Dumas Aleksander Napoleon Bonaparte 2

background image


ALEXANDRE DUMAS

NAPOLEON BONAPARTE

background image

NAPOLEON BONAPARTE

Dnia 15 sierpnia 1769 r. przyszło na świat w Ajaccio dziecię, które od

rodziców otrzymało nazwisko Bonaparte, niebiosa zaś obdarzyły je imieniem

Napoleon.

Pierwsze dni młodości dziecka upłynęły wśród gorączkowego wrzenia,

będącego zazwyczaj następstwem rewolucji. Korsyka, która od pół wieku

marzyła o niepodległości, została właśnie na wpół zdobyta, na wpół sprzedana, i

zaledwie wyswobodziła się z niewoli genueńskiej, uległa przemocy Francji.

Paoli

1

, pokonany pod Ponte Nuova, szukał wraz z siostrzeńcem i braćmi

schronienia w Anglii, gdzie mu Alfieri

2

poświęcił swego „Timoleona”. Nowo

narodzone dziecię wdychało duszną atmosferę wzajemnej nienawiści jednych do

drugich, dzwon zaś, w który uderzono przy jego chrzcie, drżał jeszcze odgłosem

surm bojowych.

Karol Bonaparte, ojciec dziecka, i Letycja Ramolino, matka Napoleona,

oboje z rodów patrycjuszowskich, pochodzący z czarującej wioski San-Miniato,

położonej nieco wyżej Florencji, należeli zrazu do rzędu przyjaciół Paolego. Z

czasem jednak porzucili jego stronnictwo i ulegli wpływom francuskim. Stąd też

łatwo im przyszło uzyskać od pana de Marboeufa, który powrócił na wyspę jako

gubernator, wylądowawszy na niej przed dziesięciu laty jako generał,

przychylne poparcie, umożliwiające umieszczenie młodego Napoleona w Szkole

Wojskowej w Brienne. Prośba o przyjęcie została uwzględniona, niedługo zaś

potem na liście wychowanków szkoły w Brienne wpisano następujące słowa:

„Dnia dzisiejszego, 23 kwietnia 1779 r. wstąpił Napoleon Buonaparte

3

,

liczący lat dziewięć, miesięcy osiem i pięć dni do królewskiej Szkoły Wojskowej

w Brienne-le-Château”.

1

Pascal Paoli - przywódca powstańców korsykańskich (przyp. tłum.).

2

Wiktor hr. Alfieri - głośny pisarz włoski, autor dramatów „Maria Stuart”, „Meropa”, „Timoleon” i traktatu

„O tyranii”. Wsławił się pamfletem przeciwko rewolucyjnej Francji, zatytułowanym „Misogallo” (przyp. tłum.).

3

Tak brzmiało nazwisko rodowe, które Napoleon zmienił w 1796 r. na Bonaparte (przyp. tłum.).

background image

Nowy przybysz był zatem Korsykaninem, czyli pochodził z kraju, który

jeszcze dziś z takim wytrwałym uporem zwalcza cywilizację i choć utracił

niepodległość, potrafił jednak zachować swój charakter narodowy. Młody uczeń

mówił dialektem swej rodzinnej wyspy; wyróżniał się też ciemną barwą skóry,

przepalonej słońcem Południa, odznaczał się wreszcie ponurym, przenikliwym

wzrokiem mieszkańca gór. Wystarczyło to aż nadto, by wzniecić ciekawość

współtowarzyszy i pobudzić ich wrodzoną niesforność; ciekawość wieku

młodego jest bowiem z natury szydercza i nielitościwa. Jeden z profesorów,

nazwiskiem Dupuis, zlitował się nad biednym, opuszczonym chłopcem, zadając

sobie trud wyuczenia go języka francuskiego. Po trzech miesiącach nauki

chłopiec uczynił takie postępy, że zdołał przyswoić sobie także pierwsze

elementy łaciny; zawsze jednak odczuwał niechęć do języków martwych.

Natomiast już w pierwszych godzinach nauki okazał wielkie zdolności w

naukach matematycznych. Naturalnym wynikiem tego stanu rzeczy było, że

młody Napoleon rozwiązywał kolegom zadania matematyczne, w zamian za co

oni wyręczali go w pracach humanistycznych i przekładach, które zawsze uważał

za rzecz okropną.

Pewne osamotnienie, w którym przez jakiś czas znajdował się młody

Napoleon wskutek tego, że z początku nie umiał jeszcze wypowiadać swoich

myśli, wytworzyło pomiędzy nim a towarzyszami szkolnymi zaporę, która

nigdy już nie zanikła. Ponieważ jednak po owym pierwszym wrażeniu pozostało

w nim przykre wspomnienie, przechodzące niemal w odrazę, zrodziła się w

duszy młodego chłopca przedwcześnie dojrzała nienawiść do ludzi, prowadząca

do samotności. Niektórzy dopatrywali się w tym proroczych marzeń rodzącego

się geniusza. Zresztą przeróżne okoliczności, które u innych ludzi uszłyby

uwagi, nadają pewne cechy prawdopodobieństwa teorii wyrażanej przez

niektórych historyków, że niezwykłemu życiu człowieka towarzyszyć musi

niezwykłe dzieciństwo.

W wolnych chwilach młody Bonaparte zajmował się z dużym zamiłowaniem

background image

uprawą niewielkiej, ogrodzonej działki. Pewnego dnia jeden z jego kolegów

wszedł na płot, chcąc zobaczyć, co też porabia w swoim ogródku samotny

Napoleon. Ku swemu zdumieniu spostrzegł, że układa on gorliwie kamienie

wedle zasad taktyki wojennej, przy czym ranga wojskowa oznaczona była

wielkością kamieni. Ponieważ nieproszony widz zachowywał się hałaśliwie,

Napoleon odwrócił się, wzywając towarzysza szkolnego, by natychmiast zszedł z

płotu. Ów jednak drwił sobie z młodocianego stratega, co wreszcie do tego

stopnia wzburzyło Napoleona, iż porwał największy kamień i wycelował w sam

środek czoła kolegi, który runął na ziemię poważnie ranny.

W dwadzieścia pięć lat potem, gdy Napoleon znajdował się u szczytu sławy

zameldowano mu, iż pewien człowiek, podający się za byłego kolegę szkolnego

prosi cesarza o posłuchanie. Ponieważ zdarzało się często, że wszelkiego rodzaju

oszuści chwytali się tego fortelu, by dostać się przed jego oblicze, Napoleon

polecił adiutantowi, aby zapytał o nazwisko tego dawnego kolegi z ławy

szkolnej. Nazwisko jednak nie wywołało żadnych skojarzeń, toteż powiedział

do adiutanta: „Idź pan jeszcze raz do niego i zapytaj, czy nie mógłby mi

przytoczyć pewnych okoliczności, które by obudziły moją pamięć”. Spełniwszy

rozkaz, adiutant wrócił z wiadomością, że obcy przybysz zamiast odpowiedzi

wskazał bliznę na czole. „Ach! teraz przypominam sobie - rzekł cesarz -

rzuciłem mu generałem dywizji w głowę!”

W zimie 1783 - 1784 spadły takie masy śniegu, że wszelka zabawa na

wolnym powietrzu była niemożliwa. Będąc zmuszony spędzać wolny czas,

poświęcony zazwyczaj pracy w ogródku, wśród głośnej wrzawy wesołych

kolegów, Napoleon zaproponował urządzenie wycieczki za miasto i

wybudowanie tam łopatami ze śniegu warownej twierdzy, którą następnie jedna

część chłopców miałaby zaatakować, druga zaś bronić. Projekt był zbyt

ponętny, by go młodzi chłopcy mieli odrzucić. Oczywiście twórca projektu

został wybrany dowódcą jednego z oddziałów. Oblężona twierdza nie mogła

oprzeć się jego sile, zdobyto ją po bohaterskiej obronie nieprzyjaciół. Już

background image

nazajutrz śniegi stajały; jednak ten nowy sposób spędzania czasu głęboko utkwił

w pamięci uczniów. Już jako dorośli ludzie wspominali chętnie tę zabawę z

młodych lat, kiedy zaś widzieli, jak jedno miasto po drugim poddawało się

Napoleonowi, musieli przypominać sobie zwały śniegu, po których wspinali się

pod wodzą Bonapartego.

W miarę dorastania Napoleona rozwijały się w nim idee, które od dawna

kiełkowały na dnie jego duszy, pozwalając spodziewać się owoców, które

kiedyś miały wydać. Znienawidzona mu była myśl o dokonanym przez Francję

podboju Korsyki, co jako jedynego Korsykanina w szkole ukazywało jako

pokonanego wśród zwycięzców. Gdy razu pewnego Napoleon był na obiedzie u

jednego z urzędników zakładu, kilku profesorów, którzy znali narodową

wrażliwość swego wychowanka, zaczęło umyślnie wyrażać się w duchu

nieprzychylnym o Paolim. Rumieniec natychmiast oblał oblicze chłopca. Nie

mogąc dłużej się powstrzymać wykrzyknął: „Paoli był wielkim człowiekiem,

kochającym swą ojczyznę tak, jak tylko dawni Rzymianie kochać umieli. Nigdy

nie wybaczę memu ojcu, który niegdyś był jego adiutantem, iż dopomógł do

zjednoczenia Korsyki z Francją. Powinien był pójść za gwiazdą przewodnią

swego wodza i razem z nim paść w walce”.

Tymczasem młody Napoleon osiągnął czwarty kurs nauki i w zakresie nauk

matematycznych umiał niewiele mniej od swego nauczyciela, księdza Patraulta.

Był już w wieku, w którym przechodziło się z zakładu w Brienne do wyższej

szkoły w Paryżu. Świadectwa miał dobre, w sprawozdaniu zaś pana de Kéralio,

inspektora szkół wojskowych, wystosowanym do króla Ludwika XVI,

powiedziano:

„Kawaler de Bonaparte (Napoleon), urodzony 15 sierpnia 1769 r., wysoki na

cztery stopy, dziewięć cali i dziesięć linii, ukończył kurs czwarty. Budowa

cielesna dobra, zdrowie wyborne, charakter posłuszny, przyzwoity i wdzięczny,

zachowanie bardzo porządne, odznaczał się zawsze zdolnością i zamiłowaniem

do matematyki. W historii i geografii wcale dobre postępy, w ćwiczeniach z

background image

literatury pięknej i łaciny (którą doprowadził tylko do czwartego kursu) wyniki

mniej zadowalające. Znakomicie nadaje się na marynarza. Zasługuje na

przyjęcie do Szkoły Wojskowej w Paryżu”.

Na podstawie tego świadectwa przyjęto młodego Bonapartego do paryskiej

Szkoły Wojskowej.

O pobycie Bonapartego w tej szkole nie ma nic szczególnego do

powiedzenia. Należałoby wspomnieć tylko o memoriale, który wystosował do

swego byłego inspektora, księdza Bertona. Młodociany ustawodawca znalazł w

urządzeniach tej szkoły szereg błędów, których nie mógł pominąć milczeniem

rozwijający się w nim talent administratora. Jednym z tych błędów - i to

najniebezpieczniejszym ze wszystkich - był zbytek otaczający wychowanków

zakładu. „Zamiast utrzymywać liczną służbę dla wychowanków szkoły - pisał -

zamiast dawać im dwa razy na dzień jedzenie składające się z dwóch dań,

zamiast utrzymywać kosztowną ujeżdżalnię dla jeźdźców i koni, należałoby

raczej przyzwyczaić studentów, jednakże bez uszczerbku dla toku studiów, do

samodzielnego usługiwania sobie, z wyjątkiem skromnej kuchni, o którą sami

dbać nie powinni. Należy im podawać suchary i tym podobne rzeczy,

przyzwyczaić ich do czyszczenia ubrań, butów i trzewików. Jako że są ubodzy i

do służby wojskowej przeznaczeni, jest to jedyny sposób wychowania, które by

im dać należało. Żywieni skromnie i zmuszeni sami dbać o swą odzież, nabiorą

hartu i nauczą się wytrzymywać surowość pór roku, podległym zaś żołnierzom

wpajać ślepy szacunek i posłuszeństwo”. Bonaparte liczył piętnaście i pół roku,

gdy zaprojektował te reformy. W dwadzieścia lat potem założył Szkołę

Wojskową w Fontainebleau.

W roku 1785, po znakomicie złożonych egzaminach, Bonaparte został

mianowany podporucznikiem w pułku La fére, stacjonującym wówczas w

Delfinacie. Po krótkim pobycie w Grenoble zamieszkał w Valence. Tutaj kilka

słonecznych promieni wspaniałej przyszłości zaczęło rozjaśniać mroki, w

których tkwił wówczas młody, nie znany człowiek. Wiadomo, że Bonaparte był

background image

ubogi. Ale mimo ubóstwa stale pamiętał o popieraniu rodziny, a brata Ludwika,

młodszego od siebie o dziesięć lat, sprowadził do siebie z Korsyki. Obaj

mieszkali u panny Bon, przy ulicy Wielkiej 4. Bonaparte zajmował sypialnię, na

górze zaś, na poddaszu, mieszkał mały Ludwik. Wierny przyzwyczajeniu

nabytemu w Szkole Wojskowej, które tak bardzo przydało mu się w

późniejszych latach, podczas marszów wojennych, Napoleon budził brata

wcześnie rano, pukając laską w sufit pokoju, po czym udzielał mu lekcji

matematyki. Młody Ludwik, który z trudem tylko mógł podporządkować się

temu rozkładowi zająć, okazał się pewnego dnia jeszcze bardziej oporny,

ociągając się dłużej aniżeli zazwyczaj z zejściem na dół. Napoleon ponownie

uderzył w sufit, aż w końcu opieszały uczeń nareszcie się pojawił.

- A cóż to się dziś z tobą dzieje, leniuchu? - zawołał Bonaparte.

- O, bracie - odrzekł Ludwik - taki piękny sen miałem!

- O czym śniłeś?

- Śniło mi się, że byłem królem.

- Kim więc ja wówczas byłem... Cesarzem? - spytał młody oficer,

wzruszając ramionami. - Nuże, do roboty!

Po czym nauka szła zwykłym trybem, udzielana przez przyszłego cesarza

przyszłemu królowi

4

.

Mieszkanie Bonapartego położone było naprzeciw sklepu bogatego

księgarza nazwiskiem Marc-Aurèle, na którego domu widniała data, zdaje się,

1530. Był zatem budynek ten klejnotem z epoki Renesansu. Tutaj to spędzał

młody oficer niemal każdą wolną chwilę, która mu pozostawała po zajęciach

służbowych i nauczaniu brata, a czas tu spędzony, jak to wnet zobaczymy, nie

poszedł na marne.

Dnia 7 października 1808 r. Napoleon wydał w Erfurcie uroczystą ucztę.

Gośćmi jego byli: car Aleksander, królowa Westfalii, król bawarski, król

wirtemberski, król saski, książę Wilhelm pruski, książęta panujący z

4

Świadkiem tej sceny był pan Parmentier, lekarz pułku, w którym Napoleon służył jako podporucznik.

background image

Oldenburga, Meklemburg-Schwerina i Weimaru oraz książę prymas. W pewnej

chwili rozmowa zeszła na temat złotej bulli, która do czasu utworzenia Związku

Reńskiego określała liczbę i przymioty elektorów cesarza rzymskiego. Książę

prymas mówił szczegółowo o tej bulli wspominając, że pochodziła ona z roku

1409.

- Mam wrażenie, że Wasza Eminencja się myli - rzekł Napoleon z

uśmiechem - bulla, o której mowa, ogłoszona została w roku 1356, za panowania

cesarza Karola IV.

- Tak się rzecz miała w istocie, sire - odrzekł książę prymas - teraz

przypominam sobie, ale skądże wie o tym Wasza Cesarska Mość?

- Gdy byłem jeszcze zwyczajnym podporucznikiem artylerii... - jął

opowiadać cesarz.

Przy tych słowach uwidoczniło się na twarzach dostojnych gości uczucie

takiego ożywienia, że opowiadający mimo woli przerwał. Rychło jednak z

uśmiechem opowiadał dalej:

„Gdy miałem zaszczyt być zwyczajnym podporucznikiem artylerii, służyłem

przez trzy lata w garnizonie Valence. Nie udzielałem się towarzysko i żyłem w

zupełnym odosobnieniu. Natomiast szczęśliwy traf sprawił, że mieszkałem w

pobliżu niezwykle uczonego i bardzo uprzejmego księgarza. Bibliotekę jego

przestudiowałem podczas tych trzech lat służby raz i drugi, i nie zapomniałem

nawet tego, co nie odnosiło się do mojej specjalności. Ponadto natura obdarzyła

mnie dobrą pamięcią do cyfr i często zdarza się, że ministrom moim przytaczam

poszczególne pozycje i ogólne sumy ich najstarszych nawet rachunków”.

Nie było to jednak jedyne wspomnienie Napoleona z Valence.

Do niewielu osób, które Napoleon odwiedzał w Valence, należał pan de

Tardivon, opat z Saint-Ruf, którego zakon niedawno został rozwiązany. W

domu jego Bonaparte poznał Karolinę de Colombier, do której zapałał miłością.

Rodzina owej panny zamieszkiwała dworek wiejski odległy o pół godziny drogi

od Valence. Młody oficer miał dostęp do domu Karoliny i często bywał tam z

background image

wizytą. Tymczasem pewien szlachcic z Delfinatu, nazwiskiem Bressieux,

wystąpił jako konkurent o rękę panny. Napoleon spostrzegł, że czas najwyższy

oświadczyć się, jeśli nie ma się to stać za późno. Napisał tedy do Karoliny

obszerny list, w którym wyraził wszystkie uczucia, jakie wobec niej żywił,

prosząc zarazem o zawiadomienie o tym rodziców. Ci jednak, mając do wyboru

między nie mającym żadnych widoków oficerkiem a majętnym szlachcicem,

wybrali za zięcia tego ostatniego. Bonaparte dostał rekuzę w sposób możliwie

najmniej drażliwy, a list jego wręczono trzeciej osobie, która go miała zwrócić

Napoleonowi. Młody podporucznik odmówił przyjęcia listu. „Proszę go

zachować - rzekł - będzie to kiedyś dokument mojej miłości i świadczyć będzie

o czystości moich uczuć wobec panny Karoliny”.

List ten rodzina przechowuje po dziś dzień.

W trzy miesiące potem panna Karolina poślubiła kawalera de Bressieux.

W roku 1806 pani de Bressieux została powołana na dwór w charakterze

damy dworu cesarzowej-matki, jej brat został mianowany prefektem Turynu,

małżonek zaś podniesiony do godności barona i ustanowiony zarządcą lasów

państwowych.

Kiedy Napoleon opuścił Valence, zostawił u swego piekarza, nazwiskiem

Coriol, dług w kwocie trzech franków dziesięciu sous.

Młody Korsykanin przybył do Paryża równocześnie z ziomkiem swym

Paolim. Konstytuanta nadała Korsyce prawo korzystania z dobrodziejstwa ustaw

francuskich, Mirabeau zaś oświadczył z trybuny, iż nadeszła chwila, gdy należy

powołać z powrotem do kraju zbiegłych patriotów, którzy walczyli w obronie

wyspy. W ten sposób Paoli wrócił do ojczyzny. Stary przyjaciel ojca powitał

Napoleona jak własnego syna, młody marzyciel zaś znalazł się w obliczu swego

bohatera, który dopiero co mianowany został namiestnikiem i komendantem

wojskowym wyspy.

Bonaparte otrzymał urlop, który wykorzystał, aby udać się za Paolim i

zobaczyć ze swą rodziną, którą opuścił przed sześciu laty. Patriotyczny generał

background image

powitany został serdecznie przez wszystkich zwolenników niepodległości,

młody oficer zaś był świadkiem triumfu sławnego wygnańca. Entuzjazm był tak

wielki, że jednomyślną wolą wszystkich obywateli Paoli został wyniesiony do

godności komendanta Gwardii Narodowej i przewodniczącego zarządu

okręgowego. Przez pewien czas Paoli pozostawał w zupełnej zgodzie z

Konstytuantą paryską. Jednak wniosek księdza Charriera, który zaproponował,

by Korsykę zamienić z księciem Parmy na Piacenzę, tę zaś oddać papieżowi jako

odszkodowanie za Awignon, przekonał Paolego, jak małą wagę przywiązuje

Francja do posiadania jego ojczyzny. W tym czasie zdarzyło się, iż rząd

angielski, który udzielił Paolemu schronienia, gdy ten był wygnańcem, nawiązał

z nowym prezydentem rokowania. Paoli sam nie taił, iż woli bardziej

konstytucję angielską od francuskiej, którą właśnie zaczęto opracowywać. Z tą

chwilą rozeszły się drogi młodego oficera i sędziwego generała. Bonaparte

pozostał obywatelem francuskim, Paoli zaś stał się znów wodzem Korsyki.

Z początkiem roku 1792 Bonaparte został odwołany z powrotem do Paryża.

Odnalazł tam swego dawnego kolegę z ławy szkolnej, Bourrienne'a, który

powrócił właśnie z podróży przez Prusy i Polskę drogą na Wiedeń.

Obaj towarzysze szkolni nie czuli się szczęśliwi. Postanowili więc dla ulżenia

swej niedoli dźwigać ją wspólnymi siłami. Jeden ubiegał się o stanowisko w

armii, drugi chciał otrzymać posadę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Ponieważ usiłowania wypadły niepomyślnie, zaczęli snuć plany wielkich

interesów handlowych, których jednak z powodu braku kapitału nie mogli

wykonać. Pewnego dnia postanowili wydzierżawić kilka domów, których

budowę właśnie rozpoczęto na ulicy Montholon, jednak warunki stawiane przez

właścicieli były tak wygórowane, że obaj młodzieńcy zmuszeni byli

zrezygnować z planu. Opuszczając zaś mieszkanie przedsiębiorcy budowlanego

stwierdzili, iż nie tylko nie jedli jeszcze obiadu, ale nawet nie mieli ani grosza w

kieszeni, by móc zaspokoić głód. W tej przykrej sytuacji Napoleon widział tylko

jedno wyjście: zastawił zegarek.

background image

Nadszedł tymczasem 20 czerwca

5

, ponura przygrywka 10 sierpnia. Obaj

młodzieńcy spotkali się na śniadaniu w pewnej restauracji przy ulicy Świętego

Honoriusza i właśnie kończyli posiłek, gdy nagle doszły ich z ulicy głośne

okrzyki i wołania: „Ça ira! Niech żyje naród! Niech żyją sankiuloci! Precz z

prawem weta!”. Podeszli do okna i ujrzeli tłum złożony z 6 000 - 8000 ludzi,

biegnący pod wodzą Santerre'a i markiza de St. Hurugues w stronę

Zgromadzenia Narodowego. „Chodźmy za tą kanalią” rzekł Napoleon, po czym

obaj ruszyli do Tuileries. Na trasie u brzegu Sekwany zatrzymali się. Napoleon

oparł się o drzewo, Bourrienne usiadł na poręczy.

Nie widzieli stąd co zaszło, domyślali się jednak wypadków, gdy wtem

otworzyło się okno prowadzące do ogrodu i ukazał się w nim Ludwik XVI z

czerwoną czapką na głowie, nasadzoną mu końcem piki przez człowieka z

tłumu.

- Coglione! coglione!

6

- mruknął w swym korsykańskim dialekcie młody

oficer, który do tej chwili stał w milczeniu i głębokiej zadumie.

- Co według ciebie powinien uczynić? - zapytał Bourrienne przyjaciela.

- Czterysta do pięciuset ludzi zmieść armatami - odrzekł Bonaparte - reszta

pierzchłaby dobrowolnie.

Przez cały dzień mówił tylko o tej scenie, która wywarła na nim olbrzymie

wrażenie.

Tak oto Napoleon ujrzał pierwsze wypadki rewolucji francuskiej,

rozwijające się przed jego oczyma. Jako zwyczajny widz przeżył piekło 10

sierpnia i rzeź 2 września. Gdy następnie wciąż jeszcze nie otrzymywał przydziału

w armii, postanowił ponownie wyruszyć w drogę na Korsykę.

Tajne układy Paolego z rządem angielskim wzięły podczas nieobecności

Napoleona taki obrót, że nie można już było mieć jakichkolwiek złudzeń co do

5

Dnia 20 czerwca 1792 r. wdarł się lud paryski po raz pierwszy do pałacu tuileryjskiego, po raz drugi zaś

10 sierpnia, przy czym gwardia Szwajcarów została zamordowana, rodzina królewska zaś, schroniwszy się do
Zgromadzenia Narodowego, została uwięziona (przyp. tłum.).

6

Dureń (po włosku) (przyp. tłum.).

background image

planów starego generała. Jakoż rozmowa, którą odbył młody oficer z sędziwym

powstańcem w domu gubernatora Corte

7

, doprowadziła do zerwania. Dawni

przyjaciele rozeszli się, by spotkać się jeszcze na polu walki. Tego samego

wieczoru jeden z pochlebców Paolego usiłował w jego obecności oczerniać

Napoleona. „Zamilcz - rzekł doń generał, kładąc palce na wargach - ten

młodzieniec jest człowiekiem dzielnym i prawym”.

Wkrótce Paoli jawnie rozwinął sztandar powstania. Dnia 23 czerwca 1793 r.

mianowany został przez stronników Anglii naczelnym wodzem i prezydentem

konsulatu w Corte, a 17 lipca Konwent Narodowy ogłosił go wyjętym spod

prawa. Napoleon był wtedy nieobecny w stolicy, nareszcie bowiem uzyskał tak

upragniony przydział do czynnej służby. Otrzymawszy awans na komendanta

Gwardii Narodowej, znalazł się na pokładzie floty admirała Trugueta. Gdy

Bonaparte przybył znów na Korsykę, wyspa znajdowała się w ogniu powstania.

Członkowie Konwentu Salicetti i Lacombe Saint-Michel, którzy otrzymali

polecenie wykonania dekretu skierowanego przeciwko powstańcom, musieli

cofnąć się do Calvi. Bonaparte pospieszył im z pomocą, usiłując wespół z nimi

zaatakować Ajaccio. Atak jednak został odparty. Tego samego dnia w mieście

wybuchł pożar, zamieniając dom rodziny Bonapartów w popiół i zgliszcza.

Rychło też rząd rewolucyjny skazał Bonapartów na wieczyste wygnanie. Pożar

pozbawił ich dachu nad głową, banicja zaś odebrała im ojczyznę. W tej niedoli

cała nadzieja rodziny zwracała się ku Napoleonowi, ten zaś wpatrzony był we

Francję. Nieszczęsna rodzina wygnańców wsiadła na słabą łupinkę, przyszły zaś

Cezar płynął niesiony przez żagle, osłaniając skrzydłami szczęścia swoich

czterech braci, z których trzem przeznaczona była korona królewska, oraz trzy

siostry, z których jedna miała otrzymać diadem królowej.

Cała rodzina zatrzymała się w Marsylii, zwracając się o opiekę do Francji, z

powodu której została wygnana. Rząd wysłuchał jej prośby. Józef i Lucjan

otrzymali stanowiska w zarządzie armii, Ludwik został podoficerem, Bonaparte

7

Corte - miasteczko na Korsyce.

background image

zaś przeszedł w randze porucznika, zatem z awansem, do czwartego pułku

piechoty. Rychło też awansował na kapitana drugiej kompanii tego samego

korpusu, stacjonującego wówczas w Nicei.

Nadszedł krwawy rok 1793. Połowa kraju walczyła przeciwko drugiej

połowie, zachód i południe stały w płomieniach. Lyon zdobyty został po

czteromiesięcznym oblężeniu, Marsylia poddała się Konwentowi, Tulon zaś

oddał swój port w ręce Anglików.

Przeciwko zdradzieckiemu Tulonowi wyruszyła armia złożona z 30 000

ludzi, która pod wodzą Kellermanna oblegała przedtem Lyon. Walka rozpoczęła

się w wąwozach Ollioules. Generał du Tayle, który miał dowodzić artylerią, był

nieobecny; generał Dammartin, jego zastępca, stał się w pierwszej potyczce

niezdolny do walki. Na czele oddziałów stanął więc jego zastępca, był nim

Bonaparte. W tym wypadku szczęśliwy traf przyszedł z pomocą geniuszowi,

choć kto wie, czy dla geniusza przypadek nie jest przeznaczeniem.

Otrzymawszy nominację, Bonaparte przedstawia się sztabowi generalnemu.

Zaprowadzono go przed generała Carteaux, dumnego, od stóp do głowy

wyzłoconego oficera, który zapytał Napoleona, czym może mu służyć. Młody

oficer pokazuje mu nominację, stosownie do której ma pod rozkazami generała

kierować operacjami artylerii. „Artyleria - odparł butny generał - niepotrzebna

nam zgoła. Dziś wieczorem zdobędziemy Tulon bagnetami, a jutro puścimy

miasto z dymem”.

Mimo jednak wielkiej pewności siebie, nie udało się generałowi zdobyć

miasta bez uprzedniego rozpoznania. Przeczekał więc cierpliwie do następnego

dnia, ale już o świcie wsiadł do wozu polowego, by skontrolować wykonanie

pierwszych dyspozycji do ataku. Towarzyszył mu adiutant oraz szef batalionu

Bonaparte. Za namową Napoleona generał, choć niechętnie, dał spokój

bagnetom, powierzając główną rolę artylerii. Skutkiem tego sam wydał rozkazy,

które uważał za stosowne, i przyszedł właśnie, by dopilnować zleceń i zapewnić

im sukces.

background image

Zaledwie minęli wzniesienia, z których roztacza się widok na Tulon, kąpiący

swe stopy w morzu, ukrywając się wśród na wpół orientalnego ogrodu, gdy

generał oraz towarzyszący mu dwaj młodzi ludzie wysiedli z wozu, znikając po

chwili w pobliskiej winnicy. Tutaj generał spostrzega kilka armat ustawionych

za pewnego rodzaju opancerzeniem. Napoleon ogląda się za siebie, pojęcia nie

mając, co się wokoło dzieje. Generałowi wydaje się to zdziwienie młodego

szefa batalionu wcale zabawne, powiada tedy do adiutanta z uśmiechem

zdradzającym pewność siebie i zadowolenie:

- To są nasze baterie, nieprawdaż?

- Tak jest, generale - odpowiada adiutant.

- A nasz park amunicyjny?

- Cztery kroki stąd.

- A nasze pociski?

- Rozżarza się je w najbliższej chatce.

Oczom własnym nie zawierzyłby Napoleon, musi jednak dać wiarę uszom.

Wprawnym wzrokiem artylerzysty odmierza młody oficer przestrzeń i dochodzi

do przekonania, że bateria oddalona jest od miasta o co najmniej półtorej

godziny. Zrazu Napoleon przypuszczał, że generał chce wypróbować swego

młodego szefa batalionu, jednak powaga, z jaką Carteaux w dalszym ciągu

traktuje swe zarządzenia, nie pozostawia żadnych wątpliwości. Rzuca tedy

ostrożnie uwagę na temat odległości, wyrażając obawę, że rozżarzone pociski nie

dosięgną miasta.

- Naprawdę tak sądzisz? - zapytał Carteaux.

- „Obawiam się o to, generale - odparł Bonaparte. - Zresztą można by

przecież, nie używając żarzących pocisków, wypróbować nie rozgrzanymi, by

zmierzyć odległość strzału”.

Pomysł podoba się generałowi, każe tedy nabić armatę i wystrzelić. I

podczas gdy generał obserwuje mury miasta, by sprawdzić na nich skutki

strzału, Napoleon wskazuje mu kulę w odległości niespełna tysiąca kroków, jak

background image

uderza w drzewa oliwne, powoduje bruzdy na ziemi, odbija się i podskakuje,

tracąc siłę, przeleciawszy zaledwie trzecią część przestrzeni obliczonej przez

generała.

Dowód był aż nadto przekonywający. Carteaux jednak nie chciał dać za

wygraną i rzekł: „To ci arystokraci marsylscy zepsuli proch”.

Skoro jednak pociski nie niosą dalej, trzeba się uciec do innych środków.

Wszyscy trzej wracają do głównej kwatery, gdzie Napoleon każe podać plan

Tulonu, rozwija go na stole i, rozważywszy przez chwilę położenie miasta i

różnych miejsc obronnych, wskazuje na dopiero co wybudowany przez

Anglików szaniec, oświadczając ze zdecydowaną zwięzłością geniusza: - „Tu

jest Tulon”.

Carteaux jednak, który nie mógł nadążyć za biegiem myśli Napoleona, wziął

jego uwagę dosłownie i zwracając się do swego adiutanta rzekł: „Zdaje mi się, że

«kapitan Armata» niezbyt jest mocny w geografii”.

Był to pierwszy przydomek Bonapartego. Zobaczymy potem, wśród jakich

okoliczności przezwano go „małym kapralem”.

W tej chwili do namiotu wszedł deputowany Gasparin, o którym Napoleon

słyszał, że jest nie tylko szczerym, szlachetnym i dzielnym patriotą, ale także

rozumnym i mądrym człowiekiem. Szef batalionu podchodzi wprost do niego ze

słowami:

- Przedstawicielu ludu, jestem szefem batalionu artylerii. Wskutek

nieobecności generała du Tayle i ponieważ generał Dammartin jest ranny, broń

ta pozostaje pod moim dowództwem. Żądam, by nikt poza mną do sprawy się

nie mieszał, w przeciwnym razie nie ręczę za nic.

- O - zawołał ze zdziwieniem deputowany - kimże to jesteś, by za cokolwiek

ręczyć? - Zdumiony był, że młodzieniec dwudziestotrzyletni przemawia do niego

takim tonem i z taką pewnością siebie.

- Kim jestem - odparł Napoleon, prowadząc go do kąta i mówiąc szeptem -

jestem człowiekiem, który się zna na rzeczy, a dostał się pod komendę ludzi,

background image

którzy o niczym nie mają pojęcia. Proszę zapytać generała o jego plan bitwy, a

zobaczycie obywatelu, czy mam słuszność, czy jej nie mam.

Młody oficer przemawiał z takim przekonaniem, że Gasparin nie wahał się

ani przez chwilę.

- Generale - rzekł, zbliżając się do Carteaux - przedstawiciele ludu życzą

sobie, abyś w ciągu trzech dni przedłożył swój plan bitwy.

- Wystarczy, że zaczekasz trzy minuty, a dam ci go - odrzekł Carteaux.

Generał usiadł, wziął do ręki pióro, po czym na małym świstku papieru

napisał ów osławiony plan strategiczny, który stał się swego rodzaju wzorem, a

który brzmiał, jak następuje:

„Dowódca artylerii będzie przez trzy dni bombardował Tulon, po czym

trzema kolumnami zaatakuję miasto i zdobędę je.

Carteaux”.

Plan ten wysłano do Paryża i wręczono komisji strategicznej, która orzekła,

że jest on raczej humorystyczny aniżeli wojskowy. W rezultacie Carteaux został

odwołany, na jego miejsce zaś wysłano Dugommiera.

Przybywszy na pozycje, przekonał się nowy dowódca, że jego szef batalionu

wydał już wszystkie zarządzenia. Chodziło w tym wypadku o oblężenie, przy

którym przemoc i odwaga nie miałyby żadnego zastosowania; armaty i taktyka

musiały wpierw oczyścić pole. Nie było też ani jednego punktu na wybrzeżu, na

którym by nie przystąpiła do dzieła artyleria. Armaty grzmiały zewsząd na

kształt olbrzymiej burzy, której błyskawice się krzyżują, grzmiały ze szczytów

gór, z wysokich murów, grzmiały od strony równiny i morza. Zdawało się, jak

gdyby nawałnica i wulkan zjednoczyły swe wszystkie moce.

Ogólny atak rozpoczął się 16 grudnia i odtąd oblężenie przeszło w

nieustanny szturm. Nazajutrz rano zdobyli nasi forty Pas-de-Leidet i Croix-

Faron, w południe wypędzili sprzymierzonych z szańca Saint Andre, wreszcie

pod wieczór wtargnęli republikanie w blasku błyskawic, burzy i armat do

szańców angielskich. Trafiony bagnetem w kolano, Napoleon, osiągnąwszy

background image

swój cel, czuł się już panem miasta i rzekł do generała Dugommiera,

wyczerpanego utratą krwi po ranach odniesionych w ramię i nogę:

- Wypocznijcie, generale, zdobyliśmy właśnie Tulon, pojutrze będzie się

generał mógł wyspać.

Już 18 grudnia padły dalsze forty l'Eguilette i Balagnier, po czym można

było skierować baterie na Tulon. Gdy wojska sprzymierzone ujrzały płonące

domy w mieście i usłyszały świst kul przelatujących nad ulicami, powstały

kłótnie w ich obozie. Nagle wojska oblężnicze ujrzały pożar w kilku punktach

miasta, których nie bombardowano. To Anglicy, zdecydowawszy się na

opuszczenie Tulonu, podpalili arsenał, magazyny marynarki oraz okręty

francuskie, których nie zdołali z sobą zabrać. Na widok płomieni podnosi się

zewsząd okrzyk wściekłości. Cała armia domaga się szturmu. Ale już jest za

późno. Anglicy zaczynają wsiadać na okręty w ogniu naszych baterii,

pozostawiając na łaskę losu tych, którzy zdradzili im Francję, teraz zaś w dowód

wdzięczności zostali z kolei przez nich zdradzeni. Tymczasem noc zapada.

Płomienie, które w kilku punktach miasta wystrzeliły wysoko w górę, gasną

nagle wśród głośnego syku. To galernicy zerwali kajdany, którymi byli przykuci,

i teraz gaszą wzniecony przez Anglików pożar.

Nazajutrz, 19 grudnia, wojska republikańskie wkroczyły do miasta,

wieczorem zaś, zgodnie z przepowiednią Napoleona, generał Dugommier ułożył

się do snu w Tulonie.

Generał nie zapomniał zasług młodego szefa batalionu. W dwanaście dni po

zdobyciu miasta, Napoleon otrzymał nominację na generała brygady. Odtąd

przechodzi do historii i przetrwa w niej już po wieczne czasy.

