rękę  i  dotknąłem  jego  nogi. 

Dziecko  pociągnęło  parokrotnie  nosem,  zebrało  się  w  sobie  i  mogliśmy  kontynuować 

prezentację terapii. 

Jestem  pewien,  że  gdybym  przerwał  swą  wypowiedź  i  słowami  okazał  dziecku 

współczucie z powodu łez, które widziałem w jego oczach, to zaczęłoby ono naprawdę 

płakać i musiałbym przerwać sesję. 

Natomiast  dotykając  dziecko,  oznajmiłem  mu:  „Rozumiem.  Wiem,  że  to  jest  ciężkie. 

Wiem,  jak  się  czujesz.  Nie  czujesz  się  teraz  dobrze,  ale  będziemy  kontynuować 

prezentację, ponieważ musimy uporać się z tym problemem". 

W  ten  sam  sposób  mogą  postąpić  rodzice  ze  swymi  dziećmi.  Zwykły  dotyk  mówi 

dzieciom, że rodzice rozumieją ich kłopoty. 

4. Zawsze szukaj r

ozwiązań alternatywnych. Często gdy rodzic widzi płaczące dziecko lub 

słyszy jego skargę, kusi go, żeby problem rozwiązać w sposób szybki i prosty — z punktu 

background image

widzenia osoby dorosłej. Często dyscyplina praktyczna pomaga dziecku w rozwiązywaniu 
problemów. Za

stanów  się,  jakie  są  możliwości,  i  namów  dziecko,  żeby  również 

zastanowiło się nad nimi. Załóżmy na przykład, że rodzina planuje w sobotę piknik, ale 

wszystkich budzi odgłos straszliwej ulewy. Piknik odpada i dziecko zaczyna płakać, tak 

że nie może się uspokoić. 

Przytul dziecko i okaż mu, że też jesteś rozczarowana, a potem zapytaj, czy nie mogłoby 

wymyślić jakiegoś innego sposobu na spędzenia dnia. Może kiedy indziej pojedziecie na 

piknik?  Jeżeli  dziecko  jest  małe,  odłożenie  przyjemności  na  później  nie  przemówi do 

niego. Być może da się zorganizować piknik w domu (zważ, że musicie mieć w salonie 

wystarczającą przestrzeń, żeby stworzyć scenerię pikniku!) 

Cokolwiek  zrobisz,  nie  karz  dziecka  za  jego  rozczarowanie.  Ale  jednocześnie  nie 

proponuj rozwiązania, które przyszłoby do głowy tylko dorosłemu lub myślenia w stylu: 

„No cóż, czasami zdarza się, że pada deszcz. Będziemy po prostu musieli poczekać na 

inny dzień". 

5. 

Daj dziecku wybór. Gdy rozważycie wszystkie możliwości, pozwól, żeby dziecko samo 

dokonało  wyboru  —  nie  wybieraj  za  niego.  Kiedy  podejmujesz  decyzję  za dziecko, 
okazujesz mu brak szacunku. Dyscyplina praktyczna uczy dziecko dokonywania wyboru 
w sposób odpowiedzialny. 

6. 

Nigdy nie przyjmuj usprawiedliwień. Kiedy zaczynasz akceptować dziecięce wymówki, 

tak naprawdę zachęcasz je, żeby wskazywało palcem na wszystkich, tylko nie na siebie. 

Zachęcasz je, żeby zawsze szukało winnego poza sobą i unikało odpowiedzialności. 

7. 

Postrzegaj  dziecięce  błędy  jako  budulec,  a  niejako  klęskę  czy  powód  do  frustracji. 
D

ziecko uczy się na błędach i ty też możesz uczyć się na błędach. Dyscyplina praktyczna 

pokazuje,  że  niepowodzenia  i  błędy  życiowe  nie  są  czymś  negatywnym,  lecz 

pozytywnym. Pomagają dziecku nauczyć się, jak następnym razem wybrać lepiej. 

8. 

Zachęcaj dziecko do zaangażowania się. Jeżeli razem z dzieckiem zastanawiacie się nad 

problemem,  wyegzekwuj  od  niego,  by  zaangażowało  się  w  rozwiązanie  danej  kwestii 

własnymi siłami. 

9. 

Bądź gotów ponownie ocenić problem po wyborze przez dziecko rozwiązania. Możesz to 
zro

bić w kilku etapach.  

Nie  pozwól  dziecku,  żeby  ugrzęzło  w  poczuciu  niepowodzenia.  Zawsze  okazuj  mu 

gotowość do wsparcia  go i do udzielenia mu odpowiedniej pomocy, kiedy okaże się to 

niezbędne. Jednakże przede wszystkim pozwól mu spróbować samodzielnie uporać się z 
problemem. 

 

Przypominam sobie pewną sytuację, kiedy Sande i ja zabraliśmy troje najstarszych dzieci 

do biblioteki publicznej. Holly była w czwartej klasie i potrzebowała pomocy w odnalezieniu 

encyklopedii.  Poprosiła  nas  o  pomoc,  lecz  my  delikatnie  zasugerowaliśmy,  żeby 

porozmawiała  z  bibliotekarką  i  żeby  bibliotekarka  pokazała  jej,  jak  znaleźć  potrzebne 

materiały. Krissy i Kevin poszli sami poszukać książek, które chcieli pożyczyć, podczas gdy 

Sande i ja szukaliśmy swoich. 

Tymczasem Holly porozmawi

ała z bibliotekarką i otrzymała pomoc, o jaką jej chodziło, i 

wszystko  potoczyło  się  gładko.  Uważam,  że  gdybyśmy  pomogli  Holly  poszukać  to,  czego 

potrzebowała, skończyłoby się to jakimś nieporozumieniem. Co więcej, nie nauczyłaby się, 

jak korzystać z biblioteki i jak prosić o pomoc bibliotekarkę. 
 
Komunikacja 

Bez  dobrej  komunikacji  techniki  dyscypliny  praktycznej  polegające  na  działaniu  nie 

przyniosą pożądanych wyników. Poniżej przedstawiam osiem zasad dobrego porozumiewania 

się z dziećmi: 

background image

1. Pomyśl zanim się odezwiesz. Staraj się bezwarunkowo zaakceptować dziecko takim, 

jakie jest. Spotykaj się z dzieckiem w jego świecie. Jezus zawsze spotykał się z ludźmi 

na ich gruncie i postępował z nimi stosownie do ich potrzeb. Zawsze szukaj sposobów 
na otwarcie drzwi 

pomiędzy tobą a dziećmi. Jedną z najprostszych i najlepszych metod 

jest stosowanie następujących zwrotów: „Wiesz, kochanie, może się mylę..." lub „Może 

nie  nadążam  za  twoim  rozumowaniem,  ale...".  Tych  kilka  słów  czyni  wiele,  żeby 

nastawić  dziecko  na  odbiór.  Jest  prawdopodobne,  że  wysłucha  tego,  co  masz  do 

powiedzenia,  ponieważ  nie  przychodzisz  do  niego,  by  prawić  mu  kazania,  i  nie 

występujesz z pozycji silniejszego ani też mu nie grozisz. 

2. 

Kładź  nacisk  na  pozytywne  aspekty  sytuacji.  Niech  wypowiadanie  słów  zachęty  i 

komplementów  stanie  się  twoją  «drugą  naturą».  Zawsze  szukaj  sposobów  na 

pogłębienie porozumienia z dziećmi. Podkreślanie pozytywnych aspektów sytuacji jest 

równie łatwe jak podkreślanie aspektów negatywnych; nie zabiera też więcej czasu, a 
przynosi o wiele lepsze rezultaty. Na 

przykład,  twoja  córka  bierze  udział  w  pokazie 

gimnastycznym  i  w  pięciu  występach  osiąga  bardzo  dobre  wyniki,  a  w  jednym  — 

słabszy.  Możesz  powiedzieć:  „W  tych  pięciu  występach,  kiedy  tak  dobrze  ci  szło, 

pomyślałem  sobie,  że  się  świetnie  bawisz  i  że  gimnastyka  naprawdę  ci  się  podoba. 

Naprawdę świetna  robota. Moje  gratulacje". Nie ma potrzeby  wspominać o  występie, 

który się nie udał. Jeśli sama do tego nawiąże, możesz powiedzieć: „Tak, to było dla 
ciebie trudniejsze, ale jak b

ędziesz  więcej  ćwiczyć,  to  następnym  razem  ci  się  uda. 

Naprawdę  podoba  mi  się  to,  co  zrobiłaś  w  tych  pięciu.  Moim  zdaniem  szczególnie 

dobrze wypadłaś na równoważni". 

3. 

Kiedy  masz  do  czynienia  z  sytuacją,  która  wzbudza  reakcje  negatywne,  podejdź  do 

niej w 

sposób pozytywny, rzeczowy. Jeden z takich sposobów ilustruje przykład z pod 

punktu  2,  sugerujący,  jak  należałoby  potraktować  zły  wynik  w  jednym  z  występów 

gimnastycznych.  Innym  przykładem  może  być  sytuacja,  kiedy  czterolatek  wraca  do 

domu z czymś, co do niego nie należy. Jasne jest, że zabrał to z podwórka sąsiadów. Nie 

krzycz na niego, nie pouczaj i nie zachowuj się, jak gdyby był Wrogiem Publicznym 

Numer Jeden. Po prostu powiedz w rzeczowy sposób: „Buford, to do ciebie nie należy. 

Zanieśmy to z powrotem i oddajmy właścicielowi". 

Następnie weź Buforda za rękę, zaprowadź do domu sąsiadów i każ mu zwrócić zabrany 

przedmiot.  Zaproponuj,  żeby  przeprosił  za  to,  że  go  zabrał,  i  żeby  obiecał,  że  więcej 

tego nie zrobi. W drodze powrotnej do domu powiedz coś w stylu: „Założę się, że jesteś 

zadowolony, że to oddałeś. Chodź, pohuśtamy się trochę". 

4. 

Poświęcaj  dziecku  czas.  Poświęcając  dziecku  czas  komunikujesz  mu,  że  naprawdę 

zależy  ci  na  nim.  Mam  na  myśli  czas  specjalny  —  co  tydzień  spędzasz  go  z  innym 
dzieckiem, z 

każdym osobno. Dla większości z nas stanowi to spore wyzwanie — ale 

sprawa jest warta 

zachodu.  Mama  i  tata  powinni  naradzić  się,  jak  pomóc  sobie 

nawzajem, żeby znaleźć czas na przebywanie z każdym dzieckiem z osobna. Owszem, 

będzie  to  trudne, ale zapewniam,  że  zauważycie  w  waszych  wzajemnych  relacjach 

ogromną zmianę na lepsze. 

5. 

Zawsze miej świadomość, że nie musi ci się podobać to, co dziecko robi, ale zawsze 

powinieneś dawać mu odczuć, że je kochasz i że ci na nim zależy. Możesz powiedzieć 

parę prostych słów, takich jak: „Chcę, żebyś wiedział, że jest mi bardzo przykro, kiedy 
tak 

do  mnie  mówisz.  Wiem,  że  ci  smutno,  ale  nie  powinniśmy  tak  odzywać  się  do 

siebie, nawet wtedy kiedy 

jesteśmy  zdenerwowani.  Co  o  tym  sądzisz?",  „Czy  wiesz, 

dlaczego tak krzyknęłam, żebyś się zatrzymał, gdy wbiegałeś na ulicę? Gdyby potrącił 

cię  samochód  i  byś  zginął,  byłabym  bardzo,  bardzo  nieszczęśliwa.  Za  bardzo  cię 

kocham, żeby pozwolić, aby coś podobnego ci się przytrafiło". 

background image

Gdy  dzieci  źle  się  zachowują,  złość  jest  naturalnym  odczuciem.  Nie  obawiaj  się 

okazywać  złości.  Ale  pamiętaj,  że  twoja  złość  musi  odnosić  się  do  czynu  czy 
zachowania dziecka, a nie do dziecka. 

6. 

Jeżeli «wybuchniesz» na dzieci, poproś je o przebaczenie. Osiągniesz przez to dwie 

rzeczy. Po pierwsze zyskasz o wiele lepsze porozumienie z nimi. Po drugie 

pokażesz, 

jak prosić o przebaczenie, i pomożesz dzieciom nauczyć się tej trudnej sztuki. 

Kiedy  przyznajesz  się  do  własnych  błędów,  zacznij  od  słów:  „Nie  miałam  racji...", 

„Jestem ci winna przeprosiny...", „Źle osądziłam...", „Nie pomyślałam...". Wszystkie te 

zwroty  pokazują  dziecku  twoją  szczerość  i  gotowość  do  przyznania  się  do 

niedoskonałości.  Nie  obawiaj  się,  że  dziecko  straci  do  ciebie  szacunek.  Wprost 

przeciwnie, będzie dokładnie na odwrót. 

