Wernerowa Jeszcze raz o zwierzętach


JADWIGA WERNEROWA
JESZCZE RAZ O ZWIERZĘTACH
ILUSTROWAŁ STANISŁAW ROZWADOWSKI

NASZA KSIĘGARNIA WARSZAWA
1989

Jeśli interesujecie się przyrodą, jeśli lubicie zwierzęta, przeczytajcie tę książkę. Jest ona częścią trzytomowego cyklu opowiadań-gawęd, na który składają się: "To i owo o zwierzętach" (I wyd. 1973 r.), "Jeszcze raz o zwierzętach" (I wyd. 1979 r.) i "Opowiadania o zwierzętach" (I wyd. 1985 r.).
Napisała je Jadwiga Wernerowa (18981980), biolog, dydaktyk, autorka wielu książek popularnonaukowych dla dzieci i młodzieży, podręczników szkolnych i audycji radiowych.
O zwierzętach pisała dużo i zajmująco. Książka, którą właśnie trzymacie w rękach, będzie dla Was źródłem wielu ciekawych informacji o ptakach, ssakach, gadach i płazach. Autorka opisuje zwierzęta w ich naturalnym środowisku, ale także w ogrodach zoologicznych. Ukazuje zależności, jakimi powiązane są różne gatunki, oraz konsekwencje naruszenia równowagi w przyrodzie przez rozwój cywilizacji i ingerencję człowieka.
Obecne wydanie w zasadzie nie różni się od wydania I z 1979 r., toteż gdy przeczytacie, że coś działo się na przykład "przed sześćdziesięciu pięciu laty" (s. 138), to oczywiście musicie doliczyć dziesięć lat, które upłynęły od pierwszej edycji.
Po tym niezbędnym wyjaśnieniu zachęcamy Was do lektury.
MAŁE I DUŻE JASZCZURKI
Nie uciekaj, jaszczureczko!
Łatwo tak powiedzieć, ale bezbronne zwierzę, jak jaszczurka -zwinka, nawet gdyby mogło zrozumieć ludzką mowę, instynktownie umykałoby co sił. Wystarczy, by na jaszczurkę padł cień lub żeby wyczuła drgania podłoża, na którym siew danej chwili znajduje, a już z błyskawiczną szybkością ucieka do najbliższej kryjówki. Może to być wejście do jamy kreta czy małego gryzonia, kępka roślin, a także szczelina pod powalonym pniem bądź pod kamieniem. Tam zaniepokojone zwierzątko czeka na sprzyjającą chwilę, by wyjść i znów wygrzewać się na słońcu albo zdobywać pożywienie. Zwinka szczególnie gorliwie krząta się w porze największego nasłonecznienia, bowiem jako zwierzę zmiennocieplne - podobnie zresztą jak wszystkie gady -jest wtedy najbardziej sprawna.
Zwinki najchętniej przebywają na pobrzeżach lasów sosnowych, na porębach, wrzosowiskach, zboczach jarów - a więc tam, gdzie mają zapewnione dobre warunki cieplne i pokarmowe.
Przez całe lato zwinka pożera mnóstwo owadów, zjada też ślimaki i pająki. Czatuje na zwierzynę na swoich terenach łowieckich, a zauważywszy ją zbliża się wolniutko i ostrożnie, by raptem wysunąć gwałtownie głowę do przodu i schwytać drobniutkimi ząbkami nieostrożną ofiarę. Zależnie od rozmiarów zdobyczy zwinka albo połyka ją w całości, albo miażdży szczękami i gryzie na mniejsze kęsy. Jeżeli zdobycz jest spora, trwa to nawet kilka minut. Ząbki jaszczurki są tak słabe, że gdy na przykład schwyci człowieka za palec, nawet nie zadrapie skóry.
Z nadejściem chłodów zwinka ukazuje się coraz rzadziej, tylko w godzinach południowych, a poza tym przebywa w ja-
5

kiejś kryjówce. Wreszcie zagrzebuje się w glebie i tu pogrążona w odrętwieniu, czyli w tak zwanym śnie zimowym, spędza ponad pół roku.
Jaszczurkę zwinkę spotyka się na terenie całej Polski z wyjątkiem wysokich partii gór. Rozmnaża się w lecie. Składa jaja o stosunkowo cienkiej, elastycznej, jakby pergaminowej skorupce, wybierając miejsce ogrzewane przez słońce, i nie zajmuje się więcej swoim potomstwem. Toteż młode od razu po wykluciu muszą pędzić samodzielny żywot.
Żyworodka
Drugim gatunkiem jaszczurki żyjącym również w Europie środkowej, a więc i w naszym kraju, jest jaszczurka żyworodka. Ma ona mniejsze wymagania cieplne, żyje bowiem również w górach i na wyżynach, gdzie klimat jest surowszy, częściej też niż zwinkę spotkać ją można na północy aż po 70 szerokości północnej. Jakież to cechy pozwalają żyworodce żyć w chłodniejszym klimacie? Wszak podobnie jak inne gady jest zwierzęciem zmiennocieplnym i jej sprawność życiowa zależy od temperatury otoczenia. Żyworodka nie powierza losu swego potomstwa promieniom słonecznym. Rozwój zarodka w jaju odbywa się w ciele samicy i dopiero gdy młode są już zdolne do samodzielnego życia, składa jaja okryte cieniutką przezroczystą błonką. Małe jaszczureczki bez trudu natychmiast się z niej uwalniają i od razu rozpoczynają samodzielne życie. Ta jajoży-worodność to bardzo ważne przystosowanie do trudnych warunków życiowych w górach oraz na terenach wysuniętych daleko na północ. Zarówno jaszczurka zwinka, jak i żyworodka objęte są u nas ochroną.
Smok z Komodo
Znacie dobrze naszą pospolitą jaszczurkę zwinkę. Powiększcie długość i szerokość jej ciała pięć, osiem, dziesięć, piętnaście razy, a otrzymacie wymiary dużych okazów rozmaitych gatun-
6


ków waranów, żyjących w gorącym klimacie krajów Afryki, Azji, Australii oraz wysp Oceanii. One też są drapieżne, ale nie poprzestają na tak drobnej zdobyczy jak motyl, pająk czy niewielki ślimak, lecz polują na rozmaite niezbyt duże ssaki i ptaki, wybierają jaja z gniazd ptasich, żywią się też padliną. Te, które zamieszkują wybrzeża słonych lub słodkich wód, łowią ryby, kraby i inne zwierzęta wodne.
Pod pewnymi względami warany przypominają węże. Ich przełyk jest równie rozciągliwy jak u węży i umożliwia im przełykanie zwierzyny prawie tak grubej jak one same. Podobnie jak węże warany również mają długą szyję i wąską głowę o solidnie uzbrojonych szczękach. Ostrymi, silnymi zębami potrafią przytrzymać nawet bardzo gwałtownie wyrywającą się ofiarę, zmiażdżyć skorupę kraba bądź muszlę dużego ślimaka.
Waran z Komodo zasługuje w pełni na nadaną mu nazwę smoka. Jego długość wynosi aż 3 m, a kiedyś nawet napotkano okaz mierzący 3 m 65 cm, a więc dorównujący wielkością pewnym gatunkom krokodyli. Waran ten imponuje nie tylko rozmiarami, jest również silny, odważny i nie ustępuje przeciwnikowi bez boju.
Jego rodzimą wysepkę Komodo trudno odszukać na zwykłej szkolnej mapie, gdzie oznaczona jest niewielką kropką pomiędzy wyspami Sumbawa i Flores w Archipelagu Sundajskim, na wschód od Jawy. Obszartej"kropki"wynosi220km2imadość urozmaiconą powierzchnię.
Pewien zoolog, a jednocześnie fotograf podjął wyprawę na tę wyspę dla obserwowania życia smoków w ich naturalnym środowisku.
Przed wieczorem, w pewnej odległości od brzegu, na niewielkiej, ledwie wynurzającej się z szumiących fal oceanu skale koralowej, urządzono czatownię z gałęzi, pod których osłoną ukryli się ludzie. Przedtem jednak na pobliskiej plaży położono, jako przynętę, zabitą kozę.
Wynik zasadzki przeszedł wszelkie oczekiwania: niejeden, lecz trzy smoki zjawiły się przed wschodem słońca na ucztę.
7
Zachowywały się spokojnie, przyrodnik mógł więc swobodnie je obserwować i robić zdjęcia. Oceniając rozmiary tych gadów na oko, można było bez większego błędu przyjąć, że długość największego z waranów, samca, wynosiła-wraz z ogonem -około 3 m. Warto dodać, że warany używają ogona jako straszliwej broni, waląc nim napastnika z prawa i lewa.
Trudno pojąć, jak to się stało, że przez długie lata, pomimo wielu podróży naukowych, nie wiedziano o istnieniu smoka z Komodo. Odkryto go dopiero w 1912 roku. Niestety, od razu nastała moda na warany: polowali na nie myśliwi, żądni wspaniałych trofeów łowieckich, pragnęły je mieć wśród swych okazów ogrody zoologiczne, toteż liczba tych potężnych gadów zaczęła poważnie maleć. W końcu wzięto je pod ochronę, ale nie podobało się to miejscowej ludności, bo smoki chętnie polują na prosięta czy drób, o wiele łatwiejsze do złowienia niż dzikie zwierzęta, a poza tym tubylcy zabij!: warany dla mięsa i skóry stanowiącej cenny surowiec.
W niewoli, na przykład w dobrze prowadzonych ogrodach zoologicznych, warany oswajają się i odnoszą przyjacielsko do ludzi, przede wszystkim zaś do swych opiekunów, którzy karmią je i pielęgnują. Zdumiewający jest widok takiego olbrzymiego zwierzęcia, gdy delikatnie i ostrożnie wyjmuje z ręki człowieka surowe jajko kurze, nie drasnąwszy przy tym palców ani nie uszkodziwszy skorupki. Gdy mu się poda jajko nadtłu-czone, stara się tak delikatnie wylizać jego zawartość, a szczególnie ulubione żółtko, by nic przy tym nie rozlać. Przyzwyczaja się również do jedzenia kawałków mięsa, woli jednak żywe zwierzęta i pożera je w całości.
Ja ci pokażę!
Zwierzęta w rozmaity sposób bronią się przed napaścią wrogów. Mniejsze i słabsze nie zawsze ulegają większym i silniejszym. Czasem w chwili niebezpieczeństwa potrafią zaskoczyć napastnika i skutecznie go przestraszyć gwałtowną zmianą swego wyglądu, na przykład zmianą ubarwienia lub
8 .
rozmiarów ciała. Ten moment zwykle wystarcza, aby uciec i ukryć się bezpiecznie. Tak postępuje jaszczurka kołnierzowa, kilkakrotnie większa od naszej zwinki. Żyje ona w północnej i północno-zachodniej Australii oraz na Nowej Gwinei.
Gdy ten spory gad siedzi spokojnie na pniu czy kamieniu, nikogo swym widokiem nie przerazi. Ubarwienie ma niepozorne: brunatno-szaro-żółtawe. Łuski, podobnie jak u innych jaszczurek, pokrywają całą skórę elastycznym pancerzem. Choć najdłuższe z nich, ostro zakończone niby kolce, sterczą po bokach tułowia i na krawędzi pofałdowanego kołnierza okrywającego szyję z boków i od dołu - nie wygląda to groźnie. Ale w chwili zagrożenia obraz nagle się zmienia: paszcza otwiera się szeroko, ukazując czerwone, lśniące wnętrze, skóra kołnierza rozciąga się na cieniutkich pręcikach kostnych niczym wachlarz czy parasol, kilkakrotnie powiększając rozmiary niepozornej głowy. Zwierzę syczy przy tym wściekle, staje na tylnych nogach i unosząc przód ciała w górę, jak tylko potrafi najwyżej, wywija długim ogonem niby biczem.
Przybiera więc - jak to nazywają biologowie - postawę imponującą. Większość napastników bywa wówczas tak przerażona nagłą przemianą niepozornego dotychczas zwierzęcia, że zaprzestaje ataku, jaszczurka zaś natychmiast ucieka w gąszcz lub między kamienie. Zdarza się jednak, że jaszczurka napadnięta na otwartej przestrzeni również przybiera postawę imponującą, ale zaraz rzuca się do ucieczki, biegnąc na tylnych nogach, z ogonem uniesionym nad ziemią i wyprężonym jak struna. Dla napastnika jest to także zaskoczenie, a dla niej -ostatnia deska ratunku. Na dwóch nogach nie może jednak biec zbyt długo, toteż co kilka metrów zatrzymuje się na chwilę, by oprzeć się na czterech kończynach.
Co to za dziwadło?
Każdemu prawie wyrwie się ten okrzyk, gdy zobaczy kameleona rogatego z Kamerunu (rogi ma tylko samiec). Jest on mieszkańcem zarośli, na ziemię nie schodzi, nawet pragnienie
9
gasi kroplami rosy lub deszczu, a zdobyczy na gałązkach lub liściach mu nie brakuje.
Kameleon ten nie należy do najokazalszych. Jego głowa i tułów mają łącznie 30 cm długości. Potrafi jednak bronić się skutecznie przed napaścią wrogów. Podobnie jak jaszczurka kołnierzowa zaskakuje ich zmianą swojego wyglądu. W cbwiii niebezpieczeństwa błyskawicznie nadyma ciało powietrzem i tak grubieje, że niejeden napastnik rezygnuje ze zdobyczy i ucieka. Jeżeli ten sposób zawodzi, kameleon umyka na cienką gałązkę, na którą nieprzyjaciel - zwykle większy i cięższy - nie może wejść.
Kameleony wyglądają dość niezwykle, toteż warto zwrócić uwagę na pewne szczegóły ich budowy. Interesujące są zwłaszcza oczy, duże i wyłupiaste, okryte zrośniętymi powiekami, które stanowią ochronę gałek ocznych przed uszkodzeniem w gęstwinie krzewów. W środku powieki znajduje się maleńki otworek, przez który zwierzę może patrzeć. Oczy są niezwykle ruchliwe - każde potrafi spoglądać w innym kierunku i obserwować co innego, na przykład prawe lustruje gałązki nad głową, a lewe bada "zaplecze".
Elastyczny ogon zwierzęcia - tej samej długości co tułów i głowa razem - zwija się niby sprężyna. Łapy, wskutek specjalnego ustawienia palców, obejmują gałązkę niby kleszcze.
Swój niezwykle długi, robakowaty i lepki język z przyssawką na końcu kameleon wysuwa błyskawicznie, by pacnąć nim zdobycz i równie szybko wciągnąć ją do wielkiej gęby.
Kameleony mają jeszcze jedną ciekawą właściwość: mogą zmieniać swe ubarwienie. Dzieje się to pod wpływem światła, temperatury, stanu podniecenia lub strachu.
Skóra kameleona ma inny kolor w dzień, a inny w nocy, kiedy zwierzę śpi. Kameleon górski z Kamerunu ma zwykle ubarwienie zielone, podobne do koloru liści na drzewach. W dzień trudno go więc zauważyć. Wieczorem natomiast jaśnieje, a w chwilach podniecenia, podczas walki, na zielonym tle pojawiają się niebieskie plamy oraz żółte i czarne punkty.
10
???.

ŚŚŚŚ
Kameleony żyją głównie w Afryce i na Madagaskarze. Największe ze znanych gatunków mają do pół metra długości, a najmniejsze - niespełna trzy i pół centymetra.
Smok latający
Rozmaite gady o fantastycznym wyglądzie otrzymywały od odkrywców nazwę "smok", do której dodawano jeszcze jakieś szczegółowsze określenie. Smoka, o którym tu mowa, nazwano smokiem latającym. Nie należy jednak sądzić, że lata on jak ptaki. Prawdę mówiąc, gad ten wcale nie lata, a jak na smoka, bynajmniej nie wygląda przerażająco. Jego długość wynosi zaledwie 21 cm, a więc pod względem wielkości można by go umieścić między zwinką a żyworodką.
Podobnie jak to bywa u innych gatunków jaszczurek, samiec smoka latającego jest pięknie ubarwiony: głowę ma zielono-niebieską, błonę spadochronową brązową w czerwone pasy, podgardle pomarańczowe, boki zaś i grzbiet zdobią barwne plamy i pasy. Samica w porównaniu z nim wygląda niepozornie.
Gdy jakiś samiec tego gatunku wkroczy na cudze terytorium godowe, "legalny właściciel" występuje w obronie praw swej rodziny. Przybiera postawę imponującą, barwy stają się intensywniejsze i jaskrawsze, przeciwnik natomiast nie jest zbyt pewny siebie na obcym terenie, toteż po takim demonstracyjnie wyrażonym ostrzeżeniu zwykle waha się, a jego kolory -choć również przybrał barwy bojowe - bledną. Nie czeka na ogół, by właściciel danego terytorium dobrał mu się do skóry, i rejteruje. Takie bezkrwawe pojedynki są korzystne dla zachowania gatunku, nie ma przy nich bowiem śmiertelnych ofiar. Podobne zachowanie obserwujemy też u innych egzotycznych jaszczurek.
A jak to właściwie jest z tym lataniem? Smok latający ma po każdej stronie tułowia kilka żeber, ale nie opasują one klatki piersiowej - są proste, ruchome, okryte pofałdowaną skórą i zwierzę może je wysuwać dość daleko na boki. Wprawiają je
11
w ruch odpowiednie mięśnie, dzięki którym jaszczurka bardzo szybko potrafi rozpościerać ten błoniasty utwór bądź składać go. Przypomina to otwieranie i zamykanie parasola. Smok dostrzegłszy owada przelatującego w pobliżu drzewa, na którym siedzi, rozpościera błonę lotną i skacze, chwytając w locie zdobycz, a następnie ląduje na gałęzi innego drzewa. Długość skoku przekraczająca nieraz 100 m zależy od wysokości, z jakiej zwierzę wystartowało. Jak widać, nie jest to prawdziwy lot i jaszczurce tej, zamieszkującej Wyspy Sundajskie i południową część Półwyspu Malajskiego, niezbyt trafnie nadano nazwę smoka latającego.

na
?? ????^??^?^^?
RÓŻNE KOTY
Lampart czy pantera?
Zatrzymałam się kiedyś w Zoo przy pomieszczeniach dla wielkich kotów i wysłuchałam monologu jakiegoś pana, który przeczytał tabliczkę informacyjną zatytułowaną "Lampart, czyli pantera" i głośno wyraził swą dezaprobatę: "Aha, lampart, czyli pantera. To zupełnie jak koń, czyli krowa!" - zawołał i odszedł sapiąc z oburzenia. Nie myślcie jednak, że miał rację. Lampart po polsku bywa też nazywany panterą, słusznie więc wymieniono obie te równorzędne nazwy.
Lampart należy do rodziny kotów i zaliczany jest do wielkiej piątki, która pod względem rozmiarów przedstawia się następująco: tygrys, lew, jaguar, lampart i gepard.
Natomiast jeżeli chodzi o obszar jego bytowania oraz różnorodność klimatów, w których występuje, to mógłby wysunąć się na czołową pozycję, żyje bowiem zarówno w tropikalnych dżunglach Afryki i Azji, jak i w wysokogórskich lasach tych kontynentów, na przykład w Himalajach, a także w parkowych zadrzewieniach sawanny.
Samotnik
W afrykańskich parkach ochrony przyrody prowadzi się obserwacje zamieszkujących je zwierząt, a więc między innymi i lamparta. Ale ten czujny kot przy byle alarmie stara się umknąć w bezpieczne miejsce, możliwie oddalone od ludzi. Czyni to tak ostrożnie, prawie bezszelestnie, że nawet wytrawny badacz nie zawsze go dostrzeże. Widuje się czasem pozostawione przezeń ślady, na przykład resztki dużej zdobyczy wciągnięte na drzewo i zawieszone na grubym konarze. Znane są
13
przypadki, gdy lampart wwindował na drzewo zdobycz ważącą więcej niż on sam. Nie płoszony, po kilku lub kilkunastu godzinach wraca, by znów się posilić. Niekiedy tej rojącej się już od muszych larw strawy starcza mu na parę dni i ani odrażający dla nas zapach, ani wygląd nie odbierają mu apetytu. Nie zawsze jednak udaje mu się upolować duże zwierzę i wtedy musi poprzestawać na niewielkich ptakach bądź ssakach, które pożera w całości.
Nigdy nie widuje się samca lamparta polującego, żerującego, wypoczywającego czy chociażby przemierzającego lasy w otoczeniu rodziny: samicy i kociąt. Wszelkie kłopoty związane z opieką i żywieniem potomstwa spadają wyłącznie na matkę. To ona wyszukuje odpowiednią, trudno dostępną kryjówkę, na przykład rozpadlinę skalną lub jaskinię zamaskowaną gęstwiną kolczastych krzewów i pniami drzew, gdzie rodzi małe. Po około półrocznym okresie dzieciństwa lamparcięta stają się już wystarczająco silne, by rozpocząć samodzielne, niełatwe życie drapieżnika.
Cętkowany czy czarny?
Niektórym ludziom wydaje się, że w Indiach żyje jeszcze inny gatunek lamparta, zwany czarną panterą. Nie jest to żaden odrębny gatunek, lecz dość rzadko występujące osobniki czarno ubarwione. Charakterystyczne dla tego lamparta kruczoczarne cętki na tle również czarnej sierści widać jedynie z bliska i przy bardzo dobrym oświetleniu. W mroku panującym w dżungli tropicielowi czy myśliwemu zwierzę to wydaje się jednolicie czarne.
Jedna z murzyńskich baśni opowiada, że dawno, bardzo dawno temu wszystkie lamparty miały jednolicie żółtobrązową sierść na grzbiecie i białą na strome brzusznej. W tamtych czasach zwierzęta żyły w zgodzie z ludźmi, toteż dzieci jednych i drugich bawiły się wspólnie. Zdarzyło się raz, że psotne Murzyniątko ubrudzonymi w czarnej, błotnistej mazi palcami zaczęło dotykać czyściutkiego futra lamparciątka. Stulone ra-
14

zem czubki palców zostawiały pięć plamek złączonych w nieregularny wianuszek, czasem trzy, a czasem pojedyncze.
Gdy usmarowany w takie desenie kociak wrócił do rodzinnego legowiska, lamparcicy nie udało się zlizać tych śladów. Pozostały na futrze zwierzęcia przez całe życie. Odziedziczyło je też jego potomstwo i odtąd wszystkie lamparty są cętkowane.
W jednobarwnym futrze
Puma to wielki kot - waży ponad 100 kg - o szarobrązowej sierści na grzbiecie, przechodzącej na bokach i brzuchu w białawą. Prawdopodobnie z powodu takiego właśnie ubarwienia i pokaźnych rozmiarów puma często nazywana jest lwem południowoamerykańskim.
Ale z tą jednobarwnością sprawa nie jest prosta, bo młode przychodzą na świat w futerku cętkowanym, ozdobionym na pyszczku dwiema czarnymi smugami. W miarę jak pumiątko rośnie, plamy stopniowo stają się coraz bledsze, coraz mniej wyraźne, aż wreszcie całkowicie zanikają.
Podobnie jak inni członkowjp^rodziny kotów, puma przesypia zwykle dzień w gęstych zaroślach, na konarach drzew lub nawet w wysokiej trawie, a czynne życie rozpoczyna z nadejściem nocy. Najchętniej poluje na młode ssaki domowe, na przykład cielęta lub źrebięta, które oddaliły się od matek, atakuje też niezbyt duże dziko żyjące zwierzęta, jak ostronos czy aguti, potrafi nawet upolować w koronie drzewa zwinną małpę, a także takiego szybkobiegacza jak duży strusiowaty ptak nandu.
Przed ludźmi, szczególnie gdy im towarzyszą psy, puma ucieka, zanim zostanie dostrzeżona, bo wyborny słuch zwykle ostrzega ją w porę przed nadciągającym niebezpieczeństwem. W razie potrzeby jednak, szczególnie w obronie młodych, walczy bohatersko.
Młode pumy wzięte do niewoli, jeśli są dobrze i łagodnie traktowane, oswajają się dość szybko, przywiązują do swego opiekuna oraz jego rodziny, a nawet do zwierząt domowych.
16
Toteż w niektórych wsiach zwrotnikowej Ameryki można niekiedy zobaczyć pumę, która wyleguje się na podwórku, gdzie . tuż obok bawią się dzieci, chodzi drób, a nawet wałęsa się pies.
Plamiste futro
Ojczyzną ocelota, kota o pięknie ubarwionym futrze, są zwrotnikowe lasy Ameryki Południowej od Meksyku do Argentyny. Jego małą zgrabną głowę charakteryzują duże uszy, duże oczy i szczeciniaste wąsy sterczące zawadiacko pod czarnym ruchliwym nosem. Zmysł wzroku, a szczególnie słuchu ocelot ma świetnie rozwinięty, wąsy zaś służą mu jako niezmiernie wrażliwy zmysł dotyku. Dzięki wąsom zwierzę to orientuje się doskonale, gdzie w gąszczu jest jakiś przesmyk, przez który można się przemknąć.
Czarny wzór na szarobrązowym futrze dorosłego zwierzęcia jest bardzo urozmaicony: na głowie są to przeważnie drobne kreski, na szyi nieco szersze paski układające się na kształt kołnierza, na łapach dość regularne owalne piętna, na tułowiu zaś każda plama składa się z kilku mniejszych, łączących się niby płatki kwiatu. Takie plamiste ubarwienie to doskonała szata ochronna. Dopóki ocelot tkwi gdzieś nieruchomo lub porusza się bardzo wolno i ostrożnie, trudno go dostrzec na tle lasu. Toteż jeżeli upatrzona przez niego zwierzyna nie zorientuje się w porę, co jej grozi, udaje mu się zwykle doczoł-gać niepostrzeżenie tak blisko, że jednym skokiem dopada ofiary.
Władca amerykańskich puszcz
Najpotężniejszym kotem Ameryki Południowej, Środkowej, Meksyku, a nawet południowych stanów USA jest jaguar. Ten ogromny zwierz ma futro żółtoczerwone pokryte czarnym wzorem. Na głowie i szyi są to cętki, na tułowiu i ogonie duże nieregularne plamy albo pierścienie. Sierść jaguara jest jedwabiście miękka, gęsta, toteż dla zdobycia tak wspaniałego futra
2-Jeszcze raz...
17
polowano na niego zawzięcie. Obecnie w Stanach Zjednoczonych został już prawie zupełnie wytępiony, ale w puszczach Ameryki Środkowej i Południowej żyje jeszcze wiele tych groźnych drapieżników.
Jaguary najchętniej osiedlają się na pobrzeżach wilgotnych lasów oraz na brzegach rzek płynących przez puszcze, bo tam stosunkowo łatwiej o zdobycz. Jaguar, podobnie jak inne koty, poluje z zasadzki lub podkrada się do ofiary tak długo, aż może dopaść jej jednym susem. Nawet duże ssaki, jak tapir, nie potrafią wyrwać się z jego kłów i pazurów. Nie przepuści też napotkanym ptakom ani gadom, jak węże czy kajmany. Porywa również zwierzęta domowe: owce, konie, krowy- najchętniej młode, które łatwo pokonać.
Samica rodzi dwoje - troje kociąt w legowisku ukrytym w niedostępnych gąszczach. Futro nowo urodzonych jaguarów pokrywają plamy i cętki, ale tło jest nieco jaśniejsze, a włos dłuższy niż u rodziców. Po upływie pół roku sierść młodych staje się taka sama jak u dorosłych.
podkra^B
zmrozi
Cho(
całkien
kozy (j
Oczyw
toteż g^H
czas s'n
gryzoi
0JC7-,
Himal;
pozos;
gdzie l^H
sięzw
kówk
bardz^H
chron^H
Rekordowy ogon
Wystarczy spojrzeć na irbisa, aby poznać, że to kot. Smukły tułów, kulista, dość mała głowa, niezbyt długie łapy, wysuwal-ne pazury. Ale nie tylko wygląd, również ruchy i sposób polowania tego zwierzęcia typowe są dla przedstawiciela rodziny kotów. Niezwykły natomiast jest jego ogon stanowiący trzy czwarte długości ciała, gruby, puszysty, cętkowany, zakończony pokaźną ciemną kitą, ubarwioną czarnymi pierścieniami. Zdarza się, że właśnie ogon zwisający z konaru drzewa, na którym ukrył się irbis, zdradza tropicielowi obecność tego drapieżcy.
Irbisa zwą również śnieżną panterą, i to nie tylko z racji białego futra z rozsianymi na nim plamami podobnymi do cętek na sierści lamparciej, ale głównie dlatego, że przypom ina swego krewniaka podobnym trybem życia, zwinnością, wytrwałością w łowach i pokaźną siłą. Przymiotnik "śnieżna" ma
Nie przedst tą lub j u Iwa i ce z woln Niekiedy przynali stopach.
Ojc wybrzer try i obszar stępuje I tych cec traci okazały
18
podkreślać, że ojczyzną irbisa są kraje o klimacie chłodnym, z mroźnymi i śnieżnymi zimami.
Chociaż irbis nie jest zbyt duży (waży 23-41 kg), poluje na całkiem spore zwierzęta, między innymi na dzikie owce lub kozy (jak np. markur), których rosłe samce ważą do 110 kg. Oczywiście, taka okazała zwierzyna nie zawsze jest osiągalna, toteż gdy ją zdobędzie, ukrywa nie zjedzoną resztę, by co jakiś czas się nią posilać. Najczęściej jednak musi zadowalać się gryzoniami lub ptakami.
Ojczyzną śnieżnej pantery są lasy górskie środkowej Azji od Himalajów po Ałtaj. W lecie dociera do wysokości 4000 m, pozostałe pory roku spędza na niżej położonych terenach, gdzie mrozy są mniejsze, śniegi mniej obfite i więcej znajduje się zwierząt, na które może polować. Do tych surowych warunków klimatycznych przystosowana jest sierść tego drapieżcy, bardzo gęsta, długa, z obfitym włosem puchowym, dobrze chroniąca przed dokuczliwymi mrozami.
Pręgowany kot
Nie ma wątpliwości, że chodzi o tygrysa, inni bowiem przedstawiciele rodziny kotów mają sierść cętkowaną, plamistą lub jednobarwną. Ale nawet u tych ostatnich, na przykład u Iwa czy pumy, futro noworodków pokrywają plamy, znikające z wolna wraz ze zmianą ubarwienia dziecięcego na dorosłe. Niekiedy blade, niewyraźne, jakby zatarte znaki ich rodowej przynależności występują jeszcze u dorosłych osobników na stopach.
Ojczyzną tygrysa są olbrzymie tereny Azji od wschodnich wybrzeży Morza Kaspijskiego po Mandżurię i od Jawy, Sumatry i Bali aż po Syberię i północne Chiny. Na tak rozległym obszarze, gdzie panują różnorodne warunki klimatyczne, występuje kilka form tego gatunku przystosowanych do swoistych cech środowiska. Zgodnie z prawami fizyki, duże zwierzę traci stosunkowo mniej ciepła niż małe, toteż szczególnie okazały jest tygrys mandżurski, mniejszy odeń jest tygrys
19
indyjski, najmniejszy zaś - tygrys jawajski. Zrozumiałe też, że przedstawiciele tych grup różnią się także okrywą włosową: mieszkańcy północy mają sierść gęstą, długą, o obfitym włosie puchowym, co zapewnia dobrą izolację cieplną, południowe okazy natomiast - krótką i rzadszą.
Zwyczaje tego wielkiego kota (waży 230-320 kg) nie różnią się w zasadzie od zwyczajów innych członków tej rodziny. Zwierzyna, na którą poluje tygrys, to duże ssaki: jelenie, antylopy, dziki, wreszcie pasące się w pobliżu lasów bydło domowe. Do upatrzonej sztuki tygrys czołga się ostrożnie, powoli, by nie spłoszyć jej jakimś nieopatrznym ruchem czy szelestem. Wreszcie kilkoma susami przebywa ostatnią, już niewielką odległość, by z impetem rzucić się na zdobycz. Sztukę upolowaną na otwartej przestrzeni przeciąga w gęstwinę, odpoczywając po drodze, jeżeli jest to ciężkie zwierzę, jak na przykład jeleń indyjski ważący ponad 300 kg. Dopiero w bezpiecznym miejscu, pod osłoną krzewów lub drzew, przystępuje do uczty. Po zaspokojeniu głodu pozostawia resztę i oddala się na spoczynek, by po kilku lub kilkunastu godzinach wrócić do swej spiżarni. Co prawda czasami nic tam nie znajduje, jeżeli do jego łupu dobrały się hieny albo dzikie psy. Ukrycie zdobyczy w gęstwinie chroni tylko przed sępami, one bowiem - jak wszystkie ptaki - kierują się wzrokiem, a nie węchem, którego są pozbawione.
Istnieje pogląd, jakoby tygrys nad wszelkie inne smakołyki upodobał sobie mięso ludzkie. Wiele, bardzo wiele tygrysów niewinnych tej zbrodni padło ofiarą myśliwych mszczących się rzekomo za zabijanie ludzi. Często był to jedynie pretekst, a w gruncie rzeczy chodziło o zdobycie sławy myśliwskiej oraz pięknej skóry.
Czy rzeczywiście tygrysy bywają ludożercami? Owszem, zdarza się, lecz zwykle są to osobniki, które ze względu na wiek, stan zdrowia czy kalectwo nie mogą już polować na zwykłą zwierzynę. Samotny, bezbronny człowiek stanowi łatwy łup, toteż tygrys, któremu raz udało się zabić człowieka, krąży w pobliżu osiedli i co jakiś czas porywa ludzi, którzy w pojedyn-
20
E
kę udali się na teren penetrowany przez pręgowanego drapieżcę.
Opisy takich wypadków pochodzą jednak z dawnych czasów. Obecnie gęstość zaludnienia wzrosła i nadal rośnie, maleją natomiast obszary nieprzebytych puszcz i zarośli, które służyły rozmaitym zwierzętom, w tym także tygrysom, jako bezpieczne schronienie i zasobne źródło żywności. Toteż liczba tych pręgowanych kotów ciągle się zmniejsza. Na przykład na dużej wyspie Jawie, gdzie niegdyś były pospolite, naliczono ostatnio zaledwie pięć tygrysów. Na Jawie nie stanowią więc one z całą pewnością zagrożenia dla człowieka, przeciwnie, człowiek zagraża ich istnieniu na tym najgęściej na całej ziemi zaludnionym terenie. Na innych, nie zajętych całkowicie przez ludzi obszarach, gdzie wielkie lasy i zarośla przetrwały dotychczas w stanie naturalnym, ten pręgowany kot żyje nadal dość licznie. A jednak o tygrysach ludojadach rzadko słyszy się ostatnio wiarygodne opowieści.
Długonogi i wielkouchy
W sawannach i zaroślach prawie całej Afryki żyje serwal, kot o stosunkowo długich nogach. Wielka to dla niego wygoda, bo może bez trudu wyglądać z bujnych traw, by sprawdzić, co się wokół dzieje. Łatwo mu też wykonywać długie susy, by złowić zwierzynę, a w razie potrzeby-także skoki wzwyż, na przykład za ulatującym mu sprzed nosa ptakiem. Szczególnie licznie przebywają serwale w pobliżu rzek, strumieni czy jezior, gdzie najrozmaitsze gatunki zwierząt przychodzą do wodopoju, gdyż łatwiej tu upolować jakąś niezbyt ostrożną sztukę.
Pożądaną zdobyczą są również noworodki niedużych antylop czy gazeli. Mogłoby się zdawać, że to żadna sztuka schwytać i zadusić takiego delikatnego, bezbronnego malca. Tak. Ale jedynie wtedy, gdy matka się oddaliła, by swą obecnością nie przynęcić jakiegoś wielkiego drapieżnika.
Serwal nie gardzi też cudzym łupem, gdy tylko zdoła się dobrać do resztek pozostawionych przez innego drapieżnika.
22
Śi
Przydybany na kradzieży ratuje się ucieczką. Biega zaś bardzo szybko - co prawda na niewielkim dystansie, zwykle jednak wystarczającym, by umknąć prześladowcy. Serwal wybornie wspina się na drzewa i swobodnie porusza się w ich koronach. Mógłby również stanąć do zawodów w skoku wzwyż i w dal.
Nic dziwnego, że tak wszechstronnie przystosowany drapieżnik jest w Afryce dość pospolity, mimo iż myśliwi polują na niego dla żółtobrązowego wysoko cenionego futra w ciemne cętki i paski.
W wielkich afrykańskich parkach przyrody, na przykład w Se-rengeti, spotykany jest powszechnie.

