Władcy ognia III
Aktorzy:
Nikita Chruszczow - Jan Machulski
Dwight Eisenhower - Marek Perepeczko
Marszałek Rodion Malinowski oraz Doradca prezydenta generał Goodpaster
- Witold Pyrkosz
Richard Bissel, wicedyrektor CIA - Piotr Machalica
Pułkownik radziecki - Piotr Fronczewski
Syn prezydenta Eisenhowera, John - Marcin Troński
W pozostałych rolach:
Anna Maria Witkowska, Krzysztof Żurek, Tomasz Miara, Łukasz Klekowski.
Minęła trzecia nad ranem, gdy Francis Garry Powers zakończył zakładanie
kombinezonu. Dociągnął ostatnią sprzączkę i schwycił ciężką skrzynkę z
aparaturą klimatyzacyjną. Uniósł się z krzesła z wysiłkiem, wyszedł z
pokoju i ruszył w stronę drzwi hangaru.
Wtedy podszedł do niego mężczyzna, którego Powers znał z widzenia.
Francis wiedział, że był on z CIA.
Powers zobaczył w jego dłoni medalion na łańcuszku. Na pierwszy rzut oka
wyglądał jak srebrna moneta dolarowa przerobiona na breloczek. Długo
trzeba było się przyglądać, aby na obrzeżu znaleźć rysę. Po zahaczeniu
paznokciem moneta rozpadała się na dwie połowy, ujawniając szpilkę z
ruchomą główką. Wystarczyło wbić ją w ciało i nacisnąć główkę, aby z
wnętrza wysunęło się zatrute żądło. Nikt nie wiedział, jaka to trucizna, ale
chodziły słuchy, że na jej sporządzenie Centralna Agencja Wywiadowcza
wydała 3 miliony dolarów.
Kapitan Tarmen O'Rio w czasie szkolenia agentów CIA mówił: "Możecie
znaleźć się w sytuacji, w której lepiej będzie ukłuć się w rękę niż przez
całe dnie znosić niewyobrażalne tortury".
Powers schował breloczek do kieszeni. Zatruta igła nie zrobiła na nim
większego wrażenia. Traktował ją, jako jeden z elementów ekwipunku. W
bluzie kombinezonu miał nóż myśliwski, pistolet z tłumikiem i jedwabną
chustę, na której w czternastu językach wydrukowano: "Nie mam wobec
waszego narodu złych zamiarów. Jeśli udzielicie mi pomocy, to zostaniecie
nagrodzeni".
Aby nadruk na chustce nie stanowił pustej obietnicy, wyposażono go w
1
ogromną sumę 7,5 tysiąca rubli, zwitki franków, funtów i dolarów oraz
złote zegarki i pierścionki.
Wspiął się po metalowej drabince i wsunął się do ciasnej kabiny. Zawsze
przy takiej okazji odczuwał zadowolenie, że jest jednym z nielicznych,
którym powierzano pilotowanie tego samolotu. Prawdziwą sztuką było
spędzenie w samotności dziesięciu godzin w locie nad wrogim terytorium,
gdy ciągle powracała myśl, że w przypadku awarii nie ma żadnych szans
na ratunek. Wśród pilotów CIA mówiło się o tych, którzy nagle zniknęli.
Najgłośniejsza była chyba sprawa Jacka Fetta, który - pilotując samolot
Privateer - 8 kwietnia 1950 roku zaginął nad brzegami Łotewskiej
Republiki. Osiem dni później brytyjski okręt wyłowił jasnożółtą tratwę
ratunkową z numerami samolotu. Nie było w niej nikogo. Rosjanie
przyznali później, że myśliwiec Ła-11 zestrzelił samolot, który wtargnął w
ich przestrzeń powietrzną. Jednakże twierdzili, że nic nie wiedzą o losie
Jacka Fette i dziewięciu ludzi z załogi. To były jednak stare czasy. Privateer
był piekielnie wolnym samolotem. Nawet B-47 Stratojet, którego od 1953
roku powszechnie używano w misjach szpiegowskich - rozwijał prędkość
niewiele ponad 1000 km/h - nie mogły uciec przed sowieckimi
myśliwcami. Samolot, w którego kabinie siedział Powers, był inny. Pilot
mógł czuć się bezpiecznie.
Głos w słuchawkach: "Czarny", 018 - odezwij się!
Powers: 018, zgłaszam gotowość do kołowania i startu.
Głos: "Czarny", zezwalam na kołowanie i start. Powodzenia!
