1
Brian W. Aldiss.
Noc, podczas której do cna wyczerpał się czas .
Tłum. Ewa i Dariusz Wojtczakowie
Dentysta odprowadził ją z uśmiechem do drzwi i wezwał dla niej taksówkę, która wylądowała na balkonie, gdy tylko
Fifi się tam pojawiła .
Taksówka nie była automatyczna, lecz raczej staroświecka, w każdym razie na tyle, by kobieta mogła ją uznać za
elegancką. Fifi Fevertrees uśmiechnęła się olśniewająco do małpiego kierowcy i wsiadła .
– Polecimy za miasto – oświadczyła. – Wioska Rouseville, przy Trasie ZA .
– Mieszka pani na wsi, co? – spytał taksówkarz, wznosząc maszynę w pseudobłękit. Niczym szaleniec kierował
jedną łapą .
– Wieś jest w porządku – odparła Fifi obronnym tonem. Zawahała się, po czym zdecydowała, że właściwie może się
pochwalić: – Poza tym, żyje się tam jeszcze lepiej, gdy pociągnęli do nas magistralę czasu. Nasz dom właśnie
podłączają do magistrali. Kiedy wrócę, wszystko powinno być gotowe .
Prowadzący taksówkę szympans wzruszył ramionami .
– Mnie się życie na wsi wydaje dość kosztowne .
– Trzy standardowe płatności za transfer podstawowy .
Taksówkarz aż gwizdnął z wrażenia. Chciała mu opowiedzieć więcej, na przykład o tym, że jest bardzo
podekscytowana i żałuje, iż jej tato nie dożył, by doświadczyć przyjemności związanych z magistralami czasowymi.
Niestety, z kciukiem, który włożyła w usta, oglądając sobie zęby w lusterku na nadgarstku, trudno było mówić.
Usiłowała zobaczyć, czego dokonał dentysta .
Wykonał rzetelną robotę. Nowy mały perłowy ząb rósł już pewnie zakorzeniony w różowym dziąśle. Przy okazji
Fifi oceniła, że ma bardzo seksowną buzię, dokładnie tak jak twierdził Tracey. Stary ząb dentysta usunął przy
znieczuleniu gazem czasowym. Jakież to było proste!
Jeden niuch i kobieta na chwilę znalazła się przedwczoraj, przeżywając na nowo tę przyjemną godzinę, którą
spędziła na kawie z Peggy Hackenson. Nawet nie pomyślała o bólu. Gaz czasowy wspaniale się w obecnych czasach
sprawdzał. Fifi naprawdę się cieszyła na myśl, że będą go mieli we własnym domu i że będzie dla nich dostępny przez
cały czas .
Taksówka wzbiła się wyżej i wyleciała jednym z dylatacyjnych portów wielkiej kopuły, która pokrywała
aglomerację. Opuszczając miasto, Fifi na moment poczuła smutek. Miasta były obecnie takie wspaniałe, że nikt nie
chciał żyć poza ich granicami. Zresztą, życie poza nimi było rzeczywiście podwójnie kosztowne, chociaż – na
szczęście – rząd wypłacał dodatek za trudne warunki życia każdemu, kto jak Fevertreesowie musiał mieszkać na wsi .
Parę minut później taksówka ponownie opuściła się nad ziemię. Fifi wskazała swoje gospodarstwo mleczarskie i
taksówkarz łagodnie skierował maszynę na ładowniczy balkon, gdzie wyciągnął przednią łapę po wygórowaną sumę.
Gdy otrzymał żądane kilopłatnosci, odchylił się i otworzył stopą drzwi Fifi. Negocjacje z szympansimi kierowcami nie
miały najmniejszego sensu .
Fifi natychmiast zapomniała o kursie, kiedy pospiesznym krokiem ruszyła w dół przez dom .
Ten dzień miał być szczególny! Konstruktorzy przez dwa miesiące instalowali centralkę czasową (dwa tygodnie
dłużej niż zaplanowali), powodując okropny bałagan, bowiem przez wszystkie pomieszczenia przeciągali rury i kable.
Teraz w domu panował już porządek. Fifi tanecznym krokiem zbiegała po schodach. Jak najszybciej pragnęła odnaleźć
męża .
