Bronwyn Jameson
Smak dojrzałego wina
PROLOG
Gdy w kaplicy w Vegas rozległy się pierwsze dźwięki marsza weselnego,
Spencer Ashton nawet nie próbował ukryć obrzydzenia. Zamknął oczy, by nie
patrzeć na kolumny ze sztucznego marmuru i sufit z chmurami namalowanymi
przez jakiegoś fuszera.
Niestety, odcięcie wrażeń wzrokowych wyostrzyło pozostałe zmysły Spencera.
Muzyka z płyty brzmiała jeszcze żałośniej, duszący zapach naręczy kwiatów i dym
świec wypełniły mu płuca.
Nie tego chciał. Miał prawo brać ślub w katedrze przy dźwiękach organów i
pieśniach chóru. Pragnął się odwrócić i spojrzeć na ławy pełne osobistości świata
biznesu i nauki, uścisnąć im dłonie, wysłuchać gratulacji. Przede wszystkim
zasłużył na to, by panna młoda podeszła do ołtarza wraz z towarzyszącym jej
ojcem.
Tak bardzo pragnąłby usłyszeć, jak John ofiarowuje mu swoje jedyne dziecko i
odpowiada na pytanie: „Kto przekazuję tę kobietę?".
Tylko to się liczyło dla Spencera. Krótkie , ja" wypowiedziane przez Johna, od
pięciu lat jego przełożonego i mentora. W ten sposób John ofiarowałby mu ostatni
klucz, nie tylko do potężnego banku inwestycyjnego, lecz także do całego
bogactwa Lattimerów.
Tym razem przeszył go dreszcz emocji i podniecenia. Stojąca u boku Spencera
Caroline opacznie zrozumiała jego zachowanie. Łagodnie pogłaskała go po łokciu i
przysunęła się bliżej.
– Wiem, wiem – szepnęła. – Tak samo przeżywam tę chwilę.
Spencer szczerze w to wątpił, ale nie zamierzał wyprowadzać panny młodej z
błędu.
Ceremonia pozostawiała wiele do życzenia, jednak jej rezultat był
satysfakcjonujący. Spencer uścisnął drżącą dłoń dziewczyny i uśmiechnął się z
udawaną czułością.
– Caroline, jesteś piękną panną młodą – powiedział. Słowa nic go nie
kosztowały. W razie potrzeby mógł każdej kobiecie przysiąc dozgonną miłość tak,
jak to uczynił przed oświadczynami i żądaniem natychmiastowego ślubu, „bo już
nie mogę się doczekać, kochanie".
Nie lubił pośpiechu, ale nie mógł ryzykować komplikacji związanych z
wystawnym ślubem, balem zaręczynowym i wszelkiego typu uroczystościami
rodzinnymi.
Nie miał rodziny, którą pragnąłby komukolwiek przedstawić, ale teraz stawał
się członkiem jednej z najwspanialszych familii w Kalifornii. Wkrótce zasiądzie po
prawicy teścia w radzie nadzorczej Lattimer Corporation, która z czasem zmieni
nazwę na Ashton-Lattimer Corporation.
Tak, sama myśl o tym dostarczała mu rozkoszy. Jego przyszłość zapowiadała
się wspaniale. Wystarczyło tylko, że będzie udawał uwielbienie do bezbarwnej
blondynki, która lada moment zostanie jego żoną.
Pastor wśliznął się do kaplicy i przeprosił za spóźnienie. Najwyraźniej gonił go
czas, bo z miejsca, bez zbędnych ceregieli, przystąpił do ceremonii. Spencer
słuchał go jednym uchem. Jego wzrok spoczął na perłach zdobiących szyję
Caroline.
Może dziewczyna nie dorównywała mu urodą, ambicją ani charakterem, ale
jako córka Johna Lattimera stanowiła niemal wymarzoną partię, a do tego była
skromna, zgodna, cicha i ofiarna. Na dodatek w przyszłości miała odziedziczyć
wielki majątek.
Uśmiechnął się i zajrzał jej w oczy, powtarzając te same pozbawione znaczenia
słowa przysięgi, które wypowiadał poprzednio. W myślach dorzucił jeszcze jedną
obietnicę: zamierzał spędzić w łóżku Caroline akurat tyle czasu, by spłodzić dzieci,
tak bardzo przez nią upragnione. W ten sposób zapewni żonie zajęcie, a sobie
spokój. Ponadto oczekiwał, że potomstwo połączy nazwiska Ashtonów oraz
Lattimerów i tym bardziej zwiąże go z bogactwem, które kiedyś przejmie na
własność.
Pastor wypowiedział ostatnie słowa, które uczyniły z nich męża i żonę, a
Spencer poczuł narastającą euforię.
Spencer Ashton pokonał długą drogę z farmy w Crawley w stanie Nebraska, ale
wreszcie dotarł do celu podróży. Nie uprawiał hazardu, nie szukał szczęścia byle
gdzie. Osiągnął sukces, bo był inteligentny, sprytny i wystarczyło mu cierpliwości,
by zmienić ambicje w rzeczywistość.
Wszystko, czego pragnął, na co zasłużył, wkrótce będzie należało do niego.
Wszystko.
Rozdział 1
Dolina Napa, Kalifornia.
Trzydzieści osiem lat później.
Naiwna Mian Ashton postawiła wszystko na jedną kartę, uciekając potajemnie
z Jasonem Bennedictem do Vegas. Gdy małżeństwo zakończyło się wraz z
potworną, nocną kolizją drogową, uświadomiła sobie, że przegrała z kretesem całą
rozgrywkę.
Straciła zakłamanego, niewiernego męża, dom, oszczędności, pracę i resztki
szacunku do siebie.
Trzask, prask i już.
Dwa lata później Jillian miała dom i pracę w rodzinnej winnicy w dolinie Napa.
Co do utraconego szacunku do siebie... Cóż, teraz mogła go odzyskać,
przynajmniej częściowo. Właśnie siedziała w sali konferencyjnej winnicy Louret i
uważnie patrzyła na brata. Jako dyrektor zarządzający Cole kontrolował sprawy
finansowe przedsiębiorstwa. Dotąd nigdy nie ułatwiał jej życia.
Tymczasem...
– Zgodziłeś się na wszystkie zmiany? – spytała podejrzliwie. Prima aprilis
wypadał dopiero w piątek.
– Nie popadaj w samozachwyt, Jellie. Uważam tylko, że twój pomysł ma sens.
– Ale nie widziałeś reszty moich...
– Kolorowych obrazków? – Cole kołysał się na krześle, bardziej rozbawiony
niż poruszony starannie przygotowaną prezentacją, którą przed chwilą zakończyła
jego siostra. – Zostaw coś na następny poniedziałek. O dziesiątej mam spotkanie.
Jillian odetchnęła głęboko. Powinna być przyzwyczajona do kpiącego tonu w
wypowiedziach obu braci.
Jako najmłodsza z czworga rodzeństwa doświadczyła w życiu sporo
lekceważenia oraz ironii.
Od miesięcy pracowała nad propozycją rozbudowy i przekształcenia sali
degustacyjnej winnicy. Przywiązywała wielką wagę do prezentacji projektu.
Potrzebowała wyzwania. Musiała się sprawdzić i udowodnić swoją wartość w
oczach członków rodziny oraz własnych.
– Jellie, na kiedy planujesz zakończenie wdrażania projektu?
Jillian – zwana również Jillie, Jellie, Jellie-Belly – zamarła. Tak, z całą
pewnością musiała stawić czoło wyzwaniu i dowieść, że jest kimś więcej niż tylko
najmłodszą, rozkapryszoną siostrą. Mogła ponieść klęskę w małżeństwie, ale w
dziedzinie enologii oraz uprawy winorośli uważała się za specjalistkę. Ostatecznie
taki był kierunek jej studiów. Przed ostatnie półtora roku skutecznie zarządzała salą
degustacyjną.
Poza tym miała już ponad trzydzieści lat, na litość boską! Nie była dzieckiem.
Z trudem zapanowawszy nad emocjami, starannie spakowała ostatnie materiały
do prezentacji i dopiero wtedy odpowiedziała na pytanie Cole'a.
– Całość zajmie od dziesięciu do czternastu dni, w zależności od tempa pracy
wybranej i zakontraktowanej firmy.
– Masz listę kontrahentów?
Jillian uśmiechnęła się słodko i poklepała teczkę.
– Jest na następnej stronie. Tej, która poprzedzała stronę z harmonogramem
prac. Ilu kooperantów mam zatrudnić?
– Ilu chcesz, pod warunkiem, że jednym z nich będzie Seth Bennedict. –
Zamilkł, patrząc na nią uważnie. – Czy to jakiś problem?
Przełknęła ślinę, by powstrzymać panikę, i spojrzała bratu w oczy.
– Nie – odparła. Cole skinął głową.
– To dobrze – mruknął. – Jeśli wybrałaś Setha, to mam pewność, że wszystko
będzie zrobione jak należy.
– Postaram się o tym pamiętać.
Z teczką pod pachą spokojnie wyszła z sali i zamknęła za sobą drzwi. Oparła
się o nie plecami i usiłowała zapanować nad drżeniem nóg.
W następnej chwili poczuła wściekłość. Z irytacją ruszyła do swojego gabinetu,
najmniejszego z sześciu nad salą degustacyjną winnicy Louret.
Jeśli wybrałaś Setha, to mam pewność, że wszystko będzie zrobione jak należy.
Tyle tytułem wiary brata w jej zdolność radzenia sobie z zadaniem. Tak się
złożyło, że przeprowadziła stosowne rozpoznanie. Rozmawiała z miejscowymi o
ich doświadczeniach z firmami budowlanymi w Napa. Faktycznie, jej brat trafnie
wytypował nazwisko, które najczęściej wymieniano w korzystnym świetle,
niemniej...
– Wcale nie wybrałam Setha Bennedicta – mruknęła pod nosem i opadła na
fotel.
Mimowolnie pomyślała o tym smagłym, potężnym mężczyźnie, obdarzonym
niepokojąco przenikliwym spojrzeniem oraz skłonnością do dominacji.
Na domiar wszystkiego Seth był szwagrem Jillian i znał najbardziej
upokarzające szczegóły jej fatalnego małżeństwa.
Nawet gdy nie potrzebowała pomocy Setha – zwłaszcza gdy jej nie
potrzebowała, poprawiła się natychmiast – siłą pokonywał jej opór. Fakt, zrobił
porządek z chaosem pozostawionym w finansach przez Jasona, co oznaczało, że
wiedział, jak łatwowierna i bezmyślna była, dopuszczając do takiego bałaganu.
Zacisnęła dłonie na poręczach fotela. Sprawna przebudowa sali degustacyjnej
była jej szansą na oderwanie się od przeszłości. Skoro musiał się tym zająć Seth
Bennedict, trudno.
Jego obecność popsuje jej przyjemność stawiania czoła wyzwaniu, ale mogła
się z tym pogodzić.
Powinna się trochę rozerwać. Musiała się zbierać natychmiast, zanim stchórzy.
Wyciągnęła z szuflady torebkę i kluczyki do samochodu, a następnie z rezygnacją
pokręciła głową.
Seth Bennedict nie stronił od dobrej zabawy. Ten trzydziestoośmioletni
mężczyzna, zaprawiony w pracy fizycznej, lubił od czasu do czasu zaszaleć.
Niestety, od pewnego czasu był zbyt zajęty, aby szukać rozrywek.
Tego ranka obudził się z bardzo konkretnym wspomnieniem snu, który rozpalił
mu ciało i umysł. Właśnie się zastanawiał, co dalej, kiedy zadzwonił telefon – Lou,
jego brygadzista, zachorował. Gdy tylko Seth odłożył słuchawkę, jego córka
wpakowała się na łóżko, podskakując i piszcząc z zachwytem, że tata ma urodziny.
Po chwili telefon zadzwonił ponownie. Następnie zjawiła się gospodyni, Rosa,
aby zająć się Rachel i spytać, co podać na śniadanie.
Świetnie prosperujący interes, stale dzwoniący telefon i trzyletnia córka,
niepodzielnie władająca sercem i duszą tatusia. Nic dziwnego, że brakowało mu
czasu na cokolwiek poza poranną fantazją.
Seth wytężył wzrok, by dojrzeć coś przez chmury pyłu skupił uwagę na punkcie
w ścianie i uniósł ciężki młot.
– Szefie?
Odwrócił się i ujrzał jednego z młodszych robotników który stanął na tym, co
pozostało z progu.
– Szefie, masz gościa. – Tony wskazał kciukiem kogoś za swoimi plecami i
uśmiechnął się lubieżnie.
Seth westchnął głęboko. Był na to za stary – cokolwiek miał ujrzeć. Niechętnie
opuścił narzędzie, ściągnął maskę przeciwpyłową i okulary ochronne.
W następnej chwili ogarnęło go takie zdumienie, że zupełnie zapomniał języka
w gębie. Możliwe, że właśnie przypomniał sobie wszystkie poranne fantazje z
ubiegłe go roku.
Co prawda Jillian Ashton-Bennedict nie była dostatecznie skąpo ubrana...
Nosiła skromną beżową sukienkę do kolan i nie wypinała kusząco bioder, tylko z
gracją stąpała wśród gruzu, prezentując długie nogi, wysokie obcasy i chłodną
kobiecą elegancję. Była kwintesencją kobiecości.
Nic nie podniecało Setha bardziej niż ten typ kobiety. Niestety, dzieliły ich
problemy z przeszłości. Uraził ją, bo był świadkiem jej tragedii, a teraz musiał
ukrywać, jak bardzo go wzburzył jej widok.
Paradoksalnie, dramat z przeszłości połączył ich na zawsze: oboje stracili
małżonków w jednym wypadku samochodowym.
– Nie ruszaj się – przykazał ostrzejszym tonem, niż zamierzał. Cholera, nadal
nosiła obrączkę. – Tony nie powinien był wpuszczać cię tutaj bez kasku.
– Powiedziałam, że długo nie zabawię.
– To nic nie zmienia. Tony zna zasady.
– Nie wiń go – poprosiła pospiesznie. – Szczerze mówiąc, trochę nakłamałam.
Seth ściągnął rękawice i podszedł do bratowej. Wiedział, jak bardzo ceniła
uczciwość.
– Powiedziałam, że mnie oczekujesz.
W rzeczy samej, skłamała. Ostatni raz widział ją kilka dni przed Gwiazdką,
kiedy przyniosła prezenty dla Rachel.
– Nie widzieliśmy się od ponad trzech miesięcy. Zaczynałem podejrzewać, że
mnie unikasz.
– Skąd. – Pokręciła głową, ale nie spojrzała mu w oczy.
– Dziwne, że Tony dał ci wiarę. Marna z ciebie kłamczucha.
– Fakt – przyznała. – Tony pewnie pomyślał to samo. Wpuścił mnie tylko przez
wzgląd na twoje urodziny.
– Uznał, że masz dla mnie prezent-niespodziankę? – Zastanawiał się, czy w
jego głosie słychać pożądanie.
– Wybacz. Powinnam była pamiętać – westchnęła, szczerze zawstydzona.
– Co byś mi ofiarowała?
– Co najmniej kartkę pocztową. Może nawet tort.
– Ze świeczkami?
– A zagrożenie pożarowe?
Jego bratowa chyba nie miała na myśli ognia namiętności? Do diabła, nie miał
prawa jej pożądać.
– Wpadłam do twojego biura. – Zmieniła temat. – Mel powiedziała, że tutaj
pracujesz. Nie sądziłam, że burzysz Villa Firenze.
– Państwo Maldini chcą otworzyć restaurację na parterze.
– Ach. – Obróciła się na wysokich obcasach i rozejrzała się ze zmrużonymi
oczami. – Fura roboty.
– Poważne wyzwanie. – Również powiódł wzrokiem po przestronnej stuletniej
willi we włoskim stylu.
– Mam nadzieję, że w ich menu znajdą się toskańskie potrawy – oświadczyła.
– Z pewnością. Jillian skinęła głową.
– Właśnie o tym chciałam z tobą rozmawiać, Seth. Nie krył zaskoczenia.
– Otwierasz restaurację?
– Och, nie, skąd. – Uwielbiała dobre jedzenie, a znaczyło to jedynie, że ktoś
inny musiał je przyrządzać. – Ale rozbudowuję i przekształcam naszą salę
degustacyjną. Chciałabym, żebyś podjął się prac wykonawczych.
Proszę, nic trudnego. Żałowała tylko, że nie wiedziała o urodzinach Setha.
Mogła mu podarować tort albo butelkę wina.
Nie mogła oderwać od niego wzroku. Miał lekko rozdarty podkoszulek, spod
którego wystawał fragment opalonej skóry i ciemne włosy na torsie... Zaraz, zaraz,
skąd te nieprzyzwoite myśli?
– Przychodzę nie w porę? – spytała i odwróciła wzrok – Możemy teraz
porozmawiać?
– Pewnie, ale musimy wyjść na dwór.
– Chyba łamię wszystkie możliwe przepisy bezpieczeństwa i higieny pracy –
westchnęła.
– Nie da się ukryć – przyznał i popatrzył jej w oczy. Znowu poczuła niepokój.
– Do rzeczy. Jaki zakres robót wchodzi w grę? Potrafiła udzielić odpowiedzi na
to pytanie, zwłaszcza że Seth trochę się odsunął, by wyprowadzić ją na dwór, pod
drzewa oliwne, które chroniły ich przed ciekawskimi spojrzeniami Ton/ego i
innych robotników.
Oparł się o sękaty pień starego drzewa, założył ręce i patrzył na kobietę,
zrelaksowany, lecz skupiony.
– Prace nie będą tak rozległe jak te, które teraz wykonujesz – powiedziała
Jillian. – Głównie chodzi o renowację, lecz chcę także zlikwidować magazyn, który
posłuży do rozbudowy sali degustacyjnej.
– Interes się kręci?
– Jak nigdy. Każdy weekend to kompletne szaleństwo, a latem spodziewamy
się wzmożonego ruchu, bo rozszerzamy działalność na cały kraj.
Seth nie krył zaskoczenia.
– Sądziłem, że tak ekskluzywne winiarnie prosperują wyłącznie dzięki swojej
renomie i wygranym konkursom.
– Tak, ale rozpoczynamy produkcję pierwszego chardonnay. Poza tym na rynku
zmniejsza się różnica cenowa pomiędzy winami wysokiej jakości, takimi jak nasze,
oraz produktami średniej klasy.
– Tracicie udziały w rynku?
Z Coleem u steru firmy? Wykluczone. Jej brat nie pozwoliłby sobie na
pozostanie w tyle.
– Nasza sprzedaż bezustannie rośnie, ale nie spoczywamy na laurach.
– Masz plan robót remontowych?
– W gruncie rzeczy zależy mi na czasie i jakości wykonania. Nie chcę
przerywać prac kiperskich, więc w piwnicy przygotuję tymczasowe pomieszczenie.
– Pomyślała, że Eli nie będzie nim zachwycony. – Zaczniemy, kiedy uznasz za
stosowne.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.
– Nie powiedziałem, że podejmę się tej pracy, Jillian – zauważył.
– Jak to, nie zgadzasz się?
– Nie mogę, jeżeli chcesz mieć wszystko gotowe za miesiąc lub dwa.
Jillian poczuła ucisk w żołądku.
– Jesteś tak bardzo zajęty?
– W ubiegłym tygodniu podpisałem umowy na dwa nowe zlecenia, a i tak mam
pełne ręce roboty.
Tak bardzo się denerwowała przed spotkaniem, przejmowała, że musi prosić go
o pomoc, i wszystko na marne? Dlaczego nie wzięła pod uwagę tej ewentualności?
Przecież to jasne, że świetni fachowcy zawsze są rozchwytywani.
Kciukiem pogłaskała obrączkę, którą nadal nosiła na serdecznym palcu lewej
dłoni, nie po to, by pamiętać, lecz żeby mieć się na baczności i nie powtarzać
popełnionych błędów.
Nie rozumiała tylko, dlaczego Seth wyprowadził ją na dwór i kazał opowiadać
o planach. W czym rzecz?
– Skoro nie byłeś zainteresowany, to czemu nie powiedziałeś tego wcześniej, w
budynku? – zapytała ostrożnie.
– Nie powiedziałem, że nie jestem zainteresowany – odparł. – Po prostu nie
mogę się dostosować do twoich terminów.
Jillian niecierpliwie wzruszyła ramionami.
– Poczekaj chwilę – poprosił. Nie zamierzał zmieniać zdania, ale chciał pomóc
bratowej. – Słyszałem, że Terry Mancini źle znosi emeryturę. Może będzie
zainteresowany pracą u ciebie. Ewentualnie zadzwonię do kilku osób...
– Nie ma potrzeby – przerwała mu. – Dam sobie radę sama.
Wyprostowała się dumnie i odwróciła, aby odejść. Cała ona. Kiedyś przyjęła
jego pomoc, ale nie dlatego, że tego pragnęła. Nie miała wyboru. Fatalnie znosiła
interwencję Setha i nieuchronne upokorzenie, związane z ujawnieniem prawdy o
romansach Jasona.
– Z pewnością znajdziesz mnóstwo firm remontowych, które podejmą się tego
zadania, Jillian. Pytanie tylko, czy sobie poradzą?
Zatrzymała się w pół kroku i zerknęła na Setha przez ramię.
– Tego nie wiem – przyznała. – Właśnie dlatego najpierw przyszłam do ciebie.
– Przykro mi, że nie mogłem udzielić ci pomocy.
– Mnie też. – Spojrzała mu w twarz. – Chciałam wszystkiego, co najlepsze.
Rozdział 2
Słońce jeszcze nie wzeszło, kiedy Jillian wstała i na palcach wyszła ze swojej
sypialni na pierwszym piętrze. Mimo półmroku sprawnie zbiegła kręconymi
schodami. Pokonywała tę drogę tyle razy, że zapewne potrafiłaby ją przejść z
zamkniętymi oczami. Tu był jej dom rodzinny, tutaj dorastała. Wyprowadziła się,
gdy miała dwadzieścia parę lat, a powróciła po śmierci Jasona.
Nie przeszkadzało jej, że mieszka z rodzicami. Nie prowadziła życia
towarzyskiego, nie wspominając już o intymnym. Zależało jej na bezpieczeństwie i
spokoju, które znalazła w rodzinnej posiadłości The Vines.
Na dole schodów skręciła do kuchni... i wpadła prosto na matkę. Caroline
Sheppard głośno jęknęła, a zaskoczona Jillian wydała z siebie pisk. Położyła rękę
na sercu.
– Mamo, śmiertelnie mnie przeraziłaś! Co ty tu robisz o tej porze?
– Mogłabym spytać ciebie o to samo.
– Tak się składa, że mam uzasadniony powód. – Jillian podniosła buty do
konnej jazdy. – Dzisiaj rano pełnię dyżur w stajni i muszę skończyć przed ósmą.
– Znowu przychodzi ktoś z firmy budowlanej?
– Tak. – Niestety.
Westchnęła i z pewnością jej matka domyśliła się, jak bardzo Jillian jest
wyczerpana, bo łagodnie uścisnęła jej ramię.
– Nie przemęczaj się, Jilli. Nie ma pośpiechu.
– Mamo, przebudowa musi się zakończyć przed sezonem letnim, a im szybciej,
tym lepiej. Dam sobie radę.
Przez cały tydzień intensywnie poszukiwała wykonawcy robót, lecz wszyscy
oświadczyli, że najpierw muszą się wywiązać ze zobowiązań. Tylko jeden
specjalista wątpliwej reputacji wykazał zdecydowane zainteresowanie.
– Z pewnością, kochanie. – Matka ponownie ją uścisnęła. – Kogo się
spodziewasz dzisiaj rano?
– Travisa Carmodyego. Caroline zmarszczyła brwi.
– Nie znam go.
– Jest w Kalifornii od niedawna.
– Wiarygodny?
– Przede wszystkim dostępny. – Ten czynnik dawał mu znaczącą przewagę nad
konkurencją. Przygryzła wargę. – Przynajmniej tak twierdzi.
– Nie ufasz jego słowu? To o czymś świadczy.
– Że mam problemy z ufaniem ludziom?
Caroline się uśmiechnęła, słysząc nieoczekiwany żart.
– Niewykluczone, że to nie jest odpowiedni kontrahent. Rozmawiałaś z Sethem
Bennedictem?
– Od razu powiedział, że nie da rady. Matka uniosła starannie wyregulowane
brwi.
– Dziwne, że nie spróbował ci pomóc.
– Nie chciałam, żeby mi pomagał. Zaproponowałam mu to samo, co innym.
Zwykłe zlecenie, bez żadnych przywilejów.
Popatrzyła Caroline w oczy i obydwie przypomniały sobie okoliczności
wcześniejszych kontaktów rodziny z Sethem Bennedictem. Nigdy nie rozmawiały
o szczegółach małżeństwa Jillian, a matka nie żądała wyjaśnień.
Caroline znalazła się w podobnej sytuacji po rozpadzie małżeństwa ze
Spencerem Ashtonem. Jillian dostrzegła w jej oczach współczucie i poczuła ucisk
w gardle.
Zarzuciła matce ręce na szyję i mocno się przytuliła.
– A to co ma znaczyć? – Caroline z trudem złapała oddech.
– Nic szczególnego – zapewniła ją Jillian. W jej oczach zalśniły łzy. – Za
krótko spałam, żeby zapanować nad emocjami.
– Och, kochanie. – Matka objęła ją serdecznie. – Wiesz, czego potrzebujesz?
Jillian pokręciła głową.
– Solidnej przejażdżki galopem, żeby przewietrzyć umysł.
O, tak. Świetna myśl. Jillian i Marsanne potrzebowały intensywnego wysiłku
fizycznego i świeżego powietrza.
Jillian natychmiast usiadła na najniższym stopniu schodów i zaczęła wciągać
buty.
– Mamo, może się przyłączysz? – zapytała nieoczekiwanie. – Od lat nie
jeździłyśmy razem.
Galopowały, choć nie tak energicznie, jak chciałaby długonoga klacz Jillian.
Piękny koń musiał się jednak dostosować do starszego wierzchowca matki.
Pozbywszy się nadmiaru energii, obydwa konie chętnie szły stępa. Ich
przyspieszone oddechy pozostawiały w powietrzu kłęby pary, która mieszała się z
wstęgami nadpływającej znad jeziora mgły.
Jillian pomyślała, że tak wygląda wzorcowy, wiosenny poranek. Uśmiechnęła
się pogodnie.
– Do twarzy ci z uśmiechem – zauważyła jej matka.
– Lubię się uśmiechać – odparła Jillian i roześmiała się szczerze. – Nie
powiedziałaś mi jeszcze, czemu bladym świtem kręciłaś się po domu –
przypomniała matce beztroskim tonem, który pasował do spokojnego tempa
spaceru po winnicy.
– Wcześnie się obudziłam. – Caroline się uśmiechnęła, ale jej oczy pozostały
smutne. – Bóg mi świadkiem, że kocham Lucasa, ale jego chrapanie jest tak
donośne, że butelki grzechoczą w piwnicy.
– Nie możesz dojść do siebie po tamtej awanturze, co?
„Awantura" wybuchła w styczniu, kiedy odkryto kompletnie nieznany rozdział
w przeszłości Spencera Ashtona. Miał drugą rodzinę w Nebrasce. Biorąc ślub z
Caroline, był już żonaty i tym samym dopuścił się bigamii.
Wieść o tym wyszła poza kręgi rodzinne. Media, zarówno brukowe, jak i
opiniotwórcze, nagłośniły wszystkie możliwe brudne aspekty całej sprawy. Akcje
przedsiębiorstwa Ashton-Lattimer spadły do poziomu najniższego w historii, gdy
opublikowano najnowsze odkrycie: chodziło o nieślubne dziecko, urodzone w
wyniku romansu Spencera z byłą sekretarką.
Czy właśnie ta konkretna sprawa spędzała Caroline sen z powiek?
– Mam nadzieję, że nie martwisz się o nas, mamo. Nie sądzisz chyba, że
uważamy się za nieślubne potomstwo? – Aby wyrazić troskę, którą szczerze
odczuwała, Jillian położyła dłoń na ręce matki. – Widzisz, jeśli o mnie chodzi, to
nie ma znaczenia, czy byłaś żoną Spencera, czy nie. Wszyscy uważamy Lucasa za
naszego ojca.
– Wiem, słonko. Nie potrafię jednak przestać żałować, że nie jest waszym
prawnym ojcem. Najlepiej by było, gdyby was adoptował i dał wam swoje
nazwisko. – Rozżalona Caroline zamilkła, lecz po chwili potrząsnęła głową i
cmoknęła zniecierpliwiona. – Dość tego litowania się nad sobą. Nie ma co
zaprzątać sobie myśli tym, czego się nie da zmienić.
Ich spojrzenia się skrzyżowały. Matka i córka nagle poczuły, jak blisko są
związane i jak świetnie się rozumieją.
W następnej chwili Marsanne parsknęła i potrząsnęła łbem, burząc powagę
chwili. Jillian roześmiała się.
– Czyżbym słyszała śmiech? – spytała konia i pochyliła się, by pogłaskać klacz
po jedwabistej sierści na karku. – A może przypominasz, że minęła już pora
śniadania?
Marsanne wstrzymała się z odpowiedzią, ale zastrzygła uszami i wydłużyła
krok, kiedy skręciły i ruszyły z powrotem ku stajni.
– Sporo rozmyślałam – wyznała Caroline po kilkuminutowym milczeniu. Ciszę
przerwało jedynie kwakanie kaczki wypłoszonej z gniazda nad wodą. – Tak,
rozmyślałam zamiast spać.