A teraz szybkimi krokami towarzyszyć będziemy Bonapartemu w dalszej

drodze jego życia, którą przebył jako generał, konsul, cesarz i wygnaniec. Gdy

go potem ujrzymy, niby świecący meteor, na chwilę jeszcze w blasku tronu,

pójdziemy za nim na wyspę daleką, gdzie zakończył życie, tak jak znaleźliśmy

go na owej wyspie, na której przyszedł na świat.

background image

GENERAŁ BONAPARTE

Widzieliśmy, że za wybitne zasługi, położone dla republiki przy zdobyciu

Tulonu, awansował Napoleon na generała artylerii w armii nicejskiej. W Nicei

młodego generała łączyły bliskie stosunki z młodszym Robespierrem, który przy

tej armii zajmował stanowisko deputowanego ludu. Odwołany na krótko przed

9 termidora z powrotem do Paryża, Robespierre daremnie starał się wpłynąć na

Napoleona, by ten poszedł za nim do stolicy. Napoleon stanowczo odmówił.

Jeszcze nie wybiła jego godzina.

Zatrzymywał go także inny wzgląd, i miałżeby to znowu być przypadek,

który roztoczył swe opiekuńcze skrzydła nad geniuszem? Tym razem szczęśliwy

traf ucieleśnił się w pięknej i młodej małżonce posła, przedstawiciela ludu, która

towarzyszyła mężowi w jego urzędowej podróży do Nicei. Napoleon żywił

wobec niej uczucia głębokiej sympatii, której dowody dawał na sposób

prawdziwie wojowniczy. Razu pewnego, na przechadzce w pobliżu Col di

Tenda, młody generał zapragnął dać swej pięknej towarzyszce widowisko

miniaturowej bitwy. Nakazał tedy posterunkom wszcząć utarczkę. Dwunastu

ludzi padło ofiarą tej rozrywki, a Napoleon, będąc już na Wyspie Świętej

Heleny, nieraz przyznawał, że tych dwunastu ludzi zabitych bez istotnej

przyczyny, tylko z czystego kaprysu, sprawia mu daleko większe wyrzuty

sumienia, aniżeli śmierć 600 000 żołnierzy, których kości pozostawił w

lodowych stepach Rosji.

Tymczasem reprezentanci ludu przy armii włoskiej powzięli decyzję, której

mocą generał Bonaparte miał się udać do Genui, by w porozumieniu z

przedstawicielami republiki francuskiej prowadzić układy z rządem

genueńskim.

Gdy Napoleon spełniał powierzoną mu misję, Robespierre został stracony na

szafocie, w miejsce zaś terrorystycznego reprezentanta ludu objęli władzę Albitte

i Salicetti. Ci dwaj, przybywszy do Barcelonetty, powzięli następującą uchwałę

background image

- miała to być podzięka dla wracającego Napoleona - którą ogłosili wszem i

wobec:

„Zważywszy, że generał Bonaparte, głównodowodzący artylerii w armii

włoskiej, nadużył zaufania przedstawicieli ludu swoim podejrzanym

zachowaniem się, a szczególnie ostatnią podróżą do Genui, postanawiamy, iż:

Generał brygady Bonaparte zostaje aż do odwołania usunięty ze swego

stanowiska. Pod osobistą odpowiedzialnością generała głównodowodzącego

wspomnianej armii należy go uwięzić i pod silną strażą sprowadzić do Paryża,

gdzie stanąć ma przed wydziałem bezpieczeństwa kraju.

Albitte, Salicetti, Laporte”.

Uchwałę wykonano i Bonaparte został osadzony w więzieniu w Nicei, gdzie

pozostał przez 14 dni, po czym decyzją tych samych ludzi odzyskał wolność.

Napoleon uniknął niebezpieczeństwa po to tylko, by go spotkać miała inna

przykrość. Termidor przyniósł z sobą gruntowne zmiany w komisjach

Konwentu. Pewien stary kapitan, nazwiskiem Aubry, stanął na czele komisji, a

pierwszą jego czynnością był nowy plan organizacji armii, w którym sam sobie

nadał rangę generała artylerii. Co się tyczy Napoleona, nadano mu jako

zadośćuczynienie za odebrane stanowisko generała artylerii - stopień generała

piechoty w Wandei. Uważając jednak teren wojny domowej w małym zakątku

Francji za zbyt ciasny dla swej ambicji, odmówił przyjęcia nadanego mu

stanowiska. W rezultacie został mocą uchwały komisji Konwentu skreślony z

listy czynnych oficerów.

Zbyt już uważał się Napoleon za człowieka, którego we Francji nikt nie

zdoła zastąpić, by go ta niesprawiedliwość nie miała głęboko urazić. Choć nie

osiągnął jeszcze w życiu tych wyżyn, z których roztacza się widok na cały

horyzont, który należało jeszcze przebiec, to jednak żywił już na to niejakie

nadzieje, nie mając jeszcze pewności. Nadzieje te obecnie rozwiały się. On,

który przewidywał w sobie tyle możliwości i tyle geniuszu, widział się teraz

skazany na długą, jeśli nie wieczną bezczynność, i to w okresie, w którym każdy

background image

kto szedł naprzód, osiągał swój cel!

Na razie wynajął pokój w domu przy ulicy Mail, sprzedał za 6 000 franków

swe konie i powóz, i z tą niewielką sumką pieniędzy postanowił osiąść na wsi.

Wzmożona siła wyobraźni łatwo czyni przeskok z jednej skrajności w drugą.

Wygnany z obozu wojennego, nie widział Napoleon przed sobą nic ponad życie

na wsi. Nie mogąc być Cezarem, zamierzał zostać Cyncynatem.

W tej sytuacji przyszło mu znowu na myśl miasteczko Valence, gdzie nie

znany nikomu przeżył tak szczęśliwie trzy lata. Tam to skierował swe kroki w

towarzystwie brata Józefa, który wracał do Marsylii. W pobliżu Montélimar obaj

wędrowcy zatrzymali się. Bonapartemu spodobało się położenie i klimat

miejsca, zapytał tedy, czy nie można by w okolicy nabyć skromnego mająteczku

ziemskiego. Ludzie odsyłają go do pana Grassona, bardzo uprzejmego

adwokata, u którego obaj bracia oglądają niewielką posiadłość, nazwaną

„Beauserret”, której sama nazwa - „Piękna siedziba” - świadczyła już o uroczym

położeniu miejsca. Posiadłość ta spodobała się Napoleonowi i jego bratu,

obawiali się jedynie, czy cena nie będzie zbyt wygórowana z uwagi na rozmiary

i dobry stan majątku. Wreszcie zdobywają się na odwagę, by zapytać o cenę.

- Trzydzieści tysięcy franków.

Jakby za darmo!

Napoleon i Józef wracają do Montélimar, gdzie odbywają naradę. Niewielka

sumka, którą razem posiadali, pozwala im na ulokowanie jej w tę przyszłą

posiadłość, wyrażają tedy na trzeci dzień swą decyzję. Chcą jeszcze na miejscu

dobić targu, tak im się „Beauserret” spodobało. Pan Grasson oprowadza ich na

nowo po majątku. Obaj oglądają posiadłość jeszcze dokładniej aniżeli za

pierwszym razem. Nagle, zdziwiony niepomiernie, że za tak piękny majątek

ziemski żąda się tak niewiele, Napoleon zwraca się do właściciela z zapytaniem,

czy nie ma jakiejś szczególnej przyczyny sprawiającej, że cena jest tak niska.

- Owszem - odpowiedział pan Grasson - dla panów jednak nie ma ona

żadnego znaczenia.

background image

- Mimo to - odrzekł Bonaparte - chciałbym ją znać.

- W majątku tym popełniono morderstwo.

- Kto dokonał mordu?

- Syn zabił ojca.

- Ojcobójstwo! - wykrzyknął Bonaparte, blednąc z przerażenia - Uciekajmy

stąd czym prędzej, Józefie!

Po czym, chwytając brata za ramię, wybiegł jak oparzony z domu, wsiadł z

powrotem do powozu, a przybywszy do Montélimar zażądał koni i szybko

odjechał do Paryża, podczas gdy Józef ruszył w dalszą drogę do Marsylii.

Brat Napoleona udał się tam, by poślubić córkę bogatego kupca, nazwiskiem

Clary, który później stał się także teściem Bernadotte'a.

Natomiast Bonaparte, którego losy zawiodły do Paryża, tego wielkiego

ośrodka wydarzeń, rozpoczął w stolicy na nowo życie samotne i skryte, co mu

przyszło z ogromnym trudem. Ponieważ bezczynność stała się nieznośna,

wystąpił wobec rządu z pisemnym memoriałem, w którym rozwinął myśl, iż w

chwili, gdy cesarzowa Rosji zacieśniła przymierze z Austrią, w interesie Francji

leży wzmożenie siły militarnej państwa tureckiego. Wychodząc z tego założenia,

Napoleon oświadczył rządowi gotowość udania się z sześciu lub siedmiu

oficerami różnych gatunków broni do Konstantynopola, aby wedle zasad

wojskowych wyćwiczyć liczną i dzielną, lecz niezdyscyplinowaną armię

sułtana.

Rząd nie uznał nawet za stosowne odpowiedzieć na memoriał, Napoleon

więc musiał pozostać w Paryżu. Jakie by to skutki spowodowało dla historii

świata, gdyby któryś z członków rządu umieścił na końcu tego memoriału jedno

słowo: „Uwzględnione” - Bóg jeden raczy wiedzieć.

Tymczasem została uchwalona konstytucja roku III. Twórcy jej postanowili,

aby dwie trzecie członków Konwentu Narodowego przeszło do nowych ciał

ustawodawczych. Obaliło to do reszty nadzieje partii przeciwnej, która przy

całkowitych, nowych wyborach spodziewała się przeprowadzić inną większość,

background image

odpowiadającą jej zapatrywaniom. Opozycja ta cieszyła się poparciem

przeważającej części paryskich sekcji, które oświadczyły, iż tylko pod tym

warunkiem przyjmą nową konstytucję, że przepis o ponownym wyborze dwóch

trzecich zostanie cofnięty.

Konwent jednak trwał przy swej pierwotnej uchwale. Wśród sekcji

podniosło się szemranie, a 25 września doszło do pierwszych zaburzeń. Dnia 4

października sytuacja stała się tak dalece groźna, że Konwent doszedł do

przekonania, iż najwyższa pora bronić swej pozycji. Wysłano więc do

głównodowodzącego armii alpejskiej generała Aleksandra Dumasa

8

, bawiącego

wówczas na urlopie, pisemny rozkaz, by natychmiast przybył do Paryża i objął

komendę sił zbrojnych. Zanim jednak pismo doszło do rąk generała Dumasa,

sytuacja z godziny na godzinę stawała się groźniejsza i nie było mowy o

czekaniu na jego przybycie. Wobec tego w ciągu nocy członek Konwentu

Barras został mianowany głównodowodzącym armią wewnątrz kraju. Nowemu

dowódcy potrzebny był pomocnik, upatrzył sobie tedy - Napoleona.

Jak widać, los uśmiechnął się nareszcie do niego, a godzina przyszłości,

która, jak powiadają, zawsze musi raz przynajmniej człowiekowi zaświtać,

wybiła teraz właśnie dla Napoleona. Dnia 13 vendémiaire'a grzmiały już w

stolicy armaty.

Sekcje, które Napoleon rozgromił, nadały mu przydomek „kartaczowiec”,

Konwent zaś, który ocalił, mianował go dowódcą armii włoskiej.

Ów wielki dzień jednak miał wywrzeć wpływ nie tylko na karierę polityczną

Napoleona. Również i w życiu prywatnym zwycięskiego wodza miała dokonać

się zmiana. A stało się to w sposób następujący. Rozbrojenie sekcji

przeprowadzone było z całą surowością, jak tego zresztą wymagały

okoliczności. Pewnego dnia do sztabu generalnego wywalczył sobie dostęp mały

chłopiec, liczący najwyżej dziesięć-dwanaście lat. Błagał on generała Bonaparte,

by polecił zwrócić mu szablę swego ojca, który był generałem republiki.

8

Ojca autora niniejszej książki (przyp. tłum.).

background image

Wzruszony prośbą chłopca, Napoleon rozkazał odszukać szablę i zwrócić ją

dziecku.

Na widok drogiej mu, a uważanej za straconą broni ojcowskiej, dziecko

ucałowało rękojeść szabli, której dotykała dłoń ojca. Napoleonowi przypadła do

serca ta niezwykła miłość synowska, okazał tedy dziecku tyle życzliwości, że

matka chłopca poczuła się do obowiązku złożyć nazajutrz generałowi wizytę

dziękczynną.

Chłopcem owym był - Eugeniusz, matką zaś - Józefina, wdowa po generale

de Beauharnais, z którą Napoleon wziął 9 marca 1796 r. ślub cywilny,

uzyskawszy dwa dni przedtem, na wniosek Carnota, nominację na

głównodowodzącego armii włoskiej.

Dnia 12 marca 1796 r. Napoleon wyjechał do swej armii. W powozie miał 2

000 luidorów - było to wszystko, co mógł zebrać, dodawszy do swego i

przyjaciół majątku subsydia otrzymane od Dyrektoriatu. Z sumą tą wyrusza na

podbój Włoch. Wynosiła ona siódmą część pieniędzy, które zabrał Aleksander

Wielki podejmując wyprawę do Indii.

Przybywszy do Nicei, zastał armię pozbawioną amunicji, środków żywności,

odzieży i dyscypliny. W kwaterze głównej rozkazał wypłacić wszystkim

generałom po cztery luidory, aby mieli się za co wyekwipować i uzbroić, po

czym wskazując dłonią na ziemię włoską, rzekł do żołnierzy:

- Towarzysze broni, wśród tych oto skał odczuwacie niedostatek

wszystkiego, co wam potrzebne. Spójrzcie na żyzne równiny rozciągające się u

stóp waszych. Będą one należały do was. Ruszajmy na ich zdobycie!

Była to mniej więcej ta sama mowa, którą przed dziewiętnastu wiekami

wypowiedział do swoich żołnierzy Hannibal. Odtąd szedł w te strony tylko jeden

człowiek, który był godny zająć miejsce obok Hannibala i Napoleona - Cezar!

Żołnierze, do których Napoleon skierował owe pamiętne słowa, byli

niedobitkami armii broniącej się z wielkim trudem od dwóch lat wśród nagich

skał wybrzeża genueńskiego przed naporem wroga, którego armia, licząca 200

background image

000 ludzi, złożona była z najlepszych wojsk Austrii i królestwa Sardynii. Tę oto

armię zaatakował Napoleon, mając zaledwie 30 000 ludzi, i w ciągu jedenastu

dni pobił ją pięciokrotnie. Austriacy zostali oderwani od wojsk Piemontu,

Provera wzięty do niewoli, król Sardynii zaś został zmuszony do podpisania w

swej własnej stolicy aktu kapitulacji.

Następnie Napoleon posuwa się ku górnej Italii. Dziesiątego maja wojska

francuskie pod osobistym brawurowym kierownictwem Napoleona forsują

przejście rzeki Padu. Austriacka straż tylna rzuca się do ucieczki. Z kolei

poddaje się Padwa, otwiera swe podwoje pałac mediolański, król Sardynii

podpisuje układ pokojowy, a śladem jego idą książęta Parmy i Modeny.

Przy zawarciu układu z księciem Modeny Napoleon złożył pierwszy dowód

swej bezinteresowności, odmawiając przyjęcia czterech milionów w złocie,

zaofiarowanych mu w imieniu swego brata przez komendanta d'Este, mimo

nalegań komisarza rządu przy armii francuskiej, by pieniądze te przyjął.

W tej wyprawie wojennej Napoleon otrzymał przydomek, który rychło

zdobył popularność, a który w roku 1815 otworzył Bonapartemu podwoje

Francji. Stało się to przy następującej okazji. Kiedy Napoleon objął naczelne

dowództwo armii, wielki podziw weteranów i starych wiarusów budził młody

wiek generała. Postanowili tedy sami nadawać wodzowi niższe stopnie

wojskowe, których, jak sądzili, rząd mu nie nadał. Po każdej więc bitwie zbierali

się na naradę i nadawali mu za każdym razem wyższy stopień, a gdy powracał

do domu, witali go najstarsi spośród wiarusów, wymieniając jego nową szarżę.

W taki to sposób Napoleon został mianowany po bitwie pod Lodi kapralem, i

stąd jego przydomek „mały kapral”, który mu już pozostał na wieczne czasy.

W czasie gdy Napoleon dokonywał w górnych Włoszech wiekopomnych

czynów, powstawały na jego skinienie nowe państwa. Tworzy Republikę

Cispadańską i Transpadańską, Anglików wypędza z Korsyki, Genua, Wenecja i

Rzym pokonane są tak, iż podnieść się nie mogą.

Tymczasem nadciąga nowa armia cesarska pod rozkazami Alvinczy'ego,

background image

wskutek czego Napoleon zmuszony jest przerwać tworzenie nowego porządku

politycznego. Jakaś siła fatalna kładzie u stóp Napoleona i tego przeciwnika.

Alvinczy popełnia ten sam błąd co jego poprzednicy. Dzieli mianowicie swoją

armię na dwa korpusy: jeden, w sile 30 000 ludzi, ma pod jego dowództwem

przejść przez okolice Werony i odzyskać Mantuę, drugi zaś, złożony z 25 000

ludzi, ma pod komendą Quosdanovicha rozwinąć się nad Adygą. Bonaparte

podejmuje marsz przeciwko Alvinczy'emu, którego dosięga pod Arcole. Dnia 15

listopada przeciwstawia mu się w pobliżu tej wioski nad rzeczką Alpone kilka

batalionów wojsk chorwackich, siedmiogrodzkich i wołoskich, usiłując

utrzymać tamtejszy most do nadejścia posiłków. Dla Francuzów niezmierne

znaczenie ma sforsowanie przejścia, zanim one nadejdą, jednak morderczy

ogień przeciwnika udaremnia wszelkie ataki. W tej sytuacji Napoleon,

chwytając sztandar bojowy w dłonie, sam staje ze sztabem na czele oddziałów i

rzuca się naprzód, na most. Ale i ten atak jest daremny. U boku generała pada

jego adiutant, kilku innych oficerów zostaje rannych, a wreszcie kontratak

Austriaków wprowadza zamieszanie w szeregi francuskie. Uciekające wojska

porywają z sobą swego wodza, który grzęźnie w moczarach i z trudem tylko

wyratowany zostaje z niebezpieczeństwa.

Dnia 16 i 17 listopada rozpoczyna się właściwa bitwa przeciwko całej armii

Alvinczy'ego. Bonaparte nie puszcza go, zanim Austriacy nie pozostawią 500

trupów na pobojowisku i zanim nie zabierze im 8 000 jeńców i 30 armat. Potem

dopiero rozprawia się z armią Quosdanovicha. Wówczas z rezerw nadreńskich

na pomoc wojskom austriackim wyrusza nowa armia pod wodzą księcia Karola.

Żaden cios nie ma być Austriakom oszczędzony. Klęski generałów

austriackich muszą dosięgnąć tronu. Dnia 10 marca 1797 r. książę Karol zostaje

pobity podczas przejścia przez Tagliamento, które to zwycięstwo otwiera przed

nami państewko Wenecji i wąwozy tyrolskie. Francuzi idą naprzód, w marszu

szturmowym na otwarte już drogi, odnoszą zwycięstwo pod Lavis, Trasmis i

Clausen, wkraczają do Triestu, zajmują Tarviso, Gradiskę i Villach, by wreszcie

background image

utorować sobie drogę prowadzącą do zdobycia stolicy. Zbliżają się do Wiednia

na odległość 30 godzin marszu.

W tym miejscu Bonaparte zatrzymuje się, by oczekiwać delegatów do

rokowań. Zaledwie rok minął, odkąd opuścił Niceę, a w tym czasie zniszczył

sześć armii, zajął Alessandrię, Turyn, Mediolan i Mantuę, umocował

trójkolorowy sztandar na szczytach Alp. Wokoło niego i u jego boku zaczynają

już rozsiewać blaski także i inne nazwiska: Masséna, Augereau, Joubert,

Marmont, Berthier. Tworzy się konstelacja gwiazd, planety krążą dookoła swego

słońca, niebo cesarstwa okrywa się gwiazdami!

Napoleon nie łudził się; rychło nadchodzą delegaci celem wszczęcia

rokowań. Jako miejsce układów wybrano Leoben. Pełnomocnictwa Dyrektoriatu

nie były już potrzebne Napoleonowi. On prowadził wojnę, on też zawrze pokój.

„W tym stanie rzeczy nawet rokowania z cesarzem są operacją wojskową”. Ale

operacja ta zaczyna się zbytnio przedłużać, otaczają ją jakby pierścieniem i

udaremniają wszelkie możliwe sztuczki i fortele dyplomatyczne. Nadchodzi

wreszcie dzień, gdy lew nie może dłużej wysiedzieć spokojnie w sieci. Nagle,

wśród zawiłych rokowań, wpada do sali obrad, chwyta wspaniały serwis

porcelanowy, rozbija go w drobne kawałki i rozdeptuje stopami. Następnie woła

do delegatów: „Tak też was wszystkich pogruchotam, bo na nic innego nie

zasługujecie”. Dyplomaci stają się uleglejsi. Nareszcie odczytują układ

pokojowy. W artykule pierwszym cesarz austriacki oświadcza, iż uznaje

republikę francuską. „Skreślcie ten artykuł - woła Bonaparte - republika

francuska jest jakby słońcem na firmamencie, tylko ślepcy nie dostrzegają jej

blasku”.

Tak to Bonaparte w 27 roku życia dzierży w jednej ręce miecz, którym

rozbija państwa na części, w drugiej zaś wagę, na której ważą się losy królów.

Choć Dyrektoriat dalej wyznacza mu drogę, którą ma postępować, on idzie

własną. Jakkolwiek sam jeszcze nie rozkazuje, to jednak przynajmniej już nie

musi słuchać rozkazów. Pisze mu Dyrektoriat, iżby pamiętał, że Wurmser jest

background image

emigrantem, gdy jednak wpada on w ręce Napoleona, ten okazuje mu wszystkie

względy należące się z tytułu jego nieszczęścia i podeszłego wieku. Dyrektoriat

używa obelżywych słów, gdy mowa o papieżu, Bonaparte zwraca się doń

zawsze z uszanowaniem, nigdy go inaczej nie nazywając jak Ojcem Świętym.

Dyrektoriat deportuje i znieważa kapłanów, Bonaparte rozkazuje swej armii, iż

należy ich poważać jak braci i czcić jako sługi boże. Dyrektoriat wreszcie

usiłuje wyplenić doszczętnie arystokrację, Bonaparte zaś, będąc w Genui, pisze

do demokratów list z naganą z powodu prześladowań szlachty nadmieniając, że

muszą uszanować posąg Dorii, jeśli nie chcą utracić jego poważania.

Dnia 15 vendémiaire'a roku VI (17 października 1797 r.) zawarty zostaje

pokój w Campoformio. Dnia 15 frimaire'a tego samego roku (5 grudnia 1797 r.)

Napoleon wraca do Paryża.

Bonaparte widział kres swojej kariery wojskowej wraz z nadejściem pokoju.

Ponieważ nie mógł trwać w bezczynności, zmierzał do objęcia stanowiska po

jednym z dwu ustępujących dyrektorów. Na nieszczęście liczył dopiero 28 lat,

nominacja jego byłaby więc zbyt rażącym i w zbyt krótkim czasie dokonanym

pogwałceniem konstytucji z roku III, by odważono się wystąpić z takim

projektem. Tak więc Napoleon wrócił do swego domku przy ulicy Chantereine,

gdzie zmagał się z pomysłami swego geniuszu, nade wszystko zaś z

najstraszliwszym wrogiem, z jakim kiedykolwiek miał walczyć - z

zapomnieniem.

„W Paryżu - myślał sobie - nic nie zachowuje się w pamięci. Jeśli długo

jeszcze pozostanę bezczynny, jestem stracony. W tym wielkim Babilonie jedna

sława pochłania drugą, wystarczy, że trzy razy uznają mnie godnym

obserwowania w teatrze, by potem się już za mną nie oglądać”.

Dlatego, czekając na lepsze czasy, dał się na razie wybrać członkiem

Instytutu.

Wreszcie 29 stycznia 1798 r. Napoleon zwraca się do swego zaufanego

sekretarza: „Bourrienne, nie mogę tutaj dłużej pozostać, nic tu nie mam do

background image

roboty. Czuję doskonale, że jeśli zostanę, będzie wkrótce po mnie. Tutaj

wszystko się zużywa, nie posiadam już sławy. Ta mała Europa nie daje żadnych

możliwości, nasz kontynent jest małym kretowiskiem. Tylko na Wschodzie

bywały wielkie mocarstwa i wielkie rewolucje. Na Wschód, gdzie żyje

600 milionów ludzi, tam prowadzi moja droga. Wszyscy wielcy i sławą okryci

mężowie stamtąd pochodzili”.

Ambicja jednak nakazuje mu prześcignąć wielkich i sławnych ludzi. W

swym dotychczasowym życiu zdziałał już więcej od Hannibala, teraz pragnie, by

czyny jego dorównywały czynom Aleksandra i Cezara razem wziętym. Na

piramidach, gdzie wyryte są ich imiona, nie może zabraknąć jego imienia.

Dnia 12 kwietnia 1798 r. Napoleon zostaje mianowany głównodowodzącym

armii na Wschodzie. W połowie maja wsiada na okręt.

Malta pierwsza nawinęła się po drodze. Bonaparte zdobywa ją bez trudu, by

już 1 lipca 1798 r. wylądować w Egipcie, w pobliżu twierdzy Marabu, niedaleko

Aleksandrii.

Gdy wieść o tym doszła do Murad-beja, którego wróg starał się upolować

niby lwa w jaskini, otoczył się on swymi Mamelukami, wysyłając w dół Nilu

uzbrojoną flotyllę, której na brzegach towarzyszył korpus jeźdźców w sile 12-15

tysięcy ludzi. Z konnicą tą zetknął się Desaix, dowodzący naszą przednią strażą,

14 lipca w pobliżu wioski Minieh Salam. Od czasu wojen krzyżowych po raz

pierwszy stanęły naprzeciwko siebie świat Wschodu i Zachodu.

Pierwszy atak wojsk Murada rozbił się o nasze czworoboki. Jak stada

spłoszonych ptaków rzuciły się oddziały egipskie do ucieczki, otaczając

bataliony nasze pierścieniem zniekształconych ciał ludzkich i końskich.

Wyleciały hen, daleko, by, zwarte na nowo, nowy przypuścić atak, który jednak -

tak jak poprzedni - był daremny.

Raz jeszcze skupiła się konnica Murada. Zamiast jednak znów rzucić się na

nasze oddziały, skierowała się ku pustyni, aż znikła na horyzoncie w kurzawie

piasków.

background image

W Gizeh dowiaduje się Murad o klęsce z 14 lipca. Tego samego dnia wysyła

gońców do Saidu, do Fayum, na pustynię. Bejowie, szejkowie, Mamelulcy -

zewsząd zwołano wszystkich do walki ze wspólnym wrogiem. Każdy musiał

przybyć na koniu, w pełnym uzbrojeniu - i już po trzech dniach Murad skupił

dokoła siebie 6 000 jeźdźców.

Cała ta gromada, która pospieszyła posłuszna wezwaniu wodza, rozłożyła się

obozem w nieładzie nad brzegami Nilu, w obliczu Kairu i piramid, między

wioską Embabeh, o którą wspierało się prawe skrzydło, a Gizeh, ulubioną

siedzibą Murada, gdzie wysunęło się lewe skrzydło. Murad rozbił namiot pod

olbrzymim drzewem morwowym, w którego cieniu mogło się schronić 50

jeźdźców, oczekiwał armii francuskiej, uporządkowawszy wpierw nieco swe

szeregi. Dnia 21 lipca nad ranem Murad usłyszał głośne krzyki, to armia

francuska witała piramidy!

O godzinie szóstej rano Francuzi i Mamelucy stanęli naprzeciw siebie, oko

w oko.

Trzeba uprzytomnić sobie owo pole bitwy! Było to to samo pole, które obrał

Kambyzes, również zdobywca, by rozgromić Egipcjan. Od tego czasu upłynęło

dwa tysiące czterysta lat, Nil i piramidy przetrwały i tylko granitowy sfinks,

któremu Persowie zniekształcili oblicze, sterczał z piasku już tylko swą

olbrzymią głową. Kolos, o którym wspomina Herodot, pogrążył się w ziemi.

Przestało istnieć miasto Memfis, powstał zaś Kair. Wszystkie te wspomnienia

unosiły się żywo przed oczami dowódców francuskich, a niewyraźnie przed

oczami żołnierzy, na kształt owych nieznanych ptaków, które ongiś ulatywały

nad polami bitew, niosąc przepowiednię zwycięstwa.

Tej samej nocy po zwycięskiej bitwie, Napoleon zasnął w Gizeh, by na trzeci

dzień wkroczyć do Kairu.

Zaledwie znalazł się w Kairze, zaczął marzyć nie tylko o skolonizowaniu

dopiero co zdobytego kraju, ale także o podboju Indii. Wysyła tedy do

Dyrektoriatu pismo, w którym domaga się przysłania posiłków, broni,

background image

materiałów wojennych, chirurgów, aptekarzy, medyków, odlewaczy metali,

destylatorów, ogrodników, aktorów, kramarzy, którzy by ludności sprzedawali

marionetki, a wreszcie pięćdziesięciu Francuzek. Do Tipu Sahiba śle gońca,

proponując mu przymierze przeciwko Anglikom. Następnie pełen radosnych

nadziei przystępuje do ścigania Ibrahima, najpotężniejszego po Muradzie beja,

którego rozgramia pod Salihijch. W czasie gdy odbiera gratulacje z powodu

zwycięstwa, posłaniec przynosi wiadomość o całkowitej utracie floty.

U wybrzeży Abukiru Nelson wysadził w powietrze flotę francuską z Bueysem

na czele, wszystkie fregaty poszły na dno. Napoleon utracił wszelki kontakt z

Francją, rozwiały się wszelkie nadzieje zdobycia Indii.

Musi tedy pozostać w Egipcie lub opuścić go w glorii - jak starożytni

bohaterowie.

Bonaparte wraca do Kairu, gdzie obchodzi uroczyście święto narodzin

Mahometa i założenia republiki. Wśród tych uroczystości w mieście wybucha

powstanie i podczas gdy z wyżyn Mokktamu Bonaparte miota pioruny na

miasto, niebiosa przychodzą mu z pomocą, zsyłając burzę. Po czterech dniach

zapanował spokój. Napoleon wyjeżdża do Suezu, skąd pragnie zobaczyć Morze

Czerwone. Chce dosięgnąć stopą lądu azjatyckiego, nie będąc starszym od

Aleksandra. Niewiele brakowało, a byłby utonął; uratował go żołnierz z gwardii

przybocznej. Teraz zwracają się jego oczy ku Syrii. Nieprzyjaciel spóźnił się z

wylądowaniem w Egipcie, uczyni to dopiero w lipcu przyszłego roku; wojska

nieprzyjacielskie mogą jednak nadciągnąć od strony Gazy i El-Arisz, które to

miasto zdobył Ali pasza, zwany Dżezzar, „Rzezak”. Tę przednią straż otomańską

należy zniszczyć, trzeba obalić szańce Jafy, Gazy i Akry, kraj spustoszyć,

zniszczyć wszystkie jego źródła pomocy, by uniemożliwić przejście armii

nieprzyjacielskiej przez pustynię. Na tyle tylko plan jest znany, może jednak

kryje się za nim jedno z owych gigantycznych przedsięwzięć, które Bonaparte

stale rozważał? Zobaczymy, co będzie dalej!

Napoleon wyrusza na czele 10 000 ludzi, dzieląc piechotę na cztery korpusy,

background image

których dowództwo obejmują Bon, Kléber, Lannes i Reynier. Murat staje na

czele konnicy, Dammartin na czele artylerii, Caffarelli-Dufalga obejmuje

komendę nad pionierami. Po pierwszym ataku pada El-Arisz, w kilka dni

później poddaje się bez stawiania oporu Gaza, wreszcie wojska nasze szturmem

zdobywają Jafę, której załogę w sile 5 000 ludzi wycinają w pień. Dalsza droga

triumfu prowadzi do Saint Jean d'Acre (Akko), gdzie oddziały francuskie

okopują się. Tutaj jednak zaczyna się nieszczęście.

Dowódcą twierdzy jest Francuz, dawny towarzysz szkolny Napoleona.

Razem złożyli egzaminy w szkole wojskowej, skąd tego samego dnia rozeszli

się do korpusów. Jako rojalista przeszedł Phelippeaux do obozu Anglików,

oddał się pod rozkazy Sydneya Smitha, za którym poszedł zrazu do Anglii, by

potem towarzyszyć mu do Syrii. O jego to geniusz militarny raczej aniżeli o

obwarowania Akry rozbijają się zaciekłe ataki Napoleona. Prawidłowe oblężenie

miasta jest niemożliwe, trzeba je zdobyć szturmem. Jakoż trzykrotnie próbuje

Napoleon przypuścić szturm do twierdzy - za każdym razem nadaremnie!

Podczas jednego ataku u stóp Napoleona pada bomba. W mgnieniu oka

rzucają się na wodza dwaj grenadierzy, otaczają go z przodu i z tyłu, rękami

nakrywają mu głowę i osłaniają zewsząd. Bomba pęka, lecz odłamki jej, jakby

cudem wiedzione, umieją uszanować takie poświęcenie: nikt nie został ranny.

Jeden z tych grenadierów, Daumesuil, zostaje w 1809 r. generałem, w 1812 r.

traci nogę w Moskwie, w dwa lata później zaś jest komendantem w Vincennes.

Tymczasem zewsząd nadchodzą posiłki dla Dżezzara. Baszowie syryjscy,

zgromadziwszy swe wojska, maszerują na Akrę, Sydney Smith śpieszy z

odsieczą na czele floty angielskiej, zaraza wreszcie, ten najgroźniejszy ze

sprzymierzeńców, przychodzi z pomocą syryjskiemu katu. Wojska nasze muszą

najpierw obronić się przed armią idącą z Damaszku. Zamiast czekać na nią lub

cofnąć się, gdy nadejdzie, Napoleon wyrusza jej naprzeciw, spotyka ją i

rozrzuca po całej równinie u stóp góry Tabor. Dokonawszy tego wraca, by

jeszcze w pięciu atakach na Akrę popróbować szczęścia, również z daremnym

background image

skutkiem. St. Jean d'Acre jest dla Napoleona miastem przekleństwa, z którym nie

może się uporać.

Wszyscy dziwią się, że Napoleon zużywa tyle wysiłku, by zdobyć to gniazdo

skalne, że dzień w dzień naraża swoje życie, że najlepszych oficerów i

najwybitniejszych żołnierzy rzuca na szaniec. Zewsząd podnoszą się szemrania

z powodu tego krwiożerczego uporu, który wydaje się bezcelowy. Jest w tym

jednak cel; wyjaśnia go sam Napoleon po jednym z bezowocnych ataków, w

którym Duroc zostaje ranny. Wódz odczuwa bowiem potrzebę wytłumaczenia

kilku ludziom bliskim mu sercem, iż nie uprawia szaleńczej gry. „Prawda -

powiada - widzę, że to nędzne gniazdo zabrało mi już wielu ludzi i wiele czasu,

sprawy jednak zbyt już dojrzały, bym nie miał odważyć się na nowy wysiłek. Jeśli

mi się uda, znajdę w mieście skarbce paszów i broń dla trzykroć stu tysięcy

ludzi. A potem wywołam powstanie w Syrii i uzbroję jej ludność, oburzoną na

tyranię Dżezzara, o którego klęskę prosi błagalnie Boga przy każdym ataku.

Pomaszeruję na Damaszek i Aleppo, w miarę posuwania się naprzód powiększę

swoją armię o wszelakiego rodzaju malkontentów. Obwieszczę ludowi

zniesienie niewolnictwa i tyrańskiej władzy paszów. Na czele uzbrojonych rzesz

podążę aż pod Konstantynopol, obalę cesarstwo tureckie, założę na Wschodzie

nowe, wielkie imperium, które imię moje uwieczni wśród potomnych, a potem

przez Adrianopol i Wiedeń powrócę do Paryża, obaliwszy wpierw dynastię

austriacką”. Po czym mówi dalej z westchnieniem: „Jeśli mi się zaś nie uda ten

ostatni szturm - czas mi w drogę. Jeśli przed połową czerwca nie będę w Kairze,

to wówczas dla nieprzyjaciela powieją pomyślne wiatry, które pozwolą mu

skierować żagle ku północnym wybrzeżom Egiptu. Konstantynopol wyśle

wojska do Aleksandrii i Rozetty - ja muszę tam się znaleźć. Armii lądowej, która

tam później dojdzie, nie obawiam się w tym roku. Aż do rubieży pustynnych

każę zniszczyć wszystko ogniem i mieczem. Od dziś za dwa lata uniemożliwię

przejście jakiejkolwiek armii, gdyż wśród ruin i zgliszczy nie można wyżyć”.

W rzeczy samej, zmuszony jest Napoleon zdecydować się na odwrót. Armia

background image

cofa się na Jafę, gdzie Bonaparte odwiedza szpital dla zadżumionych. Zabiera

każdego, kto tylko może być przetransportowany morską drogą przez Damiette

lub lądową przez Gazę i El-Arisz. Na miejscu zostaje około sześćdziesięciu

ludzi, którzy mogą przeżyć najwyżej jeszcze jeden dzień, lecz za godzinę

wpadną w ręce Turków. Ta sama żelazna konieczność, która nakazywała wyciąć

w pień całą załogę Jafy, i tutaj znajduje zastosowanie. Aptekarz R... każe, jak

fama głosi, podać umierającym pewien napój. Zamiast męczarni, jakie czekają

ich z rąk tureckich, będą mieli przynajmniej łagodną śmierć.