Tracey Fevertrees stał w kuchni i rozmawiał z majstrem. Gdy jego żona wpadła do pomieszczenia, odwrócił się i
wziął ją za rękę, uśmiechając się w sposób, który zawsze działał na nią absolutnie kojąco, chociaż niejednej pannie z
Rouseville pewnie spędzał sen z powiek .
Jednak czar mężczyzny z trudem wytrzymywał porównanie z urodą podekscytowanej Fifi .
– Czy wszystko działa? – spytała .
– W ostatniej chwili wynikł jeszcze drobny problem – odparł niechętnie majster, niejaki Archibald Smith .
– Och, który to już raz ja to słyszę, panie Smith?! W ubiegłym tygodniu mieliśmy takich piętnaście. Co tym razem?
– Eee, nie musicie się tym państwo przejmować. Wszystko dlatego, że musieliśmy doprowadzić gaz czasowy tutaj,
tak daleko od głównego przewodu zasilającego z fabryczki w Rouseville i chyba mamy trochę kłopotów z
utrzymaniem ciśnienia. Podobno doszło też do paskudnego wycieku w głównym szybie fabryki, no i trzeba zatkać tę
dziurę. Ale nie powinniście się niczym martwić .
– W domu przetestowaliśmy wszystko i najwyraźniej działa świetnie – oznajmił Tracey żonie. – Chodź, to ci
pokażę!
Uścisnęli rękę Smithowi, który wykazywał typową dla budowlańców niechęć do opuszczenia miejsca swojej pracy.
W końcu odszedł, obiecując wrócić rano, by zabrać ostatnią torbę z narzędziami. Tracey i Fifi zostali sami ze swoją
nową zabawką .
2
Wśród sprzętów kuchennych panel czasowy ledwie rzucał się w oczy. Był usytuowany obok małego agregatu
nuklearnego. Dyskretny, niewielki element instalacji z tuzinem małych pokręteł i dwoma tuzinami przełączników
dwustabilnych .
Tracey wyjaśnił Fifi, jak ustalono ciśnienie czasowe: niskie dla korytarzy i gabinetów, wyższe dla sypialni, zmienne
dla salonu. Kobieta otarła się o niego i cicho zamruczała .
– Jesteś podekscytowany, prawda, kochanie? – spytała .
– Ciągle myślę o rachunkach, które musimy zapłacić. A rachunki przyjdą... i to nieliche. Trzy standardowe płatności
za transfer podstawowy... Och! – Dostrzegł jej rozczarowane spojrzenie, więc szybko dodał: – Ale oczywiście
uwielbiam to, kochanie. Wiesz, że będę zachwycony .
Potem krzątali się po domu, nieustannie pod parasolem włączonego kontrolera strumienia czasowego. W kuchni
postanowili się cofnąć w czasie o kilka godzin – mniej więcej do połowy dzisiejszego poranka. Wybrali porę dnia,
którą Fifi w krzątaninie kuchennej lubiła najbardziej .
Ś
niadanie miała już za sobą, a jeszcze trochę wolnego czasu zostało do chwili, gdy trzeba będzie zaplanować i
przełączyć program kuchenny na lunch. Postanowili ponownie przeżyć ranek, w którym Fifi była szczególnie spokojna
i czuła się dobrze .
Natychmiast otoczyła ich wspaniała atmosfera tamtych minut .
– Cudownie! Rozkosznie! Mogę zrobić wszystko, mogę wszystko ci ugotować. Tak! Tak!
Pocałowali się i wbiegli do korytarza .
– Czyż nauka nie jest wspaniała?! – krzyczeli. Nagle się zatrzymali .
– Och nie – mruknęła Fifi .
Na pozór korytarz wydawał się w idealnym porządku. Na swoich miejscach były połyskujące metalicznie żaluzje,
które kontrolowały ilość docierającego do wnętrza światła, magazynując nadwyżki na późniejsze, ciemniejsze godziny.
Czysty chodnik ruchomy poniósł małżonków gładko do przodu, a cała boazeria była ciepła i miła w dotyku. Niestety,
umysły Fifi i Traceya „cofnęły się” do godziny piętnastej miesiąc temu, gdy tę spokojną porę dnia zakłócili im
rozpoczynający pracę robotnicy .