Jillian uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
– Głowy nie zaprzątała mi jednak legalność małżeństwa ze Spencerem.
Złożyłam przysięgę przed Bogiem i pozostałam jej wierna. Umysłem i sercem
czuję, że to było najprawdziwsze małżeństwo, bo z niego pochodzą cztery moje
najcenniejsze dary.
Eli, Cole, Mercedes i Jillian.
Obie ściągnęły wodze. Poruszały zbyt ważkie tematy aby jednocześnie skupiać
się na jeździe.
– Nie obchodzi mnie już, jak to się zaczęło i jak skończyło – ciągnęła Caroline
cichym głosem. – Za to niewypowiedzianie się cieszę, że sprawa znalazła swój
finał. Inaczej nie znalazłabym Lucasa. Nie miałabym tego wszystkiego.
Chociaż ruchem dłoni Caroline wskazała okoliczny krajobraz, Jillian wiedziała,
że jej matka ma na myśli coś więcej niż tylko piękną okolicę i wykwintną
winiarnię, jedną z najlepszych w Napa.
„To wszystko" oznaczało trwałą moc miłości, którą od kryła przy Lucasie, oraz
szczęście jej samej i rodziny.
Właśnie ten problem zakłócał sen Caroline: kwestia potencjalnego zakłócenia
spokoju jej rodziny, dysharmonii spowodowanej przez Spencera Ashtona. Wynik
rozprawy rozwodowej był wyraźnie krzywdzący dla Caroline, która w końcu
zgodziła się poszukać pomocy prawnej.
– Nie chcesz wszczynać postępowania prawnego, tak? – spytała Jillian.
– Boję się, że doprowadzę do rozdrapywania ran – wyznała Caroline. – W imię
czego? Mam wszystko, czego mi potrzeba. – Tym razem machnęła ręką z większą
energią – To zamieszanie i tak skłoniło Cole'a i Dixie do potajemnego ślubu.
Rzeczywiście uznali, że to nie jest stosowny moment na organizowanie
ceremonii. Ten fakt w oczywisty sposób kłopotał Caroline. Poślubiła Spencera w
pośpiechu, a Jillian poszła w jej ślady.
Nic dobrego z tego nie wynikło.
– Jestem samolubna, wiem – przyznała Caroline cicho.
– Ale chciałam tu być.
Jillian się nachyliła i uścisnęła dłoń matki.
– Nie jesteś samolubna – zaprzeczyła. – Jako matka masz prawo do takiej
decyzji. Wiesz, co mi przyszło do głowy? – spytała z uśmiechem.
– Jillian, błagam, jeśli chodzi ci o coś równie niegodziwego jak błysk w twoich
oczach, możesz natychmiast o tym zapomnieć.
– Niegodziwego? Nie użyłabym tego słowa. – Przechyliła głowę z namysłem. –
Powinniśmy z zaskoczenia urządzić im przyjęcie. Zasłużyli na to, skoro sami
zafundowali nam niespodziankę i uciekli, żeby po kryjomu wziąć ślub.
Z szerokim uśmiechem na twarzy Caroline zacisnęła palce na dłoni Jillian i
mocno ją uścisnęła.
– Przyjęcie z okazji ślubu Cole'a i Dixie? Och, tak, Jillie, to pierwszorzędny
pomysł!
Przez chwilę siedziały ze splecionymi dłońmi. Uśmiechały się do siebie i
myślały o tym, co razem zrobią. Uroczystość rodzinna to okazja do śmiechów,
tańca i pamięci o tym, co ważne. Tak, pomysł naprawdę był pierwszorzędny.
– Jeśli Travis stanie na wysokości zadania – Jillian w duchu zacisnęła kciuki – i
szybko przeprowadzi prace remontowe, będziemy mogli urządzić zabawę w sali
degustacyjnej.
– Wesele połączone z inauguracją nowej sali – mruknęła Caroline. – Kiedy?
– Czy początek maja byłby odpowiedni?
– Wiosna. Wszystko się budzi do życia. To doskonały moment na puszczenie w
niepamięć dawnych problemów i skoncentrowanie się na nowym początku.
Prawda?
Jillian już zamierzała zaprotestować, lecz nagle Caroline popatrzyła w bok,
jakby spostrzegła coś, co przykuło jej uwagę. Cofnęła rękę i wyciągnęła ją w
tamtym kierunku.
– Twój kontrahent z firmy budowlanej zatrzymał się przy stajni – oświadczyła.
Dlaczego tam przystanął? Czyżby zabłądził? Przecież starannie mu opisała, jak
ma dojechać do winnicy. Jillian ściągnęła wodze i pospieszyła Marsanne.
– Przybył za wcześnie. To ciekawe... – Zamilkła, bo nagle zauważyła
furgonetkę.
– Czy coś się stało? – spytała Caroline.
– Kompletnie nic – odpowiedziała Jillian powoli.
Poza tym, że Travis Carmody jeździł czerwonym, sfatygowanym samochodem,
a przed stajnią stało intensywnie błękitne auto.
Jillian poprawiła się w siodle i poklepała zaniepokojonego konia.
– Twoja Marsanne ma chyba ochotę na ostatni galop do domu – zauważyła
Caroline. – Ty przodem. Śmiało, ja pojadę we własnym tempie. Jeśli twój gość
nikogo nie zastanie, może odjechać.
– Wybacz, stary, ale nie zrozumiałem ani słowa. Nie władam końskim.
Seth nie czuł się komfortowo, przemawiając do konia, ale ten najwyraźniej
oczekiwał odpowiedzi. Właściwie trudno było nazwać tego zwierzaka koniem, bo
miał krótkie nogi i tylko z grubsza przypominał szlachetne rumaki, za to odznaczał
się wyraźną gadatliwością. Nie rżał w typowy dla koni sposób ani też nie parskał,
za to sprawnie łączył te dwa rodzaje dźwięków i robił niepowtarzalne miny.
Po prostu koń, który mówi, tylko trochę za niski.
Zwierzę zastrzygło uszami i skupiło uwagę na otwieranych drzwiach stajni.
Seth dopiero wtedy usłyszał stukot kopyt.
Jego towarzysz prychnął i sapnął. Seth z trudem powstrzymał się od podobnej
reakcji.
Podszedł do drzwi w samą porę, by ujrzeć zbliżającego się konia i jeźdźca.
Wiedział, że Jillian umie jeździć konno, a przed ślubem z Jasonem uczestniczyła w
zawodach, lecz nigdy nie widział jej w siodle. Nie spodziewał się, że to, co ujrzy,
przekroczy jego najśmielsze oczekiwania.
Wyobrażał sobie Jillian wyprostowaną, jak przystało damie, dumnie sunącą
stępa. Tymczasem ujrzał przytuloną do końskiego grzbietu kobietę, która gnała pod
górę na złamanie karku.
Seth uznał, że Jillian panuje nad rumakiem, lecz i tak całe jego ciało zdrętwiało
na osiem sekund, potrzebnych jej do wyhamowania. Nie znał Jillian z tej strony: jej
twarz była zaróżowiona z emocji, a oczy lśniły.
Proszę, proszę. Elegancka dama okazała się demonem prędkości. Kto by
pomyślał?
– Poranek w sam raz na przejażdżkę – zauważył uprzejmie.
– Niedopowiedzenie. – Uśmiechnęła się kącikiem ust. – Ten poranek jest
idealny, nie tylko na jazdę konną.
– Słusznie – przyznał Seth, kiedy Jillian zatrzymała wierzchowca.
Gdy przygotowywała się do zeskoku, natychmiast ruszył na pomoc. Ostatecznie
znajdowała się dość wysoko nad ziemią. Pomimo swojego wyrobionego oka
architekta z niewiadomych powodów źle oszacował dystans. Zapewne
zdekoncentrował się widokiem atrakcyjnych krzywizn jej pośladków, opiętych
spodniami do konnej jazdy tak ściśle, jak drugą skórą. Na krótką chwilę jego oczy
zasnuła mgła. W następnej trzymał już dłonie na biodrach dziewczyny. Jej drobne
ciało stężało na moment. Zrozumiał wówczas, że Jillian także coś poczuła.
Nic dziwnego, miała powód.
Puścił ją niechętnie i cofnął się, aby podczas zdejmowania siodła przypadkiem
nie uderzyła go łokciem w czuły punkt.
– Pomóc? – zaproponował po kilku sekundach bezczynnego patrzenia, jak
Jillian zmaga się z paskami i sprzączkami.
– Dam sobie radę. Znam się na tym, podobnie jak na samodzielnym zsiadaniu z
konia.
Zapamiętał to sobie na przyszłość.
– Seth, co ty tutaj robisz? – Zerknęła na niego przez ramię. Miała uroczo
zarumienione policzki. Seth musiał sobie przypomnieć, że Jillian nie ochłonęła
jeszcze po przejażdżce, a jego poczynania nie miały nic wspólnego z jej
rumieńcem. – Oczekiwałam kogoś innego.
– Tak, słyszałem. Zmarszczyła brwi.
– Słyszałeś? Od kogo?
– Od Elego.
– Mój brat do ciebie dzwonił? – spytała z niedowierzaniem.
– Nie. Dzisiaj z samego rana do ciebie telefonowałem, żeby sprawdzić, czy
znalazłaś wykonawcę. Eli odebrał i powiedział, że jesteś na przejażdżce. Potem
wspomniał, że przychodzi Carmody, aby przyjąć zlecenie.
Seth próbował mówić spokojnie, aby jego rozmówczyni nie czuła się
strofowana. Najwyraźniej nic mu z tego nie wyszło. Zmrużyła oczy.
– A tobie się nie podoba mój wybór, co? – zapytała buńczucznie.
– Mówiłaś, że interesują cię tylko najlepsi. Carmody jest beznadziejny.
– Najlepsi są zajęci. Carmody jest wolny. – Nie spuszczała wzroku z Setha. –
Chyba że coś się zmieniło od poniedziałku. Czy dlatego przyjechałeś?
– Przyjechałem, bo chcę cię uchronić przed popełnieniem błędu. Nie zatrudniaj
kiepskiego fachowca, Jillian. Sugerowałem, że dam ci namiary na kilka niezłych
osób.
– Nikt inny nie jest dostępny. Ani Terry Mancini, ani bracia Maine, ani O'Hara.
Rozmawiałam z wszystkimi. Travis to moja ostatnia deska ratunku. Powiedz, Seth,
czy on naprawdę jest taki beznadziejny?
– Po rozmowie z Elim natychmiast wskoczyłem do samochodu i tutaj
przyjechałem. Nie zdążyłem nawet wypić porannej kawy. Czy to brzmi poważnie?
– Jest aż tak źle?
Uśmiechała się, ale było widać, że robi dobrą minę do złej gry. W następnej
chwili opuściła ręce i zaczęła obracać w palcach obrączkę.
Seth zaklął w myślach. Ta kobieta nadal kochała jego brata, który zginął przed
dwoma laty. Kochała go, choć dwa lata temu odkryła, jakim był zakłamanym,
niewiernym sukinsynem.
Potem się wyprostowała i spojrzała mu prosto w oczy.
– Remont jest nieduży, ale bardzo dużo dla mnie znaczy Może jednak zerkniesz
na moje plany?
– Skoro i tak jestem na miejscu?
– Właśnie. Skoro i tak tu jesteś. Stała dumnie wyprostowana i przez cały czas
go obserwowała. Poprosiła o pomoc i nawet nie dopuszczała myśli że otrzyma
negatywną odpowiedź.
– Nic nie obiecuję – mruknął ostrożnie. – Ale sprawdzę. co się da zrobić.
– Rozumiem. – Westchnęła ciężko. – Darowanemu koniowi nie patrzy się w
zęby, zwłaszcza jeśli wcześniej już się popełniło ten błąd.
Seth skierował wzrok na jej usta. Podejrzewał, że pocałunek nie wchodzi w grę,
ale o nim myślał. Wystarczyło się tylko pochylić...
– Seth Bennedict?
Jillian cofnęła się o krok. Seth odwrócił się powoli i zrozumiał, że oboje byli
tak zajęci sobą, że nie usłyszeli Caroline Sheppard. Wjechała do stajni na znacznie
mniejszym koniu i o wiele wolniej niż córka.
Uśmiechnęła się do Setha, miło zaskoczona.
– To ty! – wykrzyknęła.
– Jak się pani miewa?
– Miewałabym się znacznie lepiej, gdybyś mówił mi po imieniu. – Zaczęła
zsiadać i niecierpliwym ruchem odpędziła Setha, który usiłował jej pomóc. – Mam
cały ranek na to, żeby zejść z konia i o wiele chętniej robiłabym to bez widowni,
niemniej dziękuję ci bardzo.
Mając w pamięci swoje ostatnie doświadczenia, Seth musiał się pogodzić z
odmową. Odwrócił się do Jillian.
Podczas ściągania siodła z grzbietu wielkiego wierzchowca nieoczekiwanie
rozbawiona Jillian popatrzyła Sethowi w oczy.
– Nawet nie myśl o udzielaniu mi pomocy, Seth – ostrzegła go. – Dam sobie
radę sama.
– Wiemy, jaka jesteś samodzielna – wtrąciła się Caroline, z wyraźnym
zaciekawieniem patrząc na córkę i gościa. – Skoro jednak musicie oboje coś
załatwić, sama zajmę się końmi i zrobię tu porządek.
– Mamo, jesteś cudowna. Seth ostatecznie zgodził się rzucić okiem na moje
plany.
– Miło to słyszeć. Seth, może zjesz z nami śniadanie, jak skończycie?
– Dziękuję za zaproszenie, ale obiecałem, że wrócę do domu, aby zawieźć
Rachel do przedszkola. Muszę się spieszyć.
– Wobec tego nadrobimy to innego dnia.
– Chętnie przyjdę. – Odwrócił się do Jillian. – Jesteś gotowa?
– Tylko odłożę siodło.
Pospiesznie skierowała się w głąb stajni. No dobrze, nie chciała jego pomocy
przy noszeniu siodła, ale nie zabroniła mu patrzeć, prawda?
Dziwne. Zawsze uważał, że takie spodnie do jazdy konnej są trochę sztywne i
nieatrakcyjne. Teraz doszedł do zupełnie innych wniosków.
Niepotrzebnie gnał tutaj na złamanie karku, żeby ocalić Jillian przed
popełnieniem fatalnego błędu i wybraniem Travisa Carmodyego na kontrahenta.
Głupio zrobił, proponując, że rzuci okiem na jej plany. Potem przypomniał sobie,
jak Jillian popatrzyła mu w oczy i wyznała, że potrzebuje jego pomocy.
Od razu wszystko stało się jasne. nigdy w życiu nie będzie żałował tego, co
zrobił dla Jillian.
Rozdział 3
Dwa dni później Seth zatrzymał furgonetkę na parkingu przy budynku winnicy
Louret i powiódł wzrokiem po stojących tam samochodach. Oprócz aut personelu
ujrzał jednego minibusa, dwa auta z wypożyczalni i kilka pojazdów z tablicami
rejestracyjnymi spoza stanu. Pomyślał, że to w zupełności wystarczy, aby Jillian
miała urwanie głowy w sali degustacyjnej.
Wyśmienicie.
Pospieszne spotkanie w poniedziałek zupełnie mu nie wystarczało. Potrzebował
skupienia i czasu do namysłu, bez konieczności gnania na łeb na szyję do domu,
żeby zająć się Rachel. Chciał zobaczyć Jillian przy pracy i dopiero wtedy wyrazić
opinię o jej koncepcji remontu.
W sali degustacyjnej przystanął na chwilę, aby jego wzrok przystosował się do
łagodnego, przytłumionego światła. Wkrótce wiedział już na pewno, że w sali jest
zbyt ciemno, pomimo kilku lamp i jednego wielkiego okna, sięgającego od podłogi
do sufitu.
Powiódł wzrokiem po całym pomieszczeniu, rozważając jego kształt, układ,
możliwości i... usiłując dojrzeć Jillian. Stała za jedną z dwóch lad degustacyjnych,
usytuowanych wzdłuż bocznych ścian, i nalewała wino dla grupy pań, które –
ciekawostka – wszystkie nosiły czerwone kapelusze. Jillian w żaden sposób nie
dała po sobie poznać, że zauważyła Setha.
Stała w złym miejscu, przestrzeń w sali była fatalnie rozplanowana, co w
konsekwencji niekorzystnie wpływało na funkcjonalność pomieszczenia.
Wszystkie te wady powinny zniknąć po zrealizowaniu planu Jillian, która chciała
postawić jeden długi bar, biegnący przez środek sali. Seth, jednocześnie architekt i
budowniczy, musiał się upewnić, że nowe rozwiązania będą optymalne. Wszedł
głębiej, aby pokręcić się po pomieszczeniu. Po chwili wyczuł na sobie wzrok
gospodyni.
Zaczekał na końcu długiej lady, aż Jillian przeprosi zebrane panie i do niego
podejdzie.
– Witaj, Seth. Nie spodziewałam się ciebie. – Uśmiechała się ciepło i życzliwie.
Jeżeli jego nieoczekiwany przyjazd zbił ją z tropu, nic nie dała po sobie poznać. –
Właśnie jestem w trakcie prowadzenia degustacji.
Ruchem głowy wskazał grupkę przy ladzie.
– Niemało gości jak na połowę tygodnia – zauważył.
– Shannon oprowadza po winnicy jeszcze szóstkę. Fakt, mamy co robić. Ludzie
przyjeżdżają bez przerwy, od kiedy zaczęliśmy działalność. Co cię tu sprowadza?
– Wpadłem na chwilę, żeby sprawdzić kilka drobiazgów. Nie przeszkadzaj
sobie.
– Powinieneś był zadzwonić. Uprzedziłabym cię, że kończę o czwartej.
Przyjechałbyś później.
– Chciałem zobaczyć cię przy pracy. – Popatrzył jej w oczy i dostrzegł w nich
nieufność. Postanowił dokładniej wyjaśnić w czym rzecz. – Muszę wiedzieć, jak
funkcjonuje sala degustacyjna. Pokręcę się trochę, nawet nie zauważysz, że tu
jestem.
– Pokręcisz się? – powtórzyła sceptycznie. – I co jeszcze?
– Wymierzę to i tamto...
– Nie musisz weryfikować moich pomiarów – obruszyła się niezadowolona, że
kwestionuje jej wiarygodność.
– Owszem, muszę. To moja praca. – Dyskretnie wskazał ręką na delektujące się
winem kobiety. – . Lepiej wracaj do swoich obowiązków.
Następnie skupił się na zbieraniu danych potrzebnych do przebudowy. Zaczął
od zaplecza, wymierzył, gdzie powinny się znaleźć nowe drzwi, obejrzał
przeznaczony do likwidacji magazyn i wrócił do sali. Wiedział już, że Jillian
bardzo starannie wszystko wymierzyła, i miał w umyśle jasną wizję tego, co należy
zrobić.
Przez cały czas do jego uszu docierał głos bratowej, rozbrzmiewający niczym
cicha melodia w tle. Gdy się przybliżył, pomruki zmieniły się w słowa, potem
zdania, a wreszcie w kompletną wypowiedź. Seth wyciągnął trzy zasadnicze
wnioski.
Jillian znała się na winach. Rozumiała potrzeby i oczekiwania publiczności. Jej
praca w sali degustacyjnej była połączeniem poprzednich dwóch czynników.
I jeszcze jedno. Gdyby podjął się przeprowadzenia tej przebudowy,
udowodniłby, że jest masochistą.
Przykucnął, żeby z bliska obejrzeć cyprysową podłogę. Zgodnie z planami, była
przeznaczona do usunięcia, a w jej miejsce miała się pojawić terakota.
Jillian nalała odrobinę szkarłatnego napoju do kieliszków słuchaczek w
czerwonych kapeluszach i przystąpiła do dzielenia się z nimi wiedzą o doskonałych
czerwonych winach kalifornijskich.
– Z pewnością docenią panie bukiet tego wina – zapowiedziała. – To cabernet
sauvignon, zapas z roku dziewięćdziesiątego ósmego.
– Zdaniem mojego męża, cabernet to męskie wino – skomentowała jedna z pań.
– Podobno kobiety nie mają odpowiedniego podniebienia, by je docenić.
– Carol. Czy dobrze zapamiętałam imię? Pięćdziesięcioparoletnia kobieta
skinęła głową.
– Posłuchaj, Carol. Twój mąż powinien zainteresować się badaniami
prowadzonymi w ramach projektu Ludzki Genom. Dowiodły one, że kobiety mają
delikatniejsze podniebienia. Jako płeć... – Umilkła dla większego efektu i
uśmiechnęła się porozumiewawczo do pań. – Jako płeć jesteśmy lepsze w ocenie
opartej na zmysłach.
– Popatrzcie państwo. – Carol odwzajemniła uśmiech. – Więc słusznie
powiedziałam Jimowi, że gada, co mu ślina na język przyniesie.
Seth zauważył, że Julian usiłuje ukryć rozbawienie.
– Uwaga o „męskim winie" jest o tyle ciekawa, że odmiana cabernet sauvignon
jest uważana za królewską wśród czerwonych winogron. Powstają z niej wina
wyraziste, mocne i bogate. Niektórzy powiadają, że to męskie atrybuty, zdaniem
innych to seksizm. Albo gadanie, co komu ślina na język przyniesie.
Panie się ubawiły. Carol chichotała najdłużej i najgłośniej.
– Rzecz jasna, niejedna kobieta ceni te walory w winie – oświadczyła Jillian. –
A panie?
– Nie mam nic przeciwko wyrazistym, mocnym i bogatym mężczyznom. Czy
to się liczy?
Ponownie rozległa się salwa śmiechu. Seth również się uśmiechnął, bo
żartownisia była wyniosłą damą pod osiemdziesiątkę. Rozbawiony pogawędką i
zaintrygowany łatwością, z jaką Jillian nawiązywała bliski kontakt z grupą, oparł
się o grubą, pionową belkę, założył ręce i usadowił się wygodnie, by biernie
uczestniczyć w widowisku.
– Jillian, lubisz mocne wina? – zagadnęła prowadzącą inna kobieta.
– To zależy od nastroju, ale owszem, lubię. Często jednak miewam ochotę na
coś bardziej eleganckiego i wykwintnego.
– Z pewnością masz ulubione wino – nie ustępowała kobieta. – Którą odmianę
z Louret cenisz najwyżej?
Jillian uniosła kieliszek i przechyliła go, by obejrzeć rubinowy płyn pod
światło.
– Zaraz jej skosztujemy – zapowiedziała.
– Zatem dzisiaj masz chrapkę na coś, co daje w kość, Jillian? – spytała Carol.
Seth usłyszał gromki śmiech pań, ale pomyślał, że tym razem Jillian nie miała
ochoty na nic w tym rodzaju. W przeciwieństwie do poniedziałku, kiedy
galopowała na grzbiecie wielkiego konia, teraz była bardziej odprężona,
zrelaksowana i pewna siebie.
– Pinot noir – zasugerował cicho.
Kątem oka dostrzegł, że tuzin czerwonych kapeluszy odwraca się ku niemu,
lecz nie odrywał wzroku od Jillian, która starannie odstawiła kieliszek na bar i
skierowała spojrzenie na Setha.
– Dlaczego pinot noir? – zapytała, gdy ich oczy się spotkały. Wstrzymała
oddech w oczekiwaniu na odpowiedź.
– To moja interpretacja twojego nastroju. Proszę, proszę. Jillian nie była
przygotowana na taką wyrafinowaną odpowiedź.
Pod warunkiem, że Seth nie podał pierwszej lepszej nazwy, jaka mu przyszła do
głowy.
Wiedziała, że jeszcze długo będzie o tym rozmyślać. Może przez wiele dni. Na
razie musiała się skoncentrować, bo jej słuchaczki momentalnie przystąpiły do
zasypywania nowej ofiary pytaniami.
– Czy pana zdaniem cabernet to męskie wino? – chciała wiedzieć Carol.
– Jaka jest pańska opinia na temat projektu badawczego, o którym wspomniała
Jillian?
– Czy pija pan wino?
– Czy kiedykolwiek degustował pan z Jillian? Naprawdę musiała się skupić,
zwłaszcza że wydało się jej, iż słyszy „Czy degustował pan Jillian". Oblała ją fala
gorąca na myśl o ustach Setha na jej ciele...
Momentalnie zakręciło się jej w głowie i zaschło w ustach. Drżącą ręką
sięgnęła po wodę i wypiła spory łyk, by spłukać wyrazisty smak wina oraz
niecenzuralne myśli.
Od razu lepiej. Problem w tym, że panie z Klubu Czerwonego Kapelusza z
siedzibą w Golden Elms najwyraźniej uparły się wciągnąć Setha do udziału w
degustacji. Jillian musiała interweniować.
– Drogie panie! – zawołała donośnie, by przekrzyczeć harmider. – Dajmy
Sethowi chwilę wytchnienia.
Trudno w to uwierzyć, ale na szczęście umilkły. Kiedy Kitty zabrała głos, jej
słowa zabrzmiały jasno i wyraźnie.
– Jillian, czy Seth jest twoim mężczyzną? – spytała spokojnie.
Muszę coś odpowiedzieć, pomyślała. Boże, spraw, żebym się nie jąkała i
mówiła z sensem oraz godnością.
– Seth pracuje w firmie budowlano-remontowej. Jest architektem.
Hura! Jej głos działał. Pokrzepiona, spojrzała na Setha. Nie sprawiał wrażenia
zakłopotanego. Przeciwnie, spokojnie stał oparty o filar, z podciągniętymi
rękawami założonymi na szerokiej piersi. Wyglądał jak uosobienie caberneta z
dziewięćdziesiątego ósmego.
Mocny, wyrazisty. Do tego smakowity.
Dobry Boże, nie chciała tego pomyśleć! Po prostu wydawał się mniej poważny
niż zazwyczaj. Nie wyglądał na rozbawionego, ale w jego oczach dostrzegła błysk
wesołości.
– Pomaga mi – ciągnęła Jillian. – Wspólnie planujemy przebudowę sali
degustacyjnej.
– Robicie remont tego pokoju? Dlaczego? Po co?
– Mam nadzieję, że rozjaśnisz pomieszczenie pastelowymi kolorami.
– Co za pomysł, Lindo! Uwielbiam naturalne drewno. Nie wolno go
zamalowywać!
Kobiety zupełnie straciły panowanie nad sobą. Zadawały pytania i nie czekały
na odpowiedzi. Podrzucały pomysły, zmieniały koncepcje i hałasowały.
Po kilku minutach Jillian postanowiła powrócić do tematu spotkania, ale
poniosła klęskę. Pokręciła głową z rezygnacją i wzruszyła ramionami. Gdy
spojrzała na Setha, uśmiechnął się do niej, a jej serce mocniej zabiło.
Jeszcze nigdy nie widziała, by się uśmiechał, a przynajmniej niebezpośrednio
do niej. Jej wewnętrzny system ostrzegawczy momentalnie zawiadomił ją o
niebezpieczeństwie, lecz nie potrafiła odwrócić wzroku. Dopiero Helen, najcichsza
w grupie, dotknięciem ręki wyrwała ją ze stuporu.
– Jillian, nie mamy nic przeciwko temu, żebyś porozmawiała ze swoim
mężczyzną, jeśli musisz.
Tym razem darowała sobie wyjaśnienia, związane z określeniem „twój
mężczyzna". Nie warto było od początku tłumaczyć, co Seth tutaj robi.
– Zamienię z nim tylko słowo o modernizacji sali.
– Idź śmiało. Zaczekamy, aż skończysz. Właśnie, tego się obawiała.
Natychmiast ruszyła do Setha, ale po drodze zdążyła jeszcze usłyszeć wygłoszony
szeptem komentarz Kitty, dotyczący wyrazistego i mocnego smaku.
Wino. Oczywiście, że chodziło o wino. Wszystkie panie wzniosły kieliszki i
pociągnęły pierwszy łyk trunku z rocznika dziewięćdziesiątego ósmego.
Bardzo wyraziste wino.
Policzki Jillian poczerwieniały, gdy wychodziła zza baru. A jeśli Seth
podsłuchał? Nie uśmiechał się już, tylko stał nieruchomo i patrzył na bratową.
Wyprostowała się, odchyliła ramiona i spróbowała uśmiechnąć się uprzejmie i
profesjonalnie.
– Zrobiłam kilkuminutową przerwę, żeby porozmawiać z tobą o remoncie. Z
pewnością dobrze się przyjrzałeś wszystkim pomieszczeniom. Może podejdziemy
do okna?
– Znajdziemy tam nieco prywatności?
Zerknęła przez ramię. Rzeczywiście, panie z grupy nie spuszczały z nich
wzroku.
Seth najwyraźniej nie tracił jednak pogody ducha, więc się uśmiechnęła i
pokręciła głową, kiedy szli na drugi koniec pomieszczenia.
– Nie nawykłam do tak zafascynowanej publiczności – wyznała.
– Czy nie tak wygląda twoja przeciętna grupa degustacyjna?
– Skąd! Nie wiem, jak mogłabym kilka razy dziennie wytrzymać z kimś takim,
jak Kitty!
Kąciki jego ust podniosły się w uśmiechu. Seth sprawiał wrażenie odprężonego,
czego nie dało się powiedzieć o Jillian. Usiadła na krześle pod oknem.
– Chyba nie istnieje coś takiego, jak przeciętna grupa – ciągnęła ze wzrokiem
skierowanym na winnicę. – Gościmy najrozmaitsze osoby, chociaż rzadko się
zdarzają przypadkowi ludzie. Częściej widujemy takich, którzy zadali sobie sporo
trudu, żeby nas odszukać.
– Chodzi ci o ludzi, którzy poważnie traktują wino?