7. 

Pamiętaj,  że  wyniki  nie  zawsze  widać  od  razu.  Rodzicielstwo  jest  obowiązkiem 

długoterminowym.  Nie  poddawaj  się,  jeżeli  twoje  dziecko  nie  zawsze  reaguje  na 

metody dyscypliny praktycznej. Jeśli postanowisz jakoś dyscyplinować swoje dziecko, 

możesz  posłużyć  się  metodą  opartą  na  Piśmie  Świętym  (Ef  6,  4);  na  dłuższą  metę 

metoda ta się opłaci. 

8. 

Codziennie proś Boga o wskazanie twojej drogi i drogi twoich dzieci. Módl się, aby 

Boża  dobroć  była  widoczna  w  twoim  życiu,  tak  aby  twe  dzieci  dostrzegły,  że  masz 

osobistą relację z wszechmogącym Bogiem. 

  
Kooperacja 

Matki  stale  pytają  mnie  o  to,  jak  sprawić,  żeby  dzieci  lepiej  wypełniały  swoje  obowiązki, 

żeby  były  punktualne  itd.  Uważam,  że  stosując  dyscyplinę  praktyczną  można  szybko  i  w 

bezpośredni sposób zwrócić uwagę dziecka na to, jak ważna jest współpraca w domu. Przede 

wszystkim trzeba wpoić dziecku, że jeżeli nie współpracuje z tobą, to ty też możesz odmówić 

współpracy  z  nim.  Z  takimi  realiami  dziecko  spotka  się  w  życiu  —  czy to w szkole, czy 

później, kiedy podrośnie i będzie pracować i będzie miało własną rodzinę. 

Pamiętam  spotkanie  z  matką,  której  czterolatek  urządzał  płacz  i  awantury,  po  to  by 

dominować w domu. Pewnego popołudnia matka poprosiła go, żeby pozbierał swoje zabawki. 

Prośba była sensowna.  Zabawek nie było zbyt  wiele i chłopczyk dokładnie wiedział, gdzie 

trzeba je położyć. Ale mary Jimmy odparł: „Są za ciężkie". 

W  tej  chwili  mama  nie  miała  czasu  zareagować  —  miała  umówioną  wizytę  u  dentysty. 

Zostawiła więc nietknięte zabawki na podłodze i zabrała ze sobą dziecko do dentysty. 

W  drodze  powrotnej  Jimmy  zaczął  męczyć  mamę  o  loda.  Ale  przejeżdżając  obok  budki  z 

lodami mama odwróciła się do Jimmy'ego i spokojnie oznajmiła: „Kochanie, dziś nie możesz 

dostać lodów. W domu czekają jeszcze na ciebie obowiązki. Mam na myśli twoje zabawki". 

Gdy wrócili do domu, zastali zabawki w miejscu, gdzie wcześniej zostały rozrzucone. Jimmy 

zrozumiał, o co chodzi. Położył zabawki na miejsce. 

Ten przykład pokazuje działanie dyscypliny praktycznej: 
 
1. 

Matka kochała dziecko tak bardzo, że nie poddała się jego widzimisię. 

2. 

Nie dała się wykorzystać ani sobą manipulować. To ona miała nad dzieckiem władzę, a 
nie na odwrót.  

3. 

Nie  «wygładzała»  dróg  życiowych dziecka  wyręczając je w obowiązkach. Gdyby sama 

pozbierała zabawki (co z pewnością zrobiłaby o wiele szybciej niż dziecko), uczyłaby je 

nieodpowiedzialności. 

4. 

Ten incydent to dla dziecka podstawowa lekcja współpracy: Jeżeli nie współpracujesz z 

mamą, to mama nie będzie współpracować z tobą. Nie chodzi tu jednak o zasadę «oko za 
oko», ale o wpojenie dziecku 

normy, że jeśli nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, to 

nie może mieć tego, czego chce. 

background image

Załóżmy, że czterolatek wrócił do domu i nadal nie chce pozbierać zabawek. Matka może 

dalej stosować zasady dyscypliny praktycznej i nie pozwolić mu na robienie czegoś innego, 

dopóki  jej  polecenie  nie  zostanie  wykonane.  Nie  będzie  zabawy,  telewizora,  przekąsek  ani 

słodyczy.  Dyscyplina  praktyczna  kładzie  nacisk  na  porządek:  A  (obowiązek)  jest  przed  B 

(nagrodą lub słodyczami). 

Inną  istotną  sprawą  było  to,  że  matka  zachowała  spokój,  ale  była  stanowcza.  Nie 

krzyczała na dziecko. Można krzyczeć, a nawet bić dziecko, żeby zmusić je do współpracy, i 

czasem  będzie  się  wydawać,  że  przynosi  to  owoce.  Ale  uzyskanie  posłuszeństwa  poprzez 

upokarzanie,  nakłanianie  i  straszenie  nie  prowadzi  do  współpracy.  Uczy  natomiast  dziecko 

upokarzać  innych,  co  zapewne  będzie  robić,  kiedy  dorośnie.  W  przypadku  dyscypliny 

praktycznej zawsze chodzi o okazanie szacunku i dziecku, i sobie. Zawsze trzeba starać się 

pokazać dziecku, że współpraca to droga dwukierunkowa, a nie droga jednokierunkowa, po 

której tylko ono może odbywać przyjemną przejażdżkę. 
  

Mądra zachęta 

Spotykam wielu rodziców, którym trudno uchwycić różnicę pomiędzy zachęcaniem dzieci, a 

chwaleniem ich. Przecież wiele książek zaleca rodzicom, by często wygłaszali słowa uznania 

i  pochwały  pod  adresem  dzieci.  Faktem  jest,  że  w  zbyt  wielu  domach  jeden  z  problemów 

polega  na  tym,  że  dzieci  nigdy  nie  słyszą  słów  uznania  czy  pochwał,  są  zazwyczaj 

krytykowane  i  słyszą  raczej  komentarze  dotyczące  tego,  czego  nie  zrobiły,  a  nie  tego,  co 

zrobiły dobrze. 

Rozumiem motywację, jaka przyświeca surowym rodzicom, kiedy decydują się pochwalić 

swoje dzieci, ale nad pochwały przedkładam zachęty. Choć trudno to zrozumieć, pochwała 

może być bardzo zniechęcająca. Ostatecznie to jedynie Bóg jest godzien pochwały.  Ludzie 

potrzebują zachęt, a nie pochwał. 

Zachęta  skupia  się  na  wysiłkach  osoby,  na  poczynionym  postępie,  na  poczuciu 

odpowiedzialności, na wytrwałości i docenieniu tego, że postęp nastąpił. Oto przykłady słów 

zachęty adresowanych do dzieci: 

• 

Jestem pewna, że sobie z tym poradzisz. 

• 

Cieszę się, że nauka sprawia ci przyjemność. 

• 

Jak to ładnie z twojej strony — kuchnia wygląda wspaniale! 

• 

Widzisz, teraz zaczynasz rozumieć! 

• 

Wygląda na to, że te dodatkowe ćwiczenia przyniosły skutek — moje gratulacje! 

• 

Jak się czujesz? Sporo już zrobiłeś. 

•   

A oto — dla kontrastu — 

kilka przykładów, jak brzmią pochwały: 

 

• 

Jesteś dobrym chłopcem.  

• 

Mamusia jest z ciebie dumna, kochanie. Występ świetnie ci dzisiaj poszedł. 

•  Zja

dłaś całą kolację. Jaka dobra dziewczynka! Teraz możesz zjeść deser. 

• 

Masz  trzy  oceny  bardzo  dobre  i  jedną  dobrą!  Jestem  taka  szczęśliwa.  Następnym 

razem może ta dobra zamieni się w bardzo dobrą! 

• 

Ładnie  się  dziś  zachowałeś  na  zbiórce  harcerskiej.  Masz  tu  pięć  dolarów,  żebyś 

wiedział, że to dla mnie bardzo ważne. 

 

Jak już wcześniej wspomniałem, do książki Parenthood without Hassles — Well, Almost 

dołączyłem coś, co nazwałem ^Dziesięcioma przykazaniami dzieci dla rodziców^. Wszystkie 

te «przykazania» są zapisane w formie słów skierowanych przez małe dziecko do rodziców. 

Jedno  z  nich  mówi:  „Żeby  rosnąć,  potrzebuję  twojej  zachęty,  a  nie  pochwał.  Proszę,  nie 

background image

przesadzaj  z  krytyką.  Pamiętaj,  że  możesz  krytykować  rzeczy,  które  robię,  nie  krytykując 
mnie". 

Proponuję  rodzicom,  aby  uświadamiali  sobie  to,  co  mówią  do  dzieci.  Czy  twoje  uwagi 

przypominają  chwalenie  czy  raczej  mają  dziecko  zachęcać?  Różnica  jest  subtelna,  ale 

ogromnie  istotna.  Pochwała  tak  naprawdę  może  zniszczyć  lub  umniejszyć  czyjeś  poczucie 

własnej  wartości,  szczególnie  dziecka.  Pochwała  sugeruje  dziecku,  że  jest  kochane 

warunkowo.  Budzi  w  dziecięcej  świadomości  pytania:  „Czy  jestem  kochany  i  chwalony 

dlatego, że przyniosłem dobre stopnie lub posprzątałem kuchnię? A co by było, gdybym tego 

nie zrobił?". 
 
M

iłość 

Choć niełatwo w to uwierzyć, to cały czas mam do czynienia z rodzicami, którzy z trudnością 

mówią dzieciom słowa:  
«Kocham ci

ę». Być może wychowali się w domach, gdzie nie mówiono im, że są kochani, 

toteż ciężko im przychodzi dzielić się z własnymi dziećmi swymi najskrytszymi myślami i 

uczuciami.  Ale  jeśli  dyscyplina  praktyczna  ma  być  ci  pomocna,  to  musisz  nauczyć  się 

okazywać miłość. 

Mamy  pięcioro  dzieci  i  nie  przypominam  sobie  ani  jednego  dnia  z  ich  życia  (odkąd 

nawiązałem  z  nimi  kontakt),  w  którym  nie  usłyszałyby  ode  mnie  słów  «kocham  cię».  Nie 

tylko im to mówię, ale i okazuję. Przychodzą mi na myśl trzy sposoby na okazanie dziecku, 

że jest kochane: 
 
1. 

Dyscyplinuj  dzieci.  Nie  mam  na  myśli  karania;  mam  na  myśli  korygowanie  ich 
zachowania — czego nie

kiedy potrzebują — z miłością. 

2. 

Dotykaj dzieci. Przytulaj je i pieść. Dotyk może zdziałać cuda! 

3.  Okazuj zainteresowanie tym, co interesuje dziecko. 

Tak  wiele  dzieci  żyje  w  swoim 

świecie, podczas gdy mama i tata zdają się żyć w swoim. 

 

Wspominałem  już  o  badaniach  przeprowadzonych  przez  terapeutę  rodzinnego,  Craiga 

Massey'a,  który  wykazał,  że  79  procent  spośród  2.200  badanych  dzieci  z  rodzin 

chrześcijańskich  czuło  się  niekochanych.  Jedno  badanie  niekoniecznie  odzwierciedla 

odczucie ogółu, niemniej jednak w jakiejkolwiek grupie badanych wynik mówiący o tym, że 

79 procent osób nie czuje się kochane, jest niezrozumiały; a tym bardziej nie mieści się to w 

głowie,  kiedy  badanie  dotyczy  domów  chrześcijańskich.  Jak  to  możliwe?  Dlaczego  tak  się 

dzieje,  że  w  domach,  w  których  rodzice  prawdopodobnie  utrzymują  więź  z  Bogiem  w 

Chrystusie  i  mają  pojęcie  o  Bożej  miłości,  dzieci  czują  się  niekochane?  Myślę,  że  jedną  z 

podstawowych  przyczyn  takiego  stanu  rzeczy  jest  to,  że  rodzice  po  prostu  nie  umieją 

okazywać swym dzieciom miłości. Trudno im pogodzić się z tym, że ich dzieci dorastają i 

uczą się sami podejmować decyzje. Może to wyglądać na paradoks, ale jednym ze sposobów 

okazywania dziecku miłości jest dawanie mu wolnej ręki w podejmowaniu decyzji. Dawanie 

wolnej ręki również w błądzeniu. Kiedy pojawią się niepowodzenia, to będzie to właśnie czas 

na powiedzenie «kocham cię» i okazanie tego poprzez przytulenie, pieszczotę i uśmiech. 
 