– Kochanie, zrujnują nasz dywan! A boazeria już nigdy nie będzie wyglądać tak jak przedtem! Och, Tracey,
popatrz... odłączyli żaluzje, chociaż Smith obiecał, że na pewno tego nie zrobią!
Mężczyzna chwycił ją mocno za ramię .
– Najdroższa, wierz mi, wszystko jest w porządku!
– Nie, nie jest! Nie jest w porządku! Popatrz na te brudne stare rury przewodzące czas. Leżą dosłownie wszędzie... I
te paskudne kable, które wiszą nad nami! Rujnują nasz śliczny, absorbujący kurz sufit... Zobacz, ile tu wszędzie kurzu i
brudu!
– Kochanie, to efekt cofnięcia się w czasie! – Tym niemniej musiał przyznać, że sam nie wierzy w idealnie
sprzątnięty korytarz, który rejestrowały jego oczy. Podobnie jak Fifi, Traceya ogarnęły emocje sprzed miesiąca, gdy
widział kręcących się po korytarzu Smitha i jego strasznych ludzi .
Małżonkowie dojechali chodnikiem do końca korytarza i przeskoczyli do sypialni, uciekając w kolejną strefę
czasową. Fifi, zerkając za siebie przez próg, jęknęła z płaczem w głosie: – Rany, Tracey, ależ czas ma moc! Chyba
musimy zmienić ustawienia dla korytarza, co?
– Jasne, ustawimy na jakąś wcześniejszą datę, powiedzmy, na któreś miłe letnie popołudnie sprzed roku. Możemy
wszystko, kochanie! „Podaj datę, a my cię tam wyślemy!”. Czy nie tak właśnie brzmi motto Centrali Łączy Czasowych
Hmm... A jaki moment chciałabyś...?
Fifi rozejrzała się po sypialni, po czym zerknęła na męża spod opuszczonych długich rzęs .
– Och... jakiś odprężający, nieprawdaż?
– Druga rano, kochanie, wczesna wiosna i wszyscy w całej okolicy smacznie śpią. Od tej pory na pewno nie grozi
nam już bezsenność!
Podeszła do niego blisko i oparłszy się piersią o jego klatkę piersiową, spojrzała mu prosto w oczy .
– Nie sądzisz, że może lepsza byłaby jedenasta wieczorem... Czas... hmm... pościelowy?
– Kochanie, wiesz, że figlować z tobą wolę na sofie. Chodź, usiądź na niej ze mną, a zgodzisz się z moją opinią co
do salonu .
Salon znajdował się piętro niżej, a od powierzchni ziemi dzielił go tylko garaż i mleczarnia .
Był to piękny duży pokój ze wspaniałymi ogromnymi oknami, z których rozciągał się widok na odległą kopułę
miasta. Pośrodku pomieszczenia stała wielka sofa .
Usiedli na tym zmysłowym meblu i na wspomnienie licznych wcześniejszych rozkoszy zaczęli się pieścić. Po chwili
Tracey opuścił rękę i podniósł z podłogi ręczny przełącznik połączony kablem ze ścianą .
– Możemy stąd kontrolować czas, Fifi, wcale nie musimy wstawać! Podaj datę i po prostu w nią wskoczymy .
– Jeśli myślimy o tym samym, lepiej nie cofajmy się dalej niż o dziesięć miesięcy, ponieważ nie byliśmy jeszcze
wtedy małżeństwem .
– Och, niech pani da spokój, droga pani Fevertrees, nie jest pani chyba aż tak staroświecka?
Przed ślubem jakoś się takimi drobiazgami nie przejmowałaś .
– Ależ przejmowałam się!...Chociaż może raczej po fakcie niż w trakcie.. .
3
Pogładził delikatnie jej piękne włosy .
– Wiesz, pomyślałem sobie, że moglibyśmy spróbować czegoś nowego... Przenieśmy się na przykład w czasy, gdy
mieliśmy po dwanaście lat. Jako dwunastolatka byłaś pewnie bardzo seksowna i cholernie chciałbym cię taką ujrzeć.
Jak ci się podoba ten pomysł?
Już miała się odciąć jakąś typową kobiecą wymówką, lecz ciekawość wzięła w niej górę .