Wreszcie w połowie czerwca, po długim i uciążliwym marszu, armia wraca

do Kairu. Była to najwyższa pora, gdyż Murad-bej, który wymknął się

generałowi Desaixowi, zagrażał Egiptowi Dolnemu. Po raz drugi napada u stóp

piramid na Francuzów. Napoleon wydaje wszystkie zarządzenia do bitwy.

Nazajutrz jednak ku zdziwieniu Bonapartego Murad-bej ulotnił się. Jeszcze tego

samego dnia sytuacja się wyjaśnia. Ściśle w tym samym czasie, jak przewidział

Napoleon, flota wylądowała pod Abukirem, Murad zaś wycofał się, by okrężną

drogą połączyć się z obozem tureckim.

W obozie znajduje paszę pełnego najlepszych nadziei. Gdy Murad zjawił się

w obozie, wojska francuskie, zbyt słabe, by móc nań uderzyć, skróciły front.

„Widzisz - powiada Mustafa-bej do beja Mameluków - ci groźni Francuzi, w

których pobliżu ty nie mogłeś się ostać, uciekają przede mną, gdzie tylko się

ukażę”. „Paszo - odrzekł Murad-bej - złóż dzięki prorokowi, że spodobało się

Francuzom cofnąć się, gdyby bowiem wrócili, ulotniłbyś się przed nimi jak

piasek w czasie burzy”.

Przepowiedział prawdę syn pustyni. W kilka dni potem nadciągnął

Bonaparte, a po trzygodzinnej walce Turcy ustępują i rzucają się do ucieczki.

Mustafa-bej wręcza Muratowi skrwawioną dłonią swoją szablę. Wraz z nim

poddaje się 200 ludzi, 2 000 trupów zaściela pobojowisko, 10 000 zatonęło, 20

armat, wszystkie namioty i cały tabor wpada w nasze ręce. Wojska francuskie

zajmują twierdzę Abukir, Mameluków odrzucono ku pustyni, Anglicy zaś i

background image

Turcy schronili się na okręty.

Bonaparte wysyła gońca na okręt admiralski w sprawie rozpoczęcia układów

o wydaniu jeńców, których nie podobna pilnować, a których nie chce kazać

rozstrzelać, jak to było w Jafie. W zamian admirał posyła Napoleonowi wino,

owoce i „Gazetę Frankfurcką” z 10 czerwca 1799 r.

Napoleon pozbawiony wieści z Francji od czerwca 1798, czyli od przeszło

roku, szybko przebiega oczyma po gazecie, wykrzykując nagle: „Moje

przeczucia nie zawiodły mnie, Włochy są stracone. Muszę wyjechać”. W rzeczy

samej Francuzi znaleźli się w sytuacji, której życzył sobie Napoleon. Spotkało ich

tyle nieszczęść, że nie będą go już witali jako przepojonego ambicją generała,

lecz jako zbawcę. Natychmiast każe przywołać Gantheaume'a, któremu

rozkazuje zaopatrzyć w żywność dla 400-500 ludzi na dwa miesiące dwie

fregaty „Muirion” i „Carrère”, a nadto dwa mniejsze okręty. Dnia 22 sierpnia

Napoleon pisze do armii: „Wiadomości, które nadeszły z Europy skłaniają mnie

do wyjazdu do Francji. Naczelną komendę poruczam generałowi Kléberowi.

Wkrótce prześlę wiadomość o sobie. Nic ponadto nie mogę w tej chwili

powiedzieć. Ciężko mi opuszczać moich żołnierzy, do których przywiązany

jestem całym sercem. Rozłąka jednak nie potrwa długo. Do generała, którego

Wam zostawiam, żywimy, armia i ja, całkowite zaufanie”.

Nazajutrz wsiada na okręt „Muirion”. Gantheaume chce wypłynąć na pełne

morze, Napoleon jednak nie pozwala. „Pragnę - rzekł - by pan, o ile to możliwe,

trzymał się wybrzeży afrykańskich i tą drogą płynął aż na południe od Sardynii.

Mam koło siebie garstkę dzielnych żołnierzy, lecz mało artylerii. Gdy ukażą się

Anglicy, dopłyniemy do wybrzeża. Stąd drogą lądową osiągnę Oran, Tunis lub

inny port, gdzie znajdę środki, by wsiąść na okręt płynący do Francji”.

Przez dwadzieścia jeden dni miotają Bonapartem wiatry wschodnie i

północno-wschodnie z powrotem do portu, z którego wypłynął. Wreszcie

powiały pierwsze wiatry południowe, na które Gantheaume nastawia wszystkie

żagle. Wkrótce okręt mija miejsce, gdzie niegdyś stała Kartagina, stąd zmienia

background image

kierunek ku Sardynii, zmierzając ku jej zachodnim wybrzeżom.

Dnia 1 października okręt zawija do portu w Ajaccio, gdzie wymienia się cekiny

tureckie na 17 000 franków - to wszystko, co Napoleon przywozi z Egiptu.

Wreszcie 7 dnia tegoż miesiąca Napoleon opuszcza Korsykę, sterując ku

wybrzeżom Francji, od których oddalony jest zaledwie o 70 mil. Wieczorem 8

października meldują Napoleonowi o ukazaniu się eskadry złożonej z 14

okrętów. Gantheaume proponuje powrót na Korsykę. „Nigdy! - woła głosem

władcy Napoleon - żeglujcie z całych sił, wszyscy na stanowiska! Na północny

zachód, na północny zachód!”

Całą noc spędzono w niepokoju. Bonaparte, który nie opuszczał pokładu,

rozkazał przysposobić szalupę, przeznaczając 12 majtków jako załogę.

Sekretarzowi poleca wybrać najważniejsze papiery, po czym wyznacza

dwudziestu ludzi, by w razie niebezpieczeństwa rozbić okręt o wybrzeże

Korsyki. O świcie jednak wszystkie te zarządzenia okazują się zbyteczne i

wszelka trwoga mija. Flota płynie dalej w kierunku północno-zachodnim. W

pierwszym brzasku 9 października ukazuje się Fréjus, a o godzinie 8 wieczorem

już można lądować. Natychmiast rozeszła się wieść, że na jednej z fregat przybył

Napoleon. Na morzu ukazuje się mnóstwo łodzi, ludność zapomniała o

wszystkich

środkach ostrożności. Daremnie zwraca się uwagę na

niebezpieczeństwo grożące wskutek możliwości zawleczenia choroby. „Wolimy

raczej zarazę - woła lud - niźli Austriaków!” Tłumy porywają Napoleona,

prowadzą go, unoszą na ramionach. Nastał dzień święta, dzień hołdu i triumfu.

Wreszcie wśród niebywałego entuzjazmu, wśród okrzyków radości i wrzawy

wkracza Cezar na ląd, na którym nie ma już Brutusa.

W sześć tygodni potem Francją nie rządzą już dyrektorzy, lecz trzej

konsulowie, spośród których jeden, jak powiada Sieyès, wszystko wie, wszystko

robi, wszystko jest w jego mocy.

W ten sposób dochodzimy do 18 brumairae'a (9 listopada) 1799 r.

background image

BONAPARTE PIERWSZYM KONSULEM

Gdy tylko Bonaparte objął najzaszczytniejsze stanowisko w państwie,

krwawiącym jeszcze wskutek wewnętrznych i zewnętrznych wojen, i doszczętnie

wyczerpanym własnymi zwycięstwami, pierwszą jego troską była próba

zawarcia pokoju na trwałych podstawach. Pisze przeto z ominięciem wszelkich

form dyplomatycznych, którymi władcy ukrywają swoje myśli, wprost i

własnoręcznie do króla Jerzego III, proponując mu zawarcie przymierza między

Francją i Anglią. Król nie odpowiada; Pitt wziął na siebie odpowiedź, innymi

słowy przymierze zostało odrzucone.

Doznawszy odmowy od Jerzego III, Bonaparte zwraca się z kolei do cara

Pawła I. Chcąc dać przykład rycerskiego postępowania, każe zgromadzić we

Francji wojska rosyjskie wzięte do niewoli w Holandii i Szwajcarii, poleca

umundurować je na nowo, po czym odsyła do ojczyzny bez wykupu i wymiany.

Bonaparte nie mylił się, iż takim postępkiem rozbroi Pawła I. Gdy ten dowiaduje

się o zarządzeniu pierwszego konsula, natychmiast każe wycofać swe wojska,

stojące jeszcze w Niemczech i występuje z koalicji.

Z Prusami Francja była w dobrych stosunkach. Pozostawały więc jeszcze

Anglia, Austria i Bawaria. Mocarstwa te jednak najmniej były przygotowane do

podjęcia kroków wojennych. Bonaparte miał przeto czas, nie tracąc

nieprzyjaciela z oczu, na spojrzenie na wewnętrzną politykę Francji.

Nowy rząd obrał sobie siedzibę w Tuileries. Bonaparte zamieszkał w pałacu

królewskim, w którym stopniowo ożyły dawne zwyczaje dworskie, wyrugowane

przez członków Konwentu. Trzeba zresztą przyznać, że pierwszym przywilejem

korony, który Napoleon sobie przywłaszczył, było prawo łaski. Pan Depeu,

emigrant francuski, schwytany został w Tyrolu, stąd przewieziono go do

Grenoble i skazano na śmierć. Gdy wieść o tym doszła do Napoleona, polecił

sekretarzowi napisać na świstku papieru: „Pierwszy konsul rozkazuje znieść

wyrok skazujący pana Depeu”, podpisawszy zaś ten lakoniczny dokument,

background image

wręczył go generałowi Ferino - i pan Depeu był ocalony.

Następnie daje się u Napoleona zauważyć pasja stawiania nowych

budynków i pomników, najsilniejsza bodaj obok zamiłowania do wojen. Zrazu

zadowala się rozkazem usunięcia zabudowań zaciemniających dziedziniec w

Tuileries. Gdy niedługo potem, wyglądając oknem, konstatuje pełen oburzenia,

że Quai d'Orsay odcięta jest od przedmieścia Saint-Germain Sekwaną, która

każdej zimy występuje z brzegów uniemożliwiając wszelkie połączenie, notuje

tych kilka słów: „Wybrzeże szkoły pływania będzie w przyszłym roku gotowe”,

po czym słowa te przesyła ministrowi spraw wewnętrznych. Ten zaś pospiesznie

wypełnia rozkaz. Dzień w dzień przeprawia się na łodziach przez Sekwanę

między Luwrem a Quatre-Nations. Wiele osób świadczy, iż w tym miejscu

potrzebny most. Pierwszy konsul poleca zawezwać panów Perriera i Fontaine'a,

i jakby za dotknięciem różdżki czarodziejskiej wyrasta Pont des Arts, most

łączący oba brzegi. Plac Vendôme jest jakby osierocony po usunięciu zeń statuy

Ludwika XIV. Dawny posąg zastąpi kolumna, odlana z armat zdobytych w

wojnie z Austriakami. Spalona hala zbożowa zostaje odbudowana w żelazie. Z

jednego końca stolicy do drugiego prowadzone są kilometrowe bulwary, których

zadaniem jest utrzymać prąd rzeki w jej korycie. Giełda ma otrzymać własny

pałac, kościołowi Inwalidów, który ma służyć dawnemu przeznaczeniu,

przywrócony zostaje jego dawny blask i splendor z czasów Ludwika XIV. W

czterech centralnych punktach miasta mają być założone cztery cmentarze,

przypominające miasto umarłych w Kairze. Wreszcie, jeśli Bóg da mu czas i

pieniądze, ma być zbudowana ulica, która by prowadziła z Saint-Germain

l'Auxerrois do Barrière du Trone. Szerokość jej wynosiłaby sto stóp, po obu

stronach zasadzono by drzewa jak na bulwarach, poza tym nowa ulica ujęta

byłaby w arkady na wzór ulicy Rivoli. Ale z tym jeszcze będzie musiał Napoleon

zaczekać, nowa ulica ma bowiem nosić nazwę „Cesarskiej”.

Tymczasem jednak pierwszy rok dziewiętnastego stulecia gotuje pamiętne

wojny. Ustawa o poborze rekruta przyjęta została z entuzjazmem,

background image

zorganizowano nową potęgę militarną.

Na te zbrojenia nieprzyjaciele odpowiadają podobnymi przygotowaniami.

Austria w pośpiechu zaciąga nowych żołnierzy, Anglia najmuje korpus złożony

z 12 000 Bawarczyków, jeden zaś z najzręczniejszych agentów angielskich

werbuje żołnierzy w Szwabii, Frankonii i w Szenwaldzie. Wszystkie te wojska

mają być użyte nad Renem, gdy tymczasem Austria ma wysłać swych

najlepszych żołnierzy do Włoch, tutaj bowiem zamierzają sprzymierzeni

rozpocząć kampanię.

Dnia 17 marca 1800 r. Napoleon zwraca się nagle wśród prac nad

urządzeniem założonych przez Talleyranda szkół dyplomatycznych do

sekretarza z zapytaniem, zdradzając przy tym żywą radość:

- Gdzie, sądzi pan, pobiję Melasa?

- Skądże mam to wiedzieć - odpowiada zdumiony pytaniem sekretarz.

- Proszę wyłożyć w moim gabinecie wielką mapę Włoch, a pokażę panu.

Sekretarz pospiesznie spełnia zlecenie. Bonaparte bierze do ręki szpilki o

główkach z czerwonego i czarnego wosku, i pochylając się nad olbrzymią mapą

rozwija swój plan wojenny. We wszystkich punktach, w których oczekuje go

nieprzyjaciel, wbija szpilki z czarnymi główkami, tam zaś, gdzie zamierza

ulokować swoje wojska, szpilki z główkami czerwonymi. Po czym zwraca się

do sekretarza, który przyglądał się w milczeniu.

- A zatem?

- Dalej nie wiem - odpowiada sekretarz.

- Głupiec z pana! Proszę uważać! Melas znajduje się w Alessandrii, gdzie ma

kwaterę główną; tam pozostanie, dopóki nie podda się Genua. W Alessandrii ma

swe magazyny, szpitale, artylerię i rezerwy.

Wskazując zaś na Górę Świętego Bernarda, ciągnie dalej Napoleon:

- Tędy przeprawię się przez Alpy, wpadnę mu na tyły, zanim się zdąży

dowiedzieć, że jestem we Włoszech, przetnę mu wszelki kontakt z Austrią,

wtłoczę go do równin Scrivii - w tym miejscu wbił czerwoną szpilkę na San

background image

Guliano - i pobiję go tutaj.

Tak właśnie Napoleon opracował plan bitwy pod Marengo. W cztery

miesiące później plan ten został wykonany w najdrobniejszych szczegółach.

Bonaparte przekroczył Alpy, ustanowił kwaterę główną w San Guliano, Melas

został odcięty, brakło jeszcze tylko bitwy. Bonaparte zapisał swe nazwisko obok

Hannibala i Karola Wielkiego.

Pierwszy konsul przepowiedział prawdę. Jak lawina stoczył się na czele

wojsk ze szczytów alpejskich, by już 2 czerwca znaleźć się w Mediolanie, do

którego to miasta wkracza nie napotkawszy oporu. Tego samego dnia wysyła

Murata do Piacenzy, Lannesa zaś do Montebello. Obaj wyruszają w drogę i ani

im przez myśl nie przeszło, że mają wywalczyć - jeden koronę królewską, drugi -

tytuł wielkoksiążęcy.

Nocą 8 czerwca zjawia się kurier przysłany przez Murata z Piacenzy i

wręcza przejęty list, zawierający depeszę Melasa do rady koronnej w Wiedniu.

Depesza donosi o kapitulacji Genui i o tym, że Masséna nie mógł się dłużej

utrzymać na pozycji z powodu wyczerpania wszystkich środków, nie wyłączając

siodeł końskich.

Budzą Napoleona wśród nocy, pomni rozkazu: „Dajcie mi spać przy dobrych

nowinach, zbudźcie mnie jednak przy złych!”

- Do licha, nie rozumie pan niemczyzny - powiada zrazu Napoleon do

sekretarza. Gdy jednak później musi przyznać, że sekretarz powiedział prawdę,

zrywa się szybko, spędzając resztę nocy na wydawaniu rozkazów i wysyłaniu

kurierów. O godzinie 8 rano wszyscy są uzbrojeni i gotowi.

Tego samego dnia kwatera główna przenosi się do Stradelli, gdzie Napoleon

zostaje do 12 czerwca, gdzie 11 przyłącza się Desaix. Wieczorem 13 czerwca

pierwszy konsul staje w Torre di Garofoli. Mimo późnej nocy i mimo zmęczenia

Napoleon nie chce udać się na spoczynek, aż nie zdobędzie pewności, że

Austriacy nie mają mostu przez Bormidę. O godzinie pierwszej po północy

wraca oficer wysłany dla zbadania sprawy, meldując, że mostu żadnego nie ma.

background image

Wiadomość ta uspokaja pierwszego konsula. Wysłuchawszy jeszcze raportu o

rozłożeniu wojsk, układa się do snu, nie przypuszczając, że nazajutrz może dojść

do bitwy.

O godzinie 5 nad ranem budzi Napoleona odgłos kanonady. W tej samej

chwili, zaledwie zdążył się ubrać, nadbiega galopem adiutant generała Lannesa

z meldunkiem, że nieprzyjaciel, przeprawiwszy się przez Bormidę, rozwinął swe

szeregi na równinie, na której już rozgorzała bitwa.

Oficer sztabu, którego wysłano na wywiad, nie musiał daleko zajść, by

przekonać się, że przez rzekę prowadził most.

Bonaparte natychmiast dosiada konia, spiesząc na pole bitwy.

Zastaje tutaj nieprzyjaciela ustawionego w trzy szyki. Lewe skrzydło,

obejmujące całą konnicę i lekką piechotę, maszerowało na Castelceriolo, podczas

gdy środek i prawe skrzydło, wspierające się wzajemnie, złożone z korpusów

piechoty pod wodzą generałów Haddicka, Kaima, O'Reilly oraz z rezerwy

grenadierów pod rozkazami generała Otto, posuwały się ku rzece Bormidzie

drogą na Tortonę i Fragarolo.

Już przy pierwszych posunięciach dwie te armie zetknęły się z wojskami

generała Gardanne'a, które zajęły pozycję pod Pedra-Bona. Huk rozlicznych

dział, ciągnących przed armią i osłaniających rozwinięte bataliony, trzykroć

przewyższające siły napadniętych, obudziły Napoleona i zwabiły lwa na pole

bitwy.

Zjawił się w chwili, gdy rozbita dywizja Gardanne'a znów zaczynała się

skupiać, otrzymawszy posiłki od generała Victora. Pod osłoną tych posiłków

wojska Gardanne'a przeprowadziły odwrót w całkowitym porządku, wycofując

się do wioski Marengo.

Po chwili na nowo rozgorzała bitwa na całym froncie. O godzinie 3 po

południu spośród 19 000 ludzi, którzy o godzinie 5 nad ranem rozpoczęli bitwę,

zostało zaledwie 8 000 piechoty, 1 000 koni i 6 armat zdolnych do dalszej walki.

Czwarta część armii była niezdolna do walki, więcej zaś aniżeli dalsza część

background image

czwarta zajęta była, wskutek braku wozów, transportem rannych, których rozkaz

Napoleona nie pozwalał zostawić na placu. Wszystkie oddziały cofnęły się z

wyjątkiem generała Carra Saint-Cyra, który, obsadziwszy wioskę Castelceriolo,

oddalił się już na milę od głównej armii. Jeszcze pół godziny, a wydawało się

wszystkim rzeczą nieuniknioną, że odwrót zamieni się w nieregularną ucieczkę.

Nagle wpada w pełnym galopie adiutant wysłany na przedzie dywizji generała

Desaixa, od której zależy w tej chwili nie tylko szczęście dnia, lecz także los

Francji, z wiadomością, że pierwsze kolumny dywizji ukazują się na wysokości

San Guliano. Bonaparte odwraca się i na widok kurzawy, zwiastującej ich

przybycie, rzuca ostatnie spojrzenie na całą linię frontu, po czym z ust jego pada

rozkaz:

- Stój!

Słowo to niby iskra elektryczna przebiega cały front bitwy. Wszystko

zatrzymuje się. W tej chwili zjawia się Desaix, ubiegając swą dywizję o pół

godziny. Bonaparte wskazuje mu zaścieloną trupami równinę i zapytuje, co

sądzi o bitwie. Desaix, ogarniając jednym spojrzeniem sytuację, oświadcza:

- Sądzę, że bitwa przegrana. - Po czym wyjmując zegarek dodaje - Ale

dopiero jest trzecia godzina; mamy jeszcze dość czasu, by wygrać drugą bitwę.

- Taki właśnie mam zamiar - odpowiada lakonicznie Napoleon - i w tym celu

wydałem już odpowiednie zarządzenia.

Teraz rzeczywiście zaczyna się druga część dnia, a raczej druga bitwa pod

Marengo, jak ją nazwał Desaix.

Bonaparte objeżdża na koniu pozycje rozciągające się teraz od San Guliano

do Castelceriolo.

- Towarzysze broni - woła do żołnierzy wśród gradu kul padających u stóp

jego konia - cofnęliśmy się za daleko. Teraz nadeszła chwila, by pójść naprzód.

Nie zapominajcie, że przywykłem sypiać na pobojowisku!

Zewsząd podnoszą się okrzyki: „Niech żyje Bonaparte! Niech żyje pierwszy

konsul!” - ginące po chwili wśród odgłosu bębnów bijących do ataku.

background image

Austriacy, którzy nie zobaczyli przybyłych nam na pomoc posiłków, są

święcie przekonani, że bitwę wygrali. Maszerują tedy dalej w regularnym

ordynku bojowym. Teraz Napoleon wydaje komendę: „Naprzód!”, której echo

rozbrzmiewa przez godzinę wzdłuż całego frontu. Za jednym zamachem

rozpoczynają wojska nasze ofensywę. Na całej linii grzmi ogień karabinów,

huczą armaty. Słychać miarowy odgłos kroków idących do szturmu w takt

dźwięków „Marsylianki”. Odsłonięta przez Marmonta bateria zieje ogniem.

Kirasjerzy pod wodzą Kellermanna rzucają się naprzód, przełamując obie linie

nieprzyjacielskie. Pędzi na okopy Desaix, przeskakuje zasieki, zajmuje

niewielkie wzniesienie i pada w chwili, gdy odwrócił się, by zobaczyć, czy podąża

za nim jego dywizja. Pod wpływem śmierci dowódcy jego żołnierze zdwajają

ogień. Komendę obejmuje generał Boudet, rzucając się na kolumnę grenadierów

austriackich, która go przyjmuje najeżonymi bagnetami. W tej samej chwili

wraca Kellermann, który - jak już wyżej powiedziano - przełamał obie linie i

widząc, że dywizja Boudeta znajduje się w utarczce z tą niewzruszoną masą, nie

dającą się zmusić do ustąpienia, wpada na jej skrzydło, wdziera się w sam środek

oddziałów, które ćwiartuje i rozbija w puch. W niespełna godzinę 5 000

grenadierów zostało rzuconych w rozsypkę i doszczętnie rozbitych. Dowódca

ich generał Zach zostaje wzięty do niewoli wraz ze sztabem.

Teraz nieprzyjaciel chce wysłać do ataku swą niezliczoną konnicę, jednak

nieustanny ogień muszkieterów, siejące spustoszenie kartacze i złowrogie

bagnety nie dopuszczają jej zbyt blisko. Murat manewruje na flankach

nieprzyjacielskich swą lekką artylerią i haubicami, szerząc spustoszenie w

szeregach kawalerii wroga. W tej chwili w szeregach austriackich wylatuje w

powietrze wóz z amunicją, co jeszcze zwiększa nieład. Na to tylko czekał generał

Champeaux ze swoją jazdą. Rzuca się naprzód, zręcznym manewrem maskując

swe niezbyt liczne siły, i wpada w sam środek pozycji wroga. Dywizje

Gardanne'a i Chambarliaca, którym poprzedni odwrót ciąży jeszcze na sercu,

rzucają się z całą furią zemsty. Lannes staje na czele swoich dwóch korpusów,

background image

biegnie przed nimi z okrzykiem: „Montebello! Montebello”! Bonaparte jest

wszędzie.

W tej chwili wszystko zaczyna się chwiać, szeregi zaczynają się cofać i

rozluźniać. Nadaremnie generałowie austriaccy usiłują nadać odwrotowi jakiś

porządek - przechodził on w bezładną ucieczkę. W pół godziny dywizje

francuskie przeciągają przez całą równinę, której przez cztery godziny broniły

piędź za piędzią. Dopiero w Marengo zatrzymuje się nieprzyjaciel, jednak

dywizja Boudeta, dywizje Gardanne'a i Chambarliaca ścigają go z ulicy na ulicę,

od placu do placu, od domu do domu. Marengo wpada w nasze ręce, Austriacy

zaś cofają się na Pedra-Bona, gdzie po jednej stronie atakują ich trzy dywizje,

po drugiej zaś półbrygada Saint-Cyra. O pół do dziewiątej wieczorem Pedra-

Bona jest w naszych rękach, dywizje zaś Gardanne'a i Chambarliaca odzyskały

pozycje, które zajmowały rano. Nieprzyjaciel rzuca się ku mostom, by

przedostać się na drugą stronę Bormidy, napotyka jednak na generała Carra

Saint-Cyra, który go ubiegł w drodze. Szuka tedy przejścia w bród i przeprawia

się przez rzekę w ogniu wszystkich naszych linii gasnącym dopiero o godzinie

10 wieczorem. Szczątki armii austriackiej osiągają z powrotem swój obóz w

Alessandrii, armia francuska zaś biwakuje przed szańcami korpusu mostowego.

Straty Austriaków wynosiły tego dnia 4 500 poległych, 8 000 rannych, 7 000

jeńców, 12 chorągwi i 30 dział.

Pewnie nigdy jeszcze nie ukazało się szczęście tego samego dnia z dwu tak

przeciwnych stron. O godzinie 2 po południu Francuzi pogrążeni byli w klęsce

wraz z jej zgubnymi skutkami, o godzinie 5 zaś zwycięstwo znów odwróciło się

ku sztandarom z Arcole i Lodi. O dziesiątej Włochy zostały za jednym ciosem z

powrotem zdobyte, a zarazem zamajaczył Napoleonowi tron Francji.

Nazajutrz rano zameldował się u przednich straży książę Lichtenstein, który

przybył, by wręczyć pierwszemu konsulowi zlecenia generała Mélasa. Ponieważ

jednak nie odpowiadały one Bonapartemu, podyktował mu pierwszy konsul

swoje własne warunki, celem wręczenia ich Mélasowi. Wojska austriackie

background image

mogły wolne i z honorami wojskowymi opuścić Alessandrię, pod znanymi

jednak warunkami, które całe Włochy podporządkowały Francji.

Książę Lichtenstein powrócił wieczorem do kwatery francuskiej. Mélas,

który jeszcze o trzeciej godzinie, będąc pewny zwycięstwa, pozostawił swym

generałom dopełnienie miary naszej klęski i udał się na wypoczynek do

Alessandrii, teraz był zdania, że warunki Napoleona są zbyt twarde. Gdy jednak

jego poseł wspomniał o tym, przerwał mu Bonaparte słowami:

- Wyraziłem panu mą ostateczną wolę. Proszę ją podać do wiadomości

pańskiemu generałowi i szybko wrócić z odpowiedzią, gdyż wola moja jest

nieodwołalna. Musi pan wiedzieć, że znam wasze położenie tak dobrze, jak wy

sami, gdyż nie od wczoraj prowadzę wojnę. Jesteście oblężeni w Alessandrii,

macie wielu rannych i chorych, brak wam środków żywności i lekarstw,

podczas gdy ja zająłem wam linię odwrotu. Straciliście w poległych i rannych

rdzeń swojej armii. Mógłbym jeszcze więcej zażądać, sytuacja upoważnia mnie

do tego. Ograniczam jednak swe żądania z szacunku dla siwych włosów

pańskiego generała.

- Warunki te są twarde - odpowiedział książę - szczególnie zaś oddanie

Genui, która po tak długim oblężeniu padła dopiero przed piętnastoma dniami.

- Jeśli to tylko pana niepokoi - rzekł pierwszy konsul, wskazując księciu na

przejęte pismo - może się pan na podstawie tego listu przekonać, że cesarz nie

dowiedział się jeszcze wcale o zdobyciu Genui, nie należy mu tylko o tym

donosić.

Jeszcze tego samego wieczora wszystkie francuskie warunki zostały

przyjęte, Bonaparte zaś pisał do kolegów:

„Obywatele konsulowie, nazajutrz po bitwie pod Marengo prosił generał

Mélas na naszych forpocztach o zezwolenie na przysłanie mi generała Schalla. Z

biegiem dnia zawarty został układ, który tutaj dołączam. Układ został w nocy

podpisany przez generała Berthiera i generała Mélasa. Spodziewam się, że naród

background image

francuski będzie zadowolony ze swej armii.

Bonaparte

Tak więc spełniły się prorocze słowa, które obwieścił pierwszy konsul cztery

miesiące przedtem swemu sekretarzowi w Tuileries.

Napoleon wraca następnie do Mediolanu, które to miasto zastaje

iluminowane i przejęte radością. Tam też czeka na niego Masséna, którego nie

widział od wyprawy egipskiej. W nagrodę za piękną obronę Genui otrzymał on

naczelne dowództwo armii włoskiej.

Z kolei udaje się pierwszy konsul, odprowadzany okrzykami triumfu

narodów, z powrotem do Paryża. Przybył do stolicy nocą. Gdy jednak paryżanie

dowiedzieli się nazajutrz o jego powrocie, pospieszyli tłumnie wśród okrzyków

radości i zachwytu pod Tuileries, młody zaś zwycięzca spod Marengo musiał

ukazać się na balkonie.

W kilka dni później ogólna radość została zakłócona wstrząsającą nowiną.

Oto generał Kléber padł w Kairze ugodzony sztyletem Solimana el-Alebisa tego

samego dnia, kiedy Desaix padł na równinach pod Marengo od kul austriackich.

Na podstawie układu, podpisanego przez Berthiera i generała Mélasa w noc

po bitwie, zawarto zawieszenie broni, które jednak złamane zostało 5 sierpnia i

odnowione dopiero po zwycięstwie pod Hohenlinden.

Przez cały ten czas powstają spiski na życie pierwszego konsula. Ceracchi,

Aréna i Demerville zostają aresztowani w operze w chwili, gdy zbliżyli się do

Napoleona, by go zabić. Na ulicy Saint-Nicaise wybuchła maszyna piekielna w

odległości 25 kroków od jego powozu. W tym samym czasie zaś Ludwik XVIII

pisał do Napoleona jeden list za drugim, prosząc o zwrócenie tronu.

Wreszcie 9 lutego podpisany został pokój w Luneville, potwierdzający

wszystkie warunki pokoju zawartego w Campoformio. Wszystkie państwa

położone na lewym brzegu Renu przeszły z powrotem pod panowanie Francji,

jako granica posiadłości austriackich ustanowiona została rzeka Adyga, cesarz

background image

uznał Republikę Cisalpińską, Batawską i Helwecką; Toskania pozostawiona

została Francji.

Tak więc republika znalazła się w stosunkach pokojowych z całym światem,

z wyjątkiem Anglii, swego odwiecznego wroga. Napoleon postanowił przerazić

ją zamanifestowaniem swej potęgi, założył tedy pod Boulogne obóz złożony z

200 000 ludzi, niezmierzona zaś liczba płaskich okrętów przeznaczonych do

transportu tej armii nagromadzona została w północnych portach francuskich. W

istocie, Anglia ulękła się i 25 marca 1802 r. podpisany został układ w Amiens.

A tymczasem pierwszy konsul kroczył ledwie dostrzegalnymi krokami, a

jednak szybko - do korony. Z wolna stawał się Bonaparte Napoleonem. Dnia 15

lipca 1801 r. podpisał konkordat z papieżem, 21 stycznia 1802 r. przyjął tytuł

prezydenta Republiki Cisalpińskiej, 2 sierpnia mianowany został dożywotnim

konsulem. Dnia 21 marca 1804 r. kazał rozstrzelać księcia d'Enghien w okopach

Vincennes.

Gdy więc rewolucji spłacono ten ostatni haracz, skierowano do Francji

zapytanie: „Czy Napoleon Bonaparte ma zostać cesarzem Francuzów?”

Pięć milionów głosów odpowiedziało twierdząco i Napoleon wstąpił na tron

Ludwika XVI. Tylko trzej mężowie zastrzegli się w imieniu Nauki, tej

wieczystej republiki, która nie ma Cezarów i nie uznaje Napoleonów.

Mężami tymi byli Lemercier, Ducis i Chateaubriand.

NAPOLEON CESARZEM

Ostatnie chwile konsulatu miały za pomocą wyroków skazujących na śmierć

lub też aktów łaski utorować Napoleonowi drogę do tronu. Z chwilą jednak

wstąpienia na tron przystąpił Napoleon do zorganizowania państwa na nowych

zasadach.

Dawna szlachta feudalna przestała istnieć, Napoleon stwarza więc nową,

wybraną z ludu. Dawne ordery rycerskie otoczone są pogardą, ustanawia tedy

background image

Legię Honorową. Od dwunastu lat ranga generała była najwyższym stopniem

wojskowym; Napoleon mianuje dwunastu marszałków spośród swych

towarzyszy trudów wojennych. Urodzenie i względy uboczne nie były brane w

rachubę: matką ich była odwaga w boju, ojcem zaś - zwycięstwo.

Dziś

9

, po 39 latach, pozostali przy życiu tylko trzej. Widzieli oni wschodzące

słońce republiki i gasnącą gwiazdę cesarstwa. Pierwszy z nich jest w chwili, gdy

piszę te słowa, gubernatorem Inwalidów (Moncey), drugi prezesem Rady

Ministrów (Soult), trzeci wreszcie królem Szwecji (Bernadotte). Są to jedyne i

ostatnie resztki plejad cesarskich, pierwsi dwaj utrzymali się na swej wyżynie,

trzeci zaszedł jeszcze wyżej.

Dnia 2 grudnia 1804 r. Napoleon koronował się w katedrze Notre-Dame.

Papież Pius VII przybył specjalnie z Rzymu, by nałożyć koronę na głowę

nowego cesarza. Otoczony swoją gwardią, u boku Józefiny, udał się Napoleon w

ośmiokonnym powozie do katedry. Papież, kardynałowie i arcybiskupi, biskupi i

przedstawiciele wszystkich naczelnych władz w państwie oczekiwali go w

katedrze. Na stopniach świątyni cesarz zatrzymał się na chwilę, by wysłuchać

przemówienia i odpowiedzieć na nie, po czym wszedł do kościoła i wstąpił na

przygotowany tron, mając na głowie koronę, a w ręku berło. W chwili

określonej ceremoniałem przystąpił do cesarza jeden z kardynałów, wielki

jałmużnik i jeden z biskupów, którzy poprowadzili go do stóp ołtarza. Teraz

zbliżył się do niego papież, który udzielając mu potrójnego namaszczenia,

wyrzekł donośnym głosem formułę koronacji, po czym wolnym i

majestatycznym krokiem powrócił na swój tron. Z kolei przyniesiono nowemu

cesarzowi święte Ewangelie. Wyciągając dłoń nad nimi, cesarz składa uroczystą

przysięgę, zapisaną w konstytucji. Po złożeniu przysięgi herold wzniósł okrzyk:

- Chwałą okryty najdostojniejszy cesarz Francuzów został ukoronowany i

wstąpił na tron. Niech żyje cesarz!

Okrzyk ten rozniósł się natychmiast echem po całej świątyni. Zawtórowała

9

Książka pisana w 1841 r. (przyp. tłum.)

background image

mu salwa artylerii, po czym papież zaintonował „Te Deum”.

Z tą chwilą zakończyła żywot republika.

Nie wystarczyła jednak jedna korona. Olbrzym o stu ramionach Gerjona

wydawał się mieć też trzy głowy. Dnia 17 marca 1805 r. zjawił się

przedstawiciel Republiki Cisalpińskiej, by zaproponować Napoleonowi

zjednoczenie królestwa włoskiego z cesarstwem francuskim, 26 maja zaś

ukoronował się Napoleon w katedrze mediolańskiej żelazną koroną dawnych

królów lombardzkich, którą nosił jeszcze Karol Wielki. Wkładając koronę na

głowę, wyrzekł Napoleon te słowa: „Bóg mi ją dał i biada temu, kto jej

dotknie!”

Z Mediolanu, w którym Eugeniusza zostawia jako wicekróla, udaje się

Napoleon do Genui, która odtąd tworzy wraz z trzema departamentami obszar

zjednoczony z cesarstwem. Przy tej sposobności zamienia republikę Lukka w

księstwo Piombino. Uczyniwszy swego pasierba wicekrólem, siostrę zaś

księżniczką, zamierza z kolei z braci swych uczynić królów.

Wśród tego nowego kształtowania Europy dowiaduje się Napoleon, że

Anglia ponownie nakłoniła Austrię do wojny z Francją. Nie dość na tym! Nasz

sprzymierzeniec, car Paweł I, został zamordowany, a tron po nim objął syn jego,

Aleksander, jedną zaś z pierwszych czynności nowego cara było zawarcie

układu koalicyjnego z rządem brytyjskim. Do tego przymierza, które Europie

narzuciło trzecią koalicję, przystępuje 9 sierpnia Austria.

Znów tedy sprzymierzeni monarchowie zmuszają cesarza do złożenia berła,

generała zaś do ponownego chwycenia za broń. Napoleon udaje się do Senatu,

który na jego żądanie uchwala pobór 80 000 ludzi. Nazajutrz cesarz wyrusza w

drogę, by już 1 października przekroczyć Ren. Dnia 6 tegoż miesiąca wkracza

do Bawarii, 12 - zajmuje Monachium, 20 - Ulm, a wreszcie 13 listopada

zdobywa Wiedeń. Z końcem tego miesiąca jednoczy się z armią włoską, 2

grudnia zaś, w rocznicę swej koronacji, staje naprzeciw armii rosyjskiej i

austriackiej na równinach pod Austerlitz.

background image

Poprzedniego wieczoru Napoleon wykrył błąd popełniony przez

nieprzyjaciół, którzy wszystkie swe siły skupili dokoła wioski Austerlitz, by

obejść lewe skrzydło Francuzów.

