C i e m n e s p ra w y J a s n e j G óry # 1
Autor tekstu: Bogdan Motyl
W mentalno
ści oraz świadomości zdewociałej części naszego
spo
łeczeństwa, nic tak nie koduje się w pamięci, jak różnego
rodzaju cuda, b
ędące rzekomym dowodem szczególnej opieki
niebios nad Polsk
ą. Jeżeli nawet cud się nie wydarzył, to można
go stworzy
ć, wykorzystując do tego fakty historyczne...
Któ
ż nie słyszał o "obronie" Jasnej Góry przed Szwedami w
roku 1655?.
[_1_]
Osobliwo
ścią tego historycznego faktu jest
natomiast to,
że nie było żadnej cudownej obrony jasnogórskiego
kurnika, ani nadzwyczajnego heroizmu paulinów, co wychwala
ł
swojego czasu obecny papie
ż. Oto jakimi słowami kłamstwa
opiewa
ł "geniusz" i "odwagę" Kordeckiego, metropolita krakowski,
kardyna
ł Karol Wojtyła w homilii wygłoszonej w Wieruszowie 6
maja 1973 r.: "... geniusz dziejowy ojca Kordeckieg os
ławił w
swoich paryskich wyk
ładach największy poeta i wieszcz
narodowy, Adam Mickiewicz... kiedy ca
ła Polska jest już zalana
potopem, ten moment dziejowy wskazuje na to,
że jego geniusz
by
ł zapoczątkowaniem nowych czasów , zadań dziejów i ducha
polskiego (...) nie ma ju
ż miejsca na ziemi polskiej, które by było
niepodleg
łe, a co gorsza, szerzy się przekupstwo i zdrada (...)
przeor jasnogórski podejmuje swoj
ą decyzję: Nie oddamy Jasnej
Góry, b
ędziemy jej bronić do ostatka... Decyzja żołnierska, ale o
dziwo, podejmuje j
ą mnich, kapłan. Widać do takiej wielkiej
decyzji trzeba by
ło nie tylko odwagi wodza, ale także poświęcenia
i pokory zakonnika..."
Podczas narady w klasztorze rozprawiano o szansach jego
obrony. Przeor Kordecki przygnieciony argumentami wojskowych,
b
ędących wynikiem rozważenia wszystkich "za" i "przeciw", im
w
łaśnie, "dowódcom zostawia decyzje". Siły obrońców liczyły 160
zaci
ężnych żołnierzy, 70 zakonników, i około 20 rodzin
szlacheckich, które znalaz
ły w klasztorze schronienie. Ponadto
dysponowali 24 dzia
łami i sporym zapasem prochu i kul .
Tu
ż przed przybyciem Szwedów, obraz Matki Boskiej
Cz
ęstochowskiej został wyjęty z ramy i wyekspediowany z
klasztoru, i wiele nie brakowa
ło, a wpadłby w ich ręce. Ikonę
wywieziono w nocy z 7 na 8 listopada 1655 r. do Lubli
ńca na
Śląsku i ukryto w zamku Andrzeja Cellari'ego, a następnie w
G
łogówku u tamtejszych paulinów. Tak więc już początek mitu o
cudownej obronie klasztoru, zawiera k
łamstwo: podczas
obl
ężenia Jasnej Góry, domniemanego sprawcy cudu, niemniej
cudownego obrazu, po prostu tam nie by
ło! W ramy oryginału
paulini wstawili wiern
ą kopię, o czym w ogóle nie wiedziała załoga
klasztoru.
Paulini
z
łożyli
w
Krakowie
marsza
łkowi
Arvidowi
Wittenbergowi ho
łd poddaństwa "Najjaśniejszemu Panu, Królowi
Karolowi Gustawowi", uzyskuj
ąc od szwedzkiego monarchy glejt,
zapewniaj
ący nietykalność sanctuarium . Mnisi jednak mieli swoje
powody, aby zbytnio nie wierzy
ć protestantom, i mimo wszystko
czynili ciche przygotowania do obrony "kurnika". I okaza
ło się, że
mieli racj
ę.
Wojska dowodzone przez genera
ła Müllera stanęły pod Jasną
Gór
ą 18 listopada 1655 r. i praktycznie zaczęło się oblężenie.
Drobne potyczki, utarczki, wzajemne ostrzeliwanie si
ę bez
widocznych efektów, i nade wszystko rokowania - to przebieg
czterdziestodniowego biwakowania Szwedów pod klasztorem.
Przeor Augustyn Kordecki (1603-1673) sam tak o tym pisze:
"Uporczywe te usi
łowania nieprzyjaciół nie bardzo oblężonym
szkodzi
ły". Nieprawdziwe są kolorowe opisy przedstawiające
walcz
ących na murach klasztoru i inne opinie wyobrażające
obro
ńców klasztoru w walce z wojskami Karola X Gustawa.
Nieprawdziw
ą jest także lansowana przez Kościół legenda o
rzekomej "determinacji"obro
ńców i ich niczym niezachwianej woli
walki. 26 listopada 1655 r. cz
ęść załogi - w tym także paulini! -
zbuntowa
ła się, żądając poddania klasztoru Szwedom. Przeor
Kordecki za
żegnał bunt podwojeniem żołdu, a najbardziej
kapitulancko nastawionych, wyprawi
ł z Jasnej Góry.
Rozkaz Karola X Gustawa (1622-1660) z 12 stycznia 1656 r.
po raz kolejny nakazywa
ł gen. Müllerowi przerwanie oblężenia.
Aby jednak Szwedzi "zachowali twarz", król poleci
ł zawarcie
uk
ładu, w którym paulini "oddadzą się na łaskę" i nie będą
utrzymywa
ć żadnych kontaktów z polskim królem, Janem
Kazimierzem.
Nale
ży przyznać, iż paulini wykazali się
przebieg
łością w trakcie rokowań ze Szwedami. Kordecki
przyznaje,
że poczynania zakonników (bynajmniej nie na polu
walki!) doprowadzi
ły do wycofania się napastników: "Müller trapił
si
ę niepomału wyrzutami towarzyszy, a szczególnie starszyzny
wojskowej,
że dał się oszukać kuglarstwom mnichowskim i
odst
ąpił od zdobywania klasztoru." Jednak w innym miejscu
swojego pami
ętnika jasnogórski przeor mówi o odmiennych
przyczynach odst
ąpienia Müllera, o czym wspomnimy dalej.
Rokowania dotyczy
ły kwestii obsadzenia klasztoru załogą
szwedzk
ą. Kolejne rozmowy, jakie miały miejsce między 15 a 18
grudnia, bardzo urealni
ły poddanie się obrońców. Kordecki jednak
stawia
ł warunek, aby dowódcą załogi został Polak-katolik, co było
nie do przyj
ęcia przez Müllera,
Nagle w nocy z 26 na 27 grudnia 1655r. wojska szwedzkie
zwin
ęły obóz pod Jasną Górą i wycofały się w różnych
kierunkach, m.in.: Piotrkowa, Ko
ściana, Krakowa i Wielunia.
Zanim jednak napastnicy odst
ąpili od klasztoru, w jego murach
ponownie odezwa
ły się głosy (wśród nich - paulinów), aby poddać
twierdz
ę. Nastroje te spowodowała wieść, że Szwedzi planują
przypu
ścić zdecydowany szturm. Widząc Szwedów zwijających
obóz, obro
ńcy uznali, że są to przygotowania do ataku.
Nie znamy powodów nag
łego wycofania się najeźdźców spod
Jasnej Góry... Müller jako
ś dziwnie ociągał się z odstąpieniem od
murów mimo kilkakrotnie ponawianych rozkazów kwatery g
łównej
króla Karola X Gustawa. Niewykluczone, i
ż w końcu otrzymał
okup, którego od pocz
ątku oblężenia domagał się od klasztoru?
Przeor Augustyn Kordecki twierdzi natomiast,
że gen. Müller
wycofa
ł się spod Jasnej Góry "jedynie za przyczyną słowa i
gro
źnej twarzy poważnej kobiety, która przed nim stanęła." (...)