Pomyłki 

Nie  będę  mówić  tu  o  pomyłkach  popełnianych  przez  dzieci.  Powiem  o  pomyłkach 

popełnianych przez ciebie. Co robi rodzic, kiedy popełni błąd? Wiem, że gdy w grę wchodzi 

rozwiązywanie  problemów  dzieci,  łatwo  jest  naszkicować  schemat  postępowania  krok  po 

kroku,  ale  nieobce  mi  są  również  odczucia  frustracji  i  niepowodzenia,  kiedy  sprawy  nie 
uk

ładają  się  wedle  określonego  schematu.  Wiem,  jak  to  jest,  kiedy  plany,  motywacje  i 

background image

przekonania  nie  mają  szans  na  realizację.  Życie  nie  jest  doskonałe  i  my  też  nie  jesteśmy 
doskonali. 

Przypominam sobie pewne wydarzenie, kiedy moja córka, Krissy, mając sześć lat, uczyła 

się jeździć na rowerze. W pewnej chwili doszedłem do wniosku, że posiadła ona umiejętność 

samodzielnej  jazdy  na  dwóch  kółkach.  Robiła  parę  kroczków,  wskakiwała  na  rower, 

parokrotnie kręciła pedałami i zeskakiwała z roweru. Wyglądało na to, że potrzebowała tylko 

pewności siebie, żeby utrzymać się na siodełku i pedałować dalej. 

Więc pewnego sobotniego ranka tatuś postanowił, że dziś Krissy nauczy się «naprawdę 

jeździć na rowerze». 

Arbitralna  decyzja,  że  nadszedł  dzień,  w  którym  Krissy  miała  nauczyć  się  tego,  czego 

chciałem,  była  moim  pierwszym  błędem.  Zabrałem  ją  na  ulicę  na  osiedlu,  na  którym 
mieszkamy.  

Obiema  rękami  podtrzymywałem  ją  na  rowerku.  Trochę  po-pedałowała  i  podjechała  pod 

wzniesienie,  i  zaczęła  zjeżdżać  po  drugiej  stronie  tego  wzniesienia.  Teraz  pedałowała 

spokojnie,  a  ja  biegłem  truchtem  obok  niej,  w  dalszym  ciągu  utrzymując  rower  w 

równowadze.  Puszczałem  już  rower  na  parę  sekund,  żeby  przekonać  się,  że  Krissy 

prawidłowo  balansuje,  i  rzeczywiście  dobrze  jej  to  wychodziło.  Podjechaliśmy jeszcze 

kawałek i postanowiłem (bez porozumienia się z Krissy) puścić ją, żeby resztę drogi w dół 

pokonała  samodzielnie.  Kiedy  ją  puściłem,  nabrała  prędkości,  straciła  panowanie  nad 

kierownicą i wpadła wprost na krzak kaktusa. Może wcześniej nie zwróciliście na to uwagi, 

ale  mieszkamy  w  Tucson,  w  Arizonie,  gdzie  rosną  jedne  z  najbardziej  kolczastych  na 

zachodzie  kaktusów.  Biedna  mała  Krissy  przewróciła  się  na  takiego  kaktusa  i  długo 

usuwaliśmy kolce z małego sześcioletniego ciałka. 

Oczywiście,  cierpiałem  bardziej  niż  ona,  ale  to  wcale  nie  poprawiło  samopoczucia 

Krissy. Sporo czasu upłynęło, zanim znów wsiadła na rower — przynajmniej rok. 

Ponieważ  o  tym,  iż  Krissy  potrafi  już  jeździć  na  dwóch  kółkach  zdecydował  jej  tata,  cała 

przygoda pozwoliła jej nauczyć się dwóch rzeczy: 
 

1. 

Trzymaj się z dala od dwukołowych rowerów — są niebezpieczne. 

2. 

Trzymaj się z dala od taty—jest jeszcze bardziej nie bezpieczny! 

 

Tamtego dnia ja też coś zrozumiałem. Zrozumiałem, że przeszkodziłem Krissy nauczyć się 

jeździć na rowerze po swojemu i w swoim tempie. Chcąc być dobrym i pomocnym tatusiem, 

wtrąciłem się i próbowałem zmusić ją, by w moim tempie nauczyła się jazdy na rowerze i 

skończyło się to katastrofą. 

Opowiadam to, żeby pomóc wam zrozumieć następujące sprawy: 
  

1.  Nigdy 

nie  zmuszaj  dziecka,  żeby  robiło  więcej,  niż  jest  w  stanie  zrobić.  Może  się 

zdarzyć, że przekroczymy tę granicę. Usiłując wyrobić w dziecku odpowiedzialność i 

obowiązkowość  możemy  wymagać  od  dziecka  czegoś,  co  jest  ponad  jego  aktualne 

możliwości. 

2.  Wymag

aj  od  dziecka  odpowiedzialności,  ale  nie  stosuj  niepotrzebnego  nacisku.  Skąd 

wiesz,  że  stosujesz  nie  potrzebny nacisk? Nie ma pewnego ani gwarantowanego 

sposobu, żeby się tego dowiedzieć – będziesz musiał po prostu dostroić się do swego 
dziecko i po rozumi

eć się z nim (patrz podrozdział Komunikacja}. 

3. 

Dyscyplina praktyczna działa w obie strony. Chcesz, żeby dziecko rozumiało, jaka jest 

rzeczywistość,  ale  ty  również  musisz  zrozumieć  rzeczywistość  —  szczególnie 

rzeczywiste  umiejętności,  obawy  i  słabości  twojego  dziecka.  Mówiąc  w  skrócie, 

dyscyplinę praktyczną stosuje się zawsze z dużą dozą miłości. 

 

background image

Powtarzanie 

Rodzice często znajdują się w potrzasku. Czują, że muszą przypominać dzieciom o zrobieniu 
albo o nierobieniu pewnych rzeczy. Rodzic przypomina, ale d

ziecko  słyszy  wyłącznie 

«

zrzędzenie». 

Dyscyplina  praktyczna  niesie  ze  sobą  rozwiązanie  tego  problemu:  Po  prostu  przestań 

przypominać. 

Kiedy  proponuję  to  rodzicom,  patrzą  na  mnie,  jak  gdybym  postradał  zmysły.  Zadają 

bardzo  logiczne  pytania:  „A  co  złego  jest  w  tym,  że  o  czymś  dziecku  przypominam?  Czy 

każdy z nas od czasu do czasu nie potrzebuje przypomnienia?". 

Owszem,  z  pewnością  większość  ludzi  potrzebuje,  aby  °d  czasu  do  czasu  im  o  czymś 

przypomnieć,  ale  problem  z  rodzicami  polega  na  tym,  że  sprawy  wymknęły  się  im  spod 

kontroli.  W  wielu  domach  schemat  jest  następujący:  Mama  i  tata  nieustannie  o  czymś 

dzieciom  przypominają  albo  namawiają  je  do  robienia  tego,  co  należy  do  ich  codziennych 

obowiązków. Radzę rodzicom, żeby zerwali z tym zwyczajem. Jeżeli przez cały czas o czymś 

dziecku  przypominasz  lub  namawiasz  je  do  zrobienia  czegoś,  o  czym  ono  wie,  że  ma  być 
zrobione — 

to uczysz je nieodpowiedzialności. 

Na przykład, jeśli bezustannie wołasz dziecko na kolację, to uczysz je po prostu tego, że 

pierwsze wezwanie 

się nie liczy. Może ono kontynuować oglądanie telewizji albo budowanie 

modelu  samolotu,  a  mama  ponowi  wołanie  trzy-lub czterokrotnie. Dziecko idzie dopiero 

wtedy, gdy poziom decybeli wzrasta do określonego pułapu, bo wie, że żarty się skończyły. 

Dla każdego rodzica jest to bardzo trudne. Wybór jest prosty: Możesz wyszkolić dzieci, 

żeby reagowały od razu, kiedy poprosi się je o zrobienie czegoś, albo możesz je wyszkolić, 

żeby  nie  reagowały  na  pierwszą  prośbę  lub  na  pierwsze  ostrzeżenie  i  dalej  beztrosko  się 

bawiły, dopóki naprawdę się nie zniecierpliwisz. 

Jak  więc  wcielać  w  życie  zasady  dyscypliny  praktycznej  w  kwestii  przypominania  i 

namawiania? Daj dzieciom do zrozumienia, że prosisz o coś tylko raz. Nie wyrażaj się o nich 

bez szacunku, mówiąc, że są głupi, skoro to, co mówisz, nie dociera do nich za pierwszym 

razem. Powiedz im, że nie zamierzasz powtarzać swej prośby bez końca; jeśli nie posłuchają 

od razu, uciekniesz się do czynów, a nie do słów. Niech poznają, jakie będą konsekwencje, 

jeżeli — na przykład wołani na kolację — nie przyjdą od razu. Nie dostaną kolacji. 

Powtarzam — 

wybór należy do ciebie. Twoje podejście do dzieci może być zdrowe albo 

niezdrowe.  Bezustanne  przypominanie,  nakłanianie  i  namawianie  jest  niezdrowe  dla 
wszystkich zainteresowanych. 
  
Przymusowa przerwa 

Mówiąc «przymusowa przerwa» mam na myśli przerwanie zajęcia dziecka i spowodowanie, 

aby usiadło na krześle lub poszło do swojego pokoju — żeby się chwilę zastanowić. 

Rodzice często pytają mnie, czy przymusowa przerwa to dobra rzecz, czy to dobry sposób 

stosowania  dyscypliny.  Zawsze  odpowiadam,  że  tak.  W  ciągu  dnia  są  takie  chwile,  kiedy 

mama  lub  tata  potrzebują  trochę  czasu,  żeby  zadbać  o  porządek  w  domu.  Mały  Festus  lub 

Felicia powinni wtedy usiąść albo pójść do swojego pokoju, aby trochę podumać i uspokoić 

się. 

Kiedy ogłaszasz któremuś ze swoich dzieci przymusową przerwę, mówisz mu po prostu: 

„Twoje zachowanie jest tak okropne, że teraz przez jakiś czas pobędziesz sam". 

Kiedy  mówię  o  przymusowej  przerwie,  zawsze  dodaję  ostrzeżenie:  Jeżeli izolujesz 

dziecko,  nie  przesadź  z  tym.  (Cztery  miesiące  izolacji  to  jest  za  długo,  choć  zdaję  sobie 

sprawę, jakie to czasem kuszące.) Pięć do dziesięciu minut zazwyczaj wystarczy, by dzieci w 

wieku  od  sześciu  lat  w  górę  zdołały  ochłonąć.  Dzieciom  przedszkolnym  wystarczy  około 
dwóch minut. 

background image

Pamiętaj o tym, że chwilowe odosobnienie nie jest karą, ale sposobem na to, by pomóc 

dziecku  zrozumieć,  że  jest  odpowiedzialne  za  swoje  czyny.  Kiedy  jego  czyny  stają  się 

nieodpowiedzialne, musi zatrzymać się i zrozumieć, co robi. Jeżeli zachowanie dziecka się 
poprawi — 

to dobrze. Ale jeśli od razu wraca ono do tego, co spowodowało zamieszanie lub 

problem, może trzeba będzie zarządzić kolejną przerwę. 

Za  każdym  razem,  kiedy  uważasz,  ze  przerwa  jest  niezbędna,  ważne  jest,  żeby  odbyć  z 

dzieckiem krótką rozmowę. Zapytaj małą Felicię: „Jak się teraz czujesz? Jesteś już gotowa, 

żeby wrócić i bawić się jak należy? Naprawdę wszyscy chcemy, żebyś do nas wróciła — jeśli 

jesteś gotowa".  

Odbywając taką rozmowę dotykaj dziecko. Obdarzaj je pieszczotą i czułością tłumacząc mu, 

dlaczego zostało odizolowane i dlaczego tamto jego zachowanie jest nie do przyjęcia. 
 

Ostatnie słowo 

Dzieci  są  jak  mokry  cement.  Poświęcamy  zbyt  mało  naszego  cennego  czasu  na  to,  by 

ukształtować je na odpowiedzialnych i kochających ludzi. To, jak z nimi postępujesz w tym 

właśnie czasie, formuje je na resztę życia. 

Nie  mówię  tego,  żeby  was  przerazić,  ale  żeby  postawić  przed  wami  wyzwanie.  Jako 

rodzice  macie  przed  sobą  niesamowicie  ważne  zadanie.  Nie  chcę,  żeby  to,  co  mówię, 

brzmiało jak stara płyta, ale moje przesłanie jest całkiem proste: Wszystko zależy od was. 