Około południa Napoleon w towarzystwie marszałków Soulta, Bernadotte'a i

Bessièresa objeżdża szeregi piechoty i kawalerii gwardii, zapuszczając się aż do

przednich straży konnicy Murata, które zamieniły już kilka strzałów z

nieprzyjacielem. Stąd to, wśród gradu kul, obserwuje ruchy kolumn

nieprzyjacielskich armii. Naraz błysnął mu w głowie, co często zdarzało się jego

geniuszowi, cały plan Kutuzowa i odtąd w jego wyobraźni Kutuzow był już

pobity. Wracając zaś do szałasu, który kazał wystawić sobie wśród gwardii na

wzniesieniu, z którego roztaczał się widok na całą równinę, rzekł rzucając

ostatnie spojrzenie na nieprzyjaciela: „Zanim jutro słońce zajdzie, cała ta armia

będzie moja”.

O godzinie 5 po południu obwieszczono armii następujący rozkaz dzienny:

„Żołnierze! Stoi przed Wami armia rosyjska, która pragnie pomścić klęskę

Austriaków pod Ulm. Są to te same bataliony, które zostały przez Was pobite pod

Hollabrun i którym odtąd nieustannie dajecie się we znaki.

Żołnierze! Ja sam będę was prowadzić. Pozostanę z dala od ognia, jeśli przy

Waszej wrodzonej odwadze szerzyć będziecie spustoszenie i chaos w szeregach

wroga. Gdyby jednak choćby na chwilę zwycięstwo miało się zachwiać,

zobaczycie, jak cesarz Wasz rzuci się do pierwszych szeregów. Zwycięstwo

bowiem nie może być niepewne, a już najmniej w dniu, w którym rozstrzygnie

się honor francuskiej piechoty.

Niechaj nikt nie opuszcza szeregów pod pozorem wynoszenia rannych, a

każdy niech przejęty będzie myślą, że ci najemnicy Anglii, którzy tak wielką

nienawiścią pałają do naszego narodu, muszą być pokonani!

Zwycięstwo to zakończy naszą kampanię, po czym zaciągniemy kwatery

zimowe, połączą się z nami nowe armie, tworzące się obecnie we Francji.

Zawrzemy następnie pokój, który będzie godny narodu mojego, będzie godny

background image

Was i Waszego cesarza”.

Bitwa rozwinęła się jak na szachownicy i jakby za uderzeniem pioruna

(słowa Napoleona) rozbiła się koalicja.

Trzeciego dnia zjawił się osobiście cesarz austriacki, by prosić o pokój, który

sam złamał. Spotkanie obu cesarzy nastąpiło w pobliżu młyna, pod gołym

niebem.

- Sire - rzekł Napoleon na powitanie Franciszka II - przyjmuję Waszą

Cesarską Mość w jedynym pałacu, który od dwóch miesięcy zamieszkuję.

W toku rozmowy doszło między obu cesarzami do zgody w sprawie

zawieszenia broni. Ustalone też zostały główne warunki pokoju. Rosjanie,

których Napoleon mógł zniszczyć do ostatniego żołnierza, mogli uczestniczyć w

zawieszeniu broni na prośbę cesarza Franciszka i przyrzeczenie cara

Aleksandra, że opróżni Niemcy, jak też tę część Polski, która pozostawała pod

zaborem austriackim i pruskim. Warunki te zostały dotrzymane.

Zwycięstwo pod Austerlitz było dla cesarstwa tym, czym było zwycięstwo

pod Marengo: utwierdzeniem przeszłości, obietnicą na przyszłość.

Król Neapolu Ferdynand pozbawiony został tronu za naruszenie układu

pokojowego z Francją, następcą jego zaś został Józef, najstarszy brat

Napoleona. Republikę Batawską, wyniesioną do godności królestwa, otrzymał

Ludwik. Murat dostał wielkie księstwo Bergu, marszałek Berthier został

księciem Neuchâtel, pan de Talleyrand zaś księciem Benewentu. Wielkie

cesarstwo wraz z zależnymi królestwami, księstwami lennymi i Związkiem

Reńskim osiągnęło w niespełna dwa lata obszar tak wielki jak ongiś kraje,

którymi władał Karol Wielki.

Już nie berło, lecz kulę ziemską dzierżył w swym ręku Napoleon!

Pokój zawarty w Preszburgu (Bratysławie) trwał około roku. W tym czasie

Napoleon założył uniwersytet cesarski i polecił opracować kodeks cywilny wraz z

procedurą. Te czynności administracyjne musiał wkrótce przerwać wskutek

wrogiego stanowiska Prus, których siły zbrojne uszanowane zostały dzięki

background image

neutralności w czasie ostatnich wojen. Tak więc Napoleon zmuszony jest w

krótkim czasie przeciwstawić się czwartej z rzędu koalicji. Królowa Ludwika

przypomniała carowi Aleksandrowi, że oboje poprzysięgli nad grobem

Fryderyka Wielkiego nierozerwalne przymierze z Francją. Aleksander zapomina

o swym pierwszym i drugim zobowiązaniu, Napoleon zaś otrzymuje pod groźbą

wypowiedzenia wojny rozkaz wycofania swych żołnierzy poza Ren.

Napoleon poleca wezwać swego ministra wojny i, pokazując mu ultimatum

pruskie, rzecze:

- Zapraszają nas na honorowe spotkanie. Nigdy jeszcze w takim wypadku

żaden Francuz nie odmówił. Ponieważ zaś piękna królowa chce być świadkiem

walki, musimy być uprzejmi. Żeby jednak zbyt długo nie musiała czekać,

musimy bez wytchnienia pomaszerować aż do Saksonii!

Tym razem więc, kierowany galanterią, wznawia i przewyższa jeszcze

błyskawiczną szybkością ostatnią ofensywę. Pochód na Prusy otwierają 7

października 1806 r. korpusy Murata, Bernadotte'a i Davouta, pochód ten trwa

przez kilka następnych dni i kończy się 14 tegoż miesiąca bitwą pod Jeną i

Auerstadt. Dnia 16 października składa broń 14 000 żołnierzy pruskich pod

Erfurtem, 25 zaś wojska francuskie wkraczają do Berlina. Siedem dni starczyło,

by monarchia Fryderyka Wielkiego dostała się wielkiemu budowniczemu i

burzycielowi tronów, który Bawarii, Wirtembergii i Holandii dał królów,

Burbonów wygnał z Neapolu, dynastię lotaryńską zaś z Włoch i Niemiec.

Dnia 27 października Napoleon wystosował z kwatery głównej w Poczdamie

następujący rozkaz dzienny, streszczający zwięźle całą kampanię:

„Żołnierze! Nie zawiedliście moich oczekiwań i godnie spełniliście zaufanie

narodu francuskiego. Znosiliście niedostatek i trudy z tą samą odwagą, z jaką

kroczyliście do boju. Jak długo ten duch w Was żywie, nic Wam się ostać nie

zdoła. Konnica tak świetnie szła w zawody z piechotą i artylerią, że doprawdy

nie wiem od tej chwili, której broni przyznać pierwszeństwo. Wszyscy jesteście

dobrymi żołnierzami. Posłuchajcie wyników Waszych trudów wojennych: jedno

background image

z pierwszych mocarstw europejskich, które odważyło się zaproponować nam

haniebną kapitulację, legło w gruzach. Lasy i wąwozy Frankonii, rzeki Sala

(Issole) i Łaba, przez które ojcowie nasi przez siedem lat nie zdołali się przeprawić

- myśmy w siedem dni przekroczyli, staczając jeszcze w tym czasie cztery

potyczki i jedną wielką bitwę. Sławę naszych zwycięstw wyprzedziliśmy w

Poczdamie i Berlinie. Zdobyliśmy 60 000 jeńców, 65 sztandarów bojowych, w

ich liczbie chorągiew gwardii króla pruskiego, 600 armat, zajęliśmy trzy

twierdze i wzięliśmy do niewoli ponad 20 generałów. A jeszcze połowa z Was

ubolewa, iż nie oddała dotąd ani jednego strzału. Wszystkie prowincje aż po Odrę

w Waszym są posiadaniu.

Żołnierze! Chełpią się Rosjanie, iż na nas napadną. Wyjdziemy im

naprzeciw, oszczędzając im w ten sposób połowę drogi. Tutaj, w Prusiech, będą

mieli drugie Austerlitz. Naród, który tak rychło zapomniał o wielkoduszności,

jaką okazaliśmy mu po tej bitwie, gdzie ich cesarz, dwór i niedobitki armii

zawdzięczają swe ocalenie jedynie udzielonej przez nas kapitulacji, naród taki

nie może z powodzeniem walczyć przeciwko nam. Zresztą, zajmą jeszcze nasze

miejsca, w czasie gdy wyruszymy naprzeciw Moskalom, nowe armie, utworzone

we Francji, by strzec naszych zdobyczy. Cały mój naród podniósł się pełen

oburzenia przeciwko haniebnej kapitulacji, którą ministrowie pruscy

zaproponowali nam w napadzie szału. Ulice miast naszych roją się od świeżo

zaciągniętych żołnierzy, którzy płoną żądzą pójścia w Wasze ślady. Odtąd nie

będziemy narażeni na zdradziecki pokój i dopóty nie złożymy broni, dopóki nie

zmusimy Anglików, tych odwiecznych wrogów naszego narodu, by wyrzekli się

ataków na bezpieczeństwo kontynentu i hegemonii na morzach, do której

roszczą sobie pretensje.

Żołnierze! Nie mogę Wam lepiej wyrazić swych uczuć, jak zapewniając Was,

że w głębi serca żywię ku Wam tę miłość, którą Wy mi każdego dnia

okazujecie!”

W chwili gdy król pruski, na podstawie podpisanego zawieszenia broni,

background image

wydaje w ręce Francuzów wszystkie pozostałe twierdze, Napoleon nakazuje

postój. Teraz zwraca się przeciwko Anglii, uderzając w nią z braku innej broni -

dekretem. Przeciwko Wielkiej Brytanii zostaje ogłoszona blokada; zabroniony

jest odtąd wszelki handel, wszelka wymiana listów z wyspami brytyjskimi.

Żaden list pisany w języku angielskim nie może być przesyłany pocztą.

Wszyscy poddani króla Jerzego, znajdujący się na obszarze Francji lub krajów

okupowanych przez naszych sprzymierzeńców, mają być internowani. Wszelkie

posiadłości ziemskie, wszelkie towary stanowiące własność Anglików mają ulec

konfiskacie na rzecz skarbu państwa. Żaden wreszcie okręt, przybywający czy

to z Anglii, czy to z kolonii angielskiej, nie może zawinąć do jakiegokolwiek

portu.

Zawiesiwszy klątwę nad całym królestwem niby papież polityczny, mianuje

Napoleon generała Hulina gubernatorem stolicy pruskiej, sam zaś wyrusza

naprzeciw armii rosyjskiej, która podobnie jak pod Austerlitz spieszy swym

sprzymierzeńcom na pomoc i jak pod Austerlitz zjawia się wtedy, gdy tamci są

pobici. Jeszcze tylko wyśle do Paryża szablę Fryderyka Wielkiego, jego wstęgę

Orderu Czarnego Orła, szarfę generalską i chorągiew, która prowadziła gwardię

Fryderyka do boju w pamiętnej wojnie siedmioletniej, by już 25 listopada

pospiesznie opuścić Berlin, idąc na spotkanie wroga.

Pod Warszawą Murat, Davout i Lannes napotykają Moskali. Po krótkiej

potyczce opuszcza Bennigsen stolicę Polski, do której wkraczają wojska

francuskie. Jak jeden mąż cały naród polski staje po stronie Francuzów,

ofiarując swe mienie i życie, i żądając w zamian jedynie niepodległej ojczyzny.

Wieść o pierwszym zwycięstwie dochodzi do Napoleona w Polsce, gdzie

zatrzymał się, by ustanowić króla. Wybór pada na starego elektora saskiego,

którego koronę zatwierdza.

Rok 1806 zakończył się walkami pod Pułtuskiem i Gołyminem, następny zaś

rok rozpoczął się bitwą pod Iławą Pruską, osobliwą, nie rozstrzygniętą bitwą, w

której Rosjanie stracili 8 000, Francuzi zaś 10 000 ludzi, przy czym obie strony

background image

przypisywały sobie zwycięstwo, a car nawet kazał „Te Deum” śpiewać za to, że

w rękach naszych wojsk pozostawił 15 000 jeńców, 40 armat i 7 sztandarów

bojowych. W rzeczy samej był to pierwszy wypadek, że car rzeczywiście

zmierzył się z Napoleonem, wychodząc obronną ręką. Już dlatego mógł uchodzić

za zwycięzcę.

Niedługo jednak dane mu było chełpić się sukcesem. Dnia 26 maja wojska

francuskie zajmują Gdańsk, w kilka dni później Moskale zostają pobici w paru

potyczkach. Wreszcie wieczorem 13 czerwca obie armie stają naprzeciw siebie

w ordynku bojowym pod Friedlandem. Nazajutrz zaczyna się kanonada.

Napoleon zaś maszeruje przeciwko wojskom nieprzyjacielskim z okrzykiem:

„Dzień to szczęśliwy, dziś rocznica bitwy pod Marengo!” W istocie bitwa ta, jak

owa pod Marengo, przyniosła rozstrzygnięcie. Moskale zostali rozbici w puch.

Car Aleksander utracił 60 000 żołnierzy; 120 armat i 25 sztandarów stanowiło

trofea zwycięstwa, niedobitki zaś pokonanej armii uciekają w popłochu, nie

myśląc nawet o możliwości stawiania oporu. Chronią się wreszcie na drugim

brzegu Pregoły, niszcząc zarazem wszystkie mosty.

Mimo tych trudności Francuzi przeprawiają się przez rzekę i maszerują

wprost za Niemen, tę ostatnią zaporę, którą Napoleon musi jeszcze przełamać,

by teren walki przenieść na terytorium cara.

Teraz dopiero cara ogarnęła prawdziwa trwoga. Prysnął czar brytyjskich

obietnic. Aleksander znalazł się w podobnej sytuacji jak po Austerlitz, bez

żadnej nadziei na pomoc z jakiejkolwiek strony. Po raz drugi więc car

postanawia upokorzyć się. O pokój, który tak długo i uporczywie odrzucał, jak

długo miał możność dyktowania jego warunków, teraz musi uniżenie prosić i

przyjąć w formie narzuconej przez zwycięzcę.

Dnia 24 czerwca generał artylerii Riboissière każe zbudować tratwę na

Niemnie i ustawić na niej namiot, przeznaczony na spotkanie dwu cesarzy. Obaj

monarchowie mieli się udać do namiotu z przeciwległych brzegów.

Dnia 25 czerwca o godzinie pierwszej Napoleon opuścił lewy brzeg rzeki,

background image

udając się do przygotowanego namiotu w towarzystwie księcia Murata,

marszałków Berthiera i Bessièresa, generała Duroca i wielkiego koniuszego

Caulaincourta. Równocześnie z prawego brzegu wyruszył car Aleksander w

towarzystwie wielkiego księcia Konstantego i świty. Przybywszy na tratwę, obaj

cesarze padli sobie w ramiona. Było to przygrywką do pokoju w Tylży,

podpisanego 9 lipca 1807 r.

Prusy poniosły koszty wojenne. Jakby dwie twierdze ustanowione zostały

królestwa Saksonii i Westfalii, by trzymać straż nad pokojem. Aleksander i

Fryderyk Wilhelm uznali uroczyście Józefa, Ludwika i Hieronima za swych

ukoronowanych braci. Pierwszy konsul Bonaparte tworzył republiki, cesarz

Napoleon zamieniał je w księstwa lenne. Jako dziedzic trzech dynastii, które

kolejno rządziły Francją, pragnął powiększyć jeszcze dziedzictwo Karola

Wielkiego, Europa zaś musiała się na to zgodzić.

Zakończywszy tę pełną chwały wyprawę wojenną, 27 lipca tego samego

roku Napoleon wraca do Paryża. Teraz nie miał już żadnego wroga prócz

Anglii, której zresztą klęski sprzymierzeńców dały się ogromnie dotkliwie we

znaki, choć mimo wszystko utrzymywała się hardo na obu krańcach kontynentu:

w Szwecji i Portugalii.

Wskutek zarządzonej w Berlinie blokady kontynentalnej znalazła się Anglia -

jak już powiedziano - jakby pod klątwą całej Europy: Rosja i Dania zamknęły jej

dostęp do portów na morzach północnych, Francja zaś, Holandia i Hiszpania na

oceanie i Morzu Śródziemnym, zobowiązawszy się uroczyście nie utrzymywać

z nią żadnych kontaktów handlowych. Pozostały jeszcze zatem tylko Szwecja i

Portugalia. Napoleon wziął na siebie Portugalię, Aleksander zaś Szwecję.

Postanowieniem z 27 października 1807 r. Napoleon pozbawił tronu dynastię

bragancką, Aleksander natomiast zobowiązał się 27 października 1808 r.,

wyruszyć przeciwko Gustawowi szwedzkiemu.

W miesiąc później Francuzi byli w Lizbonie.

Zdobycie Portugalii było tylko przygrywką do zajęcia Hiszpanii, gdzie rządy

background image

sprawował Karol IV wzięty w krzyżowy ogień dwóch przeciwników: swego

faworyta Godoya i swego syna Ferdynanda, księcia Asturii. Gdy Godoy

zbuntował się w czasie wojny pruskiej, Napoleon rzucił tylko jedno spojrzenie

na Hiszpanię, krótkie, niedostrzegalne spojrzenie, które jednak wystarczyło, by

otworzyć przed nim widoki obsadzenia wkrótce tronu hiszpańskiego. Zaledwie

więc wojska jego zajęły Portugalię, już zaczęły wdzierać się do wnętrza

Półwyspu Iberyjskiego. Tu, pod pozorem wojny na morzu i blokady, obsadziły

najpierw wybrzeża i posuwając się coraz bardziej w głąb kraju otoczyły

pierścieniem Madryt. Wystarczyło tylko pierścień zacieśnić, by stać się panem

stolicy. Tymczasem jednak przeciwko ministrowi Godoyowi wybuchło

powstanie, które wyniosło księcia Asturii, jako Ferdynanda VIII, na króla.

Niczego więcej sobie Napoleon nie życzył.

Wojska francuskie natychmiast wkraczają do Madrytu. Cesarz spieszy do

Bajonny, gdzie zwołuje książąt hiszpańskich, zmusza Ferdynanda VIII do

oddania korony ojcu, jego samego zaś wysyła jako jeńca do Valençay.

Bezpośrednio potem sędziwy Karol IV zrzeka się korony na rzecz Napoleona.

Korona przyznana zostaje najstarszemu bratu Napoleona, Józefowi. Dzięki tej

zmianie zwalnia się tron Neapolu, który Napoleon ofiaruje swemu szwagrowi,

Muratowi. W ten sposób, prócz jego własnej, pięć koron królewskich staje się

własnością rodu.

W miarę rozszerzania swej władzy Napoleon rozszerza również i teren

wojny. Naruszone przez blokadę interesy Holandii, Austria, upokorzona

utworzeniem królestw Bawarii i Wirtembergii, zawiedziony w swoich

nadziejach Rzym, a wreszcie Hiszpania i Portugalia, których uczucia narodowe

doznały strasznej obelgi - wszystko to tworzy echa towarzyszące nieustannemu

okrzykowi wojennemu Anglii.

Ze wszystkich stron organizuje się naraz gwałtowny atak, choć nie

równocześnie wybucha.

Pierwsze hasło daje Rzym. Dnia 3 kwietnia legat papieski opuszcza Paryż;

background image

natychmiast generał Miollis otrzymuje rozkaz wkroczenia na czele wojsk do

Rzymu. Na groźbę papieża, iż rzuci ekskomunikę na nasze wojska, odpowiadają

nasi zdobyciem Ankony, Urbino, Maceraty i Camerino.

Śladem Rzymu idzie Hiszpania. Sewilla uznała Ferdynanda VIII za

prawowitego króla, wzywając zarazem wszystkie prowincje hiszpańskie do

broni. Wybucha powstanie, generał Dupont zmuszony zostaje do kapitulacji,

Józef zaś musi opuścić Madryt.

Z kolei wybucha powstanie Portugalczyków w Oporto. Junot, któremu

zabrakło wojska do utrzymania w ryzach podbitego kraju, musiał opuścić

Portugalię, zajętą teraz przez Wellingtona na czele 25 000 ludzi.

Napoleon uważał sytuację za dostatecznie poważną, by wymagała jego

obecności. Wiedział wprawdzie, że Austria zbroi się potajemnie, jednak przed

upływem roku nie będzie uzbrojona; wiedział też, że Holandia uskarża się na

ruinę swego handlu, jak długo jednak zadowalała się skargami, był

zdecydowany nie baczyć na nie. Pozostawało mu tedy aż nadto czasu wolnego

na odzyskanie Portugalii i Hiszpanii.

Napoleon ukazał się na pograniczu Hiszpanii z 80 000 niemieckich

weteranów. Zdobycie szturmem miasta Burgos było sygnałem jego zjawienia

się. Nastąpiło zwycięstwo pod Tudelą, po czym bagnetami zdobyto Somosierrę,

4 grudnia zaś Napoleon wkroczył uroczyście do Madrytu.

W Hiszpanii zapanował spokój i kraj rychło podporządkował się nowemu

władcy. W tym czasie nowe zbrojenia Austrii odwołują Napoleona do Paryża.

Przybywszy do stolicy, żąda wyjaśnień od posła austriackiego, którego

argumenty uznaje za zgoła niewystarczające. W kilka dni potem Napoleon

dowiaduje się, że wojska austriackie przeprawiły się przez Inn i napadły na

Bawarię. Tym razem ubiegła nas Austria, gdyż prędzej od nas znalazła się w

pogotowiu. Napoleon zwraca się do Senatu, który zgodnie z życzeniem cesarza

uchwala pobór 40 000 ludzi. Dnia 17 kwietnia Napoleon był już w Donauwörth

wśród armii, 20 wygrał bitwę pod Thann, w następnych zaś kilku dniach bitwy

background image

pod Abensbergiem, Eckmühl i Regensburgiem.

Niedługo potem cesarz znalazł się pod murami Wiednia, 13 maja zaś

wkroczył do stolicy naddunajskiej.

Dnia 11 lipca zjawił się książę Lichtenstein, by prosić o zawieszenie broni.

Nie był w obozie naszym nie znany, wszak nazajutrz po bitwie pod Marengo

przybył w podobnym poselstwie. Dnia 12 lipca w Znaimie zostało zawarte

zawieszenie broni.

Równocześnie rozpoczęły się układy pokojowe, które trwały przez trzy

miesiące. Przez cały ten czas Napoleon mieszkał w Schonbrunnie, gdzie cudem

uniknął sztyletu syna pastora z Turyngii, Stapssa. Wreszcie 14 października

pokój został zawarty.

Widzimy, jak wszystko zaczyna działać przeciwko Napoleonowi, a jednak

nic jeszcze nie mogło przeciwstawić się jego potędze. Portugalia zawarła sojusz z

Anglią - natychmiast zasypuje ją Napoleon swymi wojskami. Hiszpanie

wzniecili powstanie - Napoleon zmusza Karola IV do abdykacji. Papież urządził

w Rzymie ogólne spotkanie posłów angielskich - Napoleon obchodzi się z nim

jak z suwerenem świeckim i pozbawia papieża tronu. Natura odmówiła

Józefinie potomstwa z Napoleonem - cesarz więc poślubia córkę cesarza

austriackiego Marię Ludwikę, która obdarza go synem. Holandia stała się wbrew

wziętemu na siebie zobowiązaniu składem towarów angielskich - Napoleon

detronizuje Ludwika, przyłączając jego królestwo do Francji.

Obszar cesarstwa Napoleona liczył teraz 130 departamentów i rozciągał się

od oceanu brytyjskiego aż po morza greckie, od rzeki Tajo po Łabę. 120

milionów ludzi, posłusznych woli jednego człowieka i jedną drogą

prowadzonych, wznosiło okrzyk w ośmiu różnych językach: „Niech żyje

Napoleon!”

Generał zdaje się być w zenicie sławy, cesarz u szczytu szczęścia.

Widzieliśmy dotąd nieustanny wzrost jego potęgi. Teraz zatrzymuje się w

miejscu, pozostając przez rok na wyżynach swego majestatu. Musi bowiem

background image

zaczerpnąć tchu do zejścia na niziny.

Dnia 1 kwietnia 1810 r. Napoleon poślubił arcyksiężniczkę austriacką Marię

Ludwikę, w jedenaście zaś miesięcy potem 101 wystrzałów armatnich

obwieściło światu narodziny dziedzica tronu.

Jednym z pierwszych skutków skoligacenia się Napoleona z domem

habsbursko-lotaryńskim było oziębienie jego stosunków z carem rosyjskim,

który jeśli wierzyć doktorowi O'Meara, zaofiarował mu rękę swej siostry,

wielkiej księżniczki Anny. Na widok rozrastającego się ustawicznie cesarstwa

napoleońskiego, które niby ocean coraz bliżej i bliżej zalewa go swymi falami,

Aleksander, począwszy od roku 1810, powiększa stale swe wojska i nawiązuje z

powrotem stosunki z Wielką Brytanią. Rok 1811 minął na bezowocnych

rokowaniach, co uprawdopodobniało coraz bardziej wybuch nowej wojny. Obie

strony zatem zaczęły się zbroić, zanim jeszcze wojna została wypowiedziana.

Dnia 9 marca Napoleon opuścił Paryż, polecając księciu Bassano możliwie

jak najdłużej przetrzymać paszport ambasadora rosyjskiego, księcia Kurakina.

Polecenie to, pozwalające na pozór spodziewać się raczej pokoju, miało w

istocie na celu o ile możności jak najdłuższe utrzymywanie cara Aleksandra w

nieświadomości co do właściwych zamiarów jego nieprzyjaciela, któremu tym

łatwiej będzie niespodzianie napaść na armię rosyjską.

Napoleon zazwyczaj trzymał się tej taktyki, która i tym razem nie zawiodła.

„Monitor” ograniczył się jedynie do wzmianki, że cesarz opuszcza Paryż, by

odwiedzić wielką armię skupioną nad Wisłą i że towarzyszyć mu będzie aż do

Drezna cesarzowa, która zamierza złożyć wizytę swej najdostojniejszej rodzinie.

W Dreźnie Napoleon zabawił 14 dni, podczas których urządził Talmie i

pannie Mars - jak to im przyrzekł w Paryżu - przedstawienie przed widownią

złożoną z królów.

Dnia 2 czerwca cesarz przybywa do Torunia, 22 zaś tego miesiąca

obwieszcza armii swój powrót do Polski w następującym rozkazie dziennym:

„Żołnierze! Rosja zaprzysięgła Francji wieczyste przymierze, Anglii zaś -

background image

wojnę. Dziś ta sama Rosja łamie przysięgę, nie chcąc dopóty wyjaśnić swego

osobliwego stanowiska, dopóki orły francuskie nie cofną się poza Ren, by w ten

sposób nasi sprzymierzeńcy wydani zostali na łaskę Moskali. Czyż myślą sobie,

że jesteśmy tak zwyrodniali? Czyżbyśmy nie byli już żołnierzami spod

Austerlitz? Mamy do wyboru między hańbą a wojną, ta zaś nie może być dla nas

wątpliwa. Naprzód! Przekroczmy Niemen i przenieśmy teren wojny do Rosji!

Armia francuska okryje się tam sławą. Pokój, który zawrzemy, musi położyć

kres nieszczęsnym wpływom, jakie wywiera gabinet moskiewski na sprawy

Europy”.

Armia, do której Napoleon przemawiał tymi słowami, była najpiękniejsza,

najbardziej liczna, a zarazem najmocniejsza z tych, które kiedykolwiek

znajdowały się pod jego rozkazami. Podzielona była na 15 korpusów, z których

każdym dowodził książę lub król. Razem armia ta liczyła 400 000 piechoty, 70

000 kawalerii i 1 000 dział.

Trzech dni wymagało przejście przez Niemen. Przeznaczono na to 23, 24 i

25 czerwca. Napoleon stał przez chwilę nieruchomo w milczeniu, zagłębiony w

myślach, na lewym brzegu rzeki, na której przed trzema laty car Aleksander

zaprzysiągł mu wieczystą przyjaźń. Wreszcie, przeprawiając się na drugi brzeg,

wyrzekł słowa: „Fatum ciągnie Moskali w dół, niechaj rozstrzygną się losy!”

Jak zwykle, cesarz zaczyna pochód milowymi krokami. Po dwóch dniach

dobrze obmyślanego marszu, nic nie przeczuwająca armia rosyjska została

rozbita. Wówczas Aleksander polecił zawiadomić Napoleona, że gotów jest do

rokowań pod warunkiem jednak, że wojska francuskie wycofają się z

okupowanych obszarów poza Niemen. Krok ten wydawał się Napoleonowi tak

dziwaczny, że odpowiedział nań wkroczeniem nazajutrz do Wilna. Tutaj

zabawił przez 20 dni, tworząc tymczasowy rząd, podczas gdy w Warszawie

zebrał się Sejm, by obradować nad wskrzeszeniem królestwa polskiego.

Następnie wyruszył w dalszą drogę, by dalej ścigać armię rosyjską.

Drugiego dnia marszu Napoleon uświadomił sobie z przerażeniem obrany

background image

przez cara Aleksandra system obrony. W czasie swego odwrotu Moskale

zniszczyli wszystko: plony, zamki i chaty. Półmilionowa armia posuwała się

naprzód wśród pustkowia, które niegdyś nie mogło wyżywić nawet Karola XII i

jego 20 000 Szwedów.

Od brzegów Niemna do Wilna maszerowali Francuzi wśród blasku łun i

pożarów po gruzach i trupach. W ostatnich dniach lipca wojska francuskie

doszły do Witebska, dziwiąc się tej niezwykłej wojnie, w której nie napotykano

na żadnego wroga, mając do czynienia jedynie z demonami zniszczenia.

Napoleon - jak już wspomniano - sam był przerażony tego rodzaju planem

strategicznym, którego w swoich obliczeniach nie mógł przewidzieć. Nie

widział przed sobą nic ponad niezmierzone pustkowia, do których kresu miał

dojść dopiero po roku, i gdzie każdy krok oddalał go od Francji, od

sprzymierzeńców i od wszystkich środków pomocy. Przybywszy do Witebska,

opadł przygnębiony na krzesło, polecił natychmiast wezwać hrabiego Daru i

rzekł do niego: „Tutaj pozostaję i zamierzam przyjść do siebie, ściągnąć tu moją

armię na wypoczynek, po czym wezmę się do zorganizowania Polski. Kampania

roku 1812 jest ukończona, reszty dokona rok 1813. Co się tyczy pana, niech pan

poczyni starania, byśmy tutaj mogli wyżyć, bo nie popełnimy błędu Karola XII. -

Następnie, zwrócony do Murata, dodał - Zatknijmy tutaj nasze orły! Rok 1813

zobaczy nas w Moskwie, 1814 w Petersburgu, cała wojna z Rosją potrwa trzy

lata”.

Wydawało się, że Napoleon istotnie powziął takie postanowienie. Teraz

jednak Aleksander nasyła na niego Moskali, którzy dotąd znikali przed

Napoleonem niby upiory. Jak gracz zwabiony dźwiękiem złota, tak też i

Napoleon nie może dłużej się powstrzymać i ściga ich zawzięcie. Dnia 14 sierpnia

dosięga ich i bije pod Krasnoj, by już 18 wypędzić ich ze Smoleńska, który

opuszcza wśród dymu pożarów. Dnia 30 sierpnia zajmuje Wiaźmę, gdzie

wszystkie magazyny są zniszczone. Odkąd przekroczył Niemen i znalazł się na

terytorium rosyjskim, wszystkie oznaki zapowiadają wybuch wielkiej wojny

background image

narodowej.

Nareszcie dowiaduje się Napoleon, że armia rosyjska, zmieniwszy dowódcę,

zamierza stoczyć bitwę na pozycji, w której teraz pospiesznie okopuje się.

Licząc się z ogólnym nastrojem, który niepowodzenia wojenne przypisywał

nieodpowiedniemu doborowi generałów, car Aleksander oddał naczelną

komendę swych wojsk generałowi Kutuzowowi, zwycięzcy Turków. Nowy

dowódca w przekonaniu, że dla zyskania sobie miru wśród armii i narodu

powinien raczej stoczyć bitwę niż dopuścić nas do Moskwy, zdecydowany był

przyjąć nieprzyjaciela w pobliżu Borodina, gdzie ściągnął z Moskwy 10 000

naprędce zorganizowanej milicji.

Obie strony przygotowują się do decydującej bitwy. Moskale spędzają dzień

5 sierpnia na modłach, Francuzi zaś, przywykli jedynie do „Te Deum”, nie zaś

do modlitw, ściągają forpoczty, skupiają swe oddziały, opatrują broń i ustawiają

w odpowiednich miejscach artylerię. Siły obu stron są mniej więcej równe.

Moskale mają 230 000 ludzi, nasi zaś 250 000.

O godzinie 5 nad ranem cesarz dosiada konia i objeżdża, pod osłoną

szarzejącego dnia, na pół odległości strzału wzdłuż całej pozycji nieprzy-

jacielskiej. O godzinie 3 po południu cesarz wyjeżdża po raz drugi, by

przekonać się, czy nic się od rana nie zmieniło. Znalazłszy się na wzniesieniach

pod Borodino, sprawdza z lunetą w ręku swe pierwotne spostrzeżenia.

Jakkolwiek orszak cesarza składał się z niewielu osób, poznali go Moskale i po

chwili padł z linii rosyjskich strzał armatni, jedyny tego dnia, i trafił o kilka

kroków przed cesarzem.

O godzinie pół do piątej Napoleon wraca do obozu, gdzie zastaje pana de

Bausseta, który mu wręcza listy Marii Ludwiki i portret króla rzymskiego pędzla

Gerarda. Portret ustawiony został przed namiotem, toteż otoczyło go kołem

grono marszałków, generałów i oficerów.

- Zabierzcie ten portret - rzecze Napoleon - nie należy mu nazbyt wcześnie

pokazywać pola bitwy.

background image

Wróciwszy do namiotu, Napoleon dyktuje następujące rozkazy:

„W ciągu nocy mają być rzucone dwa szańce naprzeciw okopów

zbudowanych za dnia przez wroga. Lewy szaniec ma być obsadzony przez 42,

prawy przez 72 działa. O świcie prawy szaniec otworzy ogień po czym da ognia

również i lewy. Książę Poniatowski wyruszy przed wschodem słońca na czele

piątego korpusu, tak żeby do godziny szóstej obejść lewe skrzydło nieprzyjaciela.

Gdy bitwa będzie rozpoczęta, cesarz wyda dalsze rozkazy stosownie do

wymagań chwili”.

Po ustaleniu tego planu Napoleon rozdziela wojska swe w ten sposób, by jak

najmniej zwróciły na siebie uwagę nieprzyjaciela.

Tej nocy cesarz spał zaledwie godzinę. Co chwila każe zapytać, czy

nieprzyjaciel jeszcze się nie ulotnił.

O godzinie 4 nad ranem wchodzi do namiotu cesarza generał Rapp. Cesarz

siedzi z zasłoniętym oburącz czołem. Na widok wchodzącego generała mówi:

- Co nowego, Rapp?

- Sire, nieprzyjaciel jeszcze jest!

- Będzie to straszna bitwa! Rapp, wierzy pan w zwycięstwo?

- Wierzę, sire, ale w krwawe.

- Wiem i ja o tym - odpowiada cesarz. - Mam jednak 80 000 ludzi, 20 000

stracę, z 60 000 wkroczę do Moskwy. Tam przyłączą się maruderzy oraz

bataliony marszowe, tak iż będziemy jeszcze silniejsi aniżeli przed bitwą.

Jak widać, obliczając liczbę żołnierzy, Napoleon nie uwzględnia ani swej

gwardii, ani kawalerii, zdecydowany jest bowiem bez nich wygrać bitwę, która

ma być jedynie walką artylerii.

W tej chwili rozbrzmiewa nagle ogólny okrzyk radości: „Niech żyje cesarz!”

grzmi na całej linii. O pierwszym brzasku dnia odczytano żołnierzom

następujący rozkaz dzienny, jeden z najpiękniejszych, najbardziej szczerych i

zwięzłych rozkazów Napoleona:

„Żołnierze!

background image

Oto nareszcie bitwa, której tak bardzo pragnęliście. Odtąd zwycięstwo

zależy wyłącznie od Was. Jest ono konieczne. Przyniesie nam dostatek i

zapewni dobre kwatery zimowe oraz rychły powrót do ojczyzny. Okażcie się

żołnierzami spod Austerlitz, spod Friedlandu, spod Witebska i Smoleńska.

Niechaj potomność, mówiąc o którymkolwiek z nas, powie:

Brał udział w wielkiej bitwie pod murami Moskwy!”

Zaledwie umilkły okrzyki, prosi Ney, jak zawsze niecierpliwy, o pozwolenie

rozpoczęcia bitwy. Natychmiast wszyscy chwytają za broń, każdy przysposabia

się do tego wielkiego widowiska, które ma rozstrzygnąć o losach Europy. Jak

strzały mkną adiutanci na wszystkie strony. O godzinie pół do szóstej rano

prawy szaniec zaczyna ogień, po chwili odpowiada mu lewy, po czym wszystko

rusza z miejsca, wszystko posuwa się naprzód.