"Jenera
ł przez kobietę, która mu się ukazała, surowo upomniany
zosta
ł, ażeby od oblężenia odstąpił, bo inaczej całe jego wojsko
ze szcz
ętem zginie". Jak zapewniają nas kościelni kronikarze,
Matka Boska Cz
ęstochowska, przechadzając się po murach
klasztoru, osobi
ście celowała z armat do Szwedów. I po co tyle
fatygi?! Nie pro
ściej było tak pokierować biegiem wydarzeń, aby
Szwedzi w ogóle nie stan
ęli pod "kurnikiem"?!
Święte kłamstwa
Kordecki opisa
ł przebieg oblężenia w pamiętniku Nowa
Gigantomachia wydanym jakoby w roku obl
ężenia, czyli w 1655
(sic!). Przytacza tam m.in. tre
ść listu z 21 listopada 1655 r. do
gen. Müllera, w którym niczego szczególnego nie znajdujemy. I
pozostaliby
śmy po wsze czasy w błogiej niewiedzy i zarazem
k
łamstwie historycznym stworzonym przez Kościół, gdyby nie
prawdziwy cud! Oto dyrektor królewskiego archiwum Szwecji,
Theodor Westrin, odnalaz
ł oryginał tegoż listu, i opublikował w
roku 1904. Jego tre
ść zaszokowała badaczy "potopowego"
okresu... Okaza
ło się, że przeor Augustyn Kordecki poddał
klasztor królowi Karolowi X Gustawowi!
Oto co naprawd
ę napisał (m.in.) Kordecki w liście do gen.
Müllera 21 listopada 1655 r.: "Poniewa
ż całe królestwo polskie
pos
łuszne jest Najjaśniejszemu Królowi Szwecji i uznało Go za
swego Pana, przeto i my wraz ze
świętym miejscem, które dotąd
królowie polscy mieli we czci i poszanowaniu, pokornie
poddajemy si
ę Jego Królewskiej Mości Panu Szwecji, zgodnie z
listem z dnia 28 pa
ździernika, nadesłanym nam przez
Wielmo
żnego Posła Wittenberga. Nasze poddanie się ponawiamy
w li
ście do Warszawy (do króla Karola Gustawa - przyp. B.M.), na
który
łaskawej obecnie czekamy odpowiedzi. Jako wierni poddani
Jego
Królewskiej
Mo
ści
Króla
Szwecji,
a
naszego
Najmi
łościwszego Pana, nie myślimy podnosić więcej oręża
przeciwko wojsku Waszej Dostojno
ści". (tj. Müllera - B.M.).
"Zanosimy ustawiczne mod
ły do Boga i Najświętszej Bogarodzicy,
czczonej w tym miejscu, o zdrowie i pomy
ślność Najjaśniejszego
Pana, Króla Szwecji, Pana i Protektora naszego Królestwa..." O
polskim królu, Janie Kazimierzu, Kordecki najwyra
źniej już
zapomnia
ł!
W Nowej Gigantomachii przeor Augustyn Kordecki zak
łamał
tre
ść owego listu do gen. Müllera. Próżno w nim szukać
wiernopodda
ńczych deklaracji pod adresem szwedzkiego władcy.
Kordecki odda
ł się w opiekę Karolowi X Gustawowi, uznając go za
swojego króla. Niewykluczone,
że mając na uwadze poddanie się
protestantom, Kordecki mia
ł przekonanie, że Müller działał na
w
łasną rękę, przeto i bronił klasztor, przynajmniej do czasu
wyja
śnienia tej sprawy.
Obalony te
ż został klerykalny mit o wierności paulinów
polskiemu
królowi.
Fakty
przecz
ą,
że
w
obliczu
niebezpiecze
ństwa paulini stali przy Janie Kazimierzu.
Ko
ściół budował dalej "cudowną" martyrologię obrony
jasnogórskiego sanktuarium, dopuszczaj
ąc się bezceremonialnie
rozmaitych fa
łszerstw i kombinacji. Pamiętnik oblężenia napisany
przez Kordeckiego ukaza
ł się z datą wydania 1655 r.! Data miała
za zadanie uwiarygodni
ć autentycznośći prawdziwość zapisów,
czynionych jakoby "na bie
żąco". Trzeba przyznać, iż byłoby to
i
ście cudowne tempo wydania , mając na uwadze, że oblężenie
zako
ńczyło się na pięć dni przed końcem 1655 roku. Z wielu
egzemplarzy pierwszego wydania Nowej Gigantomachii, które
wpad
ły w łapy Kościoła, usunięto z czasem kartę, na której
widnia
ła data: "20 X 1657", która była datą kościelnej cenzury i
zgody na druk. Tym sposobem chciano zatai
ć fakt wydania
pami
ętnika dopiero w 1657 roku! Zawarte w nim opisy i relacje
by
ły wyolbrzymione, nieprawdziwe i przedstawiające w
korzystnym
świetle Kordeckiego. Także jego postawa względem
Jana Kazimierza by
ła już "właściwa", bowiem okazało się, ze
jednak nadal Jan Kazimierz, a nie Karol X Gustaw, by
ł królem
Polski. Chc
ąc podnieść własne notowania, Kordecki zawyżył
liczb
ę wojsk szwedzkich, oblegających Jasną Górę. Według niego
by
ło tam 9000 jazdy, podczas gdy w rzeczywistości tylko 1100 i
kilkaset piechoty. By
ł to oddział niewiele wart pod względem
przydatno
ści do walki. Przemarznięci, schorowani i wygłodzeni
napastnicy, nocuj
ący zimą praktycznie pod gołym niebem, nie
mogli stanowi
ć realnego zagrożenia. Nawet wówczas, kiedy 10
grudnia nadci
ągnęły dwa ciężkie działa, spośród których, jedno
rzeczywi
ście się "rozpukło". Generał Müller potwierdza słabość
w
łasnych oddziałów w liście do króla Karola Gustawa z 22
listopada 1655 r.: "Trzyma
ć się będą tem uparciej, że nie widzą u
mnie wielkiej masy
żołnierza ani odpowiedniej artylerii".
Ko
ścielni mimo wszystko utrzymują, że Kordeckiego należy
uzna
ć za bohatera narodowego. Nie przyjmują do wiadomości
aktu poddania si
ę szwedzkiemu królowi, a fakt obrony klasztoru,
nale
ży rozpatrywać w kategorii "cudu", geniuszu i bohaterstwa
Kordeckiego. Musi jednak zastanawia
ć fakt, dlaczego Watykan
nie chcia
ł ani słyszeć o beatyfikacji przeora Augustyna
Kordeckiego?. Czy
żby kuria rzymska nie mogła mu wybaczyć, że
nie tylko podda
ł katolicki klasztor protestanckiemu władcy, ale na
dodatek zdradzi
ł katolickiego, prawowitego króla polskiego?!
Tak wi
ęc wygląda prawda o oblężeniu Jasnej Góry i jej
cudownej obronie. Polski ciemnogrodzki grajdo
łek dewocyjny nie
bacz
ąc na prawdę, której się brzydzi, jeżeli nie służy jego
w
łasnym celom, nurza się w kloace kłamstwa, pieczołowicie ją
piel
ęgnując, bacząc uważnie, aby nikt nie naruszył jego świętości.
Okazuje si
ę często, że historia Polski jest "tworzona" pod
okre
ślone zapotrzebowanie, a wówczas nie liczą się fakty, ale
ideologia... Gdyby na Westerplatte w roku 1939 by
ł bodaj jeden
ksi
ądz katolicki, bohaterstwo obrońców byłoby bez wątpienia
przypisane jemu w
łaśnie, no i oczywiście niebiosom. Kościół już o
to by si
ę postarał.
Najskuteczniejsz
ą ochroną przed krytyką jasnogórskiego
klasztoru i tamtejszych lokatorów, jak propagandowa aureola
świętości, stworzona przez nich samych. Wytresowana
pobo
żność
wiernych
nawiedzaj
ących
narodowe sanctuarium nakazuje zostawia
ć mnichom ślubującym
ewangeliczne ubóstwo tak zwane "datki", bez zastanowienia, co
si
ę z tymi pieniędzmi dzieje. A dzieją się różne rzeczy...