Ostatnio  przypomniano  mi,  jak  wpłynąłem  na  życie  jednej  z  moich  córek,  Hannah,  która 

obecnie  ma  trzynaście  lat.  Jej  klasa  dostała  kiedyś  zadanie,  by  porównać  swoich  ojców  do 

jakiegoś przedmiotu. Hannah powiedziała nam, że kilkoro dzieci napisało coś w stylu „Mój 

ojciec jest skałą" i wymieniło cechy, dzięki którym ich ojcowie kojarzyli im się ze skałą. Ale 

Hannah napisała: 
Mój tato jest jak lody, 

Gładki i lekki, stały i słodki, 

Pełen smaków, fascynujący, kolorowy i słodki,  

Odżywczy jak chłodny letni wiatr 

Łatwo się rozpływa, płynie prosto do serca 

Nigdy się nie znudzi 

Zawsze ma różne polewy 

Uszczęśliwia mnie różnymi smakami 

Panuje nad pudełkiem z lodami i chce; żebym panowała nad sobą 

Zawsze jest go jeszcze trochę więcej 
 

Byłem poruszony analogią  Hannah. Pokazała mi, że coś robię dobrze (z pewnością nie 

wszystko;  na  następnych  stronach  podzielę  się  z  wami  jedną  z  moich  najpoważniejszych 

klęsk).  Ale  istnieje  między  nami  więź  miłości,  stanowiąca  kontekst  dla  dyscypliny 

praktycznej,  którą  w  tej  książce  opisałem.  Znam  wielu  ojców,  którzy  nie  chcieliby  być 

„lodami".  Dokładają  wielu  starań,  aby  być  w  swym  domu  „skałą".  Nie  chcą  „łatwo  się 

rozpływać  i  płynąć  prosto  do  serca".  Wydaje  mi  się,  że  właśnie  o  to  proszę  rodziców  — 
zarówno ojców, jak i matki — 

żeby  trochę  się  rozpływali,  byli  prawdziwi,  okazywali 

dzieciom miłość i szacunek i żeby pozwolili, aby wasze życie rodzinne było „pełne smaku". 

Powyżej  starałem  się  zaprezentować  wam  podstawowe  zasady  dyscypliny  praktycznej 

wraz ze wskazówkami zastosowania ich w sytuacjach, z którymi mamy w naszej rodzinie do 

czynienia na co dzień. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie napisałem o wszystkim. Problemy 

związane z wychowaniem dzieci są naprawdę liczne. Starałem się jednakże nawiązać do tych 

spraw, w których rodzice często proszą mnie o pomoc. 

Dołożyłem  starań,  żeby  przedstawić  zarys  metody  wychowawczej;  możesz  ją 

modyfikować i zmieniać w zależności od twojej osobowości. Być może nie zawsze będziecie 

background image

chcieli skorzystać z rozwiązań, które tu zaproponowałem. Ważne jest, żeby działać — szybko 

i zdecydowanie, żeby nauczyć dziecko odpowiedzialności za swoje czyny.  

Jednym  z  najtragiczniejszych  doniesień  prasowych,  jakie  kiedykolwiek  czytałem,  był 

artykuł zatytułowany Ranny chłopiec wygrywa odszkodowanie w kwocie 810.000 dolarów. 

Artykuł  ten  mówił  o  tym,  jak  dwunastoletni  chłopiec  stracił  cześć  lewej  stopy  próbując 

przejechać  się  wolno  jadącym  pociągiem  towarowym.  Sędzia  nakazując  wypłatę  810.000 

dolarów odszkodowania orzekł, że chłopiec ma otrzymywać miesięczne raty począwszy od 

osiemnastego roku życia, aż do śmierci. Adwokat występujący w imieniu chłopca oparł swoją 

Argumentację o zarzut zaniedbania, którego dopuściły się władze miasta, ponieważ urzędnicy 

wiedzieli,  że  w  ogrodzeniu  przy  torach  jest  dziura  i  „powinni  byli  przewidzieć,  że  dzieci 

będzie kusiło, żeby tamtędy chodzić". 

Historia ta jest tragiczna z dwóch powodów: Po pierwsze, młody chłopak został kaleką na 

całe życie, a po drugie — i to jest jeszcze bardziej tragiczne — sąd wydał wyrok na korzyść 

nieodpowiedzialności.  W  wieku  dwunastu  lat  dziecko  powinno  zastanowić  się,  zanim 

przejdzie przez płot i wskoczy na pociąg towarowy. Podobną ironię dostrzegłem w reklamie, 

którą czytałem kilka lat temu. Reklama mówiła: „Nie pozwól, żeby dziecko wstąpiło na złą 

drogę!". Ogłoszenie to upomina kierowców, żeby nie zostawiali kluczyków w samochodach, 

ponieważ zachęci to młodych do kradzieży! Czy nie sądzicie więc, że pora już na dyscyplinę 
pr

aktyczną? 

Nie twierdzę, iż stosowanie dyscypliny praktycznej daje wam żelazną gwarancję, że nigdy 

nie  będziecie  mieli  problemów  lub  że  wasze  dzieci  nigdy  nie  zachowają  się  w  sposób 

drastycznie zły. Dyscyplina praktyczna nie  gwarantuje, że wasze dzieci  staną się wierzące. 

Ale korzystając z reguł i metod leżących u podstaw dyscypliny praktycznej, uczycie dzieci za 

pomocą  działania,  a  nie  słów  i  pomagacie  im  wyrobić  w  sobie  obowiązkowość  i 

odpowiedzialność za swoje decyzje.  

Podejmowanie decyzji —  szczególnie  decyzji istotnych —  jest o wiele trudniejsze dla 

dziecka,  które  cieszyło  się  zbyt  dużą  swobodą  i  które  robiło  «co  mu  się  podoba».  Równie 
trudne jest to dla dziecka przygniecionego jarzmem despotyzmu, za które podejmowano 
wszystkie decyzje. Ale dziecko wych

owane w dyscyplinie praktycznej ma szansę przekonać 

się, co znaczy kochający autorytet. 

Wiem,  co  sobie  pomyśleliście:  „Doktorze  Leman,  to  tylko  teoria.  Gdybym  skończył 

psychologię, może potrafiłbym wcielić ją w życie". 

Wierzcie mi, ja —  tak zwany ekspert —  wiem, jakie to jest trudne. Dzieci bez przerwy 

nas  sprawdzają  i  nie  zawsze  zaliczamy  testy  z  wyróżnieniem.  Ciągłe  pamiętam  wypadek, 

kiedy Holly była w okresie przekory. Wpadła w koszmarny humor i zupełnie się zbuntowała. 

Musiałem ją zanieść do pokoju i powiedzieć: „Holly, masz tu zostać, dopóki się nie uspokoisz 

i nie będziesz się zachowywać, jak należy". 

Zgodnie z poradami kierowanymi pod adresem rodziców (patrz podrozdział Przymusowa 

przerwa  w  poprzednim  rozdziale),  Holly  miała  siedzieć  spokojnie  przez  kilka minut, 

zrozumieć, że odpowiada za swoje czyny, i w znacznie lepszym humorze dołączyć do reszty 

rodziny. Nie całkiem to się udało. Po trzydziestu sekundach moja mała córeczka wybiegła z 

pokoju, dopadając mnie z powrotem i ze wszystkich sił starając się uprzykrzyć mi życie. Z 

powrotem zaprowadziłem ją do pokoju z tym samym poleceniem: „Holly, chciałbym, żebyś 

mogła być znów z mamusią i ze mną, ale jeszcze nie jesteś na to gotowa". 

Wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi, mając pewność, że tym razem Holly zrozumie. 

Ale Holly nie była nastrojona na rozumienie. Tym razem izolacja trwała krócej niż trzydzieści 

sekund; Holly wróciła i znów zaczęła mi się naprzykrzać. 

Sytuacja stawała się rozpaczliwa. Spróbowałem już klapsa, ale to tylko rozjuszyło Holly. 

Postanowi

łem uciec się do mojej ostatecznej broni: Gałki do Drzwi Doktora Kevina Lemana. 

To mój własny wynalazek, który jest po prostu zwyczajną gałką do drzwi, odwróconą tak, że 

background image

można  ją  blokować  od  zewnątrz.  Powinienem  był  jej  użyć  za  pierwszym  razem,  kiedy 

umieściłem  Holly  w  pokoju,  ale  błędnie  założyłem,  że  będę  w  stanie  nakłonić  ją  do 

współpracy. Jedno przekręcenie zamka i Holly była bezpieczna — przynajmniej tak mi się 

wydawało. 

Jak  to  było  do  przewidzenia,  Holly  błagała,  zawodziła,  krzyczała  i  w  ogóle  sprawiała 

wrażenie,  że  jest  poddawana  okrutnym  torturom.  Trwało  to  zaledwie  minutę  lub  coś  koło 

tego,  a  potem  Holly  się  uciszyła.  Kiedy  gratulowałem  sobie  odwagi  zastosowania 

«kochającego autorytetu», zadzwonił dzwonek u drzwi. Traf chciał, że była to moja mama, 

która wpadła z nieoczekiwaną wizytą i chciała się widzieć właśnie z Holly! 

Babcia  przywitała  się  ze  mną  i  od  razu  zapytała,  gdzie  jest  jej  «mała  księżniczka*. 

Ukradkiem rzuciłem okiem na drzwi do pokoju Holly i z przerażenia prawie zaparło mi dech. 
Spod dr

zwi wypełzły białe paluszki, które bezgłośnie wyrażały błaganie o pomoc. Bystre oko 

babci  natychmiast  spostrzegło  rączkę  Holly,  odcinającą  się  na  jasnobłękitnym  dywanie. 

Babcia przeszyła mnie miażdżącym spojrzeniem i rzuciła: 

Chyba nie zamknąłeś mojej ukochanej wnuczki na 

klucz? 

Zamknąłem, mamo. 

Babcia wycedziła z pogardą: 

Ty, ty psycholog, ty! — 

to było wszystko, co przeszło 

jej przez gardło, po czym oddaliła się z godnością. 

Stałem tam dalej, wpatrując się w paluszki Holly, które w dalszym ciągu wysyłały całemu 

światu  komunikat  SOS.  Nie  widziałem  jej  buzi,  ale  mogłem  sobie  wyobrazić,  jak  leży  na 

brzuchu  z  szelmowskim  uśmieszkiem  na  twarzyczce  cherubina.  Wygrałem  bitwę,  ale  nie 

miałem  pewności  co  do  tego,  czy  wygram  wojnę.  Przeczekałem  jeszcze  parę  minut i 

otworzyłem drzwi. „Jesteś już gotowa, żeby wyjść i dołączyć do nas?" — zapytałem. Moja 

dwuipółletnia córeczka skinęła szybko główką i przemaszerowała obok mnie w poszukiwaniu 

babci,  która  siedziała  w  salonie  i  pod  nosem  nadawała  na  psychologów  oraz  na los, który 

pokarał ją synem psychologiem. 

Kiedy parę minut potem zaglądnąłem przypadkiem do salonu, Holly siedziała zwinięta na 

kolanach babci. Spróbowałem je przyjaźnie pozdrowić, ale obie obdarzyły mnie chłodnym i 

lekceważącym spojrzeniem. Resztę dnia spędziłem nie czując się ani kochającym tatusiem, 
ani autorytetem! 

Przytaczam  tę  historię,  żeby  podkreślić  jeden  istotny  punkt:  Wychowując  dzieci 

przeżyjecie wiele momentów, kiedy sprawy nie będą się układać książkowo — czy to będzie 

chodziło  o  tę  książkę,  czy  też  o  inną,  napisaną  przez  innego  eksperta  w  dziedzinie 

wychowania.  Moje  starcie  z  Holly  i  z  babcią  sprawiło,  że  wcale  nie  czułem  się  jak 

profesjonalista,  który  radzi  sobie  z  każdym  rodzinnym  kryzysem.  Musiało  upłynąć  jeszcze 
kilka lat, zanim Holly na

pisała mi tę cenną notatkę, którą wam wcześniej przytoczyłem: 

„Mój  ojciec  jest  najspanialszy,  bo  jesteś  najlepszy,  troskliwy,  kohający, 

NAJLEPSZY!!!!!!" 

I dlaczego powiedziała, że jestem najlepszy? Ostatnia linijka zapisku odkrywa ten sekret: 
„Nawet kiedy 

mnie dysplinujesz, kocham cię tak samo". 

Holly  nie  rozumiała  zasad  i  teorii,  którymi  kierowaliśmy  się  w  wychowaniu  naszych 

dzieci, ale mogła zrozumieć, że jest dyscyplinowana z miłością. Napisałem tę książkę, żeby 

pomóc wam jak najskuteczniej dyscyplinować z miłością. Nie musicie być doskonali. Będzie 

wiele  sytuacji,  kiedy  będziecie  się  czuli  sfrustrowani  i  zniechęceni.  Będą  sytuacje,  kiedy 

wasze  dzieci  lub  współmałżonek  (albo  może  babcia)  wzbudzą  w  was  poczucie  winy lub 

sprawią, że ze wstydu będziecie się chcieli zapaść pod ziemię. 