– Tak Większość z nich dobrze wie, czego chce. Przykładowo, pytają o
konkretne odmiany lub pionowy przekrój jakiegoś rodzaju wina, dajmy na to,
caberneta. – Przewidując następne pytanie, wyjaśniła: – Chodzi o degustację
jednego gatunku wina z różnych roczników, od najmłodszego do najstarszego.
Przeciwieństwem jest przekrój poziomy, czyli ten sam rocznik z różnych winnic.
Tak czy owak, to są enofile. Dla równowagi zdarzają się też takie grupy, jak ta
dzisiejsza. – Ruchem dłoni wskazała panie przy barze.
– Masz na myśli grupy specyficznie pojmujące estetykę odzieżową?
– Nigdy dotąd nie spotkałeś Czerwonych Kapeluszniczek?
– Nie w takiej obfitości – mruknął. – Przerażające. Mimowolnie parsknęła
śmiechem.
– Tylko wtedy, gdy kogoś przerażają kobiety w pewnym wieku, które nie boją
się używać życia.
– Tworzą jakąś organizację?
– Obecne tu panie tworzą raczej dezorganizację. Jillian miała nadzieję, że
kiedyś starczy jej ostentacji, by nosić ubranie w barwach fioletu i czerwieni.
– Dobrze się bawią – zauważył. – Ale także mają ochotę czegoś się nauczyć.
– Tak – przyznała. Zerknęła na niego i przekonała się, że patrzy na nią z
zainteresowaniem. – Tak zachowują się moi ulubieni goście w winnicy.
– Prowadzisz degustację inaczej, niż sobie wyobrażałem – zauważył i rzucił
okiem na grupę, bo okno zadrżało od salwy śmiechu.
– Pod jakim względem?
– Nie koncentrujesz się na sprzedaży wina, które dajesz gościom do
wypróbowania, jak to się robi w wielu innych winnicach. Dajesz ludziom o wiele
więcej.
Jillian uśmiechnęła się zadowolona, że Seth docenia jej starania.
– Postanowiliśmy skupić się na zapewnianiu ludziom edukacji winiarskiej.
Chyba dobrze zrobiliśmy, bo większość gości przyjeżdża dzięki rekomendacji
znajomych i przyjaciół.
– To zrozumiałe – potwierdził. – Jestem pełen podziwu.
Taki drobny komplement nie powinien wprawić jej w oszołomienie, ale w
ustach Setha zabrzmiał jak wyraz najwyższego uznania. Niczym uczennica Jillian
nabrała ochoty, aby dopominać się o więcej.
– Nie było za duszno? – zapytała.
Damy ponownie wybuchnęły śmiechem, a Seth tylko spojrzał na nią
wymownie. Ten gest wystarczył jej za odpowiedź.
– Czy dlatego chcesz przeprowadzić remont? – zapytał.
– Żeby nie było tu duszno?
– To jeden z powodów, dla których zamierzam powiększyć salę i wpuścić
więcej światła. Dzięki temu będę mogła naprawdę pokazywać różnice w wyglądzie
i kolorze win. Nie da się tego zrobić przy sztucznym świetle.
– Już myślałem o problemie oświetlenia.
Seth wstał i ruszył wzdłuż ściany, uważnie ją badając, a zaintrygowana Jillian
zapomniała o zmęczeniu i podążyła za nim.
– Co byś powiedziała na łukowo sklepione okna po obu stronach sali?
– Jak wysokich?
– Od podłogi do sufitu. Byłyby wzorowane na drzwiach wejściowych. Takiego
samego kształtu, takiej samej szerokości.
– Tak. Och, tak! – westchnęła Jillian, nawet nie próbując kryć entuzjazmu.
Czyżby jednak zamierzał to zrobić?
– Łuki wyglądałyby pierwszorzędnie. W ten sposób okna będą nawiązywały
kształtem do beczki z winem, butelki i kieliszka. Czy wykucie w ścianie
odpowiedniej wielkości otworu to problem?
– Nie dla mnie, ale okna trzeba będzie wykonać na zamówienie. To może
kosztować.
– Coś wymyślę, żeby przekonać Cole'a.
– Mogę z nim porozmawiać... – Nie!
Zaprotestowała zbyt gwałtownie. Zmrużył oczy, najwyraźniej zdziwiony jej
oporem. Rzecz w tym, że koniecznie chciała zachować kontrolę nad
przedsięwzięciem.
– Nie ma potrzeby – dodała znacznie spokojniejszym tonem. – Cole powinien
przywyknąć do proponowanych przeze mnie zmian i uzupełnień.
– Tak? – Patrzył na nią z zaciekawieniem. – Co jeszcze zmieniłaś od
poniedziałku?
– Ubiory firmowe. Te odchodzą do lamusa – zapowiedziała i lekko uniosła
ręce, prezentując ciemnoczerwoną koszulkę polo. W takich samych chodził cały
personel sali degustacyjnej.
– Wyszły z mody?
– Tak, a w dodatku brak im charakteru. Kampania marketingowa opiera się na
niepowtarzalnym charakterze Louret i dbałości o szczegóły. Dlatego wraz z
Mercedes postanowiłam, że sprawimy wszystkim pracownikom niestandardowe
uniformy. Kupimy koszule oraz spodnie i spódnice w zbliżonej palecie barw, lecz
każdy komplet będzie odzwierciedlał nasze indywidualne preferencje.
Seth skinął głową, najwyraźniej pod wrażeniem.
Jillian zwróciła uwagę, że jej rozmówca nie zrobił wielkich oczu tak jak Cole i
Eli, kiedy zaprezentowała im swój pomysł. Rzecz jasna, mieli świadomość
ogromnego znaczenia sali degustacyjnej dla funkcjonowania winnicy w Louret,
tyle że dobór ubrań niewiele ich obchodził.
Na dodatek od pewnego czasu obaj musieli uczestniczyć w zebraniach
związanych z prawnym statusem posiadłości Spencera Ashtona i rodziny
Lattimerów.
– Zatem jesteś zwolenniczką przyjemnej atmosfery oraz funkcjonalnej,
obszernej przestrzeni do pracy?
– Tak! Nic dodać, nic ująć!
Seth Bennedict nie tylko rozumiał jej plany, lecz także wiedział, dlaczego
nadała im taki kształt. W żadnej innej firmie remontowej nie spotkała się z taką
akceptacją. Odetchnęła głęboko.
– Czy to znaczy, że zamierzasz przyjąć to zlecenie?
– Tak.
Tak! Z trudem pohamowała chęć podskakiwania i wymachiwania rękami z
radości. Musiała zadać jeszcze jedno, zasadnicze pytanie.
– Czy to poważna oferta, Seth? Czy naprawdę chcesz tej pracy, czy też może po
prostu zamierzasz poprawić mi humor, bo niemal błagałam cię na kolanach o
zgodę?
Popatrzył na nią dziwnie.
– Zaraz, zaraz. Czyżbym przeoczył chwilę, kiedy mnie błagałaś?
– Tamtego ranka, w stajni. – Machnęła ręką mniej więcej w kierunku stajni, ale
nie chciała wracać myślami do tamtych chwil. Wolała nie pamiętać o tym, jak
panika zmusiła ją do proszenia wprost o jego pomoc. – Powiedziałeś, że rzucisz
okiem, ale nic nie obiecujesz. Dlaczego zmieniłeś zdanie?
Przez moment patrzył jej prosto w oczy. Coś w jego wzroku sprawiło, że się
cofnęła. Seth wzruszył ramionami.
– Sama zauważyłaś, że to nieduże zlecenie. Postanowiłem skorzystać z okazji,
zakasać rękawy i wziąć się do roboty.
– Sam będziesz wykonywał prace fizyczne?
– Tak. Nie mogę się doczekać.
– Przecież podobno jesteś zajęty przez całe lato. – Usiłowała zebrać myśli. –
Czemu nagle znalazłeś czas?
– Będę kombinował i pracował po godzinach. Czy pracując w nocy, będę tutaj
zakłócał komukolwiek spokój?
Tak. Nie, chyba nie. Zmarszczyła brwi.
– To dobry pomysł – przyznała powoli. – Ale co zrobisz z Rachel?
Patrzył na nią przez chwilę.
– Sądziłem, że chcesz mnie zatrudnić do tej przebudowy.
– Tak, chcę. Bezwzględnie.
– Zatem po co mi przypominasz, że to nie będzie łatwe?
– Obiecaj, że dasz mi znać, jeśli pojawi się jakiś problem z opieką nad Rachel.
– Nie musisz się przejmować Rachel.
– Wiem. – Jillian nie miała żadnego powodu do urazy, bez względu na to, co
czuła do dziewczynki, która straciła matkę z powodu bezmyślności Jasona.
To nie twoja wina, upomniała siebie w myślach. Nie miałaś na niego wpływu.
Nie mogłaś go uspokoić ani usatysfakcjonować. Nie możesz poczuwać się do winy
za jego poczynania.
Uniosła brodę i spojrzała Sethowi prosto w oczy.
– Nie chcę stać się przyczyną jej problemów. Robisz mi ogromną przysługę.
Pozwól, że w rewanżu pomogę ci choć trochę.
– Jeśli kiedykolwiek zajdzie taka potrzeba. W przeciwieństwie do brata, Seth
Bennedict był człowiekiem honoru i Jillian zamierzała trzymać go za słowo.
Rozdział 4
Jillian nie mogła się doczekać, kiedy uzyska aprobatę rodzeństwa i
przyzwolenie na rozpoczęcie prac remontowych, więc umówiła się z braćmi i
siostrą na późne popołudnie w piątek. Seth zapewnił ją, że nie widzi problemu,
kiedy zadzwoniła i poprosiła go o przybycie. Jego siostra przyjeżdżała na weekend
z San Francisco i mogła zająć się Rachel.
Nie mógł przewidzieć, że ciężarówka się przewróci, zablokuje jezdnię, a Eve
zadzwoni z samego środka korka. Jego gospodyni Rosa już wyszła i miała wolny
weekend. Co mu pozostało? Musiał zadzwonić i przełożyć spotkanie.
– Wybacz, ale jest już za późno, aby zamówić inną opiekunkę – wytłumaczył w
rozmowie z Jillian.
– Gdzie jest teraz Rachel?
– Zaraz odbiorę ją z przedszkola.
– Przywieź ją ze sobą – zaproponowała. – Przeniesiemy się do domu. Caroline
będzie zachwycona, mogąc porozpieszczać takiego malucha.
Seth zmarszczył brwi. Nie dlatego, że Caroline mogła rozpieszczać mu córkę.
Rzecz w tym, że Rachel była nieśmiała, a nie miała okazji poznać nikogo z rodziny
Jillian.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł.
Zapadło milczenie.
– Powiedziałeś, że pozwolisz mi pomóc sobie z Rachel. Czy zamierzasz się
wycofać?
– Spotkamy się za pół godziny.
Dwadzieścia osiem minut później Seth wjechał na teren winnicy.
Jillian, nadal ubrana w strój firmowy, zbiegła po schodach przed drzwiami
wejściowymi do wielkiego, wiejskiego domu. Seth nie zdążył nawet wyłączyć
silnika, kiedy przeszło mu przez myśl, że Jillian na niego czeka. Ta świadomość
okazała się niesłychanie przyjemna, zwłaszcza że na ustach bratowej ujrzał ciepły,
życzliwy uśmiech.
Jego spojrzenie powędrowało do lusterka, w którym ujrzał zaniepokojoną buzię
córki. Momentalnie wpakowała kciuk do ust. Cholera. Po śmierci Karen
poprzysiągł sobie, że nigdy nie przedłoży pracy nad dziecko. Popełnił błąd,
przywożąc tu małą.
Nie zdążył wygramolić się zza kierownicy, a Jillian już odpinała pasy Rachel.
Nie porwała jej jednak i nie zaczęła kołysać w ramionach. Nie zalała jej
bezsensownym potokiem słów. Zamiast tego przykucnęła obok otwartych drzwi i
zagadnęła pogodnie:
– Jaki ładny różowy kucyk! – Następnie uważnie przyjrzała się zabawce, którą
Rachel tuliła do piersi. Był to gwiazdkowy prezent od Jillian. – Cieszę się, że
zabrałaś go z wizytą do mnie i jego przyjaciół.
Rachel powoli wysunęła kciuk z buzi, choć jej duże brązowe oczy nadal zerkały
podejrzliwie.
– Maś inne kuciki? – spytała dziewczynka cicho.
– Pewnie.
Rachel jeszcze przez trzy sekundy wykazywała nieufność, a potem wygrzebała
się z fotelika i wsunęła rączkę w dłoń Jillian.
– Maś je w sipialni?
– Tak. Spytamy tatusia, czy pozwoli nam je obejrzeć.
– Tatuś nie pozwoli. Tatuś nie lubi kucików, bo siem nieśtosiownie ziachowują.
– Naprawdę? Nie wiedziałam. – Jillian się wyprostowała i równie poważnym
tonem, jak jej trzyletnia rozmówczyni, spytała Setha: – Czy to prawda, że nie
lubisz kucyków z powodu ich niestosownego zachowania?
Bezradnie wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia, gdzie ona się uczy tych słów – wyznał.
Z trudem stłumiła śmiech.
– Zatem, czy chcesz iść z Rachel, żeby obejrzeć kucyki? – spytała rozbawiona.
– Do twojej sypialni? Raczej nie.
Od razu zrozumiał, że nie powiedział nic mądrego. Jednak nie wprawił jej w
zakłopotanie. Zamrugała i coś się zmieniło w jej nastroju. Może uświadomiła
sobie, że dla Setha jej sypialnia nie jest miejscem na trzymanie kucyków i
urządzanie przyjęć dla dziewczynek, tylko oazą kobiecych zapachów, koronek i
tajemnic.
Popatrzyła na niego zagadkowo, lecz zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć,
Rachel szarpnęła ją za rękaw.
– Choć, ciociu Dzieli. Choć do kucików. Rzekomo nieśmiałe dziecko
zaciągnęło Jillian do drzwi.
Zdążyła się odwrócić i zawołać przez ramię:
– Wejdź do środka, Seth. Cole czeka w bibliotece, a Mercedes jest w drodze.
Eli nie wie, czy zdoła dotrzeć. Biblioteka jest na prawo. – Głos Jillian docierał już z
półpiętra na kręconych schodach. – Idź, za parę minut do ciebie dołączę.
– Wszystko dobrze, księżniczko?
– Idę obejzieć kuciki cioci Dzieli – oznajmiła dziewczynka wyniośle.
– Baw się dobrze. I nie wyjadaj koniom siana. Dziecko prychnęło śmiechem i
zasłoniło usta dłonią, a Seth ruszył do biblioteki wniebowzięty, że kogoś rozbawił
jego mizerny żart.
– Ciociu Dzieli?
Na progu biblioteki odwrócił się i ujrzał, jak Jillian klęczy i w skupieniu
wysłuchuje tego, co ma do powiedzenia jej tymczasowa podopieczna. Przez
moment nie mógł złapać tchu. Dopiero po chwili odzyskał równowagę, a wówczas
przyszło mu do głowy, że ma swoje lata i wie, jak sobie radzić z zauroczeniem
osobą Jillian, ale jak przez to przejdzie jego córka?
Jillian powróciła dziesięć minut później. Sama, bez Rachel. Kiedy Seth
omawiał szczegóły zlecenia, jego córka zakochiwała się w jeszcze jednej kobiecie
z rodziny Ashtonów-Sheppardów. W Caroline.
– Poszły do stajni, pewnie nieprędko wrócą – wyjaśniła Jillian, kiedy
wychodzili po zakończeniu spotkania. – Najlepiej sam po nią idź.
– Może pójdziemy razem. Pomożesz mi oderwać ją od tego twojego
gadatliwego kuca.
– Pewnie.
Seth postanowił w duchu, że w przyszłości będzie zdecydowanie oddzielał
życie prywatne od zawodowego, chociaż nie wątpił, że Rachel pozostawała w
dobrych rękach. Teraz jednak nie potrafił się oprzeć pokusie spaceru.
– Pomyśleć, że wszystko się zaczęło od tego różowego kucyka – zagadnął
towarzyszkę.
– Chodzi ci o to, że Rachel trochę lubi konie?
– Trochę? – Pokręcił głową z udawanym przerażeniem.
– Stworzyłaś potwora.
– Chyba nie masz na myśli tej słodkiej trzylatki.
– Chyba nie miałaś okazji znosić zmęczonej i złej trzylatki, która nie może
postawić na swoim.
– Nie, nie miałam, chociaż moi bracia zgodnie twierdzą, że w jej wieku byłam
chodzącym monstrum.
– Trudno w to uwierzyć.
– Jeśli robiłam coś potwornego, to tylko sprowokowana przez braci – wyznała i
niewinnie zatrzepotała rzęsami. Postanowił zmienić temat.
– Nie lubisz, kiedy ktoś mówi na ciebie Jellie, prawda?
– spytał.
Jillian przeszył dreszcz.
– Nie cierpię! – wyznała.
– A jednak pozwalasz Rachel tak się do siebie zwracać.
– W ustach dziecka takie zdrobnienie jest urocze. Gdy bracia tak się do mnie
zwracają podczas narady, mam wrażenie, że przylepiają mi okropną łatkę.
Seth ugryzł się w język. Postanowił nie zwierzać się z tego, jak ogromnie
podoba mu się kontrast między elegancką Jillian Ashton a Jellie, uroczo
zarumienioną za każdym razem, gdy bracia wtykali jej szpilki.
– Czy podczas spotkania zwróciłeś uwagę na coś jeszcze? – spytała
buńczucznie i założyła ręce na piersiach.
– Eli był zamyślony.
– Ma sporo na głowie.
– Cole nie mógł się doczekać końca.
– Świeżo upieczony mąż.
– Mercedes lubi ciastka czekoladowe.
– Nie zjadła obiadu. – Jillian roześmiała się perliście. – Nie miałam pojęcia, że
jesteś taki spostrzegawczy.
– Za mało mnie znasz – zauważył i poczuł, że dotychczasowy nastrój prysł.
Atmosfera stała się intymniejsza, zwłaszcza że stali w cichym, nieoświetlonym
holu.
– Fakt – przyznała. – Podejrzewam, że wiesz o mnie więcej niż ja o tobie.
– Uważasz, że cię dobrze znam? – Nie wiedział, czy się nie przesłyszał. W tym
tygodniu nie sprawdziło się nic z tego, co sądził na temat rzekomo chłodnej i
wyniosłej Jillian Ashton.
– Wiesz o mnie więcej, niż powinieneś. – Uniosła brodę i patrzyła mu w oczy. –
Więcej niż ktokolwiek spoza mojej rodziny.
– Mówisz o przeszłości, Jillian, o Jasonie i bagnie, które stworzył w swoim
życiu i małżeństwie. Nie o sobie.
Stanowczo pokręciła głową.
– Wiem, że byłam zbyt łatwowierna i naiwna. Uwierzyłam mu, kiedy
powiedział, że padł ofiarą oszustwa i że nie ma nic wspólnego z tym przekrętem
inwestycyjnym. Dałam mu wiarę nawet wtedy, gdy zapewnił mnie, że odzyska
moje pieniądze, że przestanie oszukiwać, kłamać i robić ze mnie idiotkę!
Seth pomyślał, że to wszystko prawda, a stało się tak dlatego, że Jillian kochała
męża. Była lojalną, wierną i dobrą żoną.
Jego małżonka w niczym nie przypominała Jillian.
– Byłaś jego żoną. Nigdy cię nie osądzałem z tego powodu. Poruszyła się, a w
mroku nie potrafił określić, czy była zaskoczona, czy też mu nie dowierzała.
Wzruszyła ramionami.
– Mogę ci tylko podziękować – oznajmiła stłumionym głosem. – Dziękuję, że
mnie nie osądzałeś i że pomogłeś mi wyplątać się z chaosu.
– Drobiazg – mruknął, bo nie wiedział, co powiedzieć.
– Szczególnie dziękuję ci za to, że teraz mi pomagasz. – Patrzyła na niego
poważnie i szczerze. – Ta praca dużo dla mnie znaczy, a ty zdejmujesz mi z ramion
ogromny ciężar.
Seth wiedział, że to nie jest pusta gadanina. Jillian przyszła do niego, poprosiła
go o pomoc, już wcześniej mu podziękowała i zaoferowała gotowość pomocy przy
Rachel.
– Dlaczego ten projekt jest dla ciebie tak ważny? – zapytał wprost.
– Praca to moje życie. I moje błogosławieństwo – wyznała po prostu.
Tak. Zauważył to i zrozumiał tamtego dnia w sali degustacyjnej, a podczas
spotkania obserwował ją znacznie uważniej niż jej rodzeństwo.
Nie chodziło wyłącznie o pracę. Sprawa miała charakter osobisty.
– Czego chcesz dowieść, Jillian? – spytał ze wzrokiem utkwionym w jej twarzy.
Nie musiał kończyć psychologii, aby zrozumieć jej motywację, lecz nie chciał nic
sugerować. Wiedział, co to cierpliwość – miał trzyletnią córkę.
– Popełniłam mnóstwo błędów – westchnęła w końcu. – Choćby ten, że
wyjechałam z Louret, bo uznałam, że nikt tutaj nie widzi we mnie
profesjonalistki...
– Wtedy podjęłaś pracę w Sonomie?
– Tak.
I tam poznała Jasona, młodszego brata Setha, zdemoralizowanego dyrektora
działu sprzedaży, który zapragnął Jillian dla jej nazwiska i koneksji. Jason
wykalkulował sobie, że Ashtonowie zapewnią mu to, do czego nigdy by
samodzielnie nie doszedł, ze względu na swoje lenistwo.
– Rodzina nie chciała mi pozwolić odejść, ale doszłam do wniosku, że wiem
lepiej – ciągnęła. – Zamierzałam udowodnić, że jestem dorosła i sama mogę
podejmować decyzje.
– A teraz chcesz zmienić Louret, aby dowieść swojej wartości?
– Nie, po prostu muszę zrobić coś przydatnego. Dla siebie. Dzięki temu oderwę
się od przeszłości.
– Może warto zburzyć stare ściany i postawić nowe? Na jej ustach zagościł
uśmiech, jakby doceniła metaforę, lecz oczy miała pełne powagi.
– Bywa, że stare ściany walą się dookoła i trzeba czasu, aby uprzątnąć
gruzowisko.
– Czasami człowiek nie daje sobie z tym rady w pojedynkę.
– A niekiedy jedyna dostępna osoba... – Nieoczekiwanie zamilkła i zacisnęła
usta.
Seth pomyślał, że Jillian nie może teraz zamknąć się w sobie.
– Jedyna dostępna osoba... No, wykrztuś to, Jillian! – zachęcił.
– Rzuca się w rumowisko i tylko wznieca pył!
– Zupełnie cię nie rozumiem – mruknął z goryczą. – Parę minut temu
dziękowałaś mi za zrobienie porządku po Jasonie.
– Tak, i mówiłam szczerze. Chodzi o to, że byłeś niesłychanie skuteczny.
Przejąłeś kontrolę i wyjaśniłeś wszystko zupełnie bez wysiłku, podczas gdy ja
błądziłam we mgle. Przy tobie poczułam się bezużyteczna i nieistotna.
Przecież tylko jej pomógł, żeby nie musiała sama się wszystkim zajmować.
Błądziła we mgle, to jej własne słowa. A mimo to...
Potarł dłonią kark.
– Czy nadal tak się przy mnie czujesz?
– Nie.
Nie uwierzył w jej pospiesznie udzieloną odpowiedź. Po paru sekundach
westchnęła, a jej ramiona lekko opadły.
– Niech będzie – poddała się. – Nie czuję się przy tobie bezużyteczna i
nieistotna. Po prostu jest mi... niekomfortowo. Czasami.
– Dlatego, że jestem bratem Jasona?
– Tak. To jedno.
– A drugie? – naciskał.
– Jesteś taki poważny. I surowy. – Umilkła, jakby nie była pewna, co
powiedzieć i jak to ująć. – Dziwnie na mnie patrzysz i nie mam pojęcia, co myślisz.
Seth przez krótką chwilę miał ochotę powiedzieć jej, co myśli, kiedy jego ciało
oblewa fala gorąca, a napięcie nie pozwala mu się skupić.
Rzecz w tym, że dziesięć minut wcześniej uścisnął dłonie jej braci. Musieli
razem pracować, bez względu na okoliczności. A on postanowił, że nie będzie
łączył życia prywatnego i zawodowego.
– Czy wspólna praca przy remoncie będzie dla ciebie problemem?
– Sądziłam, że tak, kiedy przyjechałam na spotkanie z tobą w Villa Firenze.
Jednak po tym tygodniu, a zwłaszcza po dzisiejszym dniu... – Odetchnęła głęboko i
wyprostowała ramiona. – Tak, Seth, mogę z tobą pracować.
– Zwłaszcza jeśli będę pogodniejszy?
– To by było wskazane. – Wyraźnie się odprężyła. – Zatem wszystko ustalone?
Nie do końca, pomyślał Seth, ale pełna nadziei Jillian patrzyła na niego z takim
napięciem, że musiał skłamać.
– Tak, wszystko ustalone.
Uśmiechnęła się szeroko. Tak uśmiechała się do niego tylko Rachel.
Pospiesznie zerknął na zegarek. Jak mógł zapomnieć o Rachel?
– Muszę pędzić po małą, bo siostra porachuje mi kości – oświadczył.
Jej oczy nieznacznie się rozszerzyły, jakby również coś sobie przypomniała.
– Gdybyś zechciał zaczekać kilka minut, to zdążyłabym się przebrać w strój do
jazdy konnej i zeszła z tobą do stajni.
– Wybierasz się na przejażdżkę? Teraz?
– Mam nadzieję, że zdążę przed zmrokiem – wyjaśniła. – Przede wszystkim
jednak chciałabym pomóc ci oderwać córkę od kucyka. Daj mi minutę, to szybko
wskoczę w bryczesy.
– Wystarczy ci jedna minuta? Spodnie takie wąskie, a nogi takie długie –
mruknął, kiedy Jillian biegła po schodach na górę. Jej spódnica łopotała
energicznie wokół zgrabnych kostek, a Seth zrozumiał, że za żadne skarby nie
przepuściłby okazji do ponownego popatrzenia na jej atrakcyjną sylwetkę.
Rozdział 5
Jillian pospiesznie ściągnęła spódnicę i opadła na łóżko. W dłoni ściskała
bryczesy. Więc jednak zwrócił uwagę na jej obcisłe spodnie. Czy był nią
zainteresowany tak, jak ona nim?
Jej hormony najwyraźniej się przebudziły, przypominając Jillian, że swojego
czasu z przyjemnością flirtowała i cieszyła się intymnością kontaktów damsko-
męskich. Wtedy jeszcze ceniła sobie seks. Ale wówczas sądziła, że mąż ją kocha,
ceni i pragnie spędzić z nią życie, stworzyć rodzinę i dom. Była naiwną, zakochaną
kretynką.
Gdy dojrzeje do następnego związku, będzie chciała tego, co połączyło
Caroline i Lucasa. Pragnęła głębokiej więzi, która nie miała nic wspólnego z
hormonami, bo opierała się na zaufaniu i szacunku.
Była Jillian Ashton, dorosłą kobietą i specjalistką w branży winiarskiej. Musiała
odzyskać szacunek do siebie i powinna utrzymać oficjalne stosunki z Sethem.
Może za jakiś czas on również zacznie ją respektować. Tamtego dnia, w sali
degustacyjnej, kiedy komplementował jej pracę, sądziła, że podąża we właściwym
kierunku. Nie powinna teraz leżeć i rozmyślać o tym, czy jakiś mężczyzna obejrzał
jej pupę, bo to nie poprawiało jej sytuacji.
Z trudem wepchnęła nogi do bryczesów. Najwyraźniej od czasu ostatnich
zawodów w siodle przybrała na wadze parę kilogramów. Zawody jednak odbyły
się dziesięć lat temu i nie zamierzała się z tego tłumaczyć. Podeszła do drzwi i
otworzyła je, balansując na jednej nodze i jednocześnie wciągając pierwszy but z
wysoką cholewą.
Nagle usłyszała głosy w holu i jej serce głośno załomotało. Na bosej nodze
doskakała do schodów, aby lepiej słyszeć rozmowę Setha i swojej matki.
Z przyciszonego tonu pogawędki wywnioskowała, że Rachel zasnęła podczas
krótkiej przejażdżki.
Jillian tchórzliwie postanowiła zaczekać minutę, aż rozmówcy sobie pójdą.
Jej umysł zdecydowanie potrzebował czasu, by ochłonąć, najlepiej podczas
jazdy konnej – pierwszej od poniedziałkowego poranka – ale gdy dotarła do stajni,
słońce właśnie skrywało się za górami Mayacamas. Obiecała sobie, że wycieczkę
urządzi jutro, zaraz po tym, jak wysprząta salę degustacyjną po sobotnich gościach.
Następnie pospiesznie wróciła do domu.
Przed głównym wejściem ujrzała zaparkowany samochód. Przystanęła
zaskoczona, lecz powściągnęła ciekawość i ruszyła do kuchni. Na szczęście w
ostatniej chwili wyhamowała i uniknęła zderzenia z Mercedes, która dźwigała tacę
z najlepszą zastawą Caroline.
– Uważaj – ostrzegła ją Mercedes.
– Urządzasz przyjęcie? – spytała Jillian, nim zdążyła spojrzeć na twarz siostry.
Mercedes była wyraźnie przejęta i poważna. – Co się stało?
– Mama ma gościa.
– Prawnika? – zapytała machinalnie, mając w pamięci liczne w ostatnich
tygodniach spotkania Cole'a. W następnej chwili uświadomiła sobie, jak
absurdalny był to pomysł: prawnicy nie jeździli małymi, poobijanymi gruchotami,
takimi jak ten przed domem.