Zawarto
ść klasztornego skarbcamogłaby być obiektem pożądania
niejednego banku centralnego, a mimo to, potrzeby paulinów s
ą
ci
ągle niezaspokojone. Ciekawą informację o "depozytowej"
wiarygodno
ści bankierów w białych habitach, znajdujemy w
"Pami
ętniku Dziecka Warszawy"
[_2_]
:
"By
ł wówczas słynny oryginał, znany dobrze całej Warszawie,
hrabia M
ęciński, kiedyś pan bogaty, a teraz zbankrutowany, który
wiód
ł proces z Paulinami Częstochowskimi o wielki skarb jaki oni
mieli sobie zagrabi
ć, chociaż był złożony u nich w depozycie.
M
ęciński przy swej oryginalności miał wiele dowcipu. Kiedy raz w
uroczysty dzie
ń Matki Boskiej, ujrzano go jak szedł za procesyą,
jeden z jego znajomych mówi:
- Ja kto, pan hrabia tu, a procesujesz si
ę z Matką Boską
Cz
ęstochowską?
- Nic nie szkodzi, odpowiada powa
żnie: przyjaźń przyjaźnią, a
interes interesem."
Oko
ło roku 1850 w Krakowie odbył się proces pasera-jubilera,
niejakiego Westfalkiewicza, którego oskar
żono m.in. o kupno
z
łotych
guzików
od
żupana,
wysadzanych
brylantami,
skradzionych na Jasnej Górze... Sprzedaj
ącym był paulin.
Z kolei w roku 1904 jeden z warszawskich adwokatów mia
ł
wnie
ść pozew do sądu przeciwko któremuś z jasnogórskich
zakonników. Powódka do
łączyła do akt sprawy spory pakiecik
listów mi
łosnych, zabarwionych tak wyrafinowanym erotyzmem,
wulgaryzmami i zwyrodnia
łą zmysłowością, że publiczne ich
odczytanie mog
łoby wywołać niemały skandal.
Ów paulin nie tylko,
że osobiście nawiedzał powódkę, ale na
dodatek raczy
ł ją listami w stylu wyżej wspomnianym. Kochanka
mnicha gromadzi
ła jego "literacką" twórczość, którą jej przysyłał,
a
ż wreszcie zażądała od niego dość znacznej sumy, za jakieś
niespe
łnione deklaracje. Mnich jednak zdecydowanie odmówił.
Wtedy postanowi
ła wystąpić na drogę sądową i oddała
adwokatowi spraw
ę. Wobec takiego dictum, odezwał się
jasnogórski zakon... Zap
łacił za wybryki swojego pobratymca i
odebrawszy listy-dowód, zatar
ł wszelkie ślady po szykującym się
skandalu.
Relacja rze
źbiarza Stanisława Szukalskiego (1895 -?) jest
kolejnym dowodem wyj
ątkowej więzi paulinów z Narodem
polskim, na koszt którego, wiod
ą spokojny i dostatni żywot, nie
wstrz
ąsany
żadnymi
uwarunkowaniami
ekonomicznymi.
Zachowuj
ę pisownię oryginału.
"... by
ło to, zdaje się w roku 1924, kiedym w Krakowie
zmarnowa
ł jeden rok. Pan Adolph Szyszko-Bochusz,
[_3_]
widz
ąc
moj
ą skorość rzeźbienia czegoś dla Wawelu, zaproponował mi
zrobienie "tabernaculum" dla Jasnej Góry. Ojcowie Paulini zwrócili
si
ę do niego, by znalazł "kogoś", ktoby w blasze złotosrebrnej
zrobi
ł to dla wielkiego ołtarza.
... charakterystyczne jest to zdanie si
ę na trzecie osoby z
wyborem artysty. Gdyby pan Bochusz nie by
ł inżynierem,
bawi
ącym się w architekta i miał trochę humoru, powinien się
zwróci
ć do rzeźbiarza Hohmana. Boć Ojcom Paulinom nie
chodzi
ło o talent, wyznanie, i.t.p., lecz o "kogoś"-kolwiek.
... wybór taki, zdecydowanie si
ę kapłanów na przypadkowego
"kogo
ś" dawało niezbite dowody niewytłumaczonego pośpiechu.
Zapytany o to pan Adolph Bochusz obja
śnił mnie: Rząd Polski w
trosce o zbudowanie z
łotego polskiego (10.000.000 marek na 1
dolar) w tragicznej potrzebie postawienia finansów pa
ństwa
uwolnionego, nosi si
ę z zamiarem skonfiskowania złotych i
srebrnych wotów, które w tysi
ącznych ilościach uzbierały się na
Jasnej Górze i le
żą w kufrach bezużyteczne. Otóż Ojcowie
Paulini, by im Rz
ąd tych martwych bogactw nie zabrał i nie
zamieni
ł na pomoc materialną dla Polskiego narodu w katastrofie
ekonomicznej, zdecydowali si
ę stopić na "blachę" wszystkie te
b
łyskotki i zrobić z niej "tabernaculum". Wtedy już głodna ręka
narodu nie wa
ży się sięgnąć po "poświęconą błyskotkę", chyba
pod "niebezpiecze
ństwem" klątwy świętokradztwa.
...
mimo
oburzenia
odpowiedzia
łem grzecznie panu
Adolphowi,
że do świństw ręki nie przykładam.
...gdybym by
ł więcej chrześcijaninem niżeli Polakiem, tobym
podj
ął się tej "roboty". Lecz będąc więcej Słowianinem niżeli
Łacińcem, więcej Polakiem niżeli chrześcijaninem, więcej
Obywatelem ni
żeli Katolikiem, nie przyjąłem jednej z licznych
"okazyj" zarobienia pieni
ążków drogą obłudy. Wierzyłem, że Bóg
zadowolony b
ędzie ze mnie, iż wolałem aby Naród otrzymał
pomoc w nieszcz
ęściu, niżeliby "jego" nibyto Kościół dodał więcej
zb
ędnych świecidełek do ołtarzy jego świątyń.
... woli On niegramatyczne s
łowa modlitwy dziękczynnej,
ni
żeli złoto pomylonych kapłanów w świątyniach, gdzie jęki
n
ędz-ubogich się rozlegają i szlochanie zawodzi pod jego
sklepienia.
... woli On, by chleb wype
łnił nędzą padłe policzki ludu, który
w Niego wierzy, ni
żeli by świecidełka złote miały wypełniać kufry
ple
śnią cechłe, lub kruszec krwawego złota walał stół, na którym
Franciszek z Assy
żu ofiary z chleba i wody czynił. Gwoździe co
zawiesza
ły Chrystusa na krzyżu - nie były ze złota.
... obstalunku podj
ął się i dotrzymał "umowy" krakowski
rze
źbiarz, Zahukan."
Czytelników
zwiedzaj
ących
kaplic
ę
jasnogórskiego sanctuarium, a zdolnych wspó
łczuć łaknącym,
g
łodnym, nienasyconym i bezdomnym, proszę o chwilę zadumy i
refleksji,
kiedy
b
ędą
spogl
ądać
na
"z
łoto-srebrną
blach
ę" tabernaculum... Nie znam przypadku, aby jakikolwiek
biskup rzymski, stacjonuj
ący w Polsce, oddał swój skromny pałac
na potrzeby bezdomnych. Ba, pró
żno szukać przykładu, aby jakiś
proboszcz odda
ł chociaż jedną salkę katechetyczną! Tak już jest
ten chrze
ścijański świat dziwnie urządzony... Ci, którzy mają żyć
w skromno
ści, potrzebują zawsze najwięcej! Boy-Żeleński miał po
stokro
ć rację, mówiąc, że Kościół rzymski to w 80% doskonale
zorganizowane przedsi
ębiorstwo finansowe, a zaledwie w 20% -
to religia.
*
Tak zwana "tradycja" tworzona przez Ko
ściół, często wbrew
faktom historycznym, powiada,
że obraz znany jako Matka Boska
Cz
ęstochowska, 31 sierpnia 1384 r. przywiózł do Polski książę
Rusi, W
ładysław Opolczyk (?-1401). Niestety, owa "tradycja" nie
mówi, czy malunek mia
ł od czasu powstania cudowne
w
łaściwości, czy też nabył ich dopiero u paulinów? Należy
przyj
ąć, że ten nic niewart obraz (jego wartość materialna oraz
artystyczna jest zerowa), zosta
ł swojego czasu skradziony
prawowitym w
łaścicielom, to jest Rusinom.