– A może jeszcze głębiej, na przykład gdy mieliśmy po dziesięć lat?
– Świetnie! Wiesz, że mam słabość do lolitek?
– Trace... musimy być ostrożni, żebyśmy z rozpędu nie cofnęli się poza dzień, w którym się urodziliśmy, bo
skończymy jako maleńkie kropelki protoplazmy lub czegoś w tym rodzaju .
– Kochanie, powinnaś uważnie przeczytać broszurki! Jeśli wyzwolimy dostateczne ciśnienie, by się cofnąć poza
nasze daty urodzenia, po prostu wejdziemy w świadomość naszych najbliższych przodków tej samej płci – ty w
ś
wiadomość swojej matki, ja w świadomość mojego ojca. Potem ty w swoją babcię, ja w swojego dziadka... Głębiej
wstecz się nie da, bo nie pozwoli nam ciśnienie czasu w magistrali Rouseville .
Rozmowa zeszła na inne tematy, aż nagle Fifi wymamrotała sennie: – Cóż za niebiański wynalazek z tego czasu!
Słuchaj, przecież nawet gdy będziemy starzy, siwi i niezdarni, w każdej chwili będziemy mogli wrócić w przeszłość i
cieszyć się sobą nawzajem, tak jak w latach naszej młodości! Tak właśnie zrobimy, prawda?
– Hmm... – odparł, myśląc dokładnie o tym samym .
Tego wieczoru zjedli ogromnego syntetycznego homara. Smakował trochę dziwnie .
Prawdopodobnie podniecona kontaktem z magistralą czasu Fifi wstukała odrobinę błędną mieszankę – chociaż
upierała się, że literówka musiała zdarzyć się w programie książki kucharskiej, którą wprowadziła do komputera
kuchennego – i danie nie wyszło całkiem takie, jakie być powinno. Fevertreesowie cofnęli się więc o dwa lata do dnia,
w którym jedli doskonałego homara; był to jeden z ich pierwszych wspólnych posiłków, krótko po tym, jak się poznali.
Odtworzony z zakamarków pamięci smak zniwelował rozczarowanie obecną potrawą .
Tyle że nagle coś się zepsuło .
Niespodziewanej metamorfozy doznań nie poprzedził żaden dźwięk i pozornie nic się wokół nie zmieniło, jednak w
głowach Fifi i Traceya dni z przeszłości zaczęły wirować niczym liście nad wrzosowiskiem. Pory posiłków
nadchodziły i przemijały, a homar powoli zaczął przyprawiać oboje o mdłości, gdyż Fevertreesom wydawało się, że
jedzą go na przemian z mięsem indyczym, serem, dziczyzną, a później ciastem z owocami i śmietaną, biszkoptowym
puddingiem, lodami lub płatkami śniadaniowymi. Przez szereg przerażających minut siedzieli przy stole jak
sparaliżowani, a przez ich kubki smakowe przetaczały się setki przemieszanych ze sobą smaków .
Tracey zerwał się w końcu, ciężko sapiąc i wdusił przycisk przy drzwiach, całkowicie odcinając dopływ strumienia z
magistrali czasu .
– Coś jest nie tak! – krzyknął. – To wina tego cholernego Smitha. Natychmiast do niego dzwonię. Zastrzelę drania!
Jednak twarz majstra, która pojawiła się na ekranie wideokomunikatora, była jak zawsze uprzejma .
– Nie ma mowy o żadnej usterce, panie Fevertrees – oświadczył Smith. – Ściśle rzecz biorąc, jeden z moich ludzi
dopiero co do mnie dzwonił i przekazał, że nastąpiła jakaś awaria w fabryczce czasu w Rouseville, w miejscu, gdzie
wasza rura łączy się z głównym przewodem zasilającym. Doszło do wycieku gazu czasowego. Wspomniałem panu
dziś rano, że mamy pewien kłopot. Niech pan się spokojnie położy do łóżka, drogi panie – tak brzmi moja rada .
Połóżcie się oboje, a rano prawdopodobnie wszystko wróci do normy .
– Mamy iść do łóżka! Jak on nam śmie rozkazywać! – krzyknęła Fifi. – Cóż za impertynencja! Ten człowiek usiłuje
coś przed nami ukryć. Założę się, że sknocił gdzieś instalację, a teraz zasłania się wyciekiem w fabryczce .