– Gorzej. – Mercedes się skrzywiła. – Annę Sheridan. Na szczęście to nie Jillian
trzymała tacę, bo jej cenna zawartość natychmiast wylądowałaby na podłodze.
– Masz na myśli tę kobietę?
– Tę samą. Przyszła z dzieckiem.
Dzieckiem, które było ich przyrodnim bratem. Jednym z wielu nigdy
niewidzianych braci przyrodnich, spłodzonych przez mężczyznę, którego Jillian nie
chciała nazywać ojcem.
– Co tu robi? – wymamrotała Jillian. – Czego chce?
– Nie mam pojęcia. – Mercedes poprawiła tacę. – Weź filiżankę, razem się
przekonamy.
Seth pojechał do The Vines tylko w jednym celu. Chciał znaleźć ulubionego
różowego kucyka córki, przypadkowo pozostawionego poprzedniego wieczoru.
Dziewczynka najwyraźniej była tak bardzo zauroczona prawdziwym kucem, że
zapomniała o zabawce. Problem w tym, że następnego dnia przed snem sobie o nim
przypomniała i odmówiła spania bez ukochanego pluszaka. Nauczony
doświadczeniem ojciec dał sobie spokój z negocjacjami.
– Tak, pojadę po kucyka – poddał się z rezygnacją, przygnębiony perspektywą
przetrząsania stert siana.
Gdy stanął przed stajnią, zwrócił uwagę na nieobecność samochodów. Wielki
biały budynek był zupełnie opustoszały, jeśli nie liczyć zwierząt. No i dobrze. Seth
nie miał ochoty na pogaduszki.
Wszedł przez otwarte na oścież drzwi i niemal od razu zauważył nieobecność
siwka, którego Jillian dosiadała w poniedziałek.
Było za późno i za ciemno na bezpieczne przejażdżki, zwłaszcza że Jillian
uwielbiała cwałować. Wyszedł na dwór i znieruchomiał, wyczuwszy drżenie ziemi
pod stopami. Wkrótce potem usłyszał tętent kopyt. Deja vu.
Koń pojawił się w półmroku niczym szary duch, galopując z oszałamiającą
prędkością.
– Głupia dziewczyna – wymamrotał Seth. – Jeśli sama nie skręci sobie karku,
osobiście jej pomogę...
Głos ugrzązł mu w gardle, a serce mocno zabiło z przerażenia. Tym razem koń
naprawdę wyrwał się spod kontroli. Wodze zwisały luźno, a siodło na jego
grzbiecie było puste.
Seth momentalnie wskoczył do samochodu i uruchomił silnik. Ruszył tak
gwałtownie, że spod opon wyleciał grad żwiru. Pędził jak oszalały, niemal
rozbijając po drodze bramę i ogrodzenie. Musiał zwolnić, aby pomyśleć, skąd
przybiegł koń.
Nagle wydało mu się, że przy drodze widzi jakiś niewyraźny kształt i przeraziła
go wizja nieruchomego ciała Jillian. Na szczęście rzekoma sylwetka człowieka
okazała się tylko cieniem, rzucanym przez gęste zarośla. Odetchnął głęboko, zdjął
nogę z gazu i poluzował uścisk dłoni na kierownicy.
Na rozstajach dróg postanowił jechać w lewo. Dotarł do domu na końcu
nieutwardzonej drogi, lecz nikogo nie zastał. Najwyraźniej mieszkańcy wyjechali
na weekend, a on nie miał pojęcia, czy Jillian nie leży gdzieś w ciemnościach.
Mogła pojechać wszędzie. Potrzebował pomocy. Powoli zawrócił, aby przed
powrotem do The Vines jeszcze raz uważnie obejrzeć okolicę.
I nagle ujrzał smukłą kobiecą sylwetkę. Setha ogarnęła trudna do opisania ulga.
Natychmiast przełączył światła drogowe na światła mijania, podjechał bliżej i
wyskoczył z samochodu.
Wydawała się niezadowolona, ale nie dał jej czasu na wyrażenie dezaprobaty.
Momentalnie złapał ją za ramiona, jakby chciał sprawdzić, czy jest cała i zdrowa.
– Co ty...
– Muszę się upewnić, że jesteś w jednym kawałku – mruknął.
– ... tutaj robisz? – dokończyła słabym głosem i ukryła twarz w dłoniach.
– Jesteś ranna? – Pochylił się, by obejrzeć jej oczy i policzki.
– Nie, jeśli nie liczyć urażonej dumy. Odetchnął głęboko.
– Seth, nie wyjaśniłeś, co tutaj robisz.
– Odgrywam rolę poszukiwacza i ratownika – wyjaśnił. Postanowił
potraktować całą sprawę z dystansem i humorem, chociaż z trudem mu to
przychodziło.
– Nic nie rozumiem – oświadczyła zdezorientowana Jillian i pokręciła głową.
– Byłem w stajni, kiedy wróciła twoja klacz.
– Nic jej nie jest? – Nagle zacisnęła palce. – Marsanne? Mój koń? Nie okulała?
– Nie zauważyłem nic niepokojącego. Galopowała pod górę na czterech
nogach.
Najwyraźniej zadowoliło ją to wyjaśnienie. Westchnęła ciężko, ale się
odprężyła.
– Mam nadzieję, że nie spadłaś przy takiej prędkości.
– Nie. W ogóle nie powinnam była spaść! – Wzdrygnęła się z niesmakiem. –
Marsanne szła stępa, a ja nie zachowałam dostatecznej czujności. Coś zaszeleściło
w trawie, koń się spłoszył. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby moja nieuwaga
doprowadziła do zranienia Marsanne!
– A co z tobą? A gdybyś ty się zraniła?
– Powiedziałam ci, że tylko moja duma ucierpiała. No, może prawie tylko –
sprostowała, masując pośladki.
– Wygląda na to, że raczej wylądowałaś na twarzy – mruknął i kciukiem starł
jej z policzka brudną smużkę.
– Mogłam się przetoczyć.
– Mogłaś – przytaknął i powiódł dłonią po jej szczęce i brodzie. Powinien był
przestać, cofnąć ręce, ale nie potrafił się opanować. Na razie nawet nie chciał.
– Dobrze, że miałam dżokejkę – wykrztusiła Jillian szeptem.
Popatrzył jej głęboko w oczy.
– Teraz jej nie masz – zauważył. – Może ją zgubiłaś podczas upadku?
Czy musiał jej wypominać to upokorzenie?
– Nie, dżokejka ochroniła mi głowę. Zgubiłam ją później. Jutro jej poszukam.
Dobrze wiem, gdzie ją cisnęłam.
Oparł dłonie na biodrach i czekał, aż wreszcie dała za wygraną.
– Dobra, niech ci będzie – westchnęła z rezygnacją. – Miałam lekki atak
zniecierpliwienia. Nie lubię lądować na ziemi w najdalszym punkcie przejażdżki,
zwłaszcza jeśli sama jestem sobie winna.
Nie powinna była wspominać o ataku szału. Jej słowa zabrzmiały dziecinnie, a
przecież chciała zdobyć szacunek Setha!
Ruchem ręki wskazała samochód.
– Nie miałam ochoty na długi spacer – wyznała. – Jeśli nie masz nic przeciwko
temu, pojadę z tobą do stajni.
Gdy tylko zajęła fotel pasażera i Seth zamknął drzwi, od razu zrozumiała, że
coś jest nie tak. Seth nie uruchomił samochodu.
– Co się stało? – spytała zdziwiona. Pokręcił głową i powiedział coś
niezrozumiałego. Niespokojnie potarła dłonią policzek.
– Czy mam twarz umorusaną ziemią? – zapytała skrępowana. – Patrzysz, jaka
jestem brudna?
– Usiłowałem sobie wyobrazić, jak dostajesz szału. Nic mi z tego nie wyszło –
wyznał i wreszcie uruchomił silnik.
– Rzadko mi się zdarza coś podobnego – pośpieszyła z wyjaśnieniem.
Zerknął na nią z ukosa.
– Mam nadzieję, że równie rzadko jeździsz konno po nocy.
– Zamierzałam wrócić znacznie wcześniej, ale... – Wzruszyła ramionami. –
Ale?
– Ale nie wróciłam. – Machnęła ręką, ucinając temat. Od pewnego czasu już
jechali, i to stanowczo zbyt szybko.
– Dojeżdżamy do zakrętu – ostrzegła Setha. – Lepiej zwolnij, jedziemy do
stajni.
– Podrzucę cię do domu.
– Nie ma potrzeby.
– Niedawno spadłaś z konia.
– Nie chcę, żeby ktokolwiek podejmował za mnie decyzje. Wiem, że przed
chwilą przyznałam się do małego ataku szału, ale nie jestem dzieckiem.
– Wiem o tym dobrze, Jillian. – Odwrócił się ku niej powoli. – Bardzo dobrze.
Nagle zrozumiała, że on jej pożąda. Ten fakt wszystko zmieniał. Potrafiła
zapanować nad własnymi zakusami, ale nie mogła dodatkowo przeciwstawiać się
Sethowi.
Nerwowo wyprostowała plecy i wyzywająco uniosła brodę.
– Zawieziesz mnie do stajni, czy mam wysiąść i iść pieszo?
– Oczywiście, że cię zawiozę – odparł bez zmrużenia powiek.
Serce Jillian mocniej zabiło. Wiedziała, że Seth nie ustępuje tak łatwo.
– Ale najpierw powiesz mi, dlaczego wyjechałaś o tak późnej porze.
– Zgoda, ale przedtem ty mi powiesz, co dzisiejszego wieczoru robiłeś w stajni
– zażądała.
Wzruszył ramionami.
– Stanąłem na czele jednoosobowej ekspedycji poszukiwawczo-ratunkowej.
– Jaśniej.
– Wczoraj wieczorem Rachel zgubiła w stajni zabawkę – wyznał i potarł dłonią
kark. – Odmówiła pójścia do łóżka bez ulubionej maskotki.
– Różowy kucyk?
– Ten sam. Znalazłaś go?
– Nie, ale pomogę ci w poszukiwaniach, kiedy tylko oporządzę Marsanne.
Zresztą mam w sypialni całą kolekcję takich pluszaków. Wiem, które z nich
nadadzą się na zastępstwo, jeśli misja ratunkowa zakończy się niepowodzeniem.
– Rachel nie zgodzi się na zastępstwo. – Wzrok Setha był tak przenikliwy, że
jej serce niemal zamarło. – W grę wchodzi wyłącznie oryginał.
Rozdział 6
Okazało się, że kucyka nie ma w stajni. Po powrocie do The Vines w celu
wybrania zastępcy Jillian odnalazła zgubę wśród innych zabawek w sypialni.
Uparła się przekazać za pośrednictwem Setha dodatkowego kucyka dla Rachel.
Rachel, jak to ona, postanowiła, że różowy kucyk musi podziękować „cioci
Dzieli" za kolegę do zabawy. Z tego powodu dziewczynka od śniadania wierciła
ojcu dziurę w brzuchu, a pokrzepiona poobiednią drzemką na nowo zabrała się do
dzieła.
– Tatusiu, mówiłeś, zie tsieba zawsie pamiętać o mówieniu dziękujem.
Mówiłeś...
Wreszcie, aby zapewnić sobie odrobinę spokoju w niedzielne popołudnie, Seth
zgodził się na telefoniczne podziękowanie.
– Ale Jillian jest dziś w pracy – uprzedził córkę. – Zadzwonimy, jak wróci do
domu.
– A ja dzwonię do ciebie do praci.
– Mam telefon komórkowy. Jillian nie. Rachel uniosła brwi. Seth westchnął,
przygotowany na następne...
– Dlaczego?
– Bo mam córkę-gadułkę, która uwielbia dzwonić do mnie – do pracy. –
Delikatnie pociągnął ją za warkoczyk, lekko przekrzywiony po spaniu. – Dlatego
mam telefon komórkowy.
– Ciocia Dzieli nie ma.
Sądził, że Rachel mówi o telefonie, lecz dziecko spojrzało na niego uważnie
wielkimi, inteligentnymi oczami.
– Dlatego pozwala mi bawić się kucikami. Bo nie ma ciórki.
Westchnął i posadził małą na kolanie.
– Wiesz co, zawrzyjmy kompromis.
– A cio to? – spytała podejrzliwie.
– Umowa. Obiecasz, że nie będziesz mi wiercić dziury w brzuchu, a ja
zatelefonuję do Caroline i spytam, kiedy Jillian kończy pracę. Wtedy dowiemy się,
kiedy do niej zadzwonić i podziękować. Zgoda?
– Ziadźwonimy teras?
– Zadzwonimy teraz do Caroline.
Rachel ochoczo potrząsnęła dłonią ojca i popędziła po telefon oraz obydwa
kucyki, które „mogom chcieć posłuchać, tatusiu".
Czekając na powrót Rachel – jej wyprawa mogła się przeciągnąć, zważywszy,
że musiała skompletować widownię – wspomniał swoje ostatnie spotkanie z Jillian.
Poprzedniego wieczoru, w rewanżu za podwiezienie, obiecała mu wyjaśnić, czemu
wyjechała na konną przejażdżkę o tak późnej porze.
Podczas poszukiwań zguby zapomniał wyegzekwować od Jillian obietnicę. Na
dodatek miał ochotę spotkać się z tą kobietą... właściwie nie mógł się doczekać
chwili, kiedy ją ponownie zobaczy.
Pół godziny później Seth nadal z niedowierzaniem kręcił głową. Nie wiedział,
jak to się stało, że teraz skręcał z głównej drogi w kierunku Louret. Po raz trzeci w
ciągu ostatnich trzech dni.
– Jedziemy tylko po to, żeby podziękować – przypomniał córce, która kręciła
się niecierpliwie na foteliku. – Natychmiast potem wracamy do domu.
– I psiwitamy siem z kucikiem.
– Ale szybko.
Rachel natychmiast przystąpiła do ćwiczenia rozmaitych powitań, szybszych i
wolniejszych. Seth pokręcił głową, lecz tym razem szeroko się uśmiechał.
Jak to możliwe, że miał tyle szczęścia? Czym byłoby jego życie bez tej
cudownej istotki?
– Powiem kucikowi cieść – oznajmiła dziewczynka. – Tak bendzie sibko.
– To powinno wystarczyć – potwierdził.
Przejechał między kamiennymi słupami i otwartymi skrzydłami bramy.
Wkrótce dostrzegł Caroline w towarzystwie rudowłosej nieznajomej. Obydwie
pochylały się nad rabatą kwiatów. Słysząc warkot nadjeżdżającego auta, zgodnie
popatrzyły na Setha. Caroline pomachała mu ręką i ściągnęła rękawice.
Chociaż ostrzegał córkę, że wizyta będzie krótka, nie wiedział, co się może
zdarzyć. Zgasił silnik i przesunął dłonią po karku. Caroline Sheppard szła ku niemu
z uśmiechem.
Jillian została zawczasu ostrzeżona o wizycie Setha i Rachel w niedzielne
popołudnie. Informację uzyskała telefonicznie od matki.
– Zaproponowałam wpół do piątej – powiedziała Caroline. – W ten sposób
będziesz miała dość czasu, aby posprzątać po zakończeniu degustacji. Przyślę po
ciebie Setha i uraczymy się kawą w ogrodzie.
Jillian miała dość czasu, aby także odświeżyć wspomnienia z jego poprzedniej
wizyty w sali degustacyjnej oraz z niezwykłego spotkania po jej wczorajszym
upadku. Potem spakowała kieliszki do chardonnay.
Miał taki głęboki, niski, oszałamiający głos. Takie gładkie krzywizny mięśni na
założonych rękach. Odważne spojrzenie. Dotykał jej twarzy...
Zamknęła wieko pudła i zakleiła je taśmą samoprzylepną. Znajdowała się na
własnym terenie, tutaj pracowała i zamierzała zachować całkowity profesjonalizm
pomimo perspektywy spotkania z Sethem. Dzisiaj musiała stawić czoło wyzwaniu,
wcześniej niż zakładała, ale była w pełni przygotowana.
Problem w tym, że pięć minut później, kiedy usłyszała stukot ciężkich kroków
mężczyzny idącego przez salę degustacyjną, uświadomiła sobie, że choć
przygotowała się psychicznie, jej ciało ani myślało słuchać nakazów rozumu.
Ignorując gwałtowny łomot serca, odwróciła się do przybysza, który stanął przy
barze.
– Jak się miewasz? – spytał. – Po upadku?
– W porządku, dzięki. Właściwie tylko się zsunęłam na ziemię, trudno mówić o
upadku. – Odchrząknęła. – Gdzie zostawiłeś Rachel?
– W stajni. Idę o zakład, że karmi twojego kuca chrupkami ryżowymi.
– Innymi słowy, kupuje sobie jego dozgonną miłość. – Jillian poczuła, jak jego
spojrzenie wędruje ku jej ustom. – Na dodatek wreszcie zrozumiałam, ile jestem
warta. Pytająco uniósł brwi.
– Sądziłam, że Rachel przyjechała dzisiaj, aby mi podziękować. To
przynajmniej sugerowała mi mama. Jak myślisz, czy w gruncie rzeczy chodziło o
odwiedzenie kucyka?
– Ani przez chwilę w to nie wątpiłem – odparł. – Twoja mama miała rację.
– Masz na myśli cel waszej wizyty, czy coś innego?
– Zgadła, że będziesz się pakować. – Ruchem głowy wskazał ustawione na
barze pudła z kieliszkami. – Mogę się na coś przydać? Dokąd zanieść te graty?
– Do piwnicy. Jutro przychodzi człowiek z firmy remontowej – wyjaśniła z
kamienną twarzą. – Do tego czasu wszystko musi stąd zniknąć.
– Chyba nie zamierzasz robić wszystkiego sama?
– Eli przyśle tu kilku ludzi z piwnic, żeby zajęli się większymi przedmiotami.
Ja się zajmuję kieliszkami i butelkami.
– Na wszelki wypadek sama? – spytał z uśmiechem.
– Niezupełnie Sama. Ty mi pomożesz – odparła i przesunęła ku niemu jedno z
pudeł. – Ufam ci.
– Naprawdę? – zapytał powoli.
Wierzyła w jego słowo, uczciwość, bezpośredniość. Miała świadomość, że do
tego człowieka można się zwrócić o pomoc w trudnej sytuacji, a na pewno uzyska
się jego wsparcie.
Ale czy mogła mu ufać jako mężczyźnie?
Jej serce mocniej zabiło. Nie, nie obawiała się Setha, tylko siebie. Swojej
niemożności odróżnienia pożądania od miłości. I z całą pewnością nie wierzyła
swojemu ciału, które rozbudził po długim okresie uśpienia.
– Ufasz mi, Jillian?
– Tak – przyznała. – Ufam.
Skinął głową. Następnie ułożył trzy pudła jedno na drugim i je podniósł.
– To dobrze – mruknął. – Wobec tego razem zajmiemy się znoszeniem pudeł do
piwnicy, a ty skorzystasz z okazji i opowiesz mi, co się z tobą działo wczoraj
wieczorem.
– Jak to? – wymamrotała zaskoczona.
– Obiecałaś, że mi wyjaśnisz, dlaczego jeździłaś konno o tak późnej porze. I co
cię rozproszyło do tego stopnia, że spadłaś z konia.
– Osunęłam się na ziemię – sprostowała i wyszła zza baru. – Chyba słyszałeś
najnowsze wieści o Spencerze Ashtonie?
– Podobno twoja rodzina pozywa go do sądu. Podniosła pudło z butelkami i
ruszyła do winiarni.
– Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Przez wzgląd na mamę.
– Z tego, co słyszałem, posiadłość Ashtonów powinna należeć do niej. – Seth
biodrem i łokciem otworzył drzwi, a następnie ruchem głowy dał Jillian znak, by
szła przodem. – Twoja matka ma powody, by się procesować.
– Eli mówi to samo. Wiem, że niesłusznie straciła majątek Lattimerów, ale ona
uważa, iż podczas rozprawy wyjdą na jaw najgorsze tajemnice rodzinne. Spencer i
jego rodziny – mruknęła z obrzydzeniem. – Ciekawe, ile ich jeszcze pozakładał.
Przeszli wąskim korytarzem, minęli następne drzwi i weszli do winiarni. Jillian
poczuła bolesny skurcz żołądka na samą myśl o Annie Sheridan i o wcześniejszej
historii z Grantem Ashtonem.
Odziedziczyła geny Spencera Ashtona, tego pozbawionego zasad, niewiernego,
kłamliwego drania, który był jej biologicznym ojcem. Codziennie rano widziała w
lustrze jego oczy i nos, miała też po nim wzrost i szczupłą sylwetkę. Co najmniej
raz każdego dnia dziękowała Bogu za kochającą i zrównoważoną matkę, która
pozwalała jej zachować zdrowie psychiczne.
– Wczoraj po południu, kiedy wróciłam z pracy, zastałam w domu gościa –
wyjaśniła Jillian. – Ktoś przyszedł w odwiedziny do mamy.
– Anna Sheridan?
Jillian znieruchomiała i zrobiła wielkie oczy.
– Znasz Annę?
– Przed chwilą ją widziałem na tyłach domu.
– Nie spotkałeś przypadkiem Jacka?
– Pewnie. Uroczy malec. – Seth nie spuszczał z niej wzroku. – To pewnie
członek jednej z tych rodzin, o których wspomniałaś.
– Trafiłeś w dziesiątkę. – Westchnęła ciężko. – Matka tego uroczego malca była
sekretarką Spencera. Zmarła niedługo po porodzie.
– Anna nie jest matką dziecka?
– Jest jego ciotką. Po śmierci siostry stała się prawną opiekunką małego. Jakoś
sobie radziła bez pomocy Spencera, lecz nagle informacja o nieślubnym dziecku
znanego człowieka trafiła na pierwsze strony brukowców. Pewnego pięknego dnia
Anna ujrzała na progu mieszkania stado fotoreporterów. I na dodatek jakiś
psychopata śle jej listy z pogróżkami.
Jillian miała ręce zajęte pudłem ze szkłem i tylko dlatego nie mogła nimi
bezsilnie potrząsnąć. Ograniczyła się do pełnego rezygnacji jęknięcia i skierowała
się ku drzwiom do piwnicy.
Sethowi wystarczyły trzy kroki, aby ją dogonić. – I przyszła po pomoc do
Caroline? Dlaczego nie na policję?
Jego zaskoczenie dorównywało jej reakcji z poprzedniego dnia.
– Najwyraźniej dochodzenie policyjne nie dało rezultatów. Anna uznała, że
Spencer mógłby skorzystać ze swoich wpływów i skłonić policję do
poważniejszego traktowania sprawy. Usiłowała go odnaleźć, ale bezskutecznie.
– Próbowała szukać w jego posiadłości?
– Próbowała. Jego żona nie uwierzyła Annie albo nie chciała jej uwierzyć.
Megan, jedna z jej córek, podsłuchała całą rozmowę i zaproponowała Annie
przyjazd tutaj i spotkanie z mamą.
– Dotarła wczoraj i nadal tu jest? – spytał powoli. – Długa wizyta.
– I prędko się nie skończy! – Zirytowana Jillian przystanęła. – Kiedy mama się
dowiedziała, że Anna i Jack mieszkają w obskurnym motelu, uparła się, żeby się
zatrzymali w pokoju gościnnym w The Vines.
– A ty nie możesz się pogodzić z faktem, że w twoim domu mieszkają obcy?
– Nie, nie o to chodzi. Anna jest szczera, a w dodatku szaleje za małym
Jackiem. Zgodziła się zatrzymać w posiadłości dopiero wtedy, gdy mama
wzbudziła w niej poczucie winy za niewygody Jacka.
Jillian ściągnęła brwi, jakby chciała ustalić, co najbardziej ją niepokoi. Miała
zbyt duży wybór.
– Martwię się, jak ta sytuacja odbije się na mamie – zadecydowała ostatecznie.
– Dzisiaj nie sprawiała wrażenia przejętej albo przygnębionej.
– Wiem, ale ona tłumi w sobie emocje. Potem nie może spać nocą. Widzisz,
obecna żona Spencera również była jego sekretarką. Mama była wówczas żoną
tego sukinsyna.
– Historia się powtarza – westchnął Seth spokojnie.
– W wypadku Spencera powtarza się bezustannie. Wyczuła na twarzy jego
spojrzenie.
– Chyba sama powinnaś zrobić coś mądrego i mniej niebezpiecznego niż
duszenie emocji i zarywanie nocy.
Zastanowiła się. Mogła przecież zorganizować przyjęcie rodzinne z okazji
otwarcia nowej sali degustacyjnej. Od pewnego czasu planowała urządzić taką
imprezę razem z Mercedes.
– Masz rację – przyznała cicho.
– Jak zwykle.
Zachichotała i napięcie w jej ramionach, szyi i głowie momentalnie ustąpiło.
Przebudowa miejsca pracy będzie zaledwie wstępem do następnych przemian w jej
życiu. Drugim krokiem powinno się stać rozliczenie z przeszłością, a w
szczególności ze Spencerem Ashtonem. Te rozważania przerwał głos Setha:
– Nie wiem jak ty, ale jeśli nie postawię gdzieś tych pudeł, moje ręce na zawsze
pozostaną wykrzywione – zapowiedział.
Jillian odetchnęła z ulgą i zerknęła na niego.
– Trzeba było nie zgrywać twardziela i nie brać trzech pudeł naraz.
– Dam sobie radę.
Dla podkreślenia swoich słów przesunął cały ciężar ładunku na jedną rękę.
Jillian wstrzymała oddech, przerażona wizją rozbitego szkła i zarazem zachwycona
widokiem naprężonego bicepsa. Seth otworzył drzwi do piwnicy, a wtedy
przemknęła pod jego potężną ręką i ruszyła w dół schodów.
– Ostrożnie! – zawołał z tyłu.
– Znam każdy stopień jak własną kieszeń – odparła i zerknęła przez ramię. Seth
szedł dwa kroki za nią. – Mogę po nich skakać z zamkniętymi oczami.
– Lepiej nie – zaprotestował. – Nie mam ochoty ponownie zbierać cię z ziemi.
Po chwili położyła pudło na długim stole. Seth poszedł w jej ślady. Oparła
biodro o krawędź blatu i spróbowała się odprężyć. Ten mężczyzna najwyraźniej
zawrócił jej w głowie, ale nie zamierzała uciekać. Chciała stawić czoło pokusie z
dojrzałym, racjonalnym spokojem. Uderzyła dłonią w stół.
– Tutaj będziemy przeprowadzać degustacje, kiedy zajmiesz się przebudową –
oznajmiła.
Najwyraźniej uznał klepanie stołu za zachętę do zajęcia miejsca. Nie dotykał
Jillian, ale znajdował się na tyle blisko, że jej poziom hormonów gwałtownie
podskoczył.
Powinna się odsunąć. Nie mogła.
Seth rozglądał się ze zmrużonymi oczami.
– Kontrolowana temperatura i słabe oświetlenie tworzą idealne warunki dla
dojrzewającego wina – wyjaśniła.
– Tak, ale czy piwnica to dobre miejsce na degustacje?
– Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać przeprowadzki. Uwielbiam
atmosferę piwnicy. Gdy miałam osiem lat, bracia zamknęli mnie tu i byli wściekli,
że nie ryczałam z przerażenia. – Uśmiechnęła się z satysfakcją. – Potem spytałam
Lucasa, czy mogłabym się tutaj przenieść na stałe.
– Pozwolił ci?
– Przekonał mnie, że kuce źle by się tu czuły. Uniósł brwi.
– Już wtedy je zbierałaś?
– Lucas dał mi pierwszego, kiedy się tutaj przeprowadziliśmy. Byłam niewiele
starsza od Rachel – przypomniała sobie z uśmiechem. – Mój ojczym wykształcił
we mnie dwie namiętności: do koni i do wina.
– Nie masz ich więcej?
Patrzył na nią, gdy skierowała na niego wzrok. Przeszył ją dreszcz. Czy chciała
odpowiedzieć na to pytanie? Czy znała na nie odpowiedź?
Wiedziała na pewno tylko to, że gdy Seth ją pocałuje, ona nie będzie się bronić.
Rozdział 7
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Obiecał sobie, że tylko skosztuje smaku jej
warg. Gdy je musnął, znieruchomiał. Nie oczekiwał, że będą takie chłodne i
zarazem delikatne, niczym pierwszy łyk subtelnego, białego wina.
– Jeszcze – szepnęła.
Wiedział, że to niedobry pomysł. Bardzo niedobry.
Kiedy jednak jej dłoń przesunęła się po jego ramieniu, a palce zacisnęły wokół
bicepsów, poczuł gwałtowne pulsowanie krwi.
Czy jeden przelotny pocałunek może komuś zaszkodzić? Odrobina
namiętności?
Kiedy jego wargi przesunęły się po ustach Jillian, jęknęła cicho. Jej głos
przeniknął mu ciało, a gdy rozchyliła wargi, zrozumiał, że przepadł z kretesem.
Kończ, póki możesz, podpowiadał mu rozsądek. Rzecz w tym, że nie mógł.
Zbyt wiele lat czekał na sposobność pocałowania Jillian Ashton. Obsypywał ją
pocałunkami i rozkoszował się nią, bo smakowała tak, jak sobie wyobrażał, była
słodka i delikatna, zupełnie jak jej naga skóra, po której sunęły jego dłonie... Nagle
znieruchomiał.
Przecież zamierzał zdobywać ją powoli, zyskiwać jej zaufanie, chciał dać jej
czas. Jego siła woli nie była niewyczerpana i w pewnym momencie musiała się
skończyć, a wtedy z pewnością pchnąłby Jillian na stół, zdarł z niej ubranie i wziął
ją tak, by zyskać pełną satysfakcję.