W roku 1620 na sejmie warszawskim, Laurenty Drzewi
ński,
"deputat" ziemi wo
łyńskiej, oskarżał Polaków w obecności króla
Zygmunta III Wazy (1566-1632) o gn
ębienie i prześladowania
jego rodaków. W swoim wyst
ąpieniu domagał się sprawiedliwości
i poszanowania dla ciemi
ężonych. Zebrani usłyszeli z ust
Drzewi
ńskiego między innymi: "...zmuszeni będziemy zapozwać
was przed trybuna
ł Boski i razem z prorokiem zawołać: "Osądź
mnie Bo
że, rozsądź sprawę moją!". Będziemy wzywać dotąd,
dopóki imi
ę Polski nie będzie wymazanym z pomiędzy narodów
niezale
żnych. Święcie wierzymy, że na sądzie tym, stanie po
naszej stronie Matka Boska Cz
ęstochowska, którąście zrabowali
na Rusi!"
Niebiosa wys
łuchały próśb Wołynian, a i zrabowana na Rusi
M.B.Cz. stan
ęła po ich stronie, gdyż nie długo trzeba było czekać,
aby Polsk
ę zalał z północy POTOP, a nieco później została
"wymazan
ą z pomiędzy narodów niezależnych", stając się łupem
zaborców, w czym ma swój haniebny udzia
ł Kościół.
W klasztorze na Jasnej Górze zawsze si
ę działo coś
ciekawego.
Zgnilizna
moralno-obyczajowa
nie
omin
ęła
narodowego sanctuarium, którego lokatorzy s
łysząc zew ludzkiej
natury, dawali niejednokrotnie upust jej niepohamowanym
potrzebom. Nie mówi
ę teraz o wszelkich ewangelicznych cnotach
i zasadach, które s
ą ustawicznie łamane, gdyż są one
kwintesencj
ą słów Zbawiciela: "Strzeżcie się pilnie fałszywych
proroków, którzy do was przychodz
ą w odzieniu owczym, a
wewn
ątrz są wilcy drapieżni. Z owoców ich poznacie je." (Mt. 7:
15-16) "Biada wam, doktorowie i faryzeusze ob
łudnicy, iż
jeste
ście podobni grobom pobielanym, które z wierzchu zdają się
pi
ękne ludziom, ale wewnątrz są pełne kości umarłych i
wszelakiego plugastwa. Tak
że i wy z wierzchu się wprawdzie
zdajecie ludziom sprawiedliwi, lecz wewn
ątrz pełni jesteście
ob
łudy i nieprawości." (tamże; 23: 25-27)
U schy
łku XVI wieku dały się zauważyć tendencje dość
lu
źnego i swobodnego traktowania życia klasztornego, które
cechowa
ła zasada: "wolność Tomku w swoim domku". Zjawisko to
by
ło na tyle niepokojące, że w roku 1623 kapituła generalna
powierzy
ła prowincji polskiej zreformowanie reguły zakonnej, a
zadanie to mieli wykona
ć prawnicy akademii krakowskiej.
Klasztory paulinów mia
ły tak złą reputację, że papież Urban VIII
(1623-1644) nosi
ł się z zamiarem zniesienia zakonu i wcielenia go
do dominikanów.
Kronikarze jasnogórscy rozpaczaj
ą, że kiedy "wszyscy
królowie polscy korzyli si
ę przed majestatem Matki Bożej na
Jasnej Górze", król Stanis
ław August Poniatowski (1732-1798),
nigdy nie zaszczyci
ł swoją obecnością murów sanctuarium. Co
gorsze! Nie da
ł mnichom niczego w darze lub ofierze. I cokolwiek
nie powiedzie
ć o Stanisławie Auguście, z punktu widzenia nauk
Zbawiciela, pomaga
ł on trwać paulinom w ewangelicznym
ubóstwie, "zagrabiaj
ąc" im z klasztornego skarbca złoto i srebro
na potrzeby mennicy pa
ństwowej.
28 pa
ździernika 1793 r. paulini z honorami podejmowali króla
Prus, Fryderyka Wilhelma II (1786-1797), który nazajutrz zwiedzi
ł
m.in. ko
ściół oraz skarbiec. Przełożeni klasztoru otrzymali od
monarchy w prezencie z
łote medale, a pozostali zakonnicy,
srebrne. Ponadto Wilhelm II zostawi
ł paulinom 3200 złp. w celu
wspomo
żenia biednych. Być może pruski gość uznał za stosowne
w ramach rewan
żu, zabrać paulinom dwa stoły z klasztornej
biblioteki. Tylko i wy
łącznie fakt, iż nie można ich było wynieść
przez drzwi w stanie nienaruszonym, uratowa
ł mnichów przed
zabraniem mebli. Po prostu sto
ły były zbyt duże i nie mieściły się
w drzwiach.
Prusacy stan
ęli 28 lutego 1793 roku pod murami Jasnej Góry,
a ju
ż 7 marca byli w klasztorze! Tym razem nie było "cudownej"
obrony! Tego
ż 1793 roku na sejmie grodzieńskim spierano się z
przedstawicielem Prus, Buchholtzem o zwrot jasnogórskiej ryciny,
któr
ą Prusacy bezceremonialnie zabrali ze sobą, opuszczając
narodowe sanctuarium. Fakt ten jest skrz
ętnie skrywany przed
opini
ą publiczną, bowiem w żadnym razie nie podnosi notowań
samego obrazu, a wr
ęcz przeciwnie: kompromituje cudowne
moce, które - jak si
ę okazało- zawiodły na całej linii!
Fryderyk Wilhelm II osobi
ście nakazał zwrócić paulinom ich
poka
źne źródło dochodów finansowych. Ci, w dowód
wdzi
ęczności za oddanie "interesu", przesłali królowi Prus
wiernopodda
ńczy list, deklarując w nim urabiać pątników na
wiernych poddanych pruskiej korony... Zobowi
ązali się ponadto
t
ępić u pielgrzymów uczucie patriotyzmu i zarzewia buntu
przeciwko Najja
śniejszemu Panu, ponadto "uprawiać szpiegostwo
na rzecz Prus, a mo
że i pomagać pruskim władzom w wybieraniu
rekruta spo
śród pątników napływających na Jasną Górę, z
ró
żnych stron kraju".
W klasztorze na Jasnej Górze pojawi
ł się także cesarz
Wszechrosji, Aleksander I (1777-1825). Paulini wyj
ątkowo kochali
tego w
ładcę, przynajmniej póki żył! Aleksander I przybył do
klasztoru 18 pa
ździernika 1820 roku... Jak mówią źródła
ko
ścielne, "dzień 18 października, nader był szczęśliwym dla
mieszka
ńców okolic Częstochowy, w którym o godzinie 12 w
nocy, pierwszy raz ujrzano Najja
śniejszego Gościa, w osobie
Cesarza i Króla". Paulini z ca
łą wyszukaną prezencją i
go
ścinnością przygotowali się na przyjęcie niecodziennego
go
ścia... "Wizytator Jeneralny XX. Paulinów, przybrany w ubiór
ko
ścielny, otoczony całem swem Zgromadzeniem, w drzwiach
g
łównych kościoła powitał Monarchę, i z zwykłą uroczystością
przed Obraz
św. wprowadził. Odbyto wielkie nabożeństwo, za
szcz
ęśliwe przybycie Najłaskawszego Monarchy" - czytamy w
zapiskach kronikarzy-paulinów. Trzeba przyzna
ć, że nawet
etosowych bonzów politycznych III RP, paulini nie witali z tak
ą
pomp
ą i oddaniem. W klasztorze znalazło się nawet miejsce vis a
vis o
łtarza NMP na popiersie cesarza Aleksandra I. Po raz drugi
cesarz przyby
ł do klasztoru 2 września 1822 roku, o godz. 19,
daj
ąc w prezencie przeorowi Skibińskiemu złoty pierścień. Po
śmierci "umiłowanego" władcy, paulini odprawili uroczyste
nabo
żeństwa, a w klasztorze zapanowała głęboka żałoba...