Pierwszy rzuca się do walki Davout na czele obu swych dywizji. Lewe

skrzydło armii Eugeniusza, którego zadaniem było pozostać w miejscu dla

obserwacji, daje się porwać pod wpływem piekielnego skwaru i wbrew

rozkazowi swego dowódcy przekracza wieś Borodino, zatrzymując się pod

Górkami, gdzie Moskale tłuką ich z przodu i z flanki. Spieszy mu z pomocą

pułk 92, który zbiera jego niedobitki i wyprowadza je z ognia, jednak na wpół

rozbite i pozbawione dowództwa, ponieważ dowodzący generał poległ.

W tej chwili Napoleon przypuszczając, że Poniatowski miał już dość czasu,

by przeprowadzić swój manewr, rzuca Davouta na pierwszy szaniec. Za nim idą

dywizje Compansa i Desaixa, ciągnąc za sobą 30 armat. Cała linia

nieprzyjacielska stanęła nagle w ogniu.

Nasza piechota posuwa się naprzód bez strzału, spiesząc, by zdusić ogień

nieprzyjacielski. Compans pada zraniony, na jego zaś miejsce pędzi Rapp na

czele oddziałów idących do ataku z najeżonymi bagnetami. W chwili gdy

znalazł się na szańcu, pada trafiony nieprzyjacielską kulą. Jest to jego 22 rana.

Trzeci z kolei generał zajmuje jego miejsce i również zostaje ranny, koń

background image

Davouta pada trafiony kulą armatnią, książę Eckmühl

10

zaś stacza się na ziemię.

Wydawało się zrazu, że został zabity, on jednak podniósł się szybko, dosiadł

innego konia, doznawszy tylko lekkiej kontuzji.

Rapp każe się zanieść przed oblicze cesarza.

- Jakże, Rapp - woła Napoleon - znowu ranny!

- Zawsze, sire! Wasza Cesarska Mość wie - to mój zwyczaj.

- Co się tam dzieje w górze?

- Cuda! Ale dla dokończenia dzieła potrzebna jest gwardia.

- Tego będę się wystrzegał - odpowiada Napoleon, wykonując ruch, jakby

się budził z odrętwienia - nie chcę jej dać zniszczyć, muszę bez niej wygrać

bitwę.

O godzinie 10 wieczorem przyjeżdża na koniu Murat, który bił się od godziny

6 rano, donosząc, że nieprzyjaciel w nieładzie przechodzi rzekę Moskwę i

zanosi się na to, że znowu umknie. Raz jeszcze domaga się gwardii, która przez

cały czas stoi bezczynnie, by ścigać Moskali i do reszty ich pobić. Napoleon

jednak i tym razem odmawia, pozwalając uciec armii rosyjskiej, którą przedtem

tak długo tropił. Nazajutrz Moskale przepadli z kretesem, Napoleon zaś

zapanował niepodzielnie nad najstraszliwszym pobojowiskiem, jakie może

istniało odkąd świat powstał. Leżało na nim 60 000 trupów, z tego trzecia część

Francuzów. Dziewięciu naszych generałów poległo, 34 zostało rannych.

Niezmierzone były nasze straty, którym w dodatku nie odpowiadały żadne

realne sukcesy.

Dnia 14 września armia wkroczyła do Moskwy. W wojnie tej jednak

wszystko miało być ponure, nie wyłączając naszych triumfów. Żołnierze nasi

przywykli wkraczać do miast stołecznych, a nie do miast umarłych. Moskwa zaś

wydawała się niezmierzonym grobem, wszędzie było pusto i głucho. Napoleon

zamieszkał na Kremlu, armia zaś rozprzestrzeniła się po mieście. A tymczasem

nadciągnęła noc.

10

Tytuł książęcy marszałka Davouta (przyp. tłum.).

background image

O północy obudził Napoleona alarm ogniowy. Krwawe łuny dosięgały

niemal jego łoża. Cesarz pobiegł do okna: Moskwa stała w płomieniach.

Szlachetny Herostates-Rostopczyn uwieńczył swe nazwisko, a zarazem ocalił

ojczyznę.

Trzeba było uciekać przed tym oceanem płomieni. Dnia 16 września

Napoleon, otoczony zewsząd pożarem i zgliszczami, zmuszony był opuścić

Kreml i szukać schronienia w zamku Petrowskoj. Tu rozpoczęła się jego walka z

generałami, którzy doradzali wycofać się póki czas i zaprzestać dalszych

zdobyczy przynoszących nieszczęście. Napoleon, nie przywykły do tego rodzaju

rozumowania, zachwiał się na chwilę, zwracając wzrok na przemian w stronę

Paryża i Petersburga. Tylko 150 godzin dzieliło go od pierwszej stolicy, 800

godzin zaś od drugiej. Pomaszerować na Petersburg - znaczyłoby

zadokumentować zwycięstwo, nakazać odwrót do Paryża - byłoby przyznaniem

się do klęski.

A tymczasem nadciąga zima, która już nie doradza, lecz nakazuje. Dnia 15

października zaczyna się przewożenie rannych przez Możajsk i Smoleńsk, 22

zaś Napoleon opuszcza Moskwę. Nazajutrz Kreml wylatuje w powietrze. Przez

jedenaście dni odwrót postępuje bez szczególnych wypadków, gdy naraz

7 listopada spada temperatura z pięciu na osiemnaście stopni poniżej zera, 29 zaś

depesza wojenna z 14 października przynosi do Paryża wieść o niesłychanej,

straszliwej zgrozie, której Francuzi nie daliby wiary, gdyby szczegółów jej nie

podał sam cesarz.

Odtąd zaczyna się nieszczęście przyćmiewające blask naszych największych

zwycięstw. Przypomina się Kambyzes grzęznący w piaskach pustynnych,

Kserkses uciekający na barce przez Hellespont, Varro prowadzący niedobitki

armii po bitwie pod Kannami do Rzymu. Spośród 80 000 konnicy, która

przeprawiła się przez Niemen, dadzą się utworzyć zaledwie cztery kompanie,

każda po 150 koni, które mają służyć Napoleonowi za eskortę. Oto jest święta

gromada. Oficerowie przyjmują w niej rangę szeregowców, pułkownicy są

background image

podoficerami, generałowie kapitanami; marszałka ma za pułkownika, króla - za

generała. Klejnot zaś drogocenny, który im został powierzony, którego strzegą

to cesarz.

Jeśli zaś pragniecie wiedzieć, co stało się z resztą armii w tych

niezmierzonych stepach między niebem a śniegiem, który im na głowy padał, na

jeziorach okrytych lodową powłoką, załamującą się pod ich stopami, słuchajcie:

„Generałowie, oficerowie i żołnierze - wszystko to maszeruje obok siebie

gromadnie i w zamieszaniu, nadmiar niedoli bowiem zatarł wszystkie rangi.

Konnica, artyleria i piechota stanowiły jedną zmieszaną masę.

Przeważająca część żołnierzy dźwigała na plecach worki z mąką, u boku zaś

mieli przywiązane na sznurze miski. Inni wlekli za cugle cienie koni,

obładowanych naczyniami do gotowania i innymi sprzętami biedoty. Konie te

były same zapasami żywności i to o tyle lepszymi, że nie trzeba ich było

dźwigać, kiedy zaś padały, można było natychmiast przyrządzić jedzenie. By je

rozka-wałkować, nie czekano nawet, aż biedne stworzenia wydadzą ostatnie

tchnienie. Zaledwie padały na ziemię, natychmiast rzucano się na nie, by

ściągnąć z nich wszystkie mięsiste części.

Należy - o ile to możliwe - wyobrazić sobie tych 100 000 biedaków

dźwigających na plecach ciężkie wory, wspartych na długich kijach, tych

nieszczęśliwców odzianych w łachmany, w których roiło się robactwo,

wydanych na pastwę okropności głodu. Trzeba uprzytomnić sobie prócz tych

stad ludzkich, które same już były obrazem nędzy i rozpaczy, także twarze, na

których malowało się widmo tylu przeżytych cierpień. Uzmysłowić sobie trzeba

postacie ludzkie, okryte błotem obozowisk, oczernione dymem, twarze o

pustych, wygasłych oczach, włosach rozwichrzonych, o długich, cuchnących

brodach. A jednak będzie się miało tylko cień obrazu, który armia ta w istocie

przedstawiała.

Wlekliśmy się z trudem pozostawieni sobie samym, wśród pustkowi

śnieżnych, po ledwie dostrzegalnych drogach, przez stepy i nie kończące się

background image

świerkowe lasy. Tu padali nieszczęśliwi, których od dawna już morzyła choroba

i głód, kończąc wśród piekielnych mąk i straszliwej rozpaczy. Ówdzie rzucano

się z wściekłością na kogoś, kogo posądzano o ukrywanie zapasów żywności,

wydzierając mu je mimo zaciekłego oporu i potwornych przekleństw.

Gdzieniegdzie słychać było odgłos tratowanych przez stopy końskie lub

miażdżonych kołami wozów zwłok ludzkich. Tam znów dochodziły krzyki i

jęki padających z wyczerpania ofiar, które leżąc na ziemi ostatnim wysiłkiem

woli broniły się od strasznej śmierci, i w oczekiwaniu zgonu podwójnie umierały.

Gdzie indziej walczono o każdy kęs padliny końskiej. Podczas gdy jedni

wykrawali zewnętrzne kawały mięsa, inni zakopywali się po pas we

wnętrznościach, by wydrzeć z nich serce lub wątrobę. Zewsząd widać było

twarze z wyrazem nieszczęścia, oblicza zniekształcone, opuchnięte od mrozu.

Jednym słowem wszędzie przerażenie i trwoga, klęska głodu i śmierci"

11

.

W ten sposób minęło dwadzieścia dni. Przez ten czas armia pozostawiła na

swych szlakach 200 000 ludzi i armat. Potem dopiero wpadła do Berezyny jak

potok leśny wpadający w przepaść.

Dnia 5 grudnia, gdy resztki armii dogorywały w Wilnie, Napoleon na

natarczywe prośby króla Neapolu, wicekróla Italii i swych najwybitniejszych

dowódców wyjechał na saniach przez Smorgonie do Francji. Termometr opadł

wtedy do 27 stopni poniżej zera. Dnia 18 grudnia wieczorem przybył Napoleon

przed bramy Tuileries, których zrazu nie chciano otworzyć, wszyscy bowiem

przypuszczali, że cesarz znajduje się jeszcze w Wilnie. Na trzeci dzień dopiero

zjawili się przedstawiciele najwyższych instytucji państwowych celem złożenia

życzeń z okazji powrotu cesarza.

Dnia 12 stycznia 1813 r. Senat oddał do dyspozycji ministra wojny 350 000

rekrutów; 10 marca nadeszła wiadomość o oderwaniu się Prus. Przez cztery

miesiące Francja była jednym wielkim placem broni.

Dnia 15 kwietnia Napoleon raz jeszcze opuszcza Paryż na czele młodych

11

Opis jednego z uczestników wyprawy, René Bourgeoisa.

background image

legionów. Pierwszego maja cesarz stanął w Lützen gotów do zaatakowania

sprzymierzonej armii rosyjsko-pruskiej. Miał pod swoim dowództwem 200 000

Francuzów i 50 000 żołnierzy saskich, bawarskich, westfalskich i

wirtemberskich, którzy znowu zaciągnęli się pod jego sztandary. Olbrzym,

którego uważano za zmiażdżonego, znów się podniósł. Anteusz obdarzony

został przez matkę-ziemię nowymi siłami.

Jak zwykle, pierwsze uderzenia były groźne i decydujące. Armie

sprzymierzone pozostawiły na pobojowisku pod Lützen 13 000 zabitych lub

rannych; 2 000 jeńców wpadło w nasze ręce. Młodzi rekruci już w pierwszej

bitwie zdobyli ostrogi weteranów, Napoleon zaś narażał swe życie jak młody

podporucznik.

Zwycięstwo pod Lützen ponownie otwiera królowi saskiemu bramy Drezna.

Dnia 8 maja wkracza do miasta armia francuska, nazajutrz zaś cesarz każe

wybudować most na Łabie, poza którą wycofał się nieprzyjaciel. 20 maja

dosięga go Napoleon i zmusza do kapitulacji w twierdzy budziszyńskiej. 21

utrwala zwycięstwo odniesione dnia poprzedniego, w obu zaś dniach, w których

Napoleon przeprowadza najzręczniejszy manewr sztuki wojennej, Moskale i

Prusacy tracą 18 000 zabitych i rannych oraz 3 000 jeńców.

Nazajutrz w czasie niefortunnej utarczki tylnej straży kula armatnia urywa

generałowi Bruyère obie nogi; od tej samej kuli giną też dwaj inni generałowie.

Armia sprzymierzona znajduje się w ustawicznym odwrocie. Napoleon ściga

ją, nie dając jej ani chwili wytchnienia. Gdzie wczoraj obozowała, tam dziś my

rozbijamy obóz.

Dnia 29 maja zjawili się hrabia Suwałow, adiutant cara rosyjskiego i generał

pruski Kleist, by prosić o zawieszenie broni. Dnia 30 maja dochodzi do skutku

nowe spotkanie na zamku w Legnicy, które jednak nie przynosi rezultatów.

Tymczasem zaś Austria knuje już skryte plany, jakby tu sprzeniewierzyć się

sojuszowi. By możliwie jak najdłużej zapewnić sobie neutralność, zaofiarowała

się na pośrednika w rokowaniach, co zostało przyjęte. Wynikiem tego

background image

pośrednictwa było zawieszenie broni zawarte 4 czerwca w Plüswitz.

Natychmiast w Pradze zebrał się kongres, by prowadzić układy pokojowe.

Pokój jednak był niemożliwy. Koalicja żądała ograniczenia cesarstwa do granic

Renu, Alp i Mozy, które to propozycje Napoleon uważał za kpiny. Rokowania

zostały zerwane, Austria przeszła na stronę koalicji, wojna zaś, która jedynie

mogła doprowadzić do ostatecznego rozstrzygnięcia, rozgorzała na nowo.

Znów przeciwnicy ukazują się na polu bitwy. Francuzi mieli 300 000 ludzi, w

tej liczbie 40 000 kawalerii, na prawym brzegu Łaby, w samym sercu Saksonii.

Sprzymierzeńcy zaś liczyli 500 000 ludzi, włączając w to 100 000 konnicy, tak iż

natychmiast mogli zwrócić się równocześnie w trzech kierunkach: w stronę

Berlina, Śląska i Czech.

Nie dając się zmylić z tropu znaczną przewagą sił nieprzyjacielskich,

Napoleon z błyskawiczną szybkością rozpoczyna ofensywę. Dzieli w tym celu

armię na trzy części: jedna ma pomaszerować na Berlin i prowadzić działania

wojenne przeciwko Prusakom i Szwedom, druga ma zająć stanowisko pod

Dreznem, by móc obserwować armię rosyjską w Czechach, na czele trzeciej zaś

maszeruje sam przeciw Blücherowi, którego dosięga i odrzuca w tył. Jednak w

trakcie ścigania nieprzyjaciela Napoleon dowiaduje się, że 60 000 Francuzów,

których zostawił w Dreźnie, zostało zaatakowanych przez 180 000

sprzymierzonych. Bierze tedy ze swego korpusu 35 000 ludzi i podczas gdy

koalicja przypuszcza, że zajęty jest ściganiem Blüchera, zbliża się z błyskawiczną

szybkością groźny i złowrogi jak błyskawica.

Dnia 29 sierpnia wojska sprzymierzone raz jeszcze próbują ataku na Drezno,

atak jednak zostaje odparty. Nazajutrz ponawiają szturm, zostają jednak

złamani, rozdarci i zniszczeni. Całej armii, walczącej na oczach cara

Aleksandra, grozi za chwilę zupełne rozbicie. Z trudem tylko nieprzyjaciel

zdołał się uratować, zostawiając na pobojowisku 40 000 poległych.

background image

W tej bitwie Moreau

12

stracił obie nogi od jednej z pierwszych kul

wystrzelonych przez gwardię cesarską. Napoleon sam wycelował działo.

W kilka dni po tej morderczej walce zgłasza się w Dreźnie austriacki agent,

przynosząc słowa przyjaźni. Jednak w toku pierwszych rokowań nadchodzi

wieść, że armia śląska, która zajęta była ściganiem Blüchera, straciła 25 000

ludzi, że armia wysłana na Berlin pobita została przez Bernadotte'a, że wreszcie

cały niemal korpus generała Vandamme'a został zmuszony do odwrotu przez

przeważające siły rosyjsko-austriackie.

Tak tedy rozpoczęła się słynna kampania roku 1814, kiedy to Napoleon

wszędzie zwycięża, ilekroć sam się zjawi, i wszędzie doznaje klęski, gdzie nie

ma go osobiście. Na wieść o porażkach armii francuskiej rokowania zostają

przerwane.

Zaledwie wyleczył się z choroby, której przyczyny dopatrywano się w

truciźnie, maszeruje Napoleon natychmiast na Magdeburg. Zamierza stąd

skoczyć do Berlina, który pragnie odzyskać, przeprawiwszy się przez Łabę. Już

kilka korpusów doszło do Wittenbergu, gdy wtem nadchodzi list króla

wirtemberskiego, donoszący o oderwaniu się Bawarii, która bez wypowiedzenia

wojny przeszła na stronę austriacką i połączyła się z wojskami austriackimi nad

Innem, oraz że 80 000 ludzi pod rozkazami generała Wrede maszeruje na Ren, a

wreszcie że Wirtembergia, choć nadal wierna sojuszowi, zmuszona została

przemocą kontyngent swój przyłączyć do tej armii. W ciągu 14 dni stanie w

Moguncji 100 000 ludzi.

Austria dała przykład sprzeniewierzenia się, gorliwie teraz naśladowany.

Tym samym w ciągu jednej godziny zmieniły się plany Napoleona,

przemyślane w ciągu dwóch miesięcy. Zamiast pod osłoną fortec i magazynów

12

Generał Jan Wiktor Moreau był zrazu jednym z najwybitniejszych dowódców armii napoleońskiej, walcząc

u boku Napoleona we Włoszech, a następnie w Niemczech. Jego to głównie zasługą było zwycięstwo pod
Hohenlinden. Później jednak zmienił przekonania i z najgorętszego wielbiciela stał się wrogiem i rywalem
Napoleona. Skazany na wygnanie za udział w spisku na życie pierwszego konsula, żył przez kilka lat w Ameryce,
po czym wrócił do Europy i pod Dreznem walczył w szeregach armii rosyjskiej przeciwko Napoleonowi (przyp.
tłum.).

background image

w Targau, Magdeburgu, Wittenbergu i Hamburgu zmusić sprzymierzonych do

odwrotu między Łabą a Salą, zamiast rozegrać wojnę między Łabą a Odrą, gdzie

w ręku wojsk francuskich znalazły się Głogów, Kostrzyń i Szczecin - Napoleon

decyduje się na odwrót ku Renowi. Przedtem jednak musi pobić koalicję, by

uniemożliwić jej ściganie go podczas odwrotu. Zamiast więc uciekać przed

wojskami sprzymierzonymi, wyrusza przeciwko nim i dosięga ich 16

października pod Lipskiem. Znów więc stają naprzeciwko siebie Francuzi i

wojska sprzymierzone - Francuzi w sile 150 000 żołnierzy i 600 armat,

sprzymierzeni zaś w sile 350 000 ludzi i podwójnie liczniejszej artylerii.

Jeszcze tego samego dnia dochodzi do ośmiogodzinnej walki. Armia

francuska wychodzi zwycięsko, korpus jednak, oczekiwany z Drezna dla

przypieczętowania klęski nieprzyjaciół, nie zjawia się. Mimo to spędzamy noc

na pobojowisku.

Dnia 17 października Moskale i Austriacy otrzymują posiłki, nazajutrz zaś

przypuszczają szturm na nasze pozycje. Przez cztery godziny Francuzi dzielnie

bronią się, gdy nagle 30 000 żołnierzy saskich, zajmujących jedno z

najważniejszych stanowisk na linii bojowej, przechodzi na stronę

nieprzyjacielską, zwracając ku nam 60 armat. Już się zdawało, że wszystko

stracone, tak niesłychana jest ta zdrada, tak straszliwa jest zmiana sytuacji.

Napoleon spieszy z pomocą na czele połowy swej gwardii, rzuca się na

wojska saskie, które odpędza w tył, odbierając im część artylerii. Teraz

rozgramia ich za pomocą armat, które sami naładowali. Sprzymierzeni cofają się,

utraciwszy w tych dwóch dniach 150 000 najlepszych żołnierzy. I tę noc

spędzamy na pobojowisku.

W tych warunkach zapowiadała się pomyślnie trzecia bitwa, gdy doniesiono

Napoleonowi, że amunicji starczy jeszcze najwyżej na 16 000 wystrzałów, w obu

bowiem ostatnich bitwach wystrzelono 222 000 pocisków. Trzeba tedy

pomyśleć o odwrocie. Sukces obu zwycięstw poszedł na marne. 50 000 ludzi

poświęcono nadaremnie.

background image

O godzinie drugiej zaczyna się odwrót w kierunku Lipska. Armia nasza

zamierza wycofać się za Elsterę, by pozostać w kontakcie z Erfurtem, gdzie

oczekiwana jest amunicja. Odwrót jednak przeprowadzony został nie dość

skrycie, by nie miała go zauważyć armia koalicyjna. Zrazu sprzymierzeni

przypuszczają, że nasi rozpoczynają atak, rychło jednak dowiadują się prawdy.

Zwycięskie wojska francuskie cofają się, koalicja zaś, nie wiedząc nawet

dlaczego, wykorzystuje ich odwrót. O świcie sprzymierzeni atakują nasze tylne

straże, wkraczając wraz z nimi do Lipska. Żołnierze nasi odwracają się, stawiają

opór nieprzyjacielowi, walcząc krok za krokiem, by umożliwić armii przejście

przez jedyny most na Elsterze, przez który odwrót może się dokonać. Nagle

rozlega się straszliwa detonacja. Okazuje się, że pewien sierżant wysadził bez

rozkazu przełożonego most w powietrze. 40 000 Francuzów, ściganych przez

200 000 Moskali i Austriaków, oddzielonych jest rwącym nurtem rzeki od reszty

armii. Muszą oni albo poddać się, albo też dać się wyrżnąć w pień. Część tonie

w nurtach rzeki, część zaś pogrzebana zostaje w gruzach przedmieścia Ranstadt.

Dnia 20 października armia francuska dochodzi do Weissenfels, zaczynając

dopiero tutaj uświadamiać sobie rozmiary poniesionych strat. Książę

Poniatowski, generałowie Vial, Dumontier i Rochanebeau utonęli lub polegli,

książęta Moskwy i Raguzy, generałowie Souham, Compans, Latour-Maubourg i

Friedrichs zostali ranni, książę Darmstadtu, hrabia Hochberg, generałowie

Lauriston, Delmas, Rożniecki, Krasiński, Valory, Bertrand, Dorsenne, d'Etzko,

Colomy, Bronikowski, Siwowic, Małachowski, Rautenstrauch i Stockhorm

zostali wzięci do niewoli. Straciliśmy w Elsterze i na przedmieściach Lipska 10

000 poległych, 15 000 jeńców, 150 dział i 500 wozów z amunicją.

Dnia 28 października Napoleon otrzymuje dokładne wiadomości o ruchach

armii austriacko-bawarskiej, która w pospiesznych marszach podeszła pod Men.

Dnia 30 nieprzyjaciel stoi w ordynku bojowym w Hanau, by zamknąć nam

drogę do Frankfurtu. Armia francuska atakuje go, kładzie trupem 6 000 ludzi i

przeprawia się 5, 6 i 7 listopada na drugą stronę Renu.

background image

Dnia 9 listopada Napoleon znów jest w Paryżu.

Tutaj dosięga go zdrada po zdradzie, rozprzestrzeniając się od zewnątrz

coraz bardziej do wewnątrz. Po Rosji odpadają Niemcy, po Niemczech Włochy,

po Włoszech Francja.

Bitwa pod Hanau dała asumpt do nowych konferencji. We Frankfurcie zeszli

się baron de St. Aignan, książę Metternich, hrabia Nesselrode i lord Aberdeen.

Zaofiarowano Napoleonowi pokój pod warunkiem, że zrezygnuje ze Związku

Reńskiego i zrzeknie się Polski, jak też departamentów nad Łabą. Francja

miałaby ograniczyć się do swych granic naturalnych: Alp i Renu. Obiecywano

także wyznaczyć granicę we Włoszech, która by nas oddzielała od Austrii.

Napoleon przystał na te warunki, polecając zarazem przedłożyć Senatowi i

ciału ustawodawczemu protokoły rokowań z uwagą, że gotów jest ponieść

żądane ofiary. Parlament, który miał żal do Napoleona, iż narzucił mu

przewodniczącego bez porozumienia się co do kandydatury, ustanowił komisję

pięciu dla zbadania tych protokołów. Tych pięciu sprawozdawców, którzy znani

byli z opozycji przeciw cesarzowi, ułożyło memoriał, w którym ponownie

zastosowane zostało zapomniane od jedenastu lat słowo „Wolność”. Napoleon

zniszczył sprawozdanie komisji i rozwiązał parlament. Tymczasem zaś - wbrew

wszystkim złudnym protokołom - wyszły na jaw właściwe zamiary władców

koalicji. Podobnie jak w Pradze, tak też i tutaj przede wszystkim chcieli zyskać

na czasie, znów tedy zerwali konferencję, zwodząc nadzieją rychłego zwołania

kongresu do Matillon nad Sekwaną. Było w tym wyzwanie, a jednocześnie

szyderstwo. Napoleon przyjął pierwsze, a zarazem zaczął zbroić się, by pomścić

drugie. Dnia 25 stycznia 1814 r. cesarz opuszcza Paryż, pozostawiając małżonkę

i syna pod opieką oficerów Gwardii Narodowej.

Cesarstwo zaatakowane zostało na wszystkich jego krańcach. Austriacy

wdarli się do Włoch, Anglicy przekroczyli rzekę Bidasson i zjawili się na

grzebieniu pirenejskim, Schwarzenberg wkroczył na czele wielkiej armii, liczącej

150 000 ludzi, przez Szwajcarię, Blücher zajął Frankfurt, mając u boku 130 000

background image

Prusaków; Bernadotte na czele 100 000 Szwedów i Sasów zagarnął Holandię, a

następnie Belgię. 700 000 żołnierzy, zaprawionych do walki dzięki swym

klęskom w wielkiej napoleońskiej szkole wojennej, maszerowało, omijając

wszystkie twierdze, przeciwko sercu Francji z jednym hasłem na ustach: Paryż!

Paryż!

Napoleon stoi samotny, mając zwrócony przeciwko sobie cały świat.

Niezliczonym masom wroga zdołał przeciwstawić zaledwie 150 000 ludzi.

Odnalazł jednak jeśli nie zaufanie, to przynajmniej geniusz lat młodzieńczych.

Kampania roku 1814 miała być arcydziełem jego sztuki strategicznej.

Jednym spojrzeniem ogarnął wszystko, wszystko przejrzał, o ile to leży w

mocy jednego człowieka, o wszystko się troszczył. Maison otrzymuje rozkaz

zatrzymania Bernadotte'a w Belgii, Augereau ma wyruszyć przeciwko

Austriakom do Lyonu, Soult ma zatrzymać Anglików za Loarą, Eugeniusz ma

bronić Italii. Sam zaś bierze na siebie Blüchera i Schwarzenberga.

Rzuca się też między nich obu na czele 60000 ludzi, rozgramia Blüchera pod

Champaubert, Montmirail, pod Château-Thierry i Montereau. W ciągu

dziesięciu dni Napoleon odnosi pięć zwycięstw, straty sprzymierzonych zaś

wynoszą 90 000 ludzi.

Teraz nawiązane zostają nowe rokowania w Châtillon nad Sekwaną, koalicja

jednak stawia coraz to bardziej wygórowane żądania, proponując warunki nie

nadające się do przyjęcia. Francja nie tylko ma zrzec się zdobyczy Napoleona,

lecz granice republiki mają ustąpić miejsca granicom dawnej monarchii.

Napoleon odpowiada jednym z owych lwich skoków, które leżały w jego

naturze. Przerzuca się z Mery nad Sekwaną do Craonne, z Craonne do Rheims, z

Rheims do St. Dizier. Gdzie tylko napotyka na wroga, zmusza go do ucieczki,

rzuca się za nim w pościg, rozgramia go. Nieprzyjaciel jednak znów łączy się na

tyłach i choć stale zwyciężany, jednak idzie naprzód.

Gdzie nie ma Napoleona, tam daje się we znaki brak jego szczęśliwej ręki.

Anglicy wkroczyli do Bordeaux, Austriacy zagarnęli Lyon, zjednoczona z

background image

niedobitkami wojsk Blücherowskich armia belgijska ukazuje się znowu na jego

tyłach. Generałowie napoleońscy stracili energię, są zmęczeni i osłabieni.

Obwieszeni orderami, przytłoczeni lśniącymi tytułami, obsypani złotem, nie

chcą się więcej bić. Ponure te oznaki nie uchodzą uwagi Napoleona. Czuje on,

że mimo wysiłków Francja wymyka mu się z rąk. Nie mając nadziei na

ugruntowanie swego tronu we Francji, pragnie przynajmniej mieć tam swój grób.

W tym celu czyni wszelkie możliwe starania pod Arcis, Aube i St. Dizier, by paść

od kuli nieprzyjacielskiej... Jednak wszystkie wysiłki są daremne: kule nie imają

się go.

Dnia 29 marca donoszą cesarzowi w Troyes, gdzie ścigał armię

Winzingerode'a, że Prusacy i Moskale w zwartych kolumnach maszerują na

Paryż.

Natychmiast wyrusza w drogę i staje 1 kwietnia w Fontainebleau, gdzie

dowiaduje się, że dnia poprzedniego o godzinie 5 po południu poddał się

Marmont, koalicja zaś od rana obsadza stolicę.

Cesarzowi pozostały trzy drogi.

Ma jeszcze pod swymi rozkazami 50 000 żołnierzy, najwaleczniejszych i

najbardziej oddanych na świecie. By zapewnić sobie ich wierność, wystarczyłoby

tylko zastąpić starych generałów, nie mających już nic do stracenia, młodymi

pułkownikami, przed którymi świat stoi otworem. Na jego wciąż jeszcze potężne

wezwanie mógłby cały naród chwycić za broń, wtedy jednak Paryż padłby ofiarą.

Koalicja bowiem puściłaby go z dymem podczas odwrotu. Tego środka ratunku

mogli się chwycić tylko Moskale.

Było też inne wyjście: odzyskać Włochy przez ściągnięcie armii generałów

Augereau i Greniera oraz marszałków Sucheta i Soulta. Wyjście to jednak nie

wróżyło powodzenia. Francja pozostawała wszak pod okupacją wroga, z czego

wywiązać się mogły największe nieszczęścia.

Pozostawała wreszcie trzecia możliwość: wycofać się za Loarę i prowadzić

wojnę partyzancką.

background image

W tym niezdecydowaniu przyszło mu z pomocą oświadczenie

sprzymierzonych opiewające, iż cesarz Napoleon jest jedyną zawadą

powszechnego pokoju.

Oświadczenie pozostawiało mu tylko dwie drogi: śladem Hannibala

pozbawić się życia lub jak Sulla zstąpić z tronu.

Krążą wieści, że próbował pierwszej drogi. Trucizna Cabanisa

13

okazała się

jednak bezsilna.

Zdecydował się tedy na drugą. Na zaginionym dziś świstku papieru wypisał

najdonioślejsze linie, jakie kiedykolwiek ręka ludzka zakreśliła:

„Jako że mocarstwa sprzymierzone obwieściły, iż cesarz Napoleon jest

jedyną przeszkodą w przywróceniu pokoju w Europie, oświadcza cesarz

Napoleon, wierny przysiędze, iż zrzeka się dla siebie, jak też i dziedziców

swoich tronu Francji i Italii. Nie ma bowiem żadnej ofiary osobistej, nie

wyłączając ofiary życia, której by nie był gotów złożyć na ołtarzu Francji”.

Przez rok cały świat wydawał się jakby osierocony.

NAPOLEON NA ELBIE

Napoleon był królem wyspy Elby.

Utraciwszy władztwo świata, nie chciał zrazu zachować nic ponad własną

niedolę. „Talar na wydatki dzienne - rzekł - i koń - oto wszystko, czego mi

trzeba”. Zamiast tedy wybrać Italię, Toskanię, Korsykę, upodobał sobie mały

zakątek ziemi, gdzie go znów znajdujemy, i to tylko na natarczywe prośby

otoczenia.

Zaniedbując swe własne sprawy, stacza długie boje o prawa osób

towarzyszących mu w drodze. Świtę cesarza tworzyli generałowie Bertrand i

Drouot, pierwszy jako wielki marszałek dworu, drugi jako adiutant cesarza,

generał Cambronne, dowódca pierwszego pułku strzelców gwardii, dalej major

13

Słynny fizjolog francuski (przyp. tłum.).

background image

lansjerów polskich Jerzmanowski, kapitanowie artylerii Cornuel i Raoul,

kapitanowie piechoty Loubers, Lamourette, Hureau i Combi, a wreszcie

kapitanowie polskich lansjerów Baliński i Szulc.

Oficerowie ci mieli pod swymi rozkazami 400 doborowych grenadierów i

strzelców starej gwardii, którzy uzyskali zezwolenie towarzyszenia swemu

cesarzowi na wygnanie. Na wypadek powrotu do Francji zastrzegł Napoleon, iż

mają być uszanowane ich prawa obywatelskie.

Dnia 13 maja 1814 r. około godziny 6 wieczorem fregata „The Undaunted”

zarzuciła kotwicę w porcie Portoferraio. Generał Dalesme, sprawujący na

wyspie władzę w imieniu Francji udał się bezzwłocznie na pokład, by z

najwyższym uszanowaniem powitać Napoleona.

Hrabia Drouot, mianowany gubernatorem wyspy, udał się na ląd, by przejąć

forty miasta. Towarzyszy mu baron Jerzmanowski, który ma objąć stanowisko

komendanta placu, podczas gdy pan Baillon, jako zarządca pałacu, zatroszczy

się o rezydencję Jego Cesarskiej Mości.

Jeszcze tego samego wieczoru udali się przedstawiciele władz,

duchowieństwa i ludności na pokład fregaty, gdzie przyjęci zostali przez cesarza.

Nazajutrz rano oddział wojska zaniósł do miasta sztandar z nowym herbem,

który wybrał sobie cesarz. Był to herb wyspy, przedstawiający na srebrnym polu

z czerwoną obwódką trzy złote pszczoły. Sztandar ten wywieszony został na

forcie „Etoile” wśród powitalnych strzałów armatnich. Powitała go również

angielska fregata, jako też wszystkie okręty znajdujące się w porcie.

Około godziny drugiej Napoleon wraz z orszakiem zstąpił na ląd. W chwili

gdy jego stopa dotknęła lądu, powitało cesarza 101 wystrzałów armatnich, na co

fregata angielska odpowiedziała 24 strzałami i okrzykiem „Niech żyje”.

Cesarz ubrany był w mundur pułkownika strzelców konnych gwardii.

Trójkolorową kokardę na kapeluszu zamienił na biało-czerwoną kokardę wyspy.

Przed wkroczeniem do miasta został powitany przez władze, duchowieństwo i

najwybitniejszych obywateli z burmistrzem na czele, który wręczył cesarzowi

background image

klucze miasta Portoferraio. Wojska garnizonu stały pod bronią, tworząc szpaler.

Za nimi tłoczyła się cała ludność nie tylko stolicy, lecz i innych miast i wsi,

przybyła z wszystkich krańców wyspy. Ludzie ci nie mogli uwierzyć, że oto oni,

biedni rybacy, mają mieć za króla męża, którego władza, nazwisko i czyny

ogarniały świat. Napoleon był wesoły, przyjaźnie uśmiechnięty, niemal

ogarniała go radość.

Cesarz odpowiedział na przemówienie burmistrza, po czym udał się wraz z

orszakiem do katedry, w której odśpiewano „Te Deum”. Po opuszczeniu

kościoła orszak cesarski skierował się ku ratuszowi, który przeznaczony był na

tymczasową rezydencję. Wieczorem miasto i port zostały przez mieszkańców

spontanicznie iluminowane.

Napoleon nie mógł długo pozostać bezczynny. Po załatwieniu wszystkich

spraw związanych z objęciem władzy, cesarz objeżdża konno wszystkie części

wyspy, którą szczegółowo zwiedza. Pragnie bowiem naocznie przekonać się o

stanie uprawy roli i zapoznać z tym wszystkim, co w mniejszym lub większym

stopniu przynosiło zyski mieszkańcom wyspy, jak handel, rybołówstwo,

eksploatacja marmuru i metali. Ze szczególną uwagą zaznajomił się ze stanem

kamieniołomów i kopalń stanowiących główne bogactwo wyspy.

Po zwiedzeniu całej wyspy i okazaniu ludności dowodów swej opieki i

troskliwości, Napoleon wraca do Portoferraio, gdzie z kolei przystępuje do

zorganizowania dworu i pokrycia najpilniejszych potrzeb z dochodów

publicznych. Dochody te płynęły z kopalń żelaza, które mogły przynieść milion

dochodu rocznego, z rybołówstwa, które wydzierżawione zostało za pół miliona

franków, z salin mogących przynieść tyle samo, wreszcie z podatków

gruntowych i kilku ceł. Wszystkie te dochody, obok dwóch milionów, które

cesarz zastrzegł dla siebie, mogły mu przynosić rocznie cztery i pół miliona.

Napoleon często mawiał, że nigdy nie był takim bogaczem jak wówczas.

Z ratusza cesarz przeniósł się do pięknego mieszkania, które nazwał

uroczyście swoim pałacem. Domek położony był na szczycie skały, w bastionie

background image

nazwanym „bastionem młyńskim”, składał się zaś z dwóch pawilonów i

budynku głównego, łączącego je. Z okien rozpościerał się widok na całe miasto i

port, widoczne tak dokładnie, że nic nie mogło ujść uwagi pana wysepki.

Po upływie sześciu tygodni przybyła na wyspę cesarzowa-matka, w kilka dni

potem zaś zjawiła się księżniczka Paulina.