Nie do takich uciech zmysłowych był przeznaczony ten stół. Ostrożnie
przesunął dłonie po jej zgrabnych pośladkach w górę, by zatrzymać je na talii.
Następnie łagodnie ją odsunął i patrzył, jak jej spojrzenie odzyskuje ostrość, a
dłonie zsuwają się z jego szyi.
Siedzieli nieruchomo, a Seth się zastanawiał, czy powinien przeprosić Jillian.
Pewnie oczekiwała przynajmniej banalnego zapewnienia: „Przepraszam, to się już
nie powtórzy", ale, psiakrew, wcale nie było mu przykro.
– Zapomniałam o całowaniu.
Co takiego? Seth patrzył na nią kompletnie zdezorientowany.
– O czym zapomniałaś?
– O całowaniu – powtórzyła. – To jedna z rzeczy, które na mnie działają. Jak
dobre wino albo szybki galop.
– Chcesz powiedzieć, że całowanie powinno się znaleźć na twojej liście
namiętności?
– Niewykluczone. – Opuszkami palców dotknęła ust, a następnie wyciągnęła
rękę i tak samo dotknęła jego warg. – Powinno także znaleźć się na liście twoich
umiejętności.
– Tak uważasz?
– Zdecydowanie.
Dotknął jej dłoni i przytulił ją do policzka. Wtedy właśnie wyczuł gładką
obrączkę na jej palcu.
Zrozumiał, dlaczego nie powinien był całować Jillian. Wdowa po jego bracie
nadal nosiła symbol związku z mężczyzną, który splamił świętość związku
małżeńskiego, a potem stracił życie.
– Nie powinienem był cię całować – powiedział krótko. – Pójdę po resztę
pudeł.
– Nie ma potrzeby – odparła.
– Przestałaś wierzyć, że je bezpiecznie przeniosę?
– Nie, Seth, nie w tym rzecz. Proszę, nie odchodź. Wytłumacz mi przynajmniej,
co się tutaj zdarzyło.
– Nie zawsze byłem wobec ciebie uczciwy – przyznał spięty. – Jeśli chodzi o
ciebie i o mnie.
– Chodzi ci o to... zauroczenie?
– Tak. Właśnie o to mi chodzi.
– Ach, tak. Ja też coś czułam, przez cały poprzedni tydzień. Wiem...
– Nie chodzi tylko o ostatni tydzień, Jillian. Miałaś prawo czuć się przy mnie
niezręcznie. Od dłuższego czasu ten pocałunek był nieuchronny.
Ona również miała powody, by być wstrząśnięta. Wpatrywała się w niego
wielkimi zielonymi oczami.
– A teraz... skoro się pocałowaliśmy... – Przełknęła ślinę i zwilżyła usta. – Co
dalej?
Seth się wyprostował, gotowy pójść po resztę pudeł, bez względu na to, czy ich
potrzebowała, czy nie.
– Dopóki nosisz obrączkę? Nic, Jillian. Zupełnie nic.
W tamto parne niedzielne popołudnie Seth nieco zachwiał światem Jillian, ale
jeden pocałunek niewiele zmienił w jej życiu.
Gdy wrócili do The Vines, Caroline uparła się, żeby podać w ogrodzie kawę i
ciasto. Rachel wskoczyła na kolana Jillian i za nic nie chciała z nich zejść.
Najwyraźniej nikt nie dostrzegł, że Seth i Jillian starannie unikają kontaktu
wzrokowego.
Następnego dnia życie toczyło się jak gdyby nigdy nic. Seth rozpoczął remont
od najcięższych prac, gdyż przez dwa dni winnica nie spodziewała się gości. Jillian
zostawiła go samego. W razie potrzeby wiedział, gdzie jej szukać.
Rzecz jasna, taka potrzeba nie zaistniała.
I dobrze, powtórzyła sobie Jillian po raz setny we wtorkowe popołudnie. Nie
widziała Setha, więc nie musiała się przejmować tym, że się zapomniała w chwili
słabości. Zresztą, miała dość roboty.
We wtorek po południu dla towarzystwa i moralnego wsparcia zabrała
Mercedes i pojechała w odwiedziny do majątku Ashtonów. Spotkała tam siostry
przyrodnie Paige oraz Megan, a także ich kuzynkę Charlotte, której nie miała dotąd
okazji poznać. Podczas wizyty wymieniano uprzejmości, raczono się herbatą i
dzielono bolączkami. Chociaż żadna ze stron nie osiągnęła nic konkretnego,
wreszcie nawiązały kontakt. I to bez prawnika!
W drodze do domu Mercedes i Jillian zgodnie uznały, że to obiecujący
początek.
Jillian skręciła na parking przed winnicą, a jej serce jak zwykle szybciej zabiło,
gdy ujrzała znajomą niebieską furgonetkę. Samochód stał przed salą degustacyjną.
Jillian zahamowała.
– Jak przebiega remont? – zainteresowała się Mercedes, zajmująca miejsce dla
pasażera.
– Nieźle, jeśli pominąć gderanie Elego.
– To dobrze. Jak na mój gust sytuacja wygląda dość dramatycznie. Jeden wielki
bałagan.
– Tak sądzisz? – Jillian popatrzyła uważnie i poczuła nagły przypływ
entuzjazmu. – Och, patrz, są okna!
Mercedes również się przyjrzała.
– Przykro mi, ale coś ci się pomyliło. To nie okna, tylko wielkie dziury w
murze.
– Skąd, to okna. Wielkie i łukowato zakończone, żeby odzwierciedlać kształt i
rozmiar naszych pierwszorzędnych butelek z winem.
– Chyba się przepracowałaś – mruknęła Mercedes. – Mówisz tak, jak ja. To
niepokojące. – Pokręciła głową i otworzyła drzwi samochodu. – Lepiej wybierz się
na konną przejażdżkę, może świeże powietrze ukoi twój umysł, przesiąknięty
reklamowymi sloganami.
Jillian uśmiechnęła się szeroko.
– Właśnie zamierzałam to zrobić – odparła. Najpierw jednak musiała się
przebrać i porozmawiać z Anną. Siostry przyrodnie Jillian wydawały się życzliwe i
przyjacielskie, ale na wzmiankę o Annie i Jacku reagowały wymownymi
spojrzeniami. Ich przychylny nastrój znikał, a w jego miejsce pojawiało się
niewypowiedziane ostrzeżenie przed poruszaniem pewnych tematów. Najmłodszy
członek klanu Ashtonów nie miał szans na natychmiastową akceptację i uczciwe
potraktowanie.
Zaparkowała i pospiesznie ruszyła na piętro budynku. Przystanęła obok
otwartych drzwi pokoju gościnnego. Anna siedziała na środku podłogi, otoczona
stertą ubrań i akcesoriów dziecięcych. Na widok Jillian zrobiła wielkie oczy.
– Wróciłaś – powiedziała na powitanie.
– Cała i zdrowa. – Jillian ominęła stosik pluszaków i przycupnęła na skraju
łóżka. – Gdzie Jack?
– Twoi rodzice go rozpuszczają. – Anna rozprostowała w dłoniach koszulkę i
ponownie spojrzała na Jillian. – Nie poszło tak, jak powinno, prawda?
– Rozmawiałyśmy z Megan, Paige i Charlotte. Z uwagą wysłuchały
wszystkiego, co miałyśmy do powiedzenia. Zwłaszcza Megan. Ale wstrząsnęła
nimi informacja o Jacku. Moim zdaniem potrzebują czasu, aby się oswoić z
nowinami.
Anna odetchnęła głęboko.
– Nie jestem zaskoczona, ale dziękuję za pomoc, Jillian.
– Zaraz, zaraz, to dopiero pierwszy krok. Nawet nie myśl o kapitulacji. Nie
damy za wygraną.
– Wcale nie zamierzam się poddawać. – Anna przycisnęła koszulkę do piersi. –
Zrobię, co w mojej mocy, aby go chronić i zapewnić mu bezpieczeństwo.
– Z pewnością czułabym to samo, gdyby Jack był moim dzieckiem.
Anna skinęła głową i ponownie skupiła uwagę na ubrankach. Jillian po raz
pierwszy zastanowiła się nad przyczyną tych porządków.
– Pakujesz się? – spytała. Dłonie Anny znieruchomiały na krótką chwilę.
– Zbyt długo nadużywałam gościnności twojej rodziny – oświadczyła.
– Och, nieprawda, nawet nie zaczęłaś jej nadużywać. Ani razu nie pozwoliłaś
mi zająć się Jackiem, a dobrze wiesz, że marzę o tym, by choć na pewien czas mieć
go wyłącznie dla siebie.
– Mówisz tak, bo nigdy nie musiałaś zmienić mu pieluchy.
– Codziennie wynoszę łajno po sześciu koniach. Jeden maluch to drobiazg.
Anna uśmiechnęła się, doceniając próbę rozładowania napięcia przez Jillian, ale
nie robiła wrażenia przekonanej. Pieczołowicie ułożyła w torbie stos ubrań.
– Nie zatrzymuj mnie, Jillian – poprosiła. – Nie mogę w nieskończoność
korzystać z waszej życzliwości i nie chcę wyjeżdżać ze świadomością, że jestem
winna tobie i twojej rodzinie więcej niż w tej chwili.
Dumnie wyprostowała plecy, a Jillian uświadomiła sobie, że dobrze rozumie tę
potrzebę niezależności. Tak samo nie podobało się jej, kiedy Seth chciał jej
koniecznie pomagać i nie przyjmował do wiadomości odmowy.
– Wracasz do San Francisco? Anna pokręciła głową.
– Nie mogę ryzykować. Z jednej strony otrzymuję pogróżki, z drugiej czyhają
fotoreporterzy.
– Zatem dokąd?
– Coś wymyślę.
Nie miała dokąd jechać. Musiała zadowolić się innym tanim pokojem,
podobnym do tego, w którym schroniła się poprzednio. Bez miejsca do zabawy dla
Jacka, bez ochrony przed autorem gróźb.
– Zostań jeszcze kilka dni, aż znajdziesz jakiś czysty, wygodny i bezpieczny dla
Jacka lokal. Pomogę ci. Wszyscy pomożemy. Jeśli połączymy siły, z pewnością
wypatrzymy jakieś odpowiednie miejsce: mieszkanie, nieduży dom albo nawet
pokój w pensjonacie. – Wyczuła, że Anna się spięła. – Obiecaj, że teraz jeszcze nie
wyjedziesz. Daj nam kilka dni.
– Zaczekam do weekendu – ustąpiła Anna w końcu. Jillian się uśmiechnęła.
– Do tego czasu z pewnością będziesz miała gdzie się zatrzymać – obiecała z
zadowoleniem.
Jillian nie podejrzewała, że tak szybko rozwiąże problem. Pół godziny później
ujrzała odpowiednie miejsce podczas przejażdżki. Momentalnie ściągnęła wodze.
– Zaczarowany domek Caroline – mruknęła. – Czemu od razu o nim nie
pomyślałam?
Potrząsnęła wodzami i Marsanne pokłusowała dalej, do ładnego ogrodzenia.
Domek stał pusty od dwóch miesięcy, bo właśnie wtedy nadzorca winnicy
zakochał się w Abby Ashton i przeniósł do Nebraski.
Entuzjazm Jillian nieco osłabł, gdy ujrzała uroczy, lecz niebezpieczny dla
dziecka płot oraz pobliskie jezioro.
We wtorkowe popołudnie Seth odjechał, zanim Jillian dotarła do winnicy, ale
zadzwoniła na jego telefon komórkowy. Miał inne zajęcia, ale obiecał do soboty
rzucić okiem na ogrodzenie. W czwartek przejeżdżał obok Louret po drodze do
domu z oględzin placu budowy i uznał, że to dobry moment, aby zahaczyć o
wiejski domek.
Naprawa dziury w płocie potrwała kilka minut. Seth się zirytował, bo do
wykonania tej pracy wystarczyłby byle robotnik z winnicy. Jillian nie musiała go
angażować, a on nie miał obowiązku się zgadzać.
Wskoczył do furgonetki i zapiął pas z narzędziami. Skoro już był na miejscu,
mógł naprawić poluzowaną okiennicę, którą dostrzegł z tyłu domu. Miał też okazję
sprawdzić wszystkie zasuwy. Jillian wspomniała, że Anna Sheridan niepokoi się o
bezpieczeństwo swoje i siostrzeńca.
W pewnej chwili usłyszał warkot silnika, ale nie zwrócił na to uwagi do chwili,
gdy samochód stanął przed wejściem do domu. Cholera, nawet nie wiedział, kto
przyjechał. Mogła to być Anna lub Caroline.
Nie była to żadna z nich.
Jillian niosła w rękach pokaźny stos bliżej nieokreślonych przedmiotów.
Samochód Setha stał pod domem, niemniej na widok architekta Jillian stanęła jak
wryta.
– Och – westchnęła zaskoczona.
Minęły cztery dni, a nadal czuł jej smak i pragnął ponownie przeżyć tamte
chwile.
Oparł się ramieniem o słupek na werandzie, spróbował skupić na czymś innym
niż namiętne usta Jillian.
– Wprowadzasz się? – spytał i ruchem głowy wskazał na przedmioty w jej
rękach.
– Nie. To drobiazgi dla Anny, żeby lepiej się tutaj czuła. Przede wszystkim do
pokoju Jacka.
– Zgodziła się tutaj zamieszkać?
– Tak, choć trzeba ją było przekonywać. – Skrzywiła się i poprawiła ładunek. –
To nie jest ciężkie, ale niewygodne. Czy możesz mi przytrzymać drzwi?
Wyprostował się i odwrócił, lecz nagle przypomniał sobie, że są zamknięte na
klucz. – A klucze?
– Mam je w dłoni. – Potrząsnęła kluczami, ukrytymi gdzieś pod wielkimi
fałdami przedmiotu wyglądającego jak kołdra. W następnej chwili pisnęła głośno,
bo jej bagaż zaczął się zsuwać.
Seth rzucił się na pomoc.
– W porządku, trzymam – zapewniła go niskim, aksamitnym głosem. – Drzwi –
dodała pospiesznie. – Otwórz je, bo znowu wszystko się zsuwa.
– Masz tego więcej w samochodzie? – zapytał, gdy weszła do środka.
– Nie. – Pokręciła przecząco głową. – Mama wcześniej kazała Lucasowi
przynieść dziecięce łóżeczko i trochę drobiazgów.
– Nie przyszło ci do głowy, że Lucas mógł zreperować ogrodzenie? Przecież
wiedziałaś, że tutaj przyjedzie.
Była zajęta układaniem kołdry i kocyka, ale uniosła głowę, słysząc napastliwy
ton Setha.
– To prawda, ale uznałam, że lepiej sobie poradzisz, bo zapewne musiałeś już
rozwiązywać problemy związane z zapewnianiem bezpieczeństwa Rachel.
– To nie sztuka.
– Skoro nie chciałeś mi pomagać, wystarczyło powiedzieć – oznajmiła
lodowatym tonem.
Miała rację, ale skoro była nie w sosie, postanowił dodatkowo podgrzać
atmosferę.
– Nie robię tego po to, żeby ci pomóc, Jillian. – Podszedł do okna w dużym
pokoju i sprawdził zasuwkę. – Pomagam Annie.
Powiodła za nim spojrzeniem, gdy szedł do kuchni. Wyczuwał na sobie jej
wzrok, a każda jego komórka mózgowa podpowiadała mu, by przestał się
zachowywać jak dureń i wyznał, czego chce, otwarcie i wprost.
– Cieszę się, że tak to widzisz – odparła w końcu. – Anna potrzebuje przyjaciół.
– Tak, chociaż nie darzę taką samą życzliwością jej siostry.
– A to czemu?
Powoli odwrócił się od okna i napotkał jej pytające spojrzenie.
– Miała romans z żonatym mężczyzną.
Otarł się o nią, gdy wychodził z kuchni. Nie poszła za nim, stała w całkowitym
milczeniu, oszołomiona. Seth przeszedł się po pokojach i starannie zapamiętywał,
ile zamków wymaga wymiany, ile zasuwek należy zreperować. Praca,
systematyczność, rutyna: dzięki nim przetrwał krótkie i burzliwe małżeństwo, a
także poradził sobie psychicznie z niewiernością Karen.
Jasona nie obchodziło, że nosiła obrączkę i była żoną jego brata, ale Seth nie
przypominał Jasona. Nigdy nie przespałby się z cudzą żoną... ani z wdową, która
nadal nosiła obrączkę.
Dlaczego, do licha, nadal miała ją na palcu? Może w końcu powinien ją o to
spytać?
Seth odetchnął głęboko. Tak, nadeszła pora na szczerą rozmowę.
Wrócił do salonu i zobaczył, że na łóżku rozpostarła kołdrę w kolorowej
poszwie, a na dziecięcym łóżeczku położyła kocyk. Teraz stała, odwrócona
plecami do drzwi, i przytrzymywała przy ścianie obrazek w ramce.
Ten widok poruszył go tak samo, jak tamtego dnia w The Vines, kiedy Julian
zabrała Rachel, aby pokazać jej kolekcję kucyków. Podobnie się czuł w niedzielny
wieczór, w ogrodzie Caroline, gdy mysie ogonki Rachel spoczywały ufnie na
ramieniu Jillian.
Cholera, to musiał być pociąg fizyczny. Słodki ból pożądania, przypływ żądzy
seksualnej. Tylko tego pragnął. Nie interesowały go emocje ani szczęśliwe rodziny.
Nic z tych rzeczy.
– Chcesz zawiesić ten obrazek? – spytał szorstko.
– Tak, ale sobie poradzę. – Była taka chłodna. Nawet się nie odwróciła. –
Skończyłeś robić swoje?
– Owszem, sprawdziłem zamki. – Podszedł bliżej i wyjął zdjęcie z jej rąk. – Na
środku ściany?
Przez moment sądził, że napotka opór – nawet miał taką nadzieję – ale potem
sztywno skinęła głową.
– Może wisieć tam, gdzie go trzymasz.
Przybił do ściany małą białą ramkę z drewna i dopiero wtedy zobaczył, że to
nie obrazek, tylko artystycznie wyhaftowany napis.
Jesteś odważniejsza, niż sądzisz, silniejsza, niż się wydajesz, i mądrzejsza, niż
myślisz.
– To twoje? – zainteresował się.
– Mama dla mnie wyhaftowała.
– Światła rada mamy dla córki? – spytał i nieznacznie uniósł lewą stronę ramki.
Następnie przyjrzał się gotowemu dziełu i mruknął z aprobatą. Czekał na reakcję
Jillian.
Nie mogła od razu udzielić odpowiedzi. Była gotowa pokazać mu drzwi,
zatrzasnąć je za jego plecami, lecz jego wypowiedziane cichym głosem pytanie
zmusiło ją do przemyślenia decyzji, którą podjęła dwa dni wcześniej.
Nabrała powietrza w płuca i odwróciła się do Setha. Dłoń, którą ku niemu
wyciągnęła, drżała jak nowo narodzony szczeniak. Jillian pokazała Sethowi nagie
palce lewej dłoni.
– Dziwnie się czuję – wyznała. – Od bardzo dawna nosiłam tę obrączkę.
– Dlaczego nie mogłaś się z nią rozstać? – spytał po długiej chwili milczenia.
– Na pewno nie dlatego, że nadal uważałam się za żonę Jasona – odparła. –
Nawet nie czułam, że ten człowiek jest mi bliski. – Jej dłoń nie przestawała drżeć,
więc wepchnęła ją do kieszeni dżinsów. Następnie uniosła brodę i odważnie
spojrzała na Setha. – Nosiłam obrączkę, żeby pamiętać, ile mnie kosztowało całe to
małżeństwo. Teraz jestem gotowa rozstać się z przeszłością. Zamierzam zacząć
nowe życie.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Nie powiedzieć, tylko spytać. – Jillian zwilżyła językiem suche wargi. – Co
teraz, Seth? Co dalej, skoro nie noszę już obrączki?
Rozdział 8
Stał nieruchomy i milczący. Patrzył na nią uważnie, lecz tym razem
intensywność jego spojrzenia nie przeszkadzała Jillian. Trapiło ją co innego.
Najwyraźniej źle oceniła intencje Setha. Sądziła, że jej pragnie, ale przecież takie
same przekonania żywiła w stosunku do Jasona.
Uznała się za osobę całkowicie niezdolną do oceniania mężczyzn i ich
motywacji.
– Wybacz. – Usiłowała nie patrzeć mu w oczy na wypadek, gdyby jednak
skierował na nią pełen politowania wzrok. Tego byłoby za wiele. – Przesadziłam i
teraz czujesz się niezręcznie. Zapomnij o wszystkim, co powiedziałam.
Odwróciła się, żeby odejść, ale nagle usłyszała jego głośne westchnienie i
zdrętwiała.
– Dlaczego uważasz, że mógłbym o tym zapomnieć?
– Nic nie powiedziałeś. Nie zareagowałeś. Po prostu stałeś. jak wryty.
– Trafnie to ujęłaś. – Pokręcił głową. – Jillian, dlaczego mnie jakoś nie
uprzedziłaś?
– Wybacz, ale nie dysponuję systemem ostrzegania. Wolałbyś światła,
chorągiewki czy semafory?
– Uśmiechnął się lekko. Jillian ponownie zebrałaby się do wyjścia, gdyby nie
żar w jego oczach. Poczuła przypływ odwagi i lekko uniosła brodę.
– Powiedziałeś, że od dłuższego czasu ten pocałunek był nieuchronny.
– Zgadza się.
– Czy warto było czekać? Czy miałbyś ochotę go powtórzyć, czy też raz
wystarczy?
– Jeden pocałunek absolutnie nie załatwia sprawy – zapewnił. – Mam ochotę na
znacznie więcej niż tylko całowanie twoich ust.
– Och. – Jillian uświadomiła sobie, że jest lekko zaszokowana i ogromnie
podniecona. – Masz ochotę na znacznie więcej? Na co konkretnie?
– Nie prowokuj mnie, Jillian. Moja siła woli ma pewne granice.
Co z tego, skoro musiała wiedzieć, na czym stoi.
– Powiedz mi wprost, co czujesz, a unikniemy nieporozumień – poprosiła. –
Zgoda?
Miał minę, jakby panował nad sobą ostatkiem sił.
– Proszę...
Seth wysunął brodę. Jillian zrozumiała, że za późno na odwrót. Zaczął mówić.
Opowiadał jej szczegółowo, co chciałby z nią robić. Używał prostych,
jednoznacznych słów, od których kręciło się jej w głowie.
Jillian głośno przełknęła ślinę. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Nawet nie
zmrużyła oczu. Potrafiła wytrzymać jego wzrok.
– Dobrze – powiedziała nagle, wprawiając siebie i jego w oszołomienie.
Seth przez kilka długich sekund nie potrafił zmusić umysłu do normalnego
funkcjonowania.
– Dobrze? – powtórzył wreszcie z niedowierzaniem. – Nie masz nic więcej do
powiedzenia?
– Właściwie niezupełnie. – Uśmiechnęła się lekko. – Mam jednak trudności z
doborem właściwych słów. Nie mogę odszukać ścieżki stąd... – poklepała się po
głowie – . dotąd. – Dotknęła ust. – Podejrzewam, że twoja bezpośrednia przemowa
doprowadziła do krótkiego spięcia kilku połączeń nerwowych.
Tak, wiem, o czym mowa, pomyślał. Uważał, że całkowita i brutalna
bezpośredniość nią wstrząśnie i skłoni do ucieczki, a tymczasem wzbudził jej
ewidentne zainteresowanie.
To niemożliwe, by chciała z nim zrobić to wszystko, o czym mówił.
Kręciło mu się w głowie, dopóki nie przypomniał sobie miny Jillian, kiedy
galopem pędziła na wzgórze. Odtworzył w pamięci jej namiętność w sali
degustacyjnej i upojność jej pocałunku.
Tak, to całkiem możliwe.
– Czy dobrałaś już słowa? – spytał. Musiał mieć pewność. Chciał usłyszeć coś
więcej niż tylko lakoniczne „dobrze". – Mam na myśli seks – dodał, żeby nie miała
wątpliwości, o co mu chodzi. – Jednorazowy, bez wdawania się w związki.
– Nie szukam trwałego związku, Seth. Mam złe doświadczenia pod tym
względem. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się przypadkowo spędzić z kimś nocy. Co
ty na to?
Seth zakołysał się na piętach.
– Na pewno nie potrzebujesz czasu do namysłu?
– Dobry Boże, skąd! Po tym wszystkim, co powiedziałeś. – Odetchnęła głęboko
i wyprostowała się. – Nie chcę o tym myśleć, Seth. Chcę to zrobić.
Znęcała się nad nim. Powoli, systematycznie go wykańczała.
– Widzę problem natury logistycznej – oznajmiła. – Nie mogę cię zaprosić do
siebie, a ty mnie do siebie. Może gdzieś wynajmiemy pokój?
Jason specjalizował się w wynajmowaniu odrażających pokoików motelowych
dla różnych kobiet. Seth zacisnął zęby. Nie mógł tego zrobić w taki sposób.
– Nie będziemy nic wynajmowali.
– Wobec tego może tutaj – zaproponowała i rozejrzała się po pokoju. – Domek
będzie stał pusty, dopóki nie wprowadzi się do niego Anna. Na dodatek leży na
uboczu.
Zabrzmiało to tak, jakby byli parą napalonych nastolatków, którzy urządzają
schadzkę za plecami rodziców.
Potarł dłonią kark. Usiłował dobrać właściwe słowa, lecz zorientował się, że
jedyne, które powinien powiedzieć – nie – utyka mu w gardle.
– Co powiesz na sobotni wieczór? – spytała z wahaniem.
– Jutro zajmuję się Jackiem, bo mama i Mercedes zabierają Annę na kolację.
Może mogłabym zaaranżować piknik...
– W sobotni wieczór jestem zajęty.
Jej usta ułożyły się w ciche „o". W jej oczach zamigotało rozczarowanie, potem
odwróciła wzrok.
– Idziesz na... randkę? – zapytała cicho.
– Twoim zdaniem spotykam się z kimś? I całymi nocami rozmyślam o seksie z
tobą?
Jej policzki poróżowiały, kiedy uniosła brodę.
– Oczywiście, że nie. Tak mi się tylko powiedziało. Pewnie wzywają cię
obowiązki zawodowe?
No proszę. Uważała, że jego życie towarzyskie ogranicza się wyłącznie do
kontaktów zawodowych. Zabolało go, że w dużej mierze miała rację. Teraz na
niego patrzyła i oczekiwała wyjaśnień.
– Wybieram się na kolację, która się odbędzie nieopodal Oakville. Robert i
Sophia Neumannowie zaprosili mnie...
– Idziesz na kolację w winnicy Casinelli? Ho, ho. Brak mi słów! – Pokręciła
głową z niedowierzaniem. – Słyszałem, że Sophia podaje swoje pinot noir z dwa
tysiące pierwszego roku i tylko wybrańcy mogą dostąpić zaszczytu skosztowania
tego boskiego trunku. Jak się tam wkręciłeś?
– Neumannowie to moi przyjaciele.
– Uwielbiam ich wina! Bliscy przyjaciele? Starzy przyjaciele?
Zirytowany jej entuzjazmem, a jeszcze bardziej całą sytuacją, w której pragnął
kobiety i nie mógł powiedzieć „dobrze, zróbmy to", skierował surowe spojrzenie
na jej pogodną twarz.
– Czego właściwie oczekujesz, Jillian? – warknął. – Chcesz, bym cię z nimi
zapoznał? Szukasz lepszej pracy? Potrzebujesz rekomendacji?
Równie dobrze mógłby ją spoliczkować. Cofnęła się jak oparzona.
– Oczywiście, że nie chodzi mi o nic podobnego. Chłodny ton, wyniosła mina,
urażone spojrzenie. Seth uświadomił sobie, o co oskarżył bratową. Jason
wykorzystał ją właśnie w taki sposób. Osaczył Jillian i poślubił dla nazwiska,
pieniędzy Ashtonów i ich koneksji w branży winiarskiej.
Właśnie dlatego Seth nigdy nie zdradził się z bliską przyjaźnią z parą stojącą za
światowej sławy marką Casinelli. Jason wykorzystałby także tę informację. Jillian
nie zrobiłaby tego: miała za dużo klasy, dumy i szacunku dla samej siebie.
– Wybacz – mruknął. – Nie chciałem cię urazić.
– Nie masz obowiązku mnie przepraszać.
– Przeciwnie. – Musiał coś zrobić, żeby naprawić szkody, spowodowane
bezmyślnymi słowami.. Wiedział, że jej chłód i dystans są formą obrony przed jego
nieuzasadnionym atakiem. Pochylił się i dotknął jej ramienia. – Słuchaj, naprawdę
cię przepraszam.
– Nie powinnam była wtykać nosa w cudze sprawy – westchnęła. – Po prostu
się zapomniałam, słysząc o kolacji w winnicy Casinelli. Chyba niepotrzebnie
dałam upust entuzjazmowi.
– Chciałabyś się tam wybrać? Znieruchomiała.
– Nie drażnij się ze mną, Seth.
– Czy to znaczy, że się zgadzasz?
– Sophia Neumann jest boginią. Wielbię winogrona, po których stąpa. – Powoli
pokręciła głową. – Ale czuję się tak, jakbym wyłudziła to zaproszenie...
– Masz ochotę tam iść, czy nie? – Popatrzył jej w oczy i dostrzegł w nich
stłumione pragnienie. – Podjadę po ciebie o siódmej.