Mały samolot o ogromnych, rozłożystych skrzydłach przetoczył się przez
betonowy pas startowy amerykańskiej bazy lotniczej w Peszawarze i o
5.36 wzbił się w powietrze. Był 1 maja 1960 roku.
Dochodziła 6.00 nad ranem, gdy w sypialni premiera Nikity Chruszczowa
można było usłyszeć dzwonek telefonu w gabinecie.
Żona: Nie mają cię kiedy budzić. Święto dzisiaj, święto pracy...
Chruszczow: Nic, nic. Muszą mieć jakąś ważną sprawę, skoro dzwonią
tak wcześnie (zamyka za sobą drzwi do sypialni).
Chruszczow: Mówi Chruszczow.
Malinowski: Wybaczcie, towarzyszu sekretarzu generalny... - to zgłaszał
się marszałek Rodion Malinowski, minister obrony.
Chruszczow: O! Jak wy dzwonicie o tej porze, to znaczy, że wojna
wybuchła. Mówcie, pogoniliśmy imperialistów?
2
Malinowski: Meldują, że kilkanaście minut temu amerykański samolot
naruszył naszą przestrzeń powietrzną. Wleciał od strony Pakistanu.
Chruszczow: Samolot musi zostać zestrzelony!
Malinowski: Tak jest!
Chruszczow odłożył słuchawkę. Być może wiadomość o naruszeniu
radzieckiej przestrzeni powietrznej o świcie 1 maja 1960 roku była
zaskoczeniem dla ministra obrony, ale nie dla Chruszczowa. On wiedział,
że tak się stanie i postanowił wykorzystać ten fakt do gwałtownej zmiany
polityki wobec Stanów Zjednoczonych. Cofnijmy się do 3 sierpnia 1959
roku, gdy we wszystkich serwisach agencyjnych pojawiła się
najważniejsza wiadomość: prezydent Eisenhower i premier Chruszczow
zgodzili na złożenie wizyt przyjaźni. Pierwszy miał przybyć do
Waszyngtonu Nikita Chruszczow!
W kontekście bardzo wrogiej atmosfery ostatnich lat wieść o wizytach
przyjaźni była wprost szokująca.
Nikita Chruszczow z żoną, synem, dwiema córkami i
kilkudziesięcioosobowym sztabem przybył do Waszyngtonu 15 września
1959 roku, a świat patrzył na to wydarzenie z otwartymi ustami.
Na amerykańskiej ziemi radziecki przywódca zachowywał się tak, jakby
całe swoje życie poświęcił kultywowaniu przyjaźni rosyjsko-amerykańskiej.
Wysiadając z samolotu Chruszczow krzyknął:
Chruszczow: Przyjechałem tu z sercem na dłoni!
Dwa dni później,
przemawiając w Organizacji Narodów Zjednoczonych, zaproponował
całkowite rozbrojenie w ciagu czterech lat. Potem poleciał na Zachodnie
Wybrzeże, aby spożyć obiad w towarzystwie Marilyn Monroe, Franka
Sinatry, Boba Hopa i paru innych hollywoodzkich gwiazd. Przemierzył
Amerykę i spędził trzy dni w prezydentem Eisenhowerem w rządowej
posiadłości Camp David. Tam dwaj mężowie stanu mogli w cztery oczy,
przechadzając się po lesie jedynie w towarzystwie tłumaczy, porozmawiać
na temat najważniejszych spraw dla świata. O czym rozmawiali, co
ustalili?
Wizyta, która zaszokowała świat dobiegła końca. Na lotnisku w
Waszyngtonie Chruszczow przed wejściem do samolotu powiedział:
Chruszczow: Dobranoc, amerykańscy przyjaciele. Polubiliśmy wasze
piękne miasta i cudowne drogi, ale nade wszystko polubiliśmy przyjaznych
i serdecznych ludzi. Nie jest łatwo przezwyciężyć wszystko, co
nagromadziło się przez wiele lat zimnej wojny. Zastanówcie się, jak wiele
3
przemówień wygłoszono nie po to, aby polepszać stosunki lecz,
przeciwnie, aby je pogarszać. Żegnajcie! Powodzenia, przyjaciele!