To są chwile, w których potrzeba odwagi bycia niedoskonałym, tak jak to było w moim 

przypadku, kiedy małe  paluszki wypełzły  spod  drzwi. Nie poddawajcie  się. Trzymajcie się 

background image

planu  gry,  zawsze  pamiętając,  że  rodzicielstwo  to  bardzo  długa  gra  i  jedno  potknięcie  lub 

niepowodzenie nie przesądza o wyniku. O wyniku zadecyduje wasze zaangażowanie w takie 

wychowanie  dzieci,  żeby  stały  się  one  obowiązkowe  i  odpowiedzialne  za  swoje  decyzje: 

wychowywanie „w karności, napominając jak [chce] Pan". 
 
Jeszcze jedno 

Oto  mała  sugestia,  co  zrobić,  jeśli  zepsują  się  wasze  relacje  z  synem  lub  z  córką.  Nie 

znajdziecie  tej  sytuacji  nigdzie  indziej.  Jest  to  oryginalna  myśl  oparta  na  ponad 

trzydziestoletnim doświadczeniu w pracy z rodzicami i ich dziećmi.  

P

rowadziłem  właśnie  wykład  dla  grupy  dyrektorów  w  Los  Angeles,  kiedy  podszedł  do 

mnie nienagannie ubrany biznesmen. 

-  Doktorze Leman — 

powiedział — jestem panu winien przeprosiny. 

-  Przeprosiny? Za co? 

Widzi  pan,  miał  pan odczyt w naszym oddziale w Gotham  (oddział  Organizacji 

Młodych Prezesów w Nowym Jorku), a w tym czasie mieliśmy różne problemy z naszym 

szesnastoletnim  synem.  Zapytałem  pana,  co  możemy  zrobić,  i  pan  nam  powiedział,  ale 

zrobił pan to w sposób tak lapidarny, że pomyślałem, że nas pan zbywa. 

Natychmiast odparłem: 

Och,  pamiętam,  co  państwu  poradziłem.  Powiedziałem,  żebyście  przestali  zadawać 

pytania, prawda?  

Byliśmy  w  końcu  tak  zdesperowani,  że  posłuchaliśmy  pańskiej  rady,  i  po  dwóch 

tygodniach mieliśmy w domu inne dziecko. 
Wiecie jak to 

jest, kiedy rodzice bezustannie zadają dzieciom pytania: 

Kochanie, jak ci minął dzień? 

W porządku. 

Co było dziś w szkole? 

-Nic. 

A później rodzice domagają się od nastolatków dalszych odpowiedzi: 

Gdzie byłeś? 

-  Poza domem. 

Co robiłeś? 

-Nic. 
Kiedy 

się  wycofujesz  i  przestajesz  być  typową  dociekliwą  mamą  lub  typowym 

dociekliwym tatą, pozwalasz swemu dziecku opowiadać, co tak naprawdę dzieje się w jego 

życiu. Rodzice, musicie wiedzieć jedno: Dzieci nie tylko chcą należeć do waszej rodziny — 

one  muszą  należeć  do  waszej  rodziny.  Wierzcie  lub  nie,  ale  one  chcą,  żebyście  je 

akceptowali, żebyście im pomagali i oczywiście żebyście je kochali. Nie zapominajcie jeszcze 
o jednym — 

o  dyscyplinowaniu.  Ale  dyscyplina  to  nie  coś,  co  przekazujecie  dzieciom. 

Dyscyplin

a to sposób na życie. 

 
 
Przewodnik po dyskusji 
 

Możesz  poprawić  swoje  umiejętności  wychowawcze  rozmawiając  z  innymi  rodzicami. 

Wszyscy stajemy w obliczu podobnych wyzwań i zmagamy się z takimi samymi problemami 

związanymi z dziećmi. Pora o tym porozmawiać! 

Poniższe strony dają ci okazję do porównania doświadczeń. Mogą cię także podtrzymać 

na duchu w trudnym, choć bardzo satysfakcjonującym przedsięwzięciu wychowywania dzieci 

na  szczęśliwych  i  zdrowych  dorosłych.  Ten  przewodnik  poprowadzi  cię  przez  trzy  etapy 

analizy każdego rozdziału tej książki. 

background image

Po  pierwsze,  odwołaj  się  do  treści  konkretnego  rozdziału.  Będzie  to  sposobność  do 

przemyślenia  zawartych  w  nim  treści  i  do  rozmowy  o  konkretnych  przykładach 

zaczerpniętych  z  waszego  życia.  Opowiedzcie  sobie  nawzajem,  jakie  sprawy  «wyglądają 
znajomo». 

Po drugie, zareaguj na treść. Bardziej szczegółowe rozważenie dwóch lub trzech cytatów 

zaczerpniętych z tekstu powinno wywołać głębszą dyskusję — lub nawet polemikę. 

Po trzecie, zastanówcie się wspólnie. Znajdziecie tu konkretne pytania odnoszące się do 

kwestii poruszanych w danym rozdziale. Wybierzcie jedno z nich lub więcej, w zależności od 
tego, ile macie czasu. 

Pamiętajcie, że wasza dyskusja będzie bardziej owocna, jeśli założycie, iż ma być ona jak 

najbardziej otwarta.  

Innymi słowy, czasami zadacie pytanie, które «brzmi znajomo» i poświecicie całe spotkanie 

na  udzielanie  nań  odpowiedzi.  Innym  razem  zechcecie  przejść  do  rozmowy  na  temat 

sposobów  rozwiązywania  trudnych  sytuacji.  Zawsze  zaczynajcie  i  kończcie  spotkanie 
m

odlitwą  i  dzielcie  się  funkcją  prowadzącego.  (Dobrym  rozwiązaniem  jest  cotygodniowa 

zmiana prowadzącego dyskusję). 

A  może  przygotujecie  małą  przekąskę?  Jednak  bez  względu  na  to,  w  jaki  sposób 

zechcecie  wykorzystać  ten  przewodnik,  życzę  wam  wszystkiego  najlepszego na drodze 

odkrywania błogosławionych wzlotów i upadków rodzicielstwa. 

Pamiętajcie, celem jest bycie dobrym rodzicem — niekoniecznie wspaniałym. A oto znak, że 

jesteś dobrym rodzicem, według Midasa Mufflera: „Jeżeli jesteś dobrym rodzicem, uda ci się 

wychować dobre dziecko!". 

Dr Kevin Leman 

 
 
  
R

ozdział l 

Tam 

jest dżungla! Chwyć 

 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz  innym 

członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

•  Jakie wydar

zenie  lub  przeżycie  przychodzi  ci  na  myśl  w  związku  z  następującymi 

tematami poruszonymi  w rozdziale: (1) Wykorzystanie dyscypliny praktycznej  w 
wychowaniu dzieci, (2) Dawanie i otrzymywanie 

miłości  bezwarunkowej! 

Przedyskutujcie to. 

 
Praca z tekstem 
Jak z

areagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 
 

Ze strony 

20:  „Nie  bój  się  pozwolić  dzieciom  na  niepowodzenia.  Zbyt  wielu  rodziców 

obawia się, że porażka urazi dziecięcą ambicję. W konsekwencji rodzice oszukują, zmieniają 

zasady,  udają,  że  dziecko  nie  przegrało  lub  powstrzymują  je  przed  spróbowaniem  czegoś 
nowego

. Obwiniają się o to, że nie chronią swoich pociech przed porażkami, i takie poczucie 

winy prowadzi do różnego rodzaju błędnych decyzji". 
 

Ze  strony  28:  „Miłość  Boga  do  nas  jest  bezwarunkowa.  Bóg  po  prostu  nas  kocha  — 

takich,  jacy  jesteśmy:  niedoskonałych  i  skłonnych  do  popełniania  błędów.  Bóg  pragnie, 

background image

żebyśmy kochali nasze  dzieci w ten sam sposób — bezwarunkowo. Miłość bezwarunkowa 

jest zasadą numer jeden dla rodziców, którzy chcą wprowadzać dyscyplinę praktyczną. 
 
Po wspólnego zastanowienia 
Przedyskutujci

e jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 

do dyspozycji: 

1.  Dr Leman rozpoczyna od prezentacji typowych obaw  rodziców. Kiedy najbardziej 

obawiałeś się popełnić błąd w kontaktach z własnym dzieckiem? 

2.  W jaki sposób my

, rodzice, możemy uczyć się na błędach? 

3.  Czy  — 

według  ciebie  —  do  wychowania  dziecka  „potrzeba  całej  wioski"?  Czy 

zgadzasz się w tej kwestii z opinią doktora Lemana? Wyjaśnij swoje stanowisko. 

4. 

Jakie są różnice między rodzicem dobrym a doskonałym? 

5.  J

ak  wyjaśniłbyś  różnicę  między  dyscypliną  a  karą;  między  pobłażliwością  a 

wychowywaniem z miłością? 

6. 

Przedstaw  w  jednym  zdaniu  definicję  dyscypliny  praktycznej.  Które  aspekty  takiej 
metody wychowania 

dziecka maj ą według ciebie sens? Jakie obawy wzbudza w tobie ta 

metoda?  

7. 

Sprawdźcie,  czy  potraficie  w  swej  grupie  nazwać  wszystkie siedem zasad dyscypliny 
praktycznej (bez 

zaglądania  do  tekstu).  Która  zasada  najbardziej  przystaje  do  waszej 

obecnej sytuacji, jeśli chodzi o wychowanie dzieci? 

8.  Doktor Leman 

mówi: „Dzieci są nadmiernie obładowane zajęciami dodatkowymi". Czy 

dostrzegasz 

ten problem we własnej rodzinie? Jak rodzice mogą sobie z nim poradzić? 

9. 

Dlaczego pobłażliwość «stwarza potwora»? Własnymi słowami streść zaproponowane 

w rozdziale rozwiązanie alternatywne. 

10.Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe pytania 

postawiłeś  sobie  po  lekturze  tego  tekstu?  Czy  chciałbyś  zastanowić  się  nad  nimi? 

Wyjaśnij to. 

  
 
R

ozdział 2 

Brak konsekwencji albo efekt jo-jo w wychowywaniu 
 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz  innym 

członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

• 

Jakie  wydarzenie  lub  przeżycie  przychodzi  ci  na  myśl  w  związku  z  następującymi 
tematami poruszonymi w rozdziale: (1) Nadmierny despotyzm lub 

zbytnia pobłażliwość, 

(2)  Znalezienie  pośredniego  rozwiązania  pomiędzy  dwoma  skrajnościami! 
Przedyskutujcie to. 

 
Praca z tekstem 

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 
 

Ze strony 35: „Jeżeli chcecie katastrofy i chaosu, to wyręczajcie dzieci we wszystkim".  

 

Ze  strony  40:  „Lata  praktyki  w  poradnictwie  rodzinnym  podpowiadają  mi,  że  w 

środowisku pobłażliwym dzieci się buntują. Buntują się, ponieważ czują złość i wściekłość na 

background image

rodziców za brak wskazówek i za brak ustaleń, co im wolno, a czego im nie wolno. [...] dzieci 

chcą, aby w ich życiu panował porządek". 
 

Ze strony 46: „[...] ani razu nie słyszałem, żeby którykolwiek z moich młodych pacjentów 

(czyli  dzieci)  wspomniał  o  «jakości  czasu».  Dziecko  wie  tylko  tyle,  że  potrzebuje  twojego 
czasu i twojej  uwagi  — 

nieważne,  czy  po  to,  żebyś  patrzył,  jak  fika  koziołki  lub  biega  w 

kółko, czy po to, żebyś je zabrał na Big Maca. Starając się znaleźć czas dla swoich dzieci nie 

martw się zbytnio o to, ile w nim «jakości»". 
 
Do wspólnego zastanowienia 
Przedyskutuj

cie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 

do dyspozycji: 

1. 

Jaki jest «jeden istotny składnik» skutecznej dyscypliny w domu? Jakie dowody na to 
znajdujesz teraz 

we własnym domu? A w domu rodzinnym, w którym się wychowałeś? 

2. 

Jak wygląda «miłość bez dyscypliny»? Czy możesz podać przykłady z życia wzięte? 

3. 

Kiedy zaczynamy wprowadzać dyscyplinę w życie dziecka? Dlaczego? Jak? 

4. 

Dlaczego  istotna  jest  dla  dzieci  świadomość,  że  mogą  popełniać  błędy?  Czy  jako 
dziecko mia

łeś do tego prawo? 

5. 

W  jaki  sposób  dzieci  uczą  się  podejmować  decyzje?  Jak  uczą  się  obowiązkowości  i 

odpowiedzialności? Jak radzą sobie z tym twoje dzieci?  

6. 

Wymień niektóre różnice miedzy rodzicem autorytatywnym a autorytarnym. 