Rozchyliła usta, zapewne po to, by się sprzeciwić, potem zamknęła je
ponownie. Bystra dziewczyna.
Musiał jechać. Spędził tu znacznie więcej czasu, niż planował. Rachel pewnie
już sprawdzała, czy cierpliwość Rosy faktycznie jest bezbrzeżna, i w tym celu
zasypywała ją pytaniami o to, gdzie jest tatuś.
Postanowił później zastanowić się nad nieoczekiwanym wyznaniem Jillian.
Wynajęcie pokoju w celu uprawiania seksu nie wydawało mu się stosowne po jego
wielkich przemowach związanych z tym, na ile sposobów zamierzał ją
doprowadzić do najwyższej rozkoszy. W sumie była jego bratową, jego fantazją od
siedmiu lat...
– Czekaj.
Seth znieruchomiał na progu i odwrócił się.
– Co mam włożyć na sobotni wieczór? Chodzi mi o to, jakie będą
obowiązywały stroje?
– Wieczorowe – wyjaśnił, rozbawiony jej typowo kobiecą reakcją. – Przyjdzie
śmietanka towarzyska, więc możesz się zrobić na bóstwo.
Zrobić na bóstwo? Trzeba przyznać, że posłuchała jego rady. Niemal ugięły się
pod nim nogi, gdy ujrzał ją na kręconych schodach w The Vines. Wyglądała jak
bogini, ubrała się w starannie dopasowaną sukienkę, która spływała po jej długich
nogach. Wybrała czerwień w wiśniowym odcieniu młodego caberneta. Czerwień,
barwę namiętności.
Gdy gwizdnął przez zęby, przystanęła i zmarszczyła brwi.
– Przesadziłam? – spytała z niepokojem. – Za bardzo rzucam się w oczy?
Sukienka jest zbyt wyzywająca?
– Ściągnij szal i obróć się.
Spełniła jego prośbę dopiero po krótkim namyśle. Sukienka miała jedno
ramiączko i głęboki dekolt na plecach, który odsłaniał spory fragment jedwabistej
skóry. Seth natychmiast zwrócił też uwagę na elegancko ułożone włosy,
podkreślające smukłą linię szyi...
Jak to możliwe, że Jillian wyglądała zarazem wyniośle i namiętnie?
– No i? – spytała zniecierpliwiona.
– Fakt, rzucasz się w oczy. Nie, sukienka nie jest zbyt ostentacyjna –
oświadczył po namyśle.
Te słowa najwyraźniej sprawiły jej przyjemność, a przynajmniej podtrzymały ją
na duchu. Odprężyła się i niemal uśmiechnęła, schodząc po ostatnich stopniach.
– Nigdy nie widziałam cię w smokingu. To... duża odmiana po dżinsach i pasie
z narzędziami.
Seth wyjął szal z rąk Jillian i narzucił go jej na ramiona, aby przegnać
niebezpieczne myśli.
– Masz ładne włosy – zauważył. Szczególnie podobały mu się loczki przy
uszach. – Cudownie pachniesz.
– Nie użyłam perfum. Nigdy tego nie robię. Sztuczne zapachy kolidują z
aromatem wina.
– Wiem – odparł. – Jesteś gotowa? Serce waliło jej jak młotem, ale śmiało
uniosła brodę.
– Jak najbardziej – oświadczyła zdecydowanym tonem.
Seth rzadko dobrze się czuł na takich imprezach, bez względu na to, jak
kunsztowne podawano dania i jak wyborne serwowano wina. Przyjął zaproszenie,
ponieważ przyjęcie miało charakter dobroczynny, a Robert wykorzystał jego
chwilę słabości, żeby go skłonić do przyjścia. Seth nie oczekiwał świetnej zabawy,
a jednak bawił się szampańsko.
Nic dziwnego, skoro cały czas miał okazję oglądać Jillian.
W otoczeniu producentów wina, jego wielbicieli oraz zwykłych snobów, którzy
zlatywali się na takie imprezy jak ćmy do światła, Jillian była w swoim żywiole.
Seth usiadł wygodnie i patrzył, jak bezpowrotnie znika napięcie, towarzyszące
jemu i Jillian podczas przejazdu taksówką do Oakville.
Faktem było, że sam ponosił odpowiedzialność za sprowadzenie Jillian w to
miejsce. Była wyraźnie ożywiona i zadowolona. Z uwagą wsłuchiwała się w
rozmowy toczone przy stole i aktywnie w nich uczestniczyła, toteż zwracała
również uwagę na siedzącego obok Setha, który czerpał perwersyjną przyjemność z
tortury podniecającego wyczekiwania.
W końcu przecież Jillian wracała z nim do domu.
W pewnej chwili zjawił się kelner, aby posprzątać po drugim daniu, i przerwał
Jillian pogawędkę z wyraźnie zainteresowanym młodą kobietą handlarzem win, jej
sąsiadem z prawej strony.
– Dobrze się bawisz? – spytał Seth.
Zmysłowe, pełne aprobaty „uhm" dramatycznie nasiliło jego męki.
– Jak dotąd doświadczyłam tylko jednej przykrości – dodała.
Momentalnie uniósł brwi.
– Pamiętasz tego producenta win z Francji, którego wcześniej poznaliśmy?
Pracuje dla mojego... – Zacisnęła zęby. – Dla Spencera.
– No i?
– Przez chwilę panikowałam, bo przecież Spencer bywa na takich imprezach. –
Prychnęła z pogardą. – Na szczęście uświadomiłam sobie, jak niedorzeczne są
moje obawy. Nawet gdyby tutaj był, nie musiałabym się tym przejmować.
– Unika cię?
– Nie unikałby nas, tylko by przed nami uciekał. Mniejsza z tym. – Machnęła
ręką. – Bawię się rewelacyjnie, więc zapomnijmy o całej sprawie.
Seth nie mógł puścić tych słów w niepamięć, bo zbyt dobrze wyczuwał
niepokój Jillian. Mógł jednak udawać, że nic się nie zdarzyło. Absolutnie nie chciał
psuć nastroju i nie miał ochoty, by nad nim i jego partnerką wisiał cień Spencera
Ashtona, człowieka, którego za nic nie chciała nazywać ojcem.
– Sprawa zapomniana – skłamał, za co obdarowała go szerokim uśmiechem.
– Seth, dziękuję ci za zaproszenie.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Dotknął jej dłoni i pochylił głowę nad winem, którym uraczył ich kelner, aby
mogli delektować się wonią trunku przed podaniem następnej potrawy.
– Bardzo proszę – oświadczył. – Po to tu przecież przyjechałaś.
– Nie tylko. To nie jedyny powód, ale z pewnością istotny.
Po jej ustach błąkał się uśmiech, kiedy opuszkami dotknęła nóżki kieliszka i
lekko po niej przesunęła palcami. Zapewne zrobiła to całkiem niewinnie. Pewnie
nie chciała go prowokować, ale taki był rezultat. Z trudem przełknął ślinę.
– Czuję się jak dziecko przy choince wigilijnej – mruknęła cicho. – Nie mogę
się doczekać, kiedy otworzę prezent.
W milczeniu skinął głową. On doświadczał tego samego uczucia.
Pochylił głowę ku winu.
– Co szczególnego widzisz w tym podarunku od Świętego Mikołaja? – spytał.
– Wszystko.
– Mogłabyś rozwinąć tę odpowiedź?
– Och, mogłabym mówić godzinami – oznajmiła z uśmiechem. – Ale nie chcę
cię uśpić.
Ta ewentualność zupełnie nie wchodziła w grę, lecz Seth nie ustępował.
– Zaprezentuj mi skróconą wersję, a może mi się uda zachować przytomność
umysłu.
– Niech będzie. – Przechyliła głowę i zmrużyła oczy. – Od pewnego czasu
wszyscy chcą wytwarzać pinot noir. Ludzie przeżywają chwilową fascynację tym
winem, podobnie jak chardonnay, tyle że pinot nie znosi amatorszczyzny. Chodzi
nie tylko o sposób przetwarzania winogron – tę sztukę Sophia posiadła w
niezrównanym stopniu, przynajmniej po tej stronie oceanu – lecz również
prawidłowej ich uprawy, bo mamy do czynienia z winem „terroir".
– Co to znaczy?
– Chodzi o to, że dana odmiana trunku najdobitniej odzwierciedla warunki
panujące w winnicy. Jeśli potrafisz dobrać odpowiednią glebę i mikroklimat,
winorośl posadzisz tak gęsto, jak należy, a na koniec włożysz mnóstwo serca w
pielęgnację roślin i zbieranie owoców, wówczas zyskujesz szansę wyprodukowania
takiego pinot, jak ten.
Uniosła kieliszek za nóżkę i przechyliła go lekko, by ocenić barwę wina na tle
białego obrusa.
Przypomina wiśniowy jedwab jej sukienki, skontrastowany z alabastrową skórą,
pomyślał.
– Patrz – przykazała z nabożną czcią. – Fantazja. To wino pragnęłabym
stworzyć pewnego dnia. Może niezupełnie to wino, bo ono już istnieje. Sophia jest
jego autorką. Chciałabym jednak wyprodukować coś równie nieziemsko pięknego.
– Louret wytwarza przyzwoity pinot.
– Nie Louret, tylko Eli – sprecyzowała. – Z pewnością byłby ci wdzięczny,
gdybyś nie określał jego wina mianem zaledwie „przyzwoitego".
Zatem pragnęła produkować własne wino, i to nie byle jakie. Zdaje się, że z
najbardziej wymagających winogron.
– Pod własną marką? – spytał. – Czy dla Louret?
– Z ochotą stworzyłabym wino dla Louret, ale Eli już wytwarza tę odmianę. W
odwodzie jest jeszcze marka Mason.
Rzeczowo, bez cienia goryczy, tylko z odrobiną żalu w oczach. Nie po raz
pierwszy Seth zastanowił się nad specyfiką rodziny Jillian. Praca w takim
otoczeniu musiała być trudna. Jillian niewątpliwie otrzymywała mnóstwo wsparcia
oraz miłości, lecz przy takich dominujących postaciach jak Eli czy Cole
Ashtonowie najmłodsza siostra miała problemy z udowodnieniem swojej wartości.
– Masz środki potrzebne do tego, by ręcznie wyprodukować niewielką partię
pod własną marką?
– Tak i nie. – Zmarszczyła brwi i jednocześnie zawirowała kieliszkiem. –
Musiałabym zdobyć odpowiednie winogrona.
– Czy to problem?
– Owszem. Są mało wydajne i drogie. Trudno je uprawiać, są
nieprzewidywalne, ryzykowne. Szczerze mówiąc, mam już dość ryzyka i
nieprzewidywalności.
– Czasami warto zaryzykować.
– A czasami nie. – Z powagą popatrzyła na kieliszek. – Jak można odróżnić,
które ryzyko jest warte podejmowania?
Czy na pewno mówiła o produkcji wina? Może miała na myśli swojego mało
wydajnego, drogiego, nieprzewidywalnego byłego męża? A może chodziło jej o
ryzyko związane z wypowiedzeniem krótkiego słowa „dobrze"?
– Zaufaj intuicji. Ludzie często miewają trafne przeczucia. – Co innego mógł
powiedzieć? – Czasami wszyscy sądzą, że coś się wiąże z ogromnym ryzykiem, a
ty i tak musisz to zrobić, bo masz takie pragnienie.
– Może moje pragnienia są zbyt słabe.
– Albo potrzebujesz odpowiedniej stymulacji, żeby twoje pragnienie odżyło.
– Celna uwaga – przyznała po namyśle. Jej spojrzenie zawisło na jego ustach, a
potem z powrotem powędrowało ku oczom. – Rozumiem, że potrafisz mi zapewnić
odpowiednią stymulację?
– Mam nadzieję.
Położył dłonie na stole, a Jillian – po chwili wahania – oparła dłoń na jego ręce.
– Duże dłonie bywają użyteczne – zauważyła cicho. Seth podniósł jej rękę i
zbliżył ją do ust. Potem ktoś – zapewne Robert, chociaż Seth nie zawracał sobie
głowy sprawdzaniem – zadzwonił srebrnym sztućcem o kryształowy kieliszek, aby
uciszyć kakofonię rozmów.
Seth z najwyższym trudem spróbował udawać, że słucha przyjaciela, który
oficjalnie uruchomił sprzedaż wina pinot noir rocznik dwa tysiące jeden z piwnic
Casinelli. Robert mówił krótko i spontanicznie, a przemowę zakończył zdaniem:
„Pozwólmy, by wino samo się broniło". Trzystu enofilów nagrodziło go
burzliwymi oklaskami.
Jillian, uważnie obserwowana przez Setha, przystąpiła do degustacji. Wsadziła
nos do kieliszka, wciągnęła głęboko powietrze, zamyśliła się i dopiero po chwili
uniosła szkło do ust. Następnie nabrała do ust mały łyk i powoli go przełknęła.
Cały ceremoniał wzbudził w Secie nieopisane pożądanie. Patrzył, jak usta Jillian
delikatnie się rozchylają, i przypomniał sobie, jak dotykał jej wargami, delektował
się nią.
– Czy jest tak dobre, jak oczekiwałaś? – spytał, a brzmienie jego głosu
dowodziło tego, jak się czuł. Był rozpalony, nienasycony, pożądliwy.
– Mhm, lepsze. Pewnie częściowo dlatego, że nie mogłam się doczekać tej
chwili. – Wypiła następny łyk, podelektowała się nim i zmrużyła oczy z
zachwytem. – Bardziej jedwabiste niż w ubiegłym roku. Wyraźnie owocowy
posmak. Pełne wiśnie, nieco malin. Wyczuwam jeszcze nutę kwiatową, tak
wyeksponowaną w roczniku dziewięćdziesiątym siódmym.
Seth podniósł swój kieliszek i powąchał.
– Potrafisz odróżnić roczniki? – zapytał.
– Uzyskałam sto procent trafień w teście pionowym i poziomym, z
zawiązanymi oczami. – Zawahała się. – Czy to zabrzmiało pyszałkowato?
– Raczej... fascynująco. – I erotycznie, dodał w myślach. Jillian w pozycji
poziomej, z zawiązanymi oczami.
– Fascynująco? Pod jakim względem? Uśmiechnął się powoli, bo w jego
umyśle dojrzewał pewien pomysł.
– Pod takim, że mogłabyś dowieść prawdziwości swoich słów.
Zerknęła na niego znad kieliszka.
– W jaki sposób?
– Mam w domu przyzwoitą kolekcję.
– Pinotów? Z piwnicy Sophii? Co ty wygadujesz? Wzruszył ramionami.
– Powiedziałem ci, że Neumannowie to moi przyjaciele. – I na każdą Wigilię
przysyłają ci butelkę wina, co? – Spojrzała na gospodarzy i ponownie na Setha. Z
trudem powstrzymywała śmiech. – Mam rację, przyznaj się. Dostajesz od nich
wino w formie prezentów!
Co miał powiedzieć? Trafiła w dziesiątkę.
Z niedowierzaniem pokręciła głową.
– A ty udajesz kompletnego nieokrzesańca! Zachęcałeś mnie do opowiadania o
różnych rodzajach pinot noir i winach Sophii!
– Mam wina, co nie znaczy, że się na nich znam. – Nie wyglądała na
przekonaną. – Może to zabrzmi banalnie, ale wiem, czego w danej chwili chcę się
napić, i na tym się kończy moje zainteresowanie winem. Więc jak, przyjmujesz
wyzwanie?
– Badanie pinotów Casinelli? Na ślepo? Kpisz sobie, tak?
– Dobrze wiem, że nie masz poczucia humoru, jeśli chodzi o te wina.
Zwilżyła wargi językiem.
– Kiedy?
– Dziś wieczorem.
Seth zamarł w oczekiwaniu na to, co powie Jillian. Uwielbiał te chwile
niepewności i wyczekiwania.
– Zgoda.
Rozdział 9
– Och, nie! Nie, Seth, nie! Nie, nie, nie!
Jillian uniosła obydwie ręce w geście protestu i przerażenia.
– Chyba nie zamierzasz otworzyć tych wszystkich butelek?
– Wycofujesz się?
Wychowana z braćmi Jillian potrafiła na kilometr wyczuć wyzwanie, nawet
jeśli ktoś rzucał je łagodnym i cichym głosem. Uniosła brodę.
– Usiłuję cię powstrzymać przed popełnieniem dramatycznego głupstwa!
Seth ustawił na stole sześć butelek spośród gigantycznej kolekcji, którą
przechowywał w piwnicy. Ruchem głowy wskazał schody na górę.
– Ty pierwsza... tchórzu. Jillian tylko zmrużyła oczy.
– Nie pozwolę ci marnować tysięcy dolarów na testowanie mojego
podniebienia.
– Nie zapłaciłem za nie ani centa – oznajmił i uniósł cenny trunek.
– Tak czy owak, są warte gigantyczne pieniądze. Nie pozwolę ci ich otwierać.
– Nie krył rozbawienia.
– Jak zamierzasz mnie powstrzymać? Zabierzesz mi korkociąg?
Uniosła ręce w geście rezygnacji i skierowała się ku schodom.
– Twoje wino – przypomniała. – Twoje pieniądze. Twoja strata.
– Nie – zaprotestował cicho, gdy otarła się o niego. – Mój zysk.
Jillian znieruchomiała na najniższym stopniu i obejrzała się przez ramię. W
jego oczach nie dostrzegła rozbawienia, tylko żar i drapieżną żądzę. Wstrzymała
oddech.
– Jeśli chodzi o popełnienie głupstwa – ciągnął – jest już za późno.
Musiała wydawać sobie polecenia – lewa, prawa, lewa, prawa – żeby zmusić
nogi do wejścia po stromych schodach.
Za późno? Och, tak, zdecydowanie za późno na to, by uniknąć zauroczenia tym
mężczyzną.
Głupstwo? Tak, zrobiła głupstwo, przychodząc do niego. Teraz czuła na sobie
jego wzrok. Śledził ją uważnie na schodach, w wielkim salonie, wszędzie.
Dziwne, ale to nie wytrącało jej już z równowagi. Przez całą cudowną kolację
wiedziała, że Seth nie przestaje o niej myśleć, i przyjmowała to z radosnym
zdenerwowaniem oraz skrzętnie skrywaną satysfakcją. Minęło tyle czasu od
pierwszej randki, na którą została zaproszona, że zapomniała, jakie emocje
towarzyszą wyczekiwaniu na to, co się może zdarzyć.
Nadal nie wiedziała, czym się zakończy noc. Przyjechała do jego domu, który
dzielił z gospodynią i córką. Nie miała powodu oczekiwać czegokolwiek poza
degustacją win.
Nie było także powodu, by jej tętno gwałtownie podskoczyło, kiedy Seth
ściągnął rozwiązaną muchę. – Krępuje mnie ten strój – wyznał. Ale teraz...
– Co ty wyprawiasz? – spytała ze ściśniętym żołądkiem, kiedy ruszył w jej
stronę z paskiem materiału rozciągniętym między rękami.
– Wspomniałaś coś o teście z zawiązanymi oczami. – Tak, niemniej...
– Zaraz zawiążę ci oczy – zapowiedział. – Chyba że się wycofujesz.
– Tak, tylko... – Zerknęła niespokojnie na schody. – A jeśli ktoś przyjdzie z
góry?
– Rachel została u Rosy. Jesteśmy sami.
Serce Jillian waliło jak oszalałe. Czy była na to gotowa? Czy powinna zostawać
sam na sam z tym mężczyzną i robić wszystko to, co chciał z nią zrobić?
Odetchnęła głęboko. Próba na ślepo. Zgoda. Z zawiązanymi oczami będzie mogła
lepiej się skoncentrować na winie, a nie na przystojnym Secie w śnieżnobiałej
koszuli.
Lekko wzruszyła ramionami na znak przyzwolenia i odwróciła się plecami do
gospodarza. Dostała gęsiej skórki, gdy za nią stanął i zasłonił jej oczy skrawkiem
czarnego jedwabiu.
Zamiast odizolować zmysły od świata zewnętrznego, ciemność wzmocniła w
Jillian świadomość bliskości Setha. Do zawiązania jej oczu użył rozplątanej
muchy, która emanowała jego zapachem.
Zawiązywanie oczu zdawało się trwać w nieskończoność, bo Seth musiał tak
zręcznie manipulować wielkimi dłońmi, by przypadkowo nie związać
wymodelowanych loków Jillian.
– Aby szeroka część paska znalazła się na oczach, musisz zrobić węzeł w tym
miejscu – wyjaśniła, wymacała jego palce i przesunęła je na swoją skroń. – Nie z
tyłu głowy.
– Rozumiem. Nie ruszaj się, prawie skończyłem.
W następnej chwili poczuła jego dłonie na nagich ramionach. Obrócił ją twarzą
ku sobie.
– Widzisz mnie? – spytał.
Czuję cię, pomyślała. Pokręciła głową.
– Nie.
Lekko uścisnął jej ramiona. Była prawie pewna, że ją pocałuje, ale zaraz potem
cofnął dłonie.
– Chcesz usiąść?
– Mogę stać – odparła.
Mam nadzieję, dodała w myślach.
– Mhm – mruknął i odszedł.
Wyobraziła sobie, jak podchodzi do stołu i sięga po jedną z drogich butelek
pinot. Kilkanaście głuchych uderzeń serca później usłyszała charakterystyczny
odgłos towarzyszący wyciąganiu korka.
– Błagam, na razie nie otwieraj pozostałych. – Złożyła dłonie. – Nie mogę
znieść myśli, że zaraz zmarnujesz te wspaniałości.
Seth nie zareagował. Usłyszała brzęk – uderzenie metalowego korkociągu o
szkło? – i chlupot nalewanego wina. Następnie poczuła, że Seth do niej podchodzi.
Wsunął kieliszek w dłoń Jillian. Chwyciła naczynie za nóżkę.
– Zaczniemy od tego – zapowiedział. – Skoro tak miło poprosiłaś.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością, zwłaszcza że cofnął się o kilka kroków,
opuszczając jej przestrzeń osobistą. Dzięki temu mogła trzeźwiej myśleć i
skoncentrować się na winie. W zwykłych okolicznościach pozwoliłaby trunkowi
odetchnąć, ale ta sytuacja nie miała nic wspólnego z normalnością. Szkoda, że nie
mogła...
– Potrzebna ci pomoc przy podnoszeniu kieliszka do ust? – Myślę, że nawet w
ciemnościach potrafię odnaleźć własne usta – mruknęła. – Ponieważ ten wspaniały
napój nie miał okazji odetchnąć świeżym powietrzem, muszę mu pomóc w
wyeksponowaniu aromatu. – Uniosła kieliszek, zaskakując samą siebie stabilnością
dłoni. – Teraz podniosę wino do światła, aby sprawdzić barwę. Usłyszała niski
pomruk śmiechu Setha.
– Czy chcesz, bym cię wyręczył, ze względu na twoją tymczasową
przypadłość? – spytał życzliwie.
– Bardzo proszę.
Nie dotknął jej, lecz czuła jego bliskość. Wziął kieliszek za podstawę i lekko
uniósł, by obejrzeć wino pod światło. – I jak? – ponagliła go. – Jaki widzisz kolor?
– Czerwony.
Wypuściła wstrzymywane powietrze i wybuchnęła donośnym śmiechem. Seth
nieświadomie pomógł jej w rozładowaniu nagromadzonego napięcia.
– Nie zaryzykujesz bardziej precyzyjnego opisu? Na przykład: jaki odcień
czerwieni?
– Zbliżony do twojej sukienki. – Opuszkami palców przesunął po jej
ramiączku. – Pinot noir.
Delikatny dotyk wywołał w niej rozkoszny dreszcz, a słowa Setha wydały się
jej znajome. Zmarszczyła brwi i zastanowiła się, kiedy wypowiedział je podobnym
tonem. W sali degustacyjnej. Tak.
– Pamiętasz popołudnie, kiedy przyjmowałam grupę pań w czerwonych
kapeluszach? Zauważyłeś wtedy, że mój nastrój jest pinot noir. Co miałeś na
myśli?
– Gdybyś była winem, uznałbym, że należysz do odmiany pinot noir.
Przynajmniej tamtego dnia.
– A w inne dni?
– Schłodzone białe, wakacyjne musujące, śmiałe czerwone. Mówiłem już, nie
znam się na winach. Wiem tylko, na jakie mam ochotę.
Czyżby naprawdę dostrzegał aż tyle aspektów jej osobowości?
– Przypominasz nieco ślepą próbę wina – zauważył i przesunął palcami po
opasce na jej oczach. – Nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać.
– Zatem ustaliliśmy, że masz przed sobą pinot noir – oświadczył, ponownie
skupiając uwagę na winie. – Co dalej?
Poruszyła kieliszkiem, ale jej zmysły były przytępione, percepcja ograniczona.
Dziwne, że jego pozornie niewinne uwagi zupełnie nie wyprowadziły jej z
równowagi.
Nie wiedziała, jakimi słowami opisać to, co ją połączyło z Sethem. To było
silniejsze niż zauroczenie, pełniejsze niż żądza, poważniejsze niż fascynacja
seksualna. Na dodatek go lubiła.
Wetknęła nos do kieliszka i głęboko wciągnęła powietrze. Potem je wypuściła i
ponownie odetchnęła, aby aromat wina wypełnił jej zmysły i wyzwolił ją z
przykrego uczucia jazdy kolejką górską. Wysączyła mały łyk i smakowała go tak
długo, aż jej świat całkiem się uspokoił. Odzyskawszy wewnętrzną stabilność,
zamyśliła się nad fakturą wina, jego aromatem. Niemal natychmiast odzyskała
pewność siebie, gdy ujawniło się całe złożone, wielopoziomowe bogactwo smaku.
Łatwizna. To wino rozpoznałaby w każdej sytuacji, nawet podczas przejażdżki
kolejką górską.
– Rocznik dziewięćdziesiąty dziewiąty – orzekła z uśmiechem satysfakcji. –
Intensywny zapach, wyrazista osobowość, której nie sposób pomylić. Wino mocne,
trwałe i charakterystyczne. Struktura organoleptyczna bardziej skomplikowana niż
w roczniku dziewięćdziesiątym ósmym, niemniej zachowany jest typowy bukiet
winnic Casinelli. – Nie potrzebowała potwierdzenia, wiedziała na pewno, że się nie
myli. – Gdybyś był winem, to z pewnością takim – zapewniła Setha z uśmiechem i
triumfalnie uniosła kieliszek.
– Drogim pinotem? – spytał po dłuższym milczeniu. – Jesteś tego pewna?
Czy była? Pamiętnego dnia w sali degustacyjnej kojarzył się jej z silnym,
mocnym, pełnym cabernetem. W inne dni był tak skupiony, skoncentrowany i
pewny siebie jak idealnie zbilansowany shiraz. Podczas niedawno zakończonej
kolacji niemal wyczuwała przy nim intensywne nuty czekolady, jak w merlocie.
– Może pospieszyłam się z oceną. Chyba powinnam lepiej się zastanowić –
mruknęła.
Oczekiwała kąśliwej uwagi, lecz Seth w milczeniu wyjął jej kieliszek z rąk.
Nagle zrobiła coś, czego jeszcze niedawno nie brała pod uwagę.
Zanim zdążył zareagować, pomimo zawiązanych oczu zanurkowała pod jego
ramieniem i stanęła mu za piecami, wykorzystując jego potężne ciało jak kotwicę.
Jej dłonie spoczęły na jego biodrach.
Odetchnęła głęboko, aby zebrać siły i zapanować nad nieoczekiwanym
zawrotem głowy. Następnie zaprezentowała własną analizę:
– Wygląd trudno określić, gdyż nic nie widzę, niemniej zgaduję, że mam do
czynienia z mocnym czerwonym. – Przesunęła obydwie dłonie wyżej i zatrzymała
je na jego plecach. – Zadziwiająco delikatna faktura, niemniej...
Chwyciła jego koszulę i wyszarpnęła ją ze spodni Następnie przesunęła dłonie
po jego ciele, na brzuch, aby skupić uwagę na rozpinaniu guzików...
– Co ty wyprawiasz? – zapytał.
– Przede wszystkim muszę odkorkować butelkę. To pierwszy krok. Wino
powinno odetchnąć. – Trzymając w dłoniach jego koszulę, przysunęła się tak
blisko, że jej nos niemal dotknął jego szyi. – Aromat jest najważniejszym
elementem oceny.
– Dlaczego? – Jego głęboki, gardłowy głos zdawał się przenikać jej ciało.
Na szczęście nie musiała się zastanawiać nad odpowiedzią, bo jej umysł
przestał funkcjonować tak jak zwykle. Teraz była skupiona wyłącznie na
doznaniach zmysłowych.
– Dobre wino ma charakterystyczną, niepowtarzalną woń. Dzięki niej można
wyróżnić każdy szlachetny trunek spośród wszystkich pozostałych. – Podobnie jak
Setha, dodała w duchu. Rozpoznałaby go wszędzie, wyłącznie dzięki reakcji jej
ciała na jego zapach. Oddychała głęboko, a jej zmysły były maksymalnie
wyostrzone dzięki bliskości Setha. – Nos wychwytuje znacznie więcej subtelnych
różnic niż podniebienie, więc pierwszy łyk należy wypić, kiedy aromat jeszcze
pozostaje w nozdrzach.
Zamierzała posmakować jego rozpaloną skórę na szyi, w miejscu, które
degustowała zapachowo, lecz w ostatniej chwili doświadczyła przypływu
śmiałości, wspięła się na palce i posmakowała ust Setha. Długi pocałunek wzburzył
jej krew niczym pierwszy sok spod prasy.
– Biały pieprz, wyczuwalne ciepło – szepnęła. – Bogaty aksamitny smak.