Nietrudno się domyślić, że Napoleon oderwany od ustawicznej pracy i

zmuszony do całkowicie spokojnego trybu życia, odczuwał potrzebę stworzenia

sobie regularnego zajęcia. Ułożył więc dokładny rozkład dnia, którego ściśle

przestrzegał. Wstawał o świcie, po czym zamykał się w bibliotece, w której

pracował do godziny 8 rano nad swymi pamiętnikami wojennymi. Następnie

udawał się na miasto, by przyjrzeć się robotom publicznym i zamienić kilka

słów z robotnikami, którymi byli żołnierze gwardii cesarskiej. O godzinie 11

spożywał bardzo skromne śniadanie. Podczas największych upałów, gdy wiele

chodził lub pracował, zasypiał po śniadaniu. Regularnie o godzinie 13 odbywał

dłuższe spacery konno lub powozem w towarzystwie wielkiego marszałka

Bertranda i generała Drouota. Po drodze wysłuchiwał wszelkich próśb, z

którymi można się było wtedy do niego zwracać; nigdy żaden z petentów nie

odchodził niezadowolony. O godzinie 7 wracał, zasiadając do obiadu razem z

siostrą, zajmującą pierwsze piętro rezydencji. Często też zapraszał na obiad czy

to intendenta wyspy, czy to szambelana Vantiniego, czy też mera gminy

Portoferraio lub kapitana Gwardii Narodowej.

Z biegiem czasu Elba stała się celem podróży wszystkich ciekawych w

Europie, rychło też natłok obcych był tak wielki, że musiano przedsięwziąć

środki dla uniknięcia pewnych przykrości, związanych z tak dużą liczbą obcych,

wśród których nie brak było awanturników próbujących szczęścia. Po niejakim

czasie nie starczyło już produktów wyrabianych na miejscu, trzeba więc było

sprowadzać środki żywności z kontynentu, dzięki czemu wzmagał się handel w

Portoferraio, a przez to i ogólny dobrobyt.

Wśród obcych przybyszów przeważali Anglicy, którym widocznie ogromnie

background image

zależało, by widzieć i słyszeć cesarza. Napoleon ze swej strony przyjmował ich

niezwykle uprzejmie. Lord Bentinck, lord Douglas i kilku innych panów z

wysokiej szlachty angielskiej wynieśli jak najlepsze wspomnienia z wizyty u

cesarza i ze sposobu, w jaki zostali przyjęci.

Spośród wszystkich wizyt, jakie cesarz przyjmował, najmilsze dla niego były

odwiedziny licznych oficerów różnych narodowości, Włochów, Francuzów,

Polaków, Niemców, którzy ofiarowali mu swe usługi. Napoleon odpowiadał, że

nie posiada żadnych wolnych stanowisk ani rang, które by mógł rozdzielać. -

,,Zgoda, chcemy służyć jako szeregowcy!” - odpowiadali. I zawsze niemal

przyjmował ich w szeregi swych grenadierów. Te wyrazy uwielbienia najmilsze

były Napoleonowi.

Na dzień 15 sierpnia przypadły urodziny cesarza, obchodzone z radością nie

dającą się wyrazić w słowach, co dla Napoleona, przywykłego do oficjalnych

uroczystości dworskich, musiało być zjawiskiem zupełnie nowym. Miasto

wydało na cześć cesarza i jego gwardii bal, który odbył się w olbrzymim

namiocie, wystawionym na obszernym placu. Napoleon polecił zostawić namiot

otwarty ze wszystkich stron, by cały lud mógł wziąć udział w zabawie.

Nie do wiary wprost, jak wiele podjęto robót publicznych na wyspie. Plany

nakreślili dwaj architekci włoscy, Bargini i Bettarini, za każdym razem jednak

cesarz zmieniał ich projekty, kierując się własnym zdaniem, przez co stał się

właściwym twórcą i budowniczym. Tak na przykład zmienił bieg kilku

rozpoczętych ulic oraz znalazł źródło, którego woda wydawała mu się lepsza od

tej, jaką pili mieszkańcy Portoferraio. Doprowadził więc tę wodę do miasta.

Jakkolwiek można było przypuszczać, że Napoleon swym orlim wzrokiem

śledził wypadki europejskie, to jednak mogło się zdawać na pozór, że pogodził

się z losem. Nikt też nie wątpił, że z biegiem czasu przywyknie do tego trybu

życia, otoczony miłością wszystkich, którzy się doń zbliżali. Sprzymierzeni

władcy jednak sami postanowili obudzić lwa.

Napoleon bawił już dobrych kilka miesięcy w swym małym państewku, które

background image

pragnął upiększyć wszelkimi środkami, jakie mu poddawał jego genialny i

twórczy umysł, gdy wtem otrzymał poufne wiadomości, iż toczą się narady w

sprawie usunięcia go z wyspy.

Zażądała tego na kongresie wiedeńskim Francja za pośrednictwem pana de

Talleyranda, który ustawicznie wskazywał, jakie niebezpieczeństwo zagraża

panującej dynastii, gdy Napoleon przebywa tak blisko włoskich i francuskich

wybrzeży. Tłumaczył kongresowi, iż Wielki Wygnaniec, jeśli nie zarządzi się

natychmiast jego dalszej banicji, w ciągu czterech dni znajdzie się w Neapolu,

skąd przy pomocy swego szwagra Murata, sprawującego tam rządy, wtargnie na

czele armii do niezadowolonych prowincji górnej Italii, wznieci powstanie i w

ten sposób na nowo rozpocznie śmiertelną walkę, którą zaledwie niedawno

ukończono.

By zaś usprawiedliwić czymkolwiek jaskrawe naruszenie traktatu

podpisanego

w

Fontainebleau,

przedłożono

przechwyconą

właśnie

korespondencję generała Ekscelmanna z królem Neapolu, na podstawie której

można by przypuszczać, iż wykryty został spisek, którego ośrodkiem była

wyspa Elba, a który rozgałęziony był na Włochy i Francję. Podejrzenie

wzmocniło się, gdy niedługo potem wykryty został spisek w Mediolanie, w

którym uczestniczyło kilku wyższych oficerów dawnej armii włoskiej.

A jednak kongres nie miał odwagi powziąć na tak słabych dowodach opartej

uchwały, która by jaskrawo sprzeciwiała się zasadzie umiarkowania,

podkreślonej z naciskiem przez sprzymierzonych monarchów. By uniknąć

zarzutu pogwałcenia obowiązujących traktatów, kongres postanowił zwrócić się

wprost do Napoleona i skłonić go do dobrowolnego opuszczenia Elby,

z zastrzeżeniem jednak, że gdyby stawiał opór, użyje się przemocy. Natychmiast

też zajęto się wyborem nowego miejsca pobytu cesarza. Ktoś zaproponował

Maltę. Anglii jednak pobyt Napoleona na Malcie wydawał się zbyt korzystny

dla niego: z banity mógłby jeszcze stać się Wielkim Mistrzem Zakonu.

Zaproponowała tedy Wyspę Świętej Heleny.

background image

Napoleon podejrzewał, że jego wrogowie sami szerzyli te pogłoski, by w ten

sposób skłonić go do jakiegoś czynu rozpaczy, który by pozwolił złamać

uczynione mu obietnice. Wysłał tedy bezzwłocznie do Wiednia swego agenta,

który odznaczał się dyskrecją i sprytem, nader wszystko zaś był cesarzowi

szczerze oddany, z poleceniem, by stwierdził, czy wszystkie te wiadomości

zasługują na wiarę. Otrzymał on list polecający do księcia Eugeniusza

Beauharnais, który bawił wówczas w Wiedniu i był mężem zaufania cara

Aleksandra, musiał zatem wiedzieć, co się działo na kongresie. Agent ów

uzyskał natychmiast potrzebne informacje i postarał się, by doszły do

wiadomości cesarza. Zorganizował też stałą korespondencję, dzięki której

Napoleon stale był informowany o przebiegu kongresu.

Poza korespondencją z Wiedniem Napoleon utrzymywał kontakt z Paryżem,

każda zaś wiadomość otrzymywana ze stolicy świadczyła o wzrastającym

wzburzeniu przeciwko Burbonom. W tej dwuznacznej sytuacji, która zmuszała

Napoleona do decyzji, zaświtała mu pierwsza myśl olbrzymiego

przedsięwzięcia, które rychło wykonał.

Wysłał więc do Francji swych kurierów z tajnymi instrukcjami w celu

stwierdzenia istotnego stanu rzeczy oraz nawiązania kontaktów z przyjaciółmi,

którzy mu pozostali wierni, i generałami, którzy uważali się za najbardziej

upośledzonych, najbardziej zatem musieli być niezadowoleni z panujących

stosunków.

Posłowie ci po powrocie na wyspę potwierdzili wiadomości, którym

Napoleon nie miał odwagi dać wiary. Zapewnili go zarazem, że zarówno wśród

ludności, jak i w armii panuje wrzenie, wszyscy zaś niezadowoleni, a tych

zliczyć niepodobna, zwracali z tęsknotą wzrok ku niemu, niczego więcej nie

pragnąc jak powrotu cesarza. Wybuch jest nieunikniony, Burbonowie zaś nie

potrafią już długo utrzymać się wobec ogólnej nienawiści, spowodowanej

brakiem doświadczenia i nieostrożnością ich rządu.

Nie miał już żadnych wątpliwości: tutaj groziło niebezpieczeństwo, tam zaś

background image

uśmiechała się nadzieja, tu - wieczysta niewola na skalistej wysepce wśród

oceanu, tam zaś - władztwo świata!

Napoleon, jak zwykle, zdecydował się błyskawicznie. W niespełna osiem

dni wszystko było postanowione. Chodziło jeszcze tylko o przygotowania do

olbrzymiego przedsięwzięcia bez wywołania podejrzeń angielskiego komisarza,

który od czasu do czasu odwiedzał Elbę i którego nadzorowi podlegał każdy

krok uczyniony przez cesarza.

Komisarzem tym był pułkownik Campbell, który towarzyszył cesarzowi w

podróży na Elbę. Do jego dyspozycji oddana była fregata angielska, którą stale

pływał z Portoferraio do Genui, z Genui do Livorno, z Livorno do Portoferraio.

Pobyt pułkownika w miasteczku trwał zazwyczaj 14 dni, podczas których

wstępował na ląd, ofiarując pozornie swe usługi cesarzowi.

Trzeba było także zmylić czujność tajnych agentów, którzy mogli znajdować

się na wyspie, odwrócić uwagę mieszkańców, krótko mówiąc doskonale

zamaskować swe zamiary.

W tym celu Napoleon polecił pilnie kontynuować rozpoczęte roboty,

wybudować nowe drogi, które postanowił poprowadzić wzdłuż wyspy, poprawić

drogę prowadzącą z Portoferraio do Portocongone, wreszcie z uwagi na brak

drzew na wyspie polecił sprowadzić z kontynentu znaczną liczbę morw i zasadzić

je po obu stronach gościńca. Z kolei przystąpił do dalszego przebudowania swego

pałacu w San Martino. We Włoszech zamówił rzeźby i wazy, zakupił drzewa

pomarańczowe i rzadkie rośliny. Jednym słowem starał się wywołać wrażenie,

że wszystkie wysiłki zwraca jedynie w tym kierunku, jak gdyby chodziło o

rezydencję, w której zamierza mieszkać przez długie lata.

Tymczasem zaś, kontynuując przygotowania swego planu, wysyłał często

dwumasztowiec „Inconstant”, który zastrzegł sobie na wyłączną własność, oraz

zakupiony przezeń mały stateczek „Etoile” na przejażdżki do Genui, Livorno,

Neapolu, nad wybrzeża afrykańskie, a nawet do Francji, by przyzwyczajać do

ich widoku angielskie i francuskie krążowniki. W istocie, okręty te pływały pod

background image

flagą Elby wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego bez najmniejszej przeszkody

z czyjejkolwiek strony. Tego właśnie chciał Napoleon.

Teraz zajął się poważnie przygotowaniami do podróży. Nocą polecił po

kryjomu załadować do „Inconstanta” wielką ilość broni i amunicji; polecił też

zreperować mundury, bieliznę i obuwie swej gwardii, zwołał żołnierzy polskich

znajdujących się w Portocongone i na małej wysepce Pianosa, gdzie trzymali

straż nad twierdzą, a wreszcie przyspieszył rekrutację i wyszkolenie batalionów

strzeleckich, do których przyjmował wyłącznie ludzi z Korsyki i Italii. Na

początku stycznia wszystko było przygotowane do wykorzystania pierwszej

pomyślnej okazji, którą by zwiastowały oczekiwane z Francji wiadomości.

Nareszcie wiadomości te nadeszły. Przywiózł je jeden z pułkowników

dawnej armii, który natychmiast wyjechał do Neapolu.

Nieszczęście chciało, że właśnie w tej chwili znajdował się w porcie

pułkownik Campbell ze swą fregatą. Napoleon musiał czekać, nie okazywał

jednak najmniejszej niecierpliwości i odnosił się do pułkownika ze zwykłą

uprzejmością aż do końca jego pobytu na wyspie. Wreszcie, po południu 24

lutego zameldował się pułkownik, by złożyć cesarzowi wyrazy uszanowania,

pożegnać się i odebrać zlecenia do Livorno. Napoleon odprowadził go do

bramy, służba zaś usłyszała następujące słowa, które cesarz skierował do

Campbella: „Bywaj pan zdrów, panie pułkowniku, życzę panu szczęśliwej

podróży. Do widzenia!”

Zaledwie pułkownik pożegnał się, Napoleon rozkazał wezwać do siebie

wielkiego marszałka, z którym zamknął się w pokoju na część dnia i nocy. O

godzinie 3 nad ranem cesarz ułożył się do snu, by już o świcie znowu być na

nogach.

Gdy tylko spojrzał w stronę portu, spostrzegł, że fregata angielska zamierza

odpłynąć. Od tej chwili, jakby magiczną siłą przykuty wzrokiem do żaglowca,

nie spuszczał zeń oka. Widział, jak rozpina jeden po drugim wszystkie żagle, jak

podnosi kotwicę, rusza z miejsca, jak wypływa z portu przy pomyślnym wietrze

background image

południowo-wschodnim i jak pod pełnymi żaglami steruje w stronę Livorno.

Następnie wyszedł z lunetą na taras, obserwując oddalające się okręty.

Około południa fregata wydawała się białym punktem na morzu, by o godzinie

pierwszej zupełnie zniknąć.

Natychmiast Napoleon wydał rozkazy. Jednym z najważ-niejszych

zarządzeń było zamknięcie wszystkich znajdujących się w porcie okrętów na

przeciąg trzech dni. Zarządzeniu temu, które zaraz wykonano, podlegały

również najmniejsze stateczki.

Ponieważ „Inconstant” i „Etoile” nie wystarczyły do trans-portu, wynajęto

trzy lub cztery okręty handlowe. Tego samego wieczoru dobito targu i okręty

były do dyspozycji cesarza.

W nocy z 25 na 26 lutego, z soboty na niedzielę, zwołał Napoleon swych

mężów zaufania i najbardziej poważanych mieszkańców wyspy, z których

utworzył rodzaj rady rządzącej. Pułkownik Gwardii Narodowej Capi mianowany

został komendantem wyspy. Mieszkańcom wyspy powierzył Napoleon obronę

kraju, oddając im też w opiekę swą matkę i siostrę.

Nie wyjawiając szczegółów swego planu, cesarz z góry zapewnił

zgromadzonych o powodzeniu; na wypadek wojny przyrzekł przysłać pomoc

dla obrony kraju i zapowiedział, by nie oddawali wyspy jakiejkolwiek obcej

władzy, chyba że na jego wyraźny rozkaz.

W południe zabrzmiały dźwięki marsza generalskiego.

O godzinie drugiej dano sygnał na zbiórkę. Teraz dopiero Napoleon

obwieścił dawnym towarzyszom broni, do jakich czynów są powołani. Kiedy

wymienił Francję, wyrażając nadzieję rychłego powrotu do ojczyzny, rozległ się

okrzyk uniesienia i zachwytu. Ze łzami w oczach wyłamują się żołnierze z

szeregów, padają sobie w ramiona, skaczą z radości, rzucają się cesarzowi do

stóp, jakby był Bogiem.

Płacząc łzami wzruszenia, obserwowały tę scenę z okien pałacu cesarzowa-

matka i księżniczka Paulina.

background image

O godzinie siódmej ukończono załadowanie okrętów. O godzinie ósmej

Napoleon wypłynął z portu na łodzi, w kilka zaś minut potem znalazł się na

pokładzie „Inconstanta”. W chwili gdy stopa cesarza dotknęła okrętu, rozległ się

strzał armatni. Był to sygnał wyjazdu.

Natychmiast niewielka flotylla rozpięła żagle, po czym pędzona świeżym

południowo-zachodnim wiatrem opuściła zatokę, kierując się na północny

zachód w pewnej odległości od wybrzeży włoskich. W tejże samej chwili, gdy

odpływał Napoleon, odpłynęli też wysłannicy cesarza do Neapolu i Mediolanu, a

jeden z wyższych oficerów popłynął na Korsykę, by wzniecić tam powstanie,

które by zapewniło cesarzowi schronienie na wypadek niepowodzenia we

Francji.

Nazajutrz po wyjeździe, o świcie, udali się wszyscy na pokład, by obejrzeć

drogę, którą przebyli w ciągu nocy. Jakież było jednak zdumienie, a zarazem

jaka zgroza ogarnęła wszystkich, gdy zauważono, że flotylla miała za sobą

najwyżej sześć mil. Zaledwie minęli Przylądek Świętego Andrzeja, wiatr zaczął

słabnąć, po czym na morzu nastąpiła rozpaczliwa cisza.

Gdy słońce rozjaśniło horyzont, po zachodniej stronie u brzegów Korsyki

ukazała się francuska flotylla, złożona z dwóch krążowników „Fleur de Lys” i

„Melpomene”.

Na ten widok wszystkich ogarnęła nieopisana trwoga, szczególnie wielka na

dwumasztowcu „Inconstant”, wiozącym cesarza. Sytuacja wydawała się tak

krytyczna i niebezpieczeństwo tak bliskie, że zaczęto rozważać, czy nie

należałoby raczej zawrócić do Portoferraio i czekać tam na pomyślny wiatr.

Cesarz jednak natychmiast położył kres debatom i niezdecydowaniu, wydając

rozkaz nieprzerywania jazdy, przewidywał bowiem, że cisza wkrótce ustanie. I

rzeczywiście, wiatr jak gdyby był mu uległy, zaczął dąć o godzinie 11, tak iż o

godzinie 4 znajdowano się na wysokości Livorno, między Capraja a Gorgone.

Teraz jednak flotyllę ogarnął nowy niepokój, poważniejszy jeszcze od

poprzedniego. Nagle odkryto na północy, w odległości 5 mil, fregatę, po chwili

background image

wynurzyła się druga u wybrzeży korsykańskich, na dobitek zaś zauważono w

oddali trzeci okręt wojenny, szybujący przy pomyślnym wietrze ku naszej

flotylli.

Teraz już nie można się było wahać, trzeba było natychmiast coś

zdecydować. Nadchodziła noc i można było pod osłoną ciemności wymknąć się

fregatom, okręt wojenny jednak zbliżał się coraz bardziej i można go było

rozpoznać - był to francuski dwumasztowiec. Pierwszą myślą, która opanowała

wszystkie umysły, było, iż plan został wykryty lub zdradzony i że ma się do

czynienia z przeważającymi siłami. Jedynie cesarz utrzymywał, że to czysty

przypadek sprowadził wszystkie trzy okręty, które nie mają zresztą z sobą nic

wspólnego i pozornie tylko czynią wrażenie, jakby miały wrogie zamiary.

Napoleon był święcie przekonany, że w ścisłej tajemnicy dokonana wyprawa

nie mogła tak prędko być wykryta, by do jej ścigania uruchomić całą eskadrę.

Mimo tego przekonania rozkazał otworzyć luki, postanawiając zarzucić haki

na okręt na wypadek napadu, wierzył bowiem, że przy pomocy swej załogi,

złożonej z weteranów, zajmie nieprzyjacielski dwumasztowiec, po czym będzie

mógł spokojnie płynąć dalej. Następnie zamierzał pod osłoną nocy ujść przed

pościgiem dalszych dwóch fregat. Wciąż jednak mając nadzieję, że przypadek

tylko połączył wszystkie trzy okręty, polecił wszystkim żołnierzom i tym

osobom, które mogłyby wzbudzić podejrzenie, udać się pod pokład.

Rozkaz ten zakomunikowano sygnałami reszcie flotylli. Po wykonaniu tego

zlecenia wyczekiwano na dalsze wypadki.

O godzinie 6 wieczorem oba okręty znalazły się w pobliżu, tak iż można już

było porozumieć się za pomocą tuby. Jakkolwiek noc szybko zapadła, można

było poznać francuski dwumasztowiec „Zefir”, płynący pod dowództwem

kapitana Andrieux, i przekonać się o jego pokojowych zamiarach.

Przepowiednie cesarza okazały się zatem trafne.

Kiedy oba dwumasztowce rozpoznały się wzajemnie, wymieniono

pozdrowienia wedle zwyczajów morskich, zamieniając też kilka słów. Obaj

background image

kapitanowie zapytali się nawzajem o cel podróży. Kapitan Andrieux

odpowiedział, iż płynie do Livorno. Odpowiedź „Inconstanta” brzmiała, że okręt

płynie do Genui i że chętnie zabierze zlecenia. Kapitan Andrieux dziękował i

zapytał z kolei, jak się wiedzie cesarzowi. Usłyszawszy to pytanie, Napoleon nie

mógł odmówić sobie przyjemności wzięcia udziału w tak interesującej rozmowie.

Wziął tedy tubę z ręki kapitana Chotarda i wykrzyknął w odpowiedzi:

„Doskonale!” Po wymianie tych informacji oba okręty ruszyły w dalszą drogę,

znikając w ciemnościach.

„Inconstant” płynął dalej pod pełnymi żaglami i przy pomyślnym wietrze,

tak iż już nazajutrz, 28 lutego osiągnięto przylądek korsykański. Tego też dnia

sygnalizowano ponownie okręt wojenny, uzbrojony w 74 działa, płynący na

pełnym morzu w kierunku Bastii. Wieść ta jednak nie wywołała już niepokoju.

Od pierwszej chwili przekonano się bowiem, że nie żywi on wrogich zamiarów.

Jeszcze przed opuszczeniem Elby Napoleon ułożył dwie odezwy. Gdy

jednak postanowił dać je do przepisania, nie umiał ich nikt, nie wyłączając

samego cesarza, odcyfrować. Rzucił je tedy do morza i podyktował natychmiast

dwie inne, z których jedna zwracała się do armii, druga zaś do narodu

francuskiego. Kto tylko umiał pisać, zamienił się w sekretarza, co tylko było

pod ręką, bębny, ławki, czaka, wszystko znalazło zastosowanie jako pulpity i

każdy przystąpił do pracy. Wśród tej pracy zauważono wybrzeża portu Antibes,

które powitane zostały okrzykami serdecznej radości.

STO DNI

Dnia 1 marca o godzinie 3 flotylla zarzuciła kotwicę w zatoce Juan; w dwie

godziny potem Napoleon zszedł na ląd. Rozłożono obóz w gaju oliwkowym, w

którym jeszcze teraz pokazują drzewo, pod którym spoczął cesarz. W tym

samym czasie wysłano do Antibes 25 grenadierów na czele z oficerem gwardii,

by pozyskać tamtejszy garnizon, uniesieni jednak zapałem, ruszyli oni do miasta

background image

z okrzykiem: „Niech żyje cesarz!”

Nic jeszcze nie wiedziano o wylądowaniu Napoleona, uważano tedy tych

ludzi za obłąkanych. Komendant polecił podnieść most zwodzony, owych zaś 25

walecznych znalazło się jakby w więzieniu.

Było to prawdziwe nieszczęście. Kilku oficerów doradzało Napoleonowi

pomaszerować do Antibes i zająć miasto siłą, by uniknąć złego wrażenia, jakie

mógłby wywrzeć opór tej miejscowości. Napoleon jednak odrzekł, że trzeba iść

wprost na Paryż, a nie na Antibes. Zamieniając zaś słowa w czyn, polecił zwinąć

obóz, gdy księżyc ukazał się na niebie.

Wśród nocy niewielka armia stanęła w Cannes, by już o godzinie 6 rano

pomaszerować przez Grasse, po czym zatrzymano się na wzgórzu wznoszącym

się nad miastem. Zaledwie dotarł tam Napoleon, otoczyli go mieszkańcy

okolicy, którzy już słyszeli o cudownym wylądowaniu cesarza. Napoleon

przyjął ich tak, jakby to uczynił w Tuileries, wysłuchiwał ich żalów, przyjmował

prośby, obiecując sprawiedliwość.

W Grasse Napoleon spodziewał się znaleźć gościniec, który polecił

zbudować w roku 1813, droga jednak nie była jeszcze gotowa. Zmuszony był

tedy pozostawić w mieście swój powóz oraz cztery niewielkie działa, zabrane z

Elby. Ruszono dalej w drogę przez pokrytą jeszcze śniegiem ścieżynę górską,

wieczorem zaś, po 20-godzinnym marszu, oddział zatrzymał się na nocleg we

wsi Cérénon. Dnia 3 marca Napoleon znalazł się w Barême, następnego dnia w

Digue, 5 marca zaś w Cap. W tym mieście zatrzymał się aż do wydrukowania

odezw, które po drodze rozdawano w tysiącach egzemplarzy.

Tymczasem cesarza trapiły poważne troski. Dotąd stykał się wyłącznie z

ludnością, której entuzjazm i zapał nie nastręczały żadnych wątpliwości. Ale nie

pokazał się jeszcze ani jeden żołnierz, żaden zorganizowany oddział nie

przyłączył się do niewielkiej armii cesarskiej, a przecież Napoleon spodziewał

się, iż osoba jego wywrze wpływ na pułki wysłane celem zwalczania go. Chwila

ta, wyczekiwana z taką trwogą, a zarazem tak gorąco upragniona, wreszcie

background image

nadeszła. Między Lamuse a Vizille natknął się generał Cambronne, maszerujący

w przedniej straży na czele 40 grenadierów, na wysłany z Grenoble batalion,

który miał rozkaz zamknąć drogę Napoleonowi. Dowódca oddziału wzbraniał

się uznać generała, ten zaś polecił zawiadomić cesarza.

Napoleon odbywał właśnie drogę w lichym wozie podróżnym, zakupionym

w Cap, gdy doszła go ta wiadomość. Natychmiast polecił przyprowadzić swego

konia, dosiadł go i galopem popędził na odległość niemal stu kroków do

żołnierzy, którzy stanęli jakby murem, zamykając drogę. Ani jeden okrzyk, ani

jedno pozdrowienie nie padło z szeregów na jego powitanie.

Nadeszła chwila, w której wszystko trzeba było rzucić na jedną kartę.

Miejsce, na którym znajdował się cesarz, nie pozwalało cofnąć się. Po lewej

stronie gościńca wznosiła się stroma góra, z prawej zaś rozpościerała się

niewielka, niespełna na 30 stóp szeroka łączka, odgraniczona wąwozem.

Naprzeciwko zaś stał w pogotowiu batalion, rozciągający się od wąwozu aż po

górę.

Napoleon zatrzymał się na małym wzniesieniu, w odległości 10 kroków od

strumyka przepływającego przez łąkę. Wtem zwraca się cesarz do generała

Bertranda i rzucając mu cugle swego konia woła: „Zawiodłem się w nadziejach,

a jednak naprzód!” Mówiąc te słowa, cesarz zsiada z konia, przechodzi przez

strumyk i kroczy wprost ku wciąż jeszcze nieruchomemu batalionowi. W

odległości 20 kroków zatrzymuje się w chwili, gdy dowodzący batalionem

adiutant generała Marchanda dobywa szabli, nakazując dać ognia. Napoleon

woła do żołnierzy: „Jakże to, przyjaciele moi, nie poznajecie mnie? Jestem

waszym cesarzem. Jeśli znajdzie się wśród was żołnierz, który chce zabić swego

generała, niechaj to uczyni. Oto stoję przed wami”. Zaledwie Napoleon

wypowiedział te słowa, gdy z ust wszystkich dobywa się gromki okrzyk: „Niech

żyje cesarz!” Po raz drugi adiutant daje komendę: „ognia!”, głos jego ginie

jednak wśród tysięcznych okrzyków.

W czasie gdy czterech polskich lansjerów ściga uciekającego adiutanta,

background image

rozpadają się szeregi żołnierzy, wszyscy rzucają się naprzód, otaczają

Napoleona, zrywają białą kokardę, przypinają trójkolorową. A wszystko to

wśród okrzyków radości i zachwytu, który wyciskał łzy z oczu dawnego ich

generała. Rychło jednak przypomina sobie Napoleon, że nie ma ani chwili do

stracenia. Komenderuje tedy pół obrotu w prawo, staje na czele kolumny i

maszeruje ku szczytowi góry, która wznosi się pod Vizille, mając przed sobą

generała Carbonne'a z jego 40 grenadierami, za sobą zaś batalion, który wysłany

został, by zamknąć mu drogę. Ze szczytu widzi Napoleon, jak w odległości pół

mili adiutant, wciąż jeszcze ścigany przez polskich lansjerów, którym umyka,

mając wypoczętego konia, dobiega wreszcie do miasta, znika, ukazując się po

chwili na drugim krańcu, by w końcu ujść pościgu drogą na przełaj, gdzie nie

mogą już biec za nim ich konie, półżywe ze zmęczenia. Tymczasem jednak ów

uciekający oficer i czterej ścigający go lansjerzy, mknąc jak strzała przez ulice

miasta, samym zjawieniem się zdradzili wszystko. Rano jeszcze widziano

adiutanta kroczącego na czele batalionu, a teraz uciekał sam jeden przed

pościgiem. A więc to prawda: Napoleon nadciąga, otaczany miłością ludu i

żołnierzy! Wszystkich ogarnia zachwyt i radość. Nagle ukazuje się pochód armii

napoleońskiej na pagórkach pod La Mure. Mężczyźni, kobiety, dzieci, wszyscy

wybiegają mu naprzeciw, całe miasto otacza cesarza, zanim jeszcze ukazuje się

u jego bram, gdy tymczasem wieśniacy schodzą z gór, a od skały do skały

rozbrzmiewa okrzyk: „Niech żyje cesarz!”.

Napoleon zarządza postój w Vizille. Jest to jednak miasto bez bramy, bez

murów, bez garnizonu. Trzeba zatem maszerować do Grenoble. Część ludności

towarzyszy cesarzowi. Po godzinie drogi do Vizille ukazuje się z daleka oficer w

galopie, cały okryty kurzem. Jak ów Grek pod Maratonem, oficer ten upadał

niemal ze zmęczenia, przyniósł też jednak obfite wiadomości.

Około godziny 2 po południu odmaszerował z Grenoble 7 pułk piechoty pod

dowództwem pułkownika Labédoyère, by wyruszyć przeciwko cesarzowi. Po

półgodzinnym marszu jednak pułkownik, jadący na koniu przed oddziałem,

background image

odwraca się nagle i nakazuje stanąć. Stanąwszy na podwyższeniu, by przez

wszystkich być widziany, dobywa orła i woła do żołnierzy: „Żołnierze! Spójrzcie

na ten sławą okryty znak, który za naszych nieśmiertelnych dni szedł przed

wami. On, który nas tyle razy wiódł do zwycięstwa, zbliża się teraz, by pomścić

nasze upokorzenia, nasze nieszczęścia. Nadeszła chwila, abyśmy schronili się

pod jego sztandar, który nie przestał być naszym. Kto mnie kocha, niechaj za

mną pójdzie! Niech żyje cesarz!” - Cały pułk poszedł za nim. Ów oficer, chcąc

być pierwszym, który wieść tę przyniesie cesarzowi, popędził naprzód, a cały

pułk szedł za nim piechotą.

Napoleon popędza konia, ruszając w dalszą drogę. W ślad za nim rusza

krokiem szturmowym jego niewielka armia, wśród donośnych okrzyków. Ze

szczytu jednego z pagórków widzi cesarz pułk Labédoyèra, posuwający się

pospiesznie naprzód. Gdy tylko żołnierze spostrzegli Napoleona, rozbrzmiewa

okrzyk: „Niech żyje cesarz!” Napoleon rzuca się w sam środek przybywających

oddziałów. Labédoyère zaś zeskakuje z konia, by rzucić się cesarzowi do kolan.

Cesarz bierze go w ramiona, przyciska do piersi, mówiąc: „Pułkowniku, pan

wprowadzisz mnie na tron Francji!” Labédoyère nie posiada się z radości. Ten

uścisk cesarza przypłaci życiem, ale mniejsza o to! Minęły stulecia, gdy dane

było usłyszeć takie słowa.

Natychmiast ruszono w dalszą drogę. Napoleon bowiem nie może spocząć,

nim nie znajdzie się w Grenoble. Miasto to ma załogę, która - jak wieść niesie -

zamierza stawić opór. Cesarz zachowuje się wprawdzie, jak gdyby w to wierzył,

rozkazuje jednak maszerować na miasto.

O godzinie 8 wieczorem Napoleon znalazł się pod murami Grenoble. Marsz

oddziałów cesarskich dokonał się tak błyskawicznie, że ubiegł wszystkie

zarządzenia. Nie zdążono nawet ściągnąć mostów zwodzonych. Zamknięto

tylko bramy, komendant zaś wzbraniał się je otworzyć.

Napoleon widzi, że chwila wahania może wszystko zepsuć. Noc pozbawia

go magicznego uroku jego obecności; zapewne oczy wszystkich żołnierzy

background image

stojących na wałach szukają go, nikt go jednak nie widzi. Poleca tedy

pułkownikowi Labédoyère przemówić do żołnierzy. Pułkownik, stanąwszy na

wzniesieniu, zawołał donośnym głosem:

- Żołnierze! Przynosimy wam z powrotem bohatera, z którym szliście w tylu

bitwach. Waszą rzeczą jest przyjąć go i wraz z nami wznieść okrzyk bojowy

zwycięzców Europy: „Niech żyje cesarz!”

W rzeczy samej ten magiczny okrzyk podejmują nie tylko żołnierze na

wałach, ale także ludność we wszystkich częściach miasta. Wszyscy spieszą do

bram miejskich, te jednak są zamknięte, a klucze ma komendant. Tymczasem

żołnierze towarzyszący Napoleonowi podeszli bliżej, nawiązując rozmowę

z załogą twierdzy. Tamci odpowiadają, ludzie podają sobie ręce poprzez kraty,

bram jednak nikt nie otwiera. Napoleon zgrzyta zębami z niecierpliwości, w

której nie brak obawy. Nagle rozbrzmiewa okrzyk: „Miejsca! Miejsca!” To

ludność przedmieścia Très-Cloitre przybyła uzbrojona w drągi, by wyłamać

bramy. Każdy z nich staje w szeregu, przystępują do dzieła heble, trzeszczą

zasuwy, a wreszcie padają. Sześć tysięcy ludzi wkracza natychmiast do miasta.

To już nie entuzjazm, lecz szał i opętanie ogarnęło ludzi. Ludzie rzucają się

na Napoleona, jakby go chcieli rozedrzeć w kawałki. W okamgnieniu porwano

cesarza z końca wśród oznak powszechnej radości, uniesiono go w górę na

ramionach. Nigdy jeszcze w żadnej bitwie cesarz nie był narażony na takie

niebezpieczeństwo. Wszyscy drżą o niego, tylko on sam rozumie, że fala, która

go unosi jest miłością.

Napoleon zatrzymuje się w hotelu. Nadchodzi sztab generalny. Zaledwie

zdążono trochę odpocząć, gdy rozlega się nowa wrzawa. Tym razem są to

mieszkańcy śródmieścia; ponieważ nie mogli przynieść Napoleonowi kluczy do

bram miasta, przynoszą całe bramy.

Zapada noc, która zamienia się w nieustające święto. Żołnierze, mieszczanie

i chłopi bratają się z sobą. Napoleon natychmiast poleca drukować odezwy,

które nazajutrz roznoszone są po całym mieście. Z miasta wyruszają gońcy,

background image

którzy roznoszą je wraz z wiadomością o zajęciu stolicy Delfinatu. Dopiero w

Grenoble Napoleon uświadamia sobie z całą pewnością, iż dotrze do Paryża.

Nazajutrz zjawia się duchowieństwo, sztab generalny, władze sądowe,

miejskie oraz wojskowe, by złożyć hołd cesarzowi. Po ukończeniu audiencji

Napoleon odbywa przegląd załogi, liczącej 6 000 ludzi, po czym pospiesznie

wyrusza na Lyon.

Następnego dnia cesarz podpisuje trzy dekrety, w których obwieszcza, iż

przejmuje ponownie władzę cesarską, po czym rusza w dalszą drogę, nocując w

Bourgoin. Coraz liczniejsze są tłumy otaczające oddziały napoleońskie, coraz

większy jest zapał i entuzjazm.

Na drodze z Bourgoin do Lyonu Napoleon dowiaduje się, że książę

orleański, hrabia d'Artois i marszałek Macdonald zamierzają bronić miasta i

noszą się z zamiarem wysadzenia dwóch mostów: Morand i la Guillotière.

Cesarz śmieje się z tych przygotowań, którym nie daje wiary, znając patriotyzm

lyończyków. Czwarty pułk huzarów otrzymuje rozkaz podejścia aż pod la

Guillotière. Huzarzy powitani zostali okrzykiem: „Niech żyje cesarz!”, okrzyk

ten dochodzi do uszu Napoleona. Natychmiast pędzi galopem i zjawia się sam

wśród ludności w chwili, gdy go najmniej oczekiwano. Obecność jego sprawia,

że radość tłumów zamienia się w zachwyt i entuzjazm.

W tej samej chwili żołnierze obu stron rzucają się na barykady, które

wspólnymi siłami burzą, by już po upływie kwadransa paść sobie w ramiona.