7.  Kiedy ostatnim razem 

uczyniłeś dziecko odpowiedzialnym za jego działanie i sprawiłeś, 

że naprawdę poniosło konsekwencje, o których pisze doktor Leman? Opowiedz o tym. 

8. 

Jaka jest różnica między słyszeniem, co dziecko mówi, a słuchaniem go? 

9.  Co w praktyce oznacza dla ciebie «dawanie dziecku siebie», tak jak to proponuje doktor 

Leman? 

10.Czy masz jeszcze inne spostrzeżenia po przeczytaniu tego rozdziału? Jakie nowe pytania 

postawiłeś  sobie  po  lekturze  tego  tekstu?  Czy  chciałbyś  zastanowić  się  nad  nimi? 

Wyjaśnij to. 

 
  
R

ozdział 3 

Punkt widzenia 

zależy od punktu siedzenia 

 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz 

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

• 

Jakie  wydarzenie  lub  przeżycie  przychodzi  ci  na  myśl  w  związku  z  następującymi 
tematami poruszonymi 

w rozdziale: (1) Reagowanie na dziecięcy sposób postrzegania, 

(2) Zrozumienie, w jaki sposób dzieci się uczą! Przedyskutujcie to. 

 
Praca z tekstem 

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 
 

Ze strony 61: „Bez względu na to, jak zareagujesz na umyślne zachowanie się dziecka, 

pamiętaj, że za każdym razem, kiedy podejmuje ono próbę sił, wybiera się także na wyprawę 

naukową.  Odkrywa  rzeczywistość.  Jeśli  jego  zachowanie  będzie  mu  uchodzić  na  sucho, 

nauczy się, że rzeczywistość to kontrolowanie i manipulowanie mamą i tatą w takim stopniu, 

background image

w jakim to tylko możliwe. Ale jeśli jego zapędy nie przyniosą żadnych owoców, pozna inną 

rzeczywistość.  Pozna  rzeczywistość,  która  oznacza  odpowiedzialność  za  własne  uczynki  i 

dowie się, że zachowanie niedozwolone się nie opłaca". 
 

Ze  strony  63:  „Z  jakiegoś  powodu  sądzimy,  że  dzieci  nie  są  w  stanie  poradzić  sobie  z 

prawdą. W rozmowie z nimi mamy tendencje do «zatajania». Nie mówimy im wszystkiego, 

co się dzieje, ponieważ sądzimy, że są za małe, żeby zrozumieć. Oczywiście w niektórych 

sytuacjach  skrytość  jest  niezbędna,  zwykle  jednak  zachęcam  rodziców,  żeby  dzielili  się  z 

dziećmi swoimi prawdziwymi uczuciami, problemami czy zmartwieniami". 
 
Po wspólnego zastanowienia 

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 
do dyspozycji: 

1. 

Które miejsce pod względem kolejności narodzin zajmowałeś w swojej rodzinie? Czy w 

twoim przypadku charakterystyka doktora Lemana odpowiada rzeczywistości? Wyjaśnij 
to. 

2. 

W jaki sposób cechy związane z kolejnością przyjścia na świat ujawniają się w twoich 
dzieciach? Jak twoje 

własne spostrzeżenia na temat kolejności narodzin pomogą ci być 

lepszym rodzicem? 

3. 

Podaj przykład, kiedy dziecko nauczyło się przez «próbę sił» czegoś złego. Następnie 

podaj przykład, kiedy mogłoby nauczyć się czegoś dobrego.  

4.  Jaka jest — 

według doktora Lemana — najważniejsza cecha rodzica? Dlaczego warto ją 

posiadać? 

5. 

Czy dzielisz się z dziećmi swymi lękami i obawami, w miarę jak dorastają? Co może cię 

powstrzymać przed taką otwartością? 

6. 

Przyjrzyj się ponownie trzem przyczynom, dla których warto zaryzykować szczerość w 

relacjach z dziećmi. Które z tych przyczyn cenisz sobie najbardziej? Dlaczego? 

7. 

Czy zgadzasz się z tym, że dziecka nie da się oszukać? Jakie są twoje doświadczenia w 

tym względzie? 

8.  Doktor Leman z cz

ułością mówi o dzieciach: «przeciwnicy». Co to oznacza? Wymień 

największe nie bezpieczeństwo, jakie mogą spowodować dzieci. Jak można go uniknąć? 

9. 

Czy  masz  jeszcze  inne  spostrzeżenia  po  przeczytaniu  tego rozdziału?  Jakie  nowe 

pytania postawiłeś sobie po lekturze tego tekstu? Czy chciałbyś zastanowić się 

nad nimi? Wyjaśnij to. 

  
 
R

ozdział 4 

Dlaczego system nagród i kar nie zdaje egzaminu? 
 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz 

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

• 

Jakie  wydarzenie  lub  przeżycie  przychodzi  ci  na  myśl  w  związku  z  następującymi 
tematami poruszonymi  w rozdziale: (1) Stosowanie nagród i kar, (2) Promowanie 
odpowiedzial

ności poprzez kieszonkowe i zadania! Przedyskutujcie to. 

 
Praca z tekstem 

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 
prz

ykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 

background image

 

Ze strony 73: „[...] nacisk położono na pracę, a nie na Justina. Mama nie mówi: 'Jesteś 

grzecznym  chłopcem,  bo  tak  ładnie  posprzątałeś'.  Dobrze  jest  unikać  utożsamiania  bycia 
grzecznym lu

b dobrym z jakością pracy wykonanej przez dziecko". 

  

Ze  strony  77:  „Karanie  uczy  dzieci,  że  my  —  ich rodzice —  jako  więksi  i  silniejsi, 

możemy ich przestawiać z kąta w kąt; że możemy wymusić na nich wykonanie naszej woli. A 
skoro nam to wychodzi, umacniam

y  się  w  przekonaniu,  że  wymuszanie  naszej  woli  na 

dzieciach jest najzupełniej w porządku". 
 

Ze strony 86: „Większym zagrożeniem jest to, że poprzez ciągłe gderanie, namawianie i 

przekupywanie rodzice wpajają dzieciom, że kiedy rozpoczną one dorosłe życie, też zawsze 

znajdzie  się  ktoś,  kto  będzie  je  popychał,  motywował  i  nagradzał  za  ich  zachowanie.  A  w 

życiu wcale tak nie jest". 
 
Do wspólnego zastanowienia 

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 
do dyspozycji: 

1. 

Jak opisałbyś różnicę między nagrodą a zachętą? 

2.  W jaki sposób kszt

ałtuje się «poszukiwacza marchewek»? Czy masz go w domu? 

3. 

Poświęć trochę czasu na przypomnienie sobie dwóch lub trzech prawdziwych historii, 

które w jasny sposób ilustrują różnicę między karaniem a dyscyplinowaniem dziecka. 

4. 

Odczytajcie na głos fragment z Listu do Hebrajczyków 12, 5-11. Jak Bóg traktuje swoje 
dzieci, kiedy 

dorosną? Które z podanych zasad wychowywania stosujesz? 

5. 

Jaki jest najlepszy sposób, by właściwie ukształtować sumienie dziecka? 

6.  Czy dajesz dzieciom kieszonkowe? Dlaczego dajesz (albo nie dajesz)? Jakie jest twoje 

zdanie na temat  sposobów wykorzystania kieszonkowego, zaproponowanych przez 
doktora Lemana? 

7. 

Kiedy  ostatnio  dzieliłeś  się  z  dziećmi  domowymi  obowiązkami?  Co,  według  ciebie, 

poradziłby ci doktor Leman? 

8. 

Czy  masz  jeszcze  inne  spostrzeżenia  po  przeczytaniu  tego  rozdziału?  Jakie  nowe 

pytania  postawiłeś  sobie  po  lekturze  tego  tekstu?  Czy  chciałbyś  zastanowić  się  nad 

nimi? Wyjaśnij to. 

 
 
  
Rozdzi

ał 5 

Pociągnij za dywan niech się małe sępy powywracają. 
 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz 

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

• 

Jakie  wydarzenie  lub  przeżycie  przychodzi  ci  na  myśl  w  związku  z  następującymi 
tematami poruszonymi 

w  rozdziale:  (1)  ^Pociągnięcie  za  dywan»,  (2)  Zaskarbienie 

sobie szacunku dziecka! Przedyskutujcie to. 

 
Praca z tekstem 

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 

background image

 

Ze strony 93: „[...] rodzicom wmówiono wiele rzeczy. Słyszeli opinie psychologów, że 

psychika dziecka jest tak delikatna, że nie wolno go w żaden sposób krzywdzić ani ranić [...]. 

Ale twierdzenie, że dzieci są za delikatne, by czerpać naukę z dyscypliny opartej na miłości, 

jest niemądre". 
 

Ze strony 109: „Moim zdaniem dom powinien 

być  miejscem,  gdzie można dokonywać 

dobrych lub złych wyborów. Jednocześnie dom powinien być ostatnim miejscem, gdzie karze 

się dzieci za dokonywanie błędnych wyborów. W nazbyt wielu domach obserwuję, że rodzice 

robią wiele zamieszania z powodu drobiazgów". 
 

 

Ze strony 110: „Cały ten rozdział poświęciłem właściwie zilustrowaniu jednej kwestii: że 

dyscyplina  praktyczna  jest  najtrudniejsza.  O  wiele  łatwiej  jest  być  pobłażliwym  i  machnąć 

ręką.  Łatwiej  jest  nawet  ukarać,  ponieważ  pozwalasz  sobie  wtedy  na  luksus  wyładowania 

swych emocji. Zazwyczaj nie musisz potem wracać do sprawy i upewniać się, czy dziecko 

wyniosło z tego jakąś naukę". 
 
Do wspólnego zastanowienia 

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 
do dyspozycji: 

1. 

Co oznacza «pociągnięcie za dywan»? Kiedy zaobserwowałeś takie działanie? 

2.  Kiedy, zdaniem doktora Lemana, sprawienie lania  jest stosowne, a kiedy nie? Opisz 

dobre  i  złe  sposoby  sprawiania  lania.  Które  z  podanych  wskazówek  okazały  się 
najbardziej pomocne tobie? 

3. 

Jak sprawić dziecku lanie z miłością? 

4. 

Które  spośród  sześciu  podanych  sposobów  okazywania  dziecku,  że  jest  przez  ciebie 

kochane, masz zamiar zastosować w najbliższym czasie lub stosować częściej? 

  
5. 

Jaka siła tkwi w dawaniu dzieciom możliwości wyboru? Jak może to zadziałać w twojej 
rodzinie? 

6. 

Zaproponuj  kilka  praktycznych  sposobów,  w  jaki  rodzice  mogą  zaskarbić  sobie 
szacunek dzieci. 

7. 

Czy podobała ci się historia Todda i wyrzuconej kolacji? Jak wyglądałoby to w twoim 
domu? Czy masz 

własne pomysły, jak sobie radzić z dzieckiem grymaśnym? 

8. 

Czy  prawdą  jest,  że  —jak twierdzi doktor Leman —  dyscyplina praktyczna jest 
najtrudniejsza? 

9. 

Czy  masz  jeszcze  inne  spostrzeżenia  po  przeczytaniu  tego  rozdziału?  Jakie  nowe 

pytania  postawiłeś  sobie  po  lekturze  tego  tekstu?  Czy  chciałbyś  zastanowić  się  nad 

nimi? Wyjaśnij to. 

  
R

ozdział 6 

Niebezpieczeństwo — Super Rodzic w akcji! 
 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz 

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

• 

Jakie  wydarzenie  lub  przeżycie  przychodzi  ci  na  myśl  w  związku  z  następującymi 
tematami poruszonymi  w rozdziale: (1) Bycie Super Rodzicem, (2) Budowa  nie 
zdrowej rodziny! Przedyskutujcie to. 

 

background image

 
 
 
Praca z tekstem 

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 
 

Ze 

strony 124: „Jeżeli mam do czynienia z rodziną, która uważa, że ich dziecko to czarna 

owca,  często  proszę,  żeby  na  spotkanie  ze  mną  przyszła  cała  rodzina.  Ważne  jest,  żeby 

rodzina  postrzegała  złe  zachowanie  dziecka  nie  jako  wyłącznie  jego  problem,  bo  jest  to 

problem całej rodziny. [...] często przyczyniają się do tego członkowie rodziny". 
  

Ze strony 129: „Super Rodzice polegają bardziej na sobie niż na Bogu. Pewnie mówią o 

pokładaniu ufności w Bogu,  ale sposób, w jaki  sprawują władze rodzicielską, pokazuje, że 

ufają  oni  przede  wszystkim  sobie.  Sprawowanie  roli  sędziego  i  wyroczni  albo  bycie 

ostateczną  instancją  wydaje  się  sprawiać  im  przyjemność.  Tak  bardzo  kładą  nacisk  na 

doskonałość, że ich dzieci paraliżuje strach przed porażką". 
 