Skoro mowa o paulinach i ich klasztorze, owym "cudownym" i
nadzwyczajnym miejscu, "drogiemu ka
żdemu Polakowi", należy
doda
ć, że jasnogórski "kurnik" palił się wiele razy. Niebiańska
stra
ż pożarna nie uczyniła nic, aby ratować ulewą
deszczu sanctuarium. Przeto paulini w pierwszym odruchu
samoobrony przed ogniem, ratowali "cudowny" obraz, czyli
klasztorny interes, bez którego znaczenie klasztoru, by
łoby
zerowe. "
Źródło polskości" podlegało wszelkim nieszczęściom
jakie s
ą udziałem normalnych domostw i siedzib ludzkich.
Hitlerowski okupant nie mia
ł nadzwyczajnych trudności w
pozyskaniu sojuszników w Cz
ęstochowie. Gubernator GG, Hans
Frank (1900-1946), zezwoli
ł w roku 1940 wydawać katolickiego
"Rycerza Niepokalanej" i inne pisma diecezjalne. Najwcze
śniej
w
ładze okupacyjne pozwoliły wydawać (od 14 września 1939 r. do
stycznia 1945 r.) "katolicki organ prasowy Generalnego
Gubernatorstwa", nosz
ący tytuł "Kurier Częstochowski". Tytuł i
miejsce wydawania, zostawi
ę bez komentarza.
C i e m n e s p ra w y J a s n e j G óry # 2
W roku 1909 z powodu pewnego wydarzenia w murach
klasztoru na Jasnej Górze, policja wszcz
ęła dochodzenie. Klucz
śledztwa otworzył bramy jasnogórskiego Piekła, w którym
morderstwo, kazirodztwo, krzywoprzysi
ęstwo, świętokradztwo,
z
łodziejstwo, kurestwo i inne bezeceństwa, płynęły szerokim
kana
łem...
Pod koniec XIX stulecia w
celi klasztornej zosta
ł
zamordowany ojciec Adrian, któremu poder
żnięto gardło. Aby
zatrze
ć ślady zbrodni, sprawca oblał zwłoki naftą i podpalił. Przy
okazji zrabowa
ł przysięgającemu ubóstwo mnichowi około 20.000
rubli. Z kolei paulin Jodl zmar
ł na delirium z przepicia, jakkolwiek z
czasem nabrano podejrze
ń, że został otruty.
Ale oto w pa
ździerniku 1909 roku dewocja polska otrzymała
straszliwy cios, który odbi
ł się szerokim echem. Okradziono obraz
Matki Boskiej Cz
ęstochowskiej na Jasnej Górze! Nie wiadomo
czego
paulini
żałowali najbardziej: faktu kompromitacji
"cudownego" malunku, który ani drgn
ął w samoobronie, czy też
warto
ściowych votów z niego skradzionych...?!
24 pa
ździernika tegoż roku "niemocna rycina" została odarta z
drogocennej sukni, korony wysadzanej klejnotami i innych
kosztownych "dodatków", którymi by
ła obwieszona. Zgodny chór
kompradorów Watykanu wo
łał, że jest to wynik szerzonej przez
socjalistyczn
ą propagandę zgnilizny moralnej. Ale przecież
zbrodnie pope
łnione zostały w murach klasztoru, gdzie nie sięgała
żydowsko-masońsko-socjalistyczna
ideologia!
Prawicowo-klerykalna prasa gremialnie oskar
żała o zbrodnię
świętokradztwa lewicę. Zarzucano tym ugrupowaniom, iż pod
pozorem zorganizowania w Cz
ęstochowie wystawy rolniczej,
dokonano kradzie
ży i profanacji świętego miejsca.
Ale niebawem Opatrzno
ść zadała drugi cios, boleśniejszy od
pierwszego. Okaza
ło się, że złodziejami byli strażnicy narodowej
świętości, świątobliwi ojcowie paulini! Tymczasem główny
sprawca tych czynów, paulin Damazy Macoch uciek
ł z
Cz
ęstochowy i w towarzystwie Heleny Krzyżanowskiej
podró
żował po Polsce. Po jakimś czasie ją aresztowano w
Proszowicach, a jego w Krakowie na dworcu kolejowym, gdy
wysiad
ł z pociągu. W czasie pierwszego przesłuchania przyznał,
że podebrał "z tacy" 35 tysięcy rubli. Poza tym, oskarżono go
m.in. nast
ępujące czyny:
- swojej kochance, Helenie Krzy
żanowskiej, sfałszował
metryk
ę ślubu ze swoim nieistniejącym bratem. Następnie
sfa
łszował akt zgonu "brata". Pozwoliło mu to przedstawiać
pó
źniej Helenę Krzyżanowską jako swoją bratową-wdowę;
- uczyniwszy j
ą brzemienną, wydał za swojego stryjecznego
brata, Wac
ława Macocha, dając im ślub, po czym drwiąc sobie
dalej z celibatu, cudzo
łożył z "bratową";
- wspólnie z innymi paulinami krad
ł pieniądze składane przez
p
ątników na msze i ofiary. Gotówkę trwonił na hulankach, spore
sumy
łożył na kochankę, a także przepuszczał je z publicznymi
kobietami;
- z "kolegami" z klasztoru okrada
ł "cudowny" obraz (vide:
prorok Baruch!), a drogocenne kamienie i inne warto
ściowe vota
sprzedawa
ł lub rozdawał w prezencie innym kobietom;
-
zamordowa
ł swojego stryjecznego brata, Wacława
Macocha. Kiedy Wac
ław spał w klasztornej celi, Damazy uderzył
go kilka razy siekier
ą w głowę siekierą. Gdy po zadanych ciosach
Wac
ław jeszcze charczał, paulin-zbrodniarz skrwawionymi
r
ękoma, "dysponował go na śmierć", po czym poderżnął rannemu
gard
ło, a następnie udusił.
Ale czemu si
ę dziwić?! Wybiegając nieco przed chronologię
wydarze
ń, przytoczę pewien epizod z sali sądowej, który miał
miejsce podczas procesu paulina, Damazego Macocha. Otó
ż jako
świadek, zeznawał jego rodzony ojciec, Roch Macoch. Adwokat
zapyta
ł świadka: "Czy rodzice Damazego nie mieli skłonności do
pija
ństwa?" "Nie!" - padła odpowiedź. Przewodniczący składu
s
ędziowskiego: "A Damazy?" Świadek, Roch Macoch: "Zaczął pić,
gdy zosta
ł księdzem, dawniej był porządny."
Paulin Damazy Macoch wywióz
ł z klasztoru zwłoki
zamordowanego przez siebie Wac
ława Macocha w sofie, którą
nast
ępnie zatopił w stawie. Dorożkarz przewożący zwłoki został
zaprzysi
ężony przez Damazego do zachowania tajemnicy: "Zanim
si
ądziecie do pojazdu, musicie na rany Zbawiciela przysiąc, że o
tym, co si
ę tu stało, nigdy nikomu nie powiecie. Dla dobra Obrazu
naszej Panienki sta
ło się, co się stać musiało." Po czym wyjął zza
pazuchy krucyfiks i doro
żkarz złożył nań przyrzeczenie. Sofa ze
zw
łokami została odnaleziona przypadkowo już na drugi dzień.
Śledztwo doprowadziło policję do owego dorożkarza, który przy
wódce za du
żo mówił. Jednak podczas przesłuchania, związany
przysi
ęgą milczenia, nie chciał niczego ujawnić. Dopiero kiedy
zosta
ł z niej zwolniony, obciążył swoimi zeznaniami paulina,
Damazego Macocha.
Po
śmierci ojca Gawełczyka, Macoch ukradł z jego spuścizny
obligacje warto
ści 5000 rubli, które wymienił w Warszawie na
gotówk
ę paulin Olesiński. Bazyli Olesiński i Izydor Skarszewski
wspólnie z Macochem tworzyli ekip
ę, która działała razem. Inni
paulini woleli "pracowa
ć" solo. Ojciec Olesiński miał na utrzymaniu
kochank
ę w osobie pani Nowakowskiej, córki handlarza
dewocjonaliami w Cz
ęstochowie. Macoch i jego mnisi-wspólnicy
okradali skarbiec klasztorny, podk
ładali fałszywe perły w miejsce
prawdziwych. Niewykluczone i
ż z tego powodu stracił nagle życie
inny paulin, który zajmowa
ł się jubilerstwem. Mógł przecież
rozpozna
ć z łatwością falsyfikaty od oryginału.