DŻUNGLA
Ten, kto zna tylko nasze lasy, zapadające w jesienno-zimowy sen, z trudem może wyobrazić sobie wygląd puszcz w krajach gorących. Lato w dżungli trwa bez przerwy, regularnie padają ulewne deszcze, powietrze nasycone jest zawsze wilgocią, toteż rośliny mają tam doskonałe warunki-mogą rosnąć przez cały rok. Prawie na każdym drzewie widzi się jednocześnie ledwie rozwinięte pączki, młodziutkie i wyrośnięte liście, a także stare, już opadające. Zdarza się, że na jednej gałęzi są dojrzałe owoce, na innej jeszcze zielone, a na niektórych kwiaty lub pączki.
Pewne gatunki drzew w dżungli osiągają znaczną wysokość, a ich korony są tak bujne i gęste, że przepuszczają bardzo niewiele światła. Stąd też wierzchołki cienkich, wysmukłych, niżej rosnących drzewek dążą szybko w górę, gdzie docierają promienie słoneczne. Dopiero tu rozgałęziają się, wzmacniają, a ich pnie powoli zaczynają grubieć.
Na dnie lasu nie ma zupełnie runa leśnego, wilgotną, miękką glebę pokrywają butwiejące liście, odpadła kora, gnijące owoce. Wszystko to szybko zmienia się w żyzną próchnicę i zapewnia roślinom dobre warunki wzrostu.
A jak radzą sobie w tym gąszczu rozmaite drobniejsze rośliny, choćby przeróżne zioła? Doskonale! Gdy ich nasiona dostaną się na gałęzie lub pień drzewa, kiełkują i czepiają się kory, traktując ją niby glebę. Tu rośliny rozwijają się, okrywają liśćmi, kwiatami, wreszcie owocują. Nie myślcie jednak, że ciągną soki z drzewa, podobnie jak nasza jemioła. Nie, są one samowystarczalne - wilgoci w powietrzu nie brak, a różne tworzące się wokół lub naniesione prądami powietrza pożywne substancje stanowią ich pokarm. Drzewo ofiarowuje tym roślinom tylko oświetlone miejsce. Do roślin lokujących się na
24
W ?
gałęziach drzew należą storczyki, niektóre znane z przepięknych, barwnych kwiatów.
Wiele z tych roślin walczących o dostęp do światła słonecznego ma łodygi bardzo szybko rosnące i wijące się bądź czepiające podobnie jak fasola, chmiel czy powój. Tworzą one między drzewam i istny gąszcz; owijają się wokół jednego pnia, przerzucają na inne, okręcają dokoła siebie, oplątują konary drzew, zawieszają się w ich koronach, dążąc coraz wyżej i wyżej. Dość cienka początkowo łodyga pewnych gatunków stopniowo grubieje, aż wreszcie sama przypomina pień drzewa.
W gąszczu zwrotnikowej puszczy bez specjalnego ostrego noża człowiek nie może się poruszać. Zresztą wielu zwierzętom również sprawia to trudność. Toteż nie brak wśród nich takich, które przystosowały się do życia w koronach drzew i nigdy nie schodzą na dół.
Na pnie i konary drzew wywędrowały więc na przykład żaby, ślimaki, pijawki, pająki, przeróżne owady. Niektóre mrówki i termity zaprzestały budowania naziemnych gniazd i zakładają je na pniach lub gałęziach wykorzystując znajdujący się tam budulec.
Ponieważ w górze pełno jest drobnych zwierząt, a także owoców, liści i kwiatów, ptactwo i przeróżne ssaki przystosowane do nadrzewnego życia znajdują tam obfitość pożywienia.
Na dnie lasu bytują te ssaki, które nie potrafią wspinać się po pnączach ani wdrapywać po pniach, jak na przykład rozmaite zwierzęta kopytne oraz większość dużych drapieżników.
Przypatrzmy się niektórym mieszkańcom koron drzew w olbrzymich puszczach Sumatry.
Z jednego wierzchołka na drugi
Aby szybko przedostawać się z drzewa na drzewo nie schodząc na ziemię, trzeba umieć, jak na przykład wiewiórka, wykonywać długie susy i umieć utrzymać się na chwiejnej gałęzi podczas lądowania. Najzdolniejszym skoczkiem w dżun-
glach Sumatry, przelatującym w powietrzu po kilkanaście metrów, jest duża, prawie metrowej wysokości małpa sia-mang. Należy ona do gibbonów odznaczających się niezwykle długimi rękami i stosunkowo krótkimi nogami. Dziwnie wygląda gibbon poruszający się po ziemi. Trudno mu iść na czworakach, toteż niewielkie odległości przebywa krocząc na tylnych kończynach. A ponieważ zwisające aż do stóp ręce przeszkadzają mu, rozkłada je na boki i balansując nimi stara się utrzymać równowagę. Ale ledwie w ten sposób dokusztyka do drzewa, przestaje być niezgrabiaszem - lekko, zwinnie wspina się po pniu, a między gałęziami porusza się, jeśli można tak powiedzieć, pląsając.
Korony drzew to właściwe siedlisko gibbonów. Miesiącami nie schodzą z nich na ziemię. Po co zresztą miałyby to czynić? Pożywienia w postaci owoców, pąków, liści, owadów, żab, śAimaków, ptaków i ich jaj nigdy tam nie brakuje. Przy tak soczystym pokarmie nie potrzebują pić wieie wody, aie i tej jest pod dostatk\em, gdyż podczas deszczów sptywa kroplami po liściach, sączy się po pniach, wypełnia wszelkie zagłębienia \dz\up\e.
Gibbony wędrując w koronach drzew często przebywają dziennie kilka kilometrów. Szczęśliwcy, którzy oglądali te małpy na wolności, mówią z zachwytem o ich wdzięcznych ruchach i budzącym podziw "przelatywaniu" z wierzchołka na wierzchołek olbrzymich drzew. Gibbony żyją niewielkimi rodzinnymi stadkami, łączność utrzymują za pomocą głosu, bo w koronach drzew swego terytorium łowieckiego nie zawsze mogą się nawzajem dostrzec. Do wzmacn\an'\a wydawanych dźwięków służy im tzw. rezonator-worek krtaniowy; widać go na szyi, bo jest nie owłosiony.
Nocny włóczęga
Lori, ssak zaliczany do małpiatek, jest również mieszkańcem koron drzew. To nieduże zwierzątko pędzi wyłącznie nocny tryb życia, a całe dnie przesypia wraz z rodziną w głębokiej dziupli.
26
Na łowy wyrusza dopiero z nastaniem ciemności. Olbrzymie oczy, z silnie rozszerzającą się źrenicą, chwytają nawet najsłabsze światło, co umożliwia zwierzęciu dostrzeżenie zdobyczy. Przede wszystkim jednak lori kieruje się słuchem tak czułym, że rozróżnia nawet leciutki szmer owada pełznącego po pniu. Nic dziwnego więc, że każde polowanie dostarcza mu obfitego pokarmu. Pożywienie tego nocnego ssaka stanowią ślimaki, owady, żaby, jaszczurki, ptaki i ptasie jaja.
Chcąc obserwować idącego lori trzeba mieć spory zapas cierpliwości. Powolutku, jakby z namysłem wysuwa łapkę za łapką i bez pośpiechu podąża do swej kryjówki czepiając się gałązek przeciwstawnymi palcami.
Złowiony, oswaja się dość łatwo, a nawet przywiązuje do swego opiekuna.
Taki wielki, a przecież lekki
Dorodny - metrowej długości - barwny dzioborożec również żyje w koronach drzew. Tułów ma czarny, okazały ogon -biały, głowa zaś i szyja mienią się czerwienią, brązem i złotem.
Pomimo potężnych rozmiarów i groźnego wyglądu dwudziestocentymetrowy dziób tego ptaka, ze sporą naroślą na górnej szczęce, nie stanowi bynajmniej niebezpiecznej broni. Przeciwnie, w jego ściankach znajdują się liczne komory powietrzne, które sprawiają, że jest lekki i delikatny. Dzioborożec żywi się zarówno owocami, jak również owadami i drobnymi ptaszkami. Zdobycz podrzuca w górę i podstawia szeroko rozwarty dziób, aby pożywienie samo do niego wpadło. Dzio-borożce odznaczają się bardzo spokojnym usposobieniem, godzinami przesiadują gromadnie na tej samej lub sąsiednich gałęziach.
Samica tego ptaka ma zwyczaj zamurowywania się w dziupli na okres wysiadywania jaj i pielęgnowania pisklęcia. Zostawia tylko niewielki otwór, przez który samiec podaje jej pokarm. Chociaż samica składa dwa jaja, zwykle wychowuje się tylko jedno młode.
27
Ruchomy patyk
Powiedzenie "pozory mylą" odnosi się zwykle do ludzi, którzy układnym zachowaniem maskują różne swoje wady. Wśród roślin i zwierząt też się zdarza, że ich wygląd myli.
W Indiach i innych ciepłych krajach żyją w gęstwinie krzewów owady o dziwacznym kształcie. Przypominają raczej patyk, cienką gałązkę niż zwierzę i dlatego nazwano je patyczakami*. Owady te upodabniają się do otoczenia również barwą. Gdy dookoła znajdują się na przykład żółte źdźbła czy liście, patyczaki po pewnym czasie przybierają ich kolor. Przystosowują się też do podłoża o barwie brunatnej czy zielonej. W sztucznych warunkach, gdzie przeprowadza się doświadczenia, na nic się im to nie zda, ale na swobodzie zarówno kształt, jak i barwa ochronna pomagają w unikaniu wrogów, posługujących się głównie wzrokiem.
Liść czy nie liść?
Tak można zapytać widząc owada zwanego liśćcem. Jego płaskie, szerokie, zielonkawo zabarwione ciało istotnie przypomina swoim wyglądem liście, na których żeruje. Ojczyzną tych owadów są Indie i pobliskie wyspy. Liśćce odznaczają się pewną właściwością: gdy nagły podmuch wiatru lub jakieś zwierzę potrąci nagle gałązkę, na której siedzą te niemrawe, powolne owady, nie rzucają się one do ucieczki ani nie usiłują ukryć, lecz zaczepione tylko przednimi łapkami, zwisają, jakby były nieżywe, i kołyszą się na wietrze niby prawdziwe liście. Toteż zwierzę kierujące się wzrokiem, na przykład ptak, zwykle ich nie dostrzega. Natomiast amator owadziego mięsa posługujący się węchem odróżnia doskonale zapach liśćca od woni rośliny i pożera znalezioną ofiarę.
Warto jeszcze dodać, że jaja składane przez te dziwaczne
*U nas dość często hodowane są dla celów naukowych w pracowniach zoologicznych.
28

owady wyglądają zupełnie podobnie jak nasiona pewnych gatunków roślin.
Liśćce to bliscy krewniacy patyczaków, nieco zaś dalsi -karaluchów.
Kolorowa olbrzymka
Na Półwyspie Indyjskim, a ściślej - na jego południowo-za-chodnim wybrzeżu, rozciąga się nizina porośnięta zwrotnikowymi lasami. Żyją tu olbrzymie wiewiórki ratufy wielkości mniej więcej domowego kota, gdyż od czubka nosa do nasady ogona mają 36-47 cm długości, a gruby, obficie owłosiony ogon mierzy 46-53 cm. Ważą zaś około 3 kg. Toteż gdybyśmy chcieli na zwykłej wadze szalkowej porównać ciężar naszej pospolitej wiewiórki i tej z Wybrzeża Malabarskiego, trzeba by na jednej szalce posadzić ratufę, a na drugiej 10-15 naszych wiewiórek pospolitych. Te ważą bowiem zaledwie po 200--300 g każda.
Ratuf a zasługuje na uwagę nie tylko z racji swego ciężaru, ale również oryginalnego ubarwienia; na jej głowie i tułowiu układają się poprzecznymi pasami kolory złocisty, czerwony i czarny. Ogon natomiast, niezwykle gruby, długi i puszysty, jest jednolicie czarny. Gdy ratufa w razie niebezpieczeństwa uniesie go nagle w górę i zjeży sierść, może odstraszyć niejednego wroga.
Zdawać by się mogło, że ssaki bądź inne kręgowce, zwłaszcza te większe, od dawna już znane są dobrze uczonym na całym świecie. Tymczasem młoda samica ratufy dostała się w ręce zoologów dopiero w roku 1940, mimo iżdla miejscowej ludności istnienie tego nadrzewnego gryzonia nigdy nie było tajemnicą.
NIE NAJPIĘKNIEJSZY, ALE POŻYTECZNY
Można by uważać, że wielbłądy jednogarbne, czyli dromadery, to okropne brzydale. Szyję mają przesadnie długą, na grzbiecie duży sterczący garb, nogi niepomiernie cienkie, z udami odstającymi od tułowia, kopytka na każdym z obu palców nóg przypominają raczej pazury, a gruba skóra pod palcami tworzy poduszkowatą, szeroką podeszwę. Na napięst-kach, łokciach, kolanach, piętach i piersi też widnieją płaty twardej, bardzo grubej skóry, tak zwane modzele. Pysk długi, o rozdwojonych wargach, ruchliwych niby palce, i wąskich zaciskających się nozdrzach. No cóż, obraz rzeczywiście nie
zachwycający'.
A przecież każdy z tych, zdawałoby się, brzydkich szczegółów budowy jest bardzo przydatny wielbłądowi w środowisku pustynnym. Poduszkowate stopy pozwalają stąpać po sypkim gruncie bez zapadania się. Gdy wielbłąd leży na gorącym piasku, z podłożem stykają się tylko grube modzele, chroniąc w ten sposób przed oparzeniem pozostałe, bardziej wrażliwe części skóry. Długie, szczupłe nogi umożliwiają szybki i wytrwały marsz. Zaciskające się nozdrza chronią podczas burzy pyłowej przed przedostaniem się piasku do dróg oddechowych. Wielbłąd więc, jak widać, świetnie przystosowany jest do środowiska, w którym spędza życie.
Dromader zadowala się twardą, słomiastą paszą, zjada nawet rośliny kolczaste. Nie gardzi też pestkami daktyli, które daje mu jego pan, gdy sam spożyje słodki miąższ tych owoców. Ruchliwe wargi zręcznie chwytają nawet niewielkie kąski. Oczywiście, jeżeli może wybierać, wielbłąd zaczyna jedzenie od soczystej paszy. Dromader jest wyjątkowo wytrzymały na głód i pragnienie. Za to po kilku dniach podróży przez bezwodną pustynię może wypić na raz olbrzymią ilość wody.
30
Garb wielbłąda składa się z tłuszczu, toteż gdy zwierzę głoduje przez dłuższy czas - a wytrzymać może bez jedzenia osiem, a nawet dziesięć dni - garb chudnie, staje się miękki i zwisa na bok. Wystarczy jednak kilkanaście dni odpoczynku i dobrego odżywiania, by garb znów wypełnił się tłuszczem i przybrał zwykłe położenie.
Gęsta, długa wełna stanowi doskonałą izolację przed zmianami temperatury, wielbłąd znosi więc świetnie nocne chłody, które następują po upalnym dniu, jak i upały panujące przez cały rok w jego ojczyźnie.
Nic więc dziwnego, że dromader stał się niezastąpionym zwierzęciem domowym na pustynnych terenach Północnej Afryki. Miejscowa ludność hoduje wielkie stada tych okazałych ssaków, które służą jako zwierzęta juczne w karawanach, jako wierzchowce, a także dostarczają wełny, mleka, mięsa i tłuszczu.
"Ja to między bajki włożę"
Uczeni odkrywają ciągle nowe fakty i podają nowe wyjaśnienia rozmaitych zjawisk, tak że często dawne poglądy można traktować jako bajkę. Rozmaite informacje, które podawano jako pewnik waszym dziadkom, a które budziły wątpliwości waszych rodziców, do was niekiedy już w ogóle nie dotarły. Ale na pewno słyszeliście nieraz, jakoby jeż przynosił do zimowego legowiska jabłka nadziane na kolce. A przecież jeż żywi się owadami, dżdżownicami, małymi myszkami, ślimakami, pisklętami oraz jajami naziemnych ptaków i z rzadka tylko zdarza mu się skubnąć jakiś drobny owoc jak poziomka lub czarna jagoda. Ponadto jeż śpi nieprzerwanie od późnej jesieni do wiosny. Niemniej historyjki o jeżu i jabłkach do dziś kursują w różnych wierszykach i opowiastkach.
Ten przykład dobitnie wskazuje, jak trudne do zwalczenia bywają niektóre absurdalne przesądy i błędne wiadomości. Również na temat wielbłądów powtarzane są wśród laików pewne bezpodstawne opowieści. Faktem nie do podważenia
31
jest wytrzymałość tego zwierzęcia na brak wody i paszy, bez których, jak już mówiliśmy, może obyć się przez kilka dni. Od wieków więc ludność Północnej Afryki, Półwyspu Arabskiego v /Vz\v MniepM, ???^????? \NveltAąda \eduoq^vtK\^a>o \afc wierzchowca i zwierzęcia jucznego, ową wytrzymałość na głód i pragnienie przypisywała jakiejś szczególnej przyczynie. Odporność na brak wody próbowano wyjaśnić istnieniem specjalnego zbiornika w organizmie wielbłąda. Trudno się dziwić, że za narząd, który wydawał się do tego przeznaczony, uznano żołądek. U wielbłąda składa się on z trzech części, co przy ówczesnej wiedzy wydawało się zbyteczną rozrzutnością, u konia bowiem czy u człowieka jest to narząd pojedynczy i pomimo to zupełnie wystarczający. A zatem - rozumowano - tak zbudowany żołądek służy wielbłądom do jakichś specjalnych celów, najpewniej do przechowywania zapasu wody. Nie zastanawiano się przy tym, że przecież owe części żołądka są bezpośrednio z sobą połączone, że dochodzi do nich przełyk, odchodzi jelito.
To mylne przekonanie o istnieniu w żołądku wielbłąda zbiornika wody było przyczyną śmierci wielu jucznych wielbłądów w ciągu trwającej od wieków jego służby u człowieka*. Gdy podczas podróży przez pustynię karawana zbłądziła albo nie natrafiła na tak rzadkie tam studnie czy źródła, bądź też zbiorniki te wyschły, często ostatnim ratunkiem przed śmiercią wydawało się zabicie wielbłąda, by ugasić śmiertelne pragnienie zapasem wody z jego żołądka. Niestety, zawierał on jedynie nadtrawione cuchnące resztki pożywienia.
Przez wiele lat opowiadano o takich tragicznych zdarzeniach, ale opowieści te niewiele pomogły w zwalczaniu bezmyślnej wiary w źródło wody w żołądku wielbłąda.
Obecnie postęp wiedzy i techniki umożliwił inne sposoby podróżowania przez piaszczyste bezwodne obszary, co w znacznym stopniu uwolniło dromadera od roli "okrętu pustyni".
*Wykopaliska i rysunki naskalne pozwalają przypuszczać, że wielbłądy jednogarbne zostały udomowione mniej więcej 2500 lat p.n.e.
32
Skąd ta wytrzymałość?
Wielbłąd jednogarbny szczególnie nadaje się do przemierzania piaszczystych lub kamienistych, bezwodnych i pozbawionych paszy terenów. Znosi on doskonale upały, suszę oraz brak wody i żywności przez dłuższy czas. A przecież wszystkie organizmy tracą wodę; ssaki na przykład przez wydalanie moczu, z którym usuwane są pewne szkodliwe produkty przemiany materii, oraz przez pocenie się i dyszenie, co pozwala utrzymać stałą temperaturę ciała, gdyż parująca woda pochłania wielkie ilości ciepła.
Wielbłąd zużywa niezmiernie mało wody na wytwarzanie moczu, kał przed wydaleniem również zostaje dość dobrze odwodniony i jest kilka razy suchszy niż na przykład u bydła domowego, a nawet człowieka.
Chociaż wielbłąd ma gruczoły potowe, nie pracują one stale. W nocy temperatura jego ciała spada do 35C, nie musj się więc w tym czasie chłodzić. W ciągu dnia stopniowo wzrasta, ale dopiero gdy przekroczy 40C, wielbłąd zaczyna się pocić.
Wręcz zadziwiająca jest wytrzymałość tego ssaka na brak wody w ciele. Znosi on jej ubytek aż do 7% ogólnego ciężaru ciała, a więc dorodny, ważący około 700 kg wielbłąd może jej stracić około 50 kg (czyli 50 litrów), co u człowieka o ciężarze 70 kg odpowiadałoby 5 kg, a więc pełnej ilości krwi krążącej w organizmie ludzkim. Jasne, że takiego odwodnienia człowiek nie mógłby przeżyć.
Nie należy jednak sądzić, że woda znajduje się w organizmach wyłącznie w stanie płynnym. Spore jej ilości zawiera też tłuszcz. U wielbłąda mieści się on w garbie. Aha - mógłby zawołać ten i ów czytelnik-to nie w żołądku, lecz w garbie jest zapas tej życiodajnej cieczy, tam więc należało jej poszukiwać, gdy już poświęcono życie wielbłąda dla ocalenia człowieka. Niestety, to zbyt pochopny wniosek, woda w tłuszczu tworzy związki, które muszą ulec przemianom chemicznym wcielę, by dać energię, a jako produkt uboczny pewną ilość wody, która
3-Jeszcze raz...
33
zostaje zużyta do różnorodnych wewnętrznych czynności organizmu.
Takie są przyczyny tajemniczej, pozornie niezwykłej wytrzymałości wielbłąda, która jest po prostu formą przystosowania zwierzęcia do jego trybu życia i rodzimego środowiska. Wielbłąd bardzo źle znosi klimat wilgotny, toteż można go hodować tylko w suchych, prawie bezwodnych krajach, na przykład zaaklimatyzowano tego ssaka w Australii.
Lepszy jeden czy dwa garby?
Właściwie nie powinno się zadawać pytań, jaki szczegół budowy jest lepszy, chyba że się wyraźnie określi, w jakich warunkach żyje dana istota. Ponieważ chodzi tu o gatunki wielbłąda przebywającego w bardzo zbliżonym środowisku, możemy tak zapytać i pokusić się o odpowiedź. Otóż liczba garbów nie ma szczególnego znaczenia dla życia tych obu krewniaków: dromadera i baktriana, bowiem zarówno pojedynczy, jak i rozdwojony "worek tłuszczu" tak samo dobrze spełnia swą rolę jako zapas na czas głodu.
Warto przy tym wiedzieć, że w okresie zarodkowym dromader ma również zaczątek dwóch garbów, z których rozwija się tylko jeden.
W przeciwieństwie do wielbłąda jednogarbnego, znanego jedynie w stanie udomowionym, wielbłądy dwugarbne żyją również dziko w swej ojczyźnie, choć większość jest nie tylko oswojona, ale również udomowiona.
Baktrian w pustynnej bądź stepowej centralnej Azji spełnia podobną rolę jak dromader w Zachodniej Azji oraz Północnej Afryce i dla miejscowej ludności jest wręcz niezastąpiony. Wytrzymały na upał i mróz, głód i pragnienie służy jako zwierzę juczne, pociągowe, a także jako wierzchowiec. Ciało jego pokrywa gruby kożuch o sierści długiej i gęstej, szczególnie na głowie, szyi, garbach i ogonie. Tworzy ona świetną izolację przed zimowymi dokuczliwymi mrozami i wichrami. Z nadejściem wiosny zwierzę linieje w sposób nie spotykany u innych
34
Dromader, czyli wielbłąd jednogarbny
ssaków - sierść wypada mu bowiem całymi zbitymi płatami, które łatwo zdjąć nie trudząc się strzyżeniem, jak się to czyni w przypadku innych ssaków wełnodajnych. Baktrian nie tylko dostarcza cennej wełny, miejscowa ludność korzysta także z mleka, mięsa oraz tłuszczu zmagazynowanego w jego garbach.
KREWNIACY JELENIA
Nasze największe roślinożerne ssaki leśne to łoś, jeleń, daniel i sarna.
Wszystkie te gatunki zostały uznane za zwierzynę łowną, toteż znajdują się tylko pod częściową ochroną. Żyją one stadkami rodzinnymi, złożonymi ze szczególnie dorodnego, okazałego samca, kilkorga młodych samców i samic oraz dorosłych matek z dziećmi.
Czy to zwierzęta rogate?
Laicy często mówią o "rogach" jelenia czy łosia (oczywiście samca, samice bowiem w ogóle ich nie mają). Jednak owe rosochate utwory zbudowane są z substancji kostnej, a nie rogowej, jak na przykład u żubra, kozicy, bydła domowego, bawołów.
Na czaszce tych ostatnich powstaje wyrostek kostny, tzw. możdżeń, który otacza powłoka rogowa składająca się z tej samej tkanki co kopyta, racice czy pazury. Ten rogowy futerał o charakterystycznym dla określonego gatunku kształcie rośnie przez całe życie danego osobnika i tylko jemu wyłącznie przysługuje nazwa "róg".
Natomiast u samców łosia, jelenia, sarny oraz ich krewniaków rozgałęzione utwory na głowie zbudowane są z kości i nazywamy je porożem. Jest ono co rok zrzucane i co rok wyrasta nowe, zwykle okazalsze, o większej liczbie odnóg, co wiąże się jednak ze stanem zdrowia i wiekiem danego osobnika. U zdrowego łosia w pełni sił zdarza się poroże o czterdziestu odnogach, ważące do 20 kg, u samców słabych, starych i chorych odrasta mniejsze niż w poprzednim roku.
37
Ś^Śi
Na\o4aza\sz.4 >n rodzime
Łoś jest najrzadszym, ale najokazalszym u nas przedstawicielem rodziny jeleniowatych. Dorosły samiec osiąga wielkość konia, waży zaś zależnie od wieku i stanu zdrowia od 400 do 800 kg. Samice, tak zwane klempy lub tosze, są mn\e\sze.
Czym poczęstować łosia?
Najłatwiej odpowiedzieć: świeżą trawą w lecie, sianem zaś w zimie. Ale na takiej paszy łoś by długo nie wytrzymał. Jest on roślinożerny, jednakże trawa to najmniej przezeń pożądana pasza. Najchętniej żeruje w lasach na wilgotnych podmokłych gruntach, osmykując liście z osiki, wierzby, brzozy i sosny, a także zjadając młode ich gałązki. Pasie się więc głównie w zagajnikach, gdzie łatwo mu dosięgnąć czubków krzewów i niskich drzew pokrytych świeżymi, soczystymi liśćmi.
Ponadto łosie lubią też różne rośliny runa leśnego, wybierając te, które mają w danym okresie najwięcej cennych składników pokarmowych: jedne w czasie kwitnienia, inne-w czasie owocowania. Jesienny przysmak łosia to brusznica, a także żurawina. Bardzo smakują mu również grzyby. Jasne, że to ogromne zwierzę musi jeść dużo i byle lasek go nie wyżywi.
Łatwo się zorientować, że taki wysoki, długonogi ssak ma trudności ze zbieraniem przyziemnych roślin, musi więc bardzo szeroko rozstawiać kończyny i mocno się pochylić. A łoszę-ta po prostu klękają i żerują czołgając się. Jest to łatwiejsze dla nich niż długie stanie na szeroko rozsuniętych, słabych jeszcze nogach.
Dlaczego w Europie zachodniej brak fosi?
Szwedzcy uczeni obliczyli, że stado liczące 30 łosi musi mieć do dyspozycji około 1000 hektarów terenów obficie porośniętych właściwą dla tych przeżuwaczy roślinnością. Ale tak dużych obszarów leśnych od dawna już nie ma w zachodniej
38
^^^?
i południowej Eui ... Natomiast w Skandynawii i dalej na wschód aż po Ural lasy o takiej powierzchni nie są rzadkością, toteż łosie występują tam jeszcze dość licznie. Również na Syberii, w północnej Mongolii i Chinach, a po drugiej stronie Pacyfiku - na Alasce, w Kanadzie i północno-wschodnich stanach USA żyje nadal wiele tych potężnych ssaków. W syberyjskiej tajdze, od Uralu po Pacyfik, liczba ich wynosi około 500 000 sztuk. Do Polski sprowadzono łosie po wojnie. Ośrodkiem ich rozmnażania stała się Puszcza Kampinoska, żyją też w innych zespołach leśnych. Obecnie są u nas już tak liczne, że objęto je tylko częściową ochroną jako zwierzynę łowną.
Głównym wrogiem łosia jest, niestety, człowiek. Rozwój gospodarki, na której potrzeby wycina się lasy, wznosi obiekty przemysłowe, miasta, przeprowadza drogi itp., pozbawia łosie ich naturalnego środowiska.
Wędrowiec z musu
W miarę powiększania się rodzinnego stada, któremu za ciasno robi się na danym obszarze, młode osobniki, głównie samce, często podejmują dalekie podróże poszukując nowego terenu i pary do założenia rodziny.
Kilka lat temu taki wędrujący młody łoś wkroczył do Warszawy i przedostał się na teren szkoły ogrodniczej, gdzie nie brakowało smacznych roślin. Oczywiście wyrządził tam sporo szkód, ale potraktowano go życzliwie: nikt go nie płoszył, nie przeganiał, pozwolono mu gospodarować tu jak na swoim, a następnego dnia odtransportowano do Zoo.
Łosia też można obłaskawić
Ten potężny ssak, żyjący na rozległych obszarach leśnych i unikający kontaktów z człowiekiem, okazał się zwierzęciem łagodnym i dającym się oswoić o wiele łatwiej niż jego krewniacy - jeleń czy sarna. Szybko się przywiązuje do opiekuna i lubi przebywać w jego towarzystwie. Doprasza się pieszczot
40
niby kot czy pies i wchodzi nawet do domu. Dobija się do zamkniętych drzwi żądając, aby go wpuścić, a zdarzało się, że bardziej przedsiębiorcze osobniki wskakiwały do mieszkania przez okno.
Wielkim rozgłosem cieszyła się w RFN para młodych łosi, wychowywanych od najwcześniejszego dzieciństwa w podmiejskiej willi. Zwierzęta te były tak rozpieszczone, że wtykały głowę pod pachę swego opiekuna nawet wtedy, gdy już były na tyle duże, że samcowi wyrosło poroże. Wychodziły dość daleko na spotkanie ukochanego pana, nic sobie nie robiąc z jadących drogą samochodów ani oszczekujących je psów.
Trudno powiedzieć, jak długo trwałaby ta przyjaźń z człowiekiem, gdyż przerwała ją pewna szczególna okoliczność. Otóż łosie uznały znajdujące się w pobliżu prywatne lotnisko za swój własny wybieg i wykradały się tam stale z uporem w rozmaitych, nieprzewidzianych porach ze "swego podwórka". Łatwo pojąć, jakie zagrożenie stwarzały dla lądujących i startujących maszyn. Niestety, opiekunowi nie udało się oduczyć łosi od tych wizyt i musiał je oddać do Zoo.
Około 1934 roku zaledwie dwutygodniowe łoszę przekazano do warszawskiego Zoo. Wychowano je tam na smoczku, a w wieku sześciu tygodni samo już dożywiało się liśćmi krzewów. Łoś ten, nazwany Adasiem, przywiązał siętak bardzo do opiekującego się nim osobiście dyrektora Zoo, że towarzyszył mu niby wierny pies w codziennych obchodach lub objazdach na rowerze całego terenu ogrodu.
Warto udomowić
W ZSRR już od czterdziestu lat czyni się próby oswajania tych zwierząt i używania ich do rozmaitych celów. Na przykład kilkanaście osobników trzymano w specjalnej zagrodzie w dużych lasach objętych ochroną, gdzie pod opieką fachowców zwierzęta przyzwyczajały się do przyjaznych kontaktów z ludźmi. Dość łatwo udało się nauczyć je chodzenia w zaprzęgu, z jukami lub pod siodłem.
41