Książę Orleanu i generał Macdonald zmuszeni są do odwrotu, opuszczony zaś

przez wszystkich hrabia d'Artois rzuca się do ucieczki, mając u swego boku

zaledwie jednego rojalistę.

O godzinie 8 wieczorem cesarz wkracza do drugiej stolicy królestwa.

Z Lyonu Napoleon pojechał do Mâcon. Entuzjazm ludności wzrastał z każdą

chwilą. Już nie poszczególne jednostki, lecz same władze witały go u bram

miejskich. Dnia 17 marca w Auxerre złożył pokłon cesarzowi miejscowy

prefekt, pierwszy wyższy dygnitarz, który odważył się na ten krok.

background image

Wieczorem tego samego dnia zameldował się marszałek Ney. Przybył,

zawstydzony z powodu chłodnego stanowiska zajętego w roku 1814 i przysięgi

wierności złożonej Ludwikowi XVIII, by uprosić sobie miejsce w szeregach

grenadierów. Napoleon objął go, nazwał najwaleczniejszym z walecznych i

wszystko poszło w niepamięć.

Znów był to uścisk przypłacony życiem.

Dnia 20 marca Napoleon przybył do Fontainebleau. Pałac ten wzbudzał

smutne wspomnienia, w jednej bowiem z komnat pragnął się pozbawić życia, w

innej zaś rzeczywiście pozbawiony został cesarstwa. Na chwilę tylko zatrzymał

się w pałacu, po czym ruszył w dalszym triumfalnym pochodzie do Paryża.

Wieczorem o godzinie pół do dziewiątej wkroczył cesarz na dziedziniec

Tuileries. I tutaj, podobnie jak w Grenoble, rzucono mu się naprzeciw, tysiące

ramion otwarło się na powitanie, chwyciło go w objęcia, jedni drugim

wydzierali sobie cesarza, a wszystko pośród gorączkowych okrzyków radości.

Tłum jest tak olbrzymi, że nie sposób go opanować, jest on jak potok górski,

którego niepodobna powstrzymać w biegu. Cesarz może zaledwie wypowiedzieć

słowa: „Przyjaciele, dusicie mnie!”

W komnatach pałacu Napoleon zastaje innego rodzaju tłum, wyzłocony,

pełen uszanowania, tłum dworaków, generałów, marszałków. Ci nie duszą

Napoleona, lecz pochylają przed nim czoła.

- Panowie - rzecze do nich cesarz - ludzie pełni poświęcenia sprowadzili

mnie do stolicy, wszystko jest dziełem podporuczników i żołnierzy, wszystko

zawdzięczam ludowi i armii.

Jeszcze tej samej nocy Napoleon zajął się reorganizacją najwyższych władz

państwowych, tworząc przede wszystkim nowy rząd.

Z końcem marca można było przypuszczać, że dynastia Burbonów nigdy nie

istniała, całemu narodowi zaś zdawało się, że śnił. W rzeczy samej jednego dnia

została zakończona rewolucja, która nie kosztowała ani kropli krwi, i nikt nie

mógł tym razem zarzucić Napoleonowi śmierci ojca, brata lub przyjaciela. Jedyną

background image

widoczną zmianą był kolor chorągwi powiewających nad naszymi miastami i

okrzyk: „Niech żyje cesarz!”, rozbrzmiewający od jednego do drugiego końca

Francji.

Napoleon badawczym spojrzeniem ogarnia sytuację.

Dwie drogi stoją przed nim otworem. Może albo wszystkie wysiłki

skierować ku utrwaleniu pokoju, zbrojąc się przy tym do wojny, albo też może

rozpocząć wojnę jednym z owych niespodziewanych poruszeń, jednym z owych

nagłych, piorunujących uderzeń, które uczyniły go gromowładnym Jowiszem

Europy.

Każda z tych dróg ma swe złe strony.

Wszystkie wysiłki skierować ku utrwaleniu pokoju - znaczyłoby dać koalicji

czas na pozbieranie sił. Gdy nieprzyjaciele porównali swoje siły z naszymi,

przekonali się, że mają tyle armii, ile my mamy dywizji. Znowu więc

pozostajemy w stosunku jeden do pięciu. A jednak już i tak nieraz się

zwyciężało!

Rozpocząć wojnę - znaczyłoby znowu przyznać słuszność tym, którzy

utrzymują, że Napoleon nie chce pokoju. Poza tym cesarz rozporządza tylko 40

000 ludzi. Armia ta wystarczyłaby wprawdzie do odzyskana Belgii i wkroczenia

do Brukseli, tu jednak znalazłby się otoczony pierścieniem twierdz, które by

musiał zdobywać. W dodatku w Wandei powstało wrzenie, książę d'Angoulême

maszerował na Lyon, marsylianie zaś na Grenoble. Trzeba więc było póki czas

uśmierzyć pożar tlejący w samym wnętrzu Francji, zagrażający wydaniem

całego kraju w ręce nieprzyjaciół.

Napoleon decyduje się tedy obrać pierwszą z wymienionych dróg. Pokój,

który odrzucił w roku 1814 w Châtillon, gdy wojska nieprzyjacielskie

wkroczyły do Francji, może teraz, po powrocie z Elby, zostać przyjęty.

Zatrzymać można się dopóty, dopóki idzie się w górę, nigdy jednak gdy spada

się w dół.

Aby okazać narodowi swą dobrą wolę, Napoleon wystosowuje pismo

background image

okrężne do wszystkich monarchów europejskich. Pismo to, proponujące

zawarcie pokoju na zasadzie bezwarunkowego poszanowania niepodległości

innych narodów, zastało władców Europy na najlepszej drodze do podziału

Europy między siebie. W tym wielkim frymarczeniu ludźmi, w tym jawnym

handlu duszami Europy, Rosja zagarnia Księstwo Warszawskie, Prusy

pochłaniają część królestwa Saksonii, część Polski, Westfalii, Frankonii,

spodziewając się, niby niezmierzony wąż, którego ogon dotyka Kłajpedy,

wydłużyć łeb swój do lewego brzegu Renu aż po Thionville. Austria znów chce

mieć Włochy oraz to wszystko, co jej dwugłowy orzeł upuścił ze szponów na

zasadzie traktatów w Luneville, Preszburgu i Wiedniu. Każde wielkie mocarstwo

pragnie mieć dla siebie małe królestwo, jak marmurowy lew, dźwigający kulę w

łapach. Rosja domaga się Polski, Prusy Saksonii, Hiszpania Portugalii, Austria

żąda Italii, Anglia wreszcie domaga się Holandii i Hanoweru.

Jak widzimy zatem, pora była nieodpowiednia. Inicjatywa cesarza

odniosłaby może skutek, gdyby kongres się jeszcze nie zebrał i rokowania

mogłyby być prowadzone z każdym z monarchów z osobna. Ponieważ jednak

wszyscy znajdowali się przy jednym stole, mogąc sobie nawzajem patrzeć w

twarz, wzięła w nich górę miłość własna i Napoleon nie otrzymał odpowiedzi.

Milczenie to nie zdziwiło cesarza. Przewidział je z góry, nie tracąc ani chwili

w zbrojeniu się do wojny. Im dokładniej jednak badał swe zasoby wojenne, tym

czuł się szczęśliwszy. Nie uległ pierwszemu impulsowi. We Francji bowiem

wszystko było rozluźnione, zaledwie pozostało jądro armii. Co się tyczy

materiału wojennego, amunicji, broni i armat, wszystko jakby gdzieś się

ulotniło.

Od trzech miesięcy Napoleon pracował po 16 godzin na dobę. Na jego

rozkaz Francja pokryła się fabrykami, warsztatami i odlewniami, zbrojmistrze

zaś w samej stolicy dostarczali do 3 000 karabinów w ciągu doby, podczas gdy w

tym samym czasie krawcy sporządzali 1 500 - 1 800 mundurów. Armia zostaje

powiększona i zreorganizowana. Generał inżynierii Haxo otrzymuje zlecenie

background image

ufortyfikowania Paryża.

Gdyby koalicja zostawiła nam czas do 1 czerwca, podniósłby się stan

efektywny naszej armii z 200 000 do 414 000 ludzi, do 1 września nie tylko stan

ten byłby podwojony, ale z każdego miasta, aż do centrum Francji, zrobiono by

twierdzę.

Nie ma ani chwili do stracenia. Koalicja, spierająca się o Saksonię i Kraków,

stanęła z bronią na ramieniu, z płonącym lontem. Cztery rozkazy padają i

Europa ponownie rozpoczyna pochód przeciwko Francji.

Wellington i Blücher zgromadzili 220 000 ludzi między Leodium a Courtrai.

Wojska badeńskie, bawarskie i wirtemberskie spieszą do Palatynatu i

Schwarzwaldu. Austriacy zbliżają się w pospiesznych marszach, by z nimi się

połączyć. Moskale nadciągają z Polski przez Frankonię i ziemię saską, znajdą się

więc najpóźniej za dwa miesiące nad brzegami Renu. 900 000 ludzi stanęło pod

bronią, 300 000 pójdzie za nimi. Koalicja posiadła tajemnicę Kadmusa, na jej

wezwanie armie wyłaniają się spod ziemi.

W miarę skupiania się sił nieprzyjacielskich Napoleon odczuwa konieczność

oparcia się na tym ludzie, który opuścił go w roku 1814. Na chwilę waha się,

czy nie powinien złożyć korony cesarskiej i sięgnąć po miecz pierwszego

konsula. Urodzony jednak w wirze rewolucji, Napoleon obawia się wzburzenia

ludu, którego nic poskromić nie zdoła. Naród uskarżał się na brak wolności,

pragnie tedy dać dodatkowe ustawy do konstytucji cesarstwa. W roku 1790

miała Francja federację, niechaj rok 1815 przyniesie jej „pole majowe”, może

tym da się zaspokoić jej pęd ku wolności. Napoleon odbywa przegląd wojsk

sfederowanych, po czym u stóp ołtarza na Polu Marsowym składa uroczystą

przysięgę wierności na nową konstytucję. Tego samego dnia otwiera parlament.

Ale niedługo potem, uwolniwszy się od tej komedii politycznej, którą

rozgrywa z uczuciem niechęci, podejmuje swą prawdziwą rolę i staje się znów

generałem. Do rozpoczęcia kampanii rozporządza 180 000 ludzi. Co ma począć?

Czy wyjść naprzeciw wojskom angielsko-pruskim, by spotkać się z nimi pod

background image

Brukselą lub Namur? Czy też ma oczekiwać sprzymierzonych pod murami

Paryża lub Lyonu? Czy ma być Hannibalem czy też Fabiuszem?

Jeśli będzie oczekiwać sprzymierzonych, zyska czas wolny do sierpnia, aż

do chwili ukończenia rekrutacji i zbrojeń oraz przygotowania całego materiału

wojennego. Mógłby wówczas przy pomocy wszystkich środków zwalczać

armię, osłabioną przez korpusy obserwacyjne, które zmuszona będzie pozostawić

na tyłach. Ale połowa Francji, która znalazłaby się wtedy w ręku wroga, nie

pojęłaby roztropności tego kroku. Można bowiem odgrywać rolę Fabiusza, jeśli

się jest jak Aleksander Wielki w posiadaniu siódmej części kuli ziemskiej, lub

też jeśli się porusza jak Wellington na terytorium obcego państwa. Poza tym nie

leży w genialnej naturze cesarza tak długo zwlekać.

Z drugiej strony Napoleon spodziewa się przez szybki atak na Belgię

wprowadzić w prawdziwe osłupienie nieprzyjaciela, który przypuszcza, że nie

jesteśmy zdolni do wyruszenia w pole. Można by w ten sposób rozgromić i w

puch rozbić armię Wellingtona i Blüchera, zanim reszta koalicji przyłączy się do

nich.Tym samym wpadłaby w jego ręce Bruksela, na wybrzeżach Renu

chwycono by za broń, we Włoszech, Polsce i Saksonii wybuchłyby powstania i

w ten sposób od razu z początkiem kampanii zręcznie dokonane uderzenie

mogłoby rozbić całą koalicję.

Co prawda, w przypadku niepowodzenia nieprzyjaciel wkroczyłby do

Francji już z początkiem lipca, to znaczy o dwa miesiące wcześniej, aniżeli sam

tego by pragnął, ale czyż może Napoleon, po triumfalnym pochodzie z zatoki

Juan do Paryża, wątpić w waleczność swej armii, z góry przewidywać klęskę?

Czwartą część armii, liczącej 180 000 ludzi, Napoleon musi przeznaczyć do

obsadzenia Bordeaux, Tuluzy, Chambéry, Belfortu i Strasburga oraz by

utrzymać w ryzach Wandeę, ten odwieczny wrzód polityczny, źle wycięty przez

Hoche'a i Klébera. W ten sposób pozostaje cesarzowi tylko 125 000 ludzi.

Wprawdzie ma przeciwko sobie 200 000 nieprzyjaciół, gdyby jednak poczekał

jeszcze pół roku, miałby na karku całą Europę. Dnia 12 czerwca Napoleon

background image

opuszcza Paryż, w dwa dni potem zaś przenosi do Beaumont swoją kwaterę

główną.

Wieczorem 14 czerwca Napoleon podchodzi na odległość dwóch godzin od

pozycji nieprzyjacielskich, podczas gdy nieprzyjacielowi nie śni się jeszcze o

jego marszu. Cesarz spędza noc pochylony nad mapą okolicy w otoczeniu

szpiegów, informujących go dokładnie o stanowiskach poszczególnych

oddziałów nieprzyjacielskich. Po szczegółowym rozpatrzeniu ich dyslokacji

cesarz z wrodzoną bystrością oblicza, iż przy nadmiernym rozciągnięciu pozycji,

co najmniej trzy dni będą potrzebne nieprzyjacielowi na połączenie się. Jeśli

zaatakuje z nagła i niespodzianie, będzie mógł oderwać od siebie obie armie i

pojedynczo je rozgromić. Przede wszystkim tedy ściąga w jeden korpus 20 000

konnicy; szable jej mają za zadanie rozciąć na pół węża, którego oddzielne

części natychmiast pragnie zdeptać.

Gdy plan bitwy został nakreślony, Napoleon wydaje dalsze rozkazy, po czym

dalej zajmuje się badaniem terenu i wypytywaniem szpiegów. Wszystko umacnia

go w przekonaniu, że pozycje nieprzyjacielskie są mu doskonale znane,

nieprzyjaciel natomiast nie ma najmniejszego wyobrażenia o rozmieszczeniu

naszych wojsk. Wtem nadjeżdża galopem adiutant generała Gérarda przynosząc

wiadomość, iż generał-porucznik Bourmont oraz pułkownicy Clouet i Villoutrey

z czwartego korpusu przeszli na stronę wroga. Napoleon przyjmuje tę

wiadomość ze spokojem człowieka przywykłego do zdrady podwładnych, po

czym zwraca się do stojącego obok marszałka Neya ze słowami:

- No i cóż, marszałku, słyszał pan? To pański protegowany, o którym słyszeć

nie chciałem, a za którego pan mi ręczył. Przyjąłem go jedynie przez wzgląd na

pana. Teraz przeszedł do nieprzyjaciół!

- Sire - odparł marszałek - proszę mi wybaczyć, uważałem go jednak za tak

oddanego, iż przysiągłbym zań tak jak za samego siebie.

- Panie marszałku - rzecze Napoleon, wstając z miejsca i kładąc Neyowi dłoń

na ramieniu - kto jest niebieski, zostaje niebieski, a kto jest biały, pozostaje

background image

biały!

Następnie siada z powrotem, by natychmiast dokonać zmian planu

koniecznych wskutek tej zdrady.

Jeszcze tego samego wieczoru cała armia francuska przekracza Sambrę.

Wojska Blüchera cofają się do Fleurus, pozostawiając między sobą a armią

angielsko-holenderską wyłom na przestrzeni czterech godzin marszu.

Napoleon dostrzega ten błąd taktyczny i spieszy z wyko-rzystaniem go. Ney

otrzymuje od cesarza ustny rozkaz wyruszenia na czele 42 000 ludzi szosą

brukselską do Charleroi. Zatrzymać się ma dopiero w Quatre-Bras, ważnym

węzłowym punkcie na skrzyżowaniu dróg z Brukseli, Nivelle, Charleroi i

Namur. Tam też ma zamknąć drogę Anglikom, podczas gdy on sam z resztą

armii w sile 72 000 ludzi pobije Prusaków. Marszałek Ney natychmiast wyrusza

w drogę.

Przypuszczając, że rozkazy jego zostały wykonane, Napoleon rozpoczyna

rankiem 16 czerwca pochód i napotyka na armię pruską, uformowaną w

ordynku bojowym między Saint-Amand i Sombreffe. Pozycja nieprzyjaciela jest

wysoce nieodpowiednia, prawe bowiem skrzydło odsłania Neyowi, który o tej

porze, stosownie do otrzymanego rozkazu, powinien znaleźć się w Quatre-Bras,

czyli w odległości dwóch godzin marszu od tyłów nieprzyjacielskich. Polegając

na tym, Napoleon wydaje dalsze zarządzenia. Ustawia armię równolegle do

armii Blüchera, by zaatakować ją z przodu, a zarazem posyła zaufanego oficera

do Neya z rozkazem, by pozostawił w Quatre-Bras korpus obserwacyjny, sam

zaś pospiesznie skierował się na miejscowość Bry, by uderzyć na tyły pruskie.

W tej samej chwili wybiega inny oficer, by zatrzymać w Villers-Perruin korpus

hrabiego d'Erlona, stanowiący tylną straż. Korpus ten ma się odwrócić i

pomaszerować również do Bry. Nowe zarządzenie przyspiesza sprawę o

godzinę, wzmacniając w dwójnasób szanse udania się manewru. Jeśli bowiem

jeden się nie zjawi, przybędzie niezawodnie drugi, gdyby zaś obaj stosownie do

rozkazu przybyli po sobie do Bry, wówczas cała armia pruska musiałaby zostać

background image

rozbita. Pierwsze strzały armatnie, które usłyszy Napoleon od strony Bry lub

Vagnelée, mają być hasłem do ataku dla całego frontu. Wydawszy wszystkie

zarządzenia, cesarz zatrzymuje się i czeka.

Czas upływa, nic jednak nie słychać. Dwie, trzy, cztery popołudniowe

godziny mijają i wciąż ta sama cisza. Dzień jednak zbyt jest kosztowny, by go

można było tracić. Jutro już nieprzyjaciele mogą połączyć się, a wówczas cesarz

musiałby opracować nowy plan, by odzyskać szczęśliwą szansę. Daje tedy

rozkaz do ataku. Jakkolwiek bądź, Prusacy, zajęci bitwą, odwrócą uwagę od

Neya, który bez wątpienia zjawi się przy pierwszym strzale armatnim.

Napoleon rozpoczyna walkę ogólnym atakiem na linię nieprzyjacielską. Bój

toczy się już dwie godziny, a wciąż jeszcze nie ma żadnej wieści ani od Neya, ani

od Erlona. Cesarz musi więc sam próbować zwycięstwa. Noc jednak zapada i

cała armia Blüchera maszeruje przez Bry, która to miejscowość miała być

obsadzona przez Neya na czele 20 000 ludzi. Mimo to bitwa jest wygrana: 40

dział wpada w nasze ręce, 20 000 ludzi spośród wojsk nieprzyjacielskich

niezdolnych jest do dalszej walki, armia pruska zaś znajduje się w takim

nieładzie, że o północy jej generałowie mogą skupić zaledwie 30 000 ludzi, choć

pierwotnie składała się z 70 000 żołnierzy. Sam Blücher spadł z konia w czasie

bitwy i bardzo potłuczony uciekł pod osłoną ciemności na koniu jednego ze

swych dragonów.

Wśród nocy nadchodzi wreszcie wiadomość od Neya. Okazuje się, że

powtarzają się błędy popełnione w roku 1814. Zamiast wyruszyć o świcie, jak

brzmi rozkaz, na słabo przez Prusaków obsadzoną miejscowość Quatre-Bras i

zająć ją, Ney wyruszył dopiero w południe z Gosselies, tak że w Quatre-Bras,

które tymczasem oznaczył Wellington jako punkt zborny dla wciąż

nadciągających korpusów, zastał marszałek 30 000 zamiast 10 000

nieprzyjaciół. A jednak Ney nie zawahał się rozpocząć ataku, tym bardziej że

przypuszczał, iż ma za sobą 20-tysięczną armię Erlona. Jakież było jego

zdumienie, gdy przekonał się, że korpus, na który liczył, nie przyszedł mu z

background image

pomocą. Rzuca się tedy z furią na nieprzyjaciela. W tej samej chwili jednak

nadchodzą nieprzyjacielskie posiłki w sile 12 000 ludzi pod Wellingtonem i Ney

zmuszony zostaje do odwrotu.

Jakkolwiek zwycięstwo odniesione przez nas nie przyniosło rozstrzygnięcia,

to jednak mimo wszystko było to zwycięstwo. Armia pruska, znajdująca się w

ustawicznym odwrocie, zboczyła na lewo, odsłaniając tym samym armię

angielską, która teraz najbardziej wysunęła się naprzód. By zapobiec połączeniu

się obu armii, Napoleon wysyła generała Grouchy z 34 000 ludzi z rozkazem

ścigania Prusaków aż do chwili, gdy zatrzymają się. Grouchy jednak popełnia ten

sam błąd, który popełnił Ney; w księdze przeznaczeń jednak zapisane było, że

skutki tego błędu mają być daleko straszliwsze.

Tymczasem zapada noc. Wszyscy zdają sobie sprawę, iż nadeszła wigilia

owej bitwy pod Zamą, nie wiadomo tylko, kto będzie Scypionem, a kto

Hannibalem.

Nazajutrz rano, gdy wszyscy znajdują się na pozycji, oczekując tylko rozkazu

wymarszu, Napoleon objeżdża galopem nasze linie. Wszędzie gdzie ukazuje się

cesarz, witają go dźwięki muzyki i radosne okrzyki żołnierzy. Jest to zwyczaj

nadający każdemu rozpoczęciu bitwy uroczysty charakter, w przeciwieństwie do

sztywnego chłodu armii nieprzyjacielskich, gdzie komenderujący generał rzadko

cieszy się takim zaufaniem i sympatią, by wywołać entuzjazm. Z lunetą w ręku,

wsparty o drzewo, pośród żołnierzy ustawionych w szyku bojowym, obserwuje

Wellington tę wzruszającą scenę, rozgrywającą się wśród armii, która przysięga

zwyciężyć lub umrzeć.

Napoleon wraca i staje na wzniesieniu pod Rossomme, skąd ogarnia

wzrokiem cały plac boju. Rozlegają się jeszcze za nim echa okrzyków i dźwięki

muzyki, gdy nagle zapada cisza, unosząca się zazwyczaj nad dwiema armiami

kroczącymi do boju.

Rychło jednak ciszę tę przerywa huk ognia karabinowego, rozlegający się z

naszego skrajnego skrzydła. To flankierzy Hieronima rozpoczynają bitwę, by

background image

zwabić w tę stronę Anglików.

W chwili gdy Napoleon obserwuje pierwsze poruszenia na polu bitwy,

nadjeżdża pędem adiutant marszałka Neya, który miał przeprowadzić środkowy

atak na folwark Belle-Alliance, na szosie brukselskiej, z doniesieniem, iż

wszystko jest gotowe i marszałek czeka na sygnał. W istocie, Napoleon widzi

przed sobą masy wojsk przeznaczonych do tego ataku i już zamierza dać znak na

rozpoczęcie, gdy naraz, ogarniając raz jeszcze spojrzeniem całe pole bitwy,

dostrzega we mgle jakby chmurę zbliżającą się od strony Saint-Lambert. W

okamgnieniu zwracają się w tym kierunku wszystkie lunety sztabu generalnego.

Kilku oficerów twierdzi, że to drzewa, inni utrzymują, że ludzie. Napoleon

pierwszy rozpoznaje kolumnę marszową. Ale czy to Grouchy, czy też Blücher?

Tego nikt nie wie. Marszałek Soult wyraża pogląd, że to Grouchy, natomiast

Napoleon wątpi w to, pełen złowrogiego przeczucia. Wzywa tedy generała

Domona, polecając mu wyruszyć ze swym dywizjonem lekkiej kawalerii i czym

prędzej nawiązać kontakt z nadciągającym korpusem. Jeśli to Grouchy, ma się z

nim połączyć, jeśli to zaś przednia straż Blüchera, zadaniem jego jest zamknąć

jej dalszą drogę. Zaledwie rozkaz został wykonany, jeden z oficerów

przyprowadza przed oblicze cesarza schwytanego pruskiego huzara, u którego

znaleziono list generała Bülowa, zawiadamiający Wellingtona o swym

przybyciu i żądający dalszych rozkazów. Teraz już nie ma wątpliwości co do

nadciągającej armii. Jeniec podał także kilka innych wiadomości, którym cesarz

musi dać wiarę, mimo iż brzmią nieprawdopodobnie. Podał mianowicie, że trzy

korpusy armii prusko-saskiej stoją jeszcze pod Wavre, gdzie zupełnie ich

Grouchy nie niepokoił. Żaden Francuz nie stoi przed tą miejscowością, patrol z

pułku jeńca wysunął się bowiem właśnie tej nocy na dwie godziny przed Wavre,

nie napotykając w drodze na nikogo.

Napoleon zwraca się do marszałka Soulta ze słowami: „Dziś rano szanse

nasze stały jeszcze na dziewięćdziesiąt, wskutek zjawienia się Bülowa tracimy

trzydzieści. Wciąż jednak mamy jeszcze sześćdziesiąt przeciwko czterdziestu, a

background image

jeśli Grouchy naprawi swój wczorajszy błąd i przyśle błyskawicznie oddział,

zwycięstwo będzie zdecydowane; korpus Bülowa zostanie stracony”.

Na krańcach prawego skrzydła uszeregowali się Prusacy Bülowa,

wyruszający teraz do boju prostopadle do naszych wojsk. 30 000 ludzi i 60 dział

wyrusza przeciwko dywizjom generałów Domona, Subervica i Lobau. Tutaj

więc grozi chwilowo największe niebezpieczeństwo, które wzrasta jeszcze po

nadejściu owych raportów. Patrole generała Domona wróciły, nie zauważywszy

nigdzie marszałka Grouchy'ego. Wkrótce nadchodzi depesza od samego

marszałka. Okazuje się, że zamiast o świcie wyruszył z Gembloux dopiero o

godzinie pół do dziesiątej. Teraz zaś jest godzina pół do piątej po południu i od

pięciu godzin trwa już ogień artylerii. Napoleon spodziewa się jeszcze, że

Grouchy, posłuszny pierwszemu przykazaniu wojennemu, pójdzie w ślad za

kanonadą. O godzinie pół do ósmej mógłby zjawić się na pobojowisku.

Do tego czasu zaś trzeba zdwoić wysiłki, przede wszystkim zaś powstrzymać

pochód 30-tysięcznej armii Bülowa, która znajdzie się, gdy Grouchy nareszcie

się zjawi, w krzyżowym ogniu.

Napoleon rozkazuje generałowi Duhesme, dowodzącemu obu dywizjami

młodej gwardii, wyruszyć na Planchenoit, dokąd pod naporem Prusaków cofa

się Lobau. Duhesme bierze 8 000 ludzi i 24 armaty; ustawiają się baterie

rozpoczynając ogień w chwili, gdy artyleria pruska ostrzeliwuje szosę

brukselską. Dzięki temu wzmocnieniu pozycji powstrzymany zostaje dalszy

marsz Prusaków, a nawet na chwilę zdawało się, że wojska pruskie zachwiały

się. Napoleon postanawia wykorzystać tę zmianę sytuacji. Ney otrzymuje rozkaz

wymaszerowania do szturmu na środek armii angielsko-holenderskiej i

przełamania jej frontu. Marszałek ściąga do siebie kirasjerów Milhauda, którzy

atakują z przodu, by uczynić wyłom w szeregach nieprzyjacielskich.

Ney idzie za nim i po chwili staje ze swymi wojskami na platformie. W tej

chwili jednak rozpoczyna się straszliwy ogień na całej linii angielskiej, ziejąc

śmiercią ku naszym oddziałom. Równocześnie Wellington rzuca przeciw

background image

Neyowi resztę konnicy, a piechota angielska skupia się w czworobokach. By

udzielić poparcia Neyowi, Napoleon przesyła hrabiemu Valmy rozkaz

wyruszenia ze swymi dwoma dywizjonami kawalerii na platformę. W tej samej

chwili marszałek Ney każe wysunąć się naprzód ciężkiej kawalerii generała

Guyota. Przyłączają się do niej dywizjony Milhaud i Lefèvre-Desnouettesa,

rzucając się do walki. 3 000 kirasjerów i 3 000 dragonów gwardii, czyli

najwaleczniejsi żołnierze na świecie wybiegają co koń wyskoczy, wpadając w

pełnym biegu na czworoboki angielskie, które otwierają się, ostrzeliwując

kartaczami, i na powrót się zamykają. Nic jednak nie zdoła powstrzymać

żywiołowego ataku naszych żołnierzy. Kawaleria angielska cofa się w popłochu

i dopiero pod osłoną artylerii gromadzi się na nowo. Niespodziewanie kirasjerzy

i dragoni przypuszczają szturm na czworoboki, z których kilka wreszcie rozpada

się; żołnierze angielscy giną, lecz nie ustępują na krok. Teraz rozpoczyna się

straszliwa rzeź, przerywana od czasu do czasu rozpaczliwymi atakami konnicy,

przeciwko której muszą zwracać się nasi żołnierze, podczas gdy czworoboki

angielskie znów nabierają tchu i formują się na nowo, by znów ulec rozdarciu.

Wellington przelewa łzy wściekłości widząc, jak 12 000 ludzi spośród

najlepszych jego wojsk ginąć musi z jego rozkazu. Wie jednak zarazem, że nie

ustąpią ani na krok. Wódz angielski oblicza czas, który musi jeszcze upłynąć,

zanim dzieło zniszczenia będzie zakończone, i wyjmując zegarek powiada do

swego otoczenia: wystarczą dwie godziny, zanim zaś jedna minie nadejdzie noc

lub - Blücher”. I tak przez trzy kwadranse toczy się dalej morderczy bój.

Z wzniesienia, z którego widać cale pobojowisko, Napoleon dostrzega teraz

bitą masę, wyłaniającą się na drodze z Wavre... Nareszcie zatem nadchodzi

Grouchy, tak długo oczekiwany; przychodzi wprawdzie późno, lecz jeszcze dość

wcześnie, by zwyciężyć. Na widok zbliżających się posiłków cesarz wysyła na

wszystkie strony adiutantów z wieścią, że zjawił się Grouchy i za chwilę

wzmocni nasze linie. W rzeczy samej owe masy rozwijają się w szeregi, formując

się w szyki bojowe. Żołnierze nasi walczą teraz ze zdwojonym zapałem,

background image

przekonani święcie, że to już ostatnie uderzenia. Wtem nagle od strony nowo

przybyłych wojsk zaczyna się straszliwa kanonada artylerii, a kule zamiast

zwracać się przeciwko Prusakom, sieją spustoszenie w naszych szeregach.

Wszyscy stoją w osłupieniu, gdy nagle cesarz uderza się w czoło:to nie Grouchy,

to Blücher!

Jednym rzutem oka Napoleon ogarnia swe położenie. Sytuacja jest tragiczna.

60 000 żołnierzy, których nie brał pod uwagę, napadło znienacka na nasze

wojska, zdziesiątkowane 8-godzinną bitwą. W centrum ma wprawdzie jeszcze

przewagę, nie ma już jednak prawego skrzydła. Dalej prowadzić żniwo śmierci,

by nieprzyjaciela przeciąć wpół, byłoby teraz bezcelowe, a nawet niebezpieczne.

Cesarz nakazuje przeprowadzenie jednego z najpiękniejszych manewrów, jakie

kiedykolwiek w swych najśmielszych kombinacjach strategicznych wykonał: jest

to mianowicie wielka ukośna zmiana frontu, za pomocą której może zwrócić się

czołem w stronę obu armii. Nadto upływa czas i noc, która miała przyjść z

pomocą Anglikom.

Natychmiast rozkazuje Napoleon lewemu skrzydłu zluzować pierwszy i

drugi korpus, które najdotkliwiej ucierpiały. Lobau i Duhesme mają cofać się

dalej i uformować w szeregi powyżej Planchenoit. Centrum armii może i

powinno ostać się o własnych siłach. Równocześnie adiutant otrzymuje rozkaz

objazdu całej linii z wieścią, że marszałek Grouchy nadchodzi.

Na tę wiadomość zapał powszechny ożywa na nowo. Na całej niezmierzonej

linii wszystko prze naprzód. Ney, pięciokrotnie pozbawiony konia, chwyta

miecz do ręki. Napoleon staje na czele rezerwy i sam rzuca się do ataku na szosę.

Nieprzyjaciel wciąż jeszcze cofa się ku swej linii środkowej, pierwsze zaś jego

szeregi są przełamane. Przebija się przez nie nasza gwardia i zdobywa baterię. Tu

jednak natrafia na drugą linię nieprzyjaciela; są to niedobitki pułków

rozgromionych przed dwiema godzinami przez naszą kawalerię, które teraz na

nowo się uformowały. Kolumna francuska rozwija się jakby do manewru, gdy

nagle zaczyna walić w nią z odległości strzału z pistoletu 10 polowych armat

background image

ustawionych w baterię, szerząc wśród naszych szeregów śmierć i spustoszenie.

Równocześnie 20 innych dział naciera za nią z flanki, czyniąc wyłom w masach

skupionych dookoła Belle-Alliance. Generał Friant zostaje ranny, generałowie

Michel, Jamin i Mallet padają od kul, zabici też zostają majorowie Angelet,

Cardinal i Agnès. Generał Guyot, prowadzący po raz ósmy z rzędu ciężką

kawalerię do ataku, zostaje dwukrotnie trafiony. Mundur i kapelusz marszałka

Neya przedziurawione są przez kule. Linia nasza zdaje się na chwilkę być

zachwiana. W tym samym momencie zjawia się Blücher w La Haie, wypędzając

stamtąd oba pułki broniące tego punktu. Oba te pułki, które przez pół godziny

stawiały opór 10-tysięcznej armii, zaczynają się cofać, Blücher zaś ściąga do

siebie 6 000 angielskiej konnicy, która dotąd osłaniała lewe skrzydło

Wellingtona. Oddziały te, zmieszane ze ściganymi przez siebie Francuzami,

zadają straszliwy cios w samo serce naszej armii. Wtem generał Cambronne

rzuca się z drugim batalionem pułku strzelców pomiędzy kawalerię angielską i

uciekających, tworzy czworobok, osłaniając odwrót pozostałych batalionów

gwardii. Batalion jego ściąga teraz na siebie całe natarcie wroga. Nieprzyjaciel

otacza go i atakuje ze wszystkich stron. Wówczas to generał Cambronne na

żądanie, by się poddał, wyrzekł co prawda nie ów frazes kwiecisty, który mu

przypisują, lecz jedno jedyne słowo, wprawdzie nieco trywialne, lecz mimo to

wzniosłe, w chwilę zaś potem, trafiony w głowę odłamkiem kuli armatniej,

stoczył się zmiażdżony z konia

14

.

Teraz Wellington wysyła swe lewe skrzydło, którym już w tej chwili może

rozporządzać, i ze swej strony rozpoczynając ofensywę, rzuca swe oddziały

jakby potok górski spływający gwałtownym prądem w nizinę. Kawaleria

angielska objeżdża dokoła czworoboki gwardii, nie mając jednak odwagi

zaatakowania, kieruje się w prawo i zawraca, by przedrzeć się przez nasze

14

Legenda głosi, że generał Cambronne, osaczony przeważającymi siłami wroga i wezwany do poddania

się, miał wyrzec słowa: „Gwardia umiera, lecz się nie poddaje”. Wedle bardziej jednak wiarygodnej wersji miał
Cambronne rzucić pod adresem Anglików zwięzłe, a niezbyt przyzwoite, pięcioliterowe słowo, które odtąd przeszło
do historii jako le mot de Cambronne (przyp. tłum.).

background image

centrum. W tej samej chwili nadchodzi wieść, że Bülow osaczył nasze skrajne

prawe skrzydło, że generał Duhesme został śmiertelnie ranny, że wreszcie

marszałek Grouchy, na którego liczono, nie nadchodzi. Ogień z flint i armat

wali w nasze tyły w odległości nie większej niż 1 000 metrów, Bülow zalewa

nas niby potop. Rozlega się okrzyk: „Ratuj się kto może!”, po czym zaczyna się

rozprzężenie. Bataliony, które usiłują jeszcze stawiać opór, porywane zostają

przez uciekających. Napoleon schronił się, już będąc niemal osaczony, wraz z

Neyem, Soultem, Bertrandem, Drouotem i Corbineau do czworoboku

Cambronne'a. Kawaleria atakuje raz po raz, artyleria angielska oczyszcza z góry

całą równinę, podczas gdy nasza milczy, nie mając już armii, której by mogła

służyć. Ustaje walka, a zaczyna się rzeź.

Nadaremnie Napoleon usiłuje powstrzymać zamieszanie. Cesarz rzuca się w

sam środek rozluźnionych szyków, napotyka na pułk gwardii oraz baterie

rezerwowe, próbując skupić uciekających. Na nieszczęście noc przesłania jego

widok, wrzawa zaś zagłusza głos.

Cesarz zsiada z konia i z szablą w ręku rzuca się do szeregów. W ślad za nim

idzie Hieronim, zwracając się do cesarza : „Masz słuszność, bracie, tutaj musi

zginąć każdy, kto nosi nazwisko Bonaparte!”

Generałowie i oficerowie sztabu wyprowadzają cesarza, odpędzają go

żołnierze gwardii, którzy chcą sami umrzeć, nie chcą jednak, by ich cesarz ginął

wraz z nimi. Wsadzają go na konia, jeden z oficerów zaś porywa za cugle i unosi

go w pełnym galopie. W ten sposób pędzi przez szeregi Prusaków, którzy

wyprzedzili go już na pół mili. Żaden strzał, żadna kula się go nie ima. Wreszcie

dobiega do Jemappes, zatrzymuje się na chwilę, ponawiając raz jeszcze próbę

zebrania swych sił. Wszystkie wysiłki jednak udaremnia noc, ogólne

rozprzężenie, nade wszystko zaś dziki pościg Anglików.