Po tych wydarzeniach nabrano podejrze
ń, czy ojciec Jodl
zmar
ł
rzeczywi
ście
na
delirium
tremens,
czy
zosta
ł
zamordowany?
Ówczesny przeor klasztoru, ojciec Euzebiusz Rejman nie
przejawia
ł specjalnego zainteresowania dyscypliną mnichów. On
tak
że balował w szerokim świecie, ciesząc się życiem
"normalnego" cz
łowieka. Mówiono, iż zażywał kąpieli morskich w
Biarritz oraz w innych hiszpa
ńskich ośrodkach wczasowych i
kurortach. Widywano go z jak
ąś śpiewaczką operową, której w
prezencie dawa
ł między innymi brylanty z jasnogórskiego
skarbca.
Przeor Rejman mia
ł bardzo dobre układy z caratem, dzięki
czemu móg
ł pełnić funkcję "szefa" klasztoru przez piętnaście lat
wbrew
woli w
ładz kościelnych. Delegat carski Pietrow,
przybywszy na Jasn
ą Górę w związku ze skandalem, nakazał
natychmiast
opu
ścić
klasztor
komisarzom
biskupa
Zdzitowieckiego, którzy póki co, mieli zawiadywa
ć sanctuarium.
Prasa klerykalna nie mog
ła przejść obojętnie obok
ujawnionych zbrodni na Jasnej Górze. Ksi
ądz Jan Pawelski pisał
w Przegl
ądzie Powszechnym (1910 r.): "Po kraju całym rozeszła
si
ę ponura wieść: Jasnogóra zbezczeszczona! W chwili gdy te
s
łowa piszemy, klasztor częstochowski opasany jest kordonem
wojska rosyjskiego i
ścisłemu poddany śledztwu. Krew się ścina
na my
śl, że w sanktuarium Polski przedstawicielem prawa i
sumienia jest w tej chwili prawos
ławny żołdak, a ci, których
powo
łaniem było to sakrum własnym życiem uświęcać, są pod
pr
ęgieżem opinii. Straszną była wiadomość przed rokiem, że
znalaz
ł się zbrodniarz, który śmiał targnąć się na święty obraz
jasnogórski. Kap
łan, zakonnik, który miał być stróżem świętości,
zaprzysi
ężonym sługą Królowej Korony Polskiej, był, jak się
okaza
ło, ohydnym zbrodniarzem. Rozpusta, pospolita kradzież,
wyrafinowane
świętokradztwo, fałszerstwo, bratobójstwo - oto, co
si
ę kryło pod białym habitem, w którym cały naród widział relikwię
Kordeckiego."
Ksi
ądz Pawelski znalazł jednak usprawiedliwienie dla
zwyrodnienia paulinów. Wed
ług niego, nie tyle Macoch i inni są
winni,
że doszło do takiej zbrodni i świętokradztwa, ile fakt, że
"chocia
ż Jasnogóra jest własnością całej Polski, ale dziś
szczególniej do Polski rosyjskiej i jej warunkom podlega.
Że te
warunki nie sprzyjaj
ą sprawie katolickiej, tak samo jak nie
sprzyjaj
ą polskości, to każdy wie." W dalszej części swoich
wywodów ks. Pawelczyk ju
ż dosłownie majaczy. Winą za
zaistnia
ły stan rzeczy obarcza również mariawitów
[_4_]
, których
zaistnienie i dzia
łalność jest, jego zdaniem, przyczyną, że
"zbrodnie jasnogórskie s
ą dalszym ciągiem tego anormalnego
stanu". Zreszt
ą wszyscy są winni! Wolnomyśliciele, Żydzi, ateiści,
masoneria,
bezbo
żnicy, feministki, ugrupowania lewicowe
-dos
łownie wszyscy, tylko nie Kościół i paulini...
W trosce o nadszarpni
ętą reputację "cudownej" ryciny słychać
by
ło i inne głosy wołające o pomstę do nieba. 9 października 1910
roku ksi
ądz Seweryn Popławski w kościele Wszystkich Świętych
grzmia
ł z ambony, w duchu ewangelicznej miłości: "Za to
zdeptanie naszych serdecznych uczu
ć, za pohańbienie naszych
świętości - ach! Pasy byśmy z niego darli, szarpali na sztuki!"
Ksi
ądz Popławski nie kryje motywów swojego oburzenia i ujawnia
prawdziwy powód napadu w
ściekłości. Był rozbrajająco szczery:
"Powiedzmy sobie otwarcie, my, którym chodzi o wiar
ę, o dusze
wspó
łbraci, że żadna sekta, żadna najsilniejsza propaganda
ateizmu tyle szkody w duszach zdzia
łać, tyle ich oderwać nie
mog
ła, ile to uczyniło zbezczeszczenie Jasnej Góry."
Na
łamach "Miesięcznika Kościelnego" (1911 r.) ks.
Euzebiusz Stateczny, pi
ętnuje poczynania paulinów: "Ta szajka
morduje, kradnie, u
żywa, oddaje się rozpuście." Nie szczędzi
tak
że słów krytyki przeorowi Rejmanowi.
Po ujawnieniu zbrodni na Jasnej Górze przez kraj przela
ła się
fala oburzenia kleru katolickiego i dewocji. Kazania, procesje,
pokuty, modlitwy, odczyty, uczone wyk
łady i prelekcje - te
dzia
łania miały wydźwięk propagandowy o charakterze
psychologicznym. Czyniono wszystko, aby w polskim bajorku
dewocyjnym nie by
ło czasu i sposobności do zastanawiania się
nad bezradno
ścią "cudownego" obrazu i w ogóle nad tym, co się
sta
ło i kto dopuścił się profanacji.
Ju
ż 25 listopada 1909 roku, przeor Euzebiusz Rejman w
kazaniu
na
Jasnej
Górze
przechodz
ąc do
ofensywy
propagandowej, powiedzia
ł do wiernych: "Dziś patrzymy na
zniewa
żony obraz Najświętszej Panny, odarty ręką zbrodniarza z
koron i sukni, przy którym od sze
ściu wieków tylu doznano łask,
tylu chorych uleczonych, tylu smutnych pocieszonych, tylu
grzeszników nawróconych! Sk
ąd się wziął zbrodniarz i podobny
świętokradca tak wielki i gdzie się tego nauczył? Niestety, dziś nie
trudno tego si
ę nauczyć: dożyliśmy czasów strasznych,
oszczerstwa, kradzie
że, kłamstwa, zabójstwa, bluźnierstwa i
na
śmiewanie się z rzeczy świętych na każdym kroku. Niektóre
bezbo
żne pisma jawnie bluźnierstwa sieją i na Boga powstają,
blu
źnią Najświętszej Pannie! Czyż od takich nauk daleko jest do
czynienia
świętokradztwa?" To są słowa człowieka, który sam
krad
ł, kombinował i ponosi całą odpowiedzialność za moralne
bagno
jasnogórskiego
klasztoru.
S
łowa człowieka, który
przepuszcza
ł pieniądze złożone przez pątników w ofierze
klasztornej Panience. Mia
ł tyle czelności i tupetu, aby w ten
sposób przemawia
ć do wiernych... W końcu przeor Euzebiusz
Rejman uciek
ł do Ameryki, nie czekając sądowego finału sprawy
Macocha i pozosta
łych. Mówiono o nim, że miał zawsze przy
sobie warto
ściowe papiery opiewające na milion rubli.
Powszechnie zarzucano paulinom,
że każdy z nich ma
kochank
ę, a sam przeor Rejman miał ich jakoby aż cztery. Jak
zwykle bywa w podobnych sytuacjach, "ludowa" twórczo
ść
"okoliczno
ściowa"
zacz
ęła
owocowa
ć
ró
żnego
rodzaju
wierszykami i piosenkami:
Ojciec Damazy
Krad
ł z Jasnej Góry, kradł z Jasnej Góry
Obrazy -
A ojciec Izydory
Wk
ładał je w wory
A ojciec Bazylii
Wywozi
ł je do Brazylii
Odkurzono i te zapomniane powiedzenia pod adresem
pobo
żnych mnichów wszelkiej odmiany i barwy...