– Możemy to od razu sprawdzić. Pojedźmy do fabryczki i zobaczmy, co się tam dzieje!
Zjechali windą na parter i wsiedli do pojazdu lądowego. Mieszkańcy miasta pewnie by się roześmiali na widok tego
małego poduszkowca, który przypominał urocze archaiczne automobile, lecz tego typu pojazdy były bez wątpienia
nieodzowne na wsi, czyli poza kopułami, gdzie nie docierał bezpłatny transport publiczny .
Drzwi się otworzyły. Wyjechali, poderwali maszynę do lotu i natychmiast wznieśli się parę stóp nad ziemię.
Rouseville leżało na niskim wzgórzu, a fabryczkę czasu usytuowano na samym końcu osady. Jednak gdy małżonkowie
dostrzegli pierwsze domy, zdarzyło się coś dziwnego .
Chociaż nie wiał wiatr, pojazdem zaczęło dziko szarpać. Fifi wpadła na ścianę, a w chwilę później poduszkowiec
spadł, uderzając w żywopłot .
– Rany, ależ ten pojazd jest ciężki! Kiedyś wreszcie muszę się nauczyć go prowadzić! – mruknął Tracey, wysiadając
.
– Nie zamierzasz mi pomóc, Tracey?
– Och, nie, nie, jestem przecież zbyt duży, żeby się bawić z dziewczynkami!
– Musisz mi pomóc! Zgubiłam lalkę! – Nigdy nie miałaś lalki! Mała wariatka! Ruszył biegiem przez pole. Fifi nie
miała wyboru, musiała podążyć za nim. Biegnąc, wciąż go przywoływała. Strasznie trudne okazało się panowanie nad
niezgrabnym i ciężkim ciałem dorosłej kobiety, kiedy się miało umysł dziecka .
Gdy znalazła męża, leżał pośrodku drogi do Rouseville, machając nogami i rękoma. Na widok żony zachichotał .
– Mały Tlacey siobie chodzi! – oświadczył .
4
Jednak kilka minut później zdołali ruszyć naprzód – znowu byli na nogach, choć chodzenie sprawiało ból Fifi, której
matka okulała pod koniec życia. Dzielnie kuśtykali naprzód – dwie młode istoty tym razem o umysłach swoich starych
rodziców. Kiedy wkroczyli do niewielkiej, pozbawionej kopuły wioski, dostrzegli, że większość mieszkańców ma
podobne kłopoty – co rusz komuś „zmieniał się” wiek: od gaworzącego niemowlęcia do drżącego starca.
Najwidoczniej w fabryczce czasu doszło do poważnej awarii .
W dziesięć minut później i w kilka pokoleń wcześniej, przybyli pod bramę fabryki. Pod logo Centrali Łączy
Czasowych stał Smith. Początkowo go nie rozpoznali, bo nosił maskę chroniącą przed kontaktem z gazem czasowym;
jej dysza wylotowa głośno wypluwała przeszłe chwile .
– Podejrzewałem, że się pojawicie! – krzyknął. – Nie uwierzyliście mi, co? No cóż, w takim razie wejdźcie ze mną i
zobaczcie wszystko na własne oczy. Górnicy natrafili na nieprzewidzianie obfitą erupcję, zawory nie wytrzymały
ciśnienia i wysiadły. Zanim ktoś tego nie naprawi, trzeba pewnie będzie ewakuować całą okolicę .
Gdy majster przeprowadził ich przez bramę, Tracey zauważył: – Mam tylko nadzieję, że to nie sabotaż Ruskich!
– Czyj sabotaż?
– Ruskich. No... robota Rosjan. Przypuszczam, że ta fabryczka jest tajna?
Zdumiony Smith gapił się na niego dobre kilka minut .
– Czy pan oszalał, panie Fevertrees?! Rosyjscy naukowcy wynaleźli magistrale czasowe dokładnie w tym samym
momencie, co nasi. Rok temu spędził pan miesiąc miodowy w Odessie, zgadza się?
– Też coś, w ubiegłym roku byłem w służbie liniowej w Korei!