Musi więc cesarz, jak po Moskwie, powiedzieć sobie, że wszystko po raz drugi

zostało stracone i że teraz znów będzie mógł już tylko w Paryżu utworzyć nową

armię, by ratować Francję. Rusza tedy w dalszą drogę, zatrzymuje się w

background image

Philippeville i 20 czerwca przybywa do Laon.

Piszący te słowa widział Napoleona tylko dwa razy w życiu, i to w ciągu

jednego tygodnia podczas krótkiego postoju dla zmiany koni. Po raz pierwszy,

gdy wyruszał do Ligny, po raz drugi zaś, gdy wracał z Waterloo. Za pierwszym

razem widziałem go w blasku promieni słonecznych, za drugim przy świetle

księżyca, po raz pierwszy - wśród radosnych okrzyków tłumów, po raz drugi -

wśród grobowej ciszy.

W obu wypadkach Napoleon siedział w tym samym wozie, na tym samym

miejscu, ubrany w ten sam mundur, za każdym razem to samo nieokreślone i

pełne rezygnacji spojrzenie, ta sama spokojna i nie zdradzająca żadnej

namiętności twarz. Nieco głębiej tylko pochylił głowę na piersi, gdy wracał.

Był to smutek z powodu bezsennie spędzonej nocy, czy też ból utraconego

świata?

Dnia 21 czerwca Napoleon znów jest w Paryżu. Nazajutrz izba panów i izba

poselska ogłaszają się jako permanentnie obradujące, każdy zaś, kto by je chciał

rozwiązać, ogłoszony będzie jako zdrajca kraju. Tego samego dnia Napoleon

abdykuje na rzecz syna.

Dnia 8 lipca do Paryża wkracza z powrotem Ludwik XVIII; 14 lipca

Napoleon, odrzuciwszy propozycję kapitana Baudina, który chce go wywieźć do

Stanów Zjednoczonych, udaje się na pokład „Bellerofonta”, skąd wysyła do

księcia-regenta Anglii następujące pismo:

„Wasza Królewska Mość!

Wydany w ręce mocarstw dzielących mój kraj oraz zdany na nieprzyjaźń

wielkich państw Europy, uważam swoją karierę polityczną za skończoną.

Przychodzę tedy, jak Temistokles. osiąść u ogniska brytyjskiego narodu. Oddaję

się pod opiekę jego ustaw, o którą proszę Waszą Królewską Wysokość jako

najpotęż-niejszego, najbardziej wytrwałego i najwspaniałomyślniejszego

spośród moich nieprzyjaciół.

Napoleon

background image

Wieczorem 26 lipca „Bellerofont” zarzucił kotwicę w porcie Plymouth. Tu

rozeszła się najpierw wieść o deportacji na Wyspę Świętej Heleny. Napoleon nie

chciał dać wiary tym pogłoskom. Jednak 30 lipca angielski komisarz przedłożył

mu rozkaz deportowania. Wzburzony, chwyta za pióro i pisze te słowa:

„Protestuję uroczyście w obliczu niebios i ludzi przeciwko pogwałceniu mych

najświętszych praw i rozporządzaniu przemocą moją osobą i moją wolnością.

Przybyłem na pokład «Bellerofonta» z własnej woli i nie jestem więźniem, lecz

gościem Wielkiej Brytanii. Udałem się nawet na pokład z polecenia kapitana,

który oświadczył mi, że ma rozkaz swego rządu, by mnie przyjąć i wraz z moim

otoczeniem zawieźć do Anglii, jeśli sobie tego życzę. Przyszedłem z dobrej

woli, by oddać się w opiekę praw angielskich. Z chwilą, gdy znalazłem się na

pokładzie «Bellerofonta», byłem u ogniska brytyjskiego narodu. Jeśli dając

kapitanowi okrętu rozkaz przyjęcia mnie wraz z towarzyszącymi mi osobami,

rząd angielski chciał zarzucić na mnie sidła, to popełnił zbrodnię wobec

własnego honoru i znieważył swą banderę.

Gdyby w istocie miała nastąpić deportacja, daremnie zapewnialiby Anglicy

o swej lojalności, swych prawach i wolności. Gościnność «Bellerofonta»

przekreśliłaby po wszystkie czasy brytyjski honor.

Apeluję do historii. Orzeknie ona, iż wróg, który przez długie czasy z

otwartą przyłbicą walczył z narodem angielskim, teraz dobrowolnie się zjawił, by

w nieszczęściu szukać azylu i ochrony jego ustaw. Jakiż większy dowód

poszanowania, jakiż wymowniejszy objaw zaufania mógł złożyć narodowi

angielskiemu? Jakże jednak odpowiedziała Anglia na tę wielkoduszność?

Uczyniła gest, jak gdyby chciała temu wrogowi podać gościnną dłoń, gdy zaś w

dobrej wierze schronił się pod jej opiekę, złożono go w ofierze.

Na pokładzie «Bellerofonta», na morzu.

Napoleon.

Ten głos protestu nie został wysłuchany. Dnia 7 sierpnia Napoleon musiał

opuścić „Bellerofonta” i przenieść się na pokład okrętu „Northumberland”.

background image

Rozkaz ministerialny opiewał, iż Napoleonowi ma być odebrana szpada.

Admirał Keith nie chciał wykonać tego rozkazu. W poniedziałek 7 sierpnia 1815

r. „Northumberland” podniósł kotwicę, by odpłynąć na Wyspę Świętej Heleny.

Dnia 16 października, w siedemdziesiąt dni po wyjeździe z Anglii i sto dni po

opuszczeniu Francji, wstąpił Napoleon na ową skalistą wysepkę, której nie miał

już opuścić.

Anglia jednak ściągnęła na siebie w całej pełni hańbę swej zdrady. Od 16

października 1815 r. mieli królowie swego Chrystusa, narody zaś swego

Judasza.

NAPOLEON NA WYSPIE ŚWIĘTEJ HELENY

Napoleon spędził noc w zajeździe, gdzie czuł się bardzo niedobrze.

Nazajutrz o godzinie 6 rano udał się konno w towarzystwie wielkiego marszałka

Bertranda i admirała Keitha do Longwood, do owego domku, który admirał

Keith przeznaczył mu na siedzibę. Gdy admirał odjechał, cesarz pozostał w

pawilonie należącym do domku wiejskiego, który stanowił własność

zamieszkałego na wyspie kupca, nazwiskiem Balcombe. Było to prowizoryczne

mieszkanie Napoleona i tu miał pozostać do czasu, gdy Longwood będzie

przygotowane na jego przyjęcie. Napoleon czuł się poprzedniego wieczoru tak

niedobrze, że choć pawilon ten był niemal zupełnie nie umeblowany, nie chciał

powrócić do miasta.

Gdy wieczorem Napoleon zamierzał udać się na spoczynek okazało się, że

jedyne okno jego sypialni nie ma ani szyb, ani okiennic, ani firanek. Pan de Las

Cases i jego syn przesłonili okno, jak mogli najlepiej, sami zaś ulokowali się na

poddaszu, śpiąc na materacach. Kamerdynerzy ułożyli się do snu otuleni w

płaszcze, na ziemi, pod drzwiami.

Nazajutrz rano Napoleon spożył śniadanie na nie nakrytym stole, bez

serwety, jedzenie zaś składało się z resztek obiadu z poprzedniego dnia.

background image

Stan ten uległ z czasem poprawie. Z „Northumberlandu” zniesiono bieliznę

stołową i srebrną zastawę, dowódca 53 pułku zaś ofiarował namiot, który

rozbito w ten sposób, by stanowił przedłużenie pokoju cesarza. Od tej chwili

Napoleon zaczął myśleć o wprowadzeniu porządku do swych codziennych

zajęć.

O godzinie 10 przed południem wzywał pana de Las Cases, by razem z nim

spożył śniadanie. Odbywali półgodzinną rozmowę, po czym pan Las Cases

odczytywał na głos to, co mu poprzedniego dnia podyktował cesarz. Po

skończeniu lektury Napoleon przystępował do dalszego dyktowania, które

przeciągało się zazwyczaj do godziny 4 po południu. O czwartej cesarz ubierał

się i opuszczał pokój, by służba mogła go tymczasem doprowadzić do porządku.

Zazwyczaj schodził wówczas do ogrodu, do którego ogromnie był przywiązany,

i gdzie płótnem nakryta altana stanowiła schronienie przed żarem słonecznym.

Pod tym to dachem stale zasiadał; przynoszono mu tu stół i krzesło, i dyktował

dalej jednemu z otoczenia, który specjalnie do pracy tej przybywał z miasta.

Trwało to do godziny siódmej, czyli do pory obiadowej. Reszta wieczoru

schodziła na lekturze Racine'a lub Moliera, skoro nie można było dostać

żadnego z arcydzieł Corneille'a. Napoleon nazywał to uczęszczaniem na

komedię lub dramat. Wreszcie układał się do snu, w miarę możności najpóźniej.

Idąc bowiem zbyt wcześnie spać, budził się wśród nocy i nie mógł już potem

zasnąć.

Doprawdy, który z potępieńców Dantego zechciałby zamienić swą karę na

bezsenne noce Napoleona?

Po upływie kilku dni cesarz czuł się zmęczony i chory. Ponieważ oddano mu

do dyspozycji trzy konie, umówił się z generałem Gourgaudem i Montholonem,

iż nazajutrz urządzą wspólnie wycieczkę konno, w nadziei, że taki spacer dobrze

mu zrobi. Tego samego dnia jednak doszła cesarza wiadomość, iż jeden z

oficerów angielskich miał rozkaz niespuszczania go z oka.

Natychmiast więc odesłał konie z powrotem z uwagą, że wszystko

background image

cokolwiek się w życiu robi, opiera się na rozwadze. Jeśli przykrość oglądania

swego dozorcy więziennego góruje nad korzyścią ruchu cielesnego, lepiej jest

pozostać w domu.

Natomiast częstą rozrywką cesarza były nocne spacery, trwające niekiedy do

godziny 2 nad ranem.

Wreszcie w niedzielę 10 grudnia admirał polecił zawiadomić Napoleona, iż

mieszkanie jego w Longwood jest gotowe. Jeszcze tego samego dnia Napoleon

udał się tam konno. Przedmiotem, który najbardziej uradował go była drewniana

wanna, zamówiona przez admirała u miejscowego stolarza - i to wedle

własnoręcznie nakreślonego wzoru, gdyż w Longwood wanna była sprzętem

najzupełniej nieznanym. Jeszcze tego samego dnia cesarz zrobił z niej użytek.

Nazajutrz zainstalowano służbę u cesarza, którą stanowiło 11 osób.

Ustrój wewnętrzny dworu oparty został na wzorach z wyspy Elby. Wielki

marszałek Bertrand zachował stanowisko marszałka dworu, sprawując zarazem

ogólny nadzór, pan de Montholon miał powierzoną pieczę nad sprawami

domowymi, generał Gourgaud objął opiekę nad stajnią, a pan Las Cases czuwał

nad wewnętrznym zarządem. Podobnie mniej więcej ustalony został rozkład

dnia. O godzinie 9 cesarz spożywał śniadanie. Ponieważ nie było specjalnie

wyznaczonej godziny na spacer, ze względu na to, iż za dnia upał był nieznośny,

wieczorami zaś panowała wilgoć, ponieważ też konie, które stale miały

nadchodzić z przylądka, z reguły nie nadchodziły, cesarz pracował przez

znaczną część dnia bądź to z panem Las Cases bądź też z generałami

Gourgaudem lub Montholonem. Między godziną ósmą a dziewiątą pospiesznie

jadano obiad, w jadalni bowiem unosił się nieznośny dla cesarza zapach farby.

Następnie udawano się do salonu, gdzie czekał już deser. Tutaj czytało się

Racine'a, Moliera lub Woltera, przy czym coraz bardziej dawał się we znaki

brak Corneille'a. O godzinie 10 zasiadano do reversi, ulubionej przez cesarza gry

w karty, nad którą zazwyczaj przesiadywano do godziny pierwszej po północy.

Cała niewielka kolonia znalazła pomieszczenie w Longwood, z wyjątkiem

background image

marszałka Bertranda, który zajmował z rodziną tzw. Hutsgate, lichy, mały

domeczek położony przy drodze do miasta.

Mieszkanie cesarza składało się z dwóch pokoi, z których każdy liczył 15

stóp długości, 12 stóp szerokości i niespełna 7 stóp wysokości. Oba

wytapetowane były chińską materią, lichy zaś dywan okrywał posadzkę.

W sypialni stało małe łóżko polowe, na którym sypiał cesarz, sofa, na której

spoczywał przez większą część dnia, wśród stosu książek, zostawiających

niewiele wolnego miejsca, obok zaś stał stolik, przy którym zasiadał do

śniadania lub nawet do obiadu, na którym wieczorem stał trójramienny

świecznik, osłonięty abażurem. Pomiędzy obu oknami, naprzeciw drzwi

znajdowała się komoda z bielizną. Na niej stał duży neseser.

Kominek, nad którym wisiało niewielkie lustro, zdobiło kilka obrazów. Po

prawej stronie stał portret jadącego na jagniątku króla rzymskiego, z lewej

strony wisiał inny portret króla rzymskiego, siedzącego na poduszce i

przymierzającego pantofel. Pośrodku stało marmurowe popiersie cesarskiego

dziecięcia. Dwa świe-czniki, dwie buteleczki i dwie wyzłacane filiżanki z

neseseru cesarza uzupełniały ozdobę kominka.

Leżąc przez większą część dnia na sofie, cesarz miał stale przed oczyma

wiszący nieopodal sofy, malowany przez Isabeya portret Marii Ludwiki

trzymającej na ręku syna. Poza tym po lewej stronie kominka, obok portretów,

znajdował się zegar Fryderyka Wielkiego, rodzaj budzika, który Napoleon

przywiózł z Poczdamu i jako pendent własny zegarek cesarza, który wybił ongiś

godzinę bitwy pod Marengo i Austerlitz, z obu stron zaopatrzony złotą

przykrywą, na której wyryta była litera B.

Umeblowanie drugiego pokoju składało się głównie z surowych desek,

poukładanych na zwyczajnych podstawach. Tu rozłożone było mnóstwo książek

oraz różne rozprawy dyktowane przez cesarza generałom i sekretarzom.

Pomiędzy obu oknami ustawiona była szafka na książki, naprzeciwko zaś stało

łóżko podobne do łóżka w pierwszym pokoju, na którym cesarz niekiedy

background image

odpoczywał za dnia lub sypiał w nocy. W środku pokoju znajdował się także

stół do pracy, przy którym zaznaczone były miejsca zajmowane zazwyczaj

podczas dyktowania przez cesarza oraz panów Montholona, Gourgauda lub Las

Casesa.

Taki oto był tryb życia i tak wyglądała rezydencja męża, który zamieszkiwał

kolejno Tuileries, Kreml i Eskorial.

A jednak mimo upałów za dnia i wilgoci w nocy, mimo braku przedmiotów

niezbędnych do życia, do którego przywykł, cesarz zniósłby cierpliwie wszystkie

niedostatki, gdyby nie ustawiczne szpiegowanie i traktowanie go nie tylko jako

więźnia wyspy, lecz także jako więźnia we własnym domu. Jak już

wspomniano, zostało wydane zarządzenie, że Napoleon może wyjeżdżać na

spacery tylko w towarzystwie jednego z oficerów angielskich. Wskutek tego

cesarz postanowił zaniechać w ogóle spacerów konno. Konsekwentnym

dotrzymaniem postanowienia sprawił, że jego dozorcy więzienni znieśli ten

zakaz, pod warunkiem iż nie przekroczy pewnych określonych granic. Granic

tych jednak strzegli wartownicy.

Pewnego dnia jeden z szyldwachów wycelował nawet broń do cesarza; na

szczęście generał Gourgaud wyrwał mu karabin w chwili, gdy prawdopodobnie

chciał już nacisnąć cyngiel. Zresztą regulamin zezwalał tylko na półgodzinną

przejażdżkę, ponieważ zaś cesarz nie chciał go przekraczać, schodził z konia i

odbywał dalszą przechadzkę pieszo, ścieżkami nad krawędzią spadzistych

przełęczy i cudem tylko co najmniej z dziesięć razy nie spadł w przepaść.

Mimo tych zmian w trybie życia, do którego przywykł, cesarz cieszył się w

pierwszych sześciu miesiącach stosunkowo dobrym zdrowiem. Następnej

jednak zimy, gdy pogoda stale była fatalna, gdy wilgoć i deszcze docierały do

izdebki, w której mieszkał, cesarz zaczynał się czuć coraz gorzej, co objawiało się

często stanem zupełnego odrętwienia. Ponadto Napoleon zdawał sobie sprawę,

że klimat wyspy jest w najwyższym stopniu niezdrowy i że osoba licząca

pięćdziesiąt lat należała na wyspie do rzadkości.

background image

Tymczasem zjawił się nowy gubernator, którego admirał przedstawił

cesarzowi. Był to człowiek mający około 45 lat, niemiłej postaci, cienki, chudy,

wysuszony, o czerwonej twarzy i rudych włosach, piegowaty, o zezujących

oczach, które tylko ukradkiem spoglądały dookoła, rzadko patrząc komukolwiek

w twarz, ukryte zaś były pod krzaczastymi, ognistego koloru brwiami. Nazywał

się Hudson Lowe.

Z dniem jego przybycia zaczęły się nowe szykany, które coraz bardziej

stawały się nieznośne. Pierwszą czynnością nowego gubernatora było przysłanie

cesarzowi dwóch ulotnych pism skierowanych przeciwko niemu. Następnie

poddał przesłuchaniu całą służbę, by dowiedzieć się, czy wszyscy trwają w

niezłomnym zamiarze pozostania przy cesarzu. Pod wpływem tych złośliwości

Napoleon popadł rychło w stan chorobowy, który już coraz częściej u niego

występował. Przez pięć dni z rzędu cesarz czuł się niedobrze, nie przerywał

jednak dyktowania dziejów kampanii włoskiej.

Wkrótce jeszcze bardziej wzmogły się szykany gubernatora. Pewnego dnia

posunął się w nieprzyzwoitości do tego stopnia, że zaprosił „generała

Bonaparte” do siebie na obiad, by przedstawić go pewnej damie z wyższego

towarzystwa angielskiego. Napoleon nawet nie odpowiedział na zaproszenie,

skutkiem czego prześladowania stały się jeszcze gorsze.

Gubernator musiał być powiadomiony o wysłaniu każdego listu, każde zaś

pismo, w którym Napoleon był tytułowany cesarzem, ulegało zniszczeniu.

Pewnego dnia zwrócono uwagę generałowi Bonaparte, że otacza się zbyt

wielkim zbytkiem. Zakomunikowano mu, że rząd może zezwolić jedynie na to,

by do codziennego obiadu zasiadały najwyżej cztery osoby, przy czym dla

każdej osoby wyznaczono po jednej butelce wina. Tylko raz w tygodniu może

zapraszać gości do stołu. Gdyby koszty utrzymania generała i jego otoczenia

przekraczały wyżej podane ramy, muszą sami ponosić nadmierne wydatki.

Cesarz polecił połamać swoją srebrną zastawę i posłać ją do miasta.

Gubernator jednak kazał go zawiadomić, że srebro może być sprzedane tylko

background image

nabywcy wskazanemu przez gubernatora. Nabywca ten zapłacił 6 000 franków,

która to kwota pokryła zaledwie dwie trzecie wartości metalu. Cesarz brał

codzienną kąpiel, gdy wtem kazano mu powiedzieć, że musi się zadowolić tylko

jedną kąpielą w tygodniu, gdyż w Longwood brakuje wody. W pobliżu domu

rosło kilka drzew, w których cieniu Napoleon chętnie się przechadzał.

Gubernator kazał je wyciąć, gdy zaś cesarz uskarżał się na to potworne

okrucieństwo, oświadczył, iż nie wiedział, że drzewa te sprawiały przyjemność

generałowi Bonaparte, jeśli jednak generał życzy sobie, można będzie zasadzić

na ich miejscu inne.

W takich wypadkach Napoleona ogarniała niekiedy wzniosła zawziętość i

oburzenie. Tak było i wówczas, gdy usłyszał powyższą odpowiedź od

gubernatora.

- Najgorzej dokuczyli mi - zawołał - ministrowie angielscy już nie tym, że

mnie tutaj zesłali, ale tym, że mnie wydali w pańskie ręce. Uskarżałem się na

admirała. Ale ten przynajmniej miał jakieś serce, pan zaś zohydza swój naród, a

imię pańskie będzie na zawsze okryte hańbą.

Na podstawie własności spożywanego mięsa przekonano się pewnego dnia,

że do stołu cesarza podawano mięso pochodzące ze zwierząt nieżywych, nie zaś

zabijanych. Na prośby, by zwierzęta dostarczane były w stanie żywym,

odpowiadano odmownie.

Odtąd życie Napoleona zamieniło się w przewlekłe i bolesne konanie,

trwające pięć lat. Przez te lata nowoczesny Prometeusz przykuty był do skały, a

Hudson Lowe rozrywał mu serce. Wreszcie rankiem 20 marca 1821 r., w

pamiętną rocznicę powrotu Napoleona do Paryża, cesarz odczuł silny ucisk w

żołądku i doznał niezwykle przykrego uczucia duszności w piersiach. Wkrótce

po żołądku i śledzionie rozszedł się straszliwy ból, jakby kto nożem krajał,

rozszerzając się na piersi aż po lewy obojczyk. Mimo natychmiastowego

zastosowania leku gorączka nie ustawała, przy dotknięciu podbrzusza dawał się

we znaki ból i nastąpiło silne rozdęcie żołądka. Po południu około godziny 5

background image

bóle zdwoiły się. Poza tym chory uskarżał się na lodowate dreszcze i bolesne

skurcze, szczególnie w nogach. Właśnie w tej chwili nadeszła małżonka

marszałka Bertranda, która przyszła odwiedzić chorego. Napoleon przymuszał

się zrazu, by okazać pogodną, a nawet wesołą twarz, rychło jednak znów wziął

górę nastrój ponurej melancholii: „My oboje - rzekł - musimy się pogodzić z

wyrokiem losu. Pani, Hortensji

15

oraz mnie przeznaczone zostało ulec mu na tej

nędznej skale. Ja wpierw pójdę, za mną pójdzie pani, za panią zaś - Hortensja.

Ale wszyscy troje spotkamy się znów tam w górze”. Po tych słowach dodał

jeszcze następujące cztery wiersze z Zairy

16

:

Lecz nigdy już zaiste nie zobaczę Paryża,

Grób dla mnie już otwarty, jestem gotów odejść;

Dziś jeszcze przed obliczem Pana światów stanę,

Za wszystko, com dlań cierpiał, zażądam zapłaty.

Noc, która nadeszła, minęła spokojnie, ale objawy choroby stawały się coraz

groźniejsze. Niemal wbrew woli cesarza naradzali się z sobą doktorzy

Antommarchi z chirurgiem garnizonowym Arnottem. Lekarze ci uznali za

konieczne przyłożenie na brzuch chorego wielkiego plastra, zalecili środek

przeczyszczający oraz polewanie czoła pacjenta octem. Mimo tego choroba

uczyniła straszliwe postępy.

Pewnego wieczoru w Longwood jeden ze służących powiedział, że widział

kometę. Wiadomość ta wywarła silne wrażenie na Napoleonie. „Kometa! -

zawołał. - Ten znak był zapowiedzią śmierci Cezara!”

Dnia 11 kwietnia chłód w nogach chorego przybrał znacznie na sile. Lekarz

próbował rozgrzać je ciepłymi okładami, Napoleon jednak rzekł do niego:

„Wszystko to na nic, nie tutaj, lecz w żołądku siedzi zło. Nie ma pan środka

15

Córka marszałka Bertranda (przyp. tłum.).

16

Tragedia Woltera (przyp. tłum.).

background image

przeciwko żarowi, który mnie spala, żadne leki nie ugaszą ognia, który mnie

pożera”.

Dnia 15 kwietnia cesarz zaczął sporządzać testament; tego dnia nikt nie miał

dostępu do jego pokoju prócz Marchanda i generała Montholona, którzy

pozostali przy cesarzu od godziny pół do drugiej do szóstej.

O godzinie 6 zjawił się lekarz. Napoleon pokazał mu rozpoczęty testament i

rzekł: „Jak pan widzi, przygotowuję się do odejścia”. Gdy lekarz usiłował go

uspokoić, przerwał mu, mówiąc: „Nie łudźmy się, wiem, jaka jest sytuacja i

jestem gotów”.

Dnia 19 kwietnia nastąpiło widoczne polepszenie, które ożywiło nadzieję

wśród wszystkich z wyjątkiem Napoleona. Gdy składano sobie życzenia z okazji

pomyślnej zmiany w stanie zdrowia cesarza, Napoleon pozwolił im mówić, po

czym rzekł uśmiechając się: „Nie łudźcie się. Choć dziś stan mój jest lepszy, to

jednak czuję, że kres mój się zbliża. Jeśli umrę, wszyscy znajdziecie słodką

pociechę powrotu do Europy. Zobaczycie waszych rodziców i przyjaciół, lecz i

ja odnajdę w niebie moich walecznych. Tak, tak - dodał, ożywiając się i w

natchnieniu podnosząc głos - Kléber, Desaix, Bessières, Duroc, Ney, Murat,

Masséna, Berthier - wszyscy wyjdą mi naprzeciw. Będą mówili o naszych

wspólnych dokonanych czynach, ja zaś opowiem im o ostatnich zdarzeniach

mego życia. Jeśli mnie znów zobaczą, ogarnie ich zachwyt i błogość. Będziemy

sobie o naszych wojnach rozmawiali ze Scypionem, Cezarem, Hannibalem, to

dopiero będzie przyjemność... Byle tylko - dodał z uśmiechem - nie przerazili

się tam w górze na widok tylu wojowników siedzących razem”.

Kilka dni później cesarz polecił przywołać księdza Vignali. „Urodziłem się -

rzekł doń - jako katolik, chcę więc spełnić obowiązki, które nakłada religia, i

przyjąć święte sakramenty. Proszę odmawiać codziennie mszę w pobliskiej

kaplicy i na czterdzieści godzin wystawić święte sakramenty. Gdy umrę, proszę

u wezgłowia mego ustawić ołtarz i odczytać z niego mszę świętą. Proszę

przestrzegać wszystkich innych ceremoniałów aż do chwili, gdy spocznę w

background image

ziemi”.

Po kapłanie przyszła kolej na lekarza. „Kochany doktorze - rzekł do niego

Napoleon - gdy tylko śmierć moja nastąpi, pragnąłbym, aby dokonał pan

otwarcia moich zwłok, żądam jednak by żaden angielski lekarz mnie nie dotknął.

Życzę sobie, abyś pan wydobył me serce, złożył je w alkoholu i wręczył mojej

drogiej Marii Ludwice. Powiedz jej pan, że kochałem ją całym sercem i że nigdy

nie przestałem jej kochać. Opowie jej pan o wszystkich moich cierpieniach,

powie jej pan to wszystko, co pan widział. Doniesie jej pan szczegółowo o

mojej śmierci. Polecam panu bardzo dokładnie zbadać mój żołądek i o wyniku

badania złożyć drobiazgowe sprawozdanie memu synowi. Następnie uda się pan

z Wiednia do Rzymu, gdzie odszuka pan moją matkę i rodzinę. Doniesie im pan o

wszystkim, co pan tutaj widział. Powie im pan, że ten sam Napoleon, którego

świat Wielkim nazwał na równi z Karolem Wielkim i Pompejuszem, zmarł w

pożałowania godnym stanie, cierpiąc wszelkie braki, pozostawiony sam sobie i

swej sławie. Powie im pan, że umierając, przesłał wyrazy wstręt i pogardy

ostatnich swych chwil wszystkim rodom panującym”.

Dnia 2 maja gorączka osiągnęła najwyższy punkt, puls uderzał sto razy na

minutę i cesarz zaczął majaczyć. Był to początek agonii, przerywanej krótkimi

chwilami pełnej świadomości. Wtedy Napoleon powtarzał wskazówki udzielone

doktorowi Antommar-chiemu. „Proszę dokładnie - mówił do lekarza -

przeprowadzić anatomiczne badanie mego ciała, nade wszystko zaś mego

żołądka. Lekarze w Montpellier donieśli mi w swoim czasie, że choroba żołądka

jest dziedziczna w mojej rodzinie. Orzeczenie ich znajduje się, jeśli się nie mylę,

w rękach Ludwika. Niech pan je każe sobie pokazać, proszę porównać je z tym,

co pan sam zaobserwował. Obym przynajmniej mógł dziecko moje ustrzec od tej

straszliwej choroby!”

Noc minęła dość spokojnie, nazajutrz jednak majaczenie wystąpiło ze

wznowioną siłą. Dopiero około godziny 8 zelżało nieco. O trzeciej chory znów

odzyskał przytomność. Skorzystał z niej, by wezwać wykonawców testamentu i

background image

zapowiedzieć im, iż na wypadek, gdyby miał zupełnie stracić przytomność, nie

wolno zbliżyć się do niego żadnemu angielskiemu lekarzowi z wyjątkiem

doktora Arnotta. Następnie dodał w pełni świadomie i z całą mocą swego ducha:

„Śmierć moja zbliża się. Wrócicie do Europy, muszę wam tedy udzielić

kilku wskazówek, jak macie się zachować. Dzieliliście ze mną wygnanie, macie

więc być wierni mej pamięci i nic takiego czynić nie będziecie, co by mogło ją

zhańbić. Zasady wolnego ustroju państwa przyjąłem i uważałem za święte,

dostosowując do nich wszystkie czyny i postanowienia. Niestety okoliczności

były niepomyślne. Musiałem niekiedy postępować surowo. Przyszła katastrofa.

Nie mogłem popuścić cięciwy łuku i Francja utraciła te wolności, które jej

nadałem. Kraj mój osądzi mnie z wyrozumieniem, kładąc moje dobre chęci na

szalę. Imię moje i moje zwycięstwa pozostaną mu drogie. Idźcie za moim

przykładem! Pozostańcie wierni zasadom, których broniliście, jak też sławie,

którą zdobyliście w bojach. Inaczej rozpanoszy się hańba i zamęt”.

Rankiem 5 maja choroba osiągnęła najwyższy punkt. Życie chorego było już

tylko bolesnym konaniem. Oddech stawał się coraz cięższy, szeroko otwarte

oczy były znieruchomiałe i matowe, kilka zaś nieartykułowanych wyrazów,

ostatnie tchnienie zmąconego umysłu, zamierały od czasu do czasu na jego

wargach. Ostatnie słowa, które można było zrozumieć, brzmiały: tête!

i l'armée! Następnie głos zamilkł, wszelki duch zdawał się już zamarły, i nawet

lekarz przypuszczał, że życie uszło z ciała. Tymczasem około godziny 8 puls na

nowo się ożywił, klątwa śmierci, zamykająca usta chorego, zdawała się

ustępować i kilka głuchych westchnień wyrwało się z piersi konającego. O

godzinie pół do jedenastej jednak puls zanikł. Kilka minut po godzinie 11 serce

cesarza przestało bić na zawsze...

W dwadzieścia godzin po zgonie dostojnego chorego doktor Antommarchi

przystąpił do otwarcia zwłok, zaleconego mu tylekroć przez Napoleona.

Następnie wydobył serce, które stosownie do otrzymanych wskazówek umieścił

w alkoholu, by je następnie wręczyć Marii Ludwice. W tej samej chwili jednak

background image

zjawili się niespodzianie wykonawcy testamentu z oświadczeniem sir Hudsona

Lowe'a, iż nie zezwala on na wywiezienie z Wyspy Świętej Heleny ani ciała

zmarłego, ani żadnej z jego części. Wobec tego zaczęto rozglądać się za

miejscem na grób cesarza. Zdecydowano się wreszcie na miejsce, które Napoleon

raz jeden tylko widział, o którym jednak zawsze mówił z upodobaniem. Sir

Hudson Lowe umieścił w tym miejscu grób.

Po przeprowadzeniu sekcji dr Antommarchi zszył z powrotem rozcięte ciało,

a następnie obmył. Jeden z kamerdynerów ubrał cesarza w zwyczajne ubranie,

to jest w spodnie z białego kaszmiru, długie buty z małymi ostrogami, białą

kamizelkę, biały żabot, nakryty czarnym i spięty razem, mundur pułkownika

strzelców gwardii ozdobiony Orderem Legii Honorowej i Żelaznej Korony,

wreszcie na głowę nasadził mu trójgraniasty kapelusz. Ubranego w ten sposób,

wyniesiono Napoleona 6 maja kwadrans przed piątą z izby do małej sypialni,

gdzie ustawiony był katafalk. Tu wystawiono zwłoki na widok publiczny. Ciało

cesarza miało dłonie swobodnie ułożone. Cesarz spoczywał na swym łóżku

polowym. Na piersiach miał złożony krucyfiks, na stopy zaś narzucono mu

niebieski płaszcz spod Marengo. Zwłoki były wystawione przez dwa dni.

Rankiem 8 maja ciało cesarza, które spocząć miało u stóp kolumny

Vendôme i które wraz z sercem miało być odesłane Marii Ludwice złożono do

wyścielonej miękko trumny z lanego żelaza, zaopatrzonej w poduszkę obleczoną

białym atłasem. Kapelusz, który z braku miejsca nie mógł pozostać na głowie

zmarłego, złożono u jego stóp. Dookoła rozsypano orły i wszelkiego rodzaju

monety z wizerunkiem cesarza, wybite za jego rządów. Nadto do trumny

złożono przybory stołowe cesarza, nóż i talerz ozdobiony jego herbem. Trumna

włożona została następnie w drugą trumnę z cedrowego drzewa, którą z kolei

włożono do trzeciej trumny ołowianej, tę zaś wreszcie do czwartej, też z drzewa

cedrowego, podobnej do drugiej trumny, lecz obszerniejszej. Następnie trumnę

wystawiono w tym samym pokoju, w którym przedtem wystawione były zwłoki.

O godzinie pół do pierwszej żołnierze miejscowego garnizonu wynieśli trumnę

background image

do wielkiej alei topolowej, gdzie czekał karawan. Okryto ją fioletowym

aksamitem, na który zarzucono płaszcz spod Marengo. Następnie orszak

pogrzebowy ruszył w następującym porządku:

Ksiądz Vignali, odziany w ornaty, obok niego zaś młody Henryk Bertrand

niosący srebrną kropielnicę z kropidłem.

Doktorzy Antommarchi i Arnott.

Strażnicy karawanu, ciągnionego przez cztery prowadzone przez służbę

konie, po obu stronach wozu zaś kroczyło 12 nie uzbrojonych grenadierów.

Mieli oni nieść na ramionach trumnę, gdyby zły stan drogi uniemożliwił dalszą

jazdę karawanu.

Młody Napoleon Bertrand i Marchand, obaj pieszo, obok karawanu.

Hrabiowie Bertrand i Montholon, na koniach, bezpośrednio za karawanem.

Część świty cesarskiej.

Hrabina Bertrand z córką Hortensją, w powozie zaprzężonym w parę koni,

prowadzonych przez służbę.

Grób wykopany został w odległości mniej więcej kwadransa drogi od

Hutsgate. Karawan zatrzymał się w pobliżu grobu, w tej samej chwili zaś

zaczęły armaty oddawać po pięć strzałów na minutę.

Zwłoki złożono do grobu, podczas gdy ksiądz Vignali odmawiał modły.

Stopy Napoleona zwrócono na Wschód, który został przezeń zdobyty, twarzą

zaś zwrócony był ku zachodowi, gdzie ongiś panował. Olbrzymich rozmiarów

kamień przypieczętował ostatnią rezydencję cesarza, tworząc przejście od

wszelkiej rachuby czasu ku wieczności.

Przyniesiono wreszcie srebrną płytę, na której wyryty był następujący napis:

NAPOLEON

Urodzony w Ajaccio, 15 sierpnia 1769,

zmarł na Wyspie Świętej Heleny 5 maja 1821

background image

W chwili jednak, gdy płytę z napisem zamierzano umocować na bloku

kamiennym przykrywającym grób, wpadł sir Hudson Lowe i oświadczył w

imieniu rządu angielskiego, że na grobie nie wolno składać żadnego innego

napisu, jak tylko:

GENERAŁ BUONAPARTE

SPIS TREŚCI

Napoleon Bonaparte .................................................

Generał Bonaparte ..................................................

Bonaparte pierwszym konsulem ................................

Napoleon cesarzem .....................................................

Napoleon na Elbie ......................................................

Sto dni .........................................................................

Napoleon na Wyspie Świętej Heleny……………


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dumas, Aleksander Napoleon Bonaparte
Dumas Aleksander Napoleon Bonaparte
Dumas Aleksander Napoleon Bonaparte
Dumas Aleksander Napoleon Bonaparte
Dumas Aleksander Napoleon Bonaparte 2
Dumas Aleksander Napoleon Bonaparte 2
dumas aleksander napoleon bonaparte 2
Aleksander Dumas (Ojciec) Napoleon Bonaparte
Dumas, Alexandre Napoleon Bonaparte
Dumas Alex Napoleon Bonaparte (Tower Press, 2001)
Aleksander Dumas Napoleon Bonaparte
Aleksander Dumas Napoleon Bonaparte
Aleksander Dumas napoleon bonaparte
Aleksander Dumas Napoleon Bonaparte
Dumas Napoleon Bonaparte
Dumas Napoleon Bonaparte
talejran sharl moris pomoshnik napoleona bonaparta
Historia Społeczna - notatki, Napoleon Bonaparte
Rządy Dyrektoriatu i początki początki kariery Napoleona Bonaparte, Dokumenty- spr

więcej podobnych podstron