"Mnichy s
ą szyderstwem z bożego słowa na ziemi."
"Mnichy tucz
ą się na grzechach i tyją na padle."
"Klasztory s
ą kamieniem, który przytłoczył ukrzyżowanego
przez Rzym Chrystusa."
"W klasztorze wszystko mo
żna, nasz gwardian powiada,
byle si
ę nie zwiedziała za bramą gromada."
W XVIII wieku ksi
ądz Hieronim Juszuński (?) napisał poemat
oktaw
ą w sześciu pieśniach pod tytułem "Asketomorja, albo
Zgromadzenie
fartuszkowe
czyli
sejm
mniszek".
Dzie
ło
przypomina "Monamonachi
ę" Krasickiego i poczytywane jest jako
aluzja do dzie
ła Targowicy. Dla nas istotna jest opinia
ksi
ędza-autora o ówczesnych mnichach jasnogórskich...
To gdy si
ę dzieje, Przeor z Jasnej Góry
Nowe prowadzi z sob
ą matedóry.
Ta zgraja, któr
ą z sobą przyprowadził,
By
ł to Pankracy, sławny kaznodzieja,
Ildefons, który zawsze chytrze radzi
ł,
Jan, co Przeora zna
ł za dobrodzieja,
Barnab, co trzykro
ć kapitułę zdradził,
Marek, co ju
ż był miany za złodzieja,
Bo krad
ł spiżarnię, w urzędzie szafarza,
A nawet mówi
ą, iż Wota z ołtarza.
To samo w ten czas u mnichów si
ę działo,
Ludzie nie znani z osób i nazwiska,
Gdy im sposobu do
życia nie stało,
Ró
żnej fortuny dziwaczne igrzyska,
Z
łożyły Mnichów polityczne ciało.
Tupet Ko
ścioła i mnichów jasnogórskich po ujawnieniu
zbrodni
świętokradztwa popełnionej przez nich samych, jest
godny podziwu i przeszed
ł wszelkie oczekiwania. Problem był
jednak o wiele powa
żniejszy, aniżeli tylko kwestia, że oto znalazł
si
ę jeden zbrodniarz w ich szeregach. I cóż oni są temu winni?!
Dewotki wyj
ąc, mdlały z wrażenia. Odnotowano przypadki
pomieszania zmys
łów. Wreszcie paulini wydali apel-odezwę do
wiernych, gdy
ż trzeba było ratować własną reputację i
klasztornego biznesu...
"Wobec stwierdzonego udzia
łu Damazego Macocha, Paulina,
w ohydnej zbrodni morderstwa, ojcowie Paulini, ci
ężko dotknięci
straszn
ą zniewagą Boga w miejscu, szczególnej czci Jego Matki
od wieków po
święconym, dotknięci sprofanowaniem tej Jasnej
Góry, b
ędącej twierdzą ducha narodu, dotknięci wreszcie
poha
ńbieniem swej Matki-Zakonu, czują się w obowiązku z
najwy
ższym bólem i oburzeniem przeciwko ohydnej zbrodni
zaprotestowa
ć i wobec świata i narodu z całą mocą zaznaczyć, iż
najmniejszego nie mieli w niej udzia
łu. My, niegodni stróże,
najdro
ższego skarbu narodu, aż nazbyt pojmujemy cały bezmiar
zbrodni, wobec której, zda si
ę, niknie i blednie świętokradzkie
zniewa
żenie cudownego obrazu i odarcie go z kosztownych koron
i szat. Tamta zbrodnia dla zakonu naszego by
ła to klęska i ból.
Obecna jest ha
ńbą! Tamta wywołała po całej polskiej ziemi
nieprzerwane ekspiacyjne nabo
żeństwa, zakończone epoką,
niezapomnian
ą chwilą koronacyi, które zwiększyła w narodzie
cze
ść i miłość dla naszej Jasnogórskiej Pani. Obecna wzbudza
tylko dr
żenie rąk i lęk, czy przez nią nie zachwieje się wiara
narodu?
[_5_]
Wobec ogromu nieszcz
ęścia, jakie nas przygniotło,
z
łamani i bezradni w miłosierdziu Boga jedynie całą ufność naszą
pok
ładamy. Odruchowo tylko raz jeszcze wobec kraju całego
protestuj
ąc zapewniamy, że wszelkich dołożymy usiłowań, by
świątobliwem i zakonnem życiem odpowiedzieć szczytnemu
powo
łaniu stróżów miejsca świętego. Od kilku lat czyniliśmy
wszystko, co by
ło w naszej mocy, aby na drodze legalnej
zaprowadzi
ć ścisłe przestrzeganie reguł i konstytucyi zakonnych.
Nie od nas jednak zale
żało zmienić przepis prawa państwowego,
który czuwanie nad karno
ścią zakonną nie całemu zgromadzeniu,
ale jednej tylko osobie powierza.
[_6_]
Przed paru miesi
ącami,
opieraj
ąc się na dekrecie Stolicy Świętej, przez obecnie
panuj
ącego monarchę najwyżej zaakceptowanym, staraliśmy się
przepis rz
ądowego prawa ku lepszemu pełnieniu cnót zakonnych
wykorzysta
ć, zmieniając osobę kierującą.
[_7_]
Jak wówczas
zwrócili
śmy się do społeczeństwa z prośbą, by niewczesną
ingerency
ą swą nie przeszkodziło nam w podjętym dziele reformy,
tak dzi
ś znowu zwracamy się do społeczeństwa, prosząc o
sprawiedliwo
ść, by za zbrodnie jednostki nie piętnowano zakonu.
Przepraszaj
ąc Boga za przyczyną Najświętszej Maryi Panny
jasnogórskiej za zbrodni
ę, przez nieszczęsnego brata popełnioną,
wzywamy ca
ły kraj do udziału w ekspiacyi za bezmierną zniewagę
miejsca
świętego. Na przebłaganie Boga ojcowie Paulini, w
cudownej kaplicy na Jasnej Górze codziennie odprawia
ć będą
msze
święte wynagradzające; w przyszłą zaś niedzielę, 9
pa
ździernika, odprawią uroczyste ekspiacyjne nabożeństwo z
wystawieniem Naj
świętszego Sakramentu. OO. Paulini. Jasna
Góra, dn. 5 pa
ździernika 1910 r."
Oczywist
ą jest rzeczą, że w tych wszystkich działaniach
paulinów i Ko
ścioła chodziło o to, aby wierni nie wyzbyli się
przywi
ązania i nie zaprzestali wdzięczyć do "narodowej
świętości"... Bo tak naprawdę tutaj w grę wchodzą niewyobrażalne
sumy pieni
ędzy zostawianych na Jasnej Górze przez pątników.
Biskup
Zdzitowiecki,
ws
ławiony pisaniem do władz
zaborczych skarg na tych, którzy ró
żnili się od niego poglądami,
podszed
ł do paulinów zgoła inaczej. Po ujawnieniu jasnogórskich
pod
łości, przybył do klasztoru i po długiej modlitwie przed
"cudownym" obrazem, zwo
łał konwent paulinów do kapitularza.
Poinformowa
ł zakonników, że postanowił:
"Wobec
strasznej,
a
w
dziejach
naszego
Ko
ścioła
nies
łychanej zbrodni i hańbiących nadużyć, jakich widownią stał
si
ę klasztor Jasnogórski, to Sanctuarium nasze, z uwagi na
oburzone i zatrwo
żone sumienie religijne i narodowe, Ojcowie
Paulini, nim b
ędą poczynione dalsze kroki, zostaną odsunięci od
zarz
ądu klasztoru. Pieczę nad nim obejmuje specjalna delegacya
biskupia, sk
ładając się z duchowieństwa świeckiego. Na znak
żałoby zostaną zawieszone solenne nabożeństwa, śpiewy, nawet
gra na organach, odprawione b
ędą tylko ciche Msze św."
Nast
ępnie opieczętowano klasztorny skarbiec i sporządzono
stosowny protokó
ł. Decyzje bpa Zdzitowieckiego zostały ujęte w
nast
ępujące punkty:
1. Klucze od zakrystii, stypendia mszalne i wszelkie vota
pozostawa
ć mają pod opieką delegowanych przez J.E. komisarzy.