Musnęła ustami jego wargi, a on w końcu nie wytrzymał. Chwycił jej głowę w
dłonie i pocałował ją mocno, głęboko. Odwzajemniła jego pieszczotę, nie mogła
się nasycić pocałunkiem, jego dłońmi na swojej twarzy, we włosach i wreszcie... na
ciele.
Nie potrafiła przestać go całować nawet wtedy, gdy ustąpiła pierwsza fala
namiętności. Pieściła jego wargi, szorstką skórę szczęki, wrażliwe punkty szyi.
Zapomniała o nieśmiałości. Zanurzył dłoń w jej włosach i wymamrotał
ostrzeżenie, że powinni zwolnić. Posłuchała go, ale tylko po to, by dłużej się
rozkoszować każdą zmysłową chwilą bezpośredniego kontaktu. Wsunęła dłonie w
rękawy jego koszuli i podciągnęła je tak, aby móc zacisnąć palce na gładkiej,
rozpalonej skórze bicepsów.
Takie muskuły, istne dzieło sztuki, należało poznawać systematycznie dłońmi,
ustami i językiem. Zachęcona przyzwalającym pomrukiem Setha, kontynuowała
badania, aż w pewnej chwili rozległ się głośny łomot, potem przekleństwo i brzęk
szkła o szkło.
Zamrugała i zorientowała się, że opaska znikła. Jillian. nie miała pojęcia, kiedy
to się stało, natomiast zauważyła, że Seth niechcący wpadł na stół. W innych
okolicznościach dostrzegłaby humorystyczny element tego zdarzenia, lecz teraz
ogarnęło ją skrępowanie. Cofnęła się i wyciągnęła rękę.
– Pomogę ci – zaproponowała, a Seth nieoczekiwanie chwycił jej dłoń, by
odzyskać równowagę.
Wtedy zrozumiała, co robiła.
Delektowała się nim, rozbierała go, uwodziła.
Spoglądali na siebie, świadomi, że następny krok muszą zrobić bez osłony
ciemności i zabawy w degustację. Pod Jillian ugięły się kolana. Pospiesznie usiadła
na skórzanej kanapie i podniosła kieliszek, który potoczył się na podłogę. Na
szczęście był pusty. Odstawiła go na stół, obok otwartej butelki pinota noira
Casinelli, rocznik dziewięćdziesiąty dziewiąty. Wzięła ją do rąk, aby zerknąć na
etykietę.
– Zaliczyłam pierwszy sprawdzian – wykrztusiła.
– Czy mogło być inaczej? – Nie.
Stanął przed nią, pochylił się, wyciągnął butelkę z jej rąk i odstawił na stole.
– Moja kolej – zapowiedział.
Podniosła wzrok i ujrzała jego uda. Jej policzki poróżowiały, żar rozlał się po
ciele.
– Twoja kolej? – zająknęła się.
– Teraz ja będę ciebie smakował. Spojrzała mu w twarz i uświadomiła sobie, że
doskonale wiedział, na czym wcześniej zawiesiła wzrok.
– Chyba, że nie skończyłaś – dodał. Czyżby zachęcał ją do kontynuowania
tego, co zaczęła? Oszołomiona, skierowała wzrok na jego spodnie. Ręce ją
swędziały, a całe ciało przeszył dreszcz. Mogła zrobić to, co zakazane, ale nie była
w stanie. Nie teraz, kiedy zsunęła się opaska. Wiedziała, że nadeszła chwila
prawdy.
– W mroku było łatwiej, teraz jestem cała rozdygotana. – Przycisnęła dłoń do
brzucha. – Tyle opowiadałeś o tym, co chciałbyś zrobić...
– Nie zamierzałem cię spłoszyć...
– Nie dlatego drżę.
– Więc czemu? Odetchnęła powoli, głęboko.
– Boję się, że nie będę taka, jak oczekujesz. Mogę cię rozczarować.
Pochylił się i pomógł jej wstać.
– To wykluczone, kochanie.
– Skąd ta pewność?
– Po prostu to wiem – wyjaśnił zwyczajnie. – Ty też powinnaś to wiedzieć.
Widziałaś, jak na mnie działasz.
Och, tak. Świetnie widziała.
– Racja, wiem – przyznała. – Idziemy na górę? Do twojej sypialni?
– Jesteś zdecydowana? Jej serce łomotało. Zwilżyła wargi językiem.
– Tak.
Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą ku schodom. W pewnej chwili mruknął coś
ze zniecierpliwieniem, odwrócił się i wycofał.
– Co robisz? – jęknęła, oszołomiona jego nagłą dezercją. Chwycił otwartą
butelkę wina.
– Przecież nie znosisz marnotrawstwa – przypomniał.
Rozdział 10
W chwili niepewności dała Sethowi szansę wycofania się bez konsekwencji.
Mógł posłuchać głosu rozsądku, nie popędu cielesnego. Wystarczyło, by oznajmił:
„Nie wierzę, że jesteś przekonana, więc przemyślmy sprawę seksu i ryzykownych
następstw".
Przez ułamek sekundy rozważał tę ewentualność, ale nie mógł jej
zaakceptować.
Namiętność chwyciła go za gardło, na długo zanim Jillian wciągnęła go do
zabawy w degustację. Nie miał siły zaprotestować, musiał ulec żądzy.
Otworzył ramieniem drzwi do sypialni i mocniej zacisnął dłoń na butelce. Wino
przypominało mu, że pragnie doznań zmysłowych, chce rozpalić Jillian tak, jak ona
jego. Nawet bardziej.
Bo uważała, że mogłaby go rozczarować. Co za bzdura.
Seth zaprowadził Jillian do łóżka i odstawił wino na nocny stolik. Potem zapalił
światło i zaklął w myślach, bo nie kupił świec, chociaż zamierzał.
– Nie przyniosłeś kieliszków – zauważyła. Odwrócił się i spojrzał na Jillian.
Wyglądała zjawiskowo, nawet w zwykłym świetle lampy elektrycznej.
– Nie potrzebujemy kieliszków – oświadczył.
– Nie? Zatem... w jaki sposób... ? – Umilkła, przełknęła ślinę i ruchem dłoni
wskazała butelkę. – Powiedziałeś, że nie będziemy nic marnowali.
– Marnotrawstwo nie wchodzi w grę. Będę się delektował winem. Prosto z
twojego ciała.
Właśnie do tego było mu potrzebne światło. Chciał widzieć, jak rozszerzają się
źrenice Jillian, jak jej usta się rozchylają.
– Powiedziałem, że teraz moja kolej – przypomniał łagodnie i podszedł bliżej. –
Sprawdzę, jak smakujesz.
– Odwet? – wykrztusiła. – A jakże.
Jej serce trzepotało niczym ptak w klatce.
– Na dole podkreśliłaś, że w ciemnościach było ci łatwiej. Chcesz, żebym ci
zasłonił oczy opaską?
Oddychała gwałtownie.
– Nie... nie. Wolę cię widzieć.
– To dobrze. – Przesunął dłonią po jej włosach. – Chcę, byś wiedziała, że to ja.
– Rozpoznałabym cię nawet w kompletnych ciemnościach, Seth.
Przesunął kciukiem po jej policzku, dotknął dolnej wargi.
– Nic dziwnego – przyznał. – W końcu jesteś mistrzynią degustacji, która na
ślepo rozpozna każde wino.
– Nie każde – zaprotestowała. – Tylko te wyraziste.
– Jak dotąd nie wyjaśniłaś mi, czy jestem wyrazistym pinotem, czy byle jakim
czerwonym.
Niemal się uśmiechnęła.
– Może jesteś jedyny w swoim rodzaju.
– Seth Bennedict. Rocznik sześćdziesiąty siódmy. Klepnął się w klatkę
piersiową i zrozumiał, że popełnił błąd. Jillian momentalnie skierowała wzrok na
jego szeroki, nagi tors i pogłaskała go z wyraźną przyjemnością.
Pożądanie uderzyło mu do głowy z taką siłą, że stracił oddech.
– Pocałuj mnie – zażądała.
Jego wargi przywarły do jej ust, gdy tylko skończyła mówić.
Zarzuciła mu ręce na szyję i wplątała je we włosy, a on położył dłonie na jej
biodrach i przycisnął ją do siebie. Poruszali się w rytm pocałunków tak, by być jak
najbliżej siebie.
– Nie masz pojęcia, ile przez ciebie wycierpiałem – szepnął. – Za to, co robiłaś,
należy ci się kara.
– Jeżeli zemsta ma być sprawiedliwa, musisz zawiązać sobie oczy –
zasugerowała. Poczuła, jak rozpina jej dwa guziki przy ramieniu.
– Wykluczone – mruknął. W ostatniej chwili chwyciła opadającą sukienkę i
przycisnęła ją do piersi. – Chcę cię widzieć, Jillian.
Powoli odsunął jej ręce i patrzył, jak sukienka zsuwa się na podłogę. W
następnej chwili leżała u jej stóp niczym kałuża rozlanego pinot noir.
– Chcę cię obejrzeć całą – podkreślił z naciskiem. – Obróć się.
Dumnie uniosła brodę, ale wykonała polecenie. Wyglądała jak bogini: pyszna,
smukła, zgrabna, ubrana wyłącznie w stringi.
Pocałował ją w skroń, w brew, w nasadę nosa, a gdy pieścił wargami jej
policzek i szyję, jęknęła cicho i otarła się o niego przychylnie, przyzwalająco.
Kto tutaj miał torturować kogo? Kto komu sprawiał większe męki?
Przesunął dłońmi po jej długich nogach, pieścił wewnętrzną stronę ud.
Patrzenie na nią i dotykanie jej było nieprawdopodobnie erotyczne.
– Chcę cię skosztować – wyszeptał, a Jillian przeszył dreszcz, głęboki,
intensywny.
– Proszę...
Posiadł ją z żarliwością, której nawet w sobie nie podejrzewał. Rozkosz była
tak niewyobrażalna, że słyszał, jak bije mu serce. Wiedział, że Jillian czuje taką
samą rozkosz, bo dostosowała się do jego rytmu, uczestniczyła w tym samym
tańcu.
Oboje szczytowali niemal jednocześnie. Jillian wyprzedziła go o ułamek
sekundy, zapewniając mu dodatkową rozkosz.
Otworzyła oczy, kiedy pierwsze promienie porannego słońca zalały pokój przez
listewki żaluzji. Spojrzała na swoje nagie ciało i natychmiast przypomniała sobie
to, co robiła nocą. Ogarnęła ją panika.
Kochała się z Sethem.
Nie, nie, nie, Jillian, nie mieszaj do tego miłości, nakazała sobie stanowczo.
Uprawiałaś seks, tylko tyle pragnęłaś, tylko tyle on chciał. Instynktownie sięgnęła
do serdecznego palca lewej dłoni. Był nagi, podobnie jak ona. Musiała się oddalić,
znaleźć spokojne miejsce, by nabrać dystansu do tego mężczyzny i własnych,
niespokojnych myśli o miłości.
Ostrożnie wyśliznęła się z łóżka, po cichu zebrała odzież i buty, a następnie na
palcach przekradła się do drzwi. Zbiegła po schodach do łazienki na parterze, tam
się umyła i ubrała. Szybko. Już na zewnątrz zadzwoniła do Mercedes. Zatrzymała
się dopiero w jednej z bocznych uliczek, by tam zaczekać na samochód.
Rozdział 11
Jillian niewiele wiedziała o tych sprawach, lecz sądziła, że Seth z pewnością
zadzwoni, jeśli ta noc cokolwiek dla niego znaczyła. W ostateczności mógł
zatelefonować, by dać upust złości, bo przecież zostawiła go, gdy spał.
Najwyraźniej była w błędzie.
W poniedziałek dostała tylko jedną wiadomość. Nie mogła sama odebrać
telefonu, bo jeździła konno, więc tylko odczytała informację od Elego: „S. B.
dzisiaj nie przyjedzie. Spotkasz się z Lou. Musisz zaakceptować podłogę".
Wiadomość nie pozostawiała złudzeń. Ich relacje ponownie przybrały charakter
oficjalny. Kto wie, może nawet jej unikał, skoro przysyłał Lou, a sam trzymał się z
daleka.
Tym większe było zaskoczenie Jillian, kiedy we wtorkowy poranek ujrzała
przed winnicą samochód Setha. Jej serce żywiej zabiło.
– Jesteś żałosna, Jillian – skarciła siebie.
Zatrzasnęła drzwi samochodu i stanęła nieruchomo, by ukryć emocje pod
maską chłodu i opanowania. Poprawiła kołnierzyk białej, biurowej koszuli, a
następnie ruszyła do drzwi.
Późnym popołudniem poprzedniego dnia podwykonawca ułożył podłogę.
Niewłaściwego koloru. Pomimo wiadomości od brata Jillian nie zawiła się na czas,
by zapobiec nieporozumieniu. Przyszła dopiero wtedy, gdy wszyscy robotnicy
poszli już do domów.
Weszła do środka i nagle znalazła się w centrum chaosu.
Narzędzia mechaniczne wyły i warczały, podłoga była połowicznie zerwana, a
mimo hałasu Jillian usłyszała dudnienie swojego serca, kiedy jej oczy padły na
znajdującego się tu mężczyznę. Wiedziała, że Seth również uświadomił sobie jej
obecność. Znieruchomiał, jeszcze zanim odwrócił głowę w jej stronę.
Kiedy podchodził, zwróciła uwagę na jego mocno zaciśnięte szczęki.
Zastanawiała się, czy w ogóle coś się między nimi zmieniło. Odniosła wrażenie, że
przeszłość zawsze będzie stała im na drodze.
Stanął przed nią, ale nie miała pojęcia, co mogłaby powiedzieć. Nie, nieprawda.
Pomyślała o kilku wariantach rozpoczęcia rozmowy, lecz żaden nie wydawał się
stosowny. Może uprzejme: Jak się masz? Albo humorystyczne: Zatem cię nie
wykończyłam? Ewentualnie dwuznaczne: Miło, że dzisiaj udało ci się wpaść.
Ruchem ręki wskazała bałagan.
– Przerabiasz podłogę?
– Jak widzisz – mruknął.
– Gdybyś wczoraj tutaj był, a nie przysyłał Lou, udałoby się uniknąć błędu.
Skierował na nią uważne spojrzenie.
– Nie mogę być w dwóch miejscach naraz – oznajmił surowo. – Dlatego
poprosiłem, abyś sama sprawdziła, czy wszystko gra. Postawiłem ci zbyt duże
wymagania?
Urażona jego tonem i zdjęta poczuciem winy, Jillian zacisnęła usta.
– Nie. Przepraszam – burknęła. – Może powinieneś był porozmawiać ze mną
bezpośrednio, jeżeli spodziewałeś się problemów.
– Niczego się nie spodziewałem. Po prostu chciałem się zabezpieczyć. –
Ruchem głowy wskazał puste otwory okienne. – Musiałem pojechać do miasta,
żeby załatwić inną sprawę.
A ona myślała, że przysłał Lou, aby uniknąć spotkania z nią. Jakie to
nieprofesjonalne i niesprawiedliwe z jej strony. Pracował, doglądał interesu, a ona
powinna się od niego uczyć.
– Właśnie, co tam z oknami? – zainteresowała się natychmiast.
– Teraz już wszystko dobrze. Producent zapewnił, że będą w ciągu tygodnia.
– Zatem żadne opóźnienie nie wchodzi w grę – burknęła.
– Co masz na myśli?
– Mam na myśli imprezę, którą urządzamy pierwszego maja. Pomieszczenie
musi być wtedy gotowe.
Podparł się pod boki i spojrzał na nią ciężko.
– Chyba powinnaś była dowiadywać się o koniec remontu przed rozesłaniem
zaproszeń, co? – zauważył.
– Mówiłeś, że to kwestia dwóch tygodni.
– Mniej więcej dwóch tygodni. Jeśli wszystko dobrze pójdzie. – Pokręcił głową.
– Czy twoim zdaniem wszystko tutaj idzie dobrze?
No cóż, sytuacja wyglądała dość dramatycznie.
Nagle coś przyszło Jillian do głowy.
– Seth, powiedz mi, dlaczego właściwie jesteś taki zirytowany? – spytała
powoli. – Chodzi o to, że podwykonawca nawalił? A może się wściekasz, bo nie
porozumiałam się z Lou?
Przez chwilę milczał.
– Nie musiałaś się wymykać w środku nocy – burknął wreszcie. – Zabrałem cię
na przyjęcie i zamierzałem odwieźć do domu.
No tak. Mogła się spodziewać, że jej ucieczka nie przypadnie mu do gustu. Nie
oczekiwała jednak, że na kilka dni popsuje mu humor. Zaskoczenie chwilowo
odjęło jej mowę.
– Przepraszam – westchnęła w końcu. Musiała go przeprosić, nic innego jej nie
pozostawało. – Nie podejrzewałam, że tak bardzo się przejmiesz.
– Nie przejmuję się. Sam też tak postępuję. Zesztywniała, wyczuwając
prowokację.
– Nie mam pojęcia, jak się należy zachowywać w takich sytuacjach. Nigdy
dotąd nie uprawiałam przypadkowego seksu. Wolałam uniknąć niezręcznej
sytuacji, więc sobie poszłam. I tyle.
Nie wierzył własnym uszom.
– Przypadkowy seks? Tak byś nazwała to, co nas połączyło tamtej nocy?
– Przecież sam chciałeś jednorazowego seksu bez zobowiązań. – Spojrzała mu
w oczy. – Czyżby coś się zmieniło?
Wiedział, że zmieniło się wszystko z wyjątkiem jednej, fundamentalnej prawdy.
– Przypadkowy seks między nami to nonsens, Jillian – wyjaśnił. – Zbyt dużo
nas łączy. Mamy wspólną, skomplikowaną przeszłość.
– Chodzi ci o Jasona i Karen? Wiedziała?
Jego serce zatrzymało się na moment, lecz niemal natychmiast uświadomił
sobie, że Jillian chodzi o śmierć Jasona i Karen, nie o ich przygody łóżkowe.
Odetchnął głęboko.
– Zawsze będą stali między nami – zauważył. – Jako trzecia i czwarta osoba w
łóżku. Dlatego nie mogę się z tobą związać.
– A jednak przespałeś się ze mną.
– Nie powiedziałem, że cię nie pragnę. Pod tym względem nic się nie zmieniło.
Wątpił, czy kiedykolwiek się zmieni, zważywszy, że nawet w tej chwili zżerała
go żądza. Musiał się skupić na czymś innym.
– Pora wracać do pracy – przypomniał jej.
– Porozmawiamy później? – spytała.
– Nie mamy o czym, Jillian.
Zamrugała, wstrząśnięta jego opryskliwością. Miał ochotę walić głową w mur
za to, że okazał się takim palantem. Poza tym coraz bardziej pragnął dotknąć
Jillian, przytulić ją, wdychać ciepło jej skóry.
Wyprostowała się dumnie.
– Jak uważasz. – Skinęła głową. – Byłeś jednak ze mną szczery, więc
zasługujesz na to samo. Nie uważam za przypadkowe tego, co się wydarzyło
sobotniej nocy. Było mi z tobą tak dobrze, że nie dostrzegłam w naszym łóżku
miejsca dla nikogo innego. Możemy w nim być tylko my dwoje, ty i ja.
Odwróciła się i odeszła z dumnie zadartą brodą.
Seth zastanowił się nad jej słowami. Czy był z nią szczery? Skąd. Nie był
szczery nawet ze sobą, a co dopiero z Jillian. Teraz było już za późno, aby to
zmienić. Dwa lata za późno.
W czwartkowe popołudnie Jillian pojechała do Napa, aby załatwić kilka spraw
związanych z przyjęciem. Po długich przemyśleniach wiedziała już na pewno, że
Seth miał rację. Ich wspólna przeszłość tylko komplikowała sytuację. Nie miało
znaczenia, że nie pozostała z nim w niedzielny poranek Nawet gdyby nie
zdecydowała się wymknąć, nic by to nie zmieniło.
Nie spotkała go od wtorku i nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle. Z pewnością
męczyła ją każda minuta spędzona z dala od niego. Projekt przebudowy sali
degustacyjnej miał wzmocnić jej pewność siebie i szacunek do swojej osoby, a nie
zmieniać ją w kłębek nerwów.
Czyżby się zakochała?
Rety, rety.
Nie miała pojęcia, jak odróżnić intensywne pożądanie – z pewnością je
odczuwała! – od mocniejszych, trwalszych więzów miłości.
Zgoda, z przyjemnością przebywała w towarzystwie Setha i z dreszczem
satysfakcji wspominała spędzoną z nim noc, ale podobnie jak on nie chciała
trwałego związku. Na to nie była jeszcze gotowa.
Zaparkowała i rozejrzała się dookoła. Nie dostrzegła samochodu Setha, więc
wysiadła, zamknęła drzwi na klucz i ruszyła przed siebie. Pogrążona w myślach,
niemal wpadła na kobietę wychodzącą zza rogu.
– Charlotte? – zdumiała się. – To ty! Jak się masz? Od początku wizyty u sióstr
przyrodnich czuła sympatię do ich kuzynki Charlotte. Swojej kuzynki. Ogarnęło ją
poczucie winy. Tak bardzo skupiła uwagę na Secie i pracach remontowych, że nie
zrobiła nic, aby ugruntować życzliwe relacje z Charlotte.
– Pewnie nie znajdziesz czasu na kawę? – spytała i ruchem dłoni wskazała
wielkie torby w rękach Charlotte. – Chyba że zakupy masz już za sobą.
– Z ochotą wypiję filiżankę kawy – uradowała się Charlotte.
– Pójdziemy do kawiarni „U Enzia”? W drodze do kawiarni Jillian postanowiła
zacząć rozmowę od pierwszego lepszego tematu, który przyszedł jej do głowy.
– Wiesz, szukam florysty – wyznała. – Potrzebuję dobrego fachowca.
– Może sama ci pomogę? – zaproponowała Charlotte. – Układam kwiaty na
potrzeby całej posiadłości.
– Jesteś florystką? – Jillian nie mogła uwierzyć we własne szczęście. – Z ochotą
zasięgnę twojej rady. To oznacza że ja stawiam.
Przy pierwszej kawie gawędziły o kwiatach. Charlotte poleciła kuzynce dwie
wyjątkowo twórcze florystki. Jillian nosiła się z zamiarem zaproponowania pracy
Charlotte, ale wolała nie naciskać, zwłaszcza że wiele rodzinnych problemów
wymagało rozwiązania.
Drugiej kolejce towarzyszyła rozmowa o rodzinie. Jillian dowiedziała się, że
Spencer i Lila zaopiekowali się Charlotte oraz jej bratem Walkerem po tragicznej
śmierci ich rodziców.
Po drodze do samochodu Jillian rozmyślała o wstrząsających informacjach,
uzyskanych od Charlotte. Ta ostatnia wyznała, że może polegać wyłącznie na
intuicji oraz na głębokiej nieufności do brata swojego ojca.
– Spencer wielokrotnie kłamał i oszukiwał dla własnej wygody. Kto wie, co
jeszcze przed nami ukrywa?
– W rzeczy samej – mruknęła Jillian. Kłamstwa i oszustwa były ulubioną
bronią także Jasona. Jej ojciec – biologiczny ojciec – oraz były mąż należeli do
tego samego typu ludzi, kompletnie odmiennych od Lucasa czy Setha.
Seth. Było jasne, czemu tak łatwo zaangażowała się w ten... związek bez
zobowiązań.
Ufała mu.
Mówił prosto i otwarcie. Nie podsycał w niej złudnych nadziei. Wierzyła w
jego opiekuńczy charakter. Czuła, że by jej nie okłamał.
I co z tego wynikało?
Sama nie wiedziała. Gdyby tylko starczyło jej siły i odwagi, aby zaufać
instynktowi i podjąć ryzyko. Gdyby nie było przeszłości, Jasona, Karen...
Chcąc nie chcąc, Seth widywał Jillian przez cały następny tydzień. Każdego
dnia musieli ustalać szczegóły przebudowy. Nie znosił tych sztucznych, oficjalnych
rozmów. Oboje udawali, że nie ma między nimi napięcia seksualnego, chociaż
wiedzieli, jak niewiele brakuje, by powtórzyć t co robili tamtej nocy.
Seth jakoś dotrwał do sobotniego popołudnia, kiedy skończył pracę i chciał
poinformować Jillian, jak wygląda sytuacja w remontowanym pomieszczeniu.
Znalazł ją w piwnicy i powiedział, że do czasu przywiezienia okien nie ma co
robić. Potem zapadło niezręczne milczenie, które musiał przerwać, bo nie potrafił
zdobyć się na to, by odejść.
– Wracając do naszej rozmowy o nas i tym, co nas łączy... – wymamrotał.
– Wszystko w porządku – zapewniła go pospiesznie. To niedobry moment, dla
ciebie i dla mnie. Mam pracę na głowie, nową salę degustacyjną, będę
produkowała własne wino...
– Podeślesz mi butelkę?
– Jesteś pierwszy na liście oczekujących. Skinął głową.
– Zatem umowa stoi – oznajmiła. – Żadne z nas nie pragnie trwałego związku.
Zauważył, że Jillian mówi wolno, z wahaniem, jakby zadawała pytanie.
Musiała toczyć wewnętrzną wojnę, po dobnie jak on.
– Co dalej, Jillian? – spytał zwyczajnie. – Rachel cię uwielbia.
– Wiem i czuję do niej to samo.
– Nie chcę niszczyć tego, co was połączyło. Mogłaby znowu przeze mnie
cierpieć, bo nie potrafię z nikim się związać na stałe.
Patrzyła na niego długo, uważnie. Zrozumiał, że powie dział za dużo, ale Jillian
– celowo lub przypadkiem – przemilczała kwestię jego małżeństwa i skupiła się
wyłącznie na Rachel.
– Wiesz, że przez ostatnie dwa lata regularnie, co drugi tydzień, widywałam
Rachel, lecz rzadko kiedy wpadałam na ciebie. – W jej oczach błyszczał żar, lecz
głos brzmiał chłodno i spokojnie. – Nie pozwolę, by nasze relacje wpłynęły na mój
stosunek do twojej córki. Ona za dużo dla mnie znaczy, Seth.
Miała rację, lecz pozwolił jej odejść. Co miał powiedzieć? Co mógł zrobić?
Gdy nie planowano przyjazdu wycieczek i nie organizowano degustacji,
poniedziałek i wtorek były dla Jillian weekendem, niemniej rzadko robiła sobie
wolne. Seth wiedział o tym dobrze. Kiedy więc nie zauważył jej przez cały
poniedziałek, wywnioskował, że go unika. Nie miał o to żalu. Gdyby mógł, sam
również by siebie unikał.
Musiał ją jednak powiadomić o dostarczeniu okien, dzień przed terminem.
Zamontował pierwsze i uśmiechnął się z satysfakcją. Wszystko grało.
Jillian powinna to obejrzeć.
Poszedł do biura, lecz Mercedes wyjaśniła, że jej siostra ma wolne.
– Razem z mamą pojechała na zakupy do miasta, ale zajrzyj do domu, może
wróciły – zasugerowała.
W domu zastał Caroline.
– Masz pecha, Seth, Jillian natychmiast po powrocie pobiegła do stajni –
oświadczyła. – Czy ma się z tobą skontaktować, gdy skończy przejażdżkę?
– Nie, to drobiazg. Spotkam się z nią jutro.
Pojechał do domu z zamiarem zatelefonowania do niej w dogodniejszej porze,
lecz jego trzyletnia pociecha uparła się, by mu przeszkadzać. Od dawna nie żądała
tylu bajek na dobranoc, a on potulnie czytał je na głos, aby zagłuszyć wyrzuty
sumienia, bo ostatnio brakowało mu czasu na czytanie dziecku książek. W końcu
zaniósł śpiącą dziewczynkę do łóżeczka, lecz było już zbyt późno na telefon.
Jillian. jako ranny ptaszek, zapewne wcześnie chodziła spać. Postanowił zadzwonić
z samego rana.
– Obudziłem cię.
– Wcale nie śpię – odparła pospiesznie.
Jak miała spać, skoro jej serce tłukło się bez opamiętania, nie tylko z powodu
nerwowych popiskiwań telefonu przy jej łóżku, lecz również w reakcji na głos
Setha w słuchawce. Rozmawiała z nim zaraz po przebudzeniu, we własnej sypialni,
w swoim łóżku.
– Teraz już nie.
– Niech ci będzie – zgodziła się. – Zaspałam, bo wieczorem długo nie mogłam
zasnąć.
– Ja też nie.
– Caroline mówiła, że chciałeś się ze mną widzieć. Nie wiedziałam dlaczego...
– Przez to nie spałaś?
– Nie. – Uśmiechnęła się. – Przypominałam sobie ostatni weekend. Jesteś tam?
Chyba nie poszedłeś spać? – zaniepokoiła się.
– Wykluczone – zapewnił ją rozbawiony. Zaciekawiło ją z czego miałoby
wynikać jego poranne podniecenie, ale zabrakło jej odwagi, by zapytać go o to
wprost. – Jest do kitu, Jillian – westchnął ze smutkiem.
– Co jest do kitu? – spytała zaniepokojona. – Okna są uszkodzone?
Znowu się roześmiał, krótko i chrapliwie.
– Nie, okna są bez zarzutu. Po prostu rewelacyjne.
– Jak to, już są na miejscu? Czemu nic nie mówisz?
– Właśnie dlatego dzwonię. No tak, po to zadzwonił. Jasne.
– Idę je obejrzeć. Wyglądają tak ślicznie, jak sobie wyobrażam?
– Śliczniej. Zaśmiała się cicho.