Od 1940 roku na jeszcze większą skalę prowadzi się systematyczne udomawianie tych przeżuwaczy. Na specjalnych fermach przyucza się je do różnych prac, a także doi łosze. Nauczono łosie przychodzenia na dźwięk dzwonka, toteż gdy wypuszczano je na kilka godzin w tajgę, wracały stamtąd usłyszawszy znajomy sygnał.
Wreszcie podjęto decydującą próbę - oswojone łosie wypuszczono na całe lato. W tajdze mogły jeść ulubione rośliny, do woli pławić się w jeziorkach, spać w wybranych przez siebie miejscach, a nie stale w tej samej stajence. Przez kilka letnich miesięcy personel fermy niepokoił się jednak, czy zwierzęta zechcą wrócić. Jesienią, gdy liście zaczęły sypać się z drzew i ciągle ubywało letniej paszy, łosie zjawiły się na fermie. Co prawda kilku brakowało. Oczywiście, nie można było stwierdzić, jaka była tego przyczyna. Mógłzabićje niedźwiedź, mogły zginąć z rąk kłusowników, paść ofiarą choroby lub nieszczęśliwego wypadku. A może zdziczały.
Doświadczenia z wykorzystaniem łosia jako zwierzęcia jucznego i pociągowego dowiodły, że w tajdze zimą przy grubej pokrywie śnieżnej, kiedy koń nie nadaje się do ciągnięcia sań, noszenia juków ani jako wierzchowiec, łoś doskonale daje sobie radę, jest wręcz niezastąpiony. Na przykład próbę pokonania w zaprzęgu odległości 240 km podczas śnieżnej, mroźnej syberyjskiej zimy łoś przebył nader pomyślnie.
Kto prowadzi?
Wśród licznej rodziny jeleniowatych tylko samice renów, czyli reniferów, mają poroże, choć jest ono mniej okazałe niż u samców. Warto wspomnieć, że renifery dawno już zostały częściowo udomowione przez ludy północnej Eurazji i stanowią podstawę ich egzystencji w tamtejszych surowych warunkach. Reny są dla człowieka źródłem skóry, mięsa, mleka i siły pociągowej.
Mówi się o częściowym udomowieniu renów, gdyż ssaki te przez cały rok same zdobywają sobie pożywienie, właściciel
42
Renifer
nie buduje dla nich żadnych pomieszczeń, a nawet dostosowuje swój tryb życia do ich zwyczajów: jesienią wędruje z nimi z tundry do lasów, gdzie zwierzętom łatwiej się przeżywić i przetrwać zimowe mrozy i wichury, z nastaniem zaś wiosny odbywa podróż powrotną do tundry. Zawsze sygnał do "przeprowadzki" dają reny, a człowiek po prostu im towarzyszy.
Bez poroża - za to z kłami!
Krewniakiem naszych jeleni, ale już dalszym, jest piżmowiec, niewielki przeżuwacz, dużo mniejszy od sarny, bo mający zaledwie 50 cm wysokości i 1 m długości. Pędzi on samotny żywot w górskich lasach środkowej Azji. Odżywia się podobnie jak nasze jeleniowate: liśćmi, gałązkami, rozmaitymi ziołami, w zimie - korą i porostami. Samce tego ssaka nie mają poroża, natomiast jako broń służą im bardzo długie, wystające z pyska kły, którymi mogą zadawać rany. Piżmowiec samiec ma koło pępka specjalny gruczoł produkujący piżmo - nadzwyczaj silnie pachnącą substancję, wysoko cenioną w przemyśle perfumeryjnym.

Ś????
TORBA NIE NA ZAKUPY
Łatwo się domyślić, że będzie tu mowa o ssakach, których samice mają na brzuchu torbę przeznaczoną do wychowywania potomstwa. Myliłby się jednak, kto by sądził, że będzie tu mowa wyłącznie o kangurach, gdyż nie tylko one, lecz wszystkie rodzime ssaki Australii i sąsiadujących z nią wysp mają taki narząd.
Nieliczne gatunki torbaczy, objęte wspólną nazwą szczurów workowatych, żyją też w lasach obu Ameryk. Pędzą życie nocne, i to w gęstwinie, toteż nie tak łatwo się na nie natknąć przypadkowemu obserwatorowi. Rozmiary ich wahają się od wielkości naszej pospolitej myszy do rozmiarów kota. Przykładem dużego torbacza może być opos, czyli dydelf amerykański, znany ze swego chwytnego ogona, na którym potrafi zawisać na gałęzi. Gdy młode opuszczą już torbę, włażą na grzbiet matki, ta zagina ogon w górę ku przodowi, a dzieci czepiają się go swymi maleńkimi, równieżchwytnymi ogonkami i w ten sposób podróżują bezpiecznie w koronach drzew, dopóki nie osiągną samodzielności.
Torebeczka jak pół palca rękawiczki
Wróćmy jednak do torbaczy australijskich. Najmniejszy z nich jest wielkości pospolitej myszy i na pierwszy rzut oka nawet przypomina ją wyglądem. Podobnie jak mysz, ma miękkie futerko, szare na grzbiecie, żółtawe na bokach i bardzo jasne, prawie białe na brzuchu, oraz trójkątny pyszczek, duże wypukłe oczy i spore uszy. Natomiast ogon różni się wyraźnie od mysiego: bardzo gruby, silnie otłuszczony i obficie owłosiony u nasady, dalej stopniowo cienieje i coraz rzadszą ma sierść, a końcowy odcinek jest bardzo cieniutki, bezwłosy i chwytny. Dromicja, bo tak zwie się to maleństwo, może zaczepiać się nim
45
o cienkie, chwiejne gałązki i w ten sposób bezpiecznie wędrować w gęstwinie krzewów lub koronach drzew, może również zawisnąć na nim i uwolnić wszystkie cztery łapki, gdy jest jej to do czegoś potrzebne. W swym środowisku życiowym poszukuje świeżo rozwiniętych kwiatów drzew i krzewów, by wylizywać z nich słodki nektar wraz z rozmaitymi przylepionymi tam owadami. Jest to jej główne pożywienie. Podczas wędrówek po gałązkach zjada też napotkane owady, a także delikatne części roślin.
Dromicja, podobnie jak inne torbacze, rodzi potomstwo bardzo słabo rozwinięte, po prostu zarodki, toteż nosi je w torbie brzusznej, gdzie znajdują się też sutki z życiodajnym mlekiem. Ale po kilku tygodniach trudno jej krzątać się w krzakach i drzewach z torbą wypełnioną kilkorgiem dzieci. Buduje więc gniazdko w dziupli lub między gałązkami, wyścieła je miękko i tam umieszcza potomstwo. W tym czasie odżywia je owadami, które oczyszcza z twardych chitynowych części. Młode rozwijają się szybko, pokrywają sierścią, grubieje im nasada ogona od gromadzącego się tłuszczu. Stają się też ruchliwe i dość odważne, wychodzą z gniazda i bawią się wspólnie, co jest nie tylko przyjemnością i gimnastyką, lecz także zaprawą do samodzielnego życia, które wkrótce rozpoczną.
Dromicja to okropny śpioch, prawie jak przysłowiowy suseł, nie tylko przesypia dnie, ale również wszelkie niesprzyjające okoliczności. Niedostatek pożywienia, susza, nadmierne upały powodują zapadanie tego zwierzątka w śpiączkę. Wtym czasie wszelkie procesy życiowe są bardzo zwolnione, organizm potrzebuje mniej składników pokarmowych. Dromicja chudnie, a przede wszystkim zużywa zapas tłuszczu na zgrubiałej części ogona.
Dlaczego diabeł?
Niekiedy trudno pojąć, czym się kierowano nadając zwierzęciu czy roślinie jakąś nazwę. Dlaczego na przykład jednemu z australijskich torbaczy nadano nazwę diabła? Chyba nie
dlatego, że odżywia się mięsem innych zwierząt i potężnymi zębami potrafi zmiażdżyć grubą kość, że pędzi życie nocne i że z napastnikiem walczy zaciekle do ostatniego tchu? Wszak podobnych drapieżników znamy wiele.
Ale najprawdopodobniej te właśnie cechy oraz groźny wygląd przyczyniły się do nadania temu niezbyt dużemu, zaledwie półmetrowej długości ssakowi nazwy diabła tasmańskiego. Ziej sławy przysporzyły mu także wyprawy, jakie urządzał do źle zabezpieczonych kurników czy owczarń/. W każdym razie walka z drapieżnym torbaczem zakończyła się wytępieniem go w Australii. Co prawda obecnie żyje jeszcze na Tasmanii, choć i tam trudno mu rokować długą i szczęśliwą przyszłość, chyba że zostanie wzięty pod ochronę.
Samica nosi potomstwo w torbie, każde maleństwo, uczepione do "swego" sutka, ssie przez cztery miesiące życiodajne mleko. Potem matka umieszcza młode w zawczasu przygotowanej norze; pod korzeniami drzewa, kamieniami, wykrotami czy w skalnych szczelinach. W tym okresie odżywia dzieci starannie przeżutym mięsem. Na tym pokarmie rosną one szybko, nabierają sił, zaczynają wychodzić z nory, bawią się, mocują, a przy najmniejszym zagrożeniu uciekają do kryjówki. Stopniowo otrzymują większe kawałki mięsa ze świeżej zdobyczy lub padliny, potem mięso z kostkami, z którymi świetnie sobie dają radę dzięki mocnym zębom trzonowym. Od chwili gdy potomstwo z matczynej torby przeniosło się do nory, w opiece nad nim uczestniczy również samiec.
Wiarygodne informacje na temat diabła tasmańskiego pochodzą od ludzi, którzy trzymali go w niewoli. Jak to zwykle bywa, przy bliższej znajomości okazało się, że przypisywana mu "szatańska złośliwość", okrucieństwo i krwiożerczość to przesada albo mylne tłumaczenie obserwowanego zachowania.
W rzeczywistości ssak ten nie wyróżnia się niczym spośród ogółu zwierząt o drapieżnym trybie życia. Trudno też zgłaszać pretensje, że zaciekle broni swego gniazda, potomstwa oraz własnego życia.
47

Arii pluszowy, ani miś
Australijski torbacz koala posłużył ongiś jako wzór misia-za-bawki, zdobywając światowy rozgłos wśród dzieci. Co prawda, każdy, kto miał możność przypatrzyć się na zdjęciu owemu ssakowi - o zobaczeniu żywego Europejczyk może tylko marzyć- nie dostrzeże wyraźnego podobieństwa między wzorem a jego kopią, wytwórcy bowiem zmieniali i upiększali według swego widzimisię produkowaną masowo zabawkę.
Charakterystyczną cechą tego nadrzewnego torbacza \est swoista budowa stóp i dłoni. U przednich łap kciuk i palec wskazujący przeciwstawiają się pozostałym palcom, u tylnych natomiast tylko pierwszy palec jest przeciwstawny. Dzięki takiej budowie wszystkie cztery kończyny działają niby cęgi, ułatwiając chwytanie i przytrzymywanie gałęzi.
Młoda koala w pierwszym okresie życia przebywa w torbie matki, stale uczepiona sutka, po upływie zaś sześciu miesięcy staje się już na tyle samodzielna, że wyłazi na zewnątrz i przesiaduje na jej grzbiecie. Coraz rzadziej też powraca do torby. Zdarza się, że od czasu do czasu sięga po liść eukaliptusa, a więc po normalne pożywienie dorosłych. Zanim jednak staną się one wyłącznym jej pożywieniem, otrzymuje od matki liście przetrawione już przez nią. Z wygodnej "jazdy na barana" na grzbiecie rodzicielki rezygnuje dopiero po ukończeniu roku. Przenosi się wówczas na gałęzie eukaliptusa i rozpoczyna samodzielne życie, które trwać może aż dwadzieścia lat.
Warto sobie uprzytomnić, że zwierzęta mają na ogół dość rozległy zestaw pokarmów: mięsożerne na przykład mogą jadać mięso rozmaitych zwierząt, jakie uda im się upolować, podobnie roślinożerne sięgają po różne rośliny bądź ich części. Ale znamy i takie zwierzęta, które odżywiają się tylko jednym rodzajem pokarmu. Nazywamy je monofagami.
Koala jest właśnie doskonałym przykładem monofaga, żywi się wyłącznie liśćmi eukaliptusów, i to liśćmi tylko pewnych gatunków, a ponadto z drzew w określonym wieku. Eukaliptusy bowiem wytwarzają nie tylko silnie pachnące, bakteriobój-
48

cze olejki, lecz w pewnym okresie ponadto trującą substancję, zwaną cyjanowodorem lub kwasem pruskim. Toteż hodując koalę w niewoli, trzeba wiedzieć, czy dostarczane jej liście nie zawierają owego zabójczego składnika. Konieczne jest zatem dysponowanie sporą plantacją kilku gatunków eukaliptusów w różnym wieku, by koala mogła wybierać sobie odpowiedni pokarm. Łatwo pojąć, ile kłopotów nastręcza taka wybredność, gdy chce się utrzymać zwierzę w dobrej formie.
Jeden tylko ogród zoologiczny - w San Diego w Kalifornii -trzyma koale, które nie tylko żyją tam od kilkunastu lat, ale również się rozmnażają, co jest najlepszym dowodem wzorowej pielęgnacji. Terazłatwo więc zrozumieć, dlaczego Europejczyk może jedynie marzyć o zobaczeniu żywej koali, jeżeli nie uda mu się polecieć do Australii bądź do San Diego.
Australijskie ogrody zoologiczne też oczywiście trzymają koalę - rodzime zwierzę swego kontynentu. Niestety, z trzech gatunków, jakie przybysze z Europy zastali w Australii, dwa zdołali wytępić doszczętnie dla cennego futra.
Wreszcie o kangurach
Żeby nie zawieść Czytelnika, że chociaż tyle mowy było o torbaczach, to o kangurach zaledwie wspomniano, przedstawię przynajmniej mniej pospolite gatunki. Bo o tych, jakie widuje się powszechnie w naszych ogrodach zoologicznych, każdy wie, że są roślinożerne, kończyny tylne mają kilkakrotnie dłuższe niż przednie, zaś potężny ogon służy jako podpora przy siedzeniu, a jako ster przy skokach w dal, że samice wychowują młode w torbie brzusznej i że ich środowiskiem są niziny.
A istnieją też naprawdę niezwykłe gatunki kangurów.
Równonogie
Taką niezwykłością jest drzewiak ciemny, gatunek, którego przedstawiciele mają obie pary odnóży równej długości. Trudno go nazwać dużym. Ma około 60 cm długości od czubka nosa
49
do nasady ogona i tyleż mierzy jego dość gruby, równomiernie owłosiony ogon. Nazwę drzewiak nadano temu torbaczowi dla podkreślenia jego trybu życia, przebywa bowiem stale w koronach drzew. Bardzo zręcznie wspina się po pniach oraz grubych konarach, wędruje też zgrabnie z gałęzi na gałąź. Po napełnieniu żołądka liśćmi, owocami, młodymi gałązkami i korą odpoczywa przez dłuższy czas - również na drzewie -spokojnie trawiąc. Drzewiak to zwierzę towarzyskie, zwykle widuje się je w gromadce składającej się z kilku członków
rodziny.
Jest rzeczą zrozumiałą, że drzewiak ?I? potrafi WVkonVW3r
Ś?????? dtugich skoków w da| jak jegoPnaziemnfk^wac
? cooriwia niiomufl ??? fiUSów nawet 18-20-me-
trowych z korony drzewa na ziemię. Warto uświadomić sobie, że jest to mniej więcej odległość z siódmego piętra do ziemi.
Skalniak żółto nogi
Przedstawiciele tego gatunku kangurów żyją w okolicach górzystych. Najbardziej rzucającą się w oczy ich cechą jest stosunkowo cienki, puszyście owłosiony ogon. Nie używają go "}ako podpory ???? spoczywaniu na \y\nych kończynach, jak to widujemy u kangurów nizinnych, lecz balansują nim podczas skoków dla utrzymania równowagi. Ma to szczególne znaczenie przy przeskakiwaniu przez spore szczeliny skalne.
Skalniak, jak wszystkie kangury, to roślinożerca. Strawienie pokarmu roślinnego wymaga współdziałania specjalnych bakterii oraz innych drobnoustrojów żyjących w przewodzie pokarmowym. U kangurowatych zasiedlają one żołądek, w którym zmieniają nierozpuszczalny błonnik na inne, rozpuszczalne związki. Po takiej obróbce pożywienie wraca do pyska, gdzie zostaje starannie roztarte na miazgę, by w tej postaci po ponownym przełknięciu przejść do dalszych części przewodu pokarmowego. Dlatego też młode pod koniec okresu karmienia mlekiem tak
50
chętnie i łapczywie oblizują wargi matki. W ten sposób otrzymują owe pożyteczne drobnoustroje współżyjące z roślinożer-cami. Łatwo też pojąć, dlaczego koala odżywia swą pociechę już przetrawionym pokarmem, gdy malec ztorby przeniesie się na jej grzbiet. Czyni to nie tylko dla dostarczenia mu liści w delikatniejszej postaci, ale również, by zaopatrzyć go w owe niezbędne mikroskopijne organizmy.
KOLORY TEŻ MAJĄ ZNACZENIE
Barwy W przyrodzie pełnią bardzo ważną rolę. Przeróżne kwiaty błękitem, żółcią, fioletem, różem i czerwienią przywabiają zapylające je owady. Wiele owoców też kolorem zachęca do uczty ptaki, które zjadają miąższ i rozsiewają nasiona. Piękne barwne kwiaty naszych roślin szybko przekwitają i na następne trzeba czekać do następnej wiosny i lata. W krajach podzwrotnikowych natomiast, gdzie przez cały rok jest dostatek wilgoci i ciepła, widzi się stale ogromne bogactwo kolorów, i to nie tylko u roślin, lecz również u niektórych zwierząt. Owady (szczególnie motyle), ptaki, ryby zachwycają ozdobną, barwną szatą, nie mniej jaskrawą i efektowną niż kwiaty, owoce, liście. Te piękne kolory i desenie mają rozmaite zadania. U wielu zwierząt, na przykład u samców pewnych gatunków ryb i ptaków, występują one tylko w okresie godowym, by samiczka mogła łatwiej dostrzec samca.
Organizmy ptaków produkują kilka barwników: żółty, czerwony, brązowy i czarny. U rozmaitych gatunków występują one w różnych proporcjach i układach, na przykład u wilgi przeważa żółty, u gila czerwony. Biel natomiast to nie tylko całkowity brak barwników, ale wynik załamywania się promieni światła na granicy powietrza i powierzchni pióra. Z tej samej przyczyny śnieg czy spieniona woda również wydają się nam białe.
Dlaczego jednak wśród wymienionych barw zabrakło niebieskiej, która występuje choćby u naszej kraski i sójki, a szczególnie często u wielu ptaków egzotycznych? Bo tu rzecz polega nie na barwniku, lecz na wrażeniu wzrokowym wywołanym przez załamywanie się promieni świetlnych w specjalnych przejrzystych, grubych, pustych komórkach pióra leżących na czarnym tle. Jeżeli takie niebieskie pióro silnie zgnieciemy,
52
straci ono kolor bezpowrotnie, ponieważ zniszczone zostały komórki powodujące to zjawisko.
Tym, którzy wątpią, że pewne kolory mogą być niezależne od istnienia barwnika, radzę przypomnieć sobie tęczę. Nikt nie uważa, że "namalowano" ją na niebie. To w bezbarwnych pęcherzykach pary wodnej rozszczepiają się promienie słoneczne. Nie należy więc się dziwić, że owe piękne biele i błękity to tylko sprawa specjalnej budowy piór.
Warto pamiętać, że barwy u zwierząt tego samego gatunku i płci występują zawsze w tych samych miejscach ciała i w takim samym układzie. Jest to bowiem cecha dziedziczna.