– W Korei?! Nagle na dziedzińcu Centrali Łączy Czasowych wylądowała jakaś ogromna czarna maszyna. Jej syreny
wyły, a na dachu i pod podwoziem migały czerwone światła. To był wóz strażacki z miasta. Kierował nim robot, lecz
ludzie z załogi zachowywali się bardzo dziwnie .
Jeden młody położył się na ziemi i zaczął krzyczeć, że należy mu zmienić spodnie, zanim ludzie z Centrali wydadzą
wszystkim maski przeciwczasowe. Strażacy nie mieli co gasić, gdyż nie było ognia, a tylko gigantyczny słup niemal
niewidocznego czasu, który do tej pory zdążył się wznieść nad budynek i ogarnąć całą wioskę, a teraz powoli
rozpraszał się we wszystkie strony, niosąc w swym silnym strumieniu całe nie wyobrażone albo zapomniane pokolenia
.
– Chodźmy, może coś ustalimy – stwierdził Smith. – Jeśli mamy bezczynnie stać, równie dobrze możemy wrócić do
domu i zrobić sobie drinka .
– Pan jest bardzo głupim młodzieńcem, jeśli ma pan na myśli to, co podejrzewam – oświadczyła Fifi srogim głosem
staruszki. – Większość aktualnie dostępnego na czarnym rynku alkoholu jest nielegalna i niebezpieczna w użyciu... Ja
w każdym razie sądzę, że powinniśmy wspierać prezydenta w jego zacnej próbie stłumienia alkoholizmu, nieprawdaż,
Tracey, kochanie?
Jednakże Tracey w ogóle nie słuchał żony, zagubił się bowiem w jakimś dziwnym wspomnieniu i aby je w pełni
przywołać, gwizdał La Palomę .
Potykając się, dotarli za Smithem do budynku. Tu zatrzymało ich dwóch funkcjonariuszy policji. W tym samym
momencie pojawił się jakiś pulchny mężczyzna w wieczorowym garniturze i masce przeciwgazowej. Natychmiast
przemówił do jednego z policjantów. Smith przywołał pulchnego i przywitali się serdecznie niczym bracia. Zresztą, po
chwili się okazało, iż rzeczywiście są braćmi. Brat Archibalda, Clayball Smith, kiwnął na nich, by poszli za nim do
fabryczki i szarmancko ujął pod ramię Fifi, która była przecież ładną dziewczyną. Jego osobista tragedia polegała na
tym, że nigdy nie zbliżył się do żadnej przedstawicielki płci pięknej bardziej niż tego dnia .
– Czy nie powinniśmy zostać odpowiednio przedstawieni temu dżentelmenowi, Tracey? – spytała Fifi męża .
– Nonsens, moja kochana. Gdy się wchodzi do którejś ze świątyń przemysłu, należy odłożyć na bok zasady etykiety.
– Mówiąc to, wydawał się głaskać urojone baczki .
Wewnątrz fabryczki czasowej panował kompletny chaos. Tu skutki katastrofy były widoczne w całej okazałości.
Pierwszych górników wyciągano właśnie z szybu, gdzie miał miejsce wybuch gazu czasowego. Jeden z tych biednych
mężczyzn słabo przeklinał, zrzucając winę za tę straszliwą tragedię na Grzegorza III .
Przemysł czasowy nadal był w powijakach. Minęło dopiero dziesięć lat, odkąd pierwsze podziemne maszyny
odkryły nisze czasowe zalegające głęboko pod skorupą ziemską. Odkrycie ciągle dziwiło niektórych, a badania
znajdowały się jeszcze w stosunkowo wczesnym stadium .
Jednak prawie natychmiast po odkryciu zaczął się dynamicznie rozwijać przemysł czasowy, a jego przedstawiciele –
z wielkodusznością typową dla przekonanych o własnej potędze nuworyszy – dopilnowali, by każdy mieszkaniec
planety otrzymał odpowiednią porcję czasu, i to po niewygórowanej cenie. Aktualnie w przemysł czasowy
inwestowano wielokrotnie większy kapitał niż w jakąkolwiek inną gałąź światowej gospodarki. Nawet fabryczka w tak
maleńkiej wiosce jak Rouseville była warta miliony. Tyle że teraz w fabryce doszło do prawdziwej katastrofy .