– Dziękuję, że pamiętałeś, aby mnie zawiadomić. – Nieoczekiwanie westchnęła
i umilkła.
– U ciebie też jest do kitu, Jillian?
Zacisnęła palce na słuchawce. Jej ciało przeszył dreszcz.
– Też – potwierdziła szeptem.
Usłyszała, jak wypuszcza wstrzymywane powietrze.
– Przyjdziesz dzisiaj rano? – zapytała.
– Nie dam rady. Mam inną pracę. – Zaklął pod nosem.
– Psiakrew.
– No właśnie – potwierdził wesoło. – Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym
cię zobaczyć.
– Ja ciebie też. Kiedy skończysz tę drugą pracę?
– Późnym rankiem, ale potem muszę iść na zebranie w firmie.
– Mogę zajrzeć do ciebie do biura, kiedy skończy się zebranie? – Było jej
wszystko jedno, czy mówiła jak desperatka.
– Przed wpół do drugiej powinienem być wolny.
– Przyniosę coś na ząb.
– Przynieś siebie.
Serce Jillian wykonało salto.
– Zgoda. Widzimy się o wpół do drugiej.
– Na razie – pożegnał ją i rozłączył się. Jillian siedziała nieruchomo na łóżku i
wpatrywała się w telefon, kiedy za dzwonił ponownie. – Nie w biurze – zaznaczył
bez ceregieli. – U mnie w domu.
– Co z Rosą?
– Ma wolne.
Rozdział 12
Jillian zajechała przed jego dom pięć i pół minuty za wcześnie. Nie miało to
znaczenia. Furgonetka Setha już stała na podjeździe.
Drzwi wejściowe się otworzyły, zanim zdążyła unieść dłoń, by zapukać. Przez
chwilę oboje stali i patrzyli sobie w oczy.
– Lepiej wejdź do środka – zaprosił ją, jak przystało na dobrego i gościnnego
gospodarza.
– Bo? – spytała, wbrew sobie odnajdując przyjemność w drażnieniu się z nim.
– Bo jeszcze chwila i zaszokuję sąsiadów.
– Pytanie, czy uda ci się zaszokować mnie – powiedziała i wśliznęła się pod
jego ręką do środka. Usłyszała szczęknięcie zamykanych drzwi i zanim zdążyła
odetchnąć, Seth obrócił ją ku sobie.
– Mam nadzieję – mruknął i przycisnął wargi do jej ust. Odwzajemniła jego
pocałunek, zmrużyła oczy i z przyjemnością poddała się pieszczocie.
– Pragnę cię – wyszeptała po chwili, gdy całował jej szyję. – Teraz, zaraz.
– Tutaj?
– Tak, natychmiast.
– Na górze czeka łóżko.
– Niepotrzebne mi łóżko. – Rozpięła mu spodnie. – Mam tutaj wszystko, czego
mi potrzeba. Pomóż mi zdjąć sukienkę – zażądała, stęskniona dotyku jego nagiego
ciała na swojej skórze, jego dłoni, jego ust. – Jestem twoja – szepnęła, przesuwając
ustami po jego klatce piersiowej.
Wkrótce słychać było tylko ich przyspieszone oddechy, kiedy kochali się
pożądliwie, namiętnie, jakby chcieli nadrobić wszystkie zaległości.
– Tak, biorę pigułki.
Ciche słowa Julian zabrzmiały jakiś czas później, gdy leżeli na łóżku nadzy i
wyczerpani. Była tak odprężona i zrelaksowana, że Seth był pewien, iż jego
partnerka śpi.
– Nie tylko z powodów antykoncepcyjnych – uzupełniła po chwili. ^
Zatem chciała rozmawiać. Zasługiwała na wyjaśnienie jego reakcji pod
prysznicem. Nie chodziło o seks – była nim dostatecznie usatysfakcjonowana –
tylko o jego zachowanie w związku z antykoncepcją. Pierwsza runda na parterze
domu powinna nieco ostudzić ich zapał, ale ostatecznie odbyli następną sesję pod
prysznicem, w strumieniach wody i kłębach pary.
Nie mieli ubrań, więc nie mieli też prezerwatywy, a Jillian uparła się, by to
zrobił.
– Nie w tym rzecz, że nie wierzę ci na słowo – wyjaśnił spokojnie i pogłaskał ją
po gładkich, nagich plecach. – Od pewnego czasu bardzo poważnie podchodzę do
tej sprawy.
Wiedział, że spyta o nieprzemyślany stosunek, który nieodwracalnie zmienił
jego przyszłość.
– Ty i Karen?
– Wtedy sądziłem, że popełniłem największy życiowy błąd.
– Ale teraz masz Rachel.
Nie musiała dodawać ani słowa. Miał Rachel. Przypomniał sobie słowa córki,
która w dzień po zgubieniu kucyka zauważyła, że ciocia Dzieli nie ma własnej
córki.
– Rozważałaś kiedyś...
– Możliwość urodzenia dziecka? – dokończyła. Oparła się na łokciu. –
Niewielu mężczyzn w twojej sytuacji ośmieliłoby się zadać to pytanie.
Chodziło jej o to, że leżał w łóżku z nagą kobietą?
– Zwróć uwagę, że nie dokończyłem tego pytania. Uśmiechnęła się.
– Więc jak, doczekam się odpowiedzi?
– Tak – odparła po chwili. – Rozważałam możliwość urodzenia dzieci, kiedy
sądziłam, że moje małżeństwo będzie trwało wiecznie.
Nigdy wcześniej nie słyszał w jej głosie takiego rozgoryczenia. Z pewnością
zauważyła jego zaskoczenie, bo popatrzyła na niego ze smutkiem.
– Widzisz, Seth, nie byłam kompletną idiotką – zauważyła. – Przynajmniej nie
przez pięć lat.
Nie zamierzał o to pytać, lecz musiał to wiedzieć.
– Kochałaś go?
Nie sądził, że usłyszy odpowiedź. Ponownie przytuliła głowę do jego ramienia.
Gdy przemówiła, z trudem rozróżniał słowa.
– Tak sądziłam, ale nawet go nie znałam. Jak mogłam kochać mężczyznę tak
nieuczciwego, niemoralnego i samolubnego?
– Czemu z nim byłaś?
– Z dumy. Uporu. Lęku przed tym, co mogłabym utracić po odejściu. Ze
strachu przed przyznaniem się do błędu. – Zaniosła się ponurym śmiechem. – Jeśli
dobrze pomyślę, znajdę wytłumaczenie dla każdego roku swojego małżeństwa.
– Może uważałaś, że je naprawisz.
– Wiesz, co poczułam, gdy powiedziano mi o jego śmierci? – spytała z goryczą.
– Ulgę. Myślałam tylko o tym, że jestem wolna. Potem dowiedziałam się, że był z
Karen, pomyślałam o tobie i Rachel. Natychmiast znienawidziłam się za
samolubność. Gardziłam sobą bardziej niż Jasonem.
Nienawiść do siebie. Doskonale znał to uczucie. Słuchał, jak Jillian otwiera się
przed nim, jak wyznaje mu to, czego nigdy nikomu nie zdradziła, i czuł, jak narasta
w nim potrzeba podzielenia się z nią własnym bólem i poczuciem winy Nie
wiedział tylko, od czego zacząć.
– Powinniśmy porozmawiać – podjęła Jillian. – Alei nie o przeszłości, tylko o
teraźniejszości. O tym, co teraz robimy.
– Chyba właśnie to robimy. Krok po kroku.
– Krok po kroku? Nieźle powiedziane. Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
Jillian uniosła głowę i nieoczekiwanie pocałowała go w usta.
– Jesteś głodny?
– Mogę być.
– Powinieneś być. – W jej oczach zamigotały wesołe iskierki. – Chodźmy do
kuchni, możemy rozmawiać o związku i jednocześnie jeść.
Wyskoczyła z łóżka i podreptała do drzwi. Usłyszał kroki na schodach i dopiero
wtedy sam wygramolił się z łóżka, wciągnął dżinsy i na bosaka udał się na
poszukiwania Jillian.
Przy drzwiach zdążył zauważyć, że zabrała ubranie z podłogi, i w następnej
chwili usłyszał szczęknięcie obracanego w zamku klucza. Po sekundzie drzwi się
otworzyły na oścież.
Rosa?
Tak, z Rachel na rękach. Natychmiast chwycił córkę w objęcia.
– Co tam, księżniczko?
– Księżniczka puściła pawia – oznajmiła Rosa, która nigdy nie owijała w
bawełnę. – Wśród dzieci szaleje ostatnio jakaś epidemia kataru żołądka i zdaje się,
że nasze kurczątko dało się złapać.
– Nie jestem kurciątko – burknęła Rachel, na co Seth zapewnił ją, że z zapachu
przypomina kucyka.
Wtedy z kuchni wyszła zaniepokojona Jillian. Rzecz jasna, Rachel chciała do
cioci Dzieli, więc Seth ją przekazał w dobre ręce, ale tylko na chwilę.
– Dlaczego opiekunka z przedszkola do mnie nie zadzwoniła?
– Próbowała. – Rosa spojrzała na niego wymownie. – Nadal miał na sobie tylko
dżinsy. – Nie wyłączyłeś czasem telefonu?
Zrozumiał, że w pośpiechu zostawił aparat w samochodzie.
– Bez obaw, szefie, mieli także mój numer.
– Masz dzisiaj wolne – zauważył.
– Chcesz, żebym została i się nią zajęła?
– Dziękuję, Roso, poradzę sobie.
– Na pewno mnie nie potrzebujesz? – Skierowała to pytanie do Jillian.
– Sama zostanę i pomogę. Dziękuję, Roso. Pozornie uspokojona gospodyni
wyszła, a Seth spojrzał na córkę.
– Chodź, księżniczko.
– Chcię do cioci Dzieli. Seth popatrzył na córkę zaniepokojony.
– Jillian, mogłabyś szybko przynieść wiadro i szmatę? – spytał, usiłując
zachować spokój. – Nasza księżniczka za chwilę znowu się pochoruje.
Kilka godzin później, kiedy wyczerpana Rachel wreszcie poszła spać, aromat
kawy zwabił Setha do kuchni. Ujrzał tam Jillian, która mamrotała do siebie,
usiłując przygotować coś, co nadawałoby się do jedzenia. Widok krzątającej się po
kuchni kobiety rozczulił go do tego stopnia, że nie zauważył, co przyrządzała.
Jillian pragnęła mieć dziecko, zanim jej małżeństwo zakończyło się katastrofą.
Była w naturalny sposób przygotowana do macierzyństwa, a Rachel potrzebowała i
pragnęła matki. Jillian kochała Rachel, Rachel kochała Jillian...
W takiej sytuacji tylko jedno rozwiązanie przychodziło Sethowi do głowy.
Istniał tylko pewien problem...
– Powiedziałaś, że nie chcesz trwałego związku.
Najwyraźniej wyczuła jego obecność na progu, bo nawet nie drgnęła. Odłożyła
nóż i wytarła dłonie o sukienkę, lecz się nie odwróciła.
– Niemniej musimy znaleźć jakieś wyjście z naszego problemu. – Seth podszedł
bliżej.
– Co proponujesz?
Mógłby przysiąc, że czuł, jak jego serce tłucze o żebra, kiedy stawał za jej
plecami.
– Małżeństwo – oświadczył krótko. Niedowierzanie, pragnienie i niepokój
jednocześnie zawładnęły umysłem Jillian. Czyżby się przesłyszała?
– Dobrze nam ze sobą – ciągnął. – A Rachel dobrze się przy nas czuje. Wyjdź
za mnie, Jillian.
Musiała się odwrócić, chociaż jej nogi drżały jak na silnym mrozie.
– Chyba żartujesz – wymamrotała.
– Ani trochę.
Nie żartował. Patrzył jej w oczy z powagą i wyczekiwaniem...
– I co? – niecierpliwił się.
– Ja... chyba... nie... – Uniosła ręce, zdruzgotana własną niemożnością
wypowiedzenia jednego zrozumiałego zdania. – Z pewnością nie oczekujesz
natychmiastowej odpowiedzi?
– Miło byłoby usłyszeć, że mogę mieć choćby cień nadziei – wyjaśnił.
Sama chciałaby wiedzieć, czy Seth pragnie tego dla siebie, nie dla Rachel. Nie
oczekiwała erupcji emocji, wystarczył mały znak.
Patrzyła na niego i widziała tylko surową fasadę, obojętną minę, która
świadczyła o tym, że panował nad uczuciami. Może powinna mu wyjaśnić...
– Nie jestem przeciwna idei małżeństwa – wyznała. – Pragnę mieć dzieci,
rodzinę, partnera, z którym będę dzieliła życie, ale to wszystko musi się opierać na
zdrowych i solidnych podstawach.
– Uważasz, że ze mną ich nie stworzysz?
– Sam pomyśl. Przy tobie nie potrafię zapanować nad sytuacją, podejmuję
decyzje, których nie kontroluję. To mnie przeraża.
– A może chodzi o ciebie? – spytał zirytowany. – Może sama unikasz
stabilizacji i bezpieczeństwa? Może wolisz galopować i produkować ryzykowne
wina, a także...
– Nie, skąd! – sprzeciwiła się energicznie. – Chodzi o coś zupełnie innego.
Rozmawiamy o małżeństwie. Kiedy ostatnio pokierowałam się instynktem i
namiętnością, popełniłam fatalny błąd. Teraz wiem, o jaką stawkę toczy się gra.
– Ostatnio, teraz... Porównujesz mnie z moim bratem? Sądzisz, że cię
wykorzystuję? Że cię rzucę zaraz po miesiącu miodowym?
– Doskonale wiesz, że nie o to mi chodziło. Usiłowałam tylko wyjaśnić ci,
dlaczego nie mogę bez namysłu zaangażować się w związek.
Powoli pokręcił głową i westchnął głęboko.
– Jillian, nie jesteś jedyną osobą, która ma za sobą nieudane małżeństwo. Świat
jest pełen ludzi takich jak my.
Zapadło kłopotliwe milczenie, przerwane dopiero po dłuższej chwili przez
Setha.
– Nie powinienem był tego mówić – mruknął.
– Ale powiedziałeś. Mów dalej, Seth, proszę...
– Wiesz, czemu poślubiłem Karen. Okazało się, że powód był zły.
Wykorzystałem ją, ona mnie uwięziła. Próbowaliśmy uszczęśliwić się nawzajem,
ale nic nam z tego nie wychodziło. I tak nie mieliśmy przed sobą przyszłości.
– Pomimo Rachel?
– Niestety – potwierdził. – Nie mógłbym pozostać z kobietą, która mnie
zdradziła.
– Karen miała romans?
– Tak trudno w to uwierzyć?
Jak Karen mogła zdradzić Setha? Przecież miała z nim dziecko. Była jego żoną.
– Dlaczego zapragnęła innego mężczyzny? Zaśmiał się i pokręcił głową.
– Najwyraźniej nie zapewniłem jej takiej uwagi, jakiej oczekiwała. Nie miałem
okazji spytać jej o to wprost – zauważył ze smutkiem.
– Jak to? Nie wiedziałeś o niczym aż do... ?
Aż do jej śmierci. Serce Jillian tłukło się bez opamiętania, podchodziło jej do
gardła. Była z kochankiem w noc śmierci.
– Z Jasonem? – spytała ze zgrozą i niedowierzaniem, jakby jej umysł nie
dopuszczał takiej ewentualności. – Powiedziałeś, że podwoził ją z miasta do domu,
bo miała awarię samochodu. Potrzebowała pomocy.
Tak jej potem powiedział.
Trzymała go wtedy w ramionach i powtarzała, jak bardzo jej przykro, podczas
gdy jej serce i żołądek ściskały się z bólu: oto bezmyślność jej męża doprowadziła
do śmierci niewinnej żony i matki. Poczucie winy Jillian było tym silniejsze, że
wcześniej policjant poinformował ją, że Jason nie był sam. Zrozumiała, że jechał z
kobietą, kochanką.
Ogarnął ją gniew. Nie chodziło o Jasona i Karen, tylko o mężczyznę, którego
zawsze uważała za uczciwego, szczerego, bezpośredniego. Ufała mu, sądziła, że go
kocha, a on ją okłamał.
Żeby tylko zataił prawdę. Oszukiwał wprost, łgał w żywe oczy.
– Okłamałeś mnie.
– Zaraz, zaraz. To nie tak...
– Nie! Nie interesują mnie twoje usprawiedliwienia i wymówki. Twój brat dość
mi ich nawciskał. Od dwóch lat znałeś prawdę i nie powiedziałeś ani słowa.
– Chroniłem cię. Nie jestem taki jak Jason.
– Nigdy nie wiadomo. Zmrużył oczy i zacisnął zęby.
– Wcale tak nie myślisz.
– Nie. – Potrząsnęła głową, wstrząśnięta własnymi słowami. Mimo to nie
potrafiła jednak zdobyć się na przeprosiny. Za bardzo ją rozczarował. – Ale nie
potrafię wyjść za mężczyznę, który nie jest ze mną szczery. Nawet nie biorę tego
pod uwagę.
Rozdział 13
Przez resztę tygodnia Jillian starała się jak mogła, by nie pogrążyć się w
wyrzutach sumienia i nie użalać nad sobą. Pracowała za dwóch, nadzorowała
malarzy i stolarza, a także elektryka, którzy prowadzili roboty wykończeniowe
przy przebudowie sali degustacyjnej. Ponadto uczestniczyła w kilku potajemnych
spotkaniach z Caroline i Mercedes, z którymi ustalała szczegóły niespodzianki,
przygotowywanej na niedzielne przyjęcie. Liczyła na to, że Cole i Dode niczego się
nie domyśla. Na razie sądzili, że są zaproszeni na nieoficjalną imprezę dla
członków rodziny i bliskich przyjaciół oraz pracowników Louret, urządzoną z
okazji otwarcia nowego pomieszczenia.
Prace przebiegały błyskawicznie, dzięki czemu już w piątek po południu sala
była gotowa. Jillian weszła przez duże, łukowate drzwi wejściowe i popatrzyła na
skończone dzieło. Wszystko było tak, jak sobie wyobrażała, więc nie rozumiała,
dlaczego nie potrafi wykrzesać w sobie radości.
Wypełniała ją dziwna pustka. Była przemęczona, otępiała, wypalona
emocjonalnie. Pomyślała, że przyjęcie ją rozrusza. Wino poleje się strumieniami,
sala zatętni życiem, zabrzmi gwar rozmów, dźwięki muzyki, śmiech – wówczas
odzyska entuzjazm i radość.
W kącie sali stało kilka pudeł z różnościami, przyniesionych z piwnicy. Ich
wypakowanie nie powinno potrwać dłużej niż pół godziny; były to głównie butelki
wina i pamiątki, przeznaczone na sprzedaż.
Dziesięć minut później na progu stanęła Caroline i rozejrzała się z
niekłamanym zachwytem.
– Och, Julian, tu jest coraz ładniej! – wykrzyknęła. Jillian uśmiechnęła się z
wdzięcznością i dopiero wtedy ujrzała duży, płaski pakunek u matki pod pachą.
– Co tam masz? – zaciekawiła się.
Caroline obeszła pomieszczenie i w końcu zatrzymała się za barem, idealnie
pośrodku. Tam podniosła obraz przedstawiający ją samą, a namalowany przez
Docie z okazji premiery rynkowej Caroline Chardonnay.
– Tu? – spytała.
– Bezwzględnie.
– Też tak myślę. – Caroline oparła dzieło o ścianę. – Lucas później go zawiesi.
Popatrzyła na Jillian i podeszła do niej, by pomóc przy rozstawianiu
przedmiotów.
– Jillie, co cię trapi? – Nie wytrzymała.
– Skąd ci przyszło do głowy, że coś mnie trapi?
– Matczyna intuicja.
Jillian westchnęła i wbrew sobie postanowiła zrzucić z serca nieznośny ciężar.
– Seth mi się oświadczył – wyznała.
Caroline na szczęście nie upuściła kryształowej karafki którą właśnie
wyciągnęła z pudła.
– Czy ten fakt zaskoczył cię w takim samym stopniu jak mnie? – spytała
powoli.
Jillian bezskutecznie usiłowała się uśmiechnąć.
– Spotykaliśmy się. – I co?
– Och, mamo, nie wiem!
Natychmiast poczuła na ramieniu matczyną dłoń, do której przytuliła policzek.
Nie podejrzewała, że tłumi aż tyle nagromadzonych emocji.
– Kochasz go?
– Tak sądziłam. Skąd jednak miałabym to wiedzieć na pewno? Kocham ciebie,
Lucasa, Mercedes, nawet braci, choć Bóg jeden wie dlaczego. Jeśli chodzi o Setha,
czasem się boję, a czasem jest fantastycznie. Wiem tylko, że potrzeba mi trwałej,
solidnej, ciepłej miłości, takiej jak twoja i Lucasa.
– Dobra miłość dojrzewa tak, jak nasza – przyznała Caroline. – Z czasem
szlachetnieje i nabiera mocy.
– Większość win nie dojrzewa tak dobrze.
– Wina dojrzewają bez zarzutu, jeśli są starannie wyprodukowane. Dobrze o
tym wiesz. Lucas czekał – wyznała Caroline cicho. – Wiedział, że potrzebuję
czasu, więc czekał.
Seth to nie Lucas, chciała powiedzieć Jillian, ale słowa utknęły jej w gardle.
– Okłamał mnie, mamo.
Caroline gwałtownie podniosła głowę.
– Przyznam, że tym mnie zaskoczyłaś – mruknęła. – Miał solidne powody?
– Nie chciał mnie zranić, ale nie tylko zataił prawdę. Na domiar złego okłamał
mnie wprost, choć wie, jak cenię uczciwość.
– Moim zdaniem Seth ma bardzo rozwinięty instynkt opiekuńczy – zauważyła
matka powoli.
– Wolę bolesną prawdę od ochronnego kłamstwa w żywe oczy.
Caroline milczała przez kilka długich sekund.
– Jillie, tylko ty możesz cokolwiek postanowić w tej sprawie. Pomyśl jednak o
pewnym jej aspekcie. Jak bardzo musiał męczyć się Seth, robiąc coś, co kompletnie
nie leży w jego charakterze? I jak ogromnie musi cierpieć teraz?
W niedzielny poranek zatelefonował mąż florystki z wiadomością, że jego żona
dostała przedwczesnych bólów porodowych i nie może dokończyć pracy przy
organizacji przyjęcia. Jillian była mu wręcz wdzięczna, bo tylko konieczność
rozwiązywania problemów odwodziła ją od rozważań na temat Setha.
W tym wypadku rozwiązaniem była Charlotte.
Kuzynka natychmiast przejęła zlecenie, chociaż przygotowywała się na wielkie
przyjęcie w posiadłości Ashtonów, zaplanowane na popołudnie tego samego dnia.
– Czy mogłabym cię tylko prosić o załatwienie dostawy z kwiaciarni Regina? –
spytała Charlotte.
Jillian mogła zamówić transport, ale wolała sama się zająć przewozem, niż
znosić pełną napięcia atmosferę w sali degustacyjnej. Pożyczyła furgonetkę do
przewozu win, odebrała przygotowane materiały oraz kwiaty i ruszyła do
posiadłości Ashtonów na drugim skraju Napa.
Wiedziała, że Charlotte pracuje gdzieś w środku budynku, więc zatrzymała
samochód przed głównym wejściem.
wysiadła i podeszła do wielkich drzwi, aby spytać kogoś z personelu o
wskazówki dla dostawców.
Nie zdążyła jednak zastukać, bo ktoś otworzył drzwi od środka. Odetchnęła
głęboko i cofnęła się o krok. Gdyby tego nie uczyniła, wychodzący mężczyzna
boleśnie by ją potrącił.
W taki sposób stanęła twarzą w twarz ze Spencerem Ashtonem.
Wyczuła, że ją rozpoznał. Zauważyła charakterystyczny błysk w jego oczach,
tak samo zielonych jak jej. Nie przywitał się, nie powiedział ani słowa, nie
wykonał żadnego gestu. Odwrócił tylko głowę i przez ramię zawołał zarządcę.
Pyszałek w każdym calu, pomyślała, kiedy ją minął i ruszył przed siebie.
Wzruszyłaby ramionami i zignorowała tę impertynencję, ale przypomniała sobie
małego rudego cherubinka o zielonych oczach, pozbawionego wsparcia, którego
potrzebował.
– Czekaj! – krzyknęła za Spencerem. Odwrócił się zniecierpliwiony.
– Chciałaś się ze mną spotkać? Właśnie wychodzę – warknął opryskliwie.
– Spokojnie, nie zatrzymam cię długo.
– Już mnie zatrzymujesz.
– Wcale nie chciałam się z tobą spotkać, ale jest pewien mały chłopczyk, który
potrzebuje twojej pomocy. Nazywa się Jack Sheridan i jest twoim synem, chociaż
pewnie nie ma o tym pojęcia.
Spencer zerknął niecierpliwie na zegarek, jakby odmierzał minutę albo pół
minuty, które postanowił poświęcić tej sprawie.
– Ktoś grozi jemu oraz jego ciotce i zarazem opiekunce.
– Niech policja zajmie się tą sprawą – przerwał jej brutalnie. – Jeszcze coś?
Zimny, bezlitosny, samolubny sukinsyn.
– Spotkasz się z nią? – nie ustępowała. – Porozmawiaj z nią przynajmniej.
– To nie twoja sprawa, Jocelyn. Czy to się działo naprawdę? Nawet nie
pamiętał jej imienia? A może celowo usiłował ją zbić z pantałyku, odwrócić jej
uwagę od istoty rzeczy?
– Jesteś zwykłym draniem – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Nawet nie mrugnął. Powoli pokręciła głową. Wiedziała, że ten człowiek dba
wyłącznie o siebie. Jego odrażające zachowanie wobec Jacka i Anny budziło
wściekłość, ale bez bólu znosiła jego pyszałkowatość, bo był jej obojętny.
Zranić ją mógł tylko ktoś, kogo kochała. Nie Spencer, nie Jason, tylko ktoś,
kogo pokochała całym sercem.
Ktoś taki jak Seth.
Przyjęcie okazało się rewelacyjne. Nowa sala degustacyjna, fantastyczne
łukowate okna, marmurowy bar, portret Caroline pędzla Dixie, kwiaty Charlotte i
wreszcie zaskoczenie na twarzach Dixie oraz Cole'a, kiedy Mercedes wtoczyła tort
ślubny.
Naprawdę spodziewała się przybycia Setha, zaproszonego osobiście przez
Caroline. Rozmawiali przez telefon i wtedy potwierdził, że przyjedzie.
Teraz, pomimo późnej pory, nie przestawała zerkać na drzwi i zaglądać
gościom w twarze. Miała swoją dumę i to było jej przyjęcie. Wreszcie zmęczona
własną czujnością postanowiła odetchnąć świeżym powietrzem i dać sobie czas na
odzyskanie równowagi.
Potem zamierzała powrócić z uśmiechem na ustach.
Seth zastał ją wśród winorośli. Wiedział, że go obserwowała, jak wychodził z
sali degustacyjnej.
– Nie sądziłam, że przyjedziesz – powiedziała na powitanie, gdy przy niej
stanął. – Jest tak późno, że pogodziłam się z twoją nieobecnością.
Popatrzył na nią w skupieniu, aby dobrać odpowiednie słowa do tego, co chciał
powiedzieć.
– Nigdy nie chciałem cię oszukiwać, Jillian – zapewnił. – Tyle przeszłaś.
Patrzyłem na ciebie i zastanawiałem się, ile jeszcze oszustw Jasona zniesiesz, nim
się załamiesz. Uważałem, że go kochasz, i nie chciałem cię dobijać.
– Wiem. – Jej głos nieznacznie zadrżał. – Mam świadomość, że przykładasz
ogromną wagę do prawdy.
– Nie jestem Jasonem, nigdy bym...
– Ciii... – Położyła mu palce na ustach, by go uciszyć. – Przeszłość nie istnieje.
Powoli cofnęła dłoń i przesunęła ją po jego policzku. Z trudem przełknął ślinę.
– Mam rozumieć, że mi wybaczasz? – spytał.
– Tylko jeśli sam sobie wybaczysz. Przepraszam cię za to, czego musiałeś ode
mnie wysłuchać.
– Cierpiałaś.
– Potwornie – potwierdziła szeptem. – Najgorszy ból mogą zadać tylko nasi
ukochani.
Patrzył na nią z niedowierzaniem.
– Pragniesz powiedzieć to, co pragnę rozumieć?
– Mam nadzieję. Kocham cię, Seth, i jestem gotowa zostać twoją żoną, jeśli
nadal mnie chcesz.
– O tak, chcę ciebie z całej duszy – wyznał.
– Więc na co jeszcze czekasz?
– Celne pytanie.
Przysunął się do niej i popatrzył jej w oczy, jakby nie wierzył we własne
szczęście.
– Zatem zostaniesz moją żoną.
– Tak.
Pocałował ją łagodnie i czule, cały czas uśmiechając się ze szczęścia.
– Tęskniłem za tobą, kochanie.
– Wiem. – Zamknęła oczy. – Dobrze, że przyjechałeś.
– A gdybym nie przyjechał?
– Sama bym do ciebie pojechała, jutro. Musiałam cię przeprosić.
– Lepiej, że jestem tutaj. Wyglądasz fantastycznie. – Od sunął głowę, by mogła
widzieć jego oczy. – Jillian, kocham cię całym sercem. Dziękuję, że postanowiłaś
zaryzykować i związać się ze mną.
– Czasami warto postawić wszystko na jedną kartę. Seth tylko pokiwał głową i
ponownie pocałował Jillian jakby z obawy, że jego przyszła żona się rozmyśli.