W KOLEJCE DO ŻEROWANIA I WYPOCZYNKU
Można by sądzić, że gdy zwierzęta chcą pić - szukają wody i piją, gdy chcą jeść - szukają pożywienia i jedzą. Ba, nie jest to wcale takie proste, jak się wydaje! Na przykład w stadach rozmaitych ssaków istnieje hierarchia polegająca na kolejności, w jakiej wolno jeść poszczególnym osobnikom. Trzeba więc czekać na swój posiłek.
A jak jest u ptaków? Widujemy przecież, że stadko gołębi rzuca się jednocześnie na pożywienie i każdy bez stania "w ogonku" łapie kęsy tym lepsze, im jest szybszy i zwinniejszy. Podobnie żerują wróble, czyżyki, jemiołuszki czy gile.
Są jednak ptaki, które niezwykle skrupulatnie przestrzegają kolejności przy posiłkach, udawaniu się na spoczynekitp. Jako przykład służyć mogą turaki, nazywane również bananojadami lub szyszakami. Zamieszkują one przeważnie niewielkimi stadkami lasy Afryki Środkowej i Południowej. Pod względem barwności biją wszelkie rekordy. Wprost nie sposób opisać piękna i bogactwa ich barw! Oto jak na przykład wygląda żyjący w Abisynii turak białolicy. głowa, szyja i boki mają kolor jasnozielony, brzuch i dalsze partie dolne-ciemnopopielaty, pozostałe części wierzchnie - błękitnoszary z zielonkawym połyskiem, sterówki są czarne, lotki - mocno karminowe, przy czym część obramowana jest brunatno, przed okiem i nad uchem znajduje się śnieżnobiała plama, brodawki wokółoka są barwy cynobrowej, dziób zaś na końcu krwistoczerwony, natomiast w części górnej zielony. Inne gatunki są również ubarwione bardzo kolorowo, przy czym oczywiście każdy inaczej.
Turaki żywią się owocami, szczególnie jagodami o soczystym miąższu, choć jedzą także owady czy ślimaki. Żerują na ziemi w pobliżu drzewa, w którego koronie przebywa całe stadko. Najpierw sfruwa na ziemię jeden ptak,wchwilęponim
55
następny i tak wszystkie kolejno jeden za drugim. Gdy po kilku czy kilkunastu minutach turaki napełnią wole pokarmem, powracają na gałęzie swego drzewa znów pojedynczo, w tej samej kolejności, w jakiej sfruwały. Kiedy przenoszą się na nocleg na inne drzewo, również lecą pojedynczo, jeden za drugim. Jak dotychczas, uczeni nie wypowiedzieli się jeszcze, co jest przyczyną tego szczególnego trybu życia turaków.
Myląca nazwa
Na próżno szukalibyśmy w jadłospisie turaków usprawiedliwienia dla drugiej ich nazwy-bananojady, ptaki te bowiem nie odżywiają się bananami, choć poczęstowane kawałkiem tego smacznego owocu, na przykład w ogrodzie zoologicznym, zjadają go bardzo chętnie. Nazwę tę jednemu rodzajowi tych ptaków nadał ongiś pewien niemiecki przyrodnik, a potem przyjęła się dla całej grupy turaków. Natomiast trzecia nazwa-szyszak, której używa się równorzędnie z nazwą turak, ma pełne uzasadnienie: głowy tych ptaków bowiem zdobi wspaniały czub przypominający wyglądem hełm lub szyszak.
Szczególna czerwień
Turaki,podobnie jak wiele innych ptaków,lubią się kąpać w płytkich wodach, na przykład w kałużach powstałych po \l\fc\NWyTT\ deszczu. Wyobraźcie sobie, że po kąpieli całego stadka woda staje się czerwona, zaś ich piękne czerwonopur-purowe pióra - szare, niepozorne. Nawet potarcie wilgotnym palcem takiego czerwonego pióra całkowicie wystarczy, by zebrać z niego barwnik zwany turacyną. Powstaje ona w ciele ptaka, ale jest usuwana przez organizm w ten sposób, że przenika na powierzchnię piór. W suchym powietrzu turacyną ściera się stopniowo i ciągle jest uzupełniana przez coraz to nowe porcje. Podczas kąpieli natomiast zmywa się dość dokładnie i pióra dopiero po pewnym czasie odzyskują swoją piękną barwę.
Potaż
w wodzie
wyjąte
swego
jego i
mocna
łopatk
w raz'
silny.
dłuższy
i uszy
znajd Hi
kły, ząóiska żywi. go chwyci są jednak
W lądzie brzegach się rosu wielkie pola hipopotam porównania rych
56
ZWIERZĘ PRAWIE WODNE
Ś
Potężny gruboskóry hipopotam większą część życia spędza w wodzie rzek lub jezior, rodzi tam nawet młode, stanowi więc wyjątek wśród ssaków kopytnych, do których go zaliczono. Do swego środowiska jest odpowiednio przystosowany. A więc jego dość długie, zakończone kopytkami cztery palce łączy mocna błona. Gdy rozsunie je w wodzie, nogi mogą działać jak łopatkowate wiosła. Dzięki temu hipopotam doskonale pływa, w razie potrzeby nawet bardzo szybko, gdyż jest nadzwyczaj silny. Może też pogrążyć się'w wodzie i przebywać tam przez dłuższy czas, wystawia bowiem na powierzchnię nozdrza, oczy i uszy umieszczone na wzniesieniach głowy. I choć reszta ciała znajduje się pod wodą, węszy, patrzy i nasłuchuje.
Hipopotam ma potężne zęby, a wśród nich wyróżniają się kły, dochodzące u samca do 70 cm długości. Te olbrzymie zębiska służą do wyrywania z dna roślin wodnych, którymi się żywi. Oczywiście, gdy rozzłoszczony atakuje, los wroga, którego chwyci zębami, jest nie do pozazdroszczenia. Olbrzymy te są jednak dość łagodne i nie szukają zwady.
Dzień powszedni hipopotama
W odludnych, spokojnych miejscach hipopotamy żerują na lądzie w dzień, a nawet plażują na piaszczystych łachach lub brzegach. Natomiast w okolicach gęsto zaludnionych posilają się roślinnością wodną bądź przybrzeżną kryjąc w rzece swe wielkie ciało. Na ląd wychodzą dopiero wieczorem i dążą na pola prosa, trzciny cukrowej, kukurydzy, ryżu, melonów. Jeden hipopotam spożywa dziennie około 200 kg paszy, ale bez porównania więcej wydepcze słupowatymi nogami, na których wspiera się cielsko 4-metrowej długości, ważące do 3,5
57
tony. Ponieważ hipopotamy chodzą paść się rodzinami liczącymi 30-40 osobników, łatwo sobie wyobrazić rozmiary szkód wyrządzanych przez nie na polach. Nasyciwszy się, co trwa dość długo, stado wraca na swoją plażę, gdzie wyleguje się aż do świtu, by rano wejść do rzeki.
Każda rodzina osiedla się w pewnej odległości od innych, ponieważ jednak hipopotamy są zwierzętami towarzyskimi, więc się wzajemnie odwiedzają. Na uczęszczanych przez nie szlakach powstają dzięki temu na dnie wód głęboko wydeptane rowy, które prąd jeszcze pogłębia. Olbrzymy poruszają się tymi-chciałoby się powiedzieć-ulicami, które niewidoczne są z brzegu, i tylko oczy doświadczonego obserwatora dostrzegą wysunięte na powierzchnię nozdrza i oczy.
Dlaczego hipopotamy giną?
W okolicach gęsto zaludnionych hipopotamów jest coraz mniej, miejscowi myśliwi zabijają je bowiem dla zdobycia mięsa, skóry oraz olbrzymich zębów (wcale nie gorszej jakości niż siekacze, czyli ciosy słoni) służących do wyrobu rozmaitych przedmiotów ozdobnych. W parkach ochrony przyrody natomiast, gdzie nikt ich nie prześladuje, żyją jeszcze tysiące tych potężnych wodolubnych ssaków. Tam właśnie człowiek może je spokojnie obserwować, fotografować i opisywać.
Powiększanie się rodziny
Samica hipopotama rodzi zwykle jedno tylko młode, bardzo rzadko zaś bliźnięta. Noworodek nie jest tak duży, jak należałoby się spodziewać po rozmiarach matki ważącej 3 tony lub więcej, jego waga wynosi bowiem zaledwie 27-45 kg. Malca można zobaczyć, gdy hipopotamy wychodzą w dzień plażować na brzegu lub piaszczystej łasze. Trzyma się on tuż-tuż przy rodzicielce, która nie puszcza go na krok od siebie. Wtedy też udaje się czasem zaobserwować samicę karmiącą małe. Na ogół jednak karmienie odbywa się w wodzie; malec przez
?????????' ?.-? i
Hipopotamy
chwilę ssie łapczywie, a potem wynurza koniec głowy z nozdrzami, by zaczerpnąć powietrza, oddycha głęboko i przewietrzywszy płuca powraca do przerwanego posiłku. Zwykle upływa kilkanaście minut, zanim się nasyci. Samica jest bardzo opiekuńcza i troskliwa, bezpieczniej więc nie tylko nie zaczepiać jej dziecka, ale nawet się doń nie zbliżać.
Żłobek
Płytkie rozlewisko na terenie posiadłości hipopotamiej rodziny ma wielkie znaczenie przy wychowywaniu młodych. Tu gromadzą się szczęśliwe mamy ze swymi pociechami, tu malcy stopniowo nabierają samodzielności pod czujnym spojrzeniem rodzicielek. Biada intruzowi, który przekroczy granice tego "żłobka", rozjuszona matka spieszy bowiem z odsieczą i trudno ujść przed jej gniewem, gdyż wbrew pozorom to grube, opasłe zwierzę porusza się bardzo szybko. Główne niebezpieczeństwo stanowią krokodyle, które chętnie też plażują na brzegu i rade byłyby tak pokaźnej przekąsce jak kilku-dziesięciokilogramowe hipopotamiątko. Rzadko któremu jednak udaje się upolować małego hipopotama, ciężka bowiem jak czołg samica depcze napastnika słupowatymi nogami i chociażby był nawet 7-metrowym olbrzymem, rozwścieczona matka poty się nie uspokoi, póki nie zmiażdży go zupełnie.
Hipopotamy i ryby
Na pewnych terenach Afryki równikowej wycięto całkowicie roślinność przybrzeżną i hipopotamy stopniowo się stamtąd wyniosły. Po jakimś czasie rybacy z okolicznych wiosek stwierdzili ze zdziwieniem, że w rzece jest coraz mniej ryb. Czyżby miały z tym coś wspólnego hipopotamy? Tak, właśnie hipopotamy stały się tego przyczyną.
Odchody zwierząt wodnych -a żarłoczne hipopotamy dostarczają ich wiele - użyźniają wodę, dzięki czemu żyć w niej może nieprzebrane mnóstwo drobniutkich, ledwie dostrzegalnych
60
gołym okiem roślin i zwierząt. Tym drobiazgiem karmią się larwy rozmaitych owadów, maleńkie skorupiaki, na przykład dafnie, kijanki, narybek, drobne rybki. Te małe zwierzęta pożerane są przez większe i silniejsze, które z kolei padają ofiarą jeszcze większych itd., itd. Ostatnie w tym łańcuchu są duże ryby.
Gdy hipopotamy wywędrowały do innych wód i zabrakło ich odchodów, tego pierwszego źródła pożywienia, stopniowo zmniejszała się liczba maleńkich, małych, średnich i coraz większych zwierząt. Odczuli to dotkliwie rybacy, gdy połowy ryb zmalały. Niestety, przywrócenie dawnej naturalnej obfitości ryb w tych wodach jest bardzo trudne, prawie niemożliwe.
Czy hipopotam poci się krwią?
Od bardzo dawna ludzie twierdzili, że hipopotam poci się krwią. Bo skąd by się wzięła czerwonawa bądź różowa barwa skóry, w dodatku ścieralna i nie zawsze jednakowo intensywna? Plemiona murzyńskie mające stale do czynienia z hipopotamami potwierdzały tę opinię. Podróżnicy w opisach afrykańskiej przyrody bezkrytycznie powtarzali tę wiadomość. Dopiero stosunkowo niedawno zbadano sprawę dokładniej i okazało się, że czerwona barwa potu pochodzi od jednego z jego składników. Różne ssaki, mające zdolność pocenia się, a więc i ludzie, pozbywają się zbędnych lub szkodliwych produktów, które z krwi przenikają do gruczołów potowych. Nasz pot jest prawie bezbarwny, u hipopotamów zaś jeden ze składników zabarwia go na czerwono.
Czytelnik, który wie już, że hipopotam pędzi życie w połowie wodne, a w połowie lądowe, zdziwić się może, iż pot w ogóle utrzymuje się na jego skórze. Wydawałoby się, że woda rzeczna powinna go zmyć. I zmyłaby go, gdyby to był zwykły wodnisty pot jak u innych ssaków. Ale pot hipopotama to dobrze przylegająca do skóry, galaretowata, kleista masa, która nigdy nie zmywa się całkowicie. Gdy zwierzę wyjdzie z wody w dzień, by wygrzewać się w słońcu, lub nocą, by
61
żerować na przybrzeżnej roślinności, pot wytwarza się obficiej i skóra znów przybiera intensywniejsze barwę. Natomiast gdy tarza się na plaży, przedziera przez gęste zarośla bądź czochra o wielki głaz czy kłodę drzewa, skóra wytarta z potu ma kolor łupkowoszary. Trwa to jednak niedługo, gruczoły potowe bowiem ciągle produkują wydalinę, która chroni skórę hipopotama przed wysychaniem.
DRAPIEŻNIKI STADNE
Każde zwierzę inne
Większość ludzi otrząsa się ze wstrętem na słowo "hiena". Hienom bowiem myśliwi i podróżnicy, a nawet przygodni obserwatorzy wyrobili - niesłusznie - bardzo złą opinię. Warto więc dowiedzieć się czegoś więcej o tych drapieżnikach.
Hiena cętkowana budową przypomina psa, ale odwrotnie niż on nogi przednie ma dłuższe od tylnych. Ciało jej pokrywa krótka, szorstka, szczeciniasta sierść, która na karku i grzbiecie tworzy niezbyt dużą grzywę. Sierść jest żółtawa, poznaczona rozrzuconymi nieregularnie czarnymi bądź ciemnobrązowymi cętkami, u każdego osobnika tworzącymi odmienny układ.
Ta ostatnia, zdawałoby się, nieistotna cecha okazała się bardzo ważna przy prowadzeniu badań nad tymi drapieżnikami. Ostatnio młodzi uczeni nie poprzestają na krótkotrwałych obserwacjach, uzupełnianych informacjami miejscowej ludności, lecz osiedlają się w rozległych parkach ochrony przyrody, by w ciągu całych miesięcy obserwować wybrane zwierzęta. Hieny, jak na ogół większość ssaków, dość szybko przyzwyczajają się do stałej obecności ludzi, przestają zwracać na nich uwagę i zachowują się zupełnie normalnie. Dopiero takie obserwacje, czynione z bliska i regularnie zapisywane, utrwalanie głosów na taśmie magnetofonowej oraz sporządzanie niezliczonej ilości zdjęć i filmów pozwala na dokładniejsze poznanie życia zwierząt.
Niektórzy uczeni powracają na ten sam teren po paru miesiącach lub po roku, aby stwierdzić, co dzieje się z poznanymi przez nich zwierzętami. Czy są tu te same osobniki co poprzednio? Czy wszystkie? Czy tylko niektóre? Ile młodych pozostało w rodzinnym zespole? Zrozumiałe jestwięc, jak wielkie znacze-
63
nie przy prowadzeniu tego rodzaju badań mają wszelkie indywidualne różnice między osobnikami, na przykład wspomniane już charakterystyczne rozmieszczenie cętek na futrze, naderwane w walce ucho czy wyraźna blizna po odniesionej ranie (u ssaków na bliźnie nie wyrastają włosy).
Psie zwyczaje
Ledwie wyprowadzi się psa z mieszkania na dwór, zaczyna on obwąchiwać uważnie ściany budynku, pnie drzew, a następnie często oddaje odrobinę moczu w jakimś miejscu, by po chwili zrobić to samo o parę kroków dalej. Wydawałoby się, że pies powinien załatwić się od razu w pierwszym miejscu, tymczasem ten dziwaczny ceremoniał trwa nieraz dość długo, zanim zwierzę opróżni wreszcie pęcherz. Widocznie ma to jakieś znaczenie, skoro prawie wszystkie psy tak postępują.
Dawno już stwierdzono, że krewniacy psa i wiele innych ssaków zachowuje się podobnie, oznaczając w ten sposób swój teren, na który innym osobnikom tego gatunku wstęp jest wzbroniony.
Tak też zachowują się hieny i po wyznaczeniu granic swego terytorium pilnie strzegą, aby inne, żyjące w pobliżu rodziny nie próbowały ich przekraczać. Oczywiście, co jakiś czas trzeba granice oznakować ponownie. Zapach wydzielany ze specjalnych gruczołów, położonych w pobliżu odbytu, ulatnia się bowiem po pewnym czasie, taką pokropioną trawę może zjeść jakiś roslinożerca, mogą też to miejsce zadeptać lub przesycić własną wonią inne przechodzące tamtędy zwierzęta.
U hien cętkowanych znakowanie to specjalny ceremoniał: osobnik dominujący w stadzie wyrusza na najdalszy punkt własnego terytorium łowieckiego i uwypukliwszy owe gruczoły zapachowe przesuwa się na ugiętych tylnych nogach nad kępką trawy czy jakąś inną rośliną, zostawiając na niej pachnącą kroplę jako znak. Za przewodnikiem podąża osobnik następny rangą i szereg innych hien o coraz mniejszym stopniu ważności i każda dodaje porcję woniejącej wydzieliny. Nie
64
m
?
wszyscy członkowie stada biorą udział w tym ceremoniale, część może być zajęta czym innym, na przykład opieką nad potomstwem.
Terytorium i jego granice nie są jednak wieczne. Zdarza się, że któraś rodzina hien bardzo się rozmnoży albo wśród młodzieży dorosną wyjątkowo silne i wojownicze osobniki, a wówczas zaczyna się wkraczanie na sąsiedni teren i przeważnie związane z tym walki. Pokonani uciekają w głąb swego terytorium, zwycięzcy zaś przyłączają część ich obszaru do swego.
Hieny na swoim własnym terytorium zachowują się odważnie i dzielnie go bronią, natomiast na obcym terenie czują się niezbyt pewnie i stosunkowo łatwo je przepędzić bądź odstraszyć. Jednak próby wtargnięcia na sąsiedzką ziemię zdarzają się dość często: na przykład w pogoni za uciekającą zwierzyną albo dla wypróbowania, czy przypadkiem nie uda się czegoś uszczknąć z cudzej zdobyczy. Czasem jednak zuchwalec przypłaca taki wypad życiem lub ciężkimi ranami. Terytoria hien są bardzo rozległe, bowiem rodzina licząca około 30 osobników potrzebuje wielkich ilości mięsa.
Utarło się przekonanie, że hieny są wyłącznie padlinożerne i wyczekują tylko na chwilę, aż Iwy ukończą ucztę. Ale gdy cała lwia rodzina nasyci się mięsem upolowanej zwierzyny, dla hien, szakali i sępów nie zostaje tak wiele resztek. Hieny to duże ssaki (cętkowana waży 60-80 kg, pręgowana - 27-54 kg), nie wystarczą im więc byle ochłapy, toteż same podejmują wielkie łowy na ssaki roślinożerne. Najchętniej rzucają się na cielęta, ale potrafią też powalić dorosłą antylopę gnu (150-270 kg) lub krowę domową na pastwisku. W uczcie zasadniczo biorą udział wszyscy członkowie rodziny, ale oczywiście zgodnie z obowiązującą hierarchią. Panujące zwierzę je więc pierwsze, potem stopniowo coraz niższe rangą, a spieszą się przy tym ogromnie i połykają bez żucia wielkie kawały mięsa. Jeżeli zdobycz była nieduża, to nie dla wszystkich starczy, ostatnie rangą zlizują tylko krew rozlaną na trawie, czasem złapią jaką zaniechaną przez ucztujących kość. Hieny mają nadzwyczaj mocne zęby i mogą kruszyć nawet grube kości, by wyssać z nich szpik.
5-Jeszcze raz...
65
^Ś0
Zresztą także tkanka kostna ulega strawieniu w ich przewodzie pokarmowym. Jedne osobniki zatem obżerają się do granic wytrzymałości, podczas gdy inne, a przede wszystkim dzieci, pozostają głodne. Odżywianie się jest nieregularne, toteż hieny niezwykle długo karmią młode mlekiem. Widuje się, jak jeszcze półtoraroczny dryblas odpycha młodsze rodzeństwo od matczynych sutek, by possać mleka.
W roli psa domowego
Przy bliższej znajomości z hienami okazało się również, że opowiadania o ich dzikości i niemożności oswojenia są nieprawdziwe. Zoologowie prowadzący w Afryce badania nad życiem tych drapieżnych ssaków przekonali się, że młode hieny łatwo dają się obłaskawić. Przywiązują się do swego pana i wszelkimi sposobami okazują mu sympatię i życzliwość. Mają wesołe usposobienie, chętnie bawią się zarówno z ludźmi, jak i z rozmaitymi zwierzętami domowymi lub oswojonymi, przebywającymi w domu. W zabawie nie czynią też użytku ze swej siły i potężnego uzębienia. ^
Łaciaty pies
IMa terenach stepowych na południe od Sahary żyją też inne stadne drapieżniki, na przykład likaony, krewniacy psa domowego, których ciemną skórę pokrywają nieregularne czarne, żółte i białe plamy, prześwitujące przez rzadką szczeciniastą sierść. W rodzinie psowatych likaony mają wyjątkowo po cztery palce u obu par kończyn, podczas gdy pozostali krewniacy mają przednie łapy pięciopalczaste. Likaon dorównuje wielkością owczarkowi nizinnemu, podobnie jak on waży od 16 do 32 kg w zależności od płci, wieku i stanu zdrowia.
Likaony to zwierzęta dzienne, polujące zawsze w gromadzie 10-12 osobników. Biegnąc jeden za drugim z przewodnikiem stada na przedzie penetrują rozległe trawiaste niziny w poszukiwaniu zdobyczy: antylopy, guźca, gazeli, zebry itp. Najczęś-
Ś
66
ciej przedmiotem ich ataku jest samica z młodym, które nie może biec zbyt szybko, i matka zostaje z nim w tyle. Od czasu do czasu podczas pościgu przewodnik ustępuje miejsca biegnącemu za nim likaonowi, a ten z kolei trzeciemu. Potem przewodnik wysuwa się na czoło pościgu, zaś dwa likaony osaczają z obu boków odłączoną od stada sztukę. Atak bywa rozmaity: albo likaony napadają na ofiarę kolejno z jednej i drugiej strony, albo atakują jej tylne kończyny, albo też przypuszczają atak frontalny.
Jadąc samochodem za stadkiem likaonów polujących na jakiegoś roślinożercę, można się przekonać, jak szybko biegają i jak są wytrzymałe. Pewien zoolog, który wraz z kilkoma asystentami poświęcił się badaniom nad likaonami w terenie, stwierdził, że na dziewięćdziesiąt jeden ataków podjętych przez obserwowane stadko tylko trzydzieści zakończyło się pomyślnie, to znaczy zabiciem ściganej zwierzyny. Okazało się też, że wbrew temu, co twierdzili przeróżni myśliwi i przygodni obserwatorzy, likaony nie gonią zdobyczy tak długo, aż siły jej ulegną wyczerpaniu. Prawdą jest natomiast, że przez pewien czas biegną z szybkością 50-60 km na godzinę, choć oczywiście taką szybkość mogą utrzymać jedynie przez krótki czas, na przykład na dystansie 6 km, lecz potem, jeżeli żaden nie zdołał doścignąć ofiary, przerywają łowy, by po krótkim odpoczynku rozpocząć poszukiwania nowej zdobyczy.
Podchodzenie do pasącego się spokojnie stada roślinożer-ców odbywa się z zachowaniem wszelkich ostrożności. Likaony suną wolniutko jeden za drugim, z nisko pochylonymi głowami, aż podejdą na odległość około 50 m. Bliżej podejść im się nie udaje, gdyż stado rzuca się do ucieczki. Likaony od tej chwili biegną z najwyższą szybkością, dopóki przewodnik nie zaatakuje upatrzonej sztuki. Pozostałe włączają się wówczas do akcji. Jeżeli polowanie uda się, przystępują od razu do pożerania zdobyczy. Towarzysząca dorosłym, ale jeszcze nie polująca czynnie młodzież zostaje dopuszczona do zdobyczy w pierw- , SZej kolejności. L/kaony Stanow/ą pod tym względem wyjątek wśród psowatych.
Po powrocie na własne terytorium, gdzie w norach przebywają szcieruąta pod oo^ąotiN/u^mn^^cirA^imale^^ONNCN/ zwracają z żołądka kawałki mięsa, które malcy pożerają. Natomiast matki przeważnie na próżno dopominają się o jedzenie / muszę zjadać część porcji przeznaczonych dla dzieci.
Instynkt karmienia szczeniąt przez dorosłe likaony jest bardzo silny. Zaobserwowano kiedyś, że dziewięć małych, zaledwie pięciotygodniowych szczeniąt straciło matkę. Zdawało się, że śmierć ich jest nieunikniona, bowiem w niedużym stadku pozostały tylko samce. Jednak co dzień powracały one z łowów w pobliże nory i regularnie karmiły szczenięta zwracanym mięsem. Trwało to do chwili, gdy młode mogły jażtowarzyszyć dorosłym w łowach.

REKORDOWA SZYJA
Wiele jest dowcipów i żartobliwych wierszyków na temat szyi żyrafy i jej mycia. A jak naprawdę u żyrafy wygląda owo "mycie"?
Otóż żyrafa podobnie jak wszystkie ssaki bardzo dba, aby sierść i skórę ustrzec przed brudem, ale nie pluska się w wodzie. Żeby pozbyć się pasożyta lub jakiegoś zanieczyszczenia, posługuje się długim na 60 cm językiem, a niekiedy zębami. Miejsca, których nie może dosięgnąć pyskiem, ociera długimi nogami. Często też czochra się o pnie drzew, bo ich szorstka, chropowata kora działa niby szczotka.
Chociaż wszystkie te zabiegi higieniczne wymagają sporego wysiłku, żyrafa jednak ich nie zaniedbuje, toteż jej piękne futro lśni czystością na całym ciele.
Zanim małe żyrafiątka nauczą się "myć" same, wylizuje je matka oraz bezdzietne samice z rodzinnego stada. Maluchy poddają się tym zabiegom higienicznym z wyraźną przyjemnością.
Dlaczego taka długa?
Często ten i ów zastanawia się, dlaczego szyja żyrafy jest taka długa? Czyżby było w niej więcej kręgów niż u innych ssaków? Może to wydawać się dziwne, ale w szyi żyrafy jest tyle samo kręgów co w szyi każdego innego ssaka, na przykład człowieka, myszy, słonia, psa, wieloryba. O długości szyi decyduje nie liczba kości, lecz ich rozmiary. U żyrafy są one bardzo długie i odpowiednio grube. Kręg delfina, który jest przecież okazałym ssakiem, wygląda przy kręgu żyrafy, powiedzmy, jak zapałka przy pudełku zapałek.
Ś
70

Wygody i niewygody
Obserwacje życia i zwyczajów żyrafy pozwoliły rozstrzygnąć, czy niezwykle długa szyja daje zwierzęciu jakieś korzyści, czy też przysparza tylko kłopotów. Żyrafa jest mieszkanką afrykańskiej sawanny, czyli stepu z rozrzuconymi tu i ówdzie pojedynczymi drzewami, oraz lasów parkowych. Prócz niej koczują na tych samych terenach liczne stada innych roslinożercow, jak zebry lub antylopy. Toteż trawy i zioła zostają przez nie dość szybko wyjedzone, częściowo zaś wydeptane, tak że zwierzęta te muszą wędrować na inne, jeszcze nie wyeksploatowane pastwiska.
Jednakże żadne ssaki kopytne nie są konkurencją dla żyrafy. Jest bowiem nie trawo-, lecz liściożerna, a więc jej zasobną spiżarnię stanowią rosnące na stepie drzewa, na przykład akacja czy mimoza. Okazały wzrost (wysokość w kłębie od 2,7 do 3,3 m), a ponadto owa bardzo długa szyja pozwalają żyrafie sięgać do gałęzi rosnących na wysokości nawet 6 m nad ziemią. Żyrafa nie musi mozolnie skubać liścia po liściu, by się nasycić. Zbiera je szybko i sprawnie - długim chwytnym językiem owija gałązkę i przeciąga po niej zgarniając od razu do pyska wszystkie liście. Pomagają jej przy tym ruchliwe wargi, nimi też oskubuje w razie potrzeby pojedyncze liście. Chętnie również zjada w całości delikatne młode gałązki.
Łatwo pojąć, że z wysokości, na jakiej znajdują się oczy żyrafy, obejmuje ona spojrzeniem bardzo rozległy teren. Gdy zaś dostrzeże jakieś niepokojące zjawisko, rzuca się do ucieczki, co zwykle bywa sygnałem dla członków jej rodziny, a także pasących się w pobliżu innych roslinożercow. Podczas biegu szyja i głowa żyrafy wykonują wahadłowe ruchy, lecz nie przeszkadza jej to wcale w dostrzeganiu wszystkiego, co dzieje się dokoła.
Zrozumiałe, że długa, wysoko wzniesiona nad tułowiem szyja utrudnia dopływ krwi do głowy, a więc i do mózgu. A jak wiadomo, krew rozprowadza w organizmie pokarm i tlen. Jednakże żyrafa nie cierpi na brak zaopatrzenia wte substancje
71
dzięki bardzo dużemu sercu, które ma aż 60 cm długości i waży 12 kg. Pompuje ono krewz odpowiednią siłą, także jej ciśnienie u żyrafy jest 2-3 razy wyższe niż u człowieka, a sieć naczyń krwionośnych mózgu ogromnie rozgałęziona. Żyły, czyli naczynia odprowadzające krew do serca, u wszystkich ssaków mają kieszonkowate zastawki zapobiegające cofaniu się krwi płynącej w kierunku serca. U żyrafy w żyłach szyjnych zastawki te są szczególnie duże: gdy zwierzę się schyla, sprawiają, że krew - już pozbawiona tlenu i pokarmu, natomiast niosąca dwutlenek węgla i inne szkodliwe produkty przemiany materii
- nie może się cofnąć do mózgu, lecz odpływa normalnie.
Jak cię widzą, tak cię piszą
Wielu rozmaitym istotom nadano nazwy już bardzo dawno. Niektóre z tych nazw zachowały się w pierwotnym brzmieniu i używane są nadal, chociaż dziś nie zawsze wiadomo, o co w nich chodzi, inne natomiast uległy częściowej bądź całkowitej zmianie. Specjaliści szukają ich pochodzenia w dawnych księgach, opowieściach oraz innych źródłach informacji. Niekiedy udaje się im rozszyfrować pierwotne brzmienie lub znaczenie pewnych nazw.
A jak było z nazwą żyrafy?
Przed półtora tysiącem lat, gdy w Europie nikomu nawet się nie śniło, że istnieje takie dziwaczne zwierzę, Arabowie, Turcy, Maurowie oraz inni mahometanie znali je pod nazwą serafe, co znaczy: śliczna. Gdy w okresie odkryć geograficznych Europejczycy zaczęli poznawać coraz to nowe obszary innych kontynentów, usłyszeli też opowiadanie o osobliwym zwierzęciu z długą szyją, na wysokich nogach, z wyrostkami na głowie przypominającymi rogi i cętkowaną, jakby lamparcią skórą. Podróżnik, który to stwierdził, namalował nawet jego akwarelowy portret.
Ówczesnym ludziom wydawało się, że to jakiś wybryk natu-
72
Żyrafa
ry, dziwoląg czy stwór z piekła rodem. Gdy wreszcie uwierzono w istnienie tego ssaka, jego osobliwy wygląd uwieczniono w łacińskiej nazwie Camelopardus, co w dosłownym przekładzie znaczy: wielbłądolampart. Potoczna nazwa serafe przekształciła się w formę giraffa. Obecnie w zoologii obowiązuje termin: Giraffa camelopardalis.
W 1827 roku dwie żyrafy - jako dar paszy egipskiego -przywieziono do Europy: jedną do Anglii, drugą do Francji. Po raz pierwszy tłumy publiczności mogły wówczas podziwiać w Paryżu i w Londynie te przeżuwacze o niezwykłym wyglądzie.
Cztery czy pięć "rogów"
Na próżno szukalibyśmy "rogów" na głowie żyrafy. Te kosmate utwory w liczbie od dwóch do pięciu, sterczące na głowie dorosłych zwierząt niezależnie od płci, nie mają nic wspólnego z rogami. Rogi bowiem to wytwór naskórka, podobnie jak kopyta, racice, paznokcie, pazury. Natom iast u żyrafy, tak jak u jeleniowatych, są to wyrostki kostne. U żyrafy jednak są one stosunkowo niewielkie, nie rozgałęzione, nie zmieniane co rok i stale pokryte skórą. Piąty wyrostek bywa zwykle guzowaty i dość niski.
Żyrafa, broniąc się lub atakując, potrafi dość silnie bóść czołem uzbrojonym w owe wyrostki, ale o wiele bardziej niebezpieczne jest jej kopnięcie, którym może połamać nawet grube kości wroga. Nigdy natomiast nie kopią się waiczące ze sobą samce żyraf. Ssaki bowiem, podobnie jak wiele innych zwierząt, nie zabijają ani nie ranią śmiertelnie swych pobratymców w zdarzających się potyczkach.
Od skrawka skóry do żywego zwierzęcia
?0?0??, ??$\?,??, T\a\NeUoo\odz.v uważaW poukon\ec ubiegłego stulecia, że wszystkie duże zwierzęta, szczególnie zaś ssaki, zostały już odkryte, a zatem nie należy się spodzie-
74
wac, by w jakimś głuchym zakątku kryła się jeszcze przed oczami białego człowieka jakaś nieznana istota. Ale byli i tacy -co prawda nieliczni - którym wydawało się to zupełnie możliwe. Wszak wtedy, przed stu laty, nie został jeszcze dokładnie spenetrowany wielki obszar dżungli środkowoafrykańskiej. Poznano już oczywiście wiele żyjących tam zwierząt, ale opowieści tubylców mówiły o rozmaitych nieznanych pierzastych i czworonożnych istotach.
Tak na przykład Bambuti - Pigmeje z puszczy Ituri - opowiadali o liściożernym ośle, którego mięso jadali, ze skóry zaś w czarne i białe pręgi wyrabiali rzemyki. Trzy takie paski przywiózł do Europy pewien podróżnik. Trudno się dziwić, że zoologowie dysponując tak skromnym materiałem uznali, iż jest to nowy gatunek zebry, choć zebry nie są ssakami puszczańskimi, lecz stepowymi. Inni znów przypuszczali, że zwierzę to jest leśną antylopą. Chociaż, prawdę mówiąc, antylopy również bardzo rzadko żyją w lasach.
Znalazł się wreszcie badacz amator, Sir Harry Johnston, Anglik, który podjął wyprawę do Konga, aby poznać sprawę na miejscu. Tam właśnie od oficerów w forcie granicznym dowiedział się, że ssak, którego pragnie odszukać na podstawie skrawków skóry, to ani osioł, ani zebra, ani żaden ich krewniak, na czole bowiem sterczy mu coś w rodzaju rogów, a ślady kończyn odbite w wilgotnej glebie wskazują, że ma na nogach po dwie racice. Zebrane informacje wraz z kawałkami skóry Johnston wysłał 21 sierpnia 1900 roku do Londynu, dokąd sam wkrótce powrócił. A po sześciu miesiącach otrzymał z Afryki od jednego z oficerów cenną przesyłkę zawierającą całą skórę i dwie czaszki - młodego zwierzęcia i samicy. Na tej podstawie zoologowie mogli nareszcie stwierdzić, że tajemnicze zwierzę to krewniak żyrafy, tylko o znacznie krótszej szyi. Zwierzęciu nadano nazwę Okapią Johnstoni uwieczniając w ten sposób zarówno miejscową nazwę okhapi, jak i nazwisko jej odkrywcy.
Wiadomość o istnieniu nie znanego dotychczas dużego ssaka obiegła światową prasę budząc ogólne zainteresowanie publiczności, a przede wszystkim zoologów. Do Afryki ruszyły
75
?i
wyprawy z różnych krajów, aby wytropić i zdobyć żywe okazy, a także poznać życie i zwyczaje tego niezwykłego zwierzęcia w jego rodzimej puszczy. Sporą książkę można by napisać o poszukiwaniach, przygodach, niepowodzeniach i sukcesach związanych z tym przedsięwzięciem. Okapi żyje bowiem w bagnistych, malarycznych puszczach, przez które człowiekowi, szczególnie Europejczykowi nie przyzwyczajonemu do panującego tam klimatu, trudno się przedrzeć. Pigmeje Bambuti, co łatwo zrozumieć, niezbyt kwapili się z pomocą w łowieniu tego rzadkiego ssaka, na którego od wieków polowali dla smacznego mięsa i cennej skóry. Nie bez powodu obawiali się, że biały
człowiek zechce zagarnąć to zwierzę wyłącznie d)a SJebJB.
Dopiero w 1910 roku zdobyto dwie, niestety, zastrzelone okapi, zoologowie mogli więc zbadać jej budowę, poczynić odpowiednie pomiary, opisać w sposób naukowy. Wkrótce zwierzę to objęto ochroną. Polowania na nie zostały wzbronione, łowić pojedyncze sztuki żywcem można było jedynie na podstawie zezwolenia władz, wydawanego naukowym instytucjom biologicznym oraz szczególnie dobrze prowadzonym wielkim ogrodom zoologicznym. Wolno było natomiast obserwować okapi na jej rodzimym terenie, w puszczy, i robić zdjęcia, co udawało się tylko niewielu śmiałkom.
Dopiero w 1928 roku, jako pierwszy na świecie,zdobyłokapi ogród zoologiczny w Amsterdamie. W dwa lata później ukazała się po długich tarapatach seria pięknych zdjęć tego ssaka na swobodzie.
Stańmy na paluszkach
Na suchych sawannach afrykańskich widuje się niewielkie stadka antylop, które odznaczają się szczególnie zgrabną budową. Te piękne długonogie zwierzęta o smukłym tułowiu, nazywane przez krajowców gerenuk, różnią się od swych krewnia-czek głównie sposobem żerowania. Antylopy, jak wiemy, pasą się na rozległych terenach porośniętych trawami i ziołami, podobnie jak bydło domowe i owce. Natomiast pełne wdzięku
76



??
Okapi
antylopy gerenuksą amatorkami innej zieleniny-widujesięje oskubujące liście z krzewiastych zarośli, a także drzew, na przykład akacji czy mimozy. Gdy nie mogą dosięgnąć gałęzi, stają na tylnych nogach, a dla zachowania równowagi w tej niezwykłej dla nich dwunożnej pozycji pionowej - przednimi opierają się o pień.
Patrząc na pasącego się gerenuka można by sądzić, że to krewniak żyrafy, ale ich podobieństwo ogranicza się wyłącznie do spożywania liści drzew i krzewów. Inne cechy świadczą o jego przynależności do antylop. Gerenuk ma tak jak i one prawdziwe rogi osadzone na kostnym możdżeniu. U żyrafy natomiast, jak wiemy, są to wyrostki kostne pokryte skórą.

POROZUMIEWAĆ SIĘ - TO NIE TYLKO MÓWIĆ
Opowieści o zwierzętach domowych mówiących w noc wigilijną ludzkim głosem to tylko legenda. Mowa bowiem to wyrażanie głosem myśli, a myśleć potrafi tylko człowiek.
Natomiast zwierzęta mają zdolność odczuwania i potrafią wyrazić to w sposób jasny dla wspołplemieńców, a niekiedy i dla obcych. Nie zawsze w tym celu używają głosu, informacje przekazują sobie również innymi sposobami. Na przykład w mieszanych stadach antylop, zebr i strusi, pasących się na rozległych stepach afrykańskich, zwierzę, które zauważy niebezpieczeństwo, rzuca się do ucieczki, a takie zachowanie staje się sygnałem zrozumiałym dla wszystkich pozostałych. Nie sprawdzając, co to za wróg - drapieżnik czy myśliwy - pędzą w ślad za uciekającym.
Pewien zoolog opowiadał, że kiedyś w rezerwacie cielątko łosia wpadło do rowu i okropnie lamentowało. Wkrótce nie tylko jego matka, ale także inne łosie zbiegły się na pomoc malcowi. Oczywiście w końcu przyszli też ludzie i wydobyli z rowu wystraszone zwierzę.
Ptaki również nadają sygnały alarmowe, zwykle są to określone krzyki. Gdy na przykład jakaś kawka - a ptaki te żyją w niewielkim oddaleniu od siebie-dostrzeże w pobliżu wroga, zostanie napadnięta, zraniona lub schwytana, wydaje rozpaczliwe wrzaski, które natychmiast ściągają inne kawki, gotowe wspólnie zaatakować prześladowcę.
W ciepłych morzach na rafach koralowych żyją stada rozmaitych małych rybek. Ich różnorodne, piękne, jaskrawe barwy i desenie, jednakowe dla każdego gatunku, służą jako wzrokowy sygnał rozpoznawczy. Kiedy jakiś osobnik oddali się zbytnio od rodzinnego stada lub, co gorsza, znajdzie się między
79
ŚŚŚŚ
li

obcymi, znajome ubarwienie ułatwia mu odnalezienie krewniaków.
Zranione ryby wydzielają specjalną substancję, która rozchodząc się w wodzie powoduje paniczną ucieczkę innych osobnikówtego gatunku. Mówimy, że jestto alarm chemiczny. Podobne zjawisko można zaobserwować też u kijanek naszych żab i ropuch, które zmykają co sił z miejsca, gdzie jedna z nich została schwytana i zraniona na przykład przez drapieżnego pływaka żółto brzeżka.
Szympans, nasz daleki krewniak, żyje na swobodzie w rodzinnych stadkach, w których łączność utrzymywana jest za pomocą głosu. Na przykład osobnik, który znalazł obficie owocujące drzewo, powiadamia o tym swych bliskich specjalnymi okrzykami. Zupełnie inaczej brzmią nawoływania w nocy, gdy poszczególne szympansy odzywają się od czasu do czasu, aby sprawdzić, czy wszyscy członkowie rodziny są w swoich gniazdach. Każdy bowiem dorosły szympans co wieczór ściele sobie gniazdo w koronie drzewa, a tylko małe sypiają razem z matką.
Zwierzęta próbują nieraz odpędzić napastnika, przyjmując groźną postawę, strojąc odpowiednie miny czy wydając okrzyki. W świecie zwierząt taka sygnalizacja odstraszająca jest dość pospolita. Każdy chyba widział, jak dwa koguty stają naprzeciw siebie, stroszą pióra i wojowniczo mierzą ostrym dziobem w przeciwnika. Przeważnie już to wystarcza, by słabszy zrozumiał, że nie ma żadnych szans na zwycięstwo, i ratował się ucieczką. Silniejszy zostaje na placu i ogłasza to triumfalnym pianiem.
A różni słabeusze, którzy naśladują wyglądem groźne zwierzęta? Przysłowiowo słabym stworzeniem jest mucha. A jednak przed pewnymi muchami cofają się ze strachem owado-żerne ptaki, bo owe muchy wyglądają jak osy, z których żądłem jadowym nikt nie chce zawrzeć bliższej znajomości. Taka mucha "udawaczka" nawet brzęczy jak osa i wysuwa odwłok do przodu, jakby miała zamiar użądlić, choć ani żądła, ani jadu nie ma. Toteż ptak, który miał kiedyś przykre spotkanie z osą,
, ze i
rezygr sób,;
Wiele i śpiewa gatunku i na przykfl mieńcówi takie zastd
Nie mai nie m< dla'
80
rezygnuje z polowania. Już został ostrzeżony w bolesny sposób, że owadów o takim wyglądzie nie należy napastować.
Wiele drobnych ptaków po wybraniu miejsca na gniazdo śpiewa gorliwie na swoim terenie, co dla innych par tego gatunku oznacza: wstęp wzbroniony. Ta często piękna pieśń, na przykład słowika, jest doskonale rozumiana przez współple-mieńców i tylko wyjątkowy zabijaka zaryzykuje wtargnięcie na takie zastrzeżone, "ośpiewane" terytorium.
Nie ma potrzeby mnożyć przykładów, że zwierzęta, chociaż nie mówią, to jednak w rozmaity sposób porozumiewają się dla wyrażenia swych uczuć i potrzeb.