2.Wszystkie przybywaj
ące na Jasną Górę kompanie pątników
przyjmowane i wprowadzane by
ć mają do klasztoru przez
świeckich księży.
3. OO. Paulinom zabroniono odprawia
ć msze św. i
nabo
żeństwa przed obrazem M.B.Cz.
4. Ofiary sk
ładane przez nabożnych, wręczane być mają ojcu
przeorowi za pokwitowaniem na pi
śmie.
5. Wszelkie wyp
łaty ma dokonywać włącznie przeor klasztoru.
6. Przyjmowanie osób obcych na noclegi do klasztoru jest
zakazane.
7. Osobom obcym wst
ęp za klauzurę jest surowo zabroniony.
8. Komisarze, delegowani przez J.E. Biskupa, maj
ą prawo
wydawa
ć inne rozporządzenia, które uznają za stosowne.
I na tym mo
żna by było zakończyć krótką relację z epizodu na
Jasnej Górze, ale dla
ścisłości, należy jeszcze dodać, że paulini
nie maj
ąc pewności co do samych siebie, woleli nie kusić szatana,
przeto zabezpieczyli obraz przed kolejnymi kradzie
żami, bardzo
zmy
ślnym urządzeniem. A więc srebrną blachę, przymocowano
na trzycalow
ą stalową płytę, a pod obrazem umieszczono stalową
skrzyni
ę. Zasłona zakrywająca ikonę wchodziła swoim brzegiem
do skrzyni, która samoczynnie zatrzaskiwa
ła się w razie próby
dotkni
ęcia obrazu. W ten sposób M.B.Cz. w chwili
niebezpiecze
ństwa "ewakuowała się" do owego stalowego i
ogniotrwa
łego pudła. Tak więc klasztorny "majątek narodowy"
doczeka
ł się ludzkiej, porządnej ochrony, gdyż do tej pory był
bezbronny i "niemocny".
I równie
ż nigdy nie będziemy wiedzieć na czym polega
"cudowno
ść" jasnogórskiego obrazu. Jeżeli bowiem zgodzimy się,
że nie chodzi tutaj o "cudowne" przysparzanie gotówki
zawiaduj
ącym ikoną paulinom, to obraz może tylko pomóc co
niektórym dewocie
ć w sentymencie religijnym, który na
przestrzeni wieków, Ko
ściół wypracował i rozbudził. Ci, którzy
g
łoszą i propagują "cudowność" obrazu N.M.B. sami w te jego
wszystkie nadprzyrodzone cechy nie wierz
ą. Kardynał Aleksander
Kakowski (1862-1938) wola
ł wyjechać w roku 1934 do sanatorium
w Karlsbad (Karlovy Vary) w heretyckich Czechach w celu
podratowania zdrowia, ni
ż udać się z prymicją na Jasną Górę, aby
tam wymodli
ć cudowne uleczenie. No bo któż może doświadczyć
dobroczynnych skutków nadzwyczajnych w
łaściwości obrazu, jak
nie ksi
ądz, a co dopiero biskup?!
Ko
ńczę już wątek ciemnych spraw Jasnej Góry. Dodam tylko,
że w dzień Trzech Króli 1912 roku wpłynął do sądu akt oskarżenia
przeciwko trzem ksi
ężom paulinom: Damazemu Macochowi,
Izydorowi Starczewskiemu i Bazylemu Olesi
ńskiemu. Ponadto
oskar
żono cztery osoby świeckie. Zarzucano im morderstwa,
udzielanie pomocy zabójcom, zacieranie
śladów zbrodni Wacława
Macocha, dorobienie kluczy do skarbca klasztornego, kradzie
ż 10
tysi
ęcy rubli z "tacy", wykradzenie zmarłemu paulinowi
Gawe
łczykowi 5 tysięcy rubli w listach zastawnych oraz
fa
łszowanie metryk i pieczęci. Księdza paulina Damazego
Macocha oskar
żono ponadto o poślubienie H. Krzyżanowskiej
pod fa
łszywym nazwiskiem. Przeor paulinów, Euzebiusz Rejman
podupad
ł był coś nagle na zdrowiu i leczył się w tym czasie w
zak
ładzie dla nerwowo chorych w "Barmherziger Brueder" pod
Wiedniem, gdzie paradowa
ł w ubiorze świeckiego księdza.
Niepocieszony "nadzorca" jasnogórskiego klasztoru, biskup
Zdzitowiecki, zwróci
ł się do sądu, aby rozprawa toczyła się przy
drzwiach zamkni
ętych. Sąd jakkolwiek niezawisły, lecz bojaźliwy i
asekuracyjny, wys
łał zapytanie do ministra sprawiedliwości, czy
proces mo
że być prowadzony przy drzwiach zamkniętych.
Ministerstwo orzek
ło, iż zgodnie z prawem proces powinien toczyć
si
ę przy drzwiach otwartych.
W mi
ędzyczasie pojawiła się informacja, że w więzieniu
przej
ęto gryps paulina Starczewskiego do paulina Macocha, w
którym nadawca zwraca
ł się do Damazego, aby nie mówił przed
s
ądem, że on, Starczewski, wiedział coś o planowanym
morderstwie. Z tego powodu prokuratoria chcia
ła ponoć
przeprowadzi
ć dodatkowe śledztwo.
Tymczasem pojawi
ło się papieskie motu proprio żądające,
aby nie stawiano kleru przed
świeckimi sądami, nawet za
przest
ępstwa kryminalne. Papież najwyraźniej był pod silnym
wp
ływem
dzie
ł
"
świętego"
Liguori'ego,
który
naucza
ł
"chrze
ścijańskiej moralności" sofizmatami, rozgrzeszającymi
ka
żdą, nawet największą podłość, jeżeli została spełniona w
Ko
ściele lub dla jego dobra.
S
ąd piotrkowski skazał paulina Damazego Macocha na 12 lat
ci
ężkich robót; paulina Izydora Starczewskiego na 5 lat rot
aresztanckich; paulina Bazylego Olesi
ńskiego na 2 i pół roku rot
aresztanckich; Helen
ę Macoch na 2 lata więzienia. Poza tym
skazano pozosta
łe osoby. Za granicę zdołali zbiec: klasztorny
s
ługa, Załóg, oraz przeor klasztoru, ksiądz Euzebiusz Rejman. Za
obydwoma rozes
łano listy gończe, jednak nigdy nie dosięgła ich
r
ęka sprawiedliwości świeckiej...
[_1_]
O poddaniu Jasnej Góry przez przeora Augustyna
Kordeckiego, pisa
łem w "BEZ DOGMATU", nr 13/1994 r.
[_2_]
K.W. Wójcicki: Pami
ętnik Dziecka Warszawy,1870 r.
[_3_]
Jeden
z
architektów
zatrudnionych
przy
pracach
remontowych na Jasnej Górze.
[_4_]
Za
łożona w roku 1893 przez F. Kozłowską w Płocku Polska
Kongregacja
religijna
maj
ąca
na
celu
odnow
ę
życia
chrze
ścijańskiego w Kościele katolickim. W roku 1906 potępiona
przez Rzym i rozwi
ązana na mocy decyzji władz kościelnych.
Kontynuowa
ła działalność jako odrębna sekta.
[_5_]
Przynajmniej to zdanie jest szczere.
[_6_]
Ładne musiały być obyczaje na Jasnej Górze, skoro
karno
ści "świątobliwych mężów", idących "za powołaniem" na
s
łużbę Bogu, musiało strzec wielu obserwatorów, bowiem
zakonnicy sami sobie nie wierzyli i nie byli pewni, czy zdo
łają
wytrwa
ć w cnotach ewangelicznych
[_7_]
Chodzitu o osob
ę przeora, w duchu ewangelicznej miłości
bli
źniego,
szczerze
znienawidzonego
przez
biskupa
Zdzitowieckiego, któremu kanonicznie podlega
ł jasnogórski
klasztor. G
łówną przyczyną antypatii biskupa do Rejmana były
mi
ędzy innymi jego więcej niż dobre stosunki z rosyjskimi
w
ładzami, oraz "nieusuwalność" z funkcji przeora.