– Tutaj jest bardzo niebezpiecznie – zauważył Clayball. – Lepiej nie stójcie tu za długo, ludzie – krzyczał przez
przeciwgazową maskę. Wokół panował okropny hałas, który wzmógł się jeszcze, gdy jakiś reporter w odległości
niecałego jarda rozpoczął nagrywanie komentarza dla telewizyjnych wiadomości. Po chwili Clayball odpowiedział na
jakieś wykrzyczane przez brata pytanie: – Nie, to coś więcej niż szczelina w głównym przewodzie zasilającym. Tak
brzmiało tylko wyjaśnienie dla ogółu. Nasi dzielni chłopcy tam na dole natrafili na zupełnie nowy szew czasowy i
obecnie czas wycieka wszystkimi dziurami. Nie sposób go powstrzymać! Zanim się domyśliliśmy, że stało się coś
5
złego, połowa naszych górników przeżyła na nowo podbój Brytanii przez Normanów. – Dramatycznym gestem
wskazał na płyty pod stopami .
Fifi nie potrafiła zrozumieć, o czym ten mężczyzna, do diabła, mówi. Od opuszczenia Plymouth dryfowała i to nie
do końca w sensie metaforycznym. Wystarczyło, że musiała grać Matkę Pątniczkę wobec jednego z Ojców
Pielgrzymów; nie zamierzała dodatkowo ryć w glebie tego Nowego Świata. Przechodziło jej pojęcie, że te monstrualne
wytwory nowoczesnej technologii niszczą cały czasowy harmonogram planety. W swoim obecnym stanie nie mogła
wiedzieć, że iluzje, które ciągle wyrzucał gejzer czasu rozprzestrzeniły się już po całym kontynencie. Prawie każdy
komunikacyjny satelita krążący nad Ziemią przekazywał obecnie szczegółowe i mniej więcej zgodne z faktami relacje
na temat tragedii i zdarzenia, które do niej doprowadziło, podczas gdy zdezorientowani widzowie przed telewizorami
zapadali się w coraz wcześniejsze generacje, niczym w śnieżne zaspy bez dna .
Ze złóż w niszach wysyłano rurami czas do miliardów domów na świecie. Eksperci już wcześniej obliczyli, że przy
obecnym tempie zużycia za dwieście lat złoża czasu całkowicie się wyczerpią. Na szczęście, naukowcy starali się
wytworzyć syntetyczne substytuty czasu. Zaledwie w ubiegłym miesiącu stosunkowo niewielki zespół badawczy z
Time Pen Inc. z Ink w stanie Pensylwania ogłosił, że wyizolowano cząsteczkę o całe dziewięć minut opóźnioną w
czasie wobec jakiejkolwiek innej molekuły znanej dotąd nauce. Spodziewano się szybkich postępów w dziedzinie
doświadczalnych prac nad molekułami „czasowymi” .
Nagle nadjechał ambulans, ostro hamując. Za nim przybył drugi. Archibald Smith spróbował ściągnąć Traceya z
drogi .
– Nie dotykaj mnie, pachołku! – warknął Tracey, usiłując wyszarpnąć wyimaginowany miecz .
Z ambulansów zaczęli wyskakiwać ludzie, a policja odgrodziła teren kordonem .
– Zamierzają wydobyć naszych dzielnych terranautów! – zawołał Clayball, usiłując przekrzyczeć panujący zgiełk .
Wszędzie wokół roiło się od mężczyzn w ochronnych skafandrach i hełmach, tu i tam przemykały też smukłe
pielęgniarki w przeciwgazowych maskach. Koncentrowano zapasy tlenu i zupy, reflektory kołysały się nad głową,
oświetlając kwadratowy otwór szybu. Ludzie w żółtych kombinezonach opuszczali się do szybu, porozumiewając się
przez radiotelefony na nadgarstkach. Po chwili znikli. Na parę sekund pełna trwogi cisza zawisła nad budynkiem,
ogarniając zgromadzone przed nim tłumy .
Jednak po kilku minutach hałas wrócił do poprzedniego poziomu. Pojawiła się kolejna grupa mężczyzn o srogich
minach, którzy zepchnęli na bok reporterów .