NIEPROSZENI GOŚCIE
Po najazdach tatarskich pustoszących nasze ziemie zostało powiedzenie: nieproszony gość gorszy od Tatarzyna. Powiedzenie to można by odnieść także do wielu zwierząt, które wtarc^nąty ^a obce \eren^, ruszcząc \e \ r\avusza\ąc ?????????^? biologiczną ze szkodą dla rodzimych gatunków. Należy jednak pamiętać, że sprawił to człowiek, z jednej strony rozwijając komunikację, z drugiej zaś wprowadzając nowe rośliny bądź uprawiając dawne na wielkich obszarach, co stworzyło doskonałe warunki życiowe dla zwierząt roślinożernych, które w wyniku masowego rozmnożenia się z obojętnych współmieszkańców stały się szkodnikami.
Z Kolorado do Europy
Każdy słyszał o groźnym szkodniku - stonce, zwanej też chrząszczem z Kolorado. W swej ojczyźnie, zachodniej części Ameryki Północnej, żyła ona niezbyt licznie na dzikiej psiance, należącej do tej samej rodziny co ziemniak i pomidor. Toteż zanim koloniści nie podjęli tam uprawy ziemniaków, w ogóle nie dostrzegano istnienia tego niedużego owada. Dopiero w 1859 roku zaczęto w tamtych stronach sadzić masowo kartofle, a stonka włączyła ich liście do swego jadłospisu.
Przenoszona wiatrem na duże odległości, a także przewożona z transportami ziemiopłodów przedostawała się stopniowo coraz dalej i dalej na wschód. Wreszcie po dwudziestu pięciu latach dotarła do wybrzeży Oceanu Atlantyckiego.
Nie sądźmy, że mieszkańcy żyznych równin amerykańskich czekali z założonymi rękami na zjawiające się na ich polach
82
hordy szkodnika, przeciwnie, niszczono go w miarę możności, rezultaty jednak były znikome. W każdym razie nikt nie przewidywał, że stonka sforsuje Ocean. Jasne, że jej własne możliwości poruszania się nie odegrały żadnej roli i zostałaby szkodnikiem wyłącznie amerykańskim, gdyby nie zawleczono jej z towarami do Europy. Po raz pierwszy ukazała się tu już w roku 1876, w porę jednak dostrzeżono jej obecność i wytępiono doszczętnie. Dla wszelkiej pewności wprowadzono kontrolę towarów nadchodzących z Ameryki do portów europejskich, by wykryć ewentualną obecność nieproszonego gościa. Niestety, w 1920 roku pokaźne ilości tego owada dostrzeżono na polach Francji i tym razem nie udało się wyniszczyć szkodnika. Z roku na rok pojawiał się w coraz to nowych miejscach, a po piętnastu latach opanowane przezeń zostały pola ziemniaczane całej Francji. Oczywiście, stonka posuwała się coraz dalej na wschód i w 1948 roku dotarła do naszych ziem. Tu pomimo stałego zwalczania mnoży się nadal, wyrządzając wielkie szkody.
"Robaczywe" jabłka
Nieraz jabłko wygląda ładnie, szpeci je tylko niewielka ciemna plama wokół niedużego otworka. Dopiero po przekrojeniu owocu widać, że przez cały miąższ aż do komór nasiennych prowadzi korytarzyk wypełniony odchodami. W takim jabłku zwykle nie ma nasion, gdyż pożarła je gąsienica owocówki jabłkóweczki. Gąsienica owocówki jabłkóweczki, zanim zmieni się w poczwarkę, uszkadza zwykle kilka owoców, a uszkodzony przez nią owoc szybko zostaje opanowany przez bakterie, pleśń lub inne grzyby i gnije.
Tego właśnie owada z jakimiś towarami przywieziono z Europy do Stanów Zjednoczonych, gdzie, początkowo nie zauważony, rozmnożył się powodując ogromne straty. Z Ameryki zawleczono go z kolei do Australii. Tam również zdążył się zadomowić, nim przystąpiono do jego tępienia.
Podobne inwazje rozmaitych szkodników z kontynentu na
83
Ś
kontynent nie były rzadkością i pomimo starannej kontroli zdarzają się nawet i obecnie, a dzieje się to tym łatwiej, że szybka komunikacja lotnicza pozwala nie dostrzeżonym pasażerom na pomyślne odbycie podróży.
Egzotyczny widliszek
Wszyscy znacie komara widliszka. Bzyka denerwująco nad człowiekiem, a gdy mu się tylko uda, przekłuwa skórę i wysysa kropelkę krwi. Ale jego afrykański krewniak jest znacznie groźniejszy. Ten gatunek widliszka ma nieco inne zwyczaje niż europejski: dorosły owad najchętniej przebywa w mieszkaniach, składa jaja i przechodzi rozwój w niewielkich zbiornikach wodnych przy domu, na przykład w porzuconych na dworze naczyniach lub kałużach. Oczywiście, tak jak i nasz ssie krew ludzką, a jeżeli natrafi na osobnika chorego na malarię, sam zachorowuje i po paru dniach jego ukłucie staje się zaraźliwe.
Na przełomie 1929 i 1930 roku kilka takich afrykańskich widliszków przebyło Atlantyk na statku zdążającym do Brazylii
1 tU W porcie wyleciały na swobodę. W gorącym klimacie komary mnożą się szybko i w ciągu roku mają wiele pokoleń. Toteż już w kilka miesięcy od wylądowania tego groźnego owada, w okolicy portu wybuchła epidemia malarii. W ciągu jednego roku spośród 12 000 mieszkańców pewnej miejscowości chorowało 10 000. Wielu też zmarło. Przystąpiono więc do walki z widliszkiem i po kilku latach liczba zachorowań zmalała.
Ale w tym czasie widliszek zdążył opanować sąsiednie tereny niosąc chorobę i śmierć. Nowa epidemia malarii przybrała straszliwe rozmiary: zachorowało wiele tysięcy ludzi, zmarło zaś 20 000.
Tym razem przystąpiono do tępienia widliszka ze wzmożoną energią, wydając mu prawdziwą wojnę. Zabiegi pochłonęły
2 min dolarów i wiele wysiłku, lecz ostatecznie udało się opanować tę groźną chorobę.
84
Z Dalekiego Wschodu do Europy
Na początku bieżącego wieku w jednym z dopływów Łaby znaleziono nie widywanego tu dotychczas kraba. Jego charakterystyczną cechę - gęste niby futro wyrostki na pierwszej parze nóg - podkreśla nazwa: krab wełnistoszczypcy lub we-łnistoręki. Zoologowie poznali w tym skorupiaku mieszkańca rzek w północnych Chinach. Jakim sposobem znalazł się on w Europie? Nie przepłynął przecież przez morza i oceany!
Specjaliści sądzą, że to jego larwy dostały się ze słodką wodą do zbiorników statku powracającego z dalekowschodniej podróży do Niemiec. Gdy po przybyciu do Europy opróżniono zbiorniki, podróżujące "na gapę" skorupiaki znalazły się w wodach portu, skąd dotarły do rzeki. Znalazły tu podobne, a nawet lepsze warunki niż w ojczyźnie, gdyż w Łabie nie ma specjalnych pasożytów ani zarazków chorobotwórczych atakujących tego kraba. Nic więc dziwnego, że przybysze mnożyli się bez przeszkód i dla żyjących tu rodzimych gatunków stawali się stopniowo coraz groźniejszym rywalem w zdobywaniu pożywienia. Wystarczyło dwadzieścia lat, by kraby wełnistoszczyp-ce rozprzestrzeniły się w rzekach rozległych terenów Europy zachodniej i środkowej. Wyniszczyć zaś te skorupiaki jest bardzo trudno, tym trudniej, że mnożą się szybko, samica bowiem w jednym okresie rozmnażania składa około 1 min jaj. Tak więc istniejący porządek ekologiczny wyraźnie został zakłócony.


NAJWIĘKSZY PTAK
Dzień dobry, strusiu
Kto chciałby pierwszy powiedzieć strusiowi "dzień dobry", musiałby wstać bardzo wcześnie, gdyż struś budzi się o wschodzie słońca. Ponieważ nie jest samotnikiem, lecz żyje w rodzinnych stadach, wszystkie osobniki: koguty, kury i młodzież -zachowują się podobnie. Po przebudzeniu pasą się rozproszone na swoim terenie, aby sobie nawzajem nie przeszkadzać wzbieraniu jadalnych kąsków. Strusie są roślinożerne, a więc przede wszystkim zjadają rozmaite rośliny w całości lub ich liście, pączki, kwiaty, owoce. Nie pomijają jednak napotkanych drobnych zwierząt: owadów, ślimaków, jaszczurek, gryzoni.
Zwykle gdy zbliża się południe, mają już pełne wole i gromadzą się wtedy na wspólny odpoczynek. Kładą się na brzuchu lub na podgiętych nogach, by spokojnie trawić. Bardzo często struś umieszcza swą długą szyję i głowę na piasku. Nikt wiarygodny nie stwierdził jednak, by ją w nim chował. Po co miałby to czynić? Czy aby uniknąć widoku wroga? Cóż by mu z tego przyszło? Przed wrogiem w porę dostrzeżonym może uciec albo bronić się potężnymi kopnięciami. Siła jego dwupal-czastych nógjest tak wielka, że jednym uderzeniem może zabić mniejsze zwierzę lub złamać kość dużej antylopy czy nawet bawołu.
Nie zdarza się, aby strusie szukały cienia, południowy odpoczynek odbywa się w pełnym słońcu. Młodzież poświęca wtedy sporo czasu na beztroskie gonitwy, skoki, bieganie tam i z powrotem, trzepotanie skrzydłami. Po pewnym czasie całe stadko udaje się do wodopoju. W sprzyjających okolicznościach, jeżeli na przykład strusie znajdą się w pobliżu jeziora lub morza, kąpią się, a raczej pławią, dość długo stojąc zanurzone w wo-
86
dzie po szyję. Ugasiwszy pragnienie orzeźwione ptaki ponownie dążą na pastwisko i po napełnieniu wola, przed zapadnięciem zmroku, zdążają na nocleg. Podobnie jak w południe kładą się na ziemi, lokując na niej również szyję i głowę. Sen strusi trudno by nazwać "kamiennym", śpią bowiem bardzo lekko i czujnie. Drgania ziemi pod stopami jakiegoś dużego zwierzęcia, nagły krzyk mordowanej podstępnie ofiary bądź inne niepokojące dźwięki podrywają na nogi całe stadko. Są więc w każdej chwili gotowe do spiesznej ucieczki lub - gdyby alarm okazał się fałszywy - ponownego ułożenia się na spoczynek.
Zgubne piękno
Śliczne puszyste pióra ze skrzydeł i ogona samców strusi nie służą do latania, to ich ozdoba. Od wieków ludzie je sobie upodobali i sporządzali z nich rozmaite dekoracyjne przedmioty. Już na starożytnych malowidłach i rysunkach widujemy wyroby ze strusich piór. Moda na nie z pewnymi przerwami trwała długie wieki, aż do początku XX stulecia, kiedy to piórami strusi zdobiono kobiece kapelusze, wyrabiano z nich wachlarze oraz inne zbytkowne przedmioty. Ta moda na piękne strusie pióra przyczyniła się do zguby wielu tysięcy ptaków.
Znaleźli się w końcu pomysłowi ludzie, którzy podjęli hodowlę strusi na specjalnych fermach, składających się głównie z ogrodzonych połaci stepu. Strusie pasły się tam swobodnie, tylko trzeba je było dodatkowo dokarmiać. Tam też ptaki się gnieździły i wychowywały potomstwo. Obcinanie pięknych lotek i sterówek rozpoczyna się, gdy samce ukończą półtora roku. U młodszych samców upierzenie jest równie skromne jak u samic.
Każda moda z czasem przemija, minęła więc i moda na zdobienie kapeluszy strusimi piórami. Obecnie niewiele strusi hoduje się na fermach. Nabywają je ogrody zoologiczne, cyrki oraz inne przedsiębiorstwa rozrywkowe.
Ostatnio coraz większe przestrzenie stepów zajmowane są
87
pod uprawę, lecz strusie żyjące na swobodzie traktują pola i pastwiska dla bydła jak swój rodzimy teren, wyrządzając poważne szkody. Toteż rolnicy tępią je. Tylko w wielkich parkach ochrony przyrody mogą jeszcze te okazałe ptaki czuć się bezpiecznie.
Cóż to za towarzystwo?
Stadka strusi pasą się najczęściej w pobliżu stad czworonożnych roślinożerców, na przykład rozmaitych gatunków antylop, gazeli, zebr, czasem żyraf. Strusie, jak wszystkie ptaki, mają doskonały wzrok, a ponieważ są długonogie i długoszyje (głowa ich wznosi się na wysokość do 2 m 75 cm), ogarniają spojrzeniem stosunkowo rozległą przestrzeń. Czujne i spostrzegawcze, zauważają każdą zmianę w codziennym, zwykłym otoczeniu, na przykład chwiejące się w jakimś miejscu źdźbła pośród stojących dokoła nieruchomo traw, co może zdradzać skradającego się drapieżnika. Niepokój strusia przewodnika udziela się pozostałym członkom stadka. Wszystkie ptaki patrzą uważnie na podejrzane miejsce. Jeżeli nie jest to nic groźnego, znów zaczynają żerować.
Pasące się w pobliżu ssaki reagują na zachowanie strusi i za przykładem swych upierzonych sąsiadów bądź zostają na miejscu, bądź uciekają.
Ssaki nie dysponują tak wspaniałym wzrokiem, mają natomiast nadzwyczaj wrażliwy słuch i węch. Tymi więc zmysłami badają otoczenie. Jeżeli coś je zaniepokoi, jeżeli zwęszą lub usłyszą nadciągające niebezpieczeństwo, pośpiesznie uciekają. Za ich przykładem rusza też stado strusi. Tak więc niedobrane, jak by się mogło zdawać, towarzystwo czworonożnych i upierzonych roślinożerców jest dla obu stron korzystne.
Strusie odnoszą jeszcze jedną korzyść z bliskiego sąsiedztwa czworonogów. W odchodach ssaków - a wielotysięczne stada zostawiają ich mnóstwo - lęgną się kałożerne owady stanowiące pożądany pokarm szczególnie dla strusich piskląt.
88
Struś afrykański i zebry

Śi
Troskliwy ojciec
Ptaki lęgną się z jaj, które powinny przebywać w określonej, stałej temperaturze, zanim rozwinie się i wykluje pisklę. Najczęściej niezbędnego ciepła dostarcza ciało matki. U strusi natomiast jajka wysiaduje głównie samiec. On też wygrzebuje w piasku dość płytką jamkę, do której samica składa 12-15 jaj. Potężne te jaja o grubej lśniącej skorupie mają przeciętnie 16 cm długości i ważą, zależnie od rasy strusia, 1-2 kg.
Zdawać by się mogło, że w gorącym klimacie, na wygrzanym słonecznymi promieniami piasku wysiadywanie, a więc ogrzewanie jaj jest niepotrzebne. Ba, w dzień struś nie ogrzewa jaj, przeciwnie, własnym ciałem chroni je przed upałem. W nocy natomiast, gdy temperatura znacznie się obniża, zapewnia on rozwijającym się zarodkom niezbędne ciepło. Wysiadywanie trwa sześć tygodni.
Widuje się niekiedy jaja leżące tuż przy strusim gnieździe, które nie mieszczą się już pod wysiadującym samcem. Jest to skutek nierozważnego postępowania części samic, którym zdarza się składać jaja przy byle jakim gnieździe. Jasne, że z takich "podrzutków" nie wyklują się pisklęta.
Kiedy wreszcie młode opuszczą skorupę, całkowitą opiekę nad nimi obejmuje ojciec. On wodzi je na pastwisko, gdzie podsuwa co smaczniejsze pożywne kąski, on prowadzi do wodopoju, on broni przed wrogami, on osłania podczas najgorętszych godzin dnia oraz chłodnych nocy.
Z wiatrem w zawody
Strusie nie latają, uniesienie bowiem w powietrze własną siłą ciała ważącego 90 kg jest niemożliwe. Struś natomiast, co u ptaków stanowi wyjątkową umiejętność, jest szybkobiegaczem: 100 m przebiega w ciągu 4 sekund, czyli 1,5 km na minutę i 90 km na godzinę. Nie należy jednak sądzić, że potrafi pędzić z taką szybkością przez dłuższy czas. Po kilku minutach oddala się jednak od nieprzyjaciela na tyle, że może się zatrzy-
90
mać, odpocząć, rozejrzeć uważnie i albo znów podjąć ucieczkę, albo paść się na nowym miejscu.
Hodowanych strusi używa się niekiedy jako zwierząt pociągowych. Zaprzęga się je do lekkich wózeczków, zwykle jednak w celach rozrywkowych.
Przysłowiowy żołądek
O człowieku, który bez szkody dla zdrowia jada trudnostraw-ne potrawy, mówi się, że ma strusi żołądek. Badając u zabitych strusi zawartość tego narządu stwierdzono, iż prócz nasion, pestek, owoców, liści, kawałków łodyg, kostek drobnych kręgowców, pancerzy chrząszczy znajdują się w nim ponadto spore kamyki, odłamki szkła oraz drobne przedmioty żelazne, jak gwoździe, kawałki blachy, ogniwa niezbyt grubych łańcuchów itp. Stąd też strusi żołądek uznano za szczególnie wytrzymały.
Połykanie tego rodzaju przedmiotów nie jest jednak charakterystyczną cechą wyłącznie strusi. Podobną zawartość żołądka stwierdza się również u drobiu i u innych, nawet owadożer-nych ptaków. Tylko te niejadalne przedmioty są odpowiednio mniejsze. Natomiast ich przeznaczenie jest takie samo u wszystkich ptaków - służą mianowicie do rozcierania na miazgę twardego pożywienia, co ułatwia trawienie.
?^?
UPRAGNIONA SŁODYCZ
Cukier to nie wyłącznie przysmak, bez którego nie potrafią się obyć dzieci i łakomczuchy, lecz podstawa przemian fizjologicznych i źródło energii w organizmie. Cukier, a ściślej mówiąc cukry, jest ich bowiem wiele, wytwarzają rośliny, a z roślin ten niezbędny do życia związek czerpią ludzie i zwierzęta.
Każdy z kontynentów ma charakterystyczne gatunki roślin obficie produkujących i magazynujących cukier. Wyjątkiem jest tylko Australia, gdzie nie występują rodzime rośliny cukro-dajne.
Najbardziej znane spośród roślin wytwarzających cukier są burak cukrowy i trzcina cukrowa.
Przez długie wieki cukier, którego obfitość obecnie nikogo nie dziwi, był w Europie bardzo drogi, co odzwierciedla staropolskie przysłowie: "Król wielki pan, a łyżkami cukru nie jada".
Miododajne owady
Jak więc zaspokajali potrzebę tego składnika nasi praojcowie, gdy nie uprawiano jeszcze roślin cukrodajnych? Jadali rozmaite słodkie owoce oraz zabierali zapasy owadom umiejącym nie tylko zebrać z roślin słodki sok, ale też skondensować go i zmagazynować. Każdy chyba wie, że owady te to pszczoły, które spijają z kwiatów nektar-dość wodnisty roztwór cukrów, olejków eterycznych, witamin - i przerabiają go na miód. Już przed 15 tysiącami lat ludzie znali ten produkt, o czym świadczy zachowane na ścianach jaskini malowidło ówczesnego artysty przedstawiające scenę podbierania miodu z barci dzikich pszczół.
Bartnictwo, a później pszczelarstwo stały się specjalnym zawodem na terenach, gdzie pszczoła była owadem rodzimym lub osiedlonym przez człowieka. I znów Australia okazała się
92
? ??
pod tym względem lądem upośledzonym, gdyż na jej rozległych obszarach nie było pszczoły miodnej. Sprowadzili ją dopiero emigranci z Europy i po jakimś czasie rozpowszechniła się na tym kontynencie. W Australii żyją natomiast miejscowe mrówki miodowe znane tubylcom od zamierzchłych czasów. Niektóre robotnice, gdy napełnią wole słodkim sokiem, wracają do mrowiska, zaczepiają się łapkami na sklepieniu podziemnej komory i wiszą prawie nieruchomo. Od czasu do czasu przyjmują od innych zbieraczek przynoszone z wypraw porcje słodkiego soku. Stopniowo mrówka "zbiornik" rozciąga się coraz bardziej, aż wreszcie odwłok osiąga rozmiary wiśni. Im większe mrowisko, tym więcej wypełnionych sokiem robotnic zwisa ze sklepienia.
Z nadejściem niesprzyjającej pory, gdy zbieraczki nie wychodzą na żer, zaczynają korzystać z nagromadzonych zapasów. Lekkimi uderzeniami czułków komunikują wiszącej mrówce o zapotrzebowaniu na żywność. W odpowiedzi na ten sygnał w jej otworze gębowym pojawia się kropla po kropli sok, który głodna mrówka skwapliwie połyka, by z kolei jego część przekazać innym członkom rodziny.
Tubylcy znają dokładnie tryb życia tych owadów, toteż gdy mrowiska są w pełni zaopatrzone, wyruszają na miodobranie. Rozgrzebują umiejętnie gniazdo, by nie zrujnować go całkowicie, i wybierają żywe pojemniki napełnione słodyczą. Część zbioru od razu na miejscu spożywa dzieciarnia, resztę zaś składa się w workach z kangurzej skóry i zachowuje na później.
Amatorzy słodyczy
Miałam temu opowiadaniu nadać tytuł "inne łakomczuchy", nie ma jednakże podstaw, by oskarżać jakieś zwierzę o tak brzydką wadę, jak łakomstwo. Każde jada taką żywność, do jakiej jest przystosowane. Spośród ptaków żywiących się głównie słodkim nektarem należy wymienić kolibry, nektarniki i miodojady. Wszystkie one są oczywiście mieszkańcami krajów o gorącym klimacie, gdzie przez cały rok mają pod dostat-
93
kiem coraz to innych, kolejno kwitnących gatunków roślin miododajnych.
Nie będę tu zajmować się kolibrami, bo o nich każdy słyszał. Rzadko natomiast wspomina się o pozostałych, a przecież nektarniki są dla terenów afrykańskich równie charakterystyczne, jak kolibry dla Ameryki. Na przykład nektarnik metaliczny jest pospolity wszędzie tam, gdzie kwitnie mimoza. Nieduży, jaskrawo ubarwiony sam iec tego ptaszka odzywa się co chwila dźwięcznym głosem oznajmiając samiczce, gdzie żeruje. Prócz nektaru, który bardzo zgrabnie wysącza, zjada również drobne owady, które w poszukiwaniu żywności zabrnęły w głąb korony kwiatowej. Nie przegapiteżżadnego małego przelatującego w pobliżu owada i ściga go, zwykle z powodzeniem.
Miodojady-przeważnie znacznie większe od kolibrów i nek-tarników - są mieszkańcami Australii oraz otaczających ją wysp, ale narządy do pobierania nektaru z kwiatów mają zbudowane podobnie: a więc długi, cienki, zagięty dziób oraz rozwidlony język, również bardzo długi, a na końcu pokryty cieniutkimi wyrostkami skóry, tworzącymi rodzaj pędzelka. Ta budowa dzioba i języka ułatwia wylizywanie nektaru. Największy z tej grupy ptaków - kędziornik miodojad, przez tubylców zwany poe, dochodzi do wielkości gołębia i żyje na porośniętych eukaliptusami obszarach Nowej Zelandii i Wysp Auklan-dzkich. Niestety, piękne upierzenie i melodyjny śpiew stały się przyczyną jego masowego łowienia i trzymania w klatkach, tak że obecnie jest już rzadkością.
Prócz talentów śpiewaczych poe ma jeszcze duże zdolności naśladowcze. W niewoli stosunkowo szybko uczy się wymawiania rozmaitych słów, gwizdania melodii oraz naśladowania bardzo udatnie głosów różnych zwierząt. Oczywiście tych, z którymi styka się dość często.
Miodowód z miodożerem w jednym żyją lesie
Lesiste okolice Afryki Środkowej i Południowej zamieszkuje miodowód. Nie jest to ptak zbyt pięknie ubarwiony, choć
94

/
sjf'
X




Ratel, czyli miodozer

można by się tego spodziewać po pierzastym mieszkańcu gorących krajów. Rozmiarami też nikomu niezaimponuje-ani to olbrzym, ani karzełek, ot, sredniak wielkości pospolitego u nas szpaka. Podobnie jak kukułka, sam nie robi gniazda, lecz podrzuca jaja innym ptakom, a te je wysiadują i pielęgnują wyklute młode.
Miodowód również należy do wielkich amatorów słodyczy. Ogromnie lubi wosk, miód oraz larwy i poczwarki pszczół. Lubi, ale sam nie potrafi dobrać się do gniazd tych owadów, zbudowanych w pniach drzew lub w ziemi. Toteż poszukuje sobie wspólnika.
Gdy natrafi w lesie na gniazdo dzikich pszczół, sadowi się na gałęzi drzewa rosnącego w pobliżu ścieżki wydeptanej przez ludzi albo przez duże ssaki i czeka cierpliwie, aż zauważy człowieka lub sporego ssaka-ratela. Wtedy zaczyna niecierpliwie kręcić się na gałęzi, trzepotać skrzydłam i, odzywać, jednym słowem, okazywać silne podniecenie. Nie każda istota zwróci na to uwagę. Człowiek jednak, szczególnie rodowity mieszkaniec Afryki, natychmiast wie, o co chodzi. Z ssaków leśnych zachowanie miodowoda rozumie jedynie ratel - krewniak naszych kun i borsuka.
Otóż gdy miodowód dostrzeże, że został zauważony, zrywa się, przelatuje na pobliskie drzewo, sprawdza wzrokiem zachowanie ratela, a gdy stwierdzi, że zwierzę podąża za nim, znów leci kawałek dalej. Powtarza się to tak długo, aż obaj dotrą do gniazda z miodem. Tu miodowód sadowi się na gałęzi i czeka...
Czeka, aż ratel dogrzebie się do ukrytych w dziupli lub ziemi słodkich skarbów. Zwykle mu się to udaje, ma przecież mocne łapy i ostre pazury, toteż wyrywa plastry z miodem, z czerwiem i pożera, ile tylko zdoła. Oczywiście, rozrzuca przy tym dookoła mnóstwo okruchów. Żądła rozwścieczonych owadów nie docierają do jego skóry przez grube futro, ale wrażliwy nos, uszy i powieki narażone są na ukłucia. Wkrótce więc objedzony przysmakami, ale z opuchniętym pyskiem, ratel opuszcza żerowisko. Na to właśnie czekał miodowód i teraz on przystępuje do uczty, racząc się pozostawionymi resztkami plastrów, za-
96

wierających w woskowych komórkach tłuste larwy, poczwarki i miód.
Przyrodnicy rozmaitych narodowości piszą w swych książkach, że ratel jest ssakiem, którego miodowód upodobał sobie jako wspólnika do rabowania miodu z gniazd owadów społecznych. Może się to komuś wydać dziwne, bo ptakten pędzi życie dzienne, ratel zaś - nocne. Widocznie jednak, podobnie jak borsuk i różne kuny, ratel wychodzi niekiedy na łowy przy świetle słonecznym.
Drugi wspólnik
Gdy czatujący na pomocnika miodowód dostrzeże zbliżającego się człowieka, też stara się zwrócić na siebie jego uwagę. Udaje się mu to tym łatwiej, że tubylcy doskonale znają tego ptaka oraz jego zwyczaje i bez namysłu pozwalają się prowadzić do gniazda pszczół czy os. Tam człowiek bierze dla siebie słodki łup, zawsze jednak pamięta, żeby część zostawić ptakowi.
Nie zawsze jednak wszystko przebiega pomyślnie. Zdarza się, że miodowód zaprowadzi swego wspólnika.do pasieki w pobliskiej wsi, no i wtedy nic nie dostaje za swą informację, bo człowiek nie będzie rujnował ani swoich własnych, ani cudzych uli, a ratel nie zaryzykuje zbliżenia się do osiedli ludzkich.
Ratel nosi jeszcze inną nazwę - miodożer, może niezupełnie słuszną, gdyż jest on wszystkożerny, tak jak jego krewniak borsuk, ale nie ulega wątpliwości, że lubi miód.
Również i miodowód nie odżywia się wyłącznie miodem i woskiem. Jego "chlebem codziennym" są larwy, poczwarki i dorosłe owady, które zbiera w lesie.
Słodkie odchody
Każdy słyszał o mszycach i wie, że owady te wysysają sok z roślin, powodując w ten sposób wielkie szkody. Co prawda
7-Jeszcze raz...
97
mszyce są bardzo małe, mnożą się jednak niesłychanie szybko i wielkie ich hordy spożywają ogromne ilości soków z łodyg i liści. Ponieważ rośliny zawierają wiele cukrów, a dość skąpe ilości białek i innych składników niezbędnych dla zwierząt, mszyce muszą wysysać szczególnie dużo tych soków. Konieczne do życia składniki zatrzymują w swym organizmie, natomiast nadmiar cukrów wydalają w postaci płynnych odchodów. Nieraz liść, na którym żerują mszyce, dosłownie lepi się i wiele rozmaitych owadów przylatuje, by zlizywać tę słodycz. Największymi jej amatorkami są mrówki, które opiekują się "swoimi" mszycami, przenoszą je z liścia na liść i bronią przed drapieżnymi owadami, by stale mieć źródło słodkiego pożywienia. Nie muszą nawet czekać, aż mszyca sama zacznie wydalać ze swego ciała słodkie odchody, lecz dotykając odpowiednio czułkami wyrostków na końcu odwłoka mszycy powodują natychmiastowe wypływanie cukrowych kropelek.
? ?? MAŁPY ZNACIE?
Wszystkie gatunki małp żyją w ciepłym klimacie, przeważnie na terenach obfitujących w lasy. Nawet te, które w pewnym stopniu uniezależniły się od życia nadrzewnego, przynajmniej noc spędzają na gałęziach drzew. Znamy też takie, co prawda nieliczne gatunki, które tylko zupełnie wyjątkowo schodzą z koron drzew na ziemię.
Azjatki i Afryka n ki
Zaprezentujemy tu spokrewnione ze sobą dwa gatunki małp, z których jeden żyje w Azji Południowej, drugi -w Afryce.
Azjatycka małpa czarnoskóra ze srebrzystoszarą grzywką i bokobrodami nazywa się hulman. Zamieszkuje lasy Indii i Pakistanu, żyje stadkami. Każde stadko to duża rodzina zajmująca zwykle obszar kilku kilometrów kwadratowych. Przewodnikiem i opiekunem jest doświadczony starszy samiec. Gdy hulmany z jakiejś innej rodziny przekroczą granice terytorium danego stada, przewodnik i pozostałe samce znajdujące się w pobliżu wrzeszczą przeraźliwie i wygrażają nieproszonym gościom, co zwykle wystarcza, by przybysze się wycofali.
Poza własnymi terenami poszczególne stadka mogą się spotykać, a nawet wyruszać zgodnie na pola uprawne i plantacje drzew owocowych, gdzie wspólnie żerują. Można'sobie wyobrazić rozpacz rolników na widok spustoszeń, jakich dokonują gromady tych żarłoków. Ale nie wszyscy martwią się stratami. Niektórzy Hindusi, zgodnie ze swymi wierzeniami religijnymi, czczą te małpy jako święte zwierzęta i nie odstraszają ich od pól i sadów.
99
Opieka macierzyńska
Nie tylko ludzkie matki troskliwie zajmują się swymi dziećmi, samice zwierząt również opiekują się potomstwem. Małpom zaś przyznaje się pod tym względem pierwszeństwo.
Od chwili przyjścia noworodka na świat matka hulman trzyma go rękami przy piersi, żeby mógł ssać w każdej chwili, kiedy tylko zechce. Wyruszając na żerowisko czy do wodopoju samica idzie na trzech łapach, bo jedną tu4i do siebie malca. Nawet kiedy młode już podrośnie i stawia pierwsze samodzielne kroki, matka pozwala mu oddalać się tylko na odległość wyciągniętej ręki. Dopiero po mniej więcej pięciu miesiącach małpiątko zaczyna się usamodzielniać i podejmuje zabawy z rówieśnikami z rodzinnego stadka. Gdy zdarzy się, że młode zostaje osierocone, któraś z samic od razu je przygarnia i wychowuje jak swoje.
Przewodnik
Przewodnik opiekuje się całym stadem. To on wyszukuje szczególnie obfite żerowisko, na przykład drzewo obsypane dojrzałymi owocami lub smacznymi kwiatami, i sprowadza tam swoją gromadkę. Gdy do jego uszu dotrą jakieś niepokojące odgłosy, musi przekonać się, skąd pochodzą i co znaczą. Wspina się więc na wierzchołek drzewa, staje tam, wyprostowany, na tylnych kończynach i rozgląda się dookoła. Jeżeli rzeczywiście stadu grozi jakieś niebezpieczeństwo, wydaje charakterystyczne ostrzegawcze okrzyki. Rozumieją je dobrze nie tylko członkowie rodziny, ale również obce stada małp tego samego gatunku. Z takich ostrzeżeń korzystają i inne zwierzęta przebywające w pobliżu, a nawet ludzie ich nie lekceważą.
A to koczkodan!
Obecnie nie słyszy się już tego powiedzenia oznaczającego osobę brzydką albo dziwacznie wystrojoną. Dawniej przezwi-
100