Wyjeżdżał z Waszyngtonu mając zapewnienie prezydenta Eisenhowera, że
jeszcze przed jego wizytą w Moskwie, spotkają w jednej ze stolic
europejskich, aby w towarzystwie przedstawicieli dwóch pozostałych
mocarstw, Francji i Wielkiej Brytanii, zastanowić się nad
najpoważniejszymi problemami Starego Kontynentu. W wyniku
późniejszych negocjacji ustalono, że spotkanie w sprawie podstawowych
problemów dotyczących utrzymania pokoju i stabilności świata odbędzie
się 16 maja 1960 roku w Paryżu. Tak więc, gdy samolot Garry'ego
Powersa wlatywał w radziecką przestrzeń, do spotkania w Paryżu
pozostało nieco ponad 2 tygodnie. Chruszczow, wydając rozkaz
zestrzelenia samolotu musiał o tym pamiętać - wiedział, że doprowadzi to
do załamania dobrych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Z drugiej
strony zakaz strącenia samolotu oznaczałby, że jeden z setek podobnych
lotów dobiegnie końca. A jednak Chruszczow kazał zestrzelić samolot.
Dlaczego?
Francis Gary Powers kontynuował lot, przekroczył radziecką granicę w
rejonie Kirowabadu, a potem skierował samolot nad Jezioro Aralskie i
dalej, do Czelabińska. Tam skręcił w stronę Swierdłowska, milionowego
miasta, ważnego ośrodka produkcji zbrojeniowej.
Trasa miała następnie prowadzić nad portami w Archangielsku i
Murmańsku aż do bazy Bodö w Szwecji.
Powers wiedział, że radzieckie radary śledzą jego lot. Być może
przypuszczał, że z lotnisk poderwały się myśliwce Mig-19 potężnie
uzbrojone w działa kaliber 30 mm, ale o znacznie mniejszym pułapie.
Mogły jedynie z dołu, bezsilne, obserwować jego samolot mknący ze
znacznie mniejszą niż one prędkością, ale na wysokości, której nie mogły
osiągnąć.
Prezydent Eisenhower niechętnie akceptował wysyłanie samolotów
szpiegowskich. W połowie lat 50. zdjęcia przez nie dostarczane były
głównym źródłem informacji o rozbudowie radzieckich sił nuklearnych, ale
Eisenhower wiedział, że zestrzelenie samolotu daje silne argumenty
propagandowe przeciwnikowi. Tym bardziej nie był skłonny wysyłać
powietrznego szpiega w okresie niespodziewanego ocieplenia stosunków
ze Związkiem Radzieckim.
9 kwietnia prezydent powiedział do Richarda Bissela, wicedyrektora CIA
odpowiedzialnego za loty szpiegowskie:
Eisenhower: Zdecydowałem o wstrzymaniu lotów, na które wcześniej
wyraziłem zgodę. Po pierwsze, mamy już wystarczającą siłę, aby zniszczyć
4
Związek Radziecki bez dokładnego namierzania celów. Po drugie, przy
obecnym stanie spraw światowych nie ma nadziei na lepsze jutro bez
postępu w negocjacjach z Rosjanami. Po trzecie, nie możemy w obecnych
warunkach pozwolić sobie na obrócenie opinii publicznej przeciwko nam,
co mogłoby się zdarzyć po nieudanym locie.
Bissel: Panie prezydencie, Rosjanie testują rakiety międzykontynentalne
w rejonie Pliesiecka. Musimy zyskać więcej informacji na ten temat, a to
może nam zagwarantować jedynie U-2. To sprawa bezpieczeństwa
narodowego. Odłożenie lotu na termin późniejszy oznaczać będzie, że nie
uzyskamy interesujących nas zdjęć, gdyż do tego czasu rakiety zostaną
zamaskowane.
Eisenhower (po chwili): Dobrze, ale nie później niż w połowie kwietnia.
18 kwietnia wicedyrektor CIA, Richard Bissel zadzwonił do Eisenhowera.
Bissel: Panie prezydencie, nie mogliśmy wysłać samolotu nad Związek
Radziecki, gdyż od dwóch tygodni szaleją tam burze śnieżne lub utrzymuje
się gruba warstwa chmur. Lot musi odbyć się teraz!
Eisenhower: Proszę przełożyć następne loty na koniec maja. W Paryżu, w
czasie spotkania z Chruszczowem, chcę mieć czystą sytuację, a nie aferę.
Bissel: O aferze nie może być mowy, a ostatni lot naszego samolotu
zwiadowczego uważam za istotny dla bezpieczeństwa narodowego z
powodów, które wskazywałem wcześniej…
Eisenhower: Dobrze, zgadzam się, ale operacja nie może nastąpić
później niż 1 maja.
