Jan Kasprowicz
Z wichrów i hal, Z Tatr
Krzak dzikiej róy w
Ciemnych Smreczynach
onie powicam
I
W Ciemnosmreczyskich ska zwaliska,
Gdzie pawiookie drzemi stawy,
Krzak dzikiej róy ps swój krwawy
Na plamy szarych zomów ciska.
U stóp mu bujne rosn trawy.
Bokiem si pitrzy turnia liska,
Kosodrzewiny wowiska
Poobszyway gane awy…
Samotny, senny, zadumany,
Skronie do zimnej tuli ciany,
Jakby si lka tchnienia burzy.
Cisza… O licie wiatr nie trca,
A tylko limba próchniejca
Spoczywa obok krzaku róy.
II
Soce w niebieskim lni krysztale,
wiatoci stay si granity,
Ciemnosmreczyski las spowity
W blado–bkitne, wiewne fale.
Szumna siklawa mknie po skale,
Pas rozwijajc srebrnolity,
A przez mgy id, przez bkity,
Jakby wzdychania, jakby ale.
W skrytych zaomach, w cichym schronie,
Midzy graniami w socu ponie,
Zatopion w szum, krzak dzikiej róy…
Do cian si tuli jakby we nie,
A obok limb tocz plenie,
Limb, zwalon tchnieniem burzy.
III
Lki! wzdychania! rozalenia,
Przenikajce niewiadomy
Bezmiar powietrza!… Hen! na zomy,
Na blaski turnic, na ich cienia
Stado si kozic rozprzestrzenia;
Nadziemskich lotów ptak akomy
Rozwija skrzyde swych ogromy;
wistak gdzie wiszcze spod kamienia.
A midzy zielska i wykroty,
Jak lk, jak al, jak dech tsknoty
Wtuli si krzak tej dzikiej róy.
Przy nim, ofiara ach! zamieci,
Czerwonym próchnem limba wieci,
Na wznak rzucona wistem burzy…
IV
O rozalenia! o wzdychania!
O tajemnicze, dziwne lki!…
Zió zapachniay wiee pki
Od niw liptowskich, od Krywania.
W dali echowe sycha grania:
Jakby nie z tego wiata dwiki
Pyn po rosie, co hal mikki
Aksamit w wilgn biel osania.
W seledyn stroj si niebiosy,
Wilgotna biel wieczornej rosy
Byszczy na kwieciu dzikiej róy.
A cichy powiew krople strca
Na limb, co tam próchniejca
Ley, zwalona wiewem burzy…