Ze strony 131: „Nie ma 

nic złego w tym, że ktoś jest ułomny, ale jest dużo złego w tym, 

że ktoś jest hipokrytą. Wierzę, że otwarte przyznanie się przed dziećmi do swej słabości jest 

wykorzystaniem doskonałej okazji do nauczenia ich, że człowiek jest zależny od łaski Bożej". 
 
Do wspólnego zastanowienia 

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 
do dyspozycji: 

1. 

Jak scharakteryzowałbyś syndrom Super Rodzica? 

Opowiedz, czy kiedykolwiek cierpiałeś na tę przerażającą dolegliwość. 
2. 

Przeanalizuj cztery typy błędnego rozumowania, w które popadają Super Rodzice. Które 
najbardziej 

ci doskwierają? Jakie rady ma doktor Leman dla rodziców popełniających te 

błędy? 

3. 

Dlaczego «posiadanie dzieci na własność» jest tak kuszące? 

4. 

Jak postąpiłbyś z Rickym i Bobbym, którzy nie chcą położyć się spać? Krótko mówiąc, 

co trzeba zrobić, żeby przerwać grę «w sędziego», jaką uprawiamy z dziećmi? 

5. 

Doktor Leman twierdzi, że porażka służy dobru dzieci. Czy zgadzasz się z tym? Kiedy 

ty, jako człowiek dorosły, nauczyłeś się czegoś dzięki porażce?  

6. 

Jakie  mogą  być  efekty  podejmowania  za  dziecko  wszystkich decyzji? Jaka jest inna 

możliwość? 

7. 

Jak  zareagowałeś  na historie o Super Mamie Michelle? Czy jako rodzic przejawiasz 
podobne tendencje? 

Jeżeli tak, to porozmawiaj z kimś o tym, w jaki sposób mógłbyś zastrajkować. 
8. 

Czy  masz  jeszcze  inne  spostrzeżenia  po  przeczytaniu  tego  rozdziału?  Jakie  nowe. 

pytania  postawiłeś  sobie  po  lekturze  tego  tekstu?  Czy  chciałbyś  zastanowić  się  nad 

nimi? Wyjaśnij to. 

 
 
 
 
 
  

background image

Ro

zdział 7 

Jak zostać najlepszym przyjacielem swego dziecka? 
 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz 

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

• 

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z poruszonym w tym 
rozdziale tematem: 

Jak zostać najlepszym przyjacielem swego dziecka! 

Przedyskutujcie to. 

 
Praca z tekstem 

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 
 

Ze  strony  141:  „Niektóre  dzieci  wychowywane  w  domach  despotycznych  pozostają 

«grzecznymi  chłopcami  i  dziewczynkami»  aż  do  chwili,  kiedy  staną  się  poważnymi 

nastolatkami  albo  młodymi  dorosłymi,  i  wtedy  biorą  odwet  na  rodzicach  otwarcie  się 

buntując, odrzucając wiarę itd.  

Miałem  wielu  dorosłych  pacjentów,  którzy  zbuntowali  się  jeszcze  później.  Wiele  kobiet  i 
wie

lu  mężczyzn  przeżywających  «kryzys  wieku  średniego»  to  osoby  zmagające  się  ze 

szkodliwymi pozostałościami wychowania despotycznego". 

 

Ze  strony  143:  „Wykorzystując  naturalne  i  logiczne  konsekwencje  chętnie  wyjaśniaj 

dziecku, o co chodzi, ale nie wracaj bez 

przerwy do podstawowych reguł i bez przerwy nie 

ostrzegaj, nie dawaj dodatkowych szans itd. Jednym z kluczowych zamierzeń jest wpojenie 

dziecku, że konsekwencje są realne i że życie nie zawsze daje drugą szansę". 
 

Ze strony 145: „Dzieci posiadają umiejętność zapędzania nas w kozi róg i wywoływania 

w  nas  poczucia  winy.  Znają  niezliczone  sposoby  oznajmiania  nam,  że  mamy  je  ostrzegać, 

przymilać się, pochlebiać, a nawet przekupywać. Wszystko to nonsens!" 
 
Do wspólnego zastanowienia 
Przedyskutujcie jedno lub wi

ęcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 

do dyspozycji: 

1. 

Kiedy  dałeś  dziecku  do  zrozumienia:  „Kocham  cię,  ale  nie  podoba  mi  się  to,  co 

zrobiłeś"? Dlaczego tak trudno jest to zrobić? 

2.  Jakie jest podstawowe pytanie, które dzieci 

bez przerwy stawiają rodzicom? W jakim 

stopniu sam nadal 

je  stawiasz  (bez  względu  na  to,  czy  twoi  rodzice  jeszcze  żyją  czy 

nie)? 

3.  Opisz, na czym polega «równowaga» w dyscyplinie 

praktycznej.  Oceń,  w  którym 

miejscu «skali» pomiędzy pobłażliwością a despotyzmem się znajdujesz.  

4. 

Co  znaczy  «nie  odkładać  porachunków»  z  dziećmi?  Czy  możesz  dać  konkretny 

przykład takiego «odkładania porachunków»? 

5. 

W jaki sposób rozżalenie może być bronią dziecka? Co można zrobić, kiedy ta broń jest 
wycelowana w nas? (Ustosu

nkuj się do historii o dziewięcioletniej dziewczynce, która 

nie wywiązała się ze swoich obowiązków.) 

6. 

Dlaczego, kiedy stanowczo opowiadamy się za odpowiedzialnością, musimy pogodzić 

się  ze  spadkiem  na  liście  osób  najbardziej  lubianych  przez  nasze  dzieci?  Co ci 
najbardziej pomaga w chwilach, gdy dzieci 

wzbudzają w tobie poczucie winy? 

background image

7. 

Czy  masz  jeszcze  inne  spostrzeżenia  po  przeczytaniu  tego  rozdziału?  Jakie  nowe 

pytania  postawiłeś  sobie  po  lekturze  tego  tekstu?  Czy  chciałbyś  zastanowić  się  nad 
nimi? Wyj

aśnij to. 

  
 

rozdział 8 
Kiedy nuklearna rodzina eksploduje 
 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz 

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

• 

Jakie  wydarzenie  lub  przeżycie  przychodzi  ci  na  myśl  w  związku  z  następującymi 
tematami poruszonymi  w rozdziale: (1) Bycie samotnym rodzicem, (2) Pomoc 
samotnym rodzicom"? Przedyskutujcie to. 

 
Praca z tekstem 

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 
 

Ze strony 155: „Przez pierwsze dwa lata daje znać o sobie na wiele różnych sposobów 

[.

..]. Niekiedy dzieci będą miały ataki gniewu. Jeżeli będziesz w pobliżu, wyżyją się na tobie. 

(Tak bywa z gniewem — 

nie zawsze wybiera adresata). Niektóre dzieci zamkną się w sobie, 

nie okazując swoich uczuć. Niektóre popadną w autodestrukcję, inne opuszczą się w nauce, a 

jeszcze inne nie zrobią nic, o co je poprosisz". 
 

Ze strony 160: „I pamiętaj, że twoje dziecko jest tylko dzieckiem. Wiele twoich uczuć to 

uczucia  z  natury  «dorosłe»  —  złożone  i  sprzeczne.  Twoje  dziecko  nie  jest  gotowe  na  ich 
poznanie. Ty 

możesz poczuć ulgę zrzucając ciężar z serca przed słuchającym cię dzieckiem, 

ale teraz dziecko przejęło ten ciężar i może się pod nim ugiąć". 
 
Do wspólnego zastanowienia 

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 
do dyspozycji: 

1. 

Doktor Leman twierdzi, że większość rodziców samotnych musi zmagać się z emocjami 

w związku ze stratą współmałżonka. Porozmawiajcie o zmienności nastrojów, jaka ma 
miejsce w domach rozbitych. 

2. 

Jak troszczysz się o siebie? Kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że zbyt mało troszczysz 

się o siebie? (Wymień typowe objawy niedbania o siebie). 

3. 

Doktor Leman sugeruje, żeby zrozumieć żal dziecka, ale nie ulegać mu. Co ta sugestia 

oznacza dla dębie w praktyce? 

4. 

Jeśli  jesteś  samotnym  rodzicem,  co  sądzisz  o  pomyśle  wprowadzenia «zasad 

domowych»? Czy wprowadziłeś je w swoim domu? Jeżeli nie, spróbujcie opracować w 

grupie parę zasad, które mógłbyś wypróbować. 

5. 

Co autor ma na myśli pisząc o unikaniu związków w trójkącie? 

6. 

Gdzie leży granica między korzystaniem z pomocy starszego dziecka przy opiekowaniu 

się młodszym rodzeństwem a robieniem z niego współrodzica?  

7. 

Zastanów  się  nad  wskazówkami  doktora  Lemana  dotyczącymi  życia  uczuciowego 
samotnego rodzica. 

Które spośród jego uwag uważasz za najbardziej pomocne? 

background image

8. 

Czy  masz  jeszcze  inne  spostrzeżenia  po  przeczytaniu  tego  rozdziału?  Jakie  nowe, 

pytania  postawiłeś  sobie  po  lekturze  tego  tekstu?  Czy  chciałbyś  zastanowić  się  nad 

nimi? Wyjaśnij to. 

 
  
R

ozdział 9 

Rodziny się nie one się. Zderzają 
 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz 

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

• 

Jakie  wydarzenie  lub  przeżycie  przychodzi  ci  na  myśl  w  związku  z  następującymi 
tematami poruszonymi 

w  rozdziale:  (1)  Łączenie  rodziny,  (2)  Radzenie  sobie  z 

rodzinnymi konfliktami! Przedyskutujcie to. 

 
Praca z tekstem 

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 
 

Ze strony 174: „Ale najlepszym sposobem zdobycia szacunku jest okazywanie go. 

Czasami  przybrani  rodzice  zwierzają  mi  się,  że  wcale  nie  kochają  dzieci  swojego 

współmałżonka. W porządku — mówię. Nie musicie ich kochać; po prostuje szanujcie. Są co 
najmniej istotami ludzkimi, które 

mieszkają  w  waszym  domu.  Są  również  potomstwem 

osoby,  którą  kochasz.  Mają  uczucia,  ideały,  marzenia  i  cele.  Im  więcej  ich  słuchasz,  im 

większy szacunek im okazujesz, tym bezpieczniej czują się z tobą. I w końcu odwzajemnią 
ten szacunek". 
 

Ze strony 179: „Zewsząd słyszę o aktach sabotażu podejmowanych przez przybrane dzieci 

w  celu  rozbicia  nowego  małżeństwa.  Załóżmy,  że  para  planuje  weekendowy  wypad  we 

dwoje. Dziecko będzie wtedy symulować chorobę, żeby pokrzyżować im plany. Regularnie 

pojawiają się próby postawienia pytania: 'Kto jest ważniejszy: ja czy on/ona?'. 

Możesz  staczać  i  wygrywać  te  potyczki,  ale  moim  zdaniem  mądrzej  będzie  wyjść  z  tego 

trójkąta. To znaczy znajdź takie sposoby, które  w widoczny sposób wpłyną na umocnienie 

więzi między twoim współmałżonkiem a jego dziećmi. Kiedy dzieci zrozumieją, że nie mają 

do czynienia z sytuacją albo-albo, będzie mniej powodów do walki". 
 
Do wspólnego zastanowienia 

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 
do dyspozycji: 

1. 

Zastanów  się  nad  wskazówkami  doktora  Lemana  dotyczącymi  łączenia  rodzin;  niech 

każda  osoba  wybierze  jedną  lub  kilka  wskazówek  i  scharakteryzuje  je innym 
uczestnikom spotkania. 

2. 

Doktor  Leman pisze, że w trakcie jednego ślubu związek zawiera przynajmniej sześć 
osób. Co to oznacza? 

3. 

Czy zaskakuje cię to, jak długo trwa zazwyczaj łączenie rodzin? Co, twoim zdaniem, 

powoduje, że łączenie rodzin jest tak trudne? Skorzystaj z doświadczeń lub obserwacji 
innych osób.  

4.  Co oznacza w rodz

inie  łączonej  określenie  «porównywanie zasad»? Jakie przynosi 

korzyści? 

background image

5. 

Dlaczego  powinniśmy  zabiegać  o  szacunek  przybranych  dzieci,  zaś  o  ich  miłość 
niekoniecznie? 

6. 

Jakie  kroki  można  przedsięwziąć,  żeby  pomóc  dzieciom  poradzić  sobie  z  żalem  za 

utraconą przeszłością? Dlaczego niesie to ze sobą ryzyko dla dorosłych? 