Nikita Chruszczow wszedł na trybunę na Placu Czerwonym o godzinie
8.30. W tym czasie samolot Powersa zbliżał się do rejonu Swierdłowska.
Tam na lotnisku Kolcowo dyżur bojowy pełniła para: kapitan Boris
Ajwazjan i starszy lejtnant Siergiej Safronow.
Wystartowali o godzinie 7.03. Wiedzieli, że rozkaz zestrzelenia wrogiego
samolotu wydał sam minister obrony, marszałek Rodion Malinowski,
jednakże tego rozkazu wykonać nie mogli, gdyż ich myśliwce Mig-19 nie
mogły osiągnąć pułapu, na jakim leciał U-2.
Na lotnisku Kolcowo był już samolot, który potrafiłby doścignąć intruza,
osiągnąć jego pułap i zestrzelić go, gdyby… był uzbrojony. Samolot
myśliwski Su-9 dostarczono na swierdłowskie lotnisko na początku
kwietnia, ale do 1 maja nie nadesłano do Swierdłowska rakiet ani działek.
5
Mimo tego, że Su-9 był bez broni jego pilot, kapitan Mitiagin otrzymał
rozkaz startu. Tuż potem usłyszał w słuchawkach:
Głos: Zniszczyć cel! Staranować!
Po chwili:
Głos: To rozkaz "Smoka"!
Taki był wojenny kryptonim generała Sawickiego, dowódcy lotnictwa
myśliwskiego. Mitiagin włączył dopalacz i szybko zbliżał się do samolotu
Powersa. Oficer naprowadzający obserwując na ekranie radaru manewry
samolotów radzieckiego i amerykańskiego, informował Mitiagina.
Głos: Odległość: dziesięć kilometrów. Osiem..., sześć... Cel przed wami!
Mitiagin jednak nie widział U-2 (a może nie chciał dostrzec) i lecąc z
prędkością trzykrotnie większą niż Powers zaczął go wyprzedać.
Głos:Cel przed tobą! Wyłącz dopalacz!
Mitiagin: Nie mogę wyłączyć dopalacza.
Głos: To rozkaz "Smoka"!
Mitiagin: Wyłączam dopalacz.
Jego samolot wraz ze spadkiem prędkości zaczął tracić wysokość.
Ponowne dojście celu było już niemożliwe, gdyż bardzo szybkie Su-9
zużywały ogromne ilości paliwa. Mitiagin nie wykonał zadania. Powrócił
bezpiecznie na lotnisko.
W tym samym czasie amerykański samolot śledziły radary jednostki
rakietowej. Tam akcją kierował szef sztabu pułkownik Michaił Woronow,
który na wieść, że sprawą interesuje się sam minister obrony, przygnał do
stanowiska dowodzenia.
Operator: Cel w zasięgu rakiet! Zniszczyć cel!
Powers zerknął na wysokościomierz: 68 tysięcy stóp. Z mapy i wskazań
radaru wynikało, że zbliżał się do Swierdłowska, najważniejszego celu jego
misji. Pochylił lekko samolot na skrzydło, aby wejść na wyznaczony kurs, a
następnie wyrównał lot i włączył kamery fotograficzne.
Na ziemi rakieta obróciła się w stronę niewidocznego celu i ciągnąc za
sobą smugę ognia poszybowała w niebo.
6
Powers poczuł nagle silne pchnięcie, jakby prędkość samolotu gwałtownie
wzrosła o kilkadziesiąt kilometrów. Zdziwiony zerknął na bok i zobaczył, że
znajduje się w centrum pomarańczowej poświaty. W dalszym ciągu nie
rozumiał co się stało. Nie potrafił określić czy całe niebo zrobiło się
pomarańczowe, czy tylko refleks światła rozlał się na pleksi kabiny. Z
wolna docierało do niego świadomość, że musi to być eksplozja. I nagle
samolot zaczął przechylać się na prawe skrzydło. Szarpnął wolantem, aby
wyrównać lot, lecz zanim udało się zakończyć manewr, poczuł, że dziób
samolotu powoli pochyla się. Samolot nie zareagował na jego ruchy.