sko koczkodan używane było pospolicie i miało znaczenie obraźliwe, tak jak czupiradło. Lecz doprawdy trudno pojąć, skąd wzięło się ujemne zabarwienie tego słowa.
Nazwą koczkodan objętych jest dwanaście gatunków małp żyjących w lasach Afryki na południe od Sahary. Właściwie można uznać je za ładne. Są nieduże i zgrabne, mają długi ogon, dłuższy niż reszta ciała, ale choć jest on giętki, nie jest chwytny. Zwierzęta mogą ledwie zahaczyć się nim o gałąź.
Koczkodany prowadzą podobne życie jak hulmany. Podobnie się też odżywiają. Prócz liści, kwiatów, owoców i nasion bardzo chętnie jadają pokarm zwierzęcy. I to nie tylko owady i ślimaki, ale także drobne gady, na przykład jaszczurki, i ssaki. Przede wszystkim zaś pożerają ptaki, ich jaja i pisklęta.
Kapucynka, czyli płaksa
Tę niedużą małpę widuje się często w europejskich ogrodach zoologicznych. W Ameryce Południowej zaś bywa trzymana w domu. Obłaskawia się łatwo, przywiązuje się też do swego opiekuna, ale pod warunkiem, że jest dobrze traktowana. Przyjazne uczucia do swego pana okazuje przy każdej sposobności, a po dłuższej rozłące wita go z radością usiłując to ujawnić wszelkimi sposobami. Łasi się, wdzięczy i przytula. Broni się też, jak potrafi, przed następnym rozstaniem. Niezadowolenie wyraża okropnym wrzaskiem, toteż dla świętego spokoju ludzie często jej ustępują, co ją rozzuchwala i co sprytnie wykorzystuje dla przeprowadzenia swych zachcianek przy nadarzającej się okazji.
Dlaczego więc "płaksa"? Bo gdy czuje się dobrze, jest zadowolona, wyraża to łagodnym, płaczliwym głosem, który poza brzmieniem nie ma nic wspólnego ze skargą.
Jaki tryb życia pędzi ta mała małpa w swym rodzimym środowisku - w koronach drzew lasów amerykańskich? Przebywa tu zwykle w niedużych grupach rodzinnych, liczących od kilku do kilkunastu osobników. Po ruchomym, chwiejącym się podłożu porusza się nadzwyczaj lekko i zwinnie, skacze też
102
zgrabnie nawet na odległe gałęzie. Podstawą wyżywienia kapucynek są liście, pączki, kwiaty, owoce, a także owady, ślimaki, pająki, pisklęta i drobne ssaki. Zdarza się im od czasu do czasu robić wypady na pola, by nasycić się dojrzewającą kukurydzą bądź innymi roślinami uprawnymi.
Wyjce
Do rodzaju wyjec należy sporo gatunków, wszyscy zaś ich przedstawiciele są do siebie podobni z wyglądu i trybu życia i zamieszkują to samo siedlisko - korony drzew w puszczach południowoamerykańskich. Wspólną charakterystyczną cechą tych małp jest silnie rozdęta kość gnykowa, do której wchodzi worek krtaniowy. Służy ona jako rezonator wielokrotnie wzmacniający wydawany głos. Temu, kto nigdy nie słyszał wyjców, trudno wyobrazić sobie piekielny hałas, jaki wywołać może niewielka rodzina, licząca zaledwie kilkanaście osobników. Przy każdej nadarzającej się okazji -zbliżaniu się innego stadka, dostrzeżeniu drapieżnika, nieporozumieniach we własnej gromadce - rozlegają się głośne, przeraźliwe wrzaski. Niezależnie od takich doraźnych przyczyn dorosłe samce dwa razy na dobę podejmują ogłuszający koncert: o świcie i o zachodzie słońca. Tylko noce bywają na ogół wolne od ich zbiorowych nawoływań: "iba-oba-aba".
Zasadniczo wyjce nie schodzą z koron drzew na ziemię. Gdy znajdą się na niej przypadkiem, są dość bezradne i starają się jak najszybciej wrócić do rodzimej strefy. Jeżeli zaś spadnie z drzewa małpiątko, a matka nie pospieszy mu z pomocą, malec zginie marnie, bo nie potrafi wdrapać się po pniu na zbawczą gałąź. Każda rodzina wyjców ma własne nadziemne terytorium obejmujące 100-200 hektarów, zależnie od liczebności stadka. Podobnie jak to bywa u wielu różnych zwierząt, wstęp osobnikom z innej rodziny jest tu wzbroniony, a przy każdej próbie przekroczenia niewidocznej dla nas granicy prawowici właściciele gromadzą się naprzeciw napastników i podnoszą niesamowity wrzask. Przybysze odpłacają takim samym,
103
zwykle jednak miejscowi zwyciężają w tej bitwie na głosy i napastnicy wycofują się rezygnując z zaborczych planów.
Myliłby się, kto by sądził, że taki teren utkany z tysięcy gałęzi nie" ma specjalnych dróg. Dla wyjców to chwiejne podłoże, jakie stanowią korony drzew, nie wszędzie jest wystarczająco mocne, toteż na całym rodzinnym obszarze mają wypróbowane szlaki komunikacyjne, którymi wędrują w swych różnorodnych życiowych sprawach. Rodzinę zmierzającą na żerowisko, odpoczynek czy nocleg prowadzi najważniejszy rangą samiec, za nim podążają jeden za drugim młodsze samce, pochód zaś kończą samice z dziećmi, kroczące również gęsiego. Te same drogi, a raczej wąziutkie ścieżyny, używane są stale, niekiedy przez kilka kolejnych lat, zanim nowe, wystarczająco długie i grube konary nie stworzą lepszych.
Wyjce to małpy dość ciężkie, dorosłe samce na przykład wyjca czarnego ważą do 9 kg, zrozumiałe więc, że muszą czuć mocny "grunt" pod nogami. Ten spory ciężar zmniejsza przydatność chwytnego ogona, gdyż małpy nie mogą wisieć na nim bardzo długo.
Może się to wydać dziwne, ale donośny głos, potęgowany przez rezonator krtaniowy, jest dla wyjców ważną bronią w walce o byt. Jeżeli grasujący w tych samych rejonach puszczy ocelot zostanie w porę dostrzeżony przez któregoś wyjca, jest przez niego witany tak okropnym wrzaskiem, podejmowanym natychmiast przez innych członków rodziny, że wycofuje się jak niepyszny. Ale głównymi wrogami wyjców są rozmaite zarazki powodujące śmiertelne choroby oraz człowiek polujący na nie dla smacznego mięsa.
Wyjątkowy tryb życia
Małpy to na ogół ssaki dzienne. Na spoczynek udają się wieczorem wyszukując wygodne i możliwie bezpieczne miejsce.
Zwyczaje mirikiny, zwanej też ponocnicą, są całkowicie odmienne. Ta nieduża, zaledwie 1 kg ważąca małpka, miesz-
104

kanka Południowej i Środkowej Ameryki, calutki dzień od wschodu do zachodu słońca przesypia w gęstwinie drzew, przy czym zamieszkuje zarówno puszcze na nizinach, jak i lasy górskie do wysokości około 2000 m n.p.m. Dla zwierzątka poruszającego się omackiem w tym nadziemnym kołyszącym się środowisku wielką pomocą są przylgi na końcach palców stóp oraz szerokie krótkie dłonie. Uderzająco duży ogon (jego długość wynosi 50 cm, gdy długość całego ciała - 35 cm), porośnięty obficie gęstymi włosami, nie jest jednak chwytny. Oczy mirikina ma bardzo duże, uszy stosunkowo niewielkie, wtulone w gęstą jedwabistą sierść, srebrzystoszarą na wierzchniej stronie tułowia, a żółtopomarańczową na brzusznej.
Chociaż ponocnica jest małpą pospolitą w swej ojczyźnie, nie wszystkie jej zwyczaje już poznano, bo obserwowanie tego zwierzęcia na swobodzie, ze względu na swoisty tryb życia, jest niezmiernie trudne. Hodowana bywa tylko wyjątkowo. Jak się wydaje, żyć może około dwudziestu lat.
"Piąta kończyna"
Tak nazywa się często ogon południowoamerykańskiej małpy, czepiaka. Chociaż nie jest zbyt duża (długość głowy i tułowia najokazalszych osobników osiąga zaledwie 63 cm, ciężar-około 6 kg), to i tak zwisanie na ogonie przez dłuższy czas uznać należy za nie lada wyczyn. Widuje się na przykład czepiaki zawieszone nad strumieniem, z którego czerpią wodę dłonią, by zaspokoić pragnienie. Ogon jest silnie umięśniony, ruchliwy i chwytny, z końcem pozbawionym od dołu sierści i wyposażony w liczne ciałka dotykowe, więc ogromnie wrażliwy.
Czepiaki, podobnie jak wyjce, żyją niewielkimi rodzinami w koronach puszczańskich drzew i również mają własne tereny, których zajadle bronią przed próbującymi tam wtargnąć krewniakami. Jadają głównie pożywienie roślinne, szczególnie chętnie soczyste owoce i orzechy.
Widok zbliżającego się człowieka wyzwala w czepiakach nieopisaną furię, o jaką trudno by posądzić tak nieduże zwierzęta.
105
Zawieszone na ogonie potrząsają przy pomocy wszystkich czterech kończyn gałęziami, wrzeszcząc wniebogłosy, i jakby to była nie dość jeszcze wymowna manifestacja, odłamują zwykle suche, dość ciężkie gałęzie i rzucają nimi w intruza.
Czepiaki stosunkowo łatwo dają się oswoić, znoszą też dobrze niewolę, żyjąc w niej nawet do dwudziestu lat. Toteż hoduje się je jako zwierzęta laboratoryjne dla prowadzenia badań nad malarią.
Śnieżna małpa
Małpa ta, zwana rokselaną, żyje w południowo-zachodnich Chinach i w Birmie. Niezwykłe to dla małp środowisko-zarośla bambusów lub lasy wysokogórskie na terenach przez pół roku pokrytych śniegiem. Wygląd rokselany też jest nietypowy: kończyny przednie i tylne ma prawie równej długości, dużą głowę z małymi uszami wtulonymi w gęste, długie, jedwabiście lśniące futro, szczególnie obfite na przodzie i bokach. Jego złocisty kolor tworzy efektowne obramowanie nagiej twarzy. Tułów i ogon też są bogato owłosione. Futro na stronie grzbietowej jest szaroczarne, przetykane srebrzystymi długimi włosami, a na szyi oraz dolnej części tułowia -złote. Oczywiście, tak efektownie ubarwione są samce, natomiast samice mają futro skromne, brunatnoczarne. Szczególnie charakterystyczną cechą tych małp jest zadarty do góry, niewielki nos, nadający im figlarny wygląd.
Ongiś małpy te były w swej ojczyźnie dość pospolite, żyły dużymi stadami liczącymi nawet sto osobników. Niestety, piękne futro stanowiło wielką pokusę dla myśliwych, toteż przez długie lata Chińczycy polowali zawzięcie na rokselanę. Obecnie niedobitki tych zwierząt wzięto pod ochronę.
Kłopoty z nosem
Nos małp to narząd nie wyróżniający się niczymspecjalnym, ale stanowi ważny szczegół anatomiczny dla ustalenia, czy
106
Ś
dany osobnik jest przedstawicielem małp Starego Świata, czyli wąskonosych, czy też amerykańskich - szerokonosych. U sze-rokonosych przegroda nosowa oddala znacznie oba nozdrza, u wąskonosych natomiast jest cienka i nozdrza leżą dość blisko siebie. Do małp wąskonosych należy nosacz, któremu nadano tę nazwę z powodu wyjątkowo dużych rozmiarów narządu węchowego u starszych samców. Dolna, miękka część nosa rozrasta się u nich do tego stopnia, że zwisa ku dołowi zasłaniając usta. Toteż stare samce, żeby włożyć jedzenie do pyska, muszą drugą ręką podnosić do góry i przytrzymywać ogromny nochal. Samica ma nos niezbyt duży, młode zaś malutki, zabawnie zadarty do góry.
O zwyczajach tych małp wiemy niewiele, żyją bowiem na Borneo w puszczach rosnących na rozległych bagnistych terenach lub w gęstwinie przybrzeżnych lasów mangrowych. Wiadomo, że rano i wieczorem zbierają się wielkimi gromadami na nadbrzeżnych drzewach i często urządzają koncerty, polegające na chóralnym wyciu. Opanowały pierwszorzędnie sztukę poruszania się w swym nadziemnym środowisku, z wielką zręcznością wspinają się na wierzchołki drzew, jak też przeskakują spore odległości z konaru na konar.
Nosacz źle znosi sztuczne warunki, toteż mimo starań hodowców nie udało się trzymać go przez dłuższy czas w niewoli, gdyż wkrótce ginął.
Naj... naj... najmniejsza
Była już mowa o najmniejszym przeżuwaczu, o najmniejszym torbaczu, warto jeszcze wspomnieć o najmniejszej szero-konosej małpie, mieszkance Ameryki Południowej, dokładniej: równikowych lasów Ekwadoru, zachodniej Brazylii i północnego Peru. Futro po stronie grzbietowej ma brunatnoszare z domieszką koloru zielonego, stronę brzuszną pomarańczową, kończyny też pomarańczowe, choć u pewnych osobników mogą być żółte, sierść na ogonie poznaczona jest brunatnymi lub czarnymi pierścieniami. A rozmiary? Głowa z tułowiem
107
osiąga około 15 cm długości, ogon - 20 cm, waga równa jest ciężarowi trzech myszy domowych, a więc wynosi 70-100 g. Nic zatem dziwnego, że nazwano ją pigmejką.
W ojczystych lasach pigmejką zajmuje wyższe piętra, mianowicie korony drzew. Uwija się tam w dzień poszukując co smaczniejszych kąsków. Jest wszystkożerna, jada zarówno delikatne części roślin, szczególnie owoce, jak i owady, ślimaki, jaja i pisklęta, toteż jedzenia znajduje w swym środowisku pod dostatkiem. Gdy jest syta lub gdy się zmęczy, udaje się na odpoczynek do dziupli; tam też nocuje, tam wychowuje młode -zwykle bliźnięta.
Miejscowa ludność dość dobrze zna to zwierzątko i często je łowi, aby trzymać w domu. Dobrze traktowana szybko się oswaja, a otoczona staranną opieką żyć może w niewoli około pięciu lat. Czy na swobodzie żywot jej jest dłuższy, czy krótszy, jeszcze nie stwierdzono, prowadzenie bowiem obserwacji w naturalnych warunkach jest ogromnie trudne.
Z WODY NA LĄD, Z LĄDU DO WODY
Do kręgowców zaliczamy: ryby, płazy (np. żaby, salamandry), gady (np. jaszczurki, węże), ptaki i ssaki. O przedstawicielach pierwszej grupy wiemy, że są to zwierzęta wodne, ponieważ oddychają tlenem rozpuszczonym w wodzie, pobierając go za pomocą skrzeli. Natomiast gady, ptaki i ssaki są istotami lądowymi, gdyż korzystają one z tlenu atmosferycznego i mają płuca.
A płazy? Te trudniej zaliczyć zdecydowanie do którejś z wymienionych grup. Co prawda dorosłe mają płuca i czerpią nimi tlen z atmosfery, dużą też rolę w oddychaniu spełnia u nich naga, śluzowata, silnie ukrwiona skóra. Nie sądźmy jednak, że płazy bez wahania można uznać za zwierzęta lądowe, ich potomstwo bowiem, a mianowicie kijanki mają skrzela i narząd ten służy im "we wczesnym dzieciństwie" - jeśli można tak powiedzieć - do czerpania tlenu z wody.
Jak widać, przedstawiciele tej grupy żyją kolejno w dwóch środowiskach: początkowo wodnym, po odbyciu zaś przeobrażenia - lądowym. W tej drugiej części życia muszą jednak przebywać w pobliżu wody, a przynajmniej w miejscach stale wilgotnych, gdyż ich naga, śluzowata, delikatna skóra pozbawiona jest łusek, tarczek czy innych urządzeń zabezpieczających przed wysychaniem. Toteż mówi się, że są one zwierzętami ziemnowodnymi.
Być może ktoś chciałby tu dodać, że istnieją też ssaki wodne, na przykład kaszalot, delfin, a z gadów - żółwie morskie, ale sam by się na pewno zaraz połapał, że są one płucodyszne, oddychają tlenem atmosferycznym, nie zatraciły bynajmniej sposobu oddychania odziedziczonego po swych lądowych przodkach.
Warto zaznajomić się z tymi gatunkami zwierząt, które -
109
?
zachowując narząd oddechowy i większość pozostałych cech właściwych dla przedstawicieli swej grupy - przeszły z życia lądowego prawie wyłącznie na wodny, oraz z takimi, które przebyły drogę odwrotną.
Ryba na gałęzi
Wiadomo, że ryby to zwierzęta wodne. Może więc ten tytuł to tylko żart?
W przyrodzie spotykamy wiele na pozór dziwnych zjawisk. Dopiero gdy się im bliżej przypatrzymy i zrozumiemy, na czym polegają, okazuje się, że ta "dziwność" wynika z przystosowania do rozmaitych warunków życia. Istnieją więc ryby, które mogą przebywać na gałęziach.
Taką właśnie rybą jest skoczek mułowy. Jego ojczyzną są przybrzeżne, zamulone, słonawe wody Oceanu Indyjskiego, gdzie drzewa mangrowe tworzą gęste zarośla. Podczas przypływu fale morskie sięgają aż do ulistnionych gałęzi mangrow-ców, gdy następuje odpływ, woda odsłania pnie oraz mnóstwo pionowych korzeni oddechowych i podporowych wyrastających z gałęzi. W takich właśnie miejscach, na pograniczu lądu i morza, żyje skoczek mułowy, nieduża ryba, wyjątkowo tylko osiągająca 25 cm długości. Ciało jego jest spłaszczone grzbie-towo-brzusznie, a nie dwubocznie jaku większości ryb. Płetwy parzyste są silnie umięśnione i bardzo ruchliwe. Na śluzowatej skórze skoczek ma tak maleńkie łuski, że ledwie je widać. Przede wszystkim zwraca uwagę jego duża głowa z wyłupiastymi, czerwonymi oczami i szeroką paszczą.
Noce skoczek mułowy spędza w morzu. W dzień natomiast porzuca rodzime środowisko, wyłazi na błotnisty brzeg i tu łowi maleńkie kraby i inne drobne zwierzęta. Wspina się też po szorstkiej korze na pochyłe pnie drzew i na gałęzie, gdzie poluje na owady, pająki i inne nieduże istoty. Posługując się silnymi, ruchliwymi płetwami, może nie tylko powoli posuwać się naprzód, lecz nawet przeskakiwać dość zręcznie na niezbyt oddalone gałęzie.
110
Narządeml również gębowej oti tycznej jest I wyschrńęaa Po zaspoka na dnie, ? wystawioiM szybkie rucl ucieczką Ten swoił pobudzałam! sowne opowi" a nie skrzelanr
Przy w Oceanu (czytaj: lofa o wyłupiasty Podobnie drzewach lądzie, lecz wanym skrzelami dzieli ora mułowy ponad' Lophalticu
Węże cią, z czyźnie
Narządem oddechowym skoczka są oczywiście skrzela, ale również wilgotna, śluzowata powierzchnia gardzieli i jamy gębowej oraz skóra całego ciała. Powietrze w tej strefie klimatycznej jest zawsze nasycone parą wodną, rybie nie grozi więc wyschnięcie.
Po zaspokojeniu głodu skoczek wraca do morza, gdzie leżąc na dnie, zanurzony w płyciutkiej wodzie, odpoczywa z głową wystawioną nad powierzchnię. Przy najmniejszym alarmie szybkie ruchy płetwy ogonowej ułatwiają mu natychmiastową ucieczkę przed wrogiem do głębszych wód lub do kryjówki. Ten swoisty sposób odpoczywania z głową nad powierzchnią pobudza fantazję miejscowej ludności. Toteż słyszy się bezsensowne opowieści o tym, że skoczek mułowy oddycha ogonem, a nie skrzelami.
Podobne zwyczaje
Przy wybrzeżach Morza Czerwonego i zachodniej części Oceanu Indyjskiego żyje ryba o łacińskiej nazwie Lophalticus (czytaj: lofaltikus). Ciało ma wężowato wydłużone, dużą głowę o wyłupiastych oczach i silnie umięśnione płetwy parzyste. Podobnie jak skoczek mułowy poluje ona poza wodą, ale nie na drzewach, gdyż nie rosną one na tamtejszym pustynnym lądzie, lecz na mokrych skałach, na przybrzeżnym piasku omywanym przez fale, a także na płyciznach. Ryba ta oddycha skrzelami, ale też wilgotnymi błonami wnętrza paszczy i gardzieli oraz powierzchnią skóry. Odpoczywa tak jak skoczek mułowy, leżąc na dnie w płytkiej wodzie, z głową wystawioną ponad jej lustro. Mimo podobnych przystosowań i zwyczajów Lophalticus nie jest krewniakiem skoczka.
Jak pływają?
Węże lądowe przemieszczając się, i to z dość dużą prędkością, z miejsca na miejsce, wykonują faliste ruchy ciała w płaszczyźnie poziomej. Tak samo poruszają się węże morskie. Łatwo
111
jednak zrozumieć, że bez wytworzenia się specjalnych przystosowań w budowie, sposób ten byłby niezmiernie mało wydajny w wodzie, która stawia wielki opór poruszającemu się w niej ciału. Każdy, kto próbował biec w wodzie zanurzony po biodra, musiał stwierdzić, że jest to niemożliwe, nawet jeżeli na lądzie miał dobre wyniki w biegach. U węża morskiego tylna część tułowia - szczególnie ogon - jest dwubocznie spłaszczona i rozszerzona, dzięki czemu zwierzę może niby wiosłem odpychać się nią od wody, osiągając nawet dość znaczną szybkość.
Cenne przystosowanie
U węży lądowych, przeważnie jajorodnych, samica składa jaja w starannie wybranej kryjówce, aby zapewnić rozwijającym się zarodkom nie tylko bezpieczeństwo, lecz także równomierną temperaturę. Spośród węży morskich natomiast tylko nieliczne, mniej przystosowane gatunki muszą jeszcze w okresie rozmnażania wydostawać się na ląd. Pełzanie po lądzie umożliwiają im tarczki brzuszne, które u ich lepiej wyspecjalizowanych morskich krewniaków całkowicie zanikły.
Niezwykle ważnym przystosowaniem do życia wodnego stała się u większości węży morskich żyworodność, która uwolniła je od wychodzenia na ląd dla złożenia jaj. Zarodki odbywają pełny rozwój w ciele samicy, przy czym specjalny błoniasty, bogato unaczyniony narząd zaopatruje je w substancje odżywcze, niezależnie od zapasu pokarmów zawartych w żółtku jaja. Noworodek węża morskiego przychodzi na świat w pełni rozwinięty i tak duży, że u niektórych gatunków osiąga połowę długości matki. Nic zatem dziwnego, że gdy jajorodne węże lądowe składają po kilkadziesiąt jaj, żyworodne morskie rodzą zaledwie 2-6 młodych.
Nozdrza węży morskich przesunięte są na górną część głowy i mogą być dokładnie zamykane przy pogrążaniu się zwierzęcia w wodzie. Każdy, kto oglądał na przykład zaskrońca, musiał zauważyć, że jego pyszczek z przodu nie zaciska się dokładnie, znajduje się tam bowiem niewielki otworek, przez który wąż
112
wysuwa język, gdy bada otoczenie. W środowisku wodnym byłoby to wielką przeszkodą przy nurkowaniu, toteż węże morskie mają pyszczek zamykający się bardzo szczelnie.
Gdzie szukać ich ojczyzny?
Węże morskie są mieszkańcami ciepłych, słonych wód ograniczonych od północy przez Azję Południową, na południu przez Australię. Zamieszkują więc Ocean Indyjski i Ocean Spokojny, a ściślej mówiąc, ich wody przybrzeżne. Niektóre gatunki zapuszczają się jednak dość daleko w morze, gdyż statki spotykają wielkie gromady węży w odległości nawet 250 km od lądu. Dotychczas nie wiemy, co powoduje te dalekie zbiorowe wędrówki.
Jeden z gatunków - pęz, czyli żółtobrzuch - wędruje wzdłuż wschodnich wybrzeży Afryki, dociera nawet do Przylądka Dobrej Nadziei, dalej jednak już się nie zapuszcza i jak dotąd, nie przedostał się do Atlantyku. Przyczyną jest zapewne zimny Prąd Benguelski, przez którego wody, jako zwierzę ciepłolubne, nie może przepłynąć.
Wielkie przestrzenie oceanów nie są najwidoczniej przeszkodą dla tych gadów, skoro wiele osobników przepłynęło w poprzek Ocean Spokojny i zadomowiło się na dobre u wybrzeży Ameryki Południowej i Środkowej-od Ekwadoru do Kalifornii. Często widuje się je w odległości zaledwie 90 km od wejścia do Kanału Panamskiego. Toteż możliwe, że żółtobrzuchy prześlizną się tą drogą do Oceanu Atlantyckiego. Nie będą zresztą pod tym względem pionierami, uczyniły to już bowiem pewne gatunki ryb i skorupiaków, zamieszkujących Pacyfik.
Wrogowie węży morskich
Każda istota ma swoich wrogów, mają ich więc i węże morskie, które padają ofiarą drapieżnych ryb, na przykład rekinów, oraz ptaków morskich, co można stwierdzić napotykając resztki pozostawione przez ptaki na miejscu uczty: na
8-Jeszcze raz...
113
I?
Ś
odludnych skałach czy rafach i bojach. Wielkim wrogiem węży morskich jest także człowiek, który poławia je masowo dla smacznego mięsa (szczególnie gustują w nim Japończycy oraz inni mieszkańcy Dalekiego Wschodu) i dla skóry, używanej do wyrobu przedmiotów galanteryjnych. Wielkie spustoszenie wśród tych gadów powodują też sztormy wyrzucające mnóstwo węży na brzeg, gdzie giną.
Czy są bezbronne?
NNszysttóe węże rr\ovsW\e-zarówno Ye mrńej przystosowane do przebywania w środowisku wodnym, jak i te najbardziej wyspecjalizowane - dysponują straszliwą bronią. Mają mianowicie w przedniej części górnych szczęk połączone z zębami gruczoły jadowe, z których przy ukąszeniu spływa trucizna. Już nawet lekkie draśnięcie jest dla ryby śmiertelne, przy czym jad działa błyskawicznie.
Jad ten jest również niebezpieczny dla człowieka i może w ciągu krótkiego czasu spowodować śmierć albo przewlekłą chorobę wyniszczającą organizm.
Na ukąszenie przez węże morskie narażeni są przede wszystkim ich poławiacze, ale także rybacy, w których sieci przypadkowo zaplątały się te gady. Rzadko się natomiast zdarza, żeby wąż morski zaatakował człowieka nie sprowokowany przez niego.
Co jedzą?
Węże morskie oczywiście odżywiają się zwierzętami żyjącymi w morzu. Niektóre gatunki są amatorami głowonogów i polują głównie na nie, inne prawie wyłącznie jadają ryby i, jak się wydaje, specjalnie gustują w węgorzach. Zależnie więc od rodzaju zwierzyny jedne czatują na nią tuż przy dnie, inne w przybrzeżnych skupiskach glonów, jeszcze inne tuż pod powierzchnią. Uśmierconą ofiarę zjadają w podobny sposób, jak czynią to ich lądowi krewniacy, to znaczy połykają w ca-
"!14
łości, zaczynając od głowy. Na polowanie poświęcają większą część doby, przeważnie godziny nocne, w dzień odpoczywają.
A zaskroniec?
U nas często można usłyszeć, że zaskroniec jest wężem wodnym. Ale woda stanowi tylko jeden, choć dość ważny, z jego terenów łowieckich, dostarczający ryb. Toteż u zaskroń-ca nie występują żadne szczególne przystosowania do wodnego trybu życia.
LATAJĄCE ZWIERZĘTA
Wystarczy wspomnieć o latających kręgowcach, by od razu każdemu przyszły na myśl ptaki. Trudno o lepsze przystosowanie do poruszania się w powietrzu niż ptasie skrzydła. Zatraciły one cechy kończyn krocznych lub chwytnych, stały się natomiast narządem lotnym. Bardzo ważną rolę pełnią pióra tworzące płaszczyznę nośną. Nie chodzi tu wyłącznie o lekkość-błoniaste skrzydła też niewiele ważą - lecz o szczególną budowę pióra. Sprężysta rogowa oś pióra składa się z nagiej dutki oraz stosiny, na której znajdują się liczne, drobne, cienkie wyrostki - promienie, pokryte promykami zaopatrzonymi w haczyki. Promyki sczepiają się z promykami sąsiedniego promienia, tworząc jednolitą elastyczną płaszczyznę - chorągiewkę.
Jeżeli promyki w piórze się rozsuną, kiedy na przykład ptak przeciska się między gałązkami, powstaje szczelina, która zmniejsza oczywiście wartość pióra, szczególnie lotki czy sterówki. Ptak jednak szybko przywraca piórom normalny stan: muskając dziobem chorągiewkę powoduje połączenie sąsiednich promieni w spójną całość. Ta właściwość wiązania się jest szczególnie ważna w przypadku piór tworzących skrzydła i ogon.
Narząd lotny nietoperzy natomiast zbudowany jest z bogato unaczynionej skóry i może ulec zranieniu, które goi się przez dłuższy czas. Powstała zaś po zagojeniu blizna nie jest w tym stopniu sprężysta co normalna zdrowa skóra.
Skrzydła bez piór
Wśród ssaków rozróżniamy gatunki przystosowane do latania lub do szybowania. Do pierwszych zaliczamy nietoperze. Ponieważ o nietoperzach była już mowa w książce "To i owo o zwierzętach", tu poprzestaniemy na kilku tylko informacjach
116
r
ogólnych. Dotychczas poznano aż 845 gatunków nietoperzy na ogólną liczbę 3200 gatunków wszystkich ssaków. Nietoperze żyją na wszystkich kontynentach prócz Antarktydy. Latają wytrwale, uczeni stwierdzili, że pewien zaobrączkowany osobnik przebył około 1600 km. Spotyka się więc te ssaki również na wyspach oceanicznych znacznie oddalonych od najbliższego kontynentu.
Szybownicy
Błonę lotną - szerokie fałdy skóry między bokami oraz przednimi i tylnymi kończynami -wykorzystują wyposażone w nią ssaki do lotu ślizgowego. Ułatwia ona skoki z drzewa na drzewo, z gałęzi na gałąź lub na ziemię. W trakcie takiego lotu ssaki nie wiosłują w powietrzu jak ptaki czy nietoperze, a więc nie latają czynnie.
Najmniejszy z takich szybowników to karłowata latająca mysz workowata. Ta przydługa nazwa zawiera jednak najważniejsze informacje o tym ssaku: że jest bardzo mały, że porusza się nie tylko po stałym podłożu, ale również w powietrzu, że nie jest po prostu "myszą" ani gryzoniem, lecz należy do torbaczy stanowiących rodzimą faunę Australii i sąsiednich wielkich wysp. Te informacje warto jeszcze uzupełnić kilkoma wiadomościami o zwyczajach tego małego zwierzątka: zamieszkuje zarośla, żywi się delikatnymi częściami roślin, uzupełniając jarskie pożywienie drobnymi owadami. Za skoki w dal na rozpostartych błonach należałoby dać jej piątkę.
Kilkakrotnie większy od latającej myszy jest workolot, czyli inaczej lotopałanka. Ma ona również błonę lotną między kończynami i tułowiem oraz długi puszyscie owłosiony ogon, który służy jako ster przy skokach z drzewa na drzewo. Dodatkową zaletą tego narządu jest jego chwytność, co przydaje się podczas wykonywania rozmaitych czynności, na przykład przy budowaniu gniazda z liści. Gdy zwierzątko zawiśnie na ogonie, wszystkie cztery łapki mogą swobodnie pracować. Gniazdko służy lotopałance jako schron w ciągu dnia, gdyż czynne życie
117
pędzi nocą. Jeżeli zapewni się jej dobre warunki i właściwą pielęgnację, może żyć w niewoli nawet dziesięć lat. Bardzo ważne jest odpowiednie żywienie: owady, ich jaja, larwy i poczwarki, delikatne młode części roślin.
Latające wiewiórki
W lasach póikuii północnej, najliczniej w Azji, żyje kilkadziesiąt gatunków gryzoni spokrewnionych z naszą wiewiórką i pędzących podobny, nadrzewny tryb życia. Ale tylko niektóre mają błony lotne. Jednym z nich jest polatucha, mieszkanka Finlandii, Skandynawii, północnowschodniej Europy oraz całej Syberii.
Rodzime środowisko polatuchy to korony drzew, dostarczające żywności i schronienia. Przeskakując z drzewa na drzewo zwierzątko rozstawia szeroko obie pary kończyn, rozciągając w ten sposób błony lotne, dzięki czemu potrafi przebyć lotem ślizgowym odległość nawet 50 m. Szczególnie godna uwagi jest jej umiejętność sterowania bardzo długim, puszystym ogonem, za pomocą którego potrafi zmieniać kierunek lotu nawet o 90.
Podobną budowę mają również i inne gatunki wiewiórek latających, różnią się natomiast wielkością. Na przykład maleńki amerykański assapan ma zaledwie 10 cm długości, nie licząc ogona. Przebywa lotem ślizgowym około 45 m. Do olbrzymów natomiast zaliczyć trzeba taguana azjatyckiego. Długość jego ciała dochodzi do 60 cm, a długość ogona wynosi drugie tyle.
Spadochrony
W opowiadaniu o jaszczurkach wspomniano o smoku latającym, który rozpościera szeroką błonę podtrzymywaną przez ruchome żebra i dzięki niej może pokonać odległość do 25 m.
W lasach Jawy żyją inne niewielkie gady, należące do gekonów. Mają one na bokach tułowia płaty skórne, które mogą fałdować i składać bądź rozciągać między łapkami. To
118