– Zdaje mi się, że powinniśmy się stąd wynosić, na litość Boską! – szepnęła słabo Fifi, zaciskając kurczowo dłonie
na okrytych cienkim swetrem ramionach. – Nie podoba mi się tu!
W końcu przy szczycie wyrobiska powstało jakieś poruszenie. Brudni mężczyźni w kombinezonach pociągnęli za
linę i w chwilę później w polu widzenia zjawił się pierwszy terranauta, w charakterystycznym dla tych pracowników
czarnym uniformie. Był bez maski, toteż osobliwie kiwał głową z oszołomienia, lecz dzielnie walczył, by nie utracić
ś
wiadomości .
Zmusił nawet blade wargi do czarującego uśmiechu i zamachał ręką do kamer. Wśród gapiów podniosły się wiwaty .
Górnicy stanowili nieustraszoną grupkę, która nie bała się schodzić do niezmierzonych mórz gazu czasowego
zalegających pod skorupą ziemi. Ryzykowali życie, by wydobyć z nie poznanej dotąd krainy bryłki drogocennej
wiedzy, poszerzając w nieskończoność granice nauki.. Z jednej strony pozostawali anonimowi i wynagradzani
nieadekwatnie do skali niebezpieczeństwa, równocześnie jednak w momentach zagrożenia zyskiwali szacunek całego
ś
wiata za wysiłek oraz odwagę .
Główny reporter wiadomości przepchnął się przez tłum i dotarł do ocalonego terranauty .
Zadawał pytania i przyciskał mężczyźnie mikrofon niemal do samych warg; udręczona twarz bohatera pojawiła się
na ekranach telewizorów miliarda niedowierzających widzów .
– Strasznie jest tam... na dole. Dinozaury i ich młode – zdążył wysapać górnik, prowadzony do najbliższego
ambulansu. Na dole. głęboko w gazie. Całe stada... I polują... Kilkaset stóp niżej i wylądowalibyśmy...
wylądowalibyśmy przy stworzeniu... świata.. .
Zapadła cisza. Świeże posiłki policyjne przeganiały z fabryczki wszystkie nieupoważnione osoby, zanim pozostali
terranauci pojawią się na powierzchni, chociaż jak dotąd nie widać było jeszcze ich kapsuły. Gdy uzbrojony kordon
zaczął podchodzić, Fifi i Tracey rzucili się w jego stronę. Nie mogli już dłużej tu wytrzymać i czuli, że nic nie
zrozumieją. Nie zważając na wrzaski obu Smithów w ochronnych maskach, popędzili więc do drzwi i wybiegli w
ciemność, a wysoko ponad nimi górował olbrzymi, niewidoczny pióropusz gejzeru czasu, pióropusz, który coraz
bardziej rozkwitał, rozprzestrzeniając zagładę na cały świat .
Przez długi okres Fevertreesowie wpółleżeli zdyszani, opierając się plecami o najbliższy żywopłot. Od czasu do
czasu Fifi kwiliła jak mała dziewczynka, a Tracey jęczał niczym starzec .
Przeważnie jednak tylko ciężko oddychali .
Wstawał świt, gdy się podnieśli i ruszyli drogą ku RouseviIle, trzymając się blisko uprawnych pól .
Nie byli sami. Towarzyszyło im mnóstwo mieszkańców wioski, którzy oddalali się od swoich domostw, gdyż
obecnie stały się im one obce i niepojęte dla ich ograniczonych nagle mózgów. Gapiąc się na nieproszone towarzystwo
spod zmarszczonych brwi, Tracey przystanął i sporządził sobie z gałęzi prymitywną pałkę .
6
Razem, mężczyzna i jego kobieta, powłócząc nogami wchodzili na wzgórze. Kierowali się z powrotem w dzicz,
podobnie jak większość pozostałej przy życiu ludzkości. Ich przygięte ku ziemi, powykrzywiane sylwetki rysowały się
niewyraźnie na tle pierwszych nieśmiałych promieni słonecznego światła .
– Ugh glumph hum herm morm glug humk – wymamrotała kobieta, co znaczyło (w przybliżonym tłumaczeniu z
języka epoki kamiennej): „Dlaczego, cholera, człowiekowi musi się zawsze przydarzyć coś takiego dokładnie wtedy,
gdy jest właśnie u progu cywilizacyjnego przełomu?” .