Odnosił wrażenie, że linki biegnące do sterów i lotek zostały zerwane. Nie
mógł nawet zastanowić się, co było tego przyczyną, gdy zobaczył, jak
skrzydło urywa się - i szybując samodzielnie - odlatuje w dal. Jego
samolot zwalił się gwałtownie na dół. Siła odśrodkowa wcisnęła go w fotel i
uwięziła ręce. Pamiętał dokładnie polecenie: przed katapultowaniem
uruchomić przycisk, który 70 sekund później spowoduje eksplozję i
zniszczenie samolotu. Czy rzeczywiście Powers nie mógł dosięgnąć
włącznika? Być może nie wierzył, że eksplozja nastąpi po 70 sekundach,
lecz podejrzewał, że wybuch będzie natychmiastowy i zniszczy nie tylko
tajną aparaturę szpiegowską, ale również pilota? Otworzył kabinę, odpiął
pasy, gdy gwałtowny wstrząs wyrzucił go na zewnątrz.
Operator stacji radiolokacyjnej sierżant Jaguszkin meldował...
Operator: Towarzyszu pułkowniku, zakłócenia! Nie potrafię określić co
stało się z celem.
Pułkownik: Powód zakłóceń?
Operator: Być może wrogi samolot rozsypuje paski aluminiowe lub
stosuje inne zakłócenia…
Pułkownik: To znaczy, że rakieta minęła cel! Poinformować lotnisko!
Ponownie nakazano myśliwcom MiG-19 kontynuowanie pościgu za
amerykańskim samolotem. Tymczasem na ekranach radarów baterii rakiet
przeciwlotniczych ponownie pojawiło się echo.
Operator: Widzę cel!
Pułkownik: Zniszczyć cel!
Dwie rakiety poszybowały w niebo.
Pilot pierwszego myśliwca, kapitan Boris Ajwazjan zobaczył nagle czarną
chmurę wybuchu i gwałtownie zanurkował. To ocaliło mu życie. Pilot
drugiego samolotu, starszy lejtnant Siergiej Safronow nie miał szczęścia.
Wybuch drugiej rakiety nastąpił tak blisko jego maszyny, że rozpadła się
na kawałki.
Rozpromieniony dowódca baterii rakiet przeciwlotniczych meldował:
7
Pułkownik: Cel zniszczony!
W Moskwie do stojącego na trybunie Nikity Chruszczowa podszedł
dowódca wojsk przeciwlotniczych marszałek Siergiej Biriuzow. Pochylił się
nad sekretarzem generalnym i szepnął mu do ucha.
Siergiej Biriuzow: Intruz został zestrzelony, pilot jest żywy.
Przesłuchujemy go.
Chruszczow uśmiechnął się szeroko. Od dawna czekał na taką wiadomość.
W poniedziałek, 2 maja, doradca prezydenta generał Goodpaster, już z
samego rana przyszedł do Owalnego Gabinetu. Wiedział, że sprawa
zaginionego samolotu bardzo niepokoi prezydenta.
Eisenhower: Jakie wieści?
Goodpaster: Ciągle nie mamy żadnych pewnych wiadomości. Dulles
informuje, że nasze stacje nasłuchowe zarejestrowały głosy rosyjskich
oficerów wydających rozkazy przechwycenia samolotu. Nie wiemy z cała
pewnością, czy chodziło o nasz U-2.
Eisenhower: A jakiż inny mógł przekroczyć ich granice?
Goodpaster: CIA przygotowała projekt oświadczenia. Stwierdza, że pilot
samolotu meteorologicznego, który wystartował z lotniska w Turcji
komunikował przez radio o kłopotach z aparaturą tlenową. Następnie
zaginął bez wieści.
Eisenhower: To dobry pomysł.
4 maja Nikita Chruszczow wygłosił referat na sesji Rady Najwyższej ZSRR.
Nagle, pod koniec trzygodzinnego przemówienia powiedział:
Chruszczow: Amerykańscy wojskowi uznali widocznie, że są bezkarni i
zdecydowali się na agresywny czyn. Wybrali najbardziej uroczysty dzień
dla wszystkich ludzi pracy na całym świecie: święto 1 Maja. Tego dnia
samolot amerykański przeciął naszą granicę i kontynuował lot w głąb
Związku Radzieckiego. O tym agresywnym kroku minister obrony
powiadomił niezwłocznie rząd. Rząd powiedział wówczas: agresor wie na
co się naraża, kiedy decyduje się wtargnąć w obce terytorium. Jeśli mu to
ujdzie bezkarnie, posunie się do nowych prowokacji. Dlatego należy
działać! Zestrzelić samolot! Zadanie to wykonano, samolot został
zestrzelony.
Ani słowa o schwytaniu pilota. To była sprytna pułapka.
Pozostawało pytanie, czy Eisenhower w nią wpadnie? Wpadł.
8
5 maja Amerykańska Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej NASA
opublikowała oświadczenie, że jeden z samolotów Agencji Aeronautyki i
Przestrzeni Kosmicznej, przeznaczony do celów naukowo-badawczych i
używany do badania warunków atmosferycznych oraz wiatrów na dużych
wysokościach, zaginął bez wieści o godzinie 9.00 w dniu 1 maja, po
zakomunikowaniu przez pilota, że ma kłopoty z tlenem.
Chruszczow, czytając ten komunikat musiał, być zadowolony. Amerykanie
uwierzyli, że samolot został zestrzelony i że pilot jest martwy - na tej
podstawie zaczęli prowadzić akcję propagandową, która miała wykazać
światu, że Rosjanie zestrzelili niewinny samolot, prowadzony przez
zaczadziałego pilota.
Chruszczow postanowił przejść do ataku. 7 maja, na zakończenie sesji
Rady Najwyższej ZSRR, sekretarz generalny oświadczył:
Chruszczow: Muszę wam zdradzić sekret. Otóż umyślnie nie
powiedziałem, że pilot jest zdrów i cały, a części samolotu znajdują się w
naszych rękach. Uczyniłem to świadomie.
W dalszym ciągu tego wystąpienia Chruszczow podał wszystkie szczegóły
dotyczące lotu, wyposażenia samolotu, pilota oraz przebieg zestrzelenia.
Chruszczow: A teraz, ile bzdur oni nagadali: jezioro Van, badania
naukowe i tak dalej. Teraz gdy się dowiedzą, że lotnik żyje, będą musieli
wymyślić coś nowego, i wymyślą.
Eisenhower został przyparty do muru. Chruszczow miał wszystkie atuty w
ręku i rozgrywał to po mistrzowsku.
Nad Atlantykiem zapadła noc. Prezydent Dwight Eisenhower rozłożył
oparcie fotela w swoim gabinecie na pokładzie specjalnego samolotu Air
Force One, którym leciał do Paryża. Nie mógł jednak zasnąć. Drzwi do
kabiny otworzyły się i stanął w nich syn prezydenta - John.
John: Ty też nie możesz zasnąć?
Prezydent nie opowiedział. Machnął tylko ręką i spojrzał w okno.
John: Powinieneś go zwolnić.
Obydwaj wiedzieli, o kogo chodzi: o szefa CIA Allena Dullesa.
John: Przekonywał cię przecież, że pilot nigdy nie zostanie schwytany
żywcem. Powinieneś go zwolnić.
9
Eisenhower: Nie zwalę winy na moich podwładnych!
Już pierwsze godziny w Paryżu potwierdziły najgorsze przewidywania.
Chruszczow wygłosił bardzo agresywne przemówienie:
Chruszczow:
Ubolewamy, że spotkanie to zostało storpedowane przez reakcyjne koła
Stanów Zjednoczonych. Żałujemy, że nie osiągnięto rezultatów
oczekiwanych przez wszystkie narody świata. Niechaj hańba i wina za to
spadnie na tych, którzy podjęli bandycką politykę wobec Związku
Radzieckiego!
Konferencja na szczycie została zerwana.
Dwaj kryptolodzy z Agencji Bezpieczeństwa Narodowego: 32-letni Bernon
F. Mitchell oraz 28-letni William H. Martin 26 czerwca 1960 roku wyjechali
na trzytygodniowy urlop do Meksyku. I tyle ich widziano. Udali się bowiem
do Hawany, gdzie na pokładzie radzieckiego statku popłynęli do Związku
Radzieckiego. Obydwaj pracowali nad przygotowaniem lotów
szpiegowskich samolotów nad Związkiem Radzieckim. To oni informowali
prowadzącego ich oficera KGB w Waszyngtonie o przygotowaniach do lotu
9 kwietnia 1960 roku i następnego lotu Francisa Powersa. Gdy
wystartował on z bazy w Peszawarze Rosjanie dokładnie wiedzieli, jaką
trasą będzie lecieć i gdzie mają na niego czekać.
Całą sprawę Powersa Chruszczow postanowił wykorzystać w rozgrywce ze
Stanami Zjednoczonymi, wobec których stosował politykę kija i
marchewki. Kijem były zbrojenia rakietowe, marchewką - nadzieja na
dyskusje na szczycie w Paryżu i poprawę stosunków. Potem znów sięgnął
po kij, ale już wobec nowego prezydenta - Johna Kennedy'ego…
10