?
Ryba latająca Dactylopterus volitans
przystosowanie sprawia, że przy skokach z gałęzi wysokiego drzewa gekon spływa z wolna w dół niby na spadochronie, by łagodnie wylądować na ściółce leśnej.
Jawańska żaba latająca ma również błony spadochronowe, ale znacznie skromniejsze, gdyż tylko między palcami obu par kończyn; na tylnych są one szczególnie okazałe. Ponadto żaba skacząc w dół czy w dal silnie się nadyma, co powiększa dodatkowo powierzchnię ciała i osłabia szybkość spadania. Przy skoku odbija się w górę, wprawdzie zaledwie na około 20 cm, ale przy 2-metrowej długości skoku ma to również znaczenie.
Ryby latające
Znamy ryby, które - co prawda na krótko - porzucają swój rodzimy żywioł, by przenieść się do atmosfery. Nazwano je rybami latającymi. Szczególną cechą ich budowy są ogromne płetwy piersiowe. Płynąc z maksymalną szybkością ryba wynurza się z wody pod kątem 45 i rozpędza jeszcze bardziej bijąc ogonem o fale. Wreszcie wznosi się około 5 m ponad powierzchnię wody i mknie prosto przed siebie niby strzała, przy czym porusza się znacznie szybciej, niż kiedy płynie w morzu. To zrozumiałe, powietrze bowiem stawia o wiele mniejszy opór niż woda. Następnie w ciągu 10-15 sekund ryba zwalnia lot i stopniowo opadając powraca do rodzimego żywiołu po przemierzeniu w atmosferze 100-metrowej odległości, a przy sprzyjającym wietrze nawet 400-metrowej. Ryby te jednak nie latają czynnie, lecz poruszają się w powietrzu ruchem ślizgowym.
Znamy natomiast inne nieduże ryby, mieszkanki rzek Ameryki Południowej, które po wyskoczeniu w powietrze machają swymi wielkimi płetwami piersiowymi niby ptak skrzydłami i istotnie latają. Umiejętność przenoszenia się z wody do atmosfery i pokonywania tam sporej odległości to dla jednych i drugich ryb skuteczny sposób ucieczki przed dybiącymi na ich życie wrogami z naturalnego środowiska.
120
WSPINACZKA BEZ HAKÓW ł LIN
Tatrzańskie kozice
Kozica jest krewniaczką antylop. Kto widział kozicę tylko na obrazku lub na zdjęciu, nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak lekko i zwinnie to dość krępe zwierzę wspina się na prawie gładkie, strome skały lub przeskakuje głębokie rozpadliny.
Wątpię jednak, czy podczas bytności w Tatrach udało się komuś z was zobaczyć kozicę. Od wieków prześladowana przez człowieka, odnosi się doń nieufnie. Gdy zwęszy go czy usłyszy, ucieka jak najdalej i ukrywa się w niedostępnych miejscach. Prawdę mówiąc, takich zakątków zostało w naszych górach już niewiele, turyści bowiem docierają niemal wszędzie.
Kozice żerują latem w kosodrzewinie, a jeżeli są niepokojone, przenoszą się wyżej, między skały, gdzie już tylko mchy i porosty muszą im służyć jako pasza. Jesienią, gdy hałaśliwi wczasowicze powrócą do miast, kozice schodzą na łąki górskie, gdzie rośnie obfitsza roślinność. A z nastaniem zimy wędrują stopniowo coraz niżej, aż do pobrzeza lasów, gdzie żywią się porostami, gałązkami świerków i wystającymi spod śniegu suchymi ziołami.
Kozice to zwierzęta towarzyskie, przez cały rok trzymają się rodzinami lub sporymi stadkami. Tylko stare samce jesień i zimę spędzają samotnie, samice zaś oddalają się od stada na krótko, aby urodzić koźlątko. Po paru tygodniach, gdy wzmocni się ono i okrzepnie, matka powraca z nim do stada. Koźlątko pozostaje pod jej troskliwą opieką bardzo długo, przeważnie półtora roku, a nieraz nawet dwa lata.
Każde zwierzę może żyć jedynie w takim środowisku, do którego warunków jest przystosowane, a więc i kozica musi być przystosowana do bytowania w górach. Uprawianie wspi-
121

naczki, skoków i biegów w górskim terenie umożliwia jej przede wszystkim budowa nóg. Dzięki silnym mięśniom są one bardzo mocne, a poza tym mają specjalnie ukształtowane kopytka, czyli racice. Otóż dolna, "podeszwowa" część racic tworzy elastyczną rogową poduszeczkę, łatwo dopasowującą się do nierówności podłoża, po którym zwierzę stąpa. Część zewnętrzna, niby naparstek obejmująca palec, jest również rogowa, lecz bardzo twarda i tworzy ostrą krawędź, która może zaczepiać się o występy skalne, nie dopuszczając do poślizgu. Oczywiście, mocne nogi to jeszcze nie wszystko. Kozica w ogóle jest wspaniale umięśniona, serce jej i płuca pracują znakomicie. Toteż potrafi godzinami wędrować w trudnym górskim terenie nie męcząc się zbytnio. Każdy taternik mógłby jej pozazdrościć wytrzymałości.
Ten rzadki już obecnie ssak jest w Polsce pod ochroną, a w Tatrzańskim Parku Narodowym znajduje bezpieczną i względnie spokojną ostoję.
Krewniak zza Atlantyku
Kozioł śnieżny, krewniak naszej kozicy, jest podobnie jak i ona spokrewniony z antylopami. Jego ojczyzną są wysokie góry zachodniej części Ameryki Północnej. Ten przeżuwacz przebywa przez większą część roku powyżej granicy lasów.
Z wyglądu nie przypomina swych smukłych krewniaków, bowiem jego tułów, szyję i kończyny aż po racice okrywa' grube, długie, gęste futro. Wzdłuż grzbietu biegnie dość wysoka, puszysta grzywa, a dolną szczękę zdobi broda. Rogi (mają je i samce, i samice) są nieduże, wysmukłe, ostro zakończone, pokryte słabo zaznaczonymi pierścieniami; u dorosłych zwierząt osiągają około 25 cm długości.
A dlaczego śnieżny? Kozioł śnieżny, zwany też kozą śnieżną, otrzymał swą nazwę od białej barwy sierści, w której nie ma żadnego barwnika. Otóż włos jest cienką kolumienką złożoną z kilku warstw komórek, które w jego części środkowej -powiedzmy, w rdzeniu - są dość luźno ułożone, tak że znajduje
122
się między nimi powietrze. Jeżeli w rdzeniu brak komórek barwnikowych, to włosy wydają się białe niby pęcherzyki powietrza srebrzące się pod wodą.
Jak to się dzieje, że wiele zwierząt, szczególnie żyjących na obszarach podbiegunowych, bieleje na okres zimy? Na przykład sowa śnieżna, zając bielak, lis polarny, pardwa. Przyczyną jest wrażliwość pewnych ciemnych barwników na niskie temperatury, w których się rozkładają. Kozioł śnieżny, a także niedźwiedź polarny, pozbawione są tych barwników w ogóle i przez całe życie sierść ich jest biała, a raczej lekko żółtawa.
Nie należy jednak takich białych zwierząt mylićzalbinosami, czyli osobnikami, u których barwnik wyjątkowo się nie wytworzył, choć inne osobniki tego samego gatunku są ubarwione. Albinosy mają oczy czerwone, gdyż prześwieca przez nie barwa krwi.
Górska owca
Mowa tu będzie o muflonie, jednym z dzikich przodków owiec, żyjącym w Europie. Ojczyzna muflonów ograniczała się do skalistych wysp Korsyki i Sardynii położonych na Morzu Śródziemnym, gdzie pomimo urządzanych na nie łowów żyły dość licznie w lasach górskich. Zimą schronienia i sporej ilości pożywienia dostarczał im las, w ciepłej porze roku pasły się na rozległych halach.
Stopniowo jednak lasy wycinano, na muflony urządzano coraz częściej krwawe polowania, a owce domowe, których hodowla stale wzrastała, zaczęto wypasać na rodzimych halach muflonów. Zmniejszała się przez to ilość pożywienia, ponadto zaś muflony zaczęły zapadać na rozmaite choroby zawleczone przez domowe owce. Wydawało się, że muflony, podobnie jak wiele innych zwierząt, czeka nieuchronna zagłada.
Miłośnicy tego pięknego przeżuwacza, a także myśliwi podjęli próbę jego aklimatyzacji w innych zalesionych górach Europy: w Szwajcarii, Niemczech, Austrii i na Węgrzech. Na
124
Muflon
terenach naszych Ziem Zachodnich osiedlono w 1902 roku stadko w Sudetach, gdzie żyją dotychczas. Obecnie wprowadzono je do lasów świętokrzyskich. Muflon został u nas zaliczony do zwierzyny łownej. Szczególnie cenionym trofeum są ogromne, zagięte w półkole rogi starych samców, ważące około 5 kg. Samice mają rożki małe, niepokaźne. Racice muflonów są bardzo mocne, twarde, o ostrych krawędziach, co znakomicie ułatwia im chodzenie po skałach.
Co to za koza!
Zarówno samce, jak i samice kóz domowych oraz ich dzikich krewniaków mają rogi. Wyhodowano tylko jedną rasę kóz bezrogich. Rogi u kóz bywają albo szablasto wygięte, z wyraźnie zaznaczonymi pierścieniami, albo sterczące prosto w górę, albo też śrubowato skręcone.
Dziko żyjącą śruborogą kozą jest markurzamieszkujący góry w północnych Indiach i Afganistanie. Przez większą część roku stadka markurów trzymają się górskich lasów i zarośli jałowca, podczas szczególnie srogich, bardzo śnieżnych zim schodzą w poszukiwaniu żeru o kilkaset metrów niżej, a niekiedy, zmuszone głodem, zbliżają się nawet do ludzkich osiedli. Przed mrozami chroni je nadzwyczaj gęsta sierść - szarawa zimą, w lecie brunatnoczerwonawa. Silne nogi markura opatrzone są mocnymi, twardymi racicami, co pozwala mu stąpać pewnie nawet po śliskich zboczach lub rumowiskach skalnych. Ogromne piękne rogi wyrastają tylko samcom, samice natomiast mają rogi znacznie mniejsze. Rozgniewane lub zaniepokojone markury merdają nerwowo ogonami, które, podobnie jak u wszystkich innych kóz, są od spodu nagie.
W okresie godowym, przypadającym w zimie, samce walczą uderzając się nawzajem bokami rogów, ale nie bodą się ich ostrzami. Czasami spuszczają łeb tak nisko, że-jakto się mówi - ostrza rogów "patrzą w niebo", a wtedy biją przeciwnika kopytami. Jak już wspomniano, walki między samcami zwierząt tego samego gatunku nie kończą się na ogół śmiercią ani
126

ciężkimi ranami. Chodzi w nich tylko o zdobycie rangi w stadzie lub przepędzenie rywala poza granice własnego terytorium.
Markur jest, niestety, prześladowany przez człowieka dla smacznego mięsa, cennej skóry i bardzo ciepłego kożucha, z którego wyrabia sięteż imitacje futer wydry, skunksa, a nawet sobola.




WYBORNY PŁYWAK
Bohater niniejszego opowiadania to pelikan baba, znany powszechnie z ogrodów zoologicznych i filmów przyrodniczych. Jego ojczyzną są kraje o ciepłym klimacie, między innymi południowa Europa, północna Afryka, Egipt, wybrzeża Morza Czerwonego, Azja. Zdarzało się jednak, chociaż rzadko, że pelikany zalatywały do Europy środkowej, a więc i do Polski.
Ptak ten widziany na lądzie nie wygląda wdzięcznie: ma dość gruby, walcowaty tułów, wsparty na krótkich, mocnych cztero-palczastych wiosłowatych łapach, długą szyję i potężny dziób z błoniastym workiem pod dolną szczęką. Jako ciekawostkę warto tu dodać, że pelikan jest ptakiem o najmniejszym języku. Jego język wygląda raczej jak niewielka brodawka, nie przekracza bowiem 4 mm długości.
Upierzenie grzbietu oraz częściowo skrzydeł jest bladoróżowe, brzucha - białe, natomiast lotki są brązowe. Gdy przyglądamy się pelikanowi w Zoo, kiedy siedzi nad sadzawką i czeka na dostarczenie mu jedzenia, trudno się zachwycić jego wyglądem. Dopiero gdy wejdzie do wody, widać, że jest w swoim żywiole. Ci, którzy mieli możność obserwowania go bezpośrednio w jego ojczyźnie lub chociażby na filmie, potwierdzą, że flotylla płynących pelikanów wygląda wręcz imponująco.
Żerując na niezbyt głębokiej wodzie, pelikany zagarniają ją potężnym workowatym dziobem wraz ze wszystkim, co się w niej znajduje, a następnie odcedzają, by połknąć drobną zdobycz. Głównie jednak polują na ryby. W okresie lęgowym przynoszą w owym błoniastym worku pożywienie pisklętom oczekującym w gniazdach zbudowanych na trudno dostępnych moczarach lub na przybrzeżnych skałach.
128

ŚŚ

Pelikan

Lotnik, a nie nurek
Układ oddechowy ptaków charakteryzuje się szczególną budową: od ich płuc odchodzą bowiem duże, błoniaste, cienkościenne worki przenikające między rozmaite narządy, między mięśnie i pod skórę, a nawet do wnętrza niektórych kości. Pelikany zaś mają jeszcze dodatkowo na całej przestrzeni podskórnej mnóstwo drobnych woreczków wypełnionych powietrzem. Im to właśnie ptak zawdzięcza swą zadziwiającą lekkość, która ułatwia mu latanie, a także unoszenie się na wodzie. Gdyby pelikana wcisnąć przemocą pod wodę, wyskoczyłby natychmiast na powierzchnię jak korek. W związku ztym nie ma mowy, by mógł nurkować po zdobycz, musi zadowolić się tym, co znajdzie w zasięgu długiej szyi zanurzonej w wodzie.
Pelikany nie są ptakami samotnymi, które mogłyby znaleźć dość zdobyczy w byle zatoczce, lecz żyją w olbrzymich stadach, liczących wiele setek, a nawet tysięcy osobników. W związku z tym muszą zdobywać odpowiednio duże ilości żeru na stosunkowo ograniczonej przestrzeni.
Pelikany radzą sobie z tym doskonale. Przylatują nad jezioro lub morze ogromnym stadem i formując półkole w sporej odległości od brzegu siadają na głębokiej wodzie. Rzecz jasna, że jest tam dużo ryb, ale niestety nieosiągalnych dla ptaków, które nie potrafią nurkować. Nagle jak na komendę pelikany zaczynają płynąć ku brzegowi bijąc skrzydłami o wodę, a ryby przerażone hałasem i drganiem wody uciekają przed nimi na płyciznę, gdzie jest cicho i spokojnie. Wreszcie pelikany docierają do obszaru wystarczająco płytkich wód, by przystąpić do łowów. Każdy ptak stara się jak najszybciej zagarniać workowatym dziobem wodę z kotłującymi się w niej, ogłupiałymi ze strachu rybami lub chwytać pojedyncze duże ryby. Wkrótce stado pelikanów jest syte. Ocalałe z pogromu ryby powracają do głębszych wód, skąd zostały wypłoszone, ptaki zaś do swych zwykłych miejsc spoczynkowych, gdzie w zacisznych
130
zakątkach na brzegu spokojnie oddają się trawieniu, suszeniu i pielęgnowaniu piór, aby przed wieczorem znów wybrać się na łowy.
Współbiesiadnicy
Bardzo często zdarza się, że gdy pelikany płynące półkolem pędzą ku brzegowi wystraszone ryby, od strony lądu nadlatują gromadnie czarne, metalicznie lśniące ptaki o smukłym ciele i małej głowie zakończonej potężnym dziobem z haczykowatym ostrym końcem. Są to kormorany. Wykonują one lot nurkowy na zatokę rojącą się od przerażonych ryb i po chwili podrywają się ze zdobyczą w dziobie, którą od razu połykają, by znów dać nura po następną rybę. Jeśli ryba jest zbyt duża albo została tak uchwycona, że połknięcie jej okazuje się niemożliwe, czarny ptak porzuca ją natychmiast i ponownie nurkuje.
Ta spółka pelikanów napędzających ryby do płytszych wód i kormoranów korzystających z okazji, żeby się najeść do syta, jest zjawiskiem powszechnym. Pelikany też odnoszą z niej korzyść, wyłapując ryby pokaleczone przez kormorany.
Warto wiedzieć, że żyjący również w Polsce kormoran czarny jest obywatelem prawie całej kuli ziemskiej, a więc prócz Europy zamieszkuje też Azję, Afrykę północną, Grenlandię i Australię.
DZIOBKI, DZIOBY I DZIOBISKA
Narzędzie wieloczynnościowe
Trudno wyobrazić sobie narząd o bardziej zróżnicowanej budowie i przystosowaniach do najrozmaitszych czynności niż ptasi dziób. Ptakza pomocą dzioba pobiera pożywienie, buduje gniazdo, walczy z wrogami. A przecież dziób to tylko szczęki pokryte rogowym futerałem. Gdybyśmy nawet ograniczyli nasze zainteresowania wyłącznie do głównej funkcji tego narządu - pobierania pożywienia, to i tak rozmaitość sposobów jego używania, a w związku z tym i kształtów okaże się zaskakująco wielka.
Z nieprzeliczonej rzeszy upierzonych kręgowców tylko ptaki drapieżne, sowy i pewne gatunki papug chwytają zdobycz łapami, pozostałe posługują się dziobem.
Puk, puk!
Jeżeli usłyszy się w lesie stukanie, jakby ktoś wbijał w ścianę gwóźdź, wiadomo, że to pracuje dzięcioł, wykuwając otwór w korze i drewnie, by dostać się do żerującego tam owada. Niepośledniej twardości musi być jego dziób, a także odpowiednio mocna czaszka, żeby mogły wytrzymać podobne wstrząsy. Jeden z żyjących u nas gatunków-dzięcioł czarny-potrafi odłupywać dziobem kawałki zdrowego drewna kilkucentymetrowej długości i grubości palca dorosłego mężczyzny.
Gdy dzięcioł odsłoni korytarz, w którym kryje się larwa lub poczwarka jakiegoś dużego owada, wsuwa do środka giętki, robakowaty, bardzo długi język (u dzięcioła zielonego mierzący 10 cm) i nadziewa zdobycz na ostry cienki kolec, którym
132
??^^???

uzbrojony jest koniuszek języka. Ześliźnięciu się ofiary zapobiegają leżące nieco niżej zadziory. Oczywiście, nie zawsze zdobycz jest duża, w drewnie i pod korą żerują bowiem także rozmaite drobne owady, które po prostu przyklejają się do pokrytego lepką, gęstą śliną języka dzięcioła.
To ma być wygodne?
Tak można by z pewnością zapytać zobaczywszy dziób krzyżodzioba. U ptaków tych bowiem niezależnie od gatunku-a więc również u spotykanych u nas krzyżodziobów sosnowego i świerkowego - dolna, szczególnie mocna połowa dzioba jest haczykowato wygięta i krzyżuje się z górną. Toteż o zwykłym "dziobaniu" pożywienia nie ma mowy. Zresztą ptaki te nie reflektują na żaden nadający się do tego pokarm.
Krzyżodziób świerkowy żywi się nasionami świerków, a te kryją się w szyszkach, skąd trzeba je wydobyć. Ptak zrywa dojrzałą szyszkę i przytrzymując ją nóżkami na gałęzi, przystępuje do pracy. Najpierw dolną szczękę podsuwa pod górną, wciska dziób pod łuskę i dopiero wtedy nadaje obu połowom dzioba skrzyżowaną pozycję. Oczywiście łuska dzięki temu zostaje odsunięta i łatwo już wygarnąć językiem tłuste, żywiczne nasiono. Ptak wybiera w ten sposób kolejno jedno za drugim, a czyni to tak sprawnie, że po kilku minutach odrzuca pustą już, najeżoną odgiętymi łuskami szyszkę i przystępuje do operowania następnej. I tak aż do nasycenia się.
Jego krewniak, krzyżodziób sosnowy, tak samo postępuje z szyszkami sosnowymi, znacznie twardszymi niż świerkowe, ale też i dziób ma odpowiednio większy i mocniejszy.
Oba te gatunki krzyżodziobów żyją na północy, w chłodniejszym niż nasz klimacie. Do nas - głównie do górskich lasów -zalatują na zimę. W tej, zdawałoby się, tak nie sprzyjającej porze roku również się gnieżdżą, oczywiście, jeżeli drzewa iglaste obficie obrodziły i krzyżodzioby mają dość nasion, by przetrwać zimę i wykarmić pisklęta.
133

Razem dotyk, węch i smak
Na południowej półkuli, w lasach Nowej Zelandii, żyje kiwi -spory ptak wielkości kury domowej. Na samym końcu jego cienkiego, dość długiego, szydłowatego dzioba znajdują się nozdrza, które u wszystkich innych ptaków umieszczone są u jego nasady. Wiadomo, że nasadę dzioba bardzo wielu ptaków pokrywa delikatna unerwiona błona zwana woskówką. Mieszczą się w niej liczne ciałka dotykowe, co ma szczególne znaczenie dla ptaków żerujących w wodzie lub szlamie, gdzie nie mogą dostrzec zdobyczy. U kiwi natomiast silnie unerwior na woskówką pokrywa cały dziób.
Wszystkie te przystosowania: woskówką na całym dziobie, jego długość i cienkość oraz nozdrza położone na końcu ułatwiają kiwi zdobywanie pożywienia. Żerując ptak co krok wtyka dziób w dość pulchną i miękką glebę leśną. Chciałoby się powiedzieć, że ją sonduje. Dzięki szczególnemu położeniu nozdrzy czuje zapach zdobyczy, a dzięki wrażliwej woskówce stwierdza jej obecność dotykiem. Wytropionego owada bądź dżdżownicę chwyta dziobem i delikatnie, powolutku ciągnie. W ten sposób unika rozerwania zdobyczy na części i wydostaje ją w całości na powierzchnię.
Nie dziób, lecz dziobisko
Można by pomyśleć, że ogromny dziób tukana (stanowi około 1/3 długości całego ciała, licząc wraz z ogonem) służy temu ptakowi do prac tak mozolnych, jak na przykład wykuwanie dziupli w pniu. Jednakże to potężne narzędzie bynajmniej do takiego celu się nie nadaje, gdyż jest zadziwiająco lekkie. Ścianki dziobu tukana składają się z cieniutkich beleczek kostnych, przebiegających we wszystkich kierunkach i połączonych w taki sposób, że tworzą wolne przestrzenie wypełnione powietrzem. Dziób więc ma budowę gąbczastą, choć oczywiście-jako utwór kostny - jest twardy i dość mocny. Jego krawędzie są piłkowane, co ułatwia chwytanie wyrywającej się zdobyczy
134
i przytrzymywanie śliskich kąsków. Tukan zrywa i zgniata dziobem mięsiste owoce - główne swe pożywienie, wybiera też jaja i pisklęta z gniazd, poluje na duże owady i niewielkie dorosłe ptaki lub gryzonie. Zręczność i szybkość, z jaką to czyni, jest godna podziwu.
Dziwnie wygląda język tukanów: krawędzie tego długiego, wąskiego, mięsistego utworu pokryte są cieniutkimi wyrostkami skóry, skierowanymi do przodu, co sprawia wrażenie, jakby były obszyte frędzlami. Toteż wyglądem przypomina raczej ptasie pióro niż język.
Tukany są mieszkańcami Ameryki Środkowej i Południowej aż po Paragwaj. Przebywają zwykle w miejscach zadrzewionych, ale nie w głębi puszcz, gdzie spore ich stada chronią się tylko w okresie pierzenia.
Ponieważ ubarwienie, nie wyłączając dzioba, mają jaskrawe, a przy tym są ruchliwe i ciekawskie, łatwo je zauważyć. Są też bardzo spostrzegawcze, toteż pierwsze zjawiają się tam, gdzie pokazał się jakiś ptak drapieżny lub sowa i podnoszą niebywały wrzask. Na ten alarm zlatują się rozmaite inne ptaki i wówczas wspólnymi siłami zmuszają do ucieczki nawet dużego napastnika. Po takiej przeprawie nieprędko przyjdzie mu ochota, by powrócić na dany teren. Z mniejszymi nieprzyjaciółmi tukany rozprawiają się same i prawie zawsze wychodzą z takiej walki zwycięsko.
Dawniej pięknych piór tukanów miejscowa ludność używała do wyrobu rozmaitych ozdób, a m ięso ich do dziś uważane jest za przysmak. Nic więc dziwnego, że wciąż nie brakchętnych do polowania na te ptaki. Tukan jednak nie stanowi łatwej zdobyczy. Gdy tylko zauważy myśliwego, szybko się ukrywa, a przynajmniej kluczy między pniami drzew tak przemyślnie, że bardzo trudno go wypatrzyć. Łowi się też żywe tukany jako ptaki ozdobne, co jest jeszcze większą sztuką niż zastrzelenie. Przyglądając się z bliska trzymanemu w niewoli, oswojonemu tukanowi można zaobserwować, jak zgrabnie manipuluje swym karykaturalnie wielkim dziobem, gdy na przykład podrzuca do góry kęs, by wpadł do rozwartego dzioba w pozycji
możliwie!
nościwyfl
uwag/;:
d ostrzej
jestjużł
bo nawei
mogąsi
klatki z|
wróble,!
widzi!
choć i
136
możliwie wygodnej do przełknięcia. Najwięcej jednak zręczności wykazuje chwytając drobne ptaki. Tukan niby nie zwraca uwagi na ptaszka, który wszedł do klatki, wydaje się, że go nie dostrzega, aż nagle wykonuje błyskawiczny ruch głową i intruz jest już w dziobie. Najwidoczniej ptaszki to przysmak tukanów, bo nawet gdy są nakarmione i mają nadto zapas żywności, nie mogą się oprzeć pokusie polowania. W Zoo zdarza się, że do klatki z tukanami przedostają się przez siatkę wszędobylskie wróble, zwabione widokiem leżącego tam jedzenia. Nigdy nie widziano, aby małemu złodziejaszkowi udało się ujśćzżyciem, choć przecież wróbel to ptak nadzwyczaj ostrożny i czujny.
NIEROZŁĄCZNI TOWARZYSZE
Bawoły afrykańskie to zwierzęta stadne, toteż dobrze czują się jedynie w gromadzie. Mają one opinię złowrogich bestii, szukających okazji do napaści i zamordowania człowieka. Nie zaatakowany bawół nie jest jednak agresywny i raczej unika spotkania z ludźmi, natomiast prześladowany przez myśliwych, a tym bardziej ranny, staje się groźnym przeciwnikiem ze względu na nieprzeciętną siłę, szybkość poruszania się i potężne rogi, które u samców dochodzą do ogromnych rozmiarów, a u nasady tworzą z wiekiem bardzo twarde, mocne guzy, zrastające się w jednolitą tarczę. Toteż uderzenie łbem przez szarżującego byka może pogruchotać kości. Często rozwścieczony bawół nie poprzestaje na powaleniu przeciwnika, lecz tratuje go na miazgę racicami. W taki sposób zginął przed sześćdziesięciu pięciu laty francuski sportowiec, lotnik i konstruktor samolotów - Latham.
Z wielkich afrykańskich drapieżników jedynie lew odważa się zaatakować dorosłego samca bawołu afrykańskiego, i to tylko wtedy, gdy natrafi na pojedynczego osobnika. Taki samotnik to zwykle zwierzę słabe, chore lub stare. Natomiast krowa ze świeżo urodzonym, jeszcze kędzierzawym cielątkiem za słabym, by mogło przebywać w stadzie, jest również bardzo groźnym przeciwnikiem dla drapieżcy zagrażającego życiu jej dziecka. Jednak gepardy, lamparty, a nawet hieny podejmują-czasami z powodzeniem - próbę upolowania cielęcia.
Głównym wrogiem bawołów afrykańskich jest jednak człowiek, i to nie tylko ten, który poluje na.nie dla skóry czy mięsa, ale przede wszystkim rolnik, zajmujący coraz to nowe tereny stepów pod pastwiska i pola uprawne. Gdy bawoły pustoszą je usiłując się tam paść, ludzie zabijają je bez litości.
Te wielkie przeżuwacze są stale napastowane przez rozmaite
138
Bawół afrykański
Zf/,


owady pasożytnicze ssące krew oraz przez kleszcze. Opędzają się przed nimi, jak mogą, ale nie zawsze i nie w pełni skutecznie. Z obfitości owadów, a szczególnie przeróżnych much, na ciele bawołów korzystają niewielkie białe czaple i chętnie je łowią. Czaple, jak wszystkie ptaki, mają doskonały wzrok, toteż gdy zauważą w pobliżu człowieka, Iwa czy geparda, zrywają się do lotu, co dla bawołów jest sygnałem niebezpieczeństwa i powoduje spieszną ucieczkę stada. Gdy bawoły się zatrzymają i znów zaczynają spokojnie skubać lub przeżuwać trawę, czaple, które kołowały w powietrzu, badając sytuację, lądują na ich grzbietach. Niestety, dla przebiegłych myśliwych widok gromadki tych białych ptaków zataczających koła w tym samym miejscu, a następnie zniżających lot służyć może jako wskazówka, że właśnie tam znajdują się bawoły lub słonie, którym czaple również chętnie towarzyszą.
Nie tylko małe czapelki dotrzymują towarzystwa bawołom, jeszcze wierniejszymi ich towarzyszami są bąkojady, niewielkie ptaki spokrewnione ze szpakami. Wydziobują one starannie ze skóry zwierząt nie- tylko owady i ich larwy, lecz również niezmiernie dokuczliwe kleszcze. Bąkojady ostrzegają o zagrożeniu głośnym ćwierkaniem i niespokojnym zachowaniem. Zdarza się, że budzą śpiącego bawołu trzepocząc skrzydełkami. Bąkojady nie uciekają przy pierwszym alarmie, jak to czynią czaple, lecz dopiero w obliczu bliskiego niebezpieczeństwa. Bąkojady wyjadają też owady i kleszcze pasożytujące na bydle domowym. Wtedy jednak nie podnoszą alarmu na widok człowieka. Widocznie orientują się, kiedy i dla kogo jest on wrogiem.
Obecnie bawoły afrykańskie mogą żyć bezpiecznie w rezerwatach lub parkach ochrony przyrody. Słynny jest rezerwat w kraterze wygasłego wulkanu Virunga, który znajduje się w parku ochrony przyrody - Rwindii. Obwód tego krateru wynosi 300 km, rezerwat zaś należy do najpiękniejszych krajobrazowo i najbogatszych w Afryce pod względem rozmaitości oraz liczby zwierząt. Tam można obserwować z niewielkiej nawet odległości, jak bawoły się pasą, pławią w błotnistych
rOZ\e\N^
wacze i dzolub nadal i
zwierzęta,
Niektórzy pi się udomołj źródło i nie da, powolny ii
SIS i