7. 

Jakie «granaty» może powrzucać do nowej rodziny były małżonek? Przedstaw fikcyjne 

sytuacje  wybuchowe,  a  następnie  przedyskutujcie  w  grupie  możliwe  reakcje i 

rozwiązania. 

8. 

Czy  masz  jeszcze  inne  spostrzeżenia  po  przeczytaniu  tego  rozdziału?  Jakie  nowe 

pytania  postawiłeś  sobie  po  lekturze  tego  tekstu?  Czy  chciałbyś  zastanowić  się  nad 

nimi? Wyjaśnij to. 

  
 
R

ozdział 10 

Co robić, kiedy się buntują? 
 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz 

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

•  Jakie wy

darzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z poruszonym w tym 

rozdziale tematem:  Radzenie sobie z nieodpowiednim zachowaniem dziecka! 
Przedyskutujcie to. 

 
Praca z tekstem 

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 
 

Ze  strony  190:  „Każdy  rodzic  powinien  mieć  świadomość,  że  większość  lęków,  które 

wywołują  u  dziecka  koszmary,  strachy  nocne  oraz  budzące  trwogę  myśli  i  uczucia,  jest 

bezpośrednim skutkiem tego, że pozwalamy mu na oglądanie przemocy w telewizji. Rodzice 

muszą mieć wyraźną świadomość szkód, jakie mogą powstać w wyniku zezwalania dzieciom 

na  oglądanie  drastycznych  lub  przerażających  scen, programów i filmów. [...] ojcowie 

wywodzący  się  z  klasy  średniej  spędzają  ze  swymi  dziećmi  w  wieku  przedszkolnym 

przeciętnie  37  sekund  dziennie  —  to  mniej  niż  pięć  minut  tygodniowo!  Dla  porównania, 
wyn

iki badań pokazują, że dzieci spędzają przed telewizorem 54 godziny na tydzień!" 

 

Ze  strony  204:  „Od  najwcześniejszych  lat  życia  dziecka  próbuj  —  w  każdy  możliwy 

sposób — 

dać dziecku do zrozumienia, że wszystkie części jego ciała są dobre, wspaniałe i 

dane 

przez Boga. To, jakimi stworzył nas Bóg, jest częścią Jego planu odnośnie do naszego 

życia.  Kiedy  dzieci  podrosną  (powyżej  szóstego  roku  życia),  możesz  zacząć  rozmawiać  z 

nimi o darze, jakim jest seks, i o tym, w jaki sposób mamusia i tatuś starają się o dzidziusia". 
 

Ze stron 207: „[Rodzice] chcą, żeby dzieci potrafiły kwestionować, sprzeciwiać się im i 

mówić, co czują, ale kiedy przekraczają niewidzialną, ale bardzo wyraźną granicę i stają się 

bezczelne, w głowie rodzica zapala się lampka. Cichy głosik mówi: 'Nie możesz tak do mnie 

mówić. Nie wiesz, kim jestem? Jestem twoją matką!'". 
 
Do wspólnego zastanowienia 

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 
do dyspozycji: 

background image

1. 

Które,  spośród  jedenastu  zachowań  przedstawionych  w tym rozdziale, najbardziej 

pasują  do  sytuacji  w  twoim  domu?  Jak  sobie  radziłeś  do  tej  pory?  Jakie  wskazówki 

najbardziej ci się przydadzą? 

2. 

Co ma na myśli doktor Leman pisząc o patrzeniu oczyma dziecka?  

3. 

Doktor  Leman  pisze,  że  jednym  z najlepszych sposobów na to, by pomóc dziecku w 

walce z jego lękami, 

jest  mówienie  o  swych  własnych  lękach.  Czy  zgadzasz  się  z  tym?  Opowiedz  o  swych 

lękach  z  dzieciństwa.  Jak reagowali na nie twoi rodzice? Co najbardziej  pomogło  ci 

przezwyciężyć te lęki? 

4. 

Dlaczego  rodzeństwo  kłóci  się  ze  sobą?  Ustosunkuj  się  do  niektórych  propozycji 

doktora Lemana, dotyczących zapobiegania takim kłótniom. 

5. 

Dlaczego dziecku «opłaca się» zapominać? 

6. 

Przedyskutuj wyjątkowość relacji matka-syn oraz relacji ojciec-córka. Jaka powinna być 
w tych relacjach postawa rodziców? 

7. 

Jak rozwiązujesz problem skarżenia w twoim domu? Czy twoja metoda jest skuteczna? 
Opowiedz o niej. 

8. 

Czy  masz  jeszcze  inne  spostrzeżenia  po  przeczytaniu  tego  rozdziału?  Jakie  nowe 

pytania  postawiłeś  sobie  po  lekturze  tego  tekstu?  Czy  chciałbyś  zastanowić  się  nad 

nimi? Wyjaśnij to. 

 

rozdział 11 
Codzienna walka 
 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz 

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

• 

Jakie  wydarzenie  lub  przeżycie  przychodzi  ci  na  myśl  w  związku  z  następującymi 
tematami poruszonymi  w rozdziale: (1) Radzenie sobie z codziennymi bitwa  mi, (2) 

Nauczenie  się  strategii  wspólnego  z  dziećmi  rozstrzygania  konfliktów! 
Przedyskutujcie to. 

 
Praca z tekstem 

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 
 

Ze strony 222: „[...] statystyka pokazuje, że z roku na rok coraz więcej dzieci pada ofiarą 

gwałtów, przemocy, porwań, a nawet zabójstw. Taka jest rzeczywistość i powinieneś znaleźć 

czas, żeby pomóc dzieciom to zrozumieć. Staraj się ich nie przestraszyć, ale uświadomić je". 
  

Ze  strony  230:  „Aby  rodzice  dobrze  wypełniali  swą  misję,  muszą  zdać  sobie  sprawę  z 

tego, że dzieci chcą się identyfikować z jakąś grupą społeczną. Dzieci identyfikują się albo ze 

swoją  rodziną,  albo  z  grupą  rówieśników,  czyli  z  innymi  dziećmi  —  z  sąsiedztwa  lub  ze 

szkoły. Możecie być tego pewni.". 
 

Ze  strony  219:  „Jeśli  się  nad  tym  zastanowimy,  to  wcale  nie  tak  trudno  jest  pojąć, 

dlaczego dziecko wpada na pomysł kontrolowania dorosłych. My naprawdę zachowujemy się 

trochę  głupio  i  mówimy  głupie  rzeczy,  kiedy  dziecko  załatwi  się  do  nocnika.  Pochwalić 

dziecko owszem można, ale mówienie: „Och, popatrzcie na to!" albo „Zobaczcie, jaki śliczny 

background image

prezent  dostała  mamusia  od  Festusa"  jest  przesadną  reakcją  na  —  bądź  co  bądź  — 

podstawową czynność fizjologiczną". 
 
Do wspólnego zastanowienia 

Przedyskutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 
do dyspozycji: 

1. 

Jak  wygląda  w  waszym  domu  wieczorny  rytuał  kładzenia  dziecka  (dzieci)  spać?  Czy 

zapobiega on bitwom łóżkowym? 

2. 

Czy przy waszym stole zdałaby egzamin «gra w pensa»? Jeśli ktoś spróbował — proszę 

o wrażenia! 

3. 

Doktor Leman pisze: „Nie możesz zmuszać innej osoby do zrobienia czegoś". Jeśli to 
prawda, to jaka jest 

inna  możliwość  niż  przymus  —  według  dyscypliny  praktycznej? 

Przypomnij sobie na przykład poranne budzenie Buforda do szkoły. 

4. 

Wymień  sugestie  dotyczące  radzenia  sobie  z  problemami  związanymi  z  zadaniami 
domowymi. Zastanów 

się, czy zastosowanie ich mogłoby być skuteczne w twoim domu.  

5. 

Doktor  Leman  proponuje,  aby  pomóc  dziecku  poczuć,  iż  «należy»  do  rodziny. 

Ustosunkuj się do tej propozycji. Które z podanych sposobów zastosujesz? Dlaczego? 

6. 

Czy telewizor jest w waszym domu «potworem»? Jeśli tak, oceń zaproponowane środki 
zaradcze. Czy 

masz jakieś inne pomysły? 

7.  Opowiedz o swym n

ajgorszym i najlepszym doświadczeniu związanym z podróżą twej 

obecnej rodziny 

albo  rodziny,  z  której  pochodzisz.  Co  najlepiej  przeciwdziała 

koszmarom podróży? 

8. 

Czy  masz  jeszcze  inne  spostrzeżenia po przeczytaniu  tego  rozdziału?  Jakie  nowe 

pytania  postawiłeś  sobie  po  lekturze  tego  tekstu?  Czy  chciałbyś  zastanowić  się  nad 

nimi? Wyjaśnij to. 

  
 
R

ozdział 12 

Sposób wa sukces 
 
Zagadnienia do omówienia 

• 

Wybierz  fragment  rozdziału,  który  miał  na  ciebie  szczególny  wpływ.  Opowiedz 

innym członkom grupy, dlaczego dana kwestia «brzmi znajomo». 

• 

Jakie wydarzenie lub przeżycie przychodzi ci na myśl w związku z poruszonym w tym 
rozdziale tematem:  Strategie wychowawcze w stosowaniu dyscypliny praktycznej! 
Przedyskutujcie to. 

 
Praca z tekstem 

Jak zareagujesz na poniższe cytaty? W każdym przypadku powiedz, w jakim stopniu odnoszą 

się one — lub mogłyby się odnosić — do sytuacji w twojej rodzinie. Jeśli to możliwe, podaj 

przykład z własnego doświadczenia odnoszący się do poruszanej kwestii. 
 

Ze strony 243: „Jeśli zaczniesz pielęgnować w sobie umiejętność aktywnego słuchania, to 

coraz  rzadziej  będziesz  musiał  dziecko  pouczać  i  sam  udzielać  właściwych  odpowiedzi. 

Oprzesz  się  pokusie  szybkiego  rozwiązywania  problemów  dziecka.  I  coraz  większy  nacisk 

będziesz kładł na empatię — na dawanie dziecku do zrozumienia, że wiesz, jak się czuje, i 

uże jego uczucia cię obchodzą". 
  

Ze  strony  247:  „Nigdy  nie  przyjmuj  usprawiedliwień.  Kiedy  zaczynasz  akceptować 

dziecięce  wymówki,  tak  naprawdę  zachęcasz  je,  żeby  wskazywało  palcem  na  wszystkich, 

background image

tylko  nie  na  siebie.  Zachęcasz  je,  żeby  zawsze  szukało  winnego  poza  sobą  i  unikało 

odpowiedzialności". 
 

Ze strony 251: „Pamiętaj, że wyniki nie zawsze widać od razu. [...]. Nie poddawaj się, 

jeżeli twoje dziecko nie zawsze reaguje na metody dyscypliny praktycznej. Jeśli postanowisz 

dyscyplinować jakoś swoje dziecko, możesz posłużyć się metodą opartą na Piśmie Świętym 

(Ef 6, 4); na dłuższą metę metoda ta się opłaci". 
 
Do wspólnego zastanowienia 
Przedys

kutujcie jedno lub więcej z poniższych pytań, w zależności od ilości czasu, jaki macie 

do dyspozycji: 

1. 

Kiedy  ktoś  ma  problem,  należy  go  wysłuchać  i zareagować  na  jego  uczucia.  Czy  nie 

masz z tym kłopotów? Czy możesz podać jakiś przykład? 

2.  Dlaczego isto

tne  jest  rozróżnienie  pomiędzy  złoszczeniem  się  na  dziecko  a 

złoszczeniem  się  na  to,  co  ono  robi?  Jakie  znaczenie  ma  to,  czy  wypowiedź  jest  w 
pierwszej czy w drugiej osobie? 

3. 

Jakie są istotne różnice między pochwałą a zachętą? Dlaczego pochwała może działać 

zniechęcająco! 

4. 

Łatwo  czy  trudno  przychodzi  ci  powiedzenie  dziecku  (dzieciom):  „Kocham  cię"?  A 

współmałżonkowi? A sobie? 

5. 

Doktor Leman pisze, że dyscyplina praktyczna działa w obie strony. Co to znaczy? Jaką 

rolę odgrywa tu miłość? 

6. 

Prześledź  wskazówki  dotyczące  zastosowania  «przy-musowej przerwy». Jakie, twoim 
zdaniem, ma ona zalety, a jakie wady? 

7. 

Czy  masz  jeszcze  inne  spostrzeżenia  po  przeczytaniu  tego  rozdziału?  Jakie  nowe 

pytania  postawiłeś  sobie  po  lekturze  tego  tekstu?  Czy  chciałbyś  zastanowić  się  nad 

nimi? Wyjaśnij to.