140
rozlewiskach albo pływają w rzekach czy jeziorach. Te przeżuwacze bowiem, podobnie jak indyjskie bawoły domowe, bardzo lubią wodę. Natomiast na nie chronionych terenach Afryki nadal odbywają się mordercze polowania na te ogromne zwierzęta.
Niektórzy przyrodnicy sądzą, że bawoły afrykańskie dałoby się udomowić, a wtedy miejscowa ludność miałaby obfite źródło mleka, mięsa i siły roboczej. Oczywiście, udomowienia nie da się urzeczywistnić w krótkim czasie, jest to proces powolny i długotrwały, zapewne jednak wart zachodu.
DWA RAZY POMYŚL...
Uzupełnijmy ten tytuł słowami: "zanim coś uczynisz", bo nikt chyba nie ma wątpliwości, że pochopne działanie przynosi często więcej szkody niż pożytku. Nieraz widuje się opłakane skutki różnych bezmyślnych poczynań, co szczególnie wyraźnie przejawia się choćby w zmianach, jakie zaszły i nadal zachodzą w określonych środowiskach po lekkomyślnym osiedleniu w nich nowych gatunków roślin lub zwierząt. Często na podjęcie jakichś decyzji wpływały względy uczuciowe, na przykład emigranci udający się z Europy do Ameryki Północnej czy Australii zabierali z sobą wróble lub szpaki, albo przysłowiowe króliki, żeby na dalekiej obczyźnie przypominały im ojczyste strony.
Można by zapytać: I cóż w tym złego? To okazało się dopiero po latach.
Skrzydlaty najeźdźca
Tak więc Europejczycy wielokrotnie przywozili do Stanów Zjednoczonych klatki z parkami szpaków. Po przybyciu do USA wypuszczali je na swobodę tam, gdzie się osiedlili, na przykład bardzo często w Nowym Jorku. Na obcym terenie ptaki te wkrótce ginęły. Tego rodzaju próby trwały aż do lat 1890-1891, gdy wypuszczono w śródmieściu Nowego Jorku sześćdziesiąt, a potem dodatkowo jeszcze czterdzieści szpaków. Przez sześć kolejnych lat ich miłośnicy obserwowali z zadowoleniem, że nie tylko nie wymierają, ale gnieżdżą się i pomyślnie wychowują potomstwo.
Wielkie miasto ma jednak stosunkowo ubogie tereny zielone, niewystarczające dla większej liczby owadożernych istot, jakimi są szpaki, toteż w poszukiwaniu dogodnych miejsc, po
142

około dwudziestu latach, ptaki te opanowały spore tereny podmiejskie. Z roku na rok obszar przez nie zasiedlony powiększał się, a w roku 1959 dotarły aż do Kalifornii. Szpaki, rzecz jasna, rozprzestrzeniały się we wszystkich kierunkach, nie wyłącznie zachodnim, i obecnie są już pospolite również w Kanadzie, w północnym Meksyku, a nawet na Alasce.
Tę umiejętność przystosowywania się do rozmaitych nowych, na przykład klimatycznych, warunków środowiska można by szczerze podziwiać, gdyby nie rozmiary szkód, jakie szpaki spowodowały na opanowanych ziemiach. Miliony tych ptaków w okresie lęgowym nie tylko niszczyły owady - a przecież łowiły nie wyłącznie szkodliwe, ale również pożyteczne -lecz wyrządzały też nieobliczalne straty w plantacjach truskawek, w sadach i winnicach. Ponadto energiczny, ruchliwy, odważny szpak spowodował, iż miejscowe gatunki drobnego ptactwa zaczęły wyprowadzać się na inne obszary, gdzie warunki zarówno żerowania, jak i gniazdowania bywały przeważnie gorsze. Efekt jest taki, że liczba rodzimych ptaków Ameryki Północnej ciągle się zmniejsza.
Szpaki przewiezione do Afryki południowej, Australii, na Nową Zelandię również skolonizowały te ziemie z krzywdą miejscowych gatunków. Nie udało się stwierdzić, w jaki sposób dostały się na odległe wyspy oceaniczne, wszędzie jednak stały się groźną konkurencją dla miejscowego ptactwa.
Podobnie rzecz ma się z wróblem, który dzięki sentymentalnym emigrantom z Europy opanował wszystkie kontynenty.
"Miłe złego początki..."
Od chwili gdy pewien bogaty właściciel ziemski w Czechach przywiózł pięć piżmaków-gryzoni rodem z Północnej Ameryki - i założył ich hodowlę, upłynęło już siedemdziesiąt lat. Wypuścił je w swoich dobrach na swobodę, z myślą, że gdy się rozmnożą, miejscowa niezbyt zamożna ludność będzie mogła na nie polować i sprzedawać cenne futerka. Piżmaki żywią się
143
roślinami wodnymi, należało więc przypuszczać, że nie będą wyrządzały szkód.
Piżmaki czuły się w nowym środowisku znakomicie, czego dowodem była szybko wzrastająca ich liczebność. Samice tego gryzonia wydają potomstwo 3-4 razy na rok po 4-14 sztuk w miocie. Dojrzałość następuje wcześnie - piżmaki urodzone na wiosnę już na jesieni mają młode. Toteż owe gryzonie rozchodziły się stopniowo coraz dalej po okolicznych stawach, jeziorach i rzekach.
Wkrótce jednak ujawniły się dotkliwe dla człowieka zwyczaje tych zamorskich przybyszów: okazało się, że ryją one w wysokich brzegach wód, w groblach, tamach i nasypach długie korytarze kończące się jamą legowiska, co powodowało poważne uszkodzenia brzegów, a w konsekwencji miejscowe powodzie. Dla coraz większej liczby tych gryzoni zabrakło wkrótce roślin wodnych, zaczęły więc żerować na okolicznych polach i w warzywnikach. A poza tym futro, dla którego zostały sprowadzone do Europy, okazało się w nowych warunkach znacznie gorsze niż u ich amerykańskich przodków.
Po jakimś czasie piżmak zawędrował też do sąsiednich krajów i osiedliłsię w środkowej i zachodniej Europie, wszędzie przyczyniając wiele kłopotów.
W ZSRR i w Finlandii również wypuszczono piżmaki na swobodę, i to w wielu miejscach. Stały się tam one łownym zwierzęciem futerkowym. W północno-wschodniej Europie i na Syberii, gdzie na dużych obszarach przyroda zachowała się w stanie pierwotnym, piżmaki nie wyrządzają takich szkód, jak w krajach gęsto zaludnionych i uprzemysłowionych.
Nieuwaga przyczyną klęski
Pewien francuski uczony pracujący w Stanach Zjednoczonych przywiózł tam z ojczyzny kilkanaście jaj pospolitego w Europie szkodnika - brudnicy nieparki. Gąsienice tego nocnego motyla są niewybredne i chętnie jadają liście jabłoni, lipy, olchy, brzozy, dębu, topoli, wierzby i jeszcze około dwudziestu
144
innych gatunków drzew. Toteż z wyżywieniem gąsienic nie było kłopotów. Po wykluciu się z jaj maleńkie gąsieniczki umieszczono w specjalnych klateczkach - insektariach, zabezpieczając starannie przed wydostaniem się na zewnątrz. A jednak gdy zmieniano zwiędłe liście na świeże, przeciąg zdmuchnął i uniósł kilka sztuk gąsienic przez otwarte okno pracowni. Cały personel z uczonym na czele rzucił się na poszukiwanie gąsienic w krzewach rosnących przy budynku. Udało się znaleźć zaledwie dwie czy trzy i wreszcie zaprzestano tej bezowocnej pracy.
Upłynęło parę lat, gdy stwierdzono, że w miejscowym parku pojawiły się masowo nie znane dotychczas gąsienice pożerające liście do tego stopnia, że korony drzew zostawały całkowicie ogołocone. Ani miejscowe drapieżne owady, ani ptaki nie zjadały tych szkodników. Były to właśnie brudnice - potomstwo owych zagubionych gąsieniczek. Brudnice nie ograniczyły się do jednego parku, lecz opanowywały coraz to nowe tereny. Oczywiście, ludzie walczyli z nimi: zbierali gąsienice, wyławiali setki i tysiące motyli, niszczyli złoża jaj doskonale widocznych na korze drzew, ale wszystkie te zabiegi prawie nic nie znaczyły wobec ogromu klęski ogarniającej z roku na rok coraz dalsze obszary. Sprowadzono z Europy i Japonii liczne owady pasożytnicze i drapieżne - naturalnych wrogów brudnicy. Jednakże zmniejszyło to szkody w niewielkim tylko stopniu i jak dotąd, tego groźnego motyla nocnego nie udało się wytępić.
Śpi jak niedźwiedź
W lasach całej Europy odwiecznymi przedstawicielami rodziny psowatych były wilk i lis. Obecnie coraz częściej spotyka się u nas ssaka mniejszego niż lis, o krępej budowie, małej głowie z niedużymi uszami i krótkim pyskiem oraz puszystym ogonie. Jest to jenot, mieszkaniec wschodniej i północnej Syberii, Chin i Japonii. Sprowadzony do europejskiej części ZSRR, łatwo się tam zadomowił i zaaklimatyzował.
Ssak ten jest półkoczownikiem, przenosi się chętnie z rodzin-
\
10-Jeszcze raz... 145
nych okolic do sąsiednich lasów obfitujących w pożywienie. Jada ślimaki, owady, dżdżownice, żaby, jaszczurki, drobne gryzonie, jaja i pisklęta naziemnych ptaków, padlinę, a także rośliny: przede wszystkim nasiona i owoce (szczególnie lubi żołędzie) oraz mięsiste kłącza i bulwy.
Podobnie jak inne gatunki tej rodziny czynny bywa w nocy. Dnie przesypia w zacisznej kryjówce, na przykład w opuszczonej norze borsuka lub lisa, w szczelinie skalnej, w gęstych zaroślach, w wypróchniałym nad ziemią pniu itp. Z nastaniem zmierzchu wyrusza na łowy. Na zimę zasypia jak niedźwiedź i podobnie jak on śpi dość lekko i budzi się wczesną wiosną.
Dzięki koczowniczym zamiłowaniom jenot zawędrował już z ZSRR do Finlandii i Polski, a pojedyncze osobniki nawet do Czechosłowacji i NRD. Nas/e lasy, a tym bardziej zachodnich sąsiadów nie są tak bogate w zwierzęta stanowiące pokarm tego drapieżnika, toteż stał się groźnym konkurentem dla borsuków, lisów, tchórzy i jeży wpływając na zmniejszanie się ich liczby. Z braku naturalnego pożywienia wyrządza szkody w drobiu. Toteż na tego przedsiębiorczego przybysza wolno u nas polować przez cały rok.
Jeleń przepływa oceany
Chociaż jeleń, jak wszystkie ssaki, potrafi pływać, bez inicjatywy i pomocy człowieka nie przepłynąłby nawet Bałtyku, a cóż dopiero oceanu. Projekt przewiezienia jeleni europejskich na Nową Zelandię, gdzie żyły tylko nietoperze, jedyne rodzime ssaki, oraz zawleczone tam później maoryjskie szczury - powzięli emigranci zamierzający osiedlić się na tej olbrzymiej wyspie. Od 1851 roku przez ponad sześćdziesiąt lat ciągle ponawiano próby zaaklimatyzowania tam tych kopytnych ssaków, aż wreszcie doprowadzono do tego, że w rozległych, pięknych lasach Nowej Zelandii bytowały już całe rodziny jeleni. Coraz większy ich stan liczebny odbił się dotkliwie na lasach bukowych, które szczególnie sobie upodobały. Objadały korę z pni, powodując usychanie drzew, ogryzały wierzchołki
146

młodych drzewek uniemożliwiając ich normalny rozwój, wydeptywały i tratowały runo leśne, niszcząc je niekiedy w takim stopniu, że spływające wody deszczowe unosiły odsłoniętą glebę, co prowadziło do postępującego rujnowania lasów.
Jeleń nie był jedynym zwierzęciem sprowadzonym celowo na Nową Zelandię, przewieziono tam też inne gatunki ssaków, ptaków, a nawet owadów. W łagodnym, przez cały rok ciepłym klimacie owady mnożyły się zastraszająco szybko i wyrządzały olbrzymie szkody. Nic dziwnego, że na tej pięknej wyspie nie można już przywrócić pierwotnej roślinności.
OD WINNICZKA DO KAŁAMARNICY
A więc chodzi o mięczaki. Rozmaite gatunki spotykamy w najróżnorodniejszych środowiskach - od suchych, półpus-tynnych stepów aż po głębie oceanu.
Zagadkowe zwierzę
Spróbujcie odgadnąć na podstawie kilku jego istotnych cech, jakie to zwierzę. Nosi ono z sobą własny "domek", chodzi na jednej nodze, przy jedzeniu posługuje się tarką, okrywa je płaszcz, w niebezpieczeństwie chowa oczy we wnętrzu ciała, powiedzmy - w brzuchu, w Polsce jest przybyszem z południa, osiedlonym tu od paru setek lat, długość jego ciała wynosi do 5,5 cm.
Podawanie dalszych szczegółów jest chyba zbędne, gdyż i tych informacji wystarczy, by odpowiedzieć: ślimak winniczek.
A więc "domek" to muszla, w której winniczek stale przebywa, powiększając ją w miarę rosnięcia. "Nogą" zoologowie nazwali silnie umięśnioną brzuszną część ciała, służącą do poruszania się. "Tarka" to płytka na języku złożona z licznych ostrych ząbków, którymi ślimak zdrapuje miąższ roślin. "Płaszcz" to fałd skóry okrywający ciało po stronie grzbietowej i częściowo wystający spod muszli, która jest jego wytworem. Oczy osadzone na kurczliwych słupkowatych czułkach w razie potrzeby wciąga do wnętrza ciała.
Winniczek żyje w miejscach wilgotnych, najłatwiej można go spotkać, gdy wybierze się na wędrówkę po deszczu, podczas mgły lub siąpiącego kapuśniaczku. Podczas ulewy winniczek natychmiast kryje się w muszli, uderzające bowiem w delikatne ciało poszczególne krople sprawiają mu ból.
148
?

Prócz zmysłu bólu ma on ponadto dobrze rozwinięty dotyk, zmysł temperatury, węch i smak. Natomiast wzrok ma bardzo słaby. Rozróżnia właściwie światło lub jego brak, niewyraźny zarys przedmiotu dostrzega z odległości mniejszej niż centymetr. Co prawda osadzenie oczu na ruchliwych elastycznych czułkach, które może zwracać w dowolną stronę, zwiększa nieco pole widzenia.
Pieniądze leżą w oceanie
Znane powiedzenie o pieniądzach, które leżą na ulicy i wystarczy tylko po nie się schylić, to przenośnia. Natomiast powyższy tytuł bynajmniej nie jest przenośnią, bowiem muszle wydobywane z Oceanu Indyjskiego były kiedyś rzeczywiście środkiem płatniczym. Są to muszle zaledwie 3-centymetrowe-go ślimaka - porcelanki, którego łacińska nazwa brzmi Cypraea moneta. W pewnych częściach oceanu poławiano wprost nieprzebrane ilości tego mięczaka. Oczywiście, na miejscu nie miały one wartości pieniężnej, dopiero przewiezione do odległych okolic, a nawet innych krajów i kontynentów, gdzie były wysoko cenione dla swych kształtów, ubarwienia i połysku, służyły jako pieniądz, na przykład przed trzema i pół tysiącem lat w Chinach i Japonii. Jeszcze w 1885 roku zebrano w Benga-lu na jakiś zbożny cel 160 milionów tych muszli. Do Afryki zaś wywieziono 75 miliardów sztuk, ale tarn używano ich do wyrobu ozdób. Obecnie w Azji i w Afryce nadal wyrabia się z nich rozmaite przedmioty ozdobne, mają więc pewną wartość materialną, choć nie służą już jako pieniądze.
Królewski barwnik
Chemicy wynajdują coraz to nowe, często bardzo piękne barwniki. Nasi pradziadowie zdawali się pod tym względem na przyrodę, czerpiąc z niektórych roślin lub zwierząt pewne wytwarzane przez nie substancje, które służyły do barwienia tkanin, skór, drewna i innych materiałów. Szczególne upodo-
149
banie przejawiano do czerwieni w jej różnych odcieniach, przy czym purpura zastrzeżona była do użytku władców. Stąd też pochodzi znane określenie: królewska purpura. Cenną zaletą pewnych naturalnych barwników jest ich odporność na działanie światła słonecznego i wody. Takim właśnie barwnikiem jest purpura wytwarzana w nie znanym nam celu przez ślimaki: rozkolce i purpurowce, w gruczole znajdującym się pod płaszczem. W ciele ślimaków substancja ta ma kolor biały lub bladożółty i dopiero wydobyta z nich i poddana dłuższemu naświetlaniu w słońcu zmienia barwę - poprzez rozmaite odcienie żółtości - na purpurową.
Ślimak wytwarza tę wydzielinę w niezmiernie małych ilościach: aby otrzymać 1,5 g, trzeba zgromadzić 2000 ślimaków. Trudno sobie nawet wyobrazić, jakich zawrotnych ilości tych mięczaków potrzebowano do ufarbowania wełny czy jedwabiu na suty płaszcz królewski. Praca przy sporządzaniu purpury była nadzwyczaj mozolna: należało wydobyć ślimaki z dna morza, delikatnie i precyzyjnie zoperować każdą sztukę, zebrać mikroskopijne kropelki wydzieliny i poddać je działaniu światła aż do chwili uzyskania żądanego koloru. Nic więc dziwnego, że purpurowy płaszcz królewski kosztował olbrzymie sumy.
Czy można żyć bez głowy?
Takie pytanie nie miałoby sensu, gdyby dotyczyło człowieka, innych ssaków czy kręgowców w ogóle. Zróbmy jednak krótki przegląd bezkręgowców. Gdzie ma głowę meduza, stułbia, koral czy też rozgwiazda liliowiec lub jeżowiec? Również małże, przedstawiciele wielkiej, prastarej grupy mięczaków, są jej pozbawione. A więc jednak można żyć bez głowy!
Duże czy małe?
Małże prowadzą wyłącznie życie wodne. Muszla ich składa się z dwóch połówek połączonych zawiasami i jest wytworem dwuczęściowego płaszcza spojonego elastycznym więzadłem.
150
Śi
Rozpiętość wymiarów między najmniejszymi małżami -groszkówkami o średnicy ciała wynoszącej 2 mm, a największymi - tridaknami o średnicy 1,5 m, jest, jak widać, olbrzymia. Większość jednak to "średniaki", jak na przykład szczeżuja i skójka pospolite w naszych wodach śródlądowych, racicznice przytwierdzające się bisiorem do przedmiotów podwodnych, sercówka i rogowiec znane z Bałtyku, przegrzebka i perłopław zamieszkujące ciepłe morza.
Najbardziej odpowiednie dla zwierząt morskich zasolenie mają oceany i otwarte morza,toteżte mięczaki i ryby, które żyją w Bałtyku mającym wodę zaledwie słonawą, są zwykle mniejsze niż ich krewniacy nawet już z sąsiedniego Morza Północnego.
Powolne czy nie?
Na ogół uważa się, że małże są zwierzętami niezwykle powolnymi: posuwają się mozolnie na mięsistej nodze, a przy byle alarmie kryją delikatne ciało w muszli. O szybkiej ucieczce nie ma mowy. W przyrodzie bywają jednak wyjątki od każdej reguły. A więc i wśród małży są gatunki zdolne do prędkiego poruszania się - ale nie "na piechotę".
U pewnych gatunków - najbardziej znany jest przegrzebek o spłaszczonych muszlach, osiągających kilkanaście centymetrów średnicy - mięśnie mogą gwałtownie zwierać rozchylone połowy. Woda spomiędzy nich zostaje wtedy nagle wypchnięta silnie przez szparę przyzawiasach i zwierzę szybkim skokiem posuwa się do przodu. Raz po raz rozchylając muszlę, by nabrać wody, i natychmiast ją zamykając, by wodę wystrzyk-nąć, przegrzebek dość prędko porusza się sposobem odrzutowym.
Produkcja klejnotów
Każdy, kto miał w ręku muszlę małża, podziwiał zapewne jej mieniącą się tęczowo, lśniącą, gładką wewnętrzną powierzch-
151
f
nię. Owa gładkość nie służy dla ozdoby, lecz zapobiega podrażnieniu, jakie powodowałyby szorstkie ściany stykające się z delikatnym wrażliwym ciałem mięczaka.
Jeżeli między muszlę a płaszcz wśliźnie się jakiś okr.uch albo pasożyt, małż reaguje na owo obce ciało i pokrywa je gładką warstewką masy perłowej, stopniowo, choć powoli, grubiejącą. Tak powstaje "połperła" przytwierdzona do muszli. Jeżeli natomiast obce ciało dostanie się w głąb płaszcza, tworzy się perła kulista, gruszkowata czy jajowata, leżąca luzem w miękkiej tkance.
Głównym twórcą tych pięknych kosztownych klejnotów jest morski małż perłopław. Rozmaite jego odmiany żyją w Morzu Czerwonym, Zatoce Perskiej, u wybrzeży Cejlonu, wysp Oceanu Spokojnego, w Zatoce Meksykańskiej, Zatoce Panamskiej i u wybrzeży Kalifornii. Nie każdy osobnik perłopława wytwarza perłę, wszak powstaje ona w specjalnych warunkach. Poławiacze nie mogli orientować się, czy wydobyty perłopław zawiera poszukiwany klejnot. Wyławiano więc nieprzeliczone ilości tych małży i otwierano po kolei każdą muszlę. W ten sposób ginęły miliony perłopławów bez żadnej korzyści dla ludzi, a ich ławice malały z roku na rok i długo trzeba było czekać, by się znów rozmnożyły.
Nie tylko perłopławy żyjące w niektórych rejonach ciepłych mórz i oceanów wytwarzają owe klejnoty. Ich dostarczycielem jest również małż słodkowodny - skójka perłorodna. Na naszych terenach występowała ongiś dość pospolicie w górskich potokach Sudetów. Niestety, odkąd fabryki zaczęły zanieczyszczać wody ściekami, perłoródki wyginęły u nas całkowicie.
Ależ dziwadło!
Nazwa "ośmiornica pospolita" jest w swej drugiej części myląca, rva próżno bowiem szukalibyśmy tego głowonoga w Bałtyku czy Morzu Północnym. Jest ona pospolitą mieszkanką przybrzeżnych, słonych i ciepłych wód Morza Śródziemnego, Morza Czerwonego, Oceanu Atlantyckiego i Pacyfiku. Moż-
152
na ją zobaczyć w Jugosławii, południowej Francji lub Italii. Ja pierwszy raz zobaczyłam tego mięczaka żywego nad Adriatykiem, gdy rybak wyjmował z łodzi jakąś dziwną zdobycz z wijącymi się długimi ramionami. Była to właśnie ośmiornica. Rybak trzymał w dłoni jej pękate ciało, a ona przyczepiła się przyssawkami do jego barków, pleców i piersi.
Pamiętam widok barwnych plam pojawiających się i niknących na jej skórze, gdy rybak usiłował oderwać od siebie jej ramiona. Taką grę kolorów widziałam również w akwarium morskim. Trafiłam właśnie na porę karmienia jego mieszkańców, pielęgniarz wrzucał odpowiednie porcje pokarmu w rozmaite miejsca, wreszcie wpuścił żywą rybę tuż przed kupką kamieni, w ciem nym kątku, gdzie -jak mi się zdawało - nie było żadnego zwierzęcia. W tej samej jednak chwili dostrzegłam wysuwającą się stamtąd ostrożnie ośmiornicę, prawie niewidoczną na ciemnym tle. Na jej skórze, jak zwykle przy silnym podnieceniu, ukazały się wtedy owe barwne, zmieniające się co chwila plamki. Ryba nie wyrwała się z morderczego uścisku i wkrótce została pożarta.
Myliłby się ten, kto by sądził, że przyssawki ośmiornicy mają coś wspólnego z wysysaniem zdobyczy. Są to półkuliste jamki, których dwa rzędy mieszczą się na każdym z ramion tego głowonoga. Ośmiornica przyciska mocno przyssawki na przykład do skały, po której się porusza, czy do ciała zdobyczy bądź napastnika i rozpłaszcza wyciskając wypełniającą je wodę, by natychmiast znów uwypuklić. Ciśnienie wody sprawia, że przylegają one z wielką siłą do podłoża. Zdarza się nawet, że gdy zdobycz gwałtownie i mocno się szarpie, niektóre przyssawki odrywają się wraz z mięśniami od ramienia. Ośmiornica jednak raczej postrada ich kilka czy kilkanaście, a nawet całe ramię, niż wypuści łup. Nie zawsze zdobycz jest tak wielka, że musi użyć wszystkich ramion do jej utrzymania i obezwładnienia, niekiedy wystarczy jedno, a nawet tylko grupa przyssawek na nim. Narządy te mogą bowiem działać niezależnie od siebie - pojedynczo lub grupami na jednym ramieniu albo też na kilku, lub na wszystkich ośmiu jednocześnie.
154
Między ramionami ośmiornicy mieści się otwór gębowy otoczony kolistą wargą, za którą tkwią mocne rogowe szczęki w kształcie papuziego dzioba, tylko że odwróconego, większa bowiem i szersza jest szczęka dolna, obejmująca mniejszą, górną. Za szczękami leży język, a na nim znajduje się tarka, sztywna płytka pokryta ząbkami o ostrzach skierowanych ku tyłowi. Tarka rozdrabnia kęsy pożywienia oderwane szczękami i zwilżone śliną. Gruczoły ślinowe prócz soków trawiennych wydzielają też jad, tak więc zraniona ofiara nie ma szansy na ocalenie życia, nawet gdyby udało jej się wyrwać z ramion napastnika.
Inne głowonogi
Do głowonogów należą także dziesięciornice, u których dwa spośród dziesięciu ramion są znacznie dłuższe, rozszerzone na końcu i tylko tu pokryte przyssawkami. Dziesięciornice mogą sięgać nimi stosunkowo daleko, co ogromnie ułatwia im chwytanie zdobyczy.
Najbardziej znane grupy dziesięciornic to kałamarnice i mątwy. Największym głowonogiem w ogóle jest kałamarnica Architeutis: jej głowa wraz z workiem trzewiowym osiąga długość 3 m, ramiona zaś aż 15 m. Olbrzymy te żyją w głębinach, toteż niezmiernie rzadko udaje się je zobaczyć. Ich ramiona natomiast oraz mocne szczęki wydobywano nieraz z żołądków upolowanych kaszalotów- wielorybów żywiących się głowonogami. Na skórze tych ssaków widywano blizny pozostawione przez potężne, 30-centymetrowej średnicy przyssawki, którymi owe olbrzymie kałamarnice czepiały się ciała kaszalota podczas walki.
Podwodne odrzutowce
Prócz głowy i ramion ciało głowonogów - podobnie jak innych mięczaków - pokrywa gruby mięśniowy fałd zwany płaszczem, przyrośnięty na stronie grzbietowej, na brzusznej
155
zaś tworzący rodzaj torby czy kieszeni, tzw. worek trzewiowy, w którym mieszczą się skrzela i różne inne narządy. Ów worek może się zamykać dość szczelnie albo też pozostawać otwarty, a wtedy woda swobodnie doń wchodzi i wychodzi. Pozwala to na pobieranie tlenu przez skrzela i wydalanie dwutlenku węgla, jak również na usuwanie moczu i kału.
Przy wejściu do worka trzewiowego znajduje się narząd, z powodu swego kształtu nazwany lejkiem. Gdy worektrzewio-wy jest zamknięty, woda wypływa przez lejek. Jeżeli ośmiornica czy dziesięciornica wyciśnie ją przezeń gwałtownie, jej ciało przesunie siew przeciwnym kierunku niż wyrzucony strumień wody. Otwór elastycznego, umięśnionego lejka głowonóg może zwracać w dowolną stronę i w ten sposób płynąć, gdzie chce. Pływanie odbywa się skokami, gdyż po każdym wytryś-nięciu wody przez lejek zwierzę musi zaczerpnąć do worka trzewiowego nową jej porcję. Czyni to jednak prędko i płynnie i przerwa między jednym a drugim odrzutem jest bardzo krótka. Głowonogi mogą też pływać wiosłując ramionami i łączącą je u nasady dość szeroką błoną, tworzącą rodzaj kołnierza czy pelerynki. Warto pamiętać, że ośmiornice wcale nieźle chodzą na swych ramionach po skalistym dnie, przyczepiając się do podłoża przyssawkami i podciągając ramionami pękate ciało.
Maskująca zasłona
Jednym z narządów znajdujących się w worku trzewiowym głowonogów jest gruczoł czernidłowy, produkujący, jak sama nazwa wskazuje, substancję o ciemnym zabarwieniu. Podczas niebezpieczeństwa, gdy na przykład głowonóg zaatakowany zostanie przez drapieżcę, wystrzykuje w jego kierunku wodę przez lejek, a wraz z nią czernidło. Rozpływając się tworzy ono ciemny obłok. Pod tą osłoną mątwa, kałamarnica czy ośmiornica ucieka. Niektórzy uczeni twierdzą, że owa osłona wydaje się napastnikowi zdobyczą, na którą polował, rzuca się więc na nią, co w rezultacie daje głowonogowi czas na ucieczkę.
156
? ^???
Wspaniałe oczy
Budowę oka ludzkiego porównuje się zwykle do aparatu fotograficznego, z zastrzeżeniem, że podobieństwo to odnosi się do wszystkich części oka prócz soczewki. W naszym oku nie przesuwa się ona to bliżej, to dalej od źrenicy, by uzyskać właściwą ostrość obrazu, tylko spłaszcza się bądź uwypukla zależnie od potrzeby.
Oko głowonogów natomiast ma soczewkę kulistą, która przybliża się do źrenicy lub oddala -tak właśnie jak waparacie fotograficznym. Na uwagę zasługuje również wielka ruchliwość gałki ocznej tych zwierząt, która zależnie od potrzeb może się przesuwać w rozmaitych kierunkach. Ponieważ oczy leżą na wierzchu głowy, głowonóg ogarnia wzrokiem dużą przestrzeń i równie dobrze dostrzega to, co jest przed nim, jak i to, co znajduje się z boków, a nawet z tyłu. Rozmiary gałki ocznej na przykład u olbrzymiej głębinowej Architeutis osiągają do 30 cm średnicy. Zresztą i u pozostałych głowonogów są ogromne w porównaniu z całym ciałem.
SPIS TREŚCI
MAŁE I DUŻE JASZCZURKI.............. 5
RÓŻNE KOTY..................... 13
DŻUNGLA....................... 24
NIE NAJPIĘKNIEJSZY, ALE POŻYTECZNY...... 30
KREWNIACYJELENIA................. 37
TORBA NIE NAZAKUPY................. 45
KOLORYTEŻMAJĄZNACZENIE........... 52
WKOLEJCEDOŻEROWANIAIWYPOCZYNKU ... 55
ZWIERZĘ PRAWIE WODNE.............. 57
DRAPIEŻNIKI STADNE................ 63
REKORDOWA SZYJA................. 70
POROZUMIEWAĆSIĘ-TONIETYLKOMÓWIĆ ... 79
NIEPROS.ZENI GOŚCIE................ 82
NAJWIĘKSZY PTAK.................. 86
UPRAGNIONASŁODYCZ............... 92
A TE MAŁPY ZNACIE?................. 99
Z WODY NA LĄD, Z LĄDU DO WODY......... 109
LATAJĄCE ZWIERZĘTA................ 116
WSPINACZKA BEZ HAKÓW I LIN........... 121
WYBORNYPŁYWAK.................. 128
DZIOBKI, DZIOBY IDZIOBISKA............ 132
NIEROZŁĄCZNI TOWARZYSZE............ 138
DWARAZYPOMYŚL................. 142
ODWINNICZKADOKAŁAMARNICY......... 148
Copyright by Instytut Wydawniczy "Nasza Księgarnia", Warszawa 1979
CIP Biblioteka Narodowa
Wernerowa Jadwiga
Jeszcze raz o zwierzętach / Jadwiga Wernerowa
ii. Stanisław Rozwadowski. [Wyd. 2]
. Warszawa: "Nasza Księgarnia". 1989
ISBN 83-10-09466-3
PRINTED IN POLAND
Instytut Wydawniczy "Nasza Księgarnia". Warszawa 1989
Wydanie drugie. Nakład 40 000 + 300 egzemplarzy.
Ark. wyd. 8,3. Ark. druk. A1-13.3.
Oddano do produkcji w grudniu 1988 r.
Podpisano do druku w lipcu 1989 r.
Rzeszowskie Zakłady Graticzne w Rzeszowie. '
Zam. nr 100/89. A-87.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jeszcze raz przytul mnie D Bomb
Hyperchem jeszcze raz od podstaw
ZATANCZYSZ ZE MNA JESZCZE RAZ
jeszcze raz o przycyznach awarii wysokiego nasypu w kam 330 970 autostrady a4
Hej raz, jeszcze raz Cyganie Tip Top
Jeszcze raz o polskich jeńcach w sowieckiej niewoli 1919 1922
jeszcze raz
Pocałuj jeszcze raz Karpowicz Family
Jeszcze raz Bracia
Jeszcze raz
Impuls Odkryjmy Montessori Raz Jeszcze Program Wychowania Przedszkolnego Ebook

więcej